Polityka zagraniczna Polski 1918-1989
Proces kształtowania granic II RP
Koniec I wojny światowej przyniósł odbudowę państwa polskiego, którego istnienie przerwał III rozbiór Polski w 1795 r. Formowanie terytorium państwa polskiego rozpoczęte pod koniec 1918 r. trwało do 1922 r. i w takim kształcie przetrwało do wybuchu II wojny światowej.
Kontekst międzynarodowy
Zasadniczy los Polski zależał od sytuacji międzynarodowej oraz decyzji zwycięskich mocarstw. Zgodnie popierały konieczność istnienia niepodległego państwa polskiego, tym bardziej, że mogłoby ono stanowić barierę odgradzającą Europę Zachodnią od niebezpieczeństwa komunizmu. Kwestia granic natomiast stanowiła drugi plan i pozostawała bliżej nieokreślona. Pierwsze decyzje w sprawie przyszłego kształtu Polski zapadły podczas konferencji pokojowej w 1919 r. w Wersalu pod Paryżem, gdzie zebrali się przywódcy 27 państw, które walczyły i zwyciężyły w wojnie, by ustalić zasady trwałego pokoju i określić losy państw pokonanych. Główną rolę na konferencji odgrywali przywódcy trzech państw, tzw. gruba trójka. Byli to premierzy: Francji Georges Clemenceau i Wielkiej Brytanii Lloyd George oraz prezydent Stanów Zjednoczonych Woodrow Wilson. 28 czerwca 1919 podpisano traktat pokojowy z Niemcami, który jednocześnie ustalał polską granicę zachodnią. Niemcy utraciły na rzecz Polski prawie całą Wielkopolskę, która zresztą nie czekając na postanowienia traktatu sama wywalczyła swe wyzwolenie spod zaboru (zobacz powstanie wielkopolskie). Polsce przyznano też pas Pomorza wzdłuż Wisły jednak bez Gdańska, który otrzymał status wolnego miasta i pozostawał pod zarządem Komisarza Ligi Narodów. Natomiast na Śląsku, Warmii i Mazurach miały odbyć się plebiscyty.
Plebiscyt na Warmii i Mazurach
Warunki tuż przed głosowaniem mającym zadecydować o przynależności terenów Warmii i Mazur były trudne. Armia Czerwona zbliżała się do granicy Prus Wschodnich, co rodziło w ludności poczucie nadchodzącego końca niepodległości Polski. Negatywny wpływ na sprawy polskie miało także długotrwałe panowanie na tym terenie Niemców, stosowanie przez nich terroru i prowadzoną propagandą niemiecką. 11 lipca 1920 odbył się plebiscyt, który skończył się dla Polski klęską. Tylko 3% ludności opowiedziało się za włączeniem do Polski, w związku, z czym przyznano jej tylko osiem gmin. Do takiego wyniku plebiscytu w jakiejś mierze przyczyniła się manipulacja. Polegała ona na tym, że głosujący musieli wybierać między kartkami z napisem "Polska - Polen" i "Prusy Wschodnie - Ostprussen". Większość, więc wybrała to, co znane - Prusy Wschodnie.
Górny Śląsk
Sytuacja na Śląsku przedstawiała się nieco inaczej. Pogłębiała się polska świadomość narodowa, rosła liczba działaczy na rzecz polskości. Społeczeństwo polskie na Górnym Śląsku było rozczarowane decyzją paryskiej konferencji pokojowej w sprawie zarządzenia plebiscytu na tym terenie.
Spodziewano się, że zapadnie decyzja o inkorporacji Górnego Śląska do Polski. Tymczasem sytuacja na Górnym Śląsku przedstawiała się coraz gorzej. Wzmógł się terror niemiecki wobec ludności polskiej, przeprowadzano rekwizycje, rewizje i aresztowania, rozbijano polskie wiece i zebrania, utrudniano życie polskich organizacji, hamowano działalność towarzystw kulturalno-oświatowych. Wszystko to jeszcze bardziej wzmagało opór ludności polskiej, która coraz częściej myślała o zbrojnym przeciwstawieniu się narastającemu terrorowi. Przełomowym momentem stał się strajk robotniczy w dniach 11-15 sierpnia 1919 oraz masakra robotników, głównie narodowości polskiej, dokonana w Mysłowicach przez niemiecki Grenzschutz 15 sierpnia. Wydarzenia te stały się bezpośrednią przyczyną I powstania śląskiego, które wybuchło w nocy z 16 na 17 sierpnia 1919. Zostało szybko stłumione przez Niemców. Jednak niepowodzenie nie odebrało polskim Górnoślązakom wiary w możliwość i celowość dalszych walk o przyłączenie Śląska do Polski.
W toku przygotowań plebiscytowych rósł niemiecki terror. Utrudniano rozwój polskiej akcji plebiscytowej, propagandowej i organizacyjnej, a z rąk niemieckich bojówek zaczęli ginąć działacze polscy (czasem ginęli również działacze niemieccy, zamordowani przez Polaków). W wyniku rosnącego napięcia wybuchło II powstanie śląskie, którego skutkiem stała się decyzja Komisji Międzysojuszniczej o powołaniu wspólnej polsko-niemieckiej policji podległej Komisji oraz wydała zarządzenie o zaprzestaniu terroru. Polakom udało się osiągnąć zamierzony cel, jakim była samoobrona ludności polskiej. Siła i zasięg powstania zaskoczyła zarówno Niemców, jak i Sprzymierzonych. Nie miało też ono specjalnego poparcia międzynarodowego. Włosi, jak i hierarchia kościoła katolickiego opowiadały się za Niemcami, podczas gdy Francuzi zachowali neutralność.
20 marca 1921 odbył się zapowiadany plebiscyt na Górnym Śląsku. Wzięło w nim udział 1191 tys. osób, z czego za połączeniem z Polską opowiedziało się 479 tys., a pozostaniem w granicach Niemiec - 708 tys. Tak duża przewaga Niemców wynikała z dopuszczenia do głosowania ludzi urodzonych na Śląsku, niezależnie od miejsca zamieszkania. Z Niemiec przybyło blisko 180 tys., a z Polski zaledwie 10 tys. emigrantów. Rząd angielski wysunął wówczas propozycję, aby Polsce przyznać jedynie powiaty: rybnicki, pszczyński i część katowickiego i tarnogórskiego, a cały Górnośląski Okręg Przemysłowy pozostawić Niemcom.
Odpowiedzią na niekorzystne dla Polski projekty podziału był strajk generalny na Śląsku, a następnie wybuch III powstania śląskiego w nocy z 2 na 3 maja 1921. Po krwawych walkach na linii Odry i o Górę świętej Anny, mimo przewagi regularnych wojsk niemieckich powstańcy zdołali utrzymać swe pozycje na przedpolu Śląskiego Okręgu Przemysłowego. Od 5 do 25 czerwca trwały rozmowy, które zdołały doprowadzić do zawieszenia broni 28 czerwca 1921. 12 października 1921 Liga Narodów odrzuciła wniosek angielsko-niemiecki pozostawienia Górnego Śląska przy Niemczech i poleciła dokonać podziału tego regionu. Decyzją Rady Ambasadorów przyznano Polsce 29% terytorium plebiscytowego, który obejmował powiaty: katowicki, lubliniecki, pszczyński, rybnicki, świętochłowicki, i tarnogórski. Na tym obszarze znajdowała się większa część przemysłu górnośląskiego, który miał ogromne znaczenie gospodarcze. 15 maja 1922 podpisano w Genewie polsko-niemieckie porozumienie regulujące podział Górnego Śląska.
Po wydaniu decyzji dotyczącej podziału Górnego Śląska polskie stronnictwa polityczne i organizacje zawodowe utworzyły Naczelną Radę Ludową z Józefem Rymerem na czele. Na czele analogicznego organu niemieckiego - Wydziału Niemieckiego - stanął Hans Lukaschek. Rozpoczęła się ewakuacja wojsk Komisji Międzysojuszniczej, podczas której bojówki niemieckie rozpoczęły gwałtowną akcję terrorystyczną, w wyniku, której zginął m.in. oficer francuski.
20 czerwca wojska polskie przekroczyły granicę koło Szopienic i wkroczyły na Śląsk. W lipcu 1922 Polska przejęła ostatecznie administrację na przyznanym jej obszarze, który zgodnie z obietnicą zachował pewną autonomię - miał swój sejm lokalny. Pierwszym wojewodą śląskim został Józef Rymer. 16 lipca 1922 roku podpisano w Katowicach dokument upamiętniający przejęcie części Śląska przez Rzeczpospolitą.
W tym czasie na terenach przyznanych Niemcom rozpoczął się odwet na tych Ślązakach, którzy w okresie plebiscytowym działali na rzecz Polski. Zabraniano rozmawiać po polsku w lokalach publicznych, znieważając tych, którzy zakazu tego nie przestrzegali. Bojkotowano działaczy polskich, wprowadzano ograniczenia w działalności polskich organizacji.
Śląsk Cieszyński
Na południu Polski trwał spór z Czechosłowacją o Śląsk Cieszyński oddziałujący przez wiele lat na atmosferę wzajemnych stosunków politycznych. 5 Listopada 1918 w wyniku uzgodnień lokalnych rad: polskiej Rady Narodowej Księstwa Cieszyńskiego i czeskiej Krajowej Rady Narodowej dla Śląska teren Śląska Cieszyńskiego został podzielony według kryterium etnicznego.
Ustaleń tych nie uznały władze czeskie w Pradze i zażądały wycofania oddziałów polskich, aby uniemożliwić przeprowadzenie w polskiej strefie wyborów do sejmu. Wobec odmowy 26 stycznia 1919 wojska czeskie korzystając z zaangażowania Polski w walki z bolszewicką Rosją, zajęły wschodnią cześć Śląska Cieszyńskiego do rzeki Olzy. Nastąpiło to za aprobatą państw sprzymierzonych, które poparły czeską akcję. Na terenach Śląska Cieszyńskiego, a także Orawy i Spiszu miał się odbyć plebiscyt. Sprzeciw Czechów obawiających się przegranej, a także niekorzystna w tym momencie sytuacja Polski w wojnie z bolszewikami przyczyniły się do zmiany decyzji, co do losów spornych terenów.
Na podstawie postanowień konferencji w Spa w dniach 5-16 lipca 1920, Rada Ambasadorów państw Ententy 28 lipca podjęła decyzję o zaniechaniu plebiscytu i arbitralnym podziale tego regionu. Mocarstwa koalicji przyznały Czechosłowacji większość spornych obszarów Śląska Cieszyńskiego, tzw. Zaolzia, Spiszu i Orawy. Szczególnie dotkliwa dla Polski była utrata Zaolzia ze względu na liczebną ludność polską, istniejące tam bogactwa naturalne i zakłady przemysłowe. Po czeskiej stronie granicy pozostało ok. 120 tysięcy Polaków.
Granica wschodnia
Kwestię granicy wschodniej Polski nie rozstrzygnięto podczas konferencji wersalskiej i pozostała ona otwarta. W poglądach polityków polskich ścierały się jej dwie koncepcje. Józef Piłsudski skłaniał się do idei federacyjnej. Zakładała ona oderwanie od Rosji: Białorusi, Litwy i Ukrainy jako niepodległych państw w federacji z Polską. Państwa te miały stanowić swego rodzaju mur przed Rosją. Inną koncepcję przedstawiał Roman Dmowski. Głosił program inkorporacji, czyli włączenia do Polski tych ziem litewskich, białoruskich i ukraińskich, na których Polacy stanowili znaczny odsetek ludności.
Od listopada 1918 na południowym wschodzie trwał spór polsko-ukraiński o Galicję wschodnią. Walki toczyły się ze zmiennym powodzeniem. O zakończeniu walk ostatecznie zadecydowała sytuacja wojsk ukraińskich, które jednocześnie były atakowane z północnego wschodu przez bolszewików, oraz przybycie Armii Hallera. Polakom udało się do lipca 1919 wyprzeć armię ukraińską za Zbrucz, czyli za wschodnią granicę Galicji na tereny Ukraińskiej Republiki Ludowej, a we wrześniu 1919 podpisano rozejm.
Armia Czerwona od grudnia 1918 r., kiedy to wojska niemieckie zaczęły wycofywać się z Ukrainy i Białorusi, rozpoczęła marsz na zachód zajmując stopniowo te tereny. Zamierzeniem polityki bolszewików było dążenie do wsparcia rewolucji w Niemczech i rozszerzenie jej na inne kraje europejskie. Powstanie niepodległej Polski stało się przeszkodą w rozszerzaniu rewolucji na Zachód.
W lutym 1919 roku doszło do pierwszych starć oddziałów polskich z Armią Czerwoną, które rozpoczęły wojnę polsko-bolszewicką. W połowie lutego 1919 r. Polskie siły Frontu Litewsko-Białoruskiego podjęły kontrofensywę przeciwko armii bolszewickiej i 19 kwietnia wkroczyły do Wilna, gdzie Józef Piłsudski wydał odezwę dając nadzieje samookreślenia politycznego tego obszaru. W lipcu 1919 miała miejsce konferencji pokojowa w Paryżu, na której Rada Najwyższa zatwierdziła granicę polsko-litewską według linii Focha (Niemen - Grodno - Wilno - Dyneburg) wraz z Wilnem. Jednak Armia Czerwona odnosiła coraz większe sukcesy w swoim marszu na Zachód i w lipcu 1920 weszła na ziemie polskie. Wojsko dotarło wkrótce do Warszawy gdzie, 13 sierpnia rozpoczęła się decydująca bitwa warszawska. Polakom udało się obronić stolicę i do końca września wyprzeć wojska bolszewickie za Mińsk.
12 października 1920 r. delegacje polska i bolszewicka podpisały w Rydze umowy rozejmowe i podjęły rokowania pokojowe. 18 marca 1921 został ostatecznie podpisany traktat pokojowy między Polską, Rosyjską SRR i Ukraińską SRR. Granica Polski na wschodzie została ustalona na linii Zbrucza i Dźwiny obejmując po stronie polskiej ziemie na wschód od Bugu, należące przed 1914 r. do Rosji: zachodnią część Wołynia i Polesia z Brześciem, Pińskiem i Łuckiem, gubernie: grodzieńską oraz wileńską wraz z zachodnią częścią Mińszczyzny (Nieśwież). Rosja i Ukraina uznały polskie prawa do Galicji Wschodniej. W październiku 1920 roku Józef Piłsudski upozorował bunt gen. Lucjana Żegligowskiego. Zajmując Wilno i okolice, ogłaszając powstanie tzw. Litwy Środkowej. W wyniku postanowienia sejmu Litwy Środkowej, Wileńszczyzna z Wilnem zostały włączone do Polski w 1922 roku. Niepodległa Litwa proklamowała stan wojny z Polską, który trwał do 1938 roku.
Przebieg wschodniej granicy II RP został zatwierdzony przez Radę Ambasadorów 15 marca 1923.
Zagadnienia bezpieczeństwa w polskiej polityce zagranicznej 1921-1925
Polityka zagraniczna II Rzeczpospolitej była w naturalny sposób konsekwencją procesu kształtowania się granic tego państwa i systemu wersalskiego, który zdecydował o układzie sił w Europie po I wojnie światowej. Podstawowym celem tej polityki było zabezpieczenie istnienia państwa polskiego w jego niekorzystnym położeniu geopolitycznym między dwoma wielkimi sąsiadami: Niemcami i ZSRR, oraz przy napiętych stosunkach z innym sąsiadami: Czechosłowacją i Litwą.
W latach 20. podstawowym środkiem realizacji polityki zagranicznej były działania na forum Ligi Narodów oraz współpraca z Francją. Wobec niekorzystnych rezultatów tej polityki, która nie zapobiegła m.in. układom lokarneńskim, w latach 30. Polska rozwinęła stosunki z Niemcami i Związkiem Radzieckim, starając się o wzajemną równowagę. Stopniowe zbliżanie się do Niemiec nie zmieniło faktu, że w roku 1939 Polska odrzuciła żądania Adolfa Hitlera i stała się pierwszym celem napaści Niemiec w II wojnie światowej.
Układ sił w Europie po zakończeniu wojny uzależniony był od rozbieżności w państwach zwycięskiej koalicji. Polska stała się naturalnym sojusznikiem Francji, która poszukiwała partnera w miejsce osłabionej i podbitej przez bolszewicką rewolucję Rosji. W lutym 1921 r. w Paryżu doszło do podpisania polsko-francuskiej deklaracji o przyjaźni i układu politycznego wraz z konwencją wojskową, zgodnie z którą państwa zobowiązywały się do udzielenia pomocy w razie napaści Niemiec na którąś ze stron.
Jednocześnie Francja liczyła na wysokie reparacje ze strony Niemiec, które miały zrekompensować jej utracone wierzytelności rosyjskie. Z drugiej strony, osłabiona po wojnie Wielka Brytania liczyła na rozwój eksportu do Niemiec i nawiązanie stosunków handlowych z Rosją (co nastąpiło 16 marca 1921). Inny wielki członek Ententy, Stany Zjednoczone po odmowie ratyfikacji traktatu wersalskiego zajął pozycję izolacjonistyczną.
Młode państwo polskie stanęło wobec ułożenia polityki z Niemcami i Rosją. Republika Weimarska liczyła na rewizję postanowień traktatu na wschodzie, gdy tymczasem bolszewicka Rosja w ogóle nie uznawała traktatu. Niezadowolenie obu tych państw skłoniło je do współpracy. Najpierw, 6 maja 1921 zawarły układ handlowy, poprzedzający nawiązanie stosunków. 16 kwietnia 1922 Niemcy i Rosja Radziecka zawarły w Rapallo układ, na mocy którego nawiązały stosunki dyplomatyczne i współpracę ekonomiczno-wojskową. Jan Dąbski skomentował ten traktat 7 lipca 1922: Traktat w Rapallo jest najgorszą konstelacją, jaka się może w dziejach dla Polski zdarzyć[1]. Poczucie zagrożenia Polski doprowadziło do zacieśnienia współpracy polsko-francuskiej, m.in. w maju 1923 francuski marszałek Ferdinand Foch otrzymał buławę marszałka Polski; wspólnie też rozważano akcję militarną przeciw Niemcom, które w tym czasie odmawiały spłaty reparacji[2].
Polska szukała też sprzymierzeńców w Europie Środkowo-Wschodniej. Jednak tylko Rumunia jako jedyne państwo na tym obszarze chętnie współpracowała z Polską i podpisała 3 marca 1921 pakt o wzajemnej pomocy przeciw bolszewickiej Rosji (sojusz polsko-rumuński). Stabilnej polityce zagranicznej Polski nie sprzyjały liczne przesilenia rządowe oraz związana z nimi rotacja na stanowisku ministra spraw zagranicznych.
Kryzys gospodarczy w Niemczech (i niebezpieczeństwo komunistycznej rewolucji) doprowadził do wstrzymania przez to państwo spłaty reparacji wojennych, zaś w sierpniu 1924 w Londynie przyjęto plan Dawesa, który zakładał rozłożenie spłat odszkodowań i pomoc w odbudowie gospodarki niemieckiej. Również polityka francuska wobec Niemiec, od czasu zwycęstwa lewicy w wyborach 1924 stała się bardziej ugodowa.
Minister Aleksander Skrzyński podejmował próby porozumienia z ZSRR i uświadomienia państwom zachodnim zagrożenia niemieckiego. W listopadzie 1924 podpisano dodatkowy protokół do układu polsko-francuskiego, zaś w czerwcu 1925 Francja przyjęła propozycję układów gwarantujących polskie granice.
Na kształt polskiej polityki zagranicznej w okresie międzywojennym wpłynął system wersalski, który zapewnił jej integralność terytorialną. Jednak część granic państwa polskiego została ukształtowana w wyniku działań wojennych, co wywarło wpływ na dalsze stosunki z sąsiadami. Mimo że wojna polsko-radziecka zakończyła się pokojem ryskim 18 marca 1921 r. to stosunki między tymi państwami pozostały nadal napięte, a władze radzieckie dążyły do zmiany postanowień traktatu. Trudne były też stosunki polsko-niemieckie, ponieważ kwestie sporne (Gdańsk, Warmia, Mazury, Śląsk i Pomorze) zostały uregulowane niezgodnie z oczekiwaniami stron. Niemcy dawali temu jednoznaczny wyraz nazywając Polskę państwem „sezonowym”. Nie lepiej układały się stosunki z Czechosłowacją (spór o Zaolzie) i Litwą (kwestia Wilna). W rezultacie dobre stosunki łączyły nas tylko z Rumunią i Łotwą.
Polska, mimo krytyki niektórych postanowień traktatu wersalskiego, była zainteresowana utrzymaniem jego postanowień. Wobec obojętności Włoch i Stanów Zjednoczonych, a nawet niechęci Anglii wobec spraw polskich, jedynym gwarantem międzynarodowej pozycji Polski stała się Francja. Dlatego dyplomacja polska oparła koncepcję swojej polityki zagranicznej na zbliżeniu z Francją.
Jednak stosunki między Francją a Wielką Brytanią skomplikowały się na, tyle, że zaistniała potrzeba zwołania w 1922 r. konferencji w Genui w sprawie roszczeń pieniężnych wobec Rosji oraz niemieckich zobowiązań z tytułu odszkodowań wojennych. Twarda polityka Francji wobec Niemców i chęć Brytyjczyków do osłabienia pozycji Francji w Europie spowodowały, że ten brak jedności stał się powodem kruszenia się ładu wersalskiego. Wykorzystały tę sytuację dwa kraje, pozostające w izolacji: Rosja i Niemcy. One to właśnie w trakcie konferencji genueńskiej zawarły między sobą układ w Rapallo (kwiecień 1922 r.).
Dla Polski układ w Rapallo oznaczał porozumienie potężnych, żądnych rewindykacji terytorialnych sąsiadów. Ustalenie granic II Rzeczypospolitej odbywało się w atmosferze ostrego konfliktu z państwami sąsiednimi. Dlatego polska dyplomacja zabiegała o zabezpieczenie swej pozycji na arenie międzynarodowej systemem sojuszy obronnych.
Pierwszy sojusz zawarła Polska z Rumunią w styczniu 1921 r. Uzupełnienie do układu stanowiła konwencja o przymierzu odpornym, podpisana w marcu 1921 r. w Warszawie. O wiele ważniejszy był dla państwa polskiego układ z Francją z 19 lutego 1921 r., parafowany przez Piłsudskiego w czasie jego pobytu w Paryżu. Do układu dołączona była konwencja wojskowa. Układ stwarzał korzystniejsze warunki dla Francji, szczególnie w sferze gospodarczej. Do układu była dołączona konwencja wojskowa przewidująca ewentualną pomoc Francji w razie ataku Niemiec na Polskę. We Francji widziano potężnego gwaranta pozycji narodowej Polski, zabezpieczającego przed rewizjonistycznymi zapędami Niemiec
Polityka zagraniczna w okresie lokarneńsko-genewskim
Niejednolite traktowanie Polski przez państwa zachodnie stało się faktem 16 października 1925, gdy podpisano Traktat z Locarno gwarantujący (w tzw. pakcie reńskim) granice Francji i Belgii z Niemcami. Gwarantami układu były poza tym Wielka Brytania i Włochy. Polska i Czechosłowacja otrzymały tylko gwarancje francuskie. Minister Skrzyński podpisał układy, dochodząc do wniosku, że ewentualne protesty mogłyby tylko pogorszyć sytuację Polski[3]. Jednocześnie Niemcy otrzymały stałe miejsce w Radzie Ligi Narodów, którego nie otrzymała Polska, wybierana jednak od 1926 w drodze głosowania. W 1929 Niemcy otrzymały w ramach Planu Younga kolejne rozłożenie spłat długów wojennych. Nawiązywała się również dalsza współpraca Związku Radzieckiego z Niemcami, które 16 kwietnia 1926 zawarły układ o neutralności i nieagresji.
Układ w Locarno z 1925 r. Układ ten był sukcesem dyplomacji niemieckiej, a głównie Gustawa Stresemanna, niemieckiego ministra spraw zagranicznych w latach 1923-1929.
Locarno było przegraną Polski, gdyż układ ustalał nienaruszalność tylko granicy francusko-niemieckiej i belgijsko-niemieckiej. W takiej samej sytuacji jak Polska była Czechosłowacja. [2]Przejściowo nastąpiło zbliżenie polsko-czechosłowackie, czego wyrazem były wzajemne wizyty ministrów spraw zagranicznych. Nadwyrężenie systemu wersalskiego doprowadziło do przyznania Niemcom, po ich przystąpieniu do Ligi Narodów, miejsca stałego członka w jej kierowniczym organie - Radzie Ligi.
Całościowo oceniając polską politykę zagraniczną lat 1921-1925 trzeba stwierdzić, że cechował ją realizm. Jej podstawowe kierunki to zagwarantowanie granic, co niestety nie udało się, gdy idzie o granice z Niemcami i umocnienie pozycji Polski w Lidze Narodów - co udało się częściowo. Jednak Locarno było dla Polski klęską, podobnie jak dla jej południowego sąsiada - Czechosłowacji. Na sytuacji międzynarodowej obu państw niekorzystnie zaciążyła proniemiecka polityka Wielkiej Brytanii.
Zaraz po 1926 r. nie nastąpiła istotna zmiana polskiej polityki zagranicznej, gdyż nie zmieniły się warunki, które o niej decydowały. Polska znajdowała się między dwoma państwami większymi terytorialnie i o różnych ustrojach politycznych. Niemcy były republiką z parlamentarnymi rządami i dążyły do obalenia "dyktatu wersalskiego" i powrotu do granic sprzed 1914 r. Wschodni sąsiad był zajęty problemami wewnętrznymi i umacnianiem dyktatury przez J. Stalina. ZSRR, który wyszedł z międzynarodowej izolacji po Rapallo, zawarł dodatkowo układ o nieagresji i neutralności z Niemcami, podpisany w Berlinie w kwietniu 1926 r.[3] Ta linia niemieckiej polityki, szachująca Zachód radziecko-niemieckim zbliżeniem, pozwoliła uzyskać kolejne sukcesy.
W 1926 r. Niemcy przyjęto do Ligi Narodów i uzyskały one stałe przedstawicielstwo w Radzie Ligi. Miało to dla Polski istotne znaczenie ze względu na problem Gdańska i niemieckiej mniejszości w Polsce. Hałaśliwa propaganda przeciw "płonącym" granicom wschodnim przysparzała Niemcom sympatii, ale osłabiała międzynarodową pozycję Rzeczypospolitej. Podobnie jak konflikt polityczny z Litwą.
Próbę zmiany tej sytuacji podjął sam Piłsudski, który udał się na sesję Ligi Narodów do Genewy i tam spotkał się w grudniu 1927 r. z ministrem spraw zagranicznych Niemiec, Stresemannem. W trakcie pobytu Marszałka w Genewie nastąpiło częściowe rozładowanie konfliktu polsko-litewskiego w dwustronnej rozmowie Marszałka z premierem rządu litewskiego.
W drugiej połowie lat dwudziestych polityka Piłsudskiego była oparta na założeniu, iż nie nastąpią w Europie zasadnicze zmiany i czas ten należy przeznaczyć na wysondowanie, jakie stanowisko zajmie Francja w dalszej polityce wobec Niemiec. Nadal, bowiem podstawą bezpieczeństwa Rzeczypospolitej pozostał sojusz z Francją.
Podpisanie w 1928 r. przez Polskę, a następnie ZSRR wielostronnego paktu Brianda-Kelloga, potępiającego wojnę jako środek rozstrzygania sporów międzynarodowych, stworzyło fundament do rokowań z ZSRR. Były one prowadzone przez polskiego posła w Moskwie, Stanisława Patka i zakończyły się tzw. protokołem Litwinowa (wicekomisarz spraw zagranicznych ZSRR) w lutym 1929 r. Cieszący się zaufaniem Piłsudskiego Patek rozpoczął następnie rozmowy na temat układu o nieagresji z ZSRR. Dokument taki podpisano w lipcu 1932 r. Zobowiązywał on strony polską i radziecką do zachowania ścisłej neutralności, gdyby jedno z państw stało się ofiarą agresji strony trzeciej. Został on przedłużony w 1934 r. na dalsze 10 lat, w podpisanym wówczas protokole ZSRR uznał granicę wschodnią Polski.[4]
Zasadnicze kierunki polityki zagranicznej po 1926 r. wyznaczał marszałek Piłsudski. Wśród celów, jakie zamierzał osiągnąć Marszałek, do najważniejszych należało uregulowanie, drogą paktów, stosunków z sąsiadami, przy respektowaniu zasady równego dystansu pomiędzy Moskwą a Berlinem, oraz zrzucenie traktatu mniejszościowego, który stawiał Polskę w roli petenta Ligi Narodów w związku ze skargami Niemiec i Litwy.
Dyplomacja polski wobec sytuacji międzynarodowej w latach 30-tych
Na początku lat 30. państwa zachodnie odczuwały skutki wielkiego kryzysu gospodarczego, co doprowadziło do wzrostu nastrojów pacyfistycznych i antydemokratycznych. W 1932 zawieszony został praktycznie plan Younga. Jednocześnie dojście do władzy partii hitlerowskiej oznaczało, przynajmniej na początku prześladowania komunistów niemieckich i napięcie w stosunkach z ZSRR.
To oddalenie obu największych sąsiadów wykorzystała Polska, zawierając traktaty regulujące stosunki z nimi. 25 lipca 1932 został podpisany polsko-rosyjski pakt o nieagresji, który 5 maja 1934 przedłużono na kolejne dziesięć lat. 26 stycznia 1934 podpisano deklarację o niestosowaniu przemocy we wzajemnych stosunkach między Polską a Niemcami. Zamierzeniem Hitlera było wciągnięcie Polski w strefę wpływów niemieckich, a jednocześnie osłabienie sojuszu Polski i Francji.
Kierownikiem polskiej polityki zagranicznej od listopada 1932 był Józef Beck, który zgodnie z instrukcjami Józefa Piłsudskiego starał się realizować politykę równej odległości między Niemcami i Rosją, choć sam Piłsudski w 1934 już nie wierzył, aby dobre stosunki polsko-niemieckie mogły potrwać długo[4].
Wraz ze wzrostem potęgi Niemiec rosło zagrożenie Polski. W 1935 r. Niemcy zawarły umowę z Wielką Brytanią, która zezwalała Niemcom na znaczną rozbudowę marynarki wojennej. W 1938 roku na mocy układu w Monachium przyznano im Kraj Sudetów, który do tej pory należał do Czechosłowacji. Układ monachijski przewidywał też zwołanie konferencji w sprawie rozstrzygnięcia granicznych kwestii spornych Polski i Czechosłowacji. Nie czekając jednak na pośrednictwo mocarstw 2 października 1938 wojska polskie zajęły obszar Zaolzia, przez co w przyszłości obarczono Polskę zarzutem współpracy z Niemcami w dziele rozbioru Czechosłowacji. W październiku 1938 niemiecki minister spraw zagranicznych Joachim Ribbentrop złożył Polsce propozycję zawarcia paktu o nieagresji na 25 lat w zamian za zgodę polskiego rządu na włączenie Gdańska do Rzeszy i budowę eksterytorialnej drogi i linii kolejowej przez polskie Pomorze, pomiędzy Niemcami a Prusami Wschodnimi. Propozycje te Polska odrzuciła. Pogorszenie stosunków Polski z Rzeszą zmusiło Polskę do poszukiwania pomocy, by w razie napaści niemieckiej nie pozostała osamotniona. Niejako w odpowiedzi premier Wielkiej Brytanii Neville Chamberlain ogłosił w brytyjskim parlamencie w marcu 1939 jednostronne gwarancje wobec Polski. 6 kwietnia 1939 w Londynie opublikowano komunikat o zobowiązaniach wzajemnej pomocy w wypadku zagrożenia niepodległości Polski czy Wielkiej Brytanii. W kilka dni później rząd francuski potwierdził swe zobowiązania sojusznicze wobec Polski. Łudząc się jeszcze, co do zamiarów Związku Radzieckiego, mocarstwa Zachodnie szukały z nim porozumienia. Prowadzone w Moskwie w sierpniu 1939 r. rozmowy zostały niespodziewanie przerwane przez stronę rosyjską. Zaproszono natomiast do Moskwy ministra spraw zagranicznych III Rzeszy i 23 sierpnia podpisano niemiecko-radziecki pakt o nieagresji, który zawierał tajny protokół zawierający plany podziału stref wpływów w Europie Środkowo-Wschodniej. Według niego Polska miała przestać istnieć jako suwerenne państwo i zostać rozdzielona pomiędzy Niemcy a Związek Radziecki. 25 sierpnia zawarto w Londynie polsko-brytyjski układ sojuszniczy, w którym Brytyjczycy zobowiązywali się do udzielenia Polsce w przypadku napaści natychmiastowej pomocy wojskowej. Dzień ten wyznaczył też Hitler jako datę uderzenia na Polskę, ale dowiedziawszy się o porozumieniach w Londynie akcję odwołał. Zaplanował, że napaść na Polskę nastąpi 1 września 1939.
Idea wojny prewencyjnej wobec Trzeciej Rzeszy w polskiej polityce zagranicznej 1932-33
ncydent z „Wichrem” miał stanowić sprawdzian zachowania Niemiec. Piłsudski potwierdził w ten sposób swoje przypuszczenie, że zachodniego sąsiada, który nie zareagował na polską manifestację stanowczości, nie stać jeszcze na żadne wystąpienie militarne przeciw Polsce. Reichswehra ograniczona przez traktat wersalski do 100 tys. żołnierzy nie była na razie groźna dla prawie trzykrotnie liczniejszej armii polskiej.
Demonstracje siły
Z inicjatywy Piłsudskiego w drugiej połowie 1932 r. i wiosną 1933 r. doszło do kilku znaczących incydentów.
15 czerwca tego roku do portu gdańskiego wpłynął kontrtorpedowiec „Wicher”, by czynić honory domu wobec wizytującej Wolne Miasto eskadry okrętów brytyjskich. Załoga „Wichra” otrzymała rozkaz otwarcia ognia do najbliższego budynku rządowego, gdyby władze Gdańska, które w 1930 roku wypowiedziały Polsce umowę o używalności portu i uzyskały dla siebie korzystne orzeczenie Międzynarodowego Trybunału w Hadze w grudniu tegoż roku, zdecydowały się na demonstrację wobec polskiej bandery. Kroki te wystarczyły, by sekretarz generalny Ligi Eric Drummond i brytyjski minister spraw zagranicznych John Simon w obawie, że podczas przewidywanej wizyty okrętów niemieckich w Gdańsku Piłsudski wyśle również polskie okręty i dojdzie do nieobliczalnego w skutkach starcia zbrojnego, skłonili delegację Wolnego Miasta do zgody na odnowienie z Polską układu o używalności portu. Układ taki został podpisany 13 sierpnia 1932 roku. [1]
Incydent z „Wichrem” miał stanowić sprawdzian zachowania Niemiec. Piłsudski potwierdził w ten sposób swoje przypuszczenie, że zachodniego sąsiada, który nie zareagował na polską manifestację stanowczości, nie stać jeszcze na żadne wystąpienie militarne przeciw Polsce. Reichswehra ograniczona przez traktat wersalski do 100 tys. żołnierzy nie była na razie groźna dla prawie trzykrotnie liczniejszej armii polskiej.
W rozwiązywaniu incydentu polsko-gdańskiego brał udział minister Zaleski, zręcznie strasząc zachodnich dyplomatów determinacją Marszałka. Jednakże koniunktura międzynarodowa pozwalająca Augustowi Zaleskiemu sprawować nadal funkcję ministra spraw zagranicznych Rzeczpospolitej kończyła się. Liga Narodów, do której Rady Polska dzięki niemu została wybrana powtórnie w 1929 roku, a następnie jeszcze raz w 1932 roku, powoli traciła znaczenie. Rzeczpospolita znalazła się na arenie międzynarodowej w obliczu wydażeń rozwijających się z nie znaną dotychczas dynamiką. Do realizacji polityki zagranicznej potrzebny stał się Piłsudskiemu dyplomata mniej układny, a za to bardziej zdecydowany i energiczny. Na stanowisko ministra spraw zagranicznych przewidywał Marszałek dotychczasowego wiceministra tego resortu, Józefa Becka, przygotowującego się już od gudnia 1930 roku do przejęcia po Zaleskim nowych obowiązków. [2]
Piątego marca 1933 r. Hitler, od stycznia już kanclerz, wygrał wybory po wyeliminowaniu silnej dotąd, ale skłóconej lewicy. Następnego dnia na gdańskim Westerplatte, gdzie mieściły się polskie składy importowanej amunicji, wylądował oddział polskiej piechoty; jednocześnie na Pomorzu przeprowadzono koncentracje wojskowe i zarządzono pogotowie w dywizjach. [3] Gazety na zachodzie podniosły wielkie larum. W samym zaś Gdańsku Helmer Rosting, Duńczyk pełniący wówczas obowiązki Wysokiego Komisarza Ligi Narodów, określił akcję polską jako samowolną. Samowolność tej akcji była faktem oczywistym. Ale samowolność tę spowodowały liczne, uprzednie samowolności podjudzanych nieustannie z Berlina rajców gdańskich.W efekcie za wycofanie z Westerplatte nadzwyczajnie zwiększonego kontyngentu wojskowego, senat Wolnego Miasta musiał przywrócić funkcjonowanie mieszanej, polsko-niemieckiej policji portowej, której rozwiązanie i zastąpienie wyłącznie gdańską, to jest czysto niemiecką, już wcześniej zarządził. Doszło więc do swego rodzaju kompromisu, który wszakże ze względu na nieprzychylne stanowisko Genewy należało uznać za sukces Polski. Szło jednak w tej rozgrywce nie tyle o przywołanie do porządku gdańskich szowinistów, ile o przestrzeżenie rodzącej się właśnie Trzeciej Rzeszy przed zakusami na uprawnienia polskie w Wolnym Mieście. Pod tym względem demonstracje, acz przecież niewielkie, wywołały pożądane skutki. [4]
W tym okresie stosunkowo niewielkimi siłami i akcjami o charakterze demonstracji można jeszcze było osiągnąć bardzo wiele; pod względem militarnym Niemcy były po prostu słabe. Z realiów tej tak dla nas korzystnej sytuacji, która wszelako nie mogła trwać długo, wynikła polska inicjatywa zdetonowania przeciw Niemcom wojny prewencyjnej, [4] to jest zapobiegawczej, stosunkowo taniej, szybkiej, niszczącej w zarodkach możliwości odbudowy niemieckiej potęgi wojskowej. Stutysięczna Reichswehra nie stanowiła problemu; jej manifestacyjne manewry, jesienią 1932 r. przeprowadzone właśnie nad granicą polską w okolicach Frankfurtu nad Odrą i świadczące o wyraźnym ukierunkowaniu niemieckich dążeń, w Warszawie nikogo nie przestraszyły. Chodziło przede wszystkim o likwidację prób, na razie utajonych, odtwarzania wielkiego przemysłu zbrojeniowego, oraz o rozpędzenie niezliczonych formacji paramilitarnych, jakimi już Republika Weimarska usiłowała zastąpić traktatowy zakaz pobierania i szkolenia rekrutów.
Dwunastego lutego 1933 r. niemal więc natychmiast po objęciu urzędu kanclerskiego, ale jeszcze przed wyborami ostatecznymi, w londyńskim piśmie „Sunday Express” ukazał się wywiad Hitlera uzyskany przez pewnego pułkownika rezerwy nazwiskiem Etherton. Traktat wersalski został tu określony jako „nieszczęście nie tylko dla Niemiec”. Przynależność do Polski obszaru Pomorza, oddzielającego Berlin od enklawy wschodnio-pruskiej nazwano „haniebną niesprawiedliwością”. Nie omieszkał Hitler dodać, iż Niemcy oczekują w najbliższym czasie odzyskania owego „pomorskiego korytarza”.[6]
Niemiecka oficjalna agencja prasowa niemal natychmiast ogłosiła, że Etherton przeinaczył sformułowania kanclerza i podała tekst wywiadu jakoby właściwy, z usunięciem akcentów najbardziej agresywnych. Lecz sam Etherton oświadczył następnie korespondentowi „Kuriera Warszawskiego”, Czarnomorskiemu, że Hitler w rzeczywistości wypowiadał się jeszcze ostrzej, i że jego wypowiedzi trzeba było znacznie złagodzić, aby w ogóle mogły się ukazać.
Dementi agencji niemieckiej było oczywiście zwyczajnym zabiegiem taktycznym. Nic już wszakże nie mogło powstrzymać komentarzy różnych wpływowych dziennikarzy, którzy natychmiast podchwycili w Wielkiej Brytanii ton propagandy niemieckiej i krzyczeli o niemieckiej krzywdzie oraz o Pomorzu zamieszkałym w większości przez uciśnioną ludność niemiecką.
Przyznac trzeba, że bardzo przyzwoicie znalazła się w tej sprawie prasa francuska, wtedy rzadko Polsce przyjazna. Poza nielicznymi wyjątkami dziennikarze francuscy, w ślad za kolegami polskimi, określili wywiad Hitlera jako krańcową bezczelność i w sprostowania oficjalne najsłuszniej nie uwierzyli.
Piłsudski nie miał zamiaru oddawać Niemcom Pomorza, Wielkopolski czy Śląska. Jeden z najbardziej zaufanych podwładnych marszałka, Ignacy Matuszewski [7], pisał w kwietniu 1933 r. w oficjalnej „Gazecie Polskiej”: „W sprawie ziem zachodnich Polska mówić może i będzie tylko głosem armat”.[8]
Niemal natychmiast po wywiadzie Ethertona z Hitlerem, z końcem lutego 1933 r. Piłsudski zdecydował zbadać postawę francuskiej sojuszniczki wobec tak wyraźnie ujawnionej drapieżności nowego reżimu niemieckiego. Należało rozumieć, iż także Locarno stanie się wkrótce bezwartościowe i należało ustalić, czy zagrożenie tego rodzaju widzą również politycy francuscy.
Do Paryża pojechali dwaj emisariusze. Jeden z nich udawał się oficjalnie na zjazd francuskich kombatantów, organizowany w marcu; był nim gen. Bolesław Wieniawa-Długoszowski [9], ulubieniec marszałka i jego kiedyś adiutant, człowiek wielkich zalet towarzyskich, przyjaciel wybitnych poetów i sam po trosze poeta. Miał dotrzeć do najwyższych wojskowych. Drugi wysłannik, senator Jerzy Potocki, który miał rangę politycznie znacznie wyższą i ponadto dobre skoligacenia, dotrzeć miał z propozycją wojny prewencyjnej do ministra spraw zagranicznych Paul-Boncoura i w ogóle do środowisk decydujących o polityce Francji. Rzecz całą utrzymywano w głębokiej tajemnicy. Propozycji wszakże tego rodzaju nie można było przedstawić oficjalnie; na całym świecie okrzyczano by wtedy Polskę niebezpieczną agresorką.
Sondażom wysłanników towarzyszyły takie przedsięwzięcia , jak wspomniana wyżej demonstracja gdańska, jak zarządzenie pogotowia w dywizjach pomorskich, jak wreszcie pewne enuncjacje prasowe.
Polskie operacje rozpoznawcze skończyły się niestety fiaskiem. Wieniawa-Długoszowski nie dotarł do nikogo poważnego. Potocki zaś, zderzając się wszędzie z niechęcią, uznał sprawę za beznadziejną i szybko wycofał się ze swej misji.
W tym samym przecież czasie, kiedy usiłował ją wypełnić, kiedy Polska demonstrowała na Westerplatte i Pomorzu, urodził się w marcu 1933 r. z naiwnej wiary w możliwość ugłaskania agresorów cudzym kosztem, tak zwany „pakt czterech”, w którego ramach zapewniono Niemcom równouprawnienie obok Wielkiej Brytanii, Francji i Włoch. [10] Zapowiadał się dyktat europejskich mocarstw z udziałem wrogich Polsce Niemiec, którym niedwuznacznie znów otwierano drogę do rewanżu na wschodzie. Podopieczne Francji państwa małej Ententy, to jest Czechosłowacja, Rumunia i Jugosławia klauzule paktu czterech przyjęły właściwie bez zastrzeżeń. Beck natomiast 8 czerwca, a więc nazajutrz po parafowaniu w Rzymie dokumentów paktu, przekazał prasie oświadczenie, w którym stwierdził:
„Podany do wiadomości publicznej tekst paktu czterech mocarstw, parafowane7 b.m w Rzymie zawiera postanowienia dość ogólnikowe, różniące się znacznie od pierwotnych projektów. Niemniej przeto historia negocjacji w sprawie paktu i niektóre fragmenty obecnego tekstu stwarzają konieczność pewnych precyzji. Przede wszystkim wyjaśnić należy że żadne postanowienia powzięte na podstawie tego paktu, które dotyczyłyby bezpośrednio lub pośrednio interesów państwa polskiego, nie będą miały dla rządu polskiego w żadnym wypadku mocy obowiązującej. Rząd polski nie przyjął żadnych zobowiązań co do jakiejkolwiek współpracy z blokiem czterech państw jako z organem międzynarodowym. Stanowisko rządu polskiego w tej dziedzinie było w odpowiednim czasie jasno sformułowane. Wejście w życie paktu czterech otworzy praktycznie kryzys w dziedzinie organizacji Ligi Narodów...” [11]
Nastąpiło też oprotestowanie ze strony Związku Radzieckiego i Turcji. Ostatecznie pakt ów nie został ratyfikowany i nie wszedł w życie, choć z przyczyny raczej na zachodzie nieoczekiwanej; oto Niemcy właśnie uchylały się konsekwentnie od współpracy z pozostałymi sygnatariuszami, te same Niemcy, jakie usiłowano obłaskawić za wszelką cenę. W październiku zaś 1933 r. opuściły z hałasem Ligę Narodów.
Kwestia wojny prewencyjnej zdaje się być przez niektórych zaliczana raczej do legend niż faktów, jak twierdzi Marian Wojciechowski: „Dziś już wiadomo, że Polska nie nosiła się z zamiarem prowadzenia wojny prewencyjnej z Niemcami i to z trzech oczywistych powodów: wojny takiej nie była w stanie prowadzić, o wojnie takiej nawet nie marzyło się Francji, Piłsudski jeszcze w 1932 roku zecydowany był na porozumienie się z Niemcami.” Przyznać trzeba, iż po dojściu Hitlera do władzy Warszawa sądziła, że „nowe” Niemcy będą bardziej podatne na polskie zabiegi co do porozumienia się. Idąc w tym kierunku stosował Piłsudski metodę „kija i marchewki”.
Kijem było zainicjowanie polskich przygotowań do wojny prewencyjnej z Niemcami, oraz rozpuszczanie stosownych pogłosek. Szerzono je nie tylko w Warszawie, ale i w Berlinie, a także w Rzymie. Wprawdzie Niemcy, w ciągu kwietnia 1933 roku, w wyniku analizy przeprowadzonej przez poselstwo Rzeszy w Warszawie, stwierdzili iż nie może być mowy o wszczęciu przez Polskę wojny prewencyjnej, niemniej polityka „kija i marchewki” przyczyniła się do zmiany w Berlinie polityki wobec Polski.
Okoliczności zawarcia polsko-niemieckiego paktu o nieagresji z 26.I.1934 r.
Hitler wykręcał się jak umiał, zaprzysięgał, w końcu nawet w komunikacie oficjalnym, wierność traktatom, klął się na swe najuczciwsze zamiary i nawet mienił się „pacyfistą”; w tym czasie wciąż jeszcze bał się polskich reakcji. Lecz równocześnie sugerował wspólny, „polsko-niemiecki marsz na Moskwę”, ostrzegając niby mimochodem przed płodnością Rosjan, oraz wymianę Pomorza na wybrzeże litewskie. Apelował do swego rodzaju wspólnoty nacjonalizmów, spodziewając się pozytywnego odzewu i dawał do zrozumienia, iż Polska, gdyby tylko zechciała, stać by się mogła cenioną kolonią surowcową Rzeszy. Nawiasem mówiąc, uznawał wspaniałomyślnie prawo Polski do istnienia. Należało przewidywać, iż akcenty w tej rozmowie tylko zaznaczone stać się mogą z czasem postulatami.
Zbliżenie z Niemcami
Francuska indolencja, tak wyraźnie ujawniona w czasie sondaży na temat wojny prewencyjnej, umacniała pozycję Becka w kierownictwie państwa polskiego, który jako jeden z nielicznych za francuzami nie przepadał (z powodów raczej osobistych), ale też nie był nigdy germanofilem wbrew licznym insynuacjom, pochodzącym głównie i bezpodstawnie od wywiadu francuskiego. [1] Praw polskich w Gdańsku bronił wręcz zażarcie. Lecz na przedwiośniu 1933 r. uznał, że ułożenie dobrych stosunków z Niemcami staje się podstawową koniecznością. Wynikała bezspornie z bierności mocarstw zachodnich, a przede wszystkim sojuszniczej Francji. Był to wniosek ogólnie biorąc słuszny. Niestety Beck założył dodatkowo, iż ułożenie dobrych stosunków z Niemcami będzie nie tylko możliwe, ale też trwałe właśnie w pertraktacjach z Hitlerem, który nie był „Prusakiem” i uchodził za „dobrego Austriaka”, nie godzącego się z „imperialnymi zapędami pruskich junkrów”. Podstawowe dzieło Hitlera, „Mein Kampf”, w którym powiadano bardzo wyraźnie o „niemieckim posłannictwie na Wschodzie” i o konieczności przedsięwzięcia przez Niemcy wielkiego Marszu na Wschód [2], najprawdopodobniej skłonny był Beck uznać za zwyczajną „propagandówkę” wyborczą. Tak zresztą oceniali wówczas „Mein Kampf” również inni, wybitni politycy europejscy. Wywiad z Ethertonem szybko szedł w zapomnienie.
Kalkulacja Becka, który postanowił poradzić sobie sam, okazać się miała wielką pomyłką. Ale pierwsze efekty wyglądały nieźle. Bez wątpienia nowy kanclerz Rzeszy uznać musiał za przypartego do muru.
Odpowiednią instrukcję, zalecającą skupienie się na temacie Gdańska, polski poseł w Berlinie, Alfred Wysocki [3] otrzymał z datą 18 kwietnia. 2 maja odbył rozmowę z Hitlerem i natychmiast sporządził dla swego ministra ściśle tajny raport, w którym referował:
„Opinia publiczna Polski stale jest np. alarmowana stanowiskiem stronnictwa nacjonal-socjalistycznego w Gdańsku, którego prasa i przywódcy starają się we wszystkich wpoić przekonanie, że oddanie Wolnego Miasta Gdańska Niemcom jest tylko kwestią czasu i to szczególnie od chwili, kiedy ster rządu w Rzeszy objął Adolf Hitler.
Jako przedstawiciel Polski w Berlinie muszę zaznaczyć, że nie dopatrzyłem się dotąd w bezpośrednich wystąpieniach Kanclerza potwierdzenie owych pogróżek. Uważam je jednak wraz z moim Rządem i polską opinią publiczną za niezwykle niebezpieczne nie tylko dla stosunku Polski do Wolnego Miasta Gdańska, ale także dla naszego pokojowego współżycia między moim krajem a Rzeszą...”.
Swoje wyjaśnienia na temat polskich racji tak opisuje Wysocki w dalszej części raportu.
„...Pozwalam sobie przy tym zwrócić uwagę Kanclerza na niezwykłą czujność, z jaką Polska odnosi się w ogóle do całokształtu kwestii łączących się z jej dostępem do morza i prawami jakie nabyła w Gdańsku na podstawie Traktatu Wersalskiego. Ojcowie nasi popełnili już raz wielki błąd nie popierając należycie rozwoju własnej floty handlowej i lekceważąc sobie stanowisko, jakie Polsce przypadło w udziale na Bałtyku. Tego błędu nasze pokolenie popełnić nie może i każdy z nas bez wyjątku uważa nasz dostęp do morza za interes życiowy Polski i jest gotów bronić go do upadłego. Byłoby więc niezmiernie pożądanym, aby Kanclerz zechciał w formie jaką uważa za stosowną oświadczyć, że ani on, ani rząd rzeszy nie mają zamiaru naruszać nabytych przez Polskę praw i interesów w Wolnym Mieście Gdańsku. Jestem przekonany, że tego rodzaju oświadczenie wpłynie nie tylko uspokajająco na bardzo podnieconą i zaniepokojoną opinię publiczną w Polsce, ale także będzie wskazówką dla tych niemieckich czynników, które zasłaniając się autorytetem Kanclerza działają często przeciwko nam na własną rękę...”.
Hitler miał na to odpowiedzieć w dłuższym przemówieniu, w którym między innymi Wysocki usłyszał:
„...Kanclerz nie pojmuje zaniepokojenia opinii publicznej w Polsce. Ani on, ani żaden z członków jego rządu nie uczynili ani nie powiedzieli nic takiego, co mogłoby to zaniepokojenie usprawiedliwić. Rząd Rzeszy pod przewodnictwem Kanclerza nie ma bynajmniej zamiaru naruszania istniejących traktatów i uważa je za obowiązujące, respektując te obowiązki i prawa, jakie te traktaty na Rzeszą nakładają. Niemcy nie uznają natomiast żadnych praw Polski do Gdańska, które wykraczałyby poza ramy istniejących traktatów. Uważały też obsadzenie Westerplatte przez wzmocnione oddziały polskie za bezprawne i miały wszelki powód, Niemcy, nie Polska, do zaniepokojenia...”.
Przyszła z kolei pora na ton bardziej pojednawczy:
„...W zupełnie innym tonie rozmawialibyśmy z pewnością - mówił Kanclerz zwracając się wprost do mnie - z przedstawicielem Polski, gdyby np. traktat pokoju wyznaczył Polsce jej dostęp do morza dalej na wschód od Gdańska, a nie rozdzierał żywe ciało niemieckie. Gdyby nie ten złośliwy i bezsensowny wymysł, byłyby z pewnością stosunki niemiecki-polskie ułożyły się tak, jak tego domaga się prawda życia, sąsiedztwo i wzajemne położenie gospodarcze. Ciągły niepokój i troska o jutro polityczne są jedną z przyczyn, dla których 7 milionów Niemców jest pozbawionych pracy i siły nabywczej. Gdyby tego bezrobocia nie było, Niemcy pochłaniałyby łatwo w normalnych warunkach politycznych tę nadwyżkę produktów rolnych, jaką Polska ma do zbycia. Stosunki obu państw oparłyby się wówczas o najrozumniejsze, bo naturalne podstawy. Niemcy sprzedawałyby Polsce wyroby fabryczne, kupując w zamian jej produkty rolnicze. Kanclerz nie podziela zapatrywań wątpiących w prawa do bytu Polski, przeciwnie, uznaje je i rozumie. Polska powinna także ze swej strony starać się zrozumieć prawa i interesy Niemiec. Jeżeli we wzajemnym ocenianiu się zapanuje pewne umiarkowanie, wówczas uwidoczni się także wiele wspólnych obu państwom interesów. Fuhrer przeglądał niedawno tabele statystyczne obejmujące liczbę urodzin w Rosji. Zdumiewająca płodność tego narodu nasunęła mu wiele poważnych myśli o niebezpieczeństwach jakie z tego faktu dla Europy, a więc i dla Polski, wyniknąć mogą. Kanclerz wspomina o tym dlatego, aby mi dać przykład, jak bez żadnych uprzedzeń odnosi się do naszego państwa.
Kanclerz mówił bez przerwy, tak że dopiero przy samym końcu naszej rozmowy mogłem zwrócić jego uwagę na cały szereg wypadków ostatniej doby w Niemczech, które usprawiedliwiają w zupełności zaniepokojenie polskiej opinii publicznej. Zaznaczyłem że stosunek obu państw ocenia się tutaj (to jest w Berlinie) tylko na podstawie jednostronnego naświetlenia i jednostronnie przedstawianych wypadków. Rząd niemiecki widzi zawsze tylko pewne fakty w Polsce, a nie chce nic wiedzieć o tym, że są one niemal wyłącznie następstwem odpowiednich zdarzeń w Niemczech. Prasa niemiecka i tutejszy Urząd dla Spraw Zagranicznych oburzali się np. na ostatnie wystąpienia Związku Powstańców na Górnym Śląsku, a wystąpienia te były tylko bezpośrednią konsekwencją barbarzyńskiego pobicia trzech polaków we Wrocławiu, ponieważ używali oni w miejscu publicznym języka polskiego. Jeżeli w Polsce odbywają się czy odbywały przeciwniemieckie demonstracje, to uważa się je tutaj (w Berlinie) za bezpodstawne wybuchy nienawiści do Niemiec, kiedy one są naturalną odpowiedzią na pobicie i znęcanie się nad stu kilkudziesięciu obywatelami polskimi w Niemczech, którzy mimo sześciu złożonych przeze mnie w Urzędzie dla Spraw Zagranicznych not nie otrzymali żadnego zadośćuczynienia czy odszkodowania. Powiedziałem dalej, że wiem, iż Kanclerz jest bardzo zajęty, nie chcę go więc trudnić przytaczaniem dziesiątku wypadków, jakie zdarzają się bez przerwy na terenie Niemiec i są wyłącznie skierowane przeciwko obywatelom polskim lub polskości obywateli niemieckich. Aby temu niebezpiecznemu stanowi rzeczy zapobiegnąć wydaje mi się więc bardzo pożądanym wydanie komunikatu, który potwierdziłby pokojowe intencje Kanclerza Rzeszy wobec naszego państwa. W odpowiedzi na to zwrócił się Kanclerz do ministra Neuratha [4], godząc się na tego rodzaju komunikat.”
Formuła wszakże tego komunikatu nie od razu została uzgodniona ze względu na niespodziewanie wynikłe obstrukcje von Neuratha, oczywiście zaprogramowane wcześniej przez jego zwierzchnika. W tekście na koniec przyjętym czytelnicy prasy przeczytali jednak: „...Kanclerz podkreślił zdecydowany zamiar rządu niemieckiego do utrzymywania jak najściślej jego postawy i postępowania w ramach istniejących traktatów”. Zarówno rozmowa, jak i komunikat po niej ogłoszony, wywarły w Europie wrażenie. Nikt się nie spodziewał podobnej ugodowości Hitlera, i to właśnie w stosunku do Polski.
Inicjatywę można było uznać za rzeczywiście śmiałą. Wysockiemu zlecił Beck misję, prawie równą wystosowaniu ultimatum. Wykorzystywał pożyteczne pogłoski, obiegające już Europę, o polskim zamiarze spacyfikowania Niemiec w wojnie prewencyjnej. Równocześnie pogłoski te na prawo i lewo dementował, jak przystało politykowi bezwzględnie żądającemu pokoju.
Hitlera postraszono więc i przychamowano. Rezultaty dały się zaobserwować niemal natychmiast, mianowicie po wyborach w Gdańsku przeprowadzonych z końcem maja 1933 r. Wygrała je partia hitlerowska.
Przewodzący jej tutaj Albert Forster i jego zastępca, Herman Rauschning obejmujący prezydenturę Senatu oznajmili natychmiast, że będą respektować prawa Polski w Wolnym Mieście. Tak polecił im Hitler żądając jednocześnie cierpliwości; zapowiadał rozstrzygnięcie sprawy gdańskiej w momencie przezeń wybranym, kiedy Niemcy zyskają na siłach. Na razie jednak, senat Wolnego Miasta zaprzestał skarżenia Polski do Ligi Narodów. Rozmaite spory, niekiedy bardzo ważne i latami wleczone stawały się teraz możliwe do rozstrzygnięcia w dwustronnych rozmowach bezpośrednich; tak sfinalizowano sprawę korzystania przez Polskę z portu gdańskiego, tak doprowadzono do zabezpieczenia praw ludności polskiej. Działo się to kosztem zgody polskich czynników oficjalnych na „hitleryzację” władz miasta, co ułatwiało i przyspieszało likwidację miejscowej, niemieckiej opozycji antyhitlerowskiej. W Warszawie wszelako „hitleryzm”, jak to już wyżej wspominano, traktowany był początkowo jako system polityczny w każdym razie mniej polakożerczy od systemu choćby Republiki Weimarskiej.
Tak więc, pierwsze efekty rozmowy z 2 maja mogły skłaniać do pewnego optymizmu zresztą nie tylko w sprawach gdańskich; oto nagle wpłynęły zaległe pieniądze za tranzyt przez Pomorze. Wydaje się jednak, że zarówno Wysocki, jak i w jeszcze większym stopniu jego mocodawca nie zwrócili zbyt wiele uwagi na parę istotnych kwestii, jakie Hitler zaznaczył wobec posła polskiego w wygłoszonym doń, długim przemówieniu. Wykręcał się jak umiał, zaprzysięgał, w końcu nawet w komunikacie oficjalnym, wierność traktatom, klął się na swe najuczciwsze zamiary i nawet mienił się „pacyfistą”; w tym czasie wciąż jeszcze bał się polskich reakcji. Lecz równocześnie sugerował wspólny, „polsko-niemiecki marsz na Moskwę”, ostrzegając niby mimochodem przed płodnością Rosjan, oraz wymianę Pomorza na wybrzeże litewskie. W przeciwieństwie do swego rozmówcy, pomstował na Traktat Wersalski. Apelował do swego rodzaju wspólnoty nacjonalizmów, spodziewając się pozytywnego odzewu i dawał do zrozumienia iż Polska, gdyby tylko zechciała, stać by się mogła cenioną kolonią surowcową Rzeszy. Nawiasem mówiąc, uznawał wspaniałomyślnie prawo Polski do istnienia. Należało przewidywać, iż akcenty w tej rozmowie tylko zaznaczone stać się mogą z czasem postulatami.
Piłsudski jak i Beck, zgodnie zresztą z większością ówczesnych polityków europejskich i wielu poza tym politykami niemieckimi, nie za bardzo wierzyli w trwałość sukcesu Hitlera. Na razie był dla nich wygodny jako całkiem nieoczekiwany orędownik sprawy ugodzenia się z Polską, ustąpienia w Gdańsku, zakończenia wojny celnej. Słusznie zamierzali wygrać tę bardzo osobliwą koniunkturę.
W Genewie latem 1933 r. odbywały się trwające już od dawna obrady konferencji rozbrojeniowej. Hitlerowcy mieli już w głowach cały wielki plan, oczywiście nie rozbrojenia, lecz uzbrojenia Niemiec. 14 października Niemcy z hukiem opuściły konferencję, po czym wkrótce wystąpiły z Ligi Narodów. Rząd hitlerowski motywował ów krok rzekomą dyskryminacją Niemiec wypływającą z Traktatu Wersalskiego.
Wyście Niemiec z Ligi Narodów poniekąd uwalniało wprawdzie Hitlera od przymusu przestrzegania reguł gry międzynarodowej, a ściśle od ograniczeń narzuconych traktatem wersalskim, ale krok ten też mógł i powinien był wywołać najostrzejsze reakcje ze strony przede wszystkim Francji. Hitler liczył się nawet z możliwością koncentrycznej interwencji zbrojnej sił francuskich, polskich, belgijskich i czechosłowackich działających w imieniu Ligi Narodów. Lecz interwencja nastąpić nie mogła ze względu na zupełny brak zainteresowania Francji. I tak Hitlerowi udał się pierwszy bluff.
Polsko-niemiecka deklaracja o nieagresji
15 listopada Hitler przyjął nowego posła polskiego, Józefa Lipskiego (Wysocki odszedł z awansem, obejmując ambasadę w Rzymie). W czasie tej rozmowy Hitler znowu „grał zaprzysięgłego pacyfistę”, a wracając do myśli wykluczenia wojny ze stosunków polsko-niemieckich zaznaczył, że „...można by to ubrać w formę traktatową”.
Dość szybko bo już 27 listopada poseł niemiecki w Warszawie, von Moltke został przyjęty przez Piłsudskiego i przedłożył projekt przyszłego układu. Miał od Neuratha instrukcje wykręcenia się od powszechnie w dyplomacji przyjętych terminów i proponował zamiast „paktu” lub „układu” niemieckie Erklarung co znaczy „określenie” lub „deklaracja”. Przejrzawszy projekt Piłsudski zauważył, że stare terminy też mają swoją wartość. Zakwestionował zawartą w projekcie możliwość, w oparciu o układ arbitrażowy z Locarno, odwoływania się do Ligi Narodów; Niemcy wszakże już do niej nie należały.
Z pewnym opóźnieniem, aby Niemcy nie pomyśleli, że Polakom bardzo się spieszy, a więc z zastosowaniem taktyki, ale w tym wypadku przemyślanej i zastosowanej słusznie, 9 stycznia 1934 r. przedstawił Lipski ministrowi Neurathowi polski kontrprojekt przyszłego układu. Zawierał on między innymi poprawkami zgodę na ominięcie terminów „pakt” lub „układ” jak orzekli prawnicy, z punktu widzenia prawa międzynarodowego była to w końcu sprawa bez znaczenia.
26 stycznia 1934 r. w Berlinie ogłoszono polsko-niemiecką deklarację o niestosowaniu przemocy w stosunkach wzajemnych obu państw, czyli mówiąc językiem dyplomacji klasyczny pakt o nieagresji.
Deklaracja miała pozostawać w mocy przez dziesięć lat, przy tym dokumenty ratyfikacyjne postanowiono wymienić w Warszawie.
Zresztą o to właśnie chodziło obu stronom, choć każdej z innych powodów. Dla Polski układ z Niemcami miał stanowić ukoronowanie doktryny polityki równowagi, stanowić miał też prowizoryczne zabezpieczenie wobec utraty wszelkich zabezpieczeń ze strony Ligi Narodów, z którą Niemcy po prostu zerwały, a także w związku z niepewnością co do postawy sojuszniczki francuskiej, zachowującej się coraz bardziej dwuznacznie. Dla Niemiec natomiast układ formalny z Polską stwarzać mógł, po opuszczeniu przez nie Ligi Narodów, sytuację poniekąd rechabilitacyjną na arenie międzynarodowej, stanowiąc kamuflażowe świadectwo „najlepszej woli niemieckiej” w uregulowaniu stosunków sąsiedzkich; przyciągać też miał, i chyba przede wszystkim, „oszołomioną dobrodziejstwem” takiego porozumienia Polskę do coraz ściślejszego współdziałania w realizacji hitlerowskich planów zawładnięcia Europą.
Jak pisze Alan Bullock „Niespodziewanym posunięciem Hitlera, które zmieniło w sposób zasadniczy dotychczasową politykę zagraniczną Niemiec, było podpisanie w styczniu 1934 roku paktu o nieagresji z Polską. Jeżeliby szukać państwa, które samym swym istnieniem stanowiło obrazę dla niemieckich nacjonalistów, to była nim niewątpliwie Polska. Po pierwszej wojnie światowej Niemcy utraciły na jej korzyść Poznań, Wielkopolskę i Górny Śląsk, a polski korytarz oddzielał od Rzeszy Gdańsk i Prusy Wschodnie. Polska odgrywała też główną rolę w cordone sanitaire, stworzonym przez Francję wokół Niemiec w Europie wschodniej.”
Kolejnym krokiem Hitlera było zakończenie wojny celnej w marcu 1934 r. zwykłym protokołem. Był to następny pojednawczy gest wobec Polski, aby w ten sposób osłabić sojusz polsko-francuski w czasie, kiedy sam przeciwstawiał się państwom zachodnim i Moskwie oraz rozpoczynał intensywne zbrojenia Niemieckie.
Na linii Berlin-Warszawa zanotowano u schyłku roku dalszy postęp: 1 listopada poselstwa obu stron podniesiono do rangi ambasad.
Wszystkie te działania udowadniały, że Hitler nie mógł sobie jeszcze pozwolić na zdetonowanie wojny choćby lokalnej. Sztabowcy niemieccy liczyli się wciąż z możliwością inwazji polskiej i na taki przypadek, celem zabezpieczenia kierunku berlińskiego, rozpoczęli w tymże 1934 roku budowę systemu umocnień stałych na rubieży Szczecinek, Wałcz, Gorzów Wielkopolski; tak powstawać zaczął Wał Pomorski, po niemiecku Pommerrnstellung, którego budowę prowadzono aż do roku 1939.
Szybko jednak przyszła kolej na hitlerowskie przedsięwzięcia już wyraźnie ofensywne. 16 marca 1935 rząd niemiecki ogłosił wprowadzenie w Rzeszy powszechnego obowiązku służby wojskowej. Zapowiadano utworzenie sił lądowych złożonych z 36 dywizji o łącznej sile 550 tysięcy ludzi na stopie pokojowej. [15] Podobną siłą nie dysponowało w okresie pokoju żadne z państw kontynentu. W zdumiewającej zgodzie z wielu europejskimi politykami, doprawdy Hitlerowi niechętnymi, przyjmował Beck stwierdzenie, iż Niemcy i tak już od dawna zbroją się spiesznie, wobec czego decyzja z 16 marca stanowi tylko podanie tego faktu do publicznej wiadomości.
Narosłemu tak groźnie problemowi remilitaryzacji Niemiec poświęcona została sesja Rady Ligi Narodów, która dała możliwość wypracowania rezolucji formalnie potępiającej niemiecką zapowiedź zbrojeń. Francja wystąpiła z projektem rozszerzenia sankcji za łamanie przez Niemcy obowiązujących je traktatów. 16 kwietnia Beck stwierdził wobec forum rady, iż uchwalenie jakiegoś nowego paragrafu sankcyjnego nie wzmoże bezpieczeństwa Europy, skoro nie stosuje się paragrafów już poprzednio uchwalonych. Dyskretne zadowolenie w Berlinie zmroziła zaraz potem wiadomość, że bezpośrednnio po swym przemówieniu głosował Beck za rezolucją antyniemiecką.
Wizyta Becka w Berlinie
W trakcie przygotowywania wizyty Becka w Berlinie, która miała nastąpić natychmiast po upływie sześciu tygodni żałoby oficjalnej, 18 czerwca podpisany został brytyjsko-niemiecki układ morski, stanowiący ruinę kolejnego punktu traktatu wersalskiego i umożliwiający Niemcom legalną rozbudowę wielkiej marynarki wojennej, w skali do Royal Navy jak 35 do 100, wprawdzie z rezygnacją niemiecką z budowania lotniskowców, ale za to z równym dla obu stron parytetem w budowaniu okrętów podwodnych. Beck następnego dnia na konferencji z najbliższymi współpracownikami omawiał to złowróżbne wydarzenie polityczne, nie okazywał jednak zaniepokojenia perspektywą obecności na Bałtyku silnej Kriegsmarine. Interesowała go bardziej możliwość oddalenia się Wielkiej Brytanii od kontynentu.
W przededniu wizyty berlińskiej narastał tymczasem nowy konflikt gdański. Było rzeczą oczywistą, że nieustanne kolizje finansowe, gospodarcze i celne między Polską i Wolnym Miastem wynikały w głównej mierze z inspiracji Berlina, z inspiracji znajdujących podatną glebę pomiędzy gdańskimi szowinistami niemieckimi. Sprzeciwianie się Polsce stanowiło w gruncie rzeczy program, a był to program stworzony w Berlinie. Próbowano udowodnić światu, że odłączenie polityczne Gdańska od Rzeszy jest nonsensem. W istocie rozwój Gdańska i jego dostatek zależały wyłącznie od handlu z Polską; odcięcie od Polski oznaczałoby natychmiastową ruinę całej gospodarki tego mini-państewka. Nieco zamętu wprowadziła polsko-niemiecka deklaracja o nieagrsji, kiedy to w Berlinie zdecydowano przychamować przede wszystkim propagandową działalność antypolską. Beck był gotów, jeżeli zaszła by potrzeba, w sprawie Gdańska choćby stanąć do walki z Niemcami; równocześnie, na płaszczyźnie dyplomatycznej, wykluczał ich z pertraktacji nad sprawami Wolnego Miasta. Słusznie zalecał niedopuszczenie do rozmów z Niemcami o relacjach polsko-gdańskich; rozmowy takie rzeczywiście ułatwiać mogły Niemcom ustawienie się na pozycji arbitra. Lecz z drugiej strony, paradoksalnie stanowisko zajęte przez Becka bardzo odpowiadało Niemcom. Gdańsk był przecież organizmem państwowym na pozór od nich niezależnym. W Gdańsku nie obowiązywał zawarty przez Niemcy z Polską układ o nieagresji, nie obowiązywały też umowy o wyhamowywaniu nieprzyjaznej wzajemnie propagandy. Toteż w Gdańsku hitlerowcy robili co chcieli w zakresie działalności antypolskiej. Z polskiego punktu widzenia należało traktować Wolne Miasto, zgodnie z rzeczywistym stanem rzeczy, nie jako państwo i nawet nie jako państewko, lecz jako niemiecką agenturę i rozmawiać o jej sprawach bezpośrednio z jej niemieckimi mocodawcami. Beck jednak wierzył w dobrą wolę Hitlera, gdańskie kłopoty przypisywał działaniu owych starego chowu Prusaków, od których jego zdaniem odcinało się kierownictwo hitlerowskie i tym samym poniekąd oddawał pole nieprzyjacielowi. Dopiero u schyłku roku miał się rozeznać w mechanizmie tej dywersji przeciwpolskiej.
3 lipca wyjechał do Berlina. Przed frontem Dworca Śląskiego witała go kompania honorowa SS, po czym przyjął defiladę pułku już nie dawnej Reichswehry, lecz nowego Wehrmachtu. Zastosowano protokół jak dla premiera.
Beck napisał później: „...rzeczywista wartość mej wizyty w Berlinie polegała na tym, że wydarzenie to było dla opinii publicznej świadectwem nowej formy stosunków między Polską a Niemcami. W pewnym sensie najważniejszą sprawą było nie to, czy stosunki te będą w przyszłości dobre czy złe; dotychczas uważano po prostu, że są one w ogóle niemożliwe; dlatego sam fakt nawiązania ich wprowadzał już nowy czynnik do polityki europejskiej.”
W czasie tej wizyty pomyślnie zostały też rozstrzygnięte sprawy gdańskie. W wyniku nacisku Berlina senat Wolnego Miasta od razu zmienił stanowisko czego wyrazem było ratyfikowanie w Gdyni układu, który przywracał polską barierę celną na zewnętrznych granicach obszaru Gdańska i załatwiał sprawę finansowych rozrachunków z Wolnym Miastem.Berlin starał się tym sposobem niejako wypróbować odporność nowych władz w zmienionych uwarunkowaniach. Generalnie Hitler dawał odczuć wielki respekt dla postaci nieżyjącego już Marszałka Piłsudskiego. Równocześnie badano czy zgon Marszałka nie wpłynie na jakąś gwałtowną zmianę jego polityki.
Koncepcja "Międzymorza" i polska polityka zagraniczna w latach 1936-39
Rząd polski nadal zachowywał wobec ZSSR stanowisko pełne rezerwy i ostatecznie uznał ją za kraj bardziej niebezpieczny. Pogląd taki przede wszystkim reprezentował Piłsudski, który „porządnie skrytykował i zwymyślał” generała Fabrycego, gdy ten przedstawił raport sugerujący, że Niemcy są wrogiem Polski numer jeden . Polityka równowagi była uzupełnieniem koncepcji znanej pod nazwą „Międzymorze”. Chodziło w niej o polepszenie stosunków z państwami znajdującymi się w podobnej sytuacji co Polska i budowy wspólnego bloku politycznego, mającego stanowić przeciwwagę dla dwóch potężnych sąsiadów.
W procesie przejmowania schedy, poczynającym się w obozie Piłsudskiego po jego śmierci, Beck uczestniczył z dużym umiarkowaniem. Jego część (spraw zagranicznych) polityczni pobratymcy w żadnej mierze nie kwestionowali i swój prymat miał zapewniony.
W istocie swój cel uważał za jasno określony: utrzymywanie polityki równowagi pomiędzy obu ościennymi mocarstwami; osiągnięcie zbliżenia z Wielką Brytanią jako czynnikiem na arenie międzynarodowej nadrzędnym wobec Francji; współpraca z Turcją i Japonią jako państwami szachującymi Związek Radziecki; trzymanie w ryzach Gdańska; energiczne działania polityczne wobec mniejszych państw i państewek „Międzymorza” celem skupienia ich przy Polsce, w sumie wyprowadzenie Polski na pozycję mocarstwa, zdolnego kształtować losy tej tak newralgicznej części Europy.
Koncepcje integracji Międzymorza, obejmujące mniejszą czy większą część tej strefy, pojawiły się bardzo dawno. Po raz pierwszy przejawiają się w polityce Kazimierza Sprawiedliwego i Romana Halickiego (koniec XII w.), a zwłaszcza księcia Lwa, który bezskutecznie usiłował przejąć tron krakowski dwa pokolenia później. Najbardziej udanym przedsięwzięciem integracyjnym była tzw. koncepcja jagiellońska, która doprowadziła w punkcie szczytowym do połączenia czterech państw (królestwa Polski, Węgier, Czech oraz Wielkiego Księstwa Litewskiego) pod rządami jednej dynastii. Po upadku Rzeczypospolitej programy jej odbudowy na ogół ograniczały się do projektów ponownej integracji Polski, Litwy i Rusi (najsilniej w 1863 r.).
Tak więc, koncepcja powyższa nie była nowym pomysłem Piłsudskiego czy Becka, lecz odwieczną ideą przyświecającą politykom polskim i środkowo-europejskim, a wynikała z uwarunkowań geopolitycznych.
Początkowo stosunki z Niemcami były oziębłe, a nawet wrogie. W istocie Hitler nie był zainteresowany polepszeniem wzajemnych relacji, jednak dla dobra swych interesów gotów był maskować swe rzeczywiste zamierzenia pokojowym frazesem. Powoli stosunki między państwami polepszały się i już niedługo potem zrodził się projekt układu o nieagresji miedzy nimi. Podpisano go 26 stycznia 1934 r. i nosił nazwę deklaracji o niestosowaniu przemocy w stosunkach wzajemnych. Wtedy to, powoli następowało naruszanie polityki równowagi na korzyść sąsiada niemieckiego. Formalnie Polska zyskiwała wiele, stała się krajem równorzędnym. Lecz już wówczas można było zauważyć nietrwałość stosunków wytworzonych po zawarciu układu. Rząd niemiecki nie uznał i nie zagwarantował istniejącej granicy z Polską. Faktycznie Rzeczpospolita dzięki układowi nie zyskała nic, zaś Niemcy uzyskały bardzo dużo.
Stroną bardziej aktywna we wzajemnych stosunkach była Trzecia Rzesza. Starała się ona narzucić Polsce swą inicjatywę, zneutralizować ją wobec swych kolejnych posunięć. I udało jej się to.
Jeden z czołowych dygnitarzy hitlerowskich Hermann Goering bawiący w Polsce w 1935 r. wysunął plany wspólnego marszu przeciwko Rosji. powtórzył to parokrotnie w latach następnych. Lecz Polska nie zgadzała się na działania wymierzone przeciw wschodniemu sąsiadowi. Gdy na początku 1935r. Goering przebywał na spotkaniu z Piłsudskim i zaczął mówić o agresji na ZSSR, ten przerwał mu kategorycznie i oświadczył, że Polska jako sąsiad ZSSR musi prowadzić spokojną i powściągliwą politykę i nie chce wplątać się w żadne antyradzieckie kombinacje „Nie możemy dopuścić, abyśmy się znaleźli w sytuacji , w której trzeba było by spać z karabinem pod poduszką. Karabiny powinny pozostawać w arsenałach” - konkludował. Także Beck po śmierci Piłsudskiego zajmował podobne stanowisko.
Od początku 1937 r. daje się zauważyć wzmożenie antypolskiej propagandy w III Rzeszy. Polskie stosunki z innymi państwami ( głównie z Litwą) uległy pogorszeniu. Rząd polski nadal zachowywał wobec ZSSR stanowisko pełne rezerwy i ostatecznie uznał ją za kraj bardziej niebezpieczny. Pogląd taki przede wszystkim reprezentował Piłsudski, który „porządnie skrytykował i zwymyślał” generała Fabrycego, gdy ten przedstawił raport sugerujący, że Niemcy są wrogiem Polski numer jeden . Polityka równowagi była uzupełnieniem koncepcji znanej pod nazwą „Międzymorze”. Chodziło w niej o polepszenie stosunków z państwami znajdującymi się w podobnej sytuacji co Polska i budowy wspólnego bloku politycznego, mającego stanowić przeciwwagę dla dwóch potężnych sąsiadów.
Na północy była to Litwa, z która dzielił Polskę otwarty konflikt. Od lat 1933-1934 nasiliły się ze strony polskiej propozycje załatwienia spraw spornych, jednak rząd litewski grał na zwłokę. W takiej sytuacji Beck za najlepsza metodę złamania uporu Litwinów, uznał drogę ponawiania nacisków. Występował przeciwko rozwiązaniom częściowym i koncesjom w dziedzinie transportu i handlu. Lecz ów nacisk okazał się niewystarczający i tylko wywołał na Litwie opory.
Na południu zaś, nadal źle układały się stosunki z Czechosłowacją. Przyczyna tkwiła w stosunku Becka do owego sąsiada i vice versa. Tak wiec idea „międzymorza” była realizowana bez Litwy i Czechosłowacji. Beck skupił się więc na północy. Próby ożywienia stosunków z Łotwą i Estonia również nie przyniosły rezultatów . Szwecja i Finlandia także nie wykazywały inicjatywy . Żadne z państw skandynawskich trzymając się ściśle polityki neutralności , nie wykazało ochoty włączenia się w wir skomplikowanych spraw środkowoeuropejskich.
Podobnie ukształtowała się sytuacja na południowym skrzydle. Węgry opowiadały się za współpracą z Polską, lecz w rzeczywistości między obydwoma krajami istniały dość wątłe bezpośrednie powiązania. Łączył je przede wszystkim wspólny antagonizm do Czechosłowacji.
Ogólnie wiec patrząc plany koncepcji „międzymorza” zakończyły się niepowodzeniem . Polsce pozostało wiec złudzenie polityki równowagi , tak bardzo w rzeczywistości zachwianej pomiędzy sąsiadami. Niemcy mając pewność, że żadne ich działania nie będą kontrolowane przez inne państwa, powoli przechodziły do otwartych aktów agresji. Pierwszym obiektem ich działań miała stać się Austria.
Dnia 13 marca 1938 r. Niemcy proklamowały wcielenie Austrii do Rzeszy. Niemcy rzeczywiście nie pomyliły się co do stanowiska innych mocarstw. W 1938 r. nastąpiło największe zbliżenie między Trzecią Rzesza a Rzeczpospolitą Polską. Państwo polskie, może nie tyle okazywało Niemcom wszelka pomoc przy minimalnych bądź żadnych korzyściach dla siebie, co przynajmniej zbytnio nie przeszkadzało. Również Polska dążyła do załatwienia swych spraw w sposób jaki robiły to Niemcy. Otóż 17 marca 1938 r. Beck wystosował Litwie ultimatum, z kategorycznym żądaniem nawiązania stosunków dyplomatycznych. Rząd litewski nie otrzymawszy znikąd pomocy, musiał ugiąć się pod presją.
Jednak większe i bardziej negatywne było wystąpienie w stosunku do Czechosłowacji, ona widząc jak groźna jest Polska starała się unormować z nią stosunki, jednak ta była nieprzejednana. Gdy tylko zapadły decyzje monachijskie, rząd polski wystosował 30 września 1938r. ultimatum do Pragi żądając natychmiastowego oddania Zaolzia, Niemcy poparły to żądanie. Dnia 2 października wojska polskie przekroczyły Olzę.
Po upokorzeniu mocarstw zachodnich w Monachium, Hitler uznał, iż najwyższy czas podporządkować sobie Polskę, która ciągle wymykała im się z rąk. Niemcy żądały od Polski przyłączenia Wolnego Miasta Gdańska do Niemiec i budowy eksterytorialnej autostrady przez Pomorze. W zamian za to obiecywali zagwarantowanie Polsce istniejących granic, przedłużenie układu polsko-niemieckiego o 25 lat i współpracę w działaniach na rzecz zaspokojenia roszczeń kolonialnych. Otwarty konflikt zbliżał się coraz szybciej. Dnia 26 marca Ribbentrop w rozmowie z ambasadorem Lipskim wystąpił z ostrymi zarzutami w związku z podjętymi przez Polskę krokami wojskowymi (mobilizacja).
Dyplomacja polska zaczęła podejmować gorączkowe starania o pozyskanie dla kraju sojuszników wobec grożącej mu agresji. Już 30 marca Polska przyjęła gwarancje brytyjskie, do których następnie przyłączyła się Francja. Na przychylność i neutralność Węgier można było liczyć, choć i one znalazły się pod wzrastającym wpływem Rzeszy. Także w Rumunii wzmagały się wpływy niemieckie, a to zmniejszało wartość sojuszu polsko-rumuńskiego.
Praktycznie rzecz biorąc, Polska pozostała osamotniona w grożącej jej agresji. Tymczasem decyzje w Berlinie zapadały a moment uderzenia na Polskę zależał już tylko od gotowości Wehrmachtu. 4 kwietnia 1939 r. Hitler powołując się na fakt przyjęcia przez Polskę gwarancji brytyjskich, wypowiedział układ polsko-niemiecki z 1934 r. Polska stała się barierą na drodze ekspansywnej polityki Niemiec na wschodzie. Dzieje polityki zagranicznej Polski w okresie międzywojennym zamykają się bardzo mocnym akcentem, kraj najpierw znalazł się pod presją Hitlera i stawił mu czoło . Polska stała się ofiara napaści Trzeciej Rzeszy, przyjęła na siebie pierwsze uderzenie wojennej machiny Hitlera i mimo bohaterskiego oporu żołnierzy polskich - została pokonana. Wciągnęła jednak hitlerowskie Niemcy w wir wojny, z której już nie miały powrotu.
Jak twierdzi Stanisław Mackiewicz (Cat) „Beck miał swoją formułę, którą często wypowiadał i w którą niestety całkiem szczerze uwierzył. Powiadał: ani o jeden krok nie bliżej Berlina niż Moskwy. Formuła ta była alogiczna i ahistoryczna. Niestety, polityka Becka doprowadziła do jej realizacji. Formuła becka tryumfowała dn. 17 września 1939 r., gdy Beck opuszczał kraj zajmowany na równi przez wojska niemieckie i sowieckie - wtedy istotnie dzieliła politykę polską taka sama idealnie odległość od Moskwy jak i od Berlina".
Mackiewicz równie namiętnie uwielbiał Marszałka Piłsudskiego, co nie cierpiał Becka, to ostatnie tak go zaślepiało, tak rzutowało na ocenę polityki zagranicznej prowadzonej przez zaufanego ministra Marszałka, że nie zauważał rzeczy oczywistych: przecież polityka zagraniczna Becka była wierną kopią, a po śmierci Marszałka kontynuacją polityki zagranicznej Pilsudskiego. Testament Marszałka: „Balansujcie dopóki się da, a gdy się już nie da, podpalcie świat" - Beck zrealizował z całą dokładnością. O cóż więc Mackiewiczowi chodziło? Gdyby chciał być racjonalny w swych sądach, winien atakować nie Becka, lecz Piłsudskiego, bo to Marszałek był autorem koncepcji jednakowego dystansu wobec Berlina i Moskwy, wobec obydwu totalitaryzmowi, szykujących się do rozprawy z wolnym światem - Beck był tylko wiernym tego wykonawcą.
Droga ku wojnie. Polska polityka wobec presji niemieckiej
5 maja Beck wystąpił w Sejmie i wygłosił swoje słynne expose. „Polska od Bałtyku odepchnąć się nie da”, mówił „...Pokój jest rzeczą cenną i pożądaną” - kończył. - „Nasza generacja, skrwawiona w wojnach, na pewno na pokój zasługuje. Ale pokój, jak wszystkie sprawy tego świata, ma swoją cenę. My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jest jedna tylko rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenna. Tą rzeczą jest honor”.
5 listopada 1937 roku w berlińskiej Kancelarii Rzeszy odbyła się odprawa, na którą Hitler wezwał ministra wojny i naczelnego dowódcę Wehrmachtu feldmarszałka von Blomberga, dowódcę sił lądowych generała von Fritscha, dowódcę lotnictwa marszałka Goeringa, dowódcę marynarki wojennej admirała Raedera i ministra spraw zagranicznych von Neuratha. Owemu zespołowi przekazał Fuhrer swe prognozy, projekty i wytyczne. Oświadczył, że pierwszym zadaniem jest zdobycie obszarów rolniczych i surowcowych, najlepiej w samej Europie i przede wszystkim w krajach graniczących z Niemcami. Imperium Brytyjskie nazwał potęgą chylącą się ku ruinie. Słabość Francji widział w chwiejnym systemie wciąż zmieniających się rządów parlamentarnych. Nie wierzył jednak w możliwość wytargowania przez Niemcy od obu mocarstw jakichś kolonii, chyba że cudzych, w rodzaju portugalskiej Angoli. Tak powtarzając opinie powszechnie znane i powtarzane w wielu gazetach świata, przygotowywał swych podwładnych na przyszłe uderzenie przede wszystkim w kierunku zachodnim.
„W czasie konfliktu francusko-niemieckiego - mówił - można się liczyć z neutralnością Polski. Nasze umowy z Polską będą działać, dopóki siła Niemiec pozostanie niewzruszona. Jeśliby zaś spotkała nas odmiana fortuny, trzeba by się liczyć z atakiem polskim na Prusy Wschodnie i być może z napadem na Śląsk i Pomorze”.
Hitler przewidywał także, iż zajęcie Austrii i Czechosłowacji nie spotka się z przeciwdziałaniem zbrojnym Francji i Wielkiej Brytanii, choć nie był jeszcze pewny, czy zaborowi Austrii nie sprzeciwią się Włochy. O Polsce wspomniał raz jeszcze; kalkulował mianowicie , że ze względu na presję naturalną swego wschodniego sąsiada, Polska nie zechce podejmować walki przeciwko Niemcom zwycięskim. Stanowisko Związku Radzieckiego widział równie ostrożne, a to z uwagi na presję z kolei japońską. Tak więc realizacja wieczystej idei Drang nach Osten ulegała na owej odprawie poniekąd zawieszeniu; podbicie Wschodu odkładał Hitler na okres późniejszy, zakładając przy tym, iż na razie, barierę od strony Rosji stanowić będzie Polska, pod warunkiem wszakże, iż rozmach, szybkość i skuteczność operacji niemieckich na Zachodzie unicestwią ewentualność polskich zakusów.
Czy istotnie mógł mieć w tym czasie pewność, że Polska osłoni Rzeszę od wschodu w wypadku jej wojny z Zachodem? Pewności takiej nie posiadał, ale w jego kalkulacjach możliwość taka mogła się rysować. Możliwe że liczył na ostateczne „zmiękczenie” kierownictwa polskiego. Włochy wiązał właśnie ściślej w obrębie paktu antykominternowskiego, do którego przystąpienie ogłosić miały w dniu następnym, to jest 6 listopada 1937 roku. Mimo to nie był jeszcze pewny reakcji włoskiej na zagarnięcie Austrii. Powiedział w czasie odprawy: „Problemy Niemiec można rozwiązać przy użyciu siły, a to zawsze wiąże się z ryzykiem”. Udawały mu się coraz lepiej przedsięwzięcia rzeczywiście ryzykanckie, i do tego umacniała się jego „mistyczna wiara” w siebie i swą misję. Obecnie zamierzał zwiększyć stopień ryzyka, by utworzyć nadeuropejskie i poza tym światowe Wielkie Niemcy, Grossdeutschland, jeszcze przed terminem zestarzenia się gromadzonej właśnie gorączkowo najnowocześniejszej broni, a także przed terminem uzyskania pełnej planowanej gotowości sił zbrojnych, to jest w ciągu mniej więcej pięciu lat. Zakładał, zresztą niekiedy nie bez racji, że starczy mu czasu i że wiele celów pośrednich uzyska przed tym bez wojny, wykorzystując powolność działań wielkich demokracji zachodnich, lękliwość słabszych sąsiadów i naiwność polityków obozu przeciwnego. Wszystkie wymienione elementy miały mu się sprawdzać przez jakiś czas bardzo dokładnie. Jednak niedługo miał się potknąś na Polsce, którą uznawał za skłonną do służenia Rzeszy. Założenie neutralności Polski w przypadku wybuchu wojny pomiędzy Niemcami a Francją stanowiło w kalkulacjach Hitlera element już nie tylko ryzykanctwa; stanowiło błąd podstawowy, niosący zapowiedź przyszłej klęski Niemiec .
Do pewnego stopnia nadzieje Hitlera uzasadniał minister Józef Beck, choć oczywiście nigdy nie był i być nie chciał nie tylko „jakimś satelitą”, ale nawet współpracownikiem kanclerza Trzeciej Rzeszy.
Beck pisał później w swoim „Ostatnim raporcie”: „Zagrożenie ze strony dynamicznej polityki Niemiec, tych nowych Niemiec, które szaleńczo się zbroiły i które już podminowane były przez maksymalistyczną doktrynę Hitlera, zaczynało przybierać coraz realniejsze kształty. Potęga ekspansji Rzeszy coraz bardziej kierowała się na zewnątrz. Doktryna nacjonalistyczna używana była przez Trzecią Rzeszę jako środek presji w stosunku do jej południowych sąsiadów. Rzecz charakterystyczna, że wobec nas Niemcy w tym czasie unikały jednak stosowania tego rodzaju metod; wydawało się więc, że nie chcą wywierać na nas silniejszego nacisku.”
Tymczasem w Gdańsku znów mnożyły się prowokacje. W początkach roku szkolnego nastąpiła próba zapędzenia dzieci polskich do szkół niemieckich. Aresztowano kilku doręczycieli Poczty Polskiej, skonfiskowano egzemplarze kilku dzienników polskich. Wiele protestów spowodowała zapowiedź wprowadzenia swastyki do flagi Wolnego Miasta. Wszystko to oczywiście z inspiracji Berlina.
Jednakże 5 listopada ogłoszono jednocześnie w Warszawie i Berlinie negocjowaną od miesięcy tak zwaną deklarację mniejszościową. Niemcom chodziło głównie o umocnienie w Polsce żywiołu niemieckiego. Ale przyjęta formuła o tyle stanowiła osiągnięcie, iż strona niemiecka przyznawała słabej ekonomicznie, głównie robotniczej i rolniczej mniejszości polskiej w Rzeszy przynajmniej częściowo prawa, od dawna posiadane w Polsce przez mniejszość niemiecką, ekonomicznie silną, w dużej mierze złożoną z przemysłowców, bankierów, posiadaczy ziemskich i ponadto potężnie dotowaną na cele polityczne z Berlina.
Przeświadczenie Hitlera, że Polacy są już obłaskawieni dowodzi brak w wystąpieniu na Konferencji Hossbacha, akcentów ostro i wyraźnie antypolskich, poza stwierdzoną ogólnie koniecznością uzyskania przez Niemcy w sąsiedztwie terenów rolniczych. 6 listopada podpisał oświadczenie w sprawie gdańskiej, zawierające trzy punkty przekazane Lipskiemu: 1) że w prawno-politycznej sytuacji Gdańska nie będzie żadnych zmian, 2) prawa ludności polskiej w Gdańsku mają być poszerzone, 3) prawa Polski w Gdańsku nie będą naruszane. Kanclerz stwierdził z stanowczością, iż zawarty przez siebie układ z Polską będzie poszanowany i to również w stosunku do Gdańska. Słowo, które ona daje, jest i będzie dotrzymywane.
W Europie polsko-niemiecką deklarację mniejszościową komentowano jako dowód ścisłego już związania Polski z umacniającym się właśnie blokiem państw totalitarnych. Opinie te skłoniły Becka do rozesłania placówkom dyplomatycznym specjalnej instrukcji, po czym 12 listopada agencja o nazwie Polska Informacja Polityczna ogłosiła z inspiracji Becka komunikat:
„W związku z podpisaniem w Rzymie dnia 6 listopada 1937 roku protokołu o przystąpieniu Włoch do paktu antykomunistycznego niemiecko-japońskiego, pojawiły się pogłoski, jakoby Polska została zaproszona do tego porozumienia. Wiadomość ta nie odpowiada jednak bynajmniej rzeczywistości, żadne bowiem tego rodzaju propozycje nie zostały do Polski skierowane. Należy przy tym zaznaczyć, że specyficzne położenie Polski jako sąsiada Związku Sowieckiego, zasadnicze stanowisko polityki polskiej przeciwne blokom, oraz wreszcie potrzeba utrzymania polityki równowagi między dwoma sąsiadami sprzeciwiałoby się przystąpieniu Polski do omawianego porozumienia...”
...Negatywne stanowisko do przystąpienia do paktu nie oznacza bynajmniej rezygnacji z walki z wpływami Kominternu na zewnątrz Polski, która jak była tak i będzie nadal prowadzona we własnym zakresie z całą stanowczością.”
„Punktem, w którym utknęły rokowania (polsko-niemieckie) była odmowa Polski przystąpienia do paktu antykominternowskiego - stwierdza wybitny historyk angielski Alan Bullock - mimo zdecydowanego antykomunizmu i niezbyt przyjaznych stosunków z Rosją. Krok ten postrzegano jako utratę niezawisłości i pogodzenie się z zależnością wobec Niemiec.”
4 lutego 1938 Hitler dokonał zmian w dotychczasowym dowództwie Wehrmachtu i w resorcie spraw zagranicznych. Obecnie sam Hitler przejmował najwyższe zwierzchnictwo nad siłami zbrojnymi, mianując szefem sztabu Keitla, z kolei Neuratha zastąpił Ribbentrop [5], który jako ambasador przybywający do Londynu wsławił się wyrzuceniem ręki w hitlerowskim pozdrowieniu podczas ceremonii wręczania królowi listów uwierzytelniających. Zmiana ta oznaczała wyraźną intensyfikację agresywności w polityce niemieckiej. Na jej efekty nie trzeba było długo czekać.
Wojska niemieckie wkroczyły do Austrii 12 marca 1938 r. W dniach 29-30 września 1938 r. doszło w Monachium do spotkania przywódców czterech mocarstw, w wyniku którego pokojowo rozgromiona została Czechosłowacja. Rdzeń Europy Środkowej wpadł w ręce Hitlera bez jednego wystrzału. Przyszedł czas na skierowanie ostrza agresji na wschód.
24 października 1938 roku w Berchtesgaden doszło do spotkania von Ribbentropa z ambasadorem Lipskim, podczas którego niemiecki minister przedstawił „propozycje” rozwiązania spraw jakie jeszcze były w zawieszeniu między Trzecią Rzeszą a Rzeczpospolitą:
1.Wolne Miasto Gdańsk wraca do Niemiec.
2.Przez korytarz pomorski przeprowadzi się należącą do Niemiec autostradę eksterytorialną, jak też eksterytorialną, wielotorową linię kolejową.
3. Na terytorium gdańskim Polska otrzyma również eksterytorialną szosę lub autostradę i linię kolejową oraz port.
4. Polska uzyska gwarancję dalszej możności sprzedawania swych towarów na terytorium gdańskim.
5. Oba państwa uznają wzajemnie swe granice; w razie potrzeby można by podpisać gwarancje terytorialne.
6. Deklaracja niemiecko-polska zostanie przedłużona na 25 lat.
7. Oba państwa wprowadzą do deklaracji klauzulę konsultatywną[6].
Wprowadzenie do polsko-niemieckiego układu z roku 1934 klauzuli konsultatywnej zobowiązywałoby do porozumiewania się ścisłego we wszelkich działaniach politycznych i militarnych na szerszej arenie. Było jasne że chodzi o związanie, chociaż na razie jeszcze niezupełnie formalne, Polski z paktem antykominternowskim. Propozycje z 24 października Beck odrzucił, spodziewając się zapewne, iż zdoła w końcu spowodować złagodzenie tak nagle narosłego nacisku niemieckiego. Skupił się na zabiegach o wspólną granicę z Węgrami kosztem oderwanej od Czechosłowacji Rusi Zakarpackiej; Niemcy natomiast wciąż się temu sprzeciwiali, nie zamierzając umacniać ani Polski ani Węgier przed ostatecznym przywiązaniem tych państw do swojego bloku [7].
5 stycznia 1939 r. Beck został przyjęty przez Hitlera w Berchtesgaden. Usłyszał tam tylko raz jeszcze propozycje z października, co niewątpliwie pozbawiło go złudzeń, lecz próbował jeszcze „lawirować” i zaprosił Ribbentropa do złożenia wizyty w Warszawie. Po powrocie do kraju 7 stycznia zaalarmował Mościckiego i Śmigłego. Decydowano aktywizować politykę wobec wielkich demokracji Zachodu.
Dnia 4 stycznia 1939 r. odbyła się na warszawskim Zamku, z udziałem prezydenta Rzeczypospolitej, narada, w czasie której zebrani ustalili, ze „a) jeśli Niemcy podtrzymywać będą nacisk w sprawach dla nich drugorzędnych, jak Gdańsk i autostrada, to nie można mieć złudzeń że grozi nam konflikt w wielkim stylu, a obiekty są tylko pretekstem; b) wobec tego chwiejne stanowisko z naszej strony prowadziłoby nas w sposób nieunikniony na równię pochyłą , kończącą się utrata niezależności i rolą wasala Niemiec; c) w konkluzji, zarówno w wypadku, jeśli mamy do czynienia z próbą zwycięstwa za pomocą bluffu czy też z zamiarem wojny Niemiec - jako podstawa naszej polityki przyjęta została stanowczość, przy zachowaniu spokoju i określeniu wyraźnym granicy w każdej poszczególnej sprawie, granicy między prowokacją a naszym non possumus .
25-26 stycznia 1939 r. w Warszawie gościł minister Ribbentrop i powtórzył propozycje sojuszu , kładąc nacisk na wynikające z niego korzyści . Jednak nic nie osiągnąwszy, rozgoryczony i zniecierpliwiony , miał Ribbentrop powiedzieć do towarzyszących mu osób: „No tak, oni są twardzi. Trzeba będzie chyba zmienić kolejność spraw i najpierw rozstrzygnąć inne zagadnienia"[9].
Decydowano aktywizować politykę wobec wielkich demokracji Zachodu. 30 stycznia przemawiając z okazji rocznicy zdobycia władzy, Hitler co prawda wspomniał jeszcze o walorach układu polsko-niemieckiego z roku 1934, ale był to już akcent wyraźnie słaby. W Berlinie uruchamiano już aparat antypolskiej propagandy.
Wydarzenia narastały lawinowo. 27 lutego dobiegła kresu wojna domowa w Hiszpanii, rządy brytyjski i francuski uznały oficjalnie rząd generała Franco. 15 marca niemieckie kolumny zmechanizowane wjechały do Pragi i Czechosłowacja przestała istnieć. Wyodrębniona Słowacja wchodziła w ścisłą zależność od Rzeszy. 21 marca w Warszawie odrzucono oficjalnie żądania niemieckie. Tego samego dnia przeprowadzono w Polsce tajną mobilizację niektórych grup rezerwistów, zrealizowaną wezwaniami imiennymi. 22 marca Niemcy zabrali Kłajpedę Litwinom, następnego dnia natomiast wymusili na Rumunii układ oddający im do dyspozycji rumuńską naftę.
Hitlerowska ekspansja otrzeźwiła w końcu polityków zachodnich. Obawiano się tam, że Polska także zwiąże się z Niemcami. 31 marca Chamberlain ogłosił w Izbie Gmin gwarancje swego rządu dla Polski[10]. Deklaracja ta była oczywiście uprzednio przygotowana gorączkowymi sondażami dyplomatycznymi. 2 kwietnia Beck wyjechał do Londynu, a 4 dni później ogłoszono wspólny komunikat o rozmowach polsko-brytyjskich. Deklarację brytyjską z 31 marca uzupełniono Polską, to znaczy zapewnieniem przez Polskę o pomocy dla Wielkiej Brytanii w wypadku jej zagrożenia i zapowiadano zawarcie wkrótce formalnego układu.
Następnego dnia, 7 kwietnia, oddziały włoskie wylądowały w Albanii. Narastało zagrożenie dla całej Europy Środkowej i Bałkanów. Porozumienie brytyjsko-polskie wywołało oczywiście zaskoczenie w Berlinie. Minęło jednak trochę czasu zanim, Niemcy postanowili zareagować. Dopiero 28 kwietnia Hitler wystąpił z wielkim przemówieniem i obwieścił zerwanie układu o nieagresji z Polską oraz układu morskiego z Wielką Brytanią. Ogłosił po raz pierwszy całemu światu swe żądania wysuwane od jesieni wobec Polski, pomijając jednak propozycję przystąpienia Polski do paktu antykominternowskiego.
5 maja Beck wystąpił w Sejmie gdzie wygłosił swoje słynne expose . „Polska od Bałtyku odepchnąć się nie da”, mówił „...Pokój jest rzeczą cenną i pożądaną” - kończył. - „Nasza generacja, skrwawiona w wojnach, na pewno na pokój zasługuje. Ale pokój, jak wszystkie sprawy tego świata, ma swoją cenę. My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jest jedna tylko rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenna. Tą rzeczą jest honor”[11].
Mowa została przyjęta z wielkim entuzjazmem. W Sejmie owacja na stojąco, gratulacje i deklaracje solidarności od tych, którzy wysłuchali transmisji radiowej lub przeczytali tekst w gazetach. Ta powszechna euforia nie robiła na Becku większego wrażenia nie tylko dlatego, że był człowiekiem chłodnym i zdystansowanym, ale przede wszystkim dlatego, że oto walił się jeden z filarów stworzonej jeszcze przez Piłsudskiego koncepcji polskiej polityki zagranicznej - dobre stosunki z Niemcami. Rekompensatę stanowić miały stosunki z Wielką Brytanią, ale Beck, osobiście zresztą zafascynowany Anglikami (najbliżsi nazywali go Jimem), był politykiem zbyt inteligentnym, aby wierzyć, że Londyn odegra istotną rolę w stosunkach Warszawy z Berlinem i Moskwą.
Rządy brytyjski i francuski badały tymczasem możliwość nawiązania współpracy wojskowej ze Związkiem Radzieckim. Rozmowy prowadziły w Moskwie, dokąd przedstawiciela Polski nie zaproszono. Rząd radziecki uzależniał rezultaty rokowań od zgody rządu polskiego na przemarsz Armii Czerwonej przez terytoria wschodniej Polski. Beck 19 sierpnia odmówił kategorycznie stwierdzając wszakże, iż w wypadku agresji niemieckiej wspólna z ZSRR akcja jest możliwa na warunkach do ustalenia. Lecz w ciągu kilku dni sytuacja uległa zasadniczej zmianie. 23 sierpnia zawarto w Moskwie radziecko-niemiecki pakt o nieagresji, nazywany później paktem Ribbentrop-Mołotow.
Już o dzień wcześniej Hitler wezwał na odprawę wyższych dowódców i wydał rozkaz uderzenia 26 sierpnia o świcie. Odwrócenie kierunków hitlerowskiego marszu było zresztą zawczasu postanowione. Już 2 kwietnia gen. Keitel podpisał wytyczne do uruchomienia „Fall Weiss”, czyli planu ataku na Polskę.
Tymczasem w reakcji na pakt niemiecko-radziecki Chamberlain wygłosił w Izbie Gmin mowę: „W Berlinie - wiadomość o podpisaniu przez ministra spraw zagranicznych Rzeszy paktu ze Związkiem Radzieckim powitana została z nadzwyczajnym cynizmem jako wielkie zwycięstwo dyplomatyczne, które całkowicie usunęło niebezpieczeństwo wojny, albowiem i my i Francja nie jesteśmy jakoby w stanie wypełnić naszych zobowiązań wobec Polski. Uważaliśmy za nasz pierwszy obowiązek rozwiać wszelkie podobne złudzenia".
25 sierpnia podpisano w Londynie polsko-brytyjski traktat o wzajemnej pomocy wywołująca w Berlinie pewną dezorientację. Hitler wydał rozkaz wstrzymania ataku do 1 września. Chciał zyskać na czasie, liczył na możliwość skłonienia państw zachodnich do odwrotu. 29 sierpnia zażądał od ambasadora brytyjskiego, Handersona, by rząd brytyjski skłonił Polaków do wysłania pełnomocnego przedstawiciela, gotowego przyjąć i podpisać warunki niemieckie.
Również 29 sierpnia ogłoszono w Polsce mobilizację powszechną odwołaną jednak na skutek interwencji mocarstw zachodnich. W Paryżu i Londynie nadal liczono na pertraktacje.
Trzydziestego sierpnia mobilizację w Polsce ogłoszono ponownie. Następnego dnia Lipski, na polecenie Becka (po przedstawieniu ultimatum w sprawie Gdańska tzw. 16 punktów[13]) zażądał rozmowy z Ribbentropem. Usłyszawszy pytanie o pełnomocnictwa, odpowiedział negatywnie. Na tym, przed siódmą wieczorem skończyły się polsko-niemieckie kontakty dyplomatyczne. Kiedy ambasador opuszczał gmach ministerstwa, dowodzona przez SS banda kryminalistów przygotowywała się już do sfingowania napadu na radiostację w Gliwicach. Miał to być pretekst dla Hitlera do rozpoczęcia agresji.
Uderzenie nastąpiło 1 września 1939 r. o godzinie 4.45.
Stosunki polsko- litewskie
Po zakończeniu wojny, gdy przyszedł czas na politykę, obie strony usztywniły swoje stanowiska. Polacy zgadzali się na powstanie niepodległej Litwy, ale tylko w jej ścisłych etnograficznych granicach, czyli bez Wilna. Litwini natomiast nie tylko nie wyobrażali sobie Litwy bez Wilna, ale także wysunęli pretensje wobec Lidy, Grodna, Suwałk i Białegostoku, gdzie byli mniejszością. W tym miejscu należy dodać, że według spisu ludności z 1897 r., w Wilnie Litwini stanowili 2% ludności, a Polacy 31%39. W pierwszych latach powojennych, 1919 - 1920 Wilno i Wileńszczyzna, które stały się w stosunkach polsko - litewskich przysłowiową iskrą na beczce prochu, ukoronowaniem i ucieleśnieniem stereotypów i wzajemnych urazów przechodziły z rąk do rąk. I tak, pod koniec wojny, w grudniu 1917 r., pod panowaniem Niemców, Litwini ogłaszają niepodległość i powołują Litewską Krajową Radę (Tarybę). Niemcy jednak jej nie uznają. Zmieniają zdanie i w obliczu klęski; zgadzają się na ogłoszenie przez Litwinów niepodległości, dzieje się to 16 lutego 1918 r. Mimo początkowych, udanych rozmów Litwini powołują pierwszy rząd dopiero jesienią, już po klęsce Niemiec. W grudniu, gdy rząd litewski przeniósł się do Kowna, Polacy na krótki czas zajęli Wilno, musieli jednak uciekać przed Armią Czerwoną. Podobna sytuacja powtórzyła się w kwietniu 1919 r., gdy Polacy ponownie, po pięciu dniach walki zajmują Wilno i Wileńszczyznę, ale i tym razem muszą się wycofać przed naporem zmierzającej w kierunku Warszawy, niosącej Europie wielkie hasła Rewolucji Październikowej, Armii Radzieckiej. Która to w swej łaskawości, za możliwość przemarszu przez terytorium Litwy obiecała Litwinom nie tylko Wilno, ale nawet Suwałki.
Sytuacja Polaków na arenie międzynarodowej uległa poprawie po sierpniowym zwycięstwie J. Piłsudskiego nad bolszewikami w 1920 r.. Wtedy to J. Piłsudski nie wyobrażając sobie Polski bez Wilna decyduje się na przeprowadzenie zakamuflowanej pod nazwiskiem gen. Ł. Żeligowskiego aneksji miasta. W wyniku tzw. "buntu Żeligowskiego", przeprowadzonego 8 października 1920 r. Już następnego dnia całe Wilno, wraz z Wileńszczyzną znalazło się pod polskim panowaniem. Tym samym zrodził się największy punkt niezgody między Polską, a Litwą, który zdominował cały okres międzywojenny.
Nie jest bowiem prawdą, jak powszechnie się dziś sądzi, że po zajęciu przez Polskę Wilna wszelkie kontakty między państwami zostały zerwane. Wręcz przeciwnie "dla Polski sprawa stosunków z Litwą była ważna. Był od niej uzależniony pomyślny rozwój współpracy z pozostałymi państwami bałtyckimi, czy nawet w ogóle aktywność polska w regionie Bałtyku.(...) Można śmiało powiedzieć, że sprawy litewskie zabierały znacznie więcej czasu i uwagi , aniżeli mogłoby to wynikać z rozmiarów i faktycznej siły sąsiada litewskiego.
Dla Litwy stosunki z Polską były problemem numer jeden w polityce zagranicznej. (...) Mając na względzie stosunki z Polską, rząd litewski kształtował swoją strategię bezpieczeństwa i polityki zagranicznej, szukając pomocy i oparcia w Niemczech i Związki Radzieckim"40
Jest natomiast prawdą, że po zajęciu przez Polaków Wilna bardzo trudno było nawiązać jakiekolwiek stosunki. Polacy pragnęli prowadzić rozmowy z Litwinami, i budować przyjazne, sąsiedzkie relacje, tylko w oparciu na istniejące status quo. Litwinom natomiast zależało na jego zmianie, a przede wszystkim na umiędzynarodowieniu całego problemu. "Usztywnienie polityki Kowna wobec Warszawy stało się dogmatem. Uważano, że rząd, który zrzekłby się Wilna nie utrzymałby się ani dnia przy władzy. Antypolskość ześrodkowana wokół sprawy Wilna stała się racją nadrzędną"41.
W rozwiązaniu konfliktu nie pomogła nawet Liga Narodów. Rokowania w sprawie uregulowania stosunków między obydwoma państwami prowadził belgijski delegat Paul Hymans, który 20 maja i 3 września 1921 r. przedstawił, odrzucone zresztą przez obie strony, dwa plany. Pierwszy z nich zakładał m. in., że "oba państwa uznają wzajemnie swoją suwerenność, ale i wspólne interesy. Granica między Polską a Litwą pozostawi Wilno po stronie litewskiej, zaś Suwałki i Grodno po stronie polskiej. Litwa będzie się składać z dwóch kantonów autonomicznych: kowieńskiego i wileńskiego, które będą miały analogiczny charakter do kantonów szwajcarskich.(...) Język litewski i język polski będą językami urzędowymi w całym państwie, zaś mniejszości narodowe uzyskają pełnię praw". Drugi był bardziej atrakcyjny dla Litwinów. "Litwa nie miała już być państwem federacyjnym, zaś okręg wileński miał stanowić tylko kanton autonomiczny w jej składzie"42.
W wyniku braku porozumienia sejm Litwy Środkowej (fikcyjnego państwa powstałego po "buncie gen. Żeligowskiego"), 8 stycznia 1922 roku, podjął decyzję, na mocy której przyłączono na trwale Wilno i pozostałe zajęte terytorium do Polski. Po tym fakcie Józef Piłsudski w Wilnie mówił: "... przez cześć dla przeszłości przez szacunek dla krwi wspólnie przelanej, dzisiaj w dzień wielkiego triumfu, triumfu polskiego, który tak gorąco tu wszyscy odczuwają, nie mogę nie wyciągnąć przez kordon nas dzielący do tych tam w Kownie, którzy może dzień dzisiejszy, dzień naszego triumfu uważają za dzień klęski i żałoby. Nie mogę nie wyciągnąć ręki, nawołując do zgody i miłości. Nie mogę nie uważać ich za braci"
Wrogie dwudziestolecie miało jednak także swój przedziwny finał. W wyniku incydentu granicznego, podczas którego zginął żołnierz KOP Stanisław Serafin rząd polski zredagował 17 marca 1939r. ultymatywną notę w której stwierdzał, że „ za jedyne załatwienie odpowiadające powadze sytuacji uważa się natychmiastowe nawiązanie normalnych stosunków, bez żadnych warunków wstępnych”. Odpowiedź miała być udzielona w ciągu 48 godzin. W przeciwnym wypadku, jak była dalej mowa, „rząd polski własnymi środkami zabezpieczy słuszne interesy swego państwa” Nota przekazana została niezwłocznie stronie litewskiej za pośrednictwem poselstwa polskiego w Tallinie.
W publikacjach niektórych autorów litewskich zawarte jest twierdzenie, iż cała sprawa była z góry ukartowana, gdyż rząd litewski dał Warszawie do zrozumienia, że przyjmie polskie ultimatum. Było ono dla niego nawet pożądane, ponieważ nie widział innego sposobu zakończenia konfliktu, a to ze względu na nastroje społeczeństwa litewskiego. Kwestia ta nie została do końca wyjaśniona i nie znajduje pełnego potwierdzenia w źródłach polskich. Jedno wszakże można powiedzieć, że wysyłając swe żądania do Kowna, minister Beck był prawie pewien, iż zostaną one przyjęte.
Polityka zagraniczna II Rzeczypospolitej
Polityka zagraniczna II Rzeczpospolitej była w naturalny sposób konsekwencją procesu kształtowania się granic tego państwa i systemu wersalskiego, który zdecydował o układzie sił w Europie po I wojnie światowej. Podstawowym celem tej polityki było zabezpieczenie istnienia państwa polskiego w jego niekorzystnym położeniu geopolitycznym między dwoma wielkimi sąsiadami: Niemcami i ZSRR, oraz przy napiętych stosunkach z innym sąsiadami: Czechosłowacją i Litwą.
W latach 20. podstawowym środkiem realizacji polityki zagranicznej były działania na forum Ligi Narodów oraz współpraca z Francją. Wobec niekorzystnych rezultatów tej polityki, która nie zapobiegła m.in. układom lokarneńskim, w latach 30. Polska rozwinęła stosunki z Niemcami i Związkiem Radzieckim, starając się o wzajemną równowagę. Stopniowe zbliżanie się do Niemiec nie zmieniło faktu, że w roku 1939 Polska odrzuciła żądania Adolfa Hitlera i stała się pierwszym celem napaści Niemiec w II wojnie światowej.
Położenie międzynarodowe Polski w latach 20.
Układ sił w Europie po zakończeniu wojny uzależniony był od rozbieżności w państwach zwycięskiej koalicji. Polska stała się naturalnym sojusznikiem Francji, która poszukiwała partnera w miejsce osłabionej i podbitej przez bolszewicką rewolucję Rosji. W lutym 1921 r. w Paryżu doszło do podpisania polsko-francuskiej deklaracji o przyjaźni i układu politycznego wraz z konwencją wojskową, zgodnie z którą państwa zobowiązywały się do udzielenia pomocy w razie napaści Niemiec na którąś ze stron.
Jednocześnie Francja liczyła na wysokie reparacje ze strony Niemiec, które miały zrekompensować jej utracone wierzytelności rosyjskie. Z drugiej strony, osłabiona po wojnie Wielka Brytania liczyła na rozwój eksportu do Niemiec i nawiązanie stosunków handlowych z Rosją (co nastąpiło 16 marca 1921). Inny wielki członek Ententy, Stany Zjednoczone po odmowie ratyfikacji traktatu wersalskiego zajął pozycję izolacjonistyczną.
Młode państwo polskie stanęło wobec ułożenia polityki z Niemcami i Rosją. Republika Weimarska liczyła na rewizję postanowień traktatu na wschodzie, gdy tymczasem bolszewicka Rosja w ogóle nie uznawała traktatu. Niezadowolenie obu tych państw skłoniło je do współpracy. Najpierw, 6 maja 1921 zawarły układ handlowy, poprzedzający nawiązanie stosunków. 16 kwietnia 1922 Niemcy i Rosja Radziecka zawarły w Rapallo układ, na mocy którego nawiązały stosunki dyplomatyczne i współpracę ekonomiczno-wojskową. Jan Dąbski skomentował ten traktat 7 lipca 1922: Traktat w Rapallo jest najgorszą konstelacją, jaka się może w dziejach dla Polski zdarzyć[1]. Poczucie zagrożenia Polski doprowadziło do zacieśnienia współpracy polsko-francuskiej, m.in. w maju 1923 francuski marszałek Ferdinand Foch otrzymał buławę marszałka Polski; wspólnie też rozważano akcję militarną przeciw Niemcom, które w tym czasie odmawiały spłaty reparacji[2].
Polska szukała też sprzymierzeńców w Europie Środkowo-Wschodniej. Jednak tylko Rumunia jako jedyne państwo na tym obszarze chętnie współpracowała z Polską i podpisała 3 marca 1921 pakt o wzajemnej pomocy przeciw bolszewickiej Rosji (sojusz polsko-rumuński). Stabilnej polityce zagranicznej Polski nie sprzyjały liczne przesilenia rządowe oraz związana z nimi rotacja na stanowisku ministra spraw zagranicznych
Kryzys gospodarczy w Niemczech (i niebezpieczeństwo komunistycznej rewolucji) doprowadził do wstrzymania przez to państwo spłaty reparacji wojennych, zaś w sierpniu 1924 w Londynie przyjęto plan Dawesa, który zakładał rozłożenie spłat odszkodowań i pomoc w odbudowie gospodarki niemieckiej. Również polityka francuska wobec Niemiec, od czasu zwycęstwa lewicy w wyborach 1924 stała się bardziej ugodowa.
Minister Aleksander Skrzyński podejmował próby porozumienia z ZSRR i uświadomienia państwom zachodnim zagrożenia niemieckiego. W listopadzie 1924 podpisano dodatkowy protokół do układu polsko-francuskiego, zaś w czerwcu 1925 Francja przyjęła propozycję układów gwarantujących polskie ganice.
Niejednolite traktowanie Polski przez państwa zachodnie stało się faktem 16 października 1925, gdy podpisano Traktat z Locarno gwarantujący (w tzw. pakcie reńskim) granice Francji i Belgii z Niemcami. Gwarantami układu były poza tym Wielka Brytania i Włochy. Polska i Czechosłowacja otrzymały tylko gwarancje francuskie. Minister Skrzyński podpisał układy, dochodząc do wniosku, że ewentualne protesty mogłyby tylko pogorszyć sytuację Polski[3]. Jednocześnie Niemcy otrzymały stałe miejsce w Radzie Ligi Narodów, którego nie otrzymała Polska, wybierana jednak od 1926 w drodze głosowania. W 1929 Niemcy otrzymały w ramach Planu Younga kolejne rozłożenie spłat długów wojennych. Nawiązywała się również dalsza współpraca Związku Radzieckiego z Niemcami, które 16 kwietnia 1926 zawarły układ o neutralności i nieagresji.
Polska polityka zagraniczna, kierowana od czasu zamachu majowego przez Augusta Zaleskiego nie miała skutecznych sposobów na odwrócenie tych niekorzystnych tendencji. 27 sierpnia 1928 podpisano w Paryżu tzw. pakt Brianda-Kellogga, formułujący zasadę wyrzekania się rozstrzygania problemów międzynarodowych na drodze wojny, którego sygnatariuszami były również Niemcy i Związek Radziecki. Polska podpisała 9 lutego 1929 wraz z ZSRR oraz Łotwą, Estonią i Rumunią tzw. protokół Litwinowa, w którym wyrzeczono się siły w dochodzeniu pretensji terytorialnych.
Położenie międzynarodowe w latach 30.
Na początku lat 30. państwa zachodnie odczuwały skutki wielkiego kryzysu gospodarczego, co doprowadziło do wzrostu nastrojów pacyfistycznych i antydemokratycznych. W 1932 zawieszony został praktycznie plan Younga. Jednocześnie dojście do władzy partii hitlerowskiej oznaczało, przynajmniej na początku prześladowania komunistów niemieckich i napięcie w stosunkach z ZSRR.
To oddalenie obu największych sąsiadów wykorzystała Polska, zawierając traktaty regulujące stosunki z nimi. 25 lipca 1932 został podpisany polsko-radziecki pakt o nieagresji, który 5 maja 1934 przedłużono na kolejne dziesięć lat. 26 stycznia 1934 podpisano deklarację o niestosowaniu przemocy we wzajemnych stosunkach między Polską a Niemcami. Zamierzeniem Hitlera było wciągnięcie Polski w strefę wpływów niemieckich, a jednocześnie osłabienie sojuszu Polski i Francji.
Kierownikiem polskiej polityki zagranicznej od listopada 1932 był Józef Beck, który zgodnie z instrukcjami Józefa Piłsudskiego starał się realizować politykę równej odległości między Niemcami i Rosją, choć sam Piłsudski w 1934 już nie wierzył, aby dobre stosunki polsko-niemieckie mogły potrwać długo[4].
Wraz ze wzrostem potęgi Niemiec rosło zagrożenie Polski. W 1935 r. Niemcy zawarły umowę z Wielką Brytanią, która zezwalała Niemcom na znaczną rozbudowę marynarki wojennej. W 1938 roku na mocy układu w Monachium przyznano im Kraj Sudetów, który do tej pory należał do Czechosłowacji. Układ monachijski przewidywał też zwołanie konferencji w sprawie rozstrzygnięcia granicznych kwestii spornych Polski i Czechosłowacji. Nie czekając jednak na pośrednictwo mocarstw 2 października 1938 wojska polskie zajęły obszar Zaolzia, przez co w przyszłości obarczono Polskę zarzutem współpracy z Niemcami w dziele rozbioru Czechosłowacji. W październiku 1938 niemiecki minister spraw zagranicznych Joachim Ribbentrop złożył Polsce propozycję zawarcia paktu o nieagresji na 25 lat w zamian za zgodę polskiego rządu na włączenie Gdańska do Rzeszy i budowę eksterytorialnej drogi i linii kolejowej przez polskie Pomorze, pomiędzy Niemcami a Prusami Wschodnimi. Propozycje te Polska odrzuciła. Pogorszenie stosunków Polski z Rzeszą zmusiło Polskę do poszukiwania pomocy, by w razie napaści niemieckiej nie pozostała osamotniona. Niejako w odpowiedzi premier Wielkiej Brytanii Neville Chamberlain ogłosił w brytyjskim parlamencie w marcu 1939 jednostronne gwarancje wobec Polski. 6 kwietnia 1939 w Londynie opublikowano komunikat o zobowiązaniach wzajemnej pomocy w wypadku zagrożenia niepodległości Polski czy Wielkiej Brytanii. W kilka dni później rząd francuski potwierdził swe zobowiązania sojusznicze wobec Polski. Łudząc się jeszcze co do zamiarów Związku Radzieckiego, mocarstwa Zachodnie szukały z nim porozumienia. Prowadzone w Moskwie w sierpniu 1939 r. rozmowy zostały niespodziewanie przerwane przez stronę rosyjską. Zaproszono natomiast do Moskwy ministra spraw zagranicznych III Rzeszy i 23 sierpnia podpisano niemiecko-radziecki pakt o nieagresji, który zawierał tajny protokół zawierający plany podziału stref wpływów w Europie Środkowo-Wschodniej. Według niego Polska miała przestać istnieć jako suwerenne państwo i zostać rozdzielona pomiędzy Niemcy a Związek Radziecki. 25 sierpnia zawarto w Londynie polsko-brytyjski układ sojuszniczy, w którym Brytyjczycy zobowiązywali się do udzielenia Polsce w przypadku napaści natychmiastowej pomocy wojskowej. Dzień ten wyznaczył też Hitler jako datę uderzenia na Polskę, ale dowiedziawszy się o porozumieniach w Londynie akcję odwołał. Zaplanował, że napaść na Polskę nastąpi 1 września 1939.
Relacje z poszczególnymi krajami
STOSUNKI POLSKO - CZECHOSŁOWACKIE
5 listopada 1918 roku podpisane zostały umowy w sprawie przyszłych granic pomiędzy Polską a Czechosłowacją. Umowy te zostały złamane poprzez agresję wojsk czeskich w styczniu 1919 roku, gdy niekorzystny rozwój wydarzeń na froncie wschodnim, uniemożliwiał jakikolwiek opór państwa polskiego. Interwencja sprzymierzonych zapobiegła dalszym działaniom wojsk, lecz powiat frysztacki i cieszyński pozostały w granicach Czechosłowacji. Należy zwrócić uwagę na wrogą postawę władz czechosłowackich wobec Polski w trakcie wojny polsko - radzieckiej w 1920 roku. Ostateczne rozstrzygnięcia zapadły na międzynarodowej konferencji w Spa 17 lipca 1920 roku, gdzie mocarstwa zachodnie wymusiły na Polsce rezygnację z plebiscytu i oddały sporne terytorium, za 100 tysięczną ludnością polską, Czechosłowacji. Znów drugorzędną mogła wydawać się sprawa granicy południowej wobec postępującej armii radzieckiej. Natomiast błędem była polska akcja w październiku roku 1938, gdy wojska polskie wkroczyły na Śląsk Zaolziański. Sprawa była słuszna i być może fakt ten nie zmieniłby wiele w przebiegu historii, lecz w tym przypadku spuścizna II Rzeczpospolitej kładzie się niefortunnym cieniem na stosunkach między narodem Czeskim a Polskim.
STOSUNKI POLSKO - UKRAIŃSKIE
Galicja była regionem, w którym dwie nacje rościły sobie prawa do samostanowienia i utworzenia własnego państwa: Polacy i Ukraińcy. Przedmiotem konfliktu polsko - ukraińskiego była Galicja Wschodnia i Wołyń. Walki polsko-ukraińskie o sporne terytoria rozpoczęły się w nocy z 31 października na 1 listopada 1918 roku we Lwowie. Sukcesem było utrzymanie tych terenów przy Polsce ze względu na dość znaczny odsetek ludności, jaki stanowili Ukraińcy. Bohaterstwem wykazali się mieszkańcy Lwowa, którzy zaciekle bronili miasta w dniach 1 listopada 1918-22 maja 1919 roku. Młodzi uczestnicy walk zyskali miano Orląt Lwowskich. Należy tutaj również podkreślić sukcesy wojsk polskich na Wołyniu w lutym i marcu 1919 roku (zwycięskie walki zgrupowania mjr Leopolda Lisa - Kuli). Po włączeniu się o działań wojennych armii gen. Hallera Polacy doszli do linii rzeki Zbrucz w okresie maj - lipiec 1919 roku. W obliczu wspólnego zagrożenia ze strony bolszewików Polska i Ukraińska Republika Ludowa zawarły sojusz polityczno - wojskowy ustalając wspólną granicę na rzekach Zbrucz i Horyń 21 kwietnia 1920 roku. Zwolennicy Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej nigdy nie zaakceptowali takiego rozstrzygnięcia. Ostatecznie uznanie polskich praw do ziem południowo-wschodnich znalazło się w traktacie ryskim podpisanym po wojnie z bolszewikami 18 marca 1921 roku[potrzebne źródło].
STOSUNKI POLSKO - LITEWSKIE
Tereny dawnego zaboru rosyjskiego nie były problematyczne w przypadku dawnego Królestwa Polskiego. Inaczej przedstawiała się sprawa z ustaleniem przynależności obszarów wschodnich. Na północy rozgorzał konflikt z Litwą, która pragnęła odrodzenia ze stolicą w Wilnie, choć przeważali tam Polacy. Wilno było jednym z najważniejszych ośrodków kultury polskiej, więc w żaden sposób nie mogło być przyłączone do Litwy. Ostatecznie wejście tych terenów w skład II RP należy nazwać ogromnym sukcesem, gdyż odbyło się to nawet wobec niesprzyjającej roszczeniom państwa polskiego postawie mocarstw zachodnich. Działania gen. Żeligowskiego można uznać za najinteligentniejsze z posunięć broniących polskich praw. Przedmiotem konfliktu z Litwą była Wileńszczyzna i Suwalszczyzna. Do najważniejszych wydarzeń konfliktu należała wyprawa wileńska wojsk polskich, która doprowadziła do wyparcia bolszewików z miasta 22 kwietnia 1919 roku (odezwa Józefa Piłsudskiego do mieszkańców byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego). Następnie wytyczenie polsko - litewskiej linii demarkacyjnej 8 grudnia 1919 roku. Polska oficjalnie uznaje istnienie państwa Litewskiego 4 lipca 1920 roku. Współdziałając z Sowietami wojska litewskie zajęły Sejny, Suwałki, przejęły od Sowietów Wilno w lipcu 1920 roku. Polska Dywizja Litewsko - Białoruska pod dowództwem gen. Lucjana Żeligowskiego (na zdjęciu po lewej) rozbiła siły litewskie i zajęła Wileńszczyznę 8-9 października 1920 roku. Ostatecznie po zajęciu spornych terenów przez stronę polską (Suwalszczyzna - wrzesień 1920, Wileńszczyzna - października '20) włączono je do odrodzonej Rzeczpospolitej (decyzja Sejmu Litwy Środkowej z 1922 roku). Litwa nigdy nie uznała włączenia Wileńszczyzny do Polski i do 1938 roku nie utrzymywała stosunków dyplomatycznych z Warszawą.
STOSUNKI POLSKO - RADZIECKIE
Wojna polsko - bolszewicka nie zakończyła się tak jak to było planowane. Nie udało się stworzyć niepodległych państw Ukraińskiego i Białoruskiego jak planował obóz związany z Piłsudskim (po lewej). Sukcesem było jednak przetrwanie Polski najechanej przez komunistycznego agresora. Pomimo podejścia Armii Czerwonej pod Warszawę i braku oparcia w mocarstwach zachodnich udało się pokonać najeźdźcę, a także powiększyć rozmiar II Rzeczpo-spolitej, wychodząc poza tzw. linię Curzona. Traktat ryski zagwaran-tował polskie prawa do wschodnich terenów. Być może był; on jednak najpoważniejszym błędem polskim, gdyż rezygnacja z utworzenia niepodległych państw Ukraińskiego i Białoruskiego powodowała brak zabezpieczenia Polski przed tak niebezpiecznym sąsiadem jak ZSRR. Brak państw buforowych oraz utrata białoruskich i ukraińskich sprzymierzeńców bardzo przyczyniła się do upadku II RP. Przedmiotem konfliktu polsko - radzieckiego była niepodległość Polski. Pierwsze starcie wojsk Polski z Armią Czerwoną miało miejsce w Mostach nad Niemnem 14 lutego 1919 roku. Następnie zwycięskie boje oddziałów polskich na Polesiu w marcu 1920 roku. Wielka ofensywa wojsk polskich i ukraińskich doprowadziła do opanowania Kijowa (kwiecień - maj 1920). W dalszym przebiegu wojny doszło do przerwania frontu polskiego przez Armię Konną S. Budionnego - Samhorodek 5 czerwca 1920 roku. Ofensywa radzieckiego Frontu Zachodniego pod dowództwem M. Tuchaczewskiego na Białorusi i gwałtowny odwrót Polaków 4 lipca 1920 roku. O wyniku wojny polsko - radzieckiej zadecydowała ostatecznie bitwa warszawska rozgrywana między Włocławkiem rzeką Wieprz w dniach 13 - 25 sierpnia 1920 roku (decydujące uderzenie grupy manewrowej pod dowództwem J. Piłsudskiego). Bitwa nad Niemnem była kolejnym sukcesem wojska polskiego przesądzającym o zwycięstwie w całej wojnie 20 - 29 września 1920 roku. Rozejm i rokowania pokojowe miały miejsce w październiku 1920 roku. Ostatecznym rozstrzygnięciem był traktat w Rydze z 18 marca 1921 roku, który ustalił granicę polsko - radziecką na linii Dzisna - Dokszyce - Słucz - Ostróg - Zbrucz. Polska zgodziła się na utrzymanie sowieckiej władzy nad narodami ukraińskim i białoruskim. Zbliżenie w stosunkach polsko - radzieckich, rozpoczęło się już w roku 1929 - protokół Litwinowa z 9 lutego 1929 roku, mówiący o wyrzeczeniu się przemocy w stosunkach międzynarodowych między państwami Europy Środkowowschodniej. Swój punkt kulminacyjny osiągnęło 5 lat później 5 lipca 1932 roku w Moskwie, gdzie zatwierdzono dwustronny układ o nieagresji na 3 lata. Obie strony wyrzekały się wojny jako narzędzia polityki i zobowiązały się do zaprzestania wszelkich działań agresywnych lub napaści jedna na drugą zarówno samodzielnie, jak łącznie z innymi mocarstwami. W 1935 roku pakt został przedłużony o kolejne 10 lat.
STOSUNKI POLSKO - NIEMIECKIE
Przedmiotem konfliktu w stosunkach polsko - niemieckich po 1918 roku były: Pomorze Gdańskie, Mazury, Powiśle, Wielkopolska i Górny Śląsk. Należy podkreślić, że spory na temat granicy polsko - niemieckiej i Gdańska w trakcie konferencji wersalskiej (styczeń - czerwiec 1919 roku) były obciążone działaniem delegacji Wielkiej Brytanii, bardzo niechętnej Polakom. Zaślubiny Polski z morzem miały miejsce 20 lutego 1919 roku. W ostatecznym rozstrzygnięciu traktat wersalski z 28 czerwca 1919 roku gwarantował Polsce dostęp do morza przez Pomorze Wschodnie (70 km pas wybrzeża). Wolne Miasto Gdańsk decyzją zwycięskich mocarstw miało należeć do polskiego obszaru celnego, Polska uzyskała również przywilej posiadania wojskowej placówki tranzytowej na Westerplatte, 28 czerwca 1919 roku. Tak wyglądała sytuacja odnośnie Pomorza Gdańskiego. Na Warmii, Mazurach i Powiślu Konferencja wersalska podjęła decyzję o przeprowadzeniu na spornych terenach plebiscytu, 28 czerwca 1919 roku. Plebiscyt przeprowadzony w niekorzystnych dla Polski okolicznościach (ofensywa Tuchaczewskiego na Warszawę, terror władz niemieckich) doprowadził do ostatecznego rozstrzygnięcia, w rezultacie którego niemal całość spornego terytorium została włączona do niemieckich Prus Wschodnich w lipcu 1920 roku. Najbardziej burzliwe wydarzenia miały miejsce w Wielkopolsce. 26 grudnia 1918 roku do Poznania przybywa Ignacy Paderewski (zdjęcie po prawej). Przybyciu Paderewskiego towarzyszy wielka manifestacja patriotyczna ludności Poznania. W następnym dniu, tj. 27 grudnia 1918 roku, wybucha powstanie w Wielkopolsce przeciwko Niemcom. Na zajętych przez Polaków terenach władzę obejmuje Komisariat Naczelnej Rady Ludowej, 8 stycznia 1919 roku. Na czele Sił Zbrojnych Wielkopolski staje gen. Józef Dowbór - Muśnicki (po lewej), 16 stycznia 1919 roku. Niemiecka ofensywa ze stycznia 1919 roku została powstrzymana przez ultimatum Ententy. Nastąpiło zawieszenie działań na większą skalę 16 lutego 1919 roku. W ostatecznym rozstrzygnięciu nastąpiło przejęcie niemal całej Wielkopolski przez stronę polską, zgodnie z decyzją traktatu wersalskiego z 28 czerwca 1919 roku. Tak więc, powstanie Wielkopolskie zakończyło się pełnym sukcesem. Decyzją traktatu wersalskiego o przynależności państwowej ziem Górnego Śląska miał zadecydować plebiscyt. Wobec nasilających się wystąpień antypolskich wybuchło I powstanie śląskie 17 sierpnia 1919 roku (źle przygotowane i rozbite przez Niemców). Objęcie Śląska jurysdykcją Międzysojuszniczej Komisji Rządzącej i Plebiscytowej nastąpiło w lutym 1920 roku (wraz z nią przybyły wojska francuskie, angielskie i włoskie. II powstanie śląskie wybuchło 19 - 20 sierpnia 1920 roku i było reakcją na terror i naciski dyplomacji niemieckiej zmierzającej do uchylenia decyzji o plebiscycie. Następnie w wyniku rozejmu polsko - niemieckiego w dniu 28 sierpnia 1920 roku obie strony wyrzekają się stosowania terroru i tworzą wspólną Policję Plebiscytową. Wyniki plebiscytu na Górnym Śląsku z dnia 20 marca 1921 roku: 479 gmin za Polską, 709 za Niemcami. III powstanie Śląskie wybuchło po ogłoszeniu przez Międzysojuszniczą Komisję Rządzącą i Plebiscytową projektu podziału Śląska (tylko 2 powiaty dla Polski), największe i dobrze zorganizowane, 3 maja 1921 roku. Walki o Górę św. Anny w okresie od 21 maja do 11 czerwca 1921 roku miały dramatyczny charakter, gdyż góra ta była najważniejszym punktem strategicznym na drodze niemieckiej ofensywy. Obie strony zostały rozdzielone przez wojska Ententy, lipiec 1921 roku. W ostatecznym rozstrzygnięciu Rada Ligi Narodów, pod wrażeniem III powstania śląskiego przyznała Polsce 6 powiatów i 46% ludności Górnego Śląska (tj. 1/3 ludności obszaru plebiscytowego z większością przemysłu górnośląskiego). Na terenia Śląska bohaterem walk o granice i polskość Śląska był Wojciech Korfanty (1873 - 1939). Polityk, wydawca „Górnoślązaka”, przywódca III powstania śląskiego w niepodległej Polsce przeciwnik obozu sanacyjnego, więziony w Brześciu (1930 rok), następnie na emigracji, gdzie współtworzył opozycyjny Front Morges (1936 r.), po powrocie do kraju zmarł. Od 1933 roku nastąpił wzrost napięcia w stosunkach polsko - niemieckich, związane to było z pojawieniem się na arenie międzynarodowej nowego przywódcy Niemiec - Adolfa Hitlera (po lewej) oraz z polityka nowego ministra spraw zagranicznych Polski - Józefa Becka (po prawej). Korzystnie układające się stosunki polsko - radzieckie, a przede wszystkich zdecydowana postawa Polski w kwestii ewentualnych zmian granicznych zaniepokoiły szerzące do tej pory antypolską propagandę Niemcy i zmusiły je do szukania porozumienia. 26 stycznia 1934 roku doszło do podpisania w Berlinie polsko - niemieckiej deklaracji o niestosowaniu przemocy, która miała zapewnić pokojowe stosunki na okres 10 lat.
STOSUNKI POLSKO - FRANCUSKIE
W latach 1918 - 1921 Polska była zaabsorbowana walką o prawo do suwerennego bytu w sprawiedliwych granicach oraz budowaniem ustroju. Uregulowanie tych kwestii pozwoliło wyjść szerzej dyplomacji polskiej na arenę międzynarodową. Celem polskiej polityki zagranicznej było początkowo m.in. zawarcie układów z partnerami mającymi wspólne z Polską interesy. Te cele polska dyplomacja starała się realizować, zawierając dwu- i wielostronne układy. Głównego sojusznika Polacy widzieli we Francji, która dążyła również do osłabienia Niemiec i zatwierdzenia swej granicy z tym państwem. 19 lutego 1921 roku doszło do podpisania umowy politycznej przewidującej współdziałanie w polityce międzynarodowe, porozumienie co do wspólnej obrony na wypadek wojny oraz współpracę gospodarczą obydwu państw. Dwa dni później została podpisana tajna konwencja wojskowa stwierdzająca m.in., że na wypadek agresji niemieckiej oba kraje są na równi zobowiązane do udzielenia sobie poparcia oraz, że Francja zobowiązuje się do udzielenia Polsce pomocy w obronie przeciw armii Sowietów. Warunkiem funkcjonowania układu wojskowego miało być podpisanie układu gospodarczego, gwarantującego Francji znaczne przywileje, co nastąpiło dopiero rok później. Dodajmy, że pomoc sojusznika francuskiego miała nie obejmować wysłania oddziałów wojskowych. I choć to zaskakujące, mimo że wartość faktyczna takiego traktatu jest wątpliwa, to jego znaczenie polegało na tym, że w ogóle go nie podpisano.
STOSUNKI POLSKO - RUMUŃSKIE
Porozumienie wojskowo - polityczne podpisano z graniczącą z państwem Polskim Rumunią. Zawarty 2 marca 1921 roku układ przewidywał, że obie strony udzielą sobie pomocy w razie, gdyby jedna z nich bez dania powodu ze swej strony, została zaatakowana na swych obecnych wschodnich granicach. Faktycznie było to, więc przymierze skierowane przeciw Rosji Radzieckiej, a nie Niemcom. Po napaści ZSRR na Polskę prezydent Ignacy Mościcki (po prawej), Naczelny Wódz Edward Rydz-Śmigły wraz ze sztabem oraz rząd z premierem Felicjanem Sławojem Składkowskim przekroczył granicę w Kutach i ewakuował się właśnie do Rumunii. Rząd polski zdecydował się nie prosić Rumunii o pomoc militarną.
STOSUNKI POLSKO - BRYTYJSKIE
Polska zawarła z Wielką Brytanią umowę podpisaną 25 sierpnia 1939 roku, która gwarantowała wzajemną pomoc obydwu państw w przypadku wojny. Nie wpłynęła ona jednak na decyzję Hitlera dotyczącą wojny. Wojna miała wybuchnąć 1 września 1939 roku.
KONKORDAT Z WATYKANEM
Aktem wielkiej doniosłości był podpisany 10 lutego 1925 roku Konkordat, normujący stosunki Kościoła i państwa polskiego. Konkordat ustalił stałą administrację kościelną w Polsce, co stanowiło kolejne potwierdzenie stałości i nienaruszalności granic państwa polskiego. Zapewniał ponadto Kościołowi katolickiemu pełną wolność i swobodę wykonywania swojej misji duchowej jurysdykcji. Biskupi, duchowieństwo i wierni mogli się swobodnie i bezpośrednio kontaktować ze Stolicą Świętą. Zatwierdzone zostały wzajemne stosunki dyplomatyczne, powołano ambasadora RP przy Stolicy Apostolskiej i nuncjusza apostolskiego w Warszawie, którego uprawnienia rozciągały się również na Wolne Miasto Gdańsk. Polskie władze cywilne zostały zobowiązane do udzielania pomocy w realizacji postanowień i dekretów kościelnych.
Polityka zagraniczna II Rzeczpospolitej [1]
O II Rzeczpospolitej niewiele można napisać dobrego. Główną jej zaletą było to, że istniała. W 1918 roku udało się Polakom wykorzystać niezwykle pomyślną koniunkturę międzynarodową, którą stworzyła jednoczesna klęska w Wielkiej Wojnie wszystkich trzech zaborców. Dzięki działalności wybitnych jednostek (Ignacy Jan Paderewski, Józef Piłsudski, Roman Dmowski), a przede wszystkim rzesz zwykłych Polaków w ojczyźnie i na emigracji, możliwe było odrodzenie się niepodległego państwa polskiego. Konfrontacja marzeń z rzeczywistością okazał się jednak bolesna. I to dość szybko. Gdy minęło bolszewickie zagrożenie, odżyły niestety najgorsze tradycje Polaków. Parlament stał się areną gorszących kłótni i partyjnego partykularyzmu, rządy zmieniały się jak w kalejdoskopie, a pierwszy prezydent Gabriel Narutowicz zginął od kuli przedstawiciela skrajnej prawicy. Aby położyć kres tej degrengoladzie, Piłsudski zdecydował się na dokonanie zamachu stanu w 1926 roku. Odtąd zaczął się okres rządów autorytarnych z procesami politycznymi, obozami dla dysydentów, ograniczeniem wolności słowa i nacjonalistyczną ideologią. Sytuacja kraju niewiele się jednak poprawiła.
Wbrew obiegowym sądom Polska międzywojenna miała dość mierne elity, zwłaszcza polityczne. Gdyby nie to, że później wielu ich przedstawicieli (część uciekła za granicę) zostało zamordowanych przez hitlerowskich i stalinowskich siepaczy, ocenialibyśmy ich pewnie podobnie jak elity po 1989 roku. Było wprawdzie znakomite szkolnictwo średnie, jednak dostępne dla nielicznych, a i klasyczny program nauczania trącił już wówczas anachronizmem. Do głów młodzieży wtłaczano tyle patriotyzmu, że często brakowało już miejsca na rozum polityczny (ci młodzi ludzie dali się później łatwo poprowadzić na rzeź w powstaniu warszawskim, pociągając za sobą ludność cywilną i doprowadzając w efekcie do zagłady stolicy).
Nad życiem społecznym II Rzeczpospolitej rozciągał się ponury cień Kościoła katolickiego. Rządzący postanowili uczynić z katolicyzmu ostoję polskości w wielonarodowym państwie (prawie 40 procent jego mieszkańców stanowiły mniejszości narodowe), nie oglądając się przy tym na niebywały prymitywizm, obskurantyzm i antysemityzm, jaki reprezentowała wówczas ta religia. Kontrola Kościoła rozciągała się zwłaszcza nad szkolnictwem i sferą obyczajową. „Przemoc Świętoszka w odrodzonej Polsce zaczyna być zastraszająca" pisał na przełomie lat 20. i 30. ubiegłego wieku Tadeusz Boy-Żeleński, który znakomicie odmalowywał w swych felietonach obraz klerykalnego rozwydrzenia, pazerności, zakłamania i obłudy obyczajowej.
Nieciekawej sytuacji II RP dopełniały permanentne trudności gospodarcze, a co za tym idzie rozpaczliwa bieda dużej części społeczeństwa. „Szklane domy" okazywały się zbyt często obskurnymi suterenami lub kurnymi chatami. Strzelanie do zdesperowanych robotników to też bynajmniej nie wynalazek PRL-u. Reforma walutowa Grabskiego, budowa Gdyni czy Centralny Okręg Przemysłowy stanowiły jaśniejsze punkty, ale nie były w stanie nadrobić wielowiekowego zapóźnienia gospodarczego Polski.
Problemom wewnętrznym towarzyszyła na domiar złego fatalna sytuacja międzynarodowa II Rzeczpospolitej. Geopolityka w XX-leciu międzywojennym była bezlitosna. Mocarstwa rozbiorowe ani myślały o pogodzeniu się z utratą polskich ziem. Z jednej strony zagrażała nam Scylla bolszewickiej Rosji, z drugiej Charybda nacjonalistycznych, a później nazistowskich Niemiec. Jedynie zmurszałe imperium Habsburgów nie podniosło się już po katastrofie Wielkiej Wojny. W tak trudnym położeniu polityka zagraniczna wymagała wręcz ekwilibrystycznych zdolności.
Walka o granice
Pierwszym ważnym celem polskich władz stało się wywalczenie międzynarodowego uznania dla powstałego państwa i zapewnienie mu jak najbardziej korzystnych granic. Działania w tym kierunku prowadzono używając zarówno środków militarnych, jak i metod dyplomatycznych. Połowicznym sukcesem polskiej dyplomacji zakończyła się konferencja pokojowa w Paryżu (styczeń 1919-czerwiec 1920). Potwierdzona została państwowość Polski, której przyznano Wielkopolskę (po zwycięskim powstaniu wielkopolskim już praktycznie włączoną do Polski) i Pomorze Gdańskie, jednak bez tak ważnego ośrodka jak Gdańsk (otrzymał on status Wolnego Miasta pod patronatem Ligi Narodów) i z bardzo wąskim dostępem do morza. O przynależności niektórych spornych z Niemcami obszarów jak Górny Śląsk, Powiśle, Warmia i Mazury miały zadecydować plebiscyty wśród miejscowej ludności. Ostatecznie do Polski została przyłączona jedynie część Górnego Śląska.
Dramatyczniejszy przebieg miała walka o granice wschodnie. W zakresie polityki wschodniej ścierały się wtedy dwie koncepcje: Piłsudskiego i Dmowskiego. Pierwsza z nich miała charakter federalistyczny. Zakładała poparcie powstania na wschodzie suwerennych państw: Litwy, Białorusi i Ukrainy i powiązanie ich z Polską w ramach federacji (lub konfederacji). Stanowiłyby one naturalną osłonę przed rosyjską ekspansją. Druga, inkorporacyjna, przewidywała włączenie do Polski obszarów litewskich, białoruskich i ukraińskich z przewagą ludności polskiej. Zamieszkujące tam mniejszości narodowe miały być poddane polonizacji.
Wydaje się, że koncepcja federacyjna mogła przynieść Polsce większe korzyści, jednak rozwój wydarzeń sprzyjał realizacji wizji Dmowskiego. Walki z Ukraińcami i Litwinami pogłębiły tylko i tak znaczne narodowe antagonizmy. Wyprawa kijowska Piłsudskiego (kwiecień-czerwiec 1920), mająca wspomóc powstanie niepodległej Ukrainy, zakończyła się ostatecznie porażką, prowokując najazd bolszewicki na Polskę. Został on wprawdzie odparty, jednak pogrzebał marzenia o wschodniej federacji. Zdominowana przez endeków delegacja polska na konferencję pokojową w Rydze (październik 1920-marzec 1921) przeforsowała rozwiązania bliższe koncepcji Dmowskiego, dzieląc się wschodnimi terenami z bolszewicką Rosją. Kończący konferencję traktat ryski z 18 marca 1921 roku ustalił wreszcie zasięg państwa polskiego na wschodzie. (Państwa zachodnie uznały polskie granice wschodnie dopiero w 1923 roku).
Ukształtowane w tak dramatycznych okolicznościach granice Polski międzywojennej miały bardzo niekorzystny układ. Rozciągały się na przestrzeni ponad 5,5 tysiąca kilometrów i nie miały w większości oparcia o czynniki naturalne, co czyniło je niezwykle trudnymi do obrony.
Mocarstwa sojusznicze: Francja i Wielka Brytania
Dogmatem polskiej polityki zagranicznej okresu międzywojennego był strategiczny sojusz z Francją. Wycofanie się z Europy Stanów Zjednoczonych oraz niechętna postawa Wielkiej Brytanii powodowały, że właśnie we Francji upatrywano głównego gwaranta korzystnego dla Polski porządku wersalskiego. Francja już w czerwcu 1917 roku zgodziła się na utworzenie na jej terytorium ochotniczej armii polskiej (zwanej Błękitną Armią), a we wrześniu tegoż roku uznała jako pierwsza działający w jej stolicy Komitet Narodowy Polski — quasi-rząd z Romanem Dmowskim na czele. Najsilniej też popierała polskie postulaty podczas konferencji pokojowej w Paryżu. Podobnie w okresie późniejszym: w czasie najazdu bolszewickiego i gdy ważyły się losy przynależności Górnego Śląska. Rzeczą oczywistą jest, że Francja nie czyniła tego bezinteresownie. Miała przede wszystkim na uwadze własną rację stanu: poparcie dla Polski służyć miało jak największemu osłabieniu pozycji jej głównego wroga — Niemiec w powojennej Europie. Niemniej współpraca mogła przynieść korzyści obu stronom.
Dnia 19 lutego 1921 roku goszczący w Paryżu Naczelnik Józef Piłsudski podpisał polsko-francuską deklarację o przyjaźni i układ polityczny wraz z konwencją wojskową, na mocy której strony zobowiązały się do wzajemnej pomocy w przypadku napaści Niemiec na którąś z nich. Układ ten uznano za wielki sukces polskiej dyplomacji. Stał się on fundamentem polskiej polityki zagranicznej w kwestii obronności przez całe dwudziestolecie międzywojenne. (Francuski sojusznik kazał sobie jednak zapłacić za gwarancje bezpieczeństwa: zażądał od Polski specjalnych przywilejów ekonomicznych dla swojego kapitału). Potwierdzeniem przyjaźni było wręczenie w 1923 roku buławy marszałkowskiej francuskiemu bohaterowi wojennemu Ferdynandowi Fochowi.
Sojusz polsko-francuski wystawiony został wkrótce na ciężką próbę. Francja, podpisując wraz z innymi państwami tzw. pakt reński (w Locarno w 1925 roku), który gwarantował jedynie nienaruszalność niemieckich granic zachodnich, volens nolens dała Republice weimarskiej (tak zwano Niemcy w latach 1919-1933, od miejsca uchwalenia ówczesnej konstytucji — Weimaru) zachętę dla prób rewizji jej granic na wschodzie. Ponadto pomoc dla Polski i Czechosłowacji, w wypadku agresji niemieckiej, uzależniła od stanowiska Ligi Narodów. O chwiejności francuskich gwarancji świadczyć mógł też fakt przyjęcia przez Francję obronnej doktryny wojennej symbolizowanej przez Linię Maginota. Państwo szykujące się do obrony jedynie własnego terytorium traciło wiarygodność jako gwarant granic polskich, stąd też rozluźnienie sojuszu po Locarno i dojściu do władzy w Polsce obozu sanacyjnego.
Traumatyczne przeżycia I wojny światowej spowodowały we Francji dominację nastrojów pacyfistycznych. Z brakiem odzewu spotkały się polskie sugestie wojny prewencyjnej przeciwko Hitlerowi w 1933 roku. Militaryzacja Niemiec i kolejne agresywne posunięcia Hitlera nie wywoływały ze strony Francji żywszej reakcji, a prawdziwą kompromitacją okazała się konferencja monachijska z września 1938 roku, podczas której Francja (i Wielka Brytania) zgodziła się sprzedać swojego sojusznika — Czechosłowację, w zamian za papierową gwarancję pokoju. Musiało to wzbudzić w polskich sferach rządowych znaczne zaniepokojenie, co do wartości sojuszu z Francją. Dopiero pogwałcenie przez III Rzeszę układu monachijskiego (zajęcie całych Czech w marcu 1939 roku) oraz agresywne żądania wobec Polski zmobilizowały rząd francuski do zdecydowanej postawy.
Dnia 19 marca 1939 roku podpisano polsko-francuski protokół przewidujący pomoc wojskową Francji w przypadku ataku Niemiec na Polskę: lotniczą natychmiast, sił lądowych w piętnastym dniu wojny. Zobowiązanie to zostało zrealizowane we wrześniu tego samego roku tylko w sferze formalnej. Francja 3 września wypowiedziała Niemcom wojnę, nie podejmując jednak znaczących działań militarnych (określono to później jako drôle de guerre - dziwną wojnęlub Sitzkrieg — siedzącą wojnę), do których zresztą — z własnej winy — nie była przygotowana. Niemniej jednak przystąpienie Francji do wojny z Niemcami nadało konfliktowi charakter ogólnoeuropejski. Na jej terenie zaczęło formować się wojsko polskie (z żołnierzy, którzy przedostali się z ojczyzny), a od października 1939 roku funkcjonował emigracyjny rząd polski generała Władysława Sikorskiego.
Polityka zagraniczna II Rzeczpospolitej [1]
O II Rzeczpospolitej niewiele można napisać dobrego. Główną jej zaletą było to, że istniała. W 1918 roku udało się Polakom wykorzystać niezwykle pomyślną koniunkturę międzynarodową, którą stworzyła jednoczesna klęska w Wielkiej Wojnie wszystkich trzech zaborców. Dzięki działalności wybitnych jednostek (Ignacy Jan Paderewski, Józef Piłsudski, Roman Dmowski), a przede wszystkim rzesz zwykłych Polaków w ojczyźnie i na emigracji, możliwe było odrodzenie się niepodległego państwa polskiego. Konfrontacja marzeń z rzeczywistością okazał się jednak bolesna. I to dość szybko. Gdy minęło bolszewickie zagrożenie, odżyły niestety najgorsze tradycje Polaków. Parlament stał się areną gorszących kłótni i partyjnego partykularyzmu, rządy zmieniały się jak w kalejdoskopie, a pierwszy prezydent Gabriel Narutowicz zginął od kuli przedstawiciela skrajnej prawicy. Aby położyć kres tej degrengoladzie, Piłsudski zdecydował się na dokonanie zamachu stanu w 1926 roku. Odtąd zaczął się okres rządów autorytarnych z procesami politycznymi, obozami dla dysydentów, ograniczeniem wolności słowa i nacjonalistyczną ideologią. Sytuacja kraju niewiele się jednak poprawiła.
Wbrew obiegowym sądom Polska międzywojenna miała dość mierne elity, zwłaszcza polityczne. Gdyby nie to, że później wielu ich przedstawicieli (część uciekła za granicę) zostało zamordowanych przez hitlerowskich i stalinowskich siepaczy, ocenialibyśmy ich pewnie podobnie jak elity po 1989 roku. Było wprawdzie znakomite szkolnictwo średnie, jednak dostępne dla nielicznych, a i klasyczny program nauczania trącił już wówczas anachronizmem. Do głów młodzieży wtłaczano tyle patriotyzmu, że często brakowało już miejsca na rozum polityczny (ci młodzi ludzie dali się później łatwo poprowadzić na rzeź w powstaniu warszawskim, pociągając za sobą ludność cywilną i doprowadzając w efekcie do zagłady stolicy).
Nad życiem społecznym II Rzeczpospolitej rozciągał się ponury cień Kościoła katolickiego. Rządzący postanowili uczynić z katolicyzmu ostoję polskości w wielonarodowym państwie (prawie 40 procent jego mieszkańców stanowiły mniejszości narodowe), nie oglądając się przy tym na niebywały prymitywizm, obskurantyzm i antysemityzm, jaki reprezentowała wówczas ta religia. Kontrola Kościoła rozciągała się zwłaszcza nad szkolnictwem i sferą obyczajową. „Przemoc Świętoszka w odrodzonej Polsce zaczyna być zastraszająca" pisał na przełomie lat 20. i 30. ubiegłego wieku Tadeusz Boy-Żeleński, który znakomicie odmalowywał w swych felietonach obraz klerykalnego rozwydrzenia, pazerności, zakłamania i obłudy obyczajowej.
Nieciekawej sytuacji II RP dopełniały permanentne trudności gospodarcze, a co za tym idzie rozpaczliwa bieda dużej części społeczeństwa. „Szklane domy" okazywały się zbyt często obskurnymi suterenami lub kurnymi chatami. Strzelanie do zdesperowanych robotników to też bynajmniej nie wynalazek PRL-u. Reforma walutowa Grabskiego, budowa Gdyni czy Centralny Okręg Przemysłowy stanowiły jaśniejsze punkty, ale nie były w stanie nadrobić wielowiekowego zapóźnienia gospodarczego Polski.
Problemom wewnętrznym towarzyszyła na domiar złego fatalna sytuacja międzynarodowa II Rzeczpospolitej. Geopolityka w XX-leciu międzywojennym była bezlitosna. Mocarstwa rozbiorowe ani myślały o pogodzeniu się z utratą polskich ziem. Z jednej strony zagrażała nam Scylla bolszewickiej Rosji, z drugiej Charybda nacjonalistycznych, a później nazistowskich Niemiec. Jedynie zmurszałe imperium Habsburgów nie podniosło się już po katastrofie Wielkiej Wojny. W tak trudnym położeniu polityka zagraniczna wymagała wręcz ekwilibrystycznych zdolności.
Walka o granice
Pierwszym ważnym celem polskich władz stało się wywalczenie międzynarodowego uznania dla powstałego państwa i zapewnienie mu jak najbardziej korzystnych granic. Działania w tym kierunku prowadzono używając zarówno środków militarnych, jak i metod dyplomatycznych. Połowicznym sukcesem polskiej dyplomacji zakończyła się konferencja pokojowa w Paryżu (styczeń 1919-czerwiec 1920). Potwierdzona została państwowość Polski, której przyznano Wielkopolskę (po zwycięskim powstaniu wielkopolskim już praktycznie włączoną do Polski) i Pomorze Gdańskie, jednak bez tak ważnego ośrodka jak Gdańsk (otrzymał on status Wolnego Miasta pod patronatem Ligi Narodów) i z bardzo wąskim dostępem do morza. O przynależności niektórych spornych z Niemcami obszarów jak Górny Śląsk, Powiśle, Warmia i Mazury miały zadecydować plebiscyty wśród miejscowej ludności. Ostatecznie do Polski została przyłączona jedynie część Górnego Śląska.
Dramatyczniejszy przebieg miała walka o granice wschodnie. W zakresie polityki wschodniej ścierały się wtedy dwie koncepcje: Piłsudskiego i Dmowskiego. Pierwsza z nich miała charakter federalistyczny. Zakładała poparcie powstania na wschodzie suwerennych państw: Litwy, Białorusi i Ukrainy i powiązanie ich z Polską w ramach federacji (lub konfederacji). Stanowiłyby one naturalną osłonę przed rosyjską ekspansją. Druga, inkorporacyjna, przewidywała włączenie do Polski obszarów litewskich, białoruskich i ukraińskich z przewagą ludności polskiej. Zamieszkujące tam mniejszości narodowe miały być poddane polonizacji.
Wydaje się, że koncepcja federacyjna mogła przynieść Polsce większe korzyści, jednak rozwój wydarzeń sprzyjał realizacji wizji Dmowskiego. Walki z Ukraińcami i Litwinami pogłębiły tylko i tak znaczne narodowe antagonizmy. Wyprawa kijowska Piłsudskiego (kwiecień-czerwiec 1920), mająca wspomóc powstanie niepodległej Ukrainy, zakończyła się ostatecznie porażką, prowokując najazd bolszewicki na Polskę. Został on wprawdzie odparty, jednak pogrzebał marzenia o wschodniej federacji. Zdominowana przez endeków delegacja polska na konferencję pokojową w Rydze (październik 1920-marzec 1921) przeforsowała rozwiązania bliższe koncepcji Dmowskiego, dzieląc się wschodnimi terenami z bolszewicką Rosją. Kończący konferencję traktat ryski z 18 marca 1921 roku ustalił wreszcie zasięg państwa polskiego na wschodzie. (Państwa zachodnie uznały polskie granice wschodnie dopiero w 1923 roku).
Ukształtowane w tak dramatycznych okolicznościach granice Polski międzywojennej miały bardzo niekorzystny układ. Rozciągały się na przestrzeni ponad 5,5 tysiąca kilometrów i nie miały w większości oparcia o czynniki naturalne, co czyniło je niezwykle trudnymi do obrony.
Mocarstwa sojusznicze: Francja i Wielka Brytania
Dogmatem polskiej polityki zagranicznej okresu międzywojennego był strategiczny sojusz z Francją. Wycofanie się z Europy Stanów Zjednoczonych oraz niechętna postawa Wielkiej Brytanii powodowały, że właśnie we Francji upatrywano głównego gwaranta korzystnego dla Polski porządku wersalskiego. Francja już w czerwcu 1917 roku zgodziła się na utworzenie na jej terytorium ochotniczej armii polskiej (zwanej Błękitną Armią), a we wrześniu tegoż roku uznała jako pierwsza działający w jej stolicy Komitet Narodowy Polski — quasi-rząd z Romanem Dmowskim na czele. Najsilniej też popierała polskie postulaty podczas konferencji pokojowej w Paryżu. Podobnie w okresie późniejszym: w czasie najazdu bolszewickiego i gdy ważyły się losy przynależności Górnego Śląska. Rzeczą oczywistą jest, że Francja nie czyniła tego bezinteresownie. Miała przede wszystkim na uwadze własną rację stanu: poparcie dla Polski służyć miało jak największemu osłabieniu pozycji jej głównego wroga — Niemiec w powojennej Europie. Niemniej współpraca mogła przynieść korzyści obu stronom.
Dnia 19 lutego 1921 roku goszczący w Paryżu Naczelnik Józef Piłsudski podpisał polsko-francuską deklarację o przyjaźni i układ polityczny wraz z konwencją wojskową, na mocy której strony zobowiązały się do wzajemnej pomocy w przypadku napaści Niemiec na którąś z nich. Układ ten uznano za wielki sukces polskiej dyplomacji. Stał się on fundamentem polskiej polityki zagranicznej w kwestii obronności przez całe dwudziestolecie międzywojenne. (Francuski sojusznik kazał sobie jednak zapłacić za gwarancje bezpieczeństwa: zażądał od Polski specjalnych przywilejów ekonomicznych dla swojego kapitału). Potwierdzeniem przyjaźni było wręczenie w 1923 roku buławy marszałkowskiej francuskiemu bohaterowi wojennemu Ferdynandowi Fochowi.
Sojusz polsko-francuski wystawiony został wkrótce na ciężką próbę. Francja, podpisując wraz z innymi państwami tzw. pakt reński (w Locarno w 1925 roku), który gwarantował jedynie nienaruszalność niemieckich granic zachodnich, volens nolens dała Republice weimarskiej (tak zwano Niemcy w latach 1919-1933, od miejsca uchwalenia ówczesnej konstytucji — Weimaru) zachętę dla prób rewizji jej granic na wschodzie. Ponadto pomoc dla Polski i Czechosłowacji, w wypadku agresji niemieckiej, uzależniła od stanowiska Ligi Narodów. O chwiejności francuskich gwarancji świadczyć mógł też fakt przyjęcia przez Francję obronnej doktryny wojennej symbolizowanej przez Linię Maginota. Państwo szykujące się do obrony jedynie własnego terytorium traciło wiarygodność jako gwarant granic polskich, stąd też rozluźnienie sojuszu po Locarno i dojściu do władzy w Polsce obozu sanacyjnego.
Traumatyczne przeżycia I wojny światowej spowodowały we Francji dominację nastrojów pacyfistycznych. Z brakiem odzewu spotkały się polskie sugestie wojny prewencyjnej przeciwko Hitlerowi w 1933 roku. Militaryzacja Niemiec i kolejne agresywne posunięcia Hitlera nie wywoływały ze strony Francji żywszej reakcji, a prawdziwą kompromitacją okazała się konferencja monachijska z września 1938 roku, podczas której Francja (i Wielka Brytania) zgodziła się sprzedać swojego sojusznika — Czechosłowację, w zamian za papierową gwarancję pokoju. Musiało to wzbudzić w polskich sferach rządowych znaczne zaniepokojenie, co do wartości sojuszu z Francją. Dopiero pogwałcenie przez III Rzeszę układu monachijskiego (zajęcie całych Czech w marcu 1939 roku) oraz agresywne żądania wobec Polski zmobilizowały rząd francuski do zdecydowanej postawy.
Dnia 19 marca 1939 roku podpisano polsko-francuski protokół przewidujący pomoc wojskową Francji w przypadku ataku Niemiec na Polskę: lotniczą natychmiast, sił lądowych w piętnastym dniu wojny. Zobowiązanie to zostało zrealizowane we wrześniu tego samego roku tylko w sferze formalnej. Francja 3 września wypowiedziała Niemcom wojnę, nie podejmując jednak znaczących działań militarnych (określono to później jako drôle de guerre - dziwną wojnęlub Sitzkrieg — siedzącą wojnę), do których zresztą — z własnej winy — nie była przygotowana. Niemniej jednak przystąpienie Francji do wojny z Niemcami nadało konfliktowi charakter ogólnoeuropejski. Na jej terenie zaczęło formować się wojsko polskie (z żołnierzy, którzy przedostali się z ojczyzny), a od października 1939 roku funkcjonował emigracyjny rząd polski generała Władysława Sikorskiego.
Zawarta w lutym 1939 roku umowa handlowa zdawała się potwierdzać trwałość pozytywnej zmiany w stosunkach między oboma państwami. Były to jednak pozory. Stalin widząc słabość Zachodu, którą w sposób jaskrawy ukazała konferencja monachijska, podjął nową politykę lawirowania między państwami zachodnimi a Niemcami, w celu osiągnięcia jak największych korzyści. Gdy rozmowy z Francją i Wielką Brytanią nie przyniosły konkretnych rozstrzygnięć, Stalin zdecydował się na pakt z hitlerowską III Rzeszą, który przewidywał obustronny najazd na ziemie polskie i podział stref wpływów na linii Narwi, Wisły i Sanu. Do praktycznej realizacji tego sojuszu doszło 17 września 1939 roku, kiedy to Armia Czerwona, łamiąc cztery wcześniejsze układy, zaatakowała walczącą z Wehrmachtem Polskę.
Stosunki z sąsiadami
O ile w polityce w stosunku do dwóch graniczących z Polską mocarstw trudno zarzucić polskiej dyplomacji jakieś generalne błędy, to już w relacjach z innymi sąsiadami — Czechosłowacją, a zwłaszcza Litwą — popełniono ich sporo. Historyczne tradycje konfederacji, a następnie unii realnej z Litwą, przesłoniły polskim politykom obraz współczesności. Litwini dążyli do utworzenia niezależnego państwa, w którego granicach znajdowałyby się ich historyczne ośrodki, co w Polsce nie znajdowało należytego zrozumienia. Zajęcie Wilna przez Piłsudskiego w kwietniu 1919 roku stało się przyczyną jawnie wrogich stosunków polsko-litewskich przez niemal całe dwudziestolecie międzywojenne i popychało Litwę w krąg oddziaływania Związku Radzieckiego, tym bardziej, że to właśnie Rosja Radziecka przekazała Litwie Wileńszczyznę, po zajęciu tych terenów przez Armię Czerwoną w lipcu 1920 roku. Jednak po udanej kontrofensywie polskiej, w październiku 1920 roku Wilno i okolice zostały zajęte przez generała Lucjana Żeligowskiego (nazwano to buntem Żeligowskiego, choć wszystko działo się z rozkazu Piłsudskiego). Utworzono tam pozornie niepodległe państewko pod nazwą Litwa Środkowa, włączone następnie w 1922 roku do Polski.
Konflikt polsko-litewski zaostrzył się w 1926 roku, po zamachu stanu na Litwie i dojściu do władzy zwolenników ostrego kursu antypolskiego i proniemieckiego. W 1927 roku zaostrzono represje wobec mniejszości polskiej na Litwie, a ponadto oskarżono Polskę w Lidze Narodów o agresywne zamiary. Sytuację załagodziło spotkanie Piłsudskiego z premierem Litwy i wzajemna deklaracja pokojowych zamiarów i chęci nawiązania normalnych stosunków dyplomatycznych. Kontakty dyplomatyczne zostały nawiązane jednak dopiero w marcu 1938 roku i to w bardzo niekorzystnej dla Polski formie. Tuż po wkroczeniu wojsk niemieckich do Austrii Polska postawiła litewskim władzom ultimatum w sprawie nawiązania stosunków dyplomatycznych, grożąc, w przypadku odmowy, zastosowaniem „innych środków". Na ulicach polskich miast pojawiły się manifestacje żądające „marszu na Kowno" (Kowno było wtedy stolicą Litwy). Litwa ugięła się przed tymi żądaniami, lecz w oczach opinii międzynarodowej forma tej normalizacji stosunków postawiła Polskę w złym świetle. Podczas najazdu Niemiec i Związku Radzieckiego na Polskę, Litwa zapewniała o neutralności i niewykorzystywaniu sytuacji do zajęcia Wilna, jednak pod naciskiem Stalina zdecydowała się w październiku 1939 roku na przyłączenie rejonu wileńskiego do swojego terytorium.
Podobnie skomplikowane stosunki miała Polska z Czechosłowacją. Tutaj zarzewiem konfliktu była aneksja przez południowego sąsiada Śląska Cieszyńskiego (Zaolzia). Był to teren istotny ze względu na znajdujące się tam pokłady węgla i przebieg ważnej linii kolejowej. Wbrew porozumieniu obu stron, w styczniu 1919 roku doszło do zajęcia tego obszaru przez wojska czechosłowackie. Wykorzystano dogodny moment, gdy Polska zaangażowana była w walki na wschodzie oraz w Wielkopolsce. Mediacje państw zachodnich spowodowały zaprzestanie działań wojennych, a o przynależności spornych terenów miał zadecydować plebiscyt. Jednak w lipcu 1920 roku, gdy Polska walczyła z najazdem bolszewickim, Rada Ambasadorów (międzynarodowy organ mający czuwać nad wcieleniem w życie postanowień traktatu wersalskiego) przyznała większość Śląska Cieszyńskiego bez plebiscytu Czechosłowacji, z czego ta skwapliwie skorzystała. Taka postawa Czechosłowacji położyła się cieniem na obustronnych stosunkach. Do tego dochodził też spór o Spisz i Orawę (leżące na granicy polsko-słowackiej).
W 1925 roku podpisano polsko-czechosłowacki traktat arbitrażowy, umowę handlową i układ o mniejszościach narodowych, co zostało bardzo pozytywnie przyjęte przez państwa zachodnie. Ocieplenie stosunków nie trwało jednak długo. Wzajemna nieufność oraz zabiegi Polski o zbliżenie z Węgrami, Jugosławią i Austrią doprowadziły do kolejnego kryzysu w dwustronnych relacjach od połowy 1925 roku, trwającego praktycznie aż do upadku Czechosłowacji. Rząd polski starał się wykorzystywać antagonizmy czesko-słowackie udzielając wsparcia Słowakom, strona czeska rewanżowała się popieraniem antypolskich ekstremistów ukraińskich na Ukrainie Zakarpackiej (włączonej w granice Czechosłowacji). Fatalnym posunięciem Polski było wymuszenie na Czechosłowacji zwrotu Zaolzia w październiku 1938 roku, w chwili gdy ta została zdradzona przez zachodnich sojuszników i okrojona terytorialnie na konferencji w Monachium. Wkroczenie wojsk polskich na Śląsk Cieszyński stawiało Polskę w opinii międzynarodowej we wspólnym szeregu z hitlerowskimi Niemcami. W listopadzie wymuszono też zwrot niewielkich terenów w Spiszu i Orawie, co zraziło do Polski Słowaków.
Złe stosunki II RP z Litwą i Czechosłowacją uniemożliwiły realizację lansowanej w kręgach piłsudczykowskich koncepcji Międzymorza. Miał to być blok państw Europy Środkowo-Wschodniej pod hegemonią Polski, który stanowiłby skuteczną zaporę przeciw ekspansywnej polityce zarówno Niemiec, jak i Związku Radzieckiego. Przyjazne stosunki jedynie z dwoma sąsiadami: Łotwą i Rumunią (z którą Polska zawarła w 1921 roku pakt o wzajemnej pomocy przeciw Rosji bolszewickiej), nie mogły rokować powodzenia tej inicjatywie.
Tradycyjnie dobre relacje utrzymywała Polska z Węgrami, które stały się nawet na krótko jej sąsiadem (po zajęciu przez nie w 1939 roku Ukrainy Zakarpackiej). Było to jednak państwo, które wyszło niezwykle osłabione i okrojone terytorialnie z I wojny światowej, przez co nie mogło stać się dla Polski strategicznym sojusznikiem. O przyjaźni między obu krajami świadczyła odmowa Węgier przepuszczenia przez ich terytorium oddziałów niemieckich skierowanych do walki z Polską w 1939 roku.
Poza kontaktami z sąsiadami i europejskimi mocarstwami polska dyplomacja wykazywała małą aktywność w stosunkach z innymi państwami zarówno w Europie, jak i poza nią. Dosyć poprawnie układały się relacje z faszystowskimi Włochami. Benito Mussolini miał osobiście pozytywny stosunek do Polski, jednak sojusz z hitlerowskimi Niemcami powodował, że drogi Włoch i Polski często się rozchodziły. Wspomnieć trzeba, że system faszystowski wprowadzony we Włoszech przez Mussoliniego miał w Polsce wielu zwolenników, przede wszystkim w kręgach endeckich i ONR-owskich, a i obóz sanacyjny nie był wolny od oskarżeń (czy zupełnie bezpodstawnych?) o ciągoty faszystowskie.
Znaczącym wydarzeniem w Europie stała się wojna domowa w Hiszpanii w latach 1936-1939, będąca — jak się rychło okazało — preludium do ogólnoświatowego konfliktu. Sympatia sanacyjnych władz lokowała się po stronie zrewoltowanego generała Francisco Franco, co jednak nie przeszkadzało im sprzedawać broni dysponującej skarbem hiszpańskim stronie republikańskiej. Handel ten stanowił prawie 2/3 wartości polskiego eksportu sprzętu wojskowego w okresie międzywojennym. Nota bene był to często sprzęt wadliwy, odrzucony przez komisje odbiorcze Wojska Polskiego. W konflikcie hiszpańskim Polacy uczestniczyli również bezpośrednio. Obrońców Republiki wspierali tzw. dąbrowszczacy (w sumie około pięciu tysięcy) wchodzący w skład brygad międzynarodowych. Dużo mniej Polaków walczyło po stronie generała Franco.
Poza Europą
Z krajów pozaeuropejskich Polska utrzymywała ściślejsze kontakty ze Stanami Zjednoczonymi, Japonią i Turcją. Powrót Stanów Zjednoczonych do polityki izolacjonizmu (wycofanie wojsk z Europy, nieprzystąpienie do Ligi Narodów) był dla Polski bardzo niekorzystny. To właśnie amerykański prezydent Thomas Woodrow Wilson był podczas wojny najpoważniejszym rzecznikiem odrodzenia niepodległego państwa polskiego, czemu dał wyraz w słynnej 14-punktowej deklaracji z 8 stycznia 1918 roku. Stany Zjednoczone mogły stać się również gwarantem ładu wersalskiego. Niestety tak się nie stało i Amerykanie pozostawili Europejczyków samym sobie. Pozostała jedynie ograniczona współpraca gospodarcza. Władze polskie wiązały duże nadzieje z możliwością uzyskania od Stanów Zjednoczonych pożyczek na rozwój gospodarki, jednak Amerykanie wykazywali w tym względzie dużo większą aktywność w stosunku do Republiki weimarskiej. Niemniej wpłynęły do Polski pewne sumy pieniędzy amerykańskich, z których największa była pożyczka stabilizacyjna z 1927 roku.
Zaskakiwać mogą bardzo dobre stosunki II Rzeczpospolitej z Japonią, krajem wówczas egzotycznym. Zbliżenie obu państw wiązało się z istnieniem wspólnego wroga — Rosji. Już na początku XX wieku Polacy próbowali zawiązać sojusz z Japonią, która toczyła z Rosją zwycięską wojną w latach 1904-1905. Do Tokio udali się Piłsudski i Dmowski. Pojechali osobno i oddzielnie prowadzili negocjacje z Japończykami, bo gdzieżby dwóch Polaków mogło się porozumieć i wystąpić wspólnie. Do bliższego współdziałania wtedy nie doszło, ale nawiązano przyjazne relacje między narodami.
Japonia uznała niepodległość Polski w marcu 1919 roku. Współpraca w latach 20. była ograniczona do kurtuazyjnych gestów. W 1922 roku powstało w Warszawie Towarzystwo Polsko-Japońskie, a w dwa lata później jego japoński odpowiednik. W 1930 roku franciszkanin Maksymilian Kolbe założył w Nagasaki misję i zaczął wydawać tam „Rycerza Niepokalanej". Japończycy z pewnością marzyli o nawróceniu na rzymski katolicyzm. Do ożywienia kontaktów doszło w latach 30. Podjęto współpracę wojskową, zwłaszcza w zakresie wywiadu i kryptologii. Po napaści Niemiec (sojusznika Japonii) na Polskę, Japończycy wystawili kilka tysięcy wiz dla polskich Żydów, ratując ich przed zagładą. Wypowiedzenie przez Polskę wojny Japonii w grudniu 1941 roku miało tylko charakter formalny i wynikało z sojuszniczych zobowiązań wobec aliantów. Przyjaźń polsko-japońska przetrwała.
W kategoriach curiosum traktować można dążenia powstałej w 1930 roku Ligi Morskiej i Kolonialnej. Jej celem było zdobycie dla Polski posiadłości kolonialnych. W 1934 roku udało się jej wykupić od rządu brazylijskiego stanu Parana około dziewięciu tysięcy hektarów ziemi na cele osadnicze. Teren ten nazwano Morską Wolą i zaczęto osiedlać na nim polskich osadników (w sumie kilkuset). Wywołało to nawet zaniepokojenie co bardziej podejrzliwych Brazylijczyków, sądzących że Polska chce wykroić sobie z ich terytorium kolonię z dostępem do morza. Na tym tle doszło do drobnych incydentów. Liga współpracowała z inną organizacją o podobnych celach — Polskim Towarzystwem Kolonizacyjnym, które posiadało dużo większe, choć nie tak znane jak Morska Wola, obszary w dwóch brazylijskich stanach. Na tym jednak kolonialne „imperium" II Rzeczpospolitej się kończyło
Współpraca wielostronna
Oprócz stosunków bilateralnych, II Rzeczpospolita włączała się również w szersze inicjatywy międzynarodowe. W 1919 roku była jednym z 32 państw założycielskich mającej stać na straży światowego pokoju i współpracy Ligi Narodów. Organizacja ta została powołana z inicjatywy amerykańskiego prezydenta T. W. Wilsona, lecz wobec nieprzystąpienia do niej Stanów Zjednoczonych od początku skazana została na nieskuteczność i fasadowość. (Znany jest krytyczny stosunek jaki miał do bezsilnej Ligi Piłsudski. Marszałek przywiązywał większą wagę do bezpośrednich kontaktów między państwami). Liga Narodów objęła patronat nad Wolnym Miastem Gdańskiem, w związku z czym rozpatrywała częste zatargi tego miasta z Polską. Była też arbitrem w sporach Polski z Litwą (o Wilno) i z Niemcami (o Górny Śląsk).
Kiedy w 1926 roku do Ligi przyjęte zostały Niemcy, polska dyplomacja sprzeciwiała się uczynieniu z nich członka stałego Rady, najważniejszego organu Ligi Narodów. Skończyło się na kompromisie. W zamian za złagodzenie stanowiska, Polsce przyznano specjalnie w tym celu utworzone miejsce członka półstałego Rady, które zajmowała ona w latach 1926-1938 roku (cztery 3-letnie kadencje). Początkowo Polska przejawiała sporą aktywność w pracach Rady wysuwając kilka ważnych projektów, lecz w latach 30. jej zaangażowanie w prace organizacji znacznie zmalało. Wystąpienie z Ligi Narodów w 1933 roku Japonii i Niemiec, partykularne rozgrywki mocarstw, całkowita bezsilność wobec agresji Włoch na Abisynię w 1935 roku powodowały utratę i tak wątłego prestiżu Ligi i stawiały pod znakiem zapytania sens jej dalszego istnienia.
Odnotować należy też fakt podpisania się Polski pod traktatem Brianda-Kellogga (zwanym też paktem paryskim lub przeciwwojennym) w 1928 roku. Można nawet uznać, że ma on polskie korzenie. Polska w 1927 roku przedstawiła w Lidze Narodów projekt ogólnej deklaracji o nieagresji, przyjęty następnie przez Zgromadzenie tej organizacji. W roku następnym premier Francji Aristide Briand i amerykański sekretarz stanu Frank Billings Kellogg zaproponowali podobne rozwiązanie, jednak poza ramami Ligi Narodów. Pakt paryski został podpisany w sierpniu 1928 roku, a wszedł w życie rok później. Do września 1939 roku przystąpiło do niego w sumie aż 75 państw, w tym Japonia, Niemcy, Włochy i ZSRR. Była to pierwsza umowa międzynarodowa, której sygnatariusze odrzucali wojnę napastniczą, jako środek realizacji politycznych celów. Chociaż traktat nie był przestrzegany, dał później podstawę prawną do oskarżenia przywódców niemieckich w Norymberdze o złamanie zobowiązań międzynarodowych i prowadzenie wojny agresywnej.
Polityka na kolanach, czyli konkordat
Nie można oczywiście pominąć faktu zawarcia przez II RP konkordatu ze Stolicą Apostolską w lutym 1925 roku. Od czasów Mieszkowego „Dagome iudex", aż po dzień dzisiejszy przywódcy Polski odczuwają obsesyjno-kompulsywną potrzebę lennego podporządkowania naszego kraju Państwu Kościelnemu. Tak też było w przypadku konkordatu z 1925 roku, który zapewnił Kościołowi katolickiemu szereg przywilejów. Przede wszystkim czynił obowiązkową naukę religii w szkołach państwowych, z wyjątkiem szkolnictwa wyższego. (Możliwość indoktrynacji religijnej młodego pokolenia to wszak pierwsza troska Kościoła). Funkcjonariusze kościelni mieli zapewnione wsparcie swej misji ze strony Państwa, otrzymując niemal status urzędników państwowych, a jednocześnie odpowiadając praktycznie tylko przed zwierzchnikami kościelnymi. Państwo miało pomagać w realizacji dekretów kościelnych [!], zrzekało się podatków od nieruchomości służących celom religijnym, a nawet zobowiązywało się do zapłaty Kościołowi rekompensaty za majątki przejęte przez zaborców.
Kościół z kolei zobligował się w konkordacie — oprócz modlitwy za włodarzy Państwa — że żadna część Rzeczpospolitej nie będzie podlegać obcej stolicy biskupiej, a zwierzchnictwa prowincji zakonnych i beneficjów proboszczowskich nie będą mogli otrzymywać cudzoziemcy lub osoby uznane przez państwo polskie za niepożądane. Ile warte były te zapewnienia okazało się po wybuchu wojny, kiedy to Watykan — lekceważąc zupełnie stanowisko władz polskich na uchodźctwie — m.in. podporządkował diecezję chełmińską niemieckiemu biskupowi Gdańska, mianował niemieckiego administratora diecezji gnieźniesko-poznańskiej, zezwalał na wysyłanie niemieckiego kleru na okupowane ziemie Polski czy podporządkował niektóre polskie parafie ordynariuszom słowackim (Słowacja rządzona wówczas przez księdza-faszystę Józefa Tiso, wspomagała Niemców w ataku na Polskę w 1939 roku). Pasterz Polaków-katolików prymas August Hlond czmychnął z kraju już we wrześniu 1939 roku. Te haniebne poczynania Kościoła stały się powodem uznania konkordatu za nieobowiązujący przez Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej we wrześniu 1945 roku, co dziś przedstawia się jako niecny postępek komuchów. O postępkach Watykanu w ogóle się nie wspomina.
Podsumowanie i ocena
Polityka zagraniczna II RP oparta była na kilku podstawowych założeniach, które determinowały poczynania polskiej dyplomacji. Po pierwsze, było to założenie poszanowania traktatów międzynarodowych, zawłaszcza traktatu wersalskiego, który zapewniał powojenny ład w Europie, a tym samym istnienie niepodległego państwa polskiego w jego wywalczonych i uznanych przez Zachód granicach. Drugim filarem polskiej polityki zagranicznej był strategiczny sojusz z Francją (od 1921 roku) oraz sojusze z państwami, z którymi zachodziła choćby częściowa wspólnota interesów. Udało to się w odniesieniu do Rumunii i państw bałtyckich: Łotwy i Estonii.
Sojusznicze powiązania miały zapewnić Polsce pokój i nienaruszalność granic. W tym względzie liczono zwłaszcza na Francję, uznawaną za największą potęgę europejską, której dążenia do maksymalnego osłabienia pozycji Niemiec pokrywały się z polskimi interesami. Przymierze to okazało się jednak chwiejne, co dobitnie udowodniła konferencja w Locarno w 1925 roku, a sojusznik francuski wykazał się daleko idącą interesownością, wymuszając na Polsce niekorzystną dla niej umowę handlową. Mimo wszystko sojusz z Francją, wsparty układem o wzajemnej pomocy z Wielką Brytanią, spowodował, że Polska nie przystąpiła do wojny z Niemcami osamotniona. Wypowiedzenie wojny III Rzeszy przez Francję i Wielką Brytanię 3 września 1939 roku czyniło konflikt ogólnoeuropejskim i chociaż nie nadeszła wówczas oczekiwana pomoc militarna, działalność polskich rządów emigracyjnych na terytoriach tych krajów pozwoliła zachować ciągłość państwowości polskiej i dawała nadzieję na pomyślne wyjście Polski z kataklizmu dziejowego, jakim była II wojna światowa.
Trzecim z głównych założeń polskiej polityki zagranicznej, realizowanym zwłaszcza w latach 30. przez ministra Józefa Becka, była polityka równowagi w stosunku do dwóch sąsiednich mocarstw: Niemiec i Związku Radzieckiego. Polegała ona na pozostawaniu w poprawnych relacjach z obu tymi państwami, bez wchodzenia w sojusz z którymś z nich przeciwko drugiemu. Można się spierać, czy było to założenie prawidłowe i odpowiednie dla geopolitycznego położenia Polski. Czy znajdując się „między kowadłem a młotem" można było sobie pozwolić na taką „neutralność"? Pojawiają się opinie głoszące, że należało wybrać sojusz z Niemcami i wspólnie uderzyć na ZSRR, który w takiej sytuacji musiałby zapewne ulec. Czy byłoby to dla Polski korzystniejsze? A gdyby koalicja Związku Radzieckiego, Francji i Wielkiej Brytanii pokonała III Rzeszę, czy Polska jako sojusznik Hitlera ostałaby się na mapie Europy? Łatwo wydawać opinie post fatum. Polska dyplomacja okresu międzywojennego, ufna w potęgę Francji, przyjęła inny wariant sojuszy.
Nie powiodła się II Rzeczpospolitej realizacja idei Międzymorza, a więc skupienia wokół siebie grupy państw Europy Środkowo-Wschodniej w celu utworzenia wspólnego bloku zdolnego przeciwstawić się ekspansjonizmowi niemieckiemu i radzieckiemu (rosyjskiemu). Uniemożliwiły to złe czy wręcz wrogie stosunki z Litwą i Czechosłowacją. Polska, występując z pozycji siły, popełniła w kontaktach z tymi państwami szereg błędów (zajęcie Wileńszczyzny, Zaolzia), choć także i tamte rządy ponoszą część winy za niepowodzenie prób nawiązania współpracy w obliczu wspólnych zagrożeń.
Dyplomacji Polski międzywojennej zarzucić można także zbyt małą aktywność w kontaktach z dalszymi sąsiadami europejskimi oraz państwami z innych kontynentów. Rzuca się w oczy brak powiązania działań dyplomatycznych z interesem gospodarczym Polski. (Tak Piłsudski, jak i jego następcy nie rozumieli gospodarki). Niekorzystny układ gospodarczy z Francją, zaniedbanie sprawy eksportu na olbrzymi i wygłodniały rynek radziecki, nieumiejętność pozyskania znaczniejszej pomocy finansowej z zagranicy, wskazują na brak należytego zrozumienia kwestii zależności pozycji państwa na arenie międzynarodowej od jego potencjału gospodarczego.
Zapoznając się z oficjalnymi wystąpieniami polityków z lat 30. ubiegłego wieku, wertując ówczesną prasę czy czytając wspomnienia Polaków z tego okresu zdumiewa kompletny brak realizmu w ocenach położenia i możliwości Polski. Karmione wielkomocarstwowymi mrzonkami społeczeństwo przekonane było o rzeczywistej sile II RP. Były to złudzenia. Bolesne przebudzenie ze snu o potędze nastąpiło we wrześniu 1939 roku. Rządzący okazali się silni, zwarci i… gotowi do ucieczki z zaatakowanego z dwóch stron kraju, a słabe, niedoposażone i nieprzygotowane do nowoczesnej wojny wojsko nie mogło sprostać armiom wrogów.
Gdyby oceniać politykę zagraniczną II Rzeczpospolitej jedynie przez pryzmat jej skutków, to byłaby to ocena jak najgorsza: katastrofa Września, nielojalność sojuszników, horror okupacji, a następnie przejściem do sowieckiej strefy wpływów i 45 lat degradującego gospodarczo i cywilizacyjnie komunizmu. Byłoby to chyba jednak uproszczenie. Los Polski zależał głównie od rozgrywek wielkich mocarstw, a nie od naszych zabiegów dyplomatycznych. Ani Hitler, ani Stalin, którzy rozdawali karty w tej części Europy, nie byli zainteresowani utrzymaniem niepodległego bytu Polski (tego „pokracznego bękarta traktatu wersalskiego" jak pogardliwie wyrażał się przewodniczący Rady Komisarzy Ludowych Wiaczesław Mołotow), zaś sojusznicy z zachodu Europy okazali się słabi i wiarołomni. To przesądziło o naszej klęsce.
Na koniec krótkie odniesienie do współczesności. Warto docenić obecną, komfortową wręcz sytuację międzynarodową Polski. Zmieniły się zupełnie paradygmaty polityki zagranicznej państw europejskich. W miejsce konfrontacji i nacjonalizmów mamy współpracę i daleko idącą integrację gospodarczą, polityczną i społeczną krajów kontynentu. Polska, która po wyzwoleniu się z komunizmu włączyła się w powyższe procesy, po raz pierwszy od wieków nie jest zagrożona wojnami czy rozbiorami i ma szansę na dogonienie zachodu Europy. Wobec tego dziwią próby odgrzewania dawnych antagonizmów, urazów i nacjonalistycznej retoryki. Polityka zagraniczna w stylu panny brzydkiej i kłótliwej, a w dodatku ignorantki nieznającej języków obcych nie przynosi ani zaszczytu, ani korzyści.
21