Siedemnastego października 2009 odbyła się wycieczka która organizowana jest każdego roku specjalnie dla studentów FH-Deggendorf. Miała ona na celu nauczenie młodych ludzi pochodzących z różnych krajów, wychowujących się
w różnych kulturach i posługujących się różnymi językami, umiejętności tworzenia międzynarodowych drużyn. Każdy zespół miał na celu wzajemnie się porozumieć, wspólnie rozwiązać problemy. Po odbytym zadaniu opowiadano przed swoimi towarzyszami co się czuło, czego się obawiano, co się podobało i jak ocenia się swoją pracę. Oczywiście towarzyszy temu świetna atmosfera
i wszyscy dobrze się bawią i rozumieją.
Zanim zdecydowałam się na wzięcie udziału w tym przedsięwzięciu miałam dużo wątpliwości czy nadaję się do tego typu zabawy. Owszem, lubię wyjazdy
w góry, śnieg i przygody, ale tym razem miało być inaczej. Miałam wyjechać
z ludźmi, których w zdecydowanej większości nie znałam, a dotychczasowych znajomych znałam ledwo miesiąc. Nie wiedziałam czy uda mi się zaprzyjaźnić
z ludźmi, którzy należeli ze mną do jednej grupy, czy zostanę zaakceptowana. Byłam też świadoma, że mogę mieć problemy z komunikowaniem się z innymi. Od samego początku było wiadomo, że podczas tej wycieczki należy używać wyłącznie języka angielskiego, a ja zdecydowanie lepiej posługuję się językiem niemieckim. Obawiałam się też tego, co mnie spotka na miejscu. Mianowicie nie znałam warunków w jakich mieliśmy mieszkać i nocować. Obawiałam się zimna i trudnych zadań do wykonania. Pomimo to zdecydowałam się na wyjazd, gdyż miałam wielkie nadzieje na dobrą zabawę, nowe znajomości, zdobycie nowych doświadczeń. Przyjeżdżając do Niemiec postanowiłam spróbować wszystkiego na co będę miała możliwości i dlatego też zgłosiłam się na wyjazd. Czekając na datę wyjazdu myślałam tylko o tym, żeby niczego nie zapomnieć ze sobą zabrać oraz żeby się nie przeziębić, gdyż nie chciałam przeleżeć wyjazdu w łóżku oraz przeszkadzać innym. Nie wiedziałam też ile ciepłych ubrań powinnam ze sobą wziąć by w trakcie wycieczki nie czuć zimna i dyskomfortu.
Na początku wycieczki byłam miło zaskoczona. Przyjechaliśmy do miejsca
w którym było dużo śniegu i ludzie z mojego zespołu zaczęli się wspólnie bawić śnieżkami. Wszyscy byli bardzo mili i przyjemni. Nie spodziewałam się, że tak szybko
się porozumiemy i od razu zaczniemy współpracę. Od razu staliśmy się zgraną drużyną. Pierwsze zadanie do wykonania było najprzyjemniejsze - dotarcie do naszego schroniska za pomocą mapy. Podczas tego spaceru poznaliśmy się najlepiej, gdyż mieliśmy dużo czasu na rozmowę i żarty. Dobrze się rozumieliśmy
i wspólnie wybraliśmy trasę, którą podążaliśmy. Następnego dnia również od razu przeszliśmy do rzeczy. Pierwsze zadanie wykonane, następne również bez problemów. Wspaniale się bawiliśmy i współpracowaliśmy. Każdy miał pomysły, udzielał się i czuliśmy się ze sobą dobrze. Widać było, że już nikt nie był skrępowany i nie miał żadnych obaw. Głośno mówiliśmy swoje zdanie, wybieraliśmy wspólnie najlepsze rozwiązanie. Chętnie opowiadaliśmy o sobie, uczuciach, oczekiwaniach. Podobało mi się to i dobrze się czułam w tej drużynie. Jednak z biegiem czasu entuzjazm powoli się osłabiał. Może to wina zmęczenia albo smutku po kolejnym nie zaliczonym zadaniu. W grupie wyłonił się lider, reszta członków powoli cichła. Pod koniec dnia mało komu zależało na wykonaniu zadania. Czuliśmy się zmęczeni.
Uważam, że na początku dobrze się razem czuliśmy bo wszyscy tego chcieli. Każdy chciał i starał się żeby było dobrze, abyśmy miło spędzili razem czas. Wszyscy mieli dobre humory i dobre nastawienie na to co na nas czekało. Byliśmy
w miłej okolicy i ludzie byli mili. Myślę, że sytuacja zaczęła się komplikować gdy zaczęły się zadania, które wymagały więcej wysiłku i zaangażowania. Dlatego pojawił się lider o silnym charakterze. Na tyle był on dominujący, że z każdym następnym zadaniem coraz mniej zwracał uwagę na innych, na to co mówią i proponują. Ludziom się to nie zbyt podobało i dlatego atmosfera uległa przemianie. Mniej zależało na sukcesie, członkowie nie chętnie opowiadali o swoich pomysłach
i koncepcjach, niektórzy czuli się zdominowani i woleli usunąć się na bok. Pojawiły się też małe kłótnie. Nie twierdzę, że cała ta przemiana nastąpiła z powodu przejęcia przez jednego członka inicjatywy bo tak nie było. Uważam, że duży wpływ na osłabienie naszych wzajemnych stosunków miało zmęczenie gdyż następnego dnia, w dzień wyjazdu, znów czuliśmy się lepiej, znów było wesoło i przyjemnie.
Podobał mi się wyjazd i to jak był on zorganizowany. Dlatego też starałam się bawić przy tym jak najlepiej i brałam czynny udział w zadaniach. Przedstawiałam swoje pomysły w jaki sposób można wykonać zadanie oraz oceniałam realność
i nasze możliwości zrealizowania tych pomysłów. Wydaje mi się, że najważniejszą
funkcję pełniłam podczas zadania związanego ze zneutralizowaniem niebezpiecznego reaktora czyli zabawa z wiadrami i wodą. Wymyśliłam jaki sposób uda nam się wlać wodę do wiadra stojącego na samym środku okręgu i planowałam jak należy tamto wiadro usuną z chronionej strefy. Wszystkim podobało się moje rozwiązanie, gdyż nikt nie zgłosił lepszych pomysłów i przystąpiliśmy do działania. Każdego poinformowałam co musi robić i jak się przygotować. Podczas prób mówiłam co robimy źle i stale obserwowałam sytuację. Te zadanie bardzo mi odpowiadało.
Inną ważną rolę moim zdaniem odegrałam przy zadaniu związanym z siatką wiszącą na zboczu lasu pomiędzy drzewami. Uważam, że byłam dla grupy przy tym zadaniu bardzo pomocna. Za każdym razem zgłaszałam gdy coś było nie tak. Od razu brałam udział w planowaniu która osobą przejdzie przez który otwór siatki. Było to skomplikowane ze względu na różne nasze predyspozycje fizyczne oraz manualne nie tylko osoby przechodzącej przez otwór ale i całej grupy. Podczas działania pomagałam przy podnoszeniu kolegów, co było dla nas dziewczyn bardzo trudnym wysiłkiem oraz przy końcowym stadium dbałam o to by nikt przypadkiem nie dotknął siatki by nie zaczynać całego zadania od początku. Znów działaliśmy wszyscy razem poczynając od wkładu fizycznego poprzez informowanie kto powinien uważać
i kończąc na podtrzymywaniu dobrej atmosfery żartami i wygłupami.
Bardzo podobał mi się wkład w budowanie naszej internacjonalnej grupy jednej z moich koleżanek. Jest ona bardzo przyjemną i delikatną osobą. Od samego początku dobrze się z nią rozumiałam i wiedziałam, że warto utrzymywać z nią dobre stosunki. Przy każdym zadaniu do wykonania miała coś do powiedzenia. Najbardziej podobało mi się, że szczerze mówiła, że w tym momencie nie może nam nic zaproponować bo wcale się na tym nie zna ale jak już coś się wymyśli to chętnie pomoże. Uważam, że to było bardzo dobre zachowanie z jej strony, zawsze znalazło się coś dla niej. Pełniła też funkcję rozładowywacza emocji w naszej grupie. Gdy widziała, że ludzie zaczynają się denerwować serwowała jakiś drobny żarcik, który po pomagał. Zawsze szczerze mówiła co sądzi o pomysłach, była dla wszystkich bardzo pomocna.
Dzięki tym warsztatom dowiedziałam się wiele o sobie i o tym jak postrzegają mnie inni. Teraz wiem żeby móc zbudować zgraną grupę ludzi należy być ze sobą
naprawdę szczerym i będę to wprowadzać do mojego życia. Nie ma sensu ukrywać przed innymi swojego zdania gdyż może one być bardzo ważne dla innych. Zawsze lepiej żałować, że coś się zrobiło niż że czegoś się nie zrobiło więc nawet jeśli się uważa swój pomysł za głupi lepiej się z nim podzielić bo może on w głowach innych ewoluować i stać się naprawdę dobrą ideą. W przyszłości będę próbować mówić
o swoich uczuciach. Jak to powiedziała jedna z koleżanek - jeśli będzie się ukrywać co czujesz to nikt nigdy nie zgadnie i dalej nic się nie zmieni na lepsze. Postanowiłam też bardziej ufać ludziom i w ich możliwości.
Wykonując w grupie powinności nauczyłam się jak ważne są trzy rzeczy
w stosunkach międzyludzkich: słuchanie i rozumienie innych, współpraca i wzajemna pomoc oraz dzielenie się z innymi swoimi przeżyciami, wątpliwościami i radościami. Wszystkie te rzeczy są ze sobą powiązane i bardzo ważne jeśli chce się zbudować prawdziwą wspólnotę ludzi, którzy mogą na sobie polegać, rozumieć się i dobrze się razem czuć. Nauczenie się tego było dla mnie bardzo trudne ale obserwując innych widziałam, że nie tylko ja miałam z tym problemy - dla każdego z nas była to pewna nowość o której wszyscy wiedzieli ale mało kto wprowadzał ją w życie. Myślę, że będę o tym pamiętać już zawsze.
Małgorzata Ewa ŻOK
Bauingenieurwesen
Erasmus 2009
INTERNATIONAL TEAM BUILDING
1