Euforbia pulcherrima draconis
Śnieg zaczął prószyć w Hogsmeade pewnego listopadowego poranka. Płatki wirowały leniwie w powietrzu, osiadając z gracją na drzewach, parapetach i wieżyczkach, nadając Howartowi bajkowy wygląd. Tego samego dnia Albus Dumbledore wezwał do siebie opiekunów wszystkich czterech domów, oznajmiając, że chce w ich towarzystwie zjeść podwieczorek.
Minerwa McGonagall spotkała się na schodach z Severusem Snape'm, wymieniając z nim ponure spojrzenie. Nie żeby była takim świętofobem jak Mistrz Eliksirów, naprawdę lubiła święta, ale nawet jej świąteczny entuzjazm Albusa wydawał się niebezpieczny. Za to Sprout i Flitwick, którzy dołączyli do nich, zanim przekroczyli jeszcze próg gabinetu dyrektora, nie wyglądali wcale na zaniepokojonych. Filius opowiadał coś Pomonie z ożywieniem i co chwilę chichotał.
Severus skrzywił się niemiłosiernie, a Minerwa westchnęła z rezygnacją i wtedy Albus otworzył im drzwi.
- Witajcie, moi drodzy. Cieszę się, że was widzę.
- Zupełnie bez wzajemności - mruknął Snape.
- Dobry wieczór, Albusie - odpowiedziała Minerwa, chcąc swoim stanowczym głosem podkreślić, że i ona nie ma czasu na głupoty.
Pomona i Filius tylko się uśmiechnęli i usiedli na małej sofie, pozostawiając reszcie głębokie fotele. Minerwa zajęła jeden z nich w ślad za Albusem, tylko Severus nie ruszył się spod drzwi.
- Ależ mój drogi, chyba nie będziesz tam sterczał przez cały podwieczorek? - Dumbledore spojrzał na niego dobrodusznie.
- Dziękuję, dobrze mi tu. Poza tym jestem nieco zajęty, więc mam nadzieję, że to nie potrwa długo.
- Nalegam, abyś usiadł. Mamy dużo ważnych spraw do omówienia…
- Nie wątpię - burknął Snape.
- Poza tym skrzaty przygotowały przepyszną leguminę i najlepszą kawę.
Severus miał wielką ochotę przypomnieć dyrektorowi, że nie lubi słodyczy i że zdecydowanie bardziej wolałby teraz wypić małą czarną kawę w swoim gabinecie, niż tę pełną cholesterolu brązowawą mieszaninę, ale ściągnięte usta Minerwy uświadomiły mu, że to jedynie pogorszy ich sytuację, więc z rezygnacją ruszył w stronę fotela i zajął wskazane mu miejsce.
- Jak zapewne wiecie - zaczął Dumbledore - Magiczna Akademia w Oksfordzie przy współpracy ze Szkołą Magii i Czarodziejstwa Beauxbatons, co roku w czasie ferii zimowych organizuje Kurs Magii Zapomnianej. Pomyślałem, że byłoby miło, gdyby Hogwart dołączył do tej inicjatywy.
- To znaczy chciałbyś, abyśmy w tym roku my zajęli się organizowaniem kursu? - zapytała McGonagall sceptycznym tonem.
- Nie. Myślę, że jesteście wystarczająco zajęci, a tamtejsi specjaliści świetnie sobie radzą. Poza tym Chamonix jest zdecydowanie przyjemniejszym miejscem do spędzenia ferii zimowych. Chciałbym jednak, aby nasi uczniowie również wzięli udział w kursie.
- Ale to bardzo droga sprawa, większości uczniów nie będzie na to stać - zauważyła Sprout.
- Zdaję sobie z tego sprawę, Pomono. Zostało mi jednak trochę tegorocznych funduszy i chciałbym opłacić wyjazd kilku wybranym uczniom.
- Magia Zapomniana to bardzo interesujący kurs. Mam nadzieję, że ktoś z mojego domu weźmie w nim udział. - Severus Snape po raz pierwszy od początku spotkania się ożywił.
- Rozumiem, że wybierzemy najzdolniejszych z każdego z domów - dodała McGonagall, patrząc wymownie na Snape'a, dając mu tym samym do zrozumienia, że każdy z nich widzi na kursie swoich podopiecznych.
- Moi uczniowie będą zachwyceni! - ucieszył się Flitwick.
- To naprawdę świetny pomysł - podchwyciła Sprout.
- O jakiej liczbie uczniów mówimy? - Snape, jak zawsze, był konkretny.
- Myślałem o ośmiu. Na tyle, w chwili obecnej, Hogwart może sobie pozwolić.
- Zatem sami mamy zdecydować, kogo chcielibyśmy wysłać? - zainteresowała się Pomona.
- Najbardziej sprawiedliwie będzie wziąć pod uwagę średnią ocen semestralnych - zaproponował Flitwick.
- Ależ oceny to nie wszystko! - zaoponowała Minerwa.
- Jasne, najlepiej weźmy pod uwagę przepowiednie - sarknął Snape, na co McGonagall posłała mu złowrogie spojrzenie, ale wcale nie powstrzymało go to od kontynuowania. - Te o zbawianiu świata. Bo przecież Potter, jak zawsze, musi się załapać, a ze swymi ocenami…
Albus Dumbledore mógłby sobie pogratulować. Po raz pierwszy w okresie przedświątecznym udało mu się wywołać takie poruszenie u swojego grona pedagogicznego. Nie szkodzi, że trochę się przekomarzali. Najważniejsze, że poczuli się zaangażowani. Przez chwilę mówili wszyscy na raz i byli bardzo podekscytowani.
- Właściwie… - W końcu Albus zdecydował się im przerwać. - Mam nieco odmienny pomysł na to, jak wybiorę uczniów, którzy pojadą do Chamonix.
W gabinecie zapadła cisza.
- Jaki? - odważyła się zapytać Pomona.
Przez chwilę Dumbledore nie odpowiadał, jakby nad czymś się zastanawiając i kręcąc młynki kciukami.
- Zorganizuję Adwentowy Kotylion - odparł wreszcie, posyłając im figlarny uśmiech.
- O matko - jęknął Snape, a McGonagall chrząknęła nerwowo.
- Oryginalnie - oceniła Sprout.
- Mogę zorganizować orkiestrę - zaproponował Flitwick.
- Masz na myśli, że banda dzieciaków będzie z siebie robić jeszcze większych idiotów niż są na co dzień, wykonując dziwaczne wygibasy w takt ciężkiej do zniesienia melodii? - sprecyzował Snape.
- Nie do końca, Severusie. - Uśmiechnął się Dumbledore.
- Czyli może być jeszcze gorzej?
- Mam na myśli skojarzenie tradycji adwentowych kalendarzy i kotyliona.
- Widać może - skwitował pod nosem Snape, ale Dumbledore w ogóle się nim nie przejął.
- Nadeszły ciężkie czasy. Teraz bardziej niż kiedykolwiek ważna jest celebracja świąt i wszystkiego, co niesie nam radość i nadzieję. - Wszyscy posłusznie skinęli głowami, w geście potwierdzenia. Słyszeli to już nie pierwszy raz. Oponowanie nie miało sensu. - Chciałbym też uczynić wreszcie jakiś krok, by nasi uczniowie zrozumieli, iż podział na domy jest tylko umowny, a siła tkwi nie w jednostce, a jedności. Jakiś czas temu obiecaliście mi pomóc w integracji międzydomowej, mam więc nadzieję, że przy tak wspaniałej okazji…
- Nie nazwałbym tego obietnicą - mruknął pod nosem Snape.
- … naprawdę wspaniałej okazji - ciągnął jednak niezrażony Dumbledore - z radością mi pomożecie.
- Oczywiście! - Pomona dała się ponieść świątecznemu entuzjazmowi dyrektora.
- Zatem jak dokładnie widzisz całe to przedsięwzięcie? - zapytała Minerwa, której mina wyraźnie sugerowała, iż jej odczucia są znacznie bliżej Severusowych.
- Bardzo prosto. - Wygięte w łuk brwi Sanape'a i zaciśnięte usta McGonagall wyrażały daleko idące powątpiewanie. Tylko FIlius i Pomona zdawali się autentycznie zaciekawieni. - Ostatniego dnia listopada, uczniowie szóstych i siódmych klas, do których skierowane jest zaproszenie udziału w kursie, rozlosują między sobą kotyliony. Warunkiem niezbędnym będzie stworzenie par z różnych domów. W ten sposób dobrana para, wzorem adwentowego kalendarza, będzie spotykać się każdego dnia grudnia aż do Wigilii. Spotkania te, niczym adwentowe czekoladki, mają być dla nich czymś miłym i pożytecznym zarazem. Każdy z nich będzie też prowadzić dziennik, aby udokumentować ich przebieg. W trakcie tego czasu mają nauczyć się przynajmniej trzech zaklęć nie znajdujących się w programie nauczania, przyrządzić dwa oryginalne eliksiry i wyhodować jedną magiczną roślinę. Poza tym sprawić sobie wzajemnie przynajmniej po jednej niespodziance i starać się spędzać czas w taki sposób, by jak najlepiej się poznać. Dwudziestego czwartego grudnia zaś ocenimy, jak poradzili sobie z powierzonymi im zadaniami, zarówno tymi praktycznymi, jak i integracyjnymi. Cztery zwycięskie pary wyjadą na ferie zimowe do Chamonix.
Kiedy dyrektor skończył mówić, w gabinecie zaległa cisza. W końcu przerwał ją Snape.
- To wszystko? - jego głos ociekał jadem.
- Tak. Raczej tak - odparł Dumbledore, bardzo zadowolony z siebie. - Oczywiście w miarę swoich możliwości pomagajcie im, odpowiadajcie na pytania i zachęcajcie do pracy. Myślę, że to będą bardzo udane święta. Jak sądzicie?
Harry zawsze przeczuwał, że nie ma szczęścia do żadnego rodzaju losowań. Kiedy jednak wyciągnął z Tiary Przydziału srebrzysto-zielony kotylion, zyskał absolutną pewność. Czy mogło spotkać go coś gorszego na święta niż… Draco Malfoy?! Czy w o g ó l e mogło go spotkać coś gorszego?
1 grudnia
Nie sądzę, aby udało mi się zobaczyć Francję. Mam wrażenie, że warunkiem niezbędnym może okazać się przeżycie nas obu, a biorąc pod uwagę następne dwadzieścia trzy dni i nieskończoną ilość możliwości wzajemnego zamordowania się, wydaje się to raczej mało prawdopodobne. Zatem… może innym razem.
- Harry, czy w ten oryginalny sposób chcesz zdobyć stypendium? - Hermiona zmarszczyła brwi, pochylając się nad jego pergaminem.
- Nie zależy mi - mruknął Harry.
- Ależ, Harry! Kurs Magii Zapomnianej to niepowtarzalna okazja, żeby nauczyć się czegoś nowego! Ty bardziej niż ktokolwiek inny powinieneś wziąć w nim udział.
- Masz rację, Chamonix słynie ze wspaniałych stoków, wiesz Mount Blanc i takie tam, i miałem nadzieję, że mógłbym spróbować swoich sił na nartach, ale..
- Mówiąc o nauce czegoś nowego miałam na myśli Magię Zapomnianą, a nie sporty zimowe - zauważyła Hermiona z przekąsem.
- Ale - kontynuował Harry, jakby nie dosłyszał uwagi przyjaciółki - wydaje się to zupełnie niemożliwe.
- Och, nie przesadzaj. Odrobina pracy…
- Odrobina pracy? Czy ty siebie w ogóle słyszysz, Miono? - wtrącił się do rozmowy Ron. - To chyba jeden z nielicznych przypadków, kiedy absolutnie każdy ma większe szanse od Harry Pottera!
- Dzięki, stary! - mruknął Harry, a Hermiona posłała swojemu chłopakowi karcące spojrzenie. Ron jednak najwyraźniej uważał cała sytuację za zabawną.
- Och, po prostu powiedziałem prawdę. Od momentu, kiedy Harry ujrzał pierwszą literę imienia Malfoya na swoim kotylionie, stało się jasne, że jego szanse na wygraną są ujemne. Ale patrząc na to od innej strony: za to nie musi się przejmować zasadami i może porządnie dokopać Fretce.
- Ron! - zawołała z oburzeniem Hermiona, a Harry wyszczerzył się do przyjaciela.
- No co, trzeba znaleźć jakieś pozytywy, no nie? A taka okazja może się już nie powtórzyć!
2 grudnia
Tradycja adwentowych kalendarzy nie jest mi oczywiście obca. W dzieciństwie matka zawsze przygotowywała dla mnie tego typu niespodzianki. Ale adwentowy kotylion? To najbardziej niedorzeczny pomysł, na jaki kiedykolwiek komukolwiek dane było wpaść. Co roku w Hogwarcie przesadza się z tą sztucznie napompowaną świąteczną atmosferą, ale tym razem… brak mi słów!
- Ależ Draco, tobie nigdy nie brakuje słów - zauważyła Pansy.
- Gdybyś widziała, jak wczoraj ubrał się Potter, na p i e r w s z e spotkanie ze mną, uwierzyłabyś, że i mnie czasem może zabraknąć słów.
- Miałeś na myśli, że Harry popełnił jedną z listy Dziesięciu Niewybaczalnych Pomyłek, Jakich Nie Można Popełnić Na Pierwszej Randce z Draco Malfoyem?
- Jedną?! - zawołał Draco rozdzierającym głosem. - Popełnił je wszystkie! Wszystkie, rozumiesz?!
- A-ha, czyli traktowałeś owo spotkanie jak randkę? - zauważyła chytrze Pansy.
- Po prostu… tego się nie da opisać - odparł jednak Draco i zabrał się ponownie do pisania, jakby Pansy nie powiedziała nic wymagającego dodatkowego komentarza.
3 grudnia
Wciąż żyję, co uważam za swój osobisty sukces.
- Niemniej należy również zauważyć, że Malfoy też żyje, co można by potraktować jako porażkę - skomentował Ron.
- Ron, nie masz do napisania własnego sprawozdania? - zapytała Hermiona.
- Ja i Megan świetnie się dogadujemy i napisaliśmy nasze sprawozdanie razem.
- Och! Świetnie się dogadujecie? - głos Hermiony stał się podejrzanie wysoki.
- No… tak - odparł Ron i spiekł raka. Najwyraźniej zrozumiał, że popełnił niewybaczalny błąd. - A jak tam ty i Terry? - zapytał szybko.
- Świetnie. Po prostu fantastycznie - odparła Hermiona wściekłym tonem i wróciła do pisania.
- Och, Mruniu, nie denerwuj się bez powodu.
- Nie nazywaj mnie, Mrunią, kiedy jestem na ciebie wściekła. I lepiej idź sobie do Megan, ona pewnie nie denerwuje się bez powodu!
Harry dyskretnie uniósł się z kanapy, postanawiając dokończyć swoje sprawozdanie w zaciszu dormitorium. Nauczył się już rozpoznawać ten ton Hermiony i wiedział, że nie wróży on nic dobrego, zatem zdecydowanie bezpieczniej będzie się oddalić.
4 grudnia
Potter nie tylko ubiera się szkaradnie, wcale nie czesze (albo robi coś jeszcze znacznie gorszego ze swoimi włosami) i absolutnie nie posiada smaku. Nie wystarcza mu też bezduszne działanie mi na nerwy i bezustanna demonstracja zupełnego braku towarzyskiej ogłady. Nie. On po prostu uparł się zmarnować naszą szansę.
- Um, Draco…
- Pansy, nie teraz - odparł Draco z roztargnieniem, ssąc końcówkę pióra w zamyśleniem.
- Waszą szansę? - zapytała jednak dziewczyna z dwuznacznym uśmiechem.
- No właśnie! - teraz Draco się ożywił. - Ty też to zauważyłaś, prawda?
- Ale szansę na co?
- Ja się naprawdę staram. Zawsze używam najlepszych perfum przed spotkaniem z nim, z pietyzmem układam włosy, usiłuję zrobić wrażenie… a on… tak po prostu chce to zmarnować!
- Waszą szansę - powtórzyła Pansy, starając się zachować powagę.
- Naszą szansę na uczestnictwo w elitarnym, oksfordzkim kursie Magii Zapomnianej. To niewybaczalne!
- Ach, w kursie… Oczywiście. - Pansy, z sobie tylko wiadomych powodów, uśmiechnęła się do siebie.
5 grudnia
Nie widziałem się dziś z Malfoyem. To dziwne. Znaczy, nie to, że się z nim nie widziałem, ale to, jak się teraz czuję. A czuję się… - Harry zastanowił się przez chwilę.
- Stęskniony? - podpowiedział Ron, chichocząc.
- Bardzo zabawne - mruknął Harry. - Znowu się nudzisz? Te twoje sprawozdania z Megan faktycznie idą wam podejrzanie zbyt dobrze, skoro masz jeszcze tyle energii, by zajmować się cudzymi.
Ron na wzmiankę o przydzielonej mu Puchonce aż podskoczył nerwowo.
- Ciiicho, jeszcze Hermiona usłyszy! - ofuknął przyjaciela. - Wiesz ile się namęczyłem, żeby ją ostatnio udobruchać?
- O wilku mowa - odparł Harry, zauważając przyjaciółkę, wchodzącą do pokoju wspólnego.
- To ja chwilowo zostawię cię sam na sam z twoją tęsknotą - podsumował Ron, uchylając się przed kuksańcem przyjaciela i ruszając w stronę swojej dziewczyny.
… po prostu dziwnie. Tak jakby po tych czterech dniach wyzywania się, rzucania w siebie klątwami i jednym słowem koszmarnego marnowania czasu, piątego dnia, gdy wreszcie mogę od niego odpocząć, w jakiś pokrętny sposób mi go brakuje. To absurdalne. Oczywiście, że za nim nie tęsknię. Tego by jeszcze brakowało! Chyba po prostu czuję wewnętrzny niepokój. Coś jak cisza przed burzą. Malfoy zaproponował, by dzisiejsze spotkanie odbyło się w nocy. A ja nie mogę się doczekać. To znaczy, to jasne, że on coś knuje. A ja się denerwuje. I chciałbym to już mieć za sobą.
- Pokój Życzeń, to takie oklepane, Malfoy - Harry przywitał Ślizgona ironicznym tonem, zjawiając się o wybranej porze.
- Chciałem, żeby nikt nam nie przeszkadzał. I chociaż raz mógłbyś nie być takim idiotą, Potter - odciął się Malfoy.
- I kto to mówi! - prychnął Harry i dodał pod nosem: - Trzeba być największym pechowcem na świecie, żeby z wszystkich uczniów wylosować właśnie ciebie.
- Z tego co wiem, mówi się, że masz szczęście. - Malfoy uniósł jedną brew.
- Nie tym razem, jak widać - mruknął Harry, nieco zbity z tropu, że Ślizgon nie odciął mu się ponownie.
- Może jeszcze po prostu tego nie dostrzegasz.
- Nie dostrzegam czego? - Tym razem to brwi Harry'ego powędrowały do góry.
- Swojego szczęścia. - Malfoy uśmiechnął się do niego.
- Aha - odpowiedział Harry i zaczął mieć niedobre przeczucia, że Malfoya ktoś otruł, a on za chwilę będzie musiał go ratować.
- Wylosowałeś najprzystojniejszego i najinteligentniejszego kandydata. Stanowimy najbardziej wyrazistą parę i jeśli tylko zechcemy, razem możemy okazać się faworytami tego bzdurnego kotylionu.
- Malfoy, czy ty masz gorączkę? - Obawy Harry'ego nabrały realnych kształtów. Z Ślizgonem działo się coś bardzo niedobrego.
- Nie, Potter. Rusz tym swoim pojedynczym neuronem. Wszyscy wiedzą, że się nienawidzimy, tak?
Harry skinął głową.
- Właśnie. Więc jeśli nagle zaczniemy ze sobą normalnie rozmawiać, to musi zrobić wrażenie. Tak?
- Prawdopodobnie - musiał zgodzić się Harry, choć w dalszym ciągu nie wiedział, jak Malfoy wyobraża sobie ich wspólne rozmawianie.
- Wrażenie większe niż cokolwiek innego - ciągnął tymczasem Malfoy. - Kto będzie lepszy od nas? Twoja Granger z jakimś Krukonem? Toż przecież wiadomo, że ona rozumie lepiej tych kujonów, niż ktokolwiek inny. Pansy z Anthonym? Cały Slytherin szepta, że zdołała sfałszować kotylion, żeby być z nim w parze. Reszta? Nie, nie ma drugiej takiej pary, jak my. A myślę, że i z teorią sobie poradzimy. Kto uwarzy lepsze eliksiry niż chrześniak Mistrza Eliksirów?
- Snape jest twoim ojcem chrzestnym?! - Harry był w takim szoku, z powodu monologu Malfoya, że odczuł potrzebę zadania jakiegokolwiek pytania.
- Tak wyszło - przyznał chłopak.
- O Merlinie!
- Z nowymi zaklęciami powinieneś sobie chyba dać radę, prawda? Znaczy, ja też, ale prawdopodobnie czarnomagiczne nie będą zbyt dobrze widziane. To jak?
W pokoju życzeń zapadła cisza. Harry wpatrywał się w Draco Malfoya w osłupieniu. Miał wrażenie, jakby zobaczył go po raz pierwszy w życiu.
- Mówisz poważnie? - wykrztusił wreszcie.
- Bardzo chciałbym wziąć udział w Kursie Magii Zapomnianej - odparł Ślizgon bardzo cicho.
6 grudzień
Dostałem od Malfoya prezent. Mikołajkowy.
- Nazywa się Euforbia pulcherrima draconis - sprecyzował Ślizgon.
- Przeszkadzasz - upomniał go Harry.
- Raczej pomagam. Przypominam ci nazwę, żebyś mógł ją zapisać. Euforbia…
- A nie było czegoś bardziej normalnego? - Harry przerwał mu, krzywiąc się.
- Nie chcemy być pospolici, pamiętasz, Potter?
- I dlaczego niby: draconis?
- Bo sama Euforbia pulcherrima to nic innego jak mugolska Gwiazda Betlejemska. Ale ponieważ zmodyfikowałem ją magicznie wedle własnego pomysłu, dodałem człon od swojego imienia.
- Jakie to skromne - sarknał Harry.
- Po prostu oryginalne! - oburzył się Malfoy w swojej obronie. - A przy okazji spełniłem już dwa z postawionych nam warunków. Sprawiłem Ci niespodziankę i zaopatrzyłem nas w magiczną roślinę.
- No tak, to w czym właściwie tkwi jej magia? - zapytał Harry, sceptycznie przyglądając się kilku badylkom z mizernymi pączkami.
- W tym, że zakwitnie dokładnie dwudziestego czwartego grudnia. Dropsowi powinno się to spodobać. On lubi takie świąteczne ckliwostki. Teraz musisz tylko o nią zadbać. Pamiętasz zaklęcia?
- Pamiętam - przytaknął Harry bez śladu zaangażowania.
- To zapisz - polecił Malfoy.
- Po co, skoro pamiętam - sprzeciwił się Harry.
- Po pierwsze, bo na pewno zapomnisz, a po drugie, jak możesz pamiętać coś, czego nawet nie wysłuchałeś.
- Słuchałem - zaoponował Harry.
- Akurat. Chyba tak, jak na Eliksirach - odparł z ironią Malfoy.
- Na Eliksirach też słucham, tylko Snape się na mnie uwziął!
- O matko, brzmisz jak rozhisteryzowana panienka.
- Dobrze wiesz, że mnie nienawidzi! - rozłościł się Harry. Malfoy był naprawdę taki wkurzający!
- Zapiszesz te zaklęcia, czy nie? - ziewnął ostentacyjnie Ślizgon.
- Nienawidzi mnie!
- Salazarze, jak katarynka! - jęknął Ślizgon. - A co, wszyscy muszą cię kochać?
Harry zastanowił się przez chwilę.
- Zasadniczo to nie. Ale mógłby być przynajmniej sprawiedliwy.
- Sprawiedliwy, sprawiedliwy - przedrzeźnił go Malfoy. - Życie nie jest sprawiedliwe, Potter. Jeszcze się tego nie nauczyłeś?
Harry westchnął ciężko. Pewnie, że się nauczył. Dawno temu.
Jest nim Smocza Gwiazda Betlejemska, która, żeby ją wyhodować, wymaga używania codziennie trzech zaklęć: wilgoci - Humor, ciepła - Calor, ciemności - Caligo.
- A jednak słuchałeś…
7 grudnia
Smocza Gwiazda Betlejemska… podoba mi się.
- Tak ją nazwałeś? - zapytała Pansy.
- Nie, to Potter - odpowiedział zgodnie z prawdą Draco.
- I sam to wymyślił? - zdziwiła się dziewczyna.
- Też byłem zaskoczony. Ale wczorajszy wieczór należał do niespodzianek…
- Co dokładnie masz na myśli? - Pansy przyjrzała się uważnie przyjacielowi. - Czyżby…
- Czekaj, czekaj - przerwał jej z wyrazem roztargnienia na twarzy. - To zdanie jest dobre. Zapiszę je.
- „Co dokładnie masz na myśli?” To dobre zdanie?
- Pasny… - Chłopak machnął ręką ze zniecierpliwieniem.
Mikołajkowy wieczór należał do niespodzianek, a dzień, który po nim nastąpił był znacznie lepszy od poprzedniego. Myślę, że ja i Harry wreszcie zaczynamy się rozumieć.
- Łohoho, chyba się zagalopowałeś. Ty i Harry zaczynacie się rozumieć? W jakiej kwestii?
- W kwestii, że byłoby miło wygrać to stypendium - odparł Draco, nie wspominając, że i owo stwierdzenie jest wysnute nieco na wyrost.
- Aha. A od kiedy to jesteś z Potterem po imieniu? - Pansy z ledwością zdławiła chichot.
- Nie jestem - mruknął Draco. - Ale tak sprawozdanie zdecydowanie lepiej brzmi.
Przez chwilę żadne z nich się nie odzywało. Wreszcie Pansy przerwała ciszę.
- Bardzo zależy ci na tym wyjeździe - stwierdziła.
- To prawda.
- Dlaczego?
- Lubię wygrywać.
8 grudnia
Razem z Malfoyem postanowiliśmy dzisiejsze spotkanie odbyć w bibliotece w celu poszukania jakiegoś interesującego zaklęcia do nauczenia.
- Nie powinieneś nazywać mnie Malfoyem - zauważył Ślizgon.
- A ty nie powinieneś mi przeszkadzać - odparł zniecierpliwiony Harry. Odkąd ustalili, że będą pisać sprawozdania razem w imię wyższego dobra, Harry miał wrażenie, że idzie mu to jeszcze gorzej niż na początku. Jakiego wyższego dobra, właściwie nie był w stanie określić, bo kiedy zaczynał się nad tym wszystkim głębiej zastanawiać, to wcale nie zależało mu na wygranej. Wyglądało jednak na to, że było już za późno, żeby się wycofać.
- Wcale nie przeszkadzam, tylko staram się nam pomóc. Dlatego zauważyłem, że tytułowanie mnie Malfoyem nie jest wskazane.
- A co, zmieniłeś nazwisko? - zainteresował się Harry.
- Nie, głupku. Ale chyba powinniśmy zacząć sobie mówić po imieniu.
Harry miał tego pecha, że jak zwykle dbający o niego Zgredek przyrządził mu gorącą czekoladę i w momencie, kiedy dotarł do niego sens zdania wypowiedzianego przez Malfoya, opluł nią cała swoją szatę.
- Masz na myśli, że mam do ciebie mówić Draconie?
- Miałem na myśli, kiedy będziesz pisał - sprostował pośpiesznie Ślizgon. - I „Draco” w zupełności wystarczy.
9 grudnia
- Geli Praestigi! - Harry machnął różdżką i w tej samej chwili stracił równowagę i się przewrócił, co Malfoy skwitował chichotem. Podłoga zamieniła się w pokrytą lodem powierzchnię.
- No co? - burknął Harry, wstając i rozmasowując sobie tyłek.
- Geli Preastigii, a nie preaestigi - sprostował Malfoy i wycelował w stojące obok niego krzesło, które zamiast udekorować się w jakiś zimowy sposób, rozsypało się w kupkę śniegu.
- Aaaahaaa - podsumował Harry, udając powagę. - Zatem tak to ma wyglądać…
- Och, musiałem po prostu źle zaakcentować. - Malfoy wzruszył ramionami i podszedł do pozostałości krzesła. - Myślisz, że jest prawdziwy?
- Przekonajmy się. - Harry sięgnął do wyczarowanego śniegu i uformował kulkę. - Wygląda całkiem prawdziwie - ocenił ze złowrogim błyskiem w oku.
- Ani się waż - ostrzegł go Malfoy, cofając się o dwa kroki.
- Bo co mi zrobisz? Zamienisz w bałwana? - parsknął Harry i rzucił kulką w Malfoya.
Ten żeby mieć się czym bronić, spróbował zamienić kolejne krzesło w nieco śniegu, ale tym razem efektem były duże, białe płatki, spadające w tym miejscu z sufitu. Harry zaczął chichotać. Od godziny próbowali wyćwiczyć zaklęcie dekoracyjne, które wybrali wczoraj po długiej dyskusji. Jego zadaniem miało być stworzenie iluzji śniegu, mrozu lub czegoś w tym rodzaju. Jednakże jedyne, co do tej pory udało im się wyczarować, to całkiem prawdziwe przejawy zimy. Stara klasa, jaką wybrali na miejsce treningu, była całkowicie zdewastowana przez lód, śnieg, grad i inne, podobne rzeczy. Jednak Harry musiał przyznać, że całkiem dobrze się bawił.
- To zaklęcie musi być bardzo niestabilne - ocenił Malfoy.
- Jeszcze trochę poćwiczymy i na pewno nam wyjdzie - odparł Harry i wycelował kolejną kulką.
- Moje włosy! - wrzasnął rozdzierająco Ślizgon. - Teraz pożałujesz!
10 grudnia
Po wczorajszym mało poważnym zaklęciu dekoracyjnym Geli Preastigii postanowiliśmy zrobić coś poważniejszego i zająć się uwarzeniem jakiegoś eliksiru.
- Postanowiłeś - poprawił go Harry.
- Postanowiliśmy, ponieważ stanowimy zespół, pamiętasz?
- Zatem jaki eliksir postanowiliśmy uwarzyć? - zapytał Ślizgona z ironią.`
- Boni adfectio - odparł Malfoy
- Hę? - skrzywił się Harry.
- Dobrego Humoru - wyjaśnił chłopak.
- Aaa, i to jest niby to coś poważniejszego…
- Boni adfectio jest eliksirem, który naprawdę trudno uwarzyć. Powinniśmy tym zaimponować komisji.
- Czyli w tym wypadku Snape'owi.
- Czyli w tym wypadku profesorowi Snape'owi - zgodził się chłopak.
- Czyli w tym wypadku to nie ma znaczenia, bo dziwnym zbiegiem okoliczności ty mu zawsze imponujesz.
- Wiesz, pewne cechy ma się wrodzone - odparł Malfoy głosem pełnym samouwielbienia, udając, że nie dostrzega sarkazmu.
- Miałem na myśli, że cokolwiek byś nie uwarzył, on i tak będzie piał z zachwytu - rozzłościł się Harry.
- No właśnie, czego nie można powiedzieć o tobie - odciął się Malfoy.
- No właśnie!
- No właśnie - przyznał spokojnie Ślizgon. - Czyli jeśli przekonam go, że jesteś w stanie samodzielnie uwarzyć Boni Adfectio na pewno będzie wstrząśnięty.
11 grudnia
Dziś kończyliśmy warzyć Eliksir Dobrego Humoru. Faktycznie wcale nie należał do najłatwiejszych.
- Och, warzyliście Boni Adefectio?! - wykrzyknęła zachwycona Hermiona.
- Tak - przyznał Harry bez entuzjazmu.
- Skąd mieliście przepis? Ostatnio próbowałam go znaleźć, ale nie udało mi się.
- Nie wiem, nie interesowało mnie to. - Harry wzruszył ramionami. - Może Malfoy dostał od swojego ojca chrzestnego.
- A co, Snape jest jego ojcem chrzestnym? - zażartował Ron.
- Wiedziałeś? - zdziwił się Harry.
- A jest? - przeraził się Ron.
- Podobno - mruknął w odpowiedzi. - Możecie mnie na chwilę zostawić? Muszę się skupić i napisać to sprawozdanie.
- Przestałeś pisać razem z Malfoyem? - zainteresowała się Hermiona.
- Powiedział, że musi odpocząć.
- I dlatego jesteś nie w humorze? - zapytał Ron.
- Nie jestem „nie w humorze” - zaprotestował Harry.
Przyjaciel zrobił sceptyczną minę.
- Och, po prostu jestem zmęczony - wyjaśnił lekko zirytowany. - Nie lubię eliksirów, a Malfoy koszmarnie mnie przemaglował. Był gorszy od Snape'a!
- Czyli tym razem randka wyszła do kitu? - zapytał Ron niewinnym tonem, szczerząc się do Harry'ego.
Harry już otwierał usta, żeby odpowiedzieć coś przyjacielowi na temat Megan i pilnowania swojego nosa, ale szept Hermiony, który brzmiał bardzo podobnie do „przeginaszron”, nieco go zdekoncentrował. Przyjaciółka natychmiast to wykorzystała i podsunęła mu pod nos kawałek pergaminu.
- W wolnej chwili napisz mi przepis, proszęproszęproszę. A teraz zostawimy cię samego, byś mógł dokończyć sprawozdanie. - Posłała mu rozbrajający uśmiech i pociągnęła Rona w stronę portretu Grubej Damy.
Harry pokręcił z dezaprobatą głową i wrócił do swojego sprawozdania.
12 grudnia
- Myślę, że Boni nam wyszło - stwierdził Malfoy, ostrożnie mieszając w kociołku.
- Czyli nie jesteś pewny? - uściślił Harry.
- Będę pewny, jak spróbuję. Najpierw mam jednak dla ciebie propozycję nie do odrzucenia.
- Już się boję - mruknął Harry.
- Tym razem niesłusznie. To nic strasznego.
- Przejdź do rzeczy, Malfoy.
Chłopak zrobił głęboki wdech i wypalił.
- Doszedłem do wniosku, że potrzebujemy małej kampanii reklamowej.
- Słucham?
- Kampanii. Czegoś, co zwykle robią politycy przed wyborami. Pokazują się, rozdają uśmiechy…
- Coraz mniej mi się podoba - przerwał mu Harry.
- Zastanów się. Nasze sprawozdania to za mało. Jeśli tylko napiszemy, że się lubimy, przecież nikt w to nie uwierzy…
- Przepraszam, czy napisałeś w jakimś sprawozdaniu, że się lubimy?! - zakrztusił się Harry.
- No… nie dosłownie, ale staram się dać to do zrozumienia. - Malfoy zrobił zakłopotaną minę, co dla Harry'ego było czymś nowym. Nie przypuszczał, że Ślizgon kiedykolwiek odczuwa zakłopotanie.
- O Merlinie - jęknął, chociaż w głębi duszy musiał przyznać, że w pewien sposób zaczynał faktycznie Malfoya lubić. Ślizgon był co prawda nieznośny, ale… Harry czekał na ich spotkania.
- No, ale jak już wspomniałem, to trochę za mało - ciągnął Malfoy. - Powinniśmy wyjść gdzieś razem i zaprezentować przypadkowym świadkom, najlepiej w dużej ilości, jak świetnie się razem bawimy.
- I jak, przepraszam, zamierzasz to osiągnąć? Czy publiczne rzucanie w siebie klątwami, względnie wyzwiskami, będzie dobrą kampanią?
- Dramatyzujesz. Wcale się tak nie zachowujemy. Poza tym nie zamierzam robić nic bez ubezpieczenia. Przetestujemy nasz eliksir. Jest go wystarczająco dużo na dwie dawki dla nas i zachowanie próbki, jako dowodu wykonania zadania.
- Rozumiem, że nie jest to sugestia, ale masz dokładny plan? - Harry uniósł jedną brew, wzorem Malfoya i wbił w niego ironiczny wzrok.
- Oczywiście, zawsze jestem przygotowany. Myślałem, żeby wyjść do Hogesmeade wieczorem i pobawić się tam chwilę.
- Pobawić się - powtórzył Harry, starając się włożyć w to zdanie jak największą dawkę niedowierzania.
- Na Salazara, jesteś potworną zrzędą, Potter, zdajesz sobie z tego sprawę?
- Lepiej daj już ten eliksir i miejmy to z głowy.
- Nie teraz. Zaczyna działać po piętnastu minutach. Idź teraz grzecznie do Wieży, pobaw się ze swoimi Gryfonkami, odrób zadanie, a potem umyj, ubierz jak porządny czarodziej i czekaj na mnie w Sali Wyjściowej o dwudziestej. Wtedy wspólnie napijemy się eliksiru i ruszymy na podbój nocy. Zgoda?
- Niech ci będzie. Mam nadzieję, że ten eliksir działa.
- Och, trochę więcej entuzjazmu, Harry!
Po dziesięciu minutach przechadzania się w Sali Wyjściowej Harry uświadomił sobie, że Malfoy umawiając się z nim, użył sformułowania „czekaj na mnie”, co potwornie go zirytowało. Bardziej niż samo czekanie. Bo dlaczego Malfoy założył, że to on ma na niego czekać, a nie odwrotnie?!
- Oho, widzę, że komuś przyda się Eliksir Dobrego Humoru dożylnie - usłyszał za sobą głos Malfoya.
- Spóźniłeś się - warknął Harry.
- Ale w ramach przyzwoitości - uśmiechnął się Ślizgon.
- Spóźnienie z samej definicji jest nieprzyzwoite.
- Dziwne, myślałem, że raczej inne rzeczy są nieprzyzwoite. - Malfoy zrobił śmieszną minę.
- Och, daj już ten eliksir i miejmy to za sobą!
Pierwszą część drogi przebyli w milczeniu.
- Zatem dokąd idziemy? - Harry odczuł nagłą potrzebę odezwania się.
- Pod Trzy Miotły, oczywiście. Można tam dziś potańczyć.
- Zamierzasz tańczyć?! - wykrzyknął Harry.
- Owszem, a co?
- Nic, właściwie to świetny pomysł - Harry usłyszał swój entuzjastyczny głos i zrozumiał, że eliksir działa. Naprawdę miał ochotę tańczyć! I czuł, że nic nie może zepsuć mu humoru tej nocy.
13 grudnia
Z powodu niedyspozycji obu zainteresowanych, dzisiejsze spotkanie się nie odbyło. Aby pozostać w kontakcie wymieniliśmy jednak z Harrym krótkie liściki i doszliśmy wspólnie do wniosku, że prawdopodobnie ujawniły się skutki uboczne eliksiru Boni Adefecto, wśród których znajdują się ból głowy, nudności i biegunka. W załączniku zaświadczenie od Pani Pomfrey.
- Skutki uboczne - prychnęła Pansy, na co Draco skrzywił się niemiłosiernie. - Macie po prostu potwornego kaca, nic poza tym.
- Możesz ciszej? - jęknął Draco, przykładając palce do skroni.
- Nie trzeba było tyle pić - zawyrokowała, odkładając książkę, którą przed chwilą czytała.
- Nie piliśmy dużo, może ze dwa kremowe…
- Ale alkoholu nie można łączyć z Boni, bo potęguje skutki uboczne. Pewnie zapomniałeś o tym wspomnieć biednemu Potterowi.
- I co, to ja jestem niby ten zły? - Draco zrobił minę skrzywdzonego dziecka. - Tylko mi nie mów, że go żałujesz! To ja cierpię na twoich oczach…
- Łączę się z tobą w bólu - parsknęła Pansy i wykazując się najwyższą obojętnością na cierpienie bliźniego wróciła do przerwanej lektury.
14 grudnia
- To było straszne - oświadczył Harry na przywitanie następnego dnia.
- Zgadzam się. Nie należało do najprzyjemniejszych doświadczeń.
- Najprzyjemniejszych?! Myślałem, że mi się żołądek wywróci mi się na drugą stronę - jęknął Harry. - Ale w „Trzech Miotłach” było odjazdowo. Dawno się już tak nie bawiłem.
- Było nieźle. I chyba przyuważyło nas dość sporo uczniów. Może nawet ktoś z nauczycieli.
- Ten eliksir jest bomba! Musimy to jeszcze kiedyś powtórzyć! Ale teraz chyba powinniśmy się nauczyć jakiegoś nowego zaklęcia - zauważył Harry.
- Nawet wiem, jakiego!
- Tak?
- To znaczy ja już je znam, ale nauczę go ciebie. Capilluli. Służy do układania włosów.
- Co, proszę?! Ale ja lubię moje włosy - oburzył się Harry.
- Potter, zmiłuj się, nie mogę przebywać z tobą tyle czasu i widzieć cię w takim stanie nie uczesania.
- Wczoraj mówiłeś, że moja fryzura ci się podoba - zauważył Harry.
- Wczoraj podobał by mi się nawet zdechły hipogryf - sprowadził go na ziemię Malfoy. - Ale nie mogę cały czas być na haju, zlituj się.
- I niby dlaczego miałbym się zgodzić?
Malfoy zastanowił się przez chwilę.
- Bo trochę mnie lubisz?
15 grudnia
Dziś Mal… Draco zaprosił mnie do pokoju wspólnego w lochach.
- Widzisz? Dałeś radę. Moje imię wcale nie jest takie straszne. Tak naprawdę to bardzo je lubię…
- Nie przeszkadzaj - fuknął Harry.
Chcemy spędzić niedzielne popołudnie, zgłębiając ślizgońskie sekrety.
- Żadne sekrety! - zaprotestował Malfoy. - Po prostu chce ci pokazać nasze dormitorium.
- Uważaj Potter, punktem drugim programu jest testowanie łóżka - wtrąciła Pansy.
- Pansy, czy nie powinnaś być teraz zajęta Czymś Bardzo Ważnym? - Malfoy uniósł jedną brew i posłał przyjaciółce groźne spojrzenie.
- Czyli czym dokładnie? - zaciekawiła się dziewczyna, leniwie sięgając po pierniczka.
- Czymkolwiek. Ale daleko stąd.
- Rozważę twoją propozycję, ale nic nie mogę obiecać.
Aby zrewanżować się za jego wspaniałomyślny gest, użyłem nawet przed wyjściem zaklęcia Capilluli. Powinien to docenić, bo wyglądam naprawdę okropnie. Przylizane włosy. Koszmar.
16 grudnia
Dziś ja odwiedziłem Harry'ego w jego wieży.
- Och, udało ci się dorwać księżniczkę, przebiegły smoku?! - wykrzyknęła uradowana Pansy.
- Pansy, twoje komentarze są naprawdę nie.do.znie.sie.nia.
- I za to mnie kochasz!
17 grudnia
Dla odmiany po tych wszystkich upiększaczach i rozweselaczach postanowiłem, że powinniśmy się nauczyć czegoś naprawdę pożytecznego i zaproponowałem naukę zaklęcia Attactus, które znalazłem w Obronie Alternatywnej. Służy do kontaktowania się z dowolnie wybraną osobą, a po nawiązaniu magicznego połączenia, nawet przesłania pewnej dawki mocy. Po kilku godzinach nasz trening zakończył się sukcesem. Udało nam się nawiązać połączenie. Attactus jest jednak jednym z najbardziej wyczerpujących fizycznie zaklęć, jakie znam, dlatego prosto po treningu rozeszliśmy się do swoich dormitoriów. To tyle jeśli chodzi o sprawozdanie. Dobranoc.
18 grudnia
Następnego dnia Harry zaproponował wyjście do Hogesmeade w ramach relaksu.
- Oczywiście ze wsparciem Boni.
- Oczywiście.
Tym razem Draco nie spóźnił się ani minuty i ruszyli w drogę w bardzo wesołych nastrojach. Śnieg prószył, a mróz nie był zbyt dokuczliwy, więc i spacer był bardzo przyjemny. Tylko od czasu do czasu dla rozgrzania rzucali w siebie kulkami i chichotali jak małe dzieci.
- Jak myślisz, uda nam się wygrać? - zapytał ni stąd ni zowąd Harry.
- Nie wiem. Ale myślę, że mamy szansę - odparł Draco. - A zdajesz sobie sprawę, że oznaczałoby to spędzenie ze mną ferii zimowych?
- To chyba moment, w którym Parkinson, poczułaby mnie jedną ze swoich cennych uwag - zachichotał Harry.
- Na szczęście nie ma jej z nami. - Ślizgon obserwował go teraz spod zmrużonych powiek. - To będą kolejne dwa tygodnie, kiedy będziemy skazani na siebie.
Harry spojrzał na Malfoya, jakby nigdy wcześniej ta myśl nie przyszła mu do głowy.
- Och, wystarczy, że będziemy mieć pod ręką Eliksir Dobrego Humoru i mogę spędzić z tobą całe życie! - zawołał jednak radośnie.
- Skoro tak twierdzisz…
- Tak twierdzę. A teraz chodź, poślizgajmy się na jeziorze. - Harry pociągnął towarzysza za rękę.
- Zwariowałeś, nie jestem mugolem. Nie umiem jeździć na łyżwach! - zaprotestował Draco.
- A kto tu mówi o łyżwach!
Dotarcie do Hogesmeade zajęło im tym razem znacznie więcej czasu niż poprzednio, a kiedy już zajęli miejsca „Pod trzema miotłami” ich policzki były zaróżowione od mrozu, a oczy błyszczące od uśmiechu.
- Dwie gorące czekolady, Rosmerto - złożył zamówienie Draco.
- Tak, lepiej nie mieszać po raz kolejny alkoholu i eliksiru.
- Mhm, prawda - mruknął Draco i uśmiechnął się tajemniczo.
Chciałem jedynie powiedzieć, że w buteleczce po Boni adefecto był jedynie wywar z żurawiny z odrobiną aromatu piołunowego, a jedynym napojem, który mógł korzystnie wpłynąć na nasz nastrój była wyborna jak zawsze czekolada Rosmerty. Za to w porywie dobrego humoru umówiliśmy się jutro na wspólne latanie.
19 grudnia
Uwielbiam latać. I to latać z kimś, bo samemu nie sprawia to aż takiej przyjemności. Lub w jakimś celu. Dlatego mecze quidditcha są takie ekscytujące. Weasleyami lata się bardzo fajnie i zawsze mamy przy tym świetną zabawę. Za to treningi przed meczami są nieco wyczerpujące. Ale latanie z Ma… z Draco! Z nim, a nie przeciw niemu. To naprawdę było niesamowite. Chociaż jestem przekonany, że jutro będzie chory. To, co miał na sobie z pewnością prezentowało się na nim więcej niż dobrze, ale nie wierzę, że w jakikolwiek sposób chroniło go od mrozu. I pokazał mi podwójną pętlę z przeskokiem! To jest dopiero sztuczka. Będę musiał nauczyć ją Rona. A my koniecznie będziemy musieli to jeszcze powtórzyć.
20 grudnia
Drogi Harry!
Mam wysoką gorączkę, duszący kaszel i prawdopodobnie umieram. Spełnij dobry uczynek i przyjdź mnie odwiedzić na łożu śmierci. Na pewno wzruszysz tym kotylionową komisję i po mojej śmierci pozwolą Ci wyjechać na kurs, a na moje miejsce zabrać jedną z Twoich licznych fanek. Czekam,
Konający Draco Jaques Malfoy
Harry nie mógł opanować chichotu, kiedy odczytał przy śniadaniu liścik Malfoya.
- Harry dostał liścik miłosny, Harry dostał liścik miłosny… - zaczął podśpiewywać Ron.
- Zamknij się - wycedził Harry i ostrożnie rozejrzał się po Wielkiej Sali, czy nikt mu się nie przygląda, po czym odpisał na drugiej stronie pergaminu.
Drogi Draco!
Nie przyjdę do Ciebie, bo nie chcę się zarazić, a poza tym sam jesteś sobie winien. Mówiłem Ci, że Twój seksowny kombinezon nadaje się jedynie na pokaz mody. Daj znać jak wyzdrowiejesz.
Rozsądny Harry Potter
Drogi Harry!
Rozkazuje ci przyjść! Nie możesz pozwolić przyjacielowi konać w samotności.
PS. Rozsądny Potter to najlepszy przykład oksymoronu.
Drogi Draco!
Z tego co wiem, wszyscy moi przyjaciele mają się dobrze i nikt nie zamierza konać. Gdyby jednak coś im groziło, zapewniam Cię, że się nimi zajmę.
PS. Nie wiem, co to jest oksymoron.
Idź do diabła!
PS. Zapytaj Granger.
W takim razie wpadnę po śniadaniu.
- Hermiono, co to jest oksymoron?
21 grudnia
Następnego dnia Draco wciąż czuł się nie najlepiej, dlatego zaprosił Harry'ego do siebie.
- Wciąż umierający? - zapytał Harry na przywitanie, widząc Malfoya w łóżku, szczelnie owiniętego kocem.
- Jak widać - oświadczył Draco ze zbolałą miną. - Cierpienie stadium najwyższe.
- Albo i wyższe - sarknął Harry.
- Wreszcie zaczynasz mnie rozumieć, Potter.
- No, jeszcze jak.
- Pomyślałem, że w obecnych okolicznościach, moglibyśmy się zająć spełnieniem kolejnego warunku.
- To znaczy? Chyba nie chcesz tu warzyć eliksiru?
- Oczywiście, że nie. Aczkolwiek przydałby mi się jakiś napój odkażający gardło. - Oczy Draco błysnęły.
- Ach, rozumiem. Masz pijacki nastrój, a ponieważ jako chory jesteś bardziej zrzędliwy i nie do wytrzymania niż zazwyczaj, nikt nie chce z tobą pić.
- Phi. Niejeden chciałby ze mną pić!
- Chyba raczej ani jeden.
- Myślę, że Potter nie potrzebuje już wieczorku zapoznawczego, jaki sobie zaplanowałeś. Przez ostatnie dwadzieścia dni przejrzał cię na wylot.
- Pansy, zawsze musisz odzywać się nie proszona? - Draco zrobił groźną minę. - Poza tym mnie się nie da przejrzeć. Jestem tajemniczy i nieodgadniony.
- Taaak, a ja jestem Helga Hufflepuff - prychnęła Pansy.
Draco przyjrzał się przyjaciółce uważniej.
- Wiesz, po głębszym zastanowieniu dochodzę do wniosku, że masz coś z nią wspólnego.
- Tak, dobre serce - odparła Ślizgonka z powagą i wstała z fotela. - Dlatego teraz zostawię was samych na waszym uroczym spotkanku przy winie.
- Nie będziemy pić wina! - krzyknął za nią Draco, ale już go nie usłyszała, więc zwrócił się do Harry'ego: - Mam swój prywatny zapas Ognistej. I dlatego chciałem ci zaproponować grę w „Nigdy”
- W nigdy?
- To taka gra towarzyska - objaśnił Ślizgon, a przed nimi pojawiła się szklaneczka i butelka Ognistej. - Bardzo prosta. Na przykład ja mówię: „nigdy nie czeszę włosów z własnej woli.” - I przechylił pierwszą szklaneczkę. - Ponieważ było to kłamstwo, musiałem się napić. Teraz kolejka przechodzi do ciebie, ale ty nie pijesz, bo w odniesieniu do ciebie to prawda. Rozumiesz?
- Tak myślę. - Harry wyciągnął rękę po pustą szklaneczkę i napełnił ją whisky. - Nigdy nie jestem dla nikogo miły bezinteresownie - powiedział i posłał Malfoyowi szelmowski uśmiech, przechylając do dna. - Tak dobrze?
Ślizgon sięgnął po whisky, chcąc nalać kolejną porcję.
- Hola, hola, chyba nie lejesz dla siebie?
- Oczywiście, że dla siebie.
- Nie w tej kolejce, bo to absolutna prawda na twój temat.
- Czasem jestem miły - nadąsał się Draco.
- Jak czegoś chcesz.
- I to się nie liczy? - Szare oczy spojrzały na niego z zawodem.
- To nie jest bezinteresowne - roześmiał się Harry. - Tak właściwie chcesz bym uznał, że potrafisz być miły, czy masz ochotę się po prostu napić?
- Jedno i drugie. - Draco uśmiechnął się rozbrajająco. - Ale skoro nie… Nigdy nie miałem ochoty poznać jednego ze swoich największych wrogów - oświadczył i napił się, a Harry zrobił to samo.
- Chciałeś mnie poznać? - zapytał Ślizgon. Dwie szybko wypite porcje alkoholu zaczynały działać.
- Trzeba znać swoich wrogów - odparł wymijająco Harry.
- Ale czy po poznaniu wrogowie nadal pozostają wrogami? - głos Draco się zmienił i Harry nie odpowiadał przez chwilę.
- Nie wiem.
Przez moment w dormitorium panowała niezręczna cisza.
- Grajmy dalej. Twoja kolej, Po… Harry.
- Kręci mi się w głowie.
- Nie marudź!
- Nigdy nie oszukiwałem podczas meczy quidditcha. - Harry mrugnął do Malfoya.
- Salazarze… - roześmiał się Draco, sięgając po pełną szklaneczkę. - To da się bez tego w ogóle wygrać?! W porządku, niech ci będzie. Nigdy nie spotykałem się z żadną dziewczyną. - Kolejna porcja Ognistej zniknęła.
Harry czuł, że szumi mu w głowie i że na tym powinni zakończyć, ale nie chciał. Podobała mu się gra i… delikatne rumieńce Draco. I picie z nim Ognistej. Nagle, zupełnie dla siebie samego niespodziewanie, zapragnął się wszystkiego o nim dowiedzieć… Poza tym nigdy nie przypuszczał, że ślizgońskie dormitorium może być tak przytulne, wręcz zachęcało go do zostania na dłużej.
- Harry, wszystko w porządku? - zapytał Draco i dotknął delikatnie jego dłoni.
- Co? A, tak, tak… - odpowiedział Harry i zmieszany cofnął rękę. - Nigdy nie jeździłem na nartach - dodał w popłochu, by uniknąć niezręcznego milczenia. Poza tym chciał odwrócić swoją uwagę od dreszczy, jakie przechodziły jego ciało od miejsca dotyku Draco. Nie miał siły i odwagi teraz tego roztrząsać.
- Może wkrótce będziesz miał szansę - ocenił Draco i nalał sobie Ognistej.
- Chyba nie chcesz powiedzieć, że ty jeździłeś?! - zaprotestował Harry.
- Oczywiście, że jeździłem. Kiedy byłem mały, jeszcze w starych dobrych czasach, rodzice często zabierali mnie do Francji i tam się uczyłem.
- Mugolskiego sportu? - zdziwił się Harry.
- Moje tamtejsze kuzynostwo jeździło, zatem i mnie pozwalano. Za to nigdy nie byłem w wesołym miasteczku, a zawsze o tym marzyłem.
- Naprawdę? - zapytał Harry, sięgając po Ognistą. On, oczywiście, był tam wiele razy. - W takim razie mam pomysł. Jeśli wygramy i pojedziemy na ten kurs, wybierzemy się razem do wesołego miasteczka.
- Zrobiłbyś to?! - Oczy Draco zalśniły, jak dziecku, któremu obiecano paczkę słodyczy.
- Z przyjemnością. A ty nauczysz mnie jeździć na nartach, zgoda?
- Zgoda - przystał radośnie Draco, po czym dodał po chwili: - Jesteś inny niż myślałem.
- Inny znaczy lepszy czy gorszy? - chciał wiedzieć Harry.
- Inny. Po prostu. Inny niż wszyscy.
- To źle czy dobrze?
- Musisz to robić, prawda? - zapytał Draco z odrobiną irytacji.
- Co? - Harry zmarszczył brwi, nie rozumiejąc.
- Oceniać. Klasyfikować. Zło albo dobro. Bohater lub zdrajca. Nic pomiędzy. Czy przez twoje okulary nie dostrzegasz odcieni szarości?
- Dostrzegam - zaprotestował Harry.
- Myślę, że to doskonały koniec naszej gry - stwierdził z nagła powagą Malfoy. - Nigdy nie dzielę świata na białe i czarne. Pij, Harry - podsunął mu szklaneczkę. - Ostatni łyk Ognistej należy do ciebie.
22 grudnia
Postanowiłem dziś uwarzyć drugi brakujący do wypełnienia warunków eliksir. Potrzebowałem wyciszenia po naszym wczorajszym… zapoznawaniu się. Nic zaś lepiej nie uspokaja, jak półmrok Klasy Eliksirów. Oczywiście nie w obecności Harry'ego Pottera, który jest przyczyną mojej dzisiejszej potrzeby alienacji. Dlatego nasz podział zadań przedstawia się następująco: ja warzę Wyśniony Sen. Sam. A Harry jutro go wypije. Kto powiedział, że musimy wszystko robić razem? Czasem trzeba się uzupełniać…
- Chyba zapomniałeś, że piszesz sprawozdanie na kotylion, a nie pamiętnik.
- Pansy, tym razem to naprawdę nie jest twój czas… - powiedział cicho Draco, pocierając ręką czoło.
- Przecież nic takiego się wczoraj nie stało, Draco - odpowiedziała łagodnie.
- Właśnie, Pansy. Nic.
23 grudnia
Harry nie wierzył własnym oczom. Draco Malfoy w gryfońskim dormitorium!
- Jak się tu dostałeś? Kto cię wpuścił? - zapytał, próbując udawać, że wcale nie jest zachwycony, ale marnie mu to wyszło.
- Każdy prawdziwy Ślizgon ma swoje sposoby. - Draco uśmiechnął się zniewalająco, podchodząc bliżej i opierając się o kolumnę łóżka. - Przyszedłem, bo uświadomiłem sobie, że dziś jest wieczór poznawania się, a ja wciąż nie wiem istotnych rzeczy o Harrym Potterze.
- Tak? - zapytał Harry na wdechu. - Na przykład?
- Na przykład - odparł Draco wibrującym głosem i usiadł na łóżku tuż obok Harry'ego. - Jaki smak mają jego usta.
- A to ważne? - Harry zadrżał, gdy chłopak delikatnie dotknął opuszkami palców jego warg.
Szare tęczówki pociemniały, wpatrując się intensywnie w Harry'ego.
- Kluczowe - wymruczał Draco zmysłowo. - Nie wiem też, jaki zapach ma jego skóra i czy krzyczy, kiedy osiąga orgazm. Nie wiem…
- A dowiesz się? - przerwał mu Harry i wstrzymał oddech, bo dłoń Draco błądziła teraz po jego karku, bawiąc się kosmykami włosów.
- Właśnie przyszedłem zadać ci to pytanie. Istnieje szansa, że kiedyś się dowiem? - Twarz Draco znalazła się tak blisko, że teraz nawet jego urywany oddech drażnił zmysły Harry'ego.
- Tak - wyszeptał.
Czasem miewamy sny, z których nie chcemy się budzić.
24 grudnia
Kiedy Harry czekał na Draco w miejscu, w którym umówili się na ostatnie spotkanie, czuł się bardzo nieswojo. Właściwie to tyle sprzecznych uczuć kłębiło się wewnątrz niego, że sam dokładnie nie wiedział, co czuje.
- Jaki punktualny! - przywitał Ślizgona, który zjawił się dokładnie o czasie.
- Domyślałem się, że się śpieszysz, bo pewnie za chwilę jedziesz z Weasleyami do Nory? - zagaił Draco.
- Och, pomyślałem, że jeśli raz spędzę święta inaczej, to nic mi się nie stanie. A ty zostajesz w Hogwarcie?
- Mógłbym - odparł Draco.
- Mógłbyś, ale?
- Ale jeszcze nie zdecydowałem. Zobaczę.
- Aha. I jak tam, sprawozdanie gotowe?
- Gotowe. Lepiej powiedz jak tam Wyśniony Sen? - Uśmiechnął się Draco.
- W porządku. Tylko…
- Tylko co? - Draco zmarszył brwi.
- Jesteś absolutnie pewien, że dałeś mi wczoraj właściwy eliksir? - zapytał niepewnie Harry.
- Czyżbyś bał się własnych marzeń, Potter? - zakpił Malfoy.
Twarz Harry'ego oblała się rumieńcem.
- Nie oczywiście, że nie! - zaprzeczył gwałtownie.
- Fiu, fiu, przyznaj się, co ci się śniło. Coś mi się wydaje, że to była gorąca noc!
- Chyba nie sądzisz, że podzielę się z tobą moim wyśnionym snem?
- Och, nie to nie. - Chłopak wzruszył ramionami, a Harry poczuł, że ta rozmowa toczy się zupełnie nie tak, jakby oczekiwał. - Zatem idziemy zanieść nasze sprawozdania Flitwickowi?
- Mhm - przytaknął Harry bez entuzjazmu. - Przyniosłem też Gwiazdę.
- Gwiazdę? - zdziwił się Draco.
- No, naszą magiczną roślinę. Dziś rano rozkwitła.
- Zakwitła?! - Twarz Draco rozjaśniła się niespodziewanie.
- No tak. Przecież miała zakwitnąć w Wigilię - zdziwił się Harry.
- Och, jaka piękna - zachwycił się Ślizgon, podchodząc do stojącej na biurku donicy.
- Hmm, no tak. Dość ładna - przyznał Harry z lekkim zaskoczeniem. - Nie wiedziałem, że tak lubisz rośliny.
- Poza tą jedną są mi zupełnie obojętne - przyznał Draco, nagle spoglądając na Harry'ego z powagą.
- Dlatego, że sam ją zmodyfikowałeś? - Harry uniósł brwi. Malfoy bywał taki egocentryczny!
Przez chwilę Draco wpatrywał się w Harry'ego w milczeniu.
- Dlatego - odpowiedział w końcu bardzo powoli - że zmodyfikowałem ją w ten sposób, że mogła zakwitnąć w Wigilię tylko pod warunkiem, że będzie o nią dbać osoba, której na mnie zależy…
Cisza, która zaległa w klasie wydawała się Harry'emu trwać wieki.
- Dlaczego to zrobiłeś? - zapytał w końcu cicho, czując się całkowicie odkryty, w sposób, jaki nikt nie chce być.
- Chciałem wiedzieć.
- Och, to świetnie. Dowiedziałeś się zatem - rzucił Harry ze złością i ruszył w stronę wyjścia. - Gratuluję udanej zabawy!
- Zaczekaj, głupku! - Draco szarpnął go za łokieć, nie pozwalając odejść. - Nie zrobiłbym tego, gdyby i mnie nie zależało na tobie…
Harry nie odpowiadał przez chwilę, próbując zebrać myśli.
- I mam ci uwierzyć na słowo? - zapytał w końcu. - Ty potrzebowałeś dowodu.
- Zatem zażądaj, czegokolwiek zechcesz - odparł Draco z błyskiem w oku, a Harry pomyślał, że, kto wie, może nadszedł czas na Wyśniony Sen na jawie?
Dumbledore przeglądał otrzymane od profesora Flitwicka sprawozdania, bardzo zadowolony z siebie. Żaden z jego faworytów nie zawiódł. Największą satysfakcję jednak sprawił mu fakt, że choć nikt poza nim samym w to nie wierzył, to właśnie Harry Potter i Draco Malfoy okazali się niekwestionowanymi faworytami Adwentowego Kotylionu, sprawiając wszystkim niemałą niespodziankę.
Po chwili dyrektor wstał i podszedł do okna. Z wyrazem zadumy na twarzy wpatrywał się w leniwie wirujące płatki śniegu i uśmiechnął się do siebie. To będą naprawdę udane Święta.