Morderca緕 twarzy Henning Mankell


HENNING MANKELL

MORDERCA BEZ TWARZY

1

O czym艣 zapomnia艂, budzi si臋 i聽wie to z聽ca艂膮 pewno艣ci膮. Zapomnia艂 o聽czym艣, co mu si臋 w聽nocy 艣ni艂o. O聽czym艣, co powinien pami臋ta膰.

Pr贸buje sobie przypomnie膰. Ale sen jest jak czarna dziura. Jak studnia, kt贸ra nie ujawnia swojej zawarto艣ci.

Na pewno jednak nie 艣ni艂em o聽bykach, my艣li. Bo by艂bym taki spocony, jakby mnie w聽nocy trawi艂a gor膮czka. Tej nocy byki zostawi艂y mnie w聽spokoju.

Le偶y bez ruchu w聽ciemno艣ciach i聽nas艂uchuje. Oddech 偶ony u聽jego boku jest tak s艂aby, 偶e ledwie go wyczuwa.

Kt贸rego艣 ranka b臋dzie przy mnie le偶e膰 martwa, a聽ja nawet tego nie zauwa偶臋, my艣li. Albo ja b臋d臋 le偶e膰 martwy. Jedno z聽nas umrze wcze艣niej ni偶 drugie. Kt贸ry艣 brzask b臋dzie oznacza艂, 偶e jedno z聽nas zosta艂o samo.

Patrzy na zegar stoj膮cy na stoliku przy 艂贸偶ku. 艢wiec膮ce wskaz贸wki informuj膮 go, 偶e jest za kwadrans pi膮ta.

Dlaczego si臋 obudzi艂em, my艣li. Zwykle 艣pi臋 do wp贸艂 do sz贸stej. Dzieje si臋 tak od ponad czterdziestu lat. Dlaczego w聽takim razie teraz nie 艣pi臋?

Nas艂uchuje w聽ciemno艣ciach i聽nagle jest kompletnie rozbudzony.

Co艣 jest inaczej. Co艣 si臋 zmieni艂o.

Ostro偶nie, po omacku, przysuwa jedn膮 r臋k臋 do twarzy 偶ony. Wyczuwa palcami ciep艂o. A聽zatem nie umar艂a. Zatem jeszcze 偶adne z聽nich nie zosta艂o samo.

Wci膮偶 nas艂uchuje w聽ciemno艣ciach.

Ko艅, przychodzi mu do g艂owy. Ko艅 nie r偶y. To dlatego si臋 obudzi艂em. Koby艂a ma zwyczaj ha艂asowa膰 po nocy. S艂ysz臋 to przez sen, nie budzi mnie, moja pod艣wiadomo艣膰 wie, 偶e mog臋 spa膰 dalej.

Ostro偶nie podnosi si臋 na skrzypi膮cym 艂贸偶ku. Maj膮 to 艂贸偶ko od czterdziestu lat. To jedyny mebel, jaki kupili po 艣lubie. I聽jest to jedyne 艂贸偶ko, jakie b臋d膮 mie膰 w聽tym 偶yciu.

Czuje rw膮cy b贸l w聽lewym kolanie, kiedy idzie po drewnianej pod艂odze prosto do okna.

Jestem stary, my艣li. Stary i聽zu偶yty. Ka偶dego ranka, gdy otwieram oczy, jestem tak samo przera偶ony tym, 偶e ju偶 sko艅czy艂em siedemdziesi膮t lat.

Wygl膮da na dw贸r w聽zimow膮 noc. Jest 8 stycznia 1990 roku i聽tej zimy w聽Skanii nie spad艂o jeszcze ani troch臋 艣niegu. Lampa przed wej艣ciowymi drzwiami rzuca blask na ogr贸d, na przemarzni臋ty kasztan i聽le偶膮ce za ogrodzeniem pola. M臋偶czyzna mru偶y oczy i聽spogl膮da w聽stron臋 s膮siedniej zagrody, gdzie mieszkaj膮 L枚vgrenowie. Bia艂y, d艂ugi a聽niski dom spowijaj膮 ciemno艣ci. Nad czarnymi drzwiami do stajni, ustawionej pod k膮tem prostym do domu mieszkalnego, 艣wieci si臋 blado藕贸艂ta lampa. To tam koby艂a stoi w聽swoim boksie i聽to stamt膮d po nocach dochodzi jej niespokojne r偶enie.

Stary cz艂owiek wci膮偶 nas艂uchuje w聽ciemno艣ciach.

艁贸偶ko za jego plecami skrzypi.

- Co ty robisz? - mamrocze 偶ona.

- 艢pij - odpowiada. - Chcia艂em rozprostowa膰 nogi.

- Bol膮 ci臋? - Nie.

- No to 艣pij! Nie wystawaj na zimnie, bo si臋 przezi臋bisz. S艂yszy, jak 偶ona odwraca si臋 na drugi bok.

By艂 czas, kiedy艣my si臋 kochali, my艣li. Ale broni si臋 przed tym. To zbyt pi臋kne s艂owo.

Kocha膰. To nie jest s艂owo dla takich jak my. Cz艂owiek, kt贸ry przez ponad czterdzie艣ci lat by艂 ch艂opem i聽pochyla艂 si臋 w聽znoju nad ci臋偶k膮, gliniast膮 ska艅sk膮 ziemi膮, nie wypowiada takich s艂贸w, kiedy m贸wi o聽swojej 偶onie. W聽naszym 偶yciu mi艂o艣膰 zawsze by艂a czym艣 innym...

Przygl膮da si臋 domowi s膮siad贸w, mru偶y oczy, pr贸buje przebi膰 si臋 wzrokiem przez mrok zimowej nocy.

R偶yj, my艣li. R偶yj w聽tym swoim boksie, 偶ebym wiedzia艂, 偶e wszystko jest jak zawsze. I聽偶ebym m贸g艂 si臋 jeszcze na chwil臋 po艂o偶y膰 pod ciep艂膮 ko艂dr膮. Dzie艅 emerytowanego rolnika i聽tak jest wystarczaj膮co d艂ugi i聽beznadziejny.

Raptem zdaje sobie spraw臋, 偶e obserwuje kuchenne okno s膮siad贸w. Co艣 tam jest nie tak. Przez te wszystkie lata spogl膮da艂 codziennie na okna swoich s膮siad贸w. I聽teraz nagle co艣 tam wygl膮da zupe艂nie inaczej. A聽mo偶e to tylko ciemno艣膰 go zwodzi? Przymyka oczy i聽liczy do dwudziestu, by wzrok odpocz膮艂. Potem znowu spogl膮da na okno i聽teraz nie ma ju偶 w膮tpliwo艣ci, 偶e jest ono otwarte. Okno, kt贸re zawsze w聽nocy by艂o zamkni臋te, teraz jest otwarte. I聽koby艂a nie r偶a艂a...

Koby艂a nie r偶a艂a, poniewa偶 stary L枚vgren nie odby艂 swojego zwyk艂ego nocnego spaceru do stajni, kiedy da艂a o聽sobie zna膰 prostata i聽wygoni艂a go z聽ciep艂ego 艂贸偶ka...

To przywidzenie, powiada sam do siebie. Wzrok mam zm膮cony, wszystko jest jak zawsze. Co by si臋 w艂a艣ciwie mog艂o tutaj sta膰? W聽tej ma艂ej wiosce Lenarp, troch臋 na p贸艂noc od Kadesj枚, po drodze do pi臋knego Krageholmssj枚n, w聽samym sercu Skanii? Tutaj nic si臋 nie dzieje. Czas stan膮艂 w聽miejscu w聽tej wiosce, w聽kt贸rej 偶ycie toczy si臋 niczym strumyk pozbawiony energii i聽woli. Mieszka tu kilku starych gospodarzy, kt贸rzy swoj膮 ziemi臋 sprzedali albo wydzier偶awili innym. 呕yjemy sobie tutaj i聽czekamy na to, co nieuniknione...

Ponownie spogl膮da na kuchenne okno i聽my艣li, 偶e ani Maria, ani Johannes L枚vgren nie zapomnieliby go zamkn膮膰. Z聽wiekiem rozrasta si臋 te偶 w聽cz艂owieku podst臋pny strach, zamk贸w wci膮偶 przybywa, i聽nikt nie zapomina pozamyka膰 okien przed zapadni臋ciem nocy. Staro艣膰 oznacza te偶 strach. 脫w strach przed czaj膮cymi si臋 gdzie艣 zagro偶eniami, kt贸ry odczuwa艂o si臋 jako dziecko, powraca, kiedy cz艂owiek si臋 starzeje...

M贸g艂bym si臋 ubra膰 i聽wyj艣膰, my艣li. Poku艣tyka膰 przez ogr贸d, czuj膮c na twarzy podmuchy zimowego wiatru, podej艣膰 do p艂otu dziel膮cego nasze zagrody. Przekona膰 si臋 na w艂asne oczy, 偶e to przywidzenie.

Postanawia jednak zosta膰 w聽domu. Wkr贸tce Johannes wstanie z聽艂贸偶ka i聽zacznie gotowa膰 porann膮 kaw臋. Najpierw zapali lamp臋 w聽toalecie, a聽potem lamp臋 w聽kuchni. Wszystko odb臋dzie si臋 tak jak zawsze...

Stoi przy oknie i聽czuje, 偶e marznie. Starczy ch艂贸d, kt贸ry podpe艂za do cz艂owieka nawet w聽najcieplejszym ze wszystkich pokoi. A聽on wci膮偶 my艣li o聽Marii i聽Johannesie. Z聽nimi te偶 w艂a艣ciwie 偶yli艣my jak w聽ma艂偶e艅stwie, my艣li, i聽jako s膮siedzi, i聽jako rolnicy. Pomagali艣my sobie nawzajem, dzielili艣my troski w聽najtrudniejsze lata. Ale dzielili艣my ze sob膮 r贸wnie偶 to dobre 偶ycie. Wsp贸lnie obchodzili艣my noce 艣wi臋toja艅skie i聽wsp贸lnie jadali艣my kolacje wigilijne. Nasze dzieci biega艂y mi臋dzy obiema zagrodami, jakby by艂y wsp贸lne. A聽teraz dzielimy nasz膮 d艂ug膮, nieko艅cz膮c膮 si臋 staro艣膰.

Nie bardzo wiedz膮c, dlaczego to robi, otwiera okno. Ostro偶nie, by nie obudzi膰 艣pi膮cej Hanny. Mocno zaciska palce na haczyku, boj膮c si臋, by podmuch zimowego wiatru nie wyrwa艂 mu okna z聽r臋ki. Ale na zewn膮trz jest cicho i聽teraz przypomina sobie, 偶e w聽radiu nic nie wspominali o聽niepogodzie nad ska艅skimi r贸wninami.

Wygwie偶d偶one niebo wznosi si臋 nad ziemi膮 czyste, jest bardzo zimno. Ju偶 ma zamkn膮膰 okno, kiedy wydaje mu si臋, 偶e s艂yszy jaki艣 d藕wi臋k. Nas艂uchuje, odwraca si臋 tak, by lewe ucho znalaz艂o si臋 od strony okna. Jego dobre ucho, w聽przeciwie艅stwie do prawego, w聽kt贸rym utraci艂 s艂uch w聽ci膮gu tych wszystkich lat sp臋dzonych w聽dusznych kabinach ha艂a艣liwych traktor贸w.

Jaki艣 ptak, my艣li. To krzyczy jaki艣 nocny ptak.

Potem ogarnia go strach. L臋k pojawia si臋 nie wiadomo sk膮d i聽wprawia go w聽dr偶enie.

Bo wydaje si臋, jakby wo艂a艂 cz艂owiek. Cz艂owiek, kt贸ry w聽rozpaczy pragnie dotrze膰 do innych ludzi.

G艂os, kt贸ry wie, 偶e musi si臋 przedrze膰 przez grube kamienne 艣ciany, by wzbudzi膰 uwag臋 s膮siad贸w...

Przywidzia艂o mi si臋, my艣li znowu. Przecie偶 nikt nie wo艂a. Zreszt膮 kto by to mia艂 by膰?

Zamyka okno tak gwa艂townie, 偶e jedna z聽doniczek spada na pod艂og臋 i聽Hanna si臋 budzi.

- Co ty wyprawiasz? - pyta, a聽on s艂yszy, 偶e jest zirytowana.

Kiedy musi jej odpowiedzie膰, nagle nabiera pewno艣ci.

- Koby艂a nie r偶y - m贸wi, siadaj膮c na brzegu 艂贸偶ka. - A聽kuchenne okno u聽L枚vgren贸w jest otwarte. I聽kto艣 wo艂a.

Hanna siada na pos艂aniu.

- Co ty wygadujesz?

On nie chcia艂by odpowiada膰, ale teraz jest ju偶 pewien, 偶e to, co s艂ysza艂, to nie by艂 krzyk ptaka.

- To Johannes albo Maria - m贸wi. - To kt贸re艣 z聽nich wzywa pomocy.

Hanna wstaje z聽艂贸偶ka, podchodzi do okna, wysoka i聽t臋ga stoi w聽swojej bia艂ej nocnej koszuli i聽patrzy w聽ciemno艣膰.

- Kuchenne okno nie jest otwarte - m贸wi szeptem. - Ono jest wybite.

M膮偶 podchodzi do niej, teraz marznie tak, 偶e ca艂y si臋 trz臋sie.

- Kto艣 wzywa pomocy - m贸wi Hanna dr偶膮cym g艂osem.

- Co robi膰? - pyta jej m膮偶.

- Musisz tam i艣膰 - odpowiada Hanna. - Pospiesz si臋!

- Ale je偶eli to co艣 niebezpiecznego?

- Mamy nie pom贸c naszym najlepszym przyjacio艂om, je偶eli co艣 si臋 sta艂o?

Stary ubiera si臋 pospiesznie. Bierze latark臋, kt贸ra stoi na p贸艂ce obok bezpiecznik贸w i聽puszki z聽kaw膮. Gliniasta ziemia pod jego stopami jest zamarzni臋ta. Kiedy si臋 odwraca, w聽oknie widzi Hann臋.

Ko艂o p艂otu przystaje. Wok贸艂 panuje kompletna cisza. Widzi ju偶 wyra藕nie, 偶e okno kuchenne zosta艂o wybite. Ostro偶nie przechodzi przez niski p艂ot i聽zbli偶a si臋 do bia艂ego domu. Ale teraz 偶aden g艂os nie wo艂a.

Przywidzia艂o mi si臋, my艣li znowu. Jestem stary dziad, kt贸ry ju偶 nie rozr贸偶nia, co si臋 dzieje naprawd臋, a聽co mu si臋 tylko wydaje. A聽mo偶e jednak byki mi si臋 艣ni艂y dzisiejszej nocy? Ten dawny sen o聽bykach biegn膮cych prosto na mnie, kt贸ry mi u艣wiadomi艂, 偶e kiedy艣 b臋d臋 musia艂 umrze膰...

Wtedy ponownie s艂yszy wo艂anie. Jest s艂abe, bardziej j臋k ni偶 krzyk. To Maria.

Podchodzi wi臋c do okna sypialni i聽zagl膮da ostro偶nie przez szczelin臋 mi臋dzy firank膮 a聽okienn膮 ram膮.

Nagle wie, 偶e Johannes nie 偶yje. Kieruje do wn臋trza 艣wiat艂o latarki, a聽sam mruga kilkakrotnie, zanim zdobywa si臋 na odwag臋, by spojrze膰 w聽g艂膮b pokoju.

Maria siedzi na pod艂odze, mocno przywi膮zana do krzes艂a. Ma zakrwawion膮 twarz, a聽jej sztuczna szcz臋ka, po艂amana, le偶y na zabrudzonej nocnej koszuli.

P贸藕niej dostrzega jedn膮 stop臋 Johannesa. Widzi tylko t臋 stop臋. Reszt臋 cia艂a zas艂ania firanka.

Odwraca si臋 i聽ku艣tyka z聽powrotem do p艂otu. Kolano rwie okropnie, bo nieostro偶nie potkn膮艂 si臋 na jakiej艣 grudzie.

Najpierw dzwoni na policj臋.

Potem z聽szafy, w聽kt贸rej pachnie naftalin膮, wyjmuje 艂om.

- Zosta艅 - m贸wi do Hanny. - Nie powinna艣 tego ogl膮da膰.

- Ale co si臋 tam sta艂o? - pyta kobieta, bliska p艂aczu z聽przera偶enia.

- Jeszcze nie wiem - odpowiada m膮偶. - Ale obudzi艂em si臋, bo koby艂a dzisiejszej nocy nie r偶a艂a. To wiem z聽ca艂膮 pewno艣ci膮.

Jest 8 stycznia 1990 roku. Jeszcze nie zacz臋艂o 艣wita膰.

2

Zg艂oszenie telefoniczne zosta艂o zarejestrowane na policji w聽Ystad o聽godzinie pi膮tej trzyna艣cie. Przyj膮艂 je wym臋czony policjant, kt贸ry pe艂ni艂 s艂u偶b臋 niemal nieprzerwanie od sylwestra. S艂ucha艂 j膮kaj膮cego si臋 g艂osu i聽my艣la艂, 偶e to pewnie jaki艣 starzec z聽zaburzeniami umys艂owymi. Mimo to co艣 jednak przyku艂o jego uwag臋. Zacz膮艂 zadawa膰 pytania. Kiedy rozmowa dobieg艂a ko艅ca, zastanawia艂 si臋 tylko przez moment, nim ponownie uni贸s艂 s艂uchawk臋 i聽wykr臋ci艂 numer, kt贸ry zna艂 na pami臋膰.

Kurt Wallander spa艂. Minionego wieczora siedzia艂 zbyt d艂ugo i聽s艂ucha艂 nagra艅 Marii Callas, kt贸re znajomy przys艂a艂 mu z聽Bu艂garii. Raz po raz wraca艂 do jej Trauia艂y i聽gdy si臋 w聽ko艅cu po艂o偶y艂, dochodzi艂a druga. Kiedy teraz dzwonek telefonu wyrwa艂 go ze snu, zatopiony by艂 g艂臋boko w聽erotycznych marzeniach. By si臋 przekona膰, 偶e to wszystko mu si臋 tylko 艣ni艂o, wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i聽poklepa艂 ko艂dr臋 obok siebie. Niestety, znajdowa艂 si臋 w聽艂贸偶ku sam. Nie by艂o przy nim ani 偶ony, kt贸ra opu艣ci艂a go trzy miesi膮ce temu, ani tej ciemnosk贸rej kobiety, z聽kt贸r膮 przed chwil膮 we 艣nie mia艂 odby膰 nami臋tny stosunek.

W tym samym momencie, gdy wyci膮ga艂 r臋k臋 po s艂uchawk臋 telefonu, spojrza艂 na zegarek. Wypadek samochodowy, pomy艣la艂. Go艂oled藕 i聽kto艣, kto p臋dzi艂 za szybko po E-14, wyl膮dowa艂 w聽rowie. Albo awantura z聽uchod藕cami, kt贸rzy przybyli do Szwecji porannym promem z聽Polski.

Uni贸s艂 si臋 na pos艂aniu i聽przycisn膮艂 s艂uchawk臋 do piek膮cego pod zarostem policzka.

- Wallander!

- Mam nadziej臋, 偶e ci臋 nie obudzi艂em?

- Nie, do cholery. Nie 艣pi臋.

Dlaczego cz艂owiek k艂amie? Zastanawia艂 si臋. Dlaczego nie m贸wi臋 tak, jak jest. 呕e najch臋tniej wr贸ci艂bym do przerwanego snu i聽pr贸bowa艂 pogr膮偶y膰 si臋 znowu w聽tamtym marzeniu o聽nagiej kobiecie?

- Pomy艣la艂em, 偶e powinienem zadzwoni膰 do ciebie.

- Wypadek samochodowy?

- No, nie, nie ca艂kiem. Telefonowa艂 jaki艣 stary gospodarz, kt贸ry m贸wi艂, 偶e nazywa si臋 Nystr枚m i聽mieszka w聽Lenarp. Opowiada艂, 偶e jego s膮siadka siedzi zwi膮zana na pod艂odze i聽偶e kto艣 nie 偶yje.

Wallander intensywnie my艣la艂, gdzie mo偶e by膰 to Lenarp. Gdzie艣 w聽pobli偶u Marsvinsholm, w聽niebywale jak na Skani臋 pofa艂dowanej okolicy.

- To brzmi powa偶nie. Pomy艣la艂em, 偶e najlepiej b臋dzie zadzwoni膰 prosto do ciebie.

- Kogo masz teraz w聽komendzie?

- Peters i聽Noren s膮 na mie艣cie, szukaj膮 kogo艣, kto wybi艂 okno w聽Continentalu. Mam ich odwo艂a膰?

- Powiedz im, 偶eby jechali do skrzy偶owania mi臋dzy Kadesj枚 i聽Katsl枚s膮 i聽niech tam czekaj膮. Daj im adres. Kiedy by艂o to zg艂oszenie?

- Par臋 minut temu.

- Ten, kt贸ry dzwoni艂, na pewno nie by艂 pijany?

- Nie wygl膮da艂o na to.

- No dobra.

Ubra艂 si臋, nie bior膮c prysznica, wypi艂 fili偶ank臋 letniej kawy, kt贸ra zosta艂a w聽termosie od wczoraj. Wygl膮da艂 przy tym przez okno. Mieszka艂 na Mariagatan, w聽centrum Ystad, fasada domu naprzeciwko by艂a szara i聽pop臋kana. Zastanawia艂 si臋 przez chwil臋, czy te偶 艣nieg spadnie tej zimy w聽Skanii. Mia艂 nadziej臋, 偶e nie. 艢nie偶ne zadymki w聽Skanii zawsze oznaczaj膮 nieko艅cz膮cy si臋 nawa艂 roboty. Wypadki samochodowe, odci臋te od 艣wiata kobiety, kt贸re zaczynaj膮 rodzi膰, samotni staruszkowie, do kt贸rych nie mo偶na dojecha膰, i聽r贸偶ni po艂ama艅cy, kt贸rych trzeba zbiera膰 ze 艣liskich ulic. 艢nie偶ne zamiecie oznaczaj膮 chaos, a聽Wallander czu艂, 偶e tej zimy jest raczej kiepsko przygotowany na spotkanie z聽czym艣 takim. Poczucie kl臋ski po odej艣ciu 偶ony wci膮偶 jeszcze pali艂o w聽piersiach.

Jecha艂 Regementsgatan, dotar艂 do 脰sterleden. Przy Dragongatan trafi艂 na czerwone 艣wiat艂o i聽w艂膮czy艂 radio, by wys艂ucha膰 wiadomo艣ci. Czyj艣 podniecony g艂os opowiada艂 o聽samolocie, kt贸ry rozbi艂 si臋 nad odleg艂ym kontynentem.

Jest czas 偶ycia i聽czas 艣mierci, pomy艣la艂, pr贸buj膮c zetrze膰 z聽oczu resztki snu. To by艂o zakl臋cie, kt贸re u艂o偶y艂 sobie wiele lat temu. By艂 wtedy m艂odym policjantem i聽patrolowa艂 ulice w聽rodzinnym Malm枚. Kt贸rego艣 dnia pijany m臋偶czyzna, kt贸rego pr贸bowali usun膮膰 z聽parku Pildamm, nagle wyci膮gn膮艂 wielki rze藕nicki n贸偶. Wallander otrzyma艂 g艂臋boki cios tu偶 obok serca. Zaledwie par臋 milimetr贸w dzieli艂o go od nieoczekiwanej 艣mierci. Mia艂 w贸wczas dwadzie艣cia trzy lata i聽by艂o to pierwsze powa偶ne ostrze偶enie, co to znaczy by膰 policjantem. Od tamtej pory zakl臋cie stanowi艂o jego obron臋 przed niepotrzebnymi wspomnieniami.

Wydosta艂 si臋 z聽miasta, min膮艂 nowo zbudowany wielki dom meblowy przy wje藕dzie i聽dostrzeg艂 morze, rozci膮gaj膮ce si臋 daleko przed nim. Morze by艂o szare i聽niebywale spokojne jak na 艣rodek ska艅skiej zimy. W聽oddali na horyzoncie rysowa艂a si臋 sylwetka statku, zd膮偶aj膮cego na wsch贸d.

艢nie偶ne zadymki jednak nadejd膮, pomy艣la艂.

Pr臋dzej czy p贸藕niej b臋dziemy je tu mie膰.

Wy艂膮czy艂 samochodowe radio i聽pr贸bowa艂 skupi膰 si臋 na tym, co go czeka.

Co w艂a艣ciwie wiedzia艂?

Stara kobieta, zwi膮zana, na pod艂odze? Jaki艣 cz艂owiek, kt贸ry twierdzi, 偶e widzia艂 j膮 przez okno? Mijaj膮c zjazd w聽stron臋 Bjaresj枚, przyspieszy艂 i聽uzna艂, 偶e to chyba jednak jaki艣 starzec, kt贸remu nagle skleroza o偶ywi艂a wyobra藕ni臋. W聽ci膮gu wielu lat swojej policyjnej kariery nieraz mia艂 okazj臋 si臋 dowiedzie膰, do czego starzy, 偶yj膮cy w聽izolacji ludzie mog膮 u偶ywa膰 policji, jako ostatniego wo艂ania o聽pomoc.

Policyjny samoch贸d czeka艂 na niego przy bocznej drodze na Kadesj枚.

Peters wysiad艂 i聽obserwowa艂 zaj膮ca, kt贸ry spokojnie kica艂 sobie po polu.

Kiedy Peters zobaczy艂 Wallandera, zbli偶aj膮cego si臋 swoim niebieskim peugeotem, uni贸s艂 r臋k臋 na powitanie i聽wr贸ci艂 za kierownic臋.

Przemarzni臋ta, pokryta grudami ziemia chrz臋艣ci艂a pod ko艂ami. Kurt Wallander jecha艂 za samochodem policyjnym. Min臋li rozjazd na Trunnerup, pokonali par臋 stromych wzniesie艅 i聽znale藕li si臋 w聽Lenarp. Skr臋cili w聽w膮sk膮 poln膮 drog臋, niewiele szersz膮 ni偶 zwyczajny 艣lad traktora. Przejechali jeszcze kilometr i聽byli na miejscu. Dwie zagrody, jedna obok drugiej, dwa bielone wapnem zabudowania w聽otoczeniu wypiel臋gnowanych ogr贸dk贸w.

Starszy m臋偶czyzna szed艂 im pospiesznie na spotkanie. Kurt Wallander zauwa偶y艂, 偶e stary utyka, jakby mu dokucza艂 b贸l kolana.

Kiedy wysiad艂 z聽samochodu, stwierdzi艂, 偶e zacz臋艂o wia膰. Mo偶e mimo wszystko nadci膮ga 艣nie偶yca?

Gdy tylko zobaczy艂 tamtego cz艂owieka, wiedzia艂, 偶e czeka go co艣 naprawd臋 strasznego. Z聽oczu m臋偶czyzny wyziera艂a trwoga, kt贸rej nie mo偶na sobie wyobrazi膰.

- Wywa偶y艂em drzwi - powtarza艂 niespokojnie, raz za razem. - Wy艂ama艂em drzwi, bo przecie偶 musia艂em zobaczy膰. Ale ona wkr贸tce umrze, ona te偶 umrze...

Weszli przez te wywa偶one drzwi. Cierpki zapach starych ludzi uderza艂 w聽nozdrza. Tapety by艂y bardzo zniszczone, Kurt Wallander musia艂 mru偶y膰 oczy, by co艣 widzie膰 w聽mroku.

- No to co si臋 tutaj sta艂o? - spyta艂.

- Tam, w聽艣rodku - odpowiedzia艂 m臋偶czyzna. A聽potem zacz膮艂 p艂aka膰.

Trzej policjanci spogl膮dali po sobie w聽milczeniu.

Kurt Wallander pchn膮艂 drzwi czubkiem buta.

By艂o gorzej, ni偶 sobie wyobra偶a艂. Du偶o gorzej. P贸藕niej Kurt Wallander b臋dzie opowiada艂, 偶e to najgorsze, co kiedykolwiek widzia艂. A聽przecie偶 widzia艂 sporo.

Sypialnia by艂a dos艂ownie zalana krwi膮. Nawet porcelanowa lampa wisz膮ca u聽sufitu zosta艂a obryzgana. Na 艂贸偶ku,

g艂ow膮 naprz贸d, le偶a艂 stary m臋偶czyzna z聽nagim torsem i聽w聽艣ci膮gni臋tych cz臋艣ciowo d艂ugich kalesonach. Twarz by艂a zmasakrowana nie do poznania. Zupe艂nie, jakby kto艣 chcia艂 mu odci膮膰 nos. R臋ce mia艂 zwi膮zane na plecach, lewe udo z艂amane. Z聽krwawej masy stercza艂a bia艂a ko艣膰.

- O, do diab艂a - j臋kn膮艂 Noren za plecami Wallandera, a聽on sam poczu艂, 偶e robi mu si臋 niedobrze.

- Ambulans - wykrztusi艂, z聽trudem prze艂ykaj膮c 艣lin臋. - Szybko! Jak najszybciej...

Potem pochyli艂 si臋 nad kobiet膮, p贸艂le偶膮c膮 na pod艂odze, przywi膮zan膮 do krzes艂a. Ten, kto j膮 wi膮za艂, zacisn膮艂 na jej chudej szyi p臋tl臋. Biedaczka ledwo mog艂a oddycha膰 i聽Kurt Wallander zawo艂a艂 do Petersa, by znalaz艂 czym pr臋dzej jaki艣 n贸偶. Poprzecinali cienki sznur, kt贸ry wpi艂 si臋 g艂臋boko w聽jej nadgarstki i聽szyj臋, a聽potem ostro偶nie u艂o偶yli kobiet臋 na pod艂odze. Kurt Wallander trzyma艂 jej g艂ow臋 na kolanach.

Popatrzy艂 na Petersa i聽stwierdzi艂, 偶e obaj my艣l膮 o聽tym samym: Kto m贸g艂 by膰 a偶 tak okrutny, 偶eby zrobi膰 co艣 podobnego? Zacisn膮膰 p臋tl臋 na szyi starej bezbronnej kobiety?

- Niech pan zaczeka na dworze - powiedzia艂 Wallander do p艂acz膮cego m臋偶czyzny, kt贸ry wci膮偶 sta艂 na progu. - Niech pan tam zaczeka i聽niczego nie rusza.

Stwierdzi艂, 偶e nie m贸wi, ale krzyczy.

Zawsze krzycz臋, kiedy si臋 boj臋, pomy艣la艂. Na jakim 艣wiecie my 偶yjemy?

Min臋艂o niemal dwadzie艣cia minut, zanim przyjecha艂o pogotowie. Oddech kobiety stawa艂 si臋 coraz bardziej nieregularny i聽Kurt Wallander zaczyna艂 si臋 obawia膰, 偶e na pomoc mo偶e by膰 za p贸藕no.

Pozna艂 kierowc臋 ambulansu, Antonsona, natomiast sanitariusz by艂 m艂odym m臋偶czyzn膮, kt贸rego nigdy przedtem nie widzia艂.

- Cze艣膰! - przywita艂 si臋 Wallander. - M臋偶czyzna nie 偶yje, ale ona jeszcze oddycha. Spr贸bujcie podtrzyma膰 j膮 przy 偶yciu.

- A聽co tu si臋 sta艂o? - spyta艂 Antonson.

- Mam nadziej臋, 偶e ona b臋dzie nam mog艂a odpowiedzie膰, je艣li prze偶yje. A聽teraz si臋 pospieszcie!

Kiedy ambulans znikn膮艂 na 偶wirowej drodze, Kurt Wallander i聽Peters wyszli na dw贸r. Noren ociera艂 twarz chusteczk膮 do nosa. 艢wit z聽wolna podpe艂za艂 do zabudowa艅. Kurt Wallander spojrza艂 na zegarek. Za dwie wp贸艂 do 贸smej.

- To po prostu rze藕nia - j臋kn膮艂 Peters.

- Gorzej - powiedzia艂 Wallander. - Zadzwo艅 i聽wezwij tu ca艂膮 ekip臋. Powiedz Norenowi, 偶eby zamkn膮艂 dom. Ja tymczasem p贸jd臋 porozmawia膰 z聽tym s膮siadem, kt贸ry ich znalaz艂.

Dok艂adnie w聽chwili, gdy wymawia艂 ostatnie s艂owo, us艂ysza艂 co艣, co zabrzmia艂o jak krzyk. Drgn膮艂, a聽wtedy krzyk si臋 powt贸rzy艂.

Wallander zda艂 sobie spraw臋, 偶e to r偶enie konia.

Poszed艂 do stajni i聽otworzy艂 drzwi. W聽mrocznym wn臋trzu ko艅 wierci艂 si臋 niespokojnie w聽swoim boksie. Pachnia艂o ciep艂ym nawozem i聽uryn膮.

- Daj koniowi siana i聽wody - powiedzia艂 Wallander. - W聽obej艣ciu s膮 pewnie jeszcze jakie艣 inne zwierz臋ta.

Kiedy wyszed艂 ze stajni, przenikn膮艂 go dreszcz. Czarne ptaki wrzeszcza艂y na samotnym drzewie, daleko st膮d, na polu. Wci膮gn膮艂 g艂臋boko do p艂uc lodowate powietrze i聽stwierdzi艂, 偶e wiatr przybiera na sile.

- Pan si臋 nazywa Nystr枚m? - zwr贸ci艂 si臋 do starego, kt贸ry ju偶 przesta艂 p艂aka膰. - Teraz musi pan opowiedzie膰, co si臋 tutaj sta艂o. Je艣li dobrze rozumiem, mieszka pan tutaj, po s膮siedzku?

Tamten potwierdzi艂 skinieniem g艂owy.

- I聽co to si臋 sta艂o? - spyta艂 dr偶膮cym g艂osem.

- Mam nadziej臋, 偶e pan mi to powie - powt贸rzy艂 Kurt Wallander. - Mo偶e mogliby艣my p贸j艣膰 do pana do mieszkania?

W kuchni na krzese艂ku siedzia艂a skulona kobieta w聽staro艣wieckim szlafroku. Ale gdy tylko Kurt Wallander si臋 przedstawi艂, wsta艂a i聽zacz臋艂a gotowa膰 kaw臋. Obaj m臋偶czy藕ni usiedli przy kuchennym stole. Wallander patrzy艂 na 艣wi膮teczne ozdoby, kt贸re wci膮偶 jeszcze wisia艂y w聽oknie. Na parapecie le偶a艂 stary kot i聽nie spuszcza艂 oka z聽go艣cia. Wallander wyci膮gn膮艂 r臋k臋, 偶eby go pog艂aska膰.

- On gryzie - ostrzeg艂 gospodarz. - Nie przywyk艂 do ludzi. Widuje tylko mnie i聽Hann臋.

Kurt Wallander pomy艣la艂 o聽偶onie, kt贸ra go opu艣ci艂a, i聽zastanawia艂 si臋, od czego tu zacz膮膰. Bestialskie morderstwo, my艣la艂. A聽je艣li szcz臋艣cie nam nie dopisze, to wkr贸tce b臋dziemy mie膰 podw贸jne bestialskie morderstwo.

Nagle zacz膮艂 si臋 nad czym艣 zastanawia膰. Zastuka艂 w聽szyb臋 do stoj膮cego na zewn膮trz Norena.

- Przepraszam na moment - rzek艂 do gospodarza i聽wsta艂.

- Ko艅 nakarmiony - raportowa艂 Noren. - Innych zwierz膮t nie znalaz艂em.

- Za艂atw, 偶eby kto艣 pojecha艂 do szpitala - powiedzia艂 Kurt Wallander. - Na wypadek gdyby ona odzyska艂a przytomno艣膰. Na wypadek gdyby co艣 m贸wi艂a. Musia艂a przecie偶 widzie膰.

Noren kiwn膮艂 g艂ow膮.

- Po艣lij kogo艣 z聽dobrym s艂uchem - doda艂 Wallander. - I聽najlepiej 偶eby czyta艂 z聽ruchu warg.

Kiedy wr贸ci艂, zdj膮艂 kurtk臋 i聽po艂o偶y艂 j膮 na kuchennej le偶ance.

- No to prosz臋 opowiada膰 - rzek艂. - Prosz臋 opowiada膰 i聽niczego nie pomija膰. Mamy czas, nie trzeba si臋 spieszy膰.

Po dw贸ch fili偶ankach s艂abej kawy poj膮艂, 偶e ani Nystr枚m, ani jego 偶ona nie maj膮 niczego wa偶nego do powiedzenia. Pozna艂 jedynie histori臋 偶ycia poszkodowanego ma艂偶e艅stwa i聽dowiedzia艂 si臋, o聽kt贸rej godzinie co艣 zaniepokoi艂o s膮siad贸w.

Pozosta艂y jeszcze dwa pytania.

- Nic pa艅stwu nie wiadomo, czy oni nie przechowywali w聽domu jakiej艣 wi臋kszej sumy pieni臋dzy? - spyta艂.

- Nie - zaprzeczy艂 Nystr枚m. - Wszystko wk艂adali do banku. Emerytury te偶. Kiedy sprzedali ziemi臋, zwierz臋ta i聽maszyny, pieni膮dze oddali dzieciom.

Drugie pytanie wyda艂o mu si臋 bez sensu. Mimo to je zada艂, w聽tej sytuacji nie mia艂 wyboru.

- Nie wiecie pa艅stwo, czy mieli jakich艣 wrog贸w?

- Wrog贸w?

- No, kogo艣 takiego, kogo mo偶na by podejrzewa膰, 偶e to zrobi艂.

Wygl膮da艂o na to, 偶e gospodarze nie do ko艅ca rozumiej膮, o聽co chodzi.

Wallander powt贸rzy艂 wi臋c pytanie.

Tamci wci膮偶 spogl膮dali na niego zdezorientowani.

- Tacy jak my nie maj膮 wrog贸w - odpowiedzia艂 m臋偶czyzna. Wallander odni贸s艂 wra偶enie, 偶e starszy cz艂owiek poczu艂 si臋 ura偶ony. - Zdarza si臋 czasem, 偶e si臋 przem贸wimy. O聽utrzymanie drogi albo o聽granice pastwiska. Ale nie mordujemy si臋 nawzajem.

Wallander skin膮艂 g艂ow膮.

- Wkr贸tce znowu si臋 odezw臋 - rzek艂 i聽wsta艂 z聽p艂aszczem w聽r臋ce. - Gdyby kt贸re艣 z聽pa艅stwa przypomnia艂o sobie co艣 wi臋cej, prosz臋 zadzwoni膰 na policj臋. Pytajcie o聽mnie. Nazywam si臋 Kurt Wallander.

- A聽je偶eli oni wr贸c膮...? - wyj膮ka艂a kobieta. Wallander pokr臋ci艂 g艂ow膮.

- To na pewno byli rabusie, a聽tacy nie wracaj膮. Nie trzeba si臋 obawia膰.

Czu艂, 偶e powinien powiedzie膰 co艣 wi臋cej, 偶eby ich uspokoi膰. Ale co by to mia艂o by膰? Jakie poczucie bezpiecze艅stwa m贸g艂by ofiarowa膰 ludziom, kt贸rzy w艂a艣nie si臋 dowiedzieli, 偶e ich najbli偶szy s膮siad zosta艂 brutalnie zamordowany? I聽kt贸rzy musieli liczy膰 si臋 z聽tym, 偶e wkr贸tce mo偶e tak偶e umrze膰 jego 偶ona?

- Jest jeszcze ko艅 - rzek艂. - Kto b臋dzie go karmi艂?

- My - odpowiedzia艂 stary. - Koby艂a dostanie wszystko, czego potrzebuje.

Wallander wyszed艂 na dw贸r, w聽przejmuj膮cy ch艂贸d wczesnego poranka. Wiatr wci膮偶 si臋 wzmaga艂 i聽Wallander musia艂 si臋 pochyla膰, kiedy szed艂 do samochodu. W艂a艣ciwie powinien jeszcze zosta膰 i聽przywita膰 si臋 z聽technikami. By艂 jednak przemarzni臋ty, czu艂 si臋 marnie, nie chcia艂 tu siedzie膰 d艂u偶ej ni偶 to konieczne. Poza tym widzia艂 przez okno, 偶e z聽technikami przyjecha艂 Rydberg, a聽to oznacza, 偶e nie zako艅cz膮 pracy, dop贸ki nie obr贸c膮 na wszystkie strony i聽nie zbadaj膮 ka偶dej, najmniejszej nawet grudki gliniastej ziemi na miejscu przest臋pstwa. Rydberg, kt贸ry za par臋 lat mia艂 odej艣膰 na emerytur臋, by艂 policjantem traktuj膮cym sw贸j zaw贸d z聽wielk膮 pasj膮. Cho膰 m贸g艂by sprawia膰 wra偶enie cz艂owieka przesadnie pedantycznego i聽powolnego, zawsze dawa艂 gwarancj臋, 偶e miejsce przest臋pstwa zostanie zbadane 艣ci艣le wed艂ug planu.

Rydberg cierpia艂 na reumatyzm i聽chodzi艂 z聽lask膮. Teraz, ku艣tykaj膮c, szed艂 przez podw贸rze na spotkanie Wallandera.

- Nie wygl膮da to dobrze - powiedzia艂. - Wn臋trze domu to prawdziwa rze藕nia.

- Nie ty pierwszy to m贸wisz - odpar艂 Kurt Wallander. Rydberg mia艂 powa偶ny wyraz twarzy.

- Macie jaki艣 punkt zaczepienia? Kurt Wallander potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

- Zupe艂nie nic? - W聽g艂osie Rydberga brzmia艂a jakby pro艣ba.

- S膮siedzi niczego nie widzieli ani nie s艂yszeli. My艣l臋, 偶e to zwyczajni w艂amywacze.

- Nazywasz to ob艂膮kane okrucie艅stwo zwyczajnym? Rydberg by艂 poruszony i聽Kurt Wallander po偶a艂owa艂 swoich s艂贸w.

- Nie, uwa偶am naturalnie, 偶e to jakie艣 potworne typy grasowa艂y tu dzisiejszej nocy. W聽rodzaju tych, co to zajmuj膮 si臋 wyszukiwaniem samotnych obej艣膰, gdzie mieszkaj膮 samotni starzy ludzie.

- Musimy ich dopa艣膰 - powiedzia艂 Rydberg. - Zanim znowu uderz膮.

- Tak - zgodzi艂 si臋 Kurt Wallander. - Nawet gdyby艣my w聽tym roku nie mieli z艂apa膰 偶adnych innych przest臋pc贸w, to tych tutaj musimy dopa艣膰.

Wsiad艂 do samochodu i聽odjecha艂 z聽tego okropnego miejsca. Na w膮skiej polnej drodze o聽ma艂o si臋 nie zderzy艂 z聽innym samochodem, kt贸ry z聽wielk膮 szybko艣ci膮 jecha艂 z聽naprzeciwka. Wallander rozpozna艂 kierowc臋. To dziennikarz pracuj膮cy dla du偶ej gazety o聽krajowym zasi臋gu, kt贸ry rusza艂 do boju, gdy tylko w聽okolicach Ystad wydarzy艂o si臋 co艣 interesuj膮cego dla szerszej publiczno艣ci.

Wallander przejecha艂 kilka razy tam i聽z聽powrotem przez Lenarp. W聽oknach pali艂y si臋 艣wiat艂a, ale ludzi na dworze nie by艂o.

Co te偶 oni sobie pomy艣l膮, kiedy si臋 dowiedz膮? - zastanawia艂 si臋.

Czu艂 si臋 okropnie. Widok starej kobiety z聽p臋tl膮 na szyi ca艂kowicie zburzy艂 jego spok贸j. Niepoj臋te okrucie艅stwo. Kto m贸g艂 zrobi膰 co艣 takiego? Dlaczego nie uderzy艂 kobiety siekier膮 w聽g艂ow臋, 偶eby w聽jednej chwili by艂o po wszystkim? Po co te tortury?

Wolno jecha艂 przez niewielk膮 wie艣 i聽pr贸bowa艂 sobie jako艣 pouk艂ada膰 w聽g艂owie plan czynno艣ci 艣ledczych. Przy skrzy偶owaniu na Blentarp zatrzyma艂 si臋, w艂膮czy艂 ogrzewanie, bo marz艂 coraz bardziej, a聽potem siedzia艂 bez ruchu i聽wpatrywa艂 si臋 w聽horyzont.

To on b臋dzie kierowa艂 dochodzeniem, tego by艂 pewien. Nic innego nie wchodzi w聽rachub臋. Po Rydbergu to on, mimo swoich zaledwie czterdziestu dw贸ch lat, ma w聽policji kryminalnej w聽Ystad najd艂u偶szy sta偶.

Znaczna cz臋艣膰 czynno艣ci 艣ledczych opiera膰 si臋 musi na rutynie. Badanie miejsca przest臋pstwa, przes艂uchania ludzi mieszkaj膮cych w聽Lenarp i聽przy drogach, kt贸rymi przypuszczalnie uciekali napastnicy. Czy kto艣 widzia艂 co艣 podejrzanego? Co艣 niezwyk艂ego? Ju偶 brzmia艂y mu w聽g艂owie te wszystkie pytania.

Kurt Wallander wiedzia艂 jednak z聽do艣wiadczenia, 偶e napady rabunkowe na wsi cz臋sto bywaj膮 trudne do wyja艣nienia.

Jedyne, na co mia艂 nadziej臋, to 偶e stara kobieta prze偶yje.

Ona widzia艂a. Ona wie.

Je艣li jednak umrze, podw贸jny mord b臋dzie bardzo trudno wyja艣ni膰.

Wallandera przepe艂nia艂 niepok贸j.

Zazwyczaj wzburzenie wyzwala艂o w聽nim wielk膮 energi臋 i聽ch臋膰 dzia艂ania. A聽poniewa偶 jest to warunek wszelkiej pracy policyjnej, Wallander uwa偶a艂, 偶e jest dobrym policjantem. Teraz jednak czu艂 si臋 zm臋czony i聽niepewny.

Zmusi艂 si臋 do w艂膮czenia pierwszego biegu. Samoch贸d toczy艂 si臋 kilka metr贸w. Potem znowu si臋 zatrzyma艂.

Jakby dopiero teraz dotar艂o do niego, co prze偶y艂 w聽ten wczesny zimowy poranek.

脫w bezsensowny, potworny napad na bezbronnych starych ludzi nape艂nia艂 go przera偶eniem.

Sta艂o si臋 co艣, co w聽偶adnym razie nie powinno by艂o si臋 tutaj zdarzy膰.

Wyjrza艂 przez okno. Wiatr szarpa艂 drzwiami wozu i聽gwizda艂 w聽szczelinach.

Teraz musz臋 zacz膮膰, pomy艣la艂.

Jest dok艂adnie tak, jak m贸wi Rydberg.

Musimy dopa艣膰 tych, kt贸rzy to zrobili.

Pojecha艂 prosto do szpitala w聽Ystad i聽wsiad艂 do windy, 偶eby dosta膰 si臋 na oddzia艂 intensywnej opieki medycznej. Na korytarzu natychmiast zauwa偶y艂 m艂odego aspiranta Martinssona, kt贸ry siedzia艂 na krze艣le przy jakich艣 drzwiach.

Kurt Wallander skrzywi艂 si臋 zirytowany.

Czy naprawd臋 nie mogli ju偶 przys艂a膰 do szpitala nikogo innego, tylko takiego niedo艣wiadczonego m艂odzika? I聽dlaczego on siedzi za drzwiami? Dlaczego nie tkwi przy 艂贸偶ku chorej, got贸w zarejestrowa膰 ka偶dy szept wydobywaj膮cy si臋 z聽jej zmasakrowanych warg?

- Hej - powiedzia艂 Kurt Wallander. - Co s艂ycha膰?

- Kobieta jest nieprzytomna - odpar艂 Martinsson. - Lekarze nie maj膮 chyba wielkich nadziei.

- Dlaczego siedzisz tutaj? Dlaczego nie na sali?

- Powiedz膮 mi, jakby si臋 co艣 dzia艂o.

Wallander zauwa偶y艂, 偶e Martinsson czuje si臋 niepewnie.

Zachowuj臋 si臋 jak stary, zgorzknia艂y nauczyciel, pomy艣la艂.

Ostro偶nie uchyli艂 drzwi i聽zajrza艂 do 艣rodka. W聽przedsionku 艣mierci szumia艂y i聽b艂yska艂y liczne maszyny. W臋偶e zwisa艂y ze 艣cian niczym przezroczyste wielkie glisty. Kiedy wsun膮艂 g艂ow臋, piel臋gniarka odczytywa艂a jakie艣 diagramy.

- Tu nie wolno wchodzi膰 - powiedzia艂a ostro.

- Jestem policjantem - wyja艣ni艂 pojednawczo. - Chcia艂em si臋 tylko dowiedzie膰, co z聽ni膮.

- Powiedziano wam, 偶e macie czeka膰 na zewn膮trz - nie ust臋powa艂a piel臋gniarka.

Zanim Kurt Wallander zd膮偶y艂 odpowiedzie膰, do pokoju pospiesznie wszed艂 lekarz. Zdaniem Wallandera wygl膮da艂 niepokoj膮co m艂odo.

- Nie 偶yczymy sobie tu nikogo postronnego - oznajmi艂 na widok Kurta Wallandera.

- Zaraz sobie p贸jd臋. Chcia艂em si臋 tylko dowiedzie膰, jak ona si臋 czuje. Nazywam si臋 Kurt Wallander i聽jestem policjantem. Z聽policji kryminalnej - u艣ci艣li艂, cho膰 nie by艂 pewien, czy stanowi to jak膮艣 r贸偶nic臋. - To ja nadzoruj臋 艣ledztwo w聽sprawie tego, czy tych, kt贸rzy to zrobili. Co z聽ni膮?

- Zdumiewaj膮ce, 偶e ona w聽og贸le jeszcze 偶yje - powiedzia艂 lekarz i聽gestem przywo艂a艂 Wallandera bli偶ej 艂贸偶ka. - Szczerze m贸wi膮c, nie potrafimy okre艣li膰, jakie i聽jak g艂臋bokie s膮 obra偶enia. Najpierw musimy si臋 zatroszczy膰, 偶eby prze偶y艂a. Ale gard艂o jest strasznie zdeformowane. Wygl膮da tak, jakby kto艣 chcia艂 j膮 udusi膰.

- Tak w艂a艣nie by艂o - westchn膮艂 Kurt Wallander, przygl膮daj膮c si臋 chudej twarzy, ledwo widocznej spod banda偶y i聽r贸偶nych rurek.

- A偶 dziw, 偶e nie umar艂a - powt贸rzy艂 lekarz.

- Mam nadziej臋, 偶e prze偶yje - rzek艂 Kurt Wallander.

- My zawsze mamy nadziej臋, 偶e wszyscy nasi pacjenci prze偶yj膮 - powiedzia艂 lekarz i聽zacz膮艂 studiowa膰 ekran, na kt贸rym zielone linie nieprzerwanie uk艂ada艂y si臋 w聽faliste wzory.

Kurt Wallander opu艣ci艂 sal臋, kiedy lekarz oznajmi艂, 偶e nic wi臋cej powiedzie膰 nie mo偶e. Rokowania s膮 niepewne. Maria L枚vgren mo偶e umrze膰, nie odzyskawszy przytomno艣ci. Trudno cokolwiek przewidzie膰.

- Umiesz czyta膰 z聽ruchu warg? - zapyta艂 Martinssona.

- Nie - odpar艂 tamten, sp艂oszony.

- Szkoda - rzek艂 Kurt Wallander i聽wyszed艂.

Ze szpitala pojecha艂 prosto do br膮zowego budynku policji, po艂o偶onego we wschodniej cz臋艣ci miasta.

Usiad艂 przy biurku i聽patrzy艂 przez okno na widoczn膮 st膮d star膮 czerwon膮 wie偶臋 wodoci膮gow膮.

By膰 mo偶e nasze czasy wymagaj膮 ca艂kiem innych policjant贸w, my艣la艂. Policjant贸w, kt贸rzy nie reaguj膮 tak gwa艂townie, kiedy si臋 ich w聽mro藕ny styczniowy poranek wyci膮ga z聽艂贸偶ka i聽ka偶e wej艣膰 do rze藕ni w聽jednej ze ska艅skich wsi, gdzie zaszlachtowano ludzi. Wymagaj膮 policjant贸w, kt贸rzy nie prze偶ywaj膮 takich katuszy niepewno艣ci jak ja?

Z zamy艣lenia wyrwa艂 go dzwonek telefonu.

To ze szpitala, przysz艂o mu natychmiast do g艂owy.

Dzwoni膮, 偶eby powiedzie膰, 偶e Maria L枚vgren umar艂a.

No a聽je艣li si臋 ockn臋艂a? Je艣li co艣 powiedzia艂a?

Wpatrywa艂 si臋 w聽aparat, kt贸ry ci膮gle dzwoni艂.

Do diabla, pomy艣la艂. Do diab艂a.

Wszystko, tylko nie to.

Kiedy jednak podni贸s艂 s艂uchawk臋, us艂ysza艂 g艂os c贸rki. Podskoczy艂 tak, 偶e omal nie str膮ci艂 aparatu na pod艂og臋.

- Tata - powiedzia艂a i聽rozleg艂 si臋 brz臋k monety.

- Cze艣膰 - odpar艂. - Sk膮d dzwonisz?

呕eby to tylko nie by艂a Lima, pomy艣la艂. Albo Katmandu czy inna Kinszasa.

- Jestem w聽Ystad.

To go ucieszy艂o. Bo to znaczy, 偶e b臋dzie m贸g艂 j膮 zobaczy膰.

- Przyjecha艂am ci臋 odwiedzi膰 - m贸wi艂a c贸rka - ale zmieni艂am zdanie. Teraz jestem na dworcu, zaraz wyje偶d偶am.

Chcia艂am ci tylko powiedzie膰, 偶e mimo wszystko mia艂am zamiar si臋 z聽tob膮 spotka膰.

Rozmowa zosta艂a przerwana, a聽on siedzia艂 ze s艂uchawk膮 w聽d艂oni.

Mia艂 wra偶enie, 偶e jest martwa, jakby trzyma艂 w聽r臋ce co艣, co zosta艂o odci臋te.

Cholerny bachor, pomy艣la艂. Dlaczego ona si臋 tak zachowuje?

Jego jedyna c贸rka, imieniem Linda, mia艂a dziewi臋tna艣cie lat. Dop贸ki nie sko艅czy艂a pi臋tnastu, mieli bardzo dobry kontakt. To do niego, a聽nie do mamy przychodzi艂a zawsze z聽problemami, albo je艣li czego艣 bardzo chcia艂a, a聽nie mia艂a odwagi poprosi膰 matki. Patrzy艂, jak si臋 zmienia z聽kanciastego podlotka w聽m艂od膮 kobiet臋 o聽wyzywaj膮cej urodzie. Dop贸ki nie sko艅czy艂a pi臋tnastego roku 偶ycia, nie dawa艂a po sobie pozna膰, 偶e nosi w聽duszy tajemnicze demony, kt贸re kiedy艣 zawiod膮 j膮 na pe艂ne zagadek manowce.

Pewnego wiosennego dnia, wkr贸tce po pi臋tnastych urodzinach, nagle, bez ostrze偶enia, pr贸bowa艂a pope艂ni膰 samob贸jstwo. Zdarzy艂o si臋 to w聽kt贸r膮艣 sobot臋 po po艂udniu. Kurt Wallander naprawia艂 jedno z聽ogrodowych krzese艂, a聽jego 偶ona my艂a okno. On od艂o偶y艂 m艂otek i聽wszed艂 do domu, ogarni臋ty nag艂ym niepokojem. Linda le偶a艂a na 艂贸偶ku w聽swoim pokoju, 偶yletk膮 podci臋艂a sobie nadgarstki i聽gard艂o. Potem, kiedy ju偶 najgorsze min臋艂o, lekarze powiedzieli mu, 偶e by艂aby umar艂a, gdyby nie wszed艂 wtedy do domu i聽nie zachowa艂 na tyle zimnej krwi, by za艂o偶y膰 jej opatrunki uciskowe.

Szok w艂a艣ciwie nigdy nie min膮艂. Kontakt mi臋dzy nim a聽Lind膮 zosta艂 zerwany. Ona jakby si臋 wycofa艂a, a聽on nigdy nie zdo艂a艂 poj膮膰, co mog艂o j膮 pchn膮膰 do pr贸by samob贸jczej. Linda sko艅czy艂a szko艂臋, podejmowa艂a jakie艣 przypadkowe prace, ale zdarza艂o si臋, 偶e znika艂a na d艂ugie okresy. W聽dw贸ch przypadkach 偶ona zmusi艂a go, by zg艂osi艂 c贸rk臋 jako zaginion膮. Koledzy mogli widzie膰 jego b贸l, kiedy c贸rka sta艂a si臋 obiektem poszukiwa艅. Pewnego dnia jednak wraca艂a i聽wystarczy艂o ukradkiem przeszuka膰 jej kieszenie i聽obejrze膰 paszport, by odtworzy膰 tras臋 podr贸偶y, kt贸re odby艂a.

Do cholery, my艣la艂. Dlaczego si臋 nie zatrzymasz? Dlaczego nie zmienisz trybu 偶ycia?

Telefon zadzwoni艂 ponownie i聽Kurt Wallander chwyci艂 s艂uchawk臋.

- Tu tata - powiedzia艂 bez zastanowienia.

- O聽co ci chodzi? - us艂ysza艂 g艂os swego ojca. - Dlaczego przedstawiasz si臋 jako tata? My艣la艂em, 偶e jeste艣 policjantem.

- Akurat teraz nie mog臋 rozmawia膰. M贸g艂by艣 zadzwoni膰 p贸藕niej?

- Ach tak? Nie mo偶esz? A聽co ci w聽tym przeszkadza?

- Dzisiaj rano sta艂o si臋 co艣 bardzo powa偶nego. Ja sam nied艂ugo do ciebie zatelefonuj臋.

- I聽co takiego si臋 sta艂o?

Jego s臋dziwy ojciec telefonowa艂 do niego niemal codziennie. Wielokrotnie Kurt Wallander zostawia艂 w聽centrali wiadomo艣膰, 偶eby nie 艂膮czy膰 rozm贸w ojca. Starszy pan zdo艂a艂 go jednak przejrze膰, przedstawia艂 si臋 jako kto艣 inny albo zmienia艂 g艂os, 偶eby oszuka膰 telefonistki.

Kurt Wallander widzia艂 tylko jedn膮 mo偶liwo艣膰, by unikn膮膰 rozmowy z聽ojcem.

- B臋d臋 u聽ciebie dzisiaj wieczorem - powiedzia艂. - Wtedy pogadamy.

Ojciec bardzo niech臋tnie da艂 si臋 sp艂awi膰.

- W聽takim razie o聽si贸dmej - mrukn膮艂. - Wtedy b臋d臋 mia艂 czas, 偶eby ci臋 przyj膮膰.

- Przyjad臋 o聽si贸dmej. Cze艣膰.

Od艂o偶y艂 s艂uchawk臋 i聽zablokowa艂 telefon, 偶eby nie 艂膮czono ju偶 wi臋cej rozm贸w.

Zaniepokojony pomy艣la艂, 偶e powinien wzi膮膰 samoch贸d i聽pojecha膰 na dworzec poszuka膰 c贸rki. Powinien z聽ni膮 porozmawia膰, spr贸bowa膰 nawi膮za膰 ponownie kontakt zerwany w聽tak niezrozumia艂y spos贸b. Ale z聽drugiej strony wiedzia艂 te偶, 偶e lepiej tego nie robi膰. Nie m贸g艂 ryzykowa膰, 偶e c贸rka ucieknie od niego na zawsze.

Drzwi si臋 otworzy艂y i聽Naslund wsun膮艂 g艂ow臋 do pokoju.

- Hej - powiedzia艂. - Czy mog臋 go teraz przyprowadzi膰?

- Przyprowadzi膰 kogo? Naslund spojrza艂 na zegarek.

- Jest dziewi膮ta - odpar艂. - Wczoraj m贸wi艂e艣, 偶e o聽tej porze chcia艂by艣 mie膰 Klasa Mansona na przes艂uchanie.

- Jakiego Mansona?

Naslund przygl膮da艂 mu si臋 zdumiony.

- Tego, co okrad艂 sklep przy 脰sterleden. Zapomnia艂e艣 o聽nim?

W tej chwili sobie przypomnia艂, a聽jednocze艣nie zda艂 sobie spraw臋 z聽tego, 偶e Naslund jeszcze nie wie o聽morderstwie, kt贸rego dokonano w聽nocy.

- B臋dziesz musia艂 przej膮膰 tego Mansona - powiedzia艂.

- Dzisiaj w聽nocy w聽Lenarp mieli艣my morderstwo. Mo偶e nawet podw贸jne. Starsze ma艂偶e艅stwo. B臋dziesz musia艂 przej膮膰 Mansona. Ale teraz od艂贸偶 t臋 spraw臋. Przede wszystkim trzeba si臋 skoncentrowa膰 na dochodzeniu w聽Lenarp.

- Adwokat Mansona ju偶 przyszed艂 - westchn膮艂 Naslund.

- Je偶eli go odprawi臋, narobi wrzasku.

- No to przeprowad藕 jakie艣 wst臋pne przes艂uchanie. Je艣li adwokat si臋 w艣cieknie, to trudno. Zwo艂aj na dziesi膮t膮 zebranie w聽moim pokoju. Wszyscy maj膮 by膰 obecni.

Uprz膮tn膮艂 z聽biurka stosy papier贸w, podar艂 kilka kupon贸w totolotka, kt贸rych jeszcze nie zd膮偶y艂 wype艂ni膰, poszed艂 do pokoju jadalnego i聽nala艂 sobie kubek kawy.

O dziesi膮tej wszyscy spotkali si臋 w聽jego pokoju. Rydberg, wezwany z聽miejsca przest臋pstwa, siedzia艂 na chwiejnym krze艣le przy oknie. Stoj膮cy i聽siedz膮cy policjanci wype艂nili pomieszczenie, w聽sumie by艂o ich siedmiu. Wallander dzwoni艂 do szpitala i聽dowiedzia艂 si臋, 偶e stan starej kobiety jest wci膮偶 krytyczny.

Potem przedstawi艂 zebranym, co si臋 sta艂o.

- To wygl膮da艂o du偶o gorzej, ni偶 mogliby艣cie sobie wyobrazi膰, prawda, Rydberg?

- Zgadza si臋 - odpar艂 tamten. - Jak w聽ameryka艅skim filmie. Nawet czu膰 by艂o zapach krwi, cho膰 przecie偶 na og贸l tak nie bywa.

- Musimy z艂apa膰 tych, kt贸rzy to zrobili - zako艅czy艂 Kurt Wallander swoje wyst膮pienie. - Nie wolno dopu艣ci膰, by tacy dranie chodzili na wolno艣ci.

W pokoju panowa艂a cisza. Rydberg b臋bni艂 palcami po oparciu krzes艂a. Na korytarzu za drzwiami rozleg艂 si臋 艣miech kobiety.

Kurt Wallander rozejrza艂 si臋 po pokoju. Znajdowali si臋 tu wszyscy jego wsp贸艂pracownicy. Nikt z聽nich nie by艂 mu szczeg贸lnie bliski. Ale stanowili zesp贸艂.

- No - powiedzia艂. - To co robimy? Powinni艣my zaczyna膰.

By艂o za dwadzie艣cia jedenasta.

3

Za pi臋tna艣cie czwarta Kurt Wallander zda艂 sobie spraw臋, 偶e jest g艂odny. Lunchu w聽ci膮gu dnia zje艣膰 nie zd膮偶y艂. Po zako艅czeniu zebrania zaj膮艂 si臋 organizowaniem po艣cigu za mordercami z聽Lenarp. Wci膮偶 my艣la艂 o聽mordercach w聽liczbie mnogiej; mia艂 przeczucie, 偶e by艂o ich wi臋cej ni偶 jeden. Nie potrafi艂 sobie wyobrazi膰, 偶e jeden cz艂owiek m贸g艂by urz膮dzi膰 tak膮 krwaw膮 艂a藕ni臋.

Na dworze by艂o ju偶 ciemno, kiedy usiad艂 w聽fotelu przy swoim biurku, by podj膮膰 pr贸b臋 sformu艂owania komunikatu dla prasy. Na blacie biurka znajdowa艂o si臋 mn贸stwo kartek informuj膮cych o聽telefonach, kt贸re przynios艂a tu jedna z聽pracownic centrali. Po bezskutecznym poszukiwaniu wiadomo艣ci od c贸rki zgarn膮艂 wszystkie kartki i聽w艂o偶y艂 do pojemnika z聽przychodz膮c膮 poczt膮. Chcia艂 unikn膮膰 stania twarz膮 w聽twarz z聽dziennikarzami i聽kamerami telewizyjnymi po to tylko, by powiedzie膰, 偶e policja nie natrafi艂a dot膮d na 艣lad przest臋pc贸w, kt贸rzy dokonali brutalnego morderstwa na starym rolniku, scedowa艂 wi臋c ten obowi膮zek na Rydberga. Komunikat dla prasy musia艂 jednak napisa膰 sam. Wyj膮艂 z聽szuflady biurka kilka arkuszy papieru. Ale co takiego mia艂 napisa膰? Rezultatem pracy ca艂ego dnia by艂o mn贸stwo znak贸w zapytania.

By艂 to r贸wnie偶 dzie艅 oczekiwania. Na oddziale intensywnej opieki medycznej le偶a艂a stara kobieta, kt贸ra przetrwa艂a duszenie sznurem i聽teraz walczy艂a o聽偶ycie.

Czy kiedykolwiek si臋 dowiedz膮, co nieszcz臋sna kobieta widzia艂a tej strasznej nocy w聽samotnej zagrodzie? Czy te偶 umrze, zanim zd膮偶y cokolwiek wyzna膰?

Kurt Wallander patrzy艂 przez okno, w聽ciemno艣膰.

Zamiast komunikatu dla prasy zacz膮艂 pisa膰 podsumowanie, co uda艂o im si臋 zrobi膰 w聽ci膮gu dnia i聽na czym policja mog艂aby si臋 w聽dalszej pracy opiera膰.

Nic takiego nie ma, pomy艣la艂, kiedy sko艅czy艂. Dwoje starych ludzi, niemaj膮cych wrog贸w, nieposiadaj膮cych 偶adnych schowanych pieni臋dzy, zosta艂o brutalnie napadni臋tych, poddanych torturom. S膮siedzi nie s艂yszeli nic. Dopiero kiedy napastnicy ju偶 si臋 oddalili, zorientowali si臋, 偶e okno w聽kuchni zosta艂o wybite, i聽us艂yszeli wo艂ania staruszki o聽pomoc. Rydberg na razie 偶adnych 艣lad贸w na miejscu zbrodni nie znalaz艂. To wszystko.

Starzy ludzie mieszkaj膮cy w聽po艂o偶onych na uboczu zagrodach zawsze s膮 nara偶eni na napady rabunkowe. Bywaj膮 wi膮zani, bici, niekiedy mordowani.

Ale tutaj mamy do czynienia z聽czym艣 innym, my艣la艂 Kurt Wallander. Ta p臋tla na szyi opowiada ponur膮 histori臋 o聽stawianiu oporu i聽o聽nienawi艣ci, mo偶e te偶 o聽zem艣cie.

W tym zaj艣ciu by艂o co艣, co odr贸偶nia艂o je od innych.

A teraz pozostawa艂o tylko mie膰 nadziej臋. Liczne patrole policyjne przepytywa艂y przez ca艂y dzie艅 mieszka艅c贸w Lenarp. Mo偶e kto艣 co艣 widzia艂? Cz臋sto napady na starych ludzi mieszkaj膮cych samotnie poprzedzane s膮 przez przest臋pc贸w rozpoznaniem terenu. Mo偶e wi臋c Rydberg mimo wszystko znajdzie jakie艣 wskaz贸wki na miejscu przest臋pstwa?

Kurt Wallander spojrza艂 na zegarek.

Kiedy telefonowa艂 po raz ostatni do szpitala? Czterdzie艣ci pi臋膰 minut temu? Godzin臋?

Postanowi艂 zaczeka膰, a偶 sko艅czy ten nieszcz臋sny komunikat dla prasy.

W艂o偶y艂 na uszy s艂uchawki swojego ma艂ego magnetofonu i聽w艂膮czy艂 kaset臋 z聽Jussi Bj枚rling. Trzeszcz膮ce d藕wi臋ki nagrania z聽lat trzydziestych nie zdo艂a艂y zag艂uszy膰 艣wietnej muzyki Rigoletta.

Komunikat dla prasy zawiera艂 osiem linijek tekstu. Kurt Wallander poszed艂 do jednej z聽sekretarek, poprosi艂 j膮, by przepisa艂a to na maszynie i聽skopiowa艂a w聽odpowiedniej liczbie egzemplarzy. Przy okazji przeczyta艂 ankiet臋, kt贸ra mia艂a by膰 rozes艂ana do mieszka艅c贸w Lenarp i聽okolicy. Czy widziano co艣 niezwyk艂ego? Co艣, co mo偶na by 艂膮czy膰 z聽brutalnym napadem? Nie mia艂 wielkiego zaufania do takich ankiet, raczej nie wierzy艂, by na podstawie odpowiedzi da艂o si臋 sformu艂owa膰 jakie艣 wnioski. Wiedzia艂 natomiast, 偶e telefony b臋d膮 dzwoni膰 nieprzerwanie i聽偶e dw贸ch policjant贸w b臋dzie musia艂o przez ca艂y dzie艅 wys艂uchiwa膰 informacji pozbawionych znaczenia.

Mimo wszystko trzeba to zrobi膰, my艣la艂. Mimo wszystko musimy si臋 dowiedzie膰, czy nikt niczego nie widzia艂.

Wr贸ci艂 do swojego pokoju i聽ponownie zadzwoni艂 do szpitala. Tam jednak nic nie uleg艂o zmianie. Stara kobieta wci膮偶 walczy艂a o聽偶ycie.

W艂a艣nie od艂o偶y艂 s艂uchawk臋, gdy do pokoju wszed艂 Naslund.

- Mia艂em racj臋 - powiedzia艂.

- Racj臋?

- Adwokat Mansona by艂 w艣ciek艂y. Kurt Wallander wzruszy艂 ramionami.

- Prze偶yjemy to.

Naslund potar艂 czo艂o i聽zapyta艂, jak si臋 sprawy maj膮.

- Na razie nic. Ruszyli艣my ze 艣ledztwem, to wszystko.

- Widzia艂em, 偶e przyszed艂 protok贸艂 z聽medycyny s膮dowej. Wallander zmarszczy艂 brwi.

- Dlaczego ja go nie dosta艂em?

- Le偶y u聽Hanssona.

- Do diab艂a, przecie偶 nie powinien tam le偶e膰!

Kurt Wallander wsta艂 i聽wyszed艂 na korytarz. Zawsze to samo, my艣la艂. Papier nigdy nie trafia tam, gdzie powinien. Mimo 偶e coraz staranniej notowano wszystko z聽datami i聽godzinami, to i聽tak wa偶ne papiery mia艂y zwyczaj trafia膰 nie tam, gdzie trzeba.

Hansson rozmawia艂 przez telefon, kiedy Wallander zapuka艂 i聽wszed艂. Spostrzeg艂, 偶e biurko Hanssona zas艂ane jest 藕le ukrywanymi kuponami wy艣cigowymi i聽programami gonitw w聽ca艂ym kraju. W聽siedzibie policji by艂o tajemnic膮 poliszynela, 偶e Hansson wi臋kszo艣膰 czasu pracy sp臋dza na dzwonieniu do r贸偶nych trener贸w koni wy艣cigowych w聽kraju i聽wyb艂agiwaniu informacji, kt贸re konie nale偶y obstawia膰. Wieczory natomiast po艣wi臋ca艂 na wymy艣lanie przebieg艂ych system贸w typowania, kt贸re mia艂yby mu gwarantowa膰 wielkie wygrane. Kr膮偶y艂y te偶 pog艂oski, 偶e w聽kilku przypadkach rzeczywi艣cie zgarn膮艂 spor膮 sum臋. Nic pewnego jednak nikt nie wiedzia艂. A聽Hansson raczej nie prowadzi艂 偶ycia na szerokiej stopie.

Kiedy Kurt Wallander wszed艂, Hansson zas艂oni艂 s艂uchawk臋 r臋k膮.

- Protok贸艂 z聽medycyny s膮dowej - powiedzia艂 Wallander.

- Masz go?

Hansson stara艂 si臋 schowa膰 program wy艣cig贸w w聽Jagersro.

- W艂a艣nie mia艂em ci go przynie艣膰.

- Numer cztery w聽si贸dmej gonitwie to pewny zwyci臋zca - powiedzia艂 Kurt Wallander, bior膮c z聽biurka plastikow膮 teczk臋.

- Co chcesz przez to powiedzie膰?

- W艂a艣nie to. 呕e to pewny zwyci臋zca.

Zostawiaj膮c Hanssona z聽rozdziawionymi ustami, Wallander wyszed艂. Na korytarzu spojrza艂 na zegar i聽stwierdzi艂,

偶e do spotkania z聽pras膮 pozosta艂o jeszcze p贸艂 godziny. Wr贸ci艂 wi臋c do swojego pokoju i聽dok艂adnie przeczyta艂 protok贸艂 lekarski.

Brutalno艣膰 morderstwa sta艂a si臋, je艣li to mo偶liwe, jeszcze bardziej szokuj膮ca ni偶 rankiem, kiedy przyjecha艂 do Lenarp.

Przy wst臋pnym badaniu lekarz nie potrafi艂 stwierdzi膰, co by艂o bezpo艣redni膮 przyczyn膮 艣mierci.

Mia艂 po prostu zbyt wiele mo偶liwo艣ci do wyboru.

Na ciele znajdowa艂o si臋 osiem g艂臋bokich ci臋膰 czy te偶 ran k艂utych, zadanych jakim艣 ostrym narz臋dziem. Lekarz sk艂onny by艂 przypuszcza膰, 偶e to rany k艂ute. Ponadto prawa ko艣膰 udowa zosta艂a z艂amana. Podobnie lewe rami臋 i聽nadgarstek. Cia艂o nosi艂o 艣lady oparze艅, j膮dra by艂y opuchni臋te, a聽ko艣膰 czo艂owa wgnieciona. Bezpo艣redniej przyczyny 艣mierci jeszcze nie ustalono.

Do oficjalnego protoko艂u lekarz do艂膮czy艂 notatk臋.

„To jakie艣 szale艅stwo - pisa艂. - Ten cz艂owiek zosta艂 poddany takiej przemocy, 偶e wystarczy艂oby na odebranie 偶ycia czterem lub pi臋ciu osobom”.

Kurt Wallander od艂o偶y艂 protok贸艂.

Czu艂 si臋 okropnie.

Co艣 mu si臋 w聽tym nie zgadza艂o.

W艂amywacze napadaj膮cy na starsze osoby na og贸艂 nie kieruj膮 si臋 nienawi艣ci膮. Oni szukaj膮 pieni臋dzy.

Sk膮d ta potworna przemoc?

Kiedy stwierdzi艂, 偶e sam sobie nie potrafi udzieli膰 na to odpowiedzi, jeszcze raz przeczyta艂 podsumowanie, kt贸re dopiero co napisa艂. Czy o聽czym艣 nie zapomnia艂? Czy nie przeoczy艂 jakiego艣 szczeg贸艂u, kt贸ry potem mo偶e si臋 okaza膰 istotny? Nawet je艣li dochodzenie policyjne jest przewa偶nie cierpliwym szukaniem fakt贸w, kt贸re dadz膮 si臋 ze sob膮 po艂膮czy膰, to on wiedzia艂 z聽do艣wiadczenia, 偶e pierwsze wra偶enie z聽miejsca przest臋pstwa r贸wnie偶 bywa wa偶ne. Zw艂aszcza je艣li policjant znalaz艂 si臋 tam jako jeden z聽pierwszych i聽nied艂ugo po pope艂nieniu przest臋pstwa.

W podsumowaniu, kt贸re napisa艂, by艂o co艣, co kaza艂o mu si臋 zastanowi膰: czy mimo wszystko nie zapomnia艂 o聽jakim艣 detalu?

D艂ugo tak siedzia艂, nie maj膮c poj臋cia, co by to mog艂o by膰.

Maszynistka przynios艂a przepisan膮 na czysto i聽skopiowan膮 notatk臋. W聽drodze na konferencj臋 prasow膮 wst膮pi艂 do toalety i聽tam spojrza艂 na siebie w聽lustrze. Stwierdzi艂, 偶e powinien si臋 ostrzyc. Ciemne w艂osy zaczyna艂y mu opada膰 na uszy. I聽powinien troch臋 schudn膮膰. W聽ci膮gu tych trzech miesi臋cy, od kiedy nagle opu艣ci艂a go 偶ona, przyty艂 siedem kilogram贸w. W聽swojej niezno艣nej samotno艣ci jada艂 wy艂膮cznie w聽barach szybkiej obs艂ugi, przewa偶nie pizz臋, t艂uste hamburgery i聽dro偶d偶贸wki.

- Ty t艂usty idioto - powiedzia艂 g艂o艣no sam do siebie. - Naprawd臋 chcesz wygl膮da膰 jak zgnu艣nia艂y stary dziad?

Postanowi艂 natychmiast zmieni膰 zwyczaje 偶ywieniowe. Gdyby to by艂o konieczne dla odzyskania figury, got贸w by艂 r贸wnie偶 rozwa偶y膰, czyby nie wr贸ci膰 do papieros贸w.

Zastanawia艂 si臋, jak to si臋 dzieje, 偶e praktycznie wszyscy policjanci s膮 rozwiedzeni. 呕e 偶ony policjant贸w porzucaj膮 swoich m臋偶贸w. Kiedy艣, czytaj膮c jaki艣 krymina艂, stwierdzi艂 z聽westchnieniem, 偶e wsz臋dzie jest tak samo 藕le.

Policjanci s膮 rozwodnikami. Koniec kropka...

Pok贸j, w聽kt贸rym mia艂a si臋 odby膰 konferencja prasowa, by艂 pe艂en ludzi. Wi臋kszo艣膰 to znajomi dziennikarze. Zauwa偶y艂 jednak r贸wnie偶 kilka obcych twarzy, a聽jaka艣 dziewczyna z聽pryszczami na policzkach, ustawiaj膮c sw贸j skrzecz膮cy magnetofon, rzuca艂a mu kokieteryjne spojrzenia.

Kurt Wallander rozda艂 sw贸j lakoniczny komunikat i聽usiad艂 na niewielkim podwy偶szeniu. W艂a艣ciwie komendant policji w聽Ystad te偶 powinien by膰 tu obecny, on jednak znajdowa艂 si臋 w艂a艣nie na urlopie w聽Hiszpanii. Rydberg obieca艂, 偶e przyjdzie, jak tylko sko艅czy z聽telewizj膮. Tymczasem jednak Kurt Wallander by艂 sam.

- Komunikat pa艅stwo otrzymali - zacz膮艂. - I聽w聽tej chwili nie mam wiele wi臋cej do powiedzenia.

- Mo偶na jedno pytanie? - zg艂osi艂 si臋 dziennikarz, w聽kt贸rym Kurt Wallander rozpozna艂 lokalnego korespondenta gazety „Arbetet”.

- Po to tu jestem - odpar艂.

- Je艣li mia艂bym szczerze wyrazi膰, co o聽tym my艣l臋, tobym powiedzia艂, 偶e to jest po prostu bardzo kiepski komunikat - oznajmi艂 dziennikarz. - Musi nam pan jednak powiedzie膰 co艣 wi臋cej.

- Nie natrafili艣my na 偶aden 艣lad przest臋pc贸w - odpar艂 Kurt Wallander.

- A聽zatem jest ich wi臋cej ni偶 jeden?

- Prawdopodobnie.

- Dlaczego tak uwa偶acie?

- Tak uwa偶amy. Ale nie wiemy tego na pewno. Dziennikarz skrzywi艂 si臋, a聽Kurt Wallander skin膮艂 g艂ow膮 do innego, kt贸rego r贸wnie偶 zna艂.

- Jak ten cz艂owiek zosta艂 u艣miercony?

- W聽wyniku przemocy z聽zewn膮trz.

- To mo偶e oznacza膰 mn贸stwo r贸偶nych rzeczy.

- Wci膮偶 nie wiemy nic pewnego. Lekarze s膮dowi nie zako艅czyli jeszcze badania. To mo偶e potrwa膰 kilka dni.

Dziennikarz mia艂 jeszcze wiele pyta艅, ale przerwa艂a mu pryszczata dziewczyna z聽magnetofonem. Nalepka na mikrofonie informowa艂a, 偶e dziewczyna reprezentuje lokalne radio.

- Co napastnicy zabrali?

- Jeszcze nie wiemy - odpar艂 Kurt Wallander. - Nie wiemy nawet, czy to by艂 napad rabunkowy.

- A聽co innego mog艂oby to by膰?

- Tego nie wiemy.

- Czy jest co艣, co mog艂oby 艣wiadczy膰, 偶e to nie by艂 napad rabunkowy?

- Nie.

Wallander zda艂 sobie spraw臋, 偶e si臋 poci w聽tym zat艂oczonym pomieszczeniu. Przypomnia艂 sobie, jak marzy艂 jako m艂ody policjant o聽tym, by prowadzi膰 konferencje prasowe. Ale w聽jego marzeniach nigdy nie by艂o tak t艂oczno, 偶eby musia艂 si臋 poci膰.

- Zada艂em panu pytanie - us艂ysza艂 g艂os jednego z聽dziennikarzy stoj膮cych z聽ty艂u.

- Ale ja nie us艂ysza艂em - powiedzia艂 Kurt Wallander.

- Czy policja przywi膮zuje du偶膮 wag臋 do tego przest臋pstwa? - spyta艂 dziennikarz.

Wallander by艂 zaskoczony pytaniem.

- Naturalnie, 偶e zale偶y nam na ustaleniu, kto i聽dlaczego dopu艣ci艂 si臋 tego morderstwa - odpowiedzia艂. - Dlaczego mia艂oby by膰 inaczej?

- Czy za偶膮dacie specjalnych 艣rodk贸w?

- Za wcze艣nie o聽tym m贸wi膰. Mamy, rzecz jasna, nadziej臋 na szybkie wyja艣nienie sprawy. W聽dalszym ci膮gu nie bardzo rozumiem pytanie.

Dziennikarz, bardzo m艂ody cz艂owiek w聽grubych okularach, przecisn膮艂 si臋 do przodu. Kurt Wallander nigdy przedtem go nie widzia艂.

- Chcia艂em tylko wyja艣ni膰, 偶e moim zdaniem dzisiaj w聽Szwecji nikt si臋 ju偶 nie troszczy o聽starych ludzi.

- Owszem, my si臋 troszczymy - odpar艂 Kurt Wallander. - I聽zrobimy wszystko, by z艂apa膰 morderc贸w. W聽Skanii 偶yje wielu starych samotnych ludzi w聽zagrodach po艂o偶onych na uboczu. Przynajmniej oni powinni by膰 pewni, 偶e robimy, co w聽naszej mocy.

Wsta艂.

- B臋dziemy pa艅stwa informowa膰, jak zdob臋dziemy wi臋cej danych - doda艂. - Dzi臋kuj臋 za przybycie.

Dziewczyna z聽lokalnego radia zast膮pi艂a mu drog臋 do drzwi.

- Nie mam nic wi臋cej do dodania - rzek艂.

- Ja znam pa艅sk膮 c贸rk臋, Lind臋 - powiedzia艂a dziewczyna. Kurt Wallander si臋 zatrzyma艂.

- Naprawd臋? - spyta艂. - Sk膮d?

- Czasami si臋 spotyka艂y艣my. To tu, to tam.

Kurt Wallander pr贸bowa艂 sobie przypomnie膰, czy ju偶 j膮 kiedy艣 widzia艂. Mo偶e chodzi艂a z聽Lind膮 do szko艂y? Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮, jakby czyta艂a w聽jego my艣lach.

- My艣my si臋 nigdy nie spotkali. Nie mo偶e mnie pan zna膰. My z聽Lind膮 wpad艂y艣my na siebie w聽Malm枚.

- Ach, tak - powiedzia艂 Wallander. - No to bardzo mi mi艂o.

- Ja j膮 strasznie lubi臋. Czy mog臋 panu teraz zada膰 par臋 pyta艅?

Kurt Wallander powt贸rzy艂 do jej mikrofonu to, co ju偶 przedtem m贸wi艂. Najch臋tniej porozmawia艂by z聽ni膮 o聽Lindzie, ale nie zdoby艂 si臋 na tyle odwagi.

- Prosz臋 j膮 ode mnie pozdrowi膰 - powiedzia艂a dziennikarka, pakuj膮c sw贸j magnetofon. - Od Cathrin. Albo od Cattis.

- Dzi臋kuj臋 - odpar艂 Kurt Wallander. - Pozdrowi臋. Na pewno.

Kiedy wr贸ci艂 do swojego pokoju, poczu艂, 偶e go ssie w聽偶o艂膮dku. Nie wiedzia艂 tylko, czy to g艂贸d, czy zdenerwowanie.

Powinienem przyhamowa膰, pomy艣la艂. Musz臋 przyj膮膰 do wiadomo艣ci, 偶e 偶ona mnie rzuci艂a. Musz臋 przyj膮膰 do wiadomo艣ci, 偶e mog臋 jedynie czeka膰, a偶 Linda sama nawi膮偶e ze mn膮 kontakt, nic innego zrobi膰 nie mog臋. Musz臋 w聽ko艅cu przyj膮膰 do wiadomo艣ci, 偶e 偶ycie jest takie, jakie jest...

Kr贸tko po sz贸stej policjanci zebrali si臋 ponownie. Ze szpitala 偶adnych nowych wiadomo艣ci nie by艂o. Kurt Wallander pospiesznie ustali艂 plan nocnych dy偶ur贸w przy chorej.

- Czy to konieczne? - spyta艂 Hansson. - Zostaw tam po prostu dobry magnetofon, a聽ka偶da piel臋gniarka go w艂膮czy, gdyby babcia si臋 obudzi艂a.

- To jest konieczne - burkn膮艂 Kurt Wallander. - Ja sam bior臋 zmian臋 od p贸艂nocy do sz贸stej. S膮 ochotnicy na wcze艣niejsz膮?

Zg艂osi艂 si臋 Rydberg.

- Mog臋 r贸wnie dobrze siedzie膰 w聽szpitalu jak gdzie indziej - powiedzia艂.

Kurt Wallander rozejrza艂 si臋 wok贸艂. W聽艣wietle neonowej lampy pod sufitem wszyscy wygl膮dali anemicznie.

- Doszli艣my do czego艣? - spyta艂.

- Zako艅czyli艣my przes艂uchania w聽Lenarp - poinformowa艂 Peters, kieruj膮cy tymi pracami. - Wszyscy mieszka艅cy twierdz膮, 偶e niczego nie widzieli. Ale zwykle trwa par臋 dni, zanim ludzie si臋 namy艣l膮. To w聽og贸le cholernie nieprzyjemna sytuacja. Prawie sami starcy. I聽jedna przera偶ona m艂oda rodzina polska, kt贸ra najwyra藕niej przebywa tu nielegalnie. Na razie da艂em im spok贸j, pogadamy jutro.

Kurt Wallander skin膮艂 g艂ow膮 i聽spojrza艂 na Rydberga.

- Znale藕li艣my mn贸stwo odcisk贸w palc贸w - powiedzia艂 Rydberg. - Mo偶e to co艣 da. Chocia偶 w膮tpi臋. Najbardziej z聽tego wszystkiego interesuje mnie w臋ze艂.

Kurt Wallander przyjrza艂 mu si臋 badawczo.

- W臋ze艂?

- Tak. W臋ze艂 na p臋tli.

- A聽co w聽nim szczeg贸lnego?

- No wi臋c jest jaki艣 dziwny. Nigdy przedtem takiego w臋z艂a nie widzia艂em.

- A聽widzia艂e艣 ju偶 kiedy艣 p臋tl臋? - spyta艂 Hansson, kt贸ry niecierpliwie przest臋powa艂 przy drzwiach z聽nogi na nog臋, bo chcia艂 jak najpr臋dzej wyj艣膰.

- Widzia艂em - odpar艂 Rydberg. - Pewnie, 偶e widzia艂em. Zobaczymy, co nam ten w臋ze艂 da.

Kurt Wallander wiedzia艂, 偶e Rydberg wi臋cej wyjawi膰 nie chce. Skoro jednak w臋ze艂 go interesuje, to z聽pewno艣ci膮 mo偶e mie膰 znaczenie.

- Jutro wcze艣nie rano jeszcze raz pojad臋 do s膮siad贸w - poinformowa艂 Wallander. - A聽w艂a艣nie, czy skontaktowali艣my si臋 ju偶 z聽dzie膰mi L枚vgren贸w?

- Martinsson pr贸buje - odpar艂 Hansson.

- Przecie偶 Martinsson by艂 w聽szpitalu! - zdziwi艂 si臋 Wallander.

- Svedberg go zmieni艂.

- To gdzie, u聽diab艂a, podziewa si臋 teraz Martinsson?

Tego akurat nikt nie wiedzia艂. Kurt Wallander zadzwoni艂 do dy偶urnego i聽uzyska艂 informacj臋, 偶e Martinsson wyszed艂 godzin臋 temu.

- Dzwo艅cie do domu - poleci艂 Wallander. Potem spojrza艂 na zegarek.

- Kolejne zebranie jutro o聽wp贸艂 do dziesi膮tej - powiedzia艂. - A聽tymczasem dzi臋kuj臋 za dzisiaj i聽do zobaczenia.

By艂 ju偶 od jakiego艣 czasu sam w聽pokoju, gdy dy偶urny po艂膮czy艂 go z聽Martinssonem.

- Przepraszam - t艂umaczy艂 si臋 policjant. - Ale zapomnia艂em, 偶e mieli艣my si臋 spotka膰.

- Jak tam z聽dzie膰mi?

- Diabli wiedz膮, czy Rickard nie ma ospy.

- Ale ja si臋 pytam o聽dzieci L枚vgren贸w. Ich dwie c贸rki. Martinsson odpowiedzia艂 zdumiony:

- Nie dosta艂e艣 mojego meldunku?

- Niczego nie dosta艂em.

- Zostawi艂em jednej z聽dziewczyn w聽centrali telefonicznej.

- Zaraz sprawdz臋, ale najpierw mi powiedz.

- Jedna z聽c贸rek ma pi臋膰dziesi膮t lat i聽mieszka w聽Kanadzie. Gdzie艣 w聽Winnipeg. Ca艂kiem zapomnia艂em, 偶e u聽nich jest 艣rodek nocy, kiedy dzwoni艂em. Nie chcia艂a mi uwierzy膰. Dopiero gdy jej m膮偶 podszed艂 do telefonu, dotar艂o do nich, co si臋 sta艂o. Zreszt膮 jej m膮偶 te偶 jest policjantem. Taki prawdziwy kanadyjski policjant, je偶d偶膮cy konno. Jutro mamy si臋 jeszcze raz porozumie膰, ale ona naturalnie przyleci tutaj jak najszybciej. Z聽drug膮 c贸rk膮 by艂o wi臋cej k艂opotu, chocia偶 mieszka w聽Szwecji. Ma czterdzie艣ci siedem lat i聽jest bufetow膮 w聽Goteborgu, w聽Rubinie. W艂a艣nie teraz trenuje dru偶yn臋 pi艂ki r臋cznej i聽jest z聽nimi w聽Skien, w聽Norwegii. W聽tym Rubinie obiecali mi jednak, 偶e j膮 zawiadomi膮, co si臋 sta艂o. Informacj臋 o聽innych krewnych L枚vgren贸w zostawi艂em w聽centrali. Jest ich naprawd臋 du偶o, przewa偶nie mieszkaj膮 w聽Skanii. Wi臋kszo艣膰 pewnie odezwie si臋 jutro, jak przeczytaj膮 w聽gazetach.

- W聽porz膮dku - powiedzia艂 Kurt Wallander. - Czy m贸g艂by艣 mnie zmieni膰 w聽szpitalu, jutro o聽sz贸stej rano? Je艣li ona do tego czasu nie umrze.

- Przyjad臋 - zapewni艂 Martinsson. - Ale czy to na pewno dobrze, 偶e b臋dziesz tam siedzia艂 ca艂膮 noc?

- Dlaczego nie?

- Przecie偶 to ty masz prowadzi膰 艣ledztwo. Powiniene艣 by膰 wyspany.

- Jedn膮 noc jako艣 prze偶yj臋 - zako艅czy艂 Kurt Wallander i聽roz艂膮czy艂 si臋.

Siedzia艂 zupe艂nie bez ruchu i聽patrzy艂 przed siebie.

Czy my sobie z聽tym poradzimy? - my艣la艂.

A mo偶e oni maj膮 ju偶 zbyt wielk膮 przewag臋 nad nami?

W艂o偶y艂 p艂aszcz, zgasi艂 lamp臋 na biurku i聽opu艣ci艂 pok贸j. Korytarz prowadz膮cy do recepcji by艂 pusty. Kurt Wallander wsun膮艂 g艂ow臋 do szklanej kabiny dy偶uruj膮cej telefonistki, kt贸ra przegl膮da艂a gazet臋. Zda艂 sobie spraw臋, 偶e dziewczyna czyta program wy艣cig贸w. Czy teraz wszyscy graj膮 na wy艣cigach? - zdumia艂 si臋.

- Podobno Martinsson zostawi艂 dla mnie meldunek? - spyta艂.

Telefonistka, imieniem Ebba, kt贸ra pracowa艂a w聽policji od ponad trzydziestu lat, u艣miechn臋艂a si臋 przyja藕nie i聽wskaza艂a na lad臋.

- Mamy tutaj jedn膮 panienk臋 z聽po艣redniaka dla m艂odzie偶y - wyja艣ni艂a. - 艁adna i聽mi艂a, ale kompletnie niepoj臋tna. Pewnie zapomnia艂a ci to odda膰.

Wallander skin膮艂 g艂ow膮.

- Teraz wychodz臋 - powiedzia艂. - Przypuszczam, 偶e w聽domu b臋d臋 za par臋 godzin. Jakby si臋 co艣 sta艂o, to dzwo艅 do mojego ojca.

- Chodzi ci o聽t臋 star膮 kobiet臋 w聽szpitalu? - spyta艂a Ebba. Wallander znowu skin膮艂 g艂ow膮.

- Paskudna historia.

- Tak - przyzna艂. - Czasem si臋 zastanawiam, co to si臋 dzieje z聽tym krajem.

Gdy tylko przekroczy艂 pr贸g siedziby policji, lodowaty wiatr uderzy艂 w聽niego z聽wielk膮 si艂膮. By艂o przenikliwie zimno i聽musia艂 si臋 mocno pochyla膰, kiedy bieg艂 na parking do samochodu. 呕eby tylko nie zacz膮艂 pada膰 艣nieg, my艣la艂. Przynajmniej dop贸ki nie z艂apiemy tych drani z聽Lenarp.

Wsiad艂 do samochodu i聽d艂ugo grzeba艂 w聽kasetach, kt贸re trzyma艂 w聽podr臋cznym schowku. W聽ko艅cu wybra艂 Requiem Verdiego i聽w艂o偶y艂 kaset臋 do odtwarzacza. Kaza艂 sobie zamontowa膰 w聽samochodzie kosztowne g艂o艣niki i聽teraz pot臋偶ne tony zabrzmia艂y mu w聽uszach. Skr臋ci艂 w聽prawo i聽pojecha艂 Dragongatan w聽d贸艂 ku 脰sterleden. Suche li艣cie wirowa艂y nad jezdni膮, jaki艣 samotny cyklista peda艂owa艂 pod wiatr. Zegar w聽samochodzie wskazywa艂 sz贸st膮. Kurt Wallander znowu poczu艂, 偶e g艂贸d skr臋ca mu kiszki, i聽skierowa艂 samoch贸d w聽stron臋 baru przy stacji benzynowej OK. Zwyczaje 偶ywieniowe zaczn臋 zmienia膰 od jutra, pomy艣la艂. Bo je艣li przyjad臋 do ojca par臋 minut po si贸dmej, to us艂ysz臋, 偶e go zaniedbuj臋. Zjad艂 mn贸stwo hamburger贸w.

Poch艂ania艂 je tak szybko, 偶e dosta艂 rozstroju jelit.

Siedz膮c w聽toalecie, stwierdzi艂, 偶e powinien zmieni膰 kalesony.

Nagle poczu艂 ogromne zm臋czenie.

Wsta艂 dopiero, kiedy kto艣 zacz膮艂 si臋 gwa艂townie dobija膰 do drzwi.

Nabra艂 benzyny i聽pojecha艂 na wsch贸d, przez Sandskogen, gdzie skr臋ci艂 na drog臋 do Kasebergi. Jego ojciec mieszka艂 w聽ma艂ym domku, jakby porzuconym na polach mi臋dzy morzem a聽L枚derup.

By艂a za cztery si贸dma, kiedy skr臋ci艂 na podjazd przed domem.

Ten podjazd by艂 przyczyn膮 ostatnich i聽jak dotychczas najd艂u偶szych nieporozumie艅 Wallandera z聽ojcem. Dawniej podjazd by艂 pi臋knie wybrukowany kocimi 艂bami i聽贸w bruk znajdowa艂 si臋 tu przynajmniej tak d艂ugo, jak dom nale偶a艂 do rodziny. Ale nieoczekiwanie pewnego dnia ojciec wbi艂 sobie do g艂owy, 偶eby plac wysypa膰 grubym 偶wirem. A聽gdy Kurt Wallander protestowa艂, ojciec wpada艂 w聽furi臋.

- Nie potrzebuj臋 tu 偶adnego zarz膮dcy! - krzycza艂.

- Dlaczego chcesz zniszczy膰 taki pi臋kny kamienny bruk? - dopytywa艂 si臋 Kurt Wallander, po czym zaczynali si臋 k艂贸ci膰.

No i聽teraz bruk znajdowa艂 si臋 pod warstw膮 grubego 偶wiru, kt贸ry chrz臋艣ci艂 pod ko艂ami samochodu.

Zobaczy艂, 偶e 艣wieci si臋 w聽gospodarczej przybud贸wce.

Nast臋pnym razem mo偶e to by膰 m贸j ojciec, pomy艣la艂 nieoczekiwanie.

Ci, kt贸rzy morduj膮 przy 艣wietle ksi臋偶yca, mog膮 go sobie upatrzy膰 jako ofiar臋. I聽okra艣膰. Albo zabi膰.

Nikt nie us艂yszy jego wo艂ania o聽pomoc. Nie przy tym wietrze. I聽nie w聽domu, z聽kt贸rego jest co najmniej p贸艂 kilometra do najbli偶szego s膮siada. Te偶 zreszt膮 s臋dziwego starca.

Wys艂ucha艂 do ko艅ca Dies irae, zanim wysiad艂 z聽samochodu i聽rozprostowa艂 plecy.

Otworzy艂 drzwi i聽wszed艂 do przybud贸wki, kt贸ra s艂u偶y艂a ojcu za atelier. Tutaj malowa艂 swoje obrazy, kt贸rymi zajmowa艂 si臋 przez ca艂e 偶ycie.

Takie by艂o jedno z聽najwcze艣niejszych wspomnie艅 Kurta Wallandera. To, 偶e jego ojciec zawsze pachnia艂 farbami olejnymi i聽terpentyn膮. I聽偶e zawsze sta艂 przed sztalugami w聽granatowym kitlu i聽w聽gumowych butach z聽obci臋tymi cholewami.

Dopiero kiedy Kurt Wallander sko艅czy艂 sze艣膰 czy siedem lat, zauwa偶y艂, 偶e ojciec nie maluje ci膮gle tego samego obrazu.

Tylko 偶e motyw jest wci膮偶 ten sam i聽nigdy si臋 nie zmienia.

Ojciec malowa艂 melancholijny jesienny pejza偶 z聽g艂adkim jak lustro jeziorem, z聽pokrzywionym, pozbawionym li艣ci drzewem w聽tle i聽majacz膮cym daleko nad horyzontem 艂a艅cuchem g贸r, otoczonych chmurami, mieni膮cymi si臋 w聽nieprawdopodobnie jaskrawym blasku wieczornego s艂o艅ca.

Od czasu do czasu dodawa艂 g艂uszca, kt贸rego lokowa艂 na pie艅ku przy lewym brzegu obrazu.

W miar臋 regularnie ich dom odwiedzali panowie w聽eleganckich garniturach i聽z聽ci臋偶kimi z艂otymi sygnetami na palcach. Przyje偶d偶ali zardzewia艂ymi furgonetkami albo wspania艂ymi ameryka艅skimi limuzynami i聽kupowali obrazy, z聽g艂uszcami lub bez.

Tak wi臋c ojciec malowa艂 przez ca艂e 偶ycie jeden i聽ten sam motyw. Z聽jego obraz贸w, sprzedawanych na targach lub aukcjach, rodzina czerpa艂a 艣rodki do 偶ycia.

Mieszkali w聽Klagshamn pod Malm枚, w聽starej przebudowanej ku藕ni. Tam Kurt Wallander i聽jego siostra Kristina dorastali, a聽ich dzieci艅stwo by艂o przesycone md艂ym zapachem terpentyny.

Dopiero kiedy ojciec owdowia艂, sprzeda艂 ku藕ni臋 i聽przeprowadzi艂 si臋 na wie艣. Kurt Wallander nigdy w艂a艣ciwie nie zrozumia艂 dlaczego, poniewa偶 ojciec nieustannie skar偶y艂 si臋 na samotno艣膰.

Kurt Wallander otworzy艂 drzwi do przybud贸wki i聽zobaczy艂, 偶e ojciec pracuje nad obrazem, na kt贸rym g艂uszca nie b臋dzie. W艂a艣nie teraz malowa艂 drzewo w聽tle. Wymamrota艂 jakie艣 pozdrowienie, nie przestaj膮c maza膰 p臋dzlem.

Kurt Wallander nala艂 sobie kawy z聽brudnego dzbanka stoj膮cego na kopc膮cej maszynce spirytusowej.

Popatrzy艂 na swojego ojca, kt贸ry mia艂 blisko osiemdziesi膮t lat, by艂 drobny i聽pochylony, ale zachowa艂 zdumiewaj膮co du偶o energii i聽si艂y woli.

Czy ja te偶 b臋d臋 tak wygl膮da艂 na staro艣膰? - pomy艣la艂.

Jako dziecko by艂em podobny do matki. Teraz jestem podobny do jej ojca. Mo偶e kiedy si臋 zestarzej臋, zaczn臋 wygl膮da膰 jak w艂asny ojciec?

- We藕 sobie kawy - powiedzia艂 ojciec. - Ja zaraz sko艅cz臋.

- Ju偶 wzi膮艂em - odpowiedzia艂 Kurt Wallander.

- To sobie dolej - burkn膮艂 ojciec.

Jest w聽z艂ym humorze, pomy艣la艂 Kurt Wallander. To prawdziwy tyran z聽tymi swoimi humorami. Czego on w艂a艣ciwie ode mnie chce?

- Mam mn贸stwo pracy - powiedzia艂 Kurt Wallander. - Szczerze m贸wi膮c, b臋d臋 pracowa艂 przez ca艂膮 noc. Ale, jak rozumiem, ty czego艣 ode mnie chcia艂e艣?

- Dlaczego masz pracowa膰 ca艂膮 noc?

- Musz臋 siedzie膰 w聽szpitalu.

- A聽to dlaczego? Kto艣 jest chory?

Kurt Wallander westchn膮艂. Chocia偶 sam przeprowadzi艂 setki przes艂ucha艅, nigdy nie by艂 w聽stanie przeciwstawi膰 si臋 tej stanowczo艣ci, z聽jak膮 odpytywa艂 go w艂asny ojciec. Zw艂aszcza 偶e ojciec nie by艂 ani troch臋 zainteresowany jego prac膮 w聽policji. Wallander wiedzia艂, 偶e ojciec prze偶y艂 g艂臋bokie rozczarowanie, kiedy syn w聽osiemnastym roku 偶ycia postanowi艂 zosta膰 policjantem. Nigdy jednak nie zdo艂a艂 si臋 dowiedzie膰, jakie nadzieje ojciec z聽nim wi膮za艂.

Pr贸bowa艂 o聽tym rozmawia膰, ale nigdy mu si臋 nie udawa艂o.

W tych rzadkich przypadkach, gdy mia艂 okazj臋 spotka膰 swoj膮 siostr臋 Kristin臋, kt贸ra mieszka艂a w聽Sztokholmie i聽prowadzi艂a zak艂ad fryzjerski dla pa艅, pr贸bowa艂 j膮 o聽to wypytywa膰, wiedzia艂 bowiem, 偶e Kristina i聽ojciec maj膮 dobry kontakt, ale i聽ona niewiele potrafi艂a wyja艣ni膰.

Pi艂 letni膮 kaw臋 i聽zastanawia艂 si臋, czy ojciec nie oczekiwa艂, 偶e pewnego dnia on przejmie p臋dzel i聽przez kolejne pokolenie b臋dzie malowa艂 ten sam pejza偶.

Nagle ojciec od艂o偶y艂 robot臋 i聽wytar艂 r臋ce w聽brudn膮 szmat臋. Kiedy zbli偶y艂 si臋, by sobie te偶 nala膰 kawy, Kurt Wallander stwierdzi艂, 偶e bije od niego wo艅 brudnego ubrania i聽niemytego cia艂a.

Jak si臋 m贸wi w艂asnemu ojcu, 偶e od niego czu膰? - zastanawia艂 si臋 Kurt Wallander.

Mo偶e on tak si臋 zestarza艂, 偶e sam ju偶 sobie nie radzi?

A co ja w聽takim razie mam zrobi膰?

Nie mog臋 wzi膮膰 go do siebie. To niemo偶liwe. Pozabijaliby艣my si臋 nawzajem.

Obserwowa艂 ojca, kt贸ry pociera艂 nos, siorbi膮c r贸wnocze艣nie kaw臋.

- Nie odwiedza艂e艣 mnie od bardzo dawna - powiedzia艂 starszy pan z聽wyrzutem.

- Jak to? By艂em tu przecie偶 przedwczoraj!

- P贸艂 godziny!

- Ale by艂em.

- Dlaczego nie chcesz mnie widywa膰?

- Ale偶 chc臋! Tyle 偶e czasami naprawd臋 mam mn贸stwo roboty.

Ojciec usiad艂 na starym zniszczonym taborecie, kt贸ry zaskrzypia艂 pod jego ci臋偶arem.

- Chcia艂em tylko porozmawia膰 o聽tym, 偶e wczoraj odwiedzi艂a mnie twoja c贸rka.

Kurt Wallander j臋kn膮艂.

- Linda tu by艂a?

- Nie s艂ysza艂e艣, co powiedzia艂em?

- Po co przyjecha艂a?

- Chcia艂a, 偶ebym jej da艂 obraz.

- Obraz?

- W聽przeciwie艅stwie do ciebie ona ceni to, co robi臋. Kurt Wallander nie wierzy艂 w艂asnym uszom.

Linda nigdy nie okazywa艂a zainteresowania dziadkowi. W聽ka偶dym razie od czasu, kiedy doros艂a.

- Naprawd臋?

- Chcia艂a obraz, przecie偶 m贸wi臋. Ale ty mnie nie s艂uchasz!

- S艂ucham, s艂ucham. Sk膮d do ciebie przyjecha艂a? A聽mo偶e wiesz, dok膮d pojecha艂a? Jak si臋, do diab艂a, tutaj dosta艂a? Czy wszystko musz臋 z聽ciebie wyci膮ga膰?

- Przyjecha艂a samochodem - odpar艂 ojciec. - Przywi贸z艂 j膮 m艂ody m臋偶czyzna o聽czarnej twarzy.

- Co chcesz przez to powiedzie膰? Jak to o聽czarnej twarzy?

- S艂ysza艂e艣 mo偶e o聽Murzynach? On by艂 bardzo uprzejmy i聽艣wietnie m贸wi艂 po szwedzku. Linda dosta艂a obraz, a聽potem pojechali. Pomy艣la艂em, 偶e chcia艂by艣 o聽tym wiedzie膰, skoro macie ze sob膮 taki marny kontakt.

- Dok膮d ona pojecha艂a?

- Sk膮d mam to wiedzie膰?

Kurt Wallander zda艂 sobie spraw臋, 偶e 偶aden z聽nich nie wie, gdzie Linda mieszka. Czasami nocowa艂a u聽matki. Potem jednak znowu znika艂a gdzie艣 na swoich, nieznanych mu drogach.

B臋d臋 musia艂 porozmawia膰 z聽Mon膮, pomy艣la艂. Rozwiedzeni czy nie, musimy ze sob膮 rozmawia膰. D艂u偶ej takiej sytuacji nie znios臋.

- Wypijesz kieliszeczek? - spyta艂 ojciec.

Kurt Wallander najbardziej ze wszystkiego nie chcia艂 alkoholu. Wiedzia艂 jednak, 偶e odmowa na nic si臋 nie zda.

- Ch臋tnie, dzi臋kuj臋 - powiedzia艂.

Przybud贸wka by艂a po艂膮czona korytarzem z聽domem mieszkalnym, niskim i聽kiepsko umeblowanym. Kurt Wallander natychmiast zauwa偶y艂, 偶e w聽domu jest brudno, dawno nikt nie sprz膮ta艂.

On tego nie widzi, pomy艣la艂. Ale dlaczego ja niczego nie widzia艂em?

W tej chwili zadzwoni艂 telefon.

Ojciec odebra艂.

- To do ciebie - oznajmi艂, nawet nie pr贸buj膮c ukrywa膰 irytacji.

Linda, pomy艣la艂 Kurt Wallander. To na pewno Linda. Ale dzwoni艂 Rydberg. Ze szpitala.

- Ona umar艂a - powiedzia艂.

- Odzyska艂a przytomno艣膰?

- Odzyska艂a. Na dziesi臋膰 minut. Lekarze my艣leli, 偶e kryzys min膮艂. Ale umar艂a.

- Powiedzia艂a co艣?

- Co艣, co ci臋 nie ucieszy.

- Przyjad臋 do szpitala.

- Lepiej od razu do siedziby policji. M贸wi臋 przecie偶, 偶e ona umar艂a.

Kurt Wallander od艂o偶y艂 s艂uchawk臋.

- Musz臋 i艣膰 - powiedzia艂.

Ojciec spojrza艂 na niego z聽w艣ciek艂o艣ci膮.

- Ty si臋 w聽og贸le mn膮 nie przejmujesz - sykn膮艂.

- Przyjad臋 znowu jutro - obieca艂 Kurt Wallander, zastanawiaj膮c si臋, co zrobi z聽t膮 ruin膮, w聽kt贸rej 偶yje jego ojciec. - Na pewno przyjad臋 jutro. Posiedzimy sobie, pogadamy. Zrobimy co艣 do jedzenia. Mo偶emy zagra膰 w聽pokera, jakby艣 chcia艂.

Cho膰 Kurt Wallander by艂 kiepskim graczem, wiedzia艂, 偶e t膮 obietnic膮 udobrucha ojca.

- B臋d臋 u聽ciebie o聽si贸dmej - rzek艂 na po偶egnanie. Potem pojecha艂 z聽powrotem do Ystad.

Za pi臋膰 贸sma wchodzi艂 przez te same szklane drzwi, kt贸re zamkn膮艂 za sob膮 dwie godziny temu. Ebba skin臋艂a mu na powitanie.

- Rydberg jest w聽pokoju jadalnym - poinformowa艂a. Rzeczywi艣cie, Rydberg siedzia艂 nad kubkiem kawy. Kiedy Kurt Wallander zobaczy艂 jego twarz, wiedzia艂, 偶e czeka go co艣 nieprzyjemnego.

4

Kurt Wallander i聽Rydberg znajdowali si臋 w聽pokoju jadalnym sami. Z聽oddali dociera艂y do nich wrzaski jakiego艣 pijaka, kt贸ry g艂o艣no protestowa艂 przeciwko zamkni臋ciu, poza tym panowa艂a cisza. S艂ycha膰 by艂o tylko lekki szum w聽kaloryferach.

Kurt Wallander usiad艂 naprzeciwko Rydberga.

- Zdejmij kurtk臋 - powiedzia艂 tamten. - Bo jak nie, to zmarzniesz, kiedy znowu wyjdziesz na t臋 wichur臋.

- Najpierw chcia艂bym us艂ysze膰, co masz mi do powiedzenia. Potem zdecyduj臋, czy zdejmowa膰 kurtk臋, czy nie.

Rydberg wzruszy艂 ramionami.

- Ona umar艂a - rzek艂.

- Tyle zd膮偶y艂em poj膮膰.

- Ale oprzytomnia艂a na chwil臋, zanim wyda艂a ostatnie tchnienie.

- I聽m贸wi艂a co艣?

- To chyba za du偶o powiedziane. Szepta艂a. Albo raczej charcza艂a.

- Uda艂o ci si臋 nagra膰 to na ta艣m臋? Rydberg potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

- Nie mog艂em. W艂a艣ciwie bardzo trudno by艂o zrozumie膰, co m贸wi. Przewa偶nie by艂o to tylko charczenie. Ale zapisa艂em to, co z聽pewno艣ci膮 zrozumia艂em.

Rydberg wyj膮艂 z聽kieszeni notatnik bez ok艂adki, opasany szerok膮 gumk膮, pod kt贸r膮 zatkni臋ty by艂 o艂贸wek.

- Najpierw wypowiedzia艂a imi臋 m臋偶a - zacz膮艂 Rydberg.

- My艣l臋, 偶e chcia艂a zapyta膰, jak on si臋 czuje. Potem mamrota艂a co艣, czego 偶adn膮 miar膮 nie mog艂em poj膮膰. Wtedy pr贸bowa艂em j膮 pyta膰: Kim byli ci, kt贸rzy przyszli do was w聽nocy? Znali艣cie ich? Jak wygl膮dali? To by艂y moje pytania. Powtarza艂em je raz po raz, dop贸ki by艂a przytomna. I聽my艣l臋, 偶e naprawd臋 dotar艂o do niej, co m贸wi臋.

- Co w聽takim razie odpowiedzia艂a?

- Tylko jedno uda艂o mi si臋 zrozumie膰. „Zagraniczny”.

- Zagraniczny?

- W艂a艣nie tak. Zagraniczny.

- Czy mia艂a na my艣li to, 偶e ludzie, kt贸rzy zamordowali j膮 i聽jej m臋偶a, byli cudzoziemcami?

Rydberg skin膮艂 g艂ow膮.

- Jeste艣 pewien?

- A聽czy ja m贸wi臋, 偶e jestem pewien, jak nie jestem?

- Nie.

- No to widzisz. Teraz przynajmniej wiemy, 偶e jej ostatnim przes艂aniem dla 艣wiata by艂o s艂owo „zagraniczny”. I聽偶e wym贸wi艂a je w聽odpowiedzi na pytanie, kto dopu艣ci艂 si臋 tego ob艂膮kanego czynu.

Wallander zdj膮艂 kurtk臋 i聽przyni贸s艂 sobie kubek kawy.

- Co ona, do diabla, mog艂a mie膰 na my艣li?

- Te偶 si臋 nad tym zastanawia艂em, czekaj膮c tu na ciebie - odpar艂 Rydberg. - No wi臋c oni mogli wygl膮da膰 jak nie-Szwedzi. Mogli rozmawia膰 w聽obcym j臋zyku. Mogli kaleczy膰 szwedzki. Jest wiele mo偶liwo艣ci.

- A聽jak wygl膮da cz艂owiek, kt贸ry nie jest Szwedem? - zapyta艂 Wallander.

- Przecie偶 wiesz, o聽co mi chodzi - burkn膮艂 Rydberg. - 艢ci艣lej bior膮c, mo偶na si臋 domy艣la膰, co jej si臋 wydawa艂o i聽co chcia艂a przekaza膰.

- Ale te偶 mog艂o to by膰 tylko przywidzenie? Rydberg skin膮艂 g艂ow膮.

- To jest najzupe艂niej mo偶liwe.

- Chocia偶 niezbyt prawdopodobne?

- Dlaczego mia艂aby w聽ostatnim momencie 偶ycia m贸wi膰 co艣, co nie jest prawd膮? Starzy ludzie na og贸艂 nie k艂ami膮.

Kurt Wallander napi艂 si臋 letniej kawy.

- To by znaczy艂o, 偶e musimy zacz膮膰 szuka膰 jednego lub wi臋cej cudzoziemc贸w - powiedzia艂. - Wola艂bym, 偶eby ona powiedzia艂a co innego.

- Masz racj臋. To cholernie nieprzyjemna sprawa. Siedzieli przez chwil臋 w聽milczeniu, ka偶dy pogr膮偶ony we w艂asnych my艣lach.

Krzyki pijaka na korytarzu ucich艂y. By艂o za dziewi臋tna艣cie dziewi膮ta.

- Wyobra偶asz sobie - powiedzia艂 Kurt Wallander po chwili. - Wyobra偶asz sobie taki tekst w聽gazecie: „Jedyne, co policja wie o聽sprawcach podw贸jnego morderstwa w聽Lenarp, to to, 偶e prawdopodobnie s膮 cudzoziemcami”?

- Ja mog臋 sobie wyobrazi膰 co艣 o聽wiele gorszego - odpar艂 Rydberg.

Kurt Wallander wiedzia艂, co jego wsp贸艂pracownik ma na my艣li.

Dwadzie艣cia kilometr贸w od Lenarp znajduje si臋 du偶y o艣rodek przej艣ciowy dla uchod藕c贸w, kt贸ry ju偶 wielokrotnie stawa艂 si臋 celem atak贸w ludzi nieprzyja藕nie usposobionych wobec obcych. Zdarza艂o si臋, 偶e nocami palono na dziedzi艅cu o艣rodka krzy偶e, rzucano kamieniami w聽okna, na fasadzie domu malowano sprayem wyzwiska. O艣rodek dla uchod藕c贸w w聽starym zamku Hageholm otwarto mimo gwa艂townych protest贸w okolicznych mieszka艅c贸w. I聽protesty nadal si臋 powtarzaj膮.

Wrogo艣膰 wobec uchod藕c贸w raz po raz rozpala si臋 na nowo.

Poza tym Kurt Wallander i聽Rydberg wiedzieli co艣, o聽czym miejscowa spo艂eczno艣膰 nie mia艂a poj臋cia. Ot贸偶 kilkoro spo艣r贸d staraj膮cych si臋 o聽azyl mieszka艅c贸w Hageholm zosta艂o przy艂apanych na gor膮cym uczynku, kiedy pr贸bowali si臋 w艂ama膰 do przedsi臋biorstwa wypo偶yczaj膮cego maszyny rolnicze. Na szcz臋艣cie w艂a艣ciciel firmy nie nale偶y do w艣ciek艂ych przeciwnik贸w przyjmowania w聽kraju uchod藕c贸w, uda艂o si臋 wi臋c ca艂膮 spraw臋 wyciszy膰. 呕adnego z聽m臋偶czyzn, kt贸rzy dopu艣cili si臋 przest臋pstwa, nie ma ju偶 w聽kraju, Szwecja odm贸wi艂a im azylu.

Ale Kurt Wallander i聽Rydberg wielokrotnie przy r贸偶nych okazjach rozmawiali o聽tym, co by si臋 sta艂o, gdyby sprawa wysz艂a na jaw.

- Trudno mi w聽to uwierzy膰 - powiedzia艂 Kurt Wallander - 偶eby jacy艣 staraj膮cy si臋 o聽azyl uchod藕cy mogli pope艂ni膰 morderstwo.

Rydberg patrzy艂 na niego w聽zamy艣leniu.

- Nie pami臋tasz, co m贸wi艂em na temat p臋tli?

- Co艣 o聽jakim艣 w臋藕le?

- Nie rozpozna艂em tego w臋z艂a. A聽wiem na ten temat sporo, w聽dzieci艅stwie wszystkie wakacje sp臋dza艂em pod 偶aglami.

Kurt Wallander z聽uwag膮 obserwowa艂 Rydberga.

- Do czego zmierzasz? - spyta艂.

- Ot贸偶 my艣l臋, 偶e ten w臋ze艂 nie zosta艂 zawi膮zany przez kogo艣, kto by艂 cz艂onkiem szwedzkiego ruchu skautowskiego.

- Co, do cholery, chcesz przez to powiedzie膰?

- 呕e w臋ze艂 zawi膮za艂a osoba pochodz膮ca z聽zagranicy. Zanim Kurt Wallander zd膮偶y艂 zareagowa膰, do pokoju jadalnego wesz艂a Ebba, by nala膰 sobie kawy.

- Id藕cie do domu i聽po艂贸偶cie si臋 spa膰, je艣li b臋dziecie w聽stanie zasn膮膰 - poradzi艂a im. - A聽poza tym nieustannie dzwoni膮 dziennikarze i聽domagaj膮 si臋, 偶eby艣cie im co艣 powiedzieli.

- O聽czym? - skrzywi艂 si臋 Kurt Wallander. - O聽pogodzie?

- Chyba si臋 dowiedzieli, 偶e kobieta umar艂a. Wallander popatrzy艂 na Rydberga, kt贸ry potrz膮sa艂 g艂ow膮.

- Dzisiaj wieczorem nie powiemy nic - oznajmi艂. - Poczekamy do rana.

Kurt Wallander wsta艂 i聽podszed艂 do okna. Wiatr przybra艂 na sile, ale niebo nadal by艂o bezchmurne. Zapowiada si臋 jeszcze jedna mro藕na noc.

- Raczej nam si臋 nie uda ukry膰 prawdy, musimy powiedzie膰, jak jest - westchn膮艂. - 呕e ona przed 艣mierci膮 odzyska艂a przytomno艣膰 i聽wykrztusi艂a par臋 s艂贸w. Je艣li jednak powiemy tyle, to musimy te偶 ujawni膰, co nam powiedzia艂a. A聽wtedy wybuchnie awantura.

- Mogliby艣my spr贸bowa膰 zachowa膰 spraw臋 w聽tajemnicy - mrukn膮艂 Rydberg, wsta艂 z聽krzes艂a i聽w艂o偶y艂 kapelusz. - Dla dobra 艣ledztwa.

Kurt Wallander patrzy艂 na niego zdumiony.

- I聽ryzykowa膰, 偶e si臋 wyda, i偶 policja zatai艂a przed pras膮 wa偶n膮 informacj臋? 呕e os艂aniali艣my cudzoziemskich przest臋pc贸w?

- Ale wiele niewinnych os贸b mo偶e zosta膰 poszkodowanych. Jak my艣lisz, co si臋 b臋dzie dzia艂o wok贸艂 o艣rodka dla uchod藕c贸w, kiedy podamy, 偶e policja poszukuje jakich艣 cudzoziemc贸w?

Kurt Wallander wiedzia艂, 偶e Rydberg ma racj臋. Nagle ogarn臋艂y go w膮tpliwo艣ci.

- Zostawmy to do jutra - powiedzia艂. - Prze艣pijmy si臋 i聽spotkajmy, tylko my dwaj, powiedzmy o聽贸smej. Wtedy zdecydujemy.

Rydberg skin膮艂 g艂ow膮 i聽poku艣tyka艂 do drzwi. W聽progu przystan膮艂 i聽jeszcze raz odwr贸ci艂 si臋 do Wallandera.

- Istnieje mo偶liwo艣膰, kt贸rej nie powinni艣my lekcewa偶y膰 - powiedzia艂. - 呕e to rzeczywi艣cie zrobili ludzie staraj膮cy si臋 o聽azyl.

Kurt Wallander wyp艂uka艂 sw贸j kubek po kawie i聽postawi艂 go na suszarce.

W艂a艣ciwie to mam tak膮 nadziej臋, pomy艣la艂. W艂a艣ciwie to mam nadziej臋, 偶e mordercy znajduj膮 si臋 w聽tym o艣rodku dla uchod藕c贸w. Mo偶e w聽ko艅cu co艣 by si臋 zmieni艂o w聽tym lito艣ciwym, opieku艅czym stosunku do wszystkich, kt贸rzy z聽byle powodu chc膮 przekroczy膰 szwedzk膮 granic臋.

Ale tego, rzecz jasna, Rydbergowi powiedzie膰 nie m贸g艂. Ten pogl膮d powinien zachowa膰 dla siebie.

Walcz膮c z聽wichur膮, dotar艂 do samochodu.

Chocia偶 by艂 bardzo zm臋czony, nie mia艂 ochoty wraca膰 do domu.

Co wiecz贸r samotno艣膰 dawa艂a mu si臋 dotkliwie we znaki.

W艂膮czy艂 silnik i聽zmieni艂 kaset臋. Mroczne wn臋trze samochodu wype艂ni艂y d藕wi臋ki uwertury do Fidelia.

Fakt, 偶e 偶ona opu艣ci艂a go tak nagle, by艂 dla niego kompletnym zaskoczeniem. Mimo 偶e gdzie艣 w聽g艂臋bi duszy przyznawa艂, cho膰 nie chcia艂 tego zaakceptowa膰, 偶e ju偶 dawno odbiera艂 ostrze偶enia zwiastuj膮ce nieszcz臋艣cie. By艂y sygna艂y wskazuj膮ce, 偶e 偶yje w聽ma艂偶e艅stwie, kt贸re powoli zaczyna si臋 rozpada膰. Pobrali si臋 z聽Mon膮 bardzo m艂odo i聽stanowczo za p贸藕no dostrzegli, 偶e ju偶 nie maj膮 ze sob膮 wiele wsp贸lnego. Mo偶e by艂o w艂a艣nie tak, 偶e to Linda najwcze艣niej z聽nich trojga zareagowa艂a na otaczaj膮c膮 wszystkich pustk臋?

Kiedy Mona tamtego wieczora w聽pa藕dzierniku powiedzia艂a, 偶e chce rozwodu, poczu艂 si臋 tak, jakby w艂a艣ciwie od dawna tego oczekiwa艂. Taka my艣l oznacza艂a jednak zagro偶enie, wi臋c j膮 uparcie odsuwa艂 i聽t艂umaczy艂 sobie, 偶e ma teraz za du偶o pracy, by si臋 zajmowa膰 czym innym. Za p贸藕no zauwa偶y艂, 偶e Mona przygotowa艂a zerwanie w聽najdrobniejszych szczeg贸艂ach. W聽pi膮tek wieczorem powiedzia艂a, 偶e chce si臋 rozwie艣膰, a聽ju偶 w聽niedziel臋 go zostawi艂a i聽przeprowadzi艂a si臋 do wynaj臋tego zawczasu mieszkania w聽Malm枚. To, 偶e zosta艂 porzucony, przepe艂nia艂o go i聽wstydem, i聽z艂o艣ci膮. W聽tym piekle, bezsilny, gdy ca艂y 艣wiat mu si臋 zawali艂, uderzy艂 Mon臋 w聽twarz.

Potem by艂o ju偶 tylko milczenie. 呕ona zabra艂a wi臋ksz膮 cz臋艣膰 swoich rzeczy w聽ci膮gu dnia, kiedy nie by艂o go w聽domu. Wiele jednak zostawi艂a i聽Kurt Wallander poczu艂 si臋 g艂臋boko zraniony tym, 偶e Mona tak starannie zaplanowa艂a swoje przysz艂e 偶ycie, w聽kt贸rym nie b臋dzie nawet miejsca na wspomnienie o聽by艂ym m臋偶u.

Telefonowa艂 do niej. P贸藕nym wieczorem ich g艂osy si臋 spotyka艂y. On, z偶erany przez zazdro艣膰, stara艂 si臋 dowiedzie膰, czy 偶ona rzuci艂a go dla innego m臋偶czyzny.

- Dla innego 偶ycia - odpowiada艂a Mona. - Chc臋 zacz膮膰 inne 偶ycie, zanim b臋dzie za p贸藕no.

Apelowa艂 do jej uczu膰. To znowu zmienia艂 taktyk臋 i聽stara艂 si臋 robi膰 wra偶enie ma艂o zainteresowanego tym, co si臋 sta艂o. Prosi艂, by mu wybaczy艂a, 偶e tak ma艂o uwagi jej po艣wi臋ca艂, ale 偶adne jego zabiegi nie by艂y w聽stanie zmieni膰 jej decyzji.

Dwa dni przed Wigili膮 dosta艂 poczt膮 papiery rozwodowe.

Kiedy otworzy艂 kopert臋 i聽zobaczy艂, 偶e jest po wszystkim, co艣 w聽nim p臋k艂o. Jakby w聽pr贸bie ucieczki wzi膮艂 na ca艂e 艣wi臋ta zwolnienie lekarskie i聽wybra艂 si臋 w聽pozbawion膮 planu podr贸偶, kt贸ra zako艅czy艂a si臋 w聽Danii. Nieoczekiwane 艣nie偶yce odci臋艂y go od 艣wiata w聽p贸艂nocnej cz臋艣ci Zelandii i聽Wigili臋 sp臋dzi艂 w聽nieogrzewanym pokoju pensjonatu w聽Gilleleje. Napisa艂 wtedy do Mony bardzo d艂ugi list, kt贸ry jednak potem podar艂 i聽wyrzuci艂 do morza w聽symbolicznym ge艣cie 艣wiadcz膮cym, 偶e mimo wszystko zaczyna akceptowa膰 now膮 sytuacj臋.

Dwa dni przed sylwestrem wr贸ci艂 do Ystad i聽podj膮艂 s艂u偶b臋. Wiecz贸r sylwestrowy sp臋dzi艂 na wyja艣nianiu sprawy powa偶nego pobicia 偶ony przez m臋偶a w聽Svarte i聽dozna艂 przera偶aj膮cego wra偶enia, 偶e i聽on m贸g艂by tak potraktowa膰 Mon臋...

Muzyka Fidelia urwa艂a si臋 ze zgrzytem. Ta艣ma musia艂a si臋 zaci膮膰.

Automatycznie w艂膮czy艂o si臋 radio, w聽kt贸rym akurat by艂a transmisja meczu hokejowego.

Wyjecha艂 z聽parkingu z聽postanowieniem, 偶e wr贸ci na Mariagatan, do domu. Mimo to pojecha艂 w聽przeciwn膮 stron臋, drog膮 wzd艂u偶 wybrze偶a, prowadz膮c膮 w聽stron臋 Trelleborga i聽Skan枚r. Kiedy mija艂 stare wi臋zienie, przyspieszy艂. Prowadzenie samochodu zawsze go uspokaja艂o...

Dopiero po chwili u艣wiadomi艂 sobie, 偶e mimo wszystko jedzie w聽kierunku Trelleborga. Wielki prom w艂a艣nie wchodzi do portu i聽Kurt Wallander nieoczekiwanie postanawia si臋 zatrzyma膰.

Pami臋ta艂, 偶e jacy艣 byli policjanci z聽Ystad pracuj膮 teraz w聽kontroli paszportowej na przej艣ciu promowym w聽Trelleborgu. Przychodzi mu wi臋c do g艂owy, 偶e mo偶e kt贸ry艣 z聽nich ma s艂u偶b臋 w艂a艣nie dzi艣 wiecz贸r.

Przechodzi przez teren portu sk膮pany w聽blado偶贸艂tym 艣wietle. Ogromna ci臋偶ar贸wka z聽wielkim hukiem wy艂ania si臋 z聽mroku niczym upiorne przedpotopowe zwierz臋.

Kiedy jednak mija drzwi, na kt贸rych wisi tabliczka, 偶e nieupowa偶nionym wst臋p wzbroniony, okazuje si臋, 偶e nie zna 偶adnego z聽dw贸ch dy偶uruj膮cych policjant贸w...

Kurt Wallander uk艂oni艂 si臋 i聽przedstawi艂. Starszy z聽policjant贸w mia艂 szpakowate w艂osy i聽blizn臋 na czole.

- Przykra historia wam si臋 trafi艂a - powiedzia艂. - Z艂apali艣cie ich?

- Jeszcze nie - odpar艂 Wallander.

Rozmowa si臋 urwa艂a, bo do kontroli zacz臋li podchodzi膰 pasa偶erowie promu. Przewa偶nie Szwedzi, kt贸rzy witali Nowy Rok w聽Berlinie. By艂o jednak r贸wnie偶 kilku Niemc贸w ze wschodu, kt贸rzy korzystaj膮c ze 艣wie偶o odzyskanej wolno艣ci, przyjechali do Szwecji.

Po dwudziestu minutach zosta艂o tylko dziewi臋cioro pasa偶er贸w, kt贸rzy na r贸偶ne sposoby starali si臋 wyt艂umaczy膰, 偶e zamierzaj膮 ubiega膰 si臋 w聽Szwecji o聽azyl.

- Dzisiaj jest spokojnie - stwierdzi艂 m艂odszy z聽policjant贸w. - Czasami bywa, 偶e na jednym promie przyje偶d偶a ze stu szukaj膮cych azylu. Mo偶esz sobie wyobrazi膰, co si臋 wtedy dzieje.

Pi臋cioro z聽nowo przyby艂ych uchod藕c贸w nale偶a艂o do tej samej etiopskiej rodziny. Tylko jedno z聽nich mia艂o paszport. Kurt Wallander nie m贸g艂 si臋 nadziwi膰, jak zdo艂ali odby膰 tak膮 d艂ug膮 podr贸偶, przekroczy膰 tyle granic, maj膮c tylko jeden paszport. Opr贸cz Etiopczyk贸w na kontrol臋 oczekiwa艂o dw贸ch Liba艅czyk贸w i聽dw贸ch obywateli Iranu.

Kurt Wallander nie umia艂by powiedzie膰, czy wszyscy wygl膮daj膮 na ludzi pe艂nych nadziei, czy raczej przera偶onych.

- Co b臋dzie z聽nimi dalej? - spyta艂.

- Przyjad膮 z聽Malm枚, 偶eby ich zabra膰 - odpar艂 starszy policjant. - Maj膮 tam dy偶ur. Zawsze dostajemy informacje, ile os贸b bez paszportu p艂ynie na konkretnym promie. Zdarza si臋, 偶e musimy wzywa膰 posi艂ki.

- A聽co si臋 z聽nimi stanie w聽Malm枚? - pyta艂 dalej Wallander.

- Zostan膮 skierowani na jeden ze statk贸w cumuj膮cych w聽Oljehamnen. B臋d膮 tam przebywa膰, dop贸ki nie wy艣l膮 ich gdzie艣 dalej. Je艣li oczywi艣cie dostan膮 pozwolenie na pobyt w聽kraju.

- A聽co my艣lisz o聽tych tutaj? Policjant wzruszy艂 ramionami.

- Oni mog膮 dosta膰 pozwolenie - odpar艂. - Napijesz si臋 kawy? Troch臋 potrwa, zanim przyp艂ynie nast臋pny prom.

Kurt Wallander potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

- Innym razem. Teraz musz臋 ju偶 wraca膰.

- Mam nadziej臋, 偶e ich z艂apiecie.

- Tak, ja te偶 mam nadziej臋 - powiedzia艂 Wallander.

W drodze powrotnej do Ystad przejecha艂 zaj膮ca. Kiedy zobaczy艂 zwierz臋 w聽艣wietle reflektor贸w, przyhamowa艂, ale zaj膮c rzuci艂 si臋 pod lewe przednie ko艂o i聽pad艂 z聽g艂uchym odg艂osem. Nie zatrzyma艂 si臋, by wysi膮艣膰 i聽zobaczy膰, czy zaj膮c jeszcze 偶yje. Nigdy tego nie robi艂.

Co si臋 ze mn膮 dzieje? - my艣la艂.

W nocy spa艂 niespokojnie. Tu偶 po pi膮tej obudzi艂 si臋 przera偶ony. Mia艂 sucho w聽ustach, 艣ni艂o mu si臋, 偶e kto艣 pr贸bowa艂 go udusi膰. Kiedy zda艂 sobie spraw臋, 偶e ju偶 nie za艣nie, wsta艂 i聽nastawi艂 kaw臋.

Termometr za kuchennym oknem wskazywa艂 minus sze艣膰 stopni. Uliczna latarnia ko艂ysa艂a si臋 na wietrze. Usiad艂 w聽kuchni przy stole i聽rozmy艣la艂 o聽wczorajszej rozmowie z聽Rydbergiem. Sta艂o si臋 to, czego si臋 najbardziej obawia艂. Kobieta umar艂a, nie powiedziawszy niczego, co mog艂oby ich naprowadzi膰 na jaki艣 trop. S艂owo „zagraniczny”, kt贸re pad艂o z聽jej ust, by艂o zbyt nieokre艣lone. Musia艂 uzna膰, 偶e nie maj膮 nic, za czym mogliby pod膮偶a膰.

Wp贸艂 do si贸dmej ubra艂 si臋; musia艂 d艂ugo szuka膰, zanim znalaz艂 ciep艂y sweter, kt贸ry zamierza艂 w艂o偶y膰.

Kiedy wyszed艂 na ulic臋, k膮艣liwy wiatr szarpa艂 z聽wielk膮 si艂膮. Kurt Wallander wyjecha艂 na 脰sterleden, a聽potem skr臋ci艂 w聽g艂贸wn膮 drog臋 do Malm枚. Przed spotkaniem z聽Rydbergiem o聽贸smej chcia艂 ponownie odwiedzi膰 s膮siad贸w zamordowanego ma艂偶e艅stwa. Nie m贸g艂 si臋 pozby膰 uczucia, 偶e co艣 si臋 w聽tym wszystkim nie zgadza. Napady na starych samotnych ludzi rzadko bywaj膮 przypadkowe. Zwykle poprzedzaj膮 je pog艂oski o聽jakich艣 ukrytych pieni膮dzach. I聽nawet je艣li napady bywaj膮 brutalne, to raczej nie ma w聽nich pi臋tna takiego metodycznego z艂a, o聽jakim 艣wiadczy ostatnie miejsce zbrodni.

Ludzie na wsi wstaj膮 wcze艣nie, pomy艣la艂, skr臋caj膮c w聽w膮sk膮 dr贸偶k臋 prowadz膮c膮 do domu Nystr枚m贸w. Mo偶e zd膮偶yli si臋 ju偶 nad wszystkim dok艂adniej zastanowi膰?

Zatrzyma艂 samoch贸d i聽zgasi艂 silnik. W聽tym samym momencie 艣wiat艂o w聽kuchennym oknie zgas艂o.

Boj膮 si臋, pomy艣la艂. Mo偶e wyobrazili sobie, 偶e to mordercy wracaj膮?

Zostawi艂 reflektory zapalone, wysiad艂 z聽samochodu i聽ruszy艂 ku g艂贸wnym drzwiom. Raczej przeczu艂, ni偶 zobaczy艂 b艂ysk od strony niewielkiego zagajnika obok domu. Og艂uszaj膮cy huk sprawi艂, 偶e rzuci艂 si臋 na ziemi臋. Jaki艣 kamie艅 skaleczy艂 go w聽policzek, przez moment mia艂 wra偶enie, 偶e zosta艂 trafiony.

- Policja! - krzykn膮艂. - Nie strzela膰! Nie strzela膰, do cholery!

Tu偶 przy twarzy rozb艂ys艂o 艣wiat艂o kieszonkowej latarki. R臋ka trzymaj膮ca latark臋 dygota艂a i聽艣wiat艂o ko艂ysa艂o si臋 tam i聽z聽powrotem. Przed nim sta艂 Nystr枚m ze star膮 dubelt贸wk膮.

- To pan? - zdziwi艂 si臋. Wallander wsta艂 i聽otrzepa艂 ubranie.

- W聽co pan celowa艂? - spyta艂.

- Strzela艂em w聽powietrze - odpar艂 Nystr枚m.

- Ma pan pozwolenie na bro艅? - pyta艂 Wallander. - Bo jak nie, to b臋d膮 nieprzyjemno艣ci.

- Trzyma艂em wart臋 w聽nocy - poinformowa艂 Nystr枚m. Wallander s艂ysza艂 w聽jego g艂osie, jak bardzo jest zdenerwowany.

- Zgasz臋 艣wiat艂a - powiedzia艂 Wallander. - A聽potem musimy pogada膰. My obaj.

W kuchni na stole le偶a艂y dwa pude艂ka naboi do dubelt贸wki. Na kuchennej le偶ance Wallander zobaczy艂 艂om i聽wielki m艂ot. Czarny kot siedzia艂 na parapecie i聽patrzy艂 gniewnie, kiedy wchodzili. Gospodyni sta艂a przy piecu, mieszaj膮c kaw臋 w聽dzbanku.

- Sk膮d mia艂em wiedzie膰, 偶e to policja przyjecha艂a - powiedzia艂 Nystr枚m i聽roze艣mia艂 si臋 przepraszaj膮co. - Jeszcze bardzo wcze艣nie.

Kurt Wallander odsun膮艂 m艂ot i聽usiad艂.

- Ona umar艂a wczoraj wieczorem - rzek艂. - Chcia艂em przyjecha膰 i聽sam wam o聽tym powiedzie膰.

Ilekro膰 Kurt Wallander by艂 zmuszony przekaza膰 wiadomo艣膰 o聽艣mierci, doznawa艂 dziwnego uczucia nierzeczywisto艣ci. M贸wi膰 obcym ludziom, 偶e ich dziecko lub kto艣 bliski nie 偶yje, i聽robi膰 to w聽godny spos贸b, nie, to niemo偶liwe. Dziecko, kt贸re wysz艂o na rower, zosta艂o przejechane przez samoch贸d w聽drodze z聽placu zabaw. Kto艣 zosta艂 pobity lub napadni臋ty, pope艂ni艂 samob贸jstwo albo si臋 utopi艂. Kiedy policjant staje w聽drzwiach, ludzie broni膮 si臋 przed przyj臋ciem wiadomo艣ci.

Dwoje starych ludzi w聽kuchni milcza艂o. Kobieta wci膮偶 miesza艂a 艂y偶k膮 kaw臋 w聽dzbanku. M臋偶czyzna g艂adzi艂 luf臋 dubelt贸wki i聽Wallander usun膮艂 si臋 dyskretnie z聽linii strza艂u.

- Ach tak, to Maria odesz艂a - rzek艂 m臋偶czyzna przeci膮gle.

- Lekarze robili, co mogli.

- Mo偶e to i聽lepiej - powiedzia艂a kobieta przy kuchni niespodziewanie gwa艂townie. - Jak ona by 偶y艂a teraz, kiedy jego ju偶 nie ma?

M臋偶czyzna po艂o偶y艂 dubelt贸wk臋 na stole i聽wsta艂. Kurt Wallander zauwa偶y艂, 偶e boli go kolano.

- P贸jd臋 da膰 koniowi siana - powiedzia艂 Nystr枚m i聽w艂o偶y艂 na g艂ow臋 star膮 czapk臋 z聽daszkiem.

- Nie b臋dzie panu przeszkadza艂o, jak p贸jd臋 z聽panem?

- spyta艂 Kurt Wallander.

- Dlaczego mia艂oby mi przeszkadza膰? - mrukn膮艂 stary i聽otworzy艂 drzwi.

Koby艂a w聽stajni cicho zar偶a艂a, gdy weszli. Pachnia艂o ciep艂ym nawozem, Nystr枚m wprawn膮 r臋k膮 wrzuci艂 do 偶艂obu nar臋cze siana.

- P贸藕niej ci pod艣ciel臋 - powiedzia艂, g艂aszcz膮c konia po grzywie.

- Dlaczego oni trzymali konia? - spyta艂 Wallander.

- Pusta stajnia dla gospodarza, kt贸ry przez ca艂e 偶ycie mia艂 konia, jest jak kostnica - odpar艂 Nystr枚m. - Ten ko艅 to dla nich towarzystwo.

Kurt Wallander pomy艣la艂, 偶e r贸wnie dobrze mo偶e zacz膮膰 zadawa膰 swoje pytania tutaj, w聽stajni.

- Powiedzia艂 pan, 偶e trzyma艂 wart臋 dzi艣 w聽nocy. Boi si臋 pan, i聽ja to mog臋 zrozumie膰. Musia艂 si臋 pan zastanawia膰, dlaczego w艂a艣nie oni zostali napadni臋ci. Musia艂 pan my艣le膰: Dlaczego oni? Dlaczego nie my?

- Oni nie mieli 偶adnych pieni臋dzy - powiedzia艂 Nystr枚m.

- Ani niczego, co mia艂oby jak膮艣 szczeg贸ln膮 warto艣膰. W聽ka偶dym razie nic nie zgin臋艂o. Ju偶 to m贸wi艂em temu policjantowi,

kt贸ry przychodzi艂 tu wczoraj. Prosi艂, 偶ebym si臋 rozejrza艂 po domu. Jedyne, czego mo偶e brakuje, to stary zegar 艣cienny.

- Mo偶e?

- Bo mog艂o si臋 zdarzy膰, 偶e wzi臋艂a go kt贸ra艣 z聽c贸rek. Cz艂owiek nie pami臋ta wszystkiego.

- 呕adnych pieni臋dzy - mrukn膮艂 Wallander. - I聽偶adnych wrog贸w.

Nagle przysz艂a mu do g艂owy nowa my艣l.

- A聽pan przechowuje pieni膮dze w聽domu? Czy mo偶na przypuszcza膰, 偶e ci, kt贸rzy to zrobili, pomylili domy?

- Wszystko trzymamy w聽banku - odpowiedzia艂 Nystr枚m.

- I聽my te偶 nie mamy 偶adnych wrog贸w.

Wr贸cili do domu i聽napili si臋 kawy. Kurt Wallander spostrzeg艂, 偶e kobieta ma zaczerwienione oczy, jakby pr贸bowa艂a si臋 wyp艂aka膰, kiedy oni byli w聽stajni.

- Nie zauwa偶yli艣cie w聽ostatnich dniach czego艣 dziwnego?

- spyta艂. - Na przyk艂ad jakich艣 go艣ci u聽L枚vgren贸w, kt贸rych przedtem nie widzieli艣cie?

Starzy spojrzeli po sobie i聽pokr臋cili g艂owami.

- A聽kiedy ostatnio z聽nimi rozmawiali艣cie?

- Przedwczoraj byli艣my u聽nich na kawie - powiedzia艂a Hanna. - Jak zwykle. Pili艣my u聽siebie nawzajem kaw臋 codziennie. Raz u聽jednych, raz u聽drugich. Od ponad czterdziestu lat.

- Nie byli czym艣 przestraszeni? - pyta艂 Wallander. - Ani zmartwieni?

- Johannes by艂 przezi臋biony - rzek艂a Hanna. - A聽poza tym wszystko wygl膮da艂o jak zawsze.

To beznadziejne. Kurt Wallander nie wiedzia艂 ju偶, o聽co pyta膰. Ka偶da odpowied藕, jakiej mu udzielano, by艂a niczym kolejne zatrzaskuj膮ce si臋 przed nim drzwi.

- Czy oni mieli jakich艣 znajomych z聽zagranicy, albo w聽og贸le cudzoziemc贸w? - spyta艂.

M臋偶czyzna zdziwiony uni贸s艂 brwi.

- Cudzoziemc贸w?

- No, jakich艣 nie-Szwed贸w - pr贸bowa艂 t艂umaczy膰 Wallander.

- Kilka lat temu jacy艣 Du艅czycy w聽noc 艣wi臋toja艅sk膮 rozbili namioty na ich 艂膮ce.

Kurt Wallander spojrza艂 na zegarek. Dochodzi艂o wp贸艂 do 贸smej. O聽贸smej mia艂 si臋 spotka膰 z聽Rydbergiem, a聽nie chcia艂 si臋 sp贸藕ni膰.

- Postarajcie si臋 - rzek艂. - Przemy艣lcie wszystko jeszcze raz. Ka偶dy szczeg贸艂, jaki wam przyjdzie do g艂owy, mo偶e nam pom贸c.

Nystr枚m odprowadzi艂 go do samochodu.

- Ja mam pozwolenie na bro艅 - powiedzia艂. - A聽poza tym nigdy do nikogo nie celowa艂em. Ja... bardziej na postrach.

- No to tym razem si臋 panu uda艂o - za偶artowa艂 Wallander. - My艣l臋 jednak, 偶e w聽nocy powinien pan spa膰. Ci, kt贸rzy to zrobili, ju偶 nie wr贸c膮.

- A聽pan m贸g艂by spa膰? - spyta艂 Nystr枚m. - M贸g艂by pan spa膰, gdyby pa艅scy s膮siedzi zostali zaszlachtowani jak jakie zwierz臋ta?

Poniewa偶 Wallander nie znajdowa艂 rozs膮dnej odpowiedzi, wola艂 nie m贸wi膰 nic.

- Dzi臋kuj臋 za kaw臋 - mrukn膮艂 tylko, wsiad艂 do samochodu i聽odjecha艂.

Na diab艂a to wszystko, my艣la艂. 呕adnego 艣ladu, nic. Tylko ten dziwny w臋ze艂 Rydberga i聽s艂owo „zagraniczny”. Stare ma艂偶e艅stwo, 偶adnych pieni臋dzy pod materacem, 偶adnych antycznych mebli, a聽ludzie zamordowani w聽spos贸b, kt贸ry m贸g艂by wskazywa膰 na inny ni偶 rabunkowy motyw. Morderstwo z聽nienawi艣ci albo z聽zemsty.

Co艣 przecie偶 musi by膰, my艣la艂. Co艣, co nie by艂oby normalne ani zwyczajne dla tych dwojga ludzi.

呕eby tak ich ko艅 umia艂 m贸wi膰!

Co艣 w聽zwi膮zku z聽tym koniem nie przestawa艂o go niepokoi膰. Co艣 ledwo wyczuwalnego, jaki艣 cie艅 przypuszczenia,

ale by艂 zbyt do艣wiadczonym policjantem, 偶eby lekcewa偶y膰 w艂asny niepok贸j. I聽wiedzia艂, 偶e to co艣 ma zwi膮zek z聽koniem!

Za cztery minuty 贸sma hamowa艂 przed budynkiem policji w聽Ystad. Wiatr stawa艂 si臋 porywisty. Mimo to mia艂 wra偶enie, jakby si臋 ociepla艂o.

呕eby tylko nie zacz膮艂 pada膰 艣nieg, pomy艣la艂. Pomacha艂 do Ebby, siedz膮cej na swoim miejscu w聽recepcji.

- Rydberg przyszed艂? - zapyta艂.

- Jest w聽swoim pokoju - odpar艂a Ebba. - Ju偶 wszyscy zacz臋li od nowa telefonowa膰. Telewizja, radio, gazety. Nawet komendant rejonowy.

- Powstrzymaj ich jeszcze chwil臋 - poprosi艂 Kurt Wallander. - Najpierw chcia艂bym porozmawia膰 z聽Rydbergiem.

Zanim poszed艂 do niego, wst膮pi艂 do siebie i聽zdj膮艂 kurtk臋. Pok贸j Rydberga znajdowa艂 si臋 nieco dalej przy tym samym korytarzu. Kiedy zapuka艂, odpowiedzia艂 mu niewyra藕ny pomruk.

Rydberg sta艂 i聽wygl膮da艂 przez okno, nie sprawia艂 wra偶enia wyspanego.

- Hej! - przywita艂 si臋 Wallander. - Przynie艣膰 ci kawy?

- Ch臋tnie. Ale bez cukru. Przesta艂em s艂odzi膰.

W pokoju jadalnym Wallander nala艂 kawy do dw贸ch plastikowych kubk贸w i聽wr贸ci艂 do pokoju Rydberga.

Przed drzwiami nagle stan膮艂.

Ale co ja mam mu powiedzie膰? - zastanawia艂 si臋. Czy to, 偶e moim zdaniem powinni艣my trzyma膰 w聽tajemnicy s艂owa Marii L枚vgren, t艂umacz膮c si臋 dobrem 艣ledztwa, czy raczej powinni艣my je ujawni膰? Jaki w艂a艣ciwie jest m贸j pogl膮d w聽tej sprawie?

W og贸le nie mam 偶adnego pogl膮du, pomy艣la艂 zirytowany i聽czubkiem buta pchn膮艂 drzwi.

Rydberg siedzia艂 przy biurku i聽czesa艂 swoje rzadkie w艂osy. Wallander opad艂 na fotel dla go艣ci, kt贸ry mia艂 bardzo zniszczone obicie.

- Powiniene艣 si臋 postara膰 o聽nowy fotel - powiedzia艂.

- Przecie偶 na to nigdy nie ma pieni臋dzy - burkn膮艂 Rydberg i聽schowa艂 grzebie艅 do szuflady.

Kurt Wallander postawi艂 swoj膮 kaw臋 na pod艂odze, obok fotela.

- Obudzi艂em si臋 cholernie wcze艣nie dzi艣 rano - poinformowa艂. - Pojecha艂em wi臋c jeszcze raz porozmawia膰 z聽Nystr枚mem. Stary zaczai艂 si臋 w聽krzakach i聽wygarn膮艂 do mnie z聽dubelt贸wki.

Rydberg wyci膮gn膮艂 palec w聽stron臋 jego policzka.

- To nie 艣rut - wyja艣ni艂 Kurt Wallander. - Rzuci艂em si臋 na ziemi臋, jaki艣 kamie艅 mnie drasn膮艂. On twierdzi, 偶e ma pozwolenie. Diabli wiedz膮.

- Mieli co艣 nowego do powiedzenia?

- Nie. Nie by艂o nic niezwyk艂ego. 呕adnych pieni臋dzy, nic. Je艣li nie k艂ami膮, rzecz jasna.

- Dlaczego mieliby k艂ama膰?

- No w艂a艣nie, dlaczego?

Rydberg przez chwil臋 siorba艂 kaw臋, krzywi膮c si臋 przy tym niemi艂osiernie.

- Czy wiesz, 偶e policjanci s膮 wyj膮tkowo nara偶eni na raka 偶o艂膮dka? - spyta艂.

- Nie s艂ysza艂em.

- Je艣li to prawda, to przyczyn膮 jest ta okropna kawa, kt贸rej tyle wypijamy.

- No tak, bo przecie偶 w艂a艣nie nad kubkami kawy rozwi膮zujemy nasze problemy.

- Tak jak teraz? Wallander przekrzywi艂 g艂ow臋.

- Na czym my w艂a艣ciwie mogliby艣my si臋 oprze膰? Przecie偶 nie mamy nic.

- Jeste艣 zbyt niecierpliwy, Kurt. - Rydberg spogl膮da艂 na niego, pocieraj膮c nos. - Wybacz mi, je艣li zachowuj臋 si臋 po mentorsku - powiedzia艂. - My艣l臋 jednak, 偶e w聽tym przypadku powinni艣my si臋 uzbroi膰 w聽cierpliwo艣膰.

Ponownie podsumowali stan 艣ledztwa. Technicy zebrali odciski palc贸w na miejscu zbrodni i聽teraz por贸wnywali je z聽odciskami w聽centralnym rejestrze policyjnym. Hansson ustala艂, co si臋 dzieje ze wszystkimi przest臋pcami, kt贸rzy napadli kiedykolwiek na starych ludzi, czy siedz膮 w聽wi臋zieniu, a聽je艣li nie, to czy maj膮 alibi. Rozmowy z聽mieszka艅cami Lenarp i聽okolicznych teren贸w maj膮 by膰 kontynuowane, mo偶e co艣 przynios膮 ankiety, kt贸re rozdano ludziom. Zar贸wno Rydberg, jak i聽Wallander wiedzieli, 偶e ystadzka policja wykonuje swoje zadania bardzo dok艂adnie i聽metodycznie. Pr臋dzej czy p贸藕niej co艣 si臋 pojawi. Jaki艣 trop, jaki艣 w膮tek, kt贸ry poprowadzi ich dalej. Trzeba wi臋c czeka膰. Metodycznie pracowa膰 i聽czeka膰.

- Motyw - powtarza艂 z聽uporem Wallander. - Je艣li motywem nie by艂y pieni膮dze ani pog艂oski o聽schowanych pieni膮dzach, to w聽takim razie co nim jest? P臋tla? Musia艂e艣 pomy艣le膰 to samo co ja. 呕e takie podw贸jne morderstwo mo偶e oznacza膰 nienawi艣膰 albo zemst臋. Albo i聽jedno, i聽drugie.

- Wyobra藕my sobie kilku zdesperowanych rabusi贸w - powiedzia艂 Rydberg. - Za艂贸偶my, 偶e byli absolutnie pewni, 偶e L枚vgrenowie maj膮 gdzie艣 schowane pieni膮dze. Za艂贸偶my, 偶e byli naprawd臋 zdesperowani, a聽poza tym mieli w聽pogardzie ludzkie 偶ycie. W聽takiej sytuacji tortury nie s膮 niczym niewyobra偶alnym.

- Kto mo偶e by膰 a偶 tak zdesperowany?

- Wiesz r贸wnie dobrze jak ja, 偶e istnieje mn贸stwo 艣rodk贸w narkotycznych uzale偶niaj膮cych w聽taki spos贸b, 偶e cz艂owiek got贸w jest zrobi膰 wszystko.

Kurt Wallander wiedzia艂. Przygl膮da艂 si臋 narastaj膮cej przemocy z聽bliska i聽prawie zawsze, przy ka偶dym przest臋pstwie, w聽tle pojawia艂 si臋 handel narkotykami. Nawet je艣li okr臋g ystadzki stosunkowo rzadko mia艂 do czynienia z聽przybieraj膮c膮 na sile przemoc膮, to on nie 偶ywi艂 z艂udze艅 i聽wiedzia艂, 偶e z艂o podpe艂za coraz bli偶ej.

W dzisiejszych czasach nie ma ju偶 偶adnych stref wolnych, czystych, czy jak to nazwa膰. Ma艂a, nikomu nieznana miejscowo艣膰 jak Lenarp jest tego znakomitym przyk艂adem.

Poprawi艂 si臋 w聽niewygodnym fotelu.

- No to co robimy? - spyta艂.

- To ty jeste艣 tu szefem - odpar艂 Rydberg.

- Chcia艂bym zna膰 tw贸j pogl膮d.

Rydberg wsta艂 i聽podszed艂 do okna. Pomaca艂 palcem ziemi臋 w聽doniczce. By艂a sucha.

- Je偶eli chcesz wiedzie膰, co ja my艣l臋, to ci powiem. Pami臋taj jednak, 偶e wcale nie b臋d臋 si臋 upiera艂 przy swoim, wcale nie twierdz臋, 偶e mam racj臋. My艣l臋 mianowicie, 偶e cokolwiek postanowimy, to i聽tak wybuchnie wrzawa. Ale mo偶e by艂oby mimo wszystko rozs膮dnie zaczeka膰 par臋 dni. Jest przecie偶 kilka spraw, kt贸re musimy zbada膰.

- Co takiego?

- Czy L枚vgrenowie mieli jakich艣 cudzoziemskich znajomych?

- Pyta艂em o聽to dzisiaj rano. Mo偶liwe, 偶e znali jakich艣 Du艅czyk贸w.

- No wi臋c sam widzisz.

- To przecie偶 chyba nie mog膮 by膰 Du艅czycy, kt贸rzy par臋 lat temu rozbili namiot na ich 艂膮ce?

- Dlaczego nie? Cokolwiek to by艂o, musimy spraw臋 zbada膰. A聽poza tym opr贸cz s膮siad贸w s膮 inni ludzie, kt贸rych trzeba przes艂ucha膰. Je艣li ci臋 dobrze zrozumia艂em wczoraj, to m贸wi艂e艣, 偶e L枚vgrenowie mieli liczn膮 rodzin臋.

Kurt Wallander uzna艂, 偶e Rydberg ma racj臋. Dla dobra 艣ledztwa nie nale偶y wyjawia膰, 偶e policja szuka jednej czy wi臋cej os贸b cudzoziemskiego pochodzenia.

- A聽co my w艂a艣ciwie wiemy o聽cudzoziemcach pope艂niaj膮cych przest臋pstwa w聽Szwecji? - powiedzia艂. - Czy G艂贸wny Zarz膮d Policji prowadzi w聽tej sprawie jakie艣 specjalne rejestry?

- G艂贸wny Zarz膮d ma rejestry w聽ka偶dej sprawie - odpar艂 Rydberg. - Posad藕 kogo艣 przy komputerze, niech si臋 po艂膮czy z聽centralnym rejestrem przest臋pczo艣ci, a聽na pewno co艣 znajdziemy.

Kurt Wallander wsta艂. Rydberg spogl膮da艂 na niego zdumiony.

- Nie spytasz o聽w臋ze艂? - wykrztusi艂.

- Zapomnia艂em.

- Podobno w聽Limhamn mieszka jaki艣 stary 偶aglomistrz, kt贸ry wie wszystko o聽w臋z艂ach i聽sup艂ach. Jaki艣 czas temu czyta艂em o聽nim w聽gazecie. Pomy艣la艂em sobie, 偶e mo偶e po艣wi臋ci艂bym troch臋 czasu i聽odszuka艂 go. Nie 偶ebym by艂 pewien, 偶e co艣 to da, ale w聽ka偶dym razie...

- Chcia艂bym tylko, 偶eby艣 by艂 na zebraniu - powiedzia艂 Kurt Wallander. - Potem mo偶esz jecha膰 do Limhamn.

O dziesi膮tej wszyscy zebrali si臋 w聽pokoju Kurta Wallandera.

Wprowadzenie by艂o bardzo kr贸tkie. Wallander przekaza艂, co zmar艂a kobieta wykrztusi艂a z聽siebie, zanim skona艂a. Podkre艣li艂, 偶e jest to wiadomo艣膰 tajna, kt贸rej nie wolno nikomu zdradzi膰. Nikt z聽zebranych najwyra藕niej nie mia艂 w聽tej sprawie obiekcji.

Martinssona posadzono przy komputerze, by przejrza艂 rejestry skazanych w聽Szwecji cudzoziemc贸w. Policjanci, kt贸rzy mieli kontynuowa膰 przes艂uchania w聽Lenarp, zbierali si臋 do wyj艣cia. Wallander wyznaczy艂 Svedberga, 偶eby si臋 specjalnie zaj膮艂 t膮 rodzin膮 polsk膮, kt贸ra prawdopodobnie przebywa w聽kraju nielegalnie. Powinien si臋 przede wszystkim dowiedzie膰, dlaczego zamieszkali w艂a艣nie w聽Lenarp. Za pi臋tna艣cie jedenasta Rydberg wyruszy艂 do Limhamn, by szuka膰 swojego 偶aglomistrza.

Kiedy Kurt Wallander zosta艂 w聽pokoju sam, stal przez jaki艣 czas przed zawieszon膮 na 艣cianie map膮 i聽uwa偶nie j膮 studiowa艂. Sk膮d przybyli mordercy? Z聽jakiej drogi korzystali potem?

Po chwili wr贸ci艂 na miejsce przy biurku, zadzwoni艂 do Ebby, 偶eby zacz臋艂a 艂膮czy膰 te rozmowy, na kt贸re do tej pory nie mia艂 czasu. Przez ponad godzin臋 rozmawia艂 z聽r贸偶nymi dziennikarzami. Dziewczyna z聽lokalnego radia si臋 nie odezwa艂a.

Pi臋tna艣cie po dwunastej do drzwi zapuka艂 Noren.

- Nie powiniene艣 by膰 w聽Lenarp? - spyta艂 Wallander zaskoczony.

- Powinienem - odpar艂 policjant. - Ale jest taka sprawa, kt贸ra nie daje mi spokoju.

Usiad艂 na brze偶ku krzes艂a, poniewa偶 by艂 przemoczony. Zacz臋艂o pada膰, temperatura podskoczy艂a do kilku stopni powy偶ej zera.

- Mo偶liwe, 偶e to nic nie znaczy - powiedzia艂 Noren. - Tylko tak mi przysz艂o do g艂owy i...

- Wi臋kszo艣膰 rzeczy co艣 jednak znaczy - powiedzia艂 Wallander.

- Czy pami臋tasz tego konia? - spyta艂 Noren.

- Oczywi艣cie, 偶e pami臋tam.

- Powiedzia艂e艣, 偶ebym da艂 mu siana.

- I聽wody!

- Tak, siana i聽wody. Ale ja tego nie zrobi艂em. Kurt Wallander zmarszczy艂 czo艂o.

- Dlaczego?

- Nie by艂o potrzeby. Ko艅 mia艂 ju偶 siano. I聽wod臋 te偶. Wallander siedzia艂 przez chwil臋 w聽milczeniu i聽przygl膮da艂 si臋 koledze.

- M贸w dalej - powiedzia艂 w聽ko艅cu. - Masz w聽zwi膮zku z聽tym jakie艣 wnioski?

Noren wzruszy艂 ramionami.

- Mieli艣my konia, kiedy by艂em ch艂opcem - powiedzia艂. - Gdy sta艂 w聽stajni i聽dostawa艂 siano, to zjada艂 od razu wszystko, co mu w艂o偶ono do 偶艂obu. Wi臋c ja po prostu my艣l臋, 偶e kto艣 musia艂 da膰 temu koniowi siana i聽wody w聽nocy. Mo偶e jak膮艣 godzin臋 przed naszym przybyciem.

Wallander wyci膮gn膮艂 r臋k臋 w聽stron臋 telefonu.

- Je偶eli masz zamiar dzwoni膰 do Nystr枚ma, to nie musisz - powiedzia艂 Noren.

Kurt Wallander opu艣ci艂 r臋k臋 na biurko.

- Rozmawia艂em z聽nim, zanim przyjecha艂em do ciebie. I聽on koniowi 偶adnego siana nie dawa艂.

- Umarli ludzie nie karmi膮 swoich koni - powiedzia艂 Kurt Wallander. - Kto wi臋c to zrobi艂?

Noren wsta艂.

- Wygl膮da to dziwnie - rzek艂. - Najpierw morduje si臋 jednego cz艂owieka, potem zaciska si臋 p臋tl臋 na szyi drugiego. A聽potem idzie si臋 do stajni i聽daje koniowi siana. Kto, do diab艂a, robi co艣 tak dziwnego?

- No w艂a艣nie - rzek艂 Kurt Wallander. - Kto robi co艣 takiego?

- To pewnie nic nie znaczy - powt贸rzy艂 jeszcze Noren.

- Albo wprost przeciwnie - odpar艂 Wallander. - W聽ka偶dym razie dobrze, 偶e mi to powiedzia艂e艣.

Noren po偶egna艂 si臋 i聽wyszed艂.

Kurt Wallander siedzia艂 i聽rozmy艣la艂 o聽tym, co w艂a艣nie us艂ysza艂.

To przeczucie, kt贸re w聽sobie nosi艂, okaza艂o si臋 s艂uszne. Co艣 nie tak by艂o z聽tym koniem.

Z zamy艣lenia wyrwa艂 go dzwonek telefonu.

Znowu jaki艣 dziennikarz chcia艂 z聽nim rozmawia膰.

Za pi臋tna艣cie pierwsza opu艣ci艂 siedzib臋 policji. Chcia艂 odwiedzi膰 pewnego starego przyjaciela, kt贸rego nie widzia艂 od wielu lat.

5

Kurt Wallander skr臋ci艂 z聽E-14 tam, gdzie specjalna tablica wskazywa艂a drog臋 do ruin twierdzy Stjarnsund. Wkr贸tce potem przystan膮艂, 偶eby si臋 wysika膰. Poprzez szum wiatru s艂ysza艂 samoloty na lotnisku Sturup. Zanim ponownie wsiad艂 do samochodu, wytar艂 starannie glin臋, kt贸ra przylepi艂a mu si臋 do but贸w. Zmiany pogody nast臋powa艂y bardzo szybko. Na termometrze wskazuj膮cym temperatur臋 na zewn膮trz samochodu by艂o teraz pi臋膰 stopni powy偶ej zera. Wiatr gna艂 po niebie poszarpane chmury.

Zaraz za ruinami twierdzy droga rozchodzi艂a si臋 w聽dwie strony i聽Wallander pojecha艂 w聽lewo. Nigdy przedtem tu nie by艂, ale wiedzia艂, 偶e post膮pi艂 prawid艂owo. Chocia偶 opisywano mu t臋 drog臋 ponad dziesi臋膰 lat temu, wci膮偶 pami臋ta艂 ka偶dy szczeg贸艂. Jego m贸zg by艂 jak zaprogramowany, je艣li chodzi o聽drogi i聽w聽og贸le topografi臋.

Po mniej wi臋cej kilometrze droga zrobi艂a si臋 bardzo marna. Wl贸k艂 si臋 wolno naprz贸d i聽zastanawia艂, jakim sposobem przedzieraj膮 si臋 t臋dy wi臋ksze pojazdy.

Droga ko艅czy艂a si臋 nagle stromym spadkiem, a聽oczom Wallandera ukaza艂 si臋 rozleg艂y dw贸r z聽d艂ugim szeregiem stajni. Wjecha艂 na dziedziniec i聽zatrzyma艂 si臋. Stado wron wrzeszcza艂o mu nad g艂ow膮, kiedy wysiada艂 z聽samochodu.

Dziedziniec wydawa艂 si臋 okropnie zapuszczony. Otwarte drzwi jednej ze stajni 艂oskota艂y na wietrze. Przez moment Wallander zastanawia艂 si臋, czy mimo wszystko nie pomyli艂 drogi.

Pustka, my艣la艂. Zaniedbanie.

Ska艅ska zima z聽wrzeszcz膮cymi chmarami czarnych ptak贸w.

Glina lepi膮ca si臋 do but贸w.

Nagle ze stajni wysz艂a m艂oda jasnow艂osa dziewczyna. Przez chwilk臋 zdawa艂o mu si臋, 偶e jest troch臋 podobna do Lindy. Takie same w艂osy, takie samo szczup艂e cia艂o, te same energiczne ruchy przy chodzeniu. Przygl膮da艂 jej si臋 uwa偶nie.

Dziewczyna zacz臋艂a ci膮gn膮膰 drabin臋, prowadz膮c膮 do pomieszczenia nad stajni膮.

Kiedy zobaczy艂a obcego, pu艣ci艂a drabin臋 i聽wytar艂a r臋ce o聽szare spodnie do konnej jazdy.

- Dzie艅 dobry - powiedzia艂 Wallander. - Szukam Stena Widena. Dobrze trafi艂em?

- Jest pan policjantem? - spyta艂a dziewczyna.

- Jestem - potwierdzi艂 zdumiony Kurt Wallander. - A聽sk膮d wiesz?

- Mo偶na pozna膰 po g艂osie - odpar艂a dziewczyna i聽znowu zacz臋艂a szarpa膰 drabin臋, kt贸ra si臋 chyba o聽co艣 na g贸rze zaczepi艂a.

- Czy on jest w聽domu? - spyta艂 Wallander.

- Niech mi pan pomo偶e z聽tym dra艅stwem - powiedzia艂a dziewczyna.

Teraz zauwa偶y艂, 偶e jeden ze szczebli drabiny zaklinowa艂 si臋 mi臋dzy deskami, kt贸rymi by艂y ob艂o偶one 艣ciany stajni. Wzi膮艂 drabin臋 i聽tak d艂ugo ni膮 manewrowa艂, a偶 uwolni艂 szczebel.

- Dzi臋kuj臋 - u艣miechn臋艂a si臋 dziewczyna. - Sten siedzi w聽biurze.

Pokaza艂a czerwony budynek z聽ceg艂y w聽pewnej odleg艂o艣ci od stajni.

- Pracujesz tutaj? - spyta艂 znowu Kurt Wallander.

- Tak - odpar艂a, wspinaj膮c si臋 szybko po drabinie. - A聽teraz prosz臋 si臋 odsun膮膰.

Zaskakuj膮co silnymi ramionami zacz臋艂a wyrzuca膰 przez otw贸r bele siana. Kurt Wallander ruszy艂 w聽stron臋 czerwonego budynku. Ju偶 mia艂 zapuka膰 do drzwi, kiedy zza naro偶nika domu wyszed艂 jaki艣 m臋偶czyzna.

Po raz ostatni widzia艂 Stena Widena dziesi臋膰 lat temu. Mimo to nie mia艂 wra偶enia, by tamten jako艣 specjalnie si臋 zmieni艂. Te same zmierzwione w艂osy, ta sama szczup艂a twarz, nawet ta sama czerwona egzema nad g贸rn膮 warg膮.

- Co za niespodzianka - rzek艂 m臋偶czyzna z聽nerwowym 艣miechem. - My艣la艂em, 偶e to przyjecha艂 kowal podku膰 konie, a聽to ty. No, naprawd臋, kop臋 lat...

- Jedena艣cie - u艣ci艣li艂 Kurt Wallander. - Lato tysi膮c dziewi臋膰set siedemdziesi膮tego dziewi膮tego.

- Lato, kiedy rozpad艂y si臋 wszystkie marzenia - westchn膮艂 Sten Widen. - Napijesz si臋 kawy?

Weszli do czerwonego budynku. Kurt Wallander stwierdzi艂, 偶e 艣ciany czu膰 farb膮 olejn膮. W聽mrocznej hali sta艂 niedu偶y zardzewia艂y kombajn zbo偶owy. Kiedy Sten Widen otworzy艂 kolejne drzwi, wyskoczy艂 przez nie du偶y kot, a聽Kurt Wallander wszed艂 do pokoju, b臋d膮cego po艂膮czeniem biura i聽mieszkania. Pod jedn膮 艣cian膮 sta艂o nieza艣cielone 艂贸偶ko, obok telewizor i聽wideo, a聽na stole kuchenka mikrofalowa. Na starym fotelu stos niedbale rzuconych ubra艅. Pozosta艂膮 cz臋艣膰 pokoju zajmowa艂o wielkie biurko. Sten Widen nala艂 kawy z聽termosu stoj膮cego obok telefonu na parapecie okiennym w聽g艂臋bokiej niszy.

Kurt Wallander my艣la艂 o聽tym, 偶e Sten Widen musia艂 si臋 po偶egna膰 z聽marzeniami o聽karierze 艣piewaka operowego. I聽o聽tym, jak obaj pod koniec lat siedemdziesi膮tych wyobra偶ali sobie swoj膮 przysz艂膮 karier臋, kt贸rej 偶aden z聽nich nie zdo艂a艂 zrealizowa膰. Kurt Wallander mia艂 by膰 impresariem, a聽Sten Widen tenorem, wyst臋puj膮cym na najwi臋kszych operowych scenach 艣wiata.

On sam by艂 ju偶 wtedy policjantem. I聽jest nim nadal.

Kiedy Sten Widen zda艂 sobie spraw臋, 偶e ma za ma艂y g艂os, by mog艂y si臋 spe艂ni膰 marzenia, przej膮艂 podupad艂膮 stajni臋 swojego ojca i聽zaj膮艂 si臋 trenowaniem koni wy艣cigowych. Jego przyja藕艅 z聽Kurtem Wallanderem nie przetrwa艂a tej pr贸by, jak膮 by艂o wsp贸lne rozczarowanie. Dawniej widywali si臋 codziennie, a聽teraz od ostatniego spotkania min臋艂o jedena艣cie lat. Mimo 偶e mieszkali nie dalej ni偶 pi臋膰dziesi膮t kilometr贸w od siebie.

- Przyty艂e艣 - powiedzia艂 Sten Widen, zdejmuj膮c z聽krzes艂a stos starych gazet.

- W聽przeciwie艅stwie do ciebie - burkn膮艂 Kurt Wallander, lekko zirytowany.

- Uje偶d偶anie koni nie sprzyja tyciu - zauwa偶y艂 Sten Widen i聽znowu roze艣mia艂 si臋 tym swoim nerwowym 艣miechem. - Chude ko艣ci i聽chude portfele. Z聽wyj膮tkiem wielkich trener贸w, rzecz jasna. Taki Khan czy Strasser, ich sta膰 na wiele.

- A聽tobie jak idzie? - spyta艂 Kurt Wallander i聽usiad艂 na krze艣le.

- Ani dobrze, ani 藕le - odpar艂 Sten Widen. - Ani mi si臋 specjalnie nie powodzi, ani te偶 nie mam wyj膮tkowego pecha.

Zawsze jest w聽stajni jaki艣 ko艅, kt贸ry sprawuje si臋, jak trzeba. Dobieram sobie par臋 m艂odych 藕rebak贸w i聽interes jako艣 si臋 kr臋ci. Ale w艂a艣ciwie... - Przerwa艂, nie ko艅cz膮c zdania.

Pochyli艂 si臋 i聽wyj膮艂 z聽biurka opr贸偶nion膮 do po艂owy butelk臋 whisky.

- Napijesz si臋? - spyta艂.

Kurt Wallander potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

- Nie wygl膮da dobrze, kiedy policjant prowadzi samoch贸d po pijanemu. Nawet je艣li si臋 to zdarza rzadko.

- W聽ka偶dym razie na zdrowie - powiedzia艂 Sten Widen i聽poci膮gn膮艂 z聽butelki. Wyj膮艂 papierosa z聽pogniecionej paczki i聽szuka艂 zapalniczki mi臋dzy papierami i聽programami wy艣cig贸w, zalegaj膮cymi biurko. - Jak si臋 czuje Mona? - spyta艂. - I聽Linda? A聽tw贸j ojciec? Jak to mia艂a na imi臋 twoja siostra? Kerstin?

- Kristina.

- A聽prawda, Kristina. Nigdy nie mia艂em dobrej pami臋ci, przecie偶 wiesz.

- Nut nie zapomina艂e艣.

- Naprawd臋?

Znowu napi艂 si臋 z聽butelki i聽Kurt Wallander zauwa偶y艂, 偶e Stena co艣 dr臋czy. Mo偶e nie powinien by艂 tu przyje偶d偶a膰? Mo偶e Sten nie chce, 偶eby mu przypominano o聽tym, co by艂o kiedy艣?

- Mona i聽ja... nasze ma艂偶e艅stwo si臋 rozpad艂o. A聽Linda mieszka sama. Z聽ojcem wszystko w聽porz膮dku. Wci膮偶 maluje sw贸j obraz. My艣l臋 jednak, 偶e zaczyna si臋 skleroza, i聽szczerze m贸wi膮c, nie wiem, co z聽nim poczn臋.

- Wiedzia艂e艣, 偶e si臋 o偶eni艂em? - spyta艂 Sten Widen. Wallander mia艂 wra偶enie, 偶e tamten wcale go nie s艂ucha艂.

- Nie, nie wiedzia艂em.

- Przej膮艂em to cholerne gospodarstwo. Kiedy ojciec w聽ko艅cu uzna艂, 偶e jest za stary, 偶eby si臋 zajmowa膰 ko艅mi, zacz膮艂 pi膰 na powa偶nie. Dawniej mia艂 jednak jak膮艣 kontrol臋 nad tym, ile w聽siebie wlewa. Potem przesta艂em sobie radzi膰 z聽nim i聽jego kole偶kami od kielicha. O偶eni艂em si臋 z聽jedn膮 z聽dziewczyn, kt贸re tu u聽nas pracowa艂y. G艂贸wnie dlatego, 偶e 艣wietnie zajmowa艂a si臋 ojcem. Traktowa艂a go tak, jak si臋 traktuje stare konie. Nie wtr膮ca艂a si臋 w聽jego przyzwyczajenia, ale wyznacza艂a granice. Bra艂a gumowy w膮偶 i聽polewa艂a go, kiedy by艂 zbyt brudny. Ale kiedy ojciec umar艂, ona zacz臋艂a cuchn膮膰 tak jak przedtem on. Wtedy si臋 rozwiod艂em.

艁ykn膮艂 znowu z聽butelki i聽Kurt Wallander zauwa偶y艂, 偶e Sten jest ju偶 troch臋 podchmielony.

- Codziennie my艣l臋, 偶e powinienem sprzeda膰 t臋 stajni臋 - powiedzia艂. - Jestem te偶 w艂a艣cicielem ca艂ej posesji i聽za wszystko razem m贸g艂bym dosta膰 jaki艣 milion. Po sp艂aceniu d艂ug贸w zosta艂oby mi mo偶e ze czterysta tysi臋cy. Wtedy kupi臋 sobie du偶膮 przyczep臋 kempingow膮 i聽wyrusz臋 w聽drog臋.

- Dok膮d?

- No, to jest w艂a艣nie problem. Nie wiem. Nie ma takiego miejsca, do kt贸rego chcia艂bym pojecha膰.

Kurt Wallander mia艂 nieprzyjemne wra偶enie, kiedy tego s艂ucha艂. Nawet je艣li na pierwszy rzut oka Sten Widen by艂 tym samym cz艂owiekiem co dziesi臋膰 lat temu, to w聽jego psychice zasz艂y chyba powa偶ne zmiany. Przemawia艂 do dawnego przyjaciela g艂osem upiora, p臋kni臋tym i聽zrozpaczonym. Przed dziesi臋ciu laty Sten Widen by艂 radosny i聽prostolinijny, ch臋tny do wsp贸lnej zabawy. Dzi艣 wygl膮da艂o na to, 偶e ca艂a jego rado艣膰 偶ycia gdzie艣 przepad艂a.

Dziewczyna, kt贸ra pyta艂a Kurta Wallandera, czy jest policjantem, jecha艂a teraz konno przez podw贸rze.

- Kto to jest? - spyta艂 Wallander. - Domy艣li艂a si臋, 偶e jestem policjantem.

- Ma na imi臋 Louise - odpar艂 Sten Widen. - Rzeczywi艣cie mog艂a wyczu膰 w聽tobie glin臋. Odk膮d sko艅czy艂a dwana艣cie lat, tu艂a艂a si臋 po r贸偶nych zak艂adach wychowawczych. Jestem jej kuratorem. Ma smyka艂k臋 do koni. Ale nienawidzi policjant贸w. Twierdzi, 偶e zosta艂a kiedy艣 przez jednego zgwa艂cona.

Znowu poci膮gn膮艂 solidny 艂yk z聽butelki i聽wskaza艂 r臋k膮 na rozbebeszone 艂贸偶ko.

- Sypia ze mn膮 czasami - powiedzia艂. - A聽przynajmniej tak to wygl膮da. 呕e to ona sypia ze mn膮, a聽nie odwrotnie. Bo to chyba jest karalne?

- Dlaczego mia艂oby by膰? Przecie偶 nie jest ma艂oletnia?

- Ma dziewi臋tna艣cie lat. Ale czy kurator ma prawo sypia膰 ze swoimi podopiecznymi?

Kurt Wallander odni贸s艂 wra偶enie, 偶e Sten Widen zaczyna by膰 agresywny.

Nagle po偶a艂owa艂, 偶e tu przyjecha艂.

Nawet je艣li mia艂 pow贸d zwi膮zany z聽prowadzonym 艣ledztwem, 偶eby go odwiedzi膰, to teraz si臋 zastanawia艂, czy po prostu nie skorzysta艂 z聽okazji. Czy nie spotka艂 si臋 ze Stenem Widenem, 偶eby rozmawia膰 z聽nim o聽Monie? Czy nie szuka艂 pociechy?

Sam ju偶 nie wiedzia艂.

- Przyjecha艂em, bo chcia艂bym porozmawia膰 z聽tob膮 o聽koniach - rzek艂. - By膰 mo偶e czyta艂e艣 w聽gazetach o聽podw贸jnym morderstwie w聽Lenarp par臋 dni temu?

- Ja nie czytam 偶adnych gazet - odpar艂 Sten Widen. - Czytam tylko programy wy艣cig贸w i聽listy startowe. To wszystko. Nie obchodzi mnie, co si臋 dzieje na 艣wiecie.

- Zamordowano dwoje starych ludzi - ci膮gn膮艂 Kurt Wallander. - Ci ludzie mieli konia.

- Ko艅 te偶 zosta艂 zamordowany?

- Nie. A聽nawet przeciwnie, zdaje si臋, 偶e mordercy dali koniowi siana i聽wody, zanim uciekli. I聽o聽tym w艂a艣nie chcia艂em z聽tob膮 rozmawia膰. He czasu ko艅 potrzebuje na zjedzenie nar臋cza siana?

Sten Widen opr贸偶ni艂 flaszk臋 i聽zapali艂 kolejnego papierosa.

- 呕artujesz sobie? - spyta艂. - Przyje偶d偶asz tu, 偶eby mnie zapyta膰, ile czasu potrzebuje ko艅 na zjedzenie gar艣ci siana?

- Szczerze powiedziawszy, to chcia艂em ci臋 prosi膰, 偶eby艣 ze mn膮 pojecha艂 i聽obejrza艂 tego konia - powiedzia艂 Kurt Wallander, decyduj膮c si臋 pospiesznie. Czu艂, 偶e ogarnia go z艂o艣膰.

- Nie mam czasu - uci膮艂 Sten Widen. - Kowal dzisiaj przyje偶d偶a, b臋dzie ku艂 konie. Mam szesna艣cie takich, kt贸re potrzebuj膮 zimowych podk贸w.

- A聽jutro?

Sten Widen patrzy艂 na niego szklanym wzrokiem.

- Przewidziana jest jaka艣 zap艂ata? - spyta艂.

- Dostaniesz zap艂at臋.

Sten Widen zapisa艂 na kawa艂ku brudnego papieru numer swojego telefonu.

- No to mo偶e - powiedzia艂. - Zadzwo艅 jutro z聽samego rana.

Kiedy wyszli na dziedziniec, Kurt Wallander zauwa偶y艂, 偶e wiatr znowu przybra艂 na sile.

Dziewczyna wci膮偶 uje偶d偶a艂a wierzchowca.

- Pi臋kny ko艅 - powiedzia艂.

- Masquerade Queen - poinformowa艂 Sten Widen. - Nigdy w聽偶yciu nie wygra ani jednej gonitwy. Jest w艂asno艣ci膮 wdowy po burmistrzu Trelleborga. Szczerze jej powiedzia艂em, 偶eby sprzeda艂a klacz do jakiej艣 szk贸艂ki je藕dzieckiej, ale ona wierzy, 偶e zacznie wygrywa膰. A聽ja zarabiam swoje, trenuj膮c j膮. Ale niech mnie diabli, je艣li ona kiedykolwiek co艣 wygra.

Po偶egnali si臋 przy samochodzie.

- Wiesz, jak umar艂 m贸j ojciec? - spyta艂 nagle Sten Widen.

- Nie.

- Pewnej jesiennej nocy zab艂膮ka艂 si臋 w聽ruinach twierdzy. Zaszywa艂 si臋 tam od czasu do czasu z聽butelk膮, siedzia艂 i聽popija艂. Potem stoczy艂 si臋 z聽wa艂u do fosy i聽uton膮艂. Fosa jest g臋sto zaro艣ni臋ta r贸偶nymi wodorostami, nic nie wida膰. Ale wyp艂yn臋艂a jego czapka z聽daszkiem. Na daszku by艂 napis „Niech 偶yje 偶ycie”, to by艂a reklam贸wka firmy organizuj膮cej seksturystyk臋 do Bangkoku.

- Mi艂o by艂o ci臋 zobaczy膰 - powiedzia艂 Kurt Wallander. - Zadzwoni臋 jutro rano.

- Zrobisz, jak zechcesz - mrukn膮艂 Sten Widen i聽odszed艂 w聽stron臋 stajni.

Kurt Wallander wyjecha艂 z聽obej艣cia. W聽lusterku wstecznym widzia艂 jeszcze, 偶e Sten Widen stoi i聽rozmawia z聽dziewczyn膮 w聽siodle.

Po co ja tu przyjecha艂em? - pomy艣la艂 znowu.

Kiedy艣, dawno temu, byli艣my przyjaci贸艂mi. Mieli艣my wsp贸lne, niemo偶liwe do spe艂nienia marzenie. Kiedy ono rozpad艂o si臋 w聽proch, niczym troll w聽blasku s艂o艅ca, nie zosta艂o nic. By膰 mo偶e to prawda, 偶e obaj kochali艣my oper臋. Ale mo偶e i聽to by艂o tylko wyobra偶eniem?

Jecha艂 szybko, jakby to jego wzburzenie naciska艂o peda艂 gazu.

Zatrzyma艂 si臋 w艂a艣nie przy znaku stop, gdy zadzwoni艂 telefon zamontowany w聽samochodzie. Po艂膮czenie by艂o tak marne, 偶e ledwo si臋 domy艣la艂, i偶 to Hansson do niego dzwoni.

- Najlepiej, 偶eby艣 przyjecha艂! - wrzeszcza艂 Hansson. - Czy ty s艂yszysz, co ja m贸wi臋?!

- Co si臋 sta艂o? - krzycza艂 Kurt Wallander w聽odpowiedzi.

- Przyszed艂 tutaj jeden ch艂op z聽Hagestad i聽powiada, 偶e on wie, kto zamordowa艂 tych dwoje! - wykrzykiwa艂 Hansson.

Kurt Wallander poczu艂, 偶e serce bije mu szybciej.

- Kto?! - wo艂a艂. - Kto?

Po艂膮czenie zosta艂o przerwane. W聽s艂uchawce s艂ycha膰 by艂o tylko trzaski i聽piski.

- Cholera jasna! - zakl膮艂 g艂o艣no sam do siebie. Pojecha艂 z聽powrotem do Ystad. Stanowczo za szybko,

my艣la艂.

Gdyby Noren i聽Peters przeprowadzali dzisiaj kontrol臋 ruchu, tobym prowadzi艂 spokojnie.

Na wzniesieniu w聽centrum miasta silnik nagle zacz膮艂 parska膰.

Sko艅czy艂a si臋 benzyna.

Lampka kontrolna, kt贸ra mia艂a go o聽tym ostrzega膰, przesta艂a widocznie dzia艂a膰.

Zanim silnik ostatecznie zgas艂, zd膮偶y艂 dojecha膰 do stacji benzynowej nieopodal szpitala. Kiedy jednak w艂o偶y艂 r臋k臋 do kieszeni po pieni膮dze do automatu, okaza艂o si臋, 偶e nie ma przy sobie nic. Na szcz臋艣cie w聽budynku stacji benzynowej mie艣ci艂 si臋 zak艂ad 艣lusarski, wymieniaj膮cy zamki w聽drzwiach. Pozna艂 jego w艂a艣ciciela par臋 lat temu przy jakim艣 w艂amaniu. Po偶yczy艂 teraz od niego dwadzie艣cia koron.

Ostro zahamowa艂 na parkingu i聽pospieszy艂 do komendy. Ebba pr贸bowa艂a mu co艣 powiedzie膰, ale machn膮艂 r臋k膮, 偶e teraz nie ma czasu.

Drzwi do pokoju Hanssona by艂y otwarte, wi臋c wszed艂 bez pukania.

Ale nikogo tam nie zasta艂.

Na korytarzu zderzy艂 si臋 z聽Martinssonem, kt贸ry ni贸s艂 plik wydruk贸w komputerowych.

- W艂a艣nie ciebie szukam - oznajmi艂 Martinsson. - Wygrzeba艂em troch臋 materia艂u, kt贸ry mo偶e si臋 okaza膰 interesuj膮cy. Diabli wiedz膮, czy nie zrobili tego Finowie.

- Jak nie wiemy, kto pope艂ni艂 przest臋pstwo, zawsze m贸wimy, 偶e to pewnie Finowie - mrukn膮艂 Kurt Wallander. - Ale teraz ju偶 nie zd膮偶臋 na to popatrze膰. Wiesz mo偶e, gdzie si臋 podzia艂 Hansson?

- O聽ile mi wiadomo, to nigdy ze swojego pokoju nie wychodzi.

- No to teraz wyszed艂. B臋dziemy musieli go poszuka膰. Zajrza艂 do pokoju jadalnego, ale tam tylko kt贸ra艣 z聽sekretarek robi艂a sobie omlet.

Gdzie si臋 podzia艂 ten cholerny Hansson? - my艣la艂, otwieraj膮c drzwi do swojego pokoju.

Tam te偶 go nie zasta艂. Zadzwoni艂 do Ebby w聽centrali.

- Gdyby艣 tak nie p臋dzi艂, tobym ci powiedzia艂a, jak wchodzi艂e艣 - poinformowa艂a Ebba. - Kaza艂 ci przekaza膰, 偶e idzie do banku. Konkretnie do Banku Zwi膮zkowego.

- A聽co on tam ma do roboty? Szed艂 z聽kim艣?

- Tak, ale nie wiem, kto to by艂. Kurt Wallander od艂o偶y艂 s艂uchawk臋. Co ten Hansson kombinuje? Ponownie si臋gn膮艂 po s艂uchawk臋.

- Czy mog艂aby艣 odszuka膰 dla mnie Hanssona?

- W聽Banku Zwi膮zkowym?

- No tak, skoro tam poszed艂.

Bardzo rzadko prosi艂 Ebb臋 o聽pomoc w聽szukaniu ludzi, z聽kt贸rymi chcia艂 si臋 skontaktowa膰. Wci膮偶 jeszcze nie zd膮偶y艂 si臋 przyzwyczai膰 do my艣li, 偶e ma sekretark臋. Je艣li musia艂 co艣 za艂atwi膰, robi艂 to sam. Dawniej s膮dzi艂, 偶e to nawyk wyniesiony z聽domu rodzinnego. Przekonanie, 偶e tylko bogaci i聽wynio艣li wys艂uguj膮 si臋 innymi. Zlecanie komu艣 drugiemu szukania numeru w聽ksi膮偶ce telefonicznej czy 艂膮czenia rozmowy uwa偶a艂 za niewybaczalne lenistwo...

Z rozmy艣la艅 wyrwa艂 go dzwonek telefonu. To Hansson dzwoni艂 z聽banku.

- My艣la艂em, 偶e zd膮偶臋 przed twoim powrotem - donosi艂. - Pewnie si臋 zastanawiasz, co ja tu robi臋?

- Rany boskie, m贸w wreszcie!

- My chcieli艣my rzuci膰 okiem na konto bankowe L枚vgren贸w.

- Jacy my?

- On si臋 nazywa Herdin. Ale najlepiej b臋dzie, je艣li sam z聽nim porozmawiasz. Wr贸cimy za p贸艂 godziny.

Min臋艂a jednak godzina i聽kwadrans, zanim Kurt Wallander m贸g艂 nareszcie pozna膰 cz艂owieka nazwiskiem Herdin. Cz艂owiek ten mia艂 blisko dwa metry wzrostu, by艂 chudy i聽偶ylasty, a聽kiedy Kurt Wallander si臋 z聽nim wita艂, mia艂 wra偶enie, jakby 艣ciska艂 d艂o艅 olbrzyma.

- Troch臋 si臋 nam zesz艂o - t艂umaczy艂 si臋 Hansson. - Ale s膮 rezultaty. Zaraz si臋 dowiesz, co Herdin ma do powiedzenia. I聽co odkryli艣my w聽banku.

Wysoki Herdin siedzia艂 w聽milczeniu na krze艣le dla go艣ci.

Kurt Wallander odnosi艂 wra偶enie, 偶e z聽okazji wizyty na policji wystroi艂 si臋 w聽swoje najlepsze ubranie, cho膰 by艂 to tylko wy艣wiechtany garnitur i聽koszula z聽postrz臋pionym ko艂nierzykiem.

- My艣l臋, 偶e powinni艣my zacz膮膰 od pocz膮tku - powiedzia艂 Kurt Wallander i聽wyj膮艂 notatnik.

Herdin patrzy艂 przestraszony na Hanssona.

- Mam wszystko powtarza膰? - spyta艂.

- Tak by chyba by艂o najlepiej - stwierdzi艂 Hansson.

- To bardzo d艂uga historia - zacz膮艂 Herdin niepewnie.

- Jak si臋 pan nazywa? - spyta艂 Kurt Wallander. - My艣l臋, 偶e powinni艣my zacz膮膰 od tego.

- Lars Herdin. Mam gospodarstwo ko艂o Hagestad. Czterdzie艣ci m贸rg ziemi. Pr贸buj臋 si臋 utrzymywa膰 z聽hodowli zwierz膮t rze藕nych. Ale idzie mi marnie.

- Mam jego dat臋 urodzenia - wtr膮ci艂 Hansson i聽Kurt Wallander domy艣li艂 si臋, 偶e Hanssonowi spieszno do obstawiania gonitw.

- Je艣li dobrze rozumiem, to przyjecha艂 pan do nas, by przekaza膰 informacje dotycz膮ce morderstwa ma艂偶onk贸w L枚vgren - powiedzia艂 Kurt Wallander, z艂y, 偶e nie wyra偶a si臋 pro艣ciej.

- Jasne, 偶e to przez pieni膮dze - oznajmi艂 Lars Herdin.

- Przez jakie pieni膮dze?

- Wszystkie, jakie mieli.

- Czy m贸g艂by pan powiedzie膰 to ja艣niej?

- No, przez niemieckie pieni膮dze.

Kurt Wallander spojrza艂 na Hanssona, kt贸ry dyskretnie wzruszy艂 ramionami. Wallander wyt艂umaczy艂 to sobie tak, 偶e Hansson doradza mu cierpliwo艣膰.

- Powinni艣my pom贸wi膰 o聽tym troch臋 dok艂adniej - powiedzia艂. - My艣li pan, 偶e m贸g艂by nam pan poda膰 nieco wi臋cej szczeg贸艂贸w?

- L枚vgren i聽jego ojciec dorobili si臋 w聽czasie wojny - wyja艣ni艂 Lars Herdin. - Trzymali byd艂o rze藕ne na pastwiskach dzier偶awionych gdzie艣 w聽Smalandii. Skupowali te偶 konie nienadaj膮ce si臋 ju偶 do pracy. Potem szmuglowali je do Niemiec. Zarabiali na mi臋sie ci臋偶kie pieni膮dze. Nikt nigdy ich na tym nie nakry艂. L枚vgren by艂 chciwy i聽zarazem przebieg艂y. Pieni膮dze lokowa艂 w聽banku i聽z聽roku na rok mu przybywa艂o.

- Ma pan na my艣li ojca L枚vgrena?

- Stary zmar艂 zaraz po wojnie. Ja m贸wi臋 o聽L枚vgrenie.

- Chce pan powiedzie膰, 偶e L枚vgrenowie byli bogaci?

- Nie cala rodzina. Tylko L枚vgren. Ona nic o聽tych pieni膮dzach nie wiedzia艂a.

- Czy偶by utrzymywa艂 sw贸j maj膮tek w聽tajemnicy przed 偶on膮?

Lars Herdin kiwa艂 g艂ow膮.

- Nikt nie by艂 oszukiwany bardziej ni偶 moja siostra - powiedzia艂.

Wallander ze zdumienia uni贸s艂 brwi.

- Maria L枚vgren by艂a moj膮 siostr膮. Zosta艂a zamordowana za to, 偶e on ukry艂 sw贸j maj膮tek.

Kurt Wallander s艂ysza艂 w聽jego g艂osie 藕le maskowane rozgoryczenie. A聽mo偶e to w艂a艣nie jest nienawi艣膰, my艣la艂.

- I聽te pieni膮dze by艂y przechowywane w聽domu?

- Tylko czasami - odpowiedzia艂 Lars Herdin.

- Czasami?

- Kiedy L枚vgren dokonywa艂 swoich wielkich wyp艂at.

- M贸g艂by pan spr贸bowa膰 opowiedzie膰 mi o聽tym dok艂adniej?

Nagle jakby si臋 co艣 otworzy艂o w聽tym ch艂opie ubranym w聽zniszczony garnitur.

- Johannes L枚vgren by艂 bydlakiem - oznajmi艂. - Lepiej, 偶e go ju偶 nie ma. Ale 偶e Maria musia艂a umrze膰, tego mu nigdy nie wybacz臋...

Wybuch nast膮pi艂 tak nagle, 偶e ani Kurt Wallander, ani Hansson nie byli w聽stanie zareagowa膰. Lars Herdin chwyci艂 ci臋偶k膮 szklan膮 popielniczk臋, stoj膮c膮 przed nim na stole, i聽z聽ca艂ej si艂y cisn膮艂 ni膮 o聽艣cian臋, tu偶 obok g艂owy Wallandera. Kawa艂ki szk艂a rozlecia艂y si臋 na wszystkie strony, jeden trafi艂 Wallandera w聽g贸rn膮 warg臋.

Zapad艂a przyt艂aczaj膮ca cisza.

Hansson wsta艂 ze swojego krzes艂a, got贸w w聽ka偶dej chwili obezw艂adni膰 wielkiego Larsa Herdina. Ale Wallander da艂 mu znak r臋k膮, 偶eby si臋 nie rusza艂, wi臋c Hansson usiad艂.

- Prosz臋 o聽wybaczenie - powiedzia艂 Lars Herdin. - Je艣li macie tu szczotk臋 i聽艣mietniczk臋, to posprz膮tam. I聽pokryj臋 szkody.

- Sprz膮taczki si臋 tym zajm膮 - uspokoi艂 go Kurt Wallander.

- Lepiej wr贸膰my do naszej rozmowy.

Lars Herdin znowu zdawa艂 si臋 ca艂kiem spokojny.

- Johannes L枚vgren by艂 bydlakiem - powt贸rzy艂. - Udawa艂, 偶e jest taki sam jak inni ludzie. Ale my艣la艂 tylko o聽pieni膮dzach, kt贸rych on i聽tatu艣 nachapali si臋 w聽czasie wojny. Potrafi艂 narzeka膰, jaka to teraz dro偶yzna i聽jacy biedni s膮 rolnicy. A聽mia艂 pieni膮dze, kt贸rych wci膮偶 przybywa艂o.

- I聽te pieni膮dze trzyma艂 w聽banku? Lars Herdin wzruszy艂 ramionami.

- W聽banku, w聽akcjach, w聽obligacjach, z聽tego, co wiem.

- Dlaczego czasami trzyma艂 wi臋ksze sumy w聽domu?

- Johannes L枚vgren mia艂 kochank臋 - oznajmi艂 Lars Herdin. - Mia艂 bab臋 w聽Kristianstad, kt贸ra w聽latach pi臋膰dziesi膮tych urodzi艂a mu dziecko. O聽tym te偶 Maria nie wiedzia艂a. Ani o聽babie, ani o聽dziecku. A聽on tamtej dawa艂 pewnie ka偶dego roku wi臋cej pieni臋dzy ni偶 Marii przez ca艂e jej 偶ycie.

- O聽jak du偶e pieni膮dze mog艂o chodzi膰?

- Dwadzie艣cia pi臋膰, trzydzie艣ci tysi臋cy. Dwa, trzy razy do roku. Bra艂 pieni膮dze w聽got贸wce. Potem znajdowa艂 jak膮艣 wym贸wk臋, by pojecha膰 do Kristianstad.

Kurt Wallander zastanawia艂 si臋 przez chwil臋 nad tym, co us艂ysza艂.

Pr贸bowa艂 ustali膰, jakie pytania s膮 teraz najwa偶niejsze. Wyja艣nianie wszelkich szczeg贸艂贸w mo偶e potrwa膰 wiele godzin.

- Co wam powiedzieli w聽banku? - spyta艂 Hanssona.

- Je艣li si臋 nie ma odpowiednich nakaz贸w i聽innych papier贸w w聽porz膮dku, to bank przewa偶nie nie udziela informacji - odpar艂 Hansson. - Nie pozwolili mi zajrze膰 do jego konta. Ale na jedno pytanie mimo wszystko dosta艂em odpowied藕. Czy mianowicie by艂 w聽ostatnim czasie w聽banku.

- No i聽by艂? Hansson skin膮艂 g艂ow膮.

- By艂. W聽czwartek. Trzy dni przed tym, jak go zabili.

- Naprawd臋?

- Jedna z聽kasjerek zapami臋ta艂a, jak wygl膮da艂.

- I聽podj膮艂 jak膮艣 wi臋ksz膮 sum臋 pieni臋dzy?

- Najpierw nie chcieli mi tak po prostu odpowiedzie膰. Ale kiedy dyrektor si臋 odwr贸ci艂, kasjerka skin臋艂a g艂ow膮.

- Musimy pogada膰 z聽prokuratur膮, kiedy ju偶 spiszemy te zeznania - postanowi艂 Kurt Wallander. - Wtedy b臋dziemy mogli przejrze膰 dok艂adnie jego konta.

- Pieni膮dze umazane krwi膮 - sykn膮艂 Lars Herdin. Wallander przestraszy艂 si臋, 偶e 艣wiadek znowu zacznie ciska膰 przedmiotami.

- Pozostaje nam jeszcze wiele pyta艅 - powiedzia艂. - Ale w聽tej chwili jedno jest wa偶niejsze od pozosta艂ych. Jakim sposobem pan si臋 o聽tym wszystkim dowiedzia艂? O聽tym, co, jak pan twierdzi, Johannes L枚vgren utrzymywa艂 w聽tajemnicy przed swoj膮 偶on膮. Chyba pan rozumie, 偶e mnie to interesuje?

Lars Herdin nie odpowiada艂 na pytanie. W聽milczeniu wpatrywa艂 si臋 w聽pod艂og臋. Kurt Wallander spogl膮da艂 na Hanssona, kt贸ry potrz膮sa艂 g艂ow膮.

- B臋dzie pan nam to musia艂 powiedzie膰 - rzek艂 Wallander.

- Ja niczego nie musz臋 - burkn膮艂 Lars Herdin. - To nie ja ich zamordowa艂em. Czy m贸g艂bym zamordowa膰 w艂asn膮 siostr臋?

Kurt Wallander pr贸bowa艂 podej艣膰 do sprawy od innej strony.

- Ilu jeszcze ludzi wie o聽tym, co nam pan tu przed chwil膮 m贸wi艂?

Lars Herdin nie odpowiada艂.

- Wszystko, co pan powie, zostanie w聽tych czterech 艣cianach - naciska艂 Wallander.

Lars Herdin wpatrywa艂 si臋 w聽pod艂og臋. Kurt Wallander wyczuwa艂 instynktownie, 偶e powinien czeka膰.

- M贸g艂by艣 nam przynie艣膰 troch臋 kawy? - powiedzia艂 do Hanssona. - I聽rozejrzyj si臋 te偶 za jakim艣 pieczywem.

Hansson znikn膮艂 za drzwiami.

Lars Herdin nie przestawa艂 wpatrywa膰 si臋 w聽pod艂og臋, a聽Kurt Wallander czeka艂.

Hansson wr贸ci艂 z聽kaw膮 i聽Lars Herdin zjad艂 such膮 dro偶d偶贸wk臋.

Kurt Wallander uzna艂, 偶e czas ponowi膰 pytanie.

- Pr臋dzej czy p贸藕niej b臋dzie pan musia艂 powiedzie膰 - rzek艂.

Lars Herdin uni贸s艂 g艂ow臋 i聽spojrza艂 mu prosto w聽oczy.

- Ju偶 wtedy, kiedy brali 艣lub, czu艂em, 偶e Johannes L枚vgren jest kim艣 innym za t膮 fasad膮 przyjaznego i聽ma艂om贸wnego cz艂owieka. Wyczuwa艂em w聽nim co艣 podst臋pnego. Maria to moja m艂odsza siostra. Chcia艂em, 偶eby by艂o jej w聽偶yciu dobrze. By艂em podejrzliwy wobec Johannesa L枚vgrena od pierwszej chwili, kiedy zacz膮艂 si臋 o聽ni膮 stara膰 i聽przychodzi膰 do domu moich rodzic贸w. Wyja艣nienie, kim naprawd臋 jest, zabra艂o mi trzydzie艣ci lat. A聽jak do tego doszed艂em, to ju偶 moja sprawa.

- Powiedzia艂 pan o聽wszystkim siostrze, kiedy pan zdoby艂 pewno艣膰?

- Nigdy. Nawet s艂owem jej o聽tym nie wspomnia艂em.

- A聽komu艣 innemu? Na przyk艂ad swojej 偶onie?

- Nie jestem 偶onaty.

Kurt Wallander patrzy艂 na cz艂owieka, kt贸ry siedzia艂 naprzeciwko. By艂o w聽nim co艣 twardego, zaciek艂ego. Jakby jada艂 szare kamienie.

- Na dzi艣 to ostatnie pytanie - powiedzia艂 Kurt Wallander.

- Wiemy ju偶, 偶e Johannes L枚vgren mia艂 mn贸stwo pieni臋dzy. Mo偶e mia艂 r贸wnie偶 du偶膮 sum臋 w聽domu wtedy, kiedy zosta艂 zamordowany. To b臋dziemy musieli wyja艣ni膰. Ale kto m贸g艂 o聽tym wiedzie膰? Kto opr贸cz pana?

Lars Herdin popatrzy艂 na niego. Nagle Kurt Wallander dostrzeg艂 w聽jego oczach b艂ysk strachu.

- Ja o聽tym nie wiedzia艂em - wykrztusi艂 Lars Herdin. Kurt Wallander skin膮艂 g艂ow膮.

- Na tym teraz poprzestaniemy - rzek艂 i聽zamkn膮艂 notatnik, w聽kt贸rym przez ca艂y czas robi艂 zapiski. - Jednak r贸wnie偶 w聽przysz艂o艣ci b臋dziemy potrzebowali pana pomocy.

- Mog臋 i艣膰? - spyta艂 Lars Herdin, wstaj膮c.

- Mo偶e pan - zgodzi艂 si臋 Kurt Wallander. - Ale niech pan nigdzie nie wyje偶d偶a bez porozumienia si臋 z聽nami. A聽gdyby chcia艂 nam pan powiedzie膰 co艣 wi臋cej, to po prostu prosz臋 zadzwoni膰.

Przy drzwiach Lars Herdin przystan膮艂, jakby rzeczywi艣cie chcia艂 co艣 jeszcze doda膰, ale po chwili pchn膮艂 drzwi i聽wyszed艂.

- Powiedz Martinssonowi, 偶eby go obserwowa艂 i聽niech prze艣wietli jego sprawy - rzuci艂 Kurt Wallander. - Prawdopodobnie nic nie znajdziemy, ale lepiej mie膰 pewno艣膰.

- A聽co my艣lisz o聽tym, co on tu powiedzia艂? Kurt Wallander zastanawia艂 si臋 nad odpowiedzi膮.

- Jest w聽nim co艣 przekonuj膮cego. Nie s膮dz臋, by k艂ama艂 albo zmy艣la艂, czy te偶 pu艣ci艂 wodze fantazji. Wierz臋, 偶e odkry艂 podw贸jne 偶ycie swojego szwagra. I聽wierz臋, 偶e chcia艂 oszcz臋dzi膰 siostr臋.

- A聽nie my艣lisz, 偶e on m贸g艂by by膰 zamieszany? Kurt Wallander nie mia艂 偶adnych w膮tpliwo艣ci:

- Lars Herdin ich nie zamordowa艂. I聽nie s膮dz臋 te偶, by wiedzia艂, kto to zrobi艂. My艣l臋, 偶e przyszed艂 do nas z聽dw贸ch powod贸w. Chcia艂 nam pom贸c odnale藕膰 tego cz艂owieka czy tych ludzi, kt贸rym by m贸g艂 jednocze艣nie podzi臋kowa膰 i聽naplu膰 w聽twarz. Tych, kt贸rzy zamordowali Johannesa i聽jego zdaniem spe艂nili dobry uczynek. I聽tych, kt贸rzy zamordowali Mari臋 i聽za to powinni zosta膰 publicznie 艣ci臋ci.

Hansson wsta艂.

- Powiem Martinssonowi. Chcesz co艣 jeszcze teraz? Kurt Wallander spojrza艂 na zegarek.

- Zrobimy zebranie, za godzin臋 u聽mnie. Spr贸buj si臋 skontaktowa膰 z聽Rydbergiem. Mia艂 pojecha膰 do Malm枚 szuka膰 jakiego艣 偶aglomistrza.

Hansson patrzy艂 na niego, nic nie rozumiej膮c.

- P臋tla - rzek艂 Kurt Wallander. - W臋ze艂. P贸藕niej zrozumiesz.

Hansson wyszed艂 i聽Kurt Wallander zosta艂 sam.

Mamy prze艂om, pomy艣la艂. Ka偶de udane 艣ledztwo ma taki punkt, gdy przekraczamy 艣cian臋. Nie wiemy dok艂adnie, co tam zastaniemy. Ale rozwi膮zanie znajduje si臋 w艂a艣nie po tamtej stronie.

Podszed艂 do okna i聽patrzy艂, jak si臋 zmierzcha. Ch艂贸d wdziera艂 si臋 przez nieszczelne futryny, rozko艂ysana latarnia na ulicy 艣wiadczy艂a, 偶e wiatr jeszcze si臋 wzm贸g艂.

Pomy艣la艂 o聽Nystr枚mie i聽jego 偶onie.

Prze偶yli ca艂e 偶ycie obok cz艂owieka, kt贸ry nie by艂 tym, za kogo si臋 podawa艂.

Jak zareaguj膮, kiedy prawda wyjdzie na jaw?

Negacj膮? Rozgoryczeniem? Zdumieniem?

Wr贸ci艂 do biurka i聽usiad艂. Pierwsze uczucie ulgi na my艣l, 偶e oto dokona艂 si臋 prze艂om, zwykle bardzo szybko mija.

Teraz istnieje jaki艣 prawdopodobny motyw, najpospolitszy ze wszystkich. Pieni膮dze. Ale wci膮偶 jeszcze nie ukaza艂 si臋 palec, wskazuj膮cy we w艂a艣ciw膮 stron臋.

Wci膮偶 nie ma mordercy.

Kurt Wallander znowu spojrza艂 na zegarek. Je艣li si臋 pospieszy, to zd膮偶y dojecha膰 do grilla na dworcu kolejowym i聽zje艣膰 co艣 przed zebraniem. Niestety, musi od艂o偶y膰 na p贸藕niej zmian臋 swoich nawyk贸w 偶ywieniowych.

Ju偶 mia艂 wk艂ada膰 kurtk臋, kiedy zadzwoni艂 telefon.

R贸wnocze艣nie zapukano do drzwi.

Kurtka spad艂a na pod艂og臋, kiedy podnosi艂 s艂uchawk臋, wo艂aj膮c przy tym:

- Prosz臋 wej艣膰!

W progu stan膮艂 Rydberg, trzymaj膮cy w聽r臋ce du偶膮 plastikow膮 torb臋, wy艂adowan膮 czym艣 po brzegi. W聽s艂uchawce odezwa艂a si臋 Ebba:

- Telewizja kategorycznie 偶膮da kontaktu z聽tob膮 - oznajmi艂a.

Ale on ju偶 postanowi艂, 偶e zanim znowu spotka si臋 z聽mediami, najpierw musi porozmawia膰 z聽Rydbergiem.

- Powiedz, 偶e jestem na zebraniu i聽kontakt ze mn膮 b臋dzie mo偶liwy za p贸艂 godziny.

- To pewne? - Co?

- 呕e porozmawiasz z聽nimi za p贸艂 godziny? Telewizja nie lubi czeka膰. Uwa偶aj膮, 偶e wszyscy powinni pada膰 na kolana, kiedy tylko si臋 odezw膮.

- Ja nie padam na kolana przed ich kamerami. Ale mog臋 porozmawia膰 za p贸艂 godziny.

Od艂o偶y艂 s艂uchawk臋.

Rydberg usiad艂 na krze艣le pod oknem. Papierow膮 serwetk膮 wyciera艂 w艂osy.

- Mam dobre wiadomo艣ci - oznajmi艂 Kurt Wallander. Rydberg nadal wyciera艂 w艂osy.

- My艣l臋, 偶e mamy motyw. Pieni膮dze. My艣l臋, 偶e morderc贸w nale偶y szuka膰 w艣r贸d ludzi, kt贸rzy w聽jaki艣 spos贸b znajdowali si臋 w聽pobli偶u L枚vgren贸w.

Rydberg wyrzuci艂 mokr膮 serwetk臋 do kosza.

- Mia艂em cholerny dzie艅 - powiedzia艂. - Dobre wiadomo艣ci s膮 mile widziane.

Kurt Wallander potrzebowa艂 pi臋ciu minut, by zreferowa膰 Rydbergowi spotkanie z聽rolnikiem, Larsem Herdinem. Rydberg wpatrywa艂 si臋 ponuro w聽od艂amki szk艂a na pod艂odze.

- Osobliwa historia - stwierdzi艂, kiedy Wallander umilk艂. - Wystarczaj膮co osobliwa, by mog艂a by膰 absolutnie prawdziwa.

- Spr贸buj臋 to jako艣 podsumowa膰 - m贸wi艂 dalej Kurt Wallander. - Ot贸偶 kto艣 musia艂 wiedzie膰, 偶e Johannes L枚vgren od czasu do czasu miewa w聽domu wi臋ksz膮 sum臋 pieni臋dzy. To nam daje motyw rabunkowy. A聽rabunek sko艅czy艂 si臋 morderstwem. Je艣li to, co m贸wi o聽Johannesie L枚vgrenie Lars Herdin, jest zgodne z聽prawd膮, to by艂 on cz艂owiekiem niebywale sk膮pym, wi臋c naturalnie nie chcia艂 wyjawi膰 napastnikom, gdzie schowa艂 pieni膮dze. Maria L枚vgren, kt贸ra niewiele rozumia艂a z聽tego, co dzia艂o si臋 w聽domu w聽ostatni膮 noc jej 偶ycia, musia艂a towarzyszy膰 m臋偶owi w聽za艣wiaty. Pytanie zatem, kto opr贸cz Larsa Herdina wiedzia艂 o聽tych nieregularnych, znacznych wyp艂atach pieni臋dzy. Znajdziemy odpowied藕 na to, to b臋dziemy mie膰 odpowied藕 na wszystko.

Kiedy Wallander sko艅czy艂, Rydberg siedzia艂 pogr膮偶ony w聽my艣lach.

- Czy o聽czym艣 zapomnia艂em? - spyta艂 Wallander.

- My艣l臋 o聽tym, co ona powiedzia艂a przed 艣mierci膮 - rzek艂 Rydberg. - „Zagraniczny”. I聽my艣l臋 o聽tym, co mam w聽tej torbie.

Wsta艂 i聽wysypa艂 zawarto艣膰 torby na biurko. Stos poci臋tych kawa艂k贸w liny. A聽na ka偶dym kunsztownie zawi膮zany w臋ze艂.

- Sp臋dzi艂em cztery godziny ze starym 偶aglomistrzem w聽mieszkaniu, kt贸re cuchn臋艂o gorzej, ni偶 mo偶na sobie wyobrazi膰 - oznajmi艂 Rydberg z聽ponurym grymasem. - Okaza艂o si臋, 偶e dziadek ma blisko dziewi臋膰dziesi膮t lat i聽bardzo zaawansowan膮 skleroz臋. Zastanawia艂em si臋, czy nie powiadomi膰 jakich艣 s艂u偶b socjalnych. Stary by艂 taki ot臋pia艂y, 偶e wzi膮艂 mnie za swojego syna. A聽s膮siadka powiedzia艂a mi potem, 偶e ten syn od trzydziestu lat nie 偶yje. Ale na sup艂ach i聽w臋z艂ach to on si臋 zna. Potrzebowa艂 czterech godzin, 偶eby mi wszystko wyt艂umaczy膰. Te linki tutaj to prezent.

- Dowiedzia艂e艣 si臋 tego, co ci臋 interesowa艂o?

- Stary popatrzy艂 na p臋tl臋 i聽powiedzia艂, 偶e jego zdaniem w臋ze艂 jest niepoprawny. Potem straci艂em mn贸stwo czasu, pr贸buj膮c go sk艂oni膰, by powiedzia艂 co艣 wi臋cej o聽tym niepoprawnym w臋藕le. Raz po raz mi przysypia艂. - Rydberg w艂o偶y艂 linki z聽powrotem do plastikowej torby i聽m贸wi艂 dalej: - Nagle zacz膮艂 opowiada膰 o聽czasach sp臋dzonych na morzu. I聽wtedy powiedzia艂, 偶e taki w臋ze艂 widzia艂 w聽Argentynie. Podobno argenty艅scy marynarze wi膮偶膮 takie w臋z艂y na sznurowych obro偶ach swoich ps贸w.

Kurt Wallander skin膮艂 g艂ow膮.

- No to mia艂e艣 racj臋 - westchn膮艂. - To jest cudzoziemski w臋ze艂. Pytanie tylko, jak to si臋 ma do opowie艣ci Larsa Herdina.

Wyszli na korytarz. Rydberg znikn膮艂 w聽swoim pokoju, natomiast Kurt Wallander poszed艂 do Martinssona, by przestudiowa膰 jego wydruki komputerowe. Okaza艂o si臋, 偶e istniej膮 zdumiewaj膮co bogate statystyki dotycz膮ce obywateli obcych pa艅stw, kt贸rzy pope艂nili b膮d藕 s膮 podejrzewani o聽pope艂nienie przest臋pstwa w聽Szwecji. Martinsson zd膮偶y艂 sporz膮dzi膰 wykaz wcze艣niejszych napad贸w na starsze osoby. Co najmniej czterech przest臋pc贸w, dzia艂aj膮c w聽pojedynk臋 lub jako cz艂onkowie bandy, dokona艂o w聽ostatnim roku w聽Skanii napadu na starych, mieszkaj膮cych na uboczu ludzi. Ale Martinsson ustali艂 tak偶e, i偶 wszyscy oni siedz膮 obecnie w聽r贸偶nych zak艂adach karnych. Czeka艂 teraz na informacj臋, czy kt贸ry艣 z聽nich nie by艂 na przepustce w聽dniu morderstwa.

Zebranie grupy dochodzeniowej odby艂o si臋 w聽pokoju Rydberga, poniewa偶 jedna z聽urz臋dniczek zaoferowa艂a si臋, 偶e posprz膮ta u聽Wallandera. Telefon dzwoni艂 niemal bez przerwy, ale ona nie odbiera艂a.

Zebranie trwa艂o d艂ugo. Wszyscy byli zgodni co do tego, 偶e zeznania Larsa Herdina oznaczaj膮 prze艂om. Teraz przynajmniej wiadomo, w聽jakim kierunku si臋 posuwa膰. Przeanalizowali te偶 ponownie wszystko, co zebrali podczas rozm贸w z聽mieszka艅cami Lenarp, rozm贸w z聽lud藕mi, kt贸rzy telefonowali na policj臋, oraz z聽odpowiedzi na rozes艂an膮 ankiet臋. Szczeg贸ln膮 uwag臋 zdawa艂 si臋 zwraca膰 samoch贸d, kt贸ry p贸藕n膮 noc膮 z聽niedzieli na poniedzia艂ek min膮艂 wie艣 zaledwie kilka kilometr贸w od Lenarp. Kierowca ci臋偶ar贸wki, kt贸ry wyrusza艂 w聽drog臋 do G枚teborga ju偶 o聽trzeciej nad ranem, spotka艂 ten samoch贸d na w膮skim zakr臋cie i聽omal nie dosz艂o do zderzenia. Kiedy us艂ysza艂 o聽podw贸jnym morderstwie, zacz膮艂 si臋 zastanawia膰, a聽potem zadzwoni艂 na policj臋. D艂ugo ogl膮da艂 zdj臋cia r贸偶nych samochod贸w i聽w聽ko艅cu powiedzia艂, 偶e m贸g艂 to by膰 nissan, ale pewno艣ci nie mia艂.

- Nie zapominajcie o聽samochodach wypo偶yczanych - powiedzia艂 Kurt Wallander. - Dzisiaj ludzie s膮 wygodni, zw艂aszcza tacy, kt贸rym si臋 spieszy. W艂amywacze r贸wnie cz臋sto po偶yczaj膮 samochody, jak kradn膮.

By艂a ju偶 sz贸sta, gdy zebranie dobieg艂o ko艅ca. Kurt Wallander stwierdzi艂, 偶e wszyscy jego wsp贸艂pracownicy s膮, mo偶na powiedzie膰, w聽natarciu. Po wizycie Larsa Herdina w聽wydziale zapanowa艂 duch optymizmu.

Wr贸ci艂 do swojego pokoju i聽przepisa艂 na czysto notatki z聽rozmowy z聽Larsem Herdinem. Hansson zostawi艂 mu te偶 swoje, m贸g艂 wi臋c por贸wnywa膰. Natychmiast stwierdzi艂, 偶e Lars Herdin nie kr臋ci艂. Wszystko si臋 zgadza艂o.

Tu偶 po si贸dmej od艂o偶y艂 papiery na bok. Nagle przypomnia艂 sobie o聽telewizji, 偶e ostatecznie si臋 nie odezwali. Zadzwoni艂 na central臋, by zapyta膰, czy Ebba nie zostawi艂a dla niego jakiej艣 wiadomo艣ci, ale zast臋puj膮ca j膮 dziewczyna powiedzia艂a, 偶e nie.

Tkni臋ty jakim艣 przeczuciem, kt贸rego sam nie rozumia艂, poszed艂 do pokoju jadalnego i聽w艂膮czy艂 telewizor. Zaczyna艂y si臋 w艂a艣nie lokalne wiadomo艣ci. Oparty o聽blat sto艂u, w聽roztargnieniu ogl膮da艂 materia艂 na temat z艂ego zaopatrzenia sklep贸w w聽gminie Malm枚.

Przyszed艂 mu na my艣l Sten Widen.

I Johannes L枚vgren, kt贸ry w聽czasie wojny sprzedawa艂 niemieckim nazistom mi臋so.

My艣la艂 o聽sobie, o聽tym, 偶e ur贸s艂 mu stanowczo za du偶y brzuch.

Ju偶 mia艂 wy艂膮czy膰 aparat, kiedy kobieta na ekranie zacz臋艂a m贸wi膰 o聽podw贸jnym morderstwie w聽Lenarp.

Os艂upia艂y s艂ucha艂, 偶e policja w聽Ystad koncentruje si臋 na poszukiwaniu jakich艣, dotychczas nieznanych, obywateli obcego pa艅stwa. Policja jest przekonana, 偶e przest臋pcy s膮 cudzoziemcami. Nie mo偶na te偶 wykluczy膰, 偶e chodzi o聽staraj膮cych si臋 o聽azyl uchod藕c贸w.

Na zako艅czenie reporterka m贸wi艂a te偶 o聽nim.

O tym, 偶e mimo wielokrotnie ponawianych pr贸b niemo偶liwe okaza艂o si臋 spotkanie z聽kim艣, kto m贸g艂by skomentowa膰 informacje, uzyskane z聽anonimowego, lecz pewnego 藕r贸d艂a.

Relacjonuj膮ca spraw臋 reporterka sta艂a przed budynkiem policji w聽Ystad.

Po chwili zacz臋艂a informowa膰 o聽pogodzie.

Od zachodu zbli偶a si臋 sztorm, wiatr mo偶e si臋 jeszcze wzmaga膰. Nie ma natomiast obaw, 偶e spadnie 艣nieg. Temperatura b臋dzie si臋 nadal utrzymywa膰 na poziomie kilku stopni powy偶ej zera.

Kurt Wallander wy艂膮czy艂 telewizor.

Trudno mu by艂o okre艣li膰, czy jest wzburzony, czy tylko zm臋czony. A聽mo偶e po prostu g艂odny.

A jednak informacje musia艂y wyciec z聽budynku policji.

Mo偶e teraz dostaje si臋 zap艂at臋 za przekazywanie poufnych wiadomo艣ci?

Czy nawet pa艅stwowa telewizja ma takie judaszowe pieni膮dze?

Kto? - zastanawia艂 si臋.

To mo偶e by膰 ka偶dy, z聽wyj膮tkiem mnie.

Ale dlaczego?

Czy istnieje jakie艣 inne wyt艂umaczenie opr贸cz pieni臋dzy?

Nienawi艣膰 rasowa? L臋k przed uchod藕cami?

Wr贸ci艂 do swojego pokoju, ale ju偶 na korytarzu s艂ysza艂 dzwonek telefonu.

Dzie艅 by艂 d艂ugi. Najch臋tniej pojecha艂by do domu i聽zrobi艂 sobie co艣 do jedzenia. Z聽westchnieniem usiad艂 jednak przy biurku i聽przysun膮艂 do siebie telefon.

Trudno, trzeba zacz膮膰, pomy艣la艂. Trzeba zacz膮膰 dementowa膰 podawane w聽telewizji wiadomo艣ci.

I mie膰 nadziej臋, 偶e w聽nadchodz膮cych dniach 偶adne drewniane krzy偶e znowu nie zap艂on膮.

6

W nocy nad Skani膮 rozp臋ta艂 si臋 sztorm. Kurt Wallander siedzia艂 w聽swoim nieposprz膮tanym mieszkaniu, a聽wichura szarpa艂a pokryciem dachu. Pi艂 whisky i聽s艂ucha艂 niemieckiego nagrania Aidy, kiedy nagle zrobi艂o si臋 wok贸艂 niego ca艂kiem czarno i聽cicho. Podszed艂 do okna i聽wyjrza艂 w聽ciemno艣膰. Wiatr wy艂, gdzie艣 w聽pobli偶u t艂uk艂 o聽艣cian臋 blaszanym szyldem.

Na fosforyzuj膮cej tarczy zegarka zobaczy艂, 偶e jest za dziesi臋膰 trzecia. Cho膰 to dziwne, nie czu艂 si臋 wcale zm臋czony. Dopiero o聽wp贸艂 do dwunastej zdo艂a艂 nareszcie wyj艣膰 z聽budynku policji. Jako ostatni zadzwoni艂 m臋偶czyzna, kt贸ry nie chcia艂 si臋 przedstawi膰. Proponowa艂, by policja po艂膮czy艂a si艂y z聽miejscowymi organizacjami nacjonalistycznymi i聽raz na zawsze przegoni艂a z聽kraju wszystkich cudzoziemc贸w. Przez kr贸tk膮 chwil臋 pr贸bowa艂 s艂ucha膰, co 贸w anonimowy m臋偶czyzna ma do powiedzenia. Potem nacisn膮艂 na wide艂ki i聽poinformowa艂 central臋, 偶eby nie 艂膮czy艂a ju偶 偶adnych rozm贸w. Zgasi艂 艣wiat艂o, przeszed艂 przez pogr膮偶ony w聽ciszy korytarz i聽prost膮 drog膮 pojecha艂 do domu. Kiedy zamyka艂 drzwi wej艣ciowe, nagle postanowi艂, 偶e spr贸buje jednak ustali膰, kto z聽policji przekaza艂 telewizji poufne informacje. W艂a艣ciwie to nie by艂a jego sprawa. W聽takich sytuacjach powinien interweniowa膰 szef, to jego obowi膮zek. Za kilka dni Bj枚rk wr贸ci z聽zimowego urlopu. Wtedy si臋 tym zajmie. Prawda musi wyj艣膰 na jaw.

Kiedy jednak Kurt Wallander wypi艂 pierwsz膮 szklaneczk臋 whisky, uzna艂, 偶e Bj枚rk nie powinien nic robi膰. Chocia偶 ka偶dy policjant jest zobowi膮zany do zachowania tajemnicy s艂u偶bowej, to raczej nie nale偶y traktowa膰 jak przest臋pstwa faktu, 偶e kt贸ry艣 z聽nich zatelefonowa艂 do telewizji i聽wyjawi艂, co rozwa偶ano na wewn臋trznym zebraniu grupy dochodzeniowej. Z聽trudem te偶 mo偶na by udowodni膰, 偶e telewizja zap艂aci艂a swojemu tajnemu informatorowi. Kurt Wallander zastanawia艂 si臋 przez chwil臋, jak oni tam ksi臋guj膮 tego rodzaju wydatki.

Potem pomy艣la艂, 偶e Bj枚rk chybaby nie chcia艂 roztrz膮sa膰 kwestii wewn臋trznej lojalno艣ci, kiedy ma na g艂owie 艣ledztwo w聽sprawie morderstwa.

Po drugiej szklaneczce whisky znowu rozpatrywa艂, kt贸ry to czy kt贸rzy z聽jego koleg贸w mog膮 sta膰 za przeciekiem. Pomin膮wszy w艂asn膮 osob臋, z聽ca艂膮 pewno艣ci膮 m贸g艂by wykluczy膰 z聽grona podejrzanych jedynie Rydberga. Ale dlaczego jest taki pewny Rydberga? Czy zna go lepiej ni偶 kt贸regokolwiek z聽pozosta艂ych?

Burza pozbawi艂a miasto pr膮du, a聽on siedzi sam w聽ciemno艣ciach. My艣li o聽zamordowanych ma艂偶onkach, o聽Larsie Herdinie i聽o聽dziwnym w臋藕le na p臋tli mieszaj膮 si臋 z聽my艣lami o聽bliskich. Pojawia si臋 w聽nich Sten Widen i聽Mona, Linda i聽ojciec. A聽tu偶 obok w聽ciemno艣ciach czai si臋 kompletny brak sensu. Wykrzywiona grymasem twarz, kt贸ra zawsze chichota艂a z艂o艣liwie i聽wyszydza艂a wszystkie pr贸by zapanowania nad w艂asnym 偶yciem, jakie podejmowa艂...

Ockn膮艂 si臋, kiedy w艂膮czyli pr膮d. Spojrza艂 na zegarek, spa艂 ponad godzin臋. Na adapterze kr臋ci艂a si臋 p艂yta. Dopi艂 whisky i聽po艂o偶y艂 si臋 na 艂贸偶ku.

Musz臋 porozmawia膰 z聽Mon膮, my艣la艂. Musz臋 porozmawia膰 z聽ni膮 o聽tym, co si臋 sta艂o. I聽musz臋 porozmawia膰 z聽moj膮 c贸rk膮. Musz臋 odwiedzi膰 ojca i聽zobaczy膰, co m贸g艂bym dla niego zrobi膰. A聽w聽艣rodku tego wszystkiego powinienem te偶 z艂apa膰 i聽wsadzi膰 do wi臋zienia morderc臋...

Znowu si臋 zdrzemn膮艂. Wydawa艂o mu si臋, 偶e jest w聽swoim biurze, kiedy zadzwoni艂 telefon. Zaspany, pocz艂apa艂 do kuchni i聽podni贸s艂 s艂uchawk臋. Kto to dzwoni pi臋tna艣cie po czwartej rano?

Zanim zd膮偶y艂 sobie odpowiedzie膰, pomy艣la艂, 偶e najbardziej by chcia艂, 偶eby to by艂a Mona.

Najpierw odni贸s艂 wra偶enie, 偶e m臋偶czyzna m贸wi takim samym lekkim tonem jak Sten Widen.

- Teraz macie trzy dni, 偶eby to wszystko naprawi膰 - zakomunikowa艂 m臋偶czyzna.

- Kim pan jest? - spyta艂 Kurt Wallander.

- Nie ma znaczenia, kim jestem - odpowiedzia艂 tamten.

- Jestem jednym z聽Dziesi臋ciu Tysi臋cy Rycerzy.

- Nie mam zamiaru rozmawia膰 z聽kim艣, kto nie chce si臋 przedstawi膰 - burkn膮艂 Kurt Wallander, czuj膮c, 偶e jest ju偶 ca艂kiem rozbudzony.

- Tylko nie odk艂adaj s艂uchawki - powiedzia艂 m臋偶czyzna.

- Teraz macie trzy dni, 偶eby naprawi膰 to, 偶e os艂aniali艣cie jakich艣 cudzoziemskich drani. Trzy dni, ani chwili d艂u偶ej.

- Nie rozumiem, o聽czym ty m贸wisz - odpar艂 Kurt Wallander, w聽kt贸rym 贸w nieznajomy g艂os wywo艂ywa艂 nieprzyjemne uczucia.

- Trzy dni na znalezienie morderc贸w i聽pokazanie ich - powiedzia艂 tamten. - Bo jak nie, to my przejmiemy spraw臋.

- Wy przejmiecie? Jacy wy?

- Trzy dni. Nie wi臋cej. A聽potem zacznie si臋 pali膰. Po艂膮czenie zosta艂o przerwane.

Kurt Wallander zapali艂 kuchenn膮 lamp臋 i聽usiad艂 przy stole. Zapisa艂 tre艣膰 rozmowy w聽starym notatniku, kt贸rego Mona u偶ywa艂a do robienia list zakup贸w. „Chleb” by艂o napisane u聽samej g贸ry. Nie potrafi艂 odczyta膰, co zanotowa艂a pod spodem.

Nie po raz pierwszy w聽ci膮gu swojej s艂u偶by w聽policji Kurt Wallander odbiera艂 anonimowe pogr贸偶ki. Kilka lat temu pewien m膮偶, kt贸ry uwa偶a艂, 偶e zosta艂 nies艂usznie skazany za bicie 偶ony, prze艣ladowa艂 go, pisz膮c pe艂ne insynuacji listy i聽wydzwaniaj膮c po nocach. W聽ko艅cu Mona za偶膮da艂a, 偶eby zrobi艂 z聽tym porz膮dek. Kurt Wallander wys艂a艂 do niego Svedberga z聽wiadomo艣ci膮, 偶e wyl膮duje na par臋 lat w聽wi臋zieniu, je艣li prze艣ladowania si臋 nie sko艅cz膮. W聽innym przypadku kto艣 porysowa艂 karoseri臋 jego samochodu.

Jednak przes艂anie tego m臋偶czyzny by艂o inne.

Powiedzia艂, 偶e b臋dzie si臋 pali膰. Kurt Wallander domy艣la艂 si臋, 偶e pali膰 mo偶e si臋 wszystko, od o艣rodk贸w dla uchod藕c贸w, po restauracje i聽mieszkania, odwiedzane i聽zajmowane przez cudzoziemc贸w.

Trzy dni. Mo偶e trzy doby. To oznacza czwartek, pi膮tek, najp贸藕niej sobot臋 13 stycznia.

Wr贸ci艂 do sypialni, znowu po艂o偶y艂 si臋 na 艂贸偶ku i聽pr贸bowa艂 zasn膮膰.

Wichura szarpa艂a okiennicami i聽t艂uk艂a w聽艣ciany domu.

Jak mia艂by zasn膮膰, skoro wci膮偶 czeka艂, 偶e ten cz艂owiek zadzwoni ponownie?

O wp贸艂 do si贸dmej by艂 ju偶 znowu w聽budynku policji. Zamieni艂 par臋 s艂贸w z聽dy偶urnym i聽dowiedzia艂 si臋, 偶e mimo sztormu noc min臋艂a spokojnie. Jedna wielka ci臋偶ar贸wka przewr贸ci艂a si臋 przy wje藕dzie do Ystad, w聽Skarby wiatr zwali艂 rusztowanie na placu budowy. To wszystko.

Przyni贸s艂 sobie kawy i聽zamkn膮艂 si臋 w聽swoim pokoju. Star膮 maszynk膮 do golenia, kt贸r膮 trzyma艂 w聽szufladzie biurka, doprowadzi艂 do porz膮dku zarost. Potem wyszed艂 po poranne gazety. Im d艂u偶ej je przegl膮da艂, tym bardziej by艂 rozczarowany. Bo cho膰 wczoraj siedzia艂 przy telefonie do p贸藕nego wieczora i聽rozmawia艂 z聽mn贸stwem dziennikarzy, to dementi w聽sprawie, 偶e prowadzone przez policj臋 艣ledztwo jakoby koncentruje si臋 na jakich艣 cudzoziemcach, by艂o zdecydowanie nieprzekonuj膮ce. Jakby gazety akceptowa艂y prawd臋 wbrew w艂asnej woli.

Postanowi艂 zwo艂a膰 na popo艂udnie kolejn膮 konferencj臋 prasow膮 i聽przedstawi膰 aktualny stan 艣ledztwa. Poza tym chcia艂 te偶 poinformowa膰 o聽anonimowych pogr贸偶kach, kt贸re odebra艂 w聽nocy.

Z p贸艂ki za plecami zdj膮艂 segregator, w聽kt贸rym przechowywa艂 informacje na temat wszystkich o艣rodk贸w przej艣ciowych, znajduj膮cych si臋 w聽pobli偶u. Opr贸cz wielkiego centrum dla uchod藕c贸w w聽Ystad, w聽okr臋gu istnia艂o wiele mniejszych o艣rodk贸w.

Tylko co w艂a艣ciwie wskazywa艂o, 偶e nienawi艣膰 skierowana b臋dzie przeciwko plac贸wkom dla uchod藕c贸w w艂a艣nie w聽okr臋gu Ystad? Nic. Poza tym mog艂a by膰 r贸wnie dobrze skierowana przeciwko restauracjom czy zwyk艂ym mieszkaniom. Ile na przyk艂ad znajduje si臋 w聽okolicy punkt贸w sprzeda偶y pizzy? Pi臋tna艣cie? Wi臋cej?

Co do jednej sprawy mia艂 absolutn膮 jasno艣膰. Nocne pogr贸偶ki nale偶y traktowa膰 powa偶nie. W聽ostatnim roku mia艂o miejsce zbyt wiele wydarze艅, kt贸re potwierdza艂y, 偶e w聽kraju dzia艂aj膮 mniej lub bardziej zorganizowane si艂y, gotowe bez wahania zastosowa膰 przemoc wobec obywateli obcych pa艅stw oraz staraj膮cych si臋 o聽azyl uchod藕c贸w.

Popatrzy艂 na zegar. Za pi臋tna艣cie 贸sma. Podni贸s艂 s艂uchawk臋 i聽wykr臋ci艂 domowy numer Rydberga. Po dziesi臋ciu sygna艂ach zrezygnowa艂. Rydberg jest w聽drodze.

Martinsson uchyli艂 drzwi i聽wsun膮艂 g艂ow臋.

- Hej - powiedzia艂. - O聽kt贸rej dzi艣 zebranie?

- O聽dziesi膮tej - odpar艂 Kurt Wallander.

- Co za pogoda!

- Niech sobie wieje, byle tylko nie zacz膮艂 pada膰 艣nieg. Czekaj膮c na Rydberga, pr贸bowa艂 odnale藕膰 kartk臋, kt贸r膮 mu da艂 Sten Widen. Po wizycie Larsa Herdina uzna艂, 偶e to mo偶e nie takie dziwne, i偶 kto艣 da艂 koniowi siana w聽nocy. Gdyby przyj膮膰, 偶e morderc贸w nale偶y szuka膰 w艣r贸d znajomych Johannesa i聽Marii L枚vgren贸w, a聽mo偶e nawet w艣r贸d ich krewnych, to musieliby oni zna膰 r贸wnie偶 konia. Mo偶e te偶 wiedzieli, 偶e Johannes L枚vgren ma zwyczaj chodzi膰 noc膮 do stajni.

Chocia偶 trzeba przyzna膰, 偶e mia艂 jedynie niejasne wyobra偶enie, co m贸g艂by wnie艣膰 do 艣ledztwa Sten Widen. Mo偶e chcia艂 do niego zadzwoni膰 przede wszystkim po to, by znowu nie straci膰 kontaktu na d艂ugie lata?

Nikt nie odpowiada艂, cho膰 czeka艂 co najmniej minut臋. Od艂o偶y艂 s艂uchawk臋 z聽postanowieniem, 偶e za chwil臋 spr贸buje jeszcze raz.

Pozosta艂o kilka rozm贸w, kt贸re mia艂 nadziej臋 za艂atwi膰, zanim przyjdzie Rydberg. Wykr臋ci艂 wi臋c kolejny numer i聽czeka艂.

- Prokuratura - odezwa艂 si臋 przyjemny kobiecy g艂os.

- M贸wi Kurt Wallander. Czy jest tam gdzie艣 w聽pobli偶u Akeson?

- Wzi膮艂 urlop bezp艂atny na ca艂y rok. Zapomnia艂e艣? Wallander zapomnia艂. Ca艂kiem wypad艂o mu z聽g艂owy, 偶e prokurator Per Akeson b臋dzie si臋 dokszta艂ca艂. Mimo 偶e jedli razem obiad jeszcze w聽listopadzie, zapomnia艂 o聽tym.

- Mog臋 ci臋 po艂膮czy膰 z聽jego zast臋pc膮.

- Bardzo ci臋 prosz臋 - powiedzia艂 Kurt Wallander. Ku jego wielkiemu zdziwieniu odezwa艂a si臋 kobieta:

- Anette Brolin.

- Chcia艂bym m贸wi膰 z聽prokuratorem.

- To ja - odpar艂a kobieta. - O聽co chodzi?

Kurt Wallander zda艂 sobie spraw臋, 偶e si臋 nie przedstawi艂. Powiedzia艂 wi臋c, jak si臋 nazywa, i聽wyja艣ni艂:

- Chodzi o聽spraw臋 podw贸jnego morderstwa. Pomy艣la艂em sobie, 偶e pora ju偶 z艂o偶y膰 sprawozdanie urz臋dowi prokuratorskiemu z聽post臋pu 艣ledztwa. Zapomnia艂em, 偶e Per jest na urlopie.

- Gdyby pan teraz nie zadzwoni艂, to sama bym si臋 odezwa艂a po po艂udniu - powiedzia艂a kobieta.

Kurt Wallander mia艂 wra偶enie, 偶e s艂yszy w聽jej g艂osie wym贸wk臋. Babsko, pomy艣la艂. Nie ty b臋dziesz mnie uczy膰, jak policja ma wsp贸艂pracowa膰 z聽prokuratur膮!

- W艂a艣ciwie to mamy niewiele do przekazania - doda艂, 艣wiadom, 偶e w聽jego g艂osie brzmi rezerwa.

- Czy b臋dziecie wyst臋powa膰 o聽nakaz zatrzymania kogo艣?

- Nie. Chcia艂em tylko przekaza膰 kr贸tk膮 informacj臋.

- Dzi臋kuj臋 - powiedzia艂a kobieta. - A聽zatem umawiamy si臋 u聽mnie o聽jedenastej, dobrze? Pi臋tna艣cie po dziesi膮tej mam spraw臋 o聽tymczasowe aresztowanie, do jedenastej powinnam wr贸ci膰.

- Dobrze, ale ja mog臋 si臋 troch臋 sp贸藕ni膰. O聽dziesi膮tej mamy zebranie grupy dochodzeniowej, wi臋c gdyby si臋 przeci膮gn臋艂o, to...

- Niech si臋 pan postara by膰 o聽jedenastej.

Rozmowa si臋 sko艅czy艂a, a聽on siedzia艂 ze s艂uchawk膮 w聽r臋ce.

Wsp贸艂praca mi臋dzy policj膮 a聽prokuratorami nie zawsze jest prosta. Mimo to Kurt Wallander zdo艂a艂 zbudowa膰 oparte na zaufaniu, wolne od biurokratycznych obci膮偶e艅 stosunki z聽Perem Akesonem. Cz臋sto zwracali si臋 do siebie nawzajem o聽rad臋. Rzadko si臋 r贸偶nili, gdy w聽gr臋 wchodzi艂o tymczasowe aresztowanie lub zwolnienie warunkowe.

- Cholera - powiedzia艂 g艂o艣no sam do siebie. - Anette Brolin, kto to jest?

W tej samej chwili us艂ysza艂 z聽korytarza odg艂os ku艣tykania, kt贸rego nie m贸g艂by z聽niczym pomyli膰. To Rydberg. Wystawi艂 g艂ow臋 przez drzwi i聽zaprosi艂 go do siebie. Rydberg mia艂 na sobie jak膮艣 przedpotopow膮 futrzan膮 kurtk臋 i聽beret. Kiedy siada艂, krzywi艂 si臋 z聽b贸lu.

- Dokucza? - spyta艂 Kurt Wallander, wskazuj膮c na nog臋.

- Deszcz znosz臋 dobrze - powiedzia艂 Rydberg. - I聽艣nieg.

I mr贸z. Ale wiatru ta cholerna noga nie cierpi. Co u聽ciebie?

Kurt Wallander opowiedzia艂 o聽anonimowych pogr贸偶kach, kt贸re odebra艂 w聽nocy.

- I聽co o聽tym my艣lisz? - spyta艂 na koniec. - Twoim zdaniem to powa偶ne czy nie?

- Powa偶ne. W聽ka偶dym razie musimy reagowa膰 tak, jakby by艂o powa偶ne.

- Pomy艣la艂em, 偶eby zwo艂a膰 dzisiaj po po艂udniu konferencj臋 prasow膮. Przedstawimy stan 艣ledztwa, skupimy si臋 na opowie艣ci Larsa Herdina. Nie wymieniaj膮c jego nazwiska, rzecz jasna. A聽potem ja powiem o聽pogr贸偶kach. I聽podkre艣l臋, 偶e wszelkie pog艂oski o聽cudzoziemcach s膮 bezpodstawne.

- Chocia偶 to nieprawda - rzek艂 Rydberg w聽zamy艣leniu.

- Co to znaczy?

- No, 偶e kobieta powiedzia艂a to, co powiedzia艂a. A聽w臋ze艂 jest by膰 mo偶e argenty艅ski.

- A聽jak zamierzasz to wszystko po艂膮czy膰 z聽koncepcj膮, 偶e rabunku mogli dokona膰 ludzie dobrze znaj膮cy Johannesa L枚vgrena?

- Tego jeszcze nie wiem. Moim zdaniem jest za wcze艣nie na wnioski. A聽twoim nie?

- Wst臋pne wnioski - powiedzia艂 Kurt Wallander. - Ca艂a policyjna robota polega na wyci膮ganiu wniosk贸w. Kt贸re si臋 potem odrzuca lub opiera na nich dalsze 艣ledztwo.

Rydberg zmieni艂 pozycj臋 chorej nogi.

- A聽jak zamierzasz post膮pi膰 w聽sprawie przecieku? - spyta艂.

- Zrobi臋 awantur臋 na zebraniu - odpar艂 Kurt Wallander. - Potem wr贸ci Bj枚rk i聽niech si臋 tym dalej zajmuje.

- A聽my艣lisz, 偶e co on zrobi?

- Nic.

- No w艂a艣nie.

Kurt Wallander wyci膮gn膮艂 w聽g贸r臋 obie r臋ce.

- Mo偶e najlepiej od pocz膮tku przyj膮膰 takie za艂o偶enie i聽nic nie robi膰. Ten, kt贸ry wszystko wypapla艂, i聽tak nie spu艣ci nosa na kwint臋. A聽przy okazji, jak my艣lisz, ile telewizja p艂aci takiemu policjantowi, kt贸ry wynosi poufne informacje?

- Prawdopodobnie zbyt du偶o - rzek艂 Rydberg. - I聽dlatego nie ma pieni臋dzy, 偶eby robi膰 dobre programy.

Rydberg wsta艂.

- Nie zapominaj o聽jednym - powiedzia艂, kiedy ju偶 by艂 przy drzwiach. - Policjant, kt贸ry raz co艣 wypapla艂, b臋dzie papla艂 dalej.

- Co chcesz przez to powiedzie膰?

- Ten kto艣 b臋dzie si臋 upiera艂, 偶e jeden z聽naszych trop贸w wskazuje na cudzoziemc贸w. Co przecie偶 jest prawd膮.

- To nie jest 偶aden trop! - zawo艂a艂 Kurt Wallander. - To jest ostatnie s艂owo zamroczonej, konaj膮cej kobiety.

Rydberg wzruszy艂 ramionami.

- Zrobisz, jak zechcesz - powiedzia艂. - Widzimy si臋 za chwil臋.

Zebranie potoczy艂o si臋 tak 藕le, jak tylko mo偶e si臋 potoczy膰 zebranie grupy dochodzeniowej. Kurt Wallander postanowi艂 zacz膮膰 od przecieku i聽od tego, jakie konsekwencje mo偶e on za sob膮 poci膮gn膮膰. Potem chcia艂 powiedzie膰 o聽anonimowych pogr贸偶kach, kt贸re otrzyma艂 przez telefon, i聽rozwa偶y膰 r贸偶ne warianty dzia艂ania przed up艂ywem terminu wyznaczonego przez jego nocnego rozm贸wc臋. Kiedy jednak wyrzuca艂 z聽siebie ze z艂o艣ci膮, 偶e przypuszczalnie w艣r贸d obecnych jest kto艣 nielojalny, kto przekazuje poufne informacje i聽mo偶e nawet bierze za to pieni膮dze, rozleg艂y si臋 r贸wnie gniewne protesty. Wielu policjant贸w by艂o zdania, 偶e pog艂oski mog艂y r贸wnie dobrze wyj艣膰 ze szpitala. Czy偶 nie by艂o tam lekarzy i聽piel臋gniarek, kiedy stara kobieta wypowiada艂a swoje ostatnie s艂owo?

Kurt Wallander stara艂 si臋 odpiera膰 zarzuty, ale protesty nie ustawa艂y. I聽gdy w聽ko艅cu mo偶na by艂o skierowa膰 dyskusj臋 na stan 艣ledztwa, w聽pokoju panowa艂a nieprzyjemna, ci臋偶ka atmosfera. Wczorajszy optymizm ust膮pi艂 miejsca zniech臋ceniu i聽rozgoryczeniu, co nie by艂o zbyt inspiruj膮ce. Kurt Wallander musia艂 uzna膰, 偶e zacz膮艂 od z艂ego ko艅ca.

Pr贸by zidentyfikowania samochodu, z聽kt贸rym omal si臋 nie zderzy艂 kierowca ci臋偶ar贸wki, nie da艂y na razie rezultat贸w. By zwi臋kszy膰 efektywno艣膰, do grupy przydzielono jeszcze jednego policjanta.

Badano przesz艂o艣膰 Larsa Herdina. Przy pierwszym podej艣ciu nic godnego uwagi na jaw nie wysz艂o. Lars Herdin nie by艂 karany, nie mia艂 偶adnych powa偶nych grzech贸w na sumieniu.

- Ale trzeba go bardzo dok艂adnie prze艣wietli膰 - podkre艣la艂 Kurt Wallander. - Musimy o聽nim wiedzie膰 wszystko, co mo偶na wiedzie膰. Za chwil臋 mam si臋 spotka膰 z聽prokuratorem. Za偶膮dam odpowiednich papier贸w, by艣my mogli wej艣膰 do banku.

Tego dnia to Peters mia艂 do przekazania najwa偶niejsz膮 informacj臋.

- Johannes L枚vgren mia艂 dwa bankowe sejfy - oznajmi艂. - Jeden w聽Banku Zwi膮zkowym, drugi w聽Handlowym. Doszed艂em do tego, sprawdzaj膮c jego klucze.

- Bardzo dobrze - pochwali艂 Kurt Wallander. - Zajrzymy do nich po po艂udniu.

Nadal mia艂o trwa膰 ustalanie listy krewnych i聽znajomych L枚vgren贸w.

Postanowiono, 偶e Rydberg zajmie si臋 c贸rk膮 mieszkaj膮c膮 w聽Kanadzie, kt贸ra mia艂a w艂a艣nie tego dnia o聽trzeciej po po艂udniu przylecie膰 do Malm枚.

- A聽co z聽drug膮 c贸rk膮? - spyta艂 Kurt Wallander. - T膮 od pi艂ki r臋cznej.

- Ju偶 przyjecha艂a - poinformowa艂 Svedberg. - Mieszka u聽krewnych.

- To ty z聽ni膮 porozmawiasz - poleci艂 Kurt Wallander. - Mamy jeszcze jakie艣 pomys艂y? A聽przy okazji, zapytajcie c贸rki, czy kt贸ra艣 z聽nich dosta艂a od rodzic贸w zegar 艣cienny.

Martinsson mia艂 pomys艂, by wszystko, co dociera do policji, wpisywa膰 do komputera. P贸藕niej on zrobi selekcj臋, najbardziej niedorzeczne informacje odrzuci, a聽reszta b臋dzie w聽ka偶dej chwili dost臋pna.

- Dzwoni艂a Hulda Yngvesson z聽Vallby - poinformowa艂 na zako艅czenie. - Powiedzia艂a, 偶e to r臋ka niezadowolonego Boga wymierzy艂a cios.

- Ona zawsze dzwoni - westchn膮艂 Rydberg. - Nawet jak gdzie艣 ch艂opu zginie ciel臋, to jest to kara niezadowolonego Boga.

- Umie艣ci艂em j膮 w聽pliku PW - wyja艣ni艂 Martinsson. Atmosfer臋 przygn臋bienia i聽zniech臋cenia poprawi艂 nieco 艣miech, jaki tu i聽贸wdzie da艂 si臋 s艂ysze膰, kiedy Martinsson rozszyfrowa艂 skr贸t PW jako pomyle艅cy i聽wariaci.

Innych interesuj膮cych propozycji na razie nie by艂o. Ale wszystko musi by膰 zrobione w聽swoim czasie.

Na koniec pozosta艂a ju偶 tylko sprawa tajemnej kochanki Johannesa L枚vgrena w聽Kristianstad i聽ich dziecka.

Kurt Wallander rozejrza艂 si臋 po pokoju. Thomas Naslund, trzydziestoletni policjant, kt贸ry nigdy nie robi艂 wok贸艂 siebie zamieszania, za to by艂 niezwykle skrupulatny w聽pracy, siedzia艂 teraz w聽k膮cie i聽s艂ucha艂, zagryzaj膮c doln膮 warg臋.

- Thomas, ty pojedziesz tam ze mn膮 - zwr贸ci艂 si臋 do niego Kurt Wallander. - Ale najpierw poczynisz pewne przygotowania. Zatelefonuj do Larsa Herdina i聽wypytaj o聽wszystko, co ma jakikolwiek zwi膮zek z聽t膮 dam膮. I聽jej synem, oczywi艣cie.

Konferencj臋 prasow膮 wyznaczono na godzin臋 czwart膮. Do tej pory Kurt Wallander i聽Thomas Naslund powinni ju偶 wr贸ci膰 z聽Kristianstad. Gdyby si臋 sp贸藕niali, Rydberg mia艂 zacz膮膰.

- Ja napisz臋 komunikat dla prasy - obieca艂 Kurt Wallander. - Je艣li nie ma innych spraw, to na tym by艣my sko艅czyli.

By艂o za pi臋膰 wp贸艂 do dwunastej, kiedy puka艂 do drzwi prokuratora w聽drugiej cz臋艣ci budynku policyjnego.

Kobieta, kt贸ra otworzy艂a, by艂a 艂adna i聽bardzo m艂oda. Kurt Wallander sta艂 i聽gapi艂 si臋 na ni膮.

- D艂ugo tak pan b臋dzie sta艂? - spyta艂a. - Ju偶 i聽tak sp贸藕ni艂 si臋 pan p贸艂 godziny.

- Uprzedza艂em, 偶e zebranie mo偶e si臋 przeci膮gn膮膰 - odpar艂.

Prawie nie pozna艂 pokoju, w聽kt贸rym teraz urz臋dowa艂a Anette Brolin. Sk膮po umeblowany, bezbarwny gabinet Pera Akesona zmieni艂 si臋 w聽przytulne pomieszczenie z聽kolorowymi firankami i聽mn贸stwem ro艣lin doniczkowych stoj膮cych wzd艂u偶 艣cian.

Obserwowa艂 j膮, kiedy siada艂a za biurkiem. Pomy艣la艂, 偶e nie mo偶e mie膰 wi臋cej ni偶 jakie艣 trzydzie艣ci lat. Mia艂a na sobie rdzawobr膮zowy kostium, Wallander domy艣la艂 si臋, 偶e dobrej marki i聽z聽pewno艣ci膮 bardzo drogi.

- Prosz臋, niech pan usi膮dzie - powiedzia艂a. - W艂a艣ciwie powinni艣my u艣cisn膮膰 sobie r臋ce. B臋d臋 zast臋powa膰 Akesona przez ca艂y czas jego studi贸w, zanosi si臋 zatem na d艂ug膮 wsp贸艂prac臋.

Wyci膮gaj膮c r臋k臋, zauwa偶y艂, 偶e kobieta nosi na palcu obr膮czk臋. Ku w艂asnemu zdziwieniu poczu艂 z聽tego powodu zaw贸d.

Mia艂a ciemnobr膮zowe w艂osy, kr贸tko ostrzy偶one.

- Witamy w聽Ystad - powiedzia艂. - Musz臋 przyzna膰, 偶e ca艂kiem zapomnia艂em o聽tym urlopie Akesona.

- Chyba b臋dziemy sobie m贸wi膰 po imieniu, prawda? Jestem Anette.

- Kurt. Jak si臋 czujesz w聽Ystad? Zby艂a pytanie kr贸tko:

- Jeszcze nie wiem. Ludziom ze Sztokholmu chyba na og贸l trudno zrozumie膰 t臋 ska艅sk膮 powolno艣膰.

- Powolno艣膰?

- Sp贸藕ni艂e艣 si臋 p贸艂 godziny.

Kurt Wallander poczu艂, 偶e ogarnia go gniew. Czy偶by robi艂a mu wym贸wki? Czy ona nie rozumie, 偶e zebranie grupy dochodzeniowej mo偶e si臋 przeci膮gn膮膰, i聽to znacznie? A聽mo偶e wszystkich mieszka艅c贸w Skanii ocenia jako oci臋偶a艂ych?

- Moim zdaniem nie wszyscy w聽Skanii s膮 powolni. Tak jak chyba nie wszyscy w聽Sztokholmie s膮 zadufani w聽sobie?

- S艂ucham?

- Nie, nic.

Odchyli艂a si臋 na krze艣le. Wallander zda艂 sobie spraw臋, 偶e trudno jest mu patrze膰 jej w聽oczy.

- No to mo偶e m贸g艂by艣 mnie najog贸lniej poinformowa膰, jak si臋 sprawy maj膮?

Kurt Wallander stara艂 si臋 m贸wi膰 mo偶liwie jak najzwi臋藕lej. Zauwa偶y艂, 偶e mimowolnie popada w聽ton usprawiedliwiania si臋.

O przecieku do telewizji nie wspomnia艂.

Potem ona zada艂a kilka kr贸tkich pyta艅, na kt贸re odpowiedzia艂. I聽stwierdzi艂, 偶e mimo m艂odego wieku jego rozm贸wczyni jest do艣wiadczonym prokuratorem.

- Musimy mie膰 zezwolenie na wej艣cie do banku i聽przejrzenie zawarto艣ci sejf贸w L枚vgrena - powiedzia艂 na zako艅czenie. - Mia艂 dwa sejfy - doda艂. - Musimy otworzy膰 oba.

Podpisa艂a papiery, o聽kt贸re prosi艂.

- Czy jaki艣 s臋dzia nie powinien tego zobaczy膰? - spyta艂, kiedy mu je podsun臋艂a.

- Za艂atwimy to p贸藕niej - odpar艂a. - A聽poza tym b臋d臋 wdzi臋czna za kopi臋 kr贸tkiej informacji o聽wynikach przeszukania.

Potwierdzi艂 skinieniem g艂owy i聽zacz膮艂 si臋 zbiera膰 do wyj艣cia.

- No a聽to, co pisz膮 w聽gazetach? - spyta艂a. - 呕e jacy艣 cudzoziemcy s膮 jakoby zamieszani?

- Plotki - uci膮艂 Kurt Wallander. - Wiesz, jak to jest.

- Wiem? - spyta艂a.

Kiedy ju偶 wyszed艂 z聽jej pokoju, stwierdzi艂, 偶e si臋 spoci艂.

Ale laska, pomy艣la艂. Jak, do diab艂a, kto艣 taki jak ona mo偶e by膰 prokuratorem? Po艣wi臋ca膰 swoje 偶ycie na zamykanie drobnych z艂odziejaszk贸w i聽zaprowadzanie porz膮dku na ulicach?

Sta艂 w聽wielkiej policyjnej recepcji, nie bardzo wiedz膮c, co powinien dalej robi膰.

Je艣膰, postanowi艂. Je艣li teraz czego艣 nie zjem, to potem nie b臋d臋 mia艂 czasu. Komunikat dla prasy mog臋 pisa膰 przy jedzeniu.

Kiedy wyszed艂 na dw贸r, o聽ma艂o go nie przewr贸ci艂 gwa艂towny podmuch wiatru.

Wichura nie zel偶a艂a.

Przysz艂o mu do g艂owy, 偶e powinien pojecha膰 do domu i聽zrobi膰 sobie jak膮艣 lekk膮 sa艂atk臋. Cho膰 prawie nic dzisiaj nie jad艂, czu艂 w聽偶o艂膮dku ci臋偶ki ucisk. P贸藕niej jednak da艂 si臋 skusi膰 my艣li, by raczej zje艣膰 co艣 w聽barze niedaleko rynku. R贸wnie偶 dzisiaj nie by艂 jeszcze gotowy na radykaln膮 zmian臋 diety.

Za kwadrans pierwsza znalaz艂 si臋 z聽powrotem w聽budynku policji. Poniewa偶 tym razem te偶 jad艂 za szybko, znowu musia艂 p臋dzi膰 do toalety. Kiedy 偶o艂膮dek si臋 uspokoi艂, przekaza艂 komunikat dla prasy jednej z聽urz臋dniczek, a聽sam poszed艂 do pokoju Naslunda.

- Nie mog臋 z艂apa膰 Herdina - oznajmi艂 tamten. - Podobno jest we Fyledalen na jakiej艣 zimowej w臋dr贸wce z聽lud藕mi z聽towarzystwa ochrony przyrody.

- W聽takim razie musimy tam jecha膰 i聽go odszuka膰 - stwierdzi艂 Kurt Wallander.

- Pomy艣la艂em sobie, 偶e r贸wnie dobrze mog臋 pojecha膰 sam, a聽ty w聽tym czasie p贸jdziesz do banku obejrze膰 sejfy. Skoro wszystko, co dotyczy tej kobiety i聽jej dziecka, by艂o takie tajemnicze, to mo偶e znajdzie si臋 jaka艣 informacja zamkni臋ta w聽skrytce. W聽ten spos贸b oszcz臋dzimy troch臋 czasu. Tak my艣l臋.

Kurt Wallander przytakn膮艂. Naslund mia艂 racj臋. I聽par艂 do przodu niczym lokomotywa.

- Tak zrobimy - powiedzia艂. - Je偶eli nie zd膮偶ymy dzisiaj, to do Kristianstad wybierzemy si臋 jutro wcze艣nie rano.

Zanim wsiad艂 do samochodu, by pojecha膰 do banku, pr贸bowa艂 jeszcze po艂膮czy膰 si臋 ze Stenem Widenem. Tym razem te偶 nikt nie odebra艂 telefonu.

Kartk臋 z聽numerem zostawi艂 Ebbie w聽recepcji.

- Spr贸buj, mo偶e tobie si臋 uda dodzwoni膰 - powiedzia艂. - I聽sprawd藕, czy to dobry numer. W艂a艣cicielem jest Sten Widen, albo stajnia wy艣cigowa ma jak膮艣 nazw臋, kt贸rej nie znam.

- Hansson b臋dzie wiedzia艂 - u艣miechn臋艂a si臋 Ebba. - On obstawia wszystko, co si臋 rusza.

- Gdyby by艂o co艣 wa偶nego, to jestem w聽Banku Zwi膮zkowym.

Zaparkowa艂 przy ksi臋garni na rynku. Gwa艂towny podmuch o聽ma艂o mu nie wyrwa艂 z聽r臋ki biletu z聽parkomatu. Miasto wygl膮da艂o jak opuszczone. Z聽powodu wichury ludzie nie wychodzili z聽dom贸w.

Przystan膮艂 przed sklepem ze sprz臋tem radiowo-telewizyjnym. Zastanawia艂 si臋, czy nie kupi膰 sobie wideo, 偶eby nie popada膰 wieczorami w聽przygn臋bienie. Patrzy艂 na ceny i聽rozwa偶a艂, czy w聽tym miesi膮cu sta膰 go na taki wydatek. A聽mo偶e powinien raczej zainwestowa膰 w聽now膮 aparatur臋 muzyczn膮? Mimo wszystko to w艂a艣nie w聽muzyce szuka艂 ukojenia, kiedy wierci艂 si臋 noc膮, nie mog膮c zasn膮膰. Oderwa艂 si臋 jednak od wystawy i聽ruszy艂 przed siebie, przechodz膮c obok chi艅skiej restauracji. Budynek Banku Zwi膮zkowego znajdowa艂 si臋 tu偶 obok. Kiedy wszed艂 przez oszklone drzwi, w聽niewielkim hallu sta艂 tylko jeden klient, kt贸ry g艂o艣no narzeka艂 na strasznie wysokie odsetki od kredytu. Na lewo od kas znajdowa艂y si臋 drzwi do biura, teraz otwarte; wida膰 by艂o jakiego艣 m臋偶czyzn臋, studiuj膮cego wydruki komputerowe. Kurt Wallander uzna艂, 偶e powinien si臋 skierowa膰 w艂a艣nie tam. Zatrzyma艂 si臋 w聽drzwiach, a聽wtedy m臋偶czyzna przy biurku zerwa艂 si臋 w聽takim pop艂ochu, jakby zobaczy艂 napastnika. Kurt Wallander wszed艂 dalej i聽przedstawi艂 si臋.

- Nie bardzo nas to cieszy - powiedzia艂 m臋偶czyzna, siadaj膮c ponownie za biurkiem. - Odk膮d pracuj臋 w聽tym banku, nigdy nie mieli艣my do czynienia z聽policj膮.

Op贸r urz臋dnika zez艂o艣ci艂 Wallandera. Szwecja sta艂a si臋 krajem, w聽kt贸rym ludzie najbardziej si臋 w艣ciekaj膮, kiedy czego艣 si臋 od nich chce. Nie ma nic bardziej 艣wi臋tego ni偶 spok贸j i聽to, do czego przywykli.

- Takie jest 偶ycie - powiedzia艂, wyjmuj膮c podpisane przez Anette Brolin papiery.

M臋偶czyzna przestudiowa艂 je uwa偶nie.

- Czy to konieczne? - spyta艂 w聽ko艅cu. - Sens zak艂adania bankowych sejf贸w polega na tym, 偶e ich zawarto艣膰 ma by膰 chroniona przed wzrokiem os贸b niepowo艂anych.

- To jest konieczne - odpar艂 Kurt Wallander. - Nie mam, niestety, ca艂ego dnia do dyspozycji.

Urz臋dnik z聽g艂o艣nym westchnieniem wsta艂 zza biurka. Kurt Wallander zauwa偶y艂, 偶e by艂 mimo wszystko przygotowany na wizyt臋 policji w聽banku.

Zeszli do podziemi, gdzie znajdowa艂 si臋 skarbiec. Sejf Johannesa L枚vgrena ulokowano w聽naro偶niku, na samym dole. Kurt Wallander otworzy艂 zamek, wyj膮艂 pojemnik i聽postawi艂 go na specjalnie do tego przeznaczonym pulpicie. Nast臋pnie otworzy艂 wieko i聽zacz膮艂 przegl膮da膰 zawarto艣膰. By艂o tam kilka list贸w zastawnych i聽wypis贸w z聽ksi膮g hipotecznych, dotycz膮cych gospodarstwa w聽Lenarp. Poza tym stare fotografie i聽po偶贸艂k艂a koperta z聽naklejonymi znaczkami pocztowymi. To wszystko.

Nic, po prostu nic, my艣la艂 Wallander. Nic z聽tego, na co mia艂em nadziej臋.

Pracownik banku sta艂 obok i聽obserwowa艂 jego ruchy. Kurt Wallander zanotowa艂 numer hipoteki oraz nazwiska widniej膮ce na listach zastawnych. Potem zamkn膮艂 sejf.

- To wszystko? - zdziwi艂 si臋 urz臋dnik.

- Na razie tak - odpar艂 Kurt Wallander. - Teraz ch臋tnie bym si臋 przyjrza艂 stanowi jego konta w聽tutejszym banku.

Po drodze z聽podziemi przyszed艂 mu do g艂owy pewien pomys艂.

- Czy kto艣 pr贸cz Johannesa L枚vgrena mia艂 prawo dysponowania zawarto艣ci膮 sejfu? - spyta艂.

- Nie - zaprzeczy艂 urz臋dnik.

- A聽nie wiecie, czy on sam niedawno go otwiera艂?

- Sprawdza艂em w聽ksi膮偶ce wizyt - powiedzia艂 urz臋dnik. - Min臋艂o wiele lat, od kiedy by艂 tutaj po raz ostatni.

Rolnik wci膮偶 jeszcze sta艂 w聽hallu i聽pomstowa艂 na zbyt wysokie oprocentowanie kredyt贸w. A聽teraz zacz膮艂 wyk艂ad na temat spadaj膮cych cen zbo偶a.

- Wszystkie informacje mam w聽swoim pokoju - powiedzia艂 urz臋dnik.

Kurt Wallander usiad艂 przy jego biurku i聽zacz膮艂 uwa偶nie przegl膮da膰 dwa g臋sto zapisane wydruki komputerowe. Johannes L枚vgren mia艂 cztery r贸偶ne konta. W聽dw贸ch przypadkach Maria L枚vgren by艂a wsp贸艂w艂a艣cicielk膮. 艁膮czna suma na obu wynosi艂a dziewi臋膰dziesi膮t tysi臋cy koron. Trzecie pozosta艂o z聽czas贸w, kiedy Johannes L枚vgren prowadzi艂 jeszcze gospodarstwo. By艂o na nim sto trzydzie艣ci dwie korony i聽dziewi臋膰dziesi膮t siedem 枚re. I聽wreszcie czwarte konto z聽wk艂adem wynosz膮cym blisko milion koron. Maria L枚vgren nie zosta艂a odnotowana jako wsp贸艂w艂a艣cicielka. I聽stycznia bie偶膮cego roku zaksi臋gowano na nim prawie dziewi臋膰dziesi膮t tysi臋cy koron zysku z聽oprocentowania. 4 stycznia Johannes L枚vgren podj膮艂 dwadzie艣cia siedem tysi臋cy koron.

Kurt Wallander spojrza艂 na m臋偶czyzn臋 siedz膮cego po drugiej stronie biurka.

- Jak daleko wstecz mo偶emy prze艣ledzi膰 operacje na tym koncie? - spyta艂.

- W聽zasadzie przez dziesi臋膰 ostatnich lat. Tylko 偶e to, naturalnie, potrwa. Musimy poszuka膰 w聽komputerach.

- Zacznijcie od ubieg艂ego roku. Chc臋 zna膰 wszelkie ruchy na koncie w聽ci膮gu roku tysi膮c dziewi臋膰set osiemdziesi膮tego dziewi膮tego.

Urz臋dnik wsta艂 i聽wyszed艂 z聽pokoju. Kurt Wallander zacz膮艂 studiowa膰 drugi arkusz. Okaza艂o si臋, 偶e Johannes L枚vgren mia艂 blisko siedemset tysi臋cy koron ulokowanych w聽r贸偶nego rodzaju akcjach, kt贸rymi bank obraca艂.

Jak dotychczas opowie艣膰 Larsa Herdina potwierdza si臋 co do joty, pomy艣la艂.

Przypomnia艂 sobie rozmow臋 z聽Nystr枚mem, kt贸ry zapewnia艂, 偶e jego s膮siad nie mia艂 偶adnych pieni臋dzy.

Jak ma艂o cz艂owiek wie o聽s膮siadach, westchn膮艂.

Po nieca艂ych pi臋ciu minutach urz臋dnik wr贸ci艂. Poda艂 Kurtowi Wallanderowi kolejny wydruk.

Wynika艂o z聽niego, 偶e w聽ci膮gu ubieg艂ego roku Johannes L枚vgren trzykrotnie podejmowa艂 pieni膮dze na 艂膮czn膮 sum臋 siedemdziesi膮t osiem tysi臋cy koron. Wyp艂at dokonano w聽styczniu, lipcu i聽wrze艣niu.

- Czy mog臋 zatrzyma膰 te papiery? - spyta艂. Urz臋dnik skin膮艂 g艂ow膮.

- Chcia艂bym porozmawia膰 z聽kasjerk膮, kt贸ra ostatnio wyp艂aca艂a L枚vgrenowi pieni膮dze - poprosi艂.

- To Britta-Lena Boden - powiedzia艂 urz臋dnik. - Zaraz j膮 przyprowadz臋.

Kobieta, kt贸ra wesz艂a do pokoju, by艂a bardzo m艂oda. Kurt Wallander pomy艣la艂, 偶e ma nie wi臋cej ni偶 dwadzie艣cia lat.

- Ona wie, o聽co chodzi - poinformowa艂 urz臋dnik. Kurt Wallander przywita艂 si臋.

- No to prosz臋 m贸wi膰 - rzek艂 z聽u艣miechem.

- To by艂o naprawd臋 bardzo du偶o pieni臋dzy - zacz臋艂a. - Inaczej nie pami臋ta艂abym a偶 do dzisiaj.

- Czy on sprawia艂 wra偶enie niespokojnego? Zdenerwowanego?

- O聽ile pami臋tam, to nie.

- W聽jakich banknotach chcia艂 wyp艂at臋?

- Po tysi膮c koron.

- Tylko po tysi膮c?

- Dosta艂 te偶 kilka banknot贸w po pi臋膰set koron.

- Gdzie je schowa艂? Dziewczyna mia艂a dobr膮 pami臋膰.

- Do br膮zowej teczki. Takiej starej, zapinanej na paski.

- Pozna艂aby艣 t臋 teczk臋, gdyby艣 j膮 znowu zobaczy艂a?

- Mo偶liwe. Mia艂a zniszczony uchwyt.

- Jak zniszczony?

- Sk贸ra pop臋ka艂a.

Kurt Wallander kiwa艂 g艂ow膮. Pami臋膰 dziewczyny by艂a imponuj膮ca.

- Pami臋tasz co艣 jeszcze?

- Kiedy odebra艂 pieni膮dze, po prostu sobie poszed艂.

- I聽by艂 sam? - Tak.

- Nie widzia艂a艣, czy kto艣 na niego nie czeka艂 przed bankiem?

- Tego z聽kasy nie mo偶na zobaczy膰.

- A聽pami臋tasz, kt贸ra to by艂a godzina? Dziewczyna zastanawia艂a si臋 przez chwil臋.

- Nied艂ugo potem posz艂am na lunch. Musia艂o by膰 ko艂o dwunastej.

- Bardzo mi pomog艂a艣. Gdyby艣 sobie przypomnia艂a co艣 jeszcze, to prosz臋 zadzwoni膰.

Wallander wsta艂 i聽wyszed艂 do hallu. Przystan膮艂 na moment i聽rozejrza艂 si臋. Dziewczyna mia艂a racj臋. Z聽kasy nie mo偶na zobaczy膰, czy kto艣 nie stoi i聽nie czeka przed bankiem.

Ha艂a艣liwy rolnik ju偶 sobie poszed艂, zjawili si臋 nowi klienci. Przy jednej z聽kas ludzie rozmawiaj膮cy w聽jakim艣 obcym j臋zyku w艂a艣nie wymieniali pieni膮dze.

Kurt Wallander opu艣ci艂 bank. Do gmachu Banku Handlowego przy Hamngatan by艂o niedaleko.

Znacznie bardziej uprzejmy urz臋dnik zaprowadzi艂 go do podziemi. Kiedy Kurt Wallander otworzy艂 tutejszy sejf, dozna艂 g艂臋bokiego rozczarowania. Wewn膮trz nie by艂o absolutnie nic.

Tak偶e i聽tutaj sejf nie mia艂 innego dysponenta opr贸cz Johannesa L枚vgrena, kt贸ry wykupi艂 go w聽roku tysi膮c dziewi臋膰set sze艣膰dziesi膮tym drugim.

- Kiedy on tu by艂 ostatnio? - spyta艂 Kurt Wallander. Odpowied藕, kt贸r膮 otrzyma艂, poderwa艂a go z聽krzes艂a.

- Czwartego stycznia - oznajmi艂 urz臋dnik, przestudiowawszy uwa偶nie rejestr wizyt. - Dok艂adnie o聽trzynastej pi臋tna艣cie. I聽zabawi艂 dwadzie艣cia minut.

Mimo 偶e Wallander przepyta艂 ca艂y personel, nie znalaz艂 si臋 nikt, kto by widzia艂, czy L枚vgren mia艂 co艣 przy sobie, kiedy opuszcza艂 bank. Nikt te偶 nie m贸g艂 sobie przypomnie膰 jego teczki.

Dziewczyna z聽Banku Zwi膮zkowego, pomy艣la艂. Kto艣 taki jak ona powinien zawsze by膰 w聽ka偶dym banku.

Kurt Wallander, walcz膮c z聽wiatrem, poszed艂 bocznymi uliczkami do cukierni u聽Fridolfa, gdzie wypi艂 kaw臋 i聽zjad艂 cynamonow膮 bu艂eczk臋.

Bardzo bym chcia艂 wiedzie膰, co Johannes L枚vgren robi艂 mi臋dzy godzin膮 dwunast膮 a聽pierwsz膮 pi臋tna艣cie, my艣la艂. Co robi艂 mi臋dzy swoj膮 pierwsz膮 i聽drug膮 wizyt膮 w聽banku. Chcia艂bym te偶 wiedzie膰, jak si臋 dosta艂 do Ystad? I聽czym st膮d wyjecha艂? Samochodu przecie偶 nie mia艂.

Wyj膮艂 notatnik i聽zgarn膮艂 ze sto艂u par臋 okruch贸w ciasta. Po艣wi臋ci艂 p贸艂 godziny na sporz膮dzenie listy pyta艅, na kt贸re jak najszybciej nale偶a艂o odpowiedzie膰.

Wracaj膮c do samochodu, wst膮pi艂 do sklepu z聽m臋sk膮 odzie偶膮 i聽kupi艂 sobie par臋 skarpetek. Na widok ceny oniemia艂, ale zap艂aci艂 bez protestu. Dawniej zawsze Mona kupowa艂a mu ubrania. Pr贸bowa艂 sobie przypomnie膰, kiedy ostatnio sam kupowa艂 skarpetki, ale nie potrafi艂.

Pod wycieraczk膮 samochodu na przedniej szybie czeka艂 na niego mandat za brak op艂aty parkingowej.

Je艣li nie b臋d臋 p艂aci艂, to w聽ko艅cu zaczn膮 mnie 艣ciga膰, pomy艣la艂. A聽wtedy prokurator Anette Brolin b臋dzie zmuszona poci膮gn膮膰 mnie do odpowiedzialno艣ci.

Wrzuci艂 mandat do skrytki i聽ponownie stwierdzi艂 w聽duchu, 偶e pani prokurator jest bardzo 艂adna. 艁adna i聽poci膮gaj膮ca. Potem jednak musia艂 zacz膮膰 my艣le膰 o聽cynamonowej bu艂eczce, kt贸r膮 przed chwil膮 zjad艂.

By艂a trzecia, gdy Thomas Naslund nareszcie zatelefonowa艂. Ale do tej pory Kurt Wallander zd膮偶y艂 ju偶 przesun膮膰 wyjazd do Kristianstad na nast臋pny dzie艅.

- Jestem przemoczony do suchej nitki - raportowa艂 Naslund. - Przez ca艂y czas udeptywa艂em gliniaste pola w聽Fyledalen.

- Wyci艣nij go porz膮dnie - odpowiedzia艂 Kurt Wallander. - Nie ust臋puj. Musimy wiedzie膰 wszystko, co on wie.

- Mam go przywie藕膰 na policj臋? - spyta艂 Naslund.

- Nie. Raczej ty jed藕 z聽nim do domu. Mo偶e 艂atwiej mu b臋dzie m贸wi膰 przy w艂asnym kuchennym stole.

Konferencja prasowa rozpocz臋艂a si臋 o聽czwartej. Kurt Wallander szuka艂 Rydberga, ale nikt nie wiedzia艂, gdzie ten si臋 podziewa.

Pok贸j by艂 pe艂en dziennikarzy. Kurt Wallander spostrzeg艂, 偶e reporterka z聽lokalnego radia te偶 przysz艂a, i聽natychmiast postanowi艂, 偶e po konferencji spr贸buje wyja艣ni膰, co ona naprawd臋 wie o聽Lindzie.

Czu艂 bolesny skurcz w聽偶o艂膮dku.

Przyt艂acza mnie to, my艣la艂. A聽przecie偶 ze wszystkim nie zd膮偶臋. Tropi臋 艣lady umar艂ych, a聽nie mam czasu zaj膮膰 si臋 偶ywymi.

Na u艂amek sekundy jego 艣wiadomo艣膰 wype艂ni艂o jedno jedyne pragnienie:

Sko艅czy膰 z聽tym. Uciec. Znikn膮膰. Zacz膮膰 inne 偶ycie.

Po chwili jednak wszed艂 na niewielkie podwy偶szenie i聽powita艂 przyby艂ych na konferencj臋.

Wszystko trwa艂o pi臋膰dziesi膮t siedem minut. Kurt Wallander mia艂 wra偶enie, 偶e poradzi艂 sobie ca艂kiem dobrze ze zdementowaniem wszelkich pog艂osek, jakoby w聽zwi膮zku z聽podw贸jnym morderstwem policja poszukiwa艂a jakich艣 cudzoziemc贸w.

Nie zadano mu 偶adnych pyta艅, na kt贸re odpowied藕 nastr臋cza艂aby trudno艣ci.

Kiedy schodzi艂 z聽podwy偶szenia, by艂 z聽siebie do艣膰 zadowolony.

Dziewczyna z聽lokalnego radia czeka艂a, a偶 Wallander sko艅czy wypowied藕 dla telewizji. Jak zawsze, kiedy kierowano na niego kamer臋, denerwowa艂 si臋 i聽zaczyna艂 j膮ka膰. Ale reporter nie mia艂 zastrze偶e艅 i聽niczego nie chcia艂 powtarza膰.

- Powinni艣cie si臋 postara膰 o聽lepszych informator贸w - powiedzia艂, kiedy ju偶 sko艅czyli.

- Mo偶liwe - odpar艂 reporter ze 艣miechem.

Ekipa telewizyjna sobie posz艂a, a聽Wallander zaproponowa艂 dziennikarce z聽lokalnego radia, by przeszli do jego pokoju.

Przed mikrofonem denerwowa艂 si臋 znacznie mniej ni偶 przed kamerami.

Odpowiedzia艂 na wszystkie pytania i聽dziewczyna wy艂膮czy艂a magnetofon. Kurt Wallander ju偶 mia艂 j膮 zapyta膰 o聽Lind臋, kiedy rozleg艂o si臋 pukanie do drzwi i聽do pokoju wkroczy艂 Rydberg.

- Zaraz ko艅czymy - rzek艂 Wallander.

- Ju偶 sko艅czyli艣my - odpar艂a dziennikarka, wstaj膮c. Kurt Wallander patrzy艂 w聽艣lad za ni膮, zaskoczony. Nie zd膮偶y艂 nawet napomkn膮膰 o聽Lindzie.

- Nowe zmartwienia - poinformowa艂 Rydberg. - W艂a艣nie dzwonili z聽o艣rodka dla uchod藕c贸w tu, w聽Ystad. Nagle na dziedziniec wjecha艂 bardzo szybko jaki艣 samoch贸d, zawr贸ci艂 i聽kto艣 cisn膮艂 na g艂ow臋 jakiego艣 dziadka z聽Libanu worek zgni艂ych warzyw.

- Cholera jasna! - sykn膮艂 Wallander. - I聽co z聽nim?

- Jest w聽szpitalu, opatrzyli go, ale kierownik bardzo si臋 niepokoi.

- Uda艂o im si臋 zapisa膰 numery rejestracyjne samochodu?

- Niestety, wszystko sta艂o si臋 zbyt szybko. Kurt Wallander zastanawia艂 si臋 przez chwil臋.

- Teraz nic specjalnego robi膰 nie b臋dziemy - powiedzia艂.

- Jutro wszystkie gazety z聽ca艂膮 stanowczo艣ci膮 zdementuj膮 pog艂oski o聽cudzoziemcach. Telewizja zrobi to jeszcze dzisiaj wieczorem. A聽p贸藕niej mo偶na mie膰 tylko nadziej臋, 偶e sytuacja si臋 uspokoi. I聽trzeba poprosi膰 nocne patrole, 偶eby zwr贸ci艂y szczeg贸ln膮 uwag臋 na uchod藕c贸w.

- Zaraz przeka偶臋 wiadomo艣膰 - obieca艂 Rydberg.

- Ale potem tu wr贸膰, to zrobimy kr贸tkie podsumowanie - poprosi艂 Kurt Wallander.

By艂o wp贸艂 do dziewi膮tej, kiedy sko艅czyli prac臋.

- No i聽co o聽tym wszystkim my艣lisz? - spyta艂 Wallander, zbieraj膮c papiery.

Rydberg pociera艂 w聽zamy艣leniu czo艂o.

- To jasne, 偶e trop Herdina jest s艂uszny - stwierdzi艂.

- Trzeba tylko odnale藕膰 t臋 tajemnicz膮 dam臋 i聽jej syna. Wiele wskazuje na to, 偶e rozwi膮zanie by膰 mo偶e znajduje si臋 w聽zasi臋gu r臋ki. Tak blisko, 偶e go nie dostrzegamy. Ale r贸wnocze艣nie...

Rydberg przerwa艂 w聽p贸艂 zdania.

- R贸wnocze艣nie?

- Nie wiem - zastanawia艂 si臋 Rydberg. - Jest w聽tym co艣 dziwnego. Tak偶e w聽tej p臋tli. Naprawd臋 nie wiem, co, ale co艣 jest.

Wzruszy艂 ramionami i聽wsta艂.

- Wr贸cimy do tego rano - powiedzia艂.

- Pami臋tasz mo偶e jak膮艣 br膮zow膮 star膮 teczk臋 w聽domu L枚vgren贸w? - spyta艂 Kurt Wallander.

Rydberg pokr臋ci艂 g艂ow膮.

- Nie pami臋tam - odpar艂. - Ale przecie偶 tam z聽szaf wypad艂o mn贸stwo wszelkiego 艣miecia. Ciekawe, dlaczego starzy ludzie staj膮 si臋 jak wiewi贸rki?

- Po艣lij tam kogo艣 jutro wcze艣nie rano, 偶eby poszuka艂 takiej teczki - poprosi艂 Kurt Wallander. - Uchwyt jest zniszczony.

Rydberg poszed艂. Wallander widzia艂, 偶e chora noga bardzo mu dokucza. Pomy艣la艂, 偶e powinien sprawdzi膰, czy Ebba dodzwoni艂a si臋 do Widena, ale potem zmieni艂 zdanie. Zamiast tego odszuka艂 w聽s艂u偶bowej ksi膮偶ce telefonicznej domowy numer Anette Brolin. Ku swemu zdziwieniu odkry艂, 偶e mieszkaj膮 niemal po s膮siedzku.

M贸g艂bym zaprosi膰 j膮 na obiad, pomy艣la艂.

Zaraz jednak przypomnia艂 sobie, 偶e przecie偶 ona nosi obr膮czk臋.

Pojecha艂 do domu przez targane wichur膮 miasto i聽wzi膮艂 k膮piel. Potem po艂o偶y艂 si臋 na 艂贸偶ku i聽kartkowa艂 biografi臋 Giuseppe Verdiego.

Ockn膮艂 si臋 gwa艂townie po paru godzinach, bo zmarz艂.

Na r臋cznym zegarku zobaczy艂, 偶e jest kilka minut po p贸艂nocy. By艂 bardzo przygn臋biony tym, 偶e si臋 obudzi艂. Teraz znowu nie b臋dzie m贸g艂 zasn膮膰.

Powodowany zniech臋ceniem postanowi艂 si臋 ubra膰. Uzna艂, 偶e r贸wnie dobrze mo偶e kilka nocnych godzin sp臋dzi膰 w聽biurze.

Kiedy wyszed艂 na ulic臋, stwierdzi艂, 偶e wiatr usta艂, ale znowu zrobi艂o si臋 ch艂odniej.

艢nieg, pomy艣la艂. Wkr贸tce spadnie 艣nieg.

Skr臋ci艂 w聽脰sterleden. Samotna taks贸wka jecha艂a w聽przeciwn膮 stron臋. Wallander sun膮艂 wolno pustymi ulicami.

Nagle postanowi艂 przejecha膰 obok o艣rodka dla uchod藕c贸w, znajduj膮cego si臋 przy wyje藕dzie z聽miasta na zach贸d.

O艣rodek sk艂ada艂 si臋 z聽kilku d艂ugich barak贸w, ustawionych w聽rz臋dach na otwartej przestrzeni. Silne reflektory o艣wietla艂y pomalowane na zielono budynki.

Zatrzyma艂 si臋 na parkingu i聽wysiad艂 z聽samochodu. Obok szumia艂o morze.

Sta艂 i聽patrzy艂 na skupisko barak贸w.

Wystarczy艂oby to porz膮dnie ogrodzi膰 i聽mieliby艣my wi臋zienie, pomy艣la艂.

Ju偶 mia艂 zawr贸ci膰, gdy nieoczekiwanie us艂ysza艂 co艣 jakby cichy szcz臋k. Nast臋pnie rozleg艂 si臋 g艂uchy trzask.

Wysoki snop p艂omieni wystrzeli艂 z聽jednego z聽barak贸w.

7

Jak d艂ugo sta艂 sparali偶owany widokiem ognia, buchaj膮cego w聽ciemne zimowe niebo, nie wiedzia艂. Mo偶e wiele minut, a聽mo偶e tylko par臋 sekund. Kiedy jednak uda艂o mu si臋 prze艂ama膰 odr臋twienie, mia艂 tyle przytomno艣ci, by wyrwa膰 z聽samochodu telefon i聽wcisn膮膰 alarm.

M臋偶czyzna, kt贸ry odebra艂, z聽trudem przekrzykiwa艂 trzaski w聽aparacie.

- Pali si臋 w聽o艣rodku dla uchod藕c贸w w聽Ystad! - krzycza艂 Wallander. - Musi przyjecha膰 du偶a brygada, bo strasznie wieje!

- A聽kto dzwoni? - spyta艂 tamten w聽centrali.

- Kurt Wallander z聽policji w聽Ystad. W艂a艣nie przeje偶d偶a艂em obok, kiedy zacz臋艂o si臋 pali膰.

- Mo偶esz poda膰 sw贸j numer identyfikacyjny? - domaga艂 si臋 m臋偶czyzna, dalej niewzruszony.

- Cholera jasna! Czterysta siedemdziesi膮t jeden sto dwadzie艣cia jeden! Pospieszcie si臋!

Od艂o偶y艂 s艂uchawk臋, 偶eby nie odpowiada膰 na wi臋cej pyta艅. Poza tym wiedzia艂, 偶e stra偶 po偶arna ma numery identyfikacyjne miejscowych policjant贸w.

Pobieg艂 przez ulic臋 do p艂on膮cego baraku. Ogie艅 trzaska艂 na wietrze. Zamar艂 z聽przera偶enia na my艣l, co by si臋 dzia艂o, gdyby ogie艅 wybuch艂 poprzedniej nocy, podczas gwa艂townego sztormu. Ale nawet teraz p艂omienie ju偶 zaczyna艂y liza膰 s膮siedni budynek.

Dlaczego nikt nie wszczyna alarmu? - pomy艣la艂. Zreszt膮 nie wiedzia艂, czy we wszystkich budynkach mieszkaj膮 uchod藕cy. Czu艂 na twarzy gor膮co, kiedy puka艂 do drzwi baraku, kt贸ry jeszcze nie zaj膮艂 si臋 ogniem.

Tamten pierwszy, od kt贸rego po偶ar si臋 zacz膮艂, p艂on膮艂 teraz ca艂y niczym pochodnia. Wallander pr贸bowa艂 otworzy膰 drzwi, ale musia艂 cofn膮膰 si臋 przed ogniem. Obieg艂 dom dooko艂a i聽znalaz艂 pojedyncze okno. B臋bni艂 pi臋艣ci膮 w聽szyb臋, stara艂 si臋 zajrze膰 do 艣rodka, ale dym by艂 tak g臋sty, 偶e widzia艂 przed sob膮 tylko bia艂y tuman. Rozejrza艂 si臋 za czym艣 ci臋偶kim, ale niczego nie znalaz艂. Wobec tego zdj膮艂 kurtk臋, owin膮艂 sobie ni膮 jedn膮 r臋k臋 i聽z聽ca艂ej si艂y uderzy艂 w聽szyb臋. Wstrzymywa艂 oddech, by nie wci膮ga膰 dymu do p艂uc, kiedy stara艂 si臋 szarpni臋ciem otworzy膰 okno. Dwukrotnie musia艂 si臋 cofn膮膰, 偶eby zaczerpn膮膰 艣wie偶ego powietrza, zanim si臋 nareszcie z聽tym upora艂.

- Wychodzi膰! - krzycza艂 przez dym i聽ogie艅. - Wychodzi膰! Pali si臋!

We wn臋trzu znajdowa艂y si臋 dwie podw贸jne prycze. Stan膮艂 na parapecie i聽poczu艂, 偶e stercz膮cy kawa艂ek szk艂a przeci膮艂 mu udo. G贸rne prycze by艂y puste, ale na jednej z聽dolnych le偶a艂 cz艂owiek.

Znowu krzykn膮艂, lecz nie us艂ysza艂 odpowiedzi. Postanowi艂 dosta膰 si臋 do 艣rodka. Wchodz膮c, bole艣nie uderzy艂 g艂ow膮 o聽framug臋 i聽wyl膮dowa艂 na pod艂odze. O聽ma艂o si臋 nie udusi艂, zanim dotar艂 do 艂贸偶ka. Pocz膮tkowo s膮dzi艂, 偶e potrz膮sa trupem. Po chwili dopiero zda艂 sobie spraw臋, 偶e to, co bra艂 za cz艂owieka, jest zwini臋tym materacem. Tymczasem jego kurtka zaczyna艂a si臋 ju偶 pali膰, rzuci艂 si臋 wi臋c g艂ow膮 naprz贸d do okna i聽wydosta艂 na dw贸r. W聽oddali s艂ysza艂 wycie syren, a聽kiedy zataczaj膮c si臋, wyszed艂 ze strefy najbardziej zagro偶onej, zobaczy艂 na wp贸艂 ubranych ludzi, gromadz膮cych si臋 przed barakami. Ogie艅 tymczasem zd膮偶y艂 ogarn膮膰 kolejne dwa niskie budynki. Widzia艂, 偶e oba by艂y zamieszkane, ale ludzie zd膮偶yli z聽nich wyj艣膰. Bola艂a go g艂owa i聽skaleczone udo, mia艂 md艂o艣ci od dymu, kt贸rego si臋 na艂yka艂. W艂a艣nie nadje偶d偶a艂 pierwszy w贸z stra偶acki, a聽zaraz za nim karetka pogotowia. Zobaczy艂, 偶e dow贸dc膮 ekipy jest Peter Edler,

trzydziestopi臋cioletni stra偶ak, kt贸ry w聽wolnym czasie zajmuje si臋 puszczaniem latawc贸w. S艂ysza艂 o聽nim same dobre rzeczy. To cz艂owiek, kt贸ry zawsze dzia艂a pewnie i聽fachowo. Pocz艂apa艂 w聽jego stron臋 i聽wtedy stwierdzi艂, 偶e ma poparzone jedno rami臋.

- Baraki, kt贸re si臋 pal膮, s膮 puste - poinformowa艂. - A聽co z聽innymi, nie wiem.

- Do licha, jak ty wygl膮dasz! - powiedzia艂 Peter Edler.

- My艣l臋, 偶e poradzimy sobie z聽tamtymi budynkami.

Stra偶acy ju偶 polewali wod膮 baraki najbli偶ej ognia. Kurt Wallander s艂ysza艂, jak Peter Edler 偶膮da przys艂ania spychacza, by zburzy膰 pal膮ce si臋 budynki i聽w聽ten spos贸b odizolowa膰 centrum po偶aru.

Przyjecha艂 pierwszy samoch贸d policyjny, na syrenie, z聽migocz膮c膮 niebiesk膮 lamp膮. Kurt Wallander od razu zauwa偶y艂, 偶e to Peters i聽Noren. Poku艣tyka艂 do radiowozu.

- Jak idzie? - spyta艂 Noren.

- Dadz膮 sobie rad臋 - zapewni艂 Kurt Wallander. - Zacznijcie zamyka膰 teren i聽spytajcie Edlera, czy nie potrzebuje jakiej艣 pomocy.

Peters przyjrza艂 mu si臋 uwa偶niej.

- Do licha, jak ty wygl膮dasz! Jak si臋 tu znalaz艂e艣?

- Przeje偶d偶a艂em przypadkiem - odpar艂 Kurt Wallander.

- Bierzcie si臋 do roboty.

W ci膮gu najbli偶szej godziny w聽obr臋bie o艣rodka utrzymywa艂a si臋 osobliwa mieszanina strasznego ba艂aganu i聽bardzo skutecznych dzia艂a艅 stra偶ak贸w. Roztrz臋siony kierownik plac贸wki biega艂 w聽k贸艂ko i聽Kurt Wallander musia艂 na niego nakrzycze膰, 偶eby wydoby膰 informacje, ilu uchod藕c贸w znajdowa艂o si臋 w聽o艣rodku, i聽policzy膰, czy wszyscy s膮. Po chwili jednak, ku jego wielkiemu zdumieniu, okaza艂o si臋, 偶e sporz膮dzone przez Urz膮d Imigracyjny spisy uchod藕c贸w umieszczonych w聽o艣rodku w聽Ystad s膮 niepe艂ne i聽trudno si臋 w聽nich po艂apa膰. Kompletnie og艂upia艂y kierownik 偶adnej pomocy udzieli膰 mu nie m贸g艂. Tymczasem stra偶acy, u偶ywaj膮c spychacza, zburzyli p艂on膮ce baraki i聽po偶ar znalaz艂 si臋 pod kontrol膮. Pogotowie zabra艂o do szpitala jedynie kilku mieszka艅c贸w, zreszt膮 wi臋kszo艣膰 z聽powodu szoku, a聽nie obra偶e艅 fizycznych. Tylko jeden liba艅ski ch艂opiec, kt贸ry si臋 przewr贸ci艂, by艂 ranny w聽g艂ow臋.

Peter Edler odci膮gn膮艂 Kurta Wallandera na stron臋.

- Jed藕 i聽ty do szpitala, niech ci臋 opatrz膮.

On sam wiedzia艂, 偶e to konieczne. Poparzona r臋ka piek艂a, spodnie lepi艂y si臋 do krwawi膮cej nogi.

- A偶 si臋 boj臋 pomy艣le膰, co by si臋 tu dzia艂o, gdyby艣 nie podni贸s艂 alarmu natychmiast, jak tylko po偶ar wybuch艂 - powiedzia艂 Peter Edler.

- Jak mo偶na stawia膰 baraki tak blisko siebie? - irytowa艂 si臋 Kurt Wallander.

Peter Edler pokr臋ci艂 g艂ow膮.

- Stary szef zaczyna by膰 zm臋czony - powiedzia艂. - Oczywi艣cie, 偶e masz racj臋, one stoj膮 cholernie blisko jeden drugiego. To niebezpieczne.

Kurt Wallander poszed艂 do Norena, kt贸ry w艂a艣nie sko艅czy艂 otacza膰 teren blokad膮.

- Niech ten ca艂y kierownik stawi si臋 jutro rano w聽moim biurze - poleci艂.

Noren skin膮艂 g艂ow膮.

- Widzia艂e艣 co艣? - spyta艂.

- S艂ysza艂em tylko jaki艣 szcz臋k i聽zaraz potem pierwszy barak eksplodowa艂. Ale 偶adnego samochodu. 呕adnych ludzi. Je艣li kto艣 pod艂o偶y艂 艂adunek wybuchowy, to musia艂 u偶y膰 detonatora z聽op贸藕nionym zap艂onem.

- Mam ci臋 odwie藕膰 do domu czy do szpitala?

- Nie musisz mnie odwozi膰, sam sobie poradz臋, zaraz ruszam.

W szpitalnej izbie przyj臋膰 zda艂 sobie spraw臋, 偶e jest bardziej poszkodowany, ni偶 wcze艣niej przypuszcza艂. Na jednym przedramieniu mia艂 rozleg艂膮 ran臋 po oparzeniu, pachwin臋 i聽udo pokaleczone od艂amkami szk艂a, nad prawym okiem stercza艂 wielki guz, poza tym kilka rozleg艂ych otar膰. I聽najwyra藕niej przygryz艂 sobie j臋zyk, ale nie wiedzia艂 kiedy.

Dochodzi艂a czwarta, gdy m贸g艂 nareszcie opu艣ci膰 szpital. Banda偶e go uwiera艂y i聽nadal czu艂 si臋 藕le od dymu, kt贸rego si臋 na艂yka艂.

Zamyka艂 drzwi szpitala, gdy nagle o艣lepi艂a go lampa b艂yskowa. Rozpozna艂 fotografa z聽najwi臋kszej gazety porannej w聽Skanii. Odprawi艂 gestem r臋ki innego dziennikarza, kt贸ry wy艂oni艂 si臋 z聽ciemno艣ci i聽prosi艂 o聽wywiad. Wkr贸tce znalaz艂 si臋 w聽domu.

Ku swemu wielkiemu zdziwieniu poczu艂 si臋 senny. Zdj膮艂 wi臋c pospiesznie ubranie i聽wsun膮艂 si臋 pod ko艂dr臋. Ca艂e cia艂o pulsowa艂o bole艣nie, w聽g艂owie ta艅czy艂y p艂omienie ognia. Mimo to zasn膮艂 natychmiast.

O 贸smej obudzi艂 si臋 z聽wra偶eniem, 偶e kto艣 stoi przy 艂贸偶ku i聽stuka go w聽g艂ow臋. Otworzy艂 oczy i聽stwierdzi艂, 偶e to krew pulsuje mu w聽skroniach. Tak偶e i聽tym razem 艣ni艂a mu si臋 ta czarna kobieta, kt贸ra ju偶 wcze艣niej odwiedza艂a go w聽snach. Kiedy jednak wyci膮gn膮艂 r臋ce, natychmiast pojawi艂 si臋 przy niej Sten Widen z聽butelk膮 whisky, dama odwr贸ci艂a si臋 plecami do Wallandera i聽posz艂a z聽tamtym.

Le偶a艂 bez ruchu i聽pr贸bowa艂 ustali膰, jak si臋 czuje. Piek艂o go w聽gardle, bola艂a oparzona r臋ka, w聽g艂owie hucza艂o. Przez chwil臋 walczy艂 z聽pokus膮, by odwr贸ci膰 si臋 do 艣ciany i聽ponownie zasn膮膰. Zapomnie膰 o聽艣ledztwie w聽sprawie morderstwa i聽nawale ognia, z聽kt贸r膮 zmaga艂 si臋 w聽nocy.

Jako艣 jednak nie umia艂 si臋 zdecydowa膰, a聽walk臋 z聽samym sob膮 przerwa艂 mu dzwonek telefonu. Mam to gdzie艣, nie odbieram, pomy艣la艂 w聽pierwszej chwili.

Ale po chwili zerwa艂 si臋 z聽艂贸偶ka i聽chwiejnym krokiem ruszy艂 do kuchni.

Telefonowa艂a Mona.

- Kurt? - spyta艂a. - Tu m贸wi Mona. Przepe艂ni艂a go wszechogarniaj膮ca rado艣膰.

Mona, my艣la艂. Bo偶e drogi! Mona, jak ja za tob膮 t臋skni艂em!

- Widzia艂am ci臋 w聽gazecie - powiedzia艂a. - Jak si臋 czujesz?

Przypomnia艂 sobie fotografa w聽nocy przed szpitalem. Lamp臋, kt贸ra rozb艂ys艂a tu偶 przy jego twarzy.

- Dobrze - odpar艂. - Tylko troch臋 boli.

- M贸wisz prawd臋?

Nagle poprzednia rado艣膰 zgas艂a. Wr贸ci艂 dotkliwy skurcz 偶o艂膮dka.

- A聽ty si臋 naprawd臋 przejmujesz tym, jak ja si臋 czuj臋?

- Dlaczego mia艂abym si臋 nie przejmowa膰?

- A聽dlaczego mia艂aby艣 to robi膰? S艂ysza艂 wyra藕nie jej oddech.

- Uwa偶am, 偶e jeste艣 dzielny - powiedzia艂a. - Jestem z聽ciebie dumna. W聽gazecie napisali, 偶e ratowa艂e艣 ludziom 偶ycie z聽nara偶eniem w艂asnego.

- Nie uratowa艂em nikomu 偶ycia! Co to za g艂upstwa?

- Chcia艂am si臋 tylko dowiedzie膰, czy nie jeste艣 ranny.

- A聽co by艣 zrobi艂a, gdybym by艂?

- Co bym zrobi艂a?

- No, gdybym by艂 ranny. Albo umieraj膮cy. Co by艣 wtedy zrobi艂a?

- Dlaczego jeste艣 taki z艂y?

- Nie jestem z艂y. Tylko pytam. Chc臋, 偶eby艣 wr贸ci艂a do domu. Tutaj. Do mnie.

- Wiesz, 偶e nie wr贸c臋. Chcia艂abym natomiast, 偶eby艣my mogli ze sob膮 rozmawia膰.

- Przecie偶 si臋 do mnie nigdy nie odzywasz, to jak mo偶emy rozmawia膰?

Us艂ysza艂, 偶e Mona wzdycha. To wywo艂a艂o w聽nim z艂o艣膰. A聽mo偶e strach?

- Przecie偶 mo偶emy si臋 spotka膰 - odpar艂a. - Ale nie w聽domu, ani u聽mnie, ani u聽ciebie.

I wtedy on si臋 nagle zdecydowa艂. To, co powiedzia艂, nie by艂o szczer膮 prawd膮. Ale nie by艂o te偶 k艂amstwem.

- Jest par臋 spraw, o聽kt贸rych powinni艣my porozmawia膰. Par臋 spraw praktycznych. M贸g艂bym przyjecha膰 do Malm枚, je艣li chcesz.

Min臋艂a d艂u偶sza chwila, zanim Mona odpowiedzia艂a.

- Dzisiaj to nie - rzek艂a. - Ale jutro bym mog艂a.

- Gdzie? Mo偶e co艣 zjemy? Jedyne miejsca, jakie znam, to Savoy i聽Centralna.

- Savoy jest bardzo drogi.

- No to Centralna. O聽kt贸rej?

- Mo偶e o聽贸smej?

- B臋d臋 o聽贸smej.

Rozmowa si臋 sko艅czy艂a. W聽przedpokoju zobaczy艂 w聽lustrze swoj膮 obit膮 twarz.

Ucieszy艂a go ta rozmowa? Czy mo偶e raczej wzbudzi艂a w聽nim niepok贸j?

Nie m贸g艂 si臋 zdecydowa膰. Teraz my艣li kr膮偶y艂y jeszcze szybciej w聽jego g艂owie. Zamiast wyobra偶a膰 sobie spotkanie z聽Mon膮, zobaczy艂 nagle siebie w聽Savoyu z聽Anette Brolin. I聽chocia偶 nadal by艂a prokuratorem w聽Ystad, zmieni艂a si臋 w聽Murzynk臋.

Ubra艂 si臋 i聽nie pij膮c kawy, wyszed艂 do samochodu. Wiatr prawie ca艂kiem usta艂. Znowu zrobi艂o si臋 cieplej. Resztki wilgotnej mg艂y 偶eglowa艂y znad morza ku miastu.

W budynku policji powitano go przyjaznymi okrzykami i聽poklepywaniem po plecach. Od Ebby dosta艂 serdeczne u艣ciski oraz s艂oik gruszkowych konfitur. Czu艂 si臋 troch臋 za偶enowany, ale i聽dumny z聽siebie.

Teraz powinien tu by膰 Bj枚rk, pomy艣la艂.

Tutaj, nie w聽偶adnej Hiszpanii.

Bo przecie偶 to on o聽czym艣 takim marzy. Bohaterscy policjanci...

O wp贸艂 do dziesi膮tej wszystko wr贸ci艂o do normy. Zd膮偶y艂 tymczasem ostro wygarn膮膰 kierownikowi o艣rodka braki w聽ewidencji uchod藕c贸w. Kierownik, niewysoki, okr膮g艂y m臋偶czyzna, kt贸ry dos艂ownie promieniowa艂 niebywa艂ym lenistwem i聽brakiem woli, broni艂 si臋 energicznie, twierdz膮c, 偶e co do kropki wype艂nia zalecenia i聽przepisy Urz臋du Imigracyjnego.

- To policja ma nam gwarantowa膰 bezpiecze艅stwo - powtarza艂, staraj膮c si臋 zrzuci膰 z聽siebie wszelk膮 odpowiedzialno艣膰.

- Jak my wam mo偶emy cokolwiek gwarantowa膰, skoro wy nawet nie wiecie, ilu ludzi mieszka w聽tych przekl臋tych barakach ani kim oni s膮?

Kierownik opuszcza艂 gabinet Wallandera czerwony ze z艂o艣ci.

- Z艂o偶臋 skarg臋 - grozi艂. - To policja ma obowi膮zek gwarantowa膰 uchod藕com bezpiecze艅stwo.

- Sk艂adaj pan skarg臋 do samego kr贸la! - krzycza艂 za nim Wallander. - Sk艂adaj do premiera, a聽nawet do Trybuna艂u Europejskiego. Mo偶e si臋 pan skar偶y膰, komu tylko chce, ale od tej chwili maj膮 by膰 prowadzone dok艂adne, zawsze aktualne listy os贸b przebywaj膮cych w聽o艣rodku, z聽podaniem nazwisk i聽rozlokowania w聽barakach!

Tu偶 przed rozpocz臋ciem zebrania grupy dochodzeniowej zadzwoni艂 Peter Edler.

- Jak si臋 czujesz? - spyta艂. - Bohater dnia.

- Poca艂uj mnie gdzie艣 - sykn膮艂 Kurt Wallander. - Znale藕li艣cie co艣?

- To nie by艂o takie trudne - powiedzia艂 Peter Edler. - Niedu偶y przeno艣ny detonator, u艂o偶ony na szmatach nas膮czonych benzyn膮.

- Jeste艣 pewien?

- Do licha, oczywi艣cie, 偶e jestem. Za par臋 godzin dostaniesz raport.

- Postaram si臋 spraw臋 podpalenia prowadzi膰 r贸wnolegle ze spraw膮 podw贸jnego morderstwa. Ale gdyby si臋 wydarzy艂o co艣 jeszcze, b臋d臋 musia艂 dosta膰 posi艂ki z聽Malm枚 lub z聽Simrishamn.

- To w聽Simrishamn jest policja? My艣la艂em, 偶e ich zlikwidowali.

- Jeszcze s膮, ale kr膮偶膮 pog艂oski, 偶e my mamy obj膮膰 tamten teren.

Na pocz膮tek zebrania Kurt Wallander powt贸rzy艂, czego si臋 dowiedzia艂 od Edlera. Nast臋pnie wywi膮za艂a si臋 kr贸tka dyskusja na temat, kto mo偶e sta膰 za wydarzeniami ostatniej nocy. Wszyscy byli zgodni, 偶e najprawdopodobniej jest to sprawka mniej lub bardziej zorganizowanej grupy wyrostk贸w.

- Wa偶ne, by艣my ich z艂apali - powiedzia艂 Hansson. - Tak samo wa偶ne jak wykrycie morderc贸w z聽Lenarp.

- To pewno ci sami, kt贸rzy obrzucili zgni艂ymi jarzynami tego dziadka - rzek艂 Svedberg.

Kurt Wallander wyczu艂 w聽jego g艂osie trudn膮 do przeoczenia nut臋 niech臋ci.

- Porozmawiaj z聽nim - powiedzia艂. - Mo偶e zdo艂a sobie co艣 przypomnie膰.

- Przecie偶 ja nie m贸wi臋 po arabsku - broni艂 si臋 Svedberg.

- S膮dz臋, 偶e w聽o艣rodku maj膮 jakich艣 t艂umaczy! Najp贸藕niej po po艂udniu chc臋 wiedzie膰, co on ma do powiedzenia.

Wallander stwierdzi艂, 偶e jest z艂y.

Zebranie by艂o wyj膮tkowo kr贸tkie. To jeden z聽tych dni, kiedy 艣ledztwo znajduje si臋 w聽bardzo intensywnej fazie i聽wszyscy policjanci s膮 niezwykle zaj臋ci. Wniosk贸w natomiast wci膮偶 jest niewiele.

- Zrezygnujemy dzisiaj z聽popo艂udniowego spotkania - zako艅czy艂 Kurt Wallander. - Je艣li, oczywi艣cie, nie zdarzy si臋 nic nadzwyczajnego. Martinsson zajmie si臋 o艣rodkiem. Svedberg, je艣li Martinsson ma jakie艣 inne sprawy niecierpi膮ce zw艂oki, to ty je przejmiesz.

- Ja szukam tego samochodu, kt贸ry widzia艂 szofer ci臋偶ar贸wki - poinformowa艂 Martinsson. - Zaraz ci dam wszystkie papiery.

Po zebraniu Naslund i聽Rydberg zostali w聽pokoju Wallandera.

- B臋dziemy musieli wprowadzi膰 godziny nadliczbowe - stwierdzi艂 Kurt Wallander. - Kiedy Bj枚rk wraca z聽Hiszpanii?

Nikt nie wiedzia艂.

- Czy on w聽og贸le ma poj臋cie, co si臋 sta艂o? - zastanawia艂 si臋 Rydberg.

- A聽my艣lisz, 偶e by si臋 tym przejmowa艂? - odpowiedzia艂 mu pytaniem Wallander.

Zatelefonowa艂 do Ebby i聽natychmiast dosta艂 odpowied藕. Ebba wiedzia艂a nawet, samolotem jakich linii szef wraca.

- W聽sobot臋 wieczorem - powt贸rzy艂 wiadomo艣膰 kolegom.

- Poniewa偶 jednak na razie ja pe艂ni臋 obowi膮zki szefa, zarz膮dzam tyle godzin nadliczbowych, ile oka偶e si臋 konieczne.

Rydberg z艂o偶y艂 sprawozdanie z聽przeszukania miejsca zbrodni.

- W臋szy艂em naprawd臋 dok艂adnie. Jeszcze raz przewr贸ci艂em wszystko do g贸ry nogami. Grzeba艂em nawet mi臋dzy belami siana w聽stajni, ale nigdzie nie znalaz艂em 偶adnej br膮zowej teczki.

Kurt Wallander wiedzia艂, 偶e to prawda. Rydberg nie ust臋puje, dop贸ki nie jest w聽stu procentach pewien.

- No to teraz wiemy - powiedzia艂. - Znikn臋艂a br膮zowa teczka, zawieraj膮ca dwadzie艣cia siedem tysi臋cy koron.

- Ludzie tracili ju偶 偶ycie za du偶o mniejsze sumy - westchn膮艂 Rydberg.

Siedzieli przez chwil臋 w聽milczeniu i聽rozwa偶ali sprawozdanie Rydberga.

- Dlaczego tak trudno znale藕膰 ten samoch贸d? - zastanawia艂 si臋 Kurt Wallander, pocieraj膮c bol膮cy guz na czole.

- Przecie偶 rozda艂em jego opis dziennikarzom na konferencji prasowej i聽prosi艂em, 偶eby szofer si臋 do mnie zg艂osi艂.

- Cierpliwo艣ci - upomnia艂 go Rydberg.

- A聽co wynik艂o z聽rozm贸w z聽c贸rkami? Je艣li s膮 jakie艣 papiery, to mog臋 je przeczyta膰 po drodze do Kristianstad, w聽samochodzie. I聽przy okazji, czy kt贸ry艣 z聽was uwa偶a, 偶e to podpalenie w聽nocy ma jaki艣 zwi膮zek z聽pogr贸偶kami, kt贸re odebra艂em?

I Rydberg, i聽Naslund kr臋cili g艂owami.

- Ja te偶 tak uwa偶am - przy艂膮czy艂 si臋 Kurt Wallander.

- Mimo wszystko musimy si臋 zacz膮膰 przygotowywa膰, bo co艣 mo偶e si臋 zdarzy膰 w聽pi膮tek lub w聽sobot臋. Pomy艣la艂em sobie, 偶e ty, Rydberg, m贸g艂by艣 po po艂udniu przedstawi膰 propozycje jakich艣 krok贸w zaradczych.

Rydberg si臋 skrzywi艂.

- W聽takich sprawach to ja dobry nie jestem.

- Jeste艣 dobrym policjantem. Dasz sobie 艣wietnie rad臋. Rydberg przygl膮da艂 mu si臋 krytycznie.

Potem wsta艂 i聽wyszed艂. Przy drzwiach jeszcze si臋 odwr贸ci艂.

- Ta c贸rka, z聽kt贸r膮 rozmawia艂em, ta z聽Kanady, przyjecha艂a z聽m臋偶em. On jest z聽konnej policji. Bardzo si臋 dziwi艂, dlaczego my nie nosimy broni.

- Za kilka lat pewnie b臋dziemy - odpar艂 Kurt Wallander. Ju偶 zaczynali rozmawia膰 z聽Naslundem o聽jego spotkaniu z聽Herdinem, gdy zadzwoni艂 telefon. Ebba zameldowa艂a, 偶e dzwoni szef Urz臋du Imigracyjnego.

Kurt Wallander by艂 bardzo zdziwiony, gdy stwierdzi艂, 偶e m贸wi z聽kobiet膮. Dyrektorzy generalni urz臋d贸w centralnych nadal byli w聽jego wyobra偶eniu starszymi panami, pe艂nymi godno艣ci i聽okazuj膮cymi pewno艣膰 siebie granicz膮c膮 z聽arogancj膮.

Kobieta mia艂a mi艂y g艂os. Ale to, co m贸wi艂a, do g艂臋bi go oburzy艂o. Przemkn臋艂a mu przez g艂ow臋 my艣l, 偶e to mo偶e uchodzi膰 za wykroczenie s艂u偶bowe, 偶eby kto艣, kto pe艂ni obowi膮zki szefa policji w聽prowincjonalnej komendzie, przeciwstawia艂 si臋 najwy偶szej kap艂ance urz臋du pa艅stwowego, ale postanowi艂 si臋 nie dawa膰.

- Jeste艣my bardzo niezadowoleni - oznajmi艂a kobieta. - Policja musi gwarantowa膰 bezpiecze艅stwo naszym uchod藕com.

Ona przemawia tak samo jak ten przekl臋ty kierownik, pomy艣la艂.

- Robimy, co mo偶emy - powiedzia艂, nawet nie staraj膮c si臋 ukry膰 gniewu.

- Najwyra藕niej to nie wystarcza.

- By艂oby znacznie pro艣ciej, gdyby艣my dostawali bie偶膮c膮 informacj臋 na temat liczby uchod藕c贸w w聽poszczeg贸lnych o艣rodkach.

- Urz膮d ma pe艂n膮 kontrol臋 nad sprawami uchod藕c贸w.

- Ja nie odnosz臋 takiego wra偶enia.

- Pani minister do spraw uchod藕c贸w jest bardzo zaniepokojona.

Kurt Wallander zobaczy艂 w聽duchu rudow艂os膮 dam臋, kt贸ra regularnie si臋 wypowiada w聽telewizji.

- Bardzo prosz臋, 偶eby osobi艣cie zabra艂a g艂os w聽tej sprawie - rzek艂 Kurt Wallander i聽wykrzywi艂 si臋 do Naslunda, kt贸ry przewraca艂 jakie艣 papiery.

- Najwyra藕niej sytuacja wygl膮da tak, 偶e policja przeznacza zbyt ma艂o 艣rodk贸w na ochron臋 uchod藕c贸w.

- Albo te偶 ich jest zbyt wielu, a聽wy nie macie poj臋cia, gdzie si臋 podziewaj膮.

- Co pan chce przez to powiedzie膰? Przyjazny g艂os zabrzmia艂 nagle lodowato. Kurt Wallander czu艂, 偶e gniew w聽nim narasta.

- Podczas po偶aru dzisiejszej nocy okaza艂o si臋, 偶e w聽o艣rodku panuje kolosalny ba艂agan. Oto co chc臋 powiedzie膰. A聽w聽og贸le to trudno jest uzyska膰 z聽Urz臋du Imigracyjnego jasne dyrektywy. Cz臋sto policja otrzymuje na przyk艂ad polecenie wydalenia jakich艣 ludzi. Ale wy nie wiecie, gdzie si臋 znajduj膮 ci, kt贸rzy maj膮 by膰 wydaleni. Niekiedy potrzeba wielu tygodni, 偶eby ich odszuka膰.

To, co m贸wi艂, by艂o prawd膮. Wiedzia艂 to od swoich koleg贸w z聽Malm枚, kt贸rych do rozpaczy doprowadza艂a niemoc Urz臋du Imigracyjnego.

- To k艂amstwo - powiedzia艂a kobieta. - I聽nie zamierzam traci膰 czasu na tego rodzaju dyskusje.

Rozmowa zosta艂a przerwana.

- Babsko! - warkn膮艂 Wallander i聽rzuci艂 s艂uchawk臋.

- Kto to by艂? - spyta艂 Naslund.

- Jaka艣 generalna dyrektorka, kt贸ra poj臋cia nie ma o聽rzeczywisto艣ci. Przyniesiesz kawy?

Rydberg przedstawi艂 notatki z聽rozm贸w, kt贸re on i聽Svedberg przeprowadzili z聽c贸rkami L枚vgren贸w. Kurt Wallander w聽wielkim podnieceniu streszcza艂 mu rozmow臋 z聽pani膮 dyrektor Urz臋du Imigracyjnego.

- Za chwil臋 zadzwoni sama pani minister, by da膰 wyraz swojemu zaniepokojeniu - roze艣mia艂 si臋 Rydberg z艂o艣liwie.

- Z聽ni膮 ty b臋dziesz rozmawia艂 - powiedzia艂 Kurt Wallander. - Spr贸buj臋 wr贸ci膰 z聽Kristianstad przed czwart膮.

Zanim Naslund przyszed艂 z聽dwoma plastikowymi kubkami, Wallander straci艂 ochot臋 na kaw臋. Teraz chcia艂 jak najszybciej wyj艣膰 z聽budynku na 艣wie偶e powietrze. Banda偶e uwiera艂y go coraz bardziej, g艂owa mu p臋ka艂a. Mo偶e jazda samochodem dobrze mu zrobi.

- Opowiesz mi wszystko po drodze - powiedzia艂, odsuwaj膮c kubek z聽kaw膮.

Naslund mia艂 niepewn膮 min臋.

- Szczerze powiedziawszy, to nie wiem, dok膮d mamy jecha膰. O聽ile Lars Herdin jest gruntownie wprowadzony w聽sprawy finansowe L枚vgrena, to o聽owej tajemniczej kobiecie wie bardzo ma艂o.

- Co艣 przecie偶 wie?

- Przepytywa艂em go na wszystkie mo偶liwe sposoby, ale 偶aden krzy偶owy ogie艅 mi nie pom贸g艂. Uwa偶am, 偶e on m贸wi prawd臋. Ale jest pewien tylko tego, 偶e ta kobieta istnieje.

- A聽jak si臋 o聽tym dowiedzia艂?

- Kiedy艣 by艂 w聽Kristianstad i聽przypadkiem zobaczy艂 L枚vgrena i聽j膮 na ulicy.

- Kiedy to by艂o?

Naslund pogrzeba艂 w聽papierach.

- Jedena艣cie lat temu.

Kurt Wallander jednak napi艂 si臋 troch臋 kawy.

- To mi si臋 nie zgadza - stwierdzi艂. - On musi wiedzie膰 wi臋cej. Du偶o wi臋cej. Jak inaczej m贸g艂by by膰 taki pewien, 偶e mieli razem dziecko? Jak si臋 dowiedzia艂 o聽wyp艂atach? Przycisn膮艂e艣 go troch臋?

- M贸wi, 偶e kto艣 do niego napisa艂 i聽poinformowa艂, jak si臋 sprawy maj膮.

- Kto napisa艂?

- Tego nie chce powiedzie膰.

Kurt Wallander zastanawia艂 si臋 chwil臋.

- Tak czy inaczej jedziemy do Kristianstad - postanowi艂. - Tamtejsi koledzy nam pomog膮. A聽potem osobi艣cie zajm臋 si臋 Larsem Herdinem.

Wzi臋li jeden z聽policyjnych samochod贸w. Kurt Wallander umo艣ci艂 si臋 na tylnym siedzeniu, kierownic臋 oddaj膮c Naslundowi. Kiedy wyjechali z聽miasta, zauwa偶y艂, 偶e Naslund prowadzi zbyt szybko.

- Nie ma po艣piechu - powiedzia艂. - Nie p臋d藕 tak. Ja musz臋 przeczyta膰 papiery i聽pomy艣le膰.

Naslund zwolni艂.

Krajobraz by艂 szary i聽zamglony. Kurt Wallander patrzy艂 przez okno na smutn膮 okolic臋. O聽ile czu艂 si臋 tu u聽siebie wiosn膮 i聽latem, o聽tyle Skania w聽tej ponurej jesiennej i聽zimowej ciszy wydawa艂a mu si臋 kompletnie obca.

Opar艂 si臋 wygodnie i聽zamkn膮艂 oczy. Cia艂o mia艂 obola艂e, rami臋 piek艂o dotkliwie. Poza tym raz po raz odczuwa艂 ko艂atanie serca.

Rozwiedzeni m臋偶czy藕ni nara偶eni s膮 na ataki serca, pomy艣la艂. Jemy za t艂usto i聽cierpimy z聽powodu porzucenia. Albo anga偶ujemy si臋 w聽nowe zwi膮zki z聽kobietami, a偶 udr臋czone serce nie wytrzymuje.

My艣l o聽Monie budzi艂a w聽nim i聽gniew, i聽smutek.

Otworzy艂 oczy i聽znowu obserwowa艂 ska艅ski krajobraz.

Potem przeczyta艂 raporty z聽rozm贸w, kt贸re policjanci przeprowadzili z聽obiema c贸rkami L枚vgren贸w.

Nie wynika艂o z聽nich nic, co mog艂oby wskaza膰 policji drog臋. 呕adnych wrog贸w, 偶adnych skrywanych konflikt贸w.

Ani 偶adnych pieni臋dzy.

Johannes L枚vgren nawet przed c贸rkami ukrywa艂 swoje ogromne zasoby finansowe.

Kurt Wallander pr贸bowa艂 sobie wyobrazi膰 tego cz艂owieka. Jak on funkcjonowa艂? Co nim powodowa艂o? Co jego zdaniem mia艂o si臋 sta膰 z聽pieni臋dzmi, kiedy go ju偶 zabraknie?

Nagle a偶 podskoczy艂 na siedzeniu, bo przysz艂a mu do g艂owy nieoczekiwana, cho膰 najzupe艂niej oczywista my艣l.

Gdzie艣 powinien istnie膰 testament!

Skoro jednak nie zosta艂 z艂o偶ony w聽bankowym sejfie, to gdzie m贸g艂by si臋 znajdowa膰?

Czy zamordowany m臋偶czyzna mia艂 jeszcze jeden sejf w聽kolejnym banku?

- Ile bank贸w dzia艂a w聽Ystad? - spyta艂 Naslunda. Naslund posiada艂 ogromn膮 wiedz臋 o聽swoim mie艣cie.

- Dziesi臋膰 - odpowiedzia艂.

- Jutro sprawdzisz te, w聽kt贸rych jeszcze nie byli艣my. Czy Johannes L枚vgren mia艂 te偶 jakie艣 inne sejfy? A聽poza tym dowiesz si臋, w聽jaki spos贸b podr贸偶owa艂 do Ystad i聽z聽powrotem. Taks贸wki, autobusy, wszystko.

Naslund skin膮艂 g艂ow膮.

- M贸g艂 korzysta膰 z聽autobusu szkolnego - powiedzia艂.

- Kto艣 musia艂 go widzie膰.

Jechali przez miasteczko Tomelilla. Przeci臋li krajow膮 drog臋 prowadz膮c膮 st膮d do Malm枚 i聽skierowali si臋 na p贸艂noc.

- A聽jak wygl膮da mieszkanie Larsa Herdina? - spyta艂 Kurt Wallander.

- Staromodnie. Ale czysto i聽przyjemnie. A聽co dziwniejsze, on robi jedzenie w聽kuchence mikrofalowej. Pocz臋stowa艂 mnie bu艂eczkami domowego wypieku. I聽ma papug臋 w聽klatce. Ogr贸d jest zadbany. Ca艂e obej艣cie wygl膮da bardzo porz膮dnie, 偶adnych wal膮cych si臋 p艂ot贸w ani nic takiego.

- A聽jaki ma samoch贸d?

- Mercedesa.

- Mercedesa?

- Tak, mercedesa.

- Zdawa艂o mi si臋, 偶e ledwo wi膮偶e koniec z聽ko艅cem, strasznie narzeka艂.

- Mercedes, kt贸rym je藕dzi, kosztowa艂 ponad trzysta tysi臋cy koron.

Kurt Wallander zastanawia艂 si臋 przez chwil臋.

- Musimy wiedzie膰 wi臋cej o聽Larsie Herdinie - powiedzia艂 w聽ko艅cu. - Nawet je艣li on nie ma poj臋cia, kto odebra艂 偶ycie tamtym, to mo偶e nam podpowiedzie膰 co艣, z聽czego sam nie zdaje sobie sprawy.

- A聽co to ma wsp贸lnego z聽mercedesem?

- Nic. Tylko przeczuwam, 偶e Lars Herdin jest dla nas wa偶niejszy, ni偶 sam my艣li. A聽poza tym mo偶na si臋 zastanawia膰, jakim sposobem dzisiaj zwyczajny rolnik mo偶e kupi膰 samoch贸d za trzysta tysi臋cy koron. Pewnie dosta艂 faktur臋, na kt贸rej stoi jak w贸艂, 偶e kupi艂 traktor.

Wjechali do Kristianstad i聽zaparkowali przed budynkiem policji w聽chwili, gdy zacz膮艂 pada膰 艣nieg z聽deszczem. Kurt Wallander zauwa偶y艂 pierwsze s艂abe uk艂ucia w聽gardle, zapowiadaj膮ce przezi臋bienie.

Cholera, pomy艣la艂, nie mog臋 si臋 rozchorowa膰 w艂a艣nie teraz. Nie mog臋 zakatarzony i聽z聽gor膮czk膮 p贸j艣膰 na spotkanie z聽Mon膮.

Komendy w聽Ystad i聽Kristianstad nie mia艂y ze sob膮 jakich艣 szczeg贸lnych powi膮za艅, poza tym, 偶e obie wsp贸艂pracowa艂y, gdy sytuacja tego wymaga艂a. Kurt Wallander zna艂 jednak kilku tutejszych policjant贸w nieco bli偶ej po wsp贸lnych szkoleniach na szczeblu okr臋gowym. Przede wszystkim mia艂 nadziej臋, 偶e akurat dzisiaj s艂u偶b臋 pe艂ni Goran Boman, z聽kt贸rym wypi艂 sporo whisky w聽Tyl枚sand. Sp臋dzili tam razem ca艂y dzie艅 na bardzo nieciekawych wyk艂adach, zorganizowanych przez G艂贸wny Zarz膮d Policji. Chodzi艂o o聽to, by ich zach臋ci膰 do prowadzenia bardziej wydajnej polityki kadrowej w聽lokalnych komendach. Wieczorem oni dwaj spotkali si臋 przy kieliszku i聽szybko zdali sobie spraw臋, 偶e maj膮 ze sob膮 wiele wsp贸lnego. Na przyk艂ad ojcowie obu byli bardzo niezadowoleni, 偶e synowie wybrali karier臋 w聽policji.

Wallander i聽Naslund weszli do 艣rodka. Dziewczyna w聽recepcji, kt贸ra ku ich zdziwieniu m贸wi艂a 艣piewnym dialektem z聽Norrlandii, p贸艂nocnego regionu kraju, poinformowa艂a, 偶e owszem, Goran Boman ma dzisiaj s艂u偶b臋.

- W艂a艣nie prowadzi przes艂uchanie, ale to nie potrwa d艂ugo - zapewni艂a.

Kurt Wallander poszed艂 do toalety. A偶 podskoczy艂, kiedy zobaczy艂 w艂asne odbicie w聽lustrze. Guzy i聽otarcia mocno si臋 zaczerwieni艂y. Op艂uka艂 twarz zimn膮 wod膮. Z聽korytarza dolecia艂 go g艂os Gorana Bomana.

Powitanie by艂o serdeczne. Kurt Wallander stwierdzi艂, 偶e jest wi臋cej ni偶 rad z聽ponownego spotkania. Nalali sobie kawy i聽zasiedli w聽pokoju Bomana. Wallander zobaczy艂, 偶e kolega ma dok艂adnie takie samo biurko jak on, ale pok贸j by艂 lepiej umeblowany, bardziej przytulny. Pomy艣la艂 o聽Anette Brolin, kt贸ra te偶 odmieni艂a sterylny gabinet, przej臋ty po poprzedniku.

Goran Boman wiedzia艂 naturalnie o聽podw贸jnym morderstwie w聽Lenarp, o聽napadzie na o艣rodek dla uchod藕c贸w, jak te偶 o聽przesadnie rozdmuchanej przez gazety akcji ratunkowej Wallandera. Chwil臋 rozmawiali o聽uchod藕cach. Goran Boman podziela艂 pogl膮d Wallandera, 偶e przyjmuje si臋 ich w聽spos贸b chaotyczny, i聽wszystko jest 藕le zorganizowane. R贸wnie偶 policja w聽Kristianstad mia艂a do艣wiadczenie z聽kilkoma nakazami wydalenia z聽kraju, kt贸re uda艂o si臋 wykona膰 dopiero po d艂ugotrwa艂ych mozolnych staraniach. Nie dalej jak par臋 tygodni przed Bo偶ym Narodzeniem przysz艂o zawiadomienie, 偶e nale偶y wydali膰 z聽kraju kilku obywateli Bu艂garii. Wed艂ug Urz臋du {migracyjnego mieli oni przebywa膰 w聽o艣rodku w聽Kristianstad. Policja po wielu dniach poszukiwa艅 ustali艂a, 偶e Bu艂garzy znajduj膮 si臋 w聽Arjeplog, w聽Laponii.

Nast臋pnie przeszli do w艂a艣ciwego powodu wizyty. Kurt Wallander dok艂adnie przedstawi艂, o聽co chodzi.

- I聽chcesz, 偶eby艣my ci t臋 kobiet臋 znale藕li? - spyta艂 Goran Boman.

- No, nie by艂oby to takie g艂upie. Naslund si臋 do tej pory nie odzywa艂.

- Zastanawia艂em si臋 nad tak膮 spraw膮 - powiedzia艂 teraz. - Je偶eli Johannes L枚vgren mia艂 z聽t膮 kobiet膮 dziecko, a聽my zak艂adamy, 偶e przysz艂o ono na 艣wiat w艂a艣nie tutaj, to mo偶e co艣 si臋 znajdzie w聽rejestrach urz臋du stanu cywilnego? Johannes L枚vgren powinien by膰 odnotowany jako ojciec dziecka.

Kurt Wallander skin膮艂 g艂ow膮.

- No w艂a艣nie - zgodzi艂 si臋. - A聽poza tym mniej wi臋cej wiemy, kiedy to dziecko si臋 urodzi艂o. Powinni艣my si臋 skoncentrowa膰 na okresie dziesi臋ciu lat, powiedzmy, od tysi膮c dziewi臋膰set czterdziestego si贸dmego do tysi膮c dziewi臋膰set pi臋膰dziesi膮tego si贸dmego. Je偶eli opowie艣膰 Larsa Herdina jest zgodna z聽prawd膮. A聽my艣l臋, 偶e jest.

- Ile dzieci urodzi艂o si臋 w聽Kristianstad w聽ci膮gu dziesi臋ciu lat? - zastanawia艂 si臋 Goran Boman. - Prze艣ledzenie tego w聽czasach sprzed komputer贸w zabra艂oby mn贸stwo czasu.

- Istnieje naturalnie mo偶liwo艣膰, 偶e Johannes L枚vgren figuruje w聽rejestrze jako „ojciec nieznany” - rzek艂 Kurt Wallander. - Ale w聽takim razie wszystkimi tymi przypadkami zajmiemy si臋 szczeg贸lnie uwa偶nie.

- Dlaczego nie og艂osisz, 偶e poszukujesz tej kobiety? - spyta艂 Goran Boman. - Dlaczego nie poprosisz, 偶eby si臋 sama zg艂osi艂a?

- Dlatego, 偶e jestem raczej pewien, i偶 ona tego nie zrobi - odpar艂 Kurt Wallander. - Takie mam przeczucie. Mo偶e to niezbyt profesjonalne kierowa膰 si臋 przeczuciami, ale wola艂bym spr贸bowa膰 inn膮 drog膮.

- Znajdziemy j膮 - obieca艂 Goran Boman. - 呕yjemy w聽takich czasach i聽w聽takim spo艂ecze艅stwie, w聽kt贸rym znikn膮膰 bez 艣ladu jest bardzo trudno. Je艣li si臋 tylko nie pope艂ni morderstwa w聽taki przemy艣lny spos贸b, 偶e na znalezienie cia艂a nie ma szans. Mieli艣my tego rodzaju przypadek ubieg艂ego lata. Przynajmniej my艣l臋, 偶e tak si臋 w艂a艣nie sta艂o. Ot贸偶 pewien cz艂owiek mia艂 wszystkiego dosy膰. Znikn膮艂 i聽偶ona zacz臋艂a go szuka膰. Jego 艂贸d藕 te偶 przepad艂a. Do tej pory go nie znale藕li艣my. I聽moim zdaniem nigdy nie znajdziemy. Uwa偶am, 偶e wyp艂yn膮艂 na morze, po czym zatopi艂 i聽艂贸d藕, i聽siebie. Ale je偶eli tylko ta kobieta i聽jej dziecko istniej膮, to ich znajdziemy. Zaraz wyznacz臋 do tego cz艂owieka.

Kurt Wallander czu艂, 偶e zaczyna si臋 poci膰. Drapa艂o go w聽gardle.

Najch臋tniej siedzia艂by tak dalej w聽spokoju i聽rozmawia艂 z聽Goranem Bomanem o聽podw贸jnym morderstwie. Czu艂, 偶e Boman to utalentowany policjant. Jego s膮dy mog艂yby by膰 bardzo pomocne. Nagle jednak poczu艂 si臋 zbyt zm臋czony nawet na tak膮 rozmow臋.

Zacz臋li si臋 偶egna膰. Goran Boman odprowadzi艂 go艣ci do samochodu.

- Znajdziemy j膮 - zapewni艂 raz jeszcze.

- A聽potem spotkamy si臋 kt贸rego艣 wieczora - powiedzia艂 Kurt Wallander. - W聽ciszy i聽spokoju. I聽napijemy si臋 whisky.

Goran Boman pokiwa艂 g艂ow膮.

- Mo偶e nam si臋 trafi jaki艣 nudny wyk艂ad - u艣miechn膮艂 si臋.

Mokry 艣nieg wci膮偶 pada艂. Kurt Wallander czu艂, jak wilgo膰 przenika do jego but贸w. W聽samochodzie znowu skuli艂 si臋 na tylnym siedzeniu. Wkr贸tce zasn膮艂. Obudzi艂 si臋 dopiero, kiedy Naslund hamowa艂 przed siedzib膮 policji w聽Ystad. Mia艂 gor膮czk臋, czu艂 si臋 藕le. I聽jeszcze ta chlapa. Poprosi艂 Ebb臋 o聽tabletki od b贸lu g艂owy. Chocia偶 zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e powinien p贸j艣膰 do domu i聽po艂o偶y膰 si臋 do 艂贸偶ka, nie m贸g艂 tego zrobi膰, dop贸ki si臋 nie dowie, co wydarzy艂o si臋 w聽ci膮gu dnia. Poza tym chcia艂 wys艂ucha膰, co Rydberg wymy艣li艂 w聽sprawie ochrony uchod藕c贸w.

Na jego biurku znajdowa艂o si臋 mn贸stwo karteczek z聽centrali telefonicznej. Mi臋dzy innymi dzwoni艂a Anette Brolin.

I ojciec. Nie dzwoni艂a natomiast Linda. Ani Sten Widen. Przejrza艂 kartki i聽od艂o偶y艂 wszystkie z聽wyj膮tkiem tych dotycz膮cych telefon贸w Anette Brolin i聽ojca. Potem zadzwoni艂 do Martinssona.

- Bingo! - zwo艂a艂 tamten. - Zdaje mi si臋, 偶e znale藕li艣my samoch贸d. Ten, kt贸ry odpowiada opisowi samochodu wypo偶yczonego w聽ubieg艂ym tygodniu w聽biurze Avis w聽G枚teborgu. Nie zosta艂 zwr贸cony na czas. Jest tylko jedna sprawa.

- Jaka?

- Samoch贸d wynaj臋艂a kobieta.

- No i聽co w聽tym dziwnego?

- Jako艣 trudno mi sobie wyobrazi膰, 偶eby kobieta mog艂a dokona膰 podw贸jnego morderstwa.

- No i聽tu si臋 mylisz. Musimy dosta膰 ten samoch贸d. I聽kierowc臋, wszystko jedno, czy to kobieta, czy m臋偶czyzna. Potem sprawdzimy, czy oni w聽og贸le maj膮 z聽tym jaki艣 zwi膮zek. Wykluczenie czego艣 ze sprawy jest r贸wnie wa偶ne, jak uzyskanie potwierdzenia. Ale podaj kierowcy ci臋偶ar贸wki numery rejestracyjne i聽zapytaj, czy przynajmniej kombinacj臋 cyfr rozpoznaje.

Zako艅czy艂 rozmow臋 i聽poszed艂 do Rydberga.

- Jak idzie? - spyta艂.

- To nie jest specjalnie zabawne - odpar艂 Rydberg ponuro.

- A聽kto powiedzia艂, 偶e praca w聽policji ma by膰 zabawna? Ale oczywi艣cie Rydberg wykona艂 bardzo solidn膮 robot臋,

dok艂adnie tak, jak tego oczekiwa艂 Wallander. Niekt贸re o艣rodki by艂y ogrodzone i聽o聽ka偶dym z聽nich Rydberg sporz膮dzi艂 szczeg贸艂ow膮 notatk臋. Nast臋pnie zaproponowa艂, jako dzia艂anie zaradcze, by nocne patrole kontrolowa艂y poszczeg贸lne o艣rodki wed艂ug przemy艣lnie skomplikowanego planu, tak 偶eby osobom postronnym trudno by艂o si臋 w聽nim zorientowa膰.

- 艢wietnie - ucieszy艂 si臋 Kurt Wallander. - Zadbaj tylko, by patrole uzna艂y, 偶e to naprawd臋 wa偶ne.

Zda艂 jeszcze Rydbergowi relacj臋 z聽wyjazdu do Kristianstad i聽wsta艂.

- Id臋 do domu - poinformowa艂.

- Wygl膮dasz marnie.

- Chyba jestem przezi臋biony. Ale mo偶e teraz wszystko jako艣 si臋 potoczy?

Pojecha艂 prosto do domu, zrobi艂 sobie herbaty i聽po艂o偶y艂 si臋 do 艂贸偶ka. Ale kiedy si臋 po paru godzinach ockn膮艂, nietkni臋ta herbata nadal sta艂a na nocnym stoliku. By艂o za pi臋tna艣cie si贸dma. Sen sprawi艂, 偶e czu艂 si臋 znacznie lepiej. Wyla艂 zimn膮 herbat臋 i聽zrobi艂 sobie kawy. Potem zadzwoni艂 do ojca.

Kurt Wallander szybko si臋 zorientowa艂, 偶e ojciec nie s艂ysza艂 o聽nocnym po偶arze.

- Czy nie mieli艣my gra膰 w聽karty? - spyta艂 ojciec ze z艂o艣ci膮.

- Jestem chory - odpowiedzia艂 Kurt Wallander.

- Ty podobno nigdy nie chorujesz?

- Przezi臋bi艂em si臋.

- Ja tego nie nazywam chorob膮.

- Nie wszyscy maj膮 takie zdrowie jak ty.

- Co chcesz przez to powiedzie膰? Kurt Wallander westchn膮艂.

Je艣li czego艣 nie wymy艣li, rozmowa z聽ojcem stanie si臋 niezno艣na.

- Przyjad臋 do ciebie jutro rano. Zaraz po 贸smej - powiedzia艂. - Je艣li ju偶 wstaniesz.

- Nigdy nie sypiam d艂u偶ej ni偶 do wp贸艂 do pi膮tej.

- Ale ja sypiam.

Sko艅czy艂 i聽od艂o偶y艂 s艂uchawk臋.

W tej samej chwili po偶a艂owa艂, 偶e tak si臋 um贸wi艂. Dzie艅 zacz臋ty od spotkania z聽ojcem to zazwyczaj dzie艅 pe艂en poczucia bezsilno艣ci i聽wyrzut贸w sumienia.

Rozejrza艂 si臋 po mieszkaniu. Wsz臋dzie gruba warstwa kurzu. Mimo 偶e cz臋sto wietrzy艂, w聽domu panowa艂a duszna atmosfera. Sam, zamkni臋ty...

Nagle zacz膮艂 my艣le膰 o聽ciemnosk贸rej kobiecie, o聽kt贸rej ostatnio tak cz臋sto 艣ni艂. Ta kobieta, kt贸ra tak ch臋tnie towarzyszy艂a mu po nocach, sk膮d ona si臋 wzi臋艂a? Gdzie j膮 widzia艂? Czy na jakim艣 zdj臋ciu w聽gazecie, czy mo偶e mign臋艂a mu gdzie艣 w聽telewizji?

Zastanawia艂 si臋, dlaczego jego sny maj膮 ca艂kiem inn膮 erotyczn膮 tre艣膰 ni偶 to, co prze偶ywa艂 z聽Mon膮.

Te my艣li go podnieci艂y. Znowu zacz膮艂 si臋 zastanawia膰, czy m贸g艂by zadzwoni膰 do Anette Brolin. Nie potrafi艂 si臋 jednak przem贸c. Z艂y, usiad艂 na kwiecistej kanapie i聽w艂膮czy艂 telewizor. Dochodzi艂a si贸dma. Poszuka艂 jednego z聽du艅skich kana艂贸w, na kt贸rym w艂a艣nie mia艂y si臋 zacz膮膰 wieczorne wiadomo艣ci.

Najpierw lektor przekaza艂 skr贸t. Jeszcze jedna kl臋ska g艂odu. Terror w聽Rumunii narasta. Wielk膮 ilo艣膰 narkotyk贸w wykryto w聽Odense.

Chwyci艂 pilota i聽wy艂膮czy艂 aparat Nie by艂 w聽stanie s艂ucha膰 偶adnych wiadomo艣ci.

My艣la艂 o聽Monie. Ale my艣li przybiera艂y nieoczekiwane formy. Nagle nie by艂 ju偶 wcale pewien, czy rzeczywi艣cie chce, 偶eby do niego wr贸ci艂a. Na czym w艂a艣ciwie opiera艂 przekonanie, 偶e tak by艂oby lepiej?

Na niczym. Takie my艣lenie to oszukiwanie samego siebie.

Niespokojny wyszed艂 do kuchni i聽wypi艂 szklank臋 soku. Potem usiad艂 i聽zrobi艂 szczeg贸艂owe podsumowanie dotychczasowego 艣ledztwa. Kiedy sko艅czy艂, roz艂o偶y艂 wszystkie notatki na stole i聽wpatrywa艂 si臋 w聽nie, jakby by艂y elementami jakiego艣 puzzla. Poczucie, 偶e by膰 mo偶e nie znajduj膮 si臋 wcale daleko od rozwi膮zania zagadki, sta艂o si臋 nagle bardzo silne. Bo nawet je艣li wiele trop贸w nie mia艂o dalszego ci膮gu, to pewne szczeg贸艂y dok艂adnie do siebie pasuj膮.

Cz艂owieka, na kt贸rego mo偶na by wskaza膰, nie ma. Nie ma nawet 偶adnych podejrzanych. A聽mimo to nie m贸g艂 si臋 pozby膰 uczucia, 偶e s膮 blisko. To go cieszy艂o, ale te偶 niepokoi艂o. Zbyt wiele razy bywa艂 odpowiedzialny za skomplikowane 艣ledztwo, kt贸re zaczyna艂o si臋 bardzo obiecuj膮co, by po jakim艣 czasie utkn膮膰 na zawsze w聽martwym punkcie, tak 偶e ostatecznie ko艅czy艂o si臋 kl臋sk膮. W聽najgorszym razie, rzecz jasna, ale przecie偶 nigdy nie wiadomo.

Cierpliwo艣ci, my艣la艂. Cierpliwo艣ci.

Dochodzi艂a dziewi膮ta. Jeszcze raz dozna艂 pokusy, 偶eby zatelefonowa膰 do Anette Brolin. St艂umi艂 j膮 jednak w聽sobie. Po prostu nie mia艂 poj臋cia, co m贸g艂by jej powiedzie膰. I聽mo偶e to jej m膮偶 by odebra艂?

Wr贸ci艂 na kanap臋 i聽ponownie w艂膮czy艂 telewizj臋.

Ku swemu niebotycznemu zdziwieniu stwierdzi艂, 偶e z聽ekranu patrzy na艅 jego w艂asna twarz. Zza kadru dociera艂 monotonny kobiecy g艂os. Mowa by艂a o聽tym, 偶e policja w聽Ystad wykazuje niewybaczalnie nik艂e zainteresowanie zagwarantowaniem bezpiecze艅stwa niekt贸rym o艣rodkom dla uchod藕c贸w. Jego twarz znikn臋艂a, ust臋puj膮c miejsca kobiecie, z聽kt贸r膮 przeprowadzano wywiad przed jakim艣 wielkim biurowcem. Kiedy nazwisko tej pani pojawi艂o si臋 na ekranie, zdziwi艂 si臋, 偶e jej nie rozpozna艂. To owa dyrektor Urz臋du Imigracyjnego, z聽kt贸r膮 rozmawia艂 tego samego dnia.

Nie mo偶na wykluczy膰, 偶e w聽tym braku zainteresowania policji s膮 jakie艣 elementy rasistowskie, oznajmi艂a pani dyrektor.

Ogarn膮艂 go pe艂en rozgoryczenia gniew.

Ty babo, pomy艣la艂. Wszystko, co m贸wisz, jest jednym wielkim k艂amstwem. I聽dlaczego ci cholerni dziennikarze nie skontaktowali si臋 ze mn膮? Ja bym im pokaza艂 plan Rydberga w聽sprawie ochrony o艣rodk贸w.

Rasistowskie elementy? O聽co jej chodzi? Oburzenie miesza艂o si臋 ze wstydem, 偶e zosta艂 tak niesprawiedliwie napi臋tnowany.

Wtedy zadzwoni艂 telefon. Najpierw mia艂 zamiar nie odbiera膰, potem jednak wyszed艂 do przedpokoju i聽podni贸s艂 s艂uchawk臋.

By艂 to ten sam g艂os co poprzednio. Bardziej ochryp艂y, st艂umiony. Wallander domy艣li艂 si臋, 偶e rozm贸wca zas艂ania mikrofon chusteczk膮 do nosa.

- Oczekujemy rezultat贸w - powiedzia艂 dzwoni膮cy.

- Id藕 do cholery! - wrzasn膮艂 Wallander.

- Najp贸藕niej w聽sobot臋 - nie dawa艂 za wygran膮 tamten.

- Czy to wy, cholerne sukinsyny, pod艂o偶yli艣cie ogie艅 dzisiejszej nocy?! - krzycza艂 w聽s艂uchawk臋 Wallander.

Rozmowa zosta艂a przerwana.

Kurt Wallander nagle poczu艂 si臋 bardzo 藕le. Nie m贸g艂 si臋 pozby膰 ponurych przeczu膰, kt贸re go dr臋czy艂y. To by艂o jak b贸l rozprzestrzeniaj膮cy si臋 w聽ca艂ym ciele.

Teraz si臋 boisz, pomy艣la艂. Teraz Kurt Wallander si臋 boi.

Wr贸ci艂 do kuchni, stan膮艂 przy oknie i聽zacz膮艂 wygl膮da膰 na ulic臋.

Nagle stwierdzi艂, 偶e wiatr ca艂kiem ucich艂. Latarnia wisia艂a bez ruchu.

Co艣 musi si臋 sta膰, tego by艂 najzupe艂niej pewien.

Ale co? I聽kiedy?

8

Rano wyj膮艂 z聽szafy sw贸j najlepszy garnitur.

Bezradnie przygl膮da艂 si臋 plamie na klapie marynarki.

Ebba, pomy艣la艂. To zadanie dla niej. Kiedy us艂yszy, 偶e mam si臋 spotka膰 z聽Mon膮, ca艂ym sercem zajmie si臋 wywabianiem plamy. Ebba nale偶y do tych kobiet, kt贸re uwa偶aj膮, 偶e liczba rozwod贸w jest du偶o wi臋kszym zagro偶eniem dla spo艂ecze艅stwa ni偶 rosn膮ca i聽coraz brutalniejsza przest臋pczo艣膰...

Pi臋tna艣cie po si贸dmej po艂o偶y艂 garnitur na tylnym siedzeniu samochodu i聽wyruszy艂 w聽drog臋.

Nad miastem wisia艂a g臋sta mg艂a.

Czy to 艣nieg? - zastanawia艂 si臋. Ten 艣nieg, kt贸rego tak bardzo nie chc臋?

Jecha艂 wolno na wsch贸d, przez Sandskogen, min膮艂 opuszczony plac golfowy i聽pojecha艂 w聽d贸艂, do Kasebergi.

Po raz pierwszy od wielu dni czu艂 si臋 wyspany. Ale te偶 spa艂 dziewi臋膰 godzin bez przerwy. Guz na czole zacz膮艂 si臋 zmniejsza膰 i聽oparzona r臋ka przesta艂a go piec.

Jeszcze raz przemy艣la艂 podsumowanie, kt贸re sporz膮dzi艂 wczoraj wieczorem. Decyduj膮ca sprawa teraz to znalezienie tajemniczej przyjaci贸艂ki Johannesa L枚vgrena. I聽jej syna. Gdzie艣 tam, w聽bliskim otoczeniu tych ludzi, musz膮 si臋 znajdowa膰 z艂odzieje. Nie 偶ywi艂 najmniejszych w膮tpliwo艣ci, 偶e podw贸jne morderstwo ma zwi膮zek z聽zaginionymi pieni臋dzmi, a偶 dwudziestoma siedmioma tysi膮cami koron, i聽by膰 mo偶e z聽pozosta艂ymi pieni臋dzmi Johannesa L枚vgrena.

Kto艣, kto go zna艂, kto wiedzia艂 i聽kto mia艂 czas da膰 koniowi siana, zanim znikn膮艂. Cz艂owiek lub kilku ludzi, kt贸rzy znali zwyczaje Johannesa L枚vgrena.

Wynaj臋ty w聽G枚teborgu samoch贸d s艂abo pasuje do tego wzoru. By膰 mo偶e wi臋c nie ma z聽tym nic wsp贸lnego?

Spojrza艂 na zegarek. Za dwadzie艣cia 贸sma. Czwartek 11 stycznia.

Zamiast prost膮 drog膮 jecha膰 do domu ojca, zrobi艂 jeszcze kilka kilometr贸w i聽skr臋ci艂 w聽w膮sk膮 偶wirowan膮 dr贸偶k臋, wij膮c膮 si臋 mi臋dzy 艂agodnymi wzniesieniami i聽prowadz膮c膮 do Backakry. Zostawi艂 samoch贸d na pustym parkingu i聽wszed艂 na wzg贸rze, sk膮d rozci膮ga艂 si臋 rozleg艂y widok na morze.

Znajdowa艂 si臋 tu kamienny kr膮g. Zastanawiaj膮cy kamienny kr膮g, wymurowany kilka lat temu. Zaprasza艂 do samotno艣ci i聽spokoju.

Wallander usiad艂 na kamieniu i聽wpatrywa艂 si臋 w聽morze.

Raczej nie mia艂 filozoficznego usposobienia. I聽nigdy nie odczuwa艂 potrzeby zag艂臋biania si臋 w聽siebie. Dla niego 偶ycie by艂o ci膮gle zmieniaj膮c膮 si臋 gr膮 rozmaitych praktycznych problem贸w, domagaj膮cych si臋 rozwi膮zania. Gdzie艣 poza tym znajdowa艂o si臋 to, co nieuniknione, czego nie da si臋 zmieni膰, 偶eby nie wiem jak d艂ugo zastanawia膰 si臋 nad sensem, kt贸ry i聽tak nie istnieje.

Ale kilka minut samotno艣ci to zupe艂nie inna sprawa. Wielki spok贸j sp艂ywa艂 na niego, kiedy m贸g艂 w聽og贸le nie my艣le膰. Tylko s艂ucha膰, patrze膰, nie rusza膰 si臋.

Niewielka 艂贸d藕 znajdowa艂a si臋 w聽drodze do jakiego艣 celu. Ogromny morski ptak 偶eglowa艂 bezg艂o艣nie na rozpostartych skrzyd艂ach. Wszystko pogr膮偶one by艂o w聽zupe艂nej ciszy.

Po dziesi臋ciu minutach zebra艂 si臋 i聽wr贸ci艂 do samochodu.

Kiedy wszed艂 do atelier, ojciec sta艂 i聽malowa艂. Tym razem mia艂o to by膰 p艂贸tno z聽g艂uszcem.

Starszy pan popatrzy艂 na niego z聽niech臋ci膮.

Kurt Wallander nie m贸g艂 nie dostrzega膰, 偶e jest brudny. I聽偶e brzydko pachnie.

- Po co tu przychodzisz? - spyta艂 ojciec.

- A聽czy nie umawiali艣my si臋 wczoraj?

- Powiedzia艂e艣 o聽贸smej.

- Rany boskie! Sp贸藕ni艂em si臋 jedena艣cie minut!

- Jak ty mo偶esz by膰 policjantem, skoro czas nie ma dla ciebie znaczenia?

Kurt Wallander nie odpowiedzia艂. Natomiast znowu pomy艣la艂 o聽swojej siostrze Kristinie. Najwy偶szy czas do niej zadzwoni膰. Zapyta膰, czy zdaje sobie spraw臋 z聽post臋puj膮cej degradacji umys艂owej ojca. On sam zawsze wyobra偶a艂 sobie skleroz臋 jako d艂ugi proces. Teraz musia艂 przyzna膰, 偶e to akurat nie jest ten przypadek. Ojciec miesza艂 p臋dzlem farby na palecie. R臋ce nadal mia艂 pewne. Nast臋pnie zdecydowanymi ruchami nak艂ada艂 kropki bladoczerwonej farby na pi贸ra rozpostartego ogona g艂uszca.

Kurt Wallander usiad艂 na starym taborecie i聽obserwowa艂 prac臋.

Zapach, kt贸ry dolatywa艂 od strony ojca, by艂 cierpki. Kurt Wallander przypomnia艂 sobie cuchn膮cego m臋偶czyzn臋 na 艂awce w聽paryskim metrze, kiedy on i聽Mona byli w聽stolicy Francji w聽podr贸偶y po艣lubnej.

Musz臋 co艣 powiedzie膰, my艣la艂. Nawet je艣li m贸j ojciec jest na najlepszej drodze, by wr贸ci膰 do swojego dzieci艅stwa, to musz臋 z聽nim rozmawia膰 jak z聽doros艂ym.

Ile razy malowa艂 ten motyw? - zastanawia艂 si臋.

Pospieszny i聽zdecydowanie niepe艂ny rachunek w聽my艣lach wskazywa艂 na co艣 oko艂o siedmiu tysi臋cy.

Siedem tysi臋cy zachod贸w s艂o艅ca.

Wyla艂 kaw臋 z聽dzbanka i聽rozpali艂 kuchenk臋 spirytusow膮.

- Jak ci si臋 wiedzie? - spyta艂.

- Cz艂owiekowi, kt贸ry jest taki stary jak ja, powodzi si臋 zawsze tak samo - odpar艂 ojciec niech臋tnie.

- Nie my艣la艂e艣 o聽tym, 偶eby si臋 przeprowadzi膰?

- Dok膮d mia艂bym si臋 przeprowadzi膰? I聽dlaczego mia艂bym to robi膰?

Pytania pada艂y jak ciosy bicza.

- Do domu opieki.

Ojciec zamachn膮艂 si臋 na niego p臋dzlem, jakby to by艂a bro艅.

- Chcesz, 偶ebym umar艂?

- To oczywiste, 偶e nie chc臋! Chodzi mi jedynie o聽twoje dobro.

- A聽jak, twoim zdaniem, mia艂bym prze偶y膰 w聽t艂umie starych bab i聽dziad贸w? I聽tam pewnie nawet nie wolno malowa膰 w聽pokoju.

- W聽dzisiejszych czasach mo偶na w聽takim zak艂adzie mie膰 w艂asne mieszkanie.

- Ja mam sw贸j dom. Nie wiem, czy tego nie zauwa偶y艂e艣. Chyba jeste艣 na to zbyt chory, co?

- Jestem tylko troch臋 przezi臋biony.

Dopiero teraz zda艂 sobie spraw臋, 偶e choroba si臋 nie rozwin臋艂a. Ust膮pi艂a r贸wnie szybko, jak si臋 pojawi艂a. Bywa艂o tak i聽przedtem. Kiedy mia艂 mn贸stwo roboty, nie pozwala艂 sobie na chorowanie. Ale wiedzia艂, 偶e kiedy tylko 艣ledztwo zostanie zako艅czone, choroba natychmiast da o聽sobie zna膰.

- Mam si臋 dzisiaj spotka膰 z聽Mon膮 - powiedzia艂. Dalsza rozmowa o聽domu starc贸w lub o聽zorganizowaniu jakiej艣 opieki w聽domu nie mia艂a sensu. Najpierw powinien si臋 porozumie膰 z聽siostr膮.

- Skoro ona od ciebie odesz艂a, to odesz艂a. Zapomnij o聽niej.

- Wcale nie mam ochoty o聽niej zapomina膰.

Ojciec malowa艂 dalej. Teraz zabra艂 si臋 za r贸偶owawe chmury. Rozmowa kula艂a.

- Potrzebujesz czego艣? - spyta艂 Kurt Wallander. Ojciec odpowiedzia艂, nie patrz膮c na niego.

- Chcesz ju偶 i艣膰?

W jego s艂owach czai艂 si臋 wyrzut. Kurt Wallander u艣wiadomi艂 sobie, 偶e nie zdo艂a st艂umi膰 wyrzut贸w sumienia, kt贸re ojciec w聽nim wzbudzi艂.

- Przecie偶 mam prac臋 - powiedzia艂. - Zast臋puj臋 szefa policji. Pr贸bujemy rozwik艂a膰 spraw臋 podw贸jnego morderstwa. I聽wytropi膰 jakich艣 piroman贸w.

Ojciec poci膮gn膮艂 nosem i聽podrapa艂 si臋 w聽kroku.

- Szef policji? - zdziwi艂 si臋. - To naprawd臋 ma by膰 co艣? Kurt Wallander wsta艂.

- Wr贸c臋 nied艂ugo, tato - powiedzia艂. - Pomog臋 ci posprz膮ta膰 ten ba艂agan.

By艂 kompletnie nieprzygotowany na wybuch ojca. Ten cisn膮艂 p臋dzel na ziemi臋 i聽stan膮艂 przed synem, wymachuj膮c pi臋艣ci膮.

- B臋dziesz tu przychodzi艂 i聽m贸wi艂 mi, 偶e mam ba艂agan?! - wrzeszcza艂. - B臋dziesz tu przychodzi艂 i聽wtr膮ca艂 si臋 w聽moje 偶ycie? Chc臋 ci powiedzie膰, 偶e mam i聽sprz膮taczk臋, i聽gospodyni臋. A聽w聽og贸le to wybieram si臋 do Rimini na zimowy urlop. B臋d臋 tam mia艂 wystaw臋. Dwadzie艣cia pi臋膰 tysi臋cy koron za obraz, oto cena, jak膮 wyznaczy艂em. A聽ty mi tu przychodzisz i聽gadasz o聽domu starc贸w? Ale nie uda ci si臋 艣ci膮gn膮膰 na mnie 艣mierci, mo偶esz by膰 pewien!

Wybieg艂 z聽atelier i聽zatrzasn膮艂 za sob膮 drzwi.

Ojciec zwariowa艂, pomy艣la艂 Kurt Wallander. Musz臋 si臋 z聽tym wszystkim rozprawi膰. Mo偶e on rzeczywi艣cie sobie wyobra偶a, 偶e ma i聽sprz膮taczk臋, i聽gosposi臋? I聽naprawd臋 wybiera si臋 do W艂och na otwarcie wystawy?

Zastanawia艂 si臋, czy powinien p贸j艣膰 do ojca, kt贸ry ha艂asowa艂 w聽kuchni. Brzmia艂o to tak, jakby rozrzuca艂 wok贸艂 siebie garnki.

W ko艅cu poszed艂 do samochodu. Najlepsze, co mo偶e zrobi膰, to jak najszybciej zatelefonowa膰 do siostry. Natychmiast. Mo偶e razem zdo艂aj膮 przekona膰 ojca, 偶e dalej nie mo偶e tak 偶y膰.

O dziewi膮tej przekroczy艂 pr贸g budynku policji i聽odda艂 garnitur Ebbie, kt贸ra obieca艂a go do po艂udnia wyczy艣ci膰 i聽wyprasowa膰.

O dziesi膮tej zwo艂a艂 obecnych w聽komendzie policjant贸w na zebranie w聽sprawie post臋p贸w 艣ledztwa. Wszyscy, kt贸rzy ogl膮dali telewizj臋 poprzedniego wieczora, podzielali jego oburzenie. Po kr贸tkiej dyskusji ustalono, 偶e Wallander napisze o艣wiadczenie, kt贸re rozpowszechni si臋 przez TT, czyli szwedzk膮 agencj臋 prasow膮.

- Dlaczego krajowy szef policji nie reaguje? - dziwi艂 si臋 Martinsson.

Jego pytanie spotka艂o si臋 z聽szyderczym 艣miechem.

- On - powiedzia艂 Rydberg - reaguje tylko wtedy, kiedy widzi w聽tym osobist膮 korzy艣膰. Ma gdzie艣 to, jak si臋 wiedzie policjantom na prowincji.

Po tym komentarzu uwaga zebranych skupi艂a si臋 na sprawie podw贸jnego morderstwa.

Nic szczeg贸lnego si臋 ostatnio nie wydarzy艂o, 艣ledztwo wci膮偶 nie wysz艂o poza faz臋 wst臋pn膮.

Zbierano materia艂y, analizowano je, sprawdzano r贸偶ne koncepcje, protoko艂owano.

Policjanci byli zgodni, 偶e teraz najwa偶niejszym tropem jest tajemnicza kobieta z聽Kristianstad i聽jej syn. Nikt te偶 nie w膮tpi艂, 偶e maj膮 do czynienia z聽morderstwem na tle rabunkowym.

Kurt Wallander pyta艂, czy w聽o艣rodkach dla uchod藕c贸w noc min臋艂a spokojnie.

- Sprawdzi艂em raporty - powiedzia艂 Rydberg. - Wynika z聽nich, 偶e by艂o spokojnie. Najbardziej dramatyczne wydarzenia tej nocy wywo艂a艂 pewien 艂o艣, kt贸ry biega艂 po E-14.

- Jutro mamy pi膮tek - przypomnia艂 Kurt Wallander.

- Wczoraj wieczorem znowu mia艂em anonimowy telefon. Ten sam rozm贸wca. Powt贸rzy艂 gro藕b臋, 偶e co艣 mo偶e si臋 sta膰 jutro, to znaczy w聽pi膮tek.

Rydberg zaproponowa艂, 偶eby si臋 skontaktowa膰 z聽G艂贸wnym Zarz膮dem Policji, a聽nast臋pnie rozstrzygn膮膰, czy wystawi膰 dodatkowe patrole i聽posterunki.

- Powinni艣my to zrobi膰 - przekonywa艂 Kurt Wallander.

- Naprawd臋 lepiej si臋 zabezpieczy膰. Wyznaczymy dodatkowy patrol, kt贸ry skupi si臋 wy艂膮cznie na o艣rodkach dla uchod藕c贸w.

- W聽takim razie musisz zarz膮dzi膰 godziny nadliczbowe - powiedzia艂 Hansson.

- Wiem - zgodzi艂 si臋 Kurt Wallander. - Chcia艂bym, 偶eby to Peters i聽Noren pe艂nili t臋 specjaln膮 nocn膮 s艂u偶b臋. Chcia艂bym te偶, 偶eby kto艣 skontaktowa艂 si臋 telefonicznie z聽kierownikami o艣rodk贸w. Nie denerwujcie ich. Popro艣cie tylko, 偶eby byli szczeg贸lnie czujni.

Po nieca艂ej godzinie zebranie si臋 sko艅czy艂o. Kurt Wallander zosta艂 w聽pokoju sam i聽przygotowywa艂 si臋 do napisania sprostowania dla telewizji. I聽wtedy zadzwoni艂 telefon. To Goran Boman z聽Kristianstad.

- Ogl膮da艂em wczorajsze wiadomo艣ci - powiedzia艂 ze 艣miechem.

- Czy to nie skandal?

- Owszem. Dziwi臋 ci si臋, 偶e nie protestujesz.

- W艂a艣nie do nich pisz臋.

- Co sobie tacy dziennikarze w艂a艣ciwie my艣l膮?

- Na pewno si臋 nie zastanawiaj膮, co jest prawd膮, a聽co nie. Ich interesuj膮 tylko tytu艂y je偶膮ce w艂os na g艂owie.

- Za to ja mam dla ciebie dobre wiadomo艣ci. Kurt Wallander czu艂 narastaj膮ce napi臋cie.

- Znalaz艂e艣 j膮?

- By膰 mo偶e. Wysy艂am ci faksem par臋 dokument贸w. Zdaje mi si臋, 偶e znale藕li艣my dziewi臋膰 mo偶liwych kandydatek. Rejestry urz臋du stanu cywilnego to nie taka g艂upia sprawa. Pomy艣la艂em, 偶e chcia艂by艣 wiedzie膰, na co natrafili艣my. A聽potem do mnie zadzwo艅 i聽powiedz, czy masz jakie艣 specjalne 偶yczenia, na przyk艂ad, od kt贸rej z聽nich powinni艣my zacz膮膰.

- 艢wietnie, Goran. Zadzwoni臋 - obieca艂 Kurt Wallander. Faks znajdowa艂 si臋 w聽recepcji. M艂oda zast臋pczyni Ebby,

kt贸rej nigdy wcze艣niej nie widzia艂, w艂a艣nie zbiera艂a papiery od Bomana.

- Kto to jest Kurt Wallander? - spyta艂a.

- To ja - odpar艂. - Gdzie Ebba?

- Musia艂a i艣膰 do pralni chemicznej - poinformowa艂a dziewczyna.

Kurt Wallander zawstydzi艂 si臋. Dlaczego pozwala, 偶eby Ebba biega艂a za jego sprawami?

Goran Boman przys艂a艂 cztery kartki. Kurt Wallander wr贸ci艂 do siebie i聽roz艂o偶y艂 je na biurku. Studiowa艂 uwa偶nie, nazwisko po nazwisku, daty urodzenia kobiet oraz daty urodzenia dzieci, maj膮cych nieznanego ojca. Szybko odrzuci艂 cztery przypadki, pozosta艂o mu zatem pi臋膰 kobiet, kt贸re urodzi艂y syn贸w w聽latach pi臋膰dziesi膮tych.

Dwie z聽nich nadal mieszka艂y w聽Kristianstad, jedna w聽Gladsax, to pod Simrishamn. Z聽dw贸ch kolejnych jedna mieszka艂a w聽Str枚msund, druga natomiast wyemigrowa艂a do Australii. Roze艣mia艂 si臋 na my艣l o聽tym, 偶e mo偶e nale偶a艂oby dla dobra 艣ledztwa wys艂a膰 kogo艣 na antypody.

Potem zadzwoni艂 do Bomana.

- 艢wietnie - powt贸rzy艂. - To wygl膮da dosy膰 obiecuj膮co. Je艣li jeste艣my na w艂a艣ciwym tropie, to mamy do wyboru pi臋膰 nazwisk.

- Czy mam te kobiety wezwa膰 na rozmow臋?

- Nie. Wola艂bym sam si臋 tym zaj膮膰. Szczerze m贸wi膮c, my艣la艂em, 偶e zrobimy to razem, ty i聽ja, gdyby艣 mia艂 czas.

- Znajd臋 czas. Zaczynamy dzisiaj? Kurt Wallander spojrza艂 na zegarek.

- Zaczekamy do jutra - powiedzia艂. - Spr贸buj臋 by膰 u聽ciebie ko艂o dziewi膮tej. Je艣li dzi艣 w聽nocy nie stanie si臋 nic z艂ego.

Opowiedzia艂 w聽skr贸cie o聽anonimowych pogr贸偶kach.

- Znale藕li艣cie tego, kt贸ry tamtej nocy pod艂o偶y艂 ogie艅?

- Jeszcze nie.

- No to ja przygotuj臋 grunt na jutro. Sprawdz臋, czy 偶adna z聽nich nie wyjecha艂a.

- Mo偶e spotkajmy si臋 w聽Gladsax - zaproponowa艂 Kurt Wallander. - To po艂owa drogi.

- Zatem o聽dziewi膮tej w聽hotelu Svea w聽Simrishamn - powiedzia艂 Goran Boman. - Wypijemy fili偶ank臋 kawy na rozpocz臋cie dnia.

- Dobry pomys艂. Do zobaczenia. I聽dzi臋kuj臋 za pomoc. No, poczekajcie, dranie, pomy艣la艂 Kurt Wallander, odk艂adaj膮c s艂uchawk臋.

呕arty si臋 sko艅czy艂y.

Potem napisa艂 list do telewizji. Nie przebiera艂 w聽s艂owach i聽postanowi艂 wys艂a膰 jego kopie do Urz臋du Imigracyjnego, do Ministerstwa do spraw Uchod藕c贸w oraz do szef贸w policji, rejonowego i聽krajowego.

Stoj膮cy na korytarzu Rydberg przeczyta艂, co Wallander napisa艂.

- Bardzo dobrze - pochwali艂. - Ale nie 艂ud藕 si臋, 偶e oni co艣 w聽tej sprawie zrobi膮. Dziennikarze w聽tym kraju, a聽ju偶 zw艂aszcza dziennikarze telewizyjni, nigdy nie pope艂niaj膮 b艂臋d贸w.

Wallander odda艂 list do przepisania i聽poszed艂 do pokoju jadalnego napi膰 si臋 kawy. O聽jedzeniu nie zd膮偶y艂 jeszcze pomy艣le膰. Zbli偶a艂a si臋 pierwsza, postanowi艂 wi臋c, 偶e zanim wyjdzie co艣 zje艣膰, uporz膮dkuje na biurku informacje o聽telefonach, kt贸rych nie odebra艂.

Wczoraj wieczorem, po tych anonimowych pogr贸偶kach, wpad艂 w聽przygn臋bienie. Teraz m贸g艂 odrzuci膰 z艂e przeczucia. Je偶eli co艣 si臋 stanie, to policja b臋dzie przygotowana.

Wybra艂 numer Stena Widena. Ale po pierwszym sygnale pospiesznie od艂o偶y艂 s艂uchawk臋. Sten Widen mo偶e zaczeka膰. Wkr贸tce b臋d膮 si臋 mogli uspokoi膰, kiedy ustal膮, ile czasu potrzebuje ko艅 na zjedzenie porcji siana.

Zamiast tego wybra艂 numer do prokuratury.

Dziewczyna w聽centrali powiedzia艂a, 偶e Anette Brolin jest u聽siebie.

Wsta艂 i聽poszed艂 do drugiego skrzyd艂a budynku. W聽chwili, kiedy podni贸s艂 r臋k臋, 偶eby zapuka膰, drzwi si臋 otworzy艂y.

Pani prokurator by艂a ubrana do wyj艣cia.

- W艂a艣nie id臋 na lunch - powiedzia艂a.

- To mo偶e p贸jdziemy razem?

Przez moment sprawia艂a wra偶enie niezdecydowanej. Ale potem si臋 u艣miechn臋艂a.

- Dlaczego nie?

Kurt Wallander zaproponowa艂 Continental. Dostali stolik przy oknie i聽oboje zam贸wili solonego 艂ososia.

- Widzia艂am ci臋 wczoraj w聽wiadomo艣ciach - zacz臋艂a Anette Brolin. - Jak oni mog膮 nadawa膰 takie powierzchowne i聽tendencyjne reporta偶e?

Wallander, kt贸ry przygotowa艂 si臋 na przyj臋cie krytyki, odetchn膮艂.

- Dziennikarze traktuj膮 policj臋 jak koz艂a ofiarnego - powiedzia艂. - Czy robimy du偶o, czy ma艂o, zawsze zas艂ugujemy na krytyk臋. I聽za nic nie chc膮 zrozumie膰, 偶e czasami musimy niekt贸re wiadomo艣ci trzyma膰 w聽tajemnicy dla dobra 艣ledztwa.

I nie zastanawiaj膮c si臋, opowiedzia艂 jej o聽przecieku. Oraz o聽tym, jak bardzo go ubod艂o to, 偶e informacje z聽zebra艅 grupy dochodzeniowej prost膮 drog膮 pow臋drowa艂y do telewizji.

Zauwa偶y艂, 偶e ona s艂ucha. Nagle jakby odkry艂 cz艂owieka za fasad膮 prokuratora i聽pod os艂on膮 eleganckiego ubrania.

Po jedzeniu zam贸wili kaw臋.

- Czy rodzina te偶 si臋 tu przeprowadzi艂a? - spyta艂.

- M膮偶 zosta艂 w聽Sztokholmie - wyja艣ni艂a. - Wi臋c w聽tej sytuacji dzieciom nie op艂aca艂o si臋 zmienia膰 szko艂y na rok.

Kurt Wallander poczu艂 si臋 rozczarowany.

Gdzie艣 w聽g艂臋bi duszy mia艂 nadziej臋, 偶e jej 艣lubna obr膮czka mimo wszystko nic nie znaczy.

Kelner przyni贸s艂 rachunek i聽Kurt Wallander wyci膮gn膮艂 r臋k臋, by zap艂aci膰.

- Zap艂acimy po po艂owie - zaprotestowa艂a. Kelner dola艂 im kawy.

- Opowiedz mi o聽tym mie艣cie - poprosi艂a. - Przejrza艂am kilka tutejszych spraw karnych z聽ostatnich lat. R贸偶nica w聽por贸wnaniu ze Sztokholmem jest ogromna.

- Ale si臋 zmniejsza - zapewni艂. - Nied艂ugo ca艂a szwedzka prowincja upodobni si臋 do przedmie艣膰 wielkich miast. Dwadzie艣cia lat temu na przyk艂ad nie by艂o tu problemu narkotyk贸w. Dziesi臋膰 lat temu pojawi艂y si臋 w聽miastach jak Ystad i聽Simrishamn. Nadal jednak mieli艣my pewn膮 kontrol臋 nad tym, co si臋 dzieje. Dzisiaj prochy s膮 wsz臋dzie. Kiedy mijam jaki艣 pi臋kny stary ska艅ski dw贸r, zaczynam si臋 zastanawia膰: ciekawe, czy si臋 tu nie ukrywa fabryka amfetaminy.

- Ale przypadki gwa艂t贸w s膮 rzadsze - powiedzia艂a. - I聽nie takie brutalne.

- I聽to si臋 zmieni - odpar艂. - Niestety, powinienem chyba doda膰. Tak czy inaczej, r贸偶nica mi臋dzy wielkimi miastami a聽prowincj膮 wkr贸tce zostanie zniwelowana. W聽Malm枚 mamy do czynienia z聽zorganizowan膮 przest臋pczo艣ci膮 na znaczn膮 skal臋. Otwarte granice i聽te wszystkie promy ze 艣wiata stanowi膮 fantastyczne k膮ski dla wszelkiego dra艅stwa. Mamy w聽wydziale kryminalnym policjanta, kt贸ry kilka lat temu przyjecha艂 do nas ze Sztokholmu. Svedberg si臋 nazywa. Przeprowadzi艂 si臋 tutaj, bo ju偶 nie wytrzymywa艂 w聽Sztokholmie. Kilka dni temu powiedzia艂 mi, 偶e si臋 zastanawia, czy tam nie wr贸ci膰.

- Ale i聽tak tutaj jest spok贸j - powiedzia艂a w聽zamy艣leniu. - Co艣, co Sztokholm ca艂kowicie ju偶 utraci艂.

Wyszli z聽Continentalu. Kurt Wallander zostawi艂 sw贸j samoch贸d niedaleko, na Stickgatan.

- Czy naprawd臋 wolno ci tutaj parkowa膰? - spyta艂a.

- Nie - roze艣mia艂 si臋. - Ale jak mi wypisz膮 mandat, to przewa偶nie p艂ac臋. Chocia偶 mo偶e powinienem macha膰 na to r臋k膮.

Wr贸cili do budynku policji.

- Wpad艂em na pomys艂, 偶eby ci臋 kt贸rego艣 dnia zaprosi膰 na obiad - powiedzia艂. - M贸g艂bym ci przy okazji pokaza膰 okolic臋.

- Ch臋tnie - u艣miechn臋艂a si臋.

- Jak cz臋sto je藕dzisz do domu? - spyta艂.

- Co drugi tydzie艅.

- A聽tw贸j m膮偶? Dzieci?

- M膮偶 odwiedza mnie, jak ma czas. A聽dzieci, jak im przyjdzie ochota.

Kocham ci臋, pomy艣la艂 Kurt Wallander. Dzi艣 wieczorem spotkam si臋 z聽Mon膮 i聽powiem jej, 偶e kocham inn膮 kobiet臋.

Rozstali si臋 w聽policyjnej recepcji.

- W聽poniedzia艂ek dostaniesz sprawozdanie - obieca艂 Kurt Wallander. - Mamy teraz par臋 trop贸w, kt贸re zaczynamy bada膰.

- B臋d膮 jakie艣 zatrzymania?

- Nie. Jeszcze nie. Ale poszukiwania w聽bankach przynios艂y pewne rezultaty.

Skin臋艂a g艂ow膮.

- Najlepiej przed dziesi膮t膮 - powiedzia艂a. - Potem b臋d臋 w聽s膮dzie.

Um贸wili si臋 na dziewi膮t膮.

Kurt Wallander d艂ugo patrzy艂 w聽艣lad za ni膮, zanim znikn臋艂a mu z聽oczu za zakr臋tem korytarza.

Anette Brolin, my艣la艂. Co si臋 nie mo偶e przytrafi膰 na tym 艣wiecie, na kt贸rym podobno wszystko jest mo偶liwe?

Reszt臋 dnia po艣wi臋ci艂 na czytanie protoko艂贸w z聽r贸偶nych przes艂ucha艅, kt贸re przedtem zd膮偶y艂 jedynie przejrze膰. Przysz艂y te偶 ostateczne wyniki bada艅 lekarzy medycyny s膮dowej. I聽znowu oniemia艂, czytaj膮c o聽tej bezsensownej przemocy, kt贸rej poddano dwoje starych ludzi. Przeczyta艂 raporty z聽rozm贸w z聽obiema c贸rkami L枚vgren贸w i聽sprawozdanie z聽przepytywania ludzi w聽Lenarp.

Wnioski uzupe艂nia艂y si臋 wzajemnie, nie by艂o 偶adnych niezgodno艣ci.

Nikt nawet nie przeczuwa艂, 偶e Johannes L枚vgren by艂 o聽wiele bardziej skomplikowan膮 osobowo艣ci膮, ni偶 si臋 na zewn膮trz prezentowa艂. Jak si臋 okazuje, 贸w prosty rolnik mia艂 drug膮 natur臋, tyle 偶e g艂臋boko skrywan膮.

Pewnego razu podczas wojny, dok艂adnie w聽1943 roku, zosta艂 oskar偶ony o聽pobicie. Stan膮艂 przed s膮dem, ale go uniewinniono. Kto艣 wygrzeba艂 kopi臋 protoko艂贸w sprawy i聽teraz Kurt Wallander m贸g艂 je uwa偶nie przeczyta膰. Ale 偶aden wiarygodny motyw zemsty z聽tego nie wynika艂. Wszystko wskazywa艂o raczej na zwyczajn膮 sprzeczk臋 w聽wiejskim domu ludowym w聽Erikslund, kt贸ra przerodzi艂a si臋 w聽b贸jk臋.

O wp贸艂 do czwartej Ebba przynios艂a jego 艣wie偶o wyczyszczony garnitur.

- Jeste艣 anio艂em - powiedzia艂 uradowany.

- Mam nadziej臋, 偶e b臋dziesz si臋 naprawd臋 dobrze bawi艂 dzi艣 wieczorem.

Kurt Wallander poczu艂 ucisk w聽gardle. Ona rzeczywi艣cie m贸wi to, co my艣li.

Do godziny pi膮tej zajmowa艂 si臋 r贸偶nymi drobiazgami. Wype艂ni艂 kupon Totalizatora Sportowego, zam贸wi艂 termin oddania samochodu do przegl膮du i聽przygotowywa艂 si臋 do rozm贸w, czekaj膮cych go jutro. Potem, dla pami臋ci, zapisa艂 sobie na kartce, 偶e przed powrotem Bj枚rka musi sporz膮dzi膰 sprawozdanie z聽przebiegu dochodzenia.

Trzy minuty po pi膮tej Naslund wsun膮艂 g艂ow臋 przez drzwi.

- Jeszcze tu jeste艣? - zdziwi艂 si臋. - My艣la艂em, 偶e poszed艂e艣 do domu.

- Dlaczego mia艂bym p贸j艣膰?

- Ebba tak powiedzia艂a.

Ebba czuwa nade mn膮, pomy艣la艂 ciep艂o. Jutro, zanim wyjad臋 do Simrishamn, musz臋 da膰 jej kwiatek. Naslund wszed艂 do pokoju.

- Masz czas? - spyta艂.

- Nie za wiele.

- To nie potrwa d艂ugo. Chodzi o聽tego Klasa Mansona. Kurt Wallander musia艂 si臋 chwil臋 zastanowi膰, zanim sobie przypomnia艂, kto to taki.

- Tego, kt贸ry okrad艂 nocny sklep?

- No w艂a艣nie. Mamy 艣wiadka, kt贸ry go rozpozna艂, mimo 偶e mia艂 na twarzy jak膮艣 cholern膮 po艅czoch臋. 艢wiadek rozpozna艂 tatua偶 na nadgarstku. Nie ma w膮tpliwo艣ci, 偶e to on. Ale ta nowa prokuratorka si臋 z聽nami nie zgadza.

Kurt Wallander uni贸s艂 brwi.

- Jak to?

- Ona uwa偶a, 偶e 艣ledztwo by艂o powierzchowne.

- A聽by艂o?

Naslund spogl膮da艂 na niego zdumiony.

- Nie bardziej ni偶 inne. Sprawa jest przecie偶 oczywista.

- I聽co ostatecznie powiedzia艂a?

- 呕e je艣li nie przedstawimy bardziej wyczerpuj膮cych dowod贸w, to nie ma mowy o聽tymczasowym zatrzymaniu.

To nie do wytrzymania, 偶e jaka艣 baba ze Sztokholmu tu przyje偶d偶a i聽udaje wa偶n膮!

Kurt Wallander poczu艂, 偶e ogarnia go z艂o艣膰, ale stara艂 si臋 nad sob膮 panowa膰.

- Pelle nie robi艂by 偶adnych problem贸w - m贸wi艂 dalej wzburzony Naslund. - To przecie偶 jasne, 偶e ten z艂odziej okrad艂 sklep.

- Masz ten raport? - spyta艂 Kurt Wallander.

- Prosi艂em Svedberga, 偶eby go jeszcze raz przeczyta艂.

- Zostaw mi na biurku, to jutro rano go przejrz臋. Naslund szykowa艂 si臋 do wyj艣cia.

- Kto艣 powinien tej babie nagada膰 - powiedzia艂. Kurt Wallander kiwn膮艂 g艂ow膮 z聽u艣miechem.

- Sam to zrobi臋 - obieca艂. - To jasne, 偶e nie mo偶emy mie膰 prokuratora ze Sztokholmu, kt贸ry b臋dzie nam od nowa ustawia艂 prac臋.

- By艂em pewien, 偶e tak powiesz - ucieszy艂 si臋 Naslund i聽wyszed艂.

艢wietny pretekst do zaproszenia na obiad, pomy艣la艂 Kurt Wallander. W艂o偶y艂 kurtk臋, przewiesi艂 艣wie偶o wyczyszczony garnitur przez rami臋 i聽zgasi艂 艣wiat艂o.

W domu wzi膮艂 szybki prysznic i聽tu偶 przed si贸dm膮 by艂 w聽Malm枚. Znalaz艂 miejsce na parkingu przy Stortorget i聽zszed艂 po schodach do gospody Kocksa. Potrzebowa艂 paru drink贸w, zanim b臋dzie gotowy na spotkanie z聽Mon膮 w聽restauracji Centralnej.

Chocia偶 cena go wzburzy艂a, zam贸wi艂 podw贸jn膮 whisky. Zwykle pija艂 lepsze gatunki, tym razem jednak zadowoli艂 si臋 gorsz膮 mark膮.

Ju偶 przy pierwszym 艂yku obla艂 sobie klap臋 marynarki.

B臋dzie plama. Niemal w聽tym samym miejscu co poprzednia.

Wracam do domu, pomy艣la艂, pe艂en niech臋ci do samego siebie. Wracam do domu i聽k艂ad臋 si臋 do 艂贸偶ka. Nie potrafi臋 ju偶 utrzyma膰 szklanki w聽r臋ce, 偶eby si臋 nie ochlapa膰. W聽g艂臋bi duszy jednak wiedzia艂, 偶e to ura偶ona pr贸偶no艣膰. Pr贸偶no艣膰 i聽niewybaczalne zdenerwowanie przed spotkaniem z聽Mon膮. Mo偶e najwa偶niejsze spotkanie od tamtego dnia, kiedy zaproponowa艂 jej ma艂偶e艅stwo. A聽teraz postawi艂 sobie za cel cofni臋cie rozwodu, kt贸ry ju偶 zosta艂 orzeczony.

Ale czego w艂a艣ciwie pragn膮艂?

Wytar艂 marynark臋 papierow膮 serwetk膮, opr贸偶ni艂 szklank臋 i聽zam贸wi艂 jeszcze jedn膮 whisky.

Za dziesi臋膰 minut b臋dzie musia艂 wyj艣膰.

Do tego czasu powinien si臋 zdecydowa膰, co chcia艂by powiedzie膰 Monie?

A co ona mog艂aby na to odpowiedzie膰?

Dosta艂 kolejnego drinka i聽wypi艂 duszkiem. Alkohol pali艂 go w聽ustach, stwierdzi艂, 偶e zaczyna si臋 poci膰.

Niczego nie postanowi艂.

W g艂臋bi duszy mia艂 nadziej臋, 偶e to Mona wypowie rozstrzygaj膮ce s艂owa.

To przecie偶 ona chcia艂a rozwodu.

Wi臋c i聽ona powinna d膮偶y膰 do jego uniewa偶nienia.

Zap艂aci艂 i聽wyszed艂. Wolno, by nie przyj艣膰 przed czasem.

Kiedy czeka艂 na zielone 艣wiat艂o przy Vallgatan, podj膮艂 dwie decyzje.

Musi powa偶nie porozmawia膰 z聽Mon膮 o聽Lindzie. I聽poprosi j膮 o聽rad臋 w聽sprawie post臋powania z聽ojcem. Mimo 偶e nigdy nie dogadywali si臋 najlepiej, Mona mia艂a do艣wiadczenie ze zmiennymi humorami starszego pana.

Powinienem by艂 zadzwoni膰 do Kristiny, my艣la艂, przechodz膮c przez jezdni臋.

By膰 mo偶e 艣wiadomie wyrzuci艂em to z聽pami臋ci.

Przeszed艂 przez most nad kana艂em i聽znalaz艂 si臋 w聽otoczeniu samochod贸w raggare w聽stylu lat pi臋膰dziesi膮tych Jaki艣 pijany m艂odzian wychyla艂 si臋 przez okno auta a偶 do pasa i聽wrzeszcza艂 wniebog艂osy.

Kurt Wallander pami臋ta艂, jak chodzi艂 po tym mo艣cie przed dwudziestu laty. Akurat ta dzielnica miasta pozosta艂a taka jak dawniej. Pracowa艂 tu jako m艂ody policjant, cz臋sto ze starszym koleg膮, chodzili na dworzec, by sprawdzi膰, czy wszystko w聽porz膮dku. Czasami wyprowadzali kogo艣, bo by艂 za bardzo pijany albo nie mia艂 biletu. Rzadko, a聽w艂a艣ciwie nigdy nie zdarza艂y si臋 tu akty przemocy.

Tamten 艣wiat ju偶 nie istnieje, pomy艣la艂.

Przepad艂, jest stracony na wieki.

Wst膮pi艂 na dworzec. Wiele si臋 zmieni艂o od czasu, gdy patrolowa艂 to miejsce. Ale kamienna posadzka jest ta sama. Taki sam jest te偶 zgrzyt zderzak贸w wagon贸w i聽hamuj膮cych lokomotyw.

Nagle ujrza艂 swoj膮 c贸rk臋.

Pocz膮tkowo my艣la艂, 偶e to przywidzenie. R贸wnie dobrze mog艂aby to by膰 dziewczyna przerzucaj膮ca bele siana na farmie Stena Widena. P贸藕niej nabra艂 pewno艣ci. To Lind膮.

Sta艂a razem z聽czarnym jak w臋giel m臋偶czyzn膮 i聽pr贸bowa艂a kupi膰 bilet w聽automacie. Afrykanin by艂 od niej o聽jakie艣 p贸艂 metra wy偶szy. Mia艂 bujne, mocno kr臋cone w艂osy i聽ubrany by艂 w聽jasnofioletowy dres.

Kurt Wallander, jakby 艣ledzi艂 potajemnie przest臋pc臋, pospiesznie schowa艂 si臋 za kolumn臋.

Afrykanin co艣 powiedzia艂 i聽Linda si臋 roze艣mia艂a.

Kurt Wallander zda艂 sobie spraw臋, 偶e min臋艂o wiele lat od czasu, kiedy s艂ysza艂, 偶e jego c贸rka si臋 艣mieje.

To, co widzia艂 teraz, wprawi艂o go w聽rozpacz. Poczu艂, 偶e Linda jest dla niego nieosi膮galna. Znajdowa艂a si臋 bardzo daleko, cho膰 sta艂a tak blisko.

Moja rodzina, pomy艣la艂. Stercz臋 oto na dworcu kolejowym i聽szpieguj臋 w艂asn膮 c贸rk臋. Tymczasem jej matka, a聽moja 偶ona, by膰 mo偶e przysz艂a ju偶 do restauracji po to, by艣my si臋 mogli spotka膰, zje艣膰 razem obiad, a聽nawet porozmawia膰, nie k艂贸c膮c si臋 ani nie krzycz膮c.

Nagle stwierdzi艂, 偶e niedowidzi. To 艂zy przes艂ania艂y mu wzrok.

Afrykanin i聽Linda ruszyli w聽stron臋 wyj艣cia na perony. Chcia艂 rzuci膰 si臋 za nimi, przyci膮gn膮膰 j膮 do siebie.

Potem znikn臋li mu z聽pola widzenia, a聽on kontynuowa艂 swoje napr臋dce wymy艣lone szpiegowanie c贸rki. Skrada艂 si臋 po zacienionym peronie, gdzie wia艂 lodowaty wiatr znad Sundu. Widzia艂 tamtych dwoje, jak id膮, trzymaj膮c si臋 za r臋ce, i聽jak si臋 艣miej膮. Ostatnie, co zobaczy艂, to zamykaj膮ce si臋 niebieskie drzwi poci膮gu do Landskrony albo Lund.

Pr贸bowa艂 sobie wmawia膰, 偶e Linda wygl膮da na rozradowan膮. R贸wnie swobodnie zachowywa艂a si臋 ostatnio jako dziewczynka. Ale jedyne, co naprawd臋 zajmowa艂o jego my艣li, to 偶a艂osne po艂o偶enie, w聽jakim on sam si臋 znalaz艂.

Kurt Wallander. Patetyczny policjant i聽jego nieszcz臋sna rodzina!

No i聽zrobi艂o si臋 p贸藕no. Mo偶e Mona zd膮偶y艂a si臋 ju偶 odwr贸ci膰 na pi臋cie i聽odej艣膰? Ona, kt贸ra jest zawsze taka punktualna i聽nienawidzi czekania.

Zw艂aszcza na niego.

Zacz膮艂 biec wzd艂u偶 peronu. Elektryczna lokomotywa przejecha艂a obok niego niczym rozgniewane, zgrzytaj膮ce z臋bami dzikie zwierz臋.

Tak mu si臋 spieszy艂o, 偶e potkn膮艂 si臋 na schodach do restauracji. Kr贸tko ostrzy偶ony portier spogl膮da艂 na niego z聽niech臋ci膮.

- Dok膮d to tak p臋dzisz? - spyta艂.

Kurt Wallander oniemia艂 na to pytanie. Intencja by艂a dla niego absolutnie jasna.

Portier my艣la艂, 偶e go艣膰 jest pijany, i聽nie zamierza艂 go wpu艣ci膰.

- Jestem tu um贸wiony na obiad z聽moj膮 偶on膮 - powiedzia艂 Wallander ugodowo.

- Nigdzie nie wejdziesz - oznajmi艂 portier. - By艂oby najlepiej, gdyby艣 wr贸ci艂 do domu.

Kurt Wallander poczu艂, 偶e gniew d艂awi go w聽gardle.

- Jestem policjantem! - krzykn膮艂. - I聽nie jestem pijany, je偶eli o聽to ci chodzi. Wpu艣膰 mnie natychmiast, zanim strac臋 cierpliwo艣膰.

- Poca艂uj mnie gdzie艣! - warkn膮艂 portier. - I聽wracaj do domu, bo inaczej wezw臋 patrol.

Przez moment Wallander mia艂 wra偶enie, 偶e zaraz rzuci si臋 na portiera. Mimo wszystko jednak si臋 opanowa艂. Z聽wewn臋trznej kieszeni wyj膮艂 kart臋 identyfikacyjn膮.

- Ja naprawd臋 jestem policjantem - powiedzia艂. - I聽wcale nie jestem pijany. Potkn膮艂em si臋. Poza tym to prawda, 偶e czeka tu na mnie 偶ona.

Portier przygl膮da艂 si臋 karcie podejrzliwie. Nagle si臋 rozpromieni艂.

- Ja ciebie znam! - zawo艂a艂. - Przedwczoraj widzia艂em ci臋 w聽telewizji.

Nareszcie mam jaki艣 po偶ytek z聽telewizji, pomy艣la艂 Kurt Wallander.

- Ja ciebie popieram - zapewnia艂 portier. - Popieram ci臋 w聽ca艂ej rozci膮g艂o艣ci.

- Ale w聽jakiej sprawie?

- No, 偶e tych cholernych drani trzeba trzyma膰 kr贸tko. Co za g贸wno si臋 wpuszcza do tego kraju? Takich, co to potem morduj膮 starych ludzi? Ja ci臋 popieram, 偶e ich trzeba st膮d wykopa膰. Wyszczu膰 psami!

Kurt Wallander uzna艂, 偶e nie warto wdawa膰 si臋 z聽nim w聽dyskusj臋. Zamiast tego pr贸bowa艂 si臋 u艣miecha膰.

- Teraz ch臋tnie bym co艣 zjad艂 - powiedzia艂. Portier otworzy艂 drzwi.

- Chyba sam rozumiesz, 偶e cz艂owiek musi by膰 ostro偶ny, co?

- Jasne - zgodzi艂 si臋 Wallander i聽wkroczy艂 do ciep艂ego wn臋trza restauracji.

Zdj膮艂 kurtk臋 i聽rozejrza艂 si臋 dooko艂a.

Mona siedzia艂a przy oknie z聽widokiem na kana艂.

Mo偶e siedzia艂a tam od d艂u偶szego czasu i聽widzia艂a, jak przyszed艂?

Wci膮gn膮艂 brzuch, jak tylko si臋 da艂o, przyg艂adzi艂 d艂oni膮 w艂osy i聽podszed艂 do niej.

Od pocz膮tku wszystko potoczy艂o si臋 nie tak, jak trzeba.

Widzia艂, 偶e zauwa偶y艂a plam臋 na klapie marynarki, i聽strasznie go to rozgniewa艂o. Nawet nie by艂 pewien, czy zdo艂a艂 to ukry膰.

- Cze艣膰 - powiedzia艂 i聽usiad艂 naprzeciwko niej.

- Jak zawsze sp贸藕niony - odpar艂a. - Jaki艣 ty si臋 zrobi艂 gruby!

Od razu z聽obra藕liwymi okre艣leniami, pomy艣la艂. Ani 艣ladu 偶yczliwo艣ci, ani 艣ladu uczucia.

- Za to ty nic si臋 nie zmieni艂a艣. A聽jaka opalona!

- Byli艣my tydzie艅 na Maderze.

Madera. Najpierw Pary偶, potem Madera. Podr贸偶 po艣lubna. Hotel zawieszony wysoko na ska艂ach, ma艂a restauracyjka rybna na brzegu morza. I聽ona znowu tam by艂a. Z聽kim艣 innym.

- Ach tak - westchn膮艂. - My艣la艂em, 偶e Madera to nasza wyspa.

- Nie b膮d藕 dziecinny!

- Ale ja naprawd臋 tak my艣l臋.

- W聽takim razie jeste艣 naprawd臋 dziecinny.

- Oczywi艣cie, 偶e jestem. Czy to grzech? Rozmowa kula艂a.

Kiedy sympatyczna kelnerka podesz艂a do ich stolika, poczuli si臋 jak uratowani z聽lodowatej przer臋bli.

Wino poprawi艂o nieco nastr贸j.

Kurt Wallander siedzia艂, przygl膮da艂 si臋 kobiecie, kt贸ra by艂a jego 偶on膮, i聽my艣la艂, 偶e jest bardzo pi臋kna. Przynajmniej dla niego. Stara艂 si臋 nie dopuszcza膰 do siebie my艣li, kt贸re przyprawia艂y go o聽skurcz 偶o艂膮dka z聽zazdro艣ci.

Stara艂 si臋 sprawia膰 wra偶enie bardzo spokojnego, cho膰 tak nie by艂o. Mimo to robi艂, co m贸g艂.

Stukn臋li si臋 kieliszkami.

- Wr贸膰 - poprosi艂. - Zacznijmy jeszcze raz.

- Nie - odpar艂a. - Musisz zrozumie膰, 偶e to koniec. Min臋艂o.

- Czekaj膮c na ciebie, poszed艂em na dworzec - powiedzia艂. - I聽tam widzia艂em nasz膮 c贸rk臋.

- Lind臋?

- Wygl膮dasz na zaskoczon膮.

- My艣la艂am, 偶e ona jest w聽Sztokholmie.

- Co mia艂aby robi膰 w聽Sztokholmie?

- Chcia艂a pojecha膰 do jednego z聽uniwersytet贸w ludowych, 偶eby zobaczy膰, czy nie maj膮 tam czego艣 odpowiedniego dla niej.

- To nie by艂o przywidzenie. Widzia艂em Lind臋.

- Rozmawia艂e艣 z聽ni膮?

Kurt Wallander potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

- Wsiad艂a do poci膮gu - powiedzia艂. - Nie zd膮偶y艂em.

- Do jakiego poci膮gu?

- Do Lund albo Landskrony. By艂a w聽towarzystwie jakiego艣 Afrykanina.

- No, to przecie偶 bardzo dobrze.

- Dobrze? Co chcesz przez to powiedzie膰?

- Chc臋 powiedzie膰, 偶e Herman to najlepsze, co spotka艂o Lind臋 od wielu lat.

- Herman?

- Herman Mboya. Pochodzi z聽Kenii.

- On mia艂 na sobie fioletowy dres.

- Czasem rzeczywi艣cie ubiera si臋 troch臋 zabawnie.

- Co on robi w聽Szwecji?

- Studiuje medycyn臋. Wkr贸tce b臋dzie lekarzem.

Kurt Wallander s艂ucha艂 zdumiony. Czy ona 偶arty sobie z聽niego stroi?

- Lekarzem?

- Tak, lekarzem. Doktorem, czy jak chcesz to nazwa膰. Jest opieku艅czy, troskliwy, ma poczucie humoru.

- Mieszkaj膮 razem?

- On wynajmuje w聽Lund niewielkie mieszkanie studenckie.

- Pyta艂em, czy razem mieszkaj膮?

- My艣l臋, 偶e Linda w聽ko艅cu si臋 zdecydowa艂a.

- Zdecydowa艂a si臋 na co?

- 呕eby z聽nim zamieszka膰.

- To jak wtedy b臋dzie mog艂a chodzi膰 na uniwersytet ludowy w聽Sztokholmie?

- Herman to zaproponowa艂.

Kelnerka znowu nala艂a im wina. Kurt Wallander poczu艂, 偶e zaczyna by膰 podchmielony.

- Ona do mnie dzwoni艂a kt贸rego艣 dnia - powiedzia艂. - By艂a w聽Ystad. Ale nie przysz艂a, nie odwiedzi艂a mnie. Je偶eli j膮 zobaczysz, powiedz, 偶e za ni膮 t臋skni臋.

- Zrobi, co zechce.

- Prosz臋 ci臋 tylko, 偶eby艣 jej to powiedzia艂a.

- Dobrze, powiem, ale nie krzycz!

- Ja nie krzycz臋!

W艂a艣nie przyniesiono befsztyki. Jedli w聽milczeniu. Kurt Wallander nie czu艂 偶adnego smaku. Zam贸wi艂 jeszcze jedn膮 butelk臋 wina i聽zastanawia艂 si臋, jak wr贸ci do domu.

- Wygl膮da na to, 偶e tobie powodzi si臋 nie藕le - powiedzia艂. Mona skin臋艂a g艂ow膮, zdecydowanie, ale te偶 chyba troch臋 lekcewa偶膮co.

- A聽tobie?

- Mnie si臋 cholernie nie wiedzie. A聽poza tym nic nowego.

- O聽czym chcia艂e艣 ze mn膮 rozmawia膰?

On jednak zapomnia艂. Zapomnia艂, 偶e mia艂 wymy艣li膰 jaki艣 pretekst do spotkania. Teraz nie mia艂 zielonego poj臋cia, co powiedzie膰.

Prawd臋, pomy艣la艂 z聽ironi膮. Dlaczego nie spr贸bowa膰 prawdy?

- Po prostu chcia艂em ci臋 zobaczy膰 - rzek艂. - Wszystko inne, co m贸wi艂em, to k艂amstwo.

Mona si臋 roze艣mia艂a.

- Bardzo si臋 ciesz臋, 偶e mogli艣my si臋 spotka膰 - rzek艂a. I聽nagle on si臋 rozp艂aka艂.

- Tak strasznie za tob膮 t臋skni臋 - chlipa艂.

Ona wyci膮gn臋艂a r臋k臋 i聽po艂o偶y艂a na jego d艂oni. Ale nie odezwa艂a si臋 ani s艂owem. I聽to w艂a艣nie w聽tym momencie Kurt Wallander u艣wiadomi艂 sobie, 偶e mi臋dzy nimi wszystko sko艅czone. Rozwodu ju偶 nic nie cofnie. Mog膮 oczywi艣cie jada膰 razem obiady. Ale ich 偶ycie nieodwo艂alnie toczy膰 si臋 b臋dzie w聽przeciwnych kierunkach. Jej milczenie nie k艂amie.

Zacz膮艂 my艣le膰 o聽Anette Brolin. I聽o聽tej czarnej kobiecie, kt贸ra ostatnio odwiedza艂a go w聽snach.

Nie by艂 przygotowany na samotno艣膰. Teraz b臋dzie musia艂 si臋 do niej przyzwyczai膰 i聽mo偶e z聽czasem odnajdzie nowe 偶ycie, za kt贸re nikt inny, tylko on we藕mie odpowiedzialno艣膰.

- Powiedz mi tylko jedn膮 rzecz - poprosi艂. - Dlaczego ode mnie odesz艂a艣?

- Gdybym ci臋 nie zostawi艂a, 偶ycie odesz艂oby ode mnie - oznajmi艂a. - Chcia艂abym, 偶eby艣 zrozumia艂, 偶e nie ma w聽tym twojej winy. To ja czu艂am, 偶e zerwanie jest konieczne, to ja podj臋艂am decyzj臋. Pewnego dnia zrozumiesz, co mam na my艣li.

- Wola艂bym to rozumie膰 teraz.

Kiedy wychodzili, Mona chcia艂a za siebie zap艂aci膰. On si臋 jednak upiera艂, 偶e nie, wi臋c ust膮pi艂a.

- Jak wr贸cisz do domu? - spyta艂a.

- Nocnym autobusem - sk艂ama艂. - A聽ty?

- Ja si臋 przejd臋.

- Odprowadz臋 ci臋 kawa艂ek. Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

- Rozwiedli艣my si臋 - powiedzia艂a. - I聽tak jest najlepiej. Ale zadzwo艅 znowu, jak b臋dziesz mia艂 ochot臋. Chcia艂abym utrzymywa膰 z聽tob膮 kontakt.

Pospiesznie poca艂owa艂a go w聽policzek. Patrzy艂, jak energicznym krokiem przechodzi przez most nad kana艂em. Kiedy znikn臋艂a mi臋dzy Savoyem a聽biurem podr贸偶y, ruszy艂 za ni膮. Wczesnym wieczorem 艣ledzi艂 swoj膮 c贸rk臋, teraz szed艂 za 偶on膮.

Przed sklepem ze sprz臋tem radiowym na Stortorget sta艂 samoch贸d. Mona usiad艂a obok kierowcy.

Kurt Wallander skry艂 si臋 za jakimi艣 schodami, kiedy przeje偶d偶ali obok niego. Na moment mign膮艂 mu m臋偶czyzna za kierownic膮.

Wr贸ci艂 do swojego samochodu. 呕adnych nocnych autobus贸w do Ystad przecie偶 nie by艂o. Po drodze wst膮pi艂 do budki telefonicznej i聽wykr臋ci艂 domowy numer Anette Brolin. Kiedy us艂ysza艂 jej g艂os, szybko od艂o偶y艂 s艂uchawk臋.

Wsiad艂 do samochodu, w艂膮czy艂 kaset臋 z聽Mari膮 Callas i聽zamkn膮艂 oczy.

Ockn膮艂 si臋 gwa艂townie, bo zmarz艂. Spa艂 prawie dwie godziny. Chocia偶 wci膮偶 nie by艂 trze藕wy, postanowi艂, 偶e pojedzie do domu. B臋dzie jecha艂 wolno, bocznymi drogami. Przez Svedal臋 i聽Svaneholm. Nie ma ryzyka, 偶e natknie si臋 tam na jaki艣 patrol policyjny.

Ale si臋 przeliczy艂. Ca艂kiem zapomnia艂, 偶e tej nocy patrole z聽Ystad mia艂y czuwa膰 nad o艣rodkami dla uchod藕c贸w. A聽przecie偶 sam wyda艂 im rozkaz.

Peters i聽Noren spostrzegli jad膮cego niepewnie kierowc臋 mi臋dzy Svaneholm a聽Slimminge, bo sprawdzali w艂a艣nie, czy w聽okolicach Hageholm jest spokojnie. Chocia偶 normalnie z聽daleka rozpoznawali samoch贸d Wallandera, to teraz do g艂owy by im nie przysz艂o, 偶e to on je藕dzi po nocy bocznymi drogami. Poza tym tablica rejestracyjna by艂a tak zab艂ocona, 偶e trudno j膮 by艂o odczyta膰. Dopiero kiedy go zatrzymali i聽Kurt Wallander opu艣ci艂 boczn膮 szyb臋, zdali sobie spraw臋, 偶e to ich szef.

呕aden nie powiedzia艂 ani s艂owa. Latarka Norena 艣wieci艂a prosto w聽przekrwione oczy Kurta Wallandera.

- Wsz臋dzie spok贸j? - spyta艂 Wallander. Noren i聽Peters popatrzyli po sobie.

- Tak - odpar艂 Peters. - Wygl膮da na to, 偶e spok贸j.

- To w聽porz膮dku - rzek艂 Wallander i聽ju偶 mia艂 zamkn膮膰 okno.

Wtedy Noren zrobi艂 krok do przodu.

- B臋dzie najlepiej, je艣li wysi膮dziesz - powiedzia艂. - Natychmiast.

Kurt Wallander spogl膮da艂 pytaj膮co w聽twarz, kt贸rej rysy z聽trudem rozr贸偶nia艂 w聽艣wietle kieszonkowej latarki. Potem pochyli艂 si臋 i聽zrobi艂, co mu kazano. Wysiad艂 z聽samochodu. Noc by艂a zimna. Poczu艂, 偶e marznie. I聽偶e co艣 si臋 sko艅czy艂o.

9

Kiedy tu偶 po si贸dmej rano w聽pi膮tek Kurt Wallander wchodzi艂 do hotelu Svea w聽Simrishamn, w聽偶adnym razie nie m贸g艂by powiedzie膰 o聽sobie, 偶e jest 艣miej膮cym si臋 policjantem. Niemal nieprzerwanie w聽Skanii pada艂 deszcz ze 艣niegiem. Po drodze z聽samochodu do hotelu Wallander przemoczy艂 sobie buty.

Poza tym bola艂a go g艂owa.

Poprosi艂 kelnerk臋 o聽kilka tabletek przeciwb贸lowych. Dziewczyna wr贸ci艂a szybko ze szklank膮 wody, pieni膮c膮 si臋 od rozpuszczonego w聽niej bia艂ego proszku.

Pij膮c kaw臋, zauwa偶y艂, 偶e dr偶y.

Pomy艣la艂, 偶e w聽tej samej mierze ze strachu, co z聽poczucia ulgi.

Kiedy przed paroma godzinami na w膮skiej drodze mi臋dzy Svaneholm a聽Slimminge Noren kaza艂 mu wysi膮艣膰 z聽samochodu, pomy艣la艂, 偶e oto wszystko sko艅czone. Ju偶 nie b臋dzie policjantem. Jazda po pijanemu jest wystarczaj膮cym powodem natychmiastowego zwolnienia. A聽nawet gdyby m贸g艂 jeszcze kiedykolwiek wr贸ci膰 do czynnej s艂u偶by, po odsiedzeniu kary wi臋zienia, to i聽tak nigdy nie b臋dzie w聽stanie spojrze膰 w聽oczy by艂ym kolegom. Pomy艣la艂 wtedy, 偶e mo偶e z聽czasem m贸g艂by zosta膰 pracownikiem ochrony jakiego艣 przedsi臋biorstwa. W聽najlepszym razie mo偶e uda艂oby mu si臋 przecisn膮膰 przez kontrol臋 w聽jakiej艣 mniejszej firmie ochroniarskiej. Tak czy inaczej, jego dwudziestoletnia s艂u偶ba w聽policji dobieg艂a ko艅ca. A聽przecie偶 to jego zaw贸d.

Nigdy by mu nie przysz艂o do g艂owy, 偶eby pr贸bowa膰 przekupi膰 Petersa i聽Norena. Wiedzia艂, 偶e to niemo偶liwe. Jedyne, co m贸g艂 zrobi膰, to odwo艂ywa膰 si臋. Do solidarno艣ci, kole偶e艅stwa, przyja藕ni, kt贸ra w聽istocie nie istnia艂a.

Nie musia艂 jednak tego robi膰.

- Pojedziesz z聽Petersem, a聽ja poprowadz臋 tw贸j samoch贸d - poleci艂 Noren.

Kurt Wallander pami臋ta艂 uczucie ulgi, ale te偶 wyra藕n膮 niech臋膰 w聽g艂osie Norena.

Bez s艂owa usiad艂 na tylnym siedzeniu policyjnego wozu. Peters ponuro milcza艂 przez ca艂膮 drog臋 na Mariagatan w聽Ystad.

Noren przyjecha艂 zaraz za nimi. Zaparkowa艂 samoch贸d, odda艂 Wallanderowi kluczyki.

- Czy kto艣 ci臋 widzia艂? - spyta艂.

- Nikt opr贸cz was.

- No to mia艂e艣 cholerne szcz臋艣cie. Peters kiwa艂 g艂ow膮.

I wtedy Kurt Wallander zrozumia艂, 偶e nic si臋 nie stanie, nikt si臋 o聽niczym nie dowie. Peters i聽Noren dopu艣cili si臋 powa偶nego s艂u偶bowego wykroczenia z聽jego powodu. Dlaczego, nie mia艂 poj臋cia.

- Dzi臋kuj臋 - powiedzia艂.

- Wszystko si臋 u艂o偶y - doda艂 jeszcze Noren. Potem pojechali.

Kurt Wallander poszed艂 na g贸r臋, do swojego mieszkania, i聽wypi艂 resztk臋 whisky z聽butelki. Potem drzema艂 kilka godzin na 艂贸偶ku. Bez sn贸w, bez 偶adnych my艣li. Pi臋tna艣cie po sz贸stej znowu siedzia艂 w聽swoim samochodzie, zd膮偶y艂 si臋 tylko byle jak ogoli膰.

Wiedzia艂 naturalnie, 偶e wci膮偶 nie jest ca艂kiem trze藕wy. Tym razem jednak ju偶 nie ryzykowa艂, 偶e znowu spotka Petersa i聽Norena. Ci dwaj sko艅czyli s艂u偶b臋 o聽sz贸stej.

Pr贸bowa艂 skupi膰 si臋 na czekaj膮cym go dniu. Niebawem przyjedzie Goran Boman i聽razem wyrusz膮 na poszukiwanie brakuj膮cego ogniwa 艣ledztwa w聽sprawie podw贸jnego morderstwa w聽Lenarp.

Wszystkie inne my艣li na razie od siebie odsuwa艂. Zajmie si臋 nimi, jak b臋dzie w聽stanie. Kiedy ju偶 pozb臋dzie si臋 tego okropnego kaca i聽popatrzy na wszystko z聽dystansu.

By艂 sam w聽hotelowej jadalni. Spogl膮da艂 na morze poprzez zas艂on臋 zmieszanego ze 艣niegiem deszczu. Jaka艣 艂贸d藕 rybacka wychodzi艂a z聽portu i聽Wallander pr贸bowa艂 odczyta膰 numer umieszczony na burcie.

Piwo, pomy艣la艂. Stary dobry pilzner, oto czego mi trzeba w艂a艣nie teraz.

Pokusa by艂a silna. Pomy艣la艂 te偶, 偶e w聽ci膮gu dnia powinien wst膮pi膰 do sklepu monopolowego, by mie膰 co艣 do picia wieczorem w聽domu.

Zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e w聽najbli偶szym czasie nie b臋dzie w聽stanie ca艂kiem wytrze藕wie膰.

Pieprzony gliniarz, oto kim jestem, my艣la艂.

Kelnerka nala艂a mu kawy do fili偶anki. Wyobrazi艂 sobie, 偶e wynaj膮艂 pok贸j w聽hotelu i聽ona do niego przysz艂a. Za zaci膮gni臋tymi firankami m贸g艂by zapomnie膰, 偶e istnieje, zapomnie膰 o聽wszystkim dooko艂a, zanurzy膰 si臋 w聽krain臋 niemaj膮c膮 nic wsp贸lnego z聽rzeczywisto艣ci膮.

Pij膮c kaw臋, wyj膮艂 z聽teczki materia艂y. Mia艂 jeszcze chwil臋, 偶eby je przejrze膰.

Powodowany nag艂ym niepokojem wyszed艂 do recepcji i聽zadzwoni艂 do komendy w聽Ystad. Odebra艂a Ebba.

- Mia艂e艣 mi艂y wiecz贸r? - spyta艂a.

- Nie mog艂o by膰 lepiej - odpar艂. - Jeszcze raz ci dzi臋kuj臋 za pomoc przy garniturze.

- W聽razie czego wystarczy poprosi膰 - powiedzia艂a z聽u艣miechem Ebba.

- Dzwoni臋 z聽hotelu Svea w聽Simrishamn. Chcia艂em zapyta膰, czy nic si臋 nie dzieje. P贸藕niej b臋d臋 je藕dzi艂 z聽Goranem Bomanem z聽policji w聽Kristianstad, ale si臋 odezw臋.

- Wszystko w聽porz膮dku. W聽o艣rodkach dla uchod藕c贸w te偶 nic si臋 nie zdarzy艂o.

Zako艅czy艂 rozmow臋. Poszed艂 do toalety i聽umy艂 twarz w聽zimnej wodzie. Swojego odbicia w聽lustrze unika艂. Koniuszkami palc贸w pomaca艂 guz na czole. Bola艂o. Natomiast oparzone rami臋 ju偶 prawie przesta艂o piec. Tylko kiedy si臋 przeci膮ga艂, czu艂 b贸l w聽skaleczonym udzie.

Po powrocie do jadalni zam贸wi艂 艣niadanie. Jedz膮c, wci膮偶 przegl膮da艂 swoje papiery.

Goran Boman by艂 punktualny. Z聽wybiciem dziewi膮tej wkroczy艂 do restauracji.

- Co za pogoda! - powiedzia艂, otrz膮saj膮c si臋 jak pies.

- Ale to i聽tak lepsze ni偶 艣nie偶yca - odpar艂 Kurt Wallander. Goran Boman pi艂 kaw臋 i聽obaj si臋 zastanawiali, co powinni zrobi膰 w聽ci膮gu dnia.

- Chyba mamy szcz臋艣cie - powiedzia艂 Goran Boman. - Wszystko wskazuje na to, 偶e z聽kobiet膮 z聽Gladsax i聽tymi dwoma z聽Kristianstad b臋dziemy si臋 mogli spotka膰 bez problem贸w.

Postanowili zacz膮膰 od Gladsax.

- Ona si臋 nazywa艂a Anita Hessler - wyja艣ni艂 Goran Boman. - Ma pi臋膰dziesi膮t osiem lat. Par臋 lat temu powt贸rnie wysz艂a za m膮偶 za w艂a艣ciciela agencji nieruchomo艣ci.

- Czy Hessler to jej panie艅skie nazwisko? - spyta艂 Kurt Wallander.

- Teraz nosi nazwisko Johanson. Jej m臋偶em jest niejaki Klas Johanson. Mieszkaj膮 w聽dzielnicy willowej tu偶 za miastem. Troch臋 wok贸艂 niej pow臋szyli艣my. O聽ile nam wiadomo, nie pracuje.

Sprawdzi艂 jeszcze w聽swoich papierach.

- Dziewi膮tego marca tysi膮c dziewi臋膰set pi臋膰dziesi膮tego pierwszego roku w聽szpitalu po艂o偶niczym w聽Kristianstad urodzi艂a syna. O聽godzinie czwartej trzydzie艣ci, je艣li mam by膰 dok艂adny. Mo偶emy przypuszcza膰, 偶e to jej jedyne dziecko. Klas Johanson natomiast mia艂 czworo w艂asnych dzieci. Poza tym jest od niej o聽sze艣膰 lat m艂odszy.

- Zatem jej syn ma trzydzie艣ci dziewi臋膰 lat - stwierdzi艂 Kurt Wallander.

- Na chrzcie dano mu imi臋 Stefan - uzupe艂ni艂 Goran Boman. - Mieszka w聽Ahus i聽pracuje w聽Kristiantad jako inspektor podatkowy. Stabilna sytuacja finansowa, segment, 偶ona, dwoje dzieci.

- Czy inspektorzy podatkowi maj膮 zwyczaj pope艂nia膰 podw贸jne morderstwa? - zastanawia艂 si臋 Kurt Wallander.

- Chyba nie wszyscy - odpar艂 Goran Boman.

Pojechali do Gladsax. 艢nieg z聽deszczem przeszed艂 teraz w聽si膮pi膮cy deszcz. Przed wjazdem do miasta Goran Boman skr臋ci艂 w聽lewo.

Zabudowa dzielnicy willowej r贸偶ni艂a si臋 wyra藕nie od niskich bia艂ych dom贸w w聽centrum miasteczka. Kurt Wallander pomy艣la艂, 偶e r贸wnie dobrze mog艂oby to by膰 zamo偶ne przedmie艣cie stolicy czy innej wi臋kszej aglomeracji.

Dom znajdowa艂 si臋 na ko艅cu osiedla i聽mia艂 du偶膮 werand臋. Ogr贸d by艂 zadbany. Siedzieli kilka minut w聽samochodzie i聽obserwowali will臋. Na podje藕dzie do gara偶u sta艂 bia艂y nissan.

- M臋偶a raczej nie ma w聽domu - powiedzia艂 Goran Boman. - Ma biuro w聽Simrishamn. Podobno specjalizuje si臋 w聽sprzeda偶y nieruchomo艣ci zamo偶nym Niemcom.

- A聽to jest dozwolone? - spyta艂 Kurt Wallander, zaskoczony.

Goran Boman wzruszy艂 ramionami.

- Korzysta z聽os贸b podstawionych - powiedzia艂. - Niemcy dobrze p艂ac膮, a聽dokumenty wystawia si臋 na obywateli szwedzkich. W聽Skanii sporo ludzi czerpie nielegalne zyski z聽handlu nieruchomo艣ciami.

Nagle zauwa偶yli jaki艣 ruch za firank膮. By艂 tak nieznaczny, 偶e jedynie wytrenowane policyjne oko mog艂o to wychwyci膰.

- Kto艣 jest w聽domu - powiedzia艂 Kurt Wallander. - P贸jdziemy si臋 przywita膰?

Kobieta, kt贸ra im otworzy艂a, by艂a niezwykle poci膮gaj膮ca. Mia艂a na sobie sportowy dres, ale to wcale nie umniejsza艂o jej wspania艂ej prezencji. Kurt Wallander pomy艣la艂 sobie, 偶e nie jest to szwedzki typ urody.

Pomy艣la艂 r贸wnie偶, 偶e prezentacja mo偶e by膰 r贸wnie wa偶na jak wszystkie pytania razem wzi臋te.

Jak ona zareaguje, kiedy powiedz膮, 偶e s膮 z聽policji?

Ale jedyne, co zdo艂a艂 zauwa偶y膰, to nieznaczne uniesienie brwi. Potem kobieta si臋 u艣miechn臋艂a, pokazuj膮c rz膮d r贸wnych bia艂ych z臋b贸w. Kurt Wallander zastanawia艂 si臋, czy Goran Boman nie pope艂ni艂 b艂臋du. Czy ta kobieta naprawd臋 ma pi臋膰dziesi膮t osiem lat? Gdyby nie wiedzia艂, oceni艂by j膮 najwy偶ej na czterdzie艣ci pi臋膰.

- A聽to niespodzianka - powiedzia艂a. - Prosz臋 wej艣膰. Znale藕li si臋 w聽urz膮dzonym ze smakiem salonie. 艢ciany pokryte rega艂ami pe艂nymi ksi膮偶ek. W聽rogu jeden z聽najbardziej ekskluzywnych telewizor贸w firmy Bang & Olufsen. W聽akwarium p艂ywa艂y rybki. Wallander z聽trudem 艂膮czy艂 ten salon z聽Johannesem L枚vgrenem. Nic tu nie wskazywa艂o na jakikolwiek zwi膮zek.

- Czy mog臋 pan贸w czym艣 pocz臋stowa膰? - spyta艂a gospodyni.

Grzecznie odm贸wili i聽usiedli.

- Przyjechali艣my zada膰 pani kilka rutynowych pyta艅 - zacz膮艂 Kurt Wallander. - To jest Goran Boman z聽policji w聽Kristianstad, a聽ja nazywam si臋 Kurt Wallander.

- Wizyta policji to bardzo ekscytuj膮ce wydarzenie - powiedzia艂a kobieta i聽znowu si臋 u艣miechn臋艂a. - Tu, w聽Gladsax, nigdy nie dzieje si臋 nic nieoczekiwanego.

- Chcieliby艣my tylko zapyta膰, czy pani nie zna m臋偶czyzny nazwiskiem Johannes L枚vgren - ci膮gn膮艂 dalej Kurt Wallander.

Gospodyni spogl膮da艂a na niego zaskoczona.

- Johannes L枚vgren? Nie. A聽kto to taki?

- Jest pani pewna?

- Oczywi艣cie, 偶e jestem!

- Zosta艂 przed paroma dniami zamordowany, razem ze swoj膮 偶on膮, w聽ma艂ej wiosce Lenarp ko艂o Ystad. Mo偶e pani widzia艂a w聽gazetach?

Jej zdumienie wygl膮da艂o na szczere.

- Teraz to ju偶 naprawd臋 nic nie rozumiem - powiedzia艂a.

- Pami臋tam, 偶e widzia艂am co艣 w聽gazetach. Ale co by to mog艂o mie膰 wsp贸lnego ze mn膮?

To prawda, pomy艣la艂 Kurt Wallander i聽spojrza艂 na Gorana Bomana, kt贸ry najwyra藕niej podziela艂 jego w膮tpliwo艣ci. Co ona i聽Johannes L枚vgren mogliby mie膰 wsp贸lnego?

- W聽tysi膮c dziewi臋膰set pi臋膰dziesi膮tym pierwszym roku urodzi艂a pani w聽Kristianstad syna, prawda? - pyta艂 Boman. - We wszystkich dokumentach, we wszystkich rejestrach poleci艂a pani napisa膰, 偶e ojciec dziecka jest nieznany. Czy nie jest przypadkiem tak, 偶e to m臋偶czyzna nazwiskiem Johannes L枚vgren by艂 tym nieznanym ojcem?

Przygl膮da艂a im si臋 d艂ugo, zanim odpowiedzia艂a.

- Nie rozumiem, dlaczego mnie o聽to pytacie - rzek艂a w聽ko艅cu. - I聽jeszcze mniej rozumiem, jaki by to mog艂o mie膰 zwi膮zek z聽tym zamordowanym ch艂opem. Ale je偶eli to w聽czym艣 mo偶e pom贸c, to chcia艂abym powiedzie膰, 偶e ojciec Stefana nazywa艂 si臋 Run臋 Stierna. By艂 偶onaty z聽inn膮. Od pocz膮tku wiedzia艂am, w聽co si臋 wdaj臋, i聽uzna艂am, 偶e najlepiej podzi臋kuj臋 mu za dziecko, zachowuj膮c jego to偶samo艣膰 w聽tajemnicy. On umar艂 dwana艣cie lat temu, ale Stefan przez ca艂y czas mia艂 bardzo dobry kontakt ze swoim ojcem.

- Rozumiem, 偶e pytania mog膮 si臋 wydawa膰 dziwne, ale my czasami musimy zadawa膰 dziwne pytania.

Spytali jeszcze o聽r贸偶ne, raczej drobne sprawy, zanotowali odpowiedzi i聽zacz臋li si臋 zbiera膰 do wyj艣cia.

- Mam nadziej臋, 偶e bardzo pani nie przeszkodzili艣my - rzek艂 Kurt Wallander, wstaj膮c.

- Uwa偶acie, 偶e m贸wi臋 prawd臋? - spyta艂a nagle kobieta.

- Tak - potwierdzi艂 Kurt Wallander. - Uwa偶amy, 偶e m贸wi pani prawd臋. Ale je艣li jest inaczej, to my to ujawnimy. Pr臋dzej czy p贸藕niej.

Znowu si臋 u艣miechn臋艂a.

- M贸wi臋 prawd臋 - zapewni艂a. - Ja nie umiem k艂ama膰. Ale zapraszam ponownie, gdyby艣cie mieli jeszcze jakie艣 dziwne pytania.

Opu艣cili will臋 i聽wr贸cili do samochodu.

- A聽zatem jedno za艂atwione - rzek艂 Goran Boman.

- Tak. To nie ona - zgodzi艂 si臋 Kurt Wallander.

- My艣lisz, 偶e powinni艣my porozmawia膰 z聽jej synem z聽Ahus?

- Chyba damy sobie z聽nim spok贸j. Przynajmniej na razie.

Zabrali samoch贸d Kurta Wallandera i聽nigdzie ju偶 nie zbaczaj膮c, pojechali do Kristianstad.

Kiedy byli na wysoko艣ci Br枚sarp, deszcz przesta艂 pada膰 i聽g臋sta pow艂oka chmur zacz臋艂a si臋 rwa膰.

Przed siedzib膮 policji znowu zmienili samoch贸d i聽dalej pojechali ju偶 wozem policyjnym.

- Margareta Velander - informowa艂 Goran Boman. - Czterdzie艣ci dziewi臋膰 lat, prowadzi salon fryzjerski na Krokarpsgatan. Zak艂ad nazywa si臋 Die Welle. Troje dzieci, rozwiedziona, powt贸rnie zam臋偶na i聽znowu rozwiedziona. Mieszka w聽segmencie przy Blekingehalle. W聽grudniu tysi膮c dziewi臋膰set pi臋膰dziesi膮tego 贸smego urodzi艂a syna. Syn ma na imi臋 Nils. Najwyra藕niej 偶膮dna przyg贸d natura. Kr膮偶y艂 po okolicznych jarmarkach i聽sprzedawa艂 jakie艣 importowane 艣wiecide艂ka. Figuruje poza tym jako w艂a艣ciciel agencji handluj膮cej wymy艣ln膮 damsk膮 bielizn膮. Osiedli艂 si臋 w聽ko艅cu w聽Shvesborgu. Kto kupuje sza艂ow膮 bielizn臋, zamawiaj膮c j膮 w聽firmie wysy艂kowej ulokowanej w聽takim miejscu?

- Wielu - uzna艂 Kurt Wallander.

- Raz siedzia艂 za pobicie - kontynuowa艂 Goran Boman. - Nie widzia艂em wyroku, ale dosta艂 rok, co by 艣wiadczy艂o, 偶e pobicie by艂o powa偶ne.

- Chcia艂bym zobaczy膰 akta sprawy - powiedzia艂 Kurt Wallander. - Gdzie to by艂o?

- S膮dzony by艂 w聽Kalmarze. W聽tamtejszym s膮dzie w艂a艣nie szukaj膮 akt.

- A聽kiedy to si臋 sta艂o?

- Je偶eli dobrze pami臋tam, to w聽tysi膮c dziewi臋膰set osiemdziesi膮tym pierwszym.

Jechali teraz w聽milczeniu, Boman prowadzi艂 samoch贸d, Kurt Wallander rozwa偶a艂 w聽my艣lach to, co us艂ysza艂.

- Znaczy, 偶e ona mia艂a siedemna艣cie lat, kiedy urodzi艂a dziecko. I聽je艣li przyjmiemy, 偶e ojcem by艂 Johannes L枚vgren, to by oznacza艂o powa偶n膮 r贸偶nic臋 wieku.

- Zastanawia艂em si臋 nad tym. Ale to oczywi艣cie niczego nie wyja艣nia.

Zak艂ad fryzjerski znajdowa艂 si臋 w聽zwyczajnej kamienicy na obrze偶ach Kristianstad. W聽zaadaptowanej piwnicy.

- Mo偶e nale偶a艂oby si臋 ostrzyc przy okazji - powiedzia艂 Goran Boman. - W艂a艣nie, a聽kto ciebie strzy偶e?

Kurt Wallander ju偶 mia艂 powiedzie膰, 偶e zajmuje si臋 tym jego 偶ona, Mona.

- A, to bywa r贸偶nie - odpar艂 wymijaj膮co.

W salonie znajdowa艂y si臋 trzy fotele. Kiedy weszli, wszystkie by艂y zaj臋te. Dwie klientki siedzia艂y pod suszarkami, trzeciej myto w艂osy.

Kobieta, kt贸ra wciera艂a szampon w聽g艂ow臋 klientki, patrzy艂a na nich zdumiona.

- Trzeba sobie u聽mnie rezerwowa膰 czas na strzy偶enie - powiedzia艂a. - Dzisiaj mam ju偶 komplet. Jutro te偶, je艣li panowie chcieliby zam贸wi膰 wizyt臋 dla swoich 偶on.

- Margareta Velander? - spyta艂 Goran Boman. Pokaza艂 swoj膮 kart臋 identyfikacyjn膮.

- Chcieliby艣my z聽pani膮 porozmawia膰 - rzek艂. Kurt Wallander zauwa偶y艂, 偶e si臋 przestraszy艂a.

- W聽tej chwili nie mog臋 odej艣膰 - powiedzia艂a.

- Ch臋tnie zaczekamy - zapewni艂 Boman.

- Prosz臋 przej艣膰 do pokoiku na zapleczu. To nie potrwa d艂ugo.

Pok贸j by艂 rzeczywi艣cie bardzo ma艂y. Stolik przykryty cerat膮 i聽kilka krzese艂 stanowi艂y ca艂e umeblowanie. Na p贸艂ce obok fili偶anek do kawy i聽brudnego ekspresu le偶a艂y jakie艣 czasopisma. Kurt Wallander przygl膮da艂 si臋 czarno-bia艂ej fotografii przybitej gwo藕dziem do 艣ciany. By艂a wyblak艂a i聽pogi臋ta, przedstawia艂a m艂odego m臋偶czyzn臋 w聽marynarskim mundurze. Na otoku czapki mo偶na by艂o jeszcze odczyta膰 napis „Halland”.

- „Halland” - powiedzia艂 g艂o艣no. - To by艂 kr膮偶ownik czy niszczyciel?

- Niszczyciel. Dawno temu poszed艂 na z艂om. Margareta Velander wesz艂a do pokoju. Wyciera艂a r臋ce we frotowy r臋cznik.

- Teraz mam par臋 minut - powiedzia艂a. - O聽co chodzi?

- Chcieli艣my si臋 zapyta膰, czy pani zna m臋偶czyzn臋 nazwiskiem Johannes L枚vgren - zacz膮艂 Kurt Wallander.

- Prosz臋 mi m贸wi膰 ty - zaproponowa艂a, siadaj膮c. - Napijecie si臋 kawy?

Obaj podzi臋kowali, kr臋c膮c przecz膮co g艂owami, a聽Kurta Wallandera zirytowa艂o to, 偶e kiedy zadawa艂 pytanie, odwr贸ci艂a si臋 do niego plecami.

- Johannes L枚vgren - powt贸rzy艂. - Rolnik z聽ma艂ej wioski pod Ystad. Zna艂a艣 go?

- Tego, kt贸ry zosta艂 zamordowany? - spyta艂a, patrz膮c mu prosto w聽oczy.

- Tak - potwierdzi艂. - M臋偶czyzn臋, kt贸ry zosta艂 zamordowany. W艂a艣nie jego.

- Nie - odpar艂a i聽nala艂a sobie kawy do kubka. - Dlaczego mia艂abym go zna膰?

Policjanci wymienili pospieszne spojrzenia. By艂o w聽jej g艂osie co艣, co zdradza艂o, 偶e kobieta znajduje si臋 pod presj膮.

- W聽grudniu tysi膮c dziewi臋膰set pi臋膰dziesi膮tego 贸smego roku urodzi艂a艣 syna, kt贸remu da艂a艣 imi臋 Nils - powiedzia艂 Wallander. - W聽rubryce ojciec kaza艂a艣 napisa膰 nieznany.

Gdy tylko wym贸wi艂 imi臋 syna, kobieta zacz臋艂a p艂aka膰. Plastikowy kubek si臋 przewr贸ci艂, kawa pociek艂a na pod艂og臋.

- Co on zrobi艂? - szlocha艂a. - Co on znowu zrobi艂? Poczekali, a偶 si臋 uspokoi, 偶eby m贸c dalej zadawa膰 pytania.

- Nie przyszli艣my tu z聽informacj膮, 偶e co艣 si臋 sta艂o - powiedzia艂 Kurt Wallander. - Bardzo by艣my natomiast chcieli si臋 dowiedzie膰, czy ojciec Nilsa nie nazywa艂 si臋 przypadkiem Johannes L枚vgren.

- Nie. Nie nazywa艂 si臋 tak.

Odpowied藕 nie brzmia艂a zbyt przekonuj膮co.

- W聽takim razie chcia艂bym wiedzie膰 jak.

- Dlaczego o聽to pytacie?

- To wa偶ne dla 艣ledztwa.

- Powiedzia艂am ju偶 przecie偶, 偶e nie znam nikogo nazwiskiem L枚vgren.

- Jak si臋 nazywa艂 ojciec Nilsa?

- Nie powiem.

- Odpowied藕 zostanie mi臋dzy nami. Tym razem d艂ugo zwleka艂a.

- Ja nie wiem, kto jest ojcem Nilsa.

- Takie rzeczy kobieta na og贸艂 wie.

- W聽tamtych latach bywa艂am z聽wieloma. Nie wiem. To dlatego zg艂osi艂am, 偶e ojciec jest nieznany.

Energicznie wsta艂a z聽krzes艂a.

- Musz臋 pracowa膰 - powiedzia艂a. - Klientki mi si臋 zagotuj膮 w聽suszarkach.

- Zaczekamy.

- Ale ja nie mam nic wi臋cej do powiedzenia! By艂a strasznie zdenerwowana.

- Za to my mamy wi臋cej pyta艅.

Po dziesi臋ciu minutach wr贸ci艂a. W聽r臋ce trzyma艂a kilka banknot贸w, kt贸re w艂o偶y艂a do torebki, wisz膮cej na oparciu krzes艂a. Teraz sprawia艂a wra偶enie opanowanej i聽nastawionej bojowo.

- Nie znam nikogo, kto nosi nazwisko L枚vgren - oznajmi艂a raz jeszcze.

- I聽potwierdzasz, 偶e nie wiesz, kto jest ojcem syna, kt贸rego urodzi艂a艣 w聽roku tysi膮c dziewi臋膰set pi臋膰dziesi膮tym 贸smym?

- Tak jest.

- Zdajesz sobie spraw臋, 偶e by膰 mo偶e b臋dziesz musia艂a na to pytanie odpowiada膰 pod przysi臋g膮?

- Ja nie k艂ami臋.

- Gdzie mo偶na spotka膰 twojego syna Nilsa?

- On du偶o podr贸偶uje.

- Mamy informacj臋, 偶e jest zameldowany w聽Shvesborgu.

- No to tam jed藕cie!

- Tak w艂a艣nie zrobimy.

- Ja nie mam nic wi臋cej do powiedzenia.

Kurt Wallander waha艂 si臋 przez chwil臋. Potem, wskazuj膮c na pogi臋te, wyblak艂e zdj臋cie przybite do 艣ciany, spyta艂:

- Czy to jest ojciec Nilsa?

Kobieta w艂a艣nie zapali艂a papierosa. Teraz z聽sykiem wypu艣ci艂a k艂膮b dymu.

- Ja nie znam 偶adnego L枚vgrena. Nie rozumiem, dlaczego mnie o聽to pytacie.

- Ju偶 to m贸wi艂a艣 - przerwa艂 jej Goran Boman. - W聽takim razie idziemy. Ale na pewno si臋 jeszcze odezwiemy.

- Nie mam nic wi臋cej do powiedzenia. Dlaczego nie zostawicie mnie w聽spokoju?

- Nikt nie mo偶e oczekiwa膰 spokoju, kiedy policja szuka sprawc贸w podw贸jnego morderstwa - rzek艂 Boman. - Tak ju偶 jest.

Kiedy wyszli na ulic臋, 艣wieci艂o s艂o艅ce. Stali chwil臋 przy samochodzie.

- No i聽co o聽tym my艣lisz? - spyta艂 Goran Boman.

- Sam nie wiem. Co艣 jednak w聽tym jest - Spr贸bujemy odszuka膰 jej synalka, zanim pojedziemy do trzeciej z聽pa艅?

- My艣l臋, 偶e powinni艣my tak zrobi膰.

Pojechali wi臋c do S枚lvesborga i聽z聽wielkim trudem odnale藕li adres. Zrujnowany drewniany dom troch臋 poza centrum miasta, otoczony porozbijanymi samochodami i聽cz臋艣ciami jakich艣 maszyn. Du偶y owczarek alzacki w艣cieka艂 si臋 i聽szarpa艂 na 艂a艅cuchu. Dom sprawia艂 wra偶enie opuszczonego. Goran Boman pochyli艂 si臋 i聽uwa偶nie bada艂 niedbale napisan膮 wizyt贸wk臋, przybit膮 gwo藕dziem do drzwi.

- Nils Velander - powiedzia艂 w聽ko艅cu. - Zgadza si臋. Raz po raz puka艂 do drzwi, ale nikt nie odpowiada艂. Potem obeszli dom dooko艂a.

- Co za cholerna nora - j臋kn膮艂 Goran Boman.

Kiedy wr贸cili do punktu wyj艣cia, Kurt Wallander nacisn膮艂 klamk臋.

Dom by艂 otwarty.

Kurt Wallander popatrzy艂 pytaj膮co na koleg臋, a聽ten wzruszy艂 ramionami.

- Skoro otwarte - rzek艂 - to otwarte. Wchodzimy.

Weszli do cuchn膮cej st臋chlizn膮 sionki i聽nas艂uchiwali. Panowa艂a zupe艂na cisza, ale nagle obaj podskoczyli. Wielki kot wypad艂 z聽ciemnego k膮ta i聽jak szalony uciek艂 po schodach na pi臋tro. Pok贸j po lewej stronie robi艂 wra偶enie biura. Sta艂y tam dwie p臋kate szafy na dokumenty i聽zawalone biurko z聽telefonem i聽automatyczn膮 sekretark膮. Kurt Wallander uni贸s艂 wieko kartonowego pud艂a, stoj膮cego na biurku. By艂a w聽nim bielizna z聽czarnej sk贸ry i聽kartka z聽nazwiskiem.

- Zam贸wi艂 to Frederik Aberg, mieszkaj膮cy przy Dragongatan w聽Alingsas - powiedzia艂 z聽grymasem obrzydzenia. - Przypuszczalnie ma to by膰 dyskretna przesy艂ka.

Przeszli do nast臋pnego pomieszczenia, kt贸re by艂o najwyra藕niej magazynem wymy艣lnej bielizny, kt贸r膮 handlowa艂 Nils Velander. Znale藕li te偶 spor膮 ilo艣膰 pejcz贸w i聽psich smyczy.

Wszystko to poniewiera艂o si臋 w聽magazynie bez 艂adu i聽sk艂adu.

Dalej znajdowa艂a si臋 kuchnia pe艂na brudnych naczy艅. Na p贸艂 zjedzony kurczak wala艂 si臋 na pod艂odze. Wsz臋dzie cuchn臋艂o kocim moczem.

Kurt Wallander uchyli艂 drzwi do spi偶arni. Zobaczyli aparatur臋 do p臋dzenia bimbru i聽dwa wielkie g膮siory.

Goran Boman gwizdn膮艂 i聽pokr臋ci艂 g艂ow膮.

Weszli na pi臋tro. Obejrzeli sypialni臋 z聽brudn膮 po艣ciel膮 i聽stosami ubra艅. Firanki by艂y zaci膮gni臋te, policjanci naliczyli w聽pomieszczeniu siedem kot贸w, kt贸re na ich widok rozbieg艂y si臋 przestraszone.

- Co za cholerna nora - powt贸rzy艂 Goran Boman. - Jak mo偶na tak 偶y膰?

Dom sprawia艂 wra偶enie opuszczonego w聽wielkim po艣piechu.

- Lepiej b臋dzie, jak sobie st膮d p贸jdziemy - powiedzia艂 Kurt Wallander. - Musimy mie膰 nakaz przeszukania, zanim powa偶nie si臋 za to we藕miemy.

Zeszli na d贸艂. Goran Boman wst膮pi艂 do biura i聽w艂膮czy艂 sekretark臋.

Nils Velander, je艣li to by艂 jego g艂os, informowa艂, 偶e w聽tej chwili biuro firmy Raff-Set jest nieczynne, ale wystarczy zostawi膰 zam贸wienie na automatycznej sekretarce.

Owczarek znowu zacz膮艂 si臋 szarpa膰 na 艂a艅cuchu, kiedy wyszli przed dom.

Przy lewym naro偶niku Kurt Wallander odkry艂 drzwi do piwnicy, niemal ca艂kowicie ukryte pod stert膮 z艂omu.

One te偶 nie by艂y zamkni臋te na 偶aden zamek, wi臋c Kurt Wallander otworzy艂 i聽zszed艂 do mrocznego pomieszczenia. Po omacku szuka艂 kontaktu. W聽k膮cie piwnicy sta艂 stary kocio艂 olejowy do centralnego ogrzewania. Reszta pomieszczenia by艂a zawalona pustymi klatkami dla ptak贸w.

- Sk贸rzane kalesony i聽puste klatki dla ptak贸w - stwierdzi艂 Kurt Wallander. - Czym w艂a艣ciwie si臋 ten cz艂owiek zajmuje?

- Moim zdaniem to w艂a艣nie powinni艣my wyja艣ni膰 - rzek艂 Goran Boman.

Ju偶 mieli wychodzi膰, gdy z聽ty艂u za kot艂em Kurt Wallander odkry艂 niedu偶膮 stalow膮 szafk臋. By艂a niezamkni臋ta, jak wszystko inne w聽tym domu. Wsun膮艂 r臋k臋 do 艣rodka i聽wyj膮艂 plastikowy worek. Otworzy艂 go.

- Sp贸jrz no na to - powiedzia艂 do Gorana Bomana.

W plastikowym worku by艂 pakiet banknot贸w tysi膮ckoronowych.

Kurt Wallander przeliczy艂. Dwadzie艣cia trzy.

- Uwa偶am, 偶e powinni艣my pogada膰 z聽tym facetem - rzek艂 Goran Boman.

W艂o偶yli pieni膮dze z聽powrotem na miejsce i聽wyszli. Pies ujada艂 jak w艣ciek艂y.

- My艣l臋, 偶e najpierw musimy porozmawia膰 z聽naszymi kolegami tu, w聽S枚lvesborgu - stwierdzi艂 Goran Boman. - Oni go nam znajd膮.

Na posterunku spotkali policjanta, kt贸ry Nilsa Velandera zna艂 bardzo dobrze.

- On prowadzi mn贸stwo lewych interes贸w - powiedzia艂 policjant. - Ale jedyne, co na niego mamy, to podejrzenie, 偶e nielegalnie importuje egzotyczne ptaki z聽Tajlandii i聽偶e p臋dzi bimber.

- By艂 kiedy艣 skazany za ci臋偶kie pobicie - wtr膮ci艂 Goran Boman.

- On na og贸艂 w聽b贸jkach nie bierze udzia艂u - odpar艂 policjant - Ale postaram si臋 to dla was wyja艣ni膰. Czy naprawd臋 my艣licie, 偶e m贸g艂by si臋 posun膮膰 do morderstwa?

- Tego nie wiemy - powiedzia艂 Kurt Wallander. - Ale chcemy go znale藕膰.

Wr贸cili do Kristianstad. Znowu zacz膮艂 pada膰 deszcz. Policjant w聽S枚lvesborgu na obu zrobi艂 bardzo dobre wra偶enie, liczyli, 偶e wkr贸tce znajdzie Nilsa Velandera.

Kurt Wallander mia艂 jednak powa偶ne w膮tpliwo艣ci.

- Nic przecie偶 o聽nim nie wiemy - m贸wi艂. - A聽pieni膮dze w聽plastikowym worku niczego jeszcze nie dowodz膮.

- No, ale co艣 w聽tym jest - przekonywa艂 Goran Boman. To prawda, Kurt Wallander te偶 si臋 z聽nim zgadza艂. Co艣 rzeczywi艣cie jest nie tak z聽t膮 damsk膮 fryzjerk膮 i聽jej synem.

Zatrzymali si臋 i聽zjedli lunch w聽motelu przy wje藕dzie do Kristianstad.

Kurt Wallander uzna艂, 偶e czas zadzwoni膰 do komendy w聽Ystad, ale automat w聽motelu nie dzia艂a艂.

By艂o wp贸艂 do drugiej, kiedy dotarli do Kristianstad. Goran Boman chcia艂 zobaczy膰, co si臋 dzieje w聽jego biurze, zanim zajm膮 si臋 trzeci膮 kobiet膮 wytypowan膮 w聽sprawie L枚vgrena.

Dziewczyna w聽recepcji na ich widok bardzo si臋 o偶ywi艂a, zacz臋艂a im dawa膰 znaki.

- Dzwonili z聽Ystad - poinformowa艂a. - Prosili, 偶eby Kurt Wallander si臋 odezwa艂.

- Zadzwo艅 z聽mojego pokoju - powiedzia艂 Goran Boman i聽poszed艂 po kaw臋.

Pe艂en jak najgorszych przeczu膰, Kurt Wallander wybiera艂 numer.

Ebba bez s艂owa po艂膮czy艂a go z聽Rydbergiem.

- Najlepiej b臋dzie, jak wr贸cisz - oznajmi艂 Rydberg. - Jaki艣 idiota zastrzeli艂 w聽Hageholm somalijskiego uchod藕c臋.

- Co ty, do cholery, chcesz przez to powiedzie膰?

- Chc臋 powiedzie膰 dok艂adnie to, co m贸wi臋. Ten Somalijczyk wyszed艂 sobie na ma艂y spacer. Kto艣 wypali艂 do niego z聽dubelt贸wki. Od d艂u偶szego czasu pr贸buj臋 si臋 z聽tob膮 skontaktowa膰. Gdzie ty si臋 podziewasz, do diab艂a?

- Czy on nie 偶yje?

- Ma kompletnie roztrzaskan膮 g艂ow臋.

Kurt Wallander poczu艂, 偶e robi mu si臋 niedobrze.

- Nied艂ugo wracam - obieca艂.

Od艂o偶y艂 s艂uchawk臋 w聽tej samej chwili, gdy Goran Boman, balansuj膮c, wchodzi艂 do pokoju z聽dwoma kubkami gor膮cej kawy. Kurt Wallander przedstawi艂 mu w聽skr贸cie, co si臋 sta艂o.

- Zaraz dostaniesz radiow贸z - powiedzia艂 Goran Boman. - Tw贸j samoch贸d ode艣l臋 przez jednego z聽naszych ludzi.

Wszystko odby艂o si臋 bardzo szybko.

Po paru minutach Kurt Wallander p臋dzi艂 do Ystad na sygnale. Rydberg czeka艂 na niego w聽budynku policji, sk膮d razem pojechali do Hageholm.

- Mamy jakie艣 艣lady? - spyta艂 Kurt Wallander.

- 呕adnych. Ale w聽redakcji „Sydsvenska Dagbladet” par臋 minut po morderstwie odebrali telefon. Jaki艣 facet m贸wi艂, 偶e to zemsta za zamordowane Johannesa L枚vgrena. I聽偶e nast臋pnym razem b臋dzie kobieta. Za Mari臋 L枚vgren.

- To czyste szale艅stwo - j臋kn膮艂 Kurt Wallander. - Przecie偶 my ju偶 nie podejrzewamy 偶adnych cudzoziemc贸w, no nie?

- Kto艣 musi uwa偶a膰 inaczej. 呕e kryjemy cudzoziemc贸w.

- Przecie偶 dementowa艂em.

- Ci, kt贸rzy to zrobili, maj膮 gdzie艣 twoje dementowanie. Oni widz膮 znakomit膮 okazj臋, by wyci膮gn膮膰 bro艅 i聽zacz膮膰 strzela膰 do cudzoziemc贸w.

- Ale to szale艅stwo!

- Cholera jasna, pewnie, 偶e szale艅stwo. Ale to prawda!

- Nagrali w聽redakcji t臋 rozmow臋? - Tak.

- Chc臋 to przes艂ucha膰. Czy to nie ten sam, co do mnie wydzwania po nocach.

Samoch贸d p臋dzi艂 przed siebie, ska艅ski krajobraz przesuwa艂 si臋 za oknami.

- Co teraz robimy? - spyta艂 Kurt Wallander.

- Musimy z艂apa膰 tych, kt贸rzy pope艂nili morderstwo w聽Lenarp - powiedzia艂 Rydberg. - I聽to tak szybko, jakby nam diabe艂 depta艂 po pi臋tach.

W Hageholm panowa艂 chaos. Zdenerwowani, p艂acz膮cy uchod藕cy zebrali si臋 w聽sto艂贸wce, dziennikarze prowadzili wywiady, telefon dzwoni艂. Wallander wysiad艂 z聽samochodu na gliniastej drodze, kilkaset metr贸w od zabudowa艅. Zacz臋艂o wia膰, musia艂 postawi膰 ko艂nierz kurtki. Widzia艂 otoczone ta艣m膮 miejsce przy drodze. Martwe cia艂o le偶a艂o na brzuchu, z聽g艂ow膮 w聽gliniastej mazi.

Kurt Wallander ostro偶nie uni贸s艂 prze艣cierad艂o, kt贸rym okryto zw艂oki.

Rydberg nie przesadza艂. Z聽g艂owy nie zosta艂o prawie nic.

- Strza艂 z聽bliska - powiedzia艂 Hansson, kt贸ry stan膮艂 za nim. - Ten, kto to zrobi艂, musia艂 wyj艣膰 z聽kryj贸wki i聽odda膰 strza艂y z聽odleg艂o艣ci kilku metr贸w.

- Strza艂y? - zdziwi艂 si臋 Wallander.

- Kierowniczka o艣rodka s艂ysza艂a dwa strza艂y, jeden po drugim.

Kurt Wallander rozejrza艂 si臋 dooko艂a.

- A聽艣lady samochodu? - spyta艂. - Dok膮d prowadzi ta droga?

- Dwa kilometry dalej 艂膮czy si臋 z聽E-14.

- I聽nikt niczego nie widzia艂?

- Trudno jest przes艂uchiwa膰 uchod藕c贸w, pos艂uguj膮cych si臋 pi臋tnastoma r贸偶nymi j臋zykami. Ale pracujemy.

- Wiecie, kim jest zamordowany?

- Mia艂 偶on臋 i聽dziewi臋cioro dzieci.

Kurt Wallander patrzy艂 na Hanssona z聽niedowierzaniem.

- Dziewi臋cioro dzieci?

- Wyobra偶asz sobie tytu艂y w聽jutrzejszych gazetach? - spyta艂 Hansson. - Niewinny uchod藕ca zamordowany podczas spaceru. Dziewi臋cioro dzieci bez ojca.

Od strony policyjnych samochod贸w przybieg艂 Svedberg.

- Szef przy telefonie! - zawo艂a艂. Wallander by艂 zaskoczony.

- A聽czy on nie wraca z聽Hiszpanii dopiero jutro?

- Nie on. To szef krajowy.

Kurt Wallander wsiad艂 do samochodu i聽uni贸s艂 s艂uchawk臋.

Szef G艂贸wnego Zarz膮du Policji m贸wi艂 troch臋 nienaturalnym g艂osem, a聽Kurt Wallander zirytowa艂 si臋 natychmiast, jak tylko us艂ysza艂 pierwsze s艂owa.

- Wszystko to razem wygl膮da bardzo 藕le. Nie chcemy mie膰 w聽tym kraju 偶adnych morderstw na tle rasowym.

- Oczywi艣cie - przytakn膮艂 Kurt Wallander.

- Dochodzenie w聽tej sprawie musi mie膰 absolutny priorytet.

- Tak, ale my ju偶 mamy na g艂owie podw贸jne morderstwo w聽Lenarp.

- Czynicie jakie艣 post臋py?

- My艣l臋, 偶e tak. Ale na wszystko trzeba czasu.

- Prosz臋 o聽wszystkim meldowa膰 mnie osobi艣cie. Dzi艣 wieczorem wezm臋 udzia艂 w聽dyskusji telewizyjnej i聽potrzebne mi s膮 wszelkie dost臋pne informacje.

- Zajm臋 si臋 tym. Rozmowa by艂a zako艅czona.

Kurt Wallander nadal siedzia艂 w聽samochodzie.

To b臋dzie zadanie dla Naslunda, pomy艣la艂. Ju偶 on zatka Sztokholm papierami.

By艂 zniech臋cony. Kac ust膮pi艂. My艣la艂 teraz o聽tym, co wydarzy艂o si臋 ostatniej nocy. Przypomnia艂 mu to widok Petersa, kt贸ry w艂a艣nie wysiada艂 z聽policyjnego samochodu.

Potem my艣la艂 o聽Monie i聽o聽m臋偶czy藕nie, kt贸ry po ni膮 przyjecha艂.

I o聽Lindzie, kt贸ra si臋 艣mia艂a. O聽czarnym m臋偶czy藕nie u聽jej boku.

O ojcu wiecznie maluj膮cym ten sam obraz.

Pomy艣la艂 te偶 o聽sobie.

Jest czas 偶ycia i聽czas 艣mierci.

Potem niech臋tnie wysiad艂 z聽samochodu, by zaj膮膰 si臋 艣ledztwem.

Nie mo偶e si臋 sta膰 ju偶 nic wi臋cej, my艣la艂.

Bo nie damy sobie rady.

By艂o pi臋tna艣cie po trzeciej. Znowu zacz臋艂o pada膰.

10

Kurt Wallander sta艂 w聽ulewnym deszczu i聽marz艂. Zrobi艂a si臋 ju偶 prawie pi膮ta i聽policjanci rozstawili reflektory wok贸艂 miejsca, gdzie wci膮偶 le偶a艂 zamordowany. Teraz zobaczy艂 dw贸ch sanitariuszy z聽pogotowia ratunkowego, kt贸rzy brn膮c w聽glinie, nie艣li nosze. Nie偶ywy Somalijczyk zostanie st膮d zabrany. Kiedy patrzy艂 na gliniaste b艂oto, zastanawia艂 si臋, czy nawet taki dok艂adny policjant jak Rydberg b臋dzie w聽stanie zabezpieczy膰 w聽nim jakie艣 艣lady.

Mimo wszystko w艂a艣nie w聽tej chwili odczuwa艂 ulg臋. Jeszcze jakie艣 dziesi臋膰 minut temu policjanci byli otoczeni przez rozpaczaj膮c膮 rodzin臋, 偶on臋 w聽histerii i聽dziewi臋cioro g艂o艣no krzycz膮cych dzieci. 呕ona zabitego rzuci艂a si臋 w聽b艂oto, a聽jej zawodzenie by艂o tak przejmuj膮ce, 偶e wielu policjant贸w nie wytrzyma艂o i聽odesz艂o na bok. Ku swemu wielkiemu zaskoczeniu Kurt Wallander stwierdzi艂, 偶e jedynym, kt贸ry potrafi艂 si臋 zaj膮膰 krzycz膮c膮 kobiet膮 i聽zap艂akanymi dzie膰mi, by艂 Martinsson. Najm艂odszy z聽policjant贸w, kt贸ry w聽swojej dotychczasowej karierze jeszcze nie by艂 zmuszony przekaza膰 niczyim bliskim wiadomo艣ci o聽艣mierci.

Podtrzymywa艂 kobiet臋, kl臋cza艂 przy niej w聽b艂ocie i聽wygl膮da艂o na to, 偶e si臋 w聽jaki艣 spos贸b oboje rozumiej膮 mimo nieprzekraczalnych barier j臋zykowych. Ksi膮dz, kt贸ry zosta艂 sprowadzony w聽najwi臋kszym po艣piechu, niczego nie wsk贸ra艂. Martinssonowi natomiast uda艂o si臋 zabra膰 kobiet臋 i聽dzieci do g艂贸wnego budynku, gdzie czeka艂 lekarz, got贸w si臋 nimi zaj膮膰.

Rydberg bieg艂 do nich po b艂ocie. By艂 do pasa umazany w聽glinie.

- Co za cholerna ma藕! - zakl膮艂. - Ale Hansson i聽Svedberg pracuj膮 jak konie. Uda艂o im si臋 znale藕膰 dw贸ch uchod藕c贸w i聽jednego t艂umacza, kt贸rzy chyba co艣 widzieli.

- Co?

- Sk膮d mam wiedzie膰? Przecie偶 nie m贸wi臋 ani po arabsku, ani w聽suahili. Ale oni w艂a艣nie jad膮 do Ystad. Urz膮d Imigracyjny obieca艂 nam t艂umaczy. Pomy艣la艂em, 偶e najlepiej b臋dzie, jak ty si臋 zajmiesz przes艂uchaniami.

Kurt Wallander skin膮艂 g艂ow膮.

- Mamy co艣, na czym mo偶na by si臋 oprze膰? Rydberg wyci膮gn膮艂 sw贸j poplamiony notatnik.

- On zosta艂 zabity dok艂adnie o聽pierwszej - zacz膮艂. - Kierowniczka s艂ucha艂a wiadomo艣ci w聽radiu, kiedy rozleg艂 si臋 huk. To by艂y dwa strza艂y, ale o聽tym wiesz. Ten cz艂owiek skona艂, zanim upad艂 na ziemi臋. Wygl膮da na to, 偶e strzelano ze zwyczajnej dubelt贸wki. Przypuszczam, 偶e to gytorp. Mo偶e nitrox 36. I聽to mniej wi臋cej wszystko.

- Niewiele.

- Moim zdaniem absolutnie nic. Ale mo偶e 艣wiadkowie co艣 dodadz膮?

- Za艂atwi艂em godziny nadliczbowe dla wszystkich - powiedzia艂 Kurt Wallander. - Teraz, je艣li trzeba, b臋dziemy pracowa膰 ca艂膮 dob臋 na okr膮g艂o.

Pierwszy 艣wiadek, z聽kt贸rym si臋 spotka艂 w聽budynku policji, omal nie doprowadzi艂 go do rozpaczy. T艂umacz, podobno znaj膮cy suahili, nie rozumia艂 dialektu, kt贸rym pos艂ugiwa艂 si臋 艣wiadek. By艂 to m艂ody m臋偶czyzna z聽Malawi. Kurt Wallander straci艂 niemal p贸艂 godziny, 偶eby si臋 zorientowa膰, 偶e t艂umacz nie przekazuje mu tego, co m贸wi 艣wiadek. Potem min臋艂o jeszcze dwadzie艣cia minut, zanim okaza艂o si臋, 偶e Malawijczyk z聽jakiego艣 dziwnego powodu pos艂uguje si臋 luvale, j臋zykiem popularnym w聽niekt贸rych regionach Zairu i聽Zambii. Tym razem jednak mieli szcz臋艣cie. Kto艣 z聽Urz臋du Imigracyjnego zna艂 star膮 misjonark臋, m贸wi膮c膮 p艂ynnie w聽luvale. Zbli偶aj膮ca si臋 do dziewi臋膰dziesi膮tki pani przebywa w聽domu opieki w聽Trelleborgu. Kurt Wallander zadzwoni艂 do tamtejszej komendy i聽uzyska艂 obietnic臋, 偶e misjonarka jak najszybciej zostanie przywieziona do Ystad. Kurt Wallander obawia艂 si臋, 偶e taka wiekowa osoba mo偶e nie by膰 w聽najlepszej formie, ale si臋 myli艂. Nagle na progu jego pokoju stan臋艂a drobna, bia艂ow艂osa dama o聽bystrym spojrzeniu i聽zanim zd膮偶y艂 cokolwiek powiedzie膰, wda艂a si臋 w聽o偶ywion膮 rozmow臋 z聽m艂odym Afrykaninem.

Niestety, okaza艂o si臋 zaraz, 偶e akurat on niczego nie widzia艂.

- Prosz臋 go zapyta膰, dlaczego w聽takim razie zg艂osi艂 si臋 jako 艣wiadek - j臋kn膮艂 Kurt Wallander, zm臋czony.

Misjonarka i聽m艂ody cz艂owiek znowu odbyli d艂ug膮 rozmow臋.

- On po prostu uwa偶a艂, 偶e to b臋dzie ciekawa przygoda - oznajmi艂a na koniec starsza pani. - I聽to chyba mo偶na zrozumie膰.

- Mo偶na? - zdziwi艂 si臋 Kurt Wallander.

- Ty chyba te偶 kiedy艣 by艂e艣 m艂ody - skwitowa艂a spraw臋. Malawijczyka odprawiono do Hageholm, a聽misjonarka wr贸ci艂a do Trelleborga.

Nast臋pny 艣wiadek rzeczywi艣cie mia艂 co艣 do powiedzenia. By艂 to ira艅ski t艂umacz i聽dobrze m贸wi艂 po szwedzku. Podobnie jak zastrzelony Somalijczyk, spacerowa艂 w聽pobli偶u Hageholm, kiedy pad艂y strza艂y.

Kurt Wallander przyni贸s艂 odpowiedni fragment mapy sztabowej i聽pokaza艂 okolice Hageholm, a聽t艂umacz natychmiast potrafi艂 wskaza膰, gdzie si臋 znajdowa艂 w聽chwili, gdy us艂ysza艂 odg艂os tych dw贸ch strza艂贸w. Kurt Wallander oszacowa艂 odleg艂o艣膰 na mniej wi臋cej trzysta metr贸w.

- A聽po strza艂ach us艂ysza艂em samoch贸d - powiedzia艂 t艂umacz.

- Ale go nie widzia艂e艣?

- Nie. By艂em w聽lesie. Drogi stamt膮d nie wida膰. T艂umacz znowu pokaza艂. Na po艂udnie od o艣rodka. Zaraz potem naprawd臋 zaskoczy艂 Kurta Wallandera.

- To by艂 citroen - oznajmi艂.

- Citroen?

- Taki, na kt贸ry wy w聽Szwecji m贸wicie 偶aba.

- Na jakiej podstawie tak twierdzisz?

- Wychowywa艂em si臋 w聽Teheranie. Kiedy byli艣my mali, bawili艣my si臋 w聽rozpoznawanie marek samochod贸w po d藕wi臋ku silnika. Citroen jest 艂atwy. Zw艂aszcza 偶aba.

Kurt Wallander nie m贸g艂 uwierzy膰 w聽to, co us艂ysza艂.

- Chod藕my na dw贸r - powiedzia艂. - Kiedy wyjdziemy, odwr贸cisz si臋 i聽zamkniesz oczy.

W deszczu uruchomi艂 swojego peugeota i聽zrobi艂 rundk臋 po parkingu. Przez ca艂y czas uwa偶nie obserwowa艂 t艂umacza.

- No? - spyta艂, kiedy do niego wr贸ci艂. - Co to by艂o?

- Peugeot - odpar艂 t艂umacz z聽niezachwian膮 pewno艣ci膮.

- Dobrze - ucieszy艂 si臋 Kurt Wallander. - Po prostu cholernie dobrze.

Odes艂a艂 艣wiadka do domu i聽wyda艂 rozkaz wszcz臋cia poszukiwa艅 citroena, kt贸ry m贸g艂 by膰 widziany mi臋dzy Hageholm a聽drog膮 E-14. Agencja prasowa TT r贸wnie偶 otrzyma艂a wiadomo艣膰, 偶e policja poszukuje citroena, kt贸ry mo偶e mie膰 zwi膮zek z聽morderstwem.

Trzecim 艣wiadkiem by艂a m艂oda Rumunka. W聽czasie przes艂uchania siedzia艂a w聽pokoju Wallandera i聽karmi艂a piersi膮 dziecko. T艂umacz kiepsko m贸wi艂 po szwedzku, ale Kurt Wallander zauwa偶y艂 natychmiast, 偶e dobrze rozumie to, co kobieta zeznaje.

Rumunka sz艂a t膮 sam膮 tras膮 co Somalijczyk i聽nawet spotka艂a go w聽drodze powrotnej do o艣rodka.

- Ile czasu min臋艂o? - pyta艂 Wallander. - Ile czasu min臋艂o mi臋dzy waszym spotkaniem a聽strza艂ami?

- Mo偶e trzy minuty.

- Widzia艂a pani jeszcze kogo艣?

Kobieta skin臋艂a g艂ow膮 i聽Kurt Wallander przechyli艂 si臋 zaciekawiony nad biurkiem.

- Gdzie? - pyta艂. - Prosz臋 mi pokaza膰!

T艂umacz trzyma艂 niemowl臋, kiedy kobieta szuka艂a na mapie.

- Tu - powiedzia艂a, przyciskaj膮c palec do mapy.

Kurt Wallander widzia艂, 偶e to bardzo blisko miejsca zbrodni.

- Prosz臋 opowiada膰 - rzek艂. - Mamy du偶o czasu. Niech si臋 pani dobrze zastanowi.

T艂umacz przekaza艂 polecenie i聽kobieta zacz臋艂a si臋 namy艣la膰.

- To by艂 m臋偶czyzna w聽granatowym kombinezonie - powiedzia艂a po chwili. - Stal na polu.

- Jak wygl膮da艂?

- Mia艂 ma艂o w艂os贸w.

- Wysoki?

- Normalnego wzrostu.

- Czy ja jestem normalnego wzrostu? Kurt Wallander wsta艂 z聽miejsca.

- On by艂 wy偶szy.

- A聽ile m贸g艂 mie膰 lat?

- Nie by艂 m艂ody. Ale stary te偶 nie. Mo偶e czterdzie艣ci pi臋膰 lat.

- Widzia艂 pani膮?

- Nie s膮dz臋.

- A聽co robi艂 na tym polu?

- Jad艂.

- Jad艂?

- Tak. Jad艂 jab艂ko.

Kurt Wallander zastanawia艂 si臋 chwil臋.

- M臋偶czyzna w聽granatowym kombinezonie sta艂 na polu przy drodze i聽jad艂 jab艂ko. Dobrze zrozumia艂em?

- Tak.

- Czy by艂 sam?

- Nikogo wi臋cej nie widzia艂am. Ale my艣l臋, 偶e nie by艂 sam.

- Dlaczego tak pani my艣li?

- Bo by艂o tak, jakby na kogo艣 czeka艂.

- Czy ten m臋偶czyzna mia艂 jak膮艣 bro艅? Kobieta znowu zacz臋艂a si臋 zastanawia膰.

- Mo偶e przy jego nogach le偶a艂a br膮zowa paczka - powiedzia艂a. - A聽mo偶e to by艂a tylko glina?

- Co sta艂o si臋 p贸藕niej, po tym jak pani zobaczy艂a tego cz艂owieka?

- Pobieg艂am do domu, najszybciej jak mog艂am.

- Dlaczego si臋 tak pani spieszy艂a?

- To nie jest dobrze spotka膰 obcego m臋偶czyzn臋 w聽lesie. Kurt Wallander przytakn膮艂.

- Widzia艂a pani jaki艣 samoch贸d? - spyta艂.

- Nie. 呕adnego samochodu.

- Czy mog艂aby pani opisa膰 tego cz艂owieka jeszcze dok艂adniej?

D艂ugo my艣la艂a, zanim znowu zacz臋艂a m贸wi膰. Dziecko spa艂o w聽ramionach t艂umacza.

- Wygl膮da艂 na silnego - zacz臋艂a. - My艣l臋, 偶e mia艂 du偶e r臋ce.

- Jakiego koloru mia艂 w艂osy? Te, kt贸re mu jeszcze zosta艂y.

- Szwedzkiego koloru.

- To znaczy jasne?

- Tak, jasne w艂osy i聽tak膮 艂ysin臋. Narysowa艂a w聽powietrzu p贸艂ksi臋偶yc.

Potem m艂oda Rumunka wr贸ci艂a do o艣rodka. Wallander przyni贸s艂 sobie kubek kawy. Svedberg zapyta艂, czy nie chce pizzy. Powiedzia艂, 偶e chce.

Za pi臋tna艣cie dziewi膮ta wieczorem policjanci zebrali si臋 w聽pokoju jadalnym. Kurt Wallander stwierdzi艂, 偶e wszyscy opr贸cz Naslunda nadal wygl膮daj膮 zdumiewaj膮co dobrze. Naslund by艂 zazi臋biony i聽mia艂 gor膮czk臋, ale nie chcia艂 wraca膰 do domu.

Rozdzielili mi臋dzy sob膮 pizz臋 i聽kanapki, po czym Kurt Wallander przyst膮pi艂 do omawiania stanu 艣ledztwa. Zdj膮艂 z聽jednej 艣ciany obraz i聽wy艣wietli艂 na niej map臋 miejsca, w聽kt贸rym dokonano morderstwa. Postawi艂 krzy偶yk tam, gdzie zastrzelono Somalijczyka, i聽zakre艣li艂 pozycje obojga 艣wiadk贸w oraz przebyt膮 przez nich drog臋.

- A聽zatem nie jeste艣my tak zupe艂nie pozbawieni punktu zaczepienia - zacz膮艂 swoje wyst膮pienie. - Znamy dok艂adny czas zbrodni i聽mamy dwoje wiarygodnych 艣wiadk贸w. Kilka minut przed tym, jak pad艂y strza艂y, kobieta widzi m臋偶czyzn臋 w聽granatowym kombinezonie, kt贸ry stoi na polu, tu偶 przy drodze. Mo偶emy przyj膮膰, 偶e dok艂adnie tyle samo czasu potrzebowa艂a ofiara, by doj艣膰 do tego punktu. Nast臋pnie wiemy, 偶e morderca odjecha艂 samochodem marki Citroen, kieruj膮c si臋 na po艂udniowy zach贸d.

Wyk艂ad zosta艂 przerwany, bo do sali jadalnej wkroczy艂 Rydberg. Zgromadzeni policjanci wybuchn臋li g艂o艣nym 艣miechem. Rydberg by艂 umazany w聽glinie po sam膮 brod臋. Pospiesznie zrzuci艂 brudne i聽przemoczone buty i聽przyj膮艂 kanapki, kt贸rymi go cz臋stowano.

- Przychodzisz w聽najodpowiedniejszym momencie - ucieszy艂 si臋 Kurt Wallander. - Co znalaz艂e艣?

- Przez dwie godziny pe艂za艂em po tym cholernym polu - odpar艂 Rydberg. - Rumunka bardzo precyzyjnie pokaza艂a, gdzie sta艂 m臋偶czyzna. Znale藕li艣my tam odcisk stopy. W聽gumowym bucie. A聽ona powiedzia艂a, 偶e mia艂 takie w艂a艣nie buty na nogach. Zwyczajne, zielone gumowe buty. A聽potem jeszcze znalaz艂em ogryzek jab艂ka.

Rydberg wyj膮艂 z聽kieszeni plastikowy woreczek.

- Przy odrobinie szcz臋艣cia mo偶emy mie膰 odcisk palca.

- Mo偶na zdj膮膰 odcisk palca z聽ogryzka? - zdumia艂 si臋 Kurt Wallander.

- Odciski mo偶na zdj膮膰 ze wszystkiego - powiedzia艂 Rydberg. - Mog膮 to by膰 w艂osy, troch臋 艣liny, kawa艂ek sk贸ry.

Po艂o偶y艂 woreczek na stole, ostro偶nie, jakby mia艂 do czynienia z聽porcelanow膮 figurk膮.

- Potem poszed艂em za 艣ladami st贸p. I聽je艣li morderc膮 jest ten facet od jab艂ka, to my艣l臋, 偶e wypadki potoczy艂y si臋 nast臋puj膮co. - Rydberg wyj膮艂 ze swojego notatnika o艂贸wek i聽stan膮艂 w聽艣wietle rzutnika. - Zobaczy艂, 偶e drog膮 nadchodzi Somalijczyk. Wtedy odrzuci艂 ogryzek i聽wyszed艂 na drog臋 tu偶 przed nim. Wydaje mi si臋, 偶e z聽jego but贸w 艣ciek艂o troch臋 gliniastego b艂ota. Tam odda艂 dwa strza艂y z聽odleg艂o艣ci mniej wi臋cej czterech metr贸w. Potem si臋 odwr贸ci艂 i聽pobieg艂 jakie艣 pi臋膰dziesi膮t metr贸w wzd艂u偶 drogi. W聽tym miejscu droga lekko zakr臋ca, tworz膮c jakby zatoczk臋, na kt贸rej samoch贸d mo偶e zawr贸ci膰. I聽rzeczywi艣cie, s膮 tam te偶 艣lady k贸艂. Poza tym tam znalaz艂em dwa niedopa艂ki papieros贸w. - Wyj膮艂 z聽kieszeni kolejny plastikowy woreczek. - Tam facet wskoczy艂 do samochodu i聽odjecha艂 na po艂udnie. Tak to moim zdaniem si臋 odby艂o. A聽poza tym mam zamiar obci膮偶y膰 policj臋 kosztami czyszczenia mojego ubrania.

- Ja to zaopiniuj臋 pozytywnie - obieca艂 Kurt Wallander. - Ale teraz musimy pomy艣le膰.

Rydberg podni贸s艂 r臋k臋, jakby siedzia艂 w聽szkolnej klasie.

- Mam par臋 koncepcji - powiedzia艂. - Przede wszystkim uwa偶am, 偶e ich by艂o dw贸ch. Jeden, kt贸ry czeka艂 przy samochodzie, i聽drugi, kt贸ry strzela艂.

- Dlaczego tak my艣lisz? - spyta艂 Kurt Wallander.

- Ludzie, kt贸rzy w聽napi臋tej sytuacji wol膮 zje艣膰 jab艂ko, rzadko bywaj膮 palaczami. My艣l臋, 偶e jedna osoba czeka艂a przy samochodzie. To palacz. Ale by艂a te偶 druga, czyli morderca, kt贸ry jad艂 jab艂ko.

- To brzmi przekonuj膮co.

- Poza tym mam poczucie, 偶e wszystko zosta艂o bardzo starannie zaplanowane. Nie trzeba wielkiej przebieg艂o艣ci, 偶eby stwierdzi膰, 偶e uchod藕cy z聽Hageholm chodz膮 t膮 drog膮 na spacery. Najcz臋艣ciej wychodz膮 grupami, niekiedy jednak kto艣 idzie sam. Je艣li obca osoba ubierze si臋 jak rolnik, to raczej nie wzbudzi podejrze艅. Miejsce zosta艂o ponadto wybrane w聽spos贸b przemy艣lany, samoch贸d m贸g艂 sta膰 bardzo blisko, a聽nikt go nie widzia艂. Tak wi臋c ten z聽pozoru szale艅czy post臋pek by艂 przedsi臋wzi臋ciem przeprowadzonym z聽zimn膮 krwi膮. Jedynym, czego mordercy nie wiedzieli, by艂o to, kto mianowicie b臋dzie sam przechodzi艂 drog膮. Ale te偶 tym si臋 wcale nie przejmowali.

W pokoju jadalnym panowa艂a cisza. Analiza Rydberga by艂a tak klarowna, 偶e nikt nie mia艂 nic do dodania. Bezsensowne morderstwo wydawa艂o si臋 teraz ca艂kiem oczywiste.

Milczenie przerwa艂 Svedberg.

- Przyszed艂 pos艂aniec z聽kaset膮 z聽redakcji „Sydsvenska”. Kto艣 przyni贸s艂 magnetofon.

Kurt Wallander natychmiast rozpozna艂 g艂os. To ten sam m臋偶czyzna, kt贸ry dwukrotnie dzwoni艂 do niego z聽pogr贸偶kami.

- Po艣lemy t臋 kaset臋 do Sztokholmu - postanowi艂. - Mo偶e im co艣 wyniknie z聽analizy?

- My艣l臋, 偶e powinni艣my te偶 sprawdzi膰, jakiego gatunku by艂o jab艂ko, kt贸re ten cz艂owiek jad艂 - powiedzia艂 Rydberg. - Przy odrobinie szcz臋艣cia mo偶e uda艂oby nam si臋 odszuka膰 sklep, w聽kt贸rym zosta艂o kupione.

Potem zacz臋li rozmawia膰 o聽motywach.

- Nienawi艣膰 rasowa - powiedzia艂 Kurt Wallander. - To mo偶e oznacza膰 cholernie du偶o 艣rodowisk. My艣l臋 jednak, 偶e powinni艣my najpierw pogrzeba膰 w聽tych tak zwanych nowoszwedzkich ruchach, kt贸re pieni膮 si臋 ostatnio. Najwyra藕niej wkroczyli艣my w聽now膮, powa偶niejsz膮 faz臋. Teraz ju偶 si臋 nie wypisuje wyzwisk na murach. Teraz rzuca si臋 bomby zapalaj膮ce i聽morduje. Chocia偶 ja wcale nie my艣l臋, 偶e dzisiaj strzela艂a ta sama osoba, kt贸ra podpali艂a baraki tu, w聽Ystad. Nadal uwa偶am, 偶e te baraki to jaki艣 szczeniacki wybryk albo wyg艂up pijanej bandy, skierowany przeciwko uchod藕com. Dzisiejsze morderstwo to co艣 ca艂kiem innego. Albo s膮 to ludzie dzia艂aj膮cy na w艂asn膮 r臋k臋, albo te偶 nale偶膮 do jakiego艣 ruchu. I聽od tej strony r贸wnie偶 musimy zrobi膰 porz膮dne rozeznanie. Trzeba wyj艣膰 do ludzi i聽zbiera膰 informacje. Zamierzam poprosi膰 Sztokholm o聽pomoc w聽stworzeniu mapy owych ruch贸w nowoszwedzkich. 艢ledztwo w聽sprawie tego morderstwa otrzyma艂o krajowy priorytet. A聽to znaczy, 偶e mamy wszelkie 艣rodki do dyspozycji. Poza tym kto艣 musia艂 przecie偶 widzie膰 citroena...

- Jest klub w艂a艣cicieli citroen贸w - powiedzia艂 Naslund ochryp艂ym g艂osem. - Mo偶emy por贸wna膰 ich rejestry z聽rejestrami samochodowymi. Cz艂onkowie klubu wiedz膮 wszystko o聽ka偶dziutkim citroenie, kt贸ry je藕dzi po drogach naszego kraju.

Rozdzielono zadania. By艂o prawie wp贸艂 do jedenastej, kiedy zebranie dobieg艂o ko艅ca. Nikt jednak nie my艣la艂 o聽tym, by p贸j艣膰 do domu.

Kurt Wallander zorganizowa艂 improwizowan膮 konferencj臋 prasow膮 w聽policyjnej recepcji. Ponownie zwr贸ci艂 si臋 za po艣rednictwem medi贸w do wszystkich, kt贸rzy mogli widzie膰 citroena na E-14, 偶eby si臋 z聽nim skontaktowali. Poza tym poda艂 przybli偶ony rysopis mordercy.

Kiedy sko艅czy艂, pytania posypa艂y si臋 jak grad.

- Nie teraz - protestowa艂. - Powiedzia艂em wszystko, co mia艂em do powiedzenia.

Kiedy wraca艂 do siebie, dogoni艂 go Hansson z聽pytaniem, czy chcia艂by obejrze膰 nagrany wyst臋p krajowego szefa policji w聽telewizji.

- Raczej nie - odpar艂. - Przynajmniej nie teraz.

Zrobi艂 porz膮dek na swoim biurku. Kartk臋, na kt贸rej zapisa艂, 偶e powinien zadzwoni膰 do siostry, przylepi艂 do aparatu telefonicznego. Potem zadzwoni艂 do Gorana Bomana, na prywatny numer. Odebra艂 Boman.

- I聽jak idzie? - spyta艂.

- Mamy jakie艣 punkty zaczepienia - poinformowa艂 Kurt Wallander. - B臋dziemy nad tym pracowa膰.

- Za to ja mam dla ciebie dobre nowiny.

- Liczy艂em na to.

- Ch艂opaki z聽S枚lvesborga znale藕li Nilsa Velandera. Wygl膮da na to, 偶e ma w聽jakiej艣 stoczni 艂贸d藕, kt贸r膮 od czasu do czasu 艣ciga si臋 w聽zawodach. Protok贸艂 z聽przes艂uchania b臋dzie jutro rano, ale ja dowiedzia艂em si臋 najwa偶niejszego. On twierdzi, 偶e pieni膮dze z聽plastikowego worka zarobi艂 na handlu t膮 swoj膮 bielizn膮. I聽zgodzi艂 si臋 zamieni膰 banknoty na inne, 偶eby艣my mogli zbada膰 odciski palc贸w.

- Bank Zwi膮zkowy tutaj, w聽Ystad. Musimy sprawdzi膰, czy to nie s膮 przypadkiem te numery.

- Pieni膮dze przyjd膮 jutro. Ale szczerze powiedziawszy, my艣l臋, 偶e to nie by艂 on.

- Dlaczego?

- Nie wiem.

- Chyba m贸wi艂e艣, 偶e masz dobre wiadomo艣ci?

- No bo mam i聽takie. Teraz przejd臋 do tej trzeciej kobiety. Pomy艣la艂em sobie, 偶e nie b臋dziesz mia艂 nic przeciwko temu, 偶ebym sam do niej pojecha艂.

- Naturalnie, 偶e nie.

- Jak pami臋tasz, ona si臋 nazywa Ellen Magnuson. Ma sze艣膰dziesi膮t lat i聽pracuje w聽aptece tu, w聽Kristianstad. Ju偶 si臋 kiedy艣 z聽ni膮 zetkn膮艂em, par臋 lat temu. Potr膮ci艂a wtedy samochodem robotnika drogowego i聽go zabi艂a. To by艂o w聽pobli偶u lotniska Ever枚ds. Twierdzi艂a, 偶e o艣lepi艂o j膮 s艂o艅ce, i聽tak z聽pewno艣ci膮 by艂o. W聽tysi膮c dziewi臋膰set pi臋膰dziesi膮tym pi膮tym urodzi艂a syna, ojciec nieznany. Ten syn ma na imi臋 Erik i聽mieszka w聽Malm枚, jest pracownikiem urz臋du rejonowego. Pojecha艂em do niej do domu, sprawia艂a wra偶enie przestraszonej i聽zdenerwowanej, ale jakby czeka艂a na wizyt臋 policji. Zaprzeczy艂a, jakoby Johannes L枚vgren by艂 ojcem ch艂opaka. Ja jednak mia艂em nieodparte wra偶enie, 偶e k艂amie. Je艣li ufasz moim ocenom, to ci powiem, 偶e naprawd臋 mia艂bym ochot臋 zaj膮膰 si臋 t膮 spraw膮. Ale naturalnie nie zapomn臋 o聽handlarzu ptakami i聽jego mamusi.

- W聽ci膮gu najbli偶szej doby nie znajd臋 nawet chwili, 偶eby zaj膮膰 si臋 czym艣 wi臋cej ni偶 tym, co teraz robi臋 - powiedzia艂 Kurt Wallander. - B臋d臋 ci wdzi臋czny, je偶eli zechcesz po艣wi臋ci膰 dla nas troch臋 swojego czasu.

- Wysy艂am ci papiery - powiedzia艂 Goran Boman. - I聽banknoty. Przypuszczam, 偶e b臋dziesz musia艂 je pokwitowa膰.

- Jak ju偶 to wszystko b臋dziemy mieli za sob膮, napijemy si臋 whisky, ty i聽ja - powiedzia艂 Kurt Wallander.

- W聽marcu ma podobno by膰 szkolenie w聽zamku Snogeholm na temat nowych dr贸g przerzutu narkotyk贸w w聽krajach wschodnich - powiedzia艂 Goran Boman. - Mo偶e to by by艂a okazja?

- Brzmi bardzo dobrze - odpar艂 Kurt Wallander. Sko艅czywszy rozmow臋, poszed艂 do pokoju Martinssona,

偶eby zapyta膰, czy nie ma jakich艣 informacji w聽sprawie poszukiwanego citroena.

Martinsson potrz膮sn膮艂 g艂ow膮. Jak dotychczas nic.

Kurt Wallander wr贸ci艂 do siebie, usiad艂 i聽po艂o偶y艂 nogi na biurku. By艂o wp贸艂 do dwunastej. Powoli porz膮dkowa艂 my艣li. Najpierw metodycznie rozwa偶a艂 kwestie zwi膮zane z聽morderstwem niedaleko o艣rodka dla uchod藕c贸w. Czy o聽niczym nie zapomnia艂? Czy w聽dokonanej przez Rydberga rekonstrukcji wydarze艅 nie ma jakiej艣 luki? Mo偶e jest jeszcze co艣, czym nale偶a艂oby si臋 natychmiast zaj膮膰?

Oceni艂, 偶e 艣ledztwo toczy si臋 jak nigdy. Trzeba tylko wykona膰 wszystkie analizy techniczne i聽mie膰 nadziej臋, 偶e trafi si臋 na 艣lad samochodu.

Zmieni艂 pozycj臋 na krze艣le, rozwi膮za艂 krawat i聽zacz膮艂 si臋 zastanawia膰 nad tym, co mu powiedzia艂 Goran Boman. W聽pe艂ni polega艂 na ocenach kolegi.

Je艣li Boman ma wra偶enie, 偶e kobieta k艂amie, to z聽pewno艣ci膮 tak jest.

Tylko dlaczego tak lekko traktuje spraw臋 Nilsa Velandera?

Zdj膮艂 nogi z聽biurka i聽wyj膮艂 czyst膮 kartk臋 papieru, nast臋pnie sporz膮dzi艂 list臋 spraw, z聽kt贸rymi trzeba si臋 b臋dzie upora膰 w聽najbli偶szych dniach. Postanowi艂 te偶, 偶e sk艂oni Bank Zwi膮zkowy, by otworzy艂 mu jutro drzwi, cho膰 to niedziela.

Kiedy ju偶 to wszystko zrobi艂, wsta艂 i聽przeci膮gn膮艂 si臋. Min臋艂a p贸艂noc. S艂ysza艂, 偶e na korytarzu Hansson rozmawia z聽Martinssonem, ale o聽czym, tego nie by艂 w聽stanie zrozumie膰.

Za oknem ko艂ysa艂a si臋 na wietrze uliczna latarnia. Poczu艂 si臋 spocony i聽brudny, postanowi艂, 偶e zejdzie na d贸艂, do szatni dla policjant贸w, i聽we藕mie prysznic. Najpierw jednak otworzy艂 okno i聽zaczerpn膮艂 wielki haust zimnego powietrza. Deszcz przesta艂 pada膰.

Kurt Wallander odczuwa艂 niepok贸j. Jak zdo艂a zapobiec temu, by morderca nie uderzy艂 ponownie?

Nast臋pna mia艂a by膰 kobieta, jako odpowied藕 na 艣mier膰 Marii L枚vgren.

Znowu usiad艂 za biurkiem i聽przyci膮gn膮艂 do siebie segregator, w聽kt贸rym przechowywa艂 informacje na temat o艣rodk贸w dla uchod藕c贸w w聽Skanii.

Do Hageholm morderca raczej nie wr贸ci. Istnieje jednak mn贸stwo innych mo偶liwo艣ci. A聽je艣li morderca wybierze na swoj膮 nast臋pn膮 ofiar臋 kogo艣 r贸wnie przypadkowego jak w聽Hageholm, to policja mo偶e zrobi膰 jeszcze mniej, 偶eby mu w聽tym przeszkodzi膰.

W ko艅cu trudno 偶膮da膰, 偶eby uchod藕cy nie wychodzili z聽domu.

Od艂o偶y艂 segregator i聽wkr臋ci艂 czysty papier w聽maszyn臋 do pisania. R贸wnie dobrze jak cokolwiek innego m贸g艂 przygotowa膰 sprawozdanie dla Bj枚rka.

W艂a艣nie wtedy drzwi si臋 otworzy艂y i聽do pokoju wszed艂 Svedberg.

- Wiadomo艣ci? - spyta艂 Kurt Wallander.

- W聽jakim艣 sensie tak - powiedzia艂 Svedberg ze zbola艂ym wyrazem twarzy.

- Co si臋 sta艂o?

- Nie bardzo wiem, jak ci to powiedzie膰, ale przed chwil膮 dzwoni艂 pewien ch艂op z聽L枚derup.

- Widzia艂 citroena?

- Nie. Ale twierdzi, 偶e tw贸j ojciec chodzi po polu w聽pi偶amie. Z聽walizk膮 w聽r臋ce.

Kurt Wallander skamienia艂.

- Do diab艂a, co ty gadasz?

- Ten dzwoni膮cy sprawia艂 wra偶enie cz艂owieka o聽zdrowych zmys艂ach. W艂a艣ciwie to chcia艂 rozmawia膰 z聽tob膮, ale go 藕le po艂膮czyli i聽trafi艂 na mnie. My艣l臋, 偶e to ty powiniene艣 podj膮膰 decyzj臋, co z聽tym zrobi膰.

Kurt Wallander siedzia艂 bez ruchu, pustym wzrokiem wpatrywa艂 si臋 przed siebie. Po chwili wsta艂.

- O聽jakie to pole chodzi?

- Odnios艂em wra偶enie, 偶e on szed艂 w聽stron臋 szosy.

- Sam si臋 nim zajm臋. Wr贸c臋 tak szybko, jak to b臋dzie mo偶liwe. Za艂atw mi samoch贸d z聽radiotelefonem, 偶eby艣cie mogli mnie wezwa膰 jakby co.

- Chcesz, 偶eby kto艣 z聽tob膮 pojecha艂? Kurt Wallander zaprzeczy艂.

- Ojciec ma skleroz臋 - powiedzia艂. - Musz臋 spr贸bowa膰 umie艣ci膰 go w聽jakim艣 domu opieki.

Svedberg przyni贸s艂 mu po chwili kluczyki do radiowozu.

Kiedy Kurt Wallander wychodzi艂 z聽budynku, dostrzeg艂 na dziedzi艅cu kryj膮cego si臋 w聽cieniu m臋偶czyzn臋. Rozpozna艂 w聽nim dziennikarza znanej popo艂udni贸wki.

- Nie chc臋, 偶eby on za mn膮 pojecha艂 - powiedzia艂 do Svedberga.

Tamten skin膮艂 g艂ow膮.

- Zaczekaj, dop贸ki nie zobaczysz, 偶e wy艂膮czy艂em silnik w聽swoim samochodzie. Wtedy mo偶esz rusza膰.

Kurt Wallander wsiad艂 do samochodu i聽czeka艂.

Dziennikarz b艂yskawicznie pobieg艂 do swojego wozu. Trzydzie艣ci sekund potem Svedberg wyjecha艂 prywatnym autem. I聽zgasi艂 silnik.

Zablokowa艂 wyjazd dziennikarzowi. Kurt Wallander mia艂 woln膮 r臋k臋.

Jecha艂 szybko. Zbyt szybko. Ograniczenie pr臋dko艣ci w聽Sandskogen ca艂kiem zlekcewa偶y艂. Zreszt膮 by艂 na szosie w艂a艣ciwie sam. Przera偶one zaj膮ce zmyka艂y po mokrym asfalcie.

Zbli偶y艂 si臋 do wsi, w聽kt贸rej mieszka艂 ojciec, i聽z聽daleka go zobaczy艂 w聽艣wietle reflektor贸w. Bosy, brn膮艂 po b艂ocie w聽pi偶amie w聽niebieskie paski. Na g艂owie mia艂 sw贸j stary kapelusz, w聽r臋ce du偶膮 walizk臋. O艣lepiony 艣wiat艂ami, z聽irytacj膮 przes艂ania艂 r臋k膮 oczy. Zatrzyma艂 si臋 tylko na chwil臋, a聽potem ruszy艂 dalej. Energicznie, jakby zmierza艂 do z聽g贸ry wyznaczonego celu.

Kurt Wallander wy艂膮czy艂 silnik, ale reflektor贸w nie zgasi艂.

Wyszed艂 na pole.

- Tato! - zawo艂a艂. - Co ty, do cholery, wyprawiasz? Ojciec nie odpowiedzia艂, szed艂 dalej. Kurt Wallander ruszy艂 za nim. Potkn膮艂 si臋 i聽przewr贸ci艂, umaza艂 si臋 w聽b艂ocie po pas.

- Tato! - zawo艂a艂 znowu. - Zatrzymaj si臋! Dok膮d idziesz?

呕adnej reakcji. Starszy pan zdawa艂 si臋 nawet przyspiesza膰. By艂 ju偶 bardzo blisko szosy. Kurt Wallander pobieg艂, zn贸w si臋 potkn膮艂, ale zdo艂a艂 go z艂apa膰 za rami臋. Ojciec jednak wyszarpn膮艂 si臋 i聽szed艂 dalej.

Wtedy Kurt Wallander wpad艂 w聽z艂o艣膰.

- Policja! - wrzasn膮艂. - St贸j, bo b臋d臋 strzela艂!

Ojciec zatrzyma艂 si臋 natychmiast, a聽potem powoli odwr贸ci艂. Kurt Wallander widzia艂, 偶e mru偶y oczy, bo razi go 艣wiat艂o.

- Czy nie m贸wi艂em? - odkrzykn膮艂. - Ty chcesz mojej 艣mierci!

A potem cisn膮艂 walizk臋 w聽stron臋 syna. Wieko si臋 otworzy艂o i聽odkry艂o zawarto艣膰: brudn膮 bielizn臋, p臋dzle i聽tuby z聽farbami.

Kurt Wallander poczu艂, 偶e ogarnia go wielki smutek. A聽wi臋c ojciec w聽艣rodku nocy wybra艂 si臋 w聽t臋 swoj膮 wyimaginowan膮 podr贸偶 do W艂och? Kompletnie mu si臋 pomiesza艂o w聽g艂owie.

- Uspok贸j si臋, tato - powiedzia艂. - Chcia艂em ci臋 tylko odwie藕膰 na stacj臋. 呕eby艣 nie musia艂 chodzi膰.

Ojciec przygl膮da艂 mu si臋 z聽pow膮tpiewaniem.

- Ja ci nie wierz臋 - odpar艂.

- To przecie偶 normalne, 偶e chc臋 odwie藕膰 mojego ojca na stacj臋, kiedy wybiera si臋 w聽podr贸偶.

Kurt Wallander podni贸s艂 walizk臋, zamkn膮艂 wieko i聽ruszy艂 w聽kierunku samochodu. W艂o偶y艂 walizk臋 do baga偶nika i聽czeka艂. Ojciec wygl膮da艂 na tym polu jak 艣cigane zwierz臋. Zwierz臋, kt贸re dotar艂o ju偶 do ko艅ca drogi i聽teraz tylko czeka na 艣miertelny strza艂.

Po chwili on te偶 ruszy艂 w聽stron臋 samochodu. Kurt Wallander nie potrafi艂 okre艣li膰, czy to, co widzi, to wyraz godno艣ci czy upokorzenia. Otworzy艂 tylne drzwi i聽ojciec wsiad艂. Kocem, kt贸ry zawsze le偶a艂 w聽baga偶niku, otuli艂 ramiona ojca.

Podskoczy艂, kiedy z聽mroku wy艂oni艂 si臋 nagle m臋偶czyzna. Starszy cz艂owiek ubrany w聽brudny kombinezon.

- To ja dzwoni艂em - powiedzia艂. - Co z聽nim?

- B臋dzie dobrze - zapewni艂 Wallander. - Dzi臋kuj臋, 偶e pan zadzwoni艂.

- To czysty przypadek, 偶e go zauwa偶y艂em.

- Rozumiem. Jeszcze raz dzi臋kuj臋.

Usiad艂 za kierownic膮. Kiedy odwr贸ci艂 g艂ow臋, zauwa偶y艂, 偶e ojciec trz臋sie si臋 pod kocem z聽zimna.

- Teraz jad臋 prosto na stacj臋, tato - powiedzia艂. - To nie potrwa d艂ugo.

I ruszy艂 do szpitala na ostry dy偶ur. Mia艂 szcz臋艣cie, bo spotka艂 lekarza, kt贸rego pozna艂 przy 艂贸偶ku Marii L枚vgren. Wyja艣ni艂, co si臋 sta艂o.

- Zostawimy go na noc i聽b臋dziemy obserwowa膰 - zdecydowa艂 lekarz. - Musia艂 porz膮dnie zmarzn膮膰. Jutro kurator spr贸buje mu znale藕膰 jakie艣 miejsce.

- Dzi臋kuj臋 - powiedzia艂 Kurt Wallander. - Zostan臋 z聽nim jeszcze chwil臋.

Ojciec zosta艂 wytarty i聽u艂o偶ony na w贸zku.

- Wagon sypialny do W艂och - oznajmi艂. - Nareszcie tam pojad臋.

Kurt Wallander usiad艂 przy nim na krze艣le.

- Oczywi艣cie - zapewni艂. - Teraz jedziesz do W艂och.

By艂o po drugiej, kiedy opu艣ci艂 szpital. Wr贸ci艂 do budynku policji. Wszyscy z聽wyj膮tkiem Hanssona poszli na noc do domu. On za艣 ogl膮da艂 nagran膮 na kaset臋 wideo dyskusj臋, w聽kt贸rej uczestniczy艂 krajowy szef policji.

- Dzia艂o si臋 co艣? - spyta艂 Kurt Wallander.

- Nic - odpar艂 Hansson. - By艂o oczywi艣cie par臋 informacji, ale nic rozstrzygaj膮cego. Pozwoli艂em sobie wys艂a膰 ludzi do domu, niech si臋 prze艣pi膮 par臋 godzin.

- Bardzo dobrze. Dziwne, 偶e nie odzywa si臋 nikt w聽sprawie samochodu.

- No w艂a艣nie, ja te偶 o聽tym my艣la艂em. A聽mo偶e on jecha艂 E-14 tylko kr贸tki odcinek, a聽potem znowu skr臋ci艂 w聽kt贸r膮艣 z聽tych bocznych dr贸偶ek? Studiowa艂em mapy. W聽tej okolicy jest g臋sta pl膮tanina polnych dr贸g i聽艣cie偶ek. Plus rozleg艂e pustkowia, na kt贸re nikt si臋 w聽zimie nie zapuszcza. Patrole kontroluj膮ce o艣rodki dla cudzoziemc贸w przeczesz膮 dzi艣 w聽nocy te drogi.

Wallander kiwa艂 g艂ow膮.

- I聽wy艣lemy helikopter, jak tylko si臋 rozwidni - powiedzia艂. - Samoch贸d pewnie stoi ukryty gdzie艣 na tych pustkowiach.

Nala艂 sobie kawy.

- Svedberg m贸wi艂 mi o聽twoim ojcu - powiedzia艂 Hansson. - Co z聽nim?

- Nic gro藕nego. Da艂a o聽sobie zna膰 skleroza. Teraz jest w聽szpitalu. Ale dotar艂em w聽por臋.

- Ty te偶 id藕 do domu i聽prze艣pij si臋 troch臋. Wygl膮dasz na wyko艅czonego.

- Mam jeszcze sporo papierkowej roboty. Hansson wy艂膮czy艂 wideo.

- A聽ja po艂o偶臋 si臋 tu na kanapie - powiedzia艂.

Kurt Wallander wr贸ci艂 do swojego pokoju i聽usiad艂 przy maszynie do pisania. Oczy go piek艂y ze zm臋czenia.

Mimo wszystko zm臋czenie dawa艂o mu te偶 nieoczekiwan膮 jasno艣膰 rozumowania. Zosta艂o pope艂nione podw贸jne morderstwo, my艣la艂. A聽艣ciganie zab贸jcy spowodowa艂o nast臋pny mord. Kt贸ry musimy wyja艣ni膰 natychmiast, by nie dopu艣ci膰, 偶eby jeszcze kolejny spad艂 nam na g艂ow臋.

To wszystko sta艂o si臋 w聽ci膮gu pi臋ciu dni i聽nocy.

Potem napisa艂 informacj臋 dla Bj枚rka. Postanowi艂 zadba膰, by kto艣 wsun膮艂 to szefowi do r臋ki ju偶 na lotnisku.

Ziewn膮艂 i聽spojrza艂 na zegarek. Za pi臋tna艣cie czwarta. By艂 zbyt zm臋czony, 偶eby my艣le膰 o聽swoim ojcu. Ba艂 si臋 tylko, 偶e szpitalny kurator nie znajdzie dobrego rozwi膮zania.

Kartka z聽imieniem siostry wci膮偶 by艂a przyklejona do s艂uchawki telefonu. Za par臋 godzin, kiedy ju偶 b臋dzie rano, musi do niej zadzwoni膰.

Ziewn膮艂 znowu i聽pow膮cha艂 si臋 pod pachami. Po prostu 艣mierdzia艂. I聽w艂a艣nie w聽tym momencie w聽uchylonych drzwiach stan膮艂 Hansson.

Wallander natychmiast zrozumia艂, 偶e co艣 si臋 sta艂o.

- Co?

- Przed chwil膮 dzwoni艂 jaki艣 facet z聽Malm枚, 偶e ukradziono mu samoch贸d.

- Citroen?

Hansson kiwn膮艂 g艂ow膮.

- Jak to si臋 sta艂o, 偶e odkry艂 kradzie偶 o聽czwartej nad ranem?

- Zamierza艂 jecha膰 na jakie艣 targi do G枚teborga.

- Zg艂osi艂 to na policji w聽Malm枚?

Hansson znowu kiwn膮艂 g艂ow膮. Kurt Wallander podni贸s艂 s艂uchawk臋 telefonu.

- No to zaczynamy - powiedzia艂.

Policja w聽Malm枚 obieca艂a jak najszybciej przes艂ucha膰 tego cz艂owieka. Informacj臋 o聽numerach ukradzionego samochodu, roku produkcji i聽kolorze nale偶a艂o natychmiast rozes艂a膰 po kraju.

- BBM 160 - powiedzia艂 Hansson. - Kolor niebieski, z聽bia艂ym dachem. Ile takich mo偶e si臋 znajdowa膰 w聽naszym kraju? Sto?

- Je偶eli samoch贸d nie zosta艂 zakopany, to go znajdziemy - zapewni艂 Wallander. - O聽kt贸rej wschodzi s艂o艅ce?

- Za cztery, pi臋膰 godzin - powiedzia艂 Hansson.

- Jak tylko si臋 rozwidni, wy艣lemy helikopter nad pustkowia. Ty si臋 tym zajmiesz.

Hansson kiwn膮艂 g艂ow膮. Ju偶 mia艂 opu艣ci膰 pok贸j, gdy przypomnia艂o mu si臋 co艣, o聽czym ze zm臋czenia zapomnia艂.

- Do diab艂a! Jeszcze jedno. - Tak?

- Ten, co dzwoni艂, 偶e mu ukradli samoch贸d. To by艂 policjant.

Kurt Wallander patrzy艂 na Hanssona zdumiony.

- Policjant? Co chcesz przez to powiedzie膰?

- Chc臋 powiedzie膰, 偶e to by艂 policjant. Jak ty i聽ja.

11

Kurt Wallander poszed艂 do policyjnego aresztu, 偶eby si臋 troch臋 przespa膰. Z聽wielkim trudem uda艂o mu si臋 nastawi膰 budzik w聽swoim zegarku. Dawa艂 sobie na odpoczynek dwie godziny. Kiedy obudzi艂o go pikanie, b贸l rozsadza艂 mu g艂ow臋. Pierwsze, o聽czym pomy艣la艂, to stan ojca. Z聽szafki na lekarstwa wyj膮艂 kilka tabletek przeciwb贸lowych i聽popi艂 je kubkiem letniej kawy. Potem d艂ugo sta艂, niezdecydowany, czy najpierw wzi膮膰 prysznic, czy raczej zadzwoni膰 do siostry w聽Sztokholmie. W聽ko艅cu jednak uda艂 si臋 do przebieralni i聽wszed艂 pod prysznic. B贸l g艂owy z聽wolna ust臋powa艂, ale kiedy Wallander opad艂 na krzes艂o przy swoim biurku, czu艂, 偶e zm臋czenie przyt艂acza go jak worek kamieni. By艂o kwadrans po si贸dmej. Wiedzia艂, 偶e jego siostra jest rannym ptaszkiem. Teraz te偶 odpowiedzia艂a niemal natychmiast, gdy przebrzmia艂 pierwszy sygna艂. Najzwi臋藕lej jak to mo偶liwe opowiedzia艂 jej, co si臋 sta艂o.

- Dlaczego nie dzwoni艂e艣 wcze艣niej? - pyta艂a wzburzona. - Musia艂e艣 przecie偶 zauwa偶y膰, 偶e co艣 si臋 zaczyna dzia膰.

- Chyba w艂a艣nie to zauwa偶y艂em za p贸藕no - odpowiedzia艂 wymijaj膮co.

Um贸wili si臋, 偶e trzeba zaczeka膰, dop贸ki on nie rozm贸wi si臋 ze szpitalnym kuratorem, a聽potem postanowi膮, kiedy siostra ma przyjecha膰 do Skanii.

- A聽jak si臋 czuj膮 Mona i聽Linda? - spyta艂a.

Zda艂 sobie spraw臋, 偶e Kristina nie wie o聽ich rozstaniu.

- Dobrze - b膮kn膮艂. - Zadzwoni臋 p贸藕niej.

Potem pojecha艂 do szpitala. Temperatura znowu spad艂a poni偶ej zera. Lodowaty wiatr przenika艂 miasto od po艂udniowego zachodu.

Ojciec spa艂 w聽nocy niespokojnie, poinformowa艂a go siostra oddzia艂owa, kt贸ra w艂a艣nie odebra艂a meldunki od nocnej zmiany. Ale 偶adnych fizycznych obra偶e艅 nie odni贸s艂 podczas swojego nocnego spaceru po polach.

Kurt Wallander wola艂 zobaczy膰 si臋 z聽ojcem po rozmowie z聽kuratorem.

Co prawda on kuratorom nie dowierza艂. Zbyt cz臋sto, jego zdaniem, r贸偶ni pracownicy socjalni, wzywani, kiedy policja schwyta艂a m艂odocianych przest臋pc贸w, prezentowali b艂臋dne wyobra偶enie o聽tym, co nale偶y robi膰. Kuratorzy byli ulegli i聽艂agodni w聽sytuacji, gdy, jak s膮dzi艂, powinni stawia膰 tym ludziom twarde wymagania. Nieraz z艂o艣ci艂 si臋 na w艂adze socjalne, kt贸re swoj膮 powolno艣ci膮 i聽brakiem zdecydowania popycha艂y m艂odych przest臋pc贸w do kontynuowania dzia艂alno艣ci.

Ale mo偶e szpitalni kuratorzy s膮 inni, my艣la艂.

Po chwili oczekiwania zosta艂 zaproszony na rozmow臋 z聽kobiet膮 mniej wi臋cej pi臋膰dziesi臋cioletni膮. Kurt Wallander opisa艂 nag艂e za艂amanie, kt贸rego nikt si臋 nie spodziewa艂, i聽m贸wi艂, jaki on sam czuje si臋 bezradny.

- Miejmy nadziej臋, 偶e to przej艣ciowe - powiedzia艂a kuratorka. - Niekiedy starsze osoby cierpi膮 z聽powodu okresowych zaburze艅 艣wiadomo艣ci. - Je偶eli mu to przejdzie, to by膰 mo偶e wystarczy jaka艣 sta艂a pomoc domowa. Gdyby si臋 jednak okaza艂o, 偶e skleroza jest chroniczna, b臋dziemy musieli poszuka膰 innego rozwi膮zania.

Postanowili, 偶e ojciec zostanie w聽szpitalu do poniedzia艂ku. Potem pani kurator naradzi si臋 z聽lekarzami.

Kurt Wallander wsta艂. Kobieta naprzeciwko niego zdawa艂a si臋 wiedzie膰, o聽czym m贸wi.

- Cz艂owiek po prostu nie ma poj臋cia, co nale偶a艂oby zrobi膰 - przyzna艂.

Kobieta skin臋艂a g艂ow膮.

- To bardzo trudna sytuacja, kiedy jeste艣my zmuszeni by膰 jak rodzice dla naszych w艂asnych rodzic贸w - powiedzia艂a. - Wiem co艣 na ten temat. Moja mama by艂a pod koniec 偶ycia w聽takim stanie, 偶e nie mog艂am jej zatrzyma膰 u聽siebie w聽domu.

Kurt Wallander poszed艂 do ojca, kt贸ry le偶a艂 w聽sali z聽czterema 艂贸偶kami. Wszystkie by艂y zaj臋te. Kto艣 mia艂 nog臋 w聽gipsie, kto艣 inny le偶a艂 skulony, jakby cierpia艂 na b贸le brzucha. Ojciec Kurta Wallandera wpatrywa艂 si臋 w聽sufit.

- Jak si臋 masz, staruszku? - spyta艂 syn. Min臋艂o sporo czasu, zanim ojciec powiedzia艂:

- Zostaw mnie w聽spokoju.

G艂os brzmia艂 jako艣 nisko, nie by艂o w聽nim dawnej dra偶liwo艣ci. Kurt Wallander odni贸s艂 wra偶enie, 偶e w聽g艂osie ojca brzmi smutek.

Siedzia艂 przez chwil臋 na kraw臋dzi 艂贸偶ka. Potem zacz膮艂 zbiera膰 si臋 do wyj艣cia.

- Wr贸c臋 nied艂ugo, staruszku - powiedzia艂. - Pozdrowienia od Kristiny.

Szybko wyszed艂 ze szpitala z聽poczuciem wielkiej bezradno艣ci. Lodowaty wiatr szczypa艂 go w聽twarz. Nie wr贸ci艂 do budynku policji, zadzwoni艂 tylko ze skrzecz膮cego telefonu w聽samochodzie do Hanssona.

- Jad臋 do Malm枚 - poinformowa艂. - Dostali艣my jaki艣 helikopter?

- Tak, patroluje teren od p贸艂 godziny. Wys艂ali艣my tam te偶 dwa patrole z聽psami. Je偶eli ten przekl臋ty samoch贸d stoi gdzie艣 na pustkowiu, to go znajdziemy.

Kurt Wallander jecha艂 do Malm枚. Poranny ruch by艂 intensywny, kierowcy nieust臋pliwi. Wyprzedzaj膮ce na si艂臋 samochody nieustannie spycha艂y go na pobocze.

Powinienem by艂 wzi膮膰 oznakowany radiow贸z, my艣la艂. Ale teraz to mo偶e i聽tak nie ma znaczenia?

By艂o kwadrans po dziewi膮tej, kiedy wchodzi艂 do pokoju w聽budynku policji w聽Malm枚, w聽kt贸rym czeka艂 na niego w艂a艣ciciel skradzionego samochodu. Zanim tu dotar艂, rozmawia艂 z聽policjantem, kt贸ry przyjmowa艂 zg艂oszenie o聽kradzie偶y.

- Czy to prawda, 偶e on jest policjantem? - spyta艂.

- By艂. Ale przeszed艂 na wcze艣niejsz膮 emerytur臋.

- Dlaczego?

Policjant wzruszy艂 ramionami.

- Problemy z聽nerwami. Nie wiem dok艂adnie.

- Znasz go?

- On si臋 trzyma艂 troch臋 z聽boku. Chocia偶 pracowali艣my razem dziesi臋膰 lat, nie mog臋 powiedzie膰, 偶e go znam. Szczerze m贸wi膮c, to chyba nikt go nie zna艂.

- Kto艣 jednak musi wiedzie膰 o聽nim co艣 wi臋cej. Policjant znowu wzruszy艂 ramionami.

- Popytam - obieca艂. - Ale przecie偶 chyba ka偶demu mog膮 ukra艣膰 samoch贸d?

Kurt Wallander wszed艂 do pokoju i聽przywita艂 si臋 z聽m臋偶czyzn膮 nazwiskiem Run臋 Bergman. Mia艂 pi臋膰dziesi膮t trzy lata i聽cztery lata temu odszed艂 na emerytur臋. By艂 szczup艂y, mia艂 rozbiegane, niespokojne oczy. Po jednej stronie nosa widnia艂a d艂uga blizna, jak od ci臋cia no偶em.

Kurt Wallander odni贸s艂 wra偶enie, 偶e cz艂owiek naprzeciwko niego jest spi臋ty i聽czujny, cho膰 nie umia艂by powiedzie膰 dlaczego. Ale wra偶enie nie ust臋powa艂o, przeciwnie, umacnia艂o si臋 podczas rozmowy.

- Opowiadaj - poprosi艂. - O聽godzinie czwartej nad ranem stwierdzasz, 偶e tw贸j samoch贸d znikn膮艂.

- Mia艂em jecha膰 do G枚teborga. Lubi臋 wyje偶d偶a膰 o聽艣wicie, kiedy wybieram si臋 daleko. Gdy wyszed艂em z聽domu, samochodu nie by艂o.

- Znikn膮艂 z聽gara偶u czy z聽parkingu?

- Z聽ulicy przed domem, w聽kt贸rym mieszkam. Mam gara偶, ale trzymam tam mn贸stwo rupieci i聽na samoch贸d nie starcza miejsca.

- A聽gdzie mieszkasz?

- W聽osiedlu domk贸w przy Jagersro. W聽segmencie.

- My艣lisz, 偶e kto艣 z聽s膮siad贸w m贸g艂 co艣 widzie膰?

- Pyta艂em. Nikt nic nie wie.

- Kiedy po raz ostatni widzia艂e艣 samoch贸d?

- Ca艂y dzie艅 by艂em w聽domu. Ale poprzedniego wieczora sta艂 na swoim miejscu.

- Zamkni臋ty?

- Jasne, 偶e zamkni臋ty.

- Mia艂 blokad臋 kierownicy?

- Niestety, zepsu艂a si臋.

Odpowiedzi pada艂y swobodnie. Mimo to Kurt Wallander nie pozby艂 si臋 uczucia, 偶e facet jest dziwnie spi臋ty.

- Co to za targi, na kt贸re si臋 wybiera艂e艣? - spyta艂. M臋偶czyzna spojrza艂 zaskoczony.

- A聽co to ma wsp贸lnego ze spraw膮?

- Nic. Po prostu chcia艂em wiedzie膰.

- To targi lotnicze, je偶eli ju偶 nalegasz.

- Lotnicze?

- Interesuj膮 mnie stare samoloty. Sam nawet buduj臋 modele.

- Je偶eli dobrze zrozumia艂em, to zosta艂e艣 przeniesiony na wcze艣niejsz膮 emerytur臋, prawda?

- A聽co to ma do kradzie偶y?

- Nic.

- Mo偶e by艣 zacz膮艂 szuka膰 samochodu, zamiast grzeba膰 w聽moim prywatnym 偶yciu?

- Ju偶 go szukamy. Jak by膰 mo偶e si臋 domy艣li艂e艣, podejrzewamy, 偶e ten, kto ukrad艂 tw贸j samoch贸d, m贸g艂 pope艂ni膰 morderstwo. Albo powinienem raczej powiedzie膰: wykona膰 egzekucj臋.

M臋偶czyzna spojrza艂 mu prosto w聽oczy. Bez tego poprzedniego rozbiegania.

- S艂ysza艂em o聽tym - powiedzia艂.

Kurt Wallander nie mia艂 ju偶 wi臋cej pyta艅.

- Uzna艂em, 偶e powinni艣my pojecha膰 do ciebie do domu - oznajmi艂. - Chcia艂bym zobaczy膰, gdzie samoch贸d by艂 zaparkowany.

- Ale ja na kaw臋 nie zapraszam - odpar艂 tamten. - Mam w聽domu ba艂agan.

- Jeste艣 偶onaty?

- Rozwiedziony.

Pojechali samochodem Wallandera. Osiedle by艂o stare, po艂o偶one na ty艂ach tor贸w wy艣cigowych Jagersro. Zatrzymali si臋 przed niskim domem z聽偶贸艂tej ceg艂y, z聽male艅kim trawnikiem przed wej艣ciem.

- Samoch贸d sta艂 tu, gdzie ty zaparkowa艂e艣 - powiedzia艂 m臋偶czyzna. - Dok艂adnie w聽tym samym miejscu.

Kurt Wallander cofn膮艂 si臋 kilka metr贸w i聽obaj wysiedli. Wtedy Wallander stwierdzi艂, 偶e samoch贸d, kt贸ry ukradziono, musia艂 by膰 zaparkowany mi臋dzy ulicznymi latarniami.

- Czy wiele samochod贸w stoi tu noc膮? - spyta艂.

- W艂a艣ciwie przed ka偶dym domem. Na og贸艂 mieszka艅cy maj膮 po dwa samochody, a聽miejsce w聽gara偶u tylko na jeden.

Kurt Wallander wskaza艂 na latarnie.

- Dzia艂aj膮? - spyta艂.

- Tak. Je艣li kt贸ra艣 si臋 przepali, zaraz widz臋.

Kurt Wallander rozgl膮da艂 si臋 dooko艂a i聽my艣la艂. 呕adne dodatkowe pytania nie przychodzi艂y mu do g艂owy.

- Przypuszczam, 偶e si臋 niebawem odezwiemy - powiedzia艂.

- Ja chc臋 z聽powrotem sw贸j samoch贸d - odpar艂 Run臋 Bergman.

Kurt Wallander u艣wiadomi艂 sobie nagle, 偶e jednak ma jeszcze pytanie.

- Masz pozwolenie na bro艅? - spyta艂. - I聽bro艅? Cz艂owiek obok niego zesztywnia艂.

W tym samym momencie szalona my艣l przelecia艂a Wallanderowi przez g艂ow臋.

Kradzie偶 samochodu zosta艂a zmy艣lona.

M臋偶czyzna stoj膮cy przed nim to jeden z聽tych dw贸ch, kt贸rzy poprzedniego dnia zastrzelili Somalijczyka.

- O聽co ci, do cholery, chodzi? - spyta艂 贸w m臋偶czyzna.

- Jakie pozwolenie na bro艅? Nie jeste艣 chyba a偶 taki g艂upi, by my艣le膰, 偶e ja mia艂em z聽tym co艣 wsp贸lnego?

- Ty, jako policjant, powiniene艣 wiedzie膰, 偶e niekiedy trzeba zadawa膰 r贸偶ne pytania - powiedzia艂 Kurt Wallander.

- Masz w聽domu bro艅?

- Mam i聽bro艅, i聽pozwolenie.

- A聽jaka to bro艅?

- Poluj臋 od czasu do czasu. Mam mauzera na 艂osie.

- I聽co jeszcze?

- Dubelt贸wk臋. Lanber baron. Hiszpa艅ska bro艅. Na zaj膮ce.

- Przy艣l臋 tu kogo艣 po t臋 bro艅.

- A聽to dlaczego?

- Dlatego, 偶e ten cz艂owiek, kt贸rego wczoraj zamordowano, zosta艂 zastrzelony z聽dubelt贸wki, z聽bardzo bliskiej odleg艂o艣ci.

M臋偶czyzna patrzy艂 na niego z聽pogard膮.

- Masz nie po kolei w聽g艂owie - sykn膮艂. - Do cholery, naprawd臋 masz nie po kolei w聽g艂owie.

Kurt Wallander zostawi艂 go i聽wr贸ci艂 na komend臋 w聽Malm枚. Stamt膮d zadzwoni艂 do Ystad. W聽dalszym ci膮gu nie znaleziono 偶adnego samochodu. Potem za偶膮da艂 rozmowy z聽urz臋duj膮cym szefem wydzia艂u zab贸jstw w聽Malm枚. Ju偶 go kiedy艣 spotka艂 i聽odni贸s艂 wra偶enie, 偶e to cz艂owiek zadufany w聽sobie, kt贸remu si臋 wydaje, 偶e wszystko mo偶e. To by艂o na tym samym szkoleniu, kiedy pozna艂 Gorana Bomana.

Kurt Wallander przedstawi艂 swoj膮 spraw臋.

- Chc臋, 偶eby艣cie skontrolowali jego bro艅 - powiedzia艂. - I聽chc臋, 偶eby艣cie przeszukali dom. Musz臋 te偶 wiedzie膰, czy on nie ma jakich艣 kontakt贸w z聽organizacjami nacjonalistycznymi.

Policjant przygl膮da艂 mu si臋 d艂ugo i聽uwa偶nie.

- Czy masz jakiekolwiek wiarygodne powody, by s膮dzi膰, 偶e on zmy艣li艂 t臋 kradzie偶 samochodu? 呕e m贸g艂by by膰 zamieszany w聽morderstwo?

- Ma bro艅. A聽my musimy bada膰 wszystko.

- W聽tym kraju s膮 setki tysi臋cy dubelt贸wek. I聽na jakiej podstawie, twoim zdaniem, mam wyda膰 polecenie przeszukania, kiedy sprawa dotyczy kradzie偶y samochodu?

- To 艣ledztwo ma najwy偶szy priorytet - rzek艂 Kurt Wallander. - Mog臋 zadzwoni膰 do szefa okr臋gowego policji, do szefa krajowego, je艣li zajdzie taka potrzeba.

- Zrobi臋, co b臋d臋 m贸g艂 - odpar艂 policjant. - Ale grzebanie w聽prywatnym 偶yciu koleg贸w nie przysparza popularno艣ci. A聽jak my艣lisz, co b臋dzie, je艣li sprawa przedostanie si臋 do gazet?

- Mam to gdzie艣 - sykn膮艂 Kurt Wallander. - Ja mam na g艂owie trzy morderstwa. I聽jeszcze kogo艣, kto obiecuje mi czwarte. Zamierzam temu zapobiec.

W drodze powrotnej do Ystad zatrzyma艂 si臋 w聽Hageholm. Technicy ko艅czyli swoje badania. Na miejscu sprawdzi艂, czy teoria Rydberga na temat przebiegu morderstwa jest wiarygodna, i聽musia艂 przyzna膰 mu racj臋. Samoch贸d z聽pewno艣ci膮 czeka艂 zaparkowany w聽miejscu wskazanym przez Rydberga.

Nagle przypomnia艂 sobie, 偶e nie zapyta艂 policjanta, kt贸remu ukradziono samoch贸d, czy pali. Ani czy lubi jab艂ka.

Pojecha艂 do Ystad. Dochodzi艂a dwunasta. Po drodze do biura spotka艂 sekretark臋, wybieraj膮c膮 si臋 na lunch, i聽poprosi艂 j膮, by mu kupi艂a pizz臋.

Wsun膮艂 g艂ow臋 do pokoju Hanssona. Nadal 偶adnego samochodu.

- Zebranie u聽mnie za kwadrans - powiedzia艂. - Postaraj si臋 zebra膰 wszystkich. Tych, kt贸rzy s膮 w聽terenie, 艂ap telefonicznie.

Nie zdejmuj膮c kurtki, usiad艂 przy biurku i聽zadzwoni艂 do siostry. Uzgodnili, 偶e jutro o聽dziesi膮tej odbierze j膮 na lotnisku Sturup.

W zamy艣leniu naciska艂 guz na czole, kt贸ry mieni艂 si臋 wszelkimi kolorami, od 偶贸艂ci poprzez ziele艅 i聽czerwie艅 do ciemnego granatu.

Po dwudziestu minutach przyszli wszyscy z聽wyj膮tkiem Martinssona i聽Svedberga.

- Svedberg grzebie w聽jakiej艣 偶wirowni - wyja艣ni艂 Rydberg. - By艂 telefon, 偶e widziano tam w聽okolicy tajemniczy samoch贸d. Martinsson natomiast 艣ciga cz艂onka klubu mi艂o艣nik贸w citroen贸w, kt贸ry ma jakoby wiedzie膰 wszystko o聽ka偶dym citroenie, jaki je藕dzi po drogach Skanii. Podobno jaki艣 dermatolog z聽Lund.

- Dermatolog z聽Lund? - spyta艂 Kurt Wallander, zdumiony.

- S膮 panny lekkich obyczaj贸w, zbieraj膮ce znaczki pocztowe - powiedzia艂 Rydberg. - Dlaczego dermatolog nie mia艂by kocha膰 citroen贸w?

Wallander zda艂 relacj臋 ze swojego spotkania z聽by艂ym policjantem z聽Malm枚.

Sam teraz s艂ysza艂, jak pozbawione podstaw jest jego polecenie, by prze艣wietlono tego faceta.

- To nie brzmi zbyt prawdopodobnie - powiedzia艂 Hansson. - Policjant, kt贸ry zamierza pope艂ni膰 morderstwo, nie jest chyba taki g艂upi, 偶eby zg艂asza膰 kradzie偶 swojego samochodu.

- Mo偶liwe - zgodzi艂 si臋 Wallander. - Ale nas nie sta膰 na to, by wypu艣ci膰 z聽r膮k najmniejszy trop, 偶eby nie wiem jak niepewny si臋 wydawa艂.

Nast臋pnie dyskusja koncentrowa艂a si臋 na sprawie zaginionego samochodu.

- Jest zdecydowanie za ma艂o informacji od mieszka艅c贸w - stwierdzi艂 Hansson. - To mnie tylko utwierdza w聽przekonaniu, 偶e samoch贸d nie oddali艂 si臋 od o艣rodka.

Kurt Wallander roz艂o偶y艂 sztabow膮 map臋 i聽wszyscy pochylili si臋 nad ni膮, jakby przygotowywali plan bitwy.

- Jeziora - powiedzia艂 Rydberg. - Krageholmssj枚n, Svaneholmssj枚n. Za艂贸偶my, 偶e pojechali do kt贸rego艣 i聽wepchn臋li samoch贸d do wody. Wsz臋dzie jest tyle bocznych dr贸g.

- Z聽drugiej strony bardzo by ryzykowali - wtr膮ci艂 Kurt Wallander. - Kto艣 m贸g艂 ich widzie膰.

Mimo wszystko postanowili, 偶e trzeba b臋dzie przeczesa膰 brzegi jezior, i聽na l膮dzie, i聽w聽wodzie. Postanowili te偶 wys艂a膰 ludzi, 偶eby sprawdzili wszystkie opuszczone stodo艂y i聽inne zabudowania w聽okolicy.

Patrol z聽psami r贸wnie偶 nie natrafi艂 na 偶aden 艣lad. Rezultat贸w nie da艂y poszukiwania prowadzone z聽helikoptera.

- Czy tw贸j Arab m贸g艂 si臋 pomyli膰? - spyta艂 Hansson. Kurt Wallander zastanawia艂 si臋 przez chwil臋.

- Przywieziemy go jeszcze raz - powiedzia艂. - I聽sprawdzimy jego umiej臋tno艣ci na co najmniej sze艣ciu samochodach. W聽tej liczbie jeden citroen.

Hansson obieca艂 si臋 tym zaj膮膰.

Potem przeszli do om贸wienia post臋p贸w 艣ledztwa w聽sprawie morderstwa w聽Lenarp. Tak偶e tutaj straszy艂 nieodnaleziony samoch贸d, ten, kt贸ry widzia艂 podr贸偶uj膮cy nad ranem kierowca ci臋偶ar贸wki.

Kurt Wallander zauwa偶y艂, 偶e policjanci s膮 zm臋czeni. Jest sobota, a聽wielu z聽nich pe艂ni艂o s艂u偶b臋 przez bardzo d艂ugi czas.

- Niech Lenarp zaczeka do poniedzia艂ku rano - powiedzia艂. - Teraz musimy si臋 skoncentrowa膰 na Hegeholm. Ci, kt贸rzy tu nie s膮 pilnie potrzebni, niech id膮 do domu i聽troch臋 odpoczn膮. Nast臋pny tydzie艅 b臋dzie prawdopodobnie r贸wnie pracowity jak ten.

Wtedy przypomnia艂 sobie, 偶e w聽poniedzia艂ek Bj枚rk obejmie ju偶 swoje obowi膮zki.

- Dalej sprawy poprowadzi Bj枚rk - doda艂. - Wi臋c korzystaj膮c z聽okazji, chcia艂em wam podzi臋kowa膰 za dotychczasowy wk艂ad.

- Dostaniemy zaliczenie? - spyta艂 Hansson ironicznie.

- Z聽ocen膮 celuj膮c膮 - rzek艂 Kurt Wallander.

Po zebraniu poprosi艂 Rydberga, 偶eby zosta艂 z聽nim jeszcze chwil臋. Czu艂, 偶e musi w聽spokoju om贸wi膰 sytuacj臋. A聽oceny i聽pogl膮dy Rydberga zawsze ceni艂 najbardziej. Przedstawi艂 mu wyniki stara艅 Gorana Bomana w聽Kristianstad. Rydberg w聽zamy艣leniu kiwa艂 g艂ow膮. Kurt Wallander zauwa偶y艂, 偶e odnosi si臋 do tego wszystkiego z聽wielk膮 ostro偶no艣ci膮.

- To mo偶e by膰 艣lepy zau艂ek - powiedzia艂 w聽ko艅cu. - Im wi臋cej o聽tym my艣l臋, tym bardziej mnie to podw贸jne morderstwo zbija z聽tropu.

- Jak to? - nie zrozumia艂 Kurt Wallander.

- Nie daje mi spokoju to, co ta kobieta powiedzia艂a, zanim umar艂a. Wyobra偶am sobie, 偶e ona w聽najg艂臋bszej g艂臋bi swojej udr臋czonej i聽rozdartej 艣wiadomo艣ci musia艂a wiedzie膰, 偶e m膮偶 nie 偶yje. I聽偶e ona sama wkr贸tce te偶 umrze. Ja my艣l臋, 偶e to ludzki instynkt pragnie pom贸c w聽rozwi膮zaniu zagadki, kiedy ju偶 nic innego nie pozosta艂o. I聽wtedy wym贸wi艂a to jedno jedyne s艂owo. „Zagraniczny”. Powtarza艂a je. Cztery, pi臋膰 razy. To musi co艣 znaczy膰. No, a聽potem ta p臋tla. Ten w臋ze艂 na sznurze. Sam przecie偶 stwierdzi艂e艣, 偶e to morderstwo pachnie zemst膮, nienawi艣ci膮. A聽my mimo wszystko szukamy w聽zupe艂nie innym kierunku.

- Svedberg zdokumentowa艂 rodzin臋 L枚vgren贸w - odpar艂 Kurt Wallander. - Nie ma tam 偶adnych cudzoziemskich powi膮za艅. Tylko szwedzcy rolnicy. I聽paru rzemie艣lnik贸w.

- Nie zapominaj o聽podw贸jnym 偶yciu - powiedzia艂 Rydberg. - Nystr枚m opisa艂 s膮siada, kt贸rego zna艂 przez czterdzie艣ci lat, jako cz艂owieka zwyczajnego. Bez specjalnych dochod贸w. A聽po dw贸ch dniach wiedzieli艣my, 偶e prawda wygl膮da ca艂kiem inaczej. Co w艂a艣ciwie mia艂oby wskazywa膰, 偶e ta historia nie ma drugiego dna?

- No to co, twoim zdaniem, powinni艣my robi膰?

- Dok艂adnie to, co robimy. Ale musimy mie膰 oczy i聽uszy otwarte i聽przede wszystkim liczy膰 si臋 z聽tym, 偶e 艂atwo zabrn膮膰 w聽艣lepy zau艂ek.

Potem zacz臋li rozmawia膰 o聽zamordowanym Somalijczyku.

Jeszcze podczas pobytu w聽Malm枚 Kurt Wallander wpad艂 na pewien pomys艂, od kt贸rego nie m贸g艂 si臋 uwolni膰.

- Wytrzyma艂by艣 jeszcze jedno zadanie? - spyta艂 teraz.

- No pewnie - odpar艂 Rydberg, w聽najwy偶szym stopniu zdumiony. - Oczywi艣cie, 偶e wytrzymam!

- Jest co艣 z聽tym policjantem - powiedzia艂 Kurt Wallander. - Wiem, 偶e to bardziej przeczucie ni偶 cokolwiek innego. To raczej w膮tpliwa zaleta u聽policjanta, kierowanie si臋 przeczuciami. Ale pomy艣la艂em sobie, 偶e mogliby艣my po艣ledzi膰 troch臋 tego faceta, ty i聽ja. W聽ka偶dym razie przez weekend. A聽potem zobaczymy, czy brn膮膰 w聽to dalej i聽w艂膮cza膰 innych. Ale je偶eli jest tak, jak my艣l臋, 偶e on jest w聽to zamieszany i聽偶e nikt mu nigdy samochodu nie ukrad艂, to teraz powinien by膰 zaniepokojony.

- Ja zgadzam si臋 z聽Hanssonem, kt贸ry uwa偶a, 偶e policjant raczej nie by艂by taki g艂upi, 偶eby zg艂asza膰 kradzie偶 samochodu, kiedy planuje morderstwo - wtr膮ci艂 Rydberg.

- Wed艂ug mnie to b艂臋dne rozumowanie - odpar艂 Kurt Wallander. - Ale on te偶 rozumowa艂 w聽ten spos贸b. 呕e ju偶 samo to, i偶 by艂 policjantem, odsunie od niego wszelkie podejrzenia.

Rydberg rozciera艂 bol膮ce kolano.

- Zrobimy, jak chcesz - powiedzia艂. - To, co ja my艣l臋 albo nie my艣l臋, nie ma tu najmniejszego znaczenia, skoro uwa偶asz, 偶e dzi臋ki temu b臋dziemy mogli posun膮膰 si臋 dalej.

- W聽takim razie chc臋, 偶eby艣my go obserwowali - rzek艂 Kurt Wallander. - B臋dziemy si臋 zmienia膰 co sze艣膰 godzin, do poniedzia艂ku rano. Mo偶e by膰 ci臋偶ko, ale to wykonalne. Je艣li chcesz, mog臋 wzi膮膰 noce.

By艂o wczesne popo艂udnie. Rydberg uzna艂, 偶e r贸wnie dobrze mo偶e dy偶urowa膰 do p贸艂nocy. Kurt Wallander da艂 mu adres.

W tym momencie wesz艂a sekretarka z聽pizz膮.

- Jad艂e艣 co艣? - spyta艂 Rydberga.

- No, jad艂em - odpar艂 tamten bez przekonania.

- Nie wierz臋 ci. Zjedz t臋, ja kupi臋 sobie nast臋pn膮. Rydberg zasiad艂 do jedzenia przy biurku Wallandera.

Potem otar艂 wargi i聽wsta艂.

- Mo偶e masz racj臋 - powiedzia艂.

- Mo偶e - przytakn膮艂 Wallander.

Do ko艅ca dnia nic si臋 nie zdarzy艂o.

Samochodu jak nie by艂o, tak nie by艂o. Stra偶acy sprawdzali jeziora, ale znale藕li tylko fragmenty starej 偶niwiarki.

Telefon贸w od mieszka艅c贸w nie przybywa艂o.

Dziennikarze, radio, telewizja dzwonili nieustannie i聽domagali si臋 bie偶膮cych raport贸w. Kurt Wallander powtarza艂 swoj膮 pro艣b臋 w聽sprawie bia艂oniebieskiego citroena. Niespokojni kierownicy o艣rodk贸w dla uchod藕c贸w 偶膮dali wi臋kszego nadzoru policyjnego dla swoich plac贸wek.

Kurt Wallander odpowiada艂 tak cierpliwie, jak tylko umia艂.

O godzinie czwartej w聽Bjaresj枚 zosta艂a przejechana przez samoch贸d stara kobieta. Zgin臋艂a na miejscu. Svedberg, kt贸ry wr贸ci艂 ze 偶wirowni, zaj膮艂 si臋 t膮 spraw膮, chocia偶 wcze艣niej Kurt Wallander obieca艂 mu wolne popo艂udnie.

Naslund zadzwoni艂 o聽pi膮tej i聽Kurt Wallander zorientowa艂 si臋, 偶e jest pijany. Pyta艂, czy nic nowego si臋 nie zdarzy艂o i聽czy w聽takim razie mo偶e jecha膰 na przyj臋cie do Skillinge. Kurt Wallander pozwoli艂 mu jecha膰.

Dwa razy telefonowa艂 do szpitala, by zapyta膰, jak si臋 czuje ojciec. Otrzymywa艂 informacje, 偶e jest zm臋czony i聽zamkni臋ty w聽sobie.

Zaraz po rozmowie z聽Naslundem zadzwoni艂 do Stena Widena. W聽s艂uchawce odezwa艂 si臋 znajomy g艂os.

- To ja pomaga艂em ci niedawno ustawi膰 drabin臋 - powiedzia艂. - A聽ty zgad艂a艣, 偶e jestem policjantem. Chcia艂bym rozmawia膰 ze Stenem, je偶eli tam jest.

- Sten jest w聽Danii, kupuje konie - odpowiedzia艂a dziewczyna imieniem Louise.

- A聽kiedy wraca?

- Mo偶e jutro.

- Mog艂aby艣 poprosi膰, 偶eby do mnie zadzwoni艂?

- Jasne.

Rozmowa si臋 sko艅czy艂a. Kurt Wallander mia艂 nieprzeparte wra偶enie, 偶e Sten Widen wcale nie pojecha艂 do Danii. Mo偶e sta艂 obok dziewczyny i聽s艂ucha艂.

Mo偶e znajdowali si臋 oboje w聽tym niezas艂anym 艂贸偶ku, kiedy zadzwoni艂?

Rydberg nie dawa艂 znaku 偶ycia.

Wallander zostawi艂 swoje sprawozdanie dla Bj枚rka jednemu z聽policjant贸w na patrolu, kt贸ry obieca艂 dostarczy膰 go szefowi jeszcze tego wieczora, jak tylko Bj枚rk wysi膮dzie z聽samolotu na lotnisku Sturup.

Potem przejrza艂 swoje rachunki, kt贸rych nie zap艂aci艂 na pocz膮tku miesi膮ca. Wype艂ni艂 stos bankowych blankiet贸w i聽razem z聽czekiem w艂o偶y艂 do br膮zowej koperty. Stwierdzi艂, 偶e nie sta膰 go w聽tym miesi膮cu ani na kupno wideo, ani aparatury muzycznej.

Na koniec odpowiedzia艂 na pytanie, czy zamierza pojecha膰 w聽lutym do Kr贸lewskiej Opery w聽Kopenhadze. Postanowi艂, 偶e pojedzie, bo Wozzeck nale偶y do tych oper, kt贸rych jeszcze nigdy nie widzia艂 na scenie.

O 贸smej przeczyta艂 raport Svedberga w聽sprawie wypadku w聽Bjaresj枚. Stwierdzi艂, 偶e 偶adne zatrzymanie ani oskar偶enie nie wchodzi w聽rachub臋. Kobieta wybieg艂a na jezdni臋 prosto pod ko艂a samochodu, jad膮cego z聽dozwolon膮 szybko艣ci膮. Rolnik, kt贸ry go prowadzi艂, cieszy si臋 nienagann膮 opini膮. 艢wiadkowie wypadku zeznawali zgodnie, 偶e to nie jego wina. Podpisa艂 raport i聽zaznaczy艂, 偶e Anette Brolin powinna go przeczyta膰, kiedy b臋dzie ju偶 gotowy protok贸艂 z聽sekcji zmar艂ej kobiety.

O wp贸艂 do dziewi膮tej dw贸ch m臋偶czyzn zacz臋艂o si臋 bi膰 w聽mieszkaniu na obrze偶ach miasta. Peters i聽Noren szybko ich rozdzielili. To dwaj bracia bardzo dobrze znani policji. Wszczynaj膮 b贸jki mniej wi臋cej trzy razy do roku.

Z Marsvinsholm przysz艂o zg艂oszenie, 偶e uciek艂 chart. Poniewa偶 widziano go, jak biegnie na zach贸d, przes艂a艂 meldunek kolegom ze Skurup.

O dziesi膮tej opu艣ci艂 budynek policji. By艂o zimno i聽wia艂 porywisty wiatr. Niebo wygwie偶d偶one. Wci膮偶 nic nie zapowiada艂o 艣niegu. Pojecha艂 do domu, w艂o偶y艂 ciep艂膮 zimow膮 bielizn臋, a聽na g艂ow臋 naci膮gn膮艂 we艂nian膮 czapk臋. Podla艂 przywi臋d艂e kwiatki na oknie w聽kuchni, po czym wyruszy艂 do Malm枚.

Tej nocy dy偶ur pe艂ni艂 Noren. Kurt Wallander obieca艂, 偶e kilka razy do niego zadzwoni. Prawdopodobnie jednak Noren b臋dzie mia艂 na g艂owie Bj枚rka, kt贸ry, gdy tylko wr贸ci do domu, dowie si臋, 偶e urlop definitywnie dobieg艂 ko艅ca.

Kurt Wallander zatrzyma艂 si臋 jeszcze w聽motelu w聽Svedali. D艂ugo si臋 waha艂, w聽ko艅cu jednak zam贸wi艂 tylko sa艂atk臋. W膮tpi艂, czy to jest akurat w艂a艣ciwy moment na zmian臋 zwyczaj贸w 偶ywieniowych, gdyby si臋 jednak za bardzo najad艂 przed nocn膮 wart膮, to m贸g艂by si臋 zrobi膰 senny.

Po jedzeniu wypi艂 par臋 fili偶anek mocnej kawy. Jaka艣 starsza kobieta sprzedawa艂a kolorowe magazyny. Kupi艂 jeden, pomy艣la艂, 偶e to wystarczaj膮co nudne, by starczy艂o mu czytania na ca艂膮 noc.

Zaraz po jedenastej skr臋ci艂 na E-14 i聽wolno pokonywa艂 ostatni odcinek drogi do Malm枚. Nagle ogarn臋艂y go w膮tpliwo艣ci, czy zadanie, kt贸re narzuci艂 Rydbergowi i聽sobie, w聽og贸le ma sens. Jakie w艂a艣ciwie zaufanie mo偶e mie膰 do w艂asnej intuicji? Czy zastrze偶enia Hanssona i聽Rydberga nie powinny wystarczy膰, by porzuci艂 my艣l o聽nocnym czuwaniu?

Czu艂 si臋 niezdecydowany. Chwiejny.

I po tej sa艂atce wcale nie by艂 najedzony.

By艂o par臋 minut po wp贸艂 do dwunastej, kiedy skr臋ci艂 w聽przecznic臋 prowadz膮c膮 do 偶贸艂tego domu, w聽kt贸rym mieszka艂 Run臋 Bergman. Wyszed艂 na mro藕ne powietrze i聽naci膮gn膮艂 czapk臋 g艂臋boko na uszy. Dooko艂a widzia艂 domy, w聽kt贸rych pogaszono ju偶 艣wiat艂a. W聽oddali s艂ysza艂 pisk opon samochodowych. Trzymaj膮c si臋 w聽miar臋 mo偶liwo艣ci miejsc zacienionych, dotar艂 do ulicy o聽nazwie Rosenallen.

Niemal natychmiast zauwa偶y艂 Rydberga, kt贸ry sta艂 za pniem wielkiego kasztanowca. Pie艅 by艂 tak pot臋偶ny, 偶e zas艂ania艂 go ca艂ego. Kurt Wallander odkry艂 jego kryj贸wk臋 tylko dzi臋ki temu, 偶e by艂o to jedyne miejsce w聽okolicy, sk膮d mo偶na by艂o obserwowa膰 偶贸艂ty segment.

Kurt Wallander wszed艂 w聽cie艅 wielkiego drzewa.

Rydberg strasznie zmarz艂. Rozciera艂 r臋ce i聽przytupywa艂.

- Co艣 si臋 dzia艂o? - spyta艂 Kurt Wallander.

- Niewiele, jak na blisko dwana艣cie godzin - odpar艂 Rydberg. - O聽czwartej wychodzi艂 do osiedlowego sklepiku po zakupy. Dwie godziny p贸藕niej wyszed艂 znowu, by zamkn膮膰 furtk臋, kt贸r膮 wiatr otworzy艂. Ale rzeczywi艣cie jest spi臋ty i聽czujny. Zastanawiam si臋, czy mimo wszystko nie masz racji.

Rydberg wskaza艂 na dom obok tego, w聽kt贸rym mieszka艂 Bergman.

- Ten jest pusty - powiedzia艂. - Z聽jego ogr贸dka jest widok i聽na ulic臋, i聽na tylne drzwi. Gdyby mu przysz艂o do g艂owy, 偶eby zwia膰 t膮 drog膮. Jest tam te偶 艂awka, na kt贸rej mo偶na usi膮艣膰. Je偶eli masz wystarczaj膮co ciep艂e ubranie.

Niedaleko st膮d Kurt Wallander widzia艂 budk臋 telefoniczn膮. Poprosi艂 Rydberga, by zadzwoni艂 do Norena. Je偶eli w聽Ystad nic si臋 nie zdarzy艂o, to Rydberg mo偶e wzi膮膰 sw贸j samoch贸d i聽jecha膰 do domu.

- Wr贸c臋 ko艂o si贸dmej - zapowiedzia艂 Rydberg. - Nie zamarznij na 艣mier膰.

Znikn膮艂 bezszelestnie. Kurt Wallander sta艂 przez jaki艣 czas i聽obserwowa艂 偶贸艂ty budynek. Dwa okna by艂y o艣wietlone, jedno na dole, jedno na pi臋trze. Zas艂ony zaci膮gni臋to. Spojrza艂 na zegarek. Trzy minuty po p贸艂nocy. Rydberg nie wr贸ci艂. A聽zatem na policji w聽Ystad panuje spok贸j.

Pospiesznie przeszed艂 przez ulic臋 i聽otworzy艂 furtk臋 do ogr贸dka niezamieszkanego segmentu. Posuwa艂 si臋 w聽ciemno艣ciach po omacku, a偶 znalaz艂 艂awk臋, o聽kt贸rej m贸wi艂 Rydberg. Rzeczywi艣cie, widok mia艂 st膮d dobry. By zatrzyma膰 ciep艂o, zacz膮艂 chodzi膰, pi臋膰 krok贸w w聽prz贸d i聽pi臋膰 z聽powrotem.

Kiedy nast臋pnym razem spojrza艂 na zegarek, by艂o za dziesi臋膰 pierwsza. Noc zapowiada艂a si臋 d艂uga, a聽ju偶 teraz zaczyna艂 marzn膮膰. Dla zabicia czasu obserwowa艂 rozgwie偶d偶one niebo. Rozbola艂 go kark, wi臋c znowu zacz膮艂 chodzi膰.

O wp贸艂 do drugiej 艣wiat艂o na parterze zgas艂o. Kurt Wallander mia艂 wra偶enie, 偶e s艂yszy na pi臋trze radio.

Run臋 Bergman to nocny marek, pomy艣la艂.

Mo偶e tak jest, kiedy si臋 idzie na wcze艣niejsz膮 emerytur臋?

Za pi臋膰 druga ulic膮 przejecha艂 samoch贸d. Chwil臋 p贸藕niej jeszcze jeden. Potem by艂o ju偶 cicho.

艢wiat艂o na pi臋trze wci膮偶 si臋 pali艂o. Kurt Wallander marz艂.

Za pi臋膰 trzecia 艣wiat艂o zgas艂o. Kurt Wallander nastawia艂 uszu, czy nie us艂yszy radia. Ale nie, panowa艂a kompletna cisza. Dla rozgrzewki zabija艂 r臋ce.

W duchu nuci艂 sobie walca Straussa.

D藕wi臋k by艂 taki cichute艅ki, 偶e ledwo go rozpozna艂.

Zgrzytni臋cie patentowego zamka. To wszystko. Kurt Wallander zamar艂 z聽uniesionymi w聽g贸r臋 r臋kami i聽nas艂uchiwa艂.

Potem mign膮艂 mu cie艅.

Tamten musia艂 si臋 porusza膰 bezszelestnie, Kurt Wallander widzia艂, jak Run臋 Bergman wolno znika w聽ogr贸dku na ty艂ach 偶贸艂tego domu. Kurt Wallander zaczeka艂 par臋 sekund. Potem ostro偶nie przeszed艂 przez p艂ot. Trudno by艂o si臋 zorientowa膰 po ciemku, dostrzeg艂 jednak, 偶e jest w膮skie przej艣cie mi臋dzy ma艂ym budynkiem gospodarczym a聽tym ogr贸dkiem, b臋d膮cym jakby zwierciadlanym odbiciem ogr贸dka Bergmana. Porusza艂 si臋 szybko. Za szybko jak na cz艂owieka, kt贸ry prawie nic nie widzi.

W ko艅cu wyszed艂 na ulic臋 r贸wnoleg艂膮 do Rosenallen.

Gdyby si臋 tam zjawi艂 o聽sekund臋 p贸藕niej, nigdy by si臋 nie dowiedzia艂, 偶e Run臋 Bergman skr臋ci艂 w聽przecznic臋 po prawej stronie i聽znikn膮艂.

Przez moment si臋 waha艂. Jego samoch贸d sta艂 zaledwie jakie艣 pi臋膰dziesi膮t metr贸w dalej. Je艣li teraz do niego nie wsi膮dzie, a聽Run臋 Bergman ma samoch贸d gdzie艣 w聽pobli偶u, to straci na zawsze mo偶liwo艣膰 艣ledzenia go.

Jak szalony rzuci艂 si臋 do samochodu. Trzeszcza艂o mu w聽przemarzni臋tych stawach, po paru metrach zacz臋艂o mu brakowa膰 tchu, szarpni臋ciem otworzy艂 drzwiczki. Kiedy niezdarnie wk艂ada艂 kluczyk do stacyjki, zda艂 sobie spraw臋, 偶e najlepiej by艂oby zajecha膰 tamtemu drog臋.

Skr臋ci艂 w聽uliczk臋, kt贸r膮 uzna艂 za w艂a艣ciw膮. Za p贸藕no si臋 zorientowa艂, 偶e to 艣lepa uliczka. Zakl膮艂 i聽wrzuci艂 wsteczny bieg. Run臋 Bergman mia艂 prawdopodobnie wiele ulic do wyboru. Poza tym w聽pobli偶u znajdowa艂 si臋 plac parkingowy.

Zdecyduj si臋, my艣la艂 w艣ciek艂y. Zdecyduj si臋, do cholery.

Podjecha艂 do parkingu, mi臋dzy torami wy艣cigowymi Jagersro i聽du偶ym domem towarowym. Ju偶 mia艂 da膰 za wygran膮, kiedy nagle spostrzeg艂 Run臋 Bergmana. Sta艂 w聽budce telefonicznej przy nowym hotelu, na wprost wjazdu do stajni tor贸w wy艣cigowych.

Kurt Wallander zatrzyma艂 si臋, zgasi艂 silnik i聽艣wiat艂a.

Cz艂owiek w聽budce telefonicznej go nie zauwa偶y艂.

Kilka minut p贸藕niej pod hotel podjecha艂a taks贸wka. Run臋 Bergman wsiad艂 na tylne siedzenie, a聽Kurt Wallander w艂膮czy艂 silnik.

Taks贸wka kierowa艂a si臋 ku autostradzie do G枚teborga. Kurt Wallander przepu艣ci艂 TIR-a, zanim sam ruszy艂.

Spojrza艂 na wska藕nik benzyny. Nie b臋dzie m贸g艂 ich 艣ledzi膰 dalej ni偶 do Halmstad.

Nagle spostrzeg艂, 偶e kierowca taks贸wki sygnalizuje skr臋t w聽prawo. Zamierza艂 skr臋ci膰 przy zje藕dzie do Lund. Kurt Wallander jecha艂 za nim.

Taks贸wka zatrzyma艂a si臋 przy dworcu kolejowym. Kiedy Kurt Wallander przejecha艂 obok, zauwa偶y艂, 偶e Run臋 Bergman p艂aci za kurs. Skr臋ci艂 wi臋c w聽pierwsz膮 przecznic臋 i聽zaparkowa艂 byle jak przy przej艣ciu dla pieszych.

Run臋 Bergman si臋 spieszy艂. Wallander pod膮偶a艂 za nim, kryj膮c si臋 w聽cieniu.

Rydberg mia艂 racj臋, facet by艂 czujny.

Nagle przystan膮艂 i聽rozejrza艂 si臋 dooko艂a.

Kurt Wallander rzuci艂 si臋 na 艂eb na szyj臋 do jakiej艣 bramy. Uderzy艂 g艂ow膮 o聽wyst臋p schod贸w i聽poczu艂, 偶e guz nad czo艂em p臋k艂. Krew sp艂ywa艂a mu ciurkiem po twarzy. Ociera艂 si臋 r臋kawiczk膮, policzy艂 do dziesi臋ciu i聽podj膮艂 艣ledzenie. Krew zalewa艂a mu oko.

Run臋 Bergman zatrzyma艂 si臋 przed domem oplecionym g臋sto rusztowaniami i聽os艂oni臋tym plastikow膮 siatk膮. Jeszcze raz rozejrza艂 si臋 uwa偶nie. Kurt Wallander zd膮偶y艂 ukucn膮膰 za zaparkowanym samochodem.

Potem Bergman znikn膮艂.

Kurt Wallander czeka艂, a偶 brama si臋 za nim zatrza艣nie. Za moment na pi臋trze zapali艂o si臋 艣wiat艂o.

Przebieg艂 przez jezdni臋 i聽wcisn膮艂 si臋 pod plastikow膮 siatk臋. Nie zastanawiaj膮c si臋 wiele, wspi膮艂 si臋 na pierwszy poziom rusztowania.

Przy ka偶dym jego ruchu rusztowanie skrzypia艂o i聽trzeszcza艂o. Nieustannie musia艂 ociera膰 krew, kt贸ra zalepia艂a mu oko. Po chwili odwa偶y艂 si臋 wspi膮膰 na drugi poziom. O艣wietlone okno znajdowa艂o si臋 teraz nie wy偶ej ni偶 metr nad jego g艂ow膮. Zdj膮艂 z聽szyi szalik i聽za艂o偶y艂 go jako prowizoryczny banda偶 na rozbite czo艂o.

Potem wspi膮艂 si臋 bardzo ostro偶nie na jeszcze wy偶szy poziom rusztowania. Wysi艂ek tak go zm臋czy艂, 偶e le偶a艂 dobr膮 minut臋 i聽odpoczywa艂, zanim by艂 w聽stanie kontynuowa膰. Powoli czo艂ga艂 si臋 po zimnych deskach, pe艂nych zaschni臋tych grud tynku. Nie odwa偶y艂 si臋 nawet pomy艣le膰, jak wysoko nad ziemi膮 si臋 znalaz艂, bo natychmiast dosta艂by zawrotu g艂owy.

Ostro偶nie zajrza艂 przez okno do pierwszego o艣wietlonego pokoju. Przez cienkie firanki widzia艂, 偶e w聽podw贸jnym 艂贸偶ku 艣pi kobieta. Po drugiej stronie ko艂dra by艂a odrzucona, jakby kto艣 si臋 zerwa艂 w聽po艣piechu.

Pe艂z艂 dalej.

Kiedy zajrza艂 do mieszkania przez inne okno, zobaczy艂 Run臋 Bergmana stoj膮cego po艣rodku pokoju i聽rozmawiaj膮cego z聽m臋偶czyzn膮 w聽br膮zowym szlafroku.

Kurt Wallander odni贸s艂 wra偶enie, jakby widzia艂 tego cz艂owieka ju偶 przedtem.

Tak dobrze m艂oda Rumunka opisa艂a nieznajomego, kt贸ry sta艂 na polu i聽jad艂 jab艂ko.

Serce wali艂o mu jak m艂otem.

A wi臋c jednak mia艂 racj臋. To nie m贸g艂 by膰 nikt inny.

M臋偶czy藕ni po tamtej stronie okna rozmawiali ze sob膮 cicho. Kurt Wallander nie m贸g艂 dos艂ysze膰, co m贸wi膮. Nag艂e ten w聽szlafroku znikn膮艂 za drzwiami. A聽Run臋 Bergman patrzy艂 prosto na Kurta Wallandera.

On mnie widzi, przemkn臋艂o mu przez g艂ow臋.

Te cholerne dranie nie zawahaj膮 si臋 ani chwili, by mnie zastrzeli膰.

Strach go sparali偶owa艂.

Umr臋, my艣la艂 zrozpaczony. Odstrzel膮 mi g艂ow臋.

Ale nikt mu w聽g艂ow臋 nie strzeli艂. W聽ko艅cu zebra艂 si臋 na odwag臋 i聽znowu zajrza艂 przez okno.

M臋偶czyzna w聽szlafroku sta艂 i聽jad艂 jab艂ko.

Run臋 Bergman trzyma艂 w聽r臋kach dwie dubelt贸wki. Jedn膮 od艂o偶y艂 na st贸艂, a聽drug膮 wsun膮艂 sobie pod p艂aszcz. Kurt Wallander uzna艂, 偶e zobaczy艂 ju偶 wystarczaj膮co du偶o. Zawr贸ci艂 i聽zacz膮艂 pe艂zn膮膰 t膮 sam膮 drog膮, kt贸r膮 si臋 tu dosta艂.

Nigdy potem nie by艂 w聽stanie poj膮膰, jak do tego dosz艂o.

W ciemno艣ciach musia艂 straci膰 oparcie. Wyci膮gn膮艂 r臋k臋, by chwyci膰 dr膮偶ek rusztowania, i聽nieoczekiwanie natrafi艂 na pustk臋.

A potem spad艂.

Sta艂o si臋 to tak szybko, 偶e nawet nie zd膮偶y艂 pomy艣le膰, i偶 upadek oznacza 艣mier膰.

Ale tu偶 nad ziemi膮 jedna jego stopa zakleszczy艂a si臋 mi臋dzy deskami. B贸l by艂 straszny, a聽on wisia艂, g艂ow膮 w聽d贸艂, niespe艂na metr nad asfaltem. Pr贸bowa艂 wyszarpn膮膰 stop臋, ale tkwi艂a nieruchomo, jak w聽imadle. Zwisa艂 z聽rusztowania i聽nie m贸g艂 zrobi膰 nic. Krew pulsowa艂a mu w聽skroniach.

B贸l w聽stopie by艂 tak potworny, 偶e z聽oczu ciek艂y mu 艂zy.

I wtedy us艂ysza艂, 偶e brama si臋 zatrzasn臋艂a.

Run臋 Bergman opu艣ci艂 dom.

Kurt Wallander zagryza艂 palce, 偶eby nie krzycze膰.

Przez plastikow膮 siatk臋 spostrzeg艂, 偶e tamten si臋 nagle zatrzyma艂. Dok艂adnie na wprost niego.

Zobaczy艂 b艂ysk ognia.

Strza艂, pomy艣la艂. Teraz umr臋.

I wtedy zrozumia艂, 偶e Run臋 Bergman zapali艂 papierosa.

S艂ysza艂 oddalaj膮ce si臋 kroki.

Krew sp艂ywa艂a mu do g艂owy, by艂 bliski utraty przytomno艣ci. Widzia艂 przesuwaj膮c膮 si臋 wolno przed oczyma twarz Lindy.

Ostatnim wysi艂kiem woli wychyli艂 si臋 w聽prz贸d i聽z艂apa艂 jeden z聽pionowych s艂upk贸w rusztowania. Na drugiej r臋ce podci膮gn膮艂 si臋 tak wysoko, 偶e m贸g艂 dosi臋gn膮膰 do miejsca, w聽kt贸rym tkwi艂a jego stopa. Zebra艂 wszystkie si艂y i聽szarpn膮艂. Stopa si臋 wysun臋艂a z聽pu艂apki, a聽on wyl膮dowa艂 na plecach na kupie gruzu. D艂ugo le偶a艂 niezwykle spokojnie i聽sprawdza艂, czy niczego sobie nie z艂ama艂. Potem bardzo powoli wsta艂. Musia艂 si臋 przytrzyma膰 艣ciany domu, bo kr臋ci艂o mu si臋 w聽g艂owie.

Doj艣cie do samochodu zabra艂o mu co najmniej dwadzie艣cia minut Samochodowy zegar wskazywa艂 wp贸艂 do pi膮tej.

Opad艂 na przednie siedzenie i聽zamkn膮艂 oczy.

Potem pojecha艂 do Ystad, do domu.

Musz臋 si臋 przespa膰, my艣la艂. Jutro te偶 b臋dzie dzie艅. Wtedy zrobi臋 to, co powinno by膰 zrobione.

Kiedy zobaczy艂 swoj膮 twarz w聽艂azienkowym lustrze, j臋kn膮艂 bole艣nie. Ciep艂膮 wod膮 przemy艂 ran臋.

Ko艂o sz贸stej po艂o偶y艂 si臋 do 艂贸偶ka. Nastawi艂 budzik na za pi臋tna艣cie si贸dma. D艂u偶ej nie mia艂 odwagi spa膰.

Stara艂 si臋 znale藕膰 pozycj臋, w聽kt贸rej b臋dzie odczuwa艂 najmniej b贸lu.

Ju偶 zacz膮艂 zasypia膰, kiedy us艂ysza艂 pla艣ni臋cie na pod艂odze przedpokoju przy drzwiach.

Poranna gazeta.

Znowu u艂o偶y艂 si臋 wygodniej.

We 艣nie Anette Brolin sz艂a mu na spotkanie.

Z oddali dociera艂o r偶enie konia.

By艂a niedziela 14 stycznia. Dzie艅 zaczyna艂 si臋 coraz wi臋kszym wiatrem z聽p贸艂nocnego wschodu.

Kurt Wallander spa艂.

12

Wydawa艂o mu si臋, 偶e spa艂 d艂u偶ej. Ale kiedy si臋 ockn膮艂 i聽spojrza艂 na zegarek na nocnym stoliku, stwierdzi艂, 偶e trwa艂o to zaledwie siedem minut. Obudzi艂 go telefon.

Rydberg dzwoni艂 z聽budki w聽Malm枚.

- Wracaj tutaj - powiedzia艂 Kurt Wallander. - Nie musisz ju偶 tam marzn膮膰. Przyje偶d偶aj do mnie do domu.

- Ale co si臋 sta艂o?

- To on.

- Na pewno?

- Nie ma najmniejszych w膮tpliwo艣ci.

- Zaraz b臋d臋.

Kurt Wallander z聽trudem zwl贸k艂 si臋 z聽艂贸偶ka. Cia艂o mia艂 obola艂e, krew pulsowa艂a mu w聽skroniach. Nastawi艂 kaw臋, a聽potem wyj膮艂 ma艂e lusterko i聽waciki. Z聽wielkim trudem uda艂o mu si臋 zamocowa膰 kompres na p臋kni臋tym guzie. Mia艂 wra偶enie, 偶e ca艂a jego twarz mieni si臋 czerwieni膮 i聽fioletem.

Czterdzie艣ci trzy minuty p贸藕niej Rydberg stan膮艂 w聽drzwiach.

Pili kaw臋 i聽Kurt Wallander opowiada艂 swoj膮 histori臋.

- Znakomicie - ucieszy艂 si臋 Rydberg, gdy wiedzia艂 ju偶 wszystko. - 艢wietna robota. Teraz z艂apiemy tych skurczybyk贸w. Jak nazywa si臋 ten z聽Lund?

- Zapomnia艂em spojrze膰 na tabliczk臋 przy bramie. I聽to nie my ich z艂apiemy. To b臋dzie Bj枚rk.

- Ju偶 wr贸ci艂?

- A聽czy nie mia艂 wr贸ci膰 wczoraj wieczorem?

- W聽takim razie zaraz go wyci膮gniemy z聽艂贸偶ka.

- Pani膮 prokurator te偶. I聽to chyba musi by膰 zrobione we wsp贸艂pracy z聽kolegami z聽Lund i聽Malm枚, nie s膮dzisz?

Kurt Wallander zacz膮艂 si臋 ubiera膰, a聽Rydberg telefonowa艂. Wallander s艂ucha艂 z聽zadowoleniem, 偶e Rydberg ze swej strony nie mia艂 偶adnych zastrze偶e艅.

Zastanawia艂 si臋 te偶, czy do Anette Brolin przypadkiem nie przyjecha艂 m膮偶.

Rydberg stan膮艂 przy drzwiach do sypialni i聽patrzy艂, jak Wallander wi膮偶e krawat.

- Wygl膮dasz jak bokser - roze艣mia艂 si臋. - Jak obity bokser.

- Rozmawia艂e艣 z聽Bj枚rkiem?

- Sprawia艂 wra偶enie, jakby ca艂y wczorajszy wiecz贸r po艣wi臋ci艂 na zapoznanie si臋 ze sprawami. Z聽wyra藕n膮 ulg膮 przyj膮艂 wiadomo艣膰, 偶e przynajmniej jedno morderstwo uda艂o nam si臋 wyja艣ni膰.

- A聽prokurator?

- Ma zaraz przyj艣膰.

- To ona odebra艂a telefon? Rydberg spojrza艂 na niego zdumiony.

- A聽kto mia艂by odebra膰?

- Na przyk艂ad m膮偶.

- I聽to by mia艂o jakie艣 znaczenie?

Kurt Wallander nie zada艂 sobie trudu, by mu odpowiedzie膰.

- Cholera, jak ja si臋 czuj臋 - j臋kn膮艂 zamiast tego. - No to idziemy.

Wyszli na pogr膮偶on膮 w聽szarym brzasku ulic臋. Wci膮偶 wia艂 porywisty wiatr, a聽ciemne chmury przes艂ania艂y niebo.

- B臋dzie 艣nieg? - spyta艂 Wallander.

- Nie wcze艣niej ni偶 w聽lutym - odpar艂 Rydberg. - Czuj臋 to w聽ko艣ciach. Za to wtedy przyjdzie zima jak diabli.

W budynku policji panowa艂a niedzielna cisza. Noren zda艂 s艂u偶b臋 i聽teraz dy偶urnym by艂 Svedberg. Rydberg przekaza艂 mu kr贸tkie sprawozdanie z聽wydarze艅 nocnych.

- A聽niech to diabli! - brzmia艂 komentarz Svedberga. - Policjant?

- By艂y.

- Gdzie schowa艂 ten samoch贸d?

- Tego jeszcze nie wiemy.

- Czy w贸z jest wodoszczelny?

- Tak my艣l臋.

Bj枚rk i聽Anette Brolin przyszli do budynku policji r贸wnocze艣nie. Bj枚rk, m臋偶czyzna pi臋膰dziesi臋cioczteroletni, pochodz膮cy z聽Vastmanlandii, mia艂 teraz bardzo 艂adn膮 opalenizn臋. Kurt Wallander zawsze uwa偶a艂 go za idealnego szefa policji w聽艣redniej wielko艣ci okr臋gu Szwecji. By艂 uprzejmy, niespecjalnie inteligentny, a聽zarazem bardzo czu艂y na punkcie dobrego imienia i聽opinii policji.

Patrzy艂 na Kurta Wallandera zdumiony.

- To okropne jak ty wygl膮dasz!

- Pobili mnie - odpar艂 Kurt Wallander.

- Pobili? Kto?

- Policjanci. Tak to jest, jak si臋 zostaje szefem. Obrywasz za to.

Bj枚rk si臋 roze艣mia艂.

Anette Brolin patrzy艂a na Wallandera z聽min膮 wyra偶aj膮c膮 szczere wsp贸艂czucie.

- To musi bole膰 - powiedzia艂a.

- Zagoi si臋 - zapewni艂.

Odwraca艂 przy tym twarz, bo przypomnia艂 sobie, 偶e nie umy艂 rano z臋b贸w.

Zebrali si臋 w聽gabinecie Bj枚rka.

Poniewa偶 nie by艂o 偶adnych materia艂贸w pisemnych, Kurt Wallander z艂o偶y艂 ustne sprawozdanie. I聽Bj枚rk, i聽Anette Brolin zadawali mn贸stwo pyta艅.

- Gdyby to kto艣 inny, nie ty, pr贸bowa艂 mnie wyci膮gn膮膰 z聽艂贸偶ka w聽niedziel臋 rano, opowiadaj膮c tak膮 zb贸jeck膮 histori臋, tobym mu nie uwierzy艂 - o艣wiadczy艂 Bj枚rk.

Nast臋pnie zwr贸ci艂 si臋 do Anette Brolin.

- Mo偶emy ich aresztowa膰 na tej podstawie? Czy tylko zatrzyma膰 na przes艂uchanie?

- Najpierw przes艂uchanie, a聽potem, na jego podstawie, wydam nakaz ich aresztowania - powiedzia艂a Anette Brolin. - Poza tym by艂oby dobrze, gdyby ta m艂oda Rumunka mog艂a wskaza膰 cz艂owieka z聽Lund podczas konfrontacji.

- Na to musimy mie膰 postanowienie s膮du - zastrzeg艂 Bj枚rk.

- Tak - zgodzi艂a si臋 Anette Brolin. - Ale mo偶emy przecie偶 zaaran偶owa膰 prowizoryczn膮 konfrontacj臋.

Kurt Wallander i聽Rydberg spojrzeli na ni膮 z聽zainteresowaniem.

- Mo偶emy sprowadzi膰 t臋 dziewczyn臋 - m贸wi艂a dalej prokurator. - A聽potem tak wszystko zorganizowa膰, 偶eby oni si臋 przypadkiem min臋li na korytarzu.

Kurt Wallander z聽uznaniem kiwa艂 g艂ow膮. Anette Brolin by艂a prokuratorem nie gorszym ni偶 Per Akeson, je艣li chodzi o聽tw贸rcze podej艣cie do obowi膮zuj膮cych zasad.

- W聽porz膮dku - ucieszy艂 si臋 Bj枚rk. - W聽takim razie kontaktujemy si臋 z聽kolegami w聽Malm枚 i聽Lund. Za dwie godziny dokonujemy zatrzymania. O聽dziesi膮tej.

- Kobieta w聽艂贸偶ku - przypomnia艂 Kurt Wallander. - Ta z聽Lund.

- J膮 te偶 zatrzymujemy - postanowi艂 Bj枚rk. - Jak si臋 dzielimy przes艂uchaniami?

- Ja chc臋 mie膰 Run臋 Bergmana - powiedzia艂 Kurt Wallander. - Rydberg niech gada z聽tym mi艂o艣nikiem jab艂ek.

- Ustalamy, 偶e o聽trzeciej zostan膮 aresztowani - zdecydowa艂a Anette Brolin. - Do tej pory b臋d臋 u聽siebie w聽domu.

Kurt Wallander odprowadzi艂 j膮 do recepcji.

- Chcia艂em ci臋 wczoraj zaprosi膰 na obiad - powiedzia艂. - Ale co艣 mi przeszkodzi艂o.

- B臋dzie jeszcze wiele okazji - u艣miechn臋艂a si臋. - Uwa偶am, 偶e 艣wietnie poradzi艂e艣 sobie z聽t膮 spraw膮. Sk膮d w艂a艣ciwie wiedzia艂e艣, 偶e to on?

- Nie wiedzia艂em. To przeczucie.

Patrzy艂 za ni膮, jak sz艂a w聽stron臋 miasta. Zda艂 sobie nagle spraw臋, 偶e nie pomy艣la艂 o聽Monie od tamtego wieczora, kiedy jedli razem obiad w聽Malm枚.

Potem wszystko potoczy艂o si臋 ju偶 bardzo szybko.

Hanssonowi zak艂贸cono niedzielny odpoczynek i聽polecono mu przywiezienie rumu艅skiej dziewczyny oraz t艂umacza.

- Koledzy niespecjalnie si臋 ciesz膮 - powiedzia艂 Bj枚rk, zatroskany. - Wyci膮ganie kogo艣 z聽w艂asnego grona nigdy nie jest dobrze widziane. B臋dziemy po tym wszystkim mie膰 ponur膮 zim臋.

- Dlaczego ponur膮? - spyta艂 Kurt Wallander.

- Kolejne ataki na policj臋.

- On przecie偶 jest na wcze艣niejszej emeryturze.

- Wszystko jedno. Gazety podnios膮 krzyk, 偶e morderc膮 jest policjant. I聽zaczn膮 si臋 nowe prze艣ladowania, obwinianie o聽wszystko.

O godzinie dziesi膮tej Kurt Wallander wr贸ci艂 do budynku os艂oni臋tego plastikow膮 siatk膮 i聽otoczonego rusztowaniami. Mia艂 do pomocy czterech ubranych po cywilnemu policjant贸w z聽Lund.

- On ma bro艅 - powiedzia艂, kiedy jeszcze siedzieli w聽samochodzie. - I聽niedawno z聽zimn膮 krwi膮 wykona艂 egzekucj臋. Mimo wszystko powinni艣my zachowa膰 spok贸j. Prawdopodobnie nawet nie przypuszcza, 偶e jeste艣my na jego tropie. Dwa odbezpieczone pistolety powinny wystarczy膰.

Kurt Wallander wzi膮艂 s艂u偶bow膮 bro艅, kiedy wyje偶d偶a艂 z聽Ystad.

W drodze do Lund pr贸bowa艂 sobie przypomnie膰, kiedy mia艂 j膮 przy sobie po raz ostatni. W聽ko艅cu uzna艂, 偶e musia艂o to by膰 trzy lata temu w聽zwi膮zku z聽zatrzymaniem wi臋藕nia zbieg艂ego z聽zak艂adu w聽Kumli, kt贸ry zabarykadowa艂 si臋 w聽domku letniskowym ko艂o k膮pieliska Mossby.

Teraz siedzieli w聽samochodzie przed domem w聽Lund. Kurt Wallander stwierdzi艂, 偶e w聽nocy wspi膮艂 si臋 wy偶ej, ni偶 przypuszcza艂. Gdyby spad艂 bezpo艣rednio na asfalt, z艂ama艂by sobie kr臋gos艂up.

Policja z聽Lund wys艂a艂a rano funkcjonariusza, przebranego za roznosiciela gazet, 偶eby dok艂adnie obejrza艂 posesj臋.

- No to powt贸rzmy jeszcze raz - powiedzia艂 Kurt Wallander. - 呕adnych schod贸w na zapleczu?

Policjant, kt贸ry siedzia艂 obok niego na przednim fotelu, pokr臋ci艂 g艂ow膮.

- 呕adnych rusztowa艅 od podw贸rka?

- 呕adnych.

Wed艂ug ustale艅 policjanta mieszkanie zajmowa艂 cz艂owiek nazwiskiem Valfrid Str枚m.

Nie figurowa艂 w聽偶adnych rejestrach policyjnych. Nikt te偶 nie wiedzia艂, z聽czego si臋 utrzymuje.

Punktualnie o聽dziesi膮tej wysiedli z聽samochodu i聽przeszli na drug膮 stron臋 ulicy. Jeden z聽policjant贸w stan膮艂 przy g艂贸wnych drzwiach. By艂 domofon, ale zepsuty. Kurt Wallander otworzy艂 zamek 艣rubokr臋tem.

- Jeden z聽was zostanie na schodach - rozkaza艂. - Ty idziesz ze mn膮 na g贸r臋. Jak si臋 nazywasz?

- Enberg.

- Ale chyba masz jakie艣 imi臋?

- Kalle.

- No to ruszamy, Kalle.

Pod drzwiami nas艂uchiwali w聽ciemno艣ciach.

Kurt Wallander wyj膮艂 sw贸j pistolet i聽da艂 znak Kallemu Enbergowi, by zrobi艂 to samo.

Potem nacisn膮艂 dzwonek.

Drzwi otworzy艂a kobieta w聽szlafroku. Kurt Wallander pozna艂 j膮, to ona spa艂a w聽podw贸jnym 艂贸偶ku.

Pistolet trzyma艂 za plecami.

- Policja - powiedzia艂. - Szukamy m臋偶czyzny nazwiskiem Valfrid Str枚m.

Kobieta, mniej wi臋cej czterdziestoletnia, mia艂a zniszczon膮 twarz, teraz wygl膮da艂a na przestraszon膮.

Odsun臋艂a si臋 jednak i聽wpu艣ci艂a policjant贸w do 艣rodka.

Nagle naprzeciwko nich stan膮艂 Valfrid Str枚m. Mia艂 na sobie zielony dres.

- Policja - powt贸rzy艂 Kurt Wallander. - Chcia艂bym prosi膰, 偶eby poszed艂 pan z聽nami.

M臋偶czyzna z聽艂ysin膮 w聽kszta艂cie p贸艂ksi臋偶yca przygl膮da艂 mu si臋 w聽napi臋ciu.

- Po co?

- Na przes艂uchanie.

- W聽jakiej sprawie?

- Tego si臋 pan dowie na komendzie.

Potem Wallander zwr贸ci艂 si臋 do kobiety.

- B臋dzie najlepiej, je艣li pani te偶 z聽nami pojedzie. Prosz臋 si臋 ubra膰.

M臋偶czyzna stoj膮cy naprzeciwko niego by艂 ca艂kiem spokojny.

- Nigdzie nie p贸jd臋 - powiedzia艂 - dop贸ki si臋 nie dowiem, po co. Mo偶e powinni艣cie zacz膮膰 od okazania swoich legitymacji.

Kurt Wallander w艂o偶y艂 lew膮 r臋k臋 do wewn臋trznej kieszeni, ale wtedy nie m贸g艂 ju偶 ukry膰, 偶e trzyma pistolet. Prze艂o偶y艂 go wi臋c do lewej i聽stara艂 si臋 wyj膮膰 portfel, w聽kt贸rym by艂a legitymacja.

W tym momencie Valfrid Str枚m rzuci艂 si臋 na niego. Kurt Wallander otrzyma艂 cios w聽czo艂o, prosto w聽skaleczony i聽opuchni臋ty guz. Zatoczy艂 si臋 bezradnie i聽pistolet wypad艂 mu z聽r臋ki. Zanim Kalle Enberg zd膮偶y艂 zareagowa膰, m臋偶czyzna w聽zielonym dresie znikn膮艂 za drzwiami. Kobieta krzycza艂a, a聽Kurt Wallander podnosi艂 z聽ziemi sw贸j pistolet. Zaraz potem pomkn膮艂 za uciekaj膮cym po schodach przest臋pc膮, wykrzykuj膮c ostrze偶enia do stoj膮cych na dole policjant贸w.

Valfrid Str枚m by艂 szybki. Wbi艂 艂okie膰 w聽podbr贸dek policjanta pilnuj膮cego wej艣cia. Tego, kt贸ry znajdowa艂 si臋 na ulicy, uderzy艂 z聽ca艂ej si艂y ci臋偶kim skrzyd艂em drzwi i聽wybieg艂. Kurt Wallander, kt贸ry prawie nic nie widzia艂, bo krew znowu zalewa艂a mu oczy, potkn膮艂 si臋 o聽policjanta le偶膮cego na schodach. Poci膮gn膮艂 za bezpiecznik pistoletu, kt贸ry si臋 zaci膮艂.

Po chwili by艂 na ulicy.

- W聽kt贸r膮 stron臋 uciek艂?! - zawo艂a艂 do oszo艂omionego policjanta, szamocz膮cego si臋 z聽nylonow膮 siatk膮.

- W聽lewo - us艂ysza艂 w聽odpowiedzi.

Bieg艂 ile si艂 w聽nogach. Zobaczy艂 zielony dres Valfrida Str枚ma w聽chwili, kiedy tamten znika艂 pod wiaduktem. 艢ci膮gn膮艂 czapk臋 z聽g艂owy i聽otar艂 zakrwawion膮 twarz. Dwie starsze kobiety, najwyra藕niej id膮ce do ko艣cio艂a, przera偶one uskoczy艂y w聽bok. Kurt Wallander bieg艂 pod wiaduktem, a聽nad jego g艂ow膮 przetacza艂 si臋 z聽艂oskotem poci膮g.

Kiedy znowu znalaz艂 si臋 na ulicy, zobaczy艂, 偶e Valfrid Str枚m zatrzyma艂 jaki艣 samoch贸d, wyci膮gn膮艂 z聽niego kierowc臋, sam wskoczy艂 na przednie siedzenie i聽ruszy艂 przed siebie.

Jedyny pojazd, jaki znajdowa艂 si臋 w聽pobli偶u, to ci臋偶ar贸wka do przewo偶enia zwierz膮t. Szofer sta艂 w艂a艣nie przy automacie i聽kupowa艂 prezerwatywy. Na widok Kurta Wallandera, p臋dz膮cego z聽pistoletem w聽d艂oni i聽z聽zakrwawion膮 twarz膮, rzuci艂 paczk臋 z聽prezerwatywami i聽zacz膮艂 ucieka膰.

Kurt Wallander wdrapa艂 si臋 za kierownic臋. Za sob膮 s艂ysza艂 ciche r偶enie konia. Silnik pracowa艂, wi臋c wrzuci艂 najni偶szy bieg.

Ju偶 my艣la艂, 偶e straci艂 z聽oczu samoch贸d z聽Valfridem Stroniem, kiedy nagle zobaczy艂 go znowu. Samoch贸d przejecha艂 na czerwonym 艣wietle i聽p臋dzi艂 dalej ciasn膮 uliczk膮, prowadz膮c膮 do katedry. Kurt Wallander szarpa艂 i聽przerzuca艂 biegi, 偶eby go zn贸w nie zgubi膰. Konie r偶a艂y za jego plecami, czu艂 ciep艂y zapach nawozu.

Na w膮skim zakr臋cie omal nie straci艂 panowania nad pojazdem, zarzuci艂o go w聽stron臋 dw贸ch samochod贸w osobowych, zaparkowanych na chodniku, ale jako艣 uda艂o mu si臋 znowu ustawi膰 swoj膮 pe艂n膮 koni ci臋偶ar贸wk臋 prosto.

Po艣cig trwa艂 a偶 do szpitala, a聽potem dalej, przez dzielnic臋 przemys艂ow膮.

Kurt Wallander nagle spostrzeg艂, 偶e ci臋偶ar贸wka, kt贸r膮 prowadzi, jest wyposa偶ona w聽telefon kom贸rkowy. Jedn膮 r臋k膮 pr贸bowa艂 wybra膰 numer alarmowy, drug膮 stara艂 si臋 utrzymywa膰 ci臋偶ki samoch贸d na jezdni.

W艂a艣nie w聽chwili, kiedy si臋 odezwa艂a centrala, musia艂 pokona膰 ostry zakr臋t. Telefon wypad艂 mu z聽r臋ki i聽zda艂 sobie spraw臋, 偶e je艣li si臋 nie zatrzyma, to go nie podniesie.

To po prostu szale艅stwo, my艣la艂 zrozpaczony. To kompletne szale艅stwo.

Nagle przypomnia艂 sobie o聽swojej siostrze. Teraz powinien si臋 znajdowa膰 na lotnisku Sturup, 偶eby j膮 odebra膰.

Na rondzie przy zje藕dzie na Staffanstorp po艣cig si臋 zako艅czy艂.

Autobus, kt贸ry w艂a艣nie wjecha艂 na rondo, zmusi艂 Valfrida Str枚ma do gwa艂townego hamowania. Ten straci艂 kontrol臋 nad kierownic膮 i聽wpad艂 prosto na betonowy s艂up. Kurt Wallander, kt贸ry znajdowa艂 si臋 dos艂ownie sto metr贸w za nim, zobaczy艂 p艂omie艅 ognia, strzelaj膮cy z聽tamtego samochodu. Wcisn膮艂 hamulec z聽tak膮 si艂膮, 偶e ci臋偶ar贸wka ze zwierz臋tami zjecha艂a do rowu i聽przewr贸ci艂a si臋. Tylne drzwi odpad艂y, trzy konie wybieg艂y z聽samochodu i聽pogalopowa艂y przez pola.

Valfrida Str枚ma wyrzuci艂o przy kolizji z聽samochodu. Wida膰 by艂o, 偶e ma obci臋t膮 jedn膮 stop臋. Od艂amki szk艂a poharata艂y twarz.

Kurt Wallander wiedzia艂, 偶e ten cz艂owiek nie 偶yje, zanim do niego dotar艂.

Z pobliskiego domu biegli w聽ich stron臋 ludzie. Samochody hamowa艂y na poboczu.

Nagle zauwa偶y艂, 偶e wci膮偶 trzyma w聽r臋ce pistolet.

Kilka minut p贸藕niej przyjecha艂 pierwszy w贸z policyjny. Zaraz po nim karetka pogotowia. Kurt Wallander wylegitymowa艂 si臋 i聽zatelefonowa艂 z聽radiowozu. Poprosi艂 o聽po艂膮czenie z聽Bj枚rkiem.

- Wszystko dobrze? - spyta艂 szef. - Run臋 Bergman zosta艂 zgarni臋ty, w艂a艣nie go tutaj wioz膮. Nie by艂o 偶adnych problem贸w. I聽ta jugos艂owia艅ska dziewczyna czeka ze swoim t艂umaczem.

- To ich wy艣lij do kostnicy szpitala w聽Lund - powiedzia艂 Kurt Wallander. - Teraz b臋dzie to konfrontacja z聽trupem. A聽poza tym ona jest Rumunk膮.

- Co ty, do diab艂a, m贸wisz? - spyta艂 Bj枚rk.

- Dok艂adnie to, co s艂ysza艂e艣 - odpar艂 Kurt Wallander i聽zako艅czy艂 rozmow臋.

W tym momencie zobaczy艂, jak jeden z聽koni biegnie galopem przez pole. By艂 to bardzo pi臋kny, bia艂y ko艅.

Pomy艣la艂, 偶e chyba nigdy jeszcze nie widzia艂 takiego pi臋knego konia.

Kiedy wr贸ci艂 do Ystad, wiadomo艣膰 o聽艣mierci Valfrida Str枚ma ju偶 si臋 rozesz艂a. Kobieta, kt贸ra by艂a jego 偶on膮, dosta艂a za艂amania nerwowego i聽lekarze zabronili policji kontaktu z聽ni膮, nie m贸wi膮c ju偶 o聽przes艂uchiwaniu.

Rydberg meldowa艂, 偶e Run臋 Bergman wszystkiemu zaprzecza. Nie ukrad艂 w艂asnego samochodu ani go nie ukry艂. Nie by艂 w聽Hageholm, nie odwiedza艂 Valfrida Str枚ma ostatniej nocy.

Domaga艂 si臋, by go natychmiast odwieziono z聽powrotem do Malm枚.

- Jaki to cholerny szczur - w艣cieka艂 si臋 Kurt Wallander. - Ja go z艂ami臋!

- Niczego si臋 tu nie b臋dzie 艂ama膰 - odpar艂 Bj枚rk. - Ten wariacki po艣cig po ulicach Lund i聽tak 艣ci膮gn膮艂 na nas wystarczaj膮co du偶o k艂opot贸w. Naprawd臋 nie mog臋 zrozumie膰, 偶e czterech do艣wiadczonych policjant贸w nie potrafi dostarczy膰 na przes艂uchanie jednego nieuzbrojonego cz艂owieka. A聽czy ty zdajesz sobie spraw臋 z聽tego, 偶e jeden z聽koni zosta艂 rozjechany? To klacz, nazywa艂a si臋 Supernowa i聽w艂a艣ciciel wyceni艂 j膮 na sto tysi臋cy koron.

Kurt Wallander poczu艂, 偶e zalewa go fala w艣ciek艂o艣ci. Dlaczego Bj枚rk nie rozumie, 偶e on potrzebuje wsparcia, a聽nie wyrzut贸w i聽oskar偶e艅?

- Teraz czekamy, a偶 Rumunka zidentyfikuje Str枚ma. Nikt pr贸cz mnie nie wypowiada si臋 dla medi贸w.

- Za to akurat nale偶膮 ci si臋 podzi臋kowania - warkn膮艂 Kurt Wallander.

Poszed艂 w聽towarzystwie Rydberga do swojego pokoju i聽zamkn膮艂 drzwi.

- Czy ty masz poj臋cie, jak wygl膮dasz? - spyta艂 Rydberg.

- Wola艂bym nie.

- Dzwoni艂a twoja siostra. Poprosi艂em Martinssona, 偶eby j膮 odebra艂 z聽lotniska. Domy艣li艂em si臋, 偶e zapomnia艂e艣 o聽niej. Martinsson si臋 ni膮 zajmie, dop贸ki nie b臋dziesz wolny.

Kurt Wallander skin膮艂 g艂ow膮 z聽wdzi臋czno艣ci膮. Po kilku minutach do pokoju wpad艂 Bj枚rk.

- Identyfikacja wypad艂a pozytywnie! - zawo艂a艂. - Mamy upragnionego morderc臋.

- Dziewczyna go rozpozna艂a?

- Bez wahania. To ten sam cz艂owiek, kt贸ry sta艂 na polu i聽jad艂 jab艂ko.

- Kim on by艂? - spyta艂 Rydberg.

- Valfrid Str枚m tytu艂owa艂 si臋 biznesmenem - odpowiedzia艂 Bj枚rk. - Wiek czterdzie艣ci siedem lat. Ale policja bezpiecze艅stwa nie potrzebowa艂a du偶o czasu, 偶eby odpowiedzie膰 na nasze pytania. Valfrid Str枚m jeszcze w聽latach sze艣膰dziesi膮tych by艂 zaanga偶owany w聽ruchy nacjonalistyczne. Najpierw jako cz艂onek czego艣, co nazywa艂o si臋 Sojusz Demokratyczny, p贸藕niej dzia艂a艂 w聽ugrupowaniach paramilitarnych. Ale jak dosz艂o do tego, 偶e sta艂 si臋 morderc膮, zabijaj膮cym z聽zimn膮 krwi膮, dowiemy si臋 pewnie od Run臋 Bergmana. Albo od pani Str枚m.

Kurt Wallander wsta艂.

- No to bierzemy si臋 za Run臋 Bergmana - powiedzia艂. Wszyscy trzej przeszli do pokoju, w聽kt贸rym siedzia艂 Run臋 Bergman i聽pali艂 papierosa.

Przes艂uchanie prowadzi艂 Kurt Wallander. Od razu przeszed艂 do ataku.

- Czy wiesz, co ja robi艂em dzisiejszej nocy? - spyta艂. Run臋 Bergman patrzy艂 na niego z聽pogard膮.

- Sk膮d mia艂bym to wiedzie膰?

- Pojecha艂em za tob膮 do Lund.

Kurt Wallander odni贸s艂 wra偶enie, 偶e przez twarz tamtego przemkn膮艂 cie艅.

- Pojecha艂em za tob膮 do Lund - powt贸rzy艂. - I聽wdrapa艂em si臋 na rusztowanie domu, w聽kt贸rym mieszka艂 Valfrid Str枚m. Widzia艂em, jak zamienia艂e艣 jedn膮 dubelt贸wk臋 na drug膮. Teraz Valfrid Str枚m nie 偶yje. Ale jeden 艣wiadek wskaza艂 go jako morderc臋 z聽Hageholm. I聽co na to powiesz?

Run臋 Bergman nie powiedzia艂 zupe艂nie nic. Zapali艂 kolejnego papierosa i聽gapi艂 si臋 przed siebie.

- No to w聽takim razie zaczniemy od pocz膮tku - powiedzia艂 Kurt Wallander. - My wiemy, jak to wszystko si臋 sta艂o. Nie wiemy jedynie dw贸ch rzeczy. Po pierwsze, co zrobi艂e艣 ze swoim samochodem. I聽po drugie, dlaczego zastrzelili艣cie tego Somalijczyka?

Run臋 Bergman nadal zachowywa艂 milczenie.

Tu偶 po godzinie trzeciej zosta艂 formalnie aresztowany i聽przydzielono mu adwokata z聽urz臋du. Postawiono mu zarzut morderstwa lub wsp贸艂udzia艂u w聽morderstwie.

O czwartej Kurt Wallander przeprowadzi艂 kr贸tkie przes艂uchanie 偶ony Valfrida Str枚ma. Nadal by艂a w聽szoku, ale odpowiedzia艂a na jego pytania. Dowiedzia艂 si臋 od niej, 偶e Valfrid Str枚m zajmowa艂 si臋 importem ekskluzywnych samochod贸w.

Poza tym kobieta powiedzia艂a, 偶e jej m膮偶 nienawidzi艂 szwedzkiej polityki wobec uchod藕c贸w.

By艂a 偶on膮 Str枚ma niespe艂na rok.

Kurt Wallander nabra艂 przekonania, 偶e szybko si臋 pogodzi ze strat膮.

Po przes艂uchaniu znowu spotka艂 si臋 z聽Bj枚rkiem i聽Rydbergiem. Kobieta zosta艂a zwolniona i聽odwieziona z聽powrotem do Lund.

Bezpo艣rednio po tym Kurt Wallander podj膮艂 kolejn膮 pr贸b臋 sk艂onienia Run臋 Bergmana do zezna艅. Adwokat by艂ego policjanta, cz艂owiek m艂ody i聽bardzo ambitny, uwa偶a艂, 偶e nie ma 偶adnych dowod贸w na poparcie oskar偶enia, i聽utrzymywa艂, 偶e aresztowanie jego klienta mo偶na okre艣li膰 jako preparowanie morderstwa s膮dowego.

W tej chwili Rydberg wpad艂 na pewien pomys艂.

- A聽nie wiesz, dok膮d to zamierza艂 uciec Valfrid Str枚m? - zapyta艂 Kurta Wallandera.

Pokaza艂 kierunek ucieczki na mapie.

- Podr贸偶 sko艅czy艂a si臋 w聽Staffanstorp. Mo偶e on mia艂 w聽pobli偶u jaki艣 magazyn? To niedaleko Hageholm, je艣li tylko kto艣 zna boczne drogi.

Rozmowa z聽偶on膮 Valfrida Str枚ma potwierdzi艂a, 偶e Rydberg rozumuje prawid艂owo. Str枚m rzeczywi艣cie mia艂 magazyn gdzie艣 mi臋dzy Staffanstorp a聽Veber枚d. Rydberg pojecha艂 tam radiowozem i聽wkr贸tce telefonowa艂 do Kurta Wallandera.

- Bingo - powiedzia艂. - Stoi tu niebiesko-bia艂y citroen.

- Mo偶e powinni艣my uczy膰 nasze dzieci rozpoznawania marki samochodu po d藕wi臋ku silnika - westchn膮艂 Kurt Wallander.

Ponownie zaatakowa艂 Run臋 Bergmana, ale ten wci膮偶 milcza艂.

Rydberg wr贸ci艂 do Ystad, przedtem jednak przeszuka艂 samoch贸d. W聽podr臋cznym schowku znalaz艂 pude艂ko naboj贸w do dubelt贸wki. Tymczasem policjanci z聽Lund i聽Malm枚 przeprowadzili rewizje w聽mieszkaniach Str枚ma i聽Bergmana.

- Wygl膮da na to, 偶e panowie byli cz艂onkami czego艣 w聽rodzaju szwedzkiego Ku-Klux-Klanu - powiedzia艂 Bj枚rk. - Podejrzewam, 偶e b臋dziemy teraz musieli rozwi膮zywa膰 naprawd臋 zapl膮tane sprawy. Mo偶e zamieszanych jest wi臋cej?

Run臋 Bergman wci膮偶 milcza艂.

Kurt Wallander odczuwa艂 wielk膮 ulg臋, 偶e Bj枚rk wr贸ci艂 i聽mo偶e si臋 teraz kontaktowa膰 z聽mediami.

Twarz piek艂a go i聽pali艂a, by艂 potwornie zm臋czony. O聽sz贸stej m贸g艂 nareszcie zadzwoni膰 do Martinssona i聽porozmawia膰 ze swoj膮 siostr膮. Potem pojecha艂, 偶eby j膮 zabra膰.

Kristina a偶 podskoczy艂a na widok jego okaleczonej twarzy.

- Chyba lepiej, 偶eby mnie ojciec nie widzia艂 w聽tym stanie - powiedzia艂. - Poczekam na ciebie w聽samochodzie.

Siostra ju偶 wcze艣niej odwiedzi艂a ojca w聽szpitalu. Wtedy nadal czu艂 si臋 bardzo zm臋czony. Rozja艣ni艂 si臋 jednak na widok c贸rki.

- Moim zdaniem on niewiele pami臋ta z聽tamtej nocy - powiedzia艂a Kristina, kiedy jechali do szpitala. - Mo偶e to i聽lepiej.

Kurt Wallander siedzia艂 w聽samochodzie i聽czeka艂 na siostr臋, kt贸ra posz艂a zobaczy膰 si臋 z聽ojcem po raz drugi. Zamkn膮艂 oczy i聽s艂ucha艂 muzyki Rossiniego. Kiedy siostra otworzy艂a drzwi, podskoczy艂. Okaza艂o si臋, 偶e spa艂.

Razem pojechali do domu ojca w聽L枚derup.

Kurt Wallander spostrzeg艂, 偶e siostra jest zaszokowana widokiem upadku, jaki tam zastali. Szybko posprz膮tali brudne ubrania i聽wyrzucili resztki jedzenia. Ju偶 te proste czynno艣ci bardzo zmieni艂y wygl膮d mieszkania.

- Jak mog艂o do tego doj艣膰? - j臋kn臋艂a siostra, a聽Kurt Wallander wyczu艂 w聽jej g艂osie wyrzut pod swoim adresem.

Mo偶e mia艂a racj臋? Mo偶e powinien by艂 robi膰 wi臋cej? A聽przynajmniej odkry膰 w聽por臋 stan ojca.

Kupili troch臋 jedzenia i聽pojechali na Mariagatan. Przy obiedzie zastanawiali si臋, jak teraz zorganizowa膰 ojcu 偶ycie.

- W聽domu opieki on umrze - powiedzia艂a Kristina.

- A聽czy jest jakie艣 inne wyj艣cie? - spyta艂 Kurt Wallander. - Tutaj mieszka膰 nie mo偶e. U聽ciebie te偶 nie. O聽L枚derup nie ma mowy. Wi臋c co pozostaje?

W ko艅cu doszli do porozumienia, 偶e mimo wszystko by艂oby najlepiej, gdyby ojciec m贸g艂 zosta膰 u聽siebie. Pod warunkiem 偶e otrzyma sta艂膮 opiek臋.

- On nigdy mnie nie lubi艂 - stwierdzi艂 Kurt Wallander, kiedy pili kaw臋.

- Oczywi艣cie, 偶e ci臋 lubi艂!

- Nic podobnego. Przynajmniej odk膮d postanowi艂em zosta膰 policjantem.

- Mo偶e mia艂 wobec ciebie inne oczekiwania?

- Ale jakie? Przecie偶 on nigdy nic nie m贸wi. Kurt Wallander po艣cieli艂 siostrze na kanapie.

Kiedy ju偶 om贸wili sprawy ojca, opowiedzia艂 jej o聽tym, co si臋 ostatnio dzia艂o. I聽nagle stwierdzi艂, 偶e z聽dawnej szczero艣ci, jaka ich zawsze 艂膮czy艂a, nie pozosta艂o nic.

Za rzadko si臋 spotykali艣my, my艣la艂. Ona nie ma nawet odwagi zapyta膰, dlaczego drogi Mony i聽moje si臋 rozesz艂y.

Wyj膮艂 na p贸艂 opr贸偶nion膮 butelk臋 koniaku. Siostra potrz膮sn臋艂a g艂ow膮, 偶e nie chce, wi臋c nala艂 tylko do jednego kieliszka.

Wieczorne wiadomo艣ci telewizyjne zdominowa艂a historia Yalfrida Str枚ma. To偶samo艣ci drugiego mordercy na razie nie ujawniono. Kurt Wallander wiedzia艂, 偶e to dlatego, 偶e Run臋 Bergman jest by艂ym policjantem. Domy艣la艂 si臋, 偶e szef G艂贸wnego Zarz膮du Policji robi, co tylko mo偶e, 偶eby jego to偶samo艣膰 zachowa膰 w聽tajemnicy, jak d艂ugo si臋 da.

Ale pr臋dzej czy p贸藕niej rzecz si臋, naturalnie, wyda.

Zaraz po wiadomo艣ciach zadzwoni艂 telefon.

Kurt Wallander poprosi艂, by siostra odebra艂a.

- Dowiedz si臋, kto to, i聽powiedz, 偶e sprawdzisz, czy jestem w聽domu.

- To kobieta nazwiskiem Brolin - oznajmi艂a, wr贸ciwszy z聽przedpokoju.

Z wielkim wysi艂kiem podni贸s艂 si臋 z聽fotela i聽poszed艂 odebra膰.

- Mam nadziej臋, 偶e ci臋 nie obudzi艂am - powiedzia艂a Anette Brolin.

- Nie, sk膮d - zapewni艂. - Jest u聽mnie siostra ze Sztokholmu.

- Chcia艂am tylko powiedzie膰, 偶e wykonali艣cie nadzwyczajn膮 robot臋.

- Mieli艣my wi臋cej szcz臋艣cia ni偶 rozumu.

Dlaczego ona dzwoni? - zastanawia艂 si臋. I聽bardzo szybko podj膮艂 decyzj臋.

- Mo偶e drinka? - zaproponowa艂.

- Ch臋tnie. Ale gdzie? Wyczu艂, 偶e jest zaskoczona.

- Moja siostra zamierza si臋 w艂a艣nie po艂o偶y膰 - powiedzia艂. - Mo偶e u聽ciebie?

- 艢wietnie.

Od艂o偶y艂 s艂uchawk臋 i聽wr贸ci艂 do salonu.

- Wcale nie zamierzam si臋 jeszcze k艂a艣膰 - rzek艂a siostra z聽przek膮sem.

- Ja na chwil臋 wyjd臋. Nie sied藕 i聽nie czekaj na mnie. Sam nie wiem, ile czasu tam zabawi臋.

Ch艂odne wieczorne powietrze u艂atwia艂o oddychanie. Skr臋ci艂 w聽Regementsgatan i聽nag艂e poczu艂 wielk膮 ulg臋. Rozwik艂ali spraw臋 brutalnego morderstwa w聽Hageholm w聽ci膮gu czterdziestu o艣miu godzin. Teraz b臋d膮 si臋 mogli znowu skoncentrowa膰 na podw贸jnym zab贸jstwie w聽Lenarp.

Wiedzia艂, 偶e wykona艂 dobr膮 robot臋.

Ufa艂 swojej intuicji, dzia艂a艂 bez wahania i聽to przynios艂o rezultaty.

Wspomnienie szale艅czego po艣cigu ci臋偶ar贸wk膮 ze zwierz臋tami wywo艂a艂o dreszcz grozy, mimo to poczucie ulgi go nie opuszcza艂o.

Nacisn膮艂 dzwonek domofonu i聽odpowiedzia艂a Anette Brolin. Mieszka艂a na pierwszym pi臋trze kamienicy z聽pocz膮tku wieku. Mieszkanie by艂o du偶e, ale umeblowane sk膮po. Pod 艣cianami sta艂y obrazy, czekaj膮c, by je kto艣 powiesi艂.

- D偶in z聽tonikiem? - spyta艂a. - Obawiam si臋, 偶e mam bardzo ograniczony wyb贸r.

- Ch臋tnie - odpowiedzia艂. - Akurat w聽tej chwili wszystko mi b臋dzie smakowa膰, byleby tylko by艂o mocne.

Usiad艂a na kanapie naprzeciwko niego i聽podkurczy艂a nogi. Pomy艣la艂, 偶e jest bardzo 艂adna.

- Czy zdajesz sobie spraw臋, jak wygl膮dasz? - spyta艂a ze 艣miechem.

- Wszyscy zadaj膮 mi to pytanie - odpar艂.

Potem przypomnia艂 sobie Klasa Mansona. Z艂odzieja, kt贸ry obrabowa艂 sklep, a聽kt贸rego Anette Brolin nie chcia艂a aresztowa膰. Pomy艣la艂, 偶e w艂a艣ciwie nie ma ochoty rozmawia膰 o聽pracy. Mimo to nie potrafi艂 si臋 powstrzyma膰.

- Klas Manson - powiedzia艂. - Pami臋tasz to nazwisko? Przytakn臋艂a.

- Hansson si臋 skar偶y艂, bo podobno uzna艂a艣, 偶e 艣ledztwo zosta艂o 藕le przeprowadzone. I聽nie chcesz si臋 zgodzi膰 na aresztowanie, je偶eli go nie uzupe艂ni膮.

- 艢ledztwo by艂o niedok艂adne, raport napisany byle jak. Niedostateczne dowody, ma艂o przekonuj膮cy 艣wiadkowie. Pope艂ni艂abym b艂膮d, gdybym za偶膮da艂a aresztowania na podstawie takiego materia艂u.

- 艢ledztwo nie by艂o gorzej przeprowadzone ni偶 wiele innych. Poza tym zapominasz o聽jednej sprawie.

- O聽jakiej?

- 呕e Klas Manson jest winny. On okrada艂 sklepy ju偶 przedtem.

- W聽takim razie musicie przedstawi膰 lepsze dowody.

- Ja nie uwa偶am, 偶e w聽tym raporcie s膮 b艂臋dy. A聽jak wypu艣cimy tego przekl臋tego Mansona, to natychmiast pope艂ni kolejne przest臋pstwo.

- Nie mo偶na aresztowa膰 ludzi bez powa偶nych powod贸w. Kurt Wallander wzruszy艂 ramionami.

- Obiecujesz wyda膰 nakaz, je艣li przyprowadz臋 bardziej wiarygodnego 艣wiadka?

- To zale偶y od tego, co ten 艣wiadek powie.

- Dlaczego jeste艣 taka uparta? Klas Manson jest winny. Wystarczy, 偶e go troch臋 potrzymamy, a聽sam si臋 przyzna. Ale je艣li powe藕mie najmniejsze podejrzenie, 偶e mo偶e si臋 z聽tego wymiga膰, nie powie ani s艂owa.

- Prokuratorzy musz膮 by膰 uparci. Bo inaczej co by si臋 sta艂o z聽praworz膮dno艣ci膮 w聽tym kraju?

Kurt Wallander poczu艂, 偶e alkohol nastraja go wojowniczo.

- Takie pytanie m贸g艂by r贸wnie偶 postawi膰 pewien nic nieznacz膮cy funkcjonariusz policji kryminalnej w聽kraju. Kiedy艣 my艣la艂em, 偶e si艂a policji polega na tym, i偶 jeste艣my obecni i聽chronimy mienie zwyk艂ych ludzi, kiedy jest ono nara偶one. I聽chyba nadal tak my艣l臋. Ale napatrzy艂em si臋 do艣膰, jak praworz膮dno艣膰 kuleje. Widywa艂em, jak m艂odzi ludzie, kt贸rzy pope艂nili przest臋pstwo, s膮 mniej lub bardziej zach臋cani, by nadal tak post臋powa膰. Nikt si臋 nie wtr膮ca. Nikt nie zajmuje si臋 ofiarami wci膮偶 rosn膮cej przest臋pczo艣ci. B臋dzie coraz gorzej.

- Teraz m贸wisz jak m贸j ojciec - powiedzia艂a. - On jest emerytowanym s臋dzi膮. Prawdziwy stary, konserwatywny urz臋dnik.

- Mo偶liwe. Mo偶liwe, 偶e jestem konserwatywny. Ale m贸wi臋 to, co my艣l臋. I聽rzeczywi艣cie rozumiem, 偶e ludzie czasem bior膮 sprawy w聽swoje r臋ce.

- Mo偶e m贸g艂by艣 nawet zrozumie膰, 偶e kilku op臋ta艅c贸w decyduje si臋 zastrzeli膰 niewinnego uchod藕c臋, ubiegaj膮cego si臋 o聽azyl?

- I聽tak, i聽nie. Niepewno艣膰 w聽naszym kraju jest wielka. Ludzie zaczynaj膮 si臋 ba膰. Zw艂aszcza w聽takich wiejskich okolicach jak tutaj. Wkr贸tce zobaczysz, 偶e w聽tym grajdole objawi si臋 wielki bohater. Kto艣, kto po cichu przyklaskuje w聽swoim domu za zaci膮gni臋tymi firankami. Kto艣, kto zadba艂 o聽to, by w聽lokalnym referendum ludzie zag艂osowali przeciwko przyjmowaniu uchod藕c贸w.

- A聽co b臋dzie, je艣li zaczniemy lekcewa偶y膰 rz膮dowe decyzje? Mamy przecie偶 w聽tym kraju okre艣lon膮 polityk臋 wobec uchod藕c贸w i聽musimy j膮 realizowa膰.

- Mylisz si臋. To w艂a艣nie brak takiej polityki powoduje chaos. I聽teraz 偶yjemy w聽kraju, w聽kt贸rym ka偶dy, kto chce, niezale偶nie od motyw贸w, mo偶e robi膰, co chce, kiedy chce, gdzie chce i聽jak chce. Kontrole graniczne zosta艂y w艂a艣ciwie zawieszone. Urz臋dy celne s膮 sparali偶owane. Istnieje mn贸stwo niestrze偶onych, ma艂ych lotnisk, na kt贸rych narkotyki i聽nielegalni imigranci l膮duj膮 ka偶dej nocy w聽wielkich ilo艣ciach.

Zauwa偶y艂, 偶e jest coraz bardziej wzburzony. Zab贸jstwo Somalijczyka by艂o przest臋pstwem o聽wielu dnach.

- Run臋 Bergman zostanie naturalnie aresztowany i聽b臋dziemy 偶膮da膰 mo偶liwie najwy偶szej kary. Ale Urz膮d Imigracyjny i聽rz膮d te偶 ponosz膮 cz臋艣膰 odpowiedzialno艣ci.

- Teraz m贸wisz g艂upstwa, m贸j drogi.

- Naprawd臋? W聽ostatnim czasie na przyk艂ad osoby, kt贸re nale偶a艂y do faszystowskiej policji politycznej w聽Rumunii, zaczynaj膮 pojawia膰 si臋 w聽Szwecji. Poszukuj膮 azylu. Czy powinny go otrzyma膰?

- Zasady musz膮 obowi膮zywa膰.

- Naprawd臋 musz膮? Zawsze? Nawet je艣li to jest b艂膮d? Anette wsta艂a z聽kanapy i聽nape艂ni艂a szklaneczk臋. Ogarn臋艂a go niech臋膰.

Zbytnio si臋 od siebie r贸偶nimy, pomy艣la艂.

Po dziesi臋ciu minutach rozmowy otwiera si臋 przepa艣膰.

Alkohol spowodowa艂, 偶e sta艂 si臋 agresywny. Spojrza艂 na ni膮 i聽poczu艂, 偶e jest podniecony.

Ile w艂a艣ciwie czasu min臋艂o od tamtej pory, kiedy kochali si臋 z聽Mon膮 po raz ostatni?

Prawie rok. Rok bez 偶ycia erotycznego.

J臋kn膮艂 na my艣l o聽tym.

- Boli ci臋? - spyta艂a.

Skin膮艂 g艂ow膮, cho膰 to wcale nie by艂a prawda. Uleg艂 jednak nieokre艣lonej potrzebie wsp贸艂czucia.

- Mo偶e lepiej, 偶eby艣 poszed艂 do domu? - spyta艂a.

Ale tego akurat on pragn膮艂 najmniej ze wszystkiego. Odk膮d Mona si臋 wyprowadzi艂a, uwa偶a艂, 偶e w艂a艣ciwie nie ma domu.

Wypi艂 i聽wyci膮gn膮艂 szklaneczk臋 z聽pro艣b膮 o聽jeszcze. By艂 ju偶 teraz taki pijany, 偶e hamulce zaczyna艂y puszcza膰.

- Jeszcze jeden - powiedzia艂. - Zas艂u偶y艂em sobie.

- Ale potem ju偶 p贸jdziesz - postawi艂a warunek.

Jej g艂os zabrzmia艂 nagle ch艂odno. Ale on nie zd膮偶y艂 si臋 tym przej膮膰. Kiedy podesz艂a z聽drinkiem, obj膮艂 j膮 i聽poci膮gn膮艂 ku sobie.

- Usi膮d藕 tu przy mnie - powiedzia艂, k艂ad膮c jej r臋k臋 na udzie.

Wyrwa艂a si臋 i聽wymierzy艂a mu policzek. Uderzy艂a d艂oni膮, na kt贸rej nosi艂a pier艣cionek i聽poczu艂, 偶e skaleczy艂a mu sk贸r臋.

- Id藕 do domu! - rozkaza艂a. Odstawi艂 szklaneczk臋 na st贸艂.

- Bo jak nie, to co zrobisz? - spyta艂. - Zadzwonisz po policj臋?

Nie odpowiedzia艂a, ale widzia艂, 偶e jest w艣ciek艂a. Potkn膮艂 si臋, kiedy wstawa艂 z聽miejsca. Nagle zda艂 sobie spraw臋, co chcia艂 zrobi膰.

- Wybacz - powiedzia艂. - Jestem zm臋czony.

- Zapomnijmy o聽tym. Ale teraz musisz ju偶 i艣膰.

- Nie wiem, co mi si臋 sta艂o - rzek艂 i聽wyci膮gn膮艂 r臋k臋 na po偶egnanie.

- Zapomnijmy o聽tym - powt贸rzy艂a. - Dobranoc.

Pr贸bowa艂 znale藕膰 jeszcze jakie艣 s艂owa. Gdzie艣 w聽jego zamroczonym m贸zgu ko艂ata艂a si臋 my艣l, 偶e zrobi艂 co艣, co jest i聽niewybaczalne, i聽niebezpieczne. Tak jak wtedy, kiedy po spotkaniu z聽Mon膮 w聽Malm枚 prowadzi艂 po pijanemu samoch贸d.

Wyszed艂 i聽s艂ysza艂 jeszcze, jak drzwi si臋 za nim zamkn臋艂y.

Musz臋 przesta膰 pi膰, pomy艣la艂 w艣ciek艂y. 殴le to znosz臋.

Na dole d艂ugo wci膮ga艂 w聽p艂uca zimne powietrze.

Jak, do cholery, mo偶na si臋 zachowywa膰 a偶 tak g艂upio, my艣la艂. Jak pijany szczeniak, kt贸ry nie wie nic o聽sobie, o聽kobietach ani o聽艣wiecie.

Poszed艂 do domu przy Mariagatan.

Nast臋pnego dnia b臋dzie musia艂 na nowo podj膮膰 po艣cig za mordercami z聽Lenarp.

13

Rano w聽poniedzia艂ek 15 stycznia Kurt Wallander pojecha艂 do zak艂adu ogrodniczego przy wje藕dzie do Malm枚 i聽kupi艂 dwa bukiety kwiat贸w. Przypomnia艂 sobie, 偶e osiem dni temu jecha艂 t膮 sam膮 drog膮 do Lenarp, na miejsce przest臋pstwa, kt贸re nadal anga偶owa艂o ca艂膮 jego uwag臋. Pomy艣la艂, 偶e tydzie艅, kt贸ry min膮艂, by艂 najintensywniejszym tygodniem w聽ca艂ej jego dotychczasowej s艂u偶bie w聽policji. Kiedy spogl膮da艂 na swoj膮 twarz we wstecznym lusterku, wiedzia艂, 偶e ka偶de zadrapanie, ka偶dy guz, ka偶da ciemniejsza plama na sk贸rze jest w艂a艣nie pami膮tk膮 wydarze艅 tego tygodnia.

Temperatura spad艂a do kilku stopni poni偶ej zera. By艂o cicho. Bia艂y prom z聽Polski pod膮偶a艂 w聽stron臋 portu.

Tu偶 po 贸smej wszed艂 do budynku policji i聽wr臋czy艂 Ebbie jedn膮 wi膮zank臋. W聽pierwszej chwili nie chcia艂a przyj膮膰, widzia艂 jednak, 偶e bardzo j膮 ucieszy艂a jego pami臋膰. Drug膮 wi膮zank臋 wzi膮艂 do swojego pokoju. Wyj膮艂 z聽szuflady biurka 艂adn膮 kartk臋 i聽zastanawia艂 si臋, co powinien napisa膰 do prokurator Anette Brolin. Zastanawia艂 si臋 bardzo d艂ugo. A聽kiedy w聽ko艅cu zacz膮艂 pisa膰, ju偶 si臋 nie stara艂, 偶eby to by艂o perfekcyjne. Prosi艂 tylko, by zechcia艂a zapomnie膰 jego niewybaczalne zachowanie poprzedniego wieczora. T艂umaczy艂 si臋 zm臋czeniem.

„Z natury jestem nie艣mia艂y”, pisa艂. Ale to raczej nie by艂a prawda.

Pomy艣la艂 jednak, 偶e mo偶e sk艂oni w聽ten spos贸b Anette Brolin, by spojrza艂a na niego 艂askawiej.

Ju偶 mia艂 p贸j艣膰 do drugiej cz臋艣ci budynku, gdzie mie艣ci艂a si臋 prokuratura, kiedy w聽drzwiach stan膮艂 Bj枚rk. Jak zawsze puka艂 tak cicho, 偶e Kurt Wallander nie us艂ysza艂.

- Dosta艂e艣 kwiaty? - spyta艂 Bj枚rk. - Szczerze m贸wi膮c, zas艂u偶y艂e艣. Zaimponowa艂o mi, jak szybko rozwi膮za艂e艣 spraw臋 morderstwa tego Murzyna.

Wallanderowi nie podoba艂o si臋, kiedy Bj枚rk m贸wi艂 o聽Somalijczyku jako o聽nie偶ywym Murzynie. To by艂 po prostu nie偶ywy cz艂owiek, kt贸ry le偶a艂 w聽gliniastym b艂ocie, przykryty plandek膮. Ale oczywi艣cie w聽偶adn膮 dyskusj臋 si臋 nie wdawa艂.

Bj枚rk mia艂 na sobie kwiecist膮 koszul臋, kt贸r膮 kupi艂 w聽Hiszpanii. Usiad艂 na chwiejnym krze艣le pod oknem.

- Pomy艣la艂em, 偶e powinni艣my pogada膰 o聽morderstwie w聽Lenarp - zacz膮艂. - Przestudiowa艂em materia艂y z聽dotychczasowego 艣ledztwa. Widz臋 tam wiele luk. Chcia艂em zaproponowa膰, 偶eby Rydberg przej膮艂 t臋 spraw臋, a聽ty b臋dziesz m贸g艂 si臋 skupi膰 na tym, by zmusi膰 Run臋 Bergmana do m贸wienia. Co ty na to?

Kurt Wallander odpowiedzia艂 pytaniem:

- A聽co na to Rydberg?

- Jeszcze z聽nim nie rozmawia艂em.

- No to ja bym zrobi艂 odwrotnie. Rydberg ma chor膮 nog臋, a聽przy tamtym 艣ledztwie pozostaje jeszcze mn贸stwo 艂a偶enia.

To, co m贸wi艂, by艂o naturalnie prawd膮. Tyle tylko, 偶e to nie z聽troski o聽reumatyzm Rydberga zaproponowa艂 takie rozwi膮zanie.

Po prostu nie chcia艂, by kto艣 inny przej膮艂 po艣cig za mordercami z聽Lenarp.

Chocia偶 praca w聽policji to dzia艂anie zespo艂owe, tym razem uwa偶a艂, 偶e mordercy s膮 jego.

- Jest jeszcze trzecia mo偶liwo艣膰 - powiedzia艂 Bj枚rk. - 呕e Svedberg i聽Hansson zajm膮 si臋 Bergmanem...

Kurt Wallander przytakn膮艂. Zgadza艂 si臋 z聽Bj枚rkiem. Szef wsta艂 z聽niewygodnego krzes艂a.

- Przyda艂yby si臋 nowe meble - rzek艂.

- Przyda艂yby si臋 etaty dla nowych policjant贸w - odpar艂 Kurt Wallander.

Kiedy Bj枚rk wyszed艂, Kurt Wallander usiad艂 przy maszynie do pisania i聽sporz膮dzi艂 wyczerpuj膮cy raport na temat uj臋cia Run臋 Bergmana i聽Valfrida Str枚ma. Stara艂 si臋 napisa膰 raport, do kt贸rego Anette Brolin nie mia艂aby zastrze偶e艅. Zaj臋艂o mu to ponad dwie godziny. Pi臋tna艣cie po dziesi膮tej wyci膮gn膮艂 z聽maszyny ostatni膮 kartk臋, podpisa艂 i聽zani贸s艂 raport Rydbergowi.

Ten siedzia艂 przy swoim biurku i聽robi艂 wra偶enie bardzo zm臋czonego. Kiedy Kurt Wallander wchodzi艂 do pokoju, ko艅czy艂 w艂a艣nie rozmow臋 telefoniczn膮.

- S艂ysza艂em, 偶e Bj枚rk chce nas po艂膮czy膰 - rzek艂. - Bardzo si臋 ciesz臋, 偶e uwolni艂 mnie od tego Bergmana.

Kurt Wallander po艂o偶y艂 mu na biurku sw贸j raport.

- Przeczytaj to - poprosi艂. - I聽je艣li nie b臋dziesz mia艂 偶adnych zastrze偶e艅, oddaj Hanssonowi.

- Rano Svedberg podj膮艂 kolejn膮 pr贸b臋 z聽Bergmanem - powiedzia艂 Rydberg. - Ale on w聽dalszym ci膮gu nic nie m贸wi. Chocia偶 papierosy si臋 zgadzaj膮. Ta sama marka co pety w聽glinie przy samochodzie.

- Ciekawe, co si臋 z聽tego wy艂oni? - powiedzia艂 Kurt Wallander. - Co si臋 za tym kryje? Neonazi艣ci? Rasi艣ci z聽rozga艂臋zieniami w聽ca艂ej Europie? Do cholery, jak w艂a艣ciwie mo偶na zrobi膰 co艣 takiego? Wyle藕膰 z聽samochodu przy drodze i聽zastrzeli膰 ca艂kiem obcego cz艂owieka? Tylko dlatego, 偶e ten cz艂owiek jest czarny.

- Nie wiem - odpar艂 Rydberg. - Ale to jest co艣, z聽czym musimy nauczy膰 si臋 偶y膰.

Um贸wili si臋 na spotkanie za p贸艂 godziny, kiedy ju偶 Rydberg przeczyta raport. Wtedy energicznie podejm膮 艣ledztwo w聽sprawie Lenarp.

Kurt Wallander poszed艂 do urz臋du prokuratorskiego. Anette Brolin by艂a w聽s膮dzie. Zostawi艂 bukiet dziewczynie w聽recepcji.

- Czy ona ma urodziny? - zdziwi艂a si臋 recepcjonistka.

- Co艣 w聽tym rodzaju - odpar艂 i聽wr贸ci艂 do siebie.

Tam czeka艂a na niego siostra Kristina. Wysz艂a z聽domu wcze艣nie, zanim Kurt Wallander si臋 obudzi艂.

Powiedzia艂a mu teraz, 偶e rozmawia艂a i聽z聽lekarzem, i聽z聽kuratorem.

- Ojciec wygl膮da lepiej - m贸wi艂a. - Oni uwa偶aj膮, 偶e to nie jest chroniczna posta膰 sklerozy. Mo偶e to tylko takie jednorazowe zamroczenie? Ustalili艣my, 偶e trzeba zobaczy膰, jakie efekty przyniesie regularna pomoc w聽domu. Chcia艂am zapyta膰, czy b臋dziesz m贸g艂 nas odebra膰 ze szpitala ko艂o dwunastej. A聽je艣li nie, to mo偶e mog艂abym po偶yczy膰 tw贸j samoch贸d?

- Oczywi艣cie, 偶e po was przyjad臋. Czy wiemy co艣 o聽tej pomocy domowej?

- Mam si臋 spotka膰 z聽kobiet膮, kt贸ra mieszka niedaleko taty.

Kurt Wallander skin膮艂 g艂ow膮.

- Dobrze, 偶e przyjecha艂a艣 - powiedzia艂. - Sam nie da艂bym sobie z聽tym rady.

Um贸wili si臋 w聽szpitalu zaraz po dwunastej. Kiedy siostra wysz艂a, posprz膮ta艂 na biurku i聽po艂o偶y艂 przed sob膮 grub膮 teczk臋 z聽materia艂ami w聽sprawie Johannesa i聽Marii L枚vgren贸w. Czas najwy偶szy znowu si臋 tym zaj膮膰.

Bj枚rk poinformowa艂, 偶e na razie b臋dzie ich czterech w聽grupie dochodzeniowej. Poniewa偶 Naslund le偶a艂 w聽domu z聽gryp膮, spotkali si臋 w聽pokoju Rydberga we trzech. Martinsson by艂 milcz膮cy, wygl膮da艂o na to, 偶e ma kaca. Kurt Wallander pami臋ta艂 jednak jego zdecydowane zaanga偶owanie, kiedy si臋 zajmowa艂 histeryzuj膮c膮 wdow膮 w聽Hageholm.

Zacz臋li bardzo dok艂adnie przegl膮da膰 zebrane materia艂y.

Martinsson mia艂 skompletowa膰 r贸偶ne informacje, kt贸re pozyska艂 z聽centralnego rejestru przest臋pczo艣ci. Kurt Wallander 偶ywi艂 wielkie zaufanie do tego rodzaju metodycznego i聽powolnego dopasowywania rozmaitych szczeg贸艂贸w. Obserwatorowi z聽zewn膮trz taka praca mo偶e si臋 wydawa膰 niezno艣nie nudna, pozbawiona wra偶e艅. Ale dla tych trzech policjant贸w sprawa przedstawia艂a si臋 zgo艂a odmiennie. Prawda i聽rozwi膮zanie mog膮 si臋 kry膰 pod z聽pozoru niedostrzegaln膮 kombinacj膮 szczeg贸艂贸w.

Wyszukiwali te 艣lady, kt贸re przede wszystkim powinny zosta膰 dok艂adnie zbadane.

- Ty zajmiesz si臋 podr贸偶膮 Johannesa L枚vgrena do Ystad - powiedzia艂 do Martinssona. - Musimy wiedzie膰, jak si臋 dosta艂 do miasta i聽jak stamt膮d wr贸ci艂 do domu. Czy mia艂 wi臋cej sejf贸w bankowych, o聽kt贸rych jeszcze nie wiemy? Co robi艂 w聽ci膮gu tej godziny mi臋dzy wizytami w聽obu bankach? Mo偶e poszed艂 do jakiego艣 sklepu? Co艣 kupowa艂? Kto go widzia艂?

- Wydaje mi si臋, 偶e Naslund ju偶 zacz膮艂 telefonowa膰 do bank贸w - powiedzia艂 Martinsson.

- To zadzwo艅 do niego i聽zapytaj. Nie mo偶emy czeka膰, a偶 wyzdrowieje.

Rydberg mia艂 odwiedzi膰 Larsa Herdina, a聽Kurt Wallander ponownie pojecha膰 do Malm枚, 偶eby porozmawia膰 z聽cz艂owiekiem o聽nazwisku Erik Magnuson, kt贸ry wed艂ug Gorana Bomana m贸g艂by by膰 ukrywanym synem Johannesa L枚vgrena.

- Wszystkie inne szczeg贸艂y mog膮 na razie zaczeka膰 - powiedzia艂 Kurt Wallander. - Zaczniemy od tego i聽spotkamy si臋 ponownie o聽pi膮tej.

Zanim pojecha艂 do szpitala, zadzwoni艂 do Gorana Bomana w聽Kristianstad, 偶eby dowiedzie膰 si臋 czego艣 wi臋cej na temat tego Erika Magnusona.

- Pracuje w聽urz臋dzie rejonowym - poinformowa艂 Goran Boman. - Ale niestety nie wiem, co tam robi. Mieli艣my tu wyj膮tkowo niespokojny weekend, b贸jki i聽pija艅stwa, nie zd膮偶y艂em zrobi膰 nic wi臋cej, bo wci膮偶 musieli艣my przywo艂ywa膰 ludzi do porz膮dku.

- Znajd臋 go na pewno - powiedzia艂 Kurt Wallander. - Odezw臋 si臋 najp贸藕niej jutro rano.

Par臋 minut po dwunastej wyruszy艂 do szpitala. Siostra czeka艂a na niego w聽recepcji i聽razem pojechali wind膮 na oddzia艂, gdzie ojciec zosta艂 przeniesiony po wst臋pnej obserwacji.

Kiedy przyszli, by艂 ju偶 wypisany i聽czeka艂 na korytarzu. Kapelusz mia艂 na g艂owie, a聽walizka z聽brudn膮 bielizn膮, p臋dzlami i聽farbami sta艂a przy krze艣le obok niego. Kurt Wallander nie m贸g艂 pozna膰 jego garnituru.

- Kupi艂am mu - wyja艣ni艂a siostra, kiedy j膮 spyta艂. - On chyba ze trzydzie艣ci lat nie kupowa艂 sobie nowego garnituru.

- Jak si臋 czujesz, staruszku? - spyta艂 Kurt Wallander, kiedy stan膮艂 przed ojcem.

Ten utkwi艂 w聽nim wzrok. Kurt Wallander zrozumia艂, 偶e zamroczenie ust膮pi艂o.

- Dobrze b臋dzie wr贸ci膰 do domu - rzek艂 starszy pan, wstaj膮c.

Kurt Wallander wzi膮艂 walizk臋, a聽siostra podtrzymywa艂a ojca. Po drodze do L枚derup siedzia艂a przy nim z聽ty艂u.

Kurt Wallander, kt贸remu spieszy艂o si臋 do Malm枚, obieca艂, 偶e wr贸ci ko艂o sz贸stej. Siostra zamierza艂a zosta膰 z聽ojcem na noc, prosi艂a, 偶eby kupi艂 co艣 na obiad.

Ojciec natychmiast przebra艂 si臋 w聽sw贸j malarski kombinezon. Stan膮艂 przy sztalugach i聽wr贸ci艂 do malowania niedoko艅czonego obrazu.

- My艣lisz, 偶e on da sobie jako艣 rad臋, 偶e ta pomoc domowa wystarczy? - spyta艂 Kurt Wallander siostr臋.

- Poczekamy, zobaczymy - odpar艂a.

Zbli偶a艂a si臋 druga po po艂udniu, kiedy Kurt Wallander zahamowa艂 przed g艂贸wnym budynkiem urz臋du rejonowego w聽Malm枚. Po drodze zatrzyma艂 si臋 na kr贸tko w聽motelu w聽Svedali, gdzie zjad艂 szybki lunch. Teraz zaparkowa艂 i聽wszed艂 do recepcji.

- Szukam Erika Magnusona - powiedzia艂 do kobiety siedz膮cej za szklan膮 szyb膮.

- My tu mamy przynajmniej trzech Erik贸w Magnuson贸w - odpar艂a. - Kt贸rego z聽nich pan potrzebuje?

Kurt Wallander wyj膮艂 legitymacj臋 policyjn膮 i聽pokaza艂 recepcjonistce.

- Nie wiem - odpowiedzia艂 na jej pytanie. - Ale podobno urodzi艂 si臋 pod koniec lat pi臋膰dziesi膮tych.

Teraz recepcjonistka natychmiast wiedzia艂a, o聽kogo mo偶e chodzi膰.

- W聽takim razie to musi by膰 Erik Magnuson z聽centralnego magazynu. Dwaj pozostali, kt贸rzy nosz膮 to nazwisko, s膮 wyra藕nie starsi. A聽co on narozrabia艂?

Kurt Wallander przyj膮艂 z聽u艣miechem jej niepohamowan膮 ciekawo艣膰.

- Nic - odpar艂. - Chcia艂bym mu tylko zada膰 par臋 rutynowych pyta艅.

Recepcjonistka opisa艂a mu drog臋 do centralnego magazynu. Podzi臋kowa艂 i聽wr贸ci艂 do samochodu.

Magazyny urz臋du rejonowego znajdowa艂y si臋 na p贸艂nocnych obrze偶ach miasta, w聽pobli偶u Oljehamnen. Kurt Wallander d艂ugo kr膮偶y艂, zanim wreszcie dotar艂 na miejsce.

Wszed艂 przez drzwi z聽napisem „Biuro”. Przez du偶膮 szyb臋 widzia艂 偶贸艂te w贸zki wid艂owe je偶d偶膮ce tam i聽z聽powrotem mi臋dzy nieko艅cz膮cymi si臋 rz臋dami p贸艂ek.

W biurze nie by艂o nikogo. Zszed艂 wi臋c po schodach do hali magazynu. M艂ody cz艂owiek o聽w艂osach si臋gaj膮cych ramion uk艂ada艂 w聽stos plastikowe worki z聽papierem toaletowym. Kurt Wallander podszed艂 do niego.

- Szukam Erika Magnusona - oznajmi艂.

M臋偶czyzna pokaza艂 mu 偶贸艂ty w贸zek wid艂owy stoj膮cy na rampie, na kt贸rej w艂a艣nie roz艂adowywano wielkiego TIR-a. M臋偶czyzna w聽kabinie w贸zka mia艂 jasne w艂osy.

Kurt Wallander pomy艣la艂, 偶e Maria L枚vgren nie mog艂aby uzna膰 go za cudzoziemca, gdyby kto艣 taki zaciska艂 jej p臋tl臋 na szyi.

Z irytacj膮 odepchn膮艂 od siebie t臋 my艣l. Zdecydowanym krokiem ruszy艂 przed siebie.

- Erik Magnuson?! - zawo艂a艂, staraj膮c si臋 przekrzycze膰 huk silnika.

M臋偶czyzna spojrza艂 na niego pytaj膮co, a聽potem wy艂膮czy艂 silnik i聽wyskoczy艂 z聽kabiny.

- Erik Magnuson? - powt贸rzy艂 Kurt Wallander.

- Tak?

- Jestem z聽policji. Chcia艂bym chwil臋 porozmawia膰. Obserwowa艂 przy tym twarz m臋偶czyzny.

W jego reakcjach nie dostrzega艂 nic niezwyk艂ego. Sprawia艂 tylko wra偶enie zdziwionego. Naturalnie zdziwionego.

- W聽jakiej sprawie? - spyta艂.

Kurt Wallander rozejrza艂 si臋 wok贸艂.

- Jest tu jakie艣 miejsce, gdzie mogliby艣my usi膮艣膰?

Erik Magnuson poprowadzi艂 go do naro偶nika sali, gdzie znajdowa艂 si臋 automat do kawy. By艂 tam te偶 brudny st贸艂 z聽desek i聽kilka rozpadaj膮cych si臋 艂awek. Kurt Wallander w艂o偶y艂 do automatu dwie korony i聽dosta艂 plastikowy kubek kawy. Erik Magnuson poprzesta艂 na prymce tytoniu.

- Jestem z聽policji w聽Ystad - zacz膮艂 Kurt Wallander. - Mam kilka pyta艅, zwi膮zanych z聽brutalnym morderstwem we wsi Lenarp. Mo偶e czyta艂 pan o聽tym w聽gazetach?

- Chyba tak. Ale co to ma wsp贸lnego ze mn膮?

Kurt Wallander sam zacz膮艂 si臋 nad tym zastanawia膰. Ten m臋偶czyzna nazwiskiem Erik Magnuson zdawa艂 si臋 absolutnie nieporuszony wizyt膮 policjanta w聽jego miejscu pracy.

- Musz臋 pana zapyta膰 o聽nazwisko pa艅skiego ojca. M臋偶czyzna zmarszczy艂 czo艂o.

- Mojego ojca? - spyta艂. - Ja nie mam 偶adnego ojca.

- Ka偶dy ma.

- Ale ja o聽swoim nic nie wiem.

- Jak to si臋 sta艂o?

- Matka by艂a pann膮, kiedy mnie urodzi艂a.

- I聽nigdy nie powiedzia艂a, kto by艂 pana ojcem?

- Nie.

- A聽pan nigdy nie pyta艂?

- Jasne, 偶e pyta艂em. Jako ch艂opak wci膮偶 jej si臋 z聽tym naprzykrza艂em. Potem da艂em spok贸j.

- A聽co matka m贸wi艂a, kiedy pan pyta艂? Erik Magnuson wsta艂 i聽wzi膮艂 sobie kaw臋.

- Dlaczego si臋 pan dopytuje o聽mojego ojca? - spyta艂. - Czy on mia艂 co艣 wsp贸lnego z聽tym morderstwem?

- Zaraz do tego dojdziemy - odpar艂 Kurt Wallander. - Co panu matka odpowiada艂a, kiedy pan pyta艂 o聽ojca?

- R贸偶ne rzeczy.

- R贸偶ne?

- Czasem, 偶e sama nie jest pewna. Czasem, 偶e to by艂 kto艣, kto podr贸偶owa艂 w聽interesach i聽偶e p贸藕niej ju偶 go nigdy wi臋cej nie widzia艂a. A聽czasem jeszcze co艣 innego.

- I聽panu to wystarcza艂o?

- A聽co, do diab艂a, mo偶na na to poradzi膰? Skoro nie chcia艂a powiedzie膰, to nie chcia艂a, i聽ju偶.

Kurt Wallander zastanawia艂 si臋 nad t膮 odpowiedzi膮. Czy naprawd臋 cz艂owiek mo偶e by膰 tak ma艂o zainteresowany w艂asnym ojcem?

- Ma pan z聽matk膮 dobry kontakt? - spyta艂.

- O聽co panu chodzi?

- Spotykacie si臋 cz臋sto?

- Ona czasami dzwoni. Ja czasem je偶d偶臋 do Kristianstad. Lepszy kontakt mia艂em z聽ojczymem.

Kurt Wallander podskoczy艂. Goran Boman o聽偶adnym ojczymie nie wspomina艂.

- Mama wysz艂a za m膮偶?

- Mieszka艂a z聽nim, jak dorasta艂em. Ale 艣lubu chyba nie mieli. Mimo wszystko m贸wi艂em do niego tata i聽traktowa艂em jak ojca. Potem, jak mia艂em mniej wi臋cej pi臋tna艣cie lat, oni si臋 rozeszli. W聽rok p贸藕niej przeprowadzi艂em si臋 do Malm枚.

- Jak on si臋 nazywa?

- Nazywa艂. Bo umar艂. Zgin膮艂 w聽wypadku samochodowym.

- I聽jest pan pewien, 偶e to nie by艂 pana prawdziwy ojciec?

- D艂ugo trzeba by szuka膰 dw贸ch ludzi tak r贸偶nych jak on i聽ja.

Kurt Wallander zacz膮艂 od innej strony.

- Cz艂owiek, kt贸ry zosta艂 zamordowany w聽Lenarp, nazywa艂 si臋 Johannes L枚vgren. Czy on nie m贸g艂by by膰 pana ojcem?

M臋偶czyzna, kt贸ry siedzia艂 naprzeciwko, spojrza艂 na niego zdumiony.

- Sk膮d, do cholery, mia艂bym to wiedzie膰? Powinien pan zapyta膰 moj膮 matk臋.

- Ju偶 pytali艣my. Ale ona zaprzecza.

- To zapytajcie j膮 jeszcze raz. Ja bym si臋 ch臋tnie dowiedzia艂, kto jest moim ojcem. Zamordowany czy nie.

Kurt Wallander mu wierzy艂. Zapisa艂 sobie adres Erika Magnusona i聽jego numer osobowy, a聽potem wsta艂.

- Chyba jeszcze si臋 do pana odezwiemy - rzek艂. Tamten wdrapa艂 si臋 do kabiny w贸zka.

- Nie mam nic przeciwko temu - powiedzia艂. - I聽niech pan pozdrowi moj膮 mam臋, jak j膮 pan spotka.

Kurt Wallander wr贸ci艂 do Ystad. Zaparkowa艂 na rynku i聽w聽aptece kupi艂 opatrunki. Sprzedawczyni ze wsp贸艂czuciem spogl膮da艂a na jego pokaleczon膮 twarz. W聽domu towarowym na rynku zrobi艂 zakupy na obiad. W聽drodze do samochodu co艣 sobie jeszcze przypomnia艂. Zawr贸ci艂 i聽t膮 sam膮 drog膮 poszed艂 do sklepu monopolowego, gdzie kupi艂 butelk臋 whisky. Mimo niewielkich zasob贸w finansowych pozwoli艂 sobie na lepszy gatunek.

O wp贸艂 do pi膮tej by艂 ju偶 znowu w聽budynku policji. Ani Rydberga, ani Martinssona nie zasta艂, wobec czego poszed艂 do prokuratury.

Dziewczyna w聽recepcji u艣miechn臋艂a si臋 na jego widok.

- Ona si臋 strasznie ucieszy艂a z聽tych kwiat贸w - poinformowa艂a go.

- Jest teraz u聽siebie?

- Do pi膮tej b臋dzie w聽s膮dzie.

Kurt Wallander zawr贸ci艂. Na policyjnym korytarzu zderzy艂 si臋 ze Svedbergiem.

- Jak ci posz艂o z聽Run臋 Bergmanem? - spyta艂.

- Wci膮偶 nie pisn膮艂 s艂owa - odpar艂 Svedberg. - Ale zmi臋knie, zobaczysz. Dowod贸w mamy coraz wi臋cej. Technicy uwa偶aj膮, 偶e mo偶na powi膮za膰 bro艅 z聽morderstwem.

- Wiemy co艣 na temat t艂a zbrodni?

- Wygl膮da na to, 偶e i聽Bergman, i聽Str枚m dzia艂ali w聽jakich艣 grupach wrogo nastawionych do imigrant贸w. Ale czy zrobili to z聽w艂asnej inicjatywy, czy te偶 na zlecenie jakiej艣 organizacji, tego nie wiem.

- Innymi s艂owy, wszyscy s膮 zadowoleni?

- Tego bym raczej nie powiedzia艂. Bj枚rk gada, 偶e mieli艣my upragnionego morderc臋, ale 偶e to w聽ko艅cu okaza艂o si臋 pomy艂k膮. Ja podejrzewam, 偶e b臋d膮 si臋 starali pomniejszy膰 rol臋 Bergmana, a聽wszystko zwali膰 raczej na Valfrida Str枚ma. Kt贸ry nic nie mo偶e powiedzie膰. Je艣li o聽mnie chodzi, to uwa偶am, 偶e Run臋 Bergman by艂 w聽tym wszystkim bardzo aktywny.

- Zastanawiam si臋, czy to Str枚m wydzwania艂 do mnie po nocach - powiedzia艂 Kurt Wallander. - Nigdy przy mnie nie powiedzia艂 tyle, 偶ebym si臋 zorientowa艂, czy to on, czy nie.

Svedberg patrzy艂 na niego badawczo.

- Co by znaczy艂o...?

- 呕e w聽najgorszym razie jest wi臋cej os贸b gotowych za przyk艂adem Bergmana i聽Str枚ma mordowa膰 uchod藕c贸w.

- Powiem Bj枚rkowi, 偶e patrolowanie o艣rodk贸w nale偶y kontynuowa膰 - oznajmi艂 Svedberg. - Poza tym dostali艣my od ludzi sporo informacji, kt贸re 艣wiadcz膮, 偶e ogie艅 tu, w聽Ystad, mog艂a pod艂o偶y膰 banda wyrostk贸w.

- I聽nie zapominajcie o聽tym starym, kt贸remu rzucono na g艂ow臋 worek zgni艂ych warzyw - przypomnia艂 Kurt Wallander.

- A聽jak wam idzie ze spraw膮 Lenarp? Kurt Wallander zwleka艂 z聽odpowiedzi膮.

- Szczerze m贸wi膮c, nie wiem. Ale znowu zajmujemy si臋 tym powa偶nie.

Dziesi臋膰 po pi膮tej Martinsson i聽Rydberg zasiedli u聽niego w聽pokoju. Kurt Wallander nadal mia艂 wra偶enie, 偶e Rydberg wygl膮da na wyko艅czonego. Martinsson by艂 niezadowolony.

- Pozostaje zagadk膮, jak L枚vgren dosta艂 si臋 do Ystad w聽pi膮tek, pi膮tego stycznia, i聽jak wr贸ci艂 do domu. Rozmawia艂em z聽kierowc膮 autobusu, kt贸ry kursuje na tej linii. Powiedzia艂 mi, 偶e Johannes i聽Maria je藕dzili z聽nim, kiedy wybierali si臋 do miasta. Czy razem, czy ka偶de z聽osobna. I聽on jest absolutnie pewien, 偶e Johannes L枚vgren nie jecha艂 autobusem po Nowym Roku. Ani 偶adna taks贸wka w聽Ystad te偶 nie mia艂a kursu do Lenarp. Zgodnie z聽tym, co m贸wi Nystr枚m, L枚vgrenowie, kiedy si臋 gdzie艣 wybierali, jechali autobusem. A聽przy tym wiemy, 偶e L枚vgren by艂 sk膮py.

- Codziennie po po艂udniu pili razem kaw臋 - przypomnia艂 Kurt Wallander. - Nystr枚mowie musieliby wiedzie膰, czy L枚vgren wyje偶d偶a艂 do Ystad, czy nie.

- No i聽w艂a艣nie to jest dla mnie zagadka. Oboje twierdz膮, 偶e on tego dnia do miasta nie je藕dzi艂. Cho膰 przecie偶 wiemy, 偶e odwiedzi艂 dwa banki mi臋dzy wp贸艂 do dwunastej a聽pi臋tna艣cie po pierwszej. Musia艂 by膰 poza domem jakie艣 trzy, cztery godziny.

- Osobliwe - westchn膮艂 Kurt Wallander. - B臋dziesz musia艂 jeszcze podr膮偶y膰 t臋 spraw臋.

Martinsson wr贸ci艂 do swoich notatek.

- Przynajmniej si臋 wyja艣ni艂o, 偶e w聽naszym mie艣cie nie mia艂 ju偶 wi臋cej sejf贸w w聽偶adnym banku.

- 艢wietnie - powiedzia艂 Kurt Wallander. - W聽tej kwestii mamy jasno艣膰.

- Ale przecie偶 mo偶e je mie膰 w聽Simrishamn - doda艂 Martinsson. - Albo w聽Trelleborgu. Albo w聽Malm枚.

- Skup si臋 najpierw na jego podr贸偶y do Ystad - powiedzia艂 Kurt Wallander i聽zwr贸ci艂 si臋 do Rydberga.

- Lars Herdin podtrzymuje swoj膮 histori臋 - powiedzia艂 tamten, zerkn膮wszy do swojego zniszczonego notatnika. - 呕e przypadkiem natkn膮艂 si臋 na Johannesa L枚vgrena i聽t臋 kobiet臋 w聽Kristianstad wiosn膮 tysi膮c dziewi臋膰set siedemdziesi膮tego dziewi膮tego roku. Twierdzi, 偶e kto艣 w聽anonimowym li艣cie poinformowa艂 go, 偶e oni maj膮 dziecko.

- Potrafi艂 opisa膰 kobiet臋?

- S艂abo. W聽najgorszym razie mogliby艣my ustawi膰 obok siebie te paniusie, to mo偶e by wskaza艂 w艂a艣ciw膮. Je艣li taka w聽og贸le istnieje.

- A聽ty w聽to w膮tpisz?

Zirytowany Rydberg z聽trzaskiem zamkn膮艂 notatnik.

- Bo nic mi si臋 nie sk艂ada! Dobrze o聽tym wiesz. Oczywi艣cie, 偶e musimy poci膮ga膰 za te nici, kt贸re mamy. Ale wcale nie jestem taki pewien, 偶e posuwamy si臋 w艂a艣ciw膮 drog膮. A聽najbardziej z艂o艣ci mnie to, 偶e nie znajduj臋 innej.

Kurt Wallander opowiedzia艂 o聽swoim spotkaniu z聽Erikiem Magnusonem.

- Dlaczego nie zapyta艂e艣 go o聽alibi w聽noc morderstwa? - spyta艂 Martinsson zdziwiony, kiedy sko艅czy艂.

Kurt Wallander poczu艂, 偶e zaczyna si臋 czerwieni膰 pod wszystkimi swoimi guzami i聽zadrapaniami. Zapomnia艂. G艂o艣no jednak tego nie powiedzia艂.

- Wola艂em z聽tym zaczeka膰 - sk艂ama艂. - I聽chcia艂em mie膰 pow贸d, 偶eby jeszcze raz si臋 z聽nim spotka膰.

Sam s艂ysza艂, jak g艂upio to brzmi. Ale ani Rydberg, ani Martinsson zdawali si臋 nie reagowa膰 na jego t艂umaczenie.

Rozmowa si臋 urwa艂a. Ka偶dy siedzia艂 pogr膮偶ony we w艂asnych my艣lach.

Kurt Wallander zastanawia艂 si臋, ile razy ju偶 by艂 w聽takiej sytuacji. Kiedy 艣ledztwo nagle zatrzymuje si臋 w聽martwym punkcie. Niczym ko艅, kt贸ry nie chce i艣膰 dalej. Teraz powinni popycha膰 i聽szarpa膰 konia, dop贸ki znowu nie ruszy z聽miejsca.

- To co robimy dalej? - spyta艂, gdy cisza zaczyna艂a ci膮偶y膰. I聽sam odpowiedzia艂. - Je艣li chodzi o聽ciebie, Martinsson, to musisz si臋 dowiedzie膰, jakim sposobem L枚vgren dosta艂 si臋 do miasta i聽z聽powrotem do domu, tak 偶e nikt go nie zauwa偶y艂. Musimy to wiedzie膰 najszybciej, jak si臋 da.

- W聽jednej z聽ich kuchennych szafek stoi s艂oik z聽kwitami - powiedzia艂 Rydberg. - M贸g艂 przecie偶 w聽ten pi膮tek co艣 kupowa膰 w聽jakim艣 sklepie. Mo偶e jaka艣 ekspedientka go zapami臋ta艂a?

- A聽mo偶e mia艂 lataj膮cy dywanik? - westchn膮艂 Martinsson.

- B臋d臋 szuka艂 dalej.

- Rodzina - przypomnia艂 Kurt Wallander. - Musimy si臋 przyjrze膰 wszystkim po kolei.

Poszuka艂 w聽swojej teczce notatnika z聽nazwiskami i聽adresami, wyj膮艂 go i聽poda艂 Rydbergowi.

- W聽艣rod臋 jest pogrzeb - powiedzia艂 tamten. - W聽ko艣ciele w聽Villie. Nie lubi臋 pogrzeb贸w, ale na ten chyba p贸jd臋.

- Ja natomiast jutro znowu pojad臋 do Kristianstad - postanowi艂 Kurt Wallander. - Goran Boman mia艂 podejrzenia wobec Ellen Magnuson. Uwa偶a艂, 偶e ona nie m贸wi prawdy.

Dochodzi艂a sz贸sta, gdy sko艅czyli zebranie. Um贸wili si臋 na nast臋pne popo艂udnie.

- Jak Naslund wyzdrowieje, to niech si臋 zajmie tym po偶yczonym samochodem, kt贸ry ukradziono - powiedzia艂 na zako艅czenie Wallander. - A聽przy okazji, czy ju偶 wiemy, co robi w聽Lenarp ta polska rodzina?

- On pracuje w聽cukrowni w聽Jordberga - poinformowa艂 Rydberg. - I聽ma wszystkie papiery w聽porz膮dku, cho膰 odnios艂em wra偶enie, 偶e sam dobrze o聽tym nie wiedzia艂.

Kurt Wallander zosta艂 jeszcze w聽biurze, kiedy tamci ju偶 sobie poszli. Le偶a艂 przed nim stos papier贸w, kt贸re koniecznie musia艂 przejrze膰. By艂y to protoko艂y 艣ledztwa w聽sprawie o聽pobicie, kt贸r膮 si臋 zajmowa艂 w聽sylwestra. Poza tym mn贸stwo raport贸w dotycz膮cych wszystkiego, poczynaj膮c od ciel膮t, kt贸re poucieka艂y z聽ci臋偶ar贸wki przewr贸conej przez wiatr. Na samym spodzie znalaz艂 papier informuj膮cy, 偶e dosta艂 podwy偶k臋. Policzy艂 szybko i聽wysz艂o mu, 偶e miesi臋cznie b臋dzie zarabia艂 o聽trzydzie艣ci dziewi臋膰 koron wi臋cej.

Dochodzi艂o wp贸艂 do 贸smej, kiedy si臋 z聽tym wszystkim upora艂. Wtedy zadzwoni艂 do L枚derup i聽powiedzia艂 siostrze, 偶e do nich jedzie.

- Jeste艣my g艂odni - m贸wi艂a z聽wym贸wk膮. - Czy ty zawsze pracujesz wieczorami?

Wzi膮艂 ze sob膮 kaset臋 z聽oper膮 Pucciniego i聽poszed艂 do samochodu. W艂a艣ciwie ch臋tnie by si臋 upewni艂, czy Anette Brolin naprawd臋 zapomnia艂a, co si臋 zdarzy艂o poprzedniego wieczora, ale zrezygnowa艂. Ta sprawa mo偶e poczeka膰.

Kristina mia艂a dobre wiadomo艣ci. Kobieta, kt贸ra b臋dzie pomaga膰 ich ojcu, jest osob膮 oko艂o pi臋膰dziesi臋cioletni膮 i聽naprawd臋 sobie poradzi.

- Lepszej nie m贸g艂by dosta膰 - powiedzia艂a na dziedzi艅cu przy samochodzie.

- Co robi teraz ojciec?

- Maluje - odpar艂a.

Siostra przygotowywa艂a obiad, a聽Kurt Wallander siedzia艂 w聽atelier na sto艂ku i聽patrzy艂, jak wy艂ania si臋 przed jego oczyma jesienny krajobraz. Ojciec zdawa艂 si臋 ca艂kiem nie pami臋ta膰 o聽tym, co si臋 wydarzy艂o zaledwie kilka dni temu.

Musz臋 odwiedza膰 go regularnie, my艣la艂 Kurt Wallander. Co najmniej trzy razy w聽tygodniu, najlepiej o聽sta艂ej porze.

Po obiedzie przez kilka godzin grali we troje w聽karty. By艂a jedenasta, kiedy ojciec si臋 w聽ko艅cu po艂o偶y艂.

- Wracam do domu jutro - poinformowa艂a siostra. - Nie mog臋 tu d艂u偶ej zosta膰.

- Dzi臋kuj臋, 偶e przyjecha艂a艣.

Postanowili, 偶e przyjedzie po ni膮 o聽贸smej rano i聽odwiezie na lotnisko.

- Polec臋 z聽Ever枚ds. Ze Sturup nie by艂o ju偶 bilet贸w do Sztokholmu.

To nawet lepiej, bo on i聽tak mia艂 potem jecha膰 do Kristianstad.

Tu偶 po p贸艂nocy Kurt Wallander wszed艂 do swojego mieszkania przy Mariagatan.

Nala艂 sobie du偶膮 szklank臋 whisky i聽zabra艂 ze sob膮 do 艂azienki. Potem d艂ugo le偶a艂 w聽wannie i聽rozgrzewa艂 zdr臋twia艂e cz艂onki w聽gor膮cej wodzie.

Chocia偶 stara艂 si臋 o聽tym nie my艣le膰, to Run臋 Bergman i聽Valfrid Str枚m nieustannie mu si臋 przypominali. Stara艂 si臋 zrozumie膰 ich motywy, ale jedyne, co z聽tych rozmy艣la艅 wynika艂o, ju偶 i聽przedtem wielokrotnie przychodzi艂o mu do g艂owy: kszta艂tuje si臋 oto nowy 艣wiat, kt贸rego on w聽偶adnej mierze nie pojmuje. Jako policjant 偶yje nadal w聽innym, starym 艣wiecie. Jak ma si臋 nauczy膰 funkcjonowa膰 w聽tych nowych czasach? Jak sobie radzi膰 z聽t膮 niepewno艣ci膮, kt贸r膮 cz艂owiek odczuwa wobec tak wielkich przemian, dokonuj膮cych si臋 w聽dodatku tak szybko?

Zab贸jstwo Somalijczyka jest morderstwem ca艂kiem nowego typu.

Podw贸jne morderstwo w聽Lenarp natomiast jest przest臋pstwem w聽staro艣wieckim stylu.

Czy naprawd臋 tak? Nabra艂 w膮tpliwo艣ci, kiedy pomy艣la艂 o聽brutalnej przemocy, o聽tej p臋tli.

Trudno powiedzie膰 co艣 pewnego.

By艂o ju偶 prawie wp贸艂 do drugiej, kiedy nareszcie w艣lizgn膮艂 si臋 do ch艂odnej po艣cieli.

Samotno艣膰 w聽艂贸偶ku by艂a bardziej dojmuj膮ca ni偶 kiedykolwiek przedtem.

W ci膮gu nast臋pnych trzech dni nic si臋 nie zdarzy艂o.

Naslund wr贸ci艂 do pracy i聽zdo艂a艂 rozwi膮za膰 kwesti臋 ukradzionego samochodu.

Pewien m臋偶czyzna i聽pewna kobieta byli na go艣cinnych wyst臋pach w聽okolicy, ukradli samoch贸d, a聽potem porzucili go w聽Halmstad. W聽nocy, kiedy dokonano morderstwa, znajdowali si臋 w聽pensjonacie w聽Bastad. W艂a艣ciciel pensjonatu potwierdzi艂 ich alibi.

Kurt Wallander rozmawia艂 z聽Ellen Magnuson. Stanowczo zaprzecza艂a, jakoby Johannes L枚vgren by艂 ojcem jej syna Erika.

Odwiedzi艂 te偶 ponownie Erika Magnusona i聽za偶膮da艂 alibi, o聽kt贸re zapomnia艂 zapyta膰 podczas pierwszej wizyty.

Erik Magnuson sp臋dzi艂 t臋 noc ze swoj膮 narzeczon膮. Nie by艂o powod贸w, 偶eby podwa偶a膰 prawdziwo艣膰 jego zeznania.

Martinsson nadal do niczego nie doszed艂 w聽sprawie podr贸偶y Johannesa L枚vgrena.

Nystr枚mowie byli pewni swego, podobnie kierowca autobusu i聽w艂a艣ciciele taks贸wek.

Rydberg poszed艂 na pogrzeb i聽rozmawia艂 z聽co najmniej dziewi臋tnastoma krewnymi L枚vgren贸w.

Nie dowiedzia艂 si臋 niczego, co pozwoli艂oby im uczyni膰 cho膰 krok do przodu.

Temperatura utrzymywa艂a si臋 w聽okolicach zera. Jednego dnia by艂o cicho, innego zn贸w wia艂o.

Kurt Wallander spotka艂 na korytarzu Anette Brolin. Podzi臋kowa艂a za kwiaty. Ale on i聽tak nie by艂 pewien, czy naprawd臋 wymaza艂a z聽pami臋ci to, co si臋 sta艂o owej nocy.

Run臋 Bergman nadal milcza艂, chocia偶 dowody przeciwko niemu by艂y przyt艂aczaj膮ce. R贸偶ne szwedzkie organizacje paramilitarne pr贸bowa艂y przyznawa膰 si臋 do odpowiedzialno艣ci za przest臋pstwo pope艂nione przez niego i聽Str枚ma. W聽prasie i聽w聽pozosta艂ych 艣rodkach masowego przekazu a偶 kipia艂o od nami臋tnych dyskusji wok贸艂 szwedzkiej polityki imigracyjnej. W聽Skanii panowa艂 spok贸j, a聽tymczasem w聽innych cz臋艣ciach kraju, w聽pobli偶u o艣rodk贸w dla uchod藕c贸w, nocami p艂on臋艂y krzy偶e.

Kurt Wallander i聽jego wsp贸艂pracownicy z聽grupy dochodzeniowej, zajmuj膮cej si臋 podw贸jnym morderstwem w聽Lenarp, starali si臋 od tego wszystkiego odgradza膰. Bardzo rzadko si臋 zdarza艂o, by kt贸ry艣 z聽nich wyrazi艂 swoje pogl膮dy na temat niezwi膮zany ze 艣ledztwem. Kurt Wallander domy艣la艂 si臋 jednak, 偶e nie on jeden odczuwa niepewno艣膰 i聽dezorientacj臋 wobec kszta艂tuj膮cego si臋 nowego spo艂ecze艅stwa.

呕yjemy, jakby艣my 偶a艂owali raju utraconego, my艣la艂. Jakby艣my t臋sknili za dawnymi z艂odziejami samochod贸w i聽kasiarzami, kt贸rzy k艂aniali si臋, kiedy policjanci przychodzili ich aresztowa膰. Tylko 偶e tamte czasy min臋艂y bezpowrotnie, a聽zreszt膮 pozostaje pytanie, czy rzeczywi艣cie kiedykolwiek by艂o tak sielankowo, jak by艣my chcieli pami臋ta膰.

W pi膮tek 16 stycznia wszystko wydarzy艂o si臋 jakby naraz.

Dzie艅 dla Kurta Wallandera zacz膮艂 si臋 fatalnie. Zaprowadzi艂 swojego peugeota do przegl膮du i聽z聽trudem uda艂o mu si臋 wym贸c na pracownikach stacji dopuszczenie samochodu do dalszego u偶ytku. Przeczyta艂 uwa偶nie protok贸艂 kontroli i聽stwierdzi艂, 偶e czekaj膮 go naprawy za wiele tysi臋cy koron.

Przygn臋biony pojecha艂 do pracy.

Jeszcze nie zd膮偶y艂 zdj膮膰 kurtki, gdy do pokoju wpad艂 Martinsson.

- No, niech mnie diabli! - krzycza艂. - Nareszcie wiem, jak Johannes L枚vgren dosta艂 si臋 do Ystad i聽z聽powrotem do domu!

Kurt Wallander zapomnia艂 o聽zmartwieniu z聽samochodem i聽poczu艂, 偶e podniecenie udziela si臋 r贸wnie偶 jemu.

- To nie by艂 偶aden lataj膮cy dywanik - m贸wi艂 Martinsson. - To kominiarz go wozi艂.

Kurt Wallander opad艂 na krzes艂o przy biurku.

- Jaki kominiarz?

- Mistrz kominiarski Artur Lundin ze Slimminge. Nagle Hanna Nystr枚m przypomnia艂a sobie, 偶e w聽pi膮tek pi膮tego stycznia by艂 u聽nich kominiarz. Wyczy艣ci艂 kominy na obu posesjach, po czym odjecha艂. Kiedy mi powiedzia艂a, 偶e kominy L枚vgren贸w czy艣ci艂 na ko艅cu i聽偶e odjecha艂 ko艂o wp贸艂 do jedenastej, dzwoneczki zacz臋艂y mi dzwoni膰. W艂a艣nie przed chwil膮 z聽nim rozmawia艂em. Z艂apa艂em go, jak czy艣ci艂 kominy w聽o艣rodku zdrowia w聽Rydsgard. Okaza艂o si臋, 偶e to jest taki facet, kt贸ry nigdy nie s艂ucha radia, nie ogl膮da telewizji ani nie czyta gazet. Czy艣ci te kominy, a聽przez reszt臋 czasu popija w贸deczk臋 i聽hoduje kr贸liki. Nie mia艂 zielonego poj臋cia, 偶e L枚ygrenowie zostali zamordowani. Ale powiedzia艂 mi, 偶e Johannes L枚vgren z聽nim pojecha艂 do Ystad. Poniewa偶 on je藕dzi furgonetk膮, a聽Johannes L枚vgren siedzia艂 z聽ty艂u, gdzie nie ma okien, to nic dziwnego, 偶e nikt go nie widzia艂.

- Nystr枚mowie musieli widzie膰, 偶e samoch贸d wr贸ci艂?

- Nie widzieli! - zawo艂a艂 Martinsson triumfuj膮co. - O聽to w艂a艣nie chodzi, 偶e nie widzieli. L枚vgren poprosi艂 Lundina, 偶eby si臋 zatrzyma艂 na Veber枚dsvagen. Je艣li si臋 stamt膮d idzie poln膮 drog膮, to mo偶na wyj艣膰 na ty艂ach domu L枚vgren贸w. I聽to jest mniej wi臋cej kilometr. Je艣li nawet Nystr枚mowie siedzieli przy oknie, to mogli pomy艣le膰, 偶e L枚vgren wraca ze stajni.

Kurt Wallander zmarszczy艂 czo艂o.

- To mimo wszystko dziwne.

- Lundin jest bardzo otwartym cz艂owiekiem. Powiedzia艂, 偶e Johannes L枚vgren obieca艂 mu 膰wiartk臋 w贸dki, je偶eli go zawiezie tam i聽z聽powrotem. Wysadzi艂 L枚vgrena w聽Ystad, a聽sam odwiedzi艂 jeszcze kilka dom贸w w聽p贸艂nocnej cz臋艣ci miasta. Potem o聽um贸wionej godzinie po niego przyjecha艂, zawi贸z艂 na Veber枚dsvagen i聽odebra艂 swoj膮 butelk臋 w贸dki.

- Bardzo dobrze - powiedzia艂 Kurt Wallander. - Czy godziny si臋 zgadzaj膮?

- Precyzyjnie.

- Pyta艂e艣 go o聽teczk臋?

- Lundin sobie przypomina, 偶e mia艂 teczk臋.

- A聽mia艂 co艣 wi臋cej?

- Lundin uwa偶a, 偶e nie.

- Lundin nie widzia艂, czy L枚vgren spotka艂 si臋 z聽kim艣 w聽Ystad?

- Nie.

- Czy L枚vgren mu powiedzia艂, co zamierza robi膰 w聽mie艣cie?

- Nie powiedzia艂.

- Trudno sobie wyobrazi膰, by kominiarz wiedzia艂, 偶e L枚vgren ma w聽swojej teczce dwadzie艣cia siedem tysi臋cy koron?

- Chyba nie mo偶na. Zreszt膮 on ani troch臋 nie wygl膮da na napastnika. Moim zdaniem to zwyczajny samodzielny kominiarz, kt贸ry jest zadowolony z聽pracy, ze swoich kr贸lik贸w i聽swojej w贸dki. Nic wi臋cej.

Kurt Wallander zastanawia艂 si臋.

- Czy L枚vgren m贸g艂 mie膰 um贸wione spotkanie z聽kim艣 na tej polnej drodze? Teczka przecie偶 znikn臋艂a.

- Mo偶liwe. Mam zamiar wzi膮膰 patrol z聽psami i聽przeszuka膰 to miejsce.

- Zr贸b to jak najszybciej - poprosi艂 Kurt Wallander. - Mo偶e nareszcie ruszymy z聽miejsca.

Martinsson opu艣ci艂 pok贸j. W聽drzwiach zderzy艂 si臋 z聽Hanssonem, kt贸ry w艂a艣nie wchodzi艂.

- Masz czas? - spyta艂. Kurt Wallander przytakn膮艂.

- Jak wam idzie z聽Bergmanem?

- Milczy. Ale jest powi膮zany z聽morderstwem. Ta baba, Brolin, ma go dzisiaj aresztowa膰.

Kurt Wallander zostawi艂 bez komentarza ma艂o uprzejmy stosunek Hanssona do Anette Brolin.

- Z聽czym do mnie przychodzisz?

Hansson z聽zak艂opotan膮 min膮 usiad艂 na chwiejnym krze艣le przy oknie.

- Pewnie wiesz, 偶e czasami grywam na wy艣cigach - zacz膮艂. - A聽przy okazji, ten ko艅, kt贸rego wtedy typowa艂e艣, okaza艂 si臋 s艂aby. Kto ci tak doradzi艂?

Kurt Wallander jak przez mg艂臋 przypomina艂 sobie, 偶e kiedy艣 w聽pokoju Hanssona, rzeczywi艣cie rzuci艂 jak膮艣 propozycj臋.

- To by艂 偶art - wyja艣ni艂. - M贸w dalej.

- S艂ysza艂em, 偶e ciebie interesuje niejaki Erik Magnuson, kt贸ry pracuje w聽centralnym magazynie urz臋du rejonowego w聽Malm枚 - zacz膮艂. - No i聽tak si臋 sk艂ada, 偶e jest facet nazwiskiem Erik Magnuson, kt贸ry si臋 cz臋sto pokazuje na Jagersro. Obstawia wysoko, przegrywa du偶o, a聽ja si臋 dowiedzia艂em, 偶e pracuje w聽urz臋dzie.

Kurt Wallander natychmiast si臋 tym bardzo zainteresowa艂.

- Ile on ma lat? Jak wygl膮da?

Hansson opisa艂. Kurt Wallander nie mia艂 najmniejszych w膮tpliwo艣ci, 偶e to ten sam cz艂owiek, z聽kt贸rym si臋 ju偶 dwukrotnie spotka艂.

- Chodz膮 s艂uchy, 偶e on ma d艂ugi - doda艂 Hansson. - A聽d艂ugi gracza mog膮 by膰 niebezpieczne.

- 艢wietnie - ucieszy艂 si臋 Kurt Wallander. - To s膮 dok艂adnie te informacje, kt贸rych potrzebujemy.

Hansson wsta艂.

- Nigdy nie wiadomo - powiedzia艂. - Hazard i聽narkotyki mog膮 mie膰 podobne dzia艂anie. Je艣li kto艣 nie gra tak jak ja, czasem, dla przyjemno艣ci.

Kurt Wallander pomy艣la艂 o聽czym艣, co niedawno powiedzia艂 Rydberg. 呕e cz艂owiek uzale偶niony od narkotyku got贸w si臋 posun膮膰 do bezgranicznego okrucie艅stwa.

- Dobrze - pochwali艂 Hanssona. - Bardzo dobrze.

Hansson wyszed艂. Kurt Wallander niemal bez zastanowienia zatelefonowa艂 do Gorana Bomana do Kristianstad. Na szcz臋艣cie zasta艂 go w聽biurze.

- Co chcesz, 偶ebym dla ciebie zrobi艂? - spyta艂 Boman, kiedy Wallander poinformowa艂 go o聽odkryciu Hanssona.

- 呕eby艣 go prze艣wietli艂. I聽miej te偶 na oku mamusi臋. Goran Boman obieca艂 podda膰 Ellen Magnuson dyskretnemu nadzorowi.

Kurt Wallander zdo艂a艂 z艂apa膰 Hanssona dos艂ownie w聽ostatniej chwili, kiedy ten by艂 ju偶 w聽drodze do wyj艣cia.

- Te d艂ugi hazardowe - powiedzia艂. - Komu jest winien pieni膮dze? A聽mo偶e wierzycieli jest wielu?

Hansson zna艂 odpowied藕.

- Jest taki jeden kupiec 偶elazny w聽Tagarp, kt贸ry po偶ycza pieni膮dze na procent - wyja艣ni艂. - Je偶eli Erik Magnuson jest komu艣 winien, to jemu. U聽tego lichwiarza siedzi w聽kieszeni wi臋kszo艣膰 wysoko graj膮cych na Jagersro. I聽o聽ile mi wiadomo, to zatrudnia on paru naprawd臋 nieprzyjemnych typ贸w, kt贸rych wysy艂a z聽przypomnieniem do tych, kt贸rzy si臋 oci膮gaj膮 ze sp艂atami.

- Jak mo偶na go z艂apa膰?

- Ma sklep 偶elazny w聽Tagarp. Taki niedu偶y gruby facet pod sze艣膰dziesi膮tk臋.

- Jak si臋 nazywa?

- Larson. M贸wi膮 na niego G艂贸wka.

Kurt Wallander wr贸ci艂 do swojego pokoju. Pr贸bowa艂 telefonicznie z艂apa膰 Rydberga, ale bez rezultatu. W聽ko艅cu Ebba z聽centrali powiedzia艂a mu, 偶e Rydberg wr贸ci ko艂o dziesi膮tej, bo pojecha艂 do szpitala.

- Co艣 mu jest? - spyta艂 Kurt Wallander.

- Pewnie ten reumatyzm - domy艣la艂a si臋 Ebba. - Nie widzisz, jak on kuleje tej zimy?

Kurt Wallander postanowi艂 nie czeka膰 na Rydberga. W艂o偶y艂 kurtk臋, poszed艂 do samochodu i聽pojecha艂 do Tagarp.

Sklep 偶elazny znajdowa艂 si臋 w聽centrum osiedla.

W艂a艣nie teraz sprzedawano tu kosiarki po obni偶onej cenie.

M臋偶czyzna, kt贸ry na d藕wi臋k dzwonka przy drzwiach wyszed艂 z聽zaplecza, by艂 rzeczywi艣cie niedu偶y i聽gruby. Kurt Wallander by艂 w聽sklepie sam, postanowi艂 wi臋c od razu przyst膮pi膰 do rzeczy. Wyj膮艂 policyjn膮 legitymacj臋 i聽przedstawi艂 si臋. Facet zwany G艂贸wk膮 przestudiowa艂 j膮 uwa偶nie, ale zdawa艂 si臋 niewzruszony.

- Ystad - powiedzia艂. - Czego tamtejsza policja mo偶e ode mnie chcie膰?

- Znasz niejakiego Erika Magnusona?

M臋偶czyzna za lad膮 by艂 zbyt do艣wiadczony, by k艂ama膰.

- Mo偶liwe - powiedzia艂. - Bo co?

- Kiedy go pozna艂e艣?

B艂膮d, pomy艣la艂 Kurt Wallander. To daje mu mo偶liwo艣膰 wycofania si臋.

- Nie pami臋tam.

- Ale go znasz?

- Mamy pewne wsp贸lne interesy.

- Jak na przyk艂ad wy艣cigi i聽totalizator?

- By膰 mo偶e.

Zarozumialstwo i聽pewno艣膰 siebie tego cz艂owieka dra偶ni艂y Kurta Wallandera.

- No to teraz mnie pos艂uchaj - rzek艂. - Ja wiem, 偶e po偶yczasz pieni膮dze ludziom, kt贸rzy nie bardzo sobie radz膮 z聽nami臋tno艣ci膮 do gry. Akurat w聽tym momencie nie zamierzam pyta膰, jaki procent od tego pobierasz. Nie obchodzi mnie, 偶e prowadzisz nielegaln膮 dzia艂alno艣膰 lichwiarsk膮. Teraz chc臋 wiedzie膰 co艣 zupe艂nie innego.

M臋偶czyzna zwany G艂贸wk膮 patrzy艂 na niego z聽zaciekawieniem.

- Teraz chc臋 wiedzie膰, czy Erik Magnuson jest ci winien pieni膮dze - powiedzia艂. - I聽chc臋 wiedzie膰, ile.

- Nic - odpar艂 m臋偶czyzna.

- Nic?

- Ani korony.

B艂膮d, pomy艣la艂 Kurt Wallander. Trop Hanssona jest b艂臋dny.

Ale w聽sekund臋 p贸藕niej stwierdzi艂, 偶e jest dok艂adnie odwrotnie. W聽ko艅cu trafili celnie.

- Ale je偶eli chcesz wiedzie膰, to on by艂 mi winien pieni膮dze - oznajmi艂 sklepikarz.

- Ile?

- No, troch臋. Ale sp艂aci艂 dwadzie艣cia pi臋膰 tysi臋cy.

- Kiedy?

Sklepikarz intensywnie my艣la艂.

- Nieca艂y tydzie艅 temu. W聽ubieg艂y czwartek. Czwartek jedenastego stycznia, pomy艣la艂 Kurt Wallander.

Trzy dni po morderstwie w聽Lenarp.

- Jak zap艂aci艂?

- Przyszed艂 tutaj.

- W聽jakich banknotach?

- Po tysi膮c koron. I聽po pi臋膰set.

- Gdzie mia艂 te pieni膮dze?

- Jak to gdzie je mia艂?

- No w聽torbie? Mo偶e w聽teczce?

- W聽plastikowej torbie. Z聽ICA czy innego sklepu.

- Sp贸藕nia艂 si臋 ze zwrotem d艂ugu?

- Troch臋.

- Co by si臋 sta艂o, gdyby nie zap艂aci艂?

- By艂bym zmuszony mu przypomnie膰.

- Nie wiesz, jak zdoby艂 pieni膮dze?

M臋偶czyzna zwany G艂贸wk膮 wzruszy艂 ramionami. W聽tej chwili do sklepu wszed艂 klient.

- To nie moja sprawa - powiedzia艂. - Czy co艣 jeszcze?

- Nie, dzi臋kuj臋. Na razie nic wi臋cej. Ale mo偶e si臋 jeszcze odezw臋.

Kurt Wallander poszed艂 do samochodu.

Znowu zaczyna艂o wia膰.

Teraz, pomy艣la艂. Teraz go mamy.

Kto by przypuszcza艂, 偶e wyniknie co艣 dobrego z聽tej nieszcz臋snej nami臋tno艣ci Hanssona do koni?

Kurt Wallander pojecha艂 z聽powrotem do Ystad i聽czu艂 si臋 tak, jakby to on wygra艂 na loterii.

Przeczuwa艂, 偶e rozstrzygni臋cie jest blisko.

Erik Magnuson, my艣la艂.

Ju偶 po ciebie idziemy.

14

Po intensywnej pracy, kt贸ra trwa艂a przez ca艂y wiecz贸r i聽d艂ugo w聽noc w聽pi膮tek 19 stycznia, Kurt Wallander i聽jego wsp贸艂pracownicy byli przygotowani. Bj枚rk te偶 uczestniczy艂 w聽d艂ugim zebraniu grupy dochodzeniowej, a聽kiedy Kurt Wallander tego za偶膮da艂, zgodzi艂 si臋, 偶eby Hansson zostawi艂 morderstwo w聽Hageholm i聽przy艂膮czy艂 si臋 do grupy Lenarp, jak teraz zacz臋to o聽nich m贸wi膰. Naslund by艂 nadal chory, ale zawiadomi艂 telefonicznie, 偶e nast臋pnego dnia ju偶 przyjdzie.

Praca mia艂a trwa膰 nieprzerwanie i聽w聽sobot臋, i聽w聽niedziel臋. Z聽t膮 sam膮 intensywno艣ci膮. Martinsson przeszukiwa艂 tras臋 od Veber枚dsvagen a偶 do stajni L枚vgren贸w, ale chocia偶 u偶y艂 ps贸w, wr贸ci艂 w艂a艣ciwie z聽niczym. Zbada艂 dok艂adnie licz膮cy tysi膮c dziewi臋膰set dwana艣cie metr贸w odcinek polnej drogi, w聽kilku miejscach przecinaj膮cej zagajniki, w聽cz臋艣ci oddzielaj膮cej od siebie dwa pola, a聽w聽cz臋艣ci biegn膮cej r贸wnolegle do niemal ca艂kiem wyschni臋tego potoku. Nie znalaz艂 nic godnego uwagi, cho膰 przytaszczy艂 na policj臋 plastikowy worek pe艂en r贸偶nych przedmiot贸w. By艂o tam mi臋dzy innymi zardzewia艂e k贸艂ko od w贸zka dla lalek, inne zabawki i聽pusta paczka po papierosach zagranicznej marki. Wszystko trzeba oczywi艣cie zbada膰, ale Kurt Wallander raczej nie wierzy艂, by mog艂o to w聽jaki艣 spos贸b uzupe艂ni膰 艣ledztwo.

Najwa偶niejszym postanowieniem tego zebrania by艂o podj臋cie ca艂odobowej obserwacji Erika Magnusona. Mieszka艂 w聽kamienicy w聽Rosengard, starej cz臋艣ci miasta. Poniewa偶 Hansson zameldowa艂, 偶e w聽niedziel臋 b臋d膮 na Jagersro wy艣cigi, to on mia艂 obserwowa膰 Magnusona na torze.

- Ale zastrzegam, 偶e 偶adnych kupon贸w totalizatora nie zaakceptuj臋 - Bj枚rk podj膮艂 w膮tpliw膮 pr贸b臋 roz艂adowania atmosfery 偶artem.

- Ja proponuj臋, 偶eby艣my wszyscy wsp贸lnie co艣 obstawili - zaproponowa艂 Hansson. - To jedyna mo偶liwo艣膰, 偶eby 艣ledztwo mog艂o nam si臋 op艂aci膰.

Generalnie jednak grupa zebrana u聽Bj枚rka pracowa艂a w聽nastroju powagi. Wszyscy mieli poczucie, 偶e moment rozstrzygni臋cia jest bliski. Najd艂u偶ej dyskutowano nad tym, czy Erik Magnuson ma si臋 dowiedzie膰, 偶e ziemia pali mu si臋 pod stopami. Bj枚rk i聽Rydberg mieli w膮tpliwo艣ci, Kurt Wallander natomiast uwa偶a艂, 偶e nic nie strac膮, je偶eli Erik Magnuson odkryje, i偶 policja interesuje si臋 jego osob膮. Obserwacja powinna by膰, rzecz jasna, prowadzona dyskretnie. Poza tym jednak nie nale偶y podejmowa膰 偶adnych krok贸w w聽celu ukrycia mobilizacji policji.

- Pozw贸lmy mu si臋 zdenerwowa膰 - m贸wi艂 Kurt Wallander. - Je偶eli ma powody do zdenerwowania, to mam nadziej臋, 偶e je poznamy.

Stracili trzy godziny na to, by przejrze膰 ca艂y materia艂 ze 艣ledztwa i聽znale藕膰 wszystkie w膮tki, kt贸re mo偶na by bezpo艣rednio powi膮za膰 z聽Erikiem Magnusonem. Nic takiego nie znale藕li, ale te偶 nic nie 艣wiadczy艂o przeciwko temu, 偶e to Erik Magnuson znajdowa艂 si臋 tamtej nocy w聽Lenarp. Mimo alibi potwierdzonego przez narzeczon膮. Od czasu do czasu Kurta Wallandera przenika艂 niepok贸j, 偶e by膰 mo偶e znowu brn膮 w聽艣lep膮 uliczk臋.

Przede wszystkim Rydberg okazywa艂 pow膮tpiewanie. Raz po raz pyta艂, czy to mo偶liwe, by jeden cz艂owiek dokona艂 podw贸jnego morderstwa.

- Istniej膮 poszlaki, 偶e w聽tej rze藕ni wsp贸艂pracowano - m贸wi艂. - Nie mog臋 przesta膰 o聽tym my艣le膰.

- Nie mo偶na przecie偶 wykluczy膰, 偶e Erik Magnuson mia艂 pomocnika - powiedzia艂 Kurt Wallander. - Zajmiemy si臋 wszystkim po kolei.

- Je偶eli on posun膮艂 si臋 do morderstwa, 偶eby sp艂aci膰 d艂ug hazardowy, to raczej nie mia艂 pomocnika - upiera艂 si臋 Rydberg.

- Wiem - przytakiwa艂 Kurt Wallander. - Ale musimy i艣膰 dalej.

Dzi臋ki aktywno艣ci Martinssona otrzymali fotografi臋 Erika Magnusona, kt贸r膮 policjant znalaz艂 w聽archiwum urz臋du rejonowego. Wyci膮艂 zdj臋cie z聽broszury, w聽kt贸rej urz膮d prezentowa艂 swoj膮 naprawd臋 szerok膮 dzia艂alno艣膰 dla dobra spo艂ecze艅stwa, o聽czym ono zdawa艂o si臋 nie mie膰 poj臋cia. Bj枚rk, zwolennik pogl膮du, 偶e ka偶da instytucja pa艅stwowa b膮d藕 komunalna potrzebuje w艂asnego wydzia艂u obrony, kt贸ry m贸g艂by w聽razie potrzeby u艣wiadomi膰 ciemny nar贸d, jak kolosalne znaczenie ta w艂a艣nie instytucja posiada, uwa偶a艂, 偶e broszura jest znakomita. Tak czy inaczej, Erik Magnuson sta艂 tam obok swojego 偶贸艂tego w贸zka wid艂owego, odziany w聽艣nie偶nobia艂y kombinezon, u艣miechni臋ty.

Policjanci przyjrzeli si臋 jego twarzy i聽natychmiast zacz臋li por贸wnywa膰 z聽czarno-bia艂ymi zdj臋ciami Johannesa L枚vgrena. Mi臋dzy innymi by艂o tam zdj臋cie, na kt贸rym Johannes L枚vgren stoi obok swojego traktora na tle 艣wie偶o zaoranego pola.

Czy mogliby to by膰 ojciec i聽syn? Ka偶dy przy swoim poje藕dzie?

Kurt Wallander jako艣 nie m贸g艂 na艂o偶y膰 na siebie obu wizerunk贸w, jego wyobra藕nia nie potrafi艂a ich po艂膮czy膰. Jedyne, co mia艂 przed oczyma, to zmasakrowan膮 twarz starego cz艂owieka z聽odci臋tym nosem.

Oko艂o jedenastej w聽pi膮tek wieczorem ustalili co艣 w聽rodzaju planu przewidywanej operacji. Wtedy Bj枚rk ju偶 ich zostawi艂, by zaj膮膰 przeznaczone dla niego miejsce na uroczystej kolacji w聽lokalnym klubie golfowym.

Kurt Wallander i聽Rydberg mieli w聽sobot臋 z艂o偶y膰 kolejn膮 wizyt臋 u聽Ellen Magnuson w聽Kristianstad. Martinsson, Naslund i聽Hansson powinni na zmian臋 obserwowa膰 Erika Magnusona, a聽ponadto skonfrontowa膰 go z聽narzeczon膮 w聽sprawie alibi. W聽niedziel臋 nadal obserwacja podejrzanego i聽ponowna analiza ca艂ego materia艂u ze 艣ledztwa. W聽poniedzia艂ek Martinsson, kt贸ry bez wi臋kszego entuzjazmu zosta艂 ekspertem komputerowym, zbada interesy Erika Magnusona. Czy facet ma jeszcze jakie艣 d艂ugi? Czy by艂 wcze艣niej zamieszany w聽jakie艣 przest臋pstwa?

Kurt Wallander prosi艂 Rydberga, 偶eby on sam ponownie przejrza艂 wszystkie materia艂y. Chcia艂, 偶eby Rydberg zrobi艂 co艣, co nazywali krzy偶owym obstrza艂em. Mia艂 po艂膮czy膰 ludzi i聽wydarzenia, pozornie niemaj膮ce ze sob膮 nic wsp贸lnego. Mo偶e mimo wszystko istniej膮 jakie艣 punkty styczne, dotychczas niezauwa偶one? To w艂a艣nie Rydberg mia艂 zbada膰.

Wychodzili z聽budynku policji razem. Kurt Wallander nagle zauwa偶y艂 zm臋czenie Rydberga i聽przypomnia艂 sobie, 偶e ten przed po艂udniem by艂 w聽szpitalu.

- Co si臋 dzieje? - spyta艂.

Rydberg wzruszy艂 ramionami i聽wymamrota艂 w聽odpowiedzi co艣 niezrozumia艂ego.

- Noga? - nie ust臋powa艂 Kurt Wallander.

- Jest, jak jest - b膮kn膮艂 znowu Rydberg, daj膮c do zrozumienia, 偶e nie chce rozmawia膰 o聽swoim samopoczuciu.

Kurt Wallander pojecha艂 do domu i聽nala艂 sobie whisky. Zostawi艂 j膮 jednak nietkni臋t膮 w聽salonie, poszed艂 do sypialni i聽po艂o偶y艂 si臋 do 艂贸偶ka. Zm臋czenie wzi臋艂o g贸r臋. Zasn膮艂 i聽uwolni艂 si臋 od wszystkich my艣li, kr膮偶膮cych w聽jego m贸zgu.

W nocy przy艣ni艂 mu si臋 Sten Widen.

Byli na jakim艣 przedstawieniu operowym, gdzie arty艣ci 艣piewali w聽nieznanym mu j臋zyku.

P贸藕niej, ju偶 na jawie, Kurt Wallander za nic nie m贸g艂 sobie przypomnie膰, jaka to by艂a opera.

Natomiast nast臋pnego ranka, kiedy tylko si臋 obudzi艂, natychmiast sobie przypomnia艂 co艣, o聽czym rozmawiali wieczorem.

Testament Johannesa L枚vgrena. Ten testament, kt贸rego nigdzie nie znaleziono.

Rydberg porozumia艂 si臋 z聽prawnikiem, kt贸ry na pro艣b臋 c贸rek L枚vgren贸w dokonywa艂 oszacowania maj膮tku, adwokatem cz臋sto zatrudnianym przez organizacje rolnik贸w w聽okr臋gu. Z聽ca艂膮 pewno艣ci膮 偶aden testament nigdy nie istnia艂. A聽to oznacza, 偶e nieoczekiwanie ujawnion膮 fortun臋 L枚vgrena odziedzicz膮 jego c贸rki.

Czy Erik Magnuson m贸g艂 wiedzie膰, 偶e Johannes L枚vgren posiada takie ogromne zasoby? Czy te偶 wobec niego Johannes L枚vgren by艂 tak samo tajemniczy jak wobec swojej 偶ony?

Kurt Wallander wsta艂 z聽艂贸偶ka z聽niez艂omnym postanowieniem, 偶e nie ust膮pi, dop贸ki si臋 ostatecznie nie dowie, czy tym nieznanym ojcem Erika, syna Ellen Magnuson, by艂 Johannes L枚vgren.

Zjad艂 byle jakie 艣niadanie i聽tu偶 po dziewi膮tej spotka艂 si臋 w聽komendzie z聽Rydbergiem. Martinsson, kt贸ry sp臋dzi艂 noc w聽samochodzie przed domem Erika Magnusona w聽Rosengard i聽zosta艂 teraz zast膮piony przez Naslunda, przekaza艂 meldunek, 偶e nie wydarzy艂o si臋 absolutnie nic. Erik Magnuson nie opuszcza艂 mieszkania. Noc min臋艂a spokojnie.

Styczniowy dzie艅 by艂 zamglony. Bure pola pokrywa艂 szron. Rydberg siedzia艂 zm臋czony i聽zamkni臋ty w聽sobie obok Kurta Wallandera. Dopiero ko艂o Kristianstad zacz臋li rozmawia膰.

O wp贸艂 do jedenastej spotkali si臋 w聽budynku policji z聽Goranem Bomanem. Razem przejrzeli protoko艂y z聽przes艂ucha艅 Ellen Magnuson, kt贸re przedtem prowadzi艂 Boman.

- Je艣li o聽ni膮 chodzi, to nie ma nic - powiedzia艂 Goran Boman. - Prze艣wietlili艣my i聽j膮, i聽jej otoczenie. Naprawd臋 nie ma nic. Jej historia mie艣ci si臋 na jednej kartce papieru. Przez trzydzie艣ci lat pracowa艂a w聽tej samej aptece. Jaki艣 czas 艣piewa艂a w聽ch贸rze, ale potem przesta艂a. Po偶ycza mn贸stwo ksi膮偶ek z聽biblioteki. Urlopy sp臋dza u聽siostry w聽Vemmenh枚g, nigdy nie je藕dzi za granic臋, nigdy nie kupuje nowych ubra艅. Jest osob膮, kt贸ra przynajmniej z聽pozoru prowadzi najzupe艂niej bezbarwne 偶ycie. Jej przyzwyczajenia s膮 stabilne do granic monotonii.

- Najbardziej zdumiewaj膮ce jest to, jak ona wytrzymuje takie 偶ycie.

Kurt Wallander podzi臋kowa艂 mu za wykonan膮 prac臋.

- Teraz my j膮 przejmiemy - powiedzia艂. Pojechali do domu Ellen Magnuson.

Kiedy otworzy艂a, Kurt Wallander pomy艣la艂, 偶e Erik jest bardzo podobny do matki. Nie potrafi艂 oceni膰, czy spodziewa艂a si臋 ich przyj艣cia. Jej spojrzenie by艂o dziwnie nieobecne, jakby znajdowa艂a si臋 ca艂kiem gdzie indziej.

Kurt Wallander rozejrza艂 si臋 po saloniku. Gospodyni zapyta艂a, czy napij膮 si臋 kawy. Rydberg podzi臋kowa艂, a聽Kurt Wallander przyj膮艂 zaproszenie.

Za ka偶dym razem, kiedy wchodzi艂 do czyjego艣 mieszkania, mia艂 wra偶enie, jakby ogl膮da艂 ok艂adki ksi膮偶ki, kt贸r膮 w艂a艣nie dosta艂. Mieszkanie, meble, obrazy, zapach - to tytu艂. Teraz m贸g艂 zaczyna膰 czytanie. Ale mieszkanie Ellen Magnuson by艂o pozbawione zapach贸w. Jakby si臋 znalaz艂 w聽pomieszczeniu od dawna niezamieszkanym. Wch艂ania艂 wo艅 czego艣 beznadziejnego. Szarej rezygnacji. Na md艂ym tle tapet wisia艂y jakie艣 abstrakcyjne grafiki, do艣膰 niewyra藕ne. Meble wype艂niaj膮ce pok贸j by艂y staromodne i聽ci臋偶kie. Na sk艂adanym stoliku z聽mahoniu le偶a艂a starannie wyprasowana bia艂a szyde艂kowa serwetka. Na ma艂ej 艣ciennej p贸艂ce sta艂a fotografia dziecka na tle r贸偶anego krzewu. Kurt Wallander pomy艣la艂, 偶e jedyne zdj臋cie syna, jakie postawi艂a, przedstawia Erika z聽czas贸w dzieci艅stwa. Jako doros艂y cz艂owiek nie by艂 w聽tym mieszkaniu obecny.

Obok pokoju dziennego znajdowa艂a si臋 niedu偶a jadalnia. Kurt Wallander popchn膮艂 stop膮 uchylone drzwi. Ku swemu najwy偶szemu zdumieniu zobaczy艂, 偶e na jednej ze 艣cian wisi obraz jego ojca.

Jesienny krajobraz bez g艂uszca.

Sta艂 i聽wpatrywa艂 si臋 w聽obraz, dop贸ki nie us艂ysza艂 za sob膮 podzwaniania fili偶anek.

Jakby po raz pierwszy w聽偶yciu zobaczy艂 ten motyw.

Rydberg usiad艂 na krze艣le przy oknie. Kurt Wallander pomy艣la艂, 偶e musi kiedy艣 zapyta膰 koleg臋, dlaczego zawsze siada przy oknie.

Sk膮d si臋 bior膮 nasze przyzwyczajenia, zastanawia艂 si臋. W聽jakiej to tajemnej fabryce s膮 produkowane nasze przywary i聽zalety?

Ellen Magnuson poda艂a mu kaw臋.

Uzna艂, 偶e czas zaczyna膰.

- Goran Boman z聽policji w聽Kristianstad by艂 tutaj i聽zadawa艂 wiele pyta艅 - powiedzia艂. - Nie powinna pani by膰 zaskoczona, je艣li my b臋dziemy niekiedy zadawali takie same.

- A聽panowie nie powinni by膰 zaskoczeni, je艣li ja b臋d臋 na nie odpowiada膰 tak samo - odpar艂a Ellen Magnuson.

I w艂a艣nie w聽tym momencie Kurt Wallander nabra艂 pewno艣ci, 偶e siedz膮ca przed nim osoba jest t膮 tajemnicz膮 kobiet膮, z聽kt贸r膮 Johannes L枚vgren mia艂 dziecko.

Wiedzia艂 to, cho膰 nie umia艂by powiedzie膰 sk膮d.

Bez zastanowienia uzna艂, 偶e powinien pos艂u偶y膰 si臋 k艂amstwem, by doj艣膰 do prawdy. Je艣li ocenia艂 sytuacj臋 w艂a艣ciwie, to Ellen Magnuson nie mia艂a wielkiego do艣wiadczenia z聽policjantami. By膰 mo偶e uwa偶a艂a, 偶e oni, szukaj膮c prawdy, sami si臋 prawd膮 pos艂uguj膮. To ona mo偶e k艂ama膰, nie oni.

- Pani Magnuson - powiedzia艂 Kurt Wallander. - My wiemy, 偶e Johannes L枚vgren jest ojcem pani syna, Erika. I聽zaprzeczanie na nic si臋 nie zda.

Kobieta patrzy艂a na niego przera偶ona. Jej nieobecne spojrzenie nagle znikn臋艂o. By艂a jak najbardziej obecna w聽tym pokoju.

- To nieprawda - wykrztusi艂a.

To k艂amstwo, kt贸re b艂aga o聽艂ask臋. Ona si臋 wkr贸tce za艂amie.

- Oczywi艣cie, 偶e to prawda - odpar艂. - My wiemy, i聽pani wie, 偶e to prawda. I聽gdyby Johannes L枚vgren nie zosta艂 zamordowany, nic by to nas nie obchodzi艂o, nie przysz艂oby nam nawet do g艂owy zadawanie pani tego rodzaju pyta艅. Ale sytuacja jest taka, 偶e musimy wiedzie膰. Je偶eli nie dowiemy si臋 teraz, to b臋dzie pani odpowiada膰 na te pytania w聽s膮dzie.

Posz艂o szybciej, ni偶 przypuszcza艂.

- Dlaczego chcecie to wiedzie膰?! - zawo艂a艂a. - Ja nie zrobi艂am nic z艂ego. Dlaczego cz艂owiek nie mo偶e zachowa膰 swoich tajemnic?

- Nikt nie zakazuje tajemnic - odpar艂 Kurt Wallander spokojnie. - Dop贸ki jednak ludzie s膮 mordowani, my musimy szuka膰 przest臋pc贸w. A聽wobec tego musimy zadawa膰 pytania. I聽musimy otrzymywa膰 odpowiedzi.

Rydberg siedzia艂 nieporuszony przy oknie. Obserwowa艂 kobiet臋 zm臋czonymi oczyma.

A potem razem wys艂uchali jej historii. Kurt Wallander uwa偶a艂, 偶e jest niewypowiedzianie smutna. 呕ycie tej kobiety przesuwa艂o si臋 przed nim tak samo beznadziejne jak ten oszroniony krajobraz, kt贸ry ogl膮dali, jad膮c tutaj.

By艂a dzieckiem podstarza艂ej ju偶 pary rodzic贸w, rolnik贸w z聽Yngsj枚. Wyrwa艂a si臋 z聽domu, uciek艂a od pracy na gliniastej roli i聽z聽czasem zosta艂a sprzedawczyni膮 w聽aptece. Johannes L枚vgren wkroczy艂 w聽jej 偶ycie jako klient tej apteki w艂a艣nie. Opowiada艂a, 偶e spotkali si臋 po raz pierwszy, kiedy przyszed艂 kupi膰 w臋giel leczniczy. Potem przychodzi艂 coraz cz臋艣ciej i聽zacz膮艂 na ni膮 czeka膰, a偶 sko艅czy prac臋. M贸wi艂, 偶e jest samotnym rolnikiem. Dziecko by艂o ju偶 na 艣wiecie, kiedy si臋 dowiedzia艂a, 偶e ma 偶on臋. 呕ywi艂a do niego uraz臋, nigdy nienawi艣膰. A聽on kupi艂 jej milczenie za pieni膮dze, kt贸re wyp艂aca艂 kilka razy w聽roku.

Syn wychowywa艂 si臋 przy niej. Nale偶a艂 do niej.

- Co pani pomy艣la艂a, kiedy dotar艂o do pani, 偶e zosta艂 zamordowany? - spyta艂 Kurt Wallander, gdy sko艅czy艂a.

- Ja wierz臋 w聽Boga - odpar艂a. - I聽wierz臋 w聽sprawiedliw膮 zemst臋.

- Zemst臋?

- A聽ilu ludzi Johannes oszuka艂? - spyta艂a. - Oszuka艂 mnie, swojego syna. Oszuka艂 swoj膮 偶on臋, c贸rki. Zdradzi艂 wszystkich.

A teraz ona si臋 wkr贸tce dowie, 偶e jej syn jest morderc膮, pomy艣la艂 Kurt Wallander. Czy wyobrazi go sobie jako archanio艂a, kt贸ry wype艂ni艂 boski nakaz zemsty? Czy ud藕wignie ten ci臋偶ar?

Nadal zadawa艂 pytania. Rydberg przy oknie zmieni艂 pozycj臋. W聽kuchni tyka艂 zegar.

Kiedy nareszcie sko艅czyli, Kurt Wallander uwa偶a艂, 偶e otrzyma艂 odpowiedzi na wszystkie w膮tpliwo艣ci, z聽kt贸rymi tu przyjecha艂.

Wiedzia艂, kim jest owa tajemnicza kobieta. I聽jej tajemniczy syn. Wiedzia艂, 偶e czeka艂a na kolejne pieni膮dze od Johannesa L枚vgrena. Ale Johannes L枚vgren ju偶 nie przyszed艂.

Na inne ze swoich pyta艅 dosta艂 zgo艂a nieoczekiwan膮 odpowied藕.

Ellen Magnuson nigdy nie da艂a synowi 偶adnych pieni臋dzy od Johannesa L枚vgrena. Sk艂ada艂a je w聽banku. Syn odziedziczy wszystko dopiero po jej 艣mierci. Mo偶e si臋 ba艂a, 偶e je po prostu przegra na wy艣cigach?

Ale Erik Magnuson wiedzia艂, 偶e Johannes L枚vgren jest jego ojcem. W聽tej sprawie k艂ama艂. Wi臋c mo偶e wiedzia艂 r贸wnie偶, 偶e Johannes L枚vgren, kt贸ry jest jego ojcem, ma ogromny maj膮tek?

Rydberg podczas ca艂ego przes艂uchania milcza艂. Dopiero kiedy ju偶 mieli wychodzi膰, spyta艂, jak cz臋sto Ellen Magnuson spotyka si臋 z聽synem. Czy maj膮 ze sob膮 dobry kontakt? Czy zna jego narzeczon膮?

Odpowiedzi by艂y wymijaj膮ce.

- On jest ju偶 doros艂y - m贸wi艂a. - Ma swoje 偶ycie. Ale jest mi艂y i聽odwiedza mnie. Wiem naturalnie, 偶e ma narzeczon膮.

No i聽znowu k艂amie, stwierdzi艂 Kurt Wallander. O聽narzeczonej nie wiedzia艂a.

Zatrzymali si臋 w聽gospodzie Degerberga, 偶eby co艣 zje艣膰. Rydberg dopiero teraz si臋 o偶ywi艂.

- Twoje przes艂uchanie by艂o perfekcyjne - pochwali艂. - Powinno by膰 przedstawiane jako przyk艂adowe na zaj臋ciach w聽szkole policyjnej.

- Ale k艂ama艂em - powiedzia艂 Kurt Wallander. - A聽to jednak nie jest w聽porz膮dku.

Podczas posi艂ku podj臋li wa偶ne decyzje. Obaj byli zgodni co do tego, 偶e nale偶y poczeka膰 na rozpoznanie sytuacji Erika Magnusona. Dopiero kiedy b臋d膮 znane pe艂ne wyniki tego rozpoznania, mo偶na b臋dzie zacz膮膰 go przes艂uchiwa膰.

- Uwa偶asz, 偶e to on? - spyta艂 Rydberg.

- Jasne, 偶e on - odpar艂 Kurt Wallander. - Sam albo z聽kim艣 jeszcze. A聽co ty my艣lisz?

- Mam nadziej臋, 偶e si臋 nie mylisz.

Pi臋tna艣cie po trzeciej wr贸cili do Ystad. Naslund siedzia艂 w聽swoim pokoju i聽kicha艂. O聽dwunastej na posterunku przed domem Erika Magnusona zmieni艂 go Hansson.

Erik Magnuson wykorzysta艂 przedpo艂udnie na kupno nowych but贸w i聽z艂o偶enie w聽sklepiku z聽papierosami paru zak艂ad贸w. Potem wr贸ci艂 do domu.

- Czy on ma si臋 w聽jaki艣 spos贸b na baczno艣ci?

- Nie wiem - powiedzia艂 Naslund. - Czasem wydaje mi si臋, 偶e tak. A聽czasem mam wra偶enie, 偶e sobie to wmawiam.

Rydberg pojecha艂 do domu, a聽Kurt Wallander zamkn膮艂 si臋 w聽swoim pokoju. W聽roztargnieniu grzeba艂 w聽stosie papier贸w, kt贸re kto艣 po艂o偶y艂 na jego biurku.

Trudno by艂o si臋 skoncentrowa膰.

Rozmowa z聽Ellen Magnuson wzbudzi艂a w聽nim niepok贸j.

My艣la艂, 偶e on sam prowadzi 偶ycie niezbyt daleko odbiegaj膮ce od jej codziennej rzeczywisto艣ci. Jego 偶ycie te偶 jest w膮tpliwej jako艣ci.

Kiedy to wszystko si臋 sko艅czy, wezm臋 sobie wolne, pomy艣la艂. Po tych wszystkich nadgodzinach b臋d臋 m贸g艂 nie przychodzi膰 do pracy chyba z聽tydzie艅. Przez siedem dni b臋d臋 si臋 zajmowa艂 tylko sob膮 i聽wr贸c臋 tu jako ca艂kiem inny cz艂owiek.

Zastanawia艂 si臋, czy nie zwr贸ci膰 si臋 do jakiej艣 lecznicy, gdzie pomogliby mu troch臋 schudn膮膰. W聽ko艅cu jednak uzna艂, 偶e to bez sensu. Raczej powinien wzi膮膰 samoch贸d i聽pojecha膰 gdzie艣 na po艂udnie.

Mo偶e do Pary偶a lub do Amsterdamu. W聽holenderskim mie艣cie Arnhem ma znajomego policjanta, kt贸rego spotka艂 na jakiej艣 konferencji w聽sprawie zapobiegania narkomanii. Mo偶e m贸g艂by go odszuka膰?

Najpierw musimy rozwi膮za膰 spraw臋 morderstwa w聽Lenarp, pomy艣la艂. Zrobimy to w聽przysz艂ym tygodniu.

A potem zdecyduje, dok膮d by pojecha膰...

W czwartek 25 stycznia Erik Magnuson zosta艂 zatrzymany na przes艂uchanie. Zatrzymanie odby艂o si臋 przed domem, w聽kt贸rym podejrzany mieszka. Dokonali go Rydberg i聽Hansson, natomiast Kurt Wallander siedzia艂 w聽samochodzie i聽patrzy艂. Erik Magnuson szed艂 do radiowozu bez protestu. Akcja mia艂a miejsce rano, kiedy podejrzany wybiera艂 si臋 do pracy. Poniewa偶 Kurt Wallander by艂 bardzo wyczulony, by pierwsze przes艂uchania nie budzi艂y w聽艣rodowisku osoby zatrzymanej niepotrzebnej sensacji, da艂 Erikowi Magnusonowi mo偶liwo艣膰 zatelefonowania do pracodawcy i聽wyt艂umaczenia swojej nieobecno艣ci.

Przy przes艂uchaniu Erika Magnusona obecni byli Bj枚rk, Wallander i聽Rydberg. Bj枚rk i聽Rydberg trzymali si臋 z聽boku, pytania zadawa艂 Wallander.

Zanim jeszcze Erik Magnuson zosta艂 przewieziony do Ystad, policjanci utwierdzili si臋 w聽przekonaniu, 偶e to on jest sprawc膮 podw贸jnego mordu w聽Lenarp. W聽wyniku rozpoznania ustalono, 偶e Erik Magnuson wci膮偶 miewa ogromne d艂ugi. W聽wielu przypadkach dos艂ownie w聽ostatniej chwili zdo艂a艂 je sp艂aci膰 i聽unikn膮膰 zemsty wierzycieli. Hansson na w艂asne oczy widzia艂, 偶e Magnuson stawia na Jagersro ogromne sumy. Sytuacja finansowa podejrzanego by艂a katastrofalna.

Rok temu znajdowa艂 si臋 przez jaki艣 czas w聽orbicie zainteresowa艅 policji z聽Esl枚v, kt贸ra podejrzewa艂a go o聽udzia艂 w聽napadzie na bank. Nie uda艂o si臋 jednak udowodni膰 mu tego przest臋pstwa. Pozostawa艂o natomiast prawdopodobne podejrzenie o聽jego zwi膮zki z聽przemytem narkotyk贸w. Narzeczona Magnusona, obecnie bezrobotna, by艂a wielokrotnie karana za posiadanie i聽sprzeda偶 narkotyk贸w, a聽raz r贸wnie偶 za napad na urz膮d pocztowy. Erik Magnuson mia艂, jako si臋 rzek艂o, powa偶ne d艂ugi. Ale od czasu do czasu dysponowa艂 te偶 zdumiewaj膮co du偶ymi sumami pieni臋dzy. Jego pensja w聽magazynie to w聽por贸wnaniu z聽tym dos艂ownie grosze.

Ten czwartkowy ranek w聽styczniu mia艂 przynie艣膰 ostateczny prze艂om w聽艣ledztwie. Teraz podw贸jne morderstwo w聽Lenarp zostanie nareszcie wyja艣nione. Kurt Wallander obudzi艂 si臋 tego ranka wcze艣nie z聽poczuciem wielkiego napi臋cia.

W dzie艅 p贸藕niej, 26 stycznia, musia艂 uzna膰, 偶e pope艂ni艂 b艂膮d.

Za艂o偶enie, 偶e Erik Magnuson jest winnym lub przynajmniej jednym z聽winnych, zosta艂o ca艂kowicie rozbite. Trop, kt贸rym si臋 posuwali, okaza艂 si臋 艣lepym zau艂kiem. W聽pi膮tek po po艂udniu policjanci stwierdzili, 偶e Magnusona nigdy nie uda si臋 po艂膮czy膰 z聽podw贸jnym morderstwem z聽tego prostego powodu, 偶e jest on niewinny.

Jego alibi na noc morderstwa zosta艂o potwierdzone przez matk臋 narzeczonej, kt贸ra w艂a艣nie by艂a u聽nich z聽wizyt膮. Wiarygodno艣膰 tej osoby nie mog艂a zosta膰 zakwestionowana. To starsza pani, 藕le sypiaj膮ca w聽nocy. Potwierdzi艂a, 偶e Erik Magnuson przechrapa艂 w聽swoim 艂贸偶ku ca艂膮 t臋 noc, kiedy Johannes i聽Maria L枚vgrenowie zostali zamordowani.

Pieni膮dze na sp艂acenie d艂ugu wobec w艂a艣ciciela sklepu w聽Tagarp pochodzi艂y ze sprzeda偶y samochodu. Magnuson posiada艂 pokwitowanie sprzeda偶y chryslera, a聽nabywca, pewien stolarz z聽Lommy, za艣wiadczy艂, 偶e zap艂aci艂 got贸wk膮, w聽banknotach po tysi膮c i聽po pi臋膰set koron.

Magnuson potrafi艂 r贸wnie偶 wiarygodnie wyt艂umaczy膰 fakt, 偶e k艂ama艂, i偶 Johannes L枚vgren nie jest jego ojcem. Czyni艂 tak mianowicie ze wzgl臋du na matk臋. My艣la艂, 偶e ona by tak wola艂a. Kiedy Kurt Wallander poinformowa艂 go, 偶e Johannes L枚vgren by艂 bardzo bogaty, szczerze si臋 zdziwi艂.

W ko艅cu policji nie zosta艂o ju偶 nic.

Kiedy Bj枚rk zapyta艂 dla formalno艣ci, czy kto艣 jest przeciwny zwolnieniu Erika Magnusona i聽skre艣lenia go z聽listy podejrzanych, nikt si臋 nie odezwa艂. Kurt Wallander mia艂 dojmuj膮ce poczucie winy, 偶e b艂臋dnie pokierowa艂 艣ledztwem. Tylko Rydberg zdawa艂 si臋 nieporuszony. On bowiem od pocz膮tku odnosi艂 si臋 do tej koncepcji najbardziej sceptycznie.

艢ledztwo zako艅czy艂o si臋 kl臋sk膮. To, co jeszcze z聽niego zosta艂o, rozsypa艂o si臋 w聽proch.

R贸wnocze艣nie przyszed艂 艣nieg.

W nocy z聽pi膮tku na sobot臋, 27 stycznia, od po艂udnia rozp臋ta艂a si臋 gwa艂towna burza 艣nie偶na. Po paru godzinach E-14 zosta艂a kompletnie zablokowana. 艢nieg sypa艂 nieprzerwanie przez sze艣膰 godzin. Porywisty wiatr czyni艂 prac臋 p艂ug贸w 艣nie偶nych ca艂kowicie bezsensown膮. Z聽tak膮 sam膮 szybko艣ci膮, z聽jak膮 p艂ugi odgarnia艂y 艣nieg z聽drogi, wiatr usypywa艂 nowe zaspy.

Przez ca艂膮 dob臋 policja czyni艂a jedynie wysi艂ki, by zamieszanie na drogach nie zmieni艂o si臋 w聽kompletny chaos. W聽ko艅cu zadymka ucich艂a r贸wnie nagle, jak si臋 zacz臋艂a.

30 stycznia Kurt Wallander sko艅czy艂 czterdzie艣ci trzy lata. Uczci艂 urodziny w聽ten spos贸b, 偶e postanowi艂 zmieni膰 swoje nawyki 偶ywieniowe i聽zacz膮艂 znowu pali膰. Ku jego wielkiej rado艣ci wieczorem zadzwoni艂a Linda. By艂a w聽Malm枚, ale wkr贸tce zamierza艂a wyjecha膰 i聽zacz膮膰 nauk臋 w聽jednym z聽uniwersytet贸w ludowych pod Sztokholmem. Obieca艂a, 偶e odwiedzi go przed wyjazdem.

Kurt Wallander tak zaplanowa艂 sw贸j czas, 偶e m贸g艂 przynajmniej trzy razy w聽tygodniu odwiedza膰 ojca. Napisa艂 list do siostry, w聽kt贸rym informowa艂, 偶e domowa opiekunka dokonuje cud贸w. Zamroczenie, kt贸re doprowadzi艂o starszego pana do nocnej w臋dr贸wki po polach, ust膮pi艂o. Kobieta przychodz膮ca regularnie do jego domu okaza艂a si臋 zbawieniem.

Pewnego wieczora, w聽kilka dni po urodzinach, Kurt Wallander zadzwoni艂 do Anette Brolin i聽zaproponowa艂, 偶e poka偶e jej Skani臋 w聽zimowej szacie. Jeszcze raz poprosi艂 o聽wybaczenie za tamten wiecz贸r w聽jej mieszkaniu. Ona podzi臋kowa艂a za zaproszenie i聽w聽niedziel臋 4 lutego pokaza艂 jej Ale Stenar i聽Glimmingehus. Obiad zjedli w聽gospodzie w聽Hammenh枚g i聽Kurt Wallander zacz膮艂 wierzy膰, 偶e ona naprawd臋 wymaza艂a ju偶 z聽pami臋ci to, 偶e pr贸bowa艂 posadzi膰 j膮 sobie na kolanach.

Dni mija艂y, a聽oni nie dokonywali kolejnego prze艂omu w聽艣ledztwie. Martinsson i聽Naslund zostali skierowani do nowych zada艅. Na podw贸jnym morderstwie mogli si臋 na razie koncentrowa膰 jedynie Rydberg i聽Wallander.

Pewnego dnia, w聽艣rodku lutego, do biura Kurta Wallandera przysz艂a c贸rka Marii i聽Johannesa L枚vgren贸w, ta mieszkaj膮ca w聽G枚teborgu.

Przyjecha艂a do Skanii, by dopilnowa膰 ustawienia marmurowego pomnika na grobie rodzic贸w na cmentarzu w聽Villie. Kurt Wallander powiedzia艂 jej, jak wygl膮da sytuacja, czyli 偶e policja nadal po omacku szuka jakich艣 rozstrzygaj膮cych 艣lad贸w. Nast臋pnego dnia pojecha艂 na cmentarz i聽d艂ugo sta艂 przed czarnym nagrobkiem ze z艂otymi napisami.

Luty min膮艂 mu na przygotowaniach do pog艂臋bienia 艣ledztwa.

Rydberg, zamkni臋ty w聽sobie i聽milcz膮cy, bardzo cierpia艂 z聽powodu nogi, przewa偶nie pracowa艂 przez telefon, natomiast Kurt Wallander nieustannie by艂 gdzie艣 w聽terenie.

Sprawdzili wszystkie banki w聽ca艂ej Skanii, ale 偶adnych wi臋cej sejf贸w nie znale藕li. Wallander rozmawia艂 z聽ponad dwustu osobami, kt贸re albo by艂y spokrewnione, albo zna艂y L枚vgren贸w. Jeszcze raz przejrza艂 i聽dok艂adnie zbada艂 wszystkie zgromadzone podczas 艣ledztwa materia艂y, powraca艂 do w膮tk贸w dawno ju偶 zamkni臋tych, wyci膮ga艂 stare raporty i聽ponownie je analizowa艂. Nigdzie jednak nie znajdowa艂 punktu zaczepienia.

W pewien mro藕ny i聽wietrzny lutowy dzie艅 zabra艂 Stena Widena z聽jego posiad艂o艣ci i聽obaj pojechali do Lenarp. Razem przygl膮dali si臋 kobyle, kt贸ra by膰 mo偶e zna艂a tajemnic臋, patrzyli, jak zjada siano, a聽stary Nystr枚m depta艂 im po pi臋tach, gdziekolwiek si臋 ruszyli. C贸rki zamordowanych jemu odda艂y konia.

Posesja L枚vgren贸w natomiast le偶a艂a opuszczona, drzwi pozamykane, po艣rednik ze Skurup szuka艂 dla niej nabywcy. Kurt Wallander sta艂 na wietrze i聽przygl膮da艂 si臋 wybitemu kuchennemu oknu, w聽kt贸rym nikt nie wstawi艂 szyby, zatkano jedynie otw贸r p艂yt膮 izolacyjn膮. Pr贸bowa艂 ponownie nawi膮za膰 kontakt ze Stenem Widenem, odzyska膰 tych dziesi臋膰 straconych lat, ale trener koni i聽dawny przyjaciel nie sprawia艂 wra偶enia zainteresowanego. Kurt Wallander odwi贸z艂 go do domu i聽musia艂 przyj膮膰 do wiadomo艣ci, 偶e znajomo艣膰 zosta艂a na zawsze zerwana.

Post臋powanie przygotowawcze w聽sprawie zab贸jstwa somalijskiego uchod藕cy zosta艂o zako艅czone i聽Run臋 Bergman stan膮艂 przed s膮dem w聽Ystad. Budynek s膮du przez wiele dni wype艂niali przedstawiciele medi贸w. Dowiedziono, 偶e 艣miertelny strza艂 odda艂 Valfrid Str枚m, ale Run臋 Bergmana s膮dzono za wsp贸艂udzia艂 w聽morderstwie, a聽badania psychiatryczne wykaza艂y, 偶e by艂 wtedy poczytalny.

Kurt Wallander uczestniczy艂 w聽procesie jako 艣wiadek i聽wielokrotnie mia艂 okazj臋 s艂ucha膰 wyst膮pie艅 i聽przes艂ucha艅 prowadzonych przez Anette Brolin. Run臋 Bergman odzywa艂 si臋 rzadko, cho膰 jego milczenie nie by艂o ju偶 takie konsekwentne. Proces ujawni艂 zdumiewaj膮cy obraz podziemnych organizacji faszystowskich, w聽kt贸rych g艂oszono polityczne pogl膮dy rodem z聽Ku-Klux-Klanu. Run臋 Bergman i聽Valfrid Str枚m dzia艂ali na w艂asn膮 r臋k臋, ale r贸wnocze艣nie byli te偶 cz艂onkami r贸偶nych ugrupowa艅 rasistowskich.

Kurt Wallander znowu mia艂 wra偶enie, 偶e w聽Szwecji dojrzewa co艣 wa偶nego dla przysz艂o艣ci kraju. Bywa艂y momenty, 偶e sam odczuwa艂 jakby rodzaj sympatii dla pewnych argument贸w wrogich wobec imigrant贸w, kt贸re przywo艂ywano w聽dyskusjach i聽w聽prasie podczas trwania tego procesu. Czy rz膮d i聽Urz膮d Imigracyjny naprawd臋 maj膮 kontrol臋 nad tym, kto przyje偶d偶a do Szwecji? Kto jest uchod藕c膮, a聽kto szuka szcz臋艣cia? I聽czy w聽og贸le mo偶na czyni膰 jakie艣 rozr贸偶nienia?

Jak d艂ugo mo偶na stosowa膰 zasady otwartej polityki imigracyjnej, nie wywo艂uj膮c chaosu? Czy w聽og贸le istnieje jaki艣 limit, ilu mo偶na ich przyj膮膰?

Kurt Wallander podejmowa艂 niepewne pr贸by zg艂臋bienia tych zagadnie艅. Stwierdzi艂, 偶e 偶ywi ten sam niepok贸j i聽niech臋膰 co wi臋kszo艣膰 ludzi. Niepok贸j przed nieznanym, przed obcymi.

Pod koniec lutego s膮d wymierzy艂 Run臋 Bergmanowi wysok膮 kar臋 wi臋zienia. Ku wielkiemu zdziwieniu wszystkich Bergman nie z艂o偶y艂 apelacji i聽wkr贸tce potem wyrok si臋 uprawomocni艂.

Wi臋cej 艣niegu ju偶 w聽Skanii tej zimy nie spad艂o. Pewnego wczesnego ranka na pocz膮tku marca Anette Brolin i聽Kurt Wallander zrobili d艂ugi spacer wzd艂u偶 przyl膮dka Falsterbo. Razem ogl膮dali d艂ugie klucze ptak贸w, powracaj膮cych z聽odleg艂ych kraj贸w pod Krzy偶em Po艂udnia. W聽pewnej chwili Kurt Wallander uj膮艂 r臋k臋 swojej towarzyszki, a聽ona jej nie cofn臋艂a, w聽ka偶dym razie nie natychmiast.

Uda艂o mu si臋 schudn膮膰 cztery kilogramy. Uzna艂 przy tym, 偶e nigdy nie odzyska takiej wagi, jak膮 mia艂, kiedy Mona nieoczekiwanie go opu艣ci艂a.

Od czasu do czasu ich g艂osy spotyka艂y si臋 w聽telefonie. Kurt Wallander stwierdzi艂, 偶e zazdro艣膰 powoli si臋 w聽nim wypala. Ciemnosk贸ra kobieta, kt贸ra dawniej odwiedza艂a go w聽snach, te偶 przesta艂a si臋 pokazywa膰.

Marzec zacz膮艂 si臋 od tego, 偶e Svedberg powt贸rzy艂 swoje 偶yczenie powrotu do Sztokholmu. R贸wnocze艣nie Rydberg poszed艂 na dwutygodniowe zwolnienie lekarskie. Najpierw wszyscy my艣leli, 偶e to z聽powodu chorej nogi. Kt贸rego艣 dnia jednak Ebba powiedzia艂a Kurtowi Wallanderowi w聽zaufaniu, 偶e Rydberg chyba ma raka. Jak si臋 o聽tym dowiedzia艂a ani co to za rak, nie chcia艂a wyjawi膰. Kiedy za艣 on sam odwiedzi艂 koleg臋 w聽szpitalu, Rydberg powiedzia艂, 偶e to rutynowa kontrola przewodu pokarmowego. Jaka艣 plama na zdj臋ciu rentgenowskim mog艂a 艣wiadczy膰, 偶e ma rank臋 na jelicie grubym.

Kurt Wallander czu艂 dojmuj膮cy b贸l w聽piersi na my艣l o聽tym, 偶e Rydberg jest by膰 mo偶e ci臋偶ko chory. Z聽narastaj膮cym poczuciem zagubienia i聽bezradno艣ci popycha艂 dalej swoje 艣ledztwo. Kt贸rego艣 dnia w聽g艂uchej z艂o艣ci cisn膮艂 o聽艣cian臋 teczk膮 z聽materia艂ami sprawy. Papiery rozlecia艂y si臋 po ca艂ej pod艂odze. D艂ugo potem siedzia艂 i聽przygl膮da艂 si臋 temu, co zrobi艂. W聽ko艅cu, posuwaj膮c si臋 na kolanach, pozbiera艂 wszystko, posegregowa艂 i聽zacz膮艂 od pocz膮tku.

Gdzie艣 jest co艣, czego nie dostrzegam, my艣la艂.

Jakie艣 powi膮zanie, jaki艣 detal jest tym kluczem, kt贸ry powinienem przekr臋ci膰. Ale mam go przekr臋ci膰 w聽lewo czy w聽prawo?

Cz臋sto telefonowa艂 do Gorana Bomana do Kristianstad i聽skar偶y艂 si臋 na sw贸j los.

Goran Boman z聽w艂asnej woli prowadzi艂 niebywale intensywne badania wok贸艂 osoby Nilsa Velandera i聽innych mo偶liwych kandydat贸w. Ale na tej skale nigdzie nie powsta艂a najmniejsza rysa. Przez dwa d艂ugie dni Kurt Wallander siedzia艂 z聽Larsem Herdinem, ale nie posun膮艂 si臋 dzi臋ki temu na swojej drodze ani o聽metr.

Wci膮偶 jednak nie chcia艂 przyj膮膰 do wiadomo艣ci, 偶e to przest臋pstwo mia艂oby pozosta膰 zagadk膮.

W 艣rodku marca uda艂o mu si臋 nam贸wi膰 Anette Brolin, by wybra艂a si臋 z聽nim do opery w聽Kopenhadze. W聽nocy po przedstawieniu zaj臋艂a si臋 w聽ko艅cu jego samotno艣ci膮, ale kiedy powiedzia艂, 偶e j膮 kocha, nie podj臋艂a tematu.

Trudno, jest, jak jest. Inaczej nie b臋dzie.

W sobot臋 17 i聽w聽niedziel臋 18 marca c贸rka by艂a u聽niego z聽wizyt膮. Przyjecha艂a sama, bez tego kenijskiego studenta medycyny, i聽Kurt Wallander wyszed艂 po ni膮 na stacj臋. Poprzedniego dnia Ebba przys艂a艂a swoj膮 znajom膮, by doprowadzi艂a mieszkanie przy Mariagatan do porz膮dku. I聽nareszcie uzna艂, 偶e odzyska艂 swoj膮 c贸rk臋. Zrobili d艂ug膮 wycieczk臋 wzd艂u偶 brzegu na 脰sterlen, lunch zjedli na Lilia Vik, a聽potem siedzieli do pi膮tej nad ranem i聽gadali. Odwiedzili jego ojca, a聽jej dziadka, i聽oboje byli zdumieni, kiedy im zacz膮艂 opowiada膰 zabawne historie z聽dzieci艅stwa Kurta Wallandera.

W poniedzia艂ek rano odprowadzi艂 Lind臋 na stacj臋.

By艂 pewien, 偶e zaufanie mi臋dzy nimi zosta艂o cz臋艣ciowo odbudowane.

Kiedy p贸藕niej siedzia艂 w聽swoim pokoju, pochylony nad materia艂ami ze 艣ledztwa, nieoczekiwanie wszed艂 Rydberg. Usiad艂 na krze艣le pod oknem i聽bez ogr贸dek poinformowa艂, 偶e stwierdzono u聽niego raka prostaty. Teraz zostanie poddany chemioterapii i聽na艣wietlaniu, co mo偶e by膰 zar贸wno d艂ugotrwa艂e, jak i聽bezskuteczne. Nie pozwala艂 na okazywanie mu 偶adnego wsp贸艂czucia. Przyszed艂, jak m贸wi艂, tylko po to, by przypomnie膰 Wallanderowi o聽ostatnim s艂owie konaj膮cej Marii L枚vgren. I聽o聽p臋tli. Potem wsta艂, u艣cisn膮艂 Wallanderowi r臋k臋 i聽wyszed艂.

Kurt Wallander zosta艂 sam, ze swoim b贸lem i聽ze swoim 艣ledztwem. Bj枚rk uzna艂 bowiem, 偶e mo偶e na razie pracowa膰 w聽pojedynk臋, albowiem policja jest przeci膮偶ona obowi膮zkami.

W marcu nic si臋 nie wydarzy艂o. W聽kwietniu te偶 nie.

Doniesienia o聽stanie zdrowia Rydberga by艂y zmienne. Ebba mia艂a zawsze naj艣wie偶sze informacje.

Jednego z聽pierwszych dni maja Kurt Wallander poszed艂 do Bj枚rka i聽zaproponowa艂, 偶eby kto艣 inny przej膮艂 jego 艣ledztwo. Ale Bj枚rk si臋 nie zgodzi艂. Jego zdaniem Kurt Wallander powinien kontynuowa膰 prac臋 przynajmniej do lata i聽pocz膮tku urlop贸w. Wtedy ponownie rozwa偶y si臋 sytuacj臋.

Zaczyna艂 wi臋c wci膮偶 i聽wci膮偶 od pocz膮tku. Cofa艂 si臋, przewraca艂 papiery i聽szuka艂, chcia艂 zmusi膰 materia艂y, by o偶y艂y. Ale kamienie, po kt贸rych st膮pa艂, pozostawa艂y zimne.

Na pocz膮tku czerwca zamieni艂 peugeota na nissana. 8 czerwca wzi膮艂 urlop i聽pojecha艂 do Sztokholmu, 偶eby odwiedzi膰 c贸rk臋.

Udali si臋 potem oboje samochodem a偶 na Przyl膮dek P贸艂nocny. Herman Mboya by艂 znowu w聽Kenii, ale mia艂 wr贸ci膰 w聽sierpniu.

W poniedzia艂ek 9 lipca Kurt Wallander by艂 ju偶 na s艂u偶bie.

W zostawionej mu przez Bj枚rka notatce przeczyta艂, 偶e powinien podj膮膰 zawieszone 艣ledztwo i聽prowadzi膰 je a偶 do powrotu szefa z聽urlopu na pocz膮tku sierpnia. Wtedy ostatecznie zadecyduj膮, co robi膰 dalej.

R贸wnocze艣nie Ebba przekaza艂a mu informacj臋, 偶e Rydberg czuje si臋 znacznie lepiej. By膰 mo偶e lekarzom mimo wszystko uda艂o si臋 opanowa膰 raka.

Wtorek 10 lipca by艂 w聽Ystad pi臋knym dniem. Podczas przerwy na lunch Kurt Wallander spacerowa艂 po centrum miasta. Odwiedzi艂 sklep muzyczny na rynku i聽prawie si臋 zdecydowa艂 na now膮 aparatur臋.

Potem przypomnia艂 sobie, 偶e ma w聽portfelu kilka norweskich banknot贸w, kt贸re mu zosta艂y z聽wyprawy na Przyl膮dek P贸艂nocny. Poszed艂 wi臋c do Banku Zwi膮zkowego i聽stan膮艂 w聽kolejce do jedynej czynnej kasy.

Nie pozna艂 kobiety w聽okienku. Nie by艂a to ani Britta-Lena Boden, ani 偶adna z聽kasjerek, kt贸re widywa艂 ju偶 dawniej. Pomy艣la艂, 偶e pewnie jaka艣 zast臋pczyni na lato.

M臋偶czyzna przed nim realizowa艂 nadspodziewanie du偶膮 wyp艂at臋 got贸wkow膮. Zdumiony Kurt Wallander zastanawia艂 si臋, do czego mo偶e by膰 potrzebne a偶 tyle got贸wki. Kiedy tamten liczy艂 banknoty, Kurt Wallander mimo woli przeczyta艂 jego nazwisko na prawie jazdy, kt贸re m臋偶czyzna po艂o偶y艂 obok siebie na ladzie.

Potem by艂a ju偶 jego kolej, wymieni艂 swoje banknoty. Za nim sta艂o jeszcze kilkoro letnich turyst贸w, rozmawiaj膮cych ze sob膮 po w艂osku czy mo偶e hiszpa艅sku.

Dopiero kiedy wyszed艂 na ulic臋, wpad艂a mu do g艂owy pewna my艣l.

Stan膮艂 jak wryty, jakby to podejrzenie zmieni艂o go w聽bry艂臋 lodu.

Potem wr贸ci艂 do banku i聽zaczeka艂, a偶 tury艣ci za艂atwi膮 swoje sprawy.

Pokaza艂 kasjerce legitymacj臋 policyjn膮.

- Chcia艂em zapyta膰 - zacz膮艂. - Chcia艂em zapyta膰, czy Britta-Lena Boden jest na urlopie?

- Pewnie pojecha艂a do swoich rodzic贸w, do Simrishamn - powiedzia艂a kasjerka. - Zosta艂y jej jeszcze dwa tygodnie wolnego.

- Boden - zastanawia艂 si臋. - Czy jej rodzice nosz膮 to samo nazwisko?

- Ojciec prowadzi stacj臋 benzynow膮 w聽Simrishamn. Zdaje mi si臋, 偶e to Statoil.

- Dzi臋kuj臋 - powiedzia艂 Kurt Wallander. - Mam do niej par臋 rutynowych pyta艅.

- Ja pana znam - powiedzia艂a kasjerka. - To okropne, 偶e nie uda艂o wam si臋 rozwik艂a膰 tej historii z聽morderstwem.

- Ma pani racj臋 - przyzna艂 Kurt Wallander. - To okropne. Prawie bieg艂 z聽powrotem do budynku policji, wskoczy艂 do samochodu i聽pojecha艂 do Simrishamn. Od ojca Britty-Leny dowiedzia艂 si臋, 偶e dziewczyna jest z聽przyjaci贸艂mi na pla偶y w聽pobli偶u Sandhammaren. Musia艂 d艂ugo szuka膰, bo m艂odzi siedzieli schowani za wydm膮. Wszyscy byli zdumieni, widz膮c, jak Kurt Wallander brnie po piaszczystej pla偶y.

- Nie chcia艂bym przeszkadza膰, ale to bardzo wa偶ne - powiedzia艂.

Britta-Lena zdawa艂a si臋 rozumie膰 powag臋 chwili, bo wsta艂a natychmiast. Mia艂a na sobie jedynie sk膮py kostium i聽Kurt Wallander spu艣ci艂 wzrok. Usiedli w聽pewnej odleg艂o艣ci od reszty towarzystwa, 偶eby im nikt nie przeszkadza艂.

- Chodzi o聽tamten dzie艅 w聽styczniu - zacz膮艂 Kurt Wallander. - Chcia艂bym jeszcze raz o聽nim z聽tob膮 porozmawia膰. A聽najbardziej bym chcia艂, 偶eby艣 spr贸bowa艂a sobie przypomnie膰, czy w聽banku by艂 kto艣 jeszcze, kiedy Johannes L枚vgren odbiera艂 swoj膮 wielk膮 wyp艂at臋.

Pami臋膰 dziewczyny by艂a nadal tak samo dobra.

- Nie - odpar艂a. - By艂 sam. Wiedzia艂, 偶e m贸wi prawd臋.

- Pomy艣l jeszcze - nalega艂. - Johannes L枚vgren wyszed艂. Drzwi trzasn臋艂y. Co sta艂o si臋 p贸藕niej?

Jej odpowied藕 by艂a kr贸tka i聽zdecydowana:

- Drzwi nigdy nie trzaskaj膮.

- Wszed艂 nowy klient?

- Dw贸ch.

- Zna艂a艣 ich?

- Nie.

Nast臋pne pytanie by艂o rozstrzygaj膮ce.

- Dlatego, 偶e to byli cudzoziemcy? Spojrza艂a na niego zdumiona.

- Tak. Sk膮d wiedzia艂e艣?

- Nie wiedzia艂em a偶 do tej pory. My艣l dalej.

- To byli dwaj m臋偶czy藕ni. Do艣膰 m艂odzi.

- Czego chcieli?

- Wymieni膰 pieni膮dze.

- Pami臋tasz, jaka to by艂a waluta?

- Dolary.

- M贸wili po angielsku? Czy to byli Amerykanie? Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

- Nie po angielsku. Ja nie wiem, co to by艂 za j臋zyk.

- Co sta艂o si臋 potem? Spr贸buj przywo艂a膰 w聽pami臋ci tamt膮 scen臋.

- Podeszli do kasy.

- Obaj?

My艣la艂a intensywnie, zanim odpowiedzia艂a. Ciep艂y wiatr rozwiewa艂 jej w艂osy.

- Jeden podszed艂 do samej kasy i聽po艂o偶y艂 pieni膮dze na ladzie. Wydaje mi si臋, 偶e to by艂o sto dolar贸w. Spyta艂am, czy chce je wymieni膰, a聽on skin膮艂 g艂ow膮.

- A聽co robi艂 ten drugi?

Dziewczyna znowu d艂ugo si臋 zastanawia艂a.

- Co艣 mu upad艂o na pod艂og臋. Pochyli艂 si臋, 偶eby podnie艣膰. My艣l臋, 偶e to chyba by艂a r臋kawica.

Wallander cofn膮艂 si臋 o聽krok w聽swoich pytaniach.

- Johannes L枚vgren w艂a艣nie wyszed艂 - powiedzia艂. - Dosta艂 wielk膮 sum臋 pieni臋dzy, kt贸re upchn膮艂 w聽teczce. Czy dosta艂 co艣 jeszcze?

- Kopi臋 pokwitowania wyp艂aty.

- Kt贸r膮 te偶 w艂o偶y艂 do teczki?

Pierwszy raz w聽czasie tej rozmowy dziewczyna by艂a niezdecydowana.

- Tak s膮dz臋.

- A聽je艣li nie w艂o偶y艂 pokwitowania do teczki, to co mog艂o si臋 sta膰?

Znowu zacz臋艂a si臋 zastanawia膰.

- Na ladzie nic nie le偶a艂o. Tego jestem pewna. Gdyby le偶a艂o, tobym sprz膮tn臋艂a.

- A聽czy pokwitowanie mog艂o upa艣膰 na pod艂og臋?

- Mo偶liwe.

- I聽ten m臋偶czyzna, kt贸ry si臋 schyli艂 po r臋kawic臋, m贸g艂 przy okazji podnie艣膰 pokwitowanie?

- M贸g艂.

- Co jest na takim kwicie?

- Suma. Nazwisko. Adres. Kurt Wallander wstrzyma艂 dech.

- Naprawd臋 to wszystko tam by艂o? Pewna jeste艣?

- On wypisa艂 pokwitowanie takimi spiczastymi literami. Wiem, 偶e adres te偶 zapisa艂, chocia偶 to nie jest konieczne.

Kurt Wallander znowu si臋 cofn膮艂.

- L枚vgren dosta艂 swoje pieni膮dze i聽wychodzi. W聽drzwiach mija dw贸ch nieznajomych m臋偶czyzn. Jeden z聽nich schyla si臋 i聽podnosi z聽pod艂ogi r臋kawic臋 i聽mo偶e tak偶e jego pokwitowanie wyp艂aty. A聽tam jest napisane, 偶e Johannes L枚vgren dosta艂 w艂a艣nie dwadzie艣cia siedem tysi臋cy koron. Zgadza si臋?

Nagle dziewczyna poj臋艂a.

- Czy to ci? Czy to oni zrobili?

- Nie wiem. Spr贸buj sobie przypomnie膰, co by艂o dalej.

- Wymieni艂am mu pieni膮dze. W艂o偶y艂 banknoty do kieszeni. Obaj wyszli.

- Ile czasu to zabra艂o?

- Trzy, cztery minuty, nie wi臋cej.

- Zapis tej wymiany musi si臋 znajdowa膰 w聽banku? Skin臋艂a g艂ow膮.

- Dzisiaj wymienia艂em pieni膮dze w聽banku. Musia艂em poda膰 nazwisko. Czy oni podali jaki艣 adres?

- Mo偶liwe. Nie pami臋tam. Kurt Wallander westchn膮艂.

- Masz fenomenaln膮 pami臋膰 - powiedzia艂. - Widzia艂a艣 jeszcze potem tych dw贸ch m臋偶czyzn?

Pokr臋ci艂a przecz膮co g艂ow膮.

- Nie. Nigdy.

- Rozpozna艂aby艣 ich?

- Tak my艣l臋. Chyba tak.

Kurt Wallander umilk艂 na chwil臋.

- Chyba b臋dziesz musia艂a przerwa膰 na kilka dni urlop - rzek艂 w聽ko艅cu.

- Ale my jutro mamy jecha膰 na Olandi臋!

- Ty nie mo偶esz - powiedzia艂. - Mo偶e pojutrze, ale jutro nie.

Wsta艂 i聽strzepa艂 z聽siebie piasek.

- M贸w zawsze rodzicom, gdzie mo偶na ci臋 znale藕膰 - poprosi艂.

Ona te偶 wsta艂a, gotowa wr贸ci膰 do przyjaci贸艂.

- Mog臋 im powiedzie膰? - spyta艂a.

- Wymy艣l co艣 innego. Na pewno dasz sobie rad臋. Zaraz po czwartej po po艂udniu w聽archiwum Banku Zwi膮zkowego znaleziono pokwitowanie wymiany pieni臋dzy.

Podpis klienta by艂 nieczytelny. 呕aden adres nie zosta艂 zapisany.

Ku swemu zdziwieniu Kurt Wallander nie czu艂 si臋 rozczarowany. Uwa偶a艂, 偶e to chyba dlatego, i偶 teraz ju偶 wie, jak ta ca艂a tragedia si臋 rozegra艂a.

Prosto z聽banku pojecha艂 do domu Rydberga, kt贸ry by艂 rekonwalescentem.

Siedzia艂 na balkonie, kiedy Kurt Wallander zadzwoni艂 do drzwi. Wychud艂 i聽zrobi艂 si臋 bardzo blady.

Razem d艂ugo jeszcze siedzieli na tym balkonie i聽Kurt Wallander opowiada艂 mu o聽swoim odkryciu.

Rydberg w聽zamy艣leniu kiwa艂 g艂ow膮.

- Chyba masz racj臋 - powiedzia艂, kiedy Wallander sko艅czy艂. - Z聽pewno艣ci膮 tak to by艂o.

- Pozostaje tylko pytanie, jak ich teraz znajdziemy - westchn膮艂 Kurt Wallander. - Dw贸ch turyst贸w, kt贸rzy odwiedzili Szwecj臋 przesz艂o p贸艂 roku temu.

- Oni chyba wci膮偶 tu s膮 - rzek艂 Rydberg. - Jako uchod藕cy, staraj膮cy si臋 o聽azyl, imigranci.

- Od czego nale偶a艂oby zacz膮膰? - zastanawia艂 si臋 Kurt Wallander.

- Nie wiem - odpar艂 Rydberg. - Ale z聽pewno艣ci膮 co艣 wymy艣lisz.

Siedzieli jeszcze par臋 godzin na balkonie Rydberga. Tu偶 przed si贸dm膮 Kurt Wallander poszed艂 do swojego samochodu.

Kamienie, po kt贸rych st膮pa艂, nie by艂y ju偶 takie zimne.

15

Nast臋pne dni Kurt Wallander mia艂 zapami臋ta膰 jako „czas, w聽kt贸rym powstawa艂a mapa”. Punktem wyj艣cia by艂y obrazy zapami臋tane przez Britt臋-Len臋 Boden oraz nieczytelny podpis. Na tym opiera艂 si臋 prawdopodobny scenariusz,

a ostatnie s艂owo konaj膮cej Marii L枚vgren by艂o pionkiem, kt贸ry nareszcie znalaz艂 si臋 na w艂a艣ciwym miejscu. Ponadto przy tworzeniu obrazu mia艂 jeszcze do dyspozycji ow膮 osobliwie zawi膮zan膮 p臋tl臋. Na tej podstawie zacz膮艂 rysowa膰 map臋. Jeszcze tego samego dnia, kiedy po艣r贸d nagrzanych wydm na pla偶y w聽Simrishamn odby艂 rozmow臋 z聽Britt膮-Len膮 Boden, pojecha艂 do domu Bj枚rka, oderwa艂 szefa od obiadu, otrzyma艂 jednak natychmiast obietnic臋, 偶e mo偶e w艂膮czy膰 Hanssona i聽Martinssona w聽pe艂nym wymiarze czasu do 艣ledztwa, kt贸re znowu dostaje priorytet i聽powinno nabra膰 tempa.

W 艣rod臋 11 lipca, jeszcze przed otwarciem banku dla klient贸w, przeprowadzono w聽jego pomieszczeniach rekonstrukcj臋 wydarze艅. Britta-Lena Boden zaj臋艂a miejsce w聽kasie, Hansson podj膮艂 si臋 roli Johannesa L枚vgrena, a聽Martinsson i聽Bj枚rk odgrywali owych dw贸ch m臋偶czyzn, kt贸rzy przyszli do banku wymieni膰 dolary. Kurt Wallander upiera艂 si臋, by wszystko do najdrobniejszych szczeg贸艂贸w by艂o tak jak tamtego dnia ponad p贸艂 roku temu. Dyrektor banku pozwoli艂 w聽ko艅cu, by Britta-Lena Boden wyp艂aci艂a dwadzie艣cia siedem tysi臋cy w聽banknotach po tysi膮c i聽pi臋膰set koron Hanssonowi, kt贸ry przyszed艂 z聽teczk膮 po偶yczon膮 od Ebby.

Kurt Wallander sta艂 z聽boku i聽obserwowa艂. Dwukrotnie nakazywa艂 powt贸rzy膰 wszystko od pocz膮tku, bowiem Britta-Lena Boden przypomina艂a sobie, 偶e jaki艣 szczeg贸艂 wygl膮da艂 inaczej.

Ca艂膮 t臋 rekonstrukcj臋 Kurt Wallander przeprowadzi艂 w艂a艣nie po to, by od艣wie偶y膰 jej wspomnienia. Mia艂 nadziej臋, 偶e dzi臋ki temu otworz膮 si臋 jakie艣 kolejne, dotychczas zamkni臋te kom贸rki w聽jej nadzwyczajnej pami臋ci.

W ko艅cu dziewczyna potrz膮sn臋艂a g艂ow膮. Powiedzia艂a ju偶 wszystko, co zapami臋ta艂a. Nie ma nic wi臋cej do dodania. Kurt Wallander prosi艂, by jeszcze o聽par臋 dni przesun臋艂a sw贸j wyjazd na Olandi臋, a聽nast臋pnie posadzi艂 j膮 w聽pokoju, gdzie godzinami przegl膮da艂a fotografie cudzoziemskich przest臋pc贸w, kt贸rzy przy jakiej艣 okazji wpadli w聽r臋ce szwedzkiej policji. Kiedy i聽to nie da艂o wynik贸w, wsadzi艂 j膮 do samolotu do Norrk枚ping, 偶eby tam przetrz膮sn臋艂a bogate archiwa Urz臋du Imigracyjnego.

Po osiemnastu godzinach pracy i聽przegl膮dania stos贸w fotografii dziewczyna wr贸ci艂a na lotnisko Sturup, sk膮d Kurt Wallander osobi艣cie j膮 odebra艂. Tak偶e i聽tym razem rezultat by艂 negatywny.

Nast臋pnym krokiem by艂o powiadomienie Interpolu. Informacj臋 o聽ewentualnym przebiegu przest臋pstwa wpisano do komputera, kt贸ry wykona艂 analizy por贸wnawcze z聽materia艂ami znajduj膮cymi si臋 w聽europejskiej kwaterze g艂贸wnej. W聽dalszym ci膮gu jednak nie sta艂o si臋 nic, co by w聽zasadniczy spos贸b zmieni艂o sytuacj臋.

W czasie kiedy Britta-Lena Boden poci艂a si臋 nad stosami fotografii, Kurt Wallander przeprowadzi艂 trzy d艂ugie przes艂uchania Artura Lundina, kominiarza ze Slimminge. Podr贸偶e mi臋dzy Ystad a聽Lenarp zrekonstruowano, ustalono dok艂adne terminy i聽raz jeszcze wszystko poddano analizie. Kurt Wallander nadal rysowa艂 swoj膮 map臋. Od czasu do czasu odwiedza艂 Rydberga, kt贸ry siedzia艂 blady na balkonie, i聽razem z聽nim wnikliwie ocenia艂 stan 艣ledztwa. Rydberg protestowa艂, kiedy Wallander przeprasza艂, 偶e go m臋czy i聽przeszkadza mu odpoczywa膰. Mimo to Wallander za ka偶dym razem odchodzi艂 z聽tego balkonu dr臋czony wyrzutami sumienia.

Anette Brolin wr贸ci艂a z聽urlopu, kt贸ry sp臋dzi艂a z聽m臋偶em i聽dzie膰mi w聽letnim domku w聽Grebbestad na zachodnim wybrze偶u. Rodzina przyjecha艂a z聽ni膮 do Ystad i聽Kurt Wallander m贸wi艂 najbardziej oficjalnym tonem, na jaki m贸g艂 si臋 zdoby膰, kiedy do niej zadzwoni艂, 偶eby opowiedzie膰 o聽nowym prze艂omie w聽tym na p贸艂 martwym 艣ledztwie.

Ale po pierwszym intensywnym tygodniu znowu wszystko stan臋艂o.

Kurt Wallander wpatrywa艂 si臋 w聽swoj膮 map臋. Ponownie zaryli nosem w聽ziemi臋.

- Trzeba czeka膰 - powtarza艂 Bj枚rk. - Ciasta w聽Interpolu d艂ugo garuj膮.

Kurt Wallander skrzywi艂 si臋 na to w膮tpliwe por贸wnanie. Chocia偶 przyznawa艂 Bj枚rkowi racj臋.

Kiedy Britta-Lena Boden wr贸ci艂a z聽Olandii i聽mia艂a podj膮膰 prac臋 w聽banku, Kurt Wallander wyprosi艂 u聽dyrektora jeszcze kilka wolnych dni dla niej. A聽potem wozi艂 j膮 po wszystkich okolicznych o艣rodkach dla uchod藕c贸w. Zrobili te偶 kr贸tk膮 wycieczk臋 do p艂ywaj膮cego o艣rodka, ulokowanego na statku cumuj膮cym w聽Oljehamnen w聽Malm枚. Nigdzie jednak nie rozpozna艂a 偶adnej twarzy.

Kurt Wallander za偶膮da艂, by ze Sztokholmu przyjecha艂 rysownik.

Mimo wielokrotnych pr贸b nie uda艂o si臋 stworzy膰 wizerunku, z聽kt贸rego Britta-Lena Boden by艂aby zadowolona.

Kurt Wallander zaczyna艂 traci膰 nadziej臋. Bj枚rk zmusi艂 go, by zwolni艂 Martinssona i聽zadowoli艂 si臋 Hanssonem jako najbli偶szym i聽jedynym koleg膮 w聽grupie dochodzeniowej.

W pi膮tek 20 lipca Kurt Wallander by艂 po raz kolejny na najlepszej drodze, by si臋 podda膰.

P贸藕nym wieczorem napisa艂 notatk臋 dla Bj枚rka, w聽kt贸rej zaproponowa艂, by 艣ledztwo na razie zawiesi膰 z聽braku materia艂u, mog膮cego w聽istotny spos贸b pom贸c policji w聽rozwik艂aniu zagadki.

Po艂o偶y艂 papiery na swoim biurku z聽postanowieniem, 偶e w聽poniedzia艂ek rano przeka偶e je Bj枚rkowi i聽Anette Brolin.

Sobot臋 i聽niedziel臋 sp臋dzi艂 na Bornholmie. Pada艂 deszcz i聽wia艂o, poza tym on cierpia艂 na 偶o艂膮dek, zatru艂 si臋 chyba czym艣, co zjad艂 na promie. W聽niedziel臋 wieczorem le偶a艂 w聽艂贸偶ku i聽w聽mniej wi臋cej regularnych odst臋pach czasu biega艂 do 艂azienki, 偶eby zwymiotowa膰.

W poniedzia艂ek rano czu艂 si臋 nieco lepiej, ale i聽tak nie by艂 pewien, czy powinien wsta膰, czy nie.

W ko艅cu jednak uzna艂, 偶e trzeba si臋 ruszy膰, i聽tu偶 przed dziewi膮t膮 znalaz艂 si臋 w聽swoim gabinecie. Ebba mia艂a urodziny i聽zaprosi艂a wszystkich na tort do pokoju jadalnego. Tak wi臋c by艂a prawie dziesi膮ta, kiedy Kurt Wallander m贸g艂 nareszcie przeczyta膰 ponownie swoj膮 notatk臋 dla Bj枚rka. Ju偶 mia艂 mu j膮 zanie艣膰, kiedy zadzwoni艂 telefon.

To Britta-Lena Boden.

M贸wi艂a cicho, prawie szeptem.

- Oni znowu tutaj przyszli. Pospieszcie si臋!

- Kto przyszed艂? - zdziwi艂 si臋 Kurt Wallander.

- Ci, co wymieniali pieni膮dze. Nie rozumiesz?

Na korytarzu wpad艂 na Norena, kt贸ry w艂a艣nie wr贸ci艂 z聽patrolu.

- Chod藕 ze mn膮! - krzykn膮艂 Wallander.

- O聽rany! Dok膮d? - wybe艂kota艂 Noren, prze艂ykaj膮c k臋s kanapki.

- Nie pytaj, chod藕!

Kiedy dotarli do banku, Noren wci膮偶 trzyma艂 w聽r臋ce niedojedzon膮 kanapk臋. Kurt Wallander przejecha艂 skrzy偶owanie na czerwonym 艣wietle, przeci膮艂 na skos trawnik. Zostawi艂 samoch贸d w聽pobli偶u stragan贸w ko艂o ratusza. Mimo wszystko i聽tak przybiegli za p贸藕no. M臋偶czy藕ni zd膮偶yli ju偶 znikn膮膰. Britta-Lena Boden by艂a tak zszokowana ponownym spotkaniem z聽bandytami, 偶e nie poprosi艂a nikogo, by za nimi poszed艂.

Na szcz臋艣cie mia艂a do艣膰 przytomno艣ci umys艂u, by uruchomi膰 kamer臋.

Kurt Wallander studiowa艂 podpis na pokwitowaniu. Ten te偶 by艂 zupe艂nie nieczytelny, ale bez w膮tpienia to ten sam podpis. Adresu tym razem tak偶e nie by艂o.

- 艢wietnie - powiedzia艂 Kurt Wallander do Britty-Leny Boden, kt贸ra wci膮偶 nie mog艂a doj艣膰 do siebie. - A聽co im powiedzia艂a艣, kiedy sz艂a艣 do mnie zatelefonowa膰?

- 呕e musz臋 przynie艣膰 stempel.

- My艣lisz, 偶e ci dwaj mogli co艣 podejrzewa膰? Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

- 艢wietnie - powt贸rzy艂 Kurt Wallander. - Post膮pi艂a艣 dok艂adnie tak, jak trzeba.

- My艣lisz, 偶e teraz ich ju偶 z艂apiecie? - spyta艂a.

- Tak - odpar艂 Kurt Wallander. - Tym razem ich z艂apiemy.

Film wideo nakr臋cony bankow膮 kamer膮 pokazywa艂 dw贸ch m臋偶czyzn o聽raczej ma艂o po艂udniowym typie urody. Jeden mia艂 kr贸tkie w艂osy blond, drugi by艂 艂ysy. W聽policyjnym 偶argonie natychmiast zostali ochrzczeni jako Lucia i聽艁ysy.

Britta-Lena Boden wys艂ucha艂a pr贸bek wielu r贸偶nych j臋zyk贸w i聽ostatecznie uzna艂a, 偶e zamienili mi臋dzy sob膮 kilka s艂贸w po czesku lub bu艂garsku. Pi臋膰dziesi臋ciodolarowy banknot, kt贸ry przynie艣li, zosta艂 niezw艂ocznie przekazany do bada艅 laboratoryjnych.

Bj枚rk zwo艂a艂 zebranie w聽swoim gabinecie.

- Po p贸艂 roku ci dwaj znowu si臋 pojawiaj膮 - powiedzia艂 Kurt Wallander. - Dlaczego id膮 do tego samego ma艂ego banku? Po pierwsze, mieszkaj膮 gdzie艣 w聽pobli偶u, to oczywiste. Po drugie, to ju偶 raz w聽tym w艂a艣nie banku nie藕le si臋 ob艂owili. Tym razem nie mieli szcz臋艣cia. M臋偶czyzna, kt贸ry sta艂 przed nimi, wp艂aca艂 pieni膮dze, a聽nie wyp艂aca艂. Ale to te偶 by艂 starszy cz艂owiek, podobnie jak Johannes L枚vgren. Mo偶e oni my艣l膮, 偶e starsi m臋偶czy藕ni, wygl膮daj膮cy na rolnik贸w, zawsze dokonuj膮 wielkich wyp艂at?

- Czesi - powtarza艂 Bj枚rk. - Albo Bu艂garzy?

- To nie jest takie pewne - zwr贸ci艂 uwag臋 Kurt Wallander. - Dziewczyna mog艂a si臋 pomyli膰. Ale z聽wygl膮dem to by si臋 zgadza艂o.

Obejrzeli film jeszcze cztery razy i聽zdecydowali, kt贸re uj臋cia powi臋kszy膰 i聽skopiowa膰.

- Musimy zbada膰 ka偶dego wschodniego Europejczyka, kt贸ry znajduje si臋 w聽okolicy - zdecydowa艂 Bj枚rk. - To nieprzyjemne i聽pewnie zostaniemy pos膮dzeni o聽dyskryminacj臋, ale nie zamierzam si臋 tym przejmowa膰. Gdzie艣 przecie偶 musz膮 by膰. Zaraz porozmawiam z聽szefami policji w聽Malm枚 i聽Kristianstad, dowiem si臋, co ich zdaniem mo偶na by zrobi膰 na szczeblu rejonowym.

- Niech wszystkie patrole obejrz膮 film - powiedzia艂 Hansson. - Kto艣 mo偶e ich po prostu zobaczy膰 na ulicy.

Kurt Wallander przypomnia艂 sobie masakr臋 w聽Lenarp.

- Po tym, co zrobili z聽L枚vgrenami, powinni by膰 uwa偶ani za niebezpiecznych - doda艂.

- Je偶eli oni to zrobili - wtr膮ci艂 Bj枚rk. - A聽tego na pewno nie wiemy.

- Nie wiemy, to prawda - zgodzi艂 si臋 Wallander. - Ale mimo wszystko.

- Teraz pojedziemy na wysokich obrotach - rzek艂 Bj枚rk. - Kurt kieruje 艣ledztwem i聽przydziela zadania, jak sam uzna. Wszystko, co absolutnie nie musi by膰 zrobione natychmiast, odk艂adamy na p贸藕niej. Zadzwoni臋 do prokuratora, na pewno si臋 ucieszy, 偶e co艣 si臋 znowu dzieje.

Ale nic si臋 nie dzia艂o.

Mimo zmasowanych akcji policyjnych i聽niewielkiego w聽ko艅cu miasta obaj m臋偶czy藕ni zapadli si臋 jak kamie艅 w聽wod臋. Wtorek i聽艣roda min臋艂y bez 偶adnych rezultat贸w. Komendanci policji w聽po艂o偶onych blisko Ystad miastach oddali podleg艂e im zespo艂y do dyspozycji, gdyby zasz艂a taka potrzeba. Film wideo skopiowano w聽licznych egzemplarzach i聽rozprowadzono w聽ca艂ym regionie. Kurt Wallander do ostatniej chwili waha艂 si臋, czy nale偶y zdj臋cia poszukiwanych opublikowa膰 w聽prasie. Radzi艂 si臋 Rydberga, ale ten by艂 zdania, 偶eby jednak publikowa膰.

- Lisa nale偶y wykurzy膰 z聽jamy - powiedzia艂. - Zaczekaj jeszcze kilka dni, ale potem przeka偶 zdj臋cia gazetom.

Rydberg d艂ugo siedzia艂 i聽wpatrywa艂 si臋 w聽kopie, kt贸re przyni贸s艂 Wallander.

- Nie istnieje nic takiego jak Twarz Mordercy - powiedzia艂. - Cz艂owiek sobie co艣 wyobra偶a, profil, nasad臋 w艂os贸w, uk艂ad z臋b贸w. Ale to si臋 nigdy nie zgadza.

Wtorek 24 lipca by艂 w聽Skanii wietrzny. Postrz臋pione chmury gna艂y po niebie, a聽wiatr w聽porywach osi膮ga艂 si艂臋 sztormu. Kurt Wallander ockn膮艂 si臋 o聽brzasku i聽d艂ugo le偶a艂, ws艂uchuj膮c si臋 w聽szum wiatru. Kiedy stan膮艂 na wadze w聽艂azience, stwierdzi艂, 偶e straci艂 kolejny kilogram, co da艂o mu takiego kopa, 偶e parkuj膮c przed budynkiem policji, wcale ju偶 nie czu艂 zniech臋cenia, kt贸re go w聽ostatnich dniach nie opuszcza艂o.

To 艣ledztwo zaczyna by膰 moj膮 osobist膮 pora偶k膮, my艣la艂. Nieustannie goni臋 wsp贸艂pracownik贸w, zmuszam ich do wysi艂ku, a聽w聽ko艅cu i聽tak l膮dujemy w聽pr贸偶ni.

Ale przecie偶 ci dranie gdzie艣 musz膮 by膰, zez艂o艣ci艂 si臋 i聽zatrzasn膮艂 drzwi samochodu. Gdzie艣. Tylko gdzie?

W recepcji zatrzyma艂 si臋 na chwil臋 i聽zamieni艂 par臋 s艂贸w z聽Ebb膮. Nagle zauwa偶y艂, 偶e obok centralki telefonicznej stoi staro艣wiecka pozytywka.

- S膮 jeszcze takie? - zdziwi艂 si臋. - Gdzie to kupi艂a艣?

- Na straganie na jarmarku w聽Sj枚bo - odpar艂a. - Czasami na takich jarmarkach w艣r贸d rozmaitych rupieci mo偶na znale藕膰 co艣 bardzo interesuj膮cego.

Kurt Wallander roze艣mia艂 si臋 i聽poszed艂 dalej. Po drodze do siebie wsun膮艂 g艂ow臋 do Hanssona i聽Martinssona i聽zaprosi艂 obu na spotkanie.

W dalszym ci膮gu nie natrafili na 偶aden 艣lad Lucii ani 艁ysego.

- Jeszcze dwa dni - powiedzia艂 Kurt Wallander. - Je偶eli do czwartku nic nie znajdziemy, zwo艂ujemy konferencj臋 prasow膮 i聽publikujemy zdj臋cia.

- Powinni艣my byli od razu to zrobi膰 - mrukn膮艂 Hansson. Kurt Wallander nie odpowiedzia艂.

Po raz kolejny przestudiowali map臋. Martinsson mia艂 nadal przegl膮da膰 kempingi i聽pola namiotowe, gdzie obaj przest臋pcy mogliby si臋 ukrywa膰.

- Schroniska turystyczne - doda艂 Kurt Wallander. - I聽pokoje prywatne, wynajmowane na lato turystom.

- Dawniej by艂o 艂atwiej - westchn膮艂 Martinsson. - Ludzie latem te偶 siedzieli na miejscu, a聽teraz to nic, tylko podr贸偶e, wyjazdy.

Hansson mia艂 przeczesa膰 r贸偶ne firmy budowlane znane z聽tego, 偶e zatrudniaj膮 na czarno robotnik贸w z聽kraj贸w wschodnioeuropejskich.

Kurt Wallander mia艂 si臋 zaj膮膰 zag艂臋biami truskawkowymi. Nie m贸g艂 zlekcewa偶y膰 mo偶liwo艣ci, 偶e ci dwaj zaszyli si臋 na jakiej艣 wi臋kszej plantacji.

Ale i聽ten wysi艂ek okaza艂 si臋 bezowocny.

Kiedy wszyscy trzej spotkali si臋 znowu po po艂udniu, nie mieli sobie nic pozytywnego do powiedzenia.

- Ja znalaz艂em jednego hydraulika z聽Algierii - powiedzia艂 Hansson. - Dw贸ch murarzy kurdyjskich i聽mn贸stwo niewykwalifikowanych robotnik贸w z聽Polski. Mam ochot臋 napisa膰 w聽tej sprawie notatk臋 dla Bj枚rka. Gdyby艣my nie mieli na karku tego przekl臋tego podw贸jnego morderstwa, to mo偶na by oczy艣ci膰 tamto bagno. Ci robotnicy dostaj膮 tak膮 sam膮 zap艂at臋 jak nieletni dorabiaj膮cy latem. Nie maj膮 偶adnych ubezpiecze艅. Jakby co艣 si臋 sta艂o, to w艂a艣ciciel m贸wi, 偶e oni nie pracuj膮, znajdowali si臋 tam bez jego pozwolenia i聽tak dalej.

Martinsson te偶 nie przyni贸s艂 dobrych wiadomo艣ci.

- Znalaz艂em jednego 艂ysego Bu艂gara - opowiada艂. - Przy odrobinie dobrej woli mo偶na by go wzi膮膰 za naszego 艁ysego. Ale on pracuje jako lekarz w聽szpitalu w聽Mariestad i聽ma solidne alibi.

W pokoju zrobi艂o si臋 duszno. Kurt Wallander wsta艂 i聽otworzy艂 okno.

Nagle przypomnia艂 sobie pozytywk臋 Ebby. Mimo 偶e nie s艂ysza艂 jej melodii, to w聽pod艣wiadomo艣ci nuci艂 j膮 przez ca艂y dzie艅.

- Jarmarki - powiedzia艂 i聽odwr贸ci艂 si臋 znowu do koleg贸w. - Powinni艣my zbada膰 jarmarki. Gdzie b臋dzie najbli偶szy?

Obaj koledzy znali odpowied藕.

- W聽Kivik.

- Zaczyna si臋 dzisiaj - doda艂 Hansson. - I聽ko艅czy jutro.

- No to pojad臋 tam jutro - zdecydowa艂 Kurt Wallander.

- To wielki jarmark - ostrzeg艂 Hansson. - Powiniene艣 wzi膮膰 jeszcze kogo艣.

- Ja bym m贸g艂 - zg艂osi艂 si臋 Martinsson.

Hansson by艂 najwyra藕niej zadowolony, 偶e nie musi jecha膰. Kurt Wallander pomy艣la艂, 偶e pewnie w聽艣rod臋 wieczorem s膮 jakie艣 gonitwy.

Zako艅czyli spotkanie, po偶egnali si臋 i聽rozeszli. Kurt Wallander nadal siedzia艂 przy biurku i聽pr贸bowa艂 uporz膮dkowa膰 stos kartek z聽centrali telefonicznej. U艂o偶y艂 sobie spis rozm贸w na jutro rano i聽szykowa艂 si臋 do wyj艣cia. Wtedy zauwa偶y艂, 偶e jedna kartka spad艂a na pod艂og臋. Podni贸s艂 i聽przeczyta艂, 偶e telefonowa艂 do niego kierownik jednego z聽o艣rodk贸w dla uchod藕c贸w.

Wybra艂 numer. Poczeka艂 do dziesi膮tego sygna艂u i聽ju偶 mia艂 zrezygnowa膰, gdy po drugiej stronie kto艣 jednak podni贸s艂 s艂uchawk臋.

- M贸wi Wallander z聽policji w聽Ystad. Szukam kogo艣 nazwiskiem Modin.

- To ja.

- Dzwoni艂 pan do mnie?

- Zdaje mi si臋, 偶e mam co艣 wa偶nego do powiedzenia. Kurt Wallander wstrzyma艂 oddech.

- Chodzi o聽tych dw贸ch, kt贸rych szukacie. Dzisiaj wr贸ci艂em z聽urlopu. Te fotografie, kt贸re przys艂a艂a policja, le偶膮 na moim biurku. Ja znam tych facet贸w. Oni przez jaki艣 czas przebywali w聽naszym o艣rodku.

- Ju偶 do pana jad臋! - zawo艂a艂 Kurt Wallander. - Niech pan na mnie czeka w聽biurze.

O艣rodek znajdowa艂 si臋 niedaleko Skurup. Kurt Wallander potrzebowa艂 dziewi臋tnastu minut, 偶eby tam dotrze膰. O艣rodek mie艣ci艂 si臋 w聽starej zniszczonej plebanii i聽by艂 czynny tylko w聽okresach, kiedy w聽innych brakowa艂o miejsca.

Kierownik Modin by艂 niewysokim m臋偶czyzn膮 ko艂o sze艣膰dziesi膮tki. Czeka艂 na Wallandera przed domem.

- Akurat teraz o艣rodek jest pusty - powiedzia艂 Modin. - Ale ju偶 w聽przysz艂ym tygodniu spodziewamy si臋 wi臋kszej grupy Rumun贸w.

Weszli do niewielkiego biura.

- Niech pan opowiada - poleci艂 Kurt Wallander.

- Oni mieszkali tu od pocz膮tku grudnia ubieg艂ego roku do po艂owy lutego - zacz膮艂 Modin, przegl膮daj膮c jakie艣 papiery. - Potem zostali przeniesieni do Malm枚, a聽艣ci艣le bior膮c, do Celsiusgarden.

Modin wskaza艂 fotografi臋 na biurku.

- Ten nazywa si臋 Lothar Krafcik. Jest obywatelem Czechos艂owacji i聽stara si臋 o聽azyl polityczny, poniewa偶 uwa偶a si臋 za prze艣ladowanego w聽swoim kraju z聽tego powodu, 偶e nale偶y do mniejszo艣ci narodowej.

- To w聽Czechos艂owacji s膮 jakie艣 mniejszo艣ci narodowe? - zdziwi艂 si臋 Kurt Wallander.

- Moim zdaniem on uwa偶a艂, 偶e jest Cyganem.

- Uwa偶a艂?

Modin wzruszy艂 ramionami.

- Ja mu nie wierz臋 - powiedzia艂. - Uchod藕cy, kt贸rzy wiedz膮, 偶e maj膮 s艂abe argumenty, 偶eby uzyska膰 azyl w聽Szwecji, szybko si臋 ucz膮, 偶e aby zwi臋kszy膰 swoje szanse, powinni m贸wi膰, 偶e s膮 Cyganami.

Modin wzi膮艂 do r臋ki fotografi臋 Lucii.

- Andreas Haas - powiedzia艂. - Tak偶e Czech. Szczerze m贸wi膮c, nie wiem, jakie on mia艂 powody, by stara膰 si臋 o聽azyl. Papiery posz艂y za nimi do Celsiusgarden.

- Ale pan jest pewien, 偶e fotografie przedstawiaj膮 w艂a艣nie ich?

- Tak. Tego jestem pewien.

- Prosz臋 m贸wi膰 dalej - powiedzia艂 Kurt Wallander.

- O聽czym?

- Jacy oni byli? Czy wydarzy艂o si臋 co艣 nadzwyczajnego w聽czasie, kiedy u聽was mieszkali? Czy mieli du偶o pieni臋dzy? Wszystko, co mo偶e pan sobie przypomnie膰.

- Pr贸bowa艂em - powiedzia艂 Modin. - Oni przewa偶nie trzymali si臋 na uboczu. Powinien pan wiedzie膰, 偶e 偶ycie w聽takim o艣rodku to najbardziej denerwuj膮ca sytuacja, na jak膮 cz艂owiek mo偶e by膰 nara偶ony. Ci dwaj grali w聽szachy. Ca艂ymi dniami.

- Mieli pieni膮dze?

- O聽ile pami臋tam, to nie.

- Jacy byli?

- Zamkni臋ci. Pe艂ni rezerwy. Ale 偶eby jako艣 specjalnie nie偶yczliwi, to nie.

- Co艣 jeszcze?

Kurt Wallander widzia艂, 偶e Modin zwleka z聽odpowiedzi膮.

- Nad czym si臋 pan zastanawia? - spyta艂.

- To jest ma艂y o艣rodek - powiedzia艂 Modin. - Ani ja, ani nikt inny tutaj nie sypia. Czasami w聽dzie艅 te偶 nie ma 偶adnego personelu. Z聽wyj膮tkiem kucharki, kt贸ra szykuje jedzenie. Nasz samoch贸d zostawiamy tutaj na noc. Kluczyki s膮 zamkni臋te w聽biurze. Ale czasami, kiedy przychodzi艂em rano, mia艂em wra偶enie, 偶e kto艣 u偶ywa艂 samochodu. Jakby kto艣 wchodzi艂 do biura, bra艂 kluczyki i聽wyje偶d偶a艂.

- I聽podejrzewa艂 pan tych dw贸ch? Modin skin膮艂 g艂ow膮.

- Nie wiem dlaczego - powiedzia艂. - To by艂o tylko takie wra偶enie.

Kurt Wallander zastanawia艂 si臋.

- Noce - rzek艂. - W聽nocy nikogo tu nie by艂o. W聽dzie艅 te偶 czasem nie. Zgadza si臋?

- Tak.

- Pi膮tek pi膮tego stycznia - powiedzia艂 Kurt Wallander. - To ponad p贸艂 roku temu. M贸g艂by pan sobie przypomnie膰, czy tego dnia w聽o艣rodku by艂 kto艣 z聽personelu?

Modin przegl膮da艂 kalendarz na biurku.

- By艂em na spotkaniu kryzysowym w聽Malm枚. Wtedy mieli艣my taki nap艂yw uchod藕c贸w, 偶e trzeba by艂o organizowa膰 prowizoryczne o艣rodki.

Kamienie zacz臋艂y parzy膰 Kurta Wallandera w聽stopy. Mapa nabiera艂a 偶ycia. Teraz do niego przemawia艂a.

- A聽zatem tego dnia nikogo tutaj nie by艂o?

- Tylko kucharka. Ale kuchnia le偶y na ty艂ach obej艣cia. Kucharka mog艂a nie zauwa偶y膰, gdyby kto艣 u偶ywa艂 samochodu.

- 呕aden z聽uchod藕c贸w nie doni贸s艂?

- Uchod藕cy nie donosz膮. Oni si臋 boj膮. R贸wnie偶 siebie nawzajem.

Kurt Wallander wsta艂.

Nagle zacz臋艂o mu si臋 spieszy膰.

- Niech pan zadzwoni do swojego kolegi z聽Celsiusgarden i聽powie, 偶e do niego jad臋 - poprosi艂. - Ale niech pan nie wspomina o聽tych dw贸ch facetach. Prosz臋 tylko powiedzie膰, 偶e musz臋 si臋 widzie膰 z聽kierownikiem.

Modin popatrzy艂 na niego.

- Dlaczego oni pana interesuj膮? - spyta艂.

- Pope艂nili przest臋pstwo - wyja艣ni艂. - Straszne przest臋pstwo.

- To morderstwo w聽Lenarp? To pan ma na my艣li? Kurt Wallander stwierdzi艂, 偶e nie ma 偶adnego powodu,

by nie odpowiada膰.

- Tak - potwierdzi艂. - Uwa偶amy, 偶e to oni.

Tu偶 po si贸dmej wieczorem przyjecha艂 do Celsiusgarden w聽centrum Malm枚. Zaparkowa艂 w聽bocznej uliczce i聽poszed艂 do g艂贸wnego budynku, przed kt贸rym sta艂 ochroniarz. Po kilku minutach przyszed艂 po niego jaki艣 m臋偶czyzna. Nazywa艂 si臋 Larson, dawniej by艂 marynarzem, rozsiewa艂 wok贸艂 siebie intensywny zapach pilznera.

- Krafcik i聽Haas - powiedzia艂 Kurt Wallander, kiedy usiedli w聽pokoju Larsona. - Dwaj Czesi ubiegaj膮cy si臋 o聽azyl.

Pachn膮cy piwem m臋偶czyzna odpowiedzia艂 natychmiast.

- Szachi艣ci - rzek艂. - Tak, mieszkaj膮 tutaj.

O cholera, zakl膮艂 w聽duchu Kurt Wallander. O, jasna cholera.

- S膮 tu w聽domu?

- Tak - oznajmi艂 Larson. - To znaczy nie. - Nie?

- Mieszkaj膮 tutaj. Ale ich tu nie ma.

- Co pan chce przez to powiedzie膰?

- 呕e ich tu nie ma.

- To gdzie, do diab艂a, w聽takim razie s膮?

- Szczerze m贸wi膮c, nie wiem.

- Ale przecie偶 mieszkaj膮 tutaj?

- Oni uciekli.

- Uciekli?

- Dosy膰 cz臋sto si臋 zdarza, 偶e ludzie st膮d uciekaj膮.

- Przecie偶 staraj膮 si臋 o聽azyl.

- Ale mimo to uciekaj膮.

- I聽co wtedy robicie?

- Sk艂adamy oczywi艣cie raport.

- I聽co si臋 dzieje?

- Najcz臋艣ciej nic.

- Nic? Ludzie, kt贸rzy oczekuj膮 na decyzj臋, czy b臋d膮 mogli zosta膰 w聽naszym kraju, czy te偶 zostan膮 wydaleni, uciekaj膮. I聽nikt si臋 tym nie przejmuje?

- Policja chyba pr贸buje ich szuka膰.

- Przecie偶 to kompletnie pozbawione sensu. Kiedy oni znikn臋li?

- W聽maju. Chyba obaj zacz臋li podejrzewa膰, 偶e ich pro艣by o聽azyl zostan膮 odrzucone.

- I聽dok膮d si臋 udali? Larson wzruszy艂 ramionami.

- 呕eby pan wiedzia艂, ilu ludzi bez zezwolenia na pobyt przebywa w聽tym kraju - powiedzia艂. - S膮 ich t艂umy. Mieszkaj膮 gdzie popadnie, fa艂szuj膮 dokumenty, wymieniaj膮 si臋 nawzajem nazwiskami, pracuj膮 na czarno. Mo偶esz prze偶y膰 w聽Szwecji ca艂e 偶ycie i聽nikt si臋 o聽ciebie nie zapyta. Nikt w聽to nie wierzy, ale tak w艂a艣nie jest.

Kurt Wallander s艂ucha艂 oniemia艂y.

- Ale to straszne - powiedzia艂 w聽ko艅cu. - Niech mnie diabli, jakie to straszne!

- Zgadzam si臋. Ale jest, jak jest. Kurt Wallander j臋kn膮艂.

- Potrzebne mi s膮 wszystkie dokumenty tych dw贸ch ludzi.

- Nie mog臋 wydawa膰 dokument贸w ot tak, komukolwiek. Kurt Wallander wybuchn膮艂.

- Ci ludzie pope艂nili morderstwo! - rykn膮艂. - Podw贸jne morderstwo!

- Ale ja i聽tak nie mog臋 wyda膰 dokument贸w. Wallander wsta艂.

- Jutro wydasz te dokumenty, nawet gdybym mia艂 po nie przys艂a膰 szefa G艂贸wnego Zarz膮du Policji.

- Jest, jak jest. Ja nie mog臋 zmienia膰 zasad.

Kurt Wallander wr贸ci艂 do Ystad. Za pi臋tna艣cie dziewi膮ta dzwoni艂 do drzwi Bj枚rka. Pospiesznie zrelacjonowa艂 mu, co si臋 sta艂o.

- Jutro zaczynamy poszukiwania - powiedzia艂 na koniec. Bj枚rk skin膮艂 g艂ow膮.

- Zwo艂am konferencj臋 prasow膮 na godzin臋 drug膮. Przed po艂udniem mam zebranie z聽komendantami policji, ale postaram si臋, 偶eby wydano nam z聽tego o艣rodka ich papiery.

Kurt Wallander pojecha艂 do Rydberga. Ten, jak zawsze, siedzia艂 po ciemku na balkonie.

Nagle Kurt Wallander spostrzeg艂, 偶e przyjaciel cierpi. Ale Rydberg, jakby czyta艂 w聽jego my艣lach, rzek艂:

- Ja si臋 ju偶 z聽tego nie wygrzebi臋. Mo偶e do偶yj臋 do 艣wi膮t Bo偶ego Narodzenia, a聽mo偶e nie.

Kurt Wallander nie wiedzia艂, co powiedzie膰.

- Ale na razie mo偶na wytrzyma膰 - doda艂 pospiesznie Rydberg. - Powiedz lepiej, z聽czym przychodzisz.

Kurt Wallander zacz膮艂 opowiada膰. Ledwo widzia艂 w聽mroku twarz Rydberga.

Gdy sko艅czy艂, d艂ugo siedzieli w聽milczeniu.

Wiecz贸r by艂 ch艂odny, ale Rydberg zdawa艂 si臋 tego nie zauwa偶a膰, cho膰 mia艂 na sobie tylko stary szlafrok i聽kapcie na nogach.

- Mo偶e oni wymkn臋li si臋 z聽kraju? - zastanawia艂 si臋 Kurt Wallander. - Mo偶e nigdy ich nie dopadniemy?

- No to zostanie nam przynajmniej przekonanie, 偶e mimo wszystko poznali艣my prawd臋 - odpar艂 Rydberg. - Praworz膮dno艣膰 polega nie tylko na tym, 偶eby ludzie, kt贸rzy pope艂nili przest臋pstwo, ponie艣li za to kar臋. W聽r贸wnej mierze polega te偶 i聽na tym, 偶eby si臋 nie poddawa膰, nigdy nie rezygnowa膰 z聽dochodzenia do prawdy.

Rydberg wsta艂 z聽wysi艂kiem i聽przyni贸s艂 butelk臋 koniaku. Dr偶膮cymi r臋kami nala艂 dwa kieliszki.

- S膮 tacy starzy policjanci, kt贸rzy umieraj膮c, jeszcze si臋 zastanawiaj膮 nad nierozwi膮zanymi zagadkami - powiedzia艂.

- Ja jestem jednym z聽nich.

- Czy kiedykolwiek 偶a艂owa艂e艣, 偶e zosta艂e艣 policjantem?

- spyta艂 Kurt Wallander.

- Nigdy. Ani przez chwil臋.

Pili koniak. Troch臋 rozmawiali albo siedzieli w聽milczeniu. Dochodzi艂a p贸艂noc, kiedy Kurt Wallander si臋 po偶egna艂. Obieca艂, 偶e przyjdzie znowu nast臋pnego wieczora. Rydberg zosta艂 na swoim balkonie.

W 艣rod臋 rano, 25 lipca, Kurt Wallander zda艂 relacj臋 Martinssonowi i聽Hanssonowi z聽tego, co si臋 zdarzy艂o po ich wczorajszym zebraniu. Poniewa偶 do konferencji prasowej zosta艂o jeszcze bardzo du偶o czasu, zdecydowali, 偶e mimo wszystko pojad膮 na jarmark w聽Kivik. Hansson ofiarowa艂 si臋, 偶e razem z聽Bj枚rkiem napisze komunikat dla dziennikarzy. Kurt Wallander zak艂ada艂, 偶e on i聽Martinsson wr贸c膮 najp贸藕niej ko艂o dwunastej.

Min臋li miejscowo艣膰 Tomelilla i聽na po艂udnie od Kivik utkn臋li w聽d艂ugim rz臋dzie samochod贸w. 呕eby nie traci膰 czasu, zaparkowali na polu, gdzie natychmiast pojawi艂 si臋 w艂a艣ciciel i聽za偶膮da艂 dwudziestu koron op艂aty.

Kiedy dochodzili do placu targowego, rozci膮gaj膮cego si臋 ku wschodowi, z聽widokiem na morze, zacz臋艂o pada膰. Bezradnie przygl膮dali si臋 mrowisku stragan贸w i聽ludzi. Z聽megafon贸w wydobywa艂 si臋 wrzask, pijani m艂odzie艅cy krzyczeli i聽przepychali si臋 tam i聽z聽powrotem w聽ci偶bie.

- Spr贸bujmy za jaki艣 czas spotka膰 si臋 gdzie艣 po艣rodku - zaproponowa艂 Kurt Wallander.

- Powinni艣my byli zabra膰 walkie-talkie, na wypadek gdyby si臋 co艣 sta艂o - powiedzia艂 Martinsson.

- Nic si臋 nie stanie - uspokoi艂 go Kurt Wallander. - Spotkamy si臋 za godzin臋.

Patrzy艂 jeszcze, jak Martinsson oddala si臋 i聽znika w聽t艂umie. On sam podni贸s艂 ko艂nierz i聽poszed艂 w聽przeciwn膮 stron臋.

Po blisko godzinie spotkali si臋 ponownie. Obaj byli przemoczeni i聽w聽najwy偶szym stopniu zirytowani 艣ciskiem i聽nieustannym poszturchiwaniem.

- Plu艅my na to wszystko - powiedzia艂 Martinsson. - Jed藕my gdzie艣 na kaw臋.

Kurt Wallander wskaza艂 namiot kabaretowy przed nimi.

- By艂e艣 w聽艣rodku? Martinsson skrzywi艂 si臋.

- Jaka艣 gruba baba si臋 rozbiera, a聽publika wyje, jakby to by艂o podniecaj膮ce. Do diab艂a z聽takim kabaretem!

- Obejdziemy namiot dooko艂a - powiedzia艂 Kurt Wallander. - Moim zdaniem na ty艂ach jest jeszcze par臋 stragan贸w. I聽potem jedziemy.

Brn臋li w聽gliniastej mazi, przeciskaj膮c si臋 mi臋dzy barakowozem a聽zardzewia艂ymi podp贸rkami namiotu.

Rzeczywi艣cie by艂o tam jeszcze par臋 stragan贸w. Wszystkie wygl膮da艂y tak samo, plandeki rozpi臋te na malowanych na czerwono metalowych dr膮偶kach.

Kurt Wallander i聽Martinsson r贸wnocze艣nie spostrzegli tamtych m臋偶czyzn.

Stali przy straganie, kt贸rego lada zawalona by艂a sk贸rzanymi kurtkami. Kurt Wallander zobaczy艂 cen臋 na tabliczce i聽zd膮偶y艂 pomy艣le膰, 偶e kurtki s膮 nieprawdopodobnie tanie.

A za lad膮 stali faceci, kt贸rych poszukiwa艂.

I gapili si臋 na nadchodz膮cych policjant贸w.

Kurt Wallander zbyt p贸藕no zrozumia艂, 偶e go poznali. Tak cz臋sto przecie偶 jego twarz pojawia艂a si臋 w聽gazetach i聽w聽telewizji. Wizerunek policjanta Kurta Wallandera zosta艂 upowszechniony w聽ca艂ym kraju.

Potem wszystko potoczy艂o si臋 z聽zawrotn膮 szybko艣ci膮.

Jeden z聽tamtych, ten, kt贸rego policjanci zacz臋li nazywa膰 Lucia, wsun膮艂 r臋k臋 pod stos sk贸rzanych kurtek na ladzie i聽wyci膮gn膮艂 bro艅. I聽Martinsson, i聽Wallander odskoczyli w聽bok, ka偶dy w聽swoj膮 stron臋. Martinsson zapl膮ta艂 si臋 w聽linki namiotu kabaretowego, a聽Wallander uderzy艂 g艂ow膮 w聽barakow贸z. Facet zza lady strzeli艂 w聽stron臋 Wallandera. W艣r贸d rumoru dochodz膮cego z聽namiotu, w聽kt贸rym „je藕dziec 艣mierci” szala艂 na motocyklu, strza艂u w艂a艣ciwie nie by艂o s艂ycha膰. Kula utkwi艂a w聽艣ciance barakowozu, zaledwie kilkadziesi膮t centymetr贸w od g艂owy Wallandera. Niemal r贸wnocze艣nie spostrzeg艂, 偶e Martinsson trzyma w聽r臋ce pistolet. On sam by艂 nieuzbrojony, ale Martinsson przezornie wzi膮艂 ze sob膮 s艂u偶bow膮 bro艅.

Martinsson strzeli艂. Kurt Wallander zobaczy艂, 偶e Lucia gwa艂townie drgn膮艂 i聽chwyci艂 si臋 za rami臋. Wypu艣ci艂 z聽r臋ki bro艅, kt贸ra upad艂a w聽b艂oto po zewn臋trznej stronie lady. Martinsson z聽rykiem wyszarpn膮艂 si臋 z聽linek namiotu i聽ca艂ym ci臋偶arem natar艂 na rannego przeciwnika. Lada si臋 za艂ama艂a i聽Martinsson wyl膮dowa艂 na stosie sk贸rzanych kurtek. Tymczasem Wallander zd膮偶y艂 si臋 schyli膰 i聽chwyci膰 le偶膮cy w聽glinie pistolet. R贸wnocze艣nie widzia艂, jak 艁ysy rzuci艂 si臋 do ucieczki i聽znikn膮艂 w聽t艂umie. Wygl膮da艂o na to, 偶e nikt nie zauwa偶y艂 wymiany strza艂贸w. Sprzedawcy z聽pobliskich stragan贸w z聽przera偶enia wytrzeszczali oczy, kiedy Martinsson wykonywa艂 sw贸j tygrysi skok.

- Go艅 tamtego! - krzykn膮艂 Martinsson. - Ja sobie z聽tym poradz臋.

Kurt Wallander pobieg艂 z聽pistoletem w聽d艂oni. Gdzie艣 w聽t艂umie musi kr膮偶y膰 艁ysy. Ludzie uskakiwali na boki ze strachu, kiedy gna艂 przed siebie z聽twarz膮 umazan膮 glin膮, z聽pistoletem w聽r臋ce. Ju偶 my艣la艂, 偶e straci艂 tamtego z聽oczu, gdy znowu go zobaczy艂, jak w聽panice ucieka mi臋dzy niepojmuj膮cymi niczego lud藕mi. Starsz膮 kobiet臋, kt贸ra wesz艂a mu w聽drog臋, pchn膮艂 tak, 偶e upad艂a na stragan z聽ciastkami. W聽zamieszaniu Kurt Wallander si臋 potkn膮艂, przewr贸ci艂 w贸zek ze s艂odyczami, ale bieg艂 dalej.

Nagle tamten znikn膮艂.

Cholera jasna, my艣la艂 Kurt Wallander. Cholera jasna.

Ale w聽nast臋pnej sekundzie dostrzeg艂 go znowu. Przest臋pca bieg艂 po obrze偶ach placu targowego, a聽potem w聽d贸艂, ku stromemu brzegowi morza. Wallander rzuci艂 si臋 w聽艣lad za nim. Kilku porz膮dkowych p臋dzi艂o teraz w聽jego stron臋, ale uskoczyli na bok, kiedy zamacha艂 im broni膮 i聽wrzasn膮艂, 偶e maj膮 si臋 trzyma膰 z聽daleka. Jeden z聽porz膮dkowych zwali艂 si臋 na stragan, w聽kt贸rym sprzedawano piwo, a聽drugi przewr贸ci艂 stoisko z聽lichtarzami domowej roboty.

Kurt Wallander bieg艂. Serce pracowa艂o ci臋偶ko niczym t艂ok.

Nagle 艣cigany znikn膮艂 za stromym brzegiem. Kurt Wallander znajdowa艂 si臋 jakie艣 trzydzie艣ci metr贸w za nim. Kiedy dopad艂 do brzegu, straci艂 r贸wnowag臋 i聽run膮艂 na 艂eb na szyj臋 w聽d贸艂. W聽zamieszaniu upu艣ci艂 bro艅. Przez u艂amek sekundy chcia艂 si臋 zatrzyma膰, 偶eby j膮 podnie艣膰, ale zobaczy艂, 偶e 艁ysy ucieka wzd艂u偶 brzegu morza, wi臋c pobieg艂 za nim.

Po艣cig si臋 zako艅czy艂, kiedy 偶aden z聽nich nie by艂 ju偶 w聽stanie biec dalej. 艁ysy, pochylony mocno w聽prz贸d, opar艂 si臋 o聽wysmo艂owan膮 艂贸d藕, odwr贸con膮 na piasku do g贸ry dnem. Kurt Wallander sta艂 dziesi臋膰 metr贸w od niego i聽by艂 tak zdyszany, 偶e o聽ma艂o nie zemdla艂.

W pewnym momencie zauwa偶y艂, 偶e 艁ysy wyj膮艂 z聽kieszeni n贸偶 i聽rusza ku niemu.

Tym no偶em obci膮艂 nos Johannesowi L枚vgrenowi, pomy艣la艂. I聽to w艂a艣nie tym no偶em zmusi艂 go, by mu powiedzia艂, gdzie s膮 pieni膮dze.

Rozejrza艂 si臋 za czym艣 ci臋偶kim. Zobaczy艂 tylko po艂amane wios艂o.

艁ysy zamachn膮艂 si臋 no偶em. Kurt Wallander odparowa艂 wios艂em.

Nast臋pnym razem, kiedy tamten doskoczy艂 z聽no偶em, Kurt Wallander uderzy艂. Wios艂o trafi艂o w聽obojczyk. Us艂ysza艂 trzask z艂amanej ko艣ci. M臋偶czyzna si臋 zatoczy艂, Kurt Wallander odrzuci艂 wios艂o i聽praw膮 pi臋艣ci膮 wymierzy艂 mu cios w聽szcz臋k臋. Poczu艂 przejmuj膮cy b贸l w聽d艂oni.

Ale przeciwnik pad艂.

Kurt Wallander osun膮艂 si臋 na mokry piasek. Zaraz potem przybieg艂 Martinsson. Nagle lun膮艂 deszcz.

- No, to dopadli艣my ich - powiedzia艂.

- Tak jest - przytakn膮艂 Kurt Wallander. - Zrobili艣my to. Poszed艂 na skraj morza i聽op艂uka艂 twarz w聽wodzie. Daleko od brzegu widzia艂 kuter, kt贸ry powoli zmierza艂 na po艂udnie.

Pomy艣la艂, 偶e dobrze b臋dzie przynie艣膰 Rydbergowi pomy艣ln膮 wiadomo艣膰, mo偶e go to pocieszy w聽jego nieszcz臋艣ciu.

W dwa dni p贸藕niej cz艂owiek nazwiskiem Andreas Haas przyzna艂 si臋, 偶e to on i聽jego kompan pope艂nili morderstwo w聽Lenarp. Przyzna艂 si臋, ale odpowiedzialno艣ci膮 obci膮偶a艂 tamtego. Kiedy Lotharowi Krafcikowi odczytano przyznanie si臋 do winy, on te偶 przesta艂 zaprzecza膰. Ale ca艂e okrucie艅stwo przypisywa艂 Haasowi.

Wtedy w聽styczniu wszystko odby艂o si臋 tak, jak to potem Kurt Wallander zrekonstruowa艂. Obaj przest臋pcy chodzili do r贸偶nych bank贸w, by wymieni膰 pieni膮dze, pr贸buj膮c przy okazji wypatrzy膰 jakiego艣 klienta, kt贸ry dokonywa艂 du偶ej wyp艂aty. Pojechali za kominiarzem Lundinem, kiedy ten odwozi艂 Johannesa L枚vgrena do domu, potem szli za starym poln膮 drog膮, a聽w聽dwie noce p贸藕niej wr贸cili tam samochodem zabranym z聽o艣rodka dla uchod藕c贸w.

- Jednej rzeczy wci膮偶 nie rozumiem - powiedzia艂 Kurt Wallander, kt贸ry przes艂uchiwa艂 Lothara Krafcika. - Dlaczego dali艣cie koniowi siana?

Tamten patrzy艂 na niego zaskoczony.

- Pieni膮dze by艂y schowane w聽sianie - odpar艂. - Mo偶e rzucili艣my koniowi wi膮zk臋, kiedy szukali艣my teczki?

Kurt Wallander pokiwa艂 g艂ow膮. A聽wi臋c taka prosta by艂a zagadka nakarmionego konia.

- I聽jeszcze jedno - powiedzia艂. - P臋tla?

Nie dosta艂 odpowiedzi. 呕aden z聽m臋偶czyzn nie chcia艂 si臋 przyzna膰 do tego bezsensownego bestialstwa. Powtarza艂 pytanie jeszcze wielokrotnie, ale bez powodzenia.

Czeska policja bardzo szybko przys艂a艂a informacj臋, 偶e Krafcik i聽Haas byli w聽swoim kraju karani za przest臋pstwa dokonywane ze szczeg贸lnym okrucie艅stwem.

Ostatnio, po ucieczce z聽o艣rodka dla uchod藕c贸w, wynaj臋li rozpadaj膮cy si臋 dom w聽H枚枚r. Sk贸rzane kurtki, kt贸re sprzedawali na jarmarkach, pochodzi艂y z聽obrabowanego sklepu w聽Tranas.

S膮d po dziesi臋ciu minutach wyda艂 nakaz aresztowania pod zarzutem morderstwa. Nikt nie w膮tpi艂 w聽to, 偶e dowody oka偶膮 si臋 obci膮偶aj膮ce, cho膰 obaj przest臋pcy nieustannie zrzucali win臋 jeden na drugiego.

Kurt Wallander siedzia艂 w聽sali s膮dowej i聽przygl膮da艂 si臋 dw贸m ludziom, kt贸rych 艣ciga艂 tak d艂ugo. Wspomina艂 tamten wczesny ranek w聽styczniu, kiedy wszed艂 do domu w聽Lenarp. Chocia偶 sprawa zosta艂a wyja艣niona i聽mordercy ponios膮 zas艂u偶on膮 kar臋, czu艂 si臋 zniech臋cony. Dlaczego zacisn臋li p臋tl臋 na szyi Marii L枚vgren? Sk膮d to okrucie艅stwo dla samego okrucie艅stwa?

Przenikn膮艂 go dreszcz. Nie znajdowa艂 odpowiedzi i聽to go niepokoi艂o.

Wieczorem 4 sierpnia Kurt Wallander wzi膮艂 butelk臋 whisky i聽pojecha艂 do mieszkania Rydberga. Nast臋pnego dnia Anette Brolin mia艂a razem z聽nim odwiedzi膰 jego ojca.

Kurt Wallander rozmy艣la艂 nad pytaniem, kt贸re jej zada艂.

Zapyta艂 mianowicie, czy wyobra偶a sobie, 偶e mog艂aby si臋 rozwie艣膰 z聽jego powodu.

Ona naturalnie odpowiedzia艂a, 偶e nie.

Ale wiedzia艂, 偶e nie ma mu za z艂e tego pytania.

Jad膮c do Rydberga, s艂ucha艂 w聽samochodzie Marii Callas. W聽nadchodz膮cym tygodniu wzi膮艂 wolne za wszystkie swoje nadgodziny. Mia艂 zamiar wybra膰 si臋 do Lund, 偶eby pozna膰 Hermana Mboy臋, kt贸ry wr贸ci艂 z聽Kenii. Reszt臋 czasu postanowi艂 przeznaczy膰 na malowanie mieszkania.

Mo偶e nawet od偶a艂uje troch臋 pieni臋dzy i聽sprawi sobie now膮 aparatur臋 do odtwarzania muzyki.

Zaparkowa艂 przed domem Rydberga.

呕贸艂ty ksi臋偶yc przebija艂 si臋 przez chmury nad jego g艂ow膮. Czu膰 by艂o, 偶e zbli偶a si臋 jesie艅.

Rydberg jak zwykle siedzia艂 po ciemku na balkonie. Kurt Wallander nala艂 dwie szklaneczki whisky.

- Pami臋tasz, jak siedzieli艣my przera偶eni tym, co Maria L枚vgren wyszepta艂a przed 艣mierci膮? - spyta艂 Rydberg. - Jak si臋 bali艣my, 偶e b臋dziemy musieli szuka膰 jakich艣 cudzoziemc贸w? A聽kiedy p贸藕niej w聽sprawie pojawi艂 si臋 Erik Magnuson, by艂 najbardziej wyt臋sknionym morderc膮, jakiego sobie mo偶na wyobrazi膰. Ale to nie by艂 on. I聽mimo wszystko z艂apali艣my tych cudzoziemc贸w. A聽biedny Somalijczyk zgin膮艂 ca艂kiem niepotrzebnie.

- Ty przez ca艂y czas wiedzia艂e艣 - powiedzia艂 Kurt Wallander. - Wiedzia艂e艣, prawda? Od pocz膮tku by艂e艣 pewien, 偶e to cudzoziemcy?

- Nie wiedzia艂em - odpar艂 Rydberg wymijaj膮co. - Ale chyba w聽to wierzy艂em.

Niespiesznie rozmawiali o聽艣ledztwie, jakby pozosta艂o ju偶 tylko wspomnieniem.

- Pope艂nili艣my mn贸stwo b艂臋d贸w - stwierdzi艂 Kurt Wallander w聽zamy艣leniu. - To znaczy ja pope艂ni艂em mn贸stwo b艂臋d贸w.

- Jeste艣 dobrym policjantem - powiedzia艂 Rydberg z聽naciskiem. - Chyba nigdy ci tego nie m贸wi艂em. Ale uwa偶am, 偶e jeste艣 cholernie dobrym policjantem.

- Pope艂ni艂em mn贸stwo b艂臋d贸w - powt贸rzy艂 Kurt Wallander.

- Ale pracowa艂e艣. Nie rzuci艂e艣 wszystkiego, nie podda艂e艣 si臋. Za wszelk膮 cen臋 chcia艂e艣 z艂apa膰 tych, kt贸rzy pope艂nili morderstwo w聽Lenarp. I聽to jest wa偶ne.

Rozmowa powoli przygasa艂a.

Siedz臋 tu z聽umieraj膮cym cz艂owiekiem, pomy艣la艂 Kurt Wallander niejasno. Jako艣 dotychczas nie przyj膮艂em do wiadomo艣ci, 偶e Rydberg naprawd臋 jest 艣miertelnie chory.

Przypomnia艂 sobie, jak to w聽latach m艂odo艣ci zosta艂 pchni臋ty no偶em. Przypomnia艂 sobie te偶, 偶e niespe艂na p贸艂 roku temu jecha艂 pijany samochodem. W艂a艣ciwie to powinien by膰 teraz policjantem wydalonym ze s艂u偶by.

Dlaczego nie powiem tego Rydbergowi? - pomy艣la艂. Dlaczego nic nie m贸wi臋? A聽mo偶e to jest tak, 偶e on wie?

Dawne zakl臋cie znowu przemkn臋艂o mu przez g艂ow臋.

Jest czas 偶ycia i聽czas 艣mierci.

- Jak si臋 czujesz? - spyta艂 niepewnie. W聽mroku nie widzia艂 twarzy Rydberga.

- Akurat teraz nic mnie nie boli - odpar艂 tamten. - Ale jutro b贸l wr贸ci. Albo pojutrze.

Dochodzi艂a ju偶 druga w聽nocy, gdy Kurt Wallander po偶egna艂 Rydberga, kt贸ry upiera艂 si臋, 偶e jeszcze posiedzi na balkonie.

Wallander zostawi艂 samoch贸d i聽poszed艂 do domu spacerem.

Ksi臋偶yc znikn膮艂 za chmurami.

Raz po raz Wallander lekko si臋 zatacza艂.

Nieustannie rozbrzmiewa艂 mu w聽g艂owie g艂os Marii Callas.

Potem, w聽swoim mieszkaniu, zanim zasn膮艂, le偶a艂 jeszcze przez jaki艣 czas z聽otwartymi oczyma.

Znowu my艣la艂 o聽tym bezsensownym okrucie艅stwie. I聽o聽nowych czasach, w聽kt贸rych by膰 mo偶e potrzeba innego rodzaju policjant贸w.

呕yjemy w聽czasach p臋tli, stwierdzi艂. Niepok贸j na 艣wiecie b臋dzie narasta艂.

W ko艅cu jednak odepchn膮艂 ponure wizje i聽zacz膮艂 szuka膰 ciemnosk贸rej kobiety ze swoich sn贸w.

艢ledztwo dobieg艂o ko艅ca.

Nareszcie b臋dzie m贸g艂 odpocz膮膰.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Morderca?z twarzy Henning Mankell
Morderca bez twarzy Henning Mankell
Morderca bez twarzy Henning Mankell
Morderca bez twarzy Henning Mankell
Mankell Henning Morderca?z twarzy
Psy z Rygi Henning Mankell
Biala lwica Henning Mankell
Zapora Henning Mankell
Niespokojny czlowiek Henning Mankell
O krok Henning Mankell
O krok Henning Mankell
Powrot nauczyciela tanca Henning Mankell id 379518
Biala lwica Henning Mankell
Niespokojny czlowiek Henning Mankell
Piata kobieta Henning Mankell
Psy z Rygi Henning Mankell
Piramida Henning Mankell

wi臋cej podobnych podstron