SW Początek końca Shedao Shai


Shedao Shai

Początek końca

Z prywatnych dzienników Kurta Xavisa

Wojna z Yuuzhanami zakończyła się. Trwające pięć lat zmagania wojenne wywróciły Galaktykę do góry nogami bardziej, niż kiedykolwiek. Żadna dotychczasowa wona w historii nie była tak wyniszczająca: ani starożytne potyczki Jedi i Sithów, ani Wojny Klonów, ani Galaktyczna Wojna Domowa. Yuuzhanie przybyli znikąd i zastali nas gotowych... do zostania podbitymi. Nieudolność naszych polityków, korupcja i dbanie tylko o własne interesy, doprowadziło naszą cywilizację na skraj upadku. To, na co pracowaliśmy przez dziesiątki tysięcy lat, w jednej chwili mogło zniknąć, przetworzone na kolejną nic nieznaczącą kupę korala yorik.

Yuuzhan Vongowie, bezlitośni i fanatycznie oddani swej religii, byli dla nas czymś nowym i niezrozumiałym. Owszem, pewne podobieństwa można było znaleźć u Yevethów (teraz już zresztą rasy na wyginięciu - dzięki Vongom właśnie), ale nigdy, nigdy wcześniej zło, z którym przyszło nam walczyć, nie było tak wszechogarniające. Hrabia Dooku, Imperator Palpatine, czy admirał Thrawn... oni wszyscy dążyli do władzy. Yuuzhanie dążyli do całkowitego panowania nad Galaktyką, do eksterminacji wszystkich jej mieszkańców. To był ich błąd. Wobec tak straszliwego zagrożenia, udało im się coś, co mimo starań Jedi i dyplomatów było niemożliwością od stuleci.

Inwazja Yuuzhan Vongów zjednoczyła Galaktykę.

Nowa Republika, Resztki Imperium, Chissowie, przemytnicy, łowcy nagród, ponoć nawet Mandalorianie. Wszyscy zjednoczyli się, zapominając o dawnych waśniach, aby odnieść tak potrzebne nam zwycięstwo. Wszyscy zrozumieli, że tutaj nie chodziło o władzę. Tu chodziło o przetrwanie. Do zwycięstwa w tej wojnie potrzebowaliśmy odbić utraconą trzy lata wcześniej planetę, symbol władzy.

Coruscant... nie, Yuuzhan'tar, padło osiem dni temu.

Sojusz Galaktyczny odzyskał swoje berło, tak ważne mimo zmian, jakie na nim zaszły. Coruscant pozostawało pod panowaniem lorda Shimrry przez niecałe trzy lata. W ciągu tego czasu, planeta zmieniła się bezpowrotnie: jej orbita została zmieniona, jeden z czterech księżyców zniszczony, a temperatura na powierzchni podniosła się o kilka stopni. „Klejnot Galaktyki”, znany jako planeta w całości zabudowana i zmechanizowana, obecnie był stertą zgliszczy pokrytą wytworami yuuzhańskiej biotechnologii, a w miejscu dawnego Senatu rezydował dhuryam - Mózg Świata, organizm niegdyś zarządzający planetą, zostawiony na swoim miejscu w ramach podwalin pod pokój z Yuuzhan Vongami. Coruscant w obecnym stanie, choć tak ważna strategicznie, nie nadawała się nawet do zamieszkania, nie mówiąc już o pełnieniu na nowo obowiązków stolicy. Nową centralą Galaktycznej Federacji Niezależnych Sojuszów został Denon, planeta o podobnym stopniu urbanizacji co przedwojenne Coruscant, tyle, że nietknięta ostrzem yuuzhańskiej inwazji.

Muszę się przyznać do jednego uczucia, którego jako Jedi nie powinienem żywić: zazdrości. Luke'owi Skywalkerowi udało się to, czego nie dokonałem ja: zabił najwyższego lorda Shimrrę, władcę Yuuzhan. To ja zostałem wysłany dwa lata temu z tą misją. Gdyby wtedy, mi się powiodło, ta wojna zakończyłaby się bez niepotrzebnego przelewu krwi, jakim było ponad pięć milionów żołnierzy Sojuszu, poległych podczas oswobadzania Coruscant. Jak się domyślaliśmy, po śmierci najwyższego lorda, wysłannika bogów, Yuuzhan Vongowie stracili wolę walki a ich armada poszła w rozsypkę. Gdybym wtedy... dwa lata temu, nie zawiódł, to wszystko skończyłoby się znacznie szybciej. A było tak blisko.

Stałem w bunkrze w Cytadeli Shimrry, prawie na długość ostrza świetlnego miecza mając gardła zarówno Jego Wspaniałości, jak i prawdziwej szarej eminencji tej wojny - Zhańbionego imieniem Onimi. Zamiast tego dałem się wplątać w drugi już pojedynek z komandorem Raltą Dalem, wówczas już ochroniarzem samego Shimrry, po czym dostałem się do niewoli u Ciemnego Jedi Brakissa. Zawiodłem, a moi towarzysze zginęli. Sam też byłem uważany za zmarłego, dopóki nie powróciłem w przestworza Kalamara pół roku później, ścigany przez okręt liniowy Ssi-ruuków. To było pół roku, które zmieniło moje życie: połączyłem się znów z moimi dziećmi, Dave'em i Alice, porzuconymi przeze mnie przeszło dekadę przed początkiem inwazji Yuuzhan. Ta wojna odmieniła życia wielu istot, po obu stronach barykady. Prawie każdy stracił jakiegoś krewnego, czy znajomego; niektórzy stracili dorobek całego życia, uciekając przed bezwzględnym okupantem w trosce o własne życie.

Nikt nie wie, ile dokładnie ofiar straciło życie w wojnie z Yuuzhanami, ale najczęściej mówi się o trzystu sześćdziesięciu pięciu bilionach. W tych kalkulacjach jest jednak pewna nieścisłość.

Wojna z Yuuzhanami wciąż trwa.

Nie wszyscy komandorzy usłuchali rozkazu mistrza wojennego Nasa Choki, nawołującego do złożenia broni. Nie wszystkie serca yuuzhańskich wojowników struchlały na wieść o śmierci najwyższego lorda. Część postanowiło nie ustawać w swej świętej krucjacie na rzecz bogów, uznając poddających się za zdrajców. Zdobycie Coruscant nie zakończyło wojny. Pozostają wciąż całe sektory kontrolowane przez Yuuzhan Vongów. Szczególnie dotkliwą skazą na naszym zwycięstwie jest planeta leżąca na przecięciu Hydiańskiej Drogi i Perlemiańskiego Szlaku Handlowego - Brentaal. Jej położenie jest niezmiernie ważne strategicznie, a tamtejszym Yuuzhanom ani się śni kapitulować. Smaczku sprawie dodaje fakt, że na ich czele stoi najwyższy dowódca Ralta Dal, ten sam, który udaremnił moją misję na Yuuzhan'tar dwa lata temu.

Czas wypełnić niedokończone porachunki.

Mówił generał Kurt Xavis, dowódca oddziału Drugiej Floty Galaktycznej Federacji Niezależnych Sojuszów oddelegowanej do odbicia Brentaala.

Kapitan Callahan rzucił szybkie spojrzenie na zegar na mostku „Elegosa A'Kli”, okrętu flagowego floty przydzielonej do szturmu na Brentaal, odliczający czas do wyskoczenia z nadprzestrzeni. Niecałe cztery minuty - pomyślał, czując jak adrenalina zaczyna wypełniać jego ciało. Przed każdą bitwą czuł ją tak samo, tak jak towarzyszące jej podniecenie i strach. Strach na tyle duży, by wzmagać koncentrację, jednak na tyle mały, by nie paraliżować umysłu. Spojrzał na generała Xavisa, stojącego tyłem do niego, z rękami splecionymi na plecach. Już ponad rok służył pod jego rozkazami, jednak mimo wszystko nie udało mu się rozgryźć nieprzenikliwego Jedi, zaskakującego go wszystkim: od nowych (i czasem szalonych, dodawał w duchu Callahan) taktyk walki, po stopień nietrzeźwości, w jakim można było spotkać generała gdy akurat nie toczył żadnej walki. Nie wiedział, co o nim sądzić. Część załogi uważała, że Xavis ma rozdwojenie jaźni, a Callahan skrycie przyznawał im rację. Czasem generał zachowywał się jak najgorszy zabijaka z podrzędnej speluny, przeklinający i agresywny, natomiast czasem wydawał się jakby rodem wycięty z obrazka przedstawiającego Senat Imperialny: zimnego człowieka o posągowym obliczu, niczym arystokrata z któregoś z rządzących rodów Kuat. Jedno natomiast było pewne; Callahan nie spotkał wcześniej człowieka, który lepiej łączyłby w sobie cechy oficera głównodowodzącego i komandosa naziemnego. Powszechnie wiadome było, że Xavis za młodu służył w siłach desantowych, ale skąd i w jakich okolicznościach nauczył się taktyki i dowodzenia - nie wiedział nikt. Chodziły plotki, jakoby Xavis był synem któregoś z instruktorów w Akademii Imperialnej na Caridzie, wyrzutkiem ze społeczeństwa Chissów, albo nawet nowym ciałem samego Palpatine'a. Faktem natomiast było, że sam generał bardzo nie lubił jakichkolwiek spekulacji na temat jego przeszłości, a plotkarzy karał dodatkowymi pracami na okręcie. Nieodpłatnymi.

Zegar na mostku zabrzęczał cicho, oznajmiając, że do końca podróży pozostały dwie minuty. Callahan odchylił się w swoim fotelu, przeciągnął. Zmęczenie na polu bitwy to jak bomba z opóźnionym zapłonem - pamiętał tą lekcję jeszcze z akademii i zawsze starał się do niej stosować. Nie zawsze się dało. Z westchnieniem pewnej nostalgii wspomniał dwumiesięczną kampanię o wyzwolenie systemu Y'Toub z rąk Yuuzhan, podczas której spora część floty została wciągnięta w zasadzkę, a Xavis zakazał ucieczki na Rubieże, zezwalając jedynie na mikroskoki w obrębie sektora. Wygrali, a straty poniesione w wojnie patyzanckiej były mniejsze, niż gdyby zdecydowali się na frontalny atak. Teraz Callahan o dziwo wspominał tamte czasy z odrobiną tęsknoty, poczuciem spełnienia marzeń o byciu bohaterem, pomagającym w wyzwalaniu ludności, ale wówczas było to prawdziwe piekło. Był czas, że nie spał przez cztery standardowe doby. Niektórzy z załogi trzymali się jeszcze dłużej., stawiając sobie za wzór Kurta, który według opowieści ludzi z mostka, nie zmrużył oka przez tydzień. Doszło do tego, że musiał wydać niektórym rozkaz udania się do swoich kajut, gdy ci byli niechętni do zejścia z posterunku. Bezsenność przerodziła się w chorą rywalizację, która nieomal nie wykończyła ich samych.

Zegar wybił minutę do końca. Callahan skończył wspomnienia, wyprostowując się. Wyłamał palce i poprawił mikrofon przy linii szczęki. Adrenalina wypełniała jego ciało, wprowadzając dziwny stan uniesienia.

Trzydzieści sekund. Ktoś na lewo od niego cicho zakaszlał. Ostatnie nerwowo rzucane uwagi cichły jak nożem ucięte, nawigator skończył modlitwę.

Dwadzieścia. Jedynymi odgłosami na mostku były nerwowe postukiwania palców o klawiatury i cichy szum napędu nadprzestrzennego.

Dziesięć. Ciałem Callahana wstrząsnął lekki dreszcz, jakby jego ciało chciało się pozbyć nadmiaru emocji. Zacisnął dłonie w pięść i rozprostował.

Siedem. Zerknął szybko na Xavisa, który wciąż stał niewzruszony przed iluminatorem, jakby wyczekując tego, co miało nadejść.

Cztery. Otarł zdradziecką strużkę potu, cieknącą mu po skroni.

Trzy. Dwa. Jeden.

Zero.

- Generale - zameldował nawigator. - Jesteśmy na miejscu.

„Elegos A'Kla” wyszedł z nadprzestrzeni nieopodal drugiego księżyca Brentaala, [TODO]. Callahan rzucił okiem na ekran pokazujący sytuację na polu bitwy. Zielonych kropek i kresek symbolizujących okręty Yuuzhan, było więcej niż niebieskich, ale nie aż o tyle, aby szturm był z góry skazany na klęskę.

- Sir, dowódca Czarnych Księżyców melduje rozproszenie jednostek Yuuzhan po całym systemie. Wygląda na to, że zaskoczyliśmy ich.

Xavis zawahał się, po czym zamarł z wzrokiem wbitym w pustkę bezdennej przestrzeni.

- Sir? - zapytała się porucznik Mia, koordynująca loty eskadr myśliwców. - Jakie są pana rozkazy? Czy nie powinniśmy wykorzystać sytuacji?

- Kapitanie, jaka jest liczebność floty przeciwnika? - zignorował ją Xavis.

- Trzy odpowiedniki naszych krążowników, dwanaście korwet. Jeden okręt masy niemal równej światostatkowi, nieznanego przeznaczenia - zameldował Callahan. - Duży stopień rozproszenia; wysoce prawdopodobne, że przyłapaliśmy ich podczas jakichś manewrów, sir.

Generał podszedł do wyświetlacza, kiwając w zamyśleniu głową.

- Dobrze więc, uformować klin, z „Elegosem” w środku. Wypuścić eskadry myśliwców jako osłony dla większych statków. Zakazać pilotom angażowania się w pojedynki bezpośrednie, dopóki nie ma jednoznacznego zagrożenia dla życia. Ruszamy ku Brentaal starając się wyminąć Yuuzhan dołem.

Callahan i Mia zgodnie wybałuszyli oczy na swojego przełożonego, jakby zastanawiając się, czy naprawdę stracił zmysły, czy tylko udaje.

- Sir...? - postanowiła się upewnić porucznik. - Czy to na pewno dobry pomysł?

- Tak - stwierdził z przekonaniem Xavis, jednak Mia wyczuła w jego głosie coś, co ją zaniepokoiło, chociaż nie mogła sprecyzować, co to było. - Coruscant upadło, Shimrra nie żyje. Musimy dać Yuuzhanom szansę na kapitulację bez walki, a to najlepszy sposób na umożliwienie im tego.

Mia umilkła, chociaż nie wyglądała na przekonaną. Tak samo, jak czuł się Callahan. Wątpliwości obojga musiały jednak ustąpić wobec bezpośredniego rozkazu. Kapitan wzruszył ramionami i nakazał młodemu łącznościowcowi z Rendili przesłanie koordynotów lotu do wszystkich okrętów.

„Elegos A'Kla” ruszył ku Brentaal, a reszta Drugiej Floty poleciała za nim.

Pomysł okrążenia, paradoksalnie, sprawdzał się. Yuuzhanie pozostali w miejscu, podczas gdy okręty Sojuszu zbliżały się do nich coraz bardziej; przekroczyli już granicę widzialności gołym okiem, tak że niektóre z okrętów nieprzyjaciela były już widoczne przez iluminatory.

- Żadnego ruchu wśród jednostek nieprzyjaciela - zameldowała Mia.

- Wypuścić sześć eskadr myśliwców - rozkazał Xavis. - Nakazać im okrążenie Brentaala od wolnej strony i czekanie za pierwszym księżycem. Posłać im „Mon Adapyne”, „Vengara” i „Stalowe ostrze” jako osłonę. Reszta floty niech się rozproszy, tak żeby całość wyglądała na chaotyczną reorganizację formacji. W rzeczywistości, mają stanowić osłonę dla odlatujących okrętów, tak żeby Yuuzhanie ich nie zobaczyli.

- Zamierzamy ich zaatakować? - zdziwiła się Durosjanka siedząca przy komputerze na prawo od iluminatora.

- Nie - zaprzeczył generał. - Jeszcze nie. Wydać rozkazy.

- Tak jest, sir - powiedział Callahan. W tej samej chwili, na mostku rozległy się syreny alarmowe.

- Sir, to Yuuzhanie! Dwa koralowe skoczki lecą w naszą stronę na kursie dwa-osiem-jeden!

Xavis zaklął cicho pod nosem.

- Pospieszcie się. Zniszczyć te skoczki, nim dolecą na tyle, żeby miały wgląd w stan liczebnościowy naszej floty. Wróg nie może dowiedzieć się o naszej zasadzce!

Callahan przekazał „Niezniszczalnemu”, fregacie klasy Nebulon-B, obecnie najbardziej wysuniętej, rozkaz zniszczenia yuuzhańskich myśliwców. Po chwili na ekranie taktycznym pojawiło się dwanaście nowych niebieskich punktów - to piloci z „Niezniszczalnego” wylecieli na spotkanie wroga.

- Szybciej - warknął Xavis. Widać było wyraźnie, że jest zdenerwowany.

Walka była krótka i mało zaciekła, dwaj Yuuzhanie byli słabymi pilotami i szybko polegli. Mimo to, atmosfera na mostku nie rozluźniła się ani trochę.

- Kapitanie Callahan, w jakiej najbliższej odległości znalazły się te skoczki? Czy mogli pobrać namiar na naszą flotę i go przekazać?

Callahan westchnął

- Nie wiadomo, sir. Normalnie raczej nie, ale... „Niezniszczalny” melduje, że w tych skoczkach przeprowadzono jakieś modyfikacje. Były dłuższe i jakby mniej zwrotne.

- Trudno - zadecydował Kurt. - Kontynuować.

Więcej skoczków nie nadleciało, a wydzielona część Drugiej Floty bezpiecznie wykonała mikroskok. Yuuzhanie nie ruszyli w pościg, więc Xavis nakazał reszcie kontynuowanie lotu po wcześniejszej trajektorii. Gdy ogrom yuuzhańskiej armady ukazał się im oczom w całej okazałości, generał nakazał zatrzymanie się, a piloci zostali postawieni w stan najwyższej gotowości.

- Sir...? - zawahała się Mia. - Dlaczego się zatrzymaliśmy?

- Yuuzhanie stoją w miejscu. Czekamy na wiadomość od ich dowódcy. - odparł Xavis. Nastała chwila oczekiwania przepełniona napięciem i nadzieją, że może uda się uniknąć konfrontacji. W końcu zdobyczny villip przenicował się i wszystkim ukazała się znana już niektórym zdeformowana twarz Ralty Dala.

- Do wojsk Nowej Republiki - warknął. - Wiemy o upadku Yuuzhan'tar i tchórzostwie naszych braci. My tacy nie jesteśmy, jeśli chcecie, możecie się przekonać.

- Z chęcią, Ralta. - oznajmił Xavis tak pogodnie, że Callahan nie widział go takiego odkąd się poznali. Yuuzhanin podejrzliwie zmarszczył czoło.

- Z kim rozmawiam? - zapytał.

- Włączcie wizję. - nastała chwila ciszy, przerwana dzikim okrzykiem.

- Jeedai! Ty wciąż żyjesz!

- Oczywiście - potwierdził Xavis - i mam się całkiem dobrze. Więcej, nie mogę się już doczekać naszego następnego spotkania, Ralto.

Twarz Yuuzhanina wygięła się w niesamowitym grymasie.

- Ja też, Xavis. Tylko teraz będą to moi ludzie na twoich - urwał, widząc, że Xavis kręci głową, po czym wybucha głośnym śmiechem. Na mostku panowała grobowa cisza; wszyscy patrzyli się na swojego dowódcę.

- Poddaj się, Ralta. To już koniec, wojna się skończyła. Nawet jeśli - jakimś cudem - wygracie teraz, nie będziecie mieli dokąd pójść. Poddaj się, a obiecuję, że będziecie wszyscy objęci traktatem podpisanym przez waszego wojennego mistrza.

- Nie - zaprzeczył stanowczo Yuuzhanin. - To nie koniec, póki żyje chociaż jeden prawdziwy Yuuzhanin!

Xavis wzruszył obojętnie ramionami.

- Niech będzie i tak. Do zobaczenia, Ralta.

W urywanej transmisji słychać było jeszcze wściekły krzyk Yuuzhanina, a potem zapadła cisza.

- No, co się tak patrzycie? - zdziwił się generał. - Do roboty, wypuścić myśliwce! Rozpoczynamy ostatni akt wojny z Yuuzhanami!



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
SW Zemsta Sitha Shedao Shai
SW Przebudzenie Marcin Shedao Shai Bąk
SW The Memory Remains Marcin Shedao Shai Bąk
Em początek końca
Lessa, Oblicza Smoka 15 - Początek Końca - Preview, Witam
Odczytane proroctwo, że rok 2012 będzie początkiem końca naszej cywilizacji
Początek końca polskiej oświaty na Litwie Koniec początku
Początek końca czy koniec początku Nasz Dziennik, 2011 03 18
Star Trek Początek końca
początek końca, królestwo magnoli,fragmet z mojej ksiażki
Fiasko Izraela wywołania III wśw to początek końca
John Kamiński Początek końca
Początek końca
CZY TO POCZĄTEK KOŃCA

więcej podobnych podstron