Jestem księdzem
„Własnego kapłaństwa się boję,
własnego kapłaństwa się lękam
i przed kapłaństwem w proch padam,
i przed kapłaństwem klękam
W lipcowy poranek mych święceń
dla innych szary zapewne —
jakaś moc przeogromna
z nagła poczęła się we mnie”
Zaintrygowana fenomenem święceń kapłańskich, postanowiłam zadać kilka pytań zaprzyjaźnionemu
księdzu.
Czym jest dla księdza kapłaństwo?
Myślę, że nie mogę o nim mówić, jak o moim własnym przymiocie. Po pierwsze: mam nadzieję, że jest Boże, a po wtóre: nie jestem księdzem dla siebie samego, ale i dla tych wszystkich, którzy mówią „mój ksiądz”. Pierwszym zadaniem księdza jest zbawienie siebie. To nie jest tylko dla kogoś, ale także i dla siebie — ja też jestem człowiekiem. Żeby w ogóle być księdzem, trzeba być najpierw człowiekiem. A żeby być dobrym księdzem, muszę postarać się o to, żeby być dobrym człowiekiem. A jest to naprawdę rzecz bardzo piękna. I nie wiem, czy będąc kimś innym mógłbym doznawać takiej niezasłużonej wdzięczności ludzi. Bo wszelkie podziękowania nie są składane wyłącznie mi — jakiemuś księdzu, ale są skierowane przede wszystkim do Boga.
Czy sakramenty, jakich ksiądz udziela, powszednieją w księdza oczach, czy stają się z biegiem czasu pewną rutyną?
Nie, po czwartym roku kapłaństwa tak tego nie odbieram. Wiadomo, że do ołtarza człowiek podchodzi często z różnym stanem ducha. Czasem nawet rządzą tu czysto fizyczne zależności — gorączka, choroba itp. Ale nie ma przejścia w rutynę. I nawet najkrótsza Msza święta, jaką mam odprawić, jest tą, w której Bóg mimo moich słabości czyni często wielkie rzeczy. Wtedy dopiero jestem zaskoczony!
A jak odbiera ksiądz tak liczne ostatnio ataki na Kościół, które jakby na to nie patrzeć, dotyczą księdza osobiście?
Często jako ksiądz stykam się z tym, że jestem oceniany za przynależność, a nie za to, jakim jestem księdzem. Sądzę, że w tej kwestii ksiądz nie różni się tak bardzo od innych wiernych, bo jeżeli ktoś wyznaje swoją wiarę i jeżeli jest ona w jakiś sposób widoczna na zewnątrz, to spotyka się z różnym odbiorem. Oczywiście nie czuję się szczęśliwy, gdy ktoś mną pomiata — raczej ciężko odchorowuję takie sytuacje, jeżeli się zdarzają.
Czy oskarżenia stawiane kapłanom, są zdaniem księdza „wyssane z palca”, czy może mają jakieś realne podstawy?
Ksiądz jest jak każdy człowiek i nie od kołyski chodził w sutannie. Gdzieś w domach, w pewnym określonym społeczeństwie każdy się wychowywał. I myślę, że fakt, iż ksiądz może być taki, a nie inny, jest wypadkową, złożeniem się osobowości owego kapłana ze środowiskiem w jakim żyje, z tym, jaka jest wokół niego atmosfera. Wiadomo, że słabości dosięgają każdego człowieka, a w osobie księdza są bardzo eksponowane. Kapłaństwo wcale od słabości nie uwalnia.
Dobrze, spróbujmy teraz zostawić wszelkie nasze słabości, a wraz z nimi ziemię i przypuśćmy, że znaleźliśmy się tam, gdzie chcielibyśmy się znaleźć — w niebie. Jak ono wygląda?
Kiedy byłem młodszy, wyobrażałem je sobie, jak miejsca, w których było mi dobrze.
A jeśli były to trzy różne miejsca?
Och, tam się wszystko łączyło!
A gdzie był Pan Bóg?
Wszędzie. W każdym miejscu.
Tak wyobrażał sobie ksiądz niebo kiedyś. A teraz?
Myślę, że w niebie będzie nam bardzo dobrze, że nie będziemy potrzebowali już nic więcej nad to, co tam będzie nam dane. I nie będziemy się zastanawiać i szukać: „a co jest za tamtą górką, za tamtym laskiem, a co tam będzie dalej”, ale to wszystko, czego będziemy pragnęli, czego będziemy oczekiwali, to otrzymamy od Boga w tym jednym miejscu i w tym jednym czasie.
Dziękuję za rozmowę.
„Jadę z innymi tramwajem —
biegnę z innymi ulicą —
nadziwić się nie mogę
swej duszy tajemnicą”
J.Twardowski
Z ks. Leszkiem Laskowskim rozmawiała Luśka