Trzęsienie ziemi można zainicjować sztucznie. Szokujące wyznanie amerykańskiego ministra
Niektóre kraje na świecie mogą posiadać "know-how" niezbędne do uruchomienia niszczycielskiego procesu w innym zakątku świata. Erupcja wulkanu Eyjafjallajokull na Islandii; trzęsienia ziemi na Haiti, w Nowej Zelandii i Japonii - te wydarzenia wstrząsnęły społecznością międzynarodową. W świadomości większej części populacji, podobne zdarzenia geologiczne występują cyklicznie i są wypadkową wielu nakładających się na siebie czynników. Ale istnieje też wiele środowisk, których przedstawiciele uważają, że w pełni uprawnione jest stanowisko, zgodnie z którym niektóre zjawiska geologiczne czy pogodowe można wywołać w sposób sztuczny. Wg zwolenników tej teorii, niektóre państwa na świecie mogą posiadać zdolność sztucznego inicjowania kataklizmów. Wiele osób z niedowierzaniem albo uśmiechem wita zapewne podobne doniesienia. Ale wystarczy, że przeanalizujemy wypowiedzi ważnych polityków i przestaje się robić wesoło. Niektórym notablom zdarzało się w przeszłości głosić informacje, które nie pozostawiają złudzeń - niektóre kraje na świecie mogą obecnie posiadać środki oraz "know-how" niezbędne do uruchomienia niszczycielskiego procesu w innym zakątku świata.
Radarowe zdjęcia krateru aktywnego wulkanu
Bardzo poważna deklaracja, która wiele osób pozostawiła bez złudzeń padła w 1997 roku. Właśnie wtedy William Cohen - ówczesny sekretarz obrony powiedział, że niektóre państwa mogą uskuteczniać prace nad systemem umożliwiającym wywoływanie trzęsień ziemi oraz innych kataklizmów, a także anomalii pogodowych.
William Cohen
"Inni włączają się nawet w prace nad odmianą eko-terroryzmu, który pozwala na modyfikację klimatu, inicjację trzęsień ziemi czy powodowanie erupcji wulkanów poprzez zdalne uruchomienie fal elektromagnetycznych" - powiedział polityk. Co ciekawe wypowiedź, która odbiła się szerokim echem w kręgach ludzi zaangażowanych w tropienie wariantywnych mechanizmów rządzących światem, została wówczas autoryzowana przez Williama Cohena.
Zdaniem komentatorów, już sam fakt, że słowa te padły z ust polityka tej rangi świadczą o tym, że Amerykanie mogą wiedzieć o testach podobnych systemów. Każą też przypuszczać, że same Stany Zjednoczone mogą być zaangażowane w prace nad podobnym projektem. Wiele osób sugeruje, że wyartykułowanie problemu przez sekretarza obrony w administracji Billa Clintona sankcjonuje też wcześniejsze przeświadczenie o wykorzystywaniu wielu technologii obronnych do zadań ukrywanych przed opinią publiczną. Chodzi tu przede wszystkim o programy, w ramach których władze lub wojsko oddziałują na niebo.
Jednym z najgłośniejszych planów militarnych działających na zbiorową wyobraźnię jest HAARP. Ów projekt polega na tym, że amerykańscy wojskowi za pomocą różnych czynników wpływają na jonosferę, badając w ten sposób wpływ rozmaitych bodźców na tę warstwę atmosfery. Tak jak w wielu podobnych przypadkach, pojawiły się teorie sugerujące, że pod przykrywką badań zgłębiających wpływ różnych źródeł promieniowania na jonosferę, amerykańskie wojsko testuje nowe rodzaje broni - w tym broń elektromagnetyczną, która na niewielkiej przestrzeni potrafi skupić energię elektromagnetyczną. Według innej z teorii, HAARP to niebezpieczna broń odpowiedzialna za... kataklizmy pojawiające się w różnych zakątkach świata.