background image

Melanie Milburne

Ślub w Rzymie

background image

Rozdział 1

Anna z przerażeniem patrzyła na poważną twarz lekarza.
– Chce pan powiedzieć, że... on umrze?
–   Bez   prywatnego   ubezpieczenia,   w   publicznym   systemie   opieki 

zdrowotnej syn pani będzie musiał poczekać na operację co najmniej rok, a 
może nawet półtora.

– Ale mnie nie stać na prywatne ubezpieczenie – wykrztusiła Anna przez 

zaciśnięte gardło. – Już teraz z trudem radzę sobie nawet z utrzymaniem nas 
obydwojga!

– Zdaję sobie sprawę z trudności, jakie napotykają samotne matki, takie 

jak pani – odrzekł lekarz bez śladu współczucia, którego w tej chwili tak 
bardzo   potrzebowała.   –   Ale   publiczny   system   opieki   zdrowotnej   jest 
przeciążony i bliski całkowitej zapaści. Życie pani syna na krótką metę nie 
jest zagrożone, ale tę dziurę w sercu trzeba załatać, zanim doprowadzi do 
trwałych szkód. – Przerzucił notatki na biurku i dodał jeszcze: – Jeśli uda się 
pani znaleźć jakiegoś sponsora i zebrać fundusze, to operacja mogłaby się 
odbyć w ciągu miesiąca w Centrum Chirurgii Serca w Melbourne.

Anna nie była w stanie wykrztusić ani słowa. Ledwie było ją stać na bilet 

tramwajowy do miasta. Co tu mówić o operacji przeprowadzonej w jednym 
z najlepszych szpitali w kraju!

–  Ile...  to  by  kosztowało?  –  wyjąkała,   nieświadomie  zsuwając   się  na 

brzeżek krzesła.

Lekarz przez chwilę milczał, jakby obliczał coś w myślach, po czym 

wymienił sumę. Gdy Anna ją usłyszała, zaparło jej dech i omal nie spadła z 
krzesła.

– Aż tyle? – wykrztusiła.
– Obawiam się, że tak. Sammy musiałby pozostać w szpitalu co najmniej 

przez   dziesięć   dni.   To   znacznie   podwyższa   koszty.   A   jeśli   będą   jakieś 
komplikacje...

Anna z przerażeniem przełknęła ślinę.
– Jakie komplikacje?
–   Pani   Stockton,   każda   operacja   to   ryzyko,   a   operacja   serca   u 

trzyletniego dziecka, to szczególnie delikatna sprawa. Zagrożeń jest wiele: 
na   przykład   infekcja,   niepożądane   reakcje   na   leki   i   tak   dalej.   –   Lekarz 

background image

zamknął teczkę leżącą na biurku i, odchylając się na oparcie krzesła, przesłał 
jej uśmiech, który chyba miał jej dodać otuchy. – Proponuję, by poszła pani 
teraz do domu, podzwoniła po znajomych i krewnych i poszukała kogoś, kto 
mógłby pokryć koszty. W ten sposób pani syn miałby szansę na szybkie i 
szczęśliwe rozwiązanie sytuacji.

Anna westchnęła w duchu, podnosząc się z miejsca. Poza siostrą miała 

bardzo niewielu krewnych. A znajomi?

Gdy   przed   czterema   laty   wróciła   do   kraju,   ostatnią   rzeczą,  o   jakiej 

myślała,   było   zbudowanie   sieci   wspierających   przyjaciół;   wtedy   myślała 
tylko o tym, by stworzyć jak największy dystans między sobą a rodziną 
Ventressich.  Niemal  każdego  dnia myślała  o swoim byłym narzeczonym 
Franku i jego bracie Carlu... Teraz też z trudem odganiała te myśli od siebie. 
Okropne oskarżenia wciąż dźwięczały jej w głowie i wiedziała, że gdyby 
tylko poddała się im.

Po ulicy przelewał się tłum ludzi wędrujących od sklepu do sklepu, od 

biura do biura. Niezwykły jak na listopad upał powiększał jeszcze ogólne 
zniecierpliwienie. Marzyła o czymś zimnym do picia. Zerknęła na zegarek: 
jeszcze przez godzinę nie musiała wracać do domu, gdzie pod opieką Jenny, 
jej młodszej siostry, czekał na nią synek. Zauważyła w pobliżu kawiarnię i 
ruszyła w tę stronę. Gardło miała wyschnięte, tania bawełniana bluzka na 
plecach była zupełnie mokra od potu. Przechodząc obok szyby wystawowej, 
zauważyła, że jej jasne włosy opadają na ramiona w strąkach. Wyglądała 
niechlujnie i przygnębiająco.

Tylko jeden stolik był wolny. Znajdował się na samym końcu kawiarni, 

w   ciemnym   kącie,   toteż   gdy   Anna   dostrzegła   sylwetkę   wysokiego 
mężczyzny przy sąsiednim stoliku, było już za późno. Mężczyzna patrzył 
wprost na nią. Było już za późno, by się wycofać... o wiele za późno.

Podniósł się z niedbałym wdziękiem, charakterystycznym dla wszystkich 

mężczyzn z jego rodziny, i stanął tuż przy jej stoliku.

– Witaj, Anno – odezwał się aksamitnym głosem, na dźwięk którego 

przeszył ją dreszcz i natychmiast powróciły wspomnienia czasu, gdy przez 
chwilę życie wydawało jej się wielką obietnicą niezmąconego szczęścia.

– Franko... – wykrztusiła. Samo wypowiedzenie jego imienia sprawiało 

jej ból.

–   Czy   mogę   się   do   ciebie   przysiąść?   –   Nie   czekając   na   odpowiedź, 

odsunął sobie krzesło i usiadł.

background image

Anna zresztą  i tak nie była w stanie  wypowiedzieć ani słowa.  Miała 

wrażenie, że usta zamarzły jej na lód.

– Ile to już lat? – zapytał, przebiegając wzrokiem po jej postaci. – Trzy? 

Cztery?

Te słowa, rzucone lekkim tonem, kompletnie wytrąciły ją z równowagi. 

Ona   sama   mogła   mu   dokładnie   podać   liczbę   dni,   które   minęły   od   ich 
rozstania; pamiętała to dokładnie niemal co do minuty. Pamiętała również 
ostatnie słowa, jakie wykrzyczał do niej w gniewie. Podniosła wyżej głowę i 
spojrzała na niego ponad stolikiem.

– Nie pamiętam. To było tak dawno.
– To prawda. – Siedział rozluźniony i taksującym spojrzeniem obrzucał 

jej   oblaną   rumieńcem   twarz.   –   Co   u   ciebie   słychać?   Wyglądasz   na... 
przygnębioną.

– Wszystko w porządku, dziękuję – odrzekła, spuszczając wzrok.
Podeszła do nich kelnerka i, zanim Anna zdążyła otworzyć usta, Franko 

już zamówił sok ze świeżych pomarańczy dla niej i kawę ristretto dla – 
Mogłeś   mnie   przynajmniej   zapytać   o   zdanie   –   prychnęła,   gdy   kelnerka 
odeszła. – Skąd wiesz, że nie chciałam czegoś innego?

– A chciałaś coś innego? – zapytał bez żadnych emocji.
– Nie, ale nie w tym rzecz!
– A w czym?
No właśnie, zastanowiła się. Nie było sensu się z nim spierać; wiedziała, 

że bez względu na to jaką taktykę obierze, Franko zawsze będzie górą.

Zatrzymała   wzrok   na   wazoniku   z   kwiatkami   i   zapytała   z   udawaną 

obojętnością:

– Co cię sprowadziło do Melbourne?
– Interesy. Nasza firma rozwinęła się. Mamy teraz filie zarówno tutaj, 

jak   i   w   Sydney.   Hossa   na   rynkach   nieruchomości   bardzo   nam   się 
przysłużyła. Przyjechałem, żeby rozejrzeć się w tym, co mamy.

Zerknęła   na   niego   ukradkiem.   Zauważyła,   że   on   nie   spuszcza   z   niej 

wzroku,   i   poczuła   się   jak   jedna   z   kontrolowanych   nieruchomości.   Gdy 
kelnerka przyniosła im zamówienie, Anna skorzystała z okazji i zatrzymała 
wzrok na twarzy Franka odrobinę dłużej. Nadal był bardzo przystojny, jak 
zresztą wszyscy mężczyźni z rodziny Ventressich, włącznie z Carlem, jego 
bratem. Ale podczas gdy Carlo był niższy, ze skłonnościami do nadwagi, 
sylwetka Franka nie pozostawiała nic do życzenia; widać było, że regularnie 

background image

odwiedza siłownię. Włosy i oczy miał kruczoczarne, twarz pokrytą cieniem 
zarostu,   a   usta   o   zdecydowanym   wykroju.   Anna   pamiętała,   że   te   usta 
czasami   przybierały   łagodniejszy   wyraz,   przy   innych   okazjach   jednak 
padały z nich ostre, raniące jak brzytwa słowa. O tym również wiedziała z 
gorzkiego doświadczenia.

–   Jak   długo   zamierzasz   zostać   w   Australii?   –   zapytała,   by   wypełnić 

czymś niezręczne milczenie.

–   Trzy   miesiące,   może   trochę   dłużej   –   odrzekł   z   namysłem,   nie 

spuszczając z niej badawczego wzroku.

Upiła łyk soku i drżącą dłonią odstawiła szklankę na stolik.
– Jak się miewa twój syn?
Omal nie przewróciła szklanki. Skąd wiedział?!
– Mój syn... – wykrztusiła. – Akurat teraz... miewa się niezbyt dobrze.
– Przykro mi to słyszeć.
– Naprawdę? – zapytała, cynicznie patrząc mu prosto w oczy.
–   To   tylko   dziecko   –   odpowiedział   spokojnie.   –   Żadne   dziecko   nie 

zasługuje na to, by chorować. Co mu jest?

Już miała opowiedzieć mu całą historię, ale ugryzła się w język i dla 

uspokojenia znów sięgnęła po szklankę. Zapadło ciężkie milczenie.

– Ile on ma lat? – zapytał w końcu Franko.
– Trzy.
– Widuje się czasem ze swoim ojcem?
– Nie – odrzekła, zaciskając dłoń na zimnym szkle.
– A gdzie on teraz jest?
– Z moją siostrą.
– Chodziło mi o jego ojca.
Niepewnie podniosła na niego wzrok.
– Nie mam pojęcia.
Franko głośno wciągnął oddech.
– A czy w ogóle wie o tym, że ma syna?
– Nie. Ale gdybym miała jakiekolwiek podstawy, by przypuszczać, że ta 

wiedza jest mu do czegoś potrzebna, tobym mu powiedziała – odparła Anna, 
doskonale zdając sobie sprawę, że kłamie.

Brat Franka, Carlo, był ostatnią osobą na świecie, której powiedziałaby o 

istnieniu Sammy’ego.  Nawet gdyby jej własne życic albo, nie daj Boże, 
życie Sammy’ego miało od tego zależeć.

background image

– A jak się miewa twoja siostra?
Poczuła wdzięczność za zmianę tematu i odpowiedziała potokiem słów.
– Jenny miewa się doskonale. Skończyła pierwszy rok studiów i zdała 

wszystkie egzaminy z wyróżnieniami.

– To spore osiągnięcie – zauważył.
Powiedz to głośno, pomyślała Anna. Powiedz, jak wielkim osiągnięciem 

jest to dla dziewczyny, która nie słyszy nawet, gdy ktoś wołają po imieniu. 
Ale te słowa, przepełnione goryczą, nie przeszły jej przez gardło. Schowała 
uczucia za obojętną maską i spojrzała mu prosto w twarz.

– A jak się czuje twoja matka?
– Bardzo dobrze. Nie może się nacieszyć wnukami.
Anna poczuła ucisk w żołądku. 
– Masz dzieci? – zapytała mimowolnie.
– Nie ja. Moja siostra, Giulia. Ma już trójkę.
Wspomnienie Giulii sprawiło Annie przyjemność. Siostra Franka była 

ogromnie sympatyczną osobą i szczerze lubiła zarówno Annę, jak i Jenny.

– Sądziłam, że ty też już zdążyłeś się ożenić – powiedziała, wpatrując się 

w pestkę pomarańczy na dnie szklanki.

– Nie darzę już małżeństwa szczególnym nabożeństwem.
Nie mogła go za to winić. Po tym, co mu zrobiła, miał pełne prawo do 

cynizmu.

– Muszę już iść – wymamrotała, odsuwając krzesło i sięgając po torebkę.
Franko jednak wyciągnął rękę i przytrzymał jej dłoń.
– Nie.
Poczuła, jak od jego dotyku przez cale jej ciało przebiegi prąd.
– Chciałbym z tobą jeszcze porozmawiać.
– Muszę wracać do Sammy’ego. Spóźnię się na tramwaj...
– Podwiozę cię.
–   Nie   –   zaprotestowała,   próbując   wyswobodzić   rękę.   –   Mieszkam 

daleko, a poza tym...

– Gdzie mieszkasz?
Miała ochotę podać mu nazwę jakiejś miejscowości odległej o pięćset 

kilometrów, ale wszystkie nazwy wyparowały jej z głowy.

– Gdzie mieszkasz, Anno? – powtórzył.
– W St. Kilda – wymamrotała, spuszczając wzrok.
– Nie wydaje mi się, żeby to było bardzo daleko – skomentował sucho.

background image

– Owszem, daleko, jeśli musisz iść piechotą.
– Nie masz pieniędzy na samochód albo na komunikację publiczną?
– Mam tyle, że mi wystarcza – oburzyła się, podnosząc głowę wyżej.
– Pracujesz?
–  Tylko  mężczyzna,   który   nigdy   nie   miał   dziecka,   może   zadać   takie 

pytanie!

Zignorował jej sarkazm i zapytał jeszcze raz:
– Pracujesz poza domem?
– Mam dwie prace.
–   Widzę,   że   jesteś   kobietą   skupioną   na   karierze   –   rzekł   przeciągle, 

puszczając jej rękę.

Jakoś   nigdy   nie   uważała   sprzątania   w   hotelu   ani   pracy   w   barze   za 

szczególnie istotne szczeble w rozwoju kariery zawodowej, ale z drugiej 
strony, nigdy też nie sądziła, że w wieku dwudziestu pięciu lat zostanie 
samotną matką.

–   Lubię   niezależność.   –   Roztarła   przegub,   rzucając   mu   krzywe 

spojrzenie.

– Nic pamiętam, żeby kiedyś tak ci na tym zależało.
Miała już dość tych wzmianek o przeszłości.
– Naprawdę muszę już iść...
–   Chciałbym  z   tobą   porozmawiać   dłużej   –   powiedział   jeszcze   raz.   – 

Powspominać stare czasy...

– Nie mam nic do opowiadania.
Odchylił się do tylu na krześle i przez dłuższą chwilę patrzył na nią bez 

słowa.   Musiała   zebrać   wszystkie   siły,   by   znieść   ten   wzrok   z   pozornym 
opanowaniem. W głowie czuła pustkę, miała wrażenie, że wisi zawieszona 
w próżni, jak w koszmarnym śnie; przeszło jej przez myśl, że za chwilę się 
obudzi i przekona, iż jest sama w kawiarni, a po drugiej stronie stolika stoi 
tylko puste krzesło.

– Nie masz mi nic do powiedzenia po czterech latach? – zdziwił się.
– Nic mi nie przychodzi do głowy.
Coś w jego wzroku ostrzegło ją, że wzbiera w nim gniew. Powietrze 

wokół nich stało się ciężkie od napięcia; Anna miała wrażenie, że brakuje jej 
tlenu.

– Przepraszam, naprawdę muszę już iść. – Podniosła się zdecydowanie i 

poczuła ulgę, widząc, że tym razem Franko jej nie zatrzymuje.

background image

– Zobaczymy się jeszcze – powiedział tylko, również się podnosząc.
Rzucił na stolik kilka banknotów i wyszedł z kawiarni. Patrzyła za nim, 

ale nie odwrócił się więcej.

Sammy  powitał ją entuzjastycznie jak zwykle. Patrząc na syna, Anna 

odniosła wrażenie, że jego usta przybrały sinawe zabarwienie; z pewnością 
nie wyglądały tak jeszcze tego dnia z rana.

–   Witaj,   kochanie   –   powiedziała,   całując   go   w   policzki   i   w   czubek 

perkatego nosa. – Byłeś grzeczny? Nie sprawiałeś kłopotu cioci Jenny?

– Byłem bajdzo grzeczny. Najisowałem ci objazek, zobacz!
Podsunął   jej   pod   nos   kartkę   papieru.   Anna   pochyliła   się,   żeby   się 

przyjrzeć. Zobaczyła na obrazku cztery patykowate postacie ludzkie. Trzy z 
nich rozpoznała natychmiast – to była ona sama, Jenny oraz Sammy.

– Bardzo ładne, ale kto to jest? – zapytała, wskazując na czwartą postać.
– To mój tatuś – oznajmił chłopiec. – Ja też chcę mieć tatusia, takiego 

samego jak Davey. Mogę takiego dostać?

Anna poczuła ulgę na myśl, że jej syn jest jeszcze za mały, by pojąć 

wszystkie komplikacje swojej sytuacji. No tak, pomyślała. Tato Daveya jest 
łagodnym   chirurgiem   laryngologiem,   a   nie   prostakiem,   któremu   chodzi 
tylko o to, żeby zaciągnąć kobietę do łóżka...

Opanowała mdłości i posłała synowi blady uśmiech.
– Muszę nad tym pomyśleć. Może teraz pójdziemy zobaczyć, co robi 

ciocia Jenny?

Jenny stalą przy stole w kuchni, marszcząc czoło nad przepisem, który 

miała zamiar wypróbować. Anna postukała ją w ramię.

– Jak poszło? – zapytała jej siostra językiem migowym.
Anna z westchnieniem usiadła przy stole i powiedziała powoli, tak żeby 

Jenny mogła odczytać słowa z ruchu warg:

– Potrzebna jest operacja. Bardzo kosztowna operacja.
– Ile? – zapytała Jenny.
Jej głos był nieco zniekształcony w sposób typowy dla osób zupełnie nie 

słyszących,   Anna   jednak   przywykła   do   jego   brzmienia   i   doskonale 
rozumiała   każde   słowo.   Wymieniła   astronomiczną   sumę,   którą   podał   jej 
lekarz. Jenny skrzywiła się boleśnie.

– I co zrobimy?
–   Nie   wiem.   –   Anna   znowu   westchnęła.   –   Nie   mam   najmniejszego 

background image

pojęcia.

–  Poszukam  pracy!  –  zamigała  Jenny   tak  szybko,  że  Anna  z  trudem 

mogła nadążyć za ruchem jej dłoni.

– Nie. W tej rodzinie potrzebny jest ktoś po studiach i to masz być ty. 

Jeśli  zgodzisz  się  zostać  z Sammym  w weekendy, to wezmę  dodatkowe 
dyżury... Jakoś damy radę. Musimy.

Hotel   miejski,   w   którym   pracowała,   w   weekend   był   wypełniony   po 

brzegi. Praca była ciężka i żmudna, ale Anna musiała zebrać pieniądze na 
operację, nawet gdyby miała paść z wyczerpania.

Podczas pierwszej rundy po pokojach zdjęła pościel z łóżek, posprzątała 

łazienki, zaniosła do nich świeże ręczniki i mydło. Pracowała jak automat, 
nie pozwalając sobie nawet na chwilę oddechu w obawie, by zdradzieckie 
myśli nie powędrowały natychmiast do Franka.

Sama   przed   sobą   nie   chciała   przyznać,   jak   bardzo   poruszyło   ją   ich 

spotkanie. Nie wspomniała o niczym Jenny, choć miała na to ochotę. Siostra 
jednak   nie   znała   dokładnie   całej   historii;   nie   wiedziała,   dlaczego   Anna 
zerwała z Frankiem, teraz więc nie było sensu wyciągać starych brudów. To 
wszystko było zbyt bolesne.

Gdy zaledwie dwa lata po śmierci ich ojca matka również zmarła, Jenny 

była tak zrozpaczona, że wpadła w głęboką depresję. Jedynym lekarstwem 
dla siostry, jakie wówczas przyszło Annie do głowy, była zmiana otoczenia, 
zorganizowała   więc   tani   wyjazd   na   wakacje.   Zwiedziły   wtedy   Wyspy 
Brytyjskie i większa, część Europy. Gra okazała się warta świeczki; nawet w 
tak smutnych okolicznościach wakacje były bardzo udane i nastrój Jenny 
wkrótce się poprawił.

Pod koniec podróży dotarły do Rzymu i wtedy zdarzyło się nieszczęście. 

Usiłując porozumieć się z recepcjonistą w tanim hoteliku, Anna na chwilę 
spuściła z oczu torbę, w której były pieniądze i dokumenty ich obydwu. 
Przekonana, że siostra stoi obok niej i pilnuje dobytku, odwróciła się po 
chwili, ale nie zobaczyła ani torby, ani siostry.

Recepcjonistka   nie   okazała   się   zbyt   pomocna,   tak   więc   po   chwili 

obydwie znalazły się na ulicy. Anna próbowała pocieszyć szlochająca Jenny, 
ale sama również nie miała pojęcia, co robić dalej.

Wysoki mężczyzna  o kruczoczarnych, lśniących w słońcu  włosach,  z 

teczką   w   ręku,   zatrzymał   się   obok   nich   i   pozdrowił   je   w   doskonalej 

background image

angielszczyźnie. Jedynie akcent i zbyt wyraźna dykcja zdradzały, że nie jest 
to jego ojczysty język.

– Dzień dobry – powiedział. – Co się paniom stało?
Pierwszą rzeczą, która przyciągnęła uwagę Anny, było ciepłe spojrzenie 

jego ciemnych oczu, spoglądających na zalaną łzami twarz Jenny.

–   Ktoś   ukradł   torebkę   z   naszymi   paszportami.   Dopiero   tu 

przyjechałyśmy – wyjaśniła. – Czy mógłby pan nam powiedzieć, gdzie jest 
najbliższy posterunek policji?

Mężczyzna sięgnął po plecaki i z łatwością podniósł obydwa naraz.
– Najlepiej będzie, jeśli sam tam panie zaprowadzę. To niedaleko, tylko 

kilka ulic. Najszybciej będzie piechotą.

Owszem, Anna była w stanie w to uwierzyć. Nawet według standardów 

z   Melbourne   ulica   była   zupełnie   zakorkowana,   a   skutery,   śmigające   z 
rykiem między uwięzionymi w korkach samochodami, jeszcze powiększały 
wrażenie  kompletnego   chaosu.  Ruszyły  za  wysokim mężczyzną   i po  raz 
pierwszy od dawna Annę ogarnęło poczucie bezpieczeństwa.

–   Nazywam   się   Franko   Ventressi   –   przedstawił   się   ich   wybawca.   – 

Razem z bratem Carlem prowadzę firmę Ventressi Developments. Czy po 
raz pierwszy jesteście w Rzymie?

– Tak. Właściwie  wracamy  już do domu,  do Australii. Nazywam się 

Anna Stockton, a to jest moja siostra Jenny.

Franko   rzucił   im   uśmiech,   od   którego   serce   Anny   momentalnie 

stopniało, i uścisnął ich dłonie w formalnym powitaniu. Od jego dotyku 
Annę przeszył dreszcz; szybko cofnęła rękę.

Złożenie meldunku na policji z pomocą Franka trwało zaledwie kilka 

minut. Gdyby musiały radzić sobie same, mając tylko rozmówki angielsko-
włoskie, zapewne spędziłyby na posterunku pól dnia. Anna czuła do niego 
coraz większą wdzięczność; nie wyobrażała sobie, jak by sobie poradziły, 
gdyby nie on.

Pomógł   im   wypełnić   papiery,   zaprowadził   do   ambasady,   a   gdy   już 

wszystko było załatwione, zabrał do zacisznej kawiarni i kupił coś zimnego 
do picia.

– Nic wiem, jak mam ci dziękować – powiedziała Anna. – Tak wiele dla 

nas zrobiłeś!

Franko tylko pobłażliwie machnął ręką.
–   Żaden   problem.   Ja   też   mam   siostrę   i   chciałbym,   by   czuła   się 

background image

bezpiecznie w obcym kraju.

Poczuła, że rumieni się pod jego uważnym spojrzeniem.
– Twoja siostra jest bardzo małomówna – zauważył.
Anna potrząsnęła głową.
– Nie. – Jenny nie słyszy. Straciła słuch, gdy miała dwa lata, ale potrafi 

czytać z ruchu warg, tylko trzeba mówić wolno. Umie też mówić, tylko że 
jest trochę nieśmiała w towarzystwie osób, których nie zna.

– Rozumiem.
Nie  minęło   jednak  wiele  czasu,  a   Anna  zauważyła,   że  Jenny   straciła 

swoja,   wcześniejszą   rezerwę   i   pogodnie   rozmawiała   z   Frankiem.   Tym 
trudniej było jej odmówić,  gdy zaproponował, by zatrzymały  się w jego 
rodzinnym domu.

– Nie macie gdzie mieszkać – przekonywał ją. – Nie musicie się niczego 

obawiać. Moja matka i brat będą służyć za przyzwoitki. Oddałbym wam do 
dyspozycji   swoje   mieszkanie,   ale   właśnie   trwa   tam   remont.   Sam   też 
przeprowadziłem się chwilowo do mamy i Carla, żeby nie wdychać oparów 
farb.

Anna szybko przesygnalizowała Jenny treść jego słów. Na twarzy siostry 

ukazał się uśmiech szczerej ulgi.

–   Mam   samochód   niedaleko   stąd,   stoi   przy   budynku   firmy   –   dodał 

Franko i poprowadził je na parking.

Anna pochwyciła pełen entuzjazmu uśmiech siostry i odpowiedziała jej 

uniesieniem brwi. Franko Ventressi niewątpliwie był najprzystojniejszym i 
najbardziej szarmanckim mężczyzną, jakiego dotychczas poznała. Podobała 
jej się jego determinacja widoczna we wszystkim, co robił, a także szacunek 
dla niepełnosprawności jej siostry, widoczny choćby w tym, że gdy mówił, 
ustawiał się twarzą w kierunku Jenny, by mogła czytać z jego warg.

Jenny   była   nim   oczarowana   jak   nastolatka,   Anna   jednak,   gdy   jego 

brązowe oczy  zatrzymywały  się na  jej twarzy, w każdym calu czuła  się 
kobietą.

To było pożądanie.

Gdy wreszcie dotarła do ostatniego apartamentu na luksusowym piętrze 

prezydenckim, bolały ją plecy, a wilgotne włosy przyklejały się do czoła pod 
czepkiem   pokojówki.   Jak   zwykle   zastukała   do   drzwi   głośno   i   szybko, 
wołając:

background image

– Obsługa!
Nic   usłyszała   żadnej   odpowiedzi,   więc   sięgnęła   po   klucz   i   weszła, 

ciągnąc za sobą wózek z przyborami do sprzątania.

Był   to  największy   apartament   w   całym  hotelu.   Z   okien  rozciągał   się 

wspaniały widok na miasto i tereny parkowe położone wzdłuż rzeki Yarra. 
Wystrój pokoi był bogaty, dostosowany  do arystokratycznych gustów, w 
mocnych, nasyconych barwach.

Naraz   poczuła   się   nieswojo,   choć   w   pierwszej   chwili   nie   wiedziała 

dlaczego.   Może   to  przez   ten  obrzydliwy  przepych,  przemknęło  jej  przez 
głowę. W tych wnętrzach jeszcze dotkliwiej czuła własne ubóstwo.

Nie, to było coś innego: wrażenie, że ktoś się jej przygląda. Ale takie 

wrażenie nie opuszczało jej od dnia, gdy Carlo pokazał jej na fotografiach, 
co robił z nią we własnym łóżku...

Odepchnęła   od   siebie   te   myśli   i   jednym   ruchem   ściągnęła   pościel   z 

wielkiego łoża, a potem sięgnęła po czyste prześcieradła złożone na wózku. 
Rozłożyła prześcieradło na łóżku, starannie wepchnęła brzegi pod materac i 
wygładziła wszystkie fałdki, a potem zajęła się poduszkami. Przy czwartej z 
kolei   poczuła   znajomy,   cytrusowy   zapach.   Nie   potrafiła   się   oprzeć: 
przysunęła poszewkę do twarzy i głęboko wciągnęła woń w nozdrza. Tego 
zapachu używał kiedyś Franko...

Wzięła się w garść i pochyliła się po narzutę leżącą na podłodze. Naraz 

w zasięgu jej wzroku pojawiła się para męskich butów. Nad butami były 
spodnie w grafitowym kolorze o ostrych jak brzytwy kantach.

Powoli, bardzo powoli Anna powiodła wzrokiem w górę.
– A więc znów się spotkaliśmy. Anno – powiedział Franko przeciągle. – 

I to w mojej sypialni.

background image

Rozdział 2

Anna patrzyła na niego, oszołomiona.
– Ty... ty tu mieszkasz?!
Jego ciemne oczy obiegły całą jej postać, przyodzianą w czarno-biały 

mundurek pokojówki, po czym powoli wróciły do twarzy.

– Jak widzisz.
– Zaraz... zaraz tu skończę – wymamrotała i sięgnęła po narzutę, ale 

Franko wysunął nogę i przydeptał tkaninę butem.

– Zostaw to.
– Muszę skończyć sprzątanie.
–   Powiedziałem,   zostaw   –   powtórzył   stanowczo,   nie   pozwalając   jej 

wyszarpnąć narzuty.

Cofnęła   rękę,   wyprostowała   się   i   otarła   wilgotne   dłonie   o   fartuszek. 

Franko był wyraźnie zły.

– Co ty właściwie wyprawiasz? Pracujesz jako sprzątaczka w hotelu? – 

prychnął, przeszywając ją świdrującym spojrzeniem.

Anna dumnie podniosła głowę.
– Ktoś to musi robić.
– Mówiłaś, że masz dwie prace. Na czym polega ta druga?
– Pracuję w barze – odrzekła z godnością.
Franko ze złością wciągnął oddech i zaklął pod nosem.
– Dlaczego?!
– Najprostszy pod słońcem powód. Dla pieniędzy.
– Jesteś biedna? – Zmarszczył czoło.
– W porównaniu do ciebie, tak.
– Nie baw się słowami! – parsknął. – Po prostu odpowiedz. Czy masz 

kłopoty finansowe?

Miała wielką ochotę zaprzeczyć, ale przed oczami stanął jej Sammy. Nie 

mogła stracić dziecka z powodu głupiej dumy.

– Tak – powiedziała, spuszczając wzrok.
– Co to za kłopoty? – drążył Franko, ale jego ton zaskakująco złagodniał.
– Sammy... musi przejść operację. Nie mam prywatnego ubezpieczenia, 

a jeśli będę czekać w kolejce w publicznej służbie zdrowia, to... może być za 
późno.

background image

– A co mu jest?
– Ma wadę serca.
– Poważną?
Anna wzięła głęboki oddech.
– Bez operacji nie dożyje dorosłego wieku.
–   Ile   ma   kosztować   ta...   operacja?   –   zapytał   po   chwili   i   nawet   nie 

mrugnął okiem, gdy Anna wymieniła sumę.

Dla mego była to drobnostka, niemal kieszonkowe; dla niej te pieniądze 

miały wagę życia jej dziecka. Przyglądała mu się kątem oka. Zastanawiał się 
nad czymś... wyraźnie coś przemyśliwał.

– Być może mógłbym ci pomóc – rzekł po kolejnej chwili strategicznego 

milczenia.

– Dlaczego miałbyś to zrobić? – zapytała podejrzliwie.
– Mam swoje powody – odrzekł z kamienną twarzą.
– Chcesz mi pożyczyć te pieniądze?
– Nie.
– Nie?
– Nie – powtórzył, potrząsając głową.
Anna poczuła niejasny niepokój.
– To co w takim razie?
– Zapłacę za operację Sammy'ego, ale pod pewnymi warunkami.
– Co to za warunki? – zapytała, z trudem przełykając ślinę.
Franko z determinacją wpatrywał się w jej twarz.
– Możesz ocalić życie swojego syna, ale pod warunkiem, że zgodzisz się 

w zamian zrobić coś dla mnie.

– Zrobię wszystko. Zęby go ocalić. Wszystko, czego tylko zechcesz.
Przez jego twarz przebiegł cień uśmiechu.
–   Bardzo   się   cieszę,   że   się   zgadzasz,   bo   oczekiwałem   znacznie 

większego oporu z twojej strony.

Anna poczuła na plecach zimny dreszcz.
– Co mam zrobić?
–   Sądziłem,   że   do   tej   pory   sama   się   tego   domyślisz   –   rzekł   ze 

zdziwieniem, obrzucając wymownym spojrzeniem całą jej sylwetkę.

– Nic mam pojęcia, o czym mówisz – wyjąkała, choć zimne przeczucie 

stawało się coraz wyraźniejsze.

– Naprawdę? – spytał kpiąco.

background image

–   Obawiam   się.   że   mam   bardzo   niewiele   doświadczenia   w 

odszyfrowywaniu motywacji innych ludzi.

– Ale za to jesteś doświadczona w innych sprawach, prawda?
Nie pokazała po sobie, jak bardzo ta uwaga była dla niej bolesna; nie 

chciała mu dać tej satysfakcji.

– Mam wystarczająco dużo doświadczenia, by zdawać sobie sprawę, że 

twoja propozycja nie jest czysto charytatywna.

– Doskonale to odgadłaś.
– Powiedz to wreszcie. Przez jakie tortury mam przejść?
Franko ekspresyjnie uniósł brwi.
– Tortury? Podoba mi się to słowo.
–   Nie   baw   się   ze   mną   w   kotka   i   myszkę.   Powiedz   wreszcie,   czego 

chcesz.

Przez   nieskończenie   długą   chwilę   przyglądał   się   grze   emocji   na   jej 

twarzy. Miała ochotę wybiec z pokoju i zatrzasnąć za sobą drzwi, ale nie 
mogła tego zrobić; tej bitwy nie toczyła dla siebie.

– Proszę cię, Franko – rzekła niemal błagalnie, tonem, na dźwięk którego 

jej  samej   zebrało  się   na  mdłości.  –  Proszę,   nie   utrudniaj  mi   tej  sytuacji 
jeszcze bardziej.

– Rozmowa ze mną jest dla ciebie trudna?
Miała   ochotę   wykrzyknąć:   trudno   mi   nawet   na   ciebie   patrzeć,   bo 

natychmiast zaczynam myśleć o wszystkim, co straciłam, a co mogłabym 
mieć, gdyby...

– Niczego mi nie ułatwiasz – powiedziała tylko.
– A dlaczego miałbym ci ułatwiać? – zapytał chłodno. – Ciebie moje 

cierpienie nic nie obchodziło.

– Ja... Ja nie...
– Dio! Przecież przespałaś się z moim bratem!
Jak mogła  zaprzeczyć? Carlo miał  na dowód zdjęcia, choć ona sama 

prawie nic nie pamiętała z tego, co się stało.

– Czy Sammy jest jego dzieckiem?
Anna poczuła się  tak, jakby ktoś wbił jej nóż prosto w serce. Ona i 

Franko zawsze się zabezpieczali. To on nalegał: chciał ją chronić, twierdził, 
że po ślubie będą mieli mnóstwo czasu na założenie rodziny.

– Chyba... chyba tak.
Franko znów zaklął po włosku.

background image

– Obrzydliwość. Na kilka dni przed naszym ślubem...
– Przykro mi...
– Przykro będzie ci wtedy, kiedy już z tobą skończę.
– Co to... co to ma znaczyć?
Przeszył ją palącym spojrzeniem, zaciskając usta w wąską kreskę.
– Zapłacę za operację mojego bratanka, ale w zamian chcę cię znowu 

mieć w łóżku.

– Nie! – wykrzyknęła, szeroko otwierając oczy.
Znów lekceważąco uniósł brwi.
– Nie? Myślałem, ze nie znasz takiego słowa.
Przymknęła oczy i powtórzyła już ciszej;
– Nie mogę tego zrobić.
– No dobrze – rzekł Franko obojętnie i cofnął się o krok. – W takim razie 

skończ sprzątanie i wyjdź stąd.

Była już przy drzwiach, gdy nadeszło opamiętanie. Przecież chodziło o 

Sammy'ego, nie o nią.

– Franko...
– Tak?
– Zrobię to – odrzekła, patrząc w podłogę, – Zrobię to, czego chcesz.
– Dobrze. – Skrzyżował ramiona na piersiach z takim wyrazem twarzy, 

jakby miał omówić mało istotne spotkanie w interesach. – Przejdźmy do 
salonu, tam ustalimy wszystkie szczegóły.

Posłusznie   wyszła   za   nim   z   sypialni.   Co   za   ironia   losu,   pomyślała, 

mijając łóżko, które sama przed chwilą pościeliła.

Franko zbliżył się do doskonale zaopatrzonego barku.
– Masz ochotę napić się czegoś?
– Nie piję – odrzekła.
Ostatniego drinka w życiu wypiła w towarzystwie jego brata; ta nauczka 

raz na zawsze odepchnęła ją od alkoholu.

Franko nalał  do dwóch szklanek  wody  sodowej, a  następnie dopełnił 

jedną z nich sporą porcją whisky.

– Z lodem?
Potrząsnęła głową i sięgnęła po szklankę drżącą ręką.
– O co ci chodzi,  cara? – zapytał zaczepnie. – Czy myśl o pójściu ze 

mną do łóżka tak cię wytrąca z równowagi?

– Nie mogę powiedzieć; żebym bardzo wyczekiwała tej chwili.

background image

Wystarczyło mu tupetu, żeby się roześmiać.
– Ach... ale ja wyczekuję jej tak bardzo, że to powinno wystarczyć za nas 

obydwoje.

– To zwykła prostytucja – parsknęła Anna.
– Nie prostytucja, tylko odszkodowanie – poprawił. – Za grzechy.
– Jestem pewna, że dotychczas odbiłeś sobie szkody już wielokrotnie.
– Jeśli masz na myśli to, że sypiałem z innymi kobietami, to owszem. 

Ale   ty   na   pewno   też   nie   odmawiałaś   sobie   rozrywki.   Przy   takich... 
potrzebach jak twoje nie wytrzymałabyś długo w celibacie.

Poczuła, że robi jej się gorąco.
– Teraz jestem matką.
– Macierzyństwo jest bardzo seksowne. – Pokiwał głową, zatrzymując 

wzrok na jej pełnych piersiach. – Naprawdę bardzo.

Szybko odwróciła wzrok.
– Jak długo ma obowiązywać ta... umowa? – zapytała, wpatrując się w 

sofę.

– Niedługo.
Nie udało jej się powstrzymać westchnienia ulgi.
– To znaczy ile?
– Nie obawiaj się, nie puszczę cię z haczyka tak łatwo – uśmiechnął się z 

rozbawieniem. – Będę w Melbourne przez trzy miesiące. I przez ten czas ty 
będziesz moją kochanką. A to oznacza, że zamieszkasz ze mną i zadbasz o 
zaspokojenie wszystkich moich potrzeb.

– A co z Sammym i Jenny? – zapytała, desperacko szukając jakiegoś 

wyjścia. – Nie mogę przeprowadzić się do ciebie i zostawić ich samych!

– Wynająłem duży dom w South Yarra. Będę się mógł tam wprowadzić 

za kilka dni. Twoja siostra i syn też się tam przeprowadzą do czasu, gdy... – 
zawahał się krótko, szukając odpowiedniego słowa – gdy nie będę cię już 
potrzebował.

– Przeprowadzki nie są dobre dla dziecka...
– Myślę, że śmierć jest jeszcze gorsza.
Anna pobladła, porażona jego okrucieństwem.
– Jak możesz robić coś takiego? – wybuchnęła. – Grasz życiem dziecka!
Podszedł bliżej i pochwycił ją za ramiona.
– To mógł być mój syn, ale odmówiłaś mi tego przywileju. Czy wiesz, 

przez jakie piekło przeszedłem, myśląc o tym, że uwiodłaś mojego brata? 

background image

Możesz sobie to wyobrazić?

Anna z całych sił zacisnęła powieki.
– Wyobrażałem sobie ciebie z nim. Śniło mi się to po nocach.
– Nie... – Szarpnęła się, ale trzymał mocno. – Puść mnie!
On jednak przyciągnął ją jeszcze bliżej, aż oparła się o jego pierś.
– Nie mów mi „nie", skoro Carlo usłyszał od ciebie „tak". Powiedz „tak" 

z pełnym przekonaniem.

– Nie.
– Nie przyjmuję takiej odpowiedzi.
– Nie pragnę cię.
– Mogę sprawić, żebyś zaczęła mnie pragnąć – odrzekł.
– Nie proś mnie o to!
– Ja cię nie proszę, tylko stawiam warunek. Jeśli chcesz, żeby twój syn 

otrzymał pomoc, to przez trzy miesiące masz być moja.

Miała ochotę zarzucić mu blef. Przecież Sammy był jego bratankiem. 

Czy rzeczywiście Franko mógłby odwrócić się do niego plecami? Wiedziała 
jednak,   że   duma   nie   pozwoliłaby   mu   zachować   się   inaczej.   Jej   zdrada 
zniszczyła uczucie; teraz Franko kierował się wyłącznie żądzą zemsty. Nie 
mogła go za to winić.

Pochyliła   głowę,   przyznając   się   do   porażki,   i   bezbarwnym   głosem 

zapytała:

– Kiedy mam zacząć?
– Teraz.
– Jak to? – zdumiała się. – W tej chwili?!
– A dlaczego nie? – odparował spokojnie. – Przecież jesteśmy sami.
– Ale ja jestem w pracy!
– Od dziesięciu minut już tu nie pracujesz.
– Nie mogę sobie pozwolić na to, żeby nie pracować!
Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.
– Będę ci płacił za twoje... usługi. Nic wspomniałem ci o tym wcześniej?
– Nie możesz mi tego zrobić – wyjąkała pobladłą twarzą.
– Mogę i zrobię.
– Aż tak mnie nienawidzisz?
Czarne oczy Franka nie przestawały przewiercać jej oczu.
– Wystarczająco długo czekałem na taką chwilę.
– Ileż w tobie goryczy... – szepnęła.

background image

– Dziwi cię to?
– Nie, ale... Myślałam, że już dawno o wszystkim zapomniałeś, że byłam 

w twoim życiu tylko epizodem.

– Byłaś całym moim życiem! – warknął. – Chciałem ci rzucić cały świat 

do stóp... a ty odrzuciłaś mi go w twarz!

Nic nie mogła na to odpowiedzieć.
– Przepraszam... – wyjąkała.
– Nic chcę twoich przeprosin!
– A czego chcesz? Mam cię błagać?
– Nie. Chcę, żebyś czuła to, co ja czułem, kiedy na ciebie patrzyłem. 

Chcę, żebyś jęczała z pożądania tak jak ja kiedyś.

Te słowa były dla niej szokiem.
– Franko, to wszystko nie tak... sam chyba rozumiesz?
– Nie. Chcę cię mieć na własnych warunkach. Możesz do mnie przyjść z 

wdzięczności   albo   z   nienawiści;   wszystko   mi   jedno.   Będę   cię   miał   bez 
względu na twoje uczucia.

Otworzyła   usta,   żeby   zaprotestować,   ale   było   już   za   późno.   Franko 

pochylił   głowę   i   zmiażdżył   jej   usta   swoimi   wargami,   otwierając   je   i 
zmuszając   ją   do   niechcianej   reakcji.   Przez   krótką   chwilę   Anna   miała 
wrażenie, jakby czas cofnął się o cztery lata, do okresu, gdy jedno spojrzenie 
Franka wystarczało, by zaczynała się wić z pożądania.

Za   plecami   czuła   ścianę,   a   przed   sobą   napierające   ciało   Franka.   To 

wszystko wymknęło się spod kontroli. A najgorsze było to, że jego dotyk, 
jego zapach, wciąż, wbrew jej woli, rozpalały jej zmysły.

– Jesteś piękna – jęknął, odnajdując jej piersi. – Marzyłem o tej chwili...
Te słowa przeraziły ją. Zebrała wszystkie siły i odepchnęła go od siebie.
– Franko...
– Co? – zapytał ostro.
– Chyba nie mogę tego zrobić.
– Poszłaś do łóżka z moim bratem, a ze mną nie możesz?
Skrzywiła się boleśnie.
– To nie ma nic wspólnego z Carlem. Chodzi o mnie i o ciebie.
– To ma bardzo wiele wspólnego z Carlem. Odrzuciłaś mnie dla niego i 

urodziłaś mu dziecko.

– Nie odrzuciłam cię dla niego. Zostawiłam was obydwu.
– Czy to ma być dla mnie pocieszenie?

background image

– Nie, ale myślałam...
– Myślałaś! – wybuchnął. – I kto tu mówi o myśleniu? Uwiodłaś mojego 

brata i sądziłaś, że ujdzie ci to na sucho, bo ja musiałem akurat wyjechać! 
Ale nie doceniłaś mojego brata.

Owszem, Anna dobrze wiedziała, że go nie doceniła.
–   Carlo   przejrzał   tę   twoją   fasadę   niewinności.   Ja   byłem   na   to   zbyt 

zaślepiony uczuciem.

– Nigdy mnie nie kochałeś – odrzekła pustym głosem.
– Kochałem! To ty zniszczyłaś tę miłość, uwodząc Carla, gdy najmniej 

się tego spodziewał.

Anna patrzyła na niego z niedowierzaniem.
– Tak ci powiedział?
Franko odpowiedział jej stalowym spojrzeniem.
– Wiem, że mój brat nigdy z własnej woli nie zrobiłby nic przeciwko 

mnie.

Nie miała pojęcia, co na to odpowiedzieć. Carlo doskonale obmyślił całą 

intrygę; ona sama ani przez chwilę niczego nie podejrzewała.

– Twoja lojalność wobec brata jest godna podziwu, ale sądziłam, że choć 

przez   chwilę   zastanowisz   się   nad   sytuacją...   ze   względu   na   to,   co   było 
między nami.

– Szkoda, że ty się nad tym nie zastanowiłaś, gdy przekupiłaś mojego 

brata, żeby poszedł z tobą do łóżka.

– Co takiego?!
– A nie o to ci chodziło?
– Nie rozumiem, o czym mówisz...
– Och, Anno, daj spokój – przerwał jej bezlitośnie. – Chyba nie sądzisz, 

że   będę   ci   tłumaczył   najprostsze   rzeczy?   Carlo   i   ja   we   dwóch   jesteśmy 
spadkobiercami   Ventressi   Development.   Jeśli   któremuś   z   nas   urodzi   się 
dziecko, spadkobierca, zostanie dla niego wydzielona okrągła sumka, którą 
otrzyma w dniu dwudziestych pierwszych urodzin.

Anna patrzyła na niego oszołomiona.
– Spadkobierca?
– Twój syn jest dla ciebie przepustką do majątku. Jako Ventressi ma 

prawo   dziedziczenia   sporej   fortuny.   Dlaczego   nie   przekazałaś   Carlowi 
radosnej nowiny?

Poczuła, że robi jej  się niedobrze. Wpatrzyła się w swoje obgryzione 

background image

paznokcie.

– Nie widziałam takiej potrzeby.
Oddech Franka przyspieszył.
– Nie, oczywiście, że nie widziałaś. Wolałaś raczej zaczekać na moment, 

gdy zemsta będzie najsłodsza.

– Co to znaczy?!
– Nie udawaj niewiniątka – prychnął. – Carlo ożenił się i oczekuje teraz 

dziecka. Na co miałaś nadzieję? Że naraz znów się pojawisz i opowiesz o 
istnieniu Sammy’ego?

Anna patrzyła na niego bez słowa.
–   Doskonale   rozumiem,   jak   to   sobie   obmyśliłaś   –   ciągnął.   –   Masz 

potrzeby finansowe. W tej sytuacji najlepszy pomysł to przedstawić Carlowi 
dziecko, o którego istnieniu nie miał pojęcia, i wtedy to ty stajesz się panią 
sytuacji.

Z trudem zbierała myśli. Carlo? Ożenił się? Dziecko w drodze?
– Nie miałam zamiaru w ogóle kontaktować się z Carlem – wykrztusiła 

pobielałymi ustami.

Franko rzucił jej sceptyczne spojrzenie.
– Nie? Chyba uważasz mnie za idiotę. Widziałem już kobiety podobne 

do ciebie w akcji. Szantaż jest waszą drugą naturą, ale jeśli wydaje ci się, że 
wyciągniesz od nas grube pieniądze, to zastanów się jeszcze raz, bo ja do 
tego nie dopuszczę.

– Nie chcę mieć nic wspólnego z Carlem! – zaprotestowała.
– To dobrze, bo od tej chwili będziesz miała do czynienia wyłącznie ze 

mną. Gdzie jest twoje zwykłe ubranie? – zapytał nagle.

– W szafce w pokoju obsługi.
– Idź się przebrać i bądź tu z powrotem za dziesięć minut. Porozmawiam 

z twoim szefem i wyjaśnię mu, w jakim charakterze cię zatrudniłem.

Anna zbladła.
– Powiesz mu, że mam być twoją płatną kochanką?
Franko lekceważąco wzruszył ramionami.
– A dlaczego nie? Przecież taka jest prawda.
– Nie możesz mu powiedzieć, że zatrudniasz mnie jako sekretarkę czy 

coś w tym rodzaju? Wszystko lepsze niż...

–   Nie   tylko   będziesz   moją   kochanką,   ale   jeszcze   będziesz   doskonale 

udawać, że podoba ci się ta rola. Rozumiesz?

background image

Patrzyła na niego z coraz większą wrogością.
– A co z Jenny i Sammym? Co mam im powiedzieć?
Franko zastanawiał się przez dłuższą chwilę.
– Sammy jest za mały, żeby to zrozumieć. A twojej siostrze wystarczy 

powiedzieć, że powróciliśmy do dawnego związku na nieokreślony czas.

– Nieokreślony? Przecież mówiłeś, że to tylko na trzy miesiące!
Oczy Franka błysnęły niebezpiecznie.
– Anno, to ja tu ustalam zasady. Lepiej o tym nie zapominaj.
Przepełniona   wściekłością   wybiegła   z   pokoju   i   dopadła   windy   dla 

personelu. Była pewna, że zaraz wybuchnie. Co za diabeł podszepnął jej
żeby pójść do tej kawiarni? Jaka zła siła po latach znowu skrzyżowała ich 
ścieżki?

Franko   zabrał  Annę   i   Jenny   do  domu   swojej   matki.   Pomimo   bariery 

językowej   zostały   przyjęte   bardzo   serdecznie.   Pani   Ventressi   była 
elegancką, drobną kobietą o ujmującym sposobie bycia. Pierwotnie Anna 
planowała   pozostać   w  Rzymie  tylko  przez  kilka  dni,  ale  po  naleganiach 
Ventressich zdecydowała się przedłużyć pobyt. Nowi znajomi zabrali je do 
Neapolu, Pompei i na wybrzeże Amalfi. Planowali również wycieczkę do 
Tivoli, trzydzieści kilometrów na północny wschód od Rzymu, ale rankiem 
przed   wyjazdem   Jenny   skarżyła   się   na   ból   głowy,   toteż   Jovanna,   matka 
Franka, zdecydowała, że zostanie z nią w domu. Carlo wyjechał akurat w 
interesach, więc Franko i Anna sami wybrali się na wycieczkę.

Anna z trudem hamowała podniecenie na myśl o dniu spędzonym tylko z 

nim. W ciągu poprzednich dwóch tygodni serce jej zaczynało bić mocniej za 
każdym razem, gdy Franko zatrzymywał na niej wzrok. Zbyt mało miała 
doświadczenia, by mieć pewność, że on również interesuje się nią; widziała 
jednak,   że   zawsze   uważnie   słuchał   tego,   co   mówiła,   i   często   ścigał   ją 
spojrzeniem.

–   Podoba   ci   się   nasz   kraj,   Anno?   –   zapytał,   gdy   mijali   opactwo 

benedyktynów.

– Bardzo – odrzekła, spoglądając na niego nieśmiało. – Wszystko mi się 

tu podoba. Jedzenie, wino, klimat...

– A ludzie? – Uniósł brwi żartobliwie.
– Uwielbiam Włochów – wyznała spontanicznie, po czym natychmiast 

poczuła, że się czerwieni, i odwróciła twarz do okna.

background image

Franko   wybuchnął   śmiechem.   Czuła   na   sobie   jego   wzrok,   ale   nie 

odwracała głowy.

– Tak wiele jest rzeczy, które chciałbym ci pokazać, Anno – wyznał, 

zatrzymując samochód.

Odpowiedziała mu uśmiechem.
– Nie masz nic przeciwko temu, że dziś jesteśmy tu tylko we dwoje? – 

zapytała, gdy pomagał jej wysiąść.

Rzucił szybkie spojrzenie na jej usta, a potem powiedział:
– Bardzo się cieszę, że wreszcie jesteśmy sami.
Po tych słowach pochylił się i pocałował ją. Wspomnienia następnych 

chwil   były   wyraźnie   zamglone.   Kilkakrotnie   zdarzało   jej   się   całować   z 
chłopcami,   ale   tamte   pocałunki   w   niczym   nie   przypominały   tego,   co 
przeżywała teraz w ramionach Franka.

Ze zwiedzania Villa Este w pamięci pozostał jej tylko szum wody w tle i 

świergot   ptaków   w   ogrodach,   od   czasu   do   czasu   urozmaicany   biciem 
dzwonów. Chodziła po ogrodach jak we mgle, ręka w rękę z Frankiem, nie 
słysząc prawie nic z tego, co jej opowiadał.

– Ta posiadłość została założona przez kardynała Ippolito d’Este, syna 

Lukrecji Borgii. Ogrody na tarasach i fontanny zaprojektowali Liggorio i 
Giacomo delia Porta – mówił Franko. – Widzisz tę aleję? To jest aleja Stu 
Fontann.

Wzrok   Anny   prześliznął   się   po   omszałych   orłach,   okrętach, 

groteskowych postaciach i obeliskach, w jej oczach jednak nie błyszczało 
zainteresowanie, lecz emocje. Była zakochana we Franku.

– Nie słuchasz mnie, cara – zauważył z łagodną przyganą.
–   Ależ   słucham!   –   zawołała   z   fałszywym   oburzeniem.   –   Jak   nie 

wierzysz, to sprawdź!

– Dobrze. – Dotknął palcem jej brody. – W takim razie powiedz mi, ile 

fontann jest na Viale delie Ccnto Fontane.

Przesunęła językiem po wargach i uśmiechnęła się nieprzytomnie.
– Poddaję się. Ile?
– Dio – jęknął z udawaną rozpaczą, pociągając ją w ramiona. – I co ja 

mam zrobić z taką nieuważną turystką?

– Uważałabym bardziej, ale te pocałunki zaraz po przyjeździe zupełnie 

mnie zdekoncentrowały – przyznała ze śmiechem.

– Chciałem cię pocałować. Marzyłem o tym od pierwszej chwili, gdy 

background image

zobaczyłem, jak pocieszasz siostrę na ulicy.

– Naprawdę?
– A nie zauważyłaś, że nie mogę oderwać od ciebie oczu? I jak świerzbią 

mnie ręce, żeby cię dotknąć?

Poczuła przyjemne pulsowanie krwi w całym ciele.
– Nie jestem przyzwyczajona do takich wrażeń – wyznała nieśmiało.
– Cara, jesteś niedoświadczona? – zapytał łagodnie.
trudem znosiła intensywność jego wzroku.
– Przykro mi...
–   Przykro?   –   zdumiał   się.   –   Ależ   niech   ci   nie   będzie   przykro!   Czy 

zdajesz   sobie   sprawę,   jak   długo   czekałem   na   kogoś   takiego   jak   ty?   Na 
kobietę, która nie spała wcześniej z tuzinem mężczyzn?

– Masz dość staroświeckie poglądy, Franko – zauważyła.
– Wiem – roześmiał się – ale jestem Włochem, więc mam chyba do tego 

prawo, nie sądzisz?

– Jeśli naprawdę jesteś włoskim tradycjonalistą, to na pewno wybrano ci 

już kandydatkę na żonę.

– Ja sam wybiorę sobie żonę – oświadczył. – I zdecydowałem, że ty nią 

będziesz.

– Ja?
–   A   dlaczego   nie?   –   zapytał   z   błyskiem   w   oku.   –   Jestem   tobą 

zauroczony. Pragnę cię tak mocno, że wszystko mnie boli.

– Ale ja mam dopiero dwadzieścia jeden lat...
–   I   co   z   tego?   Ja   mam   trzydzieści.   Jestem   od   ciebie   o   dziewięć   lat 

starszy.

– Ale ja jestem Australijką.
– I co z tego?
– Powinnam wrócić do domu. Mam tam pracę i...
– Jako moja żona będziesz mogła podróżować po całym świecie. Twoja 

siostra też. Nie zamierzam więzić cię w moim kraju. I tak prowadzę interesy 
w Australii. Niektórzy członkowie mojej rodziny wyemigrowali tam dawno 
temu. Możemy mieszkać trochę tu, a trochę tam.

– Och, Franko – westchnęła Anna, osuwając się w jego ramiona. – Nie 

mogę uwierzyć, że to wszystko naprawdę mi się zdarzyło!

–   Uwierz,  cara   –  szepnął   jej   do   ucha.   –   To   się   musiało   zdarzyć. 

Przeznaczenie.

background image

Przeznaczenie.
Wyszła z windy i idąc do pokoju personelu, zastanawiała się, w jaką 

kabałę właśnie udało jej się wpakować.

Przez   trzy   miesiące   miała   być   kochanką   Franka   –   nie,   utrzymanką, 

poprawiła   się   w  myślach.   Utrzymanka   wydawała   się   jej   czymś   znacznie 
gorszym. A gdy Franko już się nią znudzi, po prostują odeśle i wówczas 
zemsta zostanie dokonana.

Dobrze rozumiała przyczyny jego gniewu. Wiedziała, że nie ma prawa 

spodziewać   się   niczego   innego.   Ona   na   jego   miejscu   zapewne 
zareagowałaby podobnie. Gdy próbowała wyobrazić go sobie dzielącego z 
inną kobietą taką samą intymność, jaką kiedyś przeżywali wspólnie, czuła 
przeszywający ból.

Przebrała się w swoje zwykłe ubrania, znoszone i niemodne, rozczesała 

włosy i pożałowała, że nie ma na twarzy makijażu. Wydawało jej się, że 
byłoby to coś w rodzaju tarczy ochronnej przed Frankiem.

Bardzo   się   zmienił.   Nie   był   już   tym   szarmanckim,   delikatnym 

mężczyzną z jej marzeń, mrocznym mścicielem, szukającym zapłaty za jej 
przeszłe grzechy.

Jakby jeszcze mało za nie zapłaciła! Każdego dnia próbowała zrozumieć, 

co   nią   wtedy   kierowało,   co   mogło   ją   skłonić,   by   zachowała   się   w   tak 
nietypowy dla siebie sposób. Gdyby nie fotografie, gotowa byłaby przysiąc, 
że to wszystko było tylko wymysłem Carla.

Na pozór Carlo zawsze sprawiał wrażenie czarującego młodszego brata 

Franka, zadowolonego z drugiego miejsca w hierarchii. Przyjął wiadomość o 
zaręczynach brała z pozorną życzliwością, Anna jednak podejrzewała, że w 
głębi duszy był zirytowany. Często w nieoczekiwanych momentach czuła na 
sobie   jego   wzrok;   spojrzenie   przymrużonych   oczu   wytrącało   ją   z 
równowagi. Zamierzała porozmawiać o tym z Frankiem, on jednak zajęty 
był dopinaniem jakiegoś kontraktu, który chciał mieć z głowy przed ślubem. 
Do ślubu pozostał jeszcze miesiąc.

Krótki okres narzeczeństwa we wspomnieniach Anny okryty był mgiełką 

zmysłowej rozkoszy. Franko uczył jej pojętne ciało języka miłości, ona zaś 
krzyczała   i   szlochała   z   zachwytu   w   jego   ramionach.   Jej   szczęście   było 
bezgraniczne. Promieniała; jej ruchy, wcześniej spowolnione i ociężałe od 
smutku, teraz stały się lekkie i beztroskie.

Nawet Jenny zmieniła się fizycznie; szczupła piętnastolatka wyraźnie się 

background image

zaokrągliła, przybyło jej też pewności siebie. Wieczorami razem planowały 
ślub Anny, przeglądały wzory i katalogi. Żadna z nich nie wspominała o 
matce, ale obydwie żałowały, że nie może uczestniczyć w szczęściu córki.

Carlo jednak zatroszczył się, by to szczęście nie trwało długo.
Pewnego wieczoru, gdy Franko wyjechał w interesach, jego brat podał 

Annie lampkę szampana i z uroczym uśmiechem wzniósł toast:

– Za twoją przyszłość, Anno.
Coś w jego tonie wzbudziło jej podejrzliwość, ale zignorowała podszept 

intuicji, przypominając sobie, że przecież Jenny jest w pokoju obok.

Dopiero potem, gdy obudziła się w jego łóżku, naga w pełnym blasku 

słonecznego dnia, zdała sobie sprawę z rozmiarów swego błędu.

Nawet jeśli krzyczała, to i tak nikt jej nie usłyszał.

background image

Rozdział 3

Anna z wysiłkiem oderwała myśli od przeszłości, której nie mogła już 

zmienić. Przespała się z bratem swojego narzeczonego i choć nic zupełnie z 
tego nie pamiętała, on miał na to dowody: zdjęcia, na których naga Anna 
leżała na jego łóżku w pozycji gwiazdki porno z filmu kategorii B.

Tamtej   nocy   poczęty   został   Sammy.   Jak   mogła   mu   kiedykolwiek 

opowiedzieć o okolicznościach tego zdarzenia?

Wzięła głęboki oddech i podniosła rękę, ale zanim zdążyła zastukać do 

drzwi apartamentu, te się otworzyły.

– Co ci zabrało tyle czasu? – mruknął Franko z niechęcią i Anna wbrew 

sobie od razu przybrała obronny ton.

– Przecież nie było mnie tylko dziesięć minut.
Anna poczuła złość. A więc tak chciał to rozgrywać? Zabawa w pana i 

niewolnicę?   Stanęła   twarzą   do   niego   z   błyskiem   niechęci   w   niebieskich 
oczach.

– Musiałam oddać klucz do szatki.
– Jeśli wyznaczam ci czas, to masz być punktualna co do sekundy.
– Jeszcze jakieś polecenia, proszę pana?
Franko zacisnął usta.
– Owszem, tak.
Zimny, bezwzględny wyraz jego twarzy sprawił, że poczuła dreszcz na 

plecach.

– Rozbieraj się.
Anna głośno wciągnęła oddech. 
– Co takiego?!
– Słyszałaś, co powiedziałem.
Przez  kilka  długich sekund  patrzyła  na niego  w  bezruchu, walcząc   z 

nagłą słabością.

– Chyba nie mówisz poważnie!
– Rozbieraj się, bo jak nie, to ja cię rozbiorę!
Takiego Franka nie znała dotychczas.
– Ale... daj mi trochę czasu...
– Miałaś cztery lata.
–   Dlaczego   to   robisz?   –   zapytała   cicho,   zatrzymując   wzrok   na   jego 

background image

twarzy.

– Dobrze wiesz dlaczego.
Starała się zachować zimną krew, ale jej opanowanie zaczynało się już 

kruszyć.

– Nie przesadzasz z tą zemstą?
– Czekałem na taką chwilę bardzo długo. Zrobiłaś to kiedyś dla mojego 

brata, więc teraz zrobisz to dla mnie.

W gardle Anny wzbierał histeryczny śmiech.
– Nie rób tego, Franko – szepnęła błagalnie.
– Nie mów mi, co mam robić, a czego nie! Rób, co ci każę, bo jak nie 

zechcesz, to poniesiesz konsekwencje.

– Do końca życia będę cię za to nienawidzić.
– Pokazałaś mi już swoją nienawiść, idąc do łóżka z moim bratem. Teraz 

ja ci pokażę swoją.

Stała   nieruchomo,   drżąc   z   zimna,   choć   na   zewnątrz   było   prawie 

trzydzieści stopni. Nawet w najgorszych koszmarach nie wyobrażała sobie, 
że może się znaleźć w takiej sytuacji. Najpierw lęk o Sammy'ego, a teraz to. 
Tego wszystkiego było już za wiele.

Doskonale   wiedziała,   że   powinna   przejąć   kontrolę   nad   sytuacją   i   nie 

poddać   się   kobiecej   słabości,   ale   mimo   to   zachowała   się   tak,   jak   na   jej 
miejscu   zachowałaby   się   każda   normalna   dziewczyna.   Wybuchnęła 
płaczem.

Franko   zastygł.   Wydawało   się,   że   na   widok   drżących,   wstrząsanych 

szlochem   ramion   Anny   i   jej   pochylonej   jasnej   głowy   wszelkie   myśli   o 
zemście uleciały z jego umysłu.

– Anno – powiedział łagodniej, zbliżając się do niej. – Anno...
Podniosła na niego zalaną łzami twarz.
– Sam widzisz, co zrobiłeś. Teraz jesteś szczęśliwy?
– Nie chciałem cię doprowadzić do płaczu.
– Nie? – wyszlochała. – To czego chciałeś?
Franko wypuścił urywany oddech.
– Przepraszam.  Zapomniałem,  jaki stres musisz  przeżywać  z powodu 

syna.

Łagody ton jego głosu sprawił, że Anna rozpłakała się jeszcze bardziej.
– To wszystko jest takie... trudne – wyszlochała. – Robię, co mogę, ale to 

za mało... Nie mogę dopuścić do tego, żeby umarł, . , sam chyba rozumiesz!

background image

– Oczywiście, że rozumiem – odrzekł Franko, patrząc jej w oczy.
Pociągnęła nosem. Franko podał jej chusteczkę; szybko schowała w niej 

twarz, chcąc uciec przed jego przenikliwym spojrzeniem.

– Zawiozę cię do domu – powiedział.
– Mogę pojechać tramwajem.
Położył dłonie na jej ramionach, zmuszając, żeby spojrzała mu w oczy.
– Anno. To, co jest między nami... jest tylko między nami. Chcę, żebyś 

wiedziała, że nie będę wciągał w tę rozgrywkę ani Sammy'ego, ani Jenny.

– To bardzo przyzwoicie z twojej strony – rzekła ironicznie, odsuwając 

się.

– Jesteś zdenerwowana.
– Jestem wściekła! – wykrzyknęła. – Jak możesz mnie tak upokarzać?
– Trochę sobie popłakałaś, a teraz znów będziesz drapać i gryźć, tak?
– Mam ochotę wydrapać ci oczy – wycedziła przez zaciśnięte zęby. – 

Nienawidzę cię!

–   Twoje   uczucia   wobec   mnie   są   mi   obojętne   –   odrzekł   Franko   z 

niezmąconym spokojem. – Zanim nasza umowa dobiegnie końca, będziesz 
mnie nienawidzić o wiele bardziej.

Anna głęboko wciągnęła powietrze.
–   Jak   ty   wytrzymujesz   sam   ze   sobą?   Stoisz   tu   i   zupełnie   spokojnie 

twierdzisz, że zamierzasz mnie wykorzystywać i upokarzać!

– Ja cię nie wykorzystuję, cara, tylko ci pomagam.
– Tak, bo masz w tym własny cel!
W jego oczach pojawił się ostrzegawczy błysk.
–   Nie   zamierzam   tolerować   twoich   obelg.   Proponuję,   żebyś   się 

uspokoiła, dopóki jeszcze jest mi cię żal, bo w przyszłości mogę się okazać 
mniej wyrozumiały.

Z wściekłością obróciła się na pięcie i pomaszerowała na drugi koniec 

pokoju, żeby znaleźć się jak najdalej od niego.

–   Kiedy   mam   się   stawić...   do   służby?   –   zapytała   z   obrzydzeniem   w 

głosie, chcąc jak najbardziej wyprowadzić go z równowagi.

– Dam ci dwa dni, żebyś mogła się spakować. We wtorek przyślę po 

ciebie samochód.

– Tak po prostu?
Franko spojrzał na nią z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
– Tak po prostu.

background image

W drodze do domu siedziała w samochodzie w milczeniu. Franko ant 

razu   nie   spojrzał   w   jej   stronę.   W   krótkich   słowach   wytłumaczyła   mu, 
którędy   ma   jechać,   i   po   niedługim   czasie   maserati   zatrzymało   się   przy 
krawężniku przed domem.

– Dziękuję za odwiezienie – wymamrotała i otworzyła drzwi. Franko 

jednak przytrzymał ją za rękę.

– Zaczekaj. Nie przedstawisz mnie swojemu synowi? – zapytał z nutą 

ironii.

– Pewnie śpi.
Jego palce mocniej ścisnęły jej przegub.
– W takim razie obudzisz go i przedstawisz mu wujka.
– Nic takiego nie zrobię!
W tej chwili jednak z okna na piętrze dobiegi ich cienki głosik.
– Mamooo! Mamooo!
Anna niezgrabnie wygramoliła się z samochodu i drżącą ręką pomachała 

synowi.

– Co to za pan?
– To jest...
– Powiedz mu, że jestem jego wujkiem – podpowiedział Franko zza jej 

pleców..

Gwałtownie obróciła się na pięcie.
– Nic mogę tego zrobić!
– Dlaczego nie?
– Bo powiedziałam Jenny, że Sammy  jest twoim synem – przyznała, 

odwracając wzrok.

– Dio! – rozzłościł się.
– Musiałam – westchnęła. – Nie chciałam jej denerwować... uznałam, że 

tak będzie najlepiej.

– Więc nawet własnej siostrze nie przyznałaś się do tego, co zrobiłaś?
Anna przygryzła usta i odwróciła wzrok.
– Porozmawiamy o tym później – mruknął Franko i znów pochwycił ją 

za rękę.

Na ich widok Jenny stanęła w progu jak wryta, a jej palce błyskawicznie 

migały dziesiątki pytań.

– Wszystko w porządku – powiedziała Anna, jednocześnie przekazując 

background image

tę samą treść językiem migowym. – Franko i ja znów się spotykamy.

Twarz jej siostry rozświetliła się uśmiechem.
– Naprawdę? – zapytała głośno.
– Tak, Jenny – potwierdził Franko. – Nasze... nieporozumienie zostało 

już wyjaśnione i mamy wspólne plany na przyszłość.

– Tak się cieszę! – wykrzyknęła Jenny z radością. – Marzyłam o tym!
– Nie podniecaj się za bardzo – zamigała szybko Anna. – Nie bierzemy 

ślubu,   na   razie   tylko   chcemy   zamieszkać   razem.   Franko   chce,   żebyśmy 
wszyscy przeprowadzili się do niego.

– A co to za różnica? – odmigała Jenny beztrosko. – Ważne, że znów 

jesteście razem. Sammy w końcu pozna ojca!

Boże, co za matnia, pomyślała Anna z desperacją. Wyglądało na to, że 

wszystkie kłamstwa wracają do niej rykoszetem.

Nie sądziła, że jeszcze kiedyś w życiu zobaczy Franka, toteż najprościej 

było powiedzieć siostrze, że to on jest ojcem Sammy'ego. O tym, że jest w 
ciąży,   dowiedziała   się   dopiero   pod   koniec   trzeciego   miesiąca;   wcześniej 
składała   brak   miesiączki   na   karb   poczucia   winy   i   stresu   po   rozstaniu   z 
Frankiem.

– Widzę, że muszę nauczyć się języka migowego, bo inaczej będziecie 

mogły rozmawiać za moimi plecami, a ja nie będę miał pojęcia, co mówicie 
– zauważył Franko przeciągle.

Jenny zachichotała, a Anna poczuła irytację. 
Do   pokoju   wbiegł   Sarniny   i   zatrzymał   się   jak   wryty   przed   wysokim 

mężczyzną stojącym obok jego matki. Franko przykucnął i wyciągnął do 
niego rękę.

– Jestem twoim tatą.
Chłopiec szeroko otworzył oczy.
– Naplawdę?!
– Naprawdę – skinął głową Franko i przytulił go.
Serce   Anny   ścisnęło   się   na   ten   widok.   Byli   do   siebie   tacy   podobni. 

Obydwaj mieli czarne włosy i brązowe oczy, ten sam zarys podbródka i ust.

– Słyszałem, że jesteś chory – powiedział Franko.
– Ale już tu jestem i teraz możesz się zająć zdrowieniem.
– A jak już wyzdrowieję, to dalej pan z nami będzie?
Anna odwróciła się. Nie mogła spokojnie patrzeć na te kłamstwa.
–   Mogę   ci   coś   obiecać,   Sammy   –   powiedział   Franko.   –   Jak   już 

background image

wyzdrowiejesz, to nadal będziemy się widywać codziennie.

Anna   poczuła   dławiący   strach.   Dopiero   teraz   uświadomiła   sobie,   że 

bogatą i wpływową rodzinę Ventressich stać na najlepszych prawników. Nie 
sprawiłoby   im   żadnych   trudności   odebranie   syna   matce,   która   z   trudem 
wiąże koniec z końcem, i przejęcie nad nim całkowitej opieki. Carlo mógłby 
zapewnić   chłopcu   warunki,   o   jakich   ona   mogła   tylko   marzyć.   Najlepsza 
opieka zdrowotna, prywatne szkoły, wakacje nad morzem – lista była długa. 
Anna   poczuła   się   zupełnie   bezradna.   Fakt,   że   zataiła   wiadomość   o 
narodzinach   dziecka   przed   jego   ojcem,   z   góry   nawiał   ją   na   przegranej 
pozycji w sądzie, szczególnie w tak patriarchalnym kraju jak Włochy.

–  Sammy   –  wychrypiała   –  może   pójdziesz   z  ciocią  Jenny   pooglądać 

sobie sklepy, a ja tymczasem porozmawiam z... twoim tatą?

Spojrzała z wdzięcznością na siostrę, która od razu wzięła chłopca za 

rękę.

– Chodź, Sammy. A po drodze możemy jeszcze wstąpić do parku.
– Dobrze! – ucieszył się chłopiec.
Gdy drzwi zamknęły się za nimi, Anna podniosła głowę i spojrzała na 

Franka.

– Nie masz prawa tak go okłamywać.
Franko bez żadnego trudu wytrzymał jej spojrzenie.
– Nie okłamałem go. Mówiłem poważnie. Będę go widywał codziennie.
– Jak długo? Przez trzy miesiące? Franko, to jest małe dziecko, a nie 

zabawka, którą możesz rzucić w kąt, gdy ci się znudzi. Przywiąże się do 
ciebie, a potem ty wyjedziesz i...

–   Zdecydowanie   należy   do   rodziny   Ventressich   –   zauważył   Franko, 

ignorując jej tyradę. – Ale bardziej jest podobny do mnie niż do Carla.

–   Bogu   dzięki,   że   nie   ma   twojego   charakteru   –   wybuchnęła,   zanim 

zdążyła ugryźć się w język.

Przez dłuższą chwilę patrzył na nią z zupełnie nieruchomą twarzą. Nic 

miała pojęcia, jakie myśli kłębią mu się w głowie.

– Powinien być moim synem – rzekł wreszcie, przerywając milczenie.
Anna zatrzymała wzrok na swoich dłoniach.
– Nie możemy zmienić przeszłości, choćbyśmy nie wiem jak chcieli.
– Więc żałujesz tego, co zrobiłaś?
–   Dziwię   się,   że   o   to   pytasz.   –   Wzruszyła   ramionami.   –   Żałuję 

wszystkiego.   Przede   wszystkim   tego,   że   cię   spotkałam   i   że   się   w   tobie 

background image

zakochałam...

– Nie kochałaś mnie! – przerwał gwałtownie.
–   Trafiła   ci   się   dobra   okazja,   a   ja   nabrałem   się   na   twoją   fałszywą 

niewinność. Byłem głupi. A ty byłaś zwykłą pijawką i od początku miałaś 
oko na Carla!

– To nieprawda!
Przymrużył ciemne oczy.
– Jak to? Opowiadał mi, jak za nim ganiałaś.
– Co takiego?!
– Mówił, że za każdym razem, gdy mnie nie było w pobliżu, musiał się 

od ciebie opędzać!

– To kłamstwo!
Spojrzenie Franka było lodowato zimne.
– Myślisz, że prędzej uwierzę tobie niż własnemu bratu?
– Wiem, że nie. Ale to jeszcze nie znaczy, że twój brat mówi prawdę.
–   Nigdy   mnie   nie   okłamał.   A   ty...   całe   twoje   życie   oparte   jest   na 

kłamstwie. Ukryłaś przed moją rodziną wiadomość o dziecku.

–   Ale   mam   wrażenie,   że   ty   i   tak   o   nim   wiedziałeś   –   odparowała.   – 

Zapytałeś o niego wczoraj w kawiarni, pamiętasz?

– Dziwi cię to, że postarałem się, by wiedzieć o tobie wszystko?
Poczuła lęk.
– Co to znaczy?
–   Byłaś   obserwowana   –   odrzekł   spokojnie.   –   Wiedziałem   o   każdym 

twoim kichnięciu.

– Nie!
– Tak,  cara  – uśmiechnął się z satysfakcją. – Byłaś obserwowana od 

czterech lat.

– Więc dlaczego nie skontaktowałeś się ze mną wcześniej?
Franko lekceważąco wzruszył ramionami.
– Musiałem być pewny, że nie odrzucisz mojej oferty.
– Chciałeś chyba powiedzieć: szantażu!
– Szantaż to takie nieprzyjemne słowo. Robię ci przysługę, a ty mi się 

odwdzięczasz, to wszystko.

– Nic wierzę własnym uszom!
– Nie podobają ci się warunki naszej umowy?
– Mdli mnie na myśl o tej umowie!

background image

– Ale dobrze wiesz, gdzie stoją konfitury i zgodnie z tym zmieniasz 

swoje opinie.

Miała ochotę krzyczeć z frustracji. Czuła się zupełnie bezradna; przed 

Frankiem   nie   dało   się   uciec.   Pomoc   finansowa   była   wybawieniem   dla 
Sammy’ego, ale koszt tej pomocy był niesłychanie wysoki. Czy był jakiś 
sposób, który mógłby ją uchronić przed dalszym cierpieniem? Po zerwaniu 
narzeczeństwa wpadła w długą, ciężką depresje, a teraz znów przyszło jej 
ryzykować własne zdrowie psychiczne.

–   Potrzebuję   trochę   czasu,   żeby   do   tego   wszystkiego   przywyknąć   – 

powiedziała. – Muszę załatwić przyjęcie Sammy’ego do szpitala i...

– To już załatwione.
– Jak to? – zdumiała się.
–   Sprawa   jest   pilna,   więc   pomyślałem,   że   im   wcześniej,   tym   lepiej. 

Operacja odbędzie się na początku przyszłego tygodnia.

– Nie miałeś prawa!
– Miałem wszelkie prawa. Poza tobą i Jenny, jestem jego najbliższym 

krewnym w tym kraju.

Na ten argument nic nie potrafiła odpowiedzieć. Uświadomiła sobie z 

przerażeniem,   że   on   ma   rację:   był   najbliższym   męskim   krewnym 
Sammy'ego i tego faktu nie można było zmienić.

– Ta kłótnia nie ma  sensu  –  stwierdził Franko. – Jesteś teraz bardzo 

zestresowana. Sądziłem, że pomogę ci, jeśli zajmę się szpitalem.

– Dziękuję – wymamrotała niechętnie.
–   Poinformowałem   szpital,   ze   pokryję   wszelkie   rachunki.   Założyłem 

również   konto   bankowe   z   pełnomocnictwem   dla   ciebie.   –   Sięgnął   do 
kieszeni i podał jej kartę. – Numer PIN to twoja data urodzenia. Suma, która 
się tam znajduje, wystarczy na porządne ubrania dla was trojga. 

Rzuciła w niego kartą.
– Nie chcę tego.
Wziął ją za rękę, rozprostował jej palce, wsunął między nie kartę i znów 

zacisnął.

– Masz ją wziąć i używać, zrozumiałaś?
Odpowiedziała mu grymasem.
– A jakie ciuchy mam za to kupić? Coś, co by cię podniecało?
– Do tego nie potrzebujesz żadnego ubrania.
Anna okryła się rumieńcem.

background image

– Nie mogę tego zrobić. Nie potrafię udawać, że jestem twoją kochanką 

dobrowolnie.

– Nic będziesz musiała udawać – zapewnił ją.
Popatrzyła na niego z konsternacją. Czyżby Franko chciał znów rozpalić 

jej zmysły? Czy to miał być ciąg dalszy zemsty?

– Franko, nie możesz mi tego zrobić – powiedziała ze łzami w oczach. – 

Nie możesz mnie w ten sposób zniszczyć.

– Nie mam zamiaru cię niszczyć. Ale chcę cię mieć. Chcę, żebyś czuła 

to, co ja czułem przez cztery lata. Chcę wymazać ze swojej wyobraźni wizje 
ciebie w ramionach Carla.

– Zniszczysz mnie tym – szepnęła, bezradnie opuszczając ramiona. – Nie 

zniosę tego.

Franko w milczeniu stał przed nią, patrząc na jej pochyloną głowę.
– Anno.
Podniosła głowę i napotkała jego wzrok.
– Proszę cię, nie dopuść do tego, żebym cię znienawidziła.
– I tak mnie już nienawidzisz, więc co mam do stracenia?
Najgorsze było to, że nie potrafiła czuć do niego nienawiści. Kochała go 

nie mniej niż kiedyś, bezgranicznie i totalnie. Przygryzła wargi, – Franko, ja 
już więcej nie zniosę. Nie zmuszaj mnie, żebym musiała cię błagać.

Pochwycił ją za ramiona i przyciągnął do siebie.
– Chcę słyszeć twoje błaganie. Tylko to może mi dostarczyć satysfakcji.
Pochylił głowę i przytrzymał jej twarz. Poczuła jego język w swoich 

ustach i jej ciało natychmiast zmieniło się w drżąca galaretę. Nie była w 
stanie z tym walczyć; Franko nie pozostawił jej żadnej możliwości obrony. 
Miała wrażenie, że roztapia się i w postaci atomów ulatuje w kosmos.

– Brakowało mi  tego – westchnął, odnajdując dłonią jej pierś. – Nie 

potrafiłem zapomnieć, jak to jest czuć cię pod sobą, rozpaloną... – szepnął, 
czując jej zęby na swoich wargach. – Chcesz mi zrobić krzywdę?

– Mam ochotę cię zabić – odrzekła cicho.
Na twarzy  Franka,  pochylonej tuż nad jej twarzą, pojawił się  leniwy 

uśmiech.

– Proszą bardzo, zabij mnie. Przynajmniej umrę szczęśliwy.
W odpowiedzi ugryzła go znacznie mocniej.
– Chcesz ostrego seksu? Będziesz gryźć i drapać?
– Nienawidzę cię! – westchnęła, gdy pochylił się a jego twarz znalazła 

background image

się przy jej piersiach. – Nienawidzę cię...

– Uwielbiam, kiedy mnie tak nienawidzisz – odszepnął. – Czuję, jak całe 

twoje   ciało   mnie   nienawidzi.   Od   tej   nienawiści   staje   się   coraz   bardziej 
gorące.

– Sammy  i Jenny mogą wrócić w każdej chwili – przypomniała  mu, 

sięgając po ostateczną broń.

Franko   natychmiast   się   odsunął.   Zazdrościła   mu   łatwości.   z   jaką 

pohamował pożądanie.

– Kiedyś nie psułaś zabawy z byle powodu – uśmiechnął się kpiąco. – 

Nic ci nie było w stanie przeszkodzić.

– Bo byłam głupia i pozwoliłam ci się oczarować.
– Jeszcze głupiej postąpiłaś, pozwalając się oczarować mojemu bratu.
–   Przecież   według   niego   to   ja   go   uwiodłam.   Zdecyduj   się   na   coś   – 

westchnęła.

–   Znając   twój   urok   z   własnego   doświadczenia,   nie   wątpię,   że   żaden 

mężczyzna nie byłby mu się w stanie oprzeć.

– Proszę, zostaw mnie już i idź sobie – westchnęła Anna. – Nie mam już 

siły na dyskusje z tobą.

Obrzucił ją lodowatym spojrzeniem.
– Zemsta i tak cię nie ominie, Anno, możesz być tego pewna. Dopnę 

swego bez względu na twoje uczucia.

– Nie poczujesz się szczęśliwy, dopóki mnie nie złamiesz, prawda?
Franko zacisnął usta.
– Chodzi o moją dumę. Mogłaś wziąć to pod uwagę, zanim wskoczyłaś 

do łóżka mojego brata. Owszem, dopnę swego i nic mnie przed tym nie 
powstrzyma.

Anna   ze   znużeniem   przymknęła   oczy.   Wiedziała,   że   Franko   mówi 

prawdę, i nie miała pojęcia, jak uda jej się to znieść.

background image

Rozdział 4

Następne dwa dni były wypełnione po brzegi.
Anna   starannie   pakowała   rzeczy.   Nie   zamierzała   zabierać   do   domu 

Franka całego dobytku, bo wiedziała, że za jakiś czas i tak będzie musiała 
wrócić do siebie. Franko jej nie chciał; zależało mu tylko na zemście.

Trzeciego dnia przed domem pojawił się samochód i w ciągu kilku minut 

zawiózł ich przed imponującą rezydencję.

– Mamo, jaki duży dom – sapnął Sammy, ciągnąc za sobą obszarpanego 

misia. – Czy tatuś ma basen?

Pochylona nad torbą Anna posłała synowi blady uśmiech.
– Nie wiem, kochanie. Wkrótce się przekonamy.
Drzwi otworzyły się i stanęła w nich starsza kobieta ubrana na czarno.
–   Dzień   dobry,   pani   Stockton.   Jestem   Rosa,   gospodyni   pana 

Ventressiego – powiedziała z mocnym włoskim akcentem. – A to na pewno 
jest Sammy. Jaki podobny do ojca!

–   Moja   siostra,   Jenny   –   powiedziała   Anna   szybko,   wypychając 

dziewczynę do przodu.

– Milo mi panią poznać – ukłoniła się Rosa. – Pan Ventressi polecił mi 

przywitać panie jak najserdeczniej. On sam wróci dzisiaj późno.

Typowe, pomyślała Anna, prowadząc Sammy'ego do wnętrza domu. To 

na   pewno   miał   być   kolejny   element   tortur:   Franko   chciał   jej   zagrać   na 
nerwach, każąc czekać na siebie.

Gospodyni zaprowadziła je na górę, a kierowca w tym czasie wniósł do 

domu bagaże.

Pokój Jenny był różowy, przestronny i bardzo kobiecy. W wielkim oknie 

wisiały miękkie zasłony. Następny był pokój Sammy'ego – z niebieskimi 
ścianami   i   wielką   stertą   zabawek,   które   mogły   zaspokoić   najbardziej 
wygórowane życzenia każdego trzylatka.

–   To   dla   mnie?   –   zapytał   Sammy,   patrząc   z   zachwytem   na   wielką 

ciężarówkę i rządek lśniących modeli samochodzików.

– Tak – uśmiechnęła się Rosa. – Twój tato chciał, żebyś się tu czuł jak w 

domu.

Anna poczuła irytację na myśl, że Franko chce sobie kupić względy syna 

drogimi zabawkami.

background image

–   A   tutaj   jest   pani   pokój   –   powiedziała   Rosa,   prowadząc   ją   dalej 

korytarzem. – Proszę się rozgościć. Za godzinę będzie kolacja.

– Dziękuję – rzekła Anna z uśmiechem, choć w środku gotowała się ze 

złości.

Po   wyjściu   Rosy   uważnie   obejrzała   pokój.   Był   wielki,   z   osobną 

garderobą   i   łazienką.   W   wielkich   oknach   wisiały   jedwabne   czarno-białe 
zasłony wykończone skomplikowanymi sznurami i frędzlami. Przy szerokim 
łóżku, nakrytym również czarno-białą narzutą, stał wygodny fotel i sofa. Od 
razu   było   widać,   że   jest   to   dom   człowieka   nawykłego   do   komfortu   i 
nieliczącego się z kosztami. Anna, w swoim starym, spłowiałym ubraniu, 
czuła się tu nie na miejscu.

Westchnęła i zatrzymała wzrok na swoim odbiciu w dużym uchylnym 

lustrze, które stało obok sekretarzyka z orzechowego drewna. Wyglądała na 
wyczerpaną. Oczy miała podkrążone, zazwyczaj lśniące jasne włosy były 
matowe,  bez życia, a twarz blada, jakby od wielu miesięcy nie widziała 
słońca. Do tego jeszcze miała zapadnięte policzki.

Usłyszała za plecami jakiś dźwięk.
– Popatrz, Anno! – wołała Jenny, z podnieceniem wbiegając do pokoju, 

– Zobacz, co Franko mi kupił!

Anna odwróciła się i spojrzała na wielką stertę markowych ubrań, które 

Jenny trzymała w ramionach.

– Kupił to dla mnie. Rosa mówi, że to prezent... 
Zabawki   dla   Sammy'ego,   ubrania   dla   Jenny...   O   co   mu   właściwie 

chodziło?

– Nie możesz ich zatrzymać.
– Dlaczego? – jęknęła Jenny z wielkim rozczarowaniem.
– Bo ja nie mogę sobie pozwolić na to, żeby za nie zapłacić.
– Ale to prezent – powtórzyła Jenny. – Nic płaci się za prezenty!
– Naprawdę? – stwierdziła Anna ironicznie.
Sukienka   z   zielonego   jedwabiu   zsunęła   się   ze   sterty   i   upadła   u   stóp 

Jenny.

– Anno, czy coś się stało?
– Nie – skłamała. – Ale nie możemy się do tego wszystkiego za bardzo 

przyzwyczajać...   –   zatoczyła   luk   ręką,   –   Te   luksusy   nie   będą   trwały 
wiecznie.

– Co to znaczy? – zdziwiła się Jenny. – Przecież Franko jest bardzo 

background image

bogaty i może sobie pozwolić na hojność.

– Jenny... – westchnęła Anna i przeszła na język migowy, żeby siostra 

zrozumiała   wszystko   dokładnie.   –   Nie   czuję   się   dobrze,   przyjmując   tak 
kosztowne prezenty. A jeśli coś nam nie wyjdzie...

– A co może wam nie wyjść? – zdziwiła się Jenny. – Franko wrócił do 

twojego życia, a Sammy będzie zdrowy. Co złego może się stać?

Och, młodzieńcza naiwności, pomyślała Anna. Jenny miała zaledwie – 

dziewiętnaście lat i głowę pełną romantycznych iluzji, ale przecież nie znała 
całej historii związku z Frankiem, nie znała mrocznego sekretu, który kładł 
się cieniem na całej teraźniejszości.

– Nic – westchnęła. – Masz rację. Głupio gadam.
– Jesteś zmęczona – stwierdziła jej siostra. – Masz za sobą ciężkie dni. 

Postaram się pomagać ci bardziej.

– I tak pomagasz mi bardzo dużo – rzekła Anna z wdzięcznością. – Nie 

wiem, co bym bez ciebie zrobiła.

– Teraz mam ferie, więc mogę zająć się Sammym, żebyś ty miała więcej 

czasu dla Franka.

Gdy   siostra   wyszła  z  pokoju,   Anna   jeszcze   raz   popatrzyła   na   swoje 

odbicie w lustrze. Spędzanie czasu z Frankiem było ostatnią rzeczą, na jaką 
miała w tej chwili ochotę.

Sammy   usnął,   nie   doczekawszy   końca   bajki.   Otuliła   go   kołdrą, 

pocałowała w policzek i poszła do swojego pokoju. Jenny była u siebie, a 
gosposia   już   dawno   skończyła   pracę.   Anna   czekała   na   powrót   Franka, 
niespokojnie chodząc z kąta w kąt. Miała ochotę się położyć, ale nie chciała, 
by zastał ją pogrążoną we śnie; obawiała się, że w takiej sytuacji po prostu 
wsunąłby się do łóżka obok niej.

W   końcu   usłyszała   przed   domem   odgłos   silnika   maserati   i   świst 

zamykanych   elektronicznie   drzwi   do   garażu.   Potem   kroki   na   żwirowej 
ścieżce... zgrzyt klucza w drzwiach... znów kroki, tym razem zbliżające się 
do smugi światła pod drzwiami salonu.

Gdy otworzył drzwi, zerwała się na równe nogi.
– Nie masz prawa ich przykupywać! – wykrzyknęła bez wstępów.
Franko zamknął za sobą drzwi zupełnie niewzruszony.
– Dobry wieczór, cara.
– 
Słyszałeś, co powiedziałam?

background image

Rzucił marynarkę na sofę i rozluźnił węzeł krawata.
– Zdążyliście się już tu urządzić?
Anna patrzyła na niego bez słowa.
– Czy coś jest nie tak? – zapytał ze zdziwieniem.
– Wszystko jest nie tak! – wybuchnęła. – Specjalnie starasz się utrudnić 

mi...

– Utrudnić ci co? Pójście ze mną do łóżka?
– Nie mam ochoty z tobą sypiać!
– Ach, ale nie masz wyboru, prawda?
Popatrzyła na niego ze złością.
– Czy naprawę myślisz, że cały pokój zabawek dla Sammy'ego i szafa 

ubrań dla mojej siostry wystarczą... ?

Oczy Franka przybrały kształt wąskich szparek.
–   Nie,   ale   sądziłem,   że   uwzględnisz   w   rachunku   koszty   leczenia   w 

szpitalu.

Na to oczywiście nie mogła nic odpowiedzieć. 
Franko wygodnie rozsiadł się na sofie i położył nogi na stoliku.
– Czyżbyś miała jeszcze jakieś wahania co do naszej umowy?
–   To   wszystko   jest   takie...   bezduszne.   Chcesz   mnie   wykorzystać   z 

czystej nienawiści.

– A dlaczego nie miałbym cię nienawidzić? – Wzruszył ramionami.
–  Nikt nie jest doskonały – mruknęła, unikając jego wzroku. – Każdy 

popełnia jakieś błędy. To ludzkie.

– Ale za niektóre błędy trzeba płacić.
– A co z twoim bratem? Jaką cenę on ma zapłacić?
Franko mocno zacisnął zęby, ale wytrzymał jej spojrzenie.
– Carlo  już zapłacił.  Nie  wie  o tym,   że ma   syna.  Nie  potrafię   sobie 

wyobrazić gorszej kary.

– Czyli wychodzi na to, że jest to wyłącznie moja wina.
– Tak. – Zdjął nogi ze stołu i wstał. – To jest twoja wina. Złamałaś 

obietnicę.

– Przecież nie zrobiłam tego sama! – zawołała, hamując łzy.
–   Carlo   jest   mężczyzną   z   krwi   i   kości.   Nie   był   w   stanie   oprzeć   się 

pokusie, jaką mu zaoferowałaś. Przeprosił mnie za to, co niechcący zrobił.

–   Niechcący?   –   prychnęła   Anna   z   niedowierzaniem.   –   Napoił   mnie 

szampanem, a ty mówisz, że zrobił to niechcący?

background image

Franko zacisnął usta.
– Nie musiałaś pić.
– A on nie musiał... nie musiał...
Łzy w końcu popłynęły. Otarła je wierzchem dłoni.
– Sama mówiłaś, że co się stało, to się nie odstanie. Trzeba się skupić na 

tym, co jest tu i teraz.

– To, co jest tu i teraz, to szantaż i przekupstwo!
– No i co z tego? – Wzruszył ramionami. – Tylko w ten sposób możemy 

wyrównać rachunki.

– Franko, nie żyjemy w średniowieczu! Zasada "oko za oko" już nie 

obowiązuje!

– Nie zaznam spokoju, dopóki nie zapłacisz mi za to, co zrobiłaś.
– Już zapłaciłam! Nawet nie masz pojęcia, jak drogo!
– Ale nie na moje konto.
Z frustracją zacisnęła dłonie w pięści.
– Dobrze – powiedziała wojowniczo. – Miejmy to już z głowy. Rób, co 

masz zrobić, i niech już będzie po wszystkim.

stał nieruchomo, z twarzą przypominającą maskę.
– Na co czekasz?! – krzyczała Anna, zrzucając buty i rozpinając bluzkę. 

– Przecież tego właśnie chciałeś! – Rzuciła bluzkę na podłogę i sięgnęła do 
paska steranych dżinsów. – Zróbmy to wreszcie, żebym mogła się przestać 
zastanawiać, kiedy w końcu eksplodujesz.

Dżinsy   opadły   na   podłogę   i   Anna   w   samej   bieliźnie   stanęła   przed 

Frankiem. On jednak nawet nie drgnął.

–   No   co?   –   prowokowała   go.   –   Zniechęca   cię   moja   stara   bielizna? 

Możesz ją ze mnie zerwać i zrobić, co zechcesz. Co cię powstrzymuje? Brak 
ci charakteru? Nie uwierzę, że twój brat ma gorętszą krew niż ty...

Poruszył się tak szybko, że nie zdążyła dokończyć zdania. Całym ciałem 

przycisnął   ją   do   ściany   i   zamknął   jej   usta   pocałunkiem,   a   jednocześnie 
dłonie rozpoczęły podróż po jej piersiach. Wbrew sobie Anna nie potrafiła 
odeprzeć tego zmasowanego ataku na swe zmysły; nie była w stanie walczyć 
z Frankiem.

Po chwili biustonosz poleciał na podłogę, a w ślad za nim zsunęły się 

majtki. Franko sięgnął ręką między jej nogi, drugą rozpinając swoje spodnie. 
Wstrzymała   oddech,   gdy   gwałtownie   w   nią   wtargnął.   Zdradzieckie   ciało 
reagowało po swojemu, pulsując w jednym rytmie z jego ciałem.

background image

– Chcesz właśnie mnie – mruczał Franko między jednym gorączkowym 

pchnięciem a drugim. – I to właśnie mnie będziesz miała, dopóki ja się tobą 
nie nasycę.

Ciało Anny po kilku latach celibatu nie było przyzwyczajone do takiej 

gwałtowności.   Skrzywiła   się   lekko;   Franko   natychmiast   znieruchomiał   i 
zatrzymał wzrok na jej twarzy.

– Co się stało? Nie jest ci ze mną tak dobrze jak z Carlem? Czy o to 

chodzi?

– Nie...
– W takim razie o co? – Znów zaczął się poruszać, ale już delikatniej. – 

Myślisz o nim?

– Nie... – szepnęła, wbijając paznokcie w jego ramiona.
– Nie zniósłbym, gdybyś myślała o nim wtedy, kiedy ja jestem w tobie.
Chciała mu powiedzieć, że nigdy nie było w niej miejsca dla nikogo 

innego, ale wiedziała, że Franko jej nie uwierzy. Zresztą sama przestawała 
już   wierzyć   sobie.   Zagryzła   usta,   powstrzymując   okrzyk   rozkoszy;   nie 
chciała mu dać tej satysfakcji.

– Nie walcz ze mną – wydyszał Franko prosto do jej ucha. – Przestań się 

kontrolować!

– Nic. Nienawidzę cię.
– Ale pragniesz mnie mimo to!
– Ja... ja...
– Zrób to dla mnie – poprosił łagodnie. – Tak jak kiedyś.
– Nie chcę... och... och... och... !
Franko mocno przytrzymał jej drżące ciało.
– Tak, cara. Chcesz.
Owszem, chciała i nie była w stanie powstrzymać przetaczających się 

przez nią fal rozkoszy ani zapobiec bezwładności, która ogarnęła ją całą.

– Teraz moja kolej – mruknął, znów zwiększając tempo. – Tak długo na 

to czekałem!

Czuła, jak jego napięcie narasta z każdym ruchem.  Po chwili Franko 

porzucił   samokontrolę   i   dokończył   dzieła   z   głębokim   jękiem,   a   potem 
natychmiast odsunął się od niej. Usłyszała zgrzyt zamka błyskawicznego; on 
również doprowadzał się do porządku.

– Mam nadzieję, że Rosa pokazała ci twój pokój? – rzucił przez ramię, 

podchodząc do barku.

background image

Anna przez chwilę patrzyła na niego w milczeniu.
– Tak...
– To dobrze. – Odwrócił się w jej stronę i wzniósł kieliszek w toaście. – 

Za nasz związek. Oby trwał przez wiele nocy i dni.

– Zmieniłeś się...
W jego oczach pojawił się dziwny błysk.
– Jeśli tak, to tylko siebie możesz za to winić – odrzekł z goryczą.
– Przykro mi.
– Przykro? – powtórzył z niedowierzaniem.
– A dokładnie dlaczego jest ci przykro?
– Nie chciałam cię zranić...
– Naprawdę?
–   Oczywiście,   że   tak   –   powiedziała,   wykręcając   ręce.   –   Niczego   nie 

pamiętam z tamtej nocy.

–   Nie   musisz   nic   pamiętać   –   prychnął.   –   Carlo   był   przewidujący   i 

przygotował dokumentację.

Zadała mu wreszcie pytanie, które prześladowało ją już od dawna:
– A nigdy się nie zastanawiałeś, po co to zrobił?
Franko przez chwilę milczał.
–   Czasami   zadawałem   sobie   to   pytanie,   ale   za   każdym   razem 

dochodziłem do tej samej odpowiedzi, którą podał mi Carlo. Gdyby nie miał 
tych   cholernych   zdjęć,   nigdy   bym   mu   nie   uwierzył.   Twój   zadowolony 
uśmiech   prześladował   mnie   przez   koszmarnie   długie   cztery   łata.   Nie 
potrafiłem zapomnieć tego widoku, choć bardzo się starałem.

Anna przymknęła oczy.
– Czy wiesz, jak ciężko jest mi patrzeć na własnego brata i nie myśleć o 

tym, że go uwiodłaś? Robiłem wszystko, co mogłem, żeby naprawić relacje 
między nami, ale blizny pozostały.

Co miała powiedzieć? Była winna i koniec. Franko miał rację: choć ona 

sama niczego nie pamiętała, zdjęcia były wystarczającym dowodem na to, 
co zaszło.

Włożyła dżinsy i zapięła bluzkę.
– Nie wiem, co mam odpowiedzieć...
– Nic już nie mów – prychnął. – Czy naprawdę myślisz, że słowa mogą 

wymazać przeszłość?

Potrząsnęła głową i na widok nienawiści w jego twarzy opuściła wzrok.

background image

– Jesteś małą, tandetną...
– Nie!
Dłoń Franka ostro przecięła powietrze.
– Jesteś kusicielką w przebraniu anioła. Dałem się nabrać i mój brat też, 

ale teraz nasz związek opiera się wyłącznie na moich warunkach. Zniesiesz 
wszystko,   co   zechcę   ci   zaoferować   –   wycedził   przez   zaciśnięte   zęby.   – 
Jesteś mi to winna. A teraz zejdź mi z oczu.

– Franko... Proszę cię... ja...
– Wynoś się! – wykrzyknął, uderzając pięścią w stół.
– Ale ja...
Przybliżył się o kilka kroków, Anna jednak nie cofnęła się.
– Zdaje się, że kazałem ci stąd wyjść.
– Słyszałam,  co powiedziałeś, ale nie zamierzam pozwolić, byś mnie 

obrażał.

Franko patrzył na nią ponuro.
– Jeśli będę miał  ochotę cię obrazić, to zrobię to. Ty obraziłaś mnie 

bardziej.

– Nic z tego nie pamiętam! – wykrzyknęła z frustracją. – Zupełnie nic!
– Jakie to wygodne.
– Nie wierzysz mi, tak? Po prostu mi nie wierzysz.
Znów prychnął pogardliwie i sięgnął po coś do szuflady. Zobaczyła w 

jego wyciągniętej ręce dużą kopertę i przeszył ją dreszcz.

– Wygodnie ci było zapomnieć to, co wtedy zaszło... – rzekł lodowato – 

ale może to pozwoli ci odzyskać pamięć.

Drżącymi rękami otworzyła kopertę i wyjęła zdjęcia.

background image

Rozdział 5

Cała   krew   odpłynęła   jej   z   twarzy.   Patrzyła   na   własne   zdjęcie   w 

kompromitującej pozie i z trudem powstrzymywała mdłości.

– Teraz mi powiedz, że nic nie pamiętasz – warknął Franko.
Poczuła   ucisk   w   skroniach.   Miała   wrażenie,   że   ogląda   własnego 

sobowtóra,   nie   siebie.   Kobieta   na   zdjęciu   miała   na   ustach   nieobecny 
uśmiech i wyciągała ręce do kogoś, kogo nie było widać w kadrze.

Kolejne zdjęcie wyglądało bardzo podobnie. Zachęcająca poza, włosy 

rozrzucone na poduszce, usta rozchylone w uśmiechu i pusty wzrok. Nie 
miała już ochoty oglądać kolejnych fotografii.

– Dziwię się, że zatrzymałeś te zdjęcia – powiedziała, oddając mu cały 

plik. – Moim zdaniem zakrawa to na masochizm.

–   Zatrzymałem   je,   żeby   od   czasu   do   czasu   przypominać   sobie,   jaki 

byłem głupi, że ci wierzyłem.

– Jak często musiałeś je oglądać?
Odwrócił wzrok, schował  zdjęcia  do szuflady  i zamknął  ją na  klucz, 

który schował do kieszeni.

– Patrzę na nie, ilekroć czuję pokusę, by zaufać pięknej kobiecie.
– To dlatego jeszcze się nie ożeniłeś?
– Nie mam ochoty znaleźć się w następnym podobnym związku.
– A nie chcesz mieć dzieci?
Znów odwrócił wzrok.
– Dzieci to obciążenie. Nie chcę takich mocnych więzi.
Anna nie wierzyła własnym uszom. Gdzie się podział ten mężczyzna, 

który marzył o rodzinie i jak twierdził, nie mógł  się doczekać córki lub 
syna? Czyżby naprawdę zmienił się tak bardzo? Czy to była jej wina?

– Jeśli chodzi o to, co zaszło między nami, to mam nadzieję, że używasz 

jakiegoś wiarygodnego zabezpieczenia?

Na szczęście nie patrzył w jej stronę, bo na pewno zauważyłby głęboki 

rumieniec na policzkach.

– Oczywiście.
Nie było to do końca kłamstwo; co prawda, w celu kontroli długości 

cyklu, używała niskohormonalnych tabletek, ale nie zażywała ich regularnie.

Przez   chwilę   panowało   milczenie,   przerywane   tylko   szczęknięciem 

background image

szklanki o butelkę z brandy. Anna niepewnie stała przy sofie; miała ochotę 
jak najszybciej stąd uciec, ale żeby wyjść z salonu, musiałaby przejść obok 
Franka.

W   końcu   popatrzył   na   nią   z   nieprzeniknionym   wyrazem   twarzy   i 

zatrzymał wzrok na drobnym rozcięciu na dolnej wardze. Podszedł bliżej jak 
zahipnotyzowany.

– Cara – szepnął z nieoczekiwaną delikatnością. – Czy to ja zrobiłem?
Odwróciła twarz; jego ręka opadła bezwładnie.
– Bywało gorzej.
– Nie. Nie z mojego powodu.
– Jesteś pewien? – zapytała sucho.
–   Anno...   nigdy   bym   celowo   nie   skrzywdził   ciebie   ani   żadnej   innej 

kobiety.

– To dlaczego tu jestem?
Przez chwilę patrzył jej w oczy.
– Czy rani cię to, że jesteś tu ze mną?
– Przecież wiesz, że tak...
– Dlaczego?
Jego intensywne spojrzenie utrudniało jej odpowiedź. Opuściła głowę i 

wpatrzyła się w podłogę.

– Dlaczego rani cię przebywanie w moim towarzystwie? – powtórzył 

Franko.

Wolała   nic   nie   mówić.   Wyminęła   go,   unikając   dotknięcia   jego 

wyciągniętej ręki, wyszła z salonu i stanowczo zamknęła za sobą drzwi. 
Franko patrzył za nią, a potem z rozmachem wrzucił kryształową szklankę z 
brandy   do   kominka.   Na   kremowym   dywanie   pozostały   żółte   ślady   po 
rozlanej brandy.

Wyczerpanie emocjonalne sprawiło, że Anna spała wyjątkowo mocno. 

Gdy się obudziła, było parę minut po ósmej. Na jej łóżku siedział Sammy z 
nową zabawką na kolanach.

– Już nie śpisz, mamo? – Zapytał z nadzieją.
Uśmiechnęła się i odgarnęła włosy z jego oczu, – Dlaczego nie obudziłeś 

mnie wcześniej? Długo tu siedzisz?

– Tatuś powiedział, żebym cię nie budził – odrzekł chłopiec z ważną 

miną. – Mówił, że jesteś bardzo zmęczona i potrzebujesz snu.

background image

Dziwnie   się   poczuła,   słysząc,   że   Franko   tak   się   troszczy   ojej 

wypoczynek. Niemożna jednak było na tym niczego budować.

– Ale teraz już nie śpię – powiedziała i przegarnęła ręką ciemne włosy 

synka. – Gdzie jest ciocia Jenny?

– Pomaga Rosie przy śniadaniu. Wstajesz już?
Anna   miała   wielką   ochotę   znów   zagrzebać   się   pod   kołdrą   i   nie 

wychodzić z łóżka co najmniej przez tydzień, ale Sammy już za kilka dni 
miał pójść do szpitala, a pozostało jeszcze mnóstwo spraw, którymi należało 
się wcześniej zająć.

– Wstaję – westchnęła, opuszczając nogi na podłogę. – Chyba.
Sammy pochylił się bliżej i wskazał na jej dolną wargę.
– Co to takiego? – zapytał, dotykając palcem rozcięcia.
– Ugryzłam się w usta.
– Głupio zrobiłaś – uśmiechnął się promiennie i poklepał ją po dłoni.
Przy   drzwiach   rozległ   się   jakiś   dźwięk.   Anna   podniosła   głowę   i 

napotkała mroczne spojrzenie Franka. Sammy od razu do niego podbiegł.

– Tatusiu, ja jej nie obudziłem, sama się obudziła!
– To dobrze. Może pójdziesz do Rosy i powiesz jej, że przyjdziemy za 

kilka minut?

Sammy wyszedł z sypialni z ciężarówką pod pachą. Anna podniosła się i 

sięgnęła po wytarty szlafrok.

– Anno.
Zawiązała pasek i spojrzała na niego obronnie.
– Dobrze spałeś, Franko?
– Chciałem przeprosić  za  moje  wczorajsze   zachowanie  –  powiedział, 

odwracając wzrok. – Byłem... nie byłem sobą.

– Coś takiego...
– Sytuacja wymknęła mi się spod kontroli...
– Po prostu chciałeś mnie upokorzyć. Jesteś teraz zadowolony?
Mocno zacisnął usta, ale wytrzymał jej wzrok.
– Byłem zły na ciebie.
– Dobrze wiesz, że to nie jest żadne usprawiedliwienie.
– Nic próbuję się usprawiedliwiać.
– Nie chcę ani usprawiedliwień, ani przeprosin. Chciałabym przebrnąć 

przez najbliższe dni, dopóki Sammy nie trafi do szpitala, bez komplikacji w 
postaci twoich planów zemsty.

background image

– Uwierzysz, jeśli ci obiecam, że cię nie skrzywdzę?
Spojrzała na niego z niedowierzaniem.
– Oczywiście, że nie uwierzę.
Twarz Franka wyraźnie zadrgała.
 – Masz na to moje słowo.
– Mam je uznać za gwarancję? Niestety. Nie wierzę już w żadne słowo 

nikogo, kto nazywa się Ventressi: Z waszych obietnic nie wynika zupełnie 
nic.

– Jak mam to rozumieć? – zapytał, przymrużając oczy.
– Jak sobie chcesz.
– Wyjaśnij mi, co masz na myśli.
– Po co? I tak obrócisz kota ogonem, żeby na koniec wyszło na twoje.
– Chcę wiedzieć, co te słowa miały znaczyć.
– Dobrze, skoro się upierasz – westchnęła. – Cztery lata temu poprosiłeś, 

żebym   za   ciebie   wyszła.   Mówiłeś,   że   mnie   kochasz,   ale   przy   pierwszej 
próbie ta miłość gdzieś zniknęła. Więc co to była za miłość? Co była warta 
taka obietnica? Zabrakło ci odwagi, żeby stawić czoło temu, co się stało; od 
razu mnie przekreśliłeś i nawet przez chwilę nie zastanowiłeś się nad innymi 
możliwościami.

– A jakie były inne możliwości?
– Dalej nic nie rozumiesz. Widzisz tylko moją winę. Nawet nie przyjdzie 

ci do głowy, że mogłam być ofiarą.

Franko ściągnął brwi.
– Ofiarą? Od kiedy to ofiary pozują nago na łóżku i pozwalają, żeby ktoś 

im robił zdjęcia?

Anna dobrze wiedziała, że traci grunt, ale za wszelką cenę pragnęła go 

zmusić,   żeby   poszukał   innego   możliwego   wyjaśnienia.   Gdyby   tylko 
potrafiła sobie cokolwiek przypomnieć!

– Mogłam być... pijana.
– Pijana? – powtórzył z oburzeniem. – I to miałoby cię usprawiedliwić?
– Nie... oczywiście, że nie... ale może niechcący wypiłam za dużo i....
–   Anno,   widzę,   do   czego   zmierzasz,   ale   nic   ci   z   tego   nie   przyjdzie. 

Stawianie siebie na miejscu ofiary nie znaczy automatycznie, że Carlo był 
na   miejscu   kata.   Czy   sądzisz,   że   uwierzę   tobie,   a   nie   własnemu   bratu, 
zwłaszcza że on. w przeciwieństwie do ciebie, potrafi opisać każdy szczegół 
tego, co się zdarzyło?

background image

Nie było sensu ciągnąć tej sprzeczki. Zawsze kończyło się tak samo: jej 

słowo przeciwko słowu Carla. Nie miała się na czym oprzeć.

– Nic, nigdy nie sądziłam, że mi uwierzysz – westchnęła ze znużeniem.
–   Myślisz,   że   w   ciągu   tych   czterech   lat   nie   przychodziło   mi   to 

wielokrotnie do głowy? Ze nie próbowałem szukać kozła ofiarnego? Znaleźć 
odpowiedzi na pytania, które nigdy nie powinny zostać zadane? Kochałem 
cię z całego serca, a ty zniszczyłaś tę miłość. Teraz mogę ci oferować tylko 
gorycz.

Odwrócił się plecami do niej i przez chwilę milczał. Anna patrzyła na 

niego ze ściśniętym sercem.

– Idę do pracy – odezwał się wreszcie, nie zmieniając pozycji. – Na dole 

znajdziesz   szczegóły   dotyczące   przyjęcia   Sammy'ego   do   szpitala. 
Zobaczymy się później.

Drzwi zamknęły się z cichym stuknięciem.

Tego samego dnia po południu Sammy był umówiony na spotkanie z 

lekarzem w szpitalu, gdzie miała zostać przeprowadzona operacja.

Anna   mocno   trzymała   chłopca   za   rękę.   Na   początek   pielęgniarka 

oprowadziła ich po oddziale.

–   To   urządzenie   uśpi   cię   przed   operacją   –   tłumaczyła,   wskazując   na 

sprzęt anestezjologiczny. – A gdy już będziesz spał, chirurg zrobi malutkie 
nacięcie w twojej nodze, wprowadzi tam malutką kamerę i wyśle ją aż do 
twojego serca. A kamera znajdzie dziurkę, którą trzeba zapełnić. To tak, 
jakby w tym miejscu brakowało kawałka puzzli.

W ujęciu pielęgniarki cały zabieg wydawał się niezmiernie prosty. Choć 

spokój   kobiety   udzielił   się   Sammy’emu,   Anna   z   chwili   na   chwilę   czuła 
coraz   większą   panikę.   Tyle   rzeczy   mogło   pójść   nie   tak!   Słyszała   o 
nietypowych reakcjach organizmu; niektórzy ludzie po operacji zapadali w 
śpiączkę.   Zdarzały   się   również   niemożliwe   do   opanowania   krwotoki.   A 
Sammy był taki mały, taki delikatny...

– Proszę się nie martwić – uśmiechnęła się pielęgniarka na widok jej 

przerażonej twarzy. – Co roku wykonujemy tysiące takich operacji. Sammy 
będzie w najlepszych rękach.

Anna uśmiechnęła się blado, modląc się w duchu, by pielęgniarka miała 

rację.

background image

Popołudniowy   upał   wypędził   ich   do   ogrodu,   nad   basen.   Na   widok 

błękitnej tafli wody otoczonej ciemnozielonymi paprociami Sammy  omal 
nie oszalał z zachwytu. Jeden koniec basenu był ocieniony.

Anna   trzymała   syna   blisko   przy   sobie,   nie   pozwalając   mu   się 

przemęczać.   Sammy   ze   szczęśliwym   uśmiechem   chlapał   się   w   płytkiej 
wodzie. Niedaleko nich Jenny ćwiczyła własną wersję żabki, przez cały czas 
trzymając   głowę   nad   wodą.   Patrząc   na   siostrę,   Anna   nie   potrafiła 
powstrzymać   uśmiechu.   W   ciągu   ostatnich   dni   Jenny   zmieniła   się   z 
patykowatej   nastolatki   w   rozkwitającą   kobietę.   Śmiało   ze   wszystkimi 
rozmawiała,   nawet  z Rosą,   a  na jej  twarzy, zamiast  bolesnego   grymasu, 
przeważnie gościł uśmiech.

Anna pomyślała, że być może cena, jaką przyszło jej zapłacić, warta była 

szczęścia syna i siostry. Mogła znieść wiele ze strony Franka, jeśli miałaby 
oszczędzić w ten sposób cierpienia dwóm najbliższym osobom.

– Czy ja też się tu zmieszczę?
Drgnęła na dźwięk głębokiego głosu Franka za plecami. Odwróciła się i 

ujrzała jego szczupłe, opalone ciało.

–   Tatusiu!   –   zawołał   Sammy   z   zachwytem.   –   Patrz,   co   ja   lobie!   – 

Zamachał nogami, rozchlapując dokoła wodę.

Franko wyciągnął rękę.
– Chodź do mnie, Sammy. Przypłyń do mnie.
– On nie umie pływać – zauważyła Anna.
– W takim razie czas już, żeby się nauczył.
– On ma dopiero trzy lata.
Sammy nabrał powietrza do płuc i machając wszystkimi kończynami, 

rzucił się przez wodę w stronę Franka. Ten w porę pochwycił chłopca i z 
uśmiechem podniósł do góry.

– Bardzo dobrze! Widzę, że będziesz mistrzem w pływaniu.
– Lubię pływać – oznajmił Sammy z dumą, ocierając oczy z wody.
– Będę z tobą pływał codziennie – obiecał Franko.
– Po operacji przez jakiś czas nie będzie mógł pływać – przypomniała 

mu Anna.

Franko poczekał, aż Sammy  podreptał na drugi koniec basenu, gdzie 

była Jenny, i dopiero wtedy odpowiedział.

– Jesteś nadopiekuńcza. To chłopiec. Musi poznawać świat.
– To chłopiec z wadą serca – przypomniała mu ponuro.

background image

–   Anno,   rozmawiałem   z   lekarzami.   Zabieg   usunie   wadę   w   stu 

procentach. Za bardzo się o niego martwisz.

– Tylko mi nie mów, że nie powinnam się o niego martwić! Przecież 

jestem jego matką.

– Będziesz go nadmiernie chronić, tak samo jak Jenny.
– Co?! – wykrzyknęła ze zdumieniem.
– Ona ma dziewiętnaście lat, a nie dziewięć. Powinna umawiać się z 

chłopcami, chodzić na imprezy i...

– Na litość boską, przecież ona nie słyszy!
 – To, że nie słyszy, nie znaczy jeszcze, że jest upośledzona – powiedział 

Franko spokojnie. – Potrafi zadbać o siebie i powinna to robić, żeby znaleźć 
swoje miejsce w świecie.

– Jest taka wrażliwa...
– Jest silną, odważną młodą kobietą. Da sobie radę w każdym otoczeniu. 

Może zaproponujesz jej, żeby poszukała sobie jakiejś pracy na lato? Dzięki 
temu nabrałaby śmiałości.

–   Jenny   jest   mi   potrzebna   do   pomocy   przy   Sammym.   Opiekunki   do 

dziecka   s$   bardzo   drogie.   Bez   jej   pomocy   nie   mogłabym   pracować   w 
weekendy ani wieczorami.

– Przez najbliższe trzy miesiące nie będziesz pracować.
Anna spojrzała na niego krzywo.
– To, co dla ciebie robię, w seksbiznesie nazywa się pracą.
Oczy Franka zmieniły się w wąskie szparki.
– Anno, nie nadużywaj mojej cierpliwości. Jestem już zmęczony tym, że 

kiedy czujesz się osaczona, walisz na ślepo.

–   A   dlaczego   to   robię?   Pojawiłeś   się   znów   w   moim   życiu   i   chcesz 

jednocześnie odgrywać rolę sędziego i ławy przysięgłych. Przez cały czas 
udowadniasz mi, jaki mam okropny charakter, krytykujesz mnie jako matkę 
i   nawet   jako   siostrę.   Bardzo   mi   przykro,   że   nie   dorastam   do   twoich 
wygórowanych   wymagań,   ale   jestem   tylko   człowiekiem   i   daleko   mi   do 
doskonałości.

– Nie krytykuję cię, mówię tylko, jak cię widzę.
– A czy ja cię prosiłam o opinię? Staram się, jak mogę, poradzić sobie w 

trudnej sytuacji.

– Zdaję sobie sprawę, że ostatni okres nie był dla ciebie łatwy.
– A co ty możesz o tym wiedzieć? Pochodzisz z bogatej rodziny. Nigdy 

background image

nie musiałeś się zastanawiać, skąd wziąć następny posiłek i kto za niego 
zapłaci.   Żyjesz   w   luksusach,   a   mimo   to   ośmielasz   się   krytykować   moje 
niedociągnięcia.

– Anno, proszę... nie wpadaj w histerię.
Otarła ręką łzy.
– Sądzisz, że to histeria? Jeszcze nie widziałeś prawdziwej histerii, więc 

to ty nie nadużywaj mojej cierpliwości.

– Mamo? – zapytał niepewnie Sammy, podchodząc do niej. – Czy jesteś 

smutna?

– Nie, kochanie, tylko...
– Chodź ze mną, Sammy – wtrąciła Jenny, biorąc chłopca za rękę. – 

Mama i tato muszą teraz porozmawiać.

– Ale ja chcę wiedzieć, dlaczego mama jest...
– Chodź, Sammy – ucięła Jenny stanowczo i pociągnęła chłopca za sobą. 

Gdy zniknęli w domu, Franko powiedział:

– Jenny ma rację. Powinniśmy spędzić trochę czasu razem.
– Nie chcę być z tobą sama.
–   Czego   się   boisz?   Tego,   że   poczujesz   do   mnie   coś   innego   niż 

nienawiść? – zapytał z lekkim uśmieszkiem.

– Czuję tylko niesmak z powodu tego, co zrobiłeś.
–   Ostrożnie,  cara.  Czy   nikt   ci   nie   mówił,   że   nie   należy   obrażać 

dobroczyńców, bo mogą się zniechęcić?

– Ty draniu! – syknęła. – Ty arogancki draniu! Byłbyś do tego zdolny, 

prawda? Zdrowie Sammy'ego jest dla ciebie tylko środkiem, żebyś mógł 
dostać to, czego chcesz!

–   Znasz   warunki   naszej   umowy   –   odrzekł   Franko  z  lodowatym 

spokojem. – Ty masz wypełnić swoją rolę, a ja swoją.

– Jak możesz być taki podły!
– Ty mnie tego nauczyłaś – odparował gładko.
– Ten dzień, gdy przespałaś się z moim bratem, zmienił mnie na zawsze.
Pomimo palącego słońca Anna zadrżała z chłodu.
– Nie mogę znieść towarzystwa człowieka, dla którego potrzeby innych 

nie znaczą nic.

– Bardzo dobrze zdaję sobie sprawę z twoich potrzeb, Anno. Poznałem 

je wszystkie doskonale. – Jego wzrok leniwie prześlizgnął się po jej ciele.

– Zimno mi – wzdrygnęła się i chciała wejść na schodek, ale Franko 

background image

przytrzymał ją i obrócił twarzą do siebie.

– Jest prawie trzydzieści stopni w cieniu.
– Ale...
– Nie uciekaj ode mnie.
Jego bliskość zapierała jej dech. Ich uda w wodzie niemal się stykały. Na 

rzęsach też miał kropelki wody.

– Nie – westchnęła, gdy pochylił twarz nad jej twarzą.
– Przecież wcale tak nie myślisz – mruknął i leciutko musnął wargami 

jej usta.

– Właśnie że tak – odpowiedziała ledwo słyszalnym głosem. – Naprawdę 

tak myślę.

– Jeśli będziesz sobie to powtarzać wystarczająco długo, to pewnie w 

końcu w to uwierzysz... ale mnie nie przekonasz.

Anna   czuła,   że   kolana   zaczynają   pod   nią   drzeć.   To   tylko   jeden 

pocałunek, tłumaczyła sobie. Basen był doskonale widoczny z okien domu. 
Nic więcej nie mogło tu zajść. Tylko jeden pocałunek...

Franko dostrzegł jej wahanie i skorzystał z okazji. Kolejny pocałunek był 

już   znacznie   mocniejszy.   Przesunął   ją   nieco   tak,   że   oparła   się   o   ścianę 
basenu, i przez dłuższą chwilę nie podnosił głowy znad jej twarzy.

– Zawsze tak dobrze smakujesz – wymruczał. – Nigdy nie potrafiłem 

tego zapomnieć.

Przymknęła   oczy,   udając   przed   sobą,   że   on   ją   kocha.   W   ten   sposób 

łatwiej jej było wszystko znieść. Jego ręce powędrowały do ramiączek jej 
kostiumu i delikatnieje zsunęły. Pochylił się nad jej piersiami.

– Wiesz, cara – powiedział cicho po chwili – to chyba nie był najlepszy 

pomysł. Mam ochotę wziąć cię tu i teraz, ale widać nas z okien domu.

Wszystko  mi   jedno! –  miała  ochotę  odpowiedzieć,  ale  ugryzła  się  w 

język.

Franko odsunął się od niej. Wyskoczył z basenu i podał jej rękę.
– Chodź. Musimy dokończyć tę rozmowę w jakimś ustronnym miejscu.
Nie  mogła   mu   się   oprzeć,   nie   potrafiła   zignorować   obietnicy   w  jego 

oczach.   Rozsądek   nie   miał   tu   nic   do   powiedzenia.   Jak   zahipnotyzowana 
poszła za nim na górę.

background image

Rozdział 6

W nocy przed operacją Sammy'ego Anna prawie nie spała. Przewracała 

się z boku na bok, aż wreszcie nad ranem wstała z łóżka z podkrążonymi 
oczami.

Franko nie został z nią na noc; Anna starannie skrywała rozczarowanie.
Sammy musiał być na czczo, więc Anna też nie jadła śniadania. Wypiła 

tylko kilka łyków herbaty i obydwoje poszli za Frankiem do samochodu.

– Przestań się zamartwiać – upomniał ją łagodnie, otwierając drzwi. – 

Sammy wyjdzie z tego.

Przygryzła usta.
– Nic na to nie poradzę. On jest taki mały... a to bardzo poważny zabieg.
– Teraz już jest to całkiem prosty zabieg. To nie to samo, co kilka lat 

temu   –   zauważył   Franko.   –   Kiedyś   takie   operacje   przeprowadzano   na 
otwartym   sercu,   a   potem   pacjenta   czekały   długie   miesiące   rehabilitacji. 
Teraz jest zupełnie inaczej. Nawet się nie obejrzysz, a Sammy znów będzie 
w domu.

Żałowała, że nie potrafi podzielać jego optymizmu.
Sammy czul się niezmiernie ważny. Przez całą drogę do szpitala buzia 

mu się nie zamykała; był wyraźnie zachwycony uwagą, jaką wszyscy mu 
poświęcali.

– Mamusiu, czy będziesz ze mną, kiedy się obudzę? – dopytywał się ze 

swojego fotelika.

– Oczywiście, skarbie.
– Ja też tam będę – zapewnił go Franko.
Anna spojrzała na niego krzywo i mruknęła pod nosem:
– Nic składaj obietnic, których nie zamierzasz dotrzymać.
Odpowiedział jej spojrzeniem prosto w oczy.
– Sądzisz, że Sammy nic mnie nie obchodzi?
–   Franko,   przecież   to   nie   jest   twoje   dziecko.   I   nie   stanie   się   twoim 

synem, choćbyś nie wiem ile się nim zajmował.

Franko mocno zacisnął dłonie na kierownicy.
– Myślisz, że nie zdaję sobie z tego sprawy?
Odwróciła wzrok i złożyła dłonie na kolanach.
– Anno, jeśli jeszcze raz rzucisz mi te słowa w twarz, to nie odpowiadam 

background image

za siebie – mruknął ostrzegawczo.

– Mamo. czy ty i tatuś się kłócicie? – zapytał cienki głosik z tylnego 

siedzenia.

Anna spojrzała na Franka z wyrzutem i mocno zacisnęła usta.
– Nie – odpowiedział Franko. – Mama i tato bardzo się kochają, tylko 

czasem nie potrafimy się porozumieć. 

– Co to znaczy polo... polo… to słowo?
– To znaczy: wiedzieć, co druga osoba ma na myśli – wyjaśnił Franko. – 

Czasami trzeba do tego wielu lat.

Anna odrzuciła głowę do tyłu i wpatrzyła się w widok za oknem.
Mama i tato bardzo się kochają. Rzeczywiście.

– ... a teraz już śpi – mówił anestezjolog, poprawiając maskę na twarzy 

Sammy'ego. – Może pójdzie pani z mężem na kawę do pokoju rodziców. 
Zawołamy państwa, gdy już będzie po wszystkim.

Anna miała ochotę sprostować, że ten mężczyzna nie jest jej mężem, a 

Sammy  nie jest jego synem, pohamowała się jednak. Franko ujął ją pod 
ramię i wyprowadził z sali operacyjnej.

– Chodź, kochanie.
Na korytarzu zdjęli fartuchy ochronne i ochraniacze na buty i wrzucili je 

do stojącego tam kosza.

– Wszystko będzie dobrze – zapewniał ją Franko.
– Nie mogę pozbyć się myśli, że to wszystko moja wina – westchnęła.
– Co to ma znaczyć?
– To kara dla mnie... za to, że...
– Co za bzdury wygadujesz.
– Tak myślisz?
– Oczywiście.
– Przecież ty też mnie karzesz. Sam powiedziałeś, że muszę zapłacić za 

swoje grzechy.

Franko wyraźnie poczuł się nieswojo.
– Byłem na ciebie zły. W złości mówi się różne rzeczy.
Usiadła na krześle i schowała twarz w dłoniach.
– Gdybym tylko mogła cofnąć czas...
Poczuła dotyk jego ręki na głowie.
– Nie możemy cofnąć czasu, choćbyśmy najbardziej chcieli.

background image

– Jeśli on umrze, nigdy sobie nie wybaczę.
– Nie umrze.
– I lak sobie nie wybaczę.
– Anno, przestań wreszcie. I nie obgryzaj paznokci – dodał, odsuwając 

jej dłoń od ust. – Kiedyś miałaś takie piękne paznokcie.

– No tak. Kiedyś w ogóle byłam piękną dziewczyną. Przynajmniej tak 

mówiłeś – odrzekła z goryczą.

Skrzywił się i puścił jej dłoń.
– Sami tworzymy własny los przez wybory, których dokonujemy. Od 

tego nie da się uciec.

Przygryzła wargi i nic nie odpowiedziała.

– Wszystko poszło doskonale – oznajmił chirurg z szerokim uśmiechem, 

zdejmując  z głowy czepek. – Mogą państwo do niego pójść. Jest w sali 
pooperacyjnej, ale na razie jeszcze śpi.

Anna poderwała się na nogi.
– Wszystko będzie dobrze?
– Oczywiście, że tak – zapewnił lekarz. – Całe szczęście, że nie czekali 

państwo z tym dłużej. W takich przypadkach im szybciej operacja zostanie 
przeprowadzona, tym lepiej.

Stała nad uśpionym synem, podłączonym do skomplikowanej aparatury, 

i patrzyła na niego, w duchu odmawiając modlitwę  dziękczynną. Franko 
wyszedł, żeby porozmawiać z pielęgniarkami. Po chwili wrócił i podał jej 
butelkę soku.

– Pomyślałem, że na pewno chce ci się pić.
Przyjęła butelkę z wdzięcznością.
– Nie obudził się jeszcze? – zapytał Franko, siadając na drugim krześle.
– Nie, tylko mruczał coś przez sen. Pielęgniarka mówiła, że specjalnie 

uśpili go mocniej, żeby się nie kręcił. Nie obudzi się tak szybko.

– Może pójdziemy do domu i wrócimy tu rano?
– Nie mogę go zostawić! – zaprotestowała.
–   Anno...   jesteś   wyczerpana.   Nie   pomożesz   Sammy'emu,   jeśli 

zasłabniesz przy jego łóżku.

– Nie mogę go zostawić.
Franko podniósł się i podszedł do drzwi.
– W takim razie rób, jak chcesz, ale myślę, że będziesz tego żałowała.

background image

–   Są   rzeczy,   których   żałuję   o   wiele   bardziej   –   odparowała,   nie 

zastanawiając się nad tym, co mówi.

Obrócił się już w progu i zatrzymał na niej wzrok.
– Doskonale cię rozumiem – powiedział i wyszedł.

To była bardzo długa noc.
Sammy  spał spokojnie, nieświadomy tego, że matka czuwa przy jego 

łóżku. Od czasu do czasu do sali zaglądała któraś z dyżurnych pielęgniarek.

– Wygląda pani na zmęczoną – stwierdziła jedna z nich nad ranem. – 

Może ma pani ochotę położyć się na chwilę?

Anna potrząsnęła głową.
– Chcę tu być, kiedy on się obudzi.
Pielęgniarka na powrót zawiesiła kartę Sammy'ego nad jego głową.
–  Nie  sądzę,   żeby  miał  się   obudzić  szybko.  Doktor  Frentalle  zwykłe 

usypia   dzieci   na   dłużej,   żeby   tętnica   udowa   miała   czas   się   zasklepić. 
Gwałtowniejsze   ruchy   mogą   spowodować   krwotok,   najlepiej   więc,   jeśli 
dziecko prześpi te pierwsze godziny.

– Mimo wszystko wolę tu zostać – powiedziała Anna. – Przynajmniej 

mogę spokojnie pomyśleć.

– Mnie też by się coś takiego przydało – uśmiechnęła się pielęgniarka 

bez humoru. – Gdyby pani czegoś potrzebowała, proszę mnie zawołać.

Anna   odpowiedziała   jej   uśmiechem,   a   potem   długo   patrzyła   na 

Sammy'ego,   aż   oczy   zaczęły   jej   się   zamykać,   a   myśli   powędrowały   w 
przeszłość...

– Daj spokój, Anno – przekonywał ją Carlo.
– Chyba nie odmówisz szampana w towarzystwie przyszłego szwagra?
– Naprawdę wolałabym...
–   Czego   się   boisz?   –   Podał  jej  lampkę   z   szampanem,   szczerząc   w 

uśmiechu zęby ostre jak u wilka.

– Przecież cię nie zjem.
– Nie myślałam o tym, żeby, ..
–   Anno,   ty   chyba   mnie   nie   lubisz?   –   zapytał,   przyglądając   jej   się 

podejrzliwie.

– Jesteś bratem Franka... – Wzruszyła ramionami, odwracając wzrok. – 

Właściwie już jesteś moją rodziną...

background image

Usta Carla rozciągnęły się w sztucznym uśmiechu.
–  Muszę  powiedzieć,   że  patrzę  na  ciebie   inaczej  niż  na  moją  siostrę 

Giulię – rzekł, obrzucając ją wymownym spojrzeniem.. – Zupełnie inaczej.

Anna podniosła się.
– Muszę iść i poszukać Jenny.
Carlo jednak wyciągnął rękę i pochwycił ją za ramię.
–   Gdzie   się   tak   spieszysz?   Nie   masz   ochoty   porozmawiać   ze   swoim 

nowym bratem?

Poczuła się nieswojo, ale nie była w stanie uwolnić się z uchwytu.
– Twoja siostra to bardzo ładna dziewczyna.
Ton jego głosu bardzo się nie podobał Annie. Już wcześniej zauważyła 

wzrok, jakim Carlo obrzucał Jenny, gdy sądził, że nikt nie zwraca na niego 
uwagi. Jenny miała zaledwie piętnaście lat i przez całe życie była ochraniana 
kloszem z racji swej niepełnosprawności, a przez to mogła stać się łatwym 
łupem kogoś takiego jak Carlo. Anna była zdeterminowana nie dopuścić do 
żadnych bliższych kontaktów między nimi, nawet gdyby miało to oznaczać, 
że sama będzie musiała się poświęcić i znosić towarzystwo brata Franka.

– Może jednak napiję się tego szampana – westchnęła, wyciągając rękę.
Carlo podał jej kieliszek z dziwnym błyskiem w oczach.
–   Wiedziałem,   że   nie   odmówisz.   Franko   na   pewno   życzyłby   sobie, 

żebym cię zabawiał podczas jego nieobecności – rozumiesz, chodzi o honor 
rodziny. Gdy Franka nie ma, to ja jestem głową domu. Jak to się nazywa w 
Australii? Szef?

– Coś w tym rodzaju – mruknęła niechętnie i podniosła kieliszek do ust.
– Masz  szczęście, Anno. Wychodzisz za mąż  za dziedzica jednego z 

arystokratycznych   włoskich   rodów.   Rodzina   Ventressich   jest   znana   na 
całym świecie. Jako żonie Franka niczego nie będzie ci brakowało.

– Nic wychodzę za niego dla pieniędzy – zaprotestowała.
Ciemne brwi Carla uniosły się cynicznie.
–   Ciężko   ci   będzie   przekonać   o   tym   innych.   Każda   kobieta   pragnie 

bezpieczeństwa   w   życiu.   Przez   wieki   kobiety   wybierały   kandydatów   na 
mężów   właśnie   pod   tym   kątem.   To   chyba   część   teorii   ewolucji   – 
przetrwanie najsilniejszych, prawda?

– Najlepiej przystosowanych – poprawiła go.
– Przetrwanie najlepiej przystosowanych gatunków.
– Ach, tak, racja. Rzeczywiście trzeba być doskonale przystosowanym 

background image

do potrzeb młodej i namiętnej żony, żeby ją zaspokoić.

Anna czuła się coraz bardziej nieswojo. Nie wiedząc, co odpowiedzieć, 

wypiła kolejny łyk szampana.

– Słyszałem was – oznajmił Carlo.
Mocno zacisnęła palce na nóżce kieliszka.
– Co... co takiego?
Carlo wpatrywał się w jej piersi.
–   Całe   szczęście,   że   twoja   siostra   jest   głucha,   bo   pewnie   byłaby 

zaszokowana,  gdyby mogła  usłyszeć, jak jej siostra krzyczy w objęciach 
narzeczonego... nieprawdaż?

Z   zażenowania   nie   potrafiła   znaleźć   odpowiedzi.   Czyżby   Carlo 

naprawdę ich podsłuchał?

–   Ale   mnie   to   nie   dziwi   –   ciągnął   wciąż   z   tyra   samym,   cynicznym 

uśmiechem.   –   Bardzo   się   cieszę   ze   względu   na   brata.   Jestem   trochę 
zazdrosny, ale może mała Jenny również ma takie talenty jak jej siostra?

Anna gwałtownie odstawiła kieliszek.
– Nie!
– Co się stało? Nie wierzysz, że mógłbym być dobrym kochankiem?
– Nie, to znaczy tak... Ale...
– Daj spokój, Anno, nie traktuj mnie tak brutalnie. Nie podobam ci się? 

Ludzie   zawsze   mówią,   że   ja   i   Franko   jesteśmy   do   siebie   podobni.   Nie 
chciałabyś się przekonać, czy jesteśmy podobni również w... jak mam to 
wyrazić? W bardziej intymnych sytuacjach?

Anna poczuła dziwne zawroty głowy i słabość w całym ciele.
– To chyba nie jest dobry...
Urwała   w   pół   słowa.   Działo   się   z   nią   coś   dziwnego;   musiała   się 

przytrzymać brzegu sofy, żeby nie upaść.

– Co się siało, maleńka? – zapytał Carlo z troską.
– Nic – odrzekła z trudem, oddychając głęboko. – Po prostu zakręciło mi 

się w głowie.

– Chyba ta rozmowa o miłości za bardzo cię wzburzyła. Tęsknisz za 

swoim kochankiem, tak?

Zamrugała, usiłując skupić wzrok na jego twarzy.
– Tak... tak, tęsknię za nim.
– Nie martw się, cara a mio. Zajmę się tobą, dopóki Franko nie wróci. 

Chcesz się położyć?

background image

– Nie...
– A może masz ochotę na jeszcze jednego drinka?
Potrząsnęła   głową,   on   jednak   wcisnął   jej   w   dłoń   następną   lampkę 

szampana. Przyjęła ją, nie chcąc go urazić.

–   Jesteś   bardzo   zdenerwowana,   Anno   –   powiedział   Carlo,   sącząc 

swojego drinka. – Powinnaś odpocząć. Jesteś wśród rodziny, nie musisz się 
niczego obawiać.

Poczuła, że jej mięśnie stają się coraz bardziej bezwładne.
– Carlo, czy masz dziewczynę? – zapytała, żeby zapełnić czymś ciszę.
Popatrzył jej prosto w oczy.
–   Mam   wiele   dziewczyn.   Jestem,   jak   to   się   mówi   po   angielsku... 

zabawką dla dam?

– Bawidamkiem – zachichotała.
– Ty też tak myślisz? – zapytał z szerokim uśmiechem.
–   Zdecydowanie   tak.   Jesteś   bawidamkiem   najgorszego   rodzaju   – 

odrzekła, patrząc na jego przystojną twarz.

Carlo spojrzał na nią z miną zbitego psa.
– Teraz naprawdę mnie uraziłaś!
– Kogoś takiego jak ty chyba nie można urazić – zaśmiała się. – Jesteś na 

to zbyt cwany. .

– Cwany? Co to znaczy?
Dopiła szampana i dopiero wtedy odpowiedziała:
– To znaczy, że widziałeś już niejeden numer.
– Ach, ale to chyba nic dobrego?
Wzruszyła ramionami i wyciągnęła w jego stronę pusty kieliszek, który 

Carlo skwapliwie napełnił.

– Myślę, że nie można być zbyt bogatym, ale na pewno można być zbyt 

cynicznym.

– Uważasz mnie za cynika?
– Oczywiście, że tak! Zupełnie źle interpretujesz powody, dla których 

wychodzę za twojego brata. To bardzo cyniczne z twojej strony.

– Może masz rację – powiedział, wpatrując się w swój kieliszek. – Być 

może niektóre z moich własnych doświadczeń z kobietami zabarwiają mój 
osąd.

– Carlo, byłeś kiedyś zakochany?
Podniósł głowę i spojrzał jej w oczy.

background image

– Legenda głosi, Anno, że mężczyźni z rodziny Ventressich zakochują 

się tylko raz w życiu. Kochają głęboko i bezgranicznie, ale jeśli zostaną 
zdradzeni, nigdy nie wybaczają.

– Nie odpowiedziałeś mi na pytanie.
– Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie.
– Nie chcesz mi powiedzieć?
–   Nie   byłem   jeszcze   zakochany   –   uśmiechnął   się   –   ale   jestem   na 

najlepszej...

– Drodze?
– Dziękuję ci za to słowo. Mój angielski dużo zyskuje przy tobie.
– Jesteś dobrym uczniem, Carlo. – Z uśmiechem uniosła kieliszek w jego 

stronę. – Za mojego nowego szwagra, największego bawidamka w rodzinie 
Ventressich!

Carlo stuknął kieliszkiem o jej kieliszek.
– Za rodzinne uczucia.
Wkrótce   skończyli  butelkę   szampana.   Anna  czuła,   że   kręci   jej  się   w 

głowie, ale udało jej się rozluźnić. Rozmowa z Carlem bardzo ją bawiła. 
Gdy   już  porzucił   maskę   arogancji,  ujrzała   pod  spodem  sympatycznego   i 
trochę   niepewnego   siebie   chłopca,   który   spędził   całe   życie   w   cieniu 
starszego brata. – – Oczywiście, że po śmierci ojca nasze życie się zmieniło 
– wyznał jej, wpatrując się w kieliszek ze zmarszczonym czołem.

–  To  musiało   być   dla  was   bardzo   trudne  przeżycie   –   odrzekła   Anna 

łagodnie. – Ile miałeś wtedy lat?

–   Byłem   w   wieku   Jenny.   Giulia   miała   siedemnaście,   a   Franko 

dziewiętnaście. To był szok, szczególnie dla matki, ale dla nas też.

– Wypadek?
Carlo skinął głową.
–   Ojciec   ciężko   pracował   nad   rozwojem   firmy.   Wracał   do   domu   z 

Neapolu i zasnął za kierownicą. Zginął na miejscu.

– Tak mi przykro...
– Ty też miałaś swoje smutki. Franko mówił mi, że wasza matka zmarła 

niedawno.

– Tak... Bardzo mi jej brakuje.
– Ale masz Jenny.
– Tak – uśmiechnęła się. – Mam Jenny.
–   A   teraz   będziesz   miała   nową   rodzinę.   Wkrótce   zostaniesz   panią 

background image

Ventressi.

– Mam nadzieję, że nie zawiodę waszych oczekiwań.
– Och, na pewno nie – zapewnił Carlo żarliwie. – Jestem przekonany, że 

doskonale spełnisz wszystkie oczekiwania.

Niewiele więcej pamiętała z tego wieczoru. Carlo otworzył drugą butelkę 

szampana. Wznosili toasty i zaśmiewali się z jego potknięć w angielskim. A 
następnego ranka obudziła się w jego łóżku, oślepiona wpadającym przez 
okno   jaskrawym   światłem   słońca.   A   potem   Franko   otworzył   drzwi   i 
wpatrzył się w nią ze zdumieniem.

– Anna?
– Franko! – wykrzyknęła, siadając na łóżku.
Dopiero w tej chwili uświadomiła sobie, że jest zupełnie naga.
Jego wzrok przeszył ją bezlitośnie.
– Co ty robisz w łóżku Carla?
Przez chwilę patrzyła na niego w milczeniu, nic nie rozumiejąc i usiłując 

sobie przypomnieć, jak się tu znalazła.

– Ja...
Odpowiedzią było grube przekleństwo po włosku.
– Franko, ja... – wyjąkała.
– Carlo miał rację. Jesteś zwykłym śmieciem, chciałaś tylko zapolować 

na bogatego męża!

– Nie! – zawołała, okrywając się prześcieradłem.
We wzroku Franka malowała się nieskrywana pogarda.
– Wystarczyło, żebym na jeden dzień wyjechał, a ty uwiodłaś mojego 

brata!

– Nie! – Niezgrabnie wygramoliła się z łóżka, owinięta prześcieradłem. – 

Franko, ja nic nie zrobiłam...

– Nawet nie próbuj się tłumaczyć. Carlo wszystko mi opowiedział.
– Co ci opowiedział?
– Jak się na niego rzuciłaś.
– To nieprawda!
– Bardzo się wstydzi, że nie potrafił cię przed tym powstrzymać.
Anna nie rozumiała z tego ani słowa. Carlo? Powstrzymać? Ją?
– I uwierzyłeś mu? – zapytała ze zdumieniem.
– A dlaczego miałbym mu nie wierzyć? Przecież to mój brat!
No tak, pomyślała. Racja.

background image

– Franko, nie pamiętam, co się zdarzyło w nocy, ale jestem pewna, że nie 

spałam z twoim bratem.

– Nie kłam! – wrzasnął z pogardą. – Wykorzystałaś jego chwilę słabości. 

Carlo jest w szoku i nie może dojść do siebie!

Carlo? W szoku?
– Mogę ci wytłumaczyć...
– Myślisz, że mam ochotę słuchać twoich tłumaczeń?
– Ja...
– Brzydzę się tobą!
– Franko, ale ja nie...
– Nie mam ochoty przedłużać tej dyskusji – przerwał jej. – Obydwie z 

siostrą   macie   natychmiast   stąd   wyjechać.   Zamówiłem   wam   już   bilety   – 
Ale...

– Naprawdę myślałaś, że coś takiego ujdzie ci płazem?
– Ja nic nie zrobiłam...
– Idź do diabla! – wrzasnął. – Kochałem cię! Jak mogłaś mi zrobić coś 

takiego?!

– Franko...
Błagalnie wyciągnęła do niego rękę, ale odepchnął ją w gniewie.
– Nie chcę cię już nigdy widzieć na oczy. Rozumiesz? Wyjedziecie stąd 

jeszcze dziś przed południem. Pokojówka już pakuje twoje rzeczy.

– Ale, Franko, ja...
– Zejdź mi z oczu, Anno, bo za chwilę zupełnie stracę kontrolę nad sobą.
Patrzyła na niego z konsternacją. Zachowywał się jak ktoś zupełnie obcy. 

Czuły kochanek sprzed zaledwie kilku dni zniknął bez śladu; zastąpił go 
kipiący ze złości mężczyzna.

– Ja nie spalam z...
– Wynoś się, bo za chwilę sam cię stąd wyrzucę.
– Kocham cię, Franko!
– Zabieraj swoją siostrę i wynoście się stąd obydwie, zanim zadzwonię 

po   policję.   Okryłaś   wstydem   nazwisko   Ventressi.   Tego   ci   nigdy   nie 
wybaczę.

Odwrócił się i poszedł do drzwi.
– Ja nie spalam z Carlem... – powtórzyła Anna bezradnie. – Nie spałam z 

nim...

Ale Franka już nie było.

background image

Gdy się obudziła, Franko stał obok łóżka Sammy'ego i trzymał go za 

rękę.

–   Pielęgniarka   mówi,   że   wszystko   jest   w   najlepszym   porządku   – 

powiedział.

Zamrugała powiekami, żeby się dobudzić, i podniosła głowę.
– Jak długo już tu jesteś?
Odpowiedział jej nieprzeniknionym spojrzeniem.
– Wystarczająco długo. Słyszałem, jak mruczałaś przez sen imię mojego 

brata.

Wbiła wzrok w podłogę, nie mając pojęcia, co ma odpowiedzieć.
– Zapewne czujesz się winna, że nie powiedziałaś mu o narodzinach 

syna.

Przygryzła usta. Wielokrotnie przychodziło jej do głowy, że powinna 

zawiadomić o tym Carla, ale zbyt dobrze pamiętała, jak bezlitośni potrafią 
być   mężczyźni   z   rodziny   Ventressich.   Mieli   pieniądze   i   wpływy;   gdyby 
chcieli, bez trudu mogliby odebrać jej dziecko. Nawet teraz czuła, że stąpa 
po bardzo niepewnym gruncie. Jako samotna matka z trudem wiązała koniec 
z   końcem;   wioski   prawnik   z   łatwością   przekonałby   sąd,   że   Sammy   ma 
prawo do ojcowskiej opieki, a fakt, że Anna poczęła dziecko jednego brata, 
będąc zaręczona z drugim, bez wątpienia świadczyłby przeciwko niej.

– Dziwię się, że sam mu  o tym nie powiedziałeś  – rzekła po chwili 

milczenia.

Franko spojrzał na nią z ukosa spod czarnych rzęs.
–   Już   ci   wspominałem,   że   Carlo   jest   szczęśliwym   mężem   i   wkrótce 

oczekuje narodzin dziecka. Nie sądzę, by wiadomość o Sammym mogła mu 
się teraz przysłużyć.

– A powiedziałeś mu, że... mieszkasz ze mną?
– Powiedziałem mu tyle, ile potrzebuje wiedzieć.
– To znaczy co?
– Powiedziałem, że mam z tobą romans.
Anna poczuła, że pałą ją policzki.
– I co on na to?
– Był zdziwiony. Może nawet wstrząśnięty.
– Mogę to sobie  wyobrazić – mruknęła  sucho. – Co  powiedział?  Że 

jesteś głupi, wkładając rękę po raz drugi w ten sam ogień?

background image

Franko przez chwilę przyglądał jej się uważnie, zanim odpowiedział.
– Nie, niczego takiego nie usłyszałem.
Zapadło milczenie, przerywane jedynie rytmicznym piskiem aparatury 

przy łóżku Sammy'ego.

– Mój brat bardzo nie lubi wracać do tamtej nocy – rzekł Franko w 

końcu. – Wydaje mi się, że on bardziej czuje balast winy niż ty.

Anna podniosła głowę.
– Co ty możesz wiedzieć o moich uczuciach? Co ty w ogóle wiesz? 

Jesteś   mężczyzną.   Zapewne   spałeś   z   setkami   kobiet   i   nigdy   nawet   nie 
przyszło ci do głowy, by zastanowić się nad możliwymi konsekwencjami. A 
ja popełniłam tylko jeden błąd! Którego, w dodatku, w ogóle nie pamiętam, 
choć są materialne dowody. Ale osądzasz mnie surowiej, bo jestem kobietą. 
Mam nieślubne dziecko, które powodu głupiego błędu nie ma kontaktu z 
własnym ojcem. Nie mów mi, że twój brat boleśniej odczuwa winę niż ja.

– Carlo nie może się dowiedzieć o Sammym – mruknął Franko. – Jego 

żona by tego nie zrozumiała. To byłby wielki problem w rodzinie.

– A czy ja kiedykolwiek powiedziałam, że chcę go o tym zawiadomić?
– Adoptuję Sammy'ego. Uznam go za swoje dziecko.
Anna gwałtownie poderwała się z miejsca.
– Co takiego?!
Odpowiedziało jej stalowe spojrzenie.
– Ożenię się z tobą i adoptuję Sammy'ego.
– Aż do tego chcesz się posunąć, żeby ochronić brata przed prawdą?!
– Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby uchronić moją rodzinę przed 

wykorzystaniem.   Weźmiemy  ślub,   jak  tylko  Sammy  wyjdzie   ze  szpitala. 
Potem   rozpocznę   procedurę   adopcji.   Nikt   nie   będzie   mógł   niczego 
zakwestionować.

– Nikt oprócz mnie! A ja nie zamierzam za ciebie wychodzić!
– A dlaczego nie?
Ze zdumienia zaparło jej dech.
– Ty mnie o to pytasz?!
Franko lekko wzruszył ramionami.
– Będziesz musiała przywyknąć do tej myśli.
– Nigdy do niej nie przywyknę! Nie potrafię sobie wyobrazić niczego 

gorszego!

–   Naprawdę?   Zastanów   się   jeszcze.   Mogę   wynająć   najlepszych 

background image

prawników, żeby odebrać ci prawa do opieki nad Sammym. Sprawdzą twoją 
reputację i prawda wyjdzie na jaw. Uwiodłaś mojego brata i zataiłaś przed 
nim istnienie jego syna. Z trudem zarabiasz na życie, twoja siostra jest...

– Ani mi się waż wciągać W to Jenny! Ona nie ma z tym wszystkim nic 

wspólnego.

Franko obrzucił ją aroganckim spojrzeniem.
– Użyję wszelkich dostępnych mi środków, by cię zmusić do zapłacenia 

rachunku za to, co zrobiłaś.

– Naprawdę jesteś gotów posunąć się tak daleko, by osiągnąć swój cel? 

Nawet do małżeństwa ze mną?

Jego uśmiech zmroził ją do szpiku kości.

background image

Rozdział 7

Następny tydzień był dla Anny torturą. Plany Franka z dnia na dzień 

nabierały coraz bardziej realnych kształtów. Nie była w stanie wymknąć się 
z   tej   sieci.   Chciał   mieć   kontrolę:   nad   nią,   nad   jej   synem,   nad   jej 
zachowaniem   i   reakcjami.   Na   każdym   kroku   napotykała   jego   zimną 
determinację. To on od początku do końca dyktował zasady gry. Wiedziała, 
że w każdej chwili może odebrać jej Sammy'ego i że nic go przed tym nie 
powstrzyma. Był przekonany, że w ten sposób wymierza jej sprawiedliwość, 
ona zaś nie miała innego wyjścia, jak tylko przyjąć jego warunki.

Ale małżeństwo? Czy rzeczywiście musiała się zgodzić na życie pełne 

pogardy i nienawiści? Owszem, Sammy zyskałby ojca, ale za jaką cenę? 
Mroczny sekret już na zawsze stałby się częścią ich życia.

Franko odwiedzał Sammy'ego regularnie. Z pozoru sprawiał wrażenie 

idealnego ojca i czułego partnera. Przynosił jej kanapki i napoje, siedział 
przy łóżku chłopca, czytał mu książeczki i bawił się z nim. W obecności 
pielęgniarek   był   wcieleniem   uprzejmości   i   troskliwości.   Nikt   nawet   nie 
przypuszczał, co kryło się za tą piękną fasadą.

Na dzień przed wypisem Sammy'ego do szpitala wpadła rozpromieniona 

Jenny.

–   Wyglądasz   na   uradowaną   –   zauważyła   Anna,   całując   siostrę   w 

policzek. – Co się stało?

– Dostałam pracę! – zawołała dziewczyna z podnieceniem.
Anna zmarszczyła czoło.
– Jaką pracę?
– Franko zaproponował mi posadę u siebie w firmie. Zaczynam od jutra.
Anna ciężko przysiadła na skraju łóżka Sammy'ego.
– Czy jesteś pewna, że to mądra decyzja?
Jenny wydawała się zaskoczona. 
– O co chodzi? Myślałam, że się ucieszysz! Przecież macie wziąć ślub, 

więc   wszystkie   problemy   są   już   rozwiązane.   Mogę   pracować   przez   całe 
wakacje. Przyda mi się takie doświadczenie!

– Franko ci powiedział, że bierzemy ślub?
– Tak. Mówił, że wystarał się o specjalne zezwolenie i uroczystość może 

się odbyć już w przyszłym tygodniu.

background image

Anna zaniemówiła. Jenny popatrzyła na nią dziwnie.
– Nic jesteś szczęśliwa? Przecież go kochasz? Nigdy nie przestałaś go 

kochać, więc dlaczego teraz tak dziwnie na mnie patrzysz?

Anna   przygryzła   usta,   zastanawiając   się,   czy   powinna   wtajemniczyć 

siostrę w kulisy sytuacji, Jenny jednak nie zostawiła jej czasu na podjęcie 
decyzji.

– Rozumiem, że Franko nadal jest na ciebie zły, bo nie powiedziałaś mu 

o Sammym, ale postanowił odłożyć na bok żale i dać wam jeszcze jedną 
szansę. Moim zdaniem jesteś mu to winna, szczególnie że to on płaci za 
operację!

Co mogła odrzec? Owszem, była mu coś winna; była mu winna więcej, 

niż   Jenny   przypuszczała.   Nie   zmieniało   to   jednak   faktu,   że   ją   i   Franka 
łączyły już tylko gorycz, cierpienie i zdrada.

– Masz rację – westchnęła. – Niepotrzebnie się martwię. Wszystko się 

jakoś ułoży... z czasem.

Jenny dotknęła jej ręki.
– Jesteś wyczerpana. Może pójdziesz do domu i wreszcie porządnie się 

prześpisz? Mogę zostać z Sammym do rana.

– Jesteś kochana, ale to jest moje miejsce. W końcu to ja jestem jego 

matką – uśmiechnęła się, ściskając dłoń siostry.

– Sammy ma teraz również ojca – zauważyła Jenny. – Nie jesteś już 

sama ze wszystkim. Franko mówił, że przyjdzie tu po pracy. Powinien już 
niedługo być.

Jak na zawołanie w drzwiach ukazała się wysoka sylwetka.
– Dzień dobry, Anno – powiedział, szukając jej wzroku. – Jak się czuje 

mój synek?

Synek! O ileż wszystko byłoby łatwiejsze, gdyby Sammy rzeczywiście 

był synem Franka!

– Dobrze – odrzekła Anna, rozciągając wargi w sztucznym uśmiechu. – 

Doktor Frentalle mówi, że jutro Sammy może wyjść do domu.

 – To wspaniale – rozpromienił się Franko.
–   Może   zabierzesz   Annę   na   kolację?   –   wtrąciła   Jenny.   –   Ja   mogę 

posiedzieć tu z Sammym przez kilka godzin.

–   Raczej   nie...   –   odezwała   się   Anna,   ale   Franko   nie   pozwolił   jej 

skończyć.

– Bardzo dziękuję – uśmiechnął się z wdzięcznością. – Nie zajmie nam 

background image

to długo, najwyżej półtorej godziny. Chodźmy, zanim Sammy się zbudzi.

Anna   z  trudem  powstrzymywała   wybuch,   ale   gdy   już   znaleźli   się   za 

dyżurką   pielęgniarek,   wyszarpnęła   ramię   i   utkwiła   w   twarzy   Franka 
lodowaty wzrok.

– Nie chcę iść z tobą na kolację.
– Musisz coś jeść – powiedział, zupełnie niewzruszony. – Więc równie 

dobrze możesz zjeść ze mną. W końcu już niedługo będziesz dzieliła ze mną 
wszystkie posiłki. Przyzwyczajaj się.

– Nigdy się do tego nie przyzwyczaję. Nie mam najmniejszej ochoty 

wychodzić za ciebie.

– Kilka lat temu ten pomysł bardzo ci się podobał...
– Nie jesteś już tym samym człowiekiem.
–   To   prawda,   ale   ty   też   nie   jesteś   tą   samą   kobietą,   którą   wówczas 

kochałem. Tym razem przynajmniej wiem, co biorę.

– Nic nie bierzesz, bo ja się nie zgadzam na ślub.
– Wyjdziesz za mnie, Anno, albo będziesz musiała znieść konsekwencje 

swojej odmowy.

– Grozisz mi? – zapytała z oburzeniem.
Franko w dalszym ciągu zachowywał kamienny spokój.
– Nie, przypominam ci tylko o niektórych faktach.
– A pierwszy z nich to ten, że ty dyktujesz zasady?
–   To   oczywiste.   Czy   myślisz,   że   znów   pozwolę   wystrychnąć   się   na 

dudka? Nie jestem taki głupi. Będę cię miał na własnych warunkach, lak 
długo, jak zechcę, a ty nie możesz zrobić nic, żeby temu zapobiec.

–   Czy   nie   posuwasz   się   przypadkiem   za   daleko?   Naprawdę   chcesz 

zawrzeć małżeństwo z nienawiści?

–   Coś   ci   powiem,   Anno.   –   Zatrzymał   na   jej   twarzy   przenikliwe 

spojrzenie. – Wolę być twoim mężem, nienawidząc cię, niż żyć z dala od 
ciebie, usychając z miłości.

Przez dłuższą chwilę patrzyła na niego z kompletnym niezrozumieniem.
– Nie interesuje mnie, co do mnie czujesz; chcę cię mieć, i to wszystko – 

ciągnął Franko. – Zostaniesz moją żoną, a Sammy wobec wszystkich będzie 
uchodził za mojego syna. Będę go traktował dokładnie tak samo jak inne 
nasze dzieci.

Anna otworzyła usta ze zdumienia.
– Jakie dzieci? Chcesz mieć ze mną dzieci?

background image

– Ależ oczywiście!
– Ale przecież...
– Nie od razu – przerwał jej. – Zrozumiałe, że będziesz potrzebowała 

trochę czasu, żeby przywyknąć do sytuacji.

– Nie przywyknę nawet do końca życia!
– W tej chwili najważniejsze są potrzeby Sammy'ego. Możemy się na 

razie wstrzymać z płodzeniem innych dzieci.

– Jaki ty jesteś troskliwy – mruknęła ironicznie.
– Co ci się tak nie podoba w moim pomyśle, Anno? Urodziłaś dziecko 

mojemu   bratu,   więc   jedno   czy   dwoje   dla   mnie   nie   powinno   ci   sprawić 
większej różnicy.

– Boże, jaki ty jesteś cyniczny! – wykrzyknęła.
– Nie zamierzam wprowadzać cię w błąd co do istoty naszej relacji.
Serce   ścisnęło   jej   się   boleśnie.   Franko   określił   swoje   stanowisko 

wystarczająco jasno. Nie czuł do niej już nic oprócz nienawiści.

–   Weźmiemy   ślub   w   przyszłym   tygodniu,   gdy   lekarze   pozwolą 

Sammy'emu polecieć do Rzymu. Moja rodzina zechce cię oficjalnie powitać 
w swoim gronie.

– Nie chcę jechać do Rzymu.
Franko nic na to nie odpowiedział, tylko w milczeniu poprowadził ją do 

samochodu, ale mocno zaciśnięte usta świadczyły o tym, że jest na nią zły.

–   Nie   chcę   jechać   do   Rzymu   –   powtórzyła,   siedząc   już   na   miejscu 

pasażera.

– Już to słyszałem. Nie musisz powtarzać.
– Mój dom jest w Australii. Jenny tutaj studiuje i...
Franko szarpnął dźwignię biegów z wyraźną złością.
–   Przecież   nie   wymagam,   żebyś   zupełnie   stąd   wyemigrowała. 

Powiedziałem tylko, że polecimy do Rzymu na ślub.

–   Ale   twój   dom   jest   we   Włoszech   –   zdziwiła   się.   –   Mówiłeś,   że 

przyjechałeś do Australii tylko na trzy miesiące, więc...

– Przez następny rok albo dłużej będę podróżował między obydwoma 

krajami. Ty, Sammy i Jenny możecie podróżować razem ze mną, gdy czas 
wam na to pozwoli.

– Mam być żoną na pół etatu?
Franko przelotnie spojrzał jej w oczy.
– Chyba nie spodziewałaś się, że zatrudnię cię w pełnym wymiarze?

background image

Nie   wiedziała,   co   na   to   odpowiedzieć.   Czego   właściwie   oczekiwała 

obietnicy szczęśliwego życia do grobowej deski? Przygryzła usta i wpatrzyła 
się w okno.

– Co masz ochotę zjeść? – zapytał Franko po dłuższej chwili nabrzmiałej 

milczeniem.

– Nie jestem głodna.
Westchnął i zastukał palcami o kierownicę.
– Widzę, że nie chcesz ustąpić nawet o cal. Walczysz ze mną na każdym 

kroku.

– A jak mam z tobą nie walczyć? – odrzekła gniewnie. – Traktujesz mnie 

jak pionek na szachownicy... przestawiasz, gdzie ci przyjdzie ochota, nie 
zastanawiając się w ogóle nad tym, czego ja chcę!

Franko znów zacisnął usta.
– No dobrze. W takim razie czego chcesz?
Czego chciała? Jak mogła mu o tym opowiedzieć?
– Powiedz mi,  co cię uszczęśliwi – nalegał. – Staram się, jak mogę, 

uporządkować ten bałagan w naszym życiu. Przecież nie musiałem pomagać 
ci przy operacji Sammy’ego. W końcu nic mnie z nim nie łączy... zupełnie 
nic.

– Czego ty chcesz?! – wykrzyknęła Anna, balansując na skraju histerii. – 

Chcesz dostać medal za to, co zrobiłeś? W porządku, zapłaciłeś za operację 
dziecka. I co z tego? Czego jeszcze ode mnie wymagasz? Nie wystarczy ci, 
że   poszłam  z  tobą   do  łóżka   i  zgodziłam  się   mieszkać   z  tobą  przez   trzy 
miesiące? Czego jeszcze oczekujesz?

W jego oczach zobaczyła furię.
– Chcę odzyskać to, co zniszczyłaś kiedyś.
Zamrugała, żeby odpędzić Izy.
– Chciałabym, żebyś chociaż raz nie wspominał o przeszłości.
– Dlaczego? Wpędzam cię w poczucie winy?
Anna wybuchnęła szlochem.
– Nie zniosę tego więcej, nie zniosę!
– No cóż, mnie nie sprawia to przyjemności, ale ten problem sam nie 

zniknie. Jeśli się z nim otwarcie nie skonfrontujemy, to ciągle będziemy się 
o niego potykać.

Zaparkował samochód przed restauracją, wysiadł i otworzył drzwi po jej 

stronie.

background image

– Anno... – powiedział już łagodniej, ujmując ją pod ramię. – Anno...
– Zostaw mnie.
– Posłuchaj, cara. Obiecuję, że dzisiaj nie będę już więcej wspominał o 

przeszłości. Zgoda?

– Nie wierzę, że uda ci się powstrzymać – prychnęła.
– Sama się przekonasz – obiecał.
Wprowadził ją do wnętrza włoskiej restauracji.
Już po chwili siedzieli przy stoliku w ustronnym kącie. Franko wziął ją 

za rękę i nie spuszczając wzroku z jej twarzy, bawił się jej palcami.

– Anno...
– Tak?
– Nic – uśmiechnął się. – Po prostu: Anno.
– Franko?
– Mhm?
– Dlaczego chcesz się ze mną ożenić?
Milczał przez dłuższą chwilę, a wreszcie powiedział:
– Sammy potrzebuje ojca.
– Czy to jedyny powód?
– A jaki może być inny? – wzruszył ramionami.
– Nie wiem... ale to jest dość radykalne rozwiązanie... jeśli wziąć pod 

uwagę naszą przeszłość.

– Zdawało mi się, że mieliśmy dzisiaj nie rozmawiać o przeszłości?
–   Wiem,   ale   zastanawiałam   się...   –   Podniosła   na   niego   wzrok.   –   Ta 

podróż   do   Rzymu,   którą   planujesz...   Czy   wziąłeś   pod   uwagę,   jak   twoja 
rodzina może zareagować na wiadomość, że żenisz się ze mną?

– Wziąłem to pod uwagę.
– I?
– Mimo wszystko weźmiemy ślub.
– Ale to będzie bardzo trudne... obecność Carla i w ogóle...
– Anno, to nie ja spowodowałem te trudności, tylko ty. Carlo będzie 

musiał zaakceptować cie jako moją żonę, bo taka jest moja wola. Podobnie 
jak i reszta rodziny.

– Czy twoja matka wie o... ?
– Nie. – Puścił jej dłoń i sięgnął po kieliszek z winem. – Uznałem wtedy, 

że najlepiej będzie powiedzieć jej, że. pokłóciliśmy się i zrezygnowaliśmy 
ze ślubu.

background image

– Nigdy nie zapytała, o co poszło?
– Moja matka zna mnie bardzo dobrze. Wie, o jakich sprawach nie chcę 

rozmawiać, i nie próbuje mnie do niczego zmuszać.

– A twoja siostra Giulia?
– Giulia zawsze miała o tobie bardzo dobre zdanie. Zwymyślała mnie od 

głupców za to, że pozwoliłem ci odejść.

– I nie korciło cię. żeby powiedzieć jej prawdę?
– Korciło mnie, i to bardzo.
– Więc co cię powstrzymało?
Franko przez chwilę obracał kieliszek w ręku.
– Carlo był bardzo przygnieciony poczuciem winy... uznałem, że gdy 

opowiem o wszystkim rodzinie, będzie się czuł jeszcze gorzej.

Z jakiegoś powodu Anna poczuła się rozczarowana tą odpowiedzią.
– A ty nigdy nie miałaś ochoty powiedzieć prawdy Jenny? – zapyta! 

Franko.

– Czasami...
– Jak jej wyjaśniłaś nasze zerwanie?
Anna wzruszyła ramionami.
– Powiedziałam, że się w tobie odkochałam – odrzekła, unikając jego 

wzroku.   Tak   było   łatwiej.   A   potem   okazało   się,   że   to   nawet   nie   było 
kłamstwo.

– Byłaś później w jakimś związku? – indagował Franko, obserwując ją 

bacznie.

–   To   nie   jest   łatwe   dla   samotnej   matki   –   odpowiedziała,   bawiąc   się 

kieliszkiem. – Mężczyźni przeważnie wolą kobiety bez przychówku.

– Sammy jest fantastycznym dzieciakiem.
– Dziękuję – odrzekła szczerze.
Znów   zapadło   między   nimi   milczenie.   Anna   obracała   w   palcach 

serwetkę.

– Dzwoniłem do domu wczoraj wieczorem. Powiedziałem im, że Sammy 

jest moim synem – oznajmił Franko.

Widelec wysunął się Annie z rąk.
– Zdenerwowali się?
– Trochę – odrzekł Franko z grymasem. – Matka oczywiście była na 

mnie   wściekła,   a   Giulia   uznała,   że   opuściłem   cię,   gdy   najbardziej   mnie 
potrzebowałaś.

background image

– To musiało być dla ciebie bardzo trudne.
– To samo myślałem o tobie – stwierdził. – Kiedy się przekonałaś, że 

jesteś w ciąży?

– Za późno – przyznała. – Pod koniec trzeciego miesiąca. I wpadłam w 

panikę. Chyba zlekceważyłam pierwsze objawy. To był dla mnie szok. A 
jeszcze gorsze było to. że nikomu nie mogłam powiedzieć prawdy.

– Brałaś pod uwagę usunięcie ciąży?
Anna drgnęła.
– Nie, nawet przez chwilę się nad tym nie zastanawiałam. To był mój 

błąd... i byłam przygotowana, by za niego zapłacić.

– Wygląda na to, że zapłaciłaś wielką cenę.
– Zdziwiona jestem, że tak mówisz.
–   Ja   też   byłem   w   szoku,   gdy   się   dowiedziałem,   że   masz   dziecko   – 

przyznał Franko. – Przez krótki czas miałem nadzieję, że jest moje... ale 
przecież zawsze używaliśmy zabezpieczenia, więc musiałem pogodzić się z 
myślą, że to dziecko Carla.

–   Szkoda,   że   to   nie   jest   twój   syn   –   powiedziała   Anna   impulsywnie, 

zanim zdążyła ugryźć się w język.

Franko popatrzył jej prosto w oczy.
– Myślisz, że ja nie żałuję? Patrzę na niego i widzę siebie. I widzę, co 

mogliśmy przeżywać razem...

– Tak mi przykro...
Franko odstawił kieliszek z głośnym stuknięciem.
– Mnie jest przykro jeszcze bardziej niż tobie.
– Szkoda, że niczego nie pamiętam.
– Chciałbym,  żebyś wreszcie przestała mnie  karmić tymi bzdurami  o 

zaniku pamięci. Czego jeszcze potrzebujesz, żeby przyjąć odpowiedzialność 
za   swoją   rolę   w   lej   historii?   Zdjęcia   ci   nie   wystarczą?   Chcesz   relacji 
naocznego świadka?

Anna nerwowo zwijała serwetkę w ciasny rulon.
– Byłoby mi o wiele łatwiej, gdybym mogła sobie przypomnieć, w jaki 

sposób znalazłam się w łóżku Carla.

– Mogę ci w tym pomóc – rzekł Franko z goryczą. – Wypiliście butelkę 

szampana. Zaszumiało ci w głowie i zaczęłaś się dobierać do Carla, a że on 
również nie był trzeźwy, nie potrafił ci się oprzeć. Nie dziwię mu się zresztą. 
Ja na jego miejscu zrobiłbym to samo. Ale mniejsza o to. Teraz trzeba się 

background image

skoncentrować na przyszłości. Sammy ma prawo do swojego dziedzictwa 
jako Ventressi i dopilnuję, żeby je otrzymał.

– Nawet jeśli oznacza to małżeństwo z kobietą, do której nic nie czujesz?
Franko spojrzał na nią twardo.
– Nie posunąłbym się do takiego stwierdzenia. Owszem, czuję do ciebie 

wiele rzeczy. Na przykład złość, a w spokojniejszych chwilach także ślad 
dawnej sympatii. Ale szczerze mówiąc, czuję przede wszystkim pożądanie. 
Tego uczucia  nie  potrafiłem się pozbyć przez  te wszystkie lata. Dlatego 
teraz jestem zdecydowany cię mieć.

– Nie mogę, Franko – szepnęła Anna niemal bezgłośnie. – Nie mogę za 

ciebie wyjść.

– Możesz i wyjdziesz. Nie zgadzam się na żadne inne rozwiązanie.
–   I   jak   długo,   twoim   zdaniem,   takie   małżeństwo   może   przetrwać?   – 

zapytała z desperacją.

– Tak długo, jak ja zechcę.
– Zawsze musisz mieć ostatnie słowo?
 – Myślisz, że zadowolę się czymkolwiek innym? Kiedyś już zniszczyłaś 

moje szczęście. Nie zamierzam teraz rezygnować z ponownej szansy.

– Błagam cię, nie proś mnie o to.
– Ale ja cię nie proszę. Za tydzień zostaniesz moją żoną. Nie ma innej 

możliwości.

– Aż tak bardzo mnie nienawidzisz?
Jego twarz była zupełnie nieprzenikniona.
– Mam wiele powodów, żeby cię nienawidzić. Ty sama wiesz o tym 

najlepiej.

Nic nie potrafiła powiedzieć na swoją obronę, – Nie wiem, jak spojrzę w 

twarz twojemu bratu...

– Nie musisz się obawiać o zachowanie Carla. On już nigdy nie spojrzy 

na ciebie w ten sposób. Jest bardzo zakochany w Milanie i nie będzie miał 
ochoty narażać swojego małżeństwa.

Nastąpiła kolejna niezręczna chwila milczenia.
– On mi przysłał te zdjęcia – powiedziała w końcu Anna.
Franko znieruchomiał.
– W pierwszej chwili myślałam, że to list od ciebie... Przeprosiny za to, 

że nie próbowałeś spojrzeć na sytuację z mojej strony...

– Czy coś jeszcze tam było oprócz zdjęć?

background image

– Na przykład co? – zapytała Anna ironicznie. – Wyznanie, że podle 

mnie wykorzystał? I że to jednak nie była moja wina?

Franko znów ponuro zacisnął usta.
– Czy był tam jakiś list?
– Owszem, był. Krótki i rzeczowy.
– Co tam było napisane?
– Niewiele, ale nietrudno było odczytać przekaz między wierszami.
– Masz jeszcze ten list?
– Nie.
– Oczywiście – uśmiechnął się Franko cynicznie.
Anna spojrzała na niego z oszołomieniem.
– Znów mi nie wierzysz, tak?
– A dlaczego miałbym ci wierzyć?
– Bo mówię prawdę! Twój brat dołączył do zdjęć kartkę z ostrzeżeniem, 

żebym   nigdy   w   życiu   nie   próbowała   kontaktować   się   z   nikim   z   waszej 
rodziny.

–   Nie   nazwałbym   tego   groźbą   –   mruknął   Franko.   –   W   tych 

okolicznościach to było zupełnie zrozumiałe.

–   I   ty   się   zastanawiasz,   dlaczego   nie   wierzę   w   naszą   przyszłość   – 

zaśmiała   się   Anna   bez   humoru.   –   Dla   ciebie   jestem   tylko   niemoralną 
dziwką, która zdradziła cię z bratem przy pierwszej nadarzającej się okazji.

– Muszę w to wierzyć, Anno, nie mam innego wyboru – westchnął. – 

Ale bardzo bym chciał mieć taki wybór. Nawet nie wiesz, jak bardzo.

background image

Rozdział 8

Rankiem w dniu ślubu niebo przecięły zielone błyskawice, a zaraz potem 

rozległ się grzmot i lunął ulewny deszcz. Anna nie mogła powstrzymać się 
od myśli, że ta pogoda to omen zwiastujący przyszłość jej małżeństwa.

W   ciągu   ostatnich   dni   Franko   traktował   ją   nadspodziewanie   dobrze. 

Trzymał   się   na   dystans,   wyraźnie   schodził   jej   z   drogi,   omijał   wspólną 
sypialnię, a w rozmowach ograniczał się do pojedynczych słów i monosylab. 
Tylko w obecności Sammy'ego lub Jenny znów wchodził w swoją dawną 
skórę i stawał się czarującym, uroczym mężczyzną.

Ceremonia ślubu była krótka i bezosobowa i w niczym nie przypominała 

wielkiej fety, jaką Anna i Jenny planowały przed czterema laty w Rzymie. 
Anna powtarzała słowa przysięgi stłumionym głosem, zastanawiając się, czy 
błyskawice nad jej głową symbolizują gniew jakiejś wyższej siły z powodu 
jej dawnych grzechów.

Wydawało się, że Franko nie przeżywa podobnych rozterek. Spokojnie 

wsunął   obrączkę   na   jej   palce   i   pocałował   ją   zdawkowo,   chyba   tylko   ze 
względu   na   nielicznych   świadków,   wśród   których   prym   wiodła 
entuzjastyczna Jenny i Sammy z ochami wielkimi jak spodki.

Przyjęcie,   złożone   z   kilku   kieliszków   szampana   oraz   tacy   przekąsek, 

odbyło się W holu hotelowym, a oprawę artystyczną zapewniał pianista o 
bardzo   ograniczonym   repertuarze,   Anna   odetchnęła   z   ulgą,   gdy   ta   farsa 
dobiegła   wreszcie   końca   i   można   było   wrócić   do   domu   Franka.   Tam 
przynajmniej wiedziała, na czym stoi i gdzie jest •ej miejsce.

Sammy   poszedł   spać   bez   zwykłego   wieczornego   marudzenia,   Jenny 

uśmiechnęła się nieśmiało, gdy przy drzwiach pojawił się młody księgowy z 
firmy Franka, z którym spotykała się od kilku dni. Anna pomachała im na 
pożegnanie i ruszyła w stronę schodów, ale zatrzymał ją głos Franka.

– Anno.
Obejrzała   się   przez   ramię   i   gdy   napotkała   jego   wzrok,   nieświadomie 

zacisnęła dłonie w pięści.

– Chciałbym z tobą porozmawiać.
–   Trochę   już   za   późno   na   ustalenia   przedmałżeńskie   –   stwierdziła 

ironicznie.

Zauważyła, że on także zwinął dłonie w pięści, i sprawiło jej to dziwną 

background image

satysfakcję.

– Za trzy tygodnie wyjeżdżamy do Rzymu – oznajmił, – To mam jeszcze 

mnóstwo czasu, żeby się spakować. Czy jeszcze coś?

– Owszem, tak – odrzekł ostro. – Możemy porozmawiać tutaj w holu 

albo w salonie, jak wolisz.

Uniosła wyżej głowę i stanęła na pierwszym schodku.
– Wolałabym pójść się położyć, jeśli nie masz nic przeciwko temu. Nic 

mam teraz ochoty na stypę poślubną.

Brwi Franka powędrowały do góry.
– Co to ma znaczyć?
– Tę dzisiejszą uroczystość trudno chyba nazwać ślubem? – odrzekła z 

ironicznym   zdziwieniem.   –   Panna   młoda,   która   została   przymuszona   do 
ślubu szantażem, i pan młody, który żeni się wyłącznie z zemsty!

– Zapewniam cię, że nie chodziło mi tylko o zemstę.
– Och, czyżby? No cóż. Mnie w tej chwili chodzi tylko o to, żebym 

mogła się spokojnie położyć.

Odwróciła   się,   chcąc   pójść   na   górę,   i   naraz   ze   świstem   wciągnęła 

powietrze. Nieoczekiwany, przeszywający ból w podbrzuszu zgiął ją wpół; 
omal nie upadła, ale zdążyła przytrzymać się barierki.

– Anno! – wykrzyknął Franko, dobiegając do niej w dwóch susach. – Co 

się stało?

Blada jak papier, kurczowo zaciskała pałce na poręczy schodów.
– Nie... nie wiem – wykrztusiła.
Franko wziął ją na ręce, zaniósł do największej sypialni i położył na 

łóżku. Nawet nie próbowała się wyrywać; nie miała na to siły. Czuła, że po 
nogach spływa jej lepka ciecz.

– Jesteś blada jak papier – zauważy! Franko z niepokojem. – Dzwonię po 

lekarza.

Zwinęła się w kłębek, by zmniejszyć ból, i resztką sił walczyła ze Izami.
– Jak się nazywa twój lekarz? – zapytał Franko Z paniką w głosie.
Podała mu nazwisko przez zaciśnięte zęby i zwinęła się na łóżku jeszcze 

ciaśniej.

– To pilne! – krzyczał Franko do słuchawki. – Moja... moja żona ma atak 

bólu!   Nic   mnie   nie   obchodzi,   ilu   ludzi   potrzebuje   w   tej   chwili   karetki! 
Mówię pani, że...

– Och! – jęknęła Anna, przyciskając obydwie dłonie do brzucha.

background image

Franko odrzucił telefon i w jednej chwili znalazł się przy niej. Drżącą 

ręką odgarnął włosy z jej czoła.

– Anno!
– Franko, ja krwawię – wydyszała.
–   Co?!  –   Zmarszczył   brwi;   treść   jej   słów   wyraźnie   dotarła   do   niego 

dopiero po dłuższej chwili.

Przesunął   wzrok   wzdłuż   jej   ciała   i   dopiero   teraz   zauważył   czerwoną 

plamę, rozszerzającą się szybko na prześcieradle.

– Dostałaś okres?
Potrząsnęła   głową,   mocno   zaciskając   zęby,   żeby   przetrwać   następny 

skurcz.

Franko rzucił się do łazienki i po sekundzie wrócił z ręcznikiem, który 

wsunął jej między nogi.

– Czy zawsze wygląda to tak źle?
Znów potrząsnęła głową i tym razem spróbowała się odezwać.
– Nie... ja... jeszcze nigdy.... och!
Franko po raz drugi zadzwonił na pogotowie i tym razem uzyskał, czego 

chciał. Po kilku minutach przed domem rozległa się syrena karetki, a w ślad 
za sanitariuszami do sypialni wpadła Rosa.

– Ja się zajmę Sammym – zapewniła Annę, którą paramedycy właśnie 

układali na noszach.

– Dziękuję – szepnęła.
Franko   bezceremonialnie   odsunął   gospodynię   na   bok   i   przejął 

dowodzenie nad personelem karetki.

– Ostrożnie! – warknął, gdy nosze podskoczyły z hałasem.
–   Robimy,   co   możemy   –   uspokajał   go   z   uśmiechem   rudowłosy 

sanitariusz. – Nic jej nie będzie. Wygląda to na zwykłe poronienie. Ciśnienie 
ma dobre, a ból jest do zniesienia. Wróci do domu, zanim się pan obejrzy.

Franko znieruchomiał.  Poronienie? Dziecko? Czyje? Jego? Wsiadł do 

karetki z chaosem w myślach, patrząc na swoją świeżo upieczoną żonę z 
takim wyrazem twarzy, jakby zobaczył ducha.

– Anno...
Wzięła go za rękę i lekko uścisnęła.
– Przepraszam.
–   Za   co   mnie   przepraszasz?   –   zdumiał   się,   trzymając   jej   dłoń   tak 

delikatnie, jakby była ze szklą.

background image

– Powinnam ci powiedzieć...
– O czym?
– Brałam niskohormonalne tabletki, ale zdarzało mi się zapomnieć...
Franko gwałtownie wciągnął oddech.
– Nie sądziłam, że tak się zdarzy... – dodała cicho.
– Nie martw się tym. – Słowa z trudem wydobywały się z zaciśniętego 

gardła.

Anna rozpłakała się.
– Anno... to moja wina... – wykrztusił.
– Nie...
–   Cicho.   –   Przyłożył   palec   wskazujący   do   jej   ust,   a   kciukiem 

jednocześnie otarł łzę z policzka. – Nie płacz, cara. Proszę cię, nie płacz...

Szpital był hałaśliwy i przepełniony, ale Franko dopilnował, by Anna jak 

najszybciej znalazła się w spokojnej salce. Zawołano lekarza, który szybko 
przygotował   wszystko,   co   było   potrzebne   do   zabiegu   wyłyżeczkowania 
macicy.

– To wczesne poronienie, więc pańska żona szybko dojdzie do siebie – 

zapewnił lekarz Franka. – Kilka dni odpoczynku i wszystko wróci do normy. 
Ale   trzeba   uważać   na   jej   zdrowie   emocjonalne.   Wiele   kobiet   ciężko 
przechodzi   utratę   ciąży,   ale   jeśli   okaże   jej   pan   czułość   i   serdeczność, 
powinna szybko odzyskać wewnętrzną równowagę.

Franko nerwowo przełknął ślinę, przepełniony poczuciem winy. Przez 

chwilę zastanawiał się, co powiedziałby ten lekarz, gdyby się dowiedział, 
jak świeżo upieczony mąż dotychczas traktował pacjentkę.

Lekarz   napisał   coś   na   kartce   i   podał   ją   pielęgniarce,   a   potem   znów 

zwrócił się do Franka:

–   Słyszałem,   że   dopiero   dzisiaj   wzięli   państwo   ślub   –   powiedział   ze 

współczuciem.   –   Wygląda   na   to,   że   małżeństwo   nie   zaczęło   się 
najszczęśliwiej.

– Nie musi mi pan tego mówić – mruknął Franko ponuro.

Gdy odzyskała przytomność, była zupełnie zdezorientowana. Cale ciało 

miała obolałe, ale nie czuła już skurczy. Obróciła głowę w bok i zobaczyła 
przy łóżku Franka. Siedział na krześle z twarzą ukrytą w dłoniach.

Poczuł chyba na sobie jej wzrok, bo podniósł głowę. Na jego twarzy 

background image

malowało   się   niezwykłe   wzburzenie.   Włosy   miał   potargane,   oczy 
podkrążone i do tego był nieogolony.

– Anno... – wychrypiał, sięgając po jej dłonie.
–   Czy...   czy   z   Sammym   wszystko   w   porządku?   –   szepnęła   przez 

wyschnięte gardło.

– Parę minut temu dzwoniłem do Rosy i Jenny. Wszystko w porządku, 

zjadł śniadanie i teraz wybiera się z Jenny do parku.

Przez twarz Anny przemknął blady uśmiech.
– Wyglądasz okropnie.
– A czuję się jeszcze gorzej.
– W ogóle nie spałeś?
– Nie.
Zatrzymała wzrok na ich splecionych dłoniach przyozdobionych złotymi 

obrączkami.

– Okropnie mnie wystraszyłaś – rzekł Franko po chwili.
Podniosła na niego wzrok.
– Przepraszam... Nawet nie wiedziałam, że byłam w ciąży. Martwiłam 

się o Sammy'ego... czasem zapominałam o tabletce i nie miałam pojęcia, w 
której fazie cyklu jestem...

– To ja powinienem się zabezpieczać – mruknął Franko.
– To nie ma znaczenia... – szepnęła.
–   Oczywiście,   że   ma!   To   wszystko   by   się   nie   zdarzyło,   gdybym 

traktował cię choć trochę lepiej. – Puścił jej ręce i przesunął się na koniec 
łóżka.

– Wiesz, jak bardzo obwiniam siebie za to, przez co przeszłaś?
– To nie twoja wina – powtórzyła, patrząc na jego zmęczoną twarz.
–   To   moja   wina   –   powtórzył   z   uporem.   –   Od   pierwszego   dnia 

zatruwałem ci życie. Przeżywałaś wielki stres z powodu Sammy'ego, a ja 
jeszcze dołożyłem do tego swoje niedorzeczne wymagania. – Pokręcił głową 
z niedowierzaniem i dodał: – Byłem dla ciebie okrutny.

– Nie! – szepnęła. – Nie byłeś... taki zły.
–   Wybacz   mi,   Anno.   Proszę,   powiedz,   że   mi   wybaczasz   to,   co   ci 

zrobiłem.

– Nie mam ci czego wybaczać – odrzekła, odwracając wzrok. Nie była w 

stanie znieść jego spojrzenia.

– Jesteś dla mnie zbyt wyrozumiała.

background image

– Każdy w końcu popełnia jakieś błędy.
Franko westchnął ciężko.
– Masz rację, oczywiście. W samą porę mi o tym przypomniałaś. Ty 

popełniłaś   jeden   błąd,   za   który   karałem   cię   całymi   latami,   przy   okazji 
niszcząc własne życie.

Pod powiekami Anny zbierały się łzy. Słuchała Franka ze ściśniętym 

sercem. To, co czuł, to były wyrzuty sumienia, nie miłość. A teraz poczucie 
winy miało ich połączyć na zawsze.

– Franko... Ja...
– Nie – uciszył ją. – Pozwól mi skończyć. Jesteśmy teraz małżeństwem. 

Tego nie mogę zmienić  tak szybko. Wiem, że proszę o wiele, ale... czy 
jednak zgodzisz się  pojechać ze mną  do Rzymu  za trzy tygodnie? Moja 
matka bardzo chciałaby zobaczyć wnuka. Giulia naturalnie też się ucieszy na 
twój widok.

–   A   potem?   –   zapytała   przez   ściśnięte   gardło.   –   Co   będzie,   gdy   już 

wrócimy do Australii?

Franko zatrzymał wzrok na jej twarzy.
–   Potem   się   rozstaniemy.   Zwrócę   ci   wolność,   której   nigdy   nie 

powinienem   był   ci   zabierać.   Oczywiście   zapewnię   tobie   i   Sammy'emu 
bezpieczeństwo finansowe.

Nie chciała jego pieniędzy! Łzy znów wymknęły się spod jej powiek i 

popłynęły po policzkach.

– Widzę, że to dla ciebie wielka ulga – stwierdził Franko, zaciskając 

usta. – Pewnie liczysz dni do chwili, kiedy to wszystko się skończy.

Obrócił się na pięcie i szybko wyszedł z sali.

Następne   trzy   tygodnie   były   dla   Anny   bardzo   trudne   do   zniesienia. 

Franko traktował ją niezwykłe uprzejmie, nawet serdecznie, ale była pewna, 
że   w   głębi   duszy   odlicza   dni   pozostałe   do   zakończenia   ich   fasadowego 
małżeństwa.

Jenny   była   zaabsorbowana   swoim   chłopcem,   a   Sammy   czuł   się 

doskonale   w   wielkim   domu   z   jeszcze   większym   telewizorem   i   stertą 
fantastycznych zabawek. Anna jednak była coraz bardziej samotna. Franko 
przeniósł się na stałe do jednej z zapasowych sypialni, zostawiając ogromne 
podwójne   łóżko   do   jej   wyłącznego   użytku.   Wychodził   do   pracy   bardzo 
wcześnie, a wracał późno, tłumacząc się nawałem obowiązków w firmie.

background image

Oczywiście Anna wcale w to nie wierzyła.
Była tak sfrustrowana jego chłodem, że kilka razy specjalnie czekała na 

jego   powrót.   Ostatniego   wieczoru   przed   wyjazdem   do   Rzymu   Franko 
pojawił się w domu dopiero przed północą. Wszedł do salonu z marynarką 
przerzuconą przez ramię, z rozluźnionym węzłem krawata, i zauważył ją 
dopiero wtedy, gdy podniosła się z sofy i wypowiedziała jego imię.

– Anno – odezwał się, rzucając marynarkę na oparcie krzesła. – Masz 

ochotę na drinka?

– Nie, dziękuję.
Podszedł do barku, omijając ją wzrokiem.
– Dlaczego jeszcze nie śpisz?
– Chciałam z tobą porozmawiać.
– O czym? – zapytał między jednym łykiem whisky a drugim.
Anna zacisnęła usta.
– Zastanawiałam się, jak chcesz zorganizować nasz pobyt w Rzymie.
– Zatrzymamy się u mojej matki. Wynająłem swój dom. Ale nie musisz 

się   niczego   obawiać.   Powiedziałem   matce   o   poronieniu,   więc   dostaniesz 
osobną sypialnię, żebyś mogła w spokoju dochodzić do zdrowia.

– Nie sądziłam...
– Ty może nie, ale moja matka tak. I tak już uważa mnie za brutala, 

którego należałoby wychłostać za to, jak cię potraktowałem.

– Powinieneś powiedzieć jej prawdę.
– Jaką? Że zamierzamy wziąć rozwód zaraz po powrocie do Melbourne? 

Moja matka jest gorliwą katoliczką.

– W końcu i tak będziesz musiał jej powiedzieć.
–   Zrobię   to,   kiedy   uznam   za   stosowne   –   uciął   krótko   i   dolał   sobie 

whisky.

Anna patrzyła na niego, przygryzając wargi.
– Nigdy wcześniej tyle nie piłeś – zauważyła.
– Masz z tym jakiś problem? – Wzruszył ramionami.
– Nie, tylko pomyślałam...
– Nie myśl. Myślenie niczego nie zmienia.
– Jesteś na mnie zły?
– Dlaczego miałbym być na ciebie zły? Przemykasz po kątach, boisz się 

odezwać, żebym nie urwał ci głowy. Oczywiście, że nie jestem na ciebie zły.

–   Nie   przemykam   po   kątach   –   odpowiedziała   z   urazą.   –   Po   prostu 

background image

odniosłam wrażenie, że wolisz, abym schodziła ci z drogi. Wracasz bardzo 
późno, nie przychodzisz do sypialni...

–   Nie   sądzisz,   że   to   już   chyba   byłoby   trochę   za   wicie?   Chyba   nie 

czekałaś na mnie po to, żeby zaoferować mi swoje towarzystwo w łóżku?

Anna zaniemówiła, ale jeden rzut oka na twarz Franka przekonał ją, że w 

tej chwili jakakolwiek rozsądna rozmowa jest niemożliwa.

– Za dużo wypiłeś – stwierdziła śmiało.
– I co z tego? – skrzywił się. – Co zamierzasz z tym zrobić, moja droga 

żono?

Już miała na końcu języka ciętą odpowiedź, ale pohamowała się w porę i 

odwróciła się do wyjścia. Franko jednak przytrzymał ją za rękę.

– Nie tak szybko.
– Puść mnie, Franko.
–   Nigdzie   cię   nie   puszczę   –   rzekł,   mierząc   ją   rozgorączkowanym 

spojrzeniem. – Nigdy nie chciałem cię wypuszczać.

Szarpnęła   rękę,   ale   trzymał   ją   mocno   i   powoli   zbliżał   twarz   do   jej 

twarzy, nie zostawiając jej żadnego wyboru. Przymknęła oczy, by nie ujrzeć 
w jego oczach błysku nienawiści, i poddała się.

– Proszę... – szepnęła po dłuższej chwili, przyciskając się do niego całym 

ciałem. – Proszę cię...

Franko natychmiast wytrzeźwiał i odsunął się od niej.
– Nie, cara. Obiecałem sobie, że nie zrobię tego.
– Proszę! – jęknęła błagalnie.
Franko z łatwością uwolnił się z jej uchwytu i znów podszedł do barku.
– Idź spać, Anno – powiedział, zwrócony do niej plecami.
Znów poczuła palące upokorzenie.
– Ale...
– Nic kłóć się ze mną.
Usłyszała szczęk kryształowej karafki o szklankę.
– Franko...
– Wynoś się  stąd wreszcie! – Obrócił się na pięcie i spojrzał na nią 

groźnie. Kostki jego palców zaciśniętych na szklance były zupełnie białe.

– Czy... czy zrobiłam coś nie tak? – zapytała nieśmiało, prawie szeptem.
– Chyba nie rozumiesz, co do ciebie mówię – wycedził przez zaciśnięte 

wargi. – Prosiłem cię, żebyś stąd wyszła.

– Słyszałam.

background image

– W takim razie wyjdź.
– Nie boję się ciebie – powiedziała cicho.
– Głupia jesteś, że chcesz mnie oglądać w takim stanie.
– Widziałam cię już w gorszym.
– Wątpię. – Niepewnie odstawił szklankę i przesunął dłonią po włosach. 

– Przecież nie było cię przy mnie, gdy zobaczyłem te zdjęcia.

– Obiecałeś, że nie będziesz już do tego wracał.
– Wtem, co obiecałem! – wykrzyknął, uderzając zwiniętą pięścią w blat.
Anna przygryzła usta, ale stała nieruchomo, drżąc na całym ciele.
– Sama się prosisz o kłopoty – wybuchnął Franko. – Nie jestem teraz w 

stanie się kontrolować, a ty możesz na tym ucierpieć!

– Dlaczego to robisz? – zapytała, wskazując na karafkę i szklankę.
– Topię swoje smutki. Tak się chyba mówi?
– Jakie smutki?
Franko znów sięgnął po karafkę.
– Byłem głupi, że cię odnalazłem. Myślałem, że uda mi się odebrać dług, 

ale wyszło na to, że sam płacę.

– W jaki sposób?
Jednym haustem wychylił połowę zawartości szklanki i dopiero wtedy 

odpowiedział:

– To, co kiedyś było między nami, umarło na zawsze. Najwyższy czas, 

żebyśmy oboje się z tym pogodzili. Tego już nie ma.

Dopił resztkę whisky, z rozmachem odstawił szklankę na bok i wyszedł 

z salonu, nie czekając na jej odpowiedź.

background image

Rozdział 9

Lot do Rzymu był łatwiejszy do zniesienia dzięki obecności Sammy'ego, 

który   siedział   pomiędzy   nimi,   zachwycony   luksusami   klasy   biznesowej. 
Jego   nieustanna   paplanina   skutecznie   zapełniała   niezręczne   milczenie 
między Anną a Frankiem.

Gdy   chłopiec   w   końcu   usnął,   Anna   ułożyła   go   na   wolnym   fotelu   i 

włączyła sobie film. Patrzyła na ekran, ale nic do niej nie docierało. Franko 
siedział   obok,   oddzielony   od   niej   przestrzenią   zaledwie   jednego   pustego 
miejsca. W ręku trzymał drinka, a wzrok również miał sztywno utkwiony w 
ekranie przed sobą.

Przez ostatnie dwa dni prawie nie rozmawiali. Nawet Jenny zauważyła, 

że zapanowały między nimi ciche dni, i skomentowała to z troską w oczach. 
Anna próbowała ją uspokoić, ale zdawała sobie sprawę, że jej słowa nie 
brzmią przekonująco.

Rzymskie lotnisko Leonarda da Vinci było zatłoczone po brzegi. Wśród 

oczekujących   na   przylot   znalazła   się   Jovanna,   matka   Franka,   oraz   jego 
siostra Giulia z trójką dzieci.

–   Anno.   –   Jovanna   pochwyciła   ją   w   objęcia   i   ze   łzami   w   oczach 

ucałowała   w   policzki.   –   Wreszcie   do   nas   wróciłaś!   A   gdzie   jest   mój 
wnuczek?   Och!   –   Przyłożyła   obie   dłonie   do   policzków   i   z   zachwytem 
wpatrzyła się w chłopca, który właśnie wyłonił się zza nóg Franka. – Jaki on 
podobny do ciebie, Franko! Wyglądałeś dokładnie tak samo, gdy byłeś w 
jego wieku! – zawołała i porwała Sammy'ego w ramiona. Giulia ucałowała 
Annę i przedstawiła jej swoje dzieci: dwuletnie bliźniaczki, Pię i Paotę, oraz 
maleńkiego   Antonia,   który   uśmiechał   się   do   wszystkich   bezzębnymi 
dziąsłami.

– Masz śliczne dzieci – stwierdziła Anna, łaskocząc Antonia pod brodą.
Giulia spochmurniała i delikatnie dotknęła jej ramienia.
– Tak mi przykro z powodu twojej straty.
– Dziękuję – odrzekła Anna, nieco speszona.
–   Niedługo   będziesz   miała   następne   –   zapewniła   ją   Giulia.   –   Może 

zrobicie sobie jakieś w Rzymie?

Anna żałowała, że nie może się ukryć pod stertą bagaży. Gdyby tylko 

Giulia znała prawdę!

background image

Droga do domu Jovanny przywodziła jej na myśl bolesne wspomnienia. 

W tych wspomnieniach Franko był kimś zupełnie innym niż ten facet, który 
teraz siedział obok niej w kamiennym milczeniu, nie reagując na nic. – Gdy 
wreszcie dotarli na miejsce, Sammy był już bardzo zmęczony i po krótkim 
wybuchu łez pozwolił się odesłać do łóżka w towarzystwie nowo poznanej 
babci.   Giulia   również   zabrała   dzieci   i   poszła   do   siebie,   obiecując,   że 
przyjdzie   następnego   dnia   na   rodzinny   obiad.   Anna   z   dreszczem 
uświadomiła sobie, że Carlo i jego żona najprawdopodobniej również się 
wtedy pojawią.

Przysiadła   na   sofie   w   salonie.   Po   chwili   pojawił   się   tam   Franko   ze 

szklanką   soku   pomarańczowego   w   ręku.   Sok   był   dla   niej;   Franko 
natychmiast skierował kroki do barku.

– Mama jest zachwycona twoim synem – oświadczył, nalewając sobie 

drinka.

– Tak – odrzekła Anna krótko.
– Bardzo ją uszczęśliwiłaś. Już zaczynała przywykać do myśli, że nigdy 

nie będę miał syna.

– Przecież to nie jest twój syn – odrzekła ze znużeniem.
– Nie, ale ona nie musi o tym wiedzieć. Nikt nie musi o tym wiedzieć.
Anna potrząsnęła głową.
– Czuję się jak oszustka... Nie znoszę tego udawania. To wszystko jest 

fałszywe.

– To nie jest idealna sytuacja – zgodził się Franko. – Ale nic więcej nie 

możemy zrobić. Carlo i Milana pojawią się tu jutro – dodał po chwili.

– Wiem. Giulia mi powiedziała.
– Nie masz nic przeciwko temu? – zapytał, obserwując ją uważnie.
Odwróciła wzrok.
– Oczywiście, że nie.
– Nic chciałbym denerwować matki.
– Rozumiem.
– Wyglądasz na zmęczoną – zauważył. – Jeśli chcesz, to idź się położyć. 

Mama   nie   będzie   miała   ci   za   złe,   jeśli   nie   powiesz  jej  dobranoc.   Anna 
podniosła się i podeszła do drzwi.

– Mamy połączone pokoje – dorzucił Franko. – Ale nie musisz się tym 

martwić.   Zamknę   porządnie   drzwi   od   swojej   strony,   żebyś   mogła   spać 
spokojnie.

background image

– Mówiłam ci już, że nie boję się ciebie.
Franko prychnął drwiąco.
– To może powinnaś zacząć. Ja na twoim miejscu bym się bał.
Nic nie odpowiedziała, ale kiedy szła do swojego pokoju, serce biło jej 

mocniej niż zazwyczaj.

Następnego wieczoru pojawiła się w salonie jako ostatnia. Rodzina była 

już   w   komplecie.   Anna   nałożyła   na   tę   okazję   błękitną   sukienkę,   która 
podkreślała   kolor   jej   oczu,   i   srebrne   sandałki,   a   jasne   włosy   upięła   w 
elegancki węzeł na karku.

Ledwie stanęła w progu, podbiegła do niej Giulia.
– Anno, poznaj mojego męża,  Pietra. Chyba nie zdążyłaś go spotkać 

podczas swojego poprzedniego pobytu.

–   Jak   się   masz,   Anno?   –   zapytał   przystojny,   ciemnooki   mężczyzna, 

wyciągając do niej dłoń. – Żona dużo mi o tobie opowiadała.

–   Wspaniale   dziś   wyglądasz!   –   zawołała   Jovanna,   również   do   niej 

podchodząc. – Carlo! – zawołała do mężczyzny stojącego obok wózka z 
drinkami w towarzystwie kobiety w zaawansowanej ciąży – Gdzie twoje 
dobre maniery? Przedstaw Annie Milanę!

Carlo zbliżył się i wymamrotał coś niewyraźnie, nie patrząc jej w oczy.
Angielski Milany nie był tak płynny jak u pozostałych Ventressich, a 

ponadto dziewczyna sprawiała wrażenie nieco nieśmiałej. Przez cały czas 
kurczowo   trzymała   Carla   za   rękę,   jakby   obawiała   się,   by   gdzieś   jej   nie 
zniknął.

Po chwili wszyscy usiedli przy stole i Anna z przerażeniem odkryła, że 

wyznaczono jej miejsce dokładnie naprzeciwko Carla. Podniosła się, ale gdy 
Franko szybko oparł dłoń na jej ramieniu, przywołując ją do porządku, w 
milczeniu opuściła wzrok na stół.

Otoczona rodziną Jovanna promieniała szczęściem.
– Jak to dobrze widzieć cię znowu wśród nas, Anno! I jak się cieszę, że 

mogłam wreszcie poznać mojego wnuczka! Sammy pod każdym względem 
jest podobny do Franka. Mój syn tak samo zawsze marudził, gdy trzeba było 
iść spać, Od dziecka był uparty jak osioł!

Anna  uśmiechnęła   się  blado,  kątem oka  zauważając   zdumiony  wyraz 

twarzy Carla.

– Giulia też była uparta – ciągnęła Jovanna, patrząc na córkę ciepło.

background image

Giulia wydęła usta.
–   Dziękuję   ci,   mamo.   A   jaki   był   Carlo?   Chyba   nie   powiesz,   że 

przypominał aniołka?

–   Nie,   ale   miłość   dobrej   kobiety   dokonała   cudów   –   uśmiechnęła   się 

Jovanna. – Prawda, Carlo?

Na twarzy wymienionego pojawił się sztuczny uśmiech.
– Tak, jestem teraz bardzo szczęśliwy – rzekł otaczając żonę ramieniem.
– Gdzie byśmy byli bez naszych pięknych żon? – uśmiechnął się Piętro, 

patrząc na Giulię z czułością.

Serce   Anny   ścisnęło   się   boleśnie.   Na   szczęście   wkrótce   rozmowa 

zboczyła na inne tematy. Anna słuchała, nie biorąc w niej czynnego udziału, 
a   gdy   Carlo   ze   względu   na   Milanę   przeszedł   na   włoski,   odetchnęła   i   z 
czystym sumieniem zajęła się obserwacją rodziny.

Franko przeważnie milczał, odzywał się tylko wtedy, gdy ktoś go o coś 

zapytał. Jego zachowanie nie uszło uwagi Jovanny, która przypatrywała się 
synowi   ze   zmarszczonym   czołem.   Giulia   była   jak   zwykle   radosna   i 
ożywiona. Z kolei Milana sprawiała wrażenie bardzo zakochanej w mężu; 
jej   duże   brązowe   oczy   z   zachwytem   wpatrywały   się   w   Carla.   Anna 
westchnęła w duchu, nie dziwiąc się, że Franko nie chciał psuć tej sielanki. 
A w dodatku Milanę już tylko kilka tygodni dzieliło od rozwiązania. Anna 
dobrze pamiętała, jak niestabilne były jej emocje w tym okresie. Wyjawianie 
prawdy   o   ojcostwie   Sammy'ego   byłoby   teraz   tylko   bezmyślnym 
okrucieństwem.

Następnego   dnia   po   południu   Jovanna   zabrała   Sammy'ego   do   zoo. 

Franko i Anna zostali sami w domu, Franko jednak zaraz oświadczył, że ma 
pilne papiery do przejrzenia, i zniknął gdzieś w otchłaniach wielkiego domu.

Anna przez kilka minut błąkała się po pokojach, podziwiając wspaniale 

wnętrza i uśmiechając się uprzejmie do służby, która łamaną angielszczyzną 
bezustannie proponowała jej drinka oraz coś do zjedzenia, a w końcu poszła 
do swojej sypialni i z ulgą zamknęła za sobą drzwi.

Położyła   się   na   łóżku   z   nadzieją,   że   uda   jej  się   przespać   resztę 

popołudnia. Wzięła do ręki jakąś książkę i bezmyślnie zaczęła ją kartkować, 
ale nie mogła skupić się na treści. W końcu zrezygnowała, odłożyła książkę 
na bok i pogrążyła się w niewesołych rozmyślaniach.

Ktoś zapukał do drzwi. Westchnęła i poszła otworzyć, przekonana, że to 

background image

znów któraś z pokojówek chce ją czymś nakarmić. Za progiem jednak stał 
Carlo. Anna ze zdumieniem cofnęła się o krok.

– Co ty tu robisz? – zapytała przytłumionym głosem.
Carlo zamknął za sobą drzwi i oparł się o futrynę.
– Muszę z tobą porozmawiać.
– To chyba nie jest dobry pomysł – odrzekła ze zdenerwowaniem. – A 

jeśli Franko tu wejdzie i zastanie cię w mojej sypialni?

– Nie zajmę ci dużo czasu. Ta sprawa gryzie mnie od czterech lat, więc 

proszę, wysłuchaj mnie.

Skrywając   niepokój,   przyjrzała   mu   się   uważniej.   Twarz   miał   bladą, 

kąciki ust opuszczone, oczy otoczone ciemnymi cieniami.

– Muszę ci powiedzieć coś, co powinienem wyznać już dawno temu – 

zaczął, przesuwając dłonią po włosach gestem identycznym jak Franko.

Patrzyła   na   niego   w   milczeniu,   starając   się   nie   okazywać 

zdenerwowania.

– Nic wiem, jak mam zacząć – westchnął, chodząc po pokoju.
– Co chcesz mi powiedzieć?
Na twarzy Carla odbiło się cierpienie.
– Nie spałem z tobą tamtej nocy.
Cisza, która zapadła po tych słowach, swoim natężeniem przypominała 

eksplozję   bomby   atomowej.   Anna   poczuła,   że   kręci   jej   się   w   głowie. 
Otworzyła usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk.

Carlo wziął urywany oddech i mówił dalej:
–   Nasypałem   ci   narkotyku   do   drinka.   Byłem   szaleńczo   zazdrosny   o 

Franka... o wasze zaręczyny. Mnie się nie układało z kobietami, więc kiedy 
Franko przedstawił cię rodzinie jako swoją narzeczoną, postanowiłem, że 
muszę   coś   z   tym   zrobić.   Wypiłaś   tego   szampana,   a   gdy   usnęłaś,   ja... 
rozebrałem cię i zrobiłem te zdjęcia. Wstyd mi teraz o tym mówić... ale nie 
czułem   się   winny,   dopóki   nie   poznałem   Milany.   Dopiero   wtedy 
zrozumiałem,   przez   co   przechodził   mój   brat,   gdy   cię   stracił.   A   potem 
dowiedziałem się, że masz syna...

Anna szeroko otworzyła oczy. Dopiero teraz to do niej dotarło.
– Więc Sammy... Sammy jest... jest dzieckiem Franka?
– Z pewnością nie moim. Anno, musisz mi uwierzyć. Byłem głupi i zły, 

ale nie aż tak.

Nie   miała   pojęcia,   co   powiedzieć.   Przez   cztery   lata   torturowała   się 

background image

myślami  o tym,  co  zrobiła... pozwoliła,  by  poczucie winy zniszczyło jej 
życie... a także życie Franka.

Poderwała się na nogi.
– Franko musi się o tym dowiedzieć. Natychmiast!
– Nie! – wykrzyknął Carlo.
Zatrzymała   się   pośrodku   pokoju   jak   wryta   i   spojrzała   na   niego   z 

konsternacją.

– Jak to nie?
– Proszę... – powiedział Carlo błagalnym tonem. – Franko nie musi o 

tym   wiedzieć.   To,   co   zrobiłem,   było   niewybaczalne,   ale   kto   wie,   jakie 
jeszcze szkody mogłyby powstać, gdyby dowiedział się o tym teraz?

–   Już   wyrządziłeś   niewybaczalne   szkody!   –   wykrzyknęła   Anna   z 

oburzeniem. – Czy potrafisz sobie wyobrazić, przez co przeszłam? Byłam 
pewna, że Sammy  jest twoim synem! Przez lata biczowałam się  za coś, 
czego w ogóle nie zrobiłam! Jak mogłeś tak postąpić, Carlo? Zniszczyłeś nie 
tylko moje życie, ale także życie Franka!

Carlo nerwowo przełknął ślinę.
– Przecież Franko i tak wierzy, że Sammy jest jego synem, więc na czym 

polega problem?

Anna znów opadła na łóżko, szukając odpowiednich słów.
– Anno, przecież on się w końcu z tobą ożeni! Dostaliście swoją szansę 

na szczęście. Proszę, nie odbieraj mi mojej. Nie każ mi ujawniać tego, co ci 
powiedziałem. Proszę cię.

Podniosła głowę i spojrzała mu w oczy.
– Carlo, nie zdajesz sobie sprawy z tego, o co prosisz.
– Chyba jednak tak. Kocham Milanę z całego serca i wiem, że Franko 

tak samo kocha ciebie. To taka nasza rodzinna legenda...

– Franko mnie nie kocha – wykrztusiła.
–   Kocha   cię.   Inaczej   nie   zawracałby   sobie   głowy   szukaniem   ciebie. 

Nigdy nie przestał cię kochać.

– On myśli, że Sammy jest twoim synem – powiedziała Anna łamiącym 

się głosem.

Jak miała przekonać Franka, że Sammy  jest jego synem, skoro Carlo 

nalegał na zachowanie tajemnicy?

–   Powinien   się   o   tym   dowiedzieć   –   nalegała.   –   Teraz   myśli   o   mnie 

okropne rzeczy...

background image

– Anno, proszę cię. Milana ma rodzić już za kilka tygodni. Błagam, nie 

wyjawiaj mojej podlej przeszłości. To by ją zniszczyło...

– A co ze mną?  – Łzy napłynęły jej do oczu.  – Mam zostać  z tym 

wstydem już na zawsze?

– Nie zrobiłaś nic złego.
– Ale Franko jest przekonany, że zrobiłam.
– Anno... wiem, że mi nie wybaczysz, ale może kiedyś spojrzysz na to 

jak na młodzieńczy wygłup, który przyniósł nieoczekiwane konsekwencje.

– To ja poniosłam te konsekwencje, nie ty.
– Myślisz, że o tym nie wiem? Wiem, ale nie mogę zmienić przeszłości. 

Pogodziliście się z Frankiem i teraz możecie budować wasze życie od nowa.

– Franko chce się ze mną rozwieść zaraz po powrocie do Australii.
Carlo zastygł ze zdumienia.
– Kie zrobi tego. Za bardzo cię kocha.
– Jak możesz być tak ślepy?! – wykrzyknęła Anna. – Nie zauważyłeś, 

jak on na mnie patrzy?.

– Proszę, Anno, daj mi chociaż tych kilka tygodni – jęknął Carlo. – Gdy 

Milana już urodzi, wszystko może się zmienić.

Anna otarła Izy wierzchem dłoni– Carlo, jak możesz mnie o to prosić? 

Po tym, co zrobiłeś... jak możesz tak po prostu przyjść tutaj i udawać, że nic 
takiego się nie stało?

– Bo właśnie o to chodzi, że nic się wtedy nie stało.
– Teraz mi to mówisz! O cztery lata za późno!
– Wiem,  co Zrobiłem, i bardzo mi  z tego powodu przykro. Ale jeśli 

powiesz Frankowi prawdę... to rozbije naszą rodzinę. Moja matka będzie 
załamana. Nigdy się nie pogodzi z tym, co zrobiłem.

– Trzeba było o tym pomyśleć, zanim dosypałeś mi tego świństwa do 

szampana   –   odparowała  t  goryczą.   –   Co   to   właściwie   było?   Nic   nie 
pamiętam   z   tamtej   nocy,   więc   musiał   to   być   jakiś   silny   środek.   Bardzo 
ryzykowałeś.   A   gdybym   umarła   z   powodu   reakcji   alergicznej?   To   się 
czasami zdarza.

–   To   był   środek,   który   powoduje   chwilowa   utratę   pamięci.   Dostałaś 

niedużą dawkę.

– Dziękuję ci, że tak się o mnie zatroszczyłeś – odrzekła z sarkazmem. – 

Ale w razie gdyby nie przyszło ci to do głowy... byłam już wtedy w ciąży. 
Nie wiedziałam o tym, ale byłam. Naraziłeś nie tylko nie tylko mnie, ale 

background image

również moje dziecko.

Twarz Carla poszarzała.
– Tak mi przykro, Anno.
– „Przykro" to zupełnie bezużyteczne słowo w tej sytuacji. Łatwo się je 

wymawia, ale niczego nie zmienia.

– Nic wiem, co jeszcze mógłbym zrobić – rzekł Carlo bezradnie. – Nie 

mogę zaryzykować i powiedzieć teraz Frankowi. Stawka jest zbyt duża.

– Jesteś bardzo podobny do swojego brata. Widzisz wszystko tylko z 

jednej strony...

– Rozumiem, że to dla ciebie trudne...
Anna zerwała się na równe nogi i rzuciła w jego stronę jak tygrysica.
– Trudne?! Wiesz, kim jesteś, Carlo? Zwykłym tchórzem! Dlaczego nie 

powiesz tego wszystkiego Frankowi? Bądź mężczyzną! On ma prawo o tym 
wiedzieć! Powinien się dowiedzieć!

Usłyszała odgłos otwieranych drzwi za swoimi plecami i obróciła się 

gwałtownie. W progu stał Franko z twarzą ściągniętą napięciem.

– O czym mam prawo wiedzieć, Anno? – zapytał lodowatym tonem.
Patrzyła   na   niego   nieruchomo,   niezdolna   wypowiedzieć   słowa, 

zastanawiając się, ile zdążył usłyszeć.

Franko przeniósł wzrok na brata, który nagle skurczył się do polowy 

zwykłych rozmiarów.

– Carlo? Może ty mi wyjaśnisz, co robisz w sypialni mojej żony?
– Ja... właśnie wychodziłem – wymamrotał Carlo, przysuwając się bliżej 

drzwi.

– Carlo! – wychrypiała Anna. – Nie wychodź!
Franko przeszył ją spojrzeniem na wskroś.
– Jakie to wzruszające, cara. Wzrusza mnie twoje oddanie kochankowi 

po   tylu   lalach.   Ale   czy   nie   zapomniałaś   przypadkiem,   że   on   jest   teraz 
żonaty?

– Anno, przepraszam cię – wykrztusił Carlo spod drzwi i zanim zdążyła 

go powstrzymać, zamknął je za sobą.

W pokoju zapanowało ciężkie milczenie. Anna przesunęła językiem po 

wyschniętych wargach. Miała wielką ochotę wyznać Frankowi prawdę, ale 
wiedziała, że on nie uwierzy, dopóki nie usłyszy wszystkiego z ust własnego 
brata.

– Co Carlo tutaj robił? – zapytał Franko stalowym głosem.

background image

– Przyszedł, żeby... coś mi powiedzieć.
– Co?
– Chciał mnie przeprosić za to, że... że zrobił tamte zdjęcia.
– O czym jeszcze rozmawialiście?
– O niczym – odrzekła, opuszczając wzrok.
–   Słyszałem,   jak   mówiłaś,   że   mam   prawo   coś   wiedzieć.   Może   mnie 

oświecisz, o co dokładnie chodziło?

Zacisnęła usta, próbując zebrać myśli.
– Carlo powiedział... że Sammy na pewno jest twoim synem.
Franko gwałtownie wciągnął oddech.
– Jak to możliwe?
Anna przygryzła wargi.
– Carlo jest absolutnie pewien, że Sammy nie może być jego dzieckiem.
– Przecież mógłbym być jego ojcem tylko w razie, gdyby...
–   Prezerwatywy   nie   są   zupełnie   bezpiecznym   środkiem 

antykoncepcyjnym. Ja jestem pewna, że Sammy jest twój, nawet jeśli ty nie 
chcesz tego przyznać.

–   Nawet   test   genetyczny   nie   może   zmienić   faktu,   że   spałaś   z   moim 

bratem. – Spałam w jego łóżku, ale nie z nim.

– Wyjaśnijmy to sobie wreszcie. Kochałaś się z moim bratem.
– Nic o tym nie wiem.
– Ach tak, znowu te zaburzenia pamięci. Jaki to wygodny sposób na 

uniknięcie odpowiedzialności za to, co zrobiłaś.

Anna bezradnie zacisnęła dłonie w pięści.
– Dlaczego nie zapytasz swojego brata, co się zdarzyło tamtej  nocy? 

Poproś  go,  żeby   opowiedział  ci  to  dokładnie,  zaczynając  od  chwili,  gdy 
podał mi pierwszy kieliszek szampana.

– Już słyszałem relację Carla z tamtej nocy.
– Zapytaj go jeszcze raz.
– Nie muszę. Wina jest wypisana wielkimi literami na twojej twarzy od 

chwili, gdy wtargnąłem na wasze potajemne spotkanie.

–   To   Carlo   tutaj   przyszedł!   –   wykrzyknęła   Anna.   –   Ja   go   nie 

zapraszałam! Nie chcę mieć z nim nic wspólnego. To podły tchórz, który 
myśli, że może wszystko wymazać głupimi przeprosinami! A ja mam dalej 
cierpieć konsekwencje jego...

Franko zmarszczył brwi.

background image

– Konsekwencje czego?
– Niczego – burknęła, odwracając się tyłem do niego. – Nic chcę o tym 

więcej rozmawiać.

Franko podszedł bliżej i położył rękę na jej ramieniu.
– Anno, widzę, że coś przede mną ukrywasz. Powiedz mi wreszcie, co 

się tu dzieje.

Wzięła głęboki oddech i spojrzała mu prosto w twarz.
– Nic się nie dzieje, Franko. Właśnie o to chodzi. Nic się nie dzieje i nic 

się nigdy nie działo.

Wyrwała   mu   się   i   wybiegła   z   sypialni.   Po   chwili   jej   szybkie   kroki 

rozległy się na schodach.

Franko   przez   chwilę   stał   nieruchomo   ze   zmarszczonymi   brwiami,   a 

potem sięgnął po telefon i wystukał numer komórki brata.

background image

Rozdział 10

W dwie godziny później Carlo stanął w drzwiach gabinetu brata. Na jego 

widok Franko podniósł się zza biurka.

– Spóźniłeś się – powiedział krótko.
– Wiem – odrzekł Carlo, unikając jego wzroku.
– Carlo, o co tu chodzi?
Młodszy z braci usiadł na krześle i przygarbił ramiona, jakby dźwigał na 

nich wielki ciężar.

– Zadałem ci pytanie – rzekł Franko sucho.
Carlo podniósł głowę i zatrzymał udręczony wzrok na twarzy brata.
– Nie spałem z Anną.
Po tym wyznaniu zapadła martwa cisza.
–   Nasypałem   jej   narkotyku   do   drinka...   –   podjął   wreszcie   Carlo.   – 

Chciałem... nie chciałem, żebyś ożenił się pierwszy... wcześniej niż ja. Przez 
całe życie byłem drugi w kolejce do wszystkiego. Ty byłeś starszy i miałeś 
przywileje.   Ojciec   przekazał   ci   zarządzanie   firmą...   odpowiedzialność   za 
przyjmowanie   i   zwalnianie   pracowników,   a   ja   co   dostałem?   Drugie   w 
hierarchii   stanowisko,   które   oznaczało   tylko   tyle,   że   jestem   twoim 
bezpośrednim podwładnym. Miałem już tego dosyć, chciałem coś zrobić, 
żeby to wreszcie zmienić... Pomyślałem, że najlepiej będzie, jeśli pozbędę 
się Anny. Wtedy ja mógłbym pierwszy mieć syna.... dziedzica firmy.

Franko mocno zacisnął palce na długopisie, który trzymał w ręku.
– Spała, gdy... gdy robiłem jej te zdjęcia. Wymyśliłem całą historyjkę o 

tym, że się z nią przespałem. To było nawet zabawne. Nie zdawałem sobie 
sprawy z  konsekwencji, dopóki się nie dowiedziałem, że Anna ma syna... 
twojego syna.

Franko zaklął pod nosem.
Carlo przelotnie zerknął na jego twarz i szybko odwrócił głowę.
–  Dziwiłem  się,   że  wątpiłeś   w  swoje  ojcostwo.   Sammy   jest  przecież 

bardzo podobny do ciebie.

Franko przymknął oczy.
– Przepraszam cię, Franko... Zrobiłem coś bardzo złego... nie mogę już 

tego zmienić, ale...

Franko gwałtownie wstał.

background image

– Czy ty w ogóle masz pojęcie, co zrobiłeś?
Carlo pobladł jak płótno.
– Chyba tak.
– Nic masz pojęcia! – pieklił się Franko. – Zniszczyłeś nasze życie i 

nasze szczęście!

– Ona nadal cię kocha. Jestem tego pewien.
Franko opadł na krzesło i ukrył twarz w dłoniach.
– Teraz już może mnie tylko nienawidzić. Po tym, jak ją traktowałem.
– Przecież ożeniłeś się z nią.
–   Wbrew   jej   woli.   Ona   nie   chciała   mieć   ze   mną   nic   wspólnego. 

Zmusiłem ją do ślubu.

– Wybaczy ci.
– Naprawdę jesteś aż takim idiotą? Jak może mi wybaczyć? Albo tobie?
– Przeprosiłem ją.
Franko z frustracją wzniósł oczy do góry.
– I naprawdę myślisz, że takie przeprosiny są w stanie wymazać to, co 

się stało?

– Nie, ale teraz nic innego nie mogę zrobić. Gdybym powiedział prawdę 

wszystkim, zraniłbym Milanę i mamę.

– Myślisz tylko o sobie! Czy w ogóle zastanowiłeś się nad tym, jak to 

wszystko odbiło się na Annie? Kochałem ją z całego serca, a ty zniszczyłeś 
wszystko swoimi kłamstwami! Jak mam jej to teraz wynagrodzić?

– Nadał ją kochasz?
–   Oczywiście,   że   nadał   ją   kocham!   Co   to   za   pytanie?   Nigdy   nie 

przestałem jej kochać!

– A powiedziałeś jej to?
Franko znieruchomiał.
– Nie... nie, nie powiedziałem.
– Powinieneś jej powiedzieć, co do niej czujesz.
– Teraz już jest za późno.
– Jak może być za późno? – zdziwił się Carlo. – Masz przecież syna, a 

Anna jest twoją żoną. To jest więź na całe życie.

– Obiecałem jej, że weźmiemy rozwód zaraz po powrocie do Melbourne.
– To powiedz jej teraz, że zmieniłeś zdanie i że chcesz, byście pozostali 

małżeństwem.

– Ona się na to nie Zgodzi.

background image

–   Jeśli   nie   jesteś   gotów   o   nią   walczyć,   to   znaczy,   że   na   nią   nie 

zasługujesz.   Gdybyś   ją   naprawdę   kochał,   to   od   samego   początku 
dostrzegłbyś, że mówi prawdę. Ale ty wolałeś uwierzyć mnie. W ogóle nie 
chciałeś słuchać tego, co ona miała do powiedzenia.

– Te zdjęcia...
– Widziałeś to, co chciałeś zobaczyć. Gdybyś się przyjrzał uważniej, to 

dostrzegłbyś, że ona jest tam zupełnie nieprzytomna.

– Powinienem ci wybić wszystkie zęby – oznajmił Franko z furią. – Za 

to, co zrobiłeś nam obydwojgu.

–   Zasłużyłem   na   to   –   zgodził   się   jego   brat.   –   Ale   lepiej   zajmij   się 

naprawieniem związku z Anną. Jest matką twojego syna i teraz tytko od was 
zależy, jaką przyszłość sobie zbudujecie.

– Zejdź mi z oczu – syknął Franko przez zaciśnięte zęby.
– Przepraszam cię – powtórzył Carlo po raz kolejny. – Chciałbym móc 

cofnąć czas. Gdybym wiedział, że Anna była już w ciąży, tobym tego nie 
zrobił.

Twarz Franka spopielała.
–   Nie   miałem   pojęcia,   że   ona   była   w   ciąży...   A   potem   naturalnie 

uznałem, że Sammy jest twoim synem.

–   Wszyscy   i   tak   sądzili,   że   to   ty   jesteś   jego   ojcem.   Dlatego   nie   ma 

powodu   dalej   upubliczniać   tej   historii.   Pomyśl   tylko,   jak   mama   by   to 
przeżyła.

Franko spojrzał na niego zimno.
–  Ja  przez   cztery   lata  nie  miałem   kontaktu  z  własnym  synem i  jego 

matką, podczas gdy ty pławiłeś się w chwale grzesznika nawróconego na 
świętość.

– Nie jestem dumny z tego, co zrobiłem. Chciałbym móc jakoś wam to 

wynagrodzić.

–   Możesz,   Carlo.   Możesz   to   zrobić,   przyznając   się   do   wszystkiego 

mamie   i   Milanie.   Tylko   pod   tym   warunkiem   będę   chciał   z   tobą   dalej 
rozmawiać. – Franko otworzył szufladę biurka i wyjął z niej jakiś dokument. 
– Twoja przyszłość w firmie również od tego zależy.

Carlo szeroko otworzył usta ze zdziwienia.
– Wyrzucasz mnie?
– Nie zmuszaj mnie do tego, bo wiesz, że jestem w stanie to zrobić – 

rzekł Franko ponuro. – Od czasu twojej ostatniej porażki w Neapolu to ja 

background image

zarządzam większością akcji.

– Ale Milana... – zająknął się Carlo.
– Za Milanę ty jesteś odpowiedzialny. A ja muszę zadbać o Annę i o 

mojego syna. Szkoda tylko, że zrozumiałem to o cztery lata za późno.

Carlo zsunął się z krzesła i w milczeniu podszedł do drzwi.
– Daję ci czas do wieczora! – zawołał za nim Franko. – A potem wezmę 

sprawy w swoje ręce!

Drzwi sypialni Anny otworzyły się i znów stanął w nich Franko. Wyraz 

twarzy miał zupełnie nieprzenikniony. Anna wstrzymała oddech.

– Anno – powiedział, podchodząc do niej.
– T-tak? – zapytała, wykręcając nerwowo dłonie.
Jego oczy zatrzymały się na jej twarzy.
–   Zastanawiam   się,   jak   mam   ci   to   powiedzieć...   Boję   się,   że   znów 

wybiegniesz pokoju i znikniesz z mojego życia tak jak cztery lata temu – 
rzekł zmienionym głosem.

– Ja nie zniknęłam z twojego życia – przypomniała mu. – To ty mnie z 

niego wyrzuciłeś.

Franko skrzywił się boleśnie.
– Masz rację, oczywiście. Nawet nie przyszło mi wtedy do głowy, że 

może istnieć jakieś inne wyjaśnienie tej sytuacji... Wolałem uwierzyć bratu, 
W   rezultacie   naraziłem   cię   na   okropne   cierpienie...   Bardzo   mi   wstyd   za 
Carla.   Trudno   mi   nawet   o   tym   mówić.   Nie   miałem   pojęcia,   że   on 
wyhodował sobie takie kompleksy wobec mnie.

– Powiedział ci? – zapytała Anna bez tchu.
Twarz Franka pociemniała z gniewu.
– Praktycznie rzecz biorąc, musiałem to z niego wydrzeć siłą... ale tak, 

powiedział mi. Miałem ochotę zabić go na miejscu.

– Przeprosił – rzekła Anna cicho.
Franko prychnął ironicznie.
–   Owszem,   przeprosił   i   spodziewał   się,   że   dalej   wszystko   będzie   po 

staremu, jak gdyby zupełnie nic się nie zdarzyło... Ale nic już nie może być 
takie samo.

Anna przygryzła wargi. Rozumiała gniew Franka, ale świadomość, że on 

wreszcie poznał prawdę, przyniosła jej wielką ulgę.

– Carlo okradł mnie z pierwszych lat życia mojego syna. Okradł mnie ze 

background image

szczęścia.   Przez   te   wszystkie   lata   karmiłem   się   złością   i   nienawiścią   do 
ciebie... podczas gdy ty byłaś tylko niewinną ofiarą.

– Franko, ja...
– Zmusiłem cię do romansu, a potem do małżeństwa, zaszłaś w ciążę i 

poroniłaś z mojej winy... Traktowałem cię w niewybaczalny sposób.

Głos załamał mu się, a w kącikach oczu pojawiły się łzy.
– Kocham cię – powiedziała Anna.
Franko otarł twarz i mówił dalej, jakby nie usłyszał jej słów:
–   Zaraz   po   powrocie   do   Australii   złożymy   papiery   rozwodowe. 

Ustanowię fundusz na rzecz ciebie i Sammy'ego; już nigdy nie będzie wam 
niczego brakowało. Przynajmniej tyle mogę dla was zrobić.

– Powiedziałam przecież, że cię kocham.
– A co do mnie – ramiona Franka opadły bezwładnie – będę musiał jakoś 

przywyknąć do perspektywy przyszłości bez... – Naraz zmarszczył brwi i 
spojrzał na nią uważnie. – Co powiedziałaś?

Anna uśmiechnęła się.
– Powtórzyłam to już, dwukrotnie. Czy naprawdę chcesz to usłyszeć po 

raz trzeci?

W jego oczach  pojawił się dziwny błysk. Pochwycił ją za ramiona  i 

przyciągnął bliżej. – Naprawdę powiedziałaś, że mnie kochasz? Na twarz 
Anny powoli wypełzł uśmiech.

–   Nic   więcej   nie   powiem,   dopóki   ty   się   nie   przyznasz,   co   do   mnie 

czujesz.

Na twarzy Franka szalały emocje.
– Kochałem cię od pierwszej chwili, gdy cię zobaczyłem na ulicy w 

Rzymie – powiedział głosem ochrypłym ze wzruszenia. – Sądziłem, że ta 
miłość została zniszczona, ale ona z biegiem czasu stawała się tylko coraz 
mocniejsza.   Gdy   się   dowiedziałem,   że   masz   dziecko,   z   całego   serca 
pragnąłem, by było moje. A kiedy zobaczyłem Sammy’ego po raz pierwszy, 
ze wzruszenia zaparło mi dech... był tak podobny do mnie. Na ciebie nie 
mogłem patrzeć spokojnie... chciałem cię mieć za wszelką cenę.

– Twoje warunki były dosyć bezlitosne – uśmiechnęła się Anna.
– Zapłaciłbym za operację Sammy'ego bez względu na twoją decyzję. 

Chciałem tylko, żeby trudniej było ci odmówić.

– Zawsze trudno mi było odmawiać, gdy chodziło o ciebie.
– W takim razie jeszcze raz zapytam, co do mnie czujesz.

background image

– Kocham cię.
Franko mocno przycisnął ją do siebie.
– Nie zasługuję na twoją miłość. Robiłem, co tylko mogłem,  żeby ją 

zniszczyć.

–  W  takim  razie  teraz  będziesz   musiał  się   bardziej  postarać,  żeby   ją 

odbudować – zaśmiała się lekko.