background image

ocalić od zapomnienia

1

PRZEGLĄD PAPIERNICZY · 75 · GRuDZIEń  2019

Zbigniew Aleksander Rozmanit, herbu Leliwa, polski 

działacz gospodarczy, przemysłowiec, od 1928 do 1934 r. 
radny miasta stołecznego Warszawy, równocześnie zasiadał 
w zarządzie Towarzystwa Ubezpieczeniowego „Vit i Krakow-
skie”. Pełnił funkcję prezesa zarządu założonej przez siebie 
Fabryki Tektur w Fordonie koło Bydgoszczy. Do 1939 r. był 
członkiem rady Związku Przemysłowców. Po zakończeniu  
II wojny światowej skonfiskowano mu majątek i potraktowa-
no jako wroga ustroju socjalistycznego. W 1948 r. podczas 
rozprawy sądowej Zbigniew Rozmanit został posądzony 
o malwersacje finansowe na wielką skalę i skazany na wyrok 

PAWEŁ WANDELT

Z ziemi węgierskiej do Polski

Jak zasłużony papiernik 

Zbigniew Rozmanit przetrzymał 

najgorsze i realizował swoje ambitne plany

 

śmierci, który został zamieniony na wieloletnie więzienie. Po 
kilkunastu latach został zwolniony z zakładu karnego i pra-
cował jako szeregowy pracownik w zakładach „Inco” – tyle 
można przeczytać w wikipedii.

A  teraz  przejdźmy  do  udokumentowanych  faktów: 

W  ubiegłym,  jubileuszowym  roku  100-lecia  odzyskania 
przez Polskę niepodległości, na sesji naukowej „Ziemiaństwo 
w walce o niepodległość i suwerenność Polski w pierwszej 
ćwierci XX wieku” (11-13 października 2018 r., Muzeum 
Zamoyskich w Kozłówce) Ewa Belina Brzozowska z dworu 
Brzozówka w Tomicach wygłosiła referat pt. „Zbigniew Roz-
manit – przemysłowiec i społecznik”. 

Niestety, nie zdążyłem w ubiegłym roku z niniejszym 

artykułem na podstawie wspomnień Zbigniewa Rozmanita, 
liczących aż 360 stron maszynopisu, z ilustracjami i wieloma 
zdjęciami. Udostępnił mi je kolega, w owym czasie profesor 
Centrum Badań Molekularnych i Makromolekularnych PAN 
w Łodzi, który otrzymał je w mailu od krewnej w Londynie, 
ofiarowany jej przez córkę Zbigniewa Rozmanita, Jolantę 
Banaszkiewiczową. Wspomniałem o tym w jubileuszowym 
artykule, na 70-lecie „Przeglądu Papierniczego” [1], reprodu-
kując okładkę tych wspomnień.. Niestety, były to fotografie 
stron kalkowej kopii maszynopisu, trudno czytelne, dlatego 
bardzo powoli, mozolnie je czytałem, ręcznie przepisując 
stosowne fragmenty.

Ważnym uzupełnieniem tego pamiętnika są wywiady dla 

dźwiękowego archiwum Muzeum Powstania Warszawskiego 
z obiema córkami Z. Rozmanita: z 3 lipca 2013 r. w Warszawie 
z 86-letnią już, starszą córką Jolantą Banaszkiewicz [2], jaki 
przeprowadziła Katarzyna Pruszyńska, oraz z młodszą Ma-

Zbigniew Rozmanit. Paryż 1976 r.

background image

ocalić od zapomnienia

2

PRZEGLĄD PAPIERNICZY · 75 · GRuDZIEń  2019

rią Szlenkier [3], z którą rozmawiała w Kołbieli 20 czerwca 
2012 r. Elżbieta Trętowska. Ich szczególne znaczenie histo-
ryczne wynika z dużego dystansu czasowego, odpowiednio, 
29 i 30 lat po śmierci ojca, czyli w pełni uwiarygodniają jego 
wspomnienia. 

O nietuzinkowości i niezłomności naszego bohatera naj-

lepiej świadczy następujący, znamienny wstęp do jego wspo-
mnień. Napisał w nim: Lata moich wspomnień – opowieści, 

to jednocześnie lata opisu o mojej rodzinie: Rozmanitch’ów 
na Węgrzech, teraz na naszej polskiej ziemi Rozmanith’ów, 
względnie Rozmanit’ów, którzy przywędrowali z Węgier do 
Polski, osiedlili się na tej ziemi za panowania Stefana Batorego 
(urodzony 27.IX.1533 r. w Sihelu, zmarł w Grodnie 12.XII.1586 
r.), o czym wspomina dokument ocalały z dnia 23.VII.1770 r., 
wydany w Leopoli (Lwów). Dokument ten jest zaopatrzony pie-
częciami, nazwiskami i kolorowym herbem Leliwa. Przeżyłem 
cztery wojny:
 tę z lat 1904-1905 rosyjsko-japońską, tę z lat 

1914-1918, tę lat 1919-1921 polsko-sowiecką i tę najokrutniej-
szą z lat 1939-1945.  Życie miałem urozmaicone, więc na brak 

wrażeń narzekać nie mogłem. Byłem zawsze optymistą, więc 
nie pesymistą, znosząc w spokoju najcięższe momenty mojego 
długiego życia. Moje poczynania zawsze były konsekwentne 
i wytrwałe, ale życie bardzo zmienne, z karą śmierci włącznie. 
Ale i ta perspektywa mnie nie zmog
ła.

  

A wcześniej: Do napisania tego pamiętnika zachęciły mnie 

poniekąd opowiadania moje o mych przeżyciach w rozmowach 
z przyjaciółmi: ‘ujmij to’ twoje przeżycia, mówili, w formie 
książki. Chciałbym wierzyć, że mnie się to udało. Utrwaliłem 
też imiona i nazwiska ludzi, których na drodze mojego długiego 
życia spotkałem. Wspominam o ich czynach i wyczynach. Lu-
dziom często pomagałem. Sprawy społeczne nie były mi obce. 
Najwierniejszy byłem przyrodzie. Zawsze żałowałem, że nie 
zostałem geografem, z której to dyscypliny zawsze w szkole 
miałem najwyższe oceny. Za młodu byłem bardzo uparty, jak 
mnie moja matka określała, co w późniejszym wieku nazywała 
„stanowczością”. Moja kochana mama zmarła, gdy miałem 
5,5 roku, i było to chyba najcięższe przeżycie w ciągu mego 
młodego wieku. 

Ten  wstęp  autor  wspomnień  zakończył  wyrażeniem 

wdzięczności dla prof. Stefana Kieniewicza, który skierował 
go do redaktora naczelnego „Polskiego słownika biograficz-
nego” w Krakowie pod dyrekcją prof. dr. Emanuela Roztwo-
rowskiego. A to z tej racji, że w wydaniu Państwowego Insty-
tutu Wydawniczego pod tytułem „Warszawa w pamiętnikach 
Powstania Styczniowego” udział Antoniego Rozmanita, jak 
i Franciszka i Józefy Rozmanit, nie był ani pełny, ani dokładny, 
i że udzielił mi kilku cennych rad.

Znaczące fakty z młodzieńczego okresu życia Z. Rozma-

nita podaję za jego starszą córką, Jolantą, urodzoną w War-
szawie 3 lipca 1926 r.: W 1905 r. wybuchł strajk szkolny, 
w proteście przeciwko wprowadzeniu przez władze carskie 
języka rosyjskiego w nauczaniu wszystkich przedmiotów, 
więc szkołę zamknięto. Dlatego przez rok uczył się na do-
mowych kompletach, a potem w 1907 r. wyjechał, wraz 
z dużą grupą młodych Polaków, do Sant Gallen w Szwajcarii, 
gdzie – mimo braku świadectw i młodego wieku (Z.R. miał 
18 lat), przyjęto ich do Wyższej Szkoły Handlowej – tubylcy 
się śmiali, że to polska szkoła. Uczelnię tę skończył mając  
21 lat i z dyplomem w kieszeni wyjechał do Anglii, gdzie za-
łożył firmę handlującą barwnikami z Ameryką Południową. 
W 1920 r., gdy wojska sowieckie były już pod Warszawą, 
przyjechał i na ochotnika zgłosił się do wojska polskiego, by 
walczyć w artylerii przeciwlotniczej w oddziale zenitówek. 
Poznał Janinę Wicherkiewicz, z którą się ożenił 17 czerwca 
1921 r. i zabrał ją do Anglii. Tam urodził im się synek. W 1924 r.  
zwinął swoje interesy w Anglii i wrócili do Warszawy, gdyż 
– jego słowami – „Polska powstała i trzeba było dla niej coś 
zrobić”. Jakieś pieniądze ze sobą miał, ale w zasadzie musiał 
zaczynać od zera. Postanowił zaangażować wszelkie środki 
w przemysł papierniczy, dość szeroko pojęty, ale posiadał 
nieruchomości i grunty. Kupił teren pod Bydgoszczą w For-
donie, wybudował tam papiernię, wyszkolił i zatrudnił 250 
pracowników, co opiszę dalej.

background image

ocalić od zapomnienia

3

PRZEGLĄD PAPIERNICZY · 75 · GRuDZIEń  2019

W Warszawie mieszkali w kamienicy przy 

ul. Smolnej 10 (pod numerem 17 była siedziba 
spółki Steinhagen i Saenger Fabryki Papieru 
i Celulozy, a po pierwszych bombardowaniach, 
Zarządu  Głównego  Polskiego  Czerwonego 
Krzyża), którą Z. Rozmanit kupił po powrocie 
z Anglii w 1924 r. Była to typowa na tej ulicy 
kamienica czworoboczna, w której były 4 oficy-
ny: z frontu i z tyłu oraz dwie boczne. Mieszkało 
się tam bardzo wygodnie, zwłaszcza z dziećmi, 
ze względu na bardzo ładne otoczenie, gdyż na 
zapleczu był ogród i pałacyk Zamoyskich, gdzie 
młodsza córka Maria mogła się bawić. Starsza 
córka Jolanta chodziła do żeńskiej Szkoły im. 
Cecylii Zyberkówny Plater przy ul. Pięknej.

Wstępna część pamiętnika poświęcona jest 

też rodowi Rozmanitów, z zestawieniem niemal wszystkich 
jego członków. Ograniczę się tylko do tych, którzy zapisali 
się szczególnie chwalebnie w historii Polski, choć wszyscy 
byli polskimi patriotami, służąc swej nowej ojczyźnie jak 
najlepiej. Zacznijmy od ich udziału w naszej martyrologii 
narodowej. Sybiracy z 1831 r.: Antoni i Franciszek oraz żona 
Leona, Józefa z Zimmermanów Rozmanith, wyrokiem sądu 
polowego z 1863 r. w Cytadeli zostali skazani: Antoni, jako 
Naczelnik Ekspedytury Rządu Narodowego – na karę śmierci 
przez powieszenie, Franciszek i Józefa – na zesłanie na Sybir. 
Jedynie Józefa doczekała się Polski Niepodległej – umarła  
24 stycznia 1929 r. Została odznaczona Krzyżem Walecznych. 
Ten sam sąd wojenny skazał na śmierć Romualda Traugutta 
i jego towarzyszy. Wyroki audytorium polowego zawierają 
streszczenia wyroków w procesie braci Rozmanithów i Ro-
mualda Traugutta.

Stanisław Rozmanith, który w swym domu w Warszawie 

na Nowym Świecie miał skład win i korzeni, przekazał orygi-
nalną tablicę rodową rodziny Rozmanith synowi Aleksandro-
wi, a ten po śmierci swego syna Stanisława, na wojnie z 1920 r.,  
Zbigniewowi, autorowi pamiętnika. Ten z kolei przesłał kopię 
wnuczce Antoniego – Zofii Krzetulskiej i wnukowi Janowi 
Jachimskiemu w Krakowie, gdzie w kościele Św. Anny jest 
wmurowana  tablica  upamiętniająca  wspólnego  przodka 
Rozmanithów, Andrzeja Rozmanitha, zmarłego w 1808 r..

Zbigniew Rozmanit w 1938 r. został odznaczony Złotym 

Krzyżem Zasługi, na wniosek Edwarda Natansona, prezesa 
Związku Papierni.

Papiernia w Fordonie przed wojną

Zbigniew Rozmanit wybudował w Fordonie w 1927 r. Fa-

brykę Tektury Surowej, Papierów i Bibułek, a produkcję pod-

jęła ona już 15 stycznia 1928 r., w ruchu ciągłym, z przerwami 
w niedziele, do dnia 1 września 1939 r., czyli do wybuchu 
wojny. W owych czasach nie było to łatwe. Nowy kocioł pa-
rowy na średnie, jak na owe czasy, ciśnienie 16-40 atm firmy 
angielskiej Lcox Babcok nabył w Austrii. Maszynę parową, 
z rekuperacją pary do ogrzewania, zakupił w firmie niemiec-
kiej z filią w Gdańsku, a prądnicę w Szwecji. Dyrektora ds. 
Technicznych, wraz z majstrem i mechanikiem, przez przy-
padek pozyskał z Fabryki szlachetnych papierów i bibułek 
w Soczewce. Samą nieruchomość, z bocznicą kolejową o dłu-
gości ok. 150 m koło stacji kolejowej Fordon oraz odpływem 
ścieków do Wisły kamiennymi rurami z wysokiego brzegu, 
nabył za pośrednictwem Banku Towarzystwa Spółdzielczego. 
Wodę zapewniono drążąc studnie głębinowe (94 m) z pompą 
elektryczną. Początkowo były tylko dwie maszyny papierni-
cze, ale w 1936 r. Z. Rozmanit rozbudował Fabrykę kupując 
nową maszynę papierniczą firmy Voith o wydajności 20 t 
papieru pakowego na dobę, z importowanej masy celulozo-
wej sodowej. Trzeba było jej, jak i holendrom i kołogniotom, 
zapewnić energię elektryczną. Najtańsze inwestycyjnie było 
podłączenie się do bydgoskiej elektrowni, stawiając na wła-
sny koszt 12-kilometrową linię przewodów na słupach wraz 
z transformatorem. Ostatecznie energia elektryczna była nie-
co droższa, ale to rozwiązanie okazało się wtedy najlepsze, 
zwłaszcza że Fabryka była dobrym klientem, gdyż energię 
pobierała przez całą dobę, a nie tylko w dzień, Decyzję inwe-
stycyjną o budowie fabryki Z. Rozmanit podjął na podstawie 
aktualnych w tym czasie warunków, które w okresie kryzy-
su w przemyśle papierniczym w latach 1929/30 i wskutek 
silnej konkurencji radykalnie pogorszyły się. Trudności ze 
zbytem bieżącej produkcji zmusiły Z. Rozmanita do obniżki 
cen. W 1939 r. produkcja Fabryki była już ustabilizowana 
i musieli się z nią liczyć konkurenci. Obrót spółki wynosił 

Fabryka w Fordonie

background image

ocalić od zapomnienia

4

PRZEGLĄD PAPIERNICZY · 75 · GRuDZIEń  2019

5 200 000 zł, a wartość Fabryki 4 600 000 zł. To wszystko 
w czasie wojny przejęli Niemcy, a po wojnie, po upaństwo-
wieniu, tzw. władza ludowa.

Zasługi Zbigniewa Rozmanita są znacznie większe niż 

budowa i eksploatacja tej niedużej papierni, w porówna-
niu z koncernem Steinhagen i Saenger, czy nawet ze sta-
rą papiernią Mirków w Jeziornie, czy w Kluczach. Działał 
bowiem energicznie na rzecz integracji polskich papierni 
o podobnym profilu, według własnych koncepcji. Udało mu 
się stworzyć syndykat 7 fabryk tektury surowej, z dalszym 
jej przerobem na papę do krycia dachów, ale w osobnej or-
ganizacji. Do pomocy w organizowaniu syndykatu zaprosił 
i zaangażował, za wiedzą prezesa rady nadzorczej Henryka 
Steinhagena, dyrektora Związku Papierniczego Bogdana 
Stypińskiego. Zastrzegł sobie wyłączne prawo podróży i ko-
respondencji w sprawach eksportu tektury papowej, głów-
nie do Skandynawii, gdyż o ludzi znających języki obce było 
wtedy bardzo trudno. Niełatwe były też kontakty zagranicz-
ne, zwłaszcza z Norwegią, która, według Z. Rozmanita, była 
wówczas bardzo ubogim krajem o ogromnym wybrzeżu 
morskim, ze stolicą Kristianią (po duńskiej dominacji – 
Christiania, a powrót do norweskiej nazwy Oslo dopiero 
w 1924 r.), żyjącym z rybołówstwa, transportu morskiego 
i eksploatacji lasów. Gdy jechał tam przez Szwecję, na gra-
nicy norweskiej był wnikliwie wypytywany przez celników 
o cel podróży. Gdy pokazywał próbki papierów, których 
część mu zabierali, poddawali go uciążliwym procedurom 

i wręcz inwigilacji podczas podróży do 
potencjalnych odbiorców. Musiał prze-
konywać celników i władze norweskie, że 
w Norwegii nie ma odpadów wełnianych 
i bawełnianych, niezbędnych w produkcji 
tektury papowej. Zagadnięty przez Hen-
ryka Steinhagena, z którym – mimo różni-
cy wieku – był w przyjaznych stosunkach, 
dlaczego  sprowadza  masy  celulozowe 
z  Finlandii,  zamiast  z  celulozowni  we 
Włocławku, wyjaśnił, że ma na piśmie od 
Ministra Handlu i Przemysłu zalecenie, że 
eksportowany do Finlandii polski węgiel 
musi być spłacany fińską celulozą lub pa-
pierem. Nie wspomniał, że cena lepszej 
celulozy fińskiej była o 10% niższa niż 
krajowej, a fiński syndykat celulozowy, 
reprezentowany przez Niemców w Ham-
burgu, udzielał 6-miesięcznego, bardzo 
nisko oprocentowanego kredytu.

 

Czasy okupacji

W czasie wojny Fabrykę przejęli Niemcy: spółka Schalcer, 

a Zbigniew Rozmanit handlował papierem, a nie rąbanką, 
kaszanką, słoniną, schabem, czy baleronami, jak w okupacyj-
nej piosence „Teraz jest wojna, kto handluje ten żyje” z filmu 
„Zakazane piosenki”. Musiał utrzymać rodzinę, ale pomagał 
jak mógł Armii Krajowej, przekazując pieniądze i papier.

Gdy wojna się zaczęła, żona z dziećmi była na wakacjach 

w Zakopanem i musiał ich przenieść do swojego majątku Ła-
ziska w Lubelskiem. Ponieważ Niemcy podpalili oficynę jego 
domu przy ul. Smolnej, gdzie mieszkał na 3 piętrze, a pod nim 
zajął mieszkanie Arnold Szyfman z Marią Przybyłko-Potocką 
(bo stracili swoje mieszkanie z dobytkiem na ul. Litewskiej, 
którą zajęli Niemcy), więc żonę i dzieci przywiózł do swego 
mieszkania na ul. Lwowskiej. Brakowało tam szyb i było tak 
zimno, że córka Maria odmroziła sobie palce u rąk. Na szczę-
ście, na Smolnej 10 zwolniło się 3-pokojowe mieszkanie we 
frontowej oficynie, więc przeprowadzili się do niego.

Szkoła przy ul. Pięknej została przez hitlerowców za-

mknięta i zamieniona na szkołę gospodarczą. Obie córki uczy-
ły się częściowo na kompletach domowych, a częściowo przy 
ul. Sienkiewicza, gdzie był specjalny, zakonspirowany lokal. 
Do wybuchu wojny starsza Jolanta skończyła tylko pierwszą 
klasę licealną.

Ulica Smolna zlokalizowana jest w samym centrum 

Warszawy i kamienice na niej były przez Niemców pod-
palane i niszczone, niewiele z nich po wojnie pozostało. 

Na  górze:  Część  frontowa  Fabryki.  Poniżej  po  środku:  przed  frontowym  wejściem  

Z. Rozmanit z córką Marią, nad nimi tablica z napisem „Papier, książka to oświata – dla 

odbudowy kraju, z tektury papa” – w głębi część budynku mieszkalnego, z lewej: córka 

Jolanta na składowisku szmat, po prawej: bocznica i waga kolejowa 

background image

ocalić od zapomnienia

5

PRZEGLĄD PAPIERNICZY · 75 · GRuDZIEń  2019

W najgorszych dniach w grudniu 1939 r. hitlerowcy pod-
palili oficynę, gdzie na trzecim piętrze mieszkała rodzina 
Rozmanitów. Na szczęście Z. Rozmanit zdążył przenieść ją 
do oficyny od frontu. Bardzo przydały się piwnice, gdzie 
wiele osób się ukryło i mogło przeżyć, gdyż za ścianą był 
magazyn żywności przedwojennej firmy niemieckiej. Były 
też możliwości czasowego ukrywania nawet Żydów. Dwie 
Żydówki się ukryły, ale potem hitlerowcy, pędząc miesz-
kańców ulicą, je rozpoznali i rozstrzelali (Z. Rozmanit ra-
dził im zamaskować głowy, by ukryć semickie rysy, ale nie 
chciały). W pierwszych dniach Powstania hitlerowcy kazali 
opuścić kamienicę, zostawiając wszystko w niezamknię-
tych na klucz pomieszczeniach, i przenieśli wszystkich do 
Muzeum Narodowego po drugiej strony al. Jerozolimskich. 
Pięć albo i więcej tysięcy warszawiaków spało tam na pod-
łogach w salach wystawowych, a gdy kiedyś przywieźli im 
jakąś strawę, to nie było nawet jej w czym jeść. Niektórych 
Niemcy używali jako żywe tarcze przed czołgami. Później 
zarządzili ewakuację do Pruszkowa.

Fabryka po wojnie

Wejście wojsk polskich zastało Zbigniewa Rozmanita 

w Pruszkowie. Po wyzwoleniu Warszawy 17 stycznia 1945 r. 
dowiaduje się, że na Pradze rezyduje komisja na czele z Hi-
larym Mincem, z Ministrem Przemysłu, Rozwoju i Handlu. 
Przyjmuje ona ludzi i kieruje do uruchomienia zakładów 
produkcyjnych w całym kraju. Zgłasza się więc na Pragę, 
staje w długiej kolejce do jednego ze stołów biura. Młody 
człowiek, słysząc od niego, że założył fabrykę w Fordonie, 
pyta o nazwisko. Słysząc, że Zbigniew Rozmanit, prosi, by 
poczekał aż załatwi resztę kolejki, a potem mówi, że jest 
przyjacielem pana Szydłowskiego, dyrektora handlowe-
go jego Fabryki w Fordonie i wypisuje mu skierowanie do 
Fordonu, chociaż był zakaz kierowania ludzi do zakładów, 
w których pracowali przed wojną, zwłaszcza na kierownicze 
stanowiska.

Zbigniew Rozmanit jedzie pociągiem z tym skierowa-

niem do Fordonu. Na dworcu w Fordonie spotyka swego 
głównego majstra, którego z rodziną Niemcy wysiedlili, 
ponieważ pochodził z Królewca. Ruszyli obaj piechotą do 
Fabryki, odległej o 12 kilometrów. Ledwo uszli 2 km, zatrzy-
mała się ciężarówka żołnierzy sowieckich. Jeden z nich za-
pytał po rosyjsku, gdzie jest gorzelnia. Majster przytomnie 
mówi, że w Fordonie. Wsiadają więc do ciężarówki, mimo 
że wiedzą, iż gorzelni tam już nie ma, ale Z. Rosmanit daje 
im pół litra wódki, co załatwia sprawę. Przyjeżdżają jako 
pierwsi z pierwszych, z tych wysiedlonych z Fordonu. Ro-
smanit zamieszkuje u innego swego majstra, który ma 2 

pokoje, czwórkę dzieci, młodą Rosjankę i żołnierza miesz-
kającego 300 km za Moskwą. Śpią we troje na podwójnym 
łóżku, a dzieciaki na swoim. Mały pokój oddaje do dyspo-
zycji Rosmanitowi.

Fabryka oczywiście nie pracuje, a zajmuje ją sowieckie 

wojsko, z kapitanem na czele. Z. Rosmanit ma swobodny 
dostęp do Fabryki, tylko że sowieccy żołnierze, ciekawi jak 
dzieci, o wszystko go wypytują i nie mogą się nadziwić, 
że wybudował ten spory zakład produkcyjny. Żołnierze 
mieszkają w wybudowanej przez siebie obszernej lepiance, 
w której nawet fortepian się zmieścił. Jest bardzo wesoło, 
gdyż jest też jeden z żołnierzy grający na bałałajce. W końcu 
wojsko opuszcza Fabrykę i Z. Rosmanit może przystąpić 
z grupą swoich robotników do porządkowania i sprawdza-
nia stanu technicznego.

Fabryka bez surowców nie ruszy, więc Z. Rosmanit skon-

taktował się ze Zjednoczeniem Przemysłu Celulozowo-Pa-
pierniczego. Były wtedy dwa zjednoczenia. Zjednoczeniem 
dla północnej części Polski kierował wtedy mgr inż. Henryk 
Karpiński, profesor Politechniki Łódzkiej, który na tej no-
wej uczelni zorganizował studia papiernicze na Wydziale 
Mechanicznym. W jego piśmie z 14 września 1957 r., jako 
odpowiedzi na list Z. Rosmanita z 1 września, przypomina 
on, że Fabryka w Fordonie została uznana przez Zarząd 
Zjednoczenia za wzorową. Bez żadnego dofinansowania 
z budżetu państwa jako pierwsza podjęła produkcję i nie 
sprawiała kłopotów, a tektura na papę jest niezmiernie 
potrzebna do odbudowy kraju oraz budowy budynków 
dla wojska. Dostawy szmat do jej produkcji są utrudnione 
wskutek ustalenia w 1945 r. cen zapewniających pokrycie 
tylko kosztów ich transportu. Prowadzenie tego rodzaju 
zakładów i wykonywanie planu było utrudnione również 
z tego powodu, że ceny na papier i tekturę surową w 1945 r., 
a szczególnie w 1946 r., nie uległy równoczesnej podwyżce 
ze zwyżką cen surowców i materiałów. W rezultacie tego 
przemysł papierniczy znalazł się w trudnej sytuacji finan-
sowej na koniec 1946 r., wykazując na owe czasy poważną 
globalną stratę, rzędu przeszło pół miliarda złotych. Fordon 
był wśród tych nielicznych zakładów, które wykazały za rok 
1946 poważne zyski. Dla wyrównania tych strat, Central-
ny Zarząd uzyskał zgodę wyższych czynników na bardzo 
poważną podwyżkę cen papieru i tektury w marcu 1947 r. 
Wynosiła ona do 250%, umożliwiając zakładom przystą-
pienie do normalnej pracy.

Na koniec prof. Karpiński napisał: Pamiętam, że w do-

wód zasług Pana, Centralny Zarząd Przemysłu Papierniczego 
mianował Pana z dniem 1 stycznia 1947 r. Naczelnym Dy-
rektorem Przemysłu Tekturowego, z siedzibą w Fordonie, do 
którego należało 11 fabryk.

background image

ocalić od zapomnienia

6

PRZEGLĄD PAPIERNICZY · 75 · GRuDZIEń  2019

Jest to bardzo istotne. Co się zmieniło, że już w połowie 

1947 r. Zbigniew Rozmanit został aresztowany z poważ-
nymi, ale absurdalnymi, zarzutami, na przykład że wysłał 
syna, o 8 lat starszego od siostry Marii, do imperialistów, 
podczas gdy urodzony w Anglii syn, mając brytyjskie oby-
watelstwo, sam zdecydował o wyjeździe? Była to po pro-
stu fala czerwonego terroru (o której wcześniej pisałem  
[1, 5]), która zalała naszą Ojczyznę i nie opuściła do śmierci 
Stalina i Bieruta.

Zadanie zabezpieczenia surowców dla wyzwolonych już 

poniemieckich zakładów miał zastępca prof. Karpińskiego, 
w randze Dyrektora Technicznego Zjednoczenia, inż. Józef 
Fiedorowicz. Po drodze autem z kierowcą wstępował do 
Fordonu i zabierał Z. Rozmanita, który bardzo sobie to ce-
nił i pomagał w rozdysponowaniu zapasów w zakładach 
opuszczonych już przez wojsko sowieckie. Niestety, więk-
szość tych fabryk była już przez nich ogołocona. W zakładzie 
u ujścia Odry w Świnoujściu, będącym, według Z. Rozmanita, 
największą papiernią w przedwojennych Niemczech, zastali 
5000 Rosjan demontujących wyposażenie i rekwirujących je 
wraz z całymi maszynami i urządzeniami, jako łup wojenny. 
Do zakładu ich nie wpuścili. Udało się to kilka tygodni póź-
niej, ale wtedy zostały już tylko resztki, jak i w pozostałych 
poniemieckich zakładach. Z tych resztek Fordon otrzymał 
wtedy kilkadziesiąt, a ogólnie kilkaset wagonów. I to była 
podstawa niskich kosztów surowcowych, o których wspo-
mniał prof. Karpiński. Dyrektor Fiedorowicz sprostował, że 
Fordon był jedynym, a nie jednym z nielicznych zakładów, 
który wykazał w 1946 r. poważne zyski.

Już w połowie 1947 r. Zbigniew Rozmanit został aresz-

towany i przewieziony do aresztu śledczego w Łodzi, gdzie 
był przesłuchiwany i dręczony 8 miesięcy. Syn jednego z jego 
majstrów umówił się z córką Marią i powiedział, że jest go-
tów ze swoją organizacją antykomunistyczną odbić ojca 
podczas przewożenia z aresztu do sądu, ale na szczęście 
odmówiła. Żona z córkami musiały opuścić Fordon w cią-
gu 2 tygodni, zabierając tylko podstawowe rzeczy osobiste. 
Podczas rewizji ubecy zabrali resztki biżuterii i pieniądze 
– zostały bez środków do życia. Gdyby nie przyjaciel ojca, 
który zaczął im pomagać, nie wiadomo, co by było. Studiu-
jąca w Poznaniu córka Jolanta wynajmowała tam mały pokój 
i właściciele przyjęli też siostrę Marię. Matka pochodziła 
z Poznania, więc babcia przygarnęła obie córki. Żona Z. Roz-
manita zarabiała robiąc na drutach swetry dla Cepelii i z tego 
się utrzymywały. Ale jej córki, zwłaszcza Marię, dotknęły 
dotkliwe represje. Jolancie ZNP na uczelni odebrało prawo 
do darmowego posiłku. Znacznie gorzej było z Marią, której 
nie pozwolono studiować. Nawet nie pomogła interwencja 
ojca jej późniejszego męża, profesora astronomii. W końcu 

pozwolono jej zdawać egzaminy wstępne na leśnictwo, ale 
mimo zdania egzaminu z pierwszą lokatą, nie przyjęto jej 
i musiała iść do pracy bez wyższego wykształcenia. Zaczęła 
się szkolić na szybowcach i już zdobyła trzeci stopień: pięcio-
godzinny przelot, i też ją wyrzucili. Jolanta została natomiast 
znaną projektantką tkanin i autorką artystycznych kilimów, 
eksponowanych w muzeach i w kolekcjach prywatnych. 

Proces w trybie doraźnym toczył się w Rejonowym Są-

dzie Wojskowym w Łodzi. To istny horror. Grozę tej sytuacji 
najlepiej oddaje Polska Kronika Filmowa nr 3/48 z 15 stycz-
nia 1948 r. pt. „Proces spekulantów” [4]. Głosem Andrzeja 
Łapickiego, słychać: Walka ze spekulacją i sabotażem trwa. 

W Łodzi w Rejonowym Sądzie Wojskowym kończy się proces 
przeciwko papiernikowi Doleckiemu i jego kompanom. Na 
ławie oskarżonych pierwszy z lewej Dolecki. W chwili aresz-
towania miał w majątku ok. 50 milionów złotych i 5 samocho-
dów. Gdy go zamknięto w więzieniu, ceny papieru spadły na 
rynku o 30%. Jeden ze świadków, pan Mikołajczyk, uciekł za 
granicę. A szkoda, bo mógłby opowiedzieć wiele pikantnych 
szczegółów w sprawie setek milionów złotych otrzymanych 
od Doleckiego na cele propagandy PSL. Zeznaje oskarżony 
Dolecki. Twierdzi że to nie on podnosił ceny zeszytów szkol-
nych o 300%. Fałszerstwa, wyzysk , demoralizacja aparatu 
państwowego, oto metody rekinów spekulacji. Sąd skazał 
Doleckiego i Rozmanita na karę śmierci.
 Przypomnę, że na 
Doleckim karę tę wykonano [1].

Gdy zmarł Stalin, Zbigniewowi Rozmanitowi karę śmier-

ci zamieniono na 15 lat więzienia, o czym dowiedział się od 
rodziny, która to usłyszała z londyńskiego radia BBC. Wszy-
scy jego pracownicy podpisali petycję o jego wcześniejsze 
uwolnienie, ale bezskutecznie. Opuszczając podłe więzienie 
w Rawiczu, gdzie uczył angielskiego i francuskiego swoich 
współwięźniów, przy wzroście 186 cm ważył 40 kg, i długo 
by chyba nie pożył. Został przeniesiony, wraz ze 150 innymi 
z izby chorych, do pohitlerowskiego obozu w Potulicach pod 
Bydgoszczą, gdzie trochę odżył. Uwolniony został 15 lutego 
1955 r., po 7 latach i 7 miesiącach odosobnienia. Po latach, 
w 2012 r. córka Jolanta powiedziała, że ojciec popełnił błąd 
przyjmując stanowisko Dyrektora Zarządu Przemysłu Tek-
turniczego. Jednak kto mógł wiedzieć, że wkrótce zostanie 
aresztowany i uwięziony na tak długo.

Po uwolnieniu Zbigniew Rozmanit zaczął poszukiwać 

pracy. Zatrudnił się w spółdzielni budowlanej. Po roku 
awantur zmienił się zarząd, jednak całą robotę nadal zwa-
lili na niego, a sami kradli. Gdy przyszedł nowy dyrektor i Z. 
Rozmanit złożył mu wymówienie, usłyszał, że jest jedyną 
uczciwą osobą w tej spółdzielni i szkoda że odchodzi.

Odwiedził w biurze Józefa Fiodorowicza, który zapytał 

go, gdzie pracuje. Odpowiedział, że poszukuje pracy, ale 

background image

ocalić od zapomnienia

7

PRZEGLĄD PAPIERNICZY · 75 · GRuDZIEń  2019

myśli o związaniu się z PAXem, w którym schronienie znaj-
dowali ludzie źle widziani przez władzę „ludową”. PAXem 
kierował wtedy Bolesław Piasecki, którego pierwszą żonę 
i jej rodzinę Z. Rozmanit dobrze znał i wiedział, że zginę-
ła bohaterską śmiercią żołnierza wraz ze swym bratem. 
Słysząc to, J. Fiodorowicz wyszedł i długo nie wracał, po 
czym wrócił z mężczyzną, którego przedstawił, jako pana 
Szwekowskiego, stryja Jana Szwekowskiego, dyrektora Zjed-
noczonych Zespołów Gospodarczych Veritas-Inco. Zadzwo-
nił do niego i poprosił o zatrudnienie Z. Rozmanita. W ten 
sposób Rozmanit dostał pracę, z zadaniem poszukiwania 
i kupowania za granicą surowców, artykułów przemysło-
wych itp. na potrzeby 44 oddziałów produkcyjnych na dość 
małą skalę. Pracował tam do wieku 88 lat, a przechodząc na 
emeryturę musiał poszukać godnego następcę i przekazać 
mu swe kontakty zagraniczne. Nie jest zatem prawdą, że 
pracował jako szeregowy pracownik, jak podaje wikipedia, 
gdyż miał na to zbyt wysokie kwalifikacje, duże doświad-
czenie, wiedzę, biegłą znajomość języków obcych i kontakty 
zagraniczne.

Życie Zbigniewa Rozmanita po wyjściu z więzienia nie 

było łatwe, zwłaszcza że po spaleniu domu i mieszkania 
na ul. Smolnej z całym dobytkiem, długo tułał się z rodziną 
po różnych kątach, prawie do 1964 r., kiedy, dzięki stowa-
rzyszeniu PAX, otrzymał przydział dwóch mieszkań przy 
ul. Falęckiej 5/7: jedno o powierzchni 30 m

2

, drugie o po-

wierzchni 56 m

2

 dla córki, zięcia, syna i wnuczek. Żył

 

94 lata 

i wykorzystał ten czas na podróże zagraniczne, opracowy-
wanie historii, zwłaszcza swego rodu i licznych znajomych 
o znanych nazwiskach oraz swoje kulturalne pasje, co opisał 
szczegółowo w drugiej części swego pamiętnika, ilustrowa-
nego licznymi zdjęciami i dokumentami. Na przykład, ojciec 
jego żony, dr Bogdan Wicherkiewicz, po skończeniu we Wro-
cławiu Konserwatorium, studiował literaturoznawstwo na 
niemieckim Uniwersytecie Wrocławskim, razem z Janem 
Kasprowiczem i Stanisławem Przybyszewskim. Ostatecznie 
jednak został doktorem okulistyki.

Zbigniew Rozmanit znalazł się w centrum wydarzeń 

historycznych, które doprowadziły do odzyskania przez 
Polskę niepodległości . Z Londynu śledził zabiegi o uzyska-
nie przez Polskę niepodległości, której ważnym rzecznikiem 
i działaczem był Maurycy Zamoyski (ur. 1871), ojciec ostat-
niego, 16-tego ordynata, Jana Zamoyskiego (ur. 1910) i dzia-
dek Marcina Zamoyskiego (ur. 1947), byłego prezydenta 
Zamościa, Wojewody Zamojskiego i przewodniczącego Rady 
Miejskiej w Zamościu. W latach 1917-19 był on członkiem 
Komitetu Narodowego Polskiego w Vevoy pod Paryżem, 
potem w Paryżu, gdzie od 1919 r. był posłem pomocni-
czym i finansował KNP w okresie tworzenia Armii Polskiej 

we Francji, która od 1917 r. walczyła u boku aliantów. Dał 
w zastaw z całej ordynacji 52.000 ha ziemi ornej bankom 
francuskim na otrzymanie funduszy, które po wojnie musiał 
spłacić środkami ze sprzedaży odnośnej ziemi ornej, prze-
ważnie chłopom. Gdy przybył Paderewski podpisać Traktat 
Wersalski, stanowiący o podziale Europy i powstaniu Pol-
ski, okazało się że nie ma pieczęci, wtedy Maurycy Zamoy-
ski pojechał do domu, wziął swoją pieczęć z herbem Jelita 
i dostarczył Paderewskiemu. W ten sposób pod Traktatem 
Wersalskim jest ta pieczęć i podpis M. Zamoyskiego, obok 
podpisu Paderewskiego. Po podpisaniu Traktatu przyniósł 
z domu kuferek z kosztownościami rodzinnymi i powiedział 
że trzeba to sprzedać, gdyż Naród tego potrzebuje.

Smutny koniec Fabryki w Fordonie

Po papierni w Fordonie nic już nie pozostało. Gruz wy-

wieziono i w tym miejscu w Bydgoszczy przy ul. Fordońskiej 
431 powstaje nowoczesne osiedle mieszkaniowe.

Państwowa fordońska papiernia popadła w kłopoty fi-

nansowe już na początku lat 90. Według lokalnych władz, 
„nie wytrzymała konkurencji ze świeciańskim kolosem”. Jej 
los został przesądzony w 1999 r., gdy ją likwidowano, a naj-
wyższy budynek musieli wysadzić pirotechnicy, nie wiedząc 
pewnie, że to na zlecenia Zbigniewa Rozmanita tak solidnie 
go zbudowano. Nikt jakoś nie pomyślał, żeby go upamiętnić 
wraz z jego Fabryką, choćby tak, jak to uczyniono na Roztoczu 
z ruinami papierni ordynacji Zamoyskich [6].

Niechże zatem ten artykuł będzie na razie jedynym 

upamiętnieniem Fabryki w Fordonie i jej znamienitego 
Twórcy.

LITERATURA

[1]   Wandelt P., 2014. „’Przegląd Papierniczy’ przed laty (2)”. Przegląd 

Papierniczy 70 (8): 463-467.

[2]  www.1944.pl/archiwum-historii-mowionej/jolanta-banaszkie-

wicz,2821.html

[3]   www.1944.pl/archiwum-historii-mowionej/maria-szlen-

kier

,2922.html

[4]   www.reprozytorium.fn.org.pl/?q=pl/node/5698

[5]   Wandelt P. 2014 , „’Przegląd Papierniczy’ przed laty”, Przegląd Pa-

pierniczy 70 (4): 202-209.

[6]   Wandelt P. 2019. „Jak upamiętniać? Ruiny papierni ordynacji Za-

moyskich”. Przegląd Papierniczy75 (9): 566.