Przeżywanie śmierci osoby kochanej, Dokumenty(3)


Śmierć

Życie jest związane, między innymi, z umieraniem. Człowiek nie może żyć nie spalając i nie skracając życia, nie może żyć bez umierania w każdej chwili. Często na zegarach znajdujących się na dziedzińcach zakonnych, umieszczany był napis, odnoszący się do upływających godzin: „Wszystkie ranią, ostatnia zabija. Śmierć jest końcem wszystkich przywilejów, wszystkich różnic i niesprawiedliwości, które istnieją między ludźmi. Nie śmierć jest czymś absurdalnym, lecz życie bez niej.


Spoglądanie na życie z punktu patrzenia śmierci oddaje nam wspaniałą przysługę, gdyż zachęca nas do lepszego życia. Czy czujesz się zmęczony trudnościami i problemami? Idź do przodu. Stań w miejscu dogodnym i popatrz z punktu, z którego patrzy śmierć. Co byś wtedy uczynił? Jaką wartość nadałbyś tym rzeczom? Czyń tak, a będziesz uratowany! Czy masz jakiś problem z kimś? Spójrz na tę trudność z perspektywy śmierci. Co byś chciał wtedy uczynić? Odnieść zwycięstwo czy też upokorzyć się? Pokonać czy też przebaczyć?


Jesteśmy tylko o jeden krok od śmierci. W okresie średniowiecza pewien młodzieniec, patrząc któregoś dnia na zwłoki swojego krewnego usłyszał głos dobywający się z nich: „Kim ty jesteś, ja byłem. Kim ja jestem, ty będziesz”. Ta myśl tak nim wstrząsnęła, że ten światowy człowiek stał się św. Sylwestrem, opatem. Perspektywa śmierci wzmacniała życie. Jej bliskość jest wezwaniem do życia wiadomego i intensywnego. Św. Benedykt uznał, że ważnym ćwiczeniem życia duchowego jest codzienne wspominanie śmierci. Benedykt nie zalecał tego ćwiczenia po to, by chodzić po świecie ze smutną miną, lecz by rozkoszować się życiem, by przeżywać radość życia.


Pamiętać o tym, że umrzemy, oznacza żyć po ludzku, żyć w sposób odpowiadający naszej ludzkiej, śmiertelnej naturze. Zapytano raz pewnego starca, dlaczego niczego się nie boi. Odpowiedział: „Ponieważ codziennie myślę o mojej śmierci”. Myśl o śmierci wyzwoliła go od obawy przed ludźmi, chorobą lub wypadkiem, przed słabością lub odrzuceniem. Ogarnia nas strach, że zawiedziemy i że nie sprostamy oczekiwaniom. Boimy się kompromitacji i odrzucenia przez innych. Gdy będę pamiętał o śmierci, przestanie być ważne to, co inni myślą o mnie. Wówczas nie będzie mnie interesować to, czy moje słowa dotrą do kogoś, czy ktoś mi uwierzy, czy też nie. W obliczu śmierci blednie ambicja osiągnięcia czegoś wielkiego.


Dobrze byłoby napisać list przyjmując, że jest to list pisany do najbliższych krótko przed własną śmiercią. Napiszmy o tym, co chcemy im przekazać jako sprawę najistotniejszą w tym życiu. Co jest naszym celem, w jaki sposób chcę na zakończenie mojego życia podsumować swoje posłannictwo. Całe nasze życie składa się z kroków uwalniania się od czegoś lub od kogoś. Nowe życie może wzrastać jedynie wtedy, gdy pozbędziemy się starego. Przez całe życie wymaga się od nas, byśmy pozostawili to, co zdobyliśmy: rzeczy, zdrowie, odgrywane przez nas role, bezpieczeństwo. Musimy pożegnać się ze swoimi siłami. Musimy przyjąć to, co jest nam dane. Musimy przyjąć siebie z całą naszą przeszłością, z naszym charakterem. Ale również musimy oddać to, co przyjęliśmy. Ostatecznie chodzi o to, by rozstać się ze samym sobą.


Dopiero w chwili śmierci wielu ludzi odczuwa, jak bardzo zależy im na życiu. Paradoksem jest to, że właśnie te osoby, które wciąż narzekały na trudy życia, nie mogą się z nim rozstać, gdy nadchodzi jego koniec. Wydaje się, że po przekroczeniu pewnego wieku tylko ten pozostaje żywotny, kto jest gotów umrzeć. W każdym cierpieniu, niepowodzeniu, i w każdej chorobie dostrzec można zapowiedź śmierci. Śmierć jest ostatnim aktem człowieka, którym dokonuje podsumowania wszystkich pojedynczych aktów wolności swojego życia. Śmierć jest obecna w każdym ludzkim pragnieniu, poznaniu i akcie pamięci, który każdorazowo odwołuje się do czegoś ponad człowiekiem.


Miłość i śmierć są ze sobą ściśle powiązane, a miłość jest możliwa jedynie wtedy, gdy poświęcamy się rezygnując przy tym z samych siebie. Prawdziwa miłość w naszym życiu wciąż jest zagrożona przez wymiar posiadania. W śmierci wyzwalamy się z wszelkiego pragnienia posiadania. Dopiero w śmierci możliwe jest całkowite oddanie miłosne, dopiero w śmierci bowiem możemy w pełni i bezwarunkowo oddać się. Gdy próbujemy bezwarunkowo kochać, pragnąć dobra i doświadczyć własnej tęsknoty, wówczas przeczuwamy, czym jest umieranie. Nie musimy obawiać się, czy uczyniliśmy w naszym życiu wystarczająco wiele dobrych uczynków. Najważniejsze jest to, byśmy oddali się Bogu z tym, co przeżyliśmy, także z balastem całej naszej winy. Jakkolwiek byśmy się starali, zawsze będziemy stać przed Bogiem z pustymi rękoma, jako bezużyteczni słudzy. Już teraz zatem, podczas życia należy uczyć się oddawać siebie Bogu, aby udało się nam to także potem, w chwili śmierci.

O śmierci

Nie świętujemy w dzień Wszystkich Świętych, w Dzień zaduszny, poczucia daremności. Świętujemy dojście do celu, osiągnięcie czegoś pięknego i dobrego. Radość jest tym większa, im więcej trudu i wysiłku trzeba było włożyć w urzeczywistnienie życia, powołania. Życie jest zadaniem najtrudniejszym. Nie był daremny trud Chrystusa. Nie na darmo przyszedł na ziemię, żył, nauczał, cierpiał i zmartwychwstał. Bóg nie chce mieć człowieka wdeptanego w ziemię, krzywdzonego i prześladowanego. Nie pragnie łez, które z oczu wyciska cierpienie. Nie cieszy Go życie złamane i poniżone. Ma błogosławieństwo dla tych, którzy muszą przejść przez to wszystko. Błogosławieństwa to obietnice i znaki nadziei. To wołanie o przyjście świata nowego, wbrew rzeczywistości, którą znamy dzisiaj i której boleśnie doświadczamy.


Zarówno życie jak i śmierć są darem tego samego Boga, miłującego ludzi. Wszystko bowiem jest wasze /.../ czy to świat, czy życie, czy śmierć, czy to rzeczy teraźniejsze, czy przyszłe. Wszystko jest wasze, wy zaś Chrystusa, a Chrystus Boga”. Obok charyzmatu mądrego i dobrego życia istnieje również charyzmat pogodnego przyjmowania śmierci. Miarą przyjmowania śmierci ze spokojem i ufnością jest stopień wewnętrznego rozświetlenia i przeobrażenia człowieka. Kto doświadczył zbliżenia do tajemnicy śmierci, staje się innym człowiekiem. Doznanie na granicy śmierci, a zwłaszcza doświadczenie światła, odmieniają ludzkie życie. Jest to zmiana, której nikt nie potrafi sam z siebie spowodować. Po takim przeżyciu, niektórzy przejawiają wielką chęć do życia oddanego służbie drugim. Spotkanie ze światłem odejmuje lub zmniejsza lęk przed śmiercią. Odtąd nie boją się ponownego odejścia z tego świata. Najbardziej przeobrażeni są ci, którzy mieli doznanie światła. Im głębsze przeżycie, tym większa przemiana. Śmierć na drodze ludzkiego życia jest lekarstwem, aktem Bożego miłosierdzia. To ona kładzie kres temu, co nieprawe, złe, naznaczone piętnem winy i cierpienia. Każdy musi przejść przez oczyszczenie. Stwórca nie dopuszcza, aby Jego stworzenie pozostało grzeszne na zawsze.


Na myślenie o śmierci nie jest nigdy za wcześnie. Nie musi być ono powodowane chorobą, zniechęceniem do życia. Gdy przychodzi śmierć, otrzymujemy łaskę śmierci. Wydaje się, że ludzie, którzy umierają, potrafią lepiej radzić sobie ze śmiercią niż ci, którzy tylko ją obserwują lub o niej myślą. Najgłębsza przemiana, która nas oczekuje, to śmierć. Wtedy nasze ziemskie życie przemieni się w boskie. Jeśli wszystko wypuścimy z rąk, Jego ręka nas przemieni, uformuje nas na nowo. Wszystko, co w nas sprzeciwia się Bogu, zostanie przemienione w ogniu Bożej miłości. Nikt nie może zobaczyć Boga inaczej, jak tylko przez śmierć. Kiedy myślimy o śmierci, możemy uwolnić się od wszelkiej obawy. Myślenie o śmierci pozbawia nas uczucia strachu, ponieważ przestajemy czuć przywiązanie do świata, swego życia i zdrowia. Myśl o śmieci pozwala nam świadomie przeżywać każdą chwilę, poznawać, czym jest życie i czerpać z niego.


Gdy zauważono, że jeden z zakonników jest zawsze pogodny, spytano go o przyczynę tego. Odpowiedział: Ponieważ każdego dnia mam nadzieję, że umrę. Człowiek, który cały czas stawia sobie przed oczyma śmierć, z łatwością pokonuje przygnębienie. Zakonnicy w taki sposób oczekiwali kiedyś na przyjście Chrystusa, jak dzieci oczekują na przybycie swojego ojca. Ponieważ trwali w oczekiwaniu, byli wolni od trosk doczesnych, od sądów i od oczekiwań innych ludzi w stosunku do siebie. Żeby sprostać zadaniom, jakie stawia przed nami świat, powinniśmy umrzeć dla świata. Umrzeć dla świata, lub wyobrazić sobie, że leżę w grobie, oznacza tę samą rzeczywistość. Dojrzewanie do śmierci jest związane również z koniecznością nie identyfikowania się z pochwałą lub naganą. Nasze życie będzie udane, jeżeli przestaniemy całkowicie uzależniać się od pochwały lub nagany. Stać się niczym umarły, nie oznacza bycie nieczułym. Chodzi o to, aby świat, czyli ludzie wraz ze swoimi oczekiwaniami, pretensjami, wzorcami i osądami, nie mieli już nad nami żadnej władzy. Już nie utożsamiamy się z tym wszystkim, a tym samym, z tym światem. Żyjemy po tamtej stronie życia, żyjemy rzeczywistością duchową, nad którą świat nie ma żadnej władzy. To czyni nas wolnymi. Jeżeli ciągle szukamy pochwał, zawsze będziemy niezadowoleni, ponieważ będziemy nienasyceni w naszej tęsknocie za pochwałami.


Nie należy utożsamiać się z pochwałą czy naganą, to znaczy, że posiadamy godność Bożą, która w nas jest, niezależnie od tego, czy ludzie nas chwalą, czy też ganią. Doświadczenie Bożej godności uodparnia nas na pochwałę i naganę. Nie jest to skutek naszej rezygnacji, do której z trudem się zmuszamy, ale wyraz naszego duchowego doświadczenia. Dalej, nasze przygotowanie do śmierci wyraża się w tym, aby stać się umarłym wobec drugiego człowieka. Oznacza to, by zrezygnować z osądzania go, ponieważ nie mam prawa wydawać sądów o innych. Może to jeszcze wskazywać na fakt, że staję się niezależny od problemów innych ludzi i nie utożsamiam się z ich trudnościami. Nie chodzi o to, byśmy stali się nieludzcy, jakby inni nas w ogóle nie interesowali. Nie chodzi nam o bezwzględność lub obojętność, lecz o duchowy dystans. Jeśli z kimś bardzo się utożsamiamy, to wówczas jego nieprzyjazne stosunki z jakimś człowiekiem odbierają nam spokój ducha. Trudno w takiej sytuacji zachować bezstronność. Dystans wobec problemów drugiego sprawia, że jesteśmy w stanie ocenić sytuację i faktycznie udzielić pomocy. Warunkiem dobrego współżycia jest pozostanie umarłym w stosunku do innych, we wspólnocie zakonnej. Dystans do własnych potrzeb i emocji stwarza atmosferę, w której możemy przebywać wspólnie, a nie jest to atmosfera nieczułości. Dzięki tej postawie powstaje miejsce dla miłości, bezpieczeństwa, wzajemnego zrozumienia oraz wolności. I dzięki temu każdy może iść swoją drogą, nie będąc ciągle pouczanym przez innych.


„Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo; ale jeśli obumrze, przynosi plon obfity. Ten kto kocha swoje życie, straci je, a kto nienawidzi swojego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne”. Potrzeba wyzwolić z życia samych siebie i własne wyobrażenia, a wówczas otworzy się przed nami obszar nowych możliwości. Musimy też wyzwolić się od swoich bliźnich, a wówczas realny stanie się właściwy stosunek do bliźnich. Kiedyś inaczej spojrzymy na dzieje tego świata. Na zło, które wyciska ludziom łzy. Na nasze życiowe nieszczęścia, na niesprawiedliwość. Na błędy i zagubienia.

W szkole śmierci

Nie można pogodzić się z życiem, jeśli człowiek nie zmierzy się ze śmiercią. Życie ma sens albo go nie ma, w zależności od tego, jaki jest nasz stosunek do śmierci. Jeżeli raz przyjąłem ten fakt, że przyjdzie dzień, kiedy będę musiał wszystko opuścić, to nic mi się nie stanie, jeżeli już teraz coś mi się odbiera. Myśl o śmierci pozwala mi relatywizować większość tego, co robię i czego doświadczam. To, co przemija, nie ma tak wielkiego znaczenia, nie jest też tak dramatyczne. Znaczenie ma tylko to, co trwa. Życie „w poczekalni śmierci” nie jest ucieczką, ale życiem bardziej świadomym. Czas jest ograniczony, dlatego chodzi o korzystanie z każdej chwili oto, by żyć „z całych naszych sił”. Koniec jest bliski, więc nie trać czasu! Śmierć jest radykalnym zerwaniem. Jest ona bolesnym pożegnaniem: opuszczamy naszych przyjaciół, po raz ostatni rozglądamy się wokoło i żegnamy się, opuszczamy nawet to, z czym byliśmy najbardziej związani – nasze własne ciało. Rozstanie jest lżejsze, o wiele lżejsze dla tych, którzy odchodzą, niż dla tych, którzy pozostają.


Chcemy zostawić po sobie jakiś ślad. Chcemy coś pięknego zrobić z naszym życiem, coś co nie zniknie wraz z naszą śmiercią. A śmierć przychodzi często zanim zdołamy to zrobić. Każdy człowiek umiera samotnie. Nigdy nie można towarzyszyć drugiemu w śmierci. „Dokąd Ja idę, ty teraz za Mną pójść nie możesz, ale później pójdziesz, mówi Jezus do Piotra. Można umierającego trzymać za rękę i być z nim do ostatniej chwili, lecz nagle idzie on swoją drogą, zupełnie sam. Nie można umrzeć czyjąś śmiercią. Kiedy staję w obliczu śmierci, widzę siebie takim, jakim jestem, a nie takim, za jakiego uznają mnie ludzie. Już mnie nie obchodzi, co inni o mnie mówią. W obliczu śmierci jestem nagi, jestem tylko tym, kim jestem. Uwalniam się z mojego otoczenia. To wyzwolenie może również stwarzać wielką samotność. Ważne jest to, byśmy umierali jak Jezus. Jego śmierć nie przytłaczała Go, lecz była wolnym działaniem, poprzez które oddawał swoje życie w ręce Ojca: „Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mego”. Potrzeba przywrócić harmonię naszą z Bogiem, przed swoją śmiercią: „Niech się dzieje Twoja wola, Boże”. Jezus był posłuszny aż do śmierci. Zatem idę dokąd mi Bóg pozwala, niepewny siebie, lecz pewny Jego.


Umęczony działalnością misyjną Paweł wyraża w więzieniu przekonanie, że umrzeć to zysk, a jednocześnie przeżywa wewnętrzną rozterkę, nie wiedząc, czy ma wybrać życie, czy śmierć. Chrystus może być uwielbiony zarówno przez życie jak i przez śmierć. Śmierć dopełnia życie. „Jeżeli bowiem żyjemy, żyjemy dla Pana; jeżeli zaś umieramy, umieramy dla Pana. I w życiu więc i w śmierci należymy do Pana”. Śmierć przerywa ciąg grzesznego życia człowieka i wyzwala go do pełnego życia dla Boga. Bez niej zło panowałoby wszechwładnie na świecie, nabierając cech koszmarnej nieśmiertelności. Śmierć nie jest unicestwieniem ani kresem istnienia, lecz Paschą i nowym początkiem. Następstwem grzechu nie jest sam fakt czasowego ograniczenia życia ludzkiego, lecz bolesny sposób doświadczania obecności i nieuchronności śmierci jako mrocznej i destrukcyjnej siły. Człowiek trzyma się kurczowo własnego istnienia. Nie potrafi on, z braku ufności i oddania, przeżywać śmierci jako spełnienia życia. Następstwem grzechu nie jest śmierć jako taka, lecz bolesny sposób przeżywania jej zbliżającej się obecności.

Grzech jest przede wszystkim brakiem zaufania i miłości. Jako taki staje się „ościeniem śmierci”. Tylko zaufanie i miłość mogą przezwyciężyć to, czego człowiek doświadcza jako bezsensu śmierci i lęku przed nią. Nawet ludziom pełnym wiary i oddania nie przychodzi łatwo oswojenie się z myślą o śmierci. W śmierci dokonuje się spotkanie człowieka z Chrystusem zmartwychwstałym. W śmierci osiągnie swą pełnię to, co w ciągu całego życia dokonywało się za pośrednictwem poszczególnych sakramentów. Śmierć jest patrzeniem na to, co dotychczas było dla człowieka za zasłoną. O. Teilhard de Chardin zwraca się do Chrystusa z prośbą: „Naucz mnie przyjmować śmierć jako Komunię”. Za pomocą sakramentów dokonuje się nasze spotkanie z Chrystusem zmartwychwstałym. Spotkanie i zjednoczenie przez śmierć obejmuje w sobie wszystkie dotychczasowe spotkania z Panem. W śmierci skupiają się całe duchowe dzieje człowieka. Śmierć jest spotkaniem i komunią. Śmierć jest objawieniem świata duchowego i zjednoczeniem człowieka z tym światem. Spojrzenie takie rozjaśnia oblicze śmierci, wnosi nadzieję, pogodę ducha i spokój. Ale też można tak powiedzieć: „człowiek jest kapłanem swojej śmierci”. Dawne rytuały nazywały dzień śmierci, dniem narodzin.


Człowieka należy stopniowo wychowywać do śmierci, tak jak wychowuje się go do życia. Tak jak przyjmujemy od Chrystusa życie w sakramencie Chrztu świętego, tak uczestniczymy również w Jego śmierć, a On w naszej. W Nim żyjemy, w Nim też umieramy. I w życiu i w śmierci należymy do Pana. Przyjmując swoją własną śmierć, w niej i przez nią przyjmujemy śmieć Chrystusa. W ten sposób dokonuje się Pascha przejście ze śmierci do życia, przemiana, przez którą musi przejść każdy człowiek. Śmierć niszczy ludzkie ciało i doczesne więzy, zrównuje wszystkich ludzi ze sobą. Jest ona bardziej zwycięstwem niż klęską. Należy ją nie tyle opłakiwać, ile celebrować jako wielkie misterium.


Miłość i oddanie są sprawdzianem wewnętrznej wartości życia. Jezus w zmartwychwstałym ciele zachowuje ślady ran zadanych Mu w czasie męki. Czyż nie są one na zawsze znakiem trwałej wielkości Jego oddania się Ojcu i człowiekowi? Dzieje cierpienia zostały zapisane w Jego ciele. Prawda o „zmartwychwstaniu ciała” mówi coś więcej niż tylko o udziale w życiu wiecznym całego człowieka. Mówi również o trwałości międzyludzkich więzi i relacji. odmieniają ludzkie życie.

Przeżywanie śmierci osoby kochanej

Śmierć kogoś, kogo kochamy, zmienia nasze przeżywanie czasu. Na nowo uczymy się życia, gdy umiera ktoś bardzo nam drogi. Po raz pierwszy bez kogoś bliskiego, sami. Śmierć staje się wówczas śmiercią ciągle trwającą. Za każdym razem osoba kochana, gdy ją sobie przypominamy, znowu w nas umiera. Prawdziwego żalu czas nie uleczy. Myślenie, że wraz z upływem czasu przestaniemy o niej pamiętać i odczuwać ból, jest fałszywe. Im dłużej żyjemy, tym silniej uświadamiamy sobie, kim ona, kochana przez nas osoba, była dla nas, i tym intymniej przeżywamy, co dla nas znaczyła jej miłość. Prawdziwa, głęboka miłość jest skromna, pozornie a, bezpośrednia. Dopiero po śmierci osoby kochanej, uświadamiamy sobie jej głębię i moc, która w nas jest.


Bardzo często miłość staje się naprawdę widoczna w bólu. Ból, który przeżywamy, pokazuje nam, jak głęboka, intymna i wszystko przenikająca była jej miłość. Dlaczego ona odeszła przed nami i my musimy nosić jarzmo żałoby? Teraz musimy uczyć się żyć na nowo bez niej. Poznajemy osobę, która odeszła w bólu i braku. Jej oszczędzono smutku po naszej śmierci. Nie będzie musiała żyć bez nas. Dopiero w śmierci odkrywamy, jak kogoś bardzo kochamy. Dopiero po śmierci osoby kochanej zaczynamy dostrzegać w sposób szczególny osamotnienie najbliższych i bardziej im współczujemy. Zaczynamy głębiej odczuwać lęki tych, którzy są w żałobie i wnikliwiej podchodzić do tajemnicy śmierci. Wtedy potrzebujemy odkryć, że mamy kogoś bliskiego, że nie jesteśmy sami, lecz możemy z kimś bliskim dzielić nasz smutek.


W takiej sytuacji bywa, że przeżywamy odnowioną więź z tymi, którzy są nam bliscy. W czym możemy dostrzec plon śmierci osoby kochanej? Staje się on widoczny w tych, którzy ją najbardziej kochali. Miłość do osoby, która odeszła pozwala nam, byśmy zebrali żniwo i darem jej śmierci podzielili się z innymi. Czyż nie od tego trzeba zacząć, chcąc odkryć znaczenie śmierci tej, którą kochamy, a jej już niema pośród żyjących? Ważne jest, aby być przygotowanym na śmierć. Jeśli jednak zaczniemy rozmyślać o niej dopiero wtedy, gdy będziemy śmiertelnie chorzy, nasze rozważania nie przyniosą potrzebnego nam wsparcia. Pytamy o śmierć nie dlatego, że umieramy, ale dlatego, że czujemy się dość silni, by zadać to pytanie o największą ludzką słabość.


Naszym podstawowym zadaniem jest oswoić śmierć. Aby stać się w pełni istotą ludzką, musimy uznać całość naszego doświadczenia. Dochodzimy do dojrzałości, integrując nie tylko jasną, ale i ciemną stronę naszego życia. Mamy bowiem skłonność do unikania, wypierania czy tłumienia bolesnej strony życia. Oswojenie śmierci wydaje się podstawą wszelkich innych form przyjaźni. Jeśli potrafilibyśmy oswoić śmierć stalibyśmy się naprawdę ludźmi wolnymi. Nasze życie stałoby się wyraźnie inne, gdybyśmy potrafili odnosić się do śmierci jak do znajomego gościa zamiast groźnego przybysza. Inni nie mają nade mną żadnej władzy, kiedy ja już umarłem. Lęk przed śmiercią często doprowadza nas do śmierci, ale oswajając się z nią, możemy stawić czoło naszej śmiertelności i dobrowolnie wybrać życie.


Miłość głęboka, ludzka, nie zna śmierci. Miłość stale sięga wieczności. Miłość płynie z tego miejsca w nas, do którego śmierć nie ma wstępu. Miłość nie chce być uwięziona przez czas, obwarowana jego trwaniem. Ta sama miłość, która ujawnia absurdalność śmierci, pozwala nam także oswoić się z nią. Ta sama miłość, która stanowi podstawę naszej żałoby, jest również podstawą nadziei. Ta sama miłość, która każe nam płakać z bólu, musi również przygotować nas na wyzwalającą akceptację wewnętrznego poranienia. Bez wiary to musi brzmieć ja sprzeczność. Lecz wiara w Tego, którego miłość pokonała śmierć i który wstał z grobu trzeciego dnia, zmienia tę sprzeczność w paradoks, najbardziej uzdrawiający paradoks naszego istnienia. Moc miłości jest większa od mocy śmierci. Miłość osoby kochanej jest odbiciem tej miłości, która nie umiera i nie może umrzeć. Dążymy do tego, żeby lęk przed śmiercią stracił nad nami władzę. Niektórzy ludzie nigdy nie oswajają się ze śmiercią i umierają tak, jakby przegrali beznadziejną walkę.


Staliśmy bezsilni, kiedy widzieliśmy, że osoba kochana powoli traci kontakt z nami i oddala się od nas. Nie mogliśmy nic poradzić. Staliśmy jedynie przy łóżku i patrzyliśmy, jak śmierć bezwzględnie dokonuje swego dzieła. Na to doświadczenie nie można się przygotować. Śmierć każe mi zatrzymać się i obejrzeć za siebie, tak jak jeszcze tego nie robiłem. Zacząłem oglądać wiele lat życia z lotu ptaka. W obliczu śmierci osoby kochanej, nasze życie traci na swej złożoności i streszcza się w kilku podstawowych kreskach. Otrzymujemy nowe oczy do przyjrzenia się swojemu życiu. Śmierć naprawdę upraszcza. Nie toleruje ona nieskończonego cieniowania. Obnaża to, co naprawdę się liczy, i w ten sposób staje się sędzią.

Na umartwianiu się polega życie, a dosłownie na „czynieniu martwym”. Na powolnym odkrywaniu śmiertelności wszystkiego, co jest stworzone, abyśmy mogli docenić piękno, nie przylegając do niego jak do trwałego naszego majątku. Życie, to zapoznawanie się ze śmiercią. To szkoła umierania. W każdym przyjściu człowieka, zawarte jest jego odejście; w każdym połączeniu zawiera się rozdzielenie; w każdym dorastaniu mieści się starzenie; w każdym uśmiechu są łzy; w każdym sukcesie jest strata. Całe życie jest umieraniem, a każde świętowanie jest także umartwianiem się.


Musimy stać się tak wolni, żebyśmy potrafili być posłuszni; tak autonomiczni, żebyśmy potrafili być zależni; tak kontrolujący, żebyśmy potrafili się poddać. Otóż trzeba tak żyć, by potrafić umrzeć. Na tym polega oderwanie. Potrzeba nieustannie uczyć się pogodzenia z nieprzewidzianymi zmianami w życiu i stawiać czoło nieznanej przyszłości. Śmierć osoby kochanej może spowodować, że ludzie przestają żyć myślą o przyszłości i wycofują się do znajomej przeszłości. Trzymają się kilku cennych wspomnień i starych przyzwyczajeń, uważając, że ich życie dotarło do martwego punktu. Żyją, jakby myśleli: „Dla mnie wszystko się skończyło. Nic mnie już nie czeka”. To jest przeciwieństwo oderwania. Nadmierne przywiązanie sprawia, że życie staje się czymś zużytym i całkowicie pozbawionym witalności. W takim życiu nie ma już miejsca na nadzieję.


Trzeba traktować swoje doświadczenie bezsilności jako prowadzenie, chociaż dokładnie nie wiemy, dokąd jesteśmy prowadzeni. „Gdy byłeś młodszy, opasywałeś się sam i chodziłeś, gdzie chciałeś. Ale gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje, a inny cię opasze i poprowadzi dokąd nie chcesz”. Coraz większe powierzanie się, jest znakiem duchowej dojrzałości. Śmierć osoby kochanej, jest zaproszeniem do bardziej dobrowolnego powierzenia się przyszłości z przekonaniem, że jeden z ważnych etapów naszego życia może być jeszcze przed nami, a życie i śmierć osoby kochanej, miały nam to umożliwić. Trzeba pamiętać, że dopiero po śmierci Jezusa uczniowie mogli wypełnić swoje posłannictwo. Ci, którzy są najbardziej oderwani od życia; ci, którzy żyjąc, nauczyli się, że nie można kurczowo przylgnąć do nikogo i do niczego, ci są ludźmi naprawdę twórczymi.


Im silniej przeżyjemy fakt, że osoba kochana zmarła za nas, tym większy sens będzie miała dla nas nasza własna śmierć. Ci, którzy kochają, oni przeżywają swoje życie dla innych. Rzadko zwracała uwagę na siebie. Zainteresowania i uwaga były skierowane na potrzeby innych. Śmierci takiej osoby nie należy widzieć, jako nagłego ustania jej wrażliwości na innych. Niektórzy ludzie doświadczają śmierci tych, których kochali, jak zdrady. Czują się porzuceni, osieroceni, oszukani. Reagują gniewem. Wyrażają to paraliżującym smutkiem, cofnięciem się do stanu zupełnej zależności, ucieczką w chorobę i narzekanie, a nawet śmierć. Jeśli ktoś przeżył życie dla nas, to i śmierć tej osoby jest śmiercią dla nas. Śmierć ta nie powinna paraliżować, uzależniać czy dostarczać wymówki do narzekań, ale śmierć takiej osoby powinna uczynić nas silniejszymi, bardziej niezależnymi i dojrzałymi. Ona umarła, byśmy mogli żyć. Życie osoby kochanej zachęca nas, byśmy spojrzeli na jej śmierć jako na coś, co daje nam nie tylko smutek, ale i radość; nie tylko ból, ale i uzdrowienie; nie tylko doznanie straty, ale także doświadczenie odnalezienia.


Dzięki wyzwalającej śmierci Chrystusa, śmierć osoby kochanej nie jest absurdalnym końcem pięknego i altruistycznego życia. Śmierć jej jest po to, by jej poświęcenie przyniosło bogate żniwo. Jezus umarł, abyśmy my mogli żyć, i każdy, kto umiera w jedności z Nim, uczestniczy w życiodajnej mocy Jego śmierci. Ci, którzy umierają pod znakiem krzyża, umierają, byśmy my mogli żyć Pod tym znakiem, każda śmierć może stać się śmiercią za innych. Gdy ktoś umiera, i rozumiemy to, że umiera za nas, to dzięki temu możemy zrozumieć sens naszej własnej śmierci.


Jezus nie chciał umierać. Jezus nie stanął wobec śmierci, jakby uważał ją za coś dobrego, do czego należy dążyć. Nigdy nie mówił o śmierci jak o czymś, z czym łatwo się pogodzić. W Getsemani Jezusa opanowały lęk i zmartwienie. Wydaje się, że bardziej niż ból śmierci, lękiem i cierpieniem przepełniała Jezusa sama śmierć. Śmierć pozostaje naszym wrogiem. Choć możemy i musimy przygotować się do śmierci, tak naprawdę nigdy nie jesteśmy na nią gotowi. Bóg nie stworzył śmierci. Bóg nie chciał śmierci. W Bogu nie ma śmierci. Bóg jest Bogiem życia. Jest Bogiem żywych, a nie umarłych. Ci, którzy prowadzą głęboko duchowe życie, w prawdziwej zażyłości z Bogiem, ból śmierci muszą odczuwać szczególnie ostro. Życie z Bogiem otwiera nas na wszystko, co żyje. Błędem zatem jest myślenie, że śmierć bez zmagania i męki jest znakiem wielkiej wiary. Jezus umarł dlatego, by nas wyzwolić ze śmierci i ciemności, które są w nas.


Dlaczego śmierć osoby kochanej wywołuje w nas tyle cierpienia? Bo bardzo ją kochaliśmy. Dlaczego obawiamy się naszej śmierci? Ponieważ bardzo kochamy życie. Śmierć jest absurdem i nie może mieć sensu dla kogoś, kto bardzo kocha. Zmartwychwstanie Jezusa jest objawieniem zwycięstwa miłości nad śmiercią. Ta sama miłość, która każe nam opłakiwać i buntować się przeciw śmierci, teraz wyzwala nas do życia w nadziei. Jezus ukazał się tylko tym, którzy Go znali, którzy słuchali Jego słów i którzy głęboko Go pokochali. To ta miłość dała im oczy, żeby widzieli Jego twarz, i uszy, żeby słyszeli Jego głos, kiedy ukazał się trzeciego dnia po swojej śmierci. Kiedy Go zobaczyli, usłyszeli i uwierzyli, reszta ich życia stała się ciągłym rozpoznawaniem Jego obecności pośród siebie. Pod welonem wszystkiego, co widzimy naszymi cielesnymi oczami, Pan ukazuje nam swoją niewyczerpaną miłość i wzywa nas do pełniejszego wkroczenia w tę miłość, która obejmuje osoby, które tak bardzo kochaliśmy. Tylko z miłością silniejszą niż śmierć, możemy przeżywać swoje życie jako obietnicę. Ta miłość obiecuje nam, że to, co już zaczęliśmy widzieć i słyszeć w Duchu Chrystusa, nie może być nigdy zniszczone, a jest „początkiem” wiecznego życia. W ciemności wątpimy, czy kiedykolwiek nastanie światło, jednak w świetle wkrótce zapominamy, jak wielka była to ciemność.

2



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
droga krzyzowa dla mlodziezy -milosc na smierc nie umiera, Dokumenty Textowe, Religia
22 Konstytutywne cechy osoby ludzkiej, Dokumenty UŚ Pedagogika resocjalizacyjna, 2 sem, Teoria wycho
„Zinka” PRZEŻYŁAM ŚMIERĆ KLINICZNĄ (Świadectwo Gieni)
Treny wyraz przeżyć i filozofii Jana Kochanowskiego
Przeżyć własną śmierć
Seria zagadkowych śmierci i w Polsce i w Rosji, Film, dokument, publcystyka, Dokumenty dotyczące sp
Referaty 5min osoby, dokumenty
Dziwne śmierci, Film, dokument, publcystyka, Dokumenty dotyczące spraw bieżących
Ambasador mówił, że katastrofę Tu 154 przeżyły 3 osoby
Treny J Kochanowskiego artystycznym obrazem przeżyć poety,
10 Kochanek Śmierci
smierc, Dokumenty Medyczne, MEDYCZNE
JAK POCIESZAĆ PO ŚMIERCI SAMOBÓJCZEJ BLISKIEJ OSOBY

więcej podobnych podstron