40 herbat i 40 dni 1 17

background image

1

http://www.fanfiction.net/s/6215456/1/Czterdzieci_herbat_czterdzieci_dni


40 herbat i 40 dni


ROZDZIAŁ PIERWSZY

HERBATA ODDANIA

Harry Potter nie mógł się nadziwić własnej głupocie. Co go podkusiło, aby zgodzić się na testowanie
najnowszych produktów Freda i George’a? Wolał sobie nie wyobrażać, co go czeka, ale wiedział jedno –
przez czterdzieści kolejnych dni będzie zdany na łaskę i niełaskę dwóch pozbawionych skrupułów
czarodziejów, którzy słowo „litość” znali jedynie ze słownika.
- No dobra, od początku – powiedział z irytacją, przyglądając się sceptycznie podanemu mu przez Freda
pucharkowi napełnionemu musującym, pomarańczowym płynem. – Jakie będzie działanie tego waszego
wynalazku?
- To genialna rzecz. Stworzyliśmy kolekcję herbat, a każda powoduje zmianę w zachowaniu osoby, która
ją wypije. Super, że zgodziłeś się je dla nas przetestować.
Harry niechętnie uniósł pucharek i przyjrzał się jego zawartości.
- Nic mi się po tym nie stanie, prawda?
- No co ty? Skąd ci to przyszło do głowy? Mielibyśmy skrzywdzić naszego wielkiego i wspaniałego
Harry’ego Pottera?
- Aha, czyli sami nie wiecie – skwitował Harry. Raz kozie śmierć. Przechylił pucharek i wypił wszystko
duszkiem, po czym odstawił naczynie na stół i spojrzał na bliźniaków.
- I jak smakowało? – spytał George. Fred wyjął notes i samonapełniające się pióro, gotów do robienia
notatek.
Harry w zadumie oblizał wargi.
- Jak lekko osłodzony, świeży sok pomarańczowy.
- Czyli smak się zgadza – mruknął Fred, zapisując odpowiedź.
- Teraz trzeba jeszcze sprawdzić działanie – wyszczerzył zęby George.
Bliźniacy wyciągnęli Harry’ego zza stołu i pociągnęli go w kierunku portretu Grubej Damy.
Niespodziewanie Harry zatrzymał się w pół kroku, wbił wzrok w Neville’a Longbottoma, po czym do
niego podszedł, pozostawiając Freda i George’a przy obrazie.
- Neville, chcę, abyś wiedział, że zawsze możesz na mnie liczyć. Jesteś świetnym przyjacielem i
wspaniałym człowiekiem. Nie przejmuj się tym, co inni o tobie mówią. Ja wierzę w twoje zdolności i
wiem, że jesteś w stanie osiągnąć wszystko, o czym marzysz i stać się tym, kim pragniesz. – Harry
chwycił kolegę za ramię. – Gdybyś kiedykolwiek był w potrzebie - a jak mówię „kiedykolwiek”, to
znaczy „w każdej chwili”, choćby w środku nocy – po prostu daj mi znać. Nawet wtedy, gdybyś chciał
tylko pogadać.
Neville wybałuszył oczy.
- Eee… dzię… dzięki, Harry – wymamrotał w osłupieniu.
Harry radośnie skinął mu głową. Wraz z bliźniakami wyszedł na korytarz i cała trójka ruszyła na
ś

niadanie. Tuż przed schodami Harry spojrzał na braci Weasley poważnym wzrokiem.

- Gdybyście kiedyś potrzebowali mojej pomocy, możecie na mnie liczyć. Wiecie, że rodzice pozostawili
mi sporo pieniędzy, więc gdyby było wam niezbędne wsparcie finansowe przy realizowaniu nowych
projektów, walcie do mnie jak w dym. A jeśli chodzi o testowanie tych herbat, zrobię to najlepiej, jak
potrafię. W końcu od czego są przyjaciele?
Zmienia pijącego w modelowego Gryfona z lekką domieszką puchoństwa, zanotował Fred.
Weszli do Wielkiej Sali. Na widok Dracona Malfoya Harry wyrwał do przodu, podbiegł do niego i
chwycił Ślizgona za ramiona.
- Co ty wyrabiasz, Potter? Zabieraj łapy! – Draco zagotował się ze złości, gdy Harry zaczął go ściskać.

background image

2

- Malfoy, wiedz, że zawsze będziesz moim wrogiem – najlepszym, jakiego mógłby mieć czarodziej. Nie
mogę się już doczekać naszych dalszych pojedynków, złośliwych dowcipów, pyskówek i bójek. Od pięciu
lat jesteś dla mnie jak wrzód na tyłku i chcę, byś wiedział, jak bardzo to sobie cenię. Gdy jestem
szczęśliwy, sprowadzasz mnie do parteru. Gdy zdarza mi się coś wspaniałego, psujesz to. Gdy wraz z
przyjaciółmi próbujemy ratować szkołę, robisz wszystko, co w twojej mocy, aby pokrzyżować nam plany
i przy okazji wysłać nas do szpitala z licznymi obrażeniami. Gdy widzisz nas na korytarzu, strzelasz w nas
klątwami i urokami. Dziękuję ci za to, że jesteś moim wrogiem i liczę, że w przyszłości będziemy mieli
jeszcze wiele okazji, by skoczyć sobie do gardeł.
Skończywszy przemowę, Harry spokojnie usiadł przy stole Gryffindoru, pozostawiając w kompletnym
osłupieniu sporą grupę świadków tej sceny.
Fred wyszczerzył zęby w uśmiechu i schował notes do torby.
- Działa! A co więcej, wywołuje uczucie szczerego oddania wobec każdej napotkanej osoby, nawet tej
nielubianej.
Bliźniacy zaczęli sobie gratulować.
- Dobra robota, Gred.
- Dobra robota, Forge.
Draco Malfoy wzdrygnął się. Co do jasnej…? Potter chyba dostał świra.

ROZDZIAŁ DRUGI

HERBATA ABSOLUTNEJ PEWNOŚCI

Drugi dzień testowania zaczął się podobnie, jak poprzedni – do czasu.
- Malfoy! Dotknąłem Malfoya! – krzyczał Harry do Freda i George’a. – Nie, więcej, ja go ściskałem! A
wszystko przez waszą cholerną herbatkę!
- No no, Harry, spokojnie, nic wielkiego się nie stało – zaczęli go uspokajać bliźniacy.
- Nic wielkiego? Nic wielkiego? – wrzaski przybrały na sile. – Wieszałem się na nim na środku Wielkiej
Sali, wszyscy to widzieli! Co oni sobie pomyślą? Co sobie pomyśli Malfoy?
Fred i George wymienili porozumiewawcze uśmiechy.
- Daj spokój, kto by o tym pamiętał…
Harry przeszył ich wzrokiem.
- Dobra, może nie jestem wzorem inteligencji, ale głupkiem też nie. O wszystkim, co robię, gada się
tygodniami. A Harry Potter, który ściska Malfoya i ogłasza go swoim wrogiem na wieki, to młyn na wodę
dla plotkarzy.
Bliźniacy lekko się zaczerwienili i wzruszyli ramionami, jakby chcieli powiedzieć: „A to nasza wina, że
wszyscy się tobą interesują i że dostałeś napadu wylewności na oczach całej szkoły?”. Obaj mieli spore
doświadczenie w udawaniu niewiniątek, nawet, gdy w rzeczywistości byli sprawcami zamieszania.
Harry otworzył usta, aby kontynuować przemowę. Wykorzystał to Fred, chwytając pucharek napełniony
białym płynem i wlewając mu wszystko do gardła. Harry przełknął i zamrugał. Na jego twarzy pojawił się
wyraz ogromnej ulgi.
- Chwała Bogu – mruknął. – Głowę bym dał, że wczoraj wyznawałem Malfoyowi, jak bardzo cieszy mnie
nasza obopólna wrogość. Jakie szczęście, że tego nie zrobiłem.
Ron wszedł do pokoju wspólnego akurat w momencie, gdy Harry wypowiadał te słowa.
- Owszem, zrobiłeś to – zauważył.
- Nieprawda – zaprzeczył Harry.
- Prawda.
- Wcale nie.
- Właśnie, że tak – upierał się Ron.
- Słuchaj, nie wiem, o co ci chodzi, ale jestem absolutnie pewien, że niczego takiego nie mówiłem
Malfoyowi.
- Ale wszyscy mówią, że…

background image

3

- Wszyscy się mylą – zadrwił Harry. – Do cholery, chyba wiem najlepiej, co zrobiłem, a czego nie. Na
pewno nie dotknąłem Malfoya!
Fred błyskawicznie robił notatki.
Pijący jest całkowicie przekonany, że wszelakie przyjemne złudzenia są rzeczywiste. Nie słucha przy tym
racjonalnych argumentów, odrzucając wszelkie fakty i dowody.
W tym momencie pojawiła się Hermiona.
- Harry, jeszcze jesteś nieubrany? Pospiesz się, zaraz będzie śniadanie, a potem lekcje.
Harry spojrzał na nią, jakby zwariowała.
- Hermiono, dzisiaj jest sobota. O jakich lekcjach mówisz?
- Harry, dziś jest środa, nie sobota. Oczywiście, że mamy lekcje.
- Przykro mi, ale coś ci się pomyliło. Jestem pewien, że mamy sobotę, a skoro tak, powłóczę się jeszcze w
piżamie i zejdę na śniadanie trochę później.
- Harry! – warknęła Hermiona. – Wiem, co mówię! Ubieraj się i chodź! Najpierw coś zjemy, a potem
będziemy mogli pouczyć się do jutrzejszego testu z eliksirów.
Harry przewrócił oczami i położył się na kanapie, przeciągając się przy tym beztrosko.
- Oszalałaś chyba – rzucił. - Jeśli dziś mamy sobotę, to jutro jest niedziela. Nawet Snape nie ma prawa
robić nam testów w weekend.
- Co cię opętało? – fuknęła Hermiona. – Jeśli się nie pospieszysz, to uprzedzam, nie zamierzam ci
pomagać w nauce do jutrzejszego testu.
- I co z tego? O jejku Maciejku, Hermiona nie pomoże mi w nauce do niby-testu! Ludzie, ratujcie! Nie
zaliczę testu, moja przyszłość zaczyna się jawić w czarnych barwach! O, nędzny mój losie! – wykrzyknął
Harry, wywołując tym atak chichotu u bliźniaków.
Wzmaga sarkazm, obniżając jednocześnie poziom inteligencji, zapisał Fred.
- No to się doigrasz! – rozwścieczona Hermiona wyszła z pokoju wspólnego, ciągnąc za sobą Rona.
- Środa… - zakpił Harry. – Co za brednie.
W tym momencie pojawił się Neville, który wyszedł właśnie z dormitorium i dostrzegł leżącego na
kanapie Harry’ego.
- Hej, Harry. Nie schodzisz na śniadanie?
- Na razie nie, chcę sobie trochę poleniuchować.
Neville rzucił zaklęcie Tempus i zorientował się, że do końca śniadania została jeszcze ponad godzina.
- Dobra, to na razie – rzucił i nerwowym krokiem skierował się w stronę wyjścia.
- Neville, zaczekaj. Coś nie tak? Jesteś jakiś podenerwowany – zawołał za nim Harry.
- Wiesz, ten jutrzejszy test z eliksirów… Wiem, że obleję. Snape zacznie się na mnie wydzierać, obśmieje
mnie, dostanę szlaban i wszyscy będą się ze mnie nabijać… - wymamrotał Neville.
Harry uśmiechnął się szeroko.
- Przecież jutro nie ma żadnego testu! – powiedział.
- Naprawdę? – w oczach Neville’a zajaśniała nadzieja.
- Naprawdę – potwierdził Harry.
- Pewien jesteś?
- Na sto procent.
- Kurczę, dzięki! To chyba najlepsza wiadomość w tym tygodniu! – ucieszył się Neville.
- Nie ma za co! – odpowiedział Harry, a Neville poszedł na śniadanie, wielce uradowany.
Wzmaga umiejętność kłamania jak z nut, sprawiając, że każe słowo brzmi całkowicie przekonująco.
- Kolejny sukces! – bliźniacy wyszczerzyli do siebie zęby.



ROZDZIAŁ TRZECI

HERBATA BŁYSKOTLIWOŚCI

background image

4

Twarz Freda Weasleya przybrała kolor ni to siny, ni to purpurowy. Być może dlatego, że dłonie Harry’ego
Pottera zaciskały się na jego gardle, ale to tylko jedna z możliwych teorii.
- Okłamałem Neville’a! – wysyczał Harry, wzmacniając uścisk. – Powiedziałem mu, że dziś nie ma
ż

adnego testu, a to przecież nieprawda. Jak mogliście mi to zrobić?

George chwycił Harry’ego za dłonie, próbując go odciągnąć od brata.
- Harry, uspokój się, my…
- Uspokój się? Uspokój się? Snape mnie zamorduje, a Neville jeszcze po nim poprawi! Wybaczcie, ale
jakoś mnie to nie uspokaja! – wrzasnął Harry.
- Napra… wimy… to – wycharczał Fred.
- Jak? – uścisk na jego gardle lekko zelżał.
- Dzi… siej…szą her…ba…tą…
- Pewien jesteś? – spojrzenie Harry’ego przeszywało Freda na wylot.
- Słowo honoru – pospiesznie zapewnił George.
- No dobra. – Harry puścił Freda, a jego gniew jakby nieco opadł. Wskazał palcem na pucharek,
napełniony jasnobrązowym płynem. – Jeśli to nie pomoże, to gwarantuję, że będziecie tego żałować przez
bardzo długi czas.
Ton głosu Harry’ego sprawił, że bliźniacy zadrżeli.
- Na pewno pomoże – zapewnili chórem.
Harry spojrzał na nich z niedowierzaniem, ale i nadzieją, po czym chwycił pucharek i wypił jego
zawartość. Nie zauważył jednak żadnej zmiany – czuł się zupełnie normalnie. Zirytowany wzruszył
ramionami i zszedł na śniadanie wraz z bliźniakami. Lepiej niech zadziała, bo jak nie…
Usiadł pomiędzy Ronem a Nevillem, naprzeciwko Hermiony, wzdrygając się na widok spojrzenia, jakie
mu posłała. Przepraszanie Hermiony zawsze było ciężkim zadaniem, ponieważ była bardzo pamiętliwa, a
co gorsza, Harry obśmiał się z jej inteligencji. Uzyskanie jej wybaczenia mogło zająć wieki, a właśnie
teraz Harry nie miał zbyt wiele czasu.
Pospiesznie zjadł śniadanie, próbując nie myśleć o reakcji Neville’a, gdy ten dowie się o wszystkim, po
czym razem z pozostałymi Gryfonami z klasy zszedł do lochów. Bliźniacy, którzy rzucili na siebie
Zaklęcie Niewidzialności, podążyli za nim – w końcu ktoś musiał robić notatki.
- Co jest, Potter? – zaszydził Draco, który po wydarzeniach sprzed dwóch dni nadal czuł wściekłość, ale i
zmieszanie, co bardzo go gniewało. – Strach cię obleciał przed dzisiejszym testem?
- Testem? – pisnął Neville.
Harry odwrócił się i spojrzał mu prosto w oczy.
- Tak, Neville. Mamy dziś sprawdzian z eliksirów.
- A więc mnie okłamałeś? – w cichym głosie Neville brzmiało tyle bólu, że Harry aż się wzdrygnął.
- Tak. Widzisz, Neville, twoim problemem jest to, że bardzo się wszystkim denerwujesz. Przed każdym
sprawdzianem panikujesz tak, że popełniasz głupie błędy, których normalnie byś nie zrobił. A ja wiem, że
jeśli przestaniesz się stresować, uspokoisz się i zaczniesz pracować według instrukcji, poradzisz sobie bez
problemu.
Neville zamrugał. A więc Harry skłamał, aby mu pomóc! Wierzył w niego! Na pyzatej twarzy pojawił się
lekki uśmiech.
- No, skoro tak mówisz, Harry… to cię nie zawiodę!
- I o to chodzi! – ucieszył się Harry.
W tym momencie otworzyły się drzwi pracowni eliksirów i stanął w nich Snape, obrzucając uczniów
niechętnym spojrzeniem.
- Wejść – rzucił.
Uczniowie weszli do sali i zaczęli zajmować miejsca. Partnerem Harry’ego został tym razem Neville.
Chłopcy usiedli w jednej z ławek po prawej stronie klasy i wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Harry
spojrzał na tablicę i doznał szoku – rozumiał, co tam było napisane!
Snape omiatał klasę spojrzeniem spod zmrużonych powiek.
- Dzisiaj przygotujecie, a w niektórych przypadkach spróbujecie przygotować – spojrzenie powędrowało
w kierunku Harry’ego i Neville’a – Wywar śywej Śmierci. – Uśmiechnął się szyderczo, gdy twarze

background image

5

niektórych uczniów pobladły. – Składniki są w szafce, macie dwie godziny. Zaczynać.
- Neville, damy radę! – Harry chwycił kolegę za ramiona, próbując go uspokoić. – Idź i weź wszystkie
składniki.
Neville skinął głową i wykonał polecenie. Gdy wrócił, dostrzegł, że Harry rozpalił już ogień pod
kociołkiem, a potem machnął różdżką, mamrocząc cicho jakieś zaklęcie.
- Zaklęcie Bariery – wyjaśnił Harry na widok miny kolegi. – Na wszelki wypadek, żeby nam nikt niczego
do kociołka nie wrzucił.
- Ekstra – wymamrotał Neville.
Harry rzucił okiem na przyniesione przez kolegę składniki i pokiwał głową, dając znać, że wszystko jest
jak należy.
- No to do dzieła!
Harry chwycił nóż i zabrał się za korzenie waleriany, krojąc je w równe, dwucentymetrowe kawałki. Gdy
wszystko było gotowe, wrzucił je do kociołka, prosząc, aby Neville zamieszał siedemnaście i jedną
czwartą raza w kierunku przeciwnym do wskazówek zegara. Nie spuszczając oczu z kolegi, wziął się za
piołun. Mocno trzymając miskę lewą ręką, prawą ucierał piołun na proszek. Skończywszy, dodał składnik
do kociołka, wsypując go w małych dawkach i w odpowiednich odstępach czasu, po czym kazał
Neville’owi zamieszać jedenaście razy ruchem przeciwnym do wskazówek zegara.
Uśmiechnął się z satysfakcją, widząc, że preparat przybrał barwę czarnej porzeczki. Położył fasolkę
sopophorusa na desce, sięgnął po srebrny nożyk i zaczął ją rozgniatać płaską częścią noża. Nie było to
łatwe, gdyż cała operacja wymagała czasu i precyzji, ale w końcu mu się udało. Ostrożnie przelał
uzyskany sok do małej, szklanej fiolki.
Obaj chłopcy pracowali tak pilnie, że zdawali się być pogrążeni we własnym świecie. Nie zauważyli, że
stali się obiektem zainteresowania całej klasy, na czele z profesorem.
Fred i George robili gorączkowo notatki.
W widoczny sposób zwiększa inteligencję oraz pozwala dogłębnie zrozumieć temat, którym pijący akurat
się zajmuje.
O kurczę, zapowiadał się bestseller!
Harry wziął korzeń asfodelusa, wrzucił go do miski i zaczął ucierać na proszek. Gdy skończył, z
zadowoleniem stwierdził, że do tak precyzyjnego wykonania nawet Snape nie mógłby się przyczepić.
Wsypał proszek do kociołka, a następnie dodał sok z sopophorusa, wlewając go w taki sposób, jakby
chciał udekorować eliksir niczym tort – na kształt gwiazdy.
- Dobra, Neville, teraz zamieszaj siedem razy ruchem przeciwnym do wskazówek zegara, a potem jeden
raz w drugą stronę.
Eliksir przybrał barwę jasnego fioletu.
Oczy Snape’a rozszerzyły się, słyszał bowiem komendy wydawane przez Pottera i widział Longbottoma,
wykonującego polecenia całkowicie poprawnie. Eliksir w kociołku chłopców stał się przezroczysty – taki,
jaki powinien być.
- Udało się – w głosie Neville’a brzmiało niedowierzanie.
- Ano! – zgodził się uradowany Harry.
Snape rzucił się do ich kociołka. Wnikliwa inspekcja wykazała, że chłopcy przyrządzili eliksir absolutnie
bezbłędnie. Profesor wbił wzrok w Harry’ego i Neville’a i zapytał:
- Kim jesteście?
- Nie rozumiem, sir – odezwał się Harry.
- Potter i Longbottom to głąby w sztuce warzenia eliksirów. Wiem doskonale, że jesteście uczniami
starszego roku, którzy dzięki Eliksirowi Wielosokowemu postanowili pomóc kolegom.
Neville zbladł i cofnął się o krok. Harry poczuł wzbierającą w nim falę irytacji.
- Ja naprawdę jestem Harry, a to naprawdę jest Neville.
- Nie opowiadaj mi tu bzdur! – warknął Snape. Cała klasa w osłupieniu przyglądała się tej wymianie zdań.
– Potter i Longbottom nie są w stanie uwarzyć nawet Wywaru Spokoju, który jest w programie pierwszej
klasy!
Teraz Harry był już naprawdę rozgniewany.

background image

6

- My to my. Być może pan to nie pan – zaszydził. – Snape może być tłustowłosym dupkiem i wrednym
skurczybykiem, ale nie jest idiotą.
Twarz Mistrza Eliksirów wykrzywiła się z gniewu.
- No to może sprawdzimy – kontynuował Harry. - Proszę mi powiedzieć, szanowna profesorska imitacjo,
gdzie powinienem szukać bezoaru?
Malfoyowi opadła szczęka. Z niedowierzaniem przyglądał się konfrontacji pomiędzy Snapem a jego
własnym, samozwańczym rywalem wszechczasów. Co, do cholery, działo się z Potterem?
- Gryffindor traci dwadzieścia punktów. – Snape dygotał z furii. – A ty masz jutro szlaban, Potter.
- Oczywiście, szanowny profesorze-imitatorze – zadrwił Harry.
Fred i George wymienili porozumiewawcze uśmiechy i wyślizgnęli się z klasy równo z dzwonkiem na
przerwę. Do ich uszu doleciało kolejne: „Gryffindor traci…”. Bez dwóch zdań, herbatka zadziałała
rewelacyjnie. A co więcej, tym razem to nie ich należało winić za utratę punktów.
W końcu to Harry Potter narozrabiał.

ę

ROZDZIAŁ CZWARTY


HERBATA MĘCZENNIKA


Harry z jękiem zakrył twarz poduszką, starając się wmówić sobie, że dzwoniący budzik to tylko zły sen.
Przetarł oczy i wolno podniósł się do pozycji siedzącej, wciąż zaspany. To wszystko ich wina, niech ich
szlag. To przez nich zmuszony był wstawać o upiornej godzinie (piątej rano), aby odbyć szlaban u
Snape’a. Niechętnie zwlókł się z łóżka i poczłapał do łazienki, po czym zszedł do pokoju wspólnego.
Jak się spodziewał, dwie rudowłose zmory już tam na niego czekały. Harry posłał im takie spojrzenie, że
bliźniacy aż zadrżeli i, co rzadko im się zdarzało, nie odezwali się ani słowem.
Gdyby Harry miał w sobie nieco mniej z Gryfona, uciekłby na samą myśl o testowaniu kolejnej Niech-To-
Cholera-Strzeli-Herbatki. Niestety, był Gryfonem przez bardzo duże „G”. Wyciągnął bladą dłoń z
obgryzionymi paznokciami i chwycił stojący na stoliku pucharek. Wolno wypił gorzkawy, jasnoróżowy
płyn i bez słowa opuścił pokój wspólny, a za nim podążyli bliźniacy, którzy uprzednio rzucili na siebie
Zaklęcie Niewidzialności.
Harry wszedł do klasy eliksirów i klapnął na krzesło. Za chwilę pojawi się Snape, który bez wątpienia
wymyśli coś wyjątkowo paskudnego i bolesnego na miły początek dnia.
O, właśnie przyszedł, a raczej wpadł jak burza.
- Potter.
- Tak, panie profesorze? – odpowiedział Harry głosem pełnym szacunku.
Dłoń Snape’a, nosząca ślady kontaktu z silnymi eliksirami, wskazała złożoną w kącie stertę kociołków.
- Wyczyść je. Nie chcę na nich widzieć nawet najmniejszej plamki.
- Tak, panie profesorze. – Harry pospiesznie podszedł do stosu kociołków, wyglądających jak jedno
wielkie, zasyfione złomowisko. Wyciągnął różdżkę, chcąc zacząć jak najszybciej i nie tracić czasu, gdy
dłoń Snape’a opadła mu na ramię.
- Bez użycia magii, Potter – odezwał się złośliwie profesor.
- Przepraszam! Zrobiłem coś nie tak? Tak mi przykro, tak strasznie przykro! Chyba się zabiję! Rzucę się z
Wieży Astronomicznej! – jęknął Harry i pognał w kierunku drzwi.
- Wracaj tu natychmiast, Potter! – wrzasnął Snape, pewien, że smarkacz próbuje się wymigać od szlabanu.
- Tak, panie profesorze! – Harry jednym susem znalazł się znów koło Mistrza Eliksirów.
- Wracaj do pracy – burknął Snape.
- Profesor Snape daje mi drugą szansę? Zaiste, profesor Snape to wspaniały czarodziej! – oświadczył
Harry. Rzucił się do czyszczenia kociołków z takim zapałem, że aż szmatka furkotała. Był tak
zaaferowany pracą, że nie dostrzegł wyrazu twarzy Mistrza Eliksirów, na której malowało się zdumienie
połączone z lekkim szokiem.
Harry czyścił kociołki, a Snape usiadł za biurkiem i zaczął sprawdzać wypracowania. Przez nieuwagę

background image

7

rozlał czerwony atrament na pergaminy, co naturalnie wprawiło go w jeszcze gorszy humor.
- Skończyłem, panie profesorze – oświadczył Harry.
Snape uniósł brwi w wyrazie niedowierzania, wstał i podszedł do kociołków. Rezultaty inspekcji
zaskoczyły go, gdyż chłopak wykonał kawał dobrej roboty – co musiał niechętnie przyznać. Aha! Bystre
oczy wypatrzyły mały, metalowy kociołek, którego smarkacz nawet nie ruszył.
- O czymś chyba zapomniałeś – zadrwił.
Zielone oczy napełniły się łzami.
- O Boże, przepraszam, po stokroć przepraszam! Harry Potter jest kompletną porażką natury! Pozwoli
pan, że przyniosę panu nóż? Będzie pan mógł mnie pokroić i być może zrobię coś pożytecznego, oddając
swoje ciało na składniki eliksirów!
- Nie bądź głupi, Potter – burknął Snape. – śadna z części twojego ciała nie jest warta tyle, aby mieć
zaszczyt wylądować w moim eliksirze.
Z oczu chłopca trysnęła fontanna łez.
- Jestem do niczego! Nie nadaję się nawet na składnik eliksiru! – w głosie Harry’ego pobrzmiewała
histeria. Zrozpaczony upadł na ziemię i wyrżnął głową o jeden z kociołków, krzycząc: – Zły Potter! Zły
Potter!
Snape zadrżał lekko, a następnie chwycił chłopca za ubranie, jednym szarpnięciem stawiając go na nogi.
- Co ty wyrabiasz, bałwanie? – ryknął. I choć nie przyznałby się do tego nawet pod groźbą zjedzenia
paczki cytrynowych dropsów, sprawiał wrażenie zaniepokojonego zachowaniem smarkacza.
Zielone oczy, tak podobne do oczu matki, zajaśniały oddaniem
- Pan profesor pyta, czy z Harrym Potterem wszystko w porządku? Pan profesor Snape to zaiste wielki i
wspaniały czarodziej!
Snape wyglądał na równie zaniepokojonego, co zdezorientowanego. Nieco drżącą ręką wskazał odległy
kąt sali.
- Umyj podłogę – rozkazał.
- Kolejne zadanie? Wykonam je z rozkoszą! – Harry pospiesznie wziął płyn do mycia podłóg, po czym na
klęczkach zaczął wykonywać polecenie.
Pracował z uśmiechem na twarzy. Podłoga w klasie była taka ładna – nie drewniana, jak u Dursleyów, ale
składająca się z małych, gładkich kamyków w kształcie prostokąta. Nucąc pod nosem, Harry pracował
wytrwale, przesuwając się powoli w kierunku biurka nauczycielskiego. Wymył podłogę wokół biurka i
czujnym wzrokiem zaczął przyglądać się efektom swojej pracy. I w tym momencie dostrzegł, że buty tego
sympatycznego profesora były zabrudzone. O nie, to się nie godziło! Harry wczołgał się więc pod biurko i
zabrał do polerowania obuwia Mistrza Eliksirów. Po chwili pogrążony w sprawdzaniu wypracowań Snape
doznał uczucia, że coś tu jest nie tak. A gdy zorientował się, co jest nie tak, zerwał się na równe nogi i
odskoczył do tyłu, omal nie rozpłaszczając się na tablicy.
Nieco zdziwiony Harry podniósł głowę i spojrzał na Mistrza Eliksirów. Na twarzy mężczyzny malowało
się coś, co można było określić mianem skondensowanej grozy. Harry nie pojmował, co mogło tak
przerazić tego miłego profesora.
- Wynoś się – wycharczał nauczyciel.
Harry był w szoku.
- Czy Harry Potter zrobił coś nie tak? – spytał.
- WYNOCHA! – zaryczał Snape. – I przestań się tak na mnie gapić jej oczami! WON!
Harry uciekł, dławiąc się łzami, zdecydowany rzucić się na pożarcie Wielkiej Kałamarnicy. I gdyby nie
bliźniacy, zapewne by to zrobił.

Herbata Męczennika – ogólne podsumowanie:
- wywołuje tendencje do samokarania się za popełnione błędy (na wzór skrzatów domowych)
- reakcje są wyjątkowo gwałtowne (trzeba nieco zmienić formułę)
ZASKAKUJĄCY BONUS: Przeraża nawet profesora Severusa Snape’a.

background image

8

ROZDZIAŁ PIĄTY
HERBATA PRYSZCZULCA


W piękny, sobotni poranek Harry Potter leżał zwinięty w kłębek na łóżku i snuł szczwane plany. Nie był
obrażalski ani pamiętliwy, co to, to nie. Ale wszystko ma swoje granice, a limit wstydu, jakiego się
ostatnio najadł, był już wyczerpany. Tak więc leżał i dumał, a w głowie roiły mu się najróżniejsze plany
odpłacenia bliźniakom pięknym za nadobne.
Przewrócił się na bok i dostrzegł stojący na nocnym stoliku pucharek. Aha, a więc bracia Weasley woleli
nie stawać z nim twarzą w twarz i podrzucili mu herbatę, kiedy spał! Cóż, słowo się rzekło, nie mógł
złamać obietnicy. Wypił więc napój o smaku wiśni, odrzucił kołdrę i wstał.
Ciekawe, co go dzisiaj czeka?
Wchodząc do łazienki, minął Rona, który właśnie z niej wychodził i niechcący otarł się o niego. Nie
przywiązując wagi do tego mało istotnego drobiazgu, poszedł pod prysznic.
Dean Thomas przebudził się na moment i spojrzawszy nieprzytomnym wzrokiem na Rona, wymamrotał:
- Coś takiego. Nie wiedziałem, że Ron też jest czarnoskóry.
Po czym przewrócił się na drugi bok i znowu zasnął.
Ron nie zauważył niczego dziwnego do chwili, gdy trójka przyjaciół spotkała się przed portretem Grubej
Damy, aby wspólnie zejść na śniadanie.
- Ron, co ci się stało? – zdumiała się Hermiona.
- Nie rozumiem – odparł zapytany.
- Twoja skóra jest brązowa.
W tym momencie również Harry przyjrzał się przyjacielowi.
- Kurczę, ona ma rację! – powiedział, sprawiając Hermionie ogromną przyjemność, gdyż poparł jej
zdanie.
Ron zaczął się oglądać od stóp do głów.
- A niech to szlag! – wybuchnął. Jego blada, pokryta licznymi piegami skóra miała teraz odcień
głębokiego brązu. Niebieskie oczy rozszerzyły się z szoku. – Jak to się mogło stać?
Przysłuchując się potokowi dobrych rad i przypuszczeń ze strony Hermiony, Harry nagle przypomniał
sobie moment, kiedy w łazience wpadł na Rona. Na jego usta wypłynął lekki uśmiech. O tak, wiedział
doskonale, jak to się stało, ale na razie nie miał zamiaru się do tego przyznawać.
Idąc w kierunku Wielkiej Sali, omal nie wpadł na Cho Chang i musiał uskoczyć w bok, aby się z nią nie
zderzyć. Podczas tego manewru musnął koniuszkiem palca dłoń dziewczyny, na której twarzy
natychmiast wykwitła efektowna kolekcja pryszczy.
- Oj, przepraszam – mruknął Harry, starając się nie okazywać uciechy. Może to i było świńskie z jego
strony, ale potraktował to jako rewanż za plotki, które Cho o nim rozpuszczała. śe zabił Cedrika, co za
głupota… Może jednak odpuści bliźniakom, skoro dzisiejszy dzień zapowiadał się tak wesoło? Rozejrzał
się, ale nie dostrzegł ani George’a, ani Freda ze swoim nieodłącznym notesem.


- To miało zwalczać problemy skórne, a nie wywoływać – zauważył Fred.
- I co z tego? Jaja jak berety, ubaw po pachy – odparł George.
W chwilę później zobaczyli, jak idący korytarzem Draco Malfoy zderza się z Harrym.


- Patrz, jak leziesz – warknął Draco.
Harry spojrzał na Malfoya i nie wytrzymał. W jednej sekundzie dostał takiego takiego ataku śmiechu, że
nie mógł się uspokoić. Rżał, wył i chichotał, wiedząc, że zachowa ten obraz we wdzięcznej pamięci do
końca życia.
- I z czego tak ryjesz, Potter? – warknął młody Malfoy.
- Drakusiu! – krzyk Pansy odbił się echem od ścian korytarza. – Co ci się stało?

background image

9

Zdezorientowany Draco spojrzał na swoją dłoń, która – o zgrozo! – była piegowata! Szybko znalazł
lusterko, przejrzał się w nim i skamieniał z przerażęnia. Jego zawsze gładka, jednolita cera pokryta była
ohydnymi, brązowymi plamami.
- Wyglądam jak… Weasley – wycharczał.
Słysząc to, Harry zaczął się śmiać jeszcze głośniej, aż twarz mu poczerwieniała. Draco wbił w niego
wściekłe spojrzenie.
- Co ty mi zrobiłeś, do cholery? – ciało Malfoya stężało z gniewu. – Masz to natychmiast usunąć!
- Nie wiem, o czym mówisz – wykrztusił Harry.
W tym momencie na arenę wkroczył Severus Snape, idący wprost z lochów. Widok łaciatego niczym
krowa Malfoya niemal wbił go w ziemię.
- Potter, zrób coś z tym! Już! – pienił się Draco.
Czarne oczy zwęziły się niebezpiecznie. Łopocząc szatami, Mistrz Eliksirów podszedł do Harry’ego i
chwycił go za ramię.
- Panie Potter, proszę natychmiast przywrócić pana Malfoya do normalnego wyglądu.
Harry już miał wyjaśnić, że nie ma zielonego pojęcia, jak to zrobić. Spojrzał na profesora i słowa zamarły
mu na ustach. Na czubku ogromnego, haczykowatego nosa Snape’a widniała monstrualnych rozmiarów
brodawka, z której wyrastały trzy długie włosy. Zdławiony dźwięk wyrwał się z gardła Harry’ego i już nie
było odwrotu. Dziki śmiech wypełnił korytarz. Ogarnęła go taka głupawka, że nawet głos Snape’a, który
miał właściwości zbliżone do gazu paraliżującego, nie był w stanie go uspokoić.
- Przestań się chichrać, Potter! – zaryczał Draco. A ponieważ ten wciąż śmiał się jak szalony,
rozwścieczony Ślizgon skoczył do przodu i szarpnął Harry’ego. Na nieszczęście zrobił to tak mocno, że
obaj stracili równowagę i wyłożyli się jak dłudzy na korytarzu.
Severus Snape przyglądał się leżącym uczniom. Harry leżał na plecach, a na nim Draco – usta w usta.
Chłopcy poderwali się niemal natychmiast, patrząc na siebie z przerażeniem.
Pocałowałem Malfoya, przemknęło Harry’emu przez głowę. Pocałowałem go, a on znowu wygląda jak
zawsze!
I wtedy uświadomił sobie coś znacznie gorszego.
A jeśli Snape zażąda, abym i jemu przywrócił normalny wygląd? Będę go musiał… POCAŁOWAĆ?
Czegoś takiego nie była w stanie zdzierżyć nawet gryfońska odwaga. Harry rzucił się do ucieczki, mijając
bliźniaków i nawet ich nie zauważając. Jak oszalały wpadł do dormitorium, skoczył na łóżko i naciągnął
na siebie kołdrę.
Całowałem Malfoya. Całowałem Malfoya. Ja go CAŁOWAŁEM!
A co się stało, to się nie odstanie, choćby nie wiem, ile razy temu zaprzeczał.
Wiedział jedno. Zemsta nie ominie bliźniaków.


Wbrew pozorom, bliźniakom nie było do śmiechu. Fred dygotał tak, że aż wypuścił z ręki notatnik, który
uderzył o podłogę i otworzył się na stronie, zawierającej informacje o króliku doświadczalnym:
Harry Potter. Wiek: 15 lat. Wzrost: 171 cm. Waga: 63,5 kg.* Włosy: czarne. Oczy: zielone, odcień
zmienia się w zależności od humoru.
Dodatkowe informacje: Syn Huncwota – Rogacza. Syn chrzestny Huncwota – Łapy. Przybrany bratanek
Huncwota – Lunatyka.
Chłopcy znowu zadrżeli. Mieli wrażenie, że notatnik przewiduje przyszłość.

ROZDZIAŁ SZÓSTY

HERBATA ŚWIRUSA

background image

10

(tu małe wyjaśnienie. Tytuł jest grą słowną, której nie da rady przetłumaczyć. Bat-Tea – batty oznacza

ekscentryczny, zwariowany, pomylony. Bat– to nietoperz. Innymi słowy można to tłumaczyć jako

Herbata Świrusa albo Herbata Nietoperza.)

Harry zszedł do pokoju wspólnego tak cicho i ostrożnie, aby nie obudzić śpiących jeszcze

współlokatorów. Bliźniacy czekali na niego na kanapie, nie wiedząc nawet, co ich wkrótce czeka. Oj, dam

ja wam dzisiaj popalić, obiecał w duchu Harry.

- No dobra, co my tutaj mamy? – spytał, przyglądając się przezroczystej substancji w trzymanym przez

Freda pucharku.

- Herbatę Świrusa – odparł George.

- Aż strach się bać – mruknął Harry, jednak nie mógł się wycofać.

- Spokojnie, to nic groźnego. Zrobisz się po niej nieco zwariowany, jak Luna Lovegood – wyjaśnił

pospiesznie Fred.

Harry z trudem powstrzymał się od zademonstrowania paskudnego, mściwego uśmieszku. O tak, tego

mu było trzeba. Da dowcipnisiom do wiwatu. Na samą myśl o tym niemal zrobiło mu się ich żal. Ale

tylko niemal. Wziął pucharek i uniósł go do ust, szepcząc pod nosem zaklęcie, które zamieniło jego

zawartość na wodę, uprzednio przygotowaną i trzymaną w szklance na stoliku przy łóżku. Następnie

wymamrotał drugie zaklęcie i jakby nigdy nic, wypił duszkiem „herbatę” i otworzył oczy. Wszystko

wyglądało jak zwykle, z jednym małym wyjątkiem – oczy Harry’ego były zupełnie białe.

- Ja nic nie widzę! Nie widzę! Straciłem wzrok! – zaczął krzyczeć i miotać się w pokoju w udawanej

panice.

- Na gacie Merlina! – bliźniacy osłupieli z przerażenia.

- Boże, Boże, ja nie widzę! Jestem ślepy jak nietoperz! Oślepiliście mnie! – ryczał Harry. W chwilę

później do pokoju wspólnego zaczęli wpadać wyrwani ze snu Gryfoni. Hermiona natychmiast podbiegła

do przyjaciela, pytając, co się stało.

Harry odwrócił się w jej kierunku, starając się nie patrzeć prosto na nią. Na widok jego oczu Hermiona

wydała z siebie zduszony jęk.

- Oni mnie oślepili! – jęknął.

- To był przypadek! – zaczęli się bronić bliźniacy.

- Przypadek? Jak można kogoś niechcący oślepić? – pisnęła Hermiona.

- Harry, chodź, zabiorę cię do pani Pomfrey. Może coś na to poradzi. – Neville przepchnął się przez

tłum i chwycił Harry’ego za ramię, po czym ostrożnie wyprowadził go z pokoju wspólnego.

W chwilę po wyjściu obu chłopców do pokoju wspólnego wpadła profesor McGonagall i aż ją

zamurowało na widok Hermiony Granger, mierzącej z różdżki do braci Weasley.

- Wy kretyni, jak mogliście go oślepić? Na łby poupadaliście? – wrzeszczała Hermiona.

background image

11

- Jak to? Kto kogo oślepił? Panno Granger, co się tu dzieje? - opiekunka domu wreszcie odzyskała

rezon.

- Te bałwany oślepiły Harry’ego. – Widać było, że Hermiona z trudem trzyma emocje na wodzy.

- CO zrobili? – Minerwa była pewna, że się przesłyszała.

- Oślepili go, pani profesor. Nie wiem dokładnie jak, ale teraz Harry nie widzi.

- Czy to prawda? – usta wicedyrektorki zacisnęły się w wąską linię.

Fred i George byli bladzi jak śmierć.

- To był przypadek, przysięgamy! Musi nam pani uwierzyć! Nigdy, ale to przenigdy nie

skrzywdzilibyśmy Harry’ego!

- Nie interesuje mnie, czy to był przypadek, czy nie! – McGonagall ryczała tak, że lwy z godła

Gryffindoru mogłyby się przy niej schować. – Co wyście zrobili? Oślepiliście chłopca, w którego rękach

spoczywa los czarodziejskiego świata! – Bliźniacy pobledli jeszcze bardziej. – Szlaban u pana Filcha, w

każdy weekend aż do Bożego Narodzenia!!!

Fred i George odsunęli się do tyłu, przerażeni takim atakiem furii u zazwyczaj opanowanej,

dystyngowanej profesorki. Ta zaś, wykrzyczawszy, co miała do powiedzenia, rozejrzała się i patrząc na

swoją najlepszą uczennicę, zapytała:

- A gdzie właściwie jest pan Potter?

- Neville zabrał go do pani Pomfrey – odszepnęła Hermiona.

Neville i Harry szli do skrzydła szpitalnego. Harry, który wciąż udawał niewidomego, dawał się

prowadzić koledze bez oporu.

- Ciekaw jestem, czym oni ci się tak narazili – odezwał się nagle Neville.

- Słucham? – zaskoczony Harry aż zamrugał. Czyżby się czymś zdradził? Owszem, Neville był dość

spostrzegawczy, znacznie bardziej, niż Ron, ale nie sądził, że aż do tego stopnia.

- Daj spokój, nie jestem głupi. Bliźniacy w życiu nie zrobiliby ci krzywdy. Dać ci coś na wymioty,

zmienić kolor skóry czy włosów, to tak, ale oślepić? Nigdy w to nie uwierzę. – Chłopcy spojrzeli sobie

prosto w oczy. – Robisz sobie z nich jaja, prawda? A twoim oczom nic nie dolega?

- No dobra, zgadłeś. – Harry pokiwał głową, wciąż nie mogąc się nadziwić przenikliwości Neville’a. –

Powiem ci, o co chodzi. Pamiętasz, że ostatnio zachowywałem się dość dziwacznie? To wszystko przez

nich. Zgodziłem się testować ich najnowszy wynalazek – zestaw herbat o różnym działaniu - i sam wiesz,

jakie były tego efekty. Uznałem więc, że za to, co przez nich przeżyłem, należy mi się mała satysfakcja.

- Czyli ta scena z Malfoyem… - Neville zawiesił głos.

- Tak, obie sceny. I to przez bliźniaków dostałem szlaban – mruknął Harry. – Wprawdzie udało nam

się uwarzyć idealnie eliksir dzięki jednej z herbat, przyznaję, ale dzięki innej nagadałem ci głupot o tym

teście u Snape’a.

- Aha, czyli dlatego tak mnie wtedy okłamałeś?

- Właśnie dlatego. Te ich herbatki są naprawdę świetne, ale wolałbym, aby testował je ktoś inny. –

background image

12

Harry uśmiechnął się marzycielsko.

- Zaczekaj chwilkę, muszę do kibla – powiedział Neville i wszedł do łazienki.

Harry opadł się plecami o ścianę i patrzył przed siebie błędnym wzrokiem, wciąż udając niewidomego.

Mijający go uczniowie robili przerażone miny, widząc, w jakim stanie znajduje się słynny Harry Potter.

W pewnym momencie pojawiła się również Cho Chang. Na widok Harry’ego na jej ustach pojawił się

diaboliczny uśmieszek i bez wahania zbliżyła się do niego.

Neville wyszedł z łazienki i jego oczom ukazał się dość dziwny widok: Harry, kiwający się na

wszystkie strony i usiłujący uniknąć pocałunku ze strony panny Chang.

- O nie! Aż tak ślepy to ja nie jestem! – zdenerwował się i machnięciem różdżki zdjął czar ze swoich

oczu, przywracając im normalny wygląd.

- Harry, to cud! Odzyskałeś wzrok! – zawołał Neville z udawaną radością.

- Jasność widzę, jasność! – zawył Harry i obaj chłopcy, pękając ze śmiechu, popędzili z powrotem do

wieży Gryffindoru, pozostawiając na korytarzu osłupiałą i obrażoną Cho. Weszli do pokoju wspólnego,

starając się nie roześmiać na widok ulgi, jaka odmalowała się na twarzach zebranych.

- Harry! – Hermiona z krzykiem rzuciła mu się na szyję. – Wszystko w porządku? Co powiedziała pani

Pomfrey?

- Już nic mi nie jest. Odzyskałem wzrok – zapewnił ją Harry ze śmiertelną powagą.

- Tak się cieszę! – Hermiona zaczęła go ściskać jak szalona. – Była tu profesor McGonagall,

powiedziałam jej o wszystkim. Dała tym bałwanom szlaban z Filchem do końca roku. I bardzo im tak

dobrze!

- Och, to był czysty przypadek – zapewnił ją Harry i spojrzał wymownie na bliźniaków. – Poza tym

znów widzę normalnie.

Oczy braci Weasley zwęziły się, gdyż zrozumieli, że padli ofiarą dowcipu, czyli własnej herbaty.

Koncept był przedni, to musieli przyznać, aczkolwiek z lekką niechęcią. Wiadomo bowiem, że

najzabawniejsze dowcipy to takie, których jest się autorem, zaś bycie ofiarą żartu jest już w nieco

gorszym guście. Zwłaszcza, że wisienką na torcie były tygodnie szlabanu z Filchem.

- Chyba pójdę się położyć – oświadczył Harry i wrócił do dormitorium. Wszedł akurat w chwili, gdy

Ron przechylał do ust stojącą na nocnym stoliku szklankę. Harry nie zdążył go ostrzec. W osłupieniu

patrzył na dwa ogromne, nietoperze skrzydła, które wyrosły nagle na plecach przyjaciela.

- W mordę jeża! – zaklął. Chciał dać popalić bliźniakom, nie Ronowi. W zakłopotaniu potarł kark. I co

teraz?



ROZDZIAŁ SIÓDMY

HERBATA TURYSTY


Nadszedł poniedziałek, a bracia Weasley truchleli coraz bardziej. Nie mieli najmniejszej ochoty ponownie
zadzierać z Harrym, dlatego tym razem wybrali herbatę, której działanie nie powinno być zbyt
ośmieszające ani upokarzające.

background image

13

Gdy Harry zszedł do pokoju wspólnego, nie mógł się powstrzymać od uśmiechu na widok min Freda i
George'a. Wygląda na to, że dałem im popalić, pomyślał z satysfakcją. Bez wahania wypił kolejną
herbatkę – jasnozielony, przezroczysty płyn.
- Smakuje arbuzem – stwierdził. Przeciągnął się leniwie i podszedł do okna, wyglądając na zewnątrz.
- Czy ja jestem w zamku? - spytał z niedowierzaniem, przyciskając twarz do szyby.
- No... tak.
- Ale ekstra! - ucieszył się Gryfon, wyrzucając w geście radości pięść w górę.
W tym momencie do pokoju wspólnego wszedł Colin Creevey. Na jego widok Harry niemal rzucił się na
niego.
- Czy to Polaroid?
- Tak – odparł Colin, lekko zdziwiony zachowaniem kolegi.
- Mógłbym go od ciebie pożyczyć?
- Pożyczyć? Ależ oczywiście, proszę bardzo! - rozpromieniony Colin zdjął aparat z szyi i podał go
Harry'emu.
- Dzięki! - chłopak ruszył pędem w kierunku portretu Grubej Damy, a bliźniacy za nim. Harry zatrzymał
się przy wyjściu z wieży i wybałuszył oczy.
- Jejku, gadające portrety! - wykrzyknął. - Pani mówi!
- A co, mam miauczeć? Oczywiście, że mówię! - odpaliła urażona Gruba Dama.
- Chłopaki, wyście to widzieli? Gadający obraz! - Harry uśmiechał się szeroko do bliźniaków. Wybiegł
pędem z pokoju wspólnego, jak szalony pstrykając zdjęcia wszystkiego, co znajdowało się wokół niego.
Na końcu korytarza czekało go kolejne zaskoczenie.
- Ruszające się schody! - uszczęśliwiony Harry zaczął wymachiwać rękami, imitując ich poziomy ruch.
Fred i George wymienili porozumiewawcze spojrzenia, robiąc notatki. Harry wskoczył na schody i zaczął
po nich biegać, dopóki jeden ze schodków nie zniknął mu nagle z oczu.
- Ale ekstra! Chłopaki, to byłby świetny dowcip, wpuścić kogoś na te schody i patrzeć, jak mu się nagle
noga zapada!
Nowa atrakcja szybko się znudziła. Zmęczony bieganiem Harry wrócił na korytarz i nadział się wprost na
Irytka.
- Jesteś duchem? - zapytał z niedowierzaniem.
- No a czym? - obraził się Irytek. Po chwili dodał: - No, tak jakby duchem. Wszyscy mówią, że jestem
poltergeistem.
- Nie wierzę! - zaczął go podpuszczać Harry. - Udowodnij!
Irytek uśmiechnął się drwiąco i jednym ruchem przezroczystej ręki przebił nią Harry'ego na wylot, jakby
chciał mu wyrwać serce.
- No i co, niedowiarku?
- O ja cię kręcę! - wrzasnął Harry. - Ale z ciebie ekstra gość!
- Ja? A, ja! No jasne, że ja! Ekstra jestem gość! - uradował się Irytek.
- Ekstra to mało powiedziane! Jesteś najbardziej zajefajnym duchem, jakiego w życiu spotkałem!
Chciałbym być taki super, jak ty – wyznał Harry i pognał korytarzem wprost w ramiona kolejnej
przygody, nieświadom, że właśnie podbił serce Irytka i zyskał w nim dozgonnego przyjaciela. Zatrzymał
się na moment przy poruszających się zbrojach. Kolejna atrakcja!
- Rany, co za wspaniałe miejsce – sapnął z zachwytem. - Czuję się, jak Alicja w Krainie Czarów!
- Bo w niej jesteś. A dokładnie znajdujesz się w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart – uściślili
bliźniacy.
- No co wy? To magia naprawdę istnieje? - w oczach Harry'ego malowała się iście dziecięca radość.
- Istnieje, istnieje.
- Kurka wodna! - Harry chwycił aparat, szalejąc przy zbrojach niczym rasowy paparazzo. Teraz był już
niemal w amoku. Gdy doszedł do drzwi wyjściowych i wyjrzał przez nie, zobaczył coś, czego wcześniej
w życiu nie widział. Ludzie na miotłach! Przyglądał się im w niemym zachwycie, póki grupka ubranych
na zielono chłopców nie wylądowała.
- O mój Boże! - Harry podbiegł do Malfoya. - Ty latałeś! Naprawdę latałeś!

background image

14

Arystokratyczna brew uniosła się w wyrazie ironii.
- Owszem, Potter, latałem. To dość powszechny zwyczaj podczas treningów Quidditcha – zaszydził
Draco. - Niektórzy nas rodzą się z pewnymi umiejętnościami, podczas, gdy inni zmuszeni są oszukiwać,
aby dostać się do drużyny.
Aluzja spłynęła po Harrym jak woda po kaczce.
- Latałeś na miotle! - powtórzył.
- Jak każdy czarodziej. - Draco spojrzał na Harry'ego jak na idiotę.
- To ty jesteś czarodziejem?
- A co? Coś ci się nie podoba? - Draco sięgnął po różdżkę.
- Cudownie! - rozemocjonowany Harry wcisnął George'owi aparat do ręki. - Zrób nam razem zdjęcie!
Draco był w takim szoku, że nawet nie zareagował, gdy Harry Potter chwycił go za rękę i przyciągnął do
siebie. Flesz aparatu błysnął dwa razy, a dziwne, przyjemne ciepło zniknęło, gdy Harry rzucił się oglądać
zdjęcia. Mimo protestów bliźniaków, że będą potrzebować ich do dokumentacji, Harry zabrał obie
fotografie i wręczył jedną Draconowi.
- Dzięki! - powiedział z uczuciem i udał się na śniadanie, nie odrywając oczu od trzymanego w dłoniach
zdjęcia.
Ale gratka! Nikt nie uwierzy, dopóki tego nie zobaczy.
On i prawdziwy czarodziej na wspólnej fotografii – najlepsza pamiątka z wycieczki!


ROZDZIAŁ ÓSMY

HERBATA PRZEDRZEŹNIACZA


Harry przyglądał się trzymanej w dłoniach fotografii, na której obejmował zaszokowanego Dracona
Malfoya, śmiejąc się przy tym od ucha do ucha. Już miał podrzeć to nieszczęsne zdjęcie, kiedy nagle zdał
sobie sprawę, że nie jest w stanie tego zrobić. Dlaczego? Przecież nie zamierzał zachować sobie takiej
pamiątki, prawda? Zirytowany własnymi myślami, wrzucił fotografię do szuflady i poszedł pod prysznic.
Dziwne, ale cieszyło go to, co wydarzyło się poprzedniego dnia. Ostatnio jego życie było dość zwyczajne
i aż nazbyt normalne, zaś dzięki Fredowi i George’owi zaczął postrzegać znane mu otoczenie w zupełnie
innym świetle. Pomyślał o wszystkim, co tak kochał w Hogwarcie i nie mógł się nie uśmiechnąć. Już od
dłuższego czasu nie bawił się tak dobrze, jak wczoraj.
Po prysznicu ubrał się i zszedł do pokoju wspólnego.
- Dzieńdoberek! – zawołał.
- Cześć, Harry! – odpowiedzieli bliźniacy, dostrzegając z ulgą, że kolega jest w wyjątkowo dobrym
humorze.
Dzisiejsza herbatka smakowała cytryną. Harry wypił ją ze smakiem.
- Pychota – oświadczył.
- No to git – stwierdził Fred.
- No to git – zgodził się Harry.
- To idziemy na śniadanie – zaproponował George.
- To idziemy na śniadanie – przytaknął Harry i wraz z bliźniakami opuścił pokój wspólny. Na korytarzu
odpowiadał „cześć” każdemu, kto go witał. W pewnym momencie zderzył się niechcący z Malfoyem i
obaj zatrzymali się jak wryci. W zachowaniu Dracona dało się wyczuć pewne napięcie, spowodowane
dziwnymi wypadkami z ostatnich dni.
- Zejdź mi z drogi, ty palancie półkrwi – warknął Ślizgon.
- Zejdź mi z drogi, ty palancie półkrwi. – Oczy Harry’ego zwęziły się z gniewu.
- Nie jestem półkrwi! – krzyknął Draco.
- Nie jestem półkrwi! – zaprotestował Harry.
- Owszem, jesteś – warknął Draco.

background image

15

- Owszem, jesteś – powtórzył Harry.
- Nie jestem!
- Nie jestem!
- Wszyscy wiedzą, że jestem czystokrwisty! – zadrwił Draco.
- Wszyscy wiedzą, że jestem czystokrwisty! – odpalił Harry.
Młody Malfoy zadygotał z gniewu. Ten gryfoński wypierdek ośmielił się poddać w wątpliwość jego
pochodzenie? Jak on śmiał?
- Twoja matka to cholerna, brudna szlama – syknął.
- Twoja matka to cholerna, brudna szlama. – W oczach Harry’ego zapłonęła nienawiść.
Z gardła Dracona wydobył się dziwny charkot, a jego pięść wystrzeliła do przodu, trafiając Harry’ego
prosto w twarz. Głowa Gryfona odskoczyła do tyłu, ale Draco nie zdążył się długo nacieszyć swoim
triumfem, bo w sekundę później zarobił taki cios, że runął na podłogę. W tym momencie puściły wszelkie
hamulce. Obaj chłopcy zaczęli się bić jak szaleni, tarzając się po ziemi jak w amoku, kopiąc, waląc
pięściami, plując i szarpiąc przeciwnika za włosy.
Ten gnojek obraził moją matkę! Już ja mu pokażę! myślał Draco, tłukąc Harry’ego, ile wlezie. Obaj
chłopcy byli już mocno zakrwawieni, gdyż w tej chwili walczyli tak, jakby mieli zamiar się pozabijać.
- Przepuśćcie mnie! Dosyć tego! – Profesor Snape przepchnął się przez tłum kibiców i stanął jak wryty na
widok rozszalałego kłębowiska rąk i nóg. – Co wy wyprawiacie?
Harry już otwierał usta, aby powtórzyć słowa Mistrza Eliksirów, ale dostał z łokcia od Malfoya i na
moment odebrało mu oddech.
- On nazwał moją matkę szlamą! – krzyknął Draco.
Nauczyciel spojrzał na Harry’ego, który wskazał na Malfoya.
- On nazwał moją matkę szlamą – oświadczył.
Ciało profesora stężało z gniewu, a zgromadzeni wokół uczniowie zaczęli się wycofywać w popłochu.
Choć Severus Snape potrafił wzbudzać strach, to nigdy jeszcze nie wyglądał na tak rozgniewanego, jak w
tej chwili.
- Panie Potter, panie Malfoy – wycedził. – Jutro rano macie u mnie szlaban. Radzę się porządnie wyspać,
bo odrobina snu bardzo się wam przyda. – Odwrócił się i odszedł, wywołując u uczniów wrażenie, że
właśnie przechodzi koło nich burza z piorunami.
Jak Malfoy śmiał nazwać Lily Evans szlamą? Jak śmiał? Severus był tak wściekły, że można było już
współczuć tym, którzy będą mieli z nim dzisiaj lekcje.
- Nie wierzę, że dał mi szlaban – wymamrotał Draco, nadal w szoku.
- Nie wierzę, że dał mi szlaban – pożalił się Harry.
Draco podniósł się i pospiesznie udał do skrzydła szpitalnego, nadal niczego nie rozumiejąc. Opiekun jego
domu dał mu szlaban? Za co? Przecież zachowywał się tak, jak go zawsze uczono. Dlaczego więc Snape
był z niego niezadowolony?

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

HERBATA AROGANTA

Harry gapił się tępo na baldachim nad łóżkiem i rozmyślał. Powinien przeprosić Malfoya. Nie, żeby

miał ochotę, ale tak chyba wypadało. Wiedział przecież doskonale, jak to boli, gdy ktoś wyśmiewa się z

naszych bliskich i dlatego sam tego nigdy nie robił. Ale czy faktycznie powinien przepraszać? W gruncie

rzeczy Malfoyowi należała się mała nauczka.

Wstał z niechęcią, decydując się odpuścić poranny prysznic. Podejrzewał, że kąpiel może być mu

potrzebna po odbyciu szlabanu. Zszedł do pokoju wspólnego, bez słowa wypił podany mu przez

background image

16

bliźniaków napój o błękitnej barwie i udał się do klasy eliksirów.

Powinien być zły na Freda i George’a, ale nie był, czuł bowiem, że wybrali wczorajszą herbatę tak, aby

nie narazić go na żadne nieprzyjemności. Nie ich wina, że wyszło, jak wyszło. Jęknął i w desperacji

przeczesał palcami nastroszone włosy.

Gdy wszedł do klasy eliksirów, zorientował się, że przyszedł pierwszy. Najwyraźniej Snape się spóźni.

Przewrócił oczami z irytacją i oparł się o ścianę, nieświadom, że niewidzialni bliźniacy czają się tuż obok.

Snape i Draco pojawili się razem, dokładnie dwie sekundy przed godziną zero.

- Spóźnione słowiki – wymamrotał Harry pod nosem.

- Coś ty powiedział, Potter? – odezwał się profesor.

- Nic, sir – odparł Harry znudzonym tonem. – Nie rzekłem ani słowa.

Snape spojrzał groźnie na stojącego przed nim Gryfona, a oczy zwęziły mu się w szparki. Ten

szczeniak nabijał się z niego, czuł to każdą komórką swego ciała. Jak on nienawidził tego wyrazu jej oczu.

Chłód, ironia, wyniosłość – nie, w jej oczach powinna się odbijać miłość, troska i śmiech.

- Macie wysprzątać schowek na eliksiry oraz poukładać znajdujące się w nim składniki – powiedział

lodowatym tonem. – I nie wyjdziecie stamtąd, dopóki nie skończycie, choćbyście mieli nie pójść na

ś

niadanie. Zrozumiano?

- Tak, panie profesorze – odparli chłopcy.

- No to zaczynajcie – warknął profesor, obserwując uważnie sylwetki Harry’ego i Dracona, niknące w

czeluści schowka.

Draco nie spuszczał oczu z Harry’ego. Wyglądało na to, że Złotemu Chłopcu zaczyna odbijać palma.

Te jego maniery, ton głosu – zupełnie, jakby miał przed sobą drugiego Malfoya: aroganckiego,

przekonanego o swojej wartości i wyższości. Ślizgon zmarszczył czoło w głębokiej zadumie.

Zastanawiające. Czyżby zachowanie Pottera odzwierciedlało jego własne? Czy gdy rozmawiał z ludźmi,

dawał im odczuć, że są oni niewarci ziemi, po której stąpa?

Potrząsnął głową, usiłując odegnać dziwne myśli. Co za głupoty!

- Bierz dupę w troki i do roboty, Potter – warknął.

Harry nie odpowiedział i wydawało się, że nie dostrzega, iż nie jest sam. Bez słowa zabrał się do pracy,

starannie i metodycznie pozbywając się pajęczyn oraz kłębów kurzu, zalegających wszystkie kąty. Gdy

wnętrze lśniło czystością, zaczął segregować składniki, układając je w alfabetycznej kolejności.

Draco przyglądał się temu w osłupieniu, ze złości zaciskając dłonie w pięści. Jak Potter śmiał go

ignorować? Jego? Dracona Malfoya?

- Potter!

Zero odpowiedzi.

- Potter!

Cisza.

- Do jasnej cholery, przestań mnie ignorować!

Harry odwrócił się i spojrzał Malfoyowi prosto w twarz.

- Mówiłeś coś, czy mi się zdawało? – zadrwił.

background image

17

Draco poczuł, że oblewa się rumieńcem. A więc to tak czuje się ktoś, kogo ignorują i na kogo patrzą z

góry? Nie znał wcześniej tego uczucia, ale… to było okropne.

- Czemu mnie olewasz? – zapytał.

- A czemu nie? – odparował Harry.

- Bo ja jestem Draco Malfoy – wycedził Ślizgon.

- Wielkie mi mecyje! A ja jestem Harry Potter, zbawca czarodziejskiego świata. Takich nadętych,

aroganckich, czystokrwistych gnojków jak ty jest na pęczki. A Harry Potter jest tylko jeden – odparł

Harry drwiącym tonem.

Draco zamarł. To nie był Potter. To nie mógł być on! To, co przed chwilą usłyszał… nie, to nie

pasowało do Pottera. Choć było mu ciężko, musiał przyznać uczciwie sam przed sobą – Potter był… no

dobra, miły. Grzeczny aż do bólu, odważny do przesady i zbyt głupi, aby miało mu to wyjść na zdrowie. A

więc tak o nim myślał! Nadęty, arogancki gnojek? To było… przykre.

Poczuł coś dziwnego, czego nie czuł od bardzo dawna, a może nigdy wcześniej. To zabolało. Czy inni

właśnie tak czuli się w jego obecności? Czy jego drwiny były aż tak bolesne? Czy to, co mówił, mogło

utkwić komuś w pamięci i nie dać się stamtąd wyrugować, powracając niczym ból nieustannie

drażnionego zęba?

Jak otępiały zabrał się do pracy, porządkując składniki i snując się od jednej półki do drugiej.

Coś było nie tak. I to bardzo nie tak.

Przecież to nie miało sensu. Zachowywał się tak, jak go zawsze uczono. Od dziecka wpajano mu, że

Malfoyowie są lepsi od innych. A właściwie czemu? Czysta krew, to oczywiste, chociaż… Draco poczuł,

ż

e ten argument łatwo dałoby się obalić. Choćby taka Grangerówna. Zero czarodziejskiej krwi w żyłach, a

biła go na głowę na każdych zajęciach. No i Potter. Półkrwi, a jednak wygrywał z nim każdy mecz.

Dlaczego więc właściwie Malfoyowie mieli być lepsi? I w czym? Aha, pieniądze. No tak, byli bogaci,

zdecydowanie bogatsi od takich choćby Weasleyów. A jednak cała ta rudowłosa hałastra wydawała się

być zawsze taka radosna i pogodna. A on? Przecież nie zawsze był szczęśliwy. Czyżby więc powiedzenie,

„pieniądze szczęścia nie dają” było prawdą?

Bił się z myślami, dopóki nie skończyli porządkować schowka.

- No i jak? – spytał Harry z lekkim uśmieszkiem.

- Co jak? – nie zrozumiał Draco.

- Pytam, jak to jest, kiedy ktoś nazywa twoją matkę szlamą. Miło? - W głosie Harry’ego nie było już

złośliwości, tylko zaciekawienie.

- To nieprawda! Moja matka nie jest szlamą! – wybuchnął Draco.

- Wiem. Ale ja pytam, jakie to uczucie, gdy ktoś tak o niej mówi – odparł Harry.

Draco wbił wzrok w ziemię, nie wiedząc, co powiedzieć. Czuł się dotkliwie upokorzony. Jakie to

uczucie? Okropne, musiał przyznać. I bardzo bolesne. Nagle poczuł, że coś zrozumiał. Spojrzał na

Harry’ego, który tylko uśmiechnął się w duchu.

A więc coś do niego dotarło, pomyślał.

Odwrócił się i opuścił schowek, nawet nie czekając na pozwolenie ze strony Snape’a. Robota była

background image

18

skończona, więc z czystym sumieniem mógł pójść na śniadanie.

Z notatek Freda Weasleya:

Herbata Aroganta zmienia pijącego w zarozumiałego snoba. O dziwo, zwiększa również empatię oraz

poziom taktu.

Podsumowanie: sukces!



ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

HERBATA JAJECZNA

W czwartkowy poranek Harry Potter był w wyjątkowo dobrym humorze. Nieważne, że poprzedniego dnia
zachowywał się jak kompletny obłąkaniec – istotne było to, że do Malfoya wreszcie coś dotarło. Dupek
zorientował się, że jest dupkiem. Może wreszcie przestanie się tak zachowywać?
Poszedł wziąć prysznic. Wcierając szampon we włosy, zaczął się zastanawiać, czyje jeszcze życie stanie
na głowie dzięki genialnym umysłom braci Weasley. Ludzie zdecydowanie nie doceniali sprytu
bliźniaków, a to był duży błąd. Zresztą Fred i George sami się o to prosili, pozując na wesołych błaznów.
Tylko ten, kto ich dobrze znał, wiedział, że pod warstwą beztroskich dowcipów kryją się naprawdę tęgie
umysły.
Harry wszedł do pokoju wspólnego tanecznym krokiem, tryskając optymizmem i dobrym humorem. Dziś
będzie bardzo dobry dzień. Czuł to w kościach.
- Cześć wszystkim! – zawołał.
- Cześć, Harry – odpowiedzieli bliźniacy.
- Jaką mamy dzisiaj herbatkę?
- A taką. – George wręczył Harry’emu pucharek napełniony brązowym, bulgoczącym płynem o zapachu
cynamonu. Harry wdychał głęboko przyjemny aromat, popijając małymi łykami, bowiem herbata była
dość gorąca. Gdy upewnił się, że nie poparzy sobie języka, wypił resztę duszkiem.
- Pyszna – oświadczył.
- Czyli smak się zgadza. – Fred zapisał to w notesie.
W pokoju wspólnym pojawili się Ron i Neville. Ten ostatni zerknął na Harry’ego z ciekawością,
zastanawiając się, jaką herbatę dzisiaj pił.
- Hej, Harry – rzucił.
- Witaj, Neville! – odparł radośnie Harry. – To jak, idziemy na śniadanko?
- Idziemy.
- Umieram z głodu – mruknął Ron, przecierając zaspane jeszcze oczy. – Czemu musimy zaczynać zajęcia
tak wcześnie rano? Daliby ludziom pospać…
Harry i Neville wymienili rozbawione spojrzenia i wraz z Ronem opuścili wieżę Gryffindoru, świadomi
tego, że Fred i George niemal depczą im po piętach. Byli już piętro niżej, kiedy Harry nagle zatrzymał się
i zaczął dygotać. Całe jego ciało opanowało niepohamowane pragnienie. Pragnął, pożądał… och, jak
bardzo! Nie, nie wytrzyma. Musi mieć to teraz, natychmiast, inaczej oszaleje! Znienacka wsunął dłoń do
kieszeni Neville’a. Ten popatrzył na niego lekko przerażony.
- Eee… Harry, co ty wyprawiasz?
- Jaja na miękko – wymamrotał Harry, a jego dłoń kontynuowała wędrówkę. – Masz tam jaja na miękko.
– Gdy poszukiwania okazały się bezowocne, przerzucił się na drugą kieszeń kolegi. – Gdzie je schowałeś?
Muszę je mieć, muszę.
- Harry, ale ja nie noszę przy sobie jajek na miękko. Ani na twardo. śadnych – wyszeptał Neville.
- O! A to czemu? – spytał Harry.
Neville byłby się roześmiał na tak absurdalne pytanie, ale wiedział, że kolega mówi zupełnie serio i

background image

19

zdawał sobie sprawę, że to wpływ kolejnej herbaty.
- No… po prostu nie noszę. Ale na śniadanie dają zawsze mnóstwo jajek. Będziesz mógł się najeść.
- No to super – stwierdził Harry.
Wytrzymał we względnym spokoju dwie minuty, po czym rzucił się na bliźniaków, rewidując im torby i
kieszenie.
- Jaja sadzone – mamrotał. – Jaja sadzone. Uch, zabiłbym za choćby jedno…
- Naprawdę mógłbyś kogoś zabić dla sadzonych jajek? – spytał Fred z ciekawością.
Oczy Harry’ego błysnęły zielenią Avada Kedavry.
- A co? Masz przy sobie i mi sępisz?
- Nieeee… - pisnął Fred. Odetchnął z ulgą dopiero, gdy Harry przeniósł swoje poszukiwania na inną
osobę. Mało brakowało. Następnym razem trzeba będzie trzymać język za zębami. Wyciągnął notes i
zapisał:
Herbata wywołuje mordercze zapędy. Trzeba to koniecznie poprawić.
Tymczasem Harry dopadł Rona, obmacując jego kieszenie i ubranie. Robił to z takim zapałem, że
przyjaciel aż kwiknął.
- Cooo…. Co ty… hi hi, przestań... robisz?
- Jajecznica na boczku. Jajecznica. Na. Boczku. – Harry mamrotał nową mantrę.
Fred i George zagryzali wargi, obserwując, jak Harry rzuca się na wszystkich w pobliżu, obmacując ich w
poszukiwaniu jajek. Wystraszył przy tym panicznie jednego drugoroczniaka z Hufflepuffu, grożąc
rozebraniem do naga, jeśli nie odda mu ukrytego w odzieży kogla-mogla. Gdy dotarli do Wielkiej Sali,
Harry zachowywał się już jak narkoman na głodzie.
Na nieszczęście właśnie ten moment wybrał Draco Malfoy, aby wejść do sali na śniadanie. Na jego widok
oczy Harry’ego zapłonęły, a on sam rzucił się na Malfoya, zwalając go z nóg i przewracając na ziemię.
- Co do cholery… Potter! – Draco był przerażony. Sądził, że po wczorajszym dniu nic gorszego nie może
go już spotkać. Najwidoczniej się pomylił.
- Jaja. Muszę mieć jaja – mamrotał Harry.
- Jaja? – Draco zamrugał, niepewny, czy aby się nie przesłyszał.
- Tak, jaja. Malfoy, masz jaja?
- Czy ja mam… jasne, że mam. – Draco uśmiechnął się szyderczo. – Jak każdy Malfoy. Zazdrościsz?
- Miałbym na nie ochotę – wyznał Harry.
Twarz Dracona oblała się rumieńcem.
- C… CO?! – ryknął.
- Dasz mi spróbować? – poprosił Harry.
- Nie! Co ty wygadu… NAWET SIĘ NIE WAś!!!
- Ale ja chcę! – upierał się Harry.
- Mam gdzieś, czego ty chcesz! – Draco umierał z zażenowania. Wszystkiego mógłby się spodziewać po
Potterze, ale nie czegoś takiego.
- Proszę! Tak bardzo chciałbym poczuć ich smak! – zawył Harry.
- Poczuć… ich… - głos Draco uwiązł mu w gardle. Nie, to nie może się dziać naprawdę.
Zdesperowany Harry zaczął obmacywać ubranie i ciało leżącego Ślizgona. Gdzie on schował te jaja? Na
miękko, na twardo, sadzone, jajecznicę – obojętnie jakie.
- POTTER! – Draco nawet nie zapiszczał, kiedy dłonie Harry’ego przesunęły mu się po żebrach.
Malfoyowie nie mają w zwyczaju piszczeć. No i nie miewają łaskotek.
- Gdzie one są? – załkał Harry.
- Może chowa je przed tobą w gaciach – podsunął usłużnie George.
- Racja! Tam jeszcze nie szukałem! – Harry cały się rozpromienił, a jego wzrok powędrował w kierunku,
gdzie powinny się znajdować bokserki Draco.
Ś

lizgon zamarł z przerażenia. Bokserki. Nie, chyba Potter nie zamierza tego zrobić? Przecież nie wsadzi

mu łapy w… Zanim zdążył się zorientować, czy to, co właśnie odczuwa, to panika, obrzydzenie czy (o
dziwo) zaintrygowanie, Potter runął jak długi na podłogę, trafiony Drętwotą przez Neville’a Longbottoma.
- Kolega źle się poczuł – wyjaśnił spokojnie Neville, machnięciem różdżki unosząc Harry’ego w

background image

20

powietrze. – Lepiej zabiorę go do pani Pomfrey.
- Cholercia – skomentował Fred. – Tak chciałem zobaczyć, jak daleko sięgnie jego desperacja.
Draco, do którego dotarła ostatnia część tej wypowiedzi, spojrzał na Freda z urazą.
- śe co? Twierdzisz, że Potter musiałby być naprawdę zdesperowany, aby mnie dotknąć? – warknął. Nie,
ż

eby go to obchodziło w najmniejszym stopniu. Naprawdę. Zaraz, zaraz, dlaczego więc dlaczego poczuł

się obrażony?
- Ależ skąd – odparł wymijająco Fred.
Draco podniósł się z ziemi i z płonącymi policzkami uciekł do stołu Ślizgonów. Co do cholery chodziło
po głowie Potterowi? Zamierzał go obmacać? Fu, ohydne. Nie życzył sobie być dotykanym przez tego
gryfońskiego głąba, nawet palcem. Nie, nie, jeszcze raz nie. Nawet odrobinę.
No dobrze, dobrze, może ewentualnie… odrobinę?

ROZDZIAŁ JEDENASTY

HERBATA NAPALEŃCA


Harry leżał zwinięty w kłębek na łóżku, zakrywając się kocem. Czuł, że płonie ze wstydu na wspomnienie
swoich ostatnich wyczynów. Obmacywał Malfoya! To, że molestował i macał przynajmniej kilkanaście
innych osób, jakoś umknęło jego uwadze. Jedyne, co pamiętał, to zarumieniony, leżący pod nim Malfoy.
Odruchowo odwrócił głowę w kierunku szafki nocnej, gdzie spoczywała ukryta ich wspólna fotografia.
Wciąż nie pojmował, dlaczego jeszcze jej nie zniszczył, ale nawet teraz czuł, że nie byłby w stanie tego
zrobić.
Dlaczego takie rzeczy muszą się przytrafiać właśnie jemu? A, racja. Wszystko zaczęło się od dnia, w
którym zawarł pakt z diabłem (a dokładnie mówiąc, jego dwoma rudowłosymi apostołami). Niedawno
miał szczery zamiar wybaczyć wszystko bliźniakom, ale teraz, po tym, co zdarzyło się wczoraj... NIE!
Obmacywał przecież Malfoya, a taka zniewaga krwi wymaga!
Do jego uszu dotarł cichy dźwięk, zupełnie, jakby ktoś się skradał. Wystawił głowę spod koca i spojrzał
prosto w twarz pochylającemu się nad nim Fredowi. Już otworzył usta, aby zwymyślać bliźniaków tak, by
im w pięty poszło, gdy niespodziewanie wlano mu do gardła kolejną herbatę. Wzięty z zaskoczenia,
musiał ją przełknąć. Poczuł, że dzisiejszy specyfik ma wyjątkowo przyjemny, słodki smak.
- Mało brakowało – mruknął George.
- Na szczęście nie zorientował się zbyt szybko i połknął, zamiast wypluć – dorzucił Fred.
Harry zamruczał rozkosznie i przeciągnął się zmysłowym ruchem. Jego spojrzenie omiotło niespiesznie
sylwetki obu braci.
- Skoro już tu jesteście, to co powiecie na mały trójkącik? - zaproponował.
Widok czarnowłosej i zielonookiej seks-maszyny wbił bliźniaków w ziemię. Harry był dla nich jak brat,
ale sposób, w jaki się do nich odezwał, nie wywoływał w nich braterskich ani tym bardziej tylko
przyjacielskich uczuć. Przerażeni własnymi myślami bracia Weasley uciekli z dormitorium, aż się
kurzyło, myśląc w duchu, że spotkają się z Harrym znacznie później. I może nie na osobności.
No trudno. Harry udał się pod prysznic, a jego ruchy były tak lekkie i zwinne, jakby tańczył. Zwłaszcza
biodra poruszały się w uwodzicielskim, wziętym żywcem z latynoamerykańskiego tańca ruchu. Zrzucił
ubranie i wszedł do kabiny, mrucząc z zadowoleniem, kiedy krople gorącej wody uderzyły o jego skórę.
Po chwili zorientował się, że nie jest już sam. Do sąsiedniej kabiny wszedł Neville Longbottom.
- Hej ho – zamruczał Harry. - Może umyć ci plecki?
Szok wytrącił Neville'owi mydło z ręki, a instynkt samozachowawczy zabronił mu się po nie schylać. Czy
Harry właśnie zaproponował mu – o, do licha, kolejna herbata.
- Nie, dzięki. Poradzę sobie.
- Pewien jesteś? Gwarantuję, że to ci się spodoba – kusił dalej Harry. Na dźwięk jego głosu Neville
zadygotał, ale bynajmniej nie z podniecenia, a ze strachu.

background image

21

- Tak, tak, jestem pewien – wykrztusił.
- Nie, to nie. - Harry wyszedł spod prysznica, ubrał się i opuścił dormitorium, schodząc do pokoju
wspólnego. Pierwszą osobą, na którą się natknął, był Colin Creevey. Oddany wielbiciel Złotego Chłopca
rozpromienił się na widok starszego kolegi.
- O, Harry...
- Tak, koteńku? - padła odpowiedź.
Colin spurpurowiał jak burak i padł zemdlony, zanim zdążył zapytać Harry'ego o to, o co miał go spytać.
- Cóż za niewinna owieczka – wymamrotał Harry, oblizując wargi.
Fred i George obserwowali wszystko uważnie, choć z bezpiecznej odległości.
Herbata wzmaga naturalny seksapil i powoduje zmiany barwy głosu na coś, co można by butelkować i
sprzedawać jako płynny seks.
Harry rzucił im prowokujące spojrzenie.
- Mały trójkącik, hę? Może jednak...
- Nie, nie, na pewno nie. - Bliźniacy patrzyli na Harry'ego z zainteresowaniem, gdyż wylewający się z
kolegi seksapil trudno było zignorować.
- No to bez łaski – rzucił Harry i opuścił wieżę Gryffindoru. Dwa piętra niżej natknął się na Terry'ego
Boota. Ha! Właśnie nadarza się okazja! Podszedł do Krukona i niedbale oparł się o ścianę.
- Hej, Terry – rzucił.
- Cześć – odparł zagadnięty, któremu zrobiło się nadspodziewanie miło, że ktoś taki jak Harry Potter
zwrócił na niego uwagę.
- Jesteś Krukonem, więc pewnie uwielbiasz czytać – drążył dalej Harry.
- No... owszem.
- A czytałeś już „Kamasutrę dla Homoseksualnych Czarodziejów”? - spytał Harry i oblizał blade usta
koniuszkiem różowego języka.
- C... co? - pisnął Terry. Harry przysunął się nieco bliżej, na co spanikowany Krukon odskoczył do tyłu
tak pechowo, że wyrżnął głową o ścianę i stracił przytomność.
- No nie – jęknął Harry. - I znowu zero! A nawet gorzej...
Jego wzrok powędrował ku stojącym nieopodal bliźniakom.
- A my wciąż niezainteresowani. - George uprzedził nieuchronne pytanie.
Cóż było robić? Harry ruszył korytarzami w poszukiwaniu kolejnej ofiary. Dziwnym trafem udało mu się
wpaść na Malfoya, który szedł sobie spokojnie, nie wadząc nikomu. Harry dopadł go w dwóch susach i
spojrzał mu prosto w oczy.
- Potter – wykrztusił Draco, czując, że na twarz wypływa mu rumieniec zażenowania. Wciąż pamiętał, co
zdarzyło się poprzedniego dnia. To było coś dziwnego, co w nocy zmusiło go do przyglądania się pewnej
fotografii.
- Draco...
ś

e co? Potter odezwał się do niego po imieniu? Cholera, normalnie by go za to natrzaskał! Dlaczego więc

miał ochotę usłyszeć swoje imię wypowiedziane raz jeszcze, dokładnie tym samym tonem głosu, co przed
chwilą?
- Czy zastanawiałeś się kiedyś – ciągnął Harry – co by się mogło zdarzyć, gdybyśmy w jakiś
niewytłumaczalny sposób znaleźli się razem w łazience prefektów? Tylko ty, ja i głęboka wanna...
- Co? - Draco czuł, że głupawe „co” zdominowało ostatnio jego konwersacje z Potterem.
- Gorące strumienie wilgotnej wody, spływające po bladej skórze. Dotykanie, nacieranie się, pieszczoty...
co ty na to? - zamruczał Harry, czując ogarniającą go falę pożądania.
Słowa Pottera były tak sugestywne, że wbrew sobie Draco poczuł, że robi mu się gorąco. Zaczął się
niespokojnie wiercić w miejscu i już miał odpowiedzieć, kiedy na scenę wkroczyła Luna Lovegood i
zwyczajnie pociągnęła Pottera za sobą. Oboje odeszli, odprowadzani spojrzeniem Ślizgona.
- O, miła moja, czemuś mnie tu przywiodła? - Harry niemal zanucił.
- Przyszłam ci na ratunek – odparła spokojnie Krukonka. - Wiesz, nargle i te ich feromony...
- Dziękuję ci, mój ty promyczku księżycowy – odparł Harry.
Luna odeszła, a na jej twarzy malował się nieco dziwny uśmieszek. W końcu to nie będzie jej wina, że

background image

22

zaraz stanie się coś, co...
Ciężka dłoń opadła Harry'emu na ramię. Chłopak odwrócił się i stanął oko w oko z bladym mężczyzną o
chudej, zapadniętej twarzy i niechlujnych włosach do ramion. Obdarte ubranie wydawało z siebie
nieprzyjemny zapach i trudno było uwierzyć, że jakieś trzydzieści lat temu mogło to być zupełnie
przyzwoite wdzianko.
- Filch! - z gardła Harry'ego wyrwał się iście koci pomruk. - Pan Mioteł i Władca Wszystkich Schowków!
- Wyciągnął palec i zaczął nim muskać klatkę piersiową woźnego. - Wiem z pewnych źródeł, że zna pan
każdy schowek i zakamarek tego zamku jak własną kieszeń. Może byśmy udali się na małe zwiedzanko?
Pokaże mi pan swoją kolekcję mioteł...
Tego już było za wiele. Fred i George błyskawicznie dopadli Harry'ego, zatkali mu usta i chwyciwszy go
wpół, zaczęli z nim uciekać.
O, Merlinie. Są już martwi. Powinni spisać testament.
Mamusiu, ratuj...!

ROZDZIAŁ DWUNASTY

HERBATA CZUBKA

W noc z piątku na sobotę Harry nawet nie zmrużył oka. Gdy bardzo wczesnym rankiem ucichły wreszcie

wszystkie hałasy i w dormitoriach zapadła kompletna cisza, wstał z łóżka i ostrożnym krokiem ruszył w

kierunku sypialni bliźniaków.

Wyszeptał zaklęcie, zapobiegające skrzypieniu drzwi i wsunął się do środka, rozglądając na wszystkie

strony. Gdy wreszcie wypatrzył rude czupryny uśpionych bliźniaków, uśmiechnął się pod nosem. Na

palcach podkradł się do nocnego stolika, na którym leżał notes. Otworzył go i zaczął przeglądać listę

herbat, opatrzoną notatkami dotyczącymi ich przewidywalnego działania. Teraz przynajmniej będzie

wiedział, czego może się spodziewać. Herbaciane niespodzianki zaczęły mu się już bowiem wylewać

uszami.

Gdy dotarł do ósmej herbaty od końca, na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek. Idealnie. Zemsta

będzie słodka...

Zamknął notes, odkładając go dokładnie tak, jak leżał i cichaczem wymknął się z dormitorium

siódmoklasistów. Kładąc się do łóżka, rozkoszował się myślą o tym, co czeka braci Weasley za kilka

godzin. Odkrył bowiem pewien mały sekret, dotyczący szkła, z jakiego wykonany był pucharek, w

którym serwowano mu herbaty. Tak więc nie będzie problemów z dokonaniem małej zamiany.

Skubańcy przekonają się na własnej skórze, że niektóre żarty bywają mało śmieszne.

Gdy w trzy godziny później Harry pojawił się w pokoju wspólnym, bliźniacy przyglądali mu się czujnie i

ze strachem w oczach. Harry musiał się domyślić, że jego wczorajsze szaleństwa, zakończone

molestowaniem seksualnym woźnego, to ich sprawka. Takich rzeczy nie można było puścić płazem i

bliźniacy daliby sobie głowy uciąć, że nie ominie ich sroga zemsta.

Uprzejmy uśmiech na twarzy Harry’ego wystraszył ich jeszcze bardziej. Bliźniacy w milczeniu

przyglądali się, jak Harry podchodzi do stołu i sięga po przygotowany już pucharek.

- Herbata Czubka – wyszeptał Harry tak cicho, aby nikt go nie usłyszał. Z zadowoleniem dostrzegł, że

background image

23

ż

ółty płyn przybiera odcień głębokiej czerni. Bez wahania wypił zawartość pucharka, nie mogąc się

jednak powstrzymać od grymasu, gdyż oleisty płyn był wyjątkowo niesmaczny.

- O fu – mruknął. – Lukrecja.

Upuścił pucharek, wyjął różdżkę i jednym machnięciem wyczarował ostry, połyskujący skalpel. Osunął

się na podłogę, wbił wzrok w metalowe ostrze i zaczął je delikatnie muskać palcami, sprawiając wrażenie

absolutnie zafascynowanego.

W chwilę potem do pokoju wspólnego zeszła Hermiona. Jej oczom ukazał się Harry, którego wzrok

błądził teraz od ostrza skalpela do własnego nadgarstka i z powrotem.

- Co do licha…? – jęknęła dziewczyna.

W mgnieniu oka znalazła się przy Harrym, klęcząc obok i przemawiając do niego łagodnie, jak do

dziecka.

- Harry, oddaj mi skalpel.

- Nie oddam – odparł Harry. – Jest taki… fascynujący.

Hermiona wzdrygnęła się, gdyż głos Harry’ego brzmiał tępo i martwo, zupełnie, jakby był

zahipnotyzowany.

- Harry, skąd go masz? – spytała, siląc się na spokój.

- Fred i George – odmruknął Harry półgębkiem.

Hermiona wbiła morderczy wzrok w bliźniaków.

- Daliście mu skalpel? Nie widzicie, w jakim on jest stanie? Jak mogliście…?

- Nie daliśmy mu niczego! Sam go sobie wyczarował! – zaczęli się bronić bracia Weasley.

Ramiona Hermiony zadrżały od wstrzymywanego płaczu. Co z niej za przyjaciółka? Dlaczego niczego nie

zauważyła? Czyżby zawiodła Harry’ego do tego stopnia, że nie miał odwagi zwierzyć się jej z dręczących

go problemów? Przestał jej ufać?

- Harry, proszę – wyszeptała. – Oddaj mi skalpel.

Gryfon wzruszył ramionami, ale posłusznie spełnił prośbę. Jednak w chwilę później sięgnął po różdżkę i

transmutował poduszkę w nóż. To było jeszcze lepsze niż skalpel, ponieważ mógł się w nim przejrzeć.

Powierzchnia noża połyskiwała srebrno i kusząco.

Hermiona była w szoku.

- Ciekawe, czy jest dobrze naostrzony – zastanawiał się Harry.

Przyjaciółka chwyciła go za rękę, odsuwając na bok dłoń uzbrojoną w nóż.

- Harry, czemu to robisz?

- To przez Freda i George’a – odparł Harry.

Bliźniacy byli przerażeni. Co się stało? Dzisiejsza herbata miała być zupełnie nieszkodliwa, a to, co się

właśnie działo, przekraczało ludzkie pojęcie. Merlinie, a może to nie herbata? Może swoimi żartami

doprowadzili Harry’ego do załamania nerwowego i biedak postanowił popełnić samobójstwo? O nie, nie,

tylko nie to! Nie chcieli skrzywdzić przyjaciela!

- Może mi to łaskawie wyjaśnicie? – warknęła Hermiona, nadal przytrzymując rękę Harry’ego.

- To miał być żart – wymamrotał Fred.

background image

24

- Nie wiedzieliśmy, że tak to się skończy! – dodał pospiesznie George.

- śart? – sapnęła Hermiona z oczami pełnymi łez. – Mój przyjaciel chce popełnić samobójstwo, to ma być

ś

mieszne? CO MU ZROBILIŚCIE?!

- Wczoraj zaproponował Filchowi seks w schowku na miotły – wymamrotali bliźniacy.

- Słucham? – Hermiona zdębiała. – A więc to nie były głupie plotki?

- Nie, on to naprawdę zrobił, widzieliśmy na własne oczy. Cholera, skąd mogliśmy wiedzieć? To miał być

ż

art! – zaczęli się przekrzykiwać obaj chłopcy.

W tym momencie pojawił się nieco zaspany Neville, który zszedł do pokoju wspólnego zwabiony

dochodzącym stąd hałasem. Jego oczom ukazał się bardzo dziwny widok – Harry na podłodze z nożem w

ręku, zapłakana Hermiona ze skalpelem i bladzi jak trup bliźniacy Weasley.

Neville natychmiast oprzytomniał. Zbliżył się do Harry’ego, uklęknął przy nim i pochylił, aby mogli

swobodnie porozmawiać.

- Harry? – spytał, patrząc przyjacielowi prosto w oczy.

- Neville – odparł obojętnie Harry.

Pytanie, jakie padło, było zadane zupełnie serio.

- Ty chyba nie chcesz popełnić samobójstwa?

- Nie, skąd? – Harry zamrugał ze zdziwienia.

- To czemu trzymasz nóż, a Hermiona szlocha ze skalpelem w ręku? – indagował Neville łagodnie.

- Bo to wspaniałe. Widzisz, jakie piękne czubki? Ostre, błyszczące. Dzisiaj jestem w nastroju do

podziwiania czubków – odparł Harry.

W tym momencie Fred i George zrozumieli, co się stało. Jakimś cudem podali Harry’emu nie tę herbatę,

co trzeba. Ale do licha, Herbata Czubka miała zmienić pijącego w wesołego świrusa, a nie potencjalnego

samobójcę, przyglądającemu się nożowi z miną połykacza mieczy! W oczach braci pojawiły się łzy. Przed

chwilą przeżyli największy koszmar w życiu, ale należało im się. To była ich kara za to, przez co ich

przyjaciel musiał przejść w ciągu ostatnich dni.

- Rozumiem – odpowiedział Neville, który faktycznie rozumiał o wiele więcej, niż Hermiona czy nawet

bracia Weasley. Zmarszczył brwi i wyszeptał cicho łacińską inkantację. Nóż w dłoni Harry’ego zmienił

się w duże, białe pióro, zakończone nieco stępionym czubkiem. – Skoro tak, to co powiesz na to?

Harry rozpromienił się.

- Neville, to jest ekstra! Dzięki. Jesteś królem czubków!

- Bardzo mi miło – odparł z powagą Neville. Dostrzegł, że Hermiona wyraźnie się odprężyła, wiedząc już,

ż

e rzekome skłonności samobójcze Harry’ego to zwykłe nieporozumienie.

Wszyscy czworo myśleli to samo: Zrobię wszystko, aby Harry był bezpieczny


ROZDZIAŁ TRZYNASTY

HERBATA TOSTOWA


W niedzielny poranek, gdy minęło już działanie Herbaty Czubka, Harry podszedł do Neville’a i mocno go

background image

25

uściskał.
— Dzięki — wyszeptał. — To nie miało tak wyglądać. Chciałem tylko nastraszyć bliźniaków i odpłacić
im pięknym za nadobne. Nie sądziłem, że Hermiona zobaczy mnie w takim stanie.
— Ja też się przeraziłem — przyznał Neville, oddając uścisk.
— Wiem — odpowiedział Harry. — Przepraszam.
— No trudno, ale żeby mi to było po raz ostatni! — przykazał Neville.
— Słowo honoru — obiecał Harry.
Odetchnął z ulgą, wyczuwając, że Neville się odprężył. Było mu głupio, bo naprawdę nie przewidział, że
ktoś (oprócz Freda i George’a) może zobaczyć go w takim stanie. Obaj chłopcy w znacznie lepszych
humorach udali się do łazienki i rozpoczęli poranne ablucje.
Gdy weszli do pokoju wspólnego, Fred i George zerwali się na równe nogi i podbiegli do Harry’ego,
ś

ciskając go tak, że omal nie urwali mu głowy.

— Harry! — krzyczeli jeden przez drugiego. — Harry, przepraszamy! Tak nam przykro! Dosyć tego
testowania, koniec! Znajdziemy jakiś inny sposób, ale nie będziemy cię więcej narażać!
— Nie, nie, wszystko w porządku — zapewnił Harry. — Nie zrezygnuję z testów.
— Nie ma mowy!
— Obiecałem, prawda? A ja zawsze dotrzymuję danego słowa.
— Ale Harry, nie chcemy, aby coś ci się…
— Wszystko będzie dobrze — powiedział Harry tonem, który wykluczał jakakolwiek dyskusję.
— Skoro tak mówisz… — mruknął George. Fred z wahaniem sięgnął po pucharek, napełnił go i podał
królikowi doświadczalnego dzisiejszą herbatkę. Harry bez wahania wypił płyn o srebrnej barwie i oblizał
usta w zadumie.
— To w ogóle nie ma smaku — zauważył.
— Ciesz się, mogło być znacznie gorzej — zauważył rozsądnie Neville.
— No tak, masz rację.
W tym momencie w pokoju wspólnym pojawiła się Hermiona. Na jej widok Harry wyciągnął ramiona i
uśmiechnął się. Hermiona rzuciła mu się w objęcia z takim impetem, że niemal zbiła go z nóg.
— Harry! — krzyknęła. — Tak się martwiłam!
— Wiem. Przepraszam — wyszeptał Harry.
— Wiesz przecież, że jeśli masz jakiś problem, zawsze jestem obok. Możesz mi powiedzieć o
wszystkim…
— Obiecuję, że jeśli będę musiał z kimś porozmawiać, zwrócę się do ciebie. W końcu od czego ma się
przyjaciół? A ty jesteś jedną z najbliższych mi osób.
— I wzajemnie. — Hermiona uśmiechnęła się blado.
Piątka Gryfonów opuściła wieżę, nie czekając na Rona, który, jak wszyscy wiedzieli, lubił sobie dłużej
pospać w weekendy. W drodze na śniadanie wesoło sobie rozmawiali. Harry przez cały czas obejmował
ramieniem Hermionę. Wszyscy usiedli przy stole Gryffindoru, nie dostrzegając dziwnego spojrzenia
szarych oczu, które podejrzliwie prześlizgnęły się po ramieniu Harry’ego.
— Umieram z głodu — wyznał Harry. Chwycił tosta, posmarował go masłem i dżemem borówkowym,
czując, że zaczyna lecieć mu ślinka. Para szarych oczu śledziła każdy jego ruch, podczas, gdy
nieświadomy niczego Gryfon zajadał się tostem. Po chwili sięgnął po bekon. Starannie pokroił duży
plaster na kilka mniejszych kawałeczków i sięgnął po jeden z nich.
W tym momencie kawałek bekonu zmienił się w tosta.
— Co to? — Harry w osłupieniu przyglądał się swojemu talerzowi. Chwycił kolejny kawałek bekonu.
Znów to samo! Trzeci kawałek… i znowu tost!
Zirytowany chwycił pucharek i przechylił go do ust, chcąc się napić dyniowego soku. Niemal się udusił,
gdy zawartość pucharka zmieniła się w kawałek chrupiącego tosta dokładnie w momencie, gdy sok
dotknął jego warg.
— Co się dzieje? — zapytał Neville.
— Coś, co bardzo mi się nie podoba — odparł Harry. — Wszystko, czego się dotknę, zamienia się w
tosta! Szlag by to, chciałem zjeść trochę bekonu…

background image

26

Neville wzruszył ramionami, sięgnął po kawałek mięsa leżący na talerzu kolegi i podniósł go do ust
Harry’ego.
— No to zamknij oczy, otwórz buzię — zaproponował.
Harry przewrócił oczami, ale dostrzegł, że Neville manewruje bekonem tak ostrożnie, aby nie dotknąć
jego warg. Udało się!
— Pyszne — powiedział i szybko znów otworzył usta, czekając na kolejną porcję. W obserwujących go
szarych oczach rozpalił się gniew.
— I jak? — spytał Neville.
— Nie masz na co narzekać, w końcu jem ci z ręki — zażartował Harry.
Neville zachichotał, nie przerywając karmienia. Po bekonie nadszedł czas na borówkowe mufinki, co
spowodowało wytrzeszcz pewnej pary szarych oczu.
Co ten Longbottom wyrabia? Tylko on, Draco Malfoy, miał prawo tak karmić Harry’ego. A jedyną
rzeczą, jaka miała prawo znajdować się w ustach Pottera, był jego malfoyowski język!
Draco zamarł z przerażenia. Skąd, u licha, wzięły się te myśli?
Odpowiedź przyszła niemal natychmiast. Tamtego dnia, na korytarzu, gdy usłyszał swoje imię
wypowiadane tym głębokim, niemal pieszczotliwym tonem…
To właśnie wtedy się zaczęło. Potter stał się jego Potterem.
Oczy Dracona błysnęły drapieżnie.
Skoro tak… to czas rozpocząć grę.

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

HERBATA MIĘTOWA


W poniedziałek Harry wstał z łóżka we wspaniałym humorze. Nie pamiętał, kiedy ostatnio tak dobrze mu
się spało. śadnych koszmarów, złych wspomnień, wizji. Być może dlatego, że — do czego Harry
absolutnie się nie przyznawał, skądże znowu! — przed pójściem spać przyglądał się fotografii Dracona,
ż

ycząc mu w duchu słodkich snów?

Po porannym prysznicu Harry wyjrzał na moment przez okno, radując się na widok zielonej trawy u
podnóża zamku. Cóż za piękny dzień!
Z uśmiechem na ustach i radością w sercu zbiegł do pokoju wspólnego, gdzie już czekali na niego Fred i
George.
— Witam! — zawołał wesoło.
— Cześć! — odpowiedzieli bliźniacy, lekko zaskoczeni wspaniałym humorem kolegi.
— Dziś będzie wspaniały dzień. Czuję to w kościach — oznajmił pogodnie Harry. — Jest tak pięknie i
słonecznie, powietrze wręcz orzeźwia…
— O tak — zarechotali bliźniacy. — My również mamy przeczucie, że będziesz dziś bardzo orzeźwiony.
— No to co dzisiaj dla mnie macie?
— Herbatę Miętową. — George wręczył Harry’emu pucharek.
Harry wypił herbatę, nie mogąc się powstrzymać od komentarza:
— Ale to smakuje jak serowe chrupki!
— Naprawdę? — Zdumiony Fred zapisał uwagę Harry’ego w notesie.
— Naprawdę. Dziwne, myślałem, że miętowa herbata powinna smakować miętą…
— No bo powinna… dziwne, dziwne.
We trójkę usiedli i pogrążyli się w dyskusji na temat poprzednich herbat i ich działania, czekając na
pozostałych kolegów. Gdy dołączyli do nich Neville, Ron i Hermiona, cała szóstka udała się wspólnie na
ś

niadanie.

— Mam nadzieję, że dzisiaj nie będziesz już fiksował — zażartował Neville.
— Oj nie, dzisiaj chyba będę w miarę normalny. — Harry wyszczerzył zęby w uśmiechu i sięgnął po
bekon, rozkoszując się jego smakiem i tym, że nie musi już być karmiony. Smak mięsa pomógł zabić

background image

27

smak serowych chrupek.
O dziwo, miętowa herbata wydawała się nie wywoływać żadnych efektów. I tak też było, ale tylko do
czasu, kiedy do Wielkiej Sali wkroczył Severus Snape. W chwili, gdy minął siedzącego przy stole
Harry’ego, ten wbił w niego wzrok, śledząc każdy ruch profesora.
Po drugiej stronie sali Draco Malfoy gapił się na czarnowłosego Gryfona.
Nastąpiła dosyć ciekawa reakcja łańcuszkowa. Ślizgoni przyglądali się Draconowi, ten patrzył na
Harry’ego, a ten z kolei nie spuszczał wzroku z Mistrza Eliksirów. Napięcie rosło. Przyglądający się
spożywali śniadanie, nie patrząc na to, co wkładają do ust i macając dłońmi po stole w poszukiwaniu
jedzenia.
Gdy Snape skończył posiłek i odstawił pucharek, Harry wziął głęboki oddech. Profesor wstał i opuścił
Wielką Salę. Harry natychmiast podążył za nim, rzucając przyjaciołom jakąś wymówkę. Nie wiedział, że
podąża za nim wiedziony ciekawością Draco. Harry przemykał się korytarzami niczym rasowy szpieg, jak
przystało na kogoś, kto miał na koncie pięć lat bezkarnego wałęsania się po ciszy nocnej.
Snape stanął przed drzwiami klasy eliksirów i sięgnął dłonią do klamki. W tym momencie Harry
wyciągnął różdżkę i mruknął:
— Drętwota!
Trafiony celnym „strzałem” Mistrz Eliksirów runął na ziemię jak worek ziemniaków. Harry, cały w
skowronkach, szybko schował różdżkę do kieszeni, chwycił Snape’a za nogę i zaciągnął go do klasy,
zapominając zupełnie o zaryglowaniu drzwi.
Ponownie wyciągnął różdżkę i chwytając leżące na biurku pióro oraz kawałek pergaminu, szybko
transmutował je w niezbędne mu akcesoria. Znakomicie. Miał już wszystko, czego potrzebował. Odłożył
różdżkę na bok i trzymając w lewej dłoni nowiusieńką szczoteczkę do zębów, wycisnął na nią
odpowiednią ilość miętowej pasty do zębów.
Teraz był gotów przystąpić do działania. Otworzył usta leżącemu bez ruchu mężczyźnie i rozpoczął atak.
Szuru-buru. Szast-prast. Lewa-prawa. A potem ruchy okrężne. Harry pracował w pocie czoła, dbając, aby
każdy skrawek profesorskiego uzębienia został należycie dopieszczony. I w końcu się doczekał. Zęby
Mistrza Eliksirów zalśniły oszałamiająco.
Wprawdzie był to bardziej połysk wyglancowanego żółtego sera niż perełek, ale dobre i to. Zęby lśniły, a
z otworu gębowego wydobywał się przyjemny zapach mięty. Harry starannie przepłukał profesorowi usta,
pilnując, aby pacjent nie nałykał się pasty.
Gdy skończył, wyrzucił zużytą szczoteczkę w kąt, usatysfakcjonowany dobrze wykonaną robotą. Prawdę
mówiąc przyszło mu do głowy również nitkowanie w opcji full wypas, ale to byłoby zdecydowanie zbyt
czasochłonne. Poza tym bolały go ręce od pieczołowitego usuwania pozostałości po posiłkach z ostatnich
trzech lat.
Zadowolony z siebie Harry opuścił klasę w podskokach, nie zdając sobie sprawy, że Draco, Fred i George
byli świadkami całej akcji.
Herbata Miętowa wzbudza zapędy mugolskiego zębisty, skrupulatnie zanotował Fred.
Draco przyglądał się całej sytuacji w osłupieniu. Gdy wreszcie wrócił do swego dormitorium, zamknął się
w nim na cztery spusty i świadom, że jest zupełnie sam, zaczął ryczeć ze śmiechu.
Harry Potter właśnie spenetrował najintymniejsze zakątki boskiego ciała profesora Severusa Snape’a.
Cóż, że ze szczoteczką do zębów.

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

HERBATA ZDZIECINNIENIA


Harry wiedział, że powinien być przerażony tym, co zrobił, ale to było stanowczo zbyt zabawne. Nie
dość, że oszołomił i zgwałcił doustnie Snape’a, ale jeszcze uszło mu to na sucho. Syriusz byłby z niego
cholernie dumny. Gdyby tylko umiał wysyłać zakodowane listy, na pewno by mu się pochwalił.
Rozbawiony Gryfon bez oporów wypił dzisiejszą herbatę.

background image

28

W chwilę potem zdarzyło się coś dziwnego — poczuł lekki ból, rozprzestrzeniający się po całym ciele.
Wrażenie było tak nieprzyjemne i niespodziewane, że sapnął z zaskoczenia. Nagle błysnęło jasne światło i
na miejscu piętnastoletniego Harry’ego Pottera stał on sam — tyle, że w wieku pięciu lat.
Na szczęście ubranie skurczyło się wraz z nim, ale to była jedyna dobra wiadomość. Zła była taka, że
nie rozpoznawał stojących przed nim bliźniaków.
Oczy dziecka rozszerzyły się ze strachu na widok wysokiego, nieznanego mu człowieka o rudych
włosach. Zaczął się powoli cofać, szukając drogi ucieczki. W tym momencie do pokoju wspólnego wszedł
jeden z uczniów. Harry błyskawicznie prysnął w panice na korytarz, korzystając z uchylonego portretu
Grubej Damy. Zmykał tak szybko, że bliźniacy nie mieli szans go złapać.
— Cholera, szybki jak Błyskawica! — mruknął George.
Bracia Weasley rzucili się w pościg korytarzami Hogwartu. Wprawdzie wiedzieli, że w zamku nic
złego nie mogło się chłopcu przydarzyć, ale dziecko nie wiedziało przecież, gdzie jest i musiało być
ś

miertelnie przerażone.

— Jak mogliśmy tak skrewić? — wysapał Fred, biegnąc tak szybko jak mógł.
— A żebym ja to wiedział. Miał zdziecinnieć, ale umysłowo — odparł George.
Harry przemierzał pędem nieznane mu korytarze, uciekając jak mógł najdalej od dwóch rudowłosych
potworów. Zbiegł ze schodów i wtedy zrozumiał, że jest już bezpieczny. Drobiąc nóżkami, podbiegł do
Draco Malfoya i chwycił go za rękę.
— Na rączki! — zażądał.
Draco był w takim szoku na widok pięcioletniego Harry’ego Pottera, że odruchowo usłuchał. Pochylił
się i poczuł, jak ręce dziecka obejmują jego kark, a nóżki owijają się wokół pasa.
— Co się stało, malutki? — spytał Draco, gładząc malca po plecach.
— Gonią mnie potwory o czerwonych włosach — pożalił się Harry. — Musisz mnie przed nimi
bronić.
— Potwory? Jakie potwory? — Nie zrozumiał Draco.
W tym momencie dobiegli do nich Fred i George.
— Malfoy, natychmiast oddaj nam Harry’ego — powiedzieli stanowczo.
— Nie pozwól im mnie zabrać! — błagał Harry.
— Nie pozwolę — obiecał Draco, nadal gładząc malca po plecach uspokajającym gestem. Spojrzał
ostro na bliźniaków. — Obawiam się, że muszę odmówić.
— Sam widzisz, co się stało. To nasza wina i musimy przywrócić Harry’ego do normalnego stanu. Po
prostu nam go oddaj.
— Nie! — jęknął Harry, chowając twarz w zagłębieniu ramienia Dracona.
— Harry, na Merlina, dlaczego tak się uparłeś, aby uczepić się właśnie jego? — Fred kręcił z
niedowierzaniem głową.
— Bo on jest wężem — wymamrotał Harry. — A węże nigdy nie robią mi krzywdy.
Draco poczuł, że tężeje na dźwięk tych słów. Czy to znaczy, że ktoś krzywdził jego Harry’ego? W
oczach błysnęła mu wściekłość, ale dłonie wciąż pozostały łagodne i delikatne.
— Możecie się wypchać — parsknął w kierunku bliźniaków i odmaszerował korytarzem w kierunku
Wielkiej Sali, trzymając w objęciach trzęsącego się ze strachu malca. Zajął swoje miejsce przy stole z taką
swobodą, jakby codziennie siadał do śniadania z pięciolatkiem na kolanach.
Dziecko patrzyło na piętrzące się na stole sterty jedzenia, ale po nic nie sięgnęło. Ściągnęło to
zaciekawione spojrzenia ze strony siedzących nieopodal uczniów. W końcu Pansy nie wytrzymała i
spytała łagodnie:
— Harry, czemu nie jesz? Nie jesteś głodny?
— A wolno mi jeść? — Harry popatrzył na nią z dziecinną nadzieją.
śałosny ton głosu dziecka poruszył serca nawet najtwardszych Ślizgonów. Czyżby ktoś go głodził?
— Oczywiście, że ci wolno — powiedział Draco. — Na co masz ochotę?
Harry przygryzł wargę i spojrzał poważnie w twarz swojemu wybawcy.
— Mogę naleśniczka? Zawsze chciałem spróbować choć jednego…
Pansy błyskawicznie sięgnęła po naleśnik, posmarowała go masłem, pokropiła obficie słodkim

background image

29

syropem i podała chłopcu.
— Bardzo proszę, Harry — wyszeptała.
— Dziękuję! — Buzia dziecka rozpromieniła się jak słoneczko. Chłopiec nabił naleśnik na widelec i
jadł małymi kęsami, rozkoszując się każdym przełykanym kawałeczkiem. — Ale dobre!
— Słuchaj, ty nas naprawdę nie pamiętasz? — spytał Draco.
— Ja was znam? — zdumiał się Harry.
— Owszem, już się spotkaliśmy. Jestem Draco.
— Fajnie. A ja jestem Harry.
— Wiem, maleńki. — Na twarzy Dracona pojawiło się coś na kształt uśmiechu.
— Więc jesteśmy przyjaciółmi — stwierdził Harry pewnym siebie głosem.
— Dlaczego tak myślisz? — zaciekawiła się Pansy.
— Bo jesteście wężami — odparło dziecko tonem, który zdradzał, że odpowiedź jest oczywista i
absolutnie zrozumiała.
— Tak? — Draco uniósł lekko jedną brew.
— No. Wszyscy moim przyjaciele w domu to węże. Pilnują, abym był bezpieczny i nigdy nie
zostawiają mnie samego. Cały czas z nimi rozmawiam. Ludzie się ich boją, bo ich nie rozumieją, a ja
rozumiem wszystko! Węże są fajniejsze od innych zwierzaków. Jak kogoś kochają, to już na zawsze. I
mnie chronią — wyjaśnił Harry.
Ramiona Draco mocniej objęły chłopca. O tak, węże są bardzo stałe w uczuciach…
Po jakimś czasie w zachowaniu Harry’ego dało się zauważyć pewną nerwowość. Draco dostrzegł, że
ramiona chłopca zaczynają drżeć.
— Coś się stało? — zapytał.
Dziecko upuściło widelec i przylgnęło do Dracona całym ciałem, chwytając go za szatę na piersi.
— Mogę cię sobie zatrzymać?
— Zatrzymać? — Na twarzy Ślizgona odbiło się zmieszanie, połączone z niedowierzaniem.
— Tak, zatrzymać. Uratowałeś mnie przed potworami, pozwoliłeś mi jeść, no i jesteś taki ko… ko…
kochany — wyjąkał Harry.
To był jeden z nielicznych momentów, kiedy Draco uśmiechnął się szczerze i przyjaźnie.
— Możesz mnie zatrzymać, jeśli chcesz — odszepnął.
— Naprawdę mogę?!
— Naprawdę — potwierdził Draco.
Drobne ramionka objęły jego kark, a coś miękkiego — usta dziecka — wycisnęło mu na policzku
wilgotny pocałunek.
— Dziękuję! — zaszczebiotał Harry.
Draco pochylił się i zanurzywszy twarz w czarnych włosach malca, pocałował go delikatnie w czubek
głowy. Taki obrót spraw bardzo go cieszył.
Teraz Harry naprawdę należał do niego. A nikomu jeszcze nie udało się wyzwolić spod władzy
Malfoya.


ROZDZIAŁ SZESNASTY

HERBATA ZMNIEJSZAJĄCA


W środę Harry obudził się w łóżku Dracona Malfoya. Przez chwilę przyglądał się śpiącemu smacznie
Ś

lizgonowi, czując, że oblewa się rumieńcem na myśl o tym, gdzie się obecnie znajduje i jak Mal…

Draco wczoraj się nim opiekował. Niemniej jednak wspomnienie poprzedniego dnia było przyjemne i
wywołało lekki uśmiech na jego twarzy.
Miał wielką ochotę zostać tu, w łóżku, wiedział jednak, że gdy Draco się obudzi, sytuacja może się
zrobić niezręczna. W końcu będzie miał koło siebie nastoletniego chłopaka, a nie słodkiego pięciolatka.

background image

30

Ostrożnie odsunął obejmujące go ramię i wstał, rzuciwszy ostatnie spojrzenie na twarz uśpionego
Dracona. Następnie bezszelestnie opuścił dormitorium Ślizgonów i wymknął się na korytarz, zamierzając
udać się do wieży Gryffindoru.
Niestety, nie dane mu było powrócić do własnego łóżka, gdyż za zakrętem korytarza natknął się na
opartych niedbale o ścianę Freda i George’a.
— I jak tam? — zagadnął go Fred ze złośliwym uśmieszkiem. — Miły miałeś wieczór?
— O tak — odparł Harry. — Dzięki.
Bliźniacy wyglądali na niezadowolonych, przekonawszy się, że Harry nie ma zamiaru raczyć ich
opowieścią o tym, co działo się wczorajszego wieczoru w dormitorium Ślizgonów. Nadąsany George
podał mu więc pucharek z kolejną herbatą. Harry zerknął do środka. Napój miał delikatną, białą barwę,
niczym chmury. Harry wypił wszystko duszkiem.
— Smakuje jak czekoladowe mleko — powiedział.
— Czekoladowe mleko? Dziwne, coś nam nie wyszło, smak miał być nieco inny… — Fred
skwapliwie zanotował informację w notesie.
Harry nagle się wzdrygnął. Poczuł dziwnie znajome uczucie, które pamiętał jeszcze z poprzedniego
dnia. Zanim zdążył coś powiedzieć, znów zmienił się w pięciolatka.
— O w mordę! — krzyknął George. - Miał być mniejszy, a nie młodszy!
— Dobrze powiedziane — uzupełnił Fred. — Zduplikowaliśmy herbatę! Tylko smak jest inny…
Harry wycofał się raczkiem do pokoju wspólnego Ślizgonów, a potem puścił się pędem, umykając do
dormitorium. Jednym susem wskoczył na łóżko Dracona, natychmiast go przy tym budząc.
— Harry? — wymamrotał Ślizgon, ostrożnie zdejmując z siebie rozdygotanego malca. — Co się stało?
— Czerwonowłose potwory. Znowu je widziałem — wyszeptało dziecko.
— Znowu? Przecież im powiedziałem, że mają cię zostawić w spokoju! — zirytował się Draco. Wstał
z łóżka, trzymając chłopca w objęciach i obaj udali się do łazienki. Harry z ciekawością przyglądał się, jak
jego opiekun przygotowuje kąpiel, wlewając do wody sporą ilość kolorowego płynu. Wanna natychmiast
wypełniła się zabawnymi bąbelkami.
— To dla mnie? — spytało zdumione dziecko.
— Dla nas obojga. — Draco zrzucił piżamę i pomógł rozebrać się chłopcu.
— Te banieczki naprawdę są dla mnie? Możesz je marnować na takiego przygłupa, jak ja? — upewniał
się Harry.
Draco zamarł. Po chwili wziął malca na ręce i mocno go do siebie przytulił.
— Nie jesteś żadnym przygłupem — wymruczał. — Jesteś po prostu… wyjątkowy.
— Wyjątkowy? — Oczy dziecka napełniły się łzami.
— Tak, wyjątkowy — zapewnił go Draco i wszedł do wody, trzymając cały czas chłopca w ramionach.
— Skoro tak mówisz, to na pewno jestem wyjątkowy! — skonkludował radośnie malec. Chyba nigdy
w życiu nie było mu tak dobrze! Wyciągnął przed siebie ręce i z chichotem próbował chwytać
różnokolorowe bańki z piany, zanosząc się od śmiechu, gdy wszystkie co do jednej rozpryskiwały mu się
w dłoniach.
Draco ostrożnie umył Harry’ego, pilnując, aby rozdokazywany malec przypadkiem się nie podtopił. Po
skończonej, pełnej śmiechu kąpieli obaj wyszli z wanny, a Draco starannie wytarł chłopca i pomógł mu
się ubrać. Nie mógł się powstrzymać od uśmiechu na widok Harry’ego Pottera w szatach w barwach
Slytherinu, oczywiście uprzednio zmniejszonych. Z zadowoleniem stwierdził, że dziecko wygląda
wyjątkowo dobrze w ślizgońskich kolorach. Potwierdziła to entuzjastyczna reakcja Pansy, która na widok
małego „ślizgonka” aż pisnęła z zachwytu.
— Aleś ty śliczny! — zawołała.
— Cześć, Pansy! — rozpromienił się Harry.
— Cześć, Harry. — Dziewczyna nachyliła się i ucałowała malca w policzek.
Po chwili wszyscy szykowali się do zejścia na śniadanie. Harry był już na rękach Dracona, gdy
niespodziewanie portret Salazara Slytherina zaczął na niego syczeć. Dziecko przechyliło głowę, uważnie
wsłuchując się w każde syknięcie.
— Co on ci powiedział? — spytał Draco, gdy portret wreszcie umilkł.

background image

31

— Pytał, czy zostałem wreszcie przydzielony do właściwego domu. Podobno tiara mu powiedziała, że
powinienem tutaj być i że jestem wężem w lwiej skórze. Co to znaczy?
— To znaczy, że powinieneś być właśnie tutaj, w Slytherinie — odparł Draco, otrząsając się z lekkiego
szoku, wywołanym słowami jednego z założycieli Hogwartu.
— A to ja nie jestem w Slytherinie? — zdumiało się dziecko.
— Niestety nie — odparła Pansy z nutką smutku w głosie.
— Ale to znaczy, że skoro jestem gdzie indziej, to tam gdzie indziej powinienem być — zaczął
mędrkować Harry. — Ale jeśli węże miałyby mi zrobić coś złego, to muszę się od nich trzymać z daleka.
Draco skrzywił się lekko. Wiedział, że Harry dorastał wśród mugoli i nie miał pojęcia o istnieniu
czarodziejskiego świata, póki do niego nie trafił. Prawdopodobnie ktoś mu powiedział, że Voldemort był
Ś

lizgonem, a potem on, Draco, zachował się w pociągu jak idiota…

— śaden wąż nigdy nie zrobi ci krzywdy — zapewnił poważnie.
— Wiem! — pisnął Harry. — Ponieważ ty jesteś mój, a jesteś szefem węży i one muszą cię we
wszystkim słuchać!
— Święta racja. — Draco cmoknął malca w policzek. — No to jazda na śniadanie!
Tego dnia zajęcia upływały w wyjątkowo szybkim tempie. Harry towarzyszył Draconowi na każdym
kroku, siedząc cichutko jak myszka i rysując coś na kawałku pergaminu, który dostał, aby mu się nie
nudziło. Z całego dnia zapamiętał najlepiej mężczyznę o błękitnych oczach, które śmiały się do niego,
choć nie wiedział czemu.
Gdy lekcje się skończyły, obaj wrócili do pokoju wspólnego Slytherinu, gdzie Harry szybciutko
wdrapał się Draconowi na kolana.
— Draco… — wyszeptał cichutko.
— Tak, Harry?
— Jutro znowu będę duży, prawda?
— Owszem.
Harry ziewnął szeroko i ułożył wygodniej, opierając głowę o pierś Dracona. Uśmiechnął się, czując
obejmujące go ramiona.
— Czy nadal będziesz mój, nawet, gdy będę już duży?
— Jasne — odparł Draco. — Ja jestem twój, a ty jesteś mój. Na zawsze.
— To fajnie. — Harry chwycił Dracona za rękę. — Mogę ci zdradzić pewien sekret?
Draco zamrugał.
— Jeśli chcesz…
— Nigdy tego nikomu nie mówiłem — powiedział poważnym tonem chłopczyk.
— A więc co to za sekret? — Po tonie głosu dziecka Draco wywnioskował, że to musi być coś bardzo
ważnego.
— Kocham cię — wymamrotał Harry. Głowa zaczęła mu powoli opadać i po chwili już spał.
Draco odwrócił twarz w stronę ognia na kominku, aby nikt nie mógł dostrzec, że jego oczy zrobiły się
nagle dziwnie wilgotne. Choć wiedział, że wypowiadając te słowa, Harry był dzieckiem, to wzruszył go
sam fakt, że był pierwszym i jedynym, który to usłyszał.
— Ja też cię kocham — szepnął prosto do ucha śpiącego malca.
Harry nie usłyszał tych słów.
ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY

HERBATA NIESKROMNOŚCI


Po raz drugi z rzędu Harry obudził się w łóżku Malfoya. Gdy przypomniał sobie ostatnie słowa, jakie
wypowiedział wczoraj tuż przez zaśnięciem, poczuł, że twarz zaczyna mu płonąć — i to nie z
zażenowania. Uśmiechnął się lekko, wspominając, jak wyznał Draconowi, że go kocha i że chciałby go
sobie zatrzymać. Cóż z tego, że mówił to jako kilkulatek? Pewne słowa padły i nie dało się ich odkręcić.
Niechętnie wyślizgnął się z łóżka, wciąż czując na skórze dotyk ciepłego ciała Dracona i wymknął się z

background image

32

dormitorium. Gdy stanął w wychodzących na korytarz drzwiach pokoju wspólnego, poczuł się niczym w
dniu świstaka. Fred i George znów na niego czekali, niedbale oparci o ścianę.
— I jak było? — zapytali z lubieżnym błyskiem w oczach.
Harry poczuł, że robi się czerwony na twarzy. Uniesione brwi bliźniaków nie pozostawiały wątpliwości
— stworzyli już sobie własną wersję wydarzeń. Harry postanowił w duchu, że nic im nie powie.
Cokolwiek się zdarzyło, to nie był ich interes.
— Dajcie już tę herbatę — burknął.
— Ajajaj, ktoś tu się chyba bardzo zmieszał! — zaczęli podkpiwać Weasleyowie. — Chłopie, spanie z
kimś to całkiem normalna rzecz!
Harry posłał im mordercze spojrzenie, wyrwał pucharek i wypił do dna, rzucając wpierw pobieżne
spojrzenie na jego fioletową zawartość. Przełknął, zamlaskał i powiedział zdecydowanie: — Czarna
porzeczka.
Fred natychmiast to zapisał.
Harry poczuł, że przez całe jego ciało przebiega impuls. Spojrzał w dół i jęknął. Na Merlina, a na co mu
tyle ciuchów? Pospiesznie zaczął się rozbierać, ciskając piżamę za siebie, w głąb pokoju wspólnego
Ś

lizgonów. Gdy został w samych bokserkach, pokiwał głową z zadowoleniem. O tak, teraz wyglądał jak

należy.
— Harry? Gdzieś ty się podział?
Trójka Gryfonów spojrzała w kierunku, z którego dochodził głos. W drzwiach pokoju wspólnego stanął
Draco. Jego szare oczy natychmiast utkwiły w rozebranym niemal do rosołu Harrym.
— I co ty na to? — spytał zaczepnie Gryfon.
— Jak na lato — odparł Draco bezwiednie.
Harry wyrwał George’owi różdżkę i zaczął nią manewrować w okolicy genitaliów. Dwóch Gryfonów i
jeden Ślizgon przyglądali się jego manewrom z zapartym tchem. Odetchnęli z ulgą dopiero, gdy
zobaczyli, że Harry po prostu zmienił sobie kolor bokserek z czerwonego na zielony, z wzorkiem w
wężyki.
— O Merlinie! — Draco nie mógł się powstrzymać od jęku (ale dystyngowanego. Malfoyowie nie jęczą,
a jeśli już, to elegancko). Harry wyglądał świetnie w czerwonych bokserkach i niczym więcej, ale w
zielonych… nie można było oderwać od niego oczu.
Gryfon zbliżył się do Ślizgona, a na jego twarzy malował się drapieżny wyraz.
— Wiesz, że jestem Chłopcem, Który Przeżył? — zamruczał.
— Wiem — odparł Draco, nie będąc w stanie oderwać oczu od ciała Harry’ego.
— A ty jesteś dziedzicem Malfoyów.
— No tak. — Draco z trudem się powstrzymywał, aby nie wyciągnąć dłoni i nie musnąć palcami tej jasnej
skóry.
— Więc chyba zgodzisz się ze mną, że najlepsi powinni trzymać się razem? — Harry przysunął się tak
blisko, że niemal dotykał twarzą policzka Dracona.
— O… tak! Absolutnie! — Sens tych słów dotarł do Malfoya dopiero po dłuższej chwili, ale szybko
otrząsnął się ze stuporu.
— Jesteśmy bez wątpienia najbardziej interesującymi osobami w całej szkole. Powinniśmy zatem trzymać
sztamę.
— I jesteśmy też wpływowi! — zgodził się Draco.
— Razem stworzymy taką parę, że ludzie będą o nas opowieści pisać — skonkludował Harry.
— No to nie ma wyjścia, musimy się poświęcić dla dobra ogółu. Nie odmówimy publice tej przyjemności.
— Draco przysunął się bliżej Harry’ego.
— Jestem gotów na takie poświęcenie — stwierdził poważnie Gryfon. — Będzie z nas świetna para.
— Harry i Draco. Draco i Harry.
— A w skrócie „drarry”.
Oboje popatrzyli na siebie z uznaniem. A potem stało się to, co majaczyło na horyzoncie już od jakiegoś
czasu. Było zupełnie inaczej niż poprzednim razem, gdy przypadkowo zetknęli się ustami. Nie byli pewni,
kto kogo objął jako pierwszy, liczyła się tylko bliskość ich ciał i penetrujące wnętrza ust niecierpliwe,

background image

33

zachłanne języki. Zatracili się we wzajemnych pieszczotach do tego stopnia, że nie zwrócili nawet uwagi
na świadków całej sceny — bliźniaków, którzy pospiesznie robili notatki, mające tyle wspólnego z
testowaną dzisiaj herbatą, co Snape z uprzejmością.
— Przepraszam bardzo! — Chrząkanie Pansy Parkinson natychmiast przywróciło chłopcom zmysły. —
Bardzo się cieszę, że tak wam tu dobrze, ale za chwilę reszta domu będzie schodzić na śniadanie. Nie
musicie dawać pierwszorocznym lekcji poglądowej, jak należy się lizać.
Radzi nieradzi, chłopcy musieli przyznać Pansy rację. Oderwali się od siebie niechętnie i Harry już miał
podążyć za bliźniakami do wieży Gryffindoru, gdy Draco niespodziewanie chwycił go za ramię i wciągnął
do pokoju wspólnego.
— Ubieraj się! — rozkazał, podając Harry’emu piżamę i starając się nie patrzeć na tę kuszącą, jasną
skórę. — Nikt oprócz mnie nie ma prawa oglądać cię w takim stanie!
— A co ja poradzę, że jestem taki przystojny i ludzie pożerają mnie wzrokiem? — Gryfon tylko wzruszył
ramionami.
Draco dotknął dłonią policzka Harry’ego i spojrzał mu głęboko w oczy. Jego głos drżał z tłumionej pasji.
— Jesteś cholernie atrakcyjny, ale jesteś mój, rozumiesz? Mój. Nie będziesz pokazywał innym tego, co
należy tylko do mnie.
— Ale…
— Zrozumiałeś, co powiedziałem?
— Tak — odpowiedział Harry ugodowo.
— I bardzo dobrze. — Draco musnął ustami wargi Harry’ego. — Teraz wracaj do siebie, ubieraj się i idź
na śniadanie.
Wyczuł, że Gryfon zadrżał z rozkoszy pod wpływem jego dotyku. I bardzo dobrze. Wreszcie wszystko
było jasne.
Potter był jego. I tak już zostanie, nikt bowiem nie odważyłby się odebrać Malfoyowi czegoś, co do niego
należy.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
AA 40 herbat i 40 dni 1 17(40)
40 Dni dla Życia
Plan Daniela 40 Dni do Zdrowszego Życia przepełniony demonicznymi doktrynami Zwiedzenie w Kościele
Czterdzieści herbat, czterdzieści dni (1 11)
Czterdzieści herbat, czterdzieści dni$
Czterdzieści herbat, czterdzieści dni Zakazane herbatki do#
1986 17 Darnica godz 0 40
17 Wojtowicz M i inni Stan techniczny zlaczy i prefabrykatow budynku wielkoplytowego po 40 latach ek
Kopia Kopia Metodologia lista stan na 18stycz godz 17 40(1)
Dziennik Praw 1918 nr 17 poz 40
MSR 40 KOREFERAT NIERUCHOMOSCI INWEST
40
40 0610 013 05 01 7 General arrangement
Nasze opracowanie pytań 1 40
DTR KWSOI 40

więcej podobnych podstron