Przytulony do piersi, śniłem ciepły sen. Kobiecy oddech gładził włosy śpiące razem ze mną, dłonie i czoło białe, spokojne, rozchmurzone. „Tak dobrze” - trwało nieskończenie i nie potrzebowałem już niczego więcej... Wolny duch i ciało uwolnione z potrzeby seksu - odpoczywało, ciesząc się nagimi promieniami zaproszonego otwartym oknem słońca. Trwałem tak bez określonego czasu i przyczyny, ciesząc się nieświadomie swobodnym przemijaniem do chwili, w której poczułem jej dłoń, obejmującą mnie tam, gdzie zawsze oczekiwałem tego najbardziej. Sen był piękny, ale jego urok był niczym w porównaniu z pieszczotą narastającą. Udając, że jeszcze śpię, przekręciłem się na wznak, dając jej jednocześnie znak, że odczuwam coś, co może być jedynie snem. Spałem na niby, z powiekami nieruchomo zamkniętymi, ciałem bezwładnym, wyczuwającym jej najmniejszy ruch. Żeby nie przerwać mojego (udawanego) snu, zsuwała się bezszelestnie to tam, to tu, dobierając się wargami, językiem, dziąsłami, zębami do narastającej we mnie ciekawości. O dobry Boże, powiadam Ci, nie mając ciała, nie masz tej słodkiej radości - takiej jaką mamy - my. O dobry Boże, dziękuję Ci, dziękuję... I tak się modląc w udawanym śnie, sączyłem rozkosz, a ona mocniej jeszcze sączyła sobą mnie i sączyła... Wargi rozgrzane czerwienią natężonej krwi, ściskały silniej, najsilniej, to znów puszczały, by język cały owinąć się mógł wężowym ruchem, gniotąc, pulsując, pełznąc wylizanym śladem śliny, gotowy zadać cios ostateczny stężonym jadem zabójczej waginy. Jej obie dłonie - lecz mniejsza o nie, bo przecież palce liczniejsze - dotykały wszędzie, gdzie powinny i nie powinny były dotykać... A ja w nie-śnie, udając, że nadal śpię, czułem między wierszami, że wnika coś we mnie, głęboko się wciska, naślinionymi palcami nawilża, zbliża się, przenika, szuka mnie w środku i w głębię się chowa; bawiąc się w mężczyznę, czyniąc mnie kobietą, znieważa męską dumę lubieżną podnietą... Wewnątrz jej ust bezgranicznie ośmielony, wstydziłem się pieszczoty, umieszczonej we mnie, wepchniętej palcem dobrze nawilżonym. Udami objęła kolano moje śpiące, tarła się o nie, ściskała mocno, jakby zamierzając bez żadnej obawy wchłonąć je w kobiecość dla samej zabawy. Upał przetaczał się pod namiotem kołdry. Nasilony do granic wytrzymałości, zlewał się strużką potu, klucząc między kwiatami woni uwolnionej z pobudzonej intymności. Myślałem już tylko o jednym - o jednym - podwojonym - zwielokrotnionym wybuchu, wypełniającym, zachłannym, wykrzyczanym, uwolnionym!... Natrętne myśli: „Jeszcze kochanie, rób to kochanie, szybciej, mocniej, głębiej, mocniej, szybciej, jeszcze, głębiej, mocniej...” opanowały całe napięte JA. Nie byłem już mną, byłem - jednym, jedynym pragnieniem... O godzinie 11:32 i 18 sekund wykrzyczałem przeraźliwie, jakby mnie zarzynali, obdzierali ze skóry, nabijali na pal... Ona jęczała jednocześnie ze mną, dławiąc krzyk wargami obejmującymi - wypełnionymi po brzegi. Nieustanie i nadal ściskała bezlitośnie udami okalającymi wymęczone kolano. Jeszcze głębiej penetrowała, bawiąc się palcami między wierszami. Było bosko... Ach, żeby tak, dzisiaj miała jakiś niebiański znak, że jestem gotów, potrzebuję, pragnę i chętnie zasnę na piersiach nagich, żeby obudzić się jeszcze raz o 11:32 albo i innej godzinie rozkoszy.
Uprowadzone słońce
Znowu dobrze, że jesteś
pachniesz orgazmem
Leżę nagi, osłonięty udem, dotknięty poruszonymi palcami dłoni
Przełykam twoją ślinę
za oknem grzmi jeszcze muzyka melodyjnego mroku
Wieczorami chowasz w sobie słońce, niepowtarzalny dygot promieni
szepcących kącikami ust
Zasypiam zmęczony burzliwym rozbudzeniem
ciało ocieka jeszcze kroplami niedokończonych pieszczot
Wysłuchuję czułej modlitwy nabrzmiałych warg uspokajanych
potulnymi głoskami równomiernego oddechu
Już czas
Wiemy, że musisz iść, i że ja muszę
Jutro i po jutrze miną kolejne wieczory, w których jak dziś
uprowadzisz do siebie całe ziemskie słońce.
Trochę więcej do wyobrażenia
Ty i ja? Razem? Na sobie?
A kto na kim albo pod kim, a może obok?
w uścisku, zakręceniu, poplątaniu, zwarciu, zespoleniu?
Masz to w głowie?
Ty i ja?
oddychanie własnymi oddechami, jednocześnie, z ust do ust?
zlepianie zmysłami od gorących języków aż do zimnych nóg?
Ty i ja
głęboko pod kołdrą, z wierzchu na kołdrze
wolniej, szybciej, ciszej, głośniej
Świadoma własnej kobiecości jak i ja
starszy od ciebie, a może młodszy?
a może równocześnie? od przodu, od tyłu, do zamęczenia?
Wyobrażasz to sobie? Totalny czad!
w nikim innym się nie mieści - w tobie się mieści
jeszcze, i raz, i dwa, od zmysłów, od czasu do czasu
kolejny raz
Masz to!
masz i masz, wyrwało się, a teraz tonie
w ciszy, w spokoju po całym pokoju płynie
na wznak, na znak, leży na dnie, na prześcieradle, na zawsze.
Pornografia
Mężczyźni sikając, trzymają Go palcami
kobiety przykucają, i też jest pięknie.
Nie sądzę, żeby trzeba było wstydzić się rzeczy normalnych.
Nie sądzę też, że należy pisać o tym wiersze...
Jestem człowiekiem i ty nim jesteś, wiem, bo czytasz...
Jakie inne zwierzę umiałoby poskładać litery, a
później wyśmiać pod nosem treść niebogobojną?
Mężczyźni patrzą...
Kobiety spokojnie rozbierają się w pokojach,
obracają ciała w kierunku świetlistych żarówek,
balsamują je spojrzeniami, pulsując.
Napaleni angażują się palcami,
przeżywają chwile upadłych uniesień, klikając w
ikony nieprzyzwoitych wyborów.
Może to przez to lato albo niewiarygodnie rozgorzałą jesień?
Wszystko wytłumaczymy sobie,
żeby się tylko poczuć
lepiej.
Uwolnić ducha
dotknij...
nie będę robił tego sam
wiem że kobieta lubi słuchać
popatrz obliż wargi zamknij oczy skup się
nie używaj słów wystarczą oddechy mruczenia ciche ach
popłyń...
wzmożony na morze nadciąga wiatr
w napęczniałe żagle rozpętaniem dmucha
na falach skacz tańcz od chmurnego błękitu rozkołysana
dobijasz do brzegu na kolanach padasz twarzą w mokry piach
czekaj...
jeszcze wszystko gra brzęczy dygoce
muzyka jak z tuby wydobywa się z ucha
oszalałem wypiłaś ten szał i zaczął w tobie szukać
dźwięki pulsują szarpią włosy rozwichrzone na
odkryj się...
teraz będę odnajdywał w celi ciała uwięzionego ducha
wstążką płatkiem atłasem rozbijam kraty
tu szukam tam szukam szukam
przyciągam odpycham wbijam unoszę
z otwartych ran wypijam łzy strażnika duszę gołymi rękami
wsłuchuję się słucham
drżą od rozpędu niewzruszone mury
wyrywam z głębin lochu wyciągam go na wierzch
tętni dudni pazurami czepia się ścian boi się światła
duch duch duch
wybucha...
głuchnę rozerwany na milion krzyków
jestem ogniem językiem płomienia rozbłyskiem
jednością z tu i teraz było i będzie wszystko i nic
kamyk na kamyku
Bóg patrzy...
uwolniłem ducha.
Brudas
Zabierz mnie księżniczko, udławionego brudasa,
może się nadam na jakiś przydatny przedmiot albo będę
podatnym drewnem do popołudniowego okrzesania.
Jeśli zdołasz nauczyć mnie czytać, będę bajał do poduszki,
jeśli nie - zawsze mogę posmyrać stopy albo inne.
W łóżku postaram się cicho obracać z boku na bok,
nie obudzisz się też od chrapania, usta zatknę osikowym kołkiem.
Będę robił tak, żeby nie piekło cię niebo.
Zupełnie mi wystarczy, obecność bardzo bliska,
odpuszczę sobie siebie, bylebyś była ty.
Nagie ciało nauczę się dotykać wszystkimi palcami jednocześnie,
nie wyłączając tych od stóp, znajdę dla nich odpowiednie miejsce.
Wymyj w wannie, wypierz w pralce.
Odkażony znaczyć będę więcej
twoich miejsc niedotykanych
jeszcze.
Byłoby miło
Głupio mi o tym mówić, ale
byłoby miło, gdybyś mnie popieściła
delikatnie, na kształt dłoni poruszających i ust obejmujących.
Wygodnie ułożony, zapomniałbym o tamtym...
przypomniał sobie to, tamto i patrzył... albo
przymykał patrzenie tylko.
„Tak dobrze” - spływałoby do mnie po zjeżdżalni policzków,
przenikało na wylot odgłosami, oblewało światłem przebijającym,
nieuchronne, ogarniające od stóp, gotowe krzyczeć do zabraknięcia tchu
zadamawiałoby się jeszcze bardziej.
Zapewne nie potrzebowałbym już niczego więcej, prócz
zapewnienia, że dożyję do końca, że nie zabierze mnie
do nieba niebiańskiego, zazdrosny o to pieszczenie
niedopieszczony Bóg.
Byłoby miło czuć, że jesteś i jestem, z tobą tu, aż ręce na prędce
wypuszczą z objęć napięcie wpół śnięte, a język wylizany z
kolejnych zmięknięć, ułoży się wygodnie
do przebłogiego snu.
Zacznie się cichutko, serca będą
bić wolniutko... Będę jak kotek,
co pragnie Twych pieszczotek...
Wkradnę się w Twe ramiona i będę
bardzo rozpalona
Chcę Cię doprowadzić jak wodę do
wrzenia do najwyrzszych szczytmów
podniecenia a jak zaczniesz kipić
ja chce wszystkie Twe soki wypić
Chcesz? to przyjde na paluszkach,
szepne "jestem" Ci do uszka, potem
wslizgne sie pod kocyk, bedziesz
tesknil kazdej nocy
Pragniesz orzeszkow - Snikers je
ma. Gdy chcesz karmelu - Mars Ci
go da. Lubisz bombelki - pij Pepsi
do dna. Gdy szukasz seksu - dam Ci go ja
Chce Cie tulić, pieścić, obejmować,
gryźć, drapać, skakać, penetrować,
w łóżku figlować! Kochać sie
namiętnie, czy zgadzasz sie chętnie?!
Języczkiem Cie połaskocze, potem na
Ciebie wskocze! Zedre z Ciebie ubranie,
szepne do uszka kochanie! Potem Cie
popieszcze, mam nadzieje ze Ty krzykniesz Jeszcze!
Ja dzis snic o Tobie bede. w swych
snach grzeszyc z Toba bede...
Pocalunkiem Cie obdarze pieszczac
usta Twe, cialo tez jesli tylko chcesz
Ehh tygrysie nudzi mi się. Przyjdź
tu do mnie zamrucz skromnie, wejdź
pod kocyk i zrob co tylko w twojej mocy
Stając się kobietą zapominam co to
wstyd i oddaję po raz kolejny Tobie
moja niewinność
Cudowna, jak boginka stoisz w nagości
krasie i wzrokiem swoim wołasz: chodz
do mnie moj głuptasie
Miłość to piękna wróżka, która
prowadzi do łóżka, a z łóżka do
szpitala i ma się małego krasnala
Uważaj!!! Wystarczy jedna kropelusia,
żeby zrobić z Ciebie tatusia!
Kiedy porzyjde i Cię złapie zrobimy
to na kanapie, w wannie, łóżku i gdzie
wolisz jeśli tylko mi pozwolisz...
Tak mysle sobie, ze i ja ot takie
mam marzenie, gdy Madzia(dowolne imie)
znowu bedzie zla to zdejme swe odzienie
Siedzisz zamyslona Piekna i
zmyslowa Cialem swym i duchem
Na milosc gotowa
Madre Twoje oczy Zarem palajace
Widze w nich ogniki Zalotnie sie
skrzace.
Jak bluszcz co drzewa pien oplata
lodygami, najdrozsza owin mi biodra
swymi nogami
Odkryj i glos te radosna wiesc
nie masz nic ponad dziewiec na
szesc bo gdy poznajesz sekrety
moje to ja poznaje sekrety Twoje.
niech Ci noc przyniesie sny, w
których będę ja i Ty. Rozpaleni
swą nagością, upojeni namiętnością.
W niekończącym szczytowaniu
i namiętnym przytulaniu.
Puszczanie sygnałów grozi
postępowaniem sądowym art. 385
ustawy 5 kodeksu karnego, które
kończy się spotkaniem przy świecach
i winie oraz wyczerpującym sexem.
Jesteś moim kaloryferkiem. Czasem
kubraczkiem, albo futerkiem. Ty
we mnie umiesz piecyk stworzyć,
bo wiesz gdzie i kiedy ognia dołożyć!!
Daj mi te noc łóżko i koc
Poduszki dwie i przeleć mnie!
Chcę z tobą być, z twojej
szklanki pić, mówić ci kochanie,
drapać cię po brzuszku i spać z
tobą w łóżku
Przybywaj, Drogi, do mych ust,
żyznego zaznaj łona, spragniony
pieszczot czeka biust, a serce gore,
kona!
TWOJE DŁONIE
Wyciągnij dłoń Swą silna i smukłą
dłoń pełną nabożnych pocałunków
Wyciągnij dłoń Swoją w kierunku mojej twarzy
i zedrzyj z niej bez litości maskę wstydliwości
Wyciągnij dłoń Swą silną i smukłą
w kierunku mojej duszy
zadając ból
Otwórz wnętrze mego ciała
Dla Siebie
Wyciągnij dłoń Swą silna i pełna ciepła
i zmaż z mych oczu niepewności łzawej ślad
Zadając rany
zmuś dłonie zamknięte do pieszczot cierpliwych
Wyciągnij dłoń Swoja drogą
i otwórz wnętrze Mego serca
Dotknij mnie
dotknij chłodna ręką
ja płonę cała
całuj mnie, całuj powoli
bym się lękać nie musiała
nagłych wzruszeń, przypływów gorących
drgań rozkosznych, uniesień falujących
zapadania w szarosci, wirowania w błękicie
dotknil, całuj, ogarnij
świętą ciszę czekania
dotknij, całuj, wypełnij
słodką przestrzen istnienia
dotknij, całuj, zapomnij
się we mnie westchnieniem
niech samotność bedzie
tylko cieniem.
całować
dotykać
posiadać
pożądać
i czuć
każda chwila
ulotna jak oddech
przy niej diamenty
jak kamyki śmieszne
świat podbiję
bogów przeklnę
bądź mą latarnią
mym niebem całym
u stóp swych warować pozwól
dla jednej chwili
ulotnej
bezcennej
******
czekam na ciebie w myślach....
ubrana tylko w dotyk wspomnień
pod powiekami uśmiech
figlarnych pieszczot oddech
zgubiony wstydu wątek
zaplatał usta nasze
co powiesz, gdy usłyszysz ,zobaczysz..?
kochałam się z Tobą dziś...
...w mej głowie
******
to kilka słów
palcem kreślony portret
..bez serca
to kilka westchnien w dzikim szale rozkoszy
marzeniami zapisanych
tak naprawde chyba bez znaczenia
to kilka ..namiętności .. zastygłych w chwili
której nie ma
...wymyśliłam sobie tylko ciebie ...
Dotyk
Uczę się patrzeć z zamkniętymi oczami.
Dotyk dłoni rysuje Twój obraz w mojej głowie.
Palce ześlizgują się po brwiach. nosie ,ustach...
Widzę zmarszczki wokół oczu,
lekki zarost na policzkach,
mocno zarysowany podbródek.
Czuje jak mięśnie napinają się pod tym dotykiem.
Jesteś tak blisko i taki nierealny.
Kompletna ciemność wyostrza mi zmysły-
Palce zsuwają się niżej .dotykam szyi, ramion, torsu,
Czuje Twój zapach, ciepło, szalone bicie serca.
Niecierpliwe dłonie wędrują
W moją stronę spragnione dotyku.
Odsuwam je, to ja uczę się widzieć....
kiedyś błądziłeś myślami po moim ciele
wyruszałam z tobą w podróż w nieznane
łączyliśmy swe ciała w myślach dzikich z pożądania....
odkrywałeś pustynie mego ciała
kawałek....po kawałeczku........
tęskniłeś za zapachem moich włosów
czułeś delikatny mój dotyk
wyobraźnia była naszym samolotem
lataliśmy tam gdzie marzenia nas unosiły...
byliśmy tacy szczęśliwy.....
zakazane nam to było
lecz nic tak nie smakuje
jak owoc zakazanej miłości!!
Czerwień nas
Zamknij oczy, jestem tu
Czujesz jak oddycham
Ciało przy ciele, dłonie splecione
Nasza intymność to cisza
Świece sie pala, unosi sie dym
Dym namietności
Czułość jak błysk przenika nas
Bije mi serce szybciej i szybciej
Jestes przy mnie i ja przy Tobie
Tak jest mi dobrze, tak sie unosze
Płone przy Tobie, spalam sie w Tobie
...jak ogien w kominku dogasam....
W Twojej sypialni
Z drugiej strony lustra obserwuję
Jak ramiączko koszuli nocnej
Leniwym gestem zdejmujesz
Powoli spływa koszula na dywan miękki
I w czułym geście Twe nogi obejmuje
Wywołując we mnie piekielne męki
Gdy Twe dłonie coraz bardziej śmiałe
Zataczając kręgi delikatnie masują
Dwie brzoskwinie dojrzałe
Oszalały me zmysły
Przez lustro patrzę z bliska
Niewidzialnymi rękami
Dorodne piersi masuję i ściskam
Czując ich jedwabistą skórę z atłasu
Wyczuwam ulotny zapach ciała
Zapach - dzikiego lasu
Opuszkiem palca okrążam
Delikatnie brązową otoczkę
W atawistycznym geście
Do nabrzmiałego sutka ustami podążam
Nie zważając na me usta
Twa dłoń zbiega w złoty trójkąt
Znalazła tam rozkwitłą dziką róże
Wśród pachnących złotych łąk
Spłakaną perłowymi kroplami rosy
Mchem złotym omszałą
Rozpłomieniona różę rozkoszy
I ciało Wenus oszalało
Oczy patrzyły półprzytomnie
Jakby z zimna jej ciało drżało
I zapomniała już o mnie
Gdy o grzbiet z poduszki się ocierała
Patrzyłem w ciszy jak kwiliła
Na przemian śmiała się i jęczała
Przez przeszkody skoki ćwiczyła
Oblizując lubieżnie usta
Cwałując z rozwianym włosem
A ja patrzyłem z za lustra
Pytając- ten cwał to jawa czy sen
To miejsce cichutkie
Przyjaźń się nazywa,
Tam zabrałeś mnie wczoraj,
Tam byłam szczęśliwa.
Tam się rumieniłam
Gdy mój opór konał,
Gdy dreszcze majaczne
Błądziły po ramionach.
I po mojej szyi
Białej, waniliowej
Twoje głodne usta
Gorące zmysłowe.
Aż mi z ciała brzegów
Dusza uleciała
W środku rąk zamkniętych
Usta Ci oddałam.
Tam Twoje kocham
Z moją łzą zmieszane
Tam moje cierpienie
-Niewypowiedziane.
TWOJE DŁONIE
Wyciągnij dłoń Swą silna i smukłą
dłoń pełną nabożnych pocałunków
Wyciągnij dłoń Swoją w kierunku mojej twarzy
i zedrzyj z niej bez litości maskę wstydliwości
Wyciągnij dłoń Swą silną i smukłą
w kierunku mojej duszy
zadając ból
Otwórz wnętrze mego ciała
Dla Siebie
Wyciągnij dłoń Swą silna i pełna ciepła
i zmaż z mych oczu niepewności łzawej ślad
Zadając rany
zmuś dłonie zamknięte do pieszczot cierpliwych
Wyciągnij dłoń Swoja drogą
i otwórz wnętrze Mego serca
------------------------------------------------------------------------
Bezdomni
z niespełnioną pieszczotą,
wśród obojętnych ludzi,
biedniejsi o ławkę pod zielonym drzewem,
którą zabrał mróz,
płonącymi oczami mówimy sobie rzeczy
nieogarnięte słowem ....
Nurzam się w mowie Twych oczu jak trzmiel
kosmaty we wrzosie...
Czuję, jak płoną wargi i spragnione palce rak
Miłych szukają ...
jak bezwolnieje ciało i nie broni oczom Twoim
rozbierać sukien, które dzielą...
Tulisz mnie naga kasztanami źrenic...
Nie zasłaniaj oczu-prosisz!!!
Lecz oczy Moje rozpalone pieszczotą
są jak płomienie ...
Jeżeli ich nie zasłonie, podpale tych ludzi obojętnych....
--------------------------------------------------------------------------
Stoisz przede mną naga w blasku dogasających świec,
nie, nie spuszczaj powiek chcę widzieć w twych oczach ten wstydliwy lęk.
Nie drżyj ma droga, przecież dobrze wiesz...
Chodź.
Zachłannym spojrzeniem zmyję twój wstyd,
dłońmi pokryję brzemienne milczenie,
wpiję usta by zabrać z nich drżenie.
Potem dłońmi jak wąż oplotę twe ciało
W świat rozkoszy zabiorę Cię całą.
Chodź....
Spełnienie w lekkich ruchach ciał.
Objąłem Cię całą wciąż mało.... mało....
Stłumiony krzyk....
Przyśpieszony rytm ....
Bicie serc
i ciepło ogarniające całą duszę mą.
Chodź....
W mroku zgasłej świecy
Widzę Cię wciąż.
--------------------------------------------------------------------------
"..Chciałabym ofiary dla Ciebie, naprawdę ofiary,
bólu potwornego potrzebnego dla Twej rozkoszy...
Czemu nie mogę w objęciach Twych umrzeć
wśród śmiertelnych dreszczów, by poczuć się w Tobie...
Tobą, nakryć mą duszą Twoją duszę jak Ty moje ciało....
całować ją straszliwie i słuchać jej szeptów
.......... a po długiej, długiej chwili wracać z wolna
do siebie... Czemu nie mogę czuć krwi mojej
przelewającej się w Ciebie.
----------------------------------------------------------------------
Pocałunkami pokrywam ciała twego każdy zakątek
by zaznaczyć własność mą bez użycia pieczątek
Rękami masuję ciało przez naturę pięknie skrojone
by jego kształty przez czas nie były naruszone.
Również dbam o wewnętrzne twego ciała tkanki
by wytworzyć w tobie namiętność nimfomanki.
Wszystko to czynię dla utrzymania stanu idealnego
tylko dla właściciela nie obojętnego.
------------------------------------------------------------------
Zanurzcie mnie w niego
jakby różę w dzbanek
po oczy,
po czoło,
po snop włosa jasnego, -
niech mnie opłynie wkoło,
niech się przeze mnie toczy
jak woda całująca
Oceanu Wielkiego.
Niech zginie noc, poranek,
blask księżyca czy słońca,
lecz nich On we mnie wnika
jak skrzypcowa muzyka -
gdy do serca mi dotrze,
będę tym, co najsłodsze,
Nim.
-----------------------------------------------------------------------
Przez gąszcz twych włosów do ust się zakradam,
Co twarzy anielskiej są piękną ozdobą,
Ustami, uszu płatki smakuję,
Całuję Cię dalej za serca namową,
Z gorącej szyi dreszcze zdejmuję,
By na ramionach chwile przystanąć,
I zaraz potem owoce mam w dłoniach,
Nie szczędzę im pieszczot, całusy rozdając,
Aż czuję jak oba wnet dojrzewają,
Błysk w twoim oku przyjemność zdradza,
Gdy brzucha równiną się chytro przechadzam,
Za biodra trzymając ku sobie przyciągam,
Kwiat malwy czerwony i rosą pachnący,
Ku sobie, słodyczą jego skuszony ,
Rozkoszą czas nasze ciała spowija,
Godzina mija jak jedna minuta,
Mocno twe ciało w uścisku otulam i
Słyszę jak suche od żaru usta,
Westchnienia piękna nuta opuszcza.
--------------------------------------------------------------------------
Chciałbym zamienić się w ziemię
Aby piaskiem będąc przesypywać się
Między twoimi palcami.
Chciałbym być powietrzem,
Abyś mogła mną oddychać,
Ja przemykałbym,
Między twoimi ramionami
Wodą będąc,
Gasiłbym twoje najskrytsze pragnienia,
Obmywałbym Twoje nagie ciało
Zamieniając się w dźwięk,
Muzyką pieściłbym uszy Twoje,
Może zamienię się dla Ciebie w łąkę pachnącą latem,
Z szumiącym strumykiem, pięknymi ptakami
Przemykającymi pomiędzy kwiatami ?
A może po prostu zostanę sobą, Twoim mężczyzną, twoją ostoją ?
-----------------------------------------------------------------------
Oddychanie prowadzi mnie do obsesji.
Pochłanianie twojej wszędobylskiej aury
przebarwia ciało w różowo-czerwone, pulsujące żądło.
Jesteś krwią we mnie, sokiem, śliną,
substancją trawiącą, zapachem,
systemem nerwowym, poruszającym gałki oczu i narządy mowy.
Jesteś poranną erekcją wszystkich włosów skóry,
dłonią,
palcami nad którymi nie mam władzy, kiedy chcą dotykać.
Wszystko wokół przybiera obsesyjne kształty.
Tapczan jest łonem, poduszki tworzą biust,
drzwi są jak uda, a kiedy przez nie przechodzę
jestem w Tobie.
Trawa układa się w pukle włosów, więc się kładę na niej,
palce boleśnie wbijam w ziemię,
całuję, kocham, soki tryskam z siebie śliniankami
pobudzonymi nieprzyzwoitym smakiem cytryny.
------------------------------------------------------------------------
Nazywaj mnie kotkiem a wyliżę Ci stopy
Tak w ogóle to uwielbiam cię kochać
do bólu ciągnąć rozwichrzone włosy
Lubię też gryźć
widzieć jak ramiona zwinne
wiją się uciesznie w bólu warkoczyki
i jeszcze i jeszcze splątane oddechem
z ciała instrumentu
skocznej chcą muzyki aż się nie wypełnią
po brzegi po całość po nagość spętaną
w dziką wzroku narośl
Smakiem się upoję i poznam cię smakiem
zadam podniebieniu
wreszcie je zachwycę
i nim światu oddam spiję każdą chwilę.
---------------------------------------------------------------------
Chodź.
Zabiorę Cię na łąkę naszego spełnienia
Jestem spóźnionym motylem,
Kolorowym jak Twoja sukienka
Przysiadłem tylko na chwile,
na płatkach Twego ciała
Upojony ciepłem Twej skóry napiętej
jak struny w skrzypcach świerszcza
Rozchyl swe usta
jak kwiat rozchyla płatki
Pozwól musnąć je skrzydłami
Otwórz
Otwórz ..
Swe wnętrze i pozwól dotknąć.
dotrzeć do słodkiego nektaru
Niech rozkwitnie Twe ciało
Jam Twój motyl spóźniony
Tyś kwiat mój upragniony
Dlatego wciąż nam siebie
tak mało. i mało.
--------------------------------------------------------------
Możesz już spojrzeć w moje oczy- pozwalam,
może właśnie tam w nich znajdziesz odbicie nieba.
Możesz już dotknąć moich dłoni - pozwalam,
może one dadzą Ci słoneczne ciepło.
Możesz już dotknąć mych ust - pozwalam,
może w nich odnajdziesz smak lata....
Ciemna noc...spowiła nasze ciała
Słyszę bicie Twego SERCA Czuje oddech na mym policzku
Możesz już dotknąć mego wnętrza - pozwalam
Może tam odnajdziemy ...SIEBIE...
----------------------------------------------------------------------
Do tej ściany cię przykuje
Takiej czystej białej ściany
To ubranie z ciebie zedrze
Bo przeszkadza ono mi
Potem spójże w twoje oczy
Tak głęboko, prosto w nie
Małą łyżkę wezmę miodu
Wysmaruje całą cię
Twoje piersi będą błyszczeć
Potem zliże go
Będę wielbił twoje ciało
Aż stwardnieją piersi twe
A ty zadrżysz moja miła
W tej ekstazie niczym liść
------------------------------------------------------------
Dotykiem rozpaliłaś me zmysły
całuje Twe usta gorące
dotykiem objęłaś mnie w posiadanie
włosami otulając mą twarz
dotykiem budząc namiętność
oczami chłonąc extazę
otwierając drogę ku zapomnieniu
poddaję się Tobie
bezgranicznie
piersi twe całując
smakując słodycz Twej skóry
opadłem w otchłań zatracenia
explodując kolorami
drżąc z upojenia
oddychając Twym oddechem
całując Twe dłonie
Twą szyję i usta
i oczy
zasypiam utulony Twym dotykiem......
---------------------------------------------------------------
Dotykam Twej skóry gorącej pożądaniem,
dotykam Twych włosów płynących jedwabiem,
dotykam Twych ust karminowych,
lotem motyla osiadając
na Twej piersi,
pieszczotą powolną
budzę twoje zmysły,
dłońmi błądząc po zakątkach Twego ciała,
podpalam ognie w Twych oczach.
Dotykam Twego serca ustami gorejącymi
smakując zapach Twych rąk
biorę Twe ciało w moje ramiona
całując każdy cal Twej skóry
chłonę Twe zroszone potem ciało
zjednoczeni w uścisku pożądania
poddajemy się falom namiętności
wzlatując w feriach rozbłysków
w otchłani barw
tętniącej rytmem extazy
opadamy obłokami
spleceni rozkoszą
zmęczeni słodyczą
zasypiamy smakując nasze oddechy
otulając się ciepłem rozgrzanych ciał
wchodzimy w krainy za mgłą
gdzie nasze ciała nagie
znowu tańczą
cielesny taniec pożądania......
--------------------------------------------------------------------
Dziś przygotuj swoje ciało,
Moja luba i kochana,
Nie dam Ci chwili wytchnienia,
Od wieczora, aż do rana,
Najpierw będę Cię rozbierał,
Odsłaniając Twoje ciało,
Kryjąc je pocałunkami,
Których zawsze jest tak mało,
I nie wolno Ci się bronić,
Przed całusów tysiącami,
Tylko oddać się rozkoszy,
A ty popłyniesz sokami,
Ja spijając je powoli,
Wciąż całując ciało Twoje,
Nie uronię ani kropli,
W jedno zespolim się dwoje,
I uśniemy w tym uścisku,
Spontanicznie z namiętnością,
I mocno w siebie wtuleni,
Nie przejmując się nagością.
-----------------------------------------------------------------------
Wieczór zaskoczył ich winem i muzyką.
Bezwstydnie nadzy, a jednocześnie tak bardzo nieśmiali,
Zapragnęli swoich ciał, nie dzieliło ich nic.
Tylko droga od ust do ust, od rąk do rąk. Dotyk był kluczem,
Który otwierał każde drzwi. Zatopieni w błękicie swoich oczu, odpłynęli zatracając się w pocałunkach.
Porwani przez burzę namiętności razem dobili do brzegu spełnienia.
Ranek powitał ich miłością.
Dlatego, ty,
taka spokojna, przyglądając się tobie,
jak gdybym badał, w nocy pragnąc powolutku dojrzeć kolor twych oczu.
Obejmując ci dłońmi twarz, kiedy leżysz tu wyciągnięta
u mego boku, przytomna, zbudzona, w milczeniu patrząca na mnie.
W oczach twych się pogrążyć. Spałaś. Patrzeć na ciebie,
bez zachwytu ci się przyglądać, suchym okiem. Jak nie umiem na ciebie patrzeć.
Bo nie umiem na ciebie patrzeć bez miłości.
Wiem o tym. Bez miłości jeszcze cię nie widziałem.
Jak wyglądasz bez miłości?
Czasem się zastanawiam. Patrzeć na ciebie bez miłości. Widzieć cię, jaka byłabyś z drugiej strony.
Z drugiej strony mych oczu. Tam gdzie przechodzisz,
gdzie byś szła z innym światłem, inną stopą,
z innym odgłosem kroków. Z innym wiatrem suknie twe rozwiewającym.
I przyszłabyś. Uśmiech... Przyszłabyś. Patrzeć na ciebie
i widzieć, jaka jesteś. Ta, co nie wiem, jaka jesteś.
Jaka nie jesteś... Bo jesteś ta, co tu śpi.
Ta, którą budzę, którą trzymam.
Która mówi cichym głosem: "Zimno". Która całowana przeze mnie szepce
nieomal krystalicznie, której zapach doprowadza mnie do obłędu.
Ta, która pachnie życiem,
czasem teraźniejszym, czasem słodkim
i wonnym.
Po którą wyciągam rękę, którą biorę i przygarniam.
Którą czuję jako stałe ciepło,
gdy siebie jako pośpiech czuję i popłoch
co mija, unicestwia się i spala.
Która trwa jak płatek róży nie blednący.
Która mi daje ciągle życie, obecne,
obecne niewzruszenie jak miłość, w moim szczęściu,
w tym budzeniu i zasypianiu, w tym świtaniu,
w tym gaszeniu światła i mówieniu... I milczeniu,
i trwaniu we śnie u boku stałego zapachu, który jest życiem.
Rozmarzona...
Siedzieć z tobą przy kominku
przytulać się do ciebie
Zatracić się w tym bez końca
i odnaleźć część siebie
Delikatnie a później zachłannie
całować twe usta miękkie
Poczuć twą miłość gorącą
mogło by być tak pięknie
Żar z kominka by nas oświetlał
i małe świeczki na stoliku
Bez pośpiechu... powolutku
marzeń mam w głowie bez liku
Czułabym twoje dreszcze na swej skórze
zdjęłabym z ciebie ubranie
Z wielkim oczekiwaniem
na to co zaraz się stanie.
To tak jakby przeżyć po raz drugi
swój pierwszy raz
Miłość by dyktowała co dalej
a w miejscu stanął by czas
Smak ust Twych czuję
Ramionami Cie obejmuję
W ekstazie namiętności
Wtuleni w nieskończoności
Nasze usta się rozchylają
Delikatnie się dotykają
Opuszki palców wędrują
Całe ciało masują
Połaczeni w jedności
Zniewalam Twoje"wypukłosci"
Wdzięku pełnią otuleni
Tak mocno do siebie zbliżeni
Jak na oceanu bezmiarze wpleceni
Namietnoscią i miłością nasyceni
Trwamy razem ze sobą połączeni.
Objął ją czule
Przycisnął do piersi
Wnet oddech stawał się coraz głębszy
Serce zaczęło bić nie spokojnie,
Dreszcz objął ciało pływając swobodnie
W oczach znienacka żar się pojawił,
Uczucie rozkoszy natychmiast rozpalił
I tak oboje pływali w objęciach
On był zdumiony
Ona wniebowzięta....
Wnet zaczął jej usta namiętnie całować
Pieścić rozkosznie, po szyi wędrować
Ziemia zadrżała... tuż, tuż pod nimi
Podobno w górach spadły lawiny
A on ją mocno wciąż obejmował i ciało...
Aż... jak delikatnie calutkie całował
Szeptał do ucha:
Chcę dotrzeć miła
Tam dokąd żaden zmysł nie sięga,
Gdzie wrażliwość Twoja skrzętnie ukryta
Niczym na wieki zamknięta księga...
"Chora na miłość"
Cały czas ubieram się słodko,
bo chcę być twoją namiętną kotką.
Moim celem jest cię doprowadzić do stanu błogiego,
abyś miał o czym opowiadać kolegom.
Gdy mi już zaufasz wprowadzę cię bo mojej chorej wyobraźni
w tym stanie będziesz miał rozdwojenie jaźni.
Zobaczysz jak chorobliwe mogą być skutki miłości,
gdy skończę nie zniesiesz beze mnie chwili samotności.
Będę twoim narkotykiem
będziesz błagał, bym obdarzyła cię dotykiem
będę tobą manipulować na wszystkie strony
bo w strategi miłości mam wszystkie korony
w tedy zobaczysz jak wygląda chorobliwe kochanie
i przeżyjesz to co na głodzie przeżywają narkomani.
Zamknę cię w klatce, wiem, że to chore
ale potem się dla ciebie rozbiorę
zacznę cię nęcić mimo twego chłodu,
żeby zobaczyć jak wygląda mój chłopak podczas seksualnego głodu
Oszołomiona miłością i pożądaniem
stoję przed Tobą...
Jestem naga...
Zbliżasz się...
dotykasz mojej twarzy, ust...
Gładzisz delikatnie piersi
rozpalając mnie tą pieszczotą.
Czułość i miłość jawią się w Twoich oczach.
Twoje usta dotykają moich warg
najpierw lekko...
odwzajemniam każdą pieszczotę...
Dłonie wędrują zdobywczo po moich
plecach w dół aż do pośladków...
Przygniatasz mnie do siebie
i stapiasz obydwa nasze ciała w jedno...
- Jesteś moim życiem - szepczesz ochryple,
a potem powoli znowu opadasz wargami na moje usta,
pogłębiasz pocałunek
aż w moich żyłach rozlewają się płomienie
I przyciskam się do Ciebie jeszcze bardziej...
Głaszczesz delikatnie moje piersi wokół różowych sutków,
aż unoszą się dumnie.
Drżę...
Kocham Cię - szepczesz w moje usta...
Obejmuję Cię jeszcze mocniej i...
zatracam się w pragnieniu...
Dotykiem mnie rozebrałeś
Spojrzeniem prowadziłeś
Słowem kocham
byłam w siódmym niebie
Sercem mnie kochałeś
I oczami mówiłeś:
- Ja Cię kocham
- Kocham te oczy
- Kocham nie zmienię tego
Dotykiem mnie rozebrałeś
i byłam Twoja tej nocy
Noc piękna pełna uczuć ,rozkoszy
I tego ciała nagiego
Spojrzeniem prowadziłeś
A ja taka szczęśliwa, bo jestem z Tobą
Mogę dotknąć Ciebie
Mieć Cię, nasycić się Tobą
Tej nocy jesteś dla mnie
Kochasz mnie, prowadzisz do rozkoszy
Tej nocy mam raj nieskończony
Jestem Tobą nasycona i spełniona
Dotykiem tej nocy byłeś
Spojrzeniem w oczy te
kochające byłeś...