Amerykańscy analitycy alarmują, że Al-Kaida odbudowała swoje siły, a jej potencjał równy jest temu, który miała 11 września 2001 r. Nieudane zamachy w Londynie i Glasgow przypomniały o zagrożeniu dla Europy i niebezpieczeństwie, jakie stwarzają radykałowie pozornie wtopieni w zachodnie społeczeństwa. Rośnie aktywność ugrupowań terrorystycznych w północnej Afryce, a władze Pakistanu w krwawej, choć spóźnionej operacji próbują rozprawić się z rosnącymi w siłę fanatykami religijnymi. Tych kilka przykładów każe postawić przy bilansie prawie sześcioletniej „wojny z terroryzmem” duży znak zapytania.
Jednak to tylko połowa problemu - warto zwrócić uwagę na kolejny ważny element, który w najbliższych latach będzie napędzał spiralę terroryzmu. 11 września 2001 roku mieliśmy do czynienia z aktem fanatyzmu i motywacji leżącej poza jakimkolwiek dyskursem politycznym. Działanie bin Ladena i jego ugrupowania cechowało religijne zaślepienie połączone z mrzonkami o wielkim islamskim kalifacie. Wydarzenia ostatnich lat pokazują jednak, że terroryzm przestał być domeną fundamentalistów, a staje się - ponownie - w coraz większym stopniu narzędziem geopolityki. Analizując rozwój terroryzmu warto pamiętać, że fanatycy zdolni do samobójczych zamachów mogą działać zarówno w imię religii i abstrakcyjnych idei, jak też stać się narzędziem bezwzględnej międzynarodowej rozgrywki.
Terroryzm ze swej istoty jest narzędziem, metodą działania politycznego. U swych początków był bronią marginalizowanych grup społecznych i politycznych. Anarchiści, komuniści czy nacjonaliści sięgali po niego by uderzyć w państwo, znienawidzonego władcę, zachwiać porządkiem społecznym. Terroryzm zawsze służył jednak realizacji, mniej lub bardziej szczegółowo określonych, celów politycznych. W okresie „zimnej wojny” stał się także narzędziem rozgrywki między mocarstwami; Grupa Baader-Meinhof, Czerwone Brygady, Organizacja Wyzwolenia Palestyny, czy wszelkiej maści prawicowe i lewicowe „armie” Ameryki Południowej ochoczo czerpały z pomocy mocarstw i ich sojuszników. Wpisywały się w logikę konfliktu pomiędzy Wschodem i Zachodem. Upadek bloku wschodniego położył kres ich działalności lub zmusił do poważnego przewartościowania w dziedzinie ideologii i metod działania.
Działalność Al-Kaidy wyłamała się z tego schematu odwołując się do zupełnie nierealnych i niejasnych celów oraz fanatyzmu religijnego. Organizacja Osamy bin Ladena nie mogła i nie chciała być stroną jakiegokolwiek dialogu czy pertraktacji. Jej globalny zasięg i dążenie do maksymalnej liczy ofiar, spektakularnych i krwawych zamachów dodatkowo potęgowały strach zachodnich społeczeństw. Z czasem, w wyniku ciosów wymierzonych przez Amerykanów i ich sojuszników Al-Kaida coraz mniej liczyła się jako organizacja a stawała się symbolem terroryzmu i nośnikiem pewnej ideologii. Głoszona przez bin Ladena i al-Zawahiriego „wojna z Żydami i krzyżowcami”, nienawiść do zachodnich wartości leżały u podstaw działania zamachowców z Londynu czy Madrytu. Przywódcy Al-Kaidy, nawet jeżeli nie mieli możliwości bezpośredniego kierowania sprawcami, inspirowali kolejnych zamachowców. Organizacje terrorystyczne o wymiarze regionalnym, chociażby z Algierii czy Iraku, wstępowały pod ich sztandary. Terroryzm w ich wykonaniu wydawał się niezrozumiały i irracjonalny, oparty o nienawiść i religijny fanatyzm.
Powrót terroryzmu o wymiarze geopolitycznym wiąże się z rozwojem operacji militarnej w Iraku. Porwania, zabójstwa czy samobójcze zamachy pochłaniające dziesiątki ofiar, które po 11 września wydawały się znakiem rozpoznawczym Al-Kaidy, a stały się z czasem metodą walki religijnych i etnicznych frakcji. Pojawienie się sił koalicji nad Tygrysem i Eufratem nie pozostało bez wpływu na geopolityczną równowagę regionu. Zarówno poszczególne ugrupowania religijne i ruchy polityczne wewnątrz Iraku, ale też ościenne państwa postanowiły skorzystać z próżni powstałej po upadku reżimu Saddama Husajna. Amerykańscy eksperci i politycy otwarcie oskarżają Iran o inicjowanie i wspieranie działalności terrorystycznej w Iraku i podsycenie krwawych religijnych waśni. Podejrzewają, że szyiccy bojówkarze otrzymują zza granicy pieniądze i sprzęt pozwalający skutecznie atakować koalicyjne konwoje. Domniemane zaangażowanie Teheranu w konflikt iracki jest też przyczyną ostrych napięć pomiędzy ugrupowaniami terrorystycznymi. Abu Omar al-Baghdadi, określany jako lider al-Kaidy w Iraku zagroził Iranowi atakami, jeżeli nie zostanie wstrzymana pomoc dla szyickich organizacji zbrojnych. Jest to dobitny przykład, że ruch terrorystyczny jest głęboko podzielony, a powiązania religijne i polityczne interesy zaczynają przeważać nad górnolotnymi hasłami ludzi pokroju bin Ladena.
Kolejnym teatrem, gdzie terroryzm przechodzi z fazy religijnego fanatyzmu do instrumentu geopolitycznego starcia jest bez wątpienia Afganistan. Przed 2001 rokiem stanowił schronienie wyjętych spod prawa fanatyków, planujących globalne, apokaliptyczne operacje. Obecnie, pomimo odradzania się Al-Kaidy jest raczej terytorium plemiennych i przestępczych sporów, na które nakładają się interesy najpotężniejszych sąsiadów: Iranu i Pakistanu. Wyrafinowana broń terrorystów, szczególnie miny-pułapki a także samobójcze techniki ataku, które dotąd były zmorą aliantów w Iraku, przenikają również do tego kraju. Admirał Michael McConnell, koordynujący działania amerykańskiego wywiadu, stwierdził, że dowody zaangażowania Iranu nad Eufratem są “przygniatające”. Podkreślił również, że są istotne przesłanki wskazujące, że takie same działania prowadzone są w Afganistanie. Analiza taktyki i sprzętu wykorzystywanego przeciwko siłom koalicyjnym i służbom podległym rządowi Karzaja istotnie wykazuje coraz więcej podobieństw do tego, co można zaobserwować w Iraku. Teheran nie pozostaje dłużny oskarżając USA oraz ich sojuszników, Wielką Brytanię i Izrael, o wspieranie terrorystycznej działalności istniejących w Iranie ruchów separatystycznych.
Kolejnymi, najstarszymi i najbardziej znanymi, miejscami na geopolitycznej mapie terroryzmu są pogranicze izraelsko-libańskie oraz Palestyna. Charakterystyczne jest to, że na tych obszarach Al-Kaida nigdy nie zdobyła większego poparcia i nie rozwinęła istotnej działalności. Terrorystyczny „rynek” był już nasycony i abstrakcyjne idee bin Ladena nie znalazły posłuchu u doświadczonych bojowników przyzwyczajonych do twardej rozgrywki z Izraelem i bezwzględnej walki między sobą. Jednak i tu wydarzenia ostatnich lat nadały konfliktom nowy wymiar. Zarówno Liban i Palestyna, a także Afganistan i Irak stały się - poprzez geograficzną bliskość z Iranem - elementem jego mocarstwowych aspiracji i planów atomowych. Można oczekiwać, że fala terroryzmu będzie narastać i opadać zależnie od rozwoju wypadków w regionie. Każda operacja wymierzona w irański program atomowy, sankcje czy pogłębienie międzynarodowej izolacji prezydenta Ahmadineżada mogą być katalizatorem nowych zamachów.
Terroryzm, który jeszcze kilka lat temu był wyrazem religijnego fanatyzmu i nierealnych mrzonek ekstremistów z Al-Kaidy, staje się znów narzędziem geopolityki. Oznacza to, że każde kolejne zawirowanie w regionie doleje oliwy do terrorystycznego pożaru. Z drugiej jednak strony terroryzm, który w 2001 roku wydawał się monolitem i miał twarz bin Ladena, ulega głębokim wewnętrznym podziałom i antagonizmom. Zwaśnione frakcje obracają broń przeciwko sobie, odchodzą od bezkompromisowych, apokaliptycznych ideologii i wplątują się w starą jak świat grę interesów. Zwiększa to skalę zagrożenia, ale otwiera też nowe możliwości walki z terroryzmem oparte na zasadzie, że skłóconego wroga łatwiej jest pokonać.
Opracował: Michał Najorek