3211


40 herbat 40 dni

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

HERBATA TOSTOWA

W niedzielny poranek, gdy minęło już działanie Herbaty Czubka, Harry podszedł do Neville'a i mocno go uściskał.
— Dzięki — wyszeptał. — To nie miało tak wyglądać. Chciałem tylko nastraszyć bliźniaków i odpłacić im pięknym za nadobne. Nie sądziłem, że Hermiona zobaczy mnie w takim stanie.
— Ja też się przeraziłem — przyznał Neville, oddając uścisk.
— Wiem — odpowiedział Harry. — Przepraszam.
— No trudno, ale żeby mi to było po raz ostatni! — przykazał Neville.
— Słowo honoru — obiecał Harry.
Odetchnął z ulgą, wyczuwając, że Neville się odprężył. Było mu głupio, bo naprawdę nie przewidział, że ktoś (oprócz Freda i George'a) może zobaczyć go w takim stanie. Obaj chłopcy w znacznie lepszych humorach udali się do łazienki i rozpoczęli poranne ablucje.
Gdy weszli do pokoju wspólnego, Fred i George zerwali się na równe nogi i podbiegli do Harry'ego, ściskając go tak, że omal nie urwali mu głowy.
— Harry! — krzyczeli jeden przez drugiego. — Harry, przepraszamy! Tak nam przykro! Dosyć tego testowania, koniec! Znajdziemy jakiś inny sposób, ale nie będziemy cię więcej narażać!
— Nie, nie, wszystko w porządku — zapewnił Harry. — Nie zrezygnuję z testów.
— Nie ma mowy!
— Obiecałem, prawda? A ja zawsze dotrzymuję danego słowa.
— Ale Harry, nie chcemy, aby coś ci się…
— Wszystko będzie dobrze — powiedział Harry tonem, który wykluczał jakakolwiek dyskusję.
— Skoro tak mówisz… — mruknął George. Fred z wahaniem sięgnął po pucharek, napełnił go i podał królikowi doświadczalnemu dzisiejszą herbatkę. Harry bez wahania wypił płyn o srebrnej barwie i oblizał usta w zadumie.
— To w ogóle nie ma smaku — zauważył.
— Ciesz się, mogło być znacznie gorzej — zauważył rozsądnie Neville.
— No tak, masz rację.
W tym momencie w pokoju wspólnym pojawiła się Hermiona. Na jej widok Harry wyciągnął ramiona i uśmiechnął się. Hermiona rzuciła mu się w objęcia z takim impetem, że niemal zbiła go z nóg.
— Harry! — krzyknęła. — Tak się martwiłam!
— Wiem. Przepraszam — wyszeptał Harry.
— Wiesz przecież, że jeśli masz jakiś problem, zawsze jestem obok. Możesz mi powiedzieć o wszystkim…
— Obiecuję, że jeśli będę musiał z kimś porozmawiać, zwrócę się do ciebie. W końcu od czego ma się przyjaciół? A ty jesteś jedną z najbliższych mi osób.
— I wzajemnie. — Hermiona uśmiechnęła się blado.
Piątka Gryfonów opuściła wieżę, nie czekając na Rona, który, jak wszyscy wiedzieli, lubił sobie dłużej pospać w weekendy. W drodze na śniadanie wesoło sobie rozmawiali. Harry przez cały czas obejmował ramieniem Hermionę. Wszyscy usiedli przy stole Gryffindoru, nie dostrzegając dziwnego spojrzenia szarych oczu, które podejrzliwie prześlizgnęły się po ramieniu Harry'ego.
— Umieram z głodu — wyznał Harry. Chwycił tosta, posmarował go masłem i dżemem borówkowym, czując, że zaczyna lecieć mu ślinka. Para szarych oczu śledziła każdy jego ruch, podczas, gdy nieświadomy niczego Gryfon zajadał się tostem. Po chwili sięgnął po bekon. Starannie pokroił duży plaster na kilka mniejszych kawałeczków i sięgnął po jeden z nich.
W tym momencie kawałek bekonu zmienił się w tosta.
— Co to? — Harry w osłupieniu przyglądał się swojemu talerzowi. Chwycił kolejny kawałek bekonu. Znów to samo! Trzeci kawałek… i znowu tost!
Zirytowany chwycił pucharek i przechylił go do ust, chcąc się napić dyniowego soku. Niemal się udusił, gdy zawartość pucharka zmieniła się w kawałek chrupiącego tosta dokładnie w momencie, gdy sok dotknął jego warg.
— Co się dzieje? — zapytał Neville.
— Coś, co bardzo mi się nie podoba — odparł Harry. — Wszystko, czego się dotknę, zamienia się w tosta! Szlag by to, chciałem zjeść trochę bekonu…
Neville wzruszył ramionami, sięgnął po kawałek mięsa leżący na talerzu kolegi i podniósł go do ust Harry'ego.
— No to zamknij oczy, otwórz buzię — zaproponował.
Harry przewrócił oczami, ale dostrzegł, że Neville manewruje bekonem tak ostrożnie, aby nie dotknąć jego warg. Udało się!
— Pyszne — powiedział i szybko znów otworzył usta, czekając na kolejną porcję. W obserwujących go szarych oczach rozpalił się gniew.
— I jak? — spytał Neville.
— Nie masz na co narzekać, w końcu jem ci z ręki — zażartował Harry.
Neville zachichotał, nie przerywając karmienia. Po bekonie nadszedł czas na borówkowe mufinki, co spowodowało wytrzeszcz pewnej pary szarych oczu.
Co ten Longbottom wyrabia? Tylko on, Draco Malfoy, miał prawo tak karmić Harry'ego. A jedyną rzeczą, jaka miała prawo znajdować się w ustach Pottera, był jego malfoyowski język!
Draco zamarł z przerażenia.
Skąd, u licha, wzięły się te myśli?
Odpowiedź przyszła niemal natychmiast. Tamtego dnia, na korytarzu, gdy usłyszał swoje imię wypowiadane tym głębokim, niemal pieszczotliwym tonem…
To właśnie wtedy się zaczęło. Potter stał się
jego Potterem.
Oczy Dracona błysnęły drapieżnie.
Skoro tak… to czas rozpocząć grę.


ROZDZIAŁ CZTERNASTY

HERBATA MIĘTOWA


     W poniedziałek Harry wstał z łóżka we wspaniałym humorze. Nie pamiętał, kiedy ostatnio tak dobrze mu się spało. Żadnych koszmarów, złych wspomnień, wizji. Być może dlatego, że — do czego Harry absolutnie się nie przyznawał, skądże znowu! — przed pójściem spać przyglądał się fotografii Dracona, życząc mu w duchu słodkich snów?
     Po porannym prysznicu Harry wyjrzał na moment przez okno, radując się na widok zielonej trawy u podnóża zamku. Cóż za piękny dzień!
     Z uśmiechem na ustach i radością w sercu zbiegł do pokoju wspólnego, gdzie już czekali na niego Fred i George.
     — Witam! — zawołał wesoło.
     — Cześć! — odpowiedzieli bliźniacy, lekko zaskoczeni wspaniałym humorem kolegi.
     — Dziś będzie wspaniały dzień. Czuję to w kościach — oznajmił pogodnie Harry. — Jest tak pięknie i słonecznie, powietrze wręcz orzeźwia…
     — O tak — zarechotali bliźniacy. — My również mamy przeczucie, że będziesz dziś bardzo orzeźwiony.
     — No to co dzisiaj dla mnie macie?
     — Herbatę Miętową. — George wręczył Harry'emu pucharek.
     Harry wypił herbatę, nie mogąc się powstrzymać od komentarza:
     — Ale to smakuje jak serowe chrupki!
     — Naprawdę? — Zdumiony Fred zapisał uwagę Harry'ego w notesie.
     — Naprawdę. Dziwne, myślałem, że miętowa herbata powinna smakować miętą…
     — No bo powinna… dziwne, dziwne.
     We trójkę usiedli i pogrążyli się w dyskusji na temat poprzednich herbat i ich działania, czekając na pozostałych kolegów. Gdy dołączyli do nich Neville, Ron i Hermiona, cała szóstka udała się wspólnie na śniadanie.
     — Mam nadzieję, że dzisiaj nie będziesz już fiksował — zażartował Neville.
     — Oj nie, dzisiaj chyba będę w miarę normalny. — Harry wyszczerzył zęby w uśmiechu i sięgnął po bekon, rozkoszując się jego smakiem i tym, że nie musi już być karmiony. Smak mięsa pomógł zabić smak serowych chrupek.
     O dziwo, miętowa herbata wydawała się nie wywoływać żadnych efektów. I tak też było, ale tylko do czasu, kiedy do Wielkiej Sali wkroczył Severus Snape. W chwili, gdy minął siedzącego przy stole Harry'ego, ten wbił w niego wzrok, śledząc każdy ruch profesora.
     Po drugiej stronie sali Draco Malfoy gapił się na czarnowłosego Gryfona.
     Nastąpiła dosyć ciekawa reakcja łańcuszkowa. Ślizgoni przyglądali się Draconowi, ten patrzył na Harry'ego, a ten z kolei nie spuszczał wzroku z Mistrza Eliksirów. Napięcie rosło. Przyglądający się spożywali śniadanie, nie patrząc na to, co wkładają do ust i macając dłońmi po stole w poszukiwaniu jedzenia.
     Gdy Snape skończył posiłek i odstawił pucharek, Harry wziął głęboki oddech. Profesor wstał i opuścił Wielką Salę. Harry natychmiast podążył za nim, rzucając przyjaciołom jakąś wymówkę. Nie wiedział, że podąża za nim wiedziony ciekawością Draco. Harry przemykał się korytarzami niczym rasowy szpieg, jak przystało na kogoś, kto miał na koncie pięć lat bezkarnego wałęsania się po ciszy nocnej.
     Snape stanął przed drzwiami klasy eliksirów i sięgnął dłonią do klamki. W tym momencie Harry wyciągnął różdżkę i mruknął:
     — Drętwota!
     Trafiony celnym „strzałem” Mistrz Eliksirów runął na ziemię jak worek ziemniaków. Harry, cały w skowronkach, szybko schował różdżkę do kieszeni, chwycił Snape'a za nogę i zaciągnął go do klasy, zapominając zupełnie o zaryglowaniu drzwi.
     Ponownie wyciągnął różdżkę i chwytając leżące na biurku pióro oraz kawałek pergaminu, szybko transmutował je w niezbędne mu akcesoria. Znakomicie. Miał już wszystko, czego potrzebował. Odłożył różdżkę na bok i trzymając w lewej dłoni nowiusieńką szczoteczkę do zębów, wycisnął na nią odpowiednią ilość miętowej pasty.
     Teraz był gotów przystąpić do działania. Otworzył usta leżącemu bez ruchu mężczyźnie i rozpoczął atak. Szuru-buru. Szast-prast. Lewa-prawa. A potem ruchy okrężne. Harry pracował w pocie czoła, dbając, aby każdy skrawek profesorskiego uzębienia został należycie dopieszczony. I w końcu się doczekał. Zęby Mistrza Eliksirów zalśniły oszałamiająco.
     Wprawdzie był to bardziej połysk wyglancowanego żółtego sera niż perełek, ale dobre i to. Zęby lśniły, a z otworu gębowego wydobywał się przyjemny zapach mięty. Harry starannie przepłukał profesorowi usta, pilnując, aby pacjent nie nałykał się pasty.
     Gdy skończył, wyrzucił zużytą szczoteczkę w kąt, usatysfakcjonowany dobrze wykonaną robotą. Prawdę mówiąc przyszło mu do głowy również nitkowanie w opcji full wypas, ale to byłoby zdecydowanie zbyt czasochłonne. Poza tym bolały go ręce od pieczołowitego usuwania pozostałości po posiłkach z ostatnich trzech lat.
     Zadowolony z siebie Harry opuścił klasę w podskokach, nie zdając sobie sprawy, że Draco, Fred i George byli świadkami całej akcji.
     Herbata Miętowa wzbudza zapędy mugolskiego zębisty, skrupulatnie zanotował Fred.
     Draco przyglądał się całej sytuacji w osłupieniu. Gdy wreszcie wrócił do swego dormitorium, zamknął się w nim na cztery spusty i świadom, że jest zupełnie sam, zaczął ryczeć ze śmiechu.
     Harry Potter właśnie spenetrował najintymniejsze zakątki boskiego ciała profesora Severusa Snape'a.
     Cóż, że ze szczoteczką do zębów.

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

     HERBATA ZDZIECINNIENIA


     Harry wiedział, że powinien być przerażony tym, co zrobił, ale to było stanowczo zbyt zabawne. Nie dość, że oszołomił i zgwałcił doustnie Snape'a, ale jeszcze uszło mu to na sucho. Syriusz byłby z niego cholernie dumny. Gdyby tylko umiał wysyłać zakodowane listy, na pewno by mu się pochwalił.
     Rozbawiony Gryfon bez oporów wypił dzisiejszą herbatę.
     W chwilę potem zdarzyło się coś dziwnego — poczuł lekki ból, rozprzestrzeniający się po całym ciele. Wrażenie było tak nieprzyjemne i niespodziewane, że sapnął z zaskoczenia. Nagle błysnęło jasne światło i na miejscu piętnastoletniego Harry'ego Pottera stał on sam — tyle, że w wieku pięciu lat.
     Na szczęście ubranie skurczyło się wraz z nim, ale to była jedyna dobra wiadomość. Zła była taka, że nie rozpoznawał stojących przed nim bliźniaków.
     Oczy dziecka rozszerzyły się ze strachu na widok wysokiego, nieznanego mu człowieka o rudych włosach. Zaczął się powoli cofać, szukając drogi ucieczki. W tym momencie do pokoju wspólnego wszedł jeden z uczniów. Harry błyskawicznie prysnął w panice na korytarz, korzystając z uchylonego portretu Grubej Damy. Zmykał tak szybko, że bliźniacy nie mieli szans go złapać.
     — Cholera, szybki jak Błyskawica! — mruknął George.
     Bracia Weasley rzucili się w pościg korytarzami Hogwartu. Wprawdzie wiedzieli, że w zamku nic złego nie mogło się chłopcu przydarzyć, ale dziecko nie wiedziało przecież, gdzie jest i musiało być śmiertelnie przerażone.
     — Jak mogliśmy tak skrewić? — wysapał Fred, biegnąc tak szybko jak mógł.
     — A żebym ja to wiedział. Miał zdziecinnieć, ale umysłowo — odparł George.
     Harry przemierzał pędem nieznane mu korytarze, uciekając jak mógł najdalej od dwóch rudowłosych potworów. Zbiegł ze schodów i wtedy zrozumiał, że jest już bezpieczny. Drobiąc nóżkami, podbiegł do Draco Malfoya i chwycił go za rękę.
     — Na rączki! — zażądał.
     Draco był w takim szoku na widok pięcioletniego Harry'ego Pottera, że odruchowo usłuchał. Pochylił się i poczuł, jak ręce dziecka obejmują jego kark, a nóżki owijają się wokół pasa.
     — Co się stało, malutki? — spytał Draco, gładząc malca po plecach.
     — Gonią mnie potwory o czerwonych włosach — pożalił się Harry. — Musisz mnie przed nimi bronić.
     — Potwory? Jakie potwory? — Nie zrozumiał Draco.
     W tym momencie dobiegli do nich Fred i George.
     — Malfoy, natychmiast oddaj nam Harry'ego — powiedzieli stanowczo.
     — Nie pozwól im mnie zabrać! — błagał Harry.
     — Nie pozwolę — obiecał Draco, nadal gładząc malca po plecach uspokajającym gestem. Spojrzał ostro na bliźniaków. — Obawiam się, że muszę odmówić.
     — Sam widzisz, co się stało. To nasza wina i musimy przywrócić Harry'ego do normalnego stanu. Po prostu nam go oddaj.
     — Nie! — jęknął Harry, chowając twarz w zagłębieniu ramienia Dracona.
     — Harry, na Merlina, dlaczego tak się uparłeś, aby uczepić się właśnie jego? — Fred kręcił z niedowierzaniem głową.
     — Bo on jest wężem — wymamrotał Harry. — A węże nigdy nie robią mi krzywdy.
     Draco poczuł, że tężeje na dźwięk tych słów. Czy to znaczy, że ktoś krzywdził jego Harry'ego? W oczach błysnęła mu wściekłość, ale dłonie wciąż pozostały łagodne i delikatne.
     — Możecie się wypchać — parsknął w kierunku bliźniaków i odmaszerował korytarzem w kierunku Wielkiej Sali, trzymając w objęciach trzęsącego się ze strachu malca. Zajął swoje miejsce przy stole z taką swobodą, jakby codziennie siadał do śniadania z pięciolatkiem na kolanach.
     Dziecko patrzyło na piętrzące się na stole sterty jedzenia, ale po nic nie sięgnęło. Ściągnęło to zaciekawione spojrzenia ze strony siedzących nieopodal uczniów. W końcu Pansy nie wytrzymała i spytała łagodnie:
     — Harry, czemu nie jesz? Nie jesteś głodny?
     — A wolno mi jeść? — Harry popatrzył na nią z dziecinną nadzieją.
     Żałosny ton głosu dziecka poruszył serca nawet najtwardszych Ślizgonów. Czyżby ktoś go głodził?
     — Oczywiście, że ci wolno — powiedział Draco. — Na co masz ochotę?
     Harry przygryzł wargę i spojrzał poważnie w twarz swojemu wybawcy.
     — Mogę naleśniczka? Zawsze chciałem spróbować choć jednego…
     Pansy błyskawicznie sięgnęła po naleśnik, posmarowała go masłem, pokropiła obficie słodkim syropem i podała chłopcu.
     — Bardzo proszę, Harry — wyszeptała.
     — Dziękuję! — Buzia dziecka rozpromieniła się jak słoneczko. Chłopiec nabił naleśnik na widelec i jadł małymi kęsami, rozkoszując się każdym przełykanym kawałeczkiem. — Ale dobre!
     — Słuchaj, ty nas naprawdę nie pamiętasz? — spytał Draco.
     — Ja was znam? — zdumiał się Harry.
     — Owszem, już się spotkaliśmy. Jestem Draco.
     — Fajnie. A ja jestem Harry.
     — Wiem, maleńki. — Na twarzy Dracona pojawiło się coś na kształt uśmiechu.
     — Więc jesteśmy przyjaciółmi — stwierdził Harry pewnym siebie głosem.
     — Dlaczego tak myślisz? — zaciekawiła się Pansy.
     — Bo jesteście wężami — odparło dziecko tonem, który zdradzał, że odpowiedź jest oczywista i absolutnie zrozumiała.
     — Tak? — Draco uniósł lekko jedną brew.
     — No. Wszyscy moim przyjaciele w domu to węże. Pilnują, abym był bezpieczny i nigdy nie zostawiają mnie samego. Cały czas z nimi rozmawiam. Ludzie się ich boją, bo ich nie rozumieją, a ja rozumiem wszystko! Węże są fajniejsze od innych zwierzaków. Jak kogoś kochają, to już na zawsze. I mnie chronią — wyjaśnił Harry.
     Ramiona Draco mocniej objęły chłopca. O tak, węże są bardzo stałe w uczuciach…
     Po jakimś czasie w zachowaniu Harry'ego dało się zauważyć pewną nerwowość. Draco dostrzegł, że ramiona chłopca zaczynają drżeć.
     — Coś się stało? — zapytał.
     Dziecko upuściło widelec i przylgnęło do Dracona całym ciałem, chwytając go za szatę na piersi.
     — Mogę cię sobie zatrzymać?
     — Zatrzymać? — Na twarzy Ślizgona odbiło się zmieszanie, połączone z niedowierzaniem.
     — Tak, zatrzymać. Uratowałeś mnie przed potworami, pozwoliłeś mi jeść, no i jesteś taki ko… ko… kochany — wyjąkał Harry.
     To był jeden z nielicznych momentów, kiedy Draco uśmiechnął się szczerze i przyjaźnie.
     — Możesz mnie zatrzymać, jeśli chcesz — odszepnął.
     — Naprawdę mogę?!
     — Naprawdę — potwierdził Draco.
     Drobne ramionka objęły jego kark, a coś miękkiego — usta dziecka — wycisnęło mu na policzku wilgotny pocałunek.
     — Dziękuję! — zaszczebiotał Harry.
     Draco pochylił się i zanurzywszy twarz w czarnych włosach malca, pocałował go delikatnie w czubek głowy. Taki obrót spraw bardzo go cieszył.
     Teraz Harry naprawdę należał do niego. A nikomu jeszcze nie udało się wyzwolić spod władzy Malfoya.

Rozdział 16

W środę Harry obudził się w łóżku Dracona Malfoya. Przez chwilę przyglądał się śpiącemu smacznie Ślizgonowi, czując, że oblewa się rumieńcem na myśl o tym, gdzie się obecnie znajduje i jak Mal… Draco wczoraj się nim opiekował. Niemniej jednak wspomnienie poprzedniego dnia było przyjemne i wywołało lekki uśmiech na jego twarzy.

Miał wielką ochotę zostać tu, w łóżku, wiedział jednak, że gdy Draco się obudzi, sytuacja może się zrobić niezręczna. W końcu będzie miał koło siebie nastoletniego chłopaka, a nie słodkiego pięciolatka. Ostrożnie odsunął obejmujące go ramię i wstał, rzuciwszy ostatnie spojrzenie na twarz uśpionego Dracona. Następnie bezszelestnie opuścił dormitorium Ślizgonów i wymknął się na korytarz, zamierzając udać się do wieży Gryffindoru.

Niestety, nie dane mu było powrócić do własnego łóżka, gdyż za zakrętem korytarza natknął się na opartych niedbale o ścianę Freda i George'a.

— I jak tam? — zagadnął go Fred ze złośliwym uśmieszkiem. — Miły miałeś wieczór?

— O tak — odparł Harry. — Dzięki.

Bliźniacy wyglądali na niezadowolonych, przekonawszy się, że Harry nie ma zamiaru raczyć ich opowieścią o tym, co działo się wczorajszego wieczoru w dormitorium Ślizgonów. Nadąsany George podał mu więc pucharek z kolejną herbatą. Harry zerknął do środka. Napój miał delikatną, białą barwę, niczym chmury. Harry wypił wszystko duszkiem.

— Smakuje jak czekoladowe mleko — powiedział.

— Czekoladowe mleko? Dziwne, coś nam nie wyszło, smak miał być nieco inny… — Fred skwapliwie zanotował informację w notesie.

Harry nagle się wzdrygnął. Poczuł dziwnie znajome uczucie, które pamiętał jeszcze z poprzedniego dnia. Zanim zdążył coś powiedzieć, znów zmienił się w pięciolatka.

— O w mordę! — krzyknął George.

— Dobrze powiedziane — uzupełnił Fred. — Zduplikowaliśmy herbatę! Tylko smak jest inny…

Harry wycofał się raczkiem do pokoju wspólnego Ślizgonów, a potem puścił się pędem, umykając do dormitorium. Jednym susem wskoczył na łóżko Dracona, natychmiast go przy tym budząc.

— Harry? — wymamrotał Ślizgon, ostrożnie zdejmując z siebie rozdygotanego malca. — Co się stało?

— Czerwonowłose potwory. Znowu je widziałem — wyszeptało dziecko.

— Znowu? Przecież im powiedziałem, że mają cię zostawić w spokoju! — zirytował się Draco. Wstał z łóżka, trzymając chłopca w objęciach i obaj udali się do łazienki. Harry z ciekawością przyglądał się, jak jego opiekun przygotowuje kąpiel, wlewając do wody sporą ilość kolorowego płynu. Wanna natychmiast wypełniła się zabawnymi bąbelkami.

— To dla mnie? — spytało zdumione dziecko.

— Dla nas obojga. — Draco zrzucił piżamę i pomógł rozebrać się chłopcu.

— Te banieczki naprawdę są dla mnie? Możesz je marnować na takiego przygłupa, jak ja? — upewniał się Harry.

Draco zamarł. Po chwili wziął malca na ręce i mocno go do siebie przytulił.

— Nie jesteś żadnym przygłupem — wymruczał. — Jesteś po prostu… wyjątkowy.

— Wyjątkowy? — Oczy dziecka napełniły się łzami.

— Tak, wyjątkowy — zapewnił go Draco i wszedł do wody, trzymając cały czas chłopca w ramionach.

— Skoro tak mówisz, to na pewno jestem wyjątkowy! — skonkludował radośnie malec. Chyba nigdy w życiu nie było mu tak dobrze! Wyciągnął przed siebie ręce i z chichotem próbował chwytać różnokolorowe bańki z piany, zanosząc się od śmiechu, gdy wszystkie co do jednej rozpryskiwały mu się w dłoniach.

Draco ostrożnie umył Harry'ego, pilnując, aby rozdokazywany malec przypadkiem się nie podtopił. Po skończonej, pełnej śmiechu kąpieli obaj wyszli z wanny, a Draco starannie wytarł chłopca i pomógł mu się ubrać. Nie mógł się powstrzymać od uśmiechu na widok Harry'ego Pottera w szatach w barwach Slytherinu, oczywiście uprzednio zmniejszonych. Z zadowoleniem stwierdził, że dziecko wygląda wyjątkowo dobrze w ślizgońskich kolorach. Potwierdziła to entuzjastyczna reakcja Pansy, która na widok małego „ślizgonka" aż pisnęła z zachwytu.

— Aleś ty śliczny! — zawołała.

— Cześć, Pansy! — rozpromienił się Harry.

— Cześć, Harry. — Dziewczyna nachyliła się i ucałowała malca w policzek.

Po chwili wszyscy szykowali się do zejścia na śniadanie. Harry był już na rękach Dracona, gdy niespodziewanie portret Salazara Slytherina zaczął na niego syczeć. Dziecko przechyliło głowę, uważnie wsłuchując się w każde syknięcie.

— Co on ci powiedział? — spytał Draco, gdy portret wreszcie umilkł.

— Pytał, czy zostałem wreszcie przydzielony do właściwego domu. Podobno tiara mu powiedziała, że powinienem tutaj być i że jestem wężem w lwiej skórze. Co to znaczy?

— To znaczy, że powinieneś być właśnie tutaj, w Slytherinie — odparł Draco, otrząsając się z lekkiego szoku, wywołanym słowami jednego z założycieli Hogwartu.

— A to ja nie jestem w Slytherinie? — zdumiało się dziecko.

— Niestety nie — odparła Pansy z nutką smutku w głosie.

— Ale to znaczy, że skoro jestem gdzie indziej, to tam gdzie indziej powinienem być — zaczął mędrkować Harry. — Ale jeśli węże miałyby mi zrobić coś złego, to muszę się od nich trzymać z daleka.

Draco skrzywił się lekko. Wiedział, że Harry dorastał wśród mugoli i nie miał pojęcia o istnieniu czarodziejskiego świata, póki do niego nie trafił. Prawdopodobnie ktoś mu powiedział, że Voldemort był Ślizgonem, a potem on, Draco, zachował się w pociągu jak idiota…

— Żaden wąż nigdy nie zrobi ci krzywdy — zapewnił poważnie.

— Wiem! — pisnął Harry. — Ponieważ ty jesteś mój, a jesteś szefem węży i one muszą cię we wszystkim słuchać!

— Święta racja. — Draco cmoknął malca w policzek. — No to jazda na śniadanie!

Tego dnia zajęcia upływały w wyjątkowo szybkim tempie. Harry towarzyszył Draconowi na każdym kroku, siedząc cichutko jak myszka i rysując coś na kawałku pergaminu, który dostał, aby mu się nie nudziło. Z całego dnia zapamiętał najlepiej mężczyznę o błękitnych oczach, które śmiały się do niego, choć nie wiedział czemu.

Gdy lekcje się skończyły, obaj wrócili do pokoju wspólnego Slytherinu, gdzie Harry szybciutko wdrapał się Draconowi na kolana.

— Draco… — wyszeptał cichutko.

— Tak, Harry?

— Jutro znowu będę duży, prawda?

— Owszem.

Harry ziewnął szeroko i ułożył wygodniej, opierając głowę o pierś Dracona. Uśmiechnął się czując obejmujące go ramiona.

— Czy nadal będziesz mój, nawet, gdy będę już duży?

— Jasne — odparł Draco. — Ja jestem twój, a ty jesteś mój. Na zawsze.

— To fajnie. — Harry chwycił Dracona za rękę. — Mogę ci zdradzić pewien sekret?

Draco zamrugał.

— Jeśli chcesz…

— Nigdy tego nikomu nie mówiłem — powiedział poważnym tonem chłopczyk.

— A więc co to za sekret? — Po tonie głosu dziecka Draco wywnioskował, że to musi być coś bardzo ważnego.

— Kocham cię — wymamrotał Harry. Głowa zaczęła mu powoli opadać i po chwili już spał.

Draco odwrócił twarz w stronę ognia na kominku, aby nikt nie mógł dostrzec, że jego oczy zrobiły się nagle dziwnie wilgotne. Choć wiedział, że wypowiadając te słowa, Harry był dzieckiem, to wzruszył go sam fakt, że był pierwszym i jedynym, który to usłyszał.

— Ja też cię kocham — szepnął prosto do ucha śpiącego malca.

Harry nie usłyszał tych słów.

ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY

HERBATA NIESKROMNOŚCI


     Po raz drugi z rzędu Harry obudził się w łóżku Malfoya. Gdy przypomniał sobie ostatnie słowa, jakie wypowiedział wczoraj tuż przez zaśnięciem, poczuł, że twarz zaczyna mu płonąć — i to nie z zażenowania. Uśmiechnął się lekko, wspominając, jak wyznał Draconowi, że go kocha i że chciałby go sobie zatrzymać. Cóż z tego, że mówił to jako kilkulatek? Pewne słowa padły i nie dało się ich odkręcić.
     Niechętnie wyślizgnął się z łóżka, wciąż czując na skórze dotyk ciepłego ciała Dracona i wymknął się z dormitorium. Gdy stanął w wychodzących na korytarz drzwiach pokoju wspólnego, poczuł się niczym w dniu świstaka. Fred i George znów na niego czekali, niedbale oparci o ścianę.
     — I jak było? — zapytali z lubieżnym błyskiem w oczach.
     Harry poczuł, że robi się czerwony na twarzy. Uniesione brwi bliźniaków nie pozostawiały wątpliwości — stworzyli już sobie własną wersję wydarzeń. Harry postanowił w duchu, że nic im nie powie. Cokolwiek się zdarzyło, to nie był ich interes.
     — Dajcie już tę herbatę — burknął.
     — Ajajaj, ktoś tu się chyba bardzo zmieszał! — zaczęli podkpiwać Weasleyowie. — Chłopie, spanie z kimś to całkiem normalna rzecz!
     Harry posłał im mordercze spojrzenie, wyrwał pucharek i wypił do dna, rzucając wpierw pobieżne spojrzenie na jego fioletową zawartość. Przełknął, zamlaskał i powiedział zdecydowanie: — Czarna porzeczka.
     Fred natychmiast to zapisał.
     Harry poczuł, że przez całe jego ciało przebiega impuls. Spojrzał w dół i jęknął. Na Merlina, a na co mu tyle ciuchów? Pospiesznie zaczął się rozbierać, ciskając piżamę za siebie, w głąb pokoju wspólnego Ślizgonów. Gdy został w samych bokserkach, pokiwał głową z zadowoleniem. O tak, teraz wyglądał jak należy.
     — Harry? Gdzieś ty się podział?
     Trójka Gryfonów spojrzała w kierunku, z którego dochodził głos. W drzwiach pokoju wspólnego stanął Draco. Jego szare oczy natychmiast utkwiły w rozebranym niemal do rosołu Harrym.
     — I co ty na to? — spytał zaczepnie Gryfon.
     — Jak na lato — odparł Draco bezwiednie.
     Harry wyrwał George'owi różdżkę i zaczął nią manewrować w okolicy genitaliów. Dwóch Gryfonów i jeden Ślizgon przyglądali się jego manewrom z zapartym tchem. Odetchnęli z ulgą dopiero, gdy zobaczyli, że Harry po prostu zmienił sobie kolor bokserek z czerwonego na zielony, z wzorkiem w wężyki.
     — O Merlinie! — Draco nie mógł się powstrzymać od jęku (ale dystyngowanego. Malfoyowie nie jęczą, a jeśli już, to elegancko). Harry wyglądał świetnie w czerwonych bokserkach i niczym więcej, ale w zielonych… nie można było oderwać od niego oczu.
     Gryfon zbliżył się do Ślizgona, a na jego twarzy malował się drapieżny wyraz.
     — Wiesz, że jestem Chłopcem, Który Przeżył? — zamruczał.
     — Wiem — odparł Draco, nie będąc w stanie oderwać oczu od ciała Harry'ego.
     — A ty jesteś dziedzicem Malfoyów.
     — No tak. — Draco z trudem się powstrzymywał, aby nie wyciągnąć dłoni i nie musnąć palcami tej jasnej skóry.
     — Więc chyba zgodzisz się ze mną, że najlepsi powinni trzymać się razem? — Harry przysunął się tak blisko, że niemal dotykał twarzą policzka Dracona.
     — O… tak! Absolutnie! — Sens tych słów dotarł do Malfoya dopiero po dłuższej chwili, ale szybko otrząsnął się ze stuporu.
     — Jesteśmy bez wątpienia najbardziej interesującymi osobami w całej szkole. Powinniśmy zatem trzymać sztamę.
     — I jesteśmy też wpływowi! — zgodził się Draco.
     — Razem stworzymy taką parę, że ludzie będą o nas opowieści pisać — skonkludował Harry.
     — No to nie ma wyjścia, musimy się poświęcić dla dobra ogółu. Nie odmówimy publice tej przyjemności. — Draco przysunął się bliżej Harry'ego.
     — Jestem gotów na takie poświęcenie — stwierdził poważnie Gryfon. — Będzie z nas świetna para.
     — Harry i Draco. Draco i Harry.
     — A w skrócie „drarry”.
     Oboje popatrzyli na siebie z uznaniem. A potem stało się to, co majaczyło na horyzoncie już od jakiegoś czasu. Było zupełnie inaczej niż poprzednim razem, gdy przypadkowo zetknęli się ustami. Nie byli pewni, kto kogo objął jako pierwszy, liczyła się tylko bliskość ich ciał i penetrujące wnętrza ust niecierpliwe, zachłanne języki. Zatracili się we wzajemnych pieszczotach do tego stopnia, że nie zwrócili nawet uwagi na świadków całej sceny — bliźniaków, którzy pospiesznie robili notatki, mające tyle wspólnego z testowaną dzisiaj herbatą, co Snape z uprzejmością.
     — Przepraszam bardzo! — Chrząkanie Pansy Parkinson natychmiast przywróciło chłopcom zmysły. — Bardzo się cieszę, że tak wam tu dobrze, ale za chwilę reszta domu będzie schodzić na śniadanie. Nie musicie dawać pierwszorocznym lekcji poglądowej, jak należy się lizać.
     Radzi nieradzi, chłopcy musieli przyznać Pansy rację. Oderwali się od siebie niechętnie i Harry już miał podążyć za bliźniakami do wieży Gryffindoru, gdy Draco niespodziewanie chwycił go za ramię i wciągnął do pokoju wspólnego.
     — Ubieraj się! — rozkazał, podając Harry'emu piżamę i starając się nie patrzeć na tę kuszącą, jasną skórę. — Nikt oprócz mnie nie ma prawa oglądać cię w takim stanie!
     — A co ja poradzę, że jestem taki przystojny i ludzie pożerają mnie wzrokiem? — Gryfon tylko wzruszył ramionami.
     Draco dotknął dłonią policzka Harry'ego i spojrzał mu głęboko w oczy. Jego głos drżał z tłumionej pasji.
     — Jesteś cholernie atrakcyjny, ale jesteś mój, rozumiesz? Mój. Nie będziesz pokazywał innym tego, co należy tylko do mnie.
     — Ale…
     — Zrozumiałeś, co powiedziałem?
     — Tak — odpowiedział Harry ugodowo.
     — I bardzo dobrze. — Draco musnął ustami wargi Harry'ego. — Teraz wracaj do siebie, ubieraj się i idź na śniadanie.
     Wyczuł, że Gryfon zadrżał z rozkoszy pod wpływem jego dotyku. I bardzo dobrze. Wreszcie wszystko było jasne.
     Potter był jego. I tak już zostanie, nikt bowiem nie odważyłby się odebrać Malfoyowi czegoś, co do niego należy.

ROZDZIAŁ OSIEMNASTY

     HERBATA KŁAMCZUSZKA

     Przez ostatnich kilka lat Harry zdążył przywyknąć do tego, że jako Chłopiec Który Przeżył jest obiektem zainteresowania i uwagi. Z tego powodu wyrobił w sobie umiejętność unikania odpowiedzi na pytania, na które nie chciał odpowiadać. Czasem irytowało to jego przyjaciół, ale Harry uważał, że ma prawo zachować pewne rzeczy tylko dla siebie — a jedną z nich było wspomnienie, jak troskliwie zajmował się nim Draco dwa dni temu.
     W piątkowy ranek Harry niechętnie zwlókł się z łóżka, przyznając w duchu, że znacznie wygodniej spało mu się, gdy czuł obejmujące go ciepłe ramię pewnego Ślizgona. To było bardzo przyjemne uczucie, takie… ciepłe i bezpieczne. W tym momencie nie wystarczało mu już patrzenie na ich wspólną fotografię. Dotyk ciała Dracona był nieporównanie przyjemniejszy.
     Nieco zażenowany własnymi myślami Harry ubrał się, nie zwracając uwagi na to, co na siebie wkłada. Jego myśli wciąż krążyły wokół pewnej pary szarych oczu i bladych, wąskich warg.
     Noga za nogą ruszył do pokoju wspólnego, gdzie jak zwykle czekali na niego Fred i George. Nie wdając się w dyskusje, Harry chwycił podany mu pucharek i wypił jego zawartość.
     — I jak smakowało? — spytał Fred.
     — Ohydnie — odparł Harry.
     Fred zmarszczył brwi z niezadowoleniem, robiąc notatki. Coś znowu było nie tak ze smakiem.
     W tym momencie w pokoju wspólnym pojawili się Ron i Hermiona, dyskutując zawzięcie.
     — Czym ty się tak przejmujesz? — mówił Ron. — Przecież Malfoy nie odebrał mu cnoty, nie bój jeża…
     Hermiona spojrzała na Harry'ego przenikliwym wzrokiem.
     — Harry, czy nadal jesteś dziewicą? — zapytała wprost.
     — Już nie.
     Oczy wyszły Ronowi z orbit, a szczęka niemal uderzyła o ziemię.
     — Spałeś z kimś?! — wycharczał.
     — Owszem.
     — Harry, czy to Malfoy odebrał ci cnotę? — Hermiona jak zwykle zaczęła drążyć temat.
     — Tak — wymamrotał Harry.
     — Zabiję gada! Utłukę! — wrzasnął Ron. — Ten gnojek rozdziewiczył mi przyjaciela!
     Hermiona wyglądała na równie rozgniewaną, ale kontynuowała przesłuchanie.
     — Czy on cię skrzywdził? Zadał ci ból?
     No skąd, pomyślał Harry, a głośno powiedział: — Oczywiście, że tak.
     — Malfoy, jesteś już trupem! — Ron wyleciał z rykiem na korytarz, a za nim rozwścieczona Hermiona.
     W tym momencie do pokoju wspólnego wszedł Neville. Zobaczył, jak portret zamyka się z trzaskiem, a bliźniacy niemal tarzają się po podłodze z uciechy.
     — Co tu się stało? — zapytał.
     Fred, który dusił się ze śmiechu, nie był w stanie wykrztusić z siebie ani słowa. Na szczęście w sukurs przyszedł mu George.
     — Harry właśnie powiedział Ronowi i Hermionie, że Malfoy… zabrał mu cnotę!
     — Coście mu dali tym razem? — warknął Neville, zastanawiając się, na ile uda się bliźniakom zrujnować życie Harry'ego.
     — Herbatę Kłamczuszka — zachichotał Fred.
     — To specyficzna herbata — uściślił George. — Harry nie będzie kłamał przez cały czas, jedynie wtedy, gdy ktoś zada mu bezpośrednie pytanie. Ej! — Nagle coś mu przyszło do głowy. — To znaczy, że smak herbaty wcale nie był obrzydliwy!
     Lekko stropiony Fred zaczął pospiesznie korygować treść najnowszej notatki.
     — No dobra. — Neville chwycił Harry'ego za rękę. — Teraz idziemy ratować Malfoya, bo nasi przyjaciele gotowi go rozerwać na strzępy.
     Obaj chłopcy biegli korytarzami, ściągając na siebie zaciekawione spojrzenia innych uczniów. Wiedzieli, że jeśli się nie pospieszą, to aurorzy będą mieli sporo roboty z zeskrobywaniem resztek Malfoya ze ścian. Zbiegli ze schodów dokładnie w momencie, w którym pięść Hermiony wystrzeliła w kierunku twarzy Draco. Ten błyskawicznie się uchylił, zręcznie unikając ciosu.
     — Co ci odwaliło, Granger? — warknął.
     — Jak mogłeś to zrobić Harry'emu?! Jak mogłeś wykorzystać go w tak ohydny sposób?! — wrzasnęła Hermiona, robiąc krok w przód.
     — O czym ty gadasz, do cholery? — Draco kolejny raz uchylił się przez ciosem.
     — Nie strugaj niewiniątka! — ryknął Ron.
     — Harry wszystko nam opowiedział, jak go wykorzystałeś! Był dziewicą, a ty go zbrukałeś! — krzyknęła Hermiona.
     Zgromadzony wokół tłumek ciekawskich zaszeptał w podnieceniu. Malfoy i Potter? Kręcili ze sobą? Niektórzy uśmiechali się znacząco, twierdząc, że od dawna czuli pismo nosem. Inni wytrzeszczali oczy w niedowierzaniu. Wszyscy natomiast wiedzieli jedno — dwóch najbardziej wystrzałowych facetów w szkole było już zajętych.
     — Niczego takiego mu nie zrobiłem — burknął Draco. W jego oczach pojawiło się coś na kształt rozmarzenia. — Aczkolwiek nie ręczę za siebie, gdyby przyszedł i sam mi się oddał…
     W tym momencie Neville zaczął przepychać się zdecydowanie przez tłum, ciągnąc za sobą Harry'ego. To natychmiast zwróciło uwagę Malfoya.
     — Harry! — Ślizgon szybko chwycił go w objęcia. — Powiedziałeś Weasleyowi i Granger, że uprawiałem z tobą seks?
     — Nie — zaprzeczył Harry.
     Z ust Rona i Hermiony wyrwał się niemal identyczny charkot.
     — Przecież powiedziałeś! — wrzasnęli chórem.
     Harry kompletnie ich zignorował i uśmiechnął się do Dracona. Znów byli razem, tak blisko siebie — w tym momencie świat przestał dla niego istnieć. Z rozmarzenia wyrwało go dopiero zdecydowane szarpnięcie za ramię.
     — Wyjaśnij mi jedno — zażądał szorstko Ron. — Lubisz Malfoya?
     — Nie — odparł Harry.
     Na twarzach Hermiony i Rona odmalowała się wielka ulga, choć nieco ich zdziwiło, że Malfoy wciąż się uśmiechał. I czego się szczerzy jak głupi do sera? Przecież Harry dał mu właśnie odpał na oczach całej szkoły!
     — On mnie nie lubi — oświadczył Draco i musnął ustami policzek Harry'ego. — On za mną szaleje.
     — To prawda? — wykrztusił Ron.
     Harry nie zdążył odpowiedzieć, gdyż w tym momencie Draco pocałował go łapczywie i zaborczo, odbierając mu całkowicie zdolność mowy.
     Ronowi nie było dane doczekać się odpowiedzi.

ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY

     HERBATA WŁADCZOŚCI


     W sobotni poranek Harry obudził się w wyjątkowo dobrym nastroju. To, co zdarzyło się wczoraj na oczach całej szkoły było jasnym dowodem na to, że sprawy między nim a Draco przybrały poważny obrót. Już nie było odwrotu, wiedziała o nich cala szkoła, a co za tym idzie, prawdopodobnie cały świat.
     Poprzedni dzień był natomiast wyjątkowo pechowy dla Rona, który wylądował w skrzydle szpitalnym. Szok jaki przeżył, był dla niego stanowczo zbyt duży i biedak zemdlał z wrażenia. Harry miał nadzieję, że nie stało mu się nic poważnego, kiedy upadając bez przytomności, wyrżnął z całej siły głową o podłogę korytarza.
     Z uśmiechem otworzył nocną szafkę i wyjął z niej zdjęcie. Przez chwilę przyglądał się dwóm stojącym obok siebie postaciom. O tak, razem wyglądali znakomicie. Harry przesunął koniuszkami palców po fotografii i schował ją na swoje miejsce, po czym wstał i udał się do łazienki, aby rozpocząć dzień.
     Ubrał się i jak zwykle zszedł do pokoju wspólnego.
     — Cześć! — powitał czekających na niego bliźniaków.
     — Cześć, Harry — odpowiedzieli bracia Weasley.
     Harry zerknął w głąb pucharka. Dzisiejsza herbata miała ciemnoczerwony kolor i do złudzenia przypominała krew. Harry wypił ją i skrzywił się z niesmakiem.
     — O fu! Tuńczyk!
     Fred potrząsnął głową w desperacji.
     — Poddaje się. Kolejny skopany smak!
     — Coś nam te smaki nie wychodzą — zgodził się George.
     Harry odstawił pucharek i wtedy poczuł, że jego ciało lekko drży. Serce na moment przyspieszyło swój rytm, a świat przed jego oczami na moment stał się zamglony, ale tylko na krótką chwilę.
     — Nazywam się Harry Potter — oświadczył.
     — Wiemy — odparli bliźniacy.
     — Gdy byłem niemowlęciem, ocaliłem czarodziejski świat — ciągnął dalej Harry.
     — O tym wiedzą wszyscy. — Bracia Weasley przewrócili wymownie oczami.
     — Kilka razy ratowałem też szkołę z wielkich opresji. — Brwi uniosły się, dając do zrozumienia, że biada temu, kto ośmieliłby się zaprzeczyć.
     — No i co z tego?
     — A to, że w podzięce za wszystko, co uczyniłem dla tego świata, czarodzieje winni okazać mi dozgonną wdzięczność i stać się moimi poddanymi.
     W dwóch parach błękitnych oczu odmalował się szok.
     — Tylko ja wiem, co jest najlepsze dla czarodziejskiego świata — ciągnął Harry chłodno — i wprowadzę konieczne zmiany. Przy pomocy użytecznych poddanych będę w stanie naprawić to, co złe i sprawić, że świat stanie się takim, jakim być powinien.
     Bliźniacy rozdziawili usta.
     — Jednak ludziom nie można ufać. Będę musiał znaleźć sposób, aby kontrolować ich wszelkie poczynania, tak, aby nie mieli możliwości zdrady. Byłoby niedobrze, gdyby odwracając się od swego pana zniszczyli wszystko, na co tak ciężko pracowałem. Być może jakiś znak, coś w rodzaju piętna, pomógłby mi utrzymać nad nimi kontrolę…
     Piegi braci Weasley zbladły ze strachu tak, że stopiły się ze skórą.
     — Konieczne więc będzie opanowanie sztuki czarnomagicznej. W ten sposób będę mógł karać niewiernych i likwidować tych, którzy ośmielą się mi sprzeciwić. Zaklęcia Niewybaczalne to dobra opcja, chociaż parę zaklęć torturujących wyższego poziomu też warto by mieć na podorędziu…
     W tym momencie przemowa nagle się urwała, a Harry runął jak długi na podłogę, trafiony celną Drętwotą.
     — Co wyście mu znowu zrobili? — Oczy Neville'a płonęły gniewem.
     — To się naprawi! — Bliźniacy z ulgą rzucili się ku leżącemu nieruchomo Harry'emu. Wściekły wzrok Neville'a zdawał się przepalać ich na wylot, więc zaczęli pospiesznie machać różdżkami, rzucając jedno z zaklęć uzdrawiających. Skóra Harry'ego natychmiast pokryła się wilgocią, gdy jego organizm pozbywał się dzisiejszej herbaty niczym trucizny.
     — Zmieniliśmy go w Sami-Wiecie-Kogo! — wysapał Fred.
     — O mamusiu. Zabije nas, jak się ocknie — jęknął George, trzęsąc się ze strachu.
     Machnięciem różdżek bliźniacy oczyścili podłogę oraz Harry'ego. Widząc to, Neville zdjął rzuconą przez siebie Drętwotę. Harry otworzył oczy i natychmiast wbił wzrok w braci Weasley. Nie dając mu szansy na jakąkolwiek reakcję, Fred wymierzył różdżką w jego głowę i krzyknął:
     — Obliviate!
     Oczy Harry'ego przybrały dziwnie błędny wyraz.
     — Posłuchaj, Harry — zaczął George. — Herbata chyba źle na ciebie podziałała, bo zasłabłeś. Powinieneś wrócić do dormitorium i trochę się zdrzemnąć, co?
     — Powinienem się trochę zdrzemnąć — wymamrotał Harry posłusznie, wciąż lekko otępiały.
     — No i świetnie. Neville, pomożesz mu?
     — No chyba. — Neville delikatnie pomógł przyjacielowi wstać, podtrzymując go przy tym, gdyż Harry chwiał się na nogach. Wspólnie udali się do sypialni, gdzie przywitał ich zdziwiony wzrok Deana.
     — Co się stało Harry'emu?
     — Nic. Jest tylko zmęczony, musi się przespać — odparł Neville.
     — Przespać? Przecież obudził się dopiero dwadzieścia minut temu! — zdziwił się Seamus.
     — Ale widocznie się nie wyspał!
     — Skoro tak mówisz… — Seamus nie ciągnął dłużej tej dyskusji.
     Neville pomógł Harry'emu przebrać się w piżamę i położyć do łóżka, głośno przy tym wzdychając.
     Czasami bycie przyjacielem Harry'ego Pottera to ciężki kawałek chleba.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
3211
3211
3211
01310aid 3211 Nieznany (2)
3211
3211
3211
3211 Level control, ADS, ASD, 4MATIC, fluid level

więcej podobnych podstron