A. Strug - Dzieje jednego pocisku, Filologia polska, Młoda Polska


A. STRUG „DZIEJE JEDNEGO POCISKU”

Juz sam tytuł wskazuje o czym będzie utwór: jest to historia pocisku. Od momentu jego stworzenia (przez polaka -chemika) po jego zniszczenie w odmętach Wisły. Akcja toczy się około roku 1905 w czasie rozruchów robotniczych, w Warszawie, Łodzi i okolicach. Pocisk wędruje przez wiele rąk, które mają mniej lub więcej wspólnego z rewolucją. Sam, niemy świadek wydarzeń w jakiś sposób determinuje losy posiadaczy, wpływa na ich czyny - niekoniecznie dobrze. W końcu, gdy już ma zostać użyty, przez przymierającego głodem szwacza na jego szefie - zawodzi. Okazuje sie, że jest zepsuty. Żołnierze detonują go w Wiśle, ale na tym nie kończy sie jego rola. Wybuch słychać w więzieniu, słyszą go więźniowie - uczestnicy powstania. Jest to tak jakby pobudka i okrzyk - Nie wszystko jeszcze stracone! Jeszcze kiedyś...!!

Rozdział I

Nieznany nikomu polski chemik, który żył na obczyźnie, a nigdy w życiu nie uzyskał sławy ani zaszczytów, poszukując jedynie prawdy w życiu tworzy pocisk. Jest to puszka z lanego żelaza, która ważyła 10 funtów i mieściła się w kieszeni.

Jeden z agentów rewolucji przemierzając całą Europę szuka chemika, który podjął by się stworzenia pocisku. W wielu krajach jednak odmawiano mu pomocy. Ktoś skierował go do człowieka, który żyjąc w samotności zapomniał już prawie swego ojczystego języka. Polak godzi się na pomoc rewolucjonistom. Przeprowadza się na przedmieścia Warszawy i w domku wynajętym przez partię zabiera się do wyznaczonej pracy, która miała przynieść klęskę panującej władzy i pomóc odzyskać upragnioną niepodległość.

Co dwa tygodnie do domu chemika przychodziła Kama, która odbierała gotową broń a przynosiła chemikowi potrzebne do wyrobienia bomb składniki. Jednego wieczoru gdy tylko opuściła dom chemika z gotową bombą wdarła się tam policja i mężczyzna został zaaresztowany i przewieziony do Cytadeli gdzie był torturowany (dalsze losy chemika nie są opisane w książce).

Pocisk trafił w ręce inteligenta, lekarza (psychiatry) mieszkającego na warszawskiej Pradze. Człowiek ten bardzo się zmienia, kiedy ma u siebie na przechowaniu tajną broń. Staje się nerwowy, podejrzliwy, ale również popada w dziwną wesołkowatość. Godzinami wpatruje się w pocisk jakby się go bojąc, innym zaś razem zabiera pocisk ze sobą i włóczy się długimi godzinami po ulicach.

Kama przychodzi do doktora umówionego wieczoru aby odebrać pocisk. Jest wystrojona, odgrywa rolę hrabiny, która przyszła odebrać dla królowej klejnoty koronne (pocisk). Lekarz podejmuje grę rozpoczętą przez Kamę, która odbiera pocisk od lekarza, a następnie wychodzi z mieszkania i niknie w tłumie ludzi wędrujących po ulicach. Nagle ulicą wstrząsa wielki wybuch, lekarz wychodzi z mieszkania i odnajduje na ulicy rozerwane ciało towarzyszki Kamy.

Rozdział II

Zamek Królewski w Warszawie. Zamieszkuje go generał będący na usługach cara. Jest to człowiek bardzo znudzony swoim dotychczasowym życiem. Najbardziej lęka się że umrze w zwyczajny sposób, który nie przyniesie mu chwały. Jego największym marzeniem jest aby umrzeć w boju. Przepełnia go wstyd gdyż nigdy nie był na wojnie, a w czasie pokoju nie mógł liczyć ze weźmie udział w jakichś starciach zbrojnych. Kiedy zostaje skierowany do guberni w Polsce z chęcią przyjmuje posadę, bowiem wybuchają tam rewolucje i po cichu generał liczy, że uda mu się wziąć udział w walkach. Z czasem gdy okazało się ze nic się nie dzieje generał tak przywykł do swojego zamku, że przestał go opuszczać. Bał się i w końcu każda próba opuszczenia zamku kończyła się niepowodzeniem. Generał zaczął pić coraz więcej i więcej, bojąc się nawet własnych żołnierzy. Pewnego wieczoru kiedy generał decyduje się na opuszczenie zamku (chce udać się na bazar gdzie toczy się karnawał) pada zemdlony na schodach. Lekarz diagnozuje nerwicę serca i nakazuje odpoczynek. Generał składa podanie o dwumiesięczny urlop.

Rozdział III

Kama znajduje się na ulicach miasta pełnych gwaru. Podąża na bazar gdzie robi zakupy wraz ze swoim lokajem (Leon - rewolucjonista, który był wyznaczony do pomocy Kamie do wypełnienia zadania). Kobieta przechodzi pomiędzy kolejnymi straganami rozglądając się, Leon każe jej szukać osoby, która jest celem ich zamachu (gubernator).

Kama dużo rozmyśla o tym co ma wykonać, jak ma to zrobić. Zadaje sobie również pytania o sens istnienia, życie itp. Ma poczucie oderwania się od rzeczywistości - jak gdyby znajdowała się poza własnym ciałem. Stan taki trwa krótko i powtarza się kilka razy. Kobieta wypełnia bez wahania wszystkie rozkazy Leona. Para wsiada do dorożki, cała akcja zostaje odwołana. Kama usilnie wypytuje Leona dlaczego atak się nie odbył, co teraz będzie.

Kobieta pogodziła się już ze śmiercią i myślą, że następnego dnia już jej nie będzie na tym świecie tymczasem żyje i nie wie jak ma sobie poradzić. Czuje że powinna była zginąć. Nie widzi już sensu swojego dalszego życia. Kłóci się z Leonem, uważa że mężczyzna ją sprawdza (czy jest lojalna, czy sobie poradzi z powierzonym zadaniem). Leon obiecuje kobiecie, ze zginie, ze dostanie swoje zadanie, które będzie musiała wypełnić musi być tylko cierpliwa.

Rozdział IV

Akcja toczy się w Łodzi. Na ul. Wólczańskiej znajduje się restauracja braci Jerke. Jest to obskurna, zaniedbana restauracyjka, do której żaden szanujący się klient nie zajrzy. Głównymi klientami są tkacze z firmy Drajera, którzy często przychodzą do lokalu przepijając większą część zarobionych pieniędzy. Stary Drajer przetrwał wiele dziejowych zamieszek i rewolucji jednak nie mógł pogodzić się z tym, że jego pracownicy się tak rozpijają i nie szanują zakładu, swojej pracy ani ich kierownika. Staruszek zmarł na atak serca. Zakład przejął syn, który zmienił dyrektorów i majstrów. Robotnicy ogłosili strajk. Jedynymi, którzy skorzystali byli bracia Jerke (Fryc i Moryc). Bracia byli z pochodzenia Niemcami, Moryc nienawidził Polaków i Łodzi w przeciwieństwie do brata, który nienawidził Niemców.

Fryc przechowywał w domu nad restauracją tajemnicza paczkę (pocisk), o której istnieniu nie miał pojęcia jego brat. Cała sprawa wyszła na jaw gdy okolicę zaczęli patrolować Niemcy w poszukiwaniu zdrajców i tajnej broni. Fryc chowa się w domu podczas gdy brat zostaje w restauracji obsłużyć przybyłych żołnierzy. Dom zostaje przeszukany, ale żołnierze niczego nie odnajdują. Rozkradają za to dobytek braci pijąc alkohol i częstując się zapasami. Moryc wściekły zwraca uwagę dowódcy i po chwili żołnierze opuszczają restaurację. Po zakończonej rewizji między braćmi dochodzi do kłótni. Fryc pokazuje bratu puszkę z lanego żelaza (pocisk), który przechowuje. Moryc wypomina bratu jego głupotę, bije go. Bracia wybaczają sobie i idą spać. Późno w noc budzi ich walenie do drzwi. Obawiając się kolejnej rewizji Moryc wysyła brata na dół by otworzył, sam ma zająć się ukryciem pocisku. Do restauracji wpada zgraja nieznanych Frycowi towarzyszy, którzy szukają pocisku i żądają jego wydania. Na dół do restauracji zostaje sprowadzony Moryc, bity przez nieznanych napastników. Bracia zarzekają się że nie ma u nich pocisku, że była już rewizja i nic nie znaleziono. Tłumaczą też, że nawet jeśli pocisk byłby u nich nigdy nie wydali by go nikomu nieznajomemu. Bracia Jerke są oskarżani o zdradę, dowiadują się że pocisk, który posiadają jest przeznaczony najprawdopodobniej do zamachu na Kaznakowa. Po długich rozmowach o rządzie, partii i władzy okazuje się że ci którzy przyszli do restauracji braci Jerke należą do gajerowskiej samoobrony. Moryc pokazuje zainteresowanym pocisk, który cały czas miał przy sobie, nawet w czasie gdy był bity i przesłuchiwany. W końcu bracia decydują się przekazać pocisk towarzyszom uzyskawszy godziwą zapłatę za jego przechowanie.

Rozdział V

Łódź, koszary na Widzewie. Stara Cywikowa wpatruje się w okna, za którymi znajduje się fabryka. Rzeczywistość miesza się tu ze wspomnieniami kobiety. Przypomina sobie ona czasy młodości, kiedy jeszcze jako mała dziewczynka zajmowała się wypasaniem krowy. Kiedy jednego razu krowa uciekła jej na dworskie pole została surowo ukarana przez starego Jędrzeja (pilnował on dworskiego pola). Jeszcze surowsza kara spotkała ją z ręki ojca. Mała dziewczyna żyła w ciągłym strach przed gniewem ojca, który był dla niej jak kara boska za jej występki. Kolejny wypas znów był dla niej ciężką pracą bo krowa znów nie chciała jej słuchać i wchodziła na cudze pole. Cywikowa otrząsa się z dawnych wspomnień. Teraz wspomina czas gdy pracowała w zakładach włókienniczych. Przypomina sobie, że Stasiek odszedł, nie pamięta jednak kiedy to było. Ponownie przenosi się myślami w czasy młodości. Przypomina sobie jak wraz z rodzicami przybywają do miasta. Ojciec poszukiwał pracy, nie mógł jednak niczego znaleźć i powoli staczał się coraz więcej pijąc. Matka umarła niedługo po przybyciu do miasta, a ojciec odszedł zostawiając córkę samą. Dziewczyna znalazła pracę w fabryce u starego Niemca. Wkrótce po tym wyszła za mąż za Cywika, urodziła mu czworo dzieci. Warunki w jakich żyli były bardzo skromne, większość czasu żyli w skrajnym ubóstwie, bo Cywik dużo chorował. Kiedy mąż umarł Cywikowej i dzieciom żyło się jeszcze gorzej, matka starała się zapewnić dzieciom wszystko, ale bieda na to nie pozwalała. Troje z dzieci umarło, przy życiu został jedynie Stasiek (choć i on nie powinien był przeżyć w takich warunkach).

Dorosły Stasiek podejmuje się różnych zadań, aby zarobić pieniądze, które pozwolą im przeżyć. Nie jeden raz przynosi do domu pocisk, który matka ukrywa u swojej koleżanki, nikt bowiem nie poszukiwał by broni u starych nędzarzy. Stasiek przyłącza się do socjalistów, bierze udział w strajkach, rewolucjach i protestach. Jego koledzy zostają aresztowani. Stara Cywikowa boi się o przyszłość syna, chce aby porzucił on dotychczasowe zajęcie. Jej protesty nie przynoszą skutku. Wkrótce Stasiek dostaje awans i zarabia więcej, zaczynają żyć dostatniej, a stara kobieta nie musi już więcej martwić się o to jak przeżyją, co zjedzą itp., może wreszcie nic nie robić, chodzić na plotki do koleżanek. Pewnego dnia Stasiek przychodzi z pracy i prosi matkę aby przyniosła od sąsiadki to co przyniósł jej na przechowanie. Matka szybko załatwia sprawę i wraca do domu gdzie syn żegna się z nią. Kobieta czuje, ze Stasiek ją oszukuje, że tym razem stanie się coś złego. Syn tłumaczy jej co i dlaczego musi uczynić jednak Cywikowa ostro protestuje, kłóci się z synem. Wypomina mu, że najwyraźniej nic dla niego nie znaczy wszystko to co dla niego zrobiła, jak poświęcała się przez całe swoje życie, aby syn miał wszystko czego potrzebuje. Chce żeby Stasiek został w domu, sama zaś deklaruje że wykona za niego tę misję, syn odmawia i wychodzi. Po drodze Stasiek spotyka sąsiadkę i prosi ją by zajęła się matką, bo kobieta słabo się czuje. Zamach, którego ma dokonać mężczyzna zostaje udaremniony, on zaś osadzony w więzieniu. W nocy Cywikowa umiera.

Rozdział VI

Towarzysz Marek siedzi w pociągu osobowo - towarowym. Wypuszczono go z więzienia, gdzie przebywał w celi skazany na karę śmierci. Choć wszyscy doradzali mu żeby wyjechał z kraju on jednak zostaje. Trudno jest przyzwyczaić mu się do myśli, że jest wolny, że nie czeka już na śmierć. Wie, że powinien się cieszyć z nowo uzyskanej wolności, ale nie potrafi. Nie chce cofać się w przeszłość w stronę dopiero co opuszczonej celi, ale też nie potrafi iść dalej w przyszłość, boi się zrobić krok do przodu. Robił więc to co uważał, ze musi zrobić, czekając aż „rozrusza się”, odzyska chęć do życia. Za oknami pociągu widać liczne krajobrazy: lasy, doliny, równiny, wsie, chłopca wypasającego krowę. Cały czas pilnuje on jednak dwóch walizek, które stanowią jego bagaż. Marek boi się, że znów obudzi się w nim lek przed śmiercią. To co widzi za oknem uspokaja go, zwykłe krajobrazy wydaję się mieć w sobie jakąś tajemnicę. Właśnie te proste sceny, sytuacje, które może oglądać przez okno pociągu budzą w nim chęć do życia. Marek zasypia szczęśliwy. Gdy budzi się widzi, ze mężczyzna siedzący razem z nim w wagonie przygląda mu się. Okazuje się, że jest to dawny przyjaciel ze szkoły - Szabłowski. Wspominając dawne czasy, koledzy przypominają sobie swoje dawne miłości - pannę Anulę i pannę Kazię. Za czasów szkolnych dzielili oni ze sobą swoje sekrety, problemy i miłości, nawet planowali wspólne popełnienie samobójstwa, które ostatecznie nigdy nie doszło do skutku. W rozmowie Marek i Szabłowski starają się unikać drażliwych tematów politycznych. Ponieważ posiadają oni inne poglądy, każda próba rozmowy na te tematy kończyła się kłótnią. Dwaj mężczyźni noszą w swoich sercach żal do siebie, jednak nie chcą przypominać sobie tego co ich dzieli , by nie ranić drugiej, długo nie widzianej osoby. Szabłowski wyśmiewa się z Marka, nazywa go poetą i romantykiem, uważa, że ma on bardzo niedzisiejsze podejście do życia i tego co dzieje się dokoła. Marek również wypomina koledze niezwykłą, można nawet powiedzieć, ze przesadną racjonalność planów i zamiarów. Mężczyźni rozstają się w gniewie. Marek wysiada na stacji kolejowej i wsiada do furmanki, która czeka na niego za stacją.

Rozdział VII

Marek jedzie z chłopem do wsi. Narzeka, ze na furmance jest za mało siana, a rzecz którą wiezie „lubi mieć miękko”. Mężczyzna kładzie pakunek na furmance, a sam idzie pieszo razem z chłopem - Orawcem. Stary Orawiec cieszy się na widok Marka, na wsi uznano go już za straconego bowiem słyszano, ze został on skazany na karę śmierci. Wyjaśnia, ze na wsi był towarzysz Łoś, Skwarek oraz Tomasz. Marek tłumaczy chłopu w kilku prostych słowach, nie wnikając w istotę sprawy dlaczego został zwolniony. Podpytuje jak wygląda sytuacja na wsi, czy przyłączyli się do nich jacyś nowi ludzie. Chłop wspomina, ze przybyło dużo nowych osób, podkreśla jednak, że oni nie rozumieją zbyt wiele z polityki, ale mają serca gotowe do walki i często trzeba ostudzać ich zapał do walki. Marek wie już, ze trzeba będzie uspokajać ludzi, a nawet karać tych którzy popełnili jakieś występki.

Marek podziwia krajobrazy, które go uspokajają. Orawiec pokazuje mu okolicę. Wskazuje stary parów w którym znajdują się mogiły poległych. Zatrzymują się na chwilę i Marek idzie zobaczyć miejsce o którym opowiada mu chłop. Miejsce to jest zaniedbane, przez nikogo nie odwiedzane.

Następnego ranka na leśnej polanie odbywa się zebranie. Przybywają na nie licznie chłopi z całej okolicy. Wszyscy z radością witają Marka, cieszą się że udało się mu przeżyć, że został zwolniony z więzienia.

Marek przemawia do wszystkich językiem prostym, zrozumiałym, tłumaczy cierpliwie, że chłopi muszą czekać. Nie mogą podejmować sami działań, ich bojówka ma wkrótce wykonać ważne zadanie, Marek ma ich szkolić jak używać broni. Mężczyzna podkreśla, że głównym zadaniem chłopów jest wypełnianie codziennych obowiązków, praca życia codziennego. Bojówka do której należą jest ważna, ale nie mogą sobie pozwolić na samowolę muszą słuchać rozkazów. Ludzie muszą być w gotowości, bo wkrótce przybędzie „ich człowiek” z rozkazem i wtedy trzeba będzie przystąpić do walki. Nie będzie można się wahać, muszą być gotowi na to, że stracą życie albo pójdą do niewoli. Ostrzega, że jeśli zostaną pojmani nie mogę zdradzić przyjaciół. Orawiec przyprowadza na spotkanie 13 nowych członków. Bojówka liczy teraz 41 osób.

Marek przemawia do zgromadzonych: Namawia ludzi do wypełniania obowiązków których się podjęli. Mówi, ze bogaci się od nich odwrócili, dlatego właśnie oni musza walczyć dla siebie, dla ludu. Bojówka zawsze idzie w pierwszych szeregach, to ona przygotowuje, przyspiesza walki. Ich krew się przelewa, ale bez tego nie można mówić o zwycięstwie. Muszą być gotowi na najgorsze, na śmierć, na niewolę, więzienie. Muszą bronić współtowarzyszy nawet gdyby oferowano im wolność. W bojówce trzeba odwagi do walki, ale również do znoszenia ludzkiej pogardy, odrzucenia, osądów. Marek podkreśla, ze naczelnikiem bojówki jest Orawiec i to jego mają słuchać i jemu się podporządkować, tylko on ma prawo wydawać rozkazy.

Marek i Orawiec wydają ludziom broń. Chłopi dostają zakaz jej używania w celach innych niż szkolenie i walka, za wszelkie nadużycia będą karani. Maja się stawić w niedzielne popołudnie na szkolenie. Ludzie spoglądają w przyszłość pełni nadziei, pomimo, że mogą już niedługo znaleźć się w niewoli.

Rozdział VIII

Wojtek Kiełza - jeden z chłopów, który brał udział w walce bojówki, siedzi w więzieniu. Snuje refleksje o uciekającym czasie, o tym że czasami wydaje się, że czas ciągnie się w nieskończoność, a innym razem ucieka tak szybko, że dni zlewają się ze sobą. Kiełza wspomina czasy dzieciństwa, kiedy jako mały chłopiec wypasał krowy razem z psem Udusiem. Potem pojawiają się kolejne obrazy ożenek, przystąpienie do partii, wojnę i udział w walkach. Wszystko wydaje się mu bardzo odległe.

Życie Wojtka w celi staje się bardzo monotonne. Dużo śpi, a kiedy się budzi rozmyśla o wszystkim co mu się przyśniło. Próbuje zrozumieć sny, ale często nie może sobie przypomnieć co dokładnie się mu śniło. Wspomina sąd, który odbył się cztery dni temu. Został on wtedy skazany na karę śmierci. Siedział na ławie oskarżonych razem z innym chłopami z bojówki: Tatarkiem, Strychowskim, Chruchałą oraz Rysiakiem (dworskim gajowym). Nagle nad głowami sędziów w miejscu gdzie wisiał obraz Wojtek widzi zjawę żołnierza, którego zabił podczas akcji. Potem obraz się zmienia, Kiełza widzi wieś - Serbienice, Orawca który wygląda jakby miał zaraz pójść w pole. Orawiec, który poległ w bitwie stoi przed nim jakby był żywy i strzela w stronę sędziów, ale od jego strzałów nikt nie ginie. Wojtek budzi się ze snu i odmawia modlitwę za duszę poległego przyjaciela. Sen jest dla Wojtka Kiełzy ucieczką od rzeczywistości oraz problemów.

Kiedy Wojtek budzi się czwartego dnia od czasu procesu w jego dotychczas pustej celi znajduje się nowy towarzysz. Młody, około 19. letni chłopak siedzi i pali papierosa. Wojtek zaczyna rozmawiać z nieznajomym, okazuje się iż chłopak wychodzi następnego dnia na wolność, a został posadzony w celi Wojtka, bo musieli zrobić miejsce dla nowo aresztowanych. Kiełza chce wiedzieć czy chłopak jest po ich stronie, czy on też należy do partii, chłopak zarzeka się jednak, mówi, że nie należy do partii i z pewnością nie ma nic wspólnego z bojówką. Jego współtowarzysze zostali powieszeni, on zaś wychodzi na wolność. Po wojnie Gryziak (chłopak) chce pojechać do USA, twierdzi, ze żadne pieniądze nie są mu potrzebne, bo on znajdzie pieniądze wszędzie. Mężczyźni jedzą wspólnie posiłek i rozmawiają o tym co robił Kiełza, oraz o planach Gryziaka na przyszłość. Kiełza prosi Gryziaka by ten przekazał jego żonie list, którego on sam nie mógłby jej w żaden sposób dostarczyć. Początkowo chłopak nie chce się zgodzić, ale rano zabiera list od Kiezy i obiecuje go dostarczyć.

Rozdział IX

Gryziak wyszedł z więzienia, snuje się po ulicach nie wiedząc dokąd iść. Po chwili zatopiony w swoich myślach rusza szybszym krokiem i udaje się na ulicę Muranowską. Przechodzi przez maleńkie podwórko i idzie do mieszkania na czwartym piętrze. Przez chwilę rozmawia przez drzwi z właścicielem mieszkania po chwili zostaje wpuszczony do domu. Jednak właściciel (Czarny) mu nie ufa - trzyma w rękach nabitą broń, na wypadek gdyby Gryziak chciał go zaatakować. Gryziak przychodzi jednak w sprawie pieniędzy, które właściciel mieszkania ma mu oddać. Mężczyzna otrzymuje jedynie 50 rubli (resztę - 250 rubli, ma otrzymać podczas następnego spotkania. Gryziak rozmawia z mężczyzną, ten wyznaje mu, że obecnie współpracuje z rewolucyjną organizacją wojskową, jego zadaniem jest wyłapywanie inteligentów i wysoko postawionych żołnierzy (oficerów, generałów, pułkowników). Gryziak zwierza się, że niesie list, który wręczył mu Kiełza, chce również aby właściciel mieszkania dorzucił do tych 50 rubli broń, lub kolejne pieniądze, w sumie otrzymuje 70 rubli i wychodzi z mieszkania ustalając z właścicielem, że kolejne spotkanie odbędzie się za miesiąc. Gryziak udaje się na ulicę Franciszkańską gdzie chce kupić broń. Wracając przez ogród Krasińskich ponownie udaje się do Czarnego i zabija go z nowo zakupionej broni. Dopiero wtedy ma poczucie, że jest prawdziwie wolny, dochodzi jednak do wniosku, że wszyscy jego przyjaciele zginęli i nie ma już z kim cieszyć się z odzyskanej wolności. Wspomina swoich przyjaciół „Owcę” i „Frajerka”, dzięki nim samotność którą tak polubił przestała być jego towarzyszem, od tej pory zawsze trzymali się we trzech i wszędzie razem chodzili. Teraz kiedy przyjaciele zginęli Gryziak czuje ponownie samotność, brakuje mu przyjaciół. Wspomina czas wczesnej młodości kiedy jeszcze jako młody, samotny i ubogi chłopak zastanawiał się nad życiem i sensem całego świata. Potem przypomina sobie swoje życie, aż do momentu kiedy spotkał „Owcę” i „Frajerka”, a następnie chwilę ich niemego pożegnania gdy dwaj mężczyźni zostali zabrani z celi i straceni. Za snującym się po Warszawie mężczyzną włóczy się pies, kolejnym punktem gdzie udaje się jest Wałówka i tam kupuje sobie używany garnitur i sprzedaje swoje rzeczy. Czuje wewnętrzną pustkę, rozważa czy warto wyjeżdżać, po co żyć. Takie rozmyślanie jest dla niego nową sytuacją, bowiem nigdy wcześniej tak wiele nie rozważał zawsze najpierw działał, mordował bez zastanowienia. Tak postanowił i teraz stanąwszy na ulicy Bielańskiej wymierzył do mężczyzny jadącego w dorożce, za pierwszym razem chybił, potem mężczyzna się schował. Na ulicy zrobiło się wielkie zamieszanie, zbiegli się żołnierze. Gryziak nadal celował z naładowanej broni, postrzelił jednego z żołnierzy. Podczas strzelaniny zginął dorożkarz, Gryziak, a raniona została pani Felicja Ćwikler, która dopiero co przyjechała zwiedzić Warszawę. Całe zdarzenie zostało opisane w gazetach, Gryziaka określono jako niezwykle niebezpiecznego bandytę. Kończy się historia Gryziaka.

Powracamy do dziejów pocisku - zwykłej puszki z lanego żelaza z pokrywą wkręcaną na śrubę. W tych czasach ludzie poszukiwali nieustannie wiary i nadziei na dalsze życie. Jednak w tych czasach ginęło wiele rzeczy, ginęły także wiara i nadzieja. Rządził carat z którym nieugięcie walczono z lepszym czy gorszym skutkiem. Niektórzy wyłamywali się i rezygnowali z walki, przychodzili inni. Podupadały partie, brakowało ludziom bohaterów, którzy pokierowali by walkami. Ludzie dusili się w niewoli, odbywały się coraz częstsze zsyłki na Sybir. Szerzyły się zdrada i odstępstwo, było coraz gorzej. A potem z każdym dniem, powoli stawało się troszkę lepiej i coraz lepiej i zaczęło powoli odżywać życie w Warszawie.

Rozdział X

Symcha Habergryc - stary nędzarz pracuje w swojej norze. Nie interesuje go to co dzieje się dokoła niego. Wszystkie zmiany przyjmuje z jednakowym spokojem, nie jest dla niego istotne czy jest pokój czy wybucha wojna, nie interesuje go czy wybucha rewolucja, bo one nic nie mogą mu uczynić. Jedyne co interesowało starego nędzarza to jego prywatny świat, jego warsztat - zakład szewski w którym naprawiał ludziom buty. Wszystkiego mogło na świecie braknąć, jednak dziurawe buty były zawsze wiec nie martwił się starzec o swoją pracę. Podczas naprawy jednego z butów odnalazł papier zapisany w języku polskim, nic nie rozumiał więc odłożył go na miejsce i naprawił but. Pewnego dnia karteczkę odebrał od niego chłopiec, który z całej kartki zrozumiał jedynie napis PPS. Chłopiec zaczął poszukiwać osoby, która przetłumaczyła by dla niego to co było na kartce zapisane. Na ulicy Granicznej w olbrzymim składzie hurtowni zwrócił się po pomoc do kierownika. Mężczyzna przeczytał kartkę po cichu, jej treść tak go wzburzyła, że wyrzucił chłopca za drzwi i zarzekał się że od tej pory wcale nie zna jego ani jego rodziny. Następnie długo rozpaczał nad swoim losem krzycząc, ze to podstęp i że jest zgubiony. Chłopak zabrał kartkę i ponownie udał się na poszukiwanie osoby, która przetłumaczyłaby to co tam napisano. Wreszcie jakiś drab, za sześć groszy zgodził się przeczytać kartkę, chłopiec nie miał jednak pieniędzy. Chciał odzyskać papier, ale drab zabrał go, a chłopca przegonił. Gdy chłopiec się wykłócał, mężczyzna chwycił go za ucho, chłopiec krzyknął z bólu i płacząc uciekł.

Wieczorem w oficynie domu przy ul. Świętojerskiej odbywa się spotkanie Komitetu Ręki Sprawiedliwości. Spotkaniu przewodniczy Sędzia. Wszyscy obecni członkowie składają raport ze swoich dokonań:

- Drut - handlarze nie chcę płacić, od kiedy uważają że rewolucja się skończyła i nikt już na nich nie napada, nie muszą płacić za ochronę, handlarze podnoszą bunt

- Igła - zbiera tylko 8 rubli od 11 bogatych ludzi

- Listek - przychodzi z nowiną, ze zaaresztowano towarzysza Kamienicę i jest on przetrzymywany „tam” - wszyscy obecni spisują go już na stracenie, bowiem „stamtąd” jeszcze nikt nie wyszedł

Sędzia uważa, że nikt nie wykonuje należycie powierzonych im zadań, nie przynosi zysków. Stójkowy, Krawiec i Szpilka mówią, ze po aresztowaniu Kamienicy będzie ciężko, nie będzie miał kto załatwić broni, a o zyski będzie również ciężko bo ludzie nie wierzą już w istnienie rewolucji i nie chcą płacić za ochronę. Krawiec składa wniosek formalny by zorganizować napady, tak aby ludzie znów zaczęli się bać o swój dobytek oraz by ponownie płacili za ochronę. Sędzia zaczyna krzyczeć na obecnych, budzi to chorą matkę Krawca. Przewodniczący tłumaczy, że nie po to ginęli ich towarzysze aby oni teraz wyczyniali takie rzeczy, byłoby to złodziejstwo które splamiłoby honor poległych. Kolejno wypomina każdemu to co siedzi w ich głowach. Sędzia łatwo odgadł, że większość z obecnych podejrzewa go, ze te wszystkie akcje przeprowadzał po to by się wzbogacić. Mężczyzna rozdziela zadania, tłumaczy dlaczego warto się cieszyć (wolność). Następnie Sędzia siada i pisze list od Ręki Sprawiedliwości do Pięciu Mężnych (dokładnie do Mostowego). Chce aby za ustaloną cenę Mostowy przesłał coś co mają u siebie na przechowaniu, a co jest niezwykle dla nich cenne.

Rozdział XI

Szlamowce - mała mieścina, ludność ją zamieszkująca w większości pochodzenia żydowskiego. Miasteczko o bogatej historii, ludzie często się spierali o początki powstania miasta i kościała. Jedni uważali, ze założycielem i budowniczym kościoła był Kazimierz Wielki, a inni że był to Leszek Czarny. Rejent, miejscowy człowiek interesujący się bardzo historią twierdzi że było całkiem inaczej. Według niego kościół powstał w XV wieku a ma w sobie malowidła pochodzące z XIV w. Rejent prowadził własne poszukiwania i badania, jednak przerwał je z powodu braku środków finansowych, pisał on wprawdzie do Akademii Umiejętności w Krakowie, ale tam nikt sprawą się nie zainteresował. Uroczyście obchodzony jest w mieście dzień wolnościowy. Na rynku zbierają się ludzie śpiewają Ciebie Boga wysławiamy ( oburzenie części mieszkańców żydowskiego pochodzenia - uważają ze nikt ich nie zaprosił na obchody), a także w kościele uroczystego Te Deum. W dniu uroczystych obchodów miały się w Szlamowcach zawiązać kilka organizacji, jednak do miasteczka wkroczyła rota piechoty i żadna z organizacji nie została założona.

Rządy w miasteczku sprawował naczelnik powiatu, jednak po przyjściu roty władza przeszła w ręce organizacji zbiorowej, rządzili „oni”, „partia”. Nikt jednak ich nie widział, a w ich imieniu przychodzili ich przedstawiciele, rządy partii pozostawały w ukryciu. Oni pisali listy i wysyłali je do różnych osób zamieszkujących miasteczko. Zamiast podpisu widniał jednak obrazek trupiej czaszki. Po otrzymaniu takiego listu do adresata przychodził Boim Pajchel. Oświadczył on, że na adresata listu szykowany jest zamach, że jest on jak i jego rodzina w niebezpieczeństwie i trzeba zapłacić okup. Rejent - zapłacił 25 rubli, a następnie wyjechał z rodziną do Warszawy. Naczelnik powiatu zaaresztował tego, który zbierał okup. Przyszedł do niego potem stary Symcha Szter długo rozmawiali i naczelnik wypuścił aresztanta, zapłacił karę i ustalili wysokość okupu na 10 rubli miesięcznie. Naczelnik straży ziemskiej nie płacił okupu, dostawał zaś 100 rubli miesięcznie i jakiś prezent. Rabin nie chciał płacić okupu, nałożył na tych ludzi „cherym”, i znów musiał interweniować Szter, Rabin zdjął „cherym” i co miesiąc płacił 15 rubli. Kapitan załogi 7 rubli 50 kopiejek, doktor 5 rubli, żandarm powiatowy płacił 12 rubli. Icek Leder (kupiec zbożowy) oraz Borys Mikołajewicz Orszański (handlarz lasami) płacili po 50 rubli. Kupiec korzenny Goldzweig nie płacił i zpstał on aresztowany, a jego majątek rozgrabiono, dopiero gdy zapłacił karę i ustalił okup wyszedł z więzienia a jego towar mu zwrócono.

Szlachta płaciła aby mieć święty spokój. Stachurski z Jarca kazał wychłostać jednego ze zbierających, po tym zdarzeniu został zaaresztowany i ograbiony i kolejny musiał wykupić swój dobytek i siebie. Szuba - dzierżawca z Żabiej Woli, rozmawiał dużo z Figiszewskim i Ładukowskim (szwagier Figiszewskiego), którzy zbierali okupy. Rzomawiają o interesach, o okupach. Stary Szuba przestrzega ich, twierdzi, ze któregoś dnia mogą ich aresztować, a była by to wielka szkoda. Byli oni zwykłymi koniokradami, a teraz wmieszają się w sprawy polityczne i pracują dla tych którzy określają się mianem „oni”.

Izrael Miński - ostatni z ocalałych z partii powraca do Szlamowców, ma on ze sobą idee stworzenia „Pięciu Męznych”, ale jest on poważnie ranny i zdołał tylko przekazać to innym. Po jego śmierci w Szlamowcach powstaje stowarzyszenie „Pięciu mężnych”. Stowarzyszenie to łączy około 20 osób Polaków i Żydów, którzy ze sobą współdziałają. Ale wkrótce potem „ci którzy mieli wszystko popsuć - popsuli wszystko co można było psuć”.

Szter, zwany również Mostowym , jest zegarmistrzem, ale inne sprawy i interesy tak zaprzątają jego myśli, ze nie jest on w stanie naprawiać już zegarów. Pisze on list do Sędziego. Wyjaśnia, ze nie może przekazać tego o co prosi sędzia za cenę 25rubli, bowiem inni zaproponowali mu 100 rubli, a w tych czasach każdy pieniądz jest ważny.

Figiszewski i Knobalk wyruszają wspólnie w sprawie przekazania bomby, tym którzy dają 100 rubli. Jest to ich pierwsza współpraca z ludźmi z partii i są oni nieufni. Spotykają się z przedstawicielami partii Walczakiem i Weszyckim. Walczak chciał bardzo zdobyć pocisk aby móc pochwalić się przed zarządem partii, chciał otrzymac wyróżnienie oraz nagrodę pieniężną jest on gotowy zapłacić wymagane 100 rubli. Jednak Weszycki („Klucz”) był ostrożniejszy. Wyprasza z Sali przybyłych posłańców w celi naradzenia się odnośnie zakupu bomby. Sala powoli zapełnia się innymi członkami partii, którzy przebywali w drugiej Sali. Długo dyskutują o tym czy warto wydać tyle pieniędzy na bombę, o której nie wiadomo czy jeszcze działa, nie chcą aby ich oszukano. Po naradzie wszyscy wychodzą do drugiej Sali zaś Walczak i Weszycki wpuszczają z powrotem Figiszewskiego i Knoblaka. Figiszewski wyciąga list do towarzyszy z partii. Jest to list, który w wiezieniu pisał Wojtek Kiełza, a miał go dostarczyć do jego żony Cecylii Gryziak, ale ten zginą po drodze. W liście Kiełza pozdrawia wszystkich z partii, a następnie pisze w liście do żony gdzie ukrył pociski. Każe on Cecylii natychmiast odszukać bombę i zanieść ja do przedstawicieli partii wraz z listem. Knoblak odmawia za Kiełzę krótką modlitwę. Jeden z członków partii, który stał w drugiej izbie rzuca się na niego, rozpoznaje w nim bowiem człowieka, który zdradził i wskazywał członków partii (w tym Kiełzę) żołnierzom. Pozostali próbują zatrzymać towarzysza, ale kiedy ten wyjaśnia powód swojego zachowania rozbrajają Figiszewskiego i Knoblaka (zabierają go do innej sali). Figiszewski długo pertraktuje z przedstawicielami partii, tłumaczy, ze Knoblaka poznał niedawno, nic o nim nie wie oprócz tego że działa on na własną rękę i nie jest związany z grupą „Pięciu mężnych”. Wyjawia on też prawdę, że ludzie w Warszawie dają tylko 25 rubli za bombę, a oni chcieli zarobić więcej sprzedając ją za 100 rubli. Po rozmowie partia wypuszcza Figiszewskiego i Knoblaka. Knoblak nie wierzy wprost w swoje szczęście, nie rozumie dlaczego go wypuszczono i usilnie próbuje dowiedzieć się co powiedział im Figiszewski, mężczyzna zbywa go błahymi wyjaśnieniami. Kiedy dojeżdżają do granicy lasu Figiszewski każe Knoblakowi zejść z wozu, kiedy ten nie reaguje zostaje zrzucony na ziemię. W oddali słychać rżenie koni. Figiszewski odjeżdża zostawiając swojego towarzysza w rękach ludzi partii. Po paru dniach Figiszewski, jego szwagier, stary Szter i sześciu członkó stowarzyszenia „Pięciu mężnych” zostaje zabitych. Wybrany zostaje nowy naczelnik, a w okolicy mają miejsce prawdziwe napady i rozboje.

Rozdział XII

Weszycki przyjeżdża do Warszawy w odwiedziny do swojego wuja. Wuj pragnie aby młody człowiek do niczego się nie mieszał, by poużywał życia w stolicy, zabawił się i wyjechał. Weszycki ma jednak misję do spełnienia chce spotkać się z przedstawicielami partii, aby przekazać im pocisk i 250 rubli. Młody człowiek idzie w miasto do sklepu na Złotej tam chce rozmawiać z panem Kazimierzem. Gdy obecny w sklepie mężczyzna przedstawia się jako p. Kazimierz Weszycki wypowiada ustalone hasło. Kazimierz prowadził bowiem podbiuro, ale z powodu licznych aresztowań zawiesił swoją działalność. Kazimierz nie chce pomóc Weszyckiemu gdy ten pyta o kogoś z partii z kim mógłby porozmawiać na temat ważnego interesu, który ma tu do załatwienia. Weszycki wychodzi a Kazimierz rozmawia z panią Zofią. Kobieta uważa że należało pomóc chłopakowi, ale mężczyzna się z nią nie zgadza nie chce bowiem mieć żadnych kłopotów. Rozmowa zostaje przerwana gdy do sklepu wchodzą klienci. Kazimierz widzi w nich szpicli, którzy przyszli żeby sprawdzić czy w jego sklepie nie mają miejsca zdarzenia sprzeczne z prawem. Weszycki chodzi po mieście i nie może zrozumieć dlaczego nikt nie chce mu pomóc. Zachodzi do fabryki, gdzie za dni wolnościowych miały miejsce wiece. W fabryce pracuje portier, który był również obecny na wiecach, ale on także nie chce pomóc Weszyckiemu, odsyła go do zarządu. W zarządzie fabryki wszyscy ignorują mężczyznę i to co chce im powiedzieć. Zdenerwowany Weszycki wychodzi na podwórze i krzyczy że ma bombę i 250 rubli, których nikt od niego nie chce. Ludzie z fabryki napadają na niego jednak mężczyźnie udaje się uciec. Wraca do mieszkania wuja i zwierza mu się z problemów. Wuj przestrzega chłopaka, że nie powinien mieszać się w takie sprawy, nie rozumie on działań i motywów Weszyckiego. Młody człowiek załuje że zwierzył się wujowi. Całymi dniami chodzi po mieście w poszukiwaniu kogoś kto mógłby pomóc odnaleźć kogoś z partii. Zrezygnowany wraca do domu wuja, a tam czeka na niego dobra wiadomość. Wuj postanowił mu trochę pomóc i odnalazł osobę do której skierował Weszyckiego. Weszycki idzie na spotkanie. Tam wszyscy cieszą się z tego, ze Weszycki ma pocisk i pieniądze. Mężczyzna sam chce zanieść ją w umówione miejsce i dostaje na to zgodę. Kiedy jest już przed drzwiami budynku do którego zmierza zostaje zaaresztowany, przez policjanta, który był obecny jako towarzysz na ich pierwszym spotkaniu.

Rozdział XIII

Akcja rozgrywa się w Krakowie. Kamil siedzi w kawiarni i przygląda się Sukiennicom i Kościołowi Mariackiemu. Obserwuje ludzi, chodzących po rynku. Jednak to wszystko wydawało mu się bardzo odległe, jakby to co teraz obserwował było tylko pustką, zimnem. Jakby nie było na świecie nic poza martwą, głuchą, zimną przestrzenią. Jakby nie było nic prócz samotności. Jakby nie było dokąd uciec, i jakby nie było osoby która mogłaby pomóc. Kamil otrząsa się z tych myśli szukając jednocześnie ich źródła. Wspominał. Biała, zimna i pusta równina, step lodowy, mgły i odległy brzeg. Pusto, równo i przeraźliwie samotnie. Biała przestrzeń, pola śniegu Aletch - Gletczer, pustka, która boli duszę. A po chwili uśmiecha się Kamil, który już odgadł, uśmiecha się do swojej tajemnicy - to jego śmierć. Na zawsze odchodzą krwawe obrazy, a ze wszystkiego nagle staje się nic. Ludzki rozum nie jest w stanie pojąć nicości. A przed prawdą o śmierci musi się ukorzyć i z uwielbieniem pojmować jakim jest cudem i łaską.

W Sali było pełno gości, rozmawiano i śmiano się. Kamil spoglądał na te znajome twarze, ale wydawały mu się one jedynie wspomnieniem, a jedyną prawdziwą rzeczywistością była dla niego biała pustka. Z daleka z prawdziwej rzeczywistości wyłania się postać towarzysza Leona. Kamil nie cieszy się na jego widok. Mężczyźni rozmawiają, choć Kamil nie jest zbytnio skory, aby opowiadać dlatego słucha tego co Leon chce mu przekazać. Leon tłumaczy, ze czasy które nadeszły są straszne, ale on ma cudowny, logiczny plan na te czasy. Kamilowi jednak nie śpieszno do poznania genialnego planu towarzysza. Leon zdenerwowany mówi, że od różnych ludzi słyszał, że Kamil poszedł na zmarnowanie, ale on Leon nie da mu zmarnieć, bo go potrzebuje. Kamil nadal milczy kiedy Leon wyjawia mu powoli swój plan. Tłumaczy, ze coraz częściej mówi się o tym, że to już koniec rewolucji, że ona tak naprawdę już upadła. Leon uważa, że teraz najważniejsze jest podtrzymanie w sercach ludzi tej zadry nienawiści, która da siłę do walki i do buntu kiedy po upadku rewolucji wszystko wróci do starego toku spraw. Podtrzymanie buntu wydaje się być kluczową sprawą, to staje się dla Leona małym zadaniem. Ten bunt i zawiść podsycana w sercach pomoże w odpowiednim momencie wznowić walkę, nawet jeśli teraz rewolucja upadnie. Kamil wskazuje jednak, że będzie to okupione krwią i szubienicami. Leon zarzeka się że będzie ich jak najmniej się da, a dzięki temu masy ludu nie upodlą się. A ta iskra w ich duszy wybuchnie kiedy będzie taka potrzeba. Kamil nie wierzy w plan Leona, uważa, że nie uda się tak długo utrzymać nadziei w sercach ludzi, a zamiast iskry będzie w nich gościło zwątpienia. Leon odpiera tez zarzuty, bierze pod uwagę, ze się nie uda utrzymać tej nadziei, ale podkreśla, ze wtedy rozpocznie wszystko od początku. Wreszcie Leon wyjawia po co potrzebny mu Kamil. Chce on stworzyć grupę partyjnych samobójców, którzy nie musza przeżyć, bo w przyszłości nic by nie zdziałali. Takim człowiekiem, który może osiągnąć wiele tylko w obecnym czasie jest według mężczyzny właśnie Kamil. Leon obiecuje chłopakowi uczciwy pogrzeb, i chwilę sławy. Kamil miałby dostać pocisk i zginąć podczas akcji. Chłopak ma jednak żal do Leona, ze pozwolił zginąć pewnej kobiecie (najprawdopodobniej chodzi tu o Kamę). Kamil ma przemyśleć propozycję Leona, odchodzi zostawiając mężczyznę w kawiarni. Po godzinie Leon wychodzi i chodzi ulicami, podziwia kwiaty na wystawie w kwiaciarni. Przypominają mu się dawne czasy, kobieta o której wspominał Kamil. Wchdzi do kwiaciarni i kupuje kilka gałązek mimozy.

Rozdział XIV

Kama leży na łóżku i spogląda na świat przez okno, wszystko wydaje się jej być piękne, nawet zwykłe drzewa. Znika wszystko co ją dręczyło, pojawia się radość, szczęście z wykonanego zadania. Niczego się już nie bała, nic nie było już dla niej straszne. Samotność staje się dla niej rozkoszą, czuje się wolna jak ptak, uśmiecha się sama do siebie. Nie ma już dla niej „tu”, „tam”, jest wszędzie. We śnie czuje się wolna jak nigdy, otacza ją tłum dobrych duchów.

Kobieta budzi się ze snu, zastanawia się co tak naprawdę istnieje a co jest tylko snem. Przez szyby widzi spadające na konary drzew białe płatki śniegu. Płatki przedostają się przez szybę robi się biało. Ponownie budzi się, tym razem budzi ją huk i ogromna siła wyrzuca ją w powietrze, upada, biegnie, a po chwili zdaje sobie sprawę z tego że jest jakby rozerwana na strzępy, a części jej ciała są porozrzucane. Nie wie gdzie jest, gdzie jest jej głowa, zdaje sobie sprawę, że już jej nie ma, że to śmierć. Ciemność.

Kama ponownie się budzi, znów widzi znajome okno, płatki śniegu na drzewach. Przy łóżku znajduje się jakiś mężczyzna. Kama usilnie stara się przypomnieć sobie kim jest ów mężczyzna. Po chwili szamotania się ze swoimi myślami przypomina sobie, ze to jest doktór. Mężczyzna patrzy na nią spokojnym wzrokiem, uśmiecha się, coś mówi. Kama jednak nie rozumie co mówi doktor, szczęśliwa że wie kim on jest powtarza cicho : doktór, doktór. Mężczyzna wychodzi, a Kama zapatrzona w dal przez okno zaczyna płakać. W drzwiach ponownie staje lekarz, ale w towarzystwie mężczyzny, którego Kama się boi. Kama nie ma siły by się bronić, nie ma nawet siły by zamknąć oczy i na niego nie patrzeć. Zrywa się ostatkami sił otwierając rany, zakrywa się kołdrą. Biała ręka przyciska do jej twarzy poduszkę. Leon składa na stopach kobiety pęk zakupionych kwiatów i wychodzi. Kama umiera, zadręczona na śmierć przez ludzi.

Rozdział XV

Wuj Weszyckiego okropnie martwi się o swojego siostrzeńca. Nie ma od niego żadnej informacji, z nerwów nie może zasnąć dopiero nad ranem nieco przysypia. Budzi go walenie w drzwi. Przestraszony podejrzewa, ze może to być rewizja i choć nie miał nic do ukrycia nie byłoby to miłe doświadczenie. Nie jest to jednak rewizja a chłopak od piekarza. Staremu dzień powoli mija na rozmyślaniach o tym co mogło stać się z jego siostrzeńcem. Nie mógł odnaleźć człowieka, do którego skierował siostrzeńca. Następnego dnia przeczytał w Kurierze Porannym, że dokonano wielu aresztować. Wśród listy nazwisk odnajduje również nazwisko swojego siostrzeńca. Przygotowuje dla niego koszyk z wałówka do więzienia. Pakuje jedzenie, kołdrę, poduszkę, potem udał się w poszukiwaniu bielizny. Jednak w koszyku na bieliznę nie odnalazł żadnych ubrań, było tam siano i niewielka paczka. Otworzył on zawiniątko i ujrzał puszkę z lanego żelaza. Nie wiedział co to jest, podejrzewał że mogą być to pieniądze. Potrząsną kilka razy puszką, ale nic nie zabrzęczało, potem spróbował otworzyć, ale jego wysiłki nie przyniosły efektu. W końcu dotarło do niego czym jest owa puszka i przestraszył się okropnie, bał się czy aby nie wybuchnie po tylu wstrząsach i próbie otwarcia. Z lęku nie poznał chłopaka, który do niego przyszedł. Po chwili zwierzył się obcemu z tej tajemnicy jaka ciążyła na jego sercu. Mężczyzna zaoferował ze zabierze pocisk. Ostrożnie przejął go od starego mężczyzny i dostał jeszcze 5 rubli, kiełbasę, herbatę i papierosy. Kiedy chłopak wyszedł stary odetchnął z ulgą. Jednak nadal wszystko leciało mu z rąk, spalił koszyk, spalił siano i futerał po puszce, ale żadna z tych czynności nie pomogła do końca mu się uspokoić.

Rozdział XVI

Rewilak idzie przez miasto, rozpiera go niezwykła radość i energia. Ma przy sobie pocisk i wreszcie czuje radość. Kaziek Rewilak zwany również „Cichym”, „Cynglem” przeżył już w życiu wiele, była radość, ale też krzywda i niedola. Ta niedola ciągnęła się za nim od roku kiedy został wyrzucony z bojówki. Kiedy go odrzucono na podstawie niesłusznych oskarżeń kilku towarzyszy przez pewien czas pozostaje poza wszelkimi zgrupowaniami. Potem spotyka na swojej drodze „Murzyna”, który daje mu miejsce zamieszkania, Rewilak poznaje też innych towarzyszy, są oni nieustannie zasłuchani w to co mówi im Murzyn, przyjmują jego idee za swoje. Żył jednak Rewilak z dnia na dzień, bez żadnego wyraźnego celu, podejmując się od czasu do czasu różnych zadań (pilnowanie porządku na ulicach itp.). Pewnego wieczoru spotyka w knajpie na Żelaznej starego towarzysza, ten namawia go aby porzucił bandycki proceder i powrócił do roboty zgodnej z prawem. Chce aby Rewilak przyszedł do kompani na pomocnika i zbierał informacje oraz zajmował się szpiegowaniem i wydawaniem ludzi (inteligentów, ludzi z bojówki). Rewilak był pijany i na wszystko przystał i zaczęła się jego praca. Zabrną w to już tak daleko, że spodziewa się już tylko śmierci. Wie, ze nikt nie będzie go żałował jeśli go zabraknie. Kiedy w jego ręce dostała się bomba zdecydował, że odejdzie w sposób który przyniesie mu chwałę, zorganizuje zamach na jakiegoś znanego dygnitarza.

Rewilak mieszka kątem u pewnego małżeństwa. Tomasz Baćka, stary suchotnik oraz jego żona zajmowali się szyciem kamizelek i ubrań. Zarabiali niewiele, a czasy były ciężkie i wiele się zmieniało, rewolucja przychodziła i odchodziła, zmieniały się rządy a żyło się coraz ciężej. Krawcy organizowali strajki, ale na niewiele się to zdało i żadna znacząca zmiana w ich życiu nie zaszła. Stary Baćka słucha opowieści Rewilaka, wie co mężczyzna chce uczynić i pomaga mu napisać jego ostatni list, który po śmierci miałby zostać umieszczony w gazecie. Jednak plany Rewilaka co do zamachu i osławionej śmierci nie dochodzą do skutku, zostaje on bowiem napadnięty i zamordowany przez Wicka Wariata z Woli, z którym niegdyś miał Rewilak porachunki. Pocisk spoczywa bezpiecznie na strychu u starego Baćka. Stary nie wie co dzieje się z Rewilakiem, ale kiedy ten długo się nie pojawia postanawia wykorzystać pocisk. Choć jest chory i słaby ostatkiem sił zwleka się z łóżka i udaje się do Żołopowicza, który był odpowiedzialny za to że krawcy klepią biedę. Raz jeszcze próbuje prosić go Baćka o prace i pieniądze, ale właściciel go zbywa. Wtedy mężczyzna wyciąga z płaszcza pocisk i ciska nim pod nogi Żołopowicza, zaś sam ze wzruszenia i wysiłku mdleje.

Rozdział XVII

„Wyczerpała się cierpliwość martwego narzędzia”. Nikt tak naprawdę nie znał dziejów tego pocisku, nie znał jego całej przeszłości, nawet Tomasz Baćka. Nikt nie wiedział co się tak dokładnie działo z pociskiem, który przechodził z rąk do rąk. Chroniono go, broniono i przekazywano w kolejne ręce. Żelazna zewnętrzna skorupa broniła pocisk przed wstrząsami i zimne, bronił go też lęk, który powodował że ludzie obchodzili się z nim niezwykle delikatnie. Nikt nie wiedział jednak, ze wewnątrz pocisku zachodzą różne zmiany, ze w jego wnętrzu czaiła się śmierć. Nie wiedział o tym nikt, kto w swoich rękach miał pocisk. Ale tak jak konała rewolucja, konała i siła pocisku. Niknęła nadzieja. Tomasz Baćka zakrwawiony i pobity został zawieziony na srogie badanie. Pocisk zabrano i szczegółowo go sprawdzano w zakładach artyleryjskich na Pradze. Wszyscy chcieli się dowiedzieć co kryje w sobie ta puszka z lanego żelaza. Każdy chciał zajrzeć do środka. Wydano polecenie aby pocisk zmierzyć, zważyć, otworzyć , rozebrać i opisać. Oficerowie ośmieleni tym, że pocisk nie wybuchł kiedy Tomasz Baćka próbował dokonać zamachu zabrali się za otwieranie pocisku. Po kilku chwilach wytężonej pracy puściła śruba, ale spod pokrywy zaczął wydobywać się gryzący, straszny zapach. Oficerowie i wszyscy specjaliści wybiegli z pracowni. Wrócili dopiero po chwili z maskami na twarzach i z lękiem zaczęli dokładniej przyglądać się pociskowi. Jak najdelikatniej potrafili zanieśli oficerowie pocisk drogami aż nad Wisłę. Przyglądali się temu zdziwieni rybacy, którzy niewiele rozumieli z całej tej sytuacji. Przybył oddział saperów, przepędzono rybaków, pocisk owinięto grubym drutem i na długiej żerdzi przeniesiono do rzeki. Wtedy wydano rozkaz i pocisk został zdetonowany. Wzburzyła się woda w rzece, poszła fala po Wiśle. Głęboki i donośny huk poniosło aż do murów Cytadeli. A tak wybrzmiał jak salwa armatnia, jak daleki odgłos burzy, która już minęła. Wybuch obudził z zadumy skazanego więźnia, stał on w swojej celi i jeszcze długo nasłuchiwał.



Wyszukiwarka