background image

J

ANUSZ 

T

AZBIR

 

Moje cenzuralne doświadczenia 

Moje kontakty z cenzurą zaczęły się jeszcze na studiach; pisywałem wówczas (la-

ta 1949-1950) dla radia audycje poświęcone głównie ludziom i czasom Oświecenia. 
Ponieważ moja pierwsza drukowana praca dotyczyła mody na chińszczyznę w Pol-
sce  XVIII  wieku,  postanowiłem  zrobić  z niej  skrót  w  formie  pogadanki  radiowej. 
Temat na pozór niewinny okazał się drastyczny politycznie. W tym samym bowiem 
właśnie czasie Mao-Tse-Tung opanowywał Chiny i zajął Pekin. Cenzura odrzuciła 
więc w całości moją audycję w uzasadnieniu podając, że może być odczytana alu-
zyjnie:  komunistyczne  sukcesy  w  dalekich  Chinach  to  również  tylko  moda,  która 
przeminie, podobnie jak i oświeceniowe zainteresowanie dla chinoiserie

W czasach stalinowskich pod surowym nadzorem znalazły się  także  tematy ba-

dawcze dotyczące dawno minionych epok. Stąd też mój mistrz, u którego robiłem 
pracę magisterską (a później doktorską) prof. Władysław Tomkiewicz, odradził mi 
stanowczo pisanie o wpływie kultury polskiej na Rosję XVII stulecia. Mogły z tego 
wyniknąć różnorakie kłopoty. Zrozumiałem to przeglądając wydany parę lat później 
zarys dziejów Ukrainy, w którym rozdziały poświęcone kulturze mówiły głównie o 
wpływie  na nią  kultury  rosyjskiej  (z  całkowitym  pominięciem  oddziaływania  pol-
skich wzorców). Przyjąłem więc zaproponowany przez prof. Tomkiewicza temat o 
ksenofobii w Rzeczypospolitej XVI i XVII stulecia. I on jednak okazał się nie bar-
dzo na czasie. Skrót pracy magisterskiej z 1950 r. mogłem więc ogłosić dopiero po 
siedmiu latach, a więc po przełomie październikowym. I to pod warunkiem, iż usu-
nę dłuższy fragment dotyczący stosunku Polaków do Rosjan. 

Rok 1956 okazał się rokiem zasadniczego zwrotu; odtąd utrwalił się podział na 

historia sacra, ściśle nadzorowaną przez panów z ulicy Mysiej i historia profana

do której właściwie wtrącano się bardzo niewiele. Pierwsza obejmowała dzieje od-
ległych stuleci (z wyłączeniem wszakże stosunków z Rosją), druga historię najnow-
szą, zwłaszcza takie kwestie, jak rozwój ruchu robotniczego czy dzieje polityczne 
XX stulecia, w tym szczególnie okres Polski Ludowej. Stąd też nie jest moją szcze-
gólną  zasługą  fakt,  że mógłbym dziś  spokojnie  przedrukować artykuły  z  Wielkiej 
Encyklopedii Powszechnej PWN, dotyczące reformacji i kontrreformacji (a sygno-
wane moim nazwiskiem).  Natomiast  koledzy,  którzy  tamże  pisali  o  wydarzeniach 
ostatniego półwiecza (wówczas obejmowało ono okres lat 1918-1968), nie powróci-
liby zapewne do żadnej z ocen, które wówczas formułowali. 

W konflikty z cenzurą popadałem jedynie wówczas, kiedy nieopatrznie wchodzi-

łem na teren współczesności. Tak więc został w całości skonfiskowany referat Po-

wieść  historyczna  jako  źródło  współczesne,  wygłoszony  na  zorganizowanej  przez 

Instytut  Badań  Literackich  konferencji:  Dzieło  literackie  jako  źródło  historyczne 

background image

(grudzień 1975). I to tak dalece, że cenzura nie chciała się początkowo zgodzić na-
wet na umieszczenie wzmianki o nim w przedmowie „Od redaktorów”, poprzedza-
jącej  publikację  wyników  sesji  (Warszawa  1978).  Głównym  kamieniem  obrazy 
stało się zestawienie powieści historycznych wydawanych w dwóch państwach tota-
litarnych:  ZSRR  i  w  III  Rzeszy,  ich  analiza  jako  zwierciadła  czasów,  w  których 
powstawały.  Ingerencja  cenzury  sprawiła  redaktorom  tomu  (Z.  Stefanowskiej  i  J. 
Sławińskiemu) pewne kłopoty; nastąpiła już po przełamaniu tomu, trzeba więc było 
nie tylko usuwać sam artykuł, ale i przeskładać indeks osób, z którego wykreślono 
nazwiska występujące w moim referacie. Ponieważ zachowałem egzemplarz korek-
ty, który dałem oprawić razem z tekstem odrzuconym przez cenzurę, przeto posia-
dam dziś  jedyny  egzemplarz  książki  Dzieło  literackie jako  źródło  historyczne,  nie 

kończący się na stronie 371 lecz doprowadzony do strony 407. 

Choć przełom w najnowszych dziejach kultury polskiej zwykło się wiązać z ro-

kiem 1989, to w istocie miał on miejsce o wiele wcześniej, gdzieś pod koniec epoki 
Gierka, kiedy to państwo nie było już praktycznie w stanie zahamować obiegu lite-
ratury bezdebitowej; nie tylko książek, ale i coraz liczniej wychodzących czasopism 
literackich. W jednym z nich, mianowicie w „Krytyce”, ukazał się dość rychło peł-
ny tekst mego referatu. Najpierw w kraju, a później w Anglii, gdzie „Krytykę” za-
częto przedrukowywać

1

. Redaktorzy „Krytyki” czyniąc „perskie oko” do czytelni-

ka,  zapewniali,  iż  przedruk  został  dokonany  „bez  wiedzy  i  woli  autora”,  co  było 
oczywistym nonsensem, skoro objął również i odsyłacze. Chwilowy tryumf „Soli-
darności” i związane z nim znaczne zelżenie rygorów cenzury sprawiło, iż skrócona 
wersja mojego referatu mogła się ukazać w warszawskiej „Kulturze”

2

Kompromisem zakończył się także spór w sprawie dwutomowej bibliografii prac 

obcojęzycznych,  przygotowanej  na  międzynarodowy  kongres  historyków  w  Mo-
skwie (1970). Cenzor, z którym w tej sprawie osobiście rozmawiałem (był to nota-
bene mój pierwszy i jedyny bezpośredni kontakt z urzędem przy ulicy Mysiej) za-
żądał usunięcia prac, których autorzy bądź to wyemigrowali po marcu 1968 r., bądź 
też popadli w ewidentną niełaskę. Wydanie tak okaleczonej bibliografii nie miałoby 
oczywiście sensu; stanęło na tym, iż pozostaną w tomie, ale usunie się z niego in-

. 

W sprawie eseju o powieści historycznej ulica Mysia okazała się nieugięta. Cza-

sami jednak szła na ustępstwa, wyrażające się w obustronnym kompromisie. Kiedy 
ogłaszałem w 1971 r. tom studiów Arianie i katolicy znalazł się tam m. in. artykuł 

na temat braci polskich w literaturze pięknej. Omówiłem w nim wyczerpująco po-
wieść  Czesława  Miłosza  Dolina  Issy,  zawierającą  obszerne  i  bardzo  inteligentne 

wzmianki na ich temat. Początkowo zażądano usunięcia tego fragmentu (nazwisko 
Miłosza,  jak  wiadomo,  było  wówczas  na  indeksie),  ale  kiedy  dość  stanowczo  za-
oponowałem cenzor wyraził zgodę. Pod warunkiem wszakże usunięcia z charakte-
rystyki  Doliny  Issy wszelkich  oceniających  ją dodatnio  przymiotników  w  rodzaju: 

trafnie, słusznie, wnikliwie czy z dobrym wyczuciem epoki. Przystałem na to wy-
chodząc z założenia, iż lepsza jest ta forma zapisu aniżeli druk artykułu, w którym 
nie byłoby ani słowa o książce Miłosza. 

                                                   

1

 „Krytyka” 1980, nr 7. 

2

 „Kultura” 1980, nr 49 i 50. 

background image

deks nazwisk. 

Jako  wieloletni  konsultant  historyczny  Słownika  Języka  Polskiego  (pod  red.  W. 

Doroszewskiego) mógłbym sporo opowiedzieć o ingerencjach cenzuralnych i w to 
dzieło.  Dotyczyły  one  przeważnie  cytatów  mających  ilustrować  konkretne  hasło. 
Jeśli  termin  „bezpieka”  występuje  bez  takiej  ilustracji,  to  dlatego,  że  cenzura  wy-
kreśliła  cytat:  „dziś  w  nocy  zabrała  go  bezpieka”.  Z  kolei  Redakcja  Słownika  nie 

chciała  przystać na  inny,  zapobiegliwie  wyszukany  przez  funkcjonariusza  GUKP-
PiW: „ojciec Józka, stary robociarz, poszedł pracować do bezpieki”. Obiektem in-
gerencji cenzuralnych bywał także, od czasu do czasu, Polski Słownik Biograficzny

Ponieważ nie można było podawać, że ktoś zginął w Katyniu w 1940 r. poprzesta-
wano na samej dacie lub informacji: „Zaginął w ZSRR”, umieszczając w bibliogra-
fii adresowane do domyślnego czytelnika odesłanie do Listy katyńskiej. Z osób wy-

kreślono tylko parę: biogram Józefa Kurasia („Ognia"), Mazurkiewicza (głośny w 
swoim czasie morderca). Sama Redakcja Słownika zrezygnowała zaś z umieszcze-
nia ks. Macocha (zbrodnia na Jasnej Górze), ponieważ nie udało się ustalić nawet 
przypuszczalnej daty jego śmierci. Zapewne skazany na parę lat więzienia paulin po 
wyjściu z niego umarł pod innym nazwiskiem. 

Jest  rzeczą  godną  uwagi,  iż  klasyków  naszej  historiografii  wydawnictwa  oraz 

cenzura  traktowały  bardziej  bezceremonialnie  aniżeli  klasyków  literatury  pięknej 
(tylko w Bułgarii tak pośpiesznie i niedbale pocięto Przedwiośnie, że tekst powieści 

staje  się  miejscami  wręcz  niezrozumiały).  Bezlitosny  ołówek  wycinał  nieżyjącym 
już autorom te wszystkie fragmenty, których by nie tolerowano w dziełach ich ko-
legów żyjących w Polsce Ludowej. Nie muszę dodawać, iż opuszczeń tych nie wol-
no było sygnalizować przez jakiekolwiek nawiasy czy kropki. W pierwszym powo-
jennym wznowieniu (1960) Dziejów obyczajów w dawnej Polsce, pióra Jana Stani-

sława  Bystronia,  zabrakło  więc  nieprzychylnych  opinii  o  Żydach  czy  Kozakach, 
przede wszystkim zaś o Moskwie (państwie i narodzie). Tam, gdzie Bystroń pisał: 
„Najazd moskiewski  i  kilkuletnia  okupacja  od  roku  1654  zadały  stolicy  litewskiej 
poważny cios ...” czytamy o „najeździe Chowańskiego”. Przypomina to jako żywo 
słynnych  „Septentrionów”  z  Trylogii,  jak  zwykł  był  Sienkiewicz  ustami  pana  Za-

głoby nazywać Rosjan. 

Fragmenty usunięte w 1960 r. zostały w znacznej mierze przywrócone w następ-

nej edycji Bystronia (1976), co zresztą każdy czytelnik może łacno zauważyć, jako 
że  „odzyskany”  tekst  złożono  inną  czcionką. Dopiero  w  edycji  z  1994  r. usunięto 
wszystkie ingerencje cenzuralne. W okresie Polski Ludowej obejmowały one z re-
guły wszystkie teksty uznane za antysemickie. Taki właśnie los spotkał powojenne 
wydanie (1949) książki Jana Ptaśnika, Miasta i mieszczaństwo w dawnej Polsce. Z 

kolei z Polskiej satyry mieszczańskiej

3

Nie zawsze zresztą cenzorzy pracowali sumienie: tak na przykład we wznowieniu 

Historii  Kościoła,  znajdujemy  paragraf  240  zatytułowany:  Pontyfikat  Leona  XIII 

 wyłączono utwory krytykujące Żydów i Ko-

zaków.  Ukazały  się  one  oddzielnie,  w  nakładzie  zaledwie  250  egzemplarzy  jako 
druk rozprzedawany na listy imienne osobom godnym zaufania. 

                                                   

3

 Polskie satyry mieszczańskie, oprac. K. B

ADECKI

, 1950 r. 

background image

i sprawa robotnicza

4

I w cenzurze zdarzały się przypływy lenistwa. Tak więc w indeksie miejscowości 

do jednego z wydań Małego atlasu historycznego Polski figuruje Katyń, daremnie 

wszakże byśmy szukali tej miejscowości na odpowiedniej mapie. Niemal z reguły 
dość  nieuważnie  przeglądano  wszelkiego  rodzaju  księgi  pamiątkowe,  zwłaszcza, 
gdy  bywały  dedykowane  badaczom  zajmującym  się  odległymi  stuleciami.  Tym 
należy  wytłumaczyć  fakt,  iż  w  moich  Rozważaniach  o  dziejach  ojczystych

. Daremnie jednak byśmy w tym mocno skróconym przez cen-

zurę  rozdzialiku  szukali  najmniejszej  choćby  wzmianki  o  proletariacie  i  kwestii 
robotniczej. Co prawda, na miejsce „niesłusznych politycznie” uwag ks. Umińskie-
go nie dopisano nowego tekstu, jak to zwykli czynić redaktorzy wielu pism nauko-
wych, „Kwartalnika Historycznego” niestety nie wyłączając. O ile jednak w Polsce 
praktyki te ustały wraz z końcem stalinizmu, to w NRD trwały jeszcze przez długie 
lata. W  1974 r.  ogłosiłem nieopatrznie  w  „Zeitschrift  für Geschichtswissenschaft” 
(zeszyt 10) artykuł na temat polskich ech wielkiej wojny chłopskiej z 1525 r. Korekt 
mi nie przesłano, artykuł ujrzałem więc dopiero po wydrukowaniu, aby się z iryta-
cją przekonać, iż redakcja bez uzgodnienia dopisała na początku tekstu wypowiedzi 
F. Engelsa na temat wojny chłopskiej.  Uznano widocznie za niedopuszczalne, aby 
nie zacytować klasyka, który tematowi temu poświęcił oddzielną broszurę. 

W  tej  stale  toczonej  wojnie  z  cenzurą autorzy  uciekali  się  do  przeróżnych chy-

trych  podstępów.  W  czasach,  kiedy  wykreślano  wszelkie  cytaty  z  Kołakowskiego 
przytoczyłem (w Kulturze szlacheckiej w Polsce) jego wypowiedź o honorze, poda-

jąc  w  odsyłaczu  jedynie  tytuł  wypowiedzi  (Na  grób  Marii  Ossowskiej)  i  miejsce 

druku („Kultura”, nr 10, 1974). Wydaje się zresztą, iż cenzura często domyślała się, 
że chodzi tu o paryską, a nie warszawską „Kulturę”, ale wolała tego dokładniej nie 
sprawdzać. Odsyłacz do ks. Kamila Kantaka, usunięty z mego artykułu publikowa-
nego w 1970 r. (bo autor przebywał na emigracji) udało mi się przywrócić już w rok 
później  w  książce  Rzeczpospolita  i  świat.  Artykuł  wyszedł  w  Warszawie,  książka 

we Wrocławiu; można domniemywać, iż tamtejszy cenzor był gorzej poinformowa-
ny. A może „zapis” na Kantaka nie dotarł do wrocławskiej cenzury? 

5

  prze-

puszczono  refleksję,  że  gdyby  w  Rosji  utrzymał  się  Kiereński,  to  mocarstwa  za-
chodnie  nie  upomniałyby  się  o  naszą  niepodległość.  „Trudno  w  to  wątpić,  skoro 
bowiem kapitalistyczny Zachód już w 1943 r. pozostawił w sferze wpływów komu-
nistycznej Rosji całą Polskę, to tym bardziej uczyniłby to ćwierć wieku wcześniej w 
stosunku do kapitalistycznej Rosji, pozostającej na przykład pod rządami kadetów. 
W takim przypadku nie mielibyśmy za sobą owych dwudziestu lat II Rzeczypospo-
litej,  bez  której  istnienia  nie  powstałaby  oczywiście  Polska  Ludowa...”.  Zwycię-
stwem zakończył się paromiesięczny bój z cenzurą, która stanowczo zażądała, aby 
na mapce ośrodków reformacyjnych, zamieszczonej w mojej książce Geschichte der 

polnischen  Toleranz

6

                                                   

4

 Ksiądz Józef U

MIŃSKI

Pontyfikat Leona XIII sprawa robotnicza, [w:] Historia Kościoła, t. 

II, Opole 1960, s. 448-450. 

5

  J.

 

T

AZBIR

,  Rozważania  o  dziejach  ojczystych,  „Przegląd  Zachodni”  1986,  dedykacja  G. 

Labudzie. 

6

 J.

 

T

AZBIR

Geschichte der polnischen Toleranz, Verlag Interpress 1977. 

  wszystkie  nazwy  miejscowości  były  podane  w  polskim 

background image

brzmieniu. Udało mi się jednak utrzymać nie tylko Danzig, Breslau, Posen, Thorn 
czy  Krakau,  ale  nawet  Lissa  (Leszno),  Schmiegel,  Scharfenort  (Ostroróg)  oraz 
Kreuzburg (Kluczbork), co w tamtych czasach należało raczej do wyjątków. 

W dobie kontrreformacji chętnie przypominano wiernym, iż obraz religijny wi-

nien powstawać przy ścisłej współpracy malarza i teologa. Parafrazując to powie-
dzenie można stwierdzić, iż cenzor (instytucjonalny czy wydawniczy) pragnął być 
cichym  wspólnikiem  historyka.  Ocierając  się  przy  tym  o  granice  mimowolnego 
komizmu; miałem swego czasu w ręku uwagi cenzury do referatu dotyczącego roz-
woju badań nad okresem Polski Ludowej. Były one niemal rozmiaru samego refera-
tu, kończyły się zaś zabawnym zdaniem: „niedopuszczalne jest wreszcie twierdze-
nie, jakoby cenzura utrudniała postęp badań w zakresie dziejów najnowszych”. 

Świadomość istnienia podwójnej bariery cenzuralnej, w samej redakcji i na ulicy 

Mysiej, nie tylko z góry hamowała śmiałość autorskiego pióra, ale i rodziła w duszy 
historyka zrozumiałe skądinąd zahamowania. „Nie warto pisać, bo tego i tak prze-
cież nie puszczą do druku”. Stąd też może niektórzy autorzy zajmujący się XX wie-
kiem na zasadzie spóźnionej reakcji wygłaszają dziś w mass-mediach czy w prasie 
opinie zgoła przeciwne od tych, jakie padały z ich ust jeszcze przed niewielu zda-
wałoby się laty. Prawdą jest, że los polskiego historyka był mimo wszystko łatwiej-
szy pod rządami zaborców, którzy konfiskując „nieprawomyślne” książki nie wda-
wali się w zalecanie o czym i jak należy pisać. Z drugiej jednak strony po 1956 r., 
kiedy  ustał  terror  polityczny  i  można  się  było  zajmować  dowolnym  okresem  lub 
problemem, nikt nie zmuszał do wychwalania KPP czy ataków na Piłsudskiego. 

Pod wpływem kolejnych kryzysów cenzura uległa znacznemu złagodzeniu. W la-

tach siedemdziesiątych historia sacra, o której wspominałem na początku, zaczyna-

ła się dopiero od inwazji sowieckiej na Polskę (17 IX 1939). Stąd też przygotowując 
przed 1989 r. zarys zatytułowany Polska. Losy państwa i narodu (wyd. Warszawa 

1992), uznaliśmy za stosowne urwać narrację na katastrofie wrześniowej. Dalej nie 
można by już było napisać całej prawdy... 

Piszący te słowa należy do nielicznych chyba historyków, którzy mieli okazję ze-

tknąć się również z cenzurą kościelną. Dotknęła ona mój referat Różnowiercy a kult 

maryjny, wygłoszony na sesji Jasnogórskiej, a następnie opublikowany w wydawa-

nym  przez  oo.  paulinów  piśmie  „Studia  claromon-tana”

7

Jeśli moich skarg na cenzurę jest w sumie tak niewiele, do dlatego, że zajmowa-

nie się obszarem „historii świeckiej” (w więc do schyłku szlacheckiej Rzeczypospo-
litej) nie stwarzało pola do zbyt licznych konfliktów. Osobny, wcale gruby, cahier 

de dolances, mogliby oczywiście spisać historycy literatury, którym właśnie wzglę-

dy  cenzuralne  uniemożliwiły  zakończenie  zbiorowej  edycji  pism  Stefana  Żerom-
skiego (Na probostwie w Wyszkowie) czy Josepha Conrada (z uwagi m. in. na esej 

.  Muszę  jednak dodać  lo-

jalnie,  że  zgodziłem  się  na  proponowane  skróty,  ponieważ  opinie  szesnastowiecz-
nych polskich (i nie tylko polskich) protestantów o Matce Boskiej mogły się istotnie 
wydać  bluźniercze  czytelnikom  „Studiów”,  rekrutujących  się  przeważnie  z  grona 
wierzących i praktykujących katolików. Inna sprawa, iż pełny tekst artykułu ogłosi-
łem w zbiorze szkiców: Świat panów Pasków (Łódź 1986). 

                                                   

7

 J.

 

T

AZBIR

Różnowiercy a kult maryjny, „Studia claromontana” 1984, t. 5. 

background image

Cenzor sztuk teatralnych). A skoro już o Żeromskim mowa, to posiadaczom Dzie-

jów  literatury  polskiej  pióra  Juliana  Krzyżanowskiego  (wydanie  z  1969  r.)  radzę 

zajrzeć do wkładki po stronie 480, na której pozostał wyraźny ślad świadczący, iż 
właśnie stamtąd wyrwano jakąś ilustrację. Był nią portret Żeromskiego, pędzla Eli-
giusza  Niewiadomskiego.  No,  ale  w  Polsce  nigdy  nie  lubiano  zamachowców  na 
życie głowy państwa: króla czy prezydenta. W pewnych okolicznościach raził sam 
tytuł.  „Żołnierz  Wolności”  wymieniając w  styczniu  1982  r.  znaną nowelę  Żerom-
skiego,  skrócił znamiennie jej tytuł na Rozdziobią nas kruki... Wrona stała się, jak 

widać,  „trefną”  z  uwagi  na  świeżo  wówczas  powołaną  Wojskową  Radę  Ocalenia 
Narodowego. 

Rejestr propozycji tematycznych, dołączonych do apelu Instytutu Historii PAN o 

nadsyłanie  uwag  na  temat  działania  cenzury,  zawiera  m.  in.  pytanie  o  dostęp  do 
literatury  historycznej,  wydawanej na  emigracji.  Z  tym  po  1956  r. nie  było  więk-
szych kłopotów, przynajmniej dla badaczy zatrudnionych w szkołach wyższych czy 
w  Polskiej  Akademii  Nauk.  Następowało  to  po  trosze  na  zasadzie  kościelnej,  ze-
zwalającej księżom (i tylko im) czytywanie dzieł zamieszczanych na indeksie. Czy-
tywaliśmy więc publikacje emigracyjne, nie zawsze oczywiście zgadzając się z za-
mieszczanymi  w  nich  ocenami  niektórych  publikacji  krajowych.  Tak  na  przykład 
Zygmunt  Nowakowski,  polemizując  ostro  z  Marianem  Kukielem,  który  brał  w 
obronę tłumaczoną na angielski historię Polski (1961), pisał o jej trzech autorach, że 
spłodzili „nikczemnie sfałszowany skrót dziejów Polski”. Leon Koczy wspominał z 
kolei  o  zamianie  „szkarłatnego  płaszcza  Jagiellonów”  na  „moskiewski  kożuch” 
(Grunwald, Szkocja 1960). Co nie przeszkadzało mu zresztą w wysyłaniu do listów 

proszących o świeżo wydane w Polsce książki historyczne, albowiem biblioteka w 
Edynburgu, której był dyrektorem nie miała pieniędzy na zakup „tej cennej pozy-
cji”. 

W  mini-ankiecie  Instytutu  Historii  zostało  również  zawarte  podstępne  pytanie: 

czy „można mówić o pewnych pozytywnych aspektach istnienia cenzury, a jeśli tak, 
to  o  jakich?”  Nie  sposób  się  opowiadać  za  przywróceniem  cenzury  prewencyjnej, 
ale jakaś forma represji by się jednak przydała. W żadnym innym kraju Europy nie 
są  bowiem  na  rogach  ulic,  a  więc  publicznie,  sprzedawane  broszury  obwiniające 
aktualnie urzędującego prezydenta, iż doszedł do władzy w wyniku poparcia obcej 
agentury i nadal jest przez nią opłacany. Pojawiają się bezkarnie publikacje mówią-
ce o tak zwanych „mordach rytualnych” jako fakcie historycznie stwierdzonym, a 
więc szerzące nienawiść rasową. Przykłady można by, niestety, mnożyć. 

Moje  ostatnie,  jeśli  idzie  o  publikację  naukową,  zetknięcie  się  z  cenzurą  miało 

miejsce w 1986 r. z okazji druku eseju na temat legendy odsieczy Wiednia. Pisałem, 
iż jej wskrzeszanie w 1983 r. ma tworzyć jeszcze jeden pomost pomiędzy obrażo-
nymi na  siebie  nawzajem  społeczeństwem  i  rządem.  Podobnie  jak  koronacja  orła, 
który „nadal chodzi jednak z gołą głową”. To ostatnie zdanie wykreślono w całości, 
a  społeczeństwo  zamieniono  na  „część  społeczeństwa".  Stąd  też  w  książce  Świat 

panów Pasków na stronie 99 (u dołu) widzimy wyraźnie rozrzedzone linijki druku. 

Istnieje takie powiedzenie, że do policji mamy stosunek ambiwalentny: bardzo ją 

lubimy, kiedy ją wzywamy i bardzo nie lubimy, kiedy nas do siebie wzywa. Podob-
nie było i ze stosunkiem niektórych twórców do cenzury. Strasznie się na cenzurę 

background image

sanacyjną  złościł  przed  wojną  i  po wojnie  Julian  Tuwim.  Autor  Balu  w operze  (o 

czym dowiadujemy  się  z  jego  korespondencji,  ogłoszonej  swego  czasu  w  „Polity-
ce”) bardzo się jednak ucieszył  z faktu konfiskaty w 1946 r. artykułu w „Gazecie 
Ludowej”, w którym odważono się go skrytykować. 


Document Outline