3
20
(i iAoMii
na cieniach... Następnej firny, mojej pierwszej zimy genueńskiej, owo cudowne uduchowienie, niemal uwarunkowane krańcowym ubytkiem mięsni i krwi, pr/ynios-ło JurnmA^. Doskonała jasność i pogodo, a nawet wybujałość ducha, jaką odzwierciedla ta książka. zgadła się u mnie rr* tylko .• najgłębsza słabością fizjologiczną, lecz nawet i uczuciem krańcowego bólu. WSrńd owych mak piekielnych, jakie przynosi nieustający trzydniowy ból głowy przy udręce śluzowatych wymiotów*, posiad* łera dialektyczna jasność par m t-ilrncr i przoitiysliw a-Iem nader chłodno rzeczy, do których w lepszym stanic bym się nie wspiął, nic byłbym wystarczająco subtelny, wystarczająco zimny. Moi czytelnicy wiedza moZc, jak dalece uważam dialekty1 kę za objaw dfc<uirn<-r. na przy* kład w najsłynniejszy m przypadku: w przy pad ku Sokratesa. Jakiekolwiek chorobliwe zaburzenia intelektu, nawet otępienie wywoływane przez gorączkę, to do dziś rzeczy mi całkowicie obce. o których naturze i częstości występowania musiałem się dowiadywać na drodze uczonej tektury. Moja krew krąży powoli. Nikt nie mógł nigdy stwierdzić u mnie gorączki. Lekarz, który mnie dłużej leczył jako cierpiącego na nerwy, powiedział w końcu: ..Nie! Tu nie chodzi o pana nerwy; już raczej ja sam jestem nerwowy”. Zupełnie nie widać żadnego lokalnego zwyrodnienia, żadnych organicznie uwarunkowanych dolegliwości żołądka, choć wskutek ogólnego wyczerpania wystąpiło nader silne osłabienie systemu gastrycznego. Również dolegliwości oczu. niebezpiecznie zbliżając się w pewnym momencie do ślepoty, są tylko skutkiem, nie przyczyną: przy każdym przyroście siły życiowej wzmagała się też sita wzroku. Długi, nazbyt długi ciąg lat oznacza u mnie zdrowienie - oznacza niestety też nawrót, upadek i periodyczność swego ro-
lIlia lenn jruem inki nuylry
dziiju dćcadence, Czy po iym wszystkim muszę mówić, Ze jestem doświadczony w uprawach dócadencc? Przesylablzawałem j:i w przód i w tył. Poznałem wtedy nawet owii filigranowa sztukę ujmowania i pojmowania, zmysł do nuances, cała ową psychologię „zerkania zza węgła", i wszystko, co może mnie wyróżnia; jest to prawdziwy dar owego czasu, w którym wszystko u mnie subtelniało, zarówno obserwacje, jak ich narządy. Z perspektywy chorego spoglądać w dół na zdrowsze pojęcia i wartości i znów, na odwrót, z pełni i samopewności pełnego życia na skrytą pracę instynktu decadence -było to moje najdłuższe ćwiczenie, moje prawdziwe doświadczenie: jeśli gdziekolwiek, to tu stałem się mistrzem. Mam to teraz w rękach, mam do lego rękę. do przestawiania perspektyw; może dlatego jedynie dla mnie „przewartościowanie wartości" w ogóle jest możliwe.
2
Abstrahując mianowicie od tego, że jestem decadent, jestem też w najpełniejszym sensie jego przeciwieństwem. Moim na to dowodem jest fakt, że instynktownie wybierałem zawsze właściwy środek przeciw tym złym stanom, gdy tymczasem decadent sam w sobie wybiera środki szkodliwe. Jako summa summarum byłem zdrów, jako zakątek, specjał byłem decadent. Owa energia absolutnego osamotnienia i wywinięcia się z nawykowych stosunków, przymus stosowany do samego siebie, by nie dopuścić do opiekowania się mną, obsługiwania mnie, leczenia - zdradzają bezwzględną pewność instynktu w kwestii, c o było wówczas najbardziej potrzebne. Sam wziąłem się w garść, sam się wyleczyłem; przesłanką jest tu - przyzna to każdy fizjolog - że się zasad-