Po latach niewoli dwaj starzy żołnierze

Wracając do ojcowskiej ziemi

W nieznanej mieścinie na nocnej kwaterze

Zalali się łzami rzewnymi

Tam bowiem tłum ludzi rozprawia zebrany

Że Polska zginęła na wieki

Że z laur odarta zakuta w kajdany

A wódz jej w krainie dalekiej.

Słuchając tej wieści zwracają swe oczy

Do Polskiej kochanej Ojczyzny

Rzekł pierwszy: Kolego bój krwawy pierś toczy

I dawne otwarły się blizny

A drugi mu na to jam z tobą mój bracie

Lat kilka przepędził w niewoli

I chciałbym już umrzeć, lecz któż mi w mej chacie

Pocieszy rodzinę w niedoli.

A cóż ci mój bracie po chacie, rodzinie,

Patrz kraj nasz splamiony na wieki.

Umierać musimy w nieznanej krainie

Zmęczona śmierć zamknie powieki.

Ja czuję, że umrę spuściznę mą całą

Weź sobie mój bracie weź sobie

I zanieś kulami porwane me ciało

Do Polski i złóż je tam w grobie.

A wstęgę czerwoną Krzyż Legii zdobyty

Na martwe złóż proszę cię łono

W zastygłe daj ręce karabin nabity

I przypasz mą szablę skrwawioną

Ja leżeć tam będę do boju gotowy

W tym grobie ponurym milczącym

Aż zagrzmi huk armat wokoło gromowy

I tętent konnicy pędzącej.

Aż on sam do boju przybędzie w sto koni

Na czele orszaku swojego

Ja z grobu powstanę z orężem w swej dłoni

I umrę raz drugi za niego.

Wtem nagle konwulsje żołnierza porwały

Bo w strasznych cierpieniach on konał.

Wyprężył swe ręce ku swemu koledze

Pożegnaj mą żonę - i skonał.