4535


W kleszczach socjotechniki

Wielu z nas zadaje sobie coraz częściej pytanie, co właściwie dzieje się z polskim narodem? Przecież my przestajemy przypominać samych siebie. Bez walki i bez oporu tracimy nasze państwo i oddajemy naszą własność. Wystarczy popatrzeć, jak właściwie gładko zabrano nam najcenniejsze zakłady pracy, jak zniszczono nasze stocznie i wystawiono je na sprzedaż obcym. Polskie stocznie - symbol naszej prężności i wyraz ducha naszego oporu przeciwko totalitarnej władzy, kolebka Solidarności, która podobno zmieniła bieg wydarzeń w Europie i na świecie. I to wszystko na naszych oczach i za naszym przyzwoleniem rozpływa się jak mgła. Giną miejsca - symbole, ale i ludzie - symbole, z którymi naród wiązał tyle nadziei, będąc gotowym do walki i do poświęceń. I to wszystko gdzieś wyparowało, zostali ludzie ze styropianu i z tektury, którzy mówią nie swoim głosem, poza narodem, a nawet przeciwko narodowi. To nie jest Polska z naszych marzeń i na miarę naszych aspiracji czy możliwości. Na naszych oczach powstaje jakiś obcy kraj.

Nasz naród jest w tej chwili tak miękki i tak słaby, że daje nieomal ze sobą zrobić wszystko. Bo nawet jeśli są jakieś protesty, to zasadniczo są one anemiczne i zupełnie bezskuteczne. Walec władzy toczy się tak, jakby włączono automatycznego pilota. Taranuje wszelki opór, niszczy, co chce i stawia, co chce. A ludzie nic. Doszło do tego, że z Polski chce się uczynić jedną wielką fermę wiatraków, które zabijają ptaki, zwierzęta i ludzi, a tupet firm zagranicznych i władz państwowych tego kraju jest tak niewyobrażalny, że monstra te stawiane są nieomal na podwórkach, a jak dobrze pójdzie, to wmontowywane będą obok kominów. Dlaczego nie? Jeśli ludzie śpią, albo myślą wyłącznie o własnych i to doraźnych korzyściach, to można z takim społeczeństwem zrobić wszystko. I robi się wszystko.

Ale dlaczego nasze społeczeństwo tak bardzo się w ciągu ostatnich lat zmieniło? Czy my sami sobie jesteśmy winni? Nie do końca, tu w grę wchodzą pewne czynniki, na które musimy zwrócić baczniejszą uwagę.

Człowiek często myśli, że jeśli jest wolny, to zasadniczo robi to, co che. A jak czegoś nie chce, to tego nie robi. Tymczasem gdy przyjrzymy się bliżej rzeczywistości, to okazuje się, że nasze działanie bardzo często dokonuje się pod czyjeś dyktando: wstajemy rano, bo musimy iść do pracy albo do szkoły. Po południu biegniemy do sklepu, bo wtedy jest jakaś "okazjonalna" wyprzedaż. Wieczorem zasiadamy przed telewizorem, by obejrzeć "obowiązkowe" wiadomości. I gdy tak popatrzymy na nasze wolne decyzje, to widzimy, że one są wolne, ale też są na różne sposoby uwarunkowane.

A wyobraźmy sobie teraz inną sytuację, dotyczącą już nie pojedynczych osób, ale grup ludzkich aż po całe społeczeństwo. Czy nie jest tak, że całe społeczeństwo może być odpowiednio warunkowane w swoich postawach, ocenach i wyborach? Nie w stu procentach, ale może w 80. albo nawet 60. To i tak dużo. A jak może być warunkowane? W bardzo prosty sposób, ze względu na korzystanie z tych samych źródeł informacji. Przecież tylko mała społeczność licząca kilkadziesiąt czy kilkaset osób wie, co się naprawdę gdzieś stało, reszta, czyli miliony skazane są na odpowiednio spreparowany przekaz medialny. Ten przekaz może mieć miejsce, ale nie musi, a jeśli ma miejsce, to wcale nie musi być obiektywny i wiarygodny. Miliony słyszały niedawno o katastrofie kolejowej pod Petersburgiem, ale ile osób to widziało? Może kilkaset i nie więcej. Reszta zdana jest na wyrywkowe, więc czasowo ograniczone, a często dosłownie migawkowe relacje i wyselekcjonowane zdjęcia. A szukanie winnych, to już spekulacje albo śledztwo okryte tajemnicą.

Zbyt wielu z nas nie zdaje sobie sprawy, że zdanie, jakie na dany temat posiada, nie jest naszym własnym zdaniem, lecz jest zdaniem zasugerowanym właśnie przez media. Z uwagi zaś na brak czasu i nadmiar informacji większość z nas nie ma czasu, ani nawet sił, żeby wszystko, o czym słyszy, analizować i weryfikować. W związku z tym powstają w nas całe pokłady najrozmaitszych informacji i opinii, które wsiąkają w nas każdego dnia, i które koniec końców tworzą z nas nie indywiduum, które posiada autentycznie własne poglądy, ale człowieka statystycznie masowego. Myślimy i oceniamy jak 60 albo 80 procent społeczeństwa. A co myślimy? To co przenika do naszej świadomości i podświadomości z mediów. A co to za media? No właśnie. Przecież większość z nas sugeruje się tylko tytułem gazety albo nazwą kanału telewizyjnego, ale nie ma zupełnie pojęcia, kto jest właścicielem i kim są dziennikarze, którzy tam pracują. Dajemy wiarę ludziom, których nie znamy, bo lubimy tytuł, efektowne obrazki, dowcipy - i to wszystko wystarczy, aby zdobyć nasze zaufanie. Czy to aby nie za mało?

A jeśli ci właściciele stanowią jakieś lobby, np. postkomunistyczne, bo zajmowali się mediami w czasach komunizmu i dobrze opanowali swój fach, i wiedzą, jak grać widowni na nosie, a tylko zmienili krawaty z czerwonych na niebieskie? Jeśli to nie są już oni osobiście, to są to ich krewni, dzieci lub wnuki (wiadomo, jak silny był i jest w tych kręgach nepotyzm), a może koledzy z partii komunistycznej lub z SB, kręgi, które wyrastały w określonej ideologicznie atmosferze i wcześnie były wprowadzane w arkana tego strategicznego zawodu, jakim jest dziennikarstwo - czy wówczas też będziemy im wierzyć, bo są mili na antenie i sympatyczni na wizji? Są mili, bo technik podbarwił im głos, urodziwi, bo kosmetyczka sypnęła na twarz odpowiedni puder, zgrabni, bo garnitury mają z dobrej firmy. Ale czy to wszystko ma być kryterium wiarygodności i prawdy? Cóż za naiwność i dziecinada!

Niestety, większość z nas ulega fałszywemu urokowi mediów i myśli tak jak one. A one myślą za nas i kreują nam Polskę bez stoczni, Polskę bez kopalń, Polskę bez cukrowni, Polskę bez szpitali, Polskę bez Polski. A my myślimy, że tak jest właśnie dobrze, bo dzięki temu jesteśmy w Europie. I tak orzeł zamienił się we wróbla, na którego wszyscy mogą polować, mogą go zastraszać, a nawet nim gardzić.

Musimy sobie uświadomić, że za większością mediów obecnych w naszym kraju kryją się nie tylko obce interesy, ale nade wszystko kryje się potężna socjotechnika, która w sposób naukowy i technicznie doskonały rozpracowuje naszą mentalność, by nią manipulować w sposób bezwzględny i bezlitosny. Dlatego właśnie przestaliśmy przypominać samych siebie. By ocaleć, musimy zejść z linii medialnego rażenia, więcej samodzielnie myśleć, więcej rozmawiać, a ufać tylko tym mediom, które są szczerze polskie.

1



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
praca-licencjacka-b7-4535, Dokumenty(8)
4535
4535
4535
4535 ac
4535
4535
4535
praca-licencjacka-b7-4535, Dokumenty(8)

więcej podobnych podstron