1. Dwaj murarze Jan S. i Adam B., zatrudnieni jako pracownicy ekipy remontowej elektrowni, pracowali razem przy demontażu rusztowania wzniesionego wokół ścian budynku administracyjnego elektrowni. Była godzina 15.30 i obaj robotnicy bardzo się spieszyli, gdyż tego samego popołudnia mieli jeszcze do skończenia „fuchę” przy remoncie prywatnego mieszkania. Przed wejściem na rusztowanie Jan S. napomknął, że trzeba by zabezpieczyć teren wokół rusztowania sznurami i znakami ostrzegawczymi, zgodnie z regulaminem BHP. Jednakże po uwadze Adama B., by nie był takim formalistą i że właściciel mieszkania znajdzie sobie innych murarzy, gdyby oni nie przyszli punktualnie, Jan S. przestał nalegać. Obaj robotnicy zaczęli zrzucać z rusztowania deski szalunkowe. Jedna z nich trafiła w głowę wychodzącego akurat z budynku administracyjnego głównego księgowego elektrowni, który na skutek pęknięcia podstawy czaszki zmarł po kilku godzinach w szpitalu.
2. Andrzej H. i Krzysztof O. chcieli się napić czegoś mocniejszego. Problem był w tym, że nie mieli za co. Postanowili zatem okraść nocą jeden z licznych sklepów monopolowych. Podzielili się zadaniami w ten sposób, iż Andrzej H. miał stać na czatach i pilnować czy nikt nie idzie, a Krzysztof O. wybić łomem okno, szybko wejść do sklepu zabrać co najmniej 7 „flaszek” spirytusu (aby część sprzedać i mieć na „zagrychę”). Tak też uczynili. Po około 30 minutach ulica szli Konrad G. i Hieronim T., którzy także mieli ochotę się czegoś napić. Trudno sobie wyobrazić ich szczęście, gdy zobaczyli rozbitą wystawę sklepu monopolowego. Nie potrzebowali wielu słów. Weszli obaj do sklepu i każdy z nich zabrał po 3 butelki czystego spirytusu. W tym samym czasie koło sklepu przechodził Filip O., który widząc mężczyzn „buszujących” po sklepie, postanowił skorzystać z okazji i także do niego „wszedł” zabierając dwa koniaki wartości 280 zł.
Ocen odpowiedzialność karną mężczyzn (biorąc pod uwagę, iż dopiero wartość 4 butelek spirytusu przekracza wartość 250 zł) . Czy inaczej kształtowałaby się odpowiedzialność Andrzeja H. i Krzysztofa O., gdyby jeden z nich wybił szybę a drugi wszedł do sklepu i zabrał butelki. Czy na odpowiedzialność Andrzeja H. miałby znaczenie fakt, gdyby okazało się, iż Krzysztofa O. z okradania sklepów monopolowych uczynił sobie stałe źródło dochodu.
3. Piotrowi C. skradziono nowego Mercedesa — samochód, na który wydał wszystkie swoje oszczędności. Jego przygnębienie było tym większe, że auto nie było ubezpieczone. Kilkumiesięczne poszukiwania samochodu, prowadzone przez Policję, okazały się bezskuteczne. Piotr C. był pewien, że w zniknięciu jego auta maczał palce mieszkający na sąsiedniej ulicy Grzegorz G., o którym wszyscy mówili, że jest członkiem szajki specjalizującej się w kradzieżach samochodów. Ponieważ jednak nie miał żadnych dowodów, sam postanowił wymierzyć sprawiedliwość. Ze swych planów zwierzył się przyjaciołom: Izydorowi O. i Robertowi A., prosząc ich o pomoc. Ci chętnie się zgodzili. Cała trójka umówiła się, że napadnie na Grzegorza G. i da mu nauczkę, porządnie obijając pięściami. Następnego dnia zaczaili się na niego w parku, przez który przechodził co wieczór, idąc do nocnego klubu, którego był właścicielem. W czasie oczekiwania na Grzegorza G. Robert A. myślał o możliwych konsekwencjach tego, co zrobią. Przestraszył się wizji więzienia i oświadczył pozostałym, że wycofuje się z całego przedsięwzięcia, namawiając ich równocześnie, by uczynili to samo. Piotr C. i Izydor O. oznajmili jednak, że zrobią, co zaplanowali. Robert A. wrócił do domu. Po kilku minutach nadszedł Grzegorz G. Działając z zaskoczenia, Piotr C. i Izydor O. rzucili się na niego i poczęli okładać go pięściami po całym ciele. Oszołomiony ciosami Grzegorz G. upadł na ziemię. Wówczas Piotr C. wyciągnął z kieszeni nóż i zadał mu cios w brzuch. „Co robisz?” — krzyknął Izydor O., ale było już za późno. Zostawiwszy na mrozie własnemu losowi nieprzytomnego Grzegorza G., napastnicy oddalili się. Po kilku minutach przechodziła przez park 68-letnia Kornelia K. Spostrzegła leżącego na śniegu mężczyznę, ale nie zainteresowała się nim, myśląc, że jest pijany. W tym czasie Grzegorz G. dawał jeszcze oznaki życia. Po dwóch godzinach nastąpił jego zgon.W postępowaniu śledczym, toczącym się przeciwko Piotrowi C., Izydorowi O. oraz Robertowi A., ustalono, że zgon Grzegorza G. nastąpił w wyniku łącznego działania trzech przyczyn: wykrwawienia, wychłodzenia organizmu oraz wstrząśnienia mózgu. W stosunku do Kornelii K. prokurator warunkowo umorzył postępowanie.
5. Andrzej K. ps. „Wielki Lolek”, znany z bezwzględności szef mafii pruszkowskiej i jego ochroniarz jechali Peugotem 607 do Krakowa, na mecz Wisły Kraków z Legią Warszawa. Około 50 km. przed Krakowem okazało się, że przez ograniczenia prędkości związane z robotami drogowymi mają opóźnienie. Zdenerwowany Andrzej K. zaczął „naciskać” swojego ochroniarza, Piotra Z., aby jechał szybciej. Ten, mając już prawie komplet punktów karnych, nie chciał naruszać żadnych przepisów, bojąc się utraty prawa jazdy. Wreszcie wściekły już Andrzej K. krzyknął: ”Jedź ofermo szybciej. Gówno mnie obchodzą jakiś przepisy i Twoje punkty karne. Zwiększaj natychmiast prędkość, bo nie zamierzam przez Ciebie spóźnić się na mecz. Zapominasz chyba, co stało się z Włodzimierzem J”;. Ochroniarz, bojąc się swojego znanego z zapalczywości i mściwości szefa, zwiększył prędkość do 150 km/h. Przypomniał sobie bowiem, że jego poprzednik za nieposłuszeństwo szefowi został kiedyś ciężko pobity. W pewnym momencie Piotr M. utracił panowanie nad kierownicą, wjechał na sąsiedni pas i zderzył się z jadącym z naprzeciwka samochodem. Kierującą nim Krystyna J. poniosła śmierć na miejscu. Biegli orzekli, iż utrata panowania nad kierownicą była skutkiem zbyt szybkiej jazdy.
6. Józef K. postanowił włamać się do sklepu jubilerskiego i sprezentować swej dziewczynie, wielbicielce wielkich i odpustowych kolczyków, coś eleganckiego. Ponieważ sam był dosyć niezgraby zorganizowanie napadu powierzył swojemu przyjacielowi, sam miał jedynie utrzymywać z nim łączność telefoniczną, wskazać datę rozpoczęcia akcji, ewentualnie jej przerwania, a także - również przez telefon -wskazać które artykuły przyjaciel Józefa G. ma wynieść ze sklepu. Niestety przyjaciel Józefa G. był pechowcem, zaparkował samochód na parkingu podziemnym galerii handlowej, schował łom pod kurtkę, jednak nim zdążył wjechać ruchomymi schodami z poziomu „psa” na parter galerii, został wezwany przez megafon do opuszczenia miejsca parkingowego przeznaczonego dla osób niepełnosprawnych. Ta informacja tak go speszyła, że roztrzęsiony odjechał.
7. Józef K. nie lubił swojego kolegi Benedykta J., kazał więc swojej dziewczynie, do szaleństwa w nim zakochanej Elwirze K. skatować Benedykta J, tak aby ten już nigdy nie mógł poruszać się o własnych siłach. Wiedział dobrze, że Elwira K. spełni jego żądanie, gdyż bała się staropanieństwa oraz porzucenia. Elwira K. bardzo przejęła się swą rolą, napadła więc BJ w odludnym miejscu, gdzie tłukła go po plecach metalową pałką i płytą chodnikową. Po kilku uderzeniach widząc, że zrealizowała zadanie, zadzwoniła po pogotowie (nie była przecież mordercą) i oddaliła się miejsca zdarzenia. Niestety, pomimo udzielenia BJ natychmiastowej pomocy medycznej, obrażenia wewnętrzne okazały się na tyle istotne, że po kilku tygodniach leżenia w bezruchu, BJ zmarł
8. Józef K. nie lubił swojego kolegi Benedykta J., kazał więc swojej dziewczynie, do szaleństwa w nim zakochanej Elwirze K. skatować Benedykta J, tak aby już nigdy nie mógł poruszać się o własnych siłach. Wiedział przy tym dobrze, że Elwira K. spełni jego żądanie, gdyż bała się staropanieństwa oraz porzucenia. Niestety łobuz się przeliczył, Elwira K. wprawdzie udała się w odludne miejsce, gdzie zamierzał pobić Benedykta J. płytą chodnikową i przetrącić mu metalową pałką kręgosłup, jednak gdy BJ obrzucił ją gorącym, błagalnym spojrzeniem swych brązowych oczu poczuła przypływ pożądania i zmusiła Benedykta J. do wykonania innej czynności seksualnej.
9. Józef K. nie lubił swojego kolegi Benedykta J., kazał więc swojej dziewczynie, do szaleństwa w nim zakochanej Elwirze K. skatować Benedykta J, tak aby już nigdy nie mógł poruszać się o własnych siłach. Wiedział przy tym dobrze, że Elwira K. spełni jego żądanie, gdyż bała się staropanieństwa oraz porzucenia. Elwira K. bardzo przejęła się swą rolą, napadła więc BJ w odludnym miejscu. Jednak widząc przerażenie na twarzy Benedykta J. uderzyła go pałką w nogę, łamiąc mu kość piszczelową, a następnie oddaliła się z miejsca zdarzenia, nie mogąc znieść widoku krwi a chwilę później skruszona zadzwoniła po pogotowie.
10. Jan M. i Jonasz O. - dwaj przyjaciele ze szkolnej ławy siedzieli w barze i wspominali stare dobre czasy sącząc piwo. Jonasz O. żalił się na swojego wspólnika Joachima Z., który zaniedbywał ich wspólne interesy. „To się go pozbądź” ze śmiechem powiedział Jan M. jednocześnie żegnając się i udając do domu. Myśl ta, zaszczepiona przez Jana M., nie dawała mu spokoju i po kilku tygodniach podjął ostateczną decyzję o uśmierceniu wspólnika. Nie chcąc dać się złapać postanowił na miejsce zbrodni udać się kradzionym samochodem. Nie znał się jednak na przełamywaniu zabezpieczeń samochodów wiec postanowił, że pożyczy sobie samochód z pobliskiego komisu i odda go na miejsce po dokonaniu czynu. Wiedział bowiem, że w nocy komisu pilnuje stróż Olaf K. który za pozostawienie koperty z pieniędzmi dzień wcześniej przymyka okno na „pożyczanie samochodów”. Jonasz O. wprowadził swój plan w życie. Olaf K., zainkasował pieniądze i zgodnie z umową z Jonaszem O. nie zamknął bramy parkingu tak, żeby Jonasz O. mógł spokojnie wyjechać upatrzonym przez siebie samochodem. Niestety Jonasza O. dopadła grypa i pozostał w domu lecząc się. Oceń odpowiedzialność karną Jana M., Jonasza O. i Olafa K.
11. Zygmunt G. był właścicielem sieci warsztatów samochodowych „Moto - Kram” w kilku dużych miastach w Polsce. Od pewnego czasu warsztaty prosperowały znacznie gorzej, regularnie tracąc klientów. Przyczyną tego był Olaf B., który po pięciu latach wytężonej pracy w Irlandii powrócił do kraju i otworzył konkurencyjną sieć warsztatów „Auto - Szlif”. Kiedy Zygmunt G. stracił kolejnego ze swoich stałych klientów, wpadł we wściekłość: „Dłużej na to nie pozwolę!”. Nawiązał kontakt z Alfredem O., zawodowym zabójcą, i poinformował go, że ma dla niego zlecenie. „Muszę definitywnie usunąć Olafa B., a potem przejmę jego warsztaty samochodowe; płacę po wykonaniu zadania, cena do ustalenia”. Alfred O. przystał na propozycję: „Daj mi dwa tygodnie, a będzie trup”. W piątkowy wieczór Alfred O. zaczaił się w pobliżu jednego z warsztatów „Auto - Szlif”, w którym pracował Olaf B. Gdy ten zmęczony po tygodniu pracy przechodził przez słabo oświetlony miejski skwer, Alfred O. zwinnym ruchem wciągnął go w głąb zarośli i natychmiast otworzył nóż sprężynowy. Alfred O. od razu chciał zadać śmiertelny cios, jednakże Olaf B. zdołał się wyślizgnąć i ostrze noża rozcięło tylko jego ramię. Olaf B. krzyknął wtedy: „Zaczekaj, nie zabijaj mnie, zapłacę ile zechcesz!”. Alfred O. zawahał się, Olaf B. wyjął z kieszeni kartę bankomatową i podając ją napastnikowi powiedział: „To jest karta do mojego konta, na nim jest około 25.000 złotych, podam jej PIN, tylko daruj mi życie!”. „Dwadzieścia pięć tysięcy, to niezła cena jak za taką płotkę, a ze zlecenia zawsze mogę zrezygnować” - pomyślał Alfred O., chowając do kieszeni nóż, skierowany do tego momentu cały czas w stronę Alfreda. „Dawaj PIN! Tylko, żeby był prawdziwy, bo wyjmę nóż z powrotem!” - ostrzegł Olafa B. Przerażony Olaf. B podał Alfredowi O. numer PIN, ten zabrał kartę i zniknął w ciemnościach, pozostawiając rannego Olafa B. Biegli sądowi stwierdzili, że zadany Olafowi B. cios nożem w ramię spowodował u niego naruszenie czynności narządów ciała na okres 21 dni. Oceń odpowiedzialność karną Zygmunta G. i Alfreda O. \
Małgorzata M. i Weronika Ł. były pasjonatkami kina, które zapragnęły mieć swoją własną kolekcję filmową. Nie mając jednak odpowiednich funduszy postanowiły ją zdobyć za wszelką cenę (nawet popełniając przestępstwo) przy pierwszej nadarzającej się okazji. Pewnego dnia wieczorem Weronika Ł. odebrała smsa od Małgorzaty M., w którym prosiła ją o jak najszybsze zjawienie się pod wypożyczalnią. Gdy znalazła się na miejscu zobaczyła, że Małgorzata M. właśnie wyłamała zamek w głównych drzwiach „DEXTERA” [3], po czym za nimi znikła. Weronika Ł. weszła za przyjaciółką do środka, a ta gdy ją zobaczyła rzuciła jej dużą torbę i powiedziała: „Dobrze, że już jesteś, pakuj do torby tylko filmy z naszej listy, więcej nie damy rady zabrać”. Weronika Ł. nic nie odpowiedziała, ale wzięła torbę wraz z lista filmów i dołączyła do Małgorzaty M., która już przystąpiła do działania. Po wyjściu z łupem z wypożyczalni Małgorzata M. stwierdziła, że warto byłoby zabrać jeszcze trochę płyt z nowościami, o czym wcześniej w ogólnie nie pomyślały. Uzgodniły więc, że wróci po nie, a Weronika Ł. będzie stała na zewnątrz i wypatrywała, czy ktoś nie idzie. [7] Będąc w środku Małgorzata zabrała nie tylko nowości, po które przyszła, ale też w tajemnicy przed przyjaciółką schowała do kieszeni jeszcze kilka filmów. Po powrocie do domu Małgorzata M. zauważyła jednak, że pudełka ze wszystkimi zabranym przez nią nowościami są puste. Oceń odpowiedzialność Małgorzaty M. i Weroniki
Radosław Z. umówił się po pracy na piwo ze swoim dobrym przyjacielem Stefanem M., któremu był dłużny 2 tys. złotych. Nie mając pieniędzy żeby zwrócić dług, Radosław Z. dla odwrócenie uwagi od drażliwego dla niego tematu pożyczki opowiedział Stefanowi M., że w sklepie sprzętu elektronicznego w którym pracuje właśnie popsuł się zamek do drzwi wejściowych do zaplecza jednego z magazynów, co oznacza że tej nocy magazyn ten będzie otwarty, bowiem nie udało się sprowadzić ślusarza w tak krótkim czasie. Słysząc to Stefan M. zaczął namawiać Radosława Z. do dokonania kradzieży kilku telewizorów przekonując go o tym, że należy mu się premia za ciężką pracę, a przy okazji po spieniężeniu fantów będzie mógł oddać mu dług. Radosław Z. wahał się przez chwilę, ponieważ nie przyszło mu do głowy, że mógłby okraść własnego pracodawcę, ale w końcu uległ namowom Stefana M. Nie zdradził mu tylko, że kierownik sklepu w związku z zaistniałą sytuacją wynajął na tę jedną noc ochroniarza, który miał na wszelki wypadek patrolować teren wokół sklepu. Radosław Z. wiedział, że będzie trzeba unieszkodliwić ochroniarza przed dostaniem się do magazynu. Nie powiedział o tym jednak Stefanowi M. bojąc się, że na pewno będzie on wówczas odwodził go od popełnienia przestępstwa przy użyciu przemocy. Udawszy się na miejsce planowanego przestępstwa swoim samochodem dostawczym Radosław Z. przystąpił do działania wiedząc, że zanim otworzy bramę wjazdową będzie musiał unieszkodliwić wynajętego na tą noc ochroniarza. Po krótkiej obserwacji terenu przeskoczył przez ogrodzenie, po czym skrył się za rogiem budynku, czekając aż ochroniarz minie go w czasie obchodu. Gdy to nastąpiło silnym uderzeniem pałką pozbawił ochroniarza przytomności. Następnie ukrył jego nieprzytomne ciało za rogiem budynku, po czym otworzył bramę i podjechał pod magazyn samochodem. Ku zdziwieniu mężczyzny po wejściu do otwartego magazynu okazało się, że jest on pusty. Radosław Z. nie wiedział bowiem, że kierownik sklepu tuż przed zamknięciem nakazał przenieść cały składowany tam sprzęt do innego zamkniętego pomieszczenia. Wściekły Radosław Z odjechał do domu bez żadnego łupu. Dwadzieścia minut później obok magazynu pojawił się kierownik sklepu Dominik K, który chciał zabrać zostawiona tam przed południem dokumentację. Zaniepokoił fakt, że zastali otwartą bramę wjazdową na teren sklepu ze sprzętem elektronicznym. Doszedł do wniosku, iż doszło do włamania. Wyciągną legalnie posiadaną broń, którą zawsze miał przy sobie, i wszedł na teren magazynu Przeszukując teren posesji. nagle zobaczył wyłaniającą się za rogu budynku postać, trzymającą w ręku broń. Dominik K krzyknął: „Nie ruszaj się bo strzelam”. Postać nagle odwróciła się, podnosząc broń w kierunku kierownika sklepu. Ten widząc, że postać przymierza się do strzału, obawiając się o swoje życie, strzelił pierwszy. Okazało się, że Dominik K. ciężko ranił ochroniarza pozbawiając go oka, który ocknąwszy się po uderzeniu w głowę zadanym przez Radosława Z., podejrzewając że napastnik jest jeszcze na terenie posesji, postanowił sprawdzić teren, zabezpieczając się tym razem przed napaścią przy pomocy służbowej broni gazowej. Okazało się, że ochroniarz usłyszał krzyk Dominika K, natomiast jeszcze zamroczony po uderzeniu zadanym mu przez Radosława Z. nie zrozumiał skierowanych do niego słów. Myśląc że na terenie posesji przebywa nadal napastnik, odwrócił się by oddać strzał w jego kierunku. Wcześniej został jednak ciężko raniony przez Dominika K. Oceń odpowiedzialność karną Stefana M., Radosława Z., oraz Dominika K.
Agnieszka B., szefowa miejscowej mafii postanowiła raz na zawsze pozbyć się konkurencji. Za grube pieniądze wynajęła więc zawodowego mordercę Pawła P., któremu zleciła zabójstwo Jacka B. stwierdzając, że szczegóły jej nie interesują, zaś w ciągu tygodnia chce mieć głowę swojego wroga na tacy. Paweł P. zabrał się do dzieła - zamówił u starego znajomego Wojciecha G. samochód z „lewymi” numerami wtajemniczając go jednoczenie w projekt i obiecując sowitą zapłatę za pomoc. Paweł P postanowił bowiem podłożyć bombę do samochodu i zaparkować go tuz pod posesją Jacka B. Umówił się więc z Wojciechem G, że ten podjedzie owym samochodem na umówione miejsce, gdzie bomba zostanie podłożoną, a następnie zdetonowana droga radiową. Wojciech G. kupił więc od znajomego złodzieja kradziony samochód, zamontował do niego lewe tablice rejestracyjne i ruszył w drogę pod wskazany adres. Został jednak zatrzymany przez patrol policji drogowej, gdyż funkcjonariuszom pojazd wydał się podejrzany. Paweł P. oczekując zaś na miejscu na Wojciecha G. gdy zorientował się, ze coś jest nie tak postanowił załatwić sprawę w iście gangsterskim stylu. Wyciągnął karabin maszynowy i zauważając Jacka B. w oknie ostrzelał je kilkoma seriami. Biernym świadkiem tego wydarzenia był Włodzimierz W., który nie zawiadomił nawet policji bowiem szczerze nienawidził Jacka B. Podniósł nawet ręce do góry w geście triumfu, co zauważył Paweł P., który w związku z powyższym przeładował karabin i posłał kolejna serię w kierunku okna w którym widział Jacka B. JB cudem przeżył nie doznawszy nawet draśnięcia. Oceń odpowiedzialność Agnieszki B, Pawła P., Wojciecha G.
Czy Włodzimierz W. Popełnił jakieś przestępstwo?
Walery O. był naczelnikiem więzienia w Krakowie. Do jego zakładu przetransportowano właśnie Zenona K. , Joannę O. i Marcina J. - szefostwo miejscowego gangu. Skazanych osadzono w osobnych celach. Walery O. potajemnie umawiał się z Joanną O. na randki i od niej dowiedział się, że grupa planuje zemstę na Wiesławie G., który ich wydał. Sam nie przepadając za Wiesławem G., który w młodości uwiódł mu żonę przymknął więc oko na pomyłkę pracownika administracji, który umieścił wszystkich skazanych w jeden celi wraz z płatnym mordercą Szakalem, licząc na to, że może gangsterzy zlecą zabójstwo Wiesława G. Szakalowi. Zenon K. starał się przekonać wszystkich, ze problem Wiesława G. trzeba rozwiązać ostatecznie, lecz pozostali nie chcieli się zgodzić. Ostatecznie grupa ustaliła, iż Wiesława G. wystarczy pozbawić języka, żeby nie „paplał” dalej. Zadanie zlecono Szakalowi, który znany był z porywczości i brutalnych działań. Joanna O. dzięki swojemu urokowi osobistemu przekonała Walerego O., żeby złożył wniosek o warunkowe przedterminowe zwolnienie Szakala do którego Sąd się przychylił. Po opuszczeniu murów więzienia Szakal udał się do domu Wiesława G. gdzie z zimna krwią go zastrzelił tłumacząc sobie, że tak to „już nic nie powie”.
Oceń odpowiedzialność karna poszczególnych osób.
Zenobia E. po bardzo udanej imprezie postanowiła zaoszczędzić na taksówce i wrócić do domu samochodem. Ponieważ była prawnikiem wiedziała, że prowadzenie samochodu w takim stanie może grozić negatywnymi konsekwencjami (choć czuła się bardzo dobrze). Zaczęła więc namawiać swojego kolegę Juliana O, aby ten namówił swoją dziewczynę Magdę M. (Zenobia E. Magdy M. nie lubiła bo uważała, że jest głupia), aby ta poprowadziła samochód ponieważ „piła najmniej”. Gospodarz imprezy Andrzej K., także namówiony przez Zenobię E., pomógł w tym czasie znaleźć Zenobii E. kluczyki i otworzył bramę wyjazdową. Julianowi O. nie udało się jednak Magdy M. namówić na poprowadzenie pojazdu ponieważ ta, gdy Juliusz O przemawiał, zasnęła.
1