background image

 

str. 1 

 

Wampiry z Morganville 7 

Rozdział: 5 

ennywell zaprowadził ja na zewn

ę

trz sali koncertowej, w chłodna noc. W 

powietrzu było czu

ć

 zapach deszczu, grzmoty przetaczały si

ę

 daleko w dali. 

Piorun roztrzaskał sie po niebie, powoduj

ą

c przez chwilk

ę

 ze Pennywell prawie 

ś

wiecił, Claire mrugn

ę

ła przez o

ś

lepiaj

ą

ce 

ś

wiatło, zobaczyła, 

Ŝ

e prowadzi j

ą

 w 

kierunku limuzyny zaparkowanej przy kraw

ęŜ

niku. 

- do 

ś

rodka- warkn

ą

ł, i popchn

ą

ł j

ą

 do otwartych tylnich drzwi. Potkn

ę

ła si

ę

, złapa

ć

 

samochodu, i wpełzła do 

ś

rodka. Było ciemno, oczywi

ś

cie. I poczuła zapach jakby 

dym z cygara. Pennywell wszedł za ni

ą

, zr

ę

cznie jak paj

ą

k, i trzasn

ą

 drzwiami za 

sob

ą

. Du

Ŝ

y samochód ruszył pełnym gazem z chodnika.  

-  

gdzie jedziemy??-  zapytała Claire.  

-  

nigdzie, - wypowiedział głos z ciemno

ś

ci, głos  Oliver ‘a. 

Ś

wiatła na tyłach 

wolno zapaliły si

ę

, ukazuj

ą

c go siedz

ą

cego na siedzeniu na cał

ą

 szeroko

ść

 pojazdu 

naprzeciw niej. Obok niego było 

ź

ródło dymu, u

ś

miechn

ą

ł si

ę

 z wy

Ŝ

szo

ś

ci

ą

 do niej 

bior

ą

c długie poci

ą

gni

ę

cie swojego cygara. Myrnin miał ubrana czerwona marynark

ę

 

dzi

ś

 wieczorem, ze skomplikowanym haftem na plecach. Wygl

ą

dał prawie normalnie. 

Miał na sobie nawet buty.  
-  

Cohibe? - zapytał, i wyj

ą

ł cygaro z kieszeni  oferuj

ą

c jej. Potrz

ą

sn

ę

ła swoj

ą

 

głow

ą

, silnie. 

-  

Szkoda. Wiesz, wyzwolone kobiety du

Ŝ

o pala. 

-  

Rak nie jest seksowny. 

Leniwie wzruszył ramionami. 
-   

Wszyscy umieraj

ą

 na co

ś

, - powiedział.- a wszyscy płacimy za swoje 

przyjemno

ś

ci, tak czy inaczej.  

-  

Myrnin, co do diabła si

ę

 dzieje? Wysyłasz tego dziwaka by mnie porwał....?  

-   

Tak naprawd

ę

,- Oliver powiedział,- Ja wysłałem Pennywell. Wydawało mi si

ę

 

ze z nim b

ę

dziesz mniej dyskutowa

ć

 ni

Ŝ

 z jednym z nas lub z jednym z twoich 

przyjaciół 
 Pennywell za

ś

miał si

ę

.- i tu jeste

ś

 w bł

ę

dzie. 

-   

Nigdy nie mówiłem, 

Ŝ

e to b

ę

dzie łatwe.? Oliver zako

ń

czył na tym rozmow

ę

, i 

znów skupił si

ę

 na Claire. Pochylił do przodu, łokcie oparł na kolanach, i próbowała 

nie budzi

ć

 grozy.- Myrnin i ja chcemy zapyta

ć

 ci

ę

 o Amelie. 

-  

Amelie.- Claire spojrzała na niego oboj

ę

tnie a nast

ę

pnie poczuła si

ę

 pierwsza 

dreszcze alarmu.- Co o niej?  
-   

Porozmawiajmy o wczorajszym wieczorze. Sk

ą

d wiedziałe

ś

 co ona robił? Ja 

nie wiedziałem 
-   

My

ś

l

ę

 ze to przez bransoletk

ę

. Nie wiem. Mo

Ŝ

e…  Mo

Ŝ

e to Ada, pomy

ś

lała, 

ale nie powiedziała. Myrnin wpatrywał si

ę

 w ni

ą

 przymru

Ŝ

onymi oczyma i dmuchał 

chmurze dymu przez dach- Mo

Ŝ

e chciała 

Ŝ

ebym wiedziała. W gł

ę

bi duszy. Mo

Ŝ

chciała by kto

ś

 j

ą

 powstrzymał. 

-  

 Była zdziwiona gdy cie zobaczyła??- Myrnin zapytał. Claire wolno kiwn

ę

ła 

głow

ą

.- Wiec ona wzywała ci

ę

ś

wiadomie albo nie

ś

wiadomie. Interesuj

ą

ce. 

-  

Teoria?-  Oliver zapytał.  

background image

 

str. 2 

 

-   

nie teraz. Myrnin wzruszył ramionami; wtedy popsuł swój chłód przez 

zauwa

Ŝ

anie czego

ś

 na zewn

ą

trz przez okno limuzyny i rozja

ś

nił sie jak trzylatek z 

now

ą

 zabawk

ą

.-  Oh, całonocny bar dla zmotoryzowanych! Ch

ę

tnie zjadłbym 

cheeseburgera. Czy nie uwielbiasz tego stulecia?  
-  

Skup si

ę

 durniu- Oliver warkn

ą

ł- Co dzieje si

ę

 z Amelie? Czy traci kontrole?  

-  

Dlaczego my

ś

lisz ze si

ę

 nie kontroluje??- Myrnin zapytał z roztargnieniem, 

wtedy spojrzał na Claire i zmarszczył brwi.- Co si

ę

 stało z twoja twarz

ą

??  

-  

Ty-  warkn

ę

ła. - pami

ę

tasz? 

-   

Ja na pewno nie kazałem ci Spalic si

ę

 na sło

ń

cu. Co mogło ci to zrobi

ć

??  

-   

Pudło? Bomba UV? Dzwoni ci jaki

ś

 dzwon?  

-   

Oh.- Myrnin ostro

Ŝ

nie rozwa

Ŝ

ył to, wtedy westchn

ą

ł - tak. Całkowicie moja 

wina. Przepraszam. O czym rozmawiali

ś

my?  

-  

O  Amelie,- Oliver powiedział, prawie warcz

ą

c.- Czy ona jest zdolna 

przewodzi

ć

??  

Myrnin zgasił swoje cygaro w popielniczce.- Ostro

Ŝ

nie, mój stary przyjacielu, - 

powiedział.-  Jeste

ś

 bardzo bliziutko by powiedzie

ć

 cos czego b

ę

dziesz 

Ŝ

ałował,. Ja 

nie jestem jednym z twoich stworze

ń

.  

-  

nie,- Oliver zgodził si

ę

.- Jeste

ś

  istot

ą

 

Ŝ

ywa do szpiku ko

ś

ci. Zbudowałe

ś

 jej to 

obł

ą

kane miasto. Przypuszczam, 

Ŝ

e mógłby

ś

 je zniszczy

ć

 gdyby

ś

 tylko chciał. 

Uwaga Myrnina  wydawała si

ę

 by

ć

 skupiona na zgniataniu cygara.  

-  

Co masz na my

ś

li?? 

-  

 Amelie powiedziała 

Ŝ

e Morganville zostało zbudowane jako eksperyment, by 

zobaczy

ć

 czy wampiry i ludzie mog

ą

 

Ŝ

y

ć

 otwarcie, i w pokoju. Tak wi

ę

c, my

ś

l

ę

 ze 

przez ten cały czas, znamy odpowied

ź

 na to pytanie. Jedyny sposób by kontrolowa

ć

 

ludzi to przez strach, niewielkie korzy

ś

ci, i apele do ich chciwo

ś

ci. Ten eksperyment 

nie uczynił nas silniejszym, stali

ś

my si

ę

 słabsi. 

 My i tak nie 

Ŝ

yjemy- Myrnin powiedział- dla tego 

ś

wiata. 

Pennywell, kto nie odezwał sie od czasu wej

ś

cia  do limuzyny, drwi

ą

co za

ś

miał si

ę

Niektórzy z nas- powiedział.  
-  

Niektóry z nas zostan

ą

 zabici 

 Ka

Ŝ

dy  głupiec mo

Ŝ

e zabija

ć

. Potrzeba  geniusza 

Ŝ

eby stworzy

ć

-  

Hej! - Claire zawołała- Dlaczego ja?? Dlaczego złapali

ś

cie mnie? 

-  

 Nadal na ten temat rozmawiamy -Myrnin powiedział. 

 Oliver wygl

ą

dał na wystarczaj

ą

co poirytowanego - nie rozmawiamy tu o tym. 

Dziewczyna najwyra

ź

niej ma pewien zwi

ą

zek z Amelie. To mo

Ŝ

e by

ć

 jedyna 

gwarancja, 

Ŝ

e ona przyjedzie do nas. – Nie b

ą

d

ź

 głupi. Amelie mo

Ŝ

e mie

ć

 pewien 

zwi

ą

zek do ni

ą

 ale Claire jest do zast

ą

pienia,?- Myrnin powiedział.- Bez urazy, 

kochana, ale jeste

ś

 tylko człowiekiem. Ludzie s

ą

, z definicji, wymienialni. 

-   

Wampiry tez -  Pennywell powiedział.- Uwzgl

ę

dniaj

ą

c ciebie ty szalony 

nieszcz

ęś

niku. 

-  Nigdy nie był w Wariatkowie,- Myrnin powiedział. – Chocia

Ŝ

 słyszałem, 

Ŝ

e zabijałe

ś

 

wi

ęź

niów gdy uciekły szczury.  

  

To musiała by

ć

 powa

Ŝ

na obraza dla wampira albo co

ś

, poniewa

Ŝ

 Pennywell 

rzuci si

ę

 przez samochód by chwyci

ć

 Myrnina za gardło.. Myrnin nawet nie 

zareagował reagowa

ć

. Za

Ŝą

dał.- Oliver, - powiedział, - kontroluj swoje zwierz

ę

 zanim 

ja b

ę

d

ę

 do tego zmuszony. 

Pennywell warkn

ą

ł. Jego kły wysun

ę

ły si

ę

 w dół. Oczy Myrnina  zabłysły czerwienia, , 

złapał Pennywell  za nadgarstek i go wykr

ę

cił. Ko

ś

ci złamały si

ę

. Pennywell zawył, 

najwyra

ź

niej wstrz

ąś

ni

ę

ty siła Myrnina. S

ą

dz

ą

c po minie, Oliver nie tego  dokładnie 

oczekiwała . Myrnin odsun

ą

ł Pennywell do swojego miejsca, pokazywa

ć

 palcem jago 

background image

 

str. 3 

 

miejsce, i u

ś

miechn

ą

ł si

ę

.- Nast

ę

pnym razem, wezm

ę

 twoje kły, -powiedział.- Wtedy 

b

ę

dziesz bezz

ę

bnym tygrysem. Przewiduje za ci si

ę

 to nie spodoba..B

ą

d

ź

 miły.  

-  

Chłopcy,- Oliver powiedział lekko, - Najwa

Ŝ

niejsze pytanie brzmi: Czy 

pozwolimy Amelie dalej rz

ą

dzi

ć

  Morganville? Albo u

Ŝ

yjemy dziewczyny by pozbawi

ć

 

ja  kontroli, raz na zawsze?? 
 Myrnin westchn

ą

ł. – Wiesz , 

Ŝ

e Amelie jest poinformowane o twoich zamiarach? ona  

spodziewała si

ę

 twojego ostatecznego buntu? Poniewa

Ŝ

 to było proste jak ksi

ęŜ

yc 

Ŝ

ty ja zdradzisz, - - Nie znosz

ę

 rozczarowani,-  Oliver powiedział. – I ona słabnie. 

Słabeusz nie mo

Ŝ

e rz

ą

dzi

ć

-  

 znam Amelie kawał czasu, i nigdy nie przedstawiłbym jej jako słabeusza.-  

Myrnin zapalił inne cygaro, zapałał je jaskrawym niebieskim płomieniem z 
zapalniczki, wypuszczaj

ą

c du

Ŝ

o dymu . Claire prawie dusiła si

ę

 i do oczu napłyn

ę

ły 

jej łzy które musiała wyciera

ć

 

Ŝ

eby cos zobaczy

ć

-  

Mo

Ŝ

e jest  Mniej pewna siebie ni

Ŝ

 wcze

ś

niej. Ale nie słaba, co odkryjesz kiedy 

na ni

ą

 naci

ś

niesz. 

 Oliver spojrzał z marsow

ą

 min

ą

 na niego.- My

ś

lał, 

Ŝ

e jeste

ś

 ze mn

ą

 w tym.  

-  

Powiedziałem, tak? Có

Ŝ

, Jestem niezdecydowany, jak ju

Ŝ

 wiesz.? Myrnin 

zamkn

ą

ł swoje oczy z rado

ś

ci poniewa

Ŝ

 wypu

ś

cił kolejny dym z cygara.- Jeste

ś

  

bardzo blisko by  przekupywa

ć

 mnie tymi znakomitymi Kuba

ń

czykami cygarami . Nie 

czułem si

ę

 tak od kiedy Wiktoria była Królow

ą

 Anglii. Ale w ko

ń

cu, musz

ę

 

pozostawa

ć

 lojalny wobec mojej pani. I naprawd

ę

 nie mog

ę

 pozwoli

ć

 ci dr

ę

czy

ć

 

mojego asystenta. Przecie

Ŝ

, to moja praca. 

-   

My

ś

lałem ze tak to przedstawisz-  Oliver powiedział. Wyci

ą

gn

ą

ł kołek z  

wewn

ę

trznej kieszeni  jego płaszcza i skierował go w klatk

ę

 piersiowa Myrnina. 

 

Claire krzykn

ę

ła i rzuciła si

ę

 na Olivera, albo przynajmniej zamierzała — 

limuzyna gwałtownie skr

ę

ciła, wytr

ą

caj

ą

c z równowagi wszystkich, i Claire sko

ń

czyła 

na wyło

Ŝ

onej wykładzin

ą

 podłodze z Myrnin ’ s na niej. Co

ś

 uderzyło ich, twardego, i 

Claire poczuła, jak samochód podniósł si

ę

, przekr

ę

cił w powietrzu, i upadł na dach, 

wysyłaj

ą

c ja i Myrnin na dachu limuzyny. Oliver i Pennywell jako

ś

 zostali na swoich 

miejscach — utrzymuj

ą

c si

ę

 nawzajem , najwidoczniej. Claire uwolniła si

ę

  od Myrnin 

ciała, dysz

ą

c i zdezorientowana. Nie była ranna, albo przynajmniej nie czuła bólu, ale 

wszystko wydawało si

ę

 troch

ę

 dziwne. Zbyt jasne. Zbyt ostre. Oczy Pennywell były 

jaskrawoczerwone, i jego kły wysun

ę

ły si

ę

.  

 

Oliver równie

Ŝ

 patrzał na ni

ą

 jak na obiad.  

 

Boczne okno zbiło gdy samochód dachował. Claire złapała Myrnin za ramiona, 

pełza

ć

 tyłem przez rozbite okno, i ci

ą

gn

ą

c go za sob

ą

. Jak tylko wyci

ą

gn

ę

ła jego 

klatk

ę

 piersiowa z limuzyny, obj

ę

ła rekami dookoła kołka, szarpn

ę

ła go z wysiłkiem 

-  

ahhhhhhhhh – krzykn

ą

ł Myrnin, usiadł pionowo i chwycił si

ę

 za pier

ś

 – Oh, 

Bo

Ŝ

e jak ja tego nie nienawidz

ę

 

Pennywell skoczył na proste nogi jak blady skacz

ą

cy paj

ą

k. Myrnin trzasn

ą

ł 

butem go w  twarzy i pełzał wolny od wraku samochodu, łapi

ą

c Claire gdy stan

ą

ł na 

nogi. Krew była na jego koszulce, a jego twarzy była poci

ę

ta w niektórych miejscach 

przez p

ę

kni

ę

t

ą

 szyb

ę

, ale wygl

ą

dał dobrze, naprawd

ę

., Jednak, był piekielnie 

w

ś

ciekły.  

Pennywell wypełzł z limuzyny. Jego twarz nie była ju

Ŝ

 pusta; była pełna nienawi

ś

ci. 

-   

Heretyk - wysyczał.- Co znaczy ze b

ę

d

ę

 patrzył jak si

ę

 palisz, ty i twoi znajomi 

- rzucił jadowite spojrzenie na Claire, przełkn

ę

ła 

ś

lin

ę

.  

 - 

 Jacy znajomi? ” zapytała o Myrnin. 

background image

 

str. 4 

 

 -  

 demoniczny duch, który pomaga czarownicy, - powiedział.- zazwyczaj pod 

postaci

ą

 czarnego kota, ale zakładam ze ty to robisz. Pomimo 

Ŝ

e w moim mniemaniu 

jeste

ś

 wystarczaj

ą

co szalony. 

-  

Dzi

ę

kuje  

-   

Niema za co, 

Myrnin podniósł swoje brwi i wskazał brod

ą

 na Pennywell.- Có

Ŝ

? Czekasz Az twój 

obiad dokona samos

ą

du by wzmocni

ć

 twoja dum

ę

??  

Claire miała bardzo okropne nagłe ol

ś

nienie.- Gdzie jest Oliver? 

I w tym momencie zimna r

ę

ka zacisn

ę

ła si

ę

 wokół jej szyi, utrudniaj

ą

c jej oddychania 

i powoduj

ą

c nagł

ą

 panik

ę

. Był odci

ą

gana daleko, całkowicie bezwładna i bez kontroli, 

zobaczył, jak Myrnin zmierza do niej ale nie do

ść

 szybko; oddalała si

ę

 od niego, 

daleko w ciemno

ś

ci....  

 

Wszystkie obrazy stan

ę

ły jej przed oczami: krwawi

ą

cy Myrnin, i z 

wybałuszonymi oczami, si

ę

gaj

ą

cy po ni

ą

. Pennywell u

ś

miechaj

ą

c si

ę

 z wy

Ŝ

szo

ś

ci

ą

 

stoj

ą

c obok szcz

ą

tków limuzyny. Pal

ą

cy sie sedan, który spowodował wypadek 

limuzyny  — maska  pogniotła si

ę

 jak folia aluminiowa. 

 To był samochód wampirów.  
Drzwi od strony kierowcy były otwarte.  
Claire dusiła si

ę

, z trudem łapi

ą

c oddech, szarpała r

ę

k

ę

 trzymuj

ą

c

ą

, jej gardło. Nie 

dobrze. Jej 
paznokcie nie raniły go w ogóle ani jej kopni

ę

cia pi

ę

tami.  

-  

cicho,- Oliver złajał j

ą

, i 

ś

cisn

ą

ł mocniej.- Chciałbym powiedzie

ć

 ze to zaboli 

mnie bardziej, ale to nie byłaby całkowita prawda. 
 

Nagle wzi

ą

ł gwałtowny wdech, i jego r

ę

ka zsun

ę

ła si

ę

 z gardła Claire. Przeszła 

si

ę

 do przodu dwa kroki, trzymaj

ą

c rekami swojej obolałej szyi, a nast

ę

pnie obejrzała 

si

ę

. Oliver spogl

ą

dał w dół na swoj

ą

 klatk

ę

 piersiow

ą

 gdzie kołek wystawał z jego 

klatki piersiowej.  
- cholera, - powiedział, i upadł na kolana.  
Michael stał za nim.  
Michael wła

ś

nie d

ź

gn

ą

ł Oliver.  

Przeszedł obok starszego wampira i złapał Claire.- Wszystko dobrze? 
Nie mogła wypowiedzie

ć

 

Ŝ

adnego  słowa przez stłuczone gardło, ale kiwn

ę

ła głow

ą

szeroko otwartymi oczami. W ci

ą

gu kilku sekund Myrnin tez tam był , podnosz

ą

c j

ą

 i 

bezceremonialnie podaj

ą

c ja w ramiona Michael  

Zabierz ja stad  powiedział.- Oliver nie b

ę

dzie zadowolonym, chłopcze. Lepiej 

odejd

ź

cie  

-  

Musiałem - Michael powiedział.- musiałem go d

ź

gn

ąć

. Zamierzał ja zabi

ć

 

-  

Dokładnie to nie, zamierzał sprawi

ć

 jej tyle bólu by Amelie przez wi

ęź

 

poczułaby to wszystko. Ale nie to  miałem na my

ś

li. Rozbiłe

ś

 jego limuzyn

ę

. Oliver 

kocha swoja limuzyna.- Michael otworzył swoje usta, ale zamkn

ą

ł je nie wiedz

ą

c co 

ma na to odpowiedzie

ć

.  

 

Myrnin, spojrzał na Pennywell, i powiedział,- Michael, zabierz dziewczyn

ę

 i id

ź

Mam tu par

ę

 rzeczy do robienia. Zostaw kołek tam gdzie jest  nie chce by Olivera mi 

przeszkadzał. Mam par

ę

 spraw do załatwienia z poszukiwaczem czarownic … 

 

Kiedy Michael zawahał si

ę

, ciemne oczy Myrnina błysn

ę

ły wobec niego 

poleceniem Zabierz ja. Michael kiwn

ą

ł głow

ą

, i Claire straciła cały zmysł gdzie była, 

poza tym ze była trzymana w ramionach, i poruszali si

ę

 szybko.  

Ś

wiatła przemkn

ę

ły jak błyskawica, ruszaj

ą

c si

ę

 tak szybko  ze nie mogła si

ę

 na nich 

skupi

ć

. Palenie w gardle zmalało z ognia do szczypania, i starała si

ę

 odchrz

ą

kn

ąć

Miała wra

Ŝ

enie jakby miała szkło w gardle ale wydała słaby d

ź

wi

ę

k.  

background image

 

str. 5 

 

 

Michał zwolnił do normalnego ludzkiego bieg, nast

ę

pnie do spaceru, i Claire 

zobaczyła, 

Ŝ

e wrócili do teatru TPU. Ewa, Shane, i Kim stali przed samochodem Eve. 

Dwoje z nich było wstrz

ąś

ni

ę

te; Kim wła

ś

ciwie nie wygl

ą

dała jakby bardzo si

ę

 tym 

przej

ę

ła.  

-   

Claire!-  Shane podszedł jako pierwszy, wyjmuj

ą

c j

ą

 z rak Michaela i 

łagodzenie stawiaj

ą

c ja na nogi. Gdy zachwiała sie, złapał ja, z niepokojem ogl

ą

daj

ą

j

ą

.- Co do diabła si

ę

 stało, Michael? 

 -  

Wypadek - Claire szepn

ę

ła – wypadek samochodowy. Cze

ść

.?  

 -  

Cze

ść

 -  Shane powiedział -  Co chcesz powiedzie

ć

 , przez wypadek 

samochodowy? Jezus, Michael, rozbiłe

ś

 swój  samochód??  

-  Wjechał w  limuzyna,? Claire powiedziała. Wydawało jej sie wa

Ŝ

ne by wyja

ś

ni

ć

 z 

jakiego powodu. – Uratował  mnie.  
 Jak na razie, w ka

Ŝ

dym razie. 

Naprawd

ę

 nie była pewna co by si

ę

 stało jej gdyby Oliver’owi  udało si

ę

 usun

ąć

 

Myrnin i miałby czas by zrobi

ć

 jak

ą

kolwiek z nieprzyjemnych rzecz które zaplanował, 

albo gdyby Pennywell trzymałby  ja. Było tyle okropnych mo

Ŝ

liwo

ś

ci.  

-  

musimy stad odjecha

ć

,- Michael powiedział- teraz. Eve. 

Wyci

ą

gn

ę

ła swoje kluczyki do samochodu ze male

ń

kiego czarnego portfela, 

schowanego pod jej aksamitn

ą

 spódnica, i usiadła za kierownic

ą

 swojego du

Ŝ

ego 

sedana. Kim usiadła na przednim miejscu dla pasa

Ŝ

era, zostawiaj

ą

c Claire z tyłu, 

wci

ś

ni

ę

ta pomi

ę

dzy Shane’m a Michael — co nie był wcale takim złym miejscem. 

Miała drgawki, u

ś

wiadamiaj

ą

c  sobie ze Przypuszczalnie, jest to wstrz

ą

s albo cos 

innego. Shane trzymał jej lewa r

ę

k

ę

, a Michael prawa, zamkn

ę

ła oczy poniewa

Ŝ

 Ewa 

wcisn

ę

ła gaz do dechy wyje

Ŝ

d

Ŝ

aj

ą

c z  parkingu, kieruj

ą

c si

ę

 do domu. 

 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

 

str. 6 

 

Wampiry z Morganville 7 

Rozdział: 6 

 

-  

Mamo? – spojrzała na zegarek, przygryzła usta, przygotowana na najgorsze – 

Hej, przepraszam ze dzwonie tak pó

ź

no. Wła

ś

nie wrócili

ś

my z koncertu, wiesz ze 

Michael grał dzi

ś

 wieczorem, prawda? Jestem w Domu Glass’ow, zostan

ę

 tu na noc, 

dobrze? Cze

ść

, kocham cie. - Odło

Ŝ

yła słuchawk

ę

 i wydała długie westchnienie, 

opieraj

ą

c si

ę

 o klatk

ę

 piersiow

ą

 Shanea. 

-  

Dzi

ę

ki Bogu za automatyczne sekretarki, my

ś

l

ę

 ze nie byłabym wstanie tego 

zrobi

ć

 gdyby odebrała.  

Pocałował j

ą

 w kark łagodnie – Nie interesuje nie co powiedz

ą

 twoi rodzice, dzi

ś

 nie 

spuszcz

ę

 ci

ę

 z oczu, Nie dzisiaj.  

Byli w domu, bezpieczni w Domu Glassów. Michał poszedł na gór

ę

 przebra

ć

 si

ę

 ale 

Ewa była nadal z nimi, chodz

ą

c wokół w nich w efektownych szmatkach. Co wi

ę

cej, 

fu, Kim była z nimi. Ale czuli si

ę

 jakby zostali sami jak palec. Shane obj

ą

ł ja od tyłu 

swoimi ramionami, i odpr

ęŜ

yła si

ę

, cały strach odszedł daleko z niej. Jej małe r

ę

ce 

oplotły sie wokół jego rak, poczuła si

ę

 bezpieczna poniewa

Ŝ

 wyczuła jego mi

ęś

nie 

ruszaj

ą

ce si

ę

 pod jego aksamitna skóra. 

Nawet je

Ŝ

eli ona nie była tak  naprawd

ę

 bezpieczna, nigdy.  

-  

musz

ę

 podzi

ę

kowa

ć

 Michael’owi, -  powiedziała, i ucichła by odchrz

ą

kn

ąć

. Co 

wcale mocno jej nie pomogło. – Nie musiał za mn

ą

 jecha

ć

-   

Zniszczyłbym jego tyłek je

ś

li by tego nie zrobił - Shane powiedział, z takim 

uparto

ś

ci

ą

 

Ŝ

e Az si

ę

 skrzywiła -  on nie pozwolił mi i

ść

 z nim. 

-   

Mógłby

ś

 zosta

ć

 ranny w wypadku. 

 - 

 On nie martwił si

ę

 o mnie  

 Martwił, miałam sta

ć

 si

ę

 obiadem. - Shane westchn

ę

ło i oparł czoło o jej 

rami

ę

.- I miał racje 

-   

On uratował moje 

Ŝ

ycie. 

-   

Rozumiem. Mogliby

ś

my przesta

ć

 rozmawia

ć

 o Michaelu przez kilka sekund-   

zabrzmiało jakby cierpiał 
 -  

Nie jeste

ś

 zazdrosny.?  

Shane uniosło dwa palce zło

Ŝ

one prawie razem.- Mo

Ŝ

e tylko troszeczk

ę

. I tylko 

dlatego ze dziej

ą

 si

ę

 wokół niego te rokowe rzeczy. Ty dziewczyny dostajecie obł

ę

du. 

-   

Zamknij si

ę

-   

Powa

Ŝ

nie, rzucacie majtkami i takie tam, tak słyszałem.  

Obróciła si

ę

 w kółko w jego ramionach, stan

ę

li twarz

ą

 w twarz. Bez słow. Pochylił do 

niej jak przyci

ą

gaj

ą

ca grawitacja, cieple usta naprzeciwko jej, najpierw powoli, 

leniwie, wtedy staj

ą

ce si

ę

 gor

ę

tsze, oddech przyspieszył. Jej umysł eksplodował od 

tysi

ą

ca wspomnie

ń

…. delikatnej skory na jego karku, w jaki sposób wypowiada jej 

imi

ę

, szeptów, jego 

Ŝ

ar naprzeciwko jej. 

 Hej – głos Eve, zazwyczaj niegro

ź

ny, sprawił ze Claire odskoczyła – Wiem, 

szale

ń

czo zakochani, i tak dalej ale mogliby

ś

cie tego nie robi

ć

 tutaj? Naprawd

ę

 

chciałabym by

ć

 w stanie powiedzie

ć

 twoim rodzicom ze nigdy nie widziałam co si

ę

 

dzieje miedzy wami, gdy zechc

ą

 wzi

ąć

 nas na przesłuchania.  

background image

 

str. 7 

 

 

Shane pocałował ja jeszcze raz, lekko, delikatnie i potargał jej włosy – Ci

ą

dalszy nast

ą

pi – powiedział. 

-  

Nie znosz

ę

 nagłego przerywania. 

-  

Win za to Eve. 

Claire odeszła od niego i 

ś

wiat wrócił do normalno

ś

ci Wolo niej – zabawne jak 

wszystko wydaje si

ę

 znika

ć

 kiedy jest z nim. Eve siedziała na kanapie przerzucaj

ą

kanały w telewizorze. Kim siedziała po turecku na podłodze czytaj

ą

c opis gry – Hej – 

powiedziała – Kto gra w zombie? 
-  

Ugf – powiedziała Eve – Nie ja. 

-  

Ja troszeczk

ę

 – przyznała si

ę

 Claire 

Wiec to znaczy ze nie grasz , a mo

Ŝ

e… no dalej kto

ś

 tu musi by

ć

 mistrzem w 

tej grze. 
Shane w ko

ń

cu podniósł r

ę

k

ę

, Kim u

ś

miechn

ę

ła si

ę

 –Rz

ą

dzisz Collins – Powiedziała 

– Pokaz co potrafisz. 
Usta Claire nadal czuły pocałunki , całe jej ciało czuło jeszcze podniecenie ale 
spojrzenie Kim sprawiło ze si

ę

 ostudziła. Zauwa

Ŝ

yła ze Shane to pochlebiało, ale 

równie

Ŝ

, Shane nigdy nie poddawał si

ę

 je

ś

li chodzi o wyzwania, tak naprawd

ę

. Z tym 

wyj

ą

tkiem ze teraz to zrobił – Nie mog

ę

 – powiedział – musze sprawdzi

ć

 co u 

Michael’a. 
-  

Ju

Ŝ

 sprawdziłam – powiedziała Eve – Gdyby

ś

 zauwa

Ŝ

ył nie jeste

ś

cie samotni 

na Cudownej Planecie. On ma si

ę

 dobrze, rozmawia przez telefon z Amelie. 

Radziłabym tam nie i

ść

-  

Oh – wymówka Shanea po prostu wyparowała. Claire nie mogła stwierdzi

ć

 czy 

był wstanie drugi raz odmówi

ć

 Kim. Eve wstała i podała mu d

Ŝ

ojstik, Kim wzi

ę

ła drugi 

ze stołu – Załaduj i strzelaj, domy

ś

lam si

ę

 

Claire zostawiła go i poszła na gore. Łazienka była wolna skorzystała z niej, 

porz

ą

dkuj

ą

c opłakany stan twarzy i posiniaczonej szyi, nast

ę

pnie poszła do sypialni 

by znale

źć

 par

ę

 wygodnych d

Ŝ

insów i jak

ąś

 koszulk

ę

. Ładna koszulk

ę

. Równie

Ŝ

 

poło

Ŝ

yła troch

ę

 błyszczyka na usta. Tylko troszeczk

ę

 

Mogła słysze

ć

 okrzyki i skrawki rozmów z dołu gdy otworzyła drzwi od sypialni. 

Kim i Shane byli w trakcie gry co nie sprawiało ze czuła mniej odrzucona – Dalej, 
przełknij to – powiedziała do siebie szorstkim zachrypni

ę

tym głosem, przykleiła 

u

ś

miech na twarz i schodziła na dół. 

 

Ukryte drzwi na przeciw sypialni Eve otworzyły si

ę

 cichym klikni

ę

ciem i 

pojawiło si

ę

 przytłumione 

ś

wiatło. Claire zauwa

Ŝ

yła migocz

ą

cy czarno biały obraz 

kobiety w pełnym wiktoria

ń

skim stroju. Wygl

ą

dała jak upiór i gdziekolwiek indziej 

Claire uciekłaby z krzykiem do miejscowych pogromców duchów. 
 

Ale tu było Morganville, i Claire znała Ad

ę

 zbyt dobrze. 

 Co? – stanowczo zapytała Claire. Ada lub obraz Ady zrobił uciszaj

ą

cy gest 

palcem przykładaj

ą

c go do ust. Obróciła si

ę

 tak jak dwuwymiarowy obraz i znikn

ę

ła w 

ś

rodku. Ponownie ukazała si

ę

 jak wchodziła do góry po schodach nie dotykaj

ą

c ich. 

-  

Powa

Ŝ

nie? – westchn

ę

ła Claire – Cudownie, po prostu 

ś

wietnie. – i poszła za 

Ada. Drzwi zamkn

ę

ły si

ę

 na ni

ą

 z takim samym klikni

ę

ciem. Na górze 

ś

wi

ę

cił si

ę

 

kalejdoskop kolorów z lampy od Tiffaniego i Claire zobaczyła obraz Ady, zwrócony 
do niej twarz

ą

, stała po przeciwnej stronie pokoju kolo starej aksamitnej kanapy. 

 W porz

ą

dku, jestem – powiedziała Claire – czego chcesz? 

Ada znów zrobiła uciszaj

ą

cy gest r

ę

k

ą

, co było bardzo denerwuj

ą

ce. Ada była 

komputerem, m

ą

drym i prawdopodobnie miłym dla ludzi, ale nadal… była tajemnicza 

i Claire naprawd

ę

 nie lubiła tego okrutnego u

ś

miechu na jej gładkich ciemnoszarych 

ustach. 

background image

 

str. 8 

 

 

Ada dotkn

ę

ła 

ś

ciany i otworzyła ciemno

ść

 jednego z portali które Ada 

kontrolowała w mi

ęś

cie… to cos w rodzaju magicznych tuneli, chocia

Ŝ

 Claire nie 

znosiła nazywa

ć

 tego magia. To był fizyka, przera

Ŝ

aj

ą

ce odkrycie fizyczne. To 

znaczyło ze to było ostateczne szybkie przej

ś

cie, ale niebezpieczne…. Claire 

zmarszczyła brwi staraj

ą

c si

ę

 dowiedzie

ć

 co było na drugim ko

ń

cu tunelu. Droga była 

długa i ciemna, nie wydawała si

ę

 bezpieczna. 

-  

Nie – powiedziała – Nie wydaje mi si

ę

, przepraszam 

Dlaczego przepraszała ta szalona komputerowa kobiet

ę

, nie wiedziała tego. Ada nie 

była jej przyjaciółk

ą

, nawet jej zbytnio nie lubiła, chocia

Ŝ

 – przez rozkaz Myrnina – 

Ada musiała jej si

ę

 podporz

ą

dkowa

ć

Ada przestała si

ę

 u

ś

miecha

ć

. Wzruszyła ramionami, odwróciła si

ę

 i w

ś

lizgn

ę

ła w 

portal. Znikn

ę

ła w  ciemno

ś

ci. Po kilku sekundach szara r

ę

k

ą

 wysun

ę

ła si

ę

 z 

ciemno

ś

ci i zrobiła zapraszaj

ą

cy gest Chod

ź

 niecierpliwi

ą

c si

ę

.  

-  

Nie -powiedziała Claire i tym razem usiadła na kanapie – Niema mowy. Ju

Ŝ

 

dzi

ś

 wystarczaj

ą

co du

Ŝ

o przeszłam. Została

ś

 sama ze swoim problemem, Ado. 

Jej telefon zadzwonił, d

ź

wi

ę

k rozbrzmiewaj

ą

cy si

ę

 po całym pokoju sprawił ze 

podskoczyła i si

ę

gn

ę

ła po telefon. Na ekranie było napisane Dzwoni Shane

Odebrała. 
-  

Shane? 

 

Zakłócenia, po chwili usłyszała mechaniczny plaski glos Ady  

– 

 Myrnin cie potrzebuje, chod

ź

 ! – brzmiała na zimna i rozgniewana ale 

zazwyczaj taka była, chyba ze głupio u

ś

miechała si

ę

 do Myrnina. Claire zatrz

ą

sn

ę

ła 

telefon i zdmuchn

ę

ła włosy z czoła gapi

ą

c si

ę

 w ciemno

ść

. To mo

Ŝ

e by

ć

 laboratorium 

Myrnina. Mogłaby jej po prostu powiedzie

ć

. Myrnin jako wampir zwyczajnie 

zapominał wł

ą

czy

ć

 

ś

wiatło co było do bani.  

Naprawd

ę

 musz

ę

 zacz

ąć

 nosi

ć

 latark

ę

 - mamrotała, a nast

ę

pnie wpadła na 

ś

wietny pomysł. Była tam  lampa w stylu Tiffany w k

ą

cie przy kanap

ę

. Claire 

podniosła ci

ęŜ

ki szklany klosz, odło

Ŝ

yła go, i wzi

ę

ła podstaw

ę

 z elektrycznym 

przewodem, wtedy rzuciła ja przez progu portalu, w ciemno

ś

ci. Zobaczyła Ad

ę

 

stoj

ą

c

ą

 tam, z zało

Ŝ

onymi rekami na piersi, chłodna i pozbawiony wyrazu, otoczony 

przez wycie

ń

czone blade wampiry, które krzyczały i uciekały przed 

ś

wiatłem. Miały 

ogromne kły i spiczaste szpony, i nie byli tacy sami jak pozostałe wampy.... To były 
tunel szczurów, które przebywały w ciemnych miejsca, nie wchodziły na 

ś

wiatło i 

istniały tylko by zabija

ć

. Nieudany eksperyment, Myrnin tak ich nazwał 

Ada chciała by weszła w sam 

ś

rodek ich. 

 

 Claire krzykn

ę

ła w szoku, i zatrz

ą

sn

ę

ła portal w umy

ś

le, wtedy poło

Ŝ

yła r

ę

k

ę

 

na ciemnej 

ś

cianie pokoju i bardzo si

ę

 skupiła by rzeczywi

ś

cie to zrobi

ć

. Był sposób 

by zamkn

ąć

 go klucz to — mo

Ŝ

e — i szukała odpowiedniej cz

ę

stotliwo

ś

ci by to 

zrobi

ć

. To było jak zasuwka, i to zatrzymałoby do Ady po ka

Ŝ

dego kto chciałby tedy 

przej

ść

.  Miała taka nadziej

ę

.  

 

Zamykanie portalu złamało lamp

ę

 na pół, i wyrwało podstaw

ę

 i wtyczk

ę

 ze 

ś

ciany. Claire stała tam wpatruj

ą

c si

ę

 w 

ś

cian

ę

, i na połamana lampa, dla przez 

dłu

Ŝ

sza chwile z dło

ń

mi zaci

ś

ni

ę

tymi w pi

ęś

ci, wtedy wzi

ę

ła  telefon i wykr

ę

ciła numer 

Myrnina laboratorium.  
 -  

Jak miło z twojej strony ze do mnie dzwonisz – powiedział- mam si

ę

 

ś

wietnie 

czasem si

ę

 tak dzieje. 

 Mamy problem 

 -  

Naprawd

ę

? Kołek w mojej piersi wcale na to nie wskazywał . Musz

ę

 wysyła

ć

 

Oliverowi rachunek za now

ą

 koszul

ę

-   

Ada wła

ś

nie próbowała mnie zabi

ć

background image

 

str. 9 

 

 Myrnin milczał przez moment. Claire prawie mogła zobaczy

ć

 go, garbi

ą

cego si

ę

 

ponad staromodnym odrutowanym telefonem, który wygl

ą

dał tak jakby pochodził z 

wiktoria

ń

skiego sklepu ze starociami  

– 

Rozumiem- powiedział, w zupełnie innym tonem -  Jeste

ś

 pewna 

 -  

Powiedziała mi, 

Ŝ

e mnie potrzebujesz i otworzy

ć

 portal do gniazda głodnych 

wampów. Tak, tak. Jestem całkowicie pewna. 
-   

Oh. Porozmawiam z ni

ą

. Jestem pewny, 

Ŝ

e to było nieporozumienie. 

-   

Myrnin —  Claire zmru

Ŝ

yła oczy, policzyła do pi

ęć

, i zacz

ę

ła od pocz

ą

tku.-   

Ona cie ju

Ŝ

 nie słucha. Nie rozumiesz tego? Ona robi swoje własne rzeczy, a jej 

własna rzecz oznacza  pozbywanie si

ę

 konkurencji.? 

-  

Jakiej konkurencji.  

O ciebie -  Claire powiedziała -  Nie 

Ŝ

e jestem. Ale ona my

ś

li, 

Ŝ

e jestem. 

Poniewa

Ŝ

 ty mnie nie zabiłe

ś

 -  paplała poniewa

Ŝ

 mówienie o  tym sprawiało, 

Ŝ

czuła si

ę

 jakby miała zaraz zwymiotowa

ć

 i miała  zawrotny. Nie była zakochana w  

Myrnin, ale kochała go, troch

ę

. Miał bzika; był niebezpieczny; był wampirem — a 

jednak, i czasem nie był 

Ŝ

adna z tych rzeczy w jego lepszych momentach. “ 

Claire.- brzmiał smutno -  Ja nie uwa

Ŝ

am cie za atrakcyjna, oprócz twojego 

umysłu oczywi

ś

cie. Mam nadziej

ę

Ŝ

e wiesz, o tym. Nigdy bym sobie nie pozwolił na 

taka przygod

ę

 z tob

ą

 -  przerwał na chwilk

ę

, by pomy

ś

le

ć

 o tym – Z wyj

ą

tkiem 

gdybym był głodny, oczywi

ś

cie. Ale prawdopodobnie nie. Najprawdopodobniej. 

 Tak to pocieszaj

ą

c. Chodzi o to, ze Ada my

ś

li, 

Ŝ

e mnie lubisz, i ona pragnie 

mnie zlikwidowa

ć

 

Ŝ

eby

ś

 troszczył si

ę

 wi

ę

cej o ni

ą

. Racja?  

 Racja. Pójd

ę

 do niej i porozmawiam z ni

ą

.  

 musisz ja wył

ą

czy

ć

, Myrnin 

Całkowicie? Posłuchaj mo

Ŝ

e to jedynie skaza w jej programowaniu. Zajm

ę

 si

ę

 

tym.-przerwał, wtedy powiedział -  Oczywi

ś

cie w mi

ę

dzyczasie nigdzie bym z ni

ą

 nie 

chodził gdybym był tob

ą

  

 Nie 

Ŝ

artuj. Dzi

ę

ki. 

 Oh to nic takiego, kochana. Miłego wieczoru. O, i powiedz Michaelowi, 

Ŝ

dobrze si

ę

 bawiłem na jego koncercie. 

 Byłe

ś

 tam? – Usłyszała 

ś

miech w głosie Myrnina – Wszyscy tam byli

ś

my, 

Claire. Wszystkie wampiry. Tak lubimy swoje rozrywki. 
  

To przyprawiło ja o g

ę

si

ą

 skórk

ę

, i rozł

ą

czyła sie bez mówienia dowidzenia. 

 
 

   

 

 

*  *  * 

 
 
 
 

Na dole nadal trwała gra, Kim była tak dobra jak Shane najwidoczniej, co nie 

zaskoczyło Claire ale bardzo przygn

ę

biło. Shane nawet nie zauwa

Ŝ

ył jej pojawienia 

si

ę

, chodziła dookoła kanapy wysyłaj

ą

c mu sygnały ciałem pomi

ę

dzy jego strzałami 

gdy jego czarny charakter zabijał zombie, atakuj

ą

c, kopi

ą

c, boksuj

ą

c i strzelaj

ą

c. 

Gracz Kim był 

Ś

licznie wygl

ą

daj

ą

c

ą

 dziewczyn

ą

 z czarnymi włosami zwi

ą

zanymi w 

ko

ń

ski ogon i pół rozebrana. Walczyła w butach na wysokim obcasie. 

Ś

wietnie. 

 

Claire usiadła na dole schodów patrz

ą

c przed siebie z podkulonymi nogami 

pod brod

ą

. Eve znikn

ę

ła, prawdopodobnie poszła si

ę

 przebra

ć

 wiec zostali tylko 

Shane i Kim. Wygl

ą

dali na zaj

ę

tych patrzeniem w ekran. 

background image

 

str. 10 

 

 

Jej szósty zmysł poinformował ja o zbli

Ŝ

aj

ą

cym si

ę

 Michaelu, nie wydal 

Ŝ

adnego d

ź

wi

ę

ku schodz

ą

c w dół po schodach, ale wiedziała ze idzie i obróciła 

głow

ę

 

Ŝ

eby zobaczy

ć

 w co przebrał si

ę

 gwiazdor Roca: stara zielona koszulk

ę

 i w 

d

Ŝ

insy takie same jak jej. Spojrzał na to co działo si

ę

 w salonie i zszedł na dół 

schodów. 
-  

Hej – powiedział – wszystko dobrze? 

-  

Nie byłoby dobrze gdyby

ś

 nie wpadła na nas – powiedziała – dzi

ę

kuje. 

Wygl

ą

dał na zawstydzonego – Tak, có

Ŝ

, taki nie był plan. Chciałem go tylko 

zatrzyma

ć

. Nie wiedziałem ze wjedzie we mnie. 

 

Prawie si

ę

 roze

ś

miała, poniewa

Ŝ

 brzmiał jakby było mu przykro z tego 

powodu. Chwyciła go za jego Chodla r

ę

k

ę

 i 

ś

cisn

ę

ła ja, on oddal u

ś

cisk – to nadal 

jest dobry plan. 
-  

Z wyj

ą

tkiem tego ze prawie cie nie zabiłem niszcz

ą

c limuzyn

ę

 Amelie i swój 

samochód? Tak, Zaszalałem 
-  

Dadz

ą

 ci nowy? Chodzi mi o samochód. 

-  

Amelie powiedziała ze tak. 

-  

Zamkn

ę

łam wszystkie portale w domu – powiedziała Claire – Ada dziwnie si

ę

 

zachowuje.  
-  

My

ś

lałem ze to normalne. 

 Dziwnie 

-  

Ah, ok. – Michael spojrzał przez barierk

ę

 na Kim i Shanea – Głupiejesz z 

powodu Kim? 
Claire zrobił ten sam gest co Shane pokazuj

ą

c palcami troszeczk

ę

 – Tak, wiec 

przesta

ń

. Kim nie jest w jego stylu. 

-  

Nie jestem pewna czy ja jestem w jego stylu – ok, to brzmiało naprawd

ę

naprawd

ę

 

Ŝ

ało

ś

nie, przygryzła usta – Ona jest taka… bardzo. 

-  

Tak, jest – wstał i poszedł w całkowitej ciszy do salonu, stan

ą

ł za Kim, pochylił 

si

ę

 i powiedział z akcentem Drakuli – Chce wypi

ć

 twoja krew. 

-  

Ty gnojku – krzykn

ę

ła Kim, upu

ś

ciła d

Ŝ

ojstik i uderzyła go w pier

ś

 – Nie mog

ę

 

uwierzy

ć

 ze sabotujesz mnie. 

-  

Nie mog

ę

 pozwoli

ć

 mu przegra

ć

 – powiedział Michael i Shane wykonał 

uderzenie wysoko punktowane, rozległ si

ę

 d

ź

wi

ę

k zwyci

ę

stwa – Musze mieszka

ć

 z 

tym kolesiem. 
 

Przybili sobie wysoka pi

ą

tk

ę

.  

-  

Naprawd

ę

 chcesz uzna

ć

 to zwyci

ę

stwo – powiedziała Kim – On oszukiwał dla 

ciebie. 
-  

Tak – powiedział Shane – powa

Ŝ

nie, mam taki zamiar. Wył

ą

czył gr

ę

 i odło

Ŝ

ył 

d

Ŝ

ojstik, przeci

ą

gn

ą

ł si

ę

 i ziewn

ą

 

-  

Cholera, jak pó

ź

no. Nie musisz gdzie

ś

 i

ść

 albo cos takiego. 

Kim przez sekund

ę

 wygl

ą

dała na ura

Ŝ

on

ą

 i Claire poczuła małe łaskotanie- czego

ś

mo

Ŝ

e współczucie, miała nadzieje ze nie.  

Jasne- powiedziała – Johnny Depp czeka na mnie w domu. Domy

ś

lał si

ę

 ze 

mam ju

Ŝ

 i

ść

. Hej, gdzie jest Eve? 

-  

Co robisz?  - zawołała Eve, ze szczytu schodów i zeskoczyła na dół koło 

niewidzialnej Claire – Nie mo

Ŝ

esz ! Kim musimy po

ć

wiczy

ć

 role! 

-  

Nie Shane ma racje. Just jest pó

ź

no. Mo

Ŝ

e jutro? Mo

Ŝ

emy spotka

ć

 si

ę

 w 

Common Grounds , mo

Ŝ

e koło trzeciej? Pracujesz do około dziesi

ą

tej, prawda? 

-  

Tak- powiedziała Eve i brzmiała na rozczarowana. 

-  

Ś

wietnie, to dobrze. Hej chcesz jutro wyj

ść

 gdzie

ś

 wieczorem? Mo

Ŝ

e na jaki

ś

 

film? Um, Claire tez chcesz i

ść

background image

 

str. 11 

 

 

Ś

wietnie została oficjalnie zaproszone – Nie dzi

ę

ki – powiedziała – mam inne 

plany. 
-  

Naprawd

ę

? Jakie?  

Claire spojrzała na Shanea i on załapał – Kolacja ze mn

ą

 – powiedział – To jest tak 

jakby rocznica. 
-  

Awww, naprawd

ę

? To takie słodkie. 

Eve pukn

ę

ła go placem – Nie zabieraj jej na chilli dogi. 

-  

Prawdziwa restauracja, z obrusami, hej nie jestem całkowitym idiota. 

Kim spojrzała na Shanea i w tym momencie Claire zrozumiała ze to nie była tylko 
gra… Kim naprawd

ę

 lubiła Shanea – bardzo… 

Rozpoznała ból gdy go zauwa

Ŝ

yła. 

-  

Wiec – powiedziała Eve i odwróciła si

ę

 do Kim – Kino tak? Cos strasznego? 

Kim szybko si

ę

 opanowała sie zanim Eve zd

ąŜ

yła zauwa

Ŝ

y

ć

 to samo co Claire i 

powiedziała – Jasne, oboj

ę

tnie ty wybierz, 

Ŝ

adnych babskich filmów. 

Eve wygl

ą

dała na ura

Ŝ

ona – Ja? Babskie filmy? Ugry

ź

 si

ę

 w j

ę

zyk. Naprawd

ę

, teraz. 

 

Kim za

ś

miała si

ę

 i Eve odprowadziła ja do drzwi. 

-  

Rocznica? – powiedziała Claire do Shanea 

Podniósł swoje brwi – To zale

Ŝ

y jak liczysz – powiedziała – tak, to b

ę

dzie pewnego 

rodzaju rocznica. Prawdopodobnie jedna z tych ze nadal zjemy. 
-  

Mów za siebie – powiedział Michael i podniósł le

Ŝą

cy na stole d

Ŝ

ojstik – nie 

mog

ę

 uwierzy

ć

 ze prawie dałe

ś

 jej wygra

ć

-  

Człowieku , tobie tez kiedy

ś

 dałem wygra

ć

 – powiedział Shane i podskoczył po 

drugi d

Ŝ

ojstik – Gramy.  

 
 
 
 
 
 
 
Tłumaczenie: madabob