Między Sodomą a Nowym Orleanem

Kiedy pod koniec sierpnia bie­żącego roku w Nowy Orlean uderzył potężny huragan „Katrina", w medialnych doniesieniach dominowały informacje o ogromie spustoszeń, jakie on poczynił. Wszy­scy byliśmy wstrząśnięci, słysząc

o idących w tysiące śmiertelnych ofia­rach tego kataklizmu, setkach tysięcy ludzi, których domy zostały zniszczo­ne przez potężne, połączone siły wia­tru i wody, bandach szabrowników

i rabusiów wykorzystujących to nie­szczęście do siania anarchii i bezpra­wia. Zagłada Nowego Orleanu szybko została oceniona jako „największa ka­tastrofa naturalna w historii USA".

Przeglądając artykuły w prasie po­święcone tragedii Nowego Orleanu, uważny czytelnik mógł wychwycić kilka ciekawych wieści i spostrzeżeń, które rzucają więcej światła na możli­we przyczyny tej katastrofy. Tak więc, „Tygodnik Powszechny" pisał, iż festi­wal zwany Południową Dekadencją czynił zeń (to znaczy z Nowego Orle­anu - przyp. MS)... światową stolicę gejów; „Polityka" określała to miejsce mianem dekadenckiego Miasta Grze­chu, słynącego z rozwiązłości i korup­cji, w którym na dodatek rokrocznie organizowano imprezę „Mardi Gras", polegającą na tym, iż dziewczęta stojąc na balkonach obnażały swe piersi w zamian za kolorowe paciorki. Tygo­dnik „Wprost" pokusił się zaś o wej­rzenie na historyczne oblicze miasta: Nowy Orlean rozwijał się w totalnej se­paracji od pełnego religijnych zakazów, purytańskiego (...) Południa (...) libe­ralny był stosunek nowoorleańczyków do nadużywania alkoholu i hazardu. Było to miasto grzechu, a popyt na seks był ogromny. Do tego wszystkiego można by jeszcze dodać ogromne wskaźniki przestępczości, będące wielką bolączką Nowego Orleanu, bardzo silnie rozwinięty tam okulty­styczny i semi-satanistyczny kult voo-doo. Jako ukoronowanie tych infor­macji odnotowujmy również, iż najgwałtowniejszy atak „Katriny" nastąpił w dniach 29 i 30 sierpnia, czyli do­kładnie w przeddzień planowanego na 31 sierpnia, wspomnianego wyżej, „Festiwalu Dekadencji"...

Czy to przypadek, że niszczyciel­ski żywioł uczynił Nowy Orlean wiel­kim rumowiskiem, pełnym trupów i wydanym na pastwę bandytów i rze­zimieszków? Czy zbiegiem okolicz­ności jest, iż ta oaza bezbożności, rozpusty, przestępczości, bezwstydu i zboczeń stała się areną najpotęż­niejszej katastrofy przyrodniczej w dziejach Stanów Zjednoczonych?

Jeśli to przypadek, to uderza fakt, iż XX stulecie oraz początek XXI wie­ku były świadkami wielu takich „przypadków".

Wymieńmy kilka z najbardziej rzucających się w oczy kataklizmów, które dotknęły miejsca i rejony wybi­jające się w swych zniewagach czy­nionych Wszechmogącemu:

Martynika (8 maja 1902 r.) wybuch wulkanu Pelee w mgnieniu oka niszczy miasto Saint-Pierre, po­chłaniając niemal 40 tys. ze 100 tys. mieszkańców, jakie wówczas liczyła ta wyspa. Z samego miasta dotknię­tego tragedią nie ocalał niemal nikt. Niewiele wcześniej, bo w czasie kar­nawału 1902 roku, Saint-Pierre staje się widownią licznych antyreligijnych szyderstw. Apogeum przypada na 28 marca, Wielki Piątek tegoż ro­ku. W tym szczególnym dniu docho­dzi tam do parodii 14 stacji Drogi Krzyżowej, do której użyto figury Chrystusa wleczonej na sznurze.

Messyna (1908 r.) - jej miesz­kańcy lubowali się w bluźnierstwach i rozpuście. Najpoczytniejsze pismo messyńskie, 24.12.1908 r. zamiesz­cza skrajnie bezbożny wiersz naigry­wający się z Dzieciątka Jezus. Koń­czy się on zuchwałym zawołaniem do Boga: Boże, jeżeli jesteś, ukarz nas trzęsieniem ziemi! 28 grudnia tego samego roku całe miasto zostaje po­walone w gruzach wskutek trzęsie­nia ziemi. Spośród 183 tys. miesz­kańców, śmierć ponosi 83 tys.

„Titanic" (12.04.1912 r.) -ten owiany legendą statek miał być naj­bardziej bezpiecznym okrętem świa­ta. Twórcy „Titanica" byli tego pewni, aż do tego stopnia, że na jego kadłu­bie umieścili bluźniercze wyzwanie: Nikt, nawet sam Jezus Chrystus, nie zdoła zniszczyć tego statku. Na to, jak bardzo mylne były te zapewnienia, nie trzeba było czekać. Masa pasaże­rów, z godziny na godzinę, zostaje po­stawiona twarzą w twarz z szalejący­mi falami oceanu wdzierającymi się na pokład. W krótkim czasie to arcy­dzieło sztuki konstruktorskiej zostaje zatopione. Spośród 1503 pasażerów z życiem uchodzi tylko garstka.

Mexico City (1986 r.) - wsku­tek trzęsienia ziemi ginie ok. 10 tys. ludzi. Kataklizm niemal doszczętnie niszczy dzielnicę, w której nieco wcześniej odbywał się zjazd satani­stów i okultystów.

Los Angeles (17.01.1994 r.) - silne trzęsienie ziemi dotyka miasto

i jego okolice. Jego epicentrum znaj­duje się w dzielnicy Northridge -centrum amerykańskiego przemysłu pornograficznego, gdzie - biorąc pod uwagę USA - rocznie produkowano ok. 95 proc. tego rodzaju filmów.

Plakat reklamowy zachęcający do rejsu „Titanikiem"

Azja Południowo-Wschodnia (26.12.2004 r.) - w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia wielkie trzęsienie ziemi wywołuje potężne fale tsunami, które zabijają ok. 300 tys. lu­dzi. Dotknięte katastrofą rejony od dawna znane są jako mekka seksturystyki, szczególnie ulubiona przez europejskich i amerykańskich pedo­filów. W samej Tajlandii liczba pro­stytutek szacowana jest na 200 tys., z czego wiek 2/3 nie przekracza 16 roku życia.

Patrząc na te wszystkie wydarze­nia, z łatwością można dostrzec ścisły związek pomiędzy nieprzeciętnym ła­maniem Bożych przykazań a katakli­zmami. Chciałoby się rzec za Zbawi­cielem: „Kto ma oczy, niechaj patrzy, kto ma uszy niechaj słucha". Do nas należy decyzja, czy obierzemy posta­wę ludzi sprzed biblijnego potopu, śmiejących się z Noego zapowiadają­cego uderzenie Bożego Gniewu, czy też podążymy śladami Niniwitów, któ­rzy przejmując się ostrzeżeniami Jonasza zaczęli pokutować i odmienili swe życie.

Mirosław Salwowski

Źródło 44/2005