4717


Fakty i Mity nr 18 / 2015

Demokracja sterowana

Media i politycy zarzucają nas banałami na temat demokracji.

Czasem trudno w potoku głupstw odróżnić ziarno od plew...

O demokracji, czyli rządach ludu (spo­łeczeństwa), sły­szymy wiele prze­dziwnych zdań.

Najdziwniejsze zapewne padają z ust zawodowych reprezentantów owego ludu, który ponoć

w demo­kracji rządzi. Co zatem słyszymy? Że na przykład gdzieś demokracji nie było, ale ją

nagle wprowadzono np. w wyniku jakiegoś przewrotu lub nawet zagranicznego najazdu.

Zwy­kle też słyszymy o twardych prze­ciwstawieniach: demokracja kontra dyktatura. Często też

przez demo­krację rozumie się zresztą jako tzw. wolny system parlamentarny, nie­zależnie

od tego, jak on działa w praktyce i czy ma coś wspólnego z rzeczywistą realizacją woli

społe­czeństwa. Rodzi to mnóstwo nie­porozumień i właściwie wcale nie wyjaśnia, czym jest

czy czym po­winna być prawdziwa demokracja. A wydaje się, że demokratyzacja jest pewnym

procesem. Demokra­cji może być mniej lub więcej, może być sprawniejsza lub nie. Czasem

jednak tzw. rządy demokratyczne mogą być tylko parawanem, za któ­rym pilnuje się głównie

interesów warstw uprzywilejowanych.

Rządy wolnych panów

Szczególnym źródłem nieporo­zumień na temat demokracji jest system amerykański, a także

zwią­zana z nim propaganda przejawia­jąca się tamtejszej kulturze maso­wej, która jest

wszechobecna na całym świecie. Ileż to razy słyszeli­śmy w jakimś hollywoodzkim filmie

takie mniej więcej zdanie: „To jest wolny kraj wolnych ludzi”, wypo­wiedziane z zachwytem,

oczywiście o Stanach Zjednoczonych. Amery­kanie gorąco wierzą, że demokra­cję wprowadzono

w USA w końcu XVIII wieku. Tyle tylko, że była to „demokracja” zamożnych białych mężczyzn.

Sam Thomas Jefferson, jeden z ojców założycieli Stanów Zjednoczonych, był właścicielem

niewolników. Piękna konstytu­cja amerykańska ładnie opowiada o „poszukiwaniu szczęścia”,

tyle że to było szczęście dla wybranych. A z pewnością nie było to szczęście poddanych

pana Jeffersona. I gdzie tu „wolny kraj wolnych ludzi”?

Zresztą rozmaite ograniczenia wolności w stopniu niespotykanym w wielu innych

cywilizowanych kra­jach zdarzały się w USA jeszcze zu­pełnie niedawno. I nie chodzi już na­wet

o słynną segregację rasową, która sprawiała, że na sporym obszarze kra­ju ogromna rzesza

ludzi żyła w czymś w rodzaju totalitarnego państwa rasi­stowskiego. Nie tylko była pozbawio­

na równych praw i poddana poniża­jącym szykanom, ale mogła być także pozbawiona życia

w dowolnym mo­mencie (patrz fot.). Wszak instytucja linczu miała się tam świetnie jeszcze

w latach 60. XX wieku.

Aby nie zagłębiać się zbyt da­leko w przeszłość, przypomnę, że jeszcze w czasach

istnienia „Faktów i Mitów” w niektórych stanach USA istniało prawo zezwalające na wtrą­cenie

do więzienia ludzi uprawia­jących seks oralny lub analny, nie­zależnie zresztą czasem od płci

lub orientacji seksualnej. Przypomnij­my, że w Polsce takie prawo zostało zniesione

w 1932 roku. Trzeba było specjalnych interwencji Sądu Naj­wyższego USA, aby to idiotyczne

barbarzyństwo znieść mniej więcej 10 lat temu za oceanem. „Wolny kraj wolny ludzi?”.

Nic dziwnego, że z Amerykanów śmieją się, że są najbardziej oszukanym (i dlatego

zadowolonym z siebie) społeczeń­stwem na naszej planecie.

Okręgi wyborcze

Jednym z narzędzi do skutecz­nego manipulowania wyborca­mi mogą stać się granice okręgów

wyborczych, zwłaszcza tam, gdzie występują tzw. okręgi jednoman­datowe. Tak, te słynne JOW-y

(jed­nomandatowe okręgi wyborcze), które tak wytrwale reklamuje Pa­weł Kukiz, kandydat

na prezyden­ta. Wcześniej te okręgi podobały się także Platformie Obywatelskiej. Dlaczego

wbrew pozorom mogą się one okazać antydemokratyczne? Można tak dobrać granice okrę­gów,

żeby reprezentanci klas uprzy­wilejowanych w wystarczającej licz­bie okręgów byli

w większości. To zapewni wygraną ich kandydatom i rządy w parlamencie. To właśnie m.in.

dzięki tego rodzaju sztuczkom w parlamencie USA dominują czę­sto reprezentanci prawicy,

choć to lewica cieszy się zwykle poparciem większości społeczeństwa.

JOW-y mają i tę wadę, że wła­dzę oddają de facto najbardziej wpływowym i najbardziej

zamoż­nym. Betonują scenę polityczną. My zresztą mamy już w zasadzie JOW-y w wyborach

do Senatu. I kogóż mamy w Senacie? Niemal wyłącznie reprezentantów PO i PiS lub ludzi

popieranych przez te par­tie. Czyli największy na danym te­renie bierze wszystko - reszta

zo­staje z ręką w nocniku. I to miałaby być ta lepsza forma demokracji?!

W przypadku JOW-ów następuje jeszcze jedno zjawisko - zniechęce­nie. Na terenach, na których

trwale dominuje jakaś partia, wyborcy in­nych ugrupowań nie mają żadnych powodów, aby iść

na wybory - ich głos nie będzie się zupełnie liczył. Nic dziwnego, że w USA połowa lu­dzi

nie chodzi na wybory. A po cóż mieliby chodzić?

Daty wyborów i pieniądze

W USA jest jeszcze jeden po­wód niskiej frekwencji wyborczej. Wybory odbywają się

w środku ty­godnia. Dla klas uprzywilejowanych to nie ma znaczenia, bo zwykle ich

przedstawiciele sami decydują o czasie swojej pracy. Ale dla nie­zamożnych to ma wielkie

znacze­nie - ci pracują zwykle więcej niż na jeden etat i nie dysponują nadmia­rem wolnego

czasu. Dla nich udział w wyborach to czasem luksus, na który nie mogą sobie pozwolić.

Kolejną sprawą są pieniądze. Sprawą zresztą zupełnie kluczową na przykład w USA,

gdzie ilość od­danych głosów jest zwykle propor­cjonalna do ilości środków zgroma­dzonych

przez kandydatów. Duże pieniądze to dużo reklamy, a re­klama to głosy. W USA i na przy­kład

w Brazylii jest kuriozalne pra­wo, które pozwala firmom wspierać kandydatów środkami

finansowy­mi. Jest to właściwie forma legalnej korupcji. Z oczywistych powodów większe

szanse mają wówczas kan­dydaci wspierający interesy wiel­kiego biznesu. Można to oczywiście

nadal nazywać demokracją, ale taki system powinien się raczej nazywać formą

„korporacjokracji”. Ktoś to zgrabnie kiedyś ujął: „Gdyby wybo­ry mogły coś zmienić,

już dawno by­łyby zakazane”. Generalnie system działa w taki sposób, aby niewiele się

zmieniło, mimo że tzw. wolne wybory nadal istnieją. Zresztą w ta­kich krajach jak USA

różnica mię­dzy lewicą i prawicą jest w praktyce niewielka, a system jest tak skon­struowany,

aby żadna partia spoza układu dwupartyjnego się nie prze­biła. Ludzie mogą sobie więc

wybie­rać niemal do woli, bo wybór jest w zasadzie nieistotny. Nikt spoza establishmentu się

nie prześlizgnie do władzy, a jeśli mu się to uda, to i tak będzie w mniejszości.

Jakieś wnioski?

Ponieważ tzw. demokracją moż­na sterować w sposób niemal dosko­nały, i to tak, aby

u władzy byli ludzie z grup uprzywilejowanych, trudno mówić o tym, że gdzieś „panuje

de­mokracja”. Możemy mówić co naj­wyżej, że pewne rozwiązania lub systemy lepiej lub gorzej

służą rze­czywistej demokracji. Z pewnością służą demokracji głosowania organi­zowane w dni

wolne od pracy, syste­my finansowania ściśle kontrolujące przepływ gotówki między partiami

politycznymi i światem biznesu. Słu­żą też demokracji systemy, w których stosunkowo łatwo

można wprowa­dzić do parlamentu nowe partie poli­tyczne - a więc takie, gdzie nie ma

na przykład zaporowego 5-procentowe- go progu wyborczego. Są kraje gdzie próg wynosi

3 proc. (np. Finlandia) lub niemal go nie ma (Holandia). I jakoś te kraje potrafią

sformować dosyć sprawne rządy!

Więcej demokracji jest z pewnoś­cią też tam, gdzie najbardziej kosz­towna reklama

wyborcza jest ograni­czona do minimum (np. we Francji). Absolutnie konieczny jest też

plura­lizm mediów. W Polsce media nie­mal w całości należą bądź do par­tyjnego establishmentu tzw. media publiczne), bądź do wielkich korpo­racji (Polsat, TVN, Agora). O jakiej

demokracji można w ogóle mówić w tej sytuacji? Przecież korporacje reprezentują na ogół

interesy korpo­racji, a nie zwykłego zjadacza chleba. Zwykli ludzie w Polsce są de facto

pozbawieni głosu w mediach. A jak w mediach, to i w polityce. Zanim więc zaczniemy mówić

o „krajach demokratycznych” albo o tym, że gdzieś „panuje demokracja”, to dwa razy

zastanówmy się nad tym, co to miałoby właściwie znaczyć.

MAREK KRAK



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
4717
praca-licencjacka-b7-4717, Dokumenty(8)

więcej podobnych podstron