W wierze żyję Syna Bożego


W wierze żyję Syna Bożego...

Łaciński pisarz Swetonjusz, wspomina o starym żołnierzu rzymskim, wezwanym do sądu, który przed przesłuchaniem poszedł do Cesarza, z prośbą o obronę. Cezar zdumiony odwagą żołnierza, chcąc okazać swą wielkoduszność, powiedział mu: "Dobrze, poślę, swojego zastępcę". Słysząc to stary weteran zwycięskich bojów cezara, rozpiął szatę na piersi i ukazując wielką bliznę, powiedział: "Cezarze! Nie wysyłałem zamiast siebie kogo innego do boju, ale zasłaniałem Cię przed pociskami wroga własną piersią..."

Ile razy mógłby Pan Jezus powiedzieć nam to samo. "Narzekacie na trudy i cierpienia, które was spotykają na drodze, przezemnie wskazanej, płaczecie i uchylacie się od ofiar, które zapewniają wam zbawienie, - a Ja nie narzekam i nie żałuję trudów poniesionych dla waszego szczęścia. Nie uchylałem się przed potwarzami, oblegami, hańbą i cierpieniami, lecz znosiłem je za wasze grzechy: nie posyłam kogo innego, by was bronić, ale zasłoniłem was od złego własnym ciałem".

Cezara z pewnością rozczuliły blizny starego weterana. święty Paweł ze wzruszeniem pisze o cierpieniach i ranach Chrystusa, mówiąc, że Chrystus, "mię umiłował i wydał Samego siebie za mnie"( Gal. 2, 20). W tych słowach świętego Pawła, pełnych zachwytu, mieści się cała treść mojego dzisiejszego kazania. Musimy sobie uprzytomnić, że Chrystus cierpiał za nas, za mnie, i że powinienem Go za to otoczyć wdzięcznością i miłością. Te dwie myśli, będą tematem naszego rozważania.

I.

Chrystus cierpiał za mnie

Powstały całe biblioteki z dzieł pisanych za i przeciw Chrystusowi; miliony ludzi zachwycało się Jego osobą, a wielu buntowało się przeciwko Niemu, ale każdy rację musi przyznać słowom św.Pawła, że Chrystus "mię umiłował i wydał Samego Siebie za mnie"; każdy musi przyznać, że Chrystus ukochał nas nas bezinteresowną i ofiarną miłością.

Serce Pana Jezusa płonęło nieustannie miłością dla nas. Gdyby ludzkość zapomniała o nauce i cudach Chrystusowych, to i tak nigdy nie zatrze w swem sercu wspomnienia Jego nadludzkiej miłości.

Nigdy nie zapomnimy za nas przebitych Jego rąk i stóp, które Maria Magdalena i miliardy ludzi roszą łzami pokuty i żalu za grzechy. Nie zapomnimy jego przebitych rąk, błogosławiących dziatwę, leczących chorych i wskazujących nam drogę do wieczności. Zwłaszcza nie zapomnimy Jego Przenajświętszego Serca, z którego biło dla nas źródło nieskończonej miłości. Nie zapomnimy, że nas kochało i za nas umarło.

Miłość Chrystusowa była przyczyną Jego śmierci. Miłość kazała Mu się ofiarować za nas grzesznych na krzyżu - i zwolnić przestępcę Barabasza.

Barabasz nie rozumiał, z jakiej racji został wypuszczony z więzienia. Gdy przyszedł stróż więzienny oznajmić mu, że jest wolny, przypuszczał, że nadeszła godzina śmierci, tymczasem znalazł się na swobodzie. Z pewnością dziwił si i pytał siebie: "Co się stało?" - nie wiedząc, że umiera za niego kto inny.

Kto inny?

Nie wiem, ale przypuszczam, że gdyby Barabasz poszedł z więzienia na Golgotę i przekonał się, że za niego umiera Chrystus, to z pewnością wzruszyłaby się jego grzeszna dusza....

Zastanawiajmy się często nad prawdą, że Chrystus umarł za nas, za mnie! Myśl ta wleje w serca nasze dużo wiary, nadziei i miłości!

Myśl ta wzmocni naszą wiarę! Bardzo skromne są nasze wiadomości o wierze; nawet najgorliwsze dusze przeżywają chwile zwątpienia w prawdy religijne. Wiele prawd dotyczących Boga, jest przed nami zakrytych: Nie rozumiemy tajemnicy wcielenia Syna Bożego, Trójcy świętej, Opatrzności Bożej i wiele innych.

Wszystkie wątpliwości usuwa silna wiara. Bóg mnie ukochał bezgraniczną miłością, więc powinienem Mu ufać! Na widok tak ofiarnej miłości, wołam słowami świętego Piotra Damjana: "Nareszcie wylądowaliśmy po uciążliwej podróży morskiej, spełnily się nasze nadzieje, rozpacz zamieniła się w błogi spokój, po trudach przyszedł czas odpoczynku, po uciążliwej wędrówce znaleźliśmy się w domu".

Wielka miłość Chrystusowa jest naszą nadzieją! Cierpienie Chrystusa mimo mojej podłości podnosi mnie na duchu. Wprawdzie przeraża człowieka sama mysl, że Człowiek - Bóg przelał Swoją krew za nasze grzechy, - ale błoga nadzieja budzi się w naszych duszach, bo wiemy, że ta Boska krew zmazała nasze winy i wysłużyła życie wieczne.

Ciekawe jest zjawisko przypływu i odpływu morza. Fale z jednakową siłą uderzają o brzeg - w jednym i drugim wypadku, ale w czasie odpływu nie sięgają tak daleko, jak w czasie przypływu. Rozpędzają się do swych poprzednich granic, ale posłusznie ulegają jakiejś tajemniczej sile, która je powstrzymuje.

Podobnie ma się sprawa z ofiarną miłością Chrystusa. Mimo odkupienia nas z grzechu, ciągle piętrzą się fale namiętności, - ale krew Chrystusa jest tajemniczą siłą, poskramiającą nawet największe burze ludzkiej zmysłowości. Starożytni wylewali olej na powierzchnię morską, by uspokoić wzburzone fale; Chrystus chcąc uśmierzyć nasze namiętności wylał Swoją własną krew.

Tak, cierpienie Chrystusa jest naszą wielką nadzieją! Gdyby nie krzyż, nie byłoby odpuszczenia grzechów! Bez cierpienia Chrystusowego nie byłoby Sakramentu pokuty! Czy oceniacie wielkie dobrodziejstwo spowiedzi świętej? Nawet wśród katolików często spotykamy powierzchowne zdanie, ba nawet lekceważenie tego Sakramentu. Kto jednak odczuwa ciężar grzechu i stara się go pozbyć, ten ocenia znaczenie Sakramentu pokuty, ten wie, że jest on jedyna nadzieją grzesznej duszy i z radością spieszy do konfesjonału.

Cierpienia Chrystusa są nietylko źródłem wiary i nadziei, ale i poważną nauką, napomnieniem.

Często przejeżdżające przez wsie samochody zabijają dzieci. W małej francuskiej wiosce Pompey, wywieszono tego rodzaju ostrzeżenie dla przejeżdżających: "Les Mamans vous demandent de ralentir" - "Matki proszą was o zmniejszenie szybkości". Czy można odmówić matkom, kochającym swoje dzieci? Czy można być nieczułym na prośby Chrystusa, który się za nas ofiarował i który prosi: "Ja, Chrystus, twój Zbawiciel, który z miłości oddałem za ciebie życie, prosze, nie pędź drogą grzechu do zguby!"

Czy mamy być skąpi w ofiarach i wyrzeczeniu na widok takiej doskonałej miłości?

William Achterman, artysta malarz, w swojej wielkiej kompozycji, "Zdjęcie z krzyża", umieścił siebie między innemi postaciami na tym obrazie. Przedstawił siebie, jako ucznia, który wyciąga gwóźdź z nóg zmarłego Chrystusa. Gdy zapytano artystę, dlaczego przedstawił siebie w takiej roli, odpowiedział w głęboki sposób: "Tego rodzaju grzesznik, jak ja, już nie jeden gwóźdź wbił w ciało Chrystusa Pana, więc już czas, żebym chociaż jeden wyciągnął".

Faktycznie, jeśli zastanowimy się nad swem życiem, widzimy niezliczoną moc grzechów i musimy powtórzyć słowa artysty: Najwyższy czas, żebym karnością swego życia zaczął wyciągać gwoździe, które wbiłem swojemi grzechami w ciało cierpiącego Chrystusa.

Chrystus "mnie umiłował i wydał Samego Siebie za mnie". Umarł, żebym mógł żyć. Ofiarowuję Mu swoje życie, trudy, prace, walki i cierpienia!

Czy przechodziliście świeżo skoszoną łąką? Czuliście wtedy aromat schnącej trawy? Prawami Bożemi i karnością skoszone namiętności również powinny wydawać czarowną woń dla Chrystusa, który "mię umiłował i wydał Samego Siebie za mnie!"

II.

Bądźmy wdzięczni Chrystusowi

Kto w ten sposób myśli, ten okaże swą wdzięczność Chrystusowi. Powinniśmy być Mu wdzięczni! W jaki sposób? Przez roztkliwianie się nad Jego cierpieniami? Przez smutek i ubolewanie nad Nim? Nie! Nie takiej od nas żąda wdzięczności!

Kto jest wdzięczny Chrystusowi? Ten, w kim żyje duch pokuty i kto stara się go wzbudzić w innych.

Wdzięczny Chrystusowi jest ten, w kim żyje duch pokuty.

W nocy z 12-go na 13-go marca 1932 roku, o godzinie 11-ej z katedry kolońskiej wyruszyła procesja mężczyzn, licząca blisko 20.000 osób. i udała się do prastarej kaplicy w mieście, a stamtąd wróciła nad ranem do katedry, by wysłuchać Mszy świętej. Do Komunii św., którą rozdawało 30 księży, przystąpiło zgórą 10.000 osób. Była to procesja przebłagalna za grzechy ludzkości.

Z każdym rokiem zwiększa się liczba jej uczestników. Uczeni, prości, zamożni, biedni, idą przez ulice wielkiego miasta w jednym szeregu z modlitwą, lub śpiewem na ustach, złączeni jednym olbrzymim aktem pokuty, wyrażającym ubolewanie nad własnemi grzechami. Na ulicach wrzawa, ruch tramwajowy, aut i motocyklów, migocą różnokolorowe światła reklam, chodniki pełne przechodniów, którzy obojętnie, wrogo lub z ironią patrzą na dziwny pochód... Ale uśmiech zastyga im na twarzach, kiedy szeregi postępują bez przerwy...idą...setki...tysiące....mężczyzn rozmodlonych za swoje i cudze grzechy.

Pokuta, Bracia, pokuta! Prawdziwe współczucie cierpiącemu Chrystusowi okażemy, podnosząc się z barłogu grzechów i zanurzając się w Jego krwi dla nas przelanej!

Gorliwy czciciel Chrystusa, nie zaprzestanie na wyzbyciu się własnych grzechów, ale i innych będzie zachęcał do poprawy życia, będzie się starał, jak najwięcej zbłąkancych dusz przyprowadzić dla Chrystusa.

Z burzliwych fal morza północnego wyłania się mała, licząca zaledwie kilometr kwadratowy, ruda wysepka Helgoland. Mieszkańcy tego małego lądu, z braku wody źródlanej, biorą na użytek domowy deszczówkę. Dobra woda jest tam cennym artykułem spożywczym; szklanka wody uważana jest za wielkie dobrodziejstwo i świadczy o serdecznem przyjęciu. Wśród mieszkańców panuje piękny zwyczaj: gdy niosą do chrztu noworodka, większe dzieci znoszą po trosze wodę, potrzebną do chrztu; w ten sposób wszyscy przyczyniają się, by w duszy nowoochrzczonego zapłonęła łaska Boża.

Ten piękny zwyczaj powinien być dla nas wzorem i pobudką do ofiarnej, gorącej miłości dla bliźnich i pragnienia, żeby rozniecić w ich duszach płomień łaski Chrystusowej, i w ten sposób okazać Mu swoje współczucie. Współczuj Chrystusowi przez pracę nad duszami oziębłymi i grzesznymi.

Współczuj Chrystusowi nawracając dusze oziębłe, nieczułe na Jego cierpienia, zachowujące się biernie wobec Jego ofiary krzyżowej, czyniących podobnie jak żołnierze rzysmcy, którzy stali pod krzyżem, zimni jak głazy!

Znajdowali się pod krzyżem i ludzie, którzy współcierpieli z Chrystusem, my również chcemy być takimi.

Byli i tacy, Jego zaślepieni wrogowie, którzy przeklinali ze złością.

Nie rozumiem tych, którzy obojętnie stali pod krzyżem Chrystusowym; którzy w największej chwili dziejów ludzkości, grali spokojnie i obojętnie w kości. Na Krzyżu umiera Zbawiciel świata, a oni z nudów grają pod krzyżem w kostki! Blisko nich jest Bóg, a oni są tak daleko od Niego!

Życie wielu dzisiejszych ludzi jest powtórzeniem tej tajemniczej zagadki, blisko nich jest Bóg, oni zaś tak daleko od Niego! Ochrzczeni są krwią Chrystusa, ale nie są ciekawi Jego osoby. Przystępowali do sakramentu pokuty i komunikowali się, ale już kilkanaście a nawet kilkadziesiąt lat zerwali duchową łączność z Chrystusem. Żyją wśród nas, może nawet w jednym domu, w sąsiedztwie, niedaleko kościoła, słyszą głos dzwonów wołających na nabożeństwo, ale to ich nie obchodzi, zamiast słuchać niedzielnej Mszy świętej, siadają do bryżdza, jadą na wycieczkę, na majówkę, albo nudzą się w domu.

Może nie mają złej woli, nie napadają na wiarę, na Kościół, ale są obojętni, dlatego napróżno przelewał dla nich Swoją Krew Jezus Chrystus.

Rozpacz nas ogarnia, kiedy pomyślimy, że Chrystus Pan napróżno wylał za nich Swą Krew! Czy to możliwe, żeby Krew Chrystusa dla wielu napróżno się przelała? Potwierdzają to słowa Pana Jezusa. Chrystus widząc zatwardziałość mieszkańców Jerozolimy, płakał i powiedział: "gdybyś i ty poznało... co ku pokojowi twemu: a teraz zakryte jest od oczów twoich" (Łuk. 19, 42) Jak bliscy byli mieszkańcy Jerozolimy Boga! Słyszeli o Nim dużo, widzieli Go, a jednak serca ich pozostały twarde, nieczułe obojętne, zimne.

Bracie! W miarę możliwości staraj się wynagrodzić Chrystusowi obojętność ludzką; rozszerzaj, broń i pielęgnuj Jego naukę, żeby Krew Jego, wylana za nas wszystkich, nie płynęła napróżno!

Współczuj Chrystusowi przez pracę nad duszami obojętnemi i zimnemi, oraz nad duszami złemi i grzesznemi.

Na granicy Chile i Argentyny, w Andach jest olbrzymi pomnik Chrystusa, który wybudowały te dwa państwa na pamiątkę zgody zawartej za pośrednictwem papieża.

Pomnik już wśród wysokich gigantów stoi już od kilkunastu lat, ale niedawno czytałem o nim smutną wiadomość: został podziurawiony kulami, bo ostrzeliwują go turyści z Buenos Aires, chcąc wydobyć ciekawe dźwięki bronzu w górach.

Smutno pomyśleć, że ludzie dla pustej przyjemności słuchowej, potrafią strzelać do posągu Chrystusa! Ale zastanówmy się Bracia, ile to razy nowocześni Judasze, Kajfasze, Herody zbeszczeszają nie martwy posąg, ale żywe przybytki Chrystusa, ludzi niewinnych, odkupionych Jego Przenajświętszą Krwią!

Kościół katolicki uczy nas, że wszyscy stanowimy mistyczne Ciało Chrystusa, którego On jest głową. Skoro tak, to wszelka obraza duszy naszej i naszego bliźniego jest naruszeniem ciała samego Chrystusa, - dlatego powinniśmy dbać o czystość duszy własnej i bliźnich, żeby w ten sposób okazać współczucie i wdzięczność Chrystusowi za Jego ofiarę. Powinniśmy rozniecać miłość w duszach nieprzyjaciół Chrystusa (Fil. 3, 18), w duszach które, zieją nienawiścią i buntem przeciwko Bogu.

***

Bracia! Jednym z najsmutniejszych momentów w ciepieniu Chrystusowym, było ukoronowanie cierniem. Żołnierze, skończywszy biczować Chrystusa, mieli jeszcze sporo czasu, zanim zapadła decyzja Piłata o dalszych losach Zbawiciela, więc postanowili się zabawić. Słyszeli, że Chrystus uważa się za króla żydowskiego, więc ubrali Go w stary, czerwony płaszcz, zamiast berła dali Mu trzcinę do ręki i upletli Mu koronę z cierni, potem klękali przed Nim i wołali szyderczo: "Bądź pozdrowiony, królu żydowski". Pluli, kopali Go i bili po głowie i po twarzy.

Proszę wszystkich, którzy współczują w tak okropny sposób spotwarzonemu Chrystusowi, żeby się rzewnie modlili, bo tak okropną krzywdę, jaką wyrządziła złość i podłość ludzka, można wynagrodzić tylko serdeczną modlitwą miłości.

Panie, ofiarowałeś się z wielkiej ku nam miłości, znosiłeś nahaniebniejsze cierpienia: więc zato poświęcam Tobie swe życie przez to, że będę posłuszny Twoim Przykazaniom. Żadnego dnia nie zaniedbam się w modlitwie. Będę przestrzegał przepisanych postów, nie opuszczę niedzielnej i świątecznej Mszy świętej! Będę w miarę możności często przystępował do sakramentu pokuty, żeby zasłużyć na żywot wieczny.

Wierzę, Panie, że z miłości ofiarowałeś się za mnie i dlatego chcę pozostać na zawsze Twojem wiernem dzieckiem. Amem.

(kazanie pochodzi z książki: Ks. dr Tihamer Toth, "Chrystus w cierpieniu i w chwale", Kraków 1934, s.159-166)

Bp.Tihamer Toth



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Wcielenie syna Bożego 1
Preegzystencja Syna Bożego, KSM, Konspekty KSM
D70 dobroc Boza w poslaniu Syna Bozego, religia, Dzienniczek św. Faustyny
06 Maryja Matka Jezusa Syna Bozego
Katecheza 40 Wierzę,że Jezus żyje
a a q odpowiedzialność za działania syna pod wladzą lub niewolnika
W imię Ojca i Syna i Ducha św 1, katecheza, NABOŻEŃSTWA, adoracje
Lepiej usługiwać innym niż sobie, Kazania Słowa Bożego, Jacek Filończyk, 02 Usprawiedliwienie przez
Rosyjski aktor Aleksiej Dewotczenko nie żyje. Znaleziono go w kałuży krwi, PAMIĘTNIK
SPRAWDZIAN Z V Mocni w wierze2, Katecheza, kl V
O zimie i świętach Bożego Narodzenia, ►Walentynki►, WIERSZE.SUPER
Dlaczego ja wierzę w Boga, ► Dokumenty
Czytanie Pisma Święteg1-rozdz.1, George Martin-Czytanie Pisma Świętego jako Słowa Bożego
PRAKTYKI MODLITEWNE CZCICIELI BOŻEGO SERCA, > # @ a a a Religia modlitwy
Ofiary, obrzędy i wierzenia
KORONKA DO MIŁOSIERDZIA BOŻEGO
Odpust jako wielki dar Bożego miłosierdzia
Agencja decyduje kto żyje

więcej podobnych podstron