Najgorszy typ zbrodni: zabójstwa dzieci
Tak brutalnej zbrodni w Polsce nie było już dawno. 14-letnia Ewelinka została porwana, zgwałcona, a później brutalnie zamordowana. Jacek U. od kilku miesięcy planował, jak będzie wyglądał ten tragiczny dzień. Ale to nie jedyna taka zbrodnia w Polsce. Rocznie ofiarami morderców pada kilkanaścioro niewinnych dzieci.
To nie był przypadek, impuls czy chwilowa niepoczytalność. Jacek U. długo planował potworną zbrodnię. 14-letnia Ewelinka wraz z rodzicami mieszkała w miejscowości Służewo-Pole (woj. kujawsko-pomorskie). Dziewczynka jeździła rowerem do szkoły. Jeszcze podczas wakacji zauważyła, że ktoś ją śledzi. Zaniepokojona, powiedziała rodzicom, że jeździ za nią jakiś samochód, a kierowca się jej przygląda. Bliscy przez jakiś czas odwozili dziewczynkę do szkoły, jednak nie zauważyli niczego podejrzanego.
W środę 8 grudnia 14-latka o godzinie siódmej wyruszyła swoim czerwonym składakiem do pobliskiego gimnazjum. Kilka godzin później rower został znaleziony przez znajomą rodziny w okolicach jej domu. Był wyraźnie uszkodzony. Zaczęto poszukiwania dziewczynki. 4 stycznia, czyli prawie miesiąc później, leśniczy znalazł jej ciało - w Chlewiskach - wiele kilometrów od miejsca zaginięcia.
Osiem dni później został zatrzymany podejrzany o zabójstwo 26-letni mężczyzna, mieszkaniec tego samego województwa. Jacek U. trafił do aresztu. - Porwanie i gwałt były działaniem zamierzonym przez oskarżonego, w grę nie wchodził przypadek. Ustaliliśmy z pewnością, że ofiara została przemocą wciągnięta do samochodu przez porywacza - powiedział szef Prokuratury Okręgowej we Włocławku Jan Stawicki.
Pedofil już wcześniej zaplanował sobie, że porwie i zgwałci Ewelinkę. Zabójstwo dziewczynki było prawdopodobnie wynikiem splotu wydarzeń, które poprzedzały krwawy finał. - Samo morderstwo mogło nie być dla niego źródłem satysfakcji, a chęcią ukrycia jedynego świadka przestępstwa. Ciężko to rozgraniczyć. Skoro 14-latka go znała, bo był on kuzynem ojca, kojarzyła jego tożsamość, więc mogła zgłosić to na policję - ocenia Jan Gołębiowski, policyjny psycholog.
Pedofil obawiał się, że szybko zostanie zdemaskowany. Zaplanował więc swoje dalsze kroki tak, by zatuszować zbrodnię. Tuż po zabójstwie upozorował własne uprowadzenie. Nie wrócił do domu, więc rodzina zgłosiła jego zaginięcie. Do znajomego z pracy wysłał sms-a, że został uprowadzony. Kilka dni później zatrzymano go, gdy przebywał w pobliżu swego spalonego samochodu. Jacek U. twierdził, że został uprowadzony, wożony kilka dni przez nieznanych mężczyzn w bagażniku auta, a następnie zmuszony do podpalenia samochodu. Jego tłumaczenia wzbudziły jednak wątpliwości funkcjonariuszy, którzy skojarzyli, że podejrzany zaginął tego samego dnia co Ewelinka. 26-latek został aresztowany i podczas przesłuchania przyznał się do winy. Rozpoczął się właśnie jego proces. Mężczyzna zapowiedział już, że jego zeznania rzuca nowe światło na tę sprawę. Grozi mu dożywocie.
Według prokuratorów i biegłych psychologów dla takich zbrodni nie ma żadnego usprawiedliwienia. Trudno dopatrzeć się w nich jakichkolwiek okoliczności łagodzących. Potwierdzają to także głosy internautów, którzy uważają, że jedynie "śmierć za śmierć" byłaby w tym przypadku adekwatną karą.
Potwór z Piotrkowa Trybunalskiego
Za podobne zbrodnie na karę śmierci 23 lata temu został skazany najbrutalniejszy polski gwałciciel i zabójca dzieci - Mariusz Trynkiewicz. Czyny, których się dopuścił, wprawiły w osłupienie każdego, kto o nich usłyszał. Latem 1988 roku 26-letni nauczyciel WF-u zwabił do mieszkania trzech swoich uczniów. Obiecał chłopcom, że "puści im fajną muzykę". Gdy weszli do środka, zadał im po kilkadziesiąt ciosów nożem. Młodzieńcy jeszcze przez jakiś czas żyli. Powoli jednak się wykrwawiali, a 26-latek w tym czasie brutalnie gwałcił ich i maltretował. Kilka dni później, gdy 11-letni Tomek, 12-letni Artur i Krzysztof zmarli, psychopata wywiózł ich zwłoki do lasu i spalił je.
Proces potwora z Piotrkowa śledziły miliony Polaków. W wizji lokalnej uczestniczyły setki ludzi. Z niecierpliwością czekano na wyrok dla mordercy. 29 września 1989 roku 26-latek został skazany na kilkakrotną karę śmierci. Za każdą swoją ofiarę. Do wykonania wyroku jednak nie doszło i zwyrodnialec za dwa lata wyjdzie na wolność. Jak to możliwe? Jest jednym z tych więźniów, któremu amnestia z grudnia 1989 roku uratowała życie, zmieniając orzeczony wyrok kary śmieci na 25 lat więzienia!
W Polsce co roku mordowanych jest kilkanaścioro dzieci. Nie wszystkie są ofiarami maniaków seksualnych, którzy chore żądze zaspakajają poprzez gwałt i molestowanie. Niektórzy mordercy zabijają, by rozładować swoje emocje. - To brzmi strasznie, ale dziecko jest dla zabójcy łatwą ofiarą. Nie ma wystarczającej siły, by się obronić, więc nietrudno je zdominować. Sfrustrowani, chcieliby się rozładować na dorosłym, a ten jest zagrażającym, więc wybierają dziecko - mówi serwisowi NaSygnale.pl Jan Gołębiowski, który wiele razy pracował przy podobnych sprawach.
Tak było w przypadku Janusza T., byłego policjanta z Łodzi. Mężczyzna pod koniec grudnia ubiegłego roku zabił swoje dzieci - 4,5-letnią dziewczynkę i 7-letniego chłopca - bo chciał w ten sposób zemścić się na swojej żonie. 43-latek był przekonany, że jego partnerka chce go opuścić i wyjechać za granicę. Po morderstwie miał odebrać sobie życie ale... zabrakło mu odwagi!
- W zbrodniach rodzinnych dużą rolę odgrywa wątek emocjonalny. Bardzo często mamy do czynienia z tzw. samobójstwem rozszerzonym. To nie jest tak, że człowiek chce zabić dzieci, tylko dla samej zbrodni. Planuje samobójstwo, ale chce zabrać wszystkich ze sobą. Rodzina jest częścią człowieka, nadaje mu identyfikację, tożsamość, więc mordując bliskich, ma świadomość, że zabija część siebie - tłumaczy policyjny psycholog.
W takich sytuacjach sprawca nie postrzega siebie, jako mordercę, ale jako ofiarę. W samobójstwie rozszerzonym widzi rozwiązanie problemów, z którymi nie potrafi sobie poradzić. Wydaje mu się, że życie nie ma sensu, więc postanawia je zakończyć, ale nie chce zostawić swych dzieci samych. Innym czynnikiem jest gniew. Zabójca chce odebrać partnerce dziecko, bo wie, że to będzie dla niej najbardziej bolesny cios.
Morderczyni a dzieciobójczyni
Dzieci stają się również ofiarami własnych matek. Policyjne statystyki pokazują, że kobiety najczęściej zabijają noworodki. W Polsce co roku odnotowuje się około 30 takich przypadków. Tego typu zbrodnia jest inaczej traktowana przez kodeks karny. O ile zabicie dziecka jest klasyfikowane jak morderstwo i przypisywane do art. 148 kodeksu karnego, który jasno określa, że "kto zabija człowieka, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 8, karze 25 lat pozbawienia wolności albo karze dożywotniego pozbawienia wolności", o tyle "dzieciobójstwo" jest określone w oddzielnym artykule. Wobec matki, która "zabija dziecko w okresie porodu pod wpływem jego przebiegu", stosuje się karę pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5 (art. 149 kk).
- Dzieciobójczynią, według kodeksu karnego, jest kobieta, która morduje swoje dziecko w tzw. szoku poporodowym. Artykuł bierze więc pod uwagę okoliczności rozwiązania. Silny stres, spowodowany konsekwencjami pojawienia się dziecka na świecie, ciężka sytuacja ekonomiczna, zmiany hormonalne, brak oparcia w ojcu noworodka, czy wręcz jego wrogość wobec matki i dziecka może spowodować, że kobieta nie widzi innego rozwiązania - tłumaczy Gołębiowski.
Nie oznacza to jednak, że matka, która zaplanowała zabójstwo swojego nowo narodzonego dziecka, może liczyć na jakiekolwiek okoliczności łagodzące i zastosowanie wobec niej łagodniejszego wymiaru kary. Jeśli przed sądem zostanie udowodnione, że zabójstwo było zamierzone, morderczyni zostanie ukarana znacznie surowiej.
Tak było w przypadku głośnej sprawy Jadwigi K., która zabijała nowo narodzone dzieci, a zwłoki chowała w beczce po kapuście. Przez sześć lat zginęło w ten sposób pięcioro maluchów. - Niektórzy doszukiwali się w niej znamion seryjnej morderczyni. Faktycznie kobieta miała określony modus operandi. Rodziła dzieci w wannie, topiła je, a ciała przenosiła do zamrażarki. Gdy po kilku latach rodzina przeprowadziła się do Czerniejowa, kobieta przełożyła zwłoki do beczki po kapuście - przypomina sprawę sprzed lat psycholog.
Ostatecznie matkę dzieci skazano na 25 lat więzienia za pięciokrotne zabójstwo, a ojca - Andrzeja K. - na 8 lat za podżeganie do jednej ze zbrodni.
Źródło: http://nasygnale.pl/kat,1025341,title,Najgorszy-typ-zbrodni-zabojstwa-dzieci,wid,13896106,wiadomosc.html