Czeka nas najbardziej drastyczny program oszczędnościowy od 20 lat

background image

Czterolatka Tuska

Polskę czeka najbardziej drastyczny program oszczędnościowy od początku lat 90. Trzeba
znaleźć 60 miliardów złotych, tnąc wydatki i zwiększając wpływy z podatków. Rząd nie ma

pomysłu, jak powiedzieć o tym wyborcom

Minister Jacek Rostowski chce obniżyć deficyt sektora finansów publicznych z obecnych 7,9 proc. PKB
do mniej niż 1 proc. w 2014 roku, czyli o ponad 60 mld złotych. Ta informacja przeszła niemal
niezauważona. W Wieloletnim Planie Finansowym Państwa na lata 2011–2014, który w kwietniu przyjął
rząd, nie ma pełnej listy planowanych cięć wydatków. Jest jedynie tzw. reguła wydatkowa ograniczająca
ich wzrost. Za to już teraz wiadomo, że minister Rostowski chce zdecydowanie zwiększyć wpływy
z podatków. Ostatnie tak wielkie operacje fiskalne zmniejszające zadłużenie państwa przeprowadzały
rządy Tadeusza Mazowieckiego i Hanny Suchockiej. Czteroletni plan gospodarczy Donalda Tuska
będzie więc trzecią taką operacją w historii polskiej transformacji.

Nasz kraj, który przez cały kryzys utrzymał PKB na plusie, ma dziś duży i stale rosnący deficyt
w finansach publicznych z powodu rozrzutności kolejnych rządów. To ostatni moment, by wprowadzić
program oszczędnościowy. Jeśli gabinet Donalda Tuska tego nie zrobi, za kilka miesięcy nie będzie
miał wyboru, bo podwyżki podatków już nie wystarczą. Przebudzenie ze snu o zielonej wyspie może
być traumatyczne.

Z rządowego dokumentu wynika, że podstawą misternego planu walki z deficytem jest głównie wzrost
wpływów z podatków. Te z CIT mają się podwoić przez najbliższe cztery lata! Nominalnie wyniosą one
42,2 mld zł w 2014 r., prawie dwa razy więcej niż w ubiegłym roku (21,8 mld zł). Jak rząd to zrobi –
właściwie nie wiadomo. Autorzy planu liczą na to, że utrzyma się dobra koniunktura, a przedsiębiorstwa
zwiększą przychody i przestaną odliczać straty z czasów kryzysu. Ale to chyba trochę za mało,
by snuć podobne scenariusze.

Zdaniem prof. Stanisława Gomułki, byłego wiceministra finansów w rządzie Tuska, takie prognozy są
nadmiernie optymistyczne.

– Wpływy z CIT musiałyby rosnąć szybciej niż w okresie bardzo dobrej koniunktury w latach 2006–
2008, a rząd zakłada przecież wolniejsze tempo wzrostu PKB niż w tamtych latach – mówi Gomułka.

Zwłaszcza że nie ma w tym planie nic o wzroście stawki CIT, chociaż zaliczamy się do krajów
o najniższym opodatkowaniu przedsiębiorstw w Unii Europejskiej. Taka podwyżka byłaby dość łatwa do
przeprowadzenia, bo nie dotyczy bezpośrednio zwykłych obywateli. Jeśli nawet z czasem firmy
zrekompensowałyby ją sobie, ograniczając np. podwyżki płac, poszkodowani pracownicy niekoniecznie
wiązaliby to z decyzją rządu.

Innym mocnym wsparciem budżetu w czterolatce Tuska ma być ponad 36-procentowy wzrost
dochodów z podatku PIT. Mają być trzy źródła tego wzrostu: rosnące płace, zamrożenie progów
podatkowych, czyli de facto podwyżka podatków (progi nie są waloryzowane już od 2009 r.), i znaczny
spadek bezrobocia, czyli zwiększenie liczby płacących ten podatek. Tu także rodzą się wątpliwości.
Pracodawcy niezbyt chętnie podnoszą płace – w 2010 roku wydajność pracy wzrosła w porównaniu
z poprzednim rokiem o 10,4 proc., a przeciętna płaca brutto tylko o 5,2 procent.

Ostatni rok nie był wyjątkowy – taka tendencja utrzymuje się od wielu lat. Zaskakujący jest także

1

background image

projektowany spadek bezrobocia do 8,5 proc. za cztery lata. Dziś stopa bezrobocia rejestrowanego
wynosi aż 13,1 procent. Tak duże zmniejszenie jest mało prawdopodobne. Gdyby nawet do Niemiec,
Austrii i Szwajcarii, które w maju otworzą swoje rynki pracy, wyjechało pół miliona Polaków, wskaźnik
ten nie spadnie poniżej 10 procent.

Ostatnim źródłem większych wpływów do publicznej kasy ma być wzrost dochodów z VAT o 28 proc.
i akcyzy o 23 procent przez najbliższe cztery lata. Przy czym stawka VAT utrzymana byłaby na
dotychczasowym podwyższonym poziomie. Rząd nie przewiduje bowiem scenariusza przekroczenia
progu ostrożnościowego (55 proc. długu publicznego w relacji od PKB), a więc nie zakłada kolejnej
podwyżki stawki (gdybyśmy przekroczyli ten próg, opodatkowanie VAT musiałoby wzrosnąć do 24
proc.). Byłby to więc wzrost spowodowany poprawą koniunktury gospodarczej, a więc tymczasowy.

Niestety wiele z tych pomysłów, jak zamrożenie progów w PIT, podwyżka stawek VAT czy
wstrzymywanie wzrostu płac w sferze budżetowej, to rozwiązania przejściowe. Nie ograniczy się więc
w ten sposób strukturalnego deficytu państwa, który wynosi 4–5 procent PKB.

Krytycznie propozycje te ocenia prof. Jan Winiecki, członek Rady Polityki Pieniężnej: – Doświadczenia
wielu krajów pokazują, że gdy zwiększa się dochody, a w mniejszym stopniu tnie wydatki, jest to
nieskuteczne. Po dwóch, trzech latach, gdy osłabia się wzrost gospodarczy, deficyt się odradza i trzeba
zaczynać od początku.

Tymczasem w rządowym planie czteroletnim niewiele jest o cięciu wydatków. Można się tylko
domyślać, że nadal trwają spory, na czym oszczędzać. Wiadomo jedynie tyle, że wydatki będą mniejsze
za sprawą reformy OFE (niższe koszty obsługi długu publicznego). Zmniejszą się też nakłady na obronę
i subwencje dla samorządów.

Ale jest też gra do drugiej bramki. Zdawało się, że Polska resortowa to już przeszłość. Tymczasem
Michał Boni chce zwiększać wydatki z Funduszu Pracy, a Jolanta Fedak proponuje waloryzację progów
dochodowych, uprawniających do zasiłków rodzinnych (niezmienianych od pięciu lat). Katarzyna Hall
uważa, że rząd powinien wywiązać się z obietnicy kolejnej podwyżki płac dla nauczycieli, a Jerzy Miller
walczy o waloryzację wynagrodzeń urzędników służby cywilnej i służb mundurowych. Łącznie
zwiększyłoby to wydatki budżetu o ponad 5 mld złotych.

Oficjalnie wiadomo tylko tyle, że nadal ma obowiązywać tzw. reguła wydatkowa, która nie pozwala, by
elastyczne wydatki sektora rządowego rosły szybciej niż inflacja plus 1 pkt procentowy. Profesor
Gomułka uważa, że jest ona za mało restrykcyjna. Według niego powinna to być inflacja minus 1 pkt
procentowy. Wówczas mielibyśmy realny ich spadek, a nie pełzający wzrost. Restrykcje mają dotyczyć
także samorządów, co nie jest dobrym pomysłem, bo najbliższe dwa lata będą ostatnimi z dużym
dopływem unijnych pieniędzy. Po 2013 r. strumień ten osłabnie. Jeśli więc teraz nie wykorzystają one
wszystkich możliwości, następnej szansy szybko nie dostaną. Cięcia obejmą zwłaszcza wydatki
inwestycyjne: w ciągu najbliższych dwóch lat byłoby to 17,5 mld zł mniej, co oznacza np. kilkaset
kilometrów niewybudowanych autostrad.

– Gwałtowne ograniczenie wydatków, zwłaszcza w samorządach, spowolni wzrost gospodarczy. To
myślenie ograniczonego księgowego – przestrzega prof. Krzysztof Opolski z Uniwersytetu
Warszawskiego.

Zanim na dobre zacznie się realizacja czterolatki Tuska, rząd pod naciskiem Unii Europejskiej musi
przygotować plan bardziej doraźnych działań. Ma bowiem niecałe dwa lata na obniżenie deficytu
finansów publicznych do 3 proc. PKB – taki warunek postawiła nam Unia, która objęła nas tzw.

2

background image

procedurą nadmiernego deficytu. Jeśli tego nie zrobimy, grożą nam sankcje polegające przede
wszystkim na znacznym ograniczeniu bezzwrotnej pomocy unijnej. Obniżenie deficytu z prawie 8 do 3
proc. wymaga już naprawdę szybkich i drastycznych cięć, które nie spodobają się wyborcom. Ale jest
na to sposób.

Misterna zagrywka – w ulubionym sporcie premiera nazywa się to „grą bez piłki” – polega na tym, by
zrobić ruch wyprzedzający. Zaskoczeniem dla wszystkich było ogłoszenie już w kwietniu założeń do
przyszłorocznego budżetu i zapowiedź ministra Rostowskiego, że budżet będzie przyjęty
w ekspresowym tempie do końca lipca. Jako powody tego pośpiechu podano jesienne wybory i polską
prezydencję, która zacznie się w drugim półroczu. Wcześniej nikomu nie przeszkadzało, gdy wybory
odbywały się jesienią, a nowy rząd przejmował projekt budżetu po poprzednim. Trudno też uwierzyć, że
gabinet Tuska i parlament będą tak zaangażowane w prezydencję, że nie znajdą czasu na
przygotowanie najważniejszej w roku ustawy, która decyduje o finansach państwa. Unijne obowiązki są
raczej dekoracyjne (organizacyjne, proceduralne) i od tego, jak się spiszemy w tej roli, niewiele zależy.

O co więc chodzi? Być może rząd przygotuje dwa budżety: w wersji soft i hard. Pierwszą ogłosi przed
wyborami, drugą po wyborach. A dzięki temu przyśpieszeniu może nawet zdążyć z tą drugą wersją
jeszcze przed końcem roku.

Krystyna Doliniak

Tagi: deficyt, podatki, Tusk, rząd 2011-05-14 16:16:45

3


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Pierwsza terapia genowa wydłużająca telomery Czy czeka nas nieśmiertelność
finis-w, Jeszcze w tym miesiącu czeka nas podsumowanie rozgrywki gry „SPÓŁKA”
Czeka nas germanizacja Europy
program wydarzen bhp 20 05 11
ASPNET AJAX Programowanie w nurcie Web 20
Wkróce czeka nas globalny kataklizm, W ஜ DZIEJE ZIEMI I ŚWIATA, ●txt RZECZY DZIWNE
Nowy Dokument programu Microsoft Word (20)
Cennik TelefonĂłw w Ofercie Biznes od 20 03 2012
CZY CZEKA NAS TOTALNA INWIGILACJA
20 lat polskiej debaty o stos. państwo-kościół. Program, Konferencje
od 20
Od 20 kwietnia 2015 r, Sony Bravia KDL-32EX720 - TV Firmware update
Czeka nas otwarcie gwiezdnych wrót
Tragiczne wydarzenia w domu doprowadziły do jednego z najbardziej drastycznych przypadków tzw, Tragi
Programowanie imprez turystycznych 20.05.2011, Turystyka, Hotelarstwo, programowanie imprez turystyc
Czy na pewno czeka nas piekło, Dogmatyczna
Nowy Dokument programu Microsoft Word (20)

więcej podobnych podstron