background image

Ingulstad Frid

DZIEDZIC

Saga część 9.

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY.

Kristiania, grudzień 1905 roku

Elise   z   hukiem   zatrzasnęła   drzwi   i   stała   za   nimi,   głośno   wciągając 

powietrze. Serce tłukło się w piersi. Nie była w stanie patrzeć na Signe i 
Emanuela,   ale   też   nie   miała   odwagi   odwrócić   się   i   spojrzeć   w   oczy 
Hildzie. Była pewna, że siostra wpatruje się spod zmrużonych powiek.

- Co się stało? - w głosie Hildy słychać było przerażenie.
- Nic takiego. - Słowa brzmiały tak, jakby wypowiadał je ktoś inny.
- Kim jest ta dziewczyna?
Elise   nie   odpowiedziała,   nie   była   w   stanie   wykrztusić   ani   słowa. 

Przecież chyba nie usłyszała źle, nie pomyliła się co do słów tamtej. Za 
drzwiami stoi Signe. Signe Emanuela. I nowiny, którą mu przyniosła, nie 
można było zrozumieć błędnie.

Hilda podeszła do siostry i chciała otworzyć drzwi.
-   Nie!   -   Elise   zaprotestowała   z   sykiem.   -   To   nikt   ważny!   Nikt,   kto 

mógłby cię obchodzić!

Hilda posłała jej zdumione spojrzenie.
- Na Boga, co się z tobą dzieje?
- Nic, już mówiłam.
Hilda otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale się rozmyśliła. Zamiast 

tego   stała   bez  ruchu   z   głęboką  zmarszczką   na  czole   i  mierzyła  siostrę 
wzrokiem.

Elise poczuła, że zaczyna drżeć. Wkrótce całe ciało dygotało tak, że 

słychać było szczękanie zębów. Prawda wdzierała się do jej mózgu. Signe 
będzie   miała   dziecko   z   Emanuelem!   Był   wieczór   wigilijny,   wszyscy 
dostali gwiazdkowe prezenty, najedli się do syta i tańczyli wokół choinki. 
Chłopcy śmiali się wesoło, a oczy Pedera lśniły z radości. No i wtedy 
wydarzyło   się   coś   takiego...  To   jakby   szyderstwo   losu.   Żeby   Elise   nie 
uwierzyła przypadkiem, że ona też ma prawo do radości. Życie takie nie 
jest.

-   Elise,   o   co   chodzi?   -   teraz   w   głosie   Hildy   brzmiał   strach.   Elise 

pokręciła głową. Płacz dławił ją w gardle, łzy paliły pod powiekami, nie 
była w stanie przełknąć śliny. Z całej siły próbowała z tym walczyć, nagle 
jednak nie mogła już dłużej nad sobą panować i ze szlochem rzuciła się w 
objęcia siostry.

- To Emanuel - łkała. - On będzie miał dziecko z inną kobietą. Poczuła, 

że ciało Hildy sztywnieje.

- Kłamiesz.

background image

Elise zaprzeczyła ze szlochem.
- Stoją teraz na dworze. Przyjechała, żeby mu o tym powiedzieć.
Hilda   odsunęła   ją   i   chciała   otworzyć   drzwi,   twarz   wykrzywiała   jej 

straszna złość.

- Nie, nie wolno ci! Ja tego nie zniosę, Hilda.
Hilda zwróciła się do siostry, jej oczy miotały błyskawice.
- Czego ty nie chcesz? Powiedzieć tej świni, co o nim sądzisz? Czy 

masz   zamiar   oszczędzać   drania?   Do   diabła   z   nim,   mówię   ci!   -   Hilda 
splunęła. - Niech diabli porwą tę świnię!

Elise patrzyła na nią rozbieganym wzrokiem, przerażona obserwowała 

reakcję Hildy, nie myślała już chyba o sobie.

- A ja byłam pewna, że ty w to nie uwierzysz.
Hilda zacisnęła wargi tak, że została z nich tylko wąska kreska.
- Rany boskie, jak bardzo naiwny może być człowiek! Musiałaś chyba 

rozumieć, że on także... - nie dokończyła.

- Rozumieć, że on... Czy wiesz coś, czego ja nie wiem? Hilda pokręciła 

głową.

- Nie, nie muszę niczego wiedzieć. - W jej głosie brzmiała pogarda. - A 

co   ty   sobie   wyobrażasz,   co   robią   mężczyźni,   kiedy   muszą   zabić   czas, 
każdego wieczora, przez wiele tygodni, a tu aż się roi od spragnionych 
miłości   wiejskich   dziewuch,   które   przychodzą   do   obozu   popatrzeć   na 
przystojnych facetów w mundurach?

Elise otworzyła usta, żeby zaprotestować, bo Emanuel nie jest taki, ale 

nie powiedziała ani słowa.

- Czyż nie pisał do domu o pewnej dziewczynie, którą tam poznał? O 

jednej takiej, co pięknie śpiewa i marzy o wstąpieniu do Armii Zbawienia?

Elise poczuła, że się rumieni.
- To mama ci opowiedziała o wszystkim? Hilda powstrzymała się od 

odpowiedzi.

- Jestem od ciebie dwa lata młodsza, ale czasami mam wrażenie, jakbym 

była dwadzieścia lat starsza. Teraz idę tam do nich i oznajmię tej pannie, 
że ma się stąd zabierać! Jaka to bezczelność! Wiedziała przecież, że on jest 
żonaty, a teraz ma odwagę przychodzić do niego do domu, i to na dodatek 
w samą Wigilię.

- Nie, Hilda, proszę cię, nie rób tego! Poczekaj! - prosiła Elise. - Słyszę, 

że tu idą! - Pośpiesznie otarła zapłakaną twarz, by usunąć wszelkie ślady 
łez.

Drzwi się otworzyły i Emanuel wprowadził przed sobą zapłakaną i siną 

z zimna dziewczynę.

background image

Hilda skrzyżowała ręce na piersiach i patrzyła wyzywająco na obcą.
- Czyżby trafili nam się wigilijni goście tak późnym wieczorem?
Emanuel posłał jej błagalne spojrzenie.
-   Powinnaś   dzisiaj   spać   obok   swojej   matki,   Hilda.   Będziemy 

potrzebować twojego posłania.

Hilda ani drgnęła.
- Ach tak? Będziecie mieć więcej gości na nocleg?
Elise zauważyła, jak bardzo Emanuel stara się nad sobą zapanować.
- A w ogóle to byłoby chyba najlepiej, gdybyś wróciła do swojego domu 

-   dodał.   Potem   zwrócił   się   do   Elise.   -   To   jest   Signe,   o   której   ci 
opowiadałem.   Przyszła   tu   sama   aż   z   dworca,   przedzierając   się   przez 
śnieżycę, i nie wie, co ze sobą zrobić. Jest głodna i przemarznięta, nie zna 
nikogo w mieście i nie ma pieniędzy, żeby pójść do jakiegoś pensjonatu.

Jego   słowom   towarzyszył   szloch.   Dziewczyna   wciąż   nie   przestawała 

płakać.

Elise spojrzała jej prosto w oczy.
- Więc chcesz, żeby u nas przenocowała, tak? - Sama słyszała, że jej 

głos brzmi ostro. Szukała w jego spojrzeniu żalu i rozpaczy, dostrzegała 
jednak wyłącznie bezradność. Głęboko wciągnęła powietrze.

-  To   nasz   chrześcijański   obowiązek   zająć   się   kimś,   kto   cierpi.   Elise 

miała ochotę zacząć na niego krzyczeć, wyrzucić i jego, i dziewczynę z 
domu, zamiast tego jednak zrobiła krok do przodu i wyciągnęła do Signe 
rękę.

- Mam wrażenie, że nie zdążyłyśmy się jeszcze przywitać. Nazywam się 

Elise Ringstad. Jestem żoną Emanuela.

Signe   podała   jej   lodowatą   dłoń   i   wymamrotała   swoje   nazwisko,   nie 

podnosząc wzroku.

Hilda   odwróciła   się   od   wszystkich   i   pomaszerowała   w   stronę   izby. 

Nawet   nie   próbowała   być   miła,   przypuszczalnie   chciała,   żeby   matka   i 
chłopcy się pobudzili i byli świadkami tego, co się tu dzieje.

- Zdejmij z siebie mokre rzeczy, Signe - zaczął Emanuel życzliwie. - 

Czy zostało nam jeszcze trochę gorącej wody, Elise?

Nagle   Elise   poczuła   się   zakłopotana.   Czyżby   mimo   wszystko   źle 

zrozumiała całą sytuację? Teraz Emanuel zachowywał się jak oficer Armii 
Zbawienia.   Otworzył   drzwi   ich   domu   dla   zbłąkanego   wędrowca.   To 
przecież Wigilia.

Niczym w transie podeszła do kuchni. Wciąż jeszcze pod płytą było 

sporo żaru. Dołożyła kilka drew i postawiła więcej wody do zagrzania. No 
a   jeśli   się   pomyliłam?   Może   rzeczywiście   źle   zrozumiała   to,   co   w 

background image

pierwszej   chwili   powiedziała   Signe?   Teraz,   kiedy   Hilda   przypomina 
dymiący wulkan, gotowy do wybuchu, ona musi uspokoić siostrę, zanim 
tamta cokolwiek zrobi.

- Znajdę jakąś parę suchych skarpet - oznajmiła i wemknęła się do izby.
W środku było ciemno, musiała po omacku podejść do łóżka matki. 

Matka chrapała, a chłopcy oddychali spokojnie. Wszyscy troje pogrążeni 
byli we śnie.

- Hilda? Mnie się zdaje, że popełniłam błąd. Musiałam źle zrozumieć to, 

co   ona   powiedziała.   Czy   mogę   pożyczyć   twoje   pończochy,   tylko   na 
dzisiejszy wieczór?

Hilda usiadła na łóżku.
- Źle zrozumiałaś? Nie słyszałaś, że ona to mówiła?
-   Nie   słyszałam   wszystkiego,   co   powiedziała.   Widocznie   miała   co 

innego na myśli.

Hilda siedziała zamyślona. Elise odniosła wrażenie, że siostra jej nie 

wierzy.

- Czy mogę pożyczyć te twoje pończochy? - powtórzyła trochę głośniej.
- Leżą w nogach łóżka. Elise znalazła je po omacku.
- Proszę - powiedziała, kiedy znowu znalazła się w kuchni, i podała 

gościowi pończochy Hildy. Zawstydziła się, kiedy zobaczyła je w świetle 
naftowej   lampy.   Stare   pończochy   były   pocerowane   tak,   że   prawie 
niepodobna znaleźć w nich całe miejsce, i takie poprzecierane, że można 
przez nie oglądać świat.

Signe usiadła na jednym z kuchennych stołków i ściągała z nóg swoje 

przemoczone pończochy.

- Mogłabyś przynieść butelkę koniaku, Elise? Myślę, że ona potrzebuje 

czegoś mocniejszego na rozgrzewkę.

Elise skinęła głową, coraz bardziej pewna, że na początku musiała się 

pomylić. Emanuel zachowywałby się inaczej, gdyby sprawy miały się tak 
jak początkowo sądziła. Pośpiesznie weszła do dużej izby.

Niemal drgnęła na widok choinki. Pomyśleć, że dopiero co siedzieli tu 

wszyscy i rozpakowywali prezenty, śmiali się i rozmawiali tak, jakby na 
świecie nie istniało żadne zło! Najpiękniejsza Wigilia, jaką kiedykolwiek 
przeżyła.   „Dla   mnie   to   też   najpiękniejsze   święta",   zapewniał   Emanuel. 
Dlaczego   nie   cieszyła   się   jeszcze   bardziej   wtedy,   kiedy   tamte   chwile 
trwały?   Dlaczego   po   prostu   nie   rozkoszowała   się   wszystkim,   zamiast 
rozmyślać, skąd Emanuel wziął na to pieniądze?

Teraz   wszystko   jest   wyłącznie   trudne   i   bolesne.   Rzeczywistość 

powróciła w całej okazałości. Elise nie powinna wierzyć, że życie może 

background image

być dobre. Nie dla nich, jak to pewnego razu powiedziała z goryczą pani 
Thoresen. Najgorsze się Bogu dzięki jeszcze nie stało, ale Signe tutaj jest, 
tutaj, w jej domu! Odszukała Emanuela dlatego, że potrzebuje pomocy. A 
zatem   między   nimi   musiało   się   wydarzyć   coś   więcej   niż   tylko   tamten 
jeden raz, o którym mówił Emanuel.

Wyjęła   butelkę   i   mały   kieliszek,   nie   mogła   przecież   zaproponować 

Signe   ołowianego   kubka,   dziewczyna   pochodzi   w   końcu   z   wielkiego 
dworu.

Zataczając się, wróciła do kuchni. Miała wrażenie, jakby poruszała się 

poza własnym ciałem. Może za chwilę się ocknie i odkryje, że to wszystko 
to tylko bolesny sen.

Emanuel siedział w kucki i rozcierał przemarznięte palce u nóg Signe, 

ona zaś płakała cicho.

Emanuel zwrócił się do żony.
- Byłabyś tak dobra i wlała trochę koniaku do kieliszka, żeby mogła to 

wypić, Elise?

Zrobiła,   jak   powiedział,   pytając   sama   siebie   w   duchu,   dlaczego   tak 

postępuje. Emanuel przyznał, że spał z Signe, ale nie posiadał się z żalu i 
poczucia winy, tak pięknie prosił o wybaczenie. Jak to możliwe, że teraz 
zachowuje się tak, jakby się nic nie stało?

Czy jest coś, o czym Elise nie wie? Coś, co Signe mu powiedziała, co 

wzbudziło jego najgłębsze współczucie? „Wszystko poszło źle"... Może jej 
matka   jest   chora,   a   może   nawet   umarła?  Albo   ojciec.   Może   popadł   w 
jakieś wielkie długi i teraz będą musieli oddać dwór i cały majątek? To 
musi być coś bardzo poważnego, skoro zdecydowała się na podróż do 
Kristianii   w   samą   Wigilię,   bez   pieniędzy,   nie   wiedząc,   gdzie   się   tam 
podzieje.

Elise nalała koniaku do małego kieliszka i podała dziewczynie.
Signe skinęła głową w podziękowaniu, ale na nią nie spojrzała.
Emanuel wstał, wyszedł na korytarz, skąd przyniósł siennik, na którym 

sypiała Hilda. Potem odsunął stół i taborety, a pod ścianą rozłożył siennik.

- Czy mamy jakieś zapasowe poduszki i kołdry? Elise pokręciła głową.
- Hilda sypia w zapasowej pościeli.
- Ale my nie potrzebujemy obu kołder. W pokoju jest ciepło, bo przecież 

paliło się przez cały wieczór.

Elise przytaknęła, była zniecierpliwiona, bo chciała się dowiedzieć, co 

takiego zrobiła Signe. Byłoby jej lżej, gdyby mogła jej współczuć, gdyby 
wiedziała, o co chodzi.

-   Woda   się   zagotowała.   Czy   mam   nalać   do   miednicy?   Emanuel 

background image

przytaknął.

- Myślę, że powinna posiedzieć przez jakiś czas z nogami w gorącej 

wodzie. Wciąż jest niczym bryła lodu.

Rozmawiamy   o   niej,   jakby   była   małą,   nieporadną   dziewczynką, 

pomyślała   Elise,   wlewając   wrzątek   do   blaszanej   miednicy   i   dolewając 
zimnej wody z wiadra.

- A ty z pewnością jesteś zmęczona, Elise, chyba powinnaś się położyć. 

Znajdę dla naszego gościa coś do jedzenia i pościelę jej na noc. - Emanuel 
starał się nie patrzeć na żonę, kiedy to mówił.

Posyłała mu pytające spojrzenia, zdawał się jednak ich nie zauważać.
Wymamrotała więc „dobranoc" i ruszyła wolno ku drzwiom izby.
Kiedy jednak się położyła, pożałowała tej decyzji. Byłoby lepiej, gdyby 

została w kuchni i pomogła, nie musiałaby tu leżeć sama z głową pełną 
dziwnych myśli i pytań. I z tym pulsującym strachem w piersiach.

Docierała do niej cicha rozmowa, coś, co przypominało stłumiony płacz, 

od czasu do czasu tamte odgłosy przerywał spokojny głos Emanuela.

W końcu zrobiło się cicho. Elise miała wrażenie, że leży tak i czeka 

przez wiele godzin.

Nie zgasiła ostatniej lampy, żeby Emanuel widział, gdzie idzie. W końcu 

wszedł na palcach, sądząc z pewnością, że Elise śpi. Poczekała więc, aż się 
rozbierze, zdmuchnie lampę i położy się do łóżka. Szmaciana kołdra nie 
była zbyt duża, ale kiedy leżeli tuż przy sobie, wystarczała do okrycia 
obojga.

-  Teraz   musisz   mi   powiedzieć.   -   Mówiła   szeptem,   nie   chciała,   żeby 

Signe słyszała ich rozmowę.

- Sądziłem, że śpisz.
- Jak mogłeś tak myśleć?
- Masz rację. - Słyszała, że Emanuel ciężko westchnął. - To wszystko 

jest niczym zły sen. Naprawdę nie wiem, jak mam ci to wytłumaczyć.

- Czy ona nie ma nikogo prócz ciebie tutaj w mieście? Emanuel pokręcił 

głową.

- Nie ma nikogo prócz mnie na całym świecie.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Rodzice wyrzucili ją z domu. Nie chcą jej znać.
Elise   poczuła   dławienie   w   piersiach,   oddychanie   sprawiało   jej   ból. 

Gdzieś w głębi duszy wiedziała o tym przez cały czas, nie była tylko w 
stanie dopuścić do siebie prawdy. Nie przesłyszała się. Signe będzie miała 
dziecko. Z Emanuelem.

Wysunęła się z jego objęć, położyła się na plecach. Ciało miała martwe, 

background image

jakby nie należało do niej. Nierzeczywistość tej sytuacji była potęgowana 
przez   lekkie   poszturchiwania   w   jej   brzuchu.   Chciała   po   prostu   się 
rozpłakać. Wyć i wrzeszczeć, wymyślać mężowi, kląć tak, że echo będzie 
odpowiadało.  Ale  z  drugiej  strony   czuła  się   tak,  jakby   wszystko  w  jej 
wnętrzu zamarzło.

- Elise? - W głosie Emanuela słyszała strach.
Nie odpowiedziała. Nie miała mu nic do powiedzenia. Emanuel sam 

wie, co to oznacza. Co to oznacza dla nich. Dla matki i dla chłopców. Dla 
dziecka, którego Elise oczekuje.

- Elise. - Tym razem zabrzmiało to błagalnie. - Jest mi tak strasznie 

przykro. Nie przyszło mi to do głowy. Chciałem powiedzieć. .. że po tym 
jednym razie...

Właśnie, to bardzo dziwne, pomyślała Elise. Najpierw ona sama, też 

tylko po jednym razie. I teraz Signe. A słyszała, że dzieci rzadko się rodzą 
tylko po jednym razie.

- Muszę jej pomóc, chociaż rozumiem, że sprawia ci to ból. Mogłaby 

zamarznąć na śmierć, zrobić coś strasznego, śmiertelnie zachorować. Nie 
mogę brać jej życia na swoje sumienie.

Ale zdradzić żonę to mógł i wyrzuty sumienia za bardzo go nie dręczą. 

Czy to naprawdę takie pewne, że spali ze sobą tylko jeden raz?

Emanuel próbował odwrócić ją ku sobie, przytulić.
-   Elise,   bądź   taka   dobra!   Przecież   wiesz,   że   kocham   tylko   ciebie. 

Oddałbym lata  życia za  to,  żebym  mógł cofnąć  czas,  żeby  to  okropne 
nigdy się nie stało. Zresztą nie rozumiem, jak mogło do tego dojść. Przez 
osiem lat udawało mi się trzymać od dziewcząt z daleka. Żyłem tylko 
ideałami   Armii   Zbawienia   i   nie   miałem   żadnych   problemów   z 
panowaniem  nad   sobą,  z   odsuwaniem  rzeczy   niepożądanych.  W  końcu 
spełniło się moje największe marzenie, dostałem ciebie. Wtedy chodziłem 
jak w gorączce. Myślę, że nie masz pojęcia, jak trudno mi było od ciebie 
odjechać. Tęsknota odbierała mi apetyt i sen. Dlatego stałem się ofiarą 
pokusy.

Wsunął rękę pod koszulę Elise i gładził jej ciało, ona jednak odepchnęła 

go,   odsunęła   się   na   brzeg  łóżka.   Potem  leżała   tylko  w  połowie   okryta 
kołdrą. Tymczasem w pokoju zrobiło się już chłodno, nie była jednak w 
stanie znieść myśli, że on się do niej zbliży, że będzie ją pieścił tak, jak to 
robił z Signe. Nigdy więcej mu na to nie pozwoli. Nigdy!

-   To   przynajmniej   ze   mną   rozmawiaj!   Powiedz,   co   o   tym   sądzisz, 

zwymyślaj mnie, ale nie odwracaj się ode mnie plecami!

Elise nadal nie była w stanie otworzyć ust. Zresztą nie wiedziała, co 

background image

powiedzieć. Nie istnieją słowa, które mogłyby opisać chaos, jaki właśnie 
wypełniał jej duszę.

- Pomódl się razem ze mną, Elise! Błagajmy o pomoc, żebyśmy wyszli z 

tego ślepego zaułka tak, by nasza miłość nie odniosła szkody.

Na   co   zdadzą   się   modlitwy?   Elise   modliła   się   przecież,   żeby   ojciec 

przestał pić, powtarzała gorące prośby każdego wieczora. Modliła się o to, 
by Hilda mogła odzyskać swojego synka, i modliła się też, kiedy dotarło 
do niej, że po gwałcie jest w ciąży. Bóg pomaga jednak tylko ludziom 
mieszkającym po tamtej stronie rzeki. Tym, którzy co niedziela chodzą do 
kościoła, którzy dzielą się swoim bogactwem z biednymi, którzy posyłają 
pieniądze na misje w Afryce.

Emanuel próbował znowu pogłaskać ją po plecach, ale ona odsunęła się 

jeszcze bardziej. Kołdra całkiem z niej spadła. Elise marzła, ale nic nie 
mogła z tym zrobić. Chłód pozwalał jej stłumić największy ból.

- Odprowadzę ją do jakiegoś taniego pensjonatu na Akersgaten, to nie 

będziesz musiała na nią patrzeć. Mam jeszcze parę koron, które dostałem 
od ojca. Nie chciał, żebym powiedział o tym matce, więc mama o tym nie 
wie.   To   za   jego   pieniądze   kupiłem   świąteczne   prezenty   i   jedzenie. 
Szczerze mówiąc, obiecałem, że tobie też o tym nie powiem, ale teraz 
uważam, że powinnaś wiedzieć. Potem Signe musi znaleźć jakąś pracę i 
radzić sobie sama. Większość dziewcząt, które popadają w nieszczęście, 
musi sobie jakoś radzić. Jeśli doczekam się wyższej pensji, to od czasu do 
czasu będę mógł ją wspomóc kilkoma koronami, ale to nie może obciążać 
naszej rodziny, Elise. Obiecuję ci, że nie będzie.

„Naszej   rodziny"...   Nagle   Elise   zdała   sobie   sprawę   z   tego,   że   Signe 

urodzi dziecko Emanuela, podczas gdy ona sama nosi pod sercem dziecko 
włóczęgi  Ansgara.   Miała   ochotę   wybuchnąć   śmiechem.  Albo   może   to 
płacz   domaga   się   ujścia?   W   tym   domu   nie   było   przecież   nikogo,   kto 
należy do rodziny Emanuela, on się po prostu z nią ożenił... Nie będzie tu 
miał krewnych nawet po urodzeniu dziecka. Natomiast Signe...

Raz po raz przełykała ślinę, ale nie była w stanie powstrzymać łez, które 

spływały jej po twarzy i kapały na poduszkę. Ciało dygotało.

- Czy ty płaczesz, Elise? - spytał Emanuel ochrypłym głosem. Przytulił 

się do jej pleców i okrył ją kołdrą. - Nie możesz płakać. Znajdziemy jakieś 
rozwiązanie. Może ktoś z Armii Zbawienia zechce wziąć ją do siebie. A 
może będzie mogła zamieszkać w „Ebenezerze" na Sagveien i pomagać w 
pralni.

Elise prychnęła, ale i tym razem się nie odezwała. Emanuel przecież 

musi wiedzieć, że „Ebenezer" to dom dla prostytutek i bezdomnych kobiet, 

background image

dla   takich,   które   zostały   ukarane,   mają   wracać   na   właściwą   drogę   i 
wykonywać uczciwą pracę. Gdyby widział to miejsce, nigdy by mu nie 
przyszedł   do   głowy   taki   pomysł.   To   dom   dziesięć   razy   gorszy   niż 
mieszkania do wynajęcia w Kampen. Brudny, śmierdzący, z dziurawymi 
ścianami,   pełen   kobiet   o   pustych   spojrzeniach   i   przedwcześnie 
postarzałych twarzach, takich jak Othilie z Lakkegata.

Powiedział   to   chyba   dlatego,   żeby   wzbudzić   jej   współczucie,   ale 

powinien   sobie   darować   takie   sztuczki.   Jak   mógł   sądzić,   że   będzie 
ubolewać nad losem kobiety, która ukradła jej męża? Czy to naprawdę nie 
za wysokie wymagania?

Emanuel   znowu   ciężko   westchnął,   zrozumiał,   że   tej   nocy   w   żaden 

sposób do niej nie dotrze. Elise zdawała sobie jednak sprawę z tego, że 
mąż nie śpi. On też, podobnie jak ona, musi jakoś przetrwać długie nocne 
godziny.

W   końcu   chyba   jednak   zapadła   w   sen,   bo   obudziły   ją   jakieś   głosy 

dochodzące   z   kuchni.   Natychmiast   przypomniała   sobie,   co   się   stało,   i 
zerwała się z łóżka.

W pokoju było przeraźliwie zimno, marzła tak, że zęby jej szczękały. 

Znalazła swoje ubranie, próbowała wciągnąć majtki i pończochy, ale ręce 
tak   jej   dygotały,   że   musiała   na   to   przeznaczyć   dużo   więcej   czasu   niż 
zazwyczaj. Prawie nie była w stanie zawiązać w pasie ciepłych majtek, do 
tego stopnia miała zdrętwiałe palce.

Emanuel   też   chyba   zasnął   dopiero   nad   ranem,   nie   chciała   go   więc 

budzić.   Sama   musiała   jak   najszybciej   wyjść   do   kuchni   i   wytłumaczyć 
matce, dlaczego ktoś obcy śpi pod ścianą na sienniku Hildy.

W   końcu   jakoś   się   ubrała,   zapaliła   stearynową   świecę   i   na   palcach 

podeszła do drzwi.

W kuchni nie było nikogo, z wyjątkiem Signe, która spała. Głos, który 

Elise słyszała, musiał należeć do matki, która tu weszła, powiedziała coś 
wzburzona, po czym wycofała się do siebie. Albo może to Hilda klęła i 
wykrzykiwała mocne słowa, ale też później wróciła do izdebki.

W tej samej chwili drzwi się lekko uchyliły.
- Elise? - to był Peder, mówił z przejęciem. - Wyobraź sobie, że na 

sienniku Hildy leży jakaś obca kobieta.

Elise przytaknęła i położyła na wargach palec wskazujący, dając znak 

bratu, żeby był cicho. Bezszelestnie przeszła obok Signe i pochyliła się 
nad bratem.

- To jest bardzo biedna dziewczyna. Zapukała do nas wczoraj późnym 

wieczorem,   nie   miała   gdzie   się   podziać,   była   przemarznięta   i   głodna. 

background image

Daliśmy jej suche ubrania i nakarmiliśmy ją - tłumaczyła szeptem.

- To mogłaby pożyczyć mojego kotka, jeśli zechce. To tak jakby mieć w 

łóżku mufkę.

Elise uśmiechnęła się i pogłaskała go po policzku.
- Jesteś bardzo dobrym chłopcem, Peder.
- Myślisz, że ona ma pchły? Elise pokręciła głową.
- Nie sądzę. Nie wygląda na taką. Peder uśmiechnął się.
- Przyszła tutaj dlatego, że Emanuel był w Armii Zbawienia, prawda?
Elise przytaknęła.
- Tak, przywykł pomagać takim jak ona, przecież wiesz.
- Myślę, że jak będę duży, to też wstąpię do Armii Zbawienia. Jeśli nie 

zostanę woźnicą.

- Tak, myślę, że poświęcisz się pracy dla innych. Evert może zostać 

doktorem   i   pomagać   wszystkim   chorującym   na   suchoty,   a   ty   możesz 
wyszukiwać wszystkich cierpiących i wysyłać ich do niego.

- I wtedy ja też bym był jak doktor od suchot, nie sądzisz?
- Tak, mógłbyś być jak doktor. Ale teraz musisz iść się ubrać, bo tutaj 

jest zimno. Zaraz rozpalę ogień.

Chłopiec natychmiast posłuchał, Elise odstawiła świeczkę i wyjęła stare 

gazety, wiórki i polana. Wkrótce ogień trzaskał pod kuchnią, a kiedy Elise 
odsunęła szyber, rozbłysnął żółtoczerwonymi płomieniami. Elise wzięła 
oba wiadra i wyszła, żeby przynieść wody ze studni.

Na dworze panował lodowaty ziąb. Od strony rzeki zacinało wilgotnym 

śniegiem. Trochę się wypogodziło i na niebie świecił blady księżyc, w 
jego blasku widziała nad wodospadem zamarzające drobinki szronu.

Panowała   głęboka   cisza.   Nie   słychać   było   wycia   fabrycznych   syren, 

żadni   robotnicy   nie   przebiegali   pośpiesznie   przez   most.   Był   pierwszy 
dzień świąt Bożego Narodzenia. Ci, którzy poszli do kościoła na nocne 
nabożeństwo,   już   dawno   wrócili   do   domu.   Inni   jeszcze   nie   wstali.   W 
szarych robotniczych domach tylko tu i ówdzie migotało mdłe światełko 
naftowej lampy, w oknie kuchennym lub w izbie. Gdzieś krzyczało małe 
dziecko, samotny wóz przetoczył się po ulicy, obite żelaznymi obręczami 
koła hałasowały po kamiennym bruku. Śniegu jest jeszcze za mało, żeby 
jeździć saniami, tak najwyraźniej myślał woźnica.

Elise pokonała drogę do studni po omacku. Ze starego mieszkania w 

Andersengarden mieli znacznie dalej do studni. Poza tym tam często stała 
kolejka. Tutaj studnia jest wyłącznie do ich dyspozycji.

Peder   był   pełen   współczucia   dla   tej   biednej   dziewczyny,   która 

przemarzła,   zgłodniała   i   nie   ma   się   gdzie   podziać.   Może   i   ona   zdoła 

background image

spojrzeć na tę sprawę podobnie. Może za jakiś czas. Potraktuje ją jako 
obcą i nieszczęśliwą, z którą ona, Elise, nie ma nic wspólnego.

Woda chlusnęła z wiadra na buty i pończochy. Że też nie potrafi być 

ostrożniejsza!

W drzwiach spotkała matkę. Tamta jak najszybciej i bardzo ostrożnie 

zamknęła drzwi.

- Peder mi o wszystkim powiedział, Elise - mówiła ze wzburzeniem. - 

Jakie   to  dziwne,  że  zapukała   akurat do  naszych  drzwi,  i to   właśnie  w 
wieczór   wigilijny,   w   dodatku   tak   późno.   Że   też   nie   poszła   raczej   do 
Świątyni czy do jednej z samarytanek. Jestem pewna, że Armia Zbawienia 
w taki dzień otwiera drzwi dla bezdomnych.

- Czy się już obudziła?
-   Myślę,   że   właśnie   zaczyna   się   budzić.   Biedna   mała.   Wygląda   tak 

młodo   i   jest   taka   bezradna.   Peder   zamierza   dać   jej   do   łóżka   swojego 
kociaka,   mówi,   że   kot   świetnie   rozgrzewa.   -   Uśmiechnęła   się.   -   Ten 
chłopiec ma złote serce.

Elise przytaknęła.
- A Hilda już wstała?
- Tak, ale na razie z nią nie rozmawiaj. Znasz przecież Hildę, wiesz, że 

nigdy   nie   była   rannym   ptaszkiem.   Pobiegnę   tylko   do   wygódki,   a   jak 
wrócę,   to   zajmę   się   przygotowaniem   kaszy   na   śniadanie.   Dzisiaj 
ugotujemy ją na mleku, przecież to pierwszy dzień świąt.

Elise poszła z wiadrami do kuchni.
Signe usiadła na posłaniu i rozglądała się oszołomiona wokół.
Matka ma rację, kiedy tak siedzi na tym sienniku na podłodze, wydaje 

się mała i bezradna. Nagle dziewczyna spostrzegła Elise, z rozbieganym 
wzrokiem odwróciła głowę, widocznie nie była w stanie na nią patrzeć.

Nie   mogę   powiedzieć   prawdy   chłopcom   i   matce,   pomyślała   Elise 

nieoczekiwanie. Dla nich byłoby to zbyt trudne. Przecież mimo wszystko 
Elise jest związana z Emanuelem, „dopóki śmierć ich nie rozdzieli". Tylko 
bogatych   ludzi   stać   na   to,   żeby   się   rozwodzić.   Poza   tym   kobieta 
domagająca się rozwodu traci prawo do dzieci, jedynym ich opiekunem 
zostaje ojciec. W jej sytuacji to kompletny absurd.

To od niej zależy, czy życie w domu majstra będzie od tej chwili znośne. 

Nie powinna była Hildzie niczego wczoraj mówić, powinna raczej zmyślić 
jakąś   historię.   Szkoda,   że   wczoraj   wieczorem   nie   zapanowała   nad 
uczuciami, ale nie jest jeszcze za późno, by szkodę naprawić. Powinni 
uniknąć wstydu. Wystarczy tego, co już jest.

Podeszła do kuchni i podłożyła drew do ognia. „Chciałbym być taki 

background image

wielkoduszny jak ty", powiedział kiedyś Emanuel. Teraz Elise wcale nie 
była pewna swojej wielkoduszności. Jest taka sama jak większość ludzi.

Usłyszała,   że   Signe   wstała   z   posłania   i   zaczyna   się   ubierać   za   jej 

plecami.

- Dziękuję za pożyczenie pończoch.
Musiała się odwrócić, żeby odebrać pończochy Hildy. Signe trzymała je 

między   kciukiem   i   palcem   wskazującym,   jakby   na   widok   ich   stanu 
przenikał ją dreszcz grozy. - Mam nadzieję, że moje już wyschły.

Elise zdjęła je ze sznurka nad kuchnią, gdzie się suszyły. Były nowe i 

grube, bez śladu cerowania.

- Czy mogłabyś wynieść siennik na korytarz, bo chciałabym nakryć do 

śniadania? - po raz pierwszy odezwała się wprost do dziewczyny. Było to 
bardzo dziwne uczucie.

- A Emanuel nie mógłby tego zrobić?
W tym momencie weszła matka. Dygotała z zimna.
- Uff, ale dzisiaj ziąb! Jeszcze nie nakryłaś do stołu, Elise?
-   Nie,   nasz   gość   właśnie   wstał   i   najpierw   musi   wynieść   siennik   na 

korytarz.

Matka posłała jej zdumione spojrzenie.
- Chyba nie myślisz, że go wyniesie sama? - zwróciła się z uśmiechem 

do Signe. - Chodź, ja ci pomogę.

Signe opadła na stojący obok taboret.
- Bardzo mi przykro, ale myślę, że nie jestem w stanie. Mam wrażenie, 

że pokój kręci się dookoła mnie.

- Biedactwo. Powinnaś się cieszyć, że trafiłaś tutaj. Mąż Elise był przez 

wiele lat oficerem Armii Zbawienia i przywykł do pomagania ludziom w 
potrzebie.

Matka zamierzała sama wynieść siennik na korytarz. Elise pośpieszyła 

jej z pomocą.

- Jestem z was bardzo dumna! - zawołała matka, kiedy znalazły się na 

wąskim korytarzu i opierały siennik o ścianę. - Miłosierdzie jest rzadką i 
bardzo cenną cnotą. Nie wszyscy przyjęliby pod swój dach zbłąkanego 
wędrowca, i to w sam wieczór wigilijny.

Odwróciła się, by wrócić do kuchni.
-   Ona   wygląda   na   niewinną   i   dobrze   wychowaną   młodą   panienkę. 

Zastanawiam się, co też jej się przytrafiło.

Elise   milczała.   Gdyby   tak   matka   wiedziała,   jak   jest   naprawdę, 

pomyślała, próbując stłumić wzburzenie.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Atmosfera przy śniadaniu była nieprzyjemna.
Hilda wciąż z zaciekawieniem spoglądała to na Signe, to na Emanuela, i 

znowu na Signe, jakby chciała znaleźć potwierdzenie swoich podejrzeń. 
Hvalstad   siedział   ponury,   było   widać,   że   uważa,   iż   także   miłosierdzie 
powinno mieć granice. Emanuel sprawiał wrażenie onieśmielonego, nie 
wiedział przecież, co Elise powiedziała reszcie domowników, i obawiał 
się, że wszyscy już znają prawdę.

Signe była milcząca i niepewna, czemu zresztą nie ma się co dziwić, 

myślała Elise. Zastanawiała się, czy sama zdobyłaby się na taką śmiałość, 
nawet gdyby chodziło o jej własne życie. Kristian śledził wzrokiem każdą 
łyżkę kaszy, którą Signe podnosiła do ust, najwyraźniej bał się, żeby nie 
zjadła tak dużo, iż nie starczy dla niego. Matka natomiast robiła wrażenie 
zdumionej   swoją   rodziną,   której   najwyraźniej   zabrakło   dobrej   woli,   a 
także ową „biedną niewinną" dziewczyną, która nie wykazuje pokornej 
wdzięczności.

Jedynie   Peder   zdawał  się   być   niewzruszony   wizytą   nieoczekiwanego 

gościa.

- Czy widziałaś już wcześniej małego kociaka, Signe? Chodzi mi o to, 

czy widziałaś takiego syjamskiego kotka jak Puszek?

Kristian wybuchnął śmiechem.
- Puszek nie jest żadnym syjamskim kotem, ty głupku.
Signe starała się ukryć uśmiech. Elise musiała niechętnie przyznać, że 

dziewczyna   uśmiech   ma   piękny,   wargi   pełne,   oczy   duże   i   niebieskie. 
Włosy, które spinała w duży kok na karku, na skroniach opadały w lokach.

- My w domu też mamy nowo narodzone kocięta.

background image

Kiedy tylko wypowiedziała te słowa, natychmiast jej ramiona zaczęły 

drżeć i wybuchnęła płaczem. Pochyliła głowę zawstydzona i z kieszeni 
wyjęła haftowaną chusteczkę.

Peder patrzył na nią z przerażeniem we wzroku.
- Czy ktoś im poobcinał główki?
Wtedy   Signe   wybuchnęła   jeszcze   większym   płaczem,   ale   pokręciła 

głową.

- No to dlaczego beczysz? Czy twój ojciec je sprzedał? Do rozmowy 

wtrącił się Emanuel.

-  Widzisz,   Peder,   Signe   przeżyła   coś   bardzo   bolesnego.   Kiedy   tylko 

wspomni dom rodzinny, nie jest w stanie powstrzymać płaczu.

- Na pewno będziesz mogła mieszkać u nas. Moja mama zwykle mówi, 

że   tam,   gdzie   jest   serce,   zawsze   znajdzie   się   miejsce   dla   kogoś 
potrzebującego.   Jeden   z   chłopaków   w   naszej   klasie   ma   jedenaścioro 
rodzeństwa. Żadne z nich jeszcze nie umarło, chociaż wszyscy myśleli, że 
Laura dostała suchot, ale okazało się, że to nie są suchoty. Przedtem mieli 
dwie izby, ale teraz jedną wynajęli. „Na co nam dwie izby?" - powiedziała 
jego matka. „Nie będziemy tak marznąć, jak będziemy spać blisko siebie".

- To nie było dlatego - wtrącił się Kristian. - Wynajęli pokój, bo ich 

ojciec przepija wszystkie pieniądze.

- No to dokładnie tak samo jak nasz ojciec. - Peder zdawał się być 

zadowolony z tego, że los innych jest podobny. Potem znowu popatrzył na 
Signe. - Czy to dlatego uciekłaś?

Signe pokręciła głową.
- Ja wcale nie uciekłam.
Elise spostrzegła, że Hilda siedzi i stuka czubkiem buta w podłogę. Za 

chwilę wybuchnie burza, pomyślała i zimny pot oblał jej ciało.

Emanuel też musiał zauważyć, na co się zanosi.
- Jak zjemy, to pójdę z Signe do pensjonatu na Akersgaten. Przynajmniej 

się dowiemy, ile by to kosztowało.

Signe   zaczęła   płakać,   tym   razem   cicho,   a   matka   spoglądała   na 

Emanuela, niczego nie rozumiejąc.

- To ty masz zamiar umieścić ją w pensjonacie? Bezradną dziewczynę, 

która w tym mieście nikogo nie zna? A poza tym to jest za drogo.

Emanuel   milczał,   po   prostu   nie   wiedział,   co   powiedzieć.   Teraz   z 

pewnością zrozumiał, że nikt z obecnych nie zna prawdy, pomyślała Elise. 
Niełatwo mu było znaleźć jakiś wykręt. Z drugiej jednak strony matka 
musiała   rozumieć,   że   obca   osoba   nie   może   u   nich   mieszkać   w 
nieskończoność. Nie mają na to ani miejsca, ani środków.

background image

Matka zerknęła ostrożnie w stronę Signe.
- Widzę, że pochodzisz z dobrego domu, masz takie ładne ubrania. Czy 

zdarzyło się u was coś tak złego, że musiałaś wyjechać?

Signe skinęła głową, nie patrząc na nią.
- Nie musisz nic mówić, jeśli nie chcesz. Ale jestem pewna, że twoi 

rodzice pożałują tego, co się stało, i wkrótce zechcą, żebyś znowu wróciła 
do domu. W twoim wieku często dochodzi do nieporozumień z matką, u 
nas w domu też tak było. - Posłała Hildzie niepewne spojrzenie.

- Bo widzisz, Hilda tutaj nie mieszka - wtrącił Peder z ożywieniem. - 

Mieszka u majstra, więc będziesz mogła pożyczać sobie jej siennik. No i 
możesz   pożyczać   Puszka,   kiedy   będziesz   chciała   kogoś  pogłaskać.  Ale 
myślę, że musisz się wyprowadzić, kiedy Elise urodzi dziecko. Bo dzieci 
strasznie krzyczą po nocach. Braciszek w każdym razie krzyczał.

Signe pochyliła głowę. Po chwili podniosła się gwałtownie z miejsca i 

wybiegła ze szlochem.

Matka śledziła ją zdumionym wzrokiem.
- Czy powiedziałam coś nieodpowiedniego?
- Nie ty, ale być może Peder - syknęła Hilda ze złością.
- Ja? - Peder gapił się na nią wielkimi, niewinnymi oczyma. - Przecież 

tylko powiedziałem, że może pożyczyć Puszka!

Hilda zacisnęła wargi tak, że zrobiła się z nich tylko cienka kreska.
Ona zaraz wszystko wykrzyczy, pomyślała Elise, ale z ulgą stwierdziła, 

że nic takiego się nie dzieje. Mimo wszystko nie wątpiła, że Hilda nie dała 
się oszukać i wie, dlaczego Signe się zjawiła.

Emanuel wstał.
- Wyjdę i porozmawiam z nią. Na dworze jest zimno, nie może tam stać 

i marznąć.

Twarz matki wyrażała wątpliwość.
-   Może   raczej   Elise   powinna   to   zrobić?   Młodej   dziewczynie   łatwiej 

będzie o wszystkim opowiedzieć osobie tej samej płci. - Uśmiechnęła się 
przepraszająco   do   Emanuela.   -   Nie   zapomniałam,   że   byłeś   w   Armii 
Zbawienia,   są   jednak   sprawy,   o   których   my,   kobiety,   najchętniej 
rozmawiamy z kobietami.

- Emanuel może spokojnie z nią porozmawiać. - Elise starała się nie 

patrzeć   na   męża.   -   On   umie   zajmować   się   obcymi.   -   Ze   szczególnym 
naciskiem wypowiedziała ostatnie słowo, chociaż nie sądziła, by ktoś poza 
Emanuelem to zauważył.

Gdy tylko Emanuel zniknął, Hilda zwróciła się do siostry.
- Zamierzasz jej pozwolić, żeby tu zamieszkała, Elise? - patrzyła na nią 

background image

wyzywająco.

Elise   nie   wiedziała,   co   ma   o   tym   wszystkim   myśleć.   Gdyby   to   ona 

decydowała, wyrzuciłaby Signe za drzwi już wczoraj wieczorem.

Nie zdążyła jednak odpowiedzieć, kiedy znowu odezwała się matka:
- Nie rozumiem, co się z wami dzieje! Wychowywałam was na dobrych, 

bogobojnych ludzi, żywiących współczucie dla tych, którym wiedzie się 
gorzej.   A   teraz   siedzicie   tutaj   i   chcecie   wyrzucić   z   domu   samotną, 
niewinną   młodą   dziewczynę!   I   to   na   dodatek   w   pierwszy   dzień   świąt 
Bożego Narodzenia! Powinniście się wstydzić!

Hilda nie należała do osób, które w milczeniu przyjmują reprymendy.
-  Taka   jesteś   pewna,   że   powinniśmy   się   nad   nią   użalać?   Sądząc   po 

ubraniu, to jej rodzice żyją o wiele lepiej niż my. Może nawet należą do 
ludzi zamożnych. Może ona pochodzi z wielkiego dworu?

Peder patrzył na siostrę okrągłymi oczyma.
- Z takiego jak dwór Ringstadów, chciałaś powiedzieć? Hilda skinęła 

głową.

- Z pokojami jeden za drugim i spichlerzem pełnym pysznego jedzenia.
- Nic nie możesz o tym wiedzieć. - Matka znowu zabrała głos. - A poza 

tym nie byłaś u rodziców Emanuela wtedy, kiedy Elise pojechała tam z 
chłopcami. Chociaż Signe jest ładnie ubrana, to wcale nie jestem pewna, 
że jej rodzice są zamożni. Przecież sama mogła zarobić pieniądze.

Drzwi się otworzyły, Emanuel i Signe wrócili do kuchni.
-   Signe   nie   czuje   się   dobrze.   -   Emanuel   sprawiał   wrażenie   zmar-

twionego. - Myślę, że musimy odłożyć wyprawę do pensjonatu.

Matka wstała od stołu.
- Możesz się położyć w moim łóżku.
- A ja pożyczę ci Puszka! - Peder zerwał się i zaczął szukać kociaka. - 

Kiedy   byłem  przeziębiony,   on   leżał   całą   noc   przy   mojej   szyi  i   bardzo 
szybko wyzdrowiałem.

Hilda wstała i zaczęła zbierać naczynia ze stołu.
-   Myślę,   że   wybiorę   się   do   domu.   -   Słowa   brzmiały   obojętnie.   - 

Zapomniałam zabrać paru drobiazgów.

Hvalstad, który podczas całego posiłku nie odezwał się ani słowem i w 

ogóle sprawiał wrażenie dość niezadowolonego, teraz wziął Anne Sofie i 
mamrocząc, że musi uporządkować różne rzeczy, zniknął na strychu.

Kristian, który też nie wyglądał na zachwyconego tym, że jest ich w 

domu jeszcze więcej, zdjął czapkę z gwoździa na ścianie, włożył na siebie 
zniszczoną kurtkę i ruszył ku drzwiom.

- Kristian... a ty dokąd? Niedługo będzie czas iść do kościoła.

background image

- Chciałem się tylko trochę przejść.
Kiedy wszyscy wyszli, matka zwróciła się do Elise.
- Mam nadzieję, że wy też pójdziecie do kościoła?
Elise skrzywiła się, cała ta sytuacja była dla niej nieznośna. Głowa ją 

bolała, czuła się kiepsko. Czy Emanuel naprawdę myśli, że Signe może 
mieszkać u nich przez jakiś czas? Czy nie rozumie, jakie to będzie ciężkie 
dla Elise?

- Przecież byliśmy w kościele wczoraj - mruknęła.
- A ja uważam, że powinnaś pójść z mamą - wtrącił Emanuel ku jej 

zdumieniu. - Chyba niezbyt często chodzimy  do kościoła, a kazanie w 
pierwszy   dzień   Bożego   Narodzenia   zwykle   warte   jest   wysłuchania. 
Zwłaszcza że wieczorem w Wigilię wszyscy są bardziej zajęci tym, co ich 
czeka w domu.

Elise patrzyła na niego, nie rozumiejąc.
- Co ich czeka w domu? Niewielu tutaj w naszej okolicy ma się czym 

cieszyć po powrocie do domu.

- Słuchaj się Emanuela, Elise! - matka posłała jej surowe spojrzenie. - U 

nas   w   domu   wszyscy   musieli   chodzić   w   święta   do   kościoła,   czy 
chcieliśmy, czy nie.

Emanuel zniknął w izbie. Elise nie bardzo chciała, żeby siedział tam 

sam na sam z Signe. Spojrzała na matkę z wymówką.

- Zapominasz, że mnie jest ciężko iść tak daleko.
-   Wczoraj   nic   na   to   nie   wskazywało.   Szłaś   tak   lekko,   że   nawet 

zwróciłam na to uwagę Asbjorna. Przecież do porodu zostało jeszcze sporo 
czasu. - Uśmiechnęła się, nagle jakby zawstydzona. - Zdaję sobie sprawę, 
że dziecko urodzi się znacznie wcześniej, niż powinno, ale przecież nie 
jesteś w aż tak zaawansowanej ciąży. Dobrze pamiętam, jak pani Thoresen 
opowiadała,   że   już   kilka   miesięcy   przed   waszym  ślubem  ludzie   o   was 
plotkowali, ale tak to bywa. - Znowu się uśmiechnęła. - Pamiętasz, co ci 
opowiadałam   o   ojcu   i   o   mnie?   Ty   też   przyszłaś   na   świat   trochę   za 
wcześnie...

Elise skinęła głową i zmusiła się do bladego uśmiechu. Miała nadzieję, 

że dziecko będzie przenoszone i nikt nie będzie miał powodu liczyć na 
palcach, kiedy zostało poczęte.

- Poza tym przeżyłaś tyle w związku z Johanem - dodała matka z ponurą 

miną.   -   Nic   dziwnego,   że   wpadłaś   w   objęcia   dobrego   człowieka   z 
charakterem, takiego jak Emanuel. No i jaki on urodziwy! - Wydrapywała 
resztki kaszy z garnka i zjadała je łapczywie. - Więc pójdziesz ze mną i 
Asbjornem do kościoła, prawda? Emanuel wie, jak się zajmować ludźmi, 

background image

którzy...   -   umilkła   i   spoglądała   na   drzwi   izby,   a   potem   mówiła   dalej 
szeptem: - Bardzo się boję, żeby nie próbowała zrobić sobie czegoś złego. 
Wiesz, z wodospadem tuż obok, a ona taka nieszczęśliwa... Emanuel zdoła 
z pewnością przemówić jej do rozumu i nakłonić ją, by wróciła do domu. 
Kiedy dwie strony ze sobą walczą, to jedna musi się ukorzyć i prosić o 
wybaczenie.

Elise   poczuła   trudną   do   opanowania   potrzebę   zamknięcia   matce   ust 

opowiedzeniem jej całej prawdy, wiedziała jednak, że nie wolno jej tego 
zrobić. Wstyd i ludzkie gadanie to jedna sprawa, ale przecież Elise nie ma 
prawa zniszczyć przy tym szacunku dla Emanuela, jaki żywią jej matka, 
bracia i Hvalstad. Nie może ryzykować, że Kristian zamknie się jeszcze 
bardziej w sobie, zrobi się uparty i nieprzystępny, Peder utraci swojego 
bohatera i wzór, a chłopcy w szkole znowu zaczną mu dokuczać. Nie może 
ryzykować,   że   matka   tak   się   na   nią   rozgniewa,   że   nigdy   jej   tego   nie 
wybaczy.  To   by   się   skończyło   bardzo   źle   dla   wszystkich,   również   dla 
dziecka, które nosi pod sercem. Tak więc musi sama dźwigać to brzemię.

- Pójdę i posprzątam trochę w izbie - powiedziała zamiast tego i ruszyła 

ku drzwiom.

Ku   jej   zaskoczeniu   Emanuel   siedział   skulony   na   krawędzi   łóżka   z 

twarzą ukrytą w dłoniach. Przez cały czas nie mogła się nadziwić, jak on 
spokojnie przyjmuje całą sytuację, chociaż w nocy wydawał się bardzo 
nieszczęśliwy. Teraz zrozumiała, że jego zachowanie było

Uniósł głowę i Elise zobaczyła zapłakaną twarz. Zawsze uważała, że jest 

taki dojrzały i dorosły pod każdym względem, a teraz wyglądał jak mały, 
zgnębiony chłopiec. Niczym nieposłuszne dziecko przyłapane na gorącym 
uczynku, które boi się, co teraz będzie.

- Ty mną z pewnością pogardzasz, Elise. Wolno pokręciła głową.
- Przecież wiedziałam już wcześniej, co się stało.
- Ale nie wiedziałaś, że skończy się tak źle.
- Twój grzech nie jest z tego powodu ani mniejszy, ani większy. Wczoraj 

wieczorem   nie   mogłam   opanować   złości,   przeżyłam   ciężką   noc,   teraz 
jednak  postanowiłam,   że   nikt  z   domowników   o   niczym  się   nie   dowie. 
Niestety   wczoraj,   zaraz   kiedy   Signe   się   tutaj   zjawiła,   powiedziałam 
Hildzie, jak się rzeczy mają, teraz jednak się rozmyśliłam i spróbuję ją 
przekonać, że źle mnie zrozumiała. Nie jestem pewna, czy mi uwierzy.

- Sprawia wrażenie, że nie uwierzy.
- No właśnie, wygląda na bardzo wzburzoną. Mimo to spróbuję z nią 

porozmawiać.

- Dlaczego chcesz mnie chronić?

background image

-   Ze   względu   na   rodzinę.   Jeżeli   cała   sprawa   się   wyda,   to   wszyscy 

poniosą konsekwencje. Kristian i Peder będą wyszydzani w szkole, matka 
nie odważy się pokazać ludziom na ulicy, a Hvalstad może pomyśleć, że to 
zbyt wielkie ryzyko żenić się z osobą z takiej rodziny. I dziecko, którego 
oczekujemy... - pogładziła swój wielki brzuch, starając się stłumić płacz.

Emanuel wstał i zarzucił jej ręce na szyję.
- Nie płacz, Elise! Nie mogę znieść, kiedy  jesteś taka nieszczęśliwa. 

Zaraz coś wymyślę. Spadło to na mnie niczym szok i dotychczas z całej 
siły   starałem   się   przede   wszystkim   ukryć   własną   reakcję,   teraz   jednak 
postaram się jakoś to załatwić. Już niedługo będziemy to mieć za sobą.

„Będziemy mieć za sobą". Jak można mieć za sobą fakt, że własny mąż 

oczekuje dziecka z inną kobietą, podczas kiedy ona sama nosi w brzuchu 
dziecko gwałciciela? To wszystko brzmi jak absurd. Trudno to pojąć.

Emanuel tulił ją mocno do siebie.
-   Dziękuję   ci,   że   nie   powiedziałaś   domownikom   prawdy.  To   bardzo 

wielkoduszne z twojej strony. Bóg wynagrodzi ci tę wielkoduszność. Z 
twoją pomocą zdołam przez wszystko przejść, Elise. Potraktujmy to jako 
jedną z wielu prób, które życie nam zsyła, jako jedną z tych prób, dzięki 
którym  możemy   się   czegoś  nauczyć.   Ja  w  każdym  razie   wiem,   że   już 
nigdy więcej nie zrobię takich fatalnych kroków.

„Fatalnych kroków"... Dlaczego mówi w liczbie mnogiej? Chociaż może 

to tylko taki sposób wyrażania się.

-   Jesteś   naprawdę   wielkoduszna,   Elise   -   mówił   dalej.   -   Widzę,   że 

odczuwasz   dla   niej   współczucie,   że   się   nad   nią   użalasz.   Teraz   kiedy 
pójdziesz z mamą do kościoła, spróbuję przemówić Signe do rozsądku. 
Nie chcę myśleć o niczym innym, jestem pewien, że rodzice okazaliby jej 
łaskę, gdyby ich o to prosiła. Oni nie wiedzą, z kim ma to dziecko. Może 
zmienią zdanie, kiedy usłyszą, że ojcem jest syn bogatego gospodarza.

Który   w   dodatku   jest   żonaty,   pomyślała   Elise,   ale   głośno   tego   nie 

powiedziała. Wyswobodziła się z jego objęć.

-   Uważam,   że   powinniśmy   wyrzucić   choinkę   -   powiedziała,   idąc   ku 

drzwiom.

- Wyrzucić choinkę?
- Bo ona mi tylko przypomina to, co mieliśmy i co trwało takN krótko.
- Reszta domowników o tym nie wie - usłyszała słowa Emanuela, zanim 

wyszła do kuchni.

Peder   i   Kristian   też   poszli   do   kościoła,   choć   wyjątkowo   niechętnie, 

najbardziej woleliby zostać w domu i spożytkować rzadko im się trafiający 
czas wolny na zabawę z kolegami. Śniegu było już na tyle dużo, że można 

background image

było zjeżdżać po zboczu, wielu ich szkolnych kolegów bawiło się tam od 
rana.   Niektórzy   mieli   nawet   długie   sanki   ze   sterem,   większość   jednak 
musiała   sobie   radzić   prostszymi   sposobami.   Kristian   rzucał   przeciągłe 
zazdrosne spojrzenia na wzgórze, gdzie dzieciaki śmiały się i wrzeszczały. 
Peder   miał   wielką   ochotę   zbudować   ze   śniegu   twierdzę   i   walczyć   ze 
Szwedami.

- No, no, nie wiedziałam, że jesteś taki wojowniczy, Peder. Zazwyczaj 

okazujesz   wszystkim   dobroć   i   serce   -   dziwiła   się   matka.   -   Poza   tym 
powinieneś wiedzieć, że nie jesteśmy już w stanie wojny ze Szwedami. 
Kraj jest wolny, a Szwedzi są naszymi braćmi, nie wrogami.

-  Ale   czy   ty   nie   rozumiesz,   mamo?  To   przecież   nie   jest   prawdziwa 

wojna, tylko udawana, nie będziemy naprawdę strzelać.

Matka roześmiała się.
- Domyślam się, domyślam, jeszcze by tego brakowało...
- Musiałaś zapomnieć o krasnoludku, którego dostał Evert, mamo. Ten 

krasnoludek strzela do ołowianych żołnierzyków, chociaż jest miły.

Hvalstad   nareszcie   doszedł   do   siebie.   Opowiedział   o   aparacie 

fotograficznym, który widział, i teraz marzy, żeby go sobie kupić, na razie 
jednak go na to nie stać.

-   Ciebie   chyba   jeszcze   nie   było   w   Kristianii   w   tysiąc   osiemset 

osiemdziesiątym   roku,   Jensine?   -   pytał   z   ożywieniem   mamę.   Potem 
zwrócił   się   do   chłopców.   -   Dwadzieścia   pięć   lat   temu   miało   miejsce 
wielkie wydarzenie w historii Kristianii. Do tamtej pory ozdobą Wielkiego 
Rynku była wspaniała  gazowa latarnia  Fiat  Lux,  wtedy  jednak latarnia 
została   zastąpiona   pomnikiem   Kristiana   IV,   założyciela   miasta.   Wielu 
ludzi przyszło na odsłonięcie pomnika, wśród nich także ja. Miałem wtedy 
dwadzieścia   lat.   Sztuka   fotografii   dopiero   niedawno   się   pojawiła,   a 
zrobienie sobie zdjęcia było dla każdego wielkim wydarzeniem. Nigdy nie 
zapomnę, jakie mi się to wydawało niezwykłe.

Peder słuchał go bardzo uważnie. Kiedy Hvalstad skończył, chłopiec 

zawołał z ożywieniem:

- Elise opowiadała nam o królu. Wskazał ręką i powiedział, że miasto 

ma   powstać   tutaj,   gdzie   teraz   jest.   Mam   nadzieję,   że   ten   nowy   król 
zdecyduje, co mamy zrobić z gazową latarnią przed Andersengarden. A 
wiesz, że Johan też potrafi rzeźbić posągi?

- Ach tak, co ty mówisz? - zdziwił się Hvalstad. - A czyje to posągi on 

rzeźbi?

- Posągi znanych ludzi. Wozaka Karlsena albo może szefa wozaków.
Kristian wybuchnął śmiechem.

background image

- Znani ludzie to są tacy jak na przykład dyrektor w Hjula i premier 

rządu, nie rozumiesz tego, Peder?

- No to myślę, że Johan rzeźbi posąg dyrektora. On przecież wie, jak 

wygląda dyrektor.

- Johan jest tylko zwyczajnym kamieniarzem, Peder - powiedziała matka 

z powagą w głosie. - Tłucze kamienie do wykładania ulic i takie tam.

W tym momencie zauważyli panią Evertsen i panią Albertsen, które też 

szły   do   kościoła.   Matka   pomachała   do   nich   ręką.   Panie   przystanęły   i 
czekały, żeby dalej pójść razem. Kristian i Peder pobiegli przodem.

- Wesołych świąt, pani Evertsen i pani Albertsen. Jak to dobrze, że są 

panie zdrowe i mogą chodzić. Wspaniale, że pierwszą część zimy mamy 
już za sobą.

Elise odniosła wrażenie, że obie panie mają dość dziwne miny, kiedy 

spoglądają to na jedno, to na drugie.

-   Tak,   nie   wszyscy   mieli   tyle   szczęścia   -   pani   Evertsen   westchnęła 

głośno.   -   Wciąż   gdzieś   wokół   dochodzi   do   nieszczęść.   Na   przykład 
Magnhild, ta, która była taka zdolna w szkole i została potem telefonistką, 
musiała zrezygnować z pracy tylko dlatego, że wyszła za mąż. Mogliby 
chociaż   poczekać,   aż   zajdzie   w   ciążę.   Natomiast  Agnes,   synowa   pani 
Thoresen, straciła dziecko, którego oczekiwała. No tak, ale o tym to ty, 
Elise, na pewno wiesz, byłaś przecież zaręczona z Johanem.

Elise doznała jakiegoś dziwnego uczucia chłodu. Agnes straciła dziecko! 

Biedny Johan. I biedna Agnes.

-   Nie,   nie   wiedziałam   o   tym   -   zdołała   wymamrotać,   wciąż   jednak 

wzburzone myśli krążyły jej po głowie. Jakie życie jest jednak dziwne. 
Ona sama złorzeczyła losowi, kiedy zdała sobie sprawę z tego, że będzie 
miała   dziecko,   i   rozważała   nawet   możliwość   pójścia   do   kobiety   na 
Mollergata, żeby je usunąć. Dzisiaj w domu leży Signe i szlocha dlatego, 
że będzie miała dziecko z żonatym mężczyzną. Tymczasem Agnes, która 
tak się starała, żeby zwabić do swojego łóżka Johana w nadziei, że zajdzie 
w ciążę, i która była taka szczęśliwa, kiedy jej się to w końcu udało, teraz 
straciła dziecko!

Elise zaczęła liczyć na palcach. Agnes musiała być w trzecim miesiącu. 

Jej ciąża była trochę bardziej zaawansowana niż ciąża Hil-dy.

Ale wczoraj nic takiego nie było po niej widać. Agnes wyglądała na 

zadowoloną,   była   radosna   i   powiedziała,   że   nie   zaprosili   nikogo   na 
wigilijną kolację, bo najlepiej jest im samym we dwoje. Wyglądała na 
szczerze   zakochaną  młodą   dziewczynę.  Elise  zastanawiała   się,  czy  ona 
sama   zdołałaby   odgrywać   taką   beztroskę,   gdyby   dopiero   co   straciła 

background image

dziecko.

A  może   to   nieprawda?   Przecież   pani  Albertsen   i   pani   Evertsen   są 

najgorszymi plotkarami w okolicy.

Przypomniało jej się wczorajsze spotkanie z Agnes i Johanem, wtedy to 

Agnes zawołała za nią, kiedy już Elise i Emanuel chcieli iść dalej. Agnes 
powiedziała   tylko,   że   zapyta   Gustava,   Elise   jednak   natychmiast 
zrozumiała, o co tamtej chodzi. Gustav z pewnością wie, co się stało z 
Ansgarem. Potem Emanuel uporczywie dopytywał się, co to za tajemnice, 
Elise jednak udało się jakoś go zagadać. To nic nie pomoże, jeśli Emanuel 
się dowie, że ów rudy mężczyzna był razem z tymi, którzy na nią napadli, 
chociaż w końcu to on ją uratował.

Teraz   Emanuel   zajęty   jest   swoimi   problemami   i   z   pewnością   o 

wszystkim   zapomniał.   Zastanawiała   się,   o   czym   ci   dwoje   w   domu 
rozmawiają. Czy Signe tylko płacze, czy też błaga Emanuela o pomoc. W 
jaki sposób miałby jej pomóc, on, który nie jest w stanie pomóc sobie 
samemu   i   własnej   rodzinie?   Signe   niewątpliwie   zwróciła   uwagę   na 
choinkę i domyśliła się, że przeżyli bardzo miłą Wigilię. Poza tym od 
dawna   pewnie   wie,   że   Emanuel   pochodzi   z   wielkiego   dworu   i   jest 
jedynakiem. Uważa więc, że powinien coś dla niej zrobić.

Czy Emanuel nadal żywi słabość do Signe? Ta myśl sprawiła jej ból. Co 

prawda mąż zapewnia, że kocha tylko ją, Elise, ale przecież nie może 
powiedzieć nic innego, skoro znalazł się w takiej beznadziejnej sytuacji. 
Uderzające jest, jak życzliwie odnosi się do Signe i jak stara się jej bronić 
oraz   wzbudzić   w  rodzinie   współczucie   dla   nieszczęsnej   dziewczyny.  A 
przecież mógłby się wściekać dlatego, że odważyła się go szukać w jego 
własnym   domu,   i   to   w   sam   wieczór   wigilijny,   kiedy   cała   rodzina   jest 
obecna. Jednak ani jednym gestem nie dał poznać, że jest zły. Tylko że jest 
mu przykro.

Pani Evertsen i pani Albertsen nadal opowiadały o wszystkim, co się 

wydarzyło   w   Andersengarden,   ale   Elise   słuchała   ich   jednym   uchem. 
Mówiły   o   najstarszym   synu   jakichś   nowych   lokatorów,   nie   dosłyszała 
nazwiska i zresztą wcale jej ten człowiek nie interesował, chociaż obie 
panie widziały, jak się zakrada do mieszkania rodziny Olsenów, kiedy ich 
córka była w domu sama. Mówiły też, że jedna z dziewcząt pracujących w 
Hjula   była   widziana   ze   świeżo   ożenionym   Jonasem   Jacobsenem   z 
Sagveien 2, lecz to też Elise nie zainteresowało.

- Ale najgorsze jest chyba to, że ten żołnierz Armii Zbawienia ciągle 

przesiaduje na górze u Anny, czy pani Thoresen jest w domu, czy nie! - 
wykrzyknęła nagle pani Evertsen.

background image

Wtedy Elise ocknęła się i zwróciła w stronę sąsiadki.
- Torkild Abrahamsen? Czy pani nie zauważyła, jak wspaniale się do 

niej odnosi? Ćwiczy z nią codziennie po to, by znowu mogła chodzić na 
własnych nogach.

Pani Evertsen prychnęła.
- O, chodzić na własnych nogach! Rzeczywiście, jakby możliwe było 

odzyskanie zdrowia po chorobie Heine-Medina! O nie, Elise, taka głupia 
nie jestem, żeby w to wierzyć! I dobrze wiem, czego tam u niej wciąż 
szuka.   Nie   rozumiem   tylko,   jak   to   możliwe,   ale...   -   zacisnęła   wargi   i 
patrzyła w ziemię. - Dziewczyna o sparaliżowanych nogach i w ogóle...

Elise wpadła w złość.
- To paskudne, co pani mówi, pani Evertsen! Torkild Abrahamsen jest 

miłym,   zasługującym   na   szacunek   człowiekiem,   dobrym   pod   każdym 
względem. Właśnie tacy ludzie wstępują do Armii Zbawienia, ponieważ 
pragną   czynić   coś   dobrego   dla   innych.   Współczuje  Annie,   która   leży 
całymi   dniami   i   latami   zamknięta   w   swojej   izdebce.   To,   że   próbuje 
dziewczynie pomóc, ćwicząc jej nogi, wynika z miłosierdzia i nie może 
oznaczać nic innego!

Pani Evertsen patrzyła na nią, mrużąc oczy.
- Ależ ty jesteś dzisiaj wściekła, Elise. Czy ty też należysz do ludzi, 

którzy zawsze rano mają zły humor? A może przytrafiło ci się coś złego?

Matka pośpiesznie wtrąciła się do rozmowy.
- Elise jest po prostu zmęczona, ponieważ wczoraj wieczorem pojawił 

się u nas nieproszony gość. Pewna nieszczęśliwa młoda dziewczyna, która 
nie wiedziała, gdzie się podziać.

I   pani   Evertsen,   i   pani   Albertsen   gapiły   się   na   nią   pożądliwym 

wzrokiem.

- Czy to może jedna z tych dziewczyn z Hjula albo Graaha? Któraś, 

która popadła w nieszczęście?

Elise przeniknął dreszcz.
Matka z uśmiechem kręciła głową.
-   Nie,   ta   dziewczyna   pochodzi   ze   wsi.   Przyjechała   do   Kristianii 

pociągiem, chociaż nikogo tu nie zna, nie wiedziała, gdzie znajdzie dach 
nad głową ani z czego będzie żyć.

- Jezu Chryste! A jakim sposobem dostała się do domu majstra?
- Z pewnością słyszała, że Emanuel był oficerem w Armii Zbawienia.
- Ale oficerów jest przecież wielu. Pomagają ludziom i w Vaterlandzie, i 

w Gronland. Dlaczego musiała się wlec aż do Beierbrua?

Matka pokręciła głową.

background image

- Za wiele jeszcze nie wiemy. Emanuel został z nią w domu i próbuje 

dowiedzieć się, jaka jest jej historia. Moim zdaniem dziewczyna pokłóciła 
się z rodzicami i w gniewie opuściła dom. Takie rzeczy się zdarzają w jej 
wieku.

-  Ale   chyba   popadła   w   nieszczęście.  Tak   to   zwykle   się   dzieje.   Jeśli 

rodzice wyrzucili ją z domu, a ona nie ma gdzie się podziać... No, niełatwo 
wam będzie się jej pozbyć, jeśli byliście tak głupi, żeby ją wpuszczać do 
domu.

Teraz   to   już   mogę   nie   ukrywać   prawdy,   pomyślała   Elise,   czując,   że 

kolana się pod nią uginają. Wkrótce całe Sagene będzie gadać, że w domu 
majstra mieszka jakaś obca dziewczyna. Dziewczyna, która jest w ciąży i 
która przeszła piechotą od Dworca Głównego aż do Beierbrua w samą 
Wigilię, by szukać pomocy u Ringstadów. No i ludzie będą zachodzić w 
głowę, dlaczego akurat tutaj. Jeden czy drugi zacznie rozpowiadać głośno 
swoje brudne myśli o tym, że to być może Emanuel jest ojcem. Przecież 
spędził sporo czasu w straży granicznej.

- Mylicie się - usłyszała własny opanowany głos. - Ona mi się zwierzyła, 

ale obiecałam jej, że nikomu o tym nie powiem. Dziewczyna nie jest w 
ciąży,   uciekła   od   rodziców,   ponieważ   ojciec   zrobił   jej   cos   okropnego. 
Matka   doradziła   jej,   żeby   przyjechała   właśnie   do   nas.   Teraz   Emanuel 
spróbuje znaleźć jej pracę w którejś fabryce.

Matka zwróciła się do córki zaskoczona.
- Nie mogłaś mi od razu o wszystkim powiedzieć? Przecież byśmy jej za 

to nie potępili.

Elise nie była w stanie patrzeć na matkę.
-   Dla   niej   ta   sprawa   jest   bardzo   nieprzyjemna,   to   naprawdę   coś 

okropnego, nie mogłam jej tego zrobić.

Zauważyła,   że   Hvalstad   spogląda   na   nią,   a   na   czole   ma   głęboką 

zmarszczkę. On mi nie wierzy, pomyślała. Milczał przez cały dzień i z 
pewnością   wyrobił   sobie   własny   pogląd   na   temat,   kim   jest   Signe   i 
dlaczego do nas przyjechała.

W   tej   chwili   zauważyła   Valborg   schodzącą   w   dół   razem   z   dwiema 

przyjaciółkami. Nie widziała jej od dawna.

Pani   Evertsen   i   pani   Albertsen   już   były   kompletnie   pochłonięte 

rozmową o innej dziewczynie, która została „wzięta" przez własnego ojca. 
Wyglądało   na   to,   że   nieoczekiwany   gość   w   domu   majstra   przestał   je 
interesować.

Elise   zatrzymała   się,   żeby   porozmawiać   ze   swoimi   dawnymi 

towarzyszkami pracy, natomiast matka, Hvalstad  i obie  plotkary  wolno 

background image

wchodzili na kościelne wzgórze. Elise nigdy by nie chciała rozmawiać z 
Valborg, gdyby to nie było jednak lepsze od dyskusji z paniami Evertsen i 
Albertsen, poza tym interesowały ją także nowiny z przędzalni. Ostatnimi 
czasy sporo rozmyślała o tym, co będzie robić po urodzeniu dziecka. Była 
pewna,   że   zarządca   ją   zatrudni,   gdyby   potrzebowali   więcej   robotnic, 
zarazem jednak ze zgrozą myślała o godzinach spędzanych przy maszynie 
i zastanawiała się, czy nie udałoby się jej znaleźć czegoś innego. Praniem 
nie będzie mogła się już zajmować, to oczywiste. Emanuel nie zniesie tych 
nieustannie suszących się w kuchni i izbie rzeczy, poza tym Elise widziała, 
że matka nie ma sił, by nadal pomagać jej w prasowaniu. Zastanawiała się, 
czy nie zacząć szyć dla ludzi, tylko jak znaleźć środki na maszynę?

- Dzień dobry, Valborg. Wesołych świąt. Jak dawno cię nie widziałam. 

Jak tam teraz w przędzalni? Czy któraś ze znajomych ostatnio przestała 
pracować?

Valborg mierzyła ją z góry na dół, z pewnością po to, by stwierdzić, jak 

bardzo zaawansowana jest ciąża Elise.

-   Myślę,   że   jeszcze   przez   dłuższy   czas   nie   będziesz   mogła   do   nas 

wrócić.   Zarządca   zrobił   się   ostatnio   okropny.   Wszystkim   wymyśla   i 
trzaska drzwiami, powiedział, że nie życzy sobie niemowlaków leżących 
w kartonach na korytarzu.

Elise skinęła głową.
- Tak też myślałam.
Valborg spojrzała na nią zaciekawiona.
- A ty co, będziesz musiała wrócić do pracy? Przecież wyszłaś za mąż za 

urzędnika, który na dodatek pochodzi z bogatej rodziny, no nie?

- Urzędnik nie zarabia wcale tak dużo, a wynajęcie domu majstra sporo 

kosztuje.

- No to możecie się chyba przeprowadzić i mieszkać tak jak większość 

robotników? Chyba że jesteście na to zbyt eleganccy?

Obie przyjaciółki Valborg zachichotały.
- A właśnie, słyszałaś, że Agnes straciła dziecko? I wcale się tym nie 

martwi.   Powiedziała,   że   nie   interesuje   jej   siedzenie   w   domu   z 
wrzeszczącym dzieciakiem. - Valborg posłała Elise słodki niczym miód 
uśmieszek. - Okazała się sprytniejsza od ciebie, Elise. Widzisz, teraz to 
ona dostała Johana. To dlatego chciała mieć dziecko, w przeciwnym razie 
nigdy   by   się   z   nią   nie   ożenił.  Agnes   wiedziała,   że   Johan   będzie   kimś 
ważnym.   Pewnego   dnia   stanie   się   sławny   i   bogaty,   a   wtedy   będziesz 
żałować, że nie chciałaś na niego czekać.

- To nie ja zerwałam zaręczyny. - Elise odwróciła się. - Idę do kościoła, 

background image

muszę się pośpieszyć.

Kiedy   odeszła,   słyszała,   że   tamte   rozmawiają   ze   sobą   głośno,   i 

pożałowała, że w ogóle się przy nich zatrzymała.

A więc to prawda, że Agnes straciła dziecko, nie mogła jednak uwierzyć, 

że Agnes traktuje sprawę tak lekko, jak Valborg chciałaby ją przedstawić.

Zbliżała się do domu, w którym mieszka Agnes z Johanem, i chciała 

szybko przejść obok. Matka i Hvalstad odeszli już dość daleko. Pedera i 
Kristiana w ogóle nie było widać.

Kiedy mijała dom, usłyszała, że na górze otwiera się jakieś okno. Agnes 

wysunęła głowę.

- Elise? Widziałam twoją matkę, jak tędy przechodziła, i pomyślałam, że 

ty zaraz też przyjdziesz. Wczoraj wieczorem mieliśmy gości. Był wśród 
nich Gustav. Bawiliśmy się głośno i wesoło. - Agnes roześmiała się. - Ale 
ja go w końcu zapytałam. Z Ansgarem wszystko dobrze.

Elise poczuła ulgę. Chociaż nienawidziła Ansgara za to, co jej zrobił, to 

nie   życzyła   mu   śmierci.   Mimo   wszystko   próbował   jej   pomóc.   Nie 
wiedziała teraz, co powiedzieć, nie chciała ujawniać, jak jej ta wiadomość 
ulżyła, na wypadek gdyby Johan stał za Agnes. Jeśli chodzi o tę sprawę, to 
Johan jej nie rozumiał.

- A z tobą wszystko w porządku? - zapytała przyjaciółkę.
- To zależy, o co pytasz. Z dzieckiem nam się nie udało, ale Johan mówi, 

że   możemy   się   postarać   i   zrobić   sobie   nowe.   -   Znowu   wybuchnęła 
śmiechem.

Elise uśmiechnęła się, ale czuła się jakoś dziwnie. Johan nie może być 

taki obojętny na to, co się dzieje z Agnes, jak twierdziła Valborg.

- No a ty  sama, Elise?  - Agnes spoglądała w dół na ulicę, żeby się 

upewnić, że nikt ich nie słyszy. - Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to nie 
zostało ci już wiele czasu, prawda?

Elise potrząsnęła głową.
- Muszę się teraz śpieszyć, bo jak nie, to spóźnię się do kościoła.
Z kazania nie słyszała wiele. Myślami wciąż była przy Agnes i dziecku, 

które tamta straciła, myślała też o Annie i Torkildzie, a potem o Signe i 
Emanuelu. Najwięcej właśnie o nich.

Obawiała się powrotu do domu. Pomyśleć, że Signe nadal tam jest. Ale 

może Emanuel zdołał znaleźć jakieś rozwiązanie?

Kiedy   nabożeństwo   dobiegło   końca,   matka   i   Hvalstad   chcieli   się 

przywitać ze znajomymi i porozmawiać trochę. Chłopcy wybiegli szukać 
kolegów, Elise natomiast powiedziała, że marznie, i nie zatrzymując się, 
ruszyła w drogę powrotną do domu.

background image

Drżąca otulała się szczelnie chustką i pochylała głowę, bo wiatr zacinał 

teraz śniegiem. Śnieg przedostawał się przez oczka robionej na drutach 
chustki i wciskał pod ubranie, miała wrażenie, że igiełki lodu przenikają 
przez skórę. Emanuel próbował podzelować jej zimowe buty, powiedział 
jednak,   że   są   tak   poprzecierane,   że   nic   z   tego   nie   będzie,   Elise   musi 
zdobyć   nowe   obuwie.   Nie   odważyła   się   powiedzieć   mu,   że   nie   ma 
pieniędzy. Teraz śnieg wciskał się w szpary między podeszwami a górną 
częścią butów, pończochy miała przemoczone, palce u nóg zdrętwiałe z 
zimna. Dopiero dwa dni temu cerowała pończochy, ale są tak zniszczone, a 
teraz w dodatku mokre, że znowu porobiły się w nich dziury.

Dopiero kiedy zbliżyła się do Beierbrua, zwolniła kroku.
- Boże kochany, spraw, żeby Signe się od nas wyniosła - błagała w 

duchu, ślizgając się po drodze do domu majstra. Z komina unosił się dym, 
ktoś jest w domu, ale przecież nie musi to być nikt inny niż Emanuel albo 
Hilda. Hilda będzie mimo wszystko u nich mieszkać aż do trzeciego dnia 
świąt, kiedy majster wróci ze świątecznego urlopu.

Może   Hilda   i   Emanuel   siedzą   w   kuchni   i   rozmawiają?   Może   Hilda 

uspokoiła   się,   a   Emanuel   znalazł   jakieś   odpowiednie   wyjaśnienie, 
dlaczego   Signe   do   nich   przyjechała?  Albo   może   Hilda   odbyła   z   nim 
poważną   rozmowę   i   wytłumaczyła   mu,   że   nie   wypada,   żeby   Signe 
siedziała u nich w domu, kiedy Elise oczekuje jego dziecka. Hilda taka 
jest,   ona   się   nie   krępuje   i   potrafi   wyśpiewać,   co   o   ludziach   myśli.   Z 
pewnością   zażądała,   żeby   Emanuel   usunął   Signe   z   domu,   zanim   Elise 
wróci   z   kościoła.   Powinien   kupić   bilet   powrotny   do   Kongsvinger   i 
wyprawić ją pociągiem do domu.

Uspokojona takimi myślami znowu przyśpieszyła kroku, przeszła przez 

most i podążyła w stronę domu.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Przy kuchennym stole siedzieli Emanuel i Signe, pili kawę. Gdyby Elise 

nie   wiedziała,   jak   bardzo   Emanuel   jest   zmartwiony   swoją   sytuacją, 
mogłaby   sądzić,   że   jest   im   razem   przyjemnie.   Signe   nie   była   już 
zapłakana, starannie upięła włosy, policzki jej się zarumieniły, a w oczach 
czaił się uśmiech. W każdym razie do momentu, kiedy zobaczyła Elise.

- Już wróciłaś? - Emanuel sprawiał wrażenie skrępowanego.
- Na dworze jest bardzo zimno, zmarzłam, więc śpieszyłam się do domu.
- A w kościele było dzisiaj dużo znajomych?
- W tamtą stronę szliśmy razem z paniami Evertsen i Albertsen. Potem 

spotkałam Valborg i kilka innych dziewczyn z przędzalni.

Zdjęła   z   nóg   buty,   postawiła   je   pod   piecem,   a   chustkę   i   kapelusz 

powiesiła na haczyku i weszła do izby, żeby znaleźć suche pończochy. 
Miała nadzieję, że matka schowała jakieś zapasowe.

Kiedy   znowu   wróciła   do   kuchni,   Emanuel   i   Signe   wstali   od   stołu   i 

najwyraźniej   przygotowywali   się   do   wyjścia.   Może   Emanuel   zamierza 
odprowadzić dziewczynę na dworzec? Elise spoglądała na niego raz po raz 
w nadziei, że zechce jej coś wyjaśnić, on jednak się nie odzywał. Może 
Signe zaczęłaby natychmiast znowu płakać, gdyby zaczął o niej mówić.

Dlatego Elise uznała, że nic się nie stało, i zaczęła obierać ziemniaki na 

obiad.

Dopiero kiedy tamci włożyli już płaszcze, Emanuel oznajmił krótko:
- No to cóż, my pójdziemy. Przypuszczam, że wrócę za parę godzin. 

Zabiorę   Signe   do   Carlsenów   i   zapytam,   czy   ci   ich   znajomi   nadal 
potrzebują guwernantki. Signe bardzo dobrze uczyła się w szkole i biegle 
mówi po niemiecku.

Potem oboje wyszli. Elise stała i patrzyła przed siebie. Zabierać Signe 

do Carlsenów? Pomysł wydawał jej się bardzo dziwny. Jak to, chce, żeby 
najlepsi   przyjaciele   jego   rodziców   spotkali   dziewczynę,   z   którą   będzie 
miał   dziecko?   Carlsenowie   się   z   pewnością   zdziwią,   że   nie   spytał 

background image

przedtem swojej matki i ojca.

Cóż, pozostaje jej wierzyć, że Emanuel wie, co robi, najważniejsze, że w 

końcu cokolwiek zrobił.

Drzwi się otworzyły i weszła Hilda, dzwoniła zębami, była fioletowa z 

zimna, miała czerwony nos.

- Nienawidzę zimy! - Otrząsnęła chustkę ze śniegu, zanim ją powiesiła, 

a potem zdjęła przemoczone buty. - Zderzyłam się z Emanuelem i Signe 
po tamtej stronie mostu.

- Tak, poszli do Carlsenów. Oni podobno znają kogoś, kto poszukuje 

guwernantki.   - Elise  próbowała  mówić   tak  spokojnie  i  zwyczajnie,   jak 
tylko mogła.

Hilda spojrzała na nią.
- Do Carlsenów? Nie jest chyba taki bezczelny, żeby tam chodzić z tą 

wywłoką?

Elise otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale Hilda ją ubiegła.
- Oszczędź mi już tych swoich kłamstw, Elise! - Głos brzmiał ostro. - 

Jeśli inni są tacy głupi i nie rozumieją prawdy, to ich sprawa, ale mnie nie 
próbuj wmawiać, że wczoraj się pomyliłaś. Wystarczy jedno spojrzenie na 
tę panienkę ze wsi, żeby widzieć, jak pożera Emanuela wzrokiem. Gdy 
tylko stwierdzi, że na nią nie patrzymy, wlepia w niego te swoje oczęta, 
które mogłyby roztopić bryłę lodu.

Elise poczuła, że serce bije jej szybciej, z całej siły jednak starała się nie 

pokazać, co czuje. Domyślała się, że cokolwiek teraz powie, to i tak Hildy 
nie oszuka. Zwróciła twarz ku siostrze i tak spokojnie, jak tylko mogła, 
powiedziała:

- A czy pomyślałaś, co by się stało, gdyby pozostali odkryli prawdę, 

Hildo?   Nie   mówiąc   już   o   tym,   co   się   stanie,   gdy   ta   prawda   w   końcu 
wyjdzie na jaw? Najpierw matka straci szacunek dla Emanuela i odwróci 
się od niego. Nie daj Boże znowu się rozchoruje. Hvalstad przypuszczalnie 
nie będzie chciał mieć nic wspólnego z rodziną, Kristian znowu zrobi się 
uparty i rozgoryczony jak przedtem, a Pedera będą wyśmiewać w szkole, 
będzie przestraszony i smutny. Wszystko to może być nie do zniesienia i 
Emanuel   w   końcu   pójdzie   w   swoją   stronę.  A  wtedy   nie   będziemy   już 
mogli mieszkać w domu majstra. Dziecko, którego oczekuję, urodzi się w 
nędzy. A popatrz na Pedera, jak on się teraz zmienił w stosunku do tamtego 
chłopca, jakim był jeszcze parę miesięcy temu. Wprost trudno go poznać. 
Oczy mu błyszczą, jest wesoły i pełen życia, tak jak chłopiec w jego wieku 
powinien   być.   Myślisz,   że   mam   serce   zniszczyć   to   wszystko   tylko   z 
powodu urażonej miłości własnej? I tak już nie mogę zmienić tego, co się 

background image

stało. Emanuel szczerze żałuje i oddałby lata swojego życia, żeby można 
to odrobić. Teraz próbuje znaleźć Signe jakąś pracę, a kiedy zacznie lepiej 
zarabiać, będzie jej pomagał finansowo. Więc zarówno ty, jak i ja musimy 
spróbować o tym zapomnieć, w każdym razie udawać, że zapomniałyśmy.

Hilda posłała jej pełne wzburzenia spojrzenie.
- Bardzo dobrze, że masz anielskie skrzydła nie wymagaj jednak, żebym 

ja też je miała! Wolałabym dawać sobie radę jako samotna matka, bez 
pomocy znikąd, niż żyć po takim upokorzeniu we własnym domu. Nie 
zmusisz mnie, bym uwierzyła, że po tym wszystkim będziesz nadal kochać 
Emanuela.   Już   nie   żywisz   dla   niego   szacunku   i   nie   będziesz   miała 
szacunku   dla   siebie   samej,   żyjąc   z   nim   tak,   jakby   nic   się   nie   stało. 
Zabieram swoje rzeczy i wracam do domu Paulsena. Niedobrze mi się robi 
od tego fałszu, nie jestem w stanie być z kimś z was pod jednym dachem.

Potem zerwała się z miejsca i, pobiegła do izby, żeby zabrać tych parę 

rzeczy, które tu ze sobą przyniosła, wkrótce znowu wyszła z domu.

Elise dołożyła drew do ognia i nadal obierała ziemniaki, zastanawiając 

się nad tym, co zostało powiedziane. Rozumiała Hildę. Może rzeczywiście 
powinna się odwrócić od Emanuela, powiedzieć, że nie jest w stanie po 
tym wszystkim kontynuować ich małżeństwa.

Z pewnością dostałby rozwód, gdyby oznajmił, że oczekuje dziecka z 

inną kobietą. Wtedy oboje z Signe mogliby się wyprowadzić do Ringstad i 
dać   jego   rodzicom   wnuka.   Wnuka   z   prawego   łoża,   urodzonego   przez 
kobietę,   która   na   dodatek   pochodzi   z   bogatego   dworu.   Myśl   o   tym 
powodowała piekący ból w sercu.

Matka i Hvalstad z pewnością wezmą ślub i wyprowadzą się, ale wtedy 

będą musieli wziąć ze sobą Pedera i Kristiana, czy tego chcą, czy nie. Tak 
więc zostałabym tylko ja i dziecko gwałciciela, pomyślała, czując cierpki 
smak   w   ustach.   Znajdę   sobie   pracę   w   którejś  fabryce,   jeśli  bardzo   się 
postaram.   I   jako   samotna   matka   z   pewnością   będę   mogła   wynająć 
jednopokojowe mieszkanie na Sagveien 2, na tyłach Hjula. Co prawda 
musiałaby   wtedy   mieszkać   z   wieloma   innymi  samotnymi  matkami,   ale 
przynajmniej będzie miała dach nad głową. Skoro inne dają sobie radę, to i 
ona będzie musiała.

Na zewnątrz rozległy się ożywione głosy i Peder wleciał niczym wicher 

do   kuchni,   czapka   i   kurtka   oblepione   były   śniegiem,   chłopiec   miał   na 
policzkach zdrowe czerwone rumieńce i zachwyt w niebieskich oczach.

- Wiesz co, Elise? - mówił tak szybko i z takim przejęciem, że słowa mu 

się plątały. - Wujek Pingelena zrobił mu drewniane łyżwy z żelaznymi 
okuciami i rzemieniami do przywiązywania do butów. Pingelen dał mi 

background image

pojeździć na głębinie przy Voienbrua. Powinnaś była mnie widzieć, Elise! 
Sunąłem po gładkim lodzie niczym łabędź!

Elise patrzyła na niego przerażona.
- Ale lód chyba nie jest jeszcze odpowiednio gruby?
- Ech, jest. Przecież się nie utopiłem. Chyba widzisz? I ani razu się nie 

wywróciłem.   Czy   niedługo   będziemy   jeść?   Strasznie   burczy   mi   w 
brzuchu. Biedny Mały Lorang. On nie miał nic w ustach od wczorajszego 
wieczora.   Chociaż   to   pierwszy   dzień   świąt.   Jego   mama   pracuje   na 
Lakkegata. W nocy pracuje, a w dzień sypia. Jego ojciec sobie poszedł, 
kiedy Mały Lorang był jeszcze w brzuchu u mamy, a potem ona zaczęła tę 
nocną robotę.

Zaczął zdejmować z siebie zaśnieżone ubranie.
- „Ty to jesteś szczęśliwy niczym mały książę, Peder", on tak mówi. 

„Jesteś   jak   ten   książę   Olaf   z   niebieskimi   oczyma,   który   mieszka   we 
własnym zamku i codziennie dostaje jedzenie". - Chłopiec uchylił drzwi, 
żeby strząsnąć śnieg z czapki i kurtki. - Jego mama jest stara. Ma prawie 
czterdzieści lat, mówi Mały Lorang. Ona nie rozumie małych chłopców 
tak jak nasza mama. „Ja to bym chciał, żeby Elise była moją mamą" - 
powiedział kiedyś. Nie wie, że jesteś moją siostrą, ale ja mu też tego nie 
tłumaczyłem. Bo wiesz, wielu uważa, że jesteś moją mamą, ale to chyba 
nie robi ci różnicy, Elise? - Malec patrzył na nią spokojnym wzrokiem, 
dobrze wiedział, że to pytanie nie było konieczne.

- Oczywiście, że nie, Peder, nic mi to nie szkodzi. Jestem zastępczą 

mamą dla ciebie i Kristiana od czasu, kiedy nasza mama zachorowała.

- Czy wiesz, że mama i Hvalstad mają zamiar wziąć ślub i wyprowadzić 

się   do   małego   mieszkania   przy   Wzgórzu   Świętego   Jana?   -   chłopiec 
roześmiał się krótko. - Możesz zrozumieć, że oni chcą się wyprowadzić z 
domu majstra? Powiedziałem mamie, że będę tutaj mieszkał, dopóki nie 
umrę.   Ona   widocznie   myślała,   że   będę   prosił,   żeby   mnie   zabrali   na 
Wzgórze Świętego Jana, ale nie wiem, gdzie bym tam miał położyć głowę.

Elise przestała obierać kartofle, stała bez ruchu i patrzyła na brata. Czy 

rzeczywiście przypadkiem malec zaczął rozmawiać o tym akurat teraz? 
Nie   mógł   przecież   wiedzieć,   że   właśnie   o   tym   rozmyślała   przed   jego 
przyjściem. A może to sprawiła jakaś wyższa siła? Przeniknął ją dreszcz.

Nie mogę tego zrobić, pomyślała. Nie mogę zawieść tego dziecka. Mogę 

raczej   żyć   w   upokorzeniu,   jak   to   nazywa   Hilda.   Zresztą   Elise   nie 
rozumiała, co Hilda chciała przez to powiedzieć. Nie, to już raczej niech 
uschnę z zazdrości, buntu i podejrzeń, a tego nie zrobię. Moje życie jest 
tylko życiem jednej z pięciorga: matki, Pedera, Kristiana, nienarodzonego 

background image

jeszcze dziecka i jej samej. Nie mogę zniszczyć losu tamtych czworga 
tylko   dlatego,   że   Emanuel  mnie   zdradził.   Zresztą   powinnam  się   liczyć 
również z Emanuelem.

Nie   wierzyła   bowiem,   że   kłamie,   kiedy   mówi,   że   ją   kocha.   Nie   za-

pomniała, jaki był szczęśliwy latem, kiedy powiedziała mu „tak".

Będą chyba jakoś mogli żyć razem niezależnie od tego, że ona straciła 

nieco   szacunku   dla   męża.   Jeśli   on   swoim   zachowaniem   dowiedzie,   że 
tamto to był tylko fałszywy krok, ponieważ czuł się taki samotny na tej 
granicy, i jeśli potem będzie jej wierny, to przecież nie byłoby słuszne, 
gdyby   z   tego   powodu   zniszczyła   życie   pięciorga   ludzi.   Każdy   może 
popełnić błąd,  nikt nie  jest doskonały. Jeśli ktoś jest nieskazitelny  pod 
jednym   względem,   to   przecież   nie   ma   pewności,   jaki   jest   poza   tym. 
Niektórzy plotkują, inni mówią nieprawdę, różni ludzie oszukują, a wielu 
przepija   pieniądze,   podczas   gdy   żona   i   dzieci   głodują.   Emanuel   zrobił 
więcej   dobrego   dla   innych,   niż   zwykle   ludzie   robią,   i   ma   wiele 
wspaniałych cech. Nie powinna go tak ostatecznie osądzać tylko z powodu 
jednego błędu.

Odłożyła to, co miała w rękach, podeszła do Pedera, uklękła przy nim i 

objęła go ramionami.

- Tak bardzo cię kocham, Peder. Bardzo bym tęskniła, gdybyś się ode 

mnie wyprowadził. Możemy udawać, że jestem twoją matką. Bo w głębi 
serca nią jestem.

Chłopiec patrzył na nią zdumiony.
- Czy ty płaczesz, Elise? Rękawem otarła łzę z policzka.
- To są łzy radości.
- Radości z tego, że dostałaś prezent od skrzata? Elise skinęła głową.
- To też, ale największy prezent dostałam od ciebie.
- Ode mnie? - patrzył na nią wielkimi, okrągłymi oczyma. Elise znowu 

skinęła głową.

- Wytłumaczę ci to, jak będziesz większy.
- Uważasz, że nie jestem jeszcze wystarczająco duży? Ja, który mam 

takie mięśnie na ramionach i wielki palec wystaje mi z buta?

Elise spojrzała w dół na stopy brata. I rzeczywiście, z dziury między 

podeszwą i cholewką sterczał duży palec nogi.

- Ależ, mój kochany, ty musisz potwornie marznąć!
- No tak, ale jak się dobrze bawię, to o tym zapominam. Gorzej było w 

czasie, kiedy chodziłem obok wozu Karlsena. Wtedy to palce mnie tak 
paliły,   że   miałem   ochotę   płakać.   Czasami   też   tak   bywa,   kiedy   idę   do 
szkoły. Elise wstała.

background image

- Kupię ci nowe buty, Peder. Możesz być tego pewien. Hilda jest mi 

winna dwadzieścia koron, poproszę, żeby mi oddała.

A  w   każdym   razie   może   wziąć   z   tych   stu   koron,   które   odłożyła   w 

związku z narodzinami dziecka. Jeśli nie będę mogła prać, to może zajmę 
się tkaniem albo znajdę coś innego - myślała.

Na dworze znowu rozległy się głosy i matka, Hvalstad oraz Anne Sofie 

weszli do środka. Wyprawa do kościoła najwyraźniej dobrze im zrobiła, 
rozmawiali   i   śmiali   się,   a   Hvalstad   sprawiał   wrażenie   zadowolonego   i 
rozbawionego.

Matka popatrzyła na Elise.
- Czy Emanuel zdołał przekonać tę dziewczynę, żeby wróciła do domu?
- Nie, zabrał ją ze sobą do Carlsenów. Podobno znają kogoś, kto szuka 

guwernantki.

-   Mam   nadzieję,   że   chodzi   o   pilną   sprawę   -   wtrącił   nieoczekiwanie 

Hvalstad.

- Asbjorn, przestań. - Matka posłała mu surowe spojrzenie. Zanim te 

słowa zostały wypowiedziane, drzwi otworzyły się ponownie i Emanuel 
pośpiesznie wszedł do ciepłej kuchni. Sam.

Wszyscy zwrócili się w jego stronę.
- No i co powiedzieli Carlsenowie? - Elise była zdenerwowana.
- Zrobią, co będą mogli. A tymczasem ona może u nich mieszkać. - 

Odwrócił się od żony, wolno zdejmował kapelusz i płaszcz i wieszał je na 
haczyku.

-   Mieszkać   u   nich?   -   Elise   patrzyła   na   niego,   nic   nie   rozumiejąc.   - 

Przyjmą ją na służbę, chcesz powiedzieć?

Emanuel zmarszczył czoło i patrzył na żonę.
-   Ona   nie   jest   biedną   służącą,   Elise.   Nie   przywykła   do   pracy.   Co 

najwyżej umie ścierać kurze i takie tam drobne zajęcia. Co innego, gdyby 
mogła zostać guwernantką, będzie wtedy uczyć dzieci.

- W takim razie teraz będzie mieszkać u Carlsenów jako gość? Emanuel 

potwierdził skinieniem głowy.

- Dopóki nie rozmówią się z tymi, którzy szukają guwernantki.
- Jakie to miłe z ich strony - wtrąciła matka. - Sądzę, że się myliłam w 

ocenie Carłsenów.

- A Karolinę nie ma nic przeciwko temu, żeby Signe u nich mieszkała?
Elise nic nie pojmowała.
- Nie, dlaczego miałaby coś mieć? Wygląda na to, że one od razu się 

porozumiały.   Jak   ci   już   kiedyś   opowiadałem,   Karolinę   spędzała   wiele 
letnich wakacji w Ringstad. Bardzo dobrze czuje się na wsi. Kocha kwiaty 

background image

i uwielbia jeździć konno.

- Tak,  tak,   no   to   zostało   nas  znowu   tylko  siedmioro.   -  Słowa   matki 

zabrzmiały niemal tak, jakby się skarżyła z tego powodu. Może czuła się 
lepiej,   kiedy   odgrywała   rolę   miłosiernej   samarytanki.   -   Asbjorn   i   ja 
postanowiliśmy   przekazać   wam   dzisiaj   wielką   nowinę   -   mówiła   dalej 
matka,   spoglądając   onieśmielona   na   Elise.   -   Wspomniałam   już   o   tym 
Pederowi, ale może teraz powinniśmy poczekać na Kristiana i Hildę.

- Hilda tutaj była i znowu wyszła. Już do nas nie wróci.
- Nie wróci? Majster ma przecież przyjechać z urlopu dopiero trzeciego 

dnia świąt?

- Myślę, że uważała, iż tutaj jest za ciasno. Przyzwyczaiła się już, że u 

Paulsena   ma  dla   siebie   dużo  miejsca.  A dzisiaj  w nocy  musiała   nawet 
dzielić z tobą łóżko.

-   Ale   mogła   przynajmniej   zostać   na   obiedzie.   Mamy   resztki   z 

wczorajszej kolacji i Emanuel kupił kiełbaski, które będzie można do tego 
dodać. Czy ona się o coś obraziła? Przy śniadaniu była jakaś taka spięta, 
ale myślałam, że to tylko poranny zły humor.

Elise wzruszyła ramionami, nie patrząc na matkę.
- Pojęcia nie mam, o co jej chodziło.
Peder dotychczas zdołał nic nie mówić, teraz jednak nie był już w stanie 

dłużej trzymać języka za zębami.

-   Powiedziałem   o   tym   Elise,   mamo.   Powiedziałem,   że   macie   się 

przeprowadzić   na   Wzgórze   Świętego   Jana.   Ona   mówi,   że   bardzo   się 
ucieszy,   jeśli   zostanę   w   domu   majstra.   Ty   wiesz,   że   kiedy   człowiek 
przywykł do hałasu wodospadu, to czuje się niepewnie, kiedy znajdzie się 
w ciszy. Poza tym tam zapachy też są inne.

Matka uśmiechnęła się, najwyraźniej zadowolona.
- Bardzo dobrze cię rozumiem, Peder. Zresztą byłam pewna, że wolisz 

mieszkać tutaj. Poza tym Elise dla ciebie jest prawie jak matka, a Emanuel 
to dobry człowiek, który będzie dla ciebie świetnym wzorem w okresie 
dorastania.

Elise   miała   ochotę   zerknąć   na   Emanuela,   żeby   zobaczyć,   jak   na   to 

zareaguje, ale dała sobie spokój.

- Kiedy macie zamiar się wyprowadzić? - zapytała zamiast tego. Twarz 

matki oblał rumieniec.

-   Chcemy   wziąć   cichy   ślub   w   pierwszą   sobotę   stycznia.   Mieszkanie 

dostaniemy parę dni przedtem.

Elise uśmiechnęła się.
- Będzie wam tam dobrze.

background image

- Tak, będzie dobrze i spokojnie. - Hvalstad wypowiedział te słowa z 

westchnieniem.

Anne Sofìe  patrzyła oniemiała na ojca i włożyła kciuk do ust, chociaż 

już dawno przestała ssać palec.

- Będziemy was odwiedzać,  Anne Sofìe  - pocieszała ją Elise. - Będę 

zabierać ze sobą Larsine, a ty też będziesz mogła tutaj przychodzić, kiedy 
tylko zechcesz. To przecież nie jest daleko. Peder albo Kristian będą cię 
odprowadzać z powrotem do domu.

Peder skinął głową.
- Tylko żebym nie musiał iść z nią przez pierwszy kawałek. Jak Pingelen 

i tamci zobaczą, że wlecze się za mną dziewczyna, to zamęczą mnie na 
śmierć i będą się wyśmiewać, że to moja narzeczona.

- Może przejść pierwsza przez most, a ty potem pobiegniesz za nią - 

zaproponowała Elise.

Peder posłał jej spojrzenie pełne wdzięczności. - A z Larsine to mogę się 

bawić na strychu. Pingelen i pozostali nie muszą o niczym wiedzieć.

- Będziemy zmuszeni wynająć strych - oznajmił Emanuel krótko. - To 

dla nas za drogo wynajmować cały dom tylko dla siebie. A wygląda na to, 
że   będę   miał   do   wykarmienia   piąć   gąb.   -   Mówiąc   te   słowa,   posłał 
Hvalstadowi wymowne spojrzenie.

ROZDZIAŁ CZWARTY

Hilda weszła na szczyt wzgórza Aker i już miała skręcić w bramę domu 

Paulsena, kiedy na ulicy zauważyła męską sylwetkę, która wydała jej się 
znajoma.

A oto powód całego nieszczęścia, pomyślała, zaciskając wargi. Gdyby 

Johan nie dał się przekonać Lortowi-Andersowi i jego bandzie do udziału 
w kradzieży, Elise nie zostałaby zgwałcona w drodze do domu z twierdzy 
Akershus.   I  nie   musiałaby   wychodzić   za   mąż   za   Emanuela.   Natomiast 
latem wzięłaby ślub z Johanem, tak jak to było planowane. Z czasem ktoś 
by   z   pewnością   odkrył   zdolności   Johana.   I   Elise   mogłaby   być   żoną 
znanego   rzeźbiarza   Johana   Thoresena,   który   dorastał   w   biednym 

background image

robotniczym   środowisku,   ale   potem   stał   się   członkiem   klasy   średniej. 
Mogliby   mieszkać   we   własnej   willi,   w   pięknej   dzielnicy,   z   ogrodem 
pełnym   pachnących   bzów   i   jaśminów,   ozdobionym   fontannami   i 
altankami. Nigdy by nie poznała Emanuela, on zaś mógłby sobie sypiać z 
Signe i innymi wiejskimi dziewczynami, ile by tylko chciał.

Johan też ją zauważył i pomachał ręką. Początkowo Hilda zamierzała 

skinąć tylko głową w odpowiedzi i zniknąć, nie rozmawiając z nim, ale 
właściwie to zawsze lubiła Johana. Poza tym byli sąsiadami od początku 
jej   życia,   a   on   zawsze   zachowywał   się   wobec   niej   sympatycznie. 
Przystanęła więc.

- Wesołych świąt, Hilda.
- Wesołych świąt, Johan.
- Myślałem, że święta spędzasz w domu majstra?
- Ja też tak myślałam. - Hilda zacisnęła wargi i patrzyła gdzieś w bok.
Johan przyglądał jej się zdumiony.
-   Rozmawialiśmy   trochę   z   Elise   i   Emanuelem,   kiedy   wczoraj 

wracaliśmy z kościoła. Sprawiali wrażenie pogodnych i zadowolonych.

- Powinieneś był ich zobaczyć później, wieczorem. Johan zmarszczył 

czoło i patrzył na nią wyczekująco.

Hilda poczuła trudne do stłumienia pragnienie, żeby opowiedzieć mu o 

wszystkim, chociaż wiedziała, że to bardzo źle. Elise dopiero co zwróciła 
jej uwagę, jakie by to było szkodliwe, gdyby inni dowiedzieli się prawdy.

Równocześnie   uważała,   że   Emanuel   dostałby   za   swoje,   gdyby   to 

właśnie   Johan   się   dowiedział.   Dla   Johana   zaś   byłaby   to   satysfakcja 
słyszeć, że ów „wspaniały oficer Armii Zbawienia" wcale nie jest lepszy 
niż inni ludzie.

- Widzę, że nie masz ochoty o tym rozmawiać - pomógł jej Johan, kiedy 

przez dłuższy czas milczała.

- O nie, sprawiłoby mi ulgę, gdybym mogła to z siebie wyrzucić, a ty 

jesteś   jedyny,   któremu   odważyłabym   się   powierzyć   tajemnicę.   Ty   nie 
jesteś   taki   jak   Valborg   albo   pani   Evertsen.   Jeśli   cię   poproszę,   żebyś 
przysiągł, że nawet Agnes słowa nie piśniesz, to co?

Johan pokręcił głową.
-   Nie   należę   do   ludzi,   którzy   roznoszą   plotki.   Jeśli   ktoś   mnie   prosi, 

żebym trzymał język za zębami, to ja tak robię. Ale nie mów nic, gdybyś 
miała później żałować.

Hilda rozejrzała się wokół.
- Paulsen wróci dopiero jutro, jestem sama w całym domu. Jeśli masz 

ochotę wejść, to posiedzimy w kuchni i wypijemy po filiżance kawy.

background image

Johan wahał się przez chwilę, w końcu jednak skinął głową.
- Dziękuję ci. Jeśli uważasz, że to wypada.
- Oczywiście, że wypada. Tutaj nikt nie przyjdzie. Paulsen nie ma wielu 

znajomych, którzy go odwiedzają.

Poszli w stronę kuchennych drzwi.
- Widujesz czasami jego siostrzeńca? - spytał Johan ostrożnie, kiedy byli 

już na kuchennych schodach.

- Od czasu do czasu. Mój synek już jest taki duży, że sam siedzi w 

wózku.

-   Jesteś   bardzo   dzielna,   Hildo.   Nie   wiem,   czy   mógłbym   się   tak 

zachować.

Hilda roześmiała się.
- Przecież ty jesteś mężczyzną.
- Chcesz powiedzieć, że mężczyzna nie potrafi kochać swojego dziecka?
-   W   każdym   razie   ja   nigdy   nie   spotkałam   takiego,   co   potrafi.   Na 

przykład twój ojciec wypłynął w morze, a potem nikt go już nie widział. 
Mój natomiast przepijał wszystkie pieniądze, za które powinien kupować 
dzieciom ubrania i jedzenie. Ale ty z pewnością będziesz dobrym ojcem, 
Johan. Ty jesteś inny.

Weszli do kuchni i Hilda pośpiesznie zaczęła rozpalać ogień.
- Pozwól, ja to zrobię. - Johan otworzył skrzynkę na drewno, wyjął kilka 

polan oraz wiórki, zaczął drzeć na strzępy stare gazety i zwijać je w kulki. 
- Agnes straciła dziecko.

Hilda stanęła jak wryta.
- Co ty mówisz?
- Agnes straciła dziecko - powtórzył Johan.
- Rany boskie! - Hilda zasłoniła ręką usta. - Biedaczka, to musiało być 

straszne.

- Nie dla niej.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Ona się z tego ucieszyła. Właściwie to wcale nie chciała mieć dziecka.
Hilda   opadła   na   jeden   z   kuchennych   stołków.   Już   chciała   coś 

powiedzieć, ale zrezygnowała. Agnes pragnęła zdobyć Johana, ale teraz, 
kiedy już osiągnęła swoje, dziecko przestało być ważne.

- Wygląda, że ty najbardziej przeżywasz stratę.
- Być może.
Hilda czekała, aż Johan powie coś jeszcze.
- Byłoby bardzo miło, gdyby dziecko Elise i nasze urodziły się jedno po 

drugim.

background image

- I jesteś w stanie tak mówić, chociaż należysz do tych niewielu, którzy 

znają prawdę?

- Jeśli masz na myśli tego przeklętego gwałciciela, to nie znoszę jego 

widoku, nie mogę też o tym rozmawiać. Ale z jakiegoś dziwnego powodu 
dziecka Elise z nim nie łączę. Dla mnie dziecko jest tylko jej.

Hilda nie była w stanie dłużej zachować swojej tajemnicy.
-   Emanuel   zrobił   dziecko   innej   dziewczynie.   Johan   odwrócił   się 

gwałtownie.

- Co ty mówisz?
-   Zadał   się   z   jakąś   panną,   kiedy   pełnił   służbę   w   straży   granicznej. 

Wczoraj wieczorem, w samą Wigilię, ta dziewczyna pojawiła się u nas.

W kuchni zaległa cisza. Johan siedział w kucki i patrzył na Hildę z 

otwartymi ustami.

- Pojawiła się u was w domu? - zdołał w końcu wykrztusić. Sprawiał 

wrażenie, że nie jest w stanie uwierzyć słowom Hildy.

-   Spędziliśmy   bardzo   miły   wieczór.   Evert   i   pani   Berg   byli   u   nas, 

Emanuel   zdołał   wyczarować   jakieś   pieniądze,   za   które   kupił   choinkę, 
pyszne jedzenie i prezenty dla nas wszystkich. Późnym wieczorem, kiedy 
mama i chłopcy już się położyli, Emanuel odprowadził panią Berg i Everta 
do domu, a my z Elise zabrałyśmy się do zmywania, gdy nagle rozległo się 
pukanie do drzwi. W tej samej chwili Emanuel wrócił do domu.

Umilkła.
Johan z niedowierzaniem kręcił głową.
-   Myślałem,   że   to   porządny   facet.   Był   przecież   oficerem   Armii 

Zbawienia. - Znowu pokręcił głową. - Jak Elise to przyjęła?

- Najpierw wybuchnęła płaczem, potem jednak próbowała mi wmówić, 

że się pomyliła. W końcu odegrała bohaterkę dramatu. Mam wrażenie, że 
wkrótce wyrosną jej skrzydła u ramion.

- Myślisz, że będzie w stanie mu wybaczyć?
Hilda widziała zdziwienie w jego oczach. Wzruszyła ramionami.
- W każdym razie postanowiła, że poświęci własne szczęście po to, by 

jej ukochany Peder nie cierpiał, żeby matka się znowu nie rozchorowała i 
żeby wszyscy nadal mogli żyć szczęśliwie w swoim małym królestwie nad 
rzeką, bez wstydu, jaki taka nowina mogłaby na rodzinę ściągnąć, bez łez 
na policzkach innych prócz jej własnych.

Słyszała  szyderstwo  w  swoim głosie,  nie   była  jednak  w stanie  temu 

zapobiec.

Johan znowu pokręcił głową.
- Rany boskie - mamrotał pod nosem, wpatrując się w podłogę. Potem 

background image

znowu spojrzał na Hildę. - A gdzie teraz jest ta dziewczyna? Coście z nią 
zrobili?

- Zostałam przeniesiona do izby  i musiałam spać w jednym łóżku z 

matką, bo to „biedne dziecko" zajęło mój siennik. Emanuel przygotował 
dla niej jedzenie, rozgrzewał jej maleńkie, przemarznięte stopy, a potem 
siedział na posłaniu i pocieszał ją długo w noc. Co Elise przeżywała w 
swojej izbie, tego nie wiem, z pewnością jednak wszystko słyszała, więc 
sam możesz sobie wyobrazić.

- No a wy? Co wy na to powiedzieliście?
- Matka czuje bezgraniczne współczucie dla tej nieszczęsnej dziewczyny 

i   jest   rozczarowana,   że   jej   własne   córki   nie   okazały   większego 
miłosierdzia, podejrzewam natomiast, że pan Hvalstad rozumie więcej, niż 
chce   powiedzieć.   Opowiedziano   nam   mianowicie,   że   owa   nieszczęsna 
dziewczyna przeżyła we własnym domu coś strasznego i dlatego stamtąd 
uciekła, wsiadła do pociągu do Kristianii, a potem samotna, wygłodniała i 
przemarznięta   brnęła   przez   ulice   aż   do   Beierbrua,   ponieważ   słyszała   o 
pewnym sympatycznym oficerze Armii Zbawienia, który mieszka w domu 
majstra. Matka przełknęła tę historię, Peder chciał pożyczyć dziewczynie 
swojego kociaka na pociechę, a Elise dała jej moje poprzecierane pończo-
chy,   podczas   gdy   pończochy   dziewczyny   powiesiła   nad   kuchnią   do 
suszenia. Teraz chyba rozumiesz, dlaczego nie wytrzymałam dłużej w tym 
domu.

Johan   skinął   głową.   Hilda   z   zadowoleniem   spostrzegła,   że   on   też 

zaczyna się całą sprawą denerwować.

- No ale Emanuel, do diabła! Jak on mógł zrobić coś takiego Elise?
- Elise mówi, że on teraz szczerze żałuje i oddałby lata życia za to, żeby 

się to nie wydarzyło. Elise wierzy, że przespał się z tą dziewczyną tylko 
raz,   ale   gdybyś   zobaczył,   jak   ta   wywloką   patrzy   na   Emanuela,   to   byś 
pomyślał coś zupełnie innego. Jestem przekonana, że zaplanowała sobie 
uwiedzenie   Emanuela,   świadomie   i   wszystkimi   dostępnymi   środkami 
ciągnęła go do łóżka. Bo trzeba ci wiedzieć, że to jest dziedzic bogatego 
dworu.

- On nigdy nie wystąpi o rozwód. Nie on, który tyle lat spędził w Armii 

Zbawienia.

- W takim razie niewiele wiesz o możliwościach podstępnych kobiet, 

Johan.

Hilda   wstała   ze   stołka,   nalała   wody   do   dzbanka   i   postawiła   go   na 

kuchni.

- Teraz zabrał ją do Carlsenów. Jeśli będziesz miał szczęście, to może 

background image

ich zobaczysz, kiedy stąd wyjdziesz.

- Zabrał ją do Carlsenów? Ale po co, na Boga?...
-   Podobno   mają   jakichś   przyjaciół,   którzy   szukają   guwernantki. 

Emanuel uznał chyba, że Signe mogłaby się nadać.

- A jak długo to trwa, twoim zdaniem? To znaczy od kiedy ona jest w 

ciąży?

Hilda wzruszyła ramionami. Otworzyła szafkę i wyjęła stamtąd puszkę z 

ciastkami.

- Kiedy kota nie ma w domu, myszy  po stole tańcują - oznajmiła z 

zadowoleniem   i   wyłożyła   sporo   świątecznych   ciastek   na   tacę.   -   Nie 
rozmawiajmy już więcej o tym, Johan. Na samą myśl o Emanuelu robię się 
chora.

Johan   usiadł   przy   kuchennym   stole,   Hilda   nakrywała,   stawiała 

porcelanowe filiżanki, cukiernice i dzbanuszek ze śmietaną.

- W takim razie opowiedz mi trochę o sobie, Hildo. Co tam u ciebie?
- Z pewnością słyszałeś, że znowu będę miała dziecko. Johan skinął 

głową.

- Ale tego już nie oddam.
Powiedziała to tak stanowczo, że Johan spojrzał na nią zdziwiony.
- A dlaczego miałabyś oddawać? Czy to nie jest dziecko Paulsena?
- Jest, i właśnie dlatego. Podejrzewam, że ten jego kuzyn chciałby mieć 

brata lub siostrę dla pierwszego dziecka. A jego żona nie może urodzić.

- No a co zrobi Paulsen, kiedy odkryje, że nie chcesz oddać dziecka?
- Wyrzuci mnie za drzwi.
- Z czego będziesz wtedy żyła? I co ze sobą poczniesz?
-   Skoro   inne   dziewczyny   w   takiej   sytuacji   sobie   radzą,   to   i   ja   będę 

musiała.

Johan skinął głową zamyślony.
- Wy nie jesteście takie jak inne dziewczyny, wy obie. To znaczy ty i 

Elise. Bardzo się różnicie między sobą, ale jedno macie wspólne. Siłę.

Nagle Hilda poczuła, że ma łzy w oczach. Mrugała szybko, żeby się ich 

pozbyć, ale na nic się to nie zdało.

- Musisz jej pomóc, Johan. Myślę, że mama i Hvalstad zamierzają się 

pobrać i wyprowadzić. Pedera i Kristiana oczywiście ze sobą nie zabiorą. 
Wtedy   Elise   zostanie   sama   jako   ich   opiekunka,   a   przecież   wiesz,   jak 
bardzo ona się stara, jeśli chodzi o naukę Pedera. Chłopiec ma poważne 
trudności. Nie rozumiem, dlaczego Emanuel nie pomaga jej finansowo, 
skoro stać go na to, by kupić choinkę i gwiazdkowe prezenty. Tymczasem 
Elise   zamęczy   się   opieką   nad   chłopcami,   wychowaniem   nowo 

background image

narodzonego dziecka i praniem dla ludzi. Kiedy matka się wyprowadzi, 
Elise będzie musiała również to pranie prasować. I jeśli w tej sytuacji 
słyszy,   że   Emanuel   zamierza   pomagać   Signe   finansowo   i   nieustannie 
martwi się o tę latawicę, tak jak to robi od wczoraj, od kiedy  ona się 
pojawiła,   to   prędzej   czy   później   Elise   się   rozchoruje.   Wiem,   że   nie 
pomagałam jej za wiele, że przeważnie myślałam o sobie, ale uwierz mi, 
Johan, ja ją kocham. Tylko że ja łatwo wpadam w złość i irytację, a wtedy 
jest najlepiej, żebym zniknęła.

-   Ja   bym   jej   bardzo   chętnie   pomagał,   Hildo,   ale   Emanuel   niczego 

takiego nie zniesie. Jest zazdrosny, bo wie, jak bardzo byłem zakochany w 
jego żonie.

- Nie tylko byłeś, ale jesteś. Mnie nie oszukasz.
- Nie wolno nam rozmawiać w ten sposób o miłości, kiedy jesteśmy 

związani z kimś innym.

Hilda prychnęła.
-  A  co   to   znaczy   być   związanym?   To   tylko   papier   i   rytuał,   który 

wymyślili ludzie. Dla mnie to nie jest nic warte w porównaniu z tym, co 
istnieje   w   sercach   dwojga   ludzi.   I   co   Emanuel   ma   do   powiedzenia   o 
zazdrości? On, który zrobił dziecko innej dziewczynie, na dodatek zaraz 
po ślubie, kiedy twierdził, że kocha Elise ponad wszystko na świecie. To ty 
powinieneś był ożenić się z Elise, Johan.

- Przecież wiesz, że to ja zniszczyłem taką szansę.
- Tak, to  prawda. Zniszczyłeś ją  ty   sam i  politycy   w  tym kraju. Ci, 

którzy pozwalają, żeby jedni ludzie pławili się w bogactwie, podczas gdy 
inni zmuszeni są kraść, żeby przeżyć.

- Tu zawinili jeszcze inni. - W głosie Johana pojawiła się wielka gorycz. 

- Gdyby Lort-Anders i jego banda nie wmówili mi, że Elise mnie zdradza, 
nigdy bym nie zerwał zaręczyn. Oni chcieli się zemścić, bo sądzili, że 
Elise i ja ponosimy winę za uwięzienie Lorta-Andersa.

Hilda   się   nie   odzywała.   Patrzyła   przed   siebie   pogrążona   w   myślach. 

Nagle wpiła spojrzenie w Johana.

- A co ty zamierzasz teraz robić? Płodzić kolejne dzieci z Agnes czy 

czekać i obserwować, jak się ułoży życie Elise?

Johan uśmiechnął się.
-   Ty   się   nie   boisz   powiedzieć   prawdę   prosto   w   oczy,   Hildo.   To 

oczywiste, że Agnes i ja nie możemy żyć jak brat z siostrą w nadziei, że 
Emanuel umrze kiedyś w przyszłości. Bo Emanuel nigdy nie wystąpi o 
rozwód, a gdyby wystąpiła kobieta, to straci prawo do własnych dzieci. 
Wierzysz,   że   Elise   mogłaby   coś   takiego   zrobić?   Ona,   która   nie   jest   w 

background image

stanie pozwolić, żeby Peder się od niej wyprowadził?

Hilda pokręciła głową i ciężko westchnęła.
- Nie, ona jest po prostu związana, taki jej los, zresztą wszyscy jesteśmy. 

W każdym razie my, ludzie biedni.

Johan wstał.
- Powinienem wracać do domu. Dziękuję ci za kawę i za rozmowę, 

Hilda. Nie musisz się bać, że komuś o tym wspomnę. Nawet Agnes o 
niczym się nie dowie.

- Rozglądaj się uważnie po drodze na wypadek, gdybyś zderzył się z 

Emanuelem i tą jego latawicą.

- Mam nadzieję, że tego uniknę. W przeciwnym razie nie wiem, czy 

byłbym w stanie się opanować.

- Bądź szczery wobec samego siebie, Johan. Dobrze wiesz, dlaczego 

spotkanie z Emanuelem by cię zdenerwowało.

- Nigdy temu nie zaprzeczałem, powiedziałem tylko, że tu nic nie można 

zrobić.

Kiedy Johan wyszedł z bramy, ruszył w dół w stronę Maridalsveien. 

Wciąż oglądał się za siebie, by sprawdzić, czy nie ma gdzieś Emanuela i 
tej jego „latawicy", jak ją nazwała Hilda. Oczywiście oni mogli już tędy 
przejść, kiedy Johan siedział w kuchni u Hildy, to mało prawdopodobne, 
by tak długo zabawili u Carlsenów.

Bardzo   go   interesowało,   czy   rozpoznałby   tę   dziewczynę.   Hilda 

nazywała ją Signe, Johan próbował sobie przypomnieć, czy słyszał kiedyś 
to imię w obozie pod Kongsvinger. Większość chłopaków znalazła sobie 
wtedy   jakieś   dziewczyny   albo   w   samym   mieście,   albo   takie,   które 
przychodziły   z   okolicznych   dworów,   wciąż   też   urządzano   jakieś 
uroczystości, na które zapraszani byli miejscowi ludzie. Emanuel i Johan 
nie   służyli   w   jednej   kompanii,   jeśliby   jednak   ta   Signe   była   jedną   z 
dziewcząt, które kręciły się wokół obozu, Johan mógłby o niej słyszeć.

Jak   Emanuel   mógł   być   taki   głupi?   Świeżo   ożeniony,   i   to   z   taką 

dziewczyną jak Elise! Naprawdę trudno to pojąć. Poza tym był przecież 
przez   wiele   lat  w Armii  Zbawienia   i  przywykł  do   abstynencji.   Zresztą 
jeździł też do domu na przepustkę. Nie tak  znowu długo  musiał sobie 
radzić bez kobiety w łóżku. Albo więc ta Signe jest osobą wyjątkową, ale 
w takim razie byłoby dziwne, że Johan o niej nie słyszał, albo też Emanuel 
jest zupełnie innym człowiekiem, niż próbuje to wmawiać otoczeniu.

Johan z rozmachem kopnął bryłkę lodu, złość w nim buzowała. Żeby tak 

potraktować Elise, dziewczynę, która jest wyłącznie dobra i miła, i zawsze 
myśli przede wszystkim o innych.

background image

Dawniej myślał, że Emanuel bardziej na nią zasługuje niż on, wiedział 

jednak, że on sam nigdy by jej nie zdradził. Co prawda musiał kłamać jej 
tamtego dnia, kiedy znalazła broszkę, ale przecież go zrozumiała, kiedy 
poznała prawdę.

Gdyby   to   jemu   szczęście   dopisało   i   los   dal   mu   Elise,   nosiłby   ją   na 

rękach przez resztę życia, pielęgnował niczym delikatny kwiatek i nigdy 
nie spojrzałby nawet na inną. Z nią miałby też spokój ducha, którego tak 
potrzebował, żeby coś stworzyć. Elise by rozumiała, że musi mieć ciszę i 
spokój,   by   móc   spożytkować   swoje   zdolności.   Ona   by   mu   nie 
przeszkadzała   co   chwilę   opowiadaniem   o   jakichś   nic   nieznaczących 
sprawach, tak jak to Agnes nieustannie robi.

Nawet profesor się domyślił, że Johan nie ma w domu lekko. „Powinien 

pan   urządzić   sobie   jakiś   mały   pokoik   na   strychu,   gdzie   mógłby   pan 
ćwiczyć się w rysunku w czasie, kiedy nie jest pan zajęty u kamieniarza 
Sandvolda,   Johanie   Thoresen.   Szkoda,   że   nie   może   pan   w   pełni 
wykorzystywać swojego talentu. Gdyby pan mógł pracować w spokoju, to 
jestem pewien, że wkrótce posypałyby się różne zamówienia. Stałby się 
pan znanym rzeźbiarzem i rzeźbił popiersia najwybitniejszych ludzi".

Johan   był  bardzo   dumny,   ale   równocześnie   przygnębiony.  Agnes   nie 

była w stanie zostawić go w spokoju. Dla niej siedząca praca oznaczała nic 
nierobienie.  A  praca,   która   nie   przynosiła   natychmiastowego   zysku   w 
postaci koron, jest po prostu bezsensowna. Za każdym razem, kiedy Johan 
spędził   kilka   godzin   na   nauce   u   kamieniarza   Sandvolda,   Agnes 
przyjmowała go w domu z ponurą miną.

Wróciły   do   niego   słowa   Hildy:   „Co   zamierzasz   teraz   robić?   Płodzić 

kolejne dzieci z Agnes czy też czekać i obserwować, jak się ułoży życie 
Elise?"

Rany boskie, gdyby życie było aż takie proste!
W słowach Hildy nie było złośliwości. Ona najwyraźniej bardzo kocha 

swoją siostrę. Ale takiej głowy jak Elise to Hilda nie ma.

Kiedy zbliżył się do swojego nowego domu, poczuł ssanie w żołądku. 

Wyszedł pod pozorem, że chciałby pójść na cmentarz Zbawiciela, żeby 
studiować   nagrobne   posążki,   popiersia   zmarłych   i   figury   aniołów.   Na 
cmentarzu było mnóstwo pięknych rzeźb, ponieważ pochowano tam wielu 
znanych ludzi. Ale do cmentarza nie dotarł, zamiast tego odwiedził Hildę.

Agnes   klęczała   przed   małym   okienkiem   w   pokoiku   na   strychu   i 

wyglądała   na   ulicę.   Gdy   tylko   Johan   stanął   w   drzwiach,   zerwała   się   i 
podbiegła do niego. Nie zdążyła się jeszcze ubrać, choć dzień miał się już 
ku wieczorowi. Wciąż miała na sobie cienką nocną koszulę.

background image

-   Nie   marzniesz?   -   Johan   zauważył,   że   jego   pytanie   zabrzmiało   jak 

krytyka.

Agnes pokręciła głową tak, że długie włosy spływały na ramiona, nie 

zdążyła się jeszcze uczesać i zapleść warkocza.

- Właściwie nie wychodziłam spod kołdry. - Zarzuciła mu ręce na szyję. 

- I tęskniłam za tobą.

Nocna koszula była tak cienka, że Johan wyczuwał jej kształty, jakby nic 

na sobie nie miała. Agnes przyciskała do niego dół brzucha.

- Chyba czujesz, jak bardzo tęskniłam?
-  Ależ  Agnes...   Dopiero   dwa   tygodnie   minęły   od   czasu,   kiedy   tak 

strasznie krwawiłaś.

- Ale teraz jest już wszystko w porządku. Ta spod pierwszego mówi, że 

po dwóch tygodniach to już można.

- Tak dobrze ją znasz, że pytasz ją o takie sprawy?
- A z kim mogłabym porozmawiać, skoro całymi dniami siedzę tu sama? 

- zaczęła rozpinać spodnie męża. - No chodź, Johan! Wczoraj przyszedł 
Gustav z koleżkami i nam przeszkodzili, ale dzisiejszy dzień chcę mieć 
tylko dla siebie.

Johan próbował się odsunąć na bok, nie chciał nawet myśleć o tym, do 

czego   Agnes   zmierza.   Pachniała   jakoś   nieprzyjemnie,   co   się   często 
zdarzało.

- Poczekajmy przynajmniej do wieczora. Widziałem na ulicy dwie twoje 

przyjaciółki. Mam wrażenie, że kierowały się tutaj.

- W takim razie nie będzie mnie w domu. - Agnes wsunęła mu rękę pod 

bieliznę i zaczęła go pieścić. Ku własnemu przerażeniu Johan stwierdził, 
że jego ciało reaguje na pieszczotę.

Agnes uśmiechnęła się.
- No widzisz? Ty też masz ochotę. Nikt nie jest taki duży jak ty, Johan. Z 

tobą jest naprawdę dobrze.

Nie, ty to wiesz, co mówisz, pomyślał z uczuciem cierpkiego smaku w 

ustach, zanim razem z żoną upadł na łóżko.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

W pierwszą sobotę stycznia matka po raz drugi stanęła przed ołtarzem. 

Rok żałoby się skończył.

Matka   brała   ślub   w   czarnej   sukni,   podobnie   jak   Elise,   w   otoczeniu 

jedynie najbliższej rodziny.

Anne   Sofie   i   Larsine   były   druhnami,   ale   w   swoich   wyrośniętych 

niedzielnych   sukienkach,   mocno   pocerowanych   pończochach   i   z 
gałązkami   matczynego   geranium   w   rękach   z   braku   innych   kwiatów 
wyglądały niemal żałośnie.

Hilda  z  trudem ukrywała  gniew  z powodu tego,  że  matka  ponownie 

wychodzi za mąż. Ona sama oczekuje już drugiego dziecka, a jeszcze ani 
razu nie była zamężna. Peder i Kristian uważali, że cała ta uroczystość jest 
beznadziejna, i na próżno błagali, żeby nie musieli w niej uczestniczyć, 
natomiast pani Evertsen i pani Thoresen obraziły się dlatego, że ich nie 
zaproszono,   chociaż   Elise   zapewniała   obie,   że   nie   będzie   żadnej 
uroczystości. Jedynie para młoda zdawała się być całkowicie nieporuszona 
tymi   reakcjami.   Matka   promieniała,   a   Hvalstad   sprawiał   wrażenie   tak 
samo   zakochanego   jak   na   początku.   Wyglądają   niemal   jak   para 
nastolatków, którzy jeszcze nie rozpoczęli życia, myślała Elise. Nikt by 
dzisiaj   nie   pomyślał,   że   matka   ma   za   sobą   cztery   porody,   życie   z 
alkoholikiem i ciężką pracę w fabryce. Zakochanie człowieka odmładza, 
stwierdziła. Matce nagle ubyło wiele lat, a kiedy sobie przypomniała, jak 
wyglądała poprzedniej zimy, chora na suchoty, to musiała stwierdzić, że to 
zupełnie inny człowiek.

Nagle   przypomniała   sobie   ten   straszny   dzień,   kiedy   w   kuchni   w 

Andersengarden pojawili się konstable i poinformowali, że ojciec utopił 
się w rzece. Gdyby wtedy ktoś powiedział, że matka będzie zdrowa, a w 
dodatku zakocha się i znowu wyjdzie za mąż, Elise by nie uwierzyła.

A co by  powiedziała, gdyby ktoś przewidywał, że Johan ożeni się z 

Agnes, ona sama zaś będzie nosić dziecko jakiegoś gwałciciela, który na 
nią napadł?  Albo że wyjdzie za mąż za tego oficera Armii Zbawienia, 
którego   spotkała   w   Świątyni,   i   że   później   przeprowadzi   się   do   domu 
majstra?

Słuchałaby tego wszystkiego głęboko nieszczęśliwa.

background image

Kiedy wyszli z kościoła, śnieg przestał padać, ale od rana nazbierało się 

go już bardzo dużo i był mokry. Zanim dotrą do domu, wszyscy będą mieli 
przemoczone nogi.

Elise przed wyjściem nakryła do stołu w izbie i porządnie napaliła tam 

w   piecu.  Wiedziała,   że   nie   stać   ich   na   taką   rozrzutność,   ale   to   mimo 
wszystko wesele. Ostatecznie może pożyczyć pieniądze z tych stu koron, 
które   odłożyła   na   urodziny   dziecka.   Już   dawno   nie   było   to   sto   koron, 
niestety.   Musiała   przecież   kupić   Pederowi   buty,   poszła   też   do 
stowarzyszenia sprzedającego tanio ubrania dla biednych dzieci i kupiła 
używane spodnie, koszulę, swetry i kurtki dla chłopców. Ich stare ubrania 
były już tak połatane, że nie nadawały się do użytku. Te, które kupiła, też 
nie były nowe, swetry miały nawet pocerowane łokcie, ale i tak wyglądały 
znacznie lepiej niż stare, Peder i Kristian byli zachwyceni.

Podczas gdy wszyscy siadali przy stole, ona pobiegła do studni po wodę. 

Kiedy stała pochylona, wyciągając ciężkie wiadro, poczuła nagle w dole 
brzucha przeszywający ból. Rany boskie, pomyślała przerażona. Przecież 
to chyba jeszcze nie jest poród?

Będzie   wystarczająco   źle,   jeśli   dziecko   urodzi   się   dwa   miesiące 

wcześniej, niż ludzie się spodziewają, ale gdyby na dodatek doszło do 
przedwczesnego porodu... Boże drogi, wtedy sąsiadki zaczną jeszcze raz 
liczyć na palcach i wyjdzie im, że sypiała z Emanuelem w czasie, kiedy 
była zaręczona z Johanem.

Musiała się jednak chyba pomylić, ten ból wywołało coś innego. Może 

powietrze w jelitach, może katar żołądka albo zapalenie pęcherza. Szła z 
dwoma pełnymi wiadrami, nie przejmując się, że woda z nich wychlapuje. 
Nie miała jeszcze czasu zdjąć przemoczonych pończoch. Nie ma zresztą w 
domu suchych na zmianę, trzeba będzie włożyć wełniane skarpety i mieć 
nadzieję, że matka tego nie zauważy.

Matka zabrała już swoje rzeczy i przeniosła do małego mieszkania przy 

Wzgórzu Świętego Jana, plan był taki, że oboje z Hval-stadem pójdą do 
swojego mieszkania zaraz po weselnym obiedzie, Anne Sofie natomiast 
zostanie w domu majstra do jutra.

Teraz   Emanuel   i   ona   zajmą   mniejszą   izbę,   Peder   i   Kristian   będą 

natomiast sypiać w kuchni. Duża izba będzie w normalne dni zamknięta 
tak, jak matka często opowiadała, że było w domu aptekarza z Ulefoss. 
Oni   też   zamykali   na   co   dzień   najładniejszy   pokój.   W   tej   sytuacji 
wystarczy, że przez resztę zimy będą ogrzewać kuchnię.

Brzeg jej spódnicy był sztywny i ciężki od lodu i śniegu, ale co tam, jak 

tylko   wejdzie   do   domu,   wszystko   się   roztopi.   Kiedy   Elise   ściągała 

background image

pończochę z prawej nogi, znowu poczuła to samo: ból, który przeszywał 
dół brzucha.

Wyprostowała   się   i   przerażona   patrzyła   przed   siebie.   To   początek. 

Czyżby poród się zaczynał?

Na razie nie wolno jej nic mówić, nie może zniszczyć matce tego dnia. 

Każdy poród wiąże się z ryzykiem, zwłaszcza dla kobiet, których nie stać 
na   wezwanie   doktora   i   które   nie   odżywiały   się   tak,   jak   organizm 
potrzebuje. Pośpiesznie wyszła do kuchni, zaczęła nalewać zupę i wnosiła 
do izby pełne talerze.

Emanuel opowiadał zebranym jakąś zabawną historię z czasów, kiedy 

strzegł granicy. Pedęr i Kristian śmiali się głośno, matka i Hvalstad im 
wtórowali, posyłając sobie nawzajem zakochane spojrzenia. Anne Sofie i 
Larsine nie rozumiały, na czym polega dowcip, ale śmiały się także, skoro 
inni to robili. Hilda, która powinna była pomagać jej w kuchni, rozsiadła 
się   wygodnie   przy   stole   i   nie   wyglądało   na   to,   że   ma   zamiar   choćby 
palcem   kiwnąć.   Przyszła   do   domu   majstra   po   raz   pierwszy   od   tamtej 
awantury, kiedy to w święta Bożego Narodzenia wzburzona wróciła do 
siebie.   Wiele   wskazywało   na   to,   że   złość   wciąż   jej   nie   minęła. 
Prawdopodobnie nadal uważa, że to oszustwo, iż Elise i Emanuel udają, że 
wszystko jest w porządku, podczas gdy w rzeczywistości ukrywają taką 
straszną tajemnicę.

Elise była bardzo rada, kiedy obiad dobiegł końca i matka z Hvalstadem 

zaczęli się zbierać do wyjścia.

- Kristian, odprowadzisz Larsine do domu - poleciła i zdała sobie sprawę 

z tego, że jej głos brzmi surowiej niż zazwyczaj.

- Dlaczego Hilda nie może jej odprowadzić, przecież ona i tak musi 

zaraz wyjść na mróz?

- Nie, ja pójdę z mamą i Hvalstadem - oznajmiła Hilda stanowczo.
-  Ale   mnie   marzną   nogi   -   protestował   Kristian.   -   Moje   pończochy 

jeszcze nie wyschły. Poza tym przewróciłem się przed południem, boli 
mnie noga, prawie nie mogę chodzić.

Elise patrzyła na niego zdumiona.
- Jakoś tego nie zauważyłam, kiedy szliśmy do kościoła.
- Bo ty powiedziałaś tylko, że mamy z wami iść, a potem nie słuchałaś 

już żadnych protestów.

Emanuel poszedł z Hvalstadem na strych, żeby przynieść jakiś fotel, 

który   nie   zmieścił   się   na   wozie   w   czasie   przeprowadzki   i   który   teraz 
Hvalstad chciałby zabrać ze sobą do domu.

- Dobrze, w takim razie ja odprowadzę Larsine, pod warunkiem że wy 

background image

pozmywacie i posprzątacie w domu.

- Ale ja mogę ją odprowadzić, Elise. - Peder zawsze proponował swoją 

pomoc, kiedy inni nie mieli na to ochoty. - Moje pończochy już wyschły. 
W każdym razie prawie wyschły.

- Zaraz sprawdzę! - Elise pochyliła się i pomacała pończochę. Ociekała 

wodą. - Idź do kuchni i pozmywaj, Peder, rozgrzejesz się od tego.

Potem odwróciła się do Larsine i wyciągnęła do niej rękę.
- Chodź, Larsine, ja cię odprowadzę.
Dopiero kiedy wyszły na mróz, Elise zdała sobie sprawę z tego, że nie 

ma   pończoch.  Ale   co   tam,   to   tylko   kawałek,   jak   pójdzie   szybko,   to   z 
pewnością nic się nie stanie.

Na dworze znowu pojawił się tamten ból, tym razem jeszcze silniejszy.
Hilda,   mama   i   Hvalstad   właśnie   wyruszali   w   drogę.   Matka   posłała 

starszej córce przestraszone spojrzenie.

- Czy coś się stało, Elise?
- Ja... ja dobrze nie wiem.
Nie   chciała   kłamać   i   mówić,   że   nic   się   nie   dzieje,   bo   gdyby   to 

rzeczywiście zaczynał się poród, to będzie potrzebować pomocy. Hvalstad 
niecierpliwił się coraz bardziej.

- No idziesz czy nie, Jensine? Matka nie zwracała na niego uwagi.
- Ale to chyba nie jest... mam na myśli... to niemożliwe, żeby już teraz 

się zaczynało?

Elise pokręciła głową.
- Nie rozumiem tego. Przecież jest naprawdę o wiele za wcześnie.
Teraz nareszcie Hilda pojęła, o co chodzi.
- Chcesz powiedzieć, że poród się zaczyna? Już?
- Boże drogi! - matka jęknęła. - O tyle za wcześnie! Powinnaś jechać do 

szpitala.

Hilda posłała jej wściekłe spojrzenie.
- A kogo na to stać, jak myślisz? I jak ją tam zawieziemy? Zamówimy 

może konną dorożkę? Poród zawsze długo trwa - dodała nieco łagodniej. - 
Poza tym bóle mogą ustąpić. Połóż się i poleź spokojnie, to moim zdaniem 
do jutra ci przejdzie.

- Ja też tak sądzę - dodała pośpiesznie matka.
Najwyraźniej   czuła,   że   znalazła   się   między   młotem   i   kowadłem, 

pomyślała Elise. Pan młody niecierpliwie przestępuje z nogi na nogę, bo 
chciałby jak najprędzej zostać sam na sam z nowo poślubioną małżonką.

- Mam nadzieję, że w nocy nic się nie stanie - zaczęła zapewniać matkę i 

siostrę, chociaż wcale nie czuła się taka dzielna. No bo gdyby w nocy 

background image

zaczęło się na poważnie, to byłaby sama z Emanuelem i chłopcami.

Tamci jednak pozwolili się uspokoić, przynajmniej z pozoru. Hvalstad 

już ruszył przed siebie, najwyraźniej w obawie, czy żona się nie rozmyśli. 
Hilda pospiesznie poszła za nim.

-   Poślij   Emanuela   po   Lagertę,   gdyby   było   gorzej!  -   krzyknęła   przez 

ramię, zanim zniknęła w mroku.

Emanuel był zajęty uprzątaniem strychu i nie słyszał rozmowy.
Chłopcy też nie, oni z kolei sprzątali ze stołów w izbie tak, jak im Elise 

kazała.   Postanowiła   więc,   że   nic   nie   powie,   dopóki   to   nie   będzie 
konieczne.

Gdy   tylko  wszystko  znalazło  się   na  swoim miejscu,  przenieśli  stół  i 

taborety do kuchni, a potem przygotowali posłania dla chłopców. W końcu 
zgasili lampę naftową oraz świece i sami poszli się położyć.

W łóżku Emanuel przyciągnął do siebie żonę.
-   Jesteś   wyjątkowa,   Elise.   Dźwigasz   wodę,   nosisz   drewno,   wy-

czarowałaś wspaniały obiad i zrobiłaś wszystko, żeby cała rodzina czuła 
się dobrze. Cieszę się, że teraz będzie nam nieco łatwiej i że jest nas w 
domu o trzy osoby mniej.

Elise   milczała.   Będziemy   też   mieć   znacznie   mniejsze   przychody, 

myślała. Bez czynszu, który płacił Hvalstad, i bez tych dwóch koron, które 
dawał  za  opiekę   nad  Anne   Sofie,   nie   damy   sobie   rady   i  będę  musiała 
wrócić do pracy. Myśl o powrocie do przędzalni wcale jej nie pociągała. 
Emanuel ucałował ją, zrobił to w taki sposób, że domyśliła się, iż oczekuje 
czegoś więcej.

- Nie czuję się całkiem dobrze, Emanuelu. Spostrzegła, że rozczarowany 

opadł na poduszkę.

- Jeszcze nie uporałaś się z tamtą sprawą?
- Akurat to wcale mi nie w głowie. Po prostu boli mnie brzuch. I to boli 

tak, że zaczynam się zastanawiać, czy to nie poród.

- Co ty mówisz? - Emanuel uniósł się na łokciu. - Myślisz, że poród się 

zaczyna?

- Nie wiem, ale od czasu do czasu czuję bardzo bolesne skurcze w dole 

brzucha. Wspomniałam o tym Hildzie, ale ona uważa, że to przejściowe.

Nie zdobyła się na to, by powiedzieć, że matkę też poinformowała. Bo 

Emanuel   mógłby   pomyśleć,   że   w   takiej   sytuacji   matka   powinna 
zaoferować swoją pomoc i zostać.

Hilda   miała   rację,   bóle   ustąpiły.   Następnego   dnia   była   niedziela, 

wszyscy czworo zostali w domu i bardzo spokojnie spędzali czas. Peder i 
Kristian odrabiali lekcje, które powinni byli odrobić już wcześniej, Elise 

background image

szyła dziecinne ubranka drobnym, starannym ściegiem, a Emanuel czytał 
jej   głośno   książkę.   Książka   miała   tytuł   Strajk   i   została   napisana   przez 
niejakiego   Pera   Sivle,   opowiadała   o   konflikcie   robotniczym   w   okręgu 
Drammen.

Elise słuchała z coraz większym zainteresowaniem. Przypomniała sobie, 

co Johan jej kiedyś opowiadał o strajku dziewczynek z wytwórni zapałek, 
który miał miejsce kilka lat temu. Małe robotnice demonstrowały na ulicy 
Karla   Johana   razem   z   ludźmi,   którzy   je   popierali.   Na   czele   pochodu 
niesiono   flagi   z   żądaniami   niewielkiej   podwyżki   płac   i   poprawienia 
warunków sanitarnych. Widok wychudzonych małych robotnic, z których 
większość miała nie więcej niż siedem-osiem lat, robił na ludziach wielkie 
wrażenie.

Elise zadrżała.
-   Jak   to   dobrze,   że   jakiś   pisarz   opowiada   o   sytuacji   robotników   - 

powiedziała, kiedy Emanuel zrobił krótką przerwę. - Pamiętam, jak Johan 
opowiadał mi o strajku dziewczynek z fabryki zapałek.

Emanuel popatrzył na nią spod oka.
- Kiedy ci o tym opowiadał?
-   Parę   lat   temu.   Wtedy,   kiedy   oboje   mieszkaliśmy   jeszcze   w 

Andersengarden.

Spostrzegła, że twarz Emanuela stężała, a on sam jakby się w sobie 

zapadł.   Westchnęła   w   duchu,   pozwoliła   myślom   spokojnie   błądzić. 
Ciekawe,   czy   ma   jakieś   wiadomości   o   Signe.   Pytanie   paliło   jej   język, 
postanowiła jednak, że go nie zada.

Po chwili wstał.
-   Dziękuję   za   kawę.   Myślę,   że   się   trochę   przejdę,   powinienem 

rozprostować nogi.

Elise skinęła głową, chociaż zrobiło jej się smutno i przykro. Tak bardzo 

chciała, żeby umieli lepiej ze sobą rozmawiać o sprawach, które dręczą 
oboje, rozumiała jednak, że akurat w tej chwili na nic się to nie zda.

Kristian skończył lekcje i wybiegł z domu, Elise i Peder zostali sami.
- Elise? - chłopiec niepewnie spoglądał na siostrę. Wypiła ostatni łyk 

kawy i też na niego spojrzała.

- Tak?
- Co to znaczy odebrać dziewczynie cnotę?
Elise podskoczyła. Dlaczego Peder zdecydował się zadać takie pytanie 

akurat   teraz?   Czy   to   dziecko   rozumie   więcej,   niż   ona   sądzi?   Była 
zakłopotana, nie miała pojęcia, co mu odpowiedzieć, chociaż dzieci na 
ulicy z pewnością wiedzą o tych sprawach tyle samo co i ona.

background image

- A dlaczego pytasz?
- Ellias, starszy brat Fredrika, zaciągnął do piwnicy Synnove, chociaż 

ona   nie   chciała.   Słyszeliśmy,   że   strasznie   krzyczy,   a   kiedy   on   stamtąd 
wyszedł, zapinał spodnie i powiedział tak, jakby się tym chwalił: „No to 
odebrałem jej cnotę!"

Elise patrzyła na niego przerażona.
- To była mała Synnove? Peder przytaknął.
- Widzieliście ją później? Czy ktoś dorosły się o tym dowiedział?
- Ona beczała i naskarżyła matce, ale żaden z nas nie chciał powiedzieć, 

że   to   właśnie   Ellias   tak   zrobił.-   „Co   by   to   pomogło?"   -   mówili   inni 
chłopcy. „Policja i tak się do nas nie dobierze".

No właśnie, policja nic nie zrobi, myślała Elise. To dlatego sama nie 

poszła wtedy na policję. Ale Synnove? Taka mała dziewczynka, ledwie 
dwanaście lat!

- Dlaczego nic nie mówisz?
-   Jestem   po   prostu   przerażona.   Myślałam,   że   wiesz,   co   znaczy   to 

wyrażenie, Peder. Pamiętam, że ty i Evert rozmawialiście kiedyś o tym. O 
dziewczynkach, na które napadają wstrętni mężczyźni.

- Masz na myśli takich, co je gwałcą?
Elise   wstała   i   odniosła   filiżankę   po   kawie   do   zmywania,   żeby   móc 

odwrócić się do brata plecami.

-   Tak,   właśnie   takich.  Ale   teraz   musisz   mi   głośno   poczytać,   Peder, 

chciałabym wiedzieć, czy poprawiłeś się trochę od ostatniego razu.

Peder zaczął sylabizować, ale przestawiał litery częściej, niż zazwyczaj 

to robił.

Elise czuła narastający ciężar w piersi. Jak Peder zdoła przejść przez 

szkołę powszechną, skoro to dla niego takie trudne?

- Ty jednak musisz się więcej uczyć! - Nie chciała powiedzieć tego ze 

złością,   zdała   sobie   jednak   sprawę,   że   jej   głos   brzmi   niezwykle   ostro. 
Reakcja Emanuela na jej wspomnienie o tym, co jej kiedyś opowiedział 
Johan,   i   teraz   ta   jeżąca   włosy   na   głowie   opowieść   Pedera   o   Synnove 
spowodowały, że straciła wszelką odwagę.

Dolna   warga   Pedera   zaczęła   drgać,   a   w   następnym   momencie   po 

chudych policzkach popłynęły łzy.

- Przecież się uczę codziennie, Elise. - Malec szlochał. - Ale wciąż jakoś 

tak się dzieje, że litery przenoszą się z miejsca na miejsce. Kiedy mam je 
głośno czytać w klasie, to to nie są te same litery, które czyta Evert. - 
Znowu zaniósł się szlochem i ocierał nos rękawem koszuli. - Wszyscy w 
klasie mówią, że jestem głupi, ale przecież ja nie muszę być doktorem, jak 

background image

urosnę. - Odsunął elementarz i płakał żałośnie.

Serce   Elise   krwawiło   na   widok   rozpaczy   brata.   Pogłaskała   go   po 

włosach i próbowała pocieszać, czuła jednak, że nie stać ją na rzeczywistą 
pomoc.

-  Kiedy   znowu   zacznę  pracować  w   fabryce,   nie  będziesz   już   musiał 

zarabiać pieniędzy, Peder. Wtedy całe popołudnia będziesz przeznaczał na 
odrabianie lekcji. Teraz wracasz do domu bardzo zmęczony i nie jesteś w 
stanie się skupić.

Uniósł głowę i popatrzył na nią zapłakanymi oczyma.
-   Masz   zamiar   znowu   chodzić   do   fabryki,   Elise?  A  kto   będzie   się 

opiekował naszym nowym małym braciszkiem?

- Na pewno znajdziemy jakieś wyjście.
- Gdybym nie musiał chodzić do szkoły popołudniami i czyścić tych 

wszystkich   lamp   naftowych,   to   może   mógłbym   się   nim   opiekować   po 
powrocie do domu?

Buzia mu się śmiała na myśl o tym i zapomniał o swoich lekcjach.
Elise patrzyła na niego z uśmiechem.
- A skąd wiesz, że to będzie braciszek?
-   Mama   Pingelena   tak   powiedziała.   Mówi,   że   to   widać   po   twoim 

brzuchu.

- Przeczytaj mi jeszcze jedną stronę z książki, Peder, i za każdym razem, 

kiedy wydaje ci się, że to za trudne, i opuszcza cię odwaga, pomyśl o tym 
nowym braciszku i wyobraź sobie, że czytasz właśnie dla niego.

Peder uśmiechnął się od ucha do ucha.
- W takim razie nie będzie miało znaczenia, czy czytam dobrze, czy źle, 

bo mały i tak nic nie zrozumie.

Elise stwierdziła, że tym razem Peder czyta dużo lepiej.
Trzy dni później Elise obudziła się na długo przed wyciem fabrycznych 

syren, bo znowu poczuła ostry ból w dole brzucha. Minęła dłuższa chwila, 
po   czym   ból   się   powtórzył.   I   tak   to   trwało   jakiś   czas,   w   końcu   Elise 
musiała wstać, rozpalić ogień w kuchni i zacząć budzić Emanuela oraz 
chłopców.

Drżąca   stanęła   na   zimnej   podłodze,   zapaliła   stearynową   świeczkę   i 

obudziła męża pocałunkiem w policzek.

- Emanuel, myślę, że teraz sprawa jest poważna. Poród się zaczął. On 

zerwał się gwałtownie.

- Zaczął się? - Patrzył na nią oszołomiony. W końcu oprzytomniał, jakby 

nareszcie dotarło do niego, co Elise powiedziała. Wyskoczył z łóżka. - 
Muszę sprowadzić akuszerkę!

background image

- Nie ma pośpiechu. Między jednym a drugim bólem jest jeszcze długa 

przerwa. Ale może powinieneś zawołać mamę? Sama sprowadzi Lagertę, 
kiedy uzna, że to konieczne. Możesz przyjść do domu w czasie przerwy 
obiadowej, wtedy z pewnością będzie wiadomo coś więcej.

Wyszła do kuchni, zapaliła naftową lampę, wyjęła stare gazety i wiórki, 

ułożyła wszystko na palenisku w kuchni i podpaliła.

-   Teraz   musicie   wstawać,   chłopcy.   Już   rano,   trzeba   biec   do   szkoły. 

Emanuel stał w drzwiach do izby i przyglądał jej się zbity z tropu.

-   Jesteś   pewna,   że   nie   powinienem   dzisiaj   zostać   w   domu?   Elise 

roześmiała się.

-   Słyszałeś   kiedyś,   żeby   ojcowie   zwalniali  się   z   fabryki   po   to,   żeby 

pomagać żonie w czasie porodu?

Emanuel   uśmiechnął   się,   najwyraźniej   ulżyło   mu,   że   ona   przyjmuje 

wszystko z takim spokojem.

Kiedy stał już w płaszczu i czapce na głowie gotów ją opuścić, na jego 

twarzy znowu pojawił się ten wyraz zatroskania.

- Bądź ostrożna, Elise! Gdyby działo się coś szczególnego, to poproś 

mamę, żeby sprowadziła mnie z fabryki do domu.

Elise   uśmiechnęła   się   i   popchnęła   go   lekko   do   wyjścia.   Zbliżał   się 

kolejny skurcz i nie chciała, żeby Emanuel zobaczył, jak bardzo cierpi.

Chłopcy   przyglądali   się   jej   zdumieni,   ale   szybko   związali   książki 

rzemieniami i pobiegli do drzwi.

- To Emanuel ma sprowadzić mamę? - Peder wyglądał na zmartwionego 

co najmniej tak samo jak Emanuel.

Elise skinęła głową.
- Mama ze mną zostanie i kiedy będzie trzeba, sprowadzi akuszerkę.
- Myślisz, że on się urodzi, zanim zdążymy wrócić ze szkoły?
- Możliwe, ale to nic pewnego. Pierwszy poród może potrwać dosyć 

długo.

Była   zadowolona,   kiedy   nareszcie   wyszli   i   mogła   opaść   na   jeden   z 

kuchennych taboretów i jęczeć głośno, skoro nikt jej nie słyszy.

- Panie Boże, spraw, żeby wszystko poszło dobrze - błagała półgłosem. 

Bo to przecież nie jest wcale takie oczywiste, że sprawy ułożą się jak 
trzeba. I ona, i dziecko narażeni są na wielkie ryzyko.

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Elise   czuła,   że   zbliża   się   kolejny   skurcz.   Bóle   narastały,   były   coraz 

silniejsze i zdawały się rozrywać ciało tak, że trudno było je znieść. Nie 
przeżyję   jeszcze   jednego,   pomyślała   bliska   paniki.   Pragnęła   uciec   od 
samej siebie, zemdleć i urodzić bez świadomości. Mimo że ciało zdawało 
się być pogrążone w kompletnym chaosie i bólu, jej myśli pozostawały 
zdumiewająco jasne.

Pot   spływał   po   skroniach   i   sprawiał,   że   włosy   poprzylepiały   się   do 

skóry. Elise wbijała paznokcie w ręce i zagryzała wargi tak bardzo, że 
wkrótce poczuła słodki smak krwi. Chciała krzyczeć, wyć, że więcej już 
nie zniesie, że woli raczej umrzeć niż przechodzić kolejny skurcz, ale nie 
wiedziała, czy Peder i Kristian są w kuchni. Już dawno temu wrócili ze 
szkoły i obaj wykonali swoją pracę. Na dworze panuje siarczysty mróz, 
powiedziała matka, w przeciwnym razie wysłałaby  ich z domu, by nie 
musieli słyszeć krzyków rodzącej. „W bólu rodzić będziesz swoje dzieci", 
zostało powiedziane w Piśmie - dodała matka, by przygotować Elise na to, 
co miało nadejść. Elise wpychała róg poduszki do ust, by stłumić jęk, jej 
krzyki brzmiały teraz dziwnie, jakby dochodziły z daleka. Przerażenie na-
rastało.   Wiele   kobiet   umiera   podczas   porodu,   i   to   takich,   które   są   i 
silniejsze, i lepiej przygotowane niż ona. Brzuch napinał się niczym wielka 

background image

kula,   to   niemożliwe,   żeby   mogła   urodzić   żywe   dziecko   w   naturalny 
sposób. Coś musi być z nią nie w porządku, coś, co zamyka dziecku drogę 
na świat.

Drzwi się otworzyły i do izby weszła akuszerka z czajnikiem pełnym 

wrzącej wody. Z dzióbka buchała para, Elise widziała, że w kuchni para 
unosi się niczym szary dym aż po sam sufit.

- O, zaraz będzie kolejny skurcz - stwierdziła akuszerka obojętnie, gdy 

popatrzyła   na   Elise   i   usłyszała   jej   stłumione,   gardłowe   jęki.   Szybko 
odstawiła czajnik na podłogę, podwinęła rękawy białego fartucha i zaczęła 
uciskać brzuch rodzącej.

Elise   miała   wrażenie,   że   jakieś   ostre   noże   wbijają   się   w   jej   ciało, 

rozcinają brzuch na kawałki.

-  Módl  się   za   mnie   -  poprosiła   szeptem,   z   opuchniętymi  wargami,   i 

znowu poczuła słodki smak krwi w ustach. - Ja tego nie wytrzymam. Zaraz 
umrę.

- Wszystkie mówią tak samo. - Akuszerka zwilżyła szmatkę w naczyniu 

z   zimną   wodą,   wycisnęła   ją   lekko   i   położyła   na   czole   rodzącej.   -   To 
całkiem normalne. Matka wrzeszczy i narzeka, mówi, że zaraz umrze, i 
błaga   o   pomoc,   a   niech   no   tylko   dziecko   pojawi   się   na   świecie,   to 
natychmiast opada na poduszki z błogim uśmiechem na ustach i zapomina 
o bożym świecie. Jeszcze parę skurczów i będzie po wszystkim.

Elise nie wierzyła jej. Była absolutnie pewna, że akuszerka próbuje ją 

uspokoić,   uwolnić   ją   od   strachu   po   to,   by   śmierć   mogła   przyjść   tak 
bezgłośnie, jak to tylko możliwe.

-   Czy   mój   mąż   jest   w   kuchni?   -   zdołała   wyszeptać   popękanymi 

wargami.

- Chłop nie ma tu nic do roboty. Myślisz, że nie mam dość zajęcia z 

pomaganiem   tobie,   żebym   jeszcze   musiała   się   zajmować   mdlejącym 
mężczyzną?

-   Pozdrów   go   i   powiedz,   że   wybaczyłam.   -   Nowy   skurcz   powoli 

narastał, ból stawał się coraz większy, prawie nie do zniesienia, groził, że 
odbierze jej resztki przytomności. Elise bała się, żeby nie powiedzieć za 
wiele.   W   żadnym   razie.   -   Pozdrów   Pedera   i   Kristia-na.   -   Słowa 
wydobywały się z ust ze świstem, Elise z trudem panowała nad sobą. - 
Powiedz im, że bardzo ich kocham.

- Dobrze, dobrze. Wszystko powiem, moja kochana. Odkąd skończyłam 

dwadzieścia lat, nie robię nic innego, tylko pomagam rodzącym kobietom, 
a teraz mam pięćdziesiąt sześć, wiem, co robię.

Pojawił   się   kolejny   skurcz,   jeszcze   gwałtowniejszy   niż   poprzednie, 

background image

chociaż Elise nie sądziła, że to możliwe. Ale ku swemu zdumieniu ani nie 
umierała, ani nawet nie traciła świadomości. Nagły krzyk akuszerki spadł 
na nią równocześnie z falą bólu:

- Teraz idzie! Widzę jego głowę! Przyj, przyj, dziewczyno!
Elise   odchyliła   w   tył   głowę,   obiema   rękami   chwyciła   kolumienki   u 

wezgłowia łóżka i parła ze wszystkich sił. Nagle coś gładkiego i bardzo 
mokrego wyślizgnęło się z jej ciała i jak za dotknięciem cudownej różdżki 
wszystkie bóle ustały, jakby wypłynęły z niej razem z tym czymś śliskim. 
Kiedy pępowina została odcięta i zrobiono wszystko, co należało zrobić, 
akuszerka uniosła sinoczerwony mały tłumoczek w górę.

- Oto twój dziedzic! Piękny i silny mały chłopaczek.
Elise płakała z ulgą i musiała przecierać oczy, żeby zobaczyć dziecko. 

Piękny   to   on   może   nie   jest,   siny   i   zakrwawiony,   ale   silny   na   pewno, 
dziecko   zaniosło   się,   wciągnęło   powietrze   i   wydało   z   siebie   wściekły 
krzyk. Małe ciałko napięło się tak, jakby nadal walczyło o życie.

Peder i Kristian ostrożnie wsunęli głowy, gdy tylko usłyszeli wrzask, 

patrzyli teraz przestraszeni na nowego „małego braciszka".

- To on tak wygląda? - w głosie Pedera brzmiało rozczarowanie.
Widocznie spodziewał się, że zobaczy rozkosznego małego chłopczyka 

podobnego do synka Hildy, z pulchnymi, rumianymi policzkami, pełnymi 
dołeczków.

- Braciszek też tak wyglądał zaraz po urodzeniu - pocieszała ich Elise. - 

Wszyscy tak wyglądają po przyjściu na świat.

W drzwiach stanęła matka, a za nią Emanuel, oboje uroczyści i skupieni. 

Po chwili matka podeszła na palcach do łóżka i uściskała córkę, akuszerka 
natomiast myła i owijała maleństwo.

-   Gratuluję   ci   -   matka   była   wyraźnie   wzruszona.   -   Myślę,   że 

Ringstadowie   się   ucieszą,   kiedy   dojdzie   do   nich   wiadomość,   że   to 
chłopiec. Że mają dziedzica.

Znowu pojawiło się to słowo: dziedzic. Było niczym uderzenie w twarz.
Elise opanowała się, kiedy podszedł do niej Emanuel i uśmiechał się, 

dumny i zadowolony. Został ojcem, nic innego nie przychodziło mu do 
głowy. W każdym razie nie w tej chwili. Pochylił się i czule ucałował 
żonę.

- Tak się cieszę, że już po wszystkim. Byłaś bardzo dzielna, Elise.
Elise opadła ciężko na poduszki i przymknęła oczy. Czuła się zmęczona. 

Śmiertelnie zmęczona.

Kiedy wszyscy wyszli, Elise złożyła ręce pod kołdrą.
- Dziękuję bardzo. Bardzo dziękuję za to, że wszystko poszło dobrze i że 

background image

dziecko urodziło się zdrowe, bez komplikacji.

Po   tych   słowach   nagle   drgnęła.   Dziedzic!   Zarówno   akuszerka,   jak   i 

matka wypowiedziały to słowo. Jak zdołają oszukać rodziców Emanuela i 
wmówić   im,   że   chłopiec   jest   ich   własnym   wnukiem,   z   prawem 
dziedziczenia wielkiego dworu Ringstad, skoro w rzeczywistości mały jest 
synem   przestępcy   i   gwałciciela?   Czy   potrafią   później   żyć   z   takim 
kłamstwem na sumieniu?

Za   każdym   razem,   kiedy   brała   dziecko,   żeby   je   nakarmić,   uważnie 

studiowała jego twarzyczkę. Rozpaczliwie szukała w niej jakichś rysów, 
które   przypominałyby   Braciszka,   Pedera   lub   Kristiana.   Minie   jeszcze 
sporo czasu, zanim dziecko zacznie się uśmiechać, to akurat wiedziała. 
Miała jednak nadzieję, że może wtedy pojawią się na jego buzi dołeczki 
takie   same,   jakie   mają   ona   i   Hilda.   Kolorem   włosów   nie   należało   się 
jeszcze przejmować, ten się zmieni. Ale co z nosem? I z uszami? Przecież 
żadne z nich nie ma takich odstających uszu! Ani takiego kartoflanego 
nosa.

Ku   swojemu   zdumieniu   poczuła   w   sercu   strumień   ciepła   i   chęć 

chronienia tej maleńkiej żywej istotki, która jest od niej absolutnie zależna. 
Przepełniało   ją   poczucie,   że   jest   najważniejszym  człowiekiem   w   życiu 
synka. Jakie znaczenie mają okoliczności, w których znalazł się w jej ciele 
tamtego strasznego dnia ubiegłej wiosny? To w jej łonie dojrzewał, wyrósł 
z maleńkiego nasionka na małego człowieka. To ona nosiła go w sobie 
przez dziewięć miesięcy, to ona krzyczała z bólu, kiedy przychodził na 
świat. To ona teraz musi się starać podtrzymać w nim życie poprzez ważne 
dla   niego   mleko   matki.   Bez   niej   chłopiec   by   zginął.   Dziecko   jest 
najbardziej   bezradnym   stworzeniem   pośród   wszystkich   żywych   istot. 
Zwierzęta   rodzą   młode,   które   niemal   natychmiast   potrafią   sobie   same 
radzić, ale małe dziecko człowiecze jest absolutnie uzależnione od matki. 
Jakie   więc   znaczenie   ma   fakt,   czy   malec   odziedziczył   jej   dołeczki   na 
policzkach lub niebieskie oczy Pedera? Jest tym, kim jest, i nie musi być 
kopią nikogo. Jest jej synem, jej pierworodnym, jej dzieckiem, które ona 
chce kochać tak bardzo, jak inne matki kochają swoje dzieci.

Uśmiechnęła się, oparła głowę na poduszce i westchnęła zadowolona.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Mróz trzymał mocno, zapasy drewna na opał niepokojąco topniały.
Elise marzła. Przez kilka dni po ślubie matki była chora, może dlatego, 

że nie miała wtedy na nogach suchych pończoch, potem w dniu porodu 
dostała   gorączki.   Ciało   miała   obolałe,   głowę   ciężką   i   czuła   ucisk   w 
piersiach.   Akuszerka   powiedziała,   że   to   może   zmniejszyć   produkcję 
mleka, ale maleńki chłopczyk był taki głodny i tak energicznie ssał, że nie 
powstały żadne problemy.

Zresztą zaziębienie to nic dziwnego w takim miejscu jak dom majstra, 

dziurawym,   pełnym   lodowatych   przeciągów.   Co   prawda   w 
Andersengarden   przywykli   do   zimna,   ale   to   tutaj   było   inne.  Tutaj   nad 
rzeką   wciąż   unosiła   się   lodowata   mgła,   która   wciskała   się   do   wnętrza 
przez nieszczelne drzwi, zbutwiałe ramy okienne, a nawet przez ściany. W 
Andersengarden   pod   nimi   również   mieszkali  ludzie,   tutaj   na   dole,   pod 
cienkimi deskami podłogi, mieli lodowatą piwnicę. Teraz, kiedy nie paliło 
się w piwnicy pod kotłem do gotowania bielizny, podłoga w mieszkaniu 
też była lodowata. Dom opalali oszczędnie ze względu na brak drewna. 
„To tak jakby grzać dla wron", powiedział kiedyś Emanuel. Bo ciepło i tak 
wyleci na dwór. Kuchnia musiała ogrzewać cały dom.

Elise kłuło w piersiach i bała się, czy nie przyplącze się jakieś zapalenie 

sutków. Słyszała, że wiele kobiet, które rodzą dzieci w zimie i strasznie 
marzną, dostają takiego zapalenia.

- Może moglibyśmy palić trochę w izbie, dopóki zima jest taka mroźna? 

- spytała któregoś dnia, kiedy Emanuel przyszedł do domu w przerwie 
obiadowej.

- Bardzo mi przykro, Elise, ale nas na to nie stać. Moje zarobki nie 

wystarczają na czynsz, jedzenie i opał. Teraz, kiedy twoja mama i Hvalstad 
się wyprowadzili i nie dostajemy od niego pieniędzy za wynajem strychu, 
zastanawiam się, jak zwiążemy koniec z końcem.

background image

- Mówiłeś,  że  znowu powinniśmy   wynająć strych.  Skinął  głową, ale 

jakoś niechętnie.

- Tak, musimy jednak poczekać, aż największe mrozy ustąpią. Teraz nikt 

by tam na górze nie wytrzymał, a ja nie mam pieniędzy na kupno pieca. 
Od dawna myślałem, że powinniśmy wstawić tam mały piecyk, pośrodku 
pomieszczenia jest przecież komin. - Spojrzał na nią pytająco. - To już 
czternaście dni od porodu, myślałem, że chciałaś jak najszybciej zacząć 
znowu pracę.

- Dobrze wiesz, że chcę pracować, Emanuelu. Ale zaziębiłam się, kaszlę 

i od ślubu matki mam gorączkę, trzeba czasu, żebym wydobrzała.

- Ale chyba niedługo wyzdrowiejesz, prawda? Potwierdziła skinieniem 

głowy.

-   Zaczęłam   znowu   trochę   tkać,   ale   z   tego   zarobek   jest   niewielki. 

Pederowi udało się znaleźć mi klientów, tylko że dla niego to też za duże 
obciążenie,   żeby   biegać   w   poszukiwaniu   zamówień,   a   potem   odnosić 
gotowe wyroby. Oprócz szkoły ma przecież pracę, którą musi wykonać, 
lekcje też zabierają mu dużo czasu. Gdybym tak miała maszynę do szycia, 
to mogłabym szyć dla ludzi. W szkole byłam najzdolniejsza, jeśli chodzi o 
prace ręczne.

Dziecko   zaczęło   znowu   krzyczeć,   Elise   ciężko   wstała   z   krzesła   i 

podeszła   do   kołyski.   Hilda   przyniosła   tę   kołyskę   w   tajemnicy   przed 
majstrem,   jej   samej   zostało   jeszcze   kilka   miesięcy,   zanim   będzie 
potrzebować kołyski.

-   Czy   ty   rozumiesz,   dlaczego   on   tyle   krzyczy?   To   się   powtarza 

codziennie i trwa godzinami.

Emanuel nie odpowiedział.
Elise wzięła maleństwo na ręce i podniosła. Oparła je o swoje ramię i 

masowała mu plecki. Płacz nie był już taki gwałtowny, ale całkiem nie 
ustał.

- Może mam za mało pokarmu albo może moje mleko nie jest dobre.
Emanuel nadal nic  nie mówił.  Siedział, oparłszy  łokcie  na kolanach, 

brodę położył na splecionych rękach i patrzył przed siebie. Zamyślony, 
zdawał się nie słyszeć ani słowa z tego, co powiedziała.

- A może powinnaś wrócić do pracy w przędzalni? - rzekł w końcu.
Elise patrzyła na niego przestraszona.
- A co zrobię z dzieckiem, skoro mama już z nami nie mieszka?
- A co robią inne matki?
- Przynoszą je do fabryki i zostawiają w kartonach na korytarzu. Ale 

Valborg   mówiła   mi,   że   nadzorca   źle   to   znosi   i   powtarza,   że   nie   chce 

background image

widzieć   żadnych   dzieciaków   w   fabryce.   Zresztą   to   jest   prawnie 
zabronione. Bo kiedyś jedno dziecko uległo wypadkowi.

- No ale jest przecież żłobek w Armii Zbawienia i Azyl w Sagene. Elise 

posłała mu oburzone spojrzenie.

- Po pierwsze nigdzie tam go nie przyjmą, dopóki nie przestanie ssać, a 

poza tym czy ty wiesz, jak właściwie mają dzieci w tym Azylu w Sagene? 
W malutkich pomieszczeniach znajduje się ponad sto dzieci. Co prawda 
uczą się Psalmów, dziecięcych piosenek i rysują na tabliczkach, ale też 
muszą   na   siebie   pracować.   Nawet   bardzo   maleńkie   dzieci   siedzą 
godzinami i wyskubują nici z resztek tkanin, które Azyl dostaje z jednej 
tkalni.

-  No  to   może   pani Evertsen  albo  pani Albertsen   mogłaby   się  z  nim 

zajmować   za   niewielką   opłatą?   Mogłabyś   nosić   go   tam   w   drodze   do 
przędzalni i w przerwie obiadowej chodzić do Andersengarden, żeby go 
nakarmić.

Elise patrzyła na niego przestraszona. Zanim maleństwo się urodziło, 

Emanuel   zapewniał  ją,   że   ich   dziecko   nie   będzie   wynoszone   na   mróz, 
zanim fabryczne syreny zawyją o szóstej rano, i pozostawiane w żłobku. 
Nie będzie też musiało leżeć na korytarzu w przędzalni i płakać, choć i tak 
nikt tego nie usłyszy ze względu na hałas, jaki robią maszyny. Co go teraz 
skłoniło do zmiany zdania?

Emanuel musiał poznać po jej minie, o czym myśli, bo podniósł się 

gwałtownie i podszedł do żony.

- Z pewnością jakoś damy sobie radę, Elise. - Pogłaskał ją po policzku. - 

Czasami tylko jestem kompletnie przytłoczony tym, że na nic nas nie stać. 
Carla Wilhelma nie widziałem od czasu ostatniego spotkania myśliwych 
na długo przed świętami Bożego Narodzenia, a przecież planowaliśmy, że 
będziemy się spotykać co dwa tygodnie. Zresztą ktoś przynosi kociakowi 
mleko i ryby, tak jak ojciec Carla Wilhelma obiecał, ale oni nigdy do nas 
nie pukają, nigdy nie wejdą się nawet przywitać. Zobaczyli, jak biednie u 
nas jest, i nie mają ochoty tu przychodzić.

-   Co   masz   na   myśli,   mówiąc   „oni"?   Myślisz,   że   to   Carl   Wilhelm 

przynosi jedzenie dla Puszka?

Emanuel wzruszył ramionami.
- Chyba niemożliwe, żeby to był jego ojciec. Myślę raczej, że to jedna 

ze służących albo Carl Wilhelm i jego ukochana.

- To on ma ukochaną? Emanuel przytaknął.
- Napisał do mnie list i przysłał go do biura. Opisuje w nim, że spotkał 

tę dziewczynę w Kongsvinger. Znalazła sobie pracę telefonistki i mieszka 

background image

w mieście na stancji. Spotykają się w największej tajemnicy.

Elise   nie   potrafiła   się   powstrzymać,   żeby   nie   zapytać,   chociaż   sama 

siebie za to nienawidziła:

- Czy one z Signe się znają? Emanuel przytaknął.
-   A   Carlsenowie   nie   zdołali   jeszcze   znaleźć   dla   Signe   posady 

guwernantki? To już ponad cztery tygodnie, odkąd przyjechała.

- Mam wrażenie, że oni wcale się nie śpieszą. Karolinę się nudzi, a w 

nowym  towarzystwie   czuje   się   dobrze.   Najwyraźniej   panny   bardzo   się 
zaprzyjaźniły. Obie grają na pianinie, teraz ćwiczą różne utwory na cztery 
ręce, jak słyszałem.

- A co, twoim zdaniem, Karolinę powie, kiedy odkryje, dlaczego Signe 

wyjechała z domu?

- Myślę, że Signe nie jest taka głupia.
- Nie wie, że Karolinę była w tobie zakochana.
- Ale wie, że ja jestem żonaty i że Carlsenowie zaczęliby ją traktować 

zupełnie inaczej, gdyby odkryli, co zrobiła.

„Co zrobiła?"... To brzmi tak, jakby ona sama odpowiadała za to, co się 

stało, pomyślała Elise wzburzona.

Dziecko   znowu   zaczęło   wrzeszczeć,   wyglądało   na   to,   że   ma   bóle 

brzucha.

Emanuel patrzył na malca zatroskanym wzrokiem.
- Nie mogłabyś porozmawiać z doktorem?
- A jak mam się tam dostać? Nie mogę dziecka wynieść z domu na ten 

ziąb, a do lekarza trzeba długo iść.

Emanuel ruszył ku drzwiom.
- Przejdę się trochę. Boli mnie głowa.
Elise   nic   nie   odpowiedziała,   wzięła   dziecko   na   ręce   i   próbowała 

masować mu brzuszek. To też nie pomogło. Mimo wszystko najlepiej jest, 
kiedy matka oprze dziecko o swoje ramię i masuje mu plec-ki, zauważyła 
to już jakiś czas temu.

Słyszała, jak Emanuel zamyka za sobą drzwi. Przez okno widziała, jak 

przechodzi przez most, podniósłszy kołnierz płaszcza, z futrzaną czapką 
głęboko naciągniętą na uszy. Może zamierza pójść do Carlsenów, żeby się 
dowiedzieć czegoś nowego.

Długo nie odchodziła od okna i patrzyła w stronę przędzalni. Teraz one 

tam   stoją,   każda   przy   swojej   maszynie,   wszystkie   prządki   o   szarych   i 
zmęczonych   twarzach.   Pomocnice   biegają,   jak   tylko   mogą,   by   jak 
najszybciej dostarczyć nowe szpule, a koła kręcą się i kręcą, hałas jest 
ogłuszający, chmury kurzu wypełniają całą halę, zatykają nosy, dławią w 

background image

piersiach i powodują łzawienie oczu.

Pośpiesznie odwróciła wzrok od fabryki i zaczęła spoglądać w stronę 

wodospadu. Lód metrową warstwą pokrywał rzekę, żółtoszary i brudny, 
wodne   nurty   sprawiły,   że   zastygał   w   dziwacznych,   powykręcanych 
formach u stóp wodospadu. W górze unosił się wodny pył zmieszany z 
zamarzającą mgłą, która zalegała nad rzeką. Drzewa po tamtej stronie stały 
oszronione,   przemarznięte   wyciągały   czarne   gałęzie   ku   bezlitosnemu 
niebu i błagały o jak najszybsze nadejście wiosny. Elise zadrżała. Czy to 
takie dziwne, że niemowlę wciąż krzyczy?

Odniosła dziecko do kołyski, położyła je tam, nie była w stanie dłużej 

trzymać go w ramionach, musiała zacząć się poruszać, by trochę rozgrzać 
ciało.

Stała przez krótką chwilę i przyglądała się krzyczącemu dziecku. Tak 

jak to zauważyła zaraz po porodzie, malec nie był specjalnie urodziwy. 
Głowę   miał   za   dużą   w   stosunku   do   ciała,   uszy   odstawały,   a   włosy 
pojaśniały i teraz zaczynały się robić rudawe.

O tej ostatniej sprawie starała się nie myśleć. Nowo narodzone dzieci z 

czasem gubią włosy, a potem wyrastają im nowe, powiedziała matka, która 
nie mogła zrozumieć, dlaczego Elise tak się niepokoi o kolor włosów. Na 
krótką beznadziejną chwilę wyobraziła sobie dziecko za parę lat. Widziała 
ogniście rude kręcone włosy, takie jak włosy jego ojca. To, niestety, będzie 
nieustannie przypominać, co ją spotkało.

Otuliła malca kołderką i wyszła do kuchni, żeby dołożyć do pieca. Musi 

znaleźć sobie jakąś pracę, ale jak tego dokonać?

ROZDZIAŁ ÓSMY

Tego   samego   popołudnia,   kiedy   Elise   i   Emanuel   siedzieli   przy   ku-

background image

chennym stole, próbując się rozgrzać filiżanką cieniutkiej kawy z mlekiem 
i cukrem, na zewnątrz rozległy się jakieś głosy. Kristian i Peder wrócili już 
z   pracy.   Elise   patrzyła   na   nich   z   żalem,   tacy   byli   bladzi,   chudzi   i 
przemarznięci. Elise nadstawiła uszu.

- Ktoś tu idzie.
Emanuel spojrzał znad gazety.
- A to dziwne. W taki mróz...
Rozległo   się   pukanie   do   drzwi   i   zaraz   potem   pan   i   pani   Ringstad, 

opatuleni w futra, futrzane czapki, w ciepłych butach, weszli do domu. I 
Emanuel, i Elise zerwali się z miejsc zaskoczeni.

- Mama i ojciec? Przyjechaliście do miasta przy tej pogodzie?
- Przecież musieliśmy zobaczyć wasze cudo! - ojciec śmiał się głośno. - 

Mama nie chciała czekać, aż się ociepli, chociaż ją przekonywałem, że 
powinniśmy okazać jeszcze trochę cierpliwości. Wynajęliśmy na dworcu 
woźnicę. Ma wygodne sanie i duże okrycie ze skór, ale mieliśmy pecha, bo 
przed   nami   pług   odśnieżał   drogę.   Taki   wielki   pług   zaprzęgnięty   w 
dziewięć koni, możesz sobie wyobrazić, jak to się wlokło.

-   Boże   drogi,   jak   tu   zimno!   -   pani   Ringstad,   drżąc   na   całym   ciele, 

podeszła bliżej pieca.

Emanuel   chciał   jej   pomóc   zdjąć   futro,   ale   ona   przestraszona   pro-

testowała.

- Nie mogę tego zdjąć, przecież tutaj straszny ziąb. Będziemy nocować 

u Carlsenów, zaraz musimy iść, bo woźnica na nas czeka.

- Chcecie wychodzić tak od razu? - w głosie Emanuela słychać było 

rozczarowanie. - Przecież nawet nie zobaczyliście dziecka!

-   Przyjedziemy   znowu,   jak   się   trochę   ociepli   -   pan   Ringstad   mówił 

jowialnym głosem, miał zdrowe rumieńce na policzkach i w tym wielkim 
futrze   wyglądał   jeszcze   potężniej   niż   zwykle.   -   Mama   nie   mogła   się 
doczekać,   żeby   zobaczyć   to   cudo,   i   najwyraźniej   uważa,   że   to   wy 
powinniście się wybrać z wizytą do Ringstad.

-   Przestań!   -   pani   Ringstad   zaprotestowała   oburzona.   -   Przecież   to 

niemożliwe,   żeby   wozić   noworodka   w   taki   mróz.  A  gdzie   on   jest?   - 
rozglądała się w napięciu po kuchni.

- Malec na szczęście śpi. - Emanuel próbował się uśmiechać, ale nie 

bardzo   mu   się   to   udało.   -   Ma   jakieś   problemy   z   trawieniem   i   ciągle 
krzyczy. Elise i ja rozkoszowaliśmy się chwilą ciszy, kiedy przyjechaliście. 
Może wypijecie filiżankę kawy?

Pani Ringstad pokręciła głową.
-   Mam   nadzieję,   że   takie   przyjemności   zostawimy   na   następny   raz. 

background image

Moglibyśmy teraz spojrzeć na maleństwo, mimo że śpi?

- Oczywiście. - Elise podeszła do drzwi izby, modląc się w duchu, żeby 

dziecko nadal leżało spokojnie.

-   Emanuelu,   pisałeś,   że   mama   Elise   i   pan   Hvalstad   wzięli   ślub   i 

wyprowadzili się do mieszkania przy Wzgórzu Świętego Jana? - spytała 
pani Ringstad łagodnie. - Jak to miło, że możecie teraz mieć dom tylko dla 
siebie - ciągnęła dalej. - Szczerze mówiąc, to nie jest za duży dom dla 
trzyosobowej rodziny.

-   Dla   pięcioosobowej   -   wtrącił   Emanuel   pośpiesznie,   kiedy   wszyscy 

wchodzili do izby.

- Pięcioosobowej? - matka patrzyła na niego przestraszona.
- Peder i Kristian mieszkają z nami. Nie chcieli się przeprowadzić.
- Nie chcieli się przeprowadzić? - twarz matki przybrała surowy wyraz. - 

To wy pozwalacie dzieciom decydować, gdzie będą mieszkać?

W tym momencie Elise zauważyła, że kołyska zaczyna się poruszać. 

Malec wymachiwał rączkami, pojękiwał chwilę cichym głosem, po czym 
zaniósł się gwałtownym krzykiem.

-   Jaka   szkoda,   mały   się   obudził!   -   Natychmiast   gdy   to   powiedziała, 

spostrzegła,   jak   dziwnie   patrzy   na   nich   pani   Ringstad.   Ta   uważała   z 
pewnością,   że   to   bardzo   dobrze,   iż   malec   się   obudził,   będzie   mogła 
obejrzeć go dokładnie.

Wszyscy   podeszli   do   kołyski   i   wpatrywali   się   w   maleńkiego, 

wrzeszczącego chłopczyka.

- Biedactwo, on z pewnością marznie - rzekła zatroskana pani Ringstad. 

- Albo może nie ma dość jedzenia? - zwróciła się do Elise. - Jesteś pewna, 
że masz pod dostatkiem mleka? Pamiętaj, że sama musisz pić dużo mleka i 
starać się jeść dużo zdrowego pożywienia.

- Dlaczego on ma taką jakąś dziwną głowę? - zapytał pan Ringstad w 

zamyśleniu. - Jesteście pewni, że z nim wszystko w porządku?

Elise zwróciła się w stronę teścia.
- Akuszerka zapewniła nas, że tak. Niektóre dzieci po urodzeniu mają 

takie duże głowy. Ale kiedy ciało trochę podrośnie, to wszystko będzie jak 
trzeba.

Pani Ringstad roześmiała się.
- No cóż, chyba nie mogłabym powiedzieć, że jest śliczny, ale które 

noworodki są? Włoski to on ma prawie rude, prawda?

Elise nie miała odwagi spojrzeć na Emanuela, odniosła jednak wrażenie, 

że mąż drgnął, słysząc słowa matki.

-   Nowo   narodzone   dzieci  mają   zwykle   inny   kolor  włosów,   niż   będą 

background image

miały później - pośpieszyła z wyjaśnieniem.

Wyjęła dziecko z kołyski i próbowała je uspokoić, ale bez skutku. Malec 

wrzeszczał   tak,   że   buzia   zrobiła   mu   się   ogniście   czerwona,   i   wściekle 
wymachiwał rączkami.

- Ma bóle brzuszka - próbowała go tłumaczyć Elise. - Czuję, że cały się 

napręża.

- I on tak codziennie? - pani Ringstad patrzyła na Elise osłupiała.
- Tak, każdego wieczoru. - Emanuel sprawiał wrażenie przygnębionego. 

- I po nocach też. Mimo że Elise sypia z nim w kuchni, to my z trudem 
możemy   spać.   Nawet   Peder   i   Kristian   skarżą   się,   że   wciąż   są   bardzo 
zmęczeni, a Peder przyniósł w dzienniczku uwagę, że zasypia na lekcjach.

Pani Ringstad zadrżała.
- No tak, ja już zapomniałam, jak to jest. Pojęcia nie mam, czy teraz 

zdołałabym coś takiego wytrzymać, w dodatku dziecko trzeba przewijać i 
karmić przez okrągłą dobę.

Pan Ringstad wybuchnął śmiechem.
- Moja kochana Marie, kiedy Emanuel się urodził, to ty miałaś niańkę, 

przynosiła ci dziecko w nocy, żebyś je mogła nakarmić, i zabierała, jak 
tylko się najadł.

- A mimo wszystko to było bardzo męczące. Za każdym razem, kiedy 

był głodny, musiałam się budzić. No tak, ale teraz Betzy i Oscar chyba już 
na nas czekają. Poza tym czeka też woźnica.

Odwróciła   się   i   ruszyła   ku   drzwiom,   a   Elise   oparła   sobie   dziecko   o 

ramię, żeby je uspokoić.

Pan Ringstad zwrócił się do niej.
- Nie będzie ci łatwo wrócić do pracy, dopóki on jest taki kłopotliwy.
-   Rozmawialiśmy   właśnie   o   tym   dzisiaj   przed   południem   -   wtrącił 

Emanuel. - Zaproponowałem, żeby Elise zapytała swoje dawne sąsiadki, 
czy   któraś   nie   zajęłaby   się   dzieckiem,   kiedy   ona   pójdzie   do   fabryki. 
Mogłaby chodzić do nich w przerwie obiadowej, żeby go nakarmić.

Ku zdumieniu Elise pan Ringstad przerażony pokręcił głową.
- Jak mogłeś zaproponować coś takiego? Chłopiec musi być karmiony 

często, jest przecież jeszcze taki malutki. Jedyna praca, jaką Elise mogłaby 
wykonywać przy niemowlęciu, to robić coś w domu. Znaleźć sobie pracę, 
którą mogłaby się zajmować tutaj. Tkanie przynosi niewielkie dochody, 
jak słyszałem, a pranie i prasowanie byłoby dla niej zbyt męczące, skoro 
pani   Lovlien   wyprowadziła   się   i   nie   może   jej   pomagać.   No   a   co   na 
przykład z szyciem na zamówienie? Kiedy miał przyjechać król i królowa, 
to   podobno   w   całej   Kristia-nii   nie   było   wolnej   krawcowej,   wszystkie 

background image

musiały szyć suknie na bal w zamku.

-   Wy   też   chyba   poszliście   oglądać   przyjazd   królewskiej   pary?!   - 

zawołała   pani   Ringstad   z   ożywieniem.   -   Słyszeliśmy,   że   odbywały   się 
regularne   bójki   między   tymi,   którzy   chcieli   zdobyć   dobre   miejsce 
widokowe wzdłuż trasy przejazdu królewskiej pary. A najlepsze miejsca, 
takie jak okna w Grand Hotelu, sprzedawano po czarnorynkowych cenach.

- Czy masz maszynę do szycia? - pan Ringstad zdawał się nie słuchać 

tego, co mówi żona.

Elise pokręciła głową.
- Nie, niestety.
- A w szkole lubiłaś prace ręczne? Elise patrzyła na niego onieśmielona.
- Pani mówiła, że jestem najlepsza w klasie.
- Hm - bąknął, ruszając ku drzwiom.
Kiedy już miał wychodzić, Elise spostrzegła, że wsunął Emanuelowi coś 

do kieszeni.

EmanueJ   wydał   jej   się   bardzo   zamyślony   po   wizycie   rodziców. 

Zastanawiała się, co dręczy go bardziej: sprawy ekonomiczne czy to, że 
ojciec i matka zobaczyli, jak marnie im się powodzi.

A może to jest coś jeszcze innego - przyszło jej nagle do głowy. Signe w 

dalszym ciągu mieszka u Carlsenów i teraz Ringstadowie będą mogli ją 
poznać...

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Następnego dnia, kiedy Elise właśnie karmiła synka, ktoś zapukał do 

drzwi. Do karmienia przenosiła się do kuchni, bo tu było cieplej obojgu, 
chociaż   i   tak   palce   u   nóg   miała   przemarznięte   niczym   kawałki   lodu. 
Ciągnęło zimnem, i od podłogi, i przez szpary w drzwiach. Drzwi zresztą 
były   takie   dziurawe,   że   śnieg   przedostawał   się   przez   nie   i   tworzył   na 
podłodze w kuchni małe zaspy.

-   Proszę   wejść!   -   zawołała,   zwracając   w   tamtą   stronę   zaciekawioną 

twarz. Kto, na Boga, ma powód, by przychodzić w odwiedziny w środku 
roboczego dnia? Nie może to być pani Thoresen, pani Evertsen ani też 
pani Berg, żadna z nich nie odważyłaby się wyjść z domu w taki mróz.

W drzwiach stanął posłaniec, otworzył je tak szeroko, że gwałtowny 

background image

podmuch wiatru wpadł do kuchni.

- Mam paczkę dla pani Elise Ringstad. Czy to tu?
-   Tak,   proszę   wejść   i   zamknąć   za   sobą.   Właśnie   karmię   mojego 

malutkiego synka.

Posłaniec wtaszczył do kuchni ciężki karton i starał się jak najszybciej 

spełnić jej polecenie.

- Muszę mieć pokwitowanie.
To pewnie Emanuel kupił mały piecyk na drewno, żeby postawić go na 

strychu, pomyślała Elise. Wtedy będą mogli poszukać jakiegoś lokatora. 
Karton wydawał się jednak zbyt mały, żeby pomieścić piecyk. Poza tym 
żeliwny piecyk jest taki ciężki, że jeden posłaniec nie przyniósłby go tutaj 
sam, zwłaszcza że nie wygląda doroślej niż Peder.

Położyła dziecko na kuchennym stole i znalazła ogryzek ołówka.
-   Jesteś   pewien,   że   to   dla   mnie?   -   popatrzyła   przez   chwilę   z   po-

wątpiewaniem na małego, wychudzonego posłańca, zanim odważyła się 
potwierdzić   własnym   podpisem,   że   przyjęła   paczkę.   On   zdecydowanie 
kiwał głową.

Gdy tylko wyszedł, Elise z wielką ciekawością zaczęła rozrywać karton, 

zastanawiając   się,   co   też   może   się   tam   znajdować,   ale   naprawdę   nie 
potrafiła niczego wymyślić. Może Emanuel kupił coś za te pieniądze, które 
wczoraj ojciec wsunął mu do kieszeni?  Tak, Elise była przekonana, że 
ojciec   przed   wyjściem   dał   synowi   pieniądze.   Że   paczka   została 
zaadresowana do niej, to też nic dziwnego, bo przecież tylko ona sama 
siedzi w domu przed południem.

Nagle   wytrzeszczyła   oczy.   W   kartonie   stało   coś,   co   natychmiast 

rozpoznała   jako   futerał   maszyny   do   szycia!   Brązowe   owalne   wieko   z 
uchwytem. To nie może być prawda! Czyżby Emanuel kupił ją dla Elise za 
pieniądze, które dostał od ojca? Ale przecież nie mógł dostać aż tak dużo. 
A na dodatek bez wiedzy matki. Zachwycona wpatrywała się w zawartość 
kartonu,   nie   miała   jednak   odwagi   wyjąć   prezentu.   Bała   się,   że   mimo 
wszystko może to być pomyłka.

Ostrożnie przesunęła karton z maszyną pod ścianę. Najlepiej niech tam 

stoi, dopóki Emanuel nie wróci do domu. I nie powinna się tak cieszyć 
zawczasu.   Bo   jeśli   maszyna   nie   jest   jednak   przeznaczona   dla   niej,   to 
przeżyje okropne rozczarowanie.

Malec leżał i wrzeszczał, nie chciał się uspokoić nawet wtedy, kiedy 

znowu   przystawiła   go   do   piersi.   Zimno   nie   wydawało   się   już   takie 
straszne. Wzrok Elise nieustannie kierował się w stronę kartonu pod ścianą 
i serce wciąż biło jej mocno.

background image

Kiedy malec najadł się już do syta, Elise siedziała jeszcze i wpatrywała 

się   w   śpiące   dziecko.   Skóra   mu   się   wygładziła   i  na   buzi   pojawiły   się 
rumieńce. Elise odnosiła wrażenie, że w ciągu ostatnich dni synek bardzo 
się   zmienił,   może   nareszcie   wyładnieje?   Położyła   dziecko   w   kołysce. 
Teraz, kiedy panuje taki mróz, kołyska stoi w kuchni przez okrągłą dobę. 
Potem nalała z garnka gorącej wody do wanienki, żeby uprać dziecięce 
ubranka.   Przymknęła   oczy   i   rozkoszowała   się   ciepłem,   które   od   rąk 
rozchodziło   się   po   całym   ciele.   W   myślach   zaczęła   planować,   jak 
zdobywać   klientki   i   w   jaki   sposób   powinna   proponować   im   usługi 
krawieckie.

Kiedy   wieszała   pranie   nad   kuchnią,   usłyszała   w   końcu   na   zewnątrz 

kroki, ale z rozczarowaniem stwierdziła, że to tylko chłopcy.

Na ich widok stanęła jak wryta. Kurtka Pedera, którą niedawno kupiła, 

była podarta, on cały umazany śniegiem i brudny, ze skroni i z nosa ciekła 
mu krew. Odłożyła wszystko, co trzymała w rękach, i podbiegła do brata.

- Co się stało?
-   Peder   wdał   się   w   bójkę.   -   Kristian   sprawiał   wrażenie   dumnego   i 

zmartwionego   równocześnie.   -   Chłopaki   go   zaczepiali,   wyzywali   od 
kurzego móżdżka i głupka, to Peder się wściekł i rzucił się na nich. Wiem, 
że może nie powinien tego robić, ale uważam, że był naprawdę dzielny.

Elise   milczała.   Przyglądała   się   poobijanej,   ale   dumnej   buzi   Pedera, 

równocześnie ostrożnie zdejmując z niego kurtkę. Pomyślała, że nigdy nie 
zdoła   przywrócić   jej   porządnego   wyglądu.   Nagle   jednak   spojrzała   na 
maszynę do szycia. Jeśli rzeczywiście ta maszyna przeznaczona jest dla 
niej, to jest to pewnie palec boży. Będzie mogła jej użyć już dzisiaj.

Przyniosła   czystą   szmatkę,   nalała   wody   do   miseczki   i   zaczęła 

przemywać ranę Pedera. Na szczęście nie była głęboka.

Peder podniósł na nią wzrok.
-   Jesteś   na   mnie   zła,   Elise?   Moja   nowa   kurtka   i   w   ogóle...   Elise 

pokręciła głową.

- Widocznie miałeś powody, żeby się rozzłościć. Nie należysz do takich, 

co to rzucają się na innych dla zabawy.

- To wina nauczyciela. Powiedział, że muszę codziennie czytać głośno, 

bo jak nie, to będzie ze mną niedobrze. Położył przede mną książkę i ze 
złością zapytał, czy tak jest dobrze, a ja uznałem, że tak. Kiwnąłem głową 
i   powiedziałem   „tak",   a   on   wrzasnął,   że   jestem   bezwstydny,   i   mnie 
uderzył. Kiedy wychodziliśmy na przerwę, chłopaki się koło mnie tłoczyli 
i wykrzykiwali: „Peder kurzy móżdżek!" „Głupek!", „Ile palców masz u 
jednej ręki, kurzy móżdżku? Trzy czy może sześć?" I wtedy poczułem, że 

background image

robi mi się czerwono przed oczami, rzuciłem się na nich i zacząłem bić.

- Tłukł, aż trzeszczało! - roześmiał się Kristian z podziwem.
Elise wciąż milczała. Może powinna na niego nakrzyczeć, rozumiała 

jednak bardzo dobrze, dlaczego nie był w stanie się opanować. Pytanie 
tylko, czy od tego będzie się lepiej uczył.

Znowu   na   zewnątrz   rozległy   się   kroki,   tym   razem   spokojniejsze   i 

cięższe.

Peder spojrzał przestraszony na Elise.
- Emanuel wraca. Nic mu nie mów, Elise! - patrzył na nią błagalnie.
- Idźcie obaj do izby i zdejmijcie mokre pończochy. Muszę o czymś z 

Emanuelem porozmawiać.

Emanuel wszedł do środka, trząsł się z zimna i starannie zamykał za 

sobą drzwi.

- Nie przypuszczałem, że tutaj nad rzeką jest o tyle zimniej. - Wstrząsnął 

nim dreszcz. - Chyba jednak będziemy musieli więcej palić, Elise.

Elise wolno szła mu na spotkanie, uśmiechała się niemal onieśmielona.
- Czy to ty  przysłałeś mi dzisiaj paczkę, Emanuelu?  Spojrzał na nią 

zaskoczony.

- Ktoś ci przysłał paczkę?
- Tak. Posłaniec przyniósł duży i ciężki karton.
Emanuel zmarszczył czoło i nic nie rozumiejąc, kręcił głową. Elise stała 

zakłopotana.

- Przyszedł dzisiaj posłaniec z ciężką paczką dla mnie. Wyraźnie na niej 

napisano:   „Elise   Ringstad,   Sandakerveien   numer   2".  W  kartonie   moim 
zdaniem znajduje się maszyna do szycia, ale nie odważyłam się jej wyjąć, 
bo nie jestem pewna, czy to nie jakaś pomyłka.

Emanuel z niedowierzaniem kręcił głową.
- Niczego takiego nie zamawiałem. Skąd miałbym wziąć pieniądze na 

maszynę do szycia?

- Myślałam, że może... Widziałam, że ojciec wsunął ci coś do kieszeni, 

zanim wyszedł, i sądziłam...

Spostrzegła, że Emanuel się zarumienił.
- To się zgadza, ojciec wsunął mi do kieszeni parę koron, ale nie aż tyle, 

żeby  wystarczyło na maszynę do szycia. To naprawdę musi być jakieś 
nieporozumienie,   Elise.   Powinienem   pójść   do   sklepu   i   porozmawiać   z 
nimi. Dobrze, że do końca tej paczki nie rozwinęłaś.

Już miał zdjąć płaszcz, ale nagle przystanął i zawołał półgłosem jakby 

sam do siebie:

- A może to od ojca? - zwrócił się do Elise. - Gdzie jest ta paczka?

background image

Wskazała głową na karton stojący przy ścianie.
Emanuel podszedł i wyjął z niego ciężki, brązowy, owalny przedmiot. 

Wieko zostało ozdobione pięknym znaczkiem ze złoconymi literami, które 
głosiły: „The Singer Manufacturing Co.". Do rączki przywiązany był na 
sznurku mały kluczyk. Do tego samego sznurka przymocowano bilecik. 
Emanuel przeczytał głośno: „Droga Elise! Mam nadzieję, że zdobędziesz 
wiele klientek, tak byś mogła pracować w domu i równocześnie dobrze 
pielęgnować naszego dziedzica. Pozdrowienia od teścia".

Emanuel zwrócił się do żony, sprawiał wrażenie zachwyconego.
- Widzisz, to ojciec kupił ci maszynę! Nigdy bym nie pomyślał.
Elise   czuła,   że   robi   jej   się   na   zmianę   zimno   i   gorąco.   Dostała   ten 

wspaniały  prezent z powodu kłamstwa! Teść miał zamiar jej pomóc w 
wychowaniu   swojego   wnuka,   tymczasem   on   nie   ma   żadnego   wnuka. 
Jeszcze nie ma. Będzie go miał dopiero, kiedy Signe urodzi.

Odepchnęła od siebie tę myśl. Nie powinna tak traktować tej sprawy. 

Emanuel ożenił się z nią dlatego, że chciał dać jej dziecku ojca. Oboje 
ustalili, że zachowają wszystko w tajemnicy, że postarają się, by ludzie 
sądzili,   iż   dziecko   rzeczywiście   jest   jego.   Signe   to   błąd,   coś,   co   nie 
powinno   się   było   zdarzyć   i   teraz   nie   może   mieć   z   ich   rodziną   nic 
wspólnego.   W   całym   kraju   mnóstwo   służących   ma   dzieci   ze   swoimi 
chlebodawcami,   zwykle   jednak   same   są   sobie   winne   i   same   muszą 
dźwigać swój wstyd. Często ich los bywa tragiczny, ale tak to już jest. 
Ojciec   nieślubnego   dziecka   rzadko   czuje   się   za   nie   odpowiedzialny. 
Dlaczego w przypadku Emanuela miałoby być inaczej?

Nareszcie była w stanie coś powiedzieć.
- Ale... ale czy mogę to przyjąć? Twoja matka z pewnością nic o tym nie 

wie i...

- A dlaczego miałaby wiedzieć? To są pieniądze ojca. Skoro postanowił, 

że dostaniesz tę maszynę, to możesz ją wziąć z czystym sumieniem.

Postawił   ciężką   skrzynkę   na   kuchennym   stole,   otworzył   zamek 

kluczykiem i zdjął wieko.

Peder   i   Kristian   weszli   cicho   do   kuchni,   stanęli   obok   nich   i   wy-

trzeszczając oczy, patrzyli na to, co się dzieje. O nieszczęsnej przygodzie 
Pedera w szkole najwyraźniej zapomniano.

Elise   i   chłopcy   wydali   z   siebie   przeciągły   jęk.   Maszyna   była   naj-

piękniejszą   rzeczą,   jaką   kiedykolwiek   widzieli.   Czarna,   błyszcząca   i 
bogato   zdobiona   czerwonymi   oraz   złotymi   wzorkami.   Również   na 
korpusie maszyny widniał napis „Singer Manufacturing Co.", wytłoczony 
złotymi literami.

background image

Emanuel przesunął rączkę na miejsce i otworzył małą boczną szufladkę, 

w której znajdowało się wiele niedużych błyszczących części.

- Nie mogę uwierzyć, że to prawda - Elise mówiła szeptem zaskoczona, 

z   trudem   łapała   powietrze.   -   Czy   to   na   pewno   dla   mnie?   Czegoś   tak 
wspaniałego nie posiadałam przez ^ałe swoje życie.

Twarz Pedera nagle się rozpromieniła.
- No to teraz będziesz mogła pozszywać moją kurtkę, Elise. - W tym 

samym momencie oblał się ognistym rumieńcem i zawstydzony skierował 
wzrok w podłogę.

Na szczęście Emanuel niczego nie zauważył. Elise stwierdziła, że odkąd 

urodziła dziecko, mąż stał się wobec chłopców znacznie bardziej surowy i 
wymagający. To z pewnością dlatego, że jest zmęczony i nie dosypia.

- Tak, a teraz musicie powiedzieć wszystkim znajomym, że przyjmuję 

zamówienia na szycie. - Uśmiechnęła się zadowolona. Życie znowu staje 
się radośniejsze.

Zwróciła twarz w stronę Emanuela.
-   Jak   zdołam   podziękować   twojemu   ojcu?   Listu   nie   mogę   do   niego 

napisać, bo ryzykowałabym, że wpadnie w ręce matki.

- Zatelefonuje do niego z biura.
Elise skinęła głową i zwróciła się tym razem do chłopców.
- Musimy to uczcić. Zrobię na obiad racuszki.
-   Racuszki?   -   zachwycony   Peder   klaskał   w   dłonie   i   podskakiwał   z 

radości.

Wtedy nagle odezwał się Emanuel:
- A coś ty sobie zrobił dzisiaj w czoło, Peder?
-   On   się   poślizgnął,   upadł   i   uderzył   głową   o   kamień   -   wyjaśnił 

pośpiesznie Kristian. - I wcale nie płakał.

- To znakomicie, Peder. - Emanuel kiwał głową z uznaniem. - Chłopcy 

nie powinni płakać. Ot co! A teraz biegnijcie po wodę i drewno, żeby Elise 
jak   najszybciej   zabrała   się   do   przygotowywania   jedzenia.   Szczerze 
mówiąc, myślałem, że kiedy wrócę do domu, obiad będzie gotowy.

Elise uśmiechnęła się przepraszająco.
- Ugotowałam kaszę na wodzie, ale teraz pomyślałam, że powinnam 

zrobić coś wyjątkowego, skoro trafił nam się taki szczęśliwy dzień.

W   tej   samej   chwili   malec   w   kołysce   zaczął   wrzeszczeć.   Emanuel 

westchnął.

- A on znowu swoje!
Elise zwróciła się do Kristiana, który już wychodził.
- Poczekaj, myślę, że ty powinieneś zacząć przygotowywać racuszki, 

background image

Kristian. Wody i drewna nanosi Peder. Ja muszę nakarmić dziecko.

Gdy   tylko   Emanuel   zniknął   w   izbie,   żeby   się   przebrać,   powiedziała 

szeptem:

- Dziękuję ci, Kristian. Uważam, że to znakomicie, że powiedziałeś, iż 

Peder poślizgnął się i upadł.

Kristian patrzył na nią zdumiony.
- Nie jesteś zła, że kłamałem?
- Czasami człowiek ma prawo skłamać, to się nazywa „białe kłamstwo". 

W każdym razie można się nim posłużyć, kiedy chce się ratować kogoś 
innego.

Elise przystawiła maleństwo do piersi i tłumaczyła Kristianowi, jak się 

robi ciasto na racuszki.

- Widziałam, jaki Peder był dumny, kiedy go chwaliłeś. Jesteś naprawdę 

dobrym starszym bratem, Kristian.

Zauważyła, że chłopiec się zarumienił i uśmiecha skrępowany. Chociaż 

teraz częściej się go chwali niż przedtem, to chyba mimo wszystko robię 
to zbyt rzadko, pomyślała.

- Peder bardzo się stara, wiesz. Ale on nic na to nie poradzi, że nie jest 

taki mądry jak ty. To, że go wspierasz, znaczy dla niego bardzo wiele. - 
Westchnęła. - Bardzo się niepokoję, jak on sobie da radę w życiu. Bez 
szkoły daleko się nie zajdzie.

- Peder nie jest wcale taki głupi, jak myślisz. Jeśli chodzi o matematykę, 

to jest zdolniejszy niż większość dzieci w klasie.

- Ale co to pomoże, skoro nie potrafi czytać?
Usłyszeli, że Peder wraca z wodą, więc umilkli. Kiedy malec najadł się i 

zasnął,   drewno   i   woda   znalazły   się   w   kuchni,   Elise   zaczęła   smażyć 
racuszki, a wtedy Peder ukucnął przy kołysce, poruszał nią delikatnie i 
czule głaskał dziecko po główce.

- On jest taki mięciutki jak Puszek, a kiedy do niego mówię, to leży i 

widzę, że mnie słucha.

Elise uśmiechnęła się zadowolona.
- Bo on cię poznaje po głosie.
- Uważam, że robi się naprawdę słodki. Emanuel opowiadał, że jego 

matka uważa, że mały nie jest zbyt ładny, ale on mówi, że to z czasem 
przejdzie. Myślę, że to już przeszło.

- Żeby tylko nie miał rudych włosów - wyrwało się Kristianowi.
Elise spojrzała na niego pośpiesznie.
- Dlaczego tak mówisz?
- A ty byś chciała mieć piegi i rude włosy? Jeden chłopak w naszej 

background image

klasie ma i wszyscy się z niego wyśmiewają.

- Czy jeden z was mógłby wstąpić do matki Larsine, jak pójdziecie do 

pracy? Nie widziałam małej od wielu dni.

- Ona jest chora. Jej siostra też. Smarkacz powiedział, że mają suchoty - 

odparł Kristian.

Elise patrzyła na niego przestraszona.
- I dopiero teraz mi o tym mówisz?
- Nie chciałem, żebyś się denerwowała, skoro ona przychodziła do nas 

codziennie.

Elise nie odpowiedziała. Czuła, jakby w żołądku miała kamień. Jeśli 

naprawdę   Larsine   ma   suchoty...   Głęboko   wciągnęła   powietrze.   No   ale 
przecież mama też miała, a nikt z rodzeństwa się nie zaraził. Może mają w 
sobie coś, co sprawia, że zaraza ich nie może dopaść, próbowała uspokajać 
samą siebie, ale to nie pomagało. Co z maleństwem? Zrobiło jej się zimno 
ze strachu.

Emanuel wrócił do kuchni.
-   O,   jak   smakowicie   pachnie.   -   Uśmiechnął   się,   sprawiał   wrażenie 

bardziej zadowolonego, niż był, kiedy wrócił z biura. - Czy już niedługo 
będziemy jeść?

Odstawił maszynę do szycia do kąta przy piecu i usiadł przy stole, a 

Elise pośpiesznie zaczęła nakrywać.

- Zapytam w biurze, czy ktoś nie potrzebuje krawcowej - zaproponował.
Elise spojrzała na niego z zainteresowaniem.
- Mogłabym zaczynać dosłownie w każdej chwili. Nauczyłam się szyć 

na maszynie w czasie, kiedy pani Evertsen zajmowała się krawiectwem, 
ale potem zachorowała na reumatyzm i musiała sprzedać maszynę.

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Nazajutrz   Emanuel   przyszedł   do   domu,   kiedy   przerwa   obiadowa 

właściwie dobiegała już końca. Pod pachą trzymał jakąś paczkę zawiniętą 
w szary papier.

- Przyniosłem ci pracę!
- Już? - Elise uśmiechnęła się zadowolona. Tak się złożyło, że mały 

synek spokojnie spał, ona zdążyła zrobić pranie, obrać ziemniaki na obiad 
i zaszyć rozdartą kurtkę Pedera. Na szczęście nieoczekiwanie się ociepliło, 
tak że chłopiec mógł pójść do szkoły w samym swetrze. Próbowała zaszyć 
rozdarcie wczoraj wieczorem, ale lampa naftowa daje za mało światła, by 
coś widzieć. Kiedy nadejdzie wiosna i dłuższe dni, wszystko stanie się 
łatwiejsze, pocieszała się w duchu.

Teraz ożywiona podbiegła do męża, żeby obejrzeć materiał.
- Co trzeba z tego uszyć?
-   Na   początek   masz   uszyć   nowe   fartuchy   dla   pokojówek,   a   potem 

musisz iść do nich do domu i wziąć miarę na nową suknię.

Elise zaczynała się denerwować.
- Mam nadzieję, że zamawiający wiedzą, że jestem początkująca.
- Tak, powiedziałem im o tym.
- I to chyba nie jest żona któregoś z dyrektorów? Emanuel roześmiał się.
- Czy ci nie mówiłem, że najpierw chciałbym zapytać u Carlsenów? 

Będzie ci łatwiej, jeśli na początek będziesz szyć dla kogoś znajomego.

Elise   nie   spuszczała   z   niego   wzroku,   czuła,   że   krew   odpływa   jej   z 

twarzy.

- Chcesz powiedzieć, że będę musiała pójść do Carlsenów, żeby wziąć 

miarę?

Emanuel zmarszczył czoło.
- Czy to nie ty chciałaś być krawcową po to, by pracować w domu? Nie 

background image

mogę polecać cię ludziom, których nie znam, dopóki nie będziesz pewna, 
co potrafisz.

- A dla kogo mam szyć? Dla pani Carlsen czy dla Karolinę?
-   Jeszcze   tego   nie   wiem.   -   Patrzył   w   bok,   najwyraźniej   czuł   się 

nieszczególnie.

-   Przychodzisz   właśnie   od   nich?   -  nie   mogła   się   opanować,   musiała 

wiedzieć, co się stało.

- Tak, i jadłem u nich obiad, skoro i tak miałem iść po ten materiał.
- Signe też była w domu? - serce Elise zaczęło bić mocniej. Emanuel 

westchnął zirytowany.

-   Oczywiście,   że   była.   Myślisz,   że   miałem   poprosić,   żeby   zniknęła? 

Uzgodniliśmy przecież, że będziemy zachowywać się tak, jakby się nic nie 
stało, prawda?

- To znaczy, że ona nie będzie guwernantką? - Elise sama zauważyła, że 

mówi piskliwym głosem. - Co jej rodzice na to, że zamieszkała u obcej 
rodziny?   I  nie   sądzisz,   że  jest  dosyć  niefrasobliwa?   Żeby   narzucać  się 
innym ludziom w ten sposób...

Widziała, że Emanuel stara się nad sobą panować.
-   Opamiętaj   się,   Elise.   -   Mówił   bardzo   ostrym   głosem.   -   Mieliśmy 

ryzykować,   że   zostanie   tu   u   nas?   Carlsenowie   uwolnili   nas   od   bardzo 
nieprzyjemnego   problemu.   To   z   ich   strony   niezwykle   uprzejme,   że 
pozwalają   jej   tam   mieszkać.   I   nie   ulega   wątpliwości,   że   Signe   jest 
zadowolona z takiego obrotu sprawy. Jej też nie byłoby przyjemnie, gdyby 
musiała mieszkać tutaj.

Elise nie mogła uwierzyć własnym uszom.
- Chcesz powiedzieć, że ty byś jej pozwolił tutaj mieszkać? Razem ze 

mną?   Żebym   patrzyła   na   jej   powiększający   się   brzuch,   który   by   mi 
przypominał o tym, co zrobiłeś?

Znowu westchnął z irytacją.
-   Byłem   pewien,   że   już   skończyliśmy   z   roztrząsaniem,   co   by   było, 

gdyby. Oczywiście, że nie może u nich mieszkać aż do porodu. Nie będzie 
mogła   tam   mieszkać,   kiedy   ciąża   stanie   się   wyraźnie   widoczna. 
Przypuszczalnie teraz jest w trzecim miesiącu, więc nikt jeszcze niczego 
się nie domyśla. Ale podobnie jak ja nie chciałaby ujawniać, do czego 
między nami doszło.

Jest   w   trzecim   miesiącu...   Elise   już   przedtem   liczyła   na   palcach   i 

zastanawiała   się,   jak   bardzo   ciąża   Signe   jest   zaawansowana.   Trzeci 
miesiąc   oznacza,   że   dziecko   zostało   poczęte   tuż   przed   wyjazdem 
Emanuela z Kongsvinger, to znaczy gdzieś w październiku, ale przecież 

background image

zaraz po przyjeździe do obozu nad granicą Emanuel pisał o córce bogatych 
gospodarzy z okolicy, którą bardzo polubił i która tak pięknie śpiewa.

-   Nie   będę   w   stanie   do   nich   pójść,   Emanuelu.   Chyba   potrafisz 

zrozumieć.

Posłał jej wściekłe spojrzenie.
- Czy nie możesz dobra własnego dziecka stawiać ponad swoje urażone 

uczucia? Jeśli nie znajdziesz szycia, to co będziesz robić?

- Może zdobędę jakieś zamówienia od innych ludzi.
-   Myślisz,   że   robotnicy   mieszkający   nad   rzeką   Aker   mogą   sobie 

pozwalać na krawcową?

- Obejdę wszystkie lepsze domy, będę dzwonić do drzwi i pytać, czy nie 

mają może jakichś przeróbek.

- I naprawdę wierzysz, że ktoś wpuści do domu obcą robotnicę?
W końcu Elise musiała uznać, że Emanuel ma rację.
- No cóż, trzeba będzie się przełamać. Ile tych fartuchów mam uszyć?
- Materiału wystarczy tylko na trzy, tak powiedziała pani Carlsen. Ona 

by chciała, żebyś przyszła do nich w najbliższych dniach.

Pocałował ją w policzek.
- Nie powinnaś być przesadnie dumna, Elise. Bo to najbardziej utrudni 

ci życie. Teraz, kiedy masz piękną, nowiutką maszynę do szycia i dostałaś 
też pierwsze zamówienie... A zresztą dzwoniłem do ojca i powiedziałem, 
że   jesteś   zachwycona   prezentem   i   bardzo   uradowana.   Odparł,   że   to 
rozgrzewa jego serce. Coś mi się zdaje, że naprawdę zaczyna cię lubić. 
Elise zmusiła się do uśmiechu.

- Ale teraz powinieneś wracać do fabryki, Emanuelu. Przerwa obiadowa 

się skończyła.

Stała przy oknie i patrzyła w ślad za odchodzącym mężem, a łzy płynęły 

jej z oczu. Dlaczego on nic nie rozumie?

Co by powiedział na jej miejscu, on, który nie może nawet słuchać, że 

kiedyś, rok temu, rozmawiała z Johanem?

Zobaczyła kilka młodych robotnic, biegnących przez most, żeby zdążyć 

do fabryki, zanim będzie za późno. Może były w domu, żeby nakarmić 
najmłodsze   dzieci   albo   dać   jeść   tym,   które   raczkują,   i   wszystkim 
pozostawionym na łasce losu w domu.

Może Elise też powinna przestać myśleć o szyciu i robić coś innego. 

Może powinna zachować się tak, jak pewna stara kobieta, o której słyszała 
w dzieciństwie. Ta kobieta miała na imię Kaja albo Kajsa, czy jakoś tak. 
Ludzie   mówili,   że   obdarzona   była   wielkim   sercem   i   zajmowała   się 
mnóstwem małych dzieci robotnic z fabryk Hjula i Graaha, podczas kiedy 

background image

matki były w fabryce. Podobno w jej domu dziecinne łóżeczka stały jedno 
przy drugim. Kobieta uprawiała warzywa i owoce, gromadziła je jesienią 
w   piwnicy,   a   zimą   sprzedawała.   Skąd   poza   tym   brała   pieniądze,   nie 
wiadomo.

Elise odeszła od okna, wzięła biały bawełniany materiał i rozłożyła go 

na   kuchennym   stole,   potem   zaczęła   mierzyć   i   zaznaczać   wzór   według 
swojego najlepszego fartucha. W paczce znalazła też szpulkę białych nici. 
Pani Carlsen rzeczywiście pomyślała o wszystkim.

Przez resztę dnia Elise walczyła ze sprzecznymi uczuciami. Cieszyła się, 

że może szyć, i to na własnej maszynie, cieszyła się też, kiedy stwierdziła, 
że potrafi to robić, ale z drugiej strony nie mogła uwolnić się od bolesnych 
uczuć, jakie wzbudziła w niej rozmowa z Emanuelem.

Kiedy chłopcy wpadli z hałasem, wróciwszy ze szkoły, powiedziała im, 

że mają zjeść kaszę na stojąco przy kuchni, bo ona nie może sprzątnąć 
szycia, dopóki jest jeszcze choć trochę dziennego światła.

Peder był tego dnia pogodniejszy, najwyraźniej w szkole nikt mu nie 

dokuczał. Może pomogło to, że postawił się wczoraj chłopakom, może 
nabrali dla niego szacunku, myślała Elise.

Zanim chłopcy wybiegli do popołudniowej pracy, Peder zawołał przez 

ramię:

-   Umiem   już   zagrać   cały  Widok   starych   gór   na   moim   flecie,   Elise! 

Kiedy zrobimy sobie z Evertem przerwę, to mu zagram.

Elise uśmiechnęła się.
- Uważaj tylko, żeby cię majster nie usłyszał, bo mógłbyś utracić tę 

swoją popołudniową pracę.

Peder przystanął, jakby coś mu się przypomniało, sprawiał wrażenie, że 

nie słyszał, co Elise powiedziała.

- Czy myślisz, że skrzat wie, że gram na flecie, który mi dał?
-   Z   pewnością   wie.   Może   nawet   siedzi   w   jakimś   ciemnym   kącie   i 

rozkoszuje się muzyką. Pewnie jest dumny i zadowolony, że ci go dał.

Peder uśmiechnął się.
Nazajutrz   fartuchy   były   gotowe   i   Elise   poprosiła   Emanuela,   żeby   w 

czasie przerwy obiadowej przyszedł do domu popilnować dziecka, to ona 
pójdzie na wzgórze Aker. Kusiło ją, żeby wymusić na mężu, by to on 
odniósł robotę, ale w uszach wciąż jej brzmiały jego słowa: „Powinnaś 
dobro własnego dziecka stawiać ponad swoje urażone uczucia".

Chciała mu pokazać, że niczym się nie przejmuje. Że nie jest zazdrosna. 

W każdym razie nie tak bardzo jak on.

Zaciskając   z   uporem   zęby,   owinęła   się   szczelnie   robioną   na   drutach 

background image

chustką,   na   głowę   włożyła   czepek,   a   paczkę   z   gotowymi   fartuchami 
wsunęła pod pachę.

- Gdyby się obudził, to spróbuj go uspokoić kołysaniem. Jeśli to nie 

pomoże, możesz go wziąć na ręce i oprzeć sobie na ramieniu - instruowała 
męża przed wyjściem. Emanuel po raz pierwszy miał zostać z dzieckiem 
sam i sprawiał wrażenie dość bezradnego, kiedy się do tego przygotował.

Wkrótce trzeba będzie wybrać dziecku jakieś imię. Słyszała o ludziach, 

którzy przez całe życie zachowali zdrobnienie, nadane im we wczesnym 
dzieciństwie, czego potem nikt nie był w stanie zmienić. Ktoś w dojrzałym 
wieku   nazywany   bywa   Złotko,   inny   jest   Mały,   a   jeszcze   inny   starszy 
mężczyzna   nadal   bywa   Braciszkiem.   Emanuel   przypuszczał,   że   jego 
rodzice będą się domagać, by chłopcu dano na imię Hugo, po dziadku. To 
z   pewnością   najrozsądniejsze,   by   ich   udobruchać,   powiedział,   choć   w 
Elise   wszystko   się   na   myśl   o   tym   burzyło.   Czuła,   że   jedno   kłamstwo 
pociąga drugie i w końcu wszyscy zadławią się własnymi oszustwami.

Wolałaby, żeby dziecko dostało imię po jej ojcu, mianowicie Mathias, 

ale Emanuel, słysząc tę propozycję, zaciskał zęby. Elise miała wrażenie, że 
słyszy jego myśli: ochrzcić dziecko po jakimś pijaku, który się utopił, a w 
dodatku był synem Cygana. Gdyby ojciec Elise poszedł w ślady swojego 
ojca i żył tak jak inni wędrowni Cyganie, to teraz z pewnością siedziałby 
skuty   w   Akershus.   Czasami   Elise   ogarniał   strach,   że   policja   może 
nieoczekiwanie stanąć w ich progu, gdy odkryje, że rodzina ma cygańskie 
korzenie.

Nie, powinna się podporządkować i dać dziecku na imię Hugo. Bo kiedy 

się bliżej zastanowić, to jest to bardzo ładny gest ze strony Emanuela. To 
dowód, że traktuje chłopca jak własnego syna. Jak wnuka swojego ojca.

Chodnik był pokryty lodem, śliski. Znowu zrobiło się bardzo zimno, 

śnieg zamarzł. Było jednak pogodnie i słonecznie, każdego dnia słońce 
zachodziło później, już teraz Elise zauważała, że dni są o wiele dłuższe niż 
zaraz po Nowym Roku.

Nie zdążyła jeszcze obejrzeć mieszkania matki i Hvalstada, ale Peder i 

Kristian już tam byli i nachwalić się nie mogli, jakie wszystko w tym 
domu   jest  piękne.   Hvalstad   miał  ładne   meble,   które   oddał  do   jakiegoś 
magazynu, kiedy mieszkał na strychu w domu majstra, ale teraz ustawił je 
w nowym mieszkaniu. Peder z przejęciem opowiadał, że na ścianie wisi 
wielki obraz, przedstawia on statek walczący z ogromnymi falami, które 
niewątpliwie go zaleją, nim sztorm się uciszy. Kiedy jednak Elise zapytała, 
jak wyglądają te meble, żaden z chłopców nie potrafił jej wytłumaczyć. 
Jedyne, co Peder zauważył oprócz statku miotanego sztormem, to ścienny 

background image

zegar, który głośno tykał i miał „okrągłą błyszczącą rzecz, która kiwa się z 
boku na bok", jak to określił.

Nareszcie matka ma dobrze, zresztą zasłużyła sobie na to. Nie wszyscy 

robotnicy mieszkający wzdłuż rzeki Aker potrafią wyjść z nędzy i żyć w 
lepszych warunkach.

Teraz Elise zbliżała się do domu majstra Paulsena. Po drugiej stronie 

ulicy mieszkał Braciszek. Bardzo pragnęła zobaczyć to dziecko choćby z 
daleka,   zarazem   jednak   obawiała   się   tego.   Dziwne   byłoby   zobaczyć 
siostrzeńca po tak długim czasie, a z drugiej strony chciałaby stwierdzić, 
do kogo malec jest podobny. Ale to z pewnością sprawiłoby jej również 
ból. Hilda nie powinna była oddawać dziecka.

Wzrok przesunął się w stronę okien pana Paulsena. Hilda nie pokazała 

się w domu od ślubu matki, a minęło już przecież osiemnaście dni. Nie 
przyszła nawet wtedy, kiedy Peder pobiegł na wzgórze Aker na drugi dzień 
po   porodzie   siostry,   żeby   powiedzieć,   że   Elise   właśnie   urodziła. 
Wymówiła się, że ma dużo pracy i siedzi po nocach.

Czyżby   siostra   była   zazdrosna?   Dlatego   że   Elise   jest   mężatką,   ma 

opiekuna i mieszka we własnym domu niezależnie od tego, że to tylko 
mały kurnik, jak to powiedział stary Ringstad?

To nieprawdopodobne. Dręczy ją raczej to, że nie wie, co zrobi w dniu, 

kiedy   Paulsen   wyrzuci   ją   za   drzwi,   skoro   nie   będzie   chciała   oddać 
drugiego   dziecka.   Zamierza   oczywiście   czekać   aż   do   porodu,   można 
jednak   przypuszczać,   że   Paulsen   zechce   mieć   pewność   i   zacznie   ją 
zmuszać, żeby zawczasu podpisała papiery. Elise przystanęła i spoglądała 
po  kolei w okna.  Nagle  zauważyła,  że w jednym  ktoś  się  pokazał,  po 
chwili okno zostało otwarte.

- Halo, Elise! Gratuluję.
- Dziękuję bardzo! - zawołała w odpowiedzi. - Może jednak przyszłabyś 

do domu?

- A gdzie jest ten dom?
Elise otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale natychmiast je znowu 

zamknęła.

-   Czy   nie   pamiętasz,   co   oznajmił   Emanuel?   Powiedział,   że   byłoby 

najlepiej, gdybym wróciła do swojego domu!

- Nie powinnaś się tym tak przejmować, Hilda. Powiedział tak dlatego, 

że był... że był przerażony.

Gdzieś   za   Hildą   rozległ   się   męski   głos   i   w   następnej   chwili   Elise 

stwierdziła, że siostra pośpiesznie zamyka okno.

Poszła dalej do domu Carlsenów. Biedna Hilda. Nie wie, gdzie jest jej 

background image

dom, nie ma żadnego opiekuna i nawet nie wie, z czego będzie żyć ani 
gdzie   się   podzieje,   kiedy   dziecko   przyjdzie   na   świat.   Serce   Elise   biło 
mocniej, kiedy otworzyła ogrodową furtkę i weszła.

- Boże drogi, spraw, żeby Signe tam nie było - szeptała. Minęła główne 

wejście i skierowała się do drzwi kuchennych.

„Posłańcy i żebracy proszeni są do kuchennych drzwi", przeczytała na 

tabliczce. Uznała, że ona sama może być potraktowana jako posłaniec.

Drzwi otworzyły się, zanim zdążyła zapukać, i ukazała się pokojówka w 

oślepiająco białym, nakrochmalonym fartuszku. Elise wodziła wzrokiem 
po tym fartuchu. Fartuchy, które uszyła, nie były aż tak dopracowane i 
piękne. Poczuła, że odwaga ją opuszcza.

- Przyszłam do pani Betzy Carlsen. Mam coś dla niej szyć.
-   Pani   nie   ma   w   domu,   ale   myślę,   że   szycie   zamawiała   panienka 

Karolinę. Proszę za mną, pokażę pani drogę.

Elise   stwierdziła,   że   kolana   się   pod   nią   uginają,   kiedy   wchodziła   za 

służącą po stromych kuchennych schodach.

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Minęły kuchnię, szły dalej korytarzem, w końcu zapukały do salonu. W 

chwilę później służąca uchyliła lekko drzwi i wsunęła głowę do środka.

- Przyszła krawcowa, panno Karolinę.
- To ją wprowadź - Elise usłyszała odpowiedź Karolinę. Rozpoznawała 

ten jasny, dziecinny głos córki Carlsenów i przypomniała sobie dzień, w 

background image

którym po raz pierwszy  znalazła się w tym domu. Wróciła właśnie od 
matki z sanatorium w Grefsen, obie myślały, że to Emanuel zapłacił za jej 
leczenie. Elise obiecała matce, że go odnajdzie, żeby mu podziękować, 
przyszła do tego domu i służąca wskazała jej małe mieszkanko na strychu. 
Wkrótce potem rozległo się pukanie do drzwi i w progu stanęła Karolinę, 
miała   na   sobie   jasną,   długą   sukienkę   z   koronkami,   przyszła   zaprosić 
Emanuela  na  obiad.  Już  wtedy  Elise  domyśliła  się,  że Karolinę  jest w 
Emanuelu   zakochana,   a   potem,   kiedy   dowiedziała   się,   że   on   zamierza 
poślubić Elise, wpadła we wściekłość. Jak to możliwe, że córka Carlsenów 
i Signe tak się dogadują? Czyżby obie umiały ukrywać swoje uczucia do 
Emanuela?

W chwilę później Elise weszła do salonu i zobaczyła je obie siedzące na 

obitych pluszem fotelach, każda ze szklanką w ręce. Na stoliku przed nimi 
stała patera z ciastem. Karolinę nie podniosła się.

- A  oto   nasza   krawcowa!  -  zawołała   anielsko   słodkim  głosem.   -  No 

patrzcie,   a   ja   bym   nie   przypuszczała,   że   żona   Emanuela   zajmuje   się 
krawiectwem! Przyniosłaś fartuchy dla służących?

Elise przełknęła upokarzające słowa, podeszła i wyjęła z torby trzy białe 

fartuchy.

Karolinę lustrowała je starannie.
- No, muszę powiedzieć, że nie najgorzej. A potrafiłabyś uszyć suknię 

dla mnie, jak myślisz? - Przyglądała się Elise niewinnym wzrokiem, ona 
jednak   wyczuwała   kryjącą   się   w   tym   wzroku   wrogość.   Na   Signe   nie 
odważyła się nawet spojrzeć w obawie, że nie zdoła ukryć niechęci, którą 
w sobie nosi.

-   Jestem   tego   pewna,   panno   Carlsen   -   odpowiedziała   takim   samym 

słodkim   głosem.   -   Muszę   tylko   mieć   wymiary   i   materiał,   mogłabym 
zaczynać już dzisiaj.

- Skąd ty masz na to czas? Przecież dopiero co urodziłaś dziecko?
Elise   domyślała   się,   ile   kosztuje   Karolinę   mówienie   o   dziecku,   była 

jednak wychowana tak, by ukrywać uczucia i nie dawać poznać, co akurat 
myśli.

- To prawda,  ale chłopiec  jest zdrowy, silny   i  spokojny.  Mogę szyć, 

kiedy śpi.

- Nie wybraliście jeszcze dla niego imienia? Mam wrażenie, że państwo 

Ringstadowie nie wspominali nic o chrzcie, kiedy nas ostatnio odwiedzili.

- Jest jeszcze za wcześnie, żeby wynosić dziecko z domu. Za duży mróz.
- No tak, zwłaszcza dla was, skoro nie macie konia ani powozu. Ale 

przecież możecie wynająć woźnicę.

background image

- I z pewnością tak zrobimy, chcemy jednak poczekać, aż mały będzie 

miał ze dwa miesiące.

- No a co z imieniem?
- Będzie miał na imię Hugo, po swoim dziadku. No i oczywiście jakieś 

drugie.

-   Pani   Ringstad   mówiła,   że   on   nie   jest   podobny   do   nikogo   z   was. 

Powiedziała, że gdybyś rodziła w szpitalu, toby się obawiała, czy dziecko 
nie zostało zamienione. - Karolinę roześmiała się, jakby powiedziała coś 
zabawnego, Elise też zmusiła się do bladego uśmiechu.

Nareszcie Karolinę wstała z fotela.
- A wy już się chyba witałyście, prawda? - uśmiechnęła się do Signe z 

jakimś bardzo dziwnym wyrazem oczu.

Signe odpowiedziała uśmiechem.
-   Tak,   poznałyśmy   się   w   Wigilię,   kiedy   zapłakana   i   zrozpaczona 

przyjechałam   do   miasta   po   tym,   co   się   stało   w   domu.   Gdybym   nie 
wiedziała, gdzie Emanuel mieszka, to chodziłabym po ulicach przez całą 
noc.

„Po   tym,   co   się   stało   w   domu"...   Elise   zastanawiała   się,   jakie   to 

kłamstwo przedstawiła Signe rodzinie Carlsenów. Karolinę odwróciła się 
do Elise plecami.

- Możesz zacząć rozpinać moją suknię. Jeśli masz brać miarę, to chyba 

powinnam się rozebrać.

Elise   była   zakłopotana.   Nie   spodziewała   się,   że   będzie   musiała   brać 

miarę już dzisiaj. Karolinę musi chyba najpierw kupić materiał. ..

- Zaczynaj! Suknia jest tak mocno zasznurowana, że i ona, i gorset piją 

mnie w brzuch.

- Tylko że ja nie mam ze sobą centymetra.
-   Krawcowa   bez   centymetra?   -   Karolinę   roześmiała   się.   -   Signe, 

mogłabyś   odnaleźć   którąś   ze   służących   i   zapytać,   czy   nie   mają 
przypadkiem centymetra krawieckiego?

Signe wstała niechętnie i poszła ku drzwiom.
Elise   nie   mogła   się   powstrzymać,   żeby   na   nią   nie   popatrzeć. 

Dziewczyna miała duży biust, poza tym jednak trudno by było zauważyć, 
że   jest   w   ciąży.  W  niczym   właściwie   nie   przypominała   tamtej   młodej 
dziewczyny, która siedziała blada i zagubiona przy kuchennym stole Elise. 
Wprawdzie Elise pomyślała, że Signe ma śliczny uśmiech, pełne usta i 
duże niebieskie oczy, włosy zaś kręcą się ładnie na skroniach, ale wtedy 
nie   była   tak   dobrze   ubrana   jak   dzisiaj   i   wydawała   jej   się   o   wiele 
szczuplejsza. Być może pożyczyła ubrania od Karolinę, poza tym jadała w 

background image

ostatnich tygodniach codziennie do syta, tak że zdążyła się już zaokrąglić.

Elise pośpiesznie cofnęła wzrok, poczuła gwałtowną zazdrość w sercu.
Nie trwało długo, a przybiegła służąca z centymetrem. Tymczasem Elise 

zdążyła porozpinać suknię Karolinę, ta jednak chciała, żeby rozpiąć też 
gorset, bo zjadła za dużo w ciągu dnia i teraz boli ją brzuch.

- Ale będzie pani miała na sobie gorset, gdy będę brała miarę?
- Tak, ale nie aż tak ściśnięty.
Elise zrobiła, co jej polecono, czuła jednak, że narasta w niej niechęć i 

złość. Ta cała Signe siedzi tu sobie jak serdecznie witany gość, objada się 
codziennie ciastkami i innymi pysznościami, miło spędza czas razem z 
córką gospodarzy, jakby znały się przez całe życie. Co ona zamierza zrobić 
w dniu, w którym nie da się już dłużej ukryć tajemnicy? Wymyśli jakąś 
wyciskającą   łzy   opowieść   o   mężczyźnie,   którego   kochała,   a   którego 
rodzice   nie   pozwolili   jej   poślubić?   Karolinę   z   pewnością   będzie   jej 
strasznie współczuć. Carlsenowie także, są przecież bardzo zadowoleni z 
tego,   że   Karolinę   nareszcie   ma   w   domu   przyjaciółkę.   Może   nawet 
zaproponują   jej,   żeby   została.   Może   będą   tak   gościnni,   że   zajmą   się   i 
Signe, i dzieckiem. W takim razie Emanuel mógłby ich od czasu do czasu 
odwiedzać i oglądać swojego syna czy córeczkę, a nikt by nie znał prawdy.

Na myśl o tym zrobiło jej się niedobrze.
Czuła mdłości, patrząc na pulchne ciało Karolinę. Powinna zazdrościć 

osobie, która codziennie może się najadać do syta, odczuwała jednak tylko 
obrzydzenie.   Podobno   mężczyźni   lubią,   kiedy   mają   co   wziąć   w   rękę. 
Emanuel uważa z pewnością, że i Karolinę, i Signe są znacznie bardziej 
pociągające niż ona.

Nareszcie skończyła.
- No to zdjęłam miarę, panno Carlsen. Czy kupiła już pani materiał i 

wybrała fason?

Karolinę   pokręciła   głową.   -   Jak   tylko   mama   wróci   do   domu,   to 

wszystkie trzy wybierzemy się do miasta. Signe też musi sobie kupić coś 
nowego. Wtedy z pewnością znajdziemy materiał, który mi się spodoba. 
Emanuel ma zwyczaj zaglądać do nas od czasu do czasu, to przyniesie 
pani materiał i poinformuje o fasonie.

Elise skinęła głową i ruszyła ku drzwiom.
„Emanuel ma zwyczaj zaglądać do nas od czasu do czasu"... To brzmi 

tak,   jakby   przychodził   tutaj   ciągle,   ale   w   domu   o   niczym   takim   nie 
wspomina. Ciekawe, czy odwiedza ich, żeby spotykać Signe, czy też chce 
pooddychać trochę atmosferą zamożnego domu?

Kiedyś powiedział, że jadł u Carlsenów kolację, może robi to ciągle? 

background image

Elise sama się dziwiła, jak rzadko bywa głodny.

Wzburzona   głęboko   wciągnęła   powietrze.   Teraz   znowu   zaczynasz, 

powiedziała do siebie ze złością. Wiedziała, że Emanuel wychował się w 
zupełnie innych warunkach niż te, w jakich teraz żyje, i że u Carlsenów 
jest mile witanym gościem, będzie więc musiała znosić fakt, że utrzymuje 
z nimi kontakty. I nic dziwnego, że o swoich wizytach w ich domu jej nie 
mówi, bo Elise robi się naburmuszona, gdy tylko o nich wspomni.

Kiedy mijała dom majstra Paulsena, nagle zobaczyła, że z kuchennych 

drzwi wybiega jakaś dziewczyna. Elise rozpromieniła się z radości. To 
Hilda.

-  Widziałam,   jak   szłaś,   Elise.   Paulsen   odpoczywa   po   obiedzie,   więc 

mogłam się wymknąć z domu. - Była zdyszana i zbyt cienko ubrana jak na 
taki ziąb. - Nie chciałam być nieprzyjemna - mówiła, dzwoniąc zębami. - 
Ale chyba rozumiesz, dlaczego zwlekałam z przyjściem do ciebie. Jestem 
taka oburzona w twoim imieniu.

Elise skinęła głową.
-   Rozumiem   to.   Sama   też   jestem   oburzona,   ale   nic   nie   mogę   na   to 

poradzić. Poza tym myślę, że każdy może popełnić w życiu błąd. Nikt nie 
jest nieskazitelny.

- Widziałam, że ona nadal mieszka u Carlsenów. Wygląda to tak, jakby 

ją adoptowali, jakby była ich drugą córką. A co z tą jej pracą guwernantki?

Elise pokręciła głową.
- Wygląda, że nic z tego nie będzie.
- A gdzie ty byłaś?
- U Carlsenów.
Hilda wytrzeszczyła oczy.
- U Carlsenów? Teraz, kiedy Signe tam mieszka?
- Dostałam od teścia maszynę do szycia i mam zamiar zarabiać jako 

krawcowa. Carlsenowie dali mi pierwsze zamówienie.

Hilda przewracała oczami ze zdumienia.
- 1 ty tego chcesz?
- Gdzieś muszę zacząć, a nie dostanę zamówień od obcych, jeśli nikt 

mnie nie poleci.

- A komu masz najpierw szyć? Pani Carlsen?
- Nie, jej córce.
- I Signe też tam była?
- Siedziały obie z Karolinę i jadły ciastka.
Hilda wciąż kręciła głową wyraźnie wzburzona. - Że też ty się na to 

godzisz! Gdybym była na twoim miejscu, to sprzedałabym tę maszynę i 

background image

znalazła sobie pracę gdzie indziej.

-   W   którejś   z   fabryk,   chciałaś   powiedzieć?   A   co   bym   zrobiła   z 

dzieckiem?

- Zabierałabyś je ze sobą, rzecz jasna.
- Valborg powiedziała mi, że nadzorca nie chce już widzieć dzieci na 

korytarzu.

Hilda   patrzyła   na   nią   przestraszona,   najwyraźniej   jeszcze   o   tym   nie 

słyszała.

- Nie można już zabierać ze sobą dzieci? Boże drogi, to co ja zrobię?
Elise obrzuciła uważnym spojrzeniem sylwetkę siostry, zauważyła, że 

lada moment jej stan zacznie być widoczny.

- Masz zamiar czekać z wyjaśnieniami dla majstra aż do porodu?
Hilda skinęła głową.
- Oczywiście. Chyba nie sądzisz, że chciałabym zostać wyrzucona za 

drzwi wcześniej, niż to konieczne?

- Ale jesteś całkiem pewna, że on zaplanował oddać również to dziecko 

swojemu kuzynowi?

Hilda potwierdziła skinieniem głowy.
- Podsłuchiwałam pod drzwiami i słyszałam, co mówili.
- Jesteś bardzo dzielna, Hilda. Podziwiam cię, że podjęłaś taką decyzję. 

Będzie ci bardzo ciężko, może bardziej, niż myślisz, ale jesteś silna. Nie 
wątpię, że dasz sobie radę.

Hilda dzwoniła zębami z zimna.
- A jak ci poszedł poród, jaki jest twój synek?
- Wszystko skończyło się dobrze, jest zdrowy i niczego mu nie brakuje, 

tylko strasznie krzyczy. No i chyba nie jest za bardzo urodziwy, jak to 
zauważyła moja teściowa, ale Peder uważa, że mały jest słodki... Ja zresztą 
też tak myślę. - Uśmiechnęła się, a potem mówiła z powagą: - Boję się 
tylko, czy nie będzie podobny do... - Nic więcej nie powiedziała, zagryzła 
tylko mocno dolną wargę.

- Nie myśl o tym, Elise. Dzieci szybko się zmieniają. Braciszek robi się 

coraz ładniejszy. - Odwróciła się gwałtownie i biegiem ruszyła w stronę 
domu,   Elise   nie   była   pewna,   czy   robi   to   tylko   dlatego,   że   strasznie 
zmarzła.

- Nie myśl, że nie będziesz mile widziana w domu majstra! - zawołała za 

siostrą. - Peder i Kristian wciąż o ciebie pytają, to samo Emanuel.

Ostatnie   zapewnienie   było   kłamstwem,   ale   miała   nadzieję,   że   ono 

pomoże. Hilda nie odpowiedziała, Elise jednak odniosła wrażenie, że te 
słowa dobrze siostrze zrobiły.

background image

W   napięciu   biegła   przez   Beierbrua,   zastanawiała   się,   jak   Emanuel 

poradził sobie z małym. Z Hugo, poprawiła się. Teraz, kiedy oznajmiła 
Karolinę, jak chłopiec będzie miał na imię, powinna się tego trzymać.

Zdyszana otworzyła drzwi, wiedziała, że Emanuel już dawno powinien 

był wrócić do biura.

Tymczasem   jej   mąż   stał   pośrodku   izby   z   dzieckiem   w   ramionach. 

Odwrócił się do niej i zawołał z ożywieniem:

- On się uśmiechnął!
Elise patrzyła na niego zaskoczona.
- Uśmiechnął się? Już? - Podeszła szybko do męża, domyślała się, co 

widział.   Ona   też   już   dawniej   dostrzegała   na   twarzy   maleństwa   dziwny 
grymas,   który   zdecydowanie   przypominał   uśmiech,   ale   niemowlęta   nie 
uśmiechają   się,   dopóki   nie   skończą   pięciu   lub   sześciu   tygodni,   tak   jej 
powiedziała matka.

- No popatrz, to ty widziałeś jego pierwszy uśmiech, Emanuelu! Bardzo 

się   z   tego   cieszę,   zwłaszcza   że   rzadko   go   widujesz.   Powiedziałam 
Karolinę, że damy mu na imię Hugo. I jeszcze jakieś drugie, oczywiście.

Emanuel patrzył na nią zaskoczony.
- To ty z nią rozmawiałaś? Przytaknęła.
- Mam uszyć jej suknię, musi tylko najpierw kupić materiał. Wzięłam 

już   miarę,   a   ona   powiedziała,   że   któregoś   dnia   przyśle   materiał   przez 
ciebie.   -   Zauważyła,   że   Emanuel   jest   skrępowany,   udawała   jednak,   że 
niczego nie widzi. - Signe też tam była. Siedziały i jadły ciastka, kiedy 
przyszłam. One obie i pani Carlsen wybierają się do miasta na zakupy.

Emanuel zmarszczył czoło.
-   Bardzo   mi   się   nie   podoba   to,   że   ona   wciąż   tam   mieszka.   -   Elise 

stwierdziła, że fakt, iż może z nią o tym rozmawiać, przynosi Emanuelowi 
ulgę.   Przeniknęła   ją   fala   ciepła.   Lody   zostały   przełamane.   -   Któregoś 
pięknego dnia Carlsenowie się domyśla, dlaczego Signe wyjechała z domu 
- ciągnął Emanuel. - Nie jestem pewien, czy nadal będą tacy gościnni, 
kiedy   dotrze   do   nich,   że   nowa   przyjaciółka   Karolinę   nie   jest   takim 
niewinnym dziewczęciem, za jakie się podaje. Wprost przeciwnie, myślę, 
że może dojść do prawdziwej awantury.

Elise musiała przyznać mu rację, równocześnie wsłuchiwała się uważnie 

w to, jakich słów używa Emanuel. Czy to może oznaczać, że nie był jej 
pierwszym mężczyzną?

- No a co z tą posadą guwernantki? Nie możesz jej przekonać, żeby 

przyjęła pracę?

- Nikt nie zechce guwernantki oczekującej dziecka.

background image

- Więc mówiłeś to tylko po to, żeby mnie uspokoić?
- Poniekąd. - Emanuel nie był w stanie spojrzeć jej w oczy. - Będzie 

musiała znaleźć sobie jakąś pracę w innym miejscu, ale im dłużej czeka, 
tym będzie to trudniejsze.

- Nie sądzisz, że jej rodzice dadzą się w końcu udobruchać i przyjmą ją 

z powrotem? Rozumiem, że byli wstrząśnięci i wściekli, kiedy usłyszeli, 
co   się   stało,   ale   to   mimo   wszystko   ich   córka.   Chyba   nie,   są   aż   tak 
pozbawieni serca, by pozwolić jej umrzeć z głodu?

Emanuel włożył dziecko do kołyski, zdjął płaszcz i futrzaną czapkę z 

gwoździa na ścianie i zaczął się ubierać.

- Jej matka jest wystraszona i potulna, ojciec natomiast ma wiele cech 

wspólnych z moją matką. Przesadnie miły i serdeczny, jeśli chce z kimś 
być w dobrych stosunkach, ale może się zachować dokładnie odwrotnie i 
okazać   całkowity   brak   szacunku,   jeśli   człowiek   próbuje   mu   się 
przeciwstawić.

Pocałował ją w policzek.
- Muszę lecieć. - Zrobił dwa kroki w stronę drzwi, po czym przystanął i 

uśmiechnął się onieśmielony. - Dziękuję ci, Elise. To wspaniałe z twojej 
strony. - Potem zniknął za drzwiami.

Elise   zrozumiała,   co   chciał   powiedzieć.  Wiedziała   też,   że   to   od   niej 

zależy, czyjej i Emanuelowi będzie znowu razem dobrze. Pytanie tylko, 
czy zawsze potrafi stłumić w sobie zazdrość, przejść nad tym, co się stało, 
do porządku dziennego i zapomnieć o wszystkim. Emanuel właśnie jej 
powiedział, że dobrze zna rodziców Signe. Jego romans z Signe musiał 
więc trwać dość długo, a w takim razie Elise trudno będzie odbudować 
zaufanie do męża. Przysięgał przecież, że do zbliżenia między nimi doszło 
tylko raz.

Z   kołyski   dotarło   do   niej   żałosne   pojękiwanie,   ale   przecież   karmiła 

synka   tuż   przed   wyjściem   i   teraz   nie   ma   czasu,   żeby   znowu   się   nim 
zajmować. Poza tym noworodki powinno się przewijać i karmić co trzy 
godziny, uczyła ją matka. Postanowiła więc, że zrobi gruntowne porządki 
w izbie i w kuchni, żeby mogła zająć się wyłącznie szyciem, kiedy już 
Karolinę przyśle jej materiał.

Na   dworze   panowała   zupełna   cisza,   kiedy   Elise   biegła   do   studni   po 

wodę. Robotnicy  skończyli już przerwę obiadową, nikt nie przechodził 
przez most, nie było słychać żadnych rozmów. Tylko ten wiecznie huczący 
wodospad, wciąż ten sam szum spienionej wody.

Gdzieś w oddali słychać było płacz dziecka. Może to Larsine? Znowu 

pojawił się strach. Nawet jeśli uniknęli zarażenia od matki, kiedy chora na 

background image

suchoty leżała przez tyle tygodni w domu, to nie ma pewności, że również 
tym   razem   dopisze   im   szczęście.   Larsine   bawiła   się   z   Anne   Sofie, 
Pederem,   i   Kristianem,   jadała   z   nimi   wszystkimi,   piła   z   tych   samych 
metalowych kubków, posługiwała się tymi samymi łyżkami. Na plakatach 
rozwieszonych   po   całym   mieście   można   przeczytać,   że   powinno   się 
gotować   talerze   i   sztućce,   ale   kto   by   tam   miał   na   to   czas?   Zresztą 
przeważnie ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, że zaraza dotarła do ich 
domu.

Kiedy teraz o tym myślała, wiedziała, że od dawna powinna się była 

mieć   na   baczności.   Larsine   zaczęła   kaszleć   na   długo   przed   świętami 
Bożego   Narodzenia,   ale   przecież   tylu   ludzi   kaszle   każdej   zimy. 
Dziewczynka była zawsze blada i wychudzona, wyglądała na słabowitą, 
miała wielkie cienie pod oczami.

Ją   natomiast   zawsze   najbardziej   martwił   Evert,   może   dlatego,   że 

szczerze   współczuła  temu  dziecku   i była  bardzo  oburzona,  kiedy  pijak 
Hermansen przepijał pieniądze, które dostawał od gminy za opiekę nad 
chłopcem. Poza tym Evert jest najlepszym przyjacielem Pedera, znają go 
od wielu lat, Larsine natomiast poznali dopiero ostatniej jesieni.

Pośpiesznie wniosła wiadra do domu, nalała wody do dużego garnka i 

postawiła go na kuchni, potem zaczęła wyjmować rzeczy potrzebne do 
mycia. Malec wrzeszczał głośno. Hugo. Musi przyzwyczaić się do tego 
imienia.

- To z twojego powodu mam zamiar sprzątać! - krzyknęła, zabierając się 

do szorowania. Ostry zapach ługu drapał ją w gardle i powodował, że oczy 
zaczynały łzawić, a ręce stawały się czerwone i nabrzmiałe, Elise jednak 
zaciskała zęby i szorowała ze wszystkich sił. Zadawała sobie pytanie, czy 
to   lęk   przed   suchotami,   wściekłe   wrzaski   małego   Hugo   czy   też 
upokorzenie,   jakiego   doświadczyła   u   Carlsenów,   sprawia,   że   pracuje   z 
takim   zapałem.   A   może   po   prostu   próbuje   zmyć   w   ten   sposób 
rozczarowanie   zachowaniem   Emanuela,   tak   by   naprawdę   mogli   znowu 
zacząć ze sobą żyć?

Ciężka praca przyniosła lepszy humor i sprawiła, że łatwiej było znosić 

wrzaski   dziecka.   Kiedy   w   końcu   postanowiła   zrobić   sobie   przerwę, 
przewinąć i nakarmić synka, poczuła, że sprzątanie dodało jej siły, chociaż 
zabierała się do niego taka zmęczona.

Malec   ssał   łapczywie,   gdy   wreszcie   został   przystawiony   do   piersi. 

Wydawał przy tym jakieś dziwne dźwięki, jakby odgłosy zadowolenia, a 
mała   piąstka   poruszała   się   nieustannie   i   głaskała   pierś   matki.   Elise 
uśmiechnęła się do dziecka.

background image

- Jakoś sobie damy z tym wszystkim radę, Hugo - szeptała. - Poradzimy 

sobie i z tym, i z tamtym. Ty i ja. Ty jesteś ty, a ja jestem ja i jestem twoją 
matką. Nie będziemy się przejmować tym, co inni myślą i mówią.

Nagle   usłyszała   jakieś   kroki   za   drzwiami,   zaraz   potem   rozległo   się 

pukanie   do   drzwi   i   Agnes   wsunęła   głowę   do   środka.   Drgnęła   i   z 
obrzydzeniem zmarszczyła nos.

- Fuj, jak tu cuchnie ługiem!
-   Pośpiesz   się   i   zamknij   za   sobą   drzwi.  Wypuszczasz   ciepło.  Agnes 

posłusznie spełniła polecenie.

- Gratuluję ci, Elise. Przyniosłam prezent. - Położyła małą paczuszkę w 

brązowym papierze na kuchennym stole, przez cały czas nie spuszczała 
wzroku z małego Hugo.

Elise zastanawiała się, czy Agnes odczuwa ból, patrząc na niemowlę. 

Przecież dopiero co utraciła własne dziecko, wyglądało jednak na to, że 
ona jest po prostu ciekawa.

- Prezent? - spytała Elise zaskoczona. - Dla mnie? Agnes roześmiała się.
- Nie, nie dla ciebie, tylko dla twojego dziedzica, to chyba oczywiste!
Rozerwała papier, w środku leżały dwie maleńkie białe rękawiczki.
Elise była wzruszona.
-   Strasznie   ci   dziękuję,  Agnes.   To   naprawdę   miłe   z   twojej   strony. 

Zwłaszcza teraz, kiedy... - umilkła, poczuła się nieswojo.

- Zwłaszcza teraz, kiedy ja nie mam już dziecka, chciałaś powiedzieć? 

Ale powiem ci, Elise, że jestem z tego zadowolona. - Usiadła ciężko na 
jednym z kuchennych taboretów. - Ucieszyłam się, kiedy odkryłam, że 
będę miała dziecko, bo w przeciwnym razie nigdy by mi się nie udało 
zdobyć Johana. Ale brudne pieluchy i wrzaski bachora to nie dla mnie. 
Czy on ma rude włosy? - zmieniła temat, przechylając głowę, żeby się 
lepiej przyjrzeć.

- To nie ma znaczenia. Kolor włosów zmienia się dzieciom, kiedy trochę 

podrosną.

Agnes w zamyśleniu kiwała głową.
- Chyba musisz być na to przygotowana, Elise. Mam wrażenie, że jest 

podobny do Ansgara.

Elise   poczuła,   że   palą   ją   policzki,   i   odwróciła   pośpiesznie   twarz   ku 

drzwiom, żeby się upewnić, czy nikt nie wchodzi.

- Co ci przyszło do głowy, żeby mówić o tym tak głośno? - wyszeptała 

ze złością. - Dobrze wiesz, że tylko Hilda, Emanuel i wy dwoje znacie 
prawdę.

Przez moment Agnes wyglądała na zawstydzoną, zaraz jednak zaczęła 

background image

się bronić.

- Myślę, że nie uda ci się zachować tajemnicy. Johan też w to nie wierzy. 

Znasz przecież Hildę, która jest twoją siostrą. Kiedy najdzie ją taki humor, 
to człowiek nigdy nie wie, co może powiedzieć.

- Hilda nigdy się nie wygada - Elise próbowała mówić z przekonaniem. 

- Ona wie, że to by ściągnęło nieszczęście na całą rodzinę.

Agnes milczała.
Hugo najadł się, Elise ułożyła go sobie na ramieniu, żeby mu się odbiło.
-   Spotkałam   Ansgara.   -   Agnes   mówiła   cicho   i   ostrożnie,   jakby 

rozumiała, że to bardzo niezręczny temat.

-   Ach   tak.   -   Elise   nie   patrzyła   na   przyjaciółkę.   Bardzo   chciała 

dowiedzieć się czegoś więcej, nie mogła jednak dać tego po sobie poznać. 
- Czyżby miał wyrzuty sumienia z powodu tego, co mi zrobił?

Agnes zlekceważyła jej pytanie.
- Wypytywał o ciebie.
Elise   z   trudem   chwytała   oddech,   posłała   przyjaciółce   piorunujące 

spojrzenie. - Ma tyle bezczelności, żeby o mnie wypytywać?

- Powiedział, że słyszał płacz dziecka w waszym domu.
-   Czy   to   takie   dziwne?   Musiał   przecież   zauważyć,   że   będę   miała 

dziecko.

Agnes siedziała nieporuszona i obserwowała ją.
- Nie bądź głupia, Elise! On też umie policzyć na palcach. Wie, że byłaś 

zaręczona z Johanem w tamtym czasie, kiedy to się stało, i że wtedy Johan 
był w więzieniu. I dobrze też wie, że nie należysz do takich, które by się w 
tym   czasie   zadawały   z   innymi.   To   oczywiste,   że   od   dawna   wie...   że 
dziecko jest jego. - Umilkła na chwilę, potem dodała niepewnie: - Poza 
tym   musiał   zauważyć,   że   był   twoim   pierwszym   mężczyzną.   ..   - 
zachichotała, ale po minie Elise chyba się zorientowała, że to zachowanie 
nie na miejscu, i natychmiast znowu spoważniała.

Elise czuła, że robi jej się na przemian zimno i gorąco. Oczywiście takie 

myśli i jej nieraz przychodziły do głowy, nigdy jednak nie pozwoliła sobie 
ich roztrząsać. Fakt, że Agnes siedzi tutaj, w jej własnej kuchni, i wygłasza 
wprost, brutalnie i bezlitośnie, prawdę, sprawił, że Elise zatrzęsła się z 
gniewu.

-  To   podłe   z   twojej   strony,  Agnes.   Żeby   mówić   takie   rzeczy   w   ten 

sposób!

- Czasem myślę, że opłaca się być szczerym. W każdym razie wobec 

siebie.

Elise walczyła z płaczem.

background image

- I co chcesz, żebym teraz zrobiła? Mam rozpowiedzieć wszystkim, z 

kim   mam   to   dziecko?   Uważasz,   że   powinniśmy   powiedzieć   rodzicom 
Emanuela, że Hugo nie jest jego? A co z Pederem i Kristianem? Jak im 
wytłumaczę to, co się stało? Mam im powiedzieć, że to jakiś drań jest 
ojcem małego? A co twoim zdaniem powiedziałaby na to moja matka? 
Mogłaby się znowu rozchorować. Umrzeć ze wstydu.

- Chyba nie przeżywałaby tego bardziej niż inne matki. Wzdłuż rzeki 

Aker aż się roi od młodych dziewcząt z bękartami na rękach. Czy myślisz, 
że ich matki rzucają się do wody z tego powodu? Dobrze wiesz, jak to jest, 
kiedy człowiek jest młody i biedny, nie ma w życiu innej radości jak tylko 
od czasu do czasu gorące ciało kogoś drugiego na posłaniu.

Elise uspokoiła się.
-   Zapominasz   o   czymś   istotnym.   Emanuel   zaproponował   mi, 

małżeństwo po to, by dać mojemu dziecku ojca. Byłoby wobec niego nie 
w porządku, gdybym nagle zaczęła rozpowiadać prawdę.

Agnes uśmiechnęła się.
-   Taka   jesteś   pewna,   że   tylko   dlatego   się   z   tobą   ożenił?   Bo   moim 

zdaniem to on łaził za tobą od chwili, kiedy poszłaś do Świątyni, by prosić 
o pomoc.

Elise starała się nad sobą panować.
- Mnie i Emanuelowi jest razem dobrze. Chcemy zrobić wszystko, żeby 

Hugo miał dom rodzinny. A to, co myśli czy też nie myśli Ansgar, nie ma 
żadnego znaczenia. Nie jest chyba taki głupi, żeby opowiadać ludziom o 
swoich podejrzeniach.

Agnes przytaknęła.
- Masz rację, ja też tak uważam. Podobno koledzy wyśmiewali się z 

niego, że nigdy nie odważyłby się zaczepić dziewczyny, i dlatego polazł za 
tobą tamtego wieczora.

Elise patrzyła na nią przerażona.
- A skąd ty to wiesz?
- Gustav mi powiedział.
Elise zagryzła tak mocno dolną wargę, że poczuła smak krwi.
- Te przeklęte dranie! Agnes przytakiwała.
- Akurat tutaj się z tobą zgadzam. Ale teraz on nie chce mieć już z nimi 

więcej   do   czynienia,   mówi   Gustav.   Chodzi   przeważnie   sam.   Mam 
wrażenie, że nie czuje się dobrze. 1 często przeprawia się przez most, żeby 
słuchać   płaczu   dziecka.   Bo   wtedy   mu   się   zdaje,   że   nie   jest   już   taki 
samotny.

Elise poczuła, że policzki jej płoną.

background image

-   Mówisz   to   tak,   jakbyś   go   żałowała!   -   w   głosie   Elise   brzmiało 

oburzenie. - I zdaje się sądzisz, że ja też powinnam mu współczuć.

-   Nie   wściekaj   się   tak!   Mówię   tylko,   jak   jest.   Gdyby   ci   się   zaczął 

naprzykrzać, to zwyczajnie poproś Emanuela, żeby go przegonił.

Nareszcie dziecku się odbiło, i to głośno. Elise wstała, żeby położyć je 

w kołysce. Na szczęście malec zasnął natychmiast.

- Podobno Larsine zachorowała na suchoty - powiedziała, głównie po to, 

by zmienić temat. - To dlatego zaczęłam szorować całe mieszkanie.

- To ta mała dziewczynka, która codziennie tutaj przychodziła? - Agnes 

sprawiała wrażenie wstrząśniętej.

Elise przytaknęła.
-   Śmiertelnie   się   boję.   Bawiła   się   z  Anne   Sofie   przez   wiele   godzin 

dziennie,   dużo   czasu   spędzała   też   z   Pederem.   Jadała   z   nami,   a   ja   nie 
gotowałam sztućców tak, jak to się podobno powinno robić.

Agnes prychnęła.
- Kto ma czas na takie rzeczy? I na nic się nie zda, że będziesz się bać, 

Elise. Właśnie wtedy może być jeszcze gorzej. Chodź, usiądź, a ja zrobię 
nam słabej kawy, to się uspokoisz.

Elise postąpiła tak, jak koleżanka jej kazała, i natychmiast poczuła się 

lepiej.   Agnes   nie   miała   na   myśli   nic   złego,   kiedy   opowiadała   jej   o 
Ansgarze, ona jest tylko taka roztrzepana i zawsze powie to, co jej leży na 
sercu.

- No a co tam u Johana, jak z jego pracą? Możecie żyć z jego zarobków?
Agnes postawiła dzbanek do kawy na kuchni, wyjęła dwa kubki, mleko i 

cukier.

- Johan dostaje zapłatę od tego rzeźbiarza, u którego pracuje. No i poza 

tym robi takie dobre rysunki, że za to też dostaje pieniądze. Jeden profesor 
powiedział, że Johan ma wielki talent. Któregoś pięknego dnia stanie się 
sławny, tak powiedział. A wtedy będziemy mogli przeprowadzić się do 
lepszej dzielnicy.

Ogień buzował w piecu, kawa szybko się zagotowała. Agnes nalała do 

kubków, Elise natomiast odpoczywała w spokoju.

-   Pani   Evertsen   mówiła   mi,   że   w   wieczór   wigilijny   trafił   wam   się 

nieproszony gość - powiedziała nagle Agnes. Elise odczuła to niczym cios 
w   piersi.   -   Podobno   jakaś   młoda   dziewczyna,   która   przyjechała   do 
Kristianii pociągiem, chociaż nikogo tu nie zna, przyszła piechotą aż tutaj, 
żeby szukać pomocy u oficera Armii Zbawienia.

Elise nie była w stanie spojrzeć jej w oczy. Przytaknęła tylko skinieniem 

głowy i próbowała siorbać gorącą kawę.

background image

-   Tak,   byliśmy   wszyscy   przerażeni.   Tak   późno   wieczorem,   właśnie 

mieliśmy   się   kłaść   spać.   Nie   mogliśmy   pozwolić,   żeby   ta   biedaczka 
zamarzła   na   śmierć,   i   przenocowaliśmy   ją   w   kuchni.   Następnego   dnia 
Emanuel zaprowadził ją do Carlsenów. Słyszał, że potrzebują dodatkowej 
służącej.

Poczuła, że Agnes gapi się na nią zżerana ciekawością. Może to jeden z 

powodów, dla których tu przyszła, pomyślała nagle. Agnes słyszała chyba 
więcej   niż   to,   co   pani   Evertsen   mogła   jej   opowiedzieć.   Wielu   ludzi 
musiało   zauważyć   nową   przyjaciółkę   Karolinę,   która   najwyraźniej 
sprowadziła się do Carlsenów.

- I teraz jest damą do towarzystwa dla panienki. - Elise wciąż nie była w 

stanie patrzeć na przyjaciółkę. - Tak słyszałam.

- Co za niezwykła historia, no, no, muszę przyznać. Że też Carlsenowie 

przyjmują do domu obcą osobę, chociaż wśród ich znajomych tyle jest 
pięknych panien.

-   Podobno   pochodzi   z   dużego   dworu   i   ukończyła   nawet   szkołę   dla 

panien.

Agnes przez chwilę nic nie mówiła.
- Czy to jakaś znajoma Emanuela?
Pytanie było tak zaskakujące, że Elise oniemiała.
- Oczywiście, że nie.
- Nie, no pewnie, pomyślałam tylko, że może ją spotkał w Kongsvinger 

albo coś w tym rodzaju. Mężczyźni często opowiadają o dziewczynach z 
dworów,   w   których   stacjonowali,   twierdzi   Johan.   Myślałam,   że   może 
Emanuel już ją widział i wie, z jakiego domu pochodzi.

Elise   poczuła,   że   rumieni   się   coraz   bardziej,   pośpiesznie   wstała   i 

udawała, że chce podejść do synka, żeby sprawdzić, czy wszystko jest w 
porządku.

- Przyszła do nas, bo słyszała, że mieszka tutaj oficer Armii Zbawienia. 

Nie znała miasta i nie wiedziała, gdzie jest siedziba Armii. Aż się dziwię, 
że Hugo tak długo śpi - dodała pośpiesznie. - Już się bałam, że z nim coś 
nie w porządku.

Agnes milczała.
Elise miała wrażenie, że fizycznie wyczuwa jej podejrzliwość.
- Masz zamiar zacząć znowu pracować, Agnes?
- Jeśli nie będę musiała, to nie. Elise posłała jej zdumione spojrzenie.
- Johan zdoła wyżywić was oboje?
Agnes   przytaknęła,   sprawiała   jednak   wrażenie,   jakby   myślami   była 

gdzie indziej.

background image

Zastanawia się nad tym, co powiedziałam o Signe, pomyślała Elise i 

poczuła,   że   odwaga   ją   opuszcza.   Czy   nie   będzie   końca   chorobliwemu 
zainteresowaniu ludzi tą sytuacją? Dlaczego wszyscy muszą się mieszać 
do cudzych spraw, dlaczego nie zostawią jej w spokoju?

- Peder bardzo się męczy w szkole - powiedziała, by przerwać dręczącą 

ciszę. - Koledzy zaczepiają go i nazywają głupkiem. Któregoś dnia tak się 
wściekł,   że   rzucił   się   na   jednego   z   nich,   a   potem   wrócił   do   domu   w 
podartej kurtce i ze skaleczonym czołem. Już sama nie wiem, co robić, 
żeby mu pomóc. Kiedy czyta, to najpierw widzi koniec wyrazu, a dopiero 
potem początek, zastanawiam się, czy to nie jest jakaś choroba oczu.

Agnes   wzruszyła   ramionami,   ta   sprawa   najwyraźniej   jej   nie   inte-

resowała.

- Dlaczego matka się nim nie zajmuje? Przecież to nie ty jesteś za niego 

odpowiedzialna. A przy okazji, widziałaś ostatnio Hildę?

Elise potwierdziła skinieniem.
- Rozmawiałam z nią nie dalej jak dzisiaj. Emanuel został w domu w 

czasie przerwy obiadowej i pilnował Hugo, a ja pobiegłam do Carlsenów, 
żeby   wziąć   miarę   na  suknię   Karolinę.   Dostałam  od   teścia   maszynę   do 
szycia i zamierzam zająć się krawiectwem.

- I dopiero teraz mi o tym mówisz? - Agnes patrzyła na nią zachwycona. 

- W takim razie spotkałaś pewnie też i tę dziewczynę?

Tym razem Elise wytrzymała wzrok koleżanki. Skinęła głową, popijając 

gorącą słodką kawę.

- One są niczym przyjaciółki. Karolinę powiedziała, że pojadą do miasta 

razem   z   panią   Carlsen   i   pochodzą   po   sklepach.   Może   dostanę   więcej 
zamówień z tego domu. W każdym razie, jeśli uszyję wystarczająco ładną 
suknię dla Karolinę.

Agnes sprawiała wrażenie oszołomionej. Jeśli miała jakieś podejrzenia, 

że było coś między Emanuelem i Signe, to teraz musi z nich zrezygnować, 
myślała Elise z niepewnym uczuciem triumfu.

- Rozmawiałaś z nią? Z tą damą do towarzystwa, chciałam powiedzieć.
- Owszem, trochę. Ona ma na imię Signe, ale nazwiska nie pamiętam. 

Jest miła i sympatyczna, wygląda zupełnie inaczej niż w wigilijny wieczór, 
kiedy tu do nas przyszła.

Mój   Boże,   gdybym   tak   mogła   zwierzyć   się   ze   wszystkiego  Agnes, 

zamiast siedzieć tu i opowiadać niestworzone historie, pomyślała nagle z 
goryczą. Jak dobrze byłoby podzielić się z nią zmartwieniami. Hilda się 
tylko   złości   i   nic   nie   rozumie,   natomiast  Agnes  nie   chce   rozumieć,   w 
dodatku uważa, że nic by się nie stało, gdyby ludzie poznali prawdę na 

background image

temat Hugo.

Wyglądało na to, że Agnes straciła zainteresowanie dla Signe, gdy zdała 

sobie sprawę, że w tej historii i tak nie ma nic podniecającego.

-   Wiesz,   jak   marnie   będziesz   zarabiać   tym   szyciem?   Znam   jedną 

krawcową, przesiaduje nad robotą po całych nocach, szyje przy lampie 
naftowej   i   wciąż   ma   czerwone   oczy.   Naprawdę   lepiej   już   chodzić   do 
fabryki.

- Zdaję sobie z tego wszystkiego sprawę, ale nie mam co zrobić z Hugo. 

Początkowo myślałam, że mama będzie się nim zajmować, kiedy pójdę do 
przędzalni. Teraz mama się wyprowadziła, a Valborg mówi, że nadzorca 
nie chce więcej słyszeć o niemowlętach na korytarzu.

, - Wiem o tym. Znaleźli tam jedno martwe dziecko. Nikt nie wie, co się 

stało. No i teraz wydali zarządzenie, że dzieci do fabryki przynosić nie 
wolno. Elise zadrżała.

- Znaleźli martwe dziecko w kartonie na korytarzu? Agnes przytaknęła.
-   Może   się   udusiło   albo   co.   Może   zwymiotowało   i   zadławiło   się 

wymiocinami.

Elise pośpiesznie spojrzała na kołyskę. Jej synka nie może coś takiego 

spotkać.

Agnes musiała się domyślić, o co chodzi.
- Myślałam, że nie chcesz tego dziecka, a tymczasem wygląda na to, że 

je kochasz. - W jej głosie słychać było zdziwienie.

- Oczywiście, że kocham małego. To przecież mój syn.
- A taka byłaś zrozpaczona i chciałaś biec do tej babki na Mollergata.
- Emanuel i Hilda błagali mnie, żebym tego nie robiła. I wtedy właśnie 

Peder   opowiedział   mi,   że   siostra   jego   kolegi   była   u   tej   znachorki   na 
Mollergatai Znachorka usunęła jej dziecko, ale dziewczyna była potem 
bardzo poważnie chora. Nie mogłam ryzykować podobnego losu, przecież 
Peder wciąż jest ode mnie zależny.

- I musiałaś sobie zniszczyć życie ze względu na młodszego brata? - tym 

razem w głosie Agnes zabrzmiało szyderstwo.

Elise patrzyła na nią zaskoczona.
- Teraz to naprawdę nie rozumiem, o co ci chodzi. Sama chciałaś zdobyć 

Emanuela i byłaś wściekła, kiedy braliśmy ślub. Powinnaś raczej myśleć, 
że jestem wyjątkową szczęściarą, a nie że zniszczyłam sobie życie.

Agnes zerwała się z kuchennego stołka.
- Myślę, że nie powinnyśmy więcej o tym rozmawiać, Elise. Dziękuję za 

kawę. Pójdę teraz do Anny, żeby się dowiedzieć, co z nią. Czy słyszałaś, 
że Torkild Abrahamsen ćwiczy z nią codziennie?

background image

Elise uśmiechnęła się, nagle ożywiona.
-   No   właśnie,   słyszałam.   Uważasz,   że   to   pomaga?  Agnes   wzruszyła 

ramionami.

- W każdym razie pomaga jej nie przejmować się za bardzo chorobą.
- Pozdrów ją ode mnie i powiedz, że jak się tylko trochę ociepli, to 

wezmę Hugo i przyjdę do niej w odwiedziny.

Ale gdy tylko Agnes wyszła, Elise znowu zaczęła się zastanawiać nad 

jej   dziwną   reakcją.   Miała   poczucie,   że   Agnes   wie   więcej,   niż   chce 
powiedzieć.

Czy to możliwe, że Johan się domyśla, jak się sprawy mają? Wie o 

romansie Emanuela z Signe i opowiedział o tym żonie?

Pokręciła głową. Nawet gdyby Johan dowiedział się, co zaszło między 

Emanuelem i Signe, to byłby z pewnością oburzony w imieniu Elise, ale 
Agnes nic by nie powiedział.

Znowu postawiła garnek z wodą na ogniu, żeby dalej szorować podłogę, 

stwierdziła   jednak,   że   ochota   do   pracy   kompletnie   ją   opuściła.   Słowa 
Agnes wciąż krążyły jej po głowie, zwłaszcza to, co Agnes powiedziała o 
Ansgarze   Mathiesenie,   który   kręci   się   w   pobliżu,   by   słuchać   krzyku 
dziecka z domu majstra, mimo że Johan straszył, że go obije, jeśli nie 
będzie się trzymał od tego miejsca z daleka. Potem myśli wróciły znowu 
do   Signe   i   do   podejrzeń  Agnes.  Agnes   najwyraźniej   nie   przyjęła   do 
wiadomości, że Signe przyszła do nich, ponieważ wiedziała, że w tym 
domu   mieszka   były   oficer   Armii   Zbawienia.   Fakt,   że   nie   próbowała 
dowiedzieć   się   czegoś  więcej,  może   oznaczać,  że   nie   była   pewna,   czy 
Elise w ogóle ma pojęcie, jak się rzeczy naprawdę mają.

Podeszła do kołyski i spoglądała na śpiące dziecko. Dlaczego Agnes tak 

się   dziwi,   że   ona   kocha   taką   bezradną,   małą   istotę?   I   dlaczego   mogła 
odczuwać ulgę z powodu utraty własnego dziecka?

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Tego wieczora Emanuel wrócił z biura w bardzo dobrym humorze. Elise 

wierzyła, że to dzięki tej rozmowie, którą odbyli w ciągu dnia. Wiedziała, 
że postąpiła słusznie. Dobrze, że stłumiła w sobie uczucie upokorzenia i w 
sposób naturalny rozmawiała o Signe, że nie starała się przebić wrzodu, 
dzięki czemu obojgu jest im teraz łatwiej.

- Wszędzie pachnie świeżością! - zawołał Emanuel wesołym głosem.

background image

-   Tak,   wyszorowałam   całą   kuchnię.   -   Chciała   dodać,   dlaczego   tak 

zrobiła, ale przemilczała powód. To nie ma sensu, nikomu z nich i tak to 
nie pomoże. - Hugo był dzisiaj dużo spokojniejszy. W każdym razie przez 
ostatnie godziny - wyjaśniła. - No i Agnes przyszła z prezentem.

- Z prezentem? - Emanuel spoglądał na nią zaskoczony.
- Tak, to dwie maleńkie ciepłe rękawice dla Hugo. Emanuel uśmiechnął 

się szeroko.

-   Jak   to   miło,   że   zaczęłaś   używać   jego   imienia.  Wiedziałem,   że   się 

zgodzisz,   żebyśmy   ochrzcili   go   po   moim   ojcu.   To   naprawdę   jedyna 
właściwa decyzja.

Elise   skinęła   głową   i   nalała   mu   kawy   do   kubka.   Posmarowała   dwie 

kromki chleba syropem i ładnie ułożyła na małym talerzyku.

- Co poza tym mówiła Agnes?
- Obawiałam się, że widok Hugo sprawi jej ból, skoro niedawno utraciła 

własne dziecko, ale wygląda na to, że się myliłam. Oznajmiła, że brudne 
pieluchy i wrzaski bachora to nie dla niej.

- A znalazła sobie nową pracę?
- Nie, powiedziała, że nie chce pracować, jeśli nie musi.
- Nie musi? - Emanuel patrzył na żonę, nic nie rozumiejąc. - Przecież 

chyba Johan aż tak dużo nie zarabia?

- Pracuje u jakiegoś kamieniarza i podobno dostaje dobrą zapłatę. Poza 

tym rysuje. Agnes mówiła o jakimś profesorze, który jest z niego bardzo 
zadowolony. Nie rozumiem tylko, na czym ta jego praca miałaby polegać.

- Człowiek, który robi jakieś rysunki lub pomaga kamieniarzowi, nie 

zarabia dobrze. On się musi zajmować jeszcze czymś innym. - Emanuel 
był wyraźnie niezadowolony.

Elise uznała, że najrozsądniej będzie rozmawiać o czymś innym . 
- Agnes zamierzała też odwiedzić Annę. Podobno Torkild Abrahamsen 

przychodzi do niej codziennie i ćwiczy z nią. Agnes nie wierzy, żeby to 
mogło   dać   jakieś  rezultaty,  sądzi   jednak,   że   jego   wizyty   dobrze  Annie 
robią.

- Oczywiście, że tak Każdy potrzebuje kogoś, kogo lubi. - Uśmiechnął 

się, wyciągnął rękę i pogłaskał ją po policzku. - Jaka ty jesteś ładna, Elise.

Poczuła, że się czerwieni, i spuściła wzrok. - Przesadzasz. Mam przecież 

lusterko i sama widzę, jak wyglądam. Blada, jak to w zimie, z sińcami pod 
oczyma   po   tych   wszystkich   nieprzespanych   nocach.   Moim   zdaniem 
wyglądam okropnie.

Emanuel roześmiał się.
-   Skromność   jest   cnotą,   jak   to   mówią.   Ale   nawet   Carl   Wilhelm 

background image

zauważył, że jesteś niezwykle pociągającą młodą dziewczyną.

Elise też się roześmiała.
- Młodą dziewczyną? Jestem mężatką i urodziłam dziecko.
-  Ale   wyglądasz   tak   samo   młodo   jak   wiosną   ubiegłego   roku,   kiedy 

byłem w tobie taki zakochany, że nie mogłem spać po nocach. - Przysunął 
nieco bliżej swój stołek i objął ją. - Tęsknię za tobą, Elise. Myślę, że 
wkrótce nie będę już mógł dłużej czekać. - Wsunął jej rękę pod ubranie i 
pieścił piersi. - Rozumiesz mnie? - szeptał podnieconym głosem. - Nie 
jestem w stanie już tak żyć. Muszę czuć twoje nagie ciało tuż przy sobie, 
móc cię pieścić, kochać się z tobą. Kiedy dzisiaj wieczorem chłopcy zasną, 
położymy się w jednym łóżku. - Poszukał wargami jej ust i pocałował ją 
długo, namiętnie.

Elise poczuła ulgę. Wszystko będzie dobrze, myślała. Niech no tylko 

Signe wyjedzie z miasta i niech Ansgar Mathiesen trzyma się od nas z 
daleka,   to   Emanuelowi   i   mnie   będzie   znowu   tak   dobrze   jak   zaraz   po 
ślubie.

Na zewnątrz rozległy się kroki i Emanuel niechętnie wypuścił żonę z 

objęć.

- Ech, wracają pokutujące dusze! - zawołał z westchnieniem i odsunął 

taboret na miejsce.

Peder i Kristian z hałasem wpadli do kuchni.
- Wiesz ty co, Elise? - Peder był zdyszany i taki przejęty, że nie mógł 

mówić. - Nauczyciel jest chory i mamy zastępcę. Ten zastępca powiedział, 
że na strychu w szkole straszy duch! To jest jakiś dawny nauczyciel, który 
nie otrzymał na Nordre Gravlund takiego grobu, jak pragnął, i teraz straszy 
po nocach! Zastępca nie wie, że Evert i ja nosimy wieczorami węgiel, 
drewno i czyścimy lampy naftowe. Co my zrobimy, jeśli ten duch nam się 
ukaże? Pingelen powiada, że on nas może zabić.

- To są tylko jakieś okropne przesądy - Elise próbowała go uspokoić. - 

Nie ma nic takiego, co się nazywa duch, duchy istnieją tylko w ludzkiej 
wyobraźni.

Peder umilkł nagle i patrzył na nią, nic nie rozumiejąc.
- Czy ty tego nie wiesz?
- Czego nie wiem?
- No tego, że duchy straszą nie tylko w szkole. Podobno są duchy i w 

fabryce sacharyny, i u Solomona. Zastępca widział kiedyś upiora także na 
strychu w przędzalni. Chyba nie myślisz, że nauczyciel kłamie?

-   A   cóż,   u   licha,   jakiś   nauczyciel   miał   do   roboty   na   strychu   w 

przędzalni? - wtrącił zdumiony Emanuel. Peder posłał mu półprzytomne 

background image

spojrzenie.

- Może poszedł szukać czegoś, co tam zostawił?
- No tak, może kiedyś mieszkał na tym strychu. - Emanuel próbował 

obrócić wszystko w żart.

Elise postawiła na stole dwa kubki.
- Siadajcie teraz, zjedzcie po kawałku chleba z syropem i napijcie się 

kawy, zanim wyjdziecie do pracy.

Chłopcy opadli na stołki i rzucili się na jedzenie. Peder zwrócił się do 

Kristiana.

- Wezmę ze sobą długi kij i spróbuję go przegonić, jeśli przyjdzie.
Kristian skinął poważnie głową.
- Albo zdziel go polanem w łeb.
Peder przestał jeść, przerażony patrzył na brata.
- Co on by na to powiedział, jak myślisz?
- One nic nie mówią.
- Ale pomyśl, co by to było, gdyby zacisnął mi ręce na szyi i próbował 

mnie udusić?

Kristian najwyraźniej wątpił w taką możliwość.
- Jeżeli zobaczysz, że się zbliża, to po prostu zwiewaj: Emanuel rozłożył 

gazetę   i   sprawiał   wrażenie,   że   już   nie   zwraca   uwagi   na   to   gadanie   o 
duchach.

- O, piszą tutaj, jaki niebezpieczny jest hałas na ulicach. Posłuchajcie: 

„Nauka lekarska jest w stanie dowieść, że hałas, jaki robią powozy na 
ulicach,   jest  w  naszych  czasach   ważną   przyczyną   chorób  nerwowych". 
Koła powozów mają przecież metalowe obręcze, a te strasznie hałasują na 
bruku.

Elise słuchała z uwagą.
- Jak to dobrze, że mieszkamy tutaj, przy wodospadzie. Nie słyszymy 

ani stukotu końskich kopyt, ani kół powozów. W każdym razie zdarza się 
to bardzo rzadko.

-   Za   to   wciąż   mamy   ten   nieprzyjemny   zapach   -   stwierdził   cierpko 

Emanuel. - Zwróciłaś uwagę, że rzeka ma dzisiaj intensywnie czerwoną 
barwę?

Elise przytaknęła.
- To pochodzi z Hjula. Oni w tym farbują włóczkę.
-  A  wczoraj   woda   była   żółta.   -   Emanuel   wstał.   -   Zajrzę   teraz   do 

Carlsenów i dowiem się, czy panie kupiły dzisiaj jakiś materiał. Byłoby 
dobrze, gdybyś mogła zacząć najszybciej, jak to możliwe.

Elise przytaknęła z wymuszonym uśmiechem.

background image

-   Mam   nadzieję,   że   sobie   z   tym   poradzę.   Emanuel   pocałował   ją   w 

policzek.

- Oczywiście, że sobie poradzisz. Ty wszystko możesz, Elise. Chłopcy 

zerwali się z miejsc, mieli coraz mniej czasu. Zanim

Emanuel włożył płaszcz i futrzaną czapkę, zniknęli już za drzwiami.
Elise patrzyła za nimi, marszcząc czoło, nagle poważnie zatroskana.
- Bardzo nie lubię, kiedy Peder jest taki podniecony. Emanuel roześmiał 

się.

-  To   tylko   takie   dziecinne   gadanie.   Oni   uwielbiają   mrożące   krew   w 

żyłach historie. Sam pamiętam, że kiedy byłem chłopcem, bardzo lubiłem 
słuchać opowieści, które wywoływały skurcze żołądka.

Przyciągnął ją do siebie i pocałował w usta.
-   Nie   zapomnij,   co   ci   powiedziałem   -   wyszeptał.   -   Dziś   wieczorem 

będzie nam bardzo miło.

Elise   uśmiechnęła   się.   Poczuła,   że   radość   przegania   ponure   myśli. 

Dobrze będzie znowu znaleźć się w jego ramionach.

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Elise stała przy oknie w izbie i patrzyła w mrok. Światła fabryki od-

bijały   się   blaskiem   w   rzece.   Kiedy   wyglądała   od   południowej   strony, 
widziała światła z innych fabryk, które niczym złote paciorki układały się 
wzdłuż   rzeki,   jak   tylko   mogła   sięgnąć   wzrokiem.   Nad   tym   wszystkim 
świecił   księżyc,   zbliżający   się   do   pełni.   Niebo   było   pełne   gwiazd,   a 
wodospad huczał głośniej niż zazwyczaj.

Elise nie rozumiała, skąd jej się bierze ten ciągły niepokój. Do tego, że 

Larsine zapadła na suchoty, powoli zaczynali się przyzwyczajać. Zresztą 
wszędzie wokół byli ludzie, którzy się zarazili. Tym, że Emanuel poszedł 
do Signe, też nie powinna się przejmować. Wyraźnie przecież powiedział, 
że chciałby pozbyć się jej z miasta. Jeśli nawet Ansgar Mathiesen włóczy 
się gdzieś w pobliżu, to Elise także postanowiła nie zwracać na to uwagi. 
Najgorzej   może   się   to   skończyć   dla   niego.  Tego   dnia,   kiedy   Emanuel 
przyłapie go na gorącym uczynku, nie chciałaby być na miejscu Ansgara.

Nie,   to   żadna   z   tych   spraw.   Minął   też   niepokój   o   dziecko,   którego 

oczekiwała. Podobnie jak lęk przed porodem. Matka jest zdrowa i dobrze 

background image

jej się powodzi, a Hilda da sobie radę. Jak to ładnie powiedział kiedyś 
pastor w kościele: „Żałoba ogląda się za siebie. Troska rozgląda się wokół. 
Wiara patrzy przed siebie". Elise powinna wierzyć, że powoli wszystko się 
jakoś   ułoży,   że   Signe   zniknie   z   ich   życia   i   że  Ansgar   zostawi   ich   w 
spokoju, kiedy zrozumie, że Hugo jest synem Emanuela i o niczym innym 
nie może być mowy.

Przeniknął ją dreszcz, w izbie było bardzo zimno. Szybko wróciła do 

kuchni i starannie zamknęła za sobą drzwi. Kołyska się poruszyła, Hugo 
zaczynał się budzić. Zbliżał się znowu czas karmienia.

Nareszcie   usłyszała   na   zewnątrz   kroki.   Kristian   wpadł   do   domu, 

czerwony po długim pobycie na mrozie, trzęsący się z zimna.

- Moje palce u nóg i rąk są niczym bryłki lodu. - Dzwonił zębami tak 

bardzo, że trudno było zrozumieć, co mówi.

Elise wyjęła miednicę i nalała do niej wrzątku.
- Zdejmij szybko mokre pończochy i włóż nogi do gorącej wody. To 

jedyne, co pomaga.

Chłopiec dygotał, palce miał sztywne z zimna i nie był w stanie sam 

zdjąć ubrania, Elise musiała mu pomagać.

- Odgrzeję mleczną zupę, która została z obiadu. Czy na dworze znowu 

zrobiło się zimniej?

Chłopiec potwierdził skinieniem głowy.
- A gdzie jest Peder? - wykrztusił.
- Jeszcze nie przyszedł.
- Przecież zwykle wraca przede mną.
- Pewnie dzisiaj nawzajem się straszą tą historią z duchami. - Starała się, 

żeby   to   brzmiało   zabawnie,   nagle   jednak   zrozumiała,   że   to   właśnie   ta 
sprawa budzi w niej niepokój. - Pedera tak łatwo przestraszyć. Ma zbyt 
wybujałą   fantazję,   często   nie   jest   w   stanie   określić,   gdzie   przebiega 
granica między fantazją i rzeczywistością.

- Ja też tak myślałem. - Kristian także wyglądał na zatroskanego-
Elise podała mu kubek z prawie wrzącą zupą mleczną. - Staraj się wypić 

takie gorące, jak tylko zdołasz przełknąć.

- A gdzie Emanuel?
- Poszedł do Carlsenów, żeby mi przynieść materiał. Mam uszyć suknię 

dla panienki.

- Ale przecież wychodził razem z nami. Dlaczego siedzi tam tak długo?
- Skoro już poszedł, to musi trochę porozmawiać. Mieszkał u Carlsenów, 

zanim się pobraliśmy, pamiętasz. To są najlepsi przyjaciele jego rodziców.

Kristian   milczał.   Przez   dłuższą   chwilę   w   kuchni   panowała   cisza. 

background image

Zakłócały ją tylko trzaskanie ognia w piecu i jakieś popiskiwania Hugo.

- Może powinnaś wyjść i rozejrzeć się za Pederem? Elise patrzyła na 

brata zaskoczona.

- Martwisz się o niego, Kristian?
- Trochę. On jest taki bojaźliwy, ten nasz Peder. A jak się przestraszy, to 

nigdy nie wiadomo, co może zrobić.

Elise uśmiechnęła się wzruszona.
- Widzę, że kochasz swojego brata, i to mnie bardzo cieszy. Pamiętam, 

jak   to   było   dawniej,   kiedy   jeszcze   mieszkaliśmy   w   Andersengarden. 
Kłóciliście   się   wtedy   niemal   bez   przerwy.   Ty   go   zaczepiałeś,   a   Peder 
płakał.

Kristian uśmiechnął się najwyraźniej zawstydzony.
- Byłem wtedy mniejszy, nie rozumiałem tyle.
Widok   uśmiechającego   się   Kristiana   był   tak   niezwykły,   że   Elise   po 

prostu się na niego gapiła. Kristian był z nich wszystkich najładniejszy, 
podobny do ojca, miał ciemne, bujne włosy i intensywnie niebieskie oczy. 
Dawniej Elise obawiała się, że jest w nim jakiś upór, który może zostanie 
na zawsze. Czasami myślała z przerażeniem, że chłopiec mógłby skończyć 
w bandzie z Sagene.

Teraz już się tym nie martwiła. Chociaż nie potrafiłaby powiedzieć, co 

spowodowało zmianę. Może brat po prostu rozwija się w odpowiednim 
kierunku, może to choroba matki i nagła śmierć ojca spowodowały, że 
sprawiał wrażenie złego i nieprzystępnego. Nigdy nie wiadomo, jak takie 
przeżycia wpływają na młody charakter.

Pośpiesznie pogłaskała go po policzku.
-   Teraz   już   się   tak   nie   zachowujesz,   Kristian.   Może   dlatego,   że   w 

tamtym czasie nie miałeś powodów do radości.

Spojrzał na nią zaskoczony.
- Jak to nie miałem powodów do radości?
- No bo mama była chora, a ojciec pił.
Wzrok   chłopca   pociemniał,   może   nie   powinna   była   mu   o   tym 

przypominać.

- Poza tym myślę, że było ci przykro, kiedy Johan poszedł do więzienia. 

Był twoim bohaterem.

Kristian pokręcił głową.
- Później już nie. Po tym, jak zaczął kraść, to już nie.
- On nie zaczął kraść, Kristian. - Elise słyszała, że jej głos brzmi ostrzej, 

niżby chciała. - Zrobił to ze względu na Annę. Skończyły się jej lekarstwa, 
a nie mieli pieniędzy, żeby kupić nowe. Armia nie mogła jej pomóc więcej, 

background image

niż już pomogła. Poza tym on nie kradł. Johan tylko stał na czatach.

- To chyba jedno i to samo. Elise popatrzyła na chłopca.
-  Masz   rację. Właściwie   jedno   i  to   samo.   Musisz   jednak  zrozumieć, 

dlaczego to zrobił.

- To też chyba nie ma znaczenia, zwłaszcza teraz, kiedy ożenił się z 

Agnes.

Elise znowu przyjrzała mu się uważniej, próbowała zrozumieć, co się 

kryje za jego słowami.

- Było ci przykro, dlatego... dlatego że stało się tak, jak się stało?
Kristian wpatrywał się w podłogę.
- Nie wiem.
Znowu pogłaskała go po policzku.
- Obaj z Pederem musieliście bardzo wiele przejść w ostatnim roku. 

Hilda urodziła dziecko, ja wyszłam za Emanuela, a mama za Hvalstada. 
Poza tym musieliście się przeprowadzić z Andersengarden.

Kristian milczał.
Elise podeszła do drzwi i przez wąskie okienko wyjrzała na zewnątrz. 

Co się, na Boga, dzieje z tym Pederem? I dlaczego Emanuel tak długo 
siedzi u Carlsenów?

- Czy ta dziewczyna wciąż tam mieszka?
Odwróciła się gwałtownie do Kristiana, zaskoczona pytaniem.
- Masz na myśli Signe?
Chłopiec skinął głową, ale unikał jej wzroku.
-   Tak,   została   czymś   w   rodzaju   damy   do   towarzystwa   u   panienki 

Carlsen. Ale chyba szukają dla niej pracy  guwernantki na wsi czy  coś 
takiego.

Kristian milczał.
- A dlaczego pytasz? Wzruszył obojętnie ramionami.
- A jakoś tak.
Elise   widziała   po   jego   minie,   że   zastanawia   się   nad   czymś   jeszcze, 

uznała jednak, że najlepiej będzie rozmawiać o czymś innym.

- Czy mówiłam ci już, że postanowiłam naszemu maleństwu nadać imię 

Hugo po ojcu Emanuela?

Kristian spojrzał na nią, sprawiał wrażenie kompletnie zaskoczonego.
- Taki jest zwyczaj, że pierworodny syn dostaje imię dziadka ze strony 

ojca. Albo imię babki, jeśli to dziewczynka.

- Ale ty nie dostałaś takiego imienia. Elise roześmiała się.
- Nie, ja dostałam imię od nazwy statku. To był parowiec „Elise", ojciec 

był na nim marynarzem.

background image

Chłopiec znowu się uśmiechnął.
- Dlaczego tak?
- Ponieważ tata był marynarzem, kiedy spotkał mamę. Był taki w niej 

zakochany, że zrezygnował z pływania, ale kiedy urodziło im się dziecko, 
na dodatek dziewczynka, to uparł się, żeby mnie ochrzcić imieniem statku, 
bo podobno bardzo dobrze się czuł na jego pokładzie.

- To dlaczego nie nadasz dziecku imienia po naszym ojcu? On też jest 

jego dziadkiem.

Elise przytaknęła.
-   Proponowałam   to   Emanuelowi,   ale   już   ci   mówiłam,   że   zgodnie   z 

tradycją, jeśli rodzi się chłopiec, to powinien być ochrzczony po dziadku 
ze strony ojca.

- A jak myślisz, co Ringstad na to powie?
- Sądzę, że nie będzie miał nic przeciwko. Chyba nawet będzie dumny, 

że chłopiec nosi jego imię.

Kristian wyjął nogi z miednicy i zaczął je wycierać.
Elise znowu zwróciła się do okna i stała pogrążona w myślach. Czyżby 

Kristian miał jakieś podejrzenia?...

Nareszcie mignęła jej ciemna postać na moście. Wkrótce potem drzwi 

się otworzyły i Emanuel pośpiesznie wszedł do ciepłej izby.

- Uff, jaki mróz! Naprawdę tutaj nad rzeką jest o wiele gorzej.
- To dlatego, że dom majstra leży tak blisko wody. Czy panie kupiły 

materiał? I przesłały też wzór?

Emanuel skinął głową i podał jej dużą paczkę zawiniętą w brunatny 

papier.

-   Mam   ci   przekazać   pozdrowienia.   Pani   Carlsen   uważa,   że   z   tymi 

fartuchami   to   była   bardzo   dobra   robota.   Karolinę   wybiera   się   za   dwa 
tygodnie na duże przyjęcie i ma nadzieję, że to tego czasu suknia będzie 
gotowa.

Elise patrzyła na niego przestraszona.
- Tylko dwa tygodnie? Przecież nie mam żadnej wprawy. Emanuel nic 

nie powiedział, zdjął płaszcz i powiesił na wieszaku.

Był jakiś zamyślony, niemal zatroskany. Może on też się boi, że Elise 

nie potrafi uszyć eleganckiej sukni?

-   Nauczyłam   się   szyć   na   maszynie   u   pani   Evertsen   parę   lat   temu   - 

zaczęła w nadziei, że go uspokoi. - No a poza tym sporo szyłam ręcznie.

Emanuel nadal nic nie mówił. Sprawiał wrażenie, jakby w ogóle nie 

zauważył   Kristiana,   który   jeszcze   nie   włożył   suchych   skarpet.   Elise 
wiedziała, że Emanuel nie lubi, żeby chłopcy ubierali się albo rozbierali w 

background image

pobliżu kuchennego stołu i żeby potrząsali ubraniami „nad jedzeniem", jak 
to określał. Teraz bez słowa zniknął w izdebce.

Elise i Kristian patrzyli na siebie, nie bardzo rozumiejąc, co się dzieje. 

Kristian przeczuwał chyba zbliżające się nieprzyjemności, bo pośpiesznie 
wciągał pończochy, które Elise mu podała. To były pończochy zostawione 
przez matkę, Elise jednak była pewna, że matka zrobiła to świadomie, bo 
wiedziała, że nie wszystkie jej dzieci mają pończochy na zmianę.

Elise wślizgnęła się na palcach do izdebki i zastała Emanuela siedzącego 

na krawędzi łóżka, z twarzą ukrytą w dłoniach.

- Emanuel? Stało się coś złego? Mąż pokręcił głową.
- Bądź tak dobra i zostaw mnie w spokoju, Elise. Natychmiast wróciła 

do kuchni, zmarszczyła czoło, nic nie rozumiała. Co się z nim dzieje? A 
taki był miły i radosny, kiedy wychodził z domu.

background image

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

Kristian usiadł przy kuchennym stole i zabrał się do lekcji. Dostał w 

szkole   nową   książkę,   Czytanki   dla   szkoły   powszechnej   przygotowane 
przez   Nordahla   Rolfsena.   Chłopiec   zaczął   głośno   czytać   wiersz 
zatytułowany U obcych drzwi i Elise przerwała pracę, żeby go posłuchać. 
Kristian czytał płynnie, nie zająknął się ani na jednym słowie:

Inne dzieci na świecie mają nad głową dach,
a ja jestem bezdomny od pierwszego dnia.
Nikt mnie nie pieścił, nie dawał jedzenia,
nikt nie tulił na rękach, gdy dławił mnie płacz.
Błądzę samotnie, wiem, co to chłód i nędza,
czasem zjem kromkę chleba przy obcych drzwiach.
Och, gdyby moja mama żyła, gdyby blisko przy mnie była,
To bym wiedział, że na świecie bije dla mnie jakieś serce.
Elise stała bez ruchu, słowa zapadały jej głęboko w duszę. Wiersz był 

taki poruszający i piękny, że miała łzy w oczach. Kristian podniósł na nią 
wzrok.

- Czy nie wydaje ci się, że ten poeta pisał o Evercie?
Elise spojrzała na brata zdumiona, po chwili westchnęła ciężko.
- Evert nie jest jedyną sierotą na świecie. Niestety, takich dzieci jest aż 

nadto wiele.

- I mnie się zdaje, że ich los jest właśnie taki. Elise przytaknęła.
- One odczuwają wielką tęsknotę. Tęsknotę, którą noszą w sobie przez 

całe życie.

Kristian otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale się wahał, w końcu 

jednak rzekł:

-   Strasznie   się   cieszę,   że   cię   mamy,   Elise.   -   Uśmiechnął   się   onie-

śmielony.

Elise zrobiło się ciepło z radości. Po raz pierwszy Kristian wyznał jej 

swoje myśli. Ale czy nie wyznał też żalu z tego powodu, co zrobiła matka? 
Wyprowadziła się i nie zabrała synów ze sobą.

W   następnej   chwili   przypomniała   sobie   Emanuela   i   Pedera,   znowu 

powrócił   niepokój.   Kiedy   wieczorem   się   już   położą,   będzie   musiała 

background image

porozmawiać   z   Emanuelem,   co   go   dręczy.   Najpierw   jednak   trzeba 
wyjaśnić, dlaczego Peder nie wraca.

-   Myślę,   że   powinnam   pójść   do   szkoły   i   rozejrzeć   się   za   Pederem. 

Możesz tymczasem przypilnować Hugo?

Kristian skinął głową.
- Ale dlaczego... - wskazał na drzwi izby i patrzył na siostrę pytającym 

wzrokiem.

Elise westchnęła.
-   Pojęcia   nie   mam,   o   co   chodzi   -   odparła   cicho,   potem   otuliła   się 

starannie chustką i wyszła.

Latarnia przy moście się nie paliła, tylko blask księżyca oświetlał drogę.
Nigdzie wokół nie było żywej duszy. Fabryki zostały pozamykane na 

noc,   robotnicy   już   dawno   temu   poszli   do   domu.   Daleko   przy 
Sandakerveien   widziała   mdłe   światełka   w   oknach   szarych   budynków. 
Teraz nareszcie rodziny mogły pobyć przez chwilę razem, zanim wszyscy, 
śmiertelnie zmęczeni całym dniem, zapadną w sen. To ważne, żeby ludzie 
mogli trochę pospać, zanim o szóstej rano fabryczne syreny zaczną wyć, 
wiedziała,   że   ten   przymus   zrywania   się   o   świcie   do   fabryki   wisi   nad 
ludźmi niczym czarna chmura.

Wszystkie okna w szkole były ciemne, nawet w piwnicy, skąd Evert i 

Peder biorą węgiel i drewno.

Może Peder poszedł do Everta i zapomniał o bożym świecie, próbowała 

się uspokoić, wiedziała jednak, że to mało prawdopodobne. Peder miał 
surowo przykazane, żeby zaraz po pracy wracać do domu. I tak zostaje mu 
za mało czasu na odrabianie lekcji.

Obeszła  budynek dookoła, żeby  zobaczyć, czy  nie ma  ich gdzieś po 

tamtej stronie. Może się z jakiegoś powodu spóźniają, może dozorca chciał 
z nimi porozmawiać, zanim pójdą do domu.

Kiedy znalazła się na tyłach budynku, zobaczyła jakieś uchylone drzwi, 

z których sączyło się mdłe światełko. Odetchnęła z ulgą. W takim razie 
chłopcy nadal pracują.

Pośpiesznie weszła do środka. Peder musi jeszcze poczytać i odrobić 

rachunki,   ale   właściwie   to   od   dawna   powinien   być   w   łóżku.   Jak   ten 
chłopiec ma sobie dawać radę, skoro nigdy nie ma czasu, żeby porządnie 
odrobić lekcje? Zawsze uczył się słabo i jeśli nie będzie dużo pracował w 
domu,   to   nie   nadąży   za   klasą.   Pomyślała,   że   musi   mu   dać   porządną 
reprymendę, chłopcy pewnie zaczęli się wygłupiać, a może usiedli gdzieś i 
rozmawiają o duchach.

Albo może tak się bali, że nie mieli odwagi zanieść węgla i drewna do 

background image

sali rysunkowej na strychu, dozorca się na nich rozgniewał i zadał im jakąś 
karę? Musi przekonać Pedera, że tego rodzaju historie ludzie wymyślają 
dla rozrywki, że nie istnieją żadne duchy.

W   uszach   zadźwięczały   jej   znowu   słowa   Kristiana:   „On   jest   taki 

bojaźliwy, ten nasz Peder. A jak się wystraszy, to nigdy nie wiadomo, co 
może zrobić". Elise skuliła się. Ale przecież brat nie jest tutaj sam, chyba 
się aż tak strasznie nie boi w obecności Everta?

- Peder! Evert! - głos brzmiał dziwnie głucho i obco w pustym budynku 

szkolnym. - Halo! To tylko ja, Elise.

Znikąd   nie   docierał   do   niej   żaden   dźwięk.   Może   powinna   raczej 

odszukać dozorcę? Bo to chyba on zamyka drzwi, kiedy chłopcy skończą 
robotę. On musi wiedzieć, gdzie się teraz podziewają.

W tym samym momencie odniosła wrażenie, że słyszy jakieś głosy na 

wyższym piętrze.

- Peder?! - krzyczała tak głośno, jak tylko mogła. - Jesteś tam na górze?!
Ale żadna odpowiedź nie nadeszła. Z wahaniem szła dalej przez długi 

korytarz, a potem zaczęła wchodzić na schody. Skądś wyżej sączyło się 
słabiutkie światło, to chyba jakaś lampa naftowa, której nie zgasili. A to 
znaczy, że muszą się znajdować na wyższych kondygnacjach.

Jak   dziwnie   pusty   i   nieprzyjemny   wydaje   się   budynek   szkoły   po 

zakończeniu   lekcji,   a   na   dodatek   po   zapadnięciu   ciemności!   W   dzień 
wszędzie   się   roi   od   dzieciaków   w   różnym   wieku,   które   biegają   po 
schodach w górę i w dół, rozmawiają, śmieją się i hałasują, dopóki nie 
pojawi się nauczyciel i ich nie uciszy.

Weszła teraz na piętro. Od tamtego momentu, kiedy miała wrażenie, że 

docierają   do   niej   jakieś   głosy,   znowu   nic   nie   słyszała.   Spróbowała 
ponownie zawołać.

- Peder! Evert! Gdzie wy jesteście? Ale odpowiedzi nie było.
Mimo wszystko Elise była pewna, że chłopcy muszą tu gdzieś być. Nie 

zostawili przecież zapalonej naftowej lampy na drugim piętrze. Wtedy to 
już na pewno mogliby oczekiwać, że utracą pracę, pomyślała ze złością. 
Najpierw wozak Karlsen wyrzucił Pedera, a teraz chłopak ryzykuje, że 
dozorca zrobi to samo. Peder musi zrozumieć, że dla rodziny ważny jest 
jego   zarobek,   chociaż   taki   niewielki.   Musi   go   przekonać,   jakie   mieli 
szczęście, mogąc zamieszkać w domu majstra, chociaż jest taki dziurawy i 
w zimie wiatr w nim hula. To i tak lepsze niż smród w Andersengarden i 
hałas,   który   docierał   tam   z   ulicy   i   z   sąsiednich   mieszkań.   Po   klatce 
schodowej wciąż kręcili się bezdomni i pijaczkowie.

Z   wahaniem   zaczęła   wchodzić   po   schodach   na   trzecie   piętro. 

background image

Nieprzyjemnie   tak   samej   w   ciemności,   musiała   się   trzymać   poręczy   i 
posuwała   się   po   omacku.   Gdyby   nie   ta   mdła   lampka   na   górze,   nie 
widziałaby   własnej   ręki.   Światło   księżyca   z   tej   strony   budynku   było 
niewidoczne, poza tym okna na korytarzu są małe i wąskie. Może zresztą 
w   ogóle   nie   ma   światła   księżycowego,   może   księżyc   schował   się   za 
chmury, skoro wokół zapadły takie gęste ciemności.

-   Peder!   Evert!   -   wołała   głośno,   a   potem   stała   przez   chwilę   i   na-

słuchiwała.

Nagle usłyszała jakiś dźwięk. Jakby stłumiony, na pół zdławiony głos, 

brzmiało   to   tak,   jakby   ktoś   usiłował   coś  powiedzieć   z   ustami   pełnymi 
jedzenia.

Nagle wróciły do niej straszne obrazy z przeszłości. Tamten dzień, kiedy 

banda łobuzów popychała Pedera, który śmiertelnie przerażony znalazł się 
na samym brzeżku rzeki. Może Pingelen i pozostali znowu przystąpili do 
ataku, może zamknęli chłopców w jakiejś komórce! Na myśl o tym wpadła 
w taki gniew, że zapomniała, iż się boi, i pobiegła na górę, pokonując po 
dwa stopnie naraz.

W końcu korytarza wisiała zapalona lampa. Natomiast schody na strych 

pogrążone były w mroku. Elise nie miała wątpliwości, że dźwięk, który do 
niej dotarł, pochodził z jeszcze wyższej kondygnacji. Zdecydowana nie 
poddawać się, pobiegła na górę.

Drzwi do sali rysunkowej były zamknięte na klucz, ale klucz tkwił w 

zamku   po   zewnętrznej   stronie.   Elise   wahała   się   przez  chwilę.   Przecież 
chłopcy   nie   mogą   siedzieć   w   sali.   Gdyby   tak   było,   to   musiałby   ich 
zamknąć   sam   dozorca,   co   jednak   wydawało   się   mało   prawdopodobne. 
Kiedy się bliżej zastanowić, trzeba też odrzucić ewentualność, że Pingelen 
i jego kompani odważyli się wejść aż tutaj. Dostaliby solidne lanie, gdyby 
ktoś ich przyłapał.

Już   miała   schodzić   na   dół,   gdy   nagle   stanęła.   Znowu   usłyszała   ten 

dziwny dźwięk. Teraz był znacznie wyraźniejszy i przypominał stłumiony 
jęk, taki jak wydaje ranne zwierzę. Pomyślała o Puszku. Czy mogło się 
tam znajdować jakieś zwierzę, pies albo kot? Pośpiesznie przekręciła klucz 
w   zamku,   otworzyła   drzwi   i   zajrzała   do   środka.   Z   tej   strony   budynku 
księżyc świecił wprost w niskie okna strychu, ale światła dawał niewiele.

- Czy jest tu kto?
- Elise? - usłyszała szloch i w następnym momencie dwie małe postaci 

wypadły z mroku i rzuciły się jej na szyję. Obaj chłopcy obejmowali Elisę 
i zanosili się płaczem.

- Na Boga, co się stało? Dlaczego wy tu siedzicie? Drzwi były przecież 

background image

zamknięte na klucz!

- Ciii! - rozdygotany Peder tulił się do siostry. - Nie wolno ci mówić tak 

głośno. On tam jest!

- Kto? Gdzie?
- Duch! - to Evert próbował jej wytłumaczyć, szlochał i był co najmniej 

tak samo przerażony jak Peder. - On jest w pokoju obok.

- Co za głupstwa. Nie ma żadnych duchów.
W tym samym momencie rozległ się taki dźwięk, jakby ktoś ciągnął coś 

po podłodze. Elise poczuła, że włosy jeżą jej się na głowie, ale za nic na 
świecie   nie   chciała   jeszcze   bardziej   straszyć   chłopców.   -  To   musi   być 
dozorca. - Jej głos brzmiał dziwnie głucho.

- Dozorca wziął sanie i poszedł po zakupy do Magdy na rogu. - Evert 

nadal mówił szeptem, ale chyba się trochę uspokoił, odkąd Elise przyszła, 
i już się tak do niej nie tulił. Peder nadal trzymał się jej mocno.

- To musi być któryś z nauczycieli. Spostrzegła, że obaj chłopcy kręcą 

głowami.

-   Tam   jest   zupełnie   ciemno.   -   Evert   mówił   szeptem,   ale   bardzo 

stanowczo. - Słyszeliśmy, że on parska, prycha, ciągnie coś po podłodze, 
tłucze czymś, ale jak się tylko odezwiemy, to zaraz robi się cicho.

- Chodź, idziemy. - Peder mówił przez łzy.
Elise   wzięła   chłopców  za   ręce,  szybko  wyprowadziła   ich   z  pokoju  i 

skierowała się ku schodom.

- Musimy zgasić lampę na korytarzu - powiedziała, kiedy znaleźli się na 

drugim piętrze.

Gdy już wszystko było zrobione, zeszli na sam dół tak szybko, jak na to 

pozwalały panujące wszędzie ciemności, i wkrótce znaleźli się na dworze.

- Odprowadzimy cię do domu, Evert. Wytłumaczę pani Berg, dlaczego 

wracasz tak późno.

- Teraz to nie ma żadnego znaczenia. Ona nawet nie zauważa, kiedy 

wracam.

- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Pani Berg leży w łóżku i nie wie, czy jestem w domu, czy mnie nie ma.
- To ona jest chora?
- Tak. Strasznie kaszle i gwiżdże jej w piersiach. Przygotowałem jej 

jedzenie, zanim wyszedłem do szkoły, ale kiedy wróciłem, wszystko wciąż 
leżało. W końcu sam to zjadłem, bo wciąż jestem strasznie głodny.

- Czy był u niej doktor?
- Nie, pani Berg nie chce go widzieć. Ale kiedy usłyszy o duchach w 

szkole, to pewnie powie, żebym przestał pracować. Jak myślisz?

background image

- Nie istnieją żadne duchy, Evert. Musi być jakieś naturalne wyjaśnienie 

tego, co się tam dzieje.

- Ja w każdym razie nigdy więcej na strych nie pójdę.
- Ani ja - Peder znowu zaniósł się szlochem. - On nas zamknął na klucz, 

Elise. Pomyśl tylko! Zamarzlibyśmy na śmierć, gdybyś nie przyszła.

Elise nic nie mówiła, nie miała pojęcia, co powinna powiedzieć.
Pożegnali   się   z   Evertem,   prosili,   żeby   pozdrowił   panią   Berg,   i 

pośpieszyli do domu.

Kristian siedział sam w kuchni i odrabiał lekcje, jedną nogą kołysał przy 

tym Hugo. Spojrzał na nich znad książki zaciekawiony, kiedy stanęli w 
drzwiach.

-   Czy   ty   wiesz,   Kristian?   Duch   zamknął   Everta   i   mnie   na   strychu! 

Gdyby Elise nie przyszła, zamarzlibyśmy na śmierć.

Kristian   patrzył   na   niego   przerażony,   po   czym   przesunął   pytające 

spojrzenie na Elise.

-   To   prawda,   co   mówi   Peder,   rzeczywiście   byli   zamknięci   w   sali 

rysunkowej.   Dozorca   albo   któryś   z   nauczycieli   musiał   to   zrobić   przez 
pomyłkę.

Peder oburzony zwrócił ku niej twarz.
- To nie było tak. Rozmawialiśmy z dozorcą, zanim weszliśmy na górę, i 

on nam powiedział, że pójdzie do Magdy na rogu.

- W takim razie musiał to zrobić któryś z nauczycieli. Tym razem Peder 

wpadł w złość.

- Przecież sama słyszałaś, Elise! Coś szorowało o podłogę, on jęczał i 

tłukł się po tym strychu, a kiedy zaglądaliśmy przez dziurkę od klucza, to 
w środku były tylko nieprzeniknione ciemności. Myślisz może, że jakiś 
nauczyciel siedzi na strychu w szkole i po ciemku poprawia nasze prace?

Emanuel musiał usłyszeć podniecone głosy z kuchni, bo wszedł i patrzył 

na nich zdumiony. Elise zauważyła, że jest bardzo blady.

- Co się dzieje?
- Nie wiedziałam, gdzie się podział Peder, i poszłam do szkoły, żeby się 

za nim rozejrzeć - zaczęła Elise.

Peder otworzył usta, by opowiedzieć dalej swoją historię, przynajmniej 

na   to   wyglądało,   ale   zrezygnował.   Dzieci   nie   powinny   przerywać 
dorosłym, tak go uczono.

- Znalazłam obu chłopców zamkniętych na klucz w sali do rysunków na 

strychu. Byli śmiertelnie przerażeni.

- Zamknięci na klucz? - Emanuel, nic nie rozumiejąc, spoglądał to na 

nią, to na Pedera.

background image

Peder z poważną miną kiwał głową.
- To musiał być ten stary nauczyciel, którego nie pochowano tam, gdzie 

chciał.

Emanuel uśmiechnął się z politowaniem.
-   Nie   ma   żadnych   upiorów,   Peder.   Musi   istnieć   jakieś   naturalne 

wytłumaczenie.  A czy  to   czasem  nie  dozorca  zamknął drzwi na  klucz, 
ponieważ sądził, że już skończyliście pracę?

Peder gwałtownie pokręcił głową i znowu zwrócił się do Elise.
- Powiedz mu, Elise! Powiedz, że ty też słyszałaś! Elise uśmiechnęła się 

skrępowana.

- Naprawdę z pomieszczenia obok dochodziły dziwne dźwięki, chociaż 

w środku było zupełnie ciemno. Myślę jednak, że to szczury-

- Szczury? - Peder otworzył usta i zapomniał ich zamknąć. - Przecież 

wiesz, jak hałasują szczury, mieszkałaś tyle lat w Andersengarden! One nie 
potrafią jęczeć ani dyszeć, ani stękać tak jak człowiek.

- No trudno, musi być jakieś naturalne wytłumaczenie - ucięła Elise 

stanowczo. - A teraz pośpieszcie się obaj z lekcjami i jak najszybciej marsz 
do łóżka. Zrobiło się bardzo późno.

Peder   usiadł   nad   elementarzem,   jeszcze   bardziej   niechętnie   niż 

zazwyczaj.   Najpierw   Elise   przeczytała   mu   głośno   czytankę,   żeby   nie 
odbierać mu odwagi. Na szczęście dzisiejszy fragment był łatwy i krótki, 
nosił tytuł Zimowe rymy.

„A, a, a, czekamy, aż nadejdzie zima, E, e, e, bo wtedy będzie śnieg, I, i, 

i, będziemy się bawić w śnieżynki, O, o, o, będzie bardzo wesoło, U, u, u, 
zimo,   zostań   tu!"   Mimo   że   przeczytała   mu   wszystko   od   początku   do 
końca,   Peder   zmagał   się   z   każdym   słówkiem,   poza   tym   nie   mógł   się 
skoncentrować, jego myśli wciąż były zajęte upiorem w szkole.

Elise przestraszyła się, że Emanuel wpadnie w złość, jak to często bywa, 

kiedy Peder odrabia przy nim lekcje, uznała więc, że najlepiej odłożyć 
wszystko do jutra.

- Kładźcie się teraz, chłopcy, szybko. - Odsunęła kuchenny stół na bok i 

zaczęła przygotowywać im posłanie. Sama chciała jak najszybciej położyć 
się do łóżka i w końcu zostać tylko z Emanuelem.

Otworzyła na chwilę drzwi do izby, żeby wpuścić tam trochę ciepła, i 

kiedy Emanuel nie patrzył, dołożyła parę drew do pieca. Potem przewinęła 
Hugo, chociaż malec nie płakał, zrobiła to w nadziei, że dziecko prześpi 
spokojnie parę godzin, zanim znowu zrobi się głodne.

Kiedy nareszcie była gotowa, Peder i Kristian już spali, a Hugo zasnął 

nawet przy piersi.

background image

Pełna oczekiwania i niepokoju weszła na palcach do izby.

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

Widok   Emanuela   siedzącego   na   krawędzi   łóżka   z   głową   ukrytą   w 

dłoniach i proszącego, żeby zostawiła go w spokoju, dręczył ją przez cały 
wieczór. Teraz przeniknęło ją bolesne przeczucie, że wieczór nie będzie 
taki, jak planowali przed wyjściem Emanuela do Carlsenów.

Mąż  położył się  już wcześniej,  teraz  leżał na  plecach,  z rękami  pod 

głową,   i   patrzył   w   sufit.   Kiedy   usłyszał,   że   przyszła,   próbował   się 
uśmiechnąć, ale Elise wyraźnie widziała, że wcale mu nie jest do śmiechu.

Rozebrała się szybko i włożyła nocną koszulę. Nie powinna się niczego 

spodziewać,   Emanuel   najwyraźniej   się   rozmyślił.   Może   bardziej   niż 
pieszczot z żoną pragnął ulżyć swemu sercu.

Odwrócił się i przyciągnął ją mocno do siebie.
- Dlaczego to na siebie włożyłaś? - spytał, pociągając nocną koszulę.

background image

- Nie wiedziałam, czy będziesz chciał. Pocałował ją gwałtownie.
- Ty mała kłamczucho. Dobrze wiedziałaś, że chcę.
Elise   uśmiechnęła   się   i   westchnęła   z   ulgą,   pomagając   mężowi   zdjąć 

koszulę. Może się po prostu pomyliła. Może mimo wszystko nie dzieje się 
nic złego.

Emanuel odsunął kołdrę, chciał widzieć ją nagą w blasku stearynowej 

świecy, która stała na taborecie przy łóżku. Szorstkimi rękami gładził jej 
ciało. Był gwałtowny aż do bólu, Elise jednak nie dawała po sobie poznać, 
że   wolałaby   łagodniejsze   pieszczoty.   Coś   jej   mówiło,   że   ma   rację, 
Emanuel   nie   jest   sobą,   dlatego   nie   odważyła   się   zaprotestować.   Jego 
pocałunkom brak było tej czułości, którą zazwyczaj dawał żonie, zagryzał 
lekko   brodawki   jej   piersi,   obolałe   od   karmienia,   a   pocałunki,   którymi 
obsypywał jej brzuch, były dziwnie rozgorączkowane. Po chwili rozsunął 
jej nogi i wszedł w nią gwałtownie, kochał ją jakby ze złością. Chyba 
sądził,   że   wzbudzi   w   niej   pożądanie   tą   szorstkością,   ale   skutek   był 
odwrotny.   Elise   przymknęła   oczy,   by   ukryć   własne   uczucia,   pragnęła 
tylko, żeby wszystko skończyło się jak najprędzej. Emanuel nie jest sobą, 
powtarzała w duchu, coś musiało się stać, coś, co wywoływało w nim 
rozpacz   i  zarazem  pożądanie.   Elise   była   jeszcze   obolała   po   porodzie   i 
naprawdę   pragnęła   nieco   więcej   troskliwości.   Musiała   zagryzać   wargi, 
żeby   nie   jęczeć   z   bólu.   Kiedy   Emanuel   nareszcie   osiągnął   spełnienie, 
opadł w jej ramionach niczym nieszczęśliwe dziecko.

Potem leżeli przez dłuższy czas w milczeniu.
W końcu Elise uznała, że najwyższy czas się odezwać. - Co się dzieje, 

Emanuelu?

On pokręcił głową.
- Nic.
-   Przecież   widzę,   że   coś   jest   nie   w   porządku.   Kiedy   szedłeś   do 

Carlsenów, byłeś zadowolony i cieszyłeś się, że jak wrócisz do domu, to 
będziemy się kochać po raz pierwszy od porodu.

Emanuel skinął głową, ukrył twarz na piersi żony.
- Jak tylko przyszedłeś, zauważyłam, że coś jest nie w porządku. Poza 

tym chciałeś, żebym zostawiła cię w spokoju.

- Bądź tak dobra, Elise, nie wypytuj mnie. Nie jestem w stanie o tym 

rozmawiać.

Umilkła,   leżała   bez   ruchu   i   głaskała   go   po   plecach.   Jeśli   teraz   nie 

wydobędzie z niego prawdy, to będą chodzić obok siebie niczym dwoje 
obcych ludzi.

To musi mieć coś wspólnego z Signe, skoro właśnie stamtąd wrócił. Czy 

background image

Carlsenowie domyślili się, że Signe jest w ciąży? Może rozzłościli się tak 
bardzo, że wyrzucili ją za drzwi? Czy Emanuel jest zrozpaczony, bo nie 
wie, co z nią zrobić?

- Powiedziano „na dobre i złe dni" - zaczęła Elise ostrożnie. - Ja przecież 

wszystko wiem, Emanuelu. Możesz mi chyba powiedzieć, co się stało. 
Jeśli   Carlsenowie   nie   chcą   dłużej   trzymać   Signe   w   swoim   domu,   to 
spróbujemy znaleźć jakieś rozwiązanie. W najgorszym razie kupimy mały 
piecyk i będzie mogła mieszkać u nas na strychu, zanim znajdziemy inne 
wyjście.

Oddech Emanuela był przyśpieszony i urywany. Elise nie miała pojęcia, 

czy płacze, czy słucha, co ona mówi, czy też jest skupiony wyłącznie na 
swoim zmartwieniu.

- Wiem, że żałujesz tego, co zrobiłeś - ciągnęła dalej spokojnym głosem. 

- Wiem, że każdy może popełnić błąd w ten lub inny sposób. I nie nam 
oceniać, który grzech jest większy. Najważniejsze, że przyznałeś się do 
błędu   i   pragniesz   go   jakoś   odkupić.  Ale   powinniśmy   nasze   brzemiona 
dźwigać  razem,   Emanuelu.   Jeśli  każde  z  nas zostanie  samo   ze  swoimi 
zmartwieniami, to życie w małżeństwie stanie się niemożliwe.

- Elise, proszę cię. Zostaw mnie w spokoju.
Elise   skinęła   głową,   ale   coś  twardego   dławiło   ją  w  gardle.   Emanuel 

odwrócił się od niej i wymamrotał „dobranoc".

Elise zdmuchnęła świecę, leżała bez ruchu i wpatrywała się w ciemność. 

Wiedziała, że on też nie może zasnąć.

Nie miała pojęcia, jak długo to trwało, ale nagle Emanuel odwrócił się 

do niej, wyciągnął ręce pod kołdrą i znowu zaczął ją pieścić.

-   Chcę   cię   jeszcze   raz,   Elise.   Muszę!   Mam   wrażenie,   że   płonę   z 

pragnienia, którego nie da się ugasić.

Elise zarzuciła mu ręce na szyję i zaczęła go całować.
- Pomogę ci, Emanuelu. Tylko nie odwracajmy się od siebie nawzajem. 

Dzielmy nasze zmartwienia i żale. Nawet jeśli przez chwilę będzie bolało, 
to później będzie znacznie lepiej.

Tym razem był ostrożniejszy. I trwało to o wiele dłużej, tak długo, że 

Elise   zaczęła   się   obawiać,   iż   Emanuel   nie   osiągnie   zadowolenia   i 
rozgniewa się z tego powodu. Odczuwała odrobinę dawnej przyjemności, 
kiedy   całował  ją   w  szyję   i  delikatnie   głaskał   po   piersiach.   Przeważnie 
jednak sprawiał jej ból, w końcu marzyła już tylko o tym, żeby to się jak 
najszybciej skończyło.

Kiedy Emanuel dotarł do celu, z kuchni dotarł do nich wściekły płacz. 

Elise zerwała się z pościeli i po omacku wyszła z izby. Wyjęła synka z 

background image

kołyski i przyniosła ze sobą do łóżka. Emanuel ostatecznie zapadł w sen, 
oddychał   spokojnie   u   jej   boku,   od   czasu   do   czasu   pochrapywał,   ona 
tymczasem karmiła dziecko.

Taki mój los, że wciąż muszę służyć innym, pomyślała z ciężkim ze 

zmęczenia westchnieniem. W zeszłym roku to była mama, Hilda, Peder i 
Kristian. Teraz jest Emanuel i Hugo, no i chłopcy.

Ale takie jest życie większości kobiet, rozmyślała w ciszy. Wszystkich 

kobiet   z   wyjątkiem   takich   jak  Agnes,   które   oczekują,   że   inni   będą   im 
służyć i je uwielbiać.

Nakarmiła Hugo po raz drugi tej nocy i już miała zasnąć, kiedy usły-

szała, że Emanuel szepcze jej imię, cicho, jakby sprawdzał, czy żona śpi.

Natychmiast oprzytomniała.
- Tak, o co chodzi?
- Postanowiłem, że mimo wszystko ci o tym opowiem. Elise milczała, 

złożyła pod kołdrą ręce i czekała na dalszy ciąg.

- Signe zwierzyła się Karolinę.
Elise usłyszała jęk i dopiero po chwili zdała sobie sprawę z tego, że 

wyrwał się z jej gardła.

- To znaczy powiedziała jej, że jest w ciąży? Emanuel westchnął ciężko 

w ciemnościach.

- I gdyby na tym poprzestała... Elise wstrzymała dech.
- Chcesz powiedzieć, że poinformowała Karolinę, iż dziecko jest twoje?
- Tak.
- Jak ona mogła zrobić coś takiego?
-   Zaprzyjaźniła   się   z   Karolinę   i   widocznie   odczuwała   potrzebę 

zwierzenia się komuś. Zresztą sama zauważyłaś, że Signe się nie domyśla 
tego, że Karolinę była we mnie zakochana.

- No a jak Karolinę zareagowała?
- Signe mówi, że okazała jej pełne zrozumienie.
- To znaczy, że sama Signe ci o tym powiedziała?
- Tak. Płakała, żałowała i było jej bardzo przykro, wierzy jednak, że 

Karolinę   nie   wygada   tego   nikomu.   Signe   ma   poczucie,   że   Karolinę 
rozumie,   w   jak   beznadziejnej   sytuacji   się   znalazła,   i   zrobi,   co   będzie 
mogła, żeby jej pomóc.

To jakaś nowa Karolinę, pomyślała Elise i poczuła, że zbiera jej się na 

wymioty. Trudno jej było uwierzyć, że ta rozpieszczona i zajęta tylko sobą 
córka państwa Carlsenów chciałaby pomagać człowiekowi w potrzebie. 
Chyba że sama mogłaby odnieść jakieś korzyści.

- A co będzie, jeśli Karolinę poinformuje o wszystkim swoich rodziców?

background image

- Raczej tego nie zrobi. Aż taka złośliwa chyba nie jest. Pójdę do nich 

dzisiaj   wieczorem   i   spróbuję   porozmawiać   z   Karolinę.   Poza   tym   będę 
próbował   znaleźć   jakieś   inne   miejsce,   w   którym   Signe   mogłaby 
zamieszkać.

Elise   milczała.   Kto,   na   Boga,   przyjmie   do   domu   ciężarną   młodą 

dziewczynę, która nie potrafi pracować i nie ma z czego żyć?

- Miałam nadzieję, że po południu pójdziesz do szkoły, żeby wyjaśnić, 

co się dzieje na tym strychu - powiedziała, zmieniając temat. - Coś tam 
musi być. Wyraźnie słyszałam.

- To z pewnością tylko szczury.
-   Nie,   szczury   tak   nie   hałasują.   To   było   coś   całkiem   innego.   Przez 

dłuższą chwilę trwała cisza.

- Jesteś zła, Elise? - jego głos brzmiał niepewnie.
-   Nie,   zresztą   co   by   to   dało?  Ale   muszę   przyznać,   że   jestem   tym 

poruszona.

-   Obiecuję   ci,   że   znajdę   jakieś   rozwiązanie.   Słyszałem   o   pewnej 

islandzkiej   kobiecie,   która   mieszka   w  Vaterlandzie.   Nazywa   się   Olafia 
Johannsdottir.   W   swoim   nędznym   mieszkanku   pomaga   bezdomnym 
prostytutkom   i   podobno   świetnie   się   opiekuje   młodymi   dziewczynami, 
które   potrzebują   pomocy   i   jakiegoś   dachu   nad   głową.   Umieszcza   je 
najchętniej na wsi, jak najdalej od miasta.

- Chyba nie myślisz, że Signe zgodzi się mieszkać z prostytutkami i 

dziewczynami   ulicznymi,   które   włóczą   się   po   najgorszych   dzielnicach 
miasta?

- Nie chcę, żeby mieszkała tam na zawsze, tylko do czasu, aż znajdzie 

się dla niej miejsce u jakiejś rodziny na wsi. Poza tym dopóki rodzice jej 
nie przyjmą, to nie ma wyboru.

- A wiesz, czy ona nawiązała jakiś kontakt z rodzicami?
-   Signe   jest   dumna.   Jeśli   są   do   tego   stopnia   pozbawieni   serca,   że 

wyrzucili ją za drzwi, to ona nie będzie się przed nimi czołgać i błagać, 
żeby ją znowu przyjęli do domu.

-   Jeśli   będzie   miała   taki   wybór,   że   albo   zamieszka   wśród   ulicznych 

dziewczyn i pijaków, albo wyzbędzie się dumy i poprosi o wybaczenie, to 
ciekawe, co wybierze.

Emanuel nie odpowiedział.
- Porozmawiamy o tym jutro, Emanuelu. Wkrótce będzie ranek, a ja 

właściwie jeszcze dzisiejszej nocy dobrze oczu nie zmrużyłam.

W tym momencie syreny fabryczne zaczęły wyć.
Kiedy nareszcie umilkły, Emanuel powiedział w zamyśleniu:

background image

- Zastanawiam się, co właściwie Signe powiedziała. Wcale by mnie nie 

zdziwiło, gdyby starała się zrobić wrażenie, że to, do czego między nami 
doszło, stało się wbrew jej woli.

Elise zwróciła się ku niemu w ciemnościach, przestraszona.
- Jak to, będzie mówić, że ją zgwałciłeś?
-   Tak.   Bo   jakoś   nie   bardzo   rozumiem,   że   Karolinę   przyjęła   to   tak 

łagodnie i z taką wyrozumiałością wobec Signe.

- Pomyślałam o tym samym. Ale naprawdę wierzysz, że Signe mogłaby 

zrobić coś takiego?

- A czegóż człowiek nie robi dla ratowania własnej skóry?
- W takim razie Karolinę wściekłaby się na ciebie, a nie na Signe.
- No właśnie. Najpierw ją odepchnąłem, potem ożeniłem się z tobą, a 

następnie... - umilkł.

- A następnie brutalnie uwiodłeś Signe - zakończyła Elise, czując, że 

znowu dławi ją zazdrość. Stłumiła złe uczucia i dodała: - Ale ona chyba 
nie powie o tym swoim rodzicom. Musi wiedzieć, że by jej nie uwierzyli.

- Nie, oskarżyliby  ją o rozsiewanie złośliwych plotek. W ich oczach 

jestem bardzo przykładnym młodym człowiekiem. - Roześmiał się nieco 
zawstydzony.

- W takim razie jednak oni mogą się rozgniewać na Signe i wyrzucić ją z 

domu.

- I Karolinę utraci przyjaciółkę. Dlatego nie będzie rozsiewać plotek.
- Miejmy nadzieję.
Elise podniosła się z łóżka, poszukała w ciemności ubrania i drżąc z 

zimna, wybiegła do kuchni. Tam zapaliła lampę naftową i zaczęła rozpalać 
ogień.

-   Już   rano,   chłopcy.   Peder,   wczoraj   wieczorem   nie   odrobiłeś   lekcji. 

Musisz dokończyć teraz.

Nalała zimnej wody do miednicy i pośpiesznie się umyła. Kiedy już była 

kompletnie ubrana, nastawiła wodę na kawę. Przez cały czas myślała o 
tym, co Emanuel jej przed chwilą powiedział.

- Elise? - Peder mówił sennym głosem. - Co zrobimy z tym duchem w 

szkole? Nie odważę się nosić drewna do sali rysunkowej. Evert też nie.

-   Emanuel   ma   porozmawiać   z   dozorcą.   Musi   być   jakieś   naturalne 

wytłumaczenie.

-   Emanuel   będzie   miał   odwagę   wejść   na   strych?   -   Peder   usiadł   na 

posłaniu i patrzył na nią zdumiony.

- Tak, Emanuel się nie boi.
- Nie będzie się bał nawet w ciemnościach?

background image

- Nie. Emanuel pójdzie do szkoły po południu, jak wróci z biura.
- Ale ty się bałaś. Widziałem to po tobie.
- Przeraziłam się, kiedy usłyszałam te dziwne dźwięki, ale to nie może 

być nic innego jak jakieś zwierzę czy coś.

- Chcesz powiedzieć krokodyl? Elise roześmiała się.
- Ty głuptasie. W Norwegii nie ma przecież krokodyli.
- No to może niedźwiedź. Elise roześmiała się znowu.
-  A  jak   myślisz,   jakim   sposobem   niedźwiedź   dostałby   się   na   strych 

twojej szkoły?

- W takim razie to musi być upiór.
Kristian   też   się   nareszcie   obudził   i   wygrzebał   się   z   łóżka,   z 

zapuchniętymi oczyma, poruszał się sztywno, wszystko go bolało, jakby 
przez całą noc dźwigał ciężary.

Elise patrzyła na brata, marszcząc czoło, zatroskana. Ta praca jest dla 

niego   zbyt   ciężka,   myślała.   Chłopiec   w   okresie   dorastania   nie   może 
dźwigać takich ciężarów.

Wyniosła pościel do izby i złożyła posłania chłopców. Kristian pomógł 

jej ustawić na miejscu kuchenny stół. Potem Elise wyjęła z szafy chleb, ser 
i bańkę z mlekiem.

Emanuel wsunął głowę do kuchni.
- Masz może dla mnie trochę ciepłej wody, Elise? Nalała ciepłej wody z 

garnka do miski i podała mężowi.

- Dlaczego my musimy się myć w zimnej wodzie, a on dostaje ciepłą? - 

Peder szeptał w obawie, że Emanuel mógłby go usłyszeć.

- Dlatego, że on jest mężczyzną.
- A dlaczego jest taka różnica między mężczyznami a nami? I co z tobą, 

Elise?

- Kobiety się nie liczą. My nawet nie mamy prawa głosować. Niektórzy 

mówią,   że   ubiegły   rok   był   dla   kobiet   rokiem   żałoby.   Ktoś   napisał   w 
gazecie, że my, kobiety, byłyśmy tak często zmuszane do godzenia się na 
niesprawiedliwość i tak często rezygnowałyśmy z tego, co się nam należy, 
że stało się to częścią naszej natury. I to jest właśnie prawda.

- Ja wam pomogę, Elise. Kiedy będę dorosły. Będziesz się wtedy mogła 

myć w ciepłej wodzie i przy obiedzie brać największego ziemniaka.

Emanuel jeszcze raz wysunął głowę przez drzwi.
- Wyczyściłaś moje buty, Elise?
W tym momencie dziecko zaczęło krzyczeć.
- Zrobię to, jak tylko nakarmię Hugo - odparła spokojnie, wyjmując 

synka z kołyski.

background image

- Nie zapomnij mu powiedzieć, że ma przepędzić ducha, Elise - szepnął 

Peder.

Elise z uśmiechem pokręciła głową.
- Przepędzić niedźwiedzia, chciałeś powiedzieć?
Peder odpowiedział jej uśmiechem. Wyglądało na to, że już się tak nie 

boi. Myśl o niedźwiedziu była najwyraźniej mniej przerażająca niż wizja 
upiora.

Emanuel ubrał się i przyszedł do kuchni, żeby zjeść śniadanie.
-   Czytałem  w  gazecie,   że   Henryk  Ibsen   czuje   się   gorzej   -  oznajmił, 

siadając do stołu.

Peder popatrzył na niego pytająco.
- Kim jest ten jakiś Ipsen? Emanuel uśmiechnął się.
- Ibsen. To nasz największy pisarz, Peder. Kiedy nauczysz się czytać, to 

pojadę do domu, do Ringstad, i przywiozę kilka książek, które napisał. 
Tylko musisz się z nimi obchodzić bardzo ostrożnie. To najkosztowniejsze, 
co posiadam.

Peder patrzył w talerz, nic nie mówiąc.
Elise na jego widok poczuła skurcz serca. Dobrze wiedziała, co chłopiec 

myśli. Jest przekonany, że nigdy nie nauczy się czytać.

Emanuel przyszedł do domu w czasie przerwy obiadowej, miał zamiar 

pójść do szkoły, by porozmawiać z dozorcą.

- Właściwie inne sprawy są pilniejsze - stwierdził, nie patrząc na żonę. - 

Ale widzę, że ty uważasz inaczej.

-   Peder   nie   odważy   się   zanieść   dziś   wieczorem   drewna   do   sali 

rysunkowej. On się chyba nie odważy zostać sam w szkole po ciemku.

- Przecież nie jest sam, ma ze sobą Everta. Jesteś zbyt uległa, Elise. Jak 

ma z niego wyrosnąć prawdziwy mężczyzna, skoro traktujesz go jak małe 
dziecko? Dużo o tym myślałem. Peder powinien dzisiaj normalnie pójść 
do pracy. Jeśli jeszcze raz usłyszy te dziwne odgłosy, to wybiorę się do 
dozorcy jutro w czasie przerwy obiadowej. Jestem pewien, że oni sobie 
coś wmawiają.

Elise stwierdziła, że nie ma sensu protestować. Poza tym zgadzała się z 

mężem, że najpilniejsza sprawa to załatwienie czegoś dla Signe.

Stała w oknie i patrzyła, jak Emanuel pośpiesznie przechodzi przez most 

i znika między wielkimi zabudowaniami fabrycznymi. Serce tłukło się jej 
w piersi. Miała nieprzyjemne poczucie, że zdarzy się coś złego.

background image

ROZDZIAŁ SZESNASTY

Peder płakał, kiedy musiał iść do pracy.
- Ale przecież sama słyszałaś, Elise! I ty też się bałaś.
- Emanuel uważa, że coś sobie wmawiacie. Prawdopodobnie to tylko 

szczury. Może jest ich tam po prostu bardzo dużo.

. Chłopiec popatrzył na nią wielkimi zapłakanymi oczyma.
- A co mamy zrobić, jeśli to będzie prawdziwy duch?
- Nie ma prawdziwych duchów. - Odwróciła głowę, lecz nie była w 

stanie na niego patrzeć. - Natychmiast przestań się nad sobą użalać, Peder! 
- mówiła bardzo surowym głosem. - To tylko takie dziecinne gadanie.

-   Dziecinne   gadanie?   -   w   głosie   brata   słyszała   upór.   -   Przecież 

nauczyciel nam o tym wszystkim opowiedział!

- On tak mówił po to, żeby was rozbawić. My jednak nie będziemy teraz 

więcej o tym dyskutować, Peder. Pójdziesz do pracy, czy tego chcesz, czy 
nie. Pomyśl, ilu ludzi się czegoś boi, a mimo to chodzą codziennie do 
swojej pracy. Wiele matek śmiertelnie się boi, żeby dzieci nie powpadały 
do   rzeki,   kiedy   one   pracują.   Bariera   przy   moście   jest  słaba,   są   w   niej 
wielkie   otwory,   przez   które   dziecko   może   spaść   w   dół.   Pewnego   dnia 
widziałam dwoje małych dzieci, bawiących się nad samą wodą. Jedno z 
nich weszło nawet na kawałek lodowej kry! Było tylko kwestią czasu, 
kiedy wpadnie i utonie pod wodospadem.

Peder patrzył^na nią z otwartą buzią.
- No i co, to dziecko wpadło?
-   Nie,   bo   zbiegłam  na   dół   i   wyciągnęłam   je   na   brzeg.   Zaraz   potem 

przybiegła  z  przędzalni ich   matka,   musiała  widzieć   przez  okno,  co  się 
dzieje. Oboje dostali tego wieczora straszne lanie.

- Ale ty uratowałaś im życie, dokładnie tak samo, jak kiedyś uratowałaś 

mnie.

Elise machnęła ręką.
- Chcę tylko, żebyś zrozumiał, że musimy chodzić do pracy, niezależnie 

od tego, że się czegoś boimy.

Peder powlókł się do drzwi ze spuszczoną głową.

background image

-   Dobrze,   Elise,   pójdę.   Nawet   gdyby   ten   duch   miał   mnie   udusić.   - 

Odwrócił się i posłał jej ostatnie spojrzenie. - I nie martw się, jeśli nie 
wrócę do domu. Ja nie jestem tchórzem. Jestem tylko głupi.

-  Teraz   to   już   przesadzasz,   Peder.   Dobrze   wiesz,   że   uważam   cię   za 

najwspanialszego chłopca na całym świecie. Kristian i Hugo też tak myślą.

Chłopiec naciągnął czapkę na uszy, jakby nie słyszał ostatniego zdania, i 

przygarbiony zniknął za drzwiami.

Kiedy  Emanuel przyjdzie do domu i będzie mógł popilnować Hugo, 

pójdę   do   szkoły,   pomyślała,   bo   serce   jej   krwawiło   na   widok   cierpień 
młodszego brata.

Kristian  też  już  poszedł,  Elise  została  znowu sama  i miała  mnóstwo 

pracy, ale jakoś nie mogła się na niczym skupić. Całą noc nie spała, co 
sprawiło,   że   była   przygnębiona,   szczerze   mówiąc,   bliska   rozpaczy.   Na 
dworze wciąż jeszcze panowały ciemności, a naftowa lampa nie dawała 
dość światła, by Elise mogła zacząć szyć suknię z takiego materiału jak ten 
ciemnoniebieski   aksamit,   który   wybrała   Karolinę.   Przy   tym   wciąż 
martwiła się o Pedera i nie mogła przestać o nim myśleć. Nawet jeśli ona 
była przekonana, że upiory nie istnieją, to przecież nie można lekceważyć 
faktu, że ktoś chłopców na strychu zamknął. Próbowała uspokoić się, że 
musiał   to   zrobić   dozorca   albo   któryś   z   nauczycieli,   chłopcy   jednak 
zapewniali,   że   dozorca   poszedł   z   sankami   na   zakupy.   Gdyby   któryś 
nauczyciel   czegoś   zapomniał   i   przyszedł   do   szkoły   wieczorem,   to 
słyszałby chłopców i widział światło.

Im   dłużej   się   nad   tym   zastanawiała,   tym   bardziej   cała   sprawa   ją 

niepokoiła.   Jedyne,   co   w   tym   dobre,   to   fakt,   że   niemal   przestała   się 
zastanawiać, jak też Emanuelowi poszło u Carlsenów. Poszedł tam prosto 
z   biura   w   czasie   przerwy   obiadowej,   teraz   jednak   powinien   wkrótce 
wrócić do domu.

Hugo zaczął marudzić i Elise wstała od maszyny. Wzięła dziecko na 

ręce i podeszła do kuchennego okna. Właściwie to dziwne, pomyślała, że 
zawsze muszę wyglądać przez okno, kiedy na kogoś czekam. Tylko że ten, 
którego oczekuję, i tak szybciej z tego powodu nie przyjdzie.

Na   dworze   padał   śnieg,   trudno   było   cokolwiek   zobaczyć.   W   oddali 

majaczyły   kontury   szkolnego   budynku,   przy   tej   pogodzie   wydawał   się 
wielki, ciemny i zwalisty. Nie była w stanie dostrzec, czy z któregoś okna 
sączy  się choćby  mdłe światełko. Dalej na Sandakerveien od czasu do 
czasu   pojawiały   się   ciemne   sylwetki,   które   mocno   pochylone   szły   pod 
wiatr.

Chłopcy mogliby wybiec na ulicę i poprosić o pomoc, gdyby przeżyli 

background image

coś złego. Wkrótce syreny zawyją i robotnicy wyleją się strumieniem z 
fabryk. Wtedy na krótko ulice się zaludnią.

Ale co się stało z Emanuelem? Nigdy nie wraca tak późno.
Elise westchnęła. Hugo zasnął, położyła go więc ostrożnie w kołysce i 

wróciła do maszyny. Karolinę przysłała jej wzór, z którego korzystała inna 
krawcowa, szyjąc jej suknię na bal w ratuszu. Od kiedy Emanuel i chłopcy 
wyszli   rano   z   domu,   Elise   niestrudzenie   pracowała   nad   wykrojami   i 
nareszcie mogła przystąpić do fastrygowania poszczególnych części, ale 
tak była zdenerwowana, żeby nie popełnić błędu, że ręce jej się trzęsły. 
Jeśli   nie   zdoła   sobie   poradzić   z   tą   suknią,   nie   będzie   mogła   liczyć   na 
więcej zamówień. A byłaby szkoda, bo teraz Hugo śpi coraz dłużej między 
kolejnymi posiłkami.

Nareszcie   usłyszała   na   zewnątrz   jakieś   kroki.   Pośpiesznie   zaczęła 

zbierać szycie. Niech Emanuel sobie mówi, co chce, ona jednak nie ma 
zamiaru czekać do jutra z wyjaśnieniem sprawy w szkole. Nie miałaby 
chwili spokoju, gdyby się nie przekonała, że wszystko jest w porządku. Ku 
jej   wielkiemu   zdumieniu,   zanim   drzwi   się   otworzyły,   najpierw   ktoś 
zapukał.

Wstała zaskoczona.
- Torkild? - przeniknął ją strach. - Czy stało się coś złego?
Torkild uśmiechał się i sprawiał wrażenie bardzo uradowanego, powinna 

była to natychmiast zauważyć.

- Nie, wprost przeciwnie. - Natychmiast jednak spoważniał. - To znaczy 

pani Thoresen nie czuje się całkiem dobrze. Chorowała przez całą zimę.

Elise patrzyła na niego zatroskana.
-  Wciąż   się   boję,   co   by   to   było,   gdyby   jej   się   coś   stało.  Anna   jest 

przecież   od   niej   całkowicie   uzależniona.   Pamiętam,   jak   się   martwiłam 
ubiegłej zimy, kiedy pani Thoresen wyglądała prawie tak samo źle jak 
moja mama, która leżała chora na suchoty.

Torkild skinął głową.
- Tak, ona źle wygląda. Ale jeśli chodzi o Annę, to nie powinnaś się 

martwić.   -   Znowu   się   uśmiechnął,   jakby   onieśmielony.   -   Przynoszę   ci 
radosną nowinę. Anna wstąpiła do Armii Zbawienia i możemy się pobrać.

Elise poczuła, że przenika ją fala radości.
- Naprawdę? - miała ochotę rzucić mu się na szyję. - Gratuluję! - Coś 

dławiło   ją   w   gardle,   próbowała   z   tym   walczyć,   ale   nie   dała   rady   i 
pośpiesznie otarła łzę. - To najradośniejsza wiadomość, jaką mogłeś mi 
przynieść. Tak się cieszę zarówno w imieniu Anny, jak i twoim. Ona jest 
najwspanialszym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek znałam, i widziałam 

background image

też, jaki ty jesteś dla niej dobry.

Torkild znowu się uśmiechnął, był taki rozradowany, że uśmiech przez 

cały czas nie schodził mu z twarzy.

- To żadna sztuka być dobrym dla kogoś takiego jak ona. Odpłaca mi się 

zresztą stokrotnie.

Torkild wahał się przez chwilę, sprawiał wrażenie, jakby nie wiedział, 

czy powinien powiedzieć coś więcej.

- Anna bardzo by chciała, żebyś ją kiedyś odwiedziła.
- Myślałam o tym niezliczoną ilość razy, ale teraz tak mi strasznie trudno 

się   stąd   wyrwać.   -   Spostrzegła   wyraz   rozczarowania   na   jego   twarzy   i 
pośpiesznie dodała: - Lecz na pewno któregoś dnia będę mogła wyjść, jak 
Emanuel   wróci   wcześniej   do   domu.   Tylko   że   może   wieczorem,   to   za 
późno?

Torkild pokręcił głową. - Nie, to nie ma znaczenia, kiedy przyjdziesz, 

byleby   tylko  Anna   mogła   cię   zobaczyć   -   powiedział   z   ożywieniem.   - 
Zdajemy sobie sprawę, że jeszcze nie możesz zabrać ze sobą dziecka, ale 
Anna   bardzo   by   chciała   pogratulować   ci   i   dowiedzieć   się,   jak   sobie 
radzisz. Elise skinęła głową.

- Tak się cieszę, że przyszedłeś i podniosłeś mnie na duchu. Mnie dni 

zlewają się w jedno, tak łatwo zapomnieć o innych, kiedy człowiek wciąż 
żyje w takim pośpiechu.

Torkild rozejrzał się po izbie, jego oczy zatrzymały się na kuchennym 

stole.

-   O,   widzę,   że   kupiłaś   maszynę   do   szycia?   -   najwyraźniej   był 

zaskoczony.

Elise uśmiechnęła się uszczęśliwiona.
- Dostałam ją od mojego teścia. Nie podobało mu się, że będę musiała 

wychodzić do pracy i zostawiać Hugo, zaproponował więc, żebym zamiast 
tego zajęła się krawiectwem.

- To niegłupi pomysł, chociaż zarobki nie są takie dobre.
- Zdaję sobie z tego sprawę, ale teraz, kiedy chłopcy trochę zarabiają, 

jakoś   będziemy   sobie   dawać   radę.   Gdyby   nam   się   udało   kupić   mały 
piecyk, to moglibyśmy wynajmować pokoik na strychu. Pewnie słyszałeś, 
że mama i Hvalstad się pobrali i przeprowadzili do małego mieszkanka 
przy Wzgórzu Świętego Jana.

Torkild przytaknął.
Hugo   znowu   zaczął   marudzić,   Elise   podeszła   do   kołyski   i   wzięła 

dziecko na ręce.

- On ma jakieś kłopoty z brzuszkiem, biedaczek, i bardzo dużo płacze. 

background image

Emanuel był już tym bardzo zmęczony, ale teraz jest trochę lepiej.

Torkild   podszedł   bliżej.  Wyraźnie   był   nieprzyzwyczajony   do   małych 

dzieci i kompletnie nie wiedział, jak się zachować.

- Ale wygląda bardzo dobrze.
W tym samym momencie   Hugo  otworzył  oczka  i wpił  spojrzenie   w 

gościa.

Torkild wybuchnął śmiechem.
- Wygląda, jakby oceniał, czy jestem kimś przyzwoitym, czy nie.
Ale czy dopiero co urodzeni chłopcy nie bywają podobni do swoich 

ojców? Mnie się zdaje, że on nie jest podobny do żadnego z was.

-   Chyba   nie   potrzebuje   być   do   nikogo   podobny   -   powiedziała   Elise 

stanowczym tonem. - On jest po prostu sobą.

Torkild przytaknął.
- Zgadzam się. On jest Hugo Ringstad i nie musi przypominać nikogo 

innego. Wygląda też, że ma rudawe włoski, chociaż żadne z was takich nie 
ma.

Dla Elise te słowa były niczym cios w piersi. Znowu to samo! Boże 

drogi, modliła się w duchu, nie pozwól, żeby on miał takie rude i kręcone 
włosy jak jego ojciec! Żeby zmienić temat, pośpieszyła z wyjaśnieniami:

- Dzisiaj wieczorem nie będę mogła, niestety, wybrać się do Anny, bo 

muszę   iść   do   szkoły   porozmawiać   z   dozorcą.   Peder   i   Evert   dostali   w 
szkole pracę, noszą drewno i węgiel do klas, czyszczą i napełniają naftą 
lampy,   ale   wczoraj   coś   wystraszyło   ich   tak   strasznie,   że   dzisiaj   ledwo 
udało mi się wypchnąć Pedera z domu.

- Przeraziło? - patrzył na nią pytająco.
- Peder nie wrócił wczoraj do domu o zwykłej porze, więc poszłam go 

szukać. Znalazłam obu chłopców zamkniętych na klucz w sali rysunkowej 
na strychu. Byli tak przestraszeni, że siedzieli w kącie i dygotali. Słyszeli 
jakieś odgłosy z sąsiedniego pokoju i byli pewni, że to upiór.

Torkild Abrahamsen roześmiał się.
- Chłopcy w tym wieku mają bardzo bujną fantazję. Elise popatrzyła na 

niego poważnie.

-  Ale   ja   też   słyszałam   te   hałasy.   W   środku   było   ciemno,   mimo   to 

słyszałam, że ktoś ciągnie coś po podłodze. Poza tym nie rozumiem, kto 
ich tam zamknął na klucz. Dozorca wie, że chłopcy pracują na górze.

- Może uznał, że skończyli.
- Ale lampa paliła się na drugim piętrze. Poza tym powiedział chłopcom, 

że weźmie sanki i pójdzie po zakupy.

Torkild Abrahamsen zmarszczył czoło.

background image

- Jak widzę, ty się tym martwisz? Elise skinęła głową.
-   Pedera   tak   łatwo   przestraszyć.  A  kiedy   się   naprawdę   boi,   to   nie 

wiadomo, co mógłby zrobić.

- A może byś chciała, żebym poszedł do szkoły i sprawdził, o co tam 

chodzi?

- Nawet nie śmiałabym cię o to prosić. Emanuel powinien w każdej 

chwili wrócić do domu. Wtedy sama będę mogła pójść.

- Ale ja i tak idę koło szkoły. To by mi nie zabrało dużo czasu, po prostu 

wstąpię i porozmawiam z dozorcą. Powinien wyjaśnić, skąd pochodzą te 
hałasy.   Przypuszczalnie   to   szczury,   ale   skoro   słyszałaś   odgłosy   tak 
wyraźnie,   to   musiałoby   tych   szczurów   być   bardzo   dużo.   Należy   do 
obowiązków dozorcy dbać, żeby się pozbyć paskudztwa. One naprawdę 
mogą narobić dużo szkód.

Elise uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością.
- Jesteś taki miły. Byłam zdecydowana iść sama, ale nie mogę, dopóki 

Emanuel nie wróci, żeby posiedzieć z Hugo.

Torkild odwrócił się.
- W takim razie  umawiamy  się, że ja porozmawiam z dozorcą, a ty 

przyjdziesz do Anny najszybciej, jak będziesz mogła.

Elise skinęła głową z uśmiechem.
- Serdecznie ci dziękuję.
Gdy tylko wyszedł, Elise usiadła, żeby nakarmić Hugo. Przez cały czas 

nie   mogła   przestać   myśleć   o   tym,   że  Anna   ma   wyjść   za   mąż.  Wprost 
trudno w to uwierzyć. Ani Anna, ani ona sama nigdy nie myślały, że coś 
takiego   może   się   zdarzyć.   Pani  Thoresen   robiła,   co   mogła,   żeby  Anna 
zaakceptowała swój los. Była nawet tak surowa, że zabraniała jej oglądać 
zdjęcia zakochanych par w gazetach i czasopismach. Elise rozumiała, że 
matka robi to w najlepszej intencji, chociaż rani w ten sposób Annę.

Torkild Abrahamsen na pewno nie jest taki jak inni mężczyźni. On i 

Anna z pewnością nie będą mogli mieć dzieci, a ich współżycie wyglądać 
musi inaczej niż innych par małżeńskich. Będzie zmuszony ją nosić lub 
wozić   na   wózku,   jeśli   zechcą   gdzieś   wyjść,   a   mimo   wszystko   wybrał 
właśnie ją i Elise dobrze go rozumiała. Lepszej żony niż Anna nigdzie by 
nie znalazł.

Nareszcie na zewnątrz rozległy się kroki, drzwi uchyliły się i Emanuel 

wślizgnął się do środka pośpiesznie, żeby nie wypuszczać ciepła.

Elise  w  napięciu   spoglądała   na  jego  twarz,  chciała  się   przekonać,  w 

jakim   jest   humorze.   Z   wielką   ulgą   stwierdziła,   że   wszystko   wygląda 
normalnie, nie ma już tego zaciętego, niechętnego spojrzenia co wczoraj.

background image

- No i jak poszło?
Powiesił płaszcz i futrzaną czapkę na wieszaku.
- Nastrój w domu panuje dobry. Zostałem zaproszony na kawę i ciastka, 

wszyscy   byli   w   dobrych   humorach.   Po   Karolinę   niczego   nie   można 
zauważyć, była słodka i czarująca, opowiadała mi o przyjęciu, w którym 
uczestniczyła, i obie z Signe śmiały się wesoło.

Elise słuchała zdumiona. Jak Karolinę zdołała przełknąć tego rodzaju 

wiadomość? To przecież powinien być dla niej szok.

Emanuel musiał zrozumieć, o czym Elise myśli, bo uśmiechnął się i 

usiadł na taborecie dokładnie na wprost żony.

-   Pomyliliśmy   się   co   do   Karolinę,   Elise.   Ona   w   rzeczywistości   jest 

ciepłym   i   dobrym   człowiekiem.   Jestem   pewien,   że   zrobi   wszystko,   co 
będzie mogła, żeby pomóc Signe.

- Miejmy  nadzieję. Rozumiem zatem, że nit udało ci się jeszcze nic 

zrobić w sprawie Signe?

- Miałem zamiar odwiedzić Olafie Johannsdottir i przedstawić jej całą 

sprawę   tak,   by   na   wszelki   wypadek   mieć   zarezerwowane   miejsce   dla 
Signe.

Elise skinęła głową, ale się nie odezwała. Z pewnością nie powie tej 

Islandce,   kim   jest   ojciec   dziecka,   pomyślała.   Może   zechce   sprawiać 
wrażenie, że pragnie pomóc kobiecie w potrzebie, ponieważ przez dłuższy 
czas był członkiem Armii Zbawienia.

Ale jakie to ma znaczenie? Najważniejsze, żeby Signe otrzymała pomoc 

i mogła przeżyć, a oni dzięki temu nie musieli już się nią zajmować.

- Był u mnie Torkild Abrahamsen. Emanuel wytrzeszczył oczy.
- Torkild? A czego chciał?
- Przyszedł powiedzieć, że on i Anna się pobierają. Emanuel zerwał się z 

miejsca.

-   Mają   zamiar   się   pobrać?   Jak   on   mógł   wymyślić   coś   podobnego? 

Chociaż Elise również się temu dziwiła, tyle że z innego powodu, ogarnął 
ją gniew.

- A dlaczego nie mieliby tego zrobić?
-   Przecież   ona   jest   inwalidką.   Nie   da   mu   tego,   czego   mężczyzna 

potrzebuje.

-  Ale   może   za   to   da   mu   coś   innego.   Poza   tym   myślę,   że   kobieta   i 

mężczyzna mogą bardzo dobrze razem żyć, niekoniecznie płodząc dzieci.

Emanuel posłał jej zdumione spojrzenie.
- A co ty znowu wygadujesz? A przy okazji, posłałaś Pedera do pracy?
Elise przytaknęła.

background image

- Opowiedziałam Torkildowi o tym, co się stało wczoraj, i ofiarował się, 

że   wstąpi   do   szkoły,   żeby   sprawdzić,   czy   wszystko   w   porządku. 
Powiedział, że i tak będzie tamtędy przechodził.

Emanuel zmarszczył czoło, jak zwykł to czynić, kiedy coś mu się nie 

podobało.

- Czy naprawdę musiałaś opowiadać jednemu z moich przyjaciół, że 

mam   żonę,   która   wierzy   w   duchy?   Poza   tym   sam   chciałem   jutro 
porozmawiać z dozorcą.

Hugo zasnął przy piersi i Elise oparła go sobie na ramieniu, żeby mu się 

odbiło, a potem ostrożnie włożyła dziecko do kołyski.

- A ja uważam, że to miło z jego strony, że chce pomóc. I wcale nie 

wygląda na to, by uważał za dziwny fakt, że się zastanawiam nad tym, co 
się stało, zwłaszcza kiedy mu powiedziałam, że chłopcy zostali zamknięci 
na klucz.

Emanuel nie odpowiadał.
W tym samym momencie usłyszeli na dworze szybkie kroki, rozległo się 

pukanie do drzwi i Torkild wsunął głowę do środka. Elise odwróciła się ku 
niemu gwałtownie.

- Znalazłeś ich? Torkild był zdyszany.
-   Oni   uciekli.   Dozorca   jest   wściekły   i   już   znalazł   dwóch   innych 

chłopców, którzy będą nosić węgiel i drewno oraz nalewać naftę do lamp.

Emanuelowi   wymknęło   się   ostre   przekleństwo,   starał   się   jednak 

opanować. Mimo to zrobił się czerwony ze złości.

- Dosyć już mam tych głupstw! Widzisz, Elise, jak to się kończy, kiedy 

dziewięcioletniego   chłopaka   traktujesz   jak   trzylatka!   Nie   będę   mógł 
wychowywać twoich braci, jeśli mi nie pomożesz. Peder miał szczęście, że 
dostał tę pracę, chociaż przedtem woźnica go wyrzucił. Nikt nie zechce 
chłopaka,   który   porzuca   swoje   obowiązki.   On   się   naprawdę   powinien 
opanować!

Elise słuchała go jednym uchem, stała pośrodku kuchni i patrzyła na 

Torkilda, a strach dławił ją w gardle.

- Dozorca nie wie, co się z nimi stało?
Torkild   zaprzeczył.   Było   oczywiste,   że   jest   nieprzyjemnie   dotknięty 

wybuchem gniewu Emanuela i że rozumie Elise.

- Pójdę tam znowu i rozejrzę się za nimi, uważałem tylko, że muszę ci 

najpierw powiedzieć, co się stało.

- No nie, to się nareszcie musi skończyć! - Elise nie pamiętała, żeby 

kiedykolwiek widziała Emanuela tak rozgniewanego. - Najpierw musimy 
szukać go dlatego, że się schował w jakiejś bramie, następnym razem w 

background image

największy   mróz   biegamy   po   ulicach   dlatego,   że   znalazł   porzuconego 
szczeniaka.   Nie   możemy   tracić   czasu   na  nieustanne   poszukiwania   tego 
tchórza.

Elise zdjęła chustkę z wieszaka i zarzuciła ją sobie na ramiona.
- Idę z tobą, Torkild. - Zwróciła się do Emanuela. - Chyba rozumiesz, że 

nie mogę tu siedzieć z założonymi rękami, skoro nie wiem, co się z nim 
stało. Hugo dopiero co dostał jeść, przez dłuższy czas nie będzie głodny.

Wzrok Emanuela pociemniał ze złości.
- A zatem postanowiłaś ignorować moje słowa?
- Inaczej nie mogę, Emanuelu. Czuję, że w szkole stało się coś złego. 

Czułam to przez cały dzień.

- To są jakieś średniowieczne przesądy. Poza tym nie zgadzają się z 

nauką chrześcijańską. Nie masz dla mnie najmniejszego szacunku, Elise, 
swoim zachowaniem ściągasz na mnie wstyd. Elise spojrzała mu w oczy i 
odpowiedziała spokojnie:

- Uważam, że nie robię ci krzywdy, ale nie zgadzam się z tobą, że moje 

zachowanie   ma   coś   wspólnego   z   przesądami.   -   Potem   odwróciła   się, 
otworzyła drzwi i wyszła razem z Torkildem.

Gdy tylko okrążyli narożnik domu, Torkild zwrócił się do niej.
-   Co   się   dzieje   z   Emanuelem?   To   do   niego   niepodobne,   nie   przy-

pominam sobie, żebym kiedyś widział go w takim stanie.

- Nie miał na myśli nic złego. Po prostu w ostatnich czasach przeżył 

wiele przykrości i chyba nad sobą nie panuje.

Torkild więcej nie pytał, ale gdybym musiała mu odpowiadać, tobym 

tego nie zrobiła, pomyślała Elise.

- Możliwe, że chłopcy pobiegli do pani Berg, bo to ona opiekuje się 

Evertem - powiedziała. - Pani Berg jest stara, chora, nie wstaje z łóżka i 
nie ma siły zajmować się dziećmi.

- A ja myślałem, że Peder jest sumiennym chłopcem i ma duże poczucie 

obowiązku.

- Bo tak właśnie jest. On by nigdy nie porzucił pracy bez powodu.
- Ale Emanuel wspomniał, że nie zdarzyło się to pierwszy raz.
- Kiedyś napadła na niego banda chłopaków i o mało nie wepchnęli go 

do rzeki. Byli na niego źli z zazdrości, że dostajemy tyle pomocy z Armii 
Zbawienia.   Parę   dni   później   tak   się   bał   tych   chłopaków,   że   nie   chciał 
wracać   ze   szkoły   i   ukrył   się   za   śmietnikiem   na   jakimś   podwórku.  A 
ostatnio,   kiedy   musieliśmy   go   szukać,   to   Evert   znalazł   małego 
szczeniaczka, który na pewno by nie przeżył na mrozie, gdyby się ktoś 
nim nie zaopiekował. Peder poszedł z Evertem, żeby zobaczyć, czy nie 

background image

uda   się   wyjaśnić,   skąd   się   ten   szczeniak   wziął.   Moim   zdaniem   to   nie 
świadczy o braku poczucia obowiązku.

- No nie, zgadzam się z tobą. Z drugiej jednak strony czeka go trudne i 

ciężkie życie, jeśli nie będzie w stanie utrzymać pracy.

- Cokolwiek byśmy zrobili, to i tak czeka nas ciężkie i trudne życie - 

odparła Elise krótko.

Zbliżali się do szkoły. Elise spoglądała w górę.
- Widzę światło na drugim piętrze.
- Oni podobno zostali zamknięci na strychu, tak?
- Tak. Na strychu jest sala rysunkowa. Tam nalewali naftę do lamp.
- A co jest obok tej sali?
- Nie wiem. Wydaje mi się, że po prostu zwyczajny strych.
-   No   to   według   wszelkiego   prawdopodobieństwa   na   tym   strychu 

hałasują szczury.

- Ja też tak próbowałam to sobie tłumaczyć, ale docierające stamtąd 

hałasy świadczą o czymś całkiem innym.

- Jak to?
- Wygląda to tak, jakby ktoś tam był.
- Powiedziałaś, że na tym strychu było ciemno, skąd o tym wiesz?
- Bo prowadzą tam drzwi z desek, a pod nimi jest duża szpara. Gdyby 

paliło się tam światło, to bym je widziała.

-   Hm.   Uważam,   że   najlepiej   będzie,   jeśli   pójdę   z   tobą   na   górę,   ale 

wydaje mi się mało prawdopodobne, byśmy znaleźli tam chłopców.

- Ja też w to nie wierzę, ale chcę mieć dowód, że oni się nie mylili. Jeśli 

dozorca zrozumie, dlaczego tak się bali, to być może przywróci ich do 
pracy.

- W to akurat wątpię, ale rzeczywiście możemy spróbować. Drzwi były 

uchylone tak jak poprzedniego dnia. Zapalona naftowa lampa wisiała w 
kącie korytarza.

- Weźmy ze sobą tę lampę - zaproponował Torkild. Wkrótce potem byli 

na schodach.

background image

ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY

W  drodze   na   górę   nikogo   nie   spotkali,   nie   widzieli   też   tych   dwóch 

chłopców, którzy przejęli pracę po Pederze i Evercie, żadne lampy nigdzie 
się   nie   paliły.   Albo   więc   chłopcy   zrobili   już   wszystko,   co   było   do 
zrobienia, albo oni też uciekli ze strachu.

W końcu Elise i Torkild znaleźli się na strychu. Tym razem drzwi nie 

były   zamknięte   na   klucz,   Torkild   otworzył   je   i   oświetlił   pokój.   Sala 
rysunkowa była pusta.

Torkild   uniósł   wyżej   lampę   i   poświecił   w   stronę   drzwi   z   desek, 

wiodących do drugiej części strychu. Następnie ruszył przed siebie, a Elise 
podążała za nim. Cieszyła się, że nie musi chodzić tu sama.

Drzwi były zamknięte na klucz od wewnątrz.
Nagle Elise usłyszała, że Torkild przemawia głośno, władczym tonem: - 

Otwórz natychmiast! Wiemy, że tam jesteś! - Rozległ się jakiś jęk, a potem 
inne nieokreślone dźwięki. - Słyszysz, co mówię? Otwórz, bo zawołam 
policję! - Torkild krzyczał teraz ze złością.

Ku swojemu zdziwieniu Elise usłyszała jakieś człapiące kroki, wkrótce 

potem klucz został przekręcony w drzwiach i ukazała się zmięta brodata 
twarz.   Oczy   w   tej   twarzy   były   czerwone,   włosy   zwisały   brudnymi 
kosmykami.   Mężczyzna,   który   stał   w   drzwiach,   cuchnął   tak 
nieprzyjemnie, że Elise mimo woli wstrzymała dech.

background image

Torkild otworzył drzwi na całą szerokość.
- Co ty tu robisz?
Mężczyzna   otworzył   usta,   by   coś   powiedzieć,   ale   z   jego   gardła   nie 

wydobył się żaden dźwięk. Był kompletnie bezzębny, chociaż nie mógł 
mieć więcej niż jakieś trzydzieści lat. Ubranie było w strzępach, on sam 
chudy,   policzki   miał   zapadnięte   tak,   jakby   od   dawna   nic   nie   jadł. 
Zajeżdżało od niego wódką i zataczał się przy każdym kroku.

Torkild znowu uniósł lampę i oświetlił wnętrze strychu. Było widać, że 

najwyraźniej ktoś tu mieszka. W jednym kącie znajdowała się słoma, ten 
człowiek z pewnością na niej sypiał, kilka połamanych krzeseł leżało na 
podłodze. U sufitu wisiała lampa naftowa, a na pustej skrzynce na drzewo 
stała   świeca   w   popękanym   porcelanowym   lichtarzyku,   obok   brudny 
metalowy talerz z łyżką, jakieś kawałki chleba i naczynie z wódką. Odór 
dochodzący z cynkowego wiadra w drugim kącie strychu świadczył, że 
mężczyzna   w   tym   samym   pomieszczeniu   załatwiał   wszystkie   swoje 
potrzeby.

Torkild chwycił mężczyznę za ramię.
- Włóż buty, musimy się przejść. - Zwrócił się do Elise. - Zejdź na dół i 

zobacz, czy nie ma gdzieś dozorcy, wytłumacz mu, dlaczego chłopcy się 
bali. Wezmę tego człowieka do naszego oddziału w Sagene, a gdyby się 
okazało, że ma na sumieniu jakieś przestępstwa kryminalne, to wezwiemy 
policję.

Elise, nie zastanawiając się, zbiegła na dół, chociaż było bardzo ciemno. 

Teraz dozorca szkolny dowie się o wszystkim! Peder i Evert mieli rację, że 
ktoś hałasuje na strychu, a może na dodatek ten mężczyzna jest przestępcą.

Dozorcę   znalazła   na   parterze.   Pośpiesznie   wytłumaczyła   mu,   co   się 

stało, ale ku jej wielkiemu rozczarowaniu dozorca zareagował dokładnie 
odwrotnie, niż się spodziewała.

-  A  to   przeklęte   łobuzy!   Latają   do   domu   na   skargę?   Nie   chcę   tutaj 

żadnych rodziców ani ludzi z Armii Zbawienia, żeby  mi się plątali po 
szkole. Jeśli jakiś pijak zagnieździł się na strychu, to ja sam to załatwię!

-  Ale   nic   dziwnego,   że   Peder   i   Evert   się   przestraszyli   -   próbowała 

tłumaczyć Elise. - Chłopcy byli pewni, że na strychu ktoś jest.

Dozorca stanął przed nią, wysoki, potężny i groźny. W świetle latarni 

nad drzwiami widziała, że poczerwieniał z gniewu.

- Na mnie zwalasz winę? Uważasz, że mam pozwolić, żeby bachory 

przychodziły i odchodziły, kiedy chcą? Porzucili robotę i teraz nie mają tu 
już nic do szukania. Włóczędzy i pijacy są wszędzie, a jeśli paniczykom 
się to nie podoba, to mogą się wynosić.

background image

Elise zrozumiała, że kłótnia z dozorcą na nic się nie zda, i postanowiła 

pobiec do pani Berg, żeby  zobaczyć, czy  nie ma  tam chłopców. Przez 
chwilę   zastanawiała   się,   czy   nie   powinna   pomóc   Torkildowi   z   tym 
pijakiem, doszła jednak do wniosku, że Torkild nawykł do takich działań, 
a ona powinna jak najszybciej odnaleźć Pedera i Everta.

Była   zdyszana,   kiedy   w   końcu   dotarła   do   mieszkania   pani   Berg   i 

zapukała. Nie trwało długo, a wewnątrz rozległy się kroki, Evert uchylił 
drzwi.

- Kto tam?
- To tylko ja, Elise.
Drzwi   otworzyły   się   szeroko.   Chłopiec   sprawiał   wrażenie   prze-

straszonego. Z tyłu za nim ukazał się Peder, który stał przyciśnięty do 
ściany. On też najwyraźniej się bał.

- Wyjaśniliśmy w końcu, kto straszy na strychu - tłumaczyła Elise. Kara 

za porzucenie pracy przyjdzie później, pomyślała. Emanuel z pewnością 
zażąda, żeby dziś wieczorem spuścić Pederowi lanie. - To był jakiś pijak, 
który  zagnieździł się  na szkolnym strychu i zrobił tam sobie  prywatną 
gospodę. - Próbowała się uśmiechać do chłopców.

Evert patrzył na nią wytrzeszczonymi oczyma.
- To tak wolno? Elise pokręciła głową.
-   Torkild  Abrahamsen,   ten   żołnierz  Armii   Zbawienia,   który   pomaga 

Annie, zaprowadzi go do oddziału Armii w Sagene. Ale dozorca jest po 
prostu wściekły.

Evert skinął głową.
- Wyrzucił nas z pracy, nie wolno nam tam przychodzić. Ale przecież my 

nie mogliśmy zostać w szkole, rozumiesz, Elise, dzisiaj też go słyszeliśmy. 
Dzisiaj chrapał.

-   No,   ale   wiecie   już,   że   to   nie   był   żaden   upiór.   Evert   przytaknął, 

najwyraźniej zawstydzony.

- Mimo wszystko to było bardzo nieprzyjemne. Nie wiedzieliśmy, czy 

nie ma noża, a on mógł jeszcze raz zamknąć drzwi na klucz.

Elise przytaknęła.
- Bardzo dobrze rozumiem, żeście się bali, ale niełatwo wam będzie 

znaleźć inną pracę. Chłopcy  na ulicy walczą o każde zajęcie, jakie się 
pojawi. Każdy chce być posłańcem albo roznosić gazety. Co powiedziała 
pani Berg, kiedy przyszliście do domu?

-   Ona   nic   nie   mówi.   Zamknęła   oczy   i   przez   cały   dzień   śpi.   Elise 

ogarnęły złe przeczucia.

- A myślisz, że mogłabym pójść i się z nią przywitać?

background image

- Jasne. Ona lubi takich jak ty, Elise. Powiedziała, że mogłabyś być moją 

mamą. - Uśmiechnął się skrępowany.

Elise   też   się   uśmiechnęła   i   pogłaskała   go   po   policzku,   potem   jej 

spojrzenie powędrowało do Pedera.

- Musimy pośpieszyć się do domu, Peder. Wejdę tylko na moment do 

pani Berg.

Chłopiec skinął głową. Było oczywiste, że dręczą go wyrzuty sumienia.
Elise   zapukała   do   drzwi   izby   i   weszła,   nie   czekając   na   zaproszenie. 

Wewnątrz było ciemno.

- Masz dla mnie jakieś światło, Evert? - zawołała przez ramię. Evert 

podbiegł   z   zapaloną   stearynową   świecą   w   lichtarzyku.   Zanim   jeszcze 
podeszła do łóżka, Elise była pewna, co się stało.

Jedna ręka pani Berg zwisała z łóżka, usta były na pół otwarte, ciało 

spoczywało bez ruchu. Z uczuciem podobnym do tego, jakiego doznała, 
kiedy zobaczyła ojca w pomieszczeniach na Storgata, wolno zbliżała się 
do posłania.

- Pani Berg?
Nie czekała na odpowiedź, no i jej nie otrzymała.
Z drżeniem położyła dłoń na czole leżącej i poczuła, że jest lodowato 

zimne. Odskoczyła przerażona. Następnie ujęła zwisającą rękę i próbowała 
złożyć razem dłonie zmarłej, ale okazało się to bardzo trudne, bo palce 
zaczynały już sztywnieć. Rozejrzała się po pokoju i zobaczyła na krześle 
obok łóżka płócienną chustkę. Pośpiesznie podłożyła ją pod brodę zmarłej 
i zawiązała na czubku głowy. Teraz pani Berg nie miała już otwartych ust i 
sprawiała   wrażenie,   że   śpi.   W   końcu   Elise   przeżegnała   się,   odmówiła 
Ojcze nasz i wyszła z pokoju.

- Evert?
Chłopiec stał bez ruchu i patrzył na nią. Po jego oczach poznała, że 

zrozumiał, co się stało. Dla niego życie było jedynie pijaństwem, biciem, 
przekleństwami i strachem, pomyślała. Kiedy nareszcie znalazł prawdziwy 
dom u pani Berg, to staruszka umarła.

- Pani Berg nie żyje. - Słowa zabrzmiały bezlitośnie i brutalnie w cichej 

kuchni. - Pójdziesz z nami do naszego domu.

Chłopiec stał bez ruchu i wciąż na nią patrzył. - To ona się już nie 

obudzi?

Elise wolno pokręciła głową, podeszła do chłopca i objęła go.
- Pani Berg poszła do nieba, Evert. Teraz jest jej dobrze. Malec był 

całkiem sztywny, z jego gardła nie wydostał się ani jeden dźwięk, z oczu 
nie   popłynęła   ani   jedna   łza.,   Elise   spodziewała   się,   że   rzuci   się   jej   w 

background image

objęcia i zacznie szlochać, ale na to mały Evert przeżył już zbyt wiele 
bólu.   Stał   więc   nieporuszony,   nic   nie   mówił   przez   dłuższą   chwilę.   W 
końcu rzekł zupełnie normalnym głosem:

- To teraz będę musiał wrócić do Hermansena. I znowu będzie przepijał 

wszystkie pieniądze, jakie daje gmina.

Elise nie była w stanie powstrzymać łez.
- Nie, Evert - powiedziała, zanim zdążyła się zastanowić. - Nie wrócisz 

do Hermansena. Pójdziesz z nami do domu. - Potem jedną rękę podała 
Evertowi,   drugą   Pederowi   i   cała   trójka   opuściła   mieszkanie.   Doktora 
zawiadomię później, pomyślała, teraz trzeba się postarać, żeby chłopcy jak 
najszybciej znaleźli się w cieple.

Dopiero w drodze do domu majstra zaczęła się zastanawiać nad tym, co 

zrobiła. Powiedziała Evertowi, że będzie mógł u nich zostać, nie pytając 
najpierw Emanuela. A on dzisiaj jest i tak w złym humorze z powodu tego, 
że   Peder   porzucił   pracę,   i   dlatego   że   Elise   przyjęła   pomoc   Torkilda, 
zamiast czekać, aż Emanuel sam wyjaśni sprawy w szkole.

Z pewnością jednak zrozumie, kiedy usłyszy, co się stało, próbowała się 

pocieszać.

-   Zostawiłem   w   domu   tabliczkę,   elementarz   i   wszystko!   -   zawołał 

przestraszony   Evert.   -   I   została   tam   moja   kołdra   -   dodał.   -   Gałgany 
wylatują z niej przez wszystkie dziury, ale pani Berg to zaszyje, kiedy... - 
nagle umilkł.

-   Dzisiaj   będziesz   spał   z   Pederem,   a   jutro   przyniosę   twoją   kołdrę   i 

spróbuję pozaszywać dziury. Nie masz pewnie dużo ubrań, ale zabiorę 
stamtąd wszystko, co znajdę.

- Siostra pani Berg wciąż się z nią kłóciła, ale pani Berg mówiła, że 

przyjdzie na pewno po jej śmierci, bo będzie chciała dostać spadek. Pilnuj 
swoich   ubrań,   Evercie,   mówiła   pani   Berg.   W   przeciwnym   razie   ona 
zabierze wszystko, co znajdzie.

Do   tej   pory   Peder   milczał,   ale   słowa   Everta   musiały   zrobić   na   nim 

wielkie wrażenie, bo wykrzyknął pełnym oburzenia głosem:

- No to ona jest złodziejką! Wbiłbym jej nóż, odciął głowę i poderżnął 

gardło!

- Peder, co się z tobą dzieje! - Elise patrzyła na brata wstrząśnięta. - Co 

ty wygadujesz?

Peder umilkł. W chybotliwym świetle ulicznej latarni Elise widziała, że 

zawstydzony spuścił głowę.

Zbliżali się do domu majstra. W pewnym momencie Elise dostrzegła 

ciemną sylwetkę przechodzącą przez most. Niełatwo było coś zobaczyć w 

background image

tych   ciemnościach,   zwłaszcza   teraz,   kiedy   latarnia   przy   moście   została 
stłuczona, ale śnieg i światła latarń po drugiej stronie trochę pomagały.

Była pewna, że to on. Johan chodzi w sobie tylko właściwy sposób i jest 

bardziej   wyprostowany,   niż   na   ogół   bywają   robotnicy.   Poczuła   radość. 
Johan miał w sobie coś dobrego, coś budzącego poczucie bezpieczeństwa, 
co znała od dzieciństwa. Dawniej była pewna, że Johan potrafi zaradzić 
wszelkim   kłopotom,   jakie   istnieją,   jest   duży   i   silny   i   może   dać   radę 
najgorszym łobuzom, poza tym nigdy niczego się nie boi.

- Tam idzie Johan! - Peder puścił rękę siostry i pobiegł na spotkanie.
Evert nadal trzymał Elise mocno.
- Peder chyba zapomniał, że nie jesteś już zaręczona z Johanem.
Elise uśmiechnęła się.
- Nie, nie zapomniał, ale lubi Johana i wie, że jesteśmy przyjaciółmi, 

chociaż się nie pobraliśmy.

- A ja myślę, że powinnaś wyjść za niego. On jest jednym z nas.
Elise nie zdążyła odpowiedzieć, zbliżyli się właśnie do Johana.
- Peder mi opowiada o tym, co się stało. - W głosie Johana słychać było 

zatroskanie. - Jak to ładnie z twojej strony, że wzięłaś Everta do siebie, 
Elise.

- Ja wiem dlaczego! - zawołał głośno Evert, zadowolony mimo szoku, 

jaki dopiero co przeżył. - To dlatego, że pani Berg prosiła o to Boga. 
Chciała, żeby Elise została moją mamą.

Zaległa cisza. Elise poczuła, jakby coś ciężkiego zostało złożone na jej 

barki i przycisnęło ją do ziemi. Evert zrozumiał, że zaprasza go do siebie 
na zawsze, chociaż ona myślała zaledwie o najbliższych dniach.

Emanuel się na to nie zgodzi. Już i tak jest ich pięcioro i Emanuel skarży 

się, że jego pensja na nic nie starcza. Johan poklepał Everta po ramieniu.

- Myślę, że Bóg zgadzał się z panią Berg. Nie mógłbyś mieć lepszej 

mamy niż Elise.

- Wiem o tym. Zawsze to mówiłem. Prawda, Elise? - Spoglądał na nią i 

chociaż nie była w stanie dostrzec wyrazu jego twarzy, wiedziała, że jest 
zadowolony i czuje się bezpiecznie.

- Tak, mówiłeś to już dawniej.
-  A  co   Emanuel   na   to   powie,   jak   myślisz,   Elise?   -   w   głosie   Pedera 

słychać było niepewność.

- Nie zapytałaś go jeszcze o to? - Johan był zaskoczony.
- Idziemy prosto z mieszkania pani Berg, jeszcze nikomu nie zdążyłam 

powiedzieć, co się stało. Ty jesteś pierwszy - wahała się przez chwilę. 
Zastanawiała się, czy zapytać.

background image

W końcu podjęła decyzję.
- Idziesz do mamy i Anny?
- Tak, postanowiłem do nich zajrzeć i dowiedzieć się, co słychać. Mama 

nie czuła się najlepiej, kiedy ostatnio je odwiedziłem.

- A mogłabym cię poprosić o przysługę? Muszę biec do domu i zająć się 

małym, a trzeba powiadomić władze o śmierci.

- Oczywiście, mogę to zrobić. Ty już o tym nie myśl, Elise, i tak masz 

mnóstwo spraw na głowie. Wstąpię do doktora, zanim pójdę do matki. 
Trzeba też chyba zawiadomić policję. Ty właśnie przed chwilą odkryłaś, 
że pani Berg umarła, prawda?

- Torkild Abrahamsen pomagał mi szukać tych dwóch uciekinierów. On 

się jednak zajął pijakiem, który zagnieździł się na szkolnym strychu, a ja 
pobiegłam do pani Berg, żeby zobaczyć, czy ich tam nie ma. Kiedy Evert 
powiedział   mi,   że   pani   Berg   już   bardzo   długo   śpi,   ogarnęły   mnie   złe 
przeczucia Musiała umrzeć jakiś czas temu, bo nie mogłam złożyć jej rąk.

Spostrzegła, że Johan uważnie słucha tego, co mówi.
-   Dlaczego   musiałaś   szukać   chłopców   i   co   oni   mają   wspólnego   '   z 

jakimś pijakiem?

- To bardzo długa historia. Evert i Peder mieli tyle szczęścia, że dostali 

w szkole pracę na popołudnia - pośpiesznie wyjaśniła, co się stało.

Chociaż   Peder   wiedział,   że   nie   wolno   się   wtrącać,   kiedy   dorośli 

rozmawiają, najwyraźniej nie był w stanie się powstrzymać.

- Bo na strychu tak straszyło, że nie mogliśmy dłużej tam usiedzieć.
- Teraz rozumiem. - Johan uśmiechnął się porozumiewawczo. - Duch nie 

był duchem, ale jednym z tych bezdomnych pijaczków, którzy sypiają w 
bramach i na klatkach schodowych.

Elise przytaknęła.
- Ponieważ Peder i Evert uciekli, to dozorca bardzo się zdenerwował i 

przyjął dwóch innych chłopców do pracy na ich miejsce. Teraz obaj są 
bezrobotni i nie wiem, jak zdołają znaleźć sobie inną pracę.

Johan ruszył przed siebie.
- Zabierz ich do ciepłego mieszkania, Elise! Evert zmarzł tak, że cały się 

trzęsie. Mam nadzieję, że wszystko się ułoży. To znaczy u ciebie w domu.

Elise zrozumiała, co Johan ma na myśli.
- A gdyby nie, to wiesz, gdzie mieszkam.
- Dziękuję. I serdeczne dzięki za pomoc. Powiedz Annie, że przyjdę do 

niej   w   najbliższych   dniach.   Torkild   mnie   o   to   prosił,   po   to   do   mnie 
przyszedł.

Po drodze do domu Elise myślała o tym, co powiedział Johan: „A jak 

background image

nie,  to wiesz, gdzie  mieszkam".  Czy  miał na myśli fakt,  że jeśli Elise 
przyjdzie   do   domu   z   Evertem,   to   Emanuel   zaprotestuje?   A  jak   jego 
zdaniem Agnes przyjęłaby coś takiego?

Jeszcze   daleko   od   domu   usłyszała   głośny   krzyk   niemowlęcia. 

Przestraszyła się. Teraz z pewnością Emanuel jest wściekły i zirytowany. 
Skoro kołysanie nie pomogło, to nie miał pojęcia, co powinien zrobić, by 
uspokoić małego.

Otworzyła drzwi i popchnęła przed sobą chłopców do ciepłego wnętrza.

ROZDZIAŁ OSIEMNASTY

Emanuel   wytrzeszczy!   oczy,   kiedy   zobaczył,   kto   przyszedł,   otworzył 

usta i chyba miał zamiar zacząć krzyczeć, ale Elise go uprzedziła.

- Stało się coś strasznego, Emanuelu. Pani Berg umarła.
Widziała, że mąż stara się opanować, ale nawet taka wiadomość nie była 

background image

w stanie stłumić jego gniewu. Zdejmując chustkę i buty, opowiedziała, co 
się stało od chwili, kiedy razem z Torkildem znaleźli pijaka na szkolnym 
strychu.

Emanuel   nic   nie   mówił.   Hugo   nadal   wrzeszczał,   Elise   wyjęła   go   z 

kołyski   i   położyła   na   rozłożonym   na   stole   ręczniku.   Natychmiast 
stwierdziła, dlaczego biedak tak wrzeszczy. W końcu krzyki przeszły w 
zawodzenie.   Kiedy   przyłożyła   go   do   piersi,   spojrzał   na   nią   wielkimi 
poważnymi   oczyma.   Elise   uśmiechnęła   się   Jo   dziecka   i   palcem 
wskazującym pogłaskała miękki policzek.

Chłopcy usiedli przy kuchennym stole i zaczęli odrabiać lekcje. Peder 

najpierw zrobił rachunki, a Evert czytał z jego elementarza. Potem czytał 
Peder, a Evert go słuchał.

Emanuel wyszedł do sypialni. Może położył się, żeby odpocząć, myślała 

Elise, wiedziała tylko, że to jego milczenie nie wróży niczego dobrego.

Widziała, jak Evert od czasu do czasu spogląda zdziwiony na Pedera, 

który   mozolnie   przedziera   się   przez   tekst.   Evert   ma   wielkie   serce   i   z 
pewnością cierpi razem z nim, ale nic nie mówi, nie robi uwag. Jeśli nawet 
Peder nie jest mądry, to i tak jest jego najlepszym przyjacielem.

Zastanawiała   się,   o   czym   myśli   Emanuel   zamknięty   w   lodowatym 

pokoju, chciałaby też wiedzieć, co się dzieje w głowie Everta.

Nie wyglądało na to, żeby rozpaczał po śmierci pani Berg, w każdym 

razie tego nie okazywał. I nie okaże niczego, dopóki będzie mógł tutaj 
zostać,   pomyślała,   raz   po   raz   mimo   woli   spoglądając   na   drzwi   izby. 
Żołądek   kurczył   jej   się   ze   zdenerwowania.   Chociaż   Emanuel   nic   nie 
powiedział, nietrudno było się domyślić, że jest w marnym humorze.

Gdy tylko skończyła karmienie i ułożyła Hugo z powrotem w kołysce, 

poszła do izby i przyniosła ciemnoniebieski aksamit.

- Teraz nie możecie siedzieć przy stole, chłopcy. Muszę zabrać się do 

szycia.

Pośpiesznie zebrali swoje rzeczy ze stołu i usiedli na skrzyni do drewna. 

Tam Peder nadal mozolnie odczytywał tekst.

Elise postawiła maszynę na stole i zaczęła zszywać długi bok sukni, 

który przedtem starannie sfastrygowała. Nagle odkryła, że szyje po lewej 
stronie,   musiała   wszystko   spruć   i   zacząć   od   nowa.   Łzy   piekły   ją   pod 
powiekami. Nigdy nie będzie dobrą krawcową, w każdym razie nie przy 
tym   okropnym   świetle,   w   tej   zabałaganionej   kuchni   i   ze   wszystkimi 
swoimi zmartwieniami.

Emanuel się nie pokazywał. Zjawił się w kuchni dopiero, kiedy Kristian 

zmęczony   i   zdyszany   wrócił   do   domu   po   pracy,   a   Elise   zrobiła   im 

background image

wszystkim kolację. Chłopcy przekrzykiwali się nawzajem, Evert i Peder 
chcieli opowiedzieć Kristianowi, co się stało. Kiedy indziej Emanuel na 
pewno by na nich nakrzyczał i upomniał, że nie wolno mówić z pełnymi 
ustami, teraz jednak siedział, wpatrywał się w stół, popijał słabą kawę, nie 
mówiąc ani słowa, i ledwo zjadł pół kawałka chleba z syropem. Może 
najadł się do syta u Carlsenów? Elise cieszyła się, że przynajmniej chłopcy 
są ożywieni i rozmowni, może nie zwrócą uwagi, że Emanuel nie jest taki 
jak zwykle.

Kristian był naprawdę przerażony tym, co słyszał.
- No ale co teraz będzie z Evertem?
-   Będę   mieszkał   tutaj.   -   Evert   powiedział   to   bardzo   zadowolony,   z 

ustami pełnymi jedzenia.

Kristian posłał siostrze pytające spojrzenie. Ona pośpiesznie odwróciła 

wzrok, czekając na ostrą uwagę ze strony Emanuela, ale nic takiego nie 
nastąpiło.   Wtedy   spojrzała   na   męża   spod   oka.   Wyglądał,   jakby   byl 
pogrążony w swoich myślach i nie słyszał ani słowa z tego, co mówiono 
przy stole.

Po kolacji posłała chłopców do łóżek. Evert i Peder mieli spać na waleta 

pod kołdrą Pedera.

- Pójdę do pastora - oświadczył nagle Emanuel. To były jego pierwsze 

słowa od powrotu do domu. - Nie możemy dłużej czekać z chrztem.

Elise patrzyła na niego zaskoczona.
- Czy jeszcze nie jest za zimno na to, żeby wynosić dziecko z domu?
- Opatulimy małego szczelnie i nic się nie stanie.
- Ale nie wybraliśmy jeszcze dodatkowych imion.
- Owszem, ja wybrałem. Myślę, że na drugie możemy dać mu Hagbart 

po ojcu mojej matki, a na trzecie Rudolf po moim wuju. Dziadek umarł, 
kiedy  miałem dziesięć lat, byłem do niego bardzo przywiązany. Wtedy 
całe nazwisko chłopca będzie brzmiało: Hugo Hagbart Rudolf Ringstad, 
dwa „H" i dwa „R" jedno po drugim. Łatwo będzie to zapamiętać.

Elise   przytaknęła.   Nic   nie   szkodzi,   że   Emanuel   zapomniał   o   mojej 

rodzinie, powiedziała sobie w duchu. Najważniejsze, że traktuje Hugo jako 
własnego syna. Rozmowę na temat losu Everta trzeba będzie odłożyć do 
wieczora, kiedy oboje położą się do łóżka. Było oczywiste, że teraz co 
innego zaprząta myśli Emanuela.

Gdy tylko zniknął za drzwiami, Elise wzięła szycie i poszła do lodowato 

zimnej izby, rozłożyła materiał na stole i zapaliła naftową lampę. Drzwi do 
kuchni   zostawiła   otwarte,   żeby   wpuścić   trochę   cieplejszego   powietrza, 
mimo wszystko w tym pomieszczeniu było tak zimno, że wkrótce resztki 

background image

ciepła opuściły jej ciało, palce sztywniały, a stopy były niczym kawałki 
lodu. W skrzyni z drewnem znalazła jakąś starą gazetę, podzieliła ją na 
dwoje i owinęła papierem stopy, a wszystko związała sznurkiem. Trochę to 
pomogło, ale trzeba było czegoś więcej w tej izbie, w której ziąb ciągnął 
przez dziurawą podłogę z lodowatej piwnicy. W końcu wyjęła z szuflady 
parę   zniszczonych   rękawiczek,   których   nie   opłacało   się   już   cerować, 
obcięła czubki palców i włożyła je na ręce tak, że tylko palce wystawały.

Zdążyła zszyć na maszynie dwa długie kawałki materiału, gdy nagle 

usłyszała pukanie do kuchennych drzwi. Pośpieszyła otworzyć, pomyślała, 
że to na pewno Torkild przyszedł jej powiedzieć, co zrobił z pijakiem.

Na   dworze   stał   Carl   Wilhelm   Wang-Olafsen,   przyjaciel   Emanuela   z 

Kongsvinger.

Na jego widok Elise zapragnęła zapaść się pod podłogę i zniknąć. Nie 

mogła nie zauważyć spojrzenia gościa, które przesuwało się z podartych 
rękawiczek do gazet, którymi owinęła stopy, i z powrotem.

- Czy Emanuel jest w domu?
- Nie, poszedł do pastora, żeby porozmawiać o chrzcie.
- A dawno temu wyszedł?
- Nie, nie bardzo. - To było kłamstwo, ale Elise nie mogła myśleć o tym, 

że będzie musiała go poprosić, żeby wszedł do środka i poczekał.

- Przy okazji chciałbym pogratulować. - Mężczyzna uśmiechnął się. - 

Słyszałem, że to chłopiec. Ringstadowie z pewnością się cieszą, że mają 
dziedzica, który będzie mógł z czasem przejąć dwór.

Elise skinęła głową z mdłym uśmiechem na wargach, cały czas miała 

nadzieję, że gość sobie pójdzie.

- Nie przeszkadzałoby pani, gdybym wszedł do domu i zaczekał? Mam 

mu do przekazania ważną wiadomość.

Elise nie mogła powiedzieć „nie".
- W kuchni śpią chłopcy, ale proszę, niech pan wejdzie do izby. Siedzę 

tam i szyję, wszędzie straszny bałagan.

Uśmiechnął się skrępowany.
-   To   chyba   nic   dziwnego,   skoro   musi   sobie   pani   sama   radzić   ze 

wszystkim.

Kiedy wskazywała mu drzwi do izby, sama idąc za nim, pośpiesznie 

usunęła gazetowy papier z nóg i zdjęła te nieszczęsne rękawiczki.

- Wewnątrz jest okropnie zimno. Zwykle palimy tylko w kuchni.
Mężczyzna odwrócił się i patrzył na nią zdumiony.
- Jest pani w stanie szyć w takim zimnie?
Widziała, że jego spojrzenie znowu przesunęło się na jej stopy, musiał 

background image

zauważyć, że usunęła gazetę.

- Nie, zwykle szyję w kuchni, ale teraz, kiedy chłopcy już się położyli, a 

ja potrzebuję dużo miejsca, nie miałoby to sensu.

Gość skinął głową, wciąż stał i patrzył na nią.
Pewnie się zastanawia, co Emanuel we mnie widzi, pomyślała Elise. Dla 

niego to chyba kompletnie niezrozumiałe, że mężczyzna tego stanu mógł 
się ożenić z nędzną robotnicą.

- Chyba widziałem trzech chłopców w kuchni. Myślałem, że pani ma 

dwóch braci.

- Ten trzeci to przyjaciel Pedera. Stało się dzisiaj coś, co sprawiło, że 

wzięłam go do nas. - Pośpiesznie opowiedziała całą historię, o duchach na 
szkolnym strychu, o tragicznym życiu Everta i starej pani Berg, która się w 
końcu nim zajęła, ale opiekowała się chłopcem niecały rok.

Carl   Wilhelm   Wang-Olafsen   słuchał   z   uwagą,   kiedy   mówiła.  A  gdy 

skończyła, zawołał spontanicznie:

-   Pani   musi   być   bardzo   dobrym   człowiekiem,   pani   Ringstad!   Elise 

zarumieniła się i pokręciła głową.

- Nie chciałam budzić niczyjej sympatii, panie Wang-Olafsen. Próbuję 

tylko wytłumaczyć, dlaczego Evert tu jest. Bardzo proszę, żeby zechciał 
pan pozdrowić ojca i serdecznie mu podziękować za mleko i ryby, które 
dostawaliśmy dla kociaka. Teraz nauczył się już łapać myszy i sam sobie 
radzi.

Mężczyzna uśmiechnął się.
- Mam więc nadzieję, że sprawia dzieciom radość, a oprócz tego jest 

pożyteczny.

- Tak właśnie jest. Peder go kocha. Aż dziw, jakie więzi się między nimi 

wytworzyły.   Nigdy   bym   nie   pomyślała,   że   koty   mogą   być   takie 
przywiązane do człowieka.

-  Ale   są   też   ludzie,   do   których   zwierzęta   garną   się   bardziej   niż   do 

innych.

- Tak, to prawda. Nie zechce pan usiąść? Nie sądzę, żeby Emanuel zbyt 

długo zabawił u pastora, jeśli po drodze do domu nie wstąpi do jakichś 
znajomych.

Te ostatnie słowa po prostu się jej wyrwały, natychmiast poczuła, że się 

rumieni.

Wang-Olafsen usiadł, ale płaszcza nie zdjął. Futrzaną czapkę trzymał w 

rękach.

- A zatem pani zajmuje się krawiectwem?
- Tak, nie wiedziałam, co zrobię z Hugo, gdybym wróciła do fabryki. 

background image

Nadzorca   nie   godzi   się   na   to,   żeby   niemowlęta   leżały   na   korytarzu. 
Słyszałam,   że   wydał   taki   zakaz,   bo   któremuś   dziecku   przytrafiło   się 
nieszczęście.

-   Mimo   wszystko   szkoda.   Praca   w   fabryce   jest   lepiej   opłacana   niż 

jakiekolwiek inne kobiece zajęcie.

Elise przytaknęła.
- Będę się starała szyć jak najwięcej. Jeśli będę pracowała po nocach, to 

mogę trochę zarobić.

- A co pani zamierza w związku z tym chłopcem? Emanuel chyba nie 

będzie w stanie wykarmić sześciorga osób.

-   Nie   zdążyłam   jeszcze   o   tym   z   Emanuelem   porozmawiać.   Kiedy 

wróciłam z chłopcami do domu, Emanuel właśnie wychodził.

To   ostatnie   nie   było   prawdą,   ale   nie   mogła   przecież   opowiadać 

przyjacielowi Emanuela, że jej mąż zamknął się w sypialni i nie odezwał 
do niej ani słowem.

- Więc teraz martwi się pani, że obaj chłopcy stracą pracę po tym, co się 

stało?

- Tak, dozorca znalazł już innych na ich miejsce.
- No ale kiedy usłyszał, co się stało, to chyba powinien zrozumieć?
Elise uśmiechnęła się, w ustach czuła gorycz.
- Nie. Najwyraźniej uznał, że jeśli chłopcy nie znoszą pijaków, to nie 

mają czego szukać tutaj nad rzeką.

Mężczyzna nic nie powiedział. Przez chwilę siedzieli w milczeniu. Elise 

nie wiedziała, o czym z nim rozmawiać.

Wang-Olafsen zaczął się kręcić, chyba sytuacja stawała się dokuczliwa 

również dla niego.

- Czy mogłabym panu coś zaproponować? Wciąż jeszcze jest ogień w 

kuchni, przygotowanie kawy nie zajęłoby wiele czasu.

- Nie, dziękuję. Przed wyjściem piłem kawę z ojcem. A przy okazji, 

mam przekazać od niego pozdrowienia. Wciąż mówi o Pederze, jaki to 
otwarty i wesoły chłopiec.

-   Tak,   otwarty   to   on   jest,   ale   nie   zawsze   taki   wesoły,   czasem   ma 

zmartwienia. Poza tym źle mu idzie w szkole. Obawiam się, czy zdoła 
pójść dalej.

- To znaczy, czy zdobędzie jeszcze jakieś wyższe wykształcenie?
Elise   uśmiechnęła   się.   Czy   on   słyszał   kiedykolwiek   o   dzieciach 

robotniczych,   które   zdobywają   jeszcze   jakieś   wykształcenie   po   szkole 
powszechnej?

-   Nie,   chciałam  powiedzieć,   że   nie   wiem,   czy   przejdzie   do   czwartej 

background image

klasy.

Gość znowu umilkł, Elise jednak zdawała sobie sprawę z tego, co myśli. 

Nie dość, że są biedni, to jeszcze na dodatek głupi. Nagle Wang-Olafsen 
wstał.

- Nie, będzie chyba lepiej, jeśli przyjdę innym razem. Może Emanuel 

wstąpił po drodze do Carlsenów.

A więc wie, że Emanuel ciągle tam bywa. Ciekawe, co jeszcze wie?
Odprowadziła go do drzwi.
- Powiem, że pan był, to Emanuel pewnie zatelefonuje do pana jutro z 

fabryki.

Gość skinął głową, ukłonił się na pożegnanie i włożył futrzaną czapkę.
Elise stała przy oknie w izbie i patrzyła w ślad za nim.
W   momencie,   kiedy   przechodził   przez   most,   ukazała   się   jakaś   inna 

postać,   idąca   naprzeciwko.   Obaj   przechodnie   zatrzymali   się,   przywitali 
serdecznie, na to przynajmniej wyglądało, a potem obaj zniknęli między 
fabrycznymi zabudowaniami.

Czy to Emanuela spotkał Wang-Olafsen na moście? I dlaczego w takim 

razie Emanuel gdzieś z nim poszedł?

Złość w niej buzowała. Emanuel dobrze wiedział, co się stało u Everta i 

jak się przedstawia sytuacja chłopców, zdawał sobie sprawę, że ona musi 
skończyć   suknię   dla   Karolinę   w   ciągu   zaledwie   dwóch   tygodni,   a   na 
dodatek wie przecież, jak często musi przewijać i karmić Hugo. Mógłby 
przynajmniej przyjść do domu i porozmawiać z nią na temat przyszłości 
Everta, a nie tylko udawać, że problem go nie dotyczy.

Ze   złością   zaczęła   dokładać   drew   do   ognia.   Zrobi   się   za   gorąco 

chłopcom,   którzy   śpią   tuż   przy   piecu,   ale   trudno.   Nie   może   szyć   w 
rękawiczkach i ze stopami owiniętymi w gazety, wystarczy już, że Wang-
Olafsen Junior widział ją w takiej sytuacji. Zapaliła nawet drugą lampę 
naftową.   Czasem   dobrze   jest   wpaść   w   złość,   to   ją   rozgrzało   i   dodało 
stanowczości.   Fastrygowała   i   szyła,   spinała   materiał   krawieckimi 
szpilkami i znowu fastrygowała, a księżyc przesuwał się po niebie i noc 
coraz bardziej się kurczyła.

Kiedy   nareszcie   usłyszała,   że   Emanuel   wraca,   była   śmiertelnie 

zmęczona i bolały ją plecy. Wiedziała jednak, że posunęła się w pracy o 
wiele dalej, niż myślała, że potrafi, a to dzięki temu, że Hugo przez cały 
czas spał spokojnie.

Wstała z krzesła, zgasiła jedną lampę i wyszła na spotkanie mężowi.
-   No,   nareszcie   jesteś.   -   Uśmiechnęła   się,   wzięła   od   niego   płaszcz   i 

powiesiła na haczyku. Od Emanuela czuć było jakiś obcy zapach. Kiedy 

background image

się  pochylił, żeby  ją pocałować w policzek, zrozumiała,  że to alkohol. 
Może sherry, to samo, co Karolinę i Signe piły, kiedy u nich była.

-   Czekałaś   na   mnie?   -   wydawał   się   miły,   całkiem   inny,   niż   kiedy 

wychodził.

- Po prostu szyłam.
Wróciła   do   izby   i   zgasiła   drugą   lampę,   natomiast   Emanuel   poszedł 

prosto do sypialni.

Jeszcze nie zdążyła się położyć, a Hugo zaczął płakać.
- Zajmij się nim zaraz, bądź taka dobra. Jestem zmęczony, a muszę się 

trochę przespać, zanim pójdę do biura.

Kiedy Elise skończyła przewijanie i karmienie, Emanuel od dawna spał. 

Położyła   się   cichutko   przy   nim,   przymknęła   oczy   w   nadziei,   że   także 
zaśnie, ale sen nie nadchodził. Co zrobi, jeśli Emanuel nie zgodzi się, żeby 
Evert u nich został?

Emanuel mówił coś przez sen, potem przysunął się do niej. Właśnie w 

chwili, kiedy mimo wszystko wolno zaczynała zapadać w sen, poczuła 
jego rękę na swoim ciele. Podciągnął jej nocną koszulę tak, że odsłonił ją 
niemal całą i zaczął pieścić piersi.

- Muszę cię mieć, Signe - wymamrotał w półśnie. - Szaleję za tobą.
W następnej chwili zwalił się na nią i wziął to, do czego dążył, Elise 

natomiast czuła, że łzy palą ją pod powiekami, a płacz dławi w gardle.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY

Mimo rozgoryczenia musiała jednak po wszystkim zasnąć, bo obudziło 

ją wycie fabrycznych syren.

Emanuel z jękiem przewrócił się na drugi bok.
- Dzisiaj w nocy mówiłeś przez sen. - Zdołała powiedzieć to spokojnie, 

ale serce tłukło jej się w piersi.

- Hm?
- Mówiłeś do mnie „Signe". Emanuel natychmiast oprzytomniał.
- Musiałaś się przesłyszeć.
-   Nie,   powiedziałeś   to   bardzo   wyraźnie.   „Muszę   cię   mieć,   Signe", 

powiedziałeś. „Szaleję za tobą".

Roześmiał się jakimś dziwnym, obcym śmiechem.
- Nie możesz mnie osądzać po jakichś głupstwach, które wygaduję przez 

sen. Nie pamiętam zresztą, żebym kiedykolwiek o niej śnił.

- A pamiętasz, że ze mną spałeś?
Emanuel wstał z łóżka, Elise to słyszała, ale w ciemności nie widziała 

męża. Domyśliła się, że zaczął wkładać ubranie, choć się nie umył.

- No?
- Co no?
- Pamiętasz, że kochaliśmy się dziś w nocy?
-   Co   to   znowu   za   głupstwa,   Elise?   Jestem   śmiertelnie   zmęczony, 

położyłem się za późno, a mam dzisiaj strasznie dużo roboty w biurze.

Usłyszała   niepewność   w   jego   głosie   i   uznała,   że   mogłaby   to   wy-

korzystać.

background image

- Nie możemy  wyrzucić  Everta na ulicę.  On nie  ma  żadnej rodziny, 

nikogo, kto mógłby się nim zająć.

- Takimi rzeczami  zajmuje  się  gmina.  Albo  Armia  Zbawienia.  Mogę 

porozmawiać z Torkildem.

- A ja obiecałam Evertowi, że będzie mógł tutaj zostać.
- Zostać tutaj? - w jego głosie słychać było niedowierzanie. - Chcesz 

powiedzieć, że na zawsze?

- Tak.
- I zdecydowałaś o takiej sprawie, nie pytając mnie przedtem?
-   Tak.   Ja   cię   znam   Emanuelu.   Nie   bez   powodu   spędziłeś   w  Armii 

Zbawienia osiem lat. Ty byś nigdy nie pozwolił, żeby osierocony chłopiec 
został oddany byle komu. To właśnie z powodu tego twojego gorącego 
serca się w tobie zakochałam.

- Nie mówisz tego poważnie, Elise. - Emanuel był wzburzony.
- Postaram się, żeby obaj chłopcy znaleźli nową pracę. Poza tym dziś w 

nocy zdałam sobie sprawę z tego, że potrafię szyć prędzej, niż wcześniej 
myślałam.

- A moim zdaniem nam było ciężko już przedtem, kiedy mieliśmy do 

wykarmienia dwóch chłopców w wieku dorastania i jedno wrzeszczące 
niemowlę.   Nie   żądaj   ode   mnie   więcej,   niż   jestem   w   stanie   zrobić. 
Oczekujesz, że będę taki jak wy, a zapominasz, że pochodzę z zupełnie 
innego   środowiska.   Człowiek   nie   może   się   zmienić   tak   gruntownie. 
Musiałem   się   przyzwyczaić   do   życia   w   nędzy,   w   lodowato   zimnym, 
dziurawym   kurniku,   do   nędznego   jedzenia   i   do   życia   kompletnie 
pozbawionego przyjemności i kontaktu z kulturą. Ty chyba nie rozumiesz, 
ile mnie to kosztowało.

W ułamku sekundy zdołała spojrzeć na sprawę z jego punktu widzenia i 

zawstydziła się.

-   Masz   rację.   Nie   potrafiłam   wczuć   się   w   twoją   sytuację.  Ale   sam 

wybrałeś, Emanuelu. Wchodziłeś w to małżeństwo z otwartymi oczyma.

- Nie tylko z ochoty, lecz także z potrzeby zaopiekowania się dzieckiem, 

którego oczekiwałaś.

Elise milczała. Jego słowa sprawiły jej ból.
Pośpiesznie   zdjęła   nocną   koszulę   i   ubrała   się   w   ciemności,   a   potem 

pobiegła do kuchni, zapaliła lampę i ogień w piecu. Był tam jeszcze żar z 
nocy.

- Śniło mi się, że dom majstra się palił - oznajmił zaspany Peder, który 

leżał najbliżej pieca. - Parzyło mnie w plecy.

-   Musiałam   dołożyć   do   ognia   więcej   niż   zwykle,   bo   siedziałam  nad 

background image

szyciem.

Evert obudził się, usiadł na posłaniu i przecierał oczy.
- Dlaczego ja jestem... - umilkł i spłoszony rozglądał się dookoła. W 

końcu chyba sobie przypomniał, co się stało, na jego twarzy pojawił się 
dziwny wyraz zdumienia pomieszanego z żalem i radością.

Elise uśmiechnęła się do niego.
- Teraz mieszkasz u nas, Evercie. Jak wrócicie do domu ze szkoły, to 

popilnujecie Hugo, a ja pobiegnę do mieszkania pani Berg i przyniosę 
twoje rzeczy. Powiedz dzisiaj nauczycielowi, co się stało, to nie zostaniesz 
ukarany za to, że zapomniałeś szkolnych przyborów.

- Kiedy będę musiał iść?
- Jak to kiedy, przecież wiesz, kiedy zaczyna się szkoła.
- Nie do szkoły, ale kiedy będę musiał odejść stąd? Elise patrzyła na 

niego, nie rozumiejąc.

- Słyszałem, co powiedział ten pan, który był tutaj wczoraj wieczorem. 

On mówił, że Emanuel nie zdoła utrzymać sześciorga osób.

Elise uklękła i otoczyła go ramionami.
- Teraz jesteś jednym z nas, Evercie. To oczywiste, że damy sobie radę. 

Musimy   spróbować   znaleźć   dla   was   jakąś   nową   pracę,   ale   przecież   w 
końcu nam się uda.

Jego twarz nie wyrażała bynajmniej radości. Nie może mi uwierzyć, 

pomyślała przez moment ze smutkiem.

Emanuel   wszedł   do   kuchni,   kiedy   zdążyła   już   uprzątnąć   posłania 

chłopców.

- Chrzest dziecka odbędzie się w niedzielę.
Elise zamarła, odwróciła się ku niemu, jakby nie zrozumiała.
- W niedzielę? Jak to... Ale dlaczego?...
- Uznałem, że dłużej czekać nie możemy, Elise. Rozmawiałem o tym w 

biurze   pastora   jakiś   czas   temu,   ale   jeszcze   nie   miałem   okazji   ci 
powiedzieć. Tyle się ostatnio działo naraz.

- Ale na dworze jest strasznie zimno, a my mamy daleko do kościoła. 

Dziecko jest naprawdę za malutkie, Emanuelu.

- Rozmawiałem z woźnicami z Maridalsveien. Oni mają konia i sanie, 

obiecali,   że   nas   zawiozą,   jeśli   ojciec   nie   wynajmie   powozu.   Mama 
przywiezie ze sobą mięso i pomoże ci ugotować obiad. Przywiezie też 
rodzinną sukienkę do chrztu.

Elise czuła się kompletnie zbita z tropu. Skąd ten pośpiech? Uzgodnili 

przecież, że poczekają z chrztem, aż się trochę ociepli, a tu nagle okazuje 
się,   że   Emanuel   już   wszystko   zorganizował   i   chrzest   odbędzie   się   w 

background image

najbliższą   niedzielę!   Musi   być   jakiś   powód,   dla   którego   chce   ochrzcić 
dziecko już teraz.

A co z Evertem? Emanuel nie powiedział stanowczo „nie". Był wściekły 

dlatego, że Elise podjęła taką poważną decyzję, nie pytając go przedtem o 
zdanie, był też wzburzony, że jeszcze jeden problem spada mu na barki, 
ale przecież nie zaprotestował wyraźnie.

Stała   pośrodku   izby   bez   ruchu.   Emanuel   umówił   się   z   rodzicami, 

załatwił wszystko od sukienki do chrztu, aż po decyzję w sprawie, co będą 
jedli, porozmawiał nawet z woźnicą. Może powinna odczuwać ulgę, ją 
jednak ogarnął jakiś lodowaty niepokój. Coś jej się w tym wszystkim nie 
zgadzało. Coś musi się za tym kryć. Gdyby tylko rozumiała, co.

Chłopcy byli ubrani i zaczęli ustawiać kuchenny stół na miejscu, wyjęli 

kubki i talerze, bańkę z mlekiem, syrop i ser. Kristian nalał wody na kawę 
i postawił dzbanek na ogniu, następnie zaczął kroić chleb. Nigdy przedtem 
nie byli tacy skorzy do pomocy, musieli czuć, że coś nieprzyjemnego wisi 
w powietrzu.

Elise   wzięła   ze   sobą   Hugo   do   sypialni,   usiadła   na   brzegu   łóżka   i 

przystawiła dziecko do piersi, choć go przedtem nie przewinęła. Czuła, że 
jest mokry aż po pachy. Nie była jednak w stanie zostać z resztą rodziny w 
kuchni i udawać, że nic się nie stało, musiała pobyć przez chwilę sama.

Właśnie   kończyła   karmienie,   kiedy   Emanuel   wsunął   głowę   przez 

uchylone drzwi. Miał już na sobie płaszcz i futrzaną czapkę.

- Musimy się zastanowić, kogo poprosić na chrzestnych rodziców, ale 

zrobimy to, jak wrócę do domu. Teraz zaczynam się śpieszyć.

Elise otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale on naprawdę nie miał 

czasu, pomachał jej i zniknął. Zamyślona i oszołomiona przeniosła Hugo 
do   kuchni,   żeby   go   przewinąć   na   kuchennym   stole,   kiedy   chłopcy 
posprzątają już po śniadaniu.

- Zrobiliście sobie kanapki?
Kristian skinął głową i pokazał jej trzy paczuszki z jedzeniem leżące na 

kuchennym blacie, zawinięte w gazetowy papier.

-   Pomogłem   Evertowi.   Pani   Berg   smarowała   mu   chleb,   zanim 

zachorowała.

-   Bardzo   ci   dziękuję,   Kristian.   Byliście   bardzo   pomocni.   Nagle 

zauważyła, że Evert stoi nieporuszony przy drzwiach,

w kurtce i czapce, gotowy do wyjścia. Miał bardzo smutną twarz. Elise 

prawie o nim zapomniała. Teraz włożyła dziecko na chwilę do kołyski i 
podeszła do chłopca.

- Wszystko jest w porządku, Evert. Możesz u nas zostać. Emanuel ma 

background image

dzisiaj tyle różnych spraw na głowie, że nie zdążył z tobą porozmawiać.

Evert patrzył jej dzielnie w oczy.
- Ale on tego nie chce.
- To wszystko spadło na niego nagle, poza tym Emanuel boi się, że jego 

zarobki nie wystarczą nam na zwiększone wydatki, ale ja obiecałam, że 
zrobię, co będę mogła, żeby znaleźć wam nową pracę na popołudnia. - 
Pogłaskała   go   pośpiesznie   po   policzku.   -   Pamiętasz,   co   powiedziałam 
wtedy, kiedy oboje byliśmy u doktora? Powiedziałam ci, że wszyscy cię 
kochamy i nie chcielibyśmy cię stracić.

Evert nadal stał bez ruchu. Patrzył jej prosto w twarz, jakby chciał się 

przekonać, czy mówi prawdę.

Objęła go ramionami i przytuliła mocno do siebie.
- Teraz jestem twoją mamą, Evercie. Czyż nie marzyłeś o tym?
Chłopiec spuścił oczy, buzia mu poczerwieniała, po czym odwrócił się 

nagle od Elise i wybiegł z domu.

Ledwo  zdążyła  wyjąć   szycie,   nożyczki,   igły   i  nici,   gdy   usłyszała   na 

zewnątrz kroki. Rozległo się pukanie i w progu stanął Torkild.

- Halo, Elise, mogę ci na chwilę przeszkodzić?
- Jasne. Dziękuję za pomoc wczoraj. Wszedł do kuchni i zamknął za 

sobą drzwi.

- Rozmawiałem z dozorcą, Evert i Peder mogą wrócić do pracy, ale 

gdyby   stało   się   to   jeszcze   raz,   to   jego   cierpliwość   się   wyczerpie,   tak 
powiedział.

Elise z ulgą głęboko wciągnęła powietrze, odchyliła głowę i na sekundę 

przymknęła oczy.

- Jak ci się udało tego dokonać?! - zawołała z podziwem.
- Johan powiedział mi o pani Berg. Pośpieszyłem więc z powrotem do 

szkoły, żeby odwołać się do współczucia dozorcy. Skoro wy jesteście tacy 
miłosierni, że pozwalacie chłopcu tutaj mieszkać, to przecież nie wypada, 
żeby dozorca nie zatrzymał go w pracy, tak mu mówiłem.

Elise   walczyła   z   łzami,   ale   nie   była   w   stanie   ich   powstrzymać.   Za-

wstydzona ocierała oczy rękawem.

- A czy Johan powiadomił doktora o śmierci pani Berg? Torkild skinął 

głową.

-  Wszystko   jest   załatwione,   nie   musisz   się   niczym  martwić.   Później 

wam   powiem,   kiedy   będzie   pogrzeb.   Siostra   pani   Berg   jest   jej   jedyną 
spadkobierczynią   i   przyjdzie   zabrać   jej   rzeczy.   Jeśli   Evert   coś   tam 
zostawił, to powinniście się pośpieszyć.

- Bardzo by chciał odzyskać swoją kołdrę. Poza tym są tam wszystkie 

background image

szkolne przybory. No i pewnie trochę ubrań.

- To ja ci to wszystko przyniosę. Mam coś do zrobienia w okolicy, ale 

najpierw załatwię tę sprawę.

-   Serdecznie   dziękuję.   Ja   nie   mogę   wyjść   z   domu,   jeśli   nie   ma   kto 

przypilnować Hugo. Rozejrzyj się uważnie po jej mieszkaniu i zobacz, czy 
nie znajdziesz czegoś, co należy do chłopca.

Torkild odwrócił się, żeby wyjść.
- Wiesz, co ci powiem? My w Armii Zbawienia bardzo byśmy chcieli, 

żeby było więcej takich ludzi jak wy. Dziękuję, że zajęliście się Evertem.

Elise   siedziała   i   wpatrywała   się   w   drzwi,   które   zamknęły   się   za 

Torkildem. Niech już nic więcej się nie przydarzy!

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY

background image

Kiedy   w   niedzielę   wczesnym   rankiem   Elise   niosła   wodę   ze   studni, 

zaprzęgnięty   w   konia   powóz   zatrzymał   się   przed   domem   majstra. 
Odwróciła się i zobaczyła, że wysiada z niego pan Ringstad, mówi coś do 
woźnicy, a potem pomaga wysiąść żonie. Woźnica wyjął kosz i dwie duże 
paczki, które niósł za nimi.

- Halo, Elise! - Ringstad witał się życzliwie. - A zatem nadszedł ten 

wielki dzień! Jakie to szczęście, że się trochę ociepliło. Równie dobrze 
mogliśmy mieć trzaskający mróz.

- A ja kompletnie nie rozumiem, dlaczego chcecie chrzcić synka już 

teraz, przecież on ma dopiero miesiąc! - w głosie pani Ringstad brzmiała 
irytacja.

Elise miała ochotę odpowiedzieć, że sama też tego nie rozumie, ale dała 

spokój.

- Poprosiłem woźnicę, żeby zaczekał. Nie jest pewne, czy łatwo nam 

będzie znaleźć drugiego w tej okolicy.

Elise pokręciła głową.
- Na Maridalsveien mieszkają dwaj bracia, którzy mają konia i sanie, ale 

nie zawsze można ich zastać. Na nich... nie całkiem można polegać.

Otworzyła   drzwi   przed   gośćmi,   sama   szła   powoli   z   tyłu,   dźwigając 

wiadra   wypełnione   wodą.   Napalili   już   porządnie   w   izbie,   a   chłopcy 
pomogli   przenieść   tam   kuchenny   stół   i   taborety,   teraz   nakrywali. 
Poprzedniego dnia Emanuel poszedł do piekarni Sagene i kupił drożdżowy 
placek, który mieli podać do kawy. Placek był posypany grubym cukrem, a 
podawało się go z syropem. Jest tak samo dobry jak ciastka, myślała Elise. 
Mogłaby na palcach policzyć te dni w swoim życiu, kiedy stać ich było na 
kupno czegoś takiego.

Ona sama przygotowała wszystko do gotowania „kapusty", która wcale 

nie   zawierała   kapusty,   była   to   potrawa   na   mięsie   z   kaszą,   fasolą   i 
warzywami. Elise namoczyła w wodzie kaszę i fasolę, teraz czekała tylko 
na mięso i kości, które pani Ringstad miała przywieźć ze swojego dworu.

Hugo leżał w kołysce starannie wymyty i przewinięty. Za radą matki 

Elise nie skrępowała mu tego dnia nóżek. Chodzi o to, żeby niesione do 
chrztu   dziecko   było   możliwie   jak   najspokojniejsze,   a   krępowanie 
powoduje, że dzieci płaczą i marudzą, choć trzeba to robić, żeby później 
miały proste nogi.

Pani Ringstad rozwinęła jeden z dużych pakunków i wyjęła długą białą 

sukienkę   do   chrztu   ozdobioną   draperiami   i   jasnoniebieską   jedwabną 
szarfą. Z dumą wyciągnęła piękną jedwabną szatę i pokazywała wszystkie 

background image

imiona, które zostały na niej wyhaftowane.

- Ostatni był Emanuel - stwierdziła z uśmiechem. - Tutaj wyhaftowano 

jego   imiona:   Emanuel   Hagbart   Johannes,   a   przed   nim  był  jego   ojciec, 
Hugo   Hagbart   Elias,   i   jego   ciotki:   Syverine   i   Beatę   Karen.   A  tutaj, 
widzicie, nasza krawcowa wyszyła już imię naszego malca: Hugo Hagbart 
Rudolf. Czyż to nie wzruszające?

Elise   zmusiła   się   do   uśmiechu,   ale   czuła,   że   serce   bije   jej   głośno. 

Pomyśleć, gdyby tak pani Ringstad znała prawdę!

Ostrożnie   wzięła   sukienkę,   śmiertelnie   przerażona,   żeby   jej   nie 

pobrudzić. Pod ścianą stali Peder, Kristian i Evert, wyprostowani niczym 
ołowiane   żołnierzyki   w   swoich   świątecznych   ubraniach,   z   których 
wszyscy wyrośli, i wpatrywali się w kredowobiałą sukienkę do chrztu z 
błękitnymi szarfami, a potem spoglądali na drugi pakunek, który jeszcze 
nie został otwarty. Żaden z nich nie powiedział ani słowa, wyglądało na to, 
że nie są w stanie się poruszyć.

Pani Ringstad wyjęła mięso, butelkę koniaku i dwie tabliczki czekolady, 

na której widok chłopcom omal oczy nie wyszły z orbit. Włożyła mięso i 
kość do gotującej się wody razem z warzywami i kaszą, potem z koszyka 
wyjęła naczynie ze śmietaną.

- Ojciec i ja wyjedziemy natychmiast po obiedzie. Chrzciny spadły na 

nas   dosyć   nieoczekiwanie   -   stwierdziła,   najwyraźniej   oburzona.   -   Nie 
zdążyłam   zapytać   Carlsenów,   czy   moglibyśmy   się   u   nich   na   krótko 
zatrzymać,   a   o   tym   okropnym   hotelu   na  Akersgaten   nawet   nie   mogę 
myśleć.

Bogu dzięki - Elise odetchnęła z ulgą. Przez cały tydzień miała mdłości 

ze   zdenerwowania   na   myśl   o   tym,   że   Ringstadowie   mogliby   spotkać 
Signe. Zwłaszcza teraz, kiedy Karolinę zdaje sobie sprawę z całej sytuacji. 
Bardzo łatwo jest się wygadać, a nawet jedno niewielkie słówko może 
mieć katastrofalne następstwa.

Udało jej się ubrać Hugo w sukienkę i otulić go starannie wełnianym 

kocem.

- Włóżcie czapki, chłopcy. Zaraz pojedziemy. Woźnica stoi i czeka.
Chłopcy usiedli na koźle, Emanuel i Elise trzymająca w objęciach Hugo 

siedzieli w powozie razem z Ringstadami.

-   Bardzo   ładnie   z   waszej   strony,   że   pozwoliliście   koledze   Pedera 

pojechać z nami do kościoła - oznajmiła nieoczekiwanie życzliwie pani 
Ringstad.

-   On   u   nas   mieszka.   -   Emanuel   najwyraźniej   nie   zamierzał   dłużej 

niczego ukrywać.

background image

Matka popatrzyła na niego, nic nie rozumiejąc.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Ta starsza pani, która się nim zajmowała, nagle zmarła. Elise uznała, że 

jest naszym obowiązkiem dać mu nowy dom.

Pani Ringstad posłała synowej gniewne spojrzenie.
- Jak możesz oczekiwać czegoś takiego od Emanuela, który i tak wziął 

na siebie więcej obowiązków, niż może spełnić?

- Nie mogłam postąpić inaczej. On w życiu bardzo wiele wycierpiał, a 

nas obdarzył zaufaniem. Nie ma nikogo innego oprócz nas.

Pani   Ringstad   nie   powiedziała   nic   więcej,   zacisnęła   wargi   tak,   że 

wyglądały   jak   cieniutka   kreska,   i   przez   resztę   podróży   siedziała   w 
milczeniu, patrząc gniewnie przed siebie.

Hugo   spał   spokojnie.   Ringstad   i   Emanuel   rozmawiali   o   zdrowiu 

Henryka Ibsena.

Elise pomyślała o Annie, której nie zdążyła jeszcze odwiedzić, chociaż 

obiecała Torkildowi, że zrobi to przy pierwszej okazji, następnie jej myśli 
wróciły do tego, nad czym zastanawiała się od kilku dni, mianowicie do 
nagłej i niezrozumiałej decyzji Emanuela, żeby ochrzcić Hugo już teraz. 
Nawet   jego   rodzice   uważają,   że   to   za   wcześnie.   Chociaż   szczęście   im 
dopisało, bo na dworze zrobiło się cieplej, to przecież równie dobrze mógł 
być trzaskający mróz, jak to pan Ringstad zauważył. Jest dopiero koniec 
lutego, a to często bywa najbardziej mroźny miesiąc. Poza tym nie mogła 
zrozumieć,   dlaczego   Emanuel   wcześniej   z   nią   nie   porozmawiał. 
Wprawdzie to on jest panem w domu i decyduje o większości spraw, ale 
uważała, że jeśli chodzi o chrzest dziecka, to ona też powinna mieć coś do 
powiedzenia. I w sprawie imion również sam zadecydował, nie pytając jej 
o zdanie, zawczasu umówił się z pastorem i porozmawiał z rodzicami. 
Poprosił nawet Torkilda, żeby został ojcem chrzestnym dziecka, i swoją 
znajomą,   która   była   oficerem   w  Armii   Zbawienia,   żeby   została   matką 
chrzestną,   wcale   nie   pytając   o   zgodę   Elise!   Kiedy   zaś   próbowała 
protestować,   odparł,   że   rodzice   chrzestni   są   zobowiązani   zająć   się 
dzieckiem, gdyby ojciec i matka umarli, a w takim razie trzeba szukać 
kogoś, kto ma i serce, i możliwości, żeby sprostać temu zadaniu.

Elise nie rozumiała męża. Próbowała rozmawiać z nim wieczorami po 

tym,   jak   wszystko   zostało   zorganizowane,   ale   on   za   każdym   razem 
znajdował jakieś wykręty. W końcu powiedział, że wyjaśni jej wszystko, 
kiedy będą to już mieli za sobą.

Kościół w Sagene nigdy nie wydawał jej się wspanialszy i większy niż 

tego dnia. Dręczyło ją uczucie, że ani Hugo, ani ona nie mają tu nic do 

background image

roboty. Elise nie mogła pozbyć się wrażenia, że robi coś niewłaściwego, 
niosąc swojego synka w tej sukience należącej do rodziny Ringstadów.

Kiedy siedziała, czekając na rozpoczęcie ceremonii, wpatrywała się w 

obraz nad ołtarzem, tak jak to robiła zawsze, kiedy się tu znalazła. Była to 
kopia   obrazu   Rubensa   zatytułowanego   Zdjęcie   z   krzyża,   pamiętała   to 
jeszcze ze szkoły. Obraz zawsze robił na niej wielkie wrażenie.

Tylko Hugo miał być dzisiaj chrzczony, większość rodziców z domów 

nad   rzeką   czeka   z   pewnością   na   cieplejsze   dni.   Chrzty   odbywały   się 
zawsze przed nabożeństwem, potem rodzice z dziećmi opuszczali kościół. 
Prawdopodobnie   chodziło   o   to,   żeby   płacz   maleństw   nie   przeszkadzał 
wiernym w modlitwie.

Hugo   nie   spał   i   leżał   dziwnie   spokojnie   w   objęciach   obcej   kobiety, 

oficera Armii Zbawienia, nie rozpłakał się nawet wtedy, kiedy pastor wylał 
mu wodę na główkę.

- Ja ciebie chrzczę, Hugo Hagbarcie Rudolfie Ringstad.
Elise poczuła, że oblewa ją zimny pot. Miała ochotę zawołać głośno: 

„Nie! On nie jest wnukiem Ringstadów, to wszystko kłamstwo!"

Ucieszyła się, kiedy ceremonia dobiegła końca. Miała wrażenie, że nie 

jest   w   stanie   oddychać,   chociaż   kościół   jest   taki   ogromny,   a   na 
nabożeństwo przyszło niewielu wiernych.

Bardzo starannie otuliła synka kocem i ruszyła ku drzwiom. Kiedy już 

się do nich zbliżała, mimo woli spojrzała na ostatni rząd ławek. Na skraju 
ławki   siedział   tam   tylko   jeden   samotny   młody   mężczyzna.   Na   ułamek 
sekundy ich oczy się spotkały, po czym Elise natychmiast się odwróciła. 
Miała   wrażenie,   że   nagle   serce   stanęło   jej   w   piersi,   a   potem   wściekle 
zaczęło bić. Kolana się pod nią ugięły, poczuła się słaba, miała wrażenie, 
że dziecko wypadnie z jej objęć.

Próbowała   do   siebie   przemawiać   surowo.   To   przecież   szaleństwo. 

Ansgar Mathiesen musi mieć prawo chodzenia do kościoła, on również, 
podobnie jak inni. Elise nie ma z nim nic wspólnego. Od wielu miesięcy 
wiedziała,   że   ten   człowiek   kręci   się   gdzieś   w   pobliżu   jej   domu,   że   z 
pewnością jest ciekawy, że okazuje jakieś chorobliwe zainteresowanie jej i 
dziecku, postanowiła jednak, że nie pozwoli, żeby jeszcze raz zniszczył jej 
życie.

Przed   nią   szła   mama   z   Hvalstadem.   Gdy   tylko   wyszli   na   zewnątrz, 

matka odwróciła się do córki:

- Zdaje mi się, że jesteś bardzo blada, Elise. Czy coś ci dolega? Elise 

pokręciła głową.

- Nie, nic mi nie dolega, tylko tyle miałam roboty w ostatnim czasie. 

background image

Obiecałam,   że   suknia   Karolinę   będzie   gotowa   za   tydzień,   ale   nie   daję 
sobie   rady.   Obiecałam   też,   że   odwiedzę  Annę,   ale   czas   mi   po   prostu 
ucieka. Kiedy Emanuel nagle postanowił, że powinniśmy ochrzcić dziecko 
już teraz, poczułam, że wyrasta przede mną mur nie do przebycia.

- Bardzo się zmartwiłam, kiedy on przyszedł do nas i powiedział, że 

Hugo   zostanie   ochrzczony   już   teraz.   Myślałam,   że   coś   z   dzieckiem 
niedobrze. Skąd ten pośpiech?

Elise znowu pokręciła głową.
- Naprawdę nie wiem. Mamo, czy mogłabyś wziąć dziecko i pojechać 

razem   z   Ringstadami?   Chciałabym   się   przejść   i   zaczerpnąć   trochę 
świeżego powietrza. Boli mnie głowa.

Podeszła do nich Hilda.
- Czyja też mogłabym pojechać? Nie jestem dzisiaj w najlepszej formie.
A więc matka i Hilda pojechały z Ringstadami, a reszta poszła do domu 

piechotą.

Elise   szła   między   Torkildem   a   tą   kobietą   z   Armii   Zbawienia. 

Rozmawiali o pracy w Armii, o przepełnionych żłobkach i ciągłym braku 
sióstr  samarytanek.  Elise   słuchała   tego   jednym  uchem.  Wciąż  miała   w 
pamięci   twarz   Ansgara,   sprawiał   wrażenie   tak   strasznie   smutnego   i 
samotnego, kiedy siedział tam w ostatniej ławce. Czy wiedział, że Hugo 
będzie dzisiaj chrzczony? Mógł się tego dowiedzieć od Gustava, któremu 
z kolei o wszystkim powiedziała Agnes. Czy Ansgar ma zwyczaj chodzić 
do kościoła, czy też przyszedł tylko z powodu chrztu?

Hvalstad   szedł   za   nią   razem   z   chłopcami.  Anne   Sofìe  pozwolono 

pojechać   powozem,   siedziała   obok   woźnicy.   Elise   zwróciła   się   do 
Hvalstada:

- Jesteście zadowoleni z mieszkania? Hvalstad uśmiechnął się.
-   Tak,   mieliśmy   szczęście.   Dom   stoi   w   otwartej   przestrzeni,   wiosną 

będziemy mieć mnóstwo słońca. Musisz nas odwiedzić, Elise. To wstyd, 
że jeszcze u nas nie byłaś.

- Niełatwo wyrwać się komuś, kto ma w domu niemowlę.
Ale wiosną będę pewnie mogła pożyczyć jakiś stary dziecięcy wózek i 

do was zajrzę.

-   Powiedz   mi   coś   o   tym,   co   się   stało.   Byłem   zaskoczony,   kiedy 

usłyszałem, że Evert ma z wami mieszkać.

Elise wyjaśniła, o co chodzi, mówiła o „duchach" na szkolnym strychu, 

o przerażeniu Pedera i Everta, kiedy znaleźli martwą panią Berg w łóżku. 
Skończyła, kiedy zbliżali się do Beierbrua.

W   domu   Elise   od   pierwszej   chwili   miała   mnóstwo   pracy,   musiała 

background image

dołożyć   do   ognia,   dogotować   jedzenie,   matka   natomiast   pomagała 
przewinąć Hugo i zapakować sukienkę od chrztu. Prawdę powiedziawszy, 
Elise nie była w stanie patrzeć na to ubranko dłużej, niż to konieczne. 
Wszystko   jest   kłamstwem   i   oszustwem,   myślała.   Hugo   nie   powinien 
otrzymać imion po ojcu i wuju Emanuela. W salonach Carlsenów siedzi 
Signe   i   oczekuje   dziecka   Emanuela,   ale   jego   rodzice   nie   mają   o   tym 
pojęcia.   Wszystko   stało   się   oszustwem.   Imiona,   podobnie   jak   haft   na 
sukience do chrztu, wszystko jest szyderstwem.

Cieszyła się, że ma tyle pracy. Dziecko trzeba było nakarmić, podać 

obiad   na   stół,   potem   sprzątnąć   wszystko,   przygotować   kawę   i   znowu 
podać. Dobrze, że miała do pomocy matkę. Ringstadowie chcieli zdążyć 
na popołudniowy pociąg, nie było wiele czasu.

Kiedy   ostatni   gość   zniknął   za   drzwiami,   Elise   odetchnęła   z   ulgą. 

Odwróciła   się,   żeby   zacząć   sprzątać,   i   wtedy   napotkała   spojrzenie 
Emanuela. On też sprawiał wrażenie, że czuje się lepiej, w jego oczach 
widziała ulgę, uśmiechał się do niej, a nawet ją uściskał.

- No, nareszcie mamy to za sobą, Elise.
Słuchała, ale była zbyt zmęczona, żeby się nad tym zastanowić, wciąż 

nie mogła zrozumieć, dlaczego to takie ważne, żeby chrzciny dziecka mieć 
już za sobą. Wprawdzie wszyscy rodzice bardzo się boją, że dziecko może 
umrzeć, zanim zostanie przyjęte do Kościoła, ale Hugo jest zdrowy i silny, 
nie grozi mu żadne niebezpieczeństwo. Ciekawe, kiedy mąż zdecyduje się 
wyjaśnić jej ten pośpiech?

Dopiero w dwa dni później znalazła w końcu okazję, żeby odwiedzić 

Annę. To Emanuel zaproponował, żeby wzięła sobie parę godzin wolnego, 
chociaż bardzo jej się śpieszyło z suknią dla Karolinę.

-   Wyglądasz   na   wyczerpaną,   Elise.   Dobrze   ci   zrobi,   jak   się   trochę 

rozerwiesz. Poza tym domyślam się, że Torkild i Anna czekają na ciebie 
niecierpliwie. Anna nie widziała cię już od dawna.

Chłopcy poszli do pracy i Emanuel obiecał zająć się dzieckiem. Suknia 

dla Karolinę zaczynała przybierać ostateczną formę, na pół gotowa wisiała 
na wieszaku  w izbie.  Kiedy  przedpołudniowe słońce przedostawało się 
przez małe szybki okien i padało na ciemnoniebieski aksamit, Elise mogła 
długo   stać   i   przyglądać   się   sukni   w   zachwycie.   Nie   potrafiła   sobie 
przypomnieć,   żeby   kiedykolwiek   widziała   taki   piękny   niebieski   kolor. 
Emanuel zgodził się, że powinni trochę palić w izbie, dopóki suknia nie 
będzie gotowa, tak by Elise mogła siedzieć tutaj w spokoju i nie sprzątać 
wszystkiego za każdym razem, kiedy reszta domowników wraca.

- Ale suknia ma być gotowa na sobotę - zaprotestowała, słysząc jego 

background image

propozycję.

- Jestem pewien, że zdążysz, nawet jeśli zrobisz sobie małą przerwę. 

Przecież ty dosłownie nigdy nie wychodzisz za drzwi, chyba że musisz 
przynieść wody albo drewna.

Emanuel miał rację. Kristian robił zakupy u Magdy na rogu po powrocie 

ze szkoły. Nie był taki zmęczony  jak Peder i nie musiał aż tyle czasu 
poświęcać na lekcje, chociaż chodził do wyższej klasy.

Jakie to cudowne uczucie móc wyjść z domu. Był drugi dzień marca i w 

powietrzu   można   już   było   wyczuć   wiosnę.   Utrzymywała   się   łagodna 
pogoda, roztopiony śnieg spływał kroplami z dachów i tworzył wzdłuż 
drogi   małe   strumyczki.   Łagodny   wiatr   wiał   od   wschodu   i   przeganiał 
nieprzyjemne zapachy znad rzeki. Elise wciągała głęboko do płuc świeże 
powietrze, wyprostowała się i uniosła głowę.

Słońce   jeszcze   całkiem   nie   zaszło,   wciąż   zabarwiało   na   różowo 

zachodnią   stronę   nieba.   Z  każdym  dniem  będzie   teraz   jaśniej,   wkrótce 
Elise będzie mogła szyć do późnego wieczora przy dziennym świetle. To 
da jej wiele cennych godzin przy maszynie. Kiedy trzeba szyć przy lampie 
naftowej,   nie   ma   odwagi   robić   nic   więcej,   jak   tylko   spinać   materiał 
szpilkami albo fastrygować.

Poczuła się jakoś dziwnie, kiedy znowu znalazła się w Andersengarden. 

Od dawna też nie widziała pani Evertsen ani pani Thoresen. Pojutrze ma 
się odbyć pogrzeb pani Berg, więc pewnie przyjdą na Nordre Gravlund. 
Pogrzeb ma być zorganizowany podczas przerwy obiadowej w fabryce, 
Emanuel   wróci   do   domu   i   zajmie   się   dzieckiem,   ona   zaś   będzie 
towarzyszyć   Evertowi   na   cmentarzu.   Everta   czekają   trudne   przeżycia, 
bardzo polubił panią Berg w ciągu tego roku, kiedy u niej mieszkał. Elise 
widziała jednak, jak rozkwitł od tamtego dnia, kiedy zamieszkał u nich, 
nareszcie spełniło się jego marzenie o tym, by należeć do rodziny. To oni, 
rodzina Lovlien, spełnili to jego marzenie. Uśmiechnęła się, myśląc o tym, 
zadowolona, że Emanuel protestował tylko pierwszego poranka, a później 
już nie. Ona też z Emanuelem o tym nie rozmawiała. Evert przyszedł do 
nich, żeby zostać. Ma być jednym z nich.

Miała   nadzieję,   że   w   domu   Thoresenów   nie   zastanie   Johana.   Nie 

dlatego,   żeby   jej   to   przeszkadzało,   zawsze   lubiła   z   nim   porozmawiać, 
Emanuel jednak jest zazdrosny. Gdyby  się dowiedział, że Johan był w 
domu, może nie byłby taki skory pozwolić jej na kolejne odwiedziny u 
Anny.

Kiedy znalazła się już w bramie, drzwi się otworzyły i wyszedł Torkild.
- Elise? - twarz mu się rozjaśniła. - Idziesz do nas w odwiedziny?

background image

-   No   tak,   nareszcie.   Przed   chrzcinami   dziecka   naprawdę   nie   miałam 

czasu, jak wiesz.

- Bardzo dziękuję za ostatnie spotkanie.
- Chciałabym, żeby Anna też przyszła, no ale trudno. I tak było nas 

sporo,   a   Ringstadowie   bardzo   się   śpieszyli,   jak   słyszałeś,   natomiast   z 
wózkiem inwalidzkim i... - wzruszyła ramionami. - Co ja ci zresztą będę 
mówić.

Torkild   skinął   głową.   -   Właśnie   szedłem  do   Biermannsgàrden,  żeby 

przynieść mleka, ale chętnie wrócę z tobą na górę. Mleko mogę przynieść 
później.

-   To   przecież   nie   jest   konieczne.   Jeszcze   nie   zapomniałam,   gdzie 

mieszkacie. - Elise uśmiechnęła się.

Torkild wybuchnął śmiechem, potem zawrócił i poszedł przed nią.
Przed drzwiami powiedział tajemniczo:
- Zaczekaj tu chwileczkę, zapytam tylko panią Thoresen, czy możemy 

wejść.

Elise zdumiała się. To przecież chyba nie jest konieczne zapowiadać 

swoje przybycie.

Dotarły do niej głosy z kuchni, ale miała wrażenie, że tylko jeden z nich 

jest męski. To bardzo dobrze. Opowiadanie Johanowi o chrzcinach dziecka 
sprawiłoby mu ból, bo przecież on niedawno utracił własne.

Jak długo to trwa! I dlaczego Elise nie może wejść bez uprzedzenia? 

Nareszcie ukazał się Torkild i otworzył jej drzwi. Elise weszła.

Nagle stanęła jak wryta. Przed nią stała Anna, opierała się wprawdzie na 

dwóch kulach, ale stała na własnych nogach.

Elise jęknęła. Przez chwilę miała wrażenie, że coś się stało z jej głową, 

dostała zawrotu, musiała się oprzeć o futrynę drzwi. To z pewnością jakieś 
przewidzenie. Coś takiego nie jest przecież możliwe, cuda zdarzają się 
tylko w książkach, nigdy w prawdziwym życiu.

Anna roześmiała się cicho.
- Nie widzisz ducha, Elise, nie obawiaj się, to naprawdę ja.
W następnym momencie Elise podbiegła do przyjaciółki, zarzuciła jej 

ręce na szyję i pozwoliła płynąć łzom.

- To nie może być prawda! Wiedziałam, że ćwiczysz, ale... - z jej gardła 

wydobył się  szloch,  wciąż  nie była pewna, czy  naprawdę widzi to,  co 
widzi.

Torkild podszedł i otoczył Annę opiekuńczym ramieniem.
-   Uważaj,   żebyś   jej   nie   przewróciła,   Elise.   -   Mówił   łamiącym   się 

głosem. - To, co widzisz, kosztowało Annę nieskończenie wiele godzin 

background image

ciężkiej pracy, nie chcę, żeby musiała zaczynać od początku.

Elise   zawstydzona   cofnęła   się   o   krok,   łzy   wciąż   spływały   jej   po 

policzkach.

- Nie mogę uwierzyć, że to prawda! - Kręciła głową, nie była w stanie 

pojąć tego cudu.

Twarz Anny promieniała niczym słońce.
- To dlatego tak niecierpliwie na ciebie czekałam, Elise. Chciałam ci to 

pokazać. Wiedziałam, że się ucieszysz. Torkild zrobił mi te szyny, które 
wzmacniają kostki. - Przesunęła ręką po urządzeniu, które miała na nodze. 
- Dopiero jakiś tydzień temu udało mi się zrobić pierwszy krok.

- To właśnie tamtego dnia przyszedłem do ciebie, żeby cię zaprosić - 

wtrącił Torkild. - Obiecałem Annie, że nic ci nie powiem, żebyś mogła 
sama zobaczyć. Teraz jednak możesz usiąść, Anno. Nie wolno przesadzać.

Pomógł jej podejść do najbliższego taboretu, a kiedy usiadła, odebrał od 

niej kule. Pani Thoresen przez cały czas stała milcząca i nieporuszona przy 
kuchni. Nie wyglądała dobrze, ale spojrzenie miała łagodniejsze, niż Elise 
kiedykolwiek u niej widziała.

- Napijemy się odrobinę kawy, Elise?
Elise skinęła i dziękując, usiadła przy stole. Anna z ożywieniem zaczęła 

jej   opowiadać   o   ciężkich   ćwiczeniach,   jakie   prowadziła   przez   ostatnie 
miesiące, i o niezwykłej cierpliwości Torkilda oraz swoim własnym braku 
wiary w powodzenie.

- On by nigdy nie zrezygnował - powiedziała w końcu. - Za każdym 

razem, kiedy traciłam odwagę, pomagał mi się pozbierać, ciągnął mnie 
dosłownie za uszy, a ma wielką zdolność przekonywania, potrafi chwalić i 
zachęcać do wysiłku. Naprawdę nie wiem, jak to wszystko wytrzymał.

Przez   całą   drogę   do   domu   Elise   biegła,   starała   się   dotrzeć   tam   jak 

najszybciej, żeby przekazać Emanuelowi wielką nowinę.

Ku swemu wielkiemu zaskoczeniu stwierdziła, że chłopcy siedzą przy 

kuchennym stole nad lekcjami, męża jednak nigdzie nie ma.

- Gdzie Emanuel? Peder spojrzał na siostrę.
-   Przyszła   tu   jakaś   pani  i   pytała   o   niego.   Stali   oboje   i   dosyć   długo 

rozmawiali, a potem oboje zabrali się i poszli. Emanuel wyglądał bardzo 
dziwnie, oparł czoło o ścianę i mamrotał coś, ale nie zrozumiałem.

-  Ale   ja   słyszałem   dobrze   -  Evert   pośpieszył  z   wyjaśnieniami.   -   On 

powiedział: „Boże drogi, stało się to, czego się obawiałem".