154 Atomowa siła miłości, czyli Ostatni zajazd w Riddle Manor (cz 3)

154. Atomowa siła miłości, czyli Ostatni zajazd w Riddle Manor (3/3)

Drodzy Czytelnicy! Przed nami ostatni odcinek przygód Harry’ego ze skrzydełkami. Przypomnijmy: Harry jest aktualnie magicznym stworem, lamirem, w dodatku ożenionym (zamężnym?) z profesorem Snape. Doczekaliśmy się też zmartwychwstania Syriusza.
Tymczasem Hogwart przeżywa najazd rodziców, którzy najwyraźniej zamierzają na miejscu chronić swe pociechy przed zakusami lamira. Harry umawia się na Poważną Rozmowę ze Snape’em - podczas szkolnego wyjścia do Hogsmeade. Co z tego wyniknie? Ężojez-vous!

Analizują: Sineira, Kura i Dzidka.

http://www.fanfiction.net/s/7256536/11/Lamir

W jego stronę zbliżał się Severus. Odetchnął z ulgą, bo przez kilka minut bał się, że ten chciał z niego zadrwić.
...zapraszając na lody.

Tylko po co miałby z tego robić taką tajemnicę?
Też się zastanawiam. Skoro przedtem wykorzystywał każdą okazję, żeby pochwalić się, że jest z Potterem w związku.

Ten jednak nie czekał a niego, tylko skręcił w jedna z bocznych uliczek. Podążył za nim. Zaczęło go zastanawiać coraz bardziej, co takiego chce mu powiedzieć Severus, że tak oddala się od innych.
A bo ja wiem? Może chodzi tylko o małe bzykanko?

Profesor zatrzymał się na tyłach jakiejś kamienicy. Ponaglił go i otworzył drzwi, wpuszczając go do środka i ciągle rozglądając się na boki. Przeszli szybko długim korytarzem i znów zatrzymali się przed drzwiami, w których nie było ani klamek, ani nawet dziurki od klucza.
Aha, dom wariatów. Poniekąd słusznie.

Severus dotknął ich dłonią i otworzyły się same.
— Wejdź — zaprosił go i zamknął za nimi.
Kilka krótkich błysków przebiegło po framudze, przykuwając bladym błękitem wzrok.
— Tu nikt nas nie podsłucha. Nie będziemy też słyszeć, co dzieje się poza tym pokojem, więc możemy spokojnie porozmawiać.
Potter zamiast słuchać, oglądał wystrój.
— To jest burdel, prawda? Gustowny, nie powiem, ale burdel.
Harry, jakiż z ciebie znawca, no proszę!
No wiesz, jeśli wystrój składał się np. z wielkiego łóżka z bordowym baldachimem, to raczej trudno przypuszczać, że to salka katechetyczna.
A na ścianach wisiały rozkładówki z magicznego Playboya. Ruchome.
Te z Playwitch Snape przezornie usunął.

— Jeśli już, to pokój rozkoszy cielesnych. Nigdy nie podobało mi się określenie burdel. Jest mało kurtuazyjne — odparł Snape, siadając na krześle w stylu ludwikańskim [jaaaaakiiiiim???][no z tej fabryki w Rogoźnie Wlkp.] i rozpinając kilka guzików szaty.
Przemawia, jakby sam był stałym bywalcem.
Uhm, to sugestywne rozpięcie guzików...
Ciekawe, czy Snape miał owłosiony tors.
*przegląda fanarty* Nie, raczej nie miał.
Snape rozpiął szatę, bo oczekiwał, że Harry go umyje.

W pokoju było naprawdę gorąco.
Tak to sobie tłumacz, mój naiwny Harry ;)

Harry oprócz tego ciągle miewał dziwne skoki gorączki, tak bez wyraźnego powodu.
Klimakterium?
Owulacja.

Sam usiadł na brzegu ogromnego łóżka, niepewny swoich własnych zachowań.
Więc na wszelki wypadek wolał zająć strategiczne miejsce ;)

To, jak działał na niego Severus, niepokoiło go trochę, ale nie przerażało. Nie powinno, przecież już się zjednoczyli.
I po ptokach.

— O czym chciałeś porozmawiać? — Musiał chrząknąć, by przywrócić głosowi sprawność, zanim zadał pytanie i przerwać krępującą ciszę.
— Ufasz Dumbledore'owi? — zapytał Snape wprost.
— W jakim sensie?
— Czy ufasz mu na tyle, że oddałbyś swoje życie w jego ręce? — sprecyzował.
Harry zamyślił się.
- Powiedziałeś “życie” czy “rzyć”? - upewnił się na wszelki wypadek.

To trudne pytanie. Powinien mu przecież ufać, ale po tym, co spotkało go w te wakacje, to zaufanie drastycznie zmalało. Bo skoro obiecał mu, że będzie go pilnował, to dlaczego tak późno zareagował na traktowanie go przez Dursleyów?
Bo mu monitoring wysiadł.
A z ciebie, Harry, to niezła cipa, że tak się dawałeś Dursleyom.

Mógł wysłać kogoś o wiele wcześniej.
No nie, przecież to był okres urlopowy!

— Syriusz mógł opuścić Zasłonę już na drugi dzień, ale dyrektor zabronił komukolwiek mówić, że Black w nią wpadł. Oficjalnie go tam nie było.
— zrobił to specjalnie?
Oczywiście. Przecież Dumbel robi w przemyśle nienawiści pół wieku dłużej niż Voldek, czego się po nim spodziewać? Zaraz się pewnie dowiemy jeszcze, że ma czerwony, byczy kark, hoduje dobermany, chleje wódę i siedział za przemyt samochodów z Niemiec. I awanturuje się na szosie pod Paczkowem.
Nie, nigdy nie zrozumiem powodów robienia z Dumbledore’a podłego, wrednego, sprzedajnego  sadysty starającego się wykończyć Harry’ego.
Pół biedy, gdy coś takiego robią czytelnicy, ostatecznie każdy ma prawo nie lubić takiej czy innej postaci - gorzej, jeśli sama autorka nachalnie “dorabia gębę” swoim bohaterom (patrz przykład zalinkowany wyżej).

— Nie wiem. Na razie Black zostanie w moich kwaterach. Ma kilka poważniejszych zranień, które wymagają leczenia. Potem uda się do swojego domu, żeby go przygotować.
— Na co?
— Na nasze przybycie.
Sypialnię trzeba uprzątnąć, pozbyć się pluskiew z łoża i moli z baldachimu...
I kupić satynową pościel.
Czarną.
No ba!

Dezaktywuje wszystkie bariery Dumbledore'a i nałoży swoje. Po naszym przyjeździe ja dołożę także swoje. Nauczę też ciebie ustawiać takie bariery.
— Mam opuścić szkołę? — zdziwił się Harry.
— Dopóki nic znaczącego się nie stanie, to nie. Mam jednak wiadomość, że ktoś informuje Czarnego Pana o każdym twoim ruchu i że nie jest to nikt z uczniów.
Czyli, rozumując logicznie: KTO aktualnie mógł znać każdy ruch Harry’ego, z kim chłopak połączony jest magiczną więzią, w czyim towarzystwie spędza wieczory zamiast siedzieć z kolegami w Pokoju Wspólnym, hę?

Jedyna osobą, której nie ufam z grona pedagogicznego to właśnie dyrektor.
Harry nie mógł uwierzyć w to co usłyszał.
Odpręż się, Harry, to normalne w przypadku wtórokanonu.
Nie, on nie mógł uwierzyć, że Snape tak kaleczy gramatykę.

(...)
Ginny w pierwszej chwili nie bardzo wiedziała co się dzieje. Krzyk przyjaciółki wystraszył ja i szybko wybiegła przed księgarnię, myśląc, że to Ślizgoni ją zaczepili.
Ja rozumiem, że to nie jest kanoniczna Hermiona, no ale z paroma Ślizgonami chyba by sobie potrafiła poradzić.

Ból w ramieniu spowodował, że zatoczyła się na ścianę. Nie mogła się jednak od niej odsunąć. Coś mocno ja trzymało i powodowało z każdym ruchem jeszcze więcej bólu. Kolejne trafiło ją w drugi bark, potem w uda.
Czarne płaszcze i białe maski, strzelających z kusz, od razu wszystko wyjaśniły.
Przecinki rzucone, w przypadkowe miejsca nie, wyjaśniły niczego.

Śmierciożercy!
Do jej krzyków dołączały co chwilę nowe, jedne urywały się nagle, inne ciągle trwały.
Hermiona Granger, przybita w ten sam sposób co ona, łkała obok, obserwując jak ginie na jej oczach człowiek rozpruty żywcem przez napastników.
Dlaczego narzuca się mym oczom widok ataku półtuszą wieprzową?
Właśnie. Może się zastanowicie nad losem naszych braci mniejszych w rzeźniach!

— Witam. Witam. Szlama i Wiewióra. Wielkie przyjaciółki Harry'ego Pottera. — Jeden ze śmierciożerców skinął dłonią na kuszników, odsyłając ich od unieruchomionych ofiar. — Gdzie teraz jest wasz lamir, gdy go potrzebujecie? Nasz Pan ma do niego kilka pytań. Jeśli zaraz nie odpowiecie, to delikatnie wam pomogę w zmianie zdania. — Na potwierdzenie słów wyciągnął groteskowy sztylet o niepokojącym kształcie ostrza.
Zdarza się, cóż poradzić. No co, nie każdy projekt musi być udany.

— A ponieważ wiem, że Panna-Wiem-To-Wszystko będzie poinformowana o aktualnym miejscu przebywania Wybrańca, wiec zacznę zabawę od Wiewióry.
Nie czekał. Nie grał na zwłokę. Podszedł do Weasleyówny i jednym cięciem rozciął jej szatę, koszulę i biustonosz, zostawiając na jej ciele podłużną ranę, gdyż nie starał się nawet uważać jak głęboko tnie.
A poza tym zahaczył nożem o fiszbin i nieco go to wkurzyło.
Tym razem nie “poka cycki” a “poka flaki”?
Czasami trzeba trochę urozmaicić repertuar.

Ginny i Hermiona są torturowane przez zamaskowanego śmierciożercę, który przy okazji wygłasza mowę na temat bezsensowności postępowania Weasleyów, którzy mając sami czystą krew, zadają się ze “szlamami i mugolaczkami”. Jaki to ma sens w tej konkretnie chwili, tego chyba sam Voldek nie wie. No ale każdy leczy swe kompleksy jak może.

Harry stał zszokowany i przerażony.
Pył kłębił się u jego stóp, a dym gęstymi smugami unosił się ku ciemnemu niebu. Krzyki uciekających ludzi, jęki rannych i trzask ognia mieszały się ze sobą, tworząc piekielną symfonię.
Severus przyciągnął go do siebie, unosząc różdżkę i rozglądając się za przeciwnikiem.
I wyglądając jak natchniony dyrygent.
Któremu uciekła orkiestra?

Potter przełknął głośno, czując smród krwi i palących się ciał. Nagle dotarło do niego, że przyjaciele zostali w centrum wioski. Wyrwał się profesorowi i bez zastanowienia ruszył w tym kierunku.
— Harry!
Nie zareagował na wołanie Severusa. Biegł ile tylko miał sił w nogach.
Khę, khę... Panie Potter, te wypustki na pana plecach służą nie tylko do ładnego wyglądania i siania pyłku podczas pocałunków...

Na skrzyżowaniu dróg zatrzymał się w miejscu. Główny plac wioski zasypany był ciałami. Niektórzy nadal żyli i tylko leżeli nieruchomo, niechcąc zwrócić na siebie uwagi śmierciożerców, krążących niby bez celu po ulicach.
Inni pełzali ostrożnie od zwłok do zwłok, wyłuskując z kieszeni i fałd odzieży pieniądze, kosztowności, różdżki i wszystko, co można było ukraść.

Jednak to nie oni przykuli wzrok Harry'ego. Na ścianie księgarni zostały przytwierdzone dwie osoby i, po samym kolorze ich włosów, Potter już wiedział kto to. Czerwone ślady na ich ciałach znaczyły nie tylko je, ale spływały po ścianie na ziemię, dołączając do innych wśród już martwych ciał.
Ślady spływały czym prędzej, chcąc uniknąć konfrontacji z opkową odmianą techników policyjnych.
Mam wizję takich wijących się, czerwonych glizd.

Pierwsze zaklęcie odbiła tarcza, którą stworzył przed nim Severus, doganiający go w ostatniej chwili. Jednak szybko został znów oddzielony od swego towarzysza kolejnym czarem.
— Harry!
Brak jakiejkolwiek reakcji na wołanie profesora. Chłopak parł powoli do przodu. Gdy kolejny czar zaczął lecieć w jego stronę (w baaardzooo zwolniooonym tempie), Severus znów krzyknął ostrzegawczo.
Troje par skrzydeł zasłoniło mu widok.
Troje par. Aghhrr. Wypaliło mi oczy.

— Odejdź stąd, Severusie — usłyszał wśród trzasków wyładowań tak gęstych, że zlewały się ze sobą.
Wszystko dookoła lamira zaczęło się przekształcać w plazmę.
A hadrony tylko trzask! trzask! o siebie.

Snape nie miał zamiaru przeciwstawić się takiemu poleceniu. Już teraz czuł na sobie, że lamir pobiera magię z najbliższych osób. Ranni tracili do końca przytomność [ciężej ranni umierali], a śmierciożercy stojący najbliżej, wstrząsali głowami, jakby próbując rozjaśnić myśli.
No to mają przerąbane. Uratować mógłby ich jedynie Czarny Pan, władający mocą Czarnej Kawy. Bez cukru.

Jemu samemu zaczęła kręcić się w głowie i zdecydował się ukryć z w najbliższym budynku, obserwując z niego całą sytuację, by w razie kłopotów wkroczyć.
Albo wręcz przeciwnie - brać nogi za pas.

Gdy tylko znikł przy użyciu zaklęcia kameleona, śmierciożercy stracili zainteresowanie nim.
Kierowali się bowiem prostą zasadą “co z oczu, to i z myśli”.

Zaklęcia, rzucone w stronę ciągle zbliżającego się Pottera, zostawały wchłonięte z syczeniem. Wyładowania na szczytach skrzydeł zaczęły formować nad głową lamira jasny krąg.
Po chwili dało się na jego tle odczytać napis: “ładowanie w toku”.

Na ten widok śmierciożercy zaprzestali ataków i zaczęli cofać się zatrwożeni.
Wiedzieli, że ładowanie baterii do tego nie przeznaczonych wiąże się z ryzykiem eksplozji. Potter nie był niklowo - kadmowy ani litowo - jonowy, tego byli pewni.

Harry stanął przed przyjaciółkami. Teraz dokładnie widział, że zostały przybite do ściany bełtami z kuszy. Nie miało je [ich!] to zabić, lecz powodowało ogromny ból przy najmniejszym poruszeniu. Chłopak sięgnął dłonią do twarzy Hermiony. Na ten dotyk dziewczyna otworzył oczy zamglone cierpieniem. Łza spłynęła jej po policzku.
Samotna?
Oczywiście. Toż Hermiona, nawet ciężko ranna, nie będzie wrzeszczeć z bólu jak byle mugolka.

— Uciekaj, Harry. Oni przyszli po ciebie — szepnęła słabo.
Potter spojrzał w dół na brzuch Hermiony i zagryzł wargi.
— Uciekaj. Proszę...
Chwilunia, Harry to powiedział do brzucha Hermiony?

Oczy Harry'ego rozszerzyły się w szoku, gdy Hermiona nagle zesztywniała, a zaraz potem zawisła bezwładnie. Patrzył na nią i czekał, aż znów zacznie oddychać.
Mijały minuty... godziny...

Jednak dziewczyna nie odetchnęła. Nie otworzył oczu i znów nie kazała mu uciekać.
Hermiona Granger nie żyła.
Ginny Weasley nie żyła, zamordowana w ten sam bestialski sposób.
Spełniło się życzenie Rona. Nierozsądna siostra i przyjaciółka zginęły, bo...
*Wraca do oryginalnego tekstu i sprawdza, gdzie i kiedy Ron wyraził takie życzenie. Otóż nigdzie. Powiedział tylko w pewnym momencie “Żałuję, że mam taką nierozsądną siostrę oraz przyjaciółkę.”*

Krzyk zrozpaczonego lamira odbił się echem wśród płonących domów. Śmierciożercy znów zaczęli się zbliżać. Tym razem wyciągnęli broń, gdy zaklęcia zostawały pochłaniane.
Co za dyletanci, nawet sieci ze sobą nie wzięli? Zaraz, autorka zapomniała, że mieli kusze! Chłopaki, halo, macie kusze!
Amunicja im się skończyła? Jak można iść na akcję tak nieprzygotowanym...
To trochę tak, jak w “Ludziach Lodu” - ci dobrzy wygrywają tylko dlatego, że ci źli są jeszcze głupsi.

Kusze i miecze zalśniły w łunach pożarów [w kurzu krwi bratniej]. Czarne chmury, nie tylko dymu, zaczęły kłębić się nad placem. Pierwsze krople deszczu spadły na zakrwawioną ziemię i na twarz lamira.
Bo dramatyczna bitwa nigdy nie może się odbyć w blasku słońca. Imperatyw.

Ludzie Voldemorta otoczyli Pottera, który spuścił głowę ku ziemi. Ci, którzy stali najbliżej, mogli zauważyć, że jego dłonie ściśnięte są w pięści.
Zaatakowali wspólnie. Ich nagły atak uderzył w ziemię. Tam gdzie jeszcze przed chwilą stał lamir, teraz nie było nikogo.
A mówiłam. Trzeba było zawczasu zarzucić na bestię siatkę.

— Gdzie on jest?
Błysk pioruna nakazał im spojrzeć w niebo. To tam, jakby stojąc w powietrzu, unosił się Potter. Wyglądał jak sam Lucyfer.
Ej no, Lucek był przyzwoitym archaniołem i miał jedną parę skrzydełek!
*dokładnie ogląda kota Lucka* Nie widzę żadnych skrzydełek. Ani, co prawda, archanielskości ;)

W blasku błyskawic i ciągle zwiększającego się kręgu nad głową, jego skrzydła, każde pióro z osobna, lśniło niesamowitą, makabryczną barwą. Tak, jakby sam archanioł zstąpił na ziemię, by ukarać niepokornych.
Abaddon by się uśmiał...

Koleiny piorun nie miał dźwięku i było to ostatnie, co zobaczyli śmierciożercy.
Piorun nigdy nie ma dźwięku. Jedynka!
Skoro piorun poruszał się koleiną, może starczyłoby się odsunąć?

Błyskawica wyglądała jakby została zerwana z samego nieba wprost trafiając w pierś Pottera, a potem przez krąg nad jego głową rzucona we wszystkich zamaskowanych na placu.
Mętnie mi się kojarzy, że takie zaklęcie było w jakiejś grze. Diablo?
Mam nadzieję, że to wyjście do Hogsmeade nie odbywało się w Halloween, bo już widzę tę hekatombę wśród zamaskowanych dzieciaków...

Nikt z normalnych ludzi nie został trafiony.
Zginęli tylko ci, którzy mieli większe lub mniejsze zaburzenia psychiczne.

Śmierciożercy pokosem padali na ziemię, a w ich piersiach ziały ogromne dziury, dymiące i tlące się na krawędziach.
Potter opadł tuż przy przyjaciółkach, chowając skrzydła i odczepił je delikatnie od ściany.
A co te skrzydła robiły na ścianie? Wisiały w charakterze ozdóbki?

Położył na ziemi i usiadł przy nich.
Przy tych skrzydłach, tak?

Nagle wszystko ożyło.
Ludzie zaczęli wychodzić ze swych kryjówek. Nawoływania, jęki rannych, którzy odzyskiwali przytomność, trzask ognia nabrały siły, tak jakby chwilę wcześniej zapanowała grobowa cisza.
Severus wpadł na plac, gdy tylko zrozumiał, że Potter zrobił to, co zamierzał. Choć był pewien, że nie panował nad tym w najmniejszym stopniu.
Znaczy: zamierzał wpaść w szał berserka?
Walnął miarę wódki i wpadł w amok.

W tym wypadku kierowały nim uczucia i to one wszystkim sterowały. Wręcz genetyczna pamięć zemsty Lamirów, tak jak opisywały to kilkuset letnie księgi.
W takim razie Harry powinien załatwić wszystkich czarodziei bez względu na ich stosunek do Voldka, ba, może nawet oszczędzić Śmierciożerców jako buntowników przeciwko systemowi. W końcu to nie Voldek kazał wytrzebić lamiry.

Jeśli ktoś aż tak potrafił zdenerwować Pottera, to nie chciałby być w skórze Voldemorta.
Ojtam ojtam, wystarczy dobre rżnięcie i się uspokoi.

Zobaczył go siedzącego na ziemi koło dwóch ciał. Nie ruszał się od nich, tylko siedział ze spuszczoną na kolana głową.
Ludzie krążyli wokół niego, nie zwracając uwagi. Tak, jakby to był zwykły uczeń, a nie osoba, która dopiero co uratowała im życie.
Raczej unikali kontaktu wzrokowego z czymś, co przed chwilą odwaliło jatkę stulecia.

Severus podszedł powoli do niego i dotknął jego ramienia. Harry nadal siedział z głową na kolanach i nie zareagował na dotyk profesora.
— Harry. Musimy stąd iść. Tu nadal nie jest bezpiecznie.
— Nie zostawię je — usłyszał cichy glos. — Nie pozwolę już nikomu je skrzywdzić.
Ich! Ich skrzywdzić, na litość!

Mistrz eliksirów nie nalegał. Uklęknął przy ciele Ginny Weasley i skierował na nią różdżkę. Mocny uścisk dłoni na nadgarstku zatrzymał go. Chłopak nie uniósł nawet głowy.
— chcę im przywrócić dawny wygląd — rzekł spokojnie Severus.
Tanatokosmetyka? Snape doprawdy jest człowiekiem wielu talentów...

Ręka powoli go puściła i mógł zacząć zamykać makabryczną ranę, a następnie naprawić ubranie (i makijaż). To samo zrobił z Hermioną Granger. Nagle nad Lamirem pojawił się cień, na który ten nie zwrócił uwagi.
I nie był to orła cień.

Severus powstał, nie chowając jednak różdżki. Ron upadł na kolana przy ciele siostry i przytulił jej zimne ciało.
Potter uniósł pomału głowę, a następnie wstał. Severus sapnął z wrażenia. Z oczu chłopaka płynęły łzy, to nie było nic niezwykłego w tej sytuacji, ale to już nie były dawne oczy Harry'ego. Choć nadal intensywnie zielone, nie były takie same. Tęczówki kryły w sobie niezwykłą źrenicę. Nie okrągłą, jak dotychczas, lecz ekliptyczną — zwężająca się na obu końcach.
Jeśli ekliptyczną, to sorry, ale okrągłą, a nawet sferyczną. Jednak podejrzewam, że chodziło po prostu o eliptyczną.

Potter patrzył dłużącą się strasznie chwilę na Weasleya, a gdy ten już chciał coś powiedzieć, odezwał się pierwszy:
— Twoje życzenie zostało spełnione.
Po czym zamienił się w dym i schował do butelki.

I odwrócił się do niego plecami, wyciągając skrzydła na wierzch. Rozprostował je na całą rozpiętość i wzbił się w niebo, tak jakby latał od urodzenia, a nie pierwszy raz.
Technicznie rzecz biorąc, robi to po raz drugi.

Severus zauważył, że kieruje się w stronę zamku, więc trochę się uspokoił, myśląc, że chłopak planuje coś szalonego.
Zaiste, myśl o szaleństwie Harry’ego, w obliczu tego, czego świadkiem był przed chwilą - była bardzo uspokajająca.
Snape sądził, że Harry planuje szaloną imprezę. Albo szaloną noc. Tak dla odreagowania.

Teraz musiał zająć się uczniami, którzy przeżyli atak na wioskę.
Poprawiać im ubrania i makijaże???


Harry leciał do szkoły. To prawda. Jednak w jego głowie zaczął rozkwitać pewien pomysł. Jeżeli Severus miał rację i dyrektor faktycznie nie był całkiem po Jasnej Stronie, to tylko od niego można było się dowiedzieć, że akurat tego dnia on, Harry Potter, będzie w Hogsmeade. Informacje o wycieczce podano dwa dni wcześniej, a cały atak był zbyt dobrze zorganizowany, jak na nieplanowany i nagły z zaskoczenia.
Jakoś tego nie było widać, ale cóż, musimy wierzyć autorce na słowo.

O wypadzie śmierciożercy musieli wiedzieć dużo wcześniej niż dwie doby, a tylko dyrektor mógł znać datę wcześniej.
Dwa dni to całkiem sporo czasu. Pamiętamy, w jakim tempie śmierciożercy aportowali się na cmentarz w nocy, kiedy odrodził się Voldemort? A TEJ daty z całą pewnością nie mogli znać wcześniej.

Coraz bardziej wierzył w słowa Severusa.
Jak bardzo pragnął właśnie teraz przytulić się do niego i o wszystkim zapomnieć.
Chciał jednak porozmawiać z Dumbledorem.
Stał więc, rozrywany sprzecznymi pragnieniami, jako ta sosna rozdarta na wydmach...
Na górszczycie.
Na górszczycie to jodły były :P
Też iglaste;)
Cym une jodły na górszczycie? Szumią jodły na górszczycie. Szumia to taka łyżka. (Do zbierania szumowin z rosołku.)

Wylądował na schodach wejściowych i schował skrzydła całkowicie.
Achievement Unlocked: you have obtained the ability to hide your wings without being fucked.

Musiał odetchnąć. Nie chciał popełnić jakiegoś głupstwa właśnie teraz. Śmierć przyjaciółek mocno go zraniła.
A nawet zraniła go na wskroś.
To brzmi prawie jak słynne “Morderca doznawał uczucia przykrości” z kryminału Edigeya.

W pierwszej chwili gniew buzował w nim tak mocno, że musiał mu dać jakość upust.
Dał mu upust najwyższej jakości, z certyfikatem.

Zemsta wydawała się najprostszym wyjściem. Co też uczynił. Nagle dotarło do niego, co tak naprawdę zrobił. Zabił. I nie ważne, że to byli śmierciożercy. Zabił ludzi, odebrał komuś życie, już nawet nie jednego człowieka, ale kilku, jak nie kilkunastu.
- Co czuje snajper, gdy zabija człowieka?
- Odrzut.

Usiadł na schodach, gdy z całą siłą to do niego trafiło. Czy zmienia się w swego wuja, który potrafi tylko ranić? Wśród mugoli uchodził za anioła, istotę wspaniałą i dobrą. On jednak taki nie był. Anioły nie mordują.
Nieee, skądże, ależ nigdy w życiu, tylko siedzą i słodko wyglądają, prawda? A wydawało mi się, że fragmenty Apokalipsy przerabia się w szkole średniej.

Szloch sam wyrwał się z jego krtani, a łzy spłynęły po policzkach nie chciane i natychmiast starte rękawem.
— Co ty tu robisz, Harry? — Chłopiec natychmiast uniósł głowę na dźwięk tego głosu. — Coś się stało? Dlaczego nie jesteś w Hogsmeade? Nie poszedłeś z Severusem?
… na lody;>

Dumbledore stał nad nim, kładąc na jego ramieniu pomarszczoną wiekiem dłoń. Harry natychmiast wstał. Nie, zerwał się jak oparzony. Przełknął głośno, spanikowany.
— Eee... Ja...
— Coś się stało? — powtórzył pytanie. — Wyglądasz jakbyś przeszedł piekło. Ktoś zrobił ci krzywdę?
No bez, k**wa, jaj! W Hogsmeade pożar i rozpierducha, dziesiątki ofiar śmiertelnych, a ten nic nie wie?
A mówiłam, że mu monitoring wysiadł?

Albus wydawał się mu się emanować troską [tak się emanował, emanował, aż się wyemanował na śmierć], ale słowa Severusa już zrobiły swoje. Zasiały ziarno niepokoju, a ostatnie zdarzenia spowodowały, że wykiełkowało zwątpienie. Wiara w tego człowieka, zaufanie zaczęło rozsypywać się jak domek z kart na wietrze. Stanął przed nim wyprostowany, nie okazując swoich nowych uczuć względem niego.

— Był atak na wioskę. Profesor Snape podejrzewał, że to o mnie im chodzi i kazał mi schronić się w zamku. Polecił też przysłać powozy, bo pewnie będzie sporo rannych. — Kłamstwo i pomysł o pomoc (hę?) przyszło mu tym razem z taką łatwością.
Tak tak, zabija, kłamie, degraduje się moralnie.
Niedługo zacznie szczypać koleżanki i ciągnąć je za włosy.

Dumbledore odsyła Harry’ego do skrzydła szpitalnego, ten jednak zaczaja się w korytarzu i podsłuchuje rozmowę dyrektora (przez magiczne lusterko)  z... no, zgadnijcie?

— Musisz znaleźć inny sposób na dostarczenie mi Pottera inaczej nasza umowa jest nie ważna.
— Severus go chroni.
— To przyślij ich razem. Mnie Snape nie sprawi kłopotu. Najlepiej podeślij najpierw chłopaka, a Snape'a wyślij na ratunek. I to jak najszybciej.
Bo się nuuudzę! Obejrzałem już wszystkie hentaje z mojej kolekcji i chcę yaoica na żywo.

Harry zaczął się cofać, by nie zostać wykrytym. W kolejnym korytarzu zaczął biec. Zatrzymał się dopiero przed drzwiami do szpitala, łapiąc oddech.
Dumbledore miał umowę z Voldemortem! @*&^%#$%^&*%#$#@!!!!! Ale jaką? I dlaczego on był kartą przetargową w tej umowie? Do czego był potrzebny Tomowi?
Harry przeżywa jakiś nagły atak sklerozy?
Amnezja opkowa?

Jednak najważniejszy był Severus. Nawet, jeśli on zostanie zabrany, Snape musi zostać w zamku za wszelką cenę. Nie może iść za nim. Inaczej zginie, tego jest pewien. Najlepiej, jak porozmawia z Severusem, gdy ten tylko wróci.
Zapamiętajmy, ok? Najważniejszy jest Severus, trzeba go ostrzec jak najszybciej.

Wszedł do szpitala i przekazał wiadomość Poppy.
A od kiedy to on jest po imieniu z panią Pomfrey?

Poszedł szybko do dormitorium. Jeśli zaraz zaczną schodzić się uczniowie, to w pierwszej kolejności będą patrzeć na niego, z powodu tego co zrobił.
A on taki nieuczesany!
Tak. Ostrzeżenie Severusa może poczekać, najpierw trzeba zająć się swoim wyglądem!

Ci uczniowie, którzy jeszcze nie mogli opuszczać szkoły obserwowali go z lekkim strachem, gdy przebiegł przez pokój wspólny. Wyglądał pewnie groteskowo.
Musiał jak najszybciej zadbać o stylówę, nie mógł się narażać na obciach. Te plamy, a fuj!

Wpadł do sypialni i wyciągnął pierwsze ubranie jakie złapał ze swojego kufra. Zamknął się w łazience i zaczął zdejmować z siebie ubranie. Teraz dopiero widział jak wiele jest krwi na nim całym. Krwi jego przyjaciółek. Wskoczył pod prysznic i zaczął się myć. Początkowo było ono chaotyczne, jakby chciał jak najszybciej pozbyć się dowodu zbrodni.
Patrzcie państwo, jak to postać lady Makbet oddziaływuje na ludzi...
Po chwili jednak zaczął myć się starannie i systematycznie, nie zapominając o najmniejszych zakamarkach i starannie namydlając każdy centymetr kwadratowy skóry!

Jednak po chwili, gdy krew zafarbowała wodę i ta zaczęła spływać karmazynowymi strumyczkami do odpływu (czyżby używał mydełka z żony?), załamał się. Oparł głowę o ścianę kabiny, obejmując się ramionami i zapłakał gorzko.
Osunął się na kolana, wypuszczając z zaciśniętej dłoni mydło. Płakał za przyjaciółkami, które stracił. Ronił łzy, bo nie mógł ich uratować. Bo zabił w zemście. Bo zrobił to o wiele za późno. Bo wszystkie te okropne rzeczy stały się z jego powodu. Z powodu jego istnienia.
Słowem, nie płakał “za przyjaciółkami”, tylko rozczulał się nad sobą.

Gdyby go nie było, Voldemort nie wysłałby swoich ludzi, by go szukali. Nikt by nie zginął, bo Dumbledore nie miałby umowy z Tomem.
O ile pamiętam, Voldek zawsze miał w planach wyrzynkę, mord i pożogę i to niezależnie od istnienia Pottera.
Dokładnie. Zaczął już w latach 60-tych XX wieku, na 20 lat przed narodzinami Harry’ego.
Ale to zawsze musi być wina Dumbledore’a!!!
No ba. A kto odnalazł jedenastoletniego Tomcia w mugolskim sierocińcu i zabrał do Hogwartu? Wszystko przez Dumbla!

Uniósł nagle głowę.
Dumbledore! Musi ostrzec Severusa!
Szybko skończył się myć (bo po co się spieszyć, prawda?), ubrał i wyszedł z łazienki. Juz miał wybiec z pokoju, gdy jego uwagę przyciągnęła biała koperta na jego łóżku.
No i proszę, kolejna rzecz, która odciąga jego uwagę od najważniejszego zadania. Ok, znamy ten chwyt doskonale z wszelkiego rodzaju filmów sensacyjnych, ale na litość! Można było to rozegrać subtelniej!

Informacje o aniołach/lamirach.
Pismo wyraźnie było Hermiony. Musiała mu to podrzucić przed wyjściem.
To takie moje spostrzeżenia, ale może ci pomogą, choć jeszcze nie wiem w czym. Wskażę ci tylko kilka podobieństw anioł — lamir.
Khę. A może zamiast skupiać się na porównaniach, dać Harry’emu kilka praktycznych informacji o tym, czym się stał, czego może się spodziewać po swym odmienionym ciele i jak korzystać ze swych świeżo nabytych mocy?  

Gdy rozkładasz skrzydła i jesteś wtedy bardzo szczęśliwy, tracisz pył anielski (lamir).
Lamirus, jeśli już. Tak nazwał tę substancję Snape na lekcji eliksirów. No chyba, że Hermiona jak zwykle Wie Lepiej.

Anioł w ten sposób dawał osobie błogosławieństwo. Mugole opisują to jako blask czy poświatę wokół postaci anielskiej. Nie! Nie zapładniasz w ten sposób!
Skąd Granger wiedziała, że pomyśli o Marii w tej chwili?
Granger wie wszystko! A swoją drogą szkoda, że nie zapładnia (zapyla, hehe!), w tym opku brakowało jeszcze tylko Severusa w ciąży.
Oraz wszystkich uczniów, którzy przypadkiem znaleźliby się w zasięgu pyłku. A swoją szosą po kiego grzyba Hermiona wspomina o Marii, skoro rzecz się dzieje w Anglii, gdzie kultu maryjnego niet?
Bo to już nawet nie “chrześcijaństwo”, a  “katolicyzm w każdym uniwersum”.

Czytał dalej, całkiem zapominając o tym, że miał iść do Severusa.
Dobra literatura zawsze wciąga.

W momencie gniewu zbierasz dwie kule energii na szczycie swoich skrzydeł.
Hej, a ja to widziałam! Na żywo!

Przypuszczam, że one łączą się z czasem ze sobą tworząc nad twoja głowa krąg (lamir).
Nie, nie, ten krąg się nie nazywa lamir, on się nazywa nimb.

Anioły zawsze miały aureole. Że świętość i te sprawy.
I nie ma to nic wspólnego z reliktami kultów solarnych.
Nie używaj takich trudnych słów.

To sprawiało, że ludzie się ich bali.
Bali się świętości. Aha.
No w sumie... W końcu Gabriel mówił do Maryi  “Nie lękaj się”.
Oj, bo nie dała mu dokończyć, a chciał tylko wyjaśnić, że nie jest włamywaczem.
“Nie bój się, nie zrobię niczego, czego sama nie będziesz chciała”?

Przypuszczam, że lęk wziął się właśnie z powodu ataku z aureoli. To tak naprawdę było powodem przerażenia, nie uwielbienia. Strach przed atakiem.
Chyba raczej strach przed pożarem. Albo popękaniem bębenków. (Zwróćcie uwagę na aktora grającego Metatrona... Poznajecie? Nie musimy. Wiemy, kto go gra <3)
Tak, anioły bywają przerażające (uwaga, drastyczne zdjęcie!)
Oszukujesz, Kuro. Naprawdę straszny anioł wygląda inaczej.

Reszty nie czytał, może później. Musiał iść do Severusa.

[Uczniowie wracają do zamku, przynosząc wiadomość, że Ginny i Hermiona jednak żyją - Snape w ostatniej chwili uratował je za pomocą jakiegoś świetlistego eliksiru, lśniącego jak lamirski pyłek ;) Harry biegnie do komnat Snape’a, ale zastaje tam tylko Syriusza.]

Zapukał głośno. Cisza. Severus musiał pewnie pomagać w szpitalu. Ale przecież Syriusz powinien tu być. Rozejrzał się i na wszelki wypadek rzucił zaklęcie wyciszające na korytarz zanim zawołał.
— Syriuszu, to ja Harry! Otwórz!
Drzwi stanęły otworem natychmiast i chłopak został wciągnięty do środka. Mocne ramiona objęły go i przytuliły zaborczo.
- Syriuszu, nie rób tego! - jęknął przerażony Harry. - Snape obiecał, że zabije każdego, kto mnie dotknie, nawet jeśli sam będę tego chciał!

Potem Black odsunął go od siebie i zaczął oglądać ze wszystkich stron.
— Nic ci nie jest? Snape wysłał patronusa, że był atak na Hogsmeade, ale że jesteś bezpieczny w zamku. Gdzie byłeś? Myślałem, że przyjdziesz tutaj w pierwszej kolejności.
Taaa, w tym opku wszyscy siedzą na dupach i zastanawiają się, co robić - zamiast COŚ ZROBIĆ.

— Syriuszu... Syriuszu! — próbował mu przerwać i w końcu krzyknął by zwrócić jego uwagę. — Gdzie jest Severus?
Syriuszu, spadaj mi z tą troską, gdzie jest mój chłopak?!?

Syriusz uspokoił się i odetchnął.
— Pewnie jest w szpitalu. Wszyscy uczniowie są już w zamku. Nic więcej nie wiem.
Harry odwrócił się w stronę drzwi z zamiarem wyjścia, ale właśnie w tej chwili otworzyły się i stanął w nich Snape.
Chłopak sapnął, ale widział jak sam wyglądał po ataku, więc szybko się otrząsnął i podbiegł do mężczyzny, wtulając się w niego.
“I po co ja się przebierałem?” - przemknęło mu przez myśl - “Teraz znowu będę miał zafajdane ciuchy.”

Ramiona objęły go, a on nie chciał by kiedykolwiek go puściły.
— Granger i Weasleyówna żyją — usłyszał.
— Wiem, Seamus mi powiedział. Uratowałeś je. Pójdę je później odwiedzić, jak wszystko się uspokoi. Musimy porozmawiać.
A może chociaż jedno malutkie “dziękuję”?
Kurnać, w świecie opek to nawet umrzeć porządnie nie można, tylko jak wańka-wstańka, w tę i wewtę między bytem a niebytem...

— Tak, musimy. Chcę żebyś coś zrobił, Harry. — Odsunął go od siebie i spojrzał mu w oczy. — Nie możesz nikomu powiedzieć co działo się na rynku. — Pchnął go na fotel by usiadł.
— Przecież wszyscy widzieli.
— Nie. Nikt nie widział, bo byli nieprzytomni. Pozbawiłeś ich magii i stracili przytomność jak przy wyczerpaniu magicznym. Ja sam nie widziałem co się działo, ale jestem pewien, że to nie było nic czym musiałbyś się chwalić. Harry, zabiłeś trzydzieści osób z Mrocznym Znakiem. Sam. A jak przybyłem na miejsce nie miałeś nawet różdżki w ręce. Jakkolwiek to zrobiłeś - nie powinieneś się chwalić.
Hmmm, biorąc pod uwagę ilość trupów oraz fakt, że nikt do tej pory nie miał takich ładnych wyników w walce ze Śmierciożercami, raczej trudno byłoby nie powiązać tej jatki z obecnością lamira.

— Hermiona się domyśla. Napisała w notatkach i tak właśnie się stało.
— Nie musisz tego potwierdzać. — Puścił jego ramiona i spojrzał ponad nim. — Syriuszu? Co się stało?
- Dlaczego masz taką głupią minę? Dlaczego tak stoisz, zamiast zająć się czymś pożytecznym? Zaparz herbatkę!

— Sam chciałbym w końcu wiedzieć — westchnął ciężko mężczyzna, który przez cały ten czas nie odezwał się słowem. — Wiem, że my się pogodziliśmy. No, dobra — rzucił, widząc uniesione brwi i minę Snape'a. — Zakopaliśmy topór wojenny i wyjaśniliśmy parę spraw.
Jednak nie wszystkie. Oj, zdecydowanie nie wszystkie...

Nadal nie rozumiem waszych stosunków. — Wskazał niegrzecznie palcem to na jednego, to na drugiego. — Przecież wy się nienawidzicie.
Tak to już bywa, że czasami stosunek zmienia się po stosunku.

— Tak to miało wyglądać — odparł Severus, kierując się w stronę sypialni. — Harry, sam ci to powie, ja idę się umyć.
Black odwrócił się w stronę swojego chrześniaka, który wyglądał jakby miał uciec.
Mameja, potworna mameja, galareta, meduza, wrrr.
A szanowny starszy towarzysz to co, nie zamierza w żaden sposób wziąć na siebie odpowiedzialności, hę?
Towarzysz idzie się umyć, są w końcu pewne priorytety.

— Harry?
— Severus jest moim towarzyszem — szepnął cicho.
— To już wiem. Jesteście prawnie małżeństwem żeby cię chronić. I co z tego? — Syriusz podszedł bliżej, górując teraz nad siedzącym chłopakiem.
No w sumie to nic, z wyjątkiem takiego drobiazgu, że obaj zachowujemy się, jakby nam się klepki poprzestawiały.
Biedny Syriusz, on chyba wciąż się łudzi, że to wszystko to tylko takie udawane, dla picu.

Groźna mina i postawa mężczyzny nie spodobała się Potterowi. Zadrżał i ścisnął dłonie w pięści. Jego serce nagle zaczęło nagle bić jak oszalałe, pocił się, choć w kwaterach Severusa nie było za ciepło.
No i masz, znowu mu odwala. Dlaczego Severus nie daje mu nic na uspokojenie?
Wstydzi się przy Syriuszu?

Przełknął głośno, gdy Black zaczął nerwowo krążyć tuz przed fotelem.
Trzy kroki w prawo. Obrót. Trzy kroki w lewo. Obrót i znów od początku. Cisza aż dzwoniła. Nie przerywał jej nawet trzask ognia, teraz cicho płonący w kominku.
W kominku płonął trzask, wydając z siebie ciche drewienka.

— No, mówże w końcu! — krzyknął Syriusz, nie mogąc wytrzymać tej ciszy.
Jednak Harry zamiast odpowiedzieć zaczął krzyczeć, zatykając uszy i kuląc się w fotelu, obracając się do ojca chrzestnego plecami.
Autorko, no WEŚ. To jest Syriusz, jedyna osoba, którą Harry traktował jak rodzinę!
Autorko, no WEŚ. Harry ma szesnaście lat, nie trzy!
“Ł”, nie “u”.

Z sypialni wypadł Severus owinięty tylko w ręcznik i z nadal mokrymi włosami. Widok jaki zastał od razu spowodował, że przywołał różdżkę.
I upuścił ręcznik.
Syriusz prychnął, a potem odwrócił się, by ukryć ironiczny uśmieszek.
Nie “przywołał różdżkę”; to się tylko tak wydawało, że to różdżka i że pojawiła się nie wiadomo skąd.
To eufemizm był, cielęcino;)

— Odsuń się od niego, Black!
— Przecież nic nie robię! — odwarknął głośno, pochylając się nad Harrym, który przestał już krzyczeć, ale drżał i odsuwał się jak najdalej od niego, jak tylko mógł.
— Nie dotykaj go nawet, albo dostaniesz czymś naprawdę bolesnym — ostrzegł go.
— Chce tylko...
— Nie ważne co ty chcesz! Nie dotykaj go!
Ależ ten nietoperz jest zaborczy. Jeszcze trochę i zacznie gryźć.
Będzie wysysał krew.
I nie tylko.

Syriusz jednak nie posłuchał. Gdy tylko dotknął Harry'ego, dosięgnął go czar Severusa. Tormenta była równie bolesna co Crucio, jedynym wyjątkiem było to, że nie uszkadzała nerwów.
*pilnie odnotowuje pojawienie się wtórokanonicznego zaklęcia, określanego również jako “Crucio do użytku tych dobrych”*

— On się ciebie boi, przeraziłeś go. — Stanął nad kulącym się na podłodze mężczyzną.
— Słucham? — Black powoli wstał i odsunął się do tyłu. — Boi się mnie?
- Chłopie, kogo ty mi tu podsuwasz i co zrobiłeś z prawdziwym Harrym?
Przeczytałam “posuwasz”...
No w sumie to też...

Severus zbliżył się do chłopaka. Powoli i ostrożnie niczym do spłoszonego zwierzęcia. Dotknął go delikatnie za ramię.
— To ja, Severus. Jesteś tu bezpieczny.
Potter natychmiast złapał go i wtulił się w nagi tors. Snape zmroził Blacka [w sensie, że zaklęciem, czy po prostu Syriusz osłupiał ze zdumienia/oburzenia?], podnosząc chłopaka i zabierając go do swojej sypialni. Usiadł z nim na łóżku, nadal trzymając na kolanach, bo ten nie chciał go puścić.
Jakie to słodziusie, tju, tju.

— Jego tu nie ma. To tylko Syriusz, nic ci nie zrobi, a jak spróbuje to zrobię z niego dywan pod kominek. Skołtuniony, zapchlony, kundlowaty dywan.
Ejno, jak już coś robisz, rób porządnie, dobra? Kto ma potem ten dywan wyczesać i odpchlić?
Sev dowiedział się, że parchate dywany są ostatnim krzykiem mody.

Nie pozwolę nikomu cię skrzywdzić.
Harry trzymał się go desperacko.
Niczym podnawka swego rekina.

— Dumbledore ma umowę z Voldemortem. — Severus zamarł, słysząc ciche słowa chłopaka. — Tom chce mnie... Nie wiem po co, ale chce mnie żywego... Wie, że jesteś szpiegiem... Dyrektor mu powiedział... Ciebie też chce, by cię ukarać...
Już szykuje piwnicę, kajdanki i pejcz :D

Już szykuje dla niego kajdanki
Śmierciożercy czekają z muzyką
Wąż do taktu zamiata ogonem
Mendelssohnem rozbrzmiewa piwnica.

Jeszcze pyłkiem sypną na szczęście,
Skrzatów tłum coś skwapliwie odśpiewa,
Potem Sevcio mnie weźmie na ręce
I przez całą noc będzie mnie...
U-hu,
I przez całą noc będzie mnie....
… ogrzewał?
Przy okazji - też.

Słowa chłopaka były urywane, ale zrozumiałe.
— Skąd to wiesz?
— Podsłuchałem jak rozmawiał z Voldemortem przez dwustronne lusterko, takie samo jak dał mi Syriusz.
I wreszcie, po wielu trudach i pokonaniu miliona przeszkód, Potter powiedział to, co miał powiedzieć kilka stron temu. Jakoś mało dramatycznie zabrzmiało.

Black wszystko słyszał, stojąc w drzwiach sypialni. Snape wcale się nim nie przejął, Uniósł brodę towarzysza i pocałował go, odwracając tym jego myśli od złych wspomnień. Skrzydła natychmiast uwolniły się z uwięzi, zasypując pokój lśniącym pyłem. Harry przeniósł ręce na kark mężczyzny, przyciągać go jeszcze bliżej. Dla własnej wygody usiadł na jego kolanach okrakiem, popychając następnie na plecy.
Chrzanić spiski, chrzanić zagrożenie, let’s fuck.

Syriusz chyba do końca pojął w jakich dokładnie relacjach jest ta dwójka, bo wycofał się, zamykając drzwi za sobą.
I tu nasuwa się smętne pytanie - co zrobiłby PRAWDZIWY Syriusz?

Severus zauważył to wyjście, ale miał ciekawsze zajęcie. Po Gryfonie nie spodziewał się nagłego opamiętania, nawet jeśli jego ojciec chrzestny był tuż obok.
W końcu to nie teściowa.

— Nie chcę być sam. — Harry wtulił się w jego tors, zaprzestając pocałunków. — Nie chcę by komuś stała się krzywda z mojego powodu. Nie chcę by ktoś cierpiał.
— Ciii... Już jest dobrze. Nikt nie zginął. A ty jesteś w szoku. Powinieneś odpocząć. — Pogłaskał go po plecach, wcale nie mając zamiaru, by się z niego zsuwał.
Nie chcąc, by się zsuwał albo nie mając zamiaru odsuwać go od siebie - cokolwiek, byle nie ta akurat wersja, która, do szmurwy nędzy, jest błędna! Nie można “mieć zamiaru”, by ktoś inny coś zrobił!

— Dobrze mi tutaj — szepnął Harry.
Tu mi dobrze, tu mi ciepło, tu się będę rozmnażał!

Jednak zdarzenia całego dnia dały o sobie wreszcie znać. Zmęczenie wzięło nad nim władzę i pod dotykiem Severusa po prostu zasnął.
Bez małego bara-bara? Co za rozczarowanie.
Oj tam, a kto broni Severusowi skorzystać?
Analnie się nie da bez budzenia, oralnie się ryzykuje nieświadomy szczękościsk.
Myślę, że jest na to jakaś magia ;)
Magia jak magia, są jeszcze dziurki od nosa.

Snape położył śpiącego na łóżku oraz przykrył, a sam poszedł się ubrać i wrócił do salonu. Syriusz stał przy kominku, częstując się Ognistą. Sądząc po częściowo opróżnionej butelce, nie była to pierwsza szklanka.
— O co tu chodzi? — odezwał się, gdy tylko zauważył wejście Snape'a. — Dlaczego Harry tak zareagował? To wyglądało jakby wpadł w panikę, jakby ktoś kiedyś zrobił mu wielką krzywdę, a on nadal o tym pamięta.
Wcale nie. To wyglądało, jakby autorka na siłę szukała pretekstu do małego przytulanka.

Severus poczęstował się trunkiem i usiadł za swoim biurkiem, odgradzając się w ten sposób od Blacka.
— Gdy go znalazłem w połowie sierpnia (błąkającego się po parku bez obroży i kagańca), ledwo go poznałem. Miał tyle urazów na sobie, że ponad dwa tygodnie trwało ich wyleczenie. Potem pojawiły się skrzydła, jego dziedziczne cechy. Jednak psychika już została skrzywdzona.
Owszem, i nie przez Dursleyów bynajmniej...

— Był jakiś atak? Był torturowany?
— Tak, przez własną rodzinę. Dursleyowie bardzo skrupulatnie przyjęli nasze uwagi, jeśli chodzi o opiekę nad Potterem.
Ścisnął mocniej szklankę na wspomnienie tego, co zobaczył w nieszczęsnej komórce pod schodami.
— Dursleyowie coś mu zrobili? Przecież miał być tam bezpieczny. Dumbledore... — przerwał, przypominając sobie słowa chrześniaka. — On zdradził?
— Podejrzewałem go od jakiegoś czasu.
— Dlaczego?
— Od pewnego czasu ataki Voldemorta nie były dla niego takim zaskoczeniem, jakim powinny być dla nic nie wiedzącego. Jednak zachowywał się jakby właśnie o nich wiedział i to dużo wcześniej ode mnie. Potem była sprawa z Harrym.
— Harrym? Mówisz mu po imieniu?
— A jak mam się zwracać do własnego męża?
A bo ja wiem? Ellen, matka Scarlett, do samego końca mówiła do Geralda “panie O’Hara”.
Można też mówić “panie mężu”. Albo “partnerze”, ewentualnie “towarzyszu”.
Syriusz też się popisuje bystrością umysłu... Przed chwilą był świadkiem, jak się całują i obściskują, a teraz się dziwi, że mówią sobie po imieniu! *facepalm*

Tu i tak wszyscy wiedzą, że jestem jego towarzyszem — odparł, odstawiając szklankę z nietkniętą zawartością. — I tak już dość nasłuchałem się od innych nauczycieli na temat związku z uczniem.
To po choleręś się tak afiszował, kretynie? Naprawdę nie można było rozegrać tego inaczej?

Syriusz usiadł. Obserwował dłuższą chwilę Snape'a.
— Ochraniasz go? On ci zaufał. Nawet bardziej niż kiedykolwiek mnie. Połączył się z tobą.
— Zadajesz podobne pytania co Minerva. I tak samo jak jej, odpowiem tobie. To mój towarzysz. Zbyt długo na niego czekałem, by pozwolić mu w jakikolwiek sposób odejść.
Nudny czas oczekiwania umilałem sobie złośliwościami, szlabanami, chamskimi zagraniami i faworyzowaniem Malfoya.
Im większa udręka, tym słodszy jej kres.
Swoją drogą, autorka stwierdziła gdzieś na początku, że lamiry wybierają sobie towarzysza, kierując się początkowo nienawiścią (stąd działania Snape’a, żeby taką wzbudzić). Gdyby tak było - towarzyszem Harry’ego nie powinien być nikt inny, niż sam Voldek!
Albo wuj Vernon lub, ewentualnie, ciotka Petunia.
Dudley!

Po tych słowach umilkli. Co mieli mówić? Obaj pragnęli tego samego. Bezpieczeństwa chłopaka, który nosił na barkach nie tylko ciężar własnych skrzydeł.
Uff, a już myślałam, że OBAJ chcą go przelecieć.

Harry obudził się kilka godzin później. Próbując wstać, jęknął i zrezygnował. Czuł się jakby przejechał po nim walec drogowy. Bolał go chyba każdy mięsień.
Hm, czyżby Snape jednak skorzystał z kamiennego snu swego... męża?
Zaiste musiał on być kamienny. Swoją drogą czy dobieranie się do śpiącego lamira nie skończyłoby się przebiciem (lub co najmniej uszkodzeniem) przez nagle uwolnione skrzydła?
W sumie - całkiem niezły system obronny.

— Widzę, że się obudziłeś. — Severus właśnie wszedł do sypialni. — Wstań, to coś zjesz.
— Nie mogę — jęknął słabo, bo dołączył do tego jeszcze ból głowy tuż za oczami.
— Jak to nie możesz? — zaniepokoił się profesor, choć nie pokazał tego po sobie.
Podszedł do łóżka i usiadł na jego brzegu.
— Wszystko mnie boli, a szczególnie głowa — odparł Harry, starając się nie ruszać.
Severus odetchnął i rzucił zaklęcie diagnozujące. Potwierdził swoje podejrzenia.
Potter symulował, bo chciał buzi.
Skąd, to połowa trzeciego miesiąca.

— Masz zakwasy, a na ból głowy dam ci eliksir.
Potter, szukający w drużynie quidditcha, umiera z powodu zakwasów!!!

Jednak powinieneś wstać i trochę się rozruszać. (Czyli polopiryna i trampki w wersji hogwarckiej.) Twoje przyjaciółki chciałyby cię zobaczyć. Odzyskały przytomność.
Ten argument przekonał Harry'ego. Bardzo powoli podniósł się, sycząc przy najmniejszym ruchu.
— Jak wrócisz, to zrobię ci masaż. Mam świetną oliwkę rozluźniającą.
Kwiiik!!!
Snape, błagam, miej trochę klasy i nie wyskakuj tu z tekstami jak z taniego porno...

Tak głupiego uśmiechu to chyba w życiu nie widział. Twarz chłopaka promieniała niczym słońce i musiał wyjść, żeby nie oślepnąć. Nie chciał wiedzieć, o czym w tej chwili ten myślał, bo jego organizm zaczynał robić niegrzeczne rzeczy tam na dole, gdy tylko podążał podobnym torem.
Znaczy - palce u jego stóp przytupywały ochoczo?
Splatały się w warkoczyki.
Swędziało go między palcami. Między dużymi palcami stóp.

Harry wyszedł z kwater Snape'a i skierował się w stronę szpitala. Nie dotarł tam jednak.
— Harry, czy mogę cię prosić na słowo? — Przed nim pojawił się nagle dyrektor, zatrzymując go w miejscu.
Co miał teraz zrobić? Wymigać się? Przecież nie wolno odmówić Dumbledore'owi!
A dlaczego nie? Przecież nie jest “starszym towarzyszem”. Z naszego bohatera zrobiła się już totalna pipa.
To ta wspomniana wcześniej ugodowość i uległość lamirów.

Chimera jak na niewidoczny znak odsunęła się przed nimi, ukazując ruchome schody. Drzwi do gabinetu już stały otworem, zapraszając do środka.
Nagle Harry wyczuł zawirowanie magii. Gdy się obejrzał, zobaczył Dumbledore'a z różdżką w dłoni i migotanie zaklęcia na drzwiach.
— Teraz nikt nam nie przeszkodzi, chłopcze. — Głos dyrektora uległ zmianie.
Zawibrowało w nim niezaspokojone pożądanie i paląca chuć!

[Dumbledore obezwładnia Harry’ego i przenosi go do Riddle Manor]

Wylądował w jakimś salonie, zaniedbanym, ale widać było po nim, że czasami używanym. Niektóre meble nosiły ślady uprzątnięcia z grubej warstwy kurzy.
Na oparciach przyczepiono pamiątkowe tabliczki i markery upamiętniające poziom kurzu w poszczególnych latach.
Z “Kurzy” to był stary Szymszel.

W większości były to krzesła i fotele, tak jakby ktoś czekał na kogoś i zrobił sobie miejsce do siedzenia.
No i...? Obecność krzeseł i foteli w salonie nie jest raczej niczym niezwykłym, nieprawdaż?

On nadal nie mógł się ruszyć, zaklęty czarem unieruchamiającym. Nie musiał jednak długo czekać, czyjeś kroki zabrzmiały na korytarzu i do pokoju wszedł nie kto inny jak Voldemort. Blizna natychmiast zapiekła nieznośnym bólem.
— A któż to zechciał mnie odwiedzić? Sam Harry Potter — wręcz zasyczał, klękając przy nim i podnosząc jego brodę wyżej. — Taki bezbronny. Podoba mi się ten widok.
I popatrzyli sobie czule w oczy.

Wstał i uniósł go zaklęciem lewitującym. Opuścili komnatę z kominkiem i zaczęli kierować się w głąb domu. Harry mógł jedynie patrzeć i prosić w myślach, by Severus nie podążył za nim. Nie wierzył jednak w to. Nie musiał długo znać Snape'a, by wiedzieć, że nie zostawi go w łapach Czarnego Pana samego. Zginą obaj.
Och, jak rrrhhomantycznie! *chwyta się za serce i roni samotną łzę*
I pochowają ich obok siebie, a z grobu Snape’a wyrośnie krzak głogu, który zanurzy gałęzie w grobie Harry’ego... *wzrusza się*

Raczej korzeń.

Weszli przez jedne z wielu drzwi w tym korytarzu. Jak się okazało było to ogromne laboratorium. Po środku znajdowało się marmurowe podium, do którego Tom przypiął łańcuchami swoją zdobycz. Położył go na brzuchu, a dłonie przypiął niżej, po bokach. Podobnie zrobił z nogami.
Położył nogi na brzuchu i przypiął je niżej, po bokach? Musiało to być ciut niewygodne.
Z rozłożonymi nogami, tyłkiem do góry... Voldek też chce poskromić lamira?
Chce go poszczuć swoim wężem.

Na koniec usunął zaklęcie dyrektora.
— Teraz zaczekam sobie, kiedy przybędzie Snape. Chciałbym zobaczyć, jak wyciągasz dla niego skrzydełka.
A to z niego wojerysta paskudny!
Gryfona też bym sobie chętnie obejrzał. Podobno jest w złote paseczki?

— Dlaczego to robisz?
Tom zaśmiał się lodowato.
— A jak myślisz? Chcę żyć wiecznie, a ty jesteś do mojej nieśmiertelności kluczem.
Nie przesadzajmy, co prawda sperma podobno wydłuża życie, ale nie aż tak...

— Ja?
— Ależ ty. Pióra lamira są mi do tego potrzebne. Bo widzisz, skoro twój pył potrafi uleczyć śmiertelne rany, to twoje pióra dadzą mi nieśmiertelność.
Wiecie, w sumie to już od jakiegoś czasu się zastanawiam, dlaczego czarodzieje wytrzebili lamiry, zamiast je wyłapać i hodować.
Otóż to. Zwłaszcza, że sposób obłaskawiania był całkiem przyjemny.

Harry opuścił głowę na stół. Nie było dla niego najmniejszej szansy, by teraz wyszedł z tego żywy. Nawet jeśli Voldemort chciał jedynie jego piór, to nie wypuści swojego największego wroga na wolność po uzyskaniu tego, co pragnie. Nie miał co do tego żadnych wątpliwości.

Severus krążył po swoim salonie podenerwowany. Harry już powinien wrócić. Ileż można rozmawiać z przyjaciółmi?
Oj, długo. Choć może niekoniecznie z takimi, co leżą w szpitalu i dochodzą do siebie po ciężkim zranieniu.
No, Snape jako socjopata może tego nie wiedzieć. Nie ma przecież przyjaciół.

Snape sprawdza w skrzydle szpitalnym - i dowiedziawszy się, że Harry’ego wcale tu nie było, leci do gabinetu dyrektora. Ten wysyła go poprzez sieć Fiuu do Riddle Manor oraz zleca jakieś tajemnicze zadanie Tiarze Przydziału.

Swoją drogą, co za karygodny brak przezorności - mając pewne informacje, że Dumbledore zdradził, Snape powinien był natychmiast zabrać Harry’ego z Hogwartu i ukryć się z nim gdzieś, a nie czekać bór wie na co i jeszcze pozwalać chłopakowi plątać się po zamku samemu.
Ale wtedy nie byłoby okazji do pokazania pełnej podłości Dumbledore’a. (@#*&^%#@@%&!!!)

[Voldemort] Kiwnął na dwóch swoich ludzi i Snape został podniesiony na nogi. Gdy zobaczył Harry'ego, przypiętego do stołu, odetchnął. Chłopak nie był ranny, po prostu leżał na stole nagi do pasa.
Ale od dołu czy od góry?
No, obstawiałabym, że od dołu, żeby nie utrudniać dostępu.
Zwłaszcza, że kokietował kusząco wypiętym zadkiem.

— Severus! — krzyknął, gdy tylko go zobaczył.
W głosie słychać było cień paniki, ale i radości.
Och jak się cieszę, przyszedł mój ukochany, żeby dać się zabić, jak fajnie!
Umrzemy razem, a potem nakręcą o nas romantyczny film!

— Cóż za piękne powitanie — zaśmiał się Voldemort. — Uwolnijcie go i pilnujcie dobrze — rozkazał strażnikom i profesor został puszczony wolno.
Pozbawiony własnej różdżki nie mógł teraz nic zrobić.
Gdyż autorce nie przyszło do głowy uczynić go Mistrzem Magii Bezkijowej. I całe szczęście.

Czekał na ruch Czarnego Pana, który skierował jednak różdżkę nie na niego, a na chłopaka. Nie doczekał się zaklęcia zabijającego. Czar, jaki został użyty uwolnił także chłopca.
To po kij od mietły go najpierw przykuwał, hę? Żeby autorka i czytelniczki mogły pojarać się widokiem wypiętego zadka Harry’ego?
Zadek zmiękczył także Voldemorta...
Zmiękczył, khę? No fakt, Voldziu już niemłody...

Harry usiadł, a Severus nie przejmując się otoczeniem podbiegł do niego, obejmując go ramieniem.
To długie miał to ramię, skoro go obejmował już w trakcie podbiegania.
Dalej, dalej, ręce Gadżeta!

— Dlaczego przyszedłeś? On chce tylko mnie — załkał chłopak w jego ramiona. — On chce tylko mnie.
— Nie zostawię cię. — Pochylił się nad nim by go pocałować, ale chłopak zadrżał jakby tego nie chciał.
Jednak dał za wygraną i pocałował go z dziwnie tęskną pasją. Tak jakby chciał na zawsze zapamiętać tylko ten jeden pocałunek.
Mdli mnie. Za dużo lukru. Ma ktoś śledzika?
*Nuci rzewnie* Nur einen Kuss mehr will ich nicht von dir... (Hehe, myśleliście, że znów będzie Rammstein? Niespodzianka!)

— Przepraszam, Severusie — szepnął, uwalniając skrzydła i rozkładając je na całą rozpiętość
tak, że skrył nimi mężczyznę (odcinając przy okazji dopływ tlenu). — Nie pozwolę ci zginąć, choćby miało mnie to kosztować wszystko co posiadam, nawet życie. Jesteś moim towarzyszem i… — Znów go pocałował, a Severus poczuł się dziwnie.
Tak jakby coś nim zawładnęło i nie chciało puścić. Nie trwało to długo i zostali rozdzieleni przez śmierciożerców.
Został zapłodniony! Mwachachacha!
Raczej opętany...

— Ależ to był słodki widok — zadrwił Czarny Pan, podchodząc do stojącego całkiem spokojnie chłopaka.
Ten nie uciekał, nie robił nic, tylko patrzył na szarpiącego się Severusa ze smutnym uśmiechem.
I to by było tyle w kwestii “Nie pozwolę ci zginąć”.

— Harry! Broń się! — krzyczał Severus.
— Nie mogę. Inaczej ty też zginąłbyś. Wtedy celowałem we wszystkich z Mrocznym Znakiem.
Teraz możesz na przykład celować we wszystkich, co nie mają nosów! Albo w łysych.

Snape spuścił głowę. Rozumiał, co chciał mu przekazać Harry.
W skrócie - “Porzuć wszelką nadzieję”.

Dalej akcja toczy się szybko. Voldi odrąbuje Potterowi skrzydła. Zapatrzeni Śmierciożercy wypuszczają Severusa, który przypada do ukochanego i bierze go w ramiona. Czarny Pan postanawia skończyć tę wzruszająca scenę, zdejmuje ze Snape’a (jako niegodnego) Mroczny Znak i ciska Avadą, która odbija się od... czarnych skrzydeł. Nie, nie tych odrąbanych. To Snape się nagle oskrzydlił.
Nie dość, że nagle, to całkiem bezboleśnie i bezkrwawo - nie to, co Harry na początku.
Nagle pojawia się Tiara, która dostarcza w ręce Severusa miecz. Potter ładuje akumulatory i wali z aureoli, Śmierciożercy padają jak muchy. Voldemort jeszcze się broni, ale magiczni małżonkowie... ten, magiczni mężowie... no, wiadomo kto, wspólnymi siłami zabijają gada, po czym wracają do domu. Jest to wyjątkowo dobrze napisana scena, po której widać, że autorka jest w stanie stworzyć coś naprawdę godnego uwagi, o ile tylko przestanie się skupiać na lukrze i pierdołach. I sterowaniu akcją tak, by za wszelką cenę wepchnąć bohaterów do łóżka.
A także zwróci nieco większą uwagę na gramatykę, przestanie mylić formy zaimków i dostrzeże różnicę pomiędzy np. “chwytem” a “uchwytem” (“Zapatrzeni w całą ta masakrę śmierciożercy poluzowali uchwyty i Severus natychmiast to wykorzystał, odpychając ich pod ścianę i podbiegając do Pottera.”).
Podczas opatrywania ran dowiadujemy się, że Harry jest jak jaszczurka, bo skrzydełka niemal natychmiast zaczynają mu odrastać. Raczej jak hydra. Jaszczurce ogon od razu nie odrasta :)
Okazuje się, że tym razem autorka nie trzymała się wtórokanonu i nie zrobiła z Dumbla całkowitej świni. Cała akcja odbyła się zgodnie z planem Dyrektora, który przewidział, że połączone moce lamira i jego towarzysza są potężniejsze niż Voldemort, Śmierć i Urząd Skarbowy.

[Po powrocie do zamku państwo Potterowie... a może Snapowie? rozmawiają z dyrektorem, opowiadając, co się stało]
— Chciałem tylko by Severus był bezpieczny. Gdy usłyszałem czego pragnie Voldemort, prosiłem tylko o możliwość uratowania Severusa. Nic[zego] innego bardziej nie pragnąłem.
— I to pragnienie zadziałało. Skrzydła lamirów pochłaniają magię i jakikolwiek czar rzucony w ich stronę zostaje przez nie pochłonięty. Gdy dałeś mu część dziedzictwa, stał się nim.
“Nim” czyli dziedzictwem? A może czarem? Hmmm, skrzydłem? Oh, wait! Lamirem!
No dobra. Widzę tu nawiązanie do sceny ze zwierciadłem Ain Eingarp z pierwszego tomu, ale... JAK to zadziałało? Kto wysłuchał próśb Harry’ego i spełnił jego życzenie? Święty Mikołaj? Wróżka Zębuszka? A może coelhowski Wszechświat, który potajemnie sprzyja każdemu gorącemu pragnieniu? Tylko co w takim razie z gorącym pragnieniem Voldka, by ostatecznie zniszczyć Harry’ego?

— Dlatego Avada mnie nie zabiła. – Bardziej stwierdził, niż zapytał Snape.
Opkowa śmierć potwornie się opierdala, nie sądzicie? Avada nie działa, zza Zasłony można sobie ot tak po prostu wyjść, a śmiertelne rany w jednej chwili leczy eliksir z lamirzego pyłku... Nuda, panie, nuda.
ZASŁUŻONY URLOP, PANI KURO - obruszył się Śmierć.

— A co z mieczem?
— Poleciłem Tiarze by wam pomogła. Podejrzewałem, że Tom zabierze wam różdżki. Mam nadzieję, że się przydał.
— Czarny Pan nie żyje.
— To dobrze, świat miał już dosyć jego rządów — westchnął z ulgą Albus.
Kwestię przepowiedni starannie pominiemy milczeniem. Kto by się nią przejmował, w końcu i tak była niejasna.

— Coś wam potrzeba? Może zabiorę Syriusza do jego pokoju, czeka już od jakiegoś czasu na swojego lokatora.
— Wiedział pan, że Syriusz tu jest? – zdziwił się Harry.
— Zamek mówi mi o wszystkim co dzieje się w jego murach. Trudno mnie czymś zaskoczyć.
Nawet nie wiecie, jakiej rozrywki dostarczaliście mi przez kilka ostatnich wieczorów... - westchnął Dumbledore z rozmarzonym uśmiechem.
Po czym rzucił okiem na rządek nowiutkich buteleczek stojących koło myślodsiewni i poczuł dumę prawdziwego kolekcjonera.

Odpocznijcie, to były ciężkie dni. Chodź, Syriuszu. Jutro wszystko wam wytłumaczę. I będzie trzeba urządzić może jakąś ucztę. W końcu zwycięstwa trzeba świętować.
Tylko ucztę, bez balu? Phi, autorka pożałowała nam atrakcji? A tak liczyłam na jakiś bal przebierańców, może Snape i Harry przebraliby się za łabędzie...

Wyszli, zostawiając ich samych.
Harry westchnął ciężko i Severus zmusił go ponownie do zajęcia łóżka tuż obok siebie.
— Jestem przeraźliwie zmęczony — szepnął Potter, przyciągając bliżej mężczyznę i znów wtulając się w jego ramiona. — Teraz ty musisz nauczyć się je chować – zaśmiał się, gdy jego dłoń głaskała jedno ze skrzydeł.
Bara-bara-bara, riki-tiki-tak,
Chcesz schować skrzydełka, daj mi tylko znak!

Ten dotyk powodował, że Severus tylko chciał więcej. Pochylił się nad towarzyszem, kładąc go ostrożnie na plecy, tak by skrzydła mu nie przeszkadzały i nie spowodować jeszcze większych obrażeń.
No właśnie, tak sobie pomyślałam, że teraz, kiedy obaj są skrzydlaci, mogą mieć mały problem z eee... konfiguracją.
*usiłuje to sobie rozrysować* Wychodzi mi, że na stojaka albo na taborecie.

Spojrzał w mu w oczy i znalazł w nich tylko to coś, co rozpalało go od środka gorącem.
Rozżarzony pręt zbrojeniowy wetknięty w dupę?
*Wizualizuje sobie* Pręt w oczach, wetknięty w dupę... Ej, Dzidu, co Ty za horror-porno ostatnio oglądałaś?!

— Myślę, że dziś nam już wystarczy wrażeń — rzekł, całując go powoli. — Ale jutro możemy ten plan kontynuować, choć wolałbym nie opuszczać tego pomieszczenia i nie walczyć z mrocznymi czarodziejami.
Eee, znaczy że co, jutro czeka ich nowa walka? Z kim, bo zdawało mi się, że nie tylko ukatrupili Voldka, ale i wytłukli większość jego zwolenników?
Zawsze znajdzie się jakiś mroczny czarodziej, bez nich nie byłoby sequeli.

— A co z wielką ucztą dyrektora? — Wygiął szyję, gdy pocałunki zeszły niżej i dając w ten sposób lepsze dojście.
Khę, do czego, do tętnicy?
Do odbytnicy :-P

— Skoro my jesteśmy głównymi bohaterami to musimy mieć wejście.
Sam rozumiesz, schody, pióra, fanfary, cheerleaderki, konfetti sypiące się z sufitu...
I brokat, dużo brokatu.

No i musisz mi pokazać, jak robić te zapięcia w odzieży. Całkiem elegancko wyglądają te guziki na plecach.
Snape, też sobie znalazłeś moment na naukę krawiectwa!

— Ty chyba masz na tym punkcie jakiś fetysz. Twoje szaty mają ich chyba z milion.
— Zaraz fetysz, po prostu chcę zobaczyć jak się z nimi męczysz, by zobaczyć co jest pod nimi.
Ojtam ojtam, jak się zniecierpliwi, to po prostu rzuci Diffindo.
W pożodze zmysłów szarpnie szatę, a guziki będą pryskać na wszystkie strony.

Śmiech Harry'ego rozbrzmiał w sypialni, gdy powoli zajmowali się sobą.
No dobra, a teraz podsumujmy: Harry był lamirem z urodzenia, a Snape...? Wychodzi na to, że się zaraził lamirstwem przez pocałunek!
Niezbadane są drogi magicznej genetyki...

Wielka Sala rozbrzmiewała śmiechem, rozmowami i zwykłymi hałasami posiłku (bekaniem, mlaskaniem i wycmokiwaniem resztek pożywienia z dziurawych zębów). Dyrektor ze swego miejsca obserwował wszystkich z uśmiechem. Po raz pierwszy nie był on wymuszony grą, którą musiał, podobnie jak Severus, inscenizować przed wszystkimi.
“Inscenizowanie gry” może miejsce tylko podczas sesji RPG, kiedy gracze wcielają się w postaci wędrownych komediantów.

Nastał pokój.
Podniósł się ze swego miejsca, wiedząc jak zawsze, kto za chwilę przekroczy próg sali.
— Chciałbym coś ogłosić, moi drodzy. Prorok jeszcze nie wie, więc nie znajdziecie tego na łamach dzisiejszego numeru, ale pozwolono mi to ogłosić na terenie szkoły.
Tak jakby Dumbledore potrzebował specjalnych zezwoleń, żeby ogłaszać coś na terenie swojej szkoły...

Dzisiejszy zapisze się w historii jako wielkie święto, bo pewne dwie osoby dokonały czegoś niezwykłego. Czegoś, czego nikt się po nich nie spodziewał, choć w jednej z nich pokładano ogromne nadzieję.
Znaczy: pokładano nadzieje, nie spodziewając się jednak ich spełnienia? Wierzę w ciebie, ale i tak ci się nie uda?

Dzień ten zostanie nazwany dniem pokonaniem Voldemorta.
Z nadmiaru wzruszenia głos mu drżał, a gramatyka uciekła popłakać sobie w kątku.

Jego imię nie będzie tabu, bo zginął. A oto osoby, które przyczyniły się do tego zwycięstwa…
… ale tylko przyczyniły, bo główną zasługę przypiszę sobie, a co.
No w końcu to był Jego Perfekcyjny Plan, nie?

W tym momencie drzwi otworzyły się i w środka wszedł Harry Potter, uśmiechając się szeroko, gdy tylko zobaczył Hermionę i Ginny przy stole Gryffindoru. Jego skrzydła były już w pełni zdrowe, a całe ubranie nosiło ślady pyłku, jakby dopiero co się całował ze swoim towarzyszem.
Albo i nie tylko całował, ale to już nie nasz interes. Znaczy... eee... nie nasza sprawa. Ekhem.

W ogóle nie zwrócił uwagi, że dyrektor stoi na mównicy [Konferansjer skończył, konferansjer może odejść! Wchodzi gwiazda!], tylko pomachał wesoło, podchodząc do nich.
W tej samej chwili salę obiegło jedno wielkie „och".

Potter zasłaniał dotychczas swoimi skrzydłami drugą osobą,
No to skrzydłami zasłaniał, czy drugą osobą, zdecyduj się.
Potter się rozdwoił?!

która najspokojniej w świecie stała w drzwiach.
Severus Snape musiałby nie znać Dumbledore'a, bardzo dobrze wiedział, że ten coś szykuje. A skoro zapowiedział ucztę, to musiała być ona z zaskoczenia, by osiągnąć go jeszcze więcej.
Moja nie rozumieć.
*Czyta raz. Drugi. Trzeci. Próbuje rozrysować. Poddaje się.*
*patrzy na wykres* Zapowiedziana uczta miała być z zaskoczenia, żeby osiągnąć więcej zaskoczenia.

Gdzieś zniknęła jego szata [skrzaty zajumały?], zastąpiona białą koszulą i czarną kamizelka. Jedynymi rzeczami, które Harry potrafił (albo chciał) przerobić tak, by móc nosić skrzydła na wierzchu.
Harry przerobił kamizelkę Snape’a, żeby na jej wierzchu nosić swoje skrzydła?
Ej no, to nie nauczył Snape’a, jak je chować?
Może i nauczył, ale Snape jest nienasycony, sprośny i chutliwy niczym wiedźmak.

Teraz te leżały spokojnie na jego plecach, wystając tylko ponad głowę. Harry zauważył to poruszenie i odwrócił się w jego stronę, uśmiechając jeszcze szerzej. Co tam szkoła i reputacja. Skoro już raz to zrobił na oczach całej szkoły, to dlaczego nie powtórzyć tego jeszcze raz.
Idąc tym tropem, dlaczego by nie pójść na całość? Z braku łóżka można na stole.

Podbiegł, do niczego nie spodziewającego się Severusa i pocałował go. Pisk żeńskiej części był tak donośny, że omal nie popękały wszystkie szklane naczynia.
Czy “żeńska część” potrafi piszczeć?
Żeby tylko...:D Na forum “Kafeteria” pewna użytkowniczka twierdzi, że jej żeńska część gwiżdże na widok faceta!
Ciekawe, czy to takie “fiu fiu” z podziwem, czy gwizdanie jak na psa.

Cztery pary skrzydeł uniosły się jak na zawołanie. Trzy wielobarwne i jedna hebanowa, dotykając się i rozsypując dokoła migoczący pył.
Zupełnie jak w cyrku. Powinni to robić jeżdżąc na monocyklach.
I żonglując płonącymi pochodniami.

Oklaski niosły się jeszcze długo wśród wysokich sklepień Wielkiej Sali.
A Analizatorkom z wielkiego wzruszenia końcowe zjadliwości uwięzły w gardle.

Koniec.
[I tęczowa flaga jadąca w stronę zachodzącego słońca.]
[Wyciemnienie, napisy]

Oddalając się w stronę flagi i słońca, z romantycznym tętentem kopytek, spod sklepienia Wielkiej Sali, pozdrawiają: Dzidka spożywająca żur szumią na górszczycie, Kura rysująca wykresy zdań i Sineira władająca mocą Czarnej Kawy Bez Cukru,
a Maskotek pręży skrzydła przed Atomówkami.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Pan?amus czyli ostatni wyjazd z Litwy
Wielka siła miłości Droga Krzyżowa, pieśni kościelne prezentacje, droga krzyżowa ppt
narodziny milosci czyli potrzeba przytulenia silniejsza niz glod brzemyslaw babel, PRACA SOCJALNA
Budująca i niszcząca siła miłości, Teksty, Miłość
Bogdan Banasiak Rozprawa o miłości, czyli niepowodzenie występku
Ostatni Zajazd
POST I MODLITWA ATOMOWA SIŁA BOGA!
Masterton Graham Rozkosze miłości czyli co zrobić by kochać się sześć razy w tygodniu
Masterton Graham Rozkosze miłości czyli co zrobić by kochać się sześć razy w tygodniu
Siła miłości wg P Coelho
SIŁA MIŁOŚCI

więcej podobnych podstron