background image

Frid Ingulstad

U TWEGO BOKU

Saga część 19.

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Kristiania, Boże Narodzenie 1907 roku

- Johan? - szepnęła Elise, nie wierząc własnym oczom. Już miała rzucić 

się mu w ramiona, ale coś ją powstrzymywało.

Na twarzy  Johana pojawił się znajomy  serdeczny  uśmiech, który  tak 

kochała.

- Nie obejmiesz mnie? – spytał.
Elise spojrzała na Hugo i Isaca. Chłopcy w milczeniu wodzili za nimi 

wzrokiem. Żaden z nich się nie poruszył.

Oczywiście, że go przytuli. Nikt nie miał prawa czynić jej wyrzutów z 

tego powodu, oto stary przyjaciel powraca do domu z wielkiego świata. 
Nogi wciąż jednak nie chciały jej słuchać.

- Więc twój pobyt w Paryżu dobiegł końca? Uśmiech na twarzy Johana 

zgasł. Nie zrozumiał?

Nie słyszał o chorobie Emanuela? Johan potrząsnął głową.
- Nie, przyjechałem na święta.
Święta... Tu nad rzeką to słowo miało dziwny wydźwięk. Poza dziatwą 

szkolną nikt w tym czasie nie wypoczywał.

- Miałem nadzieję, że napiszesz. - W jego wzroku pojawił się cień urazy, 

a w słowach kryła się nutka zdziwienia i rozczarowania.

- Przecież pisałam - zdziwiła się. - Nie dostałeś mojego listu?
Pokręcił głową.
- Pierwszy list spaliłam.
Johan   nie   poruszył   się.   Patrzył   jej   prosto   w   oczy,   czekając   na 

wyjaśnienia.

-   Kiedy   dostałam   list   od   ciebie,   postanowiłam   rozmówić   się   z 

Emanuelem. Zamierzałam odejść od niego, ale los chciał inaczej.

Johan słuchał z napięciem.
- Emanuel zachorował. Choroba przykuła go do łóżka. Nie mam pojęcia, 

czy kiedykolwiek wydobrzeje.

Obserwowała,   jak   zmienia   się   jego   twarz,   zrazu   przestraszona   i 

zaskoczona, potem pojawił się na niej wyraz zastanowienia.

W końcu pokiwał głową, dając znak, że pojął.
- Usiłujesz mi powiedzieć, że nic się nie zmieni, póki twój mąż jest 

chory.

Znów chciała podbiec, zarzucić mu ramiona na szyję i powiedzieć, że 

jest mężczyzną jej życia, ale nie uczyniła tego. Targały nią uczucia tak 
potężne, że lękała się dopuścić je do głosu.

background image

- Tak mi przykro, Johan - szepnęła.
- Mnie też jest przykro.
- Więc potrafisz mnie zrozumieć?
- Potrafię, choć nie ukrywam, że jestem rozczarowany. Sam nie wiem, 

czego się spodziewałem. Brak odpowiedzi tłumaczyłem sobie dwojako: że 
wciąż się wahasz lub że chcesz sprawić mi niespodziankę. Gdybyś nie 
miała nadziei na wspólną przyszłość, odpisałabyś od razu.

Elise pokiwała głową.
- Szkoda, że list do ciebie nie dotarł. W tym pierwszym, tym, który 

spaliłam, napisałam, że Emanuel zachorował ze zgryzoty. Miałam zamiar 
zaproponować   mu,   byśmy   rozstali   się   w   przyjaźni,   więc   poniekąd 
poczułam ulgę. Na wargach Johana pojawił się zabłąkany uśmiech.

- Nie dane nam jest być ze sobą, Elise. A ja sądziłem, że to właśnie jest 

nam pisane.

- Ja też tak sądziłam.
Głos się jej załamał, nie była już dłużej w stanie panować nad sobą. W 

jednej chwili znalazła się przy Johanie i przytuliła się do niego. Z twarzą 
przyciśniętą do jego ciepłego, silnego ciała wypłakiwała z siebie cały ten 
żal, który ściskał jej serce od chwili, kiedy Emanuel trafił do szpitala.

Johan trzymał ją mocno, głaskał po włosach i plecach, dawał pociechę, 

sam szukając pocieszenia.

- Rozumiem cię, Elise, nie sądź, że jest inaczej. Nie możesz opuścić 

człowieka przykutego do łóżka. Przeżywasz rozczarowanie równie mocno 
jak ja, ale jednocześnie czujesz ciężar odpowiedzialności za dom, chorego 
męża i dzieci.

Pokręciła głową, łkając.
-   Nie   żałuj   mnie.   Chłopcy   bardzo   mi   pomagają,   nie   są   już   dziećmi. 

Pracują nawet jako subiekci w sklepie Emanuela.

Johan   odsunął   Elise   od   siebie,   spojrzał   na   nią   tkliwie   i   pogładził 

delikatnie po policzku. Po raz kolejny zdumiała się, że ta silna spracowana 
dłoń ma w sobie taką miękkość i czułość. Ta sama myśl przyszła jej do 
głowy dawno temu, kiedy siedziała na kolanach Johana w kuchni pani 
Thoresen.

- Moja mała, dzielna Elise. Dlaczego musisz znosić tyle przeciwności 

losu?   -   Przytulił   ją   mocno,   zanurzył   twarz   w   jej   włosach   i   westchnął 
głęboko. - Nie bój się, kochana. Będę czekać na ciebie. Choćby miały 
upłynąć lata, zawsze będę czekać na ciebie.

Elise pokręciła głową.
- Nie, Johan. Nie możesz złamać sobie życia z mojego powodu.

background image

- Robię to dla siebie. Nie ma zresztą mowy o złamanym życiu. Uznaję 

siebie za szczęściarza, bo mam o kim marzyć. Poza tym do mnie należy 
twoja miłość, a to jest najważniejsze.

- Zasługujesz jednak na to, by mieć rodzinę. Dzieci...
-   Przyjdzie   jeszcze   na   to   czas,   wciąż   jestem   młody.   Elise   podniosła 

głowę i patrząc mu w oczy, pokręciła nią powoli.

-   Emanuel   może   spędzić   w   łóżku   całe   lata.   Lekarze   nie   znają   całej 

prawdy. Długi czas łudziliśmy się, że się mylą, ale teraz przyszłość rysuje 
się w ciemnych barwach. Jeśli nigdy nie odzyska władzy w członkach, to... 
- Urwała.

- To nie odejdziesz od niego - dokończył Johan. - To niczego nie zmieni, 

Elise,   zawsze   będę   czekać.   Los   był   dla   mnie   łaskawy.   Pomyśl   tylko, 
zostałem   obdarowany   mocą   tworzenia!   I   dzięki   niej   mogę   zarabiać   na 
życie.

Znowu wybuchnęła płaczem i przytuliła się do niego.
- Ale potrzebujesz kobiety. Pogłaskał ją po włosach.
- Mam kobietę. To, o czym myślisz, nie jest takie ważne. Mężczyzna 

może żyć we wstrzemięźliwości, zwłaszcza jeśli potrafi wypełnić dzień 
wartościową pracą. A kiedy kocha i jest kochany, cała reszta schodzi na 
plan dalszy. Nie wątpię, że wolę żyć w taki sposób niż spędzać dni w 
małżeńskim stadle, w którym brak miłości. To doświadczenie mam już za 
sobą.

- Możesz jednak kogoś pokochać. W Paryżu nie brakuje ślicznotek.
Johan roześmiał się cicho.
- A na co mi Francuzka? Kobieta, która nie zna szumu wodospadu, która 

nigdy   nie   śpieszyła   do   fabryki   w   zimnym  świetle   księżyca?   Która   nie 
słyszała   wycia   syren   nad   rzeką   Aker   i   nie   widziała   licho   odzianych 
dziewcząt pędzących przez most do pracy? Podobieństwa się przyciągają, 
jak   to   mówią.   Pasujemy   do   siebie,   Elise.   Pamiętamy   smród   w   sieni 
Andersengarden, szczury rojące się w śmietniku, ulicznych grajków, rok 
po roku śpiewających te same pieśni, Wiemy, jak trudno usnąć, kiedy ciało 
trzęsie się z zimna, a żołądek kurczy się z głodu, lecz jednocześnie potra-
fimy   cieszyć   się   pierwszymi   płatkami   śniegu.   Umieliśmy   płakać   ze 
szczęścia, znalazłszy miedziaka na ulicy, i cieszyć się, kiedy siostry z misji 
przynosiły   kawałek   wyschniętego   ciasta   przed   świętami.   Kto   tego   nie 
doświadczył, nie potrafi myśleć ani czuć jak my.

Stała nieruchomo w jego ramionach, wsłuchując się w jego słowa. A 

kiedy   skończył,   dodała   cicho:   -  I  każde   z   nas  otrzymało   boży   dar.  Ty 
potrafisz rzeźbić w glinie, a ja słowami.

background image

Skinął głową.
-   Właśnie.   Nie   wiedzieliśmy   tego,   kiedy   byliśmy   dziećmi,   a   jednak 

czuliśmy,   że   łączy   nas   coś   więcej   niż   wspólny   adres   zamieszkania   i 
kłopoty rodzinne. - Znów odsunął ją od siebie. - Opowiedz mi o książce! 
Już się ukazała w Norwegii?

Elise otarła łzy i potaknęła z uśmiechem.
- Panna Johannessen, która pracuje w kantorze razem ze mną, twierdzi, 

że mówi o niej całe miasto. Nie ma pojęcia, iż ja ją napisałam, i z irytacją 
nazywa autora wichrzycielem i socjalistą. W jej ustach to chyba najgorsze 
obelgi. Twierdzi poza tym, że te historie są zmyślone. Kiedyś stojąc w 
kolejce   u   Magdy   na   rogu,   podsłuchałam,   jak   o   książce   rozmawiają 
dziewczęta z fabryk. Mówiły, że Magda postanowiła kupić egzemplarz i 
wypożyczać go za parę ore. Namawiały się, by ją przeczytać i dowiedzieć 
się, o kim mowa i kto ją napisał.

- Nie bój się, Elise. Nigdy nie zgadną, że ty jesteś autorką.
- Mam nadzieję.
- Wspomniałaś, że chłopcy pracują w sklepie Emanuela.
- Tak, Emanuel zajął się drobnym handlem. Wynajął w tym celu mały 

domek   na   Maridalsveien.   Pewnego   wieczora   wysłał   chłopców,   by 
pilnowali interesu, i Peder sprawił się najlepiej ze wszystkich.

Johan roześmiał się.
- Wcale mnie to nie dziwi. Nie musisz niepokoić się o jego przyszłość, 

Elise. Chłopak da sobie radę.

Elise uśmiechnęła się. Poczuła przypływ radości. Wrócił Johan, wciąż ją 

kochał, czegóż mogła chcieć więcej? Oznajmił, że może czekać na nią całe 
lata, póki Emanuel nie wydobrzeje. Skoro Anna wróciła do sił, Emanuel 
też może kiedyś odzyskać zdrowie.

- Co jeszcze napisałaś w liście?
- Że cię kocham, że moje uczucie pozostaje silne i nigdy nie przeminie. 

Ale także i to, byś żył własnym życiem i korzystał z szans, które podsuwa 
ci los.

- To piękne słowa.
- I szczere. Napisałam też, że zaliczam się do tych szczęśliwych ludzi, 

którym   dane   było   poznać   smak   miłości   niezostawiającej   miejsca   na 
zwątpienie.

Dostrzegła, że jego oczy zwilgotniały.
- Jaka szkoda, że nie dostałem tego listu - powiedział, nie odrywając 

wzroku od Elise, ale zaraz potem się poprawił: - Gdybym go jednak dostał, 
nie przyjechałbym na święta. Więc może dobrze się stało.

background image

Elise poczuła ucisk w gardle i ogarnęła ją słabość.
- Pomóż mi, Johan! Starałam się być silna i odpychać marzenia, ale 

kiedy cię widzę i słyszę twój głos, wszystko inne przestaje mieć znaczenie. 
Chcę jedynie być z tobą. Na zawsze.

Jęknął   głośno,   przyciągnął   ją   do   siebie   i   pocałował,   z   początku 

delikatnie, potem mocno i namiętnie. Przywarli do siebie z taką mocą, 
jakby świat miał się zaraz skończyć, jakby kolejne pożegnanie przerastało 
ich siły.

Elise   opamiętała   się,   kiedy   usłyszała   głosy   chłopców.   Gwałtownie 

uwolniła   się   z   objęć   Johana   i   odwróciła   głowę.   Zupełnie   o   nich 
zapomniała, Hugo i Isac stali wciąż w tym samym miejscu, przyglądając 
się im ze zdziwieniem i lekkim zawstydzeniem.

Chyba nigdy dotąd nie widzieli całujących się dorosłych. Hilda i majster 

zapewne nie robili tego na oczach Isaca, a ona dawno już nie przytulała się 
do Emanuela w obecności Hugo. Zresztą jakby się dobrze zastanowić, to 
w ogóle rzadko to robiła, jedynie wtedy, gdy w łóżku Emanuel domagał 
się swoich praw. Taki był jej wybór, czułości z mężem przestały sprawiać 
jej przyjemność.

Kucnęła przed chłopcami i każdemu dała buziaka w policzek.
- Wesołych świąt, Isac. Wesołych świąt, Hugo. Zaczęli chichotać i hasać 

po kuchni, krzycząc: - Wesołych świąt, wesołych świąt!

Elise uśmiechnęła się do Johana przez łzy.
- Myślę, że się przestraszyli. Zobaczyli, że płaczę, i nie wiedzieli, co jest 

tego przyczyną.

- Powinniśmy byli panować nad sobą w obecności dzieci.
Pokiwała głową.
- Spędzisz święta z Anną i Torkildem? - spytała, żeby zmienić temat 

rozmowy.

- Tak, przyjechałem wczoraj i zatrzymałem się u nich. Na mój widok 

Anna rozpłakała się jak dziecko. Nie wspomniała ani słowem o Emanuelu. 
O niczym nie wie?

- Nie sądzę. Nie widziałam się z nimi od dnia, w którym spotkałam się z 

moim   wydawcą.   Wtedy   przyszli   zapytać,   jak   mi   poszło,   i   bardzo   się 
radowali moim sukcesem. Powiedzieli też, że dostali list od ciebie. Anna 
bardzo się martwiła, mówiła, że przeżywasz trudne chwile.

- Mam to już za sobą.
Nic więcej nie powiedział, a Elise bała się pytać. To irracjonalne, ale 

opowieści   o   zabawach   w   towarzystwie   kobiet   wzbudziłyby   w   niej 
zazdrość. Nasłuchała się plotek z szalonego życia cyganerii w Kristianii, a 

background image

paryscy artyści zapewne w niczym jej nie ustępowali.

- Nad czym teraz pracujesz? Masz pomysł na nową książkę?
- Pan Wang-Olafsen, „dżentelmen", jak nazywa go Peder, zaproponował, 

bym   napisała   książkę   o   nim   właśnie.   Może   pomogłaby   zrozumieć 
dzieciom z lepszych sfer, że nie z każdym los obchodzi się łaskawie. I 
nauczyć dorosłych, iż rzeczy materialne nie są najważniejsze.

Johan spojrzał na nią zaskoczony.
- Zaproponował, byś napisała książkę o Pederze?
-   Pan  Wang-Olafsen   nie   jest  taki  jak   inni   -  uśmiechnęła   się   Elise.   - 

Bardzo   go   bawią   spontaniczne   komentarze   Pedera   i   wyraźnie   daje   do 
zrozumienia, że darzy chłopca wielką sympatią. Odwiedziłam go pewnego 
wieczora.

Zdała   mu   krótką   relację   z   wizyty,   podczas   której   pan  Wang-Olafsen 

zachęcał ją do dalszych prób pisarskich.

- Mogę ją przeczytać?
Skinęła głową. Zastanawiała się, jak długo zamierza zostać, ale lękała 

się zapytać wprost. Odpowiedź, że wraca za parę dni, wprawiłaby ją w 
przygnębienie.

-   Wpadnę   jutro   rano   do   Anny   i   Torkilda   i   ci   ją   przyniosę.   Boże 

Narodzenie to dzień wolny?

I wtedy przypomniała sobie o rodzicach Emanuela.
-   W   każdym   razie   spróbuję.   Państwo   Ringstadowie   pewnie   już 

przyjechali.

- Postaraj się! - Johan spojrzał na nią błagalnie. Drzwi otworzyły się 

gwałtownie, choć wcześniej nie słychać było kroków.

-   Przepraszam   -   Hilda   była   zasapana.   -   Idzie   Paulsen.   Elise   złapała 

sweterek i czapkę i zaczęła pośpiesznie ubierać Hugo.

Hilda roześmiała się.
- Nie macie się czego wstydzić. On wie, że jesteś przyjacielem rodziny, 

Johan.   Nic   w   tym   dziwnego,   że   przychodzisz   złożyć   nam   życzenia 
świąteczne.

Elise kończyła właśnie ubierać chłopca, kiedy majster zapukał do drzwi.
- Przychodzę za wcześnie? - spytał trochę spłoszony. Hilda uśmiechnęła 

się.

- Ależ nie. Będziesz miał okazję, poznać Johana Thoresena. Właśnie 

przyjechał z Paryża na święta. Pamiętasz, opowiadałam ci, że tam studiuje. 
Zostanie rzeźbiarzem.

Pan Paulsen przywitał się serdecznie z Johanem.
- To ciekawe. Otrzymał pan stypendium państwowe?

background image

Johan   skinął   głową   i   wyjaśnił   pokrótce,   że   dzięki   pomocy   pewnego 

profesora przebywał w Kopenhadze, a teraz kontynuuje naukę w Paryżu.

Majster był pod wrażeniem.
- Ten profesor musi pokładać wielką nadzieję w pański talent. Zapewne 

od dawna ćwiczy się pan w rysunku?

Johan   przytaknął   ponownie.   Elise   dostrzegła,   że   teraz   już   odzyskał 

pewność   siebie   w   głosie   i   postawie.   Zawsze   podziwiała   tę   jego 
umiejętność, która pozwalała mu ukrywać pochodzenie. Miała nadzieję, że 
majster nie będzie pytał o szczegóły. Kariera Johana zaczęła się wszak w 
więzieniu.

- Wystawiał już pan swoje prace?
-   Tak,   jedną,   w   Kopenhadze.   Wykonaną   na   podstawie   szkicu,   który 

zrobiłem, pracując u pewnego snycerza w Kristianii.

- Chętnie bym ją zobaczył. Zechciałby pan pokazać mi swoje rysunki 

któregoś dnia? Bardzo interesuję się sztuką.

- Z przyjemnością. Wyjeżdżam dopiero po Nowym Roku.
Elise   odetchnęła   z   ulgą.  A  więc   zostanie   choć   tydzień.  W  następnej 

chwili przypomniała sobie o bolesnej rzeczywistości. Nie mogła spotkać 
się z Johanem na osobności, to było zbyt niebezpieczne. Wstydziła się 
swojej   słabości,   ale   wiedziała,   że   nie   zdołałaby   zapanować   nad   sobą. 
Gdyby nie miała przy sobie dzieci, gdyby nie wiedziała, że Hilda wróci 
lada moment, już dałaby upust dławionej od dawna namiętności. Johan też 
by się nie powstrzymał. Nie ośmieliła się nawet pomyśleć, czym by się to 
skończyło.

- Będę tutaj jutro. Może dotrzyma nam pan towarzystwa?
Majster tryskał życzliwością. Może dlatego, że rozmawiał z przyszłą 

sławą artystyczną?

-   Dziękuję   za   zaproszenie,   ale   umówiłem   się   już   z   Elise,   że   jutro 

przyjdzie z wizytą do mnie i mojej siostry.

Pan Paulsen odwrócił się do Elise.
- Panią też zapraszam, pani Lovlien - powiedział z ożywieniem. - Siostrę 

pana Thoresena może pani odwiedzić innego dnia.

- Proszę, Elise! - dołączyła się Hilda. - Musisz korzystać z okazji, póki 

twoi teściowie są u ciebie. To jedyna możliwość.

- Zgadzam się - pokiwał głową majster. - Hilda opowiadała mi o sytuacji 

w pani domu. Jest nadzwyczaj niezręczna, pani Ringstad. Miałem zamiar 
pomówić o tym z panią, ale dotąd nie nadarzyła się sposobność. Jeśli nie 
zadba pani o siebie, sama wpędzi się pani w chorobę.

Elise   podniosła   Hugo   i   otworzyła   drzwi.   Nie   wiedziała,   co 

background image

odpowiedzieć.

- Porozmawiam z Emanuelem.
- To na nic! - rzuciła zdecydowanie Hilda. - Wcześniej nie miał pojęcia, 

ile masz na głowie, a teraz rozumie jeszcze mniej. Znajdź jakąś wymówkę. 
Powiedz, że jestem chora.

Elise   spodziewała   się,   że   majster   się   oburzy,   ale   ku   jej   zdumieniu 

przytaknął Hildzie.

- To dobry pomysł. A więc spotykamy się tu w czwórkę jutro przed 

południem. Zapraszam na porządne świąteczne śniadanie.

Elise zerknęła na Johana. Wyglądał na zadowolonego.
Czyjej odpowiedzialność ograniczała się tylko do Emanuela? Czy nie 

powinna   okazać   troski   Johanowi?  To   nie   jego   wina,   że   dał   się   kiedyś 
zwieść   Lortowi-Andersowi   i   uwierzył   w   jego   zapewnienia,   że   go 
zdradziła. Nie mógł nic poradzić na to, że Ansgar Mathiesen ją zgwałcił, a 
z   tego   aktu   przemocy   zrodziło   się   dziecko.   Nie   był   winien   żadnych 
krzywd, których doznała. Dlaczego miałaby mieć wyrzuty sumienia wobec 
Emanuela? Johanowi pierwszemu obiecała, że będzie dzielić z nim życie, 
tyle że los zdecydował inaczej.

Zapadł zmrok. Elise nie spojrzała na zegar przed wyjściem. Emanuel 

wiedział, że skończyła pracę o trzeciej, i zapewne zastanawiał się teraz, 
dlaczego jeszcze nie wróciła do domu.

Ile czasu spędziła z Johanem w kuchni? Nie liczyła upływających minut, 

ujrzawszy Johana, zapomniała o całym świecie.

Wielki Boże, jak się teraz wytłumaczy? Miała okłamywać Emanuela i 

jego rodziców?

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

We wszystkich oknach przy Maridalsveien paliły się światła. Zaglądając 

do   niskich   izb,   Elise   widziała   ludzi   zajętych   przygotowaniami   do 
świątecznego wieczoru. Jedni dekorowali choinki wstążkami i koszykami 
z błyszczącego papieru, inni stawiali na stołach odświętną zastawę. Po tej 
stronie rzeki bieda nie była tak dotkliwa, niektórzy mieli nawet prawdziwe 
talerze.   Pomysł   Emanuela   nie   trafił   jej   do   przekonania,   ale   może 
rzeczywiście   uda   mu   się   zdobyć   klientów   w   tej   części   miasta?   Kiedy 
chłopcy byli w sklepie, interes szedł całkiem nieźle.

Jej   myśli   pobiegły   do   Johana   i   poczuła,   jak   serce   zaczyna   bić 

przyśpieszonym  rytmem.   Spotkanie   u   Hildy   nie   było   najszczęśliwszym 
rozwiązaniem, ale Elise zamierzała z nie- , go skorzystać. W obecności 
majstra   i   siostry   nie   zdobędą   się   na   nic   niestosownego.   Zresztą 
zachowałaby się nieładnie wobec Johana, odmawiając przyjścia. Majster 
niczego   by   nie   zrozumiał,   a   Hilda   uznałaby   ją   za   tchórza.  Anna   też 
życzyłaby sobie, by spotkała się z jej bratem, mimo że była osobą z gruntu 
uczciwą i pobożną. Torkild to co innego, ale on brał Pismo zbyt dosłownie. 
Poza tym zostając w domu, Elise nie przestałaby kochać Johana. Emanuel 
nie ma nic do gadania, w końcu porzucił ją dla Signe i miał z nią dziecko.

Zeszła   ze   wzgórza   i   znalazła   się   przed   sklepem   Emanuela,   jedynym 

budynkiem pogrążonym w ciemności.

W   tej   samej   chwili   rozkołysały   się   dzwony   kościoła   w   Sagene, 

background image

wzywające   na   bożonarodzeniowe   nabożeństwo.   Zamiast   grzeszyć, 
powinna była zabrać chłopców na mszę. A ona całowała się z Johanem i 
nie ukrywała pożądania. Czy za taki występek przysługuje rozgrzeszenie?

Na   szczycie   wzgórza   pojawił  się   powóz,   dzwony   brzmiały   miękko   i 

łagodnie   w   gęsto   padającym   śniegu.   Z   kuchennego   okna   sączyły   się 
smakowite zapachy. Elise obróciła głowę i zobaczyła jakiegoś człowieka, 
ciągnącego ogromną choinę na sankach. Czytała w piśmie kobiecym, że w 
domach mieszczan dekorowano drzewka pod nieobecność dzieci. Niektóre 
choinki   sięgały   aż   pod   sufit,   a   do   gałązek   przyczepiano   mnóstwo 
świeczek. Kiedy wreszcie otwierano drzwi do salonu, dzieci zatrzymywały 
się w progu zachwycone niezwykłym widokiem.

W   domach,   które   znała,   nie   było   miejsca   na   takie   ekstrawagancje. 

Ludziom nie starczało pieniędzy na drzewko i ozdoby świąteczne, ale to 
nie   umniejszało   radości   z   Bożego   Narodzenia.   Przynajmniej   w   tych 
rodzinach, w których ojcowie nie przepijali każdego grosza. Elise przypo-
mniała   sobie   historię,   którą   kiedyś   opowiedziała   jej   Jenny.   W   Wigilię 
Marta pojechała do miasta szukać siostry, która gdzieś zniknęła. Późnym 
wieczorem znalazła ją na Lakkegata. Matka oznajmiła, że wolałaby ujrzeć 
córkę w grobie niż w tamtym miejscu, ale Jenny nie zrozumiała, o co jej 
chodziło.   Siostra   zachowywała   się   dziwnie   od   chwili,   kiedy   jakiś 
podstarzały mężczyzna podglądał ją podczas kąpieli. Elise podejrzewała, 
że nie poprzestał na podglądaniu, bo dziewczyna po tamtym zdarzeniu 
zmieniła się nie do poznania. Ojciec jak zwykle się upił i wrócił do domu, 
niosąc klatkę z dwiema papużkami. Matka rozpłakała się, wyrzucając mu, 
że nie kupił nic do jedzenia. Nie mieli nic poza owsianką, a cukier dawno 
się skończył.

Elise westchnęła. Radość wieczoru wigilijnego nie była pisana każdemu.
Wreszcie dotarła do Arendalsgaten. Szła szybko, zastanawiając się, jak 

wytłumaczyć   spóźnienie.   Emanuelowi   i   teściom   mogła   powiedzieć 
cokolwiek,   ale   Pedera   nie   sposób   było   oszukać.   Patrząc   w   jego   duże 
niebieskie oczy, nie potrafiła kłamać. Może zdoła szepnąć mu na ucho, że 
spotkała   Johana,   ale   nie   chce   mówić   o   tym   głośno,   by   nie   irytować 
Emanuela?

Czy jednak w ten sposób nie uczyła go kłamać?
W   oknach   jaśniały   światła,   pani   Ringstad   musiała   zapalić   wszystkie 

lampy   i  świece.  A  może   nie   będzie  musiała   niczego  tłumaczyć?   Może 
uznają za oczywiste, że dzień pracy się przedłużył?

W kuchni nie było nikogo, przez uchylone drzwi do pokoju dobiegały 

jakieś głosy.

background image

Piec buzował, na fajerkach stały garnki, część z nich nie należała do 

niej. Zrzuciła szal i rozebrała Hugo. Chłopiec pobiegł do pokoju, a Elise 
zajrzała ciekawie pod pokrywki.

Żeberka,   kiełbasy,   mielone   kotlety   i   kapusta.   Wszystko   wyglądało 

przepysznie. Sos był gotowy, ziemniaki obrane. Dziwne, że pani Ringstad 
nie zaczęła ich gotować.

Nabrała tchu, wyprostowała się i ruszyła do pokoju.
Zdziwiona   ujrzała,   że   Emanuel   siedzi   na   wózku   inwalidzkim.   Pan 

Ringstad znalazł sobie miejsce w fotelu bujanym. Obaj palili cygara, obaj 
trzymali kieliszki z jakimś złocistym płynem.

Teść wstał na jej widok.
-  A  oto   Elise!   Wesołych   świąt,   moje   dziecko.   Biedactwo,   musiałaś 

pracować w takim dniu? Dzielna z ciebie dziewczyna.

Elise zaczerwieniła się lekko i spojrzała na Emanuela.
- Pożyczyłeś wózek?
- Nie, ojciec mi go kupił. Co za ulga, teraz mogę przemieścić się do 

kuchni i napalić w piecu.

-  Zamówiłem  go  przez   telefon   -  wtrącił  pan  Ringstad   -  i  odebrałem 

przesyłkę na Dworcu Wschodnim. Dostaniemy też łóżko od Carlsenów - 
dodał.   - Wozak   przywiezie   je   w  najbliższych   dniach.  Wstawimy   je   do 
pokoju, Emanuel będzie  mógł prosto z łóżka  przesiadać  się na wózek. 
Łóżko odsprzeda się, kiedy wróci mu władza w nogach.

Elise rozejrzała się wokół.
- Nie będzie miejsca na inne meble.
- Tak, trzeba je będzie usunąć na jakiś czas. Sofa i stół zostaną, ale 

fotele, łącznie z tym bujanym, muszą zniknąć. A tak przy okazji, ten stolik 
na przybory do palenia jest przepiękny. Gratuluję.

Elise uśmiechnęła się grzecznie.
- A gdzie pozostali? Na górze?
- Matka zabrała chłopców do kościoła - wyjaśnił Emanuel. - Sądziłem, 

że skończysz o trzeciej i do nich dołączysz.

-   Przykro   mi,   nie   zdążyłam.  To   miło   ze   strony   twojej   matki,   że   ich 

zabrała.

-  Ojciec  sprowadził  dorożkę.  Matka   nie  lubi chodzić  po  zapadnięciu 

zmroku i miała nadzieję, że dotrzymasz jej towarzystwa. Powiedziałem jej, 
że w Wigilię chętnie chodzisz do kościoła.

Elise zawstydziła się.
- Jensine jest u pani Jonsen? Emanuel skinął głową.
- Matka od przyjazdu krzątała się w kuchni. Obiad jest prawie gotowy, 

background image

trzeba jedynie ugotować ziemniaki.

- Zajmę się tym, przebiorę się i przyprowadzę Jensine.
Ruszyła ku drzwiom rada, że ominą ją kolejne pytania.
Pozostali   wrócili,   kiedy   naciągała   na   siebie   niedzielną   suknię.   Przez 

chwilę miała ochotę włożyć tę piękną z niebieskiej wełny, którą dostała od 
pani Stangerud, ale się opamiętała. Jeśli Signe miała ją na sobie podczas 
poprzednich świąt, pani Ringstad mogłaby ją poznać. A to przypomniałoby 
jej tamten przykry epizod, kiedy Signe obrzuciła ją wyzwiskami. Elise nie 
zamierzała psuć świątecznego nastroju niewłaściwym strojem.

Pani Ringstad przywitała się z nią serdecznie. Elise dostrzegła z miejsca, 

że Peder jest nie w sosie. Wysłała Kristiana po Jensine i zwróciła się do 
chłopca.

- Co się stało, Peder? Nie cieszysz się, że mamy święta?
- Tak.
Evert pośpieszył mu z pomocą.
- W kościele nie było skrzata.
Elise   zamyśliła   się.   Peder   źle   znosił   brak   zaufania.   Może   koledzy 

szkolni nabijali się z niego, bo twierdził, że widział w kościele skrzata? W 
tej samej chwili przypomniała sobie coś.

- Wiesz, co gdzieś wyczytałam, Peder? Że kościelne skrzaty mają dobry 

słuch i nie tolerują dźwięku dzwonów. Kiedy rozpoczyna się nabożeństwo, 
wchodzą do swoich kryjówek. Gdybyś jednak znalazł się sam w kościele 
dzień przed Wigilią, zobaczyłbyś, jak pracowicie odkurzają ławki i robią 
porządki.

Peder patrzył na siostrę sceptycznym wzrokiem.
- Nie kłamiesz?
- Jakżebym mogła! Przeczytałam to w piśmie, które pani Johannessen 

przyniosła do kantoru. Jeśli mi nie wierzysz, poproszę ją, by pożyczyła mi 
to pismo. Sam będziesz mógł przeczytać.

Twarz Pedera rozjaśniła się. Chłopiec odwrócił się na pięcie.
- Słyszałeś, Evert? Jeśli mi nie uwierzą, zaświadczysz, że to prawda.
Evert skinął głową z powagą.
- Zaświadczę, że skrzat siedzi za kamieniem i trzyma się za uszy, kiedy 

biją dzwony.

Peder zdziwił się.
- Skąd wiesz, że trzyma się za uszy i siedzi za kamieniem? Elise tego nie 

powiedziała.

- Nie, ale ja tak uważam. Sam bym tak zrobił.
- Rozbierzcie się i idźcie do Emanuela i pana Ringstada. My w tym 

background image

czasie nakryjemy do wieczerzy.

- Pomysłowa jesteś, Elise! - powiedziała z uśmiechem teściowa, kiedy 

chłopcy zniknęli w pokoju.

- Niczego nie wymyśliłam - odrzekła Elise. - Przeczytałam artykuł o 

dawnych wierzeniach.

-   Te   przesądy   wciąż   są   żywe.   My   też   wystawiamy   skrzatom   miskę 

kaszy. Co dziwne, w Boże Narodzenie zawsze jest pusta.

- Więc skrzaty istnieją.
Nie zdążyła powiedzieć nic więcej, bo zjawił się Kristian z Jensine.
- Pani Jonsen jest sama - oznajmił.
- Sama? Sądziłam, że wybiera się do siostry.
- Nic z tego nie wyszło. Siostra wyjechała do swojej przyjaciółki w 

Kampen.

Elise spojrzała na teściową.
-   Miałabyś   coś   przeciw   temu,   byśmy   ją   zaprosili?  To   bardzo   miła   i 

uczynna kobieta. Bez niej nie dałabym sobie rady.

- Oczywiście, że nie mam nic przeciw temu. Nie mamy jednak dość 

taboretów, a stół kuchenny jest za krótki.

-   Pożyczymy   stół   i   taborety   od   pani   Jonsen.   Kristian,   weź   Pedera   i 

Everta i biegnijcie do niej!

Kiedy   chwilę   później   zasiedli   do   posiłku,   Elise   potoczyła   wokół 

radosnym wzrokiem.   Było  ciasno,   ale  nie   miało   to  żadnego  znaczenia. 
Oczy Pedera, Everta, Kristiana i Hugo błyszczały jak świece stojące na 
stole.   Nawet   Emanuel   zdawał   się   być   zadowolony,   samodzielnie 
przetoczył wózek do kuchni i zajął miejsce u szczytu. Pani Ringstad ude-
korowała biały obrus gałązkami świerku, przez uchylone drzwi widać było 
drzewko   na   stoliku,   ozdobione   aniołkami   i   koszykami   z   błyszczącego 
papieru, które Emanuel zrobił w dzieciństwie.

- Jak dobrze! - westchnął Peder zachwycony. - Czy dla każdego jest 

kawałek mięsa, pani Ringstad?

Matka Emanuela roześmiała się.
- Oczywiście. Możesz jeść, ile chcesz. Przypomnij sobie jednak, co się 

stało, kiedy przejadłeś się u nas bułeczkami! Zaczniemy modlitwą.

Złożyła   dłonie,   skłoniła   głowę   i   zaczęła   się   modlić   wyraźnym, 

podniosłym głosem: - Boże, dzięki Ci składamy za to, co pożywać mamy 
Ty nas żywić nie przestajesz, bądź pochwalon za to, co nam dajesz. Amen.

Peder patrzył na nią ze zdziwieniem.
- On nam daje jedzenie? A ja myślałem, że ty je przygotowałaś?
Emanuel uśmiechnął się z rezygnacją.

background image

- Ależ Peder! Nie pierwszy raz słyszysz modlitwę przed jedzeniem. Poza 

tym dzieci nie powinny zabierać głosu przy stole.

Zapadła cisza. Wszyscy jedli w milczeniu, nawet Jensine siedząca na 

kolanach   Elise   bez   słowa   otwierała   usta,   by   przełknąć   zawartość 
podsuwanej jej łyżeczki.

Elise myślała o Johanie. Siedział teraz w towarzystwie Anny i Torkilda i 

na   pewno   dobrze   się   bawił.   Ta   myśl   sprawiła   Elise   przyjemność. 
Współczuła mu, z pewnością źle znosił samotność w obcym kraju. Im też 
nie było łatwo, ale przynajmniej mieli z kim dzielić przeciwności losu. Te-
raz zaś powrócił do domu rodzinnego, słyszał szum wodospadu, śpiew 
ulicznych grajków, czuł swojski zapach sieni w Andersengàrden; wszystko 
to wiązało go z przeszłością i ukształtowało na człowieka, którym był.

Na deser był krem ryżowy z dwoma migdałami. Nagrody za znalezienie 

migdała, dwie marcepanowe świnki, stały na tacy. Elise pomodliła się w 
duchu,   by   świnki   trafiły   do   Pedera   i   Everta,   ale   szansa   na   to   była 
niewielka.

Jej teść miał wyraźnie nadzieję na inne rozwiązanie. -Spojrzał na Hugo.
-   To   dopiero   zabawa,   prawda,   mój   mały?   -   powiedział.   -   Może 

znajdziesz coś w swojej miseczce?

- Małe dzieci nie powinny jeść migdałów - sprzeciwiła się jego żona. - 

Mogą się zadławić.

-  W  takim  razie   dajcie   mu   ciasta,   wyjdzie   na   to   samo   -   zgodził   się 

dobrodusznie pan Ringstad i ponownie zwrócił się do Hugo. - Jak ci było u 
cioci Hildy? Bawiłeś się z jej synkiem, twoim kuzynem? - Spojrzał na 
Elise. - Jak on ma na imię? Isac?

Elise skinęła głową.
-   Isac   boi.   Isac   płakać   -   oznajmił   nagle   Hugo.   -   Mama   też   -   dodał 

beztrosko, wpychając do buzi kolejny kęs jedzenia.

Pan Ringstad zdziwił się.
- Wygłupiasz się, Hugo. Mama płakała?
Hugo pokiwał głową, nie zaszczycając go spojrzeniem.
Wszyscy odwrócili się ku Elise, a ta miała ochotę zapaść się pod ziemię.
Zmusiła   się   do   uśmiechu.   Lekki   rumieniec   wystąpił   jej   na   policzki. 

Wszyscy spodziewali się jakiegoś wyjaśnienia.

- Przyszedł majster Paulsen. Powiedział coś śmiesznego i wszystkich 

nas rozbawił.

- Mama też - powtórzył Hugo.
Elise poczuła, jak krople potu występują jej na czoło.
- Hugo jest za mały, by zrozumieć. Popłakałam się ze śmiechu.

background image

-.   No   to   musisz   nam   powtórzyć   tę   zabawną   historyjkę.   -   Emanuel 

wyrzekł to zdanie takim głosem, jakby ją przejrzał.

- Szczerze mówiąc, nie pamiętam jej. Może śmiałam się ze zmęczenia. - 

Elise rozgniotła kawałek ziemniaka w sosie.

Jej teść ożywił się.
- Z tego majstra taki zabawny człowiek? Emanuel zaśmiał się sucho.
-  Ten   epitet   w   ogóle   do   niego   nie   pasuje.   Oboje   z   Elise   nie   mamy 

pojęcia, co Hilda w nim widzi. Po pierwsze mógłby być jej ojcem, a po 
drugie jest przeraźliwie nudny.

- Może święta wprawiły go w dobry humor - wtrąciła się pani Ringstad. 

- Może wychylił świąteczną szklaneczkę trochę wcześniej niż zwykle. Co 
ty na to, Hugo? Wszak zrobiliście to samo z Emanuelem? Widziałam dwa 
puste kieliszki na stole.

- Uznałem, że Emanuel zasłużył sobie na coś mocniejszego po tym, co 

przeszedł.

Ton jego głosu kazał pani Ringstad zmienić temat.
- Jesteście dzisiaj bardzo eleganccy. Mama kupiła wam nowe ubrania?
Elise chciała kopnąć Pedera pod stołem, ale nie zdążyła.
-   Dostaliśmy   je   od   matki   Signe.   Przyszła   do   nas   z   wielką   paczką! 

Właściwie zamierzała zanieść ją do Armii Zbawienia, ale zostawiła u nas. - 
Peder obrócił się do siostry. - Dlaczego nie włożyłaś tej niebieskiej sukni, 
Elise?

Dziewczyna   nie   odpowiedziała.   Rodzice   Emanuela   wymienili   się 

spojrzeniami.

- To miło ze strony pani Stangerud - stwierdziła chłodno pani Ringstad i 

spojrzała na syna. - A co ty na to?

- Nie miałem nic do powiedzenia. Nie było mnie wtedy w domu.
Pani Ringstad odwróciła się do Elise.
-   Nie   uważasz,   że   to   wstyd   przyjmować   rzeczy   przeznaczone   dla 

ubogich?

- Tak, w pewnym sensie. Pani Stangerud zostawiła mi wolną rękę, a 

mnie nie stać na zakup nowej odzieży. Te rzeczy bardzo się nam przydały.

Pan Ringstad patrzył na nią zdumiony.
-   Emanuel   opowiadał,   że   twoja   książka   ukazała   się   w   Norwegii. 

Gratuluję!   Od   czasu   waszej   wizyty   u   nas   nie   miałem   okazji   z   tobą 
porozmawiać.  Uważam,  że książka jest dobra,  ale obawiam się też, że 
wzbudzi nieprzychylne komentarze.

- Już wzbudziła - przyznała Elise. - Na szczęście ludzie nie wiedzą, że to 

ja ją napisałem.

background image

W   tej   samej   chwili   przypomniała   sobie   o   pani   Jonsen   i   posłała   jej 

przestraszone spojrzenie. Pani Jonsen nie usłyszała jednak tej wymiany 
zdań,   siedziała   na   drugim   końcu   stołu   pogrążona   w   rozmowie   z 
Kristianem. Wymieniali uwagi na temat portów we wschodniej Afryce. 
Brat pani Jonsen był marynarzem i często przysyłał jej listy z podróży. 
Kristian, zafascynowany obcymi krajami i miastami, z ciekawością słuchał 
jej wywodów.

- Ile kosztuje książka? - wtrąciła się pani Ringstad.
- Pięć koron.
- Dostałaś zaliczkę?
-   Tak,   sto   czterdzieści   siedem   koron.   Niepokoję   się   jednak   stanem 

zdrowia Emanuela, więc jestem ostrożna z wydatkami.

Zapadła cisza. Sytuację uratował Peder.
- Słyszał pan, że zostałem subiektem, panie Ringstad? Ojciec Emanuela 

roześmiał się.

- Doprawdy? A co sprzedajesz? Stoisz koło bramy i wciskasz ludziom 

obwarzanki?

Peder pokręcił głową oburzony.
-   Nie   sprzedaję   na   ulicy,   tylko   w   prawdziwym   sklepie.   W   sklepie 

Emanuela. W ostatnim tygodniu sprzedałem więcej niż Schwencke. Sam 
to przyznał. Na wiosnę będę taki bogaty jak on. I wtedy rzucę szkołę.

Pan Ringstad spojrzał na syna.
- Wpuszczasz dzieciaki za ladę, Emanuelu? Emanuel skinął głową.
-   Tak.   Świetnie   dają   sobie   radę.   Kristian   twierdzi,   że   Peder   potrafi 

zagadać klientów na śmierć. Czasami kupują coś tylko po to, by wreszcie 
wyjść ze sklepu. - Roześmiał się serdecznie, najwyraźniej zapomniał już o 
słowach Hugo.

Peder pokraśniał z dumy.
- Wdowa po Jacobie kupiła wczoraj dzbanek do kawy, chociaż przyszła 

po linijkę do mierzenia ciastek.

- I jeszcze warząchew, choć ma dwie w domu - dodał ochoczo Evert.
Pani Ringstad ściągnęła brwi.
- Dlaczego kupiła coś, czego nie potrzebowała?
- Bo mnie pożałowała.
- Pożałowała? - zainteresowała się Elise. - Co masz na myśli?
- Powiedziałem jej, że matka mnie porzuciła - zaczął Peder ze skruszoną 

miną. - I że ojciec utopił się w rzece, a właściciel sklepu stracił władzę w 
nogach. No i że matka Everta umarła i nikt nie wie, kto jest jego ojcem.

Elise zaczerwieniła się ze złości.

background image

- Jak możesz mówić takie rzeczy, skoro mieszkasz w porządnym domu? 

Opiekujemy się tobą z Emanuelem, masz co jeść i gdzie spać. A mama 
była niedawno, przyniosła jabłka, dwa słoiki dżemu i trzy butelki soku z 
czerwonej porzeczki. Przecież wiesz.

Peder zrobił nieszczęśliwą minę.
- Nie kłamałem! - Łzy trysnęły mu z oczu. - Przecież to prawda, że tata 

się Utopił! A mama nas zostawiła! Mama Everta nie żyje i nikt nie wie, kto 
jest jego ojcem.

Elise westchnęła z rezygnacją.
-   To   prawda,   Peder,   ale   powiedziałeś   to   wszystko,   by   wzbudzić 

współczucie   klientki  i coś jej  sprzedać,   a  tak  się   nie  godzi.   Nie  jesteś 
biedakiem godnym pożałowania.

-  Ale   wczoraj   trochę   byłem,   bo   o   tym  wszystkim  nie   wiedziałem!   - 

Peder rozłożył ręce, wskazując na stół. - Nie wiedziałem, że pani Jonsen 
będzie tutaj. Poza tym pociąg mógł spaść z mostu i rodzice Emanuela 
mogli się utopić razem z żeberkami i kapustą i jeszcze...

Emanuel powstrzymał go ruchem dłoni.
-   Wystarczy,   Peder!   Mówiłem   już,   że   dzieciom   nie   przystoi   paplać, 

kiedy dorośli jedzą.

- Twoja matka zaczęła. Spytała o nasze nowe ubrania. Pani Ringstad 

pośpiesznie zmieniła temat.

- Kto to jest ten Schwencke? Jakiś twój nowy znajomy, Emanuelu?
- Znam go od jakiegoś czasu. Kiedyś pomógł Elise uratować chłopca 

przed utonięciem i od tego czasu widujemy się. To on pomógł mi znaleźć 
pomieszczenie   sklepowe   przy   Maridalsveien   i   zdobyć   towar.   Nawet 
pożyczył mi trochę pieniędzy i nie nalega na szybką spłatę.

- To musi być bardzo miły człowiek! I na dodatek bardzo zdolny, skoro 

tak dobrze zarabia.

- O tak, to znakomity sprzedawca. Prawie tak dobry jak Peder - dodał 

Emanuel, mrugając do chłopca.

Peder otarł oczy i uśmiechnął się.
- Znalazłem migdał! - oznajmił pan Ringstad, podnosząc łyżkę.
- A ja drugi! - krzyknął Emanuel. - Od lat mi się to nie zdarzało.
Pani Ringstad roześmiała się.
- Zawsze było nam ciebie żal z tego powodu. Któreś z nas zazwyczaj 

podkładało migdał na twój talerzyk.

Emanuel uśmiechnął się.
Obaj otrzymali swoje nagrody i spałaszowali je ze smakiem.
Elise dostrzegła zawiedzione miny Pedera i Everta.

background image

-   Zdaje   mi   się,   że   pod   drzewkiem   czekają   na   was   niespodzianki   - 

powiedziała   pośpiesznie.   -   Najpierw   jednak   obejdziemy   je   wkoło, 
śpiewając kolędy.

- Zmieścimy się wszyscy w pokoju? - powątpiewała matka Emanuela. - 

Choinka jest malutka.

-   Oczywiście,   że   się   zmieścimy   -   odrzekł   zdecydowanie   jej   mąż.   - 

Postawimy drzewko na podłodze i zepchniemy stół do kąta.

Dziwnie   wyglądali,   tłocząc   się   wokół   małej   choinki,   ale   nie   to   było 

najważniejsze.   Oczy   chłopców   lśniły,   Jensine   gaworzyła   rozkosznie,   a 
Hugo usiłował powtarzać słowa kolęd.

Tylko szkoda, że nie było Johana. Dzień się jednak kończył i za parę 

godzin znów go zobaczy.

Jeśli zdoła się wyrwać z domu.

ROZDZIAŁ TRZECI

Zdecydowano, że tę noc Emanuel spędzi na sofie. Przeniesienie go na 

piętro po stromych schodach byłoby bardzo uciążliwe, a zresztą za parę 
dni pokój i tak miał się stać jego sypialnią. Rodzice Emanuela zamierzali 
przenocować u Carlsenów, dokąd przewieźć ich miała dorożka zamówiona 
na   godzinę   dziesiątą.   Pierwszy   dzień   świąt   zamierzali   znów   spędzić 
wspólnie.

background image

- Nie spodziewaj się nas zbyt wcześnie. - Matka Emanuela zmarszczyła 

czoło w zamyśleniu. - Carlsenowie przeżywają ciężkie chwile. Karolinę 
nie   przyjechała   na   święta,   wciąż   gniewa   się,   że   ojciec   ją   odprawił. 
Dzisiejszy  wieczór mieli spędzić w towarzystwie siostry i szwagra, ale 
obawiam się, że jutro zostaną sami.

- Nie możesz przyprowadzić ich tutaj? - spytał Emanuel.
- Tutaj? - Matka nie ukrywała zaskoczenia. - Nie sądzisz, że i tak jest 

nas za dużo?

- Lepsze to niż święta w samotności.
- Sądzę, że Betzy i Oscar mają inne zdanie na ten temat, Emanuelu.
Elise   przestraszyła   się,   że   teściowie   zmienią   zdanie   i   spędzą   dzień 

Bożego Narodzenia z przyjaciółmi. W takim wypadku nie mogłaby wyjść 
z domu. Emanuel nie był w stanie zająć się Hugo i Jensine, a chłopcy 
wybierali   się   na   sanki.   Pani   Jonsen   nie   opiekowała   się   Jensine   w   dni 
świąteczne.

-   Byłoby   nam   miło,   gdyby   nas   odwiedzili.   Jestem   im   to   winna,   bo 

przecież byłam u nich z wizytą.

- Dziękuję, Elise, to miło z twojej strony, ale nie sądzę, by to był dobry 

pomysł. Betzy najlepiej czuje się u siebie. Trudno ją wyciągnąć z domu, 
zwłaszcza w święta.

Elise znała tok jej myśli. Betzy Carlsen nie przyszłoby do głowy, by 

spędzić świąteczny dzień w malutkim domku przy Hammergaten u byłej 
robotnicy   i   dzieci   mówiących   miejską   gwarą.  A  zresztą   nie   wiedziała, 
czym   mogłaby   ich   ugościć.   Teściowa   nie   wspomniała   ani   słowem   o 
jedzeniu na kolejny dzień, a Elise nie miała nic poza pieczywem i kośćmi 
na wywar.

Pani Ringstad przywiozła ze sobą duże pudło wypieków, ale w ciągu 

wieczora zniknęła prawie cała jego zawartość. W tej kwestii możliwości 
chłopców były nieograniczone. Teraz Pedera bolał brzuch, a Evert słaniał 
się ze zmęczenia. Kristian już się położył, a Hugo i Jensine od dawna byli 
w łóżkach.

Wszyscy   szaleli   ze   szczęścia,   rozpakowując   prezenty.   Kristian   dostał 

książkę Cudowna podróż i zaraz z nią gdzieś przepadł. Evert otrzymał 
harmonijkę, a Peder samochodzik. Cała trójka patrzyła na Elise z radością 
i zaskoczeniem, spodziewali się raczej jakichś praktycznych podarków.

Rodzice   Emanuela   sprezentowali   im   rękawice   i   szale   zrobione   na 

drutach   przez   ciotkę   Ulrikke.   Jensine   dostała   piękną   sukienkę,   a   Hugo 
kolejkę. Elise podejrzewała, że Peder będzie się nią bawił równie chętnie 
jak Hugo. Od dawna marzył o kolejce, z zazdrością spoglądał na tę, którą 

background image

miał Isac.

Pani   Jonsen   niewiele   mówiła   tego   wieczora,   zapewne   speszona 

obecnością   „tych   państwa   z   Eidsvoll",   jak   się   wyraziła,   kiedy   Elise 
odprowadzała   ją  do  drzwi.   Kłaniała   się   jednak   w  pas  i  dziękowała  po 
wielekroć, podkreślając, że była to najpiękniejsza Wigilia w jej życiu.

Kiedy   wszyscy   wyszli,   w   pokoju   zrobiło   się   pusto   i   cicho.   Elise 

pościeliła Emanuelowi na sofie, usunęła popielniczkę, sprzątnęła skórki 
pomarańczy i wyniosła kieliszki do kuchni, zostawiając sobie zmywanie 
na następny ranek. Nogi miała ciężkie jak z ołowiu, w uszach jej szumiało 
i tętniło w skroniach. Nie wiedziała właściwie, skąd wzięło się to zmęcze-
nie, zwykły dzień pracy bywał bardziej wyczerpujący.

- Boli mnie głowa - powiedziała zwrócona plecami do Emanuela. - Jeśli 

do jutra ból nie minie, wybiorę się na spacer. Świeże powietrze dobrze mi 
zrobi.

- Nie dziwota, że jesteś zmęczona. Najpierw długi dzień w kantorze, 

potem   długi   wieczór   w   domu.   Dzisiaj   zresztą   wstałaś   wcześniej   niż 
zazwyczaj.

Zaśmiała się nieco sztucznie.
- Trudno, żebym była zmęczona w dzień świąteczny. Mam nadzieję, że 

nie przyplątała się mi jakaś choroba. Może przejdę się do Anny po tabletkę 
przeciwbólową, ona zwykle trzyma je w domu.

- Do jutra poczujesz się lepiej. Pewnie denerwowałaś się wizytą moich 

rodziców i bałaś się, że wieczór źle wypadnie. Pomóż mi dostać się na 
sofę i połóż się. Możesz pogasić świece, będę przyglądał się Hammergaten 
w świetle latarni. Ten widok działa usypiająco: płatki śniegu tańczące w 
powietrzu i opadające w migotliwym świetle.

- Nie jesteś śpiący?
- Trudno zasnąć, kiedy w głowie kłębią się złe myśli.
- Myślisz o chorobie? - spytała, odwracając się do niego.
- O tym też. Zapadła cisza.
Może powziął jakieś podejrzenia. Elise nie odważyła się zapytać.
- Myślę również o tobie, o nas i o dzieciach. Jak dasz sobie radę, kiedy 

zostaniesz sama?

-   Nie   mów   tak,   Emanuelu.   Lekarz   nie   twierdził,   że   to   śmiertelna 

choroba.

-  Ale   zapewne   i   tobie   przyszła   taka   myśl   do   głowy.   Widziałaś,   jak 

postępuje. Zaczęło się od zawrotów, bólu głowy, potem zacząłem tracić 
czucie w nogach, a teraz jestem sparaliżowany. Co mnie dalej czeka?

- Pomyśl o Annie. Wiele lat leżała przykuta do łóżka, a teraz już chodzi 

background image

nieomal samodzielnie.

- To co innego. Anna zachorowała, będąc dzieckiem. Mój stan wciąż się 

pogarsza.

-   Lekarz   w   szpitalu   nie   wiedział,   co   ci   dolega.   Twierdził,   że   wiele 

chorób ma podobne objawy.

- Usiłujesz mnie pocieszyć i powinienem być ci wdzięczny, ale nie tego 

od ciebie oczekuję. Bądź szczera i porozmawiaj ze mną o przyszłości. Jeśli 
w ogóle czeka mnie jakaś przyszłość.

Elise wyszła do kuchni, zastanawiając się nad jego słowami. Nie mogła 

mu powiedzieć, że nie lęka się o przyszłość. Nigdy nie będzie sama, ma 
przecież Johana. Może nie zejdą się od razu, może minie rok lub dwa, lecz 
nigdy nie będzie sama. Kto wie, może Emanuel znalazłby w tym wyznaniu 
jakąś pociechę, ale Elise wolała nie ryzykować. Równie dobrze mogła go 
zranić,   wzbudzić   gniew   i   zazdrość.   Mógłby   zacząć   podejrzewać   ją   o 
zdradę, zacząć śledzić jej kroki. Kiedy leżała w Ulleval, wyznał jej, że 
kocha   ją   nad   wszystko   i   nie   może   bez   niej   żyć.   Uwierzyła   mu,   lecz 
jednocześnie nie potrafiła zrozumieć, iż ktoś, kto miłuje, może tak bardzo 
uprzykrzać życie ukochanej. Nie spytał jej o zdanie, kiedy rzucił pracę i 
kiedy kupował towar do sklepu. Nie przyznał się, iż wydał miesięczną 
pensję na stolik, i nie dawał jej pieniędzy na jedzenie i ubranie. Więc jakże 
mógł ją kochać?

Kiedy weszła z powrotem do pokoju, Emanuel zdążył się już rozebrać, 

naciągnąć koszulę nocną przez głowę i położyć się na sofie.

- Wspaniale! - pochwaliła go. - Nie pojmuję, jak dajesz sobie radę z tym 

wszystkim.

Emanuel uśmiechnął się.
- Nie codziennie spotykają mnie wyrazy uznania. Warto się było trudzić. 

Usiądź przy mnie, Elise. Pomasuję cię, może ból głowy ustąpi.

Przycupnęła  na  stołku  koło  sofy.  Emanuel ostrożnie  rozpuścił  włosy, 

które upięła w kok na czubku głowy.

-   Masz   takie   piękne   włosy   -   powiedział.   -   Powinnaś   nosić   je 

rozpuszczone.

Elise roześmiała się.
- To coś dla młodych dziewcząt.
- Przecież jesteś młoda. Masz tylko dwadzieścia jeden
lat.
- Tylko? - zaśmiała się ponownie.
Nic nie odrzekł, wplótł palce w jej włosy i zaczął masować jej kark. To 

było   miłe   uczucie.   Elise   rzeczywiście   bolała   głowa.   Nie   potrafiła   się 

background image

jednak odprężyć z obawy, że stanie się zbyt natarczywy.

Ale   przecież   nie   może   tego   zrobić,   bo   ma   sparaliżowane   nogi, 

powiedziała w duchu.

Usiłował wsunąć palce pod kant sukni, ale kołnierzyk był zbyt wąski. 

Zaczął wolno odpinać guziki.

- Gorąco tutaj. Zdejmij suknię.
- Jestem zmęczona, Emanuelu. Za chwilę kładę się do łóżka.
- Zaraz sobie pójdziesz, pozwól mi tylko na odrobinę pieszczoty. Nie 

mogę zrobić tego, czego pragnę najbardziej, ale i tak dobrze nam z sobą.

Zaczął szarpać materiał.
- Pomóż mi. Mam tyle złych myśli. Może uda mi się o nich zapomnieć 

choć na chwilę.

Nie   miała   serca   się   sprzeciwiać.   Niechętnie   ściągnęła   suknię   przez 

głowę i powiesiła ją na oparciu krzesła. W pokoju paliła się jedna świeca, 
na krześle obok sofy. Ich cienie poruszały się na ścianie, płomień świecy 
chybotał się w przeciągu od okna i drzwi. Śnieg padał gęsto, dom i ulica 
pogrążone były w ciszy.

Znów zaczął masować jej kark, po czym zsunął dłoń w dół na plecy pod 

rąbek bielizny. Westchnął cicho i przesunął ją w przód, usiłując sięgnąć jej 
piersi.

- Możesz zdjąć resztę? - spytał chrapliwie.
- Zimno mi, poza tym jestem zmęczona.
- Zrób to dla mnie.
- Któryś z chłopców może wejść.
- Przecież śpią. Zrób to dla mnie, Elise! Spraw mi tę przyjemność.
Posłuchała go niechętnie, zsunęła bieliznę, obnażając się do pasa.
Emanuel uniósł się nieco, przekręcił na bok i dotknął jej piersi.
- Masz piękne ciało. Jędrne i zdrowe, mimo że urodziłaś dwójkę dzieci. 

- Połaskotał jej sutki, które stwardniały, raczej z zimna niż z podniecenia. 
Przeszył ją słodki dreszcz. Jak to możliwe, skoro pożądała Johana? - Ty też 
masz ochotę, Elise. Proszę cię, połóż się na mnie.

I znów posłuchała go z niechęcią. Myśl, że będzie musiała mu pomóc, 

napełniła ją wstrętem. Dlaczego? Nie wystarczało mu, że z nim została, 
opiekowała   się   nim,   była   jego   pomocą   domową   i   pielęgniarką,   że   go 
utrzymywała?   Czego   jeszcze   od   niej   zażąda?   Czy   prawo   naprawdę 
stanowiło, że kobieta musi być we wszystkim posłuszna swemu mężowi?

- Tak, dobrze. Unieś się nieco, bym mógł pieścić twoje piersi.
Elise odwróciła twarz, by ukryć wyraz odrazy.
- Jeszcze chwilkę. Może się uda. Jeśli mi pomożesz.

background image

Elise gwałtownie zsunęła się na podłogę i pozbierała ubranie.
- Dobranoc, Emanuelu. Przykro mi, ale nie mogę. To niewłaściwe. Boję 

się, że mogłabym ci zaszkodzić. Nic nie powiedział. I nie życzył jej dobrej 
nocy.

ROZDZIAŁ CZWARTY

Obudziła się z uczuciem niepokoju. Nie wiedziała, czy teściowie zjawią 

się   z   wizytą,   a   nie   chciała   zawieść   chłopców   prośbą   o   opiekę   nad 
najmłodszymi dziećmi. Obiecała im wszak, że będą mogli pójść na sanki. 
Rzadko mieli okazję do zabawy, praca i nauka wypełniały im całe dni.

Niepokój zamienił się w irytację, choć Elise starała się jej nie okazywać. 

W końcu było Boże Narodzenie, a poprzedniego dnia wszyscy przeżyli 
jedną z najpiękniejszych Wigilii w ich życiu. Chłopcy wciąż byli radośnie 
podekscytowani. Poczuła ulgę, kiedy zamknęły się za nimi drzwi.

Napaliła w pokoju i zapaliła lampy dla Emanuela. Przewinęła Jensine, 

posadziła Hugo na nocniczku, a potem zamierzała zająć się mężem.

Żeby tylko niczego się nie domyślił! Choć powtarzała sobie, że nie robi 

niczego złego, to poczucie winy jej nie opuszczało. Było jej żal Emanuela. 
Świadomość,   że   może   nigdy   nie   podniesie   się   z   wózka   inwalidzkiego, 
musiała być straszna. Emanuel zdradził ją i zachowywał się podle wobec 
niej, ale nie darzyła go nienawiścią. Nie miała ochoty się mścić, odpłacać 
pięknym za nadobne. Mimo jego przewin darzyła go szacunkiem i chciała 

background image

być mu przyjacielem. Ale nie żoną.

Kiedy skończyła zajmować się dziećmi, wzięła ich zabawki i zaniosła 

do pokoju. Emanuel śledził ją wzrokiem.

- Jak się dzisiaj czujesz? Wciąż boli cię głowa? Przytaknęła, nie patrząc 

na niego.

- A jak ty się czujesz?
- Tak samo. Szkoda, że nie możesz wyjść na powietrze. Bardzo bym 

chciał, ale boję się wziąć na siebie odpowiedzialność za Hugo i Jensine.

- Dobrze to rozumiem. Przejdę się, jak zjawią się twoi rodzice.
- Zapewne nie zjawią się tak szybko. Boją się urazić panią Carlsen.
- Może przekonają ją do wizyty u nas?
-   Nie   sądzę.   Słyszałaś,   co   powiedziała   matka.   Pani  Carlsen   najlepiej 

czuje się u siebie.

- Ale przecież wychodzi? Do teatru, na spotkania towarzyskie.
Emanuel nic nie odrzekł, ale Elise znała jego myśli.
-   Pomasuję   cię,   kiedy   skończymy   z   toaletą.   Zwykle   ból   głowy   nie 

trzyma się ciebie tak długo.

- Dzisiaj masaż mi nie pomoże. Mam wrażenie, że głowa mi pęknie.
- Coś innego ci dolega? - Emanuel spojrzał na nią badawczo. - Jesteś 

taka niespokojna.

Elise   schyliła   się   po   zabawkę,   by   uniknąć   jego   wzroku.   Jej   policzki 

płonęły

- Ostatnio mieliśmy sporo pracy w kantorze.
- Ktoś jeszcze komentował twoją książkę? Ktoś cię uraził?
Elise pokręciła głową.
-   Panna   Johannessen   wspomniała,   że   w   którejś   z   gazet   ukazała   się 

recenzja. Nie miałam okazji zapytać, w której.

-   Może   Torkild   coś   wie   na   ten   temat,   zazwyczaj   jest   dobrze 

zorientowany. Jeśli zjawią się rodzice, możesz zajść do nich i zapytać. 
Przy okazji się przewietrzysz.

Emanuel ożywił się, wzmianka o recenzji wyraźnie go zainteresowała. 

Sam o tym nie wiedząc, dał jej pretekst, którego potrzebowała.

Dobry   Boże,   niech   teściowie   się   zjawią,   pomodliła   się   w   duchu. 

Emanuel nie będzie miał żadnych podejrzeń, kiedy wyjdzie. Elise poczuła 
ulgę.

Posmarowała  jego  kromki chleba  grubszą  warstwą  masła  i  zaparzyła 

świeżą kawę. Te gesty pomagały jej stłumić wyrzuty sumienia.

- A ty nic nie zjesz? - spytał zatroskany.
-   Nie   jestem   głodna.   Wypiłam   kubek   kawy,   kiedy   chłopcy   jedli 

background image

śniadanie.

-   Kawy   z   fusów,   jak   się   domyślam  -   uśmiechnął   się.   Odwzajemniła 

uśmiech, sprzątając ze stołu. - Zawsze myślisz o innych, nigdy o sobie. 
Musisz zacząć dbać o siebie, Elise. Jesteś taka chuda. I blada.

Podeszła   do   okna.   Rozjaśniło   się,   ale   niebo   wciąż   zaciągnięte   było 

chmurami.   Zapowiadała   się   śnieżyca.   Poprzedniego   dnia   chłopcy 
pracowicie odśnieżali ulicę. To była ciężka praca i Elise miała nadzieję, że 
pogoda oszczędzi im powtórki.

Ziąb ciągnął od okien, wyraźnie się ochłodziło.
- Prognozy się sprawdzają, zapowiada się mroźna i śnieżna zima.
Emanuel westchnął ciężko.
- W gazecie pisali, że pokrywa na Sarabraten wynosi siedemdziesiąt pięć 

centymetrów. To dużo, zima ledwie się zaczęła.

- Mam nadzieję, że pogoda się odmieni. Kiedy idę do pracy, śnieg zalega 

na ulicach, a Hugo krzyczy, kiedy płatki opadają mu na twarz.

Emanuel westchnął raz jeszcze.
- Chciałbym móc się nim zająć. Byłbym jednak bezradny, gdyby coś się 

stało.

- Nie myśl o tym. Hugo dobrze się czuje u Hildy. Może bawić się z 

rówieśnikiem.

- Usiądź przy  mnie. Nie musisz tak się krzątać w świąteczny  dzień. 

Dawnymi   czasy   nie   wolno   było   wykonywać   żadnych   prac   w   Boże 
Narodzenie poza tym, co absolutnie niezbędne.

Elise obróciła się i spojrzała na męża.
- Pewnie brak ci kościoła? Emanuel pokiwał głową.
- W domu chodziliśmy na nabożeństwo w Wigilię i Boże Narodzenie. To 

były wielkie uroczystości, ludzie przyjeżdżali saniami, na pagórku przed 
kościołem szpilki nie można było wcisnąć.

Jego twarz ożywiła się. Wspomnienia z dzieciństwa nie zawsze są złe, 

pomyślała.

- Zawsze pragnęłam przeżyć Gwiazdkę na wsi. Uśmiechnął się, ostatnio 

rzadko się uśmiechał.

-   Powinnaś.   Chłopcy   też.   Nastrój   jest   wyjątkowy,   kiedy   sanie   suną 

szeregiem, a z oddali dobiega głos dzwonów. Śnieg skrzypi pod płozami, a 
światło   pochodni   jest   jak   sznur   pereł.   A   u   góry   kruczoczarne   niebo 
upstrzone gwiazdami. Za każdym razem miałem łzy w oczach.

Elise zrobiło się go żal. Tak wyglądały kiedyś jego święta. Wyobraziła 

sobie duże pokoje w domu Ringstadów rozświetlone lampami, z choinką 
sięgającą   sufitu.   Stół   uginający   się   pod   ciężarem   jedzenia,   zapach 

background image

pieczonego ciasta i ogień strzelający wesoło w piecach i kominkach. Do 
wieczerzy zasiadali odświętnie ubrani ludzie, panowie we frakach, panie w 
jedwabnych i aksamitnych sukniach, usługiwały im pokojówki.

A teraz leżał na sofie, nie mogąc się poruszyć, w pokoju tak małym, że 

trzeba było usunąć większość mebli, by wstawić łóżko. Gdyby nie jego 
rodzice,   nie   mieliby   świątecznych   wypieków,   a   wieczerza   wyglądałaby 
znacznie   skromniej.   Pomyślała,   że   ich   związek   nie   ma   najmniejszego 
sensu.   Powinien   zostać   w   Ringstad   i   prowadzić   życie,   do   którego 
przywykł. Po dolegliwościach sercowych jego matka bardzo złagodniała. 
Gwałtowne   scysje   z   dzieciństwa   zapewne   już   nigdy   się   nie   powtórzą. 
Siedział spokojnie i przyglądał się jej.

- O czym myślisz?
-   Wyobrażam   sobie   wasz   dom   w   świąteczny   czas.   Oczy   Emanuela 

rozbłysły.

- Matka miała smykałkę do urządzania przyjęć. Dalecy i bliscy krewni 

przyjeżdżali  do  nas i mieszkali u  nas  przez  wiele  dni.   Dom  wypełniał 
śmiech  i  gwar,  wszędzie  były   ozdoby   świąteczne   i  udekorowane  stoły. 
Póki   mieliśmy   gości,   matka   nie   traciła   humoru.   Bawiliśmy   się   w   gry 
towarzyskie,   chodziliśmy   wokół   choinki,   śpiewając   kolędy,   jadaliśmy 
obficie   i   jeździliśmy   z   wizytami   do   sąsiadów,   zabierając   ze   sobą 
wszystkich   przyjezdnych   -  dodał  z  uśmiechem.   -  Czasami  wokół  stołu 
zasiadało trzydzieści, nawet czterdzieści osób.

- Pewnie ci tego brak.
- Czasami, nie za często. Rzadko wracam do tamtych chwil. Co było, to 

było. Życie w Ringstad należy do przeszłości. Świąteczne wspomnienia 
też.

-   Przecież   nie   musi   tak   być   -   stwierdziła.   Uśmiech   zgasł   na   jego 

wargach.

- Uważasz, że wydobrzeję?
- Tak. Nikt nie twierdzi, że to niemożliwe. Wbił w nią wzrok.
- Wierzysz w to?
Emanuel   nie   chwytał   się   nadziei,   nie   błagał   o   litość.   Żądał   szczerej 

odpowiedzi.

- Nie przestanę wierzyć, póki nie mamy pewności.
Te słowa odniosły właściwy skutek. Emanuel pokiwał powoli głową.
- Może masz rację, może zbyt ponuro patrzę w przyszłość.
- Musisz wierzyć, Emanuelu. Wiara przenosi góry. Cuda się zdarzają.
Ta myśl i jej dodała otuchy. Wstała i podeszła do drzwi kuchennych.
- Chyba jednak zjem kawałek chleba.

background image

Przedpołudnie wlokło się niemiłosiernie. Elise co rusz zerkała na zegar z 

kukułką. Z każdą upływającą godziną jej nadzieja topniała.

Nie była w stanie usiedzieć spokojnie. Nie mogła zająć się cerowaniem 

czy naprawą odzieży, bo był dzień świąteczny i Emanuelowi by się to nie 
spodobało. Do czytania nie miała nastroju. Hugo bawił się grzecznie w 
kąciku, ale Jensine zaczęła marudzić. Elise wzięła dziewczynkę na ręce i 
podeszła do okna, by wypatrywać Ringstadów. Spotkało ją rozczarowanie.

Emanuel podniósł oczy znad książki, którą pożyczył od Schwenckego.
- Co z tobą, Elise? Jesteś dziś bardzo niespokojna.
- Wciąż boli mnie głowa, chciałabym już, żeby twoi rodzice się zjawili.
- Nie powinnaś była puszczać chłopców na sanki. Mogliby ci pomóc.
- Nie miałam serca im odmówić. Tak rzadko mają okazję się pobawić.
-   Zazwyczaj   im   nie   odmawiasz.   Bardzo   ich   rozpieszczasz   -   dodał   z 

naganą w głosie.

Elise poczuła przypływ irytacji.
- Nie uważam, by byli rozpieszczeni. Właśnie opowiadałeś mi o swoim 

dzieciństwie,   porównaj   je   z   dzieciństwem   chłopców.   Już   przecież 
przykazałeś im, żeby całe wakacje spędzili za ladą sklepu.

- W takim razie idź na spacer, póki Jensine śpi. Jakoś zajmę się Hugo.
Elise wyczuła napięcie w jego głosie. Pokręciła głową.
-   Nie   mogę.   Co   zrobisz,   jeśli   Hugo   złapie   coś,   czego   nie   powinien 

dotykać, przewróci się, uderzy lub oparzy przy piecu?

Nic nie odpowiedział.
Elise   westchnęła   ciężko   i   zaczęła   przewijać   Jensine.   Rozczarowanie 

sprawiło, że czuła się poirytowana, ale uznała, że nie powinna dać tego 
poznać po sobie. Emanuel na to nie zasłużył.

Johan   z   pewnością   też   był   rozczarowany.   Przecież   cieszył   się,   że 

przyjdzie,   że   pobędą   chwilę   razem.   Z   przyjemnością   wysłuchałaby 
opowieści o Paryżu, o jego pracy, chciała zapytać go, jak długo zamierza 
zostać na obczyźnie. Teraz to już nieważne, Johan stracił zapewne nadzieję 
na spotkanie. Skoro nie udało się dzisiaj, nie uda się w kolejne dni. Johan 
nie wiedział wprawdzie, że Evert i Peder obiecali pomóc Emanuelowi w 
sklepie   przez   całe   świąteczne   wakacje,   a   Kristian   zamierzał   do   nich 
dołączyć, jak tylko skończy pracę u wozaka, ale rozumiał przecież, że coś 
jej   przeszkodziło   w   przyjściu.   Zdawał   sobie   wszak   sprawę,   że   zrobi 
wszystko, by się z nim zobaczyć.

Coś dławiło ją w gardle. Johan miał rację: nie było im pisane, by być 

razem. Nié mieli nawet prawa darzyć się miłością.

Było już po dwunastej i Elise straciła wszelką nadzieję, kiedy usłyszała 

background image

jakieś głosy na zewnątrz. Emanuel podniósł wzrok znad książki.

- Idą rodzice.
- Jesteś pewien, że to oni?
- Głosu matki nie sposób pomylić z innym. Idź na spacer, Elise. Zajrzyj 

do Anny i Torkilda i zapytaj o tę recenzję.

- Może powinnam najpierw podać im kawę?
- Wyjaśnię im, że musisz się przewietrzyć. Matka potrafi przyrządzać 

kawę.

Z reakcji pani Ringstad Elise domyśliła się, że jej zamiar nie przypadł 

teściowej do gustu.

- Wychodzisz? Przecież właśnie się zjawiliśmy! Emanuel pośpieszył jej 

z odsieczą.

-   Elise   idzie   do  Anny   i   Torkilda,   żeby   pożyczyć   gazetę,   w   której 

zamieszczono recenzję książki. Nie mogła uczynić tego wcześniej, bo nie 
chciała zostawiać mnie samego z dziećmi.

-   Mieliśmy   wypić   razem   kawę.   Jest   Boże   Narodzenie.   Pan   Ringstad 

odwrócił się do syna.

- Recenzja, mówisz? To bardzo ekscytujące! - I zwracając się do Elise, 

dodał: - Idź, Elise! Damy sobie radę. Marie zaparzy kawę, a my wypijemy 
po szklaneczce z Emanuelem.

Pani Ringstad wciąż była niezadowolona, ale nie powiedziała ani słowa.
W chwilę potem Elise zamykała za sobą furtkę.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Ruszyła w dół Sandakerveien, by uniknąć spotkania z chłopcami lub 

znajomymi. Mogła pójść lewym lub prawym brzegiem rzeki, dystans był 
ten   sam,   ale   chłopcy   mieli   zwyczaj   bawić   się   na   wzgórzu   przy 
Maridalsveien.

Kiedy zbliżała się do Andersengarden, serce zabiło jej mocniej. Może 

Johan   wciąż   tam   był?   A  może,   znużony   oczekiwaniem,   podziękował 
gospodarzom i poszedł do domu? Rzuciła spojrzenie ku oknom. Powinna 
wejść i zapytać o recenzję, ale nie było na to czasu. Zresztą nie wypadało 
tak po prostu wpaść jak po ogień i ruszyć dalej.

W oknie kuchennym domku majstra paliło się światło. Cała Hilda, jak 

można palić lampę za dnia? Co się z nią stanie, kiedy majster zniknie z jej 
życia? Takie nawyki są kosztowne.

Serce biło jej w piersi. Skąd brały się te emocje? Znała Johana na wylot, 

byli   wszak   nie   tylko   parą,   całe   dzieciństwo   spędzili   na   wspólnych 
zabawach.   Jeśli   nie   zdoła   zapanować   nad   sobą,   pan   Paulsen   gotów 
powziąć podejrzenie, że coś jest między nimi. To by mu się nie spodobało, 
Elise miała przecież męża. Kto wie, może nawet zwolniłby ją z pracy.

Nabrała   tchu,   by   się   uspokoić.   Posiedzę   tylko   z   Hildą,   majstrem   i 

Johanem i wypiję kawę, powtarzała sobie w duchu. Niewiele to pomogło, 
uczucie niepokoju nie chciało ustąpić.

Drzwi  otworzyły   się,   zanim  zdążyła   zapukać,   i  w  progu   ukazała   się 

Hilda.

- Widziałam cię z okna. Późno się zjawiasz!
- Nie mogłam wyjść, zanim rodzice Emanuela się nie zjawili. Niemal 

już straciłam nadzieję.

Hilda spojrzała na siostrę ze współczuciem.
- Mogłaś wziąć dzieci ze sobą.
- Bałam się, że to ci się nie spodoba, skoro on tu jest.
- Siedzą w pokoju. Johan pokazał Paulsenowi swoje rysunki i Paulsen 

background image

jest pod wrażeniem. Powiedział, że zademonstruje je swoim wpływowym 
znajomym.

Elise   zrobiło   się   ciepło   z   radości.   Hilda   nie   ruszyła   się   z   miejsca, 

studiując ją krytycznym wzrokiem.

- Nie stać cię, by kupić sobie płaszcz i kapelusz? Ubierasz się jak, nie 

przymierzając, robotnica czy przekupka z targu.

-   Dostałam   piękną   niebieską   suknię   od   pani   Stangerud,   ale   nie 

odważyłam się jej włożyć, bo należała do Signe.

Hilda spojrzała na nią przerażona.
- Zamierzasz chodzić w rzeczach kochanki twego męża?
Elise uniosła podbródek.
- Suknia jest piękna.
- Nie masz za grosz honoru?
- Nie  stać  mnie  na  honor,  ledwie  opędzam  cotygodniowe  wydatki.  - 

Elise podeszła do drzwi do pokoju. - Jedliście już?

- Nie, czekaliśmy na ciebie.
Na jej widok majster i Johan unieśli się z krzeseł. Elise podała dłoń panu 

Paulsenowi   i  złożyła   mu   życzenia   świąteczne.   Potem  odwróciła   się   do 
Johana.

Jego niebieskie oczy jaśniały radością. Długo przytrzymał jej rękę w 

swojej ciepłej dłoni.

- Jak dobrze, że przyszłaś.
-   Ledwie   mi   się   udało.   Rodzice   Emanuela   przyszli   niedawno,   a   nie 

mogłam zostawić go samego z małymi dziećmi - powiedziała, trochę zbyt 
głośno i za szybko.

- Jest aż tak bezradny? - wtrącił się majster, głęboko poruszony.
- Tak, niestety - odrzekła Elise. - Obie nogi ma bezwładne i porusza się 

na wózku. Gdyby dzieciom przydarzył się jakiś wypadek, nie byłby w 
stanie zareagować.

Pan Paulsen pokręcił głową.
- Co za los! Dobrze, że ma panią, pani Ringstad. Co on robi całymi 

dniami? Czy ktoś dotrzymuje mu towarzystwa?

- Teraz są u nas jego rodzice, ale na co dzień musi radzić sobie sam. 

Dużo czyta, pożycza książki od przyjaciela.

Hilda postawiła na stole półmisek z kanapkami, kiełbasą i żeberkami na 

zimno. Na osobnym talerzu podała stopki wieprzowe w marynacie. Elise 
poczuła ssanie w żołądku.

- Mówisz o Schwenckem? - spytała Hilda. Elise przytaknęła.
Ku jej zdziwieniu Hilda zmarszczyła czoło.

background image

- Co wy właściwie o nim wiecie?
- Że jest bardzo zdolnym kupcem. Emanuel mówi, że Schwencke zdąży 

sprzedać towar, zanim trafi na półki - roześmiała się Elise.

Hilda była poważna.
- To dziwne. Sklep leży na uboczu. Chodzę tamtędy przedpołudniami i 

jeszcze nie widziałam w środku klientów.

Tym razem roześmiał się pan Paulsen.
- To miałaś pecha, Hildo. Czym on handluje, pani Ringstad?
-   Drobnym   towarem,   głównie   sprzętem   kuchennym.   Ma   też   droższe 

rzeczy,   świeczniki,   filiżanki   z   porcelany,   ozdoby.   Jego   dom   jest   pełen 
pięknych przedmiotów.

- Hm. I nazywa się Schwencke?
- Paul Georg Schwencke. Sklep mieści się na Maridalsveien, niedaleko 

Arendalsgaten. Trudno nie trafić.

- Z pewnością zajrzę w to miejsce.
Zasiedli do stołu i Hilda nalała wszystkim kawy.
Elise znalazła się na-sofie obok Johana. Johan sięgnął po jej dłoń pod 

stołem. Strumień gorąca przepłynął przez jej ciało i była gotowa siedzieć 
tak całą wieczność. W pokoju panowało przyjemne ciepło. Hilda i pan 
Paulsen   tryskali   uprzejmością,   stół   uginał   się   pod   ciężarem   pysznego 
jedzenia, a zapach świeżo parzonej kawy łaskotał nozdrza. Było jak w 
bajce, nie mogłoby być lepiej nawet, gdyby zostali sami. Wtedy bowiem 
musieliby walczyć z pożądaniem lub dać upust żądzom, a potem cierpieć z 
powodu wyrzutów sumienia. A teraz było cudownie. Rozkosznie i wbrew 
pozorom niewinnie.

Musieli puścić dłonie, by zabrać się do jedzenia, ale Johan wykorzystał 

ten moment i przysunął się do Elise. Oparł się udem o jej udo, sprawiając, 
że znów poczuła falę gorąca.

Nie wiedziała, co je i czego dotyczy rozmowa. Pokój spowijała mgła, w 

świadomości Elise istniał tylko Johan. I jej własna tęsknota.

Słowa majstra przywołały ją do rzeczywistości.
- Żal mi autora, to chyba najostrzejsza krytyka, jaką zdarzyło mi się 

przeczytać. W pełni zasłużona, ale i tak uważam, że taka recenzja to cios. 
Samson tłumaczy autora, twierdząc, że historie nie są zmyślone, ale ten 
człowiek nie ma chyba piątej klepki. W każdym razie nie zachowuje się i 
nie mówi jak inni.

Hilda i Elise wymieniły się spojrzeniami.
Johan też się ożywił.
- O jakiej książce mowa?

background image

-   Ukazała   się   niedawno   pod   tytułem   Podcięte   skrzydła.   Jakiś 

młodzieniaszek, zapewne zbuntowany syn z dobrego domu, spisał kilka 
opowieści, które mają przedstawiać życie ubogich ludzi znad rzeki Aker. 
Biedak nie ma pojęcia, o czym pisze. Twierdzi na przykład, że dziewczęta 
wyrzuca się z pracy w fabryce za spóźnienia i że wiele z nich idzie na 
ulicę, by zarobić na życie. Słyszał kto podobne bzdury? Ten, kto spóźni się 
dwukrotnie   z   rzędu,   nie   zostaje   wpuszczony   do   fabryki   przed   godziną 
dwunastą   i   potrąca   mu   się   resztę   tygodniówki,   ale   przecież   nie   traci 
zatrudnienia! Autor wspomina o robotnicy, która rzuca się do wodospadu, 
utraciwszy robotę. Poczułem się dotknięty, bo przędzalnia leży koło mostu 
i czytelnicy mogą powziąć podejrzenie, że rzecz cała nas dotyczy. Całkiem 
niedawno   gazeta   „Verdens   Gang"   wydrukowała   podobną   historię. 
Podejrzewam, że autorem jest ten sam człowiek. Wiem, że pewna młoda 
niezamężna  kobieta  odebrała  sobie  życie w ten  sposób,  ale  powód był 
zupełnie   inny.   Właściwie   powinienem   wytoczyć   sprawę   autorowi,   ale 
jeszcze   się   wstrzymam.   Recenzent   dał   mu   stosowną   reprymendę, 
informując czytelników, że opowieść jest zmyślona. Z pewnością pojawią 
się inne oburzone głosy, ale ja mogę spać spokojnie. Nikt nie ma prawa 
oskarżać fabryki Graaha o przyczynienie się do śmierci młodej osoby.

Johan zakręcił się niespokojnie.
- Czy można się dowiedzieć nazwiska autora?
- To oczywiste, że wydawnictwo Grondahl & Son będzie musiało je 

ujawnić.   Zwłaszcza   jeśli   ktoś   zażąda   zadośćuczynienia   w   sądzie. 
Zamierzam się do nich wybrać.

Mam prawo poznać nazwisko autora, uważam bowiem, że oskarżenie 

skierowane   jest   przeciwko   mnie.   Nie   pogodzę   się   z   tym,   że   mam 
anonimowego wroga. Hilda nie zdołała ukryć zdenerwowania.

-   Nie   uważam,   by   chodziło   o   ciebie.   Może   majster   w   innej   fabryce 

zwolnił   jakąś   dziewczynę   za   niestosowne   zachowanie,   a   ona   okłamała 
wszystkich,   twierdząc,   iż   wyrzucono   ją   za   spóźnienie   spowodowane 
chorobą dziecka?

Pan Paulsen spojrzał na nią zdumiony.
- Czytałaś tę książkę?
Ku przerażeniu Elise Hilda zaczerwieniła się.
- Ja? - roześmiała się sztucznie. - A skąd miałabym ją wziąć? Książki 

kosztują majątek.

- To skąd wiedziałaś, że opowiada ona o matce, która zostawia chore 

dziecko?

-   Słyszałam   w   kolejce   w   sklepie   u   Magdy.   Magda   kupiła   książkę   i 

background image

wypożycza ją za parę ore.

Majster wpatrywał się w nią z napięciem. Wyraz jego twarzy zmieniał 

się, w końcu pokiwał głową powoli i powiedział zadowolony: - Ach tak! 
To bardzo interesujące. W takim razie przejdę się po fabryce i zapytam 
robotnice, co sądzą o tym dziele.

Elise była pewna, że żadna nie powie prawdy. Nawet jeśli rozpoznały się 

w książce, nie zaryzykują zwolnienia. Będą wiedzieć, jakiej odpowiedzi 
majster oczekuje.

Myśli Johana biegły tym samym torem.
- Ludzie są różni, panie Paulsen. W tych historiach może tkwić ziarenko 

prawdy.   Niewiele   fabryk   może   pochwalić   się   tak   dobrymi   relacjami 
między kierownictwem a robotnikami jak przędzalnia Nedre Voien.

Majster gładko przełknął pochlebstwo.
- Tak, to możliwe. Nie mam pewności, że autor ma na myśli wodospad 

przy Beierbrua. Na naszej rzece jest sporo wodospadów. I ma pan rację, 
ludzie są różni.

- Wiemy wszak, że w Yaterlandzie i Fjerdingen dzieją się straszne rzeczy 

- ciągnął Johan. - Wielu przymyka oko na ten wrzód na ciele naszego 
miasta,   ale   mało   kto   gotów   byłby   twierdzić,   że   powieść   Albertine 
Christiana Krohga nie ma oparcia w rzeczywistości. Niewielu twórców 
podejmuje wątki społeczne. W zeszłym roku ukazała się książka Lill-Anna 
i   inne   pisarki   Nini   Roli   Anker,   w   której   przedstawiono   los   kobiet 
pracujących w fabrykach, ale poza tym kilku jedynie artystów ma odwagę 
krytykować nierówności społeczne.

Elise zerknęła na majstra i dostrzegła, że wywód Johana zrobił na nim 

wrażenie,   choć   pan   Paulsen   z   pewnością   nie   należał   do   zwolenników 
ruchu robotniczego. Sporo ludzi uważało, że kraj zmierza w złym kierunku 
i   należy   coś   przedsięwziąć.   Kapitalizm   panoszył   się,   industrializacja 
przekraczała granice rozsądku.

Paulsen pokiwał głową z zamyśleniem.
- Uważa więc pan, że ten Elias Aas ma trochę racji?
-   Nie   czytałem   książki,   panie   Paulsen,   ale   obracam   się   w   kręgach 

artystycznych i wiem, że wielu ludzi niepokoi się rozwojem wydarzeń. 
Rozdźwięk   między   biednymi  i  bogatymi   to   prosta   droga   do   rewolucji. 
Może Elias Aas pragnął uświadomić ludziom to niebezpieczeństwo, ale 
zrobił to niezdarnie.

Majster roześmiał się.
- Niezdarnie, trafił pan w samo sedno! Na zdrowie, panie Thoresen! 

Rozmowa z panem to czysta przyjemność.

background image

Johan opróżnił kieliszek. Elise nie wiedziała, co zawierał, ani ona, ani 

Hilda nie zostały poczęstowane trunkiem. Miała jedynie nadzieję, że to nie 
było nic mocnego, bo Johan nie nawykł do picia.

Pan Paulsen obrócił się do Hildy.
-   Możesz   przynieść   kawy,   moja   droga?   Proszę   jeść,   pani   Ringstad   i 

panie Thoresen. W kuchni jest mnóstwo jedzenia.

Elise   pomyślała   o   chłopcach.   Zastanawiała   się,   czy   matka   Emanuela 

przygotowała im jakiś posiłek, kiedy wrócili do domu. Ona siedziała tutaj, 
zajadając smakołyki, a im musiała wystarczyć kromka chleba. Nic innego 
nie miała w szafce kuchennej.

Johan znów chwycił jej dłoń, ścisnął i splótł z nią palce. Zrobiło się jej 

gorąco.

Hilda wróciła z dzbankiem i spojrzała na siostrę.
-   Za   ciepło   tutaj   dla   ciebie,   Elise?   Masz   czerwone   policzki.   My   z 

Paulsenem lubimy ciepło, ale u was na Hammergaten jest zapewne dużo 
chłodniej.

Elise skinęła głową, nie patrząc na Johana.
- Tak, u nas jest dużo chłodniej.
Johan znów ścisnął jej dłoń. Czuła jego bliskość, zdawało się jej, że 

tworzą jedną całość. Te same myśli, ta sama tęsknota, ten sam pogląd na 
większość spraw.

- Jak pani daje sobie radę, pani Ringstad? - Majster spojrzał na nią z 

ciekawością, jakby ujrzał ją po raz pierwszy. - Najpierw praca w moim 
kantorze, potem odbiera pani synka od Hildy i biegnie do domu, gdzie 
czeka niemowlę, kaleki mąż i trzech rozbrykanych chłopców. Jak pani daje 
sobie radę? - powtórzył.

-   Chłopcy   mi   pomagają.   Noszą   drwa   i   wodę,   usuwają   śnieg   i   kładą 

maleństwa wieczorami. Rano pomagają mi je ubrać.

Majster pokręcił głową zdumiony.
- Mają raptem kilkanaście lat.
- Peder i Evert mają po jedenaście lat, Kristian dwanaście.
- I potrafią zająć się niemowlęciem?
- Nie mają wyboru. Sama bym sobie nie poradziła. Pan Paulsen zamyślił 

się.

- Tak się zastanawiam... Może wyświadcza im pani przysługę? Może 

trzeba żałować tych, którzy nie mają żadnych obowiązków? Ci chłopcy 
wyrosną na pracowitych obywateli. Tak sobie myślę, że dzieci wyrastające 
na wsi i nawykłe do pracy mają coś, czego ludziom z miasta brak.

Elise uśmiechnęła się w duchu. Majster mówił o dzieciach z dobrych 

background image

domów,   gdzie   pełno   było   służby.   Dzieci   wzrastające   nad   rzeką   Aker 
potrafiły zadbać o siebie i swoje młodsze rodzeństwo.

Pan Paulsen stuknął się w czoło.
- Skoro pani mąż nie pracuje, z czego będziecie żyć? Elise poczuła, że 

robi się jej gorąco. Musiała starannie

dobierać słowa.
- Emanuel niedawno rzucił pracę w zakładach Myren i zajął się handlem 

drobnym towarem w małym sklepiku przy Maridalsveien. Tak jak Paul 
Georg Schwencke. Kiedy zachorował, moi dwaj bracia i Evert stanęli za 
ladą. Będą tam pracować do końca wakacji.

- Droga pani, nastoletni chłopcy nie mogą zajmować się handlem.
- Nie, rzecz jasna, że nie. To dorywcza pomoc. Mam nadzieję, że po 

świętach Emanuel nauczy się dojeżdżać do sklepu na wózku.

- Jeśli nie będzie śnieżyć - wtrąciła się Hilda.
- Jeśli nie będzie śnieżyć - powtórzyła ze strachem Elise.
Johan   ścisnął   jej   dłoń.   W   tym   uścisku   było   wszystko:   współczucie, 

wsparcie, podziw. Mając miłość Johana, dam sobie radę ze wszystkim, 
pomyślała.

Zegar Hildy wybił godzinę drugą. Wielki Boże, czas pędził jak opętany! 

Elise miała wrażenie, że ledwo co przyszła. Zerwała się z miejsca.

- Nie wiedziałam, że już tak późno.
-   Przecież   państwo   Ringstadowie   są   z   Emanuelem   -   zaprotestowała 

Hilda.

- Nie zamierzali zostać długo, a ja obiecałam, że zaraz wrócę.
Johan też się podniósł.
-   Ja   też   już   pójdę.   Przyrzekłem   siostrze,   że   wybiorę   się   z   nią   na 

cmentarz.   Już   zdążyła   mnie   zbesztać,   że   nie   towarzyszyłem   jej   na 
porannym nabożeństwie - dodał, uśmiechając się.

Elise   pożegnała   się   pośpiesznie   z   majstrem   i   wybiegła   z   pokoju.  W 

kuchni zatrzymała się.

- Powiedziałam w domu, że idę do Anny po gazetę - szepnęła do Hildy.
Hilda pokiwała głową z rezygnacją.
- Po co zachowujesz pozory? On na to nie zasługuje.
- Co byś powiedziała, gdybyś siedziała przykuta do wózka?
- Pomyślałabym, że to kara za moje grzechy. On powinien tak myśleć.
Elise pożałowała, że zadała to pytanie. W tej kwestii miały całkowicie 

odmienne zdanie. Johan wyszedł z pokoju i podziękował za gościnę. Elise 
odwlekała czas pożegnania. Razem ruszyli do Andersengarden.

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

-   Majster   zamierza   pokazać   moje   rysunki   swoim   wpływowym 

znajomym - powiedział Johan zadowolonym głosem.

- Hilda wspomniała mi o tym. Jestem z ciebie dumna.
- Mam nadzieję, że nie spotkają cię nieprzyjemności, kiedy wrócisz do 

domu?

- Matka Emanuela była obrażona, że wychodzę, ale jego ojciec mnie 

poparł. Wyjaśniłam, że idę do Torkilda, by pożyczyć gazetę, w której jest 

background image

recenzja mojej książki. Majster ją czytał, ale bałam się spytać, o którą 
gazetę chodzi.

-  Torkild   ją   ma.   Ja   też   czytałem   tę   recenzję.   Elise   odwróciła   się   ku 

niemu.

- Naprawdę? Jest aż tak zła?
- Na twoim miejscu bym do niej nie zaglądał.
Elise   posmutniała.  W  głębi  duszy   była   przygotowana  na   ostre   słowa 

krytyki, ale liczyła też na pozytywne komentarze.

Johan rozejrzał się wokół, a potem otoczył ją ramieniem.
-   Nie   przejmuj   się,   Elise.   Jestem   z   ciebie   dumny.   Dobrze   wiem,   że 

recenzja   zrodziła   się   z   przesądów   dziennikarza   i   ze   strachu   o   własną 
pozycję. To konserwatywna gazeta, a on dobrze zna oczekiwania swoich 
czytelników. Nawet jeśli miałby inne zdanie, nie odważyłby się go przelać 
na papier.

Pocałował ją, długo i gorąco. Elise na chwilę poddała się uczuciom, ale 

zaraz odsunęła się od niego i rozejrzała wokół.

- Ktoś nas może zobaczyć.
- Nikogo tu nie ma. Robotnicy śpią, zbierając siły przed kolejnym dniem 

harówki, a ich szefowie siadają właśnie do obiadu. - Uśmiechnął się. - Tak 
się ucieszyłem, kiedy przyszłaś. Zdążyłem już zwątpić, że się zjawisz.

Elise odwzajemniła uśmiech.
- Ja też się raduję, że przeżyłam z tobą tę chwilę. Pragnęłam, by trwała 

wiecznie.

Johan westchnął głośno i pogłaskał ją czule po policzku.
- Elise, tak bardzo cię kocham! Nie spałem pół nocy, myśląc o tobie. Los 

ciężko cię doświadczył, ale dzielnie znosisz wszystkie przeciwności. Anna 
też tak uważa i pociesza się słowami z Biblii. „Jak dni twoje moc twoja 
trwała". Anna mówi, że dostajemy tyle, ile jesteśmy w stanie unieść na 
swoich barkach. - Znów się uśmiechnął. - Ona wierzy głęboko, a mimo to 
wyganiała mnie z domu, bym się z tobą spotkał.

Elise roześmiała się.
- W oczach Anny należymy do siebie. Johan spoważniał.
- Bo tak właśnie jest. Oboje popełniliśmy błędy, Agnes i Emanuel nie 

powinni pojawić się w naszym życiu.' Związałem się z Agnes, bo straciłem 
ciebie, a ona twierdziła, że spodziewa się mojego potomka. Ty wyszłaś za 
Emanuela   z   powodu   dziecka,   które   zmuszona   byłaś   urodzić.   Oboje 
przeżyliśmy   tragedię.   Współczułbym  Agnes   i   Emanuelowi,   gdyby   byli 
szczęśliwi w tych związkach, ale tak wszak nie jest. Mówiłaś przecież, że 
Emanuel męczy się i że zamierzałaś się z nim rozstać. Elise przytaknęła.

background image

- Zrobiłabym to, ale jego choroba spadła na nas jak grom z jasnego 

nieba.

- Pozostaje mieć nadzieję, że lekarz się pomylił i Emanuel wróci do 

zdrowia.

Pocałował ją jeszcze raz i ruszyli dalej. Chciał złapać ją za rękę, ale 

Elise wzbraniała się.

- Możemy przypadkiem trafić na chłopców. Mogli wybrać się do Hildy 

po jedzenie, tak jak to mają w zwyczaju w dni szkolne.

- Sądzisz, że mieliby coś przeciw temu, byśmy trzymali się za ręce?
-   Sądzę,   że   byliby   zachwyceni   na   twój   widok,   ale   z   pewnością 

zdumieliby się, zrozumiawszy, że wciąż się kochamy. Zwłaszcza Kristian.

Johan nic nie odrzekł i dłuższą chwilę szli w milczeniu.
- Zobaczę cię jeszcze przed wyjazdem? - spytał cicho i ostrożnie. W 

jego głosie brzmiała nadzieja, ale starał się jej nie naciskać.

- Mam taką nadzieję. Codziennie po pracy odbieram Hugo od Hildy. Po 

szóstej.

- Będę tam na ciebie czekał. Hilda nie będzie chyba miała nic przeciw 

temu.

Elise roześmiała się.
- Wręcz przeciwnie. Jest takiego zdania jak Anna.
-   Co   za   szczęście,  Anna   i   Hilda   gotowe   są   wziąć   udział   w   naszym 

spisku. - Johan nie ukrywał rozbawienia.

- Jak znam Hildę, to pewnie-znajdzie jakiś pretekst, by zostawić nas 

samych.

- Nie wiem, czy to rozsądne - droczył się z nią Johan. Elise poczuła w 

sobie tę samą tęsknotę. .

-   Jestem   rada,   że   ostatnim   razem   do   niczego   nie   doszło.   Johan 

spoważniał.

- Ja też, Elise. To mogło mieć poważne konsekwencje. Elise spłoniła się.
- To byłaby katastrofa.
- Zgadzam się.
Przeszli w milczeniu parę kroków.
- Ale miałaś ochotę?
Nie odważyła się spojrzeć na niego, serce jej dudniło, a w ciele szalał 

pożar.

- Muszę odpowiadać na to pytanie?
- Nie, nie musisz. Wtedy to poczułem, a dzisiaj zrozumiałem. Masz te 

same pragnienia co ja. Byłoby nam cudownie razem.

- Wiem. Marzę o tobie przed zaśnięciem. Czasami... - urwała.

background image

Johan odwrócił się ku niej i chwycił ją za rękę.
- Czasami aż za bardzo, to chcesz powiedzieć? Przytaknęła i schyliła 

głowę, zagryzając wargę ze wstydu.

- Tak bardzo za bardzo, że w końcu doznajesz ukojenia?
Jej   policzki   płonęły,   nie   wykrztusiła   z   siebie   ani   słowa.   Doszli   do 

Andersengarden.

- Wejdziesz na górę po gazetę?
- Powinnam. Emanuel był bardzo podekscytowany. Znów chwycił ją za 

rękę i wciągnął do środka.

-  Chodź,  Elise,  odświeżymy   dawne  wspomnienia.  Zamiast  ruszyć  na 

schody na piętro, pociągnął ją do wejścia do piwnicy, gdzie tak często 
całowali się w ciemności.

- Pani Ringstad nie wybaczy mi tak długiej nieobecności.
- Jesteś z Emanuelem czternaście godzin na dobę. Ja  proszę o kilka 

minut.

Objął ją ramionami.
- Kocham cię, Elise. Będę czekać na ciebie, choćby to miało trwać całe 

życie.

- A ja na ciebie, Johan.
Czas zniknął, rzeczywistość przestała istnieć. W jednej chwili znaleźli 

się tam, gdzie byli, zanim zło wkradło się do ich świata. I on był tym, kim 
kiedyś:   wielkim   i   silnym   bohaterem   jej   życia.   Z   nim   miała   dzielić 
wszystkie radości i smutki, sukcesy i przeciwności losu. A przede wszyst-
kim miłość. Pani Thoresen zaoferowała im kuchnię, mogli wprowadzić się 
w   każdej   chwili.   Co   za   radość!   Jakże   szczęśliwi   byli,   mogąc   dzielić 
niewielkie łóżko w malutkiej, ubogiej kuchni. Chłód i przeciąg, cóż to 
miało za znaczenie, skoro mieli siebie?

Zamknęła oczy i przyciągnęła go do siebie, przyjmowała pocałunki i 

pieszczoty, odwzajemniała je z całą mocą. Zakręciło się jej w głowie, to 
uczucie było potężne i dominujące. Czy tak właśnie czuła się wtedy, taka 
lekka i radosna, tak bezgranicznie szczęśliwa?

Nie   musiała   odpowiadać   na   to   pytanie,   znała   odpowiedź   od   zawsze. 

Przez cały ten czas w głębi serca skrywała miłość do Johana, niezmienną, 
trwałą, silną jak skała. Była tam nawet wtedy, gdy stawała z Emanuelem 
przed ołtarzem i gdy nocami oddawała mu swoje ciało.

- Kocham cię, Johan. Zawsze cię kochałam i zawsze będę kochać.
Jęknął w odpowiedzi, ale niczego więcej nie potrzebowała. Znała jego 

myśli i uczucia. Tworzyli jedność.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Elise   nie   mogła   sobie   przypomnieć,   by   kiedykolwiek   dręczyły   ją 

większe wyrzuty sumienia niż teraz, gdy zbliżała się do Hammergaten. 
Dochodziła trzecia, spędziła poza domem prawie trzy godziny. A przecież 
miała tylko zaczerpnąć świeżego powietrza i pożyczyć gazetę od Torkilda. 
A teraz pewnie na zawsze zniszczyła swą relację z teściową, ledwie co 
odbudowaną. A przecież pomoc rodziców Emanuela była im potrzebna. 
Teraz, lecz przede wszystkim w przyszłości.

Obawiała się, że wyrzuty sumienia i gorące doznania zostawią ślad na 

jej obliczu. Policzki wciąż jej płonęły na wspomnienie pieszczot Johana, a 
kiedy ciało i duszę wypełnia moc uczuć, trudno ukryć je wobec świata.

Zbliżając się do drzwi kuchennych, usłyszała ożywione chłopięce głosy. 

Bogu dzięki, że wrócili już do domu! A państwo Ringstad może już poszli, 
może uznali, że powrót Kristiana, Pedera i Everta zwalnia Emanuela z ko-
nieczności opiekowania się najmłodszymi dziećmi. Pchnęła drzwi i weszła 
do środka.

Jensine leżała na chodniku, a Kristian zmieniał jej pieluszkę.
Peder z Evertem karmili Hugo.

background image

- Tak długo cię nie było! - Peder spojrzał na siostrę z wyrzutem.
- Odwiedziłam Hildę. Wpadłam też do Anny i Torkilda.
- Wiem, ale dlaczego byłaś u nich cały dzień?
-   U   Hildy   zastałam   majstra,   który   koniecznie   chciał   coś   ze   mną 

przedyskutować. Poczęstował mnie kawą i kanapkami, więc nie wypadało 
odmówić.

W tej samej chwili usłyszała głosy z pokoju.
- Rodzice Emanuela są jeszcze? Peder i Evert pokiwali głowami.
Evert podsunął łyżkę kaszy pod buzię Hugo.
-   Matka   Emanuela   chciała   iść   na   policję   -   oznajmił,   nie   podnosząc 

głowy. - Uznała, że coś ci się stało.

Elise przeraziła się.
- Ale chyba tego nie zrobiła?
Obaj zaprzeczyli. Elise dostrzegła z ulgą, że nie dali się przestraszyć. 

Peder uśmiechnął się nawet z pobłażliwością.

- Powiedziała, że mieszkamy w niebezpiecznym miejscu. A my wiemy, 

że tu nad rzeką żyją sami mili ludzie. No, może poza Pingelenem, ale on 
jest groźny tylko dla mnie, nie dla dorosłych.

Kristian skończył przewijać Jensine i podniósł ją z podłogi.
- Nie musiałaś jednak iść do Hildy i Anny, kiedy oni przyszli z wizytą - 

stwierdził i zniżył głos. - Matka Emanuela ma kwaśną minę.

Elise zaczerpnęła tchu i ruszyła do pokoju. Cała trójka spojrzała na nią, 

ale nikt nic nie powiedział.

-   Przepraszam,   że   tak   długo   mnie   nie   było.  Wpadłam   do   Hildy,   nie 

chciałam, by w taki dzień czuła się samotna. I natknęłam się na majstra 
Paulsena, który siedział tam, popijając kawę. Bardzo nalegał, bym coś z 
nimi przekąsiła.

Pan Ringstad posłał jej zdziwione spojrzenie.
- Majster? Dziś znów u niej był? Emanuel odwrócił się do ojca.
- Mówiłem ci, że coś jest między nimi.
- Tak się nie godzi! - oburzyła się pani Ringstad. - Hilda wciąż jest 

mężatką, nieprawdaż?

- Tak - przytaknęła Elise - ale zamierza rozstać się z Reidarem.
- Rozstać? - Pani Ringstad poczerwieniała na twarzy. - I znów wstyd 

spadnie na waszą rodzinę. Jakbyście nie mieli dość.

Elise czuła na sobie badawczy wzrok Emanuela.
- Długo cię nie było.
-   Przykro   mi.   Wywiązała   się   nieprzyjemna   rozmowa.   Pan   Paulsen 

wspomniał o mojej książce. - Zwróciła się do teścia. - Oczywiście nie ma 

background image

pojęcia, że ja ją napisałam, ale złościł się strasznie, twierdząc, że rzecz 
jego dotyczy. Był w bojowym nastroju i uznał, że recenzent wsparł jego 
pogląd.   Domyślam   się,   że   recenzja   jest   bardzo   nieprzychylna.   Paulsen 
zamierza wytoczyć sprawę autorowi.

Emanuel ożywił się.
- Torkild miał gazetę?
- Tak, ale nie przeczytałam jeszcze tego tekstu. Po wywodach Paulsena 

nie odważyłam się. Boję się, że mnie zniechęci do pisania.

- Przyniosłaś gazetę ze sobą?
- Tak - potwierdziła. - Leży w kuchni.
- Przynieś ją, proszę.
Pani Ringstad nie odzywała się od dłuższego czasu, ale teraz wtrąciła 

się, przybierając oskarżycielską pozę.

-   Uważam,   że   nie   powinnaś   spędzać   świątecznego   przedpołudnia   u 

innych, skoro w domu czeka na ciebie chory mąż, Elise.

Ełise posłała jej zawstydzone spojrzenie.
- Przykro mi z tego powodu. Nie zdawałam sobie sprawy, że zrobiło się 

tak późno.

- Nie było cię trzy godziny.
- Daj już spokój, mamo! - zirytował się Emanuel. - Chcę przeczytać 

recenzję.

Elise wybiegła do kuchni.
Kiedy wracała, dobiegły jej słowa teściowej.
-   Młode   kobiety   nie   rozumieją   już   wagi   odpowiedzialności   i 

zobowiązań. Wystarczy dać im palec, a zabiorą całą dłoń.

Elise nie miała pojęcia, czy pije do niej, czy do Signe. Pani Ringstad 

zamilkła, gdy dziewczyna pojawiła się w progu.

Elise podała gazetę Emanuelowi, lekceważąc słowa teściowej.
- Nie mów mi, co tam jest napisane. Nie chcę tego słuchać.
- Taki z ciebie tchórz, Elise? - roześmiał się pan Ringstad. - Miałem inne 

zdanie o tobie.

- Jeśli usłyszę, że nie potrafię pisać, stracę cały entuzjazm i rzucę to 

wszystko. Jestem tego pewna.

-   Zajmij   się   domem,   Elise   -   powiedziała   teściowa   łagodniejszym 

głosem.   -   Opieka   nad   dziećmi   i   Emanuelem   i   tak   zabiera   ci   mnóstwo 
czasu.   Kobiety   w   dzisiejszych   czasach   uważają,   że   powinny   pracować 
zawodowo, ale ja sądzę, iż miejsce kobiety jest w domu. I nie powinny 
mieć   prawa   wydawania   książek,   książki   mają   zły   wpływ   na   młodzież. 
Weźmy   Magnhild   Bjornstjerne   Bjornsona.   Jak   taki   dobry   pisarz,   na 

background image

dodatek mężczyzna, mógł napisać takie bzdury? Główna bohaterka zrywa 
małżeństwo,   bo   nie   ma   w   nim   miłości.  A  pisarz   nazywa   ten   związek 
nieobyczajnym!   Pytam   się   więc:   co   nas   teraz   czeka?   Czy   ludzie 
spodziewają się, że małżeństwo to wieczne upojenie i namiętność?

Pan Ringstad nie słuchał żony.
- Przeczytaj nam recenzję, Emanuelu! Emanuel spojrzał na Elise.
- Możesz wyjść do kuchni, jeśli nie życzysz sobie tego słuchać.
Elise pokręciła głową. Poczuła się urażona uwagą teścia o tchórzostwie.
- Zmieniłam zdanie. Czytaj na głos, Emanuelu. Emanuel przerzucił kilka 

stron, rozłożył gazetę i zaczął czytać:

Wydawnictwo   Grondahl   &   Son   powinno   działać   rozważnie!   Czy 

wykazało się rozwagę, wypuszczając na rynek tom opowiadań „Podcięte 
skrzydła"?  A może to zwykła prowokacja? Jeśli tak, to udana. Nie ma 
czytelnika,   który   nie   poczułby   się   sprowokowany   tym   tandetnym 
dziełkiem. Ta książka to kpina z podstaw naszej egzystencji, naszej wiary, 
moralności i z wartości, które pragniemy przekazać dzieciom. Autor bierze 
w obronę prostytucję, pijaństwo i niesumienność w pracy, sympatyzuje z 
młodymi,   bezwstydnymi   kobietami,   które   poszukują   przygód   i   łatwego 
zarobku   w  przybytkach   rozpusty,  sprzedają   się   byle   komu,   zostawiając 
swoje potomstwo o głodzie i chłodzie. A dzieci u nich pod dostatkiem, te 
wykolejone indywidua mają ich zwykle całą gromadkę! Pytanie ciśnie się 
na usta: gdzie podziewa się ojciec tych dzieci? Udzielę odpowiedzi: w 
ogóle go nie mają!

Te kobiety  bowiem trudnią się  nierządem,  rodzą dzieci włóczęgom i 

pijakom,   a   w   końcu   trafiają   do   szpitala   Ullevdl,   gdzie   wydzielono 
specjalny oddział, by leczyć choroby, których same się nabawiły! A kto za 
to   płaci?  Ty,  drogi Czytelniku,   i ja. Tym  celom,  między  innymi,   służą 
pieniądze z naszych podatków. Ladacznice wychodzą wyleczone i wracają 
do swego grzesznego procederu.

Jaki wpływ mieć będzie ta książka na nasze córki? Zapewne nigdy się z 

nią   nie   zetkną   ani   nie   przeczytają   z   własnej   woli.   Powtarzam   jednak 
pytanie:   jaki   wpływ   będzie   mieć   na   nasza   młodzież?   Ukazując   się 
nakładem   renomowanego   wydawnictwa,   książka   daje   młodym   ludziom 
asumpt do wiary, że historie w niej zawarte opierają się na prawdzie. Że 
młoda   robotnica   zostaje   „zmuszona"   do   prostytucji,   bo   zwolniono   ją   z 
pracy w fabryce. Na rany boskie, istnieje chyba jakieś inne zajęcie? Mogła 
zatrudnić się jako pomoc domowa, wolnych posad jest bez liku. Sam nie 
znalazłem jeszcze właściwej opiekunki dla moich dzieci, ale Boże broń, 
bym   wpuścił   taką   ulicznicę   za   mój   próg.   Autor   wspomina   o 

background image

szesnastoletniej tkaczce, która zachodzi w ciążę z dyrektorem fabryki i 
zmuszona jest oddać własne dziecko. Elias Aas wyraźnie współczuje tej 
pannie.   Nie   powinien   raczej   spytać,   dlaczego   była   na   tyle   głupia   i 
lekkomyślna,   by   inicjować   związek   z   dyrektorem?   Dyrektor   na   pewno 
miał żonę, o tym też ta biedaczka nie pomyślała? Gdzie była matka tego 
dziewczęcia,   jak   mogła   pozwolić   nieletniej   na   tak   bezwstydne 
zachowanie?   Proponuję,   by   wnieść   sprawę   przeciwko   autorowi.   Ten 
człowiek   nie   powinien   mieć   prawa   drukować   swoich   wypocin   ani 
wypowiadać   się   publicznie.   Stanowi   zagrożenie   dla   naszych   norm 
społecznych.

Emanuel powoli odłożył  gazetę.  Był śmiertelnie  blady.  Kiedy  czytał, 

nikt nie odezwał się słowem. Elise wstrzymała oddech.

Zrobiło jej się ciemno przed oczyma, czuła, że zaraz zemdleje, i wsparła 

się o stół. Pan Ringstad chrząknął.

- Mocna rzecz - powiedział, niezdarnie ukrywając, jak bardzo poruszył 

go ten tekst.

Pani Ringstad wstała z krzesła i zatoczyła się. Wbiła wzrok w Elise.
- Ty napisałaś tę książkę? - spytała z niedowierzaniem.
Pan Ringstad usiłował się wtrącić.
- Nie irytuj się, Marie. Czytałem ją i muszę przyznać, że siebie tam nie 

rozpoznaję.   Też   musisz   ją   przeczytać.   Zrozumiesz,   że   recenzent   nie 
wykazał   się   obiektywizmem.   Kieruje   ten   tekst   do   czytelników   własnej 
gazety i wątpię, by naprawdę tak uważał. Miejmy nadzieję, że recenzje 
ukażą się w innych gazetach, mniej jednostronnych w swoich opiniach.

Pani Ringstad nie dała się uspokoić.
-   Nie   wiem,   czy   odważę   się   teraz   wyjść   na   ulicę   -   powiedziała, 

załamując   nerwowo   dłonie   i   posyłając   Emanuelowi   zrozpaczone 
spojrzenie. - Jak mogłeś mi to zrobić? Nie dość się nacierpieliśmy? Wiele 
zrobiłam,   by   zaakceptować   twoją   sytuację,   Emanuelu,   i   nie   myślę 
wyłącznie   o   chorobie.   Starałam   się   być   dobrą   babcią   dla   twoich   i   nie 
twoich dzieci. Przygotowałam wieczerzę wigilijną, przyniosłam jedzenie i 
podarki,   spędziłam   z   tobą   całe   przedpołudnie.   Teraz   zaś   czuję,   że   to 
wszystko na próżno. Co bym nie zrobiła, twoje życie legło w gruzach i 
moje też.

Zaczęła płakać i gwałtownym ruchem sięgnęła po chusteczkę.
- Co powiem ludziom? Jak spojrzę w oczy rodzinie i przyjaciołom?
- Ależ mamo! - Emanuel wreszcie odzyskał głos. - Nikt nie wie, że tę 

książkę napisała Elise. Musisz po prostu udawać, że o niczym nie wiesz.

- Mam więc kłamać? - załkała. Pan Ringstad ruszył ku drzwiom.

background image

- Chodź, Marie. Betzy i Oscar czekają na nas. Zasiedzieliśmy się.
Mijając Elise, poklepał ją po ramieniu.
- Nie przejmuj się. Jestem przekonany, że pozostałe gazety napiszą w 

innym tonie. Sprawdzę u Oscara.

Elise pomogła teściowej nałożyć płaszcz i pożegnała ich u drzwi.
Kiedy wróciła do pokoju, Emanuel siedział z ponurą miną. Uznała, że 

powinna się bronić.

- Powiedziałam, że recenzja jest bardzo krytyczna. To wy nalegaliście, 

by ją przeczytać.

Emanuel nie odezwał się. Elise łzy napłynęły do oczu.
- Mówiłeś, że książka jest dobra, że jesteś ze mnie dumny.
-   Tak   uważałem.   Nie   spodziewałem   się   jednak,   że   wzbudzi   tak 

gwałtowne   reakcje.   Byłem   przygotowany   na   krytykę,   ale   nie   aż   tak 
druzgocącą.

- Nie powinnam była prosić Torkilda o tę gazetę.
-   Nie   powinnaś   była.  A  on   powinien   był   podrzeć   ją   na   strzępy   lub 

przynajmniej cię ostrzec.

Johan   też   uważał,  że   nie   powinnam  jej  czytać,  pomyślała.   Czuła   się 

strasznie.

- Jadłeś coś? - spytała cienkim głosem.
- Tak. Matka przygotowała smaczny posiłek.
- Twoja matka ma rację, Emanuelu. Zniszczyłam ci życie.
Spodziewała się, że zaprotestuje, ale Emanuel nie powiedział ani słowa.

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Cały następny dzień Elise spędziła w domu. Drugi dzień świąt, dzień 

wolny od pracy. Wiedziała, że powód, dla którego go ustanowiono, był 
prosty: dać możliwość uczestnictwa w nabożeństwie wiernym w parafiach, 
w   których   pastor   dzielił   obowiązki   między   dwie   świątynie.   Dla   robot-
ników był to jeden z niewielu dni odpoczynku, nie licząc niedziel.

Miażdżąca recenzja książki bardzo ją dotknęła, rozczarowanie Emanuela 

i rozpacz teściowej też bardzo ją zabolały. Wczesnym rankiem Emanuel 
stwierdził,   że   jeśli   Elias  Aas   zostanie   pozwany,   może   się   to   dla   niej 
skończyć surową karą pieniężną. Po wyjściu rodziców siedział w wózku z 
ponurą miną i na wszystkie jej pytania odpowiadał półsłówkami. No i nie 
zmrużył oka w nocy, tak przynajmniej oświadczył. Gdyby się rozzłościł, 
mogłaby dać mu odpór, ale teraz rozumiała jego zaniepokojenie. W ich 
sytuacji finansowej nic gorszego niż grzywna nie mogło ich spotkać.

Bała   się   myśleć   o   Johanie.   To   chyba   nie   przypadek,   że   wszystko 

zdarzyło się tego samego dnia, kiedy porzuciła swoje obowiązki, by oddać 
się przyjemnościom.

Johan   też   pewnie   był   rozczarowany.   Otworzyła   przed   nim   serce, 

spodziewał się więc, że uczyni wszystko, by się z nim zobaczyć. Hilda 
pewnie też się jej spodziewała.

Chłopcy   śledzili   ją   zdziwionym   wzrokiem.   Dowiedzieli   się,   że   jakiś 

dziennikarz wyraził się pogardliwie o jej książce, ale Elise nie pokazała im 
recenzji.

Peder otoczył ją ramieniem.
- Nie przejmuj się, Elise. Jeśli on uważa, że kłamiesz, to ma nierówno 

pod sufitem.

Elise otarła łzę z kącika oka.
Twarz Pedera pociemniała z gniewu.
- Pójdę do tej gazety i walnę go w gębę! - krzyknął wzburzony. - I 

jeszcze mu powiem, że moja siostra to najmilsza istota w całej Kristianii. 

background image

Jak nie poprosi cię o przebaczenie, to mu utnę głowę!

Elise uśmiechnęła się przez łzy.
- Nic nie jest straszne, jak się ma takiego obrońcę. Pamiętaj tylko, Peder, 

że to Elias napisał tę książkę.

W   tej   samej   chwili   usłyszeli   jakieś   głosy   na   dworze.   Twarz   Pedera 

pojaśniała.

- Ktoś idzie! Może goście?
Elise otrząsnęła się. Rozczarowanie recenzją sprawiło, że zapomniała o 

chłopcach.   Był   to   ich   ostatni   dzień   wakacji.   Powinna   im   go   jakoś 
uprzyjemnić, tym bardziej że zostawiła ich samych w Boże Narodzenie.

Wstała z taboretu kuchennego, by otworzyć drzwi. Ku jej zdumieniu zza 

narożnika domu wyłonili się teściowie. Po tym, co zaszło poprzedniego 
dnia, nie spodziewała się, że jeszcze ich odwiedzą przed wyjazdem do 
Ringstad.

Teść wymachiwał jakąś gazetą.
- Nie smuć się, Elise! Niosę ci coś zupełnie innego. „Socjaldemokrata" 

zna się na rzeczy!

Otrzepał śnieg z butów, wszedł pośpiesznie do środka i przerzucił strony 

gazety.

- Czytaj!
Jego twarz błyszczała. Za nim, ku jeszcze większemu zdumieniu Elise, 

postępowała pani Ringstad, rozpromieniona i uśmiechnięta. Zdawało się 
jej, że widzi ducha.

Z drżeniem serca zaczęła czytać.
Wreszcie ktoś odważył się powiedzieć prawdę!
W wydawnictwie Grondahl & Son ukazał się właśnie skromny zbiór 

nowel pióra nieznanego autora Eliasa Aasa. Tytuły tych opowiadań nie 
zapowiadają   nic   szczególnego,   są   nawet   dość   nieporadne.   Podajmy 
przykład:   „Kiedy   wróci   mama?"   Z   dużym   sceptycyzmem   zaczęliśmy 
przewracać strony.

I co się stało? Ujrzeliśmy słowa płynące za słowami, zdania płynące za 

zdaniami, jak ożywczy strumień wiosną. Ciche i spokojne, lecz podszyte 
emocją, wizjonerskie i pełne mocy, które, dzięki swej skromnej formie, 
poruszają serca i napełniają najwyższym podziwem.

Pojęliśmy   wkrótce,   że   to,   co   trzymamy   w   rękach,   nie   jest   iskierką 

talentu, ale prawdziwą pochodnią. Elias Aas w mistrzowski sposób maluje 
obraz ponurych relacji między bogatymi a biednymi, między robotnikiem 
a pracodawcą i opisuje morze niesprawiedliwości, które sprawiło, że lu-
dzie znad rzeki Aker noszą to piętno, które tak dobrze znamy. Pisarz nie 

background image

patrzy na nich z zewnątrz, do czego przecież zdążyliśmy się przyzwyczaić. 
Wręcz przeciwnie, potrafi wczuć się w los dziewcząt z fabryk, dać wyraz 
ich radościom i troskom dnia codziennego. Książka nie jest manifestem, 
ale   z   pewnością   stanie   się   kamieniem   milowym   walki   klasowej, 
przełomem  w   batalii   o   sprawiedliwość.   Nie   można   czytać   „Podciętych 
skrzydeł" bez uczucia wzruszenia. Książka opowiada o zwykłych, ciężko 
pracujących ludziach. O młodych matkach pędzących do fabryk bladym 
świtem   i   wracających   na   ołowianych   nogach   do   domu   po   dwunastu 
godzinach harówki tylko po to, by znów pracować: przy mężu, dzieciach, 
w kuchni. Mówi o tysiącach kobiet i mężczyzn, którzy przyczynili się do 
uprzemysłowienia tego kraju i polepszenia naszego losu. Za jaką cenę? 
Wysoką, czasami za cenę własnego życia! Elias Aas nie czuje wzgardy, 
pisząc   o   pijakach   z   Fjerdingen   i  Vaterlandu,   raczej   tłumaczy,   skąd   się 
wzięli. Nie potępia dziewek ulicznych z Lakkegata, tylko pozwala nam 
zrozumieć,   co   każe   im   uprawiać   ten   wstydliwy   proceder.   Nie   obwinia 
matki,   która  odbiera   sobie   życie,  zostawiając  małe,   niewinne  dzieci na 
pastwę   losu,   ale   wyjaśnia   przyczyny   jej   desperackiej   decyzji.   Jedno   z 
opowiadań autor zatytułował „Bliźni". Może powinniśmy zapytać samych 
siebie: okazaliśmy im współczucie czy jesteśmy współwinni ich losu?

Elise przełknęła ślinę, usiłując zapanować nad łzami, ale nie zdołała. 

Poczuła, jak otaczają ją ramiona teścia, i łkając, wsparła się na nim.

- Już dobrze, moje dziecko. Masz prawo wylewać łzy radości. Jestem z 

ciebie dumny. Mam pewność, że wielu ludzi odczuwa podziw dla ciebie, 
nawet ci, którzy mają inne poglądy polityczne. Wierzę też, że mnóstwo 
osób sięgnie po książkę, przeczytawszy tę recenzję.

- Oscar przeczytał tę drugą - wtrąciła się teściowa i wzdrygnęła się. - 

Udawaliśmy,   że   nie   wiemy,   czego   dotyczy.   Nie   bój   się,   Elise,   nie 
zdradzimy, że to ty napisałaś tę książkę.

Teść puścił ją i ruszył do pokoju.
- Musimy powiedzieć Emanuelowi o wszystkim. Widziałem, jak bardzo 

był wzburzony. To go uspokoi.

Chłopcy   obserwowali   tę   scenę   w   milczeniu,   ale   Peder   nie   mógł   się 

dłużej opanować.

- Zabili go? - spytał.
Pani Ringstad nie zrozumiała.
- Kogo, Peder?
- Tego bandytę, który źle napisał o Elise?
-  Ależ   Peder!   Nie   można   się   tak   wyrażać   o   człowieku   z   wyższym 

wykształceniem, który pracuje w poważanej gazecie.

background image

Peder umilkł.
Elise weszła za teściem do pokoju. Zauważyła, że Emanuel był jeszcze 

bledszy.

-' Spójrz, Emanuelu, to coś zupełnie innego! - Głos teścia zabrzmiał 

potężnie w małej izbie. - Najwyższy czas, by ludzie przestali mamić się 
romantycznymi   kłamstwami.   Trzeba   nam   realistycznych   opisów   życia 
mieszczan i robotników. Twoja żona idzie przodem, wydeptując ścieżkę, 
która wkrótce przemieni się w szeroki trakt.

Wręczył synowi gazetę.
Pani Ringstad roześmiała się.
- Nie przesadzaj, Hugo. Wielu twórców podążało tą drogą przed nią. 

Pomyśl o Bjornsonie i Garborgu.

Pan Ringstad nie słuchał jej.
- Drogę do lepszego społeczeństwa wytyczają pisarze. Twórcy muszą 

dać nam prawdziwy  obraz rzeczywistości poprzez  powieści, w których 
czytelnicy mogą przejrzeć się jak w lustrze.

Zamilkł i patrzył na Emanuela, przestępując z nogi na nogę.
Kiedy   Emanuel   skończył,   opuścił   gazetę   na   kolana,   odwrócił   się   do 

Elise i uśmiechnął się.

Blade kolory pojawiły się na jego policzkach.
- Gratuluję, Elise. Zasłużyłaś na to. Za dużo szczęścia naraz, pomyślała.
- Niewiele osób czyta „Socjaldemokratę". W kręgach mieszczańskich to 

nie jest popularna gazeta.

- Nie, ale książka i recenzje wzbudzą z pewnością ożywioną dyskusję. 

Konserwatyści   będą   wściekli,   robotnicy   poczują   się   pewniej.   Mimo 
pozytywnej recenzji uważam, że dobrze się stało, iż wydałaś książkę pod 
pseudonimem.

Ojciec Emanuela odwrócił się do Elise.
- Napisz jeszcze jedną! Spisz więcej historii o ciężkim losie robotników!
- Nie zgadzam się z tobą - zaprotestował Emanuel. - Nie wiemy jeszcze, 

co będzie dalej. Pamiętaj o karze, która spotkała Christiana Krohga za 
wydanie Albertine.

- Drogi chłopcze, to było dwadzieścia lat temu. Od tamtej pory wiele się 

wydarzyło. Ukazały się Strajk Pera Sivle i Ponad siły Bjornsona.

Emanuel pokręcił gwałtownie głową.
- Wielcy zniosą grzywny i ostre słowa krytyki. Nas na to nie stać, nie 

mamy sił, by podjąć walkę. Nie zmrużyłem oka w nocy, zamartwiając się, 
do czego to wszystko może doprowadzić.

- Zgadzam się z Emanuelem - wtrąciła się matka. - To nie są sprawy dla 

background image

takich łagodnych istot jak on. Tym bardziej dla kobiet.

Elise uznała, że musi się bronić.
- Nie  napisałam  tej  książki,  by   wzbudzić debatę  czy   uczestniczyć w 

walce   klasowej.   Napisałam   ją   po   to,   by   opowiedzieć   historię   Oline, 
Mathilde   i   Hildy.   Pragnęłam,   oczywiście,   by   ludzie   pojęli   ten   ogrom 
niesprawiedliwości,   ale   nie   zamierzałam   drażnić   ludzi   z   drugiej   strony 
rzeki. Oni żyją w swoim świecie, my w swoim. Nigdy nie zazdrościliśmy 
„państwu",   jak   zwykliśmy   ich   nazywać.   Różnice   między   nami   są   tak 
wielkie,   że   wszelkie   porównania   nie   mają   sensu.   W   dzieciństwie 
zdawaliśmy sobie sprawę, że pójdziemy w ślady naszych rodziców i czeka 
nas takie samo życie. Tak jest i tak zawsze było. Wiedzieliśmy również, że 
wielu   ludzi   po   naszej   stronie   rzeki   cierpi   większy   niedostatek.   My 
przynajmniej mieliśmy pracę.

Jej teść uśmiechnął się.
- Otworzyłaś mi oczy, Elise, i wierzę, że inni też to pojmą. Gdyby ktoś 

powiedział mi parę lat temu, że będę wymachiwał „Socjaldemokratą" i 
występował   przeciwko   prawicy,   nie   uwierzyłbym.   Pozwoliłaś   mi 
zrozumieć, że ten kraj utknął w ślepym zaułku. Cóż z tego, że mamy elek-
tryczne tramwaje, króla, turbiny i maszyny parowe, jeśli przepaść między 
biedą i bogactwem wciąż się pogłębia? To się może skończyć rewolucją. 
Wraz z postępem technicznym trzeba usuwać różnice klasowe i finansowe. 
Emanuel spojrzał na ojca ze zdumieniem.

- Nigdy nie mówiłeś w ten sposób.
- Najwyższy czas, bym zaczął.
Zdjął   płaszcz   i   kapelusz   i   podał   żonie,   po   czym   zasiadł   w   fotelu 

bujanym i zapalił cygaro.

- Przeczytawszy książkę Elise, zacząłem studiować stosunki społeczne 

w Kristianii i to,  co wykryłem,  mną  wstrząsnęło. - Pociągnął cygaro i 
mówił   dalej:   -   Nasza   stolica   podzieliła   się.   W   pewnym   artykule 
przeczytałem następujące zdania: „Wschodnia część Kristianii leży z dala 
od tego, co zwykliśmy nazywać miastem. Kamienice wyglądają inaczej 
niż   po   zachodniej   stronie,   zwłaszcza   jeśli   zajrzy   się   do   środka".   We 
wschodniej   części   mieszkania   składają   się   z   jednego,   dwóch   pokojów, 
twierdził dziennikarz, w których mieszka czasem siedemnaścioro lokato-
rów.   Na   podwórkach   roi   się   od   karaluchów   i   szczurów,   a   te   wstrętne 
gryzonie dostają się nawet do siedzib ludzkich. Jakaś matka opowiadała 
mu, że jej trzyletnia córka nazywała je kotkami.

Elise   przysłuchiwała   się   uprzejmie.   Pan   Ringstad   opowiadał   o   jej 

świecie, jakby dopiero go odkrył.

background image

- Słyszałem o człowieku, który odwiedził pewną rodzinę na Torvgaten 

26 - ciągnął. - W malutkiej izbie pełno było dziur wygryzionych przez 
szczury,   a   ścianę   zasłonięto   workami   i   papierem,   by   odgrodzić   się   od 
przeciągu.   Ten   sam   człowiek   opowiadał   o   innej   rodzinie   z   Toyen, 
najbiedniejszej okolicy naszego miasta. Z ośmiu dzieci czworo zmarło z 
niedożywienia.   Ojciec   miał  wypadek  w  pracy   i  został  kaleką,  a   matka 
utrzymywała rodzinę, sprzątając u ludzi.

Emanuel uśmiechnął się pobłażliwie.
-   Takich   historii   znamy   z   Elise   na   pęczki,   dla   nas   to   nic   nowego. 

Odwiedzałem takie domy, będąc żołnierzem w Armii Zbawienia, a Elise 
wychowała   się   w   podobnych   warunkach.   Pytanie   brzmi,   co   władza 
zamierza zrobić z tym problemem. Buduje się domy, lecz robotników nie 
stać   na   ich   utrzymanie.   W   ostateczności   trafiają   do   schronisk 
salwacjonistów, gdzie śpią na żelaznych łóżkach ustawionych w rzędy i 
przykrytych twardymi materacami. Ludzie wybijają szyby lub popełniają 
inny występek, by trafić do aresztu dla bezdomnych. Inni wkradają się do 
cegielni i kładą się na piecach, by zaznać odrobiny ciepła.

Ojciec posłał mu przerażone spojrzenie.
- Jest aż tak źle?
- Gorzej, niż myślisz.
Pani Ringstad zdjęła płaszcz i kapelusz.
- Dosyć tych ponurych rozmów. Są święta, będziemy jeść i się radować. 

Elise zasłużyła na to, by uczcić recenzję jej książki.

Wieczór   upłynął   w   miłej   atmosferze.   Rodzice   Emanuela   przynieśli 

jedzenie,   które,   jak   się   domyśliła   Elise,   pochodziło   z   kuchni   państwa 
Carlsenów:   kotlety   mielone   i   gotowane   ziemniaki.   Na   deser   był   krem 
ryżowy.

- W Wigilię jadają kaszkę z ryżu. Polecają kucharce, by zrobiła zapas, i 

potem przecierają ją na krem - świergotała matka Emanuela. - W tym roku 
nie mieli gości, więc mnóstwo zostało.

Peder otworzył oczy ze zdziwienia.
- Tyle mają jedzenia?
Pani Ringstad pokiwała głową.
- Niewiele jedzą, a w domu nie ma dzieci. Peder zwrócił się do siostry.
- Pomyśl tylko, Elise. Jak Kristian, Evert, Hugo, Jensine i ja dorośniemy, 

będziesz codziennie najadała się do syta.

- Sądzisz, że wolę jedzenie od was? Peder zamyślił się, a potem pokręcił 

głową.

- Nie, pewnie się popłaczesz, kiedy przeprowadzę się do Ringstad. - 

background image

Odwrócił się do ojca Emanuela. - Nie zapomniałeś, że zostanę u ciebie 
stajennym?

- Nie, nie zapomniałem, Peder - roześmiał się pan Ringstad.
- Nie wiem jednak, czy się nie rozczarujesz. Może się okazać, że nie 

będę miał czasu, jeśli zostanę kupcem. Chyba że w wakacje kartoflane, bo 
wtedy zamykamy sklep. Ludzie nie mogą zbierać ziemniaków i chodzić na 
zakupy w tym samym czasie.

- To się okaże, Peder - stwierdził pan Ringstad. - Minie jeszcze parę lat, 

zanim skończysz szkołę.

Peder otworzył usta, by zaprotestować, ale się powstrzymał.
-   Dobry   z   ciebie   człowiek,   panie   Ringstad   -   powiedział.   -   Jeśli   nie 

znajdziesz innego pomocnika, to zamknę sklep na jakiś czas.

Najmłodsze dzieci leżały już w łóżkach, rodzice Emanuela wyjechali do 

Carlsenów, a chłopcy  właśnie się kładli, kiedy  rozległo się pukanie do 
drzwi.   Zjawiła   się   Hilda   w   płaszczu   i   kapeluszu   przysypanym   białym 
puchem, znacząc podłogę mokrymi plamami śniegu.

- Hilda? - zdziwiła się Elise. - Coś się stało? Hilda rozejrzała się wokół, 

jakby kogoś szukała.

- Możesz pójść ze mną? - spytała zdyszana. - Coś dziwnego dzieje się z 

Isakiem.

Elise nie zdążyła zapytać ją o nic, kiedy wtrącił się Peder.
- Może ma dyfteryt? Jak siostra mojego kolegi z klasy. Jej ojciec zbił dla 

niej trumnę.

- Umarła? - przeraziła się Hilda.
- Nie, ale niedługo umrze.
Elise weszła pośpiesznie do pokoju.
- Emanuelu, przyszła Hilda i prosi, bym z nią poszła. Isac zachorował, 

Hilda obawia się, że to coś poważnego.

- Mam nadzieję, że to nic zaraźliwego - przestraszył się Emanuel.
Hilda usłyszała jego słowa.
- Nie, nie sądzę - powiedziała. - Chyba się przeziębił. Ma jednak wysoką 

temperaturę i to mnie niepokoi.

Emanuel pokiwał głową.
- Idź, Elise. Chłopcy mi pomogą.
Po   chwili   obie   znalazły   się   przy   furtce.   Szły   jakiś   czas   ulicą 

Maridalsveien, kiedy Hilda zwróciła się do siostry.

- Okłamałam cię, Elise. Johan czeka na ciebie w domku majstra.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Elise zatrzymała się gwałtownie.
- Okłamałaś mnie?
- Daj spokój! Przeszłam kawał drogi w ciemności i na mrozie, by wam 

pomóc,   a   ty   nawet   się   nie   ucieszyłaś!   Musiałam   coś   wymyślić,   by 
Emanuel cię puścił. Chyba nie przypuszczasz, że kłamstwo sprawia mi 
przyjemność? Dla was jednak gotowa jestem kłamać.

- Dziękuję, Hildo, ale to wszystko nie jest takie proste. Wczoraj wiele 

przeżyłam. Pani Ringstad chciała wezwać policję, uznała, że coś mi się 
stało. Chłopcy też byli niespokojni. Teściowa patrzyła na mnie z wyrzutem 

background image

i stwierdziła, że nie powinnam zostawiać chorego męża w najważniejszy 
dzień   świąt.   Potem   zaś   perorowała   o   obowiązkach   kobiet   i 
odpowiedzialności. To nie było zabawne.

Hilda szturchnęła siostrę w ramię.
-   Dla   chwili   szczęścia   trzeba   trochę   pocierpieć.   Pośpiesz   się,   Johan 

czekał na ciebie cały dzień.

- Cały dzień?
- Przyszedł przed południem, pytając, czy coś wiem. Powiedziałam, że 

zapewne   trudno   ci   będzie   wyrwać   się   z   domu   dwa   dni   z   rzędu.   Nie 
uwierzył, był pewien, że znajdziesz jakiś sposób. Przecież wie, że niedługo 
wyjeżdżam, zrobi, co w jej mocy, tak się wyraził. Obiecałam zawiadomić 
go, kiedy się zjawisz, ale parę godzin później znów przyszedł. Serce mi 
pękało na widok jego znękanej twarzy. Kiedy pojawił się po raz trzeci, 
postanowiłam cię sprowadzić.

Elise westchnęła. Johan chyba nie do końca rozumiał, w jakiej znalazła 

się sytuacji. Wiedział, że zanim Emanuel zachorował, ona zdecydowała 
podjąć   z   nim   kwestię   rozwodu,   i   to   zapewne   dało   mu   nadzieję.   Jeśli 
diagnoza lekarska nie była trafna, droga do wspólnego szczęścia leżała ot-
worem,   uważał   Johan.   Tryskał   optymizmem,   ale   on   patrzył   na   to   z 
zewnątrz, ona tkwiła w związku po uszy.

- Paulsen był u ciebie dzisiaj?
-   Tak,   ale   zamierzał   wyjść   wieczorem.   Ja   wejdę   tylko,   by   włożyć 

cieplejsze   pończochy,   potem   wybieram   się   do   przyjaciółki.   Będziecie 
sami, musicie tylko zajrzeć do Isaca raz na jakiś czas.

- Nie musisz wychodzić, Hildo.
- Ale z ciebie świętoszka. Przecież zżera cię ochota.
-   Co   nie   znaczy,   że   zdradzę   Emanuela   i   zrobię   coś,   co   może   mieć 

przykre konsekwencje.

- Wielki Boże, co się z tobą dzieje? Wszystkie dziewczęta znad rzeki 

Aker zjadłyby cię z zazdrości. Kto ma tyle szczęścia, by trafić na takiego 
mężczyznę jak Johan? Który kocha cię nad życie i zrobi wszystko, by cię 
zdobyć? Który, na dodatek, ma przed sobą przyszłość? Jeśli będą konse-
kwencje, to się nimi zajmiesz. Masz raptem dwójkę dzieci. Chłopcy są już 
prawie dorośli, zresztą to twoi bracia. Cały czas o tym zapominasz.

- A jeśli Emanuel nie wydobrzeje?
-   To   jego   rodzice   się   nim   zajmą.   Mają   mnóstwo   miejsca   i   pełną 

spiżarnię.

- On jest ojcem Jensine.
- I Sebastiana. Nie może mieszkać z wszystkimi pannami, którym zrobił 

background image

dziecko.

- Jesteś złośliwa.
- Być może, z ciebie zaś wielki tchórz. Myślisz, że Emanuelowi podoba 

się związek z kobietą, która tęskni za innym? A co z Johanem? On się nie 
liczy? Wiemy przecież, że to, co się stało w styczniu trzy lata temu, to był 
wypadek, nie przestępstwo. Johan zaś był ofiarą, a nie przestępcą. Odbył 
karę i nie zasługuje na to, by cierpieć przez resztę życia. Przyjęłaś jego 
oświadczyny i mieliście zamieszkać w kuchni pani Thoresen. Zapomniałaś 
już o tym?

Obróciła   się   ku   siostrze   w   ciemności.   Z   brzmienia   jej   głosu   Elise 

wnosiła, że Hilda jest wzburzona.

- Nie, Hildo, nie zapomniałam. Wciąż o tym myślę i powtarzam sobie, 

że   oprócz   Emanuela   w   moim   życiu   liczą   się   inni.   Masz   rację,   jestem 
tchórzem. Jednak kiedy widzę, jak Emanuel cierpi i dzielnie znosi swój 
los, coś we mnie pęka. Nie mogę mu przysparzać większego bólu.

- Mówisz, jakby wciąż ci na nim zależało.
- W jakimś sensie tak jest. Lubię go jak przyjaciela. Nie chcę jednak być 

jego żoną.

-   W   takim   razie   sprawa   jasna.   Powinniście   się   rozstać   i   pozostać 

przyjaciółmi. Nie bądź taka staroświecka! Nie zostaniesz jedyną rozwódką 
w   Norwegii.   Słyszałam   o   aktorkach   i   pisarkach,   które   rozwiązywały 
małżeństwo.

- Kto taki?
- Nazwisk nie pamiętam, ale jestem pewna, że gdzieś o tym czytałam.
- Nie wszyscy dostają rozwód, a poza tym Kościół nie daje zgody na 

powtórny ożenek.

- A po co mielibyście się żenić? Nie wystarczy wam, że się kochacie?
Elise nie odpowiedziała. Hilda miała rację we wszystkim. Mogła żyć z 

Johanem na kocią łapę, tak jak wielu ludzi nad rzeką. Johan zasługiwał na 
współczucie   w   równym  stopniu   co   Emanuel.   Chłopcy   go   lubili,   nawet 
bardziej niż Emanuela. Hugo i Jensine byli zbyt mali, by zrozumieć co-
kolwiek, Hugo zresztą nie miał z Emanuelem nic wspólnego. A państwo 
Ringstadowie mogli zająć się synem.

W Ringstad byłoby mu znacznie lepiej niż w domku na Hammergaten. 

Mógłby   z   łatwością   przemieszczać   się   wózkiem   z   pokoju   do   pokoju, 
dobrze   się   odżywiać,   spotykać   z   ludźmi,   uczestniczyć   w   przyjęciach 
organizowanych przez rodziców, a latem przesiadywać w ogrodzie.

Dlaczego   wcześniej   o   tym   nie   pomyślała?   Zamknięty   w   czterech 

ścianach małego domku, Emanuel jeszcze bardziej podupadał na zdrowiu. 

background image

Żałował za grzechy i chciał je naprawić, dochowując jej wierności; gdyby 
jednak miał możliwość wyboru, pewnie przeprowadziłby się z powrotem 
do   rodzinnego   domu.   Twierdził,   że   ją   kocha,   ale   miłość   w   takich 
warunkach   szybko   wietrzeje.   Zwłaszcza   jeśli   ktoś   przywykł   do 
wygodniejszego życia.

Poczuła   się   lepiej.   Dotąd   oskarżała   Hildę   o   lekkomyślność   i   brak 

rozsądku, ale jej młodsza siostra wyraźnie dojrzała przez ostatnie lata.

Czuła, jak bije jej serce, kiedy zbliżały się do domku przy Beierbrua. 

Światła   w  kuchennym  oknie   zapraszały   do  środka.  Zakręciło   się   jej  w 
głowie na myśl, że Johan na nią czeka.

- Do kogo się wybierasz?
- Nie znasz jej, poznałam ją niedawno.
- Mieszka gdzieś w pobliżu?
- Nie, wynajmuje poddasze przy Maridalsveien 70.
- W starej mydlarni?
- Pani Olsen wciąż produkuje mydło, chociaż jej mąż już nie żyje.
- Jak się nazywa twoja przyjaciółka?
- Johanna Ruud. Pracuje w Hjula, nie ma męża ani dzieci i pochodzi z 

Hedemarken.

- Co to za dziewczyna?
- Ależ Elise! - jęknęła Hilda. - Nie jesteś moją matką. Od dwóch i pół 

roku.

Elise roześmiała się.
- A więc przyznajesz, że kiedyś ci ją zastępowałam?
- Tak, bo nie miałam innego wyjścia. Męczyłam się z tym, a ty byłaś 

bardzo surowa.

- I nic to nie dało - wytknęła jej Elise.
-   To   dobrze.   Gdybym   cię   słuchała,   nie   miałabym   dziś   Isaka.   Ani 

Paulsena.

Wybuchnęły śmiechem i uściskały się serdecznie.
- Dziękuję, Hildo - szepnęła Elise siostrze na ucho. Podeszły do drzwi.
- Myślisz, że Isac śpi?
-   Tak,   nie   będzie   wam   przeszkadzał.   Olaf   jest   u   swoich   rodziców. 

Uważaj tylko, by Johan nie zgubił guzika od koszuli na sofie. Paulsen 
mógłby uznać, że ja spałam na sofie. Z kimś innym - roześmiała się.

- Nie masz za grosz wstydu.
- A z  ciebie  niezła  hipokrytka. Udajesz  porządną,  a wcale  nie  jesteś 

lepsza ode mnie.

- Może i nie, Hildo, ale nie prosiliśmy, byś zostawiała nas samych...

background image

- Znaleźlibyście sobie inny sposób, żeby to zrobić.
- Nie zrobiliśmy „tego", jak się wyraziłaś, i nie zamierzamy zrobić.
- Nie opowiadaj bajek! Oczywiście, że to zrobicie. Prędzej czy później. 

Johan jest przecież normalny. Ty zresztą też.

Elise nie zdążyła odpowiedzieć, bo Hilda pchnęła drzwi.
Obie   otworzyły   szeroko   oczy   ze   zdziwienia.   Johan   tkwił   za   stołem 

kuchennym, ale nie był sam. Obok siedziała Mimmi Tynees, narzeczona 
Schwenckego.

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Hilda była równie zaskoczona jak Elise.
- Mamy gościa?
Mimmi Tynaes wstała z krzesła.
- Przepraszam, pani Jensen. Przyszłam porozmawiać z panią w pewnej 

sprawie. - Przeniosła wzrok na Elise. - Właściwie to chciałam rozmówić 
się z panią, pani Ringstad, ale nie mogłam przyjść z tym do pani domu.

Elise patrzyła na nią ze zdziwieniem, oczekując wyjaśnień.
Panna Tynass zaśmiała się nerwowo.
- Wszystko wytłumaczę, ale wolałabym uczynić to w cztery oczy.
Hilda   spoglądała   to   na   jedną,   to   na   drugą   i   wyraźnie   miała   ochotę 

zaprotestować.

Elise nie ukrywała zaskoczenia.
- To coś ważnego? Muszę zaraz wracać do domu, mój mąż jest chory.
- To coś bardzo ważnego. I dotyczy również pani męża. Elise spojrzała 

na Johana, a ten wzruszył ramionami.

- Nie chciała mi powiedzieć, o co chodzi. Elise podjęła kolejną próbę.
-  Może   spotkamy   się   któregoś  dnia   po  pracy,  panno Tynaes?  Wiem, 

background image

gdzie pani mieszka, i mogę wpaść do pani któregoś wieczoru.

Mimmi Tynaes pokręciła głową.
- To bardzo pilne. Jeśli przychodzę w nieodpowiednim momencie, to 

poczekam za drzwiami i odprowadzę panią do domu.

Elise i Johan wymienili się spojrzeniami.
- Możecie pójść do pokoju i porozmawiać na osobności - wtrąciła się 

Hilda. - Ja potowarzyszę Johanowi. Przecież do mnie przyszedłeś, Johan? 
Przepraszam, że musiałeś tak długo czekać. - Hilda puściła do niego oko.

Elise   przystała   na   to   niechętnie.   Razem   z   narzeczoną   Schwenckego 

ruszyły do pokoju.

Kiedy   przekroczyły   próg   i   zamknęły   drzwi   za   sobą,   Mimmi   Tynaes 

odwróciła się do niej i szepnęła:

- Jestem bardzo zaniepokojona, pani Ringstad! Podejrzewam, że Paul 

Georg wplątał się w jakieś lewe interesy.

Elise zmarszczyła czoło.
- Co ma pani na myśli?
- Kiedy jestem u niego, ktoś bez przerwy puka do drzwi, a potem z 

korytarza dochodzą mnie jakieś tajemnicze rozmowy. Słyszę też dziwne 
odgłosy na podwórzu, raz wydawało mi się, że przewracają się kanki na 
mleko. Paul Georg śmieje się ze mnie i twierdzi, że mam bujną wyob-
raźnię. Jestem taka zdenerwowana, że musiałam z panią porozmawiać.

- Co to ma ze mną wspólnego?
-   Nic   pani   nie   rozumie?   Jeśli   Paul   Georg   zajmuje   się   nielegalnym 

procederem,   to   pani  mąż   też   może   zostać   w   to   wmieszany.  Nigdy   nie 
dziwiło pani, skąd Paul Georg ma tyle pieniędzy i skąd bierze taki drogi 
towar?  I dlaczego klienci tak rzadko przychodzą do jego sklepu? Czas 
jakiś było mi to obojętne, bo korzystałam z jego bogactwa. Płaci za mnie 
czynsz   i  co   rusz   wtyka   mi   parę   koron.   Sądziłam,   że   sklep   tak   dobrze 
prosperuje, ale kilka razy przespacerowałam się koło niego i powiem pani, 
że nawet w święta rzadko kto tam zaglądał. Wiem także, że Paul Georg 
opłacił   czynsz   za   sklepik   pani   męża   i   wyłożył   gotówkę   na   towar.   Co 
będzie,   jeśli   policja   zacznie   coś   podejrzewać?   Boję   się   nawet   o   tym 
myśleć.

Elise zadrżała. Razem z Emanuelem wielokrotnie zastanawiali się, skąd 

bierze   się   bogactwo   Schwenckego   i   jego   wysokie   dochody.   Ich 
podejrzenia właśnie znalazły potwierdzenie.

Emanuel był niewinny. W dobrej wierze przyjął pożyczkę na czynsz i 

towar i nikt nie może oskarżać go o przestępstwo.

Pytanie tylko, czy policja w to uwierzy.

background image

- Jestem wdzięczna, że opowiedziała mi pani o tym wszystkim, panno 

Tynaes. Porozmawiam z mężem. Emanuel uważa pani narzeczonego za 
przyjaciela, więc na pewno potrafi przemówić mu do rozumu.

- Dziękuję, pani Ringstad - odrzekła panna Tynaes i zawahała się. - Jest 

pani pewna, że mąż o niczym nie wie?

Elise zaczerwieniła się.
- Sugeruje pani, że bierze w tym udział? To nie do pomyślenia. Emanuel 

był   oficerem   Armii   Zbawienia   i   nie   jest   zdolny   do   popełnienia 
przestępstwa.

Panna Tynass nic nie powiedziała, tylko ruszyła do drzwi.
-   Jeśli   nic   pani   nie   zrobi,   będę   musiała   przedsięwziąć   odpowiednie 

kroki.

- Co pani przez to rozumie?
-   Nie   chcę   zostać   wciągnięta   w   jakieś   nielegalne   interesy,   bo   mogę 

stracić mieszkanie i cały dobytek. Moja miłość do Paula Georga nie jest aż 
tak wielka, bym była gotowa go kryć.

Wypowiedziawszy   tę   kwestię,   otworzyła   drzwi   i   wyszła.   Elise   nie 

ruszyła się z miejsca, zastanawiając się nad znaczeniem tych słów. Czy 
panna   Tynass   zamierza   udać   się   na   policję?   Przestraszona   wyszła   do 
kuchni.

Johan i Hilda spojrzeli na nią z zaciekawieniem.
- Czego ona chciała? - spytała Hilda.
- Przyszła, by mnie ostrzec. To narzeczona Paula Georga Schwenckego. 

Powzięła podejrzenie, że Schwencke jest zamieszany w jakąś nielegalną 
działalność.

Szybko   zdała   relację   z   kontaktów   Emanuela   ze   Schwenckem   i   z 

wątpliwości, które oboje z Emanuelem mieli. Johan zmarszczył czoło.

- To niepokojące. Mam nadzieję, że Emanuel nie zostanie wplątany w 

coś, co wam wszystkim może zaszkodzić.

Hilda wstała.
- Idę się przebrać.
- Może powinnam pójść do domu - zawahała się Elise - i porozmawiać z 

Emanuelem?

Hilda posłała jej zdziwione spojrzenie.
- A co on zdziała w wieczór drugiego dnia świąt? Po chwili wybiegła z 

domu.

- Tylko się nie zasiedź! - krzyknęła za nią Elise. - Nie mogę wracać zbyt 

późno.

Hilda nie odpowiedziała, zeskoczyła ze stopnia i zniknęła za rogiem.

background image

Johan uśmiechnął się.
- Ona nam dobrze życzy.
Elise też się uśmiechnęła, choć targał nią niepokój.
- Usiądź i napij się kawy. Hilda wszystko przygotowała. Kiedy nalewał 

kawę do kubków, Elise śledziła ruchy jego rąk. To dziwne, że obserwacja 
takich   zwyczajnych   czynności   przyprawiała   ją   o   dreszcze.   Jego   silne 
dłonie nie  były  stworzone do pracy  w fabryce, tylko do modelowania, 
rysowania, wycinania w drewnie. I do pieszczot. Zrobiło się jej gorąco.

- Próbowałem się jej pozbyć - ciągnął. - Też nie zrobiła na mnie zbyt 

dobrego  wrażenia.  Może  sama  tkwi  w  tym po  uszy  i usiłuje się  jakoś 
wywinąć?

- Nie wiem - pokręciła głową Elise. - Prawie jej nie znam, ale zawsze się 

dziwiłam, że zwykłą robotnicę stać na dwupokojowe mieszkanie i ładne 
meble.   Chwaliła   się   czasami,   że   jeździ   do   Fredrikstad   tylko   po   to,   by 
obejrzeć przedstawienie cyrkowe.

Johan   siedział   przez   chwilę   zamyślony,   po   czym   uśmiechnął   się   i 

przesunął taboret w jej stronę.

- Zostawmy to. Dlaczego nie przyszłaś przed południem?
- Nie odważyłam się. Emanuelowi i jego rodzicom nie spodobało się, że 

wczoraj tak długo mnie nie było. Jego matka uznała, że stało mi się coś 
złego, i chciała iść na policję.

- Emanuel coś podejrzewa?
- Chwilami mam takie wrażenie, ale to pewnie dlatego, że targają mną 

wyrzuty sumienia. On nie wie, że przyjechałeś na święta. Anna i Torkild 
nas ostatnio nie odwiedzali, więc skąd miałby wiedzieć? Całe dni spędza 
w domu. Chłopcy też jeszcze tego nie odkryli, ale pewnie prędzej czy 
później się dowiedzą.

- Mam nadzieję, że zobaczę się z nimi przed wyjazdem. Wiesz, że ich 

los leży mi bardzo na sercu. Traktuję ich jak młodszych braci.

- Peder bardzo cię lubi. Kristian też, ale on nie jest tak wylewny.
- Mam ochotę przejść się do tego sklepu przy Maridalsveien i przywitać 

się z nimi, ale to utrudni nam spotkania.

- Zrób to! Bardzo ich ucieszysz. A ja udam, że o niczym nie wiem.
- A potrafisz? - droczył się z nią. Przysunął się i przyciągnął ją do siebie. 

-  Tak   strasznie   za   tobą   tęskniłem,   Elise.   O   niczym  innym  nie   potrafię 
myśleć, gubię wątek, rozmawiając z ludźmi, nie mogę skupić się na pracy.

Elise pochyliła się i wtuliła twarz w jego ciepłe ciało. Płonął w niej 

ogień, ale jeszcze nad nim panowała.

- Jakie masz plany? Będziesz rysować?

background image

- Majster Paulsen dał mi sporo do myślenia. Wybieram się do niego jutro 

ze szkicami, choć niektóre wymagają jeszcze poprawek.

- Anna i Torkild wiedzą, że jesteś tutaj?
-  Anna   wie,   że   cały   dzień   czekałem   na   ciebie,   ale   kiedy   zjawia   się 

Torkild, staramy się nie rozmawiać o tobie. Tor-kilda często nie ma w 
domu, w święta zajmuje się najbardziej potrzebującymi.

- Na pewno uważa, że póki jestem żoną Emanuela, nie powinniśmy się 

spotykać.

- Ja też nie rozwiodłem się z Agnes. Rozumiem go, kieruje się zasadami 

moralności chrześcijańskiej.

-   Też   go   rozumiem   i   dlatego   łatwiej   mi   się   z   tym   pogodzić. 

Dowiedziałeś się czegoś o Agnes?

- Siostra Magnusa twierdzi, że wyjechali do Ameryki.
- Więc już pewnie nigdy nie zobaczysz Larsa?
-   Zaczynam   przyzwyczajać   się   do   tej   myśli.   Od   chwili   gdy 

dowiedziałem się, że nie jest moim synem, starałem się to zaakceptować, 
choć   to   nie   takie   proste.   Lubię   dzieci   i   byłem   z   niego   dumny.   Mam 
nadzieję,   że   Magnus   potrafi   wziąć   na   siebie   odpowiedzialność   za   jego 
wychowanie. Agnes nie jest dobrą matką.

-   Może   Magnus   zdoła   ją   utemperować?   Wydał   mi   się   człowiekiem 

zdecydowanym.

-  Agnes   kogoś   takiego   właśnie   trzeba.   Kogoś,   kto   by   budził   w   niej 

respekt.

Zapadła cisza. Isac spał w pokoju obok, Olafa nie było w domu.
- Myślisz o tym samym co ja? - spytał cicho i ostrożnie.
- Chyba tak.
- Ale boisz się powiedzieć na głos? - Jeszcze mocniej przyciągnął ją do 

siebie. - Że siedzimy, gawędzimy i tracimy czas...

- Nie możemy, Johan - odrzekła, choć cała płonęła z pożądania.
- Nie posuniemy się za daleko, tylko położymy się na sofie.
Nic nie odrzekła.
- Przecież też tego chcesz, prawda? Skinęła lekko głową.
Puścił ją z objęć, wstał ze stołka i pociągnął ją w górę.
- Chodź, Elise! Zasługujemy na to. Od chwili gdy wyszłaś za Emanuela, 

poświęcasz się dla innych. Pomyśl wreszcie o sobie.

Weszła za nim do pokoju. Johan zdmuchnął lampę.
-   Wystarczy,   że   światło   pada   od   otwartych   drzwi,   nie   możemy 

ryzykować. Gdyby ktoś nas śledził, widziałby nas przez okna jak na dłoni.

Elise   odwróciła   się.   Dwa   okna   wychodziły   na   południe   i   jedno   na 

background image

zachód, we wszystkich wisiały szydełkowe białe firanki, które nie chroniły 
przed   wzrokiem   obcych.   Kwitnące   kaktusy   Hildy   też   zresztą   nie.   Kto 
jednak   mógłby   ich   podglądać?   O   szóstej   godzinie   następnego   poranka 
zawyją syreny fabryczne, wzywające do pracy. Robotnicy już spali, dzieci 
pewnie też, bo większość z nich zwykła pracować w wakacje świąteczne. 
Zresztą nikt nie mógł podejrzewać, że zostali sami. Nawet Mimmi Tynaes 
sądziła, iż Hilda dotrzymuje im towarzystwa.

Położyli się na sofie i przytulili do siebie.
- Hilda mnie nie rozumie. Uważa, że powinnam się cieszyć, iż mam 

ciebie, i wykorzystywać każdą nadarzającą się okazję.

-   Znasz   Hildę.   Ona   tak   robiła   trzy   lata   temu   i   już   pogodziła   się   z 

konsekwencjami.

- A dzisiaj jest zadowolona, tak przynajmniej twierdzi. Bo nie miałaby 

ani Isaca, ani majstra.

- No i widzisz - pocałował ją w szyję. - Czasami warto korzystać z 

okazji - zaśmiał się cicho i dodał: - Nie wszyscy mają takie szczęście jak 
Hilda.

-   Ale   też   rzadko   która   dziewiętnastolatka   zgodziłaby   się   żyć   z 

podstarzałym mężczyzną. Na dodatek tak nieatrakcyjnym jak pan Paulsen.

- Dla niej dobrobyt jest ważniejszy od uczucia. Elise pokręciła głową ze 

zdumieniem.

- Tak bardzo się różnimy.
-  To   prawda.   -   Usiłował   wsunąć   rękę   pod   jej   ubranie.   -   Pomóż   mi, 

wszystko masz tak ciasno pozapinane.

Elise posłuchała. Serce tłukło się jej w piersi, policzki pałały. Płonąc z 

pożądania, pozwoliła jego dłoni wślizgnąć się pod koszulkę. Zamknęła 
oczy,   chłonąc   rozkosz   całą   sobą.   Johan   podciągnął   koszulkę   w   górę   i 
zaczął całować jej obnażone piersi. Dreszcz przeszedł przez jej ciało.

-   Elise!   -   jęknął.   -   Pozwól   mi,   choć   przez   chwilę.   Potrafię   się 

powstrzymać.

Nic   nie   odrzekła,   nie   miała   siły   odmówić,   a   jednocześnie   bała   się 

wyrazić zgodę.

Uniósł jej suknię, zaczął walczyć z bielizną.
- Tyle masz na sobie, nie mogę poradzić sobie z zapinkami u pończoch.
Znów mu pomogła. Poczuła jego męskość, kiedy znów przycisnął ją do 

siebie, i zakręciło się jej w głowie.

- Choć przez chwilę - powtórzył. - Chcę cię posmakować choć przez 

parę sekund.

Przesunął dłonią po jej pośladkach, rozchylił nogi i wsunął rękę między 

background image

uda.

- To nie jest grzech, Elise - szepnął, wstrzymując oddech. - Bóg chce, 

byśmy byli razem. Na zawsze.

Łzy popłynęły jej po policzkach. Dwie przeciwstawne siły walczyły w 

jej   duszy:  żądza   ścierała   się   z   poczuciem  winy.  W  nagłym  przebłysku 
ujrzała ciężki wzrok Emanuela siedzącego w wózku inwalidzkim, wzrok 
bezradnego, zrozpaczonego człowieka. Byłoby inaczej, gdyby zdradziła go 
wtedy, gdy ją okłamał, a potem porzucił i wyjechał z Signe do Ringstad. 
Teraz zaś oszukiwała chorego męża, grzeszyła wobec Boga i postępowała 
wbrew zasadom, których przestrzegania domagała się od innych.

Łza spłynęła jej po twarzy i spadła na jego dłoń.
Podniósł głowę i objął ją z całej siły.
- Elise, kochanie. Nie zrobię niczego wbrew twej woli.
- Przecież wiesz, że tego chcę - powiedziała ledwie słyszalnym głosem.
- Tak, wiem. Czuję to, słyszę, jak ci bije twoje serce. Chcesz tak samo 

mocno   jak   ja,   ale   sumienie   ci   nie   pozwala.   Nie   dlatego,   że   kochasz 
Emanuela   bardziej   ode   mnie,   lecz   dlatego,   że   w   ten   sposób 
sprzeniewierzasz się swoim obowiązkom.

- Nie kocham go. To okropne, ale poczułam ulgę, kiedy stracił zdolność, 

by domagać się swoich praw małżeńskich.

Johan poprawił jej koszulkę i suknię, przysłaniając nagie ciało.
- Będę czekał na ciebie, Elise. Skoro zakonnicy i mniszki mogą żyć w 

celibacie, my też damy radę. Podziwiam cię za twą stanowczość i siłę woli 
i wiem, że powstrzymuje cię jedynie sumienie. Nie będę cię naciskać, w 
dniu, w którym przyjdziesz do mnie bez poczucia wstydu i zahamowań, 
przyjmę cię z otwartymi ramionami i razem wzniesiemy się na szczyty 
rozkoszy. A potem będziemy leżeć przytuleni, wiedząc, że nie mamy czego 
się bać ani czego żałować.

- Jesteś najlepszym człowiekiem na ziemi - powiedziała zdławionym 

głosem.

- Nie, Elise, nie jestem lepszy od innych, ale może kocham bardziej niż 

inni.   Mam   szczęście,   że   trafiłem   na   dziewczynę   moich   marzeń,   kiedy 
byłem chłopcem, i nie zamierzam wypuścić jej z rąk. Ani z myśli, snów i 
tęsknot.

W zestawieniu z miłością nic się nie liczy. I nie zapominaj, że lepiej jest 

marzyć i tęsknić niż posiadać. Pocałował ją, długo i namiętnie.

- Teraz łatwiej znajdziesz pretekst, by spędzić ze mną trochę czasu przed 

moim wyjazdem. Nie musisz sobie niczego wyrzucać, nie masz się czego 
wstydzić. A na drobne grzeszki możesz sobie pozwolić, bo życie cię nie 

background image

oszczędzało.

Elise uśmiechnęła się przez łzy.
- Wątpię, czy pastor i ludzie z Armii Zbawienia by się z tobą zgodzili.
- Gdyby znali całą historię, zrozumieliby.
Dłuższą chwilę leżeli w milczeniu przytuleni, policzek przy policzku.
- Ta sytuacja nie może trwać wiecznie, Elise. Kiedyś przyjdzie nasza 

kolej. A póki co musimy wypełniać nasze obowiązki, ciężko pracować i 
nie tracić z oczu celu naszych dążeń.

- Ty zostaniesz rzeźbiarzem, a ja pisarką.
- Już jesteś pisarką. Zapomnij o recenzji. Ona nic nie mówi o twoich 

zdolnościach, jest jedynie dowodem politycznych tarć w tym kraju.

- Czytałeś recenzję w „Socjaldemokracie"? - spytała z uśmiechem.
- Nie - odrzekł zaintrygowany. - Oni też zrecenzowali książkę?
Skinęła głową.
- Tak, i to na tyle pozytywnie, że moja teściowa zapomniała o pierwszej 

recenzji.

Johan westchnął z ulgą.
- Bogu dzięki! Ale mnie ucieszyłaś! Zasłużyłaś na to, Elise. Masz ją 

przy sobie?

- Nie, nie pomyślałam, by ją zabrać.
- Przeczytam ją innego dnia. Może Torkild ma egzemplarz. Pamiętasz, 

co w niej napisali?

-   Nazwali   książkę   pochodnią.  Twierdzą,   że   udało   mi   się   odmalować 

ponury   obraz   relacji   między   biednymi   a   bogatymi,   robotnikami   i 
pracodawcami. I że ludziom nad rzeką Aker niezasłużenie przylepiono złą 
etykietkę. Że każda tragedia ma swoje przyczyny.

- Wiedziałem, że ci się uda - pokiwał głową Johan. - Jestem z ciebie 

dumny - dodał i znów ją pocałował. - Nie przyniosłaś rękopisu książki o 
Pederze. Będę mógł ją przeczytać?

-   Oczywiście.   Nie   zrobiłam   tego   celowo.   Wczoraj   udałam,   że   idę 

pożyczyć gazetę od Torkilda, a dzisiaj Hilda mnie tutaj ściągnęła. Dziwnie 
by to wyglądało, gdybym zabrała ze sobą rękopis.

- Rozumiem - odrzekł, zamyślił się na chwilę i dodał: - Może powinnaś 

odłożyć na bok pisanie o Pederze i ciągnąć dalej poprzedni temat? Mam na 
myśli   życie   nad   rzeką.   Teraz   zacznie   się   ożywiona   debata   i   powinnaś 
wziąć w niej udział.

- Nie rozsądniej byłoby poczekać na rozwój wydarzeń? Emanuel obawia 

się oskarżeń i grzywny, tak jak było w przypadku Christiana Krohga, kiedy 
wydał Albertine.

background image

Johan pokręcił głową.
- Nie sądzę, by do tego doszło. W końcu mamy już dwudziesty wiek i 

wiele   wody   upłynęło   od   czasu,   kiedy   Krohg   spisał   historię   szwaczki 
uwiedzionej przez policjanta i oddającej się nierządowi. Nie zapominaj, że 
choć autora książki skazano na grzywnę, to efekt został osiągnięty: rok 
później prostytucję zdelegalizowano. Zresztą waszych książek nie da się 
porównać.

- Myślę jednak, że najpierw skończę książkę o Pederze. Myśli same 

pchają mi się do głowy, kiedy kładę się wieczorami, nie mogę zasnąć, bo 
słowa układają się w zdania i nie dają mi spokoju. Jest w tym jakiś głęboki 
sens. To pomysł pana Wang-Olafsena, ale myślę, że prędzej czy później 
sama   bym   na   to   wpadła.   Nigdy   nie   przyszło   mi   do   głowy,   żeby   z 
komentarzy Pedera ułożyć książkę, ale często czułam ochotę, by zapisać 
gdzieś te jego zabawne powiedzonka. I kiedy pan Wang-Olafsen podsunął 
mi ten pomysł, słowa same zaczęły spływać na papier. A teraz odczuwam 
potrzebę,   by   ją   skończyć.   Chcę   pokazać,   ile   dobrego   tkwi   w   naszych 
dzieciach, trzeba tylko zacząć słuchać. Nie należy spisywać ich na straty, 
bo mają kłopoty z nauką czytania. Może ta książka sprawi, że spojrzę na 
własne życie z innej perspektywy i zrozumiem sens tego, co mi się przy-
trafiło? Pamiętasz, jak bardzo gnębiło mnie poczucie winy po śmierci ojca. 
Gdybym nie przegnała go wtedy z kuchni, może wciąż by żył.

- Kochana, nie myśl w ten sposób. Ojciec oddalił się od was na długo 

przed   śmiercią.   Byłoby   dla   was   najlepiej,   gdybyście   nie   musieli   go 
oglądać, kiedy alkohol zmienił go w strzęp człowieka. Pamiętam, że matka 
opowiadała   historie   o   nim   z   czasów,   kiedy   jeszcze   pracował   w   tkalni 
płótna   żaglowego.   Ledwie   go   takim   pamiętam,   ale   dzieci   nie   oceniają 
dorosłych. Mama mówiła, że miał ciemną karnację i był przystojny. Inne 
dziewczęta z fabryki zazdrościły twojej matce.

Elise pokiwała głową.
- Też słyszałam te opowieści. Mama twierdziła, że kochała go bardzo, 

póki nie zaczął pić. Wtedy życie z nim stało się nie do zniesienia. Wiesz, 
jak się poznali? - Elise uśmiechnęła się w półmroku.

- W drodze z Ulefoss do Kristianii?
-   Tak   -   roześmiała   się.   -   Nigdy   nie   mogłam   pojąć,   że   moja   matka, 

porządna i skromna panna, zawarła znajomość w takich okolicznościach. I 
jeszcze oszukiwała wuja i ciotkę i wymykała się na potajemne schadzki. 
To mi do niej nie pasuje.

Johan też się roześmiał.
- Kiedyś twoje dzieci usłyszą opowieści o twoim życiu i powiedzą to 

background image

samo.

Elise spoważniała.
- Myślę, że Kristian zdaje sobie sprawę, że nie zapomniałam o tobie. 

Kiedy czasami twoje imię pada w rozmowach, wbija we mnie wzrok. Miał 
dość   lat,   by   zrozumieć,   jak   bardzo   byliśmy   w   sobie   zakochani   i   jak 
cierpiałam, kiedy zamknięto cię w twierdzy. Nigdy nie zapomnę wyrazu 
jego twarzy, gdy się dowiedział, że wychodzę za mąż za Emanuela.

-   To   twój   brat,   Elise.   Zna   cię   lepiej,   niż   sądzisz.   Choć   ma   ledwie 

dwanaście lat, nie potępiałby twojego wyboru.

I znów ją pocałował, długo i namiętnie.
- Nie rozumiem, dlaczego Hilda nie wraca - zaniepokoiła się Elise. - Co 

powiem po powrocie do domu? Przecież gdyby Isac naprawdę miał jakąś 
poważną dolegliwość, Hilda posłałaby po lekarza.

- Ubierz się, żebyśmy mogli wyjść, jak tylko zjawi się twoja siostra.
Elise podniosła się i zaczęła zbierać bieliznę z podłogi.
- Pewnie cię zawiodłam.
- Uważasz, że tak źle cię rozumiem?  To mój błąd, powinni byliśmy 

zostać w kuchni. Mamy sobie tyle do powiedzenia, a tak rzadko nadarza 
się   okazja   bycia   we   dwoje   na   osobności.   Byłoby   nam   dobrze,   nawet 
gdybyśmy nie ulegli pokusie.

- To też moja wina. Mogłam protestować. Johan też wstał i przyciągnął 

ją do siebie.

- Ale też mnie pragnęłaś. Niby dlaczego miałabyś wykazać się większą 

siłą charakteru? - zażartował.

- Bo jestem kobietą. Mężczyźni są inaczej stworzeni. Roześmiał się.
- Uważasz, że miałem większą ochotę niż ty? Odniosłem inne wrażenie.
- To jesteśmy kwita. Ja przynajmniej odczuwam większy lęk.
-   Bo   masz   ku   temu   powody.  Ty   poniosłabyś  większe   konsekwencje, 

gdyby coś poszło nie tak.

Wypuścił ją z objęć i chwycił za rękę.
- Chodź do kuchni, przekąsimy coś. Nic chyba nie jadłaś.
Podgrzał czajniczek kawy i wystawił resztki świątecznego jedzenia z 

szafy.

- Hilda powiedziała, że możemy się czuć jak u siebie w domu, więc 

trzymam ją za słowo. Zresztą chyba niczego jej nie brakuje.

- Nie, majster jest bardzo szczodry. W przeciwieństwie do Reidara, który 

skąpi jej pieniędzy.

- Powinni wystąpić o rozwód. Sytuacja, w jakiej się znaleźli, nie służy 

nikomu. Jeśli jest tak, jak mówisz, że Hilda żyje z majstrem, to znów może 

background image

zajść w ciążę.

- Sama  nie wiem,  co mam sądzić. Nie rozumiem,  skąd biorą  się jej 

uczucia do Paulsena, ale już przecież urodziła mu dwójkę dzieci.

- Może wcale tak bardzo się nie różnicie, może obie odziedziczyłyście 

pełną   pasji   naturę   waszej   matki?   Pomyśl   tylko,   związała   się   z   obcym 
marynarzem, na dodatek człowiekiem z domieszką cygańskiej krwi. Była, 
zdaje się, w zaawansowanej ciąży, kiedy stanęła przed ołtarzem? Moja 
matka słyszała to od pani Evertsen.

Elise zaczerwieniła się.
-  To   prawda,   w   końcu   zdobyła   sobie   szacunek   dziadków,   ale   bracia 

nigdy jej nie wybaczyli. Może teraz coś się zmieni.

- Miałaś od nich jakieś wieści?
- Niedawno przyszedł list. Wygląda na to, że zależy im na utrzymywaniu 

kontaktu.

- Na pewno żałują, że odwrócili się do niej plecami. I może bali się o jej 

przyszłość.  Wiesz   przecież,   że   Cyganie   przeszli   wiele   prześladowań   w 
zeszłym   stuleciu.   W   niektórych   wioskach   stawiano   straże,   które   nie 
wpuszczały włóczęgów.

Przytaknęła.
-  Teraz   nie   jest   im  wcale   łatwiej,   przynajmniej   od   kiedy   uchwalono 

prawo   zabraniające   wędrować   osobom   nie-mającym   stałego   adresu 
zamieszkania.

- Niektórzy ludzie twierdzą, że wszystko się zmieni, jeśli zapewni się 

obywatelom odpowiednie wychowanie i wykształcenie.

- Ty też tak uważasz?
-   Nie   jestem   pewien.   Te   zadrażnienia   sięgają   głębiej,   zwłaszcza   w 

przypadku   Cyganów.   To   jest   lud,   który   żył   w   ten   sposób   od   stuleci. 
Wędrówkę mają we krwi i nie będzie łatwo to zmienić.

- Peder i Kristian czasami się boją. Ukrywają fakt, że w żyłach ojca 

płynęła cygańska krew, bo to oznacza, że w naszych też. Przypominam 
sobie,   jak   Peder   się   przeraził,   kiedy   usłyszał   o   cygańskich   dzieciach 
odbieranych   siłą   rodzicom   i   oddawanych   do   sierocińców.   I   to   tylko 
dlatego, że rodzice nie chcieli podporządkować się nowemu prawu.

Johan westchnął.
- W naszym kraju dzieje się wiele złego. Musisz pisać o tych sprawach, 

Elise. Niczego nie da się zmienić od razu, ale w dłuższej perspektywie 
wszystko ma znaczenie. Tak też myślę o swojej pracy. Nie mam ochoty 
rzeźbić popiersi znanych mężczyzn, których sława bierze się stąd, że są 
członkami wpływowych rodzin. Wolę stawiać pomniki zwykłych ludzi, 

background image

kobiet i mężczyzn, którzy pracują dla dobra innych. Ich się nie zauważa i o 
nich nie pisze się w gazetach.

Na dworze rozległy się szybkie kroki.
- Wraca Hilda. - Elise zerwała się z miejsca. - Pójdziemy  razem do 

Andersengarden czy każde w swoją stronę?

Johan też wstał i przygarnął ją raz jeszcze do siebie.
- Oczywiście, że pójdziemy razem. Nic złego nie zrobiliśmy. No, może 

troszeczkę.

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Hilda spojrzała na nich ze zdziwieniem.
-   Cały   czas   siedzieliście   tutaj   i   piliście   kawę?   Johan   uśmiechnął   się 

wesoło.

- Prawie cały czas. Hilda roześmiała się.
- Więc dzisiaj też znajdę na sofie guzik od koszuli?
- Kto wie? Może znajdziesz zapinkę od pasa do pończoch?

background image

Elise spojrzała na niego z zażenowaniem i zaczerwieniła się.
Hilda zaniosła się śmiechem.
-   Gdyby   tak   było,   nie   siedzielibyście   tutaj.   Bylibyście   w   pokoju   i 

gorączkowo narzucalibyście na siebie ubranie. Przepraszam, że tak szybko 
wróciłam, ale do Joanny przyjechał z wizytą jakiś krewny.

Elise spojrzała na zegar ścienny i ku swemu przerażeniu stwierdziła, że 

od wyjścia z domu minęły dwie godziny.

- Mówisz, że szybko wróciłaś?
-   Chciałam   was   zostawić   na   całą   noc,   ale   mam   nadzieję,   że   dobrze 

wykorzystaliście ten czas, który mieliście dla siebie.

- Tak, Hildo. - Johan skinął poważnie głową. - Dzielnie wspierasz nasz 

spisek.

- Jutro też możecie przyjść. Paulsen się nie zapowiadał, a Olaf wraca 

dopiero za cztery dni.

- Zapominasz, że ja pracuję - pokręciła głową Elise.
- Johan będzie czekał na ciebie na poddaszu, kiedy przyjdziesz po Hugo. 

Możesz   wejść   niepostrzeżenie   i   Hugo   cię   nie   zauważy.   Emanuelowi 
powiesz, że panna Johannes-sen kazała ci zaadresować całą stertę kopert. 
Napalę, żeby było wam ciepło na górze. Olaf ma dobre łóżko z prawdzi-
wym materacem.

- Jesteś szalona, Hildo - przerwała jej siostra. - Nie pojmuję, skąd ci się 

to bierze, przecież mama była bardzo surowa w sprawach moralności.

- Nie jestem lepsza ani gorsza od innych. Jedyna różnica polega na tym, 

że   mówię   głośno   o   tym,   o   czym   inni   nieustannie   myślą.   Wszystkie 
zakochane pary, które znałam, prędzej czy później znajdowały sobie jakieś 
ustronne   miejsce,   magazyn   w   fabryce,   strych   w   Biermannsgarden   czy 
stajnię Węglarza. Ja oferuję wam mieszkanie na poddaszu, a w podzięce 
słyszę, że jestem bezwstydnicą.

Johan roześmiał się i wstał od stołu.
- Myślę, że masz dobre serce, Hildo - powiedział. - Tylko że świat nie 

jest taki prosty, jakim go malujesz.

Zdjął kurtkę i czapkę z wieszaka.
- Przyjdziecie jutro? - nie poddawała się Hilda. Johan skinął głową.
-   Tak,   przyjdziemy,   ale   nie   musisz   palić   na   poddaszu.   Hilda   miała 

zawiedzioną minę.

- Nie pojmuję, co się z wami dzieje.
- Musisz zrozumieć, że oboje pozostajemy w związkach małżeńskich - 

westchnęła Elise z rezygnacją - i nie możemy robić, co nam się żywnie 
podoba. Jeśli Emanuel nie wróci do pracy, będę miała siedem osób na 

background image

utrzymaniu.

- Nie zamierzasz więc odesłać Emanuela do rodziców?
- Też byś tego nie zrobiła na moim miejscu. Łatwo ci mówić. Dobranoc, 

Hildo, i dziękuję ci za wszystko.

Johan śmiał się, kiedy zbliżali się do furtki.
- Twoja młodsza siostra ma obrotny języczek.
- Tak, natomiast nie ma żadnych zahamowań. Gdyby mama ją słyszała, 

doznałaby szoku.

- Matki nie powinny wiedzieć o wszystkich poczynaniach swoich córek. 

Zresztą twoja matka nie jest znów takim niewiniątkiem?

Elise musiała się roześmiać.
- Zobaczymy się jutro?
-   Oczywiście.   Nie   obiecuję   jednak,   że   będę   czekał   na   ciebie   na 

poddaszu, choć brzmi to dość kusząco. - Chwycił ją za rękę. - Nie bój się, 
Elise, nikt nas nie zobaczy. O tej porze w drugi dzień świąt na ulicy nie ma 
żywej duszy. Poza pijakami, ci jednak zajęci są sobą.

Elise   rzuciła   okiem   w   kierunku   zabudowań   robotniczych,   wszystkie 

okna były ciemne.

- Gdybyśmy szli ulicą Oscarsgate, otaczałyby nas światła. Przez firanki 

widzielibyśmy choinki sięgające sufitu i rozjaśnione świeczkami, panie w 
eleganckich   sukniach   i   dzieci   w   strojach   identycznych   jak   ubrania 
dorosłych. Gdyby ktoś otworzył okno, usłyszelibyśmy śpiewy i muzykę, 
poczulibyśmy zapach cygar i świeżego ciasta. U nas zaś panują ciemności. 
Za parę godzin rozlegną się syreny fabryczne.

Johan ścisnął jej dłoń.
- Kiedyś, Elise... Kiedyś w przyszłości ty i ja będziemy chodzić wokół 

choinki   z   naszymi   dziećmi   w   jednym   z   tych   pięknych   domów   przy 
Oscarsgate lub na Frogner. Pokojówka sprzątnie filiżanki, włoży nam do 
pościeli butle z ciepłą wodą i przyniesie gorące kakao przed snem. Na-
stępnego   ranka   wyśpisz   się   do   woli,   potem   przejdziesz   do   gabinetu   i 
zapiszesz   parę   stronic   swej   nowej   książki.   Ja   zejdę   do   pracowni,   by 
przyjrzeć   się   świeżo   zaczętej   rzeźbie   przedstawiającej   kobietę,   którą 
kocham. Na obiad zaprosimy Annę i Torkilda, Hildę i pana Paulsena, panią 
Evertsen, jeśli wciąż będzie żyła, i może panią Ałbertsen. Nie zapomnimy 
o profesorze, twoim redaktorze z wydawnictwa, twojej matce, Asbjornie i 
Anne   Sofie.  Ani   o   siostrze   Maren   Sorby   z  Armii   Zbawienia,   o   której 
opowiadałaś mi tyle dobrego. Kiedy skończymy śpiewać kolędy, każdy 
dostanie podarek: twoją nową książkę.

Elise wyobraziła sobie tę scenę: jasne pokoje, stół jadalny zastawiony 

background image

piękną   porcelaną,   świece   w   wypucowanych   kandelabrach,   ona,   Johan, 
gromadka dzieci i wszyscy, których kocha, zgromadzeni wokół wielkiego 
świątecznego drzewka.

Obraz rozpłynął się i Elise uśmiechnęła się.
-   Co   za   zestawienie!   Wyobrażam   sobie   redaktora   Guldberga   w 

towarzystwie pani Ałbertsen!

W tej samej chwili zamilkła. Jakiś chłopiec szedł w ich kierunku, a w 

jego   sposobie   poruszania   się   było   coś   dziwnego.   Elise   usiłowała   go 
rozpoznać, ale w półmroku nie widziała szczegółów. Na wszelki wypadek 
puściła dłoń Johana.

Chłopiec zbliżył się do latarni i Elise zadrżała. To był Hjalmar, brat 

Jenny!

Johan dostrzegł jej zaskoczenie.
- Znasz go? - spytał cicho.
- To jest Hjalmar! - szepnęła przerażona. Chłopak zataczał się, jakby był 

pijany, ale przecież to niemożliwe, żeby zaczął pić. W jego wieku?

- Kto to jest Hjalmar? - spytał Johan.
-   Brat   Jenny.   Poznałam   ich   wiosną,   kiedy   ich   matka   leżała   na   łożu 

śmierci. Jakiś czas później ojciec zginął w wypadku. Dziadkowie Anne 
Sofie   pozwolili   im   mieszkać   u   siebie,   ale   Hjalmar   wkrótce   zniknął. 
Chodziłam z najstarszą siostrą do szkoły, to ona utrzymywała rodzinę przy 
życiu w ostatnich latach. Ojciec pił, a matka leżała w łóżku, jak daleko 
Jenny sięgała pamięcią.

- Ta historia przypomina twoje doświadczenia.
-   Dlatego   właśnie   zrobiło   mi   się   ich   żal   i   starałam   się   pomóc. 

Niepomiernie się ucieszyłam, kiedy dziadkowie Anne Sofie postanowili 
przyjąć   do   siebie   dwójkę   najmłodszych.   Bardzo   tęsknią   za   własną 
wnuczką. Uważam, że matka i Asbjorn powinni częściej ich odwiedzać.

Johan ścisnął jej dłoń.
- Nie jesteś w stanie pomóc wszystkim. W tej okolicy znajdziesz setki 

takich rodzin.

Hjalmar dostrzegł ich i kołysząc się, przeszedł na drugą stronę ulicy.
Elise dogoniła go.
- Hjalmar?
Przystanął i kiwając się, spojrzał na nią mętnym wzrokiem.
- Czego chcesz?
- Dowiedzieć się, co u ciebie słychać. Spotkałam niedawno Jenny, była 

radosna i zadowolona. Dlaczego nie mieszkasz u państwa Tollefsenów?

- Bo nie mam ochoty. A zresztą co ci do tego? Twarz miał spiętą, był 

background image

brudny, wychudzony, ubrany w łachmany.

- Gdzie teraz mieszkasz?
- Nie twoja sprawa.
- Całe święta spędziłeś na ulicy?
- A nie wolno?
Johan zbliżył się do nich i Elise odwróciła się do niego-
- Całe święta spędził na ulicy! Zobacz, jak jest żałośnie ubrany! I chyba 

ostatnio niedojadał. - Znów zwróciła się do chłopca. - Siostry  z Armii 
Zbawienia pomogą ci znaleźć jakiś kąt.

- Nie sądzisz, że dziadkowie Anne Sofie przyjmą go z powrotem?  - 

zdziwił się Johan.

Elise była innego zdania. Hjalmar z pewnością zrobił coś sprzecznego z 

prawem, może zaczął znów kraść i bał się wracać do dziadków Anne Sofie 
z   obawy   przed   policją.   Dlaczego   popełniał   kolejne   głupstwo,   kiedy 
wreszcie znalazł prawdziwy dom?

- Myślę, że Hjalmar obawia się, iż oddadzą go w ręce policji, i dlatego 

nie chce tam wracać.

W tej samej chwili Hjalmar rzucił się do ucieczki, ale Johan złapał go za 

ramię.

- Tak łatwo się nie wywiniesz, mały spryciarzu. Pójdziesz ze mną do 

domu i sobie pogadamy.

Odwrócił się do Elise.
- Będziesz musiała dalej iść sama.
-   Tak   zamierzałam   zrobić.   Chciałam   tylko   odprowadzić   cię   do 

Andersengarden.

Uśmiechnęła   się,   wzruszona   tym,   że   Johan   zamierzał   pomóc 

Hjalmarowi, a jednocześnie ucieszona, iż nie doszedł z nią aż do bramy. 
Emanuel mógł zobaczyć ich z okna.

- Spotkamy się jutro.
Johan pociągnął Hjalmara za sobą. Chłopak kopał i machał pięściami, 

ale nie miał żadnych szans. Znikali już z jej oczu, kiedy Johan złapał go i 
wniósł do sieni.

Elise przebiegła ostatni odcinek drogi, myśląc z lękiem o spotkaniu z 

Emanuelem.

Wchodząc do domu, dostrzegła, że mimo późnej pory w pokoju pali się 

światło.   W  kuchni   panował   ziąb,   przez   ostatnich   parę   godzin   nikt   nie 
dokładał do pieca. Przemieściwszy się na wózku, Emanuel mógł napalić w 
pokoju,   ale   nie   była   pewna,   czy   to   zrobił.   Pełna   najgorszych   przeczuć 
pchnęła drzwi.

background image

Emanuel siedział przy oknie i wpatrywał się w mrok. Bogu dzięki, że 

rozstała się z Johanem wcześniej!

- Emanuelu?
Nie odwrócił się i nic nie powiedział. Podeszła bliżej.
-   Przepraszam,   że   wracam   tak   późno.   Zdarzyło   się   coś 

nieprzewidzianego.

- Jak się ma Isac? - spytał głuchym głosem, nie patrząc na nią.
- Hilda przesadziła. Nie jest chory, tylko trochę się spocił. - Kłamstwo 

miało  gorzki smak.  - Co innego  miałam na  myśli.  Zjawiła  się  Mimmi 
Tynass, by rozmówić się ze mną.

- Z tobą? - W końcu się odwrócił. - A skąd mogła wiedzieć, że tam 

jesteś?

- Nie wiedziała. Przyszła przekazać Hildzie wiadomość, że zależy jej na 

spotkaniu ze mną.

Zdała Emanuelowi relację ze spotkania z narzeczoną Schwenckego.
Emanuel pobladł.
- To nie może być prawda! - powiedział wstrząśnięty. Elise wyczuła, że 

pierwszy raz słyszy o tych rewelacjach.

-   Ja   też   się   przeraziłam.   Są   jednak   rzeczy,   nad   którymi   razem   się 

zastanawialiśmy.   Skąd   on   bierze   pieniądze?   I   dlaczego   w   jego   sklepie 
prawie   nie   widuje   się   klientów,   skoro   według   jego   słów   interes   idzie 
dobrze? Nic się nie zgadza.

Emanuel pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Nie przyjmuję tego do wiadomości. Paul Georg nie jest łobuzem. Zna 

się   na   rzeczy,   wie,   skąd   zdobyć   dobry   towar,   i   ma   niezwykły   talent 
kupiecki. Pewnie najwięcej sprzedaje w domu. Opowiadał mi o klientach, 
którzy przyjeżdżają z daleka i spotykają się z nim prywatnie. To wszystko 
tłumaczy.

Elise przypomniała sobie nagle mężczyznę, którego spotkała na ulicy, 

wychodząc z domu Schwenckego. On też go szukał, tyle że wymienił inne 
nazwisko. Orvar Olstad, Elise dobrze je zapamiętała, bo wydało się jej 
podejrzane.

- Pamiętasz, że odwiedziłam kiedyś Schwenckego, prosząc go, by cię 

przekonał do wizyty u lekarza?

- I cóż z tego?
- W drodze powrotnej natknęłam się na mężczyznę, który też się do 

niego   wybierał.   Schwencke   bardzo   się   ucieszył,   kiedy   go   zobaczył,   i 
poprosił go do środka. Ten mężczyzna nazywał się Ole Westerłund.

- To nazwisko nic mi nie mówi.

background image

-   Najdziwniejsze   jest   to,   że   ten   człowiek   nie   pamiętał   nazwiska 

Schwenckego, lecz pytał o kupca Orvara Olstada.

- Pewnie zna wielu kupców i pomyliły mu się nazwiska.
-   Może.   Lecz   jeśli   Mimmi   Tynaes   ma   rację,   Schwencke   używa 

fałszywego nazwiska.

Emanuel spojrzał na nią ponuro.
- Uważasz go za oszusta?
-   Ze   względu   na   ciebie,   na   nas,   wolałabym,   by   nim   nie   był.   Panna 

Tynaes bardzo się rozgniewała i powiedziała, że pójdzie na policję, jeśli 
wykryje,   że   Schwencke   zajmuje   się   jakimś   przestępczym   procederem. 
Uważa też, że i ty możesz zostać w to wmieszany, bo Schwencke pożyczył 
ci pieniądze na czynsz i zakup towaru.

- Nie zrobiłem nic złego.
-   Wiem.   Pytanie   tylko,   czy   policja   ci   uwierzy.   Twarz   Emanuela 

skurczyła się.

- Nie chcę cię straszyć, ale uważam, że powinniśmy  zbadać sprawę. 

Mogę pójść do niego jutro rano i poprosić, by cię odwiedził.

Emanuel   kiwnął   głową.   Minę   miał   ponurą.   Wcale   nie   jest   pewien 

niewinności Schwenckego, pomyślała Elise i ją też ogarnął niepokój.

background image

ROZDZIAŁ DWUNASTY

W kantorze przywitała ją uśmiechnięta panna Johannessen.
- Mam nadzieję, że miło spędziła pani święta, pani Ringstad?
Elise zmieszała się. Czy to pytanie było podszyte ironią? Czyżby panna 

Johannessen widziała,  jak spaceruje z Johanem ręka w rękę?  Pokiwała 
głową, zmuszając się do uśmiechu.

- Tak, dziękuję. A pani?
- Byłam u siostry i szwagra. Ich dzieci są tak nieznośne, że powrót do 

domu sprawił mi ulgę.

Elise uśmiechnęła się i ruszyła do swojego biurka.
Samson był już na miejscu i wydawał się bardzo zajęty, ale kiedy panna 

Johannessen wyszła do majstra po instrukcje, podniósł głowę i rozciągnął 
usta w szerokim uśmiechu.

- Gratuluję!
Elise nie zrozumiała.
- Czego?
- Recenzji w „Socjaldemokracie". Elise pokraśniała.
- Dziękuję, bardzo podniosła mnie na duchu.
- Przeczytała pani tę drugą?
- Niestety tak. I się załamałam, myślałam, że nigdy już nie usiądę do 

pisania. Trochę się też przestraszyłam.

Pokręcił głową z uśmiechem.
- Nie ma najmniejszego powodu się bać. Nie zrobiła pani niczego złego, 

background image

jedynie dała prawdziwy opis tego, co się u nas dzieje.

- Niektórzy twierdzą, że to zmyślenia.
-  Proszę  się   nimi  nie  przejmować.  Ci ludzie  dbają  jedynie  o  własną 

pozycję,   dobre   samopoczucie   i   mają   taki   pogląd   na   świat,   jaki   im 
najbardziej odpowiada. Mimo wszystko na pani miejscu wciąż pisałbym 
pod pseudonimem.

-   Taki   mam   zamiar   -   Elise   zniżyła   głos.   -   Co   się   stało   z   naszym 

„Potworem"? Bardzo dziś milutka.

- Nie dla mnie - zaśmiał się Samson. - Rozpromieniła się dopiero na 

pani widok.

Elise poczuła ścisk w żołądku. Panna Johannessen na pewno trzymała w 

zanadrzu jakąś nieprzyjemną niespodziankę, nigdy bowiem wobec nikogo 
nie   była  uprzejma.   O  co  chodziło   tym  razem,   o  Ansgara   Mathiesena   i 
Hugo, sklep Emanuela czy książkę? Może panna Johannessen odkryła, że 
Emanuel zajął się handlem, może nawet wiedziała coś o Schwenckem? 
Albo   może   dowiedziała   się,   kto   się   kryje   za   pseudonimem   Elias  Aas? 
Gdyby   poleciała   z   taką   plotką   do   majstra,   sytuacja   zmieniłaby   się 
diametralnie. Elise straciłaby pracę. Hildzie też by się dostało. I Johanowi. 
Dzisiaj właśnie wybierał się do Paulsena ze swoimi rysunkami.

Ktoś zapukał i w tej samej chwili panna Johannessen wyszła z gabinetu 

majstra. Podeszła do drzwi i otworzyła je. W progu stał Johan!

Elise usłyszała, że coś mówi, i na dźwięk jego głosu serce zabiło jej 

mocniej.

Panna   Johannessen   wpuściła   go   do   środka,   choć   nie   okazała   mu 

większego zainteresowania. Zapewne wydał się jej zbyt zwyczajny. Johan 
miał na sobie to co zawsze: wytartą kurtkę i czapkę z daszkiem. Całkiem 
możliwe, że stać go było na lepsze ubranie, ale nigdy nie przywiązywał 
wagi do ubioru. Elise zresztą nie wiedziała, czy Johan zaczął zarabiać na 
sprzedaży swoich prac, nie wątpiła jednak, że z czasem tak się stanie.

Ściskał pod pachą duży pakunek, zapewne rysunki. Elise pomodliła się 

w duchu, by szkice spodobały się majstrowi i by panna Johannessen nie 
zepsuła niczego złym słowem.

Johan posłał jej długie spojrzenie, ale udał, że jej nie zna.
- A co to za łazęga? - zażartował Samson. Panna Johannessen wzruszyła 

ramionami.

- Tak bym go nie nazwała, ale to chyba nie jest ważny klient. Całkiem 

przystojny młodzieniec, tylko mógłby się lepiej ubierać.

-  Ale   co   za   interes   ma   do   naszego   majstra?   Co   miał   w   tej   paczce? 

Wyglądało to na obrazy. Może to jeden z tych współczesnych malarzy 

background image

usiłujących   wcisnąć   ludziom   swoje   dzieła,   które   niczego   nie 
przedstawiają?

Panna Johannessen roześmiała się.
- Jeśli to jeden z nich, to u pana Paulsęna nic nie wskóra. Pan majster ma 

dobry gust. Ten młodzieniec twierdził zresztą, że był z nim umówiony.

- Tajemnicza sprawa. Musimy być czujni, panno Johannessen, żeby ktoś 

naszego   miłego   majstra   nie   wyprowadził   w   pole.   Zostańmy   jego 
strażnikami.

Panna   Johannessen   znów   się   zaśmiała.   Nieczęsto   to   się   jej   zdarza, 

pomyślała Elise, przysłuchując się wymianie zdań z lekkim niepokojem. 
Wiedziała, że Samson nie miał nic złego na myśli, ale nazwanie Johana 
„łazęgą" nie przypadło jej do gustu.

- Ale z pana żartowniś, panie Samson - zachichotała panna Johannessen. 

- Zgaduję, że wesoło spędził pan święta. Może jakieś słodkie dziewczątko 
jest przyczyną pańskiego dobrego humoru?

Elise   rzuciła   okiem   na   Samsona   i   dostrzegła,   że   się   zaczerwienił. 

Zapewne   żadne   „słodkie   dziewczątko",   tylko   miły   młody   mężczyzna, 
pomyślała.   Biedny   Samson,   niełatwo   żyć   z   taką   tajemnicą   i   ze 
świadomością, że jej wykrycie skończyłoby się katastrofą. Czekałaby go 
kara więzienia... Elise zadrżała.

Czas jakiś pracowali w milczeniu.
- Bardzo długo tam siedzi - powiedziała w końcu panna Johannessen 

głosem   zabarwionym   niepokojem.   Żartobliwe   komentarze   Samsona 
zrobiły chyba na niej pewne wrażenie.

W końcu drzwi się otworzyły i ukazał się Johan. Nie miał pakunku, 

skinął głową i wymruczał słowa pożegnania.

Samson   i   panna   Johannessen   wymienili   się   spojrzeniami.   Panna 

Johannessen odprowadziła Johana wzrokiem aż do chwili, gdy ten wyszedł 
w zimowy chłód. Dopiero wtedy odwróciła się w stronę Samsona.

- Widział pan? Wyszedł z pustymi rękami! Więc udało mu się wcisnąć 

panu Paulsenowi te swoje malowidła! A pan Paulsen wspominał ostatnio 
często, że ma ochotę kupić obrazy Gudego lub Johana Christiana Dahla. 
Tyle że są trochę za drogie, nawet dla niego.

Samson roześmiał się.
- Przecież nie wiemy, czy to był malarz, panno Johannessen.
- Wyglądał na malarza - pokiwała stanowczo głową panna Johannessen. 

- Wiedział pan, że Johan Christian Dahl dostał za jeden ze swoich obrazów 
kilkaset srebrnych talarów? To było wprawdzie parędziesiąt lat temu, ale 
chyba opłaca się być malarzem.

background image

- Nie wszyscy mogą liczyć na podobne honorarium - stwierdził Samson. 

- Większość malarzy klepie biedę. Konkurencja fotografii nie ułatwia im 
zadania. Rzeźbiarze mają większe szanse. Elise nastawiła uszu.

-   Nie   słyszał   pan,   co   powiedział   Edvard   Munch?   -   roześmiała   się 

ponownie panna Johannessen. - „Aparat fotograficzny nie będzie stanowić 
konkurencji dla pędzla i palety tak długo, jak nie będzie można go używać 
w piekle ani w niebie".

Drzwi do gabinetu otworzyły się i pojawił się pan Paul-sen. Wyraźnie 

się gdzieś śpieszył, ale mijając biurko Elise, zatrzymał się na chwilę.

-   Bardzo   sympatyczny   młody   człowiek,   pani   Ringstad.  A  szkice   są 

zadziwiająco dobre.

Wypowiedziawszy   te   słowa,   ruszył   dalej.   Elise   poczuła   na   sobie 

spojrzenia Samsona i panny Johannessen, ale nie podniosła głowy.

Samson nie zdołał powściągnąć ciekawości.
- Zna go pani, pani Ringstad?
Elise podniosła wzrok i spojrzała na niego z pozorną obojętnością.
- Nie.
Sama nie wiedziała, jak mogła udzielić takiej odpowiedzi na pytanie o 

człowieka, którego znała całe życie. Znów zadziałało poczucie winy.

Samson zaśmiał się cicho.
- Majster pewnie wciąż jest w świątecznym nastroju. Zwracał się do 

pani takim tonem, jakbyście mieli wspólnych znajomych.

Elise uśmiechnęła się i opuściła głowę, wracając do swoich zajęć.
Wspólni znajomi! Żeby znal choć cząstkę prawdy!

background image

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Elise   zastanawiała   się,   czy   Johan   będzie   na   nią   czekał   w   przerwie 

obiadowej, i tak się stało. Ujrzała go w oknie korytarza, zanim jeszcze 
weszła na most. Pomachał do niej, ale Elise nie odwzajemniła tego gestu. 
Obróciła się, by sprawdzić, czy Samson zmierza w tę stronę, lecz go nie 
spostrzegła.

Zdyszana dotarła do drzwi, jednak to nie spacer ją zmęczył, tylko serce 

trzepoczące się w piersi.

Johan otworzył jej, na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Elise... - zaczął z tęsknotą w głosie i wciągnął ją za próg. - Hilda 

poszła do blacharza, a ja pilnuję Isaca i Hugo.

- Chłopcy spali już po obiedzie? Skinął głową.
Szukała znaków rozczarowania na jego twarzy, ale nie dostrzegła ich. 

Może nawet mu ulżyło, że nie będzie okazji, by ulec pokusie.

Hugo   i   Isac   siedzieli   na   skrzyni   na   drewno   i   bawili   się   cynowymi 

żołnierzykami, które Isac dostał od majstra. Hugo ledwie na nią spojrzał, 
kiedy weszła do kuchni, zabawa pochłaniała go bez reszty.

- Jak ci poszło wczoraj wieczorem? - spytał zatroskany
Elise odwiesiła szal.
- Opowiedziałam Emanuelowi o wizycie panny Tynaes. To mu dało do 

myślenia.

- Uwierzył w jej historię?
- Z początku nie, ale wyraźnie się zaniepokoił. W głębi serca zawsze 

podejrzewał, że co jest nie tak.

Johan pokiwał głową.
- Też tak sądzę. Emanuel nie jest głupcem, musiał się zastanawiać, w 

jaki   sposób   ten   drobny   handlarz   osiągnął   taki   sukces   w   interesach. 
Zwłaszcza że, jak twierdzicie, niewielu klientów zagląda do jego sklepu.

- Zaproponowałam mu, że przejdę się  do Schwenckego wieczorem i 

zaproszę go do nas. To nie powinno go zdziwić, przecież wie, że Emanuel 
nie rusza się z domu.

Usiadła  przy  stole  i  zauważyła, że  ktoś  nakrył go  do posiłku.  Johan 

usiadł koło niej.

background image

- Jak on się czuje? Jego stan się poprawia? Pokręciła głową.
- Sądzę, że zaczyna sobie zdawać sprawę, że nigdy nie odzyska władzy 

w nogach. Mam nadzieję znaleźć kogoś, kto by pomagał mu dostać się do 
sklepu. Myślę, że możliwość pracy dodałaby mu otuchy. Każdy chce czuć 
się potrzebny, a chłopcy przecież nie mogą stać za ladą, kiedy zacznie się 
szkoła.

- Powinniście więc zatrudnić ekspedienta. Jeśli sprzedaż idzie dobrze, to 

takie posunięcie się opłaci.

Zerwał się na równe nogi.
- Na śmierć zapomniałem, że Hilda prosiła, bym cię nakarmił. Wciąż ma 

resztki świątecznego jedzenia.

Elise przewróciła oczyma.
- Resztki świątecznego jedzenia? Aż tyle jej zostało?
- Hilda żyje sobie jak pączek w maśle. - Johan przyniósł garnek z pieca i 

nałożył jedzenie na jej talerz. - Lubi swojego podstarzałego kawalera i nie 
ma żadnych skrupułów wobec Reidara. Zresztą już go nie kocha.

Elise przytaknęła z uśmiechem.
- Tak właśnie myślałam. Wygląda na to, że już wyrzuciła własnego męża 

z pamięci.

- Torkilda bardzo to irytuje, natomiast Anna jakoś to zaakceptowała. Ona 

tak bardzo lubi was obie, że zawsze znajdzie jakieś usprawiedliwienie.

Roześmiał się, odsłaniając białe zęby. Dzień był ponury, Johan zapalił 

świecę i postawił ją na stole. Elise zaczęła jeść.

- A ty nic nie przekąsisz? Pokręcił głową.
- Za godzinę mam być u Anny na obiedzie.
- Zgłodniejesz, patrząc na mnie.
- Jedz na zdrowie. Nie zapomnę, jak źle ci było parę lat temu. Kiedyś 

spotkałem   cię   dzień   przed   Wigilią,   wracałaś   z   pracy   w   przędzalni. 
Musieliście brać nadgodziny bez żadnej zapłaty, twoja twarz pod chustką 
była   tak   blada   i   zmęczona,   że   serce   ścisnęło   mi   się   z   żalu.   W 
Andersengarden czekało na ciebie dwóch głodnych chłopców, chora matka 
i   ojciec,   który   zataczając   się   i   przeklinając,   wdrapywał   się   na   schody. 
Hilda   też   miała   swoje   problemy,   tylko   że   wtedy   jeszcze   o   nich   nie 
wiedzieliśmy.

Johan urwał, a po chwili znów zaczął mówić.
- Siedząc w moim pokoiku w Paryżu nad rysunkiem lub rzeźbą, myślę 

często   o   tamtych   czasach.   Przed   oczyma   stają   mi   zmęczone   twarze   i 
zgarbione sylwetki ludzi sunących mostem w drodze do domu po dniu 
harówki.   Pamiętam   hałasy   w   sieni:   tupot   podkutych   butów,   kaszel   i 

background image

chrząkanie robotników, wypluwających z siebie pył fabryczny. Okna na 
podwórze   otwierały   się   i   smród   wychodka   mieszał   się   z   zapachem 
gotowanego mleka i kapusty. Dzieciaki czekały w bramie i wieszały się 
powracającym dorosłym u ramion, głodne i spragnione opieki. Rzadko ich 
widywały,   ledwie   zjadły   kolację,   zaraz   musiały   kłaść   się   spać.   Dzień 
zaczynał się o bladym świcie. Elise potakiwała.

- To było ciężkie, ale dobre życie. Byliśmy razem, czuliśmy się jedną 

wielką rodziną. Nie tylko my w Andersengarden, ale ludzie z naszej ulicy, 
właściwie z całej okolicy mostu i znad rzeki. Inni nie są w stanie tego 
zrozumieć, nasza egzystencja wydaje im się szara i smutna, ale w naszej 
pamięci wygląda ona zupełnie inaczej. Nie odczuwaliśmy  ciężaru losu, 
przynajmniej   wtedy,   gdy   byliśmy   dziećmi.   Nie   znaliśmy   innego   życia. 
Jeśli nigdy nie miało się choinki na święta, to nie odczuwa się jej braku.

Johan uśmiechnął się.
- Aż dziw, jak podobne są nasze myśli. Wielu ludzi krytykowało twoją 

matkę za to, że porzuciła rodzinę, powróciwszy do zdrowia. Uważają, że 
nie powinnaś była brać odpowiedzialności za swoich braci, a ja wiem, iż 
nie mogłaś postąpić inaczej. Taka po prostu jesteś.

Elise spojrzała na niego z ukosa.
- Życzyłbyś sobie, żebym była inna? Żebym wczoraj postąpiła inaczej?
Pokręcił głową.
- Nie, to byłoby wbrew twojej naturze. Gdybyś zrobiła to dla mnie, nie 

czulibyśmy się szczęśliwi. Wiedziałbym, że gnębią cię wyrzuty sumienia, 
a ty byś jeszcze bardziej zmizerniała. - Pogłaskał ją po ramieniu. - Życie 
się jeszcze nie skończyło, Elise, jesteśmy dopiero u początku drogi. Wiem, 
że ludzie znad rzeki nie dożywają sędziwego wieku, ale miłość doda nam 
sił. Poza tym mamy szansę na lepszą przyszłość. Zostań z Emanuelem i 
opiekuj się nim, a zapewnisz sobie spokój duszy. Nasz czas przyjdzie, 
jestem tego pewien.

Poczuła łzy pod powiekami, ale nic nie powiedziała.
Johan tryskał optymizmem, miał niezachwianą pewność, że kiedyś będą 

razem.

Nie życzyła Emanuelowi śmierci. Nie, ta myśl nie postała w jej głowie. 

Nie darzyła go nienawiścią i wiedziała, że nigdy nie zostawi go na pastwę 
losu. Mimo choroby mógł żyć jeszcze wiele lat, może nawet dłużej niż ona 
sama,   bo   nie   musiał  ciężko   pracować.  Ona  będzie   się   starzeć,   Johan   i 
Emanuel   pozostaną   młodzi.   Znała   dobrze   ten   proces,   powtarzał   się   u 
większości   kobiet   mieszkających   nad   rzeką.   Zaczynały   się   garbić, 
zapadały   się   im  policzki,   a   ciało   marniało   od   godzin   przestanych   przy 

background image

maszynie,   bezsennych   nocy   przesiedzianych   przy   chorym   dziecku,   dni 
spędzonych na praniu pieluch i szorowaniu podłóg. Pracowała teraz krócej 
o  dwie  godziny, siedząc   za  biurkiem,  ale   musiała   zajmować  się   piątką 
dzieci i chorym mężem. Nie była silniejsza od innych kobiet, właściwie 
nawet wątlejsza od większości z nich. Czekał ją ten sam los i nie było na 
to rady.

Johan pogładził ją po włosach.
- O czym myślisz?
- O niczym - pokręciła głową.
- Posmutniałaś.
Obróciła twarz ku niemu, łzy spłynęły po jej policzkach.
- A ty nie jesteś smutny? Przytulił ją mocno.
- Nie płacz, Elise. Jestem dzielny tylko dlatego, że ty dodajesz mi sił. 

Jeśli stracisz wiarę, załamię się. Stracę cel w życiu.

Potrząsnęła głową i schowała twarz na jego piersi.
- Nie możemy się poddawać, Johan. Będę odważna. Wytrzymam, póki 

wiem,   że   mnie   kochasz.   Natchnij   mnie   optymizmem,   pomóż   mi   być 
wdzięczną   za   to,   co   mam.   Zawsze   powtarzasz,   że   tego   nikt   nam   nie 
odbierze.   Umiesz   cieszyć   się   dniem   dzisiejszym,   nie   dbając   o   to,   co 
przyniesie przyszłość. A ja wciąż chcę więcej. Ale to ty masz rację. Można 
być szczęśliwym, radując się chwilą. Pogłaskał ją po włosach.

- Nie wiem, czy jestem taki w istocie, ale staram się odsiewać złe myśli. 

Mam w sobie tę przedziwną pewność, że w końcu będziesz należeć do 
mnie.  Wielu   powie,   że   to   niemożliwe.   Nie   zrozum  mnie   opacznie,   nie 
życzę źle Emanuelowi. Popełnił sporo błędów, ale to idealista, który zrobił 
wiele   dobrego   dla   innych.   Ciebie   też   uratował  z   beznadziejnej   opresji. 
Może powinienem mu podziękować za to, że żyjesz.

- Wiem, co masz na myśli, Johan. Mam podobne zdanie i dlatego nie 

mogę od niego odejść.

Na głos Hugo oderwała się od Johana, odwróciła  głowę i oblała się 

rumieńcem wstydu. Zupełnie  zapomniała  o dzieciach,  uznała,  że zajęte 
zabawą, nie zwracają na nich uwagi. A teraz zobaczyła, że obaj chłopcy 
śledzili ich zadowolonym wzrokiem. Hugo zawołał ją, domagał się zainte-
resowania.

- I co, łobuziaki? Może przyjdziecie do nas i coś zjecie?
Nie miała pojęcia, czy ktoś wcześniej nakarmił chłopców, ale chciała 

skierować ich uwagę na inne tory. Ześlizgnęli się ze skrzyni i podreptali do 
stołu.

- Mniam, mniam - powiedział Hugo, gramoląc się na kolana Elise.

background image

Johan podniósł Isaca. Z łatwością nawiązywał kontakt z dziećmi, miał 

niezwykły   u   mężczyzny   dar  zajmowania   się   nimi   w   naturalny   sposób. 
Dzieci wyczuwały to w lot i darzyły go zaufaniem.

Johan   i   Elise   sięgnęli   po   kawałek   mięsa   z   talerza   i   zaczęli   karmić 

chłopców. Johan puścił do niej oko.

- Masz swoje sposoby - zażartował. Elise zaczerwieniła się.
- Na szczęście dzieci żyją chwilą. W tym wieku nie pamiętają zazwyczaj 

tego, co zdarzyło się wcześniej tego samego dnia.

- My i tak nie mamy nic do ukrycia. Uśmiechnęła się do niego i szybko 

otarła łzy, które napłynęły jej do oczu.

-   Zapomniałam   ci   powiedzieć,   że   majster   jest   zachwycony   twoimi 

rysunkami. Jak zniknąłeś, wyszedł z gabinetu i przechodząc koło mojego 
biurka, powiedział: „Bardzo sympatyczny młody człowiek, pani Ringstad. 
A szkice są zadziwiająco dobre".

- Tak się wyraził? - roześmiał się Johan.
- Tak. Ucieszyłam się, choć sytuacja była dość niezręczna; udawaliśmy 

wszak,   że   się   nie   znamy.   Kiedy   wszedłeś   do   gabinetu   majstra,   panna 
Johannessen i Sam-son długo dywagowali na twój temat. Uznali w końcu, 
że   jesteś   nieznanym   artystą,   który   przyszedł   wcisnąć   panu   Paulsenowi 
swoje   prace.   Usłyszawszy   opinię   majstra,   zaczęli   się   mi   bacznie 
przyglądać   -  roześmiała   się.   - W  końcu   Samson   nie   mógł   pohamować 
ciekawości i spytał, czy cię znam.

- I co odpowiedziałaś?
-   Musiałam   zaprzeczyć,   wszak   udałam   wcześniej,   że   nie   wiem,   kim 

jesteś.   Samson   uznał,   że   majster   wciąż   nie   ochłonął   po   świątecznej 
przerwie.

Oboje wybuchnęli śmiechem, a widząc to, chłopcy też się roześmiali.
Johan pogładził Isaca po głowie.
- Inteligentne bestie. Mają raptem po dwa lata i rozumieją wszystko, co 

mówią dorośli.

Elise obserwowała tę scenę ze wzruszeniem.
-   Gdybyśmy   wiedzieli   to   wszystko   wtedy,   kiedy   opłakiwaliśmy 

Braciszka! - wyznała.

Johan uśmiechnął się.
-   Czasami   dobrze   żyć   w   niewiedzy,   czasami   zaś   lepiej   byłoby   znać 

prawdę.

Na dworze rozległy się szybkie kroki i do kuchni wpadła Hilda.
- Twój kolega z pracy czeka na zewnątrz.
- Samson? - zdziwiła się Elise.

background image

- Chyba spodziewa się, że zaraz wyjdziesz.
Elise posadziła Hugo na podłodze i wstała z krzesła.
- Przerwa obiadowa się skończyła? Ale ten czas leci!
- Czas szybko leci w miłym towarzystwie. Dzieci były grzeczne?
Elise spojrzała na Johana rozbawiona.
- Prawie zapomnieliśmy, że są tutaj z nami.
- Szkoda, że tak wcześnie się obudziły.
Ani   Elise,   ani   Johan   nie   skomentowali   słów   Hildy.   Elise   ruszyła   do 

drzwi.

- Wracam do kantoru.
Johan posłał jej ciepłe spojrzenie.
- Będę tutaj, kiedy przyjdziesz odebrać Hugo.
Samson stał na moście.
- Byłem pewien, że jest pani u siostry! - krzyknął z ożywieniem na jej 

widok. - Muszę z panią o czymś porozmawiać, pani Ringstad. Spotkałem 
się wczoraj z moimi szkolnymi kolegami. Rozmawialiśmy o pani książce. 
Żona jednego z nich należy do koła młodzieży socjaldemokratycznej. W 
tamtym gronie też dyskutowano o książce i wszyscy byli nią zachwyceni. 
Uznali, że nareszcie znalazł się ktoś, kto rozumie położenie robotników. 
Wątpią, że autor wywodzi się z kręgów mieszczańskich. Ktoś z nich sły-
szał o młodym pisarzu z tych stron, inni uważają, że Elias Aas pracuje jako 
brygadzista   w  którejś  z   fabryk   i  pisze   pod  pseudonimem  z   lęku   przed 
utratą pracy. Są nawet tacy, którzy są przekonani, że to ktoś z redakcji „Ny 
Tid", z którą współpracował Martin Tranmael po powrocie z Ameryki.

Ruszyli na drugą stronę rzeki.
- Proszę mi wybaczyć moją niewiedzę, ale kim jest Martin Tranmasl?
- Nie słyszała pani o nim? - zdziwił się Samson. - Nie interesuje się pani 

ruchem robotniczym?

- Nie jestem politykiem. Piszę o ludzkich losach, chcę innym opisać 

życie nad rzeką.

Nie skomentował jej słów.
-   Martin   Tranmael   ma   ledwie   dwadzieścia   osiem   lat,   pracował   jako 

czeladnik   malarski   w   Ameryce.   Tam   zainteresował   się   amerykańskim 
ruchem   robotniczym.   Wrócił   dwa   lata   temu   i   zaczął   działalność   w 
Trondelag, skąd pochodzi. Jest bardzo zdolny, wielu ludzi twierdzi, że to 
nasz przyszły premier.

Elise słuchała jednym uchem. Nie interesowała się polityką, uważała, że 

politycy   myślą   wyłącznie   o   sobie.   Poglądów   robotników   w   ogóle   nie 
brano pod uwagę i nikt się z nimi nie liczył.

background image

- A czy ktoś zasugerował, że autor jest kobietą? Samson pokręcił głową.
- Chyba nie, choć niektórzy uważają, że to ktoś bardzo szczególny, kto 

potrafi   wczuć   się   w   naturę   kobiety.   Myślę,   że   kryje   się   za   tym   jakiś 
podtekst, sugestia, że to ktoś taki jak ja - uśmiechnął się zażenowany.

Zrozumiała i nie ciągnęła dłużej tego tematu.
- W kręgach burżuazyjnych nastroje są zapewne inne i trudno oczekiwać 

słów pochwały.

- Tak, tego proszę się nie spodziewać, ważne jest jednak i to, że ludzie 

reagują.  To   zdrowy   objaw.   Johan   Falkberget  też   spotkał   się   z   krytyką, 
kiedy wydał Czarne góry wcześniej tego roku. I proszę sobie przypomnieć, 
co przeszedł Bjornson po opublikowaniu Króla i Magnhildl Wszyscy pi-
sarze, którzy odważyli się tworzyć powieści w duchu realizmu, spotykają 
się z niechęcią krytyki i czytelników. Jak się wyjmuje głowę z piasku, 
trzeba być przygotowanym na burzę - zakończył sentencjonalnie.

Doszli   do   bramy   fabryki   i   Samson   przepuścił   ją   przodem.   Panna 

Johannessen siedziała już przy biurku, wyglądało na to, że w ogóle go nie 
opuściła w przerwie obiadowej.

Elise rzuciła okiem na zegar ścienny. Spóźnili się dwie minuty. Panna 

Johannessen   za   chwilę   dostanie   ataku   wściekłości.   A   jednak,   ku 
zdziwieniu obojga, uśmiechnęła się przyjaźnie.

- Nie byłam głodna, więc przepracowałam całą przerwę. Ustaliliśmy z 

panem Paulsenem, że możecie dzisiaj skończyć pół godziny wcześniej.

Elise   nie   wierzyła   własnym   uszom.   Najpierw   spojrzała   na   pannę 

Johannessen,   by   się   upewnić,   że   nie   kpi,   a   potem   pokraśniała   z 
zadowolenia. Będzie mogła dłużej posiedzieć z Johanem.

- Dziękujemy, panno Johannessen, to miło z pani strony.
- Chciałabym jednak zamienić z panią parę słów przed wyjściem, pani 

Ringstad. To zajmie chwilkę - uśmiechnęła się słodko panna Johannessen.

Radość   Elise   stopniała.   Może   uśmiech   panny   Johannessen   jedynie 

wydał   się   jej   niewinny?   Może   czeka   ją   wyjaśnienie   tej   niezwyczajnej 
uprzejmości, którą jej dzisiaj okazywała?

Dostrzegła   zatroskany   wzrok   Samsona   i   jeszcze   bardziej   się 

zaniepokoiła.   Samson   zdawał   się   potwierdzać   jej   przeczucia:   czeka   ją 
niemiła niespodzianka.

background image

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

Majster i Samson wyszli, zostały same w kantorze.
Panna Johannessen podeszła bliżej, wolno i z wahaniem. Co takiego 

zrobiłam? - pomyślała Elise, czując zimny dreszcz na plecach. W ostatnich 
dniach zdała sobie sprawę, że nie starcza jej czasu na pisanie, bo opieka 
nad Emanuelem i inne obowiązki pochłaniają ją bez reszty. Gdyby straciła 
pracę w kantorze, nie mieliby z czego żyć. W zaliczce za książkę powstał 
znaczny wyłom, kiedy kupiła choinkę i podarki świąteczne. Choć uważała 
z wydatkami, pensji nie starczało na wszystko. Pieniądze zarobione przez 
chłopców w sklepie szły na spłatę pożyczki od Schwenckego. Emanuel dał 
jej do zrozumienia, że suma była znaczna i pomimo przyzwoitych obrotów 
w sklepie trzeba ją będzie oddawać przez cały rok.

background image

- Chcę z panią o czymś pomówić, pani Ringstad - powtórzyła panna 

Johannessen.   Co   do   niej   zupełnie   niepodobne,   wydawała   się 
zdenerwowana. - Pamięta pani, jak trafiłyśmy na siebie kiedyś w drodze 
do kantoru? Miała wtedy pani taką drobną... hm... scysję z młodzieńcem, 
który ciągnął pani sanki.

Elise poczuła zimny pot na plecach, lecz zaraz otrzeźwiała. Chodzi więc 

o Ansgara i Hugo. Majster nie wiedział, że Hugo nie jest synem Emanuela; 
Hilda gadała, co jej ślina na język przyniesie, ale nigdy nie powiedziała 
mu o gwałcie. Nawet Hilda zdawała sobie sprawę z konsekwencji. Elise 
pochodziła z robotniczej rodziny, skończyła ledwie szkołę powszechną, a 
teraz okazałoby się jeszcze, że ma bękarta! To, że Hilda była w identycznej 
sytuacji, pewnie w ogóle by Paulsena nie obeszło, tę sprawę trzymał w 
tajemnicy. Gdyby jednak podobny problem tyczył jego własnej urzędnicz-
ki, poczułby się w obowiązku zwolnić ją z pracy ze względu na renomę 
firmy.

Pokiwała głową, nie patrząc na nią. Kłamstwo nic nie da, prawda i tak 

wyjdzie na jaw.

Ku   jej   zdziwieniu   panna   Johannessen   przyciągnęła   krzesło   i   usiadła 

obok  niej.  Wydawała   się  zażenowana.  Sytuacja  była  niezręczna   i Elise 
poczuła   jeszcze   większy   niepokój.   Panna   Johannessen   nie   zamierzała 
prawić jej kazań, w takim wypadku nie usiadłaby. Może chciała ją ostrzec, 
pogrozić jej palcem? Cóż by jednak dała taka reprymenda, skoro dotyczyła 
przeszłości? Oboje z majstrem musieli zaakceptować ją taką, jaka jest.

Panna Johannessen chrząknęła i przysunęła się bliżej. Otworzyła usta i 

powiedziała   przyjaznym   tonem:   -   Usłyszałam   coś,   co   chyba   nie   było 
przeznaczone dla moich uszu...

Elise zjeżyła się. Dobrze, więc wie o wszystkim, i co z tego? Gwałt to 

straszne doświadczenie, chyba nawet ona potrafi to zrozumieć?

- Nie mam w zwyczaju podsłuchiwać cudzych rozmów - ciągnęła panna 

Johannessen tym samym przyjaznym, nieomal przepraszającym tonem. - 
Zwróciłam   jednak   wtedy   uwagę,   że   była   pani   zdenerwowana,   i 
przestraszyłam się o panią. Zapadał zmrok, w pobliżu nie było nikogo 
innego, więc uznałam za swój obowiązek dopilnować, by nie zrobił pani 
krzywdy. Zawsze mogłam zacząć krzyczeć i wzywać pomocy. - Umilkła i 
spuściła głowę. - Dopiero później zdałam sobie sprawę z wagi pani słów.

Elise milczała. Co miała powiedzieć? Nie pamiętała słów, które rzuciła 

wtedy w twarz Ansgarowi, chyba coś o tym, by nie zmuszał dziewcząt do 
rodzenia   dzieci.   Nie   trzeba   wielkiej   wyobraźni,   by   dopowiedzieć   sobie 
resztę,   choć   przecież   mogła   mieć   na   myśli   kogoś   innego.   Jakąś 

background image

przyjaciółkę.

Panna Johannessen podniosła głowę i spojrzała na nią z niezwyczajną 

dla siebie łagodnością.

- Nie musi pani nic mówić, pani Ringstad, wiem, jak się pani czuje. Jeśli 

dziwi pani otwartość, z jaką rozmawiam z panią, to przyznam, że sama 
jestem nią zaskoczona. To do mnie niepodobne, zwykle ukrywam uczucia. 
Jestem  jednak   starsza   od   pani,   mam  większe   doświadczenie   życiowe   i 
czuję   się   odpowiedzialna   za   panią,   w   końcu   pełnię   funkcję   pani 
zwierzchniczki w kantorze. To zdarzenie prześladowało mnie przez wiele 
dni i wciąż nie mogę się otrząsnąć.

Wielkie   rzeczy,   pomyślała   Elise,   chyba   nie   pierwszy   raz   usłyszała 

historię zgwałconej dziewczyny? Wynosiła się nad robotnice, ale przecież 
znała   wiele   z   nich.   Miała   już   dość   tej   rozmowy,   z   każdą   upływającą 
minutą   skracał   się   czas,   który   będzie   mogła   poświęcić   Johanowi.   Nie 
potrafiła jednak zdobyć się na nieuprzejmość i przerwać konwersację.

Panna   Johannessen   spojrzała   na   nią   z   ukosa,   oczekując   jakiegoś 

komentarza,   ale   Elise   nie   miała   najmniejszej   ochoty   dzielić   się   z   nią 
bolesnymi   wspomnieniami.   Minęły   już   trzy   lata   i   chciała   wyrzucić 
wszystko z pamięci. Zresztą nikt nie miał prawa mieszać się do jej spraw.

- Dobrze odgadłam? - Panna Johannessen wyraźnie przestraszyła się, że 

powiedziała coś niewłaściwego. - Chodziło o panią?

Dlaczego jest taka uparta? Co to ma z nią wspólnego? Dlaczego nie 

zostawi mnie w spokoju?

I nagle Elise zdecydowała się na szczerość. Panna Johannessen i tak 

dowiedziałaby się wszystkiego, skoro tamto zdarzenie prześladowało ją 
dzień i noc. Przypomniała sobie słowa, które kiedyś wyrzekła do Jenny: To 
nie   twoja   wina,   ty   nie   zrobiłaś   niczego   złego.   Kochała   Hugo   i   nie 
wstydziła się go, choć został poczęty w haniebny sposób.

Wolno pokiwała głową.
- Tak, dobrze pani odgadła, pani Johannessen. Chodziło o mnie.
Panna Johannessen wbiła w nią wzrok, czerwone plamy wystąpiły jej na 

policzki.

- Pani syn jest więc... ?
Elise uniosła podbródek i mężnie spojrzała jej prosto w oczy.
- Nie jest dzieckiem mego męża. Zostałam zmuszona, by go urodzić, ale 

i tak kocham go bezgranicznie.

- Oczywiście, że go pani kocha, to pani ciało i krew. Nic nie może pani 

poradzić   na   to,   co   się   stało.   Zyskała   sobie   pani   mój   szacunek,   pani 
Ringstad.   Przyznaję,   że   z   początku   nie   byłam   pani   przychylna.   Nie 

background image

rozumiałam,   dlaczego   pan   Paulsen   zatrudnił   panią,   chociaż   miał   do 
wyboru urzędniczki z porządnym wykształceniem. Teraz inaczej patrzę na 
wszystko. Podziwiam pani odwagę i siłę woli, bo bez tych przymiotów 
charakteru nie zdecydowałaby się pani urodzić tego dziecka. I zazdroszczę 
pani...

Ostatnie słowa wypowiedziała tak cicho, że Elise ledwie je usłyszała. 

Czego   może   zazdrościć   jej   panna   Johannessen?   Czuła   się   samotna? 
Chciała mieć dzieci?

-   Ma   pani   rodzinę?   -   odważyła   się   spytać   i   w   tej   samej   chwili 

przypomniała   sobie,   że   pani   Johannessen   wspomniała   o   świętach 
spędzonych   w   towarzystwie   siostrzeńców   i   siostrzenic,   które   tak   ją 
zmęczyły, że z ulgą wróciła do domu.

Pani Johannessen. uśmiechnęła się smutno.
- Tak, mam rodzinę, ale nie mam dzieci, z którymi mogłabym być.
To oczywiste, skoro nie jest zamężna, pomyślała Elise, a na dodatek ma 

mieszczańskie pochodzenie. W następnej sekundzie zrozumiała sens tej 
wypowiedzi,   bo   panna   Johannessen   położyła   nacisk   na   ostatnie   słowa. 
Zdumiała się niepomiernie.

Panna   Johannessen   pokiwała   głową   powoli,   nie   odrywając   od   niej 

wzroku.

- Tym razem pani odgadła prawidłowo, pani Ringstad. Mam dziecko, 

dwunastoletnią córkę, ale nie mogę się z nią widywać. Została adoptowana 
zaraz po urodzeniu.

W pokoju zapadła cisza. Elise wstrzymała oddech. Nie do wiary! I to, że 

miała dziecko, i to, że zdecydowała się jej zwierzyć!

Uznała, że musi coś powiedzieć, ale nie znajdowała właściwych słów.
-  Współczuję   pani...   -  wydusiła   z   siebie.   Pani  Johannessen   pokiwała 

głową.

- Oddałabym rok życia, by móc cofnąć tę decyzję. Byłabym gotowa 

wyjść za mąż za byle kogo tylko po to, by zatrzymać dziecko. Nawet pani 
nie   wie,   jakie   miała   pani   szczęście,   pani   Ringstad,   bo   umiała   pani 
przeciwstawić się przesądom i podszeptom złych ludzi.

Elise pokręciła głową.
- Nikt mnie nie namawiał, bym oddała dziecko. Chciałam je usunąć, ale 

nie miałam pieniędzy ani odwagi, by pójść do osoby, która zajmuje się tym 
procederem. Mój obecny mąż uratował mnie, proponując mi małżeństwo, 
choć znał całą prawdę.

- Więc przyjęła go pani z potrzeby, a nie z miłości? Elise zamyśliła się.
-   Lubiłam   go   i   mnie   pociągał.   Był   oficerem   Armii   Zbawienia, 

background image

podziwiałam go za jego oddanie dla ludzi ubogich.

- Ale komuś innemu oddała pani serce?
Elise zaczerwieniła się. Co pani Johannessen wiedziała na ten temat? 

Znowu coś zobaczyła czy usłyszała?

Nieoczekiwanie panna Johannessen położyła chłodną dłoń na jej dłoni.
- Nie chciałam być niedyskretna. Pomyślałam jedynie, że znalazła się 

pani   w   takiej   samej   sytuacji   jak   ja   trzynaście   lat   temu.   Potajemnie 
zaręczyłam się z pewnym wykształconym młodzieńcem z dobrego domu, 
kiedy tutaj niedaleko miało miejsce podobne przestępstwo. To się zdarzyło 
po zmroku, gdy wracałam z kantoru.

Elise patrzyła na nią jak sparaliżowana.
-   Więc   pani   też...   ?   -   nie   dokończyła.   Panna   Johannessen   pokiwała 

głową.

- Tak, ja też. Nikomu o tym nie powiedziałam, póki konsekwencje nie 

stały się widoczne. Moi rodzice zatuszowali sprawę, zostałam wysłana do 
krewnych   na   zapadłą   wieś   i   wróciłam,   kiedy   było   po   wszystkim.   Nie 
wiem, gdzie trafiło dziecko, ale na widok dwunastoletniej dziewczynki 
podobnej do mnie serce zaczyna mi bić i jestem bliska omdlenia.

Skończyła i spuściła wzrok. Chwilę siedziały w milczeniu.
-   Nie   przypuszczałam,   że   kiedykolwiek   opowiem   komuś   o   tym, 

zwłaszcza   koleżance   z   pracy.   Przekonał   mnie   pani   ciepły,   przyjazny 
stosunek do innych, pani Ringstad. Nie jest pani zdolna, by wyrządzić 
komukolwiek krzywdę.

Elise zawstydziła się. Przypomniała sobie wszystkie te chwile, kiedy z 

Samsonem nazywali ją „Potworem" i natrząsali się z niej za jej plecami.

- Może pani mi zaufać, panno Johannessen. Zachowam tę wiadomość 

dla   siebie.   Schlebia   mi,   że   okazała   mi   pani   zaufanie   i   opowiedziała   o 
wszystkim. Czuję, że zbliżyłyśmy się do siebie. Nie będę się już pani bała 
- powiedziała i ugryzła się w język. - Przepraszam, nie chciałam...

Panna Johannessen uśmiechnęła się smutno.
- Zdaję sobie sprawę, że odstraszam ludzi. Wcale nie chcę taka być, po 

prostu łatwo się irytuję. Może z zazdrości, a może dlatego, że zdaję sobie 
sprawę z własnej niedoskonałości.

Elise zdziwiła się.
- Niedoskonałości? Przecież jest pani bardzo kompetentna.
- Jak to mówią, co z tego, że zdobędziesz świat, jeśli zmącisz duszę.
- Nie doznała pani uszczerbku na duszy, panno Johannessen. W innym 

wypadku nie przeżyłaby pani takich silnych wzruszeń, poznawszy moją 
tajemnicę. Znienawidziłaby mnie pani i otoczyła wzgardą.

background image

Panna Johannessen wstała i westchnęła ciężko.
-   Czasami   czuję,   że   przepełnia   mnie   gorycz.   Wiem,   że   ranie   ludzi 

słowami, a i tak to robię.

- Pewnie dlatego, że nie ma w pani radości - odrzekła Elise i nagle 

przyszła jej do głowy pewna myśl. - Może powinna pani zająć się jakimś 
dzieckiem?

Panna Johannessen przeraziła się.
- Obcym dzieckiem?
Elise pokiwała głową energicznie.
- Ja przyjęłam Everta i teraz kocham go jak własne dzieci. Państwo 

Tollefsenowie   zaopiekowali   się   dziewczynką,   która   straciła   rodziców   i 
żyła w krańcowym ubóstwie. Jenny odzyskała radość życia, przytyła i jest 
szczęśliwa, że ma prawdziwy dom.

Wzrok panny Johannessen ożywił się, ale zaraz zgasł.
- Wymienia pani pary małżeńskie. Samotna kobieta nie może zająć się 

dzieckiem.

-   Dlaczego   nie?   Gmina   ma   mnóstwo   bezdomnych   na   utrzymaniu. 

Ucieszą się, jeśli ktoś im ulży w obowiązkach. Przyjmą panią z otwartymi 
ramionami.

Panna Johannessen wahała się.
- Zna pani dzieci, które potrzebują pomocy?
-   Nie   będzie   trudno   takie   znaleźć   -   uśmiechnęła   się   Elise.   - 

Porozmawiam   z   Maren   Sorby,   siostrą   Armii   Zbawienia.   Ona   zna   je 
najlepiej.

- Proszę dać mi czas do namysłu, pani Ringstad.
Elise odprowadziła ją wzrokiem, kiedy panna Johannessen ruszyła do 

swojego biurka, by zrobić porządek w papierach. Zauważyła, że na jej 
ustach   błąka   się   nikły   uśmiech,   nie   ironiczny   ani   złośliwy,   lecz   pełen 
nadziei.

Już się zdecydowała, pomyślała z radością.

background image

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

Elise stwierdziła z żalem, że straciła te dodatkowe trzydzieści minut, 

które miała spędzić z Johanem. Nawet myśl o cudownej przemianie panny 
Johannessen nie pomogła.

Ku jej zdziwieniu Hilda była już w domu. Był też majster, siedział w 

pokoju i rozmawiał z Johanem, co rusz dobiegały stamtąd salwy śmiechu.

Hilda uśmiechnęła się przepraszająco.
- Nie mogłam go powstrzymać - szepnęła. - Paulsen jest zafascynowany 

pracami Johana, skontaktował się już ze swoimi wpływowymi znajomymi 
i wychwala go pod niebiosa. Jakiś pan ma się pojawić tutaj wieczorem, on 
ponoć ma stosowne kontakty we właściwych kręgach.

Elise  zawahała  się,  nie  wiedziała,  czy  wejść  do pokoju. Rozmowa z 

majstrem miała duże znaczenie dla Johana, a ona i tak musiała wkrótce 
wracać   do   domu.   Johan   chyba   nie   zauważył  jej   przyjścia,   więc   mogła 
niepostrzeżenie udać się w drogę.

W tej samej chwili usłyszała głos majstra.
-   Inni   rzeźbiarze   nie   mają   lepszego   wykształcenia   od   pana,   panie 

Thoresen.   Bergslien,   Budal,   Skeibrok   zaczynali   jako   snycerze   na   wsi. 
Kiedy odkryto ich talent, przenosili się do stolicy, a potem ktoś pomagał 
im   ruszyć   w   wielki   świat,   tak   jak   było   w   pańskim   przypadku.   Tylko 
malarze pochodzą z domów wyższych urzędników i z kręgów burżuazji.

Ełise i Hilda zaczęły słuchać z zainteresowaniem. Na szczęście Isac i 

Hugo zajęci byli zabawą.

- Najważniejsze są dzieła - mówił z ożywieniem pan Paulsen. - Nie 

wszystkim się to udaje, ale jestem głęboko przekonany, że nazwisko Johan 
Thoresen za parę lat będzie na ustach wszystkich. Wiem, że wielu artystów 

background image

przeżyło szok, przenosząc się z Norwegii do Paryża, ze względu na język, 
inne   otoczenie   i   rozmach   artystyczny.   Niektórzy   poddawali   się,   zanim 
doszli do czegoś, ale pan nie należy do tej kategorii! Proszę trzymać się 
motywów  narodowych  i  ludowych,  by   zbudować  solidną  podstawę  dla 
dalszego rozwoju.

Z izby dobiegł je przeraźliwy krzyk. Elise i Hilda wpadły do środka. 

Chłopcy   zderzyli   się   głowami   i   spadli   z   łóżka.   Leżeli   na   podłodze 
posiniaczeni i wrzeszczeli wniebogłosy-

Podniosły ich z ziemi i Elise zaczęła ubierać Hugo w wierzchnią odzież.
- Idę do domu - powiedziała. - Pozdrów ode mnie Johana.
- Jeśli jutro Paulsen zjawi się o tej samej porze, znajdę sposób, by się go 

pozbyć - szepnęła Hilda.

Elise spojrzała z przestrachem na drzwi, jakby chciała się upewnić, że 

majster ich nie słyszy.

- Zdaje mi się, że zrobisz wszystko, by nas połączyć - stwierdziła z 

uśmiechem.

Głos   Paulsena   brzmiał   donośnie,   kiedy   wymykała   się   przez   drzwi 

kuchenne z Hugo na ręku. Bardzo chciała zobaczyć się z Johanem, ale 
jego praca była teraz ważniejsza.

Ciągnąc sanki stromą ulicą Sagveien, rozmyślała nad słowami majstra. 

Radził   Johanowi   tworzyć   rzeźby   realistyczne,   przedstawiające 
codzienność zwykłych ludzi. Ona też to robiła, opisywała rzeczywistość, 
przynajmniej tę, którą znała.

Kiedy zbliżała się do sklepiku Emanuela, usłyszała za sobą pośpieszne 

kroki. Odwróciła się z nadzieją.

- Elise! - Johan dyszał ciężko, chyba biegł całą drogę. - Wyszłaś bez 

pożegnania!

Serce zadrżało jej z radości na jego widok.
- Nie chciałam wam przeszkadzać. Johan z trudem łapał powietrze.
- A jak myślisz, kto jest dla mnie ważniejszy: ty czy pan Paulsen?
- Najważniejsza jest twoja przyszłość. Johan pokręcił głową.
- Niewiele jest warta, jeśli ciebie w niej nie będzie.
-   Nie   mów   tak,   Johan.   Praca   znaczy   dla   ciebie   wiele.   Stałam   pod 

drzwiami  i  słyszałam  słowa  pana  Paulsena.  Nie  starałby   się  ci  pomóc, 
gdyby nie miał pewności, że górujesz talentem nad innymi.

Johan chwycił za rzemyk i razem pociągnęli sanki.
- Nie można mieć jednego i drugiego? Twojej miłości i wsparcia pana 

Paulsena? - spytał żartobliwie.

Elise zachowała powagę.

background image

- Masz moją miłość - powiedziała.
Odwróciła   wzrok   na   budynek   o   numerze   sto   cztery.  W  oknach   było 

ciemno, chłopcy pewnie poszli już do domu.

- Wiem, Elise. - Johan też spoważniał. - Dlatego nie pojmuję, że miałaś 

serce pójść do domu, nie pożegnawszy się ze mną.

Elise usłyszała jakieś głosy, a po chwili na zapleczu sklepu Emanuela 

pokazały się jakieś postaci, jeden mężczyzna i trzech chłopców. Dobiegł 
jej głos Pedera, zawsze odrobinę jaśniejszy i bardziej ożywiony niż głos 
pozostałej dwójki.

- Sądziłam, że już poszli do domu - powiedziała. Peder i Evert dostrzegli 

ich i ruszyli ku nim pędem.

- Wiesz co, Elise! - zaczął Peder, ale zaraz zamilkł i zwolnił, starając się 

odgadnąć, kim jest jej towarzysz. Elise nie miała wątpliwości, że czegoś 
się domyśla.

- To jest Johan! - pomogła mu. - Przyjechał do domu na święta.
Peder zawył z radości i ruszył z kopyta.
- Czy to prawda? To ty, Johan?
Pędził z taką szybkością, że ledwo przed nimi wyhamował.
- Przyjechałeś na święta, Johan? Dlaczego nas nie odwiedziłeś?
Johan roześmiał się.
- Nie mogłem zostawić Anny i Torkilda, ale oczywiście zamierzałem 

was odwiedzić. Jak się macie, chłopcy? Dobrze wam tu w Sagene?

- Tęsknię za mostem i wodospadem - stwierdził Peder.
- Ale nie za smrodem wychodka w Andersengarden - dodał Evert.
- Za tym też. Nie pamiętasz, o czym rozmawialiśmy, Evert? Żeby sobie 

posiedzieć na kuble do śmieci i pobawić się żołnierzami z guzików?

Podszedł   Kristian.   Ukłonił   się   z   zażenowaniem,   jakby   spotkał   kogoś 

obcego.

- Wesołych świąt. Nie wiedziałem, że jesteś w domu. Johan wyjaśnił, 

kiedy przyjechał i kiedy wybiera się z powrotem.

Mężczyzna, który dotąd towarzyszył chłopcom, trzymał się na uboczu. 

Elise rzuciła na niego okiem, ale nie rozpoznała go w ciemności, choć 
sylwetka wydała się jej znajoma.

- To Schwencke - wyjaśnił Kristian.
- Doprawdy? - zdziwiła się Ełise, przypomniawszy sobie rozmowę z 

panną Tynaes. Nie będzie więc musiała odwiedzać go wieczorem. Puściła 
sanki i postąpiła parę kroków. - Pan Schwencke?

- Wesołych świąt, pani Ringstad. Nie chciałem przeszkadzać, bo nie jest 

pani sama.

background image

-  To   nasz   dawny   sąsiad,   Johan  Thoresen.  Wychowaliśmy   się   w   tym 

samym domu. Johan kształci się na rzeźbiarza. Mieszka w Paryżu, ale 
przyjechał   do   domu   na   święta.   Zamierzałam   odwiedzić   pana   dziś 
wieczorem,   panie   Schwencke.   Emanuel   źle   się   czuje   i  nie   wychodzi   z 
domu, a bardzo zależy mu na rozmowie z panem.

- Chłopcy opowiedzieli mi wszystko. Bardzo mi przykro. Pamięta pani, 

co mówiłem, pani Ringstad? Potrzebna mu odmiana, musi zamieszkać w 
lepszych warunkach, bez gromady marudzących dzieci wokół siebie.

- Najlepiej będzie, jak sam mu pan to powie, panie Schwencke. Pana 

chętniej posłucha niż mnie. - Odwróciła się, by dołączyć do chłopców i 
Johana. - Może pan zjawić się dziś wieczorem?

- Nie wiem, czy zdążę. Właśnie przywiozłem nowy towar do waszego 

sklepu: skrzynię bardzo pięknych przedmiotów. Chłopcy wstawili ją do 
piwnicy.

-   Bardzo   dziękujemy,   panie   Schwencke.   O   tym   też   powinien   pan 

porozmawiać   z   Emanuelem,   ja   jeszcze   niewiele   wiem   o   prowadzeniu 
sklepu.

Dostrzegła   w   mroku,   że   uchylił   kapelusza   i   ruszył   w   przeciwnym 

kierunku.

- Wszystkiego dobrego - powiedział na odchodnym. Elise zwróciła się 

do Kristiana.

- Schwencke przywiózł nowy towar?
- Tak, skrzynię pełną obrazów w złotych ramach, lalek porcelanowych, 

fajek   ze   srebrnym   kapturkiem   zdobionych   sznurem   pereł,   gipsowych 
popiersi i fikuśnych półmisków. Nie rozumiem, po co to przytargał, bo 
tutaj nikt takich rzeczy nie kupuje.

- A więc na tym polega talent kupiecki - zażartował Johan.
-   Powinnam   była   was   sobie   przedstawić,   ale   okazja   wydała   mi   się 

niezręczna - powiedziała Elise.

- Nic nie szkodzi.
- Przywiózł towar, pełno ozdobnych przedmiotów. Kristian obawia się, 

że nie da się ich sprzedać.

Chłopcy śledzili ich rozmowę i Peder uznał za stosowne zaprotestować.
- Nie ma się czego obawiać. Zobaczycie, ja sprzedam to wszystko.
Johan roześmiał się.
-   Tak   trzymaj,   Peder.   Nie   poddawaj   się!   -   Odwrócił   się   do   Elise.   - 

Słyszałaś? Nie poddawaj się!

Fala ciepła przeszyła jej ciało. Nie, nie możemy się poddać. Chwyciła 

rzemyk sań, dotyk jego ręki znów przyprawił ją o dreszcze.

background image

- Sądziłam, że macie sprzedawać artykuły gospodarstwa domowego - 

zwróciła się do Kristiana - rzeczy, którym ludziom potrzeba. Schwencke o 
tym nie wie?

- Myślę, że  dostaje  te przedmioty  od  kogoś  i  nie  musi wiele  za  nie 

płacić. Nie wiem, skąd je bierze, ale chyba nie ma wyboru.

Elise nic nie odrzekła, tylko spojrzała znacząco na Johana.
Zrobiło   się   znacznie   chłodniej.   W   świetle   latarni   Elise   widziała 

zaczerwienione   twarze   Pedera   i  Everta,   obaj   chłopcy   naciągnęli  czapki 
głęboko na uszy. Evert szczękał zębami. Byli zbyt lekko ubrani jak na tę 
pogodę, a w gazecie zapowiadano tęgie mrozy. Pisano o zimie stulecia. 
Elise zatrzęsła się na samą myśl o tym.

Minął   ich   powóz,   w   którym   siedzieli   dorośli   i   dzieci   w   futrzanych 

czapach   i  kaftanach   ze   skóry   renifera.   Głośno   rozmawiali  i  śmiali   się, 
śpiewali kolędy do wtóru kościelnych dzwonów.

- Takim to dobrze - stwierdził z zazdrością Peder. - Z okien domu koło 

sklepu   pachniało   kapustą   i   świąteczną   kiełbasą,   chociaż   od   Bożego 
Narodzenia minęły już trzy dni.

Elise nic nie powiedziała, ale pomyślała z lekkim wstydem o wszystkich 

tych przysmakach, które jadła u Hildy.

- Słyszeliście bajkę o dziewczynce, która musiała tańczyć ze skrzatem? - 

spytał Johan, wyraźnie po to, by zmienić temat rozmowy.

- Opowiadaj! - krzyknęli Peder i Evert jednocześnie.
-  Zdarzyło   się   to   w  Hallingdal  w  wigilię   świąt.   Pewna   dziewczynka 

miała zanieść skrzatowi kaszy na śmietanie, ale pożałowała mu smacznej 
strawy   i  sama   ją   zjadła.   Potem  nalała   do   świńskiego   koryta   kwaśnego 
mleka,   dodała   owsianki   i   wyniosła   do   stodoły.   Masz   tu   swoje   koryto, 
brzydalu! - powiedziała. Ledwie wymówiła te  słowa, zjawił się  skrzat, 
złapał ją w objęcia i zaczął z nią tańcować. Tańcował tak z nią do białego 
rana, aż miała dość, i cały czas śpiewał: Kaszy mi pożałowała, będzie ze 
skrzatem   tańcowała!   Kiedy   ludzie   znaleźli   ją   nad   ranem,   była   ledwie 
żywa. Uważajcie więc, bo ze skrzatem nie ma żartów.

Peder złapał Elise za rękę i rozejrzał się wokół.
- Jest gdzieś tutaj? - spytał przestraszony. Elise uśmiechnęła się.
- Jeszcze całkiem niedawno byłeś zawiedziony, bo nie zobaczyłeś go w 

kościele.

- Tak, ale to nie to samo, co spotkać go w ciemności. Poza tym to inny 

skrzat. Ten z kościoła jest miły. Inaczej Jezus by go wygonił.

Kristian prychnął.
- Tylko małe dzieci wierzą w skrzaty.

background image

- Przecież muszę w niego wierzyć, bo go widziałem - oburzył się Peder.
Zbliżali się do Hammergaten i Johan puścił rzemyk sanek.
- Pójdę już do Anny i Torkilda, na pewno zastanawiają się, czemu mnie 

tak długo nie ma.

Peder stanął jak wryty.
- Nie wejdziesz do środka? - powiedział z takim smutkiem, że Elise żal 

ścisnął serce. - Mamy prawdziwe drzewko i ozdoby, które zrobił Emanuel, 
jak był małym chłopcem - dodał na zachętę. - Siedzi tam cały dzień i nie 
ma do kogo ust otworzyć. Schwencke mówi, że krzyki dzieci mu szkodzą i 
powinien mieć jakieś męskie towarzystwo. A jego rodzice będą dzisiaj u 
Carlsena.

Johan spojrzał na Elise, która lekko skinęła głową.
- W takim razie wejdę na chwilkę - odrzekł spokojnie.
Otrzepali buty ze śniegu na kamiennym progu i ustawili je w rzędzie za 

kuchennymi drzwiami. Chłopcy nauczyli się, że należy usuwać kulki lodu, 
które czepiają się skarpet z koziej wełny, i oczyścić kurtki i czapki, zanim 
odwieszą je na kołku. Evert i Peder złapali Johana za ręce i pociągnęli do 
pokoju. Kristian pobiegł po Jensine.

Elise zaczęła rozbierać Hugo. Jak zareaguje Emanuel na widok Johana? 

Wolała trzymać się z daleka.

Usłyszała   głos   Johana,   który   przywitał   się   uprzejmie.   Wyjaśnił,   że 

przyjechał na święta i uznał za stosowne odwiedzić ich przed wyjazdem 
do Paryża. Emanuel odpowiadał monosylabami, ledwie słyszała jego głos.

Może źle się poczuł? Zaniepokojona podeszła do progu.
-   Witaj,   Emanuelu.   Przyszliśmy   całą   gromadką.   Natknęłam   się   na 

chłopców   koło   sklepu,   tam   też   spotkałam   Johana   i   Schwenckego. 
Schwencke może odwiedzi cię dzisiaj wieczorem.

Emanuel spojrzał na nią ponuro.
- To nie będzie miłe spotkanie.
Zdziwiła się, że zdecydował się na takie wyznanie w obecności Johana, 

ale powstrzymała się od komentarza.

- Jak się czujesz? - spytała.
- Niezbyt dobrze. Mam zawroty głowy.
- Cieszę się, że udało ci się napalić w kuchni i pokoju. Miło jest wrócić 

do ciepłego domu.

Zauważyła wcześniej, że pokrywa skrzyni była odsunięta, a w środku 

leżało   ledwie   parę   polan.   Zużywali   za   dużo   opału.  W  niedzielę   trzeba 
będzie pójść do lasu w Grefsen i nałamać suchych gałęzi z drzew. Chłopcy 
mogli   pojechać   do   portu   i   poszukać   kawałków   węgla   lub   przeczesać 

background image

okolicę składu Węglarza. Emanuel nie musiał palić w kuchni, przecież 
cały dzień spędzał w pokoju, ale Elise nie zamierzała czynić mu z tego 
wyrzutu w święta. Zresztą może odwiedzili go rodzice, choć wcześniej nie 
zapowiadali się z wizytą.

Czajniczek był ciepły, ale w puszce na kawę zostało tylko parę ziaren. 

Więc   jednak   państwo   Ringstadowie   odwiedzili   syna,   Emanuel   nie 
sięgnąłby   do   młynka   ani   nie   wypiłby   sam   takiej   ilości.   Poza   tym 
poprzedniego dnia zaparzyli świeżej kawy, a mieli w zwyczaju przez parę 
dni pić napar na fusach.

Elise otworzyła drzwiczki szafki i ku swemu przerażeniu nie znalazła 

mleka dla Jensine i Hugo. Skończyło się też jedzenie, które przyniosła 
teściowa,   a   dzbanek   na   syrop   był   pusty.   Została   połówka   chleba 
upieczonego przez kucharkę pani Ringstad.

Wzięła Hugo na ręce i przeszła do pokoju.
- A więc rodzice cię jednak odwiedzili?
Emanuel podjechał wózkiem do kredensu i wyjął dwa małe kieliszki i 

butelkę, którą dostał od ojca.

- Tak, wpadli, by się pożegnać. Wyjechali popołudniowym pociągiem.
Elise zdziwiła się.
- Sądziłam, że mają zamiar zostać parę dni w Kristianii.
- Mają zaproszenia na świąteczne przyjęcia przez kolejne dwadzieścia 

dni.

- Matka pomogła ci zemleć kawę? Posłał jej zdumione spojrzenie.
-   Oczywiście.   Chyba   nie   przypuszczasz,   że   sam   wdrapałem   się   po 

młynek?

Elise usiłowała się uśmiechnąć. Pani Ringstad nie mogła nie zauważyć, 

że   mają   niewiele   jedzenia,   kawy   i   opału,   a   mimo   to   skorzystała   ze 
wszystkiego.

Zaraz   jednak   odtrąciła   od   siebie   to   oskarżenie.   Matka   Emanuela 

prawdopodobnie w ogóle o tym nie pomyślała, w jej domu zaopatrzeniem 
zajmowały się służące.

Johan   usiadł   na   sofie,   ale   wyraźnie   czuł   się   nieswojo.   Na   szczęście 

jeszcze nie przywieziono łóżka dla Emanuela, pan Ringstad wyjaśniał, że 
zaszło pewne nieporozumienie i wozak zjawi się za parę dni. Wtedy trzeba 
będzie wynieść z pokoju fotele, by zrobić miejsce na nowy mebel.

Peder pokazał Johanowi Cudowne podróż z taką dumą, jakby książka 

należała do niego.

Evert opowiadał z zapałem, ile skrobaków do garnków zdołał sprzedać 

Peder tego dnia.

background image

Emanuel spojrzał na Elise z rezygnacją.
- Czy dzieci muszą siedzieć z nami? Chętnie posłuchałbym opowieści o 

Paryżu.

Peder   i   Evert   bez   słowa   wyszli   z   pokoju.   Elise   dostrzegła   ich 

rozczarowanie, bo wizyta rzadkiego gościa bardzo ich ucieszyła.

Wyniosła Hugo do kuchni, zostawiając uchylone drzwi.
Peder spojrzał na siostrę spłoszonym wzrokiem.
- To niesprawiedliwe! - szepnął, bojąc się, że Emanuel go usłyszy.
-   Pamiętasz,   co   powiedziałeś   Johanowi?   -   odszepnęła   Elise.   -   Że 

Emanuel   spędza   całe   dnie   w   samotności   i   potrzebuje   towarzystwa 
dorosłych.

- Powiedziałem tak, bo chciałem go przekonać, by do nas zajrzał.
- Stańcie przy drzwiach, to usłyszycie, o czym mówi Johan.
Nie   dali   się   dwa   razy   prosić,   a   kiedy   zjawił   się   Kristian   z   Jensine, 

gestami pokazali im, by byli cicho. O dziwo, Hugo też zamilkł, naśladując 
pozostałych.   Kiedy   Elise   zaczęła   smarować   kromki   chleba,   cała   piątka 
stała w bezruchu koło drzwi, słuchając opowieści z wielkiego świata.

Oczy Kristiana błyszczały z zachwytu. Kiedy Johan skończył i wstał, by 

pożegnać się z Emanuelem, Kristian odwrócił się do siostry i powiedział: - 
Ja też tam kiedyś pojadę, Elise! Kiedy skończę szkołę powszechną, będę 
pracować dzień i noc, by dostać się do gimnazjum. Z czasem może nawet 
zdam maturę.

Evert   spojrzał   na   niego   z   zazdrością.   Był   równie   uzdolniony,   ale 

brakowało   mu   determinacji   Kristiana.   Wątpił,   że   znajdzie   siły,   by 
pracować bez ustanku i zarobić pieniądze na wykształcenie. Pamiętał, co 
obiecał lekarzowi, u którego był, kiedy podejrzewano u niego gruźlicę. Po-
wiedział mu, że też zostanie doktorem i pomoże wszystkim chorym na 
suchoty.

Johan wyszedł do kuchni.
Chłopcy patrzyli na niego z zachwytem. Pierwszy odezwał się Evert.
- Naprawdę jest tam ten wielki pałac, muzea i szerokie ulice?
- Słyszeliście, co opowiadałem Emanuelowi? - roześmiał się Johan.
Wszyscy pokiwali głowami.
- Opowiem wam więcej innym razem, ale teraz muszę wracać do Anny i 

Torkilda.

Posłał Elise szybkie spojrzenie, włożył czapkę i zniknął za drzwiami.
- Szczęściarz z niego  - stwierdził Peder. - Jak już raz zamieszkał w 

pałacu, nigdy nie wróci do Andersengarden.

- Johan nie mieszka w pałacu, głupku. Opowiadał tylko, jak wyglądają 

background image

pałace.

Elise skarciła Kristiana spojrzeniem. Nie miał prawa nazywać Pedera 

głupkiem.

- A ja i tak myślę, że nie wróci. Albo wprowadzi się do Agnes, albo 

znajdzie   sobie   damę   z   wielkim   kapeluszem,   białymi   rękawiczkami   i 
parasolką. Kiedy już będzie bogaty i sławny, dojdzie do wniosku, że rzeka 
śmierdzi,   a   domy   tutaj   są   małe.  Tak   jak   Emanuel.   -   Peder  spojrzał  ze 
strachem w kierunku drzwi, jakby się przestraszył, że Emanuel słyszy jego 
słowa.

Kristian pokręcił głową.
- Ja tak nie myślę - powiedział i posłał Elise przeciągłe spojrzenie.
Elise udała, że szuka kubków do kawy. Dlaczego Kristian spojrzał na nią 

w ten sposób? Czyżby się czegoś domyślał?

ROZDZIAŁ SZESNASTY

Hugo i Jensine leżeli już w łóżkach, a chłopcy poszli na górę, kiedy 

rozległo się pukanie do drzwi i pojawił się Schwencke.

Elise   liczyła   się   z   jego   przyjściem.   Miała   nadzieję   na   szybkie 

rozwiązanie sprawy, ale jednocześnie lękała się tej wizyty. Jeśli Mimmi 
Tynaes się nie myliła, ich sytuacja mogła ulec gwałtownemu pogorszeniu.

Schwencke przywitał się z nią serdecznie, wręczył jej torbę ciasteczek i 

background image

przeprosił   za   późną   porę.   Wskazując   mu   drogę   do   pokoju,   zobaczyła 
głowy   chłopców   nad   poręczą   schodów.   Dała   im   znak,   żeby   zeszli   do 
kuchni. Kiedy Schwencke witał się z Emanuelem, dała każdemu z nich po 
dwa ciastka. Zdziwili się niepomiernie.

- Aż dwa? Pokiwała głową.
-   Wiem,   że   się   nie   najedliście,   i   przykro   mi,   iż   nie   miałam   więcej 

jedzenia. Te ciastka spadły nam z nieba.

- To chyba tata włożył je do torby - stwierdził Peder. Kiedy pobiegli na 

górę, postanowiła schować resztę ciastek na następny dzień. Schwencke 
spodziewał się być może poczęstunku, ale uznała, że on najada się do syta 
codziennie, a Emanuel zjadł dość podczas wizyty rodziców.

Miała zamiar zająć się cerowaniem, ale kosz stał w pokoju. Nie chciała 

przeszkadzać w rozmowie, bo ta zapowiadała się nieprzyjemnie.

Był   to   jej   pierwszy   wolny   wieczór   od   wielu   dni.   Może   powinna 

wykorzystać go na dopisanie kilku stronic do książki o Pederze? Papier i 
ołówek trzymała w kuchennej szufladzie. Nie czuła też zmęczenia, pewnie 
spotkanie z Johanem dodało jej sił.

Podkręciła lampę i dorzuciła jedno polano do pieca, zapominając, że 

wcześniej zarzucała Emanuelowi marnotrawstwo opału.

Dawne   wspomnienia   powróciły,   nagle   przypomniała   sobie   zwroty   i 

wydarzenia, które wyrzuciła już z pamięci: dobre i złe chwile wymieszane 
ze sobą. Ujrzała ojca z najgorszych czasów. Kristian i Peder chowali się 
przed nim w piwnicy lub na strychu, a ona z Hildą błagały go, by ich 
oszczędził.

Słyszała   słowa   Pedera,   który   zwracał   się   później   do   matki   cienkim 

przestraszonym głosem: „Dlaczego nie powiesz mu, że go wyrzucisz, jeśli 
nie będzie dla nas miły?" Matka odpowiadała, że ojciec jest miły, ale pije 
truciznę, która zupełnie go odmienia. Peder nieraz potem zaglądał do kub-
ków, sprawdzając, czy kawa też jest zatruta.

Z   uśmiechem   przypomniała   sobie,   jak   Peder   rozładował   atmosferę, 

kiedy w trakcie ślubu z Emanuelem zjawiła się Agnes i wygłosiła swoje 
rewelacje   o   jej   dziecku.   W   głuchej   ciszy,   która   zapadła   przy   stole, 
zabrzmiał jego głos: „Patrzcie, znalazłem kawałek mięsa w gulaszu!"

I jeszcze te słowa, z którymi zwrócił się do surowej ciotki Emanuela: 

„Zdrówko, cioteczko. Zawsze chciałem mieć ciotkę, ale moje wszystkie 
leżą już w grobie".

Zaśmiała się w duchu, przypomniawszy sobie epizod z deserem. Pani 

Evertsen złożyła dłonie zachwycona i krzyknęła: „Jest i deser?", po czym 
nałożyła sobie ogromną porcję. Peder nie omieszkał tego skomentować we 

background image

właściwy   sobie   sposób:   „Niech   pani   zostawi   trochę   dla   nas,   pani 
Evertsen".

Wesołe wspomnienia mieszały się ze smutnymi. Pamiętała, jak Peder 

dostał od pani Berg starą, zniszczoną książkę z obrazkami i dumny wrócił 
z   nią   do   domu.   Obie   z   matką   ucieszyły   się,   mając   nadzieję,   że   może 
wreszcie chłopiec nabierze ochoty do czytania. Właśnie wtedy napatoczył 
się pijany ojciec. Wyrwał Pederowi książkę z rąk, krzycząc: „W moim 
domu nie będzie żadnych książek!" Drąc ją na kawałki kartka po kartce, 
wrzeszczał:   „Zostaniesz   marynarzem,   Peder,   jak   twój   ojciec.   Nie   masz 
głowy do czytania". Potem wybuchnął drwiącym śmiechem.

Peder rozpłakał się. Chodził wtedy do drugiej klasy i wszyscy koledzy 

zdążyli   już   opanować   podstawy   czytania.   Poza   tym   nie   chciał   zostać 
marynarzem, bo nasłuchał się strasznych historii o wypadkach na morzu i 
o statkach przewożących niewolników. Najstraszniejsze było jednak to, że 
ojciec podarł książkę na jego oczach. Jedyną książkę, jaką kiedykolwiek 
posiadał.

Tamtego   wieczoru   zasypiał   zalany   łzami.   Leżał   w   łóżku   razem   z 

Kristianem, ostatnie słowa, które usłyszała, zanim zapadł w sen, brzmiały 
tak: „Dobry Boże. Jeśli jesteś w niebie, zabierz truciznę z butelki ojca, bo 
moja mama nie ma odwagi tego zrobić. Amen".

Podniosła wzrok znad kartki i spojrzała w przestrzeń. Czy ludzie, którzy 

nigdy tego nie przeżyli, mogą zrozumieć, co to znaczy, kiedy leży się w 
łóżku,   nasłuchując   kroków   pijanego   ojca   na   schodach?   Wstrzymując 
oddech   ze   strachu,   że   znów   wymyśli   jakąś   podłość?   Stłucze   matkę, 
poprzewraca stołki w kuchni, rąbnie kubkami o podłogę i wyleje posiłek 
przygotowany na kolejny dzień?

Pokręciła   wolno   głową.   Może   nie   powinna   pisać   o   tych   smutnych 

zdarzeniach. Dorosły czytelnik odłoży książkę i powie, że nie nadaje się 
dla  dzieci. Winna ograniczyć się  do  miłych  wspomnień,  przetykając je 
smutnymi   epizodami,   by   zachować   ciągłość   opowieści.   I   przede 
wszystkim musi opisać walkę Pedera z opornymi literkami. ,   Usłyszała 
kroki i głos Schwenckego.

- W takim razie zobaczymy się za parę dni, Emanuelu. Przyniosę ci 

więcej tego wina agrestowego. Dla wzmocnienia.

Emanuel spodziewał się zapewne, że wejdzie i odprowadzi gościa do 

drzwi,   ale   Elise   udała,   że   nie   słyszy.   Serce   biło   jej   mocno,   czyżby 
Schwencke zamierzał zrobić z jej męża pijaczynę? I dlaczego zdawał się 
tryskać zadowoleniem, skoro Emanuel przedstawił mu swoje zastrzeżenia?

Poczekała,   aż   drzwi   się   za   nim   zamkną,   po   czym   złożyła   papiery   i 

background image

weszła do pokoju.

- Schwencke już sobie poszedł? - spytała.
- Tak, przed chwilą - odrzekł Emanuel z ożywieniem. Na stole przed nim 

stała   pusta   butelka   i   dwie   szklanki.   Na   szczęście   to   nie   była   wódka. 
Emanuel się nie upił, tylko wprawił się w dobry humor.

- Jak ci poszło? - spytała z napięciem.
-   Pokłócił   się   z   panną   Tynaes,   więc   wcale   go   to   nie   dziwi,   że   ona 

wymyśla te niestworzone historie. Opowiadał mi, że ta Tynass ma trudny 
charakter. Raz jest miła i grzeczna jak aniołek, a w chwilę potem robi mu 
sceny,   wyzywa   i   krzyczy   wniebogłosy.   Kiedy   dowiedziała   się,   że 
Schwencke   zamierza   zerwać   zaręczyny,   wpadła   w   histerię.   Zrobi 
wszystko, by go oczernić.

Elise stała w milczeniu, słuchając tego, co miał do powiedzenia. A więc 

Mimmi Tynaes wszystko zmyśliła? Nie wydawało się to prawdopodobne, 
zresztą oboje z Emanuelem mieli podobne podejrzenia.

- A więc mu wierzysz?
-   Dał   mi   słowo.   Przysiągł,   że   zdobył   towar   w   uczciwy   sposób. 

Rozmawiałem z nim dość oględnie, ale mam wrażenie, że i tak poczuł się 
urażony. To było bardzo nieprzyjemne.

Elise   nic   nie   odrzekła.   Nie   chciała   odbierać   mu   radości,   ale   też   nie 

potrafiła dać wiary słowom Schwenckego.

-   On   jest   bardzo   kompetentny   -   ciągnął   Emanuel,   wyczuwając   jej 

sceptycyzm. - Zna wielu ludzi, umie z nimi rozmawiać i negocjować dobre 
ceny. Potem sprzedaje z dużym zyskiem. Starzy ludzie, którzy mieszkają 
koło jego sklepu, kupują u niego, bo nie mają siły chodzić w inne miejsce, 
gdzie towar jest dużo tańszy.

- To niegodziwe z jego strony, nie sądzisz? Pomyśl o tych biedakach i 

bezrobotnych, którzy z niewiedzy płacą za dużo.

-   Nie   można   myśleć   w   ten   sposób.   Bezrobotni   mają   sporo   wolnego 

czasu, mogą pójść do innego sklepu, jeśli taka ich wola. Dość już tego, 
Elise.   Jest  trzeci  dzień   świąt.   Korzystajmy   z  tego,   że  zostaliśmy   sami. 
Schwencke przyniósł dwie butelki wina. Jedną już wypiliśmy, ale chętnie 
otworzę drugą. - Uśmiechnął się. - Chodź, usiądź mi na kolanach.

- Lepiej nie. Pomyśl o swoich nogach.
-   Daj   już   spokój.   Nogi   mnie   nie   słuchają,   ale   cała   reszta   działa   jak 

należy. - Znów się uśmiechnął. - Powiem więcej, działa wyśmienicie. - 
Roześmiał się i Elise zrozumiała, że wino, które wypił, zaczęło działać. - 
No, chodźże tutaj!

Niechętnie   zbliżyła   się,   modląc   się   w   duchu,   by   któryś   z   chłopców 

background image

zeszedł na dół lub by Jensine się obudziła. Nic takiego się nie stało.

- Pomóż mi dostać się na sofę.
Posłuchała. Emanuel z miejsca posadził ją sobie na kolanach.
- Dzisiaj mi się uda - stwierdził zdyszany. - Czuję, że dzisiaj mi się uda.
- Z tego mogą być dzieci - odrzekła z drżeniem. - Nie stać nas na więcej 

dzieci.

W ogóle jej nie słuchał. Wsunął dłoń za dekolt jej sukni.
- Siedziałem sam' w półmroku, kiedy rodzice wyszli, i marzyłem, byś się 

zjawiła.  W  książce,   którą   czytam,   jest  piękny   akapit  o  miłości,   bardzo 
podniecający. Przypomniałem sobie tamte letnie noce po naszym ślubie. 
Byłaś taka ciepła i taka chętna, a ja nigdy nie miałem dość. - Zaśmiał się, 
pieszcząc jej pierś.

„Źle to zapamiętał. Tylko przez krótką chwilę byłam ciepła i chętna. 

Szybko   odgadłam,   że   ma   większe   potrzeby   ode   mnie.  Tylko   jedno   się 
zgadza: nigdy nie miał dość".

-   Rozbierz   się.   Zdmuchnij   świecę,   jeśli   obawiasz   się,   że   któryś   z 

chłopców zejdzie na dół.

Znów go posłuchała, zgasiła świecę i rozebrała się. W pokoju zrobiło się 

chłodno, Elise zadygotała i szybko przykryła się cienkim pledem, który 
pani Ringstad zrobiła na drutach.

Emanuel walczył z własnym ubraniem.
- Musisz mi pomóc.
Zdołał zdjąć marynarkę, kamizelkę i koszulę i siedział nagi od pasa w 

górę.

- Rozepnij guziki - szepnął.
Ociągała się. Przecież sam mógł to zrobić.
- Rozporek.
Oznaki podniecenia były aż nadto widoczne. Emanuel jęknął.
- Elise... Jesteś cudowna. Połóż się na mnie. Bez twojej pomocy nie dam 

rady.

Gdyby miała po prostu leżeć i czekać, aż skończy, pewnie by to jakoś 

wytrzymała. Teraz jednak musiałaby przejąć inicjatywę... A jej ciało wciąż 
przepełniała tęsknota za Johanem...

Nabrała tchu, dodając sobie odwagi.
- Nie dam rady, Emanuelu. Nie w ten sposób. To znaczy. 
- O co ci chodzi? Kochaliśmy się tak wcześniej.
- Coś... tkwi we mnie i mi nie pozwala. Emanuel zesztywniał.
- Nie masz ochoty.
- Nie wiem... nie wiem, co to jest. Może zmęczenie. Wyprostował się i 

background image

odtrącił ją od siebie.

- W takim razie idź na górę i się połóż! Dobrze wiem, o co chodzi.
-   Nie   wiesz.   Nie   chciałam   cię   zranić,   tylko   to   wszystko   jest...   takie 

trudne.

-  Nie  musisz   przepraszać,   Elise.  Nie  chodzi  o  moje   ciało,  po  prostu 

pożądasz innego.

Naprawdę nie zamierzała go zranić, i tak dość już cierpiał.
- Kocham cię, Emanuelu.
- Być może, ale to nie wystarczy. Jeśli kobieta nie chce dzielić łoża z 

mężem, to znaczy, że jest ktoś trzeci.

- To nieprawda. Nigdy cię nie zdradziłam.
- Nie okłamuj mnie, Elise.
- Nie kłamię. Jesteś jedynym mężczyzną, który mnie miał. Nie licząc 

tego, który wziął mnie gwałtem.

Zapadła cisza. Emanuel zamyślił się.
- Więc może tu tkwi przyczyna? - powiedział. - Może złe wspomnienie 

odbiera ci ochotę?

- Nie wiem.
-   Usiądź   koło   mnie,   nie   zrobię   niczego   wbrew   twej   woli.   Chyba 

wreszcie zaczynam rozumieć.

Elise poczuła ulgę, ale i zawstydziła się. To dobrze, że Emanuel nie 

odgadł   prawdy,   ale   to   drobne   zwycięstwo   miało   gorzki   smak.   Rzadko 
myślała o tamtym strasznym zdarzeniu sprzed trzech lat i nie przestała być 
kobietą.

Drżąc na całym ciele, usiadła przy nim.
- Jesteś zmarznięta. Chcesz się położyć?
- Tak. Jutro muszę wcześnie wstać.
Spróbował pocałować ją w usta, ale Elise odwróciła twarz, czując, jak 

łzy spływają jej po policzkach.

- Ty płaczesz? Najdroższa, nie frasuj się tak. To nie była twoja wina. 

Powinni go powiesić! - dodał z mocą. - Tych, którzy podnoszą rękę na 
kobietę, powinno się karać śmiercią.

- On ma syna, który jest podobny do Hugo. - Zakryła twarz dłońmi i 

rozpłakała się. Od tamtego dnia, kiedy Ansgar pomógł jej ciągnąć sanki i 
opowiedział o synu, odpychała tę myśl od siebie, ale teraz nie panowała 
już nad sobą. - Są braćmi - dodała, łkając. - Jeden zrodzony z przemocy, 
drugi z miłości.

- Biedna, mała Elise. - Emanuel pogłaskał ją po włosach. - Dlaczego nie 

powiedziałaś mi o tym wcześniej? Chciałaś mnie oszczędzić?

background image

- Nie wiem. - Otarła łzy pledem. - Któregoś dnia wypatrzył mnie, jak 

szłam do kantoru, i nalegał, bym pozwoliła mu ciągnąć sanki. Powiedział, 
że chce pomóc własnemu synowi. Niczego gorszego nie mógł powiedzieć. 
I dodał jeszcze, że urodził mu się chłopiec podobny do Hugo. Też ma rude 
włosy. - Głos się jej załamał i zakryła twarz.

- Kochana moja, uspokój się. Skoro urodził się im syn, dadzą ci teraz 

spokój. Zmarzłaś, jeszcze mi się rozchorujesz. Idź na górę i wskocz pod 
kołdrę. Jutro porozmawiamy.

Uścisnęła go szybko i poszła na górę, potykając się w ciemności. Kiedy 

leżała już w lodowatej pościeli, naszły ją wyrzuty sumienia, ale zdusiła je 
w   sobie.   Zdarzenie   sprzed   trzech   lat   nie   było   przyczyną   niechęci   do 
Emanuela   i   wcale   nie   zamierzała   użyć   go   jako   pretekstu.   On   sam   to 
wymyślił.

ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY

Następnego dnia nie spotkała Johana i uznała to za dobry znak. Zapewne 

któryś   ze   znajomych   majstra   posłał   po   niego,   by   porozmawiać   o 
rysunkach. Do powrotu Johana do Paryża zostało jeszcze parę dni i nie 
warto się było martwić na zapas.

W   drodze   z   kantoru   natknęła   się   na   Jenny   w   towarzystwie   innej 

dziewczynki.

- Witaj, Jenny. Nie miałam okazji złożyć ci życzeń świątecznych, taka 

byłam zapracowana. Jak ci minęły święta?

- Cudownie. Państwo Tollefsenowie są dla mnie bardzo mili. Wiesz, że 

Hjalmar ma nową mamę? Ten żołnierz Armii Zbawienia, który mieszka w 
Andersengarden, znalazł miejsce dla niego.

-   To   dobrze,   Jenny.   Spotkałam   go   któregoś   wieczora   i   bardzo   się 

zaniepokoiłam. Mój znajomy zaprowadził go do Anny i Torkilda. A kto to? 
Twoja koleżanka z klasy?

-   Tak.   Ma   na   imię   Jorund   i   mieszkała   w   Enerhaugen.   Jej   dziadek 

przegrał cały majątek w karty, w trzy rodziny dzielili pokój z kuchnią. Ten, 
kto pierwszy wstał, brał buty i wychodził, reszta musiała siedzieć w domu. 
Ona chodzi z gołymi nogami, chociaż jest mróz.

Elise była wstrząśnięta.

background image

- Nie masz na sobie pończoch, Jorund?
- To nic - dobiegł jej ostrożny głosik spod ogromnej czapki.
-   Jej   brat   się   kiedyś   zsikał.   Matka   się   rozzłościła   i   zagroziła,   że 

następnym razem obetnie mu siusiaka. I jednego dnia przyszła jej siostra i 
powiedziała: „Już to zrobiłam".

- Żartujesz sobie, Jenny - powiedziała Elise z niedowierzaniem.
-   Nie,   to   prawda.   Brat   zmarł,   wykrwawił   się   na   śmierć.   Siostra   się 

przestraszyła i schowała w gorzelni. Wylali na nią wrzątek i też umarła. 
Wtedy przyszła policja i zabrała rodziców. Jorund trafiła do sierocińca, ale 
uciekła   stamtąd.   Mówi,   że   to   straszne   miejsce,   dorośli   biją   dzieci,   a 
dzieciaki wrzeszczą. Już tam nie wróci.

Elise wstrzymała oddech, ze wszystkich opowieści, które słyszała, ta 

była najgorsza.

- I co teraz zamierzacie zrobić? - spytała słabym głosem.
- Zapytam panią Tollefsen, czy Jorund może z nami zamieszkać.
Elise zamyśliła się. Pani Tollefsen nie dała sobie rady z Hjalmarem i nie 

wiadomo, czy ma ochotę zająć się kolejnym dzieckiem. Była stara, miała 
wprawdzie złote serce, ale sił już jej nie starczało. Powodziło im się lepiej 
niż większości ludzi nad rzeką, ale nie na tyle dobrze, by zatrudnić pomoc 
domową.

- A co zrobicie, jeśli pani Tollefsen się nie zgodzi? - spytała ostrożnie.
I   w   tej   samej   chwili   przyszła   jej   pewna   myśl   do   głowy.   Panna 

Johannessen...!

Poznawszy przeszłość tej małej i bezradnej istoty, panna Johannessen 

nie będzie się wahać. Dziewczynka była we właściwym wieku, ani zbyt 
mała,  by  sprawiać   kłopot,  ani  zbyt duża,  by  już  się  buntować.  Biedna 
uciekinierka z sierocińca o bosych i sinych z zimna nogach.

Panna Johannessen straciła własną córkę, ale wciąż o niej śniła. Nie 

miała wielkich szans na małżeństwo i własne dzieci ze względu na wiek, 
żyła samotnie, a na propozycję Elise, by zająć się kimś potrzebującym 
pomocy, na jej wargach zagościł pełen nadziei uśmiech.

Im bardziej o tym myślała, tym bardziej była pewna swego.
- Posłuchaj mnie, Jenny. Zdaje się, że znam kogoś, kto może zająć się 

Jorund, ale najpierw muszę z nią porozmawiać. Poproś panią Tollefsen, by 
zatrzymała ją do jutra, a ja dowiem się wszystkiego, dobrze?

Jenny pokiwała głową.
- Mówiłam już Jorund, że Elise to anioł. Nie przypuszczam, by pani 

Tollefsen   mogła   ją   wziąć   do   siebie.   Tak   tylko   powiedziałam,   żeby   ją 
pocieszyć.

background image

Nie działaj pod wpływem impulsu, pomyślała Elsie i niemal pożałowała 

swoich słów. Lepiej nie dawać dziewczynce złudnych nadziei.

- Zrobię, co w mojej mocy, ale niczego nie obiecuję - dodała szybko. - 

Przejdźmy się razem kawałek, opowiesz mi więcej o Jorund i jej rodzinie.

Kiedy   wróciła   do   domu,   zastała   Emanuela   w   dobrym   humorze. 

Przeraziła się dopiero, ujrzawszy, że opróżnił drugą butelkę wina. Trunek 
był   mocny,   a   kurs,   który   obrał   Emanuel,   niebezpieczny.   Alkohol   to 
podstępny kompan, Elise znała tę prawdę z własnego doświadczenia.

Chłopcy jeszcze nie skończyli pracy, a Jensine wciąż znajdowała się pod 

opieką pani Jonsen. Hugo zasnął na sankach, Elise wniosła go i położyła 
na sofie. Hilda przyznała, że Hugo nie odbył przedpołudniowej drzemki, 
obaj z Isakiem cały dzień oddawali się dzikim zabawom. Teraz chłopiec 
był wykończony.

- Myślałem o tym, co mi wczoraj powiedziałaś, Elise - zaczął łagodnie 

Emanuel.   -   Jeśliby   to   miało   ci   pomóc,   jestem   gotów   przeprowadzić 
poważną rozmowę z Ansgarem Mathiesenem.

Elise spojrzała na niego z przestrachem.
- Nie, nie ma takiej potrzeby. Powiedziałeś przecież, że teraz da mi już 

spokój.   Nie   przypuszczam,   by   znów   usiłował  mnie   zaczepiać.  Tamtym 
razem strasznie się wściekł.

- Ale to on jest winien twojej oziębłości. Zaczerwieniła się i odwróciła 

wzrok.

- I co to pomoże, że go zwymyślasz? Co się stało, to się nie odstanie.
- Nigdy nie został ukarany.
- Został. Miał wyrzuty sumienia i usiłował się zabić.
- Gdyby miał wyrzuty sumienia, nie naprzykrzałby ci się na ulicy i nie 

opowiadał o własnym dziecku.

- Wiele się zdarzyło przez te trzy lata, Emanuelu. Z początku byłam 

wzburzona,   ale   kiedy   zobaczyłam,   jak   cierpi,   wybaczyłam   mu.   Jego 
rodzice okazali mi wsparcie, byli głęboko nieszczęśliwi, dowiedziawszy 
się o postępku syna. Dawali mi podarki i starali się to jakoś naprawić. 
Helenę   Fryksten,   narzeczona   Ansgara,   rozdrapała   starą   ranę.   Życzyła 
sobie, by Ansgar poczuł się ojcem Hugo, oskarżała mnie o bezduszność, a 
nawet  zjawiła   się   tutaj  z  Ansgarem,   by   popatrzeć   na   chłopca.   Dopiero 
kiedy spotkałyśmy się na Wzgórzu Świętego Jana w sobótki, pojęła, że źle 
postępuje.   Odniosłam   nawet   wrażenie,   że   zwróciła   się   wtedy   przeciw 
niemu.

Emanuel słuchał z uwagą.
- Uważasz więc, że nie powinienem nic robić, bo jego żona każe mu 

background image

cierpieć za grzechy?

Pokiwała głową.
- Uważam, że oboje powinniśmy  o tym zapomnieć. Wszyscy  troje - 

poprawiła się. - Mieszkają daleko stąd, mam nadzieję, że nigdy ich już nie 
zobaczę.

Spojrzał na nią ponuro.
- Pytanie tylko, czy twoje ciało zdoła zapomnieć...
W końcu chłopcy wrócili do domu. Hugo zdążył się obudzić, siedzieli 

wszyscy   przy   kolacji,   kiedy   ktoś   zapukał   do   drzwi.   Kristian   wstał   i 
otworzył.

Zamienił kilka słów z kimś na zewnątrz i odwrócił się do siostry.
- To jakaś mała dziewczynka. Przesyła pozdrowienia od Jenny.
- Ma na imię Jorund? - Elise wstrzymała oddech.
- Nie wiem.
Elise zerwała się ze stołka i podbiegła do drzwi. Za progiem stała Jorund 

w za dużej czapce. Nogi miała gołe i sine, a temperatura na dworze spadła 
do dziesięciu stopni poniżej zera.

- Wchodź do środka! - zakomenderowała i pociągnęła ją za rękę. Mała 

drżała   jak   osika,   szczękała   zębami,   nie   mogąc   wymówić   słowa.   Elise 
podprowadziła ją do taboretu, posadziła i nałożyła gorącej kaszy do miski. 
- Jedz, to się rozgrzejesz.

Chłopcy   śledzili   jej   poczynania   ze   zdumieniem,   ale   żaden   się   nie 

odezwał.   Jensine   siedziała   na   kolanach   Everta.   Hugo   skończył   jeść   i 
przeniósł się z zabawkami na podłogę.

- To jest Jorund - wyjaśniła Elise. - To koleżanka szkolna Jenny. Właśnie 

straciła rodziców i uciekła z sierocińca, gdzie było jej bardzo źle. Mam 
zamiar zapytać pewną panią, czy zgodzi się przyjąć ją do siebie.

Chłopcy wciąż milczeli, spoglądając na dziewczynkę ze zgrozą. W ich 

oczach ucieczka z sierocińca była zapewne czynem bohaterskim.

Jorund podniosła łyżkę drżącą ręką i niechcący pobrudziła obrus kaszą. 

Zaczerwieniła   się   i   rozejrzała   przerażona   wokół,   spodziewając   się 
połajanek.

- Nic się nie stało - oznajmił Peder. - Nam się to nieustannie zdarza, ale 

nikt nas nie bije. Elise, nasza siostra, jest inna.

Jorund odetchnęła z ulgą i zabrała się do jedzenia.
- Nogi ci nie marzną? - rozpędził się Peder. - Możesz pożyczyć moje 

rajtuzy. W jednym palcu jest dziura, ale nie śmierdzą. No, może troszkę.

Evert zachichotał.
- Dziewczyny nie chodzą w takich rajtuzach jak my. Peder posłał mu 

background image

oburzone spojrzenie.

- Przecież tutaj jej nikt nie zobaczy. A co, ma zamarznąć na śmierć? 

Spójrz na jej nogi. Dostanie zapalenia płuc i umrze.

Jorund przeraziła się nie na żarty. Elise poklepała ją po policzku.
- Pójdę na górę i znajdę coś dla ciebie. W święta dostaliśmy ubranie od 

dobrych ludzi.

- Mieliśmy zanieść je do Armii Zbawienia, ale sobie zatrzymaliśmy - 

dodał Peder.

Elise skarciła go spojrzeniem. Nie musiał tego mówić, bo wyszło na to, 

że są chciwi. Zwróciła się do dziewczynki.

- Co powiedziała pani Tollefsen? Nie miała dla ciebie miejsca?
Jorund pokręciła głową.
- Powiedziała, że jest za stara - pisnęła. - I jeszcze żebym przyszła do 

ciebie, bo ty zawsze coś umiesz poradzić.

Elise westchnęła. Pani Tollefsen z pewnością nie miała pojęcia, w jakich 

warunkach żyli.

- Możesz zostać na noc, a jutro rano porozmawiam z pewną panią. Mój 

mąż   jest   chory   i   siedzi   w   wózku   inwalidzkim.   Ja   pracuję   w   kantorze 
przędzalni Graaha, a chłopcy w sklepie, przynajmniej wtedy, kiedy  nie 
chodzą   do   szkoły.   Sąsiadka   opiekuje   się   Jensine,   a   Hugo   jest   u   mojej 
siostry. Mąż zostaje w domu, kiedy my wychodzimy.

Zakładała, że Jorund nie zechce być sama z obcym mężczyzną.
- Możesz spać w moim łóżku! - oznajmił Peder. - A ja będę spał z tobą, 

Elise.

Pomysł Pedera wydawał się rozsądny.
- Najpierw porozmawiam z Emanuelem.
Emanuel spojrzał na nią pytająco, kiedy wsadziła głowę w drzwi.
- Mamy gości? Słyszałem jakieś głosy.
Elise opowiedziała mu całą historię. Emanuel nie był zachwycony.
- Nie możemy zajmować się wszystkimi cierpiącymi tego świata.
- Chodzi o jedną noc.
- Pewnie ma wszy i pchły.
- Umyję ją i upiorę jej rzeczy.
- Więc po co pytasz, skoro podjęłaś już decyzję? Co zrobisz, jeśli panna 

Johannessen się nie zgodzi?

- Wtedy porozmawiam z Torkildem lub z Maren Sorby. Torkild znalazł 

dom Hjalmarowi. Bratu Jenny - wyjaśniła.

Emanuel nie odpowiedział, ale też się nie sprzeciwił.
Wróciła do kuchni i obrzuciła dziewczynkę badawczym spojrzeniem. 

background image

Była   brudna,   miała   pozlepiane   włosy,   a   ubranie   wydzielało   przykry 
kwaśny zapach. W takim stanie nie mogła pokazać jej pannie Johannessen. 
Podeszła do pieca, przelała resztę wody z wiadra do balii i postawiła ją na 
ogniu.

- Kiedy skończycie jeść, przyniesiecie więcej wody i drew.
Perspektywa wyjścia na mróz nie spodobała się Pederowi.
- Woda w studni zamarzła.
-   Nie   sądzę.   Studnia   jest   głęboka.  A  jeśli  to   prawda,   pójdziecie   pod 

pompę na Arendalsgaten lub stopicie śnieg. Jorund musi się wykąpać.

Peder spojrzał na dziewczynkę z zazdrością.
- A ja mogę wykąpać się po niej?
Elise zastanowiła się. Peder był dość czysty, kąpał się przecież dzień 

przed Wigilią.

- Możesz wykąpać się przed nią - zdecydowała. - A potem wszyscy 

posiedzicie u Emanuela.

Kiedy woda się nagrzała i rozkoszna para buchnęła z balii, Kristian i 

Evert też nabrali ochoty na kąpiel. Rzadko stać ją było na to, by wysłać 
chłopców   do   łaźni   w   Sagene,   a   w   balii   też   nie   kąpali   się   co   sobotę. 
Zwłaszcza w tęgie mrozy, kiedy woda w studni zamarzała na kość.

Zabrała Jorund na poddasze, przykazując chłopcom, by nie siedzieli w 

kąpieli za długo. Dziewczynka musiała się porządnie wygrzać.

Ulżyło jej, kiedy zobaczyła, że woda po kąpieli chłopców nie była tak 

bardzo brudna. Wszyscy ubrali się w piżamy i usiedli na sofie w pokoju, 
przykrywając się pledem pani Ringstad.

Serce jej się ścisnęło na widok wymizerowanego ciała dziecka. Tu i 

ówdzie   miała   siniaki,   więc  bicia   też   jej   nie   oszczędzono.  Była   blada   i 
cierpiała na anemię. A Emanuel się nie mylił: miała wszy.

Wsadziła ją do ciepłej wody, wtarła mnóstwo szarego mydła w głowę i 

zostawiła na dłuższą chwilę, po czym spłukała starannie i rozczesała włosy 
drobnym grzebieniem. Włosy były cienkie i rzadkie, więc nie sprawiło to 
jej kłopotu.

- Jest ci cieplej, Jorund?
- Chyba jestem w niebie - uśmiechnęła się dziewczynka. - Ostatni raz 

kąpałam się latem. W rzece.

-  Wypiorę   twoje   rzeczy,   więc   jutro   do   południa   zostaniesz   w   domu. 

Pożyczę   ci   niedzielne   ubranie   Pedera.   Peder   nie   jest   wysoki,   ale   i   tak 
będzie na ciebie za duże.

- Mogę zostać w kuchni i ci pomóc - powiedziała ochoczo dziewczynka. 

Elise zrozumiała, Jorund bała się zostać z Emanuelem.

background image

- To dobrze. Napalisz w piecu, upierzesz pieluszki i zamieciesz podłogę.
- Umiem też gotować. Smażyć śledzie i obierać ziemniaki.
- No to zyskałam pomoc domową. Obie się roześmiały.
Peder czuł się wspaniałe, kładąc się na noc do małżeńskiego łóżka.
- Pamiętasz, jak spałem z tobą w Andersengarden, Elise?  Wtedy nie 

marzłem. Byłaś ciepła jak kminek.

- Chyba kominek. Pamiętam, że miałeś lodowate stopy i przytulałeś się 

do mnie.

- A teraz też mogę?
- Bardzo proszę.
Peder przysunął się do siostry.
-   Gdyby   zobaczył  mnie   Pingelen,   toby   się   ze   mnie   nabijał  i  nazwał 

dzidziusiem.

- Pingelena tu nie ma, a Kristian i Evert nikomu nie powiedzą. Jorund 

też nie, była szczęśliwa, kiedy oddałeś jej swoje łóżko.

- Myślisz, że ta pani weźmie ją do siebie?
- Nie wiem. W każdym razem bardzo ją o to poproszę.
- Powinnaś pozwolić jej zostać u nas. Ona straciła mamę i tatę i ma 

zupełnie sine nogi. Miałabyś dobrze, Elise! Ona umie smażyć śledzie i 
obierać ziemniaki! Miałabyś służącą jak państwo z drugiej strony rzeki!

- A ty mógłbyś spać ze mną co noc;'
- No właśnie. Przytuliła go.
-   Ty   spryciarzu.   Musimy   już   spać,   bo   nie   wstanę.   Rano   przyjedzie 

wozak   z   łóżkiem   dla   Emanuela,   a   mama,   Asbjorn   i   Anne   Sofie 
zapowiedzieli się z wizytą na wieczór. Muszę coś dla nich przygotować.

- Dlaczego nie przyszli w święta?
-   Mama   nie   czuła   się   dobrze.   Poza   tym   czekali,   aż   państwo 

Ringstadowie wyjadą.

Zapadła cisza.
- Elise...? Elise ziewnęła.
- Śpij już, Peder.
- Myślisz, że Johan ożeni się z jakąś bogatą damą z Rzymu lub Grecji?
Zdziwiona obróciła ku niemu twarz.
- Dlaczego miałby to zrobić?
-   Kristian   mówi,   że   najwięksi   artyści   stamtąd   pochodzą,   więc   Johan 

musi tam pojechać, jeśli chce być sławny.

Elise prychnęła pogardliwie.
- Bzdura! Johan jest Norwegiem i zawsze nim będzie. Zbyt kocha swoją 

ojczyznę, by mieszkać za granicą.

background image

- A ty się cieszysz z tego powodu?
Elise była wdzięczna, że w pokoju jest ciemno.
- Tak, byłoby mi przykro, gdybyśmy mieli stracić go z oczu. On jest dla 

nas jak starszy brat.

-  I  jeszcze  był  twoim  ukochanym.  Gdybyś  nie  wyszła   za  Emanuela, 

wyszłabyś za Johana?

- Daj już spokój, Peder! Jeśli masz zamiar gadać całą noc, to drugi raz 

nie wpuszczę cię do sypialni. Dobranoc.

background image

ROZDZIAŁ OSIEMNASTY

Zjawiła się w kantorze dziesięć minut przed czasem w nadziei, że spotka 

pannę Johannessen. Ulżyło jej, gdy zobaczyła, że lampy już się palą.

Panna   Johannessen   wychodziła   właśnie   z   gabinetu   pana   Paulsena. 

Policzki miała zaróżowione, jej oczy błyszczały.

- Już pani jest, pani Ringstad? Wzór pilności!
-   Chciałam   z   panią   zamienić   kilka   słów.   Uśmiech   na   twarzy   panny 

Johannessen zgasł.

- Co za poważny ton, czy coś się stało?
- I tak, i nie. To znaczy z moją rodziną nie dzieje się nic złego, ale 

wczoraj mieliśmy niespodziewanego gościa.

Opowiedziała pannie Johannessen całą historię, ale ku jej rozczarowaniu 

opowieść nie wzbudziła entuzjazmu urzędniczki.

- Obawiam się, że źle mnie pani zrozumiała, pani Ringstad. Choć pani 

propozycja jest godna uwagi, nie mogę podejmować pochopnych decyzji. 
Jeszcze nie zgodziłam się zająć obcym dzieckiem. Muszę mieć czas, by o 
tym pomyśleć. Poza tym... coś się zdarzyło - zaczerwieniła się i odwróciła 
wzrok   -   coś,   co   może   odmienić   moją   przyszłość.   -   Podniosła   głowę   i 
posłała   Elise   promienny   uśmiech.   -   Myślę,   że...   -   Zamilkła   i   zagryzła 
wargi. - Zresztą niedługo się pani dowie. - Pośpieszyła do swego biurka, 
zabrała jakieś papiery i ruszyła z powrotem do gabinetu majstra.

Zostawiła Elise z dręczącym poczuciem, że to, co się zdarzyło, ma coś 

wspólnego z tą dwójką przebywającą teraz w gabinecie. A to oznaczało 
katastrofę dla Hildy. Może dla nich wszystkich.

Czy Hilda mogła pomylić się co do zamiarów majstra? Może traktował 

ją   jak   zabawkę,   czekając   chwili,   kiedy   znajdzie   sobie   bardziej 
odpowiednią towarzyszkę życia?

Panna Johannessen pochodziła z dobrej rodziny, jej ojciec był pastorem, 

a   matka   wychowała   się   w   dużym   gospodarstwie   w   Hedemarken. 
Adorowała   majstra,   zawsze   kiedy   wychodziła   z   jego   gabinetu,   miała 
rumieńce na twarzy. Nawet Samson to zauważył i uznał, że sekretarka jest 
w panu Paulsenie zakochana.

Co za nieszczęście! Hilda zdążyła się już przyzwyczaić do dobrobytu. 

Cały   dzień   paliła   w   obu   piecach,   używała   wszystkich   lamp   naraz   i 
mnóstwa   świec.   Jej   pokój   wyglądał   jak   rozświetlona   sala   balowa. 
Codziennie jadała kanapki, kupowała ciastka do kawy i pozwalała sobie na 
mięso w dni powszednie! Jak da sobie radę, kiedy strumyk pieniędzy od 
majstra   wyschnie?   Majster   nigdy   nie   przyznał   się   do   ojcostwa,   nie 

background image

podpisał żadnych papierów. Tylko ten, kto ujawnił fakt współżycia z matką 
dziecka, był zobowiązany wspierać je finansowo. Tak stanowiło prawo!

Elise zbladła ze strachu. Hilda straci domek, nie będzie mogła dawać 

chłopcom   posiłków   po   szkole.  A  gdzie   podzieje   się   Isac,   kiedy   Hilda 
pójdzie do pracy?

Jeśli między panną Johannessen a majstrem coś iskrzyło, Hilda mogła 

pożegnać się z jego wsparciem. Paulsen zapewne nie odważy się wyznać 
prawdy o swojej przeszłości.

Elise nie była w stanie skupić się na pracy. Usiadła na krześle, wpatrując 

się w przestrzeń. Tysiące myśli przemykało jej przez głowę.

Hilda   o   niczym   nie   wiedziała,   w   każdym   razie   zachowywała   się 

zupełnie normalnie, kiedy rankiem Elise przyprowadziła do niej synka. 
Może panna Johannessen miała coś innego na myśli? W takim razie co? 
Coś, z czego zwierzyła się szefowi. Dlatego wyglądała tak promiennie?

Wkręciła arkusz papieru w maszynę i zaczęła pisać nazwisko i adres 

odbiorcy   listu,   którego   treść   podyktowano   jej   wczoraj.   Zrobiła   kilka 
błędów i musiała je wymazywać.

A co się stanie z Jorund? Emanuel nie zgodzi się jej przyjąć. Torkild i 

Maren   Sorby   też   mogą   nie   znaleźć   odpowiedniej   osoby   i   będą 
rozgoryczeni, że dziewczynka odrzuciła szansę zamieszkania w sierocińcu. 
Może zdołają umieścić ją u kogoś, kto połasi się na pieniądze od gminy, 
tak jak to kiedyś zrobił Hermansen. W każdym razie na myśl, że będzie 
musiała porozmawiać z Jorund, serce jej krwawiło.

Emanuel   miał   rację:   działa   zbyt  impulsywnie.   Jorund   spotka   jeszcze 

jedno rozczarowanie. Zamiast obiecywać jej złote góry, mogła siedzieć 
cicho. Kto wie, może pani Tollefsen przyjęłaby dziewczynkę do siebie.

Drzwi   wejściowe   otworzyły   się   i   pojawił   się   Samson.   Przywitał   ją 

uśmiechem i rozejrzał się.

- Gdzie jest „Potwór"?
Elise pokazała na drzwi do gabinetu majstra i gestem przywołała go do 

siebie. Kiedy podszedł bliżej, szepnęła: - Jest w wyśmienitym humorze. 
Co się jej przytrafiło, tak się przynajmniej wyraziła. I obiecała, że niedługo 
się dowiem.

Samson uniósł brwi.
- Sądzi pani, że zostanie zaproszona na wesele? - zażartował.
Elise nie było do śmiechu.
- Naprawdę pan uważa, że majster chce się z nią ożenić?
-  A  dlaczego   nie?   Ona,   jak   słyszałem,   odziedziczy   znaczny   majątek, 

poza   tym   jest   w   odpowiednim   wieku,   niezamężna   i   bezdzietna.   Może 

background image

trochę  za  stara,  by   dać mu  potomka,  ale  przecież  zdarza się,  że rodzą 
kobiety czterdziestoletnie.

Musiał chyba dostrzec zaniepokojenie w jej wzroku.
- Czyżby snuła pani inne plany wobec naszego majstra, pani Ringstad?
- Dlaczego miałabym snuć jakieś plany?
- Może nie plany, ale spodziewała się pani czegoś innego-
Elise nie odpowiedziała.
- Przecież obiecaliśmy sobie, że nie będziemy mieć przed sobą żadnych 

tajemnic? Myślę, że wiem, kto odwiedza pani siostrę w niedziele, pani 
Ringstad. I nie tylko ja to wiem, ale wszyscy siedzimy cicho. - Rzucił 
okiem w kierunku gabinetu i ciągnął: - Właściwie uważam, że to haniebne, 
zwłaszcza jeśli ma poważne zamiary wobec panny Johannessen. Sądzę, że 
ona nic nie wie o małym czerwonym domku po drugiej strony mostu. Ktoś 
powinien jej o tym powiedzieć, skoro majstrowi brakuje odwagi.

Elise pokręciła głową z przerażeniem.
- Proszę tego nie robić, panie Samson.
- Najwyższy czas, byśmy zaczęli sobie mówić po imieniu. Mam na imię 

Sigvart, a pani Elise. Dlaczego nie miałbym tego robić?

-   Bo   nie   godzi   się   szerzyć   plotek.   Poza   tym   mógłby   pan   zniszczyć 

komuś życie.

- Czy nie stajemy przed wyborem: pani siostra lub panna Johannessen? 

Szlachetność ma swoje granice.

- Dysponujemy jedynie domysłami. Powiedziała wprawdzie, że coś się 

stało, coś miłego, jak się domyślam, ale nie znaczy to wcale, że chodzi o 
ich związek.

- Wie pani, co ja myślę, Elise? Myślę, że nasza łaskawa stara panna 

niczego nie zrozumiała. Przypisuje panu Paulsenowi zamiary, których on 
w ogóle wobec niej nie żywi. Znam go dobrze, jest tchórzem i czuje przed 
nią   wielki   respekt.  Aby   uniknąć   nieprzyjemnych   sytuacji,   okazuje   jej 
przesadną   uprzejmość,   a   ona   źle   ją   odczytuje.   Trzeba   powiedzieć   jej 
prawdę,   to   byłby   akt   miłosierdzia.   Przestałaby   marnować   wdzięki   na 
kogoś, kto i tak jej nie zechce.

Usłyszeli   kroki   i   Elise   pośpiesznie   usiadła   za   biurkiem.  W  drzwiach 

pokazała się panna Johannessen, przywitała Samsona uśmiechem i ruszyła 
na swoje miejsce.

Elise wzięła się do pracy, rozmyślając nad słowami, które powiedział 

Samson. Może miał rację? Może panna Johannessen odmówiła jej prośbie, 
bo spodziewała się złapać majstra na haczyk?

Ku jej rozczarowaniu Johan tego dnia też nie zjawił się u Hildy. To 

background image

dziwne.   Poprzedniego   dnia   miał   pokazać   rysunki   znajomym   pana 
Paulsena. Co zatrzymało go dzisiaj?

Jedząc, opowiedziała Hildzie o Jorund.
Siostra spojrzała na nią z przerażeniem.
- Chyba nie zamierzasz przyjąć jej do siebie?
- Nie, Emanuel się na to nie zgodzi. Spróbuję znaleźć jej jakiś dom. 

Zaproponowałam   pannie   Johannessen,   by   wzięła   jakieś   dziecko   pod 
opiekę.   Jest   samotna   i   brakuje   jej   towarzystwa.   Kiedy   jednak 
wspomniałam o Jorund, nie  zgodziła  się. Sądzisz,  że pan Paulsen  wie, 
dlaczego ona jest taka obcesowa? Rozmawialiście o niej?

- Paulsen się jej boi. Jest od niej zależny, bo to bardzo kompetentna 

osoba, ale w gruncie rzeczy jej nie lubi.

Elise odetchnęła z ulgą.
- Myślisz, że ona wie o was?
- Chyba oszalałaś! Doznałaby szoku. Ona uważa go za świętego, takie 

przynajmniej mam wrażenie. Ubóstwia go, a on udaje, że jest niewinny, 
czysty i potulny. - Roześmiała się. - To by dopiero było, gdyby poznała 
prawdę!

-   Co   by   się   stało,   gdyby   dowiedziała   się   o   was?   I   o   Isacu?   Hilda 

wzruszyła ramionami.

- Paulsen ma nadzieję utrzymać wszystko w tajemnicy jak najdłużej. 

Bez niej nie da sobie rady.

Elise zjadła jeszcze łyżkę kaszy. Zrobiło jej się żal panny Johannessen. 

To ją ktoś zamierzał wystawić do wiatru.

- Paulsen zostawił tu swoje binokle. Możesz mu je oddać? Zapomniałam 

poprosić cię o to rano.

- A jak panna Johannessen zauważy?
- To jej ich nie pokazuj. Schowaj do kieszeni. Dziwne, że Johan nie 

przychodzi. Nie wiesz, co się z nim dzieje?

-   Sądziłam,   że   jest   u   któregoś   ze   znajomych   Paulsena   ze   swoimi 

szkicami.

- Miał być u niego wczoraj, chyba że spotkanie się odwlekło.
- A może pomaga Annie i Torkildowi?
- Cały dzień? To mało prawdopodobne. Elise zaniepokoiła się.
- Więc co się stało?
- Pewnie uznał, że nie ma już żadnej nadziei. Elise podniosła wzrok.
- Dla nas? - spytała.
- A dla kogo?
Elise pokręciła głową.

background image

- Rozmawialiśmy o tym. Johan jest zdecydowany czekać. Przedwczoraj 

nas nawet odwiedził i gawędził z Emanuelem.

- Więc może w tym tkwi przyczyna?
- Co masz na myśli?
-   Może   zrobiło   mu   się   żal   Emanuela.   Trudno   mu   nie   współczuć: 

przykuty   do   wózka   mężczyzna,   którego   żona   kocha   innego.   Johan   ma 
wielkie serce. Kto wie, czy nie zmienił zdania.

- Dlaczego to mówisz? - Elise spojrzała na siostrę przeciągle. - Przecież 

to podłe.

- Znasz mnie. Co w sercu, to na języku. Jeśli trafiłam, to znaczy, że sama 

coś podejrzewasz.

Elise pokręciła głową z rezygnacją.
- Coraz mniej cię rozumiem. Od kilku dni usiłujesz mnie przekonać, 

bym wyprowadziła się od Emanuela, a teraz odwracasz kota ogonem.

- Wcale nie. Dokonałaś wyboru, zostałaś z Emanuelem, chociaż kochasz 

Johana.   Zachowałabyś   się   uczciwiej   wobec   Emanuela,   wyznając   mu 
prawdę.   Sądzę,   że   Johan   też   tak   myśli   i   to   może   być   przyczyną   jego 
zniknięcia.

- Droczysz się ze mną? - spytała Elise z niepokojem.
- W życiu nie byłam tak poważna. Idź już, masz tylko pięć minut. I nie 

zapomnij binokli.

Śpiesząc przez most, powtarzała sobie słowa Hildy. Może siostra miała 

rację? Może Johan naprawdę pożałował Emanuela i usunął się na bok?

To   całkiem   prawdopodobne.   Johan   był   dobrym   człowiekiem.   Póki 

odpychał od siebie myśli o Emanuelu, póki skupiał się na jego przewinach 
wobec Elise, miał pewność, że postępuje właściwie. Stając z nim twarzą w 
twarz,   widząc   na   własne   oczy   rozmiary   jego   nieszczęścia,   miał   prawo 
zwątpić.

Szła ociężale, jakby nagle straciła wszystkie siły. Mając miłość Johana, 

mogła znieść wszystko. Przypomniała sobie swoją rozpacz, gdy dostała od 
niego list, w którym nieomal domagał się, by dokonała wyboru między 
nim a Emanuelem. Wtedy zdecydowała się zaproponować Emanuelowi, 
by się rozstali.

Ale   to   się   zdarzyło,   zanim   został   sparaliżowany.   Johan   nie   mógł 

wymagać   od   niej,   by   opuściła   człowieka   przykutego   do   wózka 
inwalidzkiego. Jakiż byłby jego dalszy los?

A  może  tak  właśnie  jest?  Może  Johan  zrozumiał  zobowiązania  Elise 

wobec męża? Może podjął za nią decyzję i odszedł w swoją stronę?

Torkild mógł go łajać, wytykać niestosowność potajemnych schadzek za 

background image

plecami   Emanuela.   Mógł   prawić   mu   długie   kazania   o   grzechu   i 
rozwiązłości, o karze, która czeka go w tym i następnym życiu. I w końcu 
go przekonał.

Nogi  nie   chciały   jej  nieść,   godziny,  które   miała   spędzić   w  kantorze, 

wydały   się   jej   nieskończonością.   Jak   zdoła   łączyć   pracę   i   obowiązki 
domowe, jeśli zabraknie jej wsparcia i miłości Johana?

Poczuła ścisk w gardle, oczy zaszkliły się łzami. Szła jak pijana, wpadła 

na jakąś dziewczynę śpieszącą do przędzalni. Miała chęć zawrócić, pobiec 
do Andersengarden, rzucić się w ramiona Johana i błagać go, by ją przyjął 
do siebie.

Ktoś szedł za nią, ale nie odwróciła głowy.
- Pani Ringstad?
To był głos majstra. Elise otarła łzy rąbkiem szala i odwróciła się.
- Czy coś się stało? - spojrzał na nią, mrużąc oczy. Pokręciła głową.
- Nie czuję się najlepiej, ale to zaraz przejdzie.
- Droga pani, nie może nam się pani rozchorować. Proszę iść do domu, 

napić się czegoś ciepłego i położyć do łóżka.

Elise   zdziwiła   się.   Drobna   dolegliwość   nie   była   wystarczającym 

powodem, by nie pójść do pracy.

- Nie mogę, panie Paulsen. Mam stertę papierów na biurku.
Machnął ręką.
- Panna Johannessen lub Samson się nimi zajmą. Nie życzę sobie, by 

zapracowywała się pani na śmierć. Proszę mnie posłuchać! To polecenie 
służbowe.

Chciała zaprotestować jeszcze raz, ale wyczytała z jego twarzy, że to nie 

ma sensu. Będzie musiała zawrócić do domu, choć nic jej nie dolegało. 
Nic poza sercem krwawiącym z żalu.

Zawracała już, kiedy przypomniała sobie o binoklach.
- Mam pańskie okulary, panie Paulsen! - Wsunęła rękę do kieszeni i 

wyjęła etui. - Zostawił je pan u Hildy wczoraj wieczorem.

- A więc znalazły się! Całe przedpołudnie ich szukałem. - Roześmiał się, 

biorąc futeralik. - A jak się czuje moja droga Hilda?

- Dobrze. Isac i Hugo bawili się grzecznie cały dzień.
- Tak się cieszę, że Isac ma towarzysza zabaw. Wydaje mi się, że się 

zmienił   od   czasu,   kiedy   Hugo   zaczął   z   nim   przebywać.   Jest   znacznie 
grzeczniejszy i już tak łatwo nie wpada w złość.

Elise uśmiechnęła się, ale w następnym ułamku sekundy uśmiech zamarł 

jej na wargach. Jej wzrok padł na postać ukrytą za dorożką.

Panna Johannessen...

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY

W drodze do domu drżała jak osika. Nie było wątpliwości, że panna 

Johannessen   podsłuchała   rozmowę.   I   musiała   doznać   szoku,   jej   twarz 
stężała,   jakby   z   tej   wymiany   zdań   wyciągnęła   właściwe   wnioski.   Nie 
domyśliła się, być może, że Isac jest synem majstra, ale na pewno odgadła 
naturę relacji między Paulsenem a Hildą.

Elise pokręciła głową z rezygnacją. To wyłącznie jej wina. Gdyby nie 

była   tak   bardzo   zajęta   sobą,   majster   nie   zauważyłby   niczego 
niepokojącego w jej zachowaniu. Nie odesłałby jej do domu i mogłaby 
wręczyć mu binokle w dyskretniejszy sposób. Teraz wszystko stracone. 
Panna Johannessen, powodowana rozpaczą, zwolni się z pracy, a Paulsen 
nie da sobie bez niej rady. Całą winę zwali na Elise, a Hildzie też się 
dostanie. I była jeszcze Jorund. Ta biedna mała czekała na nią w domu z 
nadzieją,   że   Elise   znajdzie   dla   niej   jakiś   dom!   Łzy   płynęły   jej   po 
policzkach. Jeszcze skończy się tym, że sama straci posadę.

Rankiem słupek rtęci spadł do czternastu stopni poniżej zera, teraz było 

background image

chyba jeszcze zimniej. Zaczął padać śnieg, ciął ją po twarzy, przenikał 
przez   szal,   pod   ubranie.   Elise   trzęsła   się,   szczękała   zębami,   ręce   w 
wytartych rękawicach jej zgrabiały, nie czuła palców u stóp. Na dodatek 
zapomniała o Hugo, ale nie mogła zawrócić, by nie wzbudzać podejrzeń 
majstra. Kristian pójdzie po niego po powrocie ze sklepu.

Otworzyła drzwi do kuchni i fala ciepła buchnęła jej w twarz. Jorund 

dokładała   drew,   choć   przez   otwarte   drzwiczki   widać   było   buzujące 
płomienie. W skrzyni zostało ledwie kilka polan.

- Nie dokładaj tyle, Jorund! - krzyknęła mimowolnie Elise.
Jorund   spojrzała   na   nią   spłoszona.   Myślała,   że   sprawi   jej   radość, 

utrzymując ciepło w kuchni.

- Nie stać nas na opał - dodała i przywołała uśmiech na twarz, chociaż 

wcale nie było jej do śmiechu.

Jorund   stanęła   bezradnie   i   wbiła   wzrok   w   podłogę.   Wyglądała 

komicznie   w spodenkach  do  kolan   i odświętnej  koszuli  Pedera.  Włosy 
zwisały   jej   cienkimi   strąkami,   nogi   nie   były   już   sine,   tylko 
szkarłatnoczerwone.   Pewnie   je   odmroziła,   a   z   przyzwyczajenia 
zapomniała włożyć pończochy, które Elise dla niej wyszukała.

Elise   pożałowała   swojej   porywczości,   podeszła   bliżej   i   uściskała 

dziewczynkę.

-   Dziękuję,   że   tak   pięknie   napaliłaś.   Mam   popękane   paznokcie   i 

potwornie zmarzłam w drodze do domu.

Jorund pociągnęła nosem.
- Ugotowałam kaszę, ale pan nie chciał jeść.
- Pewnie nie jest jeszcze głodny. Mogę dostać troszkę? Wciąż nie mogę 

się rozgrzać.

Odwiesiła szal, sztywny od mrozu, zdjęła buty i przysunęła stopy do 

pieca.

- Dawno tak nie zmarzłam.
- Pomasować ci stopy?
- A masz ochotę? - Elise spojrzała na Jorund zaskoczona.
Jorund   pokiwała   głową,   usiadła   na   stołku   Hugo   i   zaczęła   sprawnie 

ugniatać jej palce.

W tej samej chwili otworzyły się drzwi do pokoju i Emanuel wtoczył 

swój wózek do środka.

-   Zdawało   mi   się,   że   słyszę   twój   głos.   Coś   się   stało?   Nie   mogła 

opowiedzieć mu szczegółów w obecności Jorund.

- Źle się poczułam - powiedziała jedynie. - Majster nalegał, bym poszła 

do domu. Już jest mi lepiej.

background image

- Rano się nie skarżyłaś - zdziwił się Emanuel.
- Bo nic mi nie dolegało. To przez ten mróz.
- Co powiedziała panna Johannessen? - spytał z napięciem.
-   Później   ci   powiem,   teraz   posmakuję   kaszy,   którą   zrobiła   Jorund. 

Przemarzłam tak, że zaraz dusza ze mnie uleci.

Wypowiedziała te słowa odruchowo, ale tak właśnie się czuła. Tyle że 

chłód w jej sercu nie miał nic wspólnego z mrozem na dworze.

Jorund   zabrała   się   do   masowania   drugiej   stopy.   Elise   poczuła 

nieprzyjemne szczypanie, kiedy krew zaczęła żywiej płynąć.

- Niezła z niej pomocnica, prawda? - dodała z uśmiechem. - Miło jest 

wracać do ciepłego domu.

Emanuel   spojrzał   w   kierunku   skrzyni   na   opał,   ale   się   nie   odezwał. 

Odwrócił wózek.

- Nic nie zjesz?
- Dziękuję, nie jestem głodny. Ja też nie najlepiej się czuję.
- Zajrzę zaraz do ciebie.
W kaszy były kluchy, a smak był jakiś nieszczególny. Elise najadła się u 

Hildy, ale spróbowała trochę, by nie sprawiać dziewczynce przykrości.

-   Dziękuję,   Jorund.   Obierz   teraz   ziemniaki,   a   ja   w   tym   czasie 

porozmawiam z mężem.

Opowiedziała mu wszystko, co się zdarzyło od chwili, kiedy weszła do 

kantoru i trafiła na pannę Johannessen, aż do feralnej rozmowy z majstrem 
Paulsenem. Pod koniec relacji Emanuel zachmurzył się.

- Jak mogłaś podać mu okulary, nie rozejrzawszy się wokół?
- Sądziłam, że jesteśmy sami. Widziałam dorożkę, ale na koźle nie było 

nikogo. Nie przypuszczałam, że ktoś może skrywać się w cieniu.

- I co teraz będzie?
- Nie wiem, może panna Johannessen zwolni się z pracy. W najgorszym 

razie powie o wszystkim dyrektorowi.

- A wtedy pan Paulsen pozbędzie się Hildy. Elise zrobiła nieszczęśliwą 

minę.

- Tego właśnie się obawiam. To moja wina. Emanuel westchnął ciężko.
- A jak zareagowała panna Johannessen na twoją propozycję?
- Powiedziała, że nie składała mi żadnych obietnic i potrzebuje czasu na 

zastanowienie. Odniosłam wrażenie, że zmieniła się od naszej poprzedniej 
rozmowy. Może majster coś powiedział, a może go źle zrozumiała? To, co 
jej proponowałam, miało być lekarstwem na samotność.

- Uważasz, że pan Paulsen oszukuje Hildę? Pokręciła głową.
-   Obawiałam   się   tego   przez   chwilę,   ale   po   rozmowie   z   Hildą 

background image

zrozumiałam, że to panna Johannessen czyni sobie złudne nadzieje.

Emanuel westchnął ponownie.
- Wszystko się strasznie skomplikowało. Przygarnęłaś dziecko, którego 

nie   mamy   możliwości   ani   ochoty   zatrzymać.   Musisz   porozmawiać   z 
Torkildem. Armia Zbawienia pomaga bezdomnym dzieciom.

- Boję się jego reakcji, kiedy się dowie, że Jorund uciekła z sierocińca.
- Pomyśli, że to trudne i niewdzięczne dziecko, i znów ją tam umieści.
- A Jorund ucieknie. Myślę, że źle ją tam traktują. Ma siniaki na całym 

ciele.

- Może rodzice ją bili. Opowiadałaś, że policja obwinia ich o śmierć 

dwójki potomstwa.

- Przede wszystkim powiem Torkildowi, że mała jest przestraszona i 

zrozpaczona. Może znajdzie inne rozwiązanie. Potrafił znaleźć nowy dom 
dla Hjalmara, brata Jenny. Hjalmar uciekł od pani Tollefsen, włóczył się 
całe święta i zaczął pić, choć nie jest dużo starszy od Pedera i Everta.

- Skąd to wszystko wiesz? Spotkałaś go? Zaczerwieniła się i schyliła, 

aby podnieść coś z podłogi i ukryć zmieszanie.

- Hilda mi powiedziała. Wie wszystko od Torkilda. Mogła wprawdzie 

przyznać się do spotkania z Hjalmarem, ale wtedy musiałaby wyjaśnić, 
skąd zna pozostałe szczegóły.

- .Widziałaś się z Johanem?
- Nie - zaprzeczyła uradowana, że nie musi kłamać. - Zdaje mi się, że 

majster zamierzał umówić go z ludźmi zainteresowanymi jego rysunkami.

- Opowiadał mi o tym - pokiwał głową Emanuel. - Całkiem możliwe, że 

zostanie za granicą. W tym naszym zaścianku niewiele może zdziałać.

Zapadło milczenie, Elise nie wiedziała, co odpowiedzieć.
Emanuel zamyślił się.
- Trochę mi go żal. To bez wątpienia utalentowany człowiek, ale bez 

wsparcia zamożnych krewnych jego możliwości są bardzo ograniczone. 
Powinien   zdobyć   wykształcenie,   a   to   kosztuje.   Potrzebowałby   pomocy 
ludzi wpływowych, którzy wprowadziliby go w lepsze kręgi towarzyskie, 
ale   na   razie   nikogo   takiego   nie   znalazł   poza   profesorem   i   panem 
Paulsenem, a to nie wystarczy. Zresztą obawiam się, że majstrowi szybko 
przejdzie   ochota.   Po   co   miałby   go   wspierać?  Tylko   dlatego,   że   kiedyś 
mieszkał po sąsiedzku z Hildą?

Elise posprzątała ze stołu.
- Mieli ci dzisiaj przysłać łóżko.
- Tak, jeszcze jest czas.
- Co zrobimy z meblami?

background image

-   Carlsen   obiecał,   że   przechowa   je   u   siebie   na   strychu.   Wozacy   je 

zabiorą.

- Może zatrzymamy stół i postawimy go w rogu?
-  Wszystko   zmierzyłem   -   pokręcił   głową.   -   Nie   zmieści   się.   Trzeba 

wynieść stół i fotele. Cieszę się, że znów będę spał w łóżku. Sofa jest za 
wąska i za krótka.

W tej samej chwili w kuchni rozległy się jakieś głosy.
- To dziwne, nie słyszałam skrzypienia wozu.
- To nie oni. Jakiś kobiecy głos.
Elise otworzyła drzwi. Na środku kuchni stała panna Johannessen.
-   To   pani?   -   spytała   z   przerażeniem.   Szybko   przekroczyła   próg   i 

zamknęła drzwi za sobą. Lęk chwycił ją za gardło. - Proszę usiąść. A może 
woli pani wejść do pokoju?

Panna Johannessen pokręciła głową energicznie.
-   Nie,   dziękuję.   Muszę   z   panią   porozmawiać,   pani   Ringstad.   Na 

osobności.

- Mogę zaparzyć kawę - zaofiarowała się Jorund.
- Dobrze - zgodziła się Elise. - A potem idź na poddasze, posprzątaj i 

pościel łóżka.

- Już to zrobiłam.
Elise zawahała się przez chwilę, po czym uchyliła drzwi do pokoju.
-   Emanuelu,   czy   Jorund   może   z   tobą   chwilę   posiedzieć?   Panna 

Johannessen przyszła z wizytą.

Pojął, o co chodzi, i kiwnął głową.
- Niech pościera kurze, najwyższy czas, by to zrobić. Potem możemy 

sobie razem poczytać.

Elise wyczuła niechęć Jorund i poklepała ją delikatnie po policzku.
- On nie gryzie - powiedziała. - Spytaj, czy może czegoś potrzebuje.
- Więc nie mam parzyć kawy?
- Dam sobie z tym radę. Później mi pomożesz. Popchnęła ją w kierunku 

drzwi i podeszła do pieca, by postawić czajniczek na ogniu.

Panna Johannessen usiadła przy stole i wsparła głowę na dłoniach.
Elise pobiegła do pokoju po porcelanowe filiżanki, wyjęła cukier z szafy 

i z ulgą odkryła, że w bańce jest jeszcze parę kropel mleka.

Panna Johannessen podniosła na nią zaczerwienione oczy.
- Wiedziała pani o wszystkim cały ten czas, pani Ring-stad?
- Co ma pani na myśli?
- Proszę nie udawać! Mówię o panu Paulsenie i pani siostrze.
Jej głos zabrzmiał ostro, ale po ułamku sekundy załamał się i przeszedł 

background image

w żałosny pisk.

- Proszę mnie nie okłamywać! Błagam! Od dawna coś podejrzewałam, 

ale dzisiaj rano powiedział coś, co dało mi nową nadzieję. Uwierzyłam, że 
jest dla mnie miejsce w jego sercu.

Elise nie przerywała jej.
- Byłam taka szczęśliwa. Miałam wrażenie, że unoszę się nad podłogą, 

tyle lat... od tak dawna go kocham i... - Znów głos się jej załamał, wyjęła 
chusteczkę   i   otarła   łzy.   -   Otworzyły   mi   się   oczy,   kiedy   podsłuchałam 
waszą rozmowę. Poszłam za nim do kantoru i zażądałam wyjaśnień, ale 
wywijał   się   jak   piskorz.   Mówił,   że   ma   dobre   serce,   które   każe   mu 
zajmować się ludźmi w potrzebie, i mnóstwo podobnych bzdur, ale nie 
odważył się spojrzeć mi w oczy. Czy nie rozumie pani, że lepiej znać 
prawdę niż łudzić się fałszywą nadzieją? Jeśli dowiem się, że kocha inną, 
wyrzucę go z własnych myśli. Jestem silna. Lubię panią, pani Ringstad, a 
jeśli pani siostra jest choć trochę do pani podobna, to nawet zaczynam go 
rozumieć. Liczę na pani szczerość! - dodała błagalnie.

Elise podjęła decyzję. Nie miała pojęcia, dokąd ich to zaprowadzi, ale 

nie była w stanie kłamać jej prosto w twarz.

- O uczucia  do mojej siostry  trzeba by  spytać pana Paulsena, ale  to 

prawda, że coś jest między nimi. Nie mam jednak prawa o tym mówić. 
Pochodzimy z biednej robotniczej rodziny. Mój ojciec był alkoholikiem, 
po pijanemu wpadł do wodospadu i się utopił. Obie z siostrą skończyły-
śmy edukację na szkole powszechnej. Hilda nie jest właściwą towarzyszką 
życia   dla   takiego   mężczyzny   jak   majster.   Ich   związek   wzbudziłby 
oburzenie, gdyby prawda wyszła na jaw, co nie zmienia faktu, że siostra go 
kocha. Kiedy spytała pani, kto ją odwiedza w niedziele, musiałam panią 
okłamać, ale  nie miałam zamiaru  drwić z pani. Wiem,  że pan Paulsen 
wysoko panią ceni i nigdzie nie znajdzie lepszej sekretarki. Przykro mi 
widzieć pani rozczarowanie, bo nie zdawałam sobie sprawy, że żywi pani 
do niego tak silne uczucie.

Panna Johannessen pokręciła głową.
-   Gdybym   dowiedziała   się   wcześniej,   oszczędziłabym   sobie 

niepotrzebnych   wzruszeń   i   nieprzespanych   nocy.  Wolę   prawdę,   choćby 
była nie wiem jak gorzka.

Elise dotknęła jej dłoni.
- Jest pani odważna. Ja też przeżyłam utratę ukochanej osoby i wiem, 

jak to boli.

Panna Johannessen wytarła nos.
-   Dziękuję   za   pomoc.   Dobra   z   pani   istota.   Nie   zachowywałam   się 

background image

najlepiej   wobec   pani,   ale   wyjaśniłam   już   wcześniej,   co   było   tego 
przyczyną.   Kiedy   wróciłam   do   domu   tamtego   dnia,   poczułam,   jakbym 
zrzuciła wielki ciężar z serca.

Czasami   warto   zwierzyć   się   komuś   z   najintymniejszych   tajemnic. 

Dziwne   tylko,   że   wybrałam   panią,   wcześniej   w   ogóle   myśl   taka   nie 
postałaby w mojej głowie. Z początku traktowałam panią podle i bardzo 
się tego wstydzę. 1 to tylko dlatego, że pochodzi pani z biednej rodziny i 
ubiera się jak zwykła robotnica. Bałam się też trochę, że pan Paulsen po-
lubi panią bardziej niż mnie. - Próbowała się uśmiechnąć.

-   Dawno   już   wszystko   pani   wybaczyłam,   panno   Johannessen.   Życzę 

pani   jak   najlepiej.   Boleję   nad   pani   samotnością.   Pytałam   samą   siebie, 
dlaczego ja mam tak dużo, a pani tak mało. Nie zasługuję na to szczęście.

Panna Johannessen rozejrzała się po małej kuchni.
- A więc pani mąż jest sparaliżowany? - szepnęła ostrożnie.
- Tak - skinęła głową Elise. - Siedzi na wózku w pokoju obok. W każdej 

chwili   spodziewamy   się   wozaków   z   łóżkiem   dla   niego.   Pokój   jest 
niewielki, trzeba będzie wynieść większość mebli, ale mąż nie może już 
korzystać z sypialni na piętrze.

- I ma pani pięcioro dzieci: dwoje własnych, dwóch młodszych braci i 

chłopca, którego pani przygarnęła. Haruje pani ponad siły i jednocześnie 
twierdzi pani, że dostała więcej ode mnie. Nie pojmuję tego.

-   Właśnie   ze   względu   na   dzieci   czuję   się   bogata,   bo   tysiąckrotnie 

odpłacają mi za mój wysiłek. Za każdą godzinę harówki czekają mnie 
niezliczone   radości.   Proszę   tylko   pomyśleć,   kocha   mnie   piątka   dzieci, 
dzielę ich smutki i szczęście, dzień powszedni i myśli, czuję, że jestem im 
potrzebna, że jestem najważniejszą osobą w ich życiu. Bogatszym być nie 
można.   Wystarczy   słuchać   dzieci,   dają   tyle   okazji   do   wesołości   i 
przemyśleń. Śmieję się częściej, niż płaczę.

Panna Johannessen słuchała jej w milczeniu.
- Naprawdę tak jest?
Elise pokiwała energicznie głową.
- Spisuję wszystkie zabawne komentarze mojego najmłodszego brata, 

potem odczytuję je na głos i śmieję się do rozpuku. Kiedy jestem smutna, 
wystarczy mi rzucić okiem na te kartki.

- W takim razie inni ludzie powinni też mieć okazję je przeczytać. Ich 

też mogłaby pani ucieszyć.

Elise zaczerwieniła się i odwróciła wzrok.
- Skoro o tym pani mówi, to coś sobie przypomniałam. Pan Paulsen 

bardzo   się   rozzłościł,   kiedy   ukazała   się   ta   książka   o   dziewczętach   z 

background image

fabryki.   Ktoś  mu   powiedział,   że   Magda   ze   sklepu   na   rogu   kupiła   ją   i 
wypożycza   za   parę   ore.   Zdaje   się,   że   ma   zamiar   się   wzbogacić   na 
robotnicach z Graaha i Hjula - prychnęła wzgardliwie. - Poszedł do hali 
fabrycznej przed przerwą obiadową i zażądał, by te, które czytały książkę, 
potwierdziły, iż opiera się na prawdzie.

Elise poczuła, że serce bije jej mocniej, ale udała obojętność.
- I co powiedziały?
- Większość bała się odezwać, myślę nawet, że część tych biedaczek nie 

potrafi czytać. Ale jedna podniosła hardo głowę i powiedziała, że wszystko 
w tej książce to fakty! Słyszała pani kiedyś podobną bezczelność! Pan 
Paulsen   wpadł   w   gniew   i   spytał,   czy   chodzi   o   jego   fabrykę.   Tamta 
odpowiedziała, że znała tę młodą matkę, która straciła pracę i rzuciła się 
do wodospadu, by uniknąć losu dziewki ulicznej. Mogła nawet zdradzić jej 
nazwisko, jeśliby mu na tym zależało.

Elise wstrzymała oddech.
- Jak to przyjął?
- Pobladł z  wściekłości.  Słyszałam,  że kazał brygadziście  zwolnić  tę 

robotnicę. Nie może jej trzymać, bo gotowa podburzyć pozostałe.

Ta   wiadomość   spadła   na   nią   jak   grom   z   jasnego   nieba.   Młoda 

dziewczyna   miałaby   stracić   pracę   z   powodu   jej   książki!   Co   za 
nieszczęście!

- Zbladła pani, pani Ringstad. Coś się stało?
-   Nie,   tylko   żal   mi   tej   dziewczyny.   Los   bezrobotnych   jest   nie   do 

pozazdroszczenia, zwłaszcza los bezrobotnych matek.

- Uważa pani, że miała prawo odpowiedzieć majstrowi w ten sposób?
- O ile dobrze panią zrozumiałam, żądał szczerej odpowiedzi. Mógł w 

ogóle nie pytać.

Panna Johannessen nic nie odrzekła, ale spojrzała na nią dziwnie.
Zapadła nieprzyjemna cisza.
Drzwi do pokoju otworzyły się i w szparze pokazała się główka Jorund.
- Pani Ringstad? Przed furtką stoi wóz. Pani mąż mówi, że przywieźli 

łóżko.

Elise wstała.
-  Jorund,   dotrzymaj  towarzystwa  pannie   Johannessen,   a   ja   zajmę   się 

wszystkim.

Po wstawieniu łóżka i wyniesieniu foteli pokój zamienił się w sypialnię. 

Łóżko   było   duże   i   szerokie,   z   ciemnobrązowego   mahoniu,   przykryte 
prawdziwym   materacem   i   zdobione   kuliście   zakończonymi   słupkami. 
Dołączono do niego szafkę nocną z szufladą i marmurowym blatem. W 

background image

szafce stał nocnik. Z dawnego umeblowania w pokoju ostał się stolik na 
przybory do palenia i czarny kredens.

Dobrze, że mamy kuchnię, pomyślała Elise, tęsknie wspominając domek 

majstra, z osobną izbą, obszernym pokojem dziennym z trzema oknami i 
kuchnią z dużym paleniskiem.

Kiedy wróciła do kuchni, panna Johannessen i Jorund pogrążone były w 

rozmowie.

Panna Johannessen podniosła na nią wzrok, a oczy się jej zaszkliły.
-   Mała   Jorund   opowiedziała   mi   swoją   smutną   historię.   To   wszystko 

prawda?

Elise pokiwała głową.
- Tak, niestety. Ludzi spotykają takie straszne rzeczy.
- I nikt nie interweniuje?
- Policja w końcu wkroczyła.
-   Co   innego   mam   na   myśli.   Nikt   im   nie   pomaga?   Matka   wracała 

zmęczona z pracy i nie miała sił zajmować się dziećmi, zwłaszcza tym, 
które siusiało pod siebie.

- To właśnie Elias Aas chciał nam przekazać. Żebyśmy ustanowili jakiś 

fundusz,   kasę   zapomogową   dla  wdów,   chorych   i  bezrobotnych.   Pomoc 
gminy nie wystarcza, większość ludzi zresztą wstydzi się o nią prosić.

Panna Johannessen spojrzała na nią bezradnym wzrokiem.
- Ale kto się zajmie takimi dziećmi jak Jorund? Sierotami z tragiczną 

przeszłością?

- Jorund trafiła do sierocińca, ale chyba opowiedziała pani, jak ją tam 

traktowano?

- Tak, ale mam wrażenie, że zmyśla.
- To proszę obejrzeć jej plecy.
Pół godziny później panna Johannessen i Jorund zbierały się do wyjścia. 

Jorund miała na sobie swoje stare ubranie, które Elise wyprała i wysuszyła 
nad piecem. Pożyczyła też dziewczynce własne pończochy i szal.

- Zadbam o to, by posłaniec oddał pani rzeczy jutro rano - oznajmiła 

panna Johannessen. - A potem pójdziemy do sklepu i kupimy jej nowe 
ubranie - uśmiechnęła się. - Tak się cieszę, pani Ringstad. Chyba bardziej 
nadaję się na matkę niż na żonę. Rozumiem już chyba, co miała pani na 
myśli, mówiąc o bogactwie.

background image

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY

- Jesteś pewna, że panna Johannessen ją zatrzyma? - Emanuel wydawał 

się sceptyczny.

- Tak sądzę, ale nie wiemy, co się zdarzy. Nie ma własnych dzieci i 

zapewne   nie   wie,   jak   się   zachować,   kiedy   pojawią   się   kłopoty   Jorund 
jednak wydaje się być miłą dziewczynką.

- Czy ktoś zawiadomił sierociniec, że się odnalazła?
- Nie pomyślałam o tym! - przeraziła się Elise.
- Ależ, moja droga, to powinnaś była zrobić w pierwszej kolejności. Z 

pewnością powiadomią policję. Niepotrzebnie będą jej szukać, a policja 
ma przecież dość innych obowiązków.

- Nie znam adresu sierocińca.
- Idź do Torkilda i opowiedz mu o wszystkim. W Armii Zbawienia na 

pewno znają adres i zawiadomią kogo trzeba. Myślę, że to dziecko może 
zostać u panny Johannessen, ale rzecz całą należy załatwić formalnie.

- Spodziewam się dziś wizyty matki i Asbjorna.
-   Więc   pójdziesz   do   Torkilda   wieczorem.   Twoja   matka   nie   ma   w 

zwyczaju siedzieć długo.

Elise nie mogła zdradzić się przed Emanuelem, że boi się iść do Anny i 

Torkilda. Jeśli Hilda miała rację i Johan celowo trzymał się na dystans, nie 
chciała zakłócać mu spokoju, zmuszać go do wyznań, których by żałował, 
obietnic, których nie mógłby dotrzymać. Sama też nie chciała wystawiać 
się   na   pokusy.   Nie   potrafiłaby   patrzeć   na   niego   ze   świadomością,   że 
wszystko skończone. Pozostawały listy. W liście mógłby wyjawić powody, 
dla których odsunął się od niej, a ona oblałaby te karteluszki łzami.

Matka, Asbjorn i Anne Sofie przyszli o tej porze, kiedy Elise zazwyczaj 

wracała z kantoru, a w chwilę potem zjawił się Kristian, niosąc Hugo. 
Peder z Evertem pobiegli po Jensine.

- Już jesteś w domu? - zdziwiła się matka.
- Wcześniej wróciłam. Jak wam minęły święta?
-   Były   miłe   i   spokojne.   Mam   nadzieję,   że   smakowały   wam   moje 

wyroby?   Mieliście   chleb   z   dżemem   dla   odmiany,   a   sok   z   czerwonych 
porzeczek pasuje do świątecznej kaszy.

- Państwo Ringstadowie spędzili u nas parę dni. Przywieźli mnóstwo 

smakołyków.

background image

- Liczyłam się z tym, ale nie przypuszczałam, że wyjadą tak szybko. 

Mogliby ci pomóc, zostając z Emanuelem, kiedy wychodzisz do kantoru. 
Kristian   opowiedział   nam   o   wszystkim,   kiedy   przyszedł   z   życzeniami. 
Przywiozłam   świąteczne   wypieki.   Pani   Muus   je   zrobiła,   odłożyłam   je 
specjalnie dla was.

- Bardzo dziękujemy. Posiedzimy w kuchni. Emanuel pożyczył łóżko od 

państwa Carlsenów i w związku z tym musieliśmy wynieść stół i fotele z 
pokoju, by zrobić na nie miejsce.

- Będzie tam spał? - zdumiała się matka.
-   A   jak   ma   się   dostać   na   poddasze,   skoro   nogi   odmówiły   mu 

posłuszeństwa? - Elise mimowolnie podniosła głos. Matka nie rozumiała 
najprostszych rzeczy.

-   Ale...   nie   moglibyście   raczej...   -   Matka   wzruszyła   bezradnie 

ramionami. - Co zrobiliście z meblami? - zmieniła nieco temat.

-   Pan   Carlsen   zgodził   się   przechować   je   na   strychu.   Przykryła   stół 

kuchenny białym obrusem i wyszła do pokoju po serwis kawowy.

Przyszli chłopcy z Jensine i ucieszyli się na widok matki i Anne Sofie. 

Asbjorn wszedł do Emanuela, usiadł na skraju łóżka i wypytywał go o 
zdrowie.

Chłopcy  zabrali Anne Sofie  na poddasze, by  pokazać jej harmonijkę 

Everta, samochodzik Pedera i Cudowną podróż, książkę, z której Kristian 
był bardzo dumny.

- Możesz teraz grać razem z Pederem - Elise słyszała ożywiony głos 

dziewczynki. - Nie słyszałam wprawdzie, jak Peder gra na piszczałce, ale 
przecież możesz mu pokazać.

- Najpierw sam muszę się nauczyć - dobiegł jej zadowolony głos Everta. 

Elise uśmiechnęła się w duchu.

- Ale wyrosłaś! - Matka wyciągnęła ręce do Jensine, ale mała przylgnęła 

do Elise i wykrzywiła usta, jakby miała się rozpłakać. - A jej co się stało? - 
spytała matka nieco urażona.

- Nie spodziewaj się, że cię pozna, skoro tak rzadko ją odwiedzasz - 

stwierdziła   cierpko   Elise.   Matka   zasłużyła   sobie   na   tę   delikatną 
reprymendę.

Kilka minut później Elise zawołała chłopców na kawę. Matka zdążyła 

już zapomnieć o reakcji wnuczki.

- Opowiedzcie mi o świętach - powiedziała pogodnie. - Chodziliście 

wokół drzewka, śpiewając kolędy?

- Emanuel i pan Ringstad znaleźli migdały - Peder spochmurniał na to 

wspomnienie.

background image

Matka roześmiała się.
- W przyszłym roku przyjdzie twoja kolej.
- Pan Ringstad sądził, że sprzedaję ciastka na ulicy.
- O czym on mówi? - Matka spojrzała na Elise ze zdziwieniem.
- Chłopcy pomagają Emanuelowi w prowadzeniu sklepu. Pan Ringstad 

źle go zrozumiał i myślał, że sprzedaje ciastka przechodniom.

- Wynająłem domek na Maridalsveien i zająłem się handlem - wtrącił się 

Emanuel. - W wakacje chłopcy stają za ladą.

Matka spojrzała na niego, jej wzrok wyrażał troskę.
- Jak będziesz prowadził sklep, skoro... - nie dokończyła.
- Skoro jestem niesprawny? Wiosną będę dojeżdżał na wózku. Do tego 

czasu   chłopcy   będą   mi   pomagać   po   powrocie   ze   szkoły.   Może   też 
zdecyduję się zatrudnić ekspedienta. Mój dobry przyjaciel, pan Paul Georg 
Schwencke, znalazł dla mnie ten lokal, sprowadza towar i chętnie wesprze 
mnie w przyszłości.

- To musi być bardzo uczynny człowiek. I pomyśleć, że mój zięć został 

człowiekiem interesu!

Asbjorn był bardziej sceptyczny.
-   Handel   to   niełatwa   sprawa.   Przy   Maridalsveien   jest   mnóstwo 

sklepików.

Emanuel pokręcił głową.
- Sprzedaż idzie znakomicie. Chłopcy sprzedają wszystko, od młynków 

do kawy po świeczniki.

Elise obrzuciła go spojrzeniem. Z tego, co mówili chłopcy, najchętniej 

kupowano   ubijaczki,   chochle   i   druciaki.   Nie   słyszała   o   żadnych 
świecznikach.

Jak zwykłe Peder nie mógł utrzymać języka na wodzy.
-   Wdowa   po   Jacobie   kupiła   dzbanek   do   kawy,   chociaż   przyszła   po 

linijkę.

Elise spojrzała na niego srogo. Peder zrozumiał i zamilkł. Matka byłaby 

wstrząśnięta, gdyby dowiedziała się o jego strategii handlowej polegającej 
na   wzbudzaniu   współczucia   klientów   opowieściami   o   rodzinnych 
tragediach.

- Powiedz nam, jak wy spędziliście święta. Poszliście do kościoła w 

Wigilię?

Matka pokiwała głową z uśmiechem.
-   Tak,   nabożeństwo   było   wspaniałe,   mnóstwo   świateł   i   muzyka 

organowa. Panował taki ścisk, że ledwie znaleźliśmy miejsce.

- A widziałaś skrzata? - Peder otworzył szeroko oczy.

background image

- Nie, chyba nie - roześmiała się matka. - A ty, Anne Sofie?
Anne Sofie skinęła głową z powagą.
- Widziałam. Schował się za nagrobkiem, jak szliśmy przez cmentarz.
Peder obrócił się żywo do przyjaciela.
-   Słyszysz,   Evert?   Elise   miała   rację!   Skrzaty   nie   lubią   dzwonów 

kościelnych i chowają się na cmentarzu, kiedy na nich grają.

- Na dzwonach się nie gra, Peder - poprawiła go matka. - Dzwonnik 

ciągnie za sznur na wieży.

- Na to samo wychodzi.
Matka pokręciła głową z rezygnacją i ciągnęła opowieść o świętach. 

Elise ucieszyła się na wieść, że jednego dnia przyjęli na kawie dziadków 
Anne Sofie i Jenny.

Rósł   w   niej   niepokój,   kiedy   matka   i  Asbjorn   zaczęli   zbierać   się   do 

wyjścia. Emanuel spodziewał się, że pójdzie do Torkilda, by opowiedzieć 
mu o Jorund, i chyba nie miała innego wyjścia. Zresztą Anna i Torkild 
gotowi byli się obrazić, bo przez całe święta nie znalazła czasu, by ich 
odwiedzić.   Jeśli   jednak   natknie   się   na   Johana,   wizyta   zamieni   się   w 
cierpienie. Ledwie wyszli za drzwi, odezwał się Emanuel.

- Nie spodziewałem się, że zostaną tak długo. Musisz rozmówić się z 

Torkildem   jeszcze   dziś   wieczorem,   Elise.   Jesteś   odpowiedzialna   za   to 
dziecko. Nie życzę sobie najścia policji na mój dom.

Spojrzała   na   niego   z   ukosa.   Przecież   nie   zrobili   niczego   złego.   Jeśli 

zjawią się policjanci, wystarczy wyjaśnić im całą sprawę.

- Pójdę, tylko najpierw posprzątam.
- Zostaw to chłopcom. Kristian położy Hugo, Evert i Peder posprzątają 

ze stołu, a ja nakarmię Jensine.

Elise przeniosła wzrok na dzieci.
- Dacie sobie radę?  .
- Oczywiście - odrzekł spokojnie Kristian.
- Dlaczego policja chce złapać Jorund? - przestraszył się Peder. - Bo 

uciekła z sierocińca?

-   Nie   chcą   jej   złapać,   tylko   się   dowiedzieć,   gdzie   przebywa.   Kiedy 

powiemy im, że Jorund trafiła pod opiekę panny Johannessen, zapomną o 
całej sprawie.

-   A   panna   Johannessen   będzie   dla   niej   dobra?   Będzie   jej   dawać 

ciasteczka na śniadanie?

- Nie sądzę. Dostanie to co wy. No, może poza kawą z cukrem do kaszy.
- To ja wolę zostać z tobą, Elise.
Noc była gwiaździsta, świecił księżyc. Śnieg skrzypiał pod butami, mróz 

background image

szczypał w policzki, ale Elise nie czuła zimna. Serce biło szybko, a krew 
krążyła szybciej w żyłach. Nie dlatego, że bała się poznać prawdę, lecz 
dlatego, iż znów go zobaczy.

„Kocham cię, Johan. Nieważne, co się stanie, nieważne, jaką podjąłeś 

decyzję.   Jeśli   zmieniłeś   zdanie,   powodując   się   współczuciem   dla 
Emanuela, zrozumiem".

Te właśnie słowa zamierzała do niego napisać. Jeśli nie zobaczy się z 

nim przed jego wyjazdem.

Zapewne jednak spotka go u Anny i Torkilda. Przecież nie odwiedzał 

miłośników sztuki wieczorami, a straciwszy kontakt z Lortem-Andersem i 
jego paczką, nie miał innych przyjaciół.

Zwolniła,   zbliżając   się   do  Andersengarden.  To   nie   było   takie   proste. 

Będzie   siedział   naprzeciw   niej   na   kuchennym   stołku   pani  Thoresen,   z 
podwiniętymi rękawami koszuli, zaciśnie silne dłonie na kubku z kawą. 
Ujrzy   go   takim,   jakim   widziała   go   już   setki   razy.   I   nie   będzie   miała 
szacunku   dla   jego   postanowień,   będzie   marzyć   tylko   o   jednym:   by 
przytulić się do niego i błagać, by z nią został. I może nawet tak zrobi, nie 
bacząc na obecność Anny i Torkilda.

Jeszcze bardziej zwolniła kroku. Może jednak wyszedł, może poszedł 

odwiedzić   rodziców  Agnes?   Chodziły   pogłoski,   że   bardzo   oburzyli   się 
postępkiem córki i chcieli mieć Johana za zięcia. Cóż w tym dziwnego? 
Dawno ich nie widziała, ale pamiętała, jak pęcznieli z dumy na ich weselu.

Doszła  do bramy, już nie  mogła się cofnąć. Zaczerpnęła  powietrza i 

przyśpieszyła kroku.

W   tej   samej   chwili   w   bramie   pojawiła   się   jakaś   postać.   Serce   jej 

podskoczyło,   może   to   Johan?   Wpatrywała   się   w   ciemność,   ale   nie 
rozpoznała idącego. Ociągając się, podeszła bliżej i zobaczyła mężczyznę 
w mundurze. To musiał być Torkild.

- Torkild? Stanął jak wryty.
- Kto tam?
- Elise. Mam ci coś do powiedzenia.
- Dobrze, że przyszłaś, Elise. Też zamierzałem z tobą porozmawiać.
Ton jego głosu kazał się jej zatrzymać. Torkild zbliżył
się.
- Przychodzisz do Johana?
-   Nie,   do   ciebie.   Wczoraj   wieczorem   odwiedziła   nas   pewna 

dziewczynka. Uciekła z sierocińca. Emanuel uznał, że powinnam cię o 
tym powiadomić. Armia może dać znać zarządczyni, że dziewczynka jest 
w dobrych rękach.

background image

- U was w domu?
-   Nie,   zaopiekowała   się   nią   sekretarka   majstra   Paulsena,   panna 

Johannessen.   Jest   samotna   i   pragnie   zająć   się   jakimś   dzieckiem.   Mam 
nadzieję, że będzie mogła ją zatrzymać. Bałam się pójść na policję, by nie 
odesłali jej z powrotem do sierocińca.

- Ta dziewczynka ma na imię Jorund?
- Tak. To koleżanka szkolna Jenny. Torkild westchnął.
-   Słyszałem   o   tym   nieszczęściu.   To   dobrze,   że   jej   pomogłaś,   Elise. 

Wiem, że cierpiała w sierocińcu, i bardzo pragnąłem znaleźć jej dobry 
dom.

Elise uśmiechnęła się z ulgą.
- Mam więc przekazać pannie Johannessen, że może ją zatrzymać?
- Myślę, że to da się załatwić - powiedział Torkild i urwał. - Wiem, że 

Anna chce się z tobą spotkać, ale przyjdź lepiej innego dnia.

-   Przyszłam   tylko   po   to,   by   powiedzieć   ci   o   Jorund.   Torkild   znów 

milczał przez chwilę.

- Rozumiem, że jest wam ciężko, Elise, ale musisz spojrzeć prawdzie w 

oczy. Jesteś żoną Emanuela i ślubowałaś mu miłość aż do śmierci. To, co 
robicie z Johanem, jest grzechem przeciwko Bogu. Wyjaśniłem Johanowi, 
że nie ma do ciebie żadnych praw. Ty nie masz żadnych praw do niego. 
Rozwód   to   występek   i   kpina   z   nakazów   Kościoła.   Co   Bóg   złączył, 
człowiek   niechaj   nie   rozłącza,   mówi   Pismo.   Wasze   wcześniejsze 
zaręczyny   nie   są   żadnym   usprawiedliwieniem.   Stanęłaś   z   Emanuelem 
przed   ołtarzem  i  pozwoliłaś  mu   wziąć   odpowiedzialność   za   dziecko   w 
twoim łonie, więc teraz nie możesz go opuścić. Trzeba było wtedy podjąć 
inną decyzję.

Odwrócił się, by odejść.
-   I   nie   utrudniaj   życia   Johanowi   -   dodał   na   odchodnym.   -   Musisz 

zaakceptować swój los, bo sama go wybrałaś. Krew się we mnie burzy, 
gdy widzę, że nadużywasz zaufania Emanuela i go oszukujesz. Wracaj do 
domu i przelej swą miłość na tych, którzy jej potrzebują i za których jesteś 
odpowiedzialna.   Przede   wszystkim   na   męża.   Przypomnij   sobie   słowa 
Modlitwy Pańskiej: I nie wódź nas na pokuszenie.

Policzki Elise płonęły ze wstydu. Płacz zdławił jej gardło, odwróciła się 

i   szybkim  krokiem  ruszyła   do   domu.   Zgrzeszyła   z   Johanem,   nie   tylko 
wobec Emanuela, ale wobec Boga. Torkild miał rację. Ulegli pokusie.

Zwolniła   dopiero   wtedy,   kiedy   doszła   do   Arendalsgaten.   Nagle 

przypomniała sobie jakieś słowa, lecz nie pamiętała, kto je wypowiedział:

„Zginie ten, kto sprzeniewierzy się miłości".

background image

Stanęła w miejscu, wyprostowała się, czując, że wracają jej siły. Nie 

zrobili   z   Johanem   niczego   złego.   Złe   było   życie,   które   wiodła   z 
Emanuelem, życie oparte na kłamstwie i zdradzie. Emanuel da sobie radę 
bez niej, ma wielki dom i zamożnych rodziców. Da sobie radę. Bez niej.

W   tej   samej   chwili   dostrzegła   małą   postać   podążającą   szybko   ulicą 

Maridalsveien.   Zbliżała   się   do   latarni,   to   było   dziecko,   mały   chłopiec, 
cienko ubrany, bez czapki na głowie. W taki mróz to szaleństwo.

I   nagle   zaparło   jej   dech.   Rozpoznała   sylwetkę   i   serce   zamarło   jej   z 

przerażenia. Wielki Boże, to Peder!

Dostrzegł ją i zaczął krzyczeć z oddali: - Elise! Elise!
Był zdyszany, pewnie wypadł na mróz i biegł całą drogę.
- Wracaj do domu! Stało się coś strasznego!