background image

 

 

 

Spis treści: 

Prolog- str.2 

Rozdział 1- str. 4 

Rozdział 2- str. 16 

Rozdział 3- str. 27 

Rozdział 4- str. 40 

Rozdział 5- str. 56 

 

 

 

 

 

 

background image

Prolog 

 

Ślub. Czy ktoś się spodziewał, że po półrocznej znajomości 
słynna agentka nieruchomości Bella Swan i prawnik 
Edward Cullen zdecydują się na ten poważny krok? Nikt 
się tego nie spodziewał. Prawdopodobnie oni sami jeszcze 
rok temu nie uwierzyliby, że tak będzie. No ale miłość 
przytrafia się niespodziewanie, a to była miłość od 
pierwszego wejrzenia. Wszyscy znajomi i rodzina, a 
szczególnie matka Edwarda, która nie cierpiała Belli, 
odradzali im ślub po tak krótkim okresie znajomości, ale 
oni nie słuchali. Wierzyli, że nic ich nie rozdzieli. Dlatego w 
tej chwili składają sobie przysięgę i święcie wierzą w to, że 
będą żyli razem "długo i szczęśliwie", nieświadomi faktu, 
że ich znajomi zakładają się o to jak długo będzie trwało 
ich małżeństwo. Po ceremonii państwo młodzi od razu 
wyjechali na tydzień na Hawaje, ponieważ praca nie 
pozwalała na dłużej, a goście spotkali się na obiedzie 
przygotowanym specjalnie dla nich. Każdy z nich był 
pewny, że to małżeństwo nie przetrwa. Pytanie tylko ile 
będzie trwało?? 

 

Rok później 

Edward 

No odbierz wreszcie ten telefon. 

background image

- Cześć, tu Isabella Cullen, nie mogę odebrać, więc zostaw 
wiadomość. Dzięki. 

Pip. 

-Cześć, to ja, twój mąż. No przynajmniej wedle prawa 
obowiązującego w Nowym Jorku. Dzwonię żeby się 
przywitać. Dziś mijają cztery miesiące odkąd jesteśmy w 
separacji. Może moglibyśmy się spotkać? Widziałem cię na 
okładce magazynu z nieruchomościami, wyglądałaś ślicznie. 
Teraz patrzysz na mnie z każdego kiosku. Bardzo cieszę się, 
że twoja firma stała się jedną z najważniejszych firm w 
mieście, jak mówi artykuł. Kupiłem pięć egzemplarzy tej 
gazety, także jeśli kiedykolwiek do siebie wrócimy, a ty 
zgubisz swój zawsze możesz na mnie liczyć. Zresztą nie 
dzwonie po to żeby ci o tym opowiadać. Chodzi o to, że jestem 
smutny, bardzo za tobą tęsknie i szczerze żałuje tego co 
zrobiłem. Byłbym bardzo szczęśliwy gdybyś odzwoniła, a 
jeszcze bardziej gdybyś zgodziła się na spotkanie. Mam 
nadzieje, że otrzymujesz wszystkie prezenty ode mnie. Wiem, 
że nie wszystkie są trafione. Szczególnie ta rzeźba z lodu, 
która się stopiła zanim przyszłaś do domu, bo posłaniec 
zostawił ją pod twoimi drzwiami, gdy cię nie było. Pozwę ich. 
Muszę kończyć, bo jestem w sądzie i za chwilę mam 
rozprawę. 

Boże jestem idiotą. Kto nagrywa taką długą wiadomość i 
mówi o tak nieistotnych rzeczach w wiadomości. Tylko 
idiota. Dlaczego za każdym razem gdy się jej nagrywam 
dostaję słowotoku? Odpowiedź jest prosta: Bo jestem 
idiotą.  

background image

Rozdział 1 

Bella 

 

Ohhh nareszcie udało mi się komuś wcisnąć to mieszkanie. 
Moja agencja miała duży problem z jego sprzedażą, 
pewnie dlatego, że jest beznadziejne. Jestem zdziwiona, że 
tej parze się podobało, no ale cóż z gustami się nie 
dyskutuje. Dobra, następne mieszkanie jest 10 min drogi 
stąd, a klienta mam dopiero za 30 minut, może wreszcie 
znajdę czas na kawę. Zadzwonię do mojej asystentki Alice 
i spytam, czy nie mam jakichś planów na ten czas. Alice 
odebrała po dwóch sygnałach: 

- Dzień dobry, tu Alice w czym mogę pomóc? 

- Cześć Alice, tu Bella. Sprzedałam to mieszkanie, więc 
nareszcie problem zniknął. 

- Świetnie! Powiem wszystkim, kamień spadnie im z serca. I 
znowu udowodniłaś, że jesteś najlepsza. 

- Tak, no cóż nie przesadzajmy. Dzwonie, bo mam 30 min 
czasu do następnego spotkania, masz coś dla mnie 
zaplanowane na ten czas? Jakieś telefony do wykonania, 
albo do odebrania?  

- Nie. Możesz iść na jakąś kawę. A tak w ogóle włączałaś już 
telefon prywatny? 

- Nie. 

background image

- Przygotuj się na wiadomość od swojego męża. Dzwonił ten 
jego asystent, czekaj nie pamiętam imienia, Jake? Jason? 

- Jasper 

- O no właśnie. Dzwonił i pytał czy otrzymałaś wiadomość od 
Pana Cullena, bo mąż się martwi, że nie odzwoniłaś. 

- Matko, mam nadzieje, że ta wiadomość będzie krótsza niż 
poprzednia.  

- Cóż odbierz ją i zrób coś żeby ten człowiek tu  nie dzwonił. 
Nie cierpię tego tam... 

- Jaspera 

-No właśnie. 

- Dobra. Odsłucham wiadomość, ale po pokazaniu 
apartamentu. Teraz idę szybko na kawę, bo zostało mi już 
niewiele czasu. Do widzenia Alice. 

- Do usłyszenia. 

Kochana Alice. Zginęłabym bez niej. Jest nie tylko świetną 
asystentką, ale też przyjaciółką. W sumie nie wiem czemu 
nie lubi Jaspera, mi się zawsze wydawało, że oni do siebie 
pasują. No ale patrząc na moje małżeństwo, moje 
przeczucia co do związków się nie spełniają, więc lepiej się 
nie będę wtrącać. Zamówiłam kawę i ruszyłam w stronę 
budynku gdzie mam spotkać sie z klientami. To jakieś 
francuskie małżeństwo, mam nadzieję, że mówią chodź 
trochę po angielsku, bo mój francuski nie jest dobry. Na 
takich rozważaniach minęła mi droga. Nim się 

background image

spostrzegłam stałam pod apartamentowcem i szukałam 
wzrokiem swoich klientów, których widziałam na zdjęciu 
wcześniej. Stali kilka kroków ode mnie więc poszłam się 
przywitać. 

- Dzień dobry. 

- Dzień dobry-odpowiedziała kobieta- Strasznie się 
cieszymy, że pani już jest. Przepraszam, że mąż nie będzie za 
dużo mówił, on po prostu bardzo słabo mówi po angielsku. 

- Nic nie szkodzi. Jesteście gotowi? 

- Tak. 

- Więc proszę za mną. 

Dobrze, że kobieta zna angielski, moje prośby zostały 
wysłuchane. Teraz muszę sprzedać im ten apartament, co 
nie będzie trudne, ponieważ uważam, że jest piękny. 
Doszliśmy wreszcie do odpowiednich drzwi. 

-Zapraszam.- powiedziałam, gdy otworzyłam drzwi. 

I zaczęło się wychwalanie widoków z okna, oświetlenia 
pokoi i ich wielkości, podsuwanie wizji gdzie co postawić. 
Najprościej było mi zareklamować salon, w którym się 
zakochałam. Był ogromny i łączył klasyczną architekturę z 
subtelną elegancją. Kobieta zaczęła rozmawiać z mężem 
po francusku, wyłapałam słowo dziecko, niedługo i że jest 
w ciąży. Nie mogłam tego zignorować. 

- Jest pani w ciąży? To wymarzone miejsce dla rodziny z 
dzieckiem.  

background image

- A ile pani ma dzieci? 

Czułam, że padnie pytanie o rzecz, która boli mnie 
najbardziej. 

- Nie mam dzieci. Mój mąż i ja jesteśmy w separacji. Wiem 
co państwo myślą czas ucieka, ale zastanawiam się nad 
adopcją, muszę być optymistką, a nie dołować się. 

- Przykro mi. 

Po chwili rozmowy podpisali ze mną umowę. Mieli taki 
współczujący wzrok, że nie jestem pewna, czy podpisali ją, 
bo podobało im się mieszkanie czy dlatego, że mi 
współczuli. Po dokonaniu wszystkich formalności z ulgą 
wsiadłam do taksówki. Nie lubiłam współczującego 
spojrzenia. Wierzę, że uda mi się adoptować dziecko 
jestem już zarejestrowana w ośrodku adopcyjnym, to tylko 
kwestia czasu. Natomiast jeżeli chodzi o separacje nie 
wiem czy nie zakończy się rozwodem. Obecnie nie mogę 
patrzeć na mojego męża. A propos muszę wysłuchać jego 
wiadomość. Włączyłam telefon i zaczęłam odsłuchiwać 
wiadomość: " Cześć, to ja, twój mąż. No przynajmniej wedle 
prawa obowiązującego w Nowym Jorku. Dzwonię żeby się 
przywitać. Dziś mijają cztery miesiące odkąd jesteśmy w 
separacji. Może moglibyśmy się spotkać? Widziałem cię na 
okładce magazynu z nieruchomościami, wyglądałaś ślicznie. 
Teraz patrzysz na mnie z każdego kiosku. Bardzo cieszę się, 
że twoja firma stała się jedną z najważniejszych firm w 
mieście, jak mówi artykuł. Kupiłem pięć egzemplarzy tej 
gazety, także jeśli kiedykolwiek do siebie wrócimy, a ty 

background image

zgubisz swój zawsze możesz na mnie liczyć. Zresztą nie 
dzwonie po to żeby ci o tym opowiadać. Chodzi o to, że jestem 
smutny, bardzo za tobą tęsknie i szczerze żałuje tego co 
zrobiłem. Byłbym bardzo szczęśliwy gdybyś odzwoniła, a 
jeszcze bardziej gdybyś zgodziła się na spotkanie. Mam 
nadzieje, że otrzymujesz wszystkie prezenty ode mnie. Wiem, 
że nie wszystkie są trafione. Szczególnie ta rzeźba z lodu, 
która się stopiła zanim przyszłaś do domu, bo posłaniec 
zostawił ją pod twoimi drzwiami, gdy cię nie było. Pozwę ich. 
Muszę kończyć, bo jestem w sądzie i za chwilę mam 
rozprawę.". 

Jak zwykle długa wiadomość o wszystkim i o niczym. 
Kocham tego faceta, ale obecnie równie mocno go 
nienawidzę. Ale nie mam czasu się nad tym zastanawiać 
muszę jechać do biura, iść na kilka spotkań, a potem 
przygotować się na kolację na której mam przemówienie. 
To będzie długi dzień. 

 

Edward 

Ledwie wysiadłem z taksówki dopadł mnie mój asystent 
Jasper. 

- Dzień dobry panie Cullen. 

- Cześć Jasper.  

- Zdobyłem zeznania o które pan prosił. 

- Świetnie, a co z gwiazdą o której rozmawialiśmy? 

background image

- Może ją pan kupić i nazwać "Bella" za 75 dolarów. Dodają 
mapę nieba i certyfikat. 

- Chcę zrobić większe wrażenie. Mogę kupić gwiazdozbiór? 

- Nie wiem, ale może pan kupić czarną dziurę. 

- Nie jestem pewien czy na tym etapie związku to właściwe 
przesłanie. Teraz mam spotkanie z klientem, tak? 

- Zgadza się. 

- Dobra, więc idę na nie szybko. A ty upewnij się, że będę 
mógł iść na kolacje wieczorem. 

- Gdzie? 

- Tam gdzie przemawia Bella, może uda mi się wyciągnąć ją 
na kolację. 

- Dobrze sprawdzę wszystko. 

- Dziękuje. Do zobaczenia. 

- Do widzenia. 

Jasper jest świetny w najbliższym czasie muszę dać mu 
podwyżkę. A teraz skupiamy się na pracy, muszę mieć 
wolny wieczór. 

 

Bella 

Kolacja na której przemawiam, jest charytatywną galą 
przeciwko rakowi piersi. Ponieważ w pracy byłam dłużej 
niż planowałam, musiałam szybko wpaść do domu, wziąć 

background image

prysznic, zrobić makijaż, uczesać się, przebrać w sukienkę 
i szybko pojechać żeby się nie spóźnić. Oczywiście 
posadzono mnie obok Jacoba Blacka, który zawsze 
przekazuje sporą sumkę dla naszej fundacji. Facet ma 
ok.60 lat i za każdym razem próbuje mnie poderwać. No 
ale cóż nic na to nie poradzę, mogę jedynie grzecznie acz 
stanowczo dać mu do zrozumienia, że nie jestem 
zainteresowana. Zjedliśmy przepyszną kolacje i deser, 
teraz czas na moją mowę. Musi ona być krótka i wesoła. 
Wyszłam na podium i zaczęłam mówić. 

- Dziękuje wszystkim z Narodowej Fundacji Raka Piersi. 
Obecność tutaj jest dla mnie zaszczytem. Dziękuje też 
Samowi, mojemu kelnerowi ze stolika nr 2 nie skończyłam 
jeszcze tego deseru-
 powiedziałam i wszyscy zaczęli się 
śmiać. Dobry luźny początek- Ta choroba zbiera swoje 
żniwo, ale mając większą wiedzę i środki, będziemy silniejsi 
niż kiedykolwiek wcześniej. Ale co to oznacza....- 
I wtedy 
zobaczyłam w tej sali mojego męża. Niezwykle przystojny 
w swoim garniturze patrzył tylko na mnie. Zaparło mi 
dech w piersiach i nie wiedziałam co powiedzieć.- 
Przepraszam, ughhh chodzi o to, że chcemy waszych 
pieniędzy- 
wybrnęłam żarcikiem. Idąc do stolika 
pomyślałam: Co on tu robi do cholery?  

 

Edward 

Stała tam i przemawiała. Była piękna jak zwykle. 
Oczywiście zadałem sobie pytanie co mnie podkusiło. Była 

background image

ubrana w czarną sukienkę, jej cudowne czekoladowe włosy 
opadały kaskadami na ramiona. Zaczęła żartem jak 
zawsze trafionym. Była niesamowita. I wtedy jej lśniące 
oczy w kolorze płynnej czekolady spojrzały na mnie. 
Zacięła się. Moja żona po raz pierwszy zacięła się 
przemawiając. Była bardzo zaskoczona. Czułem się winny 
temu, że się pomyliła, ale jak zwykle wybrnęła żartem. 
Patrzyłem jak z gracją wraca do stolika i jak grzecznie 
spławia Jacoba Blacka. To ja powinienem być przy niej i 
osłaniać ją przed nim. Kolacja zakończyła się i wszyscy 
zaczęli wychodzić. W końcu do mnie podeszła. 

- Cześć. Wspaniałe przemówienie. 

- Cześć dziękuje.- powiedziała kierując sie na zewnątrz. 
ruszyłem za nią.- 

- Wyglądasz przepięknie. 

- Wciąż nie rozumie po co przyszedłeś. 

- Cóż rak piersi, jestem przeciw. Chciałem porozmawiać. 
Obojętnie kiedy teraz, później, jutro, przy śniadaniu, 
obiedzie, podwieczorku, kolacji. 

- W porządku, rozumie. Chcesz rozmawiać.  

- Tak 

Rozglądnęła się po otoczeniu, ponieważ staliśmy już na 
zewnątrz i zawołała: 

- Hej Alice.  

- Cześć Alice. 

background image

- Dzień dobry panie Cullen.  

- Co robię jutro? 

- Lunch dla PETY. 

- Pewnie sałatka- wtrąciłem. Chciałem być zabawny ale 
chyba nie byłem, bo nikt się nie zaśmiał- A po lunchu? 

- Przepraszam- Wtrącił Jasper- Po lunchu ma pan 
telekonferencje.  

- A kolacja? 

- O 19 prezentacja mieszkania- powiedziała Alice. 

- A u nas kolacja z Panem Newtonem- powiedział Jasper. 

- Mam propozycję- powiedziała Bella- może będzie prościej 
jeżeli Jasper i Alice sami rozwiążą tę kwestie? 

- Świetny pomysł. 

- Przepraszamy- powiedziała Alice i pociągnęła Jaspera za 
sobą. 

- Jak tam mieszkanie?- zapytałem 

Świetnie. Bez kijów do golfa jest więcej miejsca. A jak tam 
hotel? 

- Przytulny. Nikt nie nastawia budzika 15 minut wcześniej 
niż zamierza wstać. 

- A u mnie nikt nie włazi w buciorach do sypialni. Nie znosi 
brudu i zarazków z ulic. 

background image

- A ja nie znajduje pod prysznicem zużytych maszynek do 
golenia. Choć mi tego brakuje. 

- Przepraszam- powiedziała Alice- Ja przesunę państwa 
York, a Jasper kolacje.  

- Jeśli..- zaczął Jasper, ale Alice brutalnie mu przerwała 

- Po prostu tu zrób.  

- Ok. To co u Daniela o 18? 

- Dobrze- odpowiedziała 

- Świetnie.  

- To cześć. 

- Dobrej nocy. 

Zgodziła się. Hura. Wsiadłem do limuzyny i pojechałem do 
hotelu. Dzisiaj prawdopodobnie wreszcie się wyśpię. 

 

Bella 

Dlaczego, dlaczego, dlaczego? Dlaczego zgodziłam się na ta 
kolację? Nie wiem. Po prostu gdy zobaczyłam nadzieje w 
jego oczach nie mogłam mu odmówić. Nie jestem pewna 
czy jestem gotowa na tą rozmowę. No ale teraz trudno. 
Zgodziłam się więc muszę iść. IDIOTKA!!!! 

 

Alice 

background image

Mam nadzieję, że cała sprawa z małżeństwem państwa 
Cullen się wyjaśni. Bella jest przygnębiona i pan Cullen też 
nie jest w najlepszej formie. To widać. Minusem tego 
wszystkiego jest to, że chcąc nie chcąc, muszę 
współpracować z tym całym Jasperem. Nie cierpię go. Jest 
nie zdecydowany i nie wygłasza swoich teorii na głos. Na 
dodatek jest nie pewny siebie. Chociażby próbując ustalić 
to spotkanie, najpierw zaproponował, że przełoży kolację, 
a potem nagle zaczął się wahać czy mu się uda. Co z tego, 
że z wyglądu jest bardzo przystojny, jak rozmawiając 
mruczy niepewnie pod nosem i wszędzie go trzeba ciągnąć 
za rękę inaczej robi wszystko zbyt wolno. Ehh dotarłam do 
domu. Idę spać, bo jutro od rana praca.  

Jasper 

Ehh może wreszcie sprawa małżeństwa państwa Cullen sie 
wyjaśni. Mam dość załatwiania głupich prezentów i 
sprawdzania czy można kupić to czy tamto. No błagam 
was ile można? Niestety jak by nie było muszę 
współpracować z tą Alice. Jest narwana i zbyt szybka. 
Owszem jest słodka z tym swoim wyglądem chochlika, ale 
kto wytrzymałby z taką zarozumiałą, pewną siebie jędzą. 
Wszędzie cię ciągnie, jakby minuta w tę czy w tę robiła 
różnicę, krzyczy gdy jesteś nie pewny czy uda ci się coś 
zrobić, lubi się rządzić i zawsze stawia na swoim. Ucina 
moje zdania w połowie zdaniami typu " Po prostu to 
zrób", "Nie masz wyjścia", "Masz to zrobić i koniec". No 
błagam, kim ona jest żeby mi rozkazywać, ale trudno 
dzisiaj już mam ją z głowy. Niestety jutro ją spotkam i 

background image

pewni znowu coś skrytykuje: albo moje tempo, albo mój 
ubiór, albo fryzurę, albo charakter. Już mam dość. No ale 
jestem już w domu, lepiej wezmę szybki prysznic i pójdę 
spać, jutro długi dzień przede mną. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

background image

Rozdział 2 

Bella 

Obudziłam się z dziwnym niepokojem. Nie wiedziałam o co 
chodzi, aż przypomniałam sobie, że dzisiaj jem kolację z 
Edwardem o 18. Nie jestem pewna czy jestem gotowa na 
rozmowę o tym co się stało, ale czy kiedykolwiek będę 
gotowa? Przez chwilę myślałam o tym żeby zadzwonić do 
niego i odwołać spotkanie, ale stwierdziłam, że muszę 
zmierzyć się z tym co mnie boli. Teraz jadę do agencji, 
przecież muszę pracować. 

Alice 

Bella przyszła do pracy cała podenerwowana. Wiedziałam, 
że chodzi o kolację z jej mężem. Ale na szczęście nie 
prosiła mnie bym ją przełożyła, muszą się z tym zmierzyć i 
wszystko naprawić albo się rozwieść. Po 4 godzinach 
patrzenia na jej nerwy, kazałam jej iść do domu, bo i tak 
na niczym nie mogła się skupić. Na szczęście posłuchała, a 
ja mogłam spokojnie pracować. Jedynym minusem tej 
kolacji jest to, że znowu spotkam się z Jasperem, chociaż 
kto wie, może być zabawnie, on w sumie sprawia, że się 
śmieje. Większość czasu z niego, ale to nic. 

Jasper 

Pan Cullen przyszedł dziś do kancelarii, ale kazałem mu 
iść do domu. Zaczęły mnie denerwować coraz to nowsze 
pomysły na prezenty. I tak udało mi się załatwić dla niego 

background image

Galaktykę, bo mnie męczył, że gwiazda to za mało. No 
błagam was nie po to chciałem tu pracować. Chyba po raz 
pierwszy podniosłem na niego głos, a on tak po prostu 
posłuchał. Mam nadzieję, że dogadają się na tej kolacji. 
Niestety oznacza to, że znowu będę musiał spotkać panią 
Wszystko Wiem Najlepiej, no ale trudno. 

Edward 

Ja, Edward Anthony Cullen zostałem dzisiaj wykopany ze 
swojego gabinetu, przez swojego cichego, opanowanego, 
posłusznego i bojaźliwego asystenta Jaspera Withlocka. 
Musiałem być naprawdę irytującym dupkiem dzisiaj, 
skoro on zdobył się na podniesienie głosu i na wykopanie 
mnie do domu. Cały dzień czekałem w nerwach do 
wieczora. Teraz siedzę w restauracji, jest 18 i się 
denerwuje, bo jeszcze jej nie ma. A co jeśli zmieniła 
zdanie? Czy wiem co chce jej powiedzieć? Jak się 
wytłumaczyć? No cóż, chcę uratować nasze małżeństwo, 
kocham ją ponad wszystko, więc muszę znaleźć sposób, by 
mi wybaczyła. Właśnie weszła piękna jak zwykle, z gracją 
podeszła do naszego stolika. Wstałem odsunąć jej krzesło: 

- Cześć. 

- Dobry wieczór. 

- Więc,....-powiedziałem siadając- dostałaś kwiat ode mnie? 
Wiem, że bardzo lubisz rośliny. Mam dla ciebie prezent. 
Nazwałem galaktykę imieniem "Bella"- powiedziałem, 
podając jej mapkę i potwierdzenie, że to zrobiłem. 

background image

- Musisz przestać obdarowywać mnie ciągle prezentami! To 
dla mnie kłopotliwe. Nie ma tygodnia, ani dnia, żebym nie 
dostała od ciebie czegoś. 

- Cóż, w takim razie obiecuje, że przestanę. Jeszcze tylko 
jedna drobnostka... 

- Co to jest?- zapytała sięgając po kopertę. 

- Otwórz- patrzyłem jak otwiera kopertę i patrzy na mnie 
zszokowana. 

- Co to...? 

- Wiem, że zawsze chciałaś iść do terapeuty, a ja nie 
chciałem. Cóż, zmieniłem zdanie. Dr. Stanley to podobno 
świetna specjalistka od porad małżeńskich. 

- Znam Dr. Stanley. Znalazłam jej dwupoziomowy 
apartament.  

- Polecają ją Werberowie. 

- Angela i Ben? 

- Tak. 

- Wiesz ,że rozwiedli się rok temu? 

- Racja, ale uwielbiają Dr. Stanley, która podobno napisała 
książkę. 

- Tak, mit cudownego małżeństwa.- powiedziała kosztując 
sałatki, którą jej zamówiłem, nawet nie zauważyłem, że 
podali nam kolację. Zacząłem jeść i wróciłem do rozmowy, 

-Ale ty jesteś oczytana, brakuje mi tego. 

background image

- Książka obala mit oczekiwań wobec partnera i sugeruje 
trzeźwe spojrzenie na rzeczywistość. Nakłania by zbytnio nie 
polegać na drugiej osobie. 

- Cudownie. 

-Moim zdaniem to strasznie przygnębiająca teoria, nie 
sądzisz? 

- Ależ tak, skoro tak twierdzisz. 

- Możesz przestać ciągle się ze mną zgadzać? 

- Jak sobie życzysz. 

- Skończyłeś już? 

-Tak. 

- Niestety muszę się zbierać. 

- Tak szybko? 

-Niestety. 

Wyszliśmy z restauracji, przed którą już czekali Jasper i 
Alice. 

-Więc? 

- Pokazuje dziś klientowi mieszkanie. Odbieram go na 
mieście. Może się przejdziemy? 

-Jasne. Jasper przespacerujemy się. 

- Przespacerujcie?- zapytał zszokowany Jasper. 

- Tak. 

background image

- Czy coś się stało? Wszystko w porządku?- zapytała Alice. 

- Wszystko jest ok- odpowiedziała Bella. 

Uszliśmy 5 min w ciszy i zaczęło padać: 

- Zaczyna padać- zagadałem. 

- Przespałeś się z inną- przeszła do nieprzyjemnych spraw. 

- Więc, nie chcesz rozmawiać o pogodzie. 

- Dobra niech będzie, duże zachmurzenie, 100 procentowa 
gwarancja opadów. Przespałeś się z inną!!!!!!! 

- Przepraszam, miałem mętlik w głowie, zachowałem się jak 
idiota, popełniłem okropny błąd. Kocham ciebie i tylko 
ciebie. A czy ty wciąż mnie kochasz? Choć trochę? 

- Nie wiem czy potrafię kochać choć trochę. 

- Mi to wystarczy. 

- Mi nie. Tak kocham cię. Mimo tego co zrobiłeś kocham cię 
jak wariatka, ale nie umie ci wybaczyć. Muszę lecieć.- i 
poszła, a ja za nią. 

- Dajmy szansę Dr. Stanley.- wtem stanęła zdziwiona. 

- Popatrz to mój klient- pobiegłem za jej wzrokiem i 
zobaczyłem faceta na balkonie.- Co on robi na tym deszczu 
bez parasola?  

- Co my robimy bez parasola?- powiedziałem gdyż byliśmy 
przemoczeni. 

- Panie Volturi?- krzyknęła. 

background image

I wtedy mężczyzna spadł z balkonu. Miał nóż wbity w 
plecy. Na balkon zaczął wychodzić morderca. Szybko 
zakryłem dłonią usta Belli, gdyż chciała zacząć krzyczeć i 
pociągnąłem ją za ciężarówkę. Kazałem jej być cicho. 
Facet rozglądał się. I wtedy ciężarówka odjechała. 
Morderca zaczął strzelać. Na szczęście umknęliśmy i 
złapaliśmy taksówkę. Stamtąd zadzwoniliśmy na policję.  
W ciągu 30 min przyjechały radiowozy, zabezpieczono 
miejsce zbrodni, zbadano kogo zabito i zaczęto z nami 
rozmawiać: 

- Zamordowany Aro Volturi był handlarzem broni. FBI 
chciało go aresztować, więc pomagał nam złapać tego 
człowieka- powiedział wyciągając zdjęcie- Damon Salvatore, 
sądzimy, że to on zlecił zabójstwo. Morderca może nas do 
niego doprowadzić. Będziecie świadkami, ale teraz 
najważniejsze jest wasze bezpieczeństwo.  

- Jak to bezpieczeństwo?- zapytała Bella. 

- Zabójca wciąż jest na wolności. 

- Przecież nie wie kim jesteśmy- powiedziała 

- Bello on bez problemu się dowie- powiedziałem. 

- Przydzielam państwu całodobową ochronę.  

- Nie mieszkamy razem. Jesteśmy w separacji- 
odpowiedziała. 

- Ja i żona korzystamy z porad- powiedział detektyw. 

- Czy u Dr. Stanley? 

background image

- Nie. Dobra koniec rozmowy. 

- Do wiedzenia. 

- Skontaktuje się z państwem jutro. Pani Cullen, to agent 
Sam Uley, będzie czuwać nad pani bezpieczeństwem- 
powiedział wskazując wysokiego, umięśnionego faceta, od 
którego aż biło doświadczenie. 

- Dobrze. 

- Mam zostań u ciebie na noc?- zapytałem 

- Nie mam dobrą opiekę. 

- Skoro tak uważasz. 

- Dobranoc- powiedziała i poszła do samochodu razem ze 
swoim ochroniarzem. 

- Panie Cullen to agent Seth Clearwater- wskazał małego, 
chudego faceta, ok.20 lat, który z pewnością nie miał 
doświadczenia. Popatrzyłem na faceta z wątpliwościami 
wypisanymi na twarzy- Jest pan w dobrych rękach- 
zapewniono mnie. 

- Z pewnością. Dobranoc. 

I poszedłem do samochodu za moim mini-ochraniarzem. 
To był długi dzień, więc gdy tylko znalazłem się w moim 
pokoju hotelowym, zasnąłem. 

Bella 

Gdy dojechałam do domu postanowiłam zmyć z siebie cały 
stres i trud całego dnia i tego wieczoru. Wzięłam piżamę, 

background image

ręcznik, puściłam wodę i weszłam pod prysznic. Zaczęłam 
rozmyślać. Kolacja była banalna. Znowu prezent, który 
zaimponował mi, ale to jest dla mnie niezręczne, wygląda 
tak jakby myślał, że może mnie przekupić. Gdy pokazał mi 
załatwioną wizytę u Dr. Stanley byłam zszokowana. 
Doceniłabym ten gest gdyby nie to, że Dr. Stanley jeszcze 
żadnego małżeństwa nie uratowała, wręcz przeciwnie 
jeszcze bardziej skłócała swoich pacjentów. Na dodatek 
zdenerwowało mnie to, że zgadzał się z każdą moją opinią. 
Potem jego tłumaczenie, gdy poruszyłam temat jego 
zdrady. Po raz setny powiedział mi, że żałuje, że popełnił 
błąd, ale nie powiedział dlaczego. Miał mętlik w głowie, ale 
nigdy nie powiedział dlaczego. Na dodatek wydarzenie, 
które przerwało tą rozmowę całkiem wyprowadziło mnie z 
równowagi. Zabójstwo mojego klienta. Świadomość faktu, 
że jestem świadkiem i ten morderca może mnie znaleźć, że 
moje  życie jest w niebezpieczeństwie przytłaczała mnie. 
Na dodatek obcy człowiek będzie ze mną dzień i noc, 
będzie ryzykował dla mnie życie w razie zagrożenia. Ciarki 
przechodziły mi po plecach. Może gdybyśmy wyszli z 
restauracji  5 lub 10 min później nic by się nie stało. 
Zaczęła lecieć zimna woda, więc szybko wyszłam spod 
prysznica i wytarłam się. Poszłam do łóżka i pomyślałam, 
że to nie będzie spokojna noc bez koszmarów. Zasnęłam 
wraz z tą myślą. 

Jasper 

Kolejne spotkanie państwa Cullen. Przyjechałem ok. 18.30 
limuzyną pod restaurację. Oczywiście Alice już tam była. 

background image

Zawołałem cześć, ale zbyła mnie kiwnięciem głowy. 
Zrobiła to na dodatek w sposób, którym dała mi znać iż 
dostałem od niej za dużo uwagi. Zawrzało we mnie. Co za 
arogancka, złośliwa, słodziutka kobieta. Czekaj, wróć czy 
ja pomyślałem słodziutka? Lecz się Withlock ty 
masochisto!! Zacząłem odpowiadać na maile Edwarda, 
zauważyłem że zaczęła robić to samo. Robiła to patrząc na 
mnie, jakby z pogarda, że piszę patrząc na klawiaturę. 
Postanowiłem się nie dać. Pisałem patrząc prosto w jej 
oczy. Zirytowana przyspieszyła więc zrobiłem to samo. W 
końcu skapitulowała, przegrywając nasz mały nieoficjalny 
pojedynek. Tak Jasper, masz to coś!! Wtedy wyszedł 
Edward i Bella. Powiedzieli nam, że idą na spacer. Oboje z 
Alice byliśmy w szoku. Oczywiście gdy odeszli trochę dalej 
ona powiedziała:  

- Coś musiałeś zrobić źle, skoro zachowują się tak 
nienaturalnie i idą na spacer- ponieważ byłem dzisiaj 
wyjątkowo zdenerwowany odpyskowałem jej. 

- A czemu to ja musiałem coś spieprzyć?! A może to ty, 
panno idealna coś spieprzyłaś?!  A poza tym skąd wiesz, że to 
źle, że idą na spacer?! A może to właśnie dobrze?! Może 
wyjaśnią sprawę swojego pieprzonego małżeństwa raz na 
zawsze?! Może stanie się coś czego ty nie zaplanujesz?! Może 
coś pójdzie nie po twojej myśli?! W każdym razie ja idę do 
domu. Dobranoc. 

- Dobranoc- odpowiedziała cicho, a ja spojrzałem na nią, bo 
nie dowierzałem, że mi odpowiedziała. Gdy popatrzyłem na 

background image

jej twarz, po raz pierwszy zobaczyłem, że patrzy na mnie z 
szacunkiem. 

 

Alice 

Coś nieprawdopodobnego. Jasper Withlock się 
zdenerwował i mi odpyskował. Pociągał mnie ten dzisiejszy 
Jasper. Pewny siebie, silny, przekonywujący, władczy. Gdy 
przypomniałam sobie jego niezdarność zobaczyłam, że to 
połączenie jest nawet seksowne. O jeju czy ja właśnie 
chwalę tego faceta. Al musisz iść spać, bo masz zwidy. I 
poszłam, po raz pierwszy śniłam o Jasperze. 

 

W tym samym czasie ulicami Nowego Jorku 
przemieszczał się mężczyzna. Myślał o 
parze, która przyłapała go na morderstwie. 
Planował jak ich zlikwidować i jak ich 
odnaleźć. Zadzwonił jego telefon. Dzwonił 
szef.  

- Załatwiłeś go? 

- Tak zrobione.- I wtedy zobaczył kobietę, 
która widziała jego czyn. Była w gazecie. 

background image

Nazywała się Isabella Cullen. Teraz zabicie 
jej będzie dziecinnie proste. 

- To co widzimy się jutro? O 10? 

- Jasne szefie nie ma problemu.  

I poszedł. Znalazł mieszkanie Isabelli. Ma 
ochronę całodobową. Już miał plan jak się 
do niej dostanie. Niestety musi poczekać do 
rana. Isabello Cullen uważaj na siebie. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

background image

Rozdział 3 

Bella 

Wstałam o 8.00 z potwornym bólem głowy. Niestety, to co 
się wczoraj wydarzyło, nie było snem. Wciąż mam przed 
oczami mojego klienta, który został zabity. Widziałam, jak 
spadał z balkonu. Przez całą noc miałam o tym koszmary. 
Ciekawe jak Edward sobie z tym radzi. No nic, nie mam 
czasu na myślenie o tym. Wstałam, ubrałam szlafrok, 
przygotowałam sobie ubranie do pracy i poszłam pod 
prysznic. Gdy skończyłam i zaczęłam się malować, 
zadzwonił telefon. 

- Dzień dobry, tu Isabella Cullen, w czym mogę pomóc? 

- Dzień dobry pani Cullen, tu agent Crowley. 

- Oh witam. Czy udało się ustalić coś nowego? 

- Niestety nie, chciałem tylko panią powiadomić, że 
wysłaliśmy zmiennika dla agenta Uleya. 

- Oh to dobrze, bo siedział biedak całą noc przed moimi 
drzwiami... 

Wtedy zadzwonił domofon, czyli portier coś ode mnie 
chciał. 

- Mógłby pan chwilkę poczekać? Dzwoni portier. 

- Oczywiście 

Odłożyłam telefon i poszłam odebrać. 

background image

- Cześć Billy, co się dzieje? 

- Dzień dobry pani Cullen. Jest tu jakiś człowiek, który mówi, 
że jest policjantem, mogę go wpuścić? 

- Tak, dziękuje. 

Szybko poszłam po telefon. 

- Przepraszam. Wasz człowiek chyba już przyjechał. Portier 
właśnie wpuścił policjanta.  

- Co?? Pani Cullen to jest nie możliwe, żeby agent Biers już 
do pani dojechał. 

- Jak to? 

- Proszę szybko ostrzec Uleya, to może być ten morderca! 

- Dobrze. 

Szybko odłożyłam telefon i podbiegłam do drzwi. Niestety, 
było zbyt późno, gdy je otworzyłam, człowiek w mundurze 
policjanta właśnie strzelał do mojego ochroniarza. Nim się 
zorientowałam agent Uley zawołał: 

- SZYBKO SCHOWAJ SIĘ W MIESZKANIU!!!! 

Zareagowałam błyskawicznie, zamknęłam drzwi na klucz i 
wybiegłam na balkon, krzycząc pomocy. Oczywiście było 
to zbędne, gdyż i tak z 15 piętra nikt mnie nie słyszał. 
Byłam przerażona, morderca już odstrzelił zamek i zaczął 
odpinać łańcuszek przy drzwiach, gdy nagle odwrócił się i 
już go nie słyszałam. Przerażona wyszłam powoli na 
korytarz, z windy wyszedł zmiennik Sama. To sunąca w 

background image

górę winda przestraszyła mordercę. Roztrzęsiona 
osunęłam się na podłogę, potem była już tylko ciemność. 

 

Edward 

Obudziłem się po 8.00. W sumie mało spałem w nocy. 
Martwiłem się o Bellę. Wiem, że miała dobrą ochronę, ale 
mimo wszystko bałem się o jej bezpieczeństwo. Może 
gdybym nie nalegał na tą kolację, to nic by się nie stało. No 
ale już za późno żeby o tym myśleć. Wstałem, 
przygotowałem sobie garnitur i poszedłem wziąć prysznic. 
Gorąca woda kojąco spływała po moim ciele. Nagle do 
łazienki wszedł mój ochraniarz i bezceremonialnie odsłonił 
zasłonkę prysznica. 

- Co z tobą jest nie tak?! 

- Przepraszam, ale to nagły wypadek. 

- No cóż, musi zaczekać. 

- Nie może, Pani Cullen została zaatakowana przez tego 
mordercę. 

Te słowa podziałały. W błyskawicznym tempie wytarłem 
się ręcznikiem i ubrałem pierwsze lepsze jeansy i koszulkę. 
Szybko podążyłem za moim ochroniarzem i razem z nim 
pojechałem w stronę mieszkania Belli, naszego mieszkania, 
w którym nie mogłem być gdy była w śmiertelnym 
niebezpieczeństwie i to tylko i wyłącznie przez swoją 
głupotę. Gdy dotarłem do mieszkania FBI już tam było, a 
Bella leżała na kanapie, pewnie zemdlała. Podszedłem do 

background image

niej i dotknąłem jej twarzy. Po paru sekundach ocknęła 
się. Jej czekoladowe oczy były pełne strachu. 

Bella 

Nie wiem jakim cudem, ale ocknęłam się na kanapie, a 
Edward trzymał rękę na mojej twarzy. Przerażona 
wtuliłam policzek w jego rękę, czułam się przy nim tak 
bezpieczna, mimo że tak naprawdę nie mógłby mnie 
ochronić, gdyby doszło do konfrontacji z mordercą. Po 
paru sekundach zorientowałam się co robię. Znowu 
przypomniałam sobie o jego zdradzie, nie mogąc 
powstrzymać się przed myśleniem o tym. Powoli usiadłam 
odtrącając jego rękę. Tak jak się spodziewałam, agent 
Crowley i inni agenci z FBI już tu byli. Gdy pan Crowley  
zauważył, że już mi lepiej powiedział: 

- Musimy porozmawiać. 

- Czy wiecie kto to jest?- zapytał Edward. 

- Niestety nie. Przeglądaliśmy nagrania, ale skutecznie 
skrywał twarz.  

- Co z agentem Uleyem?- zapytałam. 

- Na szczęście miał kamizelkę kuloodporną, ale ten człowiek 
wciąż jest na wolności. Musimy objąć was programem 
ochrony światków.  

- CO?!- zapytałam jednocześnie z Edwardem. 

- Musimy was przenieść w bezpieczne miejsce.  

- Chwileczkę..- powiedział Edward 

background image

- Czy mówimy o tym... o tym.. o tym programie w którym 
odsyła się ludzi na odludzie?- 
zapytałam przerywając 
wypowiedź Edwarda. 

- Tak. 

- Nie zgadzam się. Nie, nie, nie- powiedziałam przerażona. 

- Dlaczego nie rozważymy wszystkich opcji?- zapytał 
Edward- Bo istnieją inne opcje, prawda?- 
dodał niepewnie. 

- Nie- bez ogródek powiedział agent Crowley. 

- Dokąd niby mielibyśmy jechać?- zapytałam. 

- To mogę wyjawić dopiero, gdy będziemy w samolocie. 

- W samolocie?- Zapytałam z niedowierzaniem. Byłam 
oburzona. 

- Tak. 

- Więc to wyjazd poza miasto?- zapytałam. Byłam bardzo 
zdenerwowana. 

- Przemyślmy to Bello...- powiedział Edward. 

- Nie mogę wyjechać, prowadzę firmę.- powiedziałam. 

- Ja też, ale...- zaczął Edward, ale mu przerwałam. 

- Kto się nią zajmie?- zapytałam. 

- Mówię tylko...- znowu zaczął Edward i znów mu 
przerwałam. 

background image

- A co z naszymi przyjaciółmi?- zapytałam- I z naszą 
rodziną? Mamy od tak zniknąć? To przecież jakiś obłęd. To 
miał pan na myśli mówiąc program ochrony świadków?  

- Nie wiemy, bo nie dajesz dojść agentowi Crowleyowi do 
słowa- 
wtrącił Edward- Zresztą mi też nie. 

- Ale...- zaczęłam zdenerwowana prawie warcząc na 
Edwarda, lecz agent Crowley mi przerwał. 

- Przepraszam, ale pragnę zauważyć, że nie robimy tego 
pierwszy raz. Podacie nam listę osób do poinformowania o 
sytuacji, w jakiej się znaleźliście, ale najpierw bezpieczna 
lokacja.  

- A co się stanie jeśli nigdy go nie złapiecie?- zapytał 
Edward. 

- Złapiemy. Ale na razie umieścimy was w miejscu 
tymczasowym, aż znajdziemy miejsce stałe.  

- Jak to stałe?- zapytałam. 

- Miałem na myśli oficjalne.  

- Ale powiedział pan stałe.- doczepiłam się- więc jeśli nie 
złapiecie tego faceta, to miejsce oficjalne stanie się miejscem 
stałym?-
 spytałam, doskonale wiedząc, że nawet jeśli tak 
jest, to agent i tak będzie obstawiał, że go złapią. 

- Pozwól mu wytłumaczyć- wtrącił Edward. 

- O nie, nie, nie- powiedziałam- przykro mi, ale nie mogę 
tego zrobić! Po prostu nie mogę. Od zawsze mieszkam w 
Nowym Jorku, tu się urodziłam i to jest mój dom! Jadałam 

background image

już posiłki w innych częściach kraju, nawet nie lubię 

Connecticut!!- wykrzyczałam zdesperowana.

 

- Pani Cullen, to profesjonalny zabójca. Odnalazł panią w 
jedną noc. On nie odpuści, dopóki pani nie zabije. Wróci 
szybciej, niż może się pani spodziewać. Woli pani żyć gdzie 
indziej czy zostać tutaj i zginąć?  

- Bello?- powiedział niepewnie Edward. Widać było, że bał 
się o mnie i że beze mnie nie wyjedzie. 

- Myślę Edwardzie- odpowiedziałam. 

- Nie ma o czym myśleć. Jeśli chce pani żyć, wyjście jest tylko 
jedno- 
wtrącił pan Crowley.  

Więc dożyłam tego dnia, kiedy to muszę wyjechać z 
Nowego Jorku. Została jeszcze jedna kwestia do ustalenia. 
Chociaż pękało mi serce, musiałam to powiedzieć. 

- Przepraszam, nie chcę tutaj oficjalnie prać brudów, ale w 
obecnej chwili nie jestem pewna czy chcę spędzić z moim 
mężem resztę życia- 
wyszeptałam.  

- Doskonale panią rozumiem- odezwała się  po raz pierwszy 
agentka stojąca za panem Crowleyem. 

Popatrzyłam ostrożnie na Edwarda. Widziałam ból na 
jego twarzy. Sama odczuwałam ból, ale musiałam być 
szczera w tej kwestii. Nie jestem pewna czy jestem w stanie 
mu wybaczyć i znów zaufać.  

- Będziecie tam razem najwyżej przez tydzień. W między 
czasie przygotujemy dwie oddzielne kryjówki, ale teraz 

background image

musicie jak najszybciej wyjechać z miasta- powiedział agent 
Crowley.  

Potem pojechał razem z Edwardem do jego hotelu, żeby 
mógł się spakować. Mnie natomiast pilnowała jego żona. 
Było strasznie trudno się spakować. Nie tylko dlatego, że 
wbrew swojej woli opuszczałam mój ukochany Nowy Jork, 
ale też dlatego, że nie wiedziałam gdzie jadę i nie 
wiedziałam czego mogę potrzebować tam gdzie jadę. Na 
dodatek cierpiałam, ponieważ mimo mojej miłości do 
Edwarda, nie mogłam mu wybaczyć. Nie mogłam mu 
zaufać, dlatego nie możemy przejść przez to razem. 
Postanowiłam porozmawiać z agentką Crowley, która 
obserwowała moje zmagania i tylko kręciła głową na nie, 
gdy pakowałam coś, czego jej zdaniem nie potrzebowałam. 

- Nie mówicie mi dokąd jadę, więc nie wiem co zabrać. 

- Nie powiem pani- odpowiedziała, jakby czytając w moich 
myślach. 

-  A tą śliczną sukienkę mogę zabrać? 

- Nie. 

To tyle jeżeli chodzi o babską rozmowę. 30 minut później 
byłam spakowana. Agent Crowley poprosił nas o wszystkie 
notebooki, komórki, laptopy, notesy elektroniczne, innymi 
słowy mówiąc zabrał całe nasze życie zawodowe i 
towarzyskie. Pocałowałam mój kochany telefon na 
dowidzenia. Potem zabrał nasze dowody, paszporty i 
wszystko co mogłoby zdradzić naszą tożsamość. Potem 
zawiózł nas na lotnisko należące do FBI i ich samolotem 

background image

wzbiliśmy się w powietrze. Zostawiłam swoje 
najpiękniejsze i najmodniejsze ciuchy, moją firmę, moich 
przyjaciół, moją rodzinę, mieszkanie i co najważniejsze 
miasto, które kochałam. Gdy już byliśmy w górze 
zapytałam: 

- Czy teraz powie nam pan gdzie lecimy? 

- Do Ray w Wyoming. 

- To gdzieś obok  Cheyenne?- zapytał Edward. Pan 
Crowley nawet mu nie odpowiedział, tylko sięgnął do 
teczki. 

- To wasze tymczasowe dowody. To odludzie, ale dajemy wam 
je na wszelki wypadek, gdybyście kogoś spotkali. 

- Isabella Forest? szepnęłam. A jednak mogło być gorzej 
niż dotychczas, 

- Zaopiekuje się wami Emmett Hale, miejscowy szeryf. 
Isabello, ty jesteś jego kuzynką z Chicago, nie widziałaś go 
od 5 lat, wtedy to was odwiedził. Czy macie jakieś pytania? 

- Obejrzymy film?- zapytał Edward na co przewróciłam 
oczami, a agent Crowley popatrzył na niego jakby był nie 
normalny. To zdanie było głupie, a on był taki słodki, że 
chociaż próbował żartować, mimo że mu to nie wyszło. 

Lot był spokojny, a że ostatniej nocy miałam koszmary, 
postanowiłam się przespać. Zasypiając, pomyślałam sobie, 
że tak wiele rzeczy może się zdarzyć w ciągu jednego dnia. 
Całe życie człowieka może stanąć na głowie. 

background image

Edward 

Bella zasnęła, a ja postanowiłem sobie wszystko 
przemyśleć. Wydarzenia dzisiejszego dnia, pokazały mi 
jak wiele może się zmienić w ciągu jednego dnia, a nawet 
nie całego dnia. Wczoraj martwiłem się o to, czy Jasperowi 
uda się kupić galaktykę oraz czy Bella pojawi się na 
kolacji. Dzisiaj rano martwiłem się o jej bezpieczeństwo, 
ale szczerze wątpiłem w to, że coś się stanie. A 15 minut po 
przebudzeniu, o mało co nie dostałem zawału na myśl o 
tym, jak mało brakowało, żeby Bella dzisiaj zginęła. On 
był w budynku, gdzie jest nasz apartament, już nawet 
zniszczył zamek. Wzdrygnąłem się na myśl, co by było 
gdyby zmiennik jej ochraniarza nie przyszedł na czas. Ten 
moment, gdy ocknęła się na kanapie i popatrzyła na mnie 
oczami pełnymi strachu, tuląc policzek do mojej dłoni 
jakby czuła się przy mnie bezpieczniej, dał mi nadzieję na 
to, że mi wybaczy. Niestety zaraz potem jej myśli dobiegły 
czyny i wstała, odtrącając moją rękę, mimo to nie 
straciłem nadziei. Gdy okazało się, że musimy się ukryć, a 
ona powiedziała, że nie jest pewna czy chce ze mną spędzić 
życie, wtedy zabiła moją nadzieje. To jedno zdanie 
rozerwało moje serce na tysiące malutkich kawałeczków. 
Nie pomagał fakt, iż wiedziałem, że te słowa jej też 
sprawiają ból. Sama mi powiedziała, że mnie kocha, a to że 
nie jesteśmy teraz szczęśliwi razem, to tylko moja wina. To 
ja sprawiłem, że ona oprócz miłości, poczuła do mnie 
nienawiść. To ja zdradziłem ją ze swoją byłą dziewczyną. 
Nie tłumaczy mnie ani trochę fakt, że byłem pijany. Moja 
ukochana poruszyła się w czasie snu i położyła głowę na 

background image

moim ramieniu. Pocałowałem ją we włosy na co cicho 
westchnęła. Muszę ją odzyskać. Muszę od nowa zdobyć jej 
zaufanie i udowodnić jej swoją miłość. Nie będzie to łatwe, 
biorąc pod uwagę fakt, że za każdym razem gdy otwieram 
usta, robię z siebie idiotę. Dowodem na to są nagrania na 
jej pocztę głosową, czy próby rozmowy z nią podczas 
spaceru i kolacji. Ale te dowody to nic w porównaniu z 
moim głupim pytaniem o film. Chciałem rozładować 
atmosferę, a jak zwykle wyszedłem na idiotę.  Jednak nie 
tylko moja głupota utrudniała sprawę. Brak czasu też nie 
był ułatwieniem. Muszę sprawić, że w tydzień zapragnie 
spróbować być ze mną, bo jeżeli tego nie dokonam, FBI 
nas rozdzieli. Roześlą nas do różnych kryjówek i jeżeli nie 
złapią tego mordercy, zostaniemy w nich na zawsze, a to 
jest równoznaczne z tym, że już nigdy jej nie zobaczę. 
Bella westchnęła i wyszeptała moje imię. Myślałem, że się 
obudziła, ale ona wciąż spokojnie spała. Uśmiechnąłem się 
mimowolnie. Śni o mnie, a ponieważ nie krzyczy jest to 
dobry sen. Może jeszcze jest dla nas jakaś szansa. Ja 
zrobię wszystko co w mojej mocy, aby znów ją zdobyć. Z 
tą myślą oparłem głowę o jej głowę i zasnąłem. Po raz 
kolejny śniły mi się jej piękne, czekoladowe oczy.  

 

W tej chwili w Nowym Jorku, na całkiem 
pustej ulicy rozległ się wściekły krzyk 
mężczyzny. Był wściekły nie tylko dlatego, 
że rano jego plan zabicia Isabelli Cullen 

background image

spełzną na niczym, ale przede wszystkim 
dlatego, że popełniając ten błąd 
zaatakowania bez wcześniejszej obserwacji, 
praktycznie sam wpakował ją i jej kochasia 
w program ochrony świadków. Pierwszy 
raz popełnił taki błąd. Pierwszy raz jego 
ofiara umknęła, a na dodatek to on jest 
temu winien. Mężczyzna kopną nogą w 
ścianę, żeby się wyładować. Szybko doszedł 
do swojego mieszkania. Musi jak 
najszybciej dowiedzieć się gdzie ona jest, 
zabić ją, a wcześniej wyciągnąć z niej gdzie 
jest mężczyzna. Chyba, że będą razem, 
wtedy po prostu ich zabije. Sfrustrowany 
podszedł do okna, nagle jego wzrok 
przykuło zdjęcie Isabelli Cullen na okładce 
gazety, która siedziała na parapecie. 
Uśmiech pojawił się na jego twarzy. 
Wczoraj wieczorem ta gazeta powiedziała 
mu kim jest ta kobieta, teraz czas 
dowiedzieć się coś o niej z artykułu, 
umieszczonego w tej gazecie. Pilnuj się 

background image

Isabello Cullen, mężczyzna ten właśnie 
sobie obiecał, że cię znajdzie, chociażby to 
była ostatnia rzecz jaką zrobi w życiu. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

background image

Rozdział 4 

Bella 

Agenci obudzili mnie, gdy podchodziliśmy do lądowania. 
Uświadomiłam sobie, że cały czas spałam na ramieniu 
Edwarda, więc szybko się od niego odsunęłam. 
Zorientowałam się, że on też spał, gdyż przeciera oczy i ma 
ten swój seksowny nieład na głowie. Po wylądowaniu agent 
Crowley powiedział: 

-Jesteśmy na miejscu. Szeryf Hale dobrze się wami 
zaopiekuje. 

- To pan nie zostaje?- zapytałam oburzona. 

- Wracam, żeby dopaść człowieka, polującego na panią i pani 
męża. Powodzenia wam życzę. Szybko przywykniecie do 
sytuacji.  

- Cóż, do widzenia-odpowiedziałam. 

-Dziękujemy za wszystko- dodał Edward. 

Wysiedliśmy z samolotu i skierowaliśmy się wraz z 
bagażami do malutkiego- w naszym odczuciu- budynku. 
Zastaliśmy puste wnętrze, ze śpiącym mężczyzną w 
mundurze na krześle. Z przerażeniem spojrzałam na 
Edwarda: 

- Myślisz, że on jest tym naszym szeryfem? 

-Jeżeli tak, to jakoś dziwnie nie czuje się bezpiecznie- 
odpowiedział. 

background image

Wtem spojrzałam na korkową tablicę z ogłoszeniami: 

-O Mój Boże, spodoba ci się to- powiedziałam Edwardowi, 
podchodząc bliżej tablicy. 

-Co?- zapytał, podszedł, popatrzył na tablicę i zbladł. 

Na tablicy w centralnym miejscu była instrukcja: "Co 
zrobić w razie spotkania z niedźwiedziem". Spanikowany 
Edward powiedział: 

- Bello, błagam cię, zapiszmy to- właśnie wtedy ktoś 
powiedział: 

-Bez obaw, te plakaty są wszędzie. 

Odwróciliśmy się w stronę głosu i zobaczyliśmy faceta w 
średnim wieku, o wyglądzie niedźwiedzia. Zaczęłam mieć 
nadzieje, że to jest nasz opiekun. Było to prawdopodobne, 
bo miał na sobie mundur. Postanowiłam się go o to 
zapytać: 

-Dzień dobry. Czy pan jest..?? 

-Tak. Miło mi. Wezmę wasze walizki. Chodźcie za mną- 
wychodząc, odezwał się do śpiącego faceta- Tom nie śpij. 

Poszliśmy za mężczyzną do jego zardzewiałej furgonetki. 
Wsiedliśmy i zaczęliśmy jechać. Na początku było cicho, aż 
w końcu nasz opiekun powiedział: 

-Witajcie w Wyoming. Jestem szeryf Emmett Hale. 

- Cóż, bardzo nam miło- powiedział Edward. 

- Taa, jestem Bella Cullen. 

background image

-Nie sądzę- odpowiedział facet. 

-Cóż, chyba raczej nie mogłam mylić się całe życie, jeżeli 
chodzi o tą kwestię.  

- Cóż, jesteś Bella Foster, chyba cię o tym poinformowano? 
Prawda kuzyneczko?- odwróciłam się zakłopotana w stronę 
okna i zatrzęsłam się na myśl o moim fikcyjnym nazwisku-
Zimno ci? 

- No cóż, to była reakcja na moje nazwisko, ale w sumie jest 
mi trochę zimno. Wiesz kuzynku, pozwolili nam wziąć tylko 
jeden bagaż i nie powiedzieli gdzie jedziemy, więc 
spakowałam tylko bieliznę i kilka sukienek.  

- Ja też w sumie wziąłem tylko letnie ubrania- wtrącił 
Edward. 

- Temperatura w nocy spadnie- powiedział Emmett- Musimy 
kupić wam coś ciepłego do ubrania, bo mi tu jeszcze 
zamarzniecie. 

-Dziękuje w imieniu swoim i męża-powiedziałam- mam 
nadzieje, że coś jeszcze będzie otwarte. 

-Nasza niezawodna "Oszczędna Obora" jest otwarta- 
odpowiedział- muszę tam zajrzeć, więc nie ma problemu. 

-Nigdy nie byłam w "Oszczędnej Oborze". 

- Żartujesz, prawda? 

-Nie żartuje. W Nowym Jorku nie ma "Oszczędnej Obory". 

-Co to ma do rzeczy? 

background image

-To, że nigdy w niej nie byłam- popatrzyłam na niego jak na 
idiotę. 

-Dalej nie łapię. 

- W Nowym Jorku nie ma sieci "Oszczędna Obora"- 
powtórzyłam wolno i wyraźnie- i dlatego nigdy w niej nie 
byłam. 

Dalej mówił, że nie widzi związku, a ja dalej tłumaczyłam 
mu coraz bardziej zirytowana, o co mi chodzi. W końcu 
odezwał się milczący dotąd Edward. 

-W Chicago też nie mamy "Oszczędnej Obory", no a wiesz 
Bello, stamtąd pochodzimy. 

- No teraz rozumiem- wykrzyknął Emmett. 

- O Jezu- powiedziałam. 

Niestety nie zdążyłam powiedzieć nic więcej, bo tak długo 
się nie mogłam dogadać z Emmettem, że dojechaliśmy na 
miejsce. "Oszczędna Obora" okazała się wielkim 
supermarketem, w którym jest dosłownie wszystko. 
Emmett wyjaśnił nam: 

-To hurtownia. 

Zaczęliśmy z Edwardem przyglądać się towarom: 

-Nie mogę uwierzyć- wykrzyknęłam- sweter za 9.99 

-Spójrz Bello, dwa w cenie jednego- dodał Edward. 

-No nie wierzę! 

- Gdzie jest dział męski? 

background image

- Po drugiej stronie- odpowiedział Emmett- Zostańcie tu 
chwile i rozejrzyjcie się, ja zaraz wracam. 

Przeglądałam damskie ubrania za niesamowicie niską 
cenę, gdy zawołał mnie Edward: 

-Bello, spójrz. Środek odstraszający niedźwiedzie! W 
spray'u! Muszę to mieć! 

- To sobie kup. Ja jakoś dziwnie nie wierzę w jego działanie.  

Poszedł naburmuszony oglądać inne rzeczy. Jednak chwilę 
później widziałam go, gdy z przerażeniem patrzył na 
kobietę, kupującą broń. Coś czułam, że mi o niej opowie. I 
nie myliłam się. Gdy już zapłaciliśmy za wszystko i 
schowaliśmy rzeczy do auta, pociągnął mnie za rękę. 

-Widzisz tę kobietę- wskazał na osobę, która szła w naszym 
kierunku przez parking- zgadnij co ma w torbach? 

Postanowiłam udawać głupią: 

-Hmm, no nie wiem. Bagietkę? 

-Nie- powiedział przerażony- Broń. 

Musiałam bardzo się wysilić, żeby się nie roześmiać. I 
wtedy scena stała się jeszcze bardziej komiczna, bo kobieta 
ruszyła w naszym kierunku. 

-O Mój Boże, ona tu idzie- pisnął Edward. 

- Cześć wam.- powiedziała kobieta- Jestem Rosalie Hale, 
zastępczyni szeryfa. 

background image

-Oh, więc jesteście małżeństwem?- zapytałam, prawie 
chichocząc, gdy Edward odetchnął. 

-Tak- powiedział Emmett- Rosi, znów kupiłaś strzelby? 

-Tak. Uwielbiam je. Ty też Bello? 

-Nie. Ja należę do PETY. 

-A ja należę do organizacji promującej jedzenie smacznej 
zwierzyny- powiedziała Rose. 

-Rose ma specyficzne poczucie humoru- wytłumaczył 
Emmett- Często nawet ja czegoś nie łapię. 

-No cóż, tak czy inaczej uważam, że jesteście oboje bardzo 
dzielni- powiedziała kobieta- Chronienie was to dla nas 
zaszczyt. Mam nadzieje, że będzie wam u nas dobrze. 

-Dziękujemy- powiedział Edward- Przyznam, iż myślałem, że 
Ray to dziura, a tu taki sklep. Widziałem również kino i 
restauracje. 

-No cóż- powiedział Emmett- Jesteśmy w Cody. Ray leży 70 
km dalej. I nie ma tam "Oszczędnej Obory" ani kina. 

Bez komentarza wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w 
kolejną podróż. W samochodzie panowała krępująca cisza, 
ale jakoś nikt nie miał ochoty jej przerwać. Po paru 
godzinach szeryf powiedział: 

-Jesteśmy w Ray-  a po 5 min dodał- A teraz już nie. 

-Możemy powtórzyć, bo nie zauważyłem?- powiedział 
Edward. 

background image

-Skoro to było Ray, to dokąd jedziemy?- zadałam bardziej 
praktyczne pytanie. 

-Kilka kilometrów za miasto- odpowiedziała Rose- Nie 
lubimy zgiełku. 

Po kolejnych 30 minutach jazdy przez las, zobaczyliśmy 
drewnianą, myśliwską chatkę. Zatrzymaliśmy się przed 
nią. 

-Jesteśmy na miejscu-powiedziała Rose. 

Wzięliśmy wszystkie bagaże i ruszyliśmy w stronę domku. 

-Zapraszam- powiedział Emmett- Uwaga na stopień. 

-Oto i nasz domek- powiedziała Rose 

-Śliczny- powiedział Edward- I przytulny 

-O tak- skłamałam- podobają mi się te głowy- powiedziałam, 
wskazując na skóry i głowy powieszone na ścianach. 

-Dzięki- odpowiedziała Rose- sami zabiliśmy te wszystkie 
zwierzęta. 

-Wspaniale- zironizowałam- nie cierpię, gdy musi to robić 
dekorator wnętrz. 

-Mój brat jest wypychaczem zwierząt- podsumowała Rose. 

-Fantastycznie- sarknęłam- Czy są jakieś wieści z Nowego 
Jorku? 

-Nie. 

background image

-Więc, jesteście głodni?- zapytała Rose- Mamy sporo 
jedzenia. 

-Nie- odpowiedziałam- ja nie. Jadłam w trakcie lotu z 
Nowego Jorku. 

-Z Chicago- wtrącił Edward 

-Właśnie- zgodziłam się 

- Zapewne jesteście zmęczeni i chce wam się spać- 
powiedziała Rose- pokaże wam pokój. Mam nadzieje, że 
będzie wam wygodnie. Jest niezbyt duży, ale zazwyczaj 
gościmy jednego świadka. 

-Ostatnio gościł u nas mężczyzna, który zabił 5 osób, zanim 
został świadkiem koronnym.  

-Czyli że często się w to bawicie?- zapytał Edward. 

-Tak-potwierdził Emmett- Jakieś 10 lat temu był nasz 
pierwszy raz. Od tamtej pory mamy gości kilka razy w roku. 
Ale przechodzę na emeryturę, więc wy jesteście ostatni. 

-Jesteśmy zaszczyceni- powiedziałam- pokój jest bardzo 
ładny, ale my jesteśmy w separacji. 

-Wybieramy się do terapeuty- powiedział Edward. 

-Więc jak chcecie spać?- spytała Rose, po chwili krępującej 
ciszy. 

-Będę spać na kanapie- zaoferowałam. 

-Nie, ja wezmę kanapę- sprzeciwił się Edward. 

-Będziemy spać na zmianę, ok? 

background image

-Dobra- zgodził się Edward. 

-Macie kablówkę?- zapytałam. 

-Mamy antenę i sporo filmów na DVD- odpowiedział 
Emmett. 

-Super- stwierdziłam- Widzę, że macie komputer, czyli na 
pewno działa u was internet? 

-Tak-powiedział Rose- ale trzeba znać kod. 

-Którego mi nie podacie?- wydedukowałam. 

-Nie- potwierdziła Rose- Kontakty internetowe to zbyt duże 
ryzyko. 

-To samo dotyczy telefonu?- spytałam-Chciałabym sprawdzić 
kilka rzeczy. 

-Ja też- wtrącił się Edward. 

-Moglibyście nadzorować rozmowę- powiedziałam, 
podnosząc słuchawkę-Nie ma sygnału. 

-Trzeba znać kod- poinformował mnie szeryf. 

- To chyba tyle- stwierdziła Rose- ręczniki są w łazience, 
mydło też. 

-Świetnie - powiedział Edward- Czy są na kod?- próbował 
zażartować, ale znów mu nie wyszło- Przepraszam, to miało 
być zabawne- wydukał. 

Poszłam wziąć prysznic, a zaraz po mnie wszedł Edward. 
Wyszedł, gdy kończyłam ścielić sobie na kanapie: 

background image

-Na pewno chcesz spać na kanapie?- spytał. 

-Tak, jest w porządku-odpowiedziałam. 

-Dobra, to dobranoc. 

-Dobranoc-powiedziałam, ale stwierdziłam, że chce mu coś 
powiedzieć-  Edwardzie, poczekaj. Wiem, że się starasz. 
Naprawdę to widzę i naprawdę byłoby mi łatwiej, gdybym 
mogła po prostu zapomnieć, ale nie potrafię, bo za każdym 
razem gdy na ciebie patrzę, odczuwam smutek oraz pragnę 
byś cierpiał. 

-To żaden problem. Chętnie wyrządzę sobie krzywdę. Albo ty 
możesz wyrządzić mi krzywdę. Po prostu powiedz mi co mam 
zrobić. Zrobię wszystko. 

-Tylko ja nie wiem tych rzeczy. 

-Posłuchaj, popełniłem błąd. Wiem to doskonale, ale jestem 
tylko człowiekiem. 

-Wiem to, ale ta wiedza nic nie daje, nie pomaga w żaden 
sposób. Byłam w tobie tak bardzo zakochana, nadal jestem, 
ale jednocześnie jestem zawiedziona i nie ufam ci. Przykro 
mi. 

-Nie wiem co mógłbym ci na to odpowiedzieć. Muszę sobie to 
wszystko przemyśleć. Wiem jedno, kocham cię i zrobię 
wszystko, żeby cię odzyskać. A teraz, czas się kłaść. 
Dobranoc. 

-Taa, dobranoc. 

background image

Wyszedł, a ja wzięłam sobie gazetę i zaczęłam czytać, ale 
było mi nie wygodnie. Próbowałam zasnąć, ale było zbyt 
cicho i patrzyły na mnie te biedne głowy. Wstałam, wziąż 
sobie coś z lodówki, ale było w niej pełno obrzydliwego 
mięsa, więc poszłam znów się położyć. W końcu z nudów 
zasnęłam. 

Edward 

Obudził mnie agent Crowley. Z przykrością zauważyłem, 
że Bella, gdy tylko zorientowała się, że spała na moim 
ramieniu, szybko odsunęła się. Wylądowaliśmy i 
musieliśmy opuścić samolot. Tak jak od początku 
podejrzewałem, agent Crowley nie zostawał z nami. 
Zapewnił nas, że będziemy w dobrych rękach i zostawił 
nas tutaj. Weszliśmy do malutkiego pomieszczenia, które 
odgrywało rolę lotniska. Spotkaliśmy śpiącego faceta w 
mundurze. Bella wyraziła nadzieję, że to nie jest nasz 
szeryf. Sam nie czułem się zresztą bezpiecznie w jego 
towarzystwie. Zaraz potem Bella wypatrzyła instrukcje, 
jak się zachować gdybyśmy spotkali niedźwiedzia. 
Spanikowany, już zamierzałem to zanotować, gdy pojawił 
się ogromny facet, który okazał się naszym szeryfem. Całą 
drogę, mało co mówiłem. Gdy ustaliliśmy, że jedziemy do 
sklepu, a Bella próbowała wytłumaczyć Emmettowi, 
dlaczego nigdy nie była w takim sklepie, miałem ochotę 
śmiać się z niej i to bardzo. Niestety, byłem zbyt zmęczony. 
Jednak, gdy po godzinie ona nadal nie wiedziała, dlaczego 
on jej nie rozumie, wtrąciłem od niechcenia, że w Chicago, 
podobnie jak w Nowym Jorku nie ma tego sklepu. Bo 

background image

przecież my "jesteśmy" z Chicago. Sklep, w którym 
byliśmy zdecydowanie przewyższył moje wyobrażenia. 
Było w nim wszystko, w bardzo niskich cenach. Przeraziła 
mnie kobieta, która kupowała broń i to bardzo. Myślałem, 
że ze strachu zsiusiam się w majtki, ale na szczęście 
okazała się ona naszą opiekunką. Była nawet sympatyczna, 
chociaż na pierwszy rzut oka nie wyglądała na taką. Ich 
domek okazał się, malutką chatką w środku lasu. Trochę 
niezręcznie wyszło z wystrojem domu, patrząc na to, że 
Bella należy do PETY. Potem akcja z sypialnią też nie była 
fajna. Zdałem sobie sprawę z tego, jak trudne mam 
zadanie do wykonania. Późniejsza rozmowa nie była 
lepsza. Tak bardzo ją kocham i tak bardzo chciałbym, 
żeby mi wybaczyła, a jednocześnie wiem, że sam czułbym 
to samo na jej miejscu. Wiem, że ją zawiodłem. Wiem też, 
że zrobiłem to tylko przez swoją głupotę, ale to mi wcale 
nie pomaga, bo ostatnio zrozumiałem, że poszedłbym za 
nią w ogień, mógłbym nawet za nią zginąć, mimo że z 
reguły jestem tchórzem. Mam dość tych myśli, ale nie 
mogę zasnąć. Łóżko jest okropnie twarde, a jednocześnie 
jest tu okropnie cicho. Poza tym ta głowa patrzy na mnie 
jakby żyła. Szybko wziąłem koc i przykryłem ją. Potem 
długo przewracałem się z boku na bok, nie mogąc zasnąć. 
W końcu zmęczenie i wszystkie dzisiejsze przeżycia dały o 
sobie znać i zasnąłem. 

Jasper 

Po okropnych wieściach od FBI spanikowany, 
postanowiłem zwrócić się do jedynej osoby, której nie 

background image

znoszę: Alice. Wiedziałem, że tylko ona może mi pomóc. 
Wszedłem pewnym krokiem do jej biura i powiedziałem: 

-Alice, słyszałaś o Cullenach? 

- Cii- odpowiedziała- siadaj-wykonałem jej polecenie- 
oczywiście, że tak. Jestem zdruzgotana. 

-Są objęci ochroną świadków. 

-Wiem. Wszystko przez ten cholerny spacer. Od razu miałam 
złe przeczucia. 

-Oj przestań. To była szansa na to, że wreszcie się pogodzą. 
Lepiej powiedz mi co robimy? 

-A co możemy zrobić?- zapytała, odbierając dzwoniący 
telefon-Tak? Dobrze, wpuść go-rozkazała, a do mnie 
szepnęła- To klient- zaraz potem odchrząknęła i powiedziała 
miłym głosem do kogoś za moimi plecami- jak mogę panu 
pomóc? 

-Jeżeli jest pani zajęta to wrócę późnej-powiedział facet. 

- Nie, nie. Kolega już wychodzi. 

-Szukam 3-pokojowego mieszkania, polecono mi panią Bellę 
Cullen. 

-Zechce pan usiąść? 

Facet usiadł, a ona ręką pokazała mi, że mam wyjść. 
Poprosiłem ją żeby do mnie zadzwoniła, a ona sie zgodziła. 
Niechętnie powlokłem się w stronę biura. To będzie bardzo 
ciężki dzień. 

background image

 Alice 

Gdy Jasper wyszedł zaczęłam rozmowę z klientem: 

-Jestem Alice, asystentka pani Cullen, której dzisiaj nie ma. 
Sprowadzić panu innego agenta? Pani Cullen nie będzie 
dłuższy czas. 

-Nie, wolę poczekać na najlepsza specjalistkę, a ona podobno 
taką jest. 

-Absolutnie się zgadzam. 

-Przepraszam, że zająłem pani czas.  

-Nic nie szkodzi. 

-Apetyczne ciastko. Smacznego. 

-Dziękuję, do zobaczenia. 

Bello w co ty i twój mąż się wpakowaliście. I 
najważniejsze: co ja i Jasper mamy zrobić do waszego 
powrotu? 

 

Tymczasem z biura Pani Cullen wyszedł 
uśmiechnięty mężczyzna. Bez problemu 
udało mu się zostawić podsłuch pod 
biurkiem i w torebce tej naiwnej asystentki. 
Szedł pewnie, lekceważąco patrząc na 
wszystkich "biedniejszych" od niego. W 

background image

końcu tego wymagał jego kamuflaż. Był 
przebrany za poważnego przedsiębiorcę w 
garniturze i okularach. Nikt nie 
powiedziałby, że ten mężczyzna jest 
szczęśliwy, bo wierzy, że jego ofiara 
wpadnie szybciej niż się wydaje. Przecież 
Bella Cullen na pewno zadzwoni do swojej 
przyjaciółki. Nie ma możliwości, że tak 
uparta kobieta jak ona, podda się bez 
problemy programowi ochrony świadków. 
Nawet jeżeli nie zadzwoni do asystentki, to 
na pewno zadzwoni do ośrodka 
adopcyjnego, a oni prędzej czy później 
skontaktują się a asystentką. Pilnuj się 
Bello, mężczyzna ten jest coraz bardziej 
zdeterminowany, by cię zabić. W końcu jest 
mistrzem, tak jak ty, a mistrzowie nie 
zawodzą. Ty uciekłaś dwa razy mordercy, 
który nigdy nie zostawia świadków, dlatego 
najbardziej chce zabić ciebie. Edwarda 
zabije tylko dlatego, że go widział, ciebie 
natomiast już nie tylko dlatego. Teraz jesteś  

background image

dla niego ofiarą, którą musi upolować. 
Jesteś najciekawszą z ofiar, bo jako 
pierwsza uciekłaś od niego. Jako pierwsza 
przeżyłaś. On musi cię znaleźć, to jest sens 
jego istnienia. Strzeż się Isabello Marie 
Swan Cullen!!! 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

background image

Rozdział 5 

Bella 

Obudził mnie hałas dochodzący z kuchni i okropny zapach 
pieczonego mięsa. Cóż się dziwić, między pokojem w 
którym była kanapa a kuchnią nie było nawet drzwi. Spało 
się zaskakująco dobrze i byłam bardzo wypoczęta. Niestety 
cała ta sytuacja nie okazała się snem, no ale trudno. Jak się 
nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Tak sobie leżałam z 
zamkniętymi oczami (udając,że śpię) i rozmyślałam, gdy 
przerwał mi głos naszej gospodyni: 

- Dzień dobry Bello. 

Wystraszona podniosłam głowę i spojrzałam na nią: 

- Dzień dobry Rose. Skąd wiedziałaś, że nie śpię?- 
uśmiechnęła się do mnie 

- Ja zawsze wiem, a ty bez urazy, ale nie jesteś dobrą aktorką. 

-Nie gniewam się. Wiele osób mi to mówiło, co jest dziwne, 
bo moi klienci nabierają się na każdy kit, który im wciskam.  

-No cóż, ja się nie nabieram na twój udawany sen- 
powiedziała- Mam nadzieje, że cię nie obudziłam. 

-Nie- skłamałam. 

- Ehh przed chwilką ci mówiłam, że kiepska z ciebie aktorka, 
ale musze powiedzieć, że kłamać też nie umiesz. 

background image

Zaśmiałyśmy się i zamilkłyśmy. Przez parę minut 
trwałyśmy w komfortowej ciszy. W końcu Rose ją 
przerwała: 

-Jesteś głodna?- zapytała. 

- No cóż, pachnie nieźle. To niesamowite, że potrafisz 
gotować. Ja rzadko używam nawet swojej mikrofalówki.  

- No cóż, ja uwielbiam gotować. Co chcesz do jajek i 
naleśników? Kiełbasę czy bekon?- zapytała. 

- Oh nic. Nie jem mięsa, jestem wegetarianką. 

Rosalie uśmiechnęła się tylko i wzruszyła ramionami. Do 
kuchni wszedł w tym czasie Emmett: 

-Dzień dobry- powiedział. 

- Nie uwierzysz w to co ci powiem Emmett- powiedziała 
Rose- Twoja ukochana kuzynka jest wegetarianką- 
skończyła mrugając do mnie. 

- Nie no, nawet w mojej własnej rodzinie- powiedział Emmett 
żartobliwie kręcąc głową. W tym momencie zauważył 
Edwarda: 

-Dzień dobry Edzio. 

-Cześć- odpowiedział Edward- Nie nazywaj mnie Edzio- 
oburzył się.  

-Dobrze, dobrze- powiedział Emmett. 

- Jak ci się spało?- zapytała Rose. 

background image

- Tak sobie- odpowiedział Edward- strasznie tu cicho. Chyba 
słyszałem moje narządy wewnętrzne. 

- O więc to nie tylko mi przeszkadzała ta cisza!- 
wykrzyknęłam- Ja modliłam się o dźwięk syreny lub... 

-METRA!!!- powiedzieliśmy oboje i uśmiechnęliśmy się do 
siebie. 

-Skoro już mówimy o Nowym Jorku- powiedziałam-  Są 
jakieś wieści? 

- Nie. Jak tylko mnie poinformują o czymś to wam powiem- 
odpowiedział Emmett. 

-Hej, widziałem zdjęcie młodego chłopaka u siebie w pokoju- 
powiedział Edward- możecie mi powiedzieć kto to taki? 

-To nasz syn, Jake- odpowiedział Emmett. 

- Czy mieszka on w okolicy?- spytałam 

-Nie- odpowiedział Rose- ożenił się z dziewczyną Los Angeles 
i się tam przeprowadził. Ona nie wyobrażała sobie niestety 
życia tutaj. No ale nie ma o czym mówić, przyzwyczailiśmy 
się już do tego, że jest daleko. Widujemy się tylko raz może 
dwa razy do roku. 

-Przykro mi- powiedziałam 

-Jak mówiłam, przyzwyczailiśmy się. Cóż, na śniadanie są: 
bekon, jajka, frytki, kiełbaski, ewentualnie naleśniki. Czy 
podać wam coś jeszcze?- spytała Rose. 

-Nie dziękuje. Mi wystarczy- powiedział Edward. 

background image

-A tobie może zrobić coś innego?- spytała Rose 

-Nie, dziękuje. Zjem naleśniki i jajka- odpowiedziałam. 

-Jeżeli jesteś pewna to jedzmy- powiedział Emmett. 

Śniadanie minęło szybko. Edward oczywiście zjadł tyle 
bekonu i kiełbasek ile się dało, no ale przecież on nie 
próbuje wybić mi z głowy wegetarianizmu, więc czemu 
niby ja miałabym mu mówić, aby nie jadł mięsa? Nawet 
jeżeli jestem jego żoną nie mam mu prawa mówić co ma 
jeść, a już na pewno dzięki separacji mam do tego jeszcze 
mniejsze prawo. Po śniadaniu zaproponowaliśmy Rose i 
Emmettowi, że pozmywamy naczynia, ale nie pozwolili 
nam, więc obejrzeliśmy film na DVD. Byliśmy w połowie 
Shreka, gdy Emmett powiedział: 

- Musimy iść na patrol. Byłoby dobrze gdybyście nie 
wychodzili. Tutaj jesteście najbardziej bezpieczni, gdy nas nie 
ma. 

- Jeżeli będziecie chcieli coś do jedzenia, to lodówka jest 
pełna- dodała Rose- Wrócimy za kilka godzin. 

-Dziękujemy- powiedzieliśmy jednocześnie. 

Gdy tylko zamknęły się za nimi drzwi powiedziałam: 

-Nie mogę uwierzyć, że naprawdę znaleźliśmy się w tej 
sytuacji. Dlaczego? 

- Nie wiem dlaczego, ale przecież są mili. 

- Tak wiem, ale mimo wszystko, tęsknię za Nowym Jorkiem i 
za moją w całości wegetariańską zawartością lodówki. 

background image

-Nie przesadzaj, nie musiałaś jeść mięsa, a mi bardzo 
smakowało. 

- No cóż, było tak tłuste, że praktycznie słyszę jak ci się 
zwężają żyły. 

- Mimo wszystko, jest to chyba najprzyjaźniejsze miejsce na 
ziemi, a na pewno najprzyjaźniejsi ludzie. 

- Myślałam, że to Disneyland jest najprzyjaźniejszym 
miejscem na ziemi. 

-Nie Disneyland jest najzabawniejszym miejscem na ziemi. 
Najprzyjaźniej jest tutaj. Wszyscy o tym wiedzą. 

-Serio? Usiłujesz żartować? 

- Tak mimo, że wiem jak kiepskie są me żarty mam nadzieje, 
że poprawią ci humor. 

-No cóż, humor może mi poprawić tylko powrót do Nowego 
Jorku. Muszę iść do łazienki, przepraszam cię na chwilkę. 

I wyszłam, a w łazience schowałam twarz w dłonie i 
zaczęłam płakać. 

 

Edward 

Po wejściu do kuchni spędziłem czas w miłej atmosferze. 
Śniadanie było pyszne, Bella czasami się uśmiechała, no i 
śmiała się na całego, gdy po raz setny oglądała Shreka, ale 
po wyjściu Emmetta i Rose nastrój się zmienił. Bella 
pokazała jak bardzo chce wrócić do normalnego życia i 

background image

jakie emocje nią targają. Wyszła do łazienki i jestem 
prawie pewny, że teraz płacze. Po 15 min wyszła, 
wyglądała nienagannie, tylko oczy zdradzały, że humor jej 
się pogorszył. A mnie serce ściskało z bólu, bo chciałem, 
aby zawsze się uśmiechała.  

-A co jeśli nigdy się stąd nie wyrwiemy?- powiedziała Bella- 
Nigdy już nie pójdę do opery, na żaden mecz, do kina czy do 
ulubionej restauracji? Nie poczytam New York Timesa w 
Central Parku, nie zamówię nawet żadnego posiłku na wynos 
bądź przez telefon! Wiem to są głupoty i drobiazgi, ale dla 
mnie dostępne prawie od zawsze!!- rozkleiła się. 

- Nie Bello- powiedziałem- Posłuchaj jesteśmy tutaj i nic nie 
możemy z tym zrobić. Nie możemy nawet zadzwonić, nie 
mamy żadnych spotkań. Możemy mieć tylko nadzieje, że 
niedługo będziemy mogli wrócić- powiedziałem- ale skoro 
teraz tu jesteśmy, potraktuj to jako urlop. Długo oczekiwany i 
odkładany urlop.  

-Ok, masz racje- odpowiedziała- przepraszam, ale puszczają 
mi nerwy.  

-Ok, dobrze, usiądź. 

Usiadła na kanapie, a ja na fotelu. Wydawało się, że już 
jest w porządku i się uspokoiła, aż tu nagle rzuciła gazetę, 
którą czytała i energicznie wstając wykrzyczała: 

-Kogo ja oszukuje, zwariuje tutaj!!! 

-Przynajmniej próbowałaś Bello. 

-Idę poćwiczyć- powiedziała i wyszła na ganek. 

background image

Ja dalej czytałem sobie spokojnie, aż dotarło do mnie co 
powiedziała i pobiegłem za nią. Zastałem ją rozciągającą 
się: 

-Bello- podszedłem niepewnie- Rose i Emmett powiedzieli, 
żebyśmy nie wychodzili 

-Przestań- odpowiedziała- Musze iść pobiegać inaczej 
zwariuje 

-No to pobiegnę z tobą- zaproponowałem- Dla ochrony. 
Ponadto nie chce tu sam zostawać. 

-Ok, to chodź. Tylko masz nie narzekać! 

-Tak jest kapitanie! 

I pobiegliśmy. Na początku było dobrze. Biegliśmy w 
jednakowym tempie, jednak ja już po 10 min zostałem w 
tyle i ten dystans tylko się zwiększał. Robiłem co mogłem, 
ale już nie dawałem rady. A ona biegła, biegła, biegła, aż w 
końcu po godzinie powiedziała: 

-Nie mam czym oddychać, to powietrze jest zbyt czyste!! 

Pomyślałem, że moje męczarnie się skończyły i spacerkiem 
wrócimy do domu. Ale ona zabiła moją nadzieje, mówiąc: 

-Dobrze Edwardzie, biegniemy do domu.  

A więc biegliśmy kolejną godzinę, aż znaleźliśmy się na 
podwórku naszego tymczasowego domu. Ona miała ledwie 
zadyszkę, natomiast mi brakowało totalnie powietrza, 
musiałem brzmieć jak stara lokomotywa. Tak to jest, gdy 
zaniedbuje się trening.  

background image

-Dobra Edwardzie, idę pod prysznic. 

- Jasne, idę zaraz po tobie- odpowiedziałem i pochyliłem się 
żeby złapać oddech. 

Zaśmiała się, otworzyła drzwi i weszła do domu. A ja 
zostałem sam i walczyłem o tlen. Wtedy Bella nagle 
uchyliła drzwi i powiedziała: 

-Edwardzie? 

-Tak? 

-Edwardzie nie ruszaj się 

-Co? Dlaczego?- zdziwiłem się 

-Bo za tobą jest niedźwiedź- powiedziała, a mi prawie stanęło 
serce 

-Nie żartuj sobie! 

-Mówię serio. On jest tuż za tobą. Poczekaj chwilkę- 
powiedziała i zniknęła w domu 

Ona poszła a ja powoli obejrzałem się za siebie. Nie 
kłamała ani nie żartowała. Za mną był niedźwiedź. Po 
sekundzie która dla mnie wydawała się wiecznością 
wróciła i dobrze bo próbowałem zrobić najgorszą rzecz w 
tej sytuacji: 

-O kurcze- i zacząłem uciekać 

Na szczęście nie zrobiłem nawet kroku, gdy zawołała: 

background image

- Nie, nie, nie Edwardzie. Nie uciekaj, to pogorszy sytuacje. 
Plakat mówi wyraźnie: Nie uciekaj! Proszę cię poczekaj 
jeszcze sekundkę, a go wezmę. 

I poszła a ja czułem się jakbym za chwilkę miał umrzeć. 
Byłem przerażony: 

-Nie, błagam, wracaj. Nie zostawiaj mnie tutaj samego. Wróć 
do drzwi proszę. Bello? Bello? 

-Ok już jestem. A więc tak: Zachowaj spokój- powiedziała- 
unikaj kontaktu wzrokowego i mów cichym jednostajnym 
głosem 

-Serio Bello? 

-Zrób to!! 

-Ok, ok- odwróciłem się do niedźwiedzia, spuściłem głowę w 
dół i powiedziałem do niego- miło cię poznać. Moja żona 
należy do PETY. Ja też chciałem wstąpić.  

-Dobrze Edwardzie, a teraz nie strzelaj. 

-Nie mam broni. Co tam dalej pisze? 

-Nie strzelaj, bo niedźwiedź prawie zawsze zdoła rozszarpać 
strzelającego. 

-Nie mam broni- wykrzyczałem zdenerwowany 

-Spokojnie Edwardzie. Mów spokojnym, kojącym głosem. 

-Ah tak, przepraszam- zwróciłem się do niedźwiedzia- ale nie 
mam broni, nie mam żadnej broni. 

-Tu pisze coś jeszcze. 

background image

-Co niby? 

-Ohhh- powiedziała- nie musisz tego wiedzieć Edwardzie 

-Bello, co tam pisze? Mów i to szybko! 

-No dobra- odpowiedziała- w ostateczności skul się i zakryj 
głowę rękoma 

-Nie musiałem tego wiedzieć- wyrzuciłem jej 

-No cóż wiem- odpowiedziała- przecież dlatego nie chciałam 
ci mówić! Mówiłam ci, że tego nie musisz wiedzieć, ale ty 
mnie nigdy nie słuchasz!  

-Bello, nie teraz powiedziałem. 

I w tej chwili myślałem, że zginę. Widziałem jak 
niedźwiedź staje na tylne łapy i groźnie warczy. Wszystko 
działo się jak w zwolnionym tempie. Słyszałem krzyk Belli: 

-Edwardzie on atakuje. Uciekaj, uciekaj!!!! 

A więc zrobiłem tak jak kazała moja żona. Zacząłem 
uciekać, biegłem aż w końcu usłyszałem syk i potem już nic 
nie widziałem.....