Zmiana
Wiedział, że coś jest nie tak. Mimo wszystko wszedł do owego sklepu noszącego miano ,, u Grzesia,, w ten nieszczęsny dzień.
-Dzień dobry, nazywam się Ignacy.
-No i?
-Chciałbym kupić dwa chleby krojone, masło… - sprzedawczyni wstała za ladą.
Była wyjątkowo wysoka i miała na głowie burzę czarnych loków, przypominających ciemne chmury zapowiadające wielką burzę z piorunami przeszywającymi mroczne niebo. Podkreślone czarną kredką oczy w których grały diabelskie ( jak się Ignacemu wydawało) ogniki, błyszczały złowieszczo spod ciemnych, grubych brwi przebitych trzema żelaznymi kolczykami w których odbijała się jego przerażona twarz, co potęgowało przerażający wygląd. Na ręku lśniły żelazne bransolety wybijane złowrogimi kolcami, przypominającymi ostre zęby rekinów lub kły głodnych wilków. W czarnych, ponurych ubraniach wyglądała jak średniowieczny, bezwzględny kat, pochylający się nad swoją ofiarą, trzymający w rękach zakrwawiony topór, którym zaraz miał odciąć skazańcowi głowę. Na jej ustach zawitał szyderczy uśmieszek, gdy spojrzała w oczy swojej przyszłej zdobyczy. Zdawała się przypominać mitycznego, strasznego stwora czekającego na odpowiedni moment do ataku. A Ignacy? Wręcz na odwrót. Wyglądał jak małe zwierzątko czekające na cios ostateczny. Wyróżniał się płowymi włosami i niskim wzrostem. Z resztą… w tym momencie w ogóle się nie wyróżniał. Przysłaniała go ta wielka kobieta.
- i jeszcze cebulę… i pomidora… - dodał cicho kurcząc się w sobie.
Przed oczami stanęło mu jego życie. Nagle przypomniał sobie jak w 2 klasie podstawówki Albert zabrał mu piłkę, a potem oddał pękniętą. Potem jak wrzucili go do wody. Do rzeki. Jego bal na koniec 6 klasy- spędził go chowając się przed Albertem, tym zwyrodnialcem, tym złym człowiekiem, tym POTWOREM!
Nagle coś w nim zawrzało. Nie! Nie pozwoli! Za dużo cierpień przeżył na tym świecie. Za długo był tła- mszczony! To nie fair, że to on ma teraz umrzeć! I to teraz!
-Nie zabijaj mnie, o pani z podziemnych królestw pająków i wiecznego mroku! – padł na kolana przed sklepową ladą- Ja jestem jeszcze młody i niesmaczny. Pozwól mi pani, abym zemścił się na jednej z osób mi znanych, niegodnych by chodzić po tej ziemi! I by twe oblicze gniewne obaczyć. No bo w końcu może tu wejść i cię zobaczyć, no nie? Przyniosę ci go tu, jeszcze żywego, abyś mogła… no… co tam sobie wymarzysz. Przytargam go tu i rzucę pod twe nogi , o pani. A potem… Potem rób ze mną co chcesz! Nawet, jeśli twoim pragnieniem będzie, abym wyczyścił najbrudniejsze z ubikacji publicznych w twym królestwie własną szczoteczką do zębów! Nawet, jeśli zażyczysz sobie, bym… bym miał przeprosić swoją siostrę, za to, że mówiłem o jej misiu, iż ma… no ten tego… przed twoim majestatem nie będę mówił. Ale uczynię to bez sekundy wahania! Jeśli powiesz tylko słowo, to ugotuję z siebie… no nie wiem… jajecznicę, bo nic innego nie umiem. Obawiam się, że ostatnie fazy gotowania , czy czegoś tam mi nie wyjdą, ale będę żyć z nadzieją… to znaczy nie żyć z nadzieją , że mi przebaczysz, iż będę niezbyt smaczny! Me życie było dotąd jedynie pasmem poniżeń. Chciałbym to zmienić… Potem będę ci służył i radował się z każdego twojego polecenia, kary…
Uniósł nieśmiało głowę, by spojrzeć na kobietę. Na jej twarzy malowało się zdziwienie. Czy przypadkiem jego żądanie było zbyt śmiałe i teraz zastanawia się jak go ukarać? Zaraz usłyszy TE słowa. Czy go ucieszą, czy nie - nie ma wyboru. Musi zrobić to, co mu każe. Albo pozwoli.
I wtedy padły jej słowa:
-Proszę wstać, wziąć chleb, masło i co tam jeszcze… To sklep samoobsługowy.
Zrobił to, co usłyszał.
Ta wizyta w sklepie na zawsze zmieniła jego życie: przestał być kimś na którym można się wyżyć. Przestał być małym Ignacym, nad którym można się znęcać. Nauczył się, że zawsze może walczyć o swoje, że warto. Pojął też, że nie trzeba przedstawiać się wchodząc do sklepu.
Koniec