background image

Ze zbiorów

Zygmunta Adamczyka

background image

 

 

Jarosław Iwaszkiewicz 

 

 

 

 

 

Wiersze 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

background image

 

 2 

 

 

Erotyk 

Więc plamiąc mojej psyche nadwiślański gotyk, 

Jak jaskrawe barokko wykwitł w niej erotyk. 

Lecz zaraz wszystkie pazie z obrazów Van Dycka, 

Kłaniając się uprzejmie, rzekły, że to bajka. 

I wionąwszy błękitnym strusich piór trzęsieniem, 

Że cokolwiek pomyślę - jest tylko marzeniem. 

A potem, gdy uczułem na ustach ust dotyk, 

Że wszystko, co wymarzę - to ten tu erotyk. 

 

Do przyjaciela wroga 

Siedzimy dziś wspólnie przy stole, 

Dzielimy się chlebem i winem, 

I wielkich imiona mówimy 

Głosem ściszonym, wzruszonym. 

Schodzi pomiędzy nas pokój 

Wielkiej i świętej wiary, 

Jesteśmy ludźmi, przyjaciółmi, 

Jesteśmy poetami. 

Krąg złoty wina w kieliszku 

Pogańskim się staje symbolem 

I dzwoni szkło jak dzwony 

Nad wielkim i żyznym polem. 

Oczy mam pełne jeszcze 

Jesiennej melancholii 

I wiem - że moc i przyjaźń, 

I wielkie słowo boli. 

Patrzymy na siną mglistość, 

Która w oddali zbiera, 

I zimna rzeczywistość 

Na ustach nam zamiera. 

Myślimy, że przez winnice, 

Wziąwszy się kręgiem za ręce, 

Aż w nasze okolice 

Pójdziemy przy piosence. 

Ach, pieśni śpiewać możemy, 

background image

 

 3 

Możemy poetów czytać 

I sercem ściśniętym zachód 

Na szarej wodzie witać. 

I liście splatać w wieńce, 

I błądzić w wysokim lesie, 

I chwytać wszystko w ręce, 

Co młodość nam przyniesie. 

Lecz jeśli kiedy staniemy 

Naprzeciw siebie z orężem, 

Pamiętaj, że będziemy 

Ja mężem i ty mężem. 

I że za nami staną 

Wielkie legendy i króle, 

I nasze wielkie narody, 

I nasze wielkie bóle. 

Śmiertelny potok życia 

Uczucia nasze zamroczy 

I spojrzą ku sobie bezwładnie 

Nasze nie nasze oczy. 

W zderzeniu piorunowym 

Miłość się nasza ziści - 

Pamiętaj - większa siła 

Jest zawsze w nienawiści. 

 

Jesień w Warszawie 

W alejach białe obserwując pieski, 

Oglądam spadające chrupliwe kasztany, 

Którymi się zachwycał gdzieś tam Miłaszewski. 

Gdybyż park na błękitno był pomalowany! 

Ultramaryny dreszcze na szarym asfalcie! 

Szaro się podesłała pod stopy ulica. 

Ćmy złotych liści, tylko się nie spalcie: 

Stolica! 

Mgliste aleje i miękkie futerka, 

Niskie obłoki, smak węgierki chłodnej. 

Chodniki: dziwna dymów, serc rozterka. 

O jakiż jestem głodny! 

Pomiędzy już nadpsute zabłąkane dalie 

background image

 

 4 

Rzymianka-warszawianka, jak z chaty Ewandra, 

Syn żołnierza wita, przeginając talię 

Na posiniałym placu szaro - Aleksandra. 

Za chwilę znowu jesień i Nowy Świat w mgłach, 

Wąska, wąska, tasiemna ulica. 

Kameralne koncerta grywać będzie Bach. 

Stolica - ha, stolica. 

Gdzież tu zasadzić wszystkie swoje kwiaty 

Między Ziemiańską, Kruczą a belferką, 

Zaczarowane uciekając lato 

Zaklęło w przedmiot marzeń przelotną kasjerkę. 

Cóżem Ci, o Warszawo, ty Wiedeński Dworcze, 

Uczynił szarobury, żeś wskazał godzinę, 

Gdy wszystkie moje myśli bujne i dozorcze 

Spłynęły i samotną odkryły głębinę. 

"Maj" się mój gdzieś w Kijowie między Oktostychy 

Płonący wydał - zasię śmieszył w Picadorze. 

Nowogrodzkiej ulicy rów sinawo-cichy 

Czasami tylko w głębi daje żółte zorze. 

Rozstąpcie się, o domy, rozjedźcie, tramwaje, 

Przez trzeciomostu wiadukt przejrzysty i miodny. 

Zejdź mi z oczu, widoku siwy i łagodny. 

Dążącemu przez dziwnie pojmowane kraje. 

Cóż wy mi poradzicie, na pomnikach wieszcze? 

O dziewczynki, marzące o srebrnej epolet! 

Za mną wrota, przede mną nieskończone wrota 

Otworzą się na błękit, na siność, na fiolet!!... 

Niech się raz przecie śmiga z pajęczyn odmota, 

Niech palmy złotowonne, niech obudzi strusie, 

Różowy żagiel wznieci na morza obrusie, 

Precz mi wszystko, co męstwo tamuje i gnębi! 

 

Precz, przyjaźni: ja w krwi chcę przepaścistą głąb 

Izochimenów zamknąć tęczowe widoki! 

O morza, morza, morza ziąb - 

I czarna piano gorącej posoki! 

Dionizje 1922 

 

background image

 

 5 

 

Witraże 

Powiedział na witrażu, Tristan do Izoldy: 

"Tańcują po posadzce wesołe koboldy, 

I słońce, prześwietlając nasze blade twarze, 

Połączy pocałunkiem miłosne witraże". 

"Nawet słońce nie będzie całowań przyczyną, 

Siatka jego jest tylko złotą pajęczyną. 

Nie jest miłość prawdziwa, a namalowana". 

Tak rzekła na witrażu Iseult do Tristana