Dwuglos w sprawie armii polskiej w USA


DWUGŁOS W SPRAWIE ARMII POLSKIEJ W AMERYCE
W CZASIE DRUGIEJ WOJNY ŚWIATOWEJ

Od Redaktora „Opoki".

Otrzymałem ze Stanów Zjednoczonych dwa wielkiej wagi artykuły, poświęcone zupełnie nieznanej sprawie, jaką była nieurzeczywistniona możliwość utworzenia w Ameryce tuż po jej przystąpieniu do (drugiej) wojny światowej pol­skiej armii, opartej o przepro­wa­dzony przez władze amerykańskie pobór przymusowy wśród obywateli amerykańskich naro­do­wości polskiej.

Pierwszy z tych artykułów pochodzi spod pióra zmarłego przed wielu laty generała Izy­dora Modelskiego. Artykuł ten, nigdzie dotąd nie drukowany, napisany był blisko dwadzieś­cia lat temu. Został mi nadesłany przez zamie­szkałego w Stanach Zjednoczonych magistra inżyniera Stefana Danielewicza, od 1928 roku członka Stronnictwa Narodowego, a pochodzi od spadkobierców autora, u których był prze­chowywany. Generał Modelski był postacią po­litycznie kontrowersyjną i drukując jego po­śmiertny artykuł bynajmniej nie zamierzam okazywać solidarności z jego działal­nością w roz­maitych okresach jego życia. Drukuje jego ar­tykuł po prostu jako cenny dokument histo­ryczny.

Są punkty w artykule generała Modelskiego, z którymi skłonny byłbym polemizować, ale nie czynię tego. Uważam, że artykuł zawiera — obok wiadomości o sprawie owej armii — kilka cennych informacji o tym, jak piłsudczycy zwalczali rząd generała Sikorskiego, oraz jak przeszkadzali werbunkowi ochotniczemu do organizowanej przez generała Sikorskiego ar­mii polskiej we Francji i w Anglii. Dodam do wywodów generała tylko tyle, że jest moim przekonaniem, w okresie międzywojennym obóz Piłsudskiego systematycznie pracował nad tym, by zdezorganizować i zniszczyć Polonię amerykańską, uważał bowiem tę Polonię za jed­ną z podstaw akcji politycznej Dmowskiego. (To Polonia amerykańska, która dostarczyła 20.000 ochotników do armii Hallera, była głó­wnym oparciem w dziele organizowania tej armii. Dzięki Polonii amerykańskiej Dmowski — a także i Paderewski — mógł w erze rokowań wersalskich wywierać naciski na Wilsona i w ogóle uzyskać sporo poparcia ze strony, polity­ki amerykańskiej. Od Polonii Dmowski otrzy­mywał także sporo pieniędzy). Jest to dobrze znany fakt, że Piłsudski usiłował rozwiązać ar­mię Hallera zaraz po jej powrocie do Polski, mianowicie pod pretekstem demobilizacji jej starszych roczników, oraz obrzucał ją inwek­tywami jako rzekomo niezdolną do boju. (W swoim „Roku 1920” — stronica 34 pierwot­nego wydania — napisał o hallerowskich dywizjach 11 i 18 dosłownie: „tak fatalnie na stanie moralnym tych obu dywizji”, oraz „niezdatne były do boju”. W istocie w kampanii 1920 roku 18 dywizja okazała się jedną z naj­znakomitszych dywizji polskiego wojska, sto­czyła szereg bitew z armią Budiennego na po­łudniowym froncie — pod Ostrogiem, Dubnem, Chorupaniem, a zwłaszcza zwycięską bi­twę dnia 3 sierpnia pod Brodami — a potem przerzucona na front północny, odegrała jedną z głównych ról w bitwie warszawskiej, naciera­jąc 14 sierpnia, na czwartą armię rosyjską, a zaraz potem, słynnym zwrotem taktycznym, na piętnastą armię rosyjską nad Wkrą. Dywizja ta była pierwszą polską formacją, która otrzy­mała wskrzeszony polski order Virtuti Militari: już 7 sierpnia udekorowani nim zostali dowódca dywizji oraz 10 oficerów i 25 szeregowych). Armię Hallera zdemobilizowano po wojnie w sposób krzywdzący dla jej żołnie­rzy, a ochotników amerykańskich przed odesłaniem ich do Ameryki trzymano w obozie pod Grudziądzem w warunkach trochę przypomina­jących obóz koncentracyjny. Nie wiem, czy było to posunięciem uplanowanym, a w szczegól­ności uplanowanym przez piłsudczyków, ale jest faktem, że Polacy amerykańscy, którzy wsparli odradzającą s Polskę swoimi pienię­dzmi, lokując często całe swoje oszczędności w polskich pożyczkach państwowych, utracili potem te pożyczki wskutek inflacji w całości — i nie zrobiono potem niczego, by jakoś je rewaloryzować i straty tym ludziom choćby w części zwrócić. Rządy sanacyjne, akcją konsula­tów i rozmaitych organizacji społecznych i pseudo społecznych przyczyniły się wielce, w okresie międzywojennym, do rozbicia i skłócenia Polonii amerykańskiej. Polonię tę wojna 1939 roku zastała w stanie zniechęcenia i zobojętnienia dla sprawy polskiej. Dużo o tych sprawach gen. Modelski w swej relacji pisze. Pisze także o próbach obalenia rządu generała Sikorskiego.

Ale najważniejszym elementem artykułu generała Modelskiego jest relacja o owej armii polskiej w Ameryce.

Drugim artykułem jest artykuł w tej samej sprawie inżyniera Wacława Drzewieckiego, ongiś porucznika w polskiej placówce rekruta­cyjnej w Windsor, Ontario, w Kanadzie.

Obie relacje nie są identyczne co do podstawowej treści. Generał Modelski pisze, że projektowana, oparta na poborze przymusowym Polaków, obywateli amerykańskich armia stano­wiłaby „legion, „stanowiący część armii amerykańskiej”, choć „miał mieć obsadę złożo­ną ofi­cerów polskich, których dostarczyć miał rząd polski w Londynie”. Generał Modelski pisze nadto o tym jako o „projekcie” stwo­rzenia również oddziałów polskich, składających się z poborowych amerykańskich pochodzenia polskiego, oraz obywateli polskich, przebywa­jących w Stanach Zjednoczonych”, a także, że była to ,,myśl zorganizowania armii polskiej po stronie Stanów Zjednoczonych”.

Inżynier Drzewiecki pisze natomiast: „Rząd Stanów Zjednoczonych oddał do dyspozycji Pol­skich S Zbrojnych rekruta: obywateli amery­kańskich polskiego pochodzenia, stwarzając w Stanach Zjednoczonych Oddziały Armii Pols­kiej pod polskim dowództwem, pod sztanda­rem Białego Orła i w polskich mundurach, podległe tylko operacyjnie dowództwu amery­kańskiemu”. Nadto: „Przewidywana liczeb­ność takiej Armii Polskiej wyrażałaby się kwo­tą kilkuset tysięcy żołnierzy”. (Własne podkreś­lenia inż. Drzewieckiego).

Która z tych dwóch wersji jest ścisła? Czy chodziło o stworzenie Armii Polskiej, rzecz prosta operacyjnie podległej dowództwu amery­kańskiemu w ten sam sposób, w jaki wojska polskie w Lotaryngii, w Narwiku, pod Tobrukiem, pod Monte Cassino, czy pod Falaise podlegały operacyjnemu dowództwu brytyjskie­mu, francuskiemu, czy kanadyjskiemu — ale będącej częścią sił zbrojnych Państwa Polskie­go? Czy też o stworzenie złożonego z Polaków amerykańskich legionu w obrębie armii amery­kańskiej? Czyje informacje zasługują na więk­szą wiarę, generała Modelskiego, który był na wyższym stanowisku i urzędowo zapewne wię­cej wiedział, ale przebywał w Londynie? Czy też porucznika Drzewieckiego, który w pobie­raniu wielkich decyzji nie uczestniczył, ale prze­bywał w Ameryce i mógł wiedzieć na miejscu rzeczy generałowi Modelskiemu nieznane?

Do całej sprawy owej armii ustosunkowuję się w uwagach końcowych.

----------

DLACZEGO W CZASIE DRUGIEJ WOJNY ŚWIATOWEJ
NIE POWSTAŁA ARMIA POLSKA W AMERYCE?

Gen. dr Izydor Modelski

NICZEGO NIE NAUCZYŁA ICH KLĘSKA

Dzięki interwencji Ignacego Paderewskiego, którego ideą przewodnią było doprowadzenie do jedności narodowej na emigracji, doszło do stworzenia rządu polskiego w Paryżu w dniu 30 września 1939 roku, w skład którego, obok przedstawicieli demokracji weszli również i przedstawiciele obozu pomajowego z prezyden­tem Raczkiewiczem na czele, zgodził nie on bowiem na stosowanie zasad demokratycznych mimo teoretycznego utrzymania Konstytucji elitarnej z kwietnia 1935 roku.

Zarówno prezydent Raczkiewicz jak i przybyły później Generał Kazimierz Sosnkowski wydawali się w tym cza­sie całkowicie wypowiadać za konie­cznością istnienia takiego kompromisu, a nawet za kontynuowaniem docho­dzeń, któreby wyjawiły przyczynę klęski wrześniowej. Pozostali członkowie konspiracji pomajowej natomiast, ko­rzystając a zawartego między prezy­dentem Raczkiewiczem i gen. Sikorskim układu, zgodnie z instrukcjami internowanego dawnego rządu polskiego z marszałkiem Rydzem-Smigłym i pułkownikiem Józefem Becikiem na czele, w Slanicu w Rumunii, a względnie później zorganizowanego „konwentu”, w Anglii, konsekwentnie zmierzali do obalenia autorytetu gen. Sikorskiego i jego rządu na terenie międzynarodowym i usunięcia gen. Sikorskiego z widowni politycznej jako „uzurpatora”.

Zadanie to było ułatwione tym, że prawie wszystkie placówki dyploma­tyczne (a niemniej i aparat wojsko­wy) składały się z ludzi dawnego obozu pomajowego.

APEL GEN. SIKORSKIEGO DO POLONII AMERYKAŃSKIEJ

Szczególną uwagę zwrócił obóz pomajowy jednak na Amerykę (Kanadę, Stany Zjedno­czone i Brazylię) kiedy gen. Sikorski wsparty przez półmi­lionową Polonię Francuską, przystąpił już w dniu 28 września 1939 r. do organizowania nowych polskich sił zbrojnych na ziemi francuskiej i skie­rował pod koniec listopada 1939 roku swój apel do Polonii Amerykańskiej (liczącej w tym czasie 5 milionów, a nieco więcej aniżeli pół miliona oby­wateli polskich) o udzielenie Polsce Walczącej nie tylko pomocy material­nej ale również i żołnierza do nowo organizowanych sił polskich, których życie uzależnione było od dopływu no­wych rezerw ludzkich. Generał Sikorski zdawał sobie sprawę, że w tym czasie udział polskiego żołnierza, wal­czącego wspólnie z wolnymi naroda­mi przeciwko tyranii, stanowić będzie olbrzymi kapitmiędzynarodowy, a sprawę polską zwiąże silnie ze Sta­nami Zjednoczonymi.

MISJA GEN. JÓZEFA HALLERA

Pod koniec 1939 roku wyjeżdża do Stanów Zjednoczonych popularny wśród Polonii, gen. Józef Haller, ażeby pozyskać ją na rzecz Polski Walczącej zarówno w Kraju jak i na Obczyźnie.

Mimo życzliwego odnoszenia się do tej misji przedstawicieli organizacji polonijnych, by wymienić tylko Karo­la Rozmarka, prezesa Narodowego Związku Polskiego oraz Rady Polonii z dr. Świetlikiem oraz i „Sokoła” z płk. dr Starzyńskim na czele, gen. Józef Haller, dla którego stworzony został „Komitet Przyjęć”, zmuszo­ny był na zebraniach odpierać zarzuty stawiane rządowi polskiemu i zbijać przeróżne pochwały na rzecz rządów pomajowych.

Zorganizowana akcja, której, patro­nowali przede wszystkim b. minstrowie Ignacy Matu­szewski, bracia Jędrzejewicze, Rajchman, redaktor Jolles i ci, których zdołano pozyskać w ciągu lat od 1926 roku począwszy — nie wytwarzała atmosfery przychylnej na rzecz misji gen. Józefa Hallera, zwła­szcza, że w ciągu tych lat trzynastu, jakkolwiek nie dokonano rozbicia Po­lonii, to przecież prowadzona już wówczas oszczercza kampania skła­niała wielu wybitnych działaczy polonijnych (a zwłaszcza wśród kleru), do usuwania się od życia politycznego, po kierownictwo nad którym sięgała sanacja.

Mimo całego wysiłku pozostałych na placu nieugiętych działaczy polo­nijnych (a między innymi prałata ks. dr Aleksandra Syskiego, prałata ks. dr Łucjana Bójnowskiego, redaktorów — Przyprawy, Piątkiewicza, Leo­na Walkowicza) zorganizowana i zaw­sze hałaśliwa akcja na zebraniach zwoływanych przez „Komitety Przy­jęć” — doprowadziła do tego, że gen. Józef Haller nie mógł spełnić powie­rzonej mu misji.

Na skutek niezgodnych z rzeczywistością raportów, oskarżających gen. Hallera o upra­wia­nie partyjnej robo­ty na terenie Polonii, rzekomo godzą­cej w jedność narodową, gen. Haller został odwołany. Za późno otrzymał gen. Sikorski list od Ignacego Paderewskiego, zawiadamiający go o pro­­teście ks. Syskiego a zwracający uwagę na sanatorów jako tych, którzy dążą, do uniem­li­wienia misji gen. Hallera.

UNIEMOŻLIWIENIE DALSZYCH PRÓB POZYSKANIA POLONII

Protest „Komitetu Przyjęć” przeciwko odwołaniu gen. Hallera, wiado­mość, że Karol Rozmarek w imieniu ZNP wypowiedział się za poparciem rządu gen. Sikorskiego, a Rada Polonii w dniu 19 kwietnia 1940 roku uchwaliła projekt podatku narodowego na rzecz Polski Walczącej, skłoniły rząd polski i gen. Sikorskiego do podjęcia nowych prób na terenie Ameryki.

Lecz i nowa misja, na czele której stanął płk Franciszek Arciszewski (ostatni prezes „Sokoła” w Polsce), nie przyniosła pożądanego rezultatu. Przeciwko akcji werbunkowej, jak to donosił w swoim liście z dnia 5 sierp­nia 1940 r. występowały zorgani­zowane kohorty sanacyjne, które pod­dawały ostrej krytyce rządy gen. Sikorskiego na terenie Francji, jego de­cyzję wzięcia udziału w bitwie o Fran­cję, za późną ewakuację armii polskiej, itd. Decyzja gen. Sikorskiego i jego rządu wzięcia udziału w bitwie o Francję oraz kontynuowania dal­szej walki pod sztandarami WBryta­nii w czasie kiedy szybkie posuwanie się Niemców zdawało się zapowiadać ich zwycięstwo — wzmogły niepomier­nie aktywność obozu pomajowego na terenie Ameryki, zwłaszcza kiedy pre­zydent Raczkiewicz wyraźnie przerzu­cił się na stronę akcji opozycyjnej, skierowanej przeciwko gen. Sikorskiemu, udzielając gen. Sikorskiemu dy­misji, wywołał tzw.kryzys lipcowy” 1940 roku. Te wypadki nie mogły oczywiście wpływać zadowalająco na rzecz rekrutacji w Ameryce. Akcja przeciw tej rekrutacji, wspierana pod­stępnie przez polskich przed­stawicie­li dyplomatycznych (by wymienić konsula, generalnego w Nowym Jor­ku, Gruszkę) zdawała się przybierać coraz bardziej na sile, przy czym na terenie Ameryki Południowej, (gdzie misję rekrutacyjną prowadził major Julian Malinowski, b. prezes Warszaw­skiej Chorągwi Związku Halerczyków), akcją kierowali: Gruber, major Fularski, major Lapecki i inni. Tymczasem Siły Zbrojne Polskie, do organizowania których przystąpił gen. Sikorski na ziemi angielskiej, doma­gały się możliwie szybkiego uzupeł­nienia, o ile Polska miała mieć wpływ na dalszy rozwój wypadków między­narodowych, zwłaszcza, że za możli­wością rekrutacji w Stanach Zjedno­czonych przema­wiała zmiana w opinii społeczeństwa amerykańskiego, które coraz silniej wypowiadać się zaczęło na rzecz Wielkiej Brytanii i jej sprzymierzeńców.

MISJA IGNACEGO PADEREWSKIEGO

W tej krytycznej dla sprawy pols­kiej chwili, wielki starzec, Ignacy Padarewski decyduje się przyjść gen. Sikorskiemu z osobistą pomocą w celu rozwiązania palącego problemu.

Przywiązując olbrzymie znaczenie do powstania 100-tysięcznej Armii Polskiej im. Tadeusza Kościuszki w Ameryce, oraz przewidując, że Stany Zjednoczone poraz wtóry wezmą, udział w walce przeciwko tyranii, posta­nawia, w porozumieniu z gen. Sikorskim, udać się jesienią 1940 roku do Stanów Zjednoczonych, by znowu po­budzić Polonię do nowego czynu zbrojnego na rzecz Polski i związania sprawy polskiej ze Stanami Zjednoczo­nymi.

Orientując się dobrze w istniejącej sytuacji na terenie Polonii, zmierza on przede wszystkim do powtórnego zjed­noczenia Polonii. Akcję swoją opiera on przede wszystkim na klerze pols­kim, na „Sokole” z k. dr Starzyńskim oraz na innych pozostałych or­ganizacjach, a przede wszystkim na dr Świetliku oraz Karolu Rozmarku. To skłania rząd polski do wysłania misji rekrutacyjnej z gen. Duchem na czele do Kanady i stworzenia obozu ćwiczebnego w Owen Sound, Ontario.

Wybór gen. Ducha został uzgodniony ze mną, jako z ówczesnym Gene­rałem do specjalnych zleceń przy gen. Sikorskim, lecz obsadę tej misji prze­prowadził Sztab Główny w porozumie­niu z gen. Duchem. Dopiero na oso­biste żądanie gen. Sikorskiago weszło do tej misji również kilku innych ofi­cerów, a między innymi: porucznik inżynier Wacław Drzewiecki, (który włożył bezcenny wkład nie tylko w akcję propagandową, ale i w doskona­le redagowane pismo „Odsiecz”), zaś od połowy 1941 roku ppłk dypl. Sujkowski, jako dowódca obozu ćwiczebne­go.

Zaznaczyć należy, że w tym czasie, kiedy Ignacy Paderewski oddaje się całkowicie pracy w celu zmontowania jedności Polonijnej na rzecz Polski Walczącej, gen. Sikorski, kontynuując swoje rozmowy z władzami bry­tyjskimi, ministrem Sumner Welsem i kanadyjskim ministrem wojny płk. Ralstonem doprowadza do tego, że w dniu 6 stycznia 1941 roku, tezy polskie zostają ostatecznie przyjęte przez rząd kanadyjski i znalazły całkowi­te poparcie ze strony prezydenta Roosevelta co umożliwiło wyjazd misji gen. Ducha i podjęcie akcji rekruta­cyjnej.

Rząd polska na wniosek gen. Sikorskiego przeznaczył na rzecz tej misji rekrutacyjnej część złota polskiego. W ten sposób otwierały się przed Polską nowe możliwości nie tylko zabezpie­czenia dopływu potrzebnych re­zerw ludzkich ale i utwierdzenia pozycji polskiej na terenie międzynaro­dowym.

JEDNOCZENIE SIĘ POLONII POD WODZĄ PADEREWSKIEGO

W dniu 2 marca 1941 roku (L.dz. 485. Is l941) Generał Sikorski zawiadamia Ignacego Paderewskiego, że ambasador Ciechanowski otrzymał instrukcje tyczące rekrutacji do Ar­mii Polskiej, podczas gdy Ignacy Paderewski stałe informuje gen. Sikorskiego o postępie swoich wysił­ków na terenie Polonii.

Autorytet, tudzież niezmordowana energia Ignacego Paderewskiego obu­dziły w (Polonii nowego ducha jedno­ści do pracy na rzecz Polski, zarówno w sensie materialnym jak i wojsko­wym. Niemniej i sam gen. Sikorski w czasie swojej podróży do Stanów Zjednoczonych na wiosnę 1941 roku zdobył sobie z miejsca serca Amery­kanów i Polonii. Oświadczył on, że przybywa do Stanów Zjednoczonych „nie jako przedstawiciel Polska znie­wolonej, ale jako przedstawiciel Polski Walczącej”, zaś opuszczając ziemię amerykańską w swoim liście pożeg­nalnym do Polonii z dnia 3 maja 1941, między innymi pisał: „Chciałbym ugruntować wiarę, która jest w Waszych sercach, wiarę w przyszłość, wiarę w zwycięstwo dobra nad złem, najgorszym, jakie kiedykolwiek za­grażało ludzkości”. Po powrocie do Londynu gen. Sikorski, składając sprawozdanie ze swojego pobytu w Kanadzie i w Stanach Zjednoczonych i podkreślając, że prezydent Roosevelt przyrzekł wysłanie sprzętu amerykańskiego do obozów polskich w Kana­dzie — podkreślił moment przełomowy dla sprawy polskiej w toczącej się rozgrywce światowej. Między innymi powiedział on, że: „przed każdym Polakiem gdziekolwiek się znajdzie, staje dzisiaj dylemat albo ofiara z mienia i krwi na rzecz Ojczyzny albo jej zguba ostateczna ... Oczekiwanie bierne — mówił gen. Sikorski — na dalszy rozwój wydarzeń, byłoby równoznaczne z obojętnością, któraby skazywała wojsko na ograniczenie go do topniejącej garści rycerzy-tułaczy, nie mających przed sobą przy­złości”.

Z prawdziwie wzruszającą radością wita Ignacy Paderewski podniesienie w dniu 3 maja 1941 roku sztandaru polskiego w obozie ćwiczebnym w Owen Sound, widząc w tym zapo­wiedź, że jego marzenie o Drugim czynie Polonii zaczyna się realizować i że jak to oświadczył dr Świetlik, zarówno w imieniu Rady Polonii jak i 5-milimowych rzesz polonijnych, uczyni wszystko, co tylko leży w jej mocy, ażeby Polsce Walczącej o swoje jutro przyjść z możliwie największą pomocą.

Zdawało się, że nic nie może już stanąć na przeszkodzie do zrealizowania planu amerykańskiego mimo, że prezydent Raczkiewicz w dzień wy­jazdu generała Sikorskiego i prze-wodniczącego Rady Narodowej, Sta­nisława Mskołajczyka do Stanów Zje­dnoczonych ponownie udzielił gen. Sikorskiemu dymisji, a konspiracja podjęła nikczemną, akcję prasową i ra­diową, jakoby gen. Sikorski przestał być premierem i pragnie schronić się na bezpiecznej ziemi amerykańs­kiej, nie mogąc nerwowo znosić bom­bardowania w Londynie. Akcję tę podjęto właśnie w czasie kiedy Ignacy Paderewski zapadał coraz bardziej na zdrowiu i lekarze nakazywali mu spokój, unikanie wzruszeń tak, że najbliższe otoczenie Paderewskiego nie dopuszczało do niego żadnych wiado­mości, które by nim mogły wstrzą­snąć.

ZORGANIZOWANA MAFIA KONTYNUUJE SWOJĄ WROGĄ AKCJĘ

Jasno z tego co powiedziałem wyżej wynika, że zorganizowana konspiracja sanacyjna czyniła wszystko, ażeby w ten czy inny sposób skompromito­wać Szefa Polski Walczącej i nie dopuścić do rekrutacji, ani też do stworzenia armii polskiej w Ameryce. Pisze o tym ksiądz Syski w dniu 16 czerwca 1941 r., wskazując, że zdołała ona rozmieścić na placówkach rekrutacyjnych w Stanach Zjednoczonych swoich ludzi, których zada­niem było nie dopuścić do rekrutacji na szers skalę, gdyż według li­stu ks. Syskiego, liczba ochotników wynosiła tylko ponad dwustu.

Tymczasem zdrowie Ignacego Paderewskiego, na skutek podejmowanych przez niego wysiłków, stale się pogarszało, lecz mimo to i wbrew opinii lekarzy, Ignacy Paderewski nie widział żadnej przeszkody, ażeby w czasie wielkich uroczystości 20-lecia Stowarzyszenia Weteranów Armii Polskiej w dniu 22 czerwca 1941 roku wziąć w nich udział i raz jeszcze w swej płomiennej mowie zaapelować do Polonii i Weteranów o spełnienie wiel­kiego obowiązku wobec Polski Walczącej.

WZMOŻENIE AKCJI ANTYREKRUTACYJNEJ I ATAKÓW NA GEN. SIKORSKIEGO

Śmierć Ignacego Paderewskiego w dniu 29 czerwca 1941 roku, oraz pod­pisanie przez gen. Sikorskiego pak­tu sowieckiego w lipcu tegoż roku — na sygnał dany przez Konwent — spowodowały generalny atak przeciwko gen. Sikorskiemu, jego polityce oraz rekrutacji, ma czele której stał weteran sprawy polskiej dr Starzyński prezes Sokoła w Stanach Zjed­noczonych oraz weterani armii pol­skiej w Ameryce.

Szczególną ruchliwością odznacza się nadal ks. prałat Syski, który swe­go już czasu, bo zaraz po przybyciu nowego ambasadora pilskiego Jana Ciechanowskiego do Waszyngtonu, wystosował do niego w dniu 20 lutego 1941 r. list otwarty, w którym do­magał się od niego podjęcia, akcji w obronie rządu demokratycznego gen. Sikorskiego i przeciwstawienia się ak­cji obozu sanacyjnego na terenie Sta­nów Zjednoczonych. Nie przestaje on przestrzegać przed szkodliwą działal­nością sanacji na terenie Ameryki, której patronuje również szereg przedstawicieli dyplomatycznych polskich. Również i ówczesny attache polski, płk dypl. Onacewicz, donosi w dniu 9 października 1941 roku, że dotąd u Amerykanów sprawę sprzętu dla oddziałów polskich w Kanadzie oraz sprawę ,,zwolnienia Ameryfeanów, wstępujących do wojska polskiego, od obowiązku wojskowego w Stanach Zjednoczonych” przeprowadził, lecz że „rekrutacja idzie bardzo powoli”. Płk Onacewicz podaje różne przyczyny i powody tego zjawiska, podczas gdy ks. Syski wskazuje wyraźnie na zbrodniczą akcję obozu pomajowego. W jednym ze swoich listów (z dnia 20 kwietnia 1942 r.) podał on między innymi: ,,...u nas w Ameryce pa­noszy się coraz jawniej i z tu­pe­tem ta sama co i przed wojną sanacyjna kanalia … Na wozie starym, rozklekotanym i w znarowionym przez Piłsudskiego, te same cuganty [cugant - koń idący w czterokonnym lub sześciokonnym zaprzęgu] — nawet i dobry i nowy woźnica niedaleko ujedzie...”.

Lecz mimo wszystko przedstawicie­le Polonii Amerykańskiej i Kanadyjskiej byli przeko­nani, że sytuacja ulegnie w niedługim czasie zmianie pozytywnej. Również propaganda „Od­sieczy”, jak i praktyczna akcja ppłk. Sujkowskiego, który z inicjatywy posła Rzeczypospolitej w Kanadzie, Wik­tora Podoskiego, rozpoczął wycieczki propagandowe zorganizowanego, zwar­tego oddziału polskiego, złożonego, z trzech rodzajów broni, zdawały się przełamywać podminowywaną przez sa­nację chęć służenia wielkiej sprawie narodowej.

Duże znaczenie dla dalszej pracy rekrutacyjnej miało zresztą orędzie Prezydenta Roosevelta do Narodu Pol­skiego, wręczone gen. Sikorskiemu w dniu 28 stycznia 1942 roku przez ambasadora Drexel Biddle'a, a rów­nież i fakt, o którym melduje Sujkowski, że koła amery­kańskie wysunęły projekt stworzenia również od­działów polskich, składających się z pobo­rowych amerykańskich pochodzenia polskiego oraz obywateli polskich, przebywających w Stanach Zjednoczonych. Myśl zorganizowania armii polskiej po stronie Stanów Zjednoczo­nych wysunął płk Donovan, wielki przyjaciel Polski i prezydenta Roosevelta. Legion taki, „stano­wiący część armii amerykańskiej miał mieć obsa­dę złożoną z oficerów polskich, któ­rych dostarczyć miał rząd polski w Londynie”.

Tymczasem obóz pomajowy nadal kontynuował swoją niegodną akcję propagandową (Cat-Mackiewicz w Anglii, Ignacy Matuszewski w Ameryce), mieniąc się obrońcami interesów pols­kich. Począwszy od października 1941 roku tenże obóz rozpowszechniał od­bitki nieprzy­tomnego listu byłego mi­nistra Augusta Zaleskiego z dnia 30 lipca 1941, skierowanego do gen. Sikarskiego, ujawniał w odpisach kom­plet dokumentów dyplomatycznych, dotyczących negocjacji polsko-brytyjsko-sowieckich, poprzedzających zawarcie traktatu polsko-sowieckiego, głosząc przy tym, że gen. Sikorski i jego rząd w dążeniu do wysługiwania się W. Brytanii, zaprzepaścili najistotniejsze interesy polskie. Rozprowadzano również i odpisy korespondencji gen, Sikorskiego z gen. Sosnkowskim, w któ­rej Sikorski proponował temu ostat­niemu objęcie ambasady Rzeczypospo­litej w Moskwie, a gen. Sosnkowski ofertę tę odrzucił. Wszystkie arty­kuły czy też broszurki godzące w gen. Sikorskiego i jego politykę zostały szeroko kolportowane na terenie Polonii. Niezależnie od tej szkodliwej dla interesów Polski akcji, grupa sana­cyjna przedstawiała gen. Sikorskiego również jako „reakcjonistę”. Cała ta akcja, była oczywiście obliczona na sparaliżowanie akcji rekrutacyjnej do wojska polskiego w Kanadzie i stwo­rzenie nader trudnej sytuacji dla gen. Ducha, który zmuszony był odpierać ataki i tracić energię na paraliżowanie tej wrogiej sprawie polskiej propagandy, zarówno jawnej jak i anonimowej. W akcji tej posuwano się nawet tak daleko, że ośmielono się rozpowszechniać wiadomości o rze­komej ciężkiej chorobie gen. Sikorskiego na jaką zapadł w Rosji i wyrażano życzenie, „że największym szczęściem dla sprawy polskiej była by śmierć gen. Sikorskiego, a względnie pewność, że znajdzie się wreszcie jakiś nowy Niewiadomski (zabójca prezydenta Narutowicza w 1922 roku). Rozpowszechniano również i w Ameryce anonimowy list otwarty „żołnie­rzy polskich”, skierowany do prezy­denta Raczkiewscza (kursujący pod koniec grudnia 1941 roku w Anglii), w którym w sposób oszczerczy stawiano gen. Sikorskiemu cały szereg zarzutów, domagając się od prezyden­ta Raczkiewicza udzielenia gen. Sikorskiemu dymisji i przekazania premierostwa płk. Kościałkowskiemu itp.

Według raportu sytuacyjnego z dnia 31 grudnia 1941 akcja grupy piłsudczyków na terenie wojska, zestawio­na z zadaniami stawianymi do wykonania, swym agentom przez wywiad niemiecki, dowodziłaby, że cele jednych i drugich pokrywały się niemal całkowicie, i że „prze­gry­wanie spawy Polski na terenie międzynarodowym odbywa się rękami samych Polaw.

GEN. SIKORSKI SKŁANIA SIĘ DO ZLIKWIDOWANIA MISJI GEN. DUCHA

Ta nieobliczalna akcja obozu pomajowego odbijała się oczywiście fatalnie na ustosunkowaniu się mas po­lonijnych do sprawy rekrutacji.

Generał Sikorski nie był należycie informowany o rozwijającej się akcja dywersyjnej obozu pomajowego ani też o pozytywnych wypowiedziach czołowych przedstawicieli Polonii Amerykańskiej i Kanadyjskiej. Informowano go natomiast, że Polonia Amerykań­ska ustosunkowuje się negatywnie do rekrutacji i że koszta utrzyma­nia misji gen. Ducha i placówek rekrutacyjnych w Stananach Zjednoczonych są całkowicie niewspółmierne z wynikami prowa­dzonej rekrutacji. A że w tym czasie nie istniało jeszcze ciało koordynacyjne Polonii w formie, która się ujawni dopiero w 1944 roku jako Kongres Polonii — wykorzy­stano wobec gen. Sikorskiego (rów­nież fakt, że organ Zjednoczenia Rzymsko-Katolickiego, jednej z czo­łowych organizacji polonijnych, wypowiedział się przez usta redaktora Barcia przeciwko rekrutacji.

Generał Sikorski nie wiedział, że myśl płk. Donovana popierał jednak cały szereg wybitnych przedstawicieli Polonii, by wymienić tylko guberna­tora Szymczaka i kongresmana J.D. Dinglla (Dzięgielewskiego) i ks. biskupa Woźnickiego. Ten ostatni zamie­rzał nawet stworzyć Komitet złożony z wybitnych Polaków Amerykańskich, Komitet któryby między innymi miał za zadanie poprzeć myśl tworzenia oddziałów polskich przy armii amerykańskiej oraz zająć się zorganizo­waniem młodej Polonii i przygotować obronę polskiej sprawy na terenie międzynarodowym i na przyszłej kon­ferencji pokojowej.

GEN. SEKORSKI PO RAZ WTÓRY W KANADZIE I W STANACH ZJEDNOCZONYCH

Jak dalece sanacja obawiała się, że wyjazd gen. Sikorskiego do Ameryki może całkowicie przekreślić jej pla­ny, dowodzi próba dokonania w tym czasie zamacha na jego życie w cza­sie lotu do Ameryki oraz jej akcja w czasie jego pobytu w Kanadzie i Ameryce.

Generał Sikorski, zdany na informacje swoich placówek dyplomatycz­nych, a odcięty od ludzi, którzyby mu mogli przedstawić swoje pozytyw­ne poglądy na temat rekrutacji i le­gionu, wobec nikłych rezultatów dotychczasowej rekrutacji, przechylał się na rzecz likwidacji misji generała Ducha i obozu ćwiczebnego w Owen Sound w Kanadzie. Toteż pogłoski o zamierzonej likwidacji pracy rekruta­cyjnej wywołały gorącą, reakcję sze­regu przedstawicieli polonijnych w Stanach Zjednoczonych i w Kanadzie, lecz jak się okaże, te wiadomości nie tylko nie dotrą do gen. Sikorskiego, ale co więcej, próby osobistego zet­knięcia się z gem. Sikorskim zostaną udaremnione. Również niezgodnie z rzeczywistością przestawiano sprawę ochotników amery­kańskich wysłanych do Szkocji, którzy po 3 miesiącach zażądali spotkania się z ambasadorem amerykańskim, w celu wyjścia z armii polskiej. Nie powiedziano gen. Sikorskiemu, że ci pierwsi ochotnicy zamiast wcielenia do jednostek szkole­niowych, zostali w tym czasie używa­ni do prac ogródkach.

REAKCJA PRZECIWKO LIKWIDACJI

Ksiądz biskup Woźnicki, uważając akt likwidacji za osłabienie pozycji polskiej na terenie międzynarodowym, przestrzegał przed tą likwidacją, po­nieważ w jego opinii tylko silne zwią­zanie Polski ze Stanami Zjednoczo­nymi może ją zabezpieczyć przed wi­szącymi nad nią niespodziankami ze strony Związku Sowieckiego. Również za utrzymaniem obozów polskich w Kanadzie wypo­wiedział się „Komitet Współpracy z Wojskiem Polskim w Toronto — (przewodniczący M. Nędza i sekretarz St. Wójcik) — który w dniu 14 marca 1942 r. przedstawił gen. Duchowi w Windsorze powziętą przez ten Komitet rezolucję, w której podkreślono, że „likwidowanie jakiej­kolwiek placówki wojskowej w obe­cnym czasie na terenie Kanady ... odbiłoby się wybitnie negatywnie na zewnątrz i naraziłaby nas na ogromne straty moralne, niewspółmierne z ponoszonymi kosztami utrzymania obozu w Owen Sound ... Wpłynęłoby to również deprymująco na naszych Rodaków w Kraju, którzy z ufnością patrzą na wysiłki Rządu i Wodza Naczelnego i traktują Polonię Ame­rykańską i Kanadyjską jako jedną z głównych podstaw oporu zbrojnego Rzeczypospolitej ...”.

Generał Duch nie udzielił Komite­towi odpowiedzi, czym Komitet uczuł się dotknięty, przy czym jeden z człon­ków Komitetu wyraził przypuszczenie, że prośba Komitetu nie doszła w ogóle do rąk Naczelnego Wodza.

Ówczesny dowódca obozu im. T. Ko­ściuszki w Owen Sound, płk Sujkowski, w swoim piśmie z dnia 14 mar­ca 1942 roku, (które również nie do­szło do rąk gen. Sikorskiego) ostrzega, że likwidacja tego obozu bez pow­stania innego, ,,przyniesie szkodę, na­szej sprawie w Ameryce”, zaś b. do­wódca polskiego obozu w Niagara on the Lake z 1917 r. płk. Le Pan, ostrzegał przed likwi­dacją obozu w Owen twierdząc że należy wytrwać tak, jak wytrwał jego obóz, wytrzy­mać nerwowo naciski zmierzające do rezygnacji z uzyskanej placówki na terenie Ameryki.

Za utrzymaniem obozu polskiego w Owen wypowiadał się również i poseł Rzeczypospolitej Polskiej w Kanadzie, Wiktor Podoski, który uważał „że woj­sko występujące zwarcie jest najpotężniejszym środkiem propagandy i najprędzej prowadzącym do celu”. Niemniej i Centralny Związek Pola­ków w Kanadzie (prezes Szeptycki, sekretarz Fr. Szczygieł) w dniu 4 kwietnia 1942 r. wystosował umotywowane pismo, wypowiadając się za utrzymaniem Obozu Centralnego w Owen Sound i za prowadzeniem dalszej akcji werbunkowej. Zarząd rów­nocześnie zawiadamiał, że w dniu 1.IV.1942 roku, uchwalił gotowość opodat­kowania się na rzecz utrzymania wymienionego obozu, który stanowić będzie najlepszy środek propagandowy w Ameryce, która „będzie miała niewąt­pliwie decydujący wpływ na kształto­wanie losów świata”, że zatem bez­pośrednie związanie się za pośrednic­twem wojska z Ameryką stanowić bę­dzie najlepszą gwarancję dla przyszłości Polski itp.

W tym celu Ząrząd Centralny Zwią­zku Polaków w Kanadzie zwrócił się w dniu 3.IV.1942, za pośrednictwem dr. Rosińskiego z Toronto telefonicznie do konsula Brzezińskiego w Montrea­lu prośbą o wyrobienie posłucha­nia u przebywającego tam generała Sikorskiego w celu wręczenia mu powyższej uchwały Konsul Brzeziński oświadczył, że gen. Sikorski nikogo nie przyjmuje, podjął się jednak wręczyć tę uchwałę Naczelnemu Wodzowi. Jednak po 5 dniach konsul Brzeziński zwrócił Związkowi wyżej wymienioną uchwałę z nadmienieniem, że Naczelny Wódz już wyjechał.

Oczywiście, Zarząd Związku Pola­ków w Kanadzie uczuł się dotknięty odmową posłuchania oraz zwróceniem uchwały, zamiast wysłania jej do Lon­dynu. Wynikało z tego, że komuś zale­żało na tym, ażeby uchwała Związku Polaków nie dostała się do rąk gen. Sikorskiego oraz na tym, ażeby Po­lonię Kanadyjską zrazić do osoby Naczelnego Wodza. Wynikało to jasno z oświadczenia płk. Mitkiewicza (któ­ry towarzyszył wówczas gen. Sikorskiemu, że ani on, ani też gen. Sikorski nie wiedział o tym, że Za­rząd Polaków prosił o posłuchanie, gdyż gen. Sikorski byłby tego posłuchania udzielił, albowiem będąc w Montrealu przyjmował różne inne delegacje.

Tymi i innymi sposobami eksponenci konspiracji obozu pomajowego doprowadzili do pewnego rozbicia Polonii, lecz w zasadzie podkreślić to należy, że możliwości rekrutacyjne w Stanach Zjednoczonych jednak istniały i była wśród Polonii chęć realizowania apelu Pade­rew­skiego i gen. Sikorskiego. Dowodem tego były pozytywne rezultaty jakie osiągnął (nie tylko w zbie­raniu funduszów na rzecz Polski, ale i w rekrutacji zdecydowany zwolen­nik polityki gen. Sikorskiego i Igna­cego Paderewskiego, ks. prałat dr Bójnowski w New Britain, który z nad­wyżką przesłał do Kanady wyznaczo­ny dla jago rodka kontyngent ochot­ników.

Tak więc nie dochodziły generała Sikorskiego żadne wiadomości czy też raporty, któreby mogły go w decyzji utrzymania obozu w Kanadzie podtrzymać. Nie doręczono mu wnież raportu, który akcję antyrekrutacyjną w Stanach. Zjednoczonych piętnował jako „akcję prowadzaną na poziomie piątej kolumny”.

Konsekwencją sabotowania rozkazów gen. Sikorskiego i braku wiadomości pozytywnych na rzecz rekrutacji, skłoniły ostatecznie gen. Sikorskiego i rząd polski w Londynie do zlikwido­wania dalszego werbunku oraz misji gen. Ducha.

Podstępna, a w rzeczy samej zbrodnicza akcja przeciwko rekrutacji do armii polskiej prowadziła również i do likwidacji stworzenia oddziałów polskich przy armii amerykańskiej.

Jaki udział w zarzuceniu tego planu brał polski Sztab Główmy i Mini­sterstwo Spraw Zagranicznych, a jaki inne wpływy — jest trudno jeszcze dzisiaj ustalić, lecz w każdym razie nie ulega żadnej wątpliwości, że „ist­niał cały komplet mający na celu uniemożliwienie powstania wspomnia­nego Legionu” ze strony przeciwni­ków gen. Sikorskiego i jego rządu.

O koncepcji zorganizowania Legionu wiedział płk Sadowski, który meldował, że wiedział o tej koncepcji również i ambasador Ciechanowski, attache wojskowy Onacewicz i bawiący w tym czasie w Stanach Zjednoczonych ambasador Arczyński, gdyż chodziło wówczas o ustalenie sto­sunku do obywateli polskich i ich udziału w tym Legionie.

KONSEKWENCJE ZBRODNICZEJ AKCJI

Z tego ogólnego przedstawienia przebiegu akcji rekrutacyjnej w Ameryce wynika jasno, że mimo wszystko, ist­niała możliwość stworzenia takiej ar­mii i że zatem odpowiedzialność za niepowodzenie tej akcji spada wyłą­cznie na obóz pomajowy i jego zwolenników. Jak dalece akcja przeciwko powstaniu armii polskiej w Ameryce była skoordynowana z akcją ogólną, prowadzoną przeciwko gen. Sikorskiemu na wszystkich odcinkach życia polskiego na emigracji, dowodzi również w tym samym czasie podjęta samowolna decyzja gen. Andersa, który wbrew wyraźnemu rozkazowi swoje­go Naczelnego Wodza i premiera wyprowadza armię polską z ziemi rosyj­skiej i uniemożliwia gen. Sikorskiemu przeprowadzenie dalszej akcji wydobycia pozostałych zesłańców na rzecz tej armii, która łącznie z podziemną armią krajową mogły razem stanowić wcale poważne przeszkody do narzu­cenia Polsce rządów komunistycznych.

Uniemożliwienie powstania armii polskiej na ziemi amerykańskiej, o której aż do ostatnich chwil swego ofiarnego życia marzył i w jej powstanie wierzył — wielki ofiarnik polski, Ignacy Paderewski oraz wyj­ście armii polskiej z Rosji sowieckiej wstrząsnęły poważnie podstawami polityki międzynarodowej gen. Sikors­kiego i siłą faktu uzależniały przy­szłe losy Polski od Moskwy, z mo­mentem kiedy korzystając z wytwo­rzonej próżni Moskwa przystąpiła do organizo­wania armii polskiej pod swo­imi sztandarami.

Należy podziwiać, że mimo takich ciosów, gen. Sikorski nie upadał na duchu, nie załamywał się i wierzył w ostateczne zrealizowanie wiel­kiej misji dziejowej, jaką mu przekazał naród do wykonania i że tylko zamach, na jego życie w Gibraltarze w dniu 5 lipca 1943 roku nie pozwo­lił mu jej spełnić, wtedy właśnie, kiedy nadal zamierzał oprzeć sprawę polską o Polonię i Stany Zjednoczone w celu sparaliżowania niebezpieczeń­stwa komunistycznego.

dr Izydor Modelski

generał

Waszyngton, dnia 18 października 1960

DLACZEGO W CZASIE II WOJNY ŚWIATOWEJ
NIE POWSTAŁA ARMIA POLSKA W AMERYCE PÓŁN.

Inż. Wacław Drzewiecki

W dniu 7 grudnia 1941 roku Japonia — sprzymierzeniec Rzeszy Nie­mieckiej — dokonała masowego nalo­tu bombowego na Pearl Harbor — naj­większy ośrodek Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej na Pacyfiku. Rząd Stanów natychmiast wypowiedział Japonii wojnę, a wkrótce potem Niemcy wypo­wiedziały wojnę Stanom. W ten spo­sób Stany Zjednoczone, popierające przedtem wysiłek wojenny aliantów zachodnich masowymi dostawami, po­czątkowo na warunkach ,,cash and curry”, a potem „lend-lease” — stały się formalnie i nieodwracalnie sprzymierzeńcami koalicji antyniemieckiej, w której od pierwszych walk 1939 roku grała jedną z czołowych ról Polska i jej siły zbrojne.

Stany Zjednoczone w ciągu 2 pierwszych lat II wojny światowej rozbudowały znakomicie środki produkcji najnowocześniejszego sprzętu wo­jennego w dziedzinie wojska, marynarki i lotnic­twa — nie posiadały natomiast przeszkolonych rezerw, a w szczególności wojska lądowego, przy­go­towanego do prowadzenia „wojny błyskawicznej”, według zasad niemiec­kiego „Blitzkriegu”, który dał Niem­com zdecydowane zwycięstwa w Pol­sce w raku 1939 i we Francji w ro­ku 1940. Ta forma ofensywy opierała się na zastosowaniu najściślejszej kooperacji między innymi: lotnictwa i wojsk spadochronowych.

Wobec opanowania przez Niemcy całego terenu Europy o potencjale rozgrywki lądowej, poważny plan przyszłego zwycięstwa nad armią niemie­cką musiał brać pod uwagę zasady „wojny błyskawicznej j.w. Armia amerykańska musiała być odpowiednio przeszkolona.

Wśród najbliższych doradców wojs­kowych prezydenta Roosevelta znajdo­wał się Szef OSS (Office of Strate­gic Services — późniejsza CIA-Central Intelligence Agency) płk William Donovan, który wystąpił z następującym projektem wyszkolenia re­zerw spadochronowych Armii Amery­kańskiej:

Armia Polska w Wielkiej Brytanii dostarczy Armii Amerykańskiej instruktorów spadochronowych (Armia Polska w Szkocji miała podówczas całą Brygadę Spado­chro­nową pod do­wództwem gen. Sosabowskiego — Brygada była wyposażona w najno­wocześniejszy sprzęt i na najwyż­szym poziomie wyszkolenia), a w zamian za to:

Rząd Stanów Zjednoczonych odda do dyspozycji Polskich Sił Zbrojnych rekruta: obywateli amerykańskich polskiego pochodzenia, stwarzając w Stanach oddziały Armii Polskiej pod polskim dodztwem, pod sztan­darem Białego Orła i w polskich mundurach, podległe tylko operacyj­nie dowództwu amerykańskiemu. Przewidywana liczebność takiej Ar­mii Polskiej wyrażałaby się kwotą kilkuset tysięcy żołnierza. Rząd Sta­nów Zjednoczonych zobowiązałby się również do pokrycia wszystkich ko­sztów organizacji i utrzymania Armii Polskiej oraz wyposażenia w najnowocześniejszy sprzęt bojowy aż do zakończenia działać wojennych.

Powyższa wspaniała, koncepcja płk. Donovana (późniejszego generała) do­tarła do mojej wiadomości w pierwszych miesiącach roku 1942 w Windsor, Ont. w Kanadzie, gdzie pełniłem funkcję Redaktora Naczelnego dwujęzycznego tygodnika „ODSIECZ — POLSKA WALCZĄCA W AMERYCE” w Polskiej Misji Wojskowej pod do­wództwem gen. Bronisława Ducha, która to Misja miała powierzoną rekrutację ochotniczą wśród obywateli amerykańskich polskiego pochodzenia do Armii Polskiej w W. Brytanii. Formalne przystąpienie Stanów Zjed­noczonych do wojny przeciwko Niemcom nałożyło na wszystkich obywateli amerykańskich (oczywiście i tych pol­skiego pochodzenia) elementarny obo­wiązek służby w Armii Amerykańskiej. W tych warun­kach — o ile pro­pozycja płk. Donovana nie weszłaby w życie — nasza akcja w Kanadzie musiałaby być zwinięta. I rzeczywiście, dostaliśmy ze Sztabu Naczelnego Wodza z Londynu rozkaz likwidacji naszej placówki (nie otrzymałem wówczas żadnych informacji, jak na szczeblu Naczelnego Dowództwa została wów­czas potraktowana propozycja płk. Donovana).

Po powrocie do Londynu (przejazd przez Atlantyk okrętem brytyjskim), natychmiast zameldowałem się w Sztabie Naczelnego Wodza (Hotel Rubens, Buckingham Palace Road) i z własnej inicjatywy złożyłem wizytę oficerowi do Zleceń Naczelnego Wodza — podpułkownikowi Borkowskiemu, pytając: Co się stało z inicjatywą płk. Donowana w sprawie utworzenia Ar­mii Polskiej w Ameryce? Odpowiedź ppłk. Borkowskiego: „To nie byłoby nasze wojsko”.

Zameldowałem się przede wszystkim I Generałowi do Zleceń Naczelnego Wodza, gen. Izydorowi Modelskiemu zdając sprawozdanie z naszej akcji w Kanadzie. Gen. Modelski dopiero powiadomił mnie, że propozycja pułkow­nika Donovana napotkała stanowcze sprzeciwy ze strony większości Szefów Oddziałów Sztabu Naczelnego Wo­dza wbrew przemożnej logice i intere­sowi Armii Polskiej na Obczyźnie, stosując masową presję, wobec gen. Sikorskiego, wskutek czego propozycja ta została oficjalnie załatwiona odmo­wnie. Nie zmienił tego stanowiska fakt, że wielu wybitnych przedstawicieli hierarchii wojskowej z gen. Modelskim na czele oraz wielu członków Ra­dy Narodowej (uchodźczego odpowied­nika Sejmu RP) wypowiadało się zde­cydowanie za akceptacją tej najpiękniejszej w dziejach stosunków amerykańsko-polskich inicjatywy.

Wkrótce po objęciu przez gen. Du­cha (w następstwie po gen. Paszkiewiczu, który wyjechał na Bliski Wschód) dowództwa I Brygady Strzelców, zo­stałem przydzielony do Brygady jako oficer oświatowy z m. p. w Coupar, Hrabstwo Fife, Szkocja. Z okresu mej służby w tej Brygadzie mam najlepsze wspomnienia dotyczące w pierwszym rzędzie żołnierza polskiego, któremu służyłem.

Po kilku miesiącach zostałem wez­wany do Szefa Sztabu Brygady płk. Wizacnego, który zawiadomił mnie, że mam się natychmiast sławić do ra­portu w Sztabie Naczelnego Wodza w Londynie. Na drugi dzień przyjecha­łem do Londynu i zameldowałem się w Sztabie, gdzie zostałem powiadomiony, że raport mam złożyć szefowi Od­działu IV Sztabu Naczelnego Wodza (Wyszkolenia), płk dypl. Sulisławskiemu. Po moim zameldowaniu się — płk Sulisławski oświadcz mi, że je­stem oskarżony o „zdradę tajemnicy wojskowej”, a mianowicie, że jakobym przekazał wszystkie szczegóły propozycji płk. Donovana członkowi Rady Naro­dowej, posłowi Szczyrkowi (członkowi PPS), który wystąpił z b. su­rowym oskarżeniem przeciwko Sztabo­wi Naczelnego Wodza za zlekceważe­nie propozycji amerykańskiej: na po­siedzeniu Rady Narodowej sprawa została poddana b. ostrej wymianie zdań w wyniku której doszło do b. poważ­nego napięcia pomiędzy Radą Narodo­wa i Sztabem Naczelnego Wodza. Oświadczyłem płk, Sulisławskiemu, że posła Szczyrka w ogóle nie znam i na oczy go nie widziałem i nigdy tej sprawy nie dyskutowałem poza moimi przełożonymi wojskowymi. Po tej rozmowie powróciłem do Coupar i nigdy nic więcej na ten temat z ramienia moich przełożonych nie słyszałam.

Nadszedł rok 1943. Brygada nasza przeniosła się do Alloa, hrabstwo Clackmannanshire, Szkocja. Doszło do na­szej wiadomości, że Naczelny Wódz, gen. Sikorski wybiera się na inspekcję naszych jednostek na Bliskim Wscho­dzie. Przed wyjazdem Naczelny Wódz postanowił odwiedzić wszystkie jedno­stki w Szkocji. W oznaczonym dniu Brygada nasza została przygotowana do przyjęcia Naczelnego Wodza i przy wyjątkowo (jak na Szkocję) pięknej pogodzie Naczelny Wódz wygłosił przepiękne przemówienie (przez głośniki docierało do wszystkich oddziałów Bry­gady), zapowiadając swój wyjazd na Bliski Wschód, (z którego miał, niestety, powrócić w trumnie). Generał Sikorski był wspaniałym mówcą ex promptu [ex promptu - bez przygotowania, naprędce] i forma i treść Jego przemó­wień pod względem treści i piękna języka była nieporównalna. Po krótkiej odprawie Sztabu Brygady gen. Sikorski odjechał do Kwatery Głównej Naczelnego Wodza w Gasku (piękna posiadłość do dyspozycji Naczelnego Wodza z uprzejmości Rządu W. Brytanii). W kilka godzin później, po powrocie „do domu” przyjechał po mnie goniec Szefa Sztabu Brygady, płk. Wzacnego; wezwany zostałem do Sztaba, gdzie płk Wzacny oświadczył mi, że dostał telefoniczne zapytanie od. płk Borkowskiego (oficer do zle­ceń Naczelnego Wodza), czy ktoś mo­że w Brygadzie zrobił notatki z przemówienia Naczelnego Wodza, bo gen. Sikorski życzy sobie, żeby to przemó­wienie poszło natychmiast do druku w Dzienniku Żołnierza w Glasgow. Powiedziałem płk Zacnemu, że mam notatki i na jego życzenie odjechałem zaraz autem służbowym do kwatery Naczelnego Wodza, gdzie zameldowałem się u ppłk. Borkowskiego. (Najważniejszym punktem przemówienia było zdanie, że mimo wszelkich nieporozumień i żalów, on — gen. Sikor­ski — ani na chwilę nie wątpi, że w ostatecznym układzie stosunków, Alian­ci nasi — zarówno brytyjscy jak amerykańscy będą umieli bron Sprawy Polskiej). Tekst przemówienia wręczyłem ppłk. Borkowskiemu i w tym momencie wszedł do pokoju Naczelny Wódz w płaszczu i w rogatywce na głowie w przygotowaniu do spaceru w parku. Ppłk Borkowski stanął na baczność i zameldował: ,,Panie Generale, melduję posłusznie, że por. Drzewiecki przywiózł tekst przemówienia — wy­syłam natychmiast do Glasgow”. Ge­nerał spojrzał na mnie, podszedł bliżej i powiedział: „Panie poruczniku, mam poważne wyrzuty sumienia, że nie podziękowałem panu osobiście za to, co­ście zrobili w Kanadzie. Proszę to przyjąć teraz”. Stanąłem na baczność i odpowiedziałem: „Panie Generale, nie należy się nam podziękowanie, bo zrobiliśmy w Kanadzie za mało. Ale dlaczego nie pozwolono sam sko­rzystać z propozycji płk. Donovana, aby stworzyć paręset tysięczną Armię Polską w Ameryce? Generał spuś­cił oczy w dół i nie patrząc mi w oczy odpowiedział ledwie dosłyszalnym głosem: „To nie byłoby nasze wojsko!” (Sic).

*

O sprawie tej milczy polska powojenna literatura wspomnieniowa, za wyjątkiem nieopub­likowanego dotąd opracowania gen. Izydora Modelskiego. Wszyscy Polacy mają w zasa­dzie słu­szny żal do naszych sojuszników za niedopilnowanie naszych interesów w Teheranie, Jałcie i Poczdamie. Dotyczy to w największym stopniu Ameryki, a w szczególności ustosun­ko­wania się do naszych spraw przez prezydenta Roosevelta. Powyżej przedstawiona teza płk. Donovana w dużym stopniu powinna się przyczynić do prawdziwego naświetlenia wzajemnych sto­sunków w czasie wojny. I tu obowiąza­ni jesteśmy stwierdzić, że niedojście do skutku koncepcji Donovana zos­tało wywołane przez polską stronę. Dlaczego taka decyzja została przez polskie władze woj­skowe powzięta?

Pomyślmy tylko, w jakim stopniu potężna, kikusettysięczna armia pol­ska u szczytu wypo­sażenia w sprzęt nowoczesny z zapewnionymi rezerwa­mi i przy najbliższej współpracy z aliantami amerykańskimi i brytyjski­mi mogła teoretycznie wpłynąć na odrodzenie Polski. Przypuśćmy, że armia ta, w oparciu o koncepcję Churchilla uderzenia w „soft underbelly”, czyli podbrzusze Europy na Półwyspie Bał­kańskim już w początku roku 1944 (na 6-8 miesięcy przed powstaniem warszawskim — tragicznym błędem!) mogła się znaleźć na niebronionym skrzydle południowym armii niemiec­kiej (jak to wykonał np. gen. Patton ze swoją armią pancerną, doszedłszy do przedpola Pragi Czeskiej) i skon­centrowanym uderzeniem przedrzeć się do Polski przed wojskami radziecki­mi, zapewniając Odrodzenie Wolnej Polski własnymi siłami! A gen. Sikorski jako naczelny wódz i odnowi­ciel przeszedłby do historii Polski, jako największy bohater narodowy, wobec którego nie byłoby równego w dziejach Polski! I w tym może być właśnie sęk! Na to dobrowolnie nie mogła się zgodzić grupa legiono­wa — bezkrytycznych wyznawców le­gendy Piłsudskiego. Gen. Sikorski, od­budowując armię polską we Francji i Anglii — z konieczności rzeczy i przez swoje wielkie serce akcepto­wał prawie bez zastrzeżeń piłsudczyków na prawie wszystkich stanowis­kach w armii, marynarce i lotnictwie. W momentach przełomowych de­cyzji ten dobór decydował o więk­szości spraw. Na moją interwencję w Instytucie gen. Sikorskiego o odpis aktów w tej sprawie — w ogóle mi nie odpowiedziano. Attash w Waszyngtonie (płk Onacewicz) powie­dział mi w zeszłym roku przez tele­fon, że nigdy o tej sprawie nie słuszał. W amerykańskim archiwum w Waszyngtonie nie ma żadnych dokumentów w tej sprawie. Komuś musi zależeć na tym, żeby prawda na jaw nie wyszła. Dlatego uważam za swój obowiązek podać do publicznej wiadomości to, co jeszcze pamiętam, gdyż niedługo może b za późno!

18 sierpnia 1979 r.

Uwagi końcowe redaktora „Opoki

Dwugłos generała Modelskiego i byłego po­rucznika Drzewieckiego przynosi nam zupeł­nie rewelacyjną wiadomość o tym, że około raku 1941 czy też 1942 istniała możliwość utworzenia Ameryce, z poborowych amerykańskich narodowości polskiej, polskiej armii, li­czącej kilkaset tysięcy żołnierza. Wiadomość ta skłania mnie do następującego, ujętego w pun­kty komentarza.

1) Sprawdzenia wymaga przede wszystkim jej wiarygodność. Jak na razie, jest to wiado­mość o charakterze pamiętnikarskim, nie opar­ta o dokumenty. Pochodzi w sposób od siebie niezależny, od dwóch ludzi, należy więc jej z grubsza wierzyć. Ale czy projekt wysunięty był przez koła amerykańskie rzeczywiście odpowie­dzialne i czy miał szanse na rzeczywiste urzeczy­wis­tnie­nie? Czy ów pułkownik, późniejszy generał Donovan, był człowiekiem wpływowym i odpo­wiedzialnym? Czy projekt nie był tylko fantastyczną koncepcją ludzi nie mających możności urzeczywistnienia go? Także: jeśli nawet był zaakceptowany przez czynniki decydujące, czy nie został później wycofany? A nadto: co było treścią tego projektu? Stworzenie jedno­stek, wchodzących w skład armii polskiej, czy też tylko stworzenie polskiego legionu w ar­mii amerykańskiej?

Na pytania te należało by znaleźć odpo­wiedź. Byłoby to wdzięcznym zadaniem dla któregoś z młodych historyków polskich na amerykańskiej i brytyjskiej emigracji, przeszu­kać archiwa amerykańskie oraz rządu polskie­go w Londynie z lat wojennych, by sprawdzić, jak się ta sprawa we wszystkich szczegółach przedstawiała.

Na razie musimy przyjąć, że tyle tylko o tej sprawie wiemy, ile nam powiedzieli pp. Modelski i Drzewiecki.

Przecież tych wiadomości z palca nie wys­sali. Fakt taki w zasadniczym zrębie musiał mieć miejsce. I prawdopodobnie były widoki na jego urzeczywistnienie. Ameryka na przeło­mie lat 1941/1942 była w stanie dużego cha­osu. Były w jej aparacie państwowym sprzeczne prądy i zwalczające się wzajemnie obozy. Jeśli zrodził się wśród jej kół wojskowych konkretny projekt, związany z wojną, zapewne było rze­czą wykonalną puścić ten projekt w ruch. A rzecz raz zaczętą trudno byłoby wstrzymać. Stworzyło by to nową sytuację, która wywar­łaby na politykę amery­kańską i na ogólny tok spraw wojennych jakiś wpływ.

2) Ocena propozycji amerykańskiej z punktu widzenia polskiego musi być różna w zależ­ności od tego, która wersja jest prawdziwa: porucznika Drzewieckiego, czy generała Modelskiego.

Zacznijmy od wersji porucznika Drzewieckiego. To znaczy od przypuszczenia, że chodziło o stworzenie nowych formacji armii pol­skiej, takich samych, jak dywizje polskie we Francji, czy pierwszy korpus w Szkocji i w An­glii, czy brygada karpacka, czy późniejsze formacje polskie w Rosji, na Bliskim Wschodzie i we Włoszech.

Trzeba doprawdy być nieprzytomnym, by nie rozumieć, że powstanie dodatkowej kilku­setty­sięcznej siły zbrojnej polskiej na zachodzie byłoby potężnie wzmocniło pozycję Polski w obo­zie alianckim, a tym samym wywarło wielki wpływ na ostateczny wynik drugiej wojny światowej dla Polski.

Co to znaczy: „To nie byłoby nasze wojs­ko”? — Nie wierzę, by to generał Sikorski wymyślił te słowa. Słowa te podsunęli mu piłsudczycy. Generał Sikorski w sprawach wojs­kowych podlegał bardzo silnemu wpływowi piłsudczyków i miał do nich nie mało zaufania. Przecież to nie kto inny tylko on mianował ge­nerała Sosnkowskiego komendantem wojska podziemnego w kraju, a w dalszym ciągu gene­rała Tokarzewskiego wykonawcą jego rozkazów na miejscu w Polsce. Generał Sikorski ufał ge­nerałowi Sosnkowskiemu. A wiemy przecież dzisiaj, jak zawziętym i nieprzejednanym politykiem piłsudczykiem był ten generał. (Wiemy choćby z pamiętników p. Nowaka-Jeziorańskiego). To tylko ludzie tacy jak generał Sosnkowski mogli uważać, że „to nie byłoby nasze wojsko”. Przede wszystkim, byłoby to wojs­ko złożone z Polaków. Po wtóre, byłoby to woj­sko podlegające polskiemu naczelnemu do­wództwu i rządowi. Rzecz prosta, rząd amery­kański wywierałby na to wojsko wielki wpływ, tak samo zresztą jak rząd brytyjski wywierał wpływ na wojsko polskie w Szkocji czy we Włoszech, a rząd francuski na dywizje polskie w kampanii francuskiej. Ale było to rzeczą polskiego rządu i polskiego naczelnego dowódz­twa przed nadmiarem ingerencji obcej się bro­nić. A „złapał kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma”. Wojsko to, ożywione z pewno­ścią polskim duchem, byłoby także i nie małym elementem polskiego wpływu na amerykańską politykę. Rząd amerykański musiałby się li­czyć z jego uczuciami. Byłoby ono z pewno­ścią przewiezione do Europy — i nasiąkło by tu polskimi nastrojami, mającymi źródło w ojczyźnie. Rząd amerykański nie mógłby nim manipulować jak marionetką. Istnienie tego wojska pociągnęłoby dla polskiego rządu i do­wództwa sporo różnego rodzaju komplikacji, ale czymże byłyby te komplikacje wobec faktu powiększenia się polskiej siły zbrojnej! Dla piłsud­czyków to nie byłoby „nasze wojsko”. Ale dla Polski i sprawy polskiej — byłoby.

Jeśli taka propozycja była przez rząd ame­rykański uczyniona, trzeba było ją pochwycić oburącz i przystąpić do natychmiastowego jej wykonywania, tak, by nie dać rządowi amerykań­skiemu czasu na wycofanie się z niej i przerwanie rozpoczętej akcji.

3) A jeśli prawdziwa jest wersja generała Modelskiego, to znaczy że miał to być tylko legion?

Także i w tym wypadku należało zrobić wszy­stko co się da, by plan urzeczywistnić. Legion byłby mniejszym wzmocnieniem pozycji Pols­ki i polskiego rządu, niż powiększenie liczebne Armii Polskiej, ale także i on byłby osiągnięciem cennym. Z natury rzeczy byłoby w nim wiele polskiego ducha. Byłoby to wojsko amerykańs­kie, ale rząd amerykański i dowództwo amery­kańskie musiałyby się liczyć z jego uczuciami, co oznaczałoby wzmocnienie polskiego wpływu na amery­kańską politykę. Polski rząd oficjal­nie nie miałby nad tym wojskiem władzy, ale na różne sposoby oddziaływał by na to wojsko. Także i ono byłoby czynnikiem polskiej zbioro­wej siły. A kto wie — może w jakiejś sytuacji mogło się nawet stać tak, że ten legion został­by przekształcony w wojsko polskie i oddany rządowi polskiemu.

Z punktu widzenia walki o władzę w Polsce, co było głównym przedmiotem zaintereso­wania piłsudczyków, takie ,,nie nasze” wojsko by­łoby zapewne kłopotliwą komplikacją. Ale z pun­ktu widzenia walki o odbudowanie praw­dziwej niepodległej Polski każde polskie wojs­ko w obozie alianckim było faktem cennym i wzmacniało strategiczne perspektywy na pol­skie polityczne zwycięstwo w wojennej i powo­jennej rozgrywce.

4) Dowiadujemy się z relacji generała Modelskiego, że Polaków obywateli amerykańskich by­ło w owym czasie 5 milionów, a obywateli pol­skich w Ameryce nieco więcej niż pół miliona. Gdyby tworzono w Ameryce wojsko polskie, jest oczywiste, że obywatele polscy byliby do tego wojska wcieleni. Gdyby tworzono polski legion, jest tak samo oczywiste, że powinni oni byli nie być do tego legionu wcielani, lecz oddawani rządowi polskiemu w Londynie dla wcielania do wojska polskiego.

Ale powstaje pytanie: dlaczego nie zostali oni tak przymusowo wcieleni do tego wojska z chwilą przystąpienia Stanów Zjednoczonych do wojny? Wszak z chwilą gdy Ameryka stała się aliantką Polski, powinna była pozwolić pol­skiemu rządowi na przeprowadzenie przymuso­wego poboru polskich obywateli na swoim tery­torium! Tak właśnie postąpił rząd francuski w roku 1939 i 1940: polskie dywizje we Francji utworzone zostały w znacznym stopniu z pol­skich emigrantów we Francji (górników i in­nych), objętych polskim przymusowym poborem.

Półmilionowa rzesza obywateli polskich w Sta­nach Zjednoczonych powinna była, w wyniku przeprowadzonego poboru, dać jakieś 50.000 żołnierza, z tego jakieś 25.000 żołnierza liniowego.

Dlaczego takiego polskiego poboru w Amery­ce nie przeprowadzono? Co tu stanęło na przeszkodzie? Czy ktoś tu zawinił? I kto? I w jakich okolicznościach?

5). Wyjaśnienia wymaga sprawa odrzucenia propozycji amerykańskiej przez rząd polski w Londynie. Dlaczego odrzucono? koto tu ode­grał główną rolę? W jakich to się stało okolicz­nościach?

J. Giertych

Tylko raz, pośrednio, było mi danym zet­knąć się z generałem, naonczas pułkownikiem Modelskim. Było to w czasie wypadków ma­jowych 1926 roku. Stojąc na czele grupy har­cerzy, którym wojsko rządowe poleciło zada­nia z dzie­dziny służby łączności i wywiadu, otrzymałem, będąc w pierwszą noc owej krót­kiej, polskiej wojny domowej w Belwederze, kopertę zaadresowaną do pułkownika Models­kiego, naonczas dowódcy 30 pułku piechoty, stacjonu­jącego w cytadeli. Kopertę tę wysła­łem natychmiast przez zaufanego harcerza. Ko­perta ta, niestety, do celu nie dotarła.

DWUGŁOS W SPRAWIE ARMII POLSKIEJ W AMERYCE W CZASIE DRUGIEJ WOJNY ŚWIATOWEJ

„Komunikaty Towarzystwa im. Romana Dmowskiego”, Londyn, tom II/1 1979/80, str. 255-268. Strona 12 z 15



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
DWUGLOS W SPRAWIE ARMII POLSKIE Nieznany
Rynek Rolny, struktura agrarna, STANOWISKO NR 1 W SPRAWIE SYTUACJI W POLSKIM ROLNICTWIE I SKUTKI EWE
polski-pozytywizm potop bohaterowie , Czarniecki Stefan - dowódca armii polskiej, żołnierz odważny i
polski-pozytywizm potop bohaterowie , Czarniecki Stefan - dowódca armii polskiej, żołnierz odważny i
W sprawie przyszłości Polskich Kolei Państwowych
Dwuglos w sprawie dyskalkulii
D19200436 Ustawa z dnia 13 lipca 1920 r o uposażeniu sędziów i prokuratorów (wymiar sprawiedliwości
MEMORIAŁ W SPRAWIE WÓD POLSKI
Parafianowicz Halina, Dwugłos w sprawie polityki Franklina Delano Roosevelta
Oświadczenie Rządowe z dnia 24 września 1984 r w sprawie przystąpienia Polskiej Rzeczypospolitej Lud
Wasiak D Prawna ingerencja w zdrowie i życie ludzkie na przykł Polski i USA
Dekret o utworzeniu Armii Polskiej we Francji
Stanowisko kompromisowe w sprawie pochodzenia polskiego języka ogólnego i literackiego
2004 09 10 Uchwała Sejmu RP w sprawie praw Polski do niemieckich reparacji
Co wysłać do Polski z USA
Chora sprawiedliwość-Jaruzelski-Gontarczyk, Polska dla Polaków, Grabież i niszczenie Polski-perfidia

więcej podobnych podstron