ATLANTYDA 3
UWAGA
UNESCO
przestrzega
przed łatwowiernym przyjmowaniem informacji, dotyczących niektórych
zagadnień, jak:
...
Odkrycie tajemnic piramid, sfinksa i innych starych budowli...
Odkrycie i interpretacja znaków w starych księgach i
manuskryptach... Zaginione kontynenty, jak Atlantyda i Mu...
Z wykazu 78 tematów, które, według opinii Międzynarodowej Konferencji w 1955 r. należy rozpatrywać z najwyższą ostrożnością.
Mimo,
że nie znaleziono ani jednego zabytku, ani jednego ziarenka, które
by naprowadziło na ślad zaginionego kontynentu. Gdyby udało się
znaleźć chociaż jeden budynek, jedną statuę, jedną jedyną
tabliczkę z atlantyckim napisem, zadziwiłaby ona ludzkość, byłaby
cenniejsza dla nauki niż całe złoto Peru, wszystkie zabytki
Egiptu, wszystkie gliniane księgi wielkich bibliotek
Międzyrzeca.
Aleksander
Kondratow
Ciekawe
zjawisko - kontynent, którego istnienia nikt nie udowodnił, nie ma
nawet jednoznacznych opinii, gdzie by miał się on znajdować (jest
chyba co najmniej kilkanaście hipotetycznych miejsc, które wskazują
atlantolodzy, ale o tym może później). A mimo to Atlantyda -
tajemniczy, nie odkryty ląd - zaprząta umysł człowieka o ponad
dwóch i pół tysiąca lat. A wszystko to "przez" Platona,
który w swoim słynnych dialogach "Timaios" i "Kritias"
przekazał opowieść o owym tajemniczym lądzie. Co prawda wielu
badaczy podejrzewa go o to, że całą historię zmyślił od
początku do końca. Jednak prawdopodobnym jest, iż wystąpił on
jako komentator lub kronikarz.
Wtedy
to morze było dostępne dla okrętów. Bo miało wyspę przed
wejściem, które wy nazywacie Słupami Heraklesa (chodzi o
Gibraltar)[...] Ci, którzy wtedy podróżowali, mieli z niej
przejście do innych wysp. A z wysp była droga do całego lądu,
leżącego naprzeciw, który ogranicza tamto prawdziwe morze[...]
Otóż na tej wyspie, na Atlantydzie, powstało wielkie i podziwu
godne mocarstwo pod rządami królów, władające nad całą wyspą
i nad wieloma innymi wyspami i częściami lądu stałego[...]
Później przyszły straszne trzęsienia ziemi i potopy i nadszedł
dzień jeden i jedna noc okropna[...] wyspa Atlantyda tak samo
zanurzyła się pod powierzchnię morza i zniknęła[...]
Dzieła
Platona, o których na początku wspomniałem należą do szczególnie
popularnego gatunku w starożytnej Grecji - dialogów; zresztą sam
Platon bardzo chętnie tę formę wykorzystywał. Jak sama nazwa
wskazuje utwory te są zapisem rozmowy między kilkoma osobami. I to
właśnie bohaterowie dzieł Platona są sprawcami całego
zamieszania.
Na
początku jednak należałoby się przyjrzeć Solonowi, który co
prawda nie jest bohaterem żadnego z dialogów, ale to jego opowieść
przekazana jednemu z bohaterów po raz pierwszy przekazuje informacje
o Atlantydzie. Solon był postacią znaną i szanowaną w Atenach.
Przez długie lata mędrzec ten, wywodzący się ze starego rodu
królewskiego, dzięki swym wybitnym cechom charakteru sprawował
władzę i ustanawiał prawa. Gdy podróżował po Egipcie zetknął
się z przedziwną historią, która w jego ojczyźnie była zupełnie
nieznana - dziesięć tysięcy lat wcześniej Grecja, sprzymierzona z
kilkoma innymi państwami (w tym Epitem) brała udział w wojnie
przeciw tajemniczej, potężnej armii pochodzącej z kontynentu
leżącego na Atlantyku.
Pisma
nasze mówią, jak wielką niegdyś potęgę wasze złamało państwo.
Szła z zewnątrz, z Morza Atlantyckiego.
[...]
dziewięć tysięcy lat minęło, odkąd podanie przekazało wojnę
między tymi, co mieszkali poza słupami Heraklesa, a tymi
wszystkimi, co po naszej stronie[...]
Tylko
tutaj pojawia się jeden "mały" problem. Otóż w roku
dziesięciotysięcznym przed Chrystusem tylko o Egipcie i Mezopotamii
możemy mówić jako o państwach, bardzo prymitywnych zresztą.
Natomiast w Grecji nie było jeszcze... Greków - żyły tam jedynie
plemiona koczownicze. Natomiast ludy indoeuropejskie, które
stworzyły kulturę helleńską, wybrały się w podróż na
Peloponez kilka tysięcy lat później...
W
każdym bądź razie Solon przywiózł do Grecji obraz potęgi obcego
mocarstwa, jego niepojętego poziomu technicznego, przewyższającego
wielokrotnie dokonania Hellady i wyczerpujący opis samego,
dotychczas nieznanego kontynentu. Opowiedział o tym wszystkim kilku
swoim przyjaciołom - jednym z nich był Dropides, który następnie
opowiedział to wszystko Kritiasowi Starszemu. Ten ostatni natomiast,
mając osiemdziesiąt lat, przekazał to swojemu wnukowi -
dziesięcioletniemu Kritiasowi Młodszemu. Kritias Młodszy został
po wielu latach jednym z władców Aten. Był on uczniem Sokratesa,
znał doskonale Platona (tym bardziej, że był jego wujkiem).
Pewnego dnia spotkali się Sokrates, Kritias i dwaj ich dobrzy
znajomi - Timaios i Hemokrates, którzy jednak są w opowieści o
Atlantydzie postaciami marginalnymi. W "Timaios" po raz
pierwszy wspomniane jest o zaginionym kontynencie:
To
posłuchaj, Sokratesie. Opowieść bardzo dziwna, ale ze wszech miar
prawdziwa. Opowiadał ją kiedyś Solon, najmądrzejszy z siedmiu
mędrców.
Jednak
"Timaios" to traktat przyrodniczy, a o Atlantydzie Platon w
nim wspomina niejako przy okazji. Prawdziwą kopalnią "wiedzy"
o tajemniczym lądzie jest dialog "Kritias", który jest
poświęcony w całości zaginionej cywilizacji - szczegółowo
opisuje zaginiony kontynent i naród go zamieszkujący.
[...]
była większa od Libii i Azji, a teraz skutkiem trzęsienia ziemi
zapadła się, i zrobiło się z niej błoto nie do przebycia dla
tych, którzy stąd wypływają na tamto morze - drogi już nie ma
tamtędy[...]
Państwo
opisane przez Platona było wzorcowo zorganizowane - doskonałość i
rozmach imponują każdemu. Jednak opis idealnego państwa Atlantów
daję do ręki argument przeciwnikom hipotezy istnienia Atlantydy -
Platon napisał także "Państwo", dzieło wybitne,
opisujące ustrój idealnego polis, planując jego elementy w
najdrobniejszych szczegółach; łącznie z liczbą obywateli i
metodami prokreacji. Podejrzewa się, że w przytaczanych tutaj
dialogach, które powstały później, dał on upust swej wyobraźni
i powołał do życia przykładowe, nigdy nie istniejące państwo.
Jednak dowodów na to nie ma, a sposoby zorganizowania państwa
"platońskiego" i Atlantydy różnią się od się od
siebie. Tak więc o tym jak było naprawdę wyjaśnić mógłby
jedynie sam Platon.
Według Platona Atlanci mieli boskie pochodzenie - przy podziale ziemi miedzy bogami Posejdon otrzymał w swe władanie właśnie Atlantydę. Osadził on na niej swoich potomków, których spłodził ze śmiertelną kobietą. Mnożyli się oni, zasiedlając ląd kolejnymi pokoleniami światłych obywateli. Korzystali oni z ogromnych bogactw i odznaczali się przymiotami nie danymi zwykłym ludziom.
[...]Jak się poprzednio o przydziałach bogów mówiło, że podzielili między siebie całą ziemię, i taki przydział był raz większy, a nieraz i mniejszy, i urządzili sobie świątynie i ofiary, tak też i Posejdon dostał w udziale wyspę Atlantydę i osadził tam potomków swoich z jednej kobiety śmiertelnej w jakiejś tam okolicy wyspy. Od brzegu morza aż do środka całej wyspy była równina. Najpiękniejsza miała być ze wszystkich równin i zadowalającej była wartości[...]
Atlantyda była lądem bogatym we wszelki kruszce, żyzne pola i zwierzęta. Ziemia niosła niespotykane w całym ówczesnym świecie plony. Klimat był tam raczej ciepły skoro rosły tam nawet... palmy kokosowe! Cały ląd otoczony był pasmem gór, licznie zamieszkanym i przepięknym. W ogóle kraina opisana przez Platona jawi się jako cudowne, czarujące miejsce.
[...] Bogactwo posiadali tak olbrzymie, jakiego ani przedtem nigdy w żadnym królestwie nie było, ani też kiedykolwiek później łatwo nie powstanie. Byli zaopatrzeni we wszystko, czego było potrzeba w mieście i w reszcie kraju. Wiele dóbr przychodziło do nich z zewnątrz, bo mieli władzę, a najwięcej ich dostarczała wyspa sama dla zaspokojenia potrzeb życiowych[...] jakie tylko wonności ziemia dzisiaj rodzi gdziekolwiek, korzenie i zioła i drzewa, oprócz tego[...] i zboża, które nam za pożywienie służą[...] i to drzewo, które napój i pokarm i olej wydaje[...] wszystko wtedy wydawała ta wyspa, będąca jeszcze pod słońcem, wyspa piękna, święta i przedziwna - w obfitości nieprzebranej. Więc oni to wszystko brali z ziemi i budowali świątynie i pałace królów, i porty i arsenały, i całą resztę swojej ziemi urządzili w ten sposób[...]
Państwo Atlantów obejmowało nie tylko opisywany kontynent (otoczony prawdopodobnie jeszcze wieloma wyspami), ale sięgało także na tereny bliskie Egipcjanom i Grekom, więc musiało być ogromne. Dlatego też rządziło nim aż dziesięciu królów, a każdy miał wobec innych równe prawa. Świętą zasadą był wieczny pokój między nimi i niezmienność granic poszczególnych "dzielnic", co zapobiegało wojną domowym. Co interesujące - każdy z monarchów miał na swoim terenie władzę absolutną.
Kolejne wątpliwości nasuwają się, gdy przyjrzymy się skali prac inżynieryjnych, przeprowadzonych na głównym kontynencie. Nawet jak na nasze czasy tak wielka inwestycja jest niemożliwa do przeprowadzenia. Niektórzy ironizują, że Atlantom musiał pomagać sam Posejdon... i to osobiście. Zwłaszcza, że wdzięczne potomstwo wystawiło dla niego monumentalną świątynię, a w niej ustawiło kilkudziesięciometrowy posąg ze szlachetnych kruszców. Jeszcze ciekawsza jest budowa stolicy imperium (plan na rysunku). Jej teren otaczały pierścieniami trzy kanały wodne, a najszerszy z nich miał pół kilometra szerokości. Wszystkie były głębokie na kilkadziesiąt metrów, a wypełniało je łącznie, lekko licząc, 170 mln m3 wody. Nawet dzisiaj, przy pomocy ciężkiego sprzętu, wykopanie czegoś takiego trwałoby długie lata. Wokół wewnętrznego pierścienia ziemi wznosił się mur o łącznej długości 4600 metrów, otaczając miasto o powierzchni 7 km2. Podział metropolii na kilka odrębnych dzielnic-kręgów otoczonych wodą oraz wspomnianymi fortyfikacjami, uzupełnionymi przez kilkadziesiąt wież, tworzyły twierdzę niemal nie do zdobycia. Nie wiadomo jednak przed kim miałaby się bronić, skoro wtedy ludzie nie znali jeszcze nawet żelaza - Egipcjanie dłubali w kamieniach, używając narzędzi miedzianych. Cała wyspa, o powierzchni połowy Polski, otoczona była innym ogromnym kanałem, który biegł u stóp wspomnianego już łańcucha górskiego. Miał on 1840 kilometrów długości, 185 metrów szerokości i 30 metrów głębokości - gigant! Kanał Sueski, który jest największą tego typu budowlą w dziejach ludzkości, jest kilkanaście razy krótszy, a wody wchodzi około 45 razy mniej - kanalik ;)
Faktem
jest, że już współcześni Platonowi jego opowieść potraktowali
jako piękną baśń, chociaż dla innych autorytet wielkiego
filozofa stanowił w tym względzie przeszkodę nie do pokonania.
Może więc dlatego wielu uczonych starożytnych uznało, że mimo
wszystko opowieść ta jest prawdziwa. Wzmianki o Atlantydzie
pojawiały się w dziełach Posejdonisa Strabona (”Geografia”),
Pliniusza Starego (”Historia naturalna”). Historyk czasów
Augusta – Diodor Sycylijski twierdził nawet, że Atlantyda
istniała jeszcze w epoce Kartaginy. Wreszcie geogreaf Markel
wymienia siedem wysp na morzu
zewnętrznym,
gdzie mieszkancy zachowali wspomnienie o niezwykłej wielkości
wyspie. Co ciekawe – piszący na temat Atlantydy w V w. filozof
Proklos wspomina w swoich pracach nie o ”Dialogach” Platona, ale
powołuje się na świadectwo jakiegoś nieznanego Greka – Krantora
z Soloi, który rzekomo widział na własne oczy w Egipcie, w
świątyni bogini Neith w Sais księgi mówiące o Atlantydzie.
Z
drugiej jednak strony późniejsi czytelnicy zwracają przede
wszystkim uwagę na to, że Platon dwukrotnie podkreśla w swych
relacjach, iż mówią one tylko i wyłącznie prawdę; a przecież
Platon nie był pisarzem-fantastą tylko filozofem. Zastanawiająca
jest także zbieżność opisu geograficznego położenia Atlantydy z
odkrytym dużo później układem Atlantyku i Ameryki. Poza tym
absurdalnym wydaje się wymyślanie i wprowadzanie do opowiadania
poświęconego ideom politycznym tak wielu szczegółów dotyczących
warunków życia na Atlantydzie, na dodatek nie mających
odpowiedników w ówczesnej Grecji. Zwierzę,
które ma wzrost największy i zjada najwięcej
(więc słonia), drzewa, które
napój i pokarm i olej wydają
(prawdopodobnie palma kokosowa, której pierwszy opis podaje, dopiero
po śmierci Platona, jego uczeń – Teofrast), czy
też trudne do konserwowania owoce, które stanowią zabawę i dają
rozkosz
(pod tym opisem podejrzewa się banany). Co ciekawe – wszystkie
banany rosnące od Ameryki poprzez Afrykę aż do Azji są rośliną
uprawną, rozmnażaną przez człowieka wyłącznie za pomocą
sadzonek (jedynego dzikiego protoplastę tej rośliny - tzw. pacoba
odkryto w Brazylii).
No
dobrze – spytacie – ale gdzie to było? No właśnie... Ten, kto
by to wiedział, kto by dowiódł tego byłby chyba najbogatszym
człowiekiem na świecie. Kwestia położenia Atlantydy jest
największą bolączką zwolenników jej istnienia i równocześnie
najmocniejszym argumentem jej przeciwników. Są tacy, co widzieli
Yeti, inni mieli spotkanie z duchem a jeszcze inni zostali porwani
przez UFO. Nie zaprzecza się też zazwyczaj istnieniu nawiedzonych
domów i miejsc o niewytłumaczalnej mocy. Jednak na Atlantydę
jeszcze nikt się nie natknął. Chociaż wielu naukowców twierdzi,
że taki ląd z całą pewnością istniał. Jednak nikt nie wie
gdzie dokładnie jej szukać! Choć Platon wyraźnie wskazuje na
Atlantyk: Szła
z zewnątrz, z Morza Atlantyckiego[...]
Kiedy
w średniowieczu odkryto Amerykę, wielu ówczesnych myślało, że
zagadka została rozwiązana. W 1530 roku Girolamo Fracastoro, włoski
lekarz i filozof, doszedł do wniosku, że Ameryka, to nic innego jak
Atlantyda. Jego zdanie podzieliło wielu, ale wywołało ono
równocześnie liczne kontrowersje. Przecież znany jest wysoki
poziom ówczesnych Indian. Jednak przeciwnicy tej hipotezy pytali z
drwiną w głosie, jak to się stało, że zgodnie z twierdzeniem
Platona Atlantyda zapadła się w morze w ciągu jednej tylko nocy, a
odkryty właśnie ”Nowy świat” jest calutki i
nienaruszony?
Innym
”wdzięcznym” obiektem rozważań były Azory – szereg wysp,
rozciągających się na wulkanicznym, aktywnym sejsmicznie obszarze
o powierzchni 40 tys. km² i zwolennicy umiejscowienia tam Atlantydy
twierdzili, iż są to najwyższe punkty zaginionego lądu. Niestety
i ta teoria upadła – Azory nie chcą się pogrążać w oceanie.
Mało tego – geologowie ostatnio dowiedli, że mniej więcej od
kilkudziesięciu milionów lat archipelag ten powolutku... wynurza
się.
Kolejne
teorie o rzekomej lokalizacji Atlantydy (Madera, Wyspy Kanaryjskie,
Wyspy Zielonego Przylądka) upadały z podobnych przyczyn – wyniki
badań i pomiarów geologów. Po prostu na Atlantyku wiele się
dzieje – wyspy zanurzają się i wypływają, powstają nowe lądy,
a inne giną. Jednak działania te nie mają takiej skali i szybkości
– w geologii kilkanaście tysięcy lat to momencik. Badania Oceanu
Atlantyckiego nie wykazały niestety jak na razie żadnych
pozostałości wielkiego lądu.
Inna
koncepcja kieruje swój wzrok za Gibraltar, na... Morze Śródziemne.
W 1909 roku odkryto niespotykanie rozwiniętą kulturę minojską,
która zakończyła swe istnienie po erupcji wulkanu na wyspie Thera;
znaleziono potężną warstwę pyłu wulkanicznego, a ogromna fala
spustoszyła nie tylko tę wyspę, ale stała się ”sławna” w
całym basenie Morza Śródziemnomorskiego. Wówczas zaczęto uważać,
iż Atlantyda znajdowała się na Krecie.
Zresztą
można by rzec – co naukowiec, to inna teoria. Anglik Fassenden
dowodził w 1925 r., że nie na Atlantyku, tylko na miejscu
dzisiejszego Kaukazu. Francuz Figuier pod koniec XIX w. stwierdził,
iż znajdowała się ona na archipelagu Santorin - między Kretą a
Grecją właściwą; dwaj amerykańscy archeologowie uzupełniali
jego teorię mówiąc, że konkretnie na wyspie Thera tego
archipelagu. W latach trzydzestych XX w. prof. Schulten stwierdził,
że kiedy istniała, to nazywała się Tartess i leżała u ujścia
rzeki Gwaldalkwiwir; poparli go potem prof. A. Rivaud i J. Lissner.
Prof. G. Udincew stwierdził natomiast, że pozostałością po
Atlantydzie jest... Islandia. Naukowcy z Instytutu Badawczego Arktyki
i Antarktydy w Leningradzie (obecnie Petersburg) w 1969 roku
stwierdzili,, że pozostałością po Atlantydzie są wyspy Oceanu
Lodowatego – w tym miejscu miał rozciągać się ląd, Arktyka,
który łączył Europę, Azję i Amerykę. Niemiecki archeolog
Forbenius, w oparciu o odkrycia swojej ekspedycji stwierdził, iż
Atlantyda znajdowała się w Zatoce Gwinejskiej. Inny Niemiec – J.
Karst stwierdził, że istniały dwie Atlantydy: jedna na Atlantyku,
a druga na Oceanie Indyjskim. Archeolog J. Churchward oświadczył w
1969 r., że Atlantyda istniała na Pacyfiku w okolicach Wysp
Wielkanocnych, miała 5 tysięcy mil długości i 3 tysiące
szerokości, zamieszkana była przez 60 milionów ludzi i w ogóle
nazywała się… Mu.
Zwariować
można! ;) Chyba nie ma już dziś zakątka świata, w którym by
ktoś nie umiejscowił Atlantydy. Od północy po południe, przez
morza i oceany, zatoki i wyspy, czy nawet lądy i szczyty
górskie.
No
dobrze – o miejscu już było, czas na odpowiedź na pytanie:
dlaczego i jak to się stało? Co do tego pierwszego Platon
przekazuje nam niejasną relację:
[...]
Ale kiedy w nich cząstka boża wygasła dlatego, że często z
wieloma pierwiastkami ludzkimi mieszkała, i ludzka natura zaczęła
brać górę, wtedy[...] zrobili się nieprzyzwoici, a kto umiał
patrzeć widział.
Dla
Greka oczywistym był w takich przypadkach gniew bogów – tak
zresztą się stało. Zeus karę
wymierzyć postanowił,
zebrał więc Atlantów, a zebrawszy
powiedział...
No właśnie. Co? Tego się chyba nigdy nie dowiemy, bowiem w tym
miejscu tekst się urywa. Po opisywanych tu dialogach Platon napisał
jeszcze tylko ”Prawa”, nigdy już więcej nie wspominając już o
zaginionym lądzie.
Zeus
zesłał na Atlantydę trzęsienie
ziemi i potop,
które spowodowały zanurzenie
się jej pod powierzchnię morza.
A wszystko to miało miejsce w czasie jednego
dnia i nocy jednej.
Trzeba by odpowiedzieć na dwa pytania. Czy takie katastrofy są
możliwe? Czy w starożytności miała miejsce wielka katastrofa?
Oj
możliwe, możliwe. Największe odnotowane trzęsienie ziemi zdarzyło
się 23 stycznia 1556 roku w Chinach. Zginęło wtedy 830 tysięcy
ludzi. W czasie trwania tego kataklizmu często występują pionowe
przesunięcia powierzchni Ziemi. Wspomniana powódź też jest
możliwa – ruchy tektoniczne niejednokrotnie wywołują ogromne
fale, przez zwykłych ludzi odbierane jako potop. Ale nawet te
kilkudziesięciometrowe giganty przecież muszą się na czymś
zatrzymać, nawet jeśli przebiłyby się przez łańcuch górski
szczelnie otaczający cały kontynent. Pozostaje jeszcze wybuch
wulkanu, a najsłynniejszym takim kataklizmem była erupcja wulkanu
Krakatau w sierpniu 1883 roku. Przedtem była to wyspa, na szczęście
niezamieszkana, o powierzchni 50 km². Po kilku groźnie
wyglądających wybuchach i dudniących pomrukach (słyszanych 160 km
od wyspy) nastąpiła właściwa eksplozja – wulkan wystrzelił w
górę, wyrzucając niemal całą wyspę w powietrze. Słup dymu
szybko osiągnął 80 km wysokości, a pył opadł na powierzchni
ponad miliona (!) kilometrów kwadratowych. Huk wybuchu był tak
potworny, że słyszano go pięć tysięcy kilometrów od wulkanu, a
fala uderzeniowa powybijała drzwi i okna w miejscowości odległej o
150 km. A, żeby było... hm, ciekawiej wspomniany wyżej kataklizm,
który zniszczył kulturę minojską. Jednak i koncepcja wybuchu
wulkanu wydaje się być nie do przyjęcia. Tej miary kataklizm
musiałby być katastrofą na miarę całego globu, a nie znaleziono
ani w pokładach gleby z tamtego okresu, ani w odpowiednich warstwach
lidu (a to doskonały wskaźnik) śladu pyłu wulkanicznego, tak
wielkich. A musicie wiedzieć, że wybuchowi wulkanu towarzyszy opad
pyłu o wielkości wprost proporcjonalnej do skali eksplozji.
Jednak
przejdźmy do drugiego pytania. Czy w ogóle w zamierzchłych czasach
była wielka katastrofa? Naukowcy twierdzą, że na pewno... i to nie
jedna. Oczywiście nas interesuje ta, która spowodowała zniknięcie
z powierzchni Ziemi Atlantydy i która, według Platona miała
miejsce około 11,5 tys. lat temu. Tak więc miała (mogła mieć)
miejsce gdzieś w roku 9750 przed Chr. Niestety sam Platon nie
ułatwia nam sprawy z wyznaczeniem czasu kiedy miało to nastąpić,
ponieważ pozostawia nam wiele niedomówień i sprzeczności na ten
temat. W dialogu ”Kritias” data ta przypada na rok 9570 przed
Chr., ale już w ”Tiamos” – na rok 8570 przed Chr. Raptem
tysiąc lat różnicy... Co ciekawsze – istnieje jeszcze inny
starożytny dokument, mówiący o ogromnej katastrofie (nie odnosi
się jednak do Atlantydy) – ”Codex Troano”, który powstał w
Ameryce Środkowej. Zapisano w nim:
[...]
W ciągu jednej nocy zniknął[...] ląd[...] wraz z ludnością[...]
8000 lat temu przed napisaniem tej księgi[...]
Niestety
nie wiadomo kiedy ”Codex Troano” został napisany. Powszechnie
przyjmuje się, że w roku 1500, tuż przed podbojem Meksyku. Wówczas
data wspomnianej katastrofy miałby miejsce w roku 6500 przed Chr.
Więc tym razem dwa i pół tysiąca różnicy w zestawieniu z datą
podaną przez Platona. Zresztą co autor i autorytet, to inne zdanie
i inna data na temat katastrofy; Champollion przyjął datę 5867 r.
przed Chr., Brugsch – 4455 r. przed Chr., Lepsius – 3626 r. przed
Chr., Wilkinson – 2320 r. przed Chr., a Palmer – 2224 r. przed
Chr.
Jeszcze
ciekawszym dokumentem ”uzupełniającym” relację Platona jest
”Oera Linda Boek” – księga rodziny Over de Linden. Jest to
starofryzyjski rękopis, napisany – według współczesnych badań
– około 1256 r. Opisuje on historię narodu Fryzów, od którego
pochodi ród Over de Linden. Na jego czele stała kapłanka Burgtmaad
zwana również Min-Erwa (podobnie do rzymskiej Minerwy!) oraz król
Fryzów Minno (Minos!?). Historia ta wspomina o żywiołowej
katastrofie, kiedy to rozpoczęło się trzęsienie ziemi jak gdyby
zwiastujące jej zgon. Góry zionęły ogniem i płomieniami.
Niektóre znów zapadły się w łono ziemi, w innych natomiast
miejscach góry wyrosły ponad powierzchnię ziemi. Aldland, nazywana
przez żeglarzy Atland, zniknęła, a rozszalałe fale wzniosły się
tak wysoko ponad góry i doliny, że wszystko zostało zniszczone, a
ci, którzy uciekli przed ogniem, zostali strąceni do wody[...]
Jednak w potężnej katastrofie nie wszyscy zginęli, ponieważ Inka
oddzielił się od statku Neef-Tuna, który ruszył na Morze Środkowe
i pożeglował w kierunku zachodnim w nadziei, że może uda mu się
znaleźć część zatopionego kraju Atland[...] Rękopis kończy się
podpisem autora - Hiddo Tonomath Ovira Linda Wak oraz miejscem i
datą: Napisane w Ljudwer w roku 3449 po zalaniu wodą Atland.
Wynikałoby z tego, że jedna część z ocalałych mieszkańców
Atlantydy przybiła do wybrzeży śródziemnomorskich, zaś inna pod
wodzą Inki do krajów leżących na zachód od zatopionej ojczyzny
(Ameryki?!). Zresztą wydają się potwierdzać te informacje legendy
i podania starożytnych narodów o ich prawodawcach, kapłanach i
bogach przybyłych zza morza. Do Chaldejczyków przybył w długim
czarnym odzieniu boski Oann, który nauczył ich astronomii,
architektury i uprawy roli. Natomiast w delcie Idusu działał
Paraszaria. Nauczycielem starożytnych Egipcjan był Toth. Na brzegu
Zatoki Meksykańskiej u Azteków wylądował w czarnej szacie
kapłańskiej bóg Quetzalcoatl. Boczika według legendy Mujsków
nawadnia dolinę Bogoty, wprowadza kalendarz, prawa i kult słońca.
Podobnie postępuje Cuculcan – nauczyciel Majów i Wotan –
nauczyciel Tzentalów na Jukatanie. Zadziwia także pewien zbieg
okoliczności. Otóż Quetzalcoatl oznacza ”Pierzasty Wąż”,
Cuculcan – ”Ptak Wąż”, natomiast egipski znak faraonów –
”ureusz” przedstawia węża, który oplata sępa...
No
to inaczej. Co działo się 9-10 tysięcy lat przed Chr. oraz jest
potwierdzone i sprawdzone przez naukę? Zdaniem wielu uczonych mniej
więcej 12 tys. lat temu, z niewyjaśnionych powodów nastąpiła
zmiana klimatu na Ziemi, co przejawiło się przede wszystkim
gwałtownym wzrostem temperatury. Wielu uczonych twierdzi, iż stało
się to za sprawą małej katastrofy… kosmicznej. Takie
przypuszczenie wysunął na przykład dyrektor obserwatorium
astronomicznego w Sofii – N. Bonew. Stwierdził on, iż mogła
przejść w odległości 40 tysięcy km od Ziemi wielka planetoida,
co wywołałaby przypływ oceanów dziesięciokrotnie większy od
obecnie wywoływanych.
Polski
astronom – M. Kamieński posunął się nawet dalej. Stwierdził
on, że mogło być to nie tylko przejście, ale wręcz uderzenie.
Obliczając w tył aż 149 kolejnych zbliżeń periodycznej komety
Halley’a do Słońca doszedł aż do roku 9542 przed Chr. Według
astronoma Woroncowa–Weliaminowa liczące 30 km średnicy jądro
komety Halley’a składa się z gigantycznych brył. Więc jedna z
nich mogła odchylić się od swojego toru i uderzyć w naszą
planetę znosząc całkowicie z jej powierzchni Atlantydę.
Jeden
ze zwolenników kosmicznej zagłady Atlantydy – Otto Muck
stwierdził, iż około roku 8500 przed Chr. Ziemia zderzyła się z
jedną z planetoid (Muck nazwał ją ”hipotetyczną planetoidą
A”), których tysiące krąży dookoła Słońca. Na poparcie tej
tezy powołuje się na obliczenia Ludendorfa i Heselinga, zgodnie z
którymi w tym czasie cztery ciała niebieskie: Słońce, Wenus,
Ziemia i Księżyc ustawiły się w linii prostej. Muck zwraca uwagę,
że przy takiej koncentracji sił grawitacyjnych każde przelatujące
obok Ziemi ciało niebieskie musiało zboczyć ze swego kursu i
uderzyć w nasz glob. Zresztą Muck podaje miejsce, w jakim to
miałoby nastąpić – na zachód od wysp Bahama w okolice półwyspu
Floryda. Odkryto tam w paru miejscach głębie sięgające 6, a nawet
9 tys. m, które Muck uważa za podwodne kratery po odłamkach
planetoidy. Dalsze 3 tysiące kraterów, z których ponad sto ma
średnicę przekraczającą półtora km, odkryto na obszarze 165
tys. km² w Północnej i Południowej Karolinie. Szacując wielkość
podmorskich kraterów niemiecki naukowiec doszedł do wniosku, iż
masa planetoidy wynosiła od 1 do 2 bilionów ton, a jej objętość
– ok. 600 km³, co odpowiada kuli o średnicy ok. 10 km. Zderzenie,
według Mucka, miało wytrącić Ziemię z jej położenia tak, że
obróciła się ona o 30º, a bieguny geograficzne przesunęły się
o tysiące kilometrów, a w związku z tym radykalnie również
zmienił się klimat półkuli północnej.
Ciekawą
teorię wysunęła także estońska uczona – Katarzyna Hagemeister
(też zwolenniczka istnienia Atlantydy). Ostatni okres lodowcowy
zarówno w europie jak i w Ameryce Północnej zakończył się około
12 tys. lat temu. Wpłynąć na to miał ciepły prąd oceaniczny
Golfstrom, który dziś dociera do Oceanu Lodowatego, a przed 12
tysiącami lat nie docierał, ponieważ… na jego drodze leżała
Atlantyda, jak twierdzi Hagemaister. Dopiero po gigantycznej
katastrofie geologicznej, która zanurzyła ten ląd, Golfstrom mógł
zacząć roztapianie lodów na północy.
Hipotezy,
domysły, trudno dzisiaj to wszystko zweryfikować, która jest
bardziej, która mniej wiarygodna. Jednak ciekawa jest zadziwiająca
zbieżność dat: w 8499 r. przed Chr. miało miejsce ustawienie się
na linii prostej czterech ciał niebieskich, około 9000 r. przed
Chr. Golfstrom zmienił kierunek, kometa Halley’a przeszła obok
Ziemi w 9542 r. przed Chr., no i wreszcie dwie (!) wersje zagłady
Atlantydy według Platona – jedna około 9750 roku przed Chr., a
druga – 8570 r. przed Chr.
Jak
wspomniałem na początku nie mamy żadnych dowodów, poza słowami
Platona, na to, że Atlantyda kiedykolwiek istniała. A przecież
mógł on to wszystko wymyślić. A jeśli nie zmyślił całej
historii, to mógł po prostu zostać wprowadzony w błąd. Gdy Solon
był w Egipcie i dowiadywał się tego, co później przekazał
Kritiasowi Starszemu, na wschodzie rosło w potęgę państwo
perskie. Więc może opowiadając tę historię o sojuszu
pra-Egipcjan z (nieistniejącymi) pra-Hell enami, kapłani mogli
chcieć zapewnić sobie pomoc w ewentualnym, nadchodzącym
konflikcie. Jednak z drugiej strony – nikomu do dziś nie udało
się podważyć teorii Platona.
Skąd
taka ilość emocji na temat czegoś, o czym nie wiemy nawet, czy
istniało? Dlaczego tak koniecznie zależy nam na odnalezieniu
Atlantydy nawet dzisiaj, kiedy wydawałoby się, więcej spraw ”do
załatwienia” mamy np. w kosmosie? Być może dlatego, że chcemy
znaleźć korzenie naszej cywilizacji, ”iskrę”, która rozpaliła
ognisko, przy którym narodziła się kultura dająca początek
wszystkim następnym. Wciąż uparcie szukamy śladów i... wciąż
żałośnie mało wiemy. Odkryto już tak wiele dziwnych rzeczy,
wobec których człowiek z całą swą wiedzą stoi bezradny, a
pewnie jeszcze wiele przed nami. Mimo wielu mistyfikacji i oszustw
dotyczących rzekomego odkrycia Atlantydy wciąż nie rezygnujemy z
poszukiwań Atlantydy. Opowieść Platona sprawiła, że człowiek
podjął wiele badań w zakresie archeologii, etnografii, historii
kultury i sztuki i wielu innych dziedzin.
Chociaż
trzeba przyznać, że niektóre dyscypliny nauki dysponują
wydawałoby się argumentami ”atlantydzkimi”. Jak chociażby
humanistyczne, których ”dowody” niejako potwierdzają nieustanne
poszukiwanie naszego dziedzictwa. Na przykład tajemnica nagłego i
wspaniałego rozkwitu kultury starożytnego państwa Inków w Peru.
Kiedy dotarli tam Hiszpanie zaskoczeni zostali nie znaną w
”kulturalnej” Europie doskonałą emalią, brzytwami z miedzi czy
zwierciadłami z brązu, a nawet platyny, ozdobionymi w złoto. Przy
świątyni Słońca nad rzeką Guantanamą osobliwy ogród, którego
podobno wszystkie rośliny, kwiaty, nawet owady, motyle, gąsienice
wykonane były z drogich metali i szlachetnych kamieni. Dopiero
”cywilizowani” Hiszpanie zniszczyli doszczętnie ten osobliwy
wykwit niezwykłej kultury.
Do
dziś też nie została wytłumaczona dziwna zbieżność nazwy
praojczyzny Azteków – Aztlan i słowa ”woda” – atl, z nazwą
Atlantydy. Historycy zwracają też uwagę na duże podobieństwo
budowy stolicy Azteków – Tenochtitlanu (dziś znajduje się tam
Mexico–city), która, według podań indiańskich, zbudowana
została na wzór starej stolicy w Aztlanie, do platońskiego opisu
stolicy Atlantydy. Nie ma ona co prawda tak regularnego kształtu,
jak mityczna Posejdonia, jednak może służyć za wzór adaptacji
pierwotnego założenia do miejscowych warunków.
Zastanawiającym
jest także fakt, iż kult Słońca, charakterystyczny dla kultur
starożytnych znany był w starożytnym Egipcie, krajach
śródziemnomorskich, południowej Azji, na Wyspach Kanaryjskich, w
Irlandii, a także w Meksyku i Peru. Na dodatek przejawiał on się w
bardzo podobnych symbolach i obrzędach. Podobnie balsamowanie zwłok
rozpowszechnione było nie tylko w Egipcie, ale także na Wyspach
Kanaryjskich, w Meksyku i Peru oraz... na wyspach Oceanii.
Wreszcie
zadziwiające podobieństwo niektórych budowli. Chociażby piramidy,
które przecież nie są charakterystyczne tylko dla Egiptu. Przecież
w Ameryce Środkowej odkryto (i nadal odkrywa się) przecież
piramidy Majów i Azteków. Przypominają one te z Egiptu, które być
może były ich pierwowzorami. Piramidy Nowego Świata mają jednak
budowę schodkową, która w Egipcie ma tylko jedna, najstarsza,
faraona Dżosera w Sakkara. Służyły one jako podstawy świątyń,
a nie grobowce, chociaż w latach 1948 – 1952 we wnętrzu piramidy
w Palenque w Meksyku odkryto sarkofag ze zwłokami.
Kolejną
ciekawą zagadką jest rozproszenia, sugerujące exodus
przedstawicieli jakiejś zaginionej cywilizacji, wśród wielu
najbardziej nawet odległych krajów nadmorskich podobnych przejawów
kultury. Na przykład japoński etnograf dr Yoshitomi zwraca uwagę
na podobieństwo języków Japończyków i Basków (płn. Hiszpania).
Z kolei herb Japonii – 16-płatkowa chryzantema jest identyczna z
symbolem odkrytym na srebrnej wazie fenickiej z pierwszego
tysiąclecia przed Chr. i bardzo przypomina symbole Słońca wykute
na kamieniach w lasach Brazylii i na Wyspach Kanaryjskich. Natomiast
językoznawcy zwracają uwagę na dziwny fakt, iż wynalezionym przez
Majów i Azteków dwudziestkowym systemem liczenia posługują się
dzisiaj Baskowie, Duńczycy i Francuzi. No i na koniec (akurat;)) –
osobliwe pismo węzełkowe (znane z Peru) tzw. ”quipu”. Jak
twierdzi pochodząca z VI w. przed Chr. księga Tao-te kong stosowane
było ono także kiedyś w Chinach. Ale taką ”węzełkową księgę”
znaleziono także w pochodzącym z początków naszej ery grobowcu
dynastii Silla w Korei.
Co
ciekawe – także inne nauki, wydawałoby się nie związane z
człowiekiem, geologią, także mają pewne zagadki i na ich
wyjaśnienie pasuje im... Atlantyda. Są to botanika i zoologia.
Największą zagadką botaniki, wręcz ”obrzydliwą tajemnicą”,
jak ją nazwał Karol Darwin, jest pochodzenie roślin kwiatowych.
Wykształciły się one w ramach wspólnego typu roślin nasiennych z
roślin nagozalążkowych setki milionów lat temu – przed zagładą
Atlantydy, czy nawet pojawieniem się człowiek. Jednak problem
polega na tym, że jak dotąd nie udało się odkryć żadnego ogniwa
pośredniego między tymi gromadami. Rośliny kwiatowe
(okrytozalążkowe) pojawiają się na Ziemi nagle całkowicie
wykształcone i w olbrzymiej mnogości klas, rzędów, rodzin,
rodzajów i gatunków. Wręcz jakby trafiły one do nas wprost z...
Kosmosu - są i takie hipotezy! W braku innego wytłumaczenia wydaje
się dla botaników bardziej prawdopodobne, że rośliny
okrytozalążkowe rozwinęły się z nagozalążkowych na jakimś
kontynencie, który potem znikł z powierzchni Ziemi. Innym
zastanawiającym faktem w botanice jest rozwój pewnego drzewa
zwanego poziomkowym, u europejskich i afrykańskich wybrzeży Morza
Śródziemnego, w... Ameryce Południowej i na kilku wyspach
znajdujących się między tymi kontynentami – Wyspy Kanaryjskie,
Antyle, Azory. Z kolei zoologowie podkreślają, że
charakterystyczne dla Azorów jastrzębie (od nich pochodzi nazwa
nadana w XV w. przez portugalskich odkrywców wysp – ”azores”
po portugalsku oznacza jastrzębia) żywią się na tych wyspach
głównie dzikimi królikami, które do Europy zostały
przywiezione... z Ameryki. Dla niektórych te fakty świadczą o
niegdysiejszym istnieniu między Starym a Nowym Światem jakiegoś
lądowego ”pomostu”, który zginął w otmętach oceanu.
Na
zakończenie dla tych, którzy są entuzjastycznie nastawieni do
Atlantydy, ale mają obawy, co do tego, czy zostanie ona kiedykolwiek
odkryta i dla tych, którzy sceptycznie podchodzą do tego tematu
wspomnę o innym miejscu. Dwa tysiące lat temu, pewien pisarz opisał
w swoim dziele miasto, w którego istnienie nikt nie wierzył, do
czasu... Tym pisarzem był Homer, a miastem – Troja. A ten moment
”do czasu”? Do czasu, kiedy nie znalazł się archeolog-amator
Heinrich Schlieman, który przekonał świat, że mit może być
namacalną prawdą. On to, przez lata wyśmiewany z uporem
organizował kolejne ekspedycje, aż wreszcie odkopał ruiny
starożytnej Troi; swoją drogą początkowo sądzono, że to...
Atlantyda. Być może i Atlantyda potrzebuje swojego Schliemanna...
Zresztą najlepiej stan wiedzy o Atlantydzie określił uczony i
podróżnik Thor Heyerdahl:
Na
razie nie istnieje żaden dowód – ani historyczny, ani
biologiczny, ani archeologiczny – świadczący na korzyść legendy
o Atlantydzie. Również jednak byłoby nienaukowe odrzucanie
możliwości istnienia zaludnionego, pogrążonego, pogrążonego w
Atlantyku kontynentu, jak długo nie udowodnimy, że po pojawieniu
się człowieka kontynent taki nigdy nie istniał. Miłośnikom
romantycznych marzeń o zatopionej Atlantydzie wolno zatem poddawać
się fantazji. Ale wszystko, co mogą na razie zrobić w stosunku do
krytyków, to powiedzieć: nie obaliliście jeszcze istnienia
Atlantydy!
Autor: Tom (na podstawie "Paleoastronautyka" - Lucjan Znicz - książka z cyklu "Goście z Kosmosu?" i "Świat pełen tajemnic" - Maciej Aleksander Janisławski)
http://www.ufoinfo.pl/index.php?id=166