Podejrzany numer jeden, Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Trujące sekrety, Podejrzany numer jeden


Podejrzany numer jeden

Życie upokarza cię jak hazard swoją grą
Uczysz się każdego dnia przyswajać zło
[Bajm, Dziesięć przykazań]


Kobieta stała w bezruchu, nie mogąc wykrztusić ani słowa. Wpatrywała się w swojego przełożonego szeroko otwartymi oczami i bezgłośnie poruszała ustami. Otrząsnęła się po chwili, lecz w jej głowie i tak było zbyt wiele myśli, których nie mogła okiełznać. Usiadła na pobliskim krześle i próbowała przywrócić swój umysł do stanu używalności.
Splinwood zamachał dłonią przed jej twarzą.
- No, Granger?
- Ekhm. Tak, tak. Rozumiem. Zaraz zacznę przeglądać papiery.
Spojrzał na nią pytająco.
- Moja droga nie ma żadnych papierów. Zaczynasz od zera. Miłej pracy - uśmiechnął się w przelocie i pognał do swojego biura.
Hermiona siedziała na krześle i zastanawiała się co robić. Musiała poukładać sobie te wszystkie informacje. Wie tylko, że Alastor Moody został zamordowany. Więc? A, tak. Trzeba zarządzić analizę toksyn w organizmie... I szczegółową sekcję zwłok... A więc do roboty!

* * *

Przelotne spojrzenie na zegar podało informację, że dochodzi północ. Pomieszczenie spowite było w mroku, a przez okno zaglądał jasny, okrągły księżyc, nieco rozświetlający biuro. Gdyby tylko coś mogłoby tak rozjaśnić umysł siedzącej w nim kobiety i pomogło w rozwiązaniu zagadki. Ale nie było takiej możliwości. Do rozwiązania tajemnicy była jeszcze daleko, a nikt nie mógł jej w tym pomóc.
Hermiona Granger wpatrywała się w ścianę naprzeciwko tępym wzrokiem. Od trzech godzin nie ruszyła się z pozycji siedzącej. Gdy przyszła do biura, po wieczornej kawie w kawiarni obok wyjścia z ministerstwa, jej szare komórki były jeszcze w miarę zdolne do pracy. Teraz na pewno nie były. Obrzuciła ponurym spojrzeniem piętrzący się przed nią plik białych kartek. Ilość niestety nie równała się z jakością zawartości - nie mówiły jej one zupełnie nic. No może poza kilkoma drobnymi, nie prowadzącymi na żaden trop szczegółami. Ową, nic nie znaczącą, zawartość znała już niemalże na pamięć.
Dzień był pracowity, nawet bardzo pracowity. Zaczęła od sekcji zwłok i analizy toksyn. Wykazały one, że Moody został otruty. Dla Hermiony było to wielkim zdziwieniem. Jak ktokolwiek mógł otruć Alastora, skoro pił on zawsze ze swojej piersiówki? Nie mogła znaleźć wytłumaczenia. Jedynym pomysłem była możliwość, że zrobił to ktoś z bliskich znajomych - wręcz przyjaciół. Jednakże ta teza wydała jej się tak bardzo odległa i nieprawdopodobna, że odrzuciła ją od razu. Owszem - przesłuchała Dumbledore'a, lecz nie miał on kontaktu z Alastorem od dobrych kilku dni, był więc poza podejrzeniami. Zresztą był tak skrajnie przygnębiony, że nie miała serca bezwzględnie go wypytywać. Gdy weszła do jego gabinetu rzuciło jej się w oczy, że Albus strasznie się postarzał. Może był to wpływ smutku, wyzierającego się z jego łagodnych oczu, a może przybycia kilku nowych zmarszczek na czole? Nie wiedziała. Po prostu miała nieodparte wrażenie, że bije od niego żal i rozpacz. Wiedziała, że jest on zbyt dobrym człowiekiem, by mieć jakiekolwiek powiązania ze śmiercią swojego przyjaciela. Dostarczył on jedynie informacji, że dom przy Grimmauld Place był w tych dniach pod opieką Rona. Ale przesłuchiwanie swojego eks-przyjaciela zostawiła sobie na następny dzień.
Zastanowiła się chwilę. Nie powinna nazywać Rona „byłym przyjacielem”. W końcu ich drogi po prostu się rozeszły. Nie było żadnej kłótni, ani sprzeczki. Gdy skończyli Hogwart nic ich już nie łączyło. Tak samo sprawa miała miejsce z Harrym. Niestety... Żałowała takiego obrotu sprawy, gdyż - jakby nie patrzeć - byli oni jej towarzyszami przez siedem lat.
Byłoby może coś między Ronem a nią... Ron próbował ją poderwać, ale Hermiona za żadne skarby świata nie chciała się z nim umówić. Chyba czuł do niej uraz z tego powodu i to oddalało ich od siebie jeszcze bardziej
Kobieta pomasowała dłońmi bolącą szyję i wstała z biurowego fotela. Nie miała siły już nawet myśleć. Jedynym odpowiednim wyjściem było udanie się na zasłużony spoczynek. Następny dzień zapowiadał się równie pracowicie.
Popatrzyła na zegar ścienny. Była dziesiąta. Jak na Hermionę nie był to wybitny rekord, jutro będzie miała dużo więcej pracy, więc musiała się chociaż trochę wyspać. Wstając skrzywiła się z bólu, bo złapał ją skurcz w lewej łydce od zbyt długiego siedzenia w tej samej pozycji. Z cichym `ała' rozmasowała bolesne miejsce.

***

Draco zamknął teczkę z dokumentami i wbił w nią zmęczony wzrok. Czuł się dziwnie. Zawsze życzył temu staremu, ześwirowanemu na punkcie bezpieczeństwa wariatowi z magicznym okiem śmierci. A teraz gdy Moody nie żył czuł niepokój.
`Jak mógł zostać, do cholery ciężkiej, otruty skoro pił z własnej manierki?' - pomyślał po raz nie wiadomo który Malfoy i pokręcił z niedowierzaniem głową.
`Jedynie od Albusa by coś wziął, ale Dumbledore nigdy by nikogo nie otruł, a już na pewno nie człowieka, który jest mu potrzebny w Zakonie.'
Młody mężczyzna doskonale o tym wiedział. Przecież sam nieraz proponował staremu wyrzucenie `ześwirowanego pierdziela' z tej szacownej instytucji, sugerując, że więcej przez niego kłopotów niż pożytku i zawsze Dumbledore odpowiadał, że nie ma tak doskonale wyszkolonego Aurora i z takim doświadczeniem w walce ze złem, jak Alastor.
Draco westchnął, po raz kolejny, i podrapał się po głowie. Coś mu tu bardzo nie pasowało. Można by rzec, że śmierdziało nawet na odległość.
Zdawał sobie sprawę z tego, że na pewno znalazł się w gronie podejrzanych, niejako automatycznie. W końcu nie raz życzył mu publicznie śmierci. Nie obawiał się jednak postawienia w stan oskarżenia. Moody musiałby być ostatnim matołem, żeby coś od niego przyjąć. Nie ufał Malfoyowi za grosz, chociaż Albus obdarzył młodego arystokratę bezgranicznym zaufaniem. I miał rację, bo Draco z narażeniem życia opracowywał w trakcie pracy w Ministerstwie ściśle tajne raporty dla Albusa dotyczące sił Ciemnej Strony, planowanych działań i ataków, etc... Od ponad roku nie zawiódł starego czarodzieja i nie zamierzał go zawieść. Właśnie ta nieufność Moody'ego i jego niewybredne epitety pod adresem młodego arystokraty budziły największą nienawiść i ból w sercu Dracona. Kto chciałby publicznie usłyszeć, że jest marną podróbką prawdziwego czarodzieja, że nie osiągnąłby nic bez forsy starego, i że nie nadaje się do absolutnie niczego, co najwyżej na marnego sługę Voldemorta? To bolało, zwłaszcza, ze Draco był pracowity i to co osiągnął, osiągnął dzięki własnym staraniom. Duma mu nie pozwoliła korzystać z koligacji swojego rodziciela, chociaż nie mógł o nich zapomnieć i czasem z nich korzystał; gdy było to konieczne. Ale wszystko co miał zawdzięczał sobie: dobrą pracę, wysokie zarobki, opinię sumiennego pracownika i to że sprawdzał się znakomicie jako zaufany człowiek Dumbledore'a, nikomu poza Albusem nieznany.
Malfoy uśmiechnął się do siebie łagodnie. Stary mężczyzna z uporem maniaka odmawiał przejścia na emeryturę i nadal piastował stanowisko dyrektora Hogwartu. Ale czy istniał obecnie ktoś lepszy na jego stanowisko? Pozostawał jeszcze Mistrz Eliksirów, ale on miał przed sobą o wiele więcej życia niż Dumbledore, no i stara dobra McGonagall, która miała chyba, w razie czego, największe szanse. Ale, jak na razie, Albus był świetnym dyrektorem szkoły.
Draco przeciągnął się w fotelu. Następnego dnia szykował się istny kocioł w Ministerstwie Magii. Do uszu Malfoya doszło, że ma być przesłuchiwany Ronald Weasley - i to w pierwszej kolejności - co bardzo go zdziwiło, bo chyba właśnie on powinien być przesłuchany jako pierwszy, skoro tyle razy życzył śmierci Alastorowi. Nie rozumiał posunięcia Hermiony Granger. Widocznie miała swoje sposoby myślenia analitycznego, a ponieważ nie była głupia, taki krok musiał mieć sens, nawet gdy się go nie dostrzegało na pierwszy rzut oka. Poczuł niemiły ucisk w sercu na myśl o niej i odgonił obraz dziewczyny ze swojego umysłu.
Uśmiechnął się krzywo myśląc o Weasleyu. Ronald stawał się coraz bardziej podobny do swojego starszego brata Percivala. Obydwaj pracowali w ministerstwie i obydwaj zatruwali mu życie swoją pyszałkowatością i głupimi odzywkami, zwłaszcza Ron. I chociaż Percy miał dużo bardziej irytujący sposób bycia, to właśnie jego młodszy brat działał Draconowi bardziej na nerwy. Sam nie wiedział dlaczego i usilnie próbował sobie wmówić, że przyczyną nie jest absolutnie i broń Boże to, że Ron bezskutecznie próbuje poderwać Hermionę od... chyba od zawsze, a on jest po prostu zazdrosny. Nie ważne, że notorycznie dawała rudowłosemu kosza.
`Nie zdziwiłbym się gdyby ten rudy kretyn go zabił' - pomyślał. Jakoś nie mógł zaufać Ronaldowi W. i to na żadnej płaszczyźnie.

Wstał, schował teczki na miejsca - tę w której spoczywał materiał na raport dla Albusa zabezpieczył dodatkowymi zaklęciami ochronnymi i zaklęciem maskującym - i ruszył do drzwi. Wszedł do windy, która przyjechała jak na zamówienie i pozwolił sobie na głośne ziewnięcie. Ku jego zdziwieniu, winda nie ruszyła w górę, ale zjechała trzy piętra niżej. Drzwi się otworzyły i Draco zamarł.
I nie tylko on. Hermiona wpatrywała się w niego niemal ze strachem.
- No i co tak stoisz? - warknął. Znowu nie potrafił się zachować inaczej. Wiedział, że to swego rodzaju system obronny, ale i tak poczuł gdzieś w środku nieokreślony ból. Hermiona nic nie wiedziała o tym bólu, widziała jedynie drwiące spojrzenie i pogardliwy uśmiech na jego twarzy. Zazwyczaj nie odzywał się w ogóle, ale czasami, tak jak teraz, sprawiał jej po prostu przykrość.
`Tylko nie to' - przemknęło jej przez myśl.
- Właź, bo ruszę bez ciebie i będziesz czekać na następną - dodał jadowitym szeptem i zniecierpliwionym gestem poprawił przewieszony przez lewe ramię płaszcz.
Weszła powoli ze spuszczonym wzrokiem i stanęła w najdalszym koncie windy. Draco widząc zmieszanie, w gruncie rzeczy pewnej siebie, dziewczyny miał ochotę urwać sam sobie głowę, ale stało się... znowu zachował się jak cham. I dobrze. Tak jest lepiej. Inaczej przyszłoby mu zwariować. Wolał się nie zastanawiać dlaczego przy nim Hermiona traci niemal całą pewność siebie i nie chciał żeby go to obchodziło. Pozostał chyba jedyną osobą, która okazywała jej brak jakiegokolwiek szacunku i pogardę.
`Ale ze mnie sukinsyn' - pomyślał nie patrząc nawet w jej stronę. Ona też na niego nie patrzyła. Gdy winda się zatrzymała ruszyli każde w swoja stronę.

***

Hermiona przybyła następnego dnia do pracy godzinę przed czasem. Była zmęczona, niewyspana, zła i smutna. Ogólnie jej humor podobny był do angielskiej pogody. Przez pół nocy nie mogła zasnąć gdyż cały czas myślała nad swą pierwszą sprawą i nad tym, że ktoś zabił człowieka, którego znała osobiście i bardzo lubiła, a gdy już zasnęła śnił jej się Draco Malfoy. I bynajmniej sny te nie należały do przyjemnych. Do tej pory były to sny erotyczne, po których budziła się rozpalona, ale tej nocy musiał być to koszmar i to ten najgorszego gatunku. Prawdę powiedziawszy to roczny pobyt w Azkabanie byłby przyjemniejszy niż to o czym śniła w nocy.

Kiedy tylko znalazła się w pracy, została zaatakowana przez chmarę sów. Prasa jakimś cudem dowiedziała się kto prowadzi sprawę śmierci starego Aurora i teraz wszyscy chcieli przeprowadzić z nią wywiad, dowiedzieć się czegoś na temat tajnego śledztwa. Hieny.
To nie było zdecydowanie to, co przysłowiowe tygryski lubią najbardziej. Nie Malfoy wyzywający cię we śnie od najgorszych i nie stado sów z bezczelnym dopytywaniem się o postępy w śledztwie i o podejrzanych.
'Paranoja' - pomyślała ze złością i niemal z płaczem, zgarniając kolejny stos listów i ciskając go w kominek.
Kiedy do biura przybył Aaron, zobaczył Hermionę zawaloną stosem papierów - wyników analiz i oczywiście sów od dziennikarzy.
- Oj, biedna ty jesteś, chodź ze mną. Przeprowadzasz się od dzisiaj powoli do swojego prywatnego gabinetu - uśmiechnął się do niej. - I daj sobie czasem trochę luzu dziewczyno przepracowujesz się.
- Będę miała swój własny, oddzielny gabinet?!
- Oczywiście - jesteś teraz samodzielna i sama prowadzisz tą sprawę, mogę ci jedynie troszkę pomóc, jeżeli się do mnie o taką pomoc zwrócisz, ale ty Herm wszystko chcesz zrobić zawsze sama... Tak nie wolno, zamęczysz się... - dodał z troską.
- Tak mi łatwiej żyć - wymruczała pod nosem.
- Słucham?
- Nie, nic, myślałam na głos i dziękuję, że zadeklarował pan pomoc, jak będę potrzebowała fachowej porady to oczywiście zasięgnę jej u pana - uśmiechnął się smutno i wzięła z biurka najpotrzebniejsze papiery.
- Dobra, chodź, pokażę ci twoje miejsce pracy. Spodoba ci się, jest dostosowane do przeprowadzania przesłuchań...

Gabinet znajdował się na końcu korytarza i był wręcz ogromny. W rogu stało biurko - większe niż miała dotychczas - z bardzo wygodnym krzesłem. Pokój był urządzony w zieleni, czerni i bieli, i oczywiście skojarzył się Hermionie ze Slytherinem, a Slytherin z ... Sam Wiesz Kim Drogi Czytelniku...
Na środku stał stół z trzema fotelami i mało wygodnym krzesłem naprzeciwko. Kobieta zrozumiała, że przesłuchujących może być najwyżej trzech.
'Cholera' - pomyślała mało optymistycznie.
- Najczęściej przesłuchiwać będziesz sama - powiedział jej przełożony, zupełnie jakby czytał w myślach panny Granger. - Ale jeżeli pojawi się ktoś taki jak główny podejrzany to wtedy będziesz miała towarzystwo moje i Greenwolda, przynajmniej od drugiego przesłuchania takiego delikwenta.
Hermiona skinęła głową. Nie miała pojęcia, że już po pierwszym jej "pacjencie" - Ronaldzie Weasleyu ujawni się ów główny podejrzany...

Kilka godzin później Hermiona wezwała na przesłuchane pierwsza w tym dniu osobę. Rona. Najmłodszy z męskich przedstawicieli ryżego rodu nie zmienił się prawie w ogóle od czasu szkoły. Dalej był bardzo wysoki, miał dużo piegów, był roztrzepany i... tajemniczy. Tak naprawdę Hermiona nie wiedziała co myśleć o swoim dawnym przyjacielu. W latach szkolnych nieustannie nasuwały jej się dwa obrazy. Ron Weasley zawsze kojarzył jej się z Peterem Pettigrew. Sama nie wiedziała dlaczego, ale tych dwóch mężczyzn zlewało jej się w jeden obraz. Jak dla niej byli bardzo do siebie podobni.
Teraz kiedy patrzyła na młodzieńca siedzącego po drugiej stronie biurka znowu o tym pomyślała. Ze złością odgoniła fatalne porównanie i zwróciła się do przesłuchiwanego.
- Ron, mam nadzieję, że nie masz nic ważnego w tym momencie, ale niestety muszę przesłuchać każdego z kim spotkał się denat w tym feralnym dniu.
- Po pierwsze wolałbym żebyś nazywała mnie Ronaldem, od lat nikt już nie mów do mnie per Ron, a po drugie, jeśli już przesłuchujesz wszystkich, to czy nie lepiej był by zacząć od tchórzofretki? Wszyscy wiedzą, że ten złamany kutas z arystokratycznej rodziny życzył Alastorowi śmierci.
Kobieta skrzywiła się lekko i poczuła, że się rumieni. Ron stawał się niepokojąco podobny do Percivala Weasleya, który awansował na tyle, że ostatnio został członkiem rady nadzorczej Ministerstwa Magii. Percy jednak nie wyrażał się tak przy kobietach.
Ron natomiast nie zamierzał uszanować Hermiony. Nie chciała się z nim spotykać, więc traktował ją raczej mało przyjemnie. Panna Granger nie mogła jednak, ani nie zamierzała, tolerować niekulturalnego zachowania przesłuchiwanego.
- Pozwól, że to je będę zadawała pytania, a ty łaskawie... To znaczy, pan łaskawie raczy na nie odpowiedzieć... - Hermionie przypomniało się nagle, że powinna być chłodna i oficjalna, i ze zdziwieniem uświadomiła sobie, że wcale jej to nie przeszkadza. - I mam prośbę. Proszę nie używać wulgarnych zwrotów i mówić na temat. Dygresje są niewskazane.
Ron chorobliwie nienawidził Malfoya i gdyby mógł, przypisałby mu wszystkie możliwe klęski żywiołowe na świeci i każde inne zło. Wiedział o tym każdy, także sam zainteresowany.
- Tak jest, pani detektyw - sarkastycznie odrzekł rudowłosy mężczyzna, ale ona puściła to mimo uszu.
Hermiona położyła na stoliku pergamin i umoczyła gęsie pióro w atramencie.
Delikatnie stuknęła weń różdżką i pióro zawisło, w pełnym oczekiwania bezruchu, nad czystym papierem.
- W takim razie proszę mi powiedzieć, czy widział się pan z denatem feralnego dnia trzynastego października dwa tysiące trzeciego roku? - spytała oficjalnie panna Granger.
- Tak... Tobie nadal podoba się ten blond włosy kretyn, prawda? - Hermiona zacisnęła zęby. Tak bardzo żałowała, że zwierzyła się kiedyś Ronowi, tak bardzo...
- To jest przesłuchanie w sprawie morderstwa, panie Weasley - odrzekła zimno, chociaż się w niej gotowało. - Proszę odpowiadać na pytania i zachowywać się godnie.
Ronald wzruszył drwiąco ramionami, a jego usta zacisnęły się w wąską kreskę. Hermiona zdziwiona obserwowała jego postawę, której dotąd nie znała. Po raz kolejny uderzyło ją to, jak bardzo jej były przyjaciel upodabniał się do, znienawidzonego przez siebie, brata. Dziewczyna podejrzewała, że niewykluczone iż on sam nie jest tego świadom.
- Czy spotkał się pan z denatem w dniu jego śmierci? - ponowiła pytanie.
- Tak - odrzekł znudzonym głosem
- O jakiej porze dnia widział się pan z Alastorem Moodym? - kontynuowała chłodno Hermiona.
- Około dziewiątej wieczorem - Ron założył nogę na nogę.
- Gdzie miało miejsce wasze spotkanie?
- Przy Grimmauld Place dwanaście, ale to chyba nie może znaleźć się w protokole przesłuchania? Adres należy do siedziby tajnego stowarzyszenia , o czym doskonale wiesz.
- To jest, jak pan sam raczył zauważyć, przesłuchanie, panie Weasley - odrzekła lodowato. - Prosiłabym więc pana o przepisowe zachowanie w taki warunkach... Proszę o nie zwracanie się do mnie jak do koleżanki, ale jak do osoby na odpowiedzialnym stanowisku. Z szacunkiem, panie Weasley.
- Oczywiście - na twarzy Rona pojawił się chłodny, oficjalny i niemal pogardliwy uśmiech. - Tak więc, przecież doskonale zdaje sobie pani sprawę, - wycedził powoli każde słowo - że ten adres nie może pojawić się w protokole, który spisuje teraz pani zaczarowane pióro.
Pióro zamarło, a Hermiona westchnęła z irytacją.
- Panie Weasley. Nikt z niepowołanych osób nie wie, że jest to siedziba Zakonu. Jeżeli ktoś odwiedzi to miejsce, a nie sądzę, żeby była taka potrzeba, zobaczy jedynie stary, szacowny dom rodu Blacków, nie sądzi pan? Chyba, że chce pan chwalić się tym na prawo i lewo - pani detektyw wbiła pełen wymowy wzrok w Ronalda Weasleya.
Ron, ku swojej irytacji, zmieszał się lekko. Hermiona miała absolutną rację.
- Tak, zamierzam opowiadać - uśmiechnął się sardonicznie mężczyzna. - Zwłaszcza temu blond wypłoszowi, który marzy tylko o tym, aby uzyskać tajne wiadomości na temat działalności Dumbledore'a - ton głosu Rona był niemal jadowity. Przesłuchiwany, jak i sama Hermiona, nie miał pojęcia, że rzeczony `wypłosz' doskonale wie, co mieści się przy Grimmauld Place dwanaście i wie o wiele więcej na temat działania Albusa, niż on, panna Granger, czy nawet świętej pamięci Alastor Moody.
- Proszę się ograniczyć do odpowiedzi na moje pytania, panie Weasley - oznajmiła chłodno Hermiona. - O czym rozmawiał pan z Alastorem Moodym?
- O tym i tamtym - odpowiedział wykrętnie.
- Może jednak coś pan sobie przypomni? - naciskała.
- Rozmawialiśmy tylko chwilę. Moody się spieszył do Ministerstwa. Miał się spotkać z panem Malfoyem...
Hermiona spojrzała na Ronalda ze zdziwieniem. W głowie jej szumiało. Znowu Malfoy... Znowu ten przeklęty Draconem Malfoy...
- Z Draco Malfoyem? - upewniła się.
- Tak - potwierdził Ronald Weasley, po czym na jego ustach pojawił się szeroki, złośliwy uśmiech.
- Po tej krótkiej wymianie zdań rozeszliście się, tak? - spytała.
- Dokładnie.
- Gdzie następnie pan poszedł?
- Zostałem na Grimmuald Place . Czy to już wszystko? Mam umówione spotkanie.
Spojrzała na niego z obrzydzeniem. W tej chwili zastanawiała się jak mogła przyjaźnić się z tym człowiekiem przez tyle lat.
`Raczej powierzchownie przyjaźnić' - poprawiła się w myśli. - `Zero kultury, za to multum chamstwa i pychy. Idiota.'
- Tak, panie Weasley, to już wszystko. Może pan iść. W przyszłym tygodniu zostanie pan prawdopodobnie wezwany ponownie.
Wstał i wyszedł, nie mówiąc nawet „do widzenia”.
`Hmm, Draco Malfoy' - pomyślała.
`Nigdy się od niego nie uwolnię. Dlaczego akurat on awansował na głównego podejrzanego? Dlaczego ON?!' - poczuła silny niepokój i ucisk w żołądku, na myśl, że będzie musiała spędzić czas sam na sam z Malfoyem w jej nowym gabinecie.
Najbardziej bolało ją to, że jak zwykle mężczyzna okaże jej lekceważenie i pogardę, ale tym razem wiedziała, że musi zachować zimną krew, co wydawało się jej rzeczą prawie niemożliwą.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Pani Detektyw, Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Trujące sekrety, Pani detektyw
Prolog, Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Trujące sekrety
Przesłuchania i domysły, Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Trujące sekrety, Przesłuchania i
Veritaserum, Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Trujące sekrety
Trujace sekrety, Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Trujące sekrety
Ojciec chrzestny [Yaoi-chan], Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Ojciec chrzestny
Nawet Strach Mnie Opuścił [Enahma], Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Trylogia smutku Enahm
Diabeł‚ w twojej duszy, Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Diabeł, w twojej duszy
Wigilia w Norze, Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Arthur Weasley i jego kompatibilna twórc
Przyjęcie przypadkowo zbieżne w czasie z pewnym świętem - Arien Halfelven, Nie wiem o czym, zakładam
Schowek [Enahma], Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Schowek
Wyzwanie [Cybele], Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Wyzwanie
Nietoperze(1), Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Nietoperze
Bracia W rozrabiają [thingrodiel], Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Bracia W rozrabiają
Przedświt - dobranocka dla Elinki [Bastet], Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Przedświt
Ostatni krok, Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Ostatni krok
03 Pogrzeb i stypa, Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Romans dygresyjny - Arthur Weasley
Sześć zmysłów - dobranocka dla Aevenien [Bastet], Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Sześć z
Eliksir Zapomnienia (wersja pełna) [Thingrodiel], Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Eliksir

więcej podobnych podstron