MINUTY

Boże,

użycz mi:


pogody ducha -

abym godził się z tym,

czego nie mogę zmienić;


odwagi -

abym zmieniał to,

co mogę zmienić;


i mądrości -

abym odróżniał

jedno od drugiego.



Dziękuję Ci, Panie,


- za to,

co mi dałeś,


- za to,

co mi zabrałeś,


- i za to,

czego mi oszczędziłeś.



Przychodź,

by spełniał się w Tobie CUD







Boże,

użycz mi:


pogody ducha -

abym godził się z tym,

czego nie mogę zmienić;


odwagi -

abym zmieniał to,

co mogę zmienić;


i mądrości -

abym odróżniał

jedno od drugiego.



Dziękuję Ci, Panie,


- za to,

co mi dałeś,


- za to,

co mi zabrałeś,


- i za to,

czego mi oszczędziłeś.



Przychodź,

by spełniał się w Tobie CUD

Boże,

użycz mi:


pogody ducha -

abym godził się z tym,

czego nie mogę zmienić;


odwagi -

abym zmieniał to,

co mogę zmienić;


i mądrości -

abym odróżniał

jedno od drugiego.



Dziękuję Ci, Panie,


- za to,

co mi dałeś,


- za to,

co mi zabrałeś,


- i za to,

czego mi oszczędziłeś.



Przychodź,

by spełniał się w Tobie CUD







Boże,

użycz mi:


pogody ducha -

abym godził się z tym,

czego nie mogę zmienić;


odwagi -

abym zmieniał to,

co mogę zmienić;


i mądrości -

abym odróżniał

jedno od drugiego.



Dziękuję Ci, Panie,


- za to,

co mi dałeś,


- za to,

co mi zabrałeś,


- i za to,

czego mi oszczędziłeś.



Przychodź,

by spełniał się w Tobie CUD



Prosiłem Cię, Boże, o moc do odnoszenia zwycięstw, a dałeś mi bezsilność, bym szukał pomocy;


Prosiłem Cię o zdrowie, bym mógł dokonać wielkich czynów, a dałeś mi chorobę, bym z pokorą robił rzeczy niedoceniane;


Prosiłem o bogactwo, abym pławił się w sukcesach, a dałeś mi życie skromne, bym stał się rozumny i cichy;


Prosiłem o władzę, żeby mnie doceniano, a dałeś mi niemoc, abym stale czuł głód Ciebie, Panie;


Prosiłem o idealną partnerkę, bym nie czuł się sam i odrzucony, a dałeś mi serce zdolne kochać wszystkich ludzi;


Prosiłem Cię o rozkosze i radość używania uciech, a dałeś mi szczęście zdolne cieszyć się bólem.


Nic nie dostałem, o co prosiłem Cię w mojej własnej woli, a dałeś mi wszystko, czego naprawdę było mi trzeba.


Bądź dziś uwielbiony za Twoją miłość i przedziwne ścieżki.

Niech w każdej minucie spełnia się Twoja wola, Panie.











Prosiłem Cię, Boże, o moc do odnoszenia zwycięstw, a dałeś mi bezsilność, bym szukał pomocy;


Prosiłem Cię o zdrowie, bym mógł dokonać wielkich czynów, a dałeś mi chorobę, bym z pokorą robił rzeczy niedoceniane;


Prosiłem o bogactwo, abym pławił się w sukcesach, a dałeś mi życie skromne, bym stał się rozumny i cichy;


Prosiłem o władzę, żeby mnie doceniano, a dałeś mi niemoc, abym stale czuł głód Ciebie, Panie;


Prosiłem o idealną partnerkę, bym nie czuł się sam i odrzucony, a dałeś mi serce zdolne kochać wszystkich ludzi;


Prosiłem Cię o rozkosze i radość używania uciech, a dałeś mi szczęście zdolne cieszyć się bólem.


Nic nie dostałem, o co prosiłem Cię w mojej własnej woli, a dałeś mi wszystko, czego naprawdę było mi trzeba.


Bądź dziś uwielbiony za Twoją miłość i przedziwne ścieżki.

Niech w każdej minucie spełnia się Twoja wola, Panie.


Prosiłem Cię, Boże, o moc do odnoszenia zwycięstw, a dałeś mi bezsilność, bym szukał pomocy;


Prosiłem Cię o zdrowie, bym mógł dokonać wielkich czynów, a dałeś mi chorobę, bym z pokorą robił rzeczy niedoceniane;


Prosiłem o bogactwo, abym pławił się w sukcesach, a dałeś mi życie skromne, bym stał się rozumny i cichy;


Prosiłem o władzę, żeby mnie doceniano, a dałeś mi niemoc, abym stale czuł głód Ciebie, Panie;


Prosiłem o idealną partnerkę, bym nie czuł się sam i odrzucony, a dałeś mi serce zdolne kochać wszystkich ludzi;


Prosiłem Cię o rozkosze i radość używania uciech, a dałeś mi szczęście zdolne cieszyć się bólem.


Nic nie dostałem, o co prosiłem Cię w mojej własnej woli, a dałeś mi wszystko, czego naprawdę było mi trzeba.


Bądź dziś uwielbiony za Twoją miłość i przedziwne ścieżki.

Niech w każdej minucie spełnia się Twoja wola, Panie.











Prosiłem Cię, Boże, o moc do odnoszenia zwycięstw, a dałeś mi bezsilność, bym szukał pomocy;


Prosiłem Cię o zdrowie, bym mógł dokonać wielkich czynów, a dałeś mi chorobę, bym z pokorą robił rzeczy niedoceniane;


Prosiłem o bogactwo, abym pławił się w sukcesach, a dałeś mi życie skromne, bym stał się rozumny i cichy;


Prosiłem o władzę, żeby mnie doceniano, a dałeś mi niemoc, abym stale czuł głód Ciebie, Panie;


Prosiłem o idealną partnerkę, bym nie czuł się sam i odrzucony, a dałeś mi serce zdolne kochać wszystkich ludzi;


Prosiłem Cię o rozkosze i radość używania uciech, a dałeś mi szczęście zdolne cieszyć się bólem.


Nic nie dostałem, o co prosiłem Cię w mojej własnej woli, a dałeś mi wszystko, czego naprawdę było mi trzeba.


Bądź dziś uwielbiony za Twoją miłość i przedziwne ścieżki.

Niech w każdej minucie spełnia się Twoja wola, Panie.



Na koniec chcę podzielić się z wami jeszcze jedną tajemnicą o tym, jaki naprawdę jestem. Ponieważ dzieci są prostolinijne i szczere, chętnie czytuję książki dla dzieci. W jednej z nich, O Pluszowym Króliczku Margery Williams, znalazłem passus o byciu sobą, który - jak sądzę - świetnie obrazuje, dlaczego mityngi AE działają, jeśli chodzi o moje poczucie prawdziwości.

Na początku opowieści mały Pluszowy Króliczek pyta inną zabawkę, mądrego, starego Konia Ze Skóry:

- Co znaczy PRAWDZIWY? Czy to znaczy, że masz w sobie mechanizm, który warczy, i wystający kluczyk?

- Nie chodzi o to, jak jesteś zrobiony - odrzekł Koń Ze Skóry. - PRAWDZIWOŚĆ to coś, co ci się przydarza. Kiedy twoje dziecko kocha cię, i kocha cię nie po to, by móc się tobą pobawić, ale kocha cię stale i bezinteresownie, wtedy stajesz się prawdziwy.

- Czy to boli?

- Czasami - odparł Koń Ze Skóry, gdyż zawsze mówił prawdę. - Kiedy jesteś prawdziwy, nie przeszkadza ci, że to boli.

- Czy to się dzieje za jednym zamachem, tak jak nakręcanie? - dopytywał się dalej Pluszowy Króliczek - Czy po troszeczku?

- Nie, to nie dzieje się za jednym zamachem - odpowiedział Koń Ze Skóry. - Trzeba się stać. To wymaga dużo czasu. Dlatego rzadko udaje się tym, którzy łatwo się tłuką, albo mają ostre kanty, albo na których trzeba szczególnie uważać. Na ogół, zanim staniesz się Prawdziwy, będziesz miał już zgłaskaną większość sierści, oczy ci odpadną, łapki się obluzują i w ogóle złachmaniejesz. Ale to nie ma znaczenia, bo kiedy jesteś Prawdziwy, nie możesz już być brzydki, chyba że dla tych, którzy niczego nie pojmują.










Na koniec chcę podzielić się z wami jeszcze jedną tajemnicą o tym, jaki naprawdę jestem. Ponieważ dzieci są prostolinijne i szczere, chętnie czytuję książki dla dzieci. W jednej z nich, Pluszowym Króliczku Margery Williams, znalaz-łem passus o byciu sobą, który - jak sądzę - świetnie obrazuje, dlaczego mityngi AE skutkują, jeśli chodzi o moje poczucie prawdziwości.

Na początku opowieści mały Pluszowy Króliczek pyta inną zabawkę, mądrego, starego Konia Ze Skóry:

- Co znaczy PRAWDZIWY? Czy to znaczy, że masz w sobie mechanizm, który warczy, i wystający kluczyk?

- Nie chodzi o to, jak jesteś zrobiony - odrzekł Koń Ze Skóry. - PRAWDZIWOŚĆ to coś, co ci się przydarza. Kiedy twoje dziecko kocha cię, i kocha cię nie po to, by móc się tobą pobawić, ale kocha cię stale i bezinteresownie, wtedy stajesz się prawdziwy.

- Czy to boli?

- Czasami - odparł Koń Ze Skóry, gdyż zawsze mówił prawdę. - Kiedy jesteś prawdziwy, nie przeszkadza ci, że to boli.

- Czy to się dzieje za jednym zamachem, tak jak nakręcanie? - dopytywał się dalej Pluszowy Króliczek - Czy po troszeczku?

- Nie, to nie dzieje się za jednym zamachem - odpowiedział Koń Ze Skóry. - Trzeba się stać. To wymaga dużo czasu. Dlatego rzadko udaje się tym, którzy łatwo się tłuką, albo mają ostre kanty, albo na których trzeba szczególnie uważać. Na ogół, zanim staniesz się Prawdziwy, będziesz miał już zgłaskaną większość sierści, oczy ci odpadną, łapki się obluzują i w ogóle złachmaniejesz. Ale to nie ma znaczenia, bo kiedy jesteś Prawdziwy, nie możesz już być brzydki, chyba że dla tych, którzy niczego nie pojmują.


Na koniec chcę podzielić się z wami jeszcze jedną tajemnicą o tym, jaki naprawdę jestem. Ponieważ dzieci są prostolinijne i szczere, chętnie czytuję książki dla dzieci. W jednej z nich, Pluszowym Króliczku Margery Williams, znalaz-łem passus o byciu sobą, który - jak sądzę - świetnie obrazuje, dlaczego mityngi AE skutkują, jeśli chodzi o moje poczucie prawdziwości.

Na początku opowieści mały Pluszowy Króliczek pyta inną zabawkę, mądrego, starego Konia Ze Skóry:

- Co znaczy PRAWDZIWY? Czy to znaczy, że masz w sobie mechanizm, który warczy, i wystający kluczyk?

- Nie chodzi o to, jak jesteś zrobiony - odrzekł Koń Ze Skóry. - PRAWDZIWOŚĆ to coś, co ci się przydarza. Kiedy twoje dziecko kocha cię, i kocha cię nie po to, by móc się tobą pobawić, ale kocha cię stale i bezinteresownie, wtedy stajesz się prawdziwy.

- Czy to boli?

- Czasami - odparł Koń Ze Skóry, gdyż zawsze mówił prawdę. - Kiedy jesteś prawdziwy, nie przeszkadza ci, że to boli.

- Czy to się dzieje za jednym zamachem, tak jak nakręcanie? - dopytywał się dalej Pluszowy Króliczek - Czy po troszeczku?

- Nie, to nie dzieje się za jednym zamachem - odpowiedział Koń Ze Skóry. - Trzeba się stać. To wymaga dużo czasu. Dlatego rzadko udaje się tym, którzy łatwo się tłuką, albo mają ostre kanty, albo na których trzeba szczególnie uważać. Na ogół, zanim staniesz się Prawdziwy, będziesz miał już zgłaskaną większość sierści, oczy ci odpadną, łapki się obluzują i w ogóle złachmaniejesz. Ale to nie ma znaczenia, bo kiedy jesteś Prawdziwy, nie możesz już być brzydki, chyba że dla tych, którzy niczego nie pojmują.










Na koniec chcę podzielić się z wami jeszcze jedną tajemnicą o tym, jaki naprawdę jestem. Ponieważ dzieci są prostolinijne i szczere, chętnie czytuję książki dla dzieci. W jednej z nich, Pluszowym Króliczku Margery Williams, znalaz-łem passus o byciu sobą, który - jak sądzę - świetnie obrazuje, dlaczego mityngi AE skutkują, jeśli chodzi o moje poczucie prawdziwości.

Na początku opowieści mały Pluszowy Króliczek pyta inną zabawkę, mądrego, starego Konia Ze Skóry:

- Co znaczy PRAWDZIWY? Czy to znaczy, że masz w sobie mechanizm, który warczy, i wystający kluczyk?

- Nie chodzi o to, jak jesteś zrobiony - odrzekł Koń Ze Skóry. - PRAWDZIWOŚĆ to coś, co ci się przydarza. Kiedy twoje dziecko kocha cię, i kocha cię nie po to, by móc się tobą pobawić, ale kocha cię stale i bezinteresownie, wtedy stajesz się prawdziwy.

- Czy to boli?

- Czasami - odparł Koń Ze Skóry, gdyż zawsze mówił prawdę. - Kiedy jesteś prawdziwy, nie przeszkadza ci, że to boli.

- Czy to się dzieje za jednym zamachem, tak jak nakręcanie? - dopytywał się dalej Pluszowy Króliczek - Czy po troszeczku?

- Nie, to nie dzieje się za jednym zamachem - odpowiedział Koń Ze Skóry. - Trzeba się stać. To wymaga dużo czasu. Dlatego rzadko udaje się tym, którzy łatwo się tłuką, albo mają ostre kanty, albo na których trzeba szczególnie uważać. Na ogół, zanim staniesz się Prawdziwy, będziesz miał już zgłaskaną większość sierści, oczy ci odpadną, łapki się obluzują i w ogóle złachmaniejesz. Ale to nie ma znaczenia, bo kiedy jesteś Prawdziwy, nie możesz już być brzydki, chyba że dla tych, którzy niczego nie pojmują.




D E S I D E R A T A



Krocz spokojnie wśród zgiełku i pośpiechu; pamiętaj, jaki pokój może być w ciszy. Tak dalece, jak to możliwe, nie wyrzekając się siebie, bądź w dobrych stosunkach z innymi ludźmi. Prawdę swą głoś spokojnie i jasno. Słuchaj też tego, co mówią inni, nawet głupcy i ignoranci, oni też mają swą opowieść. Unikaj ludzi hałaśliwych i agresywnych, gdyż tacy są udręką ducha. Jeśli porównujesz się z innymi, możesz stać się próżny lub gorzkniały, albowiem zawsze będą lepsi i gorsi od Ciebie. Ciesz się zarówno swymi osiągnięciami jak i planami. Wykonuj z sercem swą pracę, jakakolwiek by była skromna; jest ona trwałą wartością w zmiennych kolejach losu. Zachowuj ostrożność w swych przedsięwzięciach, świat bowiem pełen jest oszustwa. Lecz niech Ci to nie przesłania prawdziwej cnoty; wielu ludzi dąży do wzniosłych ideałów i wszędzie życie pełne jest heroizmu. Bądź sobą - a zwłaszcza nie zwalczaj uczuć. Nie bądź cyniczny wobec miłości, albowiem w obliczu wszelkiej oschłości i rozczarowań jest ona wieczna jak trawa. Przyjmuj pogodnie to, co lata niosą, bez goryczy wyrzekając się przymiotów młodości. Rozwijaj siłę ducha, by w nagłym nieszczęściu mogła być tarczą dla Ciebie. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni: wiele obaw rodzi się ze znużenia i samotności. Obok zdrowej dyscypliny bądź łagodny dla siebie. Jesteś dzieckiem wszechświata, nie mniej niż gwiazdy i drzewa; masz prawo być tutaj i czy to jest dla Ciebie jasne, czy nie, nie wątp, że wszechświat jest taki, jaki być powinien. Tak więc bądź w pokoju z Bogiem, cokolwiek myślisz o Jego istnieniu, i czymkolwiek się zajmujesz, i jakiekolwiek są Twe pragnienia. W zgiełku ulicznym, w zamęcie życia, zachowuj pokój ze swą duszą. Z całym swym zakłamaniem, znojem i rozwianymi marzeniami, ciągle jeszcze ten świat jest piękny. Bądź uważny. Staraj się być szczęśliwy.



Tekst znaleziony w starym kościele św. Pawła, w Baltimore, w 1692 roku.









D E S I D E R A T A


Krocz spokojnie wśród zgiełku i pośpiechu; pamiętaj, jaki pokój może być w ciszy. Tak dalece, jak to możliwe, nie wyrzekając się siebie, bądź w dobrych stosunkach z innymi ludźmi. Prawdę swą głoś spokojnie i jasno. Słuchaj też tego, co mówią inni, nawet głupcy i ignoranci, oni też mają swą opowieść. Unikaj ludzi hałaśliwych i agresywnych, gdyż tacy są udręką ducha. Jeśli porównujesz się z innymi, możesz stać się próżny lub gorzkniały, albowiem zawsze będą lepsi i gorsi od Ciebie. Ciesz się zarówno swymi osiągnięciami jak i planami. Wykonuj z sercem swą pracę, jakakolwiek by była skromna; jest ona trwałą wartością w zmiennych kolejach losu. Zachowuj ostrożność w swych przedsięwzięciach, świat bowiem pełen jest oszustwa. Lecz niech Ci to nie przesłania prawdziwej cnoty; wielu ludzi dąży do wzniosłych ideałów i wszędzie życie pełne jest heroizmu. Bądź sobą - a zwłaszcza nie zwalczaj uczuć. Nie bądź cyniczny wobec miłości, albowiem w obliczu wszelkiej oschłości i rozczarowań jest ona wieczna jak trawa. Przyjmuj pogodnie to, co lata niosą, bez goryczy wyrzekając się przymiotów młodości. Rozwijaj siłę ducha, by w nagłym nieszczęściu mogła być tarczą dla Ciebie. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni: wiele obaw rodzi się ze znużenia i samotności. Obok zdrowej dyscypliny bądź łagodny dla siebie. Jesteś dzieckiem wszechświata, nie mniej niż gwiazdy i drzewa; masz prawo być tutaj i czy to jest dla Ciebie jasne, czy nie, nie wątp, że wszechświat jest taki, jaki być powinien. Tak więc bądź w pokoju z Bogiem, cokolwiek myślisz o Jego istnieniu, i czymkolwiek się zajmujesz, i jakiekolwiek są Twe pragnienia. W zgiełku ulicznym, w zamęcie życia, zachowuj pokój ze swą duszą. Z całym swym zakłamaniem, znojem i rozwianymi marzeniami, ciągle jeszcze ten świat jest piękny. Bądź uważny. Staraj się być szczęśliwy.



Tekst znaleziony w starym kościele św. Pawła, w Baltimore, w 1692 roku.


D E S I D E R A T A



Krocz spokojnie wśród zgiełku i pośpiechu; pamiętaj, jaki pokój może być w ciszy. Tak dalece, jak to możliwe, nie wyrzekając się siebie, bądź w dobrych stosunkach z innymi ludźmi. Prawdę swą głoś spokojnie i jasno. Słuchaj też tego, co mówią inni, nawet głupcy i ignoranci, oni też mają swą opowieść. Unikaj ludzi hałaśliwych i agresywnych, gdyż tacy są udręką ducha. Jeśli porównujesz się z innymi, możesz stać się próżny lub gorzkniały, albowiem zawsze będą lepsi i gorsi od Ciebie. Ciesz się zarówno swymi osiągnięciami jak i planami. Wykonuj z sercem swą pracę, jakakolwiek by była skromna; jest ona trwałą wartością w zmiennych kolejach losu. Zachowuj ostrożność w swych przedsięwzięciach, świat bowiem pełen jest oszustwa. Lecz niech Ci to nie przesłania prawdziwej cnoty; wielu ludzi dąży do wzniosłych ideałów i wszędzie życie pełne jest heroizmu. Bądź sobą - a zwłaszcza nie zwalczaj uczuć. Nie bądź cyniczny wobec miłości, albowiem w obliczu wszelkiej oschłości i rozczarowań jest ona wieczna jak trawa. Przyjmuj pogodnie to, co lata niosą, bez goryczy wyrzekając się przymiotów młodości. Rozwijaj siłę ducha, by w nagłym nieszczęściu mogła być tarczą dla Ciebie. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni: wiele obaw rodzi się ze znużenia i samotności. Obok zdrowej dyscypliny bądź łagodny dla siebie. Jesteś dzieckiem wszechświata, nie mniej niż gwiazdy i drzewa; masz prawo być tutaj i czy to jest dla Ciebie jasne, czy nie, nie wątp, że wszechświat jest taki, jaki być powinien. Tak więc bądź w pokoju z Bogiem, cokolwiek myślisz o Jego istnieniu, i czymkolwiek się zajmujesz, i jakiekolwiek są Twe pragnienia. W zgiełku ulicznym, w zamęcie życia, zachowuj pokój ze swą duszą. Z całym swym zakłamaniem, znojem i rozwianymi marzeniami, ciągle jeszcze ten świat jest piękny. Bądź uważny. Staraj się być szczęśliwy.



Tekst znaleziony w starym kościele św. Pawła, w Baltimore, w 1692 roku.









D E S I D E R A T A


Krocz spokojnie wśród zgiełku i pośpiechu; pamiętaj, jaki pokój może być w ciszy. Tak dalece, jak to możliwe, nie wyrzekając się siebie, bądź w dobrych stosunkach z innymi ludźmi. Prawdę swą głoś spokojnie i jasno. Słuchaj też tego, co mówią inni, nawet głupcy i ignoranci, oni też mają swą opowieść. Unikaj ludzi hałaśliwych i agresywnych, gdyż tacy są udręką ducha. Jeśli porównujesz się z innymi, możesz stać się próżny lub gorzkniały, albowiem zawsze będą lepsi i gorsi od Ciebie. Ciesz się zarówno swymi osiągnięciami jak i planami. Wykonuj z sercem swą pracę, jakakolwiek by była skromna; jest ona trwałą wartością w zmiennych kolejach losu. Zachowuj ostrożność w swych przedsięwzięciach, świat bowiem pełen jest oszustwa. Lecz niech Ci to nie przesłania prawdziwej cnoty; wielu ludzi dąży do wzniosłych ideałów i wszędzie życie pełne jest heroizmu. Bądź sobą - a zwłaszcza nie zwalczaj uczuć. Nie bądź cyniczny wobec miłości, albowiem w obliczu wszelkiej oschłości i rozczarowań jest ona wieczna jak trawa. Przyjmuj pogodnie to, co lata niosą, bez goryczy wyrzekając się przymiotów młodości. Rozwijaj siłę ducha, by w nagłym nieszczęściu mogła być tarczą dla Ciebie. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni: wiele obaw rodzi się ze znużenia i samotności. Obok zdrowej dyscypliny bądź łagodny dla siebie. Jesteś dzieckiem wszechświata, nie mniej niż gwiazdy i drzewa; masz prawo być tutaj i czy to jest dla Ciebie jasne, czy nie, nie wątp, że wszechświat jest taki, jaki być powinien. Tak więc bądź w pokoju z Bogiem, cokolwiek myślisz o Jego istnieniu, i czymkolwiek się zajmujesz, i jakiekolwiek są Twe pragnienia. W zgiełku ulicznym, w zamęcie życia, zachowuj pokój ze swą duszą. Z całym swym zakłamaniem, znojem i rozwianymi marzeniami, ciągle jeszcze ten świat jest piękny. Bądź uważny. Staraj się być szczęśliwy.



Tekst znaleziony w starym kościele św. Pawła, w Baltimore, w 1692 roku.



MINUTY


AE


__________________


Medytacje dla

Anonimowych Erotomanów

na 366 dni roku







01 lipca


Wypalona skorupa tworzy kształt misy.

Ale użyteczność jest w jej pustce.

(Lao Tsy)



W odstawieniu często narzekaliśmy na dotkliwe uczucie pustki. Jednak dzięki wolnej przestrzeni, jaką w nas tworzyła, pustka ta okazywała się dobrodziejstwem. Obudowując ją w sobie szczelnie materiałem Kroków i Tradycji, zmienialiśmy się w rodzaj miecha, który - choć pusty, to nie wyczerpany - działał jak potężne płuco, rozpalając w nas nadzieję na wyzwolenie z erotomanii i zupełną przemianę. Niczym skurcze bijącego serca, miech ten stawał się naszym natchnieniem także w niesieniu posłania innym ciepiącym erotomanom. Nie działał jednak sam; to my musieliśmy wkładać wysiłek, by ciągle nim poruszać. W ten sposób nasza pustka, choć odczuwana w sposób dojmujący, okazywała się dobrodziejstwem napędzającym nasz wspólny wzrost. Bez niej program AE nie miałby duchowego miecha, zdolnego rozpalić w nas pragnienie wewnętrznej przemiany i tęsknotę za Bogiem.


Czy, godząc się na odstawienie, zmieniam się w duchowy miech, a może wciąż zapycham się podnieceniem i żądzą? Czy jestem wdzięczny, że moja użyteczność - dla siebie, dla innych i dla Boga - leży w ogołoceniu się z siebie?


Modlę się, abym godził się na odstawienie i pustkę. Modlę się, abym był jak wypalona skorupa, którą Ty, napełniasz, Boże. Modlę się, abyś mógł mnie używać, Panie, jak duchowego miecha, który rozpala nadzieję, wiarę i radość z ocalenia.


Na dzisiaj: Poprzez program AE oczyszczam się z nałogu, wad i przywiązań. Napełniam moją pustkę mocą i wolą Boga, bym stawał się miechem, zdolnym rozpalać wspólne pragnienie przemiany.

31 marca


Radość jest czymś całkowicie różnym od przyjemności;

tam, gdzie szukamy przyjemności, musi pojawić się i ból.

(Jiddu Krishnamurti)



Nasze szczęście nie składa się z przyjemności; leży ono we wspólnym uwalnianiu cierpień. Któż jednak szuka bólu? Kiedyś radością dla nas był „raj” zakochania i seksualnych przyjemności. Innej uciechy ani nie znaliśmy, ani nie szukaliśmy. Jednak pogoń za tym hajem, unikanie odpowiedzialności za siebie i uciekanie od naszych prawdziwych uczuć zaczęło przynosić nam rosnące cierpienia, a te przywiodły nas w końcu do AE. Tutaj, przyjmując odstawienie „z otwartą przyłbicą,” uwalniamy ciążące tajemnice z całego życia. Znajdujemy w sobie zgodę na przeżywanie wstydu, poczucia winy i żalu i dzielimy się tymi uczuciami. Choroba, wylewając się z nas, robi miejsce prawdziwej radości i ukojeniu. Zachowując trzeźwość, nie miotamy się więcej, pełni buntu i lęków, od jednego do drugiego znieczulenia. Po morzu wylewanych łez żeglujemy ku Wyspom Szczęścia. Znajdujemy je w sobie - są w nas i zawsze tam były. Są naszą podróżą do nich. Prawdziwe radość to trud - i ból - ich odkrywania.


Czy godzę się, że autentyczna radość jest we mnie sprzężona z uwalnianiem bólu, a może nadal próbuję oddzielić ją od niego? Czy jestem wdzięczny za tę przedziwną drogę do szczęścia?


Modlę się, abym godził się na ból konieczny w zdrowieniu. Modlę się, abym, dzieląc się cierpieniami w AE, znajdował radość. Modlę się, abym czuł wspólnie z innymi AE i był dla nich wsparciem tak, jak Ty mnie wspierasz przez nich, mój Boże.


Na dzisiaj: Godzę się na bóle odstawienia i zdrowienie w AE. Przestaję gonić za przyjemnościami i odkrywam siebie. Przyjmuję nowe radości, na które naprowadza mnie Siła Wyższa.










01 października


Ból jest jak rozbicie orzecha, który zawiera naszą mądrość.

(Kahlil Gibran)




Erotomania była rodzajem skorupy izolującej nas przed bólem. Jej pancerz, choć pomagał nam znosić stresy, tłumił lęki i dawał iluzję bezpieczeństwa, odcinał nas jednak od własnego wnętrza i rzeczywistych uczuć. Nosząc go, nie mogliśmy ukoić dawnych zranień, usuwać wad ani kochać naszej podatności na zranienie. Żyliśmy bez kontaktu z samym sobą: nieprzemakalni od zewnątrz i zaizolowani przed własnym wnętrzem. W relacjach z ludźmi nasze skorupy zderzały się w konfliktach, wrogości, egoizmie i lęku przed odrzuceniem, więc nie mogliśmy ani nikogo głebiej poznać, ani samemu dać się poznać. Pancerz ten jednak coraz boleśniej nas uwierał. W AE, przechodząc punkt krytyczny, kapitulujemy pod naporem choroby i pozwalamy Bogu - rękami innych AE - skruszyć naszą obronną łupinę. Ból, jaki towarzyszy jej pękaniu, owocuje wglądami i wydobywa mądrość ukrytą w naszym wnętrzu. Zasila ona AE, tworząc lek na erotomanię, którym się dzielimy.


Czy dzielę się mądrością, którą znajduję w AE, a może dalej trwam w pancerzu erotomanii i boję się go ruszyć? Czy jestem wdzięczny za ból pękania mojej skorupy, który nasącza mnie mądrością?


Modlę się, abym korzystał z mądrości, jaką odkrywam w AE. Modlę się, abym pomagał Ci, Boże, rozgryzać mnie w sumieniu - kruszyć mój pancerz. Modlę się, abym - otwarty przed sobą, innymi i Tobą, mój Panie - nie zasklepił się znowu.


Na dzisiaj: Godząc się na ból pękania pancerza mojej choroby, poznaję siebie. Mądrością, którą ukrywał, dzielę się z tymi, którzy również chcą ją w sobie odkryć i jestem do końca otwarty.


01 kwietnia


Niełatwo jest dawać z taką pokorą,

jaką trzeba mieć, aby przyjmować.

Dawać tak, jakby się żebrało.

(Simone Weil)


Aby przyjąć miłość, trzeba dużo większej pokory, niż aby ją dać. Pierwszy krok na tej drodze stawiamy przychodząc do AE po ratunek. Przyznanie, że jesteśmy bezsilni wobec seksu i „miłości” i potrzebna nam jest pomoc, uruchamia cudowny paradoks. Własna niemoc i cierpienia, które ofiarowujemy sobie nawzajem na mityngach, stają się lekiem na erotomanię i wszystkie nasze niedoskonałości. Dzielimy się tym doświadczeniem nie po to, by kogoś uzdrowić, a samego siebie. ... Moja wysłuchana przez innych osobista opowieść leczy najpierw mnie. „Żebrzę” u innych o wysłuchanie, wdzięczny, że chcą mi być przez to pomocą. Potrzebuję dawać siebie tak samo, jak potrzebuję zrobić wydech, by móc znów zaczerpnąć powietrza. Dając z taką pokorą, unikam uduszenia się dobrami, krymi obdarza mnie Bóg. Przyjmując z taką pokorą, unikam uschnięcia z ich braku. W ten sposób łaska przepływa przeze mnie. Nie mogę jej w sobie uwięzić.


Czy daję siebie, by samemu przeżyć w trzeźwości i wzrastać, a może chcę tylko innych stawiać na nogi, obrastając po cichu w zasługi? Czy jestem wdzięczny innym AE, że chcą dzielić się sobą - i sobie, że chcę ich doświadczenia przyjąć?


Modlę się, abym, uznając moją bezsilność, z pokorą przyjmował pomoc AE. Modlę się, abym dzielił się sobą tak, jakbym prosił o jałmużnę. Modlę się, aby w moim dawaniu i przyjmowaniu żył Twój oddech, Boże.


Na dzisiaj: Zwierzątko, co złapało się w raniący potrzask, kąsa swego oswobodziciela. Ja przestaję się miotać i - dając innym zranionego siebie - przyjmuję pomoc AE, choć może moja pokora przechodzi ciężką próbę.









02 października


Od wieków naszymi największymi nauczycielami

stają się ludzie najbardziej zranieni.

(Patrick Carnes)



Nie ma serc lepiej usposobionych do dzielenia się miłością, niż zranione, pod warunkiem, że najpierw rany te zaakceptujemy - że przyjmiemy i ukoimy nasz ból. Miłość bowiem wytapia się we łzach. Kiedy „wytapiamy” z siebie nasze cierpienia, robią jej one miejsce. Czyż dostrzeglibyśmy męki i cud uzdrowienia u innych AE gdybyśmy sami tego nie wycierpieli? Czy moglibyśmy wskazać innym drogę i wspierać ich na niej, gdybyśmy sami nie przeżyli umierania i rodzenia się na nowo? Czy zuważalibyśmy Bożą świętość w innych, szanowali ją i cenili, gdyby ona nas samych nie dotknęła? Poprzez dzielenie się sobą AE pozwala nam odczuć, że jesteśmy dla siebie bezcenni. Bezcenność to coś innego, niż bycie drogim, nawet najdroższym. Dziś naszym zadaniem jest budować i chronić tę świętość - objąć ją w posiadanie, a nie uciekać przed prawdziwym sobą. Dziś odważamy się mieszkać w sobie - nie w innych - w bezcennym sanktuarium własnego serca. Dziś, dzieląc się otwarcie, pozwalamy, by mądrość ta ogarnęła wielu.


Czy zgadzam się na ból, który robi we mnie miejsce miłości, a może - omijając go - omijam swój największy skarb? Czy jestem dziś wdzięczny, że doznane rany czynią mnie zdolnym do ich leczenia?


Modlę się, abym wspólnie kojąc zranienia erotomanii odkrywał i przyjmował moją świętość. Modlę się, abym „wytapiał” z siebie ból, który robi miejsce miłości. Modlę się, abym - leczony - czuł, że jestem bezcennym lekarstwem - dla siebie i innych, mój Boże.


Na dzisiaj: Trzymam się w AE tych, którzy przekroczyli swój ból i są trzeźwi. Dzieląc się moimi ranami i, przyjmując rany innych, staję się zdolny do miłości. Tuląc do serca ukrytą w nich mądrość, pomnażam ją.

SŁOWO WSTĘPNE


Medytacje dla Anonimowych Erotomanów na każdy dzień roku to tylko zbiór propozycji - szkiców, które możesz rozbudowywać i przekształcać tak, by były bliższe Twojemu sercu i wyobraźni. Nie wszystkie będą jednakowo do Ciebie przemawiać, w niektórych być może się nie odnajdziesz, na pewno jednak z każdej zołasz coś wyłuskać. Erotomania to uzależnienie wyjątkowo uporczywe i o głębokich korzeniach - choroba pełna subtelnych pułapek i ustawicznie ulatniająca się ze świadomości. Tym bardziej ważne jest, byśmy stale odświeżali sobie jej obraz oraz nasz wspólny cel. Minuty AE mogą nas w tym dodatkowo wspomagać.

Motta inspirujące każde z rozważań (uzupełnione myślami i wspólnymi doświadczeniami uczestników AE) zapożyczone są z kulturowego i duchowego dziedzictwa całej ludzkości. Są tylko pre-tekstem, ukazują jednak, że idee Dwunastu Kroków - ścieżki prowadzącej z uzależnień do przebudzenia duchowego i człowieczej pełni - przewijały się w ludzkiej myśli od wieków. Jednak dopiero AA zawdzięczamy zebranie ich w zwarty program, który - adaptowany następnie do innych uzależnień - sprawdza się także dla nas na drodze do wyzwolenia się z erotomanii i do zupełnej wewnętrznej przemiany.

Sugerujemy - najlepiej - rozważanie jednej, właściwej medytacji w danym dniu, albowiem i lekarstwo należy przyjmować w pojedynczych dawkach. Czytanie Minut AE na raz, ciągiem, to bardziej zaspokajanie ciekawości, niż pomoc w pracy nad własnym zdrowieniem i duchowym wzrostem. Proces ten przebiega powoli, wymaga regularności i nie udaje się go przyspieszyć. Nie tracąc naszej indywidualności, zyskujemy w tych medytacjach dodatkowe źródło więzi - więzi poprzez łączenie się w myślach i w duchu - więzi z sobą, z innymi AE i z Bogiem, jakkolwiek Go pojmujemy i gdziekolwiek się znajdujemy.

Niech te codzienne modlitwy i rozważania staną się dla nas wyrazem wdzięczności za inspirację, która umożliwiła ich napisanie. Niech będą w nas jak dodatkowy żagiel na „szalupie ratunkowej” jaką jest Wspólnota AE. Niech wzbogacają nasze mityngi i ducha i niech pomagają nam zgrać się z wolą Boga - pełnić ją w zewnętrznym życiu i spełniać we własnym sercu. Niech więc tchnienie Siły Wyższej każdego dnia napina w nas żagle duszy i pomaga nam zachować kurs wspólny na seksualno-uczuciową trzeźwość i duchowe przebudzenie.


Copyright: Robert. W.







02 lipca


Eros to coś więcej niż tylko seksualność; nasącza nas

tęsknotą za mistycznym zjednoczeniem z Bogiem.

(Anselm Grun)



Eros jest siłą, która ponagla do mistycznego złączenia z Bogiem, ale też - nieobliczalny i ślepy - może nas z łatwością wciągnąć w trans, który uzależnia i niszczy. Aby z chaotycznego popędu, który nas wiódł do klęski i do AE, eros mógł stać się w nas twórczym, ocalającym napędem, musieliśmy zgodzić się na pewien poziom pustki w sobie. Pustka ta, jak komin, tworzy w nas „podciśnienie” - ciąg, który „zasysa” nas i rozpala duchowo. Zapychając się obsesją i lubieżnością, traciliśmy ciąg do Boga. Dzisiaj, dzięki AE, możemy używać swojej energii seksualnej jak motoru napędzającego nasze przebudzenie duchowe. Dzisiaj nie zmieniamy własnego życia w auto-rodeo, zderzając się z innymi i pędząc ku katastrofie, lecz jednocymy się z wolą Boga. Dzisiaj przestajemy gonić za każdymi nogami na ulicy jak małe, żądne pieszczot szczenię, a stajemy się jak dorosły, wierny pies, który poznaje swego Pana i idzie za Nim.


Czy, korzystając z energii jaką daje eros, dążę do Boga, a może moje życie wciąż przypomina auto-rodeo? Czy jestem wdzięczny za stały wewnętrzny niedosyt: duchową tęsknotę, która napędza mój wzrost?


Modlę się, abym utrzymywał w sobie pewien poziom pustki, która napędza mój wzrost. Modlę się, abym - jak drożny komin - miał w sobie ciąg do Ciebie, Boże. Modlę się, abyś dawał mi, Panie, to przez co mogę jednoczyć się z Tobą.


Na dzisiaj: Przestaję gonić za każdymi nogami na ulicy jak małe, żądne pieszczot szczenię i wchodzę w pustkę. Znajdując w niej pragnienie Boga, korzystam z energii erosa jak z paliwa, które napędza mój wzrost.


01 stycznia


Przywiązanie umysłu do przeszłej łaski

często staje się przyczyną ominięcia nowej łaski.

(Anthony Bloom)



Zdrowienie z erotomanii to - praktycznie - zdrowienie z samego siebie: to stałe wznoszenie się ponad dawną osobowość. Musimy więc trzymać się stale wierzchołka drzewa naszego duchowego postępu - być tam, gdzie najaktywniej działają siły wzrostu i ciągną się ku górze. Dzięki programowi AE staramy się trwać w stanie premanentnej wewnętrznej przemiany na lepsze, bowiem to, co dzisiaj jest naszym strzelającym w niebo najwyższym pędem, staje się z czasem bocznym konarem, który zostaje coraz niżej. To przeszła łaska i tylko od nas zależy, czy przywiążemy się do niej wygodnie, zaprzepaszczając nowe łaski, czy w odpowiedniej chwili postąpimy wyżej, utrzymując się wciąż na rosnącym wierzchołku. Stamtąd zawsze najwięcej widać i najbliżej jest do nieba. Tam siadają wędrowne ptaki i szumi wiatr. Tam pierwsze docierają promienie słońca i krople deszczu. Soki, które czubek drzewa - motor jego wzrostu - ciągnie z ziemi, karmią je całe.


Czy jestem stale na rosnącym czubku drzewa mojego rozwoju, a może osiadam na gałęziach dawnych łask, grzęznąc w gąszczu? Czy jestem wdzięczny, że prawdziwie mogę żyć tylko w stanie ciągłej wewnętrznej przemiany?


Modlę się, aby uwiązanie do dawnych łask nie zatrzymało mnie w rozwoju. Modlę się abym szedł w awangardzie mojego wzrostu. Modląc się, dziękuję Ci, Panie, za wszystkie poprzednie łaski, które wyniosły mnie tak wysoko.


Na dzisiaj: Nie sądzę, że już znalazłem i wystarczy. Stosując program AE, trwam w stanie permanentnej wewnętrznej przemiany na lepsze. Moje pojęcie duchowego zdrowia rozwija się razem ze mną.









03 lipca


Bóg pozwala mi istnieć poza Sobą.

Do mnie należy odrzucić to zezwolenie.

(Simone Weil)



Uczucie pustki pojawia się, gdy pożądaniu nie odpowiada żadne ze stworzeń ani rzeczy, które nas otaczają. Jeśli instynktownie pragniemy i szukamy czegoś najwyższego - nieskończonej, Bożej miłości - erotomania, ani nic prócz Boga, nie może zaspokoić naszego „głodu”. Sekscesy, zauroczenia i fantazje nie były dobrą odpowiedzią, choć dawały chwilę ulgi czy zapomnienia. Dlatego rosła nasza udręka, którą musieliśmy zagłuszać nowymi dawkami nałogu. Mimo że działało to jak gaszenie pragnienia słoną wodą, to bez seksualno-uczuciowego transu nie wyobrażaliśmy sobie życia. Ciągle na nowo próbowaliśmy istnieć poza Bogiem. Jednak żeby się ocalić, musieliśmy zrobić krok, który, jak nam się zadawało, jest ponad ludzkie możliwości: ogołocić się z jedynego znanego siebie - wejść w pustkę odstawienia. Wiarę, odwagę i energię do tego kroku dało nam zwrócenie się, poprzez AE, do właściwego źródła miłości i zaspokojenia: do Boga. Od tej pory, każdego dnia znajdujemy na mityngach Siłę, która przedziwnie koi nasze niezaspokojenie.


Czy czerpię z właściwego Źródła, a może wciąż szukam ukojenia w rzeczach, które tylko wzmagają niezaspokojenie? Czy jestem wdzięczny, że tylko odrzucając życie poza miłością Boga, mogę znaleść je w całej pełni i nie pożądać byle czego?


Modlę się, abym moje pragnienią gasił we właściwym Źródle: w Tobie, Boże. Modlę się, abym - porzucając siebie - porzucał życie namiastkami. Modlę się, abym zdrowie i ukojenie czerpał z Ciebie, Panie i abym przekazywał tę możliwość dalej.


Na dzisiaj: Odrzucam życie sprawami, które wpędzają mnie w trans i nakręcają. Podłączam się do właściwego Źródła: odwiecznej miłości Boga. W Nim gaszę moje pragnienia, nasycam się i koję.

02 kwietnia


- Zerwalibyśmy ze sobą, gdyby nie dzieci...

- Jakie znowu dzieci?

- No cóż, ona i ja!

(Mort Sahl)


W naszych erotomańskich związkach chcieliśmy uzyskać od partnerów miłość, której nie zaznaliśmy jako dzieci i uniknąć bólu, który wtedy zaznaliśmy, jak też i ominąć trudy bieżącego życia. Daremnie. Ponieważ nasz pierwotny wzorzec zawierał porażkę, nie mogliśmy wypaść z roli - nie udawało się nam zmienić scenariusza niepowodzeń. Dopisywaliśmy tylko nowe klęski, torpedując relacje, które mogły dać stabilność, miłość, wierność, odpowiedzialność, i bliskość. Grzęźliśmy w obsesji i chorobie i zarażaliśmy nią innych. Rządził nami przymus szukania miłości tam, gdzie jej nie ma. Przypominaliśmy dzieci walczące ze sobą zaciekle o to, kto komu usiądzie na kolanach. W AE możemy przestać odgrywać dramaty dzieciństwa i zająć się sobą - możemy wytrzeźwieć, odrodzić się i przygarnąć swoje wewnętrzne dziecko - zranione, wykorzystane i porzucone. Uczymy się kochać je, koić, darzyć troską, ochraniać i wychowywać. Wyrastając w ten sposób na ludzi zdrowych, wolnych od nałogów i przebudzonych duchowo, zrywamy ciągnący się od pokoleń łańcuch przekazywania nieszczęść.


Czy troszczę się o moje wewnętrzne dziecko - czyste, niewinne i bezbronne - a może dalej je porzucam i knebluję, by nie czuć, co kiedyś przeżywałem? Czy jestem wdzięczny za powracające po latach uczucia, w których znajduję i ocalam siebie?


Modlę się, abym miał odwagę przeżyć i pożegnać utracone dzieciństwo. Modlę się, abym w Tobie, Panie, koił i uzdrawiał moje rany. Modlę się, abym mógł zapoczątkować łańcuch dziedziczenia miłości, do której mnie uzdalniasz, mój Boże.


Na dzisiaj: Wykluczam budowę związku z innym niedojrzałym dzieckiem. Przerywając tę tragiczną pantomimę, ocalam i koję w sobie najdelikatniejszą, bezbronną Istotę, która tyle wycierpiała.








03 października


Odcinamy uschłe gałęzie, by dać żyć owocującym.

(William Shakespeare)




Dzisiaj dbamy o nasz duchowy rozwój jak o ogród, w którym konieczne są zabiegi pielęgnacyjne. Pozwala to nam zachować trzeźwość i wzrastać. W momencie jednak, kiedy trafialiśmy do AE, chodziło nie o pielenie i usuwanie odrostów, lecz o ścięcie całego pnia erotomanii i innych uzależnień. Zachowany zostawał tylko nasz korzeń, lecz wszystko, co na nim dotąd rosło - cała nasza osobowość - leżało zwalone, konając. Odstawienie erotomanii jest jak kompletne ścięcie. Opłakując tę stratę, powierzamy się w Kroku Drugim Ogrodnikowi, który na naszym dawnym korzeniu szczepi zdrowo owocujący pęd. Trzeba czasu, by ten otulony ciepłem AE Boży pęd się przyjął, więc musimy zdobyć się na cierpliwość i nie odchodzić z AE. Odrodzeni i uszlachetnieni Bożym przeszczepem poznajemy, że każda gałąź, która nie kieruje się w nas ku światłu, usycha i gnije. Dziś, stosując Kroki 4, 5, 6, 7 i 10, sami odcinamy uschłe gałęzie, pnąc się wyżej i wyżej w duchowym rozwoju.


Czy narzędziami programu wycinam moje drzewo uzależnień, a może ograniczam się tylko do pielenia chwastów, które rosną wokół? Czy jestem wdzięczny za rolę drwala własnego nałogu?


Modlę się, abym, ścinając drzewo nałogów, zachował mój korzeń życia. Modlę się, abym, wzrastając, miał cierpliwość i nie odchodził z AE. Modlę się, abym przyjął ów nowy pęd, jaki Ty we mnie zaszczepiasz, Panie.


Na dzisiaj: Pielęgnuję nowy pęd, jaki Siła Wyższa zaszczepia na moim ściętym pniu erotomanii. Odradzam się i wzrastam, usuwając każdą gałąź, która nie owocuje i nie kieruje się ku światłu.


03 kwietnia


Moje dalsze życie mogę teraz uważać już tylko za podarunek.

(Johann Wolfgang Goethe)




Póki tkwiłem w erotomanii, stale oczekiwałem - podświadomie lub jawnie - na ostateczną katastrofę. Jeszcze jako dziecko bałem się, że umrę zanim dorosnę i poznam, co to seks i miłość - magiczne klucze do szczęścia, którego mi tak strasznie brakowało. Po przyjściu do AE okazywało się, że jedynym sposobem, by przestać oczekiwać na katastrofę, jest uznać, że oto właśnie nastąpiła. Co za ulga mieć już za sobą spiętrzenie kryzysów i duchowo-moralny upadek, który doprowadził mnie do Wspólnoty! Co za ulga, nie musieć czekać dłużej na to, co i tak musiało się stać! Od tej pory moje dalsze życie mogę uważać już tylko za podarunek. Inni erotomani pomogli mi uznać, że skoro własnymi rękami doprowadziłem się do katastrofy, potrzebna mi jakaś Siła większa ode mnie, która mogłaby mnie podźwignąć i przywrócić mi zdrowe zmysły. Znajduję ją przede wszystkim w mojej grupie i poprzez grupę. Dziś trzymam się tej nadziei ze wszystkich sił. Bogu powierzam moją wolę i moje życie w całości.


Czy znajduję w AE zdolną mnie uzdrowić Siłę, a może próbuję sam się uzdrowić i kierować sobą? Czy jestem wdzięczny, że od chwili przyjścia do Wspólnoty moje dalsze życie mogę uważać już tylko za podarunek?


Modlę się, abym nie musiał znów oczekiwać na katastrofę. Modlę się, abym w AE - i poprzez AE - znajdował uzdrawiającą mnie siłę. Modlę się, aby mój duchowo-moralny upadek kierował mnie do Ciebie, Boże.


Na dzisiaj: Przestaję czekać na ostateczną katastrofę, gdyż ta w moim życiu już nastąpiła. Pozwalam, by kierowała mnie teraz ku Bogu. Od tej pory moje dalsze życie mogę uważać już tylko za podarunek.








04 października


Żaden z ludzkich lęków nie dorównuje przerażeniu,

że zmarnowaliśmy życie, nic ze sobą nie zrobiwszy.

(Harold S. Kushner)



A może jednak powinienem zrobić coś ze swoim życiem? - pytanie to powracało po każdym boleśniejszym upadku wskutek erotomanii. Nie było ono miłym gościem w naszej głowie. Jednak to owe „błogosławione” lęki - mimo, że daleko nam było jeszcze do szczerej chęci zdrowienia - przyprowadzały nas w końcu do AE. Dzięki mityngom mogliśmy zobaczyć, jak bardzo potrzebna jest nam pomoc i wewnętrzna przemiana i jak niewiele brakowało, byśmy do reszty się zatracili we własnych żądzach, które wymknęły się nam spod kontroli. Dzisiaj nic innego niż dążenie do duchowej przemiany nie nadaje naszemu życiu prawdziwszego sensu i nic nie jest gorsze od wizji, że mogłoby ono go nie znaleźć. Jeśli tylko trzymamy się z dala od erotomanii i uczciwie realizujemy program AE, giną lęki, że skończymy życie z uczuciem, iż zmarnowaliśmy je, nic ze sobą nie zrobiwszy. Idąc ścieżką Dwunastu Kroków, nadajemy mu radość, trwałe znaczenie i sens.


Czy pozwalam, by na programie AE moje życie nabierało sensu, a może - bojąc się zajrzeć w swoją degrengoladę, bałagan i dawne zranienia - wolę by już „zostało tak jak jest”? Czy jestem wdzięczny AE za początek, po którym nie mogę się już zatrzymać?


Modlę się, abym robił dziś wszystko, co mogę dla swej duchowej przemiany. Modlę się, abym nie stanął w pół drogi, lecz wytrwale dążył do Ciebie, Panie. Modlę się, aby moje wysiłki torowały szlak Twoim łaskom, Boże.


Na dzisiaj: Pracując nad swoją przemianą i prosząc o pomoc, rozpraszam lęki przed zmarnowaniem życia. Idę ścieżką Dwunastu Kroków, gdyż to nadaje mu radość, znaczenie i trwały sens.

02 stycznia


Kto chce wiele otrzymać, niech rozszerzy swoje pragnienie.

(św. Augustyn z Hippony)




Duchowy wzrost jest nieograniczony, jednak zależy od tego, ile łask odważamy się przyjąć. To wcale nie jest takie oczywiste. Mimo, że czujemy chęć posiadania dobrych rzeczy i wzdychamy do nich, często tylko zdaje się nam, że ich chcemy. Sprawdzianem jest, gdy do nas naprawdę przychodzą. Ileż to razy torpedowaliśmy własny sukces, skąpiliśmy sobie szczęścia i akceptacji lub choćby nie przyjmowaliśmy słusznych komplementów? Fałszywa pycha mocno raniła i utrudniała zdrowienie, a jego zadaniem było jej usunięcie. By przyjąć Boże łaski, musieliśmy wskrzesić w sobie ich pragnienie. Powoli, wraz z poczuciem godności, które przywracała nam trzeźwość, nasze „wąskie gardło” poszerzało się. Poszerzała je także każda dobra rzecz jaką obdzielaliśmy innych. Było to dla nas coś w rodzaju przestawiania się na całkiem inny rodzaj energii czy „paliwa” - przemiana całego naszego duchowego metabolizmu. Zachodziła ona dzięki rozszerzaniu pragnienia tego, co najlepsze.


Czy, aby wiele otrzymać, staram się rozszerzać moje pragnienie, a może dalej bronię się przed dobrymi rzeczami? Czy jestem wdzięczny, że w AE nikt mi ich siłą nie wpycha i to ja sam mam się na nie otworzyć?


Modlę się, abym był otwarty na dobre rzeczy i czuł, że one są dla mnie. Modlę się, abym mógł zdać sprawdzian gdy rzeczywiście przychodzą. Modlę się, abyś Ty, Panie, przemieniał mój duchowy metabolizm na Twoje „paliwo” miłości.


Na dzisiaj: Prosząc o rozszerzenie pragnienia tego co najlepsze, pracuję nad moim poczuciem godności i wartością. Dzieląc się z innymi tym, co uzyskałem w AE, toruję drogę coraz nowym łaskom.










04 lipca


Ścieżkę

- wąską ścieżkę Bożego zmiłowania - niewielu znajduje.

(anonim)



W AE uczymy się szukać spełnienia tam, gdzie ono rzeczywiście mieszka. Tym łatwiej kierować się nam w dobrą stronę, im więcej poznaliśmy dróg, którymi chadza złudzenie. Z pasją szukaliśmy szczęścia w fantazjach, seksie i uczuciowych odlotach, znamy więc te bezdroża. Szukaliśmy wszędzie, byle nie w Bogu. Dzisiaj AE proponuje nam, byśmy przestali się błąkać po pustyniach ducha, gdzie upadek i śmierć, a zwrócili się do Bożej miłości - abyśmy ją w sobie odkryli i dzielili się nią wzajemnie. Podejmując abstynencję od erotomanii oraz program wewnętrznej naprawy i duchowego wzrostu, zaczynamy odróżniać miłość od pożądania, prawdziwe spełnienie od fatamorgany. Pierwszą oazą ducha i odradzającego się życia, jeszcze zanim dotrzemy do dalszych źródeł Bożego zmiłowania, stają się dla nas mityngi. Pierwszym zaś zmiłowaniem, które nie mogło przejść w nas bez echa i dało wiarę w Boże działanie, był cud wyzwolenia z nałogu.


Czy - doznawszy Bożego zmiłowania w wyzwoleniu z erotomanii - szukam szczęścia tam, gdzie ono rzeczywiście mieszka, a może wciąż gonię za fatamorganą? Czy jestem wdzięczny za oazę AE, która nie wysycha, jeśli ją wspólnie z innymi pielęgnuję?


Modlę się, abym nie błąkał się na pustyniach ducha i bagnach pożądań. Modlę się, abym szukał zaspokojenia tam, gdzie ono rzeczywiście mieszka. Modlę się, abym znajdował wąską ścieżkę Twojego zmiłowania, Boże.


Na dzisiaj: Unikam miejsc, gdzie pod maską szczęścia czyha obłąkanie i śmierć. Chodzę na mityngi i stosuję program AE, by nie zgubić odnalezionej ścieżki Bożego zmiłowania.


03 stycznia


Jesteśmy tak święci, jak sami chcemy być.

(Ruysbroeck)




AE umożliwia nie tylko seksualną i uczuciową trzeźwość, ale i kształtowanie charakteru. Choć zwykle uważa się, że charakter to rzecz raz nabyta i stała, jednak może on ulec zupełnej przemianie poprzez program duchowy. Nie wszystkie nasze wady i braki są wynikiem erotomanii czy innych uzależnień, choć w nałogu bez wątpienia ulegaliśmy degradacji. Z częścią z nich mogliśmy się urodzić, dalsze mogły dołączyć się w inny sposób. Jednak nie ma wśród nich takiej ułomności, której nie moglibyśmy usunąć lub zmniejszyć, stosując do siebie wszystkie Kroki i Tradycje AE. Opracowują one nasz niedoskonały charakter zgodnie z wolą Boga i na miarę naszej gotowości. Jest to nasza forma zadośćuczynienia sobie za lata zaniedbań własnego rozwoju i porzucenia własnych najgłębszych potrzeb. Dzisiaj tylko od nas zależy, jacy jesteśmy i jak bardzo doskonali zechcemy się stać.


Czy stosuję do siebie wszystkie Kroki i Tradycje AE, a może omijam jakąś część naszego programu? Czy jestem wdzięczny, że tylko ode mnie zależy, jak doskonały dziś jestem i jak doskonały kiedyś będę?


Modlę się, abym zadośćuczyniał sobie za lata zaniedbań. Modlę się, abym, żyjąc programem AE, nie przestawał prosić o brakujące mi cnoty. Modlę się, abyś Ty, Boże, uświęcał mój charakter i wolę przemiany.


Na dzisiaj: Nie ma takiej wady, braku, ani ułomności, której nie mógłbym usunąć lub zmniejszyć stosując cierpliwie wszystkie Kroki i Tradycje AE. To zawsze kwestia mojej decyzji; jestem tak święty, jak sam chcę być.










05 lipca


Stać się pielgrzymem na drodze miłości,

to stać się pokornym niby proch i pył.

(św. Ansari z Heratu)



Wąską ścieżkę niewielu znajduje. Sami z siebie szybko stajemy się niczym - parujemy jak kropla wody na rozgrzanym kamieniu. Jedynie w Bogu doznajemy przebóstwienia: rozpływamy się w Nim jak kropla wody w oceanie, poznając prawdę i zaznając ukojenia. AE pozwala nam stać się pielgrzymem na drodze do trzeźwości. Dzięki pokorze, której uczy nas program, czerpiemy moc trwania w abstynencji i nie ulegania pokusom. Dzięki pokorze znajdujemy moc, by pełnić wolę Boga i nieść posłanie. Dzięki pokorze jesteśmy zdolni do anonimowej służby, której istotą jest poświęcenie - poświęcenie ambicji i celów osobistych dla dobra wspólnego. Dzisiaj w miłującym Bogu znajdujemy wzór, który każe nam dążyć do duchowego przebudzenia. Dzisiaj do Boga kierujemy naszą wdzięczność za ocalenie, gdy pomagamy znaleźć je innym. Dzisiaj zostawiamy za sobą piekło erotomanii i innych uzależnień i stajemy się - poprzez anonimową służbę w AE - pokornym pielgrzymem na drodze miłości.


Czy staję się pielgrzymem na drodze miłości, a może szukam jej na pustyniach ducha i bagnach pożądań? Czy jestem wdzięczny za konieczność anonimowej służby, która uczy mnie poświęcenia - poświęcania moich ambicji i celów osobistych?


Modlę się, abym znajdował pokorę - abym poświęcał ambicje i cele osobiste dla dobra wspólnego. Modlę się, abym - znajdując ścieżkę do trzeźwości - nie przypisywał sobie tej zasługi. Modlę się, abym stał się kroplą w oceanie Miłości, którą jesteś, mój Boże.


Na dzisiaj: Służąc anonimowo innym, uczę się pokory. Dzięki niej mogę być pielgrzymem na drodze miłości. Idę między duchową pustynią, a bagnami pożądań i nigdzie nie zbaczam.

04 kwietnia


Kara lub nagroda - każdego dnia wybór należy do ciebie.

(anonim)




Jeśli słucham sercem i dzielę się autentycznym sobą, mityng AE zawsze staje się dla mnie skarbnicą duchowych pereł. Rodzę je w bólach i radościach wspólnie uwalnianego cierpienia; zawiązują się one z okruchów moich tragedii i ujawnianych tajemnic. Zawierzenie się Sile Wyższej - praca nad własnym charakterem i wychowanie siebie od nowa - to nić, na którą po kolei nawlekam te odnajdywane klejnoty. Szlif nadaje im moja praca z programem, a połysk - szczęście odrodzonego życia. Przychodząc wciąż do AE i trwając w abstynencji, przystrajam się duchowymi perłami, jakie należą do rzadkości na ziemi. Karą mógłbym być tylko ja sam: mój brak odwagi, by każdego dnia sięgać po nagrodę: by wspólnie otwierać niewyczerpany skarbiec seksualnej i miłosnej trzeźwości, wiary i nadziei. Zawsze gdy odpuszczam sobie mityng AE lub niesienie posłania, pozbawiam się jakiegoś klejnotu. Tylko ode mnie zależy, czy sięgnę dzisiaj po kolejny z nich.


Czy sięgam po skarby, jakie kładzie przede mną Wspólnota AE, a może opuszczam mityngi lub grzęznę w ocenianiu innych? Czy jestem wdzięczny, że duchowe perły rodzą się tylko w bólach stawania się prawdziwym?


Modlę się, abym nie omijał pereł, jakie mogę znaleźć w AE. Modlę się, abym pomagał narodzić się we mnie autentyczności i duchowemu wzrostowi. Modlę się, abym każdego dnia sięgał po skarby, jakie Ty mi przeznaczasz, Boże.


Na dzisiaj: Sięgam po skarby, jakie daje mi AE - uwalniając mój ból, przemieniam go w duchowe klejnoty. Z zaczynu dawnych tragedii i tajemnic wspólnie wypracowuję perły wiary, nadziei i miłości.









05 października


Przykazania dobre są dla tych, którzy boją się pójść do piekła;

Dwanaście Kroków - dla tych, którzy już się w piekle znaleźli.

(David T. Fitzgerald)



Są dwa rodzaje wyzwań: rzucona rękawica, którą mamy zostawić i rzucona rękawica, którą mamy podnieść. Ponieważ - bezsilni wobec pożądania seksu i miłości - trafiliśmy do piekła erotomanii, zostawiamy dziś rękawicę połamanych przykazań, a podnosimy rękawicę programu AE - wyzwanie pełnej wewnętrznej przemiany. Zewnętrzne zakazy i nakazy pomagały nam tyle, co gorset na brak szkieletu; nawet gdy chcieliśmy nie byliśmy w stanie ich dochować. Nam potrzebne były nie przykazania, a praktyczne koło ratunkowe: sposób na odbudowanie od wewnątrz naszej moralnej konstrukcji. Mityngi dają nam tę szansę. Ponieważ wbudowują w nas moralny kręgosłup, gorset przykazań staje się zbędny. Poprzez program Dwunastu Kroków Bóg wyprowadza nas z piekła nałogu na wyżyny duchowego przebudzenia, z otchłani izolacji w świat więzi opartych na miłości, z lubieżnych bagien niezaspokojenia w czystą pełnię trzeźwości. Tracimy komfort nieprawego życia.


Czy poprzez program AE odbudowuję mój moralny kręgosłup, a może dalej próbuję kontroli - zaciskam gorset nakazów i zakazów? Czy jestem wdzięczny, że mityngi odbierają mi komfort nieprawego życia?


Modlę się, abym podnosił właściwą rękawicę: program AE. Modlę się, abym odrzucał gorset zakazów i przysiąg, a odbudowywał mój moralny szkielet. Modlę się, abyś do końca odebrał mi komfort nieprawego życia, Boże.


Na dzisiaj: Podejmuję właściwą rękawicę - wyzwanie programu AE - i odbudowuję mój moralny kręgosłup. Porzucam kontrolę - gorset nakazów i zakazów - i rozstaję się z komfortem nieprawego życia.


05 kwietnia


Im głębiej smutek zdoła wydrążyć wasze wnętrza,

tym więcej zdołacie pomieścić w nich radości.

(Kahlil Gibran)



Smutek i radość są jak naczynia połączone; w pewnym sensie stanowią całość. Są dwoma bramami do miasta uczuć... Abyśmy mogli móc cieszyć się prawdziwą radością trzeba nam zgody na doznawanie smutku. Musimy mieć obie bramy otwarte. Wtedy żal i cierpienie, drążąc nasze wnętrze, robi miejsce radości, miłości i szczęściu. Odżałowując wszystkie gratyfikacje erotomanii - cierpiąc boleści odstawienia i nie ulegając jej pokusom - chcąc nie chcąc przygotowujemy miejsce nowemu życiu i nie znanym wcześniej doznaniom. Im większa na początku wydawała się nasza pustka, poczucie straty i brak, tym głębszą drążyła w nas przestrzeń na przyjęcie Bożego odkupienia i tym głębiej wnikało w nas działanie programu. Dziś, dzieląc się w AE bólem przemiany zamiast go zagłuszać, mnożymy radość z jej doświadczania. Dziś jesteśmy jak górski staw, który ma i dopływ, i wypływ, więc może być czysty. Dziś nasza trzeźwość mierzy się radością.


Czy godzę się na przeżywanie smutku i przyjmuję radość, której przygotowuje on miejsce, a może nadal trzymam bramy uczuć zamknięte? Czy jestem wdzięczny, że program AE drąży mnie boleśnie aby napełnić moje serce radością?


Modlę się, abym trzymał moje bramy uczuć stale otwarte. Modlę się, aby żal po stracie erotomanii drążył moje wnętrze. Modlę się, abyś Ty, Boże, wlewał w nie swoją radość i przelewał ją na innych.


Na dzisiaj: Przyjmuję szczęście, któremu ból odstawienia robi miejsce. Dzielę się sobą prawdziwym, aby moja radość była pełna. Chcę być przejrzysty jak górski staw, co ma i dopływ, i wypływ.











06 października


W chwili, gdy rozpoczynasz stały postęp,

stajesz się wiecznym początkującym.

(Sri Chinmoy)



Dla nas, zdrowiejących erotomanów, rozwiązanie opiera się na stałym postępie - na wzrastaniu, które nie ma kresu. Z perspektywy rozwoju duchowego człowiek, który poszukuje tego rozwiązania, jest wiecznym początkującym. Niezależnie jak daleko kto z nas zaszedł na programie AE, ciągle każdy dzień zaczynamy od Pierwszego Kroku. Krok Pierwszy jest spoiwem, które jednoczy nas i nasze doświadczenia w prawdziwie duchowy krąg - wspólnotę ludzi dążących do przebudzenia i trwałych więzi - więzi z sobą, innymi ludźmi i Bogiem. Dalsze Kroki scalają nas wewnętrznie, murując nasz fundament pokory i prawości. Nikt bowiem nie jest tak doskonały, by nie mógł stać się jeszcze doskonalszym, a nam, AE, szczególnie wiele brakuje. Im wyżej się duchowo rozwijamy, tym lepiej widzimy, jak bardzo jesteśmy początkujący. A im lepiej to widzimy, tym bardziej chcemy wzrastać.


Czy godzę się na ciągły, codzienny postęp do końca życia, a może wciąż szukam jakiegoś szybkiego „rozwiązania”? Czy jestem wdzięczny, że im wyżej wzrastam, tym lepiej widzę jak bardzo jestem początkujący?


Modlę się, abym każdy dzień zaczynał od Pierwszego Kroku. Modlę się, abym - widząc czego mi jeszcze brakuje - umacniał mój fundament pokory i prawości. Modlę się, abym - idąc do Ciebie, Panie - przyjmował Twoją pomoc jako wieczny początkujący.


Na dzisiaj: Każdy dzień jest dla mnie początkiem drogi. Każdy dzień oświeca mnie, bym widział jak wiele mi jeszcze brakuje. Im bardziej się wznoszę na programie, tym bardziej znajduję w sobie pokorę początkującego.

04 stycznia


Jeśli nie skruszysz swych kajdanów póki żyjesz,

jakąż nadzieję możesz mieć na to po śmierci?

(Kabir)



Przebudzenie duchowe to rezygnacja z własnej wszechmocy. Na ogół proces ten dokonuje się powoli, drogą kolejnych wyłomów w murach naszej twierdzy, zza których staramy się władać światem. Może jednak przyjść do nas jako nagła, druzgocząca iluminacja, zostawiając nas odmienionych i - o dziwo - pełnych spokoju i wiary. Niezależnie od tego w jaki sposób przychodzi do nas przebudzenie, jest ono początkiem długiego procesu kruszenia okowów - sumą cząstkowych kapitulacji, dodawanych do podstawowego przełomu: odstawienia erotomanii. Potrzebne są nam w rozwoju i silne ciosy, które robią wyłom, i rosnąca samoświadomość. Życie ciągle przynosi nam okazje do ogłaszania bezsilności i wyrzekania się samowoli. Żadnego z tych aktów pokory nie reżyserujemy sami; potrzebne nam są zdarzenia świata, gdyż to one je prowokują. Dopóki więc obraca nas wir trzeźwego życia, mamy tysiące okazji, by kruszyć nasze okowy.


Czy zachowując abstynencję od erotomanii, stale rezygnuję z mojej „wszechmocy”, lub może pozwalam chorobie zasklepiać z powrotem każdy wyłom w mojej twierdzy? Czy jestem wdzięczny za ciągle nowe okazje do ogłaszania kapitulacji?


Modlę się, abym skruszył moje kajdany za życia. Modlę się, aby wstrząsy, iluminacje i rosnąca świadomość burzyły mury mojej twierdzy. Modlę się, abym - zamiast starać się zza nich władać - Tobie, Boże, oddawał władzę nade mną.


Na dzisiaj: Rezygnuję z wszelkich aktów własnej „wszechmocy” i samowoli. Zamiast władać światem zza murów mojej twierdzy, Bogu oddaję władzę nade mną, by pomógł mi za życia skruszyć moje kajdany.









06 lipca


Pokora to zgoda na ciągłe schodzenie z piedestału.

To także chęć wychodzenia z „dołka” na powierzchnię.

(anonim)



Nie ma większej przeszkody w życiu Krokami i Tradycjami AE, niż my sami. W erotomanii ego szeptało nam, że należy się nam wszystko i nie obowiązują żadne granice. To samo ego wbijało nas zarazem poczucie, że nie należy nam się nic. Przekonywało nas, że jesteśmy lepsi, ponad innymi - i zarazem, że to inni są lepsi, a my - nie do przyjęcia przez nich. W AE odzyskujemy ludzkie wymiary. Opuszcza nas życie w skrajnościach i kryzysach; uczymy się stać mocno na ziemi i być z innymi na równi. Bardziej niż własnym komfortem zaczynamy interesować się losem bliźnich. Jednak zrzucona z tronu pycha wciąż nam podpowiada, że jesteśmy „lepsi”, bo nie zaliczamy wpadek, lub „gorsi”, bo to inni ich nie mają. „Lepsi”, bo mamy sztywną definicję abstynencji, lub „gorsi” bo nie stać nas na nią. „Lepsi” - bo więcej robimy dla AE, mamy sponsora i jesteśmy gorliwsi w zdrowieniu, lub „gorsi” bo się za mało udzielamy. Łapiąc się na takim myśleniu, ciągle na nowo wracamy do pokory - schodzimy z piedestału i wychodzimy z dołka.


Czy wytrwale redukuję moje ego, a może wpadam w pychę z powodu trzeźwości lub w zwątpienie z powodu wpadek? Czy jestem wdzięczny za skazę słabości, która sprowadza mnie do moich ludzkich wymiarów?


Modlę się, abym praktykował zdrowe ubytki mojego „ja”. Modlę się, abym stale sprowadzał siebie z „piedestałów” i wyprowadzał z „dołków”. Modlę się, abym poprzez skazę słabości czuł się na równi z sobą i innymi ludźmi.


Na dzisiaj: Cierpliwie i z łagodnością zdejmuję się z piedestałów i wyprowadzam się z dołków, jakie funduje mi ego. Opróżniam z pychy tron mojego serca, aby Ty zasiadał na nim, mój Boże.


05 stycznia


Pożądanie to rosnący olbrzym,

dla którego płaszcz zaspokojenia nigdy nie jest dość długi.

(Ralph Waldo Emerson)



Pożądanie seksu i miłości wiąże się z fantazjowaniem. To ono torowało drogę naszym zachowaniom, które jednak nie zaspokajały nas nigdy dłużej niż na chwilę. Stawały się za to budulcem dla nowych fantazji, coraz śmielszych i bardziej wyuzdanych. Jeśli tylko spełni się moje marzenie o totalnej miłości, jeśli znajdę idealnego partnera, jeśli zrealizuję doskonały akt seksualny, jeśli poświęcę się dla kogoś całkowicie, jeśli nasycę moje pożądanie - to wszystko się w moim życiu ułoży - marzyliśmy. Marzenie to nakręcało spiralę erotomanii. Dopiero uczestnictwo w AE pomogło nam przerwać ten trans i przejść szok, bunt, ból, stratę i pustkę odstawienia. Dzięki mityngom przestaliśmy naszymi zachowaniami karmić rosnącego olbrzyma, dla którego płaszcz zaspokojenia nigdy nie był dość duży, by go zakryć. Przerabiając Kroki AE, mogliśmy skierować naszą tęsknotę za zespoleniem pod właściwy, adres: do niewyczerpanego źródła Bożej miłości, która zaspokaja wszystkie pragnienia.


Czy poprzez stawianie Kroków AE zwracam się z moją pustką i tęsknotą do źródła Bożej miłości, a może próbuję znów napełnić się samowolą? Czy jestem wdzięczny za AE, które pomaga mi przerwać spiralę niezaspokojenia?


Modlę się, abym nie karmił moich fantazji i dał im dogasnąć. Modlę się, abym zgodził się na duchową tęsknotę w sobie. Modlę się, abym w Tobie, o Panie, znajdował źródło zaspokojenia.


Na dzisiaj: Przestaję karmić rosnącego smoka erotomanii i poddaję się programowi AE. Przerabiając Kroki, godzę się na pewien poziom tęsknoty i uczę się znajdować zaspokojenie pod właściwym adresem.









07 lipca


Moje ego jest umniejszeniem chwały Boga.

Bóg mi je dał, abym zechciała je stracić.

(Simone Weil)



Nieustępliwa i skrycie odradzająca się pycha konkuruje w naszym sercu z Bogiem. Stara się zająć w nim Jego miejsce i domaga się czci. Detronizacja ego to jedno z błogosławieństw AE, lecz jest to proces żmudny jak karczowanie chwastów. ... Odstawienie erotomanii jest dla nas odstawieniem całego „ja”, które na niej wyrosło i nią karmiło. Jednak, choć seksualno-miłosny nałóg istotnie nas z czasem opuszczał, dawne nie uznające granic ego przesuwało się na naszą nową tożsamość. Jak łatwo i dyskretnie puszyliśmy się naszą „wyjątkowością”; jak subtelnie próbowaliśmy narzucić swój model zdrowienia innym, mniej zaawansowanym, umniejszając ich samodzielność; jak niedostrze-galnie przywiązywaliśmy się do służb w AE lub pozycji w grupie; jak często, zamiast tylko przyciągać, natarczywie reklamowaliśmy nasz program. Zdrowienie to pasmo redukcji ego - to stałe pragnienie i gotowość, by je stracić, a zyskać prawdziwą wolność.


Czy na każdym kroku tracę moje ekspansywne ego, czy może ignoruję jego chorobotwórczą potęgę? Czy jestem wdzięczny za moje nowe, wrażliwe i duchowe „ja”, które buduję we Wspólnocie?


Modlę się, abym nie ustawał w karczowaniu mojej pychy. Modlę się, abym budował skromność, dzieląc się każdym przypadkiem, kiedy znów nadmuchałem swoje „ja”. Modlę się, abym, tracąc moją chorobę: siebie, Ciebie zyskiwał, Boże.


Na dzisiaj: Zawsze, gdy tracę moje ego, które znowu czymś się nadęło, wybieram prawdziwą wolność i robię Bogu miejsce w sercu. Zapraszam Go do mojego nowego „ja”, które we mnie buduje.

06 kwietnia


Nie odkryję swojego "sensu", dopóki unikam trwogi,

jaka zjawia się wraz z pierwszym poczuciem mojej bezsensowności.

(Thomas Merton)


Konfrontacja z naszym prawdziwym, pełnym sensu „ja”, któremu w erotomanii fundowaliśmy pasmo zranień i upadków, napawa tak silnym lękiem, że dawniej uruchamialiśmy się zanim w ogóle do nas dotarło, co czujemu i że się czegoś boimy. Od chwili wejścia w pełne odstawienie - od chwili kiedy stajemy się gotowi zmierzyć się z całym swoim zepsuciem, pustką i bałaganem - robimy pierwszy krok ku odkryciu, co w nas naprawdę się kryje. Niektórzy być może dlatego odchodzą z AE, inni być może właśnie po to stale wracają. Owa najgłębsza iskierka naszej osobowości - dotarcie do niej i rozdmuchanie jej w sobie w jasny płomień ducha - rozstrzyga o naszej dalszej trzeźwości. Póki unikamy trwogi ujrzenia własnego bankructwa i zranień trwogi ujrzenia, jak bardzo życie w erotomanii okradało nas z człowieczego sensu, nie możemy odkryć, do jakich wyżyn wzrostu i kontemplacji zostaliśmy stworzeni. Odkrycie tego to najlepsza nagroda za naszą odwagę.


Czy staram się odkryć w sobie prawdziwy sens i głębię, a może wciąż unikam trwogi docierania do mojego najbardziej delikatnego i twórczego „ja”? Czy jestem wdzięczny, że zdrowienie wymaga ode mnie heroizmu?


Modlę się, abym nie uląkł się trwogi wglądania w siebie. Modlę się, abym odkrywał mój najgłębszy sens. Modlę się, abym znalazł tę iskierkę, którą we mnie złożyłeś, Boże i rozdmuchał ją w sobie w jasny płomień miłości.


Na dzisiaj: Odkrywam bezsensowność erotomanii oraz innych ucieczek od siebie i nie lękam się trwogi. Przestaję nadawać sobie sens własnymi pomysłami, by odkryć sens, jaki nadaje mi mój Stwórca.









07 października


W tym życiu nikt nie jest tak doskonały,

żeby nie mógł stać się jeszcze doskonalszym.

(św. Katarzyna ze Sieny)



Nie myśl, że sponsor, który próbuje ci pomóc i podnieść na duchu, żyje bez problemów, wśród harmonii, prostych prawd i kojących słów, które magicznie porządkują chaos. Jego życie tak samo napotyka na wiele trudności, cierpień, upadków i w pewnym sensie pozostaje daleko w tyle za twoim. Gdyby było inaczej, nie mógłby tych prawd odkryć w sobie - nie mógłby znaleźć tych słów ani wyczuć, kiedy są potrzebne. A jeśli sam komuś sponsorujesz, nie stawiaj siebie, ani nie dawaj się stawiać, w pozycji świętego czy guru. Pilnuj, byś jedynie dzielił się sobą, był obecny i współczuł, zamiast operować teorią i sloganami. Bowiem pomagamy innym tylko wtedy, gdy ich słuchamy, przeżywamy z nimi ich cierpienia i dzielimy się własnym doświadczeniem. Jedynie żyjąc treścią własnych „kazań”, a nie wygłaszając je, możemy stawać się coraz doskonalsi.


Czy żyję treścią prawd, które głoszę, a może żongluję sloganami i chowam się za teorią? Czy jestem wdzięczny, że mój rozwój lepiej postępuje naprzód, gdy pozostaje w tyle za życiem innych?


Modlę się, abym nie tracił z oczu moich braków. Modlę się, abym - znajdując kojące prawdy i słowa - żył nimi zamiast je wygłaszać. Modlę się, abym nie zajmował pozycji świętego, lecz, jako wieczny początkujący, doskonalił siebie.


Na dzisiaj: Żyję treścią moich „kazań” zamiast je wygłaszać. Nie puczam nikogo, a tylko dzielę się sobą. Kiedy Bogu zostawiam rolę guru, wszyscy wokół mnie zaraz oddychają z ulgą.


07 kwietnia


Zraniona ostryga tworzy w swoich krwawych ranach perły.

Ból który ją rozdziera, przemienia je w klejnoty.

(Ronald Shanon)



Nasze rany mogą wydać perły - o ile te rany zaakceptujemy i przyjmiemy. Jeśli jednak będziemy chcieli wymazać zranienia z pamięci czy wyrzucić z je serca, nic w nich nie wyrośnie. Dotykanie ran musi sprawiać ból. Jeśli, czując go, pogodzimy się z nim, rany staną się w nas źródłem siły, miłości i życia. Musimy zapłakać nad sobą. Tu nie chodzi o użalanie się lecz o przeżycie żalu. Do tego trzeba nie lada siły. Musimy wykrzyczeć tłumioną wściekłość z siłą wulkanu. Nie po to, by karmić urazę, lecz aby postawić granice. Musimy wykrzyczeć też Bogu gniew i żal o to, gdzie wtedy był, gdy nas krzywdzono i czemu nie ochronił naszej niewinności. Musimy zamienić strach w odwagę do konfrontacji z dawnymi oprawcami. Nasze otwarte w AE rany, otulone współczującą zgodą, że kiedyś powstały, prowadzą nas do zdrowych, nie okaleczonych obszarów duszy, gdzie tli się iskra Boga. W niej objawia się On jako nasz prawdziwy Uzdrowiciel.


Czy moje rany skłaniają mnie, bym szukał Bożego uzdrowienia w ich otwarciu, a może próbuję je wymazać z pamięci i wyrzucić z serca? Czy jestem wdzięczny za nie i dzielę się tym źródłem siły, miłości i życia?


Modlę się, abym miał odwagę dotykać moich ran. Modlę się, abym godził się z tym, że kiedyś powstały i otulał je współczuciem. Modlę się, abym ujrzał w nich prawdziwego siebie, bliźnich i Ciebie, mój Boże.


Na dzisiaj: Moi bliźni - tak samo jak ja i Bóg - nie mają wstępu tam, gdzie uważam się za silnego. Tylko dzieląc się moimi ranami daję, otrzymuję i pomnażam duchowe perły miłości, które w nich rosną.









08 października


Znać prawdę -

znaczy zostać przemienionym przez to, co się zna.

(Anthony de Mello)



Gdy umieramy dla dawnego, uzależnionego „ja”, a rodzimy się do nowej wolności, znaczy to, że poznaliśmy tajemnicę swojego bytu w najgłębszym wymiarze i wkroczyliśmy na drogę prawdy, która nas przemienienia. Znać prawdę w ten sposób to dla nas, AE, znaczy - prócz własnej, pełnej przemiany - posiąść moc docierania z nią do innych cierpiących erotomanów. Kiedy, niosąc posłanie, zestawiamy dawne życie z tym, jakie prowadzimy obecnie, prawda ta przenika mury zaprzeczeń i rozpala nadzieję w odurzonych erotycznym hajem umysłach. Słowa: „poznacie prawdę i prawda was wyzwoli” od wieków są kanonem wielu duchowych szkół. I choć w Kroku Czwartym prawda o nas samych najpierw zwykle dawała się nam boleśnie we znaki, w Kroku Piątym decydowaliśmy się ją odsłonić - przed sobą, innymi i Bogiem. Wtedy ów odwieczny kanon przestawał być efektownym zwrotem, a my zostawaliśmy przemienieni przez to, co dane nam było odkryć.


Czy mówię całą prawdę o sobie i swojej erotomanii, a może chcę upiększyć jej obraz, zaprzepaszczając szansę mego ocalenia? Czy jestem wdzięczny, że prawda, zanim mnie przemieni, najpierw daje mi solidnie w kość?


Modlę się, abym poznał - i wyznał - całą prawdę o sobie. Modlę się, abym nie poprzestał na tym, co już osiągnąłem i podążał dalej. Modlę się, abym przemieniał się w Prawdzie: w Tobie, mój Boże.


Na dzisiaj: Nie czekam biernie, aż prawda dotrze do mnie; idę jej naprzeciw. Nie lękam się, bo nie mam innego siebie. To prawda czeka, aż do niej dotrę i poddam się jej uzdrawiającemu działaniu.

06 stycznia


Kto na powierzchni jest prześladowany,

zwraca się ku głębinom.

(przysłowie chińskie)



W AE sięgamy niezwykłej głębi. To bolesna praca i pewnie nie podjęlibyśmy jej, gdyby nie prześladowanie przez nałóg. Nikt, kto nie jest dość zrozpaczony sobą, nie zechce na serio zajmować się programem. Któż - mając się dobrze - chciałby rozgrzebywać przeszłość i wyciągać najbardziej bolesne uczynki? Kto chciałby rezygnować z własnej woli i powierzać ją woli Boga? Kto chciałby robić obrachunek moralny, prowadzić stałą samoobserwację i dzielić się tymi odkryciami? Kto chciałby mozolnie przecierać szlaki medytacji i modlitwy? Śledzić swoje wady? Prosić o ich usunięcie? Spisać listę skrzywdzonych osób i zadośćuczyniać im? Chronić, kochać i wychowywać od nowa swoje wewnętrzne dziecko? Kto wreszcie chciałby odsłaniać się i narażać niosąc posłanie AE? Nie łudźmy się; to prześladowanie przez nałóg kieruje nas ku głębinom ducha, a nie nasza domniemana cnota. To ból erotomanii i groźba jej nawrotu wskazuje nam dziś miejsce, gdzie w naszej duszy ukryty został skarb.


Czy pozwalam, by prześladowania prowadziły mnie do miejsca, gdzie w mojej duszy kryje się skarb, a może wolę nie grzebać zbyt głeboko w sobie? Czy jestem wdzięczny, że dziś każdy ucisk na powierzchni kieruje mnie do moich głębin?


Modlę się, aby ucisk, jakiego doznaję na powierzchni, kierował mnie ku głębinom. Modlę się, abym podejmował wyzwanie, jakie stoi przede mną. Modlę się, abyś Ty, Boże, okazał się skarbem mojej duszy.


Na dzisiaj: Sięgając głębin mojej duszy nie tylko zdrowieję, ale mogę wyczuć, kim jest Bóg i co dla mnie znaczy Jego łaska. Dzięki niej staję się wdzięczny za prześladowania, które tak mi pomagają.









08 lipca


Góra z górą się nie zejdzie,

ale człowiek z człowiekiem - zawsze.

(przysłowie ludowe)



Gdy jeden uważa się za słabego, a drugi mniema o sobie tak samo, wówczas mogą się zejść. Gdy jednak każdy z nich uważa się za wysoką górę, nie mogą się zbliżyć, lecz trwają oddaleni na swych niedostępnych „szczytach”. To właśnie ludzka małość, ból i omylność - to nasze uzależnienie upadek i potrzeba wybawienia - to nasza podatność na zranienie i konieczność dzielenia się sobą zbliża nas do siebie i pomaga nam trwać w jedności. Dopóki uważaliśmy się za zdolnych dźwignąć się samemu, ukrywając nasz wstyd i porażki pod maską domniemanej mocy, nie mogliśmy się utożsamić ze zdrowiejącymi erotomanami i wytrwać w AE. Erotomania musiała wtedy powrócić i działać, aż skruszyła naszą pychę i złamała nasz wstyd. Kiedy, zstępując z wysokości ego, odnajdujemy nasze ludzkie wymiary, schodzimy się jak człowiek z człowiekiem możemy by wspierać się siłą, nadzieją i doświadczeniem - możemy dzielić się sobą i obdarzać prawdziwą miłością, współczuciem i rozumieniem.


Czy, w jedni z innymi AE, staję na gruncie wspólnej słabości, a może wciąż odgradzam się od nich wyniosłością lub wstydem? Czy jestem wdzięczny, że tylko przestając być jak niedostępna góra, mogę się utożsamić i pozostać we Wspólnocie?


Modlę się, abym zamiast być wielką górą odsłaniał moją słabość i wstyd. Modlę się, aby zbliżał mnie z innymi mój upadek i potrzeba wybawienia. Modlę się, abyś zawsze, gdy w słabości schodzę się z drugim człowiekiem, Ty był między nami, Panie.


Na dzisiaj: Wszędzie tam, gdzie w relacjach z innymi byłem wysoką górą, schodzę z niedostępnego szczytu. Spotykam się i identyfikuję z innymi AE w postawie słabości i wspólnej potrzebie wybawienia.


07 stycznia


Staraj się dostać do skarbca, który znajduje się

w twym wnętrzu, a ujrzysz skarbiec niebiański.

(św. Izaak z Niniwy)



Postęp duchowy wymaga od nas stałego kontaktowania się z wewnętrzną rzeczywistością - z naszymi żądzami, pychą, pustką, strachem i brakami. W przeciwnym razie nasza droga do Boga, będzie pozorna - będzie próbą przeskoczenia niewygodnych prawd i ciemnych stron duszy, by skryć je pod nieskalanym płaszczem „świętości”. Wtedy, mimo nagorliwszych praktyk, nie uda nam się spotkać Boga, a tylko nasze projekcje o Nim. Program i Wspólnota AE dostarcza nam kluczy do naszego prawdziwego wnętrza. Używając ich do otwierania swoich ciemnych strony duszy, które dawniej próbowaliśmy zgubić lub ukryć, sprawiamy że zmieniają się one w błogosławieństwa - istny skarbiec niebiański. Znajduje się on w nas. Nasze podłości, obsesje i wady zamieniają się pod działaniem mityngów w cechy, które pozwalają nam nie roztrwonić odkrytych skarbów lecz dalej je pomnażać. Ujawnione i oddane Bogu zyskują uzdrawiającą moc.


Czy, dzieląc się sobą w AE, konfrontuję się z ciemnymi stronami mojej duszy, a może nadal próbuję je ominąć i iść na skróty? Czy jestem wdzięczny za doświadczenia, które otwierają we mnie drzwi do niebiańskiego skarbca?


Modlę się, abym nie omijał moich ciemnych stron i nie szedł na skróty. Modlę się, abym badał moją wewnętrzną rzeczywistość za pomocą programu AE. Modlę się, aby moje otwieranie się przed innymi prowadziło mnie do Twojego skarbca, Panie.


Na dzisiaj: Kluczami programu otwieram drzwi do mojego wnętrza. Dzielę się z innymi tym, co w sobie znajduję, aby moje pożądania, wady i braki przemieniły się w skarby niebiańskie. Przychodzę do AE, by ich nie roztrwonić, lecz pomnażać.









09 lipca


Jedną z najwspanialszych cech pokory

jest zdolność traktowania rzeczywistości z humorem.

(Andre Louf)



Jeśli ze śmiechem przyglądam się własnym błędom i wadom, jeśli ze śmiechem traktuję opór materii i złośliwość zdarzeń - nie miotam się, nie buntuję i nie zrzędzę. Nie popadam w rozpacz i daleki jestem od perfekcjonizmu. Staję się na wskroś łagodny, naturalny i dobry, bo moje poczucie humoru wyrasta z miłości, a nie z ważności lub kompleksów. Jestem wtedy dobrodziejstwem dla siebie i świata. Jednak abym mógł osiągnąć ten błogosławiony stan, muszę przestać traktować siebie i wszystko, co mi się zdarza, tak śmiertelnie poważnie - muszę zejść z piedestału. Mam w sobie takie miejsce, gdzie to wszystko naprawdę przestaje być ważne, i to ja mam tam trafić. Jeśli to mi się udaje, oznacza, że puściłem kontrolę, skapitulowałem i oddaję się Bogu. Nie martwię się już o to, co do mnie nie należy. Wtedy nie wiem nawet, że to właśnie jest pokora, bo jeśli tylko ją w sobie zauważam, znów robię się ważny.


Czy ze śmiechem przyjmuję wszystko, co mi się przydarza, a może wciąż traktuję rzeczy i siebie śmiertelnie poważnie? Czy jestem wdzięczny, że pokorę osiągam dopiero, gdy już nawet jej w sobie nie zauważam?


Modlę się, abym ze śmiechem traktował moje próby wskakiwania na piedestał. Modlę się, abym brał siebie i innych z dystansem i humorem. Modlę się, abym - nie zauważając mojej pokory - był dla otoczenia błogosławieństwem, tak jak Ty dla mnie, Panie.


Na dzisiaj: Ze śmiechem traktuję moje próby kontrolowania erotomanii i kombinacje. Kapituluję bezwarunkowo, a jeśli nagle zauważam w sobie pokorę, śmieję się zaraz z mojej chęci puszenia się nią i bycia znów ważnym.

08 kwietnia


Kto nie chce wypłynąć,

nim nie miną wszystkie niebezpieczeństwa,

nigdy nie wyruszy w morze.

(Thomas Fuller)


Zdrowienie z erotomanii jest jak przeprawa przez wielką, rwącą rzekę porzuconego nałogu. Dzięki AE podejmujemy to ryzyko. Na dawnym brzegu zostawiamy piekło niezaspokojenia i utraty siebie, na nowym mamy nadzieję znaleźć ocalenie. Musimy wiosłować bez wytchnienia w stronę nowego lądu, pokonując jednocześnie znoszące nas nurty choroby. Nie możemy przy tym czepiać się innych płynących ciał, abyśmy nie potonęli. Uważamy także na mielizny. Rozleniwienie grozi nam zwłaszcza, gdy oddaliliśmy się już od starego brzegu, a nowego jeszcze nie widać. Wtedy trudno nam dostrzec znoszące nurty porzuconego nałogu, a wizja ulgi przez zaniechanie wysiłków wygląda najsugestywniej. Pracujemy więc wiosłami programu, powierzając efekty i siebie Sile Wyższej. Uważamy też, by czasem nie pomylić brzegów i nie zacząć płynąć z powrotem. Bez gwarancji sukcesu, ale z wiarą i nadzieją na utarowanie się, każdego dnia płyniemy w stronę ocalenia.


Czy podejmuję ryzyko przeprawy na brzeg trzeźwości, a może oczekuję gwarancji sukcesu lub obietnicy, że będzie mi łatwo? Czy jestem wdzięczny, że choroba zmusza mnie co dzień do tego samego wysiłku?


Modlę się, abym podejmował ryzyko zdrowienia i nie czekał na gwarancje. Modlę się, abym wspólnie z innymi AE opierał się znoszącym prądom erotomanii. Modlę się, abyś Ty, Boże, był mi i łodzią AE, i kapitanem, i portem.


Na dzisiaj: Godzę się na niepewność porzucenia lądu erotomanii i wspólnie z innymi AE wiosłuję w stronę seksualnej i uczuciowej trzeźwości. Ufam Bogu, który mnie prowadzi: Jemu powierzam i siebie, i efekty.









09 października


Błogosławieństwem kryzysów

jest ich zdolność pozbawiania nas złudzeń.

(anonim)



Kryzys, który przywiódł nas do AE, rozwiał do szczętu nasze złudzenia. W zdrowieniu konieczny był ich rozpad, bowiem iluzje chroniły nas przed bolesną prawdą. Łudziliśmy się, że uda się nam zaspokoić, gdy tymczasem nasze nienasycenie rosło. Łudziliśmy się, że odzyskamy kontrolę lub znajdziemy miłość tam, gdzie jej nie ma. Łudziliśmy się, że nikt nie widzi naszych zachowań i że nikogo nimi nie ranimy. Łudziliśmy się, że przy „właściwej” osobie nasze kompulsje znikną - że seks lub odlotowy związek to panaceum na wszystko. Łudziliśmy się, że nie ma Boga, albo że nie ma piekła. Łudziliśmy się, że jesteśmy jedyną osobą, która dźwiga takie tajemnice, przez co jest nie do zaakceptowania. Łudziliśmy się, że uda się nam ominąć pewne Kroki, lub że wyzdrowiejemy bez bólu i wysiłku. Dopiero z kryzysu mogliśmy wystartować. Kryzys zdziera z nas łuskę iluzji i stajemy przed sobą w nagiej prawdzie. W kryzysie Bóg dotyka nas i formuje palcami programu AE.


Czy, chodząc do AE, pozbawiam się złudzeń, a może czekam na jeszcze większą katastrofę? Czy jestem wdzięczny za kryzys, który pokazał mi, że nie jestem zły, lecz chory na erotomanię i że mogę się z niej wygrzebać?


Modlę się, aby każdy kryzys pozbawiał mnie złudzeń. Modlę się, abym, odarty z iluzji, stawał się gotów przyjąć pomoc. Modlę się, abyś Ty, Boże, dotykał mnie dziś i formował palcami programu AE.


Na dzisiaj: Porzucam iluzję, że sam sobie poradzę z chorobą. Kapitulując, otwieram się na ludzi i proszę o pomoc. Pozwalam, by Bóg dotykał mnie dziś i formował palcami programu AE.


09 kwietnia


Nie można odkryć nowych lądów,

nie tracąc z oczu dotychczasowego brzegu.

(Andre Gide)



Rozpoznając w AE nasz prawdziwy problem, stajemy w obliczu decyzji. W momencie, gdy podejmujemy szczelną abstynencję i zaczynamy zdrowieć, ruszamy w prawdziwe nieznane. Zostawiając za sobą dawne zachowania, partnerów, iluzje, zaprzeczanie i nałogowy haj, odbijamy od dotychczasowego brzegu. W łodzi mityngów wypływamy na otwarty ocean, odważając się poczuć swoją pustkę i lęk o to, co stanie się z nami dalej. Podobni do grupki szaleńców czy samobójców, za jakich skłonni byliby uważać nas ci, co pozostali na dawnym brzegu, wiosłujemy zapamiętale, nie wiedząc, jak skończy się ta podróż. To dla nas dramatyczny egzamin z zawierzenia się Sile Wyższej. Czy o tym wiemy, czy nie, musimy go zdać, by się ocalić. To, że w końcu docieramy do upragnionego celu - nowych lądów trzeźwości - zależy tak samo od Boga, jak od naszego wspólnego wysiłku.


Czy nie szczędzę sił, by wspólnie z AE płynąć do celu, a może po cichu liczę, że inni mnie jakoś dowiozą? Czy jestem wdzięczny Bogu i innym erotomanom za nadzieję i odwagę, której tyle mi dzisiaj trzeba?


Modlę się, abym porzucił dawny brzeg: uzależnione życie i nie chcących zdrowieć ludzi. Modlę się, aby z pokładu AE nie zmyła mnie fala pokus i abym sam nie skakał za burtę. Modlę się, abym, wiosłując wspólnie z AE, Tobie oddawał nawigację, Boże.


Na dzisiaj: Zdrowienie w AE to fascynująca podróż. Pilnuję, by nie skończyła się dla mnie powrotem do punktu wyjścia. Bogu oddając nawigację, zdaję egzamin z zaufania i odwagi.











10 października


W dążeniu do prawdy

- nawet jeśli błądzimy -

obecna jest siła, która zawraca nas z niewłaściwej drogi.

(Rudolf Steiner)


Gdyby słonecznik nie kierował się ciągle ku słońcu, nie mógłby dojrzewać. Wspólnota AE, gdzie znajduję leczącą prawdę i moc Bożego Ducha - jest dla mnie tym, czym dla słonecznika słońce. Aby zdrowieć i dojrzewać, przychodzę stale na mityngi, dzielę się sobą, chłonę trzeźwe wypowiedzi i żyję według sugestii programu. Modlitwa - rano i wieczór - i medytacja jest zwracaniem mojego oblicza ku obliczu Stwórcy. Gdy tylko zwracam się w inną stronę, osacza mnie duchowa pustka i spycha w objęcia pokus - w pogoń za złudnymi dobrami i w końcu w chorobę. Regularne wchłanianie doświadczeń i ducha trzeźwości na mityngach daje mi siłę, która koryguje mój kurs i - nawet jeśli błądzę - ostatecznie zawraca mnie ze złej drogi, kierując moje dążenia w stronę dobra i prawdy. Dzisiaj nie ignoruję jej ostrzegających sygnałów.


Czy - tak jak słonecznik ku słońcu - zwracam się ku prawdom AE, a może ignoruję sygnały ostrzegawcze nawrotu? Czy jestem wdzięczny, że w dążeniu do prawdy obecna jest siła zdolna zawrócić mnie z błędnej drogi?


Modlę się, abym chłonął z mityngów trzeźwe doświadczenia jak słonecznik słońce. Modlę się, bym respektował sygnały, które mnie zawracają, gdy zbaczam z drogi. Modląc się, kieruję moje oblicze ku Twoim prawdom, Panie.


Na dzisiaj: Ze wszystkich sił, szczerze i konsekwentnie, poddaję się prawdzie. Wyławiam sygnały ostrzegawcze, które cofają mnie ze złej drogi i nie ignoruję ich. Mobilizuję się i stale koryguję kurs.

08 stycznia


Choć Bóg jest wszędzie,

dla mnie jest On dostępny tylko w najgłębszej,

najwewnętrzniejszej części mojej duszy.

(William Law)


Zejść wgłąb siebie, to jak zanurzyć się w głębię oceanu. Nade mną mogą szaleć sztormy, ja jednak trwam w nie zmąconej ciszy. Zawsze gdy daję się porwać goniącym na powierzchni wichrom i falom, tracę siebie - porzucam moje prawdziwe ja, by odgrywać nie rozwiązane dramaty. To trop uzależnieniowy, traumatyczny i - mimo silnych uczuć i napięć - powierzchowny. Gdy trwam w głębi, kontemplując, nic nie może mnie zmącić. Akceptuję wszystko, co się istnieje, nie sprzeciwiam się temu, ani się nie oddzielam się od tego. Ogarnia mnie, chroni i scala Boża miłość prowadząc śladem najintensywniejszego odczuwania, jakie towarzyszy duchowemu wzrastaniu. To trop uzdrowienia - odnajdywanie siebie w każdej chwili. To czucie siebie tak żywe, jak czucie zroszonej porankiem łąki bosą stopą - stopą która idzie, bo idzie według programu AE. Stąpam wtedy po kobiercu duchowego przebudzenia, który ściele się w mojej duszy i w którym przeglądają się gwiazdy. Krocząc tak, zatapiając się regularnie w sobie, jestem stale otwarty i osiągalny. Dla siebie, dla innych i dla Boga.


Czy, zanurzam się w moją głębię, by być osiągalnym - dla siebie, innych i Boga - a może wciąż miotam się tylko po wzburzonej powierzchni życia? Czy jestem wdzięczny, że ocalenie kryje się w moim wnętrzu?


Modlę się, abym regularnie zanurzał się w moją głębię i trwał w niej niezmącony. Modlę się abym, odczuwając pełnią, szedł tropem ocalenia. Modlę się, abym na ukwieconym kobiercu mojej duszy łączył się z Tobą, o Panie.


Na dzisiaj: Stawiając w kontemplacji bose stopy na ukwieconej łące mojej duszy, jestem stale osiągalny - dla siebie, innych i Boga. Zanurzony w tej głębi, cicho łączę się z miłością Najwyższego.








10 lipca


Prawdziwe szczyty ducha

osiągamy schodząc ze szczytów własnego „ja”

w dolinę własnej bezsilności.

(anonim)


Program AE uczy nas wspinaczki, która polega na schodzeniu. Schodzimy wgłąb siebie, by poznać prawdę o erotomanii - o jej podłożu, naszych motywach i naszych uczuciach. Schodzimy z piedestału, gdzie stawiamy się sami i z pomocą innych. Schodzimy z orbity fantazjowania na ziemię. Schodzimy się razem, by dzielić się sobą - izolację zamieniamy na otwartość i bliskość. Schodzimy ze sceny, by przestać grać i móc działać anonimowo. Schodzimy z wieży kontrolnej na grunt bezsilności; ze stanowiska dowodzenia na pozycje służby i zawierzania się woli Siły Wyższej; ze szczytów „wspaniałości” w dolinę przyznawania się do błędów; z centrum ego na zaniedbane peryferie osobowości. Schodząc stale ze szczytów własnego „ja”, składamy do grobu naszą erotomanię i rodzimy się na nowo. Tracimy pogardę, a znajdujemy współczucie - dla siebie i innych. Na każdym kroku gubimy swoją wyniosłość, aby osiągnąć szczyty ducha. Malejemy, aby móc wzrastać.


Czy schodzę z wieży kontrolnej mojego „ja” w dolinę bezsilności i przyznawania się do błędów, a może wciąż tkwię na niedostępnych szczytach? Czy dziękuję za wszystkie okazje do umniejszania ego, które pozwalają mi wzrastać?


Modlę się, abym przyznawał się do mojej bezsilności i potrzeby wybawienia. Modlę się, abym wzrastał malejąc; wznosił się tracąc wyniosłość; znajdował godność pokorniejąc. Modlę się, abym wyzbywał się ego i czekał, aż Ty mnie podniesiesz, Panie.


Na dzisiaj: Przestaję błyszczeć w jupiterach: schodzę ze sceny i działam anonimowo. Tracę pogardę, a znajduję współczucie - dla siebie i innych. Wzrastam malejąc; Wznoszę się tracąc wyniosłość; znajduję godność, pokorniejąc.


09 stycznia


Chwila, gdy ktoś dostrzega

kim jesteśmy i kim możemy się stać,

wprawia w ruch zaklęty krąg naszych możliwości.

(Rusty Berkus)


W erotomanii staraliśmy głównie o to, by dostrzegano w nas obiekt uczuciowego lub seksualnego pożądania. Sami podobnie patrzyliśmy na ludzi, organizując swoje życie wokół maksymalnej skuteczności „zaspokajania się” i erotycznego polowania na siebie. Cel ten decydował po cichu o wszystkich naszych zajęciach. Kiedy indziej, chroniąc się przed zbliżeniem w anoreksji, żyliśmy tak, by móc unikać wszelkich kontaktów. Samotność miała nam „umilać” masturbacja pod fantazje, gdzie mieliśmy pełną kontrolę. ... AE pokazuje nam, że jest dla nas coś znacznie lepszego, niż kręcenie się na tej karuzeli daremności. Dzięki uczestnictwu we Wspólnocie uczymy się widzieć w sobie coś całkiem innego, niż tylko źródło erotycznego haju. Aura wewnętrznego spokoju i duchowej troski, miłości i pokory, wiary i łagodności, jaka emanuje z innych AE, wprawia w ruch zaklęty krąg naszych możliwości - potencjał, który pożerało uzależnienie. W ten sposób każdy z nas otrzymywał, na „rozruch”, dawkę ciepła duchowego i mógł dostrzec, że miłość ta jest stale dostępna poprzez program AE.


Czy widzę kim jestem naprawdę i kim mogę się stać, a może boję się wprawić w ruch uśpiony krąg moich możliwości? Czy jestem wdzięczny, że AE wzbudza we mnie proces, który muszę chronić - zwłaszcza przed samym sobą?


Modlę się, abym widział, kim jestem i jak bardzo mogę zmienić się w życiu. Modlę się, abym trwał w łonie AE i nie dokonał na sobie aborcji. Modlę się, abym - niosąc posłanie - dostrzegał w innych, kim są i jak doskonali mogą się stać.


Na dzisiaj: Odstawiając erotomanię, budzę w sobie zaklęty krąg możliwości, który mobilizuje mnie w drodze do Boga. Przebudzony duchowo, dostrzegam w innych erotomanach, jak bardzo mogą się zmienić - i niosę im to posłanie.







11 lipca


Nawet jeśli upadłeś najniżej z ludzi, przebudzenie duchowe olśni cię i przeniesie nad twoim upadkiem.

(Bhagavad Gita)



Cała nasza przeszłość przygotowuje nas na chwilę obecną, a to, co dzieje się z nami dziś, przygotowuje nas na jutro. Od momentu, gdy wstąpiliśmy do AE i z pokorą przyjęliśmy program naprawy siebie, wszystko w naszym życiu otwiera drogę Bożym łaskom i każde doświadczenie staje się twórcze. Doznajemy przebudzenia duchowego, które nas uzdrawia i opromienia wdzięcznością. Dzięki współpracy z Siłą Wyższą naprawiamy skutki naszego nałogu, wychodzimy z izolacji, oczyszczamy się z pożądań i promieniejemy prawdą. Z więzi powstających w naszej Wspólnocie splatamy sieć zdolną wyławiać innych szukających ratunku erotomanów. Dzisiaj zapuszczamy tę sieć w najbardziej wzgardzone miejsca ludzkiego upadku. Dzięki doznanemu przebudzeniu nie możemy już trwać bezczynnie: każdego dnia pozwalamy, aby używał nas Bóg, a nie - jak kiedyś - choroba.


Czy pozwalam Bogu używać mnie do Jego celów, a może wciąż sam używam siebie i innych? Czy jestem wdzięczny AE za sieć, która mnie ratuje, jeśli zapuszczam ją w najbardziej wzgardzone miejsca ludzkiego upadku?


Modlę się, abym pielęgnował przebudzenie duchowe. Modlę się, aby nad skutkami mojego upadku rozlewało się Twoje miłosierdzie, Boże. Modlę się, abyś Ty, Panie, używał mnie dzisiaj do Twoich celów, a nie choroba.


Na dzisiaj: Poprzez przebudzenie duchowe w AE wplatam się w sieć zdolną wyławiać innych szukających pomocy erotomanów. Docieram w najbardziej wzgardzone miejsca ludzkiego upadku i zmieniam je w twórcze doświadczenie.

10 kwietnia


Jeśli nie wiesz do jakiego portu żeglujesz,

żaden wiatr nie jest dobry.

(Lucjusz Anneusz Seneka)



W chorobie byliśmy jak łódka bez sternika i załogi, którą ciągle gdzieś gnały wichry pożądań. Zwodzeni „śpiewem syren” i „tańcem satyrów”, gasiliśmy duchowe pragnienie wodą zmysłowych żądz, napędzając spiralę uzależnienia. Trans i obracanie się w naszych chorych cyklach nie pozwalało nam zmierzać do jakiegokolwiek celu, poza samozagładą. Dzięki AE zatrzymaliśmy tę karuzelę obłąkania, znajdując kierunek: kurs na trzeźwość. Z początku większość uwagi poświęcaliśmy na to, by się nie uruchomić znów i nie popędzić za fatamorganą. Przyswajaliśmy elementarz zdrowienia - proste prawdy i sposoby - gubiąc komfort życia bez głębszego celu. Z czasem mgły haju i fantazji rozwiewały się, odsłaniając wspólny cel. Obiecany port seksualnej i uczuciowej trzeźwości stał przed nami realny i czekał. Żagle naszej duszy wypełniało teraz Boże tchnienie, a my, płynąc, staraliśmy się wyłowić jak najwięcej podobnych nam rozbitków po drodze.


Czy, łapiąc wżagle wiatr Siły Wyższej, płynę do wspólnego celu, a może kręci mną jeszcze nałogowy trans? Czy jestem wdzięczny AE, że wiem dokąd iść, by się ocalić, i że nie muszę już iść sam?


Modlę się, abym zmierzał do portu przebudzenia duchowego i nie dawał się zwieść. Modlę się, abym zbierał po drodze innych rozbitków. Modlę się, aby Twoje tchnienie, Boże, napinało żagle mojej duszy.


Na dzisiaj: Zmierzając wspólnie z innymi AE do portu przebudznia duchowego, łapię w żagle duszy dobry wiatr - Boże tchnienie. Poddaję się mu, trzymam kurs i nie kręcę samowolnie sterem.










11 października


Największe szanse w naszym życiu

zjawiają się w przebraniu problemów.

(John Powell)



Chęć uniknięcia problemów i cierpień jest czymś naturalnym. Jako erotomani - ludzie zamotani w sieć miłosnych i seksualnych kompulsji - łudziliśmy się, że problemy i cierpienia ominą nas, gdy zdobędziemy wreszcie odpowiednią osobę czy więcej seksu i haju. Mimo że nikt z nas nie planował zostać erotomanem, to jednak, „osładzając” sobie życie ciągłymi dawkami zaspokojenia i unikając odpowiedzialności, wpakowaliśmy się w śmiertelny problem. Dopiero kiedy Siła Wyższa przyprowadziła nas do AE - dopiero kiedy ryzykując skok w nieznane zgodziliśmy się na abstynencję, powierzając Bogu swoją wolę i życie - wykorzystaliśmy szansę, której znaczenia z początku nawet się nie domyślaliśmy. Z rozwiązanych pęt nałogu splataliśmy na mityngach sieć, w której Bóg wyciągał nas z przerażającej otchłani. Tworząc koło ratownicze Wspólnoty, wykorzystaliśmy dla siebie szansę nawrócenia i ocalenia - szansę ubraną w paskudny problem. Dziś wracamy do tego cudu, by nasza wdzięczność nie zgasła.


Czy - przemieniając mój problem w jego rozwiązanie - wykorzystuję daną mi w AE szansę? Czy jestem wdzięczny, że raz zacząwszy nie mogę już cofnąć się z tej drogi?


Modlę się, abym całym życiem wyrażał cud mojego uzdrowienia. Modlę się, abym w każdym problemie widział szansę duchowego wzrostu. Modlę się, abym trzymał się koła ratowniczego AE, które mi dałeś, Boże.


Na dzisiaj: Co jeszcze może mnie przerażać, jeśli mój najgorszy problem okazał się największą szansą w przebraniu? Nawracając się i idąc poprzez kolejne kryzysy, budzę się do nowego życia.


11 kwietnia


Prawdziwy pokój serca osiąga tylko ten,

kto opanowuje swoje popędy, nie kto im służy.

(Tomasz a Kempis)



W AE nie ma żadnej uniwersalnej, obowiązującej definicji, czym jest seksualna i uczuciowa trzeźwość. Jasno określamy tylko naszą fizyczną abstynencję. Nikogo jednak nie chcemy do niej zmuszać; robi to sam nałóg. Abstynencja to podstawa - tylko i aż. Podobnie jak dom, który nie ostoi się bez fundamentu, nasza trzeżwość nie może istnieć bez abstynencji, która jest niewzruszona. Trzeźwość to uboczny skutek przebudzenia duchowego - proces, który stale się pogłębia. Pokój serca, jaki nam niesie, tak samo stale rośnie. Przestając służyć naszym popędom, stajemy w prawdzie i powoli osiągamy równowagę zmysłów. Miejsce po ustęującej chorobie zajmuje teraz Siła Wyższa. Ów spokojny i blask ducha, jaki zauważamy u innych trzeźwych AE, a z czasem i w sobie, są latarnią morską, która kieruje nas do bezpiecznego portu. Nasze napady miotania się, złości, kontroli i lęków są jak nawigacyjne boje, które mówią: nie tędy. Zaprzestając karmić seksualne żądze i karmiąc nasze pragnienie Boga, znajdujemy spełnienie, akceptację i pogodę ducha. Każdego dnia wybieramy to ocalenie.


Czy przestaję służyć moim popędom i żądzom, a może wciąż im ulegam i je obsługuję? Czy jestem wdzięczny za pokój serca, który niesie mi trzeźwość, wypierając dawne upojenie?


Modlę się, aby nawigacyjne „boje” moich lęków prowadziły mnie do bezpiecznego portu. Modlę się, abym trwał pokoju serca, jakim mi dajesz, Boże. Modlę się, abym zakotwiczył w Tobie, Panie, i aby ta harmonia nie uśpiła mojej czujności.


Na dzisiaj: Kieruję się tam, skąd płynie prawdziwy pokój serca, a nie upojenie żądzami: seksualno-miłosny trans i haj. Wybieram służbę na rzecz trzeźwości w AE, a nie obsługiwanie erotomanii.









12 października


Kamień, który przytłacza wschodzącą roślinę, sprawia tylko,

że głębiej zapuszcza ona korzenie.

(anonim)



Użalając się: „ci, co zdrowieją w stałym związku, mają lepiej” lub „łatwiej jest tym, co żyją w pojedynkę”, ulegamy złudzeniu, że powrót do zdrowia ułatwiłaby nam inna sytuacja. Tymczasem nie mamy łatwiejszej ani krótszej drogi niż ta, jaką właśnie mamy. Partnerom, związek może utrudniać - a często nawet blokować - ustąpienie obsesji; nieraz nie mogą oni ruszyć z miejsca dopóki się nie rozpadnie lub nie podejmą separacji. Osobom żyjącym w pojedynkę, choć może łatwiej przejść odstawienie, trudniej z kolei nie załamać się pod ciężarem osamotnienia i pustki; bywa więc, że „ratują się” szybko związkiem, toną na nowo, może i bezpowrotnie. Każdy z nas ma w AE swój ciężar do niesienia. Nikt nam nie obiecywał, że rozstanie z erotomanią będzie szybkie, łatwe i bezbolesne. Jednak z perspektywy przebytej drogi widać, że to właśnie ów przygniatający nas i długo dźwigany ciężar, pomaga nam najbardziej. Dzięki niemu możemy głębiej zakorzenić się w trzeźwości - głębiej wrosnąć w glebę Wspólnoty, duchowości i programu AE.


Czy - niosąc ciężar mojej sytuacji - głębiej zakorzeniam się w AE, a może kombinuję, jak by tu ją szybko coś zmienić? Czy jestem wdzięczny za trudności, które zmuszają mnie do stawiania kroków?


Modlę się, abym z pogodą ducha przyjmował trudy przemiany. Modlę się, abym - wrósłszy w trzeźwą glebę AE - nie chciał się znowu gdzieś przesadzać. Modlę się, abym mój ciężar i bieżące utrapienia powierzał Tobie, Panie.


Na dzisiaj: Marny jest trening bez dużych obciążeń. Pozwalam, by ciężar, jaki nakłada na mnie zdrowienie, głębiej osadzał mnie w AE. Pielęgnuję wdzięczność za moje życie i nie szukam „lżejszej” sytuacji.

10 stycznia


Jeśli pragniesz wiedzy rozleglejszej niż twoja własna,

to również znajdziesz ją w sobie.

(M. Scott Peck)



Osobistym doświadczeniem w AE potwierdzamy tezę o istnieniu Boga tak ściśle z nami złączonego, że stanowi On cząstkę nas samych. Najbliższe miejsce, gdzie zawsze możemy Go spotkać, znajduje się wewnątrz nas. Most między nami a Nim, to most między naszą świadomością i nieświadomością. Budujemy go dzięki samoobserwacji. Obserwując siebie przy stawianiu każdego z Dwunastu Kroków, docieramy do najgłębszych warstw własnej osobowości. Tam, na dnie duszy, nasza praca nad sobą owocuje zjednoczeniem z Bogiem. Dzięki abstynencji od erotomanii i przerabianiu Kroków nasze wnętrze staje się miejscem randek z Siłą Wyższą. Stopniowo zaczynamy czuć się coraz bardziej z Nią zespoleni i coraz bardziej jej oddani. Tak intymny kontakt z Bogiem - z własnym, najgłębszym wnętrzem - jednych przeraża tak bardzo, że odchodzą z AE, innych przyciąga tak, iż zostają na stałe. Nie da się z góry odgadnąć dróg łaski.


Czy ciągle wracam do AE, by zbliżać się do tej najwrażliwszej i najbogatszej cząstki siebie - Boga, który jest we mnie - a może przeraża mnie tak intymna bliskość? Czy jestem wdzięczny, że Boga nie mogę ominąć?


Modlę się, aby z mojego najgłębszego sanktuarium rosły pędy mądrości i trzeźwego życia. Modlę się, abym w moim wnętrzu znajdował Ciebie, Boże. Modlę się, abym nie szukał skrótów i robił Ci w sercu przytulny dom, Panie.


Na dzisiaj: Łączę się z Siłą Wyższą w najgłębszym sanktuarium mej duszy. Otaczam Ją w sobie czułą opieką i bezpieczeństwem, jakim Ona zawsze mnie otaczała, otacza i będzie otaczać.










12 lipca


Jedyną osobą, która ponosi odpowiedzialność za mnie,

jestem ja sam.

(anonim)



Przeprawę przez rzekę odstawienia na brzeg odpowiedzialności za siebie zaczynamy od przyznania, że w gruncie rzeczy wcale nie chcemy się tam przenieść. Przyjemniej jest śnić, niż zobaczyć prawdę. „Niechby ktoś choć znów zdjął z nas ciężar dbania o siebie i ryzyko wyborów, a byłoby cudownie.” AE zaczyna się od uznania, że nikt inny nie może za nas skapitulować ani przejść odstawienia i zdrowieć. Sami bierzemy za to odpowiedzialność. Choć w naszą chorobę bywali uwikłani inni, to jednak nasza ręka sięgała po telefon, pornografię, dokonywała masturbacji, pisała list, wertowała ogłoszenia; to nasze nogi niosły nas do pewnych osób i miejsc; to nasze oczy wysyłały i łowiły seksualne sygnały. To nasza głowa snuła fantazje i plany, a racjonalizacje dawały przywolenie. To nasze rytuały i kłamstwa przygotowywały teren. Widząc to dzisiaj, nie możemy nikogo winić za swoje zachowania, gdyż zawsze to my, nikt inny, robiliśmy ruch w stronę erotomanii.


Czy, kierując kroki po pomoc, biorę odpowiedzialność za siebie, a może obwiniam innych i szukam „usprawiedliwień”? Czy jestem wdzięczny, że tylko chroniąc siebie, prosząc o pomoc i przyjmując ją, otwieram Bogu drogę do interwencji i cudu?


Modlę się, abym brał odpowiedzialność za moje wybory i życie. Modlę się, abym nie szukał „winnych” (w innych), lecz naprawiał siebie. Modlę się, abyś Ty, Boże, chronił mnie poprzez moje właściwe wybory.


Na dzisiaj: Biorę odpowiedzialnośc za wszystkie wybory i kroki w moim życiu. Nie szkam w innych (winnych) lecz w każdej minucie decyduję, że nie wracam do choroby. Sięgam po wszelką dostępną pomoc, by otwierać się na łaskę Boga.


11 stycznia


Jeśli czegoś nie rozumiesz lub nie wiesz,

wejrzyj w siebie.

(Wojciech Eichelberger)



Gdy czegoś nie wiesz odsuń zgiełk dociekania, zatamuj słowotok i wejrzyj w siebie. Zanurz się w swoją głębię i poczuj to, co właśnie czujesz. Dąż tym tropem jak za zwierzyną w lesie, a trafisz do swojego „matecznika”. Patrz, co ci mówi twoje ciało - gdzie i ile jest w tobie napięcia. Staraj się je ugłaskać, a puści i poprowadzi cię głębiej. Nie uciekaj przed swoją ciemną stroną - nie wyrzucaj jej ani nie płosz; to tak, jakbyś chciał zgubić swój cień. Przyjmij go. Jeśli w medytacji cierpisz na rozproszenia, rób to samo: zanurz się w siebie, stań się obserwatorem i czuj. Zauważ swój oddech, chłód wdychanego powietrza pod nosem, ciężar opadających włosów, dotyk ubrania, klimat jelit. Opadaj tak powoli, odczuwając, aż do stóp. Zwiedzaj swoje ciało aż do „piwnic”, jak własny dom; wejdź i bądź w nim u siebie. Nie daj się zwieść natrętnym myślom i wracaj. Odejdą tak, jak ludzie ze zbiegowiska i zniknie niepokojący brak odpowiedzi. Bądź cierpliwy, gdyż musi minąć twoja ciekawskość i potrzeba celu. Odpowiedź kryje się w tobie. Znajdziesz ją, a ona ciebie.


Czy regularnie wglądam w siebie, dając sobie na to czas rano i wieczorem, a może zwodzą mnie natrętne myśli lub brak szybkiej odpowiedzi? Czy jestem wdzięczny za wiedzę, która jest we mnie?


Modlę się, abym mógł zgłębić moją tajemnicę. Modlę się, abym podążał tropem uczuć, jak za zwierzyną w lesie. Modlę się, abym, trafiając do „matecznika” mojej duszy, Ciebie tam znalazł, Boże.


Na dzisiaj: Problem jest we mnie - jest mną nieodkrytym i nie mam innych tajemnic. Zanurzam się w siebie, jak w niezbadane lochy, by poznać odpowiedź. Boga proszę o światło na tej drodze.










13 lipca


Najpewniejszy sposób stworzenia doskonałego człowieka:

w ten sposób o nim myśleć.

(James R. Lowell)



Jeśli chcemy całkiem wyzwolić się z erotomanii, musimy się od nowa wychować. Mamy wbudować w siebie dobre rzeczy, których nie mieliśmy w dzieciństwie, a wyburzyć i usunąć złe treści, które wchłonęliśmy. Ich złowrogość polega na negatywnym stosunku do własnej osoby. Jakże często uważaliśmy się za bezwartościowych, zepsutych i nie zasługujących na miłość? Ileż to razy zrywaliśmy relacje, w których obdarzano nas szacunkiem, uznaniem, dobrem i przyjaźnią? Ileż razy dobijaliśmy się o akceptację i miłość właśnie tam, gdzie nigdy nie mogliśmy jej dostać? Ileż razy robiliśmy rzeczy, które przejmowały nas lękiem, wstydem i nienawiścią do siebie? Dzisiaj uczymy się myśleć o sobie pozytywnie i z miłością. Dzisiaj budujemy w AE więzi, które afirmują naszą godność. Dzisiaj wierzymy w swoje zdolności i odkrywamy je. Dzięki tym staraniom przygarniamy w sobie owo skrzywdzone i zapomniane kiedyś małe dziecko - a ono przygarnia naszą doskonałość.


Czy myślę o sobie pozytywnie i z miłością, a może wciąż wolę tkwić w poczuciu niegodności, niezasługiwania i braku wartości? Czy jestem wdzięczny za zadanie wyburzenia z siebie i usunięcia gruzu złych treści?


Modlę się, abym wychowywał się od nowa, odpowiedzialnie i z miłością. Modlę się, abym pielęgnował wspierające, wzajemne i twórcze więzi. Modlę się, abym myślał o sobie tak, jak Ty o mnie myślisz, mój Panie.


Na dzisiaj: Dzięki AE chłonę wszystkie dobre rzeczy, których nie znałem, a usuwam wszelki negatywizm i wrogość. Akceptuję, przygarniam i kocham siebie, by móc tak samo traktować innych.

12 kwietnia


Zamiana kabin na Titanicu nie jest rozwiązaniem.

(Elżbieta Święcicka-Macavoy)




W rozgrywce z erotomanią przeskakiwanie na inne uzależnienia i kompulsje oznacza dla nas prędzej czy później powrót na dno. Nie mamy czasu na ociąganie się, gdyż spotkała nas katastrofa i nasz roztańczony statek nieodwołalnie tonie. Tylko szybka ewakuacja decyduje o naszym ocaleniu. Nieraz jednak, zamiast wodować łódź ratunkową AE i wskakiwać do niej, rozglądamy się za czymś, co i tak się nie utrzyma, lecz da nam na chwilę iluzję bezpieczeństwa. Wtedy lądujemy w jakiejś jeszcze nie zalanej kajucie. Tak trudno było nam uwierzyć, że to już koniec „rejsu” i że musimy ratować życie; tak trudno było skoczyć do nieznanego oceanu; tak trudno było porzucić nałogowy trans i przebudzić się... Jednak nie mieliśmy innej szansy. W AE budzimy się na dobre, a kiedy szok odstawienia mija, dociera do nas, że płyniemy ku ocaleniu, nie ku katastrofie. W miarę jak rośnie liczba wyłowionych rozbitków na naszym pokładzie, rośnie też nasza siła, i nadzieja, i wdzięczność.


Czy, dostrzegłszy własną katastrofę, rzucam wszystkie wzorce erotomanii i wskakuję do szalupy AE, a może szukam nowej kabiny na Titanicu? Czy jestem wdzięczny za kleskę i przebudzenie, które sprawia, że biorę odpowiedzialność za swoje życie?


Modlę się, abym porzucił oparcie w tym, co idzie na dno. Modlę się, abym - powierzając się Tobie, Boże - powierzał się wspólnej przygodzie ratowania życia. Modlę się, abym także ja - przyjmując ocalenie - stał się szkutnikiem łodzi ratunkowej AE.


Na dzisiaj: Opuszczam tonący statek uzależnień i powierzam się Bogu. Jestem gotów na każde ryzyko, by uniknąć najgorszego: zatonięcia w nowej, komfortowej kabinie. Porzucam oparcie w tym, co idzie na dno.









13 października


Nie ma sytuacji bardziej sprzyjającej przebudzeniu,

niż ta, w jakiej się właśnie znajdujesz.

(Marek Aureliusz)



Jakąż inną sytuację mamy do dyspozycji niż bieżąca? W czyjej rzeczywistości możemy działać, jeśli nie we własnej? I czym się dzielić, jeśli nie prawdą osobistych doświadczeń? Nie łudźmy się - nie istnieją inne okoliczności ani inny moment. Nie możemy zdrowieć jutro ani np. w rodzinie sąsiada. ... Klęska stała się dla nas szczęściem w nieszczęściu, bowiem nie trafilibyśmy do AE gdyby nie kryzys, w który się wpakowaliśmy. Mając gotowość i Wspólnotę, mamy wszystko, czego nam trzeba, by się uratować. Nasza sytuacja - tyle przymusowa, ile dobroczynna - owocuje dziś przebudzeniem duchowym, dzięki któremu stajemy się dla siebie nawzajem lekiem na uzależnienie od seksu i miłości. Zbudziwszy się raz, budzimy się już stale, w każdym bieżącym momencie, gdyż rozwiał się nasz komfort śnienia o iluzji. Dobrodziejstwem kryzysów jest ich zdolność pozbawiania nas złudzeń.


Czy z każdego kryzysu staram się wydobyć jego dobroczynny efekt, a może nadal zaprzepaszczam bieżące sposobności? Czy jestem wdzięczny, że nie mam lepszej sytuacji do zdrowienia, niż obecna?


Modlę się, abym nie marnował szans, jakie mi niosą bieżące kryzysy. Modlę się, abym iluzje zastępował rzeczywistością, jaką mi odkrywasz, Panie. Modlę się, abym - przebudziwszy się raz - stale się już budził i zwracał do Ciebie, mój Boże.


Na dzisiaj: Sprzyja mi każda sytuacja, w jakiej stosuję program AE. Z każdej okoliczności staram się wydobyć jej dobroczynny efekt, który rozwiewa złudzenia i budzi mnie duchowo.


13 kwietnia


Nawet najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku.

(przysłowie chińskie)




Pierwszym krokiem do wolności jest zobaczenie, w jak wielkiej tkwimy niewoli. W AE ruszamy szlakiem wewnętrznego wzrostu, który nie ma kresu. Nie możemy znaleźć się na nim dalej, niż w jesteśmy danej chwili. Żeby przejść najbliższy odcinek - przetrwać w trzeźwości jeden, dzisiejszy dzień - musimy stale robić pierwszy krok. Pierwszy, bieżący krok stale poprzedza wszystkie następne. Jak fascynującej wyprawie w nieznane, możemy zachwycać się widokami, robić odkrycia, wzruszać się i chłonąć piękno przyrody, o ile tylko jesteśmy tu i teraz. ... Jeżeli rozpamiętuję, co zostało za mną, lub chcę koniecznie być już gdzieś dalej, u „celu”, umyka mi bogactwo przebywanej drogi. Tracę je także, jeśli kłócę się o to, kto ma iść pierwszy, jeśli plotkuję, tworzę podziały, robię wrażenie lub forsuję własną wolę i ambicje. Krocząc ten sposób, musiałbym u kresu podróży stwierdzić, że nic nie pamiętam z drogi - że właściwie nic w moim położeniu nie zmieniłem.


Czy stawiam dziś Pierwszy Krok AE, który poprzedza wszystkie następne, a może wybiegam myślą w przyszłość lub rozpamiętuję straty? Czy jestem wdzięczny, że moje położenie mogę zmieniać tylko w chwili obecnej?


Modlę się, abym krocząc w chwili obecnej stale stawiał Pierwszy Krok. Modlę się, abym idąc drogą AE zauważał łaski, którymi jest usłana. Modlę się, abym „pracował nogami”, a kierownicę oddawał Tobie, Boże.


Na dzisiaj: Każdy krok to dla mnie początek drogi. Odkładam moje ambicje i cele, bym zauważał i chłonął łaski, jakie mi daje AE. Staram się być „tu i teraz” - uważny, otwarty i przebudzony.










14 października


Dobro najwyższe jak woda: we wszystkim jednakowo uległe,

bez szmeru wsącza się w miejsca wzgardzone przez człowieka.

(Kabir)


Kapitulacja wobec całej erotomanii, regularne chodzenie do AE, praca ze sponsorem, pełnienie służb, sponsorowanie i niesienie posłania, to dla nas dobro najwyższe. Dzięki pokorze dzielenia się sobą, wchłaniamy je bezwiednie. Obecna na mityngach lecząca Moc wsącza się w nasze dusze, nie rozróżniając ani według płci i orientacji seksualnej, ani według obciążeń sumienia, ani wierzeń religijnych czy ich braku. Spragnieni ratunku, chłoniemy tę Moc jak wodę chłonie spękana suszą ziemia. Jednakże Moc ta wsiąka w nas powoli, gdyż - zwłaszcza na początku naszej drogi, nim nie skruszejemy nieco - musi pokonywać opór naszych „stwardnień”. Jeśli poddajemy się jej ulegle i regularnie, Bóg przenika naszą nieprzemakalność - otwiera nam oczy, uszy, serca i uruchamia nogi w niesieniu posłania. Jego dobroć dociera zwłaszcza do tych miejsc w nas, ran i wspomnień, o których świat woli nie wiedzieć lub zapomnieć. Ze wzgardzonej gleby naszego upadku Boża dobroć wydobywa trzeźwe, przebudzone i prawe życie.


Czy chłonę prawdy AE jak wyschnięta ziemia wodę, a może nadal jestem „nieprzemakalny”? Czy jestem wdzięczny za kojące dobro najwyższe, które wsącza się w moje miejsca wzgardzone, o których wolałem zapomnieć?


Modlę się, abym był nieprzemakalny na chorobę, a chłonny na prawdy AE. Modlę się, abym nasiąkał Twoim kojącym dobrem, Panie. Modlę się, abyś wsączał się, Boże, we wzgardzone miejsca mojej duszy i uzdrawiał je.


Na dzisiaj: Nasiąkać prawdami AE to impregnować się przed chorobą. Nasiąkać chorobą, to impregnować się przed prawdami AE. Pozwalam, by ze wzgardzonej gleby mojego upadku Boża dobroć wydobywa trzeźwe, przebudzone i prawe życie.

12 stycznia


Mój umysł jest jak niebezpieczna dzielnica;

lepiej nie zapuszczać się tam samemu.

(Steve M.)



Umysł bombarduje nas ciągle gradem wyobrażeń. Czasami pojawia się wśród nich jakaś twórcza myśl czy dobry impuls - częściej jednak są to pokusy, które najchętniej przychodzą w masce szlachetnych pobudek. Kiedy nie śpimy, nasz zarojony obrazami umysł przypomina ruchliwą ulicę. Nie możemy poznać, którzy ludzie są dobrzy i życzliwi, a którzy z nich to oszuści i bandyci. Ci drudzy starają się przecież wzbudzać szczególne zaufanie, a grasują nocą, bez świadków. I tak, zwykły i dobrze uzasadniony pomysł zadzwonienia do kogoś lub pójścia w jakieś miejsce może okazać się nasłanym przez chorobę bandziorem, który najpierw stara się nas usidlić, wywieść na peryferia, by tam dopiero dać nam łupnia. Dlatego najlepiej jest, jeśli trzymamy się razem, w grupie i dzielimy się swoimi doświadczeniami, zamiast włóczyć samotnie po zaułkach własnego umysłu. Tylko wspólnie, w AE, możemy rozszyfrować jego zasadzki.


Czy korzystam z doświadczeń Wspólnoty, sponsora i trzeźwych AE, a może, ignorując niebezpieczeństwa, wypuszczam się na samotne wędrówki? Czy jestem jednakowo wdzięczny za pokusy jak i za światło, które mi je ukazuje?


Modlę się, abym ostrożnie traktował moje pomysły i idee. Modlę się, abym miał rozeznanie, gdy podejmuję wybór. Modlę się, abym w dżungli mojego umysłu nie zgubił Przewodnika - grupy AE i Ciebie, mój Panie.


Na dzisiaj: Badając swój umysł, idę za dnia na obchód mojej niebezpiecznej dzielnicy, by potem spotkać innych AE i podzielić się obserwacjami. Trzymam się grupy i wsłuchuję się w zbiorową mądrość Wspólnoty.









14 lipca


Przekonanie o sukcesie to początek niepowodzenia.

Przyznawanie się do niepowodzenia to początek sukcesu.

(anonim)



Dla każdego z nas droga w AE zaczyna się od uznania własnej klęski i podjęcia abstynencji od nałogu. Do sukcesu zaś - ocalenia z erotomanii poprzez duchowe przebudzenie - prowadzą dalsze kroki: znalezienie Siły Wyższej, która z miłością działa w naszym życiu i powierzenie się Jej; obrachunek moralny i wyznanie go w całości; uzdrawianie ran z dzieciństwa i naprawa więzi; praca nad zdobywaniem zalet i proszenie Boga z pokorą, by usuwał nasze braki; wynagradzanie krzywd uczynionych sobie i innym; stałe śledzenie i naprawa bieżących uchybień; codzienna modlitwa i medytacja; szukanie woli Boga wobec nas i spełnianie jej w życiu, by móc z miłością nieść posłanie tym erotomanom, którzy wciąż cierpią. Stosując program AE, jesteśmy stale w drodze i stale pilnujemy się, by nie ulec złudzeniu, że mamy już problem za sobą. Pycha - to zwiastun klęski, po której mogłoby się okazać, że nie mamy już sił zaczynać znów od początku.


Czy, poddając się programowi AE, uznaję moją klęskę, a może chcę szybko ogłosić „sukces”? Czy jestem wdzięczny, że jedynie przestając gonić za erotomańskim „hajem”, mogę znaleźć dobro przewyższające wszystko, co znałem do tej pory?


Modlę się, abym pamiętał o mojej bezsilności i klęsce. Modlę się, abym, zudziwszy się z erotomańskiego transu, nie upił się tym sukcesem. Modlę się, aby moim celem był ten jeden, dzisiejszy dzień przeżyty w trzeźwości i w więzi z Tobą, mój Boże.


Na dzisiaj: Wcielam w życie program AE pamiętając, że stale jestem w drodze. Wystrzegam się złudzenia, że mam problem za sobą. Czerpię siłę z poczucia bezsilności i zawierzam się opiece miłującego Boga.


13 stycznia


Jesteś tak głęboko chory,

jak głęboko chowasz swoje tajemnice.

(anonim)



Zdrowienie z erotomanii jest jak wielkie, gruntowne pranie. Trwa ono latami, bowiem uczynki z całego życia piętrzą się w nas i ciążą na naszym poczuciu wartości. W AE otwieramy nasz brudownik, sortując i wrzucając do pralki mityngów kolejne porcje tajemnic. Do tego przynagla nas stale choroba: bezsilność i utrata kontroli, czyli Krok 1. Zależnie od rodzaju zabrudzenia i materiału dobieramy odpowiedni program. Mamy do dyspozycji Kroki 4 i 5: obrachunek moralny i wyznanie go; Kroki 6 i 7: usuwanie wad charakteru i braków; Kroki 8 i 9: zadośćuczynianie; Krok 10: stały obrachunek i samoobserwacja. To nasze podstawowe czynności. Zaufanie zaś Sile Wyższej - powierzanie Jej swojego życia i woli oraz regularna modlitwa, czyli Kroki 2, 3 i 11 - to środki piorące, które musimy dodawać. „Wodą” są zaś łzy bólu i szczęścia, jakie wyciska z nas duchowa przemiana. I wreszcie mamy Krok 12 - niosąc posłanie rozwieszamy nasze odkupione życie na słońcu pogody ducha i rześkim powietrzu wdzięczności.


Czy odsłaniam i wrzucam moje tajemnice do pralki mityngów, a może wolę się okryć płaszczem „nieskazitelności”? Czy jestem wdzięczny, że moje uzdrowienie zawsze jest takie, jak moja pokora i szczerość?


Modlę się, aby czyszczenie własnego życia w AE było moim sposobem na nie. Modlę się, abym stosując Tradycje AE budował i doskonalił duchową „pralnię” Wspólnoty. Modlę się, abyś Ty, Boże, czuwał nad procesem, który mnie w niej obmywa.


Na dzisiaj: Nastawiam odpowiedni program na mojej duchowej pralce. Włączając się w wir dzielenia się sobą i mityngów AE, rozwieszam moje oczyszczone życie na słońcu pogody ducha i świeżym powietrzu wdzięczności.








15 lipca


Są tylko dwie tragedie na tym świecie:

pierwsza. to nie osiągnąć tego, co się chce;

druga - osiągnąć to.

(Oscar Wilde)


Ileż razy byliśmy nieszczęśliwi, gdy nie mogliśmy kogoś zdobyć i tym bardziej nieszczęśliwi, gdy go już zdobyliśmy. Nieszczęsliwi z powodu braku seksu i jeszcze bardziej po nim. Zrozpaczeni samotnością w pojedynkę i jeszcze bardziej samotni we dwoje. ... Zawsze gdy poczucie bezpieczeństwa czy rozwiązanie problemu pokładamy w zewnętrznych zdobyczach, uzależniają nas one. W AE przestajemy zabiegać o tzw. sukces i cały wysiłek kierujemy na to, by uratować się z erotomanii. Kiedy wytrwale zajmujemy się zdrowieniem, nadchodzą zmiany, które zadziwiają nas samych. Odkrywamy nowe zdolności i pasje, a porzucamy zajęcia, których właściwie nigdy nie lubiliśmy; trafiamy na osoby, przez które dociera do nas łaska i głos Siły Wyższej. Kiedy nie kierujemy się pożądaniem i urazą, otoczenie zmienia się w życzliwą strukturę, a my odnajdujemy w sobie stysfakcję i wewnętrzny spokój. Kończy się nasz dramat spełnienia i niespełnienia.


Czy przestaję gonić za seksualno-miłosnym hajem i pozwalam, by Siła Wyższa organizowała mi życie według Jej planu, a może wciąż chcę przeprowadzać moje pomysły? Czy jestem wdzięczny AE za cud dymisji z kierowniczego stanowiska?


Modlę się, abym główny wysiłek kierował na zdrowienie. Modlę się, abym nie szukał zaspokojenia, co jest jak słona woda, lecz Ciebie, mój Boże. Modlę się, abym ze zdarzeń, intuicji i słów ludzi, jakich mi stawiasz na drodze, odczytywał Twoją wolę, Panie.


Na dzisiaj: Nie pędzę za tzw. sukcesem, ani nie robię tragedii z tzw. porażek. Modląc się tak, abym nie musiał potem dziękować za niewysłuchanie, odgaduję cele, jakie Bóg mi stawia i dążę do nich.

14 kwietnia


Cierpienie to busola,

która wskazuje drogę ku Wyspom Szczęśliwości.

(Prentice Mulford)



Któż z nas dobrowolnie, bez presji konsekwencji, wyrzekłby się gratyfikacji jakie dawała erotomania? Dopiero widmo katastrofy - bezpowrotnej utraty siebie - i narastająca udręka, skłoniły nas do przyjścia do AE, podjęcia abstynencji i bezwarunkowej kapitulacji. Gdyby nie dawne cierpienia, które w każdej chwili znów mogliśmy ściągnąć na siebie, nie wyruszylibyśmy pewnie na poszukiwanie nowego życia i utraconych wartości. Również na dalszych etapach naszej podróży służyło nam cierpienie, jednak już w inny sposób. Pomagało nam w „nawigacji”. Ilekroć bowiem zdarzało się nam zrobić błąd - coś przeciw sobie i zdrowieniu - ból naprowadzał nas znowu na właściwy kurs. Poszukiwane Wyspy Szczęśliwości: trzeźwość i pogoda ducha, ku którym kierowała nas pokładowa „busola”, leżały ukryte w nas. Okazywały się naszą drogą do nich. Dziś każdego dnia odkrywamy je we własnym wnętrzu.


Czy wsłuchuję się w siebie, by bolesne sygnały korygowały mój „kurs na trzeźwość”, a może zagłuszam je nowymi formami haju? Czy jestem wdzięczny Bogu za to, że wbudował we mnie tak czułą busolę?


Modlę się, abym słyszał, co mówi mi mój dyskomfort. Modlę się, abym właściwie reagował na wskazania tej czułej „busoli”. Modlę się, abym odkrył w sobie upragnione Wyspy Szczęścia: drogę do Ciebie, mój Panie.


Na dzisiaj: Pełnię wachtę na wspólnej tratwie ratunkowej AE. Wsłuchuję się, co mówią mi moje cierpienia i reaguję na sygnały tej „busoli”. Trzymam tzw. kurs na trzeźwość, by dotrzeć do Wysp Szczęśliwości - do Ciebie, Boże.










15 października


Ale Ty wyciągnąłeś rękę z wysoka

i wydobyłeś duszę moją z ciemnej przepaści.

(św. Augustyn z Hippony)



Wyzwoleni z erotomanii, staramy się stale pamiętać, jak wielką łaską obdarzył nas Bóg, wyciągając do nas anonimowe dłonie AE. Skalę tego dobrodziejstwa najlepiej widać na naszych mityngach spikerskich. Słuchając historii osobistych erotomanów - dziejów ich upadku i wyzwolenia - nie możemy nie ujrzeć cudownego działania Bożej miłości. To właśnie świadectwa AE wyciągnęły nas z ciemnej przepaści. Swoją obecnością, słuchaniem i empatią odwzajemniamy tę pomoc. A kiedy decydujemy się przedstawić własny życiorys, stajemy się przekaźnikiem nadziei i uzdrowienia dla całej grupy ludzi: otwartym zaworem, przez który płynie strumień łask. Mówiąc o sobie, oczyszczamy się, by robić im miejsce. Zawsze, gdy niesiemy posłanie, Bóg przez nas wyciąga do innych erotomanów Swą pełną miłości rękę - tę samą, która ratuje i nas. Nie mamy dziś wdzięczniejszego długu do spłacania. To ubogaca nas najbardziej i nigdy się nie kończy.


Czy, dzieląc się sobą i niosąc posłanie, spłacam dług, jaki mam wobec Siły Wyższej, a może skupiam się tylko na braniu? Czy jestem wdzięczny za anonimowe ręce AE, które Bóg wyciąga do mnie w nieszczęściu?


Modlę się, abym trzymał, Boże, Twą rękę, którą wyciągasz mnie z ciemnej przepaści. Modlę się, aby też i moja ręka była dziś anonimowo wyciągnięta do innych. Modlę się, abym był otwartym zaworem, przez który dopływają Twoje łaski, Panie.


Na dzisiaj: Nie znam większej radości niż ta, gdy ktoś, kto ginął tak samo jak ja, tak samo zostaje uratowany. Użyczam Bogu moich anonimowych rąk, by wraz ze mną wydobywał innych z ciemnej przepaści.


15 kwietnia


Użycie wioseł jest zbędne, jeśli wiatr dmie w twój żagiel.

(Grzegorz Synajczyk)




AE uczy nas wytrwałości. Nieraz musimy przez wiele lat, modląc się, znosić rozproszenia i oschłość, zanim pierwszy powiew ducha napełni nasz żagiel. Wiosłujemy zapamiętale - to zwiększając wysiłki, to znów słabnąc i wątpiąc, by jednak wciąż na nowo się mobilizować - a bywa, że Boże tchnienie jak nie przychodzi, tak nie przychodzi. Nie możemy go wymusić, lecz tylko zachowywać abstynencję i czekać. Możemy też prosić o Boże natchnienie, by ożywiło naszą modlitwę. Prędzej czy później musi przyjść chwila, gdy poczujemy, że właśnie „powiało”. A wtedy odkładamy „wiosła” mowy i zaczynamy modlić się sercem. Kiedy więc wreszcie poniesie nas, zatopionych się we własnym wnętrzu w cichej obecności Boga, Jego tchnienie, nie sięgamy z powrotem po słowa. Nasz żagiel napełnia się Nim i napina, a nasze poddanie się najlepiej je odwzajemnia. Ono pozwala Bogu być w nas, prowadzić nas i działać przez nas tak, jak On chce.


Czy, modląc się, czekam wytrwale aż poruszy się we mnie wiatr Bożego Ducha, a może płoszę go lawinami słów? Czy jestem wdzięczny, że nie mogę go w sobie sam wywołać, a tylko przyjąć jako łaskę i dar?


Modlę się, abym przeniósł modlitwę z głowy do serca. Modlę się, abym - czując Twoje tchnienie, Boże - zamilkł i dał się nieść. Modlę się, abym stawiał Ci żagle mojej duszy, wierząc, że znów je napełnisz.


Na dzisiaj: Modląc się, jestem gotów milczeć. Rzucam wiosła słów i pozwalam Bożemu tchnieniu napełnić mój żagiel serca. Odwzajemniam je w ciszy - daję się unieść bez słów, które tylko mącą.









16 października


Boże, Ty każesz wybaczać tym, którzy nas skrzywdzili.

Oto ja skrzywdziłem siebie.

Wybacz mi, proszę, i pomóż mi to naprawić.

(Ali Ahmad Sa’id)


Program AE jest drogą naprawy siebie. To klucz do trzeźwości, bowiem jeśli nie zmienimy się diametralnie, erotomania nigdy nas nie opuści. Dziś jesteśmy gotowi podjąć każdy wysiłek i każde wyrzeczenie, by tego dokonać. Przychodząca z czasem zdolność zadośćuczyniania innym, to logicza konsekwencja zadośćuczy-nienia sobie: zbudowania wiary, zdolności czucia i zdrowych więzi, obrachunku moralnego i wyznania go, usuwania wad i braków charakteru, codziennej modlitwy i uczciwej samoobserwacji. ... Przychodząca z czasem zdolność wybaczania tym, którzy nas zranili, to logiczna konsekwencja wybaczenia sobie i przygarnięcia własnego, wrażliwego „ja”, które tyle wycierpiało. To przytulenie i wychowanie od nowa odnalezionego w sobie i opuszczonego dotąd dziecka. ... Jedynie naprawiając siebie - wzmacniając nasz moralny kręgosłup i duchową muskulaturę - możemy odnaleźć swoje delikatne, duchowe i nieśmiertelne „ja”.


Czy pielęgnuję moje delikatne, duchowe i nieśmiertelne „ja”, a może, karząc się i potępiając, powiększam krzywdę wymagającą naprawy? Czy jestem wdzięczny, że moja zdolność wybaczania innym płynie z wybaczenia najpierw sobie?


Modlę się, abym był gotów na każdy wysiłek i wyrzeczenie, by się całkowicie zmienić. Modlę się, abym wybaczał sobie dawne błędy i zaniechania i naprawiał je. Modlę się, abym odbudowywał zerwane przez chorobę więzi: z sobą, z innymi i z Tobą, mój Boże.


Na dzisiaj: Zawsze gdy omijam szansę, by stać się lepszym człowiekiem, krzywdzę siebie. Nie powiększam już listy krzywd o nowe błędy i zaniechania, a dawne wybaczam sobie i naprawiam.

14 stycznia


O Bogu można mówić językiem teologii,

ale też i językiem własnych przeżyć.

(x. Jan Twardowski)



Mówienie o Bogu językiem teologii, jest jak opisywanie drzewa, którego nie widzimy. Gdy jednak zaczynamy mówić językiem własnych przeżyć, sami stajemy się drzewem - zaczynamy żyć i doświadczać wzrostu. Nie opowiadamy teorii, jak to jest rosnąć w trzeźwości, ale sami stajemy się wzrostem - godnym i prawym życiem, zakorzenionym w naszych przeszłych doświadczeniach. Uznajemy bezsilność wobec erotomanii i swój upadek. Uznajemy potrzebę Siły Wyższej i ratunku. Powierzamy swoją wolę i życie Bogu. Robimy moralny obrachunek i wyznajemy go. Prosimy Boga o pomoc w usuwaniu wad charakteru. Naprawiamy wyrządzone krzywdy i badamy swoje bieżące funkcjonowanie, stosując zasady AE we wszystkich dziedzinach swojego życia. Modlimy się, medytujemy i niesiemy to posłanie innym. Żyjąc w ten sposób, całym sobą świadczymy o doznanym duchowym przebudzeniu. Obecne w nas, a nie opisywane, pociąga innych za nami.


Czy mówię o działaniu Boga językiem własnych doświadczeń, a może teoretyzuję i strugam uczonego? Czy jestem wdzięczny AE, że największym bogactwem uczyniło moje dawne przeżycia?


Modlę się, abym nie tyle opisywał wzrost, ile sam był wzrostem. Modlę się, abym nie tyle mówił o życiu, ile żył i był trzeźwy. Modlę się, abyś uwalniał mnie od słów i teorii, Boże, a obdarzał Sobą.



Na dzisiaj: Zakorzeniam się w moich doświadczeniach, dzieląc się nimi z innymi ludźmi. Osadzony w glebie własnych przeżyć, odnajduję w sobie pędy duchowego wzrostu - staję się nim i niosę to posłanie dalej.










16 lipca


Nieszczęście zmusza do uznania za rzeczywiste tego,

co uważa się za niemożliwe.

(Simone Weil)



W sytuacji, gdy zagrożone staje się zdrowie i życie człowieka, zmienia się jego myślenie i budzą się niespotykane możliwości. Tylko wtedy jesteśmy skłonni uznać za rzeczywiste to, co świat uważa za niemożliwe. Dla nas, wpędzonych w nieszczęście przez erotomanię, nadzieję daje już sama informacja, że jest ratunek. Nie dowierzając, trafiamy jednak do AE gdzie zaczyna nas leczyć żywy przykład uzdrowienia. Pod tym względem Wspólnota jest dla nas kopalnią rzeczy niemożliwych. Na mityngach zarażamy się nawzajem zdrowieniem. Doznane klęski pomagają nam uznać własną bezsilność, wejść w abstynencję i osiągnąć trzeźwość. Uznajemy przebudzenie duchowe i pełną wewnętrzną przemianę za rzeczywistość możliwą i wartą zrealizowania. Nie był to wybór wynikający z naszej cnoty, lecz raczej krok wymuszony i w tym sensie erotomania okazywała się dla nas błogosławieństwem. Dzisiaj dbamy, by na powrót nie uznać za nierzeczywiste tego, co możliwe - wyzwolenia z erotomanii poprzez całkowitą przemianę duchową.


Czy pozwalam, by trzeźwość seksualna i uczuciowa stała się dla mnie rzeczywistością, a może uważam ją za możliwą tylko teoretycznie lub u innych? Czy dziękuję za nieszczęścia, które zmusiły mnie do właściwej decyzji?


Modlę się, aby niemożliwe stawało się dla mnie rzeczywistością. Modlę się, abym dawne nieszczęścia zmieniał w determinację do wyjścia z choroby. Modlę się, spełniał w sobie to, do czego Ty mnie uzdalniasz, mój Boże.


Na dzisiaj: Przyjmuję obie wiadomości: „dobrą” - że jest droga wyjścia; i „złą” - że ja sam muszę ją przejść. Kiedy idę z ludźmi, którzy tak samo zadecydowali, niemożliwe staje się rzeczywiste.


15 stycznia


Nie ma wstępu do własnego wnętrza ten,

kto kocha hałas i boi się ciszy.

(Abu Said ibn al-Chajr)



Kto się lęka zanurzenia w ciszy - kto ucieka przed sobą: własnym zgiełkiem, powierzchownością i pustką, albo kto ciągle za czymś pędzi - nie może doświadczać pokoju serca ani głębi modlitwy. Zwykle bronimy się przed zajrzeniem do swojego wnętrza i barykadujemy się przed nim, by ono nie zajrzało do nas. Jednak jego bolesny napór - wskazując na istnienie w nas czegoś najgłębszego, co w erotomanii zepchnęliśmy i zaniedbaliśmy - skierował nas do AE, zmuszając do podważenia i oddania wszystkiego, kim i czym byliśmy dotychczas w życiu. Było to często najbardziej przerażające przeżycie jakie znamy - przedziwny akt heroizmu, który otwierał nam wstęp do własnego wnętrza. Umocnionym tym doświadczeniem, łatwiej było nam potem stale na nowo zanurzać się w swojej głębi i spoczywać w niej, w prawdziwej ciszy serca. Cisza i pustka pokazuje nam ciągle, czym jest nieustraszoność.


Czy zanurzam się w ciszy i trwam w milczeniu - a może odrywa mnie zgiełk myśli, lub frenetyczny pęd? Czy jestem wdzięczny, że cisza, w którą wchodzę, ciągle uczy mnie nieustraszoności?


Modlę się, abym doświadczał ciszy umysłu i serca. Modlę się, aby nie oderwał mnie hałas, jaki mi wtedy najbardziej dokucza. Modlę się, abym, zatopiony we wnętrzu, scalał się z najistotniejszą cząstką siebie: z Tobą, mój Panie.


Na dzisiaj: Omijając hałas, powierzchowność i lęk przed ciszą, zstępuję do mojego wnętrza. Chcę odnaleźć w nim moją najistotniejszą cząstkę - Boga - i scalić się z Nim.











17 lipca


Wszystko, co nie zadaje mi śmiertelnego ciosu,

czyni mnie na przyszłość silniejszym.

(Fryderyk Nietzsche)



Zdrowienie z erotomanii pełne jest pułapek i pokus. Odczuwamy je boleśnie także wtedy, jeśli fizycznie nie doprowadzają nas do wpadki. Dopóki, pełni nadziei i gotowości, trzymamy się mityngów, abstynencji i wsparcia AE, program pracuje na naszą trzeźwość i wzmacnia nas wewnętrznie. Ćwiczymy zdrową postawę właśnie w momentach zagrożenia trzeźwości i - zachowując ją - stajemy się silniejsi na pszyszłość. Z biegiem miesięcy i lat zaczynamy czuć, że krytyczne sytuacje, które kiedyś tak mocno chwiały naszą równowagą i poczuciem bezpieczeństwa, przechodzimy już bez większego trudu. Stoi za tym suma naszych doświadczeń, kiedy to - kolejny raz unikając śmiertelnego ciosu - wychodziliśmy z opresji zawsze mocniejsi i mądrzejsi. Jeśli jako AE trzymamy się razem - w jedności - to nałóg, chcąc nas pogrążyć, paradoksalnie pracuje na naszą korzyść.


Czy trzymam się AE, by mieć duchową tarczę w trudnych momentach, a może odpuszczam sobie program, gdy sytuacja się poprawia? Czy jestem wdzięczny chorobie, że testując mnie tak bezlitośnie, tylko mnie umacnia?


Modlę się, abym odpierał każdy atak erotomanii i budował moją trzeźwość. Modlę się, abym jej nagłym pokusom nadstawiał Twoją tarczę, Boże. Modlę się, abym wobec pożądań nie tracił głowy i Ciebie wzywał, mój Panie.


Na dzisiaj: Jestem w stałym kontakcie z trzeźwymi AE i chronię się duchową tarczą Wspólnoty. Odpierając każdy atak choroby, pozwalam, by czynił mnie na przyszłość silniejszym i mądrzejszym.

16 kwietnia


Wszystko, o co z wiarą w modlitwie prosicie, stanie się wam,

tylko wierzcie, że otrzymaliście.

(Jezus z Nazaretu)



Nigdy nie ustawaj w modlitwie. Jest ona dla ciebie jak dla jachtu żagiel. Medytacja zaś - to nasłuchiwanie, skąd nadchodzi wiatr. A ufna, skupiona postawa - maszt strzelający w niebo. ... Dzięki modlitwie i medytacji właściwie ustawiam mój „żagiel” i „ster”. Wierzę, że dotrę do celu. Wierzę, że Siła Wyższa da mi po drodze wszystko, co potrzeba. Potwierdzam to moją wytrwałością w pracy nad sobą i przychodzeniu do AE. Największym jednak potwierdzeniem mojej wiary jest, gdy dziękuję Bogu za to, co dopiero ma mnie spotkać - za dobra, które są już drodze, a o nich nie wiem, gdyż jeszcze nie dotarły. Wbrew pozorom, to bardzo logiczna postawa. Przecież gdyby ktoś dał mi czek na wielką sumę, nie zwlekałbym z dziękowaniem do wypłaty w banku? A Bóg, jakkolwiek Go pojmujemy, to pewnością solidniejsza i bogatsza Firma niż banki, które, bywa, upadają...


Czy dziękuję Bogu wtrwale i na zapas, a może klękam dopiero po czasie, gdy czuję się zobowiązany lub przerażony? Czy jestem Mu wdzięczny za wszystko, czego dzisiaj nie mam - i jeszcze, i już?


Modlę się, abym dziękował z wyprzedzeniem. Modlę się, abym nie wątpił, że w Twoim skarbcu, Boże, wszystko należy też do mnie i to tylko kwestia mojej dojrzałości. Modlę się, abym ją osiągnął i dziękuję Ci, Panie, już dzisiaj.


Na dzisiaj: Co to za wiara, jeśli dziękuję dopiero po otrzymaniu? Dziękując Bogu już dzisiaj, wyprzedzam jego przesyłki. Chcę z góry wszystkiego, co zawierają, abym nie musiał ich najpierw utracić.










17 października


Kiedy pamięć i uczucia zamknięte są w lochu,

miłość zakorzenia się na samym dnie piekła.

(William Blake)



Nosiliśmy w sobie zablokowane, zamknięte jak w hermetycznej kapsule i wrzucone do lochu, bolesne przeżycia z przeszłości. Tajemnice czynnej erotomanii przykrywały tam i tłumiły braki i nadużycia z nieraz najwcześniejszego dzieciństwa. Haj, który je znieczulał, pozwalał nam przez pewien czas przeżyć z dala od tego horroru, dopóki sam nie zaczął stawać się piekłem. Traciliśmy siebie na rzecz swoich obsesji, obietków, zachowań i fantazji. Nasze prawdziwe, delikatne i duchowe „ja” tkwiło zamurowane w lochu, a seks i „miłości”, za którymi goniliśmy, miały je uciszać. ... W AE wspólnie otwieramy ten loch i, wydobywając swoje tajemnice na wierzch, wprowadzamy wgłąb leczące światło. Prowadzeni przez nie, docieramy do miejsc, gdzie utkwiły wzorce naszej choroby - otwieramy kapsułę z piekłem dzieciństwa. Wraca nam pamięć zdarzeń, uczuć i doznań, a wszystko, o czym zaczynamy mówić, przestaje nami rządzić.


Czy, wyposażony w światło AE, wglądam w moje dawne piekło i zaczynam mówić, a może tak manewruję programem, by je pominąć? Czy jestem wdzięczny, że nie mogę już odejść ze Wspólnoty, nie tracąc odnalezionego siebie?


Modlę się, abym odnalazł moje zranione, delikatne i duchowe „ja”. Modlę się, abym, uwalniając dawne zmory, odbierał im moc rządzenia moim życiem. Modlę się, abyś Ty, Boże, pomagał mi wydobyć miłość uwięzioną na dnie piekła.


Na dzisiaj: To, o czym zaczynam mówić, przestaje mną rządzić. Docierając do moich lochów, otwieram uwięzione w nich przeżycia. Koję je w akceptacji, zrozumieniu i miłości, jaką otacza mnie AE.


17 kwietnia


Mapa nie jest terytorium, które opisuje.

(Alfred Korzybski)




Najcenniejszy skarb, jaki znajdujemy w AE, to uzdrawiająca moc naszych doświadczeń, którymi dzielimy się na mityngach. Działają one tylko dlatego, że są prawdziwe i wryły się w nas bardzo głęboko, odciskając i piętno choroby, i pieczęć zdrowienia. Nie udawało się nam znaleźć tej uzdrawiającej, duchowej mocy w nawet najwnikliwszych teoriach psychologicznych i analizach na temat erotomanii. Żadne informacje o tej chorobie nie mogły nas z niej uleczyć, tak jak znajomość mapy nie może postawić nas u zamierzonego celu. Musieliśmy sami, osobiście zaryzykować abstynencję i podróż ku nieznanym lądom i choć z czasem suma naszych doświadczeń i odkryć pozwoliła specjalistom wykreślić mapę erotomanii i leczenia, to o naszym wyzdrowieniu stanowią wyłącznie rzeczywiste trudy i zagrożenia wspólnie podjętej w AE i przebytej drogi.


Czy, decydując się na abstynencję, sam, osobiście wyruszam w podróż jaką jest zdrowienie, a może poprzestaję na studiowaniu mapy? Czym okazuję wdzięczność AE za doświadczenia, które oświetlają mi drogę?


Modlę się, abym nie uląkł się podróży wgłąb siebie. Modlę się, abym znalazł w sobie nową, odkupioną rzeczywistość, a nie jej „opis techniczny”. Modlę się, abym trwając na drodze wyzwolenia z erotomanii, Tobie się powierzał, Boże.


Na dzisiaj: Moje oczyszczone z choroby i odzyskane terytoria odkrywają mi się dopiero z osobistej perspektywy wędrowca, którego prowadzi Bóg. Dzielę się tym z towarzyszami wspólnej podróży.










18 października


Tylko współczucie umożliwia kontemplację nieszczęścia.

(Simone Weil)




Nie jest sztuką być dobrym człowiekiem, kiedy inni są dla nas dobrzy. Sztuką jest pozostać takim, kiedy nas lekceważą i ranią. Pomóc nam mogą na początek trzy pytania. Pierwsze: gdybym ja postąpił tak, jak właśnie ktoś wobec mnie, to czy uznałbym to za objaw mojej choroby? Drugie: czy wobec tego jego zachowanie nie jest skutkiem chorych reakcji, którym ja tak samo podlegam? I trzecie: czy mogę w tej sytuacji tak pomóc sobie, by pomóc też temu człowiekowi, zamiast mu się rewanżować? Ten wgląd za kulisy własnej sytuacji pomaga nam przekraczać urażony honor, który jest lękiem zmieszanym z pychą. Jeśli nie podnosimy rękawicy rzuconej nam przez chore emocje, lecz skupiamy się na ich mechanizmach, nie dostajemy się w ich tryby. Gdy skupiamy się na bólu drugiej osoby, a nie na własnym ego, możemy wejść na poziom współczucia, które zdolne jest kontemplować ludzkie nieszczęście. Spokój i akceptacja, jakie się w nas wtedy zjawiają, zdolne są zażegnać każdą burzę. Oto prawdziwe wyzwanie.


Czy w konfliktach staram się wznieść na poziom współczucia zdolnego kontemplować ludzkie nieszczęście, a może jestem miły tylko dla tych, którzy są dla mnie mili? Czy jestem wdzięczny, że groźba nawrotu i program odbierają mi komfort obrażania się?


Modlę się, abym w konfliktach przekraczał mój ból i urażony honor. Modlę się, abym w motywach czyichś ataków na mnie umiał dostrzec moje własne zranienia. Modlę się, aby moje reakcje mogły być odbiciem Twojej miłości, Panie.


Na dzisiaj: Co w tym wielkiego, że jestem miły dla tych, którzy są dla mnie mili? Postanawiam przekraczać moją urażoną dumę i wznosić się na poziom współczucia zdolnego do kontemplacji ludzkich nieszczęść.

16 stycznia


Bóg przemawia w ciszy.

I tylko w ciszy człowiek może usłyszeć Jego mowę.

(Izaak z Niniwy)



Jest taka modlitwa, którą możemy nazwać milczącą modlitwą zjednoczenia. Wtedy już nie ja się modlę, ale Bóg modli się we mnie. Ja mam tylko trwać w ciszy serca, w której On do mnie przemawia, bowiem tylko w nim mogę usłyszeć Jego głos. Gdy z zapartym tchem słucham czyjejś historii osobistej na mityngu i odnajduję się w niej, wszystko inne we mnie milczy - cały jestem opowieścią, która mnie wtedy otwiera, oczyszcza i leczy. Kiedy ogrania mnie cisza rozgwieżdżonej, górskiej nocy, słyszę w sobie szepty całego nieba nade mną i one mnie kołyszą. Kiedy budzę się do życia duchowego, uwalniam się nie tylko od destrukcyjnych zachowań seksualnych, pożądań i miłosnych obsesji, ale też od wszelkiego zgiełku, który się we mnie panoszył. Milczenie bowiem jest wielkim objawieniem. Rodzi ucho, które słyszy ciszę - ucho pełne wrażliwości i współodczuwania z rzeczywistym światem.


Czy szukam chwil kompletnej ciszy, w których mogę słyszeć w sobie bezgłośny głos Boga, a może moja modlitwa polega na monologu? Czy jestem wdzięczny, że Bóg spełnia się we mnie najgłębiej, jedynie gdy milczę?


Modlę się, abym znalazł w sercu milczenie doskonałe - dom czekający Ciebie, Panie. Modlę się, abym zanurzony w ciszy napełniał się Tobą, Boże. Modlę się, abyś Ty, Miły, otwierał moje duchowe ucho - instrument wrażliwości i współodczuwania.


Na dzisiaj: W ciszy codziennej medytacji chłonę mowę Boga, tak jak chłonę na mityngach doświadczenia innych AE. Uwalniam się nie tylko od destrukcyjnych zachowań seksualnych, pożądań i miłosnych obsesji, ale i od wszelkiego wewnetrznego zgiełku.










18 lipca


Każde doświadczenie, które nie zadaje mi ciosu,

lecz otacza ciepłem, wsparciem i akceptacją,

uczy mnie miłości.

(anonim)


Ten rodzaj doświadczeń wielu z nas zaczyna poznawać dopiero w AE. To one pozwalają nam rozwinąć w sobie duchowe piękno i moc, łagodność i dobro. To one uczą kochać i akceptować siebie samego, kojąc strach i motywując nas do postępu. Przeżycia te są czymś tak niezwykłym, że zrazu nie wiemy, jak je przyjmować. Nieraz baliśmy się ich jak pułapki. Większość z nas pamięta, jaki lęk potrafiły wywoływać okresy bez złych wstrząsów, ciosów i odrzucenia, a za to pełne życzliwości ze strony ludzi, zdarzeń i świata - okresy, kiedy dbaliśmy o siebie, robiąc wiele dla własnej trzeźwości i dla dobra innych. Oczekiwaliśmy potem najgorszego - jakiejś nieuniknionej kary - choć od kiedy zakorzeniliśmy się w AE, przestały nas dosięgać ciosy. Dzisiaj chłoniemy uwagę, akceptację, szczerość, wsparcie i kojące ciepło obecne na naszych mityngach, co uczy miłości naszą unieufną i wystraszoną duszę.


Czy przestaję zadawać sobie ciosy i przygarniam się w całości, a może wciąż krzyczę na siebie, odrzucam siebie i straszę? Czy jestem wdzięczny za doświadczenia, które zamiast ciosu otaczają mnie ciepłem i uczą miłości?


Modlę się, abym przyjmował miłość, akceptację i ciepło. Modlę się, abym otaczał się wsparciem Wspólnoty i nie zadawał sobie nowych ciosów. Modlę się, abym chłonął łaski, które mi zsyłasz przez trzeźwych AE, Boże.


Na dzisiaj: Unikam zadawania sobie ciosów i chłonę wszystko, co otacza mnie ciepłem, akceptacją i dobrem. Ucząc się miłości, dzielę się tą nadzieją z ludźmi, których Bóg stawia mi na drodze.


17 stycznia


Niczego nie możemy innych nauczyć,

możemy jedynie pomóc im poznać samych siebie.

(Galileusz)



Nasze mityngi nie są nauczaniem o uzależnieniu, lecz lustrem. Dzieląc się sobą i słuchając doświadczeń innych AE, możemy wejrzeć w swoje wnętrze. Pozbywamy się samousprawiedliwień, złudzeń i masek. Gdy w ten sposób z prawdy o nas zostaną zdjęte zakrywające ją szaty, łączymy się z nią bez przeszkód, bowiem oddzielają nas od niej tylko zaprzeczenia i iluzje. Nie możemy rozebrać rzeczywistości, dopóki sami się nie rozbierzemy. Szaty są kamuflażem i barierą. Tak właśnie działają mityngi: rozbierają rzeczywistość i zarazem rozbierają nas. Gdy zdobywamy się na bezwzględną uczciwość, prawda o nas staje przed nami naga i wyraźna. Odkrywając siebie, pomagamy innym odkryć, kim są w rzeczywistości. Nikogo nie możemy nauczyć trzeźwego życia, ale wspólnie możemy sobie pomóc poznać samego siebie. Tam, we własnej głębi, odkrywamy Boga.


Czy odkrywam na mityngach prawdę o mnie, a może próbuję wyzdrowieć bez wstępowania w siebie? Czy jestem wdzięczny AE za program, który rozbiera rzeczywistość, rozbierając mnie - i na odwrót?


Modlę się, abym każdy Krok programu zaczynał od rozbierania siebie. Modlę się, abym zrzucał szaty zaprzeczeń i iluzji, które izolują mnie przed prawdą. Modlę się, abym wstępując w prawdę o sobie, w Ciebie wstępował, mój Panie.


Na dzisiaj: Dzięki mityngom dokonuję tego, czego nie mogę się nauczyć: odkrywam siebie. Wspólnie z innymi AE zrzucam szaty samousprawiedliwień, zaprzeczeń i iluzji. Wstępując w prawdę o sobie, wstępuję w Boga.










19 lipca


Miłość do Boga jest wtedy czysta,

gdy radość i cierpienie budzą w nas jednakową wdzięczność.

(Simone Weil)



Uciekając od swoich emocji i odpowiedzialności, a goniąc za hajem, ryzykiem i fantazjami, spadaliśmy w przepaść nawet o tym nie wiedząc. Dziś widzimy, od czego uratowało nas AE. To, co dawniej było cierpieniem, staje się teraz źródłem niewyczerpanej radości. Gdy łączmy w sobie oba te bieguny - gdy z jednakową wdzięcznością godzimy się i na radość, i na ból - zalewa nas nie tylko pełna gama uczuć, ale i coś bez porównania większego: nieskończona miłość Boga. Przyjmując każdy możliwy stan duszy na naszej drodze do wyzwolenia, bierzemy odpowiedzialność za siebie i za własne życie. Łzy bólu i szczęścia, łzy wzruszeń i bólu, łzy upadku i nawrócenia, łzy uwalniania tajemnic i przyjmowania ratunku, łzy wstydu i godności, zranień i ukojenia - obmywają nasze serca miłością Boga i budują trzeźwość. Dziś staramy się być jednakowo wdzięczni za każde przeżycie na naszej drodze.


Czy z jednakową wdzięcznością witam radość, jak i ból, a może próbuję poróżnić te stany i wyrzucić któryś z nich? Czy pamiętam, że jedyna studnia, z której mogę czerpać szczęście, napełniona jest także moimi łzami?


Modlę się, abym pamiętał, od czego ocaliło mnie AE. Modlę się, abym z jednakową wdzięcznością przyjmował radość i ból. Modlę się, aby obmywała mnie do czysta Twoja miłość, Boże.


Na dzisiaj: Łączę w sobie przeciwne bieguny - radość i smutek, śmiech i łzy, wdzięczność i żal po stracie. Godzę się doświadczać pełni uczuć i przyjmuję niepojętą miłość Boga, by obmywała moje serce.

18 kwietnia


Cel pomaga osiągnąć szczyt.

Brak celu pozwala cieszyć się krajobrazem.

(Carlos G. Valles)



Dążyć do celu, to w pocie czoła posuwać się naprzód. Cieszyć się krajobrazem - widzieć i przeżywać otaczającą rzeczywistość - to unosić się na skrzydłach ducha. Nasza droga w AE jest i jednym, i drugim. Staramy się dbać o tę równowagę, gdyż żadna skrajność nie jest dobra. Radość bez duchowego postępu nie miałby uzasadnienia - gleby, z której wyrasta. Postęp bez chwil wytchnienia i zachwytu nad dokonującym się w nas cudem, uśmierciłby go. Nasze zdrowienie nie jest zabójczym wyścigiem z czasem, ani też majówką na manowcach. Najbardziej przypomina taniec. Sunąc do przodu, uczymy się lekkości ruchów, wyrażania napięć, wyczuwania rytmów, swobodnej ekspresji i dyscypliny. Z przejęciem wsłuchujemy się w muzykę zdarzeń i chwytamy puls życia. Już dziś, choć nie znamy całości choreograficznego układu stajemy się twórczą cząstką w boskim, uzdrawiającym spektaklu życia.


Czy godzę się być wibrującą cząstką w boskim spektaklu życia, a może wziąż chcę lansować własną choreografię i figury? Czy jestem wdzięczny, że cel nie pozwala mi zatracić się w radości, a radość - zamęczyć się dążeniem do niego?


Modlę się, aby dążył do celu na skrzydłach radości. Modlę się, aby glebą dla moich zachwyceń był postęp duchowy. Modlę się, abym tańczył mój cud ocalenia według Twojej choreografii, Boże.


Na dzisiaj: Obsesyjne zdobywanie szczytu zabija radość ze wspinaczki. Ciągły zachwyt bez trudu dążenia do celu oddala od niego. Znajdując zdrowe proporcje, staję się twórczym tancerzem w Bożym spektaklu ocalenia.










19 października


Bóg napełnia błogosławieństwem naczynie,

które znajduje opróżnione.

(Tomasz a Kempis)



Dla nas, AE, napełnianie się Bożym błogosławieństwem zaczęło się od dramatycznego przełomu: od odstawienia całej erotomanii. Przechodząc przez ten zwrot - kapitulując wobec naszej choroby i w abstynencji poddając się Bogu - ze zdumieniem odkrywaliśmy, jak wiele powstało w nas wolnego miejsca - miejsca gotowego teraz przyjąć leczące łaski. Czekając jak puste naczynie to, co ma wlać w nie jego Właściciel, przyjmowaliśmy te łaski najpierw w formie mądrości i sugestii AE. Niosły nam one zdolność dalszego opróżniania się: z lęków, z grobowych tajemnic i poczucia winy, z niegodności i wstydu. Niosły nam one gotowość rozstawania się wadami i wewnętrznym zgiełkiem, co zaraz owocowało poprawą skupienia w medytacji i modlitwie. Niosły nam one zrozumienie i czucie zdolne trafiać do nadal cierpiących erotomanów. W końcu przychodziła do nas zgoda na tak pełne oczyszczenie się z ego, by trwała w nas już sama łaska Boża, a znikło nawet naczynie, którą ją zawierało.


Czy opróżniam się ze wszystkiego, co nie jest łaską Boga, a może chcę wyzdrowieć z erotomanii zachowując samowolne ego? Czy jestem wdzięczny, że erotomania, odchodząc, zostawiła we mnie tak wiele pustego miejsca?


Modlę się, abym chciał utracić moje ego. Modlę się, abym, odstawiwszy chorobę, szedł „za ciosem” i opróżniał się z każdej rzeczy, która nie jest Tobą, Panie. Modlę się, abym - jak puste naczynie - czekał na to, co chcesz we mnie wlać, o Boże.


Na dzisiaj: Odstawiwszy erotomanię idę za ciosem i opróżniam się ze wszystkiego, co kradnie miejsce łasce Boga. Tracąc dawne ego pozwalam, by program AE wypełnił mnie nią do końca.


19 kwietnia


Sama droga jest celem.

Iść to znaczy docierać; dotrzeć - to zaprzepaścić ją.

(Swami Ramdas)



Zdrowienie bywa porównywane do tańca. Taniec nie ma innego celu niż on sam - nie dąży zaciekle, a tylko wyraża radość, tętni i afirmuje życie. W nim jest piękno, tajemnica, spontaniczność. Nasza droga w AE to wspólny taniec duchowy. To radość ze wzrostu i wewnętrznej przemiany, która się nie kończy, gdyż w niej samej spoczywa cel. Zawiera przebudzenie, radość, coraz nowe wglądy, niesienie posłania i służenie innym. Wyklucza pouczanie i rozkazywanie sobie, kontrolę zdarzeń, próby forsowania samowoli i wcielania siłą własnej reżyserii. (Zresztą strach pomyśleć, co by było, gdyby to nam się udało.) Nasz postęp zapładniany jest przez poczucie bezsilności, kapitulację, potrzebę ratunku i powierzanie się Bogu. Nie chodzi nam o doskonałość - cel wielu filozofów i idealistów - gdyż wtedy musielibyśmy się zatrzymać; dla nas zatrzymać się oznacza stracić, co dotąd osiągnęliśmy. Bowiem gdy ustaje przemiana i wzrost, ustaje też życie.


Czy ciągle idę, a może zdaje mi się, że już osiągnąłem cel? Czy jestem wdzięczny, że cel nie leży w rzeczach zewnętrznych lecz w Bogu i że moja wędrówka do Niego ma sens wtedy tylko, jeśli ciągle mi Go brak?


Modlę się, abym nie szukał celów, które mnie zwodzą z drogi. Modlę się, abym dążył do Ciebie, Boże, poprzez potrzebę Ciebie i wybawienia z erotomanii. Modlę się, abyś Ty, o Panie, był moją drogą, źródłem i życiem.


Na dzisiaj: Wolę być stale w drodze, niż raz dotrzeć i zatrzymać się. Znajduję rytm życia i tętnię nim, idąc do Boga. Wystrzegam się złudzenia, że oto osiągnąłem cel i mogę spocząć.










20 października


Otwórz usta twojej sprawie, a Bóg napełni je dobrami.

(abba Pojmen)




Niewiele uzyskalibyśmy w AE bez otwierania ust. Trudno bowiem dzielić się nie mówiąc słowa. Podlegając wewnętrznemu naporowi, by pozbyć się balastu choroby, staramy się uwalniać nasze tajemnice i wyrażać wolę gruntownej przemiany. Właśnie owe najbardziej osobiste wypowiedzi, czynione w bezpiecznym otoczeniu i zrozumieniu Wspólnoty, pozwalają Bogu wkraplać w nasze serca Jego uzdrawiającą łaskę. Nieraz czujemy się jak pisklę, które dopiero się wykluło, szeroko otwiera dziobek i woła. Wtedy rodzice przylatują i karmią je. Nie milczy ono, ani nie sili się na śpiew dorosłego ptaka - prosi tylko o to, co jest mu potrzebne. To warunek jego przeżycia i wzrostu. Nie opuszcza też gniazda, próbując przedwczesnego lotu, a rodzice chronią je i ogrzewają. Trwa więc nieporadne tam, gdzie przyszło na świat i dopomina się, a konieczna reszta zostaje mu dodana z czasem. Tak samo i my, wracając stale na mityngi, trwamy w AE, ucząc się otwierać usta w każdej naszej sprawie. Bóg nie może nie odpowiedzieć.


Czy, otwieram usta w każdej mojej sprawie, a może myślę, że cud sam się dokona? Czy jestem wdzięczny, że dostaję tyle siły, ile mówię o mojej bezsilności?


Modlę się, abym otwierał usta w każdej mojej sprawie. Modlę się, abym - robiąc Ci w ten sposób wejście, Panie - jadł pokarm, którym mnie karmisz. Modlę się, abym nie wierzgał i nie wypadł z gniazda AE, w którym mnie wychowujesz, mój Boże.


Na dzisiaj: Pisklę ma głos, którym wyzywa rodzica. Ptak ma śpiew, którym sławi stworzenie. Ja mam mowę, której używam w mojej sprawie: otwieram usta by prosić o pomoc; dzielić się sobą, wyrażać wdzięczność i nieść posłanie AE.

18 stycznia


Nic nie jest dla człowieka bardziej nieznośne,

niż pozostawać w niezmąconym spokoju.

(Blaise Pascal)



Dzięki trzeźwości, jaką zdobywamy w AE, nasze zmienia się w rejs po głębokich, spokojnych wodach. Za nami zostają burzliwe katarakty nałogu, które jakże kontrastują z dzisiejszą harmonią. Rodzi się w nas niepokojące uczucie, jakby „złowrogość” ciszy - tak bardzo bowiem przywykliśmy do dramatów i karuzeli emocji. Spostrzeżenie, iż od długiego czasu nie zdarzyło się nic złego, budzi irracjonalny lęk, że zaraz musi nastąpić jakaś katastrofa. W uczciwe, ciche i dobre życie wkradają się wtedy napady paniki i nieznośnego poczucia bycia na nie swoim miejscu. Panika, jaką niesie niekiedy ten nowy, niezmącony spokój, prowadzi nas do tych miejsc duszy, gdzie nie wniknęła jeszcze Boża łaska i gdzie obwarowały się resztki uzależnienia. Dzięki medytacji staramy się oswoić i udomowić dawnego wroga: lęk przed ciszą i nieznoścne uczucie bycia nie na swoim miejscu, gdy zachowujemy trzeźwość. Trwając w niezmąconym pokoju znosimy linię frontu i poszerzamy swoje wewnętrzne, bezpieczne terytorium.


Czy staram się trwać w niezmąconym spokoju, a może pędzi mnie nieznośna panika bycia na nie swoim miejscu? Czy jestem wdzięczny, że lęk wprowadzony w ciszę odsłania mi zaraz swoją przyczynę?


Modlę się, abym zostawił za sobą katarakty nałogu i wypłynął na spokojne wody. Modlę się, abym trwał w niezmąconym spokoju i oswajał lęk bycia na nie swoim miejscu. Modlę się, aby koiła mnie Twoja cisza, Panie.


Na dzisiaj: Wszystko, czego nie przenika we mnie łaska Boża, nie znosi spokoju. Pozwalam, by lęk przed ciszą prowadził mnie do chorych miejsc duszy. Otaczam je łagodnością, oferując sobie zawarcie pokoju i przyjaźń.








20 lipca


Być odłączonym od tego, co się kocha, jest cierpieniem;

być złączonym z tym, czego się nie kocha, jest cierpieniem.

(Gautama Budda)



Złączenie z erotomanią miało nam zrekompensować brak więzi, a odłączenie od źródła prawdziwej miłości - od Boga - zapewnić komfort obracania się w nałogu. Dlatego, zanim trafiliśmy do AE, cierpieliśmy podwójnie. Po pierwsze, z powodu odłączenia - z braku prawdziwej więzi z samym sobą, z ludźmi i z miłującą Siłą Wyższą. Po drugie, cierpieliśmy z powodu złączenia - uwiązania do nałogowego seksu i nałogowej miłości. Dopiero uczestnictwo w AE pomogło nam odmienić ów tragiczny stan rzeczy - odwrócić chory kierunek naszego pragnienia i podłączyć się do właściwego źródła. (Bowiem niespokojne jest serce człowieka dopóki całe nie spocznie w Bogu - pisał św. Augustyn.) Poprzez dzielenie się w duchowej wspólnocie i trzeźwość łączymy się coraz mocniej z tym, co kochamy naprawdę i za czym nieświadomie zawsze tęskniliśmy. Tym samym rozłączamy się z nałogiem, który nas - i innych - tak bardzo ranił i zaburzał.


Czy zrywam chore więzi i buduję zdrowe, a może nadal cierpię z powodu podłączania się do niewłaściwego źródła? Czy jestem wdzięczny, że mogę zamienić rosnące cierpienia w erotomanii na słabnący ból rozstawania się z nią?


Modlę się, aby ból rozłączania się z erotomanią nie pchnął mnie znów w jej objęcia. Modlę się, abym dawne kontakty zastępował więziami opartymi na prawdzie i miłości. Modlę się, abym zamiast erotomanią napełniał się Twoją łaską, Boże.


Na dzisiaj: Rozłączam się ze wszystkim, co nie jest miłością: z uzależnieniem, a łączę się z tym, co prawe, uczciwe i dobre. Bogu zanoszę i ból oczyszczenia, i radość z nowych więzi.


19 stycznia


Wielu gorliwie poszukuje,

lecz tylko ci znajdują, którzy trwają w milczeniu.

(Izaak z Niniwy)



Czym jest prawdziwe milczenie? Łatwiej wskazać czym ono nie jest. Nie prowadzi do niego kontrola ani opanowanie. Nie polega też na nieużywaniu języka. Jedyne milczenie jakie zwykle znamy, to cisza, gdy ustaje hałas lub ustaje myśl. Jednak nie jest ono zbyt głębokie. Również pochłonięcie jakąś czynnością tak, iż brak miejsca na luźno płynące myśli nie oznacza, że milczymy. Taki pęd to uśmierzający narkotyk - przerwijmy tylko zajęcie, a żądza wrażeń i niepokój zaraz powróci. Prawdziwe milczenie to wolność od wszystkiego, co jest w nas i czemu podlegamy. To początek i zarazem napęd przemiany duchowej. To ciepły okład, który leczy rany zadane przez niepokój. Przeprowadza nas przez śluzę, za którą rozlewa się niezmierzona głębia oceanu - ów nie znający czasu stan. Nie możemy go opisać, tak jak nie możemy opisać Boga. Dzięki milczeniu możemy się jednak zjednoczyć z Nim, w Nim się rozpłynąć.


Czy daję sobie czas na regularną medytację - milczenie całym sobą - a może każdą chwilę spędzam na monologu? Czy jestem wdzięczny za wszystko, co każe mi szukać wewnętrznej ciszy leczącej pożądania i rany?


Modlę się, abym był wolny wszelkiego tumultu, który mnie rani. Modlę się, aby milczenie stało się dla mnie śluzą do duchowego oceanu, jakim jesteś, Boże. Modlę się, abym mógł cały rozpłynąć się w Tobie, o Panie.


Na dzisiaj: Milczeć tak doskonale, by całkiem zniknąć dla siebie i rozpłynąć się w Bogu - czyż może być dla mnie coś lepszego? Pozwalam, by łagodny okład ciszy leczył moje pożądania i rany.










21 lipca


Miłość i poczucie winy nie mogą współistnieć.

Godząc się na jedno, odrzucamy drugie.

(Kurs cudów)



Kiedy zdarzał się na mityngu temat: "Za co siebie lubię?" myśleliśmy nieraz, że to jakiś żart. Nękał nas przecież wstyd i burze negatywnych myśli na temat własnej osoby. Jakże one wydawały się słuszne, zważywszy na nasze dotychczasowe życie! Stanowiły nas codzienny pokarm, więc woleliśmy mieć poczucie winy, niż nie mieć nic. Jednak wypowiedzi innych trzeźwych AE pokazywały nam, że jedynie myślenie i odczuwanie oparte na miłości może nas wyrwać z nałogu i zaleczyć naszą wewnętrzną pustkę. Powoli oswajaliśmy się z tą koncepcją. Widząc, że inni w AE są nam życzliwi, do niczego od nas nie zmuszają i akceptują nas bezwarunkowo, godziliśmy się na pierwsze dawki leczącego nałóg pozytywnego myślenia. Pod "kroplówką" Wspólnoty, ucząc się przyjmować zdrowy duchowo pokarm miłości, przechodziliśmy gruntowny „detoks” nie tylko z pożądań i fantazji, lecz także ze wstydu, osądu winienia siebie. Godząc się na agape, musieliśmy odrzucić poczucie winy.


Czy umiem objąć się przed lustrem i powiedzieć: "kocham cię; jestem z ciebie dumny" - a może nadal wstydzę się spojrzeć sobie w oczy? Czy jestem wdzięczny AE za naukę miłości do samego siebie?


Modlę się, abym zmieniał stosunek do siebie z negatywnego na pozytywny. Modlę się, abym nie gnębił się poczuciem winy i wstydem. Modlę się, abym był otwarty na strumień Twojej miłości, Boże, który mnie obmywa.


Na dzisiaj: Przyjmując duchowy pokarm miłości, przechodzę w AE detoks z wszelkich form dokuczania sobie. Oczyszczam się z negatywizmu i mam coraz więcej miejsca na Bożą agape.

20 kwietnia


Zaiste, pojazd to coś więcej niż suma części.

(Lao Tsy)




Bez odpowiednich części nie będzie pojazdu. Ale najważniejsza jest myśl, która pozwala połączyć je w całość. Dlatego program to coś dużo więcej niż Dwanaście Kroków i Dwanaście Tradycji; to duchowa mądrość, którą one zawierają. Wspólnota AE - to nasz warsztat, gdzie pod Bożym okiem razem odbudowujemy siebie i składamy pojazd AE, który nas wiezie do celu. To my jesteśmy odpowiedzialni za montaż - za odgadnięcie twórczej myśli Boga. Odpowiedzialni przede wszystkim przed sobą, gdyż nie ocali nas pojazd, który rozpadnie się w pół drogi. Dlatego przed podjęciem każdej decyzji w sumieniu AE wyciszamy się i medytujemy, gdyż to właśnie zgodność naszych działań z wolą Siły Wyższej stanowi o sprawności naszego wehikułu i wyborze bezpiecznej trasy. Dlatego funkcje w AE i prawo głosu w sprawach decydujących o wspólnocie i powierzamy osobom trwale seksualnie trzeźwym, które oparły się na jednoznacznej definicji abstynencji. I dlatego jesteśmy stale aktywni w niesieniu posłania.


Czy w warsztatach AE remontuję siebie i składam pojazd, który mnie wiezie do celu, a może forsuję własne pomysły? Czy jestem wdzięczny za kompas, który zawraca mnie z niewłaściwej drogi?


Modlę się, aby zdrowienie było dla mnie czymś więcej niż tylko sumą kroków. Modlę się, abym używał programu jak narzędzi, które mi dajesz, Boże. Modlę się, abym stał się narzędziem w Twoim ręku, Panie, i pozwalał Ci mnie używać.


Na dzisiaj: Zgadzam się służyć jako narzędzie w ręku Boga i porzucam odwrotne próby. Stosując do siebie Kroki i Tradycje AE, pozwalam, by unosiła mnie ich duchowa mądrość, która ocala.










21 października


Człowiek powinien być jak naczynie,

które chętnie przyjmuje w siebie to, co wlewa jego Właściciel.

(Opowieści chasydów)



Otwierając się - słuchając i dzieląc się sobą w AE - zdejmujemy pokrywę milczenia i zaprzeczeń. Wtedy brudy choroby wylewają się z nas gwałtownie, często wraz ze strumieniami łez. Następnie, sięgając nadal po pomoc AE, doczyszczamy nasze „naczynie” z resztek erotomanii, gdyż - jak powiadają - łyżka dziegciu psuje beczkę miodu. Pilnujemy też na bieżąco, by z powrotem nie obrastać pożądliwością i chorymi zachowaniami. Oczyszczeni z erotomanii, stajemy w pustce, czekając z pokorą aż napełni nas uzdrawiająca Moc, której się teraz zawierzamy. Pełni obaw co do wyniku, godzimy się jednak, by nasz prawowity Właściciel - Bóg jakkolwiek Go pojmujemy - wlewał w nas swoje łaski według Jego woli, miary i czasu. Często, nieprzywykli do przyjmowania dobra, musimy pomagać sobie modlitwą: Boże, dopomóż mi chcieć tego, co Ty chcesz mi dać - abyśmy Cię z radością przyjmowali.


Czy pozwalam Bogu, by napełniał mnie swoją mocą i łaskami, a może dalej unikam Go z obawy, że mnie potępi lub wystawi słony rachunek? Czy jestem wdzięczny, że Boga mogę odnaleźć tylko w tych miejscach, gdzie tracę w sobie uzależnienie?


Modlę się, abym zdejmując pokrywę milczenia i zaprzeczeń oczyszczał się z erotomanii. Modlę się, abym chciał wszystkiego, czym Ty chcesz mnie napełnić, Boże. Modlę się, abym był jak naczynie, przez które przelewają się Twoje łaski, Panie.


Na dzisiaj: Systematycznie i cierpliwie opróżniam się z choroby. Z pokorą trwam w pustce, aż Bóg zapełni naczynie mojego serca swoimi darami. Tylko w Nim mogę znaleźć właściwą odpowiedź.


21 kwietnia


Uczenie się polega na dodawaniu informacji;

postęp duchowy - na odejmowaniu ich.

(Czuang Tsy)



Nie możemy wykuć postępu duchowego jak lekcji w szkole. Im więcej gromadzimy informacji o nim, tym bardziej oddala się od nas przebudzenie. Możemy je wykuć w sobie tylko wytrwałą pracą na programie AE i niezłomną postawą w abstynencji. Dlatego, nie spekulując jak długo ma trwać celibat, ani czy i kiedy będziemy mogli mieć zdrowy stały związek i seks w nim, chodzimy dzień za dniem na mityngi i z pokorą pozwalamy się prowadzić Bogu. Z pokorą też podejmujemy decyzje, nie upierając się przy nich, ani od nich nie stroniąc. Z pokorą pokonujemy najdłuższą drogę w życiu: z głowy do serca - drogę z banku teoretycznych spekulacji do morza osobistych, żywych doświadczeń. Odrzucając myślowe kombinacje ego, znajdujemy dziś w sobie wolną przestrzeń na czucie, miłość, prostotę i radość.


Czy robię w sobie miejsce na miłość, prostotę i radość, a może skupiam się na gromadzeniu informacji? Czy jestem wdzięczny, że mądrość duchowa polega na ich odejmowaniu?


Modlę się, abym zamiast gromadzenia informacji odkrywał w praktyce mądrość programu. Modlę się, abym pokonał najdłuższą drogę: z głowy do serca. Modlę się, abyś Ty we mnie zamieszkał, Boże, zamiast myślowych spekulacji.


Na dzisiaj: Rezygnuję z teoretycznych rozważań i gromadzenia informacji. W postawie: „wiem, że nic nie wiem na pewno”, żyjąc według sugestii AE, odkrywam miłość, prostotę i szczęście.













22 października


Kiedy serce płacze nad tym, co utraciło,

duch cieszy się z tego, co znalazł.

(aforyzm sufijski)



Opłakiwanie tego, co „tracimy” odstawiając erotomanię, nie jest użalaniem się. Rozstanie z nałogiem musi boleć, ale ten ból toruje drogę przyszłej radości. Gdy nasze serce z żalem gubi dawny haj i gratyfikacje, duch nasz z błogością znajduje życie przewyższające wszystko, co znaliśmy. Poznajemy, jak to jest objąć w posiadanie królestwo własnej duszy, niszczonej dotąd przez uzależnienie od seksu i miłości. Odnajdujemy bliską więź z sobą, z Bogiem i z innymi ludźmi. Przestajemy się bać stałego związku ani też nie musimy go mieć, by czuć się kimś spełnionym i wartościowym. Stajemy się ufni i wrażliwi, lecz nie naiwni. Znajdujemy pokorę. Uwalniamy się od egoizmu i ról ofiary lub prześladowcy. Dzięki naszym doświadczeniom stajemy się lekiem dla tych, którzy wciąż cierpią. Koimy dawne zranienia, zyskując zdolność trzeźwego współodczuwania. Odkrywamy, czym jest prawdziwa miłość, gdyż otwiera się w nas jej Boże źródło. Stajemy się błogosławieństwem dla siebie, innych i świata, a świadomość ta nie wbija nas z powrotem w pychę.


Czy, żegnając chorobę, cieszę się nowym, odkupionym życiem, a może próbuję jeszcze zatrzymać sobie jakieś jej gratyfikacje? Czy jestem wdzięczny za ból po tej stracie, który daje mi dziś tyle zysków i radości?


Modlę się, abym grzebiąc moją erotomanię nie wskakiwał za nią do grobu. Modlę się, abym z morza żalu za chorobą wyławiał dziś odkupione, nowe życie. Modlę się, abym miał odwagę tracić po kolei wszystko, co mnie oddziela od Ciebie, Boże.


Na dzisiaj: Choć moje serce płacze nad tym, co utraciło, mój duch cieszy się tym, co znajduje: nowym, odkupionym i trzeźwym życiem. Dzielę się tym prawdziwym, zdolnym do miłości, sobą.

20 stycznia


W sercu jest życie, dlatego w nim powinniśmy starać się żyć.

(Teofan Więzień)




Inteligencja pozwala wiele mówić o Bogu, ale to serce pozwala do Niego dotrzeć. Wszystkie nasze działania, jeśli mają służyć wzrostowi duchowemu, muszą mieć swoje „centrum dowodzenia” w trzeźwym sercu. Modlitwa, gdy tam dotrze, staje się drzwiami do zjednoczenia z Najwyższym. Dzięki AE sercem zanurzamy się w Bożej miłości, by ogarnęła nas swoim działaniem. Istota programu i nasze niesienia posłania także skupia się w sercu. Informacje na temat erotomanii mogą może opisać nam problem, ale to dopiero żywe doświadczenia innych anonimowych erotomanów wiodą nas do rozwiązania go przez duchowe przebudzenie. Intelekt bowiem stale ocenia i porównuje, rodząc podziały i labirynt dociekań. Tylko serce może wyczuć owo żywe poruszenie głębi, dzięki któremu utożsamiamy się na mityngach z innymi AE i odkrywamy własny problem. Identyfikacja bowiem rodzi się w słuchającym sercu, zaś my rodzimy się w nim na nowo dzięki identyfikacji.


Czy utożsamiam się z AE i żyję w sercu, a może dalej filtruję wszystko przez głowę? Czy staran się być wdzięczny za serce, które nieraz tak boleśnie daje mi znać, że naprawdę zdrowieję?


Modlę się, aby moje „centrum dowodzenia” opadło z głowy do serca. Modlę się, abym dzięki identyfikacji z innymi AE rodził się w moim sercu, a ono we mnie dzięki identyfikacji. Modlę się, abym poprzez serce napełniał me życie Twą miłością, Boże.


Na dzisiaj: Staram się żyć w moim sercu, które Bóg pomaga mi oczyszczać z erotomanii. W głębi serca utożsamiam się ze zdrowiejącymi AE i wspólnie z nimi dążę do celu.











22 lipca


Kiedy brak ci miłości, kochaj - a miłość będzie ci dana.

(św. Jan od Krzyża)




Miłość ma tę dziwną cechę, że przybywa jej nam gdy ją dajemy. Przychodząc do AE czuliśmy się puści, wypaleni i przegrani. Nie umiejący kochać i niegodni miłości. Wszystkie nasze starania, by znaleźć miłość obróciły się przecież przeciw nam. Seks stanowił jej marny, trujący ersatz. Doznawany haj i tęsknota, pożądania i odrzucenia, upokorzenia i tryumfy, miały dowieść, że jesteśmy kochani. Tymczasem maskowały one nasz prawdziwy stan ducha: pustkę, rozpacz, obsesję, brak odpowiedzialności oraz lęk przed bliskością i życiem. Tylko porzucając erotomanię i otwierając się przed innymi AE, mogliśmy otrzymać pierwsze dawki miłości „na rozruch". Od tej pory zawsze, gdy dajemy innym to, co mamy najcenniejszego - prawdę o sobie - znajdujemy miłość. A ilekroć słuchamy identyfikując się z mówiącym, dajemy miłość. Nasze doświadczenia leczą innych; doświadczenia innych leczą nas.


Czy, kiedy brak mi miłości, otwieram przed innymi swoje życie, a może wciąż wstydzę się siebie lub boję, że kogoś przytłoczę? Czy jestem wdzięczny za skarb, jakim mogę się dzisiaj dzielić: świadectwo mojego upadku w erotomanii i wybawienia w AE?


Modlę się, abym zawsze, gdy brak mi miłości, starał się dawać innym siebie. Modlę się, abym - dzieląc się swoim życiem - nie oczekiwał nic w zamian. Modlę się, abym okazywał innym taką miłość, jaką Ty mi okazujesz, Panie.


Na dzisiaj: Kocham nie wtedy, gdy zapewniam o tym, lecz gdy ofiarowuję innym siebie: swoją słabość, cierpienia, lęki, upadek - swoje odrodzenie i nadzieję. Tylko w ten sposób znajduję miłość.


21 stycznia


Tylko serce, które kocha, płacze.

Są rozmaite łzy, tak jak rozmaite są ludzkie miłości.

(św. Katarzyna ze Sieny)



Wraz z duchowym postępem zmieniają się nasze łzy. Dawniej latami nie płakaliśmy, a jeśli - to z bezsilności, użalania się, buntu lub zazdrości. Odrzuceni, zranieni czy poniżeni, roniliśmy może czasami trochę łez, ale nic nie zmieniały one w naszym życiu. Były to „suche” łzy: łzy śmierci. ... Pierwsze „mokre” łzy - łzy życia, poznawane zwykle na początku naszej drogi - spływały z naszych oczu dzięki identyfikacji: odnalezieniu siebie, swojego miejsca w AE i własnej tożsamości. Przypominało to płacz rodzącego się dziecka. Po nich, w odstawieniu, płynęły łzy żałoby po dawnych rozkoszach i haju, a dalej tłumione przez lata łzy bólu dzieciństwa: wyszlochiwaliśmy doznane rany i nadużycia. Poznawaliśmy też nagłe łkanie wzruszeń i szczęścia, kiedy naszego serca czule i tajemniczo dotykał Bóg. Płynęły także łzy nadziei, radości i współczucia - łzy naszej ludzkiej miłości do innych, która, w miarę zdrowienia, oczyszczała się stale, by w końcu obdarzyć nas ostatnimi łzami: łzami ognia. Dzięki nim spalał nas płomień Bożej miłości, która nas stworzyła.

Czy, zdrowiejąc, pozwalam mojemu sercu płakać kiedy chce, a może dalej trwam we wstydzie i zamrożeniu uczuć? Czy jestem wdzięczny za łzy życia, które rodzą we mnie duchowe klejnoty miłości?


Modlę się, abym otwierał się na łzy życia i nie wracał do łez śmierci. Modlę się, abym - gdy płaczę - oczyszczał się w Tobie, Boże. Modlę się, abyś Ty, Panie, przemieniał moje łzy w duchowe klejnoty, które noszę na znak wyzwolenia.


Na dzisiaj: Pozwalam sobie na strumienie łez, które mnie oczyszczają i rodzą w moim serceu miłość. Chcę czuć wszystko, co czuję i spalać się w płomieniu Bożej miłości.








23 lipca


Stając blisko ognia nie sposób nie przyjąć jego ciepła.

(Tauler)




Przyjmując program AE, stajemy blisko ognia miłości Boga. Najpierw kapitulujemy bezwarunkowo, wchodząc w abstynencję od erotomanii. W Kroku Drugim zaczynamy zbliżać się do Siły Wyższej, która może przywrócić nam zdrowe zmysły. Krok Trzeci to nasze oddanie się Sile Wyższej w całości. To jednorazowa i ostateczna decyzja - coś na miarę sakramentalnego „tak” jakie wypowiadamy zawierając małżeństwo. Nasza dusza bierze ślub z Bogiem, jednak zanim podejmiemy i wyrazimy tę decyzję, zanim zadeklarujemy się na zawsze, przechodzimy okres zbliżania i poznawania się z naszym Partnerem - czas zalotów, zaręczyn i narzeczeństwa. To piękny czas zakochania się w Bogu i cieszenia się Jego czułą wzajemnością. Nasza ufność rośnie, a widząc jak On jest nam wierny, postanawiamy sami dochować Mu wierności. Nasza poślubiona Mu dusza staje się zdolna działać z Nim ręka w rękę w procesie zdrowienia w AE i badać szanse na budowę podobnie trwałego partnerstwa z drugim człowiekiem.


Czy, kapitulując bezwarunkowo, zawieram najpierw małżeństwo z Bogiem, a może wciąż jestem nieufny i wolę działać sam? Czy jestem wdzięczny, że stając w AE koło ognia trzeźwości nie mogę nie przyjąć jego ciepła?


Modlę się, abym stając blisko innych trzeźwych AE, przejmował żar Twojej miłości, Boże. Modlę się, abym moja dusza wzięła ślub z Tobą, Panie. Modlę się, abym w ziemskim małżeństwie mógł być podobnie wierny, jak Ty mi jesteś, Najwyższy.


Na dzisiaj: Staję blisko ognia miłości Boga, a oddalam się od błędnych ogników erotomanii. Uczę się ufać Mu i kochać Go, by móc złączyć się z Nim w ostatecznym, duchowym małżeństwie.

22 kwietnia


Połowiczne rozwiązanie

w najlepszym razie działa tylko do połowy.

(anonim)



Z erotomanii nie da się zdrowieć połowicznie. Dowiodły tego nasze, tak typowe dla uzależnienia, próby, by wszelkimi drogami chronić nałóg zamiast siebie. Kombinując jak „poddać wieżę”, a „ocalić królową” i nie uznać przegranej, traciliśmy szansę na cud. Dzieląc erotomanię na „uzależnienie od seksu” i „uzależnienie od miłości”, liczyliśmy na przykład, że rezygnacja z czysto fizycznych kompulsji pozwoli nam zachować obsesyjny związek miłosny, lub też że uda się nam odwrotna roszada. Albo próbowaliśmy tylko połowicznej „abstynencji”, uważając, że i tak wyrzekamy się dość wiele. Jednak podobne kombinacje działały tylko na chwilę i do połowy, odcinając nas od przełomu, przebudzenia duchowego i prawdziwej wolności. Aby ocalić się z erotomanii, musieliśmy na zdrowych, do końca moralnych zasadach oprzeć i sferę naszego seksu, i sferę miłosnych relacji. Dopiero pełna kapitulacja scalała nasze schorowane wnętrza w zdrowiejącą całość.


Czy opieram sferę mojego seksu i uczuć na zdrowych, do końca moralnych zasadach, a może wciąż gram w szachy erotomanii? Czy jestem wdzięczny, że program nie zaprowadzi mnie dalej, niż sięga na dziś moje pojmowanie trzeźwości?


Modlę się, abym chronił siebie, a nie nałóg. Modlę się, aby moje seksualne i miłosne granice wynikały z duchowych praw co kierują światem. Modlę się, abyś Ty, o Panie, pomagał mi odbudować moją integralność - moralność i prawość charakteru.


Na dzisiaj: Przestaję grać w szachy z erotomanią. Nie czekam na kolejnego mata i schodzę z pola walki pokonany, lecz wreszcie wolny. Ocalam i chronię siebie, a nie resztki nałogu.










23 października


Strata - to po prostu nie rozpoznany zysk.

(aforyzm sufijski)




Ponieważ w erotomanii stawaliśmy się przyczyną własnego zatracenia, chcąc zdrowieć musieliśmy ją porzucić - musieliśmy, w pewnym sensie, utracić samego siebie. Żal po tej stracie był nieraz tak rozdzierający, jak żal za odchodzącym życiem. I chociaż w ten sposób rodziliśmy się do nowego, nie znanego nam wcześniej duchowo-ziemskiego bytu, czuliśmy się jak na własnym pogrzebie. Składaliśmy do trumny naszą najwierniejszą kochankę: erotomanię. Grzebaliśmy też komfort jej uprawiania. Na początku ból odstawienia i żal po nałogu przesłaniał nam rozmiary tego zysku. Tymczasem dzięki tej stracie zjawiało się w nas miejsce na nas samych. Pozbyliśmy się „kukułki” z własnego gniazda i choć zrazu było ono przeraźliwie puste, tworzyło teraz miejsce, w którym mogliśmy się na nowo wychować do odpowiedzialnego, dojrzałego i trzeźwego życia. Wielu z nas dojrzewało w rezultacie do stałego, zawierzonego Bogu, związku: do małżeństwa.


Czy, składając do grobu moją erotomanię, składam się w ręce AE, by troszczyła się o mnie Siła Wyższa, a może nie chcę się rozstać do końca z nałogiem? Czy jestem wdzięczny, że na tej drodze każda strata to dla mnie nie rozpoznany zysk?


Modlę się, abym tracąc moje uzależnienia, odzyskiwał siebie. Modlę się, aby żal po dawnym życiu nie przesłaniał mi korzyści z odstawienia. Modlę się, abyś Ty, mój Boże, wychowywał mnie od nowa jak pisklę w gnieździe AE.


Na dzisiaj: Strata erotomanii to mój pierwszy zysk. Pozwalam, by rozstanie z chorobą zapoczątkowało ciąg dalszych „strat” w moim życiu: wszystkich wad i pożądań, które oddzielają mnie od Siły Wyższej.


23 kwietnia


Prędzej wielbłąd przejdzie przez ucho igielne,

niż bogacz wejdzie do królestwa niebieskiego.

(Jezus z Nazaretu)



Program AE to dla nas przysłowiowe ucho igielne, przez które przechodzimy do życia w wolności. Zrzucamy nie tylko garby uzależnień, ale i siebie samego w całości. Odpada egoizm i bezwzględność, a zjawia się empatia i poszanowanie dla granic. Odpada przekonanie o naszej wyjątkowości, niezniszczalności i niewidzialności - „władca świata” ustępuje w nas miejsca poczuciu słabości, zwykłości i ludzkich ograniczeń. W miejsce fantazji jasno wkracza rzeczywistość. Znika pokrętne myślenie, skłonność do manipulacji i zawiść, a wkracza prawość, uczciwość i otwartość. Znika pycha i poczucie bezwartościowości. Ustępuje chroniczny wstyd i obwinianie. Ustępuje perfekcjonizm i krytykanctwo. Zjawia się łagodność, akceptacja i tolerancja. Chęć zmieniania innych kieruje się na zmienianie siebie samego. Zdrady ustępują miejsca stałości, a samowola - poddaniu się woli Bożej. Poprzez Kroki 4, 5, 6 ,7 i 10 ogołacamy siebie do końca, a miejsce wszystkiego, co tracimy, zajmuje w nas nowy, odrodzony w łasce Bożej, człowiek.


Czy pozbywam się wszystkich moich uzależnionych zachowań i wad, a może zostawiam sobie jeszcze jakąś powrotną furtkę? Czy jestem wdzięczny za „ucho igielne” programu AE, przez które nie zmieści się nic nieprawego?


Modlę się, abym nie bał się przejść do życia w wolności. Modlę się, aby moje wady i nieprawości ustąpiły miejsca Twoim darom, Boże. Modlę się, abym stał się taki, jak Ty chcesz, mój Panie.


Na dzisiaj: Stosując kroki 4, 5, 6, 7 i 10 przechodzę przez „ucho igielne” programu AE do życia w wolności i miłości. Zrzucam nie tylko garby uzależnień, ale i siebie samego w całości. Ufff, jakaż to ulga...










24 października


Zgodzić się na pustkę w sobie, to już sprawa nadprzyrodzona.

(Simone Weil)



Zgodzić się na pustkę w sobie, to chyba najtrudniejszy akt człowieczy. Przez całe uzależnione życie chcieliśmy zbiec przed naszą pustką - zapchać ją seksem, zauroczeniem, wypełnić drugą osobą, udekorować fantazjami. Dopiero widmo katastrofy, do której zmierzaliśmy żyjąc w ten sposób, dało nam bodziec do odstawienia. Mimo to często jednak targowaliśmy się, odrzucając mądrości i sugestie AE. „Jak to! Mam oddać WSZYSTKO?! Rozstać się z nim lub nią? To co ze mnie zostanie! I po co wtedy w ogóle żyć!” Dalej chcieliśmy sami decydować o sobie i tylko nowe ciosy erotomanii zmuszały nas do kapitulacji bez zastrzeżeń i zgody na duchowe doświadczenie pustki. Godząc się na nią, obojętne z jakich powodów, zgadzaliśmy się, świadomie lub nie, wpuścić w swoje wnętrze Siłę Wyższą (tak jak Ją pojmowaliśmy) aby je wypełniała, scalała i leczyła. Przygarniając własną pustkę odkrywaliśmy w niej cudowne działanie miłości Boga.


Czy, godząc się na przeżywanie mojej pustki, wpuszczam w nią leczącą miłość Boga, a może dalej sam chcę siebie napełniać? Czy jestem wdzięczny AE za bezkompromisową opcję zamiany: wszystko za wszystko?


Modlę się, abym bez zastrzeżeń opróżniał się ze wszystkiego, co nie jest Tobą, Panie. Modlę się, aby pustka po erotomanii ponaglała mnie w drodze. Modlę się, abym znajdował w niej cudowne działanie Twojej miłości, Boże.


Na dzisiaj: Przestaję się targować i stawiać swoje warunki. Bez zastrzeżeń opróżniam się ze wszystkiego, co mnie oddziela od Boga. Wpuszczam w zwolnioną we mnie przestrzeń Jego leczącą miłość.

22 stycznia


Wyzwolenie w sobie miłości do rzeczywistego siebie

jest prawdziwym aktem odwagi.

(James Wilkes)



Kiedy doświadczam mojej słabości, wstydu i wad, a mimo to dalej akceptuję i kocham siebie, mogę też akceptację i miłość ofiarować otaczającym mnie ludziom, którzy tak samo jak ja są niedoskonali. Jeśli nie zaakceptuję i nie pokocham rzeczywistego siebie - a co za tym idzie innych niedoskonałych osób - będę bardzo samotny w świecie, gdyż jest to jedyny rodzaj ludzi, jaki istnieje. Czyż byłoby dla mnie rozwiązaniem zamienić wstyd i izolację czynnego erotomana na samotność człowieka, który odrzuca siebie i innych ze względu na wygórowane oczekiwania? Ta druga samotność prędzej czy później pchnęłaby mnie z powrotem w pierwszą. Żeby tak się nie stało, muszę odważać się czuć stale moją słabość i podatność na zranienia - pokochać fakt, że nie jestem idealny. W ten sposób AE uwalnia mnie od lęków, wstydu i poczucia winy. Ryzykując odsłanianie się - przed sobą, innymi i Bogiem - buduję oparte na miłości trwałe i leczące więzi.


Czy przestaję żądać od siebie doskonałości i budzę miłość do tej słabej osoby, jaką w istocie jestem, a może nadal boję się prawdziwego siebie? Czy jestem wdzięczny, że nałóg zmusza mnie do tej odwagi na każdym kroku?


Modlę się, abym czuł miłość do tej słabej osoby, jaką jestem w rzeczywistości. Modlę się, abym miał odwagę tracić złudzenia, a zyskiwać siebie. Modlę się, abym akceptował i kochał innych ludzi, którzy tak samo jak ja są nie doskonali.


Na dzisiaj: Rzeczywisty człowiek ożywa wtedy, gdy umiera człowiek iluzoryczny. Chcę tracić złudzenia na mój temat i na temat innych ludzi, bo tylko to pozwala mi kochać i mieć trwałe więzi.










24 lipca


Nieporównanie więcej jest wstać i wynagrodzić uczynione zło, niż zostać zbawionym bez żadnego swojego udziału.

(Raissa Maritain)



Żeby móc dźwignąć się z upadku, do jakiego przywiodła nas erotomania, musimy działać i ponosić wyrzeczenia. Mamy godzić się i przeżywać na swoje cierpienia, kładąc je - przed Bogiem i przed sobą nawzajem - jako ofiarę. Poprzez dzielenie się na mityngach, rezygnację z własnych pomysłów i samowoli, oraz pracę nad Krokami składamy swoje życie w ręce Siły Wyższej. Na tym bowiem polega odkupienie, że zgadzamy się współpracować z Bożą łaską. „Bilet wstępu” do AE kosztował nas bardzo wiele, a i trzeźwość seksualna nie przyszła do nas za darmo. Każdego dnia płacimy za nią bólami odstawienia, omijaniem pokus i godzeniem się na swoją sytuację. Przeżywamy własną pustkę, usuwamy wady charakteru, prowadzimy obrachunek moralny, koimy dawne zranienia, zadośćuczyniamy skrzywdzonym przez nas ludziom, modlimy się i wytrwale niesiemy posłanie. Im więcej ofiarowujemy za swoje zdrowienie, tym głębiej nas ono obejmuje. Im większy jest w nim nasz czynny udział, tym żywsza nasza wiara, radość i wdzięczność.


Czy naprawiam wyrządzone zło i godzę się ponosić ofiary, a może czekam na wybawienie bez żadnego mojego udziału? Czy jestem wdzięczny AE za owo "zajęcie do końca życia"?


Modlę się, abym wspólnie pracował nad ocaleniem z erotomanii. Modlę się, abym pamiętał, że bez mojego wysiłku Ty, Boże, nic dla mnie nie możesz uczynić. Modlę się, abym moje wyrzeczenia i trudy ofiarowywał Tobie, Panie - za siebie i za innych.


Na dzisiaj: Podejmuję trudy i ofiary programu AE, jakich ode mnie wymaga naprawa wyrządzonego zła. Powstając z upadku, dzielę się moim udziałem w Bożym dziele ocalenia z erotomanii.


23 stycznia


Cierpię... Ale czy cierpię dobrze?

(św. Teresa z Lisieux)




Uzdrowienie dotyczy czasu przeszłego i chwilę dawnego bólu przemienia w chwilę łaski. Rany będące przyczyną wielkich cierpień stają się w rękach Boga błogosławieństwem. Uleczone, obdarzają nas mocą leczenia podobnych ran u innych - zmieniają nas w terapeutyczne narzędzie Siły Wyższej. By tak się stało, musieliśmy najpierw, po przejściu odstawienia, przeżyć wszystkie tragedie, jakie stały się naszym udziałem i jakie sami spowodowaliśmy. Dzięki AE poznawaliśmy dobre cierpienie, które uwalniało nas spod władzy bólu, choć nie zwalniało z jego odczuwania. Kontrastowało ono z dawnym, narastającym złym cierpieniem z czynnej erotomanii - z bólem znieczulania się seksualno-uczuciowym hajem lub anoreksją. ... Cierpiąc dobrze, nie miotamy się w buncie, lęku i złorzeczeniach; przyjmujemy nasz stan z wdzięcznością, trwamy w nim i mimo niego. Mamy w nim pokój ducha i zgodę na to oczyszczenie. Ból przestaje ranić, rodząc przebaczenie, radość i miłość.


Czy, cierpiąc, godzę się na cierpienie - przeżywam je w obecności, współczuciu i zrozumieniu innych AE, a może wciąż wybieram sztuczne emocje i haj? Czy jestem wdzięczny za całą odzyskaną paletę uczuć - jednakowo za każde z nich?


Modlę się, abym, jeśli mam cierpieć, cierpiał rodząc się na nowo. Modlę się, abym, przyjmując i tuląc ból przemiany, koił te rany Twoją miłością, Boże. Modlę się, abym dzielił się moim uzdrowieniem z innymi, podobnie poranionymi ludzi.


Na dzisiaj: Przyjmuję i godzę się na moje cierpienie, zamiast, jak dawniej, przed nim uciekać. Chcę być terapeutycznym narzędziem Boga dla ludzi, których spotykam na mojej drodze.









25 lipca


Nie ma większej miłości niż ta,

gdy kto życie swoje kładzie za drugiego człowieka.

(Jezus z Nazaretu)



Cóż dobrego mogliśmy dać innym, gdy obracaliśmy się w czynnej erotomanii? Nienasycenie, wykorzystanie, żądzę, ckliwe scenariusze, tandetne złudzenia... Rany, zdrady, kłamstwa, ucieczki, odrzucenie, zaborczość... Seks i uczucia działały jak dawki narkotyku, zostawiając jedynie kaca i głód. Jaka bowiem może być wartość samego orgazmu, haju czy uczuciowego odlotu? Jak szybko mija to upojenie i ile kosztują wysiłki, by ono ciągle trwało? Jak bardzo wyniszcza niepewność i ryzyko? Z chwilą, kiedy przestaliśmy "zażywać" erotykę, ludzi, fantazje i siebie - wydawało się nam, że nic już nas nie czeka i nic nie mamy, by dać. Jednak AE pozwala nam dać innym cierpiącym na erotomanię to, czego nikt poza nami nie potrafi: nasze osobiste doświadczenia. To jest jedyne lekarstwo zdolne powstrzymać tę chorobę. Cóż jest cenniejsze od ratowania czyjegoś życia własnym? Cóż innego może dać nam szczęście i odrodzenie prawdziwe?


Czy szukam wartości, które są prawe i nie mijają, a może wciąż gonię za seksem, uczuciami i "hajem"? Czy - dzieląc się sobą - kładę moje życie za innych AE i dziękuję im za ocalenie?


Modlę się, abym odróżniał namiętność od miłości. Modlę się, abym - otwierając się - kładł na mityngach moje życie innych. Modlę się, abym był w AE jeszcze jedną lampą rozświetlającą mrok.


Na dzisiaj: Najlepszy test na wartość czegoś to sprawdzenie, czy wzrasta ona, gdy to coś ofiaruję. Miłość, nadzieja i wiara wzrastają, gdy dzielę się z innymi AE. Gdzież znajdę prawdziwsze życie?

24 kwietnia


Kto wiatr sieje, burzę zbiera.

(przysłowie ludowe)




Unikaj błędu jakim jest czekanie na kłopoty. Przewidywanie kłopotów - bez rzeczywistego uzasadnienia - ściąga je niczym piorunochron i jest formą karania siebie. To zła, samospełniająca się przepowiednia. Ma ona źródło w lękach i braku zaufania do Boga: podejrzewa Go o złośliwość, prześladowania lub obojętność. Przesuwa nas z bycia „tu i teraz” w przyszłość, gdzie je umieszczamy, i w przeszłość, skąd je wywlekamy jako dowód, że znowu nadejdą. Zapewnia jednak pewien „zysk”: pozostając w swojej roli ofiary i kogoś złego, nie musimy nic w sobie zmieniać i być odpowiedzialni za siebie. ... Gdy jednak wytrwale żyjemy „tu i teraz” układając sobie zawsze rozsądny plan dnia; gdy zmieniamy swoje wyobrażenia Boga tak, by móc widzieć w Nim Przyjaciela; gdy dość już mamy bycia piorunochronem ściągającym gromy; gdy co dzień dzwonimy do kogoś, kto też jest w duchowej potrzebie i dzielimy się sobą - rozwiewają się nasze lęki o przyszłość, jakimi uzależnienie chce nas sparaliżować.


Czy, żyjąc w teraźniejszości, poddaję się miłującemu Bogu, lub może nakręcam w głowie spiralę przewidywania kłopotów? Czy jestem wdzięczny, że myśli mają moc przyciągania pokrewnych im zdarzeń?


Modlę się, abym wychodził z roli ofiary i oczekiwał na rzeczy dobre. Modlę się, abym żył „tu i teraz”, a nie wśród urojonych strachów przyszłości. Modlę się, gdyż Tobie, Boże, mam Przyjaciela, który nie rzuca gromów, a obsypuje łaskami.


Na dzisiaj: Kiedy się martwię, staję się martwy za życia. Nie ma takiej sytuacji, w której Bóg by mnie opuścił i z której nie byłoby wyjścia. Zwracam się do Niego, by mi je wskazał.









25 października


Miarą ludzkiej doskonałości jest uświadamianie sobie

swej ludzkiej niedoskonałości.

(św. Augustyn z Hippony)



Trudno nam uprzytomnić sobie własne braki, bo to obliguje do zmieniania siebie. Łatwiej eksponować zalety, bo wtedy wygląda, że „to inni mają problem”. Osią naszej niedoskonałości jest uporczywie powracające przekonanie, że to ludzie powinni się zmienić, nie my. Skoro jednak mamy potrzebę doskonałości, powinniśmy mieć i odwagę być niedoskonali. ... Nam, erotomanom z AE, oczy otwierał dopiero kryzys i bankructwo wywołane tą chorobą: leżeliśmy powaleni na łopatki. Lecz gdy tylko szok mijał, próbowaliśmy szybko zerwać się na nogi, otrzepać się i pokazać, że „nic się nie stało” i dalej już sobie poradzimy. Wtedy znów przewracał nas nałóg. Nie mieliśmy bowiem podnosić się ani szybko, ani sami - miał nas podnosić Bóg. Dopóki pamiętamy, że nie wstaniemy o własnych siłach, możemy doskonalić się Jego łaskami. Jeśli jednak znów zaczynamy polegać na samym sobie, tracimy je. Program AE to regularne zanurzanie naszej niedoskonałości w doskonałym miłosierdziu Boga.


Czy cierpliwie pozwalam, by podnosił mnie Bóg, jakkolwiek Go pojmuję, a może zrywam się szybko na nogi i znów upadam? Czy jestem wdzięczny, że mogę się doskonalić tylko jeśli przyznaję, że sam sobie nie poradzę?


Modlę się, abym stale pamiętał, że to ja mam się zmienić, nie inni. Modlę się, abym uświadamiał sobie własne wady i braki. Modlę się, abym zanurzał je w Twoim doskonałym miłosierdziu, mój Panie.


Na dzisiaj: Im lepiej widzę swoje wady, tym bardziej mogę się doskonalić miłością Boga. Ilekroć mówię: „ja nie mam problemu” - odcinam się od niej. Poprzez AE zanurzam moje braki w Bożej pełni.


25 kwietnia


Gdy w ciemnych barwach życia trudno rozpoznać światło,

wtedy tym bardziej wplata się ono w nasz rozwój.

(Gerhard Reidl)



Co zrobić, jeśli nasze życie maluje się w ciemnych przygnębia-jących barwach? Gdy wokół zda się wyziera przemoc, nadużycia, oszustwa, wrogość i ból? Jak wtedy wyrzec się seksualnego haju i miłosnych iluzji erotomanii? Bez nich jeszcze straszniej maluje się nasza sytuacja. Choroba bowiem, broniąc się, robi wszystko, by nałożyć nam na oczy filtr czarnowidztwa, depresji, lęku, wstydu i braku poczucia wartości. Stara się ona zgasić każdy promyk radości i nadziei - przekonać nas, że bez niej nie damy rady żyć. W samotności łatwo na to pozwalamy, zważywszy na nasze dawne, uzależnione życie i uwiązanie do dramatów. Jednak AE daje nam nitkę, po której trafiamy do kłębka z nadzieją, miłością i wiarą. Światło to jest w nas tym bardziej czynne, im beznadziejniej maluje się nasza sytuacja. Pokazuje nam ono, jak przez dzielenie się we Wspólnocie, wzajemność, zrozumienie, troskę i wsparcie - możemy rozproszyć najczarniejszy mrok i mgłę pokus.


Czy, po nitce AE, trafiam do kłębka z nadzieją, miłością i wiarą, a może dalej mam na oczach filtr czarnowidztwa? Czy jestem wdzięczny, że dzisiaj tylko ode mnie zależy przez jakie „okulary” patrzę na świat i siebie?


Modlę się, abym zgubił mój pesymizm i uwiązanie do dramatów. Modlę się, abym patrzył na świat przez „okulary” nadziei, jaką daje mi AE. Modlę się, abym dzieląc się nią, otwierał się na pogodę ducha, którą mi dajesz, Boże.


Na dzisiaj: Jeśli dzisiejszy dzień nie daje mi nadziei, pozwalam mu stać się obietnicą dnia jutrzejszego. Dzieląc się z innymi moim przygnębieniem, znajduję wsparcie, wiarę i pogodę ducha.










26 października


Prawdziwa modlitwa płynie z otchłani naszych braków,

a nie z blasku naszych cnót.

(Anselm Grun)



Biedak, co od wielu dni nic nie jadł i w obdartej odzieży zjawia się przed królem, czy musi jeszcze mówić, czego mu potrzeba? ... Dzięki świadomości własnego bankructwa i zwracaniu się po pomoc do AE nasza modlitwa staje się krzykiem głodnego: „nasyć mnie i odziej, o Panie!” Im bardziej czujemy się pogrążeni i niedoskonali, tym bardziej pragniemy ratunku. Zdrowi bowiem nie potrzebują lekarza, nieskazitelni wydoskonalenia, silni wsparcia, a wolni wyzwolenia. Wtedy Bóg ani nie ma powodu do interwencji, ani też szczeliny, by przeniknąć lśniącą zbroję naszych „cnót”. Dopiero upadek, rozpacz i przyznanie się do bezsilności otwiera Mu drogę i czyni nas zdolnymi nas do prawdziwej modlitwy. Dopiero wtedy płynie ona z otchłani naszych braków: ja nie mogę; Ty możesz; pomóż mi, o Panie, proszę! Dzięki tej postawie możemy dzisiaj mówić: „przeżyłem i odrodziłem się tylko poprzez Bożą łaskę. Potrzebuję jej stale, jak powietrza.”


Czy wołam o ratunek z otchłani moich braków, a może, gdy tylko moja sytuacja nieco się poprawi, powlekam się polichromią cnót? Czy jestem wdzięczny, że jako człowiek bardzo chory, bardzo potrzebuję Lekarza i wiem Go znaleźć?


Modlę się, abym nie opancerzał się lśniącą zbroją „cnót”. Modlę się, abym pamiętając mój upadek wołał o pomoc z otchłani własnych braków. Modlę się, abym był krzykiem głodnego: „nasyć mnie i odziej, o Panie!”


Na dzisiaj: Zdrowi nie potrzebują lekarza. Widzę jak bardzo chory jestem z powodu erotomanii i jak bardzo potrzebuję ratunku. Pilnuję na każdym kroku, bym nie powlekał się polichromią „cnót”.

24 stycznia


Nie ma bólu bardziej śmiertelnego niż staranie, by być sobą.

(Jewgienij Winokurow)




Odstawienie erotomanii to dla nas niepowtarzalny i bezcenny dar: to odstawienie dotychczasowego siebie. Niesie ono ból porównywalny jedynie z umieraniem. Odkrywając w ten sposób nasze najgłębsze „ja”, które od dawna usiłowało wypłynąć na powierzchnię, rodzimy się w AE do wyzwolonego i przebudzonego życia. Unikaliśmy tego bólu bardzo długo, starając się zagłuszyć go seksualno-uczuciowym hajem i innymi kompulsjami, ale nigdy nam się nie udawało zgubić go ostatecznie. Żyliśmy uciekając w dół, jakby goniła nas jakaś potężna lawina. Dziś, aby ocaleć i odzyskać pełnię, odważamy się spotkać i przyjąć prawdziwego siebie. Chwytamy linę AE, pozwalając goniącej lawinie przetoczyć się przez nas. Zakotwiczając się we Wspólnocie, trwamy i żyjemy w abstynencji i w naszym nowo narodzonym, tak podatnym na zranienie „ja”. Nie ma bólu bardziej śmiertelnego niż to staranie, by być prawdziwym sobą. Ale też nie ma większej nagrody.


Czy odstawiam dawną tożsamość i rodzę się na nowo, a może, by odsunąć cierpienie, nadal uciekam przed prawdą o mnie? Czy jestem wdzięczny - sobie, AE i Bogu - za ból przemiany, która najbardziej wynagradza?


Modlę się, aby męki odstawienia przyniosły mi dobre owoce. Modlę się, abym miał odwagę poznać i przyjąć prawdziwego siebie. Modlę się, abym - zakotwiczony w AE i w Tobie, Boże - mógł przetrwać każdą lawinę, która chce mnie porwać.


Na dzisiaj: Godzę się odstawić dotychczasowego siebie: oddać moje erotomańskie gratyfikacje, złudzenia, wady i całą dawną tożsamość. Przyjmuję w AE największą nagrodę: moje prawdziwe i trzeźwe „ja”.









26 lipca


Zadaniem człowieka nie jest pogoń za miłością,

lecz usuwanie wszelkich barier,

które w sobie przeciw niej zbudował.

(Kurs cudów)


Żądza nie jest miłością, mimo że ciągle jest z nią mylona. Żądza spala i daje nienasycenie, miłość - buduje i zaspokaja. Żądza, w ciągłej pogoni za gratyfikacją i stale szukając więcej, wychodzi na zewnątrz - opuszcza swój „dom”. Miłość przeciwnie, zawsze w nim pozostaje, jest wewnątrz i spoczywa w głębi. Żądza przypomina gaszenie pożaru ogniem, miłość jest słodką wodą, która koi każdą tęsknotę Erotomania, choć obiecywała miłość, była w istocie największą barierą przeciw niej. ... Przychodząc do AE trafiamy do „domu”. Kończy się nasza pogoń za seksem i uczuciami. Zamiast tego, trzymając się razem i wspierając się wzajemnie, zawierzamy się Sile Wyższej. Chodząc na mityngi, dzieląc się sobą i słuchając, bezwiednie trwamy w miłości, a blokujące ją w nas bariery żądz, poczucia niegodności i lęków, jakie przeciw niej wznieśliśmy, topnieją. Gaśnie nasz głód i nieufność wodec dobra, a ostateczna zgoda na siebie pozwalała nam wziąć to szczęście do rąk.


Czy zamieszkuję samego siebie - przebywam w swoim „domu”, a nie w cudzym - lub może wciąż zamieszkują mnie moje bariery? Czy jestem wdzięczny, że AE nakłada na mnie odpowiedzialność za demontaż moich blokad?


Modlę się, abym nie mylił ukojenia z upojeniem, raju z hajem. Modlę się, abym znajdował miłość w sobie, a nie szukał jej na zewnątrz. Modlę się, abym nie gonił za tzw. szczęściem, lecz na każdym kroku napełniał się Tobą, Boże.


Na dzisiaj: Usuwam z siebie wszystkie bariery, jakie odgradzają mnie od Bożej miłości. Otwieram się na jej leczące działanie. Cóż może być dla mnie większą przygodą i szczęściem?


25 stycznia


Spotkanie z Bogiem, zanim stanie się przyjemne,

musi przejść przez fazę „chrurgiczną”.

(Anthony de Mello)



Kiedy rzeczywiście zbliżamy się do Boga, nie tylko modlitwa staje się wymagającą praktyką. Spotkanie z Nim - spotkanie z Prawdą - uruchamia wszystkie nasze racjonalizacje i mechanizmy obronne. Zaczynamy widzieć siebie takimi, jakimi w istocie jesteśmy, a to nam się wcale nie podoba. Nic nie boli i nie przeraża nas tak, jak pozbywanie się złudzeń. Jest to swoiste umieranie dla samego siebie, by na nowo narodzić się w Bogu. W AE musimy zaufać Bożemu skalpelowi - uwierzyć, że przeżyjemy tę operację i uzyskamy przemienioną postać, o której nie wiemy z góry, czy nam się spodoba i czy komukolwiek w tym nowym wcieleniu będziemy mogli się pokazać. Zaufanie „chirurgicznej” fazie leczenia ułatwiają nam świadectwa tych erotomanów, którzy osobiście poddali się operacji usunięcia erotomanii za pomocą programu AE. W końcu sami odważamy się na to ryzyko, a nasze spotkanie z Bogiem wchodzi w fazę kojącą i pełną czułości.


Czy pozwalam Bogu, by skalpelem programu AE usuwał moją erotomanię i wady, a może wciąż się bronię przed „chirurgiczną” fazą leczenia? Czy jestem wdzięczny za doświadczenia innych AE, które pomagają mi ufać?


Modlę się, abym zaufał skuteczności AE. Modlę się, abym miał odwagę przejść każdy „chirurgiczny” etap zdrowienia. Modlę się, aby skalpel programu wprowadzał mnie w kojącą i czułą fazę kontaktu z Tobą, mój Boże.


Na dzisiaj: Godzę się na każdy „chirurgiczny” etap zdrowienia, cokolwiek by dla mnie oznaczał. Tracąc złudzenia na temat mojej osoby, odważam się zaufać Bogu i skuteczności programu AE.










27 lipca


Nie jest łatwo znaleźć szczęście w sobie,

ale nie można go znaleźć gdzie indziej.

(Agnes Repplier)



W czynnej erotomanii nasze żądze i tęsknoty kazały nam gonić za seksem, miłością i upragnionym szczęściem. Jednak choć wydawało się ono tuż, tuż, ciągle pozostawało nieosiągalne, poza nami. A jeśli czasem szczęście istotnie się do nas zbliżało - torpedowaliśmy je wstydząc się, że nie jesteśmy go warci i godni. Stawały mu na drodze negatywne uczucia, jakimi odgradzaliśmy się od świata i od własnej, duchowej, wzniosłej i podatnej na zranienie natury. Pragnąc szczęścia niszczyliśmy szanse na nie. Głuszenie tego konfliktu uzależnionymi zachowaniami przynosiło nam nowe porcje poczucia winy, inności i wstydu. Grzęznąc w negatywnym myśleniu, użalaliśmy się nad sobą, zazdrościliśmy innym i baliśmy się, że odkryją prawdę o nas. Od kiedy jednak dopadła nas kapitulacja i program AE, wytrwale demontujemy bariery, jakie nasza choroba stawia prawdziwej miłości. Każdego dnia wspólnie docieramy do swojego wnętrza, szczęście zjawia się samo, gdyż zawsze tam się kryło.


Czy, docieram do mojego prawdziwego wnętrza zamiast szukać szczęścia na zewnątrz, a może boję się jeszcze zajrzeć na dno swojej duszy? Czy jestem wdzięczny, że przerwanie pogoni i erotomańskiego transu zwraca mi moje prawdziwe "ja"?


Modlę się, abym wszystkiego szukał w moim wnętrzu. Modlę się, abym odwracał mój negatywizm nie bał się być szczęśliwy. Modlę się, abym demontował wewnętrzne bariery, jakie wzniosłem przeciw Twej miłości, Boże.


Na dzisiaj: Przestaję gonić i polować na szczęście poza mną. Zatrzymuję się i - demontując wewnętrzne bariery - znajduję swoje prawdziwe „ja”. Nie brak mi niczego, abym już teraz mógł być szczęśliwy.

26 kwietnia


Niepokojące jest nie tyle nasze utrapienie,

ile nasze przywiązanie do niego.

(Jalal ud-din Rumi)



Jeśli identyfikujemy się ze swoim cierpieniem, więzi nas ono, a to jest główną trudnością w rozwoju. Dlatego w chwilach utrapień staramy się złapać dystans do nich poprzez tzw. dys-identyfikację. W AE jesteśmy dla siebie nawzajem lustrem, w którym oglądamy i porządkujemy wszystko, co nam się przydarzyło i przydarza. W ten sposób przestajemy być trumną dla emocji, zranień i bólu, w której chcieliśmy to pochować. Nie wyrzucamy cierpień ani ich nie ignorujemy. Stoimy obok. Traktując je jak heroldów z wiadomością słuchamy, co mówią. Stają się one naszym wielkim nauczycielem. Dzisiaj każdy ból kieruje nas ku zdrowieniu. Potem musi odpaść. Dzięki temu, że nie wiążemy się z naszymi utrapieniami, słyszymy dobrą nowinę, którą nam obwieszczają. Utrapienie mówi zawsze: „cierpliwości; oto idą za mną radość, miłość i szczęście; otwórz swe bramy i szykuj im miejsce”.


Czy przyjmuję utrapienia jak kurierów z wiadomością, a może - wiążąc się z nimi - nie słyszę, co mi obwieszczają? Czy jestem wdzięczny, że cierpienia są dziś moim wielkim nauczycielem?


Modlę się, abym nie przywiązywał się do moich cierpień. Modlę się, abym, stając obok, słuchał, co chcą mi powiedzieć. Modlę się, abym przyjmował utrapienia jak heroldów, którzy obwieszczają Twoje łaski, Boże.


Na dzisiaj: Nie dbam o cierpienia doznawane w zdrowieniu, lecz o to, by samemu nie stać się nimi. Stając obok, słucham, co mi obwieszczają i uczę się, że przez nie Bóg zapowiada swoje łaski.












27 października


Pokora nie polega na ukrywaniu cnót,

lecz na rozpoznaniu wszystkiego,

czego nam jeszcze do cnoty brakuje.

(Lacordaire)


Jedną z miar doskonałości jest uświadamianie sobie naszej ludzkiej niedoskonałości. Działający poprzez mityngi program to metoda docierania do prawdziwego siebie. Pracujemy w AE zasadzie kopalni odkrywkowej: by się dostać do właściwych złóż - do jądra naszego charakteru i osobowości - musieliśmy najpierw zdjąć warstwy czynnej erotomanii i innych uzależnień. Wtedy okazywało się, że większość naszych intencji i deklarowanych wartości nie ma pokrycia i musieliśmy korygować swój wizerunek. Dzisiaj staramy się rozpoznać wszystko, czego nam jeszcze do cnoty brakuje i pracując nad tymi brakami, uzyskujemy pokorę: zdolność życia w prawdzie o sobie. Dzięki niej wydobywamy z popiołów niechlubnej przeszłości nasz zagubiony diament, który w warsztatach AE zostaje oszlifowany wolą, miłością i mistrzostwem Boga. Pozwalamy dziś Bogu czynić z nas pokorne klejnoty w Jego koronie.


Czy, zdejmując warstwy uzależnień, odkrywam moje prawdziwe „ja”, a może uważam za pokorę ukrywanie cnót? Czy jestem wdzięczny AE za utratę złudzeń, co pozwala mi odkryć mój nie oszlifowany diament?


Modlę się, abym - zdejmując warstwy nałogów - odkrywał moje prawdziwe „ja”. Modlę się, abym - tracąc złudzenia - znajdował w sobie diament pokory. Modlę się, abyś Ty, mój Panie, szlifował mnie dzisiaj w warsztatach AE.


Na dzisiaj: Z warstwami nałogów zdejmuję z siebie skamieliny złudzeń. Odkrywając całą moją niedoskonałość, znajduję na dnie duszy pokorę. Proszę w niej, by Bóg szlifował mnie w warsztatach AE.


27 kwietnia


Oto niezawodny sposób znajdowania energii i radości:

pilnować, aby się karać.

(anonim)



Martwić się to stawać się martwym za życia. To podświadma forma kary. Tymczasem właśnie teraz, gdy - trzeźwiejąc w pełni - w pełni oddajemy naszą wolę i życie opiece Boga, już nie musimy się martwić. Nieraz jednak bezwiednie reagujemy na każdy postęp w zdrowieniu prokurowaniem sobie porażek. Jesteśmy podatni na nie zwłaszcza w fazie uwalniania się od koszmarów dzieciństwa. Próbujemy odstraszyć się nimi od każdego bolesnego procesu. Musimy więc być czujni i - na przekór wewnętrznemu oporowi przed przemianą - pilnować, żeby niczym się nie więcej karać. Ileż radości, energii i pogody ducha daje nam ponawiana codziennie decyzja, by unikać wszelkiej autodestrukcji! Dzisiaj nie gnębimy się więcej ani erotomanią, ani innymi nałogami, ani załamywaniem rąk nad sobą, ani krytyką, ani obelgami, ani depresją, ani ascezą, ani prowokowaniem nowych kryzysów. Czym mielibyśmy jeszcze się martwić, jeśli ufamy w uzdrawiające działanie Siły Wyższej i oddajemy Jej bez reszty naszą wolę i nasze życie?


Czy pilnuję, by już się więcej nie karać, a może wciąż użalam się nad sobą, przewiduję kłopoty lub funduję sobie porażki? Czy jestem wdzięczny, że tyle doświadczam nagród lub kar, ile ich sam sobie wymierzam?


Modlę się, abym - biorąc odpowiedzialność za swoje życie - nie karał się więcej. Modlę się, abym nagradzał się pokonywaniem oporu przed każdą zmianą na lepsze. Modlę się, abym Tobie, Panie, z ufnością powierzał moją wolę i życie.


Na dzisiaj: Czym miałbym się jeszcze martwić, jeśli powierzam się miłującemu Bogu? Przestaję się karać i korzystam z radości, energii i pogody ducha, którą blokowałem, ściągając na siebie kłopoty.








28 października


Kto praktykuje cnotę ze względu na coś innego,

niż ona sama, nigdy nie będzie to cnota.

(Lucjusz Anneusz Seneka)



Jeśli chcę się doskonalić, by móc błyszczeć nieskazitelnością, nigdy nie osiągnę cnoty - przeciwnie, dopiero wtedy stałbym się skażony. ... Program AE - Kroki i Tradycje - uczą nas pokory. Dzięki niej widzimy, że niedoskonałość nas nie kala. Przestajemy czuś się tak strasznie ważni i roztrząsać, co inni o nas pomyślą. Nie dywagujemy, co w związku z tym powinniśmy, a czego nie, i zajmujemy się naprawą samych siebie. Ponieważ, oddając całą erotomanię, przestaliśmy błyszczeć, uwodzić i seksualnie wabić, nie olśniewamy nikogo, choć zawsze dzielimy się światłem, które AE nam daje. Gdy nie boimy się pokazywać naszych słabości innym i praktykujemy każdą potrzebną zaletę - niedoskonale lecz najlepiej jak umiemy - i kiedy robimy to dlatego, że kochamy ten sposób życia i nie umiemy już żyć inaczej, spływa na nas pogoda ducha i wdzięczność. Dzięki niej z zapałem niesiemy to posłanie dalej.


Czy praktykuję cnotę dlatego, że kocham ten sposób życia i już nie umiem żyć inaczej, a może chcę błyszczeć nieskazitelnością? Czy jestem wdzięczny, że do doskonałości mogę się zbliżać tylko, jeśli nie szukam własnej chwały?


Modlę się, abym pragnął cnót ze względu na nie same, a nie na moją chwałę. Modlę się, abym przyjmował i ukazywał własną słabość, gdyż słabość mnie nie kala. Modlę się, abym kochał ten sposób życia i nie błyszczał ja, lecz Ty we mnie, mój Panie.


Na dzisiaj: Przestaję być tak strasznie ważny i roztrząsać, co inni o mnie pomyślą - zajmuję się najpierw moim zdrowieniem. Nie chcę nikogo olśniewać, lecz zawsze dzielić się światłem, które mi daje AE.

26 stycznia


Ręka wyciągnięta w postawie błagalnej uzyskuje to,

czego nie może ręka podtrzymująca czoło w zamyśleniu.

(o. Jose Calveras)



Gdy praktykujemy modlitwę błagalną, zaczynamy odbierać głosy płynące z naszego wnętrza - głosy, których nieraz wolelibyśmy nie słyszeć. Możemy czuć - i zwykle czujemy - rosnący opór przed taką modlitwą, bo nie jest przyjemna prawda o naszej bezsilności, pysze, lenistwie, chwiejności, lubieżności, tchórzostwie, chciwości, pożądliwości, racjonalizowaniu, ukochaniu złudzeń, wygodnictwie, skłonności do uraz, samowoli i uporze. Słuchanie tych głosów psuje nam komfort życia w dawny sposób. Wizja utraty naszych gratyfikacji wcale nam się nie podoba. Nie chcemy rozstawać się z dawnym sobą, tak jak nie chcemy umierać. Czujemy, że to zadanie nas przerasta. Możemy błagać Boga o konieczną determinację, siłę i odwagę do tak gruntownej przemiany, zamiast filozoficznie rozmyślać nad naszym upadkiem. Możemy prosić Go o gotowość i odwagę ofiarowania Mu całego siebie. Możemy wyciągać do Niego psute ręce, a wtedy uzdalnia nas On do każdego bohaterstwa jakiego wymaga odstawienie erotomanii i przemiana duchowa.


Czy proszę Boga o determinację i siłę do gruntownej przemiany, a może boję się zaryzykować utratę dotychczasowego siebie? Czy jestem wdzięczny, że Bóg naprawdę może mi to wszystko dać?


Modlę się, abym rejestrował głosy płynące z mojego wnętrza. Modlę się, abym było gotów rozstawać się z dotychczasowym sobą i uzależniającymi gratyfikacjami. Modlę się, abyś w to miejsce dawał mi Siebie, Panie.


Na dzisiaj: Oddaję gratyfikacje, które mnie uzależniają i proszę Boga, by zapełniał ich miejsce. Modlę się, by dawał mi wszystko, co mnie do Niego prowadzi i odbierał wszystko, co mnie od Niego oddala.









28 lipca


Szczęśliwość człowieka polega na tym,

że Bóg go ze sobą zespala.

(mistrz Eckhart)



Jeśli zdrowieję w AE i pogłębiam moją trzeźwość, nie sposób bym dłużej tkwił w rozpaczy, lęku i pustce. Choć stany te mogą się jeszcze odzywać, nie władają już mną długo i nie pchają już w chore zachowania. Kiedy znajduję innych erotomanów, którzy szukają ratunku, i dzielę się z nimi prawdą o sobie, moje życie znajduje sens, a ja - głębokie i trwałe więzi. Odpowiedzią dla mnie jest bowiem kontakt nie z tym, co praktycznie nie istnieje - z chwilową przyjemnością i fantazjami - lecz kontakt z samym sobą, z innymi ludźmi i z Bogiem. Zawsze gdy przeżywam moje uczucia i akceptuję siebie z nimi; zawsze gdy dzielę się prawdziwym sobą z drugim człowiekiem i szukam go; zawsze gdy zachowuję abstynencję, modlę się i powierzam siebie Bogu - pojednuję się z rzeczywistością, scalam się wewnątrz i wzrastam duchowo. Gdy to robię, Bóg wybawia mnie ze śmiertelnej choroby i zespala z Sobą. Trudno w ten sytuacji nie być szczęśliwym.


Czy pogłębiam moją trzeźwość i szukam innych erotomanów by dzielić się z nimi, a może pozwalam, by drążyła mnie rozpacz, lęk i pustka? Czy jestem wdzięczny za kontakt z rzeczywistością, który zespala mnie z Bogiem i obdarza szczęściem?


Modlę się, abym pogłębiał mój kontakt z rzeczywistością. Modlę się, aby lęk, obsesja, rozpacz i pustka ustępowały przed Twoimi błogosławieństwami, Boże. Modlę się, abyś Ty, o Panie, zespalał mnie z Sobą i obdarzał szczęściem.


Na dzisiaj: Postanawiam przeżywać moje uczucia i akceptować siebie z nimi. Stawiam na kontakt z rzeczywistością. Dzieląc się z innymi, pozwalam, by Bóg zespalał mnie z Sobą i ocalał ze śmiertelnej choroby.


27 stycznia


Kto odnajduje siebie, gubi swoje nieszczęście.

(Matthew Arnold)




Tragedią dla człowieka jest nieznajomość siebie - tym większą, że to się „opłaca”. Nie poznając i nie poszukując siebie, możemy tkwić w iluzjach i nie brać odpowiedzialności za swoje życie. Możemy tkwić w mitach o własnej potędze lub beznadziejności i sterować swoim samopoczuciem za pomocą zachowań lub ludzi. Możemy manipulować innymi, zrzucać na nich konsekwencje, wykorzystywać i obarczać ich winą za nasze niepowodzenia. Jednak jest to fałszywa moneta. Tak mogliśmy postępować tylko do czasu, aż ściągnęło to na nas nieszczęście. Poznawanie siebie prawdziwego jakie rozpoczynamy w AE, to proces przykry jak obumieranie, a najbardziej boli gubienie złudzeń na temat własnej osoby, dawnych zdarzeń i ludzi uwikłanych w nasz nałóg. Jednak dzięki niemu odnajdujemy siebie, a gubimy dawne nieszczęście. Każdego dnia i w każdej minucie pilnujemy, by znów nie zatracić się w erotomanii.


Czy pod rozpadającymi się złudzeniami odnajduję prawdziwego siebie, a może nadal się nimi zasłaniam i bawię z sobą w chowanego? Czy jestem wdzięczy AE za odzyskanie siebie, choć to mi przysparza tyle nowej pracy?


Modlę się, abym znajdując siebie, gubił swoje nieszczęście. Modlę się, abym odważał się odrzucać złudzenia i stawać w prawdzie. Modlę się, abym - trzymając Twoją rękę, Panie - szedł pewnie i nie błąkał się więcej.


Na dzisiaj: Pilnuję odnalezionego siebie, aby się znowu nie zagubić w dawnym nieszczęściu. Osadzam się w rzeczywistości poprzez program AE i niesienie posłania tym, co wciąż cierpią.










29 lipca


Kochaj - i rób, co chcesz.

(św. Augustyn z Hippony)




Prawdziwa miłość sprawia, że żyjąc nią stajemy się niezdolni do popełniania zła. Wyobraź sobie, że mówisz komuś, kto naprawdę kocha swoją żonę i dzieci: „wolno ci je bić, wyszydzać, zdradzać, ranić, wykorzystywać, porzucić”. Skorzysta on z tego prawa? Nie! Nie będzie nawet wiedział, o czym mówisz! Lub zaproponuj komuś, kto kocha i szanuje siebie, żeby się puszczał, poniżał, karał czy gwałcił... Jak by to przyjął? To erotomania, która jest dokładnie brakiem miłości, jej kompulsywnym i egoistycznym szukaniem, zmuszała nas do tak upodlających czynów. Jednak wszędzie, gdzie w miejsce uzależnienia wprowadzamy trzeźwą miłość, cofa się ono, a my nie możemy już czynić zła, choć nadal podlegamy pokusom. Treść programu AE: ufaj Bogu, sprzątaj swój dom, nieś posłanie możemy ująć jeszcze krócej: Kochaj - i rób, co chcesz. Kiedy prawdziwie kochasz, siebie, innych i Boga, nie możesz już zaprzestać stawiania Dwunastu Kroków.


Czy z miłości do siebie, innych i Boga nie mogę już zaprzestać stawiania Dwunastu Kroków, a może mam w sobie takie miejsca, gdzie miłość jeszcze nie dotarła? Czy jestem wdzięczny, że gdy jestem trzeźwy i kocham, nie mogę już postępować egoistycznie?


Modlę się, abym był trzeźwy i kochał. Modlę się, abym kochając nie mógł już zaprzestać stawiania Dwunastu Kroków. Modlę się, abym z miłości chciał tego, co Ty chcesz dla mnie, Boże.


Na dzisiaj: Nasączam miłością tego strasznego potwora we mnie, jakim jest mój lęk, egoizm i pycha. Dzięki miłości moje „bestie” łagodnieją, „węże” tracą jad, a ja pragnę już tylko tego, czego pragnie Bóg.

28 kwietnia


Czuwaj nad swoim duchowym wzrostem,

tak jak rolnik czuwa nad swoim polem.

(anonim)



Karczując nasz ugór z czynnej erotomanii, szykujemy w sobie pole do zaorania pługiem programu. Prosimy Boga, aby On posiał w nie swoje ziarno, a gdy wzejdzie zsyłał na nie światło słoneczne i deszcze. Boże życiodajne działania są nam potrzebne tak samo, jak własne zabiegi pielęgnacyjne. Staramy się więc na mityngach słuchać i mówić tak, by zasiewać w sobie prawdę. Staramy się być aktywni służbach i nieść posłanie, by dostarczać sobie słońce radości i wodę nadziei. Staramy się trwać zakorzenieni w glebie AE, byśmy swoim życiem mogli wydać plon, który nie przemija. Obserwujemy siebie stale, by usuwać z duszy chwasty i chronimy się przed nawrotem choroby jak przed powodzią - nasze wały ochronne muszą być pewne. Wzrost duchowy wymaga podobnej opieki jak rola i gdy stale dbamy o niezbędne warunki, reszty dokonuje i dogląda Siła Wyższa. Jej powierzamy rezultat: plon.


Czy wytrwale stosuję zabiegi pielęgnacyjne i pozwalam działać Bogu, a może sam usiłuję spowodować swój duchowy wzrost? Czy jestem wdzięczny Bogu za glebę AE i siłę, a AE za słońce radości i deszcze nadziei?


Modlę się, abym - jak dobry rolnik - czuwał nad polem mojego wzrostu i usuwał z duszy chwasty. Modlę się, aby moje „wały ochronne” były zawsze pewne. Modlę się, aby ziarna jakie we mnie zasiałeś, Boże, wydały plon, jakiego chcesz.


Na dzisiaj: Chłonę doświadczenia innych AE jak zasiew chłonie słońce i deszcze. Słuchając i dzieląc się moimi doświadczeniami, pielęgnuję - i pomagam innym pielęgnować - ziarna duchowego wzrostu.










29 października


Mądry jest człowiek, który zna innych,

ale dopiero ten, kto poznał sam siebie, jest oświecony.

(Lao Tsy)



Moje wnętrze zawiera wszystkie potrzebne odpowiedzi. Kiedy czegoś nie wiem lub nie rozumiem, wystarczy, że uczciwie wejrzę w swoją głębię. Mogłem z wierzchu wydawać się bardzo mądry znając psychikę ludzi i wszystkie prowadzone przez nich gry, lecz nie znać siebie ani własnych manipulacji. Mogłem błyszczeć i szpanować, ale nie umiałem się w środku odkłamać. ... Program AE to dla nas rodzaj wziernika, który pozwala zobaczyć, jacy jesteśmy w swej prawdziwej istocie, po zdjęciu warstw erotomanii i innych uzależnień. Program AE to rodzaj schodów, które prowadzą nas w najgłębsze i wzgardzone lochy duszy, gdzie na dnie spotykamy Boga. ... Program AE to płonąca lampa prawdy, która oświetla nam drogę do samego siebie, ukazując nasze niedowartościowanie, lęki, żądze, wstyd, zakłamanie, tajemnice i wady. Dzisiaj, naprawiając uczynione spustoszenia i szukając we włąsnej głębi, pozwalamy by Siła Wyższa oświecała nas świętym światłem poznania.


Czy pozwalam oświecać się Bogu, a może „świecę” mądrością, która „zna” innych, lecz nie zna siebie? Czy jestem wdzięczny, że pokora, którą zdobywam w AE, likwiduje moją „mądrość”?


Modlę się, abym zdobywał w AE pokorę, która likwiduje moją „mądrość”. Modlę się, abym - prowadzony przez Twoje światło, Boże - poznawał siebie. Modlę się, abym dotarł aż na samo dno mojej duszy, gdzie mnie oświecasz, Panie.


Na dzisiaj: Jeśli czegoś nie rozumiem lub nie wiem, wiem, że moje wnętrze kryje odpowiedź. Zagłębiam się w siebie i docieram na samo dno mojej duszy, gdzie Bóg mnie oświeca.


29 kwietnia


Nikt ani nic nie będzie w stanie mnie zranić,

jeśli sam na to nie pozwolę.

(anonim)



Odrzucenie zawsze było naszą piętą achillesową. AE pozwala nam odkryć, czemu jesteśmy tak podatni na manipulacje, szantaż emocjonalny, zdradę, wykorzystanie. Dzieje się tak zawsze, kiedy chcemy zdobyć czyjąś aprobatę lub poczucie bezpieczeństwa gdyż sami się odrzucamy i nie czujemy się bezpiecznie. Wtedy kieruje nami lęk. Jednak w życiu najwięcej aprobaty otrzymują ci, którzy nigdy jej nie szukają i nie boją się być sobą. A najbezpieczniej czują się ci, którzy podejmują ryzyko. Ja również aby żyć szczęśliwie i nie potrzebuję niczyjej aprobaty, poza własną. Od czasu, gdy podjąłem ryzyko zdrowienia - porzuciłem nałogi i naprawiam spustoszenia po nich - nie mam już powodu do niepewności. Dzisiaj, zawsze gdy czyjaś agresja lub wycofanie aprobaty dotyka mnie tak, że trudno mi uwolnić się od urazy mogę odszukać pierwowzór, który czyni mnie podatnym na to zranienie. W ten sposób tzw. trudne we współżyciu osoby stają się napędem w moim rozwoju. Widząc, ile zyskuję dzięki tym ludziom, zyskuję również wdzięczność, że Siła Wyższa stawia mi ich na drodze.


Czy skupiam się na tym, co sprawia, że czuję się zraniony, a może nadal chcę zmieniać innych i podsycam urazę? Czy jestem wdzięczny za ludzi, którzy są dla mnie tzw. trudnym darem?


Modlę się, abym czuł moje zranienia zamiast im zaprzeczać. Modlę się, aby odsyłały mnie one do tych sfer we mnie, które wymagają naprawy. Modlę się, abyś Ty, Panie, wkraczał w każdą moją relację i pomagał mi usuwać braki.


Na dzisiaj: Zamiast karmić urazę do osób, które mnie ranią, śledzę w sobie, co sprawia, że czuję się zraniony. Naprawiając moje braki, uczę się chronić siebie i stawiać zdrowe granice.









30 października


Nasze poznanie Boga jest poznaniem nas samych,

jako całkowicie zależnych od Jego miłości.

(Thomas Merton)



W AE teologom zostawiamy poznanie Boga i wypowiadanie się o Nim i skupiamy się na poznawaniu siebie. Bez odkrycia, kim rzeczywiście jesteśmy oraz ile nam brakuje choćby do zwykłej dojrzałości, odstawienie i abstynencja nie da nam wiele - przejdzie w formę anoreksji lub się załamie. Dzięki dzieleniu się własnym doświadczeniem, widzimy skalę swojego upadku i czujemy, jak głęboko przeżarła nas nienasycona żądza. Przyglądamy się swoim daremnym próbom podźwignięcia się o własnych siłach, znalezienia recepty i wcielania w życie słusznych postanowień. Odizolowani i chwiejni - w środku pełni tajemnic, poczucia winy, wstydu i strachu, a na zewnątrz pyszni i bezwstydni - raz po raz upadaliśmy, osuwając się jeszcze niżej. Niezaprzeczalne fiasko naszych samotnych wysiłków, zastąpione cudem współdziałania z wolą Siły Wyższej, pozwala nam poznawać siebie jako w pełni zależnych od miłości Boga. Dziś z ta lecząca więź napełnia nas wdzięcznością - za to, że istnieje i że nas objęła.


Czy poznaję - i uznaję - siebie jako całkowicie zależnego od miłości Boga, a może nadal zdaję się na własne recepty? Czy jestem wdzięczny, że ta zależność od miłości Siły Wyższej istnieje i że mnie objęła?


Modlę się, abym pamiętał, kim sam z siebie jestem. Modlę się, abym zamiast na własnych receptach, polegał na Tobie, Boże. Modlę się, abym poznawał siebie jako całkowicie zależnego od Twojej miłości, Panie.


Na dzisiaj: Pamiętam moje duchowe bankructwo i moralny upadek. Uznaję się za bezsilnego i zwracam się o pomoc do Siły Wyższej. Słuchając i dzieląc się sobą z innymi AE, doświadczam odrodzenia w miłości Boga.

28 stycznia


Nie pragnąć, aby niedole były nam oszczędzone,

lecz pragnąć łaski, która by je wszystkie przetworzyła.

(Simone Weil)



Nasza erotomania objęta zdrowieniem może zdziałać więcej, by objawić nam łaskę i Boga, niż wszyscy mędrcy, kaznodzieje i guru. Nieobliczalność i uzależniająca dominacja erosa nad nami sprawia, że mamy do czynienia z lękiem, który daje początek mądrej odwadze. Mamy do czynienia ze wstydem, którego drugą twarzą jest bezwstyd, lecz dzięki abstynencji i łasce zdrowienia wstyd i bezwsytd stają się źdódłem prawości. Mamy do czynienia z poczuciem winy, które - przepracowane przez program - rodzi w nas odpowiedzialność. Mamy do czynienia z zaborczą żądzą, która ustępując czyni w nas przestrzeń dla działania Siły Wyższej. Mamy do czynienia z nieodpartą tęsknotą za transcendentnym zespoleniem z kimś, która - nie znieczulana erotomańskim hajem i gratyfikacjami, a pokochana przez nas i przyjęta - doprowadza nas do mistycznego zjednoczenia z Bogiem. Obyśmy przetworzyli niedolę naszego nałogu w stały, duchowy wzrost.


Czy przetwarzam niedolę erotomanii w stały, duchowy wzrost, a może odstrasza mnie moja pustka, którą Bóg miałby zamieszkać? Czy jestem wdzięczny za upadek, który sprowadza na mnie łaskę duchowego przebudzenia?


Modlę się, aby mój lęk zmieniał się w mądrą odwagę, wstyd w prawość, a poczucie winy w odpowiedzialność. Modlę się, aby moja tęsknota znalazła cel w Tobie, o Boże. Modlę się, aby Twoja łaska, Panie, zmieniała każdą moją niedolę w duchowy wzrost.


Na dzisiaj: Nie chcę oszczędzenia mi cierpień, lecz łaski, która je przetwarza w duchowy wzrost. Pozwalam, by moja tęskonta za miłosnym zespoleniem znajdowała cel i ukojenie w Bogu.










30 lipca


Gubiąc więzy, znajdujemy więzi.

(anonim)




W erotomanii, stapiając się w jedno z drugą osobą, wiązaliśmy się śmiertelnym gorsetem lub - unikając wszelkich zobowiązań - nie wiązaliśmy się wcale. Dzięki AE, bierzemy odpowiedzialność za siebie i własne życie. Kapitulujemy wobec naszej lubieżności i przymusu tkwienia w miłosnym związku. W abstynencji i po przejściu odstawienia, uczymy się zdrowych, bliskich relacji. Zdrowienie, program i Wspólnota stają się naszym priorytetem - fundamentem, pod nowy gmach przebudzenia duchowego. Jego architektem jest teraz Bóg, jakkolwiek Go pojmujemy, a nie nasza samowola, żądze, rozpacz i lęk. Budulcem stają się bieżące wydarzenia, a spoiwem - nasze bliskie, uczciwe i trwałe więzi. Ocaleni, integralni i prawi, stajemy się zdolni do relacji, które nie zawłaszczają nikogo ani też nie pozwalamy zawłaszczyć siebie. Zdrowienie to trwałe i konsekwentne więzi, które nikogo nie więżą, a wspierają samodzielność. To one cementują dziś nasze życie w wolności i miłości.


Czy buduję więzi, które nikogo nie więżą, a może zawłaszczam innych, żyję ich życiem lub nie wiążę się wcale? Czy jestem wdzięczny AE, że w bliskich relacjach uczy mnie dawać wolność, innym i sobie?


Modlę się, abym gubił żądzę posiadania ludzi, a znajdował wolność w bliskich relacjach z nimi. Modlę się, abym się wiązał, nikogo nie więżąc. Modlę się, abyś w każdej mojej relacji Ty, Boże, stał między mną, a drugim człowiekiem.


Na dzisiaj: Daję ludziom wolność: pozwalam im odejść, jeśli chcą i żyć według zasad, jakie wybiorą. Gubiąc uwiązanie się do nich, znajduję w to miejsce trwałe, bliskie i konsekwentne więzi.


29 stycznia


Nikt nie może pomóc drugiemu,

nie pomagając jednocześnie sobie..

(Ralph Waldo Emerson)



To chyba najwspanialsza zależność, jaką daje nam życie. Nigdzie miłość, jaką jeden człowiek może dać drugiemu, nie wyraża się pełniej i głębiej. To dzięki temj cudownej zależności możemy zdrowieć w AE. Nic innego nie tworzy trwalszych w sensie duchowym więzi niż pomaganie innym poprzez pomaganie sobie. Nic innego nie nadaje naszemu życiu głębszej wartości i sensu. Z zależności tej płynie owa wyjątkowa, ożywcza siła, jaką wnoszą do AE nowicjusze, zwykle nie zdając sobie z tego sprawy. Gdyby nie fakt, że wciąż przychodzą, nie utrzymalibyśmy się długo w trzeźwości. Swoją obecnością, chęcią zdrowienia i uwalnianym bólem to właśnie oni najbardziej pomagają - i nam, i sobie, i Wspólnocie. Dzięki nim dzielenie się doświadczeniami na mityngach, akceptacja i ciepło, dawanie i przyjmowanie, napełnia nas wspólnie duchową miłością - leczy nasze uzależnienie, pustkę i rany.


Czy, aby pomóc innym w zdrowieniu z erotomanii, staram się najpierw pomóc sobie, a może zaczynam od leczenia innych, by ominąć własny problem? Czy jestem wdzięczny za tę konieczność pracy: stale najpierw nad sobą?


Modlę się, abym, pomagał stale najpierw sobie. Modlę się, abym przez to docierał z pomocą do innych erotomanów. Modlę się, abyś w ten sposób Ty mógł mi dopomóc, Boże.


Na dzisiaj: Przyjmuję to cudownie mądre zobowiązanie: pracę z innymi poprzez pracę najpierw nad sobą. Dzięki temu otwieram Bogu możliwość uzdrawiania mnie. Docierając do siebie, mogę docierać do innych erotomanów.










31 lipca


Niemożliwe jest, aby być wdzięcznym,

a zarazem nie być szczęśliwym.

(Anthony de Mello)



Wdzięczność nie polega na odwdzięczaniu się. Wyklucza ją ono, wplatając nas w ciąg wyrachowanych zależności: „coś za coś”. W efekcie gubimy wolność i radość z działania. Jeśli nie możemy bezinteresownie nic dać, ani bez zobowiązań przyjąć, musimy stać się nieszczęśliwi i puści. Omija nas wtedy szczęście i na „pociechę” zostają tylko podniety, bowiem na Boże łaski nie można sobie zapracować, ani też ich spłacić. Są one za darmo, bo z Siłą Wyższą nigdy nie da się być kwita. Trzeźwość - a raczej doświadczenia, które nas do niej prowadzą - dostajemy w AE gratis. Niczego tutaj nie musimy i nikt od nas nic nie oczekuje. Sama radość i wdzięczność za ocalenie rodzi w nas potrzebę przekazywania innym tego, co stało się naszym udziałem. Dzieląc się tym, dajemy siebie bezinteresownie i uczymy się przyjmować innych. Gdy działamy z wdzięczności, nasze szczęście rośnie bez końca.


Czy czuję się szczęśliwy, bo działam z wdzięczności, a może chcę zaraz spłacić każdy dar, rozliczyć się lub zapracować na niego? Czy jestem wdzięczny za kanon AE: „darmo dostajesz, darmo przekazuj?


Modlę się, abym nie wikłał się więcej w relacje: „coś za coś”. Modlę się, abyś pomagał mi, Boże, przyjmować to wszystko, co mi dajesz. Modlę się z wdzięczności za nowe, odkupione życie, a nie ze strachu, obowiązku lub dla zasługi.


Na dzisiaj: Porzucam postawę kupiecką: „coś za coś”, która okradała mnie z radości. Nie usiłuję zapracować na szczęście. Przychodzi ono z wdzięcznością, że mogę dzielić się sobą i zdrowieć w AE.

30 kwietnia


Konflikt powstaje, gdy zjawia się rozdźwięk między tym,

co powinno być, a tym, co jest.

(Jiddu Krishnamurti)



Konflikt zawsze stanowi utratę energii. Nie możemy uwolnić się od niego siłą woli, zwalczyć go; wtedy jedynie się nasila. Kiedy walczyliśmy o kontrolę nad swoimi zachowaniami, stawaliśmy się coraz słabsi, aż w końcu musieliśmy uznać swoją bezsilność. AE dało nam możliwość wejrzenia w swoje wnętrze. Słuchając innych erotomanów wsłuchujemy się w siebie tak, jakbyśmy słuchali kogoś, kto mówi o sobie. Poznajemy swoje bankructwo, nieucziwe motywy, egoizm i pychę. Badamy istniejące w nas sprzeczności nie potępiając się za nie ani nie usprawiedliwiając. Mamy je rozumieć i akceptować, że istnieją. Nie miotamy się, by coś zaraz z nimi robić, a prosimy Boga, by zajął się naszym wewnętrznym skłóceniem. Rozwiązywanie tych konfliktów - pojednywanie się z samym sobą - uczy nas pokory i przywraca nam energię. Trudno przecenić dobro dzielenia się na mityngach, które pozwalają nam zaakceptować siebie - i słuchać, słuchać, słuchać.


Czy, akceptując siebie, poznaję moje przeciwstawne dążenia, a może zaraz potępiam się za nie, usprawiedliwiam lub chcę je usunąć siłą woli? Czy jestem dziś wdzięczny AE za możliwość wsłuchiwania się w nie i rozstrzygania wewnętrznych sporów?


Modlę się, abym wsłuchiwał się w moje sprzeczności zamiast z nimi walczyć. Modlę się, abym przetwarzał to, co we mnie jest, w to, co powinno być. Modlę się, abyś Ty, Boże, uwalniał energię, którą tracę na wewnętrzne konflikty.


Na dzisiaj: Przestaję wlaczyć z samym sobą i wsłuchuję się w moje konflikty. Zachowując abstynencję, słuchając i identyfikując się z innymi AE, proszę Boga, by pomagał mi przetworzyć to, co jest, w to, co powinno być.









31 października


Kiedy Bóg nie ma już innego wybiegu, dopuszcza upadek,

aby wprowadzić człowieka w jego najgłębszą słabość.

(św. Izaak z Niniwy)



Bóg stale kołacze do naszych serc. W chorobie nie zważaliśmy na to ciche pukanie; zresztą, ogłuszeni hajem, nie mogliśmy go nawet słyszeć. Ten cichy Głos dobiegał nas czasem w przerwach erotycznego ciągu lub pod wpływem moralnego kaca, ale tym szybciej znów się uruchamialiśmy. Dopiero ostateczny upadek - moment uznania bezsilności i kapitulacja wobec prób kontroli i używania nałogu - uwrażliwiał nas na pukanie Boga. Impet tego upadku kruszył mury zaprzeczeń, obnażając naszą największą bolączkę: prawdę o własnym bankructwie i niezdolności do wyzwolenia się samemu. Potrzeba otrzymania pomocy sprawiała, że - przyparci do muru - otwieraliśmy Bogu serca, uwalniając noszone w nich tajemnice. Rana naszego upadku wprowadza w nas Moc, która każdego dnia gromadzi nas na mityngach, abyśmy się Nią nawzajem dzielili.


Czy pozwalam, by doznany upadek wprowadzał mnie w moją słabość, a może nadal próbuję podnieść się samemu? Czy jestem wdzięczny, że nałóg okazał się „koniem trojańskim” oblegającego mnie Boga?


Modlę się, abym pamiętał o mojej niezdolności do wyzwolenia się samemu. Modlę się, aby doznany upadek wprowadzał mnie w słabość, którą Ty leczysz, Boże. Modlę się, abym, zawsze gdy pukasz, otwierał Ci serce, mój Panie.


Na dzisiaj: Upadek, który wprowadza mnie w moją słabość, wprowadza też we mnie Siłę, która ją leczy. Odpowiadając na Jej pukanie - dzieląc się wzajemnie w AE - otwieram Bogu i serce, i umysł, i duszę.


01 maja


Wyżyny świata duchowego możesz dosięgnąć tylko,

jeśli stopami mocno stoisz na ziemi.

(Śri Aurobindo)



Stać mocno na ziemi to znać własne realia. Dlatego program AE zaleca, oparte na abstynencji, Kroki w stronę samopoznania, naprawy spustoszeń i pielęgnowania duchowego wzrostu. Dzięki temu stajemy stopami mocno na ziemi - zaczynamy trzymać się rzeczywistości, a nie złudzeń i sztucznej energii. Doświadczone bankructwo, bezsilność i brak kontroli, zmienia się w AE w pewny fundament. Na nim możemy oprzeć drabinę Kroków i Tradycji prowadzącą nas na wyżyny świata duchowego. Wspinając się, unikamy uwierzenia, że jesteśmy już wyleczeni i prosimy Boga o wszstkie potrzebne nam łaski do pełnienia Jego woli. Chłoniemy je. Niemożność podźwignięcia się o własnych siłach odsyła nas stale po pomoc do Siły Wyższej, by Ona nas prowadzxiła i leczyła. Zaczynając od pierwszych szczebli naszej drabiny i stale je mając pod sobą, możemy z pokorą dosięgnąć wyżyn świata duchowego - możemy uwolnić się od erotomanii i pojednać w sobie niebo z ziemią.


Czy dążę do wyjścia z erotomanii, poznania siebie oraz naprawy strat, a może chcę wzrastać nie uznając swojego bankructwa i bezsilności? Czy jestem wdzięczny AE, że stawia moje stopy tak mocno na ziemi?


Modlę się, aby moje bankructwo odsyłało mnie do Ciebie, Boże. Modlę się, abym stale prosił o potrzebne mi łaski i omijał pułapkę samowystarczalności. Modlę się, abyś Ty mnie uzdrawiał, Panie.


Na dzisiaj: Dążąc do wyżyn świata duchowego, opieram moje stopy mocno na rzeczywistości. Uznaję moją bankructwo i brak kontroli, porzucam erotomanię i naprawiam spustoszenia, jakich przez nią doznałem.









01 listopada


Niedoskonałość to rana,

przez którą do ludzkiej duszy wchodzi Bóg.

(anonim)



Doskonalenie się miłością Boga wymaga od nas przyznania się do własnej niedoskonałości i upokorzeń. AE otwiera w nas te rany. Najbardziej podatni na zranienie jesteśmy bowiem nie wtedy, gdy walczymy, a gdy przyznajemy się do swojej słabości, bezsilności i wad. Nie wtedy, gdy opancerzamy się zaprzeczaniem, buntem czy obwinianiem innych, a gdy stajemy przed sobą nawzajem nadzy - odsłonięci w prawdzie i bezbronni. Nie wtedy, gdy prowadzimy podwójne, skryte erotomańskie życie, a gdy dzielimy się z innymi cierpieniem i wstydem z powodu naszych zachowań i upadków. Tylko w takim otwarciu i czuciu własnych ran stajemy się zdolni wzywać Siłę Wyższą i przyjmować Jej pomoc. Jej łaski wsączają się przez szczeliny bolesnego pękania naszej zatwardziałości, by skruszyć ją ostatecznie. Bóg wchodzi przez nasze otwarte rany, by następnie je uleczyć. Dziś poznajemy, jak jest cudownie nie być odtrąconym za nie, a kochanym właśnie przez nie.


Czy odsłaniam moją słabość i zranienia - przed sobą, innymi i Bogiem - a może wciąż opancerzam się przed bólem i próbuję kontroli? Czy jestem wdzięczny, że Siła wyższa wchodzi do mojej duszy przez otwarte rany, by je wszystkie uleczyć?


Modlę się, abym, mimo wstydu i upadków, nie odrzucał siebie, lecz kochał. Modlę się, abym - otwierając moje zranienia - otwierał Ci bramy duszy, Boże. Modlę się, abyś wchodził we mnie przez moją bezsilność i leczył ją, Panie.


Na dzisiaj: Otwieram Bogu drzwi moich ran. Kruszę pancerz zaprzeczeń, aby Jego lecząca miłość mogła wejść we mnie. Drzwiami bezsilności wpuszczam ją prosto do mojego serca, tak jak okno - słońce.

30 stycznia


Miłość jest kształtowaniem własnego "ja"

w kierunku pomagania sobie i innym w duchowym rozwoju.

(M. Scott Peck)



Jakąż miłość kryje w sobie fakt, że zdrowiejemy tylko wtedy, gdy pomagamy zdrowieć innym! Trudno o głębszą więź i identyfikację, niż ta, która płynie ze wspólnego odsłaniania swoich cierpień - z dzielenia się sobą, by dźwigać się z upadku. Nie ma też dla nas większej nadziei niż ta, jaką daje świadectwo ludzi, którym udało się wyzwolić z erotomanii i odrodzić się duchowo. Nie ma większej miłości niż ta, która każe nam nieść posłanie i pomagać innym wyzwolić się z erotomanii. W ten sposób AE jest dla nas kolebką prawdziwej miłości, która nie uzależnia, a leczy. Jednak nikt nie może zidentyfikować się z naszym problemem, jeśli nie chce go rozwiązać. Najlepszą nicią porozumienia są nie tyle same nasze zachowania, ile uczucia przeżywane w ich wyniku oraz pragnienie wybawienia z tej opresji. Miłość przekazywana przez tę wzajemną pomoc znosi wszelki opór, jaki jej stawiamy.


Czy dziękuję Bogu za osoby, które przeżyły tę samą bezsliność i rozpacz, a może odsuwam się od nich, by „zdrowieć” samotnie? Czy jestem wdzięczny AE za miłość, która kształtuje moje „ja” w pomaganiu sobie i innym?


Modlę się, abym kształtował swoje "ja" pomagając sobie i innym w duchowym rozwoju. Modlę się, aby leczyła mnie w AE miłość, jaka płynie z tej wspólnej potrzeby. Modlę się, abym napełniał się nią, dzieląc się z innymi i korzystając z ich doświadczeń.


Na dzisiaj: Dbam o własną trzeźwość, przebudzenie i duchowy wzrost, dbając o to samo u innych AE. Proszę Boga, by miłość kształtowana przez tę wzajemną pomoc znosiła we mnie każdy opór przed nią.










01 sierpnia


Jeśli będziemy traktować człowieka tak, jakby był tym,

kim powinien i mógłby być, stanie się nim.

(Johann Wolfgang Goethe)



To z pewnością jedno z najwspanialszych praw, jakie zna życie. W erotomanii doświadczaliśmy czegoś odwrotnego. Używani przez naszych opiekunów do troszczenia się o nich, zaspokajania ich ambicji lub chorej potrzeby miłości i seksu - maltretowani, porzucani i odrzucani, a kiedy indziej lub omotani, krytykowani i ubezwłasnowolnieni, nauczyliśmy się traktować siebie i innych w taki sam sposób. Erotomania, i inne kompulsje, wspierała nasze rozbite samopoczucie hajem i upojeniem, przekonując nas, że jest jedynym, na co w życiu zasługujemy i czego nam trzeba... AE uczy nas traktować samego siebie z miłością, odpowiedzialnością, szacunkiem i wiarą w swój potencjał - pokazując nam, kim jako ludzie możemy i powinniśmy się stać. Nie uruchamiając więcej swojej choroby, uruchamiamy w sobie nie zrealizowane dotąd i zablokowane możliwości wzrostu. Skoro wyzdrowienie okazuje się możliwe, nie ma już dla nas rzeczy niemożliwej.


Czy, przyjmując w AE wsparcie i bezwarunkową akceptację, biorę odpowiedzialność za moje uzależnienie, a może uważam, że nie należy mi się ta miłość? Czy jestem wdzięczny za duchowe dobra, które nieraz tak trudno mi przyjąć?


Modlę się, abym traktował siebie tak, jakbym był tym, kim mogę i powinieniem się stać: wolnym od uzależnień człowiekiem. Modlę się, abym przyjmował dobra, jakie kładziesz przede mną, Panie. Modlę się, abym traktowaniem siebie naśladował Twój stosunek do mnie, Boże.


Na dzisiaj: Nie bacząc na opór, traktuję siebie tak, jakbym był tym, kim mogę i powinienem się stać. Na kowadle AE przekuwam mój negatywizm w potencjał, który napędza duchowy wzrost.


31 stycznia


Tak zwane zmarnowane lata to drogocenna ziemia,

na której wyrasta mądrość między radością i pokojem.

(Bruno Paul de Roeck)



Nasza praca nad sobą w AE, którą wieńczymy niestrudzonym niesieniem posłania, uczy nas uprawiać ziemię beznadziejności, jaką zdają się być lata spędzone w erotomanii, anoreksji i innych nałogach. Sadzimy w niej pędy własnego wzrostu duchowego i podlewamy je łzami bólu przemiany i radości z ocalenia. Choć doznajemy wielu zawodów, widząc ludzi wracających do choroby, niezdolnych do jej ujrzenia lub nie gotowych do przyjęcia naszego programu, z niezmiennym zapałem niesiemy dalej to posłanie. Nasza trzeźwość wyrasta z tzw. zmarnowanych lat i dlatego wciąż opowiadamy swoje lata choroby oraz przełomu, wyzwolenia i doświadczeń duchowych, choć tylko nieliczni podchwytują naszą ideę, a i z nich część potem odpada. Mimo to odnosimy sukces, gdyż w ten sposób sami trwamy w trzeźwości, umacniamy się i rozwijamy, choć na bieżąco możemy nie widzieć swgo postępu. Ugór uzależnienia, zaorany pługiem programu AE, zmienia się w drogocenną glebę, która rodzi Boże owoce.


Czy, niosąc posłanie, sadzę w glebie „zmarnowanych lat” pędy zdrowienia, a może zniechęca mnie pozorny brak sukcesów? Czy jestem wdzięczny, że to ja mam orać mój ugór pługiem AE?


Modlę się, abym w glebie „zmarnowanych lat” siał dzisiaj ziarna duchowego przebudznia. Modlę się, aby nie zrażał mnie pozorny brak sukcesów. Modlę się, abyś Ty, o Panie, doglądał wzrostu pędów, które pozwalasz mi sadzić.


Na dzisiaj: Pamiętam, że porażki ludzi, którym usiłuję pomóc, to również nie są zmarnowane lata. Budując moją trzeźwość i pracując z innymi, zmieniam ugór mojej erotomanii w glebę, która rodzi mądrość i siłę, pokój i radość.









02 sierpnia


Jeżeli się rozwijasz, to znaczy, że żyjesz.

Jeśli nie, równie dobrze mógłbyś być martwy.

(Wayne W. Dyer)



Nie patrz na to, kim jesteś; patrz na to, kim możesz się stać. Na początku drogi w AE bywało, że im prawdziwszy stawał się nasz wizerunek, tym bardziej nas przygnębiał. Nauczyliśmy się jednak nie zamartwiać tym, jacy aktualnie jesteśmy, gdyż patrząc na innych i słuchając ich historii, widzimy, kim możemy się stać. Gdy poczwarka spogląda na motyla, musi nabrać otuchy. Obietnice programu nie zawiodły nas i w miarę jak doznajemy przemiany, zaczynamy patrzeć na ludzi tonących w nałogu pod kątem tego, jacy mogą się stać. Coraz lepiej dostrzegamy ich ukryty pod chorobą potencjał. Widząc jednocześnie, jak rzadko erotomani decydują się go zrealizować oraz splotu ilu okoliczności było nam do tego trzeba, zaczynamy rozumieć, jak wielka spotkała nas łaska. Polegała ona na tym, że staliśmy się gotowi ją przyjąć - wybrać odstawienie i rozwój na programie AE. Inaczej równie dobrze moglibyśmy być martwi.


Czy wybieram odstawienie i własny rozwój w AE, a może wciąż odkładam realizację mojego potencjału? Czy jestem wdzięczny, że akceptacja mojego obecnego stanu pozwala mi odkryć, kim mogę się stać?


Modlę się, abym nie patrzył, jak nisko upadłem, lecz na to, jak bardzo mogę się dzięki temu rozwijać. Modlę się, abym wybierał dziś odstawienie i własny rozwój. Modlę się, abyś Ty, Boże, był Architektem mojej przemiany, a ja - jej uczciwym wykonawcą.


Na dzisiaj: Przestaję się gnębić moją przeszłością, wadami i dzisiejszym wizerunkiem. Patrzę na to, kim mogę się stać, jeśli pracuję nad sobą i ufam potencjałowi, jaki złożyła we mnie Siła Wyższa.

02 maja


Uciekać - zawsze znaczy przyznawać,

że jest się świadomym nieuniknionego zagrożenia.

(Martin Heidegger)



Erotomania to choroba przebiegła i myśląca. Myśli ona jednak nie odrębnym mózgiem, lecz naszym własnym. Czuje nie jakąś odrębną psychiką, lecz naszą. Używa nie jakiegoś swojego, lecz naszego własnego ciała. Pewnie dlatego tak dobrze czuliśmy, skąd mogło grozić nam zaprzestanie i tak sprytnie zacieraliśmy ślady konsekwencji i uciekaliśmy przed prawdą. Z zaprzeczeń, racjonalizacji i iluzji wznosiliśmy przeciw prawdzie wewnętrzną twierdzę, w której kwaterował nałóg. Zza murów ostrzeliwaliśmy wszystko, co mogło nam odebrać nasz haj. Choroba, im bardziej czuła się w nas zagrożona, tym zacieklej się broniła i chowała, stosując mimikrę i ulegając mutacjom. Uciekaliśmy przed prawdą do momentu, gdy na naszą twierdzę spadł „desant” anonimowych erotomanów - Bożych komandosów zdrowienia. Tylko oni potrafili trafić do naszych serc i umysłów z posłaniem AE. Pokonani w ten sposób od środka, kapitulowaliśmy bezwarunkowo. Przestawa-liśmy uciekać, stając się sami wysłannikami tej prawdy.


Czy, przyjmując „desant” AE, poddaję moją „twierdzę”, a może wciąż uciekam przed prawdą jak przed wrogiem? Czy jestem wdzięczny, że zdrowienie czyni mnie do jego wysłannikiem?


Modlę się, aby w moim sercu lądowała dzisiaj prawda. Modlę się, abym myślał, czuł i działał w sposób wolny: zgodnie Twoją wolą, Panie. Modlę się, abym - niosąc posłanie AE - był Twoim wysłannikiem, o Umiłowany.


Na dzisiaj: Każda forma ucieczki kosztuje. Pozwalam prawdzie lądować w moim sercu, oszyszczam mój myślenie z zaprzeczeń, duszę z pożądań, a ciało, mój ziemski dom, z „dzikich lokatorów”.










02 listopada


Przyjmując swoje „Rany Niekochane”,

trafiamy w sercu na mistyczny trop miłości doskonałej.

(Peter Schellenbaum)



W AE porzucamy wszelką miłość ze słabości, zwątpienia, żądzy i obsesji zależności - chorą miłość, w której cały byt stawał się obolały, a palące nienasycenie głuszyło inne uczucia. Opuszcza nas obsesyjna potrzeba dawek erotyki jako „leku” na stresy i trudy życia. Znika pustka, poczucie odrzucenia, zaborczość i seksualne „głody” - zatrzymywanie i bycie zatrzymywanym, holowanie i bycie uczepionym, wiązanie i bycie uwięzionym. Stajemy się zdolni do nowej miłości, która dopuszcza jej oddalenie, bycie niekochanym i samotność - miłości, która ma kojącą właściwość dawania. Zdolni do niej, nie szukamy w niej siebie, a przyjmujemy wszystko, co nas spotyka. Przyjmując nasze „rany nikochane” nałogu, stajemy się otwarci i gotowi dzielić się sobą bez efektownych poświęceń na jakie zresztą nas nie stać. Trzeźwiejąc, trafiamy w sercu na trop miłości doskonałej, która kieruje nas ku zjednoczeniu ze swym pierwszym źródłem - Bogiem, jakkolwiek Go pojmujemy.


Czy dzielę się miłością, która dopuszcza jej oddalenie, a może wciąż wczepiam się w ludzi ze strachu, zwątpienia i potrzeby zależności? Czy jestem wdzięczny za moje „rany riekochane”, które tak silnie łączą mnie z Bogiem?


Modlę się, abym dzielił się sobą anonimowo - bez wczepiania się w innych i spektakularnych poświęceń Modlę się, abym moje „rany niekochane” koił Twoją miłością, Boże. Modlę się, abym szedł tropem mistycznego zjednoczenia z Tobą, mój Panie.


Na dzisiaj: Odważam się na ryzyko bólu i otwieram w AE swoje „rany niekochane”. Obejmując je, tuląc do serca i kojąc, kroczę tropem miłości doskonałej, która łączy mnie z Bogiem.


03 maja


Nasze systemy obronne przynoszą nam dokładnie to,

przed czym miały nas chronić.

(Lee Jampolsky)



Tylko bezwarunkowa kapitulacja i pełne odstawienie erotomanii daje nam klucz. Ileż razy bez skutku próbowaliśmy kontroli... Stały związek miał uleczyć nas z jednorazówek lub onanizmu; onanizm miał nas ustrzec przed korzystaniem z prostytutek; seks bez zobowiązań przed miłosnym współuzależnieniem. Stały związek wiódł nas do regulowania napięć, jakie powodował, pornografią, masturbacją i/lub zdradami - bądź kończył się wzajemnym uczuciowym „wysysaniem”. Wstrzemięźliwość w zaparte także nie działała: anoreksja, która miała położyć kres wszystkim naszym kłopotom, wiodła nas przez izolację do uruchomienia, po którym ponownie lądowaliśmy w izolacji. I tak dalej. Kontrola dawała co najwyżej zmianę obiektu lub wzorca. Broniliśmy się też przed przyjściem do AE i odstawieniem - jednakże wszystko, z czym walczyliśmy, przynosiło nam dokładnie to, przed czym miało nas chronić. Im usilniej wierzgamy przeciw łasce Bożej, tym bardziej jest to znak, że właśnie pukał ona do naszego serca.


Czy uznaję, że tylko bezwarunkowa kapitulacja może rozwiązać mój problem, a może dalej uciekam przed programem i AE? Czy jestem wdzięczny, że moje sytemy obronne dają mi dokładnie to, przed czym miały mnie chronić?


Modlę się, abym w AE dojrzewał do przemiany. Modlę się, aby moje systemy obronne przed Twoją łaską, Panie, wiodły mnie do Ciebie. Modlę się, abym, rezygnując z kontroli, chciał trzeźwości, którą mi zsyłasz, Boże.


Na dzisiaj: Demontując systemy obronne, przestaję wierzgać przeciw Bożej pomocy. Doświadczam jej, krocząc z innymi AE. Wychodzę łaskom naprzeciw: witam je w progu i nie barykaduję przed nimi drzwi.








03 listopada


Korzeń odczuwa potrzebę otrzymywania;

owoc odczuwa potrzebę dawania.

(Kahlil Gibran)



Dając - dzieląc się z innymi swoją trzeźwością - przyznajemy z pokorą, że nie jesteśmy samowystarczalni. Sami potrzebujemy duchowego podtrzymania tak, jak powietrza. Dając, decydujemy się otworzyć w AE do końca. Musimy zaryzykować: zdjąć swój pancerz i poczuć swoją podatność na zranienie - odważamy się pokazać innym nasze najbardziej narażone miejsca. Musimy też zakwestionować i porzucić fałszywy wstyd - wszystkie negatywne myśli, uczucia i reakcje na samego siebie: całe nasze poczucie niegodności i niezasługiwania. Musimy odważyć się odnaleźć i poczuć w sobie małe, czyste i niewinne dziecko, które pragnie troski i bezpieczeństwa. Mówiąc TAK Bożej opiece, dajemy sobie prawo do tych wszystkich darów, których nigdy nie zaznawaliśmy. Przyjmyhjąc je, czynimy dla siebie to, co dla rośliny jej korzeń, który chłonie ożywcze soki. Dzięki nim możemy zawiązać w sobie i wydać zdrowy owoc: trzeźwość i przebudzenie duchowe. Dzisiaj dzielimy się nim bardziej z potrzeby otrzymywania, niż dawania.


Czy, odsłaniając swoje najbardziej upokorzone miejsca, chłonę nimi miłość, a może wciąż blokuje mnie poczucie niegodności i niezasługiwania? Czy jestem wdzięczny, że aby wydać w AE owoc muszę wpierw udrożnić mój „korzeń”?


Modlę się, abym z pokorą przyjmował to, co proponuje mi AE. Modlę się, abym dawał sobie prawo do wszystkich dobrodziejstw, których nie zaznałem. Modlę się abym mówił nieustające TAK Twojej miłości, o Jedyny.


Na dzisiaj: Dzięki przychodzeniu do AE czynię dla siebie to, co dla rośliny jej korzeń. Chłonąc z pokorą duchowe łaski i Bożą miłość, wydaję owoc trzeźwości i dzielę się nim.

01 lutego


Pomoc Boża jest zawsze gotowa i zawsze blisko,

ale dana jest tylko tym, którzy jej szukają i nie próżnują.

(Teofan Więzień)



Kiedy uznaję, że mam problem i jestem bezsilny - kiedy chcę się z niego wydobyć i proszę Boga o pomoc - moje pobłądzenie staje się drogą, upadek ocaleniem, a ciemności drogowskazem. Nie ma takiego zła, które w rękach Boga nie stałoby się dobrem, ani takiego nieszczęścia, którego nie zmieniłby w błogosławień-stwo. ... Pasmo cudów uruchamia się w moim życiu z chwilą, gdy trafiając do Wspólnotą AE przyjmuję w niej wyciągniętą do mnie rękę Siły Wyższej. Program i uczestnictwo w mityngach pozwala mi przeciąć i zrzucić pęta. Z krępujących postronków nałogu wspólnie innymi AE splatam sieć, w której Bóg wyławia nas z otchłani. Przekonuję się, że Jego pomoc jest zawsze blisko, ale to ja najpierw mam jej aktywnie szukać - wołać o nią z dna mojej bezsilności i zrozpaczenia. Wtedy dopiero zdejmowane więzy nałogu stają się rozwiązaniem.


Czy z rozwiązanych pęt nałogu splatam w AE sieć, w której Bóg wyciąga mnie z otchłani, a może liczę, załapię się na pomoc bez tego? Czy jestem wdzięczny, że łaska ogarnia mnie tylko wtedy, gdy pomagam jej z całych sił?


Modlę się, aby w AE moje pobłądzenie stało się dla mnie drogą, rozbicie ocaleniem, a ciemności drogowskazem. Modlę się, abym nie wymknął się z Twojej sieci, Panie. Modlę się, abyś z więzów mojej erotomanii Ty, Boże, wyprowadził rozwiązanie.


Na dzisiaj: Dziękuję Ci, Panie, za ręce, które poprzez innych AE wyciągasz do mnie. Trzymam je mocno i chcę, aby moja dłoń była wyciągnięta do każdego, kto szuka ratunku z erotomanii.











03 sierpnia


Aby stać się czymś nowym,

istota lub rzecz musi utracić swą dotychczasową naturę.

(Tauler)



Sól w wodzie jest dla oka niewidoczna, lecz sprawia, że słona woda nie gasi pragnienia, a przeciwnie - wzmaga je i gasi życie. Podobnie erotomania: zlała się z naszą osobowością tak ściśle i subtelnie, że sami nie mogliśmy jej w sobie dostrzec. Widzieliśmy bowiem „wodę”, ale nie rozpuszczoną w niej „sól”. Uformowani w całej osobowości pod dyktando erotomanii, ślepi na nią, byliśmy skrajnie podatni na jej nawroty. Piętno uzależnienia odcisnęło się w nas tak mocno, że stało się naszą naturą, tak jak naturą wilka jest drapieżność, a naturą pnącza - czepianie się cudzego pnia. Uwolnić się znaczyło dla nas stracić dotychczasową tożsamość. Podobnie, jak aby uzdatnić słoną wodę trzeba ją oddestylować, musieliśmy „odparować się” w AE z samego siebie i całej niechlubnej przeszłości. A kiedy „skraplaliśmy się” ponownie, z powstałej chmury lał się oczyszczający deszcz łez. Tak nasza nowo narodzona, ocalona ze śmierci natura, opłakiwała dawną, która kończyła swój erotomański żywot.


Czy bez stawiania warunków tracę moją dawną naturę, a może próbuję jeszcze coś z niej zachować? Czy jestem wdzięczny AE za laboratorium, gdzie mogę „oddestylować się” z uzależnienia?


Modlę się, abym „odparował” z żądz w laboratorium Wspólnoty. Modlę się, abym pod działaniem mityngów i programu, tracił mą dawną naturę. Modlę się, abyś Ty, Boże, nadawał mi taką formę i treść, jaką mi przeznaczasz.


Na dzisiaj: Odżałowuję i składam do grobu mój nałóg - całego, dawnego siebie. Tracąc, w każdym Kroku AE, moją dawną naturę, staję się nowym człowiekiem - zdrowiejącym i przebóstwianym.


02 lutego


Prawdziwe współdziałanie to zaślubiny mojego wysiłku

z Bożym miłosierdziem nade mną.

(Sri Chimnoy)



W AE poznajemy Dwanaście Kroków, którymi zbliżamy się do Boga. Nie wglądamy jednak bezpośrednio w kroki, jakie Bóg czyni, aby się do nas zbliżyć. Choć to On prowadzi w duchowym tańcu, jakim jest nasze zdrowienie, to my stawiamy każdy krok. Mimo to Bóg nas stale wyprzedza. Po pierwsze: zsyła nam ideę programu 12/12 oraz Wspólnotę i wiadomość o niej poprzez posłańca z posłaniem. Po drugie: gdy tylko decydujemy się rozstać z erotomanią, wyrusza nam naprzeciw, otacza ochroną i podsuwa intuicje, które cudem przeprowadzają nas przez pułapki choroby. Po trzecie: z więzi, jakie powstają AE, Bóg splata mocną sieć, którą wyławia nas bagna. Potrzebujemy Jego wyciągającej Siły, by pokonać „grawitację” nałogu. Po czwarte, odpowiadając na naszą potrzebę wybawienia, wije sobie gniazdo w naszych sercach i powierza się nam, tak jak my Jemu. Jak pisklę prosi nas o pokarm - pokarm uczynków dobra. W ten sposób nasze wysiłki zaślubione z Bożym miłosierdziem nad nami, przywracają nam zdrowe zmysły i czynią nasze życie pożytecznym.


Czy poślubiam Bogu moje wysiłki w dążeniu do Niego, lub może próbuję wznieść się o własnych siłach? Czy jestem wdzięczny, że to ja mam stawiać każdy krok zbliżający mnie do Siły Wyższej?


Modlę się, abyś Ty, Boże, prowadził mnie w tańcu, jakim jest zdrowienie. Modlę się, abyś uwił sobie gniazdo w moim sercu. Modlę się, abym karmił Cię w nim, o Panie, uczynkami dobra, do którego mnie przeznaczyłeś.


Na dzisiaj: Poślubiam Sile Wyższej wszystkie moje wysiłki w drodze do Niej. Inicjuję każdy Krok programu, aby Bóg inicjował mnie w zdrowieniu. Poddając się krokom AE, poddaję się Jego miłości.








04 sierpnia


Chwila, gdy ktoś dostrzega

kim jesteśmy i kim możemy się stać,

wprawia w ruch zaklęty krąg naszych możliwości.

(Rusty Berkus)


W erotomanii staraliśmy głównie o to, by dostrzegano w nas obiekt uczuć i/lub seksu. Sami w podobny sposób patrzyliśmy na ludzi, ogranizując swoje zajęcia i życie pod kątem skuteczności erotycznego polowania. Cel ten decydował po cichu o wszystkich naszych wyborach. Kiedy indziej, chroniąc się przed bliskością w anoreksję, żyliśmy tak, by móc unikać jakichkolwiek kontaktów. Samotność tę miały nam „umilać” fantazje i onanizm. Dzisiaj AE pokazuje nam, że istnieje coś znacznie lepszego, niż kręcenie się na tej karuzeli pychy i daremności. Dzięki abstynencji i mityngom uczymy się widzieć w sobie nawzajem coś całkiem innego, niż źródło miłosnego haju. Aura spokoju i duchowej troski, miłości i pokory, wiary i łagodności, jaka emanuje z innych AE, wprawia w ruch nasz zaklęty potencjał, który dotąd pożerało uzależnienie. Dostrzegając jedni w drugich, kim i czym możemy się stać dzięki programowi, poddajemy się Bożej miłości i dostrzegamy, że jest ona stale dostępna w naszej Wspólnocie.


Czy widzę kim jestem naprawdę i kim mogę się stać, a może boję się wprawić w ruch uśpiony krąg moich możliwości? Czy jestem wdzięczny, że AE wzbudza we mnie proces, który muszę chronić - zwłaszcza przed samym sobą?


Modlę się, abym widział, kim jestem i jak bardzo mogę zmienić się w życiu. Modlę się, abym trwał w AE i nie dokonał swojej aborcji. Modlę się, abym - niosąc posłanie - dostrzegał w innych, kim są i jak doskonali mogą się stać.


Na dzisiaj: Odstawiając erotomanię, uruchamiam mój zaklęty potencjał, który mobilizuje mnie w drodze. Przebudzony duchowo, dostrzegam w innych, że takl samo mogą się zmienić, i niosę im to posłanie.

04 maja


To nie nasze zachowania są sednem naszego problemu,

lecz kompulsywne szukanie bezpieczeństwa.

(anonim)



Przymus szukania bezpieczeństwa wtrącał nas w zagrożenie i izolację. Gonitwa za seksualnym ogłuszeniem i miłosną błogością zmieniała nas w osoby bezwzględne, egoistyczne i słabe. Dla iluzji bezpieczeństwa i mocy powtarzaliśmy czyny, które zaraz potem chcieliśmy wymazać z pamięci. Z tego zaklętego kręgu destrukcji wyrwało nas przyjście do AE i pełne odstawienie, bowiem gdy ktoś bije głową w mur, na początek zawsze mu pomoże, gdy przestanie to robić. Wkrótce jednak wyłaniało się sedno naszego problemu: poczucie opuszczenia, pustka i lęk przed bliskością; wstyd, poczucie winy i strach przed życiem; emocjonalny głód, bezradność i duchowa tęsknota. ... Dzisiaj, w bezpiecznym kręgu Wspólnoty i pod miłującym okiem Boga, mamy sposób i miejsce na odbudowę siebie. Zaczynamy przeżywać nasze uczucia i w całkiem inny sposób cieszyć się życiem. Dzięki temu, że otulamy się wzajemnie zrozumieniem, akceptacją, ciepłem i uwagą, Siła, która nas prowadzi i podtrzymuje w zdrowieniu, przywraca nam poczucie bezpieczeństwa, godności i wartości.


Czy czuję moją bezsilność i poczucie zagrożenia, a może nadal odsuwam je od siebie erotomańskimi zachowaniami? Czy jestem wdzięczny, że moje pragnienie bezpieczeństwa wciąż odsyła mnie do Siły Wyższej?


Modlę się, abym trzymał się kręgu AE i nie wracał do kręgów erotomanii. Modlę się, abym miał zgodę na przeżywanie mojej słabości, pustki i lęków. Modlę się, abym w Tobie, Boże szukał dziś bezpieczeństwa, siły i ochrony.


Na dzisiaj: Uruchamiałem się po to, by móc czuć się silnym, śmiałym, zaopiekowanym i kochanym. Teraz zdrowieję dokładnie po to samo. Znajduję to najpierw w kręgu mityngów AE.








04 listopada


Człowieka kształtują jego uczynki.

Jak postępuje, taki też jest.

(Bhagavad Gita)



Nasze uczynki były dyktowane egoizmem, żądzami i unikaniem odpowiedzialności. Używaliśmy innych ludzi i siebie samych do tłumienia naszych lęków i omijania problemów, nic więcej ze swej strony nie gwarantując. Jak ognia unikaliśmy zobowiązań. Taką postawę wnosiliśmy nieraz na mityngi, wpadając do AE jak do tramwaju: podwieźć się trochę i zaraz wyskoczyć. Nie kupując biletu do trzeźwości, nie chcieliśmy się tak naprawdę zmienić. Nie obchodziły nas wypowiedzi i zmagania innych, program ani służby AE. Chcieliśmy tylko zrzucić na chwilę frustracje i poczuć się z chorobą lepiej. Inni mieli wysłuchiwać naszych żalów i nie „truć” o swoich trzeźwych doświadczeniach. ... Jednakże nie mogliśmy wystartować bez wzięcia odpowiedzialności za siebie i całe AE - za to, jakie będą nasze mityngi i czy w ogóle będą. Zawsze tylko od nas zależy, czy przetrwamy jako grupa czy się rozproszymy; czy będziemy dzielić się nadzieją, siłą i wiarą czy też obrzucać się negatywizmem i odchodzić. Kiedy zmieniamy nasze postawę - kiedy stale przychodzimy i słuchamy, angażujemy się w AE i pełnimy służby - znika dawny wzorzec życia bez zobowiązań, a zjawiają się błogosławione, zdrowe więzi.


Czy biorę odpowiedzialność za moją Wspólnotę, a może jestem w AE tylko meteorem? Czy jestem wdzięczny, że ode mnie zależy, czy stanę się stałą planetą, na której można polegać?


Modlę się, abym brał odpowiedzialność za siebie i za AE. Modlę się, abym był we grupie członkiem załogi, nie pasażerem na gapę; stałą planetą, nie meteorem. Modlę się, abyś mógł na mnie liczyć, Boże, w Twoich zamierzeniach, jak ja na Ciebie w zdrowieniu.


Na dzisiaj: Przychodząc regularnie i dbając o Wspólnotę, gubię wzorzec życia bez zobowiązań. Staram się być - i w AE, i w życiu - stałą planetą, na którą można liczyć, a nie meteorem.


05 maja


W ciemnościach rosną tylko grzyby i pleśnie.

Kwiaty - potrzebują słońca.

(Anna C. Salter)



Uzależnienie od seksu i miłości to choroba tajemnic. Aby w niej trwać, wiedliśmy życie podwójne, podzielone kurtynami kłamstw. Oddzielając od siebie jego różne sektory, izolowaliśmy się przed ludźmi, Bogiem i samymi sobą. W ciemnościach przemilczeń, manipulacji i sekretów gniły nasze wartości i kręgosłup moralny, tonęły skrupuły, a my nie domyślaliśmy się nawet, do jakich wyżyn człowieczeństwa jesteśmy przeznaczeni. ... Odstawienie okazało się w AE okresem umierania w nas ciemności w jakich żyliśmy. Ustępując pod wpływem dzielenia się i słuchania doświadczeń innych, mroki robiły miejsce światłu. Im bardziej wypierała je prawda, tym więcej było w nas nadziei, radości i szczęścia - tym bujniej rozkwitał nasz wewnętrzny ogród. Odważając się wyjść z naszą chorobą z ukrycia i stanąć w pełnym świetle, pozwalaliśmy opromieniać się dyskretnym duchowym blaskiem. Osnuci nim, nieśliśmy to posłanie innym cierpiącym erotomanom.


Czy rzucam światło na całą moją erotomanię i jej podłoże, a może chowam się jeszcze za kurtynami tajemnic? Czy jestem wdzięczny za „rentgen” mityngów, w którym co dzień mogę się prześwietlać?


Modlę się, abym w moje mroki wpuszczał Twoje światło, Boże. Modlę się, abym odkrył bogactwa, które we mnie złożyłeś, Panie. Modlę się, abym prowadził życie pojedyncze, prawe i przejrzyste -na pożytek dla mnie, świadectwo dla innych i Twoją chwałę, Miły.


Na dzisiaj: Dzielę się moimi doświadczeniami z każdym AE, aby mogła jaśnieć nowa, wolna od żądz i przebudzona duchowo rzeczywistość. Stosując do siebie program, pnę się ku światłu.










05 listopada


Moja właściwa decyzja

to zgoda na nieustający ciąg trudnych, bieżących wyborów.

(anonim)



Jest tylko jeden zakątek na świecie, który mogę uporządkować: ja sam. Postanawiając zmienić siebie, decyduję się na pasmo trudnych wyborów, za które tylko ja ponoszę odpowiedzialność. Wybory te, to z jednej strony konsekwentna rezygnacja z „usług” erotomanii, kuszącej mnie zwłaszcza w kryzysach, gdy jestem podatny. To pełna kapitulacja, która oznacza nie tylko fizyczną abstynencję, lecz i omijanie myśli, sytuacji, osób oraz zachowań mogących sprowokować nawrót uzależnienia. To także unikanie wszelkich innych destrukcyjnych wpływów i obserwacja decyzji z pozoru neutralnych, które mogą okazać się fortelem choroby. Z drugiej strony wybory te oznaczają dla mnie ciągłe szukanie ludzi i sytuacji sprzyjających trzeźwości, harmonii oraz przebudzeniu duchowemu. To wysiłek bezwzględnej uczciwości wobec siebie sdamego, pozytywne myślenia i przyjmowanie rzeczy łagodnych, wzniosłych i kojących, do czego wcześniej nie nawykłem. Idąc w tych dwóch kierunkach - odpychając chorobę i zapraszając Boże łaski - wypełniam na sobie obietnice programu AE.


Czy odsuwam podszepty erotomanii i przyciągam Boże łaski, a może moje decyzje nie są do końca konsekwentne? Czy jestem wdzięczny za szansę doskonalenia siebie - jedynego zakątka na świecie, który mogę zmienić?


Modlę się, abym wybierał zmienianie siebie, a nie kontrolę choroby. Modlę się, bym podejmował wysiłek przyjmowania Twych łask, Boże. Modlę się, aby moje decyzje konsekwentne wiodły mnie do Ciebie, Panie.


Na dzisiaj: Biorę odpowiedzialność za siebie i moje wybory. Trzymając „kurs na trzeźwość”, niezmiennie dążę do duchowego przebudzenia. Pamiętam, że jak sobie pościelę, tak się i wyśpię.

03 lutego


Bóg bardziej skłonny jest pomóc ludziom,

niż ludzie skłonni są tę pomoc przyjąć.

(Samuel Shoemaker)



Bóg zawsze jest gotów mieć z nami do czynienia. Chodzi tylko o to, abyśmy my zechcieli mieć do czynienia z Bogiem. Na nas, erotomanach, wymuszała to z początku choroba. Przywiedzeni nieraz i do punktu utraty człowieczeństwa, mieliśmy do wyboru: albo przyjąć Bożą pomoc już teraz, albo tonąć dalej. Niestety wiele osób zaglądających do AE wybiera to drugie i odchodzi. Niezależnie od przyczyn - czy jest to opowiedzenie się po stronie choroby, niechęć do moralnych praw ducha i uczciwości wobec siebie, czy też zwykły lęk przed bólem, który musieliśmy przejść zdrowiejąc - ludzie ci tak samo giną. My, cudem uratowani przez przyjęcie Bożej pomocy, ciągle stykamy się z tonącymi. Dzisiaj jesteśmy odpowiedzialni za to, by dłoń z posłaniem AE była do nich stale wyciągnięta. Tylko w ten sposób stajemy się zdolni przyjąć Bożą pomoc. Bez szukania cierpiących erotomanów i dawania im świadectwa program AE przestaje w nas działać i zaczynamy z powrotem tonąć. Każdego dnia możemy zrobić coś w dobrym kierunku.


Czy przyjmuję ratunek, jaki mi oferuje AE, a może wolę nie mieć zbyt wiele do czynienia z Bogiem i programem? Czy jestem wdzięczny, że mogę otrzymać pomoc tylko jeśli samemu staram się służyć pomocą?


Modlę się, abym co dzień opowiadał się po stronie zdrowienia i proszenia o pomoc dla siebie. Modlę się, abym innym niósł pomoc a nie chorobę. Modlę się, abym otwierając się na ludzi, był otwarty na Ciebie, Boże.


Na dzisiaj: AE to nie galeria pomników - to szpital. Jako jego pacjent zgadzam się przyjmować sugestie Lekarza. Chodząc na mityngi stosuję receptę o nazwie: Dwanaście Kroków i Dwanaście Tradycji.







05 sierpnia


Aby zapłonął ogień, musi zniknąć drewno;

aby wyrosło drzewo, musi obumrzeć nasiono.

(Tauler)



Zdrowienie w AE to dla nas proces tracenia dotychczasowej natury. Musimy ją utracić, by odkryć, kim możemy się stać i jak nieskończenie się rozwijać. Aby wyfrunął motyl, w kokonie musi przepoczwarzyć się liszka. Aby wyrosło drzewo, musi obumrzeć nasiono. Aby zapłonął ogień, musi zniknąć drewno. Odstawienie to dla nas duchowe przeistoczanie się, obumieranie - to spalanie w ogniu prawdy naszej uzależnionej osobowości. To nieraz bardzo bolesny proces, lecz o jakże zdumiewającym wyniku. Tylko w ten sposób mogliśmy podźwignąć się z erotomanii. Dzisiaj, umarłszy dla uzależnionienia, pielęgnujemy w sobie nowego, wolnego od obsesji człowieka. Ta pełna przemiana - metanoja - zachodzi w nas dzięki Wspólnocie, poprzez którą zawierzamy się Bogu i wymaga wielkiego heroizmu. To nie jest odstawienie czegoś tam - to odstawienie siebie. Dzisiaj możemy nadać sobie najwyższej klasy podwójny medal: za pokorę i za odwagę.


Czy pozwalam mojemu dawnemu „ja” płonąć w ogniu prawdy, by stawało się światłem dla mnie i dla innych, a może unikam duchowego żaru mityngów? Czy jestem wdzięczny, że AE wytapia we mnie nową, prawdziwą i uzdrowioną osobowość?


Modlę się, abym nie bał się umrzeć i narodzić na nowo. Modlę się, aby tego procesu nie zadusiły we mnie „ciernie”, nie zjadły „szkodniki” ani nie zniszczyła „susza”. Modlę się, abym płonął Twoim ogniem, Boże, który przemienia wszystko, czego dotknie.


Na dzisiaj: Wspólnie z innymi erotomanami rozpalam w AE ogień, który z mijej dawnej natury wytapia nową, oczyszczoną i wolną od obsesji osobowość. Pozwalam wzejść nasionom, które Bóg zasiał we mnie i chronię ich wzrost.


04 lutego


Postęp duchowy to wynik mojego płaczu serca

i miłującego uśmiechu Boga nade mną.

(Sri Chinmoy)



Rozpoznając w wypowiedziach innych AE siebie - prawdę o własnych seksualno-uczuciowych zachowaniach i ich motywach - doznajemy, nieraz pierwszy raz w życiu, płaczu serca. Poruszeni nim, decydujemy się sami wyznać prawdę i wyrazić nadzieję na uzdrowienie. Miłujący, ciepły uśmiech Siły Wyższej - rozumienie, akceptacja i współodczwanie malujące się w oczach słuchaczy - koi nasz wstyd i poczucie niegodności. Zaczynamy czuć się warci przyjęcia do rodziny ludzkiej i wracamy z duchowego wygnania. Płacz z dna naszego serca rodzi w strumień wdzięczności, że na mityngach odnaleźliśmy swój duchowy dom. Chłoniemy więc ów kochający uśmiech Boga nad nami, jaki spływa z obecnych na mityngach twarzy. Dzięki tak ciepłemu przyjęciu, odważamy się podjąć ryzyko abstynencji, wyznać do końca prawdę o sobie i pracować według programu, który wyzwala nas z erotomanii poprzez postęp duchowy.


Czy z twarzy innych AE chłonę miłujący uśmiech Boga nade mną, a może boję się jeszcze i stanąć w prawdzie? Czy jestem wdzięczny za płacz serca, który czyni mnie zdolnym zaryzykować odstawienie, przyjąć pomoc i postawić na postęp duchowy?


Modlę się, abym, poruszany płaczem serca, stawał w prawdzie o sobie. Modlę się, abym czuł się wart Twojej miłości, Panie. Modlę się, aby mój powrót z erotomańskiej tułaczki otwierał drzwi innym wracającym do Ciebie, mój Boże.


Na dzisiaj: Pozwalam płynąć z mojego serca łzom identyfikacji. Chłonę miłujący uśmiech Boga nade mną, jaki towarzyszy na mityngach wypowiadanej przeze mnie prawdzie. Decyduję się na ryzyko pełnej abstynencji i duchowej przemiany.









06 sierpnia


Osłaniając kaniony przed sztormami,

nigdy nie ujrzymy piękna ich żłobionych urwisk.

(Elisabeth Kubler-Ross)



Miłe przeżycia czynią rzeczywistość przyjemną. Doświadczenia bolesne przyczyniają się do duchowego wzrostu. Potrzeba nam i jednych, i drugich. Nam, anonimowym erotomanom, którzy stracili w nałogu kontrolę nad sobą, a nieraz i samych siebie, trudno dziś przecenić bolesne doświadczenia. To one przywiodły nas do AE, pomagały w odstawieniu i wzmacniały wolę wytrwania na nowej drodze. To one pozwoliły nam ujrzeć całą prawdę oraz fakt, że są nierozerwalnie splecione ze szczęściem - że je zwiastują. To one odkrywały w nas najgłębsze pokłady człowieczeństwa, rzeźbiąc nasze duchowe piękno i nadając sens. Dopóki osłanialiśmy się przed bólem erotomańskimi zachowaniami i innymi ludźmi, kręcił nami młyn uzależnień. Gdy jednak zgodziliśmy się na swoją bezsilność - przyjęliśmy swoją klęskę i podatność na zranienia - przeżywanie cierpień zaczęło nas od nich uwalniać, żłobiąc w nas przy tym piękne, prawdziwie ludzkie oblicza.


Czy godzę się na cierpienia i radości, które są moim udziałem, a może wciąż osłaniam się przed „sztormami” jakimś rodzajem transu? Czy jestem wdzięczny za program, który żłobi we mnie prawdziwie ludzkie oblicze?


Modlę się, abym przyjmował cierpienia, badając skąd pochodzą i co mi mówią o mnie. Modlę się, abym umiał dziękować za to, co wyświadcza mi ból. Modlę się, abyś Ty, Boże, żłobił mnie dłutem programu AE, jak chcesz, odsłaniając moje piękno i sens.


Na dzisiaj: Pilnuję, by żaden sztorm, który mnie spotyka, nie przeszedł niewykorzystany. Pozwalam, by Bóg żłobił mnie dłutami programu AE. Chcę, by wydobył moje duchowe piękno i sens.

06 maja


Żaden sługa nie może dwom panom służyć.

(Jezus z Nazaretu)




Nie mogę służyć Bogu obsługując swoje uzależnienia; nie mogę mieć i Jego, i ich. W zdrowieniu nie jest możliwe działanie na dwa fronty. Muszę wybierać i decydować. Nie „raz na zawsze”, ale codziennie, w każdej bieżącej sytuacji, jaką spotykam na mojej drodze. Każdego dnia oddalam więc myślenie o kompromisie między dawną niewolą, a nową wolnością; między erotomanią, a Bogiem; między obsesją, a sobą; między śmiercią, a życiem. Pomaga mi, jeśli odświeżam sobie w pamięci upadek, do jakiego przywiodła mnie choroba, gdyż kusi mnie ona ułudą, zasłaniając konsekwencje. Kusi mnie zwłaszcza, gdy chwieję się wskutek jakiegoś ciosu, kryzysu czy słabości. Mówi wtedy: „Wcale nie jestem taka zła! Weź mnie z powrotem, a obsłużę cię, jak nigdy...” Tylko pamiętając, że ta słodka oferta jest w rzeczywistości macką ośmiornicy, która mnie potem pochłonie, mogę zachować trzeźwość. Tylko widząc, co kryję się pod zwiewną szatą złudzeń i moimi racjonalizacjami, mogę wybierać prawidłowo. Pamiętam, że dla mnie właściwą odpowiedzią jest Bóg.


Czy wykluczam kompromis między erotomanią a zdrowieniem, a może patrzę jeszcze czasem do tyłu? Czy jestem wdzięczny, że AE odświeża mi stale w pamięci, co oznacza dla mnie powrót do uzależnienia?


Modlę się, abym pamiętał, dokąd prowadzi erotomania. Modlę się, abym wykluczał jakiekolwiek pertraktacje z chorobą. Modlę się, abym, służąc sobie i innym w wydobywaniu się z dna, Tobie służył, mój Panie.


Na dzisiaj: Odrzucam jakiekolwiek kompromisy z erotomanią. Pracując nad sobą poprzez AE i niosąc posłanie, służę Bogu. Wybieram abstynencję i przytomnie decyduję na każdym kroku.








06 listopada


Z moich decyzji mogę zbudować sobie więzienie,

ale też mogę nimi wykuć sobie drogę do wolności.

(anonim)



Dopóki tkwiliśmy w jakiejś formie erotomanii lub anoreksji, nie mogliśmy decydować o swoich zachowaniach myślach i emocjach w sposób wolny. Decydowała o nas choroba. Posługiwała się ona także wyborami nie związanymi bezpośrednio ze sferą seksu i uczuć. Takie z pozoru nieważne, oderwane i odległe od pożądań decyzje pozwalały nam okrążać wcześniejsze postanowienia i zwykle wiodły do nawrotów. Dopiero pełne odstawienie przywraca nam zdolność decydowania o sobie. Proces ten wymaga jednak czasu. Dlatego nieraz powtarzamy: „Żadnych poważnych zmian i trudnych decyzji w pierwszym roku. A i później - ostrożnie.” Jeśli trwamy w abstynencji i narzędziami programu doskonalimy siebie, Bóg usuwa naszą obsesję i pomaga nam omijać pułapki nałogu. Dzięki właściwym wyborom powoli uzyskujemy prawidłowy obraz siebie i rzeczywistości, trzeźwość seksualną i uczuciową, radość, równowagę zmysłów, pokój ducha i wolność.


Czy moje dzisiejsze wybory prowadzą mnie do wolności, a może jedynie do nowego zniewolenia? Czy jestem wdzięczny AE za szansę trudnych decyzji, które mnie ratują?


Modlę się, abym, właściwie wybierając, ocalał i budował siebie. Modlę się, abym był zdolny do każdej niepopularnej decyzji, jakiej mi trzeba do duchowego wzrostu. Modlę się, aby moje wybory potwierdzały to, co Ty wybrałeś dla mnie, Panie.


Na dzisiaj: Korzystam z sugestii AE, by podejmować właściwe decyzje. Dzięki nim omijam pułapki nałogu i zyskuję prawidłowy obraz siebie i świata. Trwam w abstynencji i doskonalę siebie, a Bóg usuwa moją obsesję.


07 maja


Dar zobaczenia własnego upadku jest znakiem,

że Bóg już zaczął cię uzdrawiać.

(anonim)



Budząca się świadomość uwikłania w nałóg - przeczucie klęski i bezsilności - sprawiało najpierw, że woleliśmy trzymać się z dala od mityngów. Po przyjściu do AE też nieraz chcieliśmy uciec : „Nie dam rady, to zbyt trudne” i jeśli nie uciekaliśmy, to po prostu dlatego, że nie było dokąd. AE zabierało nam komfort dawnych zachowań i pielęgnowania złudzeń. Zabierało też nadzieje, że uda się nam kontrolować erotomanię. Raz otworzone drzwi do prawdy, mimo, że nieraz nas przerażała, nie dawały się łatwo zamknąć z powrotem. Musieliśmy wytrwać w bolesnej świadomości własnego upadku i w pustce z nadzieją, że zapełni ją Bóg i zajmie się tym, wszystkim, czego sami nie możemy naprawić. Ujrzenie własnego bankructwa przesłaniała nam często iluzja, że nie widząc go, wydawaliśmy się sobie w miarę zdrowi. Choć prawda była dla nas zwykle wstrząsem, to właśnie zobaczenie jej i pogodzenie się z nią było znakiem, że Bóg właśnie zaczął nas uzdrawiać.


Czy przyjmuję dar zobaczenia mojego upadku i pogłębiam te wglądy, a może łudzę się, że nie widząc prawdy jestem zdrowszy? Czy jestem wdzięczny za bezwzględne lustro mityngów, w którym widzę siebie?


Modlę się, abym nie cofał się przed żadną prawdą. Modlę się, abym był świadom mojej podatności na nawroty i unikał pułapek choroby. Modlę się, abym Ciebie, Boże, prosił o pomoc, jak lekarza o lekarstwo.


Na dzisiaj: Przyjmuję dar zobaczenia całej prawdy o sobie. Nie staję się przez to gorszy; a przeciwnie - mój stan się poprawia, bo świadomość mojego upadku zawsze jest znakiem, że Bóg już zaczął mnie uzdrawiać.









07 listopada


Wybory stwarzają człowieka.

Określają jego osobowość, charakter i decydują o jego życiu.

(Carlos G. Valles)



AE stawia nas w sytuacji dorastania. Abyśmy stali się zdrowi, normalni, musimy pójść drogą nowych wyborów. Każdego dnia w każdej chwili stawiamy na trzeźwość. Porzuciwszy nasze miłosno- seksualne kompulsje, wchodzimy w odstawienie i spotykamy w tej pustce prawdziwego siebie. Zamiast gonić za miłosną ekstazą i zaspokojeniem, zostawiamy nasz erotyzm w spokoju i budujemy Boga most dla wewnętrznego przebóstwienia. Wtedy cała nasza zdrowa energia spływa ku nam. Kiedy z każdą bolączką wytrwale zwracamy się do programu AE, stajemy się zdolni poznać, co to miłość, stały związek i wolny od uzależnienia seks. Ponieważ możliwa staje się wyższa błogość, niższe jej formy po prostu odchodzą. Tracą atrakcyjność, bo odkrywamy przeżycia, które nie równają się z niczym, co znaliśmy dotąd. Są one wynikiem codziennych, małych wyborów, w których wyraża się nasza wola kompletnej przemiany.


Czy stwarzają mnie dziś właściwe wybory, a może myślę, że zdrowa osobowość powstanie bez mojego działania? Czy jestem wdzięczny za nowe przeżycia, przy jakich gasną dawne błogości?


Modlę się, abym, właściwie wybierając, doznawał duchowego przebudzenia. Modlę się, aby wszystkie dobre energie spływały dzisiaj ku mnie. Modlę się, abyś Ty, Boże, dokonywał we mnie przebóstwienia.


Na dzisiaj: Przestaję zajmować się kontrolą mojej seksualnej i uczuciowej energii i, właściwie wybierając dzięki AE, buduję most dla Boga. Przekraczam po nim mój nałóg i wchodzę w obszar wewnętrznego przebóstwienia.

05 lutego


Nic, co naprawdę wielkie,

nie zostało dokonane bez entuzjazmu.

(Ralph Waldo Emerson)



Entuzjazm - owo dziecko wiary i nadziei - jest siłą, która nas uzdalnia do wielkich dzieł. Jeśli zaprzęgamy ją do właściwego celu, nic nie jest niemożliwe. Nie wiemy dzisiaj, jaka kiedyś będzie nasza Wspólnota (może to lepiej, że AE wzrasta powoli, nie załamując się pod własnym ciężarem) ale widzimy, że powstaje ona i żyje tylko dzięki naszemu wielkiemu zaangażowaniu. Wiemy też, jak ogromnym dziełem jest wyzwolenie się z nałogu i że sami nigdy byśmy tego nie dokonali. Splatają się w tym dziele dwa nurty: działanie Boga, które dopuszczamy do siebie, oraz nasz nie słabnący wysiłek. Dzieląc się radością z nowego życia, zarażamy się wzajemnie entuzjazmem. Choć początek zdrowienia zwykle wymusza na nas choroba, szybko porywa nas duch wspólnej pracy, by utrzymać seksualno-uczuciową trzeźwość. Co dzień jesteśmy gotowi na wszystko, by wytrwać na tej drodze i ściągnąć innych, którzy tak samo pragną ratunku.


Czy jestem gotów na wszystko, by wytrwać w abstynencji, a może nie przemawia do mnie ta droga lub wolę „radzić sobie” po staremu? Czy jestem wdzięczny za entuzjazm, który nie pozwala mi dążyć do pomniejszych celów?


Modlę się, abym nosił w sercu entuzjazm - dziecko wiary i nadziei. Modlę się, abym, gotów na wszystko, trwał w trzeźwości i przyciągał nią innych do AE. Modlę się, abym poprzez Wspólnotę dopuszczał do siebie Twoją miłość, Boże.


Na dzisiaj: Pozwalam porwać się entuzjazmowi, jaki niesie mi wyzwolenie z nałogu. Pełen siły, wiary i nadziei, poprzez AE zapładniam moją abstynencję radością duchowego przebudzenia.










07 sierpnia


Często dopiero ostatni klucz otwiera drzwi.

(anonim)




Szczur wrzucony do beczki z wodą, z której nie ma wyjścia, tonie po trzech kwadransach. Jeśli jednak przedtem podamy mu drabinkę, następnym razem będzie pływał trzy doby! ... Ratunek otrzymany po wielu próbach znalezienia wyjścia niepomiernie wzmacnia naszą wytrwałość, wiarę i nadzieję. Większość z nas przed przyjściem do AE próbowało innych form pomocy. Jednak bez trwałego skutku. I choć AE było ostatnim miejscem, gdzie chcielibyśmy trafić (największy opór czujemy przed decydującym krokiem) to właśnie ta Wspólnota dała nam sposób rozwiązania naszego problemu. Bywało więc, że budziliśmy się dopiero, gdy, bliscy rezygnacji, braliśmy ostatni klucz, który niespodziewanie otwierał drzwi: klucz bezwarunkowej kapitulacji, abstynencji, mityngów i programu AE. Dzieląc się ze sobą swoimi historiami, za każdym razem przekręcamy w dobrą stronę klucz w kajdanach naszego uzależnienia.


Czy, dzieląc się i słuchając, wzmacniam moją wiarę w ocalenie, a może zbyt łatwo rezygnuję z szukania wyjścia? Czy jestem wdzięczny, że drzwi do wolności często otwiera dopiero ostatni, wzgardzony klucz?


Modlę się, abym słuchał doświadczeń trzeźwych AE. Modlę się, abym nie uciekał przed właściwym rozwiązaniem: dzieleniem się sobą. Modlę się, abyś - w każdej pułapce - Ty, Boże, podsuwał mi pasujący klucz.


Na dzisiaj: Biorę do rąk klucz AE, który otwiera kajdany mojej erotomanii i przekręcam go w dobrą stronę. Jeśli próbowałem innych rozwiązań, wiem przynajmniej, które z nich są do niczego.


06 lutego


Własny wysiłek jest niezbędny.

Łaska Boża - niezastąpiona.

(Sri Chinmoy)



Nie dojdziemy do duchowego przebudzenia samym własnym wysiłkiem, ani samą łaską. Musimy działać tak, jakby wszystko zależało od nas i ufać tak, jakby wszystko zależało od Boga. Dopiero gdy łączymy te bieguny, program AE rusza z miejsca. Z jednej strony to sami podejmujemy decyzję, idąc po pomoc do AE. Sami każdego dnia porządkujemy swoje wnętrze i życie, naprawiamy więzi, jedziemy na mityng. Nie cofamy się przed żadnym trudem, by wyjść z erotomanii i móc się rozwijać. Dzięki tym staraniom widzimy, jak z drugiej strony potrzebna jest nam Boża łaska. Gdyby nie ona, czy zdalibyśmy sobie uczciwie sprawę z problemu? Gdyby nie ona, czyż odnaleźlibyśmy Wspólnotę i siłę do wytrwania w niej? Gdyby nie ona, to czy nie ustalibyśmy w niesieniu posłania? Bóg stale potrzebuje naszego trudu, by nas napełniać, uzdrawiać i wyciągać z dna. Nam zaś trzeba Jego miłości, by mieć zdrowy „napęd”, entuzjazm i chęć do życia.


Czy działam z taką energią, jakby wszystko zależało ode mnie, lub może czekam, aż łaska sama na mnie spłynie? Czy jestem wdzięczny, że tylko własnym wysiłkiem mogę przygotować drogę Bogu?


Modlę się, aby kanał, którym dociera do mnie duchowa pomoc, pozostawał drożny. Modlę się, aby nie osłabł mój entuzjazm w niesieniu posłania. Modlę się, abym ufał, Panie, Twojej woli i spełniał ją w sobie, a siebie - w niej.


Na dzisiaj: Wkładam cały możliwy wysiłek w zdrowienie i pracę w AE. Ufam Bogu i poddaję się działaniu Jego łaski, gdyż jest dla mnie niezastąpiona. Duchowa moc płynie, gdy łączę w sobie oba te bieguny.









08 sierpnia


Jak długo nie ma oznak zdrowienia,

tak długo jesteśmy nieświadomi głębi naszej choroby.

(Fenelon)



Dopiero gdy chcemy pójść w górę rzeki, zaczynamy czuć prąd, który nas znosi. Wcześniej pozostawaliśmy nieświadomi jego siły i naporu. To jednak dzięki niemu odkrywamy własną bezsilność i trafiamy do AE. Pierwszą oznaką zdrowienia jest uświadomienie sobie problemu. Następnym krokiem staje się odstawienie nałogu; wylewa się z nas wtedy nie kończąca się rzeka pożądań, fantazji, tęsknot i przewrotnej lubieżności. Zaczynamy widzieć nasze chore wzorce, obsesję i przymus, cynizm, zakłamanie, strach, wstyd i dawne, wypaczające zranienia - cały swój upadek. Obraz ten przeraża nas i przygnębia. Nie powinniśmy jednak czuć się przez to gorsi; przecież już wcześniej byliśmy tacy, w dodatku tego nie widząc. Fakt, że stajemy się zdolni zobaczyć swój nałóg - poczuć jego napór zamiast mu ulegać - jest pierwszą oznaką zdrowienia. Zobaczenie naszej choroby, to pierwszy krok do wyzwolenia i naprawy siebie. To odwaga i zarazem doskonały bodziec. To pierwszy sukces. I przede wszystkim łaska.


Czy, poznając moją chorobę, akceptuję siebie i znajduję w tym bodziec do przemiany, a może staram się z powrotem zamknąć oczy i mieć spokój? Czy jestem wdzięczny za wglądy w siebie, które oznaczają, że zdrowienie już się zaczęło?


Modlę się, abym odkrywając moją erotomanię, nie ugrzązł w potępianiu siebie. Modlę się, abym każdy wgląd stawał się dla mnie bodźcem do przemiany. Modlę się, abyś Ty, o Boże, leczył mnie ze wszystkiego, co pomagasz mi w sobie zobaczyć.


Na dzisiaj: Świadomość mej bezsilności wobec choroby chroni mnie przed jej nawrotem. Słuchając innych AE, poszerzam wglądy w siebie i dzielę się tymi odkryciami na mityngach.

08 maja


Uzdrowieni są ci,

którzy nie bronią się przed wewnętrznym światłem,

lecz pozwalają, by ono zrodziło w nich świętość.

(Aldous Huxley)


Gdy spod ustępującej erotomanii ukazuje się nasze wewnętrzne światło, stajemy się wolni. Wewnętrzne światło nie może bowiem skłaniać do złych czynów. Jednak przeczucie odkrycia go w sobie budziło w nas lęk. Nasza uzależniona natura dobrze wyczuwała, że przyniesie to nieobliczalne skutki. Baliśmy się, że runie nasza dotychczasowa tożsamość - że będziemy musieli naprawdę się przebudzić i wziąć odpowiedzialność za siebie. Czując, że wtedy nic nie zostanie takie jak dawniej, broniliśmy się, zaprzeczając i minimalizując problem. Dopiero spiętrzenie kryzysów w rezultacie nałogu skłoniło nas do przyznania prawdy i odkrycia siebie. Wraz z kapitulacją następował szok: seria wstrząsających odkryć, co trwało przez pewien czas. Dzięki mityngom nie mieliśmy już osłony przed prawdą, gdyż i znikał komfort iluzji i liczba ucieczek. Powoli stawało się jasne, jak wiele mamy w sobie do naprawy. Dzisiaj, dając się prowadzić wewnętrznemu światłu, pozwalamy, by ono rodziło w nas świętość.


Czy, dając prowadzić się wewnętrznemu światłu, pozwalam by ono rodziło we mnie świętość, a może dalej się bronię uciekam przed prawdą? Czy jestem wdzięczny, że otrzymane poznanie nie pozwala mi już ani na chwilę spoczynku?


Modlę się, aby już nic nie pozostało takie, jak dawniej. Modlę się, abym rozpalał wewnętrzne światło - Twoją iskrę we mnie, Boże. Modlę się, abym, nie poddając się erotomanii, Tobie się poddawał, Panie.


Na dzisiaj: Chodząc na mityngi tracę komfort złych uczynków i rozpalam w sobie wewnętrzne światło. Chcę, by ono rodziło we mnie świętość, cokolwiek mi to przyniesie.









08 listopada


Twoje powołanie jest tam, gdzie Bóg Cię postawił.

(matka Teresa z Kalkuty)




Nas, erotomanów szukających wyjścia, Siła Wyższa prowadzi do miejsca cudu i przemiany. AE to nasz duchowy dom - port macierzysty, do którego ciągle wracamy, dokądkolwiek pchną nas prądy życia. Budujemy AE własnymi rękami, budując zarazem pokorę według Dwunastu Tradycji. Poznając swoją skłonność do chodzenia własnymi ścieżkami, pilnujemy się, by nie porzucać tej ożywczej oazy dla miraży duchowej pustyni. ... Jeśli podejmujemy abstynencję godząc się przeżywać pustkę w sobie - jeśli chodzimy na mityngi, dzielimy się i ufamy Bogu - jesteśmy na właściwym miejscu i możemy właściwie działać. Jeśli regularnie i głęboko się modlimy, zdajemy swój obrachunek moralny i zadośćuczyniamy innym, zawsze poznamy, jak trzeba postąpić; chodzimy wtedy z podniesioną głową i w pogodzie ducha. Jeśli niesiemy posłanie innym erotomanom i budujemy Wspólnotę, zachowamy uzyskane dobra i będziemy mieli gdzie wracać. Ponieważ stale wracamy do AE, każdy cud w naszym życiu staje się możliwy.


Czy ufam duchowej mądrości programu i wytrwale buduję AE, a może chcę tylko szybko się gdzieś postawić w życiu? Czy jestem wdzięczny - buduję TO miejsce i idę TĄ drogą?


Modlę się, aby nie zwiodły mnie miraże duchowej pustyni. Modlę się, abym stale powracał do oazy, jaką jest dla mnie AE. Modlę się, abym godził się na miejsce, które mi wskazujesz, Boże.


Na dzisiaj: Jeśli nie chcę sam szybko postawić się gdzieś w życiu, poznam, gdzie mnie stawia Siła Wyższa. Podejmuję ryzyko przemiany, przychodzę na mityngi i powierzam się Bogu.


09 maja


Ty mnie oświecaj swym światłem, Panie,

albowiem sam z siebie nie jestem istotą prawdy.

(św. Augustyn z Hippony)



Trudno nam było pogodzić się z bezsilnością i brakiem kontroli - poddać się bezwarunkowo. Jednak sami z siebie stawaliśmy się coraz bardziej kołem zamachowym własnej erotomanii. W jej duchowym mroku majaczyły nam fantazje i pożądania, prowadząc do czynów, w których traciliśmy siebie i swoją godność. Błędne ogniki pożądań nie były jednak tym światłem, którego naprawdę potrzebowaliśmy. Cierpienie i kryzys, jaki na siebie ściągnęliśmy, zmusił nas w końcu do poszukania ratunku wśród ludzi, którzy znaleźli wyjście. Światło, które spływało na nas z ich doświadczeń i które teraz wpuszczaliśmy, otwierało nam oczy na fakt, iż sami z siebie nie jesteśmy istotą prawdy i nie dysponujemy taką mocą, by się wyzwolić. Jednak dzięki kapitulacji, abstynencji i otwieraniu się, zbiorowa mądrość AE zaczynała wskazywać nam drogę, a my sami, wzajemnie się wspierając, zaczynaliśmy chodzić w Bożej jasności. To ona, oświecając nas, przyciągała coraz więcej dusz do AE.


Czy proszę Boga, by rozjaśniał moją ciemność, a może myślę, że sam mogę stać się istotą prawdy? Czy jestem wdzięczny AE za mądrość, która nie pozostawia mi złudzeń?


Modlę się, abym tropił w sobie zaprzeczanie i pychę. Modlę się, abym wpuszczał prawdę AE w najmroczniejsze zakamarki mojej duszy. Modlę się, abyś Ty, Boże, oświecał mnie swoim światłem i przyciągał coraz więcej dusz do AE.


Na dzisiaj: Uznaję, że sam z siebie nie jestem istotą prawdy i proszę Boga, by On mnie oświecał. Pozwalam, by prowadził mnie z mojej niemocy i niewystarczalności do Siebie i dziękuję za wglądy, które ratują mnie i innych.









09 listopada


Czystość to poczucie zadbania o ołtarz,

na którym Bóg przemienia twoje ofiarowywane mu serce.

(Sri Chinmoy)



Czystość to władza duszy, która pozwala na usuwanie własnego brudu - na poznawanie siebie w nadprzyrodzonym świetle oraz naprawę braków. Czystość to proces oddzielania dobra od naszej pożądliwości. Sami z siebie byliśmy ślepi na prawdę o nas i naszym uzależnieniu. Dopiero trafiając do AE z chęcią przemiany i otwierając się z głębi własnej bezsilności, trafialiśmy na cud. Stół mityngowy stawał się ołtarzem, na którym kładliśmy nasze dawne życie, by Bóg przemieniał je w nową, odkupioną wolność. Dzieląc się, oddawaliśmy swoje gorzkie tajemnice, manipulacje, żądze, wady, chwiejność i opór - całą chorą treść naszych serc - a Bóg dokonywał ich oczyszczenia i wkraplał w nas poczucie godności. .. Zadbanie o „ołtarz” AE, na którym doznajemy przemiany, to nasza troska, by zabrakło na nim naszych doświadczeń. Ofiarowując się na mityngach, doznajemy przemienienia, wdzięczności, nadziei, entuzjazmu, więzi i pokoju ducha.


Czy ofiarowuję na mityngach moje skołatane chorobą wnętrze, a może wciąż chowam w nim gorzkie tajemnice, przeżycia i doświadczenia? Czy jestem wdzięczny, że Bóg przemienia mnie na tyle, na ile dzielę się prawdziwym sobą?


Modlę się, abym składał moje serce na „ołtarzu” AE. Modlę się, abym wpuszczał Twoje światło, Boże, aż na dno mojego serca. Modlę się, abyś Ty, o Panie, przywracał mi poczucie godności.


Na dzisiaj: Dokładam się do puli doświadczeń na mityngach. Oddając całą chorobę, ofiarowuję moje doświadczenia innym, aby Bóg oczyszczał moje serce i wkraplał w nie poczucie godności.

07 lutego


Poranek zaczyna się w momencie, kiedy się budzisz.

(przysłowie hinduskie)




Nasza seksualno-czuciowa przeszłość wygląda dziś z dystansu jak mroczny, nocny koszmar, który jednak dział się naprawdę. W ciemnościach podwójnego życia, lubieżności, obsesji i dręczących związków grasowały „wampiry” żądz i nienasyconej tęsknoty. Jak w przypadku makabrycznego snu, narastający koszmar sprawiał, że się budziliśmy. Gasły błędne ogniki pożądań majaczące na bagnach lęku, pychy, poczucia winy i wstydu, a słońce trzeźwości osuszało te mokradła. Wielu z nas czuło się w AE tak, jak po obudzeniu się na innej planecie. W promieniach świtającej prawdy wszystko teraz przedstawiało się inaczej. Otworzywszy oczy, wpuszczaliśmy w siebie brzask dnia; otworzywszy języki, zaczynaliśmy przyciągać innych, którzy też wyłaniali się z nocy choroby; otworzywszy serca, odzyskiwaliśmy współczucie, które przywracało nas do ludzkiej rodziny. Dziś, przebudzeni i rozliczeni ze zmorami przeszłości, każdego dnia witamy poranek nowego, odkupionego życia i oddychamy trzeźwością.


Czy, otwierając się w AE, zapraszam do mojego wnętrza brzask trzeźwości, a może nadal ściągają mnie z drogi błędne ogniki erotomanii? Czy jestem wdzięczny za to przebudzenie, które dawniej tak skrzętnie omijałem?


Modlę się, abym trwał w jasnej świadomości i nie zapadał z powrotem w noc choroby. Modlę się, aby moje żądze gasły jak błędne ogniki w świetle poranka. Modlę się, abyś Ty, Panie, jak dobre słońce osuszał bagna mojej erotomanii.


Na dzisiaj: Pielęgnuję stan przebudzonej świadomości, by nie zapaść się z powrotem w noc choroby. Mówię innym erotomanom o mojej przemianie, aby i ich mógł ogarnąć poranek trzeźwości.









09 sierpnia


Jak sądzisz, kim, czym jesteś?

Tak dogłębnie, u podstaw?

(Swami Prabhavananda)



Mędrcy mówią, że najważniejsze pytanie dla człowieka brzmi: Kim jestem? Uczą: Patrz uważnie. Patrz do wewnątrz, głęboko. To czym jesteś, znajdziesz przed oczami. Erotomania, żerując na naszym najbardziej zasadniczym ludzkim poczuciu tożsamości, ukształtowała nas pod swe dyktando i dla swoich potrzeb. Wrosła w naszą psychikę do tego stopnia, iż wszystkie nasze wybory i działania skrycie lub jawnie karmiły uzależnienie od seksu i miłości. Dlatego, wglądając w siebie przez wziernik doświadczeń AE, możemy dziś stwierdzić: - Istotnie, jestem erotomanem(ką). Wyjście otwiera się dla nas poprzez tę identyfikację. Utożsamiając się, pomagamy Bogu wykarczowć całe nasze „drzewo uzależnień” i pozwalamy Mu zaszczepić w nas nowy, szlachetny i zdrowy pęd. W naszą duszę zapuszcza korzenie trzeźwość, zapewniając teraz wzrost bujnej koronie życia, która - o ile tylko usuwamy odrosty - rodzi owoce Bożego zmiłowania.


Czy na mojej tożsamości erotomana pozwalam AE zaszczepić pęd duchowego wzrostu, a może dalej odcinam się od siebie? Czy jestem wdzięczny za korzeń trzeźwości, który karmi dzisiaj mój wzrost i wydaje owoc Bożego zmiłowania?


Modlę się, abym nie odcinał się mojej tożsamości. Modlę się, abyś Ty, Boże, zaszczepił we mnie nowy korzeń trzeźwości i nową koronę życie. Modlę się, abyś Ty, Panie, był moim Ogrodnikiem, a ja - ukochanym drzewem w Twym ogrodzie.


Na dzisiaj: Badając, kim jestem i dzieląc się sobą, wspomagam mój duchowy wzrost. Chcę poznać owoce, jakie trzeźwość i Bóg zawiązuje rękami AE na mojej tożsamości.


08 lutego


Są cztery uniwersalne czynniki duchowego przebudzenia:

nawrócenie, modlitwa, wspólnota i świadectwo.

(Samuel Shoemaker)



Nawrócenie zaczyna się w chwili, kiedy wsiadam do pociągu i pozwalam się wywieźć ze stacji o nazwie: PIEKŁO. To decyzja o porzuceniu wszystkiego i najpierw cali się jej opieramy. Łatwo jest nam ugrzęznąć na peronie, utkwić w poczekalni i żyć złudzeniem, że coś się zmienia, bo przecież oderwaliśmy się i gdzieś dążymy. W AE musimy na początku przyznać, że tak naprawdę wcale nie chcemy nigdzie jechać, do żadnej trzeźwości. Łatwo wsiadamy do złego pociągu, złoszcząc się gdy nam to mówią. Wolelibyśmy rozwiązać problem bez wyrzeczeń i brania odpowiedzialności za siebie; bez konfrontacji z destrukcją choroby i bólem zdrowienia. Wspólnota AE to właściwy pociąg podstawiony na naszą stację. Nie odjeżdżamy jednak bez oporów. Dawni partnerzy i nowe pokusy wprost rzucają się nam pod nogi. Ciągnie nas wstecz żal po stracie. Przeraża lęk przed nieznanym. Nie oglądamy się jednak za siebie. Porzucamy także dworcową poczekalnię i nie wyskakujemy w biegu. Choć często wbrew sobie, lecz pozwalamy wywieźć się z piekła Sile Wyższej, której w końcu zaufaliśmy.


Czy pozwalam Bogu wywieźć się z miasta uzależnień, a może tylko udaję przemianę - koczuję w poczekalni lub łapię zły pociąg? Czy jestem wdzięczny, że nawrócenie oznacza dla mnie także rozdzierający opór?


Modlę się, abym porzucił poczekalnię i wybrał właściwy pociąg. Modlę się, abym mimo oporu nawracał się do Ciebie, Boże. Modlę się, abym pozwalał Ci, Panie, wywieźć mnie z piekła uzależnień.


Na dzisiaj: Godząc się na ból przemiany, godzę się na przyszłą radość. Nawracam się i ruszam w drogę. Robię wszystko, by wytrwać w trudach zdrowienia i wspólnej podróży do krainy ducha.









10 sierpnia


Człowiek może zmienić swoje życie,

zmieniając najpierw swój sposób myślenia.

(William James)



Zmienienie sposobu myślenia okazuje się trudne, gdy grozi nam przemianą życia i podjęciem za nie odpowiedzialności. Wolimy nie rezygnować z dawnych „przywilejów”, jak choćby masturbacja; nie chcemy oddać swoich „zabawek” czując podświadomie, że wraz z dorastaniem stracą one sens. Zasłaniamy się więc wybiegami w rodzaju: Życie bez seksu doprowadzi nas do choroby lub uwiądu. Brak „miłosnego” związku pozbawi nas wszelkiego celu; To dawne doświadczenia i inni ludzie wtrącili nas w to piekło, dlaczego ja mam się teraz z tym bujać! W AE zaczynamy myśleć, że możliwe jest przeżycie i spełnienie bez dawnych gratyfikacji. Zaczynamy myśleć: nie jestem winny mojemu dzieciństwu ani temu, że stałem się erotomanem, ale to ja jestem dziś odpowiedzialny za to, co zrobię z moją chorobą i życiem. Zaczynamy myśleć, że może przeznaczeni jesteśmy do czegoś bez porównania więcej, niż pogoń za miłosnym upojeniem i że może warto to odkryć. Zaczynamy myśleć, że skoro sami nie potrafiliśmy ułożyć swojego życia, może lepiej będzie przekazać je w opiekę miłującej Sile Wyższej? Od tych myśli bierze początek nasza przemiana.


Czy zmieniam me życie zmieniając najpierw myślenie na temat zdrowienia, a może boję się przemiany i odpowiedzialności? Czy jestem wdzięczny, że wraz z dorastaniem „zabawki” tracą sens?


Modlę się, abym przyjmował odpowiedzialność za to, co zrobię z moją chorobą i życiem. Modlę się, abym odkrył do czego mnie powołujesz, Boże. Modlę się, abyś pomagał mi, Panie, ułożyć życie zgodnie z Twoją miłującą wolą.


Na dzisiaj: Chodząc do AE zmieniam moje myślenie o erotomanii i zdrowieniu. Chcę odkryć owo nieznane mi dobro najwyższe, do którego przeznacza mnie Bóg. Ufam Jego miłującej opiece.

10 maja


Bądźcie światłowodami - kanałami dla leczącej miłości Boga.

(św. Teresa z Kalkuty)




Światło, które pochodzi od Siły Wyższej, leczy nas z erotomanii i prowadzi bez końca w duchowym rozwoju. Wyposaża nas też w niezwykły dar budzenia innych z upadku do odrodzonego życia i wzrostu. Wszędzie widzimy, cieńsze i grubsze, tańsze i droższe, nowe i stare, kable i przewody. Same z siebie są bezużyteczne. Nie mogą dać światła nikomu, póki nie popłynie przez nie prąd. w AE Każdy z nas staje się takim przewodem; „prądem”, który przez nas przepływa i zasila sieć Wspólnoty, jest Bóg. Tylko od naszej trzeźwości i wewnętrznej zgody zależy, czy energia Bożego Ducha popłynie przez nas, użyczając światła innym i pomoże im wydobyć się z destrukcji i obsesji nałogu. Kiedy otwieramy się przed sobą, nie pozwalamy na nowo rozszerzać się ciemności. Bez niesienia posłania z powrotem pogrążylibyśmy się w mroku. Ilekroć jednak z głębokiej potrzeby dzielimy się na mityngach, w naszej sieci nie może zabraknąć „prądu”, gdyż jego istotą jest przepływ.


Czy zgadzam się być „światłowodem” - kanałem dla leczącej prawdy - a może, obojętniejąc i tracąc zapał, odmawiam światła sobie i innym? Czy jestem wdzięczny, że tylko niosąc świadectwo zdrowienia mogę je kontynuować i cieszyć się nim?


Modlę się, by nie zgasł we mnie zapał zdrowienia i nie ogarnęła znów ciemność. Modlę się, abym był przewodem dla Twojego światła, Panie. Modlę się, abym zawsze, gdy ktoś szuka wyjścia z erotomanii, gotów był nieść prawdę w mrok jego choroby.


Na dzisiaj: Dzięki trzeźwości staję się drożnym światłowodem, przez który prawda płynie do szukających pomocy erotomanów. Pozwalam, by Bóg posyłał mnie do kogo chce i aby Jego miłość przeświecała przez moje słowa.









10 listopada


Delikatne, drobne kroki przemogą każdy opór.

(Lao Tsy)




Ludzie masowo garną się do wielkich dzieł, lecz tylko nieliczni chcą robić rzeczy małe. Jednak to one uczą nas pokory... W AE przekonaliśmy się, że nie ma dla nas siedmiomilowych butów, ale że każdego dnia możemy robić małe kroki idąc w dobrą stronę. Aby przemiana dała się odczuć, musimy postępować cierpliwie i wytrwale. Musimy też odpierać pokusę błyskotliwych sukcesów, które miałyby pokrywać nasze niedowartościowanie. Rezygnując z samolotu wybieramy podróż pieszo. To właśnie ona obdarowuje nas żywym pięknem przebywanej drogi. Delikatne, drobne kroki, to dla nas sugestie AE stosowane w każdej sytuacji. Życie daje nam mnóstwo okazji, by robić rzeczy skromne i proste - takie, których często nawet nikt nie zauważa. Z czasem te „cegiełki” składają się na wielką, duchową budowlę, która choć niewidzialna, przewyższa wszystkie inne. W rosie małych, prostych rzeczy wstaje dla nas poranek duchowego przebudzenia. W nim każdego dnia krzepimy nasze serca.


Czy, rezygnując ze spektakularnych sukcesów, zgadzam się robić delikatne, drobne kroki, lub może szukam drogi na skróty? Czy jestem wdzięczny za okazje do robienia rzeczy prostych i skromnych - takich, których często nawet nikt nie zauważa.?


Modlę się, abym w rosie delikatnych drobnych kroków znajdował dziś poranek duchowego przebudzenia. Modlę się, aby cegiełki uczynków dobra złożyły się we mnie na wielką duchową budowlę. Modlę się, abyś Ty, Panie, był architektem, ja - tylko wykonawcą.


Na dzisiaj: Przestaję szukać siedmiomilowych butów i szybkich efektownych, sukcesów. Idę do celu małymi, delikatnymi krokami, obmywa mnie rosa skromnych, prostych uczynków - żywe piękno przebywanej drogi.


11 maja


Kto doskonale wyzbył się pożądań, widzi rzeczywistość;

inaczej może ujrzeć tylko ich skutki.

(Lao Tsy)



Pożądania wprowadzają w nas ciemność i złudzenia. Przemawia przez nie nasze ego. Ponieważ chcieliśmy dopasować ją do swoich fantazji i chciejstw, fałszowały nam obraz rzeczywistości. Tkwiąc w erotomanii, pozostawaliśmy głusi na prawdę o nas samych i naszych przewrotnych motywach. Co gorsza, wydawało się nam, że wszystko świetnie widzimy i wiemy. ... Działanie łaski pierwszy raz objawiło się w naszym życiu poprzez objawienie nam skutków uzależnienia. To one dowiodły nam, że mamy problem; bez nich nie moglibyśmy się przebudzić. To one przyprowadziły nas do AE i skłoniły do kapitulacji, odstawienia i przyjęcia programu. To one otworzyły nam oczy na swoją przyczynę i zabrały komfort życia w złudzeniach. Ponieważ przestaliśmy obsługiwać nasze pożądania, odkrywała się nam powoli rzeczywistość. I choć były nią najpierw głównie zgliszcza, równolegle pokazywało się nam jak dalece może uzdrowić nas Siła Wyższa. Stopniowo ogarniała nas rzeczywistość nadziei.


Czy uzyskuję prawdziwy obraz rzeczywistości, a może zakrywają mi go jeszcze jakieś pożądania i obsesje? Czy jestem wdzięczny, że skutki, wskazując na swą przyczynę, odbierają mi komfort złudzeń i kruszą moje zaprzeczanie?


Modlę się, abym widział całą prawdę o mnie i mojej chorobie. Modlę się, aby rzeczywistość zgliszcz po erotomanii ustępowała miejsca rzeczywistości nadziei. Modlę się, abym miłość do iluzji zastępował miłością do Ciebie, mój Boże.


Na dzisiaj: Przez odstawienie, abstynencję i trzeźwość wyzbywam się pożądań i uzyskuję prawdziwy obraz siebie. Przychodzę do AE abym rzeczywistość zgliszcz po erotomanii zastąpił rzeczywistością nadziei.








11 listopada


Bądź czysty dlatego, że kochasz tak żyć;

nie dlatego, że boisz się żyć inaczej.

(br. Roger Schutz)



Seksualno-uczuciowa trzeźwość to nie kajdany. To przywilej. Jak dobrze jest mieć umysł wolny od obsesji - móc być skupionym i dysponować czasem, którym dysponowała choroba! Jak dobrze mieć serce wolne od żądz, lubieżności i egoizmu - zdolne kochać zamiast uciekać za każdymi nogami na ulicy! Jak dobrze być wolnym od lęków, poczucia winy i wstydu - nie narażać swojej opinii, pracy, rodziny ani życia! Jak dobrze mieć godność i wybór - rozporządzać sobą, a nie być rozporządzanym przez destrukcyjne zachowania, miłosne obsesje i seksualną żądzę! Jak dobrze jest móc dawać miłość, a nie żądać jej lub o nią skamlać! Jak dobrze jest pozostawać wiernym: sobie, Bogu i stałemu partnerowi - czuć, że seks to świętość dana mi w opiekę! Jak dobrze jest budować Wspólnotę rozumiejących ludzi, którzy wzajemnie wspierają się w w trzeźwości! Jak dobrze mieć bogate życie duchowe, zamiast czuć się wygnanym, pustym, osamotnionym i zdanym na zasilanie erotomanią! Jak dobrze jest zmieniać siebie, a nie innych i żyć w ten sposób nie ze strachu, a z umiłowania tej wspólnej drogi.


Czy zachowuję trzeźwość i doskonalę się, bo kocham tak żyć, a może nadal działam tylko ze strachu przed nawrotem? Czy jestem dziś wdzięczny za życie, które kiedyś uważałem za kajdany?


Modlę się, abym był trzeźwy z miłości do prawego, uduchowionego życia. Modlę się, abym wyrażał wdzięczność za ocalenia, dzieląc się tą nadzieją. Modlę się, abym pozostawał wierny: sobie, stałemu partnerowi i Tobie, mój Boże.


Na dzisiaj: Prosząc Boga o łaskę wdzięczności, przyjmuję moje nowe życie i uczę się je kochać. Jak dobrze jest móc wybierać je i pragnąć z miłości zamiast czuć się do niego zmuszonym!

09 lutego


Znajduj Boga wszędzie tam, gdzie Go utraciłeś.

(mistrz Eckhart)




Na początku drogi w AE potrzebowaliśmy znaleźć w sobie ufność i wiarę. Nic nie pomaga nam lepiej niż nasze wytrwałe przychodzenie na mityngi. Tzw. pracą nóg najlepiej afirmujemy wiarę, że możemy wyzdrowieć z erotomanii, zaś zabieraniem głosu i otwieraniem się - ufność, że zostaniemy zaakceptowani. Mówiono nam: Nie przejmuj się jeśli nie wierzysz; postępuj tak, jakbyś wierzył. Nie bój się, jeśli nie ufasz; działaj tak, jakbyś miał zaufanie. Nie zniechęcaj się, jeśli nie masz abstynencji; traktuj siebie tak, jakbyś ją miał. Nie martw się, jeśli znasz Boga; módl się o trzeźwy dzień i dziękuj. Krok Drugi dokonywał się w nas poprzez uczynki zanim stał się naszą trwałą postawą duchową. Prostymi fizycznymi działaniami dawaliśmy wyraz odwróceniu się od nałogu i zwróceniu się do Siły Wyższej - jeszcze na długo przed „złapaniem” Jej na naszej „antenie” i dostrojeniem się do odbierania Jej głosu. Skoro utraciliśmy Boga wskutek erotomanii, znaleźć Go mogliśmy właśnie tam: w zdrowieniu z niej.


Czy prostym fizycznym działaniem afirmuję moją postawę ufności i wiary, a może poprzestaję na samych rozmyślaniach? Czy jestem wdzięczny za trud, jaki podejmuję, by znajdować Boga wszędzie tam, gdzie Go pogubiłem?


Modlę się, abym - gdy ogarnia mnie cierpienie - działał tak samo, jak wcześniej wśród duchowych pociech. Modlę się, abym - jeśli utraciłem Boga - postępował tak, jakbym Go dalej miał. Modlę się, abym - gdy porywa mnie lawina pokus - zachowywał się tak, jakbym dalej myślał trzeźwo.


Na dzisiaj: Znajdować Boga wszędzie tam, gdzie Go utraciłem - cóż lepiej oddaje zasadę mojego zdrowienia w AE? Przywracam więź z Siłą Wyższą w każdym miejscu, gdzie uległa zerwaniu.








11 sierpnia


Doświadczenie duchowe jest jak atmosfera.

Nie widzisz jej, lecz gdyby nie ona, co byś zobaczył

i czym byś oddychał?

(Daniel Ange)


Większość z nas pamięta uczucie duszenia się w nałogowych związkach - stan umierania z „miłości” i lęku przed porzuceniem. Druga osoba stawała się dla nas życiodajnym „płucem”, które jednak musieliśmy zasilać własną energią. A ponieważ czerpaliśmy ją z partnera, obieg się zamykał. Fantazje ciągle nie chciały zmienić się w rzeczywistość i uszczęśliwić nas. Żeby zaczerpnąć tchu, chłonęliśmy pożądanie, goniąc iluzje i uciekając przed prawdziwym spełnieniem. Uruchamialiśmy się i nieruchomieliśmy. Oddychaliśmy obsesją, nie Duchem ... Dzisiaj, dzięki odstawieniu i programowi mityngi otwierają nas na przeżycia duchowe, które stopniowo wypełniają pustkę po erotomanii. Dzielenie się w AE jest dla nas tym, czym przywracanie umierającemu tętna, oddechu i wzroku. Dzięki stwarzanej wspólnie na mityngach duchowej atmosferze zaczynamy żyć, czuć i poznawać rzeczywistość. Stopniowo wnikamy w nią coraz głębiej: widzimy i chłoniemy nasze odkupienie z duchowej śmierci.


Czy żyję i oddycham programem wspólnie, a może podchodzę do AE tylko teoretycznie lub w samotności? Czy jestem wdzięczny, że duchowa atmosfera mityngów przywraca mi oddech, tętno i wzrok?


Modlę się, abym współtworzył w AE duchowy mikroklimat, który przywraca mi życie. Modlę się, aby moje doświadczenia były nadzieją dla tych, którzy wciąż cierpią. Modlę się, abym oddychał Tobą, Boże, jak ożywczą, czystą atmosferą.


Na dzisiaj: Otwieram się na duchowe doświadczenia, jakie daje mi Wspólnota i inni AE. Napełniam się Bożym tchnieniem, by wzrastać w trzeźwości i przekazywać nadzieję tym, którzy wciąż cierpią.


10 lutego


Niespokojne jest serce człowieka,

dopóki całe nie spocznie w Tobie, Boże.

(św. Augustyn z Hippony)



Nasz problem możemy nazwać jednym słowem: niespełnienie. Im bardziej dogadzaliśmy swoim pożądaniom, tym większa była nasza pustka, rozkojarzenie i emocjonalny głód. Szukaliśmy odpowiedzi na nasze najgłębszą tęsknotę duchową pod niewłaściwym adresem. Przypominało to gaszenie pragnienia słoną wodą albo też pożaru - ogniem. Miotaliśmy się w różne strony, pełni niepokoju, czy i gdzie znajdziemy nową porcję energetyzującego haju czy znieczulającego oszołomienia. Prosta mądrość AE odkrywa nam, że słona woda nie gasi pragnienia, a przeciwnie. Trzeba nam było czegoś zupełnie innego. Musieliśmy oczyścić naszą zatrutą studnię, by móc czerpać z niej słodką, krystalicznie czystą i życiodajną wodę. Musieliśmy nawrócić się - zaprzestać swoich kompulsywnych zachowań i zacząć szukać źródła pociechy, pełni i ukojenia w Bogu jakkolwiek Go pojmujemy. Z czasem całe nasze serce znajdowało spoczynek w Najwyższym i powierzało Mu siebie w opiekę.


Czy czerpię odpowiedź z wiecznego duchowego źródła, a może dalej mylę pożądania z potrzebami? Czy jestem wdzięczny, że moje serce uspokaja się dopiero gdy całe może spocząć w Bogu?


Modlę się, abym nie szukał odpowiedzi pod mylnym adresem. Modlę się, abym nie gonił za obsesjami, oszołomieniem i hajem, lecz całym sobą spoczął w Tobie, Boże. Modlę się, abym każdego dnia pił z Twojego źródła, Panie.


Na dzisiaj: Skoro poprzez AE mogę znaleźć źródło prawdziwego zaspokojenia, po cóż miałbym karmić się tym, co tylko zwiększa moje nienasycenie? Całym sercem nawracam się do Boga, by móc z Niego czerpać siłę i w Nim spocząć.









12 sierpnia


Historię należy opowiadać tak, żeby stała się lekarstwem.

(Opowieści chasydów)




Nośnikiem zdrowienia w AE są nasze historie. Trudno wyjaśnić paradoks, że dzielenie się udrękami, poniżeniem i bezsilnością sprowadza uzdrawiającą moc, której nie mają nawet najbardziej płomienne kazania? Choć wymyka się to prawom logiki, ważne jest, że ten sposób działa. Bo oto opowiadane na mityngach nasze historie osobiste dokonują cudu. Odchodzą od nas dawne nałogowe zachowania seksualno-miłosne, a my stajemy się zdolni prowadzić zupełnie nowe, uduchowione i prawe życie, do którego wcześniej nie byliśmy zdolni. Samo to, że odważamy się mówić o rzeczach, które zawsze były dyskwalifikującą nas tajemnicą, jest cudem. Dzięki delikatnemu otwieraniu się odzyskujemy poczucie godności. Trafiamy do Wspólnoty chromi, okaleczeni erotomanią, i opowiadamy swoje doświadczenia z takim przejęciem i nadzieją, że stawia nas to na własnych, sprawnych nogach, które z radością zaczynają nieść nas w stronę uzdrowienia. Nasza kompletna przemiana wewnętrzna jest dowodem, że zadziałała jakaś cudowna, oczyszczająca Moc. Świadectwo to jest zaraźliwe: po chwili inni dołączają do nas inni.


Czy otwieram swoje życie i zarażam się zdrowieniem od innych, a może brak mi odwagi, wstydzę się lub żal mi coś stracić? Czy jestem wdzięczny, że AE daje mi mnie entuzjazm i wiarę w cud?


Modlę się, abym był świadkiem cudu, który na mnie dokonujesz, Boże. Modlę się, abyś Ty, Panie, przemieniał w lekarstwo moją historię, którą się dzielę. Modlę się, abym z radością tańczył dziś swoją trzeźwość - przed sobą, innymi i Tobą, Najwyższy.


Na dzisiaj: Opowiadam moje doświadczenia z taką nadzieją, wiarą i przejęciem, że stawia mnie to na własnych, sprawnych nogach. Z radością tańczę moją trzeźwość i zarażam nią innych.

12 maja


Jeśli kto nie dostąpi poznania własnych błędów,

nie może się uratować.

(Opowieści chasydów)



Nikt nie może być ocalony, póki nie dostrzeże swych błędów i szkód, jakie poniósł na duszy i jeśli nie podejmie ich naprawy... W AE zaczynamy ten proces od Kroku Pierwszego; stawiamy go dzięki lustru doświadczeń innych anonimowych erotomanów i dzieleniu się sobą na mityngach. Po nim następują dalsze kroki moralnej odnowy: sporządzenie obrachunku, wyznanie go, znalezienie gotowości do pozbycia się wad, zadośćuczynienie za wyrządzone zło - sobie i innym - oraz stała samoobserwacja. Bez poznania własnych błędów nie możemy się uratować. Potrzebną opiekę, duchowe wsparcie i przewodnictwo Siły Wyższej otrzymujemy w krokach Drugim, Trzecim i Jedenastym. Jesteśmy gotowi nie cofnąć się przed żadnym trudem, jaki nas czeka. Wdzięczność za wyzwolenie z procesu samozagłady wyrażamy pomagając zdrowieć innym i niosąc nasze posłanie. Kieruje nami duchowe prawo miłości: darmo dostajesz, darmo przekazuj.


Czy poznaję i naprawiam własne błędy, a może skupiam się na wytykaniu potknięć innym? Czy jestem wdzięczny, że mogę zostać ocalony tylko przy moim czynnym współudziale?


Modlę się, abym dostrzegał moje błędy i upadek. Modlę się, abym naprawiał szkody jakie wyrządziłem sobie i innym. Modlę się, abym mógł być świadectwem ocalenia, które mi zsyłasz, Boże.


Na dzisiaj: Uznaję własne błędy i naprawiam szkody. Nie cofam się przed żadnym trudem, jakiego wymaga ode mnie odbudowa moralna. Radość dzielenia się ocaleniem i trzeźwością jest dla mnie najlepszą zapłatą.











12 listopada


Praca to miłość, która przybrała kształt.

(Kahlil Gibran)




Kiedy wykonuję pracę we właściwym nastroju ducha, może ona być święta. To przede wszystkim mój zysk psychologiczny: potwierdzenie mojej kompetencji, sprawczości i zdolności dania czegoś światu. To sposób na oznajmienie, sobie i innym, że jestem twórczy i zdolny. To przy okazji materialna podbudowa i forma troszczenia się o siebie. Aby osiągnąć błogosławiony stan ducha, który uświęca powszednie zajęcia, dbam codziennie o swoją kondycję duchową. Zachowuję abstynencję, uwalniam się od obsesji, buduję więzi i doskonalę się w AE. Praca, jakakolwiek byłaby skromna, przestaje być dla mnie ciężarem lub kompulsywną ucieczką od siebie, której odwrotnością jest nieróbstwo. Staję się systematyczny, znajduję w moich zajęciach umiar i zadowolenie. Zapewniam sobie też czas na wypoczynek. Skoro kocham samego siebie, kocham swoje zajęcia. Skoro kocham swoje zajęcia, moja miłość przybiera materialny kształt.


Czy za pracą nad zdrowieniem z erotomanii postępuje praca nad materialną stroną mojego życia, a może powierzam Bogu płacenie rachunków lub zasłaniają mi Go interesy? Czy jestem wdzięczny, że nie mogę już ani uciekać w zamęczanie się, ani też żyć w nieróbstwie?


Modlę się, abym dbał o siebie w każdej sferze życia. Modlę się, abym pracował w błogosławionym stanie ducha: z pogodą i umiarem. Modlę się, abyś Ty, Boże, nadawał mojej miłości kształt poprzez moją pracę - jakakolwiek byłaby skromna.


Na dzisiaj: Troszczę się o siebie we wszystkich dziedzinach życia. Duchowy rozwój, który stawiam na pierwszym miejscu, nie będzie trwał długo, jeśli nie pokocham moich codziennych obowiązków.


13 maja


Im bardziej nałóg panoszy się w naszym życiu,

tym trudniej go nam rozpoznać.

(Denis de Rougemont)



Uczestnictwo w mityngach daje nam zdolność rozpoznawania swojej erotomanii. "Wywołujemy" jej obraz w naszej świadomości podobnie, jak wywołuje się zdjęcia na światłoczułym papierze. Obraz uzależnienia pojawia się nam stopniowo, wyostrza się i nasyca szczegółami. Podobnie jak w fotograficznej ciemni, korzystamy w tym procesie z „laboratorium” AE, „powiększalnika” programu, z Bożego światła prawdy i z "odczynników" własnych doświadczeń, którymi się dzielimy. Na koniec, ilekroć zanosimy posłanie AE komuś, kto wciąż cierpi, utrwalamy w pamięci obraz naszej choroby. Dzięki temu nie blaknie on wskutek ciągłego, tak typowego dla erotomanii, znikania ze świadomości. Znikają natomiast nasze blokady i zakłamanie, a na koniec odkrywamy w sobie kliszę najwcześniejszych doświadczeń - matrycę naszych nałogowych zachowań. Okazuje się, że im bardziej rozpoznajemy nasz nałóg, tym trudniej mu nami zawładnąć. A im głębiej się sobą dzielimy, tym bardziej choroba się cofa. Gdyż wszystko, o czym zaczynamy w AE mówić, przestaje nami rządzić.


Czy „naświetlam się” wypowiedziami trzeźwych AE, by wywołać w pamięci obraz mojej choroby, a może panoszy się ona we mnie tak, iż jej nie rozpoznaję? Czy jestem wdzięczny za światłoczułe własności mojego umysłu i za utrwalającą trzeźwość Wspólnotę?


Modlę się, abym, czerpiąc z doświadczeń innych AE, wpuszczał w siebie Twoje światło Boże. Modlę się, abym mógł zobaczyć całą prawdę o mojej chorobie i wyświetlić ją. Modlę się, abym, niosąc posłanie, utrwalał otrzymywane wglądy i trzeźwość.


Na dzisiaj: Moja trzeźwość i jakość życia zależy od czegoś, co mogę znaleźć tylko na mityngach - od wglądów, które czerpię z doświadczenia innych zdrowiejących ludzi. Będę dzielić się z innymi tą nadzieją i nieść posłanie AE.







13 listopada


Cierpliwość jest najlepszym kapitanem dla twojego statku.

(Kahlil Gibran)




Przełożenie dobrych postanowień na dobre nawyki wymaga dużo czasu, ale doprawdy warto podjąć ten wysiłek. ... Z początku nasza chęć odstawienia erotomanii była wymuszona przez konsekwencje i wątła. W zetknięciu z sugestywną pokusą nasza gotowość do zmiany, ulokowana najpierw tylko w ulotnej sferze myśli, pryskała nieraz jak bańka mydlana. Z głębin psychiki, gdzie obwarowała się jeszcze choroba, torpedowaliśmy nagle swoje solenne obietnice, system wartości lub kroki po pomoc. Jednakże, jeśli tylko wytrwale chodzimy na mityngi, nasiąkając mądrością wspólnych doświadczeń i programu AE, wgryza się on w nas coraz głębiej i wzmacnia naszą wolę zdrowienia. Z czasem zaczynamy chcieć całkowitej przemiany, a przykład tzw. zwycięzców - jak dodatkowy żagiel - coraz silniej pobudza naszą wolę do dobrego działania. Cierpliwa, wspólna praca przybliża dzień, kiedy możemy zwodować nasz zbudowany w doku AE statek trzeźwości i wypłynąć na otwarte morza życia.


Czy cierpliwie pracuję w AE nad własną przebudową, a może moja chęć nadal lokuje się tylko w ulotnej sferze myśli? Czy jestem wdzięczny za opór, z jakim dobre postanowienia przekładają się na dobre nawyki?


Modlę się, abym przekładał dobre postanowienia na dobre nawyki. Modlę się, aby cierpliwość była kapitanem na moim statku, gdy AE pomaga mi w nawigacji. Modlę się, abym, żeglując do Ciebie, Panie, odkrywał nowe kontynenty trzeźwości.


Na dzisiaj: Pozwalam, by cierpliwość była kapitanem na moim statku i aby AE pomagało mi w nawigacji. Nie przyśpieszam rejsu i - pracując nad sobą mimo oporu - powoli lecz z mocą wyrabiam sobie dobre nawyki.

11 lutego


Cóż warte jest szukanie Boga w miejscach świętych,

jeśli zgubiłeś Go w swoim sercu?

(Anthony de Mello)



Pewnie dlatego nie działały na nas tzw. kuracje religijne (jeśli ich w ogóle próbowaliśmy). Dla nas, erotomanów, zewnętrzne środki nie skutkują. Odwiedzanie miejsc świętych i kompulsywne praktyki religijne, bez dogłębnej przemiany życia, prowadziły jedynie „otorbienia się” w nas choroby i szczelniejszej impregnacji przed AE. Trzeba nam było zupełnego otwarcia się, wydobycia z siebie tajemnic i wprowadzenia prawdy wgłąb. Otaczanie się z zewnątrz jasnością miejsc kultu pomagało nam tylko zasklepić noszone ciemności. Krok Piąty musiał objąć najmroczniejsze zakamarki naszych pożądań, fantazji, uczynków i ich motywów. W tym zaś mogło nam pomóc tylko AE - ci, którzy sami tego dokonali. Światło wlewane w nasze serca dzięki wspólnemu wyznawaniu swoich błędów i upadków, działało jak słońce na zarazki - rozpraszało wewnętrzny zaduch i mrok. Odnowieni i oczyszczeni, mogliśmy teraz iść do miejsc świętych w zupełnie nowy i wolny sposób: nie żeby coś w sobie zakryć, lecz odkryć.


Czy, uznając swoją bezsilność i potrzebę ratunku, dzielę się sobą w AE, a może myślę, że święte miejsca i praktyki załatwią mój problem? Czy jestem wdzięczny za światło, przed którym już nic we mnie nie może się ukryć?


. Modlę się, abym otwierał się przed tymi, którzy szukają pomocy, zamiast kryć się w świętych mekkach. Modlę się, abym, poprzez wyznania znajdował Cię w moim sercu, Boże. Modlę się, abyś Ty rozpraszał moje ciemności i oświetlał mi drogę, Panie.


Na dzisiaj: AE to dla mnie przede wszystkim kwestia wyrwania nieczystości z serca. Nie znajdę mojej Siły Wyższej nigdzie, jeśli nie odstawię erotomanii i nie stanę w prawdzie. Wyznaję dziś istotę moich błędów - Bogu, sobie i drugiemu człowiekowi.








13 sierpnia


Możesz nigdy nie poznać owoców swych czynów,

ale jeśli nie zrobisz nic, nie będziesz miał co poznawać.

(Mahatma Ghandi)



AE to program działania. Gdyby nie nasze czyny - przychodzenie na mityngi, relacje sponsorskie, modlitwa, niesienie posłania i pełnienie służb - nie mielibyśmy Wspólnoty. Nikt jej nam przecież nie zafundował. Zaczynając, nie wiedzieliśmy, co dla nas z tego wyniknie. I stale jesteśmy w drodze. Dziś, choć znamy najważniejsze dla nas odkrycie - seksualną trzeźwość, która okazała się możliwa, i duchowe przebudzenie, które pozwala nam żyć pełnią - nadal nie znamy wszystkich owoców AE. Najważniejsze bowiem są ukryte. Ileż razy okazywało się, że posłanie kierowane do kogoś, u kogo widać było ewidentny problem, chybiało celu, trafiając po cichu tam, gdzie wcale na to nie liczyliśmy. Dziś mamy być odpowiedzialni tylko za nasze właściwe działania; nad ich efektami najlepiej czuwa Siła Wyższa. Interesuje nas tylko, by dłoń AE była zawsze wyciągnięta do osób szukających ratunku z erotomanii, lecz nie mamy wpływu na to, czy się jej ktoś uchwyci i w którym momencie.


Czy na łodzi ratunkowej, jaką jest AE, należę do wiosłującej załogi a może „dekuję się” jak pasażer na gapę? Czy jestem wdzięczny za konieczność aktywności w zdrowieniu i niesieniu posłania?


Modlę się, abym robił swoje i nie oglądał się na rezultat. Modlę się, aby owoce mojego działania dojrzewały pod Twoim okiem, Boże. Modlę się, aby moja dłoń była wyciągnięta zawsze, gdy ktoś szuka pomocy AE.


Na dzisiaj: Ptak, gdy śpiewa, nie zastanawia się, kto go usłyszy; śpiewa, bo ma śpiew. Ja - mam moje doświadczenia, którymi pragnę się dzielić. Choć nie milczę, nie otwieram nikomu uszu na siłę.


12 lutego


Najlepiej określa modlitwę jej codzienne praktykowanie.

Najlepiej określa medytację doświadczanie jej głębią serca.

(Sri Chinmoy)



Modlę się i medytuję. Modlę się, ponieważ to ja potrzebuję Boga. Medytuję, ponieważ to Bóg potrzebuje mnie. Modlitwa jest dla mnie potrzebą czystości. Oczyszcza mój umysł, który zawsze poddaje się wątpieniu, lękom, zdenerwowaniu, złości - który jest nawiedzany przez złe myśli, złe obrazy i złe impulsy. Modlitwa powiada: Jestem bezradny, słaby, wyniszczony sobą. Potrzebuję Cię, o Najwyższy, abyś wzmocnił mnie - abyś mnie oczyścił, udoskonalił, oświecił i unieśmiertelnił. O, Panie, Ty jesteś mój. Spełnij mnie przez Siebie. Medytacja jest jak światłość, która rozlewa się w sercu, rozpraszając wszelkie kłamstwo, lęki, pożądania i niepewność. Medytacja mówi: O, Umiłowany, ja należę do Ciebie. Możesz mnie użyć zgodnie z Twoją słodką wolą, kiedy tylko chcesz. Przeze mnie spełniaj Siebie tu, na ziemi, i tam, w niebie. Bądź wola Twoja, nie moja, Panie.


Czy, zwłaszcza w obliczu oschłości i znużenia, nie ustaję w codziennej modlitwie i medytacji, a może czekam na lepszy dzień lub przypływ chęci? Czy jestem wdzięczny za trudności i regularnie proszę o wytrwałość?


Kiedy się modlę, osuwam się cicho na kolana - w odosobnieniu i z poświęceniem. Kiedy medytuję, wznoszę ku górze serce i zanurzam się w Twojej doskonałości, Boże. Kiedy się modlę i medytuję - łączę się z Tobą na wieki, mój Panie.


Na dzisiaj: Oto, czego potrzeba modlitwie: drzewa cierpliwości. Oto, czego potrzeba medytacji: kwiatów wdzięczności. Oto, czego potrzeba mi: korzenia wytrwałości w modlitwie i medytacji, abym mógł wydać zdrowy owoc.










14 sierpnia


Nie mogę zrobić wszystkiego,

ale z pewnością mogę zrobić coś.

(Edward Everett Hale)



Moje ludzkie możliwości są naprawdę skromne. Gdy to widzę, łatwo mi opuścić ręce, bo skoro tak mało mogę, to czy cokolwiek warto robić? Coś jednak mogę. Mogę zrobić coś z moim życiem: mogę przyjść na mityng, słuchać, dzielić się sobą. Mogę skupić się na działaniu tylko w jednym, dzisiejszym dniu. Mogę nie uruchamiać się i prosić o pomoc. Mogę czytać literaturę AE, modlić się, ufać mądrości programu i pełnić służby. Mogę zrobić obrachunek moralny i wyznać go. Mogę porzucić złudzenia o mojej wszechmocy i rozstać się z myśleniem o błyskotliwych dokonaniach. Mogę poznawać moje wady, prosić o ich usunięcie i zadośćuczyniać. Na każdym kroku mogę pokonywać moje ego, uczyć się pokory, która przywraca mi godność i rezygnować z wybujałych ambicji. Mogę - wciąż obserwując siebie - nieść to posłanie innym, którzy nadal cierpią. Mogę stać się prawym, trzeźwym człowiekiem i dawać siebie. Mogę przyjmować dobre rzeczy i miłość. Mogę przebudzić się i wzrastać duchowo. Czyż to nie więcej, niż podbój niejednego świata?


Czy działam tak, jakby wszystko zależało ode mnie i ufam tak, jakby wszystko zależało od Boga, a może zniechęca mnie, że nie mogę wszystkiego? Czy jestem wdzięczny, że zmienić mogę tylko siebie?


Modlę się, abym skupiał się na działaniu, a nie na rezultatach. Modlę się, abym zmieniał siebie, a nie innych. Modlę się, abym zamiast erotomanii uruchamiał mój ukryty duchowy potencjał.


Na dzisiaj: Nieczynny erotoman nie znaczy bezczynny erotoman. Moje skromne, ludzkie możliwości, gdy ich używam zgodnie z wolą Boga, stają się wielkie. To nie żarty: mogę wtedy naprawdę zmienić siebie!

14 maja


Trzeba bardziej doceniać rzeczywiste piekło,

niż nierzeczywisty raj.

(Simone Weil)



Dopóki erotomania nie stała się dla nas realnym piekłem - dopóki bardziej przypominała wyimaginowany raj niż niewolę - nie było mowy o tym, byśmy zechcieli ją odstawić. Pożądaliśmy przecież tych miłosnych balsamów i seksualnych rozkoszy jako plastra na naszą pustkę, rany, przykre emocje i uciążliwości życia. Dopiero gdy ostry kryzys, w jaki zabrnęliśmy wskutek tego uzależnienia, zmieniał ów nierzeczywisty „raj” w rzeczywiste piekło dla duszy, byliśmy skłonni chwycić wyciągniętą dłoń AE. Cud uzdrowienia, które tak wiele nas kosztowało lecz jeszcze więcej potem przyniosło, rozpoczynał się od przyznania, że świat seksualnych rozkoszy i uczuciowego haju stał się dla nas już tylko męką i upadkiem. W AE stale odświeżamy sobie obraz naszego „dna”, bowiem gdy znika nam z oczu jego realność, nierealny raj z miejsca próbuje nas znów usidlić. Jedynie pamiętając, co by to dla nas oznaczało, jesteśmy gotowi każdego dnia żyć według Dwunastu Kroków i zachowywać abstynencję.


Czy bardziej doceniam piekło, w które ściągała mnie erotomania, niż wyimaginowany „raj”, jaki przede mną roztacza, a może nadal jest odwrotnie? Czy jestem wdzięczny, iż seksualne żądze i miłosny haj stały się dla mnie trucizną?


Modlę się, abym nie uległ iluzji erotomańskiego „raju”. Modlę się, abym bardziej cenił moje dno, które pozwala mi się przebudzić. Modlę się, abym żył Dwunastoma Krokami, którymi idę do Ciebie, Boże.


Na dzisiaj: Nagrodą za utratę nierzeczywistego „raju’ erotomanii jest dziś to, że mogę właściwie ocenić jej rzeczywiste piekło. Idąc drogą Dwunastu Kroków, odnajduję siebie, innych ludzi i Boga.









14 listopada


Spadająca kropla drąży kamień.

(przysłowie chińskie)




Jeśli brak ci wiary, postępuj tak, jakbyś ją miał: módl się. Jeśli brak ci pogody ducha, postępuj tak, jakbyś ją miał: nie załamuj się i przychodź na mityngi. Jeśli brak ci wdzięczności lub jakiegoś innego dobra, postępuj tak, jakbyś je miał, a wtedy ono nadejdzie. My, którzy nie wierzyliśmy, że uda się nam wyzwolić z nałogu, osiągnęliśmy to, wracając stale na mityngi. My, którym brakowało pogody ducha, osiągnęliśmy pokój i radość, troszcząc się o siebie i innych i fundując sobie dobre, kojące rzeczy. W nas, w których raczej nie gościła wdzięczność, stała się ona stałym mieszkańcem serca. Wystarczyło działać tak, jakbyśmy byli wdzięczni: dzielić się sobą z innymi, słuchać ich, być uprzejmym, zajmować się nowicjuszami, czytać literaturę, pełnić służby, dbać o organizację mityngów i nieść posłanie AE. Nieważne jest bowiem, czego nam brak, a tylko to, co z tym brakiem robimy. Wytrwale powtarzane właściwe uczynki, mityng po mityngu, drążą nasze chore serca jak spadająca kropla kamień i otwierają drogę łaskom Bożym.


Czy, jeśli brak mi jakiejś łaski, postępuję tak, jakbym ją miał, a może żalę się na moje niewyposażenie, ulegam zazdrości i tracę nadzieję? Czy jestem wdzięczny, że proste, regularnie powtarzane uczynki najlepiej zmieniają moje serce?


Modlę się, aby mieszkała we mnie wdzięczność. Modlę się, abym działał tak, jakbym ją miał. Modlę się, abyś, poprzez moje właściwe uczynki, Ty, Panie, usuwał moje braki.


Na dzisiaj: Spadająca kropla drąży kamień. Dlatego wracam stale do AE i naśladuję tzw. zwycięzców. Jeśli działam „tak jakby”, Bóg wsącza we mnie trzeźwość i brakujące łaski.


15 maja


Słowa uczciwe nie muszą być przyjemne;

słowa przyjemne nie muszą być uczciwe.

(Lao Tsy)



Dobry sponsor nie będzie nas rozpieszczał. Może nam nie być miło słyszeć, że seksualna relacja bez trwałego zobowiązania na dobre i złe nie może być dla erotomana zdrowa... Może nie być miło słyszeć, że ktoś, kto ma zobowiązania wobec kogoś innego, nigdy nie będzie dla nas odpowiedni... Może nie być łatwe przyjąć, że musimy zakończyć związek, który poprzez przyjście do AE mieliśmy właśnie nadzieję zachować... Lub że mamy pozostać w celibacie przynajmniej do czasu, gdy zupełnie przestaniemy rozmyślać, kiedy on się skończy... Możemy nie chcieć słyszeć, że mamy najpierw sprawdzić wszystkie szanse odbudowania rozbitej rodziny - i że trzeba nieraz dużo czasu, by dawny partner też zechciał się leczyć... Może nie być miło dowiedzieć się, że nie ma gwarancji, czy kiedyś wydobrzejemy na tyle, by móc zbudować zdrowy związek partnerski - że przedtem musimy wpierw sięgnąć do traumy z dzieciństwa i uzdrowić ją... Choć nieprzyjemne, słowa te jednak na pewno będą uczciwe. Cóż, miłość bywa „twarda”, albo przestaje być miłością.


Czy biorę serio doświadczenia i mądrości AE, a może uważam się w zdrowieniu za szczególny, uprzywilejowany przypadek? Czy jestem wdzięczny za słowa uczciwe, choć rzadko są dla mnie miłe?


Modlę się, abym chłonął słowa uczciwe choć niekoniecznie miłe. Modlę się, abym - godząc się na „twardą” miłość odstawienia - odkrył, co dla mnie konieczne. Modlę się, abym mógł ogołocić się ze wszystkiego, co oddziela mnie od Ciebie, Panie.


Na dzisiaj: Słucham sponsora, który jest wobec mnie uczciwy, a nie miły - który, choć twardy w zasadach abstynencji, wesprze z miłością wszystko, co dobre w moich wysiłkach i zdrowieniu.









15 listopada


Są dwa sposoby na życie:

pierwszy, to żyć z myślą, że cudów nie ma,

drugi - to żyć czując, że wszystko jest cudem.

(Albert Einstein)


Czuć, że wszystko w życiu jest cudem, to być przebudzonym. Pierwszym cudem na naszej nowej drodze jest fakt, że w ciągu jednego życia przeżywamy dwa. Nie mogą one jednak toczyć się równolegle, a pierwsze, póki nie umarło, uniemożliwiało drugie. Żyliśmy z myślą, że cudów nie ma - a jeśli są, to dla innych - więc musimy przetaszczyć się przez nasz horror sami, „radząc” sobie za pomocą erotomanii i innych nałogów. Strategia ta doprowadziła nas jednak do katastrofy. Na gruzach dawnego „życia” - dzięki naszemu uznaniu bezsilności i zwróceniu się ku dobrej, leczącej Mocy - Bóg rodzi w nas dzisiaj nowe, trzeźwe życie. Dzięki AE i sugestiom programu, wzmacniamy naszą duchową muskulaturę i budujemy mocny szkielet moralny. Zdumieni swoim odrodzeniem, zaczynamy czuć, że nie tylko ono, lecz wszystko, co nas otacza, jest cudem. Ustępująca erotomania odsłania nam rzeczywistość pokoju ducha i zachwyceń Bożymi dziełami.


Czy czuję, że wszystko wokół mnie jest cudem, a może nadal żyję ze wstydem, niewiarą i poczuciem niegodności? Czy jestem wdzięczny, że moje nowe życie nie mogło się narodzić, nim nie umarło stare?


Modlę się, abym wzmacniał duchową muskulaturę i odbudował kręgosłup moralny. Modlę się, abym widział, że i moje zdrowienie, i wszystko wokół jest cudem. Modlę się, abym mógł zachwycać się Twoimi dziełami, Boże.


Na dzisiaj: Porzucam życie które uniemożliwiało cud i pracuję nad duchowym przebudzeniem. Pozwalam, by Bóg koronował moje uzdrowienie wdzięcznością i pogodą ducha.

13 lutego


Bóg mieszka wszędzie tam, gdzie ludzie zechcą go wpuścić.

(Opowieści chasydów)




Ciało nie może żyć bez duszy; dusza - bez modlitwy; modlitwa zaś - bez rozpaczliwego głodu Boga. Modlitwa jest jak budowanie mostu nad fosą, okalającą nasze jestestwo - mostu, po którym Bóg ją przekracza i wchodzi do naszego wnętrza. Medytacja to zapraszanie Boga, oczekiwanie w progu i wychodzenie Mu naprzeciw. To napełnianie się Jego Duchem i szczęściem, kiedy się zjawia. Bóg dotyka nas wtedy i wchodzi do środka, a my oddajemy mu się w posiadanie. Od Niego płynie uniwersalne pokrzepienie, które nie zależy od tego, czy i jak Boga pojmujemy, ani jak Go wyznajemy. Decydująca jest nasza tęsknota, nasza rozpaczliwa potrzeba zespolenia się z Nim. Modląc się, wołamy - z dna naszej pustki, upadku i osamotnienia - o ratunek. Dzięki temu nasza miłosna obsesja, seksualne nienasycenie osiągają kres w Najwyższym. Wpuszczając Go w nasze zamknięte miejsca duszy, w Nim znajdujemy mieszkanie, a On zamieszkuje w nas.


Czy kładę Bogu most, by mógł po nim przejść i zamieszkać we mnie, a może zamykam się sam na sam z erotomanią? Czy jestem wdzięczny za duchową tęsknotę i rozpacz niespełnienia, która pozwala mi tak donośnie wołać: Bierz mnie, Panie?


Modlę się, abym kładł Ci, Boże most nad fosą okalającą moje jestestwo. Modlę się, abyś przeszedł po nim, Panie i wychodzę Ci naprzeciw. Modlę się, abyś objął mnie, Miły w posiadanie jak własny dom - a ja, abym objął Ciebie.


Na dzisiaj: Wielu prosi Boga o mieszkanie. Ja modlę się, abym stał się mieszkaniem dla Niego. To On puka do mnie jak ktoś bezdomny, wyrzucony, kogo skazałem na tułaczkę. Wpuszczam Go, aby miał dom we mnie - a ja w Nim.









15 sierpnia


Niemal wszystko, co robimy jest bardzo mało ważne.

Niezmiernie ważne jednak jest, że to robimy.

(Mahatma Ghandi)



W porównaniu choćby z siłami przyrody - burzą, przypływami, wichrem, trzęsieniami ziemi - nasze ludzkie działania wyglądają na bardzo mało ważne. Mają jednak dla nas wyjątkową wartość, ponieważ jedynie one są w stanie nas zmieniać, kształtować. To, co robimy dziś, decyduje o tym, kim będziemy jutro. ... Gdyby nie klęska wskutek erotomanii nie zawracalibyśmy sobie głowy czymś tak mało ważnym i „niepraktycznym” jak chodzenie na mityngi, stosowanie sugestii programu, praca we Wspólnocie i niesienie posłania. Do głowy by nam nie przyszło, że zechcemy robić w życiu rzeczy proste i skromne, których nikt nawet nie zauważa, i będziemy szczęśliwi. Tymczasem dziś chętnie podejmujemy tę zwykłą, pozornie mało znaczącą odpowiedzialność za siebie i bliskich. Kiedy z dystansu patrzymy na ogrom naszej przemiany, mówimy sobie: To jednak coś! Warto było to wszystko robić.


Czy przerabiam program i jestem aktywny w AE, a może uznaję te działania za niepraktyczne i zbyt mało ważne? Czy jestem wdzięczny, że dzisiaj świadomość znaczenia moich czynów nie daje mi spocząć ani zawrócić z tej drogi?


Modlę się, abym pamiętał, jak ważne jest to, że podejmuję działanie. Modlę się, abym chciał robić rzeczy „niepraktyczne” i takie, których prawie się nie zauważa. Modlę się, aby moje czyny były zgodne z Twoją wolą, Boże.


Na dzisiaj: Wytrwałym robieniem rzeczy „niepraktycznych” i mało ważnych tworzę moją trzeźwą rzeczywistość. Zmieniając siebie według sugestii AE, kształtuję moje jutro tak, jak je widzi Bóg.


14 lutego


Skupienie jest potrzebne w modlitwie jak knot w lampie.

(Filokalia; II,102)




Skupienie - ów knot w lampie modlitwy - jest jak rdzeń nerwowy w człowieku. Decyduje o jej działaniu. Wchłania w siebie i skupia oliwę wiary, która następnie „podsiąka” nim do serca, by tam się rozpłomienić duchowym światłem. Wielu duchowych mistrzów mówi o potrzebie prostego, idealnie pionowego kręgosłupa przy medytacji. Tworzy on wtedy pionową oś skupienia, jak knot w świecy, który w milczeniu przesnuwa plątaninę rozproszeń. ... Kiedy więc modlimy się i medytujemy, skupiamy naszą energię w wiązkę, w rdzeń. Pozwalamy, by w ciszy samoistnie podpłynęła do naszego serca i w nim rozpłomieniła się światłem świętej adoracji. Kiedy modlimy się i medytujemy, staramy się posługiwać swoim ciałem jak lampą oliwną. Pozwalamy, by zapłodnił ją Boży ogień, rodząc w nas ciepło i blask, który rozprasza naszą oziębłość i lęk. Każdego dnia staramy się pielęgnować w sobie ów Boży ogień, by rozgrzewał nas wiarą i oczyszczał, by wzniecał w nas hojność, wytrwałość przebaczenie.


Czy, modląc się i medytując, posługuję się sobą jak lampą, którą rozpala Bóg, a może wciąż głównie mówię i rozmyślam? Czy jestem wdzięczny za rozproszoną w sobie energię, którą tylko jak mogę skupić?


Modlę się, abym skupiał w sobie oliwę wiary. Modlę się, aby z mojego serca wznosił się cichy płomień świętej adoracji. Modlę się, abyś Ty, Boże, ogrzewał mnie wiarą, pobudzał hojnością, oczyszczał przebaczeniem i wzmacniał determinacją.


Na dzisiaj: Pozwalam, by moje skupienie w modlitwie, jak knot w lampie, nasączało mnie oliwą wiary. Pozwalam, by Bóg rozpalał moje serce ciepłem i blaskiem, rozpraszając oziębłość i lęk.









16 sierpnia


Zdrowienie jest jak obieranie cebuli:

zdejmując po kolei warstwę po warstwie,

za każdym razem lejemy strumienie łez.

(Carl Sandburg)


Zdrowiejąc, zdejmujemy po kolei nasze „warstwy ochronne” - wzorce erotomanii i innych uzależnień. W końcu wyłania się spod nich nasze dzieciństwo: prawda o doznawanej wtedy deprywacji i nadużyciach. Maluje się przed nami obraz niekiedy straszliwego spustoszenia. Mimo, iż nie jesteśmy winni niczemu, co się wtedy stało, bierzemy odpowiedzialność za uzdrowienie tych zranień tak, jak i za nasze późniejsze życie i chorobę. To najboleśniejszy, lecz zarazem wieńczący wewnętrzną odbudowę, etap. Niektórzy z nas, z lęku przed tym bólem, odchodzą z AE, inni - właśnie po to wracają. Nie możemy zmienić naszych doświadczeń dzieciństwa; możemy jednak je przeżyć, opłakać, uzdrowić wstyd, i włączyć te blizny w naszą nową tożsamość. Większość z nas znajduje w tym celu także dobrą, profesjonalną terapię. Konfrontacja z prawdą i towarzyszący jej płacz nad naszą tragedią obmywa i goi dawne rany. Obdarza nas przy tym szczególną głębią emapii i wiedzą, zdolną wspierać to uzdrowienie w innych.


Czy godzę się przeżywać i koić ból dawnych zranień, a może szukam tylko nowej osłony przed nim? Czy jestem wdzięczny, że zdjęcie pierwszej warstwy moich nałogów doprowadzoło mnie, poprzez kolejne, do odkrycia prawdziwego siebie?


Modlę się, abym warstwa po warstwie odrzucił wszystkie nałogi. Modlę się, abym nie uciekał przed moim bólem, lecz odkrył go i przytulił do serca. Modlę się, aby moje ranienia stały się Bramą dla Ciebie, moj Panie, i lekarstwem dla innych.


Na dzisiaj: Warstwa po warstwie, odrzucam nałogi i docieram do samego dna: do zranionego siebie. Kiedy staję się Prawdziwy, nie przeszkadza mi, że to boli. Dzielę się tym, co mnie leczy.

16 maja


Gdy ślepy prowadzi kulawego, obaj w dół wpadną.

(Jezus z Nazaretu)




Szukaj przewodnika, który zna drogę. Kto jednak sądzi, że widzi wszystko, bliski jest ślepcowi. ... Dobry sponsor naprowadza nas na ślad Boga w naszym sercu i w okolicznościach życia. W Nim upatruje Przewodnika. Nie zajmuje Jego miejsca ani nie pozwala traktować się jak mędrca, ale odwołuje się do mądrości Dwunstu Kroków. Dobry sponsor o niczym nie przesądza z góry i niczego nie narzuca siłą - wie jednak, jakie reguły abstynencji konieczne są do osiągnięcia seksualno-uczuciowej trzeźwości i przebudzenia duchowego, a jakie grożą powrotem do erotomanii. Nie nagina tych reguł ani nie zmienia. Możemy korzystać z jego wiedzy lub dalej kombinować po swojemu. Dobry sponsor pomaga nam odbudować kręgosłup moralny z tworzywa, jakim jest miłość Boga, i pomaga nam omojać pułapkę dźwigania się o własnych siłach. Uczy nas regularności, wysiłku i trwania w postawie: Bądź wola Twoja, a nie moja, Panie oraz: Przyjdź ocalenie Twoje. W zdrowieniu z erotomanii nie możemy polegać na swmowoli, gdyż zamiast u celu, znaleźlibyśmy z powrotem w chorobie.


Czy wybieram przewodnika, który widzi cel i zna drogę, a może daję się zwodzić ślepcom? Czy jestem wdzięczny, że jedynym i najwyższym autorytetem w AE jest dla mnie dzisiaj miłujący Bóg?


Modlę się, abym wybierał przewodnika, który widzi i zna drogę. Modlę się, abym chciał korzystać z jego rad. Modlę się, abym idąc do Ciebie, Boże, nie starał się sam dźwigać siebie z upadku.


Na dzisiaj: Najwyższym autorytetem jest dla mnie Bóg, bo tylko On widzi wszystko. Sponsor jedynie pomaga mi dojść do Niego. Wybieram w AE tych, którzy jasno widzą cel i dobrze znają drogę.










16 listopada


Zmysł cudu

jest naszym szóstym i naturalnym zmysłem religijnym.

(David Herbert Lawrence)



Czy to nie zmysł cudu zaowocował powstaniem AE, pozwalając nam uwierzyć, że wyzdrowienie z erotomanii jest możliwe? Czy to nie zmysł cudu pomógł nam wytrwać na tej drodze, gdy wszystko zdawało się mówić: nie dasz rady, to czyste szaleństwo? Czy to nie ów zmysł cudu, choć był wtedy źle skierowany, podpowiadał nam, że znajdziemy szczęście i pokój poprzez transcendentne zjednoczenie z drugą osobą? Wypaczony przez chorobę, kazał nam wierzyć, że zasługami, poświęceniami, manipulacjami czy własną „wspaniałością” zmienimy drugiego człowieka w ideał. Kazał nam liczyć, że któregoś dnia nasze kompulsje w cudowny sposób zostaną uzunięte? AE ukazało nam cud w zupełnie innym świetle: w świetle naszego wysiłu dążenia do prawdy, która go w nas dokonuje. Zawdzięczamy go naszej kapitulacji, otwarciu się i pracy z programem. Jego „architektem” jest Siła Wyższa - my jesteśmy tylko wykonawcami. Dzisiaj realizującymi w sobie Boży projekt ocalenia i czerpiemy energię z Jego impulsów.


Czy realizuję w sobie ów cudowny projekt, jaki wpisała we mnie Siła Wyższa, a może dalej trwam przy własnych pomysłach na życie? Czy jestem wdzięczny Bogu za zmysł cudu, który nie daje mi dzisiaj trwać w bezczynności?


Modlę się, abym wierzył, że możliwe jest pełne wyzdrowienie z erotomanii. Modlę się, aby zmysł cudu kierował mnie ku mądrości Dwunastu Kroków. Modlę się, abym zmysłem cudu czytał projekt kreślony Twoją ręką, Boże i wcielał go w moje życie.


Na dzisiaj: Staję się współwykonawcą prawdziwego cudu. Chcę razem z innymi AE realizować projekt duchowego przebudzenia, jaki opracowała Siła Wyższa i trzymam się ściśle Jej planu.


17 maja


Dobre samopoczucie - to nie zawsze dobry stan.

(anonim)




Erotomania dawała nam złudzenie zaopiekowania i komfortu. Dbając o dostęp do nałogowych gratyfikacji, osiągaliśmy na chwilę dobre samopoczucie - kosztem naszego stanu. Jednak wszystko, co było próbą ucieczki od bólu, tęsknoty, niespełnionych potrzeb i pustki, zaczynało żyć własnym życiem, żądając coraz więcej, a oferując coraz mniej. Choć „bilans opłacalności” był coraz bardziej ujemny, a haj zamieniał się w udrękę niespełnienia, nie udawało się nam zaprzestać - jeśli w ogóle próbowaliśmy. Nie widząc, jak fatalny jest nasz stan, ani dlaczego kontrola zawodzi, nieraz długo błądziliśmy wśród metod poprawiania sobie samopoczucia, zanim ocknęliśmy się w AE. Odstawienie rozpoczynało proces poprawy naszej kondycji, wpierw jednak niosło gwałtowny spadek naszego, i tak już marnego, samopoczucia. Odczucie poprawy przychodziło z wyraźnym opóźnieniem, jednak to właśnie ów „dół” energetyczny je zapowiadał. Dlatego dziś z nadzieją witamy każdy „dołek” jako zapowiedź kolejnego kroku w zdrowieniu.


Czy godzę się, że zdrowienie jest jak tango, które zawiera też krok w tył - „dołek” - a może kroczę paradnym marszem lub ciężko stąpam? Czy jestem wdzięczny, że każda poprawa mojego stanu zaczyna się od pogorszenia samopoczucia?


Modlę się, abym tak samo dziękował za kryzysy, jak i za postęp, który niosą. Modlę się, aby moja radość wynikała z dobrego stanu, a nie odwrotnie. Modlę się, aby każdy „dołek” przybliżał mnie do Ciebie, Boże.


Na dzisiaj: Wszelkimi środkami zabiegam o poprawę mojego stanu, a nie o dobre samopoczucie, które zostawiam Bogu. Wtedy radość zjawia się jak dar, jak słońce po wichrach i deszczach.









17 listopada


Ci, którzy wnoszą światło w życie innych,

nie mogą sami się przed nim osłonić.

(Sir James M. Barrie)



Chcieć duchowych dóbr nie będzie egoizmem, jeśli będziemy się nimi dzielić. Duchowe łaski, gdy są prawdziwe, nie pozwalają nam chować ich dla siebie, bowiem jest wśród nich wdzięczność. Przekazujemy je zatem innym, co zwiększa w naszym sercu przestrzeń na nie. ... Chcieć duchowych dóbr nie będzie pychą, jeśli nie będziemy czynić z nich potem własnej zasługi. Duchowe łaski, gdy są prawdziwe, nie mogą wynosić nas do własnej chwały, bowiem zawierają skromność i pokorę. Nie będziemy się zatem wywyższać, lecz służyć. ... Chcieć duchowych dóbr nie będzie nadużyciem, jeśli nie zechcemy rozdawać światła według rozdzielnika naszej samowoli. Duchowe łaski nie mogą podlegać spekulacji, gdyż są za darmo i znaczą obfitość. Niewyczerpane, sączą się w każde wzgardzone miejsce duszy. Im hojniej więc przekazujemy otrzymane światło, tym bardziej ogarnia ono nasze serca i nie możemy się już przed nim osłonić.


Czy pozwalam, by łaski Boże przelewały się ze mnie, a może buduję tamę, by je posiąść? Czy jestem wdzięczny, że nie mogę zatrzymać strumienia światła, ani się przed nimi osłonić?


Modlę się, abym przekazywał duchowe światło, które dostaję w AE. Modlę się, abym nie czynił z tego własnej zasługi i nie stosował własnego rozdzielnika. Modlę się, aby przepływał przeze mnie porywający strumień Twoich łask, Panie.


Na dzisiaj: Chować duchowe łaski dla siebie, to osłaniać się przed nimi. Wnoszę otrzymane w AE światło w życie innych erotomanów. Pozwalam, by niosło mnie do oceanu miłości Boga.

15 lutego


Przerwać codzienną modlitwę, to jak wypuścić ptaka z ręki;

Trudno ci będzie złapać go z powrotem.

(św. Jan od Krzyża)



Nigdy nie ustawaj w modlitwie. A zwłaszcza, gdy idzie ci ona opornie i martwo. To trochę tak, jakbyś ciągnął ciężki wóz: póki się toczy - jedzie, gdy jednak stanie - nie ruszy łatwo. Ten ciężki wóz to opór twojej ciemności, ociężałość ciała i wszystko, co jeszcze oddziela cię od Boga. Kiedy raz odpuścisz sobie regularność, odpuścisz ją sobie znowu - bo jakże przyjemna jest leniwa chwila wytchnienia. Jednak tym trudniej jest potem znów ruszyć pod górę. Wielu mistyków mówi, że na duchowej ścieżce przychodzi okres „oschłości” w medytacji i modlitwie - że po czasie pociech i osłody kiedy nawracasz się i podejmujesz regularną praktykę, zaczynają się piętrzyć trudności. Znika gdzieś ożywczy duch i początkowe uniesienia, rosną wątpliwości. Znieś to wszystko jednak cierpliwie i nie przerywaj praktyki, a twoja modlitwa odżyje i zyska głębię. Po zimie następuje wiosna, a po suszy przychodzi w końcu deszcz i zapładnia ziemię.


Czy modlę się i medytuję regularnie mimo oschłości, rozproszeń i braku pociech, a może zniechęca mnie dłuższy brak uniesień? Czy jestem wdzięczny za duchową suszę, która daje mi docenić upragniony deszcz?


Modlę się, abym nie zważał na oschłości gdy przychodzą i dalej praktykował regularnie. Modlę się, abym tak samo cenił słodki deszcz pociech, jak i gorycz suszy. Modlę się, aby odpadło ze mnie wszystko, co oddziela mnie od Ciebie, Panie.


Na dzisiaj: Regularnie klękam, siadam lub staję przed Siłą Wyższą, bym nie musiał łapać z powrotem ptaka modlitwy, który wymknął mi się i uleciał. Nie zważam na przeciwności i wtrwale praktykuję Krok Jedenasty.









17 sierpnia


To, co wydaje się nam przeszkodą,

w rzeczywistości jest tylko „surowcem” do pracy.

(Jean-Pierre Schnetzler)



Na początku drogi czuliśmy się osaczeni przez przeszkody, które jakby sprzysięgły się przeciw naszemu zdrowieniu. Gloryfikowana erotyka sącząca się niemal z każdego miejsca naszej cywilizacji; powszechne przedstawianie seksu i miłosnych przygód jako leku i oznak sukcesu; wspierające to teorie naukowe, a także kuszące sytuacje i propozycje składane nam przez innych - wszystko to sprawiało, że odstawienie erotomanii odbieraliśmy jak odstawienie nas samych na jakiś boczny, nie używany tor. W AE zaczynaliśmy jednak rozumieć, że główną przeszkodą jesteśmy my sami. Nasza podatność na wpadki, niechęć do odpowiedzialności za siebie i zmienność myślenia; nasze samousprawiedliwienia, racjonalizacje i zaprzeczanie; nasza pycha i egoizm, wstyd i poczucie braku wartości (należy mi się wszystko i nie należy mi się nic) - to były główne trudności. Dziś widzimy w nich nie tyle barierę, ile bezcenny „surowiec” do pracy. Powinniśmy raczej złożyć sobie gratulacje, że mamy taką obfitość pożytecznych materiałów.


Czy główne trudności widzę w sobie, a może usprawiedliwiam się i wyliczam przeszkody, jakie stwarza mi świat? Czy jestem wdzięczny, że mam dzisiaj siebie: bezcenny „surowiec” do pracy?


Modlę się, abym trudności upatrywał w samym sobie. Modlę się, abym w przeszkodach widział nie barierę, lecz materiał do pracy. Modlę się, abyś Ty, Panie, przetwarzał „surowiec,” jakim jestem, według Twojej miłującej woli.


Na dzisiaj: Zamiast wyliczać przeszkody, jakie świat stwarza mi w zdrowieniu, główne trudności widzę w sobie. Widzę w nich nie tyle barierę, ile bezcenny „surowiec” do pracy z programem AE.


16 lutego


Najlepszą rekomendacją jest nie oglądanie się na innych,

lecz zakasanie rękawów i pełnienie swej służby.

(Lao Tsy)



Nikt nam nie podarował Wspólnoty AE. Z nieba „spadła” tylko idea i to my, zdrowiejący na ziemi erotomani, własnymi rękami wcielamy ją w życie. Sami przygotowujemy, opłacamy i sprzątamy sale, prowadzimy nasze mityngi, służymy w grupie, organizujemy informację i punkty kontaktowe, sieć służb i biura, konferencje i zloty, rekolekcje AE i warsztaty, wydajemy naszą literaturę i rozprowadzamy ją, odwiedzamy więzienia i szpitale, niosąc tam nasze posłanie i nadzieję. Zawsze znajdzie się coś jeszcze do zrobienia. ... Służenie w AE to moja pokora i odpowiedzialność za łódź ratunkową, którą płynę. Nie oglądam się na innych, lecz sam zakasuję rękawy. Zaczynam od przygotowywania i porządków w sali, uczenia się anonimowości, wprowadzania nowicjuszy, i dalej, poprzez funkcje w grupie, kolportaż, dyżury przy telefonie, korespondencję, staję się tzw. mężem zaufania i dojrzewam do prac w zbiorowym sumieniu AE. Gdy to wszystko honorowo robię, nie zauważam nawet, jak doskonali się moja pokora.


Czy zakasuję rękawy i zabieram się do pracy W AE, a może oglądam się na innych i przychodzę tylko na gotowe? Czy jestem wdzięczny, że pokora buduje się we mnie uczynkami służby, gdy tego nawet nie zauważam?


Modlę się, abym brał odpowiedzialność za łódź ratunkową AE, która mnie ocala. Modlę się, aby wdzięczność była matką mojego pełnienia służb. Modlę się, aby ubywało mi pychy i ego, a przybywało Ciebie, Boże.


Na dzisiaj: Nie oglądam się na innych - sam zakasuję rękawy do pracy w AE. Nie oglądam się na siebie - przestaję obrastać w zasługi. Służąc z pokorą, przestaję ją nawet zauważać, a wtedy staje się ona dojrzała.








18 sierpnia


Właściwe miejsce na moją ocenę jest wewnątrz mnie.

(Carl Rogers)




Jeśli chcę przebudzić się duchowo, żaden zewnętrzny osąd nie może rządzić moim życiem. Inaczej nie wezmę odpowiedzialności za siebie i stale będę na kimś lub na czymś „wisiał”. Aby chłonąć mądrość AE muszę zdobyć się na pełną samodzielność myślenia. Dzielenie się oraz praca nad Krokami i Tradycjami pozwala mi znaleźć wewnętrzne światło - płynącą od Boga mądrość i intuicję, która podważa niejeden autorytet. Duchowa mądrość programu pomaga mi dzisiaj podejmować zdrowe decyzje. Odpowiadam za nie w myśl przysłowia: jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz. Nikt inny bowiem nie dojdzie za mnie do celu - przebudzenie duchowe mogę osiągnąć, jedynie samemu powstając z upadku i idąc na moich własnych nogach. Pod Bożym przewodnictwem programu również potknięcia i błędy rodzą moją mądrość. Obym stale o nich pamiętał.


Czy odważam się wybierać według duchowej mądrości, jaką daje mi AE, a może decydują za mnie cudze opinie, „święte” autorytety i moje złudzenia? Czy jestem wdzięczny, że cel mogę osiągnąć jedynie samemu powstając i idąc na własnych nogach?


Modlę się, bym powstawał z upadku i szedł do celu na własnych nogach. Modlę się, abym także z moich potknięć wyciągał naukę. Modlę się, aby prowadziła mnie miłująca mądrość, którą we mnie rozniecasz, Boże.


Na dzisiaj: Nic poza miłością Boga nie może mną rządzić, jeśli chcę się przebudzić duchowo i wzrastać. Nie boję się niczego, co wynika dla mnie z doświadczeń, które słyszę na mityngach. To ja odpowiadam za moje wybory i ja ponoszę konsekwencje.

18 maja


U zwierząt nieznajomość siebie jest naturą.

U człowieka - tragedią.

(Aldous Huxley)



Kłopoty lubią być pięknie opakowane. Erotomania chowała się za naszymi racjonalizacjami, zaprzeczaniem i dobrymi intencjami. Utrzymywała nas w nieznajomości siebie, tamując świadomość, że wyrządzamy krzywdę, sobie i innym. Złudzenie szlachetnych pobudek pomagało nam wierzyć we własną bezinteresowność i dobre zamiary. Samousprawiedliwienia okradały nas z orientacji w naszych rzeczywistych intencjach. Zaprzeczanie zaś zasłaniało po uruchomieniu obraz konsekwencji i pochodzenie moralnego kaca. W ten sposób nieznajomość własnej natury stawała się dla nas tragedią. Dopóki choroba pozostawała „opakowana”, gotowa była w każdej chwili ukąsić znowu. Dlatego dzisiaj, w zdrowieniu, staramy się pamiętać, że flirt z kimś, to tylko ciąg dalszy flirtu z własnym pożądaniem, a flirt z pożądaniem, to zaprzeczenie, że gdy rozpętamy fantazje i żądze, jesteśmy wobec nich bezsilni. Usuwając nieznajomość siebie, za każdym razem gasimy lont, na którego drugim końcu czeka wpadka.


Czy badam moją naturę erotomana i ukryte motywy, a może lepiej mi zaprzeczając lub wierząc w swoją bezinteresowność i „czyste” intencje? Czy jestem wdzięczny za wglądy, które zbierają mi komfort złudzeń i możliwość wpadki?


Modlę się, abym, poznając swoją naturę, mógł uniknąć tragedii. Modlę się, abym dążył do zdemaskowania uzależnionego siebie. Modlę się, abym zamiast własnej silnej woli i „czystym intencjom”, Tobie ufał, mój Boże.


Na dzisiaj: W każdej sytuacji badam, czy moje dobre intencje nie wynikają z pożądań. Rozpakowując i odsłaniając prawdę o sobie omijam prawdziwą tragedię: powrót do erotomanii.









18 listopada


Kto ma usłyszeć, usłyszy z daleka;

ale kto nie ma usłyszeć, nie usłyszy nawet z bliska.

(Opowieści chasydów)



Niesiemy posłanie AE wytrwale, lecz nie mamy wpływu na to, czy, kiedy, i do kogo ono trafi. Pamiętamy, że sposób i moment, w którym cichy głos Siły Wyższej docierał do naszych uszu i serc, wcześniej był przed nami zakryty. Do jednych z nas nawiedzenie przez Prawdę przychodziło nagle, jak runięcie tamy piętrzącej wielkie wody, do innych zaś w sposób bardziej przypominający wiosenne roztopy. O naszym dalszym losie rozstrzygała wtedy pozytywna odpowiedź - nasze TAK dla woli Bożej płynące z uświadomionej potrzeby ratunku. Bez łaski rozpoznania czasu swego nawiedzenia i bez naszej odpowiedzi na nie, nie mogliśmy utrzymać się w AE. Jeśli nasze ucho pozostawało zamknięte i nie pracowaliśmy, by je otworzyć, modląc się o to i medytując, nie mogło pomóc i najgłośniejsze wołanie. Tylko gdy w odpowiedzi na cichy głos Boga ofiarowujemy Mu siebie, przestajemy być ofiarami nałogu.


Czy wychwytuję czas mojego nawiedzenia i idę za Prawdą, a może nadal zagłuszają Ją we mnie podszepty erotomanii? Czy jestem wdzięczny, że mogę wyprosić łaskę otwarcia się, która mnie potem tak bezlitośnie ratuje?


Modlę się, abym słyszał głos Prawdy i nie zagłuszał go. Modlę się, abym, czekając na Twoje nawiedzenie, Boże, trzymał drzwi serca otwarte. Modlę się, abym odpowiadając na każdą ludzką potrzebę ratunku z erotomanii, był dziś do Twej dyspozycji, Panie.


Na dzisiaj: Słucham, by wychwycić czas mojego nawiedzenia. Niosąc posłanie, nie krzyczę nikomu do ucha, lecz zdaję się na cichy głos Boga. Pamiętam, że tylko On może je otworzyć - nie ja.


19 maja


Flirt z kimś i wpadka

to tylko ciąg dalszy flirtu z własnym pożądaniem.

(anonim)



Flirt z własnym pożądaniem to powiedzenie „tak” fantazji lub pokusie, która łamie nasze granice. Powiedzenie „tak” fantazji lub pokusie to niezaopiekowanie się jakimś wewnętrznym konfliktem, napięciem, lękiem, zranieniem, pustką - to nieprzeżycie gniewu, radości, tęsknoty, współczucia lub innej emocji, którą wypieramy. Zwykle w tych subtelnych rejonach życia duszy bierze początek uruchomienie, które może prowadzić do całkiem niesubtelnego końca, jeśli nie zostanie w porę przerwane. Dlatego potrzebna jest nam w zdrowieniu wyostrzona czujność i ciągła samoobserwacja. Rzadko jest ona dla nas możliwa bez „lustra” mityngów, pracy ze sponsorem, modlitwy - bez wsparcia przez cały program AE i Wspólnotę. Postęp, wzrost wewnętrzny i zadziwiające wglądy, przychodzące do nas po odstawieniu erotomanii, nie są trwałe. Musimy stale odświeżać sobie świadomość własnej choroby, bowiem nasz umysł jest jak zaparowująca szyba. Inaczej łatwo zaczynamy flirtować z własnym pożądaniem.


Czy regularnie przecieram zaparowującą szybę mojego umysłu, a może wolę flirtować z „mgłą” pożądań? W jestem wdzięczny za wglądy, które niszczą mój komfort rozpływania się w iluzjach?


Modlę się, abym nie flirtował z moim pożądaniem. Modlę się, abym czuwał nad sobą dzięki wglądom uzyskiwanym w AE. Modlę się, abym pamiętał, że Ty, Panie, możesz mi pomóc tylko tyle, ile ja staram się pomóc sobie.


Na dzisiaj: Odstawiam flirty z pożądaniami, by zająć się swoimi napięciami, lękami i zranieniami. Kiedy przeżywam moje uczucia, mówię o nich i kocham siebie z nimi, przestaję je seksualizować.










19 listopada


Bóg jest miłością,

która grotem wiary przeszywa ludzkie serca.

(Grzegorz z Nyssy)



Uciekając przed samym sobą, odpowiedzialnością i bólem, a także przed miłością Boga, zwracaliśmy się do jej karykatury - Kupidyna, bożka namiętności. Ten przeszywał nas strzałami żądz i namiętności, a ich upojny haj długo zasłaniał nam to zniewolenie. Uruchamiając się, okradaliśmy się z duchowych dóbr, ludzkich odruchów i zaspokajania rzeczywistych potrzeb, co tamowało nasz duchowy wzrost. Zranieni, raniliśmy; uwodzeni, uwodziliśmy: wykorzystani, wykorzystywaliśmy; odrzuceni, odrzucaliśmy. Punkt zwrotny w naszym życiu: decyzja, by odstawić erotomanię i zsiąść z tej oszalałej karuzeli zachowań, oznaczała przełom. Wtedy to gdy grot miłości Boga przeszywał nasze serca wiarą, że to się nam naprawdę uda. Czuliśmy, że przetrwamy ten przełom i wyjdziemy z niego odrodzeni, przemienieni, wolni i zdolni kochać. Wiara w wyzdrowienie pomagała nam przejść trudne próby i pokusy. Dzisiaj stale do tej nadziei wracamy, gdyż prawdziwa wiara nie zmienia się. Trwa na dobre i złe.


Czy dzięki wierze, która w AE przeszywa moje serce, znoszę trudy zdrowienia, a może zamiast grotu miłości Bożej wciąż wolę strzały Kupidyna? Czy jestem wdzięczny, że raz zraniony miłością Siły Wyższej, nie mogę już wybierać czego innego?


Modlę się, abym „wypadł z obiegu” - przestał polować strzałami Kupidyna i nie wystawiał się na nie. Modlę się, abyś Ty, Boże, przeszywał moje serce grotem wiary. Modlę się, abym dzięki Twojej miłości, Panie, przechodził każdą próbę w zdrowieniu.


Na dzisiaj: Ja, który bez skrupułów polowałem i wystawiałem swoje serce na strzały erotomanii, decyduję się wystawić je Bogu, by przeszywał je grotami nadziei, wiary i Jego duchowej miłości.

17 lutego


Samotna strzała łatwo się łamie,

ale nie dziesięć w jednym kołczanie.

(przysłowie japońskie)



W grupie ludzi o jednym, wspólnym celu, nasze doświadczenia, którymi dzielimy się na mityngach, stają się niewytłumaczalnym lekarstwem - duchowym antidotum na erotomanię. Świadomość, że nasza choroba jest jedna, mimo różnych form jakie przybiera, jest łaską daną nam przez Boga właśnie w AE. Nieraz myśleliśmy, żeby, na przykład dla lepszej identyfikacji, rozbić się na grupy skupione tylko na jakimś określonym wzorcu lub typie zachowań. Jednak lecząc część, nie zostalibyśmy uzdrowieni w całości, czyli nie osiągnęlibyśmy w praktyce nic. Dopiero całość jest ocaleniem. Dopiero razem, trwając w jedności, osiągamy cel. Tkwiąc w AE jak strzały w kołczanie, nie dajemy się złamać naporowi choroby i nawet jeśli trafiają do nas ludzie mający zgoła niecny cel, nasza solidarna trzeźwość przekonuje ich, że tracą czas - nie znajdą tu seksu czy miłosnej intrygi. Gdy jednak dopuszczamy do podziałów i trzymamy się na peryferiach AE, ryzykujemy, że podejdzie nas i porwie grasująca w ciemnościach choroba.


Czy widzę, że tak, jak erotomania jest jedna, jedno powinno być AE, a może prowokuję podziały i próbuję iść w pojedynkę? Czy dziękuję Bogu za osoby, które mimo całkiem innych wzorców czuły w chorobie to samo, co ja, i tak samo chcą zdrowieć?


Modlę się, abym nie błąkał się samotnie lub na peryferiach AE. Modlę się, abym, tkwiąc w kołczanie AE, cenił jedność Wspólnoty i działał według 12 Tradycji. Modlę się, abym - niosąc posłanie - był jak strzała wypuszczana z łuku mityngów Twoją ręką, Boże.


Na dzisiaj: Chcę tkwić jak strzała w kołczanie Wspólnoty AE. Pozwalam, by kierowała mną ręka Łucznika, który nie chybia celu, więc nie martwię się o skutek. Moje ocalenie tkwi w jedności Anonimowych Erotomanów.








19 sierpnia


Ludzie najczęściej negują Boga z rozpaczy,

że nie mogą Go znaleźć.

(Unamuno y Jugo)



Każdy tęskni za Bogiem, choć wielu o tym nie wie. Dla nas, erotomanów z AE, z czasem jasne się staje, że nasza pogoń za miłosnym zespoleniem była żałosnym przejawem szukania Boga - tęsknotą za mistycznym i intymnym kosztowaniem Go. Mimo naszych pokrętnych intencji, egoizmu i lubieżności, gdzieś na dnie duszy to właśnie z Nim próbowaliśmy się złączyć. W chorobie jednak negowaliśmy tę swoją potrzebę i uciekaliśmy przed Siłą Wyższą tym bardziej, im większa była nasza rozpacz z powodu niespełnienia, obsesji i autodestrukcji. Nieraz też, izolowailiśmy się przed Nią za pomocą kompulsywnych religijnych praktyk. ... AE pomaga nam znaleźć Boga leczącego, który jest nam bliższy niż cokolwiek, gdyż Jego Iskra tli się w naszym wnętrzu. To On daje nam siłę do odstawienia erotomanii - choroby zaprzeczeń, złudzeń, tajemnic i kłamstw. To On jest odpowiedzią na naszą najgłębszą tęsknotę i nieugaszone pragnienie pełni. I tylko On je zaspokaja. Naszą trzeźwością najlepiej potwierdzamy i Jego istnienie, i dobroć, i moc.


Czy osobistą przemianą poświadczam skuteczność programu AE, a może odejściem ze Wspólnoty zatwierdzam na sobie wyrok niespełnienia? Czy jestem wdzięczny za tę odwieczną ludzką tęsknotę, która prowadzi mnie do Boga?


Modlę się, abym osobistą przemianą poświadczał skuteczność programu. Modlę się, abym w trzeźwości mógł bezpośrednio kosztować Ciebie, o Panie. Modlę się, abym, niosąc to posłanie, widział Cię, Boże w każdym człowieku, do którego mnie posyłasz.


Na dzisiaj: Niosąc to posłanie, poświadczam skuteczność AE. Rozwiązanie znajduję, gdy udrękę erotomanii zamieniam na pasję szukania Boga. Znajduję Go i przygarniam w każdej cierpiącej osobie, do której mnie posyła.


18 lutego


Nasze systemy obronne przynoszą nam dokładnie to,

przed czym miały nas chronić.

(Lee Jampolsky)



Ileż to razy, broniąc się przed ostateczną kapitulacją, staraliśmy się kontrolować erotomanię! „Stały” związek miał nas uleczyć z jednorazówek, prostytutek lub onanizmu; tymczasem pchał nas do regulowania napięć, jakie powodował, masturbacją, zdradami i pornografią lub do mentalnego wyssania przez partnera. Seks bez zobowiązań i tzw. anonimowe kontakty, zamiast wyratować nas ze współuzależnienia, kończyły się nowym związkiem bądź totalną izolacją. Anoreksja, która miała położyć kres chorym poczynaniom, wiodła do tym ostrzejszego ciągu, po którym ponownie lądowaliśmy w samotności. Kontrola dawała nam co najwyżej zmianę partnera lub wzorca na taki, który niósł jeszcze większą intensywność i haj. Staraliśmy się przerzucać skutki naszych zachowań, związków i nieodpowiedzialności na innych, co tylko kumulowało konsekwencje. Broniliśmy się też zaciekle przed ujrzeniem swojego problemu, przyjściem AE i kapitulacją - jednak wszystkie nasze barykady dawały nam dokładnie to, przed czym miały nas chronić. Im bardziej wierzgamy przeciw łasce wyzdrowienia, tym bardziej jest to znak, że właśnie puka ona do naszych drzwi.


Czy kapituluję bezwarunkowo, a może wciąż wierzgam przeciw łasce uzdrowienia? Czy jestem wdzięczny, że moje barykady dają mi dokładnie to, przed czym miały mnie chronić?


Modlę się, aby runęły moje systemy obronne. Modlę się, abym nie wierzgał przeciw Twojej łasce, Panie, lecz otwierał jej drzwi. Modlę się, abym chciał trzeźwości, którą mi zsyłasz w AE, Boże.


Na dzisiaj: Przestaję wierzgać przeciw Bożej łasce i otwieram jej drzwi. Razem z innymi AE demontuję moje barykady i wzorce. Wychodzę trzeźwości naprzeciw i witam ją w progu gdy się zbliża.









20 sierpnia


Moje wyobrażenia o Bogu nie są Bogiem;

muszą więc we mnie ulec zniszczeniu. Niszczy je On sam.

(Clive Staple Lewis)



Obrazy świętości łatwo nabierają mocy samej świętości. Jeśli mój wizerunek Siły Wyższej nie pomaga mi odczuć Jej miłującej obecności, jest dla mnie bezużyteczny, jeśli nie wręcz szkodliwy. Jeśli noszę w sobie obraz „Boga” napawający lękiem - „Boga” prześladującego, niedostępnego lub obojętnego - noszę wroga, który mnie tłamsi i niszczy. Obrazy takie są zwykle wewnętrznym odbiciem karzącego rodzica i uaktywniają moje lęki i zranienia z dzieciństwa. Dzisiaj, w zdrowieniu, to ja odpowiadam za usuwanie wszelkich wrogich wizerunków Siły Wyższej, które blokują mój rozwój duchowy. Metodą odejmowania budzących lęk i grozę atrybutów Boga pozwalam działać na mnie samej Jego czystej, niepojętej i bezwarunkowej miłości. To Ona jest odpowiedzią na wszystko, czego szukałem w erotomanii. To ona leczy moje ego, pożądanie, braki i wady. To ona jest znakiem cudu w moim życiu. Nie odpowiadające Bogu Jego wizerunki niszczy we mnie On sam. Szczęśliwi, co nie gorszą się obrazoburstwem.


Czy niszczę w sobie te obrazy Boga, które nie niosą miłości, a może wciąż nie śmiem podnieść ręki na „święty autorytet”? Czy jestem wdzięczny, że to ja mam się otworzyć na ten cud?


Modlę się, abym omijał „święte przekazy”, które mnie niszczą. Modlę się, abyś odsłonił mi swoje prawdziwe oblicze, Boże. Modlę się, abyś Ty, Panie, zajmował we mnie miejsce po fałszywych wyobrażeniach Ciebie.


Na dzisiaj: Burzę wszystkie wizerunki Siły Wyższej, która jest okrutna, niedostępna lub obojętna. Napełniam się Bożą miłością, i pomagam cudowi, którego we mnie dokonuje poprzez AE.

20 maja


Nie ma człowieka bliższego ociemniałemu niż ten,

kto sądzi, że wszystko widzi.

(Elias Canetti)



Dzięki AE widzimy coraz więcej, ale - ponieważ jesteśmy ludźmi - nie możemy widzieć wszystkiego. W miarę postępów w rozwoju duchowym i krzepnięciu seksualno-uczuciowej trzeźwości nasze wglądy pogłębiają się, jednak w chwili, gdy nabieramy pewności, że wiemy już wszystko, podajemy rękę iluzji. O, jakże żywotne jest w nas, owo odradzające się ciągle, nieuzasadnione przekonanie o własnej nieomylności! Jakże nieustępliwa jest pewność, że to my właśnie mamy rację! Jakże uparcie odradza się w nas skłonność do radzenia sobie samemu i po swojemu! ... AE uczy nas patrzeć na siebie w pokorze - z odwagą widzenia własnych słabości i wad. Dzięki prowadzonemu na bieżąco obrachunkowi moralnemu i dzięki dzieleniu się na mityngach możemy żyć w rzeczywistości i trzymać się prawd, które sprawdzają się w naszym zdrowieniu. Jednak gdy tylko porzucamy regularną pracę nad sobą, bielmo na naszym oku znów niepostrzeżenie odrasta.


Czy trzymam się prawd, które AE sprawdziło w zdrowieniu, a może mam poczucie, że widzę i wiem wszystko? Czy jestem wdzięczy, że powracające przekonanie o własnej nieomylności zmusza mnie do stałego obrachunku i duchowej dyscypliny?


Modlę się, abym widział moją słabość i złudzenie nieomylności. Modlę się, abym z pokorą usuwał z oka odrastające bielmo. Modlę się, abym abyś Ty był dzisiaj moim przewodnikiem, Panie.


Na dzisiaj: Choć widzę wiele, nie widzę wszystkiego. Trzymam się mądrości AE, które sprawdzają się w zdrowieniu. Dzieląc się sobą, z pokorą usuwam z moich oczu odrastające bielmo.











20 listopada


Wszystko jest możliwe dla tego, kto wierzy.

(Jezus z Nazaretu)




Wiara jest największą z naszych duchowych rezerw. Pracując według sugestii AE, wychodzimy z piekła seksualno-uczuciowych obsesyjnych zachowań - znajdujemy wolność i pokój ducha. W efekcie postawionych Kroków budzimy się duchowo i otrzymujemy moc budzenia innych nadal cierpiących erotomanów. Słuchając naszych świadectw i oni zaczynają widzieć szansę na swoje uzdrowienie. Doznany cud przekonuje nas, że każda przemiana, jest możliwa, a nawet pewna. Skoro udało się nam z erotomanią, uda się z każdym problemem. „Wychodziliśmy sobie” trzeźwość tysiącami drobnych, codziennych kroków i wyborów. Dzięki temu nasza wiara stała się mocna i płonie dziś jasnym światłem. Dzięki niej nie boimy się, że zepchną nas z obranej drogi przeciwności losu lub przebiegłość nałogu. Nie zadrżymy w chwilach srogiej próby. Mając tak sprawdzonego przewodnika - wiarę, co pomaga przetrwać nawet chwile jej utraty - zawsze na nowo odnajdziemy Boga, źródło wszelkiego uzdrowienia i łask.


Czy trafiam z posłaniem do innych erotomanów, a może trwonię osiągnięty cud? Czy jestem wdzięczny, że dzisiaj największą z moich duchowych rezerw jest wiara?


Modlę się, abym drobnymi krokami budował swoją wiarę. Modlę się, aby było dla mnie możliwe wszystko, co mi przeznaczasz w życiu, Boże. Modlę się, abym idąc za Tobą, pewnie Cię znajdował, mój Panie.


Na dzisiaj: Kroczę dziś z najpewniejszą lampą: wiarą. Stosując program i mając Wspólnotę, rozwiążę każdy problem hamujący mój wzrost. Wierzę, że możliwe jest dla mnie wszystko, co mi przeznacza Bóg.


21 maja


Człowiek zwykle uważa granice swojego pola widzenia

za granice rzeczywistości.

(Arthur Schopenhauer)



Życie ludzkie możemy porównywać do makatki. Jej lewa strona - postrzegany przez nas obraz naszych ziemskich losów - jest chaotyczną plątaniną nici, niezrozumiałą, pełną szarpaniny, urwań i gordyjskich węzłów. Tymczasem po drugiej, niewidzialnej stronie powstaje prawdziwy cudownie przemyślany duchowy wzór, jaki tkają niewidzialne palce Siły Wyższej. Ten przeczysty kobierzec pełen jest logiki, piękna i harmonijnych więzi. Dzisiaj, na krosnach mityngów AE, rozpinamy duchową osnowę, a Bóg, który tka nici naszego zdrowienia, pomaga nam przedostać się na właściwą stronę życia i przebywać tam znacznie dłużej, niż sporadyczne przeczucia, że wszystko to, co widzimy, musi mieć jakiś głębszy sens. Wyzwoleni z pęt nałogu, powierzamy swoją wolę i życie tkającym palcom Siły Wyższej - pozwalamy Bogu wplatać się w ten nieodgadniony, cudowny kobierzec trzeźwości. Każdego dnia osadzamy się w jego osnowie, pięknie i logice zdarzeń.


Czy oddaję się tkającym palcom Siły Wyższej, a może, próbując kontroli i wybiegów, nadal szarpię się z chorą plątaniną mojego życia? Czy jestem wdzięczny, że granice mojego widzenia nie są granicami rzeczywistości?


Modlę się, abym nie szarpał się w plątaninie chorych związków, kontaktów i zachowań. Modlę się, aby z nici mojego zdrowienia Twoje palce, Panie, tkały arcydzieło trzeźwości. Modlę się, abym się wplatał w zdarzenia, wybory i więzi po właściwej stronie życia.


Na dzisiaj: Wspólnie napinam w AE duchową osnowę, na której Bóg przędzie kobierzec mojego życia według Jego woli. Wplatając się w zdarzenia po stronie trzeźwości, zaczynam dostrzegać jej cudowny wzór.









21 listopada


Wiara tych, co naprawdę kochają, należy tylko do nich.

(Jalal ud-din Rumi)




Wiara jest największą z naszych rezerw. Jednak aby te rezerwy uruchomić musimy najpierw prawdziwie pokochać - siebie, innych, świat i Boga. Wiara bowiem niemożliwa jest bez miłości. Poddając się sugestiom programu AE, stajemy się zdolni do miłości, która daje - a nie żąda; która proponuje - a nie błaga; która wyraża - a nie manipuluje; która wylewa się na innych - a nie pochłania ich. Wiara zanurzona w takiej miłości nie poddaje się kanonom, lecz sama szuka Boga. Nie kupuje „w ciemno” Jego wizerunków ani gotowych recept, lecz wszystko sprawdza, wypełnia i przetwarza. Jest niepodległa i dlatego uchodzi często za herezję. Pilnujemy dzisiaj, aby nie utracić tej nowej, niepodległej wiary na rzecz lęków przed martwymi autorytetami i kodeksami. Jeśli bowiem chcemy osiągnąć trwałą wolność od nałogów, naszą wiarą (a w efekcie nami) nie mogą rozporządzać żadni ludzie, doktryny ani instytucje. Tylko odpowiedzialnie kochając, możemy wykorzystać największą z naszych rezerw.


Czy prawdziwie kocham - siebie, innych, świat i Boga - a może moja wiara nie należy jeszcze do mnie? Czy jestem wdzięczny, że tylko miłość jest kluczem do mych największych rezerw: do wiary?


Modlę się, abym dzieląc się sobą i wyrażając uczucia, przelewał na innych miłość. Modlę się, abym ja rozporządzał moją wiarą, a Ty - mną, mój Boże. Modlę się, abym zależał tylko od Ciebie, Miły.


Na dzisiaj: Ucząc się kochać prawdziwie, usuwam z mojej wiary wszelki strach i uzależnienie. Czynię ją niepodległą, dysponuję nią i odpowiadam za siebie. Wierząc - proszę Boga, by dysponował mną w całości.

19 lutego


Szukaj we wszystkim tego, co łączy i scala.

Co dzieli - od celu cię tylko oddala.

(Kabir)



Opowieść o erotomanii, jeśli nie jest poparta chęcią zdrowienia, zaraża mnie tą chorobą. Gdy jednak słucham w AE osób, które rzeczywiście chcą trzeźwieć, w każdej wypowiedzi mogę znaleźć cząstkę siebie, gdyż tak samo jak inni chcę się wyzwolić z nałogu. Nie przeszkadza mi, że ktoś ma inne wzorce, płeć, czy orientację seksualną - czuł się przecież podobnie. Dzięki jego słowom mogę zobaczyć moją bezsilność, brak kontroli, daremne postanowienia, wstyd, poczucie winy, zakłamanie, egoizm, manipulacje, pychę, przewrotność, rozpacz i strach. Widzę wtedy, jak wielkim dobrem jest dla mnie AE. Kiedy chcę zdrowieć i mam determinację, nie przeszkadza mi, że ktoś miał wpadkę. W jakimś sensie miał ją za mnie, bo dzięki jego doświadczeniu wcześniej mogę wyciągnąć wnioski. Dzięki temu czuję jedność ze wszystkimi AE i wspólnie trzymam kurs na trzeźwość. Praca nad Krokami i Tradycjami AE to dla mnie wiosłowanie razem do celu. Z radością łapię rytm i ciągnę wiosłem we właściwą stronę.


Czy wspólnie z innymi AE dążę do celu, a może szukam różnic i powoli odpadam od kursu? Czy jestem wdzięczny wszystkim, z którymi mogę zmierzać razem i czuć się jednością?


Modlę się, abym czuł jedność z innymi AE bez względu na ich płeć, wzorce czy orientację seksualną. Modlę się, aby gotowość zupełnej przemiany prowadziła mnie do Ciebie, Boże. Modlę się, abyś łączył mnie w jedno i scalał, o Panie.


Na dzisiaj: Wspólne dobro stawiam w AE na pierwszym planie - moje życie zależy bowiem od jedności wszystkich anonimowych erotomanów. Łączę się z nimi w abstynencji i razem zmierzam do celu, by razem się ocalić.









21 sierpnia


Zdrowiejąc dla siebie, zdrowieję dla chwały Boga;

zadośćuczyniając innym, zadośćuczyniam i sobie, i Jemu.

(anonim)



Jeśli zdrowieję ze strachu przed konsekwencjami - nie zajdę daleko: sparaliżuje mnie strach. Jeśli zdrowieję w nadziei stania się lepszym niż inni - nie osiągnę wiele: spali mnie wstyd. Lecz jeśli zdrowieję dla siebie, by oddać tym chwałę Bogu - by samym sobą dać świadectwo Jego leczącej miłości i nieść ją innym - droga moja, która w szczęściu się wznosi, nie będzie miała końca i dostąpię wolności. ... Jeśli zadośćuczyniam ze strachu przed rozliczeniem przez los, nie osiągnę celu: los mnie rozliczy. Jeśli zadośćuczyniam z chęci poprawy mojego wizerunku i opinii, nie osiągnę celu: stracę cały szacunek. Lecz jeśli zadośćuczyniam, by przywrócić innym szansę stanięcia na nogi, wraca do mnie poczucie godności i mogę z pokorą stanąć przed Bogiem. Wtedy nie będzie On chował przede mną swojego oblicza: ujrzę Je i opromieni mnie Jego blask. Bądź błogosławiony, o Jedyny, który jesteś godzien i który godność przywracasz.


Czy zdrowieję dla siebie i zadośćuczyniam innym, bądź rządzi mną jeszcze lęk przed rozliczeniem lub chęć stanięcia wyżej, błyszczenia? Czy jestem wdzięczny za odzyskaną godność: córkę zadośćuczynienia i pokory?


Modlę się, abym zadośćuczyniał bez samoponiżania i wpadania w pychę. Modlę się, abym zdrowiał ze względu na siebie, a nie na mój wizerunek. Modlę się, abym - zdrowiejąc i zadośćuczyniając - z pokorą oddawał Ci chwałę, Panie.


Na dzisiaj: Jeśli kocham Cię z lęku przed piekłem, spal mnie w piekle, Panie. Jeśli kocham Cię, bo przyrzekłeś mi raj, wyklucz mnie z raju. Lecz jeśli Cię kocham dla mnie i Ciebie samego, nie chowaj przede mną oblicza, mój Miły.


20 lutego


Las jest jeden, choć składa się z wielu drzew.

(anonim)




Jedność - „najzdrowsza” z liczb. Cała. Dalsze liczby, ponieważ rosną, myślą, że zbliżają się do nieskończoności. Tymczasem są coraz dalej. ... Nasz indywidualny postęp w AE to przywracanie sobie jedności poprzez uwalnianie tajemnic i duchową przemianę. To scalanie wewnętrznego i zewnętrznego życia, które erotomania podzieliła na kawałki. To działanie odejmowania - pozbywanie się kompulsywnych zachowań, przewrotnych motywów, wad, kontroli, przesądów, „mądrych” teorii i kombinowania na własną rękę. ... Erotomania jest jedna, chociaż - jak ośmiornica - ma wiele odnóg. Podobnie zdrowienie: jest jak jedna góra, na którą każdy znajduje własną drogę. W jedności rośnie także Wspólnota AE; jest jak las, co składa się z wielu różnych drzew. Również nasz cel jest jeden: zdążanie do seksualno-uczuciowej trzeźwości drogą przebudzenia duchowego. Osiągamy je, utożsamiając się ze sobą bez względu na płeć, seksualną orientację i wzorce choroby.


Czy utożsamiam się z innymi AE, a może uważam, że jestem „nietypowym” erotomanem? Czy jestem wdzięczny, że droga AE polega na odejmowaniu - na usuwaniu wszystkiego, co oddziela mnie od trzeźwości i Boga?


Modlę się, abym nie utracił poczucia więzi ze Wspólnotą. Modlę się, abym wzrastał duchowo w AE jak jedno drzew w jednym lesie. Modlę się, abym odbudował w sobie tę jedność, jaką Ty tworzysz ze mną, Boże.


Na dzisiaj: Tylko jedność jest doskonała - zawiera wszystko i niczego jej nie brak. Scalam się poprzez odejmowanie - usuwając wszystko, co mnie oddziela od trzeźwości i Boga.










22 sierpnia


Być skrzypcami Boga to zupełnie co innego,

niż grać na skrzypcach dla Niego.

(Wilfried Stinissen)



Zdrowiejąc staramy się dać Bogu nie tyle laurkę od siebie, ile pełne przyzwolenie. Tu już nie chodzi o tylko to, by On decydował, co będzie grane w naszym życiu; chodzi o to, kto będzie grał. Krok Trzeci sprawia, że stajemy się instrumentami w ręku Siły Wyższej, a nie odwrotnie. Zazwyczaj nie osiągamy tak pełnego zawierzenia od razu. Z początku, jeśli już oddawaliśmy się Bogu w opiekę, to chcieliśmy też przerzucić na Niego odpowiedzialność i ryzyko decydowania o sobie. Kiedy jednak realizuję program, Bóg sam pieści struny mojej duszy i sprawia, że rozbrzmiewam jak dobrze nastrojony, jeden z instrumentów w orkiestrze AE. Gdy razem z innymi wykonuję repertuar Boga, przyzwalam, by On wydobywał ze mnie to, co Sam chce. Jednak dobra orkiestra stwarza też miejsce na improwizację, a dobry Dyrygent cieszy się z inwencji swoich muzyków. Dziś daję Bogu pełne przyzwolenie, by mnie inspirował do działania i wydobywał ze mnie to, co chce.


Czy, grając w „orkiestrze” AE, pozwalam Bogu wydobywać ze mnie to, co On chce, a może wolę grać Mu utwory własne? Czy jestem wdzięczny, że w zdrowieniu nie udaje się przerzucić na Siłę Wyższą ryzyka wyborów?


Modlę się, abym nie unikał ryzyka wyborów. Modlę się, abym oddawał się Tobie, Boże, jak czuły instrument, i abyś Ty pieścił struny mej duszy. Modlę się, abyś Ty, Panie był Kompozytorem, a ja wykonawcą życia, jakie we mnie budzisz.


Na dzisiaj: W orkiestrze Wspólnoty gram symfonię życia, jakie budzi we mnie Bóg i pozwalam, by pieścił struny mej duszy. Chcę być raczej instrumentem w Jego rękach, niż grać Mu własne utwory.

22 maja


Unikam pomyłek wtedy,

gdy w każdej chwili pamiętam o mojej omylności.

(anonim)



Jeśli nie mylę się co do siebie, nie będę też miał złudzeń co do innych i świata. Jeśli stać mnie na prawdę o sobie, przemówi do mnie i trafi prawda innych osób. Jeśli z pokorą znoszę własną niedoskonałość, jestem na drodze doskonalenia się. Moją ludzką naturą jest bowiem błądzenie i omylność. Odruchowo zasłaniam ją tym, co najbardziej typowe dla uzależnienia: odradzającym się ciągle i bezpodstawnym przekonaniem o mojej sile i racji. Gdy stać mnie w każdej chwili na prawdę o mnie i mojej erotomanii; gdy już z pogodą ducha przyjmuję życie w pojedynkę bądź w separacji; gdy pamiętam, że program AE jest do końca życia, a Bóg jest moim przewodnikiem na tej drodze - mogę uniknąć pomyłek i sprinterskich wyścigów dokoła świata. Mogę uniknąć rozczarowań w poszukiwaniach stałego partnera do związku. Mogę trzeźwo ocenić, czy powrót do rodziny lub dawnej pracy nie stanie się powrotem mojej choroby.


Czy w każdej chwili pamiętam, jak łatwo mogę ulec złudzeniom, a może wrastam w przekonanie, że już nie popełnię błędu? Czy jestem wdzięczny, że w miejsce mojej „nieomylności” AE daje mi pokorę?


Modlę się, abym nie mylił się co do siebie i moich motywów. Modlę się, aby trafiała do mnie mądrość trzeźwych AE. Modlę się, abym, ich słuchając, słuchał Ciebie, Panie.


Na dzisiaj: Staram się mieć na oku moje powracające poczucie nieomylności. Pamiętam, że ludzką naturą jest błądzenie. Gdy nie zakładam z góry swojej racji, słyszę, co mówią w AE i unikam tragicznych pomyłek.










22 listopada


Wierzący, który się nie otwiera, jest jak dom bez wejścia.

(Ali Ahmad Sa’id)




W AE mogliśmy odkryć, dlaczego zamykaliśmy się na łaski, które chciały nas spotkać. Blokowało nas wpojone w dzieciństwie, rozbudowane z wiekiem i utrwalone w nałogu, poczucie wstydu, winy, niegodności i niezasługiwania. Była też niewiara, że Bóg naprawdę chce nas obsypać dobrami; baliśmy się z Jego strony podstępu, gromów, odrzucenia lub wykorzystania - gdyż to nas najczęściej spotykało ze strony dawnych opiekunów. Był też lęk przed uwiązaniem, że gdy przyjmiemy coś dobrego, zniszczą nas lichwiarskie odsetki. Była i pycha, że nic nam od nikogo nie trzeba i sami sobie damy radę. Było przekonanie, że ponieważ jesteśmy seksualni - a więc „brudni” - nie możemy się zbliżać do Stwórcy. Ta dawna postawa sprawiała, że zatrzasnęliśmy się w sobie, że byliśmy jak dom bez okien i drzwi. Dopiero gdy otworzyliśmy się na miłość, jaka nas otaczała w AE, nasz dom otrzymywał - w miejsce bocznych drzwi dla choroby - frontowe wejście dla Bożych łask. A przynosili je nam inni ludzie.


Czy usuwam barykady, jakie odcinają mnie od Bożych łask, a może nadal przypominam dom bez okien i drzwi? Czy jestem wdzięczny za program, który otwiera we mnie frontowe wejście dla Bożej miłości, a zamyka boczne drzwi za erotomanią?


Modlę się, abym był stale w domu i nie wpuszczał choroby. Modlę się, abym otwierał dziś drzwi Twojej miłości, Boże. Modlę się, abym pamiętał, że łaskę tę dostaję poprzez ludzi, których mi przysyłasz, Panie.


Na dzisiaj: Wierzyć, to nie deklarować wyznanie, a otwierać się na miłość Boga. Proszę Go dzisiaj: „Dopomóż mi, Panie, chcieć z góry łask, jakie mi zsyłasz, abym nie musiał ich najpierw utracić”.


23 maja


Łatwiej jest rozbić atom, niż rozmaite ludzkie zaprzeczenia

(Albert Einstein)




Zaprzeczanie wprowadza w nasze serca ciemność, w której zaraz na nowo lęgnie się choroba. Ilekroć mówimy sobie: "to lub tamto (ten lub tamta) nie budzi już moich pożądań" albo: "nie chodzi mi o seks czy miłosną intrygę", sami łapiemy się w sieć racjonalizacji i fantazji, a w końcu nawrotu. Ilekroć zaczynamy wierzyć: "mam już to za sobą" albo: "jestem już odporny na takie drobne pokusy", nasza choroba szybko sprowadza nas na ziemię. I jeśli nie kapitulujemy od razu, szukając ratunku we Wspólnocie, Bogu i programie AE, szykują się nam poważne kłopoty. Erotomania bowiem uparcie stara się nas przekonać, że została już za nami, i pozornie „odpuszcza.” Kiedy jednak zaczynamy znów oglądać się na boki, wpadamy na nią jak na słup, który nagle wyrósł na naszej drodze. Nawet jeśli w pierwszym odruchu chcemy temu zaprzeczyć, bo przecież „słup” został za nami, nasze zaprzeczanie rozbija się w końcu o naszą chorobę...


Czy pamiętam, że co dzień chodzę wśród pułapek erotomanii, a może złudzę się, że mam je już za sobą? Czy jestem wdzięczny, że w AE moje zaprzeczanie rozbija się w końcu o moją chorobę?


Modlę się, abym rozbijał moje zaprzeczanie zanim ono rozbije mnie o erotomanię. Modlę się, abym nie uśpił mojej czujności lecz trwał w prawdzie. Modlę się, aby chroniła mnie dzisiaj Twoja tarcza, Boże.


Na dzisiaj: Omijam pułapki, jakie erotomania stawia mi na drodze. Z humorem podchodzę do moich nawrotów zaprzeczania i rozbijam je zanim ono rozbije mnie o moją chorobę.











23 listopada


Nigdy nie zakreślaj granic miłosierdziu Boga.

Proś Go zawsze o największą łaskę.

(ojciec Pio)



Największą łaskę zwykle najtrudniej jest przyjąć, gdyż im głębsza przemiana, tym bardziej nas boli. Zdrowienie żąda samozaparcia, nie dając nam ani chwili wytchnienia - także od radości. Dużo chętniej niż o przemianę zabiegamy o chwilę ulgi i na uldze skupiamy nasze zabiegi. Chcemy zmiany opatrunku, a nie przecięcia i oczyszczenia rany. Chcemy środków przeciwbólowych, a nie leczącej, głębokiej operacji. Program AE sugeruje nam, abyśmy prosili Siłę Wyższą o największą łaskę - o cud całkowitej wewnętrznej przemiany - nie zaś o wygodne, bezproblemowe życie. Taka prośba wymaga od nas dużej odwagi. Dlatego dodatkowo prosimy Boga o gotowość przyjęcia tego cudu. Mimo wewnętrznego oporu staramy zmienić się w pełni, zamiast szukać sposobu, jak na chwilę poczuć się lepiej z chorobą. Dzieląc się naszymi zmaganiami, pomnażamy naszą siłę i odwagę. Gromadzimy ją jak rozbitkowie na morzu słodką wodę deszczową. Ta najwyższa łaska - łaska przyjmowania pełni - decyduje dziś o naszym ocaleniu.


Czy proszę o łaskę pełnej przemiany i odważam się ją przyjmować, a może chcę tylko doraźnej ulgi, by poczuć się lepiej z chorobą? Czy jestem wdzięczny, że Boże miłosierdzie stawia najwyższe wymagania i pomaga mi im sprostać?


Modlę się, abym chciał zmiany siebie, a nie opatrunku. Modlę się, abym umiał przyjąć największy cud. Modlę się, abym - jak rozbitek wodę deszczową - gromadził siłę i odwagę, którą mi zsyłasz, Boże.


Na dzisiaj: Szaleństwem jest stawiać granice miłosierdziu Boga. Nie proszę Go już o nic innego poza Nim samym. Pracując nad sobą w AE, zdobywam siłę i odwagę, by ten cud przyjąć.

21 lutego


Obmówca, chodząc, wyjawia tajemnice,

duch wierny zamilczy o sprawie.

(Księga Przysłów 11,13)



Fundamentalną zasadą w AE jest anonimowość. Pilnujemy jej szczególnie, gdyż nasz problem obłożony jest szczególnie silnym piętnem. Zachowujemy anonimowość nie tylko na zewnątrz, ale też wewnątrz Wspólnoty. Nie chodzi o to, byśmy nie ujawniali przed sobą swych danych gdy poznajemy się bliżej, ale byśmy nie rozgłaszali po imieniu, co ktoś z nas i dla kogoś zrobił, ani od kogo otrzymał pomoc. Gdy wywołujemy na mityngu kogoś po imieniu sugerując, że bardzo nam pomógł, budujemy tej osobie „pomnik” nie pytając, czy tego chce. Stawiamy ją na świeczniku i namaszczamy autorytetem, choć sami przecież nie chcemy, by ktoś rozgłaszał nasze „zasługi.” Podobnie powinniśmy unikać na mityngach szermowania imionami Boga. Pozwólmy Mu w AE także pozostać anonimowym. Boże dzieło - uzdrowienie każdego z nas - najlepiej widać, gdy nie chowamy się za imionami - ani naszymi, ani Autora. Słowami: „przyjaciel z AE”, sponsor i „Siła Wyższa” lub „Bóg” najlepiej służymy budowie pokory.


Czy trzymam się zasad anonimowości, a może rządzi mną jeszcze pokusa promowania cudzych lub własnych dokonań? Czy jestem wdzięczny za wymóg dyskrecji, który redukuje moje ego?


Modlę się, abym nie zabierał innym nagrody „nagradzając” ich rozgłosem. Modlę się, abym nie zasłaniał się imionami Boga, lecz dyskretnie ukazywał moją duchową przemianę. Modlę się, abym uczył się cichości i skromności od Ciebie, mój Panie.


Na dzisiaj: Pozwalam anonimowo przemawiać mojej trzeźwości zamiast promować moich dobrodziejów lub Boga. Pielęgnuję ducha dyskrecji, który gdy trzeba zawsze zamilczy o sprawie.










23 sierpnia


Wszyscy jesteśmy ołówkami w ręku Boga.

(Matka Teresa z Kalkuty)




Nasze przyjście do AE i zdrowienie ma dużo głębszy wymiar niż sama abstynencja od nałogowych seksualno-miłosnych zachowań. Głębszy też, niż prostowanie naszego pokrzywionego i splątanego życia, a nawet niż sama wewnętrzna przemiana i odrodzenie, choć ów wymiar na tym się właśnie opiera. Z chwilą, kiedy kapitulujemy i powierzamy swoje życie i wolę opiece Siły Wyższej; kiedy szukamy, modląc się i medytując, Jej woli wobec nas; kiedy współpracujemy z Nią w uzdrawianiu naszych wad i trwamy w prawdzie o sobie; kiedy naprawiamy wyrządzone zło, obserwując swoje myśli, motywy, uczucia i uczynki; oraz kiedy niesiemy dalej to posłanie - z chwilą gdy cali żyjemy i oddychamy programem AE - stajemy się ołówkami, którymi ręka Boża zapisuje w kronice świata najwspanialsze karty: świadectwo Jego i naszej wzajemnej miłości. Pracując dla dobra AE, zszywamy zapisane naszym życiem i doświadczeniami karty w jedną, anonimową księgę Wspólnoty.


Czy, stosując program AE, zapisuję moim życiem kartę miłości w kronice świata, a może mój ołówek wciąż łamie się pod naciskiem samowoli? Czy jestem wdzięczny ręce Siły Wyższej, która przypisuje mojemu życiu znaczenie i treść?


Modlę się, abym służył - sobie i innym - jak pióro, którym piszesz, Boże. Modlę się, abym nie łamał się wskutek samowoli i nie stawiał kleksów. Modlę się, abym - pracując anonimowo dla dobra Wspólnoty - wszywał moją kartę w anonimową księgę zdrowienia z erotomanii.


Na dzisiaj: Moim życiem zapisuję kartę Bożej miłości w kronice świata. Pozwalam, by moje „zdania” łączyły się sensem z innymi AE. Chcę być ołówkiem w ręku Boga dopóki starczy mi grafitu życia.


22 lutego


Biedny daje bogatemu więcej, niż bogaty biednemu;

bogaty bardziej potrzebuje biednego, niż odwrotnie.

(Opowieści chasydów)



Dwunasty Krok to zawsze wzajemna wymiana. Choć z pozoru daje tylko osoba niosąca posłanie, to nowicjusze ze swoim świeżym cierpieniem wnoszą do AE najwięcej ubogacającego ducha. Dzięki nim zyskujemy coś najbardziej cennego: siłę do dalszego wzrostu. Bez nich nie możemy zachować naszej trzeźwości i wewnętrznej przemiany. Bez nich zmarniałaby nasza Wspólnota, a im więcej dostajemy przez nią darów, tym lepiej widzimy, co by dla nas oznaczał upadek AE. Niektórzy mówią, że Dwunasty Krok to płuca programu. Kiedy staramy się ocalić kogoś reanimując go i stosując sztuczne oddychanie, nie mamy gwarancji, że ratowany przeżyje. Jednak zabieg ten zawsze gwarantuje dotlenienie naszego własnego organizmu. Nic w AE nie zapewnia bogatszej dawki „tlenu” niż owo niesienie posłania. Od tego zależy nasze przeżycie i dalszy duchowy wzrost. Potrzebujemy „chętnych” do AE nie mniej, niż oni nas.


Czy niosę posłanie zawsze, gdy widzę osobę cierpiącą i gotową słuchać, a może boję się odsłonić lub uważam, że nic od niej nie potrzebuję? Czy jestem wdzięczny, że tylko dzieląc się sobą mogę „dotleniać” własny ogranizm?


Modlę się, abym, niosąc posłanie AE, słyszał słowa, jakie mi podsuwasz, Panie. Modlę się abyś Ty, Boże, otwierał mnie i innych na rzeczywistość. Modlę się, abyś zawsze, gdy stawiasz mnie komuś na drodze, Ty był między nami, mój Miły.


Na dzisiaj: Kiedy odsłaniam moje dawne, upadłe życie przed kimś cierpiącym w erotomanii i dzielę się moim obecnym przebudzeniem, czynię w sobie przestrzeń na bogactwa, które daje mi ów człowiek.









24 sierpnia


Medytacja jest mową Boga.

(Sri Chinmoy)




Jeśli chcemy poznać wolę Boga w naszym życiu, jeśli chcemy aby On nas prowadził i kształtował, to medytacja jest mową, której musimy się nauczyć. Trwając przed Bogiem w ciszy i w głębi serca, pozwalamy Mu z jednej strony „spełniać Siebie w nas i nas w Sobie”, a z drugiej „spełniać Siebie przez nas, a nas przez Siebie”. Medytacja jest jak zanurzenie w morzu, gdzie wszystko tonie w ciszy i spokoju: na powierzchni mogą szaleć sztormy i fale, lecz nasz głębia trwa niewzburzona. Tam, jak przepływające ryby, które nie zostawiają w wodzie śladu, odnajdujemy myśli, intuicje i impulsy do działań zgodnych z wolą Najwyższego. Kiedy zatapiamy się w medytacji, czujemy, że jesteśmy głębią oceanu i żadne stworzenie nie może zmącić naszego spokoju. Wtedy czujemy, że jesteśmy niebem i żadne chmury nie mogą go nam zasłonić. Wtedy słyszymy słowo, które wypowiada w nas Bóg. Wtedy stajemy się głoskami Jego mowy, która rozchodzi się w przestrzeni świata.


Czy co dzień przeznaczam czas na kontakt z Bogiem, a może myślę, że poznam Jego mowę bez regularnego wysiłku z mojej strony? Czy jestem wdzięczny za modlitwę i medytację - tę duchową oprawę dnia, która jak mocna okładka spina jego luźne kartki?


Modlę się, abym zanurzał się w oceanie milczenia i trwał w nim niezmącony. Modlę się, abym impulsy do działań znajdował w mojej, oczyszczanej głębi serca. Modlę się, abyś Ty w niej mówił do mnie, Boże.


Na dzisiaj: Zapraszam Boga, mego Przyjaciela - mego jedynego i prawdziwego Nauczyciela - by przemawiał do mnie w ciszy serca. Zapraszam siebie, bym szedł za Jego głosem przez kolejny dzień.

24 maja


Kłamiąc, duch ludzki zdradza samego siebie.

(Martin Buber)




Kłamstwa, przemilczenia, dwuznaczności i skryte, podwójne życie; pozory, wykorzystywanie, manipulacje i fantazje - jak dobrze, że dziś pamiętamy ten dawny stan. Prawda o sobie, jaką odkrywamy w AE, zwraca nam zdrowe zmysły, leczy obsesję i prześwietla mrok duszy. Widzimy wtedy, że niewierność partnerowi to tylko przedłużenie niewierności sobie, bo nasze zdrady płynęły z kłamstwa, egoizmu i chwiejności. Chwialiśmy się na falach pożądań, lęków i bezwstydu. Wstydziliśmy się, nie wierząc, że możemy być zaakceptowani i kochani. Nie czując się godni dobrego życia, sabotowaliśmy dobro, które chciało nas spotkać. AE uczy nas zaczynać każdy Krok od siebie i stosować do siebie. Usuwa wstyd, chwiejność i złe żądze. W duchowy sposób przywraca nam prawość i dziewictwo. Uczy stać po swojej stronie i być wiernym sobie. Praktykując program - żyjąc prawdą, w prawdzie i dla prawdy - oddalamy kłamstwo. Oddalamy ponowną zdradę samego siebie i dawne drogi życia.


Czy - żyjąc prawdą, w prawdzie i dla prawdy - jestem wierny sobie i zdrowieniu, a może próbuję jeszcze flirtów z erotomanią? Czy czuję się wdzięczny, że AE zabiera mi komfort życia w kłamstwie?


Modlę się, abym prawdą oczyszczał się z zakłamania. Modlę się, abym - wierny AE - nie zdradzał siebie więcej. Modlę się, abyś Ty, Boże, pomagał mi usuwać wstyd, chwiejność i złe żądze.


Na dzisiaj: Żyję w sposób prawy i nie zdradzam się z erotomanią. Oddalam kłamstwo, wstyd, chwiejność i złe żądze. Zarażam - siebie i innych - nadzieją i zdrowieniem, a nie, jak dawniej, chorobą.









24 listopada


Niebo uzbraja w miłość wszystkich, których chciałoby ocalić.

(Lao Tsy)




Miłość mocniejsza jest od śmierci; bywa jednak, że marny nałóg staje się mocniejszy od miłości. Rozwija się on na jej braku i dalej już jej nie dopuszcza. ... Dziś jednak mamy oręż, który kruszy mury uzależnień, wprowadzając prawdziwą miłość w czarne lochy duszy, jakie stworzył w nas jej brak. Uzbrojeni przez niebo w tę broń, trudem, prawdą i ofiarami torujemy sobie drogę ratunku. Nasze ofiary to - prócz ofiar w ludziach, którym się to nie udało - bóle oddawania seksualno-uczuciowego haju, bóle zmieniania siebie i uwalniania zranień dzieciństwa, bóle odkłamywania się, nabywania pokory i uczciwego obserwowania siebie. Są one pieczęcią roztoczonej nad nami Bożej opieki. Seks, zauroczenia i fantazje udawały miłość i, jako jej obsesyjny ersatz, niszczyły nas duchowo, emocjonalnie i fizycznie. Miłość w jaką niebo wyposaża nas dzisiaj, nie ma nic wspólnego z upojeniem. Albo jest trzeźwa, albo nie może zaistnieć.


Czy w lochy mojej duszy wpuszczam miłość, w jaką uzbraja mnie AE, a może, aby ich w sobie nie czuć, nadal upajam się ersatzem? Czy jestem wdzięczny za duchowy oręż, który kosztuje mnie tyle wyrzeczeń i tak cudownie ocala?


Modlę się, abym zdobywał oręż miłości, która mnie ocala. Modlę się, abym się godził się na ofiary i trudy zmieniania siebie. Modlę się, abym poprzez program AE znajdował drogę do Ciebie, mój Panie.


Na dzisiaj: Godząc się na każde wyrzeczenie i trud, zdobywam duchowy oręż miłości, aby nie zdobył mnie znowu jej obsesyjny ersatz. Dzieląc się tą miłością w AE, doskonalę ją w sobie i mnożę.


25 maja


W czym dusza ludzka jest niepodobna do Boga,

w tym również jest niepodobna do siebie.

(św. Bernard)



Kłamiąc, przestajemy być podobni do siebie. Unosząc się pychą tracimy podobieństwo do siebie. Pławiąc się w żądzach i obsesji, tracimy podobieństwo do siebie. Albowiem jesteśmy ukrytymi w sobie świętymi iskrami Boga, które upodobniają nas do Niego. ... Wskutek erotomanii topniała nasza godność i człowieczeństwo. Traciliśmy nawet resztki przeczuć, czym ono może być. Podwójne życie, pycha, lubieżność, manipulacje, egoizm, wczepianie się w innych i wysysanie ich - wszystko to degradowało nas. Pogoń za kimś stawała się ucieczką od siebie, a ucieczka od siebie pogonią za kimś nowym. Masturbacja była pigułką, która już nie koiła. Przerwy oznaczały anoreksję, czasem bardzo głęboką. Dzisiaj AE pomaga nam rozpoznać naszą chorobę i porzucić ją w całości - pomaga nam wydobyć spod niej naszą godność i zagubione człowieczeństwo. Zachowując abstynencję i przerabiając program, upodobniamy się do naszego prawdziwego pierwowzoru: Boga.


Czy wydobywam moje człowieczeństwo spod gruzów choroby, a może wciąga mnie jeszcze moja dawna, uzależniona postać? Czy jestem wdzięczny, że dzisiaj moje podobieństwo do siebie to moje podobieństwo do Boga?


Modlę się, abym oczyszczał się ze wszystkiego, czym byłem w erotomanii. Modlę się, abym wydobywał spod niej moją godność człowieczeństwo. Modlę się, abym stawał się podobny do mojego duchowego pierwowzoru: do Ciebie, Boże.


Na dzisiaj: Moje zdrowienie i odzyskana nowa postać, to moje podobieństwo do Boga. Znajdując siebie prawdziwego, chronię i niosę tę świętą iskrę, którą On we mnie rozpala.










25 listopada


Cała nasza dobroć jest pożyczką, a wierzycielem jest Bóg.

(św. Jan od Krzyża)




Wszystko, co osiągnęliśmy w zdrowieniu, dostajemy na kredyt. Po doprowadzeniu się do bankructwa nasze dzisiejsze życie powinniśmy traktować jako nieoczekiwany podarunek - jako cud, którego wcześniej nawet nie umieliśmy chcieć. Zapuszczając pług programu w nasze przeżarte erotomanią dusze, osiągamy stopniową przemianę charakteru. Stajemy się ludźmi dobrymi nie w porywach intencji bez pokrycia, które otwierały bramę chorobie, lecz w wytrwałych uczynkach prawdy i miłości, które pełnimy nie sami, ale pełni je - w nas i przez nas - Bóg. Stając się szafarzami Jego dobroci, traktujemy nasze zalety jako zaległy dług, który z procentem spłacamy dziś działaniem w życiu: naszą seksualną i uczuciową trzeźwością, pracą nad zmienianiem siebie, modlitwą, niesieniem posłania, budowaniem więzi i służeniem innym AE. W rozorane w nas pługiem Kroków i Tradycji bruzdy Bóg sieje nasiona dobra, które kiełkują uczynkami bezinteresowności.


Czy zapuszczam w siebie pług programu, aby Bóg siał we mnie nasiona duchowego wzrostu, a może wciąż jestem nieurodzajną glebą? Czy jestem wdzięczny, że ode mnie zależy podjęcie w Bożym banku nieograniczonego kredytu oraz moja wypłacalność?


Modlę się, abym trzeźwym życiem spłacał zaciągniętą u Ciebie, Panie pożyczkę dobroci. Modlę się, abym - zapuszczając w siebie pług AE - był rolą, w którą Ty siejesz ziarna wzrostu, Boże. Modlę się, bo cóż bym uczynił bez Ciebie, mój Miły?


Na dzisiaj: Im bardziej spłacam zaciągniętą pożyczkę dobroci, tym staję się lepszy. Chcę dziś przynosić - sobie, innym i Bogu - zysk bezinteresowności i nie uważać tych zasług za własne.

23 lutego


Człowiek poszukuje siebie przez innych ludzi.

Tylko pukając do cudzych drzwi,

możesz znaleźć swój własny dom.

(Osho)


Niesienie posłania tym, którzy wciąż cierpią wskutek seksualnej i miłosnej obsesji, to dla nas pragnienie serca. Płynie z potrzeby szukania osób dotkniętych tym samym nieszczęściem. Przez nie odnajdujemy siebie i zachowujemy trzeźwość. Niesienie posłania przypomina pukanie do cudzych drzwi. Dobrze jest, gdy idea otworzenia komuś oczu nie oślepia nas i zachowujemy takt. Nie wyważamy zamków, jeśli nam nie otworzono; nikt nie musi nam otworzyć. To cudza posiadłość i nie możemy się w niej panoszyć. Opowiadamy swoją historię, nie starając się innym niczego nią udowodnić w ich życiu. Wnioski to ich zadanie. Wiemy, że nieraz jeszcze będziemy otwierać się przed uzależnionymi osobami bez widocznego rezultatu. Bywa, że nasza prawda rozbija się jak groch o ścianę, albo ich zapał wznieca się szybko i zaraz gaśnie. Staramy się jednak, by rozczarowania nie przesłaniały nam faktu, że szukając drogi do umysłu i serca innego erotomana za każdym razem odnajdujemy własny dom - umacniamy własną trzeźwość.


Czy szukam osób cierpiących wskutek erotomanii i otwieram się przed nimi, a może usiłuję otwierać je? Czy jestem wdzięczny, że tylko dzięki bezinteresownej pracy z innymi znajduję mój dom: własną trzeźwość?


Modlę się, abym niestrudzenie szukał innych cierpiących osób i otwierał się przed innymi. Modlę się, aby i nie gasł mój zapał i abym umiał znosić rozczarowania. Modlę się, abym siejąc ziarna prawdy o erotomanii, cud pozostawiał Tobie, Boże.


Na dzisiaj: Otwieranie się - opowiadanie mojej historii osobistej - to pukanie do cudzych drzwi. Otwieranie kogoś - to wyważanie ich siłą. Tylko delikatnie pukając do innych, znajduję własny dom.









25 sierpnia


Na pokrzywionych liniach życia Bóg pisze prostymi literami.

(powiedzenie ludowe)




Dzięki kapitulacji, abstynencji i zdrowieniu, które pielęgnujemy w sobie stosując program AE, nasze życie staje się prostolinijne. Nasze lubieżne zachowania i uczuciowe obsesje ustają. Nasze nieprawe intencje, manipulacje i złudzenia rozwiewają się. Znikają kłamstwa i podwójne życie. Dawne, splątane i duszące związki albo zaczynają zdrowieć w rękach Siły Wyższej, albo przecinamy je ostatecznie. Równolegle zaczynamy tworzyć nowe relacje, które służą wzajemnemu wspieraniu się i duchowemu rozwojowi - relacje, w których jesteśmy z innymi na równi. Linie naszych więzi robią się przejrzyste, konsekwentne, celowe i trwałe. Na nich Bóg opiera dziś nasze życie - litery w Jego „księdze wieczystej”. Pozwalając Mu wpisać w nasze życie nie wszystko, co nam w swojej miłości przeznacza, zaznajemy pokoju ducha i mnóstwa cudownych niespodzianek. To, jak wiele w naszych związkach jest prostych „liter”, mówi nam, jak dalece powierzyliśmy siebie Bogu, jakkolwiek Go pojmujemy.


Czy pozwalam Sile Wyższej wpisywać w moje życie świadectwo uzdrowienia, jakiego dokonuje, a może nadal sam wypisuję sobie recepty na zdrowienie? Czy jestem wdzięczny, że w mojej księdze życia stoją dzisiaj proste, czytelne i prawe litery?


Modlę się, abyś na nowej linii mojego życia zjawiały się proste, czytelne i prawe litery. Modlę się, abym Tobie, Boże, oddawał mój seks, obsesje i chore związki. Modlę się, abym mógł stać się literą w Twojej ”księdze wieczystej,” o Panie.


Na dzisiaj: Robię wszystko, by stać się jedną z liter w niepojętym alfabecie miłości Bożej. Wspólnie innymi AE chcę tworzyć „zapis” cudu, jaki Siła Wyższa dokonuje w moim życiu.


24 lutego


Dość się serce weseli, gdy daje i sobą się dzieli.

(Leopold Staff)




Gdy czujemy się opuszczeni i bezużyteczni - gdy napad depresji kradnie nam resztki energii i mówi, że dobry Bóg całkiem gdzieś przepadł - nie możemy się załamać. Martwić się, to stawać się martwym za życia. Musimy wtedy oderwać się jakoś od własnego nastroju. W tak opłakanym stanie, koncentrując się dalej na sobie, ugrzęźlibyśmy w apatii i użalaniu się nad sobą. Najlepiej działa, gdy odnajdujemy tych, którzy też są w duchowej potrzebie, by dać im coś, co mamy najcenniejszego. Nie chodzi nam o zrobienie zwykłej przyjemności - zwłaszcza na siłę - ani o stanie się filantropem. Nie chcemy ani upajać się własną „dobrocią,” ani też zmienić się w „kosz na śmiecie”, do którego inni wrzucą swoje frustracje. Chodzi nam o podzielenie się prawdziwym sobą z drugim człowiekiem. Niesienie posłania AE - mówienie prawdy o swojej chorobie i zdrowieniu - choć bolesne i trudne, usuwa użalanie się, samotność i poczucie bezużyteczności. Serce, które daje siebie innym, zaraz się rozwesela.


Czy dzielę się prawdą o sobie z tymi, którzy tak samo cierpią, a może tonę w apatii i żalu nad sobą? Czy jestem wdzięczny, że aby dostać jakieś duchowe dobro, muszę je najpierw komuś dać?


Modlę się, bym żył radością dawania prawdziwego siebie. Modlę się, bym zamiast tkwić w apatii i użalać się nad sobą, szukał tych, którzy potrzebują pomocy AE. Modlę się, abyś - poprzez niesienie posłania - Ty, Panie, napełniał moje serce weselem.


Na dzisiaj: To nic, że bywam przygnębiony i w depresji. Zawsze mogę wtedy dać prawdę o moim nałogu i wyzwoleniu komuś kto podobnie cierpi. Dzieląc się sobą i niosąc posłanie AE napełniam weselem moje skołatane serce.









26 sierpnia


Uważaj, o co się modlisz; Bóg naprawdę może ci to dać.

(Anthony de Mello)




Modlitwa rzeczywiście może być „niebezpieczna”. Jeśli prosimy o coś, co jest naszą własną wolą, inną niż zamierzenia Siły Wyższej wobec nas, ściągamy na siebie kłopoty. W dodatku nic ich wtedy z początku nie zapowiada. Raczej poprawia się wtedy nasze samopoczucie, co chętnie przypisujemy zdrowieniu. Jednak gdy afirmujemy sobie coś innego niż plan Boga, zdarzenia te i rzeczy spychają nas z kursu wzrostu duchowego na boczny tor doraźnych sukcesów. Musimy zawsze właściwie ustawiać żagle naszej duszy na Boży wiatr, by płynąć do odkrytego w AE portu trzeźwości. Musimy trzymać nasz ster według sugestii Dwunastu Kroków, by nie rozbić się o rafy erotomanii, ani nie osiąść na mieliźnie anoreksji. Gdy prosimy Boga o wypełnienie się Jego woli w naszym życiu - gdy prosimy, by dawał nam to, co nas prowadzi do trzeźwości i odbierał wszystko, co nas od Niego oddala - nasza modlitwa jest bezpieczna.


Czy, modląc się, proszę o rzeczy, jakich mi trzeba w duchowym wzrastaniu, a może afirmuję własne ego? Czy jestem wdzięczny, że gdy robię wszystko, by wyzdrowieć z erotomanii, moje życie układa się według Bożego planu?


Modlę się, abym rozpoznawał, co służy mojemu wzrostowi, a co ściąga mnie w dół. Modlę się, abym, zdrowiejąc, szukał drogi do Ciebie, mój Boże. Modlę się, aby moje prośby torowały drogę Twojej woli i łaskom, Panie.


Na dzisiaj: Szukam w AE rozpoznawania wszystkiego, co służy mojemu wzrostowi i oddalam to, co ściąga mnie w dół. Kiedy proszę Boga, abym chciał tylko tego, co On pragnie mi dać, moja modlitwa jest bezpieczna.

26 maja


Poznanie prawdziwego niebezpieczeństwa

leczy nas z lęków urojonych

(Denis de Rougemont)



Jednym z dobrodziejstw AE jest zdolność odróżniania zagrożeń urojonych od prawdziwych. Pierwsze, strasząc, kierowały nas w objęcia drugich. Myśl o zerwaniu nałogowego związku puszczała w ruch karuzelę tragicznych wizji: „Stracę wszystko, nie zdołam zarobić na życie, ludzie odwrócą się ode mnie, wyląduję w przytułku.” Perspektywa odstawienia nałogowego seksu budziła lęk, że eksplodujemy wskutek ciśnienia pożądań lub umrzemy na uwiąd. Te urojone niebezpieczeństwa utrzymywały nas w realnym zagrożeniu: w aktywnej erotomanii. W AE mogliśmy poznać ludzi, którzy przeżyli odstawienie nie tylko bez uszczerbku na zdrowiu, ale z ogromnym zyskiem dla wewnętrznej równowagi i jakości życia. Tymczasem spoza AE nadal dobiegały wieści o ludzkich tragediach wywołanych naszą chorobą. Ponieważ wracaliśmy stale na mityngi, gasły więc w nas urojone lęki i chwytaliśmy się w końcu abstynencji i Wspólnoty jak ktoś tonący tratwy ratunkowej.


Czy porzucam urojone lęki przed zdrowieniem z erotomanii, a może wciąż zwracają mnie one z powrotem w tę chorobę? Czy jestem wdzięczny AE za ukazanie realnego niebezpieczeństwa?


Modlę się, abym nie straszył się urojonymi lękami, lecz brał w rachubę realne niebezpieczeństwo. Modlę się, abym odróżniał to pierwsze od drugiego. Modlę się, abym zaufał Tobie, Boże, i nie bał się oddać w Twoją opiekę.


Na dzisiaj: Zdrowiejąc, tropię realne niebezpieczeństwa. Gubię urojone lęki, które mnie paraliżują. Szukam odwagi, by całkowicie się zmienić i powierzyć moje dalsze życie opiece Boga.











26 listopada


Samowola unicestwia siebie sama skutkami czynów,

jakich dokonuje.

(Rudolf Steiner)



Częstokroć dopiero strach przed duchową, moralną i fizyczną samozagładą przyprowadzał nas do AE i przynaglał do pierwszych Kroków. Samowola w kierowaniu własnym życiem i przebieranie w partnerach oraz zachowaniach mogło nas unicestwić. Pycha w przekraczaniu granic niejednego erotomana „wyleczyła” z siebie ostatecznie. Aby ocaleć, musieliśmy wspólnymi siłami zniszczyć w sobie naszą samowolę - złożyć ją w ofierze za swoje wyzwolenie. Zadanie to przypomina proces, jaki nieco innymi słowami opisują wielcy mistycy i święci różnych epok i religii. Złożyć z siebie ofiarę za własne wyzwolenie z erotomanii to z pokorą pozwalać, by przetrawiał nas program - by oczyszczał nas i kształtował Duch, który w nim działa. To, cząstka po cząstce, wydłubywać z siebie „na żywca” kolejne kawałki uzależnionego „ja”. To także otwierać się na Boże łaski, by mogły wypełnić powstałe w nas dziury. To zawierzyć się miłości Boga i zgrać własną wolę z Jego wolą.


Czy zawierzam się miłości Boga i biorę Jego wolę za własną, a może wciąż boję się tego kroku? Czy jestem wdzięczny, że moja samowola niszczy się sama skutkami czynów, jakich dokonuje?


Modlę się, abym nie narażał się więcej na samounicestwienie. Modlę się, abym - kawałek po kawałku - oddawał Ci, Boże, moją chorobę i całego siebie. Modlę się, abyś Ty, Panie, zapełniał Sobą powstające we mnie dziury.


Na dzisiaj: Kompulsja to samowola, która wpadła w szaleństwo. Słuchając i mówiąc o skutkach mojej erotomanii, unicestwiam moją samowolę, zanim ona unicestwi mnie.


27 maja


Kto poznaje świat ułudy, przestaje w nim przebywać.

(Opowieści chasydów)




Przed przyjściem do AE nie mogliśmy rozpoznać w sobie naszej choroby. Jako mistrzyni fałszywych obietnic, ukazywała się ona w zwiewnych szatach złudzeń i fantazji. Odurzała nas podniecającą, miłosną mgiełką, by w pewnym momencie brutalnie nas zgwałcić. Chcieliśmy wierzyć w tę propagandę; przyjmowaliśmy ją w ciemno, bo pozwalała zachować nadzieję, że znajdziemy miłość tam, gdzie jej nie ma - poza Bogiem. Zwodzeni jej czarowną ułudą, szliśmy za nią jak ginący z pragnienia tułacz za fatamorganą pustyni. Dopiero bolesne i tragiczne konsekwencje, które uświadamialiśmy sobie na mityngach, odsłaniały nam prawdę - i zaprzestawaliśmy daremnej pogoni oraz swoich zachowań. Dzisiaj, dzieląc się nią regularnie, poznajemy świat erotomańskiej ułudy i w ten sposób przestajemy w nim przebywać. Kiedy mgła fantazji znika, przestajemy błądzić i ukazuje się nam rzeczywistość.


Czy przenikam świat erotomańskiej propagandy, a może wciąż tułam się za nią jak za fatamorganą na pustyni? Czy jestem wdzięczny AE za poznanie świata ułudy, które przenosi mnie z niego w krainę trzeźwości?


Modlę się, abym nie szukał miłości tam, gdzie jej nie ma. Modlę się, abym nie tułał się za fatamorganą po pustyniach ducha, lecz gasił pragnienie w ożywczym źródle trzeźwości. Modlę się, abym przenikał świat ułudy prawdą, które mi odsłaniasz, Panie.


Na dzisiaj: Dzięki mityngom i wsparciu AE pryska świat złudzeń i wkracza rzeczywistość. Poznając całą propagandę erotomanii, przestaję się za nią tułać i zmierzam ku wyzwoleniu.











27 listopada


Nie zostawiaj sobie otwartej furtki;

jeśli ją zostawisz, na pewno z niej kiedyś skorzystasz.

(Carols G. Valles)



Zdrowienie wymaga konsekwencji i bezkompromisowości. Dziś stawiamy erotomanii szczelną, podwójną zaporę - wewnętrzną i zewnętrzną. Odgradzamy się od wszystkiego, co napędza naszą chorobę, gdyż żonglowanie jej niewinnymi, pozornie aseksualnymi wzorcami, nieraz kończyło się nawrotem. Musimy stawiać zaporę do końca i z bezwzględną uczciwością, gdyż zostawione w niej szczeliny i ukryte furtki, gubią nas łatwiej niż wielki wyłom. Wiemy, jak mszczą się braki w uznaniu bezsilności, wierze i zawierzeniu się Bogu. Wiemy jaki haracz biorą nie wyznane tajemnice, jak nas wciągają ruchome piaski wad charakteru. Wiemy jak nas osłabia poczucie niegodności i niezasługiwania, jak pogrąża nas uraza, nie pozwalając zadośćuczyniać innym. Wiemy, jak nas usypia brak samoobserwacji i niedbałość w modlitwie, jak dzieli nas szukanie różnic i jak ograbia z łask zaniechanie niesienia posłania. Dzisiaj każde drzwi do zdrowienia, których nie otwieramy, stają się furtką powrotną dla choroby.


Czy otwieram drzwi Kroków AE, a może, nie wchodząc przez nie, pozwalam, by stały się powrotną furtką dla erotomanii? Czy jestem wdzięczny, że choroba zmusza mnie, bym chwytał każdą daną mi szansę rozwoju duchowego?


Modlę się, abym chwytał każdą szansę przemiany. Modlę się, abym wchodząc przez drzwi AE zamykał je przed chorobą. Modlę się, abym ze wszystkich sił szukał Ciebie, Panie,


Na dzisiaj: Każde drzwi do wyzwolenia, w które nie wchodzę, to furtka pozostawiona erotomanii. Każde drzwi do wyzwolenia, w które wchodzę, to zapora przed nią. Wykorzystuję każdą szansę, jaką daje mi AE.

25 lutego


Mówienie o sobie ma taką cechę,

że ukazuje to, co na człowieka oddziałało.

(Martin Buber)



Wszystko, czym w AE dysponujemy, to własne, osobiste historie. Kryją one w sobie cudowną, uzdrawiającą moc. Kiedy się nimi dzielimy, nie mamy złudzeń, jak silnie oddziałała na nas seksualna i uczuciowa obsesja, jak bardzo byliśmy wobec niej bezradni i jak głęboko wrosła w osobowość każdego z nas. Nie mogliśmy uwolnić się od niej o własnych siłach - próbując, coraz bardziej upadaliśmy. Dziś możemy zestawić nasze dawne życie z późniejszymi cudami: z abstynencją, procesem odstawienia, wglądami w siebie, budową więzi, Krokami, kojeniem ran dzieciństwa - z całym duchowym wzrostem i przebudzeniem. Kontrast z dawnym życiem wskazuje, że musiała oddziałać na nas w AE jakaś - tak samo anonimowa jak my - Siła Wyższa, dokonując cudu. Nie wymieniamy na mityngach imion Boga, bowiem gdy ktoś wskazuje wprost na Niego, inni widzą wyciągnięty palec. Tylko nasze opowiadanie o sobie odsłania Boże ukryte i pełne miłości, działanie.


Czy dzielę się własnym doświadczeniem, a może teoretyzuję na temat Bożej mocy i szkół terapeutycznych? Czy jestem wdzięczny, że tylko odsłaniając fakty z mojego życia mogę zachować własną trzeźwość i nieść tę nadzieję innym erotomanom?


Modlę się, abym pozostał w AE skromny i anonimowy - jak Ty, Panie. Modlę się, abym miał odwagę odsłaniać całą prawdę o sobie - najlepszy nośnik nadziei. Modlę się, aby o łasce zdrowienia, za którą Ty stoisz, Boże, mówiły same fakty z mojego życia.


Na dzisiaj: Ilekroć ktoś szuka ratunku podejmuję ryzyko otwarcia się przed nim. Dzielę się tym, czym sam dysponuję - moją historią. Gdy odsłaniam siebie, wskazuję na Moc, która mnie ocaliła.










27 sierpnia


Koncentracja zmusza wroga do walki i ustąpienia.

Medytacja, ze swą łagodnością, umniejsza jego wyzwanie.

(Sri Chinmoy)



Zdrowienie z erotomanii to droga przez gąszcz pokus i pułapek. W modlitwie koncentruję się, abym był gotów na odparcie ataku z zewnątrz i umacniam moją gotowość. Największego jednak wroga noszę w sobie. Jestem nim ja sam, gdyż w głębi cały opieram się duchowemu przebudzeniu. Moja choroba nie chce we mnie umrzeć dobrowolnie. Pożądliwe i egoistyczne ja - nagie lub w płaszczu bezradności, romantyzmu czy altruizmu - wciąż podnosi głowę. Owe wewnętrzne „demony,” zorganizowane przez lata nałogu w przebiegłą i bezwzględną zgraję, rzucają się na mnie chmarą w momentach mojej słabości. W medytacji umniejszam ich wyzwanie i z miłością przytulam ból mojej przemiany. Łagodnie i z cichym uśmiechem oswajam hordy pożądań. Nie wyrzucam ich siłą, lecz dzięki programowi przekształcam je w mądrą moc, która zaczyna mi sprzyjać. Ocalam chore obszary mojej duszy i scalam się w jedność.


Czy z miłością tulę w sobie wszystkie chore obszary i scalam się w jedność, a może chcę je odciąć i wyrzucić siłą? Czy jestem wdzięczny za problem, który zmieniam w mądrą, sprzyjającą moc?


Modlę się, abym był gotów na ataki z mojej własnej strony. Modlę się, abym z łagodnością umniejszał wyzwanie choroby. Modlę się, abym ocalał w sobie chore obszary duszy i scalał się w jedno z Tobą, mój Boże.


Na dzisiaj: W medytacji, z łagodnością umniejszam wyzwanie pożądań. Nie wyrzucam siłą niczego, co się we mnie buntuje, lecz zmieniam w mądrą moc, która zaczyna mi sprzyjać.


26 lutego


Jedynie wtedy, gdy dajecie siebie samych - dajecie naprawdę.

(Kahlil Gibran)




Nie mogę dać czegoś, czego nie posiadam. Nie mogę otworzyć komuś oczu, jeśli sam się nie przebudziłem. ... Bóg działa w AE poprzez siłę naszych osobistych doświadczeń. Dzięki nim możemy odnaleźć siebie. ... Słuchając na mityngach innych anonimowych erotomanów, spotykam się z prawdziwym sobą - mogę objąć siebie w posiadanie. Sam nie mam nic więcej i tylko tym mogę się dzielić, tylko to dać: mój ból, upadek i wyzwolenie. Nic w moim życiu nie jest bardziej autentyczne i moje; nie mogę tego zachować dla siebie, gdyż „nie zapala się lampy, by ją postawić pod stołem” ani też „nie może się ukryć miasto leżące na górze” ... Dzieląc się sobą - dawnym nieszczęściem i dzisiejszym ocaleniem - odkrywamy radość, jakiej wcześniej nie znaliśmy: ciche poruszenia szczęścia, które płyną z identyfikacji i prowadzą do wspólnego celu.


Czy zawsze, gdy ktoś cierpi wskutek nałogowego seksu i miłości, dzielę się z nim moim doświadczeniem i przebytą drogą, a może trzymam się „bezpiecznych” tematów? Czy jestem wdzięczny, że tylko dając innym samego siebie, daję naprawdę?


Modlę się, abym spotkał się z sobą - objął siebie w posiadanie. Modlę się, abym dawał innym to, co najtrudniej jest dać: samego siebie. Modlę się, abym lampę prawdy, którą we mnie zapaliłeś, Boże, stawiał przed każdym szukającym ratunku człowiekiem.


Na dzisiaj: Nieść posłanie AE, to być posłaniem: i upadkiem, i drogą, i ocaleniem Bożym. Chcę odkrywać radość, jaka płynie z dzielenia się własnym doświadczeniem i dążenia do jednego celu.












28 sierpnia


Daremnie trudzi się dusza, co strzeże swego miasta,

jeśli Ty go nie strzeżesz, Boże.

(św. Katarzyna ze Sieny)



Bóg strzeże mojego miasta tak, jak ja pozwalam Mu je strzec. Ileż to sił musieliśmy wkładać w kontrolowanie erotomanii... Nawet jeśli udawało się nam uzyskać poprawę, sytuacja z czasem znów wracała do „normy”, lub lądowaliśmy w innych wzorcach, często jeszcze gorszych. Mimo chęci, by nie upaść znowu, nasz trud szedł na marne. Zawodziła nas silna wola, obietnice i tzw. kuracje: geograficzne, małżeńskie, religijne... Program AE podsuwa nam dziś proste rozwiązanie: skoro sam nie możesz się ustrzec, pozwól, by strzegła cię Siła większa od ciebie - Moc, której możesz bezpiecznie zaufać. Puść kontrolę i pozwól Jej działać. Nawet jeśli nie zbudowaliśmy osobistego kontaktu z Bogiem, Jego pomoc docierała do nas poprzez mityngi i doświadczenia innych trzeźwych erotomanów. Odkrywaliśmy, że Boże wsparcie, ochrona i ratunek jest przy nas na każdym kroku. Wystarcza pójść po nie każdego dnia.


Czy regularnie przychodzę do AE, by strzegła mnie Siła Wyższa, a może dalej samotnie próbuję odeprzeć chorobę? Czy jestem wdzięczny, że Boża pomoc jest zawsze na miejscu, jeśli tylko wykonuję tzw. pracę nóg?


Modlę się, abym strzegł siebie poprzez pracę nóg. Modlę się, abym był dziś w kontakcie: (1) z AE, gdzie się umacniam i chronię; (2) z sobą, skąd odbieram sygnały o zagrożeniu; (3) z Tobą, Boże, który mnie strzeżesz. Modlę się, aby Ci to umożliwić, Panie.


Na dzisiaj: Jeśli strzegę się poprzez tzw. pracę nóg - to strzeże mnie Siła Wyższa. Jeśli Strzeże mnie Siła Wyższa - to ocalałem. Jeśli ocalałem, to przede wszystkim dzięki tzw. pracy nóg.

28 maja


Wyjść z piekła - to móc je zobaczyć.

(anonim)




Póki żyliśmy w seksualno-uczuciowym transie - póki wszystko: czynności, zainteresowania, praca, znajomości, sposób bycia i wybory pozornie nie związane z erotomanią, służyły właśnie jej - póty nie mogliśmy widzieć ani spustoszeń, które powodowaliśmy, ani cierpień, które nami kierowały. Dopiero gdy spadliśmy z tej piekielnej karuzeli, seksualna i uczuciowa abstynencja otwierała nam oczy. Był to wstrząs, gdyż prawda była bezlitosna. Patrzyliśmy na siebie - na to, co od lat w nas narastało i sterowało nami z ukrycia - tak jakbyśmy nagle się wznieśli. Ta nowa perspektywa odsłaniała nasze wnętrze: lubieżne żądze, przewrotne manipulacje obsesyjne rytuały i upojne fantazje buchały z nas jak para z kotła po zdjęciu pokrywy. I choć sprawiało to wrażenie, że dopiero teraz, w odstawieniu, wdepnęliśmy w prawdziwe piekło, był to właśnie pierwszy znak zdrowienia - efekt oczyszczającego działania łaski Bożej, którą wreszcie dopuszczaliśmy do siebie.


Czy odważam się ujrzeć całe moje piekło, a może poprzestaję na częściowym wglądzie i twierdzę że „dalej sam już dam radę”? Czy jestem wdzięczny za tę bezlitosną prawdę o mnie, której odkrycie nie czyni mnie gorszym, a przeciwnie - lepszym?


Modlę się, abym - poznając piekło mojego nałogu - miał odwagę całkiem się zmienić. Modlę się, abym nie uciekał przed prawdą, lecz pozwalał chorobie ulatniać się ze mnie. Modlę się, abym w AE przechodził Twoje oczyszczenie, Boże.


Na dzisiaj: Przyjmuję łaskę ujrzenia piekła, w które wtrąciłem się przez erotomanię. Nie poprzestaję na częściowym wglądzie, gdyż wiem, że nie ma częściowego ocalenia. Chcę wyzdrowieć cały.










28 listopada


Jasna decyzja przywraca spokój.

(przysłowie chińskie)




Gdy burzysz za sobą most, nie zostawiaj kładki - wróci po niej choroba. Gdy przecinasz powrozy nałogu, nie lekceważ cienkich, jedwabnych niteczek - oplotą cię i zwiążą jeszcze mocniej. Gdy decydujesz się iść naprzód, nie oglądaj się wstecz - rozbijesz się o pierwszą przeszkodę. ... Niezdecydowanie zawsze miesza szyki, wprowadzając w nasze działania nerwowość i niepokój. Prawdziwa wiara nie może być zmienna jak fale, które mają swoje przypływy i odpływy, ani jak chorągiewka na wietrze. Prawdziwa wiara pomaga nam przetrwać chwile jej utraty. Aby wyzdrowieć, musimy być stali i konsekwentni. Naszą wiarę opieramy dziś na ciągle odnawianej, nie zmieniającej się decyzji, by całe swoje życie i wolę powierzyć Bogu, jakkolwiek Go pojmujemy. Tylko tą drogą możemy się uratować. Kiedy prowadzi nas taka wiara, nie miotamy się już od jednego do drugiego i trzeciego, by w końcu i czwarte porzucić, a pewnie dążymy do celu. Zachowujemy abstynencję i stały kurs na trzeźwość bez względu na wstrząsy i przeciwne wiatry.


Czy podejmuję jasne decyzje co do granic abstynencji, lub może zostawiam chorobie powrotną kładkę? Czy jestem wdzięczny, że wiara jest jak spirala: im mocniej wierzę tym jestem stabilniejszy; im jestem stabilniejszy, tym mocniej wierzę.


Modlę się, abym nie zostawiał kładki erotomanii. Modlę się, abym tak samo wierzył w dobrych jak i w złych chwilach. Modlę się, abym jasnymi decyzjami wzmacniał pokój ducha, jaki mi zsyłasz, Panie.


Na dzisiaj: Trzymam jasne granice abstynencji bez względu na wstrząsy i przeciwności. Nie daję się uśpić sprzyjającym wiatrom i ciszy, bo choroba atakuje w chwili dogodnej dla niej, nie dla mnie.


29 maja


Ci, którzy są wolni od pokus,

nie znajdują się między wybranymi.

(św. Ammonas)



Zdrowienie w AE to droga przez gąszcz pokus - raz gwałtownych, raz podstępnych, raz niewinnych i subtelnych. Nasza gotowość, by wyzwolić się z pęt obsesji, a potem nie ustać w drodze, poddawana jest coraz nowym próbom. Obok chęci uruchomienia się, tak samo groźne jest dla nas unieruchomienie się: izolacja od ludzi, od siebie i od leczącego Ducha. Możemy nie odczuwać pokus, lecz nasze doświadczenie wskazuje, że ich zniknięcie oznacza zwykle albo „ciszę przed burzą”, albo to, że omija nas działanie programu. Pożądania są wpisane w ludzką naturę, jednak straciwszy nad nimi kontrolę, musimy mieć duchową tarczę, aby z nimi żyć i zdrowieć. Chroni nas Wspólnota, Kroki AE i budowane zdrowe więzi. Dzisiaj każda pokusa odsyła nas do miłującej Bożej Obecności, trzeźwych ludzi i do grupy AE. W ten sposób możemy zaliczać się do grona wybrańców - wyrwanych z erotomanii i przebudzonych duchowo.


Czy pozwalam, by każda pokusa ponaglała mnie w zdrowieniu, a może wciąż im ulegam lub je w sobie zamrażam? Czy jestem wdzięczny, że to ja decyduję, czy zaliczę się do grona zwycięzców ocalonych z nałogu?


Modlę się, aby pokusy umacniały moją duchową tarczę. Modlę się, abym po ustaniu obsesji i nastaniu pogody ducha nie ustał w dalszej drodze. Modlę się, abym sięgał po Twą miłującą Obecność, Panie.


Na dzisiaj: Gdy dobijają się do mnie pokusy, traktuję je jak znaki drogowe mówiące: „zakaz wjazdu”. Respektuję moje ograniczenia, sięgam po pomoc AE i odnajduję drogę.











29 listopada


Możesz się o tyle udoskonalić,

o ile zdołasz przezwyciężyć siebie.

(Tomasz a Kempis)



Rozwój duchowy to pokonywanie nie tylko strachu, ale i lenistwa. Sami z siebie jesteśmy oporni wobec przemiany. Lenistwo ogarnia nas zwłaszcza, gdy chcemy pójść naprzód w zdrowieniu, np. dotrzeć na mityng, zostawić pokusy i żądze, pomodlić się o trzeźwy dzień. Jacyż jesteśmy wtedy ociężali! ... Lekiem na naszą niemoc jest wdzięczność. To ona zaraża nas entuzjazmem, czyni zdolnymi do trudów i wyrzeczeń, uskrzydla i daje energię. Wdzięczność za ocalenie skłania nas do niesienia posłania innym erotomanom. Tylko ją możemy skutecznie przeciwstawić powracającej apatii i lenistwu. Każdy nasz krok naprzód z programem AE okupiony zostaje mniejszym lub większym oporem. Im większe trudności pokonujemy, tym bardziej zaczynamy być wdzięczni za ów opór. Strumyk, który wypływa ze źródła kapitulacji, przezwycięża opór gruntu i - przyjmując z biegiem dopływy ducha - staje się rzeką, która kończy bieg w odwiecznym oceanie Bożej miłości.


Czy pokonuję mój opór w drodze do duchowego odrodzenia, - a może wygodnie osiadam na mieliźnie życia? Czy jestem wdzięczny za tę uporczywą przeszkodę, którą muszę pokonywać: samego siebie?


Modlę się, abym nie chował się przed prawdziwym problemem: samym sobą. Modlę się, aby mobilizowała mnie wdzięczność, którą mnie napełniasz, Boże. Modlę się, abym, przezwyciężając siebie, zmierzał do Ciebie, Panie, jak rzeka do oceanu.


Na dzisiaj: Leczę lenistwo wdzięcznością, jaką zaraża mnie AE. Dzielę się moim entuzjazmem, nadzieją i wiarą. Pokonując opory trzeźwieniu, zmierzam przez życie do oceanu Boga.

27 lutego


Lepiej spełniać obowiązki własne, nawet niedoskonale,

niż obowiązki innych, nawet w sposób doskonały.

(Bhagavad Gita)



Nikt za mnie nie podźwignie się z erotomanii i nie wyzdrowieje, ani też ja nie mogę w tym wyręczyć nikogo. Nawet gdybym mógł, byłaby to kradzież - ograbienie drugiej osoby z najcenniejszej i twórczej rzeczy, jaką ma do zrobienia w życiu. Rozwiązywanie problemów innych ludzi, branie na siebie cudzych obowiązków, jest wybiegiem, by nie troszczyć się o własną pracę nad sobą. Jeśli kogoś niosę przez jego życie, to ani ja nie żyję swoim, ani on nie nauczy się chodzić. ... Większość z nas, AE, zna ten model współuzależnienia z dawnych związków. Dając głodnemu rybę, dajemy mu jeden dzień egzystencji. Skazujemy w ten sposób i siebie na niewolę dalszego wyręczania, i jego na niewolę dalszego bycia wyręczanym. Dając mu zaś „wędkę”, dajemy mu szansę na samodzielne życie. Ileż wdzięczniejszy będzie wtedy i obdarowany, i my sami, nie związawszy sobie rąk!


Czy zdrowieję dla siebie - spełniam moje obowiązki i rozwiązuję moje problemy - a może rzucam się ratować kogoś, by nie musieć ratować siebie? Czy jestem wdzięczny AE i za „wędkę” programu i za instrukcję obsługi?


Modlę się, abym zdrowiał dla siebie i odpowiadał za siebie. Modlę się, abym był żywym dowodem wybawienia. Modlę się, abym okazywał miłość ludziom nie, niosąc ich przez życie, lecz pokazując na swoim przykładzie, jak mogą je zmienić.


Na dzisiaj: Postanawiam dzielić się własnym doświadczeniem i, zdrowieć dla siebie. Chcę dawać innym „wędkę”, a nie „rybę”. Chcę sam używać mojej „wędki,” a nie czekać na czyjś podarunek.











29 sierpnia


Seks jest świętością, którą najczęściej kalamy.

(anonim)




Zdrowienie pokazuje nam, że nasza seksualność jest świętością. Dajemy temu wyraz najpierw w odstawieniu, gdy stawiając granice chorobie, przestajemy dopuszczać do pozamałżeńskich kontaktów seksualnych, lubieżnych intryg i miłosnych prowokacji oraz do autoseksu. Chronimy w ten sposób coś, co zawsze czuło się w nas kalane. Ciało, które zawiera i wyraża naszą płeć, zaczynamy postrzegać jako nasz „dom” - sanktuarium, które zamieszkujemy na ziemi. W AE uczymy się dbać o jego czystość i funkcjonalne urządzenie. Zdrowy dom musi tętnić życiem i radością, lecz nie taką, jak w domu publicznym. Uważnie sprawdzamy więc, czy zapraszani ludzie nie okażą się wandalami, którzy nas w środku splądrują. Wpuszczamy tylko tych, którzy nie próbują nas uwieść ani wykorzystać - którzy szanują nasze granice i starają się być uczciwi i wzajemni. Przyjmujemy ich w salonie, kuchni, ogrodzie - ale nie w sypialni. A już największą roztropność wykazujemy przed „zameldowaniem” u siebie kogoś na stałe...


Czy chronię w sobie tę świętość, jaką seks staje się dla mnie w zdrowieniu, a może nadal narażam się na splądrowanie? Czy jestem wdzięczny, że znam wartość trwałego zobowiązania i uczę się unikać seksualno-uczuciowego wandalizmu?


Modlę się, abym uczył się dzielić moje seksualne sanktuarium z wybraną osobą. Modlę się, aby chroniło wtedy - mnie i partnera - wzajemne zobowiązanie. Zbliżając się z nim seksualnie modlę się, abyś Ty był obecny w tym misterium zjednoczenia, Boże.


Na dzisiaj: Bogu powierzam mój seks i mój ewentualny związek. Chcę stać się gotów na misterium współżycia i wykluczam wszelkie „meldunki tymczasowe”.


28 lutego


Nie uczyć dojrzałego, jest marnowaniem człowieka;

uczyć niedojrzałego - marnowaniem słów.

(Konfucjusz)



Wprawdzie rezultat niesienia posłania zostawiamy Sile Wyższej, jednak nie rozsiewamy swojej prawdy na oślep, lecz staramy się z nią jak najlepiej utrafić. Nie chodzimy z posłaniem AE na przykład do tzw. agencji towarzyskiej. Próżne bowiem są nasze słowa, jeśli usiłujemy przekonać do leczenia kogoś, kto jeszcze nie dojrzał i nie chce porzucić czynnej erotomanii, a co najwyżej lepiej tylko się z nią poczuć. To tak, jakby zrywać zielony owoc - trzyma się tak, że pęka gałąź. Nawet jeśli widzimy u kogoś jaskrawe oznaki nałogu, nie znaczy to, że jest on gotów zaprzestać i zdrowieć. Jednak gdy chce nas posłuchać, a zwłaszcza okazuje się on dojrzały, by wejrzeć w siebie i stanąć w prawdzie - gdy szuka pomocy - nie wolno nam milczeć. To tak, jakby zostawiać dojrzały owoc na zmarnowanie i rozdziobanie ptakom.


Czy staram się o wyczucie w stawianiu Dwunastego Kroku, a może próbuję otwierać oczu tym, którzy nie są gotowi? Czy jestem wdzięczny za słowa innych AE, które nie dały mi dłużej trzymać się choroby?


Modlę się, abym miał wyczucie w niesieniu posłania. Modlę się, abym nie marnował ani słów, ani człowieka. Modlę się, abyś - gdy mówię - Ty, Boże, otwierał jego ucho i kierował moim językiem.


Na dzisiaj: Nie będę milczał. Wolę, by zmarnowały się moje słowa, niż drugi człowiek. Ale przede wszystkim chcę sam mieć otwarte ucho, by inni nie musieli marnować słów i czasu na mnie.













30 sierpnia


Nasz cień bywa często

najbogatszą i najgłębszą częścią naszej osobowości.

(John Bradshaw)



Program AE - jeśli jest rzetelnie realizowany - to prosta droga do duchowego przebudzenia. Osiągając je, otrzymujemy trudną do opisania łaskę wewnętrznej świętości - świętości nie wyniesionej na ołtarze, a skromnej, cichej i anonimowej. Takiej, która jest prawie niezauważalna, nawet dla nas samych. Dzięki niej możemy właściwie działać w świecie. Choć erotomania naprawdę odchodzi i ustępują wady charakteru, nasz „cień” nie zostaje nam całkiem odjęty. Jest z nami i, ponieważ stale próbuje powrócić do głosu, zmusza nas do dalszej pracy nad sobą. Prowadzi nas wgłąb, do zranień dzieciństwa - do ich uznania, odsłonięcia i do uzdrowienia. Większość z nas wtedy sięga także po profesjonalną terapię. Nasza praca zanurzona w Bożej opiece pozwala nam przetworzyć trans ranienia i bycia ofiarą w proces duchowego zjednoczenia z Najwyższym. W Nim nasza „ciemna strona” staje się budulcem. Widząc, jaką głębię i bogactwo czerpiemy z naszego cienia, łatwiej godzimy się jego znoszenie.


Czy godzę się na moją ciemną stronę i czerpię z niej mądrość, a może próbuję odciąć się od niej? Czy jestem wdzięczny, że mój cień prowadzi mnie do wewnętrznej świętości?


Modlę się, abym - przenikając moją ciemną stronę - odkrywał jej głębię i bogactwo. Modlę się, abym doznawał uświęcenia zamiast je zauważać. Modlę się, abym pomagał Ci, Boże, przetworzyć mój cień w proces zjednoczenia z Tobą, Najmilszy.


Na dzisiaj: Nie wypieram mojego cienia, ale przenikam go i poznaję. Godzę się na jego towarzystwo, gdyż obdarza mnie ono niespotykaną głębią i wewnętrznym bogactwem.

30 maja


Gdy człowiek przynosi owoc pokory,

Bóg zaraz odpowiada mu cudem.

(Andre Louf)



Pokora nie polega na upokorzeniach i samoponiżaniu. Pokora, to poszukiwanie prawdy o sobie. Jest ona przeciwieństwem oszalałej samowoli i przywraca nam poczucie godności. Pierwszym cudem w odpowiedzi na nasze: „Bądź wola Twoja, nie moja, Panie,” jest rozwiązanie pęt erotomanii. Im więcej wchłaniamy prawdy o sobie na mityngach, tym bardziej stajemy się pokorni: tym lepiej widzimy własne wady i braki. Kiedy robimy gruntowny obrachunek moralny i wyznajemy go, opuszczają nas złudzenia. Kiedy z Bożą pomocą zabieramy się za nasze braki i wady, także one nas opuszczają. Prowadzimy bieżącą samoobserwację: Ile jeszcze jest w nas chęci bycia zauważonym, troski o poklask, wpływy i możne znajomości? Jak subtelnie próbujemy kierować innymi lub ich pouczać? Jak trudno nam zdobyć się na życzliwość lub przyjmować ją? Jak łatwo złościmy się, jeśli ktoś próbuje nas kontrolować? Jak trudno nam ustąpić? Kiedy staramy się odegrać? Jak niechętnie prosimy o pomoc? ... Ilekroć stajemy w prawdzie Bóg odpowiada nam cudem.


Czy przynoszę Bogu owoc pokory - moje prawdziwe wnętrze - a może nadal ukrywam prawdę o sobie? Czy jestem wdzięczny za cud, który nie zostawia mi miejsca na samowolę?


Modlę się, abym, stawał w prawdzie o sobie. Modlę się, abym tropił i usuwał moje wady - odpryski pychy i egoizmu, które się we mnie unoszą. Modlę się, abym był wdzięczny za cud, który nie zostawia mi miejsca na samowolę.


Na dzisiaj: Dzieląc się prawdą o sobie, przynoszę Bogu owoc pokory. Z wdzięcznością przyjmuję cud, który nie zostawia mi miejsca na samowolę.










30 listopada


Brak nam odwagi nie dlatego, że rzeczy są trudne;

rzeczy są trudne dlatego, że brak nam odwagi.

(Lucjusz Anneusz Seneka)



Bóg wyposaża nas w cechy, dzięki którym możemy mierzyć się z trudnościami bez wpadania w depresję lub desperację. Jeśli zdrowienie z erotomanii wydaje się nam zbyt trudne, to dlatego, że mamy za mało odwagi, by przyjrzeć się prawdzie o sobie; odwagi, by porzucić całą dawną osobowość i wejść w pustkę; odwagi, by prosić o pomoc, okazywać słabości i być podatnym na zranienie. ... Jednakże, czując wsparcie AE, zaczynamy otwierać się przed innymi, a wtedy przychodzi potrzebna nam gotowość, siła i nieustraszoność. Bo jeśli coś było możliwe dla innych, możliwe jest także dla nas. Mamy więcej atutów niż nam się zdaje, a jeszcze więcej dostrzega ich w nas Bóg. Znajdujemy odwagę zawsze, gdy działamy mimo lęków, a nie gdy nie czujemy ich wcale. Znajdujemy odwagę zawsze gdy mówimy: „to się uda”, a nie: „to jest za trudne.” Znajdujemy odwagę zawsze gdy ryzykujemy przemianę, nie wiedząc, co nam ona przyniesie.


Czy szukam w sobie odwagi, a może wątpię w moje ocalenie i gaszę ducha? Czy jestem wdzięczny, że AE nie pozwala mi już zasłaniać się wymówkami, że to lub tamto nie pozwala mi ruszyć z miejsca?


Modlę się, abym ryzykował mimo lęków, które czuję. Modlę się, abym uwierzył w mój sukces i możliwości. Modlę się, abym znalazł w sobie wszystkie atuty, w które mnie wyposażyłeś, Panie.


Na dzisiaj: Jeśli odwaga możliwa jest dla innych, możliwa jest i dla mnie. Przyjmuję lęk przed nieznanym i - odkrywając własną słabość - odkrywam moje atuty. Chcę odkryć moją odwagę i nie boję się prosić o pomoc.


31 maja


Kiedy uczeń staje się gotów, pojawia się mistrz.

(kanon zen)




W erotomanii najpierw korzystaliśmy ze wszystkich dostępnych zachowań, jakie obiecywały szczęście. Następnie próbowaliśmy odzyskać kontrolę. Potem zaaresztować nasz problem. Zazwyczaj jednak nasza chęć przemiany nie trwała dłużej, niż wstyd i wyrzuty sumienia. Obracając się w cyklu: uruchomienie - kac - anoreksja - przygotowanie - itd., jak w czterosuwowym silniku, praktycznie cały czas byliśmy „na chodzie”. Nie wiedzieliśmy jak się wyłączyć z obiegu, ani nie byliśmy też do końca gotowi czy przekonani, że zaprzestanie w ogóle jest możliwe. Zawodziły nas kolejne „kuracje”: małżeńskie, rodzicielskie, religijne, rozwodowe czy geograficzne. Dopiero ból i spiętrzenie kryzysów pozwalało nam uzyskać tzw. minimum kwalifikacyjne: poddać się bezwarunkowo. Gdy staliśmy się gotowi, na naszej drodze zjawiali się anonimowi erotomani ze swoim prostym programem i mityngami. Dziś możemy gratulować sobie, że powiedzieliśmy TAK zdrowieniu i nieść tę nadzieję innym.


Czy mówię TAK pełnej wewnętrznej przemianie, a może waham się jeszcze w moim postanowieniu? Czy jestem wdzięczny, że gotowość poddania się i przyjęcia pomocy AE to dar, któremu stale muszę pomagać?


Modlę się, abym był gotów całkiem się zmienić. Modlę się, aby to moje postanowienie, wiara i trzeźwość nie były chwiejne. Modlę się, abyś Ty Boże, był moim Mistrzem poprzez program AE.


Na dzisiaj: Stale pomagam mojej gotowości przemiany i poddaję się programowi AE. Słuchając tych, którzy rzeczywiście wyszli z erotomanii, proszę Boga, aby był moim Mistrzem na tej drodze.











01 grudnia


Zła religia wzmaga w człowieku lęki.

Dobra religia czyni go odważniejszym.

(Harold S. Kushner)



Od chwili odstawienia i bezwarunkowej kapitulacji udział w AE wymaga od nas wielkiej odwagi. To cud, że jako erotomani - ludzie szczególnie dotknięci iluzjami, wstydem, lękiem i uczuciem klęski i pychą - co dnia zdobywamy się na tak heroiczne i samozaparcie. Wspólnota niczego nam nie narzuca i nie stosuje żadnych sankcji; sankcje bowiem operują strachem i szantażem - typowymi dla nałogu stanami, które nie pozwalają na odpowiedzialność i wolne wybory. Tylko dlatego, że w AE darzymy się tolerancją, akceptacją w prawdzie o sobie, udaje się nam zgromadzić taki ładunek wiary i wzajemnego wsparcia, że stajemy się nieustraszeni i gotowi na wszystko, by osiągnąć seksualno-uczuciową trzeźwość i duchowe przebudzenie. Dzisiaj szukamy źródeł wzmocnienia i odwagi, a omijamy źródła, które podsycają strachu szantażu i niepewności. Droga AE prowadzi nas z niewoli lęków do krainy odwagi - i równowagi - ducha.


Czy szukam tego, co czyni mnie odważnym, a może usiłuję sterować sobą za pomocą lęków i sankcji? Czy jestem wdzięczny, że AE nie narzuca mi niczego, a tylko zachęca do decydowania o sobie i do mężności?


Modlę się, abym każdy lęk zmieniał w mężność. Modlę się, abym szukał wzmocnienia i odwagi, a omijał źródła strachu, szantażu i niepewności. Modlę się, abym czerpał odwagę ze wsparcia, jakie Ty, Boże, dajesz mi poprzez ludzi i program AE.


Na dzisiaj: Wznoszę się ponad moje lęki na skrzydłach Twojej miłości, Boże. Jeśli decyduję się dopełniać moją wiarę w religii, to szukam w niej tego, co mnie wzmacnia, koi lęki i dodaje odwagi.

29 lutego


Gdy łucznik strzela by zdobyć trofeum, widzi cel podwójnie.

To nie umiejętności go zawodzą;

to wizja nagrody go rozdwaja.

(Tran Xu)


Gdyby ptak śpiewał, by zachwycić słuchacza i zdobyć poklask, musiałby sfałszować. Gdybym ja trzeźwiał dla podziwu lub „ulg” z tytułu wkładanego wysiłku, wróciłbym na moje dno. Kiedy niesiemy posłanie komuś, kto wciąż cierpi, łatwo się wkrada myślenie o skutku, jaki „powinna” wywołać nasza opowieść. Nasze ego kocha przecież obrastać w „sukcesy”. Ilekroć jednak kieruje nami wizja zasłużenia się, nasza prawda brzmi fałszywie, gdyż widzimy cel podwójnie. Maleją wtedy szanse trafienia do nowicjusza z mocą inicjującą jego duchową przemianę. To nie nasze doświadczenia zawodzą, lecz podwójna intencja. Dopiero gdy nie kierujemy się żadną osobistą motywacją - gdy godzimy się zostawić efekt Bogu i opowiadamy swoją historię ze względu na samą radość dzielenia się oraz fakt, że to nas samych umacnia w trzeźwości - owoc jaki Siła Wyższa zawiązuje wolny jest od robaka ego i może rosnąć w spokoju. I w nas, i w drugim człowieku.


Czy niosę posłanie ze względu na radość dzielenia się i fakt, że tylko tyle mogę dać, a może rządzą mną jeszcze ukryte intencje? Czy jestem wdzięczny, że nie mogę zmienić nikogo oprócz siebie?


Modlę się, abym był wolny od ego - aby posłanie, które niosę, było bezinteresowne. Modlę się, abym cel - własne zdrowienie - widział pojedynczo i jasno. Modlę się, aby owoce, jakie przez to rodzisz, Panie, mogły dojrzewać w Twoim pokoju.


Na dzisiaj: Niosę posłanie ze względu na radość dzielenia się i moje umocnienie w trzeźwości. Bogu zostawiam efekt - niech On prowadzi strzałę prawdy, którą przeze mnie wypuszcza.











31 sierpnia


Uzależnienie to smoczek wtykany płaczącemu dziecku:

zamiast sycić i koić, uniemożliwia wyrażanie uczuć.

(anonim)



Mówimy, że erotomania to podłączanie się do niewłaściwego źródła. Mimo ostatecznej porażki, powinniśmy pogratulować sobie intuicji. Czuliśmy bowiem, że potrzebujemy zewnętrznego źródła mocy, miłości i zespolenia, których na pewno słuszne jest szukać - tylko kwestia gdzie. Naszą tragedią stało się pomylenie adresów. W uzależnieniu nie adresowaliśmy naszych tęsknot do Boga, a do bożka: Erosa. Ten działał jak smoczek wtykany głodnemu dziecku; zamiast koić i karmić, potęgował nasycenie, a blokował dotarcie do prawdziwych uczuć i wyrażenie ich. Naciskani kryzysem, pierwszy krok pod właściwy adres wykonywaliśmy przychodząc do AE. Choć to nie było to miejsce, gdzie chcielibyśmy trafić, tutaj właśnie dane nam było znaleźć rozwiązanie. Dzieląc się sobą i przyswajając mądrości programu, podłączamy się do Źródła, które nas nie uzależnia i nie rani, lecz daje prawdziwy pokarm, koi i nasyca. Być może właśnie tę zagadkę dostaliśmy w chwili urodzenia: czując duchowy głód pełni, odnaleźć właściwy adres i Adresata?


Czy przychodzę dziś pod właściwy adres, a może wciąż szukam atrakcyjnego smoczka? Czy jestem wdzięczny, że AE odbiera mi komfort „ssania” innych i pozwala dotrzeć do prawdziwych uczuć?


Modlę się, abym kierował mój duchowy głód pod właściwy adres. Modlę się, abym poprzez AE otrzymywał duchowy pokarm, jakiego mi trzeba w zdrowieniu. Modlę się, abym wskazywał właściwe źródło tym, którzy szukają: Ciebie, Boże.


Na dzisiaj: Dopóki przychodzę pod właściwy adres - AE - nie muszę ssać smoczka. Moje pragnienie pełni, miłości i zespolenia kieruję do Boga, jakkolwiek Go rozumiem i zaznaję ukojenia.


01 marca


Bóg pomaga tym, którzy przestają Go wyręczać.

(anonim)




Nasze próby wyręczania Boga płyną z przekonania, że mamy równie wielką moc, jak On. Sądzimy, że zależy od nas dużo więcej, niż w rzeczywistości. Taka postawa niesie nam jednak mnóstwo problemów. Martwimy się wtedy i szarpiemy, zabiegając o efekty. Wybiegamy w przyszłość i fantazje. Tymczasem nie jesteśmy w stanie sprawić choćby tego, by pod wpływem naszych słów ktoś się przebudził, zaczął zdrowieć, uwierzył, zmienił postępowanie, czy dotarł na mityng. Nikomu nie możemy otworzyć oka na prawdę o erotomanii, ani ucha na doświadczenia, którymi się dzielimy, jeśli nie uczyni w nim tego Bóg. Możemy jedynie być anonimowymi przykładami duchowej przemiany i opowiadać swoją historię. Kiedy i kto coś z tego usłyszy lub zobaczy - zależy od procesów, które są poza naszą kontrolą. Mamy tylko niestrudzenie nieść posłanie tym, którzy wciąż cierpią, a efekty pozostawić Sile Wyższej. Jeśli Jej tylko nie wyręczamy, stają się one naprawdę zdumiewające.


Czy, opowiedziawszy moją historię, usuwam się w cień, a może wkraczam w kompetencje Boga? Czy jestem wdzięczny, że gdy robię tylko to, co do mnie należy i ode mnie zależy, efekty są zdumiewające?


Modlę się, abym niósł posłanie, a nie ludzi. Modlę się, abym skupiał się na tym, co do mnie należy i ode mnie zależy, nie na efekcie. Modlę się, abym moimi staraniami torował Ci drogę, Panie, zamiast ją blokować.


Na dzisiaj: Nie spieram się z Siłą Wyższą o kompetencje i nie rywalizuję z Nią. Staram się poznać, co zależy ode mnie i należy do mnie, a czego zmienić nie mogę i mam pozostawić Bogu.










01 września


Wzbraniając sobie rozkoszy,

zakuwacie swoje szczęście w lochach waszego jestestwa.

(Kahlil Gibran)



W dawnym życiu goniliśmy za doświadczeniami potęgującymi nienasycenie. Trans seksualny i miłosny haj podporządkował sobie lub wyparł inne rodzaje przyjemności. Kiedy indziej przykryła je anoreksja. W końcu intensywność nałogu - odrzucenia i zdrady, wstyd i samotność, pustka i daremność - obracała się przeciw nam i w odruchu ratowania życia lądowaliśmy w AE. Wspólnota pozwala nam postawić właściwe granice, ale nie są to być barykady przed życiem. Jesteśmy zachęcani, by otworzyć się na zdrowe rozkosze. Otwierając nasze blokady, zranienia i tajemnice, uwalniamy swoje szczęście z lochów, w które je zakuliśmy. Odpowiadamy za to, jak dziś korzystamy z życia. Dzięki nowym, nieerotyzującym więziom zyskujemy całą paletę wzmacniających i radosnych doznań. Jeśli uzdrawiamy dawny związek partnerski lub jeśli budujemy nowy, dodaje się on do innych rozkoszy. A jeśli żyjemy pojedynkę, to w otwarciu na przyjemności i możliwość zdrowego stałego związku. Nasza trzeźwość mierzy się radością.


Czy, otwierając w AE lochy choroby, otwieram się na szczęścia, a może dalej bronię sobie przyjemności? Czy jestem wdzięczny za dobre - zmysłowe, emocjonalne i duchowe - doznania i uczę się je przyjmować?


Modlę się, bym nie ugrzązł w bronieniu sobie rozkoszy. Modlę się, abym mógł odkryć moją seksualność i bogactwo doznań w stałym związku. Modlę się, abym odważał się przyjąć to, co Ty chcesz mi dać, Boże.


Na dzisiaj: Otwieram lochy mojego uzależnienia, by móc przyjąć zdrowe rozkosze. Poznając swoje ograniczenia, uczę się korzystać z dobrych doznań, jakie niesie mi życie.

01 czerwca


Ukojenie Boże jest tak delikatne,

że nie pojawia się tam, gdzie wyprzedzają je inne pociechy.

(św. Bernard)



Bóg jest stale gotów rozlać się nad moim wewnętrznym chaosem jak wschodzące słońce, ale - jak każdy dżentelmen - oczekuje ode mnie zaproszenia i zaangażowania we współpracę. Kiedy więc, by pocieszyć się na własną rękę zapraszam do swojego życia haj, rozpustę, wyuzdanie i obsesyjne związki, Bóg przepuszcza je przed Sobą i nie wchodzi. Nie będzie przecież tłoczył się z nimi. Zostawia mnie z moją samowolą i wkracza dopiero gdy jestem gotów pozbyć się jej. Dlatego też - co mówi zbiorowa mądrość AE - częściowa kapitulacja nic nam nie pomaga. Tak samo, jak zamiana kabin na Titanicu. Jeśli mamy zawrzeć trwały związek z samym sobą, z Siłą Wyższą i z drugim człowiekiem, musimy najpierw wziąć ostateczny rozwód z erotomanią i wszystkimi kompulsjami, które się pierwsze pchają, by uprzedzić Boże ukojenie. Niezależnie od tego, jak trudny jest dla nas ten krok, zawsze jest on błogosławiony w skutkach.


Czy zapraszam Siłę Wyższą do mojego życia, a może wciąż zagłuszam Jej delikatne ukojenie różnymi kompulsjami i hajem? Czy jestem wdzięczny, że mój Gospodarz - Bóg - wkracza dopiero, gdy decyduję się opróżnić mój dom z samowoli?


Modlę się, abym oddalił moją samowolę i niszczące pociechy. Modlę się, abym zapraszał Cię, Boże, do siebie, jako Gospodarza. Modlę się, abym pozwalał Twojemu ukojeniu, Panie, rozlać się nad moim chaosem jak słońce, co przegania nocne upiory.


Na dzisiaj: Decyduję się na ostateczny rozwód z erotomanią i wszystkimi kompulsjami, by móc złączyć się z Bogiem. Rezygnuję z oszalałej samowoli, by przyjąć Jego delikatne ukojenie. Dzielę się tą radością z ludźmi, których tak samo szukają drogi.










02 grudnia


Odwaga to strach, który odmówił swoje modlitwy.

(anonim)




Powierzanie własnej woli i życia Bogu to właściwa postawa dla ludzi słabych, podatnych na zranienie i bezsilnych, jakimi w gruncie rzeczy jesteśmy. Nie jest to ta wiara, która „góry przenosi”, lecz zwykła potrzeba ochrony wobec ciągłego narażenia na ataki nałogu, który dobrze „wie” kiedy przypuścić szturm. Pozbawieni erotomańskiego haju, boimy się z początku swoich prawdziwych uczuć; boimy się bliskości, ryzyka, wyborów, odpowiedzialności, stresu, lęków i wielu innych rzeczy, które innym przychodzą jakby bez trudu. Boimy się, ale - co w naszej modlitwie najważniejsze - przyznajemy to. Program AE pomaga nam „oswoić” uwolnione uczucia: przeżywać je, dzielić się nimi i utulać. Dzięki mityngom, kruszymy naszą skorupę, przestając być bunkrem, który odpiera ataki świata. Wychodzimy z niego na zewnątrz, by zobaczyć, co chce nam zaoferować życie, ludzie i zdarzenia. Dzisiaj modlimy się o pełnię odczuwania i odwagę wyborów w życiu.


Czy decyduję się na odwagę czucia i działania, a może nadal szukam izolacji i karmię mój strach? Czy jestem wdzięczny, że dla mnie sprawdza się nie wiara co „góry przenosi”, lecz zawierzanie się Bogu i małe, codzienne kroki do Niego?


Modlę się, abym przekształcał moje lęki w odwagę. Modlę się, abym w podatności na zranienie wychodził do ludzi i świata. Modlę się, abyś Ty, Boże, był moją tarczą i siłą na każdy dzień życia.


Na dzisiaj: Decydując się na trzeźwe życie, odważam się czuć moje lęki i całą podatność na zranienie. Oddaję się Sile Wyższej i godzę na ryzyko otwartości, bliskości i wyborów.


02 czerwca


Najlepsza książka pisze się sama.

(William Wharton)




Nie powinniśmy traktować zdrowienia z erotomanii jak musztry - nie możemy go sami wyreżyserować ani też wymusić na sobie. Nie jest to też wyścig. Najlepsze okazje do przerabiania Kroków daje nam codzienne życie - jego bieżące sytuacje i zdarzenia. Warto obserwować je tak, jak znaki drogowe. Warto systematyzować i analizować nasze doświadczenia, omawiając je na mityngach czy ze sponsorem. Warto organizować warsztaty czy wyjazdy AE poświęcone wybranym obszarom zdrowienia. Staramy się jednak nie stosować sztucznego klucza - np. nie robimy Czwartego Kroku, bo jest kwiecień, lecz dlatego, że staliśmy się do niego gotowi wskutek znalezienia wiary i zaufania Bogu. Tak więc uznajemy zdrowienie za proces samonośny, któremu jedynie pomagamy, zamiast kontrolować. W ten sposób nasz rytm staje się naturalny, trzeźwość - niewymuszona, a owoce dojrzewają o swojej porze. Nie próbujemy ich zrywać przedwcześnie, ani też nie pozwalamy, by przejrzały lub padły łupem robaka.


Czy przerabiam program AE odpowiednio go mojej gotowości i zachodzących zdarzeń, a może traktuję zdrowienie jak wyścig lub musztrę? Czy jestem wdzięczny za dymisję ze stanowiska reżysera własnego zdrowienia?


Modlę się, aby szedł krokiem dostosowanym do zdarzeń. Modlę się, abym wyczuwał właściwą porę - nie zwlekał i działał stosownie do sytuacji. Modlę się, aby owoce zdrowienia dojrzewały we mnie według Twojego „zegara,” Boże.


Na dzisiaj: Mój postęp nie dokonuje drogą moich rozporządzeń. Pozwalam zdrowieniu toczyć się we mnie według Bożego „zegara”. Wsłuchuję się w bieg zdarzeń i stosownie do nich stawiam Kroki.









03 grudnia


Człowiek szczęśliwy

to nie ktoś w stosownych okolicznościach,

lecz ktoś w stosownej postawie życiowej.

(Hugh Downs)


Moje szczęście zależy od mojej postawy - od tego czy akceptuję rzeczywistość, czy nie. Mogę to sprawdzić, gdy przez dłuższy czas wnikliwie obserwuję własne uczucia i reakcje. Wiele razy bowiem okazywało się, że z tą samą sytuacją lub z tymi samymi ludźmi mogę czuć się zarówno szczęśliwy, jak i nie. Łatwo mi rozpętać dramat i wojnę, gdy coś jest nie po mojej myśli. Wtedy nagle zaczyna mnie irytować rodzina lub jej brak, przełożeni, podwładni, rozebrani przechodnie, prowokujące plakaty, pieszczące się pary, pogoda - a przede wszystkim moja własna osoba. Niezgoda, złość zazdrość, krytyka i bunt to dla mnie poważny sygnał ostrzegawczy przed wpadką lub nawrotem uzależnienia. Chcę pamiętać, że w tych samych okolicznościach bywałem już szczęśliwy i znów mogę zaznawać szczęścia. Chcę stale powracać do stosownej dla mnie postawy życiowej - do akceptacji. Chcę dzisiaj pamiętać, że dziś zarówno problem, jak i jego rozwiązanie, zależy ode mnie. Tylko poprzez akceptację rzeczywistości mogę znaleźć z nią kontakt.


Czy trwam w stosownej dla mnie postawie akceptacji, a może karmię w sobie niezadowolenie i krytykę? Czy jestem wdzięczny, że dzisiaj tak problem, jak i jego rozwiązanie, zależy ode mnie?


Modlę się, abym trwał w stosownej dla mnie postawie akceptacji. Modlę się, abym pamiętał, że w każdej sytuacji mogę czuć się szczęśliwy. Modlę się, abym we wszystkich okolicznościach szukał Twojej woli, Boże, i godził się na nią.


Na dzisiaj: Jeśli nie mogę sam stać się taki, jaki chciałbym być, jak mogę oczekiwać, że inni będą tacy, jak ja chcę? Postanawiam nie rozpętywać dramatów i wojen lecz godzić się z rzeczywistością.

02 marca


Trzeba być jak balwierz nie po to, by golić innych,

ale siebie samego.

(Jan Tauler)



Obrachunek z cudzego życia to golenie innych. Im nie pomaga, a nam tylko szkodzi. W AE dociera do nas prosta prawda, że nie możemy zmienić ani drugiego człowieka, ani urządzenia świata, a jedynie samego siebie. I tylko za to jesteśmy odpowiedzialni. Jednocześnie na mityngach dostajemy, nieraz bezlitosny, wgląd w naszą chorobę - rozeznanie, jacy w istocie jesteśmy i co mamy w sobie naprawić - ale też dostajemy program i Siłę Wyższą jako lekarza. Uznawszy bezsilność wobec erotomanii i powierzywszy swoją wolę i życie opiece Boga, sporządzamy własny obrachunek moralny. Z wiedzą o własnych wadach i lukach charakteru stajemy się gotowi do ich usuwania - przystępujemy golenia ich w sobie ostrzem bezwzględnej uczciwości wobec siebie i Bożej pomocy. Spod warstw choroby wyłania się nasze prawdziwe oblicze. Kiedy zajmujemy się naprawą własnej osoby, a nie innych, jakże stajemy się czyści i piękni!


Czy skupiam się na naprawianiu siebie, a może pociąga mnie cudzy obrachunek? Czy jestem wdzięczny, że kiedy „golę” moje wady i braki, ludzie przestają mnie irytować i otoczenie staje się przyjazne?


Modlę się, abym nie łamał granic innych i zajmował się własnym obrachunkiem. Modlę się, abym odkrył w sobie wszystko, co wymaga uzdrowienia. Modlę się, abym „goląc” siebie samego odkrywał moje prawdziwe oblicze - Ciebie we mnie, Boże.


Na dzisiaj: Nabytą w AE umiejętność „golenia” wad praktykuję na sobie. Mogę pokazywać innym, jak sam to robię, ale nikogo nie wyręczam. Chcę odkryć moje prawdziwe oblicze - Boga we mnie.










02 września


We wszystkich rzeczach patrzaj miary.

(Jan Kochanowski)




Sedno naszych kompulsywnych zachowań kryło się w postawie: wszystko albo nic. Jeśli nie mogę być „Matka Boską”, będę „Carycą Katarzyną”. I odwrotnie. Aby nie być ofiarą, będę oprawcą; aby ktoś mnie wyratował, będę ratownikiem. Umiar w czymkolwiek był nam obcy. Próbowaliśmy ominąć odpowiedzialność za siebie, swój ból i swoje uzależnienie. Nie chcieliśmy znać swoich ograniczeń i ani mieć granic. Należało się nam wszystko, a w efekcie nie należało się nam nic. Program AE pozwala nam dziś wypełnić tę czeluść między skrajnościami. Uczymy się operować delikatnymi barwami i półtonami. Porzucając kontrast rozpusta - wstyd, odkrywamy nieprzebraną paletę odcieni. Unosi nas morze subtelnych barw życia, które nakładamy na płótno każdego dnia. Medium, w którym je rozcieńczamy i rozprowadzamy, jest nasza duchowość. Dzięki niej malujemy zupełnie nowy pejzaż życia, a Siła Wyższa prowadzi naszą rękę, zapładnia wyobraźnię i podsuwa natchnienie. Umiar sprawia, że możemy dziś przyjąć pełnię Bożych łask.


Czy maluję subtelnymi barwami życia, a może dalej wolę tylko czerń i biel? Czy jestem wdzięczny, że porzucając dawną postawę: „wszystko albo nic”, budzę się do przyjęcia pełni Bożych łask?


Modlę się, abym czeluść między skrajnościami wypełniał miarą Twoich łask, Boże, Modlę się, abym moje życie malował delikatną paletą półtonów i półcieni. Modlę się, abyś Ty, o Panie, prowadził moją rękę po płótnie każdego dnia.


Na dzisiaj: Gubię moją zachłanność i anoreksję, by korzystać z subtelnej palety nastrojów życia. Pozwalam Bogu prowadzić moją rękę, zapładniać wyobraźnię i podsuwać natchnienie.


03 marca


Oderwanie od owocu swojego działania

to najlepszy sposób na działanie ze spokojem.

(Jalal ud-din Rumi)



Jeden ze sloganów AE mówi: „puść - i pozwól działać Bogu.” To bowiem, co trzymamy, zniewala nas. Tak samo chęć osiągnięcia wyników. Ma ona ma wiele źródeł: brak wiary, że Siła Wyższa działa bez porównania lepiej od nas; lęk, że nie kontrolując sytuacji zostaniemy zniszczeni; przekonanie, że sukcesów, nie ma czego szukać na świecie. Jednak albo zgodzimy się, że nasze zdrowienie nie będzie przebiegać tak, jak sobie planujemy, albo będziemy się szarpać i zmagać. Bywało, że wpadki lub osobiste urazy zabierały nam nadzieję lub odsuwały do mityngów - szliśmy wtedy zrywami, padając. Lub że chęć, by nasze zadośćuczynianie prowadziło do przemiany skrzywdzonych ludzi, uniemożliwiała ją. Nieraz niesione posłanie nie dawało owocu, gdyż liczyliśmy na czyjś sukces, który miał przysporzyć nam chwały. Dziś wiemy, że każde przywiązanie do rezultatu zabiera nam spokój i luz działania. Dlatego mówimy: „puść to - i pozwól działać Bogu”.


Czy skupiam się na samym działaniu, a może wizja rezultatów kradnie mi skuteczność i spokój? Czy jestem wdzięczny, że gdy tylko luzuję kontrolę, Bóg w cudowny sposób dopełnia dzieło?


Modlę się, abym skupiał się na tylko działaniu i nie zabiegał o laur wyników. Modlę się, abym niósł posłanie, a nie jego adresata. Modlę się, abym ufał, że Ty, Panie, bez porównania lepiej czuwasz nad wszystkim.


Na dzisiaj: Luzuję kontrolę i odrywam się od rezultatów moich działań. Dzieląc się i pozwalając działać Bogu, daję tylko impulsy i idę dalej. Spokój, jaki mi to przywraca, czyni mnie skutecznym.











03 września


Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest...

Miłość nie zazdrości, nie szuka swego,

nie dopuszcza się bezwstydu...

(św. Paweł z Tarsu)


Im prawdziwiej kochamy, tym mniej uzależniamy się od ludzi. Im prawdziwiej kochamy, tym więcej wolności mamy w relacjach z nimi. Im prawdziwiej kochamy, tym bardziej skupiamy się na wspólnym duchowym wzrastaniu. Nie musimy nikogo zdobywać ani porzucać. Możemy żyć bez lęku, że kogoś urazimy czy stracimy, bez przymusu zapełniania swojej pustki osobami, bez szukania w nich bezpieczeństwa, bez władzy nad nimi, kontroli lub uległości, bez chęci wywierania na kimś wrażenia i wzbudzania jego obsesji i tęsknot. Gasząc w sobie pożądania i rozpalając w sercu miłość, potrafimy być szczęśliwi tak w stałym związku, jak i w pojedynkę. Dzięki AE nasze kontakty stają się wzajemne, celowe, trwałe i konsekwentne. Nie łamiąc granic, nie dopuszczamy się bezwstydu, ani nie toniemy w zawstydzeniu. Miejsce zazdrości zajmuje w nas radość z czyjegoś szczęścia. Stajemy się cierpliwi, wybaczający i cisi. Kiedy bowiem mamy miłość, przestaje ona być narkotykiem.


Czy, dzieląc się z innymi, znajduję w sobie miłość, a może, wciąż „na głodzie,” szukam jej u ludzi jak narkoman narkotyku? Czy jestem wdzięczny, że AE odbiera mi i bezwstyd, i zawstydzenie?


Modlę się, aby moje przeżycie i samopoczucie nie zależało od seksu i czyjejś adoracji. Modlę się, abym - dzieląc się sobą - był przekaźnikiem Twojej miłości, Boże. Modlę się, abym otwierał się na dobra, które mi zsyłasz poprzez ludzi, Panie.


Na dzisiaj: Dzieląc się sobą i słuchając, daję miłość. Nawet jeśli mam tylko bolesne przeżycia z czynnej erotomanii, we Wspólnocie stają się one najlepszym zalążkiem cudu.

03 czerwca


Kto nie umie pływać, wykonuje w wodzie gwałtowne ruchy;

kto umie - leży bez ruchu, a woda sama go unosi.

(Opowieści chasydów)



Zawierzenie się Sile Wyższej to duchowe „prawo Archimedesa.” niewiele trzeba, by program nas unosił. Mityngi, literatura, sponsor, kontakt, sięganie po wsparcie, otwartość, służby, niesienie posłania - całe tzw. abecadło. Jeśli zanurzymy się w AE, choć to z początku może nas przerażać, zaczynamy doświadczać cudu pływania w duchowym nurcie zdrowienia. Nie jesteśmy już więcej poza życiem ani przeciw niemu, lecz jego prądy niosą nas według Bożego planu i do Bożego celu. Wystarczy, że nie przeszkadzamy im nerwowymi ruchami pochodzącymi z lęku i samowoli i nie gonimy za hajem. Poddawszy się odwiecznym prawom świata, które nas przenikają, czujemy ich nośność i ufamy jej. Traktując je jak dobry pływak wodę, uprawiamy sztukę, która z pozoru polega na nie działaniu. W istocie jednak działamy dużo więcej, gdyż w harmonii z Bogiem zaczynamy realizować plan, jaki dla nas przygotował.


Czy pozwalam, by unosiły mnie duchowe prawa świata, a może nadal mnie przeraża odpuszczenie kontroli i zawierzenie się Bogu? Czy jestem wdzięczny, że dzisiaj mogę odkryć i stosować duchowe „prawo Archimedesa”?


Modlę się, abym zaufał duchowemu „prawu Archimedesa”. Modlę się, abym, puszczając kontrolę, poczuł nośność świata. Modlę się, abym mógł działać zgodnie z Twoją wolą, Panie i zawierzył się jej.


Na dzisiaj: Jak pływak wodzie, powierzam się Bogu i puszczam kontrolę. Przestaję gonić za zaspokojeniem i odsuwam samowolne pomysły. Chcę dziś zaufać odwiecznym prądom świata, które tak cudownie mnie niosą.











04 grudnia


Tyle razy unikamy ryzyka, ile razy je podejmujemy.

(Henry David Thoreau)




Ile razy unikamy ryzyka - ryzyka całkowitej przemiany, naprawy życia i spotkania z prawdziwym, nie odkrytym sobą - tyle razy szukamy bezpieczeństwa na Titanicu. Każdy Krok programu wymaga ode nas ryzyka. Czy nie umrę lub nie zwariuję wskutek odstawienia? Czy Siła Wyższa może lub zechce mnie uzdrowić? Czy mnie nie odtrąci? Jeśli się Jej powierzę, to czy zostanie jeszcze ze mnie coś ciekawego? Czy inni zaakceptują mnie, jeśli się przed nimi otworzę? Czy gdy odejdą moje wady, nie wpadnę w „niebiańską” nudę? Czy - jeśli będę zadośćuczyniać - nie wystawią mi rachunku nie do spłacenia? Czy jeśli odsłonię się i okażę swoją wrażliwość, będę jeszcze umiał żyć na tym brutalnym świecie? Czy ktokolwiek się przebudzi, kiedy będę niósł posłanie? Jak pogodzę duchowy program z materialnymi wymogami życia? ... Depcząca nam po piętach erotomania sprawia, że podejmujemy każde ryzyko na tej drodze. Dziś wiemy, jak bardzo nam się ono opłaca.


Czy podejmuję każde ryzyko na drodze przemiany, a może nadal chcę go uniknąć? Czy jestem wdzięczny, że jeśli jestem uczciwy wobec siebie, to z programem AE nie może mi się nie udać.


Modlę się, abym podejmował każde konieczne ryzyko na ścieżce duchowej. Modlę się, abym działał bez lęku i powierzał rezultaty Tobie, Boże. Modlę się, abym był wobec siebie uczciwy i pamiętał, że z programem AE nie może mi się nie udać.


Na dzisiaj: Podejmuję każde ryzyko, jakiego wymaga ode mnie proces zdrowienia. Zaczynam od bezwzględnej uczciwości. Tylko w ten sposób mogę uniknąć powrotu do autodestrukcji i naprawiam moje życie.


04 czerwca


Kiedy jesteś prawdziwy, nie możesz już być brzydki,

chyba że dla tych, którzy niczego nie rozumieją.

(Margery Williams)



Nasz klucz do szczęścia leży w stawaniu się prawdziwym. AE pomaga nam odróżniać prawdziwe, trwałe spełnienie od jego imitacji, nawet najbardziej intensywnej. Szybkie satysfakcje pchają się bowiem pierwsze, jakby z obawy, że mogą nie zdążyć, niosą nam jednak pięknie opakowaną chorobę. Uczuciowo-seksualny haj i podniecenie, rytuały i trans, wymiana sygnałów i atrakcyjność, seksapil i marzenia, polowanie i zostawianie śladów, czar i podziw, pieniądze i władza, prestiż i duże wygrane - to bardzo sugestywne złudzenia. Pędząc za nimi, nie mogliśmy odkryć, jacy naprawdę jesteśmy. I kiedy pierwszy raz dotykaliśmy swojego prawdziwego „ja”, nie wyglądało ono pociągająco: wrażliwe, przestraszone, pełne ran, kompleksów i wad „brzydkie kaczątko”. A przy tym kapryśne i nieobliczalne. Jednak gdy zaczynaliśmy rozumieć trochę proces, który się w nas toczył, odkrywaliśmy w sobie nie znany wcześniej duchowy rodzaj piękna, który wymyka się ziemskim pojęciom.


Czy, znajdując moje prawdziwe „ja”, odkrywam nieznane dotąd piękno, a może nadal uważam, że brak mi wartości i jestem do niczego? Czy jestem wdzięczny, że mój klucz do szczęścia leży w stawaniu się prawdziwym?


Modlę się, abym miał odwagę stawać się prawdziwym. Modlę się, aby nie patrzał na „opakowanie”, lecz na duchową zawartość. Modlę się, abyś Ty mnie napełniał swoim pięknem i miłością, Boże.


Na dzisiaj: Chcę szukać tego co prawdziwe, a nie co efektowne i powierzchowne. Znajduję moje prawdziwe ja - przestraszone, pełne ran, kompleksów i braków, ale moje. Gdy biorę je na ręce, Bóg, obmywa mnie w łasce i nadaje mi piękno.










05 grudnia


Żałować - znaczy wychodzić z problemu, a nie opłakiwać go.

(anonim)




AE pokazuje mi, że głównym problemem jestem ja sam. Dzisiaj nie chowam się przed sobą. Czyż bowiem jest roztropny ktoś, kto zachowuje się jakby problem nie istniał? Jak małe dziecko, które zakrywa oczy i woła: Nie ma mnie! ... Bez szczerej woli zmienienia swojego życia i samego siebie żaden erotoman nie wytrwa w AE. Tylko nasza gotowość, by wejść w abstynencję i doświadczać cudu zdrowienia sprawia, że zamiast upierać się: Nie mam problemu! - wołamy: Tak, jestem erotomanem. Mam problem i ROZWIĄZUJĘ go! Nie musimy już siebie obwiniać, użalać się nad sobą ani opłakiwać dawnych gratyfikacji, gdyż bierzemy odpowiedzialność za siebie. Zmieniamy to, co potrafimy, a powierzamy Bogu to, czego nie możemy. A jeśli płaczemy, są to dziś łzy życia - łzy wzrastania duchowego, wzruszeń i wykluwającej się w nas miłości. Jeśli mamy odwagę próbować, mamy wszystko, czego nam trzeba.


Czy rozwiązuję mój problem i zmieniam siebie, a może zamykam oczy lub załamuję ręce? Czy jestem wdzięczy, że przemiana wymaga ode mnie tak wiele samozaparcia, które potem lawinowo procentuje?


Modlę się, abym wychodził z problemu zamiast opłakiwać go. Modlę się, abym był gotów na wszystko, żeby zmienić siebie. Modlę się, aby płacz mojego serca i Twoje tchnienie nad nim, Panie, łączyły się z sobą w strumień odkupienia.


Na dzisiaj: Przestaję załamywać ręce, użalać się nad sobą oraz bawić się w chowanego. Stając w prawdzie o sobie, wychodzę z problemu i kąpię się w Bożym strumieniu odkupienia.

04 marca


Jeśli Bóg jest na właściwym miejscu,

wszystko inne jest na właściwym miejscu.

(anonim)



- Miłującego Boga - jedyny i najwyższy autorytet w AE - stawiamy na pierwszym miejscu. Ustawiając się za Nim unikamy szkodliwych dla Wspólnoty sporów i walk o prestiż czy władzę. Kroki i Tradycje AE to dla nas miejsce pokory. Możemy się mylić, ale nie będziemy trwać w błędzie, jeśli będziemy stale się pytać: „Jak na naszym miejscu postąpiłaby miłująca Siła Wyższa?” Objaśni nas Ona i wszystko ułoży jak trzeba. Dzięki temu pamiętamy, że nie jesteśmy doborowym gronem wspaniałych osób, które zbierają się, by sobie gratulować siły i wzajemnie się podziwiać. Jesteśmy grupą bardzo poranionych i chorych na uzależnienie ludzi, którzy czują palącą potrzebę przychodzenia i dzielenia się sobą, by razem powstawać z upadku, oczyszczać się i otwierać na Boga. Jeśli na tej drodze Opatrzność, jakkolwiek się przejawia wśród nas, stoi na pierwszym miejscu, to i my stoimy tam gdzie trzeba i nie grozi nam, że ktoś z nas przejmie władzę i będzie po swojemu zarządzać.


Czy stawiam miłującego Boga na pierwszym miejscu, a może chcę stawiać tam siebie? Czy jestem wdzięczny, że oddając nałóg i poddając się woli Siły Wyższej, przestaję pławić się w gratulacjach i komukolwiek „kadzić”?


Modlę się, abym nie szukał podziwu ani chciał nikim rządzić. Modlę się, abym akceptował Twój porządek, Boże, który wszystko porządkuje. Modlę się, abym w kwestiach spornych pytał: co Ty, Panie, który doskonale kochasz, zrobiłbyś na moim miejscu?


Na dzisiaj: Przychodzę do Wspólnoty ludzi bardzo poranionych, aby zdrowieć i nie robię sobie z nikogo autorytetu. Rezerwując go dla Siły Wyższej, unikam promowania siebie i staję w miejscu pokory.









04 września


Nieumiejętność słuchania to najtragiczniejszy rodzaj głuchoty.

(anonim)




Prawdziwe słuchanie wiąże się z ryzykiem. To ciągła weryfikacja siebie - motor naszej przemiany. W czynnej erotomanii musieliśmy słuchać jej podszeptów, pokus i wymagań. Choroba mamiła nas iluzją szczęścia i przekonywała, że jest wszystkim czego nam trzeba. Zdawało się nam, że bez ciągłych dawek seksu i miłości nie przeżyjemy i nie poradzimy sobie. Ogłuszani eksplozjami haju byliśmy nieczuli na subtelniejsze i prawdziwe głosy - sumienia, współczucia i miłości. Dopiero w AE, zaczynamy - może pierwszy raz w życiu - nasłuchiwać sercem: SŁYSZEĆ nieubłagany głos prawdy. Dzięki mityngom nasza duchowa głuchota mija i budzimy się do trzeźwego i wartościowego życia. Mądrość AE każe nam jednak stale mieć się na baczności, bowiem pod osłoną długiej abstynencji, skromności, pewności siebie, uporu lub uprzedzeń, duchowa głuchota chętnie powraca. Na szczęście mając program nie jesteśmy wobec niej bezbronni. Każdy mityng to dla nas lustro sumienia i prawdy - to niepowtarzalna lekcja słuchania sercem.


Czy unikam postaw, które prowadzą mnie do duchowej głuchoty, a może wiem wszystko najlepiej lub nic mnie nie obchodzi? Czy jestem wdzięczny za lekcje słuchania sercem, co kosztuje mnie tyle wysiłku i tak sowicie wynagradza?


Modlę się, aby moje duchowe ucho nie ogłuchło znowu - abym dzielił się i pozostawał otwarty. Modlę się, abym przestrajał mój aparat nasłuchowy z pasma intelektu na pasmo sumienia i serca. Modlę się, abyś Ty, Boże, trafiał do mnie słowami innych AE.


Na dzisiaj: Rozwijam w sobie antenę sumienia i przestrajam mój „aparat nasłuchowy” na pasmo serca. Kiedy słucham świadectw innych AE, mój duchowy „odbiornik” ciągle zyskuje na wrażliwości.


05 marca


Droga do szczęścia wiedzie przez akceptację cierpienia.

(św. Franciszek Salezy)




Szczęście nie leży w zaznawaniu przyjemności, a we wspólnym uwalnianiu cierpień. Ból - ten, który jest nam dany, a nie ten, który sobie sami zadajemy - jest dla szczęścia tym, czym pas startowy dla samolotu. Jeśli w pewnym momencie nie oderwiemy się od niego, nie wzniesiemy się do nieba,. Dopóki wszystkie cierpienia przeszłości - te z czynnej erotomanii i te ze zranień z dzieciństwa - nie zostaną przeżyte i uwolnione, przykuwają nas one. I choć na początku dają rozpęd, muszą potem odpaść. Akceptując i kojąc dawne rany doprowadzamy do tego, że strupy na nich - nasze przywiązanie do autodestrukcji - odpadają. Zgoda na ból prowadzi nas do miejsca startu, gdzie go w końcu zostawiamy, by wznieść się ku szczęściu. Musimy przebyć nasz „pas startowy” - nieraz trwa to wiele lat - ale jakimś momencie zostaje on za nami. Przychodzi pora unieść głowę i wzbić się do duchowego lotu w przestworza trzeźwości.


Czy znajduję szczęście poprzez akceptację cierpienia, a może - aby go nie czuć - wciąż popadam w doznania, które dają haj, upojenie i „kopa”? Czy jestem wdzięczny za mój pas startowy - bolesny rozbieg do zupełnego wyzwolenia?


Modlę się, abym akceptował moje cierpienia i uwalniał je. Modlę się, abym dzięki nim wzbijał się do duchowego lotu w przestworza trzeźwości. Modlę się, aby Twoje tchnienie, Boże, było unoszącym prądem, co napełnia moje skrzydła.


Na dzisiaj: Akceptując cierpienia, wyrzucam balast uwiązania do choroby, katastrofizmu i karania siebie. Jak samolot, rozstaję się z pasem startowym i łapię wznoszący prąd Bożej miłości.










05 września


Prawdziwe słuchanie - całkowite skupienie się na mówiącym -

zawsze świadczy o miłości.

(M. Scott Peck)



Człowiek, który dźwiga tajemnice, musi unikać poufałości. Lecz jeśli trafi on w bezpieczne, akceptujące go otoczenie - w krąg słuchania i dzielenia się sercem - i jeśli będzie wytrwale do tego kręgu powracać, otworzy się i zacznie mówić. Jeśli nie spotka się wtedy z intruzywnym dociekaniem ani z dystansem, a jego sekrety przyjmowane będą z szacunkiem, bez emocjonalnego tumultu - nie tyle z wyrazami wylewnej sympatii, ile w głębokiej ciszy, skupieniu i może tylko z westchnieniem od czasu do czasu świadczącym, że wszystko co mówi jest tu rozumiane i znane - jeśli więc otuli go ciepła atmosfera troski i bezpieczeństwa, zacznie on odkrywać i wypowiadać tajemnice, które go nie raz zadziwią i nie raz przerażą. W AE dusza nasza zmienia się w przeźroczysty strumień, który - wypływając z głębin przeszłości - wypłukuje i niesie mroczne tajemnice ku oczyszczającemu światłu.


Czy współtworzę w AE bezpieczną atmosferę słuchania, a może nadal rządzi mną dociekliwość, ocena, zaprzeczanie lub dystans? Czy jestem wdzięczny, że słuchanie i mówienie sercem oczyszcza moje intruzywne „ja”?


Modlę się, abym stawał się jak strumień, który niesie mroczne tajemnice ku światłu. Modlę się, abym słuchając bez dociekania, ocen i chęci ingerencji, dawał miłość. Modlę się, abyś Ty, Boże, leczył mnie w bezpiecznym kręgu AE.


Na dzisiaj: Słuchając sercem, staję się jak strumień, który niesie mroczne tajemnice ku światłu. Gdy docieram do faktów, w które mi trudno uwierzyć, zanurzam je w miłości słuchania obecnej w AE.

05 czerwca


Droga do wolności wiedzie przez pokorę.

(anonim)




Wolność to uczenie się pokory. Osiągamy ją, gdy impulsy do działania czerpiemy z tego, co trzeźwe i dobre. Jeśli sprzeciwiamy się duchowym, odwiecznym prawom, muszą nas one pokonać. Nie możemy przeprowadzić własnej woli, gdyż forsując ją, tracimy wolność: stajemy się niewolnikami własnego egoizmu, pychy i autodestrukcji. Program AE polega na kapitulacji. Uczymy się jej na każdym kroku poprzez rezygnację z samowoli. Uznajemy swoją bezsilność wobec seksu i miłości i oddajemy się w opiekę Bogu. Bądź wola Twoja, a nie moja, Panie - mówimy i nie czekamy bezczynnie. Wola Boga spełni się sama. To my mamy ją spełniać - w sobie i we własnym życiu. To my mamy stawiać w sercu tamę egoizmowi i uzależnionym zachowaniom. To my mamy oczyszczać się z żądz, kłamstwa i wad, a przyjmować w ich miejsce łaskę. Tylko działając zgodnie z wolą Boga możemy się uratować. Dziś prosimy Go, aby wolność oznaczała dla nas, że nie umiemy już postąpić na swoją szkodę.


Czy, kapitulując wobec erotomanii szukam woli Boga w moim życiu, a może nadal forsuję własne pomysły na zdrowienie? Czy jestem wdzięczny, że wola Boga nie spełnia się sama - że mam jej z pokorą pomagać?


Modlę się, abym odnalazł klucz do wolności: prawdziwą pokorę. Modlę się, abym impulsów do działania szukał w tym, co wieczne i dobre. Modlę się, abym spełniał Twoją wolę, Boże - w sobie i w moim życiu.


Na dzisiaj: Z pokorą staję w prawdzie o mojej bezsilności i rezygnuję z własnych pomysłów na wyzdrowienie. Szukam woli Boga w moim życiu i pomagam jej się wypełniać poprzez program AE.








06 grudnia


Jeśli z góry twierdzę, że „nie mam problemu”,

to albo go mam, albo właśnie go sobie hoduję.

(anonim)



Zaprzeczanie czyniło nas ślepym na naszą sytuację. Było tarczą choroby. Dopadała nas ona, ilekroć chowaliśmy ją za kurtyną tajemnic, dwuznaczności i dobrych intencji. Zaprzeczaniem było również uparte twierdzenie - mimo rosnącej liczby dowodów na naszą bezsilność - że sami sobie poradzimy z obsesją i sami sobą dobrze pokierujemy. Z cegieł i bloków negacji wznosiliśmy w sobie rezydencję dla erotomanii, sami będąc zmuszeni koczować, jak ktoś bezdomny, pod jej murami - wyrzuceni na zewnątrz, poza sobą. Gdy jednak składamy oręż zaprzeczeń, którymi walczyliśmy z prawdą; gdy bezwarunkowo kapitulujemy pod jej naporem i poznajemy nasze zdeprawowane motywy; gdy słuchając innych anonimowych erotomanów uznajemy naszą klęskę kontroli i potrzebę wybawienia; gdy stajemy się gotowi oddać całą naszą chorobę, a przyjąć program AE - doświadczamy zalewu Bożych łask. Obyśmy tylko chcieli je dzisiaj przyjąć.


Czy, kapitulując bezwarunkowo, otwieram się na zalew Bożych łask, a może upierając się, że nie mam tego problemu? Czy jestem wdzięczny AE za słowa, które zabierają mi oręż zaprzeczania?


Modlę się, abym oddał całą moją chorobę, a przyjął program AE. Modlę się, abym mógł mieszkać w sobie, a nie koczować na wygnaniu. Modlę się, abyś Ty, Panie, zamieszkiwał mnie we mnie, nie ja sam.


Na dzisiaj: Przestaję zaprzeczać i przyjmuję program. Wracam do siebie i obejmuję się w posiadanie. Zapraszam Boga, żeby był gospodarzem mojego odzyskanego domu i umeblował go łaskami.


06 czerwca


Wszystko, co dajecie, będzie wam pewnego dnia zwrócone.

To, co zatrzymujecie, nie ostoi się.

(Kahlil Gibran)



Jedno z odwiecznych, duchowych praw, jakim podlega człowiek, mówi: dając - otrzymujemy. Działa ono niezależnie od moralnego wymiaru naszych uczynków i stale przysparza nam tego, co z siebie wydzielamy. Gdy emanowaliśmy seksualną i uczuciową obsesją, rosło w nas niezaspokojenie. Gdy nasze uczynki znaczył egoizm, samowola i izolacja, także otoczenie stawało się bardziej samolubne. Gdy wykorzystywaliśmy innych - i siebie - do własnych przyjemności, czuliśmy się puści i drenowani. Dzisiaj, gdy dzielimy się z kimś miłością, wiarą i nadzieją, to przybywa jej po obu stronach. Dzisiaj, gdy mówimy o sobie prawdę, zyskujemy zdrowe więzi; Dzisiaj, gdy dajemy wyraz chęci zdrowienia, przybywa nam Bożej opieki. Póki żyjemy, zawsze mamy jakieś dobro, którym możemy się podzielić. I chociaż na początku drogi czuliśmy się do cna wyzuci z wartości, nasze upadek, którym się dzieliliśmy ze skruchą i gotowością przemiany, stawał się skarbem: podwaliną i siłą duchowego wzrostu.


Czy dzielę się moim upadkiem i ocaleniem, a może, zatrzymując te doświadczenia w sobie tracę dobra, które uzyskałem w AE? Czy jestem wdzięczny za tę świętą szansę, jaką jest dawanie innym prawdziwego siebie?


Modlę się, abym mógł dawać miłość, nadzieję i wiarę. Modlę się, abym, dzieląc się, z radością pomnażał te duchowe dobra. Modlę się, abym, dając siebie innym, Ciebie przyjmował, mój Panie.


Na dzisiaj: Nawet gdy czuję się do cna wyzuty z wartości, mam skarb, którym od początku drogi mogę się dzielić: moje cierpienia i gotowość przemiany. Na tym fundamencie rośnie moja trzeźwość.










07 grudnia


Chcę tylko żyć tym, co samo pragnie się ze mnie wydobyć;

Czemuż jest to tak trudne?

(Herman Hesse)



Jeśli naprawdę zamierzam przebudzić się duchowo, pierwszym krokiem na tej drodze jest uświadomienie sobie, że tak naprawdę wcale nie chcę się przebudzić. Zdrowienie boli, a naturalne jest, że nikt nie chce fundować sobie cierpienia. Żyć w uśpieniu jest pod tym względem dużo łatwiej. Jednak choroba postawiła nas przed wyborem: rosnące i destrukcyjne cierpienie, rozpacz i katastrofa, czy malejące i konstruktywne cierpienie - wolność, pogoda ducha i wdzięczność? Gdyby nie widmo ostatecznego upadku, większość z nas nie podjęłaby pewnie trudów odstawienia i pracy nad sobą. Lecz zacząwszy przerabiać program AE, zaczynamy kochać ten sposób życia. ... Czym lub Kim jest w nas ten pierwiastek, który za wszelką cenę chce się wydźwignąć z autodestrukcji i w którym życie jest nieraz tak trudne, a jednocześnie tak pełne satysfakcji i szczęścia?


Czy żyję tym, co pragnie się ze mnie wydobyć - trzeźwością - a może nie zależy mi na niej lub ograniczam się tylko do „suchej” abstynencji? Czy jestem wdzięczny AE, że proponuje mi trudny lecz wspaniały lek: przebudzenie duchowe?


Modlę się, abym miał odwagę żyć Tym, co chce się ze mnie wydobyć i poprowadzić wzwyż. Modlę się, abym miał siłę znosić ten trud. Modlę się, abym umiał rozpoznać w sobie cząstkę Ciebie, Boże.


Na dzisiaj: Tropię w moim umyśle i rozbrajam gniazda oporu przed przebudzeniem duchowym. Żyjąc programem, rozpoznaję w sobie cząstkę Boga, która chce mnie uleczyć i prowadzić wzwyż.

06 marca


Wiara jest największą z naszych niewykorzystanych rezerw.

(Edward Dowling)




Prawdziwa wiara pozwala przetrwać chwile jej utraty. Tylko wtedy działa. Nie polega na religijnych obrzędach i nie można jej na sobie wymusić. To łaska, która przychodzi jak chce i do kogo chce. Na szczęście wiara jest zaraźliwa poprzez przykłady jej skuteczności. Swoimi, świadectwami, determinacją i obecnością w AE dajemy sobie nawzajem dowody działania wiary. Skoro dla innych było możliwe otrząśnięcie się z erotomanii i życie w pogodzie ducha, również i mnie może się to udać? Sam fakt, że stale wracamy na mityngi, jest już dowodem wiary. Idąc ścieżką programu, dochodzimy do punktu, w którym trzeźwe i godne życie staje się czymś tak naturalnym, że trudno nam uwierzyć, jak mogliśmy kiedyś siebie i innych tak poniżać, wykorzystywać i krzywdzić. Zdrowienie uruchamia największą z naszych niewykorzystanych rezerw: wiarę. Ta zaś napędza nasz dalszy wzrost.


Czy uruchamiam największą z moich rezerw - wiarę, a może wciąż demonstruję swoją niezależność i uruchamiam siebie? Czy jestem wdzięczny, że wiary nie mogę na sobie wymusić, a tylko wychodzić ją sobie, stale wracając do AE?


Modlę się, abym chodząc na mityngi, chodził za łaską o imieniu: Wiara. Modlę się, abym dzięki niej mógł przetrwać chwile jej utraty. Modlę się abyś Ty, Panie, przekłuł mój zbiornik niewykorzystanych rezerw.


Na dzisiaj: Idę na mityng, żeby wchłonąć nową porcją nadziei i dać wyraz własnej. Pracą nóg uruchamiam największą z moich rezerw: wiarę, która pozwala mi przetrwać także chwile jej utraty.











06 września


Kiedy stajesz się lepszym słuchaczem,

Boże współczucie natychmiast staje się lepszym doradcą.

(Sri Chinmoy)



Słuchanie intelektem nie zmienia mnie, nie otwiera i nie wzrusza. Prawdziwe ryzyko to słuchanie sercem. Kiedy utożsamiam się w nim z innymi AE, słucham całą moją głębią. Światło ich wypowiedzi porusza mnie i przenika mój mrok - wydobywa tajemnice i dociera aż na dno mojej duszy. Słuchanie, cisza serca i uwaga innych anonimowych erotomanów, zawsze daje mi odczuć ich miłość - naprowadza mnie na rozwiązanie. Duchowe współbrzmienie z bólem i wysiłkiem innych AE oraz radość z ich obecności, jaka wlewa się we mnie na mityngach, jest drogowskazem na mojej drodze. Mogę z niego odczytać wolę Siły Wyższej wobec mnie i znaleźć wskazówki, jak każdego dnia - omijając pułapki choroby i zagładę - w zdrowy sposób dbać o siebie i innych: współczuć, działać, cieszyć się i kochać. Boże współczucie doradza mi tym lepiej, im lepiej słyszę je w wypowiedziach innych AE.


Czy, współbrzmiąc z innymi AE, radzę się współczucia Bożego, a może słucham tylko intelektem, oceniam i szufladkuję? Czy jestem wdzięczny, że prawdziwe ucho i prawdziwe usta Bóg umieścił w moim sercu?


Modlę się, abym słuchał sercem i mówił z jego głębi. Modlę się, abym, dzieląc się, stawał się coraz lepszym słuchaczem. Modlę się, aby Twoje współczucie, Panie, było moim najlepszym doradcą.


Na dzisiaj: Powiadają, że: „Usta są sercem próżnych, serce jest ustami pokornych.” Słucham doświadczeń innych AE, by wlewało się we mnie Boże współczucie: mój jedyny i najlepszy doradca.


07 marca


Dla tych, którzy darowują z wdzięcznością,

już sama wdzięczność jest zapłatą.

(Kahlil Gibran)



Jeśli rzeczywiście zostałem zbudzony z koszmaru, jakim jest erotomania, nie sposób abym nie był wdzięczny. Jeśli prawdziwe czuję wdzięczność, nie sposób, abym nie pomagał tym, którzy również chcą się wyzwolić. Jeśli prawdziwie pomagam tym, którzy chcą porzucić swoje chore zachowania seksualne oraz miłosne obsesje, nie sposób abym nie zachował własnej trzeźwości i nie rozwijał jej. Wdzięczność za osiągniętą trzeźwość jest dzisiaj motorem napędzającym moje poczynania. Wyzwolony za pomocą Dwunastu Kroków z erotomańskiego przymusu i nieprawych intencji, niosę to posłanie tym, którzy nadal tkwią w uzależnieniu. Za każdym razem, gdy w ten sposób daję siebie, zwalnia się we mnie miejsce na Boże łaski, które zaraz do mnie dopływają. Wdzięczność jest pierwszą z nich. Nie pozwala mi ona milczeć i dlatego poszukam dziś innych erotomanów, by podzielić się z nimi moją nadzieją, wiarą i doświadczeniem.


Czy, budzę się z koszmaru erotomanii i staram się pomagać tym, którzy wciąż cierpią, a może zasklepiam się w sobie i milczę? Czy jestem wdzięczny, że wdzięczność nie pozwala na bezczynność?


Modlę się, aby wdzięczność napędzała dzisiaj moje poczynania. Modlę się, abym z radością dawał prawdziwego siebie. Modlę się, abym w ten sposób zwalniał w sobie miejsce na Twoje łaski, Boże.



Na dzisiaj: Chcę przebudzić się z koszmaru erotomanii i dzielić tym cudem z tymi, którzy tak samo chcą porzucić swoje chore zachowania. Wdzięczności jest dla mnie najlepszym motorem do działania i najlepszą zapłatą.










07 września


Moja prawdziwa tożsamość

kryje się w Bożym wezwaniu mnie do wyzwolenia

oraz w odpowiedzi, jaką do Niego skieruję.

(Thomas Merton)


Bóg zbliża się do ludzi różnymi drogami. Do nas, erotomanów, najbardziej zbliża się poprzez AE. Na mityngach otrzymujemy od Boga propozycję, by wspólnie dążyć do wyzwolenia nałogów i odradzać się z poprzez duchowe przebudzenie. Nasza prawdziwa tożsamość kryje się w tym, co dziś - mając Wspólnotę, siebie i program do dyspozycji - zdecydujemy robić ze swoim problemem. Bóg oczekuje od nas nie jakichś rytuałów czy praktyk religijnych, lecz konkretnych działań: stosowania w życiu Dwunastu Kroków i Dwunastu Tradycji. To najlepsza odpowiedź jaką każdy z nas - na swój sposób - może do Niego skierować. Wtedy i religia ożywa. Bóg, ponieważ jest doskonały, nie jest współuzależniony. Nie zrobi więc za nas niczego, co możemy - i powinniśmy - zrobić sami, ale błogosławi naszemu wysiłkowi na tej drodze. Gdy odpowiadamy na Jego wezwanie, pomaga nam odnaleźć pełną godności tożsamość i gwarantuje uzdrowienie.


Czy, odpowiadając na wezwanie Siły Wyższej, odkrywam moją prawdziwą tożsamość, a może czekam, aż problem sam zniknie? Czy jestem wdzięczny za Boże zaproszenie i za moją twierdzącą odpowiedź?


Modlę się, abym każdym działaniem mówił Ci, Boże, moje TAK. Modlę się, abym poprzez Wspólnotę i program korzystał z każdej Twojej pomocy. Modlę się, abyś mi błogosławił na mojej drodze do Ciebie, o Panie.


Na dzisiaj: Na drodze AE odnajduję drogowskazy Boga i mówię Mu nieustające: TAK. Opierając moją tożsamość na odkryciu: tak, jestem erotomanem, odpowiadam na Jego wezwanie do ocalenia.

07 czerwca


U schyłku życia tylko z miłości będziemy rozliczani.

(św. Jan od Krzyża)




Pierwsze duchowe prawo świata mówi: tylko kochając możemy otrzymać miłość. Nie mamy innego sposobu, by ją dostać. Jest to jakby szczególny przypadek zasady: dając - otrzymujemy, lecz jednocześnie też niezależny, płynący ocean życia wewnętrznego. Kiedy bezinteresownie kochamy, stajemy się kompletni - tym kompletniejsi, im większa jest nasza odpowiedzialność za siebie. Mija nasze niezaspokojenie, żądze i miłosne głody, więc nikogo ani niczego nie musimy się kurczowo czepiać. Niesie nas czysta miłość, wylewając się z nas na ludzi i świat. Jej źródło otwiera się w nas zawsze, kiedy współodczuwając z kimś w jego bólu i heroizmie przemiany, staramy się dać mu wsparcie, świadectwo i nadzieję. Miłość zjawia się, ilekroć jesteśmy gotowi słuchać go z akceptacją, uwagą i otwartym sercem, którym rezonujemy z jego przeżyciami. Kiedy pobudza nas wspólne dążenie do dobra i przemiany, zawsze dzielimy się miłością - czy to świadomie, czy nie.


Czy bezinteresownie służę innym, a może chcę jeszcze uzyskać coś w zamian poza własną trzeźwością? Czy jestem wdzięczny, że dostaję taką miłość, jaka jest moja gotowość słuchania i dzielenia się prawdziwym sobą?


Modlę się, abym znajdował miłość, dając ją. Modlę się, aby jej źródło otwierało się we mnie zawsze, gdy słucham i pomagam innym. Modlę się, abyś Ty, Panie, mógł udzielać się światu także poprzez moje serce.


Na dzisiaj: Słuchając, dzieląc się i pomagając innym na ścieżce duchowej, pielęgnuję mój rozwój w AE. Chcę, by miłość tworzyła we mnie płynący ocean życia, pełen bezinteresownych działań.










08 grudnia


Prawdziwa nadzieja nie pozostawia złudzeń.

(anonim)




Nad drzwiami do AE mógłby być wyryty napis: „Wchodząc tu, porzuć wszelką nadzieję.” Ileż fałszywych nadziei, czyli złudzeń, musiałem zostawić za tymi drzwiami! Nadzieję, że dobiję targu między Bogiem a erotomanią - nie udało mi się ocalić żadnego z dawnych zachowań. Nadzieję, że mógłbym wrócić do dawnego życia z jakimkolwiek jeszcze komfortem - gdy ujrzałem prawdę, komfort bezpowrotnie przepadł. Przepadła też nadzieja, że w abstynencji poczuję się lepiej; przeciwnie - dopiero poczułem, jak fatalnie się czuję. Odpaść miała też nadzieja, że jeśli odpowiednio długo będę chodził do AE i pilnie zdrowiał, stanę się zdolny sam pokierować swoim życiem - na zawsze musiałem powierzyć moją wolę Bogu. Zgubić mi przyszło i nadzieję, że pomagając innym i aż tak gruntownie się zmieniając obrosnę w jakiekolwiek zasługi - wszystko okazywało się łaską i darem. Jak choćby to, że wobec tylu wyrzeczeń, zostałem w AE i wytrwałem na tej drodze.


Czy porzucam iluzję o zachowanie dawnych gratyfikacji i wad, a może wciąż wierzę, że udźwignę życie po staremu? Czy jestem wdzięczny, że nadzieja, jaką mi daje AE, nie pozostawia żadnych złudzeń?


Modlę się, abym znajdował nadzieję, która nie zostawia złudzeń. Modlę się abym pamiętał, że wszystko, co mnie dziś spotyka, jest łaską i darem. Modlę się, abym był zdolny przyjąć to, co Ty chcesz mi dać, Boże.


Na dzisiaj: Porzucam wszelką nadzieję, która każe mi się łudzić. Poprzez program AE zawierzam się całkowicie działaniu Bożej łaski i w ciemno przyjmuję jej efekt.


08 czerwca


Strzeż się siebie samego, a dobra to będzie straż.

(Henryk Suzo)




Przyczyną wszelkich naszych przeszkód, zwłaszcza gdy chodzi o zdrowienie, jesteśmy my sami. Dlatego mamy strzec się własnych kombinacji i pomysłów na życie. Jeśli świadomie rezygnujemy z naszej samowoli, jeśli w postawie pokory godzimy się, by naszym życiem kierował Boży plan, i jeśli podejmujemy żmudną pracę nad porządkowaniem własnego wnętrza i przeszłości - łaska i miłość Boga zaraz się zbliża. Objawia się w nas, a następnie przez nas, gdyż Ona zawsze chce iść dalej - przelewać się także na innych. Ilekroć Boża łaska i miłość jest przed nami zakryta, nikt inny nie ponosi za to odpowiedzialności, tylko my sami. Poprzez Dwanaście Kroków i Dwanaście Tradycji - bierzemy odpowiedzialność za to, by oczyścić kanały, którymi do naszej duszy dopływa uzdrowienie. Dlatego nie wracamy do żadnego z wzorców erotomanii, chodzimy na mityngi, dzielimy się sobą, czytamy literaturę AE, pełnimy służby, jesteśmy w kontakcie z trzeźwymi AE i niesiemy dalej to posłanie. Gdy miłość Boża nie ma przeszkód w naszej samowoli, pomaga nam w całej reszcie życia.


Czy, wystrzegając się samego siebie, wdrażam program AE, a może nadal chcę wdrażać własne pomysły na życie? Czy jestem wdzięczny, że w postawie pokory, znajduję dzisiaj najlepszą straż?


Modlę się, abym wystrzegał się dziś samego siebie. Modlę się, aby zyskać i utrzymać postawę pokory - moją najlepszą straż. Modlę się, abym przestał być przeszkodą dla Twojej łaski i miłości, Boże.


Na dzisiaj: Korzystam z wszelkich środków jakie daje mi program AE, aby otworzyć miłości Boga drogę do mnie. W wystrzeganiu się własnych kombinacji i pomysłów na życie znajduję najlepszą straż przed nawrotem erotomanii.









09 grudnia


Nie daje satysfakcji rozwiązanie łatwej krzyżówki.

(Harold S. Kushner)




Wiedza psychologiczna może ułatwić nam wgląd w mechanizmy zamka, który nas trzyma w uwięzieniu; jednak dopiero program AE uczy nas, jak możemy go otworzyć i zdjąć kajdany. Dwanaście Kroków i Dwanaście Tradycji daje nam do rąk duchowe klucze do wyzwolenia z wszystkich uzależnień. To od nas dzisiaj zależy, czy włożymy je do zamka erotomanii - najbardziej skomplikowanego i najgłębszego ze wszystkich nałogów - i czy przekręcimy je we właściwą stronę. Otwarte drzwi więzienia to jednak nie koniec, a początek drogi. Odważamy się bowiem wyjść na wolność i wziąć odpowiedzialność za siebie i swoje wybory. Otwieramy się na stały związek partnerski - nowy lub dawny, który naprawiamy. Odtąd zaczyna się nasz duchowy wzrost, który nie ma końca. Nasz cel jest jeden i dążymy do niego wspólnie, choć indywidualnymi droga mi. Każdy z nas musi rozwiązać własną „krzyżówkę,” w której haśle odkrywa wolę Boga wobec siebie oraz sposoby jej wypełniania.


Czy wkładam klucze AE do zamka erotomanii i przekręcam je we właściwą stronę, a może wolę pozostać tylko teoretykiem od jej mechanizmów? Czy jestem wdzięczny, że dzisiaj do mnie należy odwaga wyjścia na wolność przez otwarte drzwi więzienia?


Modlę się abym używał kluczy AE, jakie kładziesz przede mną, Boże. Modlę się, abym miał odwagę wyjść na wolność z otwartego więzienia erotomanii. Modlę się, abm rozwiązując moją krzyżówkę odkrył Twoją wolę wobec mnie, Panie, i wypełniał ją.


Na dzisiaj: Klucze Kroków i Tradycji to dla mnie klucze królestwa - otwieram nimi więzienie erotomanii i wychodzę na wolność. Chcę odkryć hasło Bożej krzyżówki, jaką jest moje życie.

08 marca


Wiara jest źródłem patrzenia na wszystko od strony dobra.

(x. Jan Twardowski)




Stawiając pierwsze kroki w AE trudno nam było patrzeć od strony dobra. Jeśli nie mieliśmy wiary, używaliśmy zasady: „działaj tak, jakbyś wierzył.” Pozwalało nam to spoglądać na siebie, zdarzenia i innych od strony dobra. W Bożych rękach programu dobrem stawał się fakt naszego uzależnienia. Obdarzał nas mądrością, jaka nam pozwalała pomagać innym erotomanom. Obdarzał nas pokorą, nie pozwalając wynosić się i zachłystywać z powodu naszej przemiany. Czynił nas zdolnymi do miłości, której doświadczaliśmy najpierw poprzez dzielenie się sobą i wzajemną empatię na mityngach. Obdarzał koniecznością chronienia własnych granic i szanowania cudzych. Uczył stałego proszenia o pomoc i okazywania słabości. Dawał nam szansę nieograniczonego wzrostu, rozpalając tęsknotę za miłującym Bogiem - za zjednoczeniem się z Nim. Stawał się dla nas ostrogą w duchowym rozwoju za pomocą Kroków AE. Widząc dzisiaj, jak wiele dobra Bóg wyprowadza z naszego nieszczęścia, zaczynamy naprawdę wierzyć w Jego kochającą, aktywną opiekę.


Czy staram się patrzeć na wszystko od strony dobra, lub może rozpaczam po dawnych zachowaniach i niespełnionych fantazjach? Czy jestem wdzięczny za metodę działania „tak jakbym wierzył,” która buduje wiarę?


Modlę się, abym - działając tak jakbym wierzył - znajdował wiarę. Modlę się, abym - wierząc - patrzył na wszystko od strony dobra. Modlę się, aby mój upadek w erotomanii odsyłał mnie stale w stronę Twojej miłości, Boże.


Na dzisiaj: Działając „tak jakbym wierzył,” szukam we wszystkim jasnych stron. Widząc dobra, jakie Bóg wyprowadza z mojego upadku, postanawiam Mu nie przeszkadzać. Przychodzę do AE, by spełniał się we mnie ten cud.








08 września


Prawdziwą tragedią nie jest umrzeć młodo,

lecz stwierdzić na starość, że nasze życie nie znalazło sensu.

(Martin Luter King Jr.)



Musieliśmy umrzeć młodo (lub mniej młodo) dla erotomanii, by narodzić się do życia znajdującego głębokie znaczenie. Pogoń za seksualno-uczuciowym gratyfikacjami nie nadawała nam sensu. Oddalając nas od siebie, od innych i od spełnienia, piętnowała pustką, wstydem i nienasyceniem. Odstawienie i abstynencja, choć oznaczały prawdziwy - duchowy, mentalny i fizyczny - przełom, także nie nadawały znaczenia naszemu życiu. Również trzeźwość i odbudowa i duchowy wzrost, choć dzięki nim funkcjonowaliśmy w życiu coraz lepiej, nie były jeszcze wystarczającą odpowiedzią. Dopiero gdy z naszych doświadczeń mogą skorzystać inni; dopiero gdy osobiście, niesiemy to przesłanie, by inni erotomani też mieli szansę przebudzić się i zacząć zdrowieć; dopiero gdy siejemy w nich ziarno prawdy wcześniej zasiane w naszą duszę - możemy poczuć, jak nasze całe życie, i dawne i obecne, znajduje sens. W Dwunastym Kroku kryje się duchowe płuco programu AE.


Czy osobiście niosę przesłanie AE, a może myślę, że wystarczy zdrowieć dla samego siebie? Czy jestem wdzięczny, że sens i pełnię życia znajduję dopiero, gdy staram się pomóc innym?


Modlę się, aby nie uległ pokusie trzeźwienia w izolacji. Modlę się, abym znajdował mój sens, dzieląc się moją przemianą i osobiście niosąc to posłanie. Modlę się, abym życiem, którym wypełniam Twoją wolę, Boże, nadawał mu znaczenie.


Na dzisiaj: Moja trzeźwość nie jest wiele warta, jeśli się nią nie dzielę. Nie wiem kiedy umrze moje ciało, ale chcę wtedy odchodzić z poczuciem, że własnym życiem nadałem mu sens.


09 marca


Tylko bardzo silni i bardzo słabi ignorują niebezpieczeństwa.

Pierwsi mają kontrolę.

Drudzy - mogą przeżyć jedynie dzięki zawierzeniu.

(Anna C. Salter)


Aby wyzdrowieć z erotomanii - czyli przeżyć - musieliśmy pozbyć się iluzji, że znajdziemy sposób kontrolowania naszych seksualno-miłosnych zachowań. Nasza klęska i poddanie się - bezwarunkowe uznanie własnej niemocy - oznaczało, że przestajemy uzurpować sobie jakiekolwiek poczucie władzy nad naszym nałogiem i życiem: że jesteśmy wobec niego po prostu bezsilni. Rezygnując z kontroli i wchodząc w abstynencję w AE, zaczynaliśmy doświadczać jakże bolesnego stanu braku wpływu na bieg wypadków i odsłonięcia na cios. Zagrożeni i narażeni, nie wiedzieliśmy, czy przeżyjemy bez dawnych metod radzenia sobie i czy coś z nas jeszcze pozostanie. Z tego bolesnego impasu bezsilności wydobywało nas dopiero zawierzenie się opiece Siły Wyższej - Siły, która, jeśli tylko z Nią współpracujemy, przywraca nam zdrowe zmysły. Pokonani przez nałóg, znajdujemy dziś ocalenie poprzez aktywne zawierzenie się opiece Boga - poprzez program AE i przychodzenie na mityngi.


Czy powierzam się opiece miłującego Boga, a może sądzę, że sam się skutecznie zaopiekuję swoim zdrowieniem? Czy jestem wdzięczny, że gdy rezygnuję z kontroli i walki, zyskuję więź z Mocą, która najlepiej prowadzi mnie w życiu?


Modlę się, abym miał odwagę przyznawać się do mojej słabości i bezsilności. Modlę się, abym - odsłonięty i podatny na zranienie - zawierzał się Twojej opiece, Boże. Modlę się, abyś Ty, Panie, był dla mnie i tarczą, i przeżyciem, i ocaleniem.


Na dzisiaj: Aby przeżyć w postawie bezsilności, zawierzam moje życie i wolę opiece Siły Wyższej. Współpracuję z Nią w zdrowieniu, odważam się wychodzić do ludzi i otwierać się na łaskę odkupienia.










09 września


Moje poczucie wartości spoczywa w wartościach,

jakie nadaję swojemu życiu.

(anonim)



Brak poczucia wartości niemal zawsze był naszą słabą stroną. Staraliśmy się nadrobić ten brak poprzez seksualne i miłosne podboje. Zabiegając o maksimum „dopieszczających” kontaktów, bądź unikając ich z anoreksji, wbijaliśmy się w naprzemienne poczucie pychy i beznadziejności. Nasz nałóg stał się lombardem, gdzie zastawialiśmy po kolei nasze wartości. W końcu, wyzuci z samych siebie, utknęliśmy w rozpaczy, poczuciu nienasycenia, pustce i depresji. ... W AE porzucaliśmy pytanie: „Co jeszcze świat może mi zaoferować?” a znajdowaliśmy odpowiedź: „Co ja mogę zaofiarować - sobie, ludziom i światu?” Odkrywaliśmy, że poczucie wartość nadają nam przede wszystkim te działania, gdy z naszych doświadczeń mogą skorzystać inni uzależnieni od seksu i miłości. Dlatego dzisiaj dzielimy się sobą oraz budujemy Wspólnotę AE i wzajemne, bliskie więzi. Dlatego akceptujemy naszą bezsilność, powierzamy nasze życie Bogu i uwalniamy dawny ból. Dlatego pielęgnujemy nasz duchowy wzrost i niesiemy dalej to przesłanie.


Czy dzielę się moim doświadczeniem, nadzieją i siłą płynącą z przemiany, a może izoluję się lub gonię za tzw. sukcesem? Czy jestem wdzięczny: za to, co utraciłem; za to, co ocalało; i za to, co mogę dziś zaofiarować - sobie, innym ludziom i światu?


Modlę się, abym praktykował wartości, które mnie ocalają. Modlę się, abym mógł być dla innych lekiem na erotomanię. Modlę się, abym pełnił Twoją wolę, Boże, i przez to znajdował mój sens.


Na dzisiaj: Nie pytam: „co inni mogą mi zaoferować?” lecz: „co ja mogę dać?” Znajduję moją wartość i sens, gdy - przebudzony duchowo w AE - staję się lekiem na śmiertelną chorobę.

09 czerwca


Wdzięczność, to premia dokładana przez Boga za to,

że przyjmujemy Jego dary.

(anonim)



Kolejne odwieczne prawo, rządzące porządkiem świata, powiada: przyjmując Boże łaski - znajdujemy wdzięczność. Jednak aby móc je przyjąć potrzeba największej pokory. Wdzięczność kojarzyła się nam z kłopotliwym zobowiązaniem - z przymusem odpłacania się innym z nawiązką. Z obawy, że dalibyśmy komuś władzę nad sobą, unikaliśmy przyjmowania, życzliwości i bezinteresownej pomocy. Nie czując się warci otrzymania dobra za darmo, zasklepialiśmy się w samowystarczalności, blokując tym duchowe więzi i naturalne źródła dopływu energii. ... Nasze przeżycia w AE dowiodły jednak, że wdzięczność nic nas nie kosztuje. Nie musimy za nią płacić, a wręcz odwrotnie: to stan dodatkowej łaski, który pojawia się, jeśli przyjmujemy od innych troskę, dobro i wsparcie, jakie nam dają. Wdzięczność okazuje się premią, jaką Bóg dokłada za to, że przyjmujemy Jego dary. Łaska ta okrywa nas najpiękniejszą z duchowych szat.


Czy, przyjmując w AE troskę i wsparcie, z pokorą otwieram się na miłość, a może dalej zasklepiam się w samowystarczalności? Czy jestem wdzięczny za konieczność pokory w przyjmowaniu duchowych łask?


Modlę się, abym czuł, że jestem warty dobra, życzliwości, troski i pomocy. Modlę się, abym, z pokorą przyjmując te dary, znajdował wśród nich wdzięczność. Modlę się, abyś Ty, mój Panie, okrywał mnie ową najpiękniejszą z duchowych szat.


Na dzisiaj: Burzę mury samowystarczalności i otwieram się na duchową pomoc AE. Pozwalam, by napełniła mnie wdzięczność -łaska Boga dodana do pozostałych - i dzielę się z radością.










10 grudnia


Akceptacja znaczy po prostu przyznanie, że są rzeczy,

których sami nie możemy zmienić.

(Blaise Pascal)



Akceptacja własnych realiów, tzw. zgoda na siebie, jest dla mnie punktem wyjścia. Przyznaję, że nie mogę się zmienić o własnych siłach. Nie oznacza to tkwienia w chorobie i bezczynności. Robię wszystko, by znaleźć Siłę, która wkracza z mocą i daje mi nowe życie. Otwieram więc w AE więzienie moich tajemnic i wyznaję błędy. Przez opatrywanie moich ran zadośćuczyniam sobie. Gotów pozbyć się wad, w pokorze proszę Boga o pomoc w ich usuwaniu. Naprawiam wyrządzone krzywdy, prosząc Siłę Wyższą o reżyserię czasu i wydarzeń. Obserwuję swoje postępowanie na bieżąco i ćwiczę kręgosłup moralny. Modlę się i medytuję, abym, w więzi z Bogiem, niósł posłanie i Jemu zostawiał efekty. Trwam w jedności i anonimowości, służąc w AE innym. Kiedy to wszystko robię, Bóg robi dla mnie to, czego sam nie jestem w stanie - uzdrawia mnie z erotomanii. Kiedy akceptuję tę pomoc i fakt, że jej stale potrzebuję, nie do poznania zmienia się otaczający świat i ludzie. Choć nadal jest to sama rzeczywistość, zaczynam patrzeć na nią z akceptacją.



Czy, akceptując i zmieniając siebie, godzę się na rzeczywistość, a może wolę „uzdrawiać” innych, by nie dotykać mojego problemu? Czy jestem wdzięczny, że jedynym zakątkiem na świecie, jaki mam najpierw zmienić, jestem ja sam?


Modlę się, abym każdą przemianę zaczynał od siebie. Modlę się, abym, akceptując siebie i moje braki, brał odpowiedzialność za ich usuwanie. Modlę się, abym postrzegał tę rzeczywistość Twoimi miłującymi oczami, Panie.


Na dzisiaj: Zamiast wykorzeniać moje wady i braki siłą woli, staram się nie ulegać im tylko i sadzę w ogrodzie serca nowe pędy dobra. Kiedy je pielęgnuję, wypierają po cichu moją ułomność.


10 czerwca


Im więcej wdzięczności ofiarowujesz z siebie,

tym bardziej zwiększasz swą wewnętrzną chłonność.

(Sri Chinmoy)



Niesienie posłania AE nie jest możliwe bez czucia wdzięczności za ratunek. Ocaleni z kleszczy erotomanii, właśnie dzięki niesieniu posłania innym cierpiącym erotomanom osiągamy punkt, w którym proces duchowego wzrastania zaczyna być samonośny. Im więcej prawd o erotomanii przyswajamy sobie na mityngach, tym chętniej dziękujemy za to, co nam Siła Wyższa zabrała i za to, czego nam oszczędziła. Im trzeźwiej i godniej żyjemy, tym bardziej jesteśmy wdzięczni za to, co nam dała poprzez program AE i Wspólnotę. Im więcej znajdujemy w sobie wdzięczności, tym chętniej niesiemy nasze przesłanie i pełnimy służby w AE. W efekcie rośnie nasza chłonność - zdolność przyjmowania i ofiarowywania dobra, troski, prawdy i Bożych łask. W ten sposób, na zasadzie sprzężenia zwrotnego, wznosimy się coraz wyżej i wyżej po spirali duchowego rozwoju. Dzisiaj, naszym zadaniem jest jedynie go nie przerywać i stale się nim dzielić.


Czy ofiarowuję z siebie wdzięczność, a może tylko biorę, co dają w AE i idę domu? Czy dziękuję Bogu za chłonność, dzięki której nasącza mnie On prawdą tak, iż płonę nią i rozświetlam mrok?


Modlę się, abym stale pielęgnował mój wzrost duchowy. Modlę się, abym chłonął uzdrawiające prawdy i ofiarowywał wdzięczność za nie. Modlę się, abym - służąc i niosąc przesłanie AE - mógł być świadectwem cudu, jaki we mnie dokonujesz, Boże.


Na dzisiaj: Ofiarowując wdzięczność za uzdrowienie, zwiększam moją „pojemność” na Boże łaski. Wznoszę się po spirali wzrostu duchowego tak gorliwie i wysoko, jak tylko pozwala mi na to moja chłonność.










11 grudnia


Chwila zgody na wszystko, co istnieje,

jest więcej warta niż tysiąc lat pobożności.

(Anthony de Mello)



Kiedy zgłaszamy pretensje do Boga, świata czy ludzi, dzieje się tak najczęściej z powodu naszych wyimaginowanych potrzeb. Dopiero z chwilą, gdy zaniechamy wojen z rzeczywistością, która ich „nie spełnia,” uwalnia się w nas wielka energia. Odciągnięta od jałowej pogoni za zaspokojeniem, zaczyna ona pracować teraz nad naszą przemianą - usuwaniem szczątków erotomanii, wewnętrzną odbudową i duchowym wzrostem. Staje się to dla nas możliwe, ponieważ nie tylko nie absorbuje już nas kontrolowanie nałogu, uzyskiwanie gratyfikacji i odrabianie konsekwencji, ale też bo przestajemy tracić energię na pretensje do samego siebie i próby zmienienia siebie siłą własnej woli. Akceptacja naszej choroby, bezsilności i wymogów zdrowienia rozbudowuje się stopniowo na akceptację świata i ludzi, a opuszczone pole walk zmienia się w nas w arenę uzdrawiającego działania Boga. Wystarcza do tego jeden kolejny dzień zgody na wszystko, co istnieje.


Czy akceptuję moją bezsilność wobec seksu i „miłości”, a może chcę ją utopić w kompulsywnej pobożności lub zgłaszam pretensje do Boga, ludzi i świata? Czy jestem wdzięczny, że chwila zgody na wszystko, co istnieje, uwalnia energię, która mnie leczy?


Modlę się, abym akceptował moją rzeczywistość. Modlę się, abym gubił wyimaginowane potrzeby, a znajdował prawdziwego siebie. Modlę się, abym - uwalniając energię traconą na walkę z chorobą - stawał się areną Twojego leczącego działania, Boże.


Na dzisiaj: Zgodę na moją rzeczywistość przyjmuję jako stan wyjściowy prowadzący mnie do wyzwolenia, uświęcenia i czystej miłości. Chcę stać się areną Bożego leczącego działania.

10 marca


Pragnąć dobra z wiarą, to otrzymać je.

Wierzyć, to prosząc o dobro wykluczać możliwość odmowy.

(Anselm Grun)



Dobro postrzegamy zwykle, jako coś z zewnątrz - coś czego nam brakuje i dlatego za nim tęsknimy. Do niego lgnie nasze serce. Pragnąc jednak dóbr ziemskich, postępujemy jak olbrzym z baśni, który umieszcza swoje serce w jajku, to jajko jest w rybie, ryba w jeziorze, jeziora pilnuje smok, aż wreszcie umieramy, więznąc na stałe w jajku. Dla nas, AE, trzeźwość to także rozróżnianie między dobrami doczesnymi, a wiecznymi - podstawa naszych zdrowych wyborów. Odstawiając erotomanię i przebudowując się w środku razem z naszym mentalnym fundamentem, zaczynamy czuć się godni i oczekiwać rzeczy największych - tych, które nie przemijają. Jeśli prosimy Boga o nie, wszystko inne jest nam dodane. A kiedy przychodzą, odkrywamy, że ten wielki potencjał dobra, od zawsze był w nas złożony. Wystarcza nam tylko przebudzić się dzięki wspólnej pracy na programie AE - dzielić się na mityngach, modlić się i nieść innym nasze przesłanie.


Czy czuję, że kluczem jest dla mnie duchowy postęp w AE, a może nadal uważam, że dobra ziemskie rozwiążą mój problem? Czy jestem wdzięczny, że tylko dzieląc się sobą mogę zachować trzeźwość i dalej wzrastać?


Modlę się, abym chłonął dobro najwyższe - Ciebie, Panie. Modlę się, abym miał wiarę, która prosząc o dobro wyklucza możliwość Twojej odmowy. Modlę się, abym, pragnął dóbr wiecznych i abym pielęgnował je, dzieląc się sobą z innymi.


Na dzisiaj: Niemożliwe jest gorąco pragnąć ocalenia i nie zaznać go. Obietnice programu AE są pewne, a Bóg mnie nie zawodzi, gdy prosząc Go o trzeźwość wykluczam możliwość odmowy.










10 września


Doskonała i prawdziwa jest wola tylko w tym,

kto wyzbył się własnej woli i cały powierzył się woli Bożej.

(mistrz Eckhart)



Koło bez osi nie przydaje się na nic; jest tylko abstrakcyjnym tworem intelektu. W AE mówimy, że osią programu jest Krok Trzeci: powierzenie siebie i własnego życia woli Boga. Wszystko obraca się wokół tej osi, na niej nasza Wspólnota toczy się ku duchowej pełni. Mając tak solidną oś, możemy poruszać się w każdym terenie. Mamy ją zawsze, kiedy dostosowujemy własną wolę do woli Siły Wyższej. Krok Trzeci jest dla nas niezbędny dlatego, że spaczona przez erotomanię oś naszej świadomości bardzo łatwo zbacza z kursu i łamie się na wybojach pokus. Samowolnie podejmowane decyzje, wiodły nas na bezdroża, a im dłużej to trwało, tym bardziej musieliśmy pobłądzić. Wiążąc się jednak na nowo z wolą Boga, a odwracając się od dawnego życia, znajdujemy dzisiaj Przewodnika, który nie błądzi. Uczymy się ufać Mu, poznajemy Jego głos i wspólnie, w grupie, idziemy za Nim. Jeśli nasza wola jest zgodna z wolą, Boga, cóż nam grozi?


Czy oddaję bez reszty moją wolę i życie w Boże ręce, a może zostawiam jeszcze jakąś furtkę samowoli? Czy jestem wdzięczny AE za oś, która jedzie prosto i nie łamie się na wybojach?


Modlę się, aby Krok Trzeci był osią mojego życia i gasił we mnie zapędy samowoli. Modlę się, abym - oddawszy się Tobie, Boże - nie błąkał się więcej po bezdrożach upadku. Modlę się, abym w każdej sprawie mówił: „Bądź wola Twoja, a nie moja, Panie.”


Na dzisiaj: Stawiając Krok Trzeci, zyskuję oś, która jedzie prosto i nie łamie się na wybojach. Nawet jeśli uginam się pod naporem pokus, postanawiam nie ulegać im ani się nie załamywać.


11 marca


Teraz już tylko zawierzenie jest moim przewodnikiem.

Nie mam innego kompasu.

(św. Teresa z Lisieux)



Uznanie bezsilności wobec erotomanii pozbawiłoby nas resztek nadziei, gdyby nie zostało dopełnione zawierzeniem się miłującej opiece Boga. Zupełnie inaczej wygląda sytuacja, jeśli jednocześnie widzimy szansę wyjścia z pułapki. Ze zdejmowanych pęt nałogu - z naszych doświadczeń, którymi się dzielimy - Siła Wyższa splata w AE sieć ratującą nas od ostatecznego utonięcia. Jej dzisiaj ufamy. Są trzy poziomy zawierzenia. Pierwszy, to akceptacja woli Bożej tak jak się ona przejawia w zewnętrznych okolicznościach życia - na tym poziomie dopasowujemy się do biegu zdarzeń i świata, co przywraca nam równowagę. Drugi to aktywne pełnienie woli Boga w każdej dziedzinie naszego życia - stajemy się Jego użytecznymi narzędziami. Na trzecim oddajemy się Bogu jak drogocenne naczynie; On je modeluje i wlewa w nie swoje łaski. Wtedy już nie tylko my pełnimy Jego wolę na zewnątrz, ale On spełnia ją w nas. Tak zupełne zawierzenie to igła duchowego kompasu wskazująca nam wspólną drogę.


Czy proszę moją Siłę Najwyższą o przewodnictwo i oddaję się Jej opiece, a może nadal to ja prowadzę, oddając się uzależnieniu? Czy jestem wdzięczny, że wyzdrowieć i znaleźć jedność z Bogiem mogę tylko przechodząc przez kolejne etapy zawierzenia?


Modlę się, abym zawierzenie łączył się z Tobą, mój Boże. Modlę się, abym - pełniąc dziś Twoją wolę - pozwalał Ci spełniać ją we mnie, o Najmilszy. Modlę się, abym - jak igła w kompasie - w każdej sekundzie życia zwracał się ku Tobie, Panie.


Na dzisiaj: Oddając się Sile Najwyższej, w każdej sytuacji staję po stronie seksualnej trzeźwości. Pozwalam, by igła zawierzenia w moim kompasie zwracała się zawsze we właściwą stronę.









11 września


Jest w mojej mocy pełnić wolę Boga lub jej nie pełnić;

służyć Mu, lub nie.

(Lew Tołstoj)



Cnota możliwa jest tylko tam, gdzie jest wybór. Początkowo były to dla nas ciągłe wybory między erotomanią a odstawieniem. Wyznaczające abstynencję granice naszych zachowań wiązały nas z procesem zdrowienia. Trzymaliśmy się ich dzień po dniu, dzieląc się ze sobą i starając się fundować sobie dobre, kojące rzeczy. Na mityngach poznawaliśmy samych siebie: swój nałóg, duchowe bankructwo oraz wolę Siły Wyższej wobec nas. Stopniowo nasze wybory zaczynały przebiegać między pełnieniem i nie pełnieniem tej woli, co każdego dnia decydowało o zdrowieniu lub nawrocie. Służymy Bogu, kiedy - dzieląc się doświadczeniem, wewnętrzną przemianą i wytrwałością na tej drodze - służymy sobie nawzajem. Służymy Bogu, kiedy - żyjąc według Dwunastu Kroków i Tradycji - stale coś wnosimy do wspólnego dobra i dobra całego świata. Służymy Bogu, kiedy nie odwracamy się od zdrowienia, od cierpiących ludzi i od AE - by zachować to, co uzyskaliśmy i nie pozbawiać świata dobra, które byliśmy w mocy stworzyć. W każdej chwili ten wybór należy do nas.


Czy wybieram to, co służy mojemu wzrostowi i pomaga innym, a może nie uważam tego za rozstrzygające? Czy jestem wdzięczny, że życie sprowadza się dziś dla mnie do pełnienia woli Boga?


Modlę się, abym nie zaprzepaścił żadnego dobra jakie mogę stworzyć. Modlę się, abym - służąc Ci, Boże - dodawał do mojej wartości i do wartości świata jego nowe cząstki. Modlę się, abym - pełniąc Twoją wolę, Panie - pozwalał Ci spełniać ją we mnie.


Na dzisiaj: Dzięki wyborom zwiększam chłonność na Boże łaski. Dzięki wyborom zdrowieję i mogę służyć zdrowieniu innych. Dzięki wyborom dodaję cząstkę dobra do dobra świata.

11 czerwca


Kto przezwycięża siebie,

dokonuje więcej niż ten, kto zdobywa twierdzę.

(anonim)



Najtrudniejsze i być może najważniejsze dla człowieka duchowe prawo mówi: umierając rodzimy się do życia wiecznego. Umieranie jest trudne, bowiem nic, co żyje, nie umiera dobrowolnie - chce żyć i będzie się do ostatka broniło. Także poród jest bardzo bolesny. ... Do ostawienia zmusiła nas choroba, która nas gubiła: MY SAMI. W obliczu samozagłady musieliśmy zaprzestać, i - naświetlając się prawdą - poddać się programowi AE. Pamiętamy dobrze ten okres umierania za życia: ów brak energii i optymizmu, pustkę, sensacje psychosomatyczne i mordercze obsesje, tęsknotę i rozważania o samobójstwie jako rozwiązaniu. Erotomania broniła się w nas, fundując nam te stany i wielu uległo jej szantażowi i pokusom. Ci jednak, którzy wytrwali - którzy umarli w swoim dawnym „ja”, nie wiedząc, co nastąpi potem - wyzwolili się z obsesji i narodzili do przebudzonego duchowo życia. Dziś żyjemy w prawdzie, wolności i odpowiedzialności za siebie. Dziś staramy się pamiętać te męki, aby nie musieć przechodzić ich jeszcze raz. Dziś niesiemy innym to trudne przesłanie.


Czy pamiętam ile mnie kosztowało zwyciężanie siebie i proces duchowych narodzin, a może nadal lekceważę erotomanię i igram z pokusami? Czy jestem wdzięczny AE za szansę wypełnienia w sobie najtrudniejszego duchowego prawa świata?


Modlę się, abym przezwyciężał samego siebie - abym umierał dla erotomanii i rodził się do nowego życia. Modlę się, aby moja przemiana mogła pomagać też innym. Modlę się, abyś już tylko Ty żył i działał we mnie, mój Panie.


Na dzisiaj: Przezwyciężam w sobie wszystko, co oddziela mnie od Boga, od innych i ode mnie samego. Pokonując siebie, burzę twierdzę moich uzależnień i rodzę się do nowego życia.








12 grudnia


Jeśli nie jestem zadowolony ze swojego życia,

coś jest nie w porządku ze mną, nie ze światem.

(Jiddu Krishnamurti)



Akceptacja rzeczywistości jest kluczem do szczęścia. Na nic były nasze wysiłki zaakceptowania świata, ludzi i zdarzeń, dopóki nie zaczęliśmy najpierw akceptować samych siebie. Musieliśmy pogodzić się z faktem, że jesteśmy erotomanami i podjąć leczenie. Z początku trudno nam było znaleźć punkt zaczepienia. Pozwoliła nam ruszyć z miejsca dopiero życzliwość i akceptacja, jaką na mityngach darzyli nas inni, trzeźwi AE, gdy odkrywaliśmy przed nimi prawdę o naszym dawnych zachowaniach i tym, jak się z nimi czuliśmy. Ponieważ przyjmowali nas oni bezwarunkowo, tak samo jak wcześniej zgodzili się na siebie, zaczynaliśmy i my uczyć się akceptować samych siebie. Jeśli akceptuję mój bieżący stan, mogę go zmieniać na lepsze. Jeśli przestaję być problemem i znajduję rozwiązanie, jakie jeszcze problemy mi grożą? Jeśli wszystko zaczyna być ze mną w porządku, porządkuje się też moje życie i świat wokół.


Czy staram się porządkować siebie, a może uważam, że to świat i ludzie są nie w porządku? Czy jestem wdzięczny, że poprzez akceptację siebie i program AE odkrywam, kim mogę się stać?


Modlę się, abym akceptował mój dzisiejszy stan: niedoskonałość i braki. Modlę się, abym brał odpowiedzialność za moje leczenie i odkrył kim mogę się stać. Modlę się, abym zadowolenie czerpał z wewnętrznej odnowy i każdą rzecz zaczynał od zmieniania siebie.


Na dzisiaj: Tak naprawdę, nie brakuje mi nic, bym już w tej chwili był zadowolony. Jedyne, co mam sobie zapewnić w tym celu, to abstynencja, dzielenie się i odwaga zmieniania siebie.


12 czerwca


Bóg - jeśli Go tylko prosimy -

nasącza nas cnotami jak oliwa knot w lampie.

(anonim)



Bez trwałego zobowiązania, w nasze związki partnerskie wkracza wykorzystanie. Bez wewnętrznej wolności - także. Gdy odpowiemy sobie, jaką wzajemność dawały nam samotne praktyki, poznamy, czym dla nas naprawdę były. Gdy odpowiemy sobie, jaki typ więzi krył się w romansach i jednorazówkach, poznamy, co naprawdę niosły. Gdy odpowiemy sobie, jaką miłość dawaliśmy wczepiając się w partnerów i drenując ich, bądź zatracając się w kontroli ich życia i problemów, poznamy sens wolności. Izolacja, kłamstwa, seks bez zobowiązań, obsesja, samogwałt, zauroczenia, fantazje, mentalny drenaż i podwójne życie - sprzeczne są z duchowymi prawami, od których zależy nasz rozwój. W ten sposób toczyła nas erotomania i dlatego musieliśmy się staczać. Dzięki mityngom możemy porzucić nałóg i zacząć wbudowywać w siebie brakujące cnoty potrzebne nam do trzeźwego i prawego życia. Z pomocą programu nasączamy się nimi jak knot w lampie - oliwą. Stajemy się wdzięczni za nie i z ochotą służymy też innym. Wtedy Bóg rozpala w nas światło. Płoniemy nim, aby wokół nas było widno.


Czy pielęgnuję w sobie duchowe prawa, a może gwałcąc je nadal gwałcę siebie? Czy jestem wdzięczny, że poznanie istoty moich dawnych zachowań zabiera mi komfort ich uprawiania?


Modlę się, abym opierał swoje więzi na wzajemności i miłości. Modlę się, abym uczciwie wyjaśniał sobie sens moich pobudek. Modlę się, abyś Ty, Panie, nasączał mnie oliwą cnót niczym knot w lampie i abyś mnie Sobą rozpalał.


Na dzisiaj: Chcę żyć w zgodzie z duchowymi prawami świata. Pozwalam Bogu, by nasączał mnie cnotami, jak knot w lampie oliwą. Chłonę je, by płonąć spokojnym światłem trzeźwości.









13 grudnia


Nie istnieją trudności z innymi ludźmi czy światem;

jedyna trudność tkwi w nas samych.

(Anthony de Mello)



Erotomania miała być lekiem na nasze trudności z ludźmi. Uwodziliśmy tych, których się baliśmy, seksualizując lęk przed nimi, gniew na nich czy trudności z bliskością. Złościliśmy się na kochanków i partnerów, że nie pasują do naszych nierealnych wyobrażeń o nich. Domagaliśmy się miłości dla siebie, nie umiejąc lub nie chcąc być wzajemni. W zauroczeniach, związkach i seksie szukaliśmy azylu przed stresem i odpowiedzialnością za siebie. Lub nagrody za spektakularne dokonania. Winiliśmy otoczenie za nasze czyny i trudności. W AE dowiadywaliśmy się, że jedyna trudność tkwi w nas samych. Odstawiając erotomanię stawaliśmy do konfrontacji z wszystkimi naszymi brakami, lękami, wstydem, pychą i życiową bezradnością. Nieraz baliśmy się odezwać z lęku przed oceną i odrzuceniem. Nieraz relacje z rodziną, przełożonymi lub autorytetami paraliżowały nas kompletnie. Nieraz nieprzeżyte uczucia, uwięzione w nas jak dżinn w butelce, wybuchały z iście demoniczną siłą. Przeżywając wewnętrzne trudności, oswajając je i działając bez sięgania do uzależnień, mogliśmy wychowywać się podobnie, jak dobrzy rodzice wspierają małe, uczące się dziecko.


Czy - opiekując się swoimi trudnościami - wychowuję siebie jak małe uczące się dziecko, a może dalej chcę ustawiać innych pod kątem mojego komfortu? Czy jestem wdzięczny, że tak naprawdę jedyna trudność tkwi we mnie samym?


Modlę się, abym opiekował się moimi trudnościami. Modlę się, aby pokazywały mi one, co we mnie jest jeszcze nieufne i pełne lęku. Modlę się, abym opatrując swoje zranienia Twoją miłością, Boże, akceptował tych, z którymi trudno mi czasem wytrzymać.


Na dzisiaj: Zawsze, gdy coś lub ktoś jest dla mnie „problemem”, daje mi szansę skontaktowania się z moimi nie załatwionymi trudnościami. Chcę wykorzystywać każdą taką okazję do rozwoju.

12 marca


Powtórnie narodzeni to ci, których odzyskana wiara

całkowicie różni się od tej, którą kiedyś utracili.

(Harold S. Kushner)



Nie jest całkiem obojętne jak wyobrażamy sobie Boga, w którego wierzymy, bo nasza wiara ma dla nas po pierwsze działać, a po drugie wzmacniać. Bezużyteczna byłaby dla nas Siła Wyższa, która zasiada wysoko na „tronie” i nie miesza się do ludzkich spraw. Uzdrawiać może bowiem tylko taki Bóg, który z miłością wkracza w nasze chore życie. Zaś taki, który by karał, zastraszał, szantażował, potępiał czy pozbawiał nas samodzielności, byłby prostu gangsterem szkodliwym tak samo, jak nałóg. Szukamy więc takiej Siły Wyższej, która potrafi wlać w nasze serca miłość, nadzieję i uciszyć lęki. ... AE sugeruje nam, abyśmy odpowiedzieli sobie na pytanie: za czym w życiu najbardziej tęsknimy, czego nam najbardziej brak, czego tak rozpaczliwie - i pod złym adresem - szukaliśmy? Gdy odkrywamy prawdziwe jądro naszej tęsknoty, staje przed nami miłująca i uzdrawiająca Siła Wyższa. Możemy Jej zaufać i bezpiecznie zbliżyć się do Niej. Możemy Ją poznać, pokochać i zawrzeć duchowe zaślubiny. Dziś zapraszamy Ją do wszystkich naszych relacji i działań.


Czy odsuwam wizerunki Siły Wyższej, które budzą mój lęk, a może straszę się nimi i zmuszam się do zaufania bezdusznemu Sędziemu lub Oprawcy? Czy jestem wdzięczny, że miłujący Bóg ukrył się w moim sercu w postaci tęsknoty za Nim?


Modlę się, aby odzyskana w AE wiara była odpowiedzią na moją tęsknotę za miłością. Modlę się, abym odsuwał wszelkie Twoje wizerunki, Boże, co budzą lęk i nieufność. Modlę się, abym Cię poznał, pokochał i związał się Tobą na zawsze, mój Panie.


Na dzisiaj: Dobieram moje wyobrażenia Boga według łask, za którymi tęsknię. Kim bowiem byłby, gdybym musiał się Go bać? Chcę czuć się z Bogiem bezpiecznie i móc się do Niego zbliżać.








12 września


Biada zuchwałej duszy, która sobie uroiła,

że znajdzie coś lepszego, gdy porzuci Ciebie, Panie.

(św. Augustyn z Hippony)



Zdrowienie z erotomanii wymaga od nas pokory. Pokonani przez nałóg - i dzięki mityngom coraz lepiej świadomi tej bezsilności - zaczynamy rozumieć, że bez wsparcia Boga, Wspólnoty AE oraz programu nie uda się nam wyrwać ze szponów uzależnienia od seksu i od miłości. Dzięki coraz głębszym wglądom w siebie nabieramy przed nim respektu. Ucząc się ostrożności, pilnujemy każdego dnia, by nie ulec znów złudzeniu, że erotomania spełni swoje obietnice. Zaczynamy odróżniać jedno od drugiego: miłosne upojenie i seksualny haj - od szczęścia. Codzienne modlitwy i medytacje, intymna więź z Bogiem, gotowość do każdej koniecznej przemiany, mityngi i cały program AE, utrzymują nas na bieżąco w zdrowieniu. Mamy świadomość, że porzucenie tej drogi to dla nas prędzej czy później powrót na dawne, często jeszcze gorsze, dno. Tylko wtedy możemy uniknąć samozagłady, jeśli nie ulegamy iluzji, że na własną rękę i bez miłości Boga znajdziemy coś lepszego, niż trzeźwość i praca nad własną przemianą.


Czy widzę, że mój ratunek, którego tak (o)błędnie szukałem w erotomanii, spoczywa w miłości Boga, a może nadal roję sobie, że znajdę coś lepszego poza programem AE? Czy jestem wdzięczny, że zdrowienie wymaga ode mnie tej podstawowej pokory?


Modlę się, abym z mojej zuchwałości i pychy nie rzucił programu, który ratuje mi życie. Modlę się, abym porzucił złudzenia, że znajdę szczęście poza Tobą, Boże. Modlę się, abym gasił moje pragnienia w źródle wszelkich łask - w Tobie, Panie.


Na dzisiaj: Nabieram respektu przed erotomanią i jestem czujny. Porzucam złudzenia, że znajdę coś lepszego poza Bogiem. Chcę gasić moje nienasycenie i każdą tęsknotę w Jego miłości.


13 marca


Dobra wiedza chce służyć - usuwa się, robiąc miejsce Bogu.

Zła wiedza chce rządzić - sama zajmuje Jego miejsce.

(anonim)



Bóg działa w nas - i przez nas - najskuteczniej, jeśli się nad tym nie zastanawiamy - jeśli w naszą służbę nie wgrywa się rozum. Rozum bowiem chce przejąć nad wszystkim kontrolę. Wręcz pcha się, by zasiąść w nas na najwyższym tronie i stłumić odradzające, twórcze siły duchowe - by je ujarzmić i karmić się nimi. ... Program AE pomaga nam przenieść nasz „ośrodek władzy” z głowy do serca, w którym przemawia miłujący Bóg. Dzięki mityngom i wspólnej pracy nad własną przemianą, kurczy się nasz balon pychy i intelektu, a centrum naszej osobowości - „ciążąc” w naturalny sposób - opada niżej, na swoje pierwotne miejsce. Dziś, ponieważ odważamy się czuć, przeżywać i słuchać sercem, rozum powraca do służby informacyjnej, oddając władzę wykonawczą woli, którą powierzamy Bogu. Chcemy zatem pamiętać, że dobra wiedza wskazuje nam nasze braki i potrzebę pomocy, zła wiedza - sama uważa się za lekarstwo na nie.


Czy, detronizując mój intelekt, robię w sobie miejsce dla Siły Wyższej, a może dalej pełni on Jej funkcje? Czy jestem wdzięczny, że program AE przekłuwa we mnie balon pychy i rozumu, a moje „centrum dowodzenia” powraca do serca?


Modlę się, aby mój rozum nie zajmował Twojego miejsca, Boże. Modlę się, aby mój „ośrodek dowodzenia” spoczął w sercu, a moje serce - w Tobie, Panie. Modlę się, aby działała we mnie Twoja wola, o Najmilszy i abym umiał ją rozpoznawać.


Na dzisiaj: Pozwalam, by zdolność rozumowania, odkrywała mi moje braki i potrzeby, i aby następnie usuwała się w cień, by zrobić przestrzeń do działania Bogu. Jemu oddaję i kontrolę, i siebie.










13 września


Duchowy rozwój

nie jest ulepszaniem kontroli nad swoim życiem.

Jest wyrzeczeniem się jej na rzecz pełnego oddania się Bogu.

(John Dalrymple)


Zwykle nie chcemy przebudzić się duchowo ani zmienić; chcemy tylko poczuć się lepiej z chorobą. Kontrola - póki się dało - oddalała konsekwencje naszych zachowań, pozwalając nam jeszcze z nich korzystać. W istocie jednak, tylko tłumiła ona i kumulowała lęk przed przekazaniem steru Sile Wyższej. Próbowaliśmy sterować sobą, naszą wolą i życiem za pomocą fantazjowania, seksualnego transu, miłosnego haju, związków, intryg i anoreksji. Wielu z nas wspomagało się przy tym substancjami chemicznymi, obżarstwem, hazardem, władzą, robieniem długów, prestiżem, złością, izolacją, osiągnięciami czy nieustannym pędem. Dziś, redukujemy nasze ego, które w swej pysze chciałoby mieć do dyspozycji i świat, i jego Stwórcę. Dziś, oddając nasze erotomańskie gratyfikacje i poddając się z pokorą programowi AE, Bogu przekazujemy pakiet kontrolny nad naszym zdrowieniem. Co więcej, oddajemy Mu do dyspozycji siebie, aby nas używał jako narzędzi w uzdrawianiu innych.


Czy bez zastrzeżeń oddaję siebie Bogu do dyspozycji, a może upieram się, żeby to On był dyspozycyjny wobec mnie? Czy jestem wdzięczny, że tak samo, jak nie steruję samym sobą, nie steruję też Siłą Wyższą?


Modlę się, abym zamieniał kontrolę na poddanie się programowi AE. Modlę się, abym był narzędziem w Twoim ręku, Boże, i nie próbował czynić z Ciebie narzędzia w moim. Modlę się, abym ster mojego życia przekazywał Tobie, Panie.


Na dzisiaj: Bogu oddaję pakiet kontrolny nad moim zdrowieniem, Zamiast oczekiwać, żeby to Bóg był dyspozycyjny wobec mnie, rezygnuję z samowoli i Jemu oddaję się do dyspozycji.

13 czerwca


Którą z dróg chcemy wybrać, aby dojść do Boga:

tą, która się wznosi, czy też tą, która opada?

(Jean Lafrance)



Inne wielkie prawo duchowego rozwoju mówi: zagłębiając się w siebie, wznosimy się do Boga. Kiedy w naszym życiu wszystko zaczyna iść dobrze i kiedy mimo to nie ulegamy podszeptom, żeby się za to „nagrodzić”, ani też nie próbujemy samowolnie decydować - kiedy trzymamy się programu i grupy oraz rozwijamy duchowe poszukiwania - mamy wrażenie, że się wznosimy i niezauważalnie ogarnia nas przekonanie, że jesteśmy w stanie dojść do Boga, bez pomocy z Jego strony. To bardzo subtelna i groźna pycha. Wznosimy się wtedy sami, jak Ikar, upajając się niebotycznym lotem. Tymczasem wznoszenie się ponad własną słabość, dno i upadek, nawet gdy uczyniliśmy kolosalny postęp w zdrowieniu, to dla nas prowokowanie nawrotu. Zawsze, gdy z pokorą uznajemy, że Bóg musi wspomóc nasze wysiłki w drodze do Niego, opadamy bezpiecznie w Jego ramiona. Nasz wzrost polega na schodzeniu - na opadaniu we własne piekło, by je poznać, prześwietlić i ukazywać innym, niosąc przesłanie AE.


Czy proszę Boga, by wspomagał moje wysiłki w drodze do Niego, a może łudzę się, że mogę dojść bez Jego pomocy? Czy jestem wdzięczny, że moja wspinaczka polega przede wszystkim na schodzeniu?


Modlę się, abym podjął najtrudniejszą wspinaczkę - schodzenie. Modlę się, abym nie tracił kontaktu z własną słabością, dnem i upadkami. Modlę się, abyś Ty, Panie wspomagał moje wysiłki w drodze do Ciebie.


Na dzisiaj: Spośród różnych dróg do Boga wybieram tę, która schodzi w dół - opada na moje dno. Paradoksalnie, to właśnie ona prowadzi mnie najwyżej. Idąc nią, proszę Boga o rękę.









14 grudnia


Zło spełnia się poprzez brak miłości;

dobro - poprzez bliźniego, któremu w niej służymy.

(anonim)



Niezdolność do kochania drugiego człowieka wynika często z niezdolności wybaczania mu jego wad. Zupełnie tak samo, jak brak zdolności kochania samego siebie. Udział w AE pokazuje, że nie zatraciliśmy do końca ludzkich odruchów i wraca nam godność. Uczymy się wybaczać - sobie i innym - słabości, potknięcia i wady. Program pomaga nam zaakceptować siebie jako ludzi chorych, którzy chcą zdrowieć. Zaczynamy obdarzać się miłością i uczymy się kierować ją także do małego, niewinnego i skrzywdzonego dziecka, jakie nosimy na dnie duszy. Współczując własnemu nieszczęściu, nie możemy już nie kochać innych cierpiących z powodu swojej braków i nałogów. Robimy więc wszystko, żeby mogli sobie pomóc. A gdy „rozdajemy” tę miłość, Bóg zawsze uzupełnia ją z nawiązką. W ten sposób stajemy się kanałem, przez który łaska Boża dopływa coraz obficiej. Dlatego to bardziej my potrzebujemy bliźnich, którym służymy, niż oni - nas.


Czy staram się służyć innym cierpiącym erotomanom, a może wolę tylko brać i izoluję się? Czy jestem wdzięczny, że mogę dziś służyć dobru zamiast być niewolnikiem zła?


Modlę się, abym mógł służyć bliźnim w miłości i z miłości. Modlę się, abym wybaczał - sobie i innym - wady i niepowodzenia. Modlę się, aby przepływało przez mnie Twoje uzdrawiające miłosierdzie, Boże.


Na dzisiaj: Otwieram wszystkie zakamarki w sobie na Twoją miłość Boże. Służąc innym, chcę spełniać dobro jakiego pragniesz, Panie. Dopomóż mi, proszę, nie zauważać tego, abym nie hodował w sobie pychy.


14 czerwca


Drabina do królestwa niebieskiego jest ukryta w tobie,

w twej duszy. Zanurz się w siebie, a znajdziesz stopnie,

po których będziesz mógł się wspiąć.

(św. Izaak z Niniwy)


Szczeble, po których wspinamy się z piekła erotomanii królestwa życia duchowego, początkowo jawiły się nam jako kłody rzucane pod nogi przez złośliwy świat - zabierały nam komfort niemoralnego życia, iluzji i nałogowego dogadzania sobie. Jednak to właśnie spięta tymi szczeblami w ramy jednego dnia drabina Dwunastu Kroków i Dwunastu Tradycji pozwala nam wydobyć się z dna. Każda rozpoznana wada, opieszałość, egoizm czy nieuczciwość, oddana w AE Bogu i osobiście naprawiana, zmienia się zaraz w kolejny szczebel, na którym możemy stanąć i postąpić wzywż. Nie potrafimy oddawać swoich ułomności inaczej, niż dzieląc się nimi nawzajem - ujawniając je z intencją, by się z nich wyzwolić. Dzięki mityngom zanurzamy się w swoje przeżarte erotomanią wnętrze, gdzie znajdujemy niezbędne punkty zaczepienia, by iść wzwyż. Wspinaczka do Boga okazuje się możliwa tylko dzięki szczelinom, rysom i pęknięciom w naszej duszy.


Czy wspinam się do Boga dzięki szczelinom, rysom i pęknięciom w mojej duszy, a może boję się do końca poznać siebie? Czy jestem wdzięczny, że zamiast windy do nieba to ja sam muszę w sobie montować drabinę programu?


Modlę się, abym łączył w sobie szczeble programu AE w drabinę do nieba. Modlę się, abym, przedkładał moje słabości Tobie, Boże i naprawiał je. Modlę się, abym wspinał się do Ciebie, Panie, dzięki szczelinom, rysom i pęknięciom w mojej duszy.


Na dzisiaj: Przedkładając moje wady Bogu i naprawiając je, montuję w sobie drabinę do wyzwolonego, uświęconego życia. Wspólnie z innymi AE wspinam się nią po szczeblach programu.










15 grudnia


Nic na świecie nie szkodzi nam bardziej,

niż nasza skłonność do obrażania się.

(Fryderyk Nietzsche)



Animozje, zawiść i rywalizacja to woda na młyn naszej choroby. Uzależnienie chętnie je w nas podsyca, by nas z powrotem pochłonąć. Nasza skłonność do obrażania się może pochodzić z nietolerancji dla ludzkich braków czy nieakceptacji cudzej inności. Jest to lustro naszej wrogości do własnej osoby z powodu ukrytych wad i zwykle drażni nas u innych to, co nam samym dolega. Aby wygrać życie w rozgrywce z nałogiem, musimy pamiętać, że obrażanie się siebie i na AE to rodzaj samobójstwa, bo gdzież potem pójdziemy po pomoc? Ratują nas przed tą pułapką Kroki: Szósty, Siódmy i Dziesiąty, osadzone w całym programie, także w Tradycjach. Ratuje nas świadomość, że tylko razem, w jedności, ocalamy się ze śmiertelnego nieszczęścia. Jako AE jesteśmy sobie niezbędni, a kiedy otwieramy się przed sobą, otwiera się w nas wzajemne współczucie, pokora i miłość, która leczy nie tylko erotomanię, ale wszelkie zatargi, urazy i pretensje.


Czy pamiętam, że tylko wspólnie, w jedności, mogę się ocalić, a może obrażam się na innych lub na AE? Czy jestem wdzięczny, że tylko otwierając się na własne cierpienia, otwieram w sobie pokorę i miłość do innych?


Modlę się, abym w tym, co mnie drażni u innych, widział moje wady i nie obrażał się. Modlę się, abym lubił siebie mimo braków i był tolerancyjny. Modlę się, abym z pokorą doskonalił się w lustrze Wspólnoty.


Na dzisiaj: Przedkładam Bogu moją skłonność do obrażania się, i z pokorą proszę Go o pomoc w jej usuwaniu. Przyglądam się sobie w lustrze mityngów i pilnuję, by na nikogo się nie obrażać.

14 marca


Kiedy posiadłeś wiedzę,

wiesz dopiero, czego ci naprawdę brakuje.

(Martin Buber)



Wiem, że nic nie wiem - Taką postawę sugeruje na wstępie większość duchowych szkół. Bowiem do wewnętrznej przemiany i przebudzenia duchowego brak nam zazwyczaj czegoś, w czym wiedza jedynie przeszkadza. Dlatego jedno z haseł AE mówi: zamiast komplikować - upraszczaj, a inne: najdłuższa jest droga z głowy do serca. Mogliśmy wystartować ze zdrowieniem dopiero, gdy do głębi odczuliśmy swoją bezsilność, a nie gdy ją tylko zrozumieliśmy. Nieraz brak tego głębokiego odczucia prowadził nas do niego poprzez bolesne wpadki. Gdy dzięki AE poznaliśmy całą potęgę i przebiegłość erotomanii, wiedza ta popchnęła nas ku Sile Wyższej, budząc w nas potrzebę ratunku i opieki. By Jej to umożliwić, potrzebne było z naszej strony wytrwałe działanie, a nie umysłowe deliberacje. Od kiedy uczciwie przerabiamy program, Bóg przerabia nas, dokonując zmian i cudów, dla których rozum jest tylko przeszkodą.


Czy zdobywam wiedzę, aby widzieć moje braki, a może uważam, że intelekt mi wystarczy? Czy jestem wdzięczny, że program AE oducza mnie wszystkiego, co nakładłem sobie do głowy myśląc i kombinując po swojemu?


Modlę się, abym wiedział, jak mało w istocie wiem. Modlę się, abyś Ty, Boże, uzupełniał to, czego mi brakuje. Modlę się, abym wytrwale robił wszystko co mogę, i abym dawał Ci w sercu pole do działania, mój Panie.


Na dzisiaj: Jeśli cała moja wiedza zawiodła w kontroli erotomanii i kierowaniu własnym życiem, Ty mnie nauczaj i prowadź, Boże. Ucz mnie mądrością innych AE, abym nie musiał już pogłębiać swego dna.









14 września


Nie możesz popełnić błędu,

jeśli jesteś posłuszny woli Boga.

(Matka Teresa z Kalkuty)



Od kiedy zaczęliśmy przychodzić do AE i zdrowieć, wiele razy zdarzało się, że jakieś wewnętrzne impulsy - pozornie bez logiki i uzasadnienia - kazały nam chwytać za telefon, pisać list, gdzieś iść nagle lub właśnie zostać w domu, zmieniać trasę czy ustalone plany! W ten tajemniczy sposób Boża docierała do nas pomoc, opieka i wglądy - lub okazywało się, że mieliśmy właśnie komuś dopomóc, co również nas umacniało. Dzielenie się na bieżąco tymi odkryciami upewnia nas, że jesteśmy w każdej chwili prowadzeni przez niewidzialną, dobrą Moc, na której możemy polegać. Pokusy, zagrożenia, ani przykrości nie pochodzą bowiem od miłującej Siły Wyższej - one po prostu są wpisane w życie - a Bóg trwa przy nas wśród nich, chroni i uczy wyborów. Dzisiaj, gdy z pokorą godzimy się na tę opiekę, nie możemy już popełnić błędu.


Czy dzięki intuicjom pozwalam Sile Wyższej prowadzić się przez labirynt zdarzeń, a może dalej idę sam i decyduję jak chcę? Czy jestem wdzięczny, że gdy jestem posłuszny woli Boga, nie mogę już popełnić błędu?


Modlę się, abym dzięki intuicjom pozwał Sile Wyższej prowadzić się przez labirynt zdarzeń. Modlę się, abym był dziś posłuszny Twojej woli, Boże. Modlę się, abym z pokorą godził się na Twoją pomoc, Panie.


Na dzisiaj: Z pokorą godzę się, by Siła Wyższa prowadziła mnie przez labitynt zdarzeń. Chcę odkryć, jaki kolejny prezent przysyła mi przez nie. Posłusznie poddaję się sugestiom programu AE.


15 marca


Serce ma swój rozum, którego rozum nie pojmuje.

(Blaise Pascal)




Jedynie serce jest zdolne do współczucia i miłości. Rozum tylko obserwuje i ocenia. I coś w tym musi być, że w erotomanii często staraliśmy się zdobywać cudze serca. Intuicyjnie, lekarstwa na swój ból szukaliśmy w akceptacji i miłości, którą ktoś miał nam dać. Daremna jednak była to pogoń, gdyż lekarstwo nie leżało w zdobywaniu cudzych serc. Ani też w rozumie. Nie mogły uleczyć nas nawet najlepsze naukowe analizy i wiedza o erotomanii, a tylko miłość. Rozum nie umie wyjaśnić dlaczego, gdy zaczynamy dzielić się płynącą z głębi duszy prawdą o naszej chorobie i o tym, jak się z nią czuliśmy, stajemy się dla siebie rozwiązaniem. Jednak nasze serce zaraz je wyczuwa. AE pomaga nam, każdego dnia, sięgać do własnego wnętrza i otwierać je. Miłość, jaką sobie dajemy, gdy dzieląc się na mityngach, otwieramy się przed sobą nawzajem, sprawia, że słuchamy i mówimy wtedy sercem. I coś musi być także w tym, że w AE jedynym autorytetem jest MIŁUJĄCY Bóg, a nie intelekt. Choroba uczy nas, że nie możemy zdobyć czyjegoś serca. Zdrowienie - że możemy zdobyć własne: otworzyć je przed sobą samym, innymi ludźmi i Bogiem.


Czy czynię dziś z serca centrum mojej osobowości, a może dalej jestem więźniem rozumu i samowoli? Czy jestem wdzięczny, że moim intelektem nie mogę pojąć tajemniczych dróg miłości?


Modlę się, abym otwierając się zdobywał nie serce innych, lecz własne. Modlę się, aby w nim spoczęło moje centrum dowodzenia w życiu. Modlę się, aby stało się ono Twoim domem, Boże.


Na dzisiaj: Chcę postępować według logiki serca, które oddaję Bogu. Kiedy zaczyna ono bić programem AE, moje obsesje ustają i mogę z powrotem myśleć organem, który jest do tego stworzony: głową. I niech tak już zostanie.








15 września


To ja mam odkryć Cię w moich czynach, Boże;

to Twoja moc daje mi siłę do działania.

(Rabindranath Tagore)



Uzależnienie od seksu i miłości to choroba podłączania się do niewłaściwego źródła. Naszą dewizą ratunkową było: „ktokolwiek lub cokolwiek - byle nie Bóg”. Jednak tworzenie fantazji, rytuały, uwodzenie, ogłuszanie się seksem i tonięcie w symbiotycznych związkach pogłębiało tylko naszą rozpacz i pustkę. Szukaliśmy bowiem miłości tam, gdzie jej nie ma, skrzętnie omijając jej prawdziwe ścieżki. Wypaleni pogonią za erotyczną fatamorganą i chorzy z nienasycenia, trafiamy w AE na źródło, które gasi obsesję, leczy pożądliwość i przywraca nam zdrowe zmysły. Włączając się w nurt mityngów, do reszty tracimy komfort obracania się w erotomanii. Ustaje autodestrukcja, przewrotne motywy, lubieżne czyny, obsesje i zapychanie pustki byle czym. Niespełnioną dotąd tęsknotę i pragnienie miłości kierujemy teraz do Siły Wyższej i „cokolwiek mniej niż Bóg” już nas nie satysfakcjonuje. Podłączeni poprzez program do właściwego Źródła, odkrywamy Je w naszych czynach, stając się dla siebie wzajemnie i lekiem na erotomanię, i drabiną do nieba.


Czy - włączając się w nurt mityngów - odkrywam Boże działanie w moich czynach, a może kieruje mną jeszcze uzależnienie? Czy jestem wdzięczny AE, że zabiera mi komfort obracania się w erotomanii i zapychania swej pustki byle czym?


Modlę się, abym czerpał miłość z prawdziwego Źródła - z Ciebie, Panie. Modlę się, abym nie zatrzymywał Twoich łask w sobie, lecz dzielił się nimi. Modlę się, abym, działając zgodnie z programem, mógł odkryć Cię w moich czynach, Boże.


Na dzisiaj: Działając według programu AE, podłączam się do właściwego źródła. Boga proszę o ukojenie mojej obsesji seksu i miłości. Dzieląc się sobą, odkrywam Go w moich czynach.

15 czerwca


Twój upadek stanie się twoim najlepszym wychowawcą.

(św. Doroteusz z Gazy)




Zbawienna siła, jaką w AE wydobywamy z naszego upadku, nie płynie z upokorzeń, jakie przeszliśmy w uzależnieniu, ani z udręk jego odstawienia, lecz stąd, że z odwagą spojrzeliśmy prawdzie w oczy. Decydując się zdrowieć z erotomanii, stawaliśmy w pokorze wobec swojej bezsilności, wad, pustki wewnętrznej i duchowego bankructwa. Musieliśmy na początek zaakceptować nasz opłakany stan - punkt wyjścia, od którego zaczynaliśmy drogę do nadziei i uzdrowienia. Rozjuszone psy nałogu za plecami okazywały się naszym najlepszym nauczycielem. Bez niech nie ruszylibyśmy z miejsca. Z czasem jednak znajdowaliśmy rosnące upodobanie w tym nowym życiu, opartym na dzieleniu się, prawdzie i programie AE: w kapitulacji, budowaniu granic, oddawaniu się opiece Boga, obrachunku moralnym, usuwaniu wad, zadośćuczynianiu naszym ofiarom, modlitwie, samoobserwacji i pomocy innym. Uczeni przez własny upadek, uwalnialiśmy się od upokorzenia, wstydu i winy - pokora bowiem tak silnie łączy się z godnością, że ją przywraca.


Czy stając w pokorze, uwalniam się od poczucia niegodności, a może nie chcę uznać mojego upadku za najlepszego nauczyciela? Czy jestem wdzięczny, za rozjuszone psy nałogu, które ponaglają mnie w drodze do Boga?


Modlę się, abym nie mylił pokory z upokorzeniem. Modlę się, abym szedł w grupie i nie zostawał w tyle, gdyż „ostatnich gryzą psy”. Modlę się, abyś Ty przywracał mi godność, mój Panie.


Na dzisiaj: Słucham nauk płynących z mojego erotomańskiego upadku. Wdzięczny za tę ostrogę, powracam z wygnania, które odbierało mi godność i słucham mądrości innych AE.










16 grudnia


Tylko ja mogę zmienić wszystkie myśli, motywy i zachowania,

którymi wyrządzam sobie krzywdę.

(anonim)



Odstawienie erotomanii jest początkiem. Z czasem obejmuje też wszystkie moje pozaerotyczne myśli, fantazje, uczucia, wybory i zachowania, którymi krzywdzę siebie lub kogokolwiek innego. Krok Ósmy i Dziewiąty pozwala mi zadośćuczynić innym. Kroki od Pierwszego do Siódmego - zadośćuczynić sobie. Krok Dziesiąty i Tradycje AE sugerują mi, abym stale obserwował siebie. Jeśli plotkuję, osądzam, pouczam, łamię anonimowość albo chcę stać się „kimś” w AE, wyrządzam szkodę w pierwszym rzędzie sobie. Dziś mogę dostrzec moje wady i zdecydować, co z nimi uczynię. Karceniem się za nie lub pobłażaniem, zadam sobie tylko nowy ból. Mogę jednak - i mam obowiązek! - to wszystko zmienić, jeśli wyzbywam się złych motywów, myśli i zachowań, a wprowadzam w ich miejsce akceptację, cierpliwość i miłość. Kiedy skupiam się na pozytywach; kiedy przestaję być zdolny do potępiania i karania siebie i kiedy przelewa się przeze mnie pokora, tolerancja i miłość - nie mogę już skrzywdzić nikogo.


Czy zmieniam wszystkie moje myśli, motywy i zachowania jakimi się krzywdzę, a może wciąga mnie jeszcze krytyka, plotki, dramaty i negatywizm? Czy jestem wdzięczny, przestać ranić innych mogę tylko jeśli najpierw przestaję ranić siebie?


Modlę się, abym nie krzywdził siebie ani innych. Modlę się, abym był swoim najlepszym przyjacielem. Modlę się, abym w relacjach z sobą i innymi naśladował Twój stosunek do mnie, Panie.


Na dzisiaj: Postanawiam zmienić wszystkie moje myśli, motywy i zachowania, którymi wyrządzam sobie krzywdę. Chcę stać się niezdolny do ranienia siebie, tak abym nie mógł już ranić innych.


16 czerwca


My sami, z naszym ciałem i duszą, jesteśmy drabiną do Boga.

(św. Ewargiusz z Pontu)




Im lepiej poznaję prawdziwego siebie - im głębiej wnikam w moją uzależnioną naturę i poddaję ją oddziaływaniu AE - tym bardziej wznoszę się do Boga. Drabina, której dwie równoległe żerdzie: „męska” i „żeńska,” spięte są dzięki mityngom dwoma tuzinami Kroków i Tradycji, wyprowadza nas z piekła nałogu. Mocno oparta na naszym erotomańskim „dnie”, pnie się ona w nieskończoność. Na jej kolejnych szczeblach, identyfikując się ze sobą nawzajem, uznajemy swoją bezsilność, zdobywamy się na pokorę i oddajemy się opiece Sile Wyższej; robimy obrachunek moralny i wyznajemy go; usuwamy - z pomocą Boga - wady charakteru i wypracowujemy brakujące cnoty; obserwujemy na bieżąco swoją postawę; modlimy się regularnie i medytujemy; zadośćuczyniamy naszym ofiarom i - przebudzeni duchowo - niesiemy to przesłanie erotomanom, którzy wciąż cierpią. Nasze uzdrowienie leży we wspinaniu się do Boga drabiną do Niego, którą się stajemy dzięki przychodzeniu do AE.


Czy, poddając się oddziaływaniu AE, staję się drabiną do Boga, a może wspinam się sam do samowolnie wybieranych celów? Czy jestem wdzięczny, że Bóg wyprowadza mnie z piekła nałogu tylko na skutek mojej decyzji i czynnej współpracy?


Modlę się, abym poddawał się działaniu programu AE. Modlę się, abym stawał się drabiną wiodącą do Ciebie, mój Panie. Modlę się, abym oparty na moim erotomańskim „dnie” i nie ustawał w drodze.


Na dzisiaj: Drabinę, która wyprowadza mnie z piekła erotomanii, opieram na moim „dnie.” Dzięki wspólnej identyfikacji, wspinam się do Boga po szczeblach Kroków i Tradycji AE. Chcę wytrwać na tej nieskończonej drodze.










17 grudnia


Nie jest problemem rozstać się z tymi, których kocham.

Prawdziwy problem, to zostawić tych, do których mamy urazę.

(Anthony de Mello)



Jeśli kogoś kocham, nie mam trudności, by pozwolić mu odejść: Jeśli potem wróci, jest „mój”; jeśli nie - nigdy „mój” nie był. Taka postawa stała się dla mnie możliwa dopiero, gdy wytrzeźwiałem z erotomanii. Ucząc się jej w AE odkrywam, że prawdziwa trudność, to odejść od osób, których nienawidzę i które skrzywdziły mnie. Jak uwolnić się od nich? Dzięki zdrowieniu poznaję, że wszędzie tam, gdzie noszę w duszy wstyd, krzywdę, zapiekłość, strach czy żądzę odwetu, noszę też okowy, które mogę zdjąć tylko, jeśli dotrę do moich dawnych zranień, i gdy przeżyję te straty i wyrażę ból i złość na moich oprawców. Nieraz niezbędna jest tu głęboka terapia. Dopiero kiedy koję moje zranienia, pękają we mnie ich okowy i mogę się dobrze modlić za moich prześladowców. Kiedy ustaje przyczyna moich cierpień, wybaczenie samo mnie ogarnia. Wtedy staję się gotów zadośćuczyniać tym, których skrzywdziłem, a Bóg szykuje mi plan i zsyła sposobności.


Czy, kojąc moje zranienia i uwalniając dawny ból i złość, kruszę te wiążące mnie okowy, a może chcę szybko „zamodlić” problem? Czy jestem wdzięczny, że wybaczenie przychodzi samo, gdy tylko usuwam emocjonalne blokady?


Modlę się, abym najpierw poczuł i wyraził zranienia, które chcę wybaczyć. Modlę się, abym zdejmując okowy lęku, skrzywdzenia i nienawiści stawał się gotów zadośćuczynić moim ofiarom. Modlę się, aby Twoja miłość, Panie, była moim jedynym rozjemcą.


Na dzisiaj: Odważam się poczuć moje dawne zranienia i uwolnić zablokowane w nich emocje. Witając przychodzące w ten sposób wybaczenie, mogę zadośćuczyniać moim ofiarom bez obawy, że przeniosę na nie moje dawne urazy i lęk.

16 marca


Prawdziwe przebaczenie nie wyklucza gniewu.

Przeciwnie: wymaga zmierzenia się z naszym gniewem.

(Alice Miller)



Abym mógł zmierzyć się z moim gniewem, muszę wpierw poczuć ból i niesprawiedliwość jaką mi wyrządzono. Wykorzystanie, terror zdrada i poniżenie - uczucia te, nieraz całkiem zapomniane razem z dawnymi faktami, otwierają mój zaplombowany gniew. Dopiero gdy mogę oburzyć się na to, co mi zrobiono, nazwać to właściwym, nieraz mocnym słowem, nazwać oprawcę oprawcą, wypłakać się i bezpiecznie wyładować nagromadzoną furię - wtedy docieram do podskórnego oceanu smutku, który blokował moją radość i twórcze zdolności. Smutek to w istocie kojące uczucie. Gdy pozwalam, by stał się kojącym balsamem wylewanym na moje rany przez współcierpiącego we mnie Boga, odpływają chmury nienawiści, lęki i uraz, a droga do przebaczenia staje otworem. Tego przebaczenia nie da się wymusić żadnym ludzkim ani boskim przykazaniem. Spływa ono jak łaska, gdy tylko smutek wypłucze z duszy truciznę.


Czy, aby przebaczyć, mierzę się z moim bólem i gniewem, a może uważam, że „nic mi się nie stało” i „nie ma sprawy”? Czy jestem wdzięczny, że łaska przebaczenia spływa na mnie, gdy smutek wypłucze z mojej duszy truciznę?


Modlę się, aby, nie wykluczał gniewu, lecz mierzył się z nim. Modlę się, abym pozwalał smutkowi koić me zranienia. Modlę się, aby przebaczenie mogło spłynąć na mnie jak Twoja łaska, Boże.


Na dzisiaj: Godzę się, by mój gniew, niby wulkan, wypluł truciznę skrzywdzenia, jaka we mnie zalega. Pozwalam, by smutek stawał się błogosławionym balsamem wylewanym na moje rany przez miłującego mnie Boga.











16 września


Nasza wolność leży w pełnieniu woli Boga.

(Dante Alighieri)




Skruszeni przez samowolę przekonujemy się w AE, że miłująca Siła Wyższa istotnie działa w naszym życiu. Jednak od Trzeciego Kroku często oddala nas pokusa zaprzęgnięcia Siły Wyższej do własnych planów. „Skoro nas kocha, to niech nam zwróci choć część dawnych rozkoszy,” „Skoro wszystko może, niech odda nam dawnego kochanka” lub: „Skoro nas od niego wreszcie uwolniła, to niech teraz da nam szybko idealnego.” Bojąc się puścić kontrolę, chcieliśmy, aby Bóg postawił swoją pieczątkę na wypisanej przez nas recepcie- aby tylko zatwierdziła do realizacji nasz pomysł na „zdrowienie” i życie. Dziś nasze nawrócenie polega na odwróceniu tej absurdalnej kolejności. Bóg nie jest szafą grającą, z której po wrzuceniu monety „zasług” rozlegnie się żądany utwór. Dzisiaj prosimy Go, abyśmy - stawiając pieczątkę zgody na recepcie, którą On nam przepisał - z pokorą wypełniali plan zapisany dla nas w niebie. Dzisiaj, przywracając - poprzez kapitulację i poddanie się Jego woli - właściwą hierarchię służenia, pieczętujemy nasze wyzwolenie z erotomanii.


Czy stawiam pieczątkę mojej zgody na recepcie, którą przepisał dla mnie Bóg, a może nadal zaprzęgam wóz do konia? Czy jestem wdzięczny, że drogę do wolności znajduję poprzez przywracanie właściwej hierarchii służenia?


Modlę się, abym umiał odczytać i stosować receptę, którą Ty mi przepisałeś, Boże. Modlę się, abym swoimi czynami pieczętował moją zgodę na nią. Modlę się, abym moją wolność znajdował w pełnieniu Twojej woli, o Panie.


Na dzisiaj: W miejsce samowoli i moich własnych pomysłów na zdrowienie szukam woli Boga i słucham Jej. Podporządkowując się jej, służę sobie i innym AE na tej wąskiej ścieżce do wolności.


17 marca


Jeśli chcesz znaleźć Boga,

musisz codziennie spędzać pewien czas

z Jego wybranym narzędziem: twoim sercem.

(Sri Chinmoy)


Aby odnaleźć Boga - aby zbudować z Bogiem leczącą więź - musimy każdego dnia spędzać pewien czas z Jego wybranym narzędziem: własnym sercem. Musimy być „nieustraszeni i gorliwi od samego początku.” Dla nas, AE, oznacza to stałą modlitwę z medytacją, w której rano prosimy o dzień trzeźwy od erotomanii i wszystkich uzależnień, a wieczorem dziękujemy za to, jak go przeżyliśmy. Oznacza to również prowadzenie „dzienniczka uczuć” i regularne mityngi, gdzie poznajemy nasze serca, otwieramy je przed sobą i oczyszczamy je z pożądań i nieprawości. Wylewamy z siebie całe nasze uzależnienie od seksu i miłości i prosimy Boga, aby zamieszkał w nas i gospodarzył tak, jak On chce. Możemy Go zapraszać, gdyż dzięki abstynencji od erotomanii nie przyjmujemy Go w burdelu. W modlitwie pytamy Boga, jak w nowy, funkcjonalny sposób „umeblować” nasze opróżnione z choroby serca - jak w nowy sposób ułożyć własne życie i więzi. Przestajemy być kubłem na śmieci, a stajemy się komnatą Wielkiego Króla.


Czy co dzień przebywam pewien czas w moim sercu i zapraszam w nie Siłę Wyższą, a może dalej mieszka we mnie choroba? Czy jestem wdzięczny, że muszę być na tej drodze nieustraszony i gorliwy od samego początku?


Modlę się, aby cała choroba opuściła moje wnętrze. Modlę się, abyś Ty zechciał w nim uczynić swoją komnatę, Boże. Modlę się, abym „umeblował” ją dla Ciebie, Panie, tak jak Tobie się podoba.


Na dzisiaj: Dzieląc się z innymi AE, opróżniam moje serce z choroby i wprowadzam w nie Boga. Jestem nieustraszony i gorliwy od samego początku. Przestaję być kubłem na śmieci, a staję się komnatą Wielkiego Króla.









17 września


Niepowodzenia nie są klęską, lecz nieuniknioną fazą nauki.

Dzięki nim znam tysiąc metod, które nie skutkują.

(Thomas Alva Edison)



Uczenie się na błędach możliwe jest wtedy, gdy sami ponosimy ich konsekwencje. Jakże chętnie spychaliśmy odpowiedzialność za siebie na innych! Osłanialiśmy się przed skutkami erotomanii „parasolem” stałego związku lub nie wiązania się z nikim; ideą „nowej moralności” i „wyzwolenia seksualnego” lub parawanem religijności; „niepokojem geograficznym” lub maską pozorów i kłamstw. Próbowaliśmy odzyskać kontrolę nad sobą i własnym życiem zmieniając rodzaje zachowań, wzorce erotomanii lub jedne nałogi na inne. Jednak aby nasze błędy mogły zaowocować, nasz parasol ochronny musiał w pewnym momencie zawieść. Często wspominamy ten szok: „to była chwila, gdy mojego życia dotknęła ręka Boża”. I jeśli ze swojej strony poddawaliśmy się na tyle, by z pokorą się Jej uchwycić - by oddać całe uzależnienie od seksu i miłości - przychodziła do nas trzeźwość i ocalenie. Na mityngach otwierało się nasze ucho, oko i język. Poznawaliśmy, że żadne formy kontroli nie skutkują. Przyjmując program AE, znajdowaliśmy metodę, która rzeczywiście działa.


Czy z pokorą chwytam w AE rękę Siły Wyższej, a może nadal chcę tylko unikać konsekwencji? Czy jestem wdzięczny za dawne niepowodzenia, które dzisiaj kierują mnie na właściwą drogę?


Modlę się, aby AE otwierało moje ucho, oko i język. Modlę się, abym nie puszczał Twej ręki, Panie. Modlę się, aby niepowodzenia, nie były la mnie klęską, lecz nieuniknioną fazą nauki.


Na dzisiaj: Pozwalam, by niepowodzenia, wpadki i bezsilność odsyłały mnie do AE. Trzymając się programu - metody, która naprawdę skutkuje - składam całe moje życie i wolę w ręce Boga.

17 czerwca


Tam, gdzie pojawia się światło, pojawia się też cień.

(kanon duchowy)




W im większej żyliśmy ciemności, tym wspanialszego olśnienia doznawaliśmy w AE. Im głębszy był nasz upadek, tym większa ogarniała nas wdzięczność za ratunek. Nie szukaliśmy mroków, by znaleźć światło, jednak nasza klęska pogoni za seksem i miłością dowodziła, że brakowało nam w życiu czegoś bardzo istotnego. Nie wiedzieliśmy czym właściwie jest ta nasza odwieczna, nieukojona tęsknota - czego dotyczy i Kogo szuka. Dopiero inni erotomani, pomagając nam otworzyć się i ujrzeć w prawdzie własne życie, wskazali na działającego poprzez Wspólnotę miłującego Boga. On okazał się właściwą Odpowiedzią. Od kiedy praktykujemy program AE i duchową przemianę, każdy mrok, jaki w sobie odkrywamy, staje się przedsionkiem kolejnego oświecenia. Nie porzucamy naszej ciemności, lecz dzięki AE wydobywamy ją na światło. I choć „cień” odstawionej choroby kładzie się na każdym naszym kroku naprzód, jakby chciał nas ukarać za postępy, jego obecność już nas nie martwi, gdyż jest dowodem, że zdrowiejemy i wzrastamy duchowo.


Czy wydobywam mój mrok na światło prawdy, czy wciąż topię prawdę w mroku? Czy jestem wdzięczny za moje ciemności, które - otwierane i przygarniane w AE - wiodą mnie do przebudzenia?


Modlę się, abym otwierał i przygarniał moje ciemności, zamiast karać się nimi. Modlę się, abym w mojej „nocy” widział zapowiedź duchowego dnia. Modlę się, abym, zamiast majaków erotomanii, szukał Twego światła, Boże.


Na dzisiaj: W moich ciemnościach widzę zapowiedź duchowego przebudzenia. Nie martwię się nimi ani nie straszę, gdyż Cień, który - idąc - rzucam na drogę, świadczy, że idę w świetle.









18 grudnia


Wstawiennictwo to najlepszy rozjemca w nieporozumieniach

- lek na wszelką urazę i złośliwości.

(William Law)



Niemożliwe jest truć się żądzą odwetu i urazą lub zachowywać się nieżyczliwie wobec osoby, za którą się modlę, prosząc o dobro i obfitość łask dla niej. Występując wobec Boga w roli jej adwokata, nie mogę już działać jak mściciel czy zaborca, choć moje emocje są uzasadnione i powinienem je czuć. Wtedy bycie z „wrogiem” w zgodzie przestaje zakłócać moje bycie w zgodzie z sobą, a złość pomaga mi stawiać zdrowe granice. Cóż bowiem zmienia modlitwa za tych, których kocham i którzy mnie kochają? Czy nie jest tylko moją trwogą, że mnie opuszczą, lub że przejdzie mi owo cudowne uczucie posiadania lub przynależności? Jeśli modlę się za swoich oprawców - jeśli modlę się z samozaparciem, pomimo zranienia i uzasadnionej wrogości - Bóg leczy moją duszę. Wstawiennictwo za moich krzywdzicieli demontuje bariery oddzielające mnie od łask Najwyższego. Gubiąc w takiej modlitwie całą urazę i zapiekłość, gubię ostre pazury, którymi szarpałem własne serce.


Czy, modląc się za moich nieprzyjaciół, gubię pazury, które mnie szarpią moje serce, a może wciąż tkwię w tzw. słusznym gniewie? Czy jestem wdzięczny za to niewdzięczne wstawiennictwo?


Modlę się, abym powierzał Ci, Panie, moich nieprzyjaciół i moje uczucia do nich. Modlę się, aby złość na oprawców pomagała mi stawiać zdrowe granice. Modlę się, abym był w zgodzie ze sobą i abyś Ty leczył moją duszę, Panie.


Na dzisiaj: Klękam przed Bogiem jako adwokat osób, z którymi mam na pieńku, by zmienić bariery w zdrowe granice. Dziękuję Mu, że nieraz wymaga to ode mnie tak wiele samozaparcia i buntu.


18 czerwca


Nasz intelekt trudzi się stale zatykaniem wszelkich szczelin,

którymi mogłaby przeniknąć do nas łaska.

(Simone Weil)



Mamy w sobie taką stałą aktywność, która sabotuje każdy nasz wysiłek w kierunku przebudzenia duchowego i przyjmowania łask Bożych. Dlatego erotomanię i zdrowienie z niej porównujemy do schodów ruchomych, które jadą w dół: bardzo trudno iść nimi pod górę, lecz jakże łatwo na odwrót! Nasze jestestwo denerwuje się za każdym razem, gdy chcemy się podźwignąć, otworzyć się na prawdę i zrobić krok w stronę zdrowienia. ... Kiedy zaczynaliśmy program AE, w głowie huczało nam od tragicznych wizji. Że to się nie uda, że nie przeżyjemy bez kochanka lub partnera, że rozsadzi nas seksualne napięcie, że zwariujemy, umrzemy lub zwiędniemy z samotności, że nigdzie już nie będziemy pasować, czy że nikt nas więcej nie pokocha i nie zechce. Wyglądało to tak, jakby ciemności choroby chciały w nas na gwałt zamknąć okiennice przed światłem wstającego dnia. Opór przed każdym krokiem naprzód wskazuje nam, że gdzieś, w naszej mrocznej głębi, ciągle nie chcemy się zmienić. Każdego dnia zmagamy się więc z własną słabością o własne życie. I, co najważniejsze, to się nam naprawdę udaje!


Czy stale poszerzam szczeliny, którymi wlewa się we mnie Boża łaska, a może zatykam je aby mieć spokój? Czy jestem wdzięczny za opór i konieczność trudu, który mnie doskonali?


Modlę się, abym poszerzał szczeliny, którymi chce przeniknąć do mnie Twoja łaska, Panie. Modlę się, abym nie sabotował własnych wysiłków w zdrowieniu. Modlę się, abyś wlewał się we mnie, Boże, jak woda w spękaną od suszy ziemię.


Na dzisiaj: Sprzątam mój dom: siebie. Chcę mieć w nim czyste okna, otwarte drzwi, jasną przestrzeń, proste i funkcjonalne meble oraz sprawną wentylację - miejsce na Boże łaski.









19 grudnia


Stroń od ludzi, którzy bagatelizują twoje ambicje.

(Mark Twain)




W AE pracujemy także nad uwolnieniem się od negatywizmu. Na najbardziej elementarnym poziomie jest to wzajemne afirmowanie cudu naszej trzeźwości i drogi do duchowego przebudzenia. Tych afirmacji nigdy nie jest za dużo. Z „dyskietek” wypowiedzi innych trzeźwych erotomanów zapisujemy sobie na własnym „twardym dysku” program pozytywnego myślenia, czucia i działania. Musimy też wystrzegać się „wirusów” - grożących temu procesowi dawnych przekazów i ludzi, którzy bagatelizują nasze możliwości i ambicje, karmiąc nas krytyką i negatywizmem, lub mówiąc, że wymyśliliśmy sobie problem. Nie są nam niezbędni i nie możemy dopuszczać, by podkopywali naszą determinację. Jeśli nawet nie ma ich już obok nas, wciąż są groźni jako krytyczne głosy wątpienia i fatalizmu odzywające się w naszej głowie. Nie możemy pozwolić, by osadziły nas z powrotem w niespełnieniu. Dzięki bezwarunkowej akceptacji obecnej na mityngach AE, uruchamiamy „program antywirusowy” - afirmujemy własną wartość, prawość, więź z Bogiem oraz ukryte, wielkie zdolności.


Czy włączam w głowie program pozytywnego myślenia, czucia i działania, a może nadal ulegam dawnym przekazom, że dobre rzeczy nie są dla mnie? Czy jestem wdzięczny AE za to kompletne przeprogramowanie?


Modlę się, abym usuwał z mojego umysłu „wirusy” negatywizmu. Modlę się, abym sadził w nim nasiona, które dostaję w AE. Modlę się, abym - pielęgnując je jak dobry ogrodnik - pamiętał, że to Ty, Panie, sprawiasz, iż kiełkują, rosną i wydają owoc.


Na dzisiaj: Unikam ludzi, miejsc i sytuacji, które odświeżają we mnie program negatywizmu i uzależnienia. Opieram mój stosunek do siebie i innych na afirmowaniu w duchowego rozwoju w AE.

18 marca


Miej serce i patrzaj w serce.

(Adam Mickiewicz)




Czyż można lepiej wyrazić sedno uzdrawiania wszelkich ludzkich nieszczęść? Erotomania odbierała nam serce, nie pozwalając mu nigdy przemówić lub kradnąc jego słowa. Ściskała je w kleszczach egoizmu, cynizmu, niestałości, niegodności i osamotnienia. Topiła je w fantazjach i lubieżnych czy romantycznych żądzach. Raniła zazdrością, odrzuceniem, wykorzystaniem. Snuliśmy uwodzicielską pajęczynę, która splątywała nas z innymi lub byliśmy jak czołg, która ich miażdżył. ... Dostrzegając to w AE, czuliśmy przerażenie sobą - lecz to przecież właśnie nasza zniewolona chorobą dobroć i wrażliwość wywoływała owo przerażenie i skłaniała nas do zmiany. Patrząc w nasze serce bez potępiania się i zamykania oczu na prawdę - słuchając nim innych i mówiąc z niego - wprowadzaliśmy weń swoje niewinne, czyste i zdolne kochać „ja”. Prawowite pisklę wracało do swego rodowitego gniazda, skąd wyrzuciła je kukułka erotomańskiego nałogu.


Czy z pokorą patrzę w moje serce, a może jestem tak przerażony sobą, że „zagaduję” mój problem mnóstwem zbędnych słów? Czy jestem wdzięczny za wglądy i uczucia, które mnie wyzwalają?


Modlę się, abym wykupił moje serce, zastawione w lombardzie choroby i poznał je. Modlę się, abym, otwierając się przed innymi, nabierał pokory, która mnie uzdrawia. Modlę się, abyś Ty, Panie, zamieszkał w prawowitym gnieździe mojego serca.


Na dzisiaj: Serce to usta pokornego; usta to serce próżnych. Patrząc w moje serce i dzieląc się nim, wyrzucam z niego chorobę, a wprowadzam dary, jakie przygotowała mi Najwyższa Siła.











18 września


Wszystko, co jest prawdą, obojętnie przez kogo wypowiadaną,

pochodzi z ust Boga.

(św. Tomasz z Akwinu)



Zdolność do mówienia prawdy jest łaską - atrybutem, którym Bóg ozdobił nasze człowieczeństwo. Erotomania niszczyła w nas ten dar, wkładając w nasze usta kłamstwo i sznurując nasz język przemilczeniami. Aby odzyskać utraconą godność i prawdziwość, staramy się dzisiaj - poprzez mityngi i cały program AE - stwarzać w sobie przyczółek dla świata wolnego od kłamstwa, nieczystości i zła. Obdarzając się wzajemnie nadzieją pełnego wyzdrowienia, dzieląc się doświadczeniem i doznawaną przemianą, stajemy się ustami Boga. Prosimy Go w naszych modlitwach, by - otwierając nam język - posuwał nam słowa, które w danej chwili mamy do innych wypowiedzieć. Prosimy Go w naszych modlitwach, by otwierał nam ucho - byśmy w kierowanych do nas słowach innych AE mogli poznawać Jego głos i odczytywać Jego wolę. Prosimy Go w naszych modlitwach, abyśmy stali się „rynną”, która zbiera i dalej przekazuje Boże deszcze uzdrawiającej prawdy.


Czy służę jako „rynna”, która zbiera i przekazuje deszcze Bożych łask, a może sam uważam się za ich źródło i dawcę? Czy jestem wdzięczny AE za przyczółek w moim sercu dla świata wolnego od kłamstwa, nieczystości i zła?


Modlę się, aby zbierana i przekazywana prawda o erotomanii przywracała mi godność i zdrowie. Modlę się, abym otwierał ucho na wszystko, co przez AE wypowiadasz do mnie, Panie. Modlę się, abym, dzieląc się sobą, mógł był Twoimi ustami, mój Boże.


Na dzisiaj: Mówiąc prawdę o moim upadku i drodze wyzwolenia, buduję przyczółek dla świata wolnego od nieczystości, kłamstwa i zła. Ze słów innych AE wyławiam głos i wolę Boga wobec mnie.


19 marca


Dobrze widzi się tylko sercem.

Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu.

(Antoine de Saint-Exupery)



Widzenie rozumem nie boli, gdyż nie dotyka uczuć. Dlatego brak mu mocy budzącej duchowy wzrost. Dopiero widzenie, które płynie z serca, leczy naszą chorobę. Siła zdrowienia jest pochodną siły uczuć, z jaką utożsamiamy się z przeżyciami innych AE. Płynie wtedy z naszego serca strumień empatii do wszystkich, którzy tak samo chcą zdrowieć. Obecna na mityngach prawda - zwłaszcza ta wypowiadana z trudem, prostymi słowami i z głębi duszy wołającej o pomoc - wywołuje w naszych doświadczeniach rezonans jakby między strunami instrumentu. Dzięki temu każdy mityng brzmi akordem o niepowtarzalnym klimacie. Aura ta przelewa się potem na otoczenie. Patrząc na świat obudzonym w ten sposób sercem, dostrzegamy i zaczynamy kochać całe to morze ludzkiej nędzy i szlachetności, ucieczek i heroizmu, wzrastania i upadków, gdyż świat „jest taki, jaki być powinien.” Jedyny zakątek, jaki możemy w nim zmienić, to nasze serce. W AE oczyszczamy je z lubieżności, pychy, egoizmu, kłamstwa i wad, by stały się prawe.


Czy staram się patrzeć sercem, a może ograniczam widzenie do intelektu by nie dotykało uczuć? Czy jestem wdzięczny, że moja droga zdrowienia wiedzie przez identyfikację i współodczuwanie?


Modlę się, abym współbrzmiał sercem z innymi AE jak struna w instrumencie. Modlę się, aby obecna na mityngach prawda budziła we mnie odczuwanie. Modlę się, abym kochał tę drogę przez wrażliwość, co prowadzi do Ciebie, mój Panie.


Na dzisiaj: Przychodzę do AE by móc słyszeć i widzieć sercem. Identyfikując się z doświadczeniami innych - z ich klęską, nadzieją i ocaleniem - poznaję to, co niewidoczne dla zwykłych oczu.










19 września


Mówienie prawdy wydobywa z rzeczywistości jej leczące siły.

(Rudolf Steiner)




Ilekroć coś wypowiadam, buduję - z włożonej w przekaz energii - obraz mentalny, który odtąd zaczyna żyć własnym życiem. Gdy mówię prawdę, wytwarzam obraz, który pasuje do rzeczywistości. Ponieważ on ją wzmacnia, a ona go sobą potwierdza, wydobywa on z niej uzdrawiające siły. W ten sposób wypowiadana prawda wraca do mnie jako lek i afirmacja ze strony świata. Ilekroć jednak kłamię, fałszywy obraz, jaki wtedy wytwarzam, nigdzie nie pasuje i niczego nie potwierdza. Ponieważ kłóci się on z rzeczywistością błąka się i, zewsząd odtrącany, nigdzie nie może znaleźć sobie miejsca. Staje się więc toksyczny i wraca do mnie jak spóźnione echo. Dopóki go nie unicestwię, będzie mnie zatruwał i niszczył, choć na początku trudno mi będzie to dostrzec. AE daje mi szansę sprostowania wszystkich kłamstw, jakimi posługiwałem się w mojej chorobie. Dzisiaj leczy mnie wypowiadana i słyszana na mityngach prawda. Dzisiaj mam świadomość wagi wypowiadanych słów. Dzisiaj do mnie należy wybór: prawda czy kłamstwo, światło czy ciemność, zagłada czy ocalenie, życie czy śmierć.


Czy wybieram prawdę, jakkolwiek byłaby dla mnie przykra, a może wciąż ignoruję skutki zaprzeczania? Czy jestem wdzięczny, że wszystko, czym co wydzielam, powraca do mnie jak echo?


Modlę się, abym szedł ścieżką prawdy w AE. Modlę się, abym był świadom skutków wszystkiego, co wydzielam z siebie. Modlę się, aby słowa wyznawanej przeze mnie prawdy przywoływały Twoje uzdrawiające siły, Boże.


Na dzisiaj: Staję po stronie bezwzględnej uczciwości. Słuchając prawdy innych AE, nabieram odwagi, by odkryć przed nimi własną. Wypowiadam ją, by wydobyć z rzeczywistości jej uzdrawiające siły.

19 czerwca


Wystarczy, że raz jeden łaska zadziała w sercu człowieka,

a nigdy już nie będzie on dawnym sobą.

(św. Makary)



Łaska - uzdrawiająca nas miłość Siły Wyższej - leży w naszych historiach osobistych: w prawdzie własnych doświadczeń, którymi się dzielimy w AE. Chęć zaprzestania i dźwignięcia się z upadku - gotowość oddania opiece Siły Wyższej naszego seksu i związków miłosnych - czyni z naszych życiorysów bezcenne narzędzie. Kiedy jeden erotoman, mówiąc o sobie, choć raz zaszczepia w umyśle drugiego prawdę o istocie swojej choroby, ten drugi już nigdy nie będzie dawnym sobą. Zasiana w jego sercu iskra łaski będzie się tlić, gotowa rozpalić w nim chęć przemiany siebie i swojego życia. Nawet jeśli wróci on potem do swoich zachowań, sumienie będzie mu szeptać: A może ci z AE mieli rację? Przecież to nic innego jak brak komfortu dalszego obracania się w nałogu postawił nas w końcu przed decyzją: przyjść po pomoc do AE i przyjąć ją, czy dalej grzęznąć na drodze duchowej śmierci? Łaska, która raz zadziałała w naszych sercach, obudziła je i do dziś prowadzi nas szlakiem ocalenia.


Czy, doznawszy przebudzenia duchowego w AE, niosę dalej to posłanie, a może myślę, że wyzdrowiałem raz na zawsze? Czy jestem wdzięczny, że gdy raz zadziałała na mnie łaska usłyszenia prawdy o erotomanii, nie mogłem już być dłużej dawnym sobą?


. Modlę się, abym nie myślał, że wyzdrowiałem raz na zawsze. Modlę się, abym przekazywał dalej trzeźwości, jaką mi zsyłasz, Panie. Modlę się, abym ilekroć niosę komuś posłanie AE w jego i moim sercu działała Twoja łaska Boże.


Na dzisiaj: Godzę się być narzędziem Bożej łaski - przekazuję darmo to, co darmo dostałem w AE: prawdę. Tylko w ten sposób mogę podtrzymać działanie we mnie łaski zdrowienia.









20 grudnia


Bóg pomaga tym, którzy przestają się ranić.

(Harold S. Kushner)




W erotomanii zranienia zastępowały nam miłość; sądziliśmy, że właśnie na tym ona polega. Zaś cierpiąc, sami bywaliśmy bardzo okrutni. Proces odstawienia odsuwał destrukcyjne zachowania i pozwalał nam dojrzeć ich motywy. Przykra to była prawda. Pod naszymi ukrytymi motywami leżały mentalne schematy, karmiące nasz nałóg. Nienawiść, nieufność, odmowa przebaczenia sobie, nieczułość, wstyd, krytyka, potępianie, nieludzkie wymogi, poczucie niegodności, porzucanie siebie, tłumienie uczuć, pogarda, łamanie granic, udzielanie rad i wtrącanie się, chęć rządzenia i kontroli - te cechy odcinały nas od samych siebie, innych i od bezwarunkowej, leczącej miłości Boga. Musieliśmy zacząć wprowadzać w siebie wzorowane na tej miłości bezgraniczne współczucie - nauczyć się dawać sobie brakujące ciepło, zrozumienie, wspólną obecność w cierpieniu i prawo do niego. Dopiero gdy przestajemy się ranić, możemy położyć most dla miłującej pomocy Boga. Dzisiaj, tą nową postawą, mówimy Mu nasze bezwarunkowe: TAK.


Czy przestaję się karać i ranić, a może wciąż jestem - dla siebie i innych - bezlitosnym pręgierzem? Czy jestem wdzięczny za ciepło, akceptację i bezwarunkową miłość, której się uczę w AE?


Modlę się, abym dawał sobie i innym prawo do niedoskonałości. Modlę się, abym zmieniał mój raniący i karzący charakter. Modlę się, abym stawał się zdolny do takiej miłości i pomocy, jak Twoja, Panie.


Na dzisiaj: Przestaję ranić siebie i innych bezduszną, karzącą postawą. Wprowadzam w moje serce bezwarunkową miłość, która je rozmraża. Cieszę się i współczuję, wybaczam i wspieram, kocham i płaczę.


20 czerwca


Życzliwość to jakby dużo mniej niż odwaga serca,

jednak tak samo jest to łaska Boża.

(Hilaire Belloc)



Brak nam życzliwości nie dlatego, że coś jest wrogie; coś jest nam wrogie dlatego, że brak nam życzliwości. Jak jednak zdobyć się na życzliwość wobec kogoś, kto nas rani lub nie uznaje granic? Po pierwsze, musimy pamiętać, że i my sami bywamy wyniośli i nieprzyjaźni. Tak naprawdę, od nikogo przecież nie jesteśmy lepsi, a stawiając się powyżej, szybko upadamy. Po drugie, poznajemy, że Bóg jednakowo troszczy się o wszystkich - jak słońce, które nie odmawia swych promieni nikomu i jak deszcz, który zrasza tak ugór, jak i plony. Po trzecie, ponieważ - praktykując program AE - powierzamy się Bogu, to użyczamy Mu siebie, aby mógł kochać świat także naszymi sercami i chcemy pełnić Jego wolę. Prosimy Go więc, aby rozpalał w nas swoją miłość, której pierwszą oznaką jest postawa życzliwości. Jeśli usuwamy naszą wrogość, nieufność wady i pychę, modląc się wzajemnie za siebie i prosząc o to w pokorze, Bóg zaraz napełnia nas życzliwością i miłością bliźniego.


Czy z życzliwością otwieram się na innych, a może przekreślam ich zaraz i obrażam się gdy naruszają moje granice lub nie chcą zdrowieć? Czy jestem wdzięczny, że otwierając się na miłość Boga muszę otworzyć się na ludzi - i odwrotnie?


Modlę się, abym pamiętał nie o cudzych, lecz moich brakach, które mam usunąć. Modlę się, abyś w miejsce wrogości, lęku i pychy Ty, Boże, wlewał we mnie życzliwość i uczył mnie pokory. Modlę się, abym umiał kochać ludzi, którzy mnie otaczają.


Na dzisiaj: Odwracam się od wrogości, lęku i pychy, a rozpalam w sobie życzliwość. Rozlewam ją wokół, jak słońce, które nie może odmówić promieni nikomu i jak deszcz, który zrasza i ugór, i plony.










21 grudnia


Bądź zawsze ze sobą i stój po swojej stronie.

Jeśli sam tego nie robisz, któż zrobi to za ciebie?

(anonim)



Jeśli się zdarzy, że twoja ręka pomyli się i uderzy ciebie, czy weźmiesz kij i uderzysz ją za brak rozumu, powiększając jeszcze swoje cierpienie? Czy widząc, że twoja dusza - jedna ze świętych iskier Boga - uwikłała się w nieszczęście i prawie że dogasa, nie ulitujesz się nad nią? Czyż nie osłonisz siebie wtedy, chuchając z troską, by wzniecić w swym sercu ogień wiary, która cię odkupi? ... AE uczy nas być dla samego siebie przyjacielem. Zbyt długo cierpieliśmy - zarówno wskutek ran z dzieciństwa i nałogowych zachowań, jak i wskutek wrogości do własnej osoby. Zbyt długo karmiliśmy się krytyką, karami, osądem, niegodnością, nieludzkimi wymaganiami, winą, wstydem i bojkotem szans na miłość. Zbyt długo głodowaliśmy emocjonalnie, by dalej wrzeszczeć na siebie za potknięcia lub doznawane przykrości. Duchowość omija agresję i zatwardziałość, a szuka serca: skrzydeł dobroci i łagodności. Dziś daję je, najpierw sobie.


Czy biorę siebie na ręce jak małe dziecko, które się przewróciło, a może wrzeszczę: „weź się w garść i nie becz, gamoniu!” Czy jestem wdzięczny, że tylko ja mogę dziś zadbać o siebie i do nowa wychować się z miłością?


Modlę się, abym - obok zdrowych wymagań - był łagodny dla siebie. Modlę się, abym koił moje rany w czułości, której mnie uczysz, Boże. Modlę się, aby moja dusza - jedna z Twych świętych iskier, Panie - zapłonęła miłością, do której mnie powołujesz.


Na dzisiaj: Wyrzucam precz kij, którym się okładałem i kruszę pręgierz nieludzkich wymagań. Jeśli jestem z sobą i stoję po swojej stronie, czymże są nawet najczarowniejsze pokusy erotomanii?

20 marca


Myślisz, że jestem w niebie? To niebo jest we mnie....

(anonim)




Nie bój się napełniać swego serca ludźmi, których kochasz - nie zabiorą w nim miejsca dla Siły Wyższej. Bóg nie jest zazdrosny jak uzależniony kochanek. Jego miłość do człowieka nie zajmie w twoim sercu miejsca, tak jak głos śpiewaka nie zajmuje przestrzeni w sali pełnej publiczności, choć przecież całą ją wypełnia. Jeśli oddasz się Sile wyższej razem z otaczającymi ludźmi, zjawiskami i zdarzeniami, Bóg zyska nie tylko ciebie, lecz jeśli ofiarujesz mu serce gołe i puste, cóż ma do dyspozycji? Jeśli przyjął On bez zastrzeżeń całą twoją erotomanię - twoje czyny, rany i wady - o ileż radośniej przyjmie teraz serce bijące miłością do innych i świata. Ogołocenie nie oznacza gołych, zimnych ścian w bezludnym domu. Ogołocenie to umeblowanie go od nowa. To zamieszkiwanie siebie w wolności od nałogów, w której Bóg napełnia nas niebem. Dzięki „szkole” AE możemy dziś wylewać tę miłość na innych i cały świat.


Czy odważam się kochać - mieć głębokie i szczere więzi - a może dalej się chowam, by uniknąć „inwazji” świata na mnie? Czy jestem wdzięczny za niebo, które jest we mnie i które tylko muszę odkryć?


Modlę się, abym był jak pełna ludzi sala koncertowa, w której rozbrzmiewa Boża symfonia życia. Modlę się, abym pozwalał nieść się we mnie Twemu głosowi, Panie. Modlę się, abyś porwał, Boże, moje serce pełne ludzi, tak jak porwałeś moją erotomanię.


Na dzisiaj: Przestaję być pustą widownią, na której siedziałem samotnie. Kiedy nikomu nie bronię miejsca w moim sercu, niebo jest we mnie. Nie muszę już za nim gonić ani przed nim uciekać.












20 września


Albowiem Ty zapalisz lampę moją, Boże,

rozświecisz moje ciemności...

(św. Augustyn z Hippony)



Nadzieję jaką niesie nam AE dobrze oddaje zdanie zapożyczone z Wielkiej Księgi Anonimowych Alkoholików: Kiedy jeden erotoman zaszczepia w umyśle drugiego prawdę o istocie jego choroby, ten drugi już nigdy nie będzie dawnym sobą. ... Nie bez powodu na każdym mityngu pali się symboliczna świeczka. Gdyby każdy z nas przyniósł ze sobą własną świeczkę i zapalił ją od niej, ta pierwsza nie straciłaby na blasku, a o ileż stałoby się jaśniej! W sensie przebudzenia duchowego każdy z nas jest lampą, która rozpala się światłem w AE. Oliwą są nasze doświadczenia, a płomieniem wypowiadana przez nas prawda o istocie erotomanii. Jeśli od niej weźmie światło inna lampa, nasza z radości tym jaśniej rozbłyśnie. W ten sposób rozświecamy nasze ciemności i znajdujemy jedność. W ten sposób widzimy wspólną drogę. I w ten sposób zawsze może być jeszcze widniej. Doprawdy, trudno o większą nadzieję!


Czy użyczam swoich doświadczeń innym AE i czerpię światło od nich, a może chowam moją lampę w kącie? Czy jestem wdzięczny, że mówiąc prawdę o mojej erotomanii, wspólnie mogę rozniecać blask, który oświetla drogę wyjścia z lochów uzależnienia?


Modlę się, aby wypowiadana prawda była oliwą w mojej lampie. Modlę się, abym - niosąc posłanie - zaszczepiał wolę przemiany w innych erotomanach. Modlę się, abyś - w płomieniu mityngów - Ty rozpalał lampę moją, Boże i rozjaśniał moje ciemności.


Na dzisiaj: Dzielę się sobą i niosę posłanie, aby i moja lampa oświetlała wspólny szlak. Zapalam ją w sobie od trzeźwości innych AE, aby mogły od niej zapłonąć następne, jeszcze zgaszone.


21 marca


Troska nie polega na ukrywaniu uczuć;

troska jest ich okazywaniem i dzieleniem się nimi.

(anonim)



Kiedy zagłuszaliśmy swe uczucia erotomańskim hajem, a całą „troskę” wyrażaliśmy poprzez seks i zauroczenie, przestawaliśmy należeć do siebie. Kontrola nad naszym życiem dostawała się w obce ręce i nie mogliśmy mieć prawdziwych więzi. Tłumione, nigdy nie wyrażane uczucia, butwiały w naszym wnętrzu, zmieniając nas w zdradzieckie bagno, które wciągało każdego, kto się zbliżył. Grzęźliśmy w izolacji i sami w nim tonęliśmy. Dzisiaj, ucząc się w AE troski o siebie, stajemy się zdolni do troski o innych. Dzisiaj, budując kontakt uczuciowy z samym sobą, stajemy się zdolni do kontaktu uczuciowego z innymi. Dzisiaj, poznając samych siebie, stajemy się zdolni do prawdziwego poznawania innych. Dzięki mityngom, pracy ze sponsorem i niesieniu posłania oczyszczamy ów butwiejący staw duszy, zmieniając się w przejrzyste jezioro. Zaczyna i dopływać do nas strumień Bożych łask, i wypływać z nas na innych. Doprawdy, trudno o większą wzajemną troskę!


Czy przeżywam moje uczucia, wyrażam je i dzielę się nimi, a może wciąż je seksualizuję, tonąc w bagnie obsesji? Czy jestem wdzięczny AE za ryzyko zupełnego odsłaniania swoich przeżyć?


Modlę się, abym wyrażał moje uczucia zamiast je seksualizować. Modlę się, abym poznając się i troszcząc się o siebie, poznawał innych i troszczył się o nich. Modlę się, abyś Ty, Boże oczyszczał moją zabagnioną duszę, którą otwieram w AE.


Na dzisiaj: Przeżywam i okazuję moje uczucia, przez co dbam o czystość relacji z ludźmi. Chcę być przejrzysty - dla siebie, dla ludzi i la Boga - tak, aby było we mnie widać i moje dno, i zawartość, i oczyszczenie.










21 września


Nie trzeba zmuszać słońca, by świeciło, gdy odpłyną chmury.

(Alice Miller)




AE i praca z programem sprawia najpierw, że cichną tajfuny erotomanii i odpływają najcięższe, burzowe chmury. Często jednak słońce dalej zakrywa nam mgła nie rozpoznanych wczesnych ran, które po latach stężały w nas w pogrzebane głęboko pokłady żalu, wstydu, lęków, złości i nienawiści. Te trujące opary, dopóki niczym demony nie zostaną uwolnione z duszy, przesłaniają nam światło Bożych łask. Musimy pójść dalej, zejść głębiej - musimy zmierzyć się ze wszystkim, co nas w życiu spotkało. Dopiero gdy dopuścimy do głosu wszystkie uczucia związane z doznaną i zadaną krzywdą - dopiero gdy damy im wyraz w bezpiecznym otoczeniu, mityngów, terapii i rozumiejących przyjaciół - w naszej duszy może zaświecić przebaczenie. Wychodzi ono wtedy samo, jak słońce zza chmur. Nie możemy zmusić przebaczenia, by zalało nas swoim kojącym ciepłem, inaczej niż mierząc się z własnym gniewem, lękami, żalem i bólem - niż usuwając z drogi przeszkody: zablokowaną pamięć i nie wyrażone uczucia, które tkwią w nas.


Czy usuwam przeszkody nie wyrażonych uczuć, jakie tkwią we mnie, a może chcę zmusić się do przebaczenia siłą „moralnych” nakazów? Czy jestem wdzięczny, że dzięki programowi zawsze mogę pójść dalej, zejść głębiej?


Modlę się, abym mierzył się z nagromadzonymi urazami, złością i lękiem. Modlę się, abym - otwierając i wyrażając zablokowane emocje - usuwał z duszy ich truciznę. Modlę się, abyś Ty, Panie, zajaśniał nade mną jak słońce, gdy odpłyną chmury.


Na dzisiaj: Zamiast „przebaczać” siłą moralnych nakazów, mierzę się z moim bólem i gniewem. Pozwalam odpłynąć mgłom żalu, nienawiści i lęków, by droga dla Bożych łask stanęła otworem.

21 czerwca


Łaska jest darem. Czymże mógłbym sobie na nią zasłużyć?

(anonim)




Handel z Bogiem jest niemożliwy. Jego łaski są za darmo i są w pełnej obfitości. To tylko kwestia naszej otwartości na nie. Bóg nie wpycha ich nam siłą do gardła; to my jesteśmy odpowiedzialni za to, by móc je przyjmować - by usuwać wewnętrzne przeszkody. Jego dary są tak subtelne i doskonałe, że nie przychodzą dopóki próbujemy zachować sobie dawne gratyfikacje, a Jego wola nie spełnia się, jeśli forsujemy własną. Dziś, doskonaląc się duchowo w AE za pomocą narzędzi jakie oferuje nam program, budujemy port rozładunkowy dla Bożych łask: naszą Wspólnotę. Dziś, dzieląc się sobą wzajemnie, pracujemy, by móc je przyjmować i stajemy się wdzięczni. Dziś, dając innym prawdziwego, trzeźwego siebie - nasze osobiste doświadczenia i duchowe wsparcie - nadajemy własnemu życiu znaczenie. Dziś, przyjmując te łaski, pomnażamy je, a nasza chłonność i zdolność otrzymywania rośnie. Nie ma w tym żadnej naszej zasługi, gdyż do działania i przemiany skłania nas paląca potrzeba ratunku z erotomanii.


Czy oddając nałóg i dzieląc się sobą otwieram się na Boże łaski, a może nadal chcę zachować jakieś dawne „przyjemności”? Czy jestem wdzięczny, że na łaskę zdrowienia nie mogę sobie niczym zasłużyć, a tylko w abstynencji otwierać się na nią i chłonąć ją?


Modlę się, abym przyjmował Twoje łaski, Panie. Modlę się, abym zamiast starać się na nie zasłużyć, usuwał z siebie przeszkody i rozszerzał chłonność. Modlę się, abym naprawdę chciał tego, co Ty chcesz mi dać, Boże.


Na dzisiaj: Przychodząc do AE, zwiększam chłonność na łaski. Pamiętam, że ich napływ nie jest moją zasługą, gdyż do przemiany popycha mnie nie tyle własna cnota, ile paląca potrzeba ratunku.









22 grudnia


Tyle ma człowiek przykrości i niepokojów,

ile sam ich ku sobie przyciąga.

(Tomasz a Kempis)



Gdy coś ci odbiera pokój ducha, pozwól by to - jak wszystko inne - przetoczyło się swoim torem. Po chwili znów słońce wyjdzie zza chmur. Gdy nie będziesz się bronić ani atakować, każdy lęk, gniew, pożądanie, złośliwość czy przykrość - miną. Stany te, choć mogą nieraz przerażać, nękać lub prowokować uruchomienie, są niczym przechodnie na ulicy. Nie walcz z nimi, niech idą w swoją stronę. Zgódź się, że się zjawiają, zrób im przejście, ustąp. Próbując je zawrócić, odepchnąć bądź zmienić, przyciągniesz je tylko i wdasz się w awanturę. Gdy jednak będziesz trwać niewzruszony i tylko obserwować - wspierając się może modlitwą - przejdą i zapanuje spokój. Czuj wśród nich Bożą Obecność przy tobie: Jej ukojenie, moc i otuchę. Miną, jak wszystko inne. Uczeni w AE kapitulowania, dziś stosujemy tę „bierną” postawę wobec wszystkiego, co nam się na pozór przeciwstawia, by ostatecznie móc uśmiechnąć się też do uciążliwych stanów ducha. Wtedy zaczynają nas one omijać.


Czy pozwalam uciążliwościom przetoczyć się własnym torem, a może zaraz chcę im przestawić zwrotnicę? Czy jestem wdzięczny, że godząc się na ich chwilową obecność, znajduję pogodny stan, który przyciąga błogosławieństwa?


Modlę się, abym wszystkiemu, co chce mnie zakłócić, pozwalał przetoczyć się swoim torem. Modlę się, bym przestawiał zwrotnicę sobie, nie innym. Modlę się, abym robił w sobie miejsce akceptacji, która przyciąga Twoje dary, Panie.


Na dzisiaj: To, co niesie mi przykrości i niepokoje, traktuję jak przechodniów na ulicy. Zamiast im - sobie przestawiam zwrotnicę i wkraczam na słoneczny tor Bożych błogosławieństw.


22 czerwca


Największa łaska polega na tym,

że stajemy się gotowi ją przyjąć.

(anonim)



Nie każdy, kto ma problem z erotomanią, rzeczywiście chce go rozwiązać. AE jest dla nas bezsprzecznie łaską, ale też pierwszą łaską jaką musieliśmy w sobie odnaleźć była gotowość, by chcieć ją przyjąć. Iluż z nas buntowało się przeciw temu! Ileż rozkoszy i złudzeń chcieliśmy zachować! Z iloma wadami się nie rozstawać! Jednak Łaska Najwyższa nie chce rywalizować i przepychać się z naszymi chciejstwami; czeka cicho, aż zdecydujemy się wszystkie je porzucić. Wielu ludzi uzależnionych od seksu i od miłości nie zdobywa się nigdy na takie wyrzeczenie. W innych, gotowość przyjęcia rozwiązania, jakie proponuje AE, wytapia się długo w cierpieniach choroby i modlitwie. Są też wśród nas i tacy, którzy odkrywszy w sobie ten problem, od razu decydują się skapitulować. Zawsze jednak, aby móc przyjąć łaskę najwyższą - aby uchwycić się ratującej życie liny AE - musimy mieć wolne ręce: musimy wypuścić z nich wszystko, co do tej pory trzymaliśmy.


Czy puszczam wszystko, czego się do tej pory trzymałem, a może wciąż próbuję zachować jakieś dawne gratyfikacje i wady? Czy jestem wdzięczny, że aby uchwycić ratującą życie linę AE muszę najpierw uwolnić moje ręce?


Modlę się, abym posiadł największą łaskę: zdolność jej przyjęcia. Modlę się, abym rozszerzał moje pragnienie trzeźwości. Modlę się, abym wypuszczał z rąk wszystko, co nie prowadzi do Ciebie, Boże.


Na dzisiaj: Porzucam dawne gratyfikacje i wady i buduję nowe więzi. Staję się gotów przyjąć łaskę pełnego wyzwolenia - gotów oddać wszystko za wszystko. Interesuje mnie wyłącznie najwyższa wygrana: przebudzenie duchowe i trzeźwość.










23 grudnia


Choćbyś po ludzku przegrał całkowicie,

masz czas póki żyjesz.

(Jerzy Popiełuszko)



To właśnie całkowita przegrana - bankructwo poparte darem jego zobaczenia i przyznaniem się do klęski - nawraca nas do Siły Wyższej. Póki żyjemy, zawsze mamy czas podnieść się i prosić o pomoc. Nikt z nas nie wie jednak, ile mu jeszcze czasu zostało. Zwykle zakładamy beztrosko, że dosyć, gdy tymczasem może go nagle zabraknąć. To memento pomaga nam traktować program AE poważnie i nie odkładać zdrowienia na potem. Na szczęście Bóg nie spodziewa się po nas doskonałości, a tylko gotowości poprawy i otwarcia się na Jego miłość. Gdy jednak, zachowując abstynencję od erotomanii i żyjąc według sugestii programu AE, pracujemy wspólnie nad wewnętrzą odbudową, to nawet jeśli niewiele w życiu zdążymy naprawić, kończyć je będziemy w radości i poczuciu spełnienia. Jak dobrze jest żyć z gotowością, by w każdej chwili bez lęku móc stanąć przed Bogiem i powiedzieć: „Oto jestem, Panie; przygarnij mnie, proszę, do Siebie”.


Czy, przyznając się do bankructwa, już dziś zaczynam odbudowę siebie, a może beztrosko zakładam, że mam jeszcze czas? Czy jestem wdzięczny AE za program, który nadaje sens mojemu życiu i usuwa lęk przed jego zmarnowaniem?


Modlę się, abym nie zwlekał z podjęciem wewnętrznej odbudowy. Modlę się, abym nie ugrzązł w przeświadczeniu, że mam jeszcze czas. Modlę się, abym mógł w każdej chwili stanąć przed Tobą, Boże, w poczuciu, że nie zmarnowałem życia.


Na dzisiaj: Chociaż po ludzku przegrałem z kretesem, to gdy stawiam moje zdrowienie na pierwszym miejscu mam pewność, że znajdę wszystko, czego mi trzeba do trzeźwego i prawego życia.

22 marca


Dłoń, która jest zawsze otwarta, lub zawsze zamknięta,

to dłoń sparalizowana.

(Jalal ud-Din Rumi)



Miłosne wczepianie się w ludzi było jak zaciskanie dłoni, by chwycić jak najwięcej. Zdawało się nam, że bez haju, gratyfikacji i złudzeń, które tak kurczowo ściskaliśmy, życie będzie śmiertelnie puste i szare, jakby bez powietrza. W AE jednak, pod naporem choroby i mimo lęku, otwieraliśmy swoją dłoń, puszczając kontrolę i oddając się Sile Wyższej. Zwłaszcza w czasie odstawienia nasze ręce musiały pozostawać puste, a przez to otwarte na łaski Boże i program AE. Było to zbawienne, lecz zdarzało się, że zastygały one znowu - teraz w przeciwstawnej pozycji. Baliśmy się wziąć w nie cokolwiek, uciekając przed stałym związkiem i życiem pełnym więzi. Musieliśmy jednak nauczyć się trzeźwych relacji, przyjaźni, bliskości. Musieliśmy zacząć używać naszych rąk: brać w nie to dobro, jakie się zbliżało i wypuszczać je, gdy chciało odejść, czując wtedy i bez niego przeżyjemy szczęśliwie. Ustępował anorektyczny paraliż i nasze dłonie, wprawiane w braniu i dawaniu, nie trwały już nieruchomo w jednej, skrajnej pozycji.


Czy biorę do rąk i wypuszczam doświadczenia - a może blokuję się przed seksualnością i chowam się w anoreksji? Czy jestem wdzięczny, że dla mnie odpowiedzią nie jest paraliż lecz ruch?


Modlę się, aby moje dłonie nie były sparaliżowane. Modlę się, abym używając ich, powierzał siebie i rezultat moich działań Tobie, Boże. Modlę się, abym - chroniąc się przed chorobą - nie uciekał przed więziami i życiem, lecz przynosił Ci ich owoce, Panie.


Na dzisiaj: Obok tzw. pracy nóg, staram się w AE właściwie pracować też dłońmi: sadzić, pielęgnować i zbierać dobre owoce. Napełniam nimi mój kosz niosę w darze mojej Sile Wyższej.










22 września


Rozumowanie jest dla modlitwy jak wielkie drwa

włożone nagle do ogniska.

(św. Teresa z Avila)



Modlitwa jest jak ognisko rozpalane w mrokach naszej choroby, chłodzie odstawienia czy pod rozgwieżdżonym niebem trzeźwości. Jej ogień ogrzewa nas, koi nerwy i rozjaśnia ciemność. Modląc się, możemy najpierw prosić Boga o natchnienie - o iskrę co rozpali w nas święty płomień oddania. Prosimy wielokrotnie powtarzając, jakbyśmy pocierali krzesiwo. Potem już tylko dokładamy szczapy tęsknoty i pragnienia wiecznego dobra. Na bok odsuwamy mokre belki intelektu aby wpierw obeschły z wody rozumowania. Płonąc adoracją, możemy dorzucać szyszki intencji i prosić, by objęła je i przepaliła wola Boża. Pieszczeni przez płomienne języki modlitwy możemy poczuć, że jesteśmy w niej i krzesiwem, i chrustem, i tym, który do ognia dokłada. Jej żar, stygnąc powoli, zostaje w nas na najbliższe godziny. Modląc się i medytując regularnie, nie dopuszczamy do wygaśnięcia w nas Bożego pieca, jakim jesteśmy. Nasz zapał wznieca gorliwość w innych i rozsiewa iskry zdrowienia.


Czy, modląc się, pozwalam Bogu być we mnie Iskrą, i Ogniem, i Palaczem, a może gaszę Jego święty płomień mokrymi belkami rozumowania? Czy jestem wdzięczny, że to ja mam podtrzymywać ogień w Bożym piecu, jakim jestem?


Modlę się, abym był iskrą, z której rozniecasz we mnie ogień oddania, Boże. Modlę się, abym był chrustem, który trawisz w swoich płomieniach, o Panie. Modlę się, abym był Twoim piecem, mój Miły, co trzyma żar duchowej przemiany i rozsiewa jej iskry.


Na dzisiaj: Modląc się, rozniecam w sobie ogień, który mnie grzeje i rozjaśnia mrok. Utrzymując żar i zapał, palę w Bożym piecu, jakim jestem i rozsiewam wokół iskry duchowej przemiany.


23 marca


Oddalasz się od samego siebie w takim samym stopniu,

w jakim ukrywasz swoje przeżycia.

(Dorothy Briggs)



Przyjęliśmy program AE, ponieważ nie udało się nam ostatecznie uciec od prawdziwego problemu: siebie. Dopóki jednak się dało, próbowaliśmy. Uciekaliśmy przed pustką, co drążyła serce; przed lękiem, że nie jesteśmy tacy wspaniali; przed bliskością, żeby nas nie pochłonęła; przed erotomańskim kacem i konsekwencjami; przed odpowiedzialnością i zobowiązaniem. Lecz gdy kto nas pytał: Czemu uciekasz? zaprzeczaliśmy: Uciekam? Ja najwyżej gonię. ... Bez lustra mityngów AE trudno nam było zobaczyć własną klęskę. Dopiero gdy ujrzeliśmy siebie w wypowiedziach innych erotomanów przestaliśmy uciekać przed prawdą i ukrywać własne przeżycia. Dzięki temu udawało się nam wejść w abstynencję, osadzić się w rzeczywistości i zacząć odnajdować siebie. Przestawaliśmy być gigantami z naszych heroicznych fantazji jak i karłami z naszych lęków, niepowodzeń i poczucia bezwartościowości. Zatrzymując się i odsłaniając swoje przeżycia, kawałek po kawałku znajdujemy zwykłe, ludzkie wymiary, trzeźwość i pogodne, duchowe oblicze.


Czy pamiętam, że gdziekolwiek pójdę, zawsze zabieram ze sobą swój problem: siebie, a może leczę się „geograficznie?” Czy jestem wdzięczny AE za szansę spotkania się ze wszystkim, co mnie we mnie samym przeraża?


Modlę się, aby moje ucieczki prowadziły mnie dzisiaj „do domu:” do odkrycia siebie. Modlę się, abym odsłaniał moje przeżycia i nie zaczął uciekać znowu. Modlę się, abym - trwając w sobie i w AE - trwał w Tobie, Boże, a Ty we mnie.


Na dzisiaj: Odsłaniając moje przeżycia zbliżam się do siebie, innych i Boga. Przeżywam moje uczucia i dzielę się nimi. Chcę żyć bez tajemnic - przejrzysty jak strumień i jawny jak otwarta księga.









23 września


Modlitwa nie jest próbą odmienienia woli Boga;

jest próbą jej odgadnięcia i poddania się.

(Samuel Shoemaker)



Nikt nie lubi skojarzeń ze słabością wpisanych w nasz kluczowy zwrot w AE: poddanie się. Woleliśmy władać niż być niewolnikami i może to wyglądać naturalnie. Żądaliśmy życia i świata na naszych warunkach, gdy w naszym charakterze leżał egoizm, brak granic i chwiejność. Żądaliśmy wolności obyczajów i wolności zaspokajania się. Tymczasem to właśnie owa chęć kontroli i władzy - nieraz też w formie bycia ratowaną ofiarą - zniewalała nas. Zaznaliśmy tego najwyraźniej w obrębie erotomanii. Na szczęście egoizm, poddany działaniu mityngów, okazywał się siłą, która unicestwia się sama, poprzez konsekwencje swych czynów. Program AE pomógł nam uznać bezsilność wobec pożądania i wyrzec się kontroli oraz prób samowolnego kierowania swoim życiem. Uczeni pokory przez nałóg grożący nawrotem, zaczynaliśmy szukać woli Najwyższego zamiast własnej. Każdego dnia staramy się ją odgadnąć i pełnić. Dzisiaj, zamiast próbować wpływać na Boga, pozwalamy by On wpływał na nas. I w nas.


Czy porzucam próby odmieniania woli Boga i pozwalam, by On odmieniał mnie, a może odrzuca mnie jeszcze zwrot: „poddanie się”? Czy jestem wdzięczny, że niemożliwe jest dla mnie zdrowe życie na moich warunkach?


Modlę się, abym się poddał i przyjął mandat kapitulacji. Modlę się, abym wykorzystał mój upadek do odgadnięcia Twojej woli, Panie. Modlę się, abyś wspierał mnie w jej wypełnianiu, Boże.


Na dzisiaj: Przyznając się do bankructwa wskutek erotomanii i do niezdolności powstania o własnych siłach, wołam: „Bądź wola Twoja, a nie moja, Panie. Objaw mi ją i pomagaj wypełniać.”

23 czerwca


Nie porzucaj swojego adresu,

tak aby przesyłki z nieba mogły zawsze trafić do ciebie.

(anonim)



Z perspektywy wieczności prezenty od Boga dochodzą do nas w ekspresowym tempie. Siła Wyższa stale je wysyła na nasz „adres” w AE. Nam jednak, z głębi ziemskiego czasu, wydaje się nieraz, że czekamy zbyt długo, jakby bezskutecznie. Dręczeni pokusami, pustką odstawienia i rozpadaniem się naszego wizerunku, targani chwiejnością i falami wątpienia, w napięciu czekamy na obiecane błogosławieństwa. Nasza niecierpliwość - choć może wskazuje na luki w zawierzeniu - świadczy jednak, że naprawdę czekamy i że zależy nam. Jeśli dzień po dniu trwamy nie uruchamiając się i żyjąc według sugestii programu, błogosławieństwa AE zjawiają się w naszych duszach o swojej porze, jak kwiaty na łące z nadejściem wiosny. Wystarczy, że jesteśmy stale obecni pod swoim adresem i że budujemy naszą Wspólnotę - „port rozładunkowy” dla przesyłek z prezentami od Boga.


Czy jestem stale obecny i osiągalny - dla siebie, innych i Boga - a może gubię mój adres gubiąc identyfikację z problemem? Czy jestem wdzięczny, że Bóg nie wsuwa mi prezentów pod poduszkę, lecz muszę je osobiście odbierać w „porcie rozładunkowym” AE?


Modlę się, abym był stale po swoim „adresem” - w AE. Modlę się, abym, czekając na błogosławieństwa, które są w drodze, nie wątpił w ich przyjście i z góry dziękował za nie. Modlę się, aby Twoje łaski, Boże, zdobiły moją duszę jak kwiaty wiosną na łące.


Na dzisiaj: Jestem osiągalny i obecny tam, gdzie dopływają łaski Boże. Dzieląc się z innymi AE, współpracuję przy ich rozładunku i z góry dziękuję też za te, które jeszcze nie nadeszły.











24 grudnia


Świętym jest ten, kto wie,

że każda chwila w jego życiu jest rozstrzygająca.

(Aldous Huxley)



Komu brak zdolności rozróżniania, ten kieruje się ku wszystkim rzeczom i celom - zdąża we wszystkich kierunkach, kręci się w koło, miota się i aż w końcu tonie. ... Erotomania zabierała nam zdolność oceny naszej sytuacji, więc także dlatego nie mogliśmy sami z niej się wyzwolić. Dopiero wypowiedzi innych AE otwierały nam oczy, a program wskazywał właściwy kierunek. Trzymając tak zwany kurs na trzeźwość - w każdych dwudziestu czterech godzinach, dwudziestu czterech minutach, dwudziestu czterech sekundach - na bieżąco decydujemy o swoim dalszym losie. Każda chwila w naszym życiu jest rozstrzygająca, bowiem stale jesteśmy zmuszeni wybierać między nałogiem prowadzącym do śmierci, a drogą zdrowienia, która ocala. Także te minuty czytania i refleksji są dla nas krytyczne: podobnie jak każda chwila dnia dzisiejszego wzmacniają nas i decydują o trzeźwości.


Czy czuję, że każda chwila w moim życiu jest rozstrzygająca, a może pozwalam, by - o mnie i za mnie - rozstrzygały pożądania? Czy jestem wdzięczny: sobie za wytrwałość; AE za rozeznanie; i Bogu za cuda i stałą asystę?


Modlę się, abym mógł dokonywać właściwych wyborów. Modlę się, abym nie miotał się we wszystkich kierunkach, lecz wspólnie z AE dążył do jednego celu. Modlę się, abyś mógł mnie prowadzić i uczyć, mój Boże.


Na dzisiaj: Kieruję się sugestiami, jakie daje mi AE i program na dwadzieścia cztery godziny. Decydując na bieżąco o utrzymywaniu jednego, właściwego kursu, stale rozstrzygam o mojej trzeźwej przyszłości.


24 czerwca


Boże mój, dopomóż mi chcieć tego, co Ty chcesz mi dać.

(św. Teresa z Lisieux)




Przed przyjściem do AE, nie mogliśmy widzieć przepaści, jaka istniała między wolą Boga, a naszymi pragnieniami. Odstawienie erotomanii - naszych rytuałów, fantazji, związków, iluzji, zauroczeń i znieczulania się seksem - było na ogół ostatnią rzeczą, jakiej sobie życzyliśmy. Robiliśmy raczej wszystko, by nasze miłosne „narkotyki” odzyskały dawną moc działania i przykryły rosnący koszmar uzależnienia. Chodząc na mityngi i stosując program AE, stopniowo coraz lepiej dostrzegaliśmy wolę Boga wobec nas oraz rozziew między nią, a tym, o co dla siebie zabiegaliśmy. Docierało do nas, że przynajmniej częścią siebie nie chcemy łask, które On nam przygotował. Zdumiewał nas własny spryt z jakim staraliśmy się odzyskać choć niektóre z dawnych „przyjemności.” I chociaż dziś umiemy już cenić dobra najwyższe, nadal nieraz nam trudno pragnąć ich całym sercem. ... Kiedy sami nie możemy zdobyć się na to, zostaje nam zawsze modlitwa: Boże mój, dopomóż mi chcieć tego, co Ty chcesz mi dać.


Czy, aby chcieć tego, co przygotował dla mnie Bóg, proszę Go o tę łaskę, a może mówię: „obejdę się sam”? Czy jestem wdzięczny, że gdy brak mi gotowości przyjmowania, to mogę się o nią modlić?


Modlę się, aby zniknął rozziew między moją wolą, a Twoją Panie. Modlę się, abym zapragnął tego, co Ty chcesz mi dać. Modlę się, abyś pomagał mi, Boże, usuwać przeszkody, odgradzające mnie od Twoich łask.


Na dzisiaj: Rezygnuję z prób przywrócenia dawnej mocy moim miłosnym „narkotykom”. Staram się chcieć z góry wszystkiego, co Bóg chce mi dać - tak, abym nie musiał tego najpierw utracić.










25 grudnia


Czas jest podwodą wiozącą nas do celu;

Nie możemy jej zatrzymać, a tylko dać się wieźć lub nie.

(anonim)



Czas - to jak nim dziś rozporządzam - rozstrzyga, czy zrobię coś wartościowego ze swoim życiem. Program AE uczy mnie być obecnym - żyć w teraźniejszości Nie mogę bowiem przywrócić ani wymazać żadnych chwil. Próbując wskrzesić przeszłość, wypadam z czasu - zostaję z tyłu, a moja podwoda jedzie dalej pusta. Tak samo dzieje się, jeśli chcę ją wyprzedzić i wybiegam do przodu, w przyszłość. Tam też mnie nie ma i o niczym nie mogę decydować. Tylko jeśli jestem dokładnie „tu i teraz” i „o swojej porze”, mogę właściwie działać. To nie polega na patrzeniu na zegarek, lecz na wyczuwaniu subtelnego rytmu życia - na uwadze kierowanej stale dookoła. ... Mityngi pomagają mi osadzić się w teraźniejszości, wsiąść do właściwej podwody. Dzisiaj pozwalam, by Siła Wyższa wiozła mnie w niej do wspólnego celu. Dzięki temu czas czynnej erotomanii nie jest dla mnie czasem straconym lecz bezcennym doświadczeniem, które procentuje i ma moc ratowania życia.


Czy jestem tu i teraz - w jedynym możliwym czasie i miejscu - a może wyrywam się wstecz lub naprzód? Czy jestem wdzięczny AE za podwodę, która choć wiezie mnie nie zawsze tam, gdzie chcę, jednak zawsze tam, gdzie powinna?


Modlę się, abym wyczuwał bieżący rytm życia i trzymał się teraźniejszości. Modlę się, abym chciał jechać w tę samą stronę, w którą Ty mnie wieziesz, Boże. Modlę się, aby mój czas - podwoda wioząca mnie do Ciebie, Panie - nie dojechała do celu pusta.


Na dzisiaj: Dostosowuję się do rytmu zdarzeń, aby być wszędzie o właściwej porze: teraz. Aby lata nałogu nie okazały się czasem straconym, nie przyśpieszam zdrowienia, ani go nie odwlekam.

24 marca


Uczucia są naszymi sprzymierzeńcami;

wypierając je, przysparzamy sobie śmiertelnych wrogów.

(anonim)



Z chwilą wejścia na program AE to od nas zaczyna zależeć, jaki spektakl będzie grany w naszym życiu: erotomania czy fascynująca przygoda przemiany. Natura wyposażyła nas we wspaniały z gruntu i wszechstronny zespół aktorski - uczucia. To nasi mistrzowie wszelkich nastrojów i ról. Jednak gdy część z nich zepchnęliśmy pod scenę, by ich nie widzieć i nie słyszeć, innych zwolniliśmy z pracy, a kolejnych lękliwie omijamy i gdy tylko pozostałych kilka eksploatujemy do grania monotonnego scenariusza, nie dojdziemy do ładu z tak skłóconym „towarzystwem”. ... Dlatego w zdrowieniu musimy odwołać się do Siły Wyższej - jedynego, niezawodnego Reżysera. Dlatego dziś Bogu powierzamy kierownictwo planu, scenariusz i wdrożenie, uczuciom pozostawiamy scenę, a sobie - współpracę i obserwację dzieła. Dlatego w naszym życiu zaczyna panować harmonia, a my cudownie wplatamy się w bieg sytuacji i zdarzeń, które zaczynają nam sprzyjać.


Czy, pozwalam moim uczuciom grać w Bożym spektaklu życia, a może próbuję je wyprzeć lub ominąć? Czy jestem wdzięczny, że odblokowując emocje zyskuję życzliwy, wszechstronny i trzeźwy zespół aktorski?


Modlę się, żeby moje uczucia nie były więcej wrogami, a życie - teatrem jednego aktora. Modlę się, abyś Ty, mój Panie, pisał w nim swój scenariusz. Modlę się, abym wplatał się w bieg sprzyjających zdarzeń, które Ty reżyserujesz, Boże.


Na dzisiaj: Od kiedy w moim życiu scenariusz pisze Bóg, a ja pozwalam uczuciom na swobodną grę, kroczę drogą cudów - mogę odzyskiwać pełnię i odnajduję sprzymierzeńców w zdrowieniu.










24 września


Powiadają, że modlitwa jest córką cierpienia.

A ja powiadam, że modlitwa jest matką zachwytu.

(Sri Chinmoy)



Gdyby nie ból czynnej erotomanii, a potem zagrożenia na drodze do seksualnej i uczuciowej trzeźwości, któż z nas by wytrwał w pracy nad sobą, modlitwie i medytacji? W tym sensie możemy nazwać naszą modlitwę córką cierpienia. ... To nałóg, zmuszając nas do wytrwałości w zdrowieniu, pomaga nam wyrobić sobie potrzebę modlitwy i zwracania się do Boga. W AE z czasem staje się to dla nas czymś tak naturalnym, jak oddychanie czy posiłki. Trzeźwość uzdalnia nas do medytacji i kontemplacji - stanu, w którym, milcząc, rozpływamy się w zachwycie nad dziełami Boga i Jego pięknem. W pewnym sensie także nasze wypowiedzi na mityngach są swoistą modlitwą - okazywaniem zaufania Sile Wyższej, zachwyceniem Jej łaskami i cudem uzdrawiania. W ten sposób dawne cierpienie stopniowo staje się w nas przedsionkiem świętej adoracji.


Czy, modląc się, przekształcam moje cierpienia w zachwyt, a może mam dla Boga tylko listę oczekiwań? Czy jestem wdzięczny, że moja droga w AE wiedzie z odrzucenia i upadku do rozkoszy przyjmowania łask?


Modlę się, abym przekształcał mój ból w zachwyt nad cudem ocalenia. Modlę się, abym potrzebował modlitwy tak, jak potrzebuję oddychać. Modlę się, abyś Ty, Boże, przesnuwał mój dzień nicią pokoju, zachwytu i wzruszeń.


Na dzisiaj: Niech moja wieczorna modlitwa będzie jak przetak, przez który przesypuję kończący się dzień. Niech moja modlitwa poranna będzie jak kowadło, na którym wykuwam moje decyzje. Niech moje życie będzie tkane nicią zachwyceń nad dziełami Boga.


25 marca


Jeśli nie okazujesz swoich uczuć,

jesteś jak drzewo, które odmawia wypuszczenia liści.

(Abu Said ibn al-Chajr)



Poprzez erotyczne upojenie nałóg seksu i miłości izolował nas od rzeczywistych, pierwotnych uczuć. Nawykli do ich wypierania, nie nauczyliśmy się też, jak je okazywać. Gdy więc, dzięki mityngom AE, erotyczne upojenie opuściło nas, na wierzch wypływało to, co dotąd tłumiło. Zaczynaliśmy doświadczać nieraz bardzo gwałtownej powodzi uczuć. Musieliśmy się nauczyć je i okazywać. Zwykliśmy myśleć: „Przecież oni wiedzą, że ich lubię i zależy mi na nich;” „Przecież muszą zauważyć, że jestem im wdzięczny;” „A niech się domyślą, jak bardzo jestem smutny, wściekły czy zraniony.” I tak dalej... Otóż właśnie że nie! Nie wiedzą tego i się nie domyślają - ani my sami tego nie wiemy - zanim im tego nie okażemy. Dopóki lęk przed odsłonięciem się, bliskością lub utratą kogoś, paraliżował nas, byliśmy jak drzewo, które boi się pokryć liściem, by nie spaliło nas słońce i nie przemoczył deszcz. Kiedy jednak, zachęcani wzajemnym dzieleniem się w AE, ośmielamy się wypuścić na zewnątrz pierwsze pędy naszych uczuć, ożywa cała nasza istota. Powstają zdrowe więzi, napływa spontaniczność, zjawia się radość.


Czy doświadczam moich prawdziwych uczuć i okazuję je, a może wciąż je tłumię lub omijam? Czy jestem jednakowo wdzięczny za radość, jak i smutek i używam pełnej skali emocji?


Modlę się, abym wdział szatę uczuć - był jak drzewo, co pokrywa się liściem i rodzi owoc. Modlę się, abym był tak samo wdzięczny za „słońce” radości, jak i za „deszcze” smutku. Modlę się, abym niczego nie taił i był przejrzysty - dla siebie, ludzi i Ciebie, o Panie.


Na dzisiaj: Pozwalam, by duchowe trzeźwości soki karmiły mój wzrost. Nasączając się nimi w AE, otwieram się i na radość, i na smutek. Uczę się operować pełną skalą uczuć i okazywać je.









25 września


Miłość nigdy nie spoczywa; nieustannie działa

i jak ogień rozrzuca swe iskry na wszystkie strony.

(św. Jan od Krzyża)



Ludziom, na których jesteśmy seksualnie i uczuciowo podatni, dajemy dziś, zamiast uwiedzenia, wykorzystania i choroby, prawdę o niej. Mówimy im o naszej erotomanii - o jej działaniu w nas i poprzez nas na innych. Raz zapłonąwszy duchem trzeźwości w AE, już nie możemy spocząć - nie możemy zamilknąć i ukryć się w sobie. Rozrzucamy więc na wszystkie strony iskry przebudzenia duchowego. Opowiadamy ludziom swoje historie, bo jest to dla nas warunkiem zachowania seksualno-uczuciowej trzeźwości. Robimy to z wdzięczności za ocalenie. Robimy to z entuzjazmu, jaki budzą w nas wspólnie przebywana droga. Robimy to także dla ciągłego odświeżania sobie prawdy o nas samych. W końcu staje się to naszym sposobem na życie, które zaczynamy kochać. Dzisiaj nie wyobrażamy już sobie już innego. Niosąc posłanie, rozrzucamy na wszystkie strony iskry odkrywanej prawdy. Bogu pozostawiamy to, czy, i w kim, zapłonie od nich ogień trzeźwości.


Czy rozsiewam wokół iskry mojego przebudzenia duchowego, a może rwę się do pomagania innym nic ze sobą nie robiąc? Czy jestem wdzięczny, że - raz ocalony - nie mam już ani chwili spoczynku?


Modlę się, abym z miłością dawał ludziom prawdę o sobie i nie szukał innej zapłaty. Modlę się, abym kochał to nowe żarliwe życie. Modlę się, aby rozrzucane przeze mnie iskry prawdy wzniecały ogień trzeźwości tam, gdzie Ty zechcesz, mój Boże.


Na dzisiaj: Ludziom zwłaszcza tym, w których chce mnie uwikłać choroba, ujawniam prawdę o niej. Staram się z miłością rozrzucać wokół iskry tej nadziei. Działam i błogosławię ten sposób życia.

25 czerwca


Każdy ma coś, o co potrzebuje Cię prosić, Boże.

Ja nie mam nic; przyszedłem, abyś dał mi Siebie.

(Ansari z Heratu)



Czy jest możliwe przyjść do Boga z tak oczyszczonym sercem? Z sercem wolnym od uzależnień i ego? Z sercem, które nie prosi o to czy tamto, a pragnie tylko Najwyższego Dobra i spełniania Jego woli? Na szczęście, by ruszyć ze zdrowieniem, nie musimy czekać aż osiągniemy tak doskonały stan. Trafiwszy do AE ze swoimi nałogami, wadami i złymi skłonnościami, uczymy się wprowadzać Boga do naszego życia. Otwierając się przed sobą nawzajem, prosimy Go o poznanie naszych braków i pomoc w ich usuwaniu. Prosimy o uleczenie dawnych ran i o możliwość zadośćuczynienia naszym ofiarom. Prosimy Go o obecność przy nas i o wypełnienie naszej pustki. Prosimy - bo zdrowi nie potrzebują lekarza, a chorzy nie mogą sami się uzdrowić. Siła Wyższa odpowiada na każdą naszą potrzebę - jednak czyni to na swój sposób, w swoim czasie i według swojej hojności. W końcu odważamy się wypowiedzieć prośbę ostateczną: ja już, mój Panie, nie mam nic; przyszedłem, abyś dał mi Siebie... Obyśmy chcieli przyjąć to, co chce nam dać!


Czy pragnę posiąść Boga i tylko Boga, a może boję się coś stracić lub próbuję spełniać moją wolę przez Niego? Czy jestem wdzięczny, że zdrowienie z erotomanii to przeadresowanie moich wszystkich pragnień na Siłę Wyższą?


Modlę się, abym porzucił nałogi, wady i złe skłonności. Modlę się, abym mógł zadośćuczynić za dawne zranienia - i sobie, i moim ofiarom. Modlę się, abym nie prosił o to, co przemija, lecz o dobro najwyższe: o Ciebie w całości, mój Panie.


Na dzisiaj: Staję przed Bogiem nagi i proszę Go: „Pomagaj mi oczyszczać moje serce z pożądań i charakter z wad. Chcę nie mieć już nic, co potrzebowałbym stracić, aby dostać Ciebie”.









26 grudnia


Nie patrz wstecz z gniewem, ani przed siebie z lękiem,

lecz dookoła z uwagą.

(James Thurber)



Szkoda życia na mocowanie się z tym, co nie istnieje. Przeszłość minęła i nic w jej faktach nie da się zmienić. Możemy tylko zmienić nasz stosunek do niej. Przyszłość nie nadeszła, więc też jej praktycznie nie ma. Choć możemy budować plany, one jej nie kształtują. Jedynym czasem, jakim rozporządzamy, jest chwila obecna. Jedynie dzisiaj możemy działać i coś zmieniać. Aby nie wybiegać wstecz lub w przyszłość, musimy wybaczyć sobie nasze dawne życie i przestać bać się jutra - musimy zacząć traktować siebie z miłością i porzucić przekonanie, że nas mogą spotykać tylko złe rzeczy. ... Dziś wiemy, że zasługuję na dobro i szczęście. Nie po to Bóg przyprowadził mnie do AE, otworzył mi oczy, pomógł wstać i prowadzi ku zadośćuczynieniu, żeby mnie nagle pogrążyć, gdy Mu zaufałem. Nie byłby wtedy Bogiem, a zdrajcą i katem - jak wykorzystujący, odrzucający, znęcający się rodzic, z którym pora się rozstać i uwolnić się od gniewu i lęku. Dzisiaj, w teraźniejszości.


Czy zmieniam moje życie, działając dzisiaj, a może wyrywam się wstecz lub przed siebie, gdzie nie mogę nic zdziałać? Czy jestem wdzięczny, że program AE uczy mnie wybaczać sobie - że aby zaufać, muszę najpierw uwolnić mój gniew, żal i lęki?


Modlę się, abym działał dzisiaj - nie gniewał się na przeszłość ani nie bał się jutra. Modlę się, abym patrząc dookoła z uwagą, budował w sobie ufność. Modlę się, abym stale czuł, że Ty mnie chronisz, Boże.


Na dzisiaj: Przestaję mocować się z tym, co nie istnieje i zmieniam siebie. Patrząc dokoła z uwagą, składam „wczoraj” i „jutro” w ręce Boga, aby złość obracał w miłość, a lęki - w ufność.


26 czerwca


Panie mój, nie wiem, o co Cię prosić...

Ty jeden wiesz, czego potrzebuję.

(Fenelon)



Puść wszystko co trzymasz - mówimy w AE - wpuść w tę pustkę Boga. Najlepsza modlitwa wszystko składa w ręce Najwyższego - a więc i decydowanie, o co mamy Go prosić. Pośród spiętrzenia kryzysów, które przywiodło nas do AE, jasne dla nas było czego potrzebujemy; po prostu rozpaczliwie wołaliśmy o ratunek! Lecz gdy ratunek nadszedł, kojąc i porządkując wreszcie nasze życie, jakże często zaczynaliśmy zalewać Siłę Wyższą prośbami, których niespełnienie okazywało się dobrodziejstwem. Nasze pełne samowoli ego nie pytało, jak Bóg widziałby nasze życie, lecz chciało użyć Go do spełniania naszej woli i wizji, skoro jest Wszechmocny. Tymczasem jedynie Siła Wyższa wie naprawdę, czego nam trzeba i co dla nas jest dobre. Świadomość tego to łaska, o jaką mamy modlić się co dzień. Krusząc naszą samowolę, uczymy się trwać w ufności i pokorze, gdyż właśnie one otwierają nas na cud.


Czy, powierzając się Sile Wyższej, Jej oddaję decydowanie, o co mam Ją prosić, a może nadal ryzykuję spełnienie moich chciejstw? Czy jestem wdzięczny Bogu także za to, czego mi w swej dobroci odmówił?


Modlę się, wołając z mojego dna o ratunek. Modlę się, abyś Ty, Boże, podpowiadał mi, o co potrzebuję Cię prosić. Modlę się, abym swoim życiem wypełniał Twoją wolę, Panie - a swoją wolę napełniał Twoim życiem.


Na dzisiaj: Biedak, który od wielu dni nic nie jadł i w obdartej odzieży zjawia się przed Królem, czyż musi jeszcze mówić, czego mu trzeba? Moja postawa pokory i ufność - oto najlepsza prośba.










27 grudnia


Ilekroć czynię obietnice, przekraczam moje prawa:

chcę bowiem rozporządzać przyszłością,

która do mnie nie należy.

(Carlos G. Valles)


Trudno jest rezygnować z praw, które sobie uzurpujemy. Dopiero ostateczne fiasko w kontrolowaniu naszych seksualnych zachowań i miłosnych obsesji - fiasko tzw. silnej woli, wszelkich postanowień i obietnic poprawy - doprowadzało nas do AE i do bezwarunkowej kapitulacji. Poddanie się i przyjęcie tzw. programu na dwadzieścia cztery godziny uwalnia nas od prób rozporządzania przyszłością, która przecież do nas nie należy. Przypomina, że jedyne, co mamy naprawdę, to bieżąca chwila i że tylko w niej możemy działać. Dziś pamiętamy, że ze względu na nasz brak kontroli i bezsilność, wszelkie postanowienia i obietnice byłyby z naszej strony pychą i nadużyciem - próbą przekreślenia natury i mocy nałogu, który nas opanował. Jedyne, o czym możemy dziś decydować, to nasza gotowość - szczera skłonność serca, w którym zaczyna działać łaska. Wierząc, że przyszłość sama zadba o siebie i że przyniesie nam ocalenie, zachowujemy abstynencję i powierzamy naszą wolę i nasze życie opiece Boga, jakkolwiek Go pojmujemy.


Czy uznaję, że nie rozporządzam przyszłością i nie mam mocy egzekwować moich postanowień, a może wciąż uzurpuję sobie władzę nad własnym życiem? Czy jestem wdzięczny, że tylko oddanie kontroli rozwiązuje mi ręce i zdejmuje zbędny ciężar?


Modlę się, abym omijał pokusę obietnic i postanowień. Modlę się, abym nie uruchamiał się tylko dzisiaj. Modlę się, abym ufał, że czas złożony w Twoich rękach, Panie, przyniesie mi wolność i łaski, do których dojrzewam w AE.


Na dzisiaj: Omijam pokusę obietnic i deklaracji. Zwracam Bogu to, co do mnie nie należy: przyszłości. Wszystko czym dysponuję, to gotowość, by nie uruchomić się dzisiaj. Ona wystarczy.

26 marca


Jeśli przeżywamy swoje uczucia, nie musimy się ich bać.

(anonim)




Dla nas, zdrowiejących erotomanów, przeżywanie uczuć to akt odwagi - zwłaszcza na początku drogi. To pozorne, choć zawsze odczuwane realnie, ryzyko. To odsłonięcie się i narażenie na ciosy - ale i jednocześnie źródło radości. W erotomanii opletliśmy się całą gamą zachowań, które izolowały nas prawdziwych uczuć. W odstawieniu zaczynały one masowo napływać, zalewając nas niby powódź. Nieraz wracały z bardzo dalekiej i bolesnej przeszłości, jednak dzięki AE mogliśmy te uczucia przyjmować frontalnie i bez znieczuleń. Odwaga i praca, jaką co dzień wkładamy w uwalnianie i przeżywanie emocji, zmniejsza naszą podatność na tzw. wpadki, gdyż - czując - trwamy we własnym wnętrzu, jesteśmy sobą i możemy się obserwować. Poznajemy, że za każdą nagłą chęcią uruchomienia się stoi zwykle jakieś zignorowane wyparte uczucie, które, nie mogąc się przebić, domaga się zseksualizowania. Kiedy więc je dopuszczamy, nie musimy się bać, że popchnie nas ono z powrotem w chorobę. „Dywersant” zmienia się w sojusznika.


Czy przeżywam moje prawdziwe uczucia, a może dalej je tłumię bądź płoszę chęcią „zrobienia z nimi porządku”? Czy jestem wdzięczny, że przeżywanie uczuć - choć wymaga ciągłego ryzyka, uwagi i odwagi - usuwa mój lęk przed sobą samym i życiem?


Modlę się, abym nie uciekał przed sobą i nie bał się czuć. Modlę się, abym stawał się cichy i łagodny: abym nie maltretował i nie płoszył swoich emocji. Modlę się, abym - czując je wszystkie - trwał w Tobie, Boże, a Ty we mnie.


Na dzisiaj: Odważam się przeżywać uczucia - i te z przeszłości, i te, które przepływają na bieżąco. Czując je wszystkie, cicho i łagodnie zmieniam dawnych „dywersantów” w sojusznika.









26 września


Dopóki płonie twa świeca, wszystko da się naprawić.

(Gemara)




AE daje nam program czynu. Stopniowo odsłania nam, jak wiele mamy ze sobą do zrobienia. Potrzebujemy czasu. Wstrząśnięci tym, jak dużo jest przed nami pracy, ulegamy nieraz lękom, czy zdążymy choćby z podstawowymi krokami naprawy, by móc spokojniej stanąć przed Siłą Wyższą w chwili śmierci. Jednak najważniejszą rzecz możemy osiągnąć już dziś: NAWRÓCENIE. I choć zawsze można je w sobie pogłębić, sam ten akt sprawia, że kierujemy się w stronę Boga, a odwracamy się od uzależnienia. Nawrócenie to dla nas klucz - punkt rozstrzygający i zwrot. Poprzez bezsilność i utratę kontroli, najpierw wymusza je na nas sytuacja, krusząc opór, zaprzeczanie i samowolę. Powtarzamy je każdego dnia, nieraz wielokrotnie. Z czasem zaczynamy trwać w tym stanie, gdyż uznajemy, że jest on słuszny i dobry. W końcu zaczynamy kochać ten sposób życia i nie jesteśmy już zdolni do innego. Dopóki płonie nasza świeca, wszystko możemy naprawić.


Czy, nawracając się poprzez program AE, zapalam w sobie świecę przebudzenia duchowego, a może nadal przyświeca mi choroba? Czy jestem wdzięczny, że nie wiem, ile mi naprawdę zostało czasu?


Modlę się, abym nie zwlekał z nawróceniem się i przerabianiem Kroków. Modlę się, abym z ich pomocą zmierzał ku Tobie, mój Boże. Modlę się, abym był Twoją świecą, Panie - jedną z wielu - i płonąc rozjaśniał mrok uzależnień.


Na dzisiaj: Nawracając się, powierzam moje życie i wolę Sile Wyższej. Nie zwlekam ze stawianiem Kroków i nie pędzę na oślep. Rozpalam moją świecę przebudzenia duchowego i znajduję drogę.


27 marca


Szczęśliwy naprawdę bywa ten,

kto swego szczęścia nie zawdzięcza szczęściu.

(Artur Górski)



Razem z nami dojrzewa w AE nasze pojmowanie szczęścia. Kiedyś rozumieliśmy je stereotypowo, np. jako szczęśliwy traf - materialny podarunek losu, zdejmujący z nas trudy życia. Było nim dla nas odurzanie się intensywnością miłosnych przeżyć - tzw. szczęście psychologiczne czy po prostu haj. Jednak owa pogoń za upojnymi rozkoszami i unikanie odpowiedzialności przywiodły nas do cierpienia i bankructwa. I choć AE było ostatnim miejscem, gdzie chcielibyśmy trafić, tu właśnie nasze pragnienia zaczynały kierować się ku dobrom najwyższym, wiecznym. Klęska wskutek erotomanii stawała się trampoliną, z której odbijaliśmy się ku wspólnie wypracowywanej wewnętrznej przemianie. Owo trwałe, duchowe szczęście (po grecku eudajmonia) pochodziło z dzielenia się, a nie z rozkoszy czy zdobywania ludzi. Nasze życie zaczynało przynosić satysfakcję i, choć ogołocone z szybkich przyjemności (a raczej właśnie dlatego) nabierało niezwykle głębokiego znaczenia. Dzisiaj dziękujemy Bogu za to szczęście, tak przedziwnie odległe od wszystkiego, co świat z nim utożsamia.


Czy radość i satysfakcję czerpię z dzielenia się Bożymi łaskami, a może nadal jej szukam w jałowych przyjemnościach? Czy jestem wdzięczny, że moje szczęście to zdolność dzielenia się również bólem?


Modlę się, abym traktował szczęście jako zadanie i pracował nad nim. Modlę się, abym eudajmonię - udział w dobrach najwyższych - zawdzięczał dzieleniu się nimi, a nie ich posiadaniu. Modlę się, aby moja pełnia miała źródło w Tobie, Panie.


Na dzisiaj: Dary losu przyjmuję z taką samą wdzięcznością, jak ciosy i rozczarowania, bowiem moje szczęście ma źródło w Bogu. Dzieląc się prawdą o sobie, czerpię je z Niego, jak wodę ze studni.








27 września


Jeśli nie jesteś częścią rozwiązania, jesteś częścią problemu.

(Eldridge Clavier)




Z chwilą wkroczenia na drogę AE stajemy po przeciwnej stronie barykady - po stronie rozwiązania, a nie problemu. Przestajemy zabiegać o gratyfikacje płynące z uzależnienia i znajdujemy na mityngach ratunek. We Wspólnocie opartej na Dwunastu Krokach i Dwunastu Tradycjach, stajemy się dla siebie nawzajem lekiem, całą uwagę kierując na to, by nie stać się znowu źródłem choroby. Ta czytelność wewnętrznej sytuacji - jasna granica między chorobą a zdrowieniem - zaczyna określa dziś nasze relacje z innymi ludźmi i tzw. normalnym światem. Zdecydowanie nie możemy pozwalać sobie na bywanie w pewnych miejscach, na kontakty z pewnymi ludźmi ani na wchłanianie pewnych bodźców. Nieraz zostaje nam przez to bardzo mało zdrowej, nie nasączonej erotyką przestrzeni. Jednak ściśle się jej trzymamy, godząc się na to uszczuplenie, aby ciągle móc być dla siebie "kołem ratunkowym" - rozwiązaniem, które ratuje życie.


Czy staję cały po stronie rozwiązania, a może zaglądam jeszcze czasem na stronę problemu? Czy jestem wdzięczny, że AE niweczy moje złudzenia na temat kompromisu z erotomanią?


Modlę się, abym - trzymając się AE - stał po stronie rozwiązania, które ratuje życie. Modlę się, abym pamiętał jak bardzo jestem podatny na nawrót i jak cenna jest moja ratunkowa tratwa. Modlę się, abyś Ty, Boże, prowadził mnie wśród pokus świata.


Na dzisiaj: Problem, czy rozwiązanie? Ratunek, czy zatracenie? Śmierć czy życie? Raz wybrawszy, stale ten wybór potwierdzam. Mam jasno określone granice i razem z innymi AE staję po stronie trzeźwego życia.

27 czerwca


Pokuta, to nic innego jak serce czyste,

które oderwało się od wszystkiego

i całe się wzniosło ku Bogu.

(mistrz Eckhart)


Kto z nas miał przyjemne skojarzenia ze słowem pokuta? Jeśli w ogóle nad tym rozmyślaliśmy, pokuta jawiła się nam jako słony rachunek za niecne uciechy - jako rodzaj umartwienia lub kary, której żąda jakaś karząca moc za przebaczenie i przychylność. Ponieważ czuliśmy się niewypłacalni, staraliśmy się trzymać jak najdalej od takiego boga: komornika i prześladowcy. Od kiedy jednak, dzięki zdrowieniu w AE, słabną w nas lęki, a rośnie zaufanie, wkracza w nasze życie miłująca Siła Wyższa. Uczymy się obcować z Nią jak z dobrą matką - rozmawiać z Nią, zwierzać się Jej, tulić się do Niej. Nie spadają nam na głowę gromy, lecz jak balsam wlewa się w nas ukojenie i pokój. Uczymy się wybaczać samemu sobie. Znika poczucie winy, niegodności i wstydu, a w chwilach ciszy, gdy odrywamy się od wszystkiego, by zatopić się w Bożej miłości, nasze serce otula nieznana dotąd błogość i radość. Oto prawdziwe oblicze pokuty.


Czy wybaczam sobie i wznoszę serce do miłującej Siły Wyższej, a może uciekam przed Nią i chłoszczę się obrachunkiem moralnym? Czy jestem wdzięczny, że zasługami czy umartwianiem się niczego u Boga nie mogę kupić?


Modlę się, aby moja pokuta nie była chłostą lecz wybaczaniem sobie. Modlę się, abym z Twojego obrazu, Boże, usuwał wszystko, co nie jest miłością. Modlę się, abym w chwilach ciszy odrywał serce od wszystkiego i wznosił je do Ciebie, Panie.


Na dzisiaj: W chwilach ciszy odrywam się od wszystkiego i wznoszę serce ku Bogu. Z Jego strony nie muszę bać się niczego, a z mojej - tylko tego, bym znowu przed Nim nie uciekł.










28 grudnia


Przemiana nigdy nie pojawia się na mocy naszego rozporządzenia.

(anonim)



Obietnice ściągają na mnie kłopoty, gdyż są rzeczą przyszłości, a przyszłość nie leży w moim zasięgu i nie wiem, co przyniesie. Mimo dobrych chęci nie mogę zagwarantować niczego, co zrobię jutro. Mogę jedynie dziś, z pomocą Boga, pilnować granic mojej abstynencji. Obiecując, że będę trzeźwy jutro i sam z siebie, wpadam w pułapkę zarządzania czymś, nad czym nie mam władzy. Staram się wtedy i wytężam wolę, lecz zaprogramowane zmiany nie nadchodzą. Stare wzorce powracają, a dobre chęci nie trwają długo, bowiem przemiana nie zjawia się na mocy mojego rozporządzenia. Otwieram jej drogę dopiero poprzez uznanie mojej bezsilności i rezygnację z kierowania własnym życiem. Poprzez ten akt zawierzenia się wkracza we mnie moc Boga i Jego łaski. Dzisiaj wystarczy, że je wpuszczam i nie przeszkadzam im działać. Mam tylko zachowywać abstynencję i usuwać bariery, które mnie odgradzają od zdrowienia. Tak mało i tak dużo zarazem...


Czy wpuszczam do serca leczącą moc Bożej łaski, a może wciąż ordynuję sobie kurację mocą mojego rozporządzenia? Czy jestem wdzięczny, że AE zdjęło ze mnie największą z blokad: samowolę?


Modlę się, aby zdrowienie spełniało się we mnie poza moją kontrolą i wzrokiem. Modlę się, abym wpuszczał Cię, Boże, i nie przeszkadzał Ci działać. Modlę się, abym usuwał bariery, które tamują strumień Twoich darów.


Na dzisiaj: Rezygnuję z obietnic, kontroli i rozporządzania moją przemianą duchową. Otwieram się na strumień łask i zanurzam się w działaniu Boga. Pozwalam Mu rozporządzać mną tak, jak On chce.


28 czerwca


Kontemplacja najpierw całkowicie uzdrawia duszę.

(św. Ewargiusz z Pontu)




Kontemplacja oznacza, że zostawiamy za sobą wszystkie myśli, obrazy, pożądania i napięcia - że, wolni od czegokolwiek, na dnie duszy łączymy się z Bogiem. Kontemplacja, ta najwyższa ludzka zdolność duchowa, nie jest czymś, czego można się nauczyć lub do czego można się zmusić. Nasza zdolność do niej łączy się z naszym wewnętrznym uzdrawianiem. Jest jego pochodną i od niego się zaczyna, nieraz jeszcze na długo przedtem zanim zaczniemy doświadczać trzeźwych chwil uwolnienia od wszelkich żądz, zmąceń, fantazji, napięć i seksualno-uczuciowych „głodów.” Z czasem rozszerzają się w nas obszary wolne od niepokojów i dręczących wyobrażeń. Zachowując abstynencję, przychodząc na mityngi i stosując program AE, stajemy się zdolni do kontemplacji, a kontemplując, gromadzimy siłę do dalszej pracy nad sobą. Albowiem to, co nie jest jeszcze w nas uleczone, sprzeciwia się zjednoczeniu z Bogiem, a to, co już uleczone, łączy się z Nim i pomaga uzdrowić wciąż chore sfery naszej duszy.


Czy leczę moją duszę za przyczyną tego, co we mnie łączy się z Bogiem, a może sądzę, że nie jestem zdolny do zjednoczenia się z Nim? Czy jestem wdzięczny, że kontemplacja najpierw całkowicie uzdrawia duszę?


Modlę się, abym, pracując nad moim uzdrowieniem w AE, uczył się kontemplować ten cud. Modlę się, abym kontemplując ten cud dalej uzdrawiał moją duszę. Modlę się, abym mógł cały zjednoczyć się z Tobą, mój Boże.


Na dzisiaj: Znajduję chwile wyciszenia, w których uwalniam się od wszystkich myśli, obrazów, pragnień i napięć. W świątyni mojej uzdrawianej duszy, cicho i anonimowo jednoczę się z Bogiem.









29 grudnia


Jedyny możliwy moment do zmienienia naszego życia jest TERAZ.

(anonim)



Komfort życia w poczekalni chroni nas przed przerażeniem wizją rzeczywistego wyruszenia w drogę. Daje poczucie, że coś się niby dzieje - że zmierzamy do jakiegoś celu - gdy w istocie koczujemy jak bezdomni na dworcu. Rozbijamy obóz w przedsionkach pałacu królestwa duchowego, w poczekalni ducha, bo tutaj nie grozi nam prawdziwa przemiana i spełnienie. Owszem chcemy się zmienić, ale nie teraz. ... Dla nas, AE, to nieraz dobrze znany schemat. Nie umiejąc odraczać gratyfikacji, świetnie umieliśmy odraczać moment rozwiązania problemu: „Zerwę z nim czy z nią, ale jeszcze nie dziś.” „Przestanę, ale od jutra.” Wielu z nas pamięta, jak długo krążyło wokół właściwych drzwi, próbując „zgubić” erotomanię bez konfrontowania się z nią i z samym sobą w bólach odstawienia. Dopiero mityngi otwierały nam oczy na fakt, że nie możemy nic zdziałać w przyszłości - że jedynym kapitałem, jakim naprawdę dysponujemy, jest TERAZ. W każdej chwili możemy wyruszyć w tę fascynującą podróż.


Czy zmieniam moje życie dzisiaj, w obecnej chwili, a może tkwię w poczekalni ducha ryzykując, że mój pociąg odjedzie beze mnie? Czy jestem wdzięczny, że moim jedynym kapitałem jest teraz?


Modlę się, abym nie odkładał przemiany duchowej na później. Modlę się, abym już dzisiaj wyruszał w drogę i nie zwlekał. Modlę się, abyś Ty, Boże, odpowiadał na moje wyjście i uzdrawiał mnie - teraz i w całości.


Na dzisiaj: Zamieniam komfort życia w „poczekalni ducha”, na trudy podróży do krainy wewnętrznej przemiany i uzdrowienia. Nie oglądam się na lepszy moment i wyruszam TERAZ.

28 marca


Radość jest pełnią przeżywania rzeczywistości.

(anonim)




Szczęście stoi poza pociechą i cierpieniem. Można więc nie szukać znieczulenia na ból, a przeżywać go w pełni świadomie i radować się rzeczywistością. Odkrywając dzięki mityngom prawdę o naszej erotomanii i jej prawdziwych motywach, doznawaliśmy szoku. Rozpadał się nasz wizerunek zbudowany na zaspokajaniu żądz, uwodzeniu i zaprzeczaniu. Znikało nasze zmienne poczucie wartości oparte na erotycznym powabie i sprawności. Rozpadał się także nasz dotychczasowy obraz świata, Boga, bezpieczeństwa, rodziny. Sypała się w nas w gruzy piramida złudzeń stojąca na ruchomych piaskach uzależnienia, zmuszając do przyjęcia naszej wewnętrznej rzeczywistości i daremności Trwania w nałogu - w ciągu zdobywania przyjemności i unikania bólu. Prawda ta, choć budziła bunt i przerażała, niosła zarazem ulgę i radość, że wraz z AE mamy nie tylko właściwą diagnozę, ale i właściwe rozwiązanie. Dzieląc się sobą - wspólnie otwierając sobie oczy na rzeczywistość - stajemy się zdolni do pełni jej przeżywania.


Czy przyjmuję prawdę o mojej chorobie i odważam się przeżywać tę rzeczywistość, a może odsuwam jeszcze od siebie ten moment przebudzenia? Czy jestem wdzięczny, że szczęście mogę znaleźć jedynie poza kręgiem szukania pociech i unikania bólu?


Modlę się, abym otwierał oczy na prawdę. Modlę się, abym nie uciekał przed zgrozą, jaką może budzić i trwał w kręgu trzeźwych AE. Modlę się, abym - dzieląc się z nimi i przeżywając moją rzeczywistość - w Tobie, Panie, doznawał ukojenia i pociechy.


Na dzisiaj: Burzę mój dawny wizerunek i fałszywe przekonania oraz usuwam gruz po nałogu. Schodzę na ziemię z owej karuzeli: „pociecha - ból” i staję we wspólnym kręgu wyzwolenia i radości.









28 września


Czymże jest godność bez uczciwości...

(Cyceron)




Aby zacząć drogę, musieliśmy bezwarunkowo przyznać się do bezsilności wobec własnych seksualnych i uczuciowych pożądań - uznać, że przestaliśmy kierować własnym życiem. Każdego dnia na nowo przypominamy sobie naszą klęskę w tej dziedzinie oraz słabość woli, gdyż tylko ta świadomość przywraca nam trzeźwość myślenia. Dzieląc się prawdą o swojej niemocy i chwytając dłoń Siły Wyższej, odnajdujemy w AE utraconą godność - poczucie, jakbyśmy zostali włączeni z powrotem do rodziny ludzkiej. Znika wrażenie zesłania na duchową i moralną banicję. Jednakże nie jest to stan dany nam raz na zawsze, bowiem bez połykania gorzkich pigułek uczciwości, nasza godność zmieniłaby się znów w pychę, a zdrowienie zaczęłoby osłaniać nawrót. Dlatego bieżąca obserwacja własnych reakcji i motywów jest dla każdego z nas jak codzienna toaleta. Dzięki niej uczciwość ta owocuje dziś godnością.


Czy dbam o moją duchową toaletę - obserwuję na bieżąco swoje zachowania i motywy - a może moje odzyskane poczucie wartości zamienia się w pychę? Czy jestem wdzięczny, że godność to córka bezwzględnej uczciwości?


Modlę się, abym powracał z duchowej i moralnej banicji, na jaką skazywała mnie erotomania. Modlę się, abym łykał gorzkie pigułki prawdy o sobie, które przywracają mi godność. Modlę się, abym - świadom swojej słabości - stale przyjmował Twoją pomoc, Panie.


Na dzisiaj: Zdobywam się na bezwzględną uczciwość wobec siebie w każdej sferze mojego życia. Wracam z wygnania na jakie skazywała mnie erotomania i znajduję godność w nowych więziach z ludźmi.


29 marca


Nieszczęśliwy to człowiek, który potrzebuje przyjemności,

by na chwilę zapomnieć o swoim nieszczęściu.

(Mary Armstrong)



Gdybym był naprawdę szczęśliwy, nie stałbym się erotomanem. Bo i po co? Gdybyśmy wszyscy czuli się szczęśliwi, większość dochodowych przedsięwzięć na świecie musiałaby zbankrutować. Jednakże to erotomani i inni uzależnieni bankrutują. Fundowanie sobie przyjemności i haju, żeby zapomnieć na moment o swoim nieszczęściu, jest jak zadłużenie w lichwiarskim banku. Później już musieliśmy zaciągać nowe, oprocentowane pożyczki na spłatę zaległych odsetków od długu, który w ten sposób dalej narastał. Dziś mamy Wspólnotę, program AE i Siłę Wyższą, co zatrzymuje galopujące odsetki i pomaga nam spłacać dług zaciągnięty w bankach miłosnego upojenia. Dziś nie musimy się trwożyć, gdyż pamiętamy klęskę wskutek dawnego postępowania i dzielimy się radością z ocalenia. Dziś otwieramy drzwi szczęściu nie kluczem seksualnych rozkoszy i uczuciowego transu, lecz programem, który prowadzi do przebudzenia duchowego i człowieczej pełni.


Czy otwieram drzwi szczęściu kluczami programu AE, a może nadal powiększam dług w banku z rozkoszą i hajem? Czy jestem wdzięczny, że to ja mam go spłacić i że dostałem sposób na to?


Modlę się, abym mógł spłacić moje erotomańskie długi. Modlę się, abym szczęście znajdował w dzieleniu się z innymi, a nie we wykorzystywaniu ich. Modlę się, abyś Ty, Boże, prowadził mnie ścieżką wewnętrznej naprawy.


Na dzisiaj: Zamiast powiększać mój erotomański dług, spłacam go, a dobra uzyskiwane w AE procentują wdzięcznością na koncie, jakie otworzyła mi Siła Wyższa. Nie zapominam, z jakiej otchłani wyciągnął mnie Bóg.










29 września


Tylko wtedy możemy zdrowo korzystać z życia,

jeśli nie boimy się czegoś utracić.

(Anthony de Mello)



Życie naznaczone miłosną i seksualną obsesją niosło nam ciąg gratyfikacji, które wydawały się nam tak ważne, jak powietrze czy pokarm. Jakże baliśmy się je utracić! Bez nich - myśleliśmy - cóż by z nas pozostało? Jakże martwe i nudne byłoby życie... Pustka, którą te gratyfikacje wypełniały, zdawała się być nie do przejścia; wejście w nią przypominało śmierć. Pamiętamy ten stan z okresu odstawienia. Istotnie, w AE przeszliśmy śmierć swojej erotomanii, rodząc się do nowego, trzeźwego i przebudzonego duchowo życia. Umierając - kawałek po kawałku tracąc dotychczasową osobowość - pożądliwość, zakłamanie, samowolę i wady - w prawdzie o sobie znajdowaliśmy ocalenie i wolność. Jakiej jeszcze straty mielibyśmy się obawiać, skoro straciliśmy niemal wszystko, czym było nasze życie i w czym nas więziło, i skoro okazało się to tak zbawienne? Dzisiaj, nie bojąc się, że coś utracimy lub czegoś nie zaznamy, możemy w zdrowy sposób korzystać z dobrodziejstw życia.


Czy rezygnuję z zachowań i obsesji, które mnie więziły, a może wciąż boję się własnej pustki? Czy jestem wdzięczny za utracone dawne życie, dzięki któremu mogę dziś bez lęku korzystać z dobrodziejstw nowego?


Modlę się, abym się nie bał żadnej koniecznej utraty. Modlę się, abym oddawał Ci, Panie, uzależniony haj i gratyfikacje i cieszył się nową wolnością. Modlę się, abym zachował dziś łączność z sobą, z innymi AE, i z Tobą, mój Boże.


Na dzisiaj: Od kiedy, tracąc chorobę, odzyskuję siebie w Bogu, a Boga w sobie, nie martwię się o nic, co musiałbym jeszcze utracić. Wolny od lęków, otwieram się dziś na zdrowe dobrodziejstwa życia.

29 czerwca


Czymkolwiek jest to, co trzymasz, puść to natychmiast!

(mistrz Ryokan)




Kiedy coś chwytam, trzymam lub gonię wszystko mi się wymyka; kiedy puszczam, samo do mnie przychodzi. Aby przyjąć łaski, jakie chce nam dać Siła Wyższa, musieliśmy uwolnić swoje ręce, wypuszczając z nich wszystko, co tak kurczowo trzymaliśmy: całą erotomanię i inne uzależnienia. Choć nikt nie wydzierał nam siłą dawnych gratyfikacji i złudzeń, w AE zaczynaliśmy dostrzegać coś nieporównanie lepszego i trwałego: trzeźwe, godne i prawe życie - pełnię duchową i sens. Dojrzewając dzięki mityngom, dobrowolnie decydowaliśmy się na zamianę, przy której nie są możliwe żadne targi; nasza umowa z Bogiem zawiera bowiem klauzulę: tylko wszystko za wszystko. Czasem przypominaliśmy rozbitka, który - nie wierząc, że jest już uratowany - jeszcze na suchym brzegu trzyma swoją belkę. W każdym wypadku przychodził jednak czas, kiedy - puściwszy dawne, uzależnione sposoby „radzenia sobie” w życiu, otwieraliśmy dłonie na dary zdrowienia.


Czy godzę się odstawić całą erotomanię, a może targuję się, by coś z niej zatrzymać lub stawiam warunki? Czy jestem wdzięczny, że szczęście przychodzi do mnie samo, jeśli tylko go nie pożądam i nie kontroluję?


Modlę się, abym otwierał dłonie na Twoje łaski, Boże. Modlę się, abym nie bał się ani pustki odstawienia, ani puszczenia kontroli, ani darów, które mi zsyłasz, Panie. Modlę się, abym robił im miejsce w sobie - czyste, ciche i skromne.


Na dzisiaj: Jeśli chcę przenieść się z "piekła" do "nieba", nie mogę zatrzymać nawet cząstki dawnego życia i dawnego siebie. Puszczam wszystko, aby nie okazała się to dla mnie podróż w obie strony.









30 grudnia


Rezultatem przyspieszania duchowego wzrostu

jest zwykle jego przerwanie.

(Anthony de Mello)



Każdy ma swój rytm i czas. Jedno drzewo rośnie szybciej, inne wolniej, jedno nasiono wschodzi od razu, inne musi nieraz długo leżeć w ziemi. Możliwe, że młodsza psychika szybciej się zmienia. Niezależnie od tego, jakie jest nasze tempo, nienawykli do odraczania gratyfikacji, stale potrzebujemy uczyć się cierpliwości. Zdenerwowani czekaniem na niewidoczne jeszcze efekty, możemy chcieć wyrwać się z „gleby” mityngów lub rozgrzebywać ją stale by sprawdzić, czy nasze „nasiono” wypuściło już pęd. Jednak w ten spob nie wzejdzie ono; siła wzrostu duchowego działa poza kontrolowaniem, które jej tylko szkodzi. Dość, jeśli pozwolimy jej działać, zapewniając odpowiednie warunki: „glebę” jaką jest AE i nasze wzajemne dzielenie się; „temperaturę” jaką daje modlitwa i medytacja; „powietrze” kiedy wdychamy unoszącego się na mityngach Ducha trzeźwości; oraz „wilgoć” spływającą z naszych łez - łez utożsamienia, bólu, radości i wspólnego odczuwania.


Czy pozwalam przemianie duchowej toczyć się we mnie własnym tempem, a może poganiam się, kontroluję i „ulepszam” warunki? Czy jestem wdzięczny za każdą okazję do nauki cierpliwości?


Modlę się, abym miał cierpliwość dla siebie i nie forsował tempa. Modlę się, aby mój wzrost spoczywał w Twoich rękach, Boże. Modlę się, abym zdał się na własny, naturalny rytm i czas.


Na dzisiaj: Chcę, poprzez AE, spoczywać we właściwej „glebie”. Zdając się na własny, naturalny rytm i czas, ogrzewam się żarem modlitwy i medytacji, wdycham obecną na mityngach trzeźwość i chłonę wzruszającą wilgoć łez ocalenia.


30 czerwca


Żeby doświadczyć pełni,

trzeba najpierw wejść w swoją pustkę.

(Czuang Tsy)



Wejść we własną pustkę to najbardziej heroiczny akt człowieczy. Dopóki zapełnialiśmy ją erotomańskim hajem i obsesją, ciągłym pędem, pracą, jedzeniem, zakupami na oślep, bądź chowaliśmy się za kurtyną anoreksji, omijała nas duchowa głębia. Życie nie mogło nam dać spełnienia, a tylko wzmagało żądze, rozproszenie, depresję i kaca. Dopiero pełne odstawienie, możliwe dzięki AE, zaprowadziło nas do własnego domu - wprowadziło nas w siebie. Dopiero wchodząc we własną pustkę po umierającym nałogu i trwając w niej pod presją jego nawrotu, mogliśmy poznać i poczuć swoje prawdziwe ja. Dopiero w tej pustej głębi budziło się w nas odkupione i zawierzone Sile Wyższej nowe życie, które emanowało trzeźwością i zarażało nią innych. Dzisiaj dzielimy się tym darem z innymi i to jest naszym najlepszym podziękowaniem i satysfakcją. Nadaje nam pełnię ducha i głębię sensu. Jest szczęściem, jakiego dotąd nie znaliśmy.


Czy odważam się doświadczać prawdziwej pełni i głębi, a może wciąż uciekam przed ogołoceniem i ślizgam się po wierzchu? Czy jestem wdzięczny, że rozstanie z erotomanią to dla mnie długa kwarantanna w pustce?


Modlę się, abym porzucił piekło erotomanii i innych uzależnień. Modlę się, abyś Ty, Boże, wypełniał moją pustkę, czym chcesz. Modlę się, abym poznawał duchową głębię, przebijając własną płytkość.


Na dzisiaj: Godzę się na umieranie we mnie wszystkiego, co nie jest Bogiem i z Boga. Żeby doświadczyć pełni, wchodzę w moją pustkę. Żeby poznać duchową głębię, przebijam własną płytkość.










31 grudnia


Czekając na właściwy moment,

możemy nigdy nie zacząć żyć naprawdę.

(Thich Nhat Hanh)



Tragedią jest odkładanie życia na później. Dzieje się tak ilekroć mówimy: „Musi się jeszcze spełnić to lub tamto, a wtedy znikną przeszkody i zacznę żyć naprawdę”. Tymczasem czekanie na „właściwy” moment odgradza nas od prawdziwego szczęścia, gdyż ono jest w nas i w teraźniejszości. Nie mogę zdrowieć jutro. Nie mogę być szczęśliwy jutro. Nie mogę zmienić dnia wczorajszego. Nie mogę bowiem działać w czasie, który nie należy do mnie, a tylko w chwili bieżącej. ... W chorobie goniliśmy stale za czymś, czego jeszcze rzekomo nam brakowało i co było zawsze „w przyszłości”. Uciekaliśmy też przed tym, co - jak myśleliśmy - goniło nas i chciało dopaść. W zdrowieniu odkrywamy zaskoczeni, że do osiągnięcia pełni nie trzeba nam żadnych „dodatków.” Mamy tylko przestać wyczekiwać na spełnienie i zaryzykować odkrywanie siebie dzisiaj - zaryzykować czucie i bycie „tu i teraz”. Tragedią bowiem nie jest śmierć, lecz nie podjęcie zadania, jakim jest życie.


Czy podejmuję zadanie jakim jest życie, a może nadal czekam na „właściwy” moment? Czy jestem wdzięczny, że do szczęścia wystarcza zgubić nałóg i zaryzykować czucie i bycie „tu i teraz?”


Modlę się, abym przerabiał program AE i zdrowiał - dzisiaj. Modlę się, abym nie wyszukiwał, czego mi jeszcze do szczęścia brakuje. Modlę się, abym za szaleństwo uważał pogoń za czymkolwiek, co nie jest Tobą, Boże.


Na dzisiaj: Nie czekam na „właściwy” moment, lecz zaczynam żyć naprawdę: czuć i działać TERAZ. Nie odkładam zdrowienia na potem, gdyż w ten sposób mógłbym nigdy nie podjąć tego zadania.

30 marca


Szczęście nie jest podarunkiem bogów;

człowiek sam musi się o nie postarać.

(Epikur)



Nie zegniesz gałęzi, nie zerwiesz jagody - mówi stare przysłowie. Prawdziwe szczęście jest rzeczą właśnie wysiłku, odwagi i pracy. Trzeba po nie osobiście sięgnąć, zgiąć się. Bóg wprawdzie „karmi ptaki niebieskie”, ale nie wkłada im pożywienia do dziobka; one same muszą je sobie znajdować. ... Dla nałogowych gratyfikacji umieliśmy znosić wielkie wyrzeczenia. erotomania kosztowała nas mnóstwo nakładów, ryzyka i sił. Dziś wystarcza, jeśli tyle samo traconego dawniej czasu i energii poświęcamy zdrowieniu i programowi AE. To nasz egzamin z pokory. Choć przywykliśmy do poświęceń, teraz zdobywamy się na nie bez egoistycznych pobudek i właściwie je adresujemy. Dzięki zbiorowej mądrości Wspólnoty wiemy już, gdzie szczęścia nie mieszka i wiemy, że rządzi nim duchowe prawo: dawaj (siebie), a otrzymasz (siebie). Działając z właściwą orientacją „w terenie”, możemy się dzisiaj postarać o szczęście, które nie będzie niszczącą udręką.


Czy sięgam po szczęście - zgniam mój kark pod programem AE - a może myślę, że pełnia przyjdzie sama, bez mojego wysiłku? Czy jestem wdzięczny, że tylko ode mnie zależy jej osiągnięcie?


Modlę się, abym zginał mój hardy kark po programem AE i dawał sobie prawo do szczęścia. Modlę się, abym wkładał w zdrowienie nie mniej energii niż w erotomanię. Modlę się, abym dzielił się z ludźmi tą radością i Twoimi łaskami, Boże.


Na dzisiaj: Nie żałuję czasu i energii na prawdziwe szczęście, tak jak kiedyś nie żałowałem ich na erotomanię. Zginam gałąź, na której ono rośnie - siebie - i sięgam po dobre rzeczy. Dzielę się nimi z wdzięcznością.









30 września


Każdy człowiek ma zdolność takiego cierpienia,

które jest pieczęcią roztoczonej nad nim Bożej władzy.

(Whittaker Chamber)



Zdrowienie boli. Nigdy nie byliśmy chętni do znoszenia cierpień - chyba że dla seksualnych i miłosnych gratyfikacji. Poza tym jednak robiliśmy wszystko, by uciec przed naszymi uczuciami i życiem, by zgubić swój „koszmarny” cień. ... Rozstając się w AE z erotomanią, rozstawaliśmy się z całym i jedynym sobą. Nie mieliśmy innego „ja” lub raczej nigdy go nie odkryliśmy. Emocjonalnie, był to proces równoznaczny z umieraniem, choć nie kończył się śmiercią, a - paradoksalnie - nowymi narodzinami. Dzisiaj prowadzimy nowe, trzeźwe i duchowe życie. Sponsorowanie i służby, mityngi i sieć wsparcia, dzielenie się i niesienie posłania, daje nam zdolność takiego cierpienia, które jest pieczęcią roztaczanej nad nami Bożej władzy - błogosławieństwem, które boląc, koi. Ilekroć z pokorą i spokojem godzimy się umierać i rodzić na nowo, ból staje się zaczynem miłości, jaką Siłą Wyższa otacza nas poprzez innych AE - staje się naszą bramą do ocalenia.


Czy, aby powstać na nowo, godzę się umierać dla siebie, a może tylko uciekam przed bólem, chcąc zgubić swój „koszmarny” cień? Czy jestem wdzięczny za cierpienie, które jest pieczęcią roztoczonej nade mną Bożej władzy?


Modlę się, abym przyjmował ból agonii dawnego „ja” i ból nowych narodzin. Modlę się, abym odkrywając moje cierpienia odkrywał prawdziwego siebie. Modlę się, abym przez bramę ocalenia, jaką jest dla mnie AE, wszedł do Twojej radości, Boże.


Na dzisiaj: Zgadzam się na siebie i przyjmuję mój „cień”. Dzieląc się tym cierpieniem, pozwalam Bogu opatrywać się pieczęcią Jego miłującej władzy. Wychodzę z wszelkich uzależnień, by wejść w tę bramę ocalenia.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Prolog w 33 minuty
Sto dwie minuty Walka o życie w wieżach WTC
arkusz kalkulacyjny minuty wzorzec
Recepty 2015 3 minuty
23 minuty w piekle
t mobile darmowe minuty kod
Pierwsze Minuty