background image

Margaret Allison 

 

Żądanie miłości 

(A Single Demand) 

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY 

 

Cassie  Edwards  zanurzyła  stopy  w  piasku  i  popijając  colę,  obserwowała  mężczyznę  za 

barem,  nalewającego  drinki.  Przypominał  jej  królewicza  z  bajki  o  Kopciuszku.  Wysoki,  o 
królewskiej  postawie,  z  ciemnobrązowymi  włosami  i  oczami,  przy  których  widoczne 
zmarszczki  świadczyły,  że  często  się  uśmiecha.  Miał  postawę  atlety.  Ubrany  był  w  miękką 
lnianą koszulę, wyłożoną na wyblakłe dżinsy.   

Chociaż nie zamieniła z nim ani słowa, czuła, jak jakaś magnetyczna siła przyciąga ją do 

niego,  nie  pozwalając  oderwać  wzroku.  Pomyślała  nawet,  że  chciałaby  być  z  takim 
mężczyzną. Czuć jego dotyk. Całować go. Należeć do niego.   

Cassie rozejrzała się po restauracji. Była ona usytuowana bezpośrednio na plaży, z barem 

pod  gołym  niebem,  obramowanym  białymi  światłami.  Kelnerzy  i  kelnerki  mieli  na  sobie 
oryginalne stroje hawajskie. To wszystko wydawało się Mekką romantyzmu. Wszędzie widać 
było zakochane pary, trzymające się za ręce, całujące się lub przytulone do siebie.   

Cassie  poczuła  się  bardzo  samotna.  Bahamy  to  nie  jest  miejsce  dla  złamanych  serc, 

pomyślała.   

Ale nie mogła myśleć o swoim byłym narzeczonym, czy też pozwolić sobie na niewinny 

flirt. Nie przyjechała tutaj szukać miłości.   

Przyjechała,  by  spotkać  się  z  Hunterem  Axonem,  jednym  z  najbardziej  bezwzględnych 

biznesmenów i niegodziwców na świecie.   

Było  to  dziwne  zadanie  dla  kobiety  niemającej  biznesowego  doświadczenia,  pracującej 

jako tkaczka w starej, zabytkowej fabryce tekstylnej.   

– Czy życzysz sobie jeszcze jedną colę? 
Cassie uniosła głowę i poczuła mrowienie na całej długości kręgosłupa, gdy rozpoznała w 

pytającym mężczyznę zza baru, mężczyznę, którego przed chwilą podziwiała. Gdy spojrzała 
w  jego  brązowe  oczy,  odpłynął  od  niej  cały  świat.  Co  on  robi  przy  jej  stoliku?  Nie  jest 
przecież kelnerem. Cassie potrząsnęła głową.   

– Nie, dziękuję.   
Mężczyzna zawahał się przez moment. A potem wskazał na jej aparat fotograficzny.   
– Dużo zrobiłaś zdjęć? Flirtował z nią.   
Niestety, Cassie nie umiała flirtować. Nigdy nie miała nawet do tego okazji. Jej rodzina, 

podobnie,  jak  rodzina  Olivera,  przeznaczyła  ich  sobie  od  momentu,  gdy  się  urodzili,  w  tym 

samym szpitalu, w odstępie dwóch dni.   

Gdy  dorastała,  wszyscy  chłopcy  w  Shanville  wiedzieli,  że  jest  dziewczyną  Olivera 

Demiona, i była dla nich nietykalna.   

Cassie poczuła zdenerwowanie. Jak ludzie to robią? 
– Nie – mruknęła. – To znaczy tak.   
Mężczyzna uśmiechnął się.   
– Czy byłaś na dole, na rafach? Potrząsnęła głową.   
– Robiłam zdjęcia  na plaży. Lubię  fotografię abstrakcyjną. Rodzaj uchwycenia  istoty, a 

background image

nie rzeczywistości. Wiesz, co mam myśli? Promieniowanie, ale nie koniecznie... – Co z nią? 
Dlaczego mówi, jak zwariowany profesor? 

– Jesteś poważnym fotografikiem. Roześmiała się.   
– Teraz już nie. Poszłam do szkoły, żeby studiować sztuki piękne, jak przerwałam studia. 

–  Ponieważ  rozchorowała  się  moja  babcia  i  musiałam  wrócić  do  domu,  żeby  jej  pomóc. 
Poszłam więc do pracy do fabryki mojego narzeczonego, a następnie on zerwał zaręczyny tuż 
przed sprzedażą fabryki, w której zatrudniony był prawie każdy mieszkaniec miasta.   

Na szczęście, wszystkie te detale zachowała przy sobie.   
– Teraz to tylko moje hobby.   
Milczał  przez  chwilę,  patrząc  na  nią.  Czuła,  jak  ją  bada,  prawie  rozbiera  oczami.  Boże 

drogi, jaki on przystojny! Przełknęła ślinę i odwróciła od niego spojrzenie.   

– Powiedz mi coś więcej o sobie.   
–  Dobrze  –  zgodziła  się  potulnie.  Czy  spodziewał  się,  że  rzeczywiście  powie  mu  coś 

więcej? Zaprosi go, żeby usiadł? Nie potrafiła. A może jednak potrafi? 

W końcu nie była już zaręczona. Po raz któryś przypomniała sobie ten dzień. Ciągle czuła 

się winna. I to nie miało nic wspólnego z jej dawnym związkiem.   

Znowu  spojrzała  na  barmana.  Jak  mogła  być  wesoła,  kiedy  miała  przed  oczami 

zatroskane twarze swych przyjaciół? 

Jak  mogła  się  zrelaksować,  kiedy  wiedziała,  że  musi  wrócić  do  Shanville  i  ich 

rozczarować? 

Jak zakończy się to kłopotliwe położenie? 

Jeszcze  kilka  miesięcy  temu  myślała,  że  zna  siebie  dobrze  i  widziała  przed  sobą 

przyszłość. Była zaręczona i miała wyjść za mąż. Miała pracę, którą kochała, i mieszkała w 
mieście, które lubiła. Ale w mgnieniu oka wszystko się zmieniło.   

Z perspektywy czasu nie dziwiła się, że Oliver zerwał zaręczyny. W ich związku pojawiły 

się  problemy,  odkąd  Oliver  przejął  fabrykę.  Już  kilka  lat  temu  Cassie  sama  zerwałaby 
zaręczyny,  gdyby  nie  obawa  o  zdrowie  babci,  która  podkreślała,  że  ich  narzeczeństwo  jest 
jedyną rzeczą, która rozświetla jej ostatnie dni.   

Chyba go nie kochała. Dorastali razem, chodzili razem do szkoły, a w wakacje pracowali 

w tkalni ramię przy ramieniu. Kiedy  Oliver objął tkalnię, zmienił  się. Jego obsesją stały się 
pieniądze.  Było  oczywiste,  że  Oliver  śni  o  czymś  wielkim,  że  nie  zadowoli  go  mała 
fabryczka.   

Po pewnym czasie stało się również jasne, że nie odpowiada mu ożenek z dziewczyną z 

małego  miasta,  która  pracuje  jako  tkaczka  w  jego rodzinnej  fabryce.  Nie  byłby  szczęśliwy, 
żyjąc w Shanville. Był pewien, że jego przeznaczeniem jest szukanie miłości i fortuny gdzie 
indziej.   

Cassie  nigdy  nie  spodziewała  się,  że  Oliver  tak  bardzo  gardzi  Shanville.  Nigdy  również 

nie przypuszczała, że jej ukochane miasto zostanie przez niego zniszczone.   

A dokładnie tak się stało.   

Oliver  tak  nieudolnie  zarządzał  tkalnią,  że  doprowadził  ją  do  finansowej  ruiny.  Kiedy 

Cassie  była  pewna,  że  już  gorzej  być  nie  może,  on  zdradził  Shanville  i  ludzi,  którzy  go 

background image

kochali. Oświadczył, że chce sprzedać fabrykę Hunterowi Axonowi.   

Hunter Axon. Drań. Był znany z tego, że zbił fortunę, skupując małe, upadające firmy, po 

czym zwalniał pracowników i przenosił produkcję za granicę.   

Sprzedaż fabryki była dużym zaskoczeniem dla każdego, nawet dla Cassie.   

Jak  Oliver  to  zaaranżował?  Jak  przekonał  Huntera  Axona  do  kupienia  fabryki,  która od 

kilku lat nie przynosiła zysków? 

W końcu znalazła odpowiedź.   

Oliver  natknął  się  na  patent  produkcji  miękkiego  i  chłonnego  materiału,  odpowiedniego 

dla sportowców i ochroniarzy. Nie spożytkował tego patentu, by podźwignąć upadłą fabrykę, 
bo stał się zbyt zachłanny.   

Toteż  Cassie  nie  miała  wyboru.  Musiała  spotkać  się  sama  z  Hunterem  Axonem.  Była 

przekonana, że fabryka jest do uratowania, gdyby zaczęła produkować ów materiał.   

Cassie  podjęła  swoje  oszczędności  z  banku  i  znalazła  się  tutaj.  Ale  jej  misja  nie  była 

łatwa. Recepcjonistka Huntera odprawiła ją z kwitkiem. Zdesperowana, poszła do jego domu, 
ale i stamtąd została odprawiona.   

Dzisiaj, w wigilię swojego powrotu do domu, zmuszona była spojrzeć prawdzie w oczy. 

Nic już nie uratuje zabytkowej tkalni. Stare krosna, zamiast trafić do muzeum, pójdą na złom.   

Cassie  spojrzała  na  rachunek.  Dwadzieścia  cztery  dolary.  Dwadzieścia  dolarów  więcej, 

niż  powinna  wydać.  Spojrzała  na  wodę  w  kolorze  akwamaryny  i  palmy  poruszane  ciepłą, 
lekką bryzą.   

Postanowiła posiedzieć tu jeszcze chociaż parę minut. Podniosła do ust pustą szklankę po 

coli.  Była  w  niej  jeszcze  na  wpół  rozpuszczona  kostka  lodu.  Oparła  się  wygodnie  o oparcie 
krzesła i zapatrzyła w czerwoną tarczę słońca zanurzającego się w Atlantyku.   

– Czy mogę kupić pani drinka? – usłyszała tuż obok siebie chrapliwy głos.   
Cassie  aż  podskoczyła.  Niestety  nie  był  to  mężczyzna  zza  baru.  Był  to  korpulentny 

blondyn  ubrany  w  sportowe  letnie  ubranie.  Od  noszenia  okularów  przeciwsłonecznych  miał 
wokół oczu owalne, jasne plamy, które upodabniały go do czerwonego szopa.   

– Nie, dziękuję – odpowiedziała. Przełknęła kostkę lodu. – Właśnie wychodzę.   
– Taka piękna dziewczyna jak pani nie może być sama.   
– Słucham? 
– To zbrodnia, że tak jest. Ale mam dobre wieści. Nie będzie już pani sama. – Podniósł 

do góry kciuk w kierunku jakichś mężczyzn, siedzących przy barze.   

– Przepraszam – powiedziała Cassie. – Muszę już iść.   
– Och, chodź – powiedział. – Pozwól, że kupię ci drinka.   
– Nie, dziękuję.   
Otworzyła portfel, żeby zapłacić za colę i zanim się spostrzegła, on chwycił jej paszport.   
– Panna Edwards, zamieszkała przy Hickamore 345, Shanville, stan Nowy York.   
– Proszę mi to oddać.   
– Jest pani daleko od domu, panno Edwards.   
–  Proszę  to  zwrócić  –  Cassie  wstała  i  rozejrzała  się  wokół.  Wszystkie  pary  zajęte  były 

sobą i nikt nie zwracał na nią uwagi.   

background image

Mężczyzna  podniósł  paszport  do  góry  i  trzymał  go  nad  głową.  Spojrzał  na  swoich 

przyjaciół przy barze. Uśmiechali się do niego zachęcająco.   

–  Oddam  za  całusa  –  powiedział.  Zanim  zdążyła  się  cofnąć,  chwycił  ją  w  talii  i 

przyciągnął do siebie. – Jeden całus.   

– Czy masz jakieś problemy? – odezwał się za nią głos. Mężczyzna opuścił rękę. Cassie 

odwróciła się i napotkała spojrzenie brązowych oczu mężczyzny zza baru.   

–  Żaden  problem  –  powiedział  blondyn.  –  Ta  dama  upuściła  paszport.  To  wszystko.  – 

Cisnął go na stolik. Rzucał nerwowe spojrzenia w kierunku kumpli, którzy dalej siedzieli przy 
barze, patrząc teraz w swoje szklaneczki i udając, że nie widzą, co dzieje się z ich kolegą.   

Oczy barmana zapłonęły. Podszedł do intruza i powiedział groźnym głosem: 
–  Wynoś  się  stąd  natychmiast.  Nie  chcę  robić  przedstawienia.  Jednak  –  powiedział, 

rozkładając ręce – jeśli będzie to potrzebne...   

Zanim skończył, intruz zniknął. Również jego przyjaciele z baru.   
– Czy wszystko w porządku? – spytał łagodnie.   
– Tak.   
– Jeśli chcesz do kogoś zadzwonić, to masz do dyspozycji mój telefon.   
– Zadzwonić do kogoś? 
– Do kogoś, kto przyjedzie i zabierze cię do domu.   
– Nie – powiedziała.   
– Dobrze więc, zadzwonię po taksówkę. Przypomniała sobie, że nie ma pieniędzy.   
– Dziękuję. Mieszkam niedaleko. Chętnie się przespaceruję.   
– A gdzie mieszkasz? 
Zawahała  się.  Zdała  sobie  sprawę,  że  nie  może  mu  powiedzieć.  Ani  dlatego,  żeby  nie 

zobaczył, w jakim hotelu mieszka, ani dlatego, że go nie znała, chociaż kilka minut wcześniej 
marzyła o nim. Prawda była jednak taka, że Cassie Edwards była jeszcze dziewicą w wieku 
dwudziestu trzech lat. I była narzeczoną Olivera Demiona.   

Byłą narzeczoną, uprzytomniła sobie.   
– Jeszcze raz dziękuję. Patrzył na nią w milczeniu.   
Cassie wzięła ze stolika aparat fotograficzny.   
– Czy mogę cię prosić... – zawahała się. 
– O co? 
– Chciałabym zrobić ci zdjęcie.   
Patrzył na nią tak, jakby taką prośbę usłyszał pierwszy raz w życiu.   
– Zrobię bardzo szybko – powiedziała.   
–  Oczywiście.  –  Zgodził  się  i  stał  przez  chwilę  bez  ruchu.  Cassie  szybko  ustawiła 

odpowiednie parametry i pstryknęła zdjęcie.   

– Wspaniale. Dziękuję.   
– Nie ma za co.   
Zastanawiała się, czy będzie stał tutaj, dopóki nie odejdzie. Wyjęła z portfela pieniądze i 

położyła na stoliku.   

–  Tak  jak  powiedziałam,  jestem  zapalonym  fotografem  –  zaczęła.  –  Odkąd  dostałam 

background image

aparat...   

Ale mówiła do powietrza. Barman zniknął.   

Spojrzała w stronę baru, ale i tam go nie było.   

Westchnęła. Miała szansę i straciła ją. Jeszcze raz spojrzała w stronę baru i odwróciła się, 

by  odejść.  Nagle  zatrzymała  się.  Jej  barman  stał  niedaleko  od  niej,  oparty  o  pień  palmy. 
Trzymał ręce w kieszeniach i patrzył na wodę.   

Czy  powinnam  przyspieszyć  kroku  i  udać,  że  go  nie  zauważyłam,  czy  zacząć  z  nim 

rozmowę, myślała zdenerwowana.   

Ale on odwrócił się do niej i uśmiechnął, jakby na nią czekał.   
– W którym kierunku idziesz? 
– Tą drogą – wskazała w lewo.   
– Ja też. Czy mogę iść z tobą?   
Roześmiała się nerwowo.   
– Oczywiście.   
– Jesteś na Bahamach w interesach czy dla przyjemności? 
– W interesach – odparła.   
– Co robisz? 
Zawahała  się.  Nie  chciała  mówić  o  tkalni.  Nie  dzisiejszego  wieczoru.  Nie  w  tym 

magicznym, pięknym miejscu. Dzisiaj była Kopciuszkiem na balu.   

– Nie możesz mi powiedzieć czy nie chcesz? 
– Przyjechałam tu na spotkanie.   
– Spotkanie? To brzmi tajemniczo.   
– Zapewniam cię, że nie. – Uśmiechnęła się do niego. – A ty, jak zauważyłam, pracujesz 

w barze. Jak długo tu mieszkasz? 

– Około dziesięciu lat.   
– Jakież to piękne miejsce! 
– Chyba tak. – Zatrzymał się przy małej przystani. – Muszę sprawdzić łódź. Jeśli się nie 

spieszysz, to może pójdziesz ze mną? – poprosił.   

Raz  jeszcze  zawahała  się.  Jedna  jej  część  chciała  spędzić  z  nim  jak  najwięcej  czasu,  a 

druga mówiła, że powinna go zostawić.   

–  Muszę  przyznać  się  do  oszustwa  –  powiedział  nieznajomy.  –  Nie  chciałem,  byś 

samotnie wracała do hotelu. Na plaży po zachodzie słońca jest niebezpiecznie.   

Cassie  spojrzała  wzdłuż  plaży  i  wydało  się  jej,  że  słyszy  męskie  głosy,  może  nawet 

należące do jej prześladowcy i jego przyjaciół? 

Rzeczywiście  nie  powinna  wracać  samotnie  do  hotelu,  ale  czy  przyjęcie  zaproszenia  od 

nieznajomego nie będzie większym niebezpieczeństwem? 

– Dobrze – powiedziała, nagle zdecydowana.   
Poszła za nim, a kiedy doszli na miejsce, stwierdziła, że nie jest to łódź, ale duży jacht.   

O  jego  rozmiarach  przekonała  się,  kiedy  przy  pomocy  nieznajomego  znalazła  się  na 

pokładzie. Wnętrze wyglądało tak elegancko, że tylko brakowało lokaja w smokingu. Była to 
taka łódź, którą sprzedawało się i kupowało wraz z załogą.   

background image

– Należysz do załogi? Zawahał się.   
– Kiedy zachodzi taka potrzeba.   
–  Mam  nadzieję,  że  to  przyjemna  praca.  Roześmiał  się  po  raz  pierwszy,  odkąd  opuścił 

bar.   

– Gdzie są wszyscy? 
– Teraz na jachcie mieszka tylko jeden człowiek, ale pojechał na tydzień do Ohio, żeby 

odwiedzić matkę.   

– A właściciel nie mieszka na jachcie? 
– Nie – odpowiedział, uśmiechając się ponownie.   
– Mogę obejrzeć jacht? 
– Oczywiście, będę twoim przewodnikiem.   
Przeszła  za  nim  przez  mahoniowe  drzwi  do  kuchni.  Jej  wnętrze  musiało  być 

zaprojektowane  przez  dobrego  dekoratora.  W  drzwiach  sypialni  zatrzymała  się.  Sięgnęła  do 

draperii, żeby sprawdzić materiał.   

– Jedwabny żakard – powiedziała, nie zdając sobie sprawy, że mówi głośno.   
– Co? 
– Ten materiał jest tkany ręcznie. Jest bardzo drogi.   
– Skąd to wiesz?   
Zaczerwieniła się.   
– Fotografowałam taki materiał.   
– Rzeczywiście jesteś poważnym fotografikiem.   
– Teraz już nie.   
– Dlaczego nie? 
–  Wcześniej  myślałam,  że  chcę  zostać  fotografikiem.  Robiłam  zdjęcia  wszystkiego  i 

wszystkim.   

– Brzmi interesująco. Skinęła głową.   
– Studiowałam sztuki piękne w college’u. 
– Ale? 
– Ale przeszkodziło mi życie. Zachorowała moja babcia.   
– I nigdy już nie wróciłaś? 
–  Nie,  ponieważ  babcia  mnie  potrzebowała.  I  wtedy,  kiedy  ona  nie...  Wszystko  się 

zmieniło.   

– To niedobrze.   
– Wcale nie – zaprzeczyła. – Jestem szczęśliwa i zadowolona z drogi, którą idę. Może to 

nie ta droga, którą kiedyś wybrałam, ale nie żałuję niczego. A ty? 

– Czy żałuję? – potrząsnął głową. – Przynajmniej nie dzisiaj – uśmiechnął się. Wyszli na 

pokład.   

– Nie ma tu basenu? – zakpiła. – Ani sali balowej? 
– Obawiam się, że nie.   
– Tak myślałam – powiedziała, wzruszając ramionami.   
– Czy bardzo się spieszysz? – spytał. Potrząsnęła głową.   

background image

Wskazał jej wygodne krzesło.   
– To może usiądź, a ja przygotuję drinka. Czy napijesz się szampana? 
Skinęła głową.   

Wrócił  po  chwili  z  butelką  szampana  i  dwoma  kieliszkami.  Otworzył  butelkę,  nalał 

szampana do kieliszków i podał jej jeden z nich.   

– Wszystkiego najlepszego – powiedział, unosząc swój kieliszek.   
Cassie oparła się o krzesło i wdychała słone powietrze.   
– Tak miło. Nawet nie chce mi się myśleć, że jutro wracam do domu.   
– Gdzie jest twój dom? 
– W Nowym Jorku – odparła.   
– Tam mieszka twoja rodzina? 
–  Moi  rodzice  umarli,  kiedy  byłam  jeszcze  mała  i  wychowywali  mnie  dziadkowie. 

Dziadek umarł dziesięć lat temu, a moja babcia... – zawahała się – kilka miesięcy temu.   

– Przykro mi – powiedział. Widziała w jego oczach czułość, aż zachciało się jej płakać. – 

To musiało być dla ciebie straszne.   

– Tak – potwierdziła. Miała ochotę opowiedzieć mu całą swą historię, ale powstrzymała 

się.   

– Jesteś zamężna? 
Wypiła łyk szampana i powiedziała: 
– Prawie byłam.   
– Prawie? 
– Byłam zaręczona, ale nic z tego nie wyszło.   
– Więc to jest ta przyczyna.   
– O czym mówisz? 
– To dlatego byłaś dzisiaj taka smutna.   
– Dzisiaj? 
– Obserwowałem cię. Obserwował ją. Interesował się nią.   
– Obserwowałeś mnie? 
– Wyglądałaś tak, jakbyś miała ochotę się rozpłakać.   
– Może myślałam o mojej babci, ale na pewno nie o nim.   
– Przykro mi – powiedział.   
–  Dość  mówienia:  przykro  mi.  Zaczynam  się  czuć,  jak  jakiś  wyjątkowy  przypadek.  W 

każdym razie skończyłam z nim. Myślę, że wszystko dzieje się z jakiegoś powodu.   

– Zgadzam się, ale zawsze jest trudno powiedzieć komuś bliskiemu do widzenia.   
–  To  prawda  –  westchnęła.  –  Ale  niektóre  rzeczy  można  przeżywać  łatwiej,  a  inne 

trudniej.   

– Jakie? 
– Jak porzucenie cię dla innej kobiety. – Nie powinna o tym mówić. Nie potrafi trzymać 

języka za zębami.   

Ale miała sposobność porozmawiania o tym z kimś, kto nie znał ani jej, ani jego, ani ich 

stosunków.   

background image

– Opuścił cię dla innej kobiety? – spytał z niedowierzaniem. Nazywała się Willa Forchee, 

była starsza o dziesięć lat od Olivera i pracowała jako wiceprezes w Axon Enterprises. Oliver 
twierdził, że zakochał się po raz pierwszy w życiu.   

Ale  Cassie  nie  rozczulała  się  nad  sobą.  Cały  swój  gniew  wyładowywała  w  pracy, 

wykonując ją ze zdwojoną siłą.   

– Przy... – zaczął, ale Cassie położyła mu palec na ustach.   
– Proszę, nie mów więcej, że ci przykro.   
Odsunął jej palec od ust, ale go nie puścił. Zaczął go głaskać a Cassie pomyślała, że jest 

to bardziej zmysłowe niż pocałunek. Było to bardzo intymne, a oni właściwie się nie znali.   

– A co z tobą? Masz żonę czy może przyjaciółkę? 
– Nie mam. Dużo pracuję.   
– Pewnie wiele kobiet spotykasz w barze.   
– Ale zazwyczaj nie umawiam się z nimi na randki.   
– Zazwyczaj? 
– Są wyjątki od reguły. – Uśmiechnął się. – Jesteś głodna? Widziałem, że w barze nic nie 

jadłaś.   

Faktycznie, pomyślała. Pieniądze przeznaczone na obiad wydała na colę.   
– Trochę – przyznała.   
– Chodź do kuchni, zobaczymy, co jest do jedzenia.   
Weszła za nim do obszernej kuchni.   
– Ładna zmywarka – zauważyła.   
– Dziękuję. Pierwszy raz to usłyszałem.   
–  Moja  zmywarka  się  zepsuła  i  teraz  zwracam  na  nie  szczególną  uwagę.  –  Mogłaby 

wymienić  mu  całą  listę  urządzeń,  które  jej  się  ostatnio  zepsuły.  –  Gdzie  są  ludzie,  którzy 
posiadają takie wspaniałe zmywarki? Spojrzał na nią z wahaniem.   

– Stoją przed tobą. – Co? 
– To moja łódź.   
Zaczęła się śmiać. A więc był również zabawny. Elegancki i zabawny. Miła kombinacja.   
– Wobec tego musisz dużo gotować w tej kuchni.   
– Nie – odparł. – Zazwyczaj robi to mój kucharz. Znowu się roześmiała. Dawno nie było 

jej tak wesoło. Nie  mogła sobie nawet przypomnieć,  kiedy ostatnio ona i  Oliver cieszyli się 
własnym  towarzystwem.  Od  dziecka  byli  najlepszymi  przyjaciółmi.  Miasto,  w  którym 
mieszkali,  uważali  za  piękne.  W  zimie  chodzili  na  łyżwy,  a  w  lecie  pływali  i  łowili  ryby  w 

strumieniu.   

Kiedy  Oliver  skończył  college,  zmienił  się  bardzo.  Nie  satysfakcjonowały  go  już 

spokojne  obiady  domowe,  wolał  jeść  w  restauracji.  Chłopiec,  który  nosił  dżinsy  i 

podkoszulki,  zaczął  nosić  garnitury  szyte  na  miarę  i  robić  sobie  manicure.  Rozmawiał 
zazwyczaj o pieniądzach albo o tym, kto dostał pracę i za ile, kto jeździł jakim samochodem.   

Babcia broniła go. Mówiła, że mu to przejdzie.   

Teraz Cassie zdała sobie sprawę, że jednak nie to było powodem, że oddalili się od siebie. 

Po  prostu  kochała  go  jedynie  jak  siostra  brata.  Ale  była  z  nim  szczęśliwa,  chociaż  w 

background image

pierwszym  momencie  zakwestionowała  ich  młodzieńczą  decyzję  wzięcia  ślubu.  Oliver  był 
jednak  nieustępliwy.  Tłumaczył,  że  są  sobie  przeznaczeni.  Teraz,  z  perspektywy  czasu, 
uważała,  że  wtedy  desperacko  pragnął  przekonać  sam  siebie.  Zaakceptowała  jego  plany.  W 
końcu, babcia  liczyła  na to,  a Cassie  miała  nadzieję,  że po ślubie wszystko się  jakoś ułoży. 
Kiedy Oliver zerwał zaręczyny, ulżyło jej, chociaż było to brutalne.   

– Hej – zawołał barman. – Znowu jesteś smutna? – Dotknął czule jej policzka.   
Spojrzała  na  niego,  starając  się  wyczytać  coś  z  jego  oczu.  Ileż  to  czasu  minęło,  odkąd 

mężczyzna dotknął jej tak czule. Nie mogę się rozpłakać, pomyślała. Nie teraz.   

–  On  był  głupcem  –  powiedział  mężczyzna,  przypuszczając,  że  ciągle  żałuje  swojego 

narzeczonego. – Zasługujesz na coś lepszego.   

– Wcale mnie nie znasz.   
– Jestem tu z tobą i to ma znaczenie.   
Jak  mogła  być  smutna,  kiedy  królewicz  stał  obok  niej?  Miała  tylko  jedną  noc,  zanim 

kareta zamieni się w dynię.   

– A więc – powiedziała wesoło. – Co twój kucharz przygotował dzisiaj do jedzenia? 
Wzruszył ramionami i otworzył lodówkę.   
– To, co przygotował, należy tylko podgrzać.   
– Jesteś pewien, że właściciele nie będą mieli nic przeciwko zjedzeniu ich obiadu? 
Kiedy odwrócił się i spojrzał na nią, dodała: 
– Nie chcę, żebyś miał przeze mnie kłopoty.   
– Gwarantuję ci.   
– Co gwarantujesz? Będziesz miał kłopoty czy nie? 
– Czy mówimy o obiedzie? – spytał, zakładając za ucho kosmyk jej włosów.   
Poczuła suchość w gardle. Uśmiechnął się i zaczął przygotowywać obiad. Gotowe dania 

wyłożył  na talerze  i zapalił  świece. Cassie zajęła  miejsce z widokiem  na  morze  i rozejrzała 
się. Wszędzie było pusto.   

– Gdzie się wszyscy podziali? 
– To jest prywatna przystań – powiedział.   
Jedzenie  było  znakomite.  Dopiero teraz  zdała  sobie  sprawę,  jak  bardzo  była  głodna.  Od 

śniadania  nic  nie  jadła.  Zajęta  jedzeniem,  nie  spostrzegła  nawet,  że  on  na  nią  patrzy  i 
uśmiecha się. Było w nim coś królewskiego, jakby rzeczywiście był księciem.   

– Przepraszam – powiedziała.   
– Za co? 
– Za moje maniery. Okazało się, że byłam bardziej głodna, niż myślałam.   
– Masz doskonałe maniery. – Dolał szampana do kieliszków.   
– Skąd pochodzisz? – spytała.   
–  Urodziłem  się  w  Maryland.  Ale  kiedy  miałem  dziesięć  lat,  mój  ojciec  stracił  pracę  i 

przeprowadziliśmy się na małą wyspę niedaleko stąd.   

– To jak do raju.   
– Być może, ale nie była ona dla mnie rajem, kiedy dorastałem. Ciężko zarabiać na życie 

jako rybak, a szczególnie wtedy, gdy nie ma się doświadczenia.   

background image

– Byłeś jedynakiem? 
– Tak. Moja mama umarła, gdy byłem mały. Zostałem z ojcem i babcią.   
– Babcią? 
–  Ojciec  uważał,  że  potrzebuję  kobiecej  ręki,  i  sprowadził  babcię  z  Francji.  Nigdy  nie 

nauczyła się mówić po angielsku.   

– Uśmiechnął się. – A ty też jesteś jedynaczką? 
– Tak – odpowiedziała. Ale nigdy nie czuła się samotnie. Shannille było małym miastem, 

z domami w stylu wiktoriańskim i krótką Main Street. Ona sama urodziła się i mieszkała w 
domu  położonym  kilka  ulic  od  Main  Street  i  niedaleko  od  tkalni.  Jej  współtowarzysze  z 
pracy,  jak  również  sąsiedzi,  byli  dla  niej  jak  rodzina.  Byli  to  ludzie,  którzy  od  urodzenia  ją 

znali, ludzie, którzy wspierali ją w dobrym i złym, ludzie, którzy jak ona pracowali w tkalni i 

byli z niej dumni.   

– Zjadłaś już? – spytał spokojnie.   
– Tak – odpowiedziała.   
– Chodź ze mną. Teraz pora na deser – powiedział i wziął ją za rękę.   

background image

ROZDZIAŁ DRUGI 

 

Cassie  nie  protestowała.  Zanim  zeszli  z  łodzi  i  wyszli  z  portu,  mężczyzna  zrzucił  z  nóg 

buty.   

– Zrób to samo.   
– Dokąd idziemy? 
– Chcę ci dostarczyć prawdziwego tropikalnego przeżycia. 
– Co? 
– Zaufaj mi.   
Zastanawiała  się,  dlaczego  ma  zdjąć  pantofle,  aleje  zdjęła  i  poszła  za  nim  w  kierunku 

plaży.   

– Co ty robisz? – spytała, gdy podszedł do palmy i potrząsnął nią.   
– Nic takiego – powiedział, podnosząc orzech kokosowy. Wyjął nóż, zrobił nim otwór w 

skorupie i podał owoc Cassie.   

– Napij się.   
Przyłożyła orzech do ust i zaczęła pić słodki, przezroczysty płyn.   
– Smakuje ci? 
Skinęła głową i oddała mu orzech.   
– Jeśli masz ochotę, wypij wszystko.   
– Nie – powiedziała. – Jest smaczny, ale byłby lepszy z sokiem jabłkowym lub rumem.   
Wtedy on podniósł orzech do ust i wypił resztę płynu.   
– To był właśnie deser – stwierdził. Uśmiechnęła się.   
–  To  było  wyśmienite,  ale  dlaczego  zdjęliśmy  buty?  Ponownie  wziął  ją  za  rękę  i 

poprowadził w kierunku brzegu.   

Ciepła woda wymieszana z piaskiem przepłynęła jej między palcami.   
– Przyjemnie, prawda? – spytał, wskazując na stopy.   
Roześmiała się. Podniosła orzech do góry, starając się zasłonić tarczę księżyca.   
– Co robisz? 
–  Byłoby  wspaniałe  zdjęcie.  Orzech  kokosowy,  zasłaniający  księżyc  i  światło 

promieniujące zza niego.   

– Czy chcesz, bym pobiegł po aparat? 
– Nie – odpowiedziała.   
– No to chodź – powiedział.   
– Gdzie mamy iść? – spytała.   
– Absolutnie nigdzie.   
Ruszyli spleceni ramionami. Mijali podobne pary i uśmiechali się. Łatwo było uwierzyć, 

że oni też są parą, pomyślała Cassie.   

Mąż i żona, narzeczeni, kochankowie.   
– Tu jest mój hotel – stwierdziła.   
– Ale twoje buty i aparat są na łodzi.   

background image

– Słusznie – uśmiechnęła się.   
– Będziemy chyba wracać – zauważyła.   
Nic nie odpowiedział, tylko wpatrywał się w nią z ogniem w oczach.   
– Mój Boże, jaka ty jesteś piękna. Zaczerwieniła się i z trudem przełknęła ślinę.   
– Mogę cię pocałować? – spytał miękko.   
Skinęła głową i odwróciła do niego twarz. Przycisnął swoje usta do jej warg i pozbawił ją 

oddechu.   

Automatycznie odpowiedziała na pocałunek i objęła go za szyję. Jego język wślizgnął się 

do  jej  ust,  badając  wszystkie  ich  zakamarki.  Głęboko  i  zmysłowo.  Ten  pocałunek  nie  był 
podobny do żadnego z jej wcześniejszych pocałunków.   

Co ona zrobiła? Prawie go nie znała. Było to przyjemne, ale dokąd ją to zaprowadzi? 

Ale  nie  mogła  teraz  o tym  myśleć.  Chciała  zamknąć  oczy  i  cieszyć  się  obecnością  tego 

przystojnego mężczyzny, który trzymał ją mocno przy sobie.   

Zanim się spostrzegła, byli już z powrotem przy łodzi. Westchnęła z żalu, że to koniec ich 

spotkania. Podniosła pantofle.   

– Potrzebuję jeszcze aparat fotograficzny.   
– Dobrze – odpowiedział. Wdrapał się na pokład i podał jej rękę.   
Wiedziała, że powinna  iść  już do domu.  Ich wspólny  wieczór dobiegł końca.  Ale zanim 

zdążyła coś powiedzieć, powędrował delikatnie palcem wokół jej twarzy.   

– Nie odchodź – powiedział, oddychając głęboko. Nic nie rzekła, tylko go pocałowała.   
Odpowiedział powoli i delikatnie, jakby całowali się wcześniej co najmniej milion razy.   

Poczuła, jak świat zawirował wokół niej.   

Oderwała się od niego i wzięła kilka głębokich oddechów.   

Czuła, że następny pocałunek sprawi, że nie będzie zdolna pójść już nigdzie.   
–  Mam...  wczesny...  lot  i  naprawdę  powinnam  pójść...  Nie  miała  jednak  szansy  na 

dokończenie zdania, ponieważ pocałował ją znowu, tym razem mocniej.   

Wszystkie  jej  zmysły  oszalały.  Chciała,  żeby  jej  dotykał,  trzymał  przy  sobie  całą  noc. 

Chciała czuć jego usta na swoich do końca życia.   

W końcu przestał ją całować.   
– Dokończ chociaż szampana – powiedział.   
Spojrzała na stół. Butelka szampana stała w na wpół roztopionym lodzie.   
– To byłby wstyd zostawić taki dobry szampan – powiedziała w końcu.   
Uśmiechając się poprowadził ją do stołu. Przysunął swoje krzesło bliżej do niej i napełnił 

kieliszki szampanem. Siedzieli w milczeniu, ciesząc się swoim towarzystwem.   

–  Gdyby  to  była  moja  łódź,  nigdy  bym  jej  nie  opuściła  –  powiedziała  Cassie  w 

zamyśleniu.   

– Nie? 
– Nie, ponieważ nie mogę sobie wyobrazić piękniejszego miejsca.   
–  Szczególnie  w  nocy  –  powiedział.  –  Rzadko  jestem  sam  na  łodzi,  ale  kiedy  to  się 

zdarzy, lubię tu siedzieć i patrzeć w gwiazdy.   

– Kiedyś próbowałam sfotografować nocne niebo. 

background image

– I co? 
– Stwierdziłam, że niektórych rzeczy nie można uchwycić.   
Dotknął jej policzka.   
– Zostań ze mną – poprosił cicho.   
– Gdzie? –  spytała. Przecież to nie była  jego łódź. Czy  ma pozwolenie  na spanie tutaj? 

Musi wiedzieć wszystko, Panini podejmie decyzję.   

– Tutaj, na łodzi. Nikogo więcej tu nie będzie. Nic złego się nie stanie.   
Było to kuszące, ale...   
– Jestem... nie jestem gotowy powiedzieć ci dobranoc. Ona też nie była.   
– Dobrze – zgodziła się. Pocałował jej rękę.   
–  Dziękuję.  –  Wziął  ją  na  ręce  i  zaniósł  do  sypialni.  Pomyślała,  że  musi  być 

doświadczony w takich sprawach.   

W  jakich sprawach? Czego się bała? Przecież zapewnił  ją, że nic się nie stanie.  Ale ona 

chciała, żeby coś się stało. Przełknęła ślinę.   

– Hej – powiedział miękko. – Czy wszystko w porządku? 
– Oczywiście – powiedziała. To ma się stać teraz lub nigdy.   
Odgarnął włosy z jej twarzy.   
– Jeśli wolisz, wrócimy na pokład.   
Chyba  nie powinna  być  dumna, że w wieku dwudziestu trzech  lat  jest  jeszcze dziewicą. 

W przyszłym roku skończy dwadzieścia cztery lata. Może to rekord i powinna zostać wpisana 
do księgi Guinnessa? 

– Chcę zostać z tobą.   
Znowu pocałował jej rękę.   
– Jesteś pewna, że tego chcesz? 
– Tak.   
– Chcę leżeć koło ciebie przez chwilę. Chcę czuć cię obok siebie.   
Uśmiechnęła się, żeby ukryć zdenerwowanie.   

Delikatnie  masował  jej  ramiona  i  całował  ją.  Wydawał  się  czekać  na  jej  przyzwolenie, 

zanim zrobi następny krok. Kiedy westchnęła z pożądania, dopiero wtedy zaczął odkrywać jej 
ciało.  Jego  ręce  krążyły  po  niej,  a  każde  ich  dotknięcie  wzmagało  jej  odczucia.  Jednym 
ruchem zdarł z siebie ubranie i już po chwili czuła jego nagie ciało na swoim.   

Ogarnęło ją szaleństwo. Krzyknęła z rozkoszy, ale on po chwili zatrzymał się.   
– Przykro mi – powiedział. – Nie wiedziałem, że jesteś...   
– Nie przerywaj – wyszeptała – proszę.   
Zawahał  się,  jakby  nie  był  pewny,  co  robić.  Wtedy  ona  uniosła  biodra  i  przyjęła  go 

głębiej.   

Ból otworzył  jej drogę do przyjemności. Intensywnej  i prymitywnej. Czuła, jak poruszał 

się  w  niej  wolno  i  delikatnie.  Cassie  nie  była  przygotowana  na  tak  intensywne  przeżycia. 
Teraz obydwoje zależeli od siebie.   

Kiedy nasycili się sobą, pocałował ją w policzek i palcem obrysował jej usta.   
– Czy wszystko w porządku? 

background image

– Nawet lepiej – uśmiechnęła się.   
– Jesteś dziewicą.   
– Byłam.   
Ponownie podniósł jej rękę do ust.   
– Gdybym wiedział, nigdy nie prosiłbym cię o zostanie ze mną.   
– Jestem zadowolona, że ci nie powiedziałam.   
Uśmiechnął się, ale wyglądał na człowieka z poczuciem winy.   
– Czekałaś, żeby kochać się po raz pierwszy po ślubie?   
Skinęła głową.   
– Czy myślałaś, że to wyleczy twoje złamane serce? 
– Moje serce nie jest złamane. – Przynajmniej jeszcze nie teraz, pomyślała.   
Obudziła się rano na kołyszącej się łodzi. Spojrzała za siebie i zobaczyła go śpiącego, na 

wpół przykrytego. Odwróciła się zawstydzona.   

Jak mogła być zażenowana, kiedy byli ze sobą tak blisko, i to dwa razy.   

Westchnął i poruszył się przez sen.   

Zamarła.   

Musi  wyjść,  zanim  on  się  obudzi.  W  końcu  co  miałaby  mu  powiedzieć?  Nie  chciała 

słuchać obietnic, że zadzwoni i będzie z nią w kontakcie. To by wszystko zrujnowało, a tak 
będzie się jej wydawać, że miała piękny sen.   

Wyskoczyła z łóżka. Do odlotu samolotu miała mniej niż godzinę.   

background image

ROZDZIAŁ TRZECI 

 

Cassie  patrzyła  na  zimną  kawę  w  filiżance.  Trudno  było  jej  uwierzyć,  że  poprzedniego 

dnia  była  na  Bahamach.  Dwadzieścia  cztery  godziny  wcześniej  kochała  się  z  mężczyzną, 
którego imienia nawet nie znała.   

A teraz siedziała w sali posiedzeń naprzeciwko swojego byłego narzeczonego. Już samo 

spotkanie  było  dla  niej  niemiłe,  a  nieprzyjemność  pogłębiał  fakt,  że  Oliverowi  asystowała 
jego  obecna  dziewczyna,  nienagannie  ubrana  blondynka,  Willa,  która  była  popleczniczką 

Huntera Axona.   

Jeśli  Oliver  czuł  się  nieswojo  w  towarzystwie  byłej  narzeczonej  i  kobiety,  dla  której  ją 

porzucił, to nie dawał tego po sobie poznać.   

– Willa powiedziała mi, co zrobiłaś.   
– O czym ty mówisz? – spytała Cassie.   
– Recepcjonistka Axona powiedziała Willi o twojej małej podróży na Bahamy.   
To  dlatego  chciał  ją  widzieć.  Kiedy  przyszła  do  tkalni  dziś  rano,  powiedziano  jej,  że 

Oliver chce się z nią zobaczyć.   

– To nie był sekret – odpowiedziała. – Chciałam się spotkać z Hunterem Axonem.   
– Wiem o tym! Myślisz, że możesz robić coś po kryjomu? Wiem wszystko, co się dzieje. 

–  Nie  wszystko,  pomyślała,  wspominając  swoją  romantyczną  noc,  której  nie  zapomni  do 
końca życia.   

– Jak mogłaś  mi to zrobić? – spytał  Oliver. – Wiesz dobrze, jak ważna  jest dla  mnie ta 

transakcja.   

Czy on oszalał? Czy uważa, że to była jej osobista zemsta? 
– To nie miało nic wspólnego z tobą – zapewniła go.   
– Co więc? 
–  Chodzi  mi  o  zachowanie  sposobu  na  życie,  zachowanie  tradycji,  która  była 

przekazywana z pokolenia na pokolenie.   

– Och, proszę cię, Cassie, mówisz, jak profesor historii. To jest biznes, który od wielu lat 

nie przynosi zysku.   

– A czyja to wina? – powiedziała, patrząc na niego zwężonymi oczami.   
–  Czy  wiesz,  jaki  jestem  szczęśliwy,  że  mogę  to  sprzedać?  I  to  takiej  firmie,  o  znanej 

renomie? – Zaczerwienił się, a każde słowo pogłębiało jej frustrację.   

Patrzyła na niego i zastanawiała się,  jak mogła kiedyś  myśleć o poślubieniu go.  Siedział 

przed nią całkiem obcy człowiek.   

– Powinieneś być szczęśliwy, bo nie spotkałam się z Axonem. Próbowałam, ale nie chciał 

mnie widzieć.   

– Wiemy o tym – stwierdziła Willa.   
Wyciągnęła wypielęgnowaną dłoń i oparła ją na ramieniu Olivera.   
– Pozwól mi porozmawiać z Cassie sam na sam. – Uśmiechnęła się. – Prywatnie.   
Oliver spojrzał na Willę rozmarzonym wzrokiem. Może rzeczywiście ją kocha, pomyślała 

background image

Cassie. Na nią nigdy tak nie patrzył. Ale nie była zazdrosna.   

Oliver wyszedł z pokoju.   
– Słuchaj, Cass – powiedziała Willa protekcjonalnym tonem.   
– Cassie – poprawiła ją.   
– Cassie – powtórzyła Willa. – Wiem, co się z tobą dzieje.   
Cassie spojrzała na nią zaskoczona.   
– Co się ze mną dzieje? 
– To rewanż. Czysty i prosty.   
– Rewanż? – Cassie poczuła się tak, jakby ta kobieta ją uderzyła. Willa była tak samo zła, 

jak Oliver. – To nie miało nic wspólnego z rewanżem.   

– To o co chodzi? 
–  O  to,  że  miasto  nie  może  pozwolić  sobie  na  utratę  tkalni.  Willa  westchnęła 

dramatycznie.   

–  Cass,  Cassie,  chcę  prowadzić  z  tobą  interesy.  Rozmawiałam  z  Hunterem  i  zapewnił 

mnie,  że  nie  każdy  będzie  zwolniony.  Jestem  w  stanie  zagwarantować  ci  pracę...  ale  pod 

jednym warunkiem.   

– Jakim? 
– Pomożesz nam przeprowadzić tę transakcję tak łatwo, jak to tylko możliwe.   
– Jaką transakcję? 
– Sprzedaż. Hunter Axon przyjeżdża tutaj, żeby ubić interes. Chcę, żebyś obiecała, że nie 

będziesz się... wtrącała.   

Cassie siedziała nieruchomo. Nie obawiała się Willi. Była na nią zła. Zdała sobie sprawę, 

dlaczego nie mogła spotkać się z Hunterem Axonem. Jego asystentka, zgodnie z poleceniem 
Willi, nie dopuściła do tego.   

–  Czy  uprzedziłaś  swoich  ludzi,  że  przejeżdżam  i  nakazałaś  im,  żeby  nie  dopuścili  do 

mojego spotkania z panem Axonem? 

– Pracuję dla niego. Moim zadaniem  jest przygotowanie transakcji, żeby poszła gładko. 

Słuchaj,  Cassie,  jest mi przykro z powodu  Olivera.  Naprawdę  jest  mi przykro. Ale radzę ci 
przyjąć to, co oferuję.   

Willa  oferowała  jednotygodniową  odprawę  pieniężną  za  każdy  rok  pracy  dla  każdego 

pracownika  tkalni,  ale  to  nie  gwarantowało  przetrwania  fabryki.  Była  ona  największym 
zakładem  w  Shanville.  Jaki  rodzaj  pracy  mogliby  wykonywać  ludzie,  którzy  całe  życie 
spędzili przy krosnach? I gdzie mogliby znaleźć taką samą pracę? 

– Mam zamiar zaryzykować.   
– Nie  masz pojęcia, z kim chcesz zadrzeć. Myślisz, że zainspirujesz pana  Axona swoją 

małą,  łzawą  historią?  On  dba  tylko  o  pieniądze.  –  Uśmiechnęła  się,  ale  nie  był  to  miły 
uśmiech. Był to uśmiech, który mógł spowodować więdnięcie kwiatów i zamarzanie wody. – 
Znam go od lat i wiem, że jest najlepszy w interesach, ale nie jest miły, gdy ktoś stanie mu na 

drodze.   

– Chcę z nim tylko porozmawiać.   
–  Jeśli  sprawisz  mu  kłopoty  i  zainteresujesz  tym  media,  to  zgniecie  cię  jak  robaka. 

background image

Rozumiesz mnie? 

Ręka  Cassie  automatycznie  powędrowała  do  dekoltu,  gdzie  zawsze  znajdował  się 

naszyjnik ze złotym serduszkiem, który nosiła od dziecka i który zgubiła na Bahamach. Był to 
zaręczynowy prezent ojca dla jej matki.   

– Nie boję się go.   
–  Jesteś  więc  głupsza,  niż  myślałam.  Pozwól,  że  będę  szczera  –  powiedziała  Willa, 

dotykając  jej  lodowatą  dłonią.  –  Jeśli  będziesz  się  upierała  przy  swoim,  to  cofnę  obiecaną 
odprawę.   

– Nie dbam o twoją nędzną odprawę.   
–  Jestem  tego  pewna.  Ale  co  będzie  z...  –  wzięła  z  biurka  teczkę  i  wyjęła  z  niej  listę 

pracowników – Luanną Anderson? Wiem, że jej córka ma problemy, czyż nie? Jaka to będzie 
szkoda, gdy zostanie bez pracy i bez odprawy.   

– Straszysz, że nie zapłacisz odprawy Luannie? 
– Nie tylko jej. – Willa spojrzała znowu na listę. – Może również Mabel, Larryemu. Tak – 

powiedziała, odkładając listę.   

– Nie możesz tego zrobić – krzyknęła Cassie.   
– Ja nie mogę, ale Hunter tak.   
Cassie przełknęła ślinę.   
–  W  tej  szczególnej  sytuacji  zamierzam  uchronić  Huntera  przed  kłopotami.  Jeśli 

spróbujesz spotkać się z nim, kiedy on tu przyjedzie, osobiście odwołam odprawy. Dlaczego 
nie chcesz pieniędzy? Mogłabyś pojechać do tej swojej szkoły artystycznej.   

Cassie czuła, jak płoną jej policzki. Oliver rozmawiał o niej z tą kobietą.   
– Czy zrozumiałyśmy się? – spytała Willa.   
– Zrozumiałyśmy? Tu nie chodzi o mnie, o ciebie lub Olivera. Tu chodzi o łudzi, którzy 

tracą jedyne źródło utrzymania.   

– Marnujesz tylko mój czas – powiedziała Willa. – Zaproponowałam ci interes.   
– A ja mam stać spokojnie i patrzeć, jak niszczysz miasto i doprowadzasz do finansowej 

ruiny moich przyjaciół? 

– Trochę dramatyzujesz, ale w zasadzie tak.   
Cassie wstała.   
– Już skończyłaś? 
–  Oczywiście.  –  Willa  wyciągnęła  do  Cassie  rękę.  –  Podziwiam  cię  jednak  i  mam 

nadzieję,  że  to,  co  łączyło  cię  w  przeszłości  z  Oliverem,  nie  przeszkodzi  nam  w  zostaniu 
przyjaciółkami.   

 

Hunter spojrzał  na zegarek.  Jego lot opóźniał  się z powodu szalejącej  burzy.  Ale się nie 

spieszył. Nienawidził opuszczać Bahamy i nienawidził myśli, że jest mała szansa na to, żeby 
odnaleźć dziewczynę.   

– Nigdy  jej pan nie znajdzie – powiedział detektyw, którego wynajął. –  To jest tak,  jak 

szukanie igły w stogu siana. Jak znaleźć kobietę, nie znając nawet jej imienia? 

Ale Hunter nie chciał uwierzyć, że to beznadziejna sprawa. Sięgnął do kieszeni i wyjął z 

background image

niej jedyną pamiątkę, która pozostała mu po cudownej dziewczynie. Naszyjnik, który znalazł 
na jej poduszce.   

Zacisnął  go  w  ręce  i  jeszcze  raz  stwierdził,  że  musi  ją  odnaleźć.  Ale  gdzie?  Szukał  jej 

wszędzie. Do diabła, dlaczego nie spytał jej o nazwisko? 

Ona również nie znała jego nazwiska.   

W  barze,  który  był  jego  własnością,  znalazł  się  przypadkowo.  Poszedł  tam,  żeby 

porozmawiać ze swoim pracownikiem.   

Zaintrygowała go Cassie samotnie siedząca przy stoliku. Była cudownie piękna ze swoją 

kremowobiałą  skórą  i  zielonymi  oczami.  Burza  rudawobrązowych  włosów  opadała  jej  na 

plecy. Figurę miała jak balerina, z długimi, smukłymi nogami.   

Ale  nie  tylko  uroda  przyciągnęła  jego  spojrzenie,  dziewczyna  siedziała  wpatrzona  w 

wodę,  jakby  w  niej  pogrążył  się  cały  jej  świat. Kiedy  podszedł  do  stolika  i  próbował  z  nią 
rozmawiać, zdał sobie sprawę, że bierze go za barmana.   

W końcu to  nie  miało dla niego znaczenia. W  miarę upływu czasu przekonał się,  że jest 

bardzo  samotna  i  ma  złamane  serce.  Ale  nie  przyjechała  tutaj,  żeby  zrelaksować  się  w 
ramionach innego mężczyzny. Nie szukała towarzystwa.   

Była dziewicą.   

Wiedział, że nigdy nie powinien z nią spać. Dlaczego zostawiła go, nie mówiąc nawet do 

widzenia? 

Czy wybrała go z powodu samotności? Desperacji? 

Ku  swemu  zaskoczeniu  obudził  się  z  nieprzepartą  chęcią  zobaczenia  jej  znowu.  Kiedy 

stwierdził, że odeszła, wypełniła go rozpacz.   

Od wielu  lat  żadna kobieta nie wywarła na nim takiego wrażenia.  Miał wiele kobiet,  ale 

nigdy  nie  był  z  nimi  zbyt  blisko.  Kiedy  był  jeszcze  młody  i  naiwny,  zakochał  się  w  Lizie. 
Planowali  wspólną  przyszłość.  Ale  kiedyś  wrócił  wcześniej  do  domu  i  zastał  ją  w  łóżku  z 
innym  mężczyzną.  Był  to  jego  szef.  Wyszła  potem  za  niego,  a  Hunterowi  powiedziała,  że 
nigdy nie mogłaby poślubić biedaka. Jeszcze teraz brzmiały mu w uszach jej słowa. Wkrótce 
stał  się  bogatym  człowiekiem,  a  jak  słyszał,  Liza  nie  była  szczęśliwa  w  małżeństwie. 
Pieniądze nie dały jej szczęścia.   

Samolot  w  końcu  wystartował,  a  kiedy  dotknął  ziemi,  Hunter  zobaczył,  że  w  Shanville 

leży śnieg.   

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY 

 

–  Czy  ciągle  masz  zamiar  porozmawiać  z  panem  Axonem?  Cassie  spojrzała  na 

przyjaciółkę, którą znała przez całe życie. Nie mogła znieść rozczarowania Frances. Frances 
Wells  miała  sześćdziesiąt  pięć  lat  i  jak  większość  ludzi  w  Shanville,  żyła  od  wypłaty  do 
wypłaty. Gdyby straciła pracę w tkalni, nigdzie by już innej nie znalazła.   

Niestety, Frances nie była jedyna. Większość pracowników miała około pięćdziesiątki lub 

więcej. Cassie była młoda, mogła się wyprowadzić z miasta, ale oni nie mogli.   

– Nie mogę ryzykować waszej przyszłości.   
– Ale jest Oliver. On ciebie kocha.   
–  Nie  –  powiedziała  szybko  Cassie.  –  Teraz  myślę,  że  nigdy  mnie  nie  kochał.  Nawet 

gdybym na niego naciskała, to i tak na nic by się to zdało, ponieważ on nie ma już żadnego 
wpływu. Kierownictwo przekazał Axon Enterprises.   

– Nie wiem, jak Oliver mógł do tego dopuścić.   
– Myślę, że to dla niego żadna różnica.   
Frances uśmiechnęła się.   
– Przynajmniej jestem szczęśliwa, że tobie się ułożyło.   
– Co masz na myśli? – spytała Cassie, – Możesz wziąć pieniądze i wyjechać do szkoły – 

powiedziała  kobieta,  uśmiechając  się  smutno.  – Nie  pasowałaś  do tkalni,  Cassie.  Nigdy  nie 
pasowałaś.  Powinnaś  robić  zdjęcia.  Pracować  dla  National  Geographic  lub  w  jakimś  innym 
miejscu, gdzie mogłabyś realizować swoje marzenia.   

– Och, Frances. Byłabym szczęśliwa, gdybyście wszyscy mogli zachować swoje miejsca 

pracy.   

– Co ty mówisz? Już jako mała dziewczynka kochałaś aparat fotograficzny.   
Cassie wzruszyła ramionami.   
– Wszystko, o czym teraz myślę, to tkalnia.   
– To i tak stałoby się wcześniej czy później. Wiara, że Oliver poradzi sobie z tkalnią, była 

głupotą.   

– Myślę, że mógłby, gdyby chciał.   
– Nonsens – powiedziała Frances. – Wiesz tak samo jak ja, że Oliver zawsze stawiał na 

swoim.  –  Objęła  Cassie  ramieniem  i  uścisnęła.  –  Przynajmniej  mogę  spać  spokojniej, 
wiedząc, że twoje sprawy idą ku lepszemu.   

– To znaczy? 
–  Zawsze  uważałyśmy  z  twoją  babcią,  że  Oliver  nie  jest  odpowiednim  mężczyzną  dla 

ciebie.   

– Co? A ja myślałam, że babcia go kochała.   
–  Kochała  go,  jak  się  kocha  krnąbrne  dziecko.  Wiedziała,  że  przez  całe  życie  byliście 

przyjaciółmi, ale poważnie martwiła się o twoją przyszłość.   

Czy  to  była  prawda?  Czy  było  to  kolosalne  nieporozumienie?  Obie,  ona  i  babcia, 

usiłowały wierzyć w to, że Oliver jest odpowiednim narzeczonym.   

background image

Ale jakie to miało teraz znaczenie? Babcia odeszła, a Oliver był zaręczony z kim innym. 

A ona ruszyła się z miejsca przy pomocy barmana z Bahamów.   

Minęło tyle dni, odkąd się rozstali, a Cassie nie mogła przestać o nim myśleć.  Wszystko 

go jej przypominało. Tęskniła za nim.   

Powinna  to  zwalczyć.  Przecież  to  była  tylko  jedna  noc  z  nieznajomym.  Zbliżenie  bez 

zobowiązań. Pożądanie bez miłości. Nawet nie znała jego imienia.   

Więc dlaczego nie mogła o nim zapomnieć? 

Gdy patrzyła na swojego eks-narzeczonego, nie czuła nic poza irytacją, ale kiedy patrzyła 

na zdjęcie barmana, które zrobiła mu na plaży, była bliska płaczu. Miała nadzieję, że jeszcze 
go zobaczy.   

Ale czy on ją pamięta? 

Chyba nie. Jego doświadczenie z kobietami rzucało się w oczy. Pewnie znalazł już sobie 

inną  kobietę  do  łóżka.  Weszła  za  Frances  do  stołówki.  Pracownicy  stali  tam,  upchnięci  jak 
bydło. Przed tłumem znajdowały się trzy krzesła. Oliver i Willa siedzieli po bokach pustego 
krzesła, jakby czekali na króla. Po chwili Oliver wstał i powiedział: 

– Pan Axon jest spóźniony, ale dzwonił do mnie, że wkrótce tu będzie. – Nagle twarz mu 

się rozjaśniła. – O, właśnie już tu jest.   

Cassie odwróciła się. Nie kto inny, tylko jej barman, szedł w jej kierunku.   

 

Hunter szedł przez salę, starając się nie dopuścić do kontaktu wzrokowego z obecnymi tu 

ludźmi. Wcześniej wiele razy był w takiej sytuacji. Wiedział, jakie pytania będą mu zadane i 
że  ludzie  nie  otrzymają  takiej  odpowiedzi,  jakiej  by  chcieli.  Planował  zamknąć  tkalnię  w 
ciągu  sześciu  miesięcy.  Wszyscy  otrzymaliby  hojną  odprawę  pieniężną.  Zgodnie  z 
rozeznaniem Willi, w okolicy Shanville każdy miał szansę na znalezienie innej pracy.   

Spojrzał na Olivera, który zerwał się na nogi i zaczął bić brawo.   

Brawa? To była przesada.   
– Powstrzymaj się, proszę – powiedział Hunter. Oliver był dziecinny, jeśli myślał, że ci 

ludzie będą go witali oklaskami. Willa powiedziała mu, że już zostali poinformowani o jego 
intencjach.   

Twarz Olivera spoważniała i usiadł na krześle.   
– Czy miałeś przyjemny lot? 
– Nie – odparł Hunter.   
Następnie odwrócił się w stronę tłumu.   
– Przepraszam was za czekanie. Mój lot był opóźniony z powodu złej pogody. Wiem, że 

macie do mnie wiele pytań. Obiecuję, że na każde z nich odpowiem. – Rozejrzał się po sali. 
To  nie  będzie  łatwe,  pomyślał.  Większość  audytorium  stanowili  starsi  ludzie.  Tego  się  nie 
spodziewał.  Młodsi  zazwyczaj  z  ochotą  przyjmowali  odprawę  pieniężną,  bo  dostarczała  im 
środków  do  rozpoczęcia  nowego,  może  lepszego  życia.  Ale  ci  będą  mieli  problemy  ze 
znalezieniem nowej pracy. – Może na początek powiem wam kilka słów o mojej firmie...   

Przerwał.  Zobaczył  ją.  Stała  na  końcu  sali  i  patrzyła  na  niego,  jakby  zobaczyła  ducha. 

Była tutaj.   

background image

Uciekaj.   

Cassie  odwróciła  się  i  pobiegła  w  stronę  drzwi.  Była  to  instynktowna  reakcja.  Uciekała 

tak szybko, jakby od tego zależało jej życie.   

Spała  z  Hunterem  Axonem.  Kiedy  to  sobie  uprzytomniła,  poczuła  następny  przypływ 

energii.  Ruszyła ku schodom, a serce waliło  jej  jak młotem.  Straciła dziewictwo z Wrogiem 

Publicznym  Numer  Jeden.  Z  człowiekiem,  który  zamykał  tkalnię  i  wyrzucał  z  pracy  jej 
przyjaciół.   

Zaczęła zbiegać po schodach.   
– Poczekaj! 
Brzmienie tego głosu zatrzymało ją w miejscu. Ale nie na długo. Zaczęła znowu biec.   
– Poczekaj – krzyknął znowu, przeskakując po dwa stopnie na raz. Chwycił ją za ramię i 

zatrzymał. – Szukałem cię wszędzie.   

Spojrzała na niego z wyraźną męką na twarzy, ale uwierzyła mu. Prawie.   
– Hunter Axon? – spytała.   
Uśmiechnął się i wyciągnął do niej rękę.   
– Miło mi cię poznać. A ty jesteś... ? 
Patrzyła w jego brązowe oczy i jej zdenerwowanie zaczęło ustępować.   
– Cassie Edwards.   
– Cassie – powiedział, patrząc z czułością w jej oczy. – Co tutaj robisz? 
– Pracuję tutaj – powiedziała, opuszczając głowę.   
– Nie rozumiem.   
– Poleciałam na Bahamy, żeby się z tobą spotkać.   
–  Co?  –  spytał,  a  mięśnie  jego  szczęk  się  zacisnęły.  Nie  został  poinformowany  o  jej 

wizycie. – Dlaczego? 

–  Chciałam  porozmawiać  z  tobą  o  twoich  planach  co  do  tkalni.  Przez  dwa  dni 

próbowałam się z tobą spotkać. Byłam u ciebie w biurze i nawet w domu.   

– Więc, kiedy zobaczyłaś mnie w barze...? 
– Nie wiedziałam, kim jesteś. Nigdy nie przypuszczałam... – przełknęła ślinę.   
– Zbieg okoliczności – powiedział i zrobił krok do tyłu, jakby oblała go zimną wodą.   
– Tak – powtórzyła spokojnie.   
Usłyszeli otwieranie drzwi i po chwili stukot wysokich obcasów na schodach.   
– Hunter? Hunter? – to był głos Willi.   
Cassie  natychmiast  przypomniała  sobie  jej  groźby.  Jeśli  zobaczy  ją,  rozmawiającą  z 

Hunterem, wycofa odprawy pieniężne.   

– Muszę już iść – powiedziała i odwróciła się, by odejść.   
–  Cassie!  –  krzyknęła  Willa,  zatrzymując  ją.  –  Poczekaj.  Hunter  westchnął,  jakby 

zniecierpliwiony jej ingerencją.   

– Co się tu dzieje? – spytała Willa.   
– Właśnie... – zaczął Hunter.   
– Pan Hunter szuka męskiej toalety – powiedziała Cassie – i ja wyjaśniłam mu, że właśnie 

ją minął. Jest na górze, na prawo od drzwi.   

background image

Hunter spojrzał na nią dziwnie.   
– Czy to prawda? – spytała Willa.   
– Skąd mogłem o tym wiedzieć. Nigdy tu nie byłem – powiedział wzruszając ramionami.   
Cassie pohamowała śmiech.   
–  Ulżyło  mi,  że  wszystko  z  tobą  w  porządku  –  powiedziała  Willa  z  promiennym 

uśmiechem. – Byłam zaniepokojona, kiedy opuściłeś audytorium w połowie zdania.   

– Byłem do tego zmuszony przez nagłą potrzebę... – spojrzał na Cassie – skorzystania z 

toalety.   

– Jak już powiedziałam, na górze i na lewo. Nie może pan jej przeoczyć.   
–  Dziękuję  –  odpowiedział.  –  Proszę  przeprosić  pracowników  i  wyjaśnić  sytuację  – 

zwrócił się do Willi.   

– Oczywiście – odpowiedziała Willa. Hunter pobiegł w górę po schodach.   
– Myślałam, że nie spotkałaś się z Hunterem na Bahamach.   
– Zarzucasz mi kłamstwo? – spytała Cassie.   
– Bo zdziwiło mnie to, co przed chwilą zobaczyłam.   
– Nie rozmawiałam o tkalni, jeśli tak bardzo cię to niepokoi.   
–  Dlaczego  miałoby  mnie  to  niepokoić.  W  końcu  doszłyśmy  do  ugody.  Nie  chciałabyś 

chyba zobaczyć ludzi bez pracy i pieniędzy.   

– Tak – odpowiedziała Cassie. – Masz rację. Willa wahała się przez chwilę.   
– Cassie – powiedziała w końcu. – Cieszę się, że przeprowadziłyśmy ze sobą tę rozmowę 

i chcę ci powiedzieć, że ci ufam. Oliver i ja urządzamy dzisiaj, w posiadłości Olivera, małe 
przyjęcie dla Huntera.   

W  posiadłości?  Cassie  nie  mogła  powstrzymać  uśmiechu.  Dom  Demionów  stał  na 

wzgórzu,  z  którego  rozciągał  się  widok  na  całe  Shanville,  ale  trudno  było  nazwać  go 
posiadłością. Został zbudowany przez  jakąś  bogatą rodzinę w połowie osiemnastego wieku. 
Składał się z dwudziestu dwóch przestronnych pokoi z dziesięcioma sprawnymi kominkami. 
Oliver sprowadził się do niego wiele lat temu, kiedy jego rodzice przenieśli się na Florydę, a 

jemu zostawili prowadzenie tkalni.   

– Może przyjdziesz? 
Cassie spojrzała na nią. Co to miało znaczyć? Czy zamierzała zachęcić ją do rozmowy z 

Hunterem? 

– Będzie również gubernator.   
Gubernator?  Może  on  pomoże  utrzymać  tkalnię.  Było  to  warte  sprawdzenia.  Willa 

zabroniła jej rozmawiać z Hunterem Axonem, ale nie z gubernatorem.   

– Dziękuję – powiedziała Cassie. – Przyjdę z przyjemnością.   
– No to dobrze. I wiesz Cassie, to będzie oficjalne przyjęcie, więc ubiór jest...   
– Oficjalny – dokończyła Cassie.   
– Właśnie – przytaknęła Willa z uśmiechem czyhającego kota.   

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY 

 

Jeszcze nie jest za późno zrezygnować, pomyślała Cassie.   

Spojrzała  na  „posiadłość”  Demionów.  Granitowy  wiktoriański  budynek  nigdy  nie 

wyglądał pogodnie, ale teraz w świetle księżyca wydawał się domem, w którym straszy.   

Przez okna widziała sylwetki poruszających się ludzi.   

Kim oni byli? 

Po co przyjechali do Shanville? 
Żeby spotkać bezlitosnego Huntera Axona? 
Zbieg okoliczności, powiedział.   

Nie powinien wyglądać i zachowywać się jak książę.   

Wzięła głęboki oddech i zadzwoniła do drzwi.   
– Cześć, Cassie – przywitała ją Willa. – Proszę, wejdź. Cassie weszła. Skrzywiła się, gdy 

spojrzała,  w  co  ubrana  jest  Willa  i  nie  tylko  ona.  Wszyscy  goście  ubrani  byli  w  codzienne 
ubrania.  Tylko  kelnerzy  nosili  smokingi.  I  Oliver.  Chociaż  miał  na  sobie  zwykłe  spodnie  i 
koszulę,  to  dla  podkreślenia  odświętności  dnia,  zawiązał  na  szyi  krawat  z  Ascot.  Otworzył 
szeroko oczy, kiedy ją zobaczył. Podszedł do niej ze szklaneczką martini w ręce.   

– Cassie? – spojrzał na nią skonfundowany. – Co tutaj robisz? – Jego twarz wyrażała coś 

pomiędzy ciekawością a horrorem.   

– Willa mnie zaprosiła – odparła Cassie niepewnie, – Tak – przyznała Willa. – Byłam w 

trudnej sytuacji. Cassie była tak miła, że zgodziła się mi pomóc.   

– Nie nadążam – powiedział Oliver. – Dlaczego ubrałaś się w sukienkę, którą miałaś na 

balu szkolnym? 

Cassie nagle zapragnęła zniknąć stąd i przenieść się do własnego domu.   
– Jedna ze służących zachorowała. Cassie ma ją zastąpić – wyjaśniła Willa.   
Było gorzej, niż myślała. Willa nie zaprosiła jej jako gościa, tylko jako służącą.   
– Mam nadzieję, że nie zrozumiałaś mnie źle, Cassie. Wiedziałaś, że poprosiłam cię tu do 

pracy? – spytała Willa.   

– Oczywiście – szybko potwierdziła Cassie. Nie pozwoli Willi, Oliverowi, czy Hunterowi 

pokazać, że coś się stało. Chociaż była tkaczką, to w każdym calu była od nich lepsza. Zdjęła 
palto i zaczęła zawijać rękawy.   

– Jestem gotowa – powiedziała do Willi.   
–  Hej  –  usłyszała  za  sobą  znajomy  głos.  Poczuła,  jak  oblewa  ją  fala  gorąca.  Chociaż 

robiła wszystko, by o nim zapomnieć, to całe jej ciało pamiętało jeszcze jego dotyk.   

–  Możesz rozpocząć  pracę od  wzięcia  płaszcza  od  pana  Axona  –  zwróciła  się  Willa  do 

Cassie. – Witaj w skromnym domu Olivera – dodała, podając rękę Hunterowi.   

Cassie odwróciła się do niego. Ubrany był w elegancki garnitur, wykrochmaloną koszulę 

i  jasnoniebieski,  jedwabny  krawat.  Jego  ubranie  emanowało  pieniędzmi,  potęgą  i  prestiżem. 
Patrzył na nią, a jego oczy pytały: Co tutaj robisz? Willa pomogła mu zdjąć płaszcz i podała 
go Cassie.   

background image

– Czy mogę ci zaproponować coś do picia? – spytała.   
– Poproszę wodę – odpowiedział, patrząc ciągle na Cassie.   
– Dzień dobry, panie Axon. Miło znowu pana widzieć – zwróciła się do niego Cassie.   
– Mnie również – odpowiedział.   
Ale to spotkanie nie było jej miłe. Było okropne.   
–  Słyszałaś,  o  co  prosi  pan  Axon?  Ja  natomiast  proszę trochę  szampana  –  powiedziała, 

wręczając Cassie pusty kieliszek.   

 

O co chodzi? 

Hunter  patrzył  za  odchodzącą  Cassie,  a  potem  ze  złością  spojrzał  na  Willę.  Dlaczego 

traktowała Cassie jak służącą? 

Chciał  pobiec  za  Cassie,  ale  powstrzymał  się.  Nie  znał  przyczyny,  ale  się  domyślił,  że 

Cassie chce utrzymać w tajemnicy przed Willą ich wcześniejsze spotkanie.   

– Co wiesz o tej kobiecie? – spytała Willa.   
– O tej kobiecie? – powtórzył, jakby nie miał pojęcia, o kim Willa mówi.   
– O tej, która przygotowuje nam drinki. O Cassie? To ta, z którą rozmawiałeś dziś rano na 

klatce schodowej.   

– Och – powiedział Hunter. – To dlatego wydała mi się znajoma.   
– Chyba pracuje przy krosnach, ale nie jestem pewna. – Willa uśmiechnęła się.   
– Przy krosnach? 
– Jest pracownicą fabryki. Ostatnio nastręcza nam trochę problemów. Próbuje rozpocząć 

rebelię, jeśli nie przystaniemy na jej żądania.   

– Naprawdę? 
– Obawiam się, że tak. Poleciała nawet na Bahamy, żeby się z tobą spotkać – uśmiechnęła 

się. – Ale ja wzięłam sprawy w swoje ręce i nie dopuściłam do tego. Jesteś za bardzo zajęty, 
żeby zajmować się takimi drobiazgami.   

Drobiazgi? Cassie nie jest drobiazgiem.   

Hunter  poczuł,  jak  krew  w  nim  zawrzała.  Nie  chciał,  żeby  Cassie  była  tak  traktowana 

przez Willę ani przez nikogo innego. Ale Willa była bardzo dobrym pracownikiem. I chociaż 
jej  metody  były  czasami  okrutne  i  świadczyły,  że  nie  ma  serca,  to  odnosiła  sukcesy.  W 
większości przypadków doceniał umiejętności Willi, ale nie tym razem.   

– Za to mi płacisz – powiedziała z uśmiechem – żeby likwidować problemy.   
– Nie kłopocz się o to, Willa. W tej sprawie doskonale sam sobie poradzę.   
–  Oczywiście,  że  sobie  poradzisz.  W  każdym  razie  mamy  ważniejsze  sprawy  do 

omówienia.   

 

Cassie  zawiązała  mocniej  fartuszek.  Twarz  jej  płonęła  ze  wstydu,  gdy  przypomniała 

sobie,  w  jaki  sposób  Willa  rozkazała  jej  przynieść  drinki.  Ta  kobieta  zawsze  potrafiła  jej 
dokuczyć. Z pewnością powiedziała Hunterowi, że pracuje w tkalni, a on jest takim samym 
snobem, jak jej były narzeczony.   

Szła  przez  hol,  niosąc  na  małej  srebrnej  tacy  zamówione  drinki.  Ale  nie  znalazła  ani 

background image

Huntera,  ani  Willi.  Postawiła  więc  tacę  na  małym  antycznym  stoliku,  zdjęła  fartuszek  i 

postanowiła od razu porozmawiać z gubernatorem, zanim przeszkodzi jej w tym Willa. Miała 
zamiar  przekonać  go o  ważności  tkalni  dla  miejscowego  społeczeństwa  i  prosić,  by  obronił 
tkalnię przed Axon Enterprises.   

– Proszę o wybaczenie,  panie gubernatorze – powiedziała, podchodząc do niego. – Czy 

mogę zamienić z panem jedno słowo? 

– O co chodzi? – spytał, odwracając się do niej.   
Stojąca obok niego kobieta zesztywniała.  Tak jak Cassie,  nie  była gościem.  Należała do 

jego ochrony.   

Cassie kątem oka zauważyła idących w jej kierunku Willę i Huntera.   
–  Przepraszam,  że  panu  przerywam  –  powiedziała  szybko.  –  Muszę  z  panem 

porozmawiać. Pracuję w tkani Demiona.   

Myślę,  że  powinien  pan  wiedzieć,  że  ludzie  w  Shanville  są  przerażeni,  że  Axon 

Enterprises kupuje tkalnię. Gubernator spojrzał na nią zaskoczony.   

– Więc, panno... – zawahał się.   
– Cassie Edwards.   
– Przykro mi to słyszeć, panno Edwards. – Ale w jego głosie było raczej znudzenie lub 

zmęczenie, ale nie przykrość. W każdym razie nie przeszkodziło mu to w nałożeniu na talerz 
wielkiej porcji pieczeni wołowej.   

– On zamierza zamknąć tkalnię – powiedziała.   
– Jestem pod wrażeniem. W ten sposób ochroni tkalnię przed bankructwem.   
– To nieprawda – powiedziała Cassie. – Wszystko, czego nam trzeba, to zmiany dyrekcji.   
– Obawiam się, że nie rozumiem...   
– Proszę – przerwała  mu Cassie. – Czy  może pan zrobić cokolwiek, żeby wstrzymać tę 

sprzedaż? Hunter Axon zrujnuje miasto. Shanville nie może stracić tkalni.   

Ale  najpierw  to  ona  straciła  zainteresowanie  gubernatora,  który  zwrócił  teraz  całą  swą 

uwagę na zbliżającego się Huntera.   

– Hunter – przywitał go z uśmiechem.   
Hunter stanął obok Cassie, tak blisko, że prawie stykali się ramionami.   
– Ta pani martwi się o tkalnię Demiona – powiedział gubernator.   
– Czyżby? – Hunter spojrzał na Cassie. Zobaczyła w głębi jego zimnych, brązowych oczu 

płonący ogień.   

Więc nie jest zadowolony, że rozmawiałam z gubernatorem. To źle, pomyślała.   

Willa podeszła do niej i wzięła ją pod rękę.   
– Axon Enterprises ma doskonały program dla Shanville – powiedziała. – Opowiem ci o 

nim po obiedzie. – Powiedziawszy to, odeszła, by dołączyć do innej grupy gości.   

Cassie spojrzała na Huntera, przygotowując się do walki.   
– Co ty robisz? – spytał spokojnie.   
– Byłam ciekawa, czy gubernator wie o twoich planach, po kupieniu tkalni.   
– I co, jesteś... zaspokoiłaś swoją ciekawość? 
– Nie – odpowiedziała.   

background image

Popatrzył na nią badawczo. Jego spojrzenie złagodniało.   
– Nie przyszłaś tutaj, żeby serwować jedzenie, prawda? – spytał, dotykając jej ramienia.   
–  Przyszłam,  żeby  porozmawiać  z  gubernatorem,  żeby  powstrzymał  cię  od  kupienia 

tkalni.   

Jego oczy znowu patrzyły na nią zimno.   
– Mam więc dla ciebie złe nowiny. Kupiłem już tkalnię.   
– Co takiego? 
– Dziś po południu podpisałem papiery. Teraz jestem twoim szefem.   
– Przykro mi to słyszeć – powiedziała słabo.   
– Dlaczego? Cofnęła się o krok.   
– Jak  mogę  być szczęśliwa, kiedy  fabryka, w której pracowały całe pokolenia, zostanie 

zamknięta. Kiedy moi przyjaciele zostaną bez pracy.   

– Teraz nie czas na dyskusję – powiedział, widząc zbliżającą się do nich grupę osób.   
Kiedy  zobaczyła  kroczącą  na  przedzie  Willę,  wiedziała,  że  to  jeszcze  nie  koniec 

konfrontacji. Wiedziała również, że nie może dopuścić do utraty odprawy przez jej przyjaciół. 
Spojrzała mu prosto w oczy.   

– Żałuję, że nie powiedziałeś mi, kim jesteś.   
– Zostawiłaś mnie, zanim miałem taką szansę – zauważył.   
–  Ciekawa  jestem,  czy  tam  na  Bahamach,  gdybyś  wiedział,  że  przyjechała  do  ciebie 

tkaczka z Shanville i chce z tobą rozmawiać, to zgodziłbyś się na spotkanie? 

Milczał przez chwilę.   

To  była  wystarczająca  odpowiedź.  Hunter  Axon  nigdy  nie  traciłby  czasu  na  rozmowę  z 

tkaczką, pomyślała. I nigdy nie poszedłby z nią do łóżka.   

– Tak – powiedział w końcu.   
Odwróciła od niego spojrzenie. Czy to miało jakiś sens? To wszystko było beznadziejne. 

Hunter  Axon  kupił  tkalnię.  Wkrótce  zostanie  zwolniona  z  pracy.  Nie  była  związana  z 
Hunterem Axonem osobiście czy zawodowo. Interesowały go tylko pieniądze.   

– Hunter? Czy coś się stało? – spytała zaniepokojona Willa, która w tej chwili do niego 

podeszła.   

Cassie nie czekała na odpowiedź. Zanim zdążył odpowiedzieć, odeszła.   

 

Cassie wjechała na drogę dojazdową i spojrzała na swój dom. Miesiąc temu przepaliła się 

żarówka  na  werandzie  i  Cassie  do  tej  pory  nie  wymieniła  jej  na  nową.  Westchnęła, 
przypominając sobie, w jakim porządku utrzymywała ich dom babcia. Cassie nie miała na to 
czasu,  szczególnie  w  ostatnim  okresie.  Miała  wiele  spotkań  z  pracownikami  tkalni.  Inna 

sprawa, że nie lubiła pracy domowej. W końcu nawet babcia dała za wygraną i Cassie mogła 
cały  swój  wolny  czas  poświęcać  robieniu  zdjęć.  Babcia  wieszała  je  na  ścianach,  jak  jakieś 
dzieła sztuki. Gdy Cassie dostała stypendium w college’u, babcia powiedziała, że uczyniła ją 
najszczęśliwszą  kobietą  na  świecie.  I  dlatego  mocno  protestowała,  gdy  Cassie  wróciła  do 
domu z powodu jej choroby.   

Cassie wysiadła z samochodu i wyjęła pudełko z lodami.   

background image

Nagle  kątem  oka  zobaczyła  jakiś  cień,  który  poruszył  się  pod  okapem.  Zatrzymała  się. 

Chociaż Shanville było bezpiecznym miastem i większość ludzi nie zamykała nawet drzwi, to 
przecież zdarzały się wyjątki.   

Cofnęła się do samochodu i chwyciła za klamkę u drzwi.   
– Kto tam jest? – krzyknęła.   
Wysoka, ciemna postać zatrzymała się w świetle księżyca.   
– Musimy porozmawiać.   
Serce zabiło jej na dźwięk głosu Huntera Axona. Stanęła, jak sparaliżowana.   

Hunter podszedł do niej.   
– To już drugi raz mnie zostawiłaś.   
Stał przed nią, tak blisko, że prawie się dotykali.   
– Co tutaj robisz? – spytała, idąc w kierunku domu.   
Zatrzymał ją.   
– Nie odchodź, Cassie. Miałaś wiele trudności, żeby porozmawiać ze mną. Teraz jestem 

tutaj. Sugeruję, żebyś wykorzystała okazję.   

– Chciałabym porozmawiać z tobą, ale nie mogę.   
– Nie rozumiem. Przyjechałaś nawet na Bahamy, żeby się ze mną spotkać.   
– To było zanim... – jej głos załamał się.   
– Zanim spędziliśmy razem noc? 
– Nie – powiedziała, patrząc mu w oczy. – Zanim ostrzeżono mnie, że rozmowa z tobą 

może spowodować niewypłacenie odprawy pieniężnej moim przyjaciołom.   

Zobaczyła wielkie zdziwienie w jego oczach.   
– Co? – spytał.   
–  Willa  powiedziała,  że  przy  najmniejszej  próbie  rozmowy  z  tobą  cofnie  odprawy 

pieniężne.   

–  Posłuchaj,  daję  ci  moje  słowo,  że  ta  rozmowa  pozostanie  między  nami.  Nie  jestem 

przeciwko tobie ani pracownikom tkalni Demiona.   

– Dobrze – zgodziła się.   
Poszedł za nią do domu. Cassie zapaliła światło.   
– Sadzę, że wiesz, co mam zamiar powiedzieć.   
– Czy możemy gdzieś usiąść? – spytał.   
Usiąść. Dobry pomysł. Zaprowadziła go do salonu.   
–  Tutaj  –  wskazała  na  fotel,  zrzucając  z  niego  stertę  czasopism  i  robiąc  mu  miejsce,  a 

następnie poszła do kuchni, żeby włożyć lody do zamrażarki.   

Kiedy wróciła, on oglądał serię zdjęć, przedstawiającą kwitnące kwiaty.   
– Czy to ty robiłaś te zdjęcia? – spytał.   
Skinęła głową.   
– Dawno temu.   
– I to również? – spytał, wskazując na zdjęcie słonecznika.   
– Babcia chciała mieć w tym pokoju zdjęcia kwiatów.   
– Są dobre.   

background image

– Dziękuję.   
– Naprawdę dobre. Jesteś profesjonalistką.   
– Nie jestem – powiedziała szorstko.   
– Twoja babcia nie była zadowolona, gdy przerwałaś szkołę, prawda? 
Spojrzała na niego.   
– Dlaczego nie usiądziesz – wskazała na opróżniony przed chwilą fotel.   
Usiadł i rozejrzał się wokół.   
– Miły pokój. Żartował sobie z niej? 
Pokój był urządzony prosto, ale przytulnie. Meble były stare, ale wygodne.   
– Babcia urządzała go czterdzieści lat temu i nie wiem, czy od tamtego czasu cokolwiek 

się zmieniło.   

– Pewnie ciężko ci mieszkać bez niej.   
– Tak – przyznała. – Ale teraz jestem zadowolona, że jej tu nie ma i nie musi patrzeć, co 

się dzieje ze społecznością naszego miasta.   

Hunter westchnął.   
– Cassie – powiedział delikatnie. – Powiedziałaś mi jasno, co myślisz o moich zamiarach 

co do tkalni, ale nic nie mówisz o tym, co wydarzyło się na Bahamach.   

– O czym ty mówisz? To był błąd. Dziwaczne zrządzenie losu.   
– Nigdy  nie dopuściłbym do tego, gdybym wiedział, że  będziesz u mnie pracować.  Ale 

nie wiedziałem, że jesteś...   

– Głos mu zamarł.   
– Oczywiście – powiedziała zimno. – Gdybyśmy wiedzieli o sobie prawdę, nigdy by do 

tego nie doszło.   

– Nie to miałem na myśli – zaprzeczył. – Chciałem powiedzieć, że gdybym wiedział, kim 

jesteś i dlaczego przyjechałaś na Bahamy, mógłbym zachować się zupełnie inaczej.   

Milczała. Nie spodziewała się tego.   
– Wszędzie cię szukałem.   
– Dlaczego? 
– Ponieważ chciałem... – zawahał się. – Musiałem cię znowu zobaczyć.   
– Ty... ty chciałeś mnie znowu zobaczyć? 
– I znalazłem cię – powiedział. – W ostatnim miejscu, o jakim bym pomyślał.   
Poczuła nagle, jak cały świat znika, a oni znowu są na Bahamach i on nie jest Hunterem 

Axonem, tylko jej księciem. Ale jak wszystkie fantazje i ta musiała się skończyć.   

– Powinieneś już iść – powiedziała.   
– Miałem nadzieję, że moglibyśmy...   
– Moglibyśmy co? – przerwała mu. – Nawet gdybyś nie kupił tkalni, to zawsze będziesz 

Hunterem Axonem, a ja zawsze będę tkaczką. Ale ponieważ jesteś Hunterem...   

– Dlaczego ten fakt ma wszystko zmienić? – przerwał jej.   
– To wszystko zmienia, ponieważ z twojego powodu będę zwolniona z tkalni.   
– Ale dostaniesz odprawę i nie będziesz musiała pracować więcej jako tkaczka. Wrócisz 

do szkoły i zajmiesz się fotografią.   

background image

– Nie chcę wrócić do szkoły – powiedziała. – Dorastałam w tkalni i patrzyłam na pracę 

mojej  mamy  i  babci.  Pamiętam  dobrze,  jakie  spod  ich  zwinnych  palców  wychodziły 
arcydzieła. – Potrząsnęła głową. – Był taki czas, kiedy chciałam wyjechać stąd do szkoły. Ale 
wtedy...  –  jej  głos  się  załamał.  –  Ale  wróciłam.  –  Spojrzała  na  Huntera.  –  I  nigdy  nie 
żałowałam  tej  decyzji.  Chcę  być  częścią  historii  tego  miasta  i  podtrzymywać  rodzinną 
tradycję. Nie wstydzę się tego, co robię. Jestem z tego dumna.   

– Nie powiedziałem, że nie powinnaś być dumna ze swojej pracy. Powiedziałem, że może 

mogłabyś spojrzeć na to trochę inaczej. To daje ci szansę, żeby się przewartościować.   

– Ale ja tego nie chcę. Chcę pozostać tutaj i pracować w tkalni.   
– Ale tkalnia nie radzi sobie. Od wielu lat nie przynosi zysków.   
– Ale mogłaby, gdyby Oliver zrobił coś z patentem na produkcję nowoczesnego materiału 

dla sportowców i ochroniarzy.   

–  Rozpoczęcie  takiej  produkcji  jest  ryzykowne.  A  tkalnia  nie  ma  pieniędzy,  żeby 

ryzykować.   

Cassie odwróciła się.  Miał rację.  Ale  nie  mogła przyznać się  do porażki.  Musi  być  jakiś 

sposób na zachowanie tkalni.   

– Tkania była źle zarządzana. Oliver Demion prowadził ją bez zaangażowania. Ustalił dla 

siebie  bardzo  wysoką  pensję  i  obrażał  najlepszych  klientów.  Poza  tym  nigdy  nie  stosował 
żadnego  marketingu  czy  reklamy.  Jestem  pewna,  że  przy  dobrym  zarządzaniu  tkalnia 
zaczęłaby znowu przynosić dochody.   

Potrząsnął głową.   
– Przykro mi, Cassie.   
–  A  więc,  jesteś  zdecydowany  zamknąć  tkalnię?  –  Odwróciła  od  niego  spojrzenie.  – 

Proszę, idź już.   

Westchnął. Był wyraźnie zirytowany.   
– Dobrze – powiedział. – Ale zanim wyjdę... – ruszył w jej kierunku. W pierwszej chwili 

pomyślała, że chce ją pocałować ostatni raz. Zamiast tego wyjął z kieszeni jej naszyjnik.   

–  Znalazłeś  go  –  wykrzyknęła  z  ulgą.  –  To  naszyjnik  mojej  mamy.  Nigdy  go  nie 

zdejmuję.  Jakiś  czas  temu  zepsuło  się  zapięcie  i  naprawiłam  je  byle  jak.  Dziękuję  – 
powiedziała, patrząc na niego.   

Wzięła z jego rąk naszyjnik i próbowała zapiąć go na szyi.   
– Pozwól, że ci pomogę – powiedział. Zanim zdążyła zaprotestować, już był za nią. Pod 

wpływem dotyku jego rąk poczuła dreszcz, który przebiegł jej wzdłuż kręgosłupa i zupełnie 
pozbawił siły. Może mają jeszcze szansę. Może powinna przemówić mu do rozsądku.   

– Nie możesz zamknąć tkalni – powiedziała, odwracając się do niego.   
– Co? 
– To zabije  miasto. Nie spodziewam  się, byś się martwił o to, ale  ludzie... Większość z 

nich pracowała prawie całe życie w tkalni. Tylko to potrafią robić.   

– Dostaną odprawę i to da im czas na znalezienie innej pracy...   
– Jeśli nawet masz rację i oni znajdą inną pracę, to co upoważnia cię do myślenia, że oni 

tego chcą? 

background image

–  To  jest  moja  praca,  Cassie.  Gdyby  Oliver  nie  sprzedał  tkalni  mnie,  to  sprzedałby  ją 

komu innemu.   

Podszedł do niej  i dotknął  jej policzka. Zamarła.  Nie chciała dłużej rozmawiać.  Chciała, 

żeby ją pocałował.   

– A co będzie z ludźmi, którzy nie znajdą pracy? – spytała.   
– Co masz na myśli? 
– Ludzie tacy, jak Ruby Myers. Pracowała w tkalni czterdzieści lat. Gdy ją zamkniesz, z 

czego będzie żyła? 

– Będzie miała zabezpieczenie socjalne i sowitą odprawę. Cassie cofnęła się o krok.   
– To jest za mało. A na przykład Frances Wells  nie  może wyjechać z miasta, ponieważ 

ma chorego męża. Xavier Scott również nie może wyjechać, ani Miranda Peters czy Richard 
Smith.   

– Być może będziemy mogli dać im więcej pieniędzy.   
–  To  wielkoduszność  z  twojej  strony,  ale  nie  jestem  zainteresowana  w  negocjowaniu 

odprawy pieniężnej.   

– Co więc sugerujesz? 
– Sprzedaj nam tkalnię.   
– Czy jesteś przygotowana, żeby złożyć mi taką ofertę? 
Cassie,  co  prawda,  rozmawiała  z  wieloma  bankami  o  pożyczce,  gdy  dowiedziała  się,  że 

Oliver chce sprzedać tkalnię, ale okazało się to beznadziejne.   

–  Cassie  –  powiedział  Hunter.  –  Nie  pracuję  w  biznesie,  który  wyzbywa  się  swoich 

własności. I nie mam zamiaru finansować operacji, która nie ma szans powodzenia.   

Skinęła głową. Tak, to było beznadziejne. On nie zmieni swojej decyzji.   
– Żegnam pana, panie Axon.   
– Pomyśl nad tym, Cassie. Co zrobisz ty i twoi przyjaciele, gdy sprzedam wam tkalnię, a 

po jakimś czasie będziesz zmuszona ogłosić bankructwo? Nie będzie wtedy żadnych odpraw 
pieniężnych.   

– Ale z góry nie można tego przewidzieć, prawda? 
Rzucił na nią ostatnie spojrzenie i skierował się w stronę drzwi. Nagle zatrzymał się przy 

zdjęciu, które zrobiła mu na plaży, a które stało na stole. Odwrócił się i patrzył na nią przez 
chwilę, jakby chciał coś powiedzieć. Po chwili ruszył do drzwi.   

– Hunter – zawołała. – Dziękuję ci za zwrot naszyjnika.   

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY 

 

Cassie spojrzała na biały plakat. Wzięła czerwony marker i napisała: Strajk pracowników.   
– Chodź tu, Mabel – powiedziała do siwowłosej kobiety. – Idź i przyłącz się do innych.   
Dzień był zimny i mżysty, typowy dla wczesnej wiosny, ale nikt tego nie zauważał. Mieli 

ważniejsze sprawy na głowie.   

Po  wyjściu  Huntera  Cassie  zadzwoniła  do  wszystkich  zainteresowanych.  Jej  informacja 

brzmiała jednakowo: Hunter „Axon nie chce słyszeć o sprzedaży tkalni.   

Potrzebna jest natychmiastowa akcja.   

Ale jaka? 

Christine Humblegot, która pracowała jako sekretarka Olivera, podsłuchała,  jak Willa go 

informowała,  iż  zakłady  w  Chinach  nie  mogą  natychmiast  rozpocząć  produkcji,  dopiero  za 
trzy  miesiące.  Wobec  tego  uważa,  że  pracownicy  tkalni  Demiona  powinni  rozpocząć 
produkcję nowego materiału.   

Innymi słowy Hunter ich potrzebował. Przynajmniej czasowo.   

A to była okazja. Strajk mógł uczynić go bardziej skłonnym do negocjacji.   
– To takie podniecające – powiedziała Mabel. – Przeżyłam sześćdziesiąt trzy lata i nigdy 

nie robiłam czegoś podobnego.   

–  Herb  ma  pełne  ręce  roboty  –  zauważyła  Cassie,  wskazując  na  Herba  Blansfielda, 

szeryfa Shanville.   

Chociaż Cassie ostrzegła wszystkich o ryzyku tej akcji, to  nikt nie  brał tego pod uwagę. 

Wręcz przeciwnie. Tłumnie przyłączali się do strajkujących.   

Jeśli Hunter Axon myślał, że dadzą mu potulnie klucze do tkalni, to grubo się mylił.   

 

Hunter opuścił dom Cassie i nawet jej nie pocałował, choć tak bardzo tego pragnął. Myśl, 

że mógłby nie zobaczyć jej więcej, doprowadzała go do rozpaczy. Ich spotkanie było krótsze 
niż przewidywał. Zamiast paść w jego ramiona, przekonywała go, by sprzedał jej tkalnię.   

Jak  mogła  myśleć,  że  będzie  finansował  zakład,  który  jest  na  skraju  bankructwa? 

Wcześniej  czy  później  Cassie  musi  to  zrozumieć.  A  on  musi  uczynić  wszystko,  żeby 
zapomniała o tkalni.   

Ale jak? Dała mu jasno do zrozumienia, że nie jest nim zainteresowana, chyba że jeszcze 

raz rozważy swoje projekty co do tkalni.   

Nie widział jednak takiej możliwości.   

Musi ją przekonać, że kupienie przez niego tkalni  jest dla tego zakładu najlepszą rzeczą. 

Wtedy mógłby zabrać ją na Bahamy. Znowu przypomniał sobie to wspaniałe uczucie, kiedy 
była obok niego. Jej ciepłą jedwabistą skórę...   

Kwiaty... Mógłby zacząć od kwiatów. Tuzin róż każdego dnia i...   

Wjechał  właśnie  na  parking  i  od  razu  zwrócił  uwagę  na  ludzi,  znajdujących  się  przed 

tkalnią. Wysiadł z samochodu i zobaczył Willę i Olivera, którzy stali obok siebie i przyglądali 
się strajkującym.   

background image

– Nie mogę w to uwierzyć – mówił Oliver.   
– Co się tu dzieje? – spytał Hunter, podchodząc do nich.   
– Strajkują – odpowiedziała Willa.   
– Znajdź mi tego, kto to zorganizował – zwrócił się Hunter do Willi.   
– I? 
– Przyprowadź go do mnie.   
 

Cassie piła gorącą czekoladę.  Widziała z daleka  Huntera, a na widok niezadowolenia  na 

jego twarzy, uśmiechnęła się. Przekonywał się właśnie, że robotnicy tkalni są twardzi i dobrze 

zorganizowani.   

–  Zobacz,  kto  idzie  –  powiedziała  konspiracyjnym  tonem  Ruby,  wskazując  do  tyłu. 

Cassie odwróciła się. To Willa szła w ich kierunku, a jej spojrzenie skoncentrowane było na 
Cassie.   

Cassie wstała i wzięła kilka głębokich oddechów, jakby szykowała się do walki.   

Willa zatrzymała się przed nią.   
– Cassie – powiedziała – czy mogę porozmawiać z tobą chwilę? 
Cassie skinęła głową. Przekazała swoją czekoladę Ruby i poszła za Willą do stołówki.   
– Uważam, że należą mi się wyjaśnienia i przeprosiny.   
– Niestety, nie mieliśmy innego wyboru, tylko strajk – wyjaśniła Cassie. – Próbowałam z 

tobą rozmawiać...   

– Nie chcę rozmawiać o strajku. Chcę rozmawiać o ostatniej nocy.   
Cassie  przypomniała  sobie  nagle,  że  wyszła  z  przyjęcia  natychmiast  po  konfrontacji  z 

Hunterem.   

– Szczerze mówiąc, Cassie, noszę się z zamiarem natychmiastowego zwolnienia cię. Jak 

śmiałaś molestować gubernatora. Nie myśl o tym, że twój... związek z Hunterem na coś ci się 
przyda.   

Cassie zamurowało. Czy Hunter mówił coś Willi? 
– Nie mam żadnych związków z panem Axonem – zaprzeczyła. I wcale nie kłamała.   
– Jesteś głupia – powiedziała Willa. – Jeśli nawet jest cokolwiek między wami, to na nic 

się to zda. Rozumiesz mnie? 

– Nie – powiedziała Cassie. – Nie rozumiem.   
– Hunter Axon nie potrafi zaangażować się na dłużej. Może być zafascynowany tobą, ale 

to mu szybko minie, zwłaszcza gdy będziesz wścibiała nos w jego interesy.   

– Mylisz się. Chcę tylko zachować tkalnię. Żadnego innego interesu w tym nie mam.   
– Nawet jeśli będziesz musiała stracić z nim swoje dziewictwo? 
– Co? – spytała zaskoczona Cassie.  Skąd ona mogła o tym wiedzieć? Czy Hunter mógł 

rozmawiać z nią o tak intymnych sprawach? 

–  Nie  myśl,  że  Oliver  nie  powiedział  mi,  jak  przez  długie  lata  chroniłaś  swoje 

dziewictwo.   

Oliver. Oliver powiedział jej, że była dziewicą, a nie Hunter.   
– Czy to zaoferujesz Hunterowi? – spytała Willa. – Noc z dziewicą? 

background image

– Mam tego dość – powiedziała Cassie i odwróciła się, żeby odejść. Ale Willa zatrzymała 

ją słowami: 

–  Czy  twoi  przyjaciele  wiedzą  o  twoich  uczuciach  do  mężczyzny,  który  zniszczy  ich 

tkalnię? 

– Już ci powiedziałam, Willa, że jesteś w błędzie.   
– Może. Ale ja nigdy się nie mylę.   
Cassie chciała coś powiedzieć, lecz zrezygnowała.   
– On nie będzie się tobą przejmował – powiedziała Willa. – Inne kobiety, podobnie jak ty, 

próbowały przyciągnąć  jego uwagę. Doprowadzały go tylko do irytacji. Hunter nie  lubi  być 
odrywany od swojej misji.   

– Jakiej? 
Willa uśmiechnęła się.   
– To oczywiste. Zarabiania pieniędzy.   
 

Hunter  podjął  decyzję.  Mógł  zabrać  jeden  tydzień  odprawy  za  każdą  godzinę  strajku. 

Osoba, która pracowała osiem lat mogła stracić odprawę w jeden dzień.   

Było to drastyczne posunięcie, ale potrzebne. Nie miał cierpliwości do takiej gry.   

Willa weszła do niego bez pukania i stanęła, skrzyżowawszy ręce na piersiach.   
– Jakie są ich żądania? – spytał Hunter.   
– Znalazłam organizatora strajku – powiedziała zadowolona z siebie. – Sadzę, że powinna 

powiedzieć ci to sama.   

Cassie.   

Weszła  i  stanęła  sztywno  pod  drzwiami.  Ubrana  była  w  luźną  bawełnianą  koszulę  z 

podwiniętymi rękawami i stare dżinsy.   

– Ty? – usłyszał swój głos.   
– Tak, to ona stoi za tym  śmiesznym strajkiem – oznajmiła Willa. – Dzwoniła całą noc, 

organizując robotników. Oliver twierdzi, że nigdy nic takiego się nie zdarzyło.   

– Dlaczego? – spytał, nie odrywając od niej wzroku.   
– Nie pozwolimy zabrać nam tkalni. Nie bez walki – odpowiedziała.   
– To nie ja odebrałem wam tkalnię – powiedział. – Zrobili to Demionowie.   
– Ty jesteś właścicielem – powiedziała, mrużąc swoje zielone oczy, które teraz pałały. – 

Mam rację? 

Gdy  patrzył  na  tę  stojącą  przed  nim  kobietę,  jego  determinacja  zaczynała  topnieć.  Jak 

mógłby jej powiedzieć, że znosi odprawę? Jak mógłby ją tak zranić? 

Podziwiał  jej  odwagę.  Ale  jak  mogła  mieć  nadzieję,  że  coś  zyska?  Na  te  trzy  miesiące 

mógłby zatrudnić innych pracowników. Czy mógłby? Nie jest to typowa fabryka. Do tkania 
nie  tylko  potrzebne  są  krosna,  ale  i  umiejętności.  Gdzie  znalazłby  ludzi,  którzy  potrafiliby 
pracować na przestarzałych krosnach? 

– To śmieszne – powiedziała Willa. – Traci pan tylko czas, panie Axon.   
Podniósł do góry rękę, żeby ją uciszyć.   
– Jakie są wasze żądania? – spytał Cassie.   

background image

– Nie lokować produkcji w Chinach. Wykonywać pracę tutaj.   
– To niemożliwe.   
– Więc sprzedaj nam tkalnię – zaproponowała Cassie.   
– Co? – spytała Willa.   
Hunter spojrzał na nią w skupieniu.   
– Czy znalazłaś bank, który zechce finansować tę transakcję? 
Cassie przełknęła ślinę.   
– Znajdę.   
Willa roześmiała się.   
– Axon Enterprises nie jest bankiem.   
– To nie jest w porządku – oburzyła się Cassie. – Nie tylko, że chcesz zamknąć tkalnię, to 

jeszcze nie doceniasz naszej pracy.   

–  Czy  ją  doceniam,  czy  nie,  to  nie  ma  nic  do  rzeczy  –  powiedział  Hunter  spokojnie.  – 

Kupiłem tkalnię i jest teraz moja.   

– Najbardziej pragniesz patentu na tę nową tkaninę – Więc weź go sobie, ale oddaj nam 

tkalnię.   

Milczał przez chwilę.   
– Sprzedać wam tkalnię, a zatrzymać patent? 
– Tak. Możesz ten materiał produkować w Chinach, a my zostaniemy tu, tkając piękne i 

kosztowne tkaniny.   

Westchnął.  Chciał  jej  pomóc.  Ale  wiedział,  że  nawet  przy  najlepszych  intencjach 

robotników  nie  udałoby  się  utrzymać  tkalni  na  powierzchni.  Przez  lata  trzeba  by  w  nią 
inwestować.   

– Będziecie ciągle na skraju bankructwa.   
– Podejmiemy ryzyko.   
– Cassie – powiedział Oliver, stając w drzwiach. – Co ty tu robisz? 
– Rozmawiam z twoim nowym szefem – powiedziała po prostu.   
– Dlaczego mi to robisz? – Podszedł do niej i wziął ją za ramię.   
Krew  Huntera  zagotowała  się,  gdy  zobaczył,  że  inny  mężczyzna  dotyka  Cassie.  Zabierz 

od niej ręce, chciał krzyknąć, ale zamiast tego powiedział: 

– Pozwól jej mówić.   
Cassie strząsnęła z siebie rękę Olivera.   
–  Nie  zamierzamy  wycofać  się  bez  walki  –  powiedziała,  patrząc  na  Huntera.  –  Nie 

wrócimy do pracy, póki nie zgodzisz się na nasze żądania.   

Nie lubił być straszony.   
– Mogę zaangażować innych robotników – powiedział.   
– To zabierze ci dużo czasu, czasu, którego nie masz.   
W każdym  innym przypadku wpadłby w  furię.  A  frustracja,  którą odczuwał ze względu 

na tę sytuację, miała swe źródło w pożądaniu Cassie.   

– Nie mamy zamiaru przerwać strajku. Zawiadomimy media, napiszemy do polityków...   
– Media? – spytała Willa. – Jakie media? 

background image

– Stację Albany.   
Willa roześmiała się.   
– Uważasz, że zainteresuje ich stara tkalnia.   
–  Nie  poddam  się,  dopóki  mnie  nie  wysłuchasz  –  zwróciła  się  do  Huntera.  –  Może  nie 

osiągnę sukcesu, ale skomplikuję ci interesy.   

Willa przystąpiła do Cassie.   
–  Jak  śmiesz  straszyć  pana  Axona.  –  Odwróciła  się  do  Huntera  i  powiedziała:  – 

Przepraszam za tę bezczelność. Sugeruję, żebyś pozwolił mi stłumić tę rebelię.   

– Willa, zostaw mnie na chwilę samego z Cassie, proszę.   
– Jeśli przyjmiesz te śmieszne żądania, to będziemy mieli kłopoty w załatwianiu innych 

spraw.   

– Chcę zostać sam z Cassie – powtórzył Hunter przez zaciśnięte zęby.   
–  Sam.  Oczywiście.  Zrozumiałam  –  powiedziała,  posyłając  Cassie  złośliwy  uśmiech.  – 

Chodź, Oliver.   

Kiedy Willa i Oliver wyszli z pokoju, Hunter zrobił krok w kierunku Cassie.   
– Usiądź – powiedział.   
– Nie, dziękuję.   
Podszedł do niej jeszcze bliżej.   
– Nie prosiłem cię, tylko ci kazałem.   
– Dziękuję za wyjaśnienie, ale nie jestem przestraszona.   
–  Myślę,  że  powinnaś  być.  Czy  chcesz  tego,  czy  nie,  jestem  twoim  szefem.  A  ty 

kosztujesz mnie pieniądze.   

– To wyrzuć mnie – powiedziała.   
– Gdybym myślał, że nie ma innego rozwiązania, zrobiłbym to.   
Teraz Cassie podeszła do niego, patrząc na niego pełnymi złości oczami.   
– Nie dbam o to, kim jesteś. Nie boję się ciebie. Nie masz nade mną władzy.   
To, co powiedziała było odważne i zdecydowane. Ale kiedy spojrzał w jej zielone oczy, 

nagle opuściła go cała złość. Nie miała racji. Nie był zdolny do kontrolowania jej umysłu, ale 
mógł władać  jej  ciałem. Zrobił to już raz i rozpaczliwie pragnął uczynić to znowu. Przytulić 
ją. Słyszeć jej westchnienie wywołane rozkoszą i czuć, jak płonie z pożądania.   

– Rozumiem – powiedział. Przełknął ślinę i zmusił się do odwrócenia od niej oczu.   
– Co więc oferujesz? 
– Nie rozumiem.   
– Jesteś mediatorem – powiedział, odwracając się ponownie w jej stronę. – Chcecie kupić 

tkalnię. Powiedz swoim ludziom, żeby przygotowali ofertę.   

– Rozważysz ją? 
– Tak.   
Cofnęła się o krok. Widział zdumienie w jej oczach. Nie spodziewała się, że będzie z nią 

negocjować.   

– Muszę porozmawiać o tym z moimi przyjaciółmi – powiedziała.   
– Daję ci na to dwadzieścia cztery godziny. Po tym czasie musisz przedstawić zarządowi 

background image

swoje propozycje.   

– To znaczy jutro? Twój zarząd przyjeżdża tutaj? 
– Nie – odpowiedział. – My do nich polecimy.   
– Gdzie? 
–  Na  Bahamy,  Bądź  jutro  w  południe  na  lotnisku  – oznajmił.  –  Mój  samolot  będzie  na 

ciebie czekał.   

– Czy polecimy razem? 
– Nie. Ja zamierzam zaraz wracać. Nie ma żadnego powodu, żebym tu został. Chyba że...   
– Chyba że, co? 
– Chyba że chcesz, bym został.   
Objął ją spojrzeniem i napawał się jej pięknością. Przełknęła ślinę i sięgnęła do górnego 

guzika bluzki, jakby upewniała się, że jest zapięty.   

– Nie – odpowiedziała po chwili.   
Podszedł do drzwi i otworzył je przed nią. – Do jutra zatem – powiedział.   

Cassie,  przechodząc  przez  drzwi,  otarła  się  lekko  o  jego  ramię.  Uśmiechnął  się.  W  tym 

momencie był gotów sprzedać jej tkalnię za jeszcze jedną namiętną noc.   

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY 

 

Kiedy  Cassie  wylądowała  w  Nassau,  była  prawie  szósta.  Ktoś  z  obsługi  samolotu 

zaprowadził ją do czekającej limuzyny. Pokręciła głową ze zdumienia. Ona, Cassie Edwards, 
leciała prywatnym samolotem, a teraz będzie jechała limuzyną.   

Zastanawiała  się,  jak  to  jest,  gdy  się  jest  tak  bogatym  jak  Hunter  Axon.  Wiedziała,  że 

niektórzy ludzie uważają, iż najważniejsza rzeczą w życiu są pieniądze, ale ona się z tym nie 
zgadzała. Pieniądze były według niej jak narkotyk. Odurzały i obezwładniały.   

Na przykład Oliver. Najbogatszy człowiek w Shanville, a ciągle było mu mało pieniędzy. 

Wiedziała, że pewnego dnia Oliver przekona się, że za pieniądze nie można kupić szczęścia.   

Nie mogła nic na to poradzić, że porównanie Olivera z Hunterem nasuwało jej się samo. 

Hunter  był  poważny  i  ambitny.  Ale  czy  był  szczęśliwy?  Nie  miał  żony  ani  dzieci.  A  mógł 
wybierać  między  kobietami.  Cassie  oblizała  nerwowo  wargi.  Musiała  przestać  myśleć  o 
Hunterze  w tak osobistych  kategoriach.  Był  jej  pracodawcą,  jej  szefem,  i  nie  powinno  mieć 

dla niej znaczenia, czy jest szczęśliwy, czy nie.   

Kiedy  wsiadła  do  limuzyny,  natychmiast  wyciągnęła  notatki,  które  zrobiła  podczas 

siedmiogodzinnego spotkania pracowników tkalni Demiona. Nie stać ich było na odkupienie 

patentu,  ale  mogli  zaproponować  Hunterowi  uczciwą  cenę  za  tkalnię.  Zależało  to  jednak  od 
jego współpracy. Mogliby mu zapłacić, gdyby zgodził się działać jak bank.   

Wiedziała, że oferta nie była dla niego atrakcyjna, ale nie mieli wyboru. Żaden bank nie 

chciał  udzielić  im  pożyczki,  ponieważ  jedynym  zabezpieczeniem  były  ich  własne  domy,  a 
gdyby tkalnia padła, automatycznie domy i ziemia stałyby się bezwartościowe.   

Czy Axon Enterprises pójdzie na to? 

Cassie  miała  taką  nadzieję.  Hunter  był  twardy  i  bezwzględny  w  interesach,  ale  ona 

poznała go jako wrażliwego i opiekuńczego mężczyznę. I taka opinia o nim dominowała w jej 
umyśle.   

Z niechęcią przyznawała sama przed sobą, że jest z nim związana i że zawsze tak będzie. 

Był pierwszym mężczyzną w jej życiu, a to nigdy się nie zmieni.   

Limuzyna nagle zahamowała i Cassie spostrzegła, że nie podjechali pod biuro, tylko pod 

dom  Huntera,  wybudowany  w  stylu  hiszpańskim.  Gdy  Cassie  wysiadła  z  samochodu, 
zobaczyła otwarte drzwi frontowe, w których stała kobieta w średnim wieku, ubrana w dżinsy 
i T-shirt.   

– Proszę wejść – powiedziała. – Pan Axon jest w głębi budynku.   
Cassie podążyła za kobietą, która poprowadziła ją na patio.   

Widok,  jaki  zobaczyła,  zaparł  jej  dech  w  piersiach.  Bujna  zieleń  dochodziła  do 

piaszczystej plaży, za którą widać było zielone wody Atlantyku. Po prawej stronie kamienne 
lwy strzegły ogromnego basenu. Hunter siedział na werandzie zwrócony do niej tyłem.   

– Dzień dobry, panie Axon – powiedziała, podchodząc do niego.   
Uśmiechnął się  lekko na to oficjalne powitanie.  Wstał  i wyciągnął do niej rękę. Nie  był 

ubrany na spotkanie biznesowe.   

background image

– Gdzie są wszyscy? 
– Masz na myśli zarząd?   
Skinęła głową.   
– Musimy do nich pojechać. – Patrząc wciąż na nią spytał: – Jesteś gotowa? 
Skinęła głową.   
– Mam nadzieję, że tak.   
– Dobrze. – Wskazał ręką na zachodzące  słońce. – Miałem  nadzieję załatwić to dzisiaj, 

ale  ponieważ  twój  przyjazd  się  opóźnił,  przełożyłem  spotkanie  na  jutro  rano.  Zrobiłem  ci 
rezerwację w hotelu i mam nadzieję, że znajdziesz tam wszystko, czego potrzebujesz.   

Była  pewna,  że  hotel  wybrany  przez  niego  będzie  kosztował  fortunę.  Za  ostatnią 

bytnością sprawdziła ceny we wszystkich hotelach. Najtańszy był Hotel Barter.   

– Dziękuję – powiedziała. – Wolałabym  jednak zatrzymać się w tym samym  hotelu,  co 

ostatnim razem.   

– Och – westchnął. – Na Hotel Barter nie było żadnych szans.   
– Skąd wiesz? 
– Jest chwilowo zamknięty.   
– Ale przecież tam mieszkałam.   
– Teraz go remontują.   
– Szkoda – powiedziała rozczarowana.   
– Oczywiście, jeśli chcesz, możesz zostać tutaj. Mam kilka pokoi gościnnych.   
Potrząsnęła głową.   
– Nie, dziękuję.   
Zobaczyła wesołe iskierki w jego oczach. Czy kpił sobie z niej? 
– W takim razie – spojrzał na zegarek – trzeba się zbierać.   
– Mam jechać? 
Dlaczego o to spytała? Co się z nią dzieje? To zabrzmiało, jakby chciała tu zostać.   
–  Przykro  mi,  ale  mam  plany  obiadowe  na  dziś  wieczór.  Wiadomość  ta  pozbawiła  ją 

oddechu. Plany obiadowe? 

Z kim? 

Starała  się  zignorować  zazdrość,  która  ścisnęła  jej  serce.  Czego  się  spodziewała?  Nie 

chodziła z nim na randki, tylko się z nim przespała. Ale jeśli ma plany obiadowe, to dlaczego 
prosił, żeby spędziła noc w jego w domu? 

Czy poszedłby na obiad z inną kobietą, a potem wrócił do domu, żeby się z nią przespać? 
– Niestety, jest to już dawno umówione spotkanie i nie mogę go odwołać – powiedział, 

odwracając się od niej, jakby ją odprawiał.   

– Nie oczekiwałam tego od ciebie – powiedziała sucho. Odprowadził ją do samochodu.   
– Mam nadzieję, że będziesz zadowolona z hotelu. Wszystko jest opłacone, więc możesz 

zamawiać, co tylko sobie życzysz.   

– Nie było takiej potrzeby – odpowiedziała. – Mam własne pieniądze.   
– Moja firma ma w tym hotelu zawsze zarezerwowany pokój dla gości. A gości nigdy nie 

obciążamy kosztami.   

background image

– Och – powiedziała. – Dziękuję więc.   
– Spotkamy się jutro rano – powiedział, zatrzaskując za nią drzwi samochodu.   
 

Kilka  godzin  później  Hunter  zapatrzony  w  wodę  przypomniał  sobie  minę  swojego 

księgowego,  kiedy  jedząc  z  nim  obiad,  poinformował  go  o  zamiarze  sprzedaży  tkalni 
zatrudnionym tam pracownikom.   

– Czyś oszalał? – spytał go.   
Hunter,  mimo  że  nie  widział  jeszcze  oferty,  miał  świadomość,  że  trudno  mu  będzie 

przekonać do niej swój zarząd, ze względu na duże ryzyko finansowe.   

– Ale dlaczego? – spytał go księgowy. – Dlaczego chcesz rozważać taką ofertę? 
Hunter  nie  odpowiedział  na  jego  pytanie.  Co  miał  mu  powiedzieć?  Że  jest  oczarowany 

kobietą, której prawie nie zna, i dlatego chce jej sprzedać tkalnię? Jego fascynacja Cassie była 
oparta na czymś więcej, nie tylko na jej urodzie. Nie potrafił jednak tego sprecyzować.   

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY 

 

Cassie  strzepnęła  okruchy  chleba  ze  spódniczki,  widząc  przez  okno  nadjeżdżającą 

limuzynę.  Zazwyczaj  nie  jadała  śniadań.  Dzisiaj  zrobiła  wyjątek, obawiając  się,  że  podczas 
przedstawiania oferty zacznie jej burczeć w brzuchu.   

Kiedy  limuzyna  zatrzymała  się  pod  czerwonymi  światłami,  Cassie  wyjrzała  przez  okno. 

Zbliżali  się  do  posiadłości  Huntera.  Przełknęła  ślinę  i  zapatrzyła  się  na  piękne  drzewa 
palmowe  rosnące  po  obu  stronach  ulicy.  Nagle  coś  przykuło  jej  uwagę.  Był  to  piękny, 
kolorowy ptak, jakiego jeszcze nigdy nie widziała.   

Chciała utrwalić go na zdjęciu, ale uświadomiła sobie, że nie ma przy sobie aparatu.   

Tymczasem  wjechali  przez  żelazną  bramę  na  teren  posiadłości.  Szofer  zatrzymał 

limuzynę przed wejściem i pospiesznie otworzył drzwi przed Cassie.   

Wysiadła  i podziękowała. W drzwiach wejściowych pojawiła się kobieta,  którą spotkała 

wczoraj.  Z  uśmiechem  poprowadziła  ją  na  drugą  stronę  domu.  Hunter  był  na  zewnątrz  i 
rozmawiał przez telefon.   

Nie  był  ubrany  tak,  jak  mogła  się  spodziewać.  Miał  na  sobie  szorty  i  luźną,  lnianą 

koszulę.   

Co on zamierza? pomyślała.   
– Czy spotkanie zostało odwołane? – spytała.   
– Nie – odparł.   
To  znaczy,  że  na  Bahamach  strój  nie  ma  znaczenia.  Jeśli  tak,  to  ona  znowu  nie  jest 

odpowiednio ubrana.   

– Ładnie wyglądasz – zauważył.   
– Dziękuję.   
– Chodźmy więc – powiedział i zaczął iść w kierunku wody.   
– Nie pojedziemy samochodem? – spytała, idąc za nim.   
– Nie – odpowiedział. – Popłyniemy łódką. – Wskazał na długą łódź, zacumowaną przy 

brzegu.   

– Łódką? Myślałam, że spotkanie odbędzie się w twoim biurze.   
– Mamy spotkanie na przybrzeżnej wyspie – powiedział, wskakując na pokład.   
Podobnie jak jacht, łódź wyglądała na całkiem nową.   
– Może masz ochotę zdjąć pantofle i pończochy. Spojrzała na niego zaskoczona.   
Jakby czytając w jej myślach, dodał szybko: 
–  Pokład  nieco  przecieka  i  sądzę,  że  nie  chciałabyś  znaleźć  się  w  wodzie  przed 

prezentacją.   

Spojrzała  w  dół.  Jak  miałaby  zdjąć  teraz  rajstopy  i  nie  stracić  przy  tym  nic  ze  swojej 

godności? 

–  Wszystko  w  porządku  –  stwierdziła  i  przytrzymując  się  poręczy,  skoczyła  na  pokład. 

Od razu przekonała się, że Hunter miał rację. Ale zanim dotknęła wody, Hunter chwycił  ją, 
jakby była lekka jak piórko. Trzymał ją blisko siebie i patrząc jej w oczy powiedział: 

background image

– Może chciałabyś jeszcze raz rozważyć swoją decyzję.   
–  Moją  decyzję?  –  mruknęła.  O  jaką  decyzję  mu  chodziło?  Czy  o to,  że  wybrała  hotel, 

zamiast spać przytulona do niego? 

Pochylił się nad nią  i przez chwilę  myślała,  że chce ją pocałować.  Zamiast tego spojrzał 

na jej rajstopy i powiedział: 

– Możesz je zdjąć pod pokładem.   
Skinęła  głową.  Wolno  wypuścił  ją  ze  swych  objęć.  Kiedy  odwrócił  się,  żeby  włączyć 

silnik,  Cassie  zeszła  pod  pokład.  Ściągnęła  rajstopy  i  włożyła  je  do  torby,  a  później  zdjęła 
żakiet. Z gołymi nogami wyszła na pokład i usiadła obok niego.   

– Gotowa? Skinęła głową.   
– Trzymaj się – powiedział i ruszył ostro z miejsca.   
– Gzy nie jest to trochę niekonwencjonalne? 
– Co masz na myśli? 
– Urządzać spotkanie na pokładzie łodzi.   
– Nie lubię postępować konwencjonalnie – powiedział, wzruszając ramionami.   
Kierowali się prosto na Atlantyk.   
– Patrz – zawołała. – Tresura delfinów.   
Zwolnił prędkość łodzi, ale zauważyła, że nie patrzy na delfiny, tylko na nią.   
– Czy hotel był wygodny? – spytał.   
Skinęła głową i znowu odwróciła się w kierunku delfinów.   
– Wspaniałe – powiedziała z zachwytem.   
– A co z tobą? – spytała.   
– Co masz na myśli? 
– Byłeś umówiony na obiad.   
– Tak – skinął głową. – Trwał do późnej nocy.   
No tak. Chciał jej przez to powiedzieć, że spał z tą kobietą, kimkolwiek ona była.   
Łódź uderzyła o fale, a strumień wody zmoczył jej bluzkę, która przylgnęła do ciała.   
–  Przepraszam  –  powiedział.  –  Fala  jest  większa,  niż  myślałem.  Z  tyłu  za  tobą  jest 

ręcznik.   

Cassie owinęła się nim. Kiedy znowu usiadła, wskazał na wyspę, do której się zbliżali.   
– Oto cel naszej podróży.   
– Ale ona wygląda, jak wymarła.   
– Bo prawie taka jest.   
– To gdzie będzie to spotkanie? 
– Tam. – Wskazał na rozwalający się dom, stojący na plaży.   
– Tam? – spytała z przerażeniem w głosie. – W tej chałupie? 
Hunter roześmiał się szeroko.   
– Co to znaczy, Hunter? Jakie masz zamiary? To chyba jakiś żart. Gdzie jest luksusowa 

przystań? Gdzie są pokoje konferencyjne? Przyrzekłeś mi...   

–  Przyrzekłem  ci  możliwość  spotkania  się  z  moim  zarządem.  Mój  zarząd  składa  się  z 

jednej osoby, osoby, której rady zawsze przyjmuję. To jest mój ojciec. Tutaj mieszka. To ten 

background image

człowiek zdecyduje o twojej przyszłości. – Wyciągnął rękę i wskazał na zbliżającego się do 
nich mężczyznę.   

Mężczyzna ubrany był w jaskrawą koszulę hawajską i jasnoniebieskie dżinsowe spodnie. 

Jego siwe, bujne włosy przykryte były czapką. Szedł w ich stronę i uśmiechał się.   

– Uważaj na niego. Jest tak samo twardy jak ja.   
– Twój ojciec? 
– Tak.   
– Dlaczego mi tego nie powiedziałeś? 
– Gdybyś spytała mnie, kto jest w moim zarządzie, to bym ci powiedział.   
Cassie spojrzała na torebkę i pomyślała, że głupio by wyglądała, biorąc ją na plażę.   
– Dzień dobry – powitał  ją ojciec Huntera i wyciągnął do niej rękę, pomagając wyjść z 

łodzi. – Ty musisz być Cassie. Hunter mówił mi o tobie.   

– Naprawdę? – Cassie spojrzała na Huntera.   
– Tak – odpowiedział jego ojciec. – Jesteś rzeczywiście tak piękna, jak mi cię opisywał.   
Zobaczyła, że Hunter się skrzywił.   
– Trzymajmy się tematu, tato. Pamiętaj, że nie jest to towarzyska wizyta.   
Hunter opisał ją jako piękną? Sprawiło jej to przyjemność. Uśmiechnęła się do starszego 

mężczyzny.   

– Miło mi, że pana poznałam, panie Axon.   
– Phil. Mów do mnie Phil.   
– Cześć, Phil – powiedział Hunter. – Będziemy rozmawiać w domu? 
– W domu? W taki piękny dzień? Rzeczywiście było tu pięknie i dzień był prześliczny. – 

Miałem nadzieję – mówił Phil – że podyskutujemy o tym na łowisku.   

– Słucham? – powiedziała Cassie.   
– Nie sądzę, żeby Cassie interesowała się połowem ryb, tato.   
–  Właściwie,  mogłabym  to  polubić  –  powiedziała  Cassie.  Ciągle  nie  była  pewna,  czy 

Hunter  powiedział  jej  prawdę,  twierdząc,  że  przyszłość  tkalni  spoczywa  w  rękach  zarządu 
korporacji,  czyli  jego  ojca,  Phil  uśmiechnął  się  i  podał  jej  ramię,  z  czego  z  przyjemnością 
skorzystała. Poprowadził ją na nasyp przybrzeżny, na którego szczycie stały cztery krzesła.   

Wkrótce Cassie zaczęła opowiadać ojcu Huntera o Shanville i tkalni Demiona i o tym, że 

tkalnia  jest  kotwicą  dla  miasta.  Powiedziała  mu  o  krosnach  i  jak  się  na  nich  tka  materiały. 
Opowiedziała mu o ludziach, którzy tam pracowali i wyjaśniła, że ich przyszłość zależna jest 
od tkalni.   

Ojciec Huntera słuchał  cierpliwie. Kiedy skończyła,  zadał  jej prawie to samo pytanie co 

Hunter.   

– Co daje ci pewność, że ją uratujesz? Spojrzała na Huntera.   
– Nie mam pewności, ale wiem, że muszę spróbować. Wzruszył ramionami.   
– Uczciwie powiedziane. – Spojrzał na Huntera – Ile chce za to? 
–  On  zatrzymuje  patent  –  powiedziała  Cassie,  zanim  Hunter  zdążył  odpowiedzieć.  – 

Właśnie chcemy go prosić, żeby sfinansował kupno tkalni.   

Hunter uniósł brwi do góry.   

background image

– Tkalnia od pięciu lat nie przynosi dochodów.   
Phil spojrzał na syna.   
– Więc to nie jest biznesowa decyzja?   
Cassie przełknęła ślinę.   
– Wszystko zwrócimy, nawet jeśli będziemy musieli sprzedać nasze domy.   
– Może porozmawiamy o tym później – Hunter zwrócił się do ojca.   
– Nie ma o czym mówić.   
– Co? – Hunter i Cassie spytali jednocześnie. Phil spojrzał na syna.   
–  Myślę,  że  jest  to  kobieta,  która  dotrzymuje  słowa.  Jeśli  powiedziała,  że  zwróci  ci 

pieniądze, to je zwróci.   

Hunter  spojrzał  zdziwiony  na  ojca,  ale  zanim  coś  powiedział,  zadzwonił  telefon. 

Odwrócił się i zaczął rozmawiać cichym głosem.   

Cassie spojrzała na Phila i uśmiechnęła się.   
– Dziękuję – powiedziała.   
– Tak, ale pamiętaj, że Hunter ma ostatnie słowo.   
– Więc – powiedziała smętnie – nie wiem, czy mam jakąś szansę.   
– Nie zgadzam się z tym. Spojrzała na niego zaskoczona.   
– Wiem, że możesz tak myśleć. Ma opinię korporacyjnego rabusia, ale ja znam go z innej 

strony. Nie miał łatwego życia. Po śmierci jego matki przechodziliśmy trudny okres w życiu. 
A  kiedy  straciłem  pracę,  było  jeszcze  gorzej.  Przyjechałem  tutaj,  żeby  coś  wymyślić.  Moja 
matka, a babcia Huntera, była zaniepokojona, że mieszkamy tu sami. Uważała, że nie potrafię 
sam wychować dziecka. I chyba miała rację, bo ledwie radziłem sobie ze sobą.   

Nigdy  nie  mieliśmy  dość  pieniędzy  –  kontynuował.  –  Robiłem,  co  mogłem,  ale  byłem 

zależny od morza. Czasami połowy ryb były obfite, a czasami nie. Nigdy nie mieliśmy ekstra 
pieniędzy na książki czy leki, na to, co najbardziej potrzebne jest dzieciom.   

Jednego roku babcia Huntera zachorowała. Zawsze była słabego zdrowia, Wsadziliśmy ją 

na  łódkę  i  zawieźliśmy  do  szpitala,  ale  nie  mieliśmy  pieniędzy  i  długo  musieliśmy  czekać, 
zanim ją zbadali. Ale wtedy było już za późno. Umarła. Hunter był przekonany, że gdybyśmy 
mieli pieniądze, wszystko mogło się inaczej potoczyć.   

– Przykro mi – powiedziała Cassie. – A jak udało mu się skończyć Yale? 
– Po śmierci babci Hunter poszedł do szkoły z internatem, a po jej skończeniu uczył się 

dalej i pracował. Wszystko osiągną) o własnych siłach.   

Cassie zrozumiała, jak dumny jest z niego ojciec.   
–  Muszę  ci  powiedzieć,  że  kiedy  Hunter  oznajmił  mi,  że  chce  przywieźć  tu  kobietę, 

byłem pewny, że chodzi o randkę. Nieczęsto przywozi tu kogoś.   

Cassie spojrzała na Huntera, który ciągle rozmawiał przez telefon.   
– On jest dobrym człowiekiem, ten mój Hunter – stwierdził Phil z przekonaniem.   
Dobrym  człowiekiem?  Był  potężnym  człowiekiem,  który  zarobił  miliony,  ale  nie  był 

znany z filantropii.   

– Uważam, że jest jedna rzecz, której najbardziej potrzebuje. To dobra kobieta.   
– Nie sądzę, żeby twój syn miał kłopoty ze znalezieniem kobiety.   

background image

– Ma kłopoty ze znalezieniem odpowiedniej kobiety. Kiedyś myślał, że taką znalazł.   
– To znaczy? – spytała Cassie, czując w sercu ukłucie zazdrości.   
– Chciał ją poślubić, ale zamiast tego musiał cerować swoje serce.   
Cassie spojrzała na Huntera, który skończył rozmowę i podszedł do nich. Hunter cierpiał 

z powodu złamanego serca? Nie mogła sobie tego wyobrazić.   

– O czym tak rozmawiacie? 
–  Właśnie  poznajemy  się  wzajemnie.  Prawda,  Cassie?  –  powiedział  do  niej,  mrugając 

porozumiewawczo.   

Skinęła głową.   
– Cassie – powiedział Phil – musisz koniecznie obejrzeć wyspę.   
Spojrzała na Huntera.   
– Nie jestem pewna, czy mamy czas.   
– Hunter, Cassie przebyła długą drogę, a teraz jest pora lunchu.   
– Dobrze – zgodził się Hunter.   
Phil uśmiechnął się.   
–  Powinieneś  zaprowadzić  ją  do  handlarza  ryb.  Na  wyspie  jest  tylko  jedna  przyzwoita 

restauracja. Idźcie tam sami. Ja mam bardzo dużo pracy.   

– Dużo pracy? – spytał Hunter zdumiony.   
– Nie jestem odpowiednio ubrana na zwiedzanie wyspy – zauważyła Cassie.   
– Zostaw tu tylko buty. Oprócz nich wszystko jest w porządku.   
– Zostawić pantofle? – spytała zdumiona.   
– Tak, ponieważ na wyspie rzadko kto chodzi w butach.   
– Zajmę się twoimi pantoflami – obiecał Phil. – Nie obawiaj się o nie.   
– Nie pozwól mojemu ojcu zmuszać cię do czegokolwiek. Nie musisz tu zostawać, jeśli 

nie masz na to ochoty – szepnął Hunter, kiedy odeszli kilka kroków.   

Cassie rozejrzała się dokoła. W powietrzu unosił się zapach jaśminu. W końcu, jak często 

miała okazję do przebywania w raju? 

– Chcę zostać – powiedziała. – Jeśli oczywiście ty możesz.   
– Dzisiaj mam cały dzień wolny.   
Skinęła głową i jeszcze raz zastanowiła się, dlaczego Hunter przywiózł ją tutaj.   
– Lubię twojego ojca – oznajmiła. – To miły człowiek.   
– To prawda.   
– Czy jego opinia rzeczywiście jest tak ważna? 
– W nietypowych sprawach.   
Po tym stwierdzeniu jej optymizm rozpłynął się bez śladu.   
– Więc dlaczego tutaj jestem? 
– Ponieważ to nie jest typowa sytuacja.   
– Więc rozważysz moją propozycję? 
–  W  innym  razie  nie  przywiózłbym  cię  tutaj  –  powiedział.  –  A  to  jest  nasz  środek 

transportu po wyspie. – Wskazał na motorower, stojący obok domu.   

–  Co?  –  zapytała  zdziwiona,  patrząc  na  rower.  Było  tam  miejsce  zaledwie  dla  jednej 

background image

osoby, na pewno nie dla dwóch.   

Hunter wsiadł na rower i włączył stacyjkę.   
– Siadaj. Chcesz zobaczyć wyspę? Tutaj tak ludzie podróżują.   
Cassie uniosła sukienkę i usiadła za Hunterem, dotykając gołymi nogami do jego gołych 

nóg.   

– Trzymaj się – powiedział.   
Kiedy rower ruszył, instynktownie objęła go w talii. 

Jechali  wąską,  piaszczystą  drogą.  Patrzyła  na  kolorowe  ptaki  i  głęboki  błękit  Atlantyku. 

W  końcu  zatrzymali  się  na  placu  targowym.  Płac  zapełniali  sprzedawcy  egzotycznych 
owoców i ryb.   

– Jest to wyspa, której nie odkrył jeszcze świat – powiedział Hunter i zatrzymał się przed 

małym budynkiem.   

– Jestem zdumiona, że wyspa nie stała się jedną wielką miejscowością wypoczynkową.   
– Tak nie może się stać.   
– Czy ta wyspa jest twoja?   
Roześmiał się.   
– Chodźmy coś zjeść.   
Więc posiada również wyspę.   
–  Jestem  zdumiona,  że  nie  sprzedałeś  jej  przedsiębiorcy  budowlanemu.  Założę  się,  że 

zarobiłbyś na tym dużo pieniędzy.   

Zatrzymał się.   
– Możesz wierzyć lub nie, ale pieniądze nie są dla mnie aż tak ważne.   
– Udowodnij to.   
– Gdyby tak było, nie zaprosiłbym cię tutaj. – Jego głos brzmiał głucho, a oczy patrzyły 

zimno.   

Otworzył przed  nią drzwi.  Weszli do małego,  ciemnego pomieszczenia z długim  barem, 

za którym stał mężczyzna, doglądając ryb na grillu.   

Hunter wskazał jej stołek.   
– Zajmij miejsce – powiedział.   
 Hunter! – wykrzyknął mężczyzna zza baru. – Co za niespodzianka! 
– Byłem w sąsiedztwie – wyjaśnił Hunter.   
– Rozmawiałem z twoim ojcem. Mówił mi, że jesteś ostatnio bardzo zajęty. – Mężczyzna 

spojrzał na Cassie i uśmiechnął się. – Teraz już wiem dlaczego.   

Hunter uniósł brwi do góry.   
–  Obawiam  się,  że  jesteś  w  błędzie  –  powiedział.  Spojrzał  na  Cassie.  –  Ona  myśli,  że 

jestem aroganckim gnojem.   

–  Nigdy  nie  mówiłam...  –  zaczęła  Cassie  z  zakłopotaniem.  –  Nie  powiedziałem,  że 

mówiłaś.  –  Cassie  zobaczyła  w  oczach  Huntera  figlarne  błyski.  –  Freddy,  chciałbym  ci 
przedstawić Cassie Edwards, wspólniczkę w interesach.   

– Miło mi panią poznać, panno Edwards – powiedział Freddy z uśmiechem i serdecznie 

uścisnął  dłoń  Cassie.  –  Chciałbym  powiedzieć,  że  myli  się  pani  co  do  Huntera.  Jest  on 

background image

najuczciwszym człowiekiem, jakiego do tej pory spotkałem.   

– Obawiam się Freddy, że mnie przeceniasz.   
 

Po  obiedzie  Hunter  spojrzał  na  kobietę  siedzącą  naprzeciw  niego.  Cieszył  się,  że 

przedstawił  ją  ojcu  i  przyjacielowi  oraz  że  pokazał  jej  wyspę,  którą  ciągle  uważał  za  swój 
dom.  Freddy’ego  znał  całe  życie.  Razem  dorastali,  chodzili  do  miejscowej  szkoły,  którą 
razem  ukończyli.  Hunter  nigdy  nikomu  o  tym  nie  powiedział,  ale  to  on  kupił  Freddy’emu 
restaurację, o której ten marzył.   

– A co z deserem? – spytał Freddy, kiedy skończyli jeść.   
– Ja dziękuję – Cassie potrząsnęła głową. – Wszystko było wspaniałe.   
Freddy uśmiechnął  się  i uniósł kciuk do góry. Hunter zobaczył,  że Cassie  zaczerwieniła 

się z zakłopotania.   

– Lubię ją! – powiedział Freddy.   
– Nie ekscytuj się tak. Powiedziałem, że to moja partnerka biznesowa.   
– A może twoja biznesowa partnerka chciałaby zobaczyć Szczyt Ślepego Mężczyzny? 
– Nie sądzę – odpowiedział Hunter, patrząc na Cassie. – Cassie musi wrócić na ląd.   
– Co to jest Szczyt Ślepego Mężczyzny? – spytała.   
– Tak nazwaliśmy szczyt starego wulkanu, kiedy byliśmy dziećmi.   
– Brzmi interesująco.   
Czy to znaczy, że chce go zobaczyć? – zastanawiał się Hunter.   
– To trochę długa wędrówka, ponieważ na szczyt nie można wjechać rowerem.   
Cassie odłożyła serwetkę na talerz.   
– Poradzę sobie.   
– Nie możesz iść tam boso.   
– To wróćmy po moje pantofle.   
– Nie możesz tam iść na obcasach, Cassie. Mogłabyś złamać sobie nogę.   
– Pantofle? Ktoś potrzebuje pantofli? – spytał Freddy.   
– Freddy ... – zaczął Hunter.   
– Jaki rozmiar? – spytał Freddy.   
– Dziewiątka – odpowiedziała Cassie z uśmiechem.   
– Duża stopa – powiedział. – Zaraz będę z powrotem.   
Po chwili Freddy wpadł do restauracji, podbiegł do grilla, położył na nim świeże ryby, a 

następnie podbiegł do Cassie.   

– Przymierz te – poprosił.   
Była to para miękkich pantofli, z wymalowanymi na wierzchu muszlami.   
– One są zbyt piękne, żeby w nich chodzić – powiedziała Cassie i wsunęła je na nogi. – 

Są przepiękne, dziękuję.   

– Wszystko dla przyjaciółki Huntera.   
– Dziękuję, Freddy – powiedział Hunter.   
Freddy mrugnął i wręczył podobną parę obuwia Hunterowi.   
– Nie chcę, żebyś czuł się źle.   

background image

– Dziękuję, przyjacielu – powiedział Hunter z uśmiechem i odwrócił się do Cassie.   
– Kiedy tylko będziesz gotowa...   
– Już jestem gotowa. – Cassie stanęła przy nim. – Dziękuję bardzo za wspaniały lunch i 

pantofle – powiedziała do Freddy’ego.   

Hunter poprowadził Cassie w stronę drzwi, ale zanim wyszli, Freddy ponownie uniósł do 

góry kciuk i uśmiechnął się. Hunter nie był zdziwiony opinią przyjaciela o Cassie, podobnie 
jak reakcją ojca. Uzyskał tylko potwierdzenie tego, czego oczekiwał.   

Cassie nie była podobna do Lizy.   

Kiedyś zabrał Lizę na wyspę. Mimo miłych słów i przyjemnego uśmiechu widać było, że 

chce jak najszybciej uciec z wyspy do luksusowego hotelu na stałym lądzie.   

Znowu wsiedli  na rower.  Cassie usiadła za Hunterem,  starając się  nie dotykać piersiami 

do  jego  pleców  i  lekko  trzymając  go  w  pasie.  Wyjechali  na  znajomą  drogę,  a  po  kilku 
minutach na następny plac, gdzie Hunter zaparkował rower.   

– Od tego miejsca musimy iść już na piechotę.   
Minęło wiele lat, odkąd szedł tą wąską ścieżynką. Kiedyś przemierzał ją przynajmniej raz 

na dzień, ale odkąd wyjechał z wyspy, przyjeżdżał tu bardzo rzadko.   

– Wygodne buty? – spytał.   
– Doskonałe – odrzekła.   
Uśmiechnął się do siebie. Był pod wrażeniem. Większość kobiet nigdy nie zgodziłaby się 

na taką przygodę. Szczególnie gdyby były ubrane w spódniczkę i bluzkę, tak jak Cassie, ale 
ona nie przywiązywała uwagi do takich rzeczy.   

Kiedy wdrapali się na szczyt, Cassie aż westchnęła z wrażenia.   
–  Jak  tu  pięknie  –  powiedziała,  patrząc  na  niebieskozielone  wody  Atlantyku,  upstrzone 

małymi wysepkami.   

– Masz rację. Często tu bywałem.   
– Wychowałeś się na tej wyspie? 
– Tak, w tej chałupie, jak ją nazwałaś.   
Cassie zaczerwieniła się.   
– Przepraszam. Nie chciałam cię obrazić. Spojrzał na nią. Cassie nie była snobką.   
– Wiem – powiedział.   
– Twoja babcia również tam mieszkała? 
– Tak. Zajmowała sypialnię, ojciec spał na kanapie, a ja na materacu na podłodze.   
– Żartujesz? 
–  Nie.  Nie  mieliśmy  pieniędzy,  ale  moja  babcia  świetnie  gospodarowała.  Nie 

uwierzyłabyś ile dań potrafiła ugotować z jednej ryby.   

– Moja babcia była taka sama. Z garnka pieczeni umiała wyczarować jedzenie na tydzień.   
– A ty? 
– Ja? Nie potrafię gotować i nawet nie czuję potrzeby próbowania.   
– Wolisz raczej fotografować. Skrzywiła się – Sądzę, że tak. – Milczeli chwilę.   
– Co stało się z twoją mamą? – spytała Cassie. – Chciałabym wiedzieć.   
–  Umarła  wkrótce  po  moim  urodzeniu.  Ojciec  nie  radził  sobie  sam,  wobec  tego 

background image

przyjechała z Francji babcia, żeby mu pomóc. To ona mnie wychowała.   

– Przypominam sobie teraz. 
– Co? 
– Powiedz coś po francusku.   
–  Tu  es  la  femme  la  plus  belle  que  j’ai  jamais  vue  –  powiedział,  co  znaczyło:  jesteś 

najpiękniejszą kobietą, jaką spotkałem do tej pory.   

– Co to znaczy? – spytała.   
– To znaczy... – zawahał się i spojrzał w niebo. – Mam nadzieję, że nie będzie deszczu.   
Pokręciła głową, jakby nie była przekonana, że powiedział jej prawdę.   
– Masz jeszcze krewnych we Francji? 
–  Dalekich.  Babcia  chciała  być  tam  pochowana,  więc  spotkałem  niektórych  z  nich  na 

pogrzebie.   

– To musiało być interesujące.   
– Raczej ogłuszające.   
– Co? 
– To bardzo głośna rodzina. Roześmiała się. Spojrzała znowu na wodę.   
– Tu jest tak pięknie. Czuję się tak, jakbyśmy byli na czubku świata.   
–  Bo to  taki  widok.  Dlatego tak  bardzo  lubiłem  tutaj  przychodzić.  Potrafiłem  pracować 

cały dzień, ale wystarczyło, że tu przyszedłem i wydawało mi się, że mogę objąć cały świat.   

– Dlaczego mówisz mi to wszystko? – spytała delikatnie z wahaniem w głosie.   
Dlaczego to  mówił? Takie osobiste rzeczy? Bo podświadomie chciał otworzyć się przed 

nią, przekonać ją, że nie jest takim sukinsynem, za jakiego go uważała.   

– Hunter? – odezwała się po chwili, czekając na jego odpowiedź.   
– Cassie, muszę powiedzieć, że sprzedanie ci tkalni jest bez sensu.   
Zobaczył, jak zesztywniała.   
– Ale zamierzam przyjąć twoją ofertę.   
– Naprawdę? 
– Tak – potwierdził.   
– Więc tkalnia nie będzie zamknięta? 
– Nie będzie.   
– Dlaczego? 
– Dlaczego? Bo nigdy nie realizuję swoich planów pod groźbą strajku. To nie jest sposób 

na robienie interesów.   

Cassie stała, bojąc się prawie oddychać.   
– Ale ciągle masz zamiar produkować ten nowy materiał w Chinach? 
Dlaczego  podnosi  sprawę  patentu?  Nie  wspominała  wcześniej,  że  chce  również  patent. 

Tkalnia takich rozmiarów nie poradzi sobie z masową produkcją.   

–  Taka  była  umowa  –  zauważył.  Czuł,  że  zaczyna  się  bronić.  Był  zły.  Czy  ona  nie 

rozumie,  że  to  dla  niego  finansowe  ryzyko,  którego  by  nie  było,  gdyby  nie  jej  oferta?  Jego 
firma nie była przecież bankiem. – Chcę wiedzieć, że moja inwestycja się zwróci.   

–  Oczywiście  –  powiedziała  Cassie,  nie  patrząc  na  niego.  Czy  nie  powinna  być 

background image

szczęśliwa? Przecież oddał jej tkalnię.   

– Chodź – powiedział. – Wracamy.   
 

Po powrocie do domu ojca Huntera, Cassie zmieniła buty i zabrała żakiet. Była grzeczna i 

miła,  ale  milcząca.  Nie  wspomniała  nawet,  że  Hunter  zgodził  się  na  sprzedaż  tkalni.  Nie 
odzywała się również do Huntera podczas drogi powrotnej.   

– Chciałabym wrócić jak najszybciej do domu – powiedziała, widząc, że zbliżają się do 

lądu.   

– Dobrze – zgodził się Hunter.   
–  Muszę  wrócić  i  oznajmić  wszystkim  dobrą  nowinę.  Hunter  był  rozczarowany.  Miał 

nadzieję, że to spotkanie będzie miało romantyczne zakończenie, ale tak się nie stało. Cassie 
cały  czas  utrzymywała  między  nimi  dystans.  Co  stało  się  z  tą  spontaniczną  kobietą,  którą 
spotkał na plaży? 

– Załatwię wszystko – powiedział.   
– Dziękuję – odrzekła. – Czy wracasz ze mną? 
– Nie. – Było więc oczywiste, że łączy go z nią tylko biznes. Lepiej więc, że będzie od 

niego  daleko.  Nie  musi  wracać  z  nią  do  Shanville.  Prawnicy  mogą  wszystko  załatwić  bez 

niego.   

– A więc, do jutra – powiedziała.   
– Nie ma potrzeby czekać do jutra. Zawiozę cię do hotelu. Zabierzesz swoje rzeczy i za 

godzinę możesz odlecieć.   

– Poczekaj – powiedziała, zatrzymując go.   
Odwrócił się do niej.   
– Chcę... chcę ci podziękować.   
– Ale to tylko biznes, prawda? 
– Nie, to nie tylko biznes. Byłeś bardzo uprzejmy. Bardziej niż uprzejmy. Zawsze będę ci 

wdzięczna.   

Jej  miękka,  jedwabna  bluzka  łopotała  na  wietrze,  a  jej  kasztanowate  kędziory  pod 

wpływem wiatru i wody wyglądały dziko i seksownie.   

–  Hunter  –  powiedziała.  Jej  szmaragdowozielone  oczy  błyszczały.  –  Myślę,  że  moje 

pierwsze wrażenie było prawidłowe.   

– To znaczy? 
– Że  jesteś dobrym  i  łagodnym  mężczyzną. Uśmiechnął  się ze smutkiem  i zaczął  iść  w 

kierunku domu.   

– Nie chcę takiego zakończenia – zawołała. Zatrzymał się.   
– Chcę zostać tutaj na noc. Z tobą.   

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY 

 

Stało się. Już było za późno, żeby cofnąć wypowiedziane słowa.   

Właściwie nawet tego nie chciała.   

Była  zdziwiona  przebiegiem  całego  dnia.  Spodziewała  się  sztywnego  spotkania,  a 

tymczasem poznała jego ojca i przyjaciół. Dowiedziała się również, że Hunter ma serce.   

Ale gdy oddał jej tkalnię, myślała już tylko o powrocie do Shanville.   

A dlaczego? 

Ponieważ była przestraszona.   

Bardziej  bała  się  Huntera  –  mężczyzny,  niż  Huntera  Axona,  bezwzględnego  magnata 

biznesu.   

Ale nigdy nie uciekała przed wyzwaniem i teraz też nie chciała uciec.   

Dlatego postanowiła zostać.   

Więcej niż zostać.   

Zaoferowała siebie.   

I z jego reakcji wywnioskowała, że nie był przygotowany na przyjęcie jej propozycji.   

Stał i patrzył na nią, jakby zastanawiał się, co z nią zrobić.   

Prawdopodobnie zmienił zdanie, pomyślała. Może źle odczytała sygnały, subtelne oznaki 

jego zainteresowania nią. Może nie chciał jej więcej.   

Sprawa została załatwiona, oferta zaakceptowana. Był gotowy odesłać ją do domu.   

Skinął głową, ciągle na nią patrząc.   
– Dobrze – powiedział. Odwrócił się i zaczął iść w stronę domu.   
Dobrze? Co to znaczy? 

Kiedy  go  dogoniła,  zobaczyła,  że  rozmawia  przez  telefon.  Polecał  komuś  zabrać  jej 

rzeczy z hotelu. Był tak podniecony, jakby zaoferowała mu miskę zupy.   

–  Jeśli  nie  jest  ci  to  na  rękę,  mogę  zostać  w  hotelu  –  powiedziała,  idąc  szybko,  żeby 

dotrzymać mu kroku.   

Zatrzymał się tak nagle, że o mało nie wpadła na niego.   
– Nie lubię gierek – powiedział. Stali naprzeciw siebie twarzą w twarz.   
– Ani ja – odpowiedziała.   
–  Dlaczego  więc  tak  postępujesz?  Jeśli  chcesz  tu  zostać,  to  będziesz  więcej  niż  mile 

widziana w moim domu, a jeśli nie, to załatwię ci powrót do Shanville.   

Dlaczego był taki zimny i obojętny? Nie chciał, żeby została? 
– Jeśli mnie nie chcesz, to... – zamilkła.   
Ale on spojrzał na nią czule.   
Pogładził ręką  jej policzek,  a później  jego palce  powędrowały do podbródka.  Delikatnie 

uniósł jej głowę do góry i pocałował w usta.   

– Tak bardzo chciałem cię pocałować, odkąd zobaczyłem cię w stołówce na zebraniu..   
Wziął jej rękę i wolno podniósł do ust.   
– Niefortunnie się składa, ale mam zaraz spotkanie w interesach, ale nie powinno potrwać 

background image

długo.   

– Nie szkodzi. Chciałabym się tylko odświeżyć.   
Dotknął jej włosów.   
– Wyglądasz przepięknie – powiedział, pieszcząc ją spojrzeniem.   
– Dziękuję, ale mimo wszystko chcę wziąć prysznic.   
– Zaraz to załatwimy. – Weszli do domu i przechodzili przez szereg pokoi. Podziwiała po 

drodze obrazy wiszące na ścianach. Większość z nich studiowała w szkole.   

–  Czy  to  jest  Kandinsky?  –  spytała,  zatrzymując  się  przed  obrazem  przedstawiającym 

kolorowe sześciany.   

Skinął głową.   
– Lubisz modernistyczne malarstwo? 
– Czasami – odpowiedziała uczciwie. – Ale bałabym się na twoim miejscu.   
– Dlaczego? 
– Co by się stało z takim skarbem, gdyby nadszedł huragan albo powódź? 
– Tak, to jest pewna ryzyko. Mam zamiar przekazać większość obrazów do muzeum, ale 

tymczasem wybudowałem w piwnicy skarbiec, gdzie  mogę ukryć obrazy podczas  huraganu 
lub powodzi.   

Wziął  ją za rękę i poprowadził dalej, aż zatrzymał się w eleganckim apartamencie. Stało 

w nim łóżko królewskich rozmiarów, a przez francuskie okna można było podziwiać basen i 
dalej wody Atlantyku.   

–  Czuj  się  jak  u  siebie  w  domu.  W  łazience  znajdziesz  przybory  toaletowe,  szlafroki  i 

ręczniki...  wszystko,  czego  będziesz  potrzebowała.  –  Podniósł  raz  jeszcze  jej  rękę  do  ust  i 
ucałował. Było to rycerskie  i wytworne.  Czekała  na więcej, ale on odwrócił się  i wyszedł z 
pokoju.   

Poszła do łazienki. Była wielka, elegancka i wyglądała na nowiutką, jak wszystko w tym 

domu. Wszystko, co znajdowało się łazience, było przeznaczone dla kobiety. Nie był to pokój 
gościnny.   

Zaczęła się zastanawiać, ile kobiet „odświeżało się” w tej łazience.   

Po wyjściu z niej znalazła na stoliku butelkę szampana i kryształowy kieliszek.   

Nalała sobie trochę musującego płynu i wyszła na taras. Stały tam dwa wygodne fotele.   

Z przyjemnością napawała oczy wspaniałym widokiem, dopóki nie usłyszała pukania do 

drzwi. Kiedy je otworzyła, zobaczyła Huntera z jej walizką w ręku.   

– Jestem zdumiona, że sam się tym zająłeś.   
– Dlaczego? 
– Myślałam, że ktoś... z twojej służby to załatwi.   
–  Jedyną  osobą,  która  u  mnie  pracuje,  jest  Gehta  –  powiedział,  wchodząc  do  sypialni. 

Walizkę położył na łóżku.   

– Czy smakuje ci szampan? – spytał miękko. Zobaczył, jak przełyka ślinę, gdy jego oczy 

omiatały spojrzeniem jej postać.   

– Tak, dziękuję – powiedziała.   
Zrobił krok w jej kierunku i dotknął jej policzka.   

background image

Jej ciało zareagowało natychmiast na jego dotknięcie.   

Nie  odrywając  spojrzenia  od  jej  oczu,  rozwiązał  pasek  jej  szlafroka.  Zatrzymał  się  na 

chwilę, jakby czekał, że go powstrzyma, ale ona tego nie zrobiła.   

Położył więc ręce na jej ramionach i zsunął z niej szlafrok. Stała teraz przed nim naga.   
–  Jesteś taka  piękna  –  powiedział,  dotykając  delikatnie  jej  ramion.  Jego oddech  stał  się 

nierówny  i  chrapliwy.  Jego  pocałunek  pozbawił  ją  resztek  tchu.  –  Jeśli  jeszcze  raz  cię 
pocałuję – ostrzegł ją schrypniętym głosem – nie poprzestanę na tym.   

Obserwował ją i czekał.   
– Pocałuj mnie jeszcze raz – wyszeptała.   
Pocałował  ją,  potem  drugi  raz,  głębiej.  Zsunął  dłonie  po  jej  plecach,  zatrzymując  się  na 

pośladkach, przygarniając ją jeszcze bliżej. Na chwilę zanurzył twarz w jej włosach, i potem 
zaczął drażnić językiem brodawkę jej piersi.   

Nie mogła się już powstrzymać. To, co robił, paliło jej wnętrze. Drżały jej kolana. Objęła 

go, bo bała się, że za chwilę upadnie.   

Wówczas uniósł ją w górę i zaniósł na łóżko. Zaczął się rozbierać.   
– Cassie – powiedział miękko.   
Ale ona nie chciała z nim rozmawiać. Nie teraz.   

Jego  miłość  była  namiętna,  prawie  desperacka.  Trzymał  jej  ręce,  kiedy  wchodził  w  nią 

głębiej i głębiej.   

A później  leżeli cicho spleceni w uścisku, patrząc z zachwytem  na słońce,  kryjące  się w 

morzu.   

– Czy chcesz popływać? 
– Nie mam kostiumu.   
– Nie potrzebujesz. Nikogo tu nie ma.   
Wstał i podał jej ręcznik.   
– Nikt nie będzie o tym wiedział. Jesteśmy sami – uspokoił ją, całując jej ramię.   
Pozwoliła  poprowadzić  się  do  basenu.  Zrzuciła  ręcznik,  ciesząc  się  chwilę  tropikalną 

bryzą,  owiewającą  jej  ciało.  Hunter  przepłynął  już  pół  basenu  i  dawał  jej  znaki,  żeby 
dołączyła do niego.   

Wskoczyła. Złapał ją natychmiast i oplótł ramionami.   
– Robisz to często? – spytała.   
– Nawet nie wiem, czy pływałem tu kiedykolwiek.   
– Co? A jak długo tu mieszkasz? 
– Dobrych kilka lat, ale jestem pewny, że nie korzystałem z basenu.   
– Dlaczego nie? 
– Nie wiem – wzruszył ramionami. – Może dlatego, że zawsze pracuję.   
– Ale wiem, że masz czas na randki. Nawet kobiety w Shanville wiedzą o tym.   
– Naprawdę? 
– Więc żadna z twoich kobiet nie chciała pływać? 
– Z moich kobiet? 
– Wiesz, co mam na myśli.   

background image

– Żadnej tu nie zapraszałem.   
Nie wiedziała, czy może mu wierzyć, ale to nie miało znaczenia. Była z nim tutaj i czuła 

się tak, jakby była tą jedyną, wybraną.   

– Dziękuję – powiedziała.   
– Za co? 
– Za to, że czuję się wyjątkowo.   
– Bo jesteś wyjątkowa – powiedział, całując ją. Przez dłuższą chwilę bawili się w wodzie 

jak dzieci. A potem Hunter wyszedł z basenu i owinął się ręcznikiem. – Idę zamówić obiad. 

Zaraz wracam.   

Cassie pływała  na wznak  i patrzyła w gwiazdy.  Czuła się tak, jakby śniła cudowny  sen. 

Kiedy Hunter wrócił, miał na sobie spodenki, a na ręku trzymał szlafrok.   

– Zamówiłeś już pizzę? 
– Nie. Lubisz homary? 
– Wszystko lubię.   
– Jestem zadowolony, że jesteś tutaj.   
Spojrzała na niego z uśmiechem.   
– Ja również.   
Popłynęła  w  stronę  drugiego  końca  basenu.  Kiedy  się  obejrzała,  stwierdziła,  że  Hunter 

stoi bez ruchu, patrzy na nią i uśmiecha się.   

– Co cię tak śmieszy? – spytała.   
– Nie śmieszy, tylko cieszy, że w moim basenie pływa piękna syrena.   
– Gdyby ludzie z Shanville zobaczyli mnie teraz, nigdy by nie uwierzyli.   
– Mnie też ciężko w to uwierzyć.   
Usłyszeli dzwonek do drzwi. Cassie przestraszyła się.   
– Spokojnie – powiedział Hunter. –  Powiem  im,  żeby  zostawili wszystko na werandzie. 

Kiedy  Hunter  zniknął  w  domu,  Cassie  wyskoczyła  z  basenu,  włożyła  szlafrok,  przygładziła 
ręką  włosy,  a  następnie  usiadła  na  krześle.  Kilka  minut  później  w  drzwiach  pojawił  się 
Hunter. – Już wszystko gotowe – oznajmił.   

Weranda była najwyższą częścią posiadłości, z widokiem na Atlantyk. Cassie, zwrócona 

ku oceanowi, widziała zacumowane w porcie łodzie, połyskujące światłami.   

Hunter uniósł do góry kieliszek szampana.   
– Za ciebie – powiedział.   
Homary były na wpół otwarte, ale Cassie nie wiedziała, jak je jeść.   

Hunter musiał to zauważyć, ponieważ przygotował jej porcję i podał prosto do ust.   
– Wspaniałe – powiedziała, smakując delikatne mięso. Jedli w milczeniu, zadowoleni, że 

są razem. Było to wspaniałe uczucie  spokoju  i relaksu,  jakby  byli ze sobą  już od wielu  lat. 
Cassie marzyła, by ta noc trwała wiecznie.   

Czyż  jej  marzenia  nie  były  śmieszne?  Zaledwie  go  znała  i  nie  było  żadnej  szansy,  żeby 

taki wieczór mógł powtórzyć się kiedykolwiek.   

– Twój ojciec wspomniał mi o kobiecie z twojej przeszłości.   
– To brzmi tajemniczo – powiedział. – Jakiej kobiecie? Cassie przełknęła ślinę.   

background image

– Twój tata powiedział, że byliście zaręczeni.   
–  Nie  –  zaprzeczył.  –  Przez  pewien  czas  myślałem  o  poślubieniu  jej,  ale  nigdy  nie 

byliśmy zaręczeni.   

– Dlaczego? Odłożył widelec.   
– Nie mów mi, jeśli nie chcesz.   
– To było dawno temu. Spotkałem ją, kiedy byłem w college’u.   
Mieliśmy takie same wykształcenie i chcieliśmy tych samych rzeczy.   
– Zakochałeś się w niej.   
– Tak myślałem.   
– I co się stało?   
Westchnął.   
–  Gdy  stajesz  się  bogata  i  sławna,  zmieniasz  się.  Ona  nie  mogła  sobie  z  tym  poradzić. 

Fakt jest taki,  że poślubiła wyjątkowo bogatego człowieka, który był  moim  szefem.  Zerwała 
ze mną i powiedziała mi szczerze, że nigdy by nie wyszła za biedaka.   

– To wszystko wyjaśnia. 
– Co? 
– Twoje działania i ambicje.   
–  Zawsze  miałem  napęd  do  pracy.  A  wtedy  przekonałem  się,  że  nigdy  nie  można 

prawdziwie poznać drugiego człowieka.   

– Co to znaczy? – spytała.   
– To znaczy, że związek powinien dostarczać przyjemności.   
Bardzo ją to zabolało. A więc była dla niego rozrywką. Ale co sobie myślała? Że wróci z 

Bahamów  z  mężem  przy  boku?  Dlaczego  uważała,  że  będzie  ją  traktować  inaczej  niż  inne 
kobiety, z którymi spał? 

– Co się stało? – spytał, patrząc na jej posmutniałą twarz.   
– Nic – odpowiedziała, wpatrując się w pusty talerz. – Dziękuję ci za szczerość. Myślę, że 

większość mężczyzn w takiej sytuacji mówi to, co kobieta chce usłyszeć.   

– Źle mnie zrozumiałaś. O wszystkim mówiłem w czasie przeszłym. Myślałem, że chcesz 

wiedzieć, dlaczego się nie ożeniłem.   

Wziął jej twarz w dłonie.   
– A co z tobą? Co stało się z twoimi planami małżeńskimi? 
– Nie chcę o tym rozmawiać.   
– Dlaczego nie? 
Nie chciała mówić o Oliverze. Odepchnęła jego ręce.   
– Dlatego, że wolę z tobą rozmawiać.   
–  Ale  jak  mogę  cię  poznać,  skoro  nie  chcesz  mi  nic  o  sobie  powiedzieć.  Dlaczego? 

Znowu cię stracę.   

– Nie – uśmiechnęła się smutno. – Cieszę się, że jesteśmy razem.   
– Ja też – powiedział, dotykając jej policzka. 
– Ja też.   

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY 

 

Cassie  otworzyła  oczy.  Cały  pokój  zalany  był  słońcem.  Znajdowała  się  w  olbrzymiej 

sypialni Huntera. Przez chwilę leżała bez ruchu, przypominając sobie ostatni wieczór.   

Po  obiedzie  wrócili  nad  basen  i  siedzieli  tam,  trzymając  się  za  ręce.  A  potem  Cassie 

usnęła wsparta o jego ramię.   

Obudziła się, kiedy niósł ją ostrożnie do swojej sypialni. Położył się obok niej i oplótł ją 

ramionami. Zasnęli przytuleni do siebie.   

Teraz słyszała go rozmawiającego przez telefon z drugiego pokoju.   

Stał tyłem do niej i miał na sobie tylko górę od piżamy.   
– Rozumiem, Willa – mówił – ale to nie zmieni mojej decyzji.   
Odwrócił  się  i  zobaczył,  że  Cassie  już  nie  śpi.  Jego  głos  i  wyraz  twarzy  natychmiast 

złagodniały.   

– Muszę już kończyć – rzucił do słuchawki i odłożył ją, nie mówiąc nawet do widzenia.   
Podszedł do niej i cmoknął ją w usta.   
– Jak spałaś? 
– Cudownie – odpowiedziała. – Słyszałam, że rozmawiałeś z Willą.   
– Przykro mi. To niezbyt przyjemny sposób na budzenie.   
– Czy wynikł jakiś problem? – spytała.   
– Nie, nie ma żadnego problemu.   
Wskazał na tacę stojącą przed nią.   
– Śniadanie. Rogaliki, krem serowy i masło.   
– Królewskie śniadanie – powiedziała.   
Chwycił ją za ramiona.   
– Myślałem... 
– Co? 
– Dziś po południu muszę wziąć udział w imprezie dobroczynnej.   
Serce  się  jej  zatrzymało.  Chciał  ją  zostawić.  Namiętna  noc  skończyła  się.  Teraz  znowu 

miała przed sobą Huntera Axona.   

– Dobrze – powiedziała. – I tak powinnam zbierać się do odjazdu.   
– Nie o to chodzi – uśmiechnął się. – Chciałbym, żebyś poszła tam ze mną.   
Chciał, żeby została? Z nim? 
– Powinnam wracać – powiedziała szybko. – Wszyscy są ciekawi nowin.   
– Zadzwoń i powiedz, że potrzebujesz więcej czasu, niż myślałaś.   
Właściwie, co może zmienić jeden dzień, przyznała – Dobrze – zgodziła się – Dziękuję – 

uśmiechnął się do niej. Pocałowała go.   

– Czy myślisz, że potrzebuję specjalnego stroju na tę okazję? Mam tylko to, w co byłam 

ubrana wczoraj.   

Spostrzegła, że patrzy na nią, jak wygłodniały lew na swoją zdobycz.   
– Bardzo podobało mi się to, co nosiłaś wczoraj – powiedział, idąc do niej.   

background image

Podciągnęła  prześcieradło,  którym  była  owinięta  i  roześmiała  się,  kiedy  chwycił  ją  i 

zaczął nieść do sypialni.   

– Co to za rodzaj akcji? – spytała, gdy byli już w sypialni.   
– Typowa. Politycy szukają bogatych ludzi, a bogaci ludzie polityków.   
– Czy korzysta na tym ktoś jeszcze oprócz polityków i bogaczy? 
– Dzieci, będące w potrzebie.   
– Gdzie to będzie? 
– Na torze wyścigowym – powiedział, kładąc ją na plecach.   
– Co za tor wyścigowy? 
Zaczął ściągać z niej prześcieradło.   
– Tor wyścigowy dla koni.   
– Moje wczorajsze ubranie jest brudne.   
Włożył ręce pod prześcieradło i zaczął pieścić jej piersi.   
– Kupię ci nowe.   
– Nie chcę nowego. Czy jest tu jakaś pralnia, piorąca na sucho? 
Pocałował ją w kark.   
– Myślę, że tak.   
– Jak to, myślisz? 
– Nie mam kontaktów z pralniami.   
– Oczywiście – powiedziała z sarkazmem, odpychając go żartobliwie od siebie.   
Po chwili leżeli, obejmując się ramionami.   
– Nie mogę w to uwierzyć... 
– W co? 
– Że jestem z tobą. Że jesteś zupełnie inny od mojego wyobrażenia o tobie.   
–  Jestem  lepszy,  czy  gorszy?  –  spytał,  całując  ją.  Nagle  zadzwonił  telefon.  Spojrzał  na 

numer.   

– To z mojego biura.   
– Odbierz.   
– Słucham – powiedział niechętnie. – Słuchał przez chwilę. – Nie – oznajmił w końcu. – 

Proszę  nie  zaczynać.  –  Odłożył  telefon  i  odwrócił  się  do  niej.  Ale  coś  się  zmieniło  w  jego 
zachowaniu.   

– Czy coś się stało? 
– Nie.   
Ale czuła, że nie powiedział jej prawdy.   
– Jakiś problem z tkalnią? 
– Powiedz mi – dotknął dłonią do jej policzka – jesteś pewna, że chcesz tę tkalnię? 
Skinęła głową.   
– Ten zakup zwiąże cię z Nowym Jorkiem i z tkalnią na bardzo długi czas.   
Dlaczego próbował wyperswadować jej podjętą decyzję? 
– Do czego zmierzasz? – spytała, owijając się ponownie prześcieradłem.   
– Mogę ci pomóc, Cassie. Mogę ci pomóc, żebyś żyła życiem, o jakim marzyłaś. Możesz 

background image

wrócić do szkoły i zająć się fotografią.   

– Ale ja nie chcę kariery fotograficznej.   
Milczał przez chwilę.   
– Chcesz powiedzieć, że będziesz szczęśliwa, pracując całe życie w fabryce... ? 
–  Właśnie.  –  Usiadła  wyprostowana.  Poczuła  się  tak,  jakby  dostała  klapsa.  –  Jestem 

dumna z tego, co robię. I szczęśliwa. Czy to jest to, o czym śniłam będąc dzieckiem? Nie. Ale 
marzenia  się  zmieniają.  Ludzie  również.  Może  to  trudne  do  zrozumienia  dla  takiego 
człowieka jak ty, ale ja jestem zadowolona z tego, kim jestem. Nie potrzebuję pieniędzy, żeby 
być szczęśliwa.   

– Rozumiem to. Ale to, co zamierzasz zrobić, byłoby trudne nawet dla doświadczonego 

biznesmena. Nie chciałbym zobaczyć cię pokonaną.   

– Nie dopuszczę do tego – zapewniła go.   
–  Widzisz...  czuję,  że  moglibyśmy  pomyśleć  o  wspólnej  przyszłości  tutaj.  Chciałbym, 

żebyśmy mieli na to jakąś szansę.   

– Ja również. Ale nie każ mi wybierać między tobą a tkalnią.   
–  Dlaczego  myślisz,  że  chciałbym  tego,  Cassie?  Martwię  się  o  ciebie  bardziej...  niż 

martwiłem się do tej pory o kogokolwiek.   

Złość, jaką Cassie czuła w sobie, znikła nagle. Mówił do niej, jak... przyjaciel. Podeszła i 

objęła go w pasie.   

Kiedy się do niej odwrócił, zobaczyła w jego oczach ból.   
– Muszę to zrobić, Hunterze. Nigdy nie byłabym szczęśliwa, gdym zostawiła teraz moich 

przyjaciół.   

– Demionowie nie poradzili sobie z tkalnią.   
– Ale ja nie popełnię ich błędów.   
– Nie masz żadnego doświadczenia wprowadzeniu przedsiębiorstwa.   
– To się nauczę. Wszyscy się nauczymy. Hunter patrzył na nią smutnym wzrokiem.   
– Chcę, żebyś była szczęśliwa.   
Przytuliła się do niego.   
– Za ile powinniśmy wyjść? – spytała, patrząc na zegarek.   
– Za godzinę.   
– A co z moim ubraniem! – wykrzyknęła.   
Otworzył  książkę  telefoniczną  i  po  chwili  oznajmił  że  znalazł  pralnię,  w  której  usługa 

trwa tylko godzinę.   

– Zaraz wracam – powiedział, zabierając jej ubranie.   
Wrócił po niecałej godzinie.   
– Kochany jesteś. – Podziękowała mu całusem.   
Po chwili była gotowa.   
– Pięknie wyglądasz – powiedział z zachwytem.   
– Dziękuję. – Pocałowała go w policzek.   
Chwycił ją za rękę i wymaszerowali z domu.   
– Nigdy jeszcze nie byłam na wyścigach konnych.   

background image

–  Mam  nadzieję,  że  się  nie  rozczarujesz  –  powiedział,  otwierając  przed  nią  drzwi 

limuzyny.   

Jak  mogłaby  się  rozczarować,  będąc  w  jego  towarzystwie?  Limuzyna  skierowała  się  w 

stronę lotniska.   

– Dlaczego jedziemy na lotnisko? 
– Ponieważ dalej musimy lecieć.   
– Kiedy masz zamiar powiedzieć mi, dokąd lecimy? 
– Nie mówiłem ci? Na wyścigi konne.   
– Tak. Ale nie powiedziałeś mi, gdzie się one odbywają – Na Florydzie. Obok Miami.   
Po kilkunastu minutach lotu helikopterem zobaczyła linię brzegową.   

Wstrzymała oddech, gdy helikopter lądował na dachu wąskiego budynku hotelowego.   

 

Hunter wziął ją za rękę i poprowadził w dół po schodach, prowadzących do hotelu. Przed 

hotelem czekała na nich limuzyna.   

–  Witam,  panie  Axon  –  powiedział  szofer  w  uniformie.  Jechali  może  pół  godziny.  W 

końcu  szofer  zatrzymał  się  przed  wejściem  do  budynku,  gdzie  zawierano  zakłady.  Słyszała 
gwar otaczającego ich tłumu.   

Kiedy spojrzała na kartę z imionami koni, od razu rzuciło jej się w oczy jedno imię.   
– Hunter – wykrzyknęła i wyciągnęła książeczkę czekową.   
– Stawiam sto dolarów na Huntera.   
– Co? Czy jest koń o tym imieniu? 
– Tak – oznajmiła Cassie ze śmiechem. – To znak niebios. Ten koń zwycięży.   
–  Nie  bądź  śmieszna  –  powiedział  Hunter  kładąc  rękę  na  książeczce  czekowej.  –  Ja 

zapłacę.   

–  Mam  przeczucie  –  powiedziała.  Ale  zanim  podała  czek  kobiecie  w  okienku,  Hunter 

powstrzymał ją.   

– Odłóż to, ja postawię tysiąc dolarów.   
– To jest ryzyko.   
– Mam przeczucie – powtórzył za nią.   
Cassie schowała książeczkę do torebki, a Hunter podał kobiecie pieniądze i odebrał bilet, 

który oddał Cassie.   

– Czy nie jesteś głodna? Na górze jest restauracja.   
Potrząsnęła przecząco głową.   
– Nie – powiedziała. Uśmiechnął się i poprowadził ją w stronę toru.   
– Hunter! Och, mój Boże – zatrzymał ich nagle okrzyk blondynki z dużym biustem.   
Hunter odwrócił się i Cassie zauważyła, że cały zesztywniał.   
– Słyszałam, że będziesz tu dzisiaj. – Kobieta spojrzała na Cassie. – Cześć – powiedziała.   
Hunter przedstawił ją.   
– Cassie Edwards; a to jest moja przyjaciółka.   
–  Val  Forbes  –  machinalnie  powiedziała  kobieta.  –  Dzwoniłam  do  ciebie,  do  biura,  ale 

powiedziano mi, że wyjechałeś z miasta.   

background image

– Tak. Trochę podróżowałem – odpowiedział Hunter.   
– Dobrze wyglądasz – zauważyła kobieta. – Naprawdę dobrze.   
Cassie  spojrzała  uważnie  na  kobietę.  Czy  Hunter  z  nią  spał?  Czy  może  zamierzał  to 

zrobić? Poczuła się chora.   

–  Idźcie  naprzód.  Spotkamy  się  na  miejscu  –  oznajmiła.  Jeśli  chce  porozmawiać  z  tą 

piękną kobietą, to pozwól mu na to. Cassie potrafiła spojrzeć na ich związek z odpowiedniej 
perspektywy. Podeszła do kiosku.   

– Poproszę lody czekoladowe. Podwójne – powiedziała z determinacją.   
– Pamiętam, że powiedziałaś, że nie jesteś głodna – usłyszała za sobą.   
Odwróciła się gwałtownie.   
– A ja pamiętam, że powiedziałeś, że ona jest twoją przyjaciółką.   
– Bo jest.   
– Hmm. Wszyscy powinniśmy mieć takich przyjaciół, jak ona.   
– Co masz na myśli? 
Poczuła ból głowy. Przyłożyła dłoń do czoła, jakby sądziła, że od tego ból minie.   
– Co się dzieje? – spytał Hunter.   
– Zamroziłam mózg.   
– Zamroziłaś mózg? 
– Zbyt dużo i zbyt szybko jadłam lody. – Podała mu na wpół rozpuszczoną porcję.   
– Dziękuję – powiedział z sarkazmem. – Nachyl się. 
– Co? 
– Ze mną też tak się działo, kiedy byłem dzieckiem. Nachyl się. Wiem, że to działa.   
Zaczął masować jej kark i po chwili ból głowy ustąpił.   
– Znacznie lepiej – przyznała.   
Uśmiechnął się.   
– Chodź – wziął ją za rękę. – Idziemy na swoje miejsca. Chciała zadać mu kilka pytań, 

dotyczących Val, ale wiedziała, że nie może. W końcu, to nie był jej interes.   

– Skąd znasz tę kobietę? – usłyszała nagłe swój głos. Hunter spojrzał na nią.   
– Czy ty nie jesteś czasami zazdrosna? 
–  Zazdrosna?  Dlaczego  miałabym  być  zazdrosna?  –  spytała  tak  chłodno,  jak  tylko 

potrafiła.   

– Miło mi to słyszeć, ponieważ wygląda na to, że mamy obok niej miejsca.   
Cassie  spojrzała  we  wskazanym  kierunku.  Siedziała  tam  Val,  a  obok  niej  jeszcze  jedna 

bardzo piękna blondynka. Kobiety pogrążone były w rozmowie i nie od razu ich spostrzegły.   

Po wzajemnym przedstawieniu się, Cassie usiadła obok Val.   

Val i blondynka powróciły do rozmowy. Mimo że Cassie próbowała nie słuchać, o czym 

rozmawiają, to niestety w ciągu pięciu minut dowiedziała się, że Val zrobiła sobie pasemka za 
300 dolarów, kupiła sukienkę za 800, a pantofle za dwieście. Blondynka natomiast poskarżyła 
się, że zapłaciła sto dolarów za manicure i już wyszczerbiła sobie jeden paznokieć.   

W końcu Val odwróciła się do Cassie i spytała: 
– Twoja twarz wydaje mi się znajoma. Czy nie spotkałyśmy się wcześniej? 

background image

– Tak, kilka minut temu. 
– Nie, nie – kobieta roześmiała się. – Wcześniej.   
Cassie potrząsnęła głową.   
– Wątpię – powiedziała.   
– Na imprezie u MS? 
– Nie.   
– To może na balu u gubernatora w Waszyngtonie? 
– Nie.   
–  Hmm.  Wiem,  że  przypomnę  sobie  wcześniej  czy  później...  Czekaj.  Pracujesz  w 

departamencie senatora... jak on się nazywa...? 

– Pracuję w fabryce.   
Kobieta roześmiała się.   
– Trafnie powiedziane. To prawdziwy dom wariatów.   
– Nie – powiedziała Cassie. – Jestem pracownicą fabryki.   
– Co? – powiedziała Val, pochylając się do przodu, jakby nie wierzyła w to, co usłyszała.   
– Pracuję w fabryce – powtórzyła Cassie.   
Kobiety popatrzyły na siebie, a Cassie była prawie pewna, co pomyślały.   

Hunter Axon jest na randce z robotnicą fabryczną.   

Początkowo  była  ciekawa,  co  Hunter  czuje  po  jej  rewelacyjnym  oświadczeniu.  Czy  był 

zaambarasowany? 

Ale  po  chwili  uzyskała  odpowiedź  na  swoje  pytanie,  gdy  Hunter objął  ją  ramieniem  i  z 

dumą uścisnął.   

– To jak się spotkaliście? – spytała blondynka.   
– Hunter kupił fabrykę, w której pracuję.   
– Tylko formalnie, kochanie. Nie wiedzieliśmy jeszcze o tym, kiedy się spotkaliśmy.   
–  Jakież  to  interesujące  –  zauważyła  Val.  –  Nigdy  jeszcze  nie  spotkałam  nikogo...  kto 

pracuje w fabryce.   

– Ja także – dodała blondynka.   
Krew  w  żyłach  Cassie  zawrzała.  Nie  miała  jednak  czasu  na  kontynuowanie  dyskusji, 

ponieważ na torze pojawiły się konie.   

– To twój koń – Hunter wskazał na długie, kasztanowate zwierzę.   
– Myślę, że ma szansę – wyszeptała.   
Koń płynął w powietrzu. Cassie zapomniała o kobietach, siedzących obok. Poderwała się 

z krzesła, widząc, jak koń biegnie po zwycięstwo.   

I rzeczywiście jej koń wygrał.   

Cassie krzyknęła triumfalnie i rzuciła się w ramiona Huntera.   

On chwycił ją i obrócił się z nią kilka razy.   
– Wygrałaś? – spytała Val. Cassie skinęła głową.   
–  Chodźmy  –  powiedział  Hunter,  stawiając  ją  na  ziemi.  Sto  tysięcy  dolarów  na 

dobroczynność.   

Była to dla niej wielka radość. Bez wahania zarzuciła mu ręce na szyję i pocałowała go.   

background image

Hunter wziął ją za rękę i poprowadził do wyjścia.   

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY 

 

Hunter obudził się wcześnie następnego ranka. Patrzył długo na śpiącą Cassie. Większość 

ranków  rozpoczynał  wyskakując  z  łóżka  i  spiesząc  się  do  pracy.  Ale  nie  dzisiaj.  Kiedy 
obudził  się  dzisiaj  i  poczuł  Cassie  w  swoich  ramionach,  stwierdził,  że  tak  wspaniałego 
uczucia nie doświadczył jeszcze nigdy.   

Cassie  była wspaniała.  Poradziła sobie z tymi zaczepnymi kobietami.  To samo zrobiła z 

nim.   

„Pracuję w fabryce…” 
Co  było  złego  w  tym,  że  pracowała  w  fabryce.  Pracowała  z  ludźmi,  których  kochała  i 

którym  ufała.  Każdego  dnia  wracała  do  domu  z  przeświadczeniem,  że  stworzyła  coś 
pięknego.   

Jak wiele ludzi może tak powiedzieć o swojej pracy? 

Z  pewnością  nie  on.  Axon  Enterprises  było  machiną  osiągającą  profity.  Pieniądze  były 

celem nadrzędnym. Etyka nie istniała.   

Sam powinien przyznać, że droga, którą wybrał,  była trudna. Poza ojcem i garstką ludzi, 

których znał od dzieciństwa, nie mógł na nikogo liczyć. Przekonał się już dawno, że pieniądze 
nie dają szczęścia.   

Chciał udowodnić Cassie, że nie jest bezdusznym człowiekiem, za jakiego go uważała.   

Usiadł  na  brzegu  łóżka  i  objął  głowę  dłońmi.  Dlaczego  nagle  chciał  udowodnić,  że 

postępuje moralnie? 

Cassie.   

Wyprostował  się  i  znów  spojrzał  na  nią.  Jej  piękność  była  delikatna,  prawie  eteryczna. 

Miała twarz anioła. Grube, czarne rzęsy, zaróżowione policzki i smukłe ciało w kolorze kości 
słoniowej. Obecność Cassie inspirowała go do bycia lepszym człowiekiem.   

Zastanawiał się, jak Cassie poradzi sobie z tkalnią bez patentu na nowy materiał. Tkalnia 

potrzebowała tego patentu. Bez niego w ciągu roku zbankrutuje.   

–  O  czym  tak  rozmyślasz?  –  spytała  Cassie,  przecierając  oczy.  Jej  piękne  włosy  leżały 

rozrzucone na poduszce.   

– O tobie – powiedział.   
Wyciągnęła rękę i uśmiechając się, dotknęła jego policzka.   
– Która godzina? – spytała, wskazując zegarek.   
– Blisko dziewiąta.   
Usiadła natychmiast.   
– Powinnam wracać do Shanville.   
Skinął głową.   
– Polecę tam z tobą.   
– Do Shanville? 
– Tak.   
– Dlaczego? 

background image

–  Ponieważ...  –  przerwał,  bo  nie  chciał  jej  powiedzieć,  że  rozważa oddanie  jej  patentu, 

dopóki, nie będzie miał pewności, że tkalnia poradzi sobie z produkcją – są pewne rzeczy, o 
które muszę zadbać przed dokonaniem transferu.   

– Czy ty znowu nie wymyśliłeś czegoś nowego? 
– Czegoś nowego? 
Czy to możliwe, że w dalszym ciągu mu nie ufa? 
–  Nie.  Sprzedam  ci  tkalnię.  Ale  to  ciągle  jest  skomplikowane.  Nie  chciałbym,  żebyś 

zbankrutowała.   

– Nie obawiaj się o to. Stawiamy nasze domy pod zastaw. Pamiętasz? 
– Więc uważasz, że będę się cieszył świadomością, że będę mógł mieć własne miasto? 
Zawahała się. Zobaczył na jej twarzy obawę.   
– Chciałbyś raczej pieniądze – stwierdziła.   
Myliła się. Nie chodziło mu o pieniądze. Chciał, żeby mu zaufała.   

Pocałował ją w ramię.   
– Ubierz się. Musimy wziąć się do pracy.   
 

Cassie stała w hali  fabrycznej.  Nie było teraz wspaniałego świata Huntera.  Zamiast tego 

ciężkie  wiktoriańskie  krosna  pracowały  z  szumem,  których  muzykę  opisała  w  wierszu  jej 
babcia.   

Wszyscy wokół niej byli jej przyjaciółmi, kobiety, które znała przez całe swoje życie.   
– Cassie – podeszła do niej Luanna. – Zrobiłaś dobrze. Wszyscy jesteśmy ci wdzięczni.   
–  Luanna  ma  rację  –  dołączyła  Ruby.  –  Ocaliłaś  naszą  tkalnię.  Twoja  babcia  byłaby  z 

ciebie dumna.   

– Ale nie mamy patentu – powiedziała Luanna.   
– Nie – przyznała Cassie. I nigdy nie będą mieli. Hunter sfinansuje pożyczkę na fabrykę, 

ale patent jest dla niego zbyt cenny.   

Luanna wzruszyła ramionami.   
– Uważam,  że Oliver zrobił to, co musiał. Trudno obwiniać człowieka,  że chce zarobić 

pieniądze.   

– Dlaczego nie? – powiedziała Priscilla, która całe swoje dorosłe życie przepracowała w 

tkalni. – Dlaczego nie należy go winić? 

Cassie rozumiała ich gniew, ale ona sama nic nie czuła do Olivera.   

Jej myśli były zajęte wyłącznie Hunterem. Co powiedział, co zrobił, jak ją dotykał, jak ją 

całował.   

Czuła, że nie tylko posiadł jej ciało, ale również i duszę.   

I to ją niepokoiło.   

Przez  całą  drogę  powrotną  prawie  nie  rozmawiali  ze  sobą.  Hunter  zajęty  był  pracą  przy 

komputerze.   

– Nie rozumiem, dlaczego on ciągle tu jest – zastanawiała się Priscilla.   
– Kto? 
– Hunter Axon.   

background image

Cassie zarumieniła się.   
– Chce z niektórymi z nas porozmawiać o produkcji.   
– Ale co go to obchodzi, jeśli sprzedał nam tkalnię.   
– Bo ją finansuje – wyjaśniła Luanna.   
–  I  nie  chce,  żebyśmy  zbankrutowali  –  dodała  Cassie.  Jak  miała  wyjaśnić  swym 

przyjaciółkom, że zakochała się w człowieku, którego uważała za wroga? 

Priscilla uśmiechnęła się do niej.   
– Czy boisz się, że to wszystko może skończyć się dla ciebie boleśnie? 
– On jest uczciwym człowiekiem... on jest...   
– My wszystko rozumiemy, Cassie. On daje nam tkalnię.   
–  Nie  mogłabym  być  bardziej  szczęśliwa  –  przyznała  Luanna  z  uśmiechem.  –  Miałam 

nadzieję,  że  po  Oliverze  spotkasz  wkrótce  kogoś  innego.  –  Wszystkie  kobiety  potaknęły  z 
akceptacją.   

Cassie westchnęła.   
–  Nie  wiem,  czy  to,  co  jest  pomiędzy  mną  i  Hunterem,  nie  spowoduje  jakichś 

komplikacji.   

 
– Nie mówisz chyba tego poważnie – powiedziała Willa, siedząc naprzeciw Huntera przy 

drewnianym stole.   

Hunter właśnie skończył przedstawiać Willi swój plan.   
– Mówię poważnie.   
– Czy wiesz, ile czasu spędziłam, przygotowując tę całą transakcję? 
– Zostaniesz za to wynagrodzona, Willa. Tak jak zwykle.   
– To nie była dla mnie typowa transakcja.   
– Rozumiem to.   
– Oliver liczył na to, że na Dalekim Wschodzie ruszy produkcja.   
– Oliver otrzymał już obiecane odszkodowanie.   
– Nie bądź głupi, Hunter. Możesz stracić miliony. Hunter doceniał obawy Willi, ale nie 

powiedziała mu nic, o czym by nie wiedział. Nie miał wielkiego wyboru. Nie mógł zostawić 
Cassie w Shanville z tkalnią, która zmierzała ku bankructwu.   

– Zapominasz, że będę miał procent z zarobków uzyskanych z patentu.   
– Patent jest bezwartościowy, jeżeli nie wiedzą, jak go sprzedać.   
– Więc musimy im pomóc.   
– Dlaczego sami tego nie zrobią? 
– Oni stawiają więcej niż pieniądze. Ci ludzie inwestują całe swoje życie w tkalnię.   
– No i co z tego? – Willa wzruszyła ramionami. – Czy wcześniej przejmowałeś się takimi 

rzeczami? 

Co  miał  powiedzieć?  Willa  miała  rację.  Ale  ludzie  z  Shanville  nie  byli  teraz  dla  niego 

anonimowymi robotnikami.   

– Zamiast pojechać na Daleki Wschód, wrócisz na Bahamy – powiedział do niej.   
– Hunter, proszę. I to wszystko dla robotnicy? 

background image

Hunter nie mógł uwierzyć, że Willa mogła być taką snobką.   
– Ona nie jest robotnicą – powiedział. – Jest tkaczką, która ratuje swoją tkalnię.   
– To nie ma nic wspólnego z ratowaniem tkalni. To tylko rewanż. Jasny i prosty.   
– Rewanż? 
Willa milczała przez moment.   
– O niczym nie wiesz? 
– O czym? 
– Cassie i Oliver byli zaręczeni.   
Hunter  zawahał  się.  To  niemożliwe.  Cassie  i...  Oliver?  Mężczyzna,  od  którego  kupił 

tkalnię? Mężczyzna, który krążył wokół Willi jak szczeniak? 

– Z Oliverem Demionem? – usłyszał swój głos pełen zdumienia.   
– Zakochała się w nim, gdy byli jeszcze dziećmi. Ale on nigdy jej nie kochał. Zaręczył się 

z nią, ponieważ czuł się do tego zobligowany.   

Hunter milczał. Dlaczego Cassie nie powiedziała mu, że Oliver był jej narzeczonym? 
–  Kiedy  mnie  spotkał,  zerwał  zaręczyny.  Cassie  była  zrozpaczona.  –  Willa  potrząsnęła 

głową i westchnęła. – Biedny Oliver, miał poczucie winy, przynajmniej dotąd, dopóki Cassie 
nie przysięgła mu rewanżu.   

Hunter nie mógł uwierzyć w to, co słyszał. Czy to mogła być prawda? 
–  Oliver  przewidywał,  że  Cassie  skieruje  się  ku  tobie.  Ale  ja  w  to  nie  wierzyłam,  a  z 

pewnością nie sądziłam, że sprzedasz jej tkalnię.   

Hunter już dość usłyszał.   
– Nie mam czasu na słuchanie plotek, Willa.   
Wyszedł  do  holu  i  poszedł  do  swojego  biura.  Czy  pomylił  się  w  osądzie  Cassie?  Czy 

grała z nim przez cały czas, żeby zrealizować to, co chciała? 

Czy przeoczył jakiś sygnał? Czy był tylko pionkiem w jej grze? 

Ale  to  nie  miało  znaczenia.  Jest  człowiekiem  honorowym  i  powinien  dać  Cassie tkalnię 

razem z patentem, ale od tej chwili ich kontakty będą tylko służbowe.   

background image

ROZDZIAŁ DWUNASTY 

 

Cassie  patrzyła  na  telefon.  Była  blisko  dziewiąta  i  Hunter  do tej  pory  nie  zadzwonił.  W 

miarę upływu czasu, coraz bardziej stawało się oczywiste, że już nie zadzwoni.   

Co  to  znaczyło?  Czy  tak  bardzo  był  zajęty?  A  może  rozmyślił  się  co  do  tkalni.  Ale 

przecież powiedział, że ją sprzeda, i ona mu wierzyła.   

Słyszała, że następnego dnia wyjeżdża i ostatnią noc spędzi w hotelu.   

Podeszła  do  okna.  Zimny  i  ostry  wiatr  dzwonił  o  szyby.  Mimo  ciepłego  swetra,  Cassie 

zadrżała.   

Aż  trudno  było  jej  uwierzyć,  że  poprzedniej  nocy  spała  naga  przy  otwartym  oknie 

francuskim, a jeszcze trudniej, że mężczyzna, z którym się kochała, nie dbał już o nią.   

Był to scenariusz, który również rozważała.   

Wyobrażała  sobie  wszystko,  co  najgorsze.  Może  doszedł  do  wniosku,  że  miedzy  nimi 

istnieją zbyt duże różnice? Może już się nią zmęczył, a może nigdy o nią nie dbał? Może... to 
już koniec ich znajomości? 

Jeśli wszystko się skończyło, nie powinna być zdziwiona. Od samego początku wiedziała, 

że ryzykuje.   

Odwróciła się od okna.   

Dlaczego  tak  dramatyzuje?  Może  wytłumaczenie  jest  bardzo  proste.  Może  jest  bardzo 

zapracowany? 

Spojrzała ponownie na telefon. Sprawdziła godzinę.   

 

Hunter zdjął z ręki zegarek i położył go na nocnym stoliku. Zaczął rozpinać koszulę, ale 

cały czas myślał o Cassie.   

Całe popołudnie i wieczór spędził w biurze, starając się pracować, żeby nie czuć bólu w 

sercu.   

Do diabła. Jak mógł być tak naiwny. Prawdziwa miłość nie jest dla niego.   

Nagle usłyszał pukanie do drzwi.   
– Proszę – burknął, nie mając ochoty na żadne towarzystwo.   
W drzwiach stanęła Cassie.   

Na  jej  widok  wstrzymał  oddech.  Musiał  się  uspokoić.  Skoncentrować.  Odwrócił  się  od 

niej, nie przerywając odpinania guzików.   

– Co tutaj robisz? 
Usłyszał, jak zamyka za sobą drzwi.   
– O co chodzi? – spytała spokojnie.   
– Co masz na myśli? 
– Właśnie sposób, w jaki mnie witasz. Coś się stało, tak? 
– Jestem zmęczony, Cassie.   
– Czy tylko o to chodzi? 
– Dlaczego mi nie powiedziałaś? 

background image

– O czym ty mówisz? 
– O wyrachowaniu – powiedział, robiąc krok w jej kierunku.   
– Może jest tak z tobą.   
– A nie z tobą? – spytał, stając przed nią.   
–  Nie  –  odpowiedziała.  –  Ja  nie  myślę  o  pieniądzach  jako  o  najważniejszej  rzeczy  w 

życiu.   

Do diabła, jaka ona jest piękna, pomyślał.   
– Powiedz mi, co było motywem twojego działania? 
– Co masz na myśli? 
– Dlaczego tak bardzo chciałaś mieć tkalnię? 
– Mówiłam ci. Tkalnia jest naszą krwią. Większość pracujących w niej ludzi, pracowało 

w  niej  całe  swoje  życie.  Nie  mogą  ot,  tak  po  prostu,  odejść  i  rozpocząć  życia  w  innym 
miejscu.   

– Ale ty mogłabyś, prawda? Czy masz... jakiś osobisty powód, żeby odzyskać tkalnię? 
– Oczywiście. Kocham tkalnię i lubię tkać materiał.   
– A Oliver? Jego również tak bardzo kochasz? Cassie przełknęła ślinę.   
Zobaczył, jaka zmiana w niej zaszła na dźwięk tego imienia. A więc była to prawda.   
– Dlaczego nie powiedziałaś mi o nim? 
– Nie miałam zamiaru trzymać tego w tajemnicy. Nie powiedziałam ci o nim, bo nie było 

to dla mnie ważne.   

– Ty i Oliver kochaliście się od dziecka? 
– Tak. – Wzruszyła ramionami. – Wszyscy uważali, że powinniśmy się pobrać. Ja też tak 

uważałam.   

Poczuł, jak serce rozdziera mu się na dwoje. Nienawidził tego uczucia.   
– Zerwanie musiało być dla ciebie bolesne – powiedział sztywno.   
– Nie z tego powodu, co myślisz. Po prostu trudno było pogodzić się z myślą, że osoba, 

która była ci bliska, już nią nie jest. Ale z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że było to dla nas 
najlepsze rozwiązanie. Nie było pasji w naszym związku.   

To chyba prawda? Cassie była dziewicą.   

 

Cassie  nie  spodziewała  się  takiej  reakcji  Huntera.  Co  się  stało?  Dlaczego  Hunter  był 

niezadowolony, że nie powiedziała mu o swoim byłym narzeczonym? 

– Hunter... przykro mi. Czy jest coś, co cię niepokoi? Czy może fakt, że byłam zaręczona 

z Oliverem? 

– Oczywiście, że nie. – Jego oczy były ciemne i niebezpieczne. – Dlaczego miałaby mnie 

obchodzić jakaś stara, romantyczna historia? 

Jeśli chciał ją zranić, to mu się to doskonale udało.   
– Moje zainteresowanie tkalnią jest czysto biznesowe – powiedział chłodno. – Nie chcę, 

by Axon Enterprises zostało wciągnięte w jakieś miejscowe spory.   

Miejscowe spory? 
– Czy myślisz, że chciałam kupić tkalnię z powodu Olivera? 

background image

– A nie? 
Zaniemówiła zaskoczona. Dlaczego nie powiedziała mu wcześniej o Oliverze? 
– Hunter – powiedziała, robiąc krok w jego kierunku, ale on odsunął się od niej.   
Wszystko więc stracone. Co może mu więcej powiedzieć? Nic.   

Odwróciła się do drzwi i wzięła za klamkę.   
– Zrobiłam błąd, przychodząc tutaj. Przepraszam, że cię niepokoiłam.   
Zanim zdążyła wyjść, chwycił ją za ramię i przyciągnął do siebie.   
– Nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Czy kupiłaś tkalnię, żeby odegrać się na Oliverze? 
– Nie. – Spojrzała mu prosto w oczy. Były ciemne i pełne złości.   
Spędziła z nim kilka dni i kochała go. Ale to koniec.   
– Dlaczego przyszłaś tu dzisiaj? – spytał.   
– Przyszłam, żeby cię zobaczyć. Nie mogłam przestać myśleć, że jesteś w mieście, a nie 

jesteś ze mną.   

Nagle zdał sobie sprawę, że był po prostu o nią zazdrosny. Zazdrosny o Olivera.   

Czy to możliwe? 

Jak mógł być zazdrosny o człowieka, którego ona nigdy nie pragnęła? A dowodem na to 

było jej dziewictwo.   

– Nigdy nie kochałam Olivera. Nigdy. Troszczyłam się o niego jak siostra o brata.   
– Ale chciałaś go poślubić. Westchnęła.   
–  Zaręczyliśmy  się,  gdy  byliśmy  w  wyższej  szkole.  Byliśmy  najlepszymi  przyjaciółmi. 

Nigdy nie myślałam, że stanie się kłamliwy i tak łasy na pieniądze. Dawno powinnam zerwać 
z nim zaręczyny.   

Podeszła do niego.   
–  Przepraszam,  że  nie  powiedziałam  ci  o  nim.  Ale  czas  spędzany  z  tobą  był  specjalny, 

taki... magiczny i taki dla mnie cenny. – Zawahała się. – Nie chciałam go tracić, rozmawiając 

o Oliverze. Chcesz, żebym odeszła? Wstrzymała oddech, czekając na jego odpowiedź.   

– Nie – potrząsnął głową. – Jego oczy błyszczały.   
Zaczął  ją całować.  Usta, oczy,  włosy,  policzki  i znowu usta.  Cassie sięgnęła rękami pod 

jego na wpół rozpiętą koszulę i przytuliła się do jego nagiej piersi.   

Spojrzała na niego, gdy zatrzymał jej ręce.   
– Chcę patrzeć na ciebie.   
– Co? – spytała.   
– Chcę cię widzieć. Całą.   
–  Chcesz,  żebym  się  rozebrała?  –  spytała  i  spojrzała  w  kierunku  łazienki.  –  Okay,  za 

chwilę będę.   

– Nie – powiedział, przyciągając ją do siebie. – Tutaj. Chcę patrzeć, jak to robisz.   
Chciał... patrzeć? 

Poczuła trzepotanie serca. Jak striptiz? 

Na tę myśl zaczerwieniła się.   

Dlaczego była zakłopotana? 

Przecież już widział ją nagą.   

background image

Patrzył na nią intensywnie. Czy to miał być rodzaj jakiegoś testu? Cokolwiek by to było, 

mogła  sobie  z tym  poradzić.  Zaczęła  się  rozbierać,  kiedy  została  tylko  w  staniku  i  skąpych 
majteczkach,  jego  oczy  pociemniały,  a  oddech  stał  się  chrapliwy.  Rozebrał  ją  do  końca  i 
zaniósł na łóżko. Kochali się, patrząc sobie w oczy.   

A potem, gdy trzymał ją mocno w ramionach, powiedziała: 
– Chciałabym, żeby ta chwila trwała wiecznie.   
Nic na to nie odpowiedział. Udawał, że śpi, i we śnie odwrócił się od niej.   

 

Kilka godzin później Cassie jeszcze nie spała.   

Dlaczego nie zareagował na to, co powiedziała? Dlaczego się od niej odwrócił? Po prosta 

jej nie kochał.   

Jak mogła myśleć, że Hunter jest zazdrosny o Olivera? 

Ale kiedy chciała wyjść z łóżka, chwycił ją w żelazny uścisk.   
– Dokąd idziesz? 
– Do domu.   
– Dlaczego? – spytał.   
– Bo właśnie... powinnam wrócić do domu. Nie mam ubrania na jutro.   
Spodziewała się, że zaprotestuje, ale on powiedział tylko: 
– Okay – i wrócił do łóżka.   
A więc zgadzał się na to. Musi wziąć torebkę i wyjść, zanim się rozpłacze.   
– Zaczekaj – zawołał w tej samej minucie. – Odwiozę cię do domu.   
– Nie – powiedziała szybko. – Wracaj do łóżka, jest późno.   
– Przyjechałaś samochodem? – spytał, ignorując jej protest.   
–  Porozmawiamy  jutro  –  powiedziała,  biorąc  płaszcz.  Nagle  zdała  sobie  sprawę,  że 

zabrzmiało to tak, jakby spodziewała się jego telefonu. – Albo kiedy indziej – dodała.   

Otworzyła drzwi, ale on był szybszy.   
– Jesteś samochodem? – powtórzył pytanie. Poddała się. Był taki uparty.   
– To śmieszne – powiedziała. – Będziesz jechał za mną drugim samochodem? 
–  Nie  mam  samochodu.  Ten,  który  wynająłem,  został  już  zwrócony.  Podrzucę  cię  do 

domu i wrócę twoim samochodem.   

A więc, nie zamierzał spędzić z nią reszty nocy.   
– Dlaczego to robisz? – spytała.   
– Nie pozwolę ci wracać samej do domu w środku nocy.   
– To jest Shamille. Tu jest bezpiecznie. Otworzył drzwi.   
– Chodźmy – powiedział.   

background image

ROZDZIAŁ TRZYNASTY 

 

Hunter zawsze  lubił spędzić  noc razem z kobietą,  z którą się kochał.  Uważał,  że ten akt 

snu jest bardziej intymny niż samo zbliżenie.   

Rzadko  jednak  zapraszał  kobietę  do  swojego  łóżka.  Wolał  takie  sytuacje,  kiedy  mógł 

pożegnać się i wyjść, gdy tylko chciał.   

Kiedy kobieta proponowała mu, by poznał jej rodzinę, szybko się wycofywał. Ale zawsze 

postępował  uczciwie.  Nigdy  nie  obiecywał  trwałego  związku.  Aż  do  teraz.  I  co  się  stało? 
Prawie popełnił błąd.   

Cassie  twierdziła,  że  nic  już  nie  czuje  do  Olivera.  Przekonywała  go,  że  jej  wola 

uratowania tkalni nie miała nic wspólnego z rewanżem.   

Szli przez parking, a ich kroki odbijały się głuchym echem.   
– To mój samochód – wskazała na zielonego forda LTD.   
– Ja poprowadzę – powiedział Hunter.   
Podała mu kluczyki. Hunter przekręcił kluczyk w stacyjce i... nic.   
– Czasami trzeba przekręcić kilka razy – poinformowała go Cassie i rzeczywiście silnik 

po chwili zaskoczył.   

– Nie jestem ekspertem od samochodów, ale wydaje mi się, że silnik potrzebuje naprawy.   
– Najbliższy punkt naprawy jest o pół godziny drogi stąd. I jest bardzo drogi.   
– Ja się tym zajmę.   
– Nie – powiedziała stanowczo.   
– Dlaczego nie? 
– Ponieważ mogę zrobić to sama.   
W  samochodzie  zapanowała  niezręczna  cisza.  Cassie  była  obezwładniona  przeczuciem, 

że go traci.   

Co się stało? Jak mogli być ze sobą tak blisko, a po chwili tak daleko.   

Hunter podjechał pod dom i zatrzymał się. Jeszcze raz nadeszła pora pożegnania.   
– Dziękuję – powiedziała.   
 

Popatrzył w jej oczybłyszczące w świetle księżyca. Otwarte i ufne... i zranione. Nie, nie 

mógł wrócić do hotelu. Bez niej.   

Wyłączył samochód i oddał jej kluczyki.   
– Nie wracasz? – spytała.   
– To zależy od ciebie.   
–  Hunter,  ja  nie  chcę,  żebyś  tylko  dlatego  został,  że  czujesz  się  w  jakiś  sposób 

zobowiązany.   

– Zobowiązany? 
Czy  błędnie  odczytywał  jej  zachowanie?  Czy  może  jego  narcystyczny  umysł  nie 

zauważył,  że  Cassie  nie  chciała  niczego  więcej,  tylko  jego?  Może  Willa  myliła  się.  Może 
Cassie nie chodziło o rewanż? 

background image

Domyślał  się,  dlaczego  Cassie  chciała  w  środku  nocy  opuścić  jego  przytulny  pokój 

hotelowy. Po prostu uważała, że on tego pragnie.   

Słyszał oczywiście, gdy powiedziała, że chciałaby pozostać na zawsze w jego ramionach. 

Nie mógł jednak na to odpowiedzieć. Nie chciał uwierzyć, że Cassie go wykorzystała, ale nie 
mógł  też  tego  zupełnie  zignorować.  Wiedział  jednak  na  pewno,  że  nie  chce  zrobić  jej 
przykrości.   

– Je suis désolé – mruknął.   
– Co to znaczy? 
Nagle zdał sobie sprawę, że powiedział do niej po francusku.   
– To znaczy, że jest mi przykro.   
Wahała się przez chwilę, ale w końcu spytała.   
– A co powiedziałeś, kiedy byliśmy na urwisku? 
–  Tu  es  la femme  la  plus  belle  que  j’ai  jamais  vue.  To  znaczy,  że  jesteś  najpiękniejszą 

kobietą, jaką do tej pory spotkałem.   

–  Czułam,  że  to  nie  miało  nic  wspólnego  z  pogodą.  –  Uśmiechnęła  się.  –  Dziękuję.  – 

Zaczerwieniła  się  lekko  i  spojrzała  przez  okno.  Stawała  się  nerwowa  w  jego  obecności. 
Położyła ręce na kolanach.   

– Czy wiesz, że założycielem tkalni był Francuz? Nazywał William Demion.   
Hunter potrząsnął głową.   
– Wyemigrował z Francji w dziewiętnastym wieku. Skierował się do Shanville, ponieważ 

słyszał, że wydobywa się tu łupki.  Ale gdy tu przyjechał, zobaczył ciężarówki wyładowane 
krosnami, zmierzające na wysypisko i kupił cały zestaw za dziesięć dolarów.   

Hunter odwrócił głowę.   
– Właściciel krosien był tkaczem, więc zatrudnił go i tak powstała tkalnia Demiona.   
Ale Hunter nie chciał teraz dyskutować o tkalni Demiona ani o jej dawnym właścicielu – 

Czy chciałbyś się trochę przespacerować? – spytała go nagle Cassie.   

– Spacer? W środku nocy? 
– Jest coś, co chciałabym ci pokazać.   
– Oczywiście – powiedział. W końcu wyjeżdżał jutro do Francji.   
Wyciągnęła do niego rękę.   
– Chodź – powiedziała.   
Poszła w kierunku  lasu.  Księżyc  był w pełni  i oblewał swym  blaskiem ścieżkę,  którą  go 

prowadziła. Kiedy po dłuższym marszu wyszli na otwartą przestrzeń, okazało się, że stoją na 
wzgórzu.   

– To jest mój czubek świata – powiedziała.   
Poniżej  ich  stóp  rozpościerało  się  Shanville,  oświetlone  blaskiem  księżyca.  Widział 

dokładnie fabrykę i nawet swój hotel.   

– Zaczęłam tu przychodzić po śmierci rodziców. Wydawało mi się, że tutaj jestem bliżej 

nieba.   

Przyciągnął ją do siebie.   
– Co się z nimi stało? 

background image

– Był to wypadek samochodowy. Miałam wtedy pięć lat. Wychowała mnie babcia.   
– Czy twoi rodzice również pracowali w tkalni Demiona? 
– Tak. Spotkali się w college’u. Po jego ukończeniu mama chciała wrócić do Shanville. 

Tkalnia była jedynym miejscem, gdzie mogli znaleźć pracę.   

Dotknął jej policzka, jakby chciał zetrzeć z niego niewidzialne łzy.   
– Jaki college skończyli? 
– College Michigan. Ja też tam poszłam i studiowałam... dopóki nie zachorowała babcia.   
– Studiowałaś fotografię? – Tak.   
Nie mógł się powstrzymać, by nie spytać o Olivera.   
– Trudno musiało ci być z dala od Olivera.   
–  Nie  –  powiedziała  z  wahaniem.  Spotkała  spojrzenie  jego  oczu  i  dodała:  – 

Przypuszczam,  że  już  wtedy  wszystko  wskazywało  na  to,  że  miedzy  nami  nie  jest  w 
porządku. Właściwie trudno mi wyjaśnić, dlaczego ja i Oliver byliśmy ze sobą tak długo. Tak 
sobie myślę, że chyba dlatego, że znałam go całe życie, a i nasz związek był wszystkim znany 
–  Westchnęła.  –  Teraz,  gdy  spotkałam  ciebie,  to  nie  jestem  pewna,  czy  kiedykolwiek  go 
kochałam.  Może  to  była  tylko  przyjaźń.  Ale  w  tej  chwili  jestem  pewna  jednej  rzeczy.  Nie 
kocham tego człowieka, jakim się stał.   

– Nie kochasz? 
– Zniszczył tkalnię. A następnie sprzedał ją komuś kto... – zawahała się.   
– Planował ją zamknąć.   
– Ona jest jego krwią, podobnie jak naszą. Tu się wychowywał.   
– Nie demonizowałbym tego tak bardzo, Cassie.   
– Był nieodpowiedzialny – powiedziała bez wahania.   
Hunter zastanawiał się,  czy Cassie  byłaby tak samo zła na  Olivera z powodu sprzedania 

tkalni, gdyby nie porzucił jej dla innej kobiety.   

Cassie wzięła go za rękę i stali tak przez chwilę, a później zaczęli iść w stronę miasta.   

Ale nie prowadziła go w stronę domu, tylko w przeciwnym kierunku.   
– Czy idziemy do tkalni? – spytał Hunter.   
Skinęła głową.   
– Chcę ci coś pokazać.   
– Czy masz klucz? 
– Do tego nie jest potrzebny klucz.   
Doszli do tkalni i zatrzymali się na wprost niej.   
– Poczekaj tutaj – powiedziała Cassie.   
– Nie pozwolę, żebyś chodziła gdzieś sama po ciemku.   
– Dlaczego? Robiłam to milion razy. Poza tym, nie chcę zdradzić mojego sekretu.   
– Jakiego sekretu? – spytał.   
Roześmiała  się  i  poprowadziła  go  do  starego  wejścia.  Zeszli  w  dół  po  zniszczonych 

stopniach.   

– Czy ktoś wie o twoim sekretnym wejściu? 
– Tylko ja.   

background image

Zapaliła  światło.  Była  to  stara,  ceglana  piwnica.  Na  jej  ścianach  znajdowała  się  galeria 

fotografii. Hunter przespacerował się wzdłuż wiszących na ścianie zdjęć.   

Cassie wskazała na jedno z nich.   
– To jest oficjalne prezydenckie krzesło, używane przez Cartera. – Za krzesłem stały dwie 

uśmiechnięte kobiety. – Kobieta, która znajduje się tuż za krzesłem, to moja mama, a po jej 
prawej stronie stoi moja babcia. To one utkały ten materiał, którym obite jest krzesło. Tysiąc 
dolarów za jard.   

Kobiety miały takie same kasztanowate włosy i zielone oczy. Wyglądały jak siostry, a nie 

jak matka i córka.   

– Widzę silne podobieństwo rodzinne. Cassie uśmiechnęła się miękko.   
–  Moja  babcia  była  bardzo  dumna  tego  dnia,  ponieważ  wtedy  została  mianowana 

mistrzem tkalniczym.   

– Czy to trudno osiągnąć? 
–  Uczyła  się  zawodu  przez  dziesięć  łat,  pracując  jako  praktykantka.  Była  pierwszą 

kobietą, którą zaszczycono takim tytułem. Do tej pory honorowano tylko mężczyzn.   

Cassie wskazała następną fotografię.   
– A oto materiał, z którego uszyto suknię koronacyjną królowej Elżbiecie.   
I tak po kolei obejrzeli wszystkie fotografie, a Cassie każdą z nich mu objaśniała.   
– Robi wrażenie – powiedział.   
– A teraz zamknij oczy. 
– Co? 
–  Zamknij.  –  Wzięła  go  za  rękę  i  gdzieś  poprowadziła.  Słyszał,  jak  otworzyła  drzwi,  i 

natychmiast zorientował się, że znajdują się w sercu tkalni. – Czujesz? 

Czuł słodki zapach, podobnie jak wtedy, gdy znalazł się w tkalni po raz pierwszy.   
– Co to jest? 
– Zapach historii. Zapach starych maszyn i świeżego jedwabiu.   
Otworzył oczy. Podprowadziła go do starego krosna.   
– Widzisz te nitki? Jutro, pod koniec dnia, z tych nitek powstanie materiał.   
Wskazał na jedną z maszyn.   
– Ale to krosno nadaje się chyba wyłącznie do muzeum.   
– Jest to urządzenie do skręcania nitek we frędzle. Maszyna ta została wymyślona przez 

Leonarda da Vinci. A to poznajesz? 

–  Wzięła  go  za  rękę  i  dotknęła  nią  do  jakiegoś  materiału.  –  Z  takiego  materiału  masz 

zasłony w sypialni na jachcie.   

– To, że nie rozpoznałem materiału, nie znaczy, że go nie doceniam.   
–  To  nie  jest  sprawa  oceny,  tylko  tego,  że  nie  zauważasz  pewnych  rzeczy,  ponieważ 

zajęty  jesteś  pomnażaniem  pieniędzy.  I  to  dotyczy  mnóstwa  ludzi.  To  dlatego  jestem  tak 
przywiązana do tego miejsca. Ono przypomina mi prostsze czasy. Czasy, kiedy życie z pracy 
własnych rąk nie było wstydem.   

– I dalej nie jest.   
– Wszystko jest identyfikowane z pieniędzmi. Nie masz pieniędzy, nic nie znaczysz.   

background image

–  W  jakimś  sensie  jest  to  prawda  –  przyznał.  –  Ale,  Cassie,  nie  możesz  zatrzymać 

postępu. I nie możesz cofnąć czasu.   

– Niestety – powiedziała ze smutkiem.   
Teraz  Hunter  wiedział,  że  Willa  nie  miała  racji.  To  nie  rewanż  kierował  działaniami 

Cassie, tylko miłość do tkalni.   

 

Było  już  koło  drugiej,  kiedy  wrócili  do  domu  Cassie.  Mimo  późnej  godziny  nie  byli 

gotowi na zakończenie tego wieczoru. Rozpalili w kominku i usiedli obok siebie na kanapie, 
trzymając w rękach filiżanki z gorącą czekoladą.   

Cassie  oparła  głowę  o  ramię  Huntera.  Po  raz  drugi  miała  ochotę  powiedzieć  głośno,  że 

chciałaby, by ta noc trwała wiecznie.   

Ale już raz przerobiła taką lekcję, więc teraz milczała.   
–  Tak  przyjemnie  –  powiedział  Hunter,  pocierając  jej  policzek.  –  Nie  chce  mi  się 

wyjeżdżać.   

– Wracasz na Bahamy? – spytała tak chłodno, jak tylko potrafiła.   
Spojrzał na nią.   
– Nie, jadę do Paryża.   
– Och – powiedziała wyraźnie rozczarowana. – Jak długo tam będziesz? 
– Słuchaj, Cassie...   
Poczuła się winna. Nie powinna go o to pytać. Nie ma do tego prawa.   

Położyła palec na jego ustach.   
– Hunter, nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało. Cieszmy się obecną chwilą, okay? 
–  Cassie,  muszę  porozmawiać  z  tobą  o  tkalni.  Pewnie  zmienił  zdanie,  pomyślała  w 

popłochu.   

– Zdecydowałem dać ci patent. Siedziała długą chwilę bez ruchu.   
– Patent na ten nowy materiał? – spytała w końcu. 
– Tak.   
– Ale my nie możemy pozwolić sobie...   
– Ja zatroszczę się o pieniądze. 
– Ty? 
Było lepiej, niż mogła się spodziewać.   
Uścisnęła go.   
– Dziękuję.   
– Ale i tak potrzebujesz dużo szczęścia, żeby sobie poradzić.   
W  tym  momencie  Cassie  zdała  sobie  sprawę,  że teraz  może  myśleć  tylko o  nim.  Że  nie 

chce się z nim żegnać. Przynajmniej nie teraz. Właściwie nigdy.   

– Mam jednak pewne żądanie – powiedział po chwili. Czy to jest jakaś pułapka? 
– Jakie? 
– Pojedź ze mną do Paryża.   
– Do Paryża? – Od dziecka marzyła o zobaczeniu Paryża.   
– Mam do załatwienia pewną sprawę w mieście pod Paryżem, ale to nie zajmie mi dużo 

background image

czasu.   

– Nie wiem, co powiedzieć.   
– Powiedz, że się zgadzasz. To tylko tydzień. Za tydzień będziesz z powrotem. Dobrze? 
Spojrzała mu w oczy. Były to oczy człowieka, który ją kochał.   

W  tej  chwili  nie  miał  dla  niej  znaczenia  brak  pewności,  czy  ich  związek  przetrwa  i  czy 

nie wróci z Paryża ze złamanym sercem.   

– O której wylatujemy? – spytała.   

background image

ROZDZIAŁ CZTERNASTY 

 

Cassie  przebiegła  wprawnymi  palcami  po  krośnie.  Rozejrzała  się  dokoła.  Ludzie 

normalnie  pracowali,  a  na  ich  twarzach  widać  było  spokój.  Od  dłuższego  czasu  Cassie  nie 
widziała ich tak szczęśliwych.   

Dlaczego  więc  nie  skakała  z  radości?  Miała  przecież  powody  do  zadowolenia.  Tkalnia 

była  bezpieczna,  patent  zwrócony.  Obudziła  się  w  ramionach  mężczyzny,  którego  bardzo 
kochała. Tego wieczoru mieli lecieć do Paryża.   

– Kiedy wracasz? – spytała Luanna.   
– Za tydzień.   
– Wykorzystaj ten czas – powiedziała Ruby.   
– Zasłużyłaś na to – dodała Luanna.   
Cassie  próbowała  się  uśmiechnąć.  Czy  coś  było  z  nią  źle?  Dlaczego  czuła  się  tak 

bezbronna? Czy dlatego, że Hunter nie powiedział, że ją kocha? Dlaczego właściwie miał jej 
to powiedzieć? Znają się tak krótko.   

Nagle zdała sobie sprawę, że w tkalni zapanowała cisza.   
– Cassie? – usłyszała głos za swoimi plecami. Odwróciła się. Za nią stała Willa.   
– Czy mogę z tobą przez chwilę porozmawiać? 
– Jest zajęta – powiedziała Luanna.   
– W porządku – przerwała jej Cassie. Uśmiechnęła się uspokajająco do przyjaciółki.   
Wyszła za Willą do pustego holu. Willa zamknęła za sobą drzwi i odwróciła się twarzą do 

Cassie.   

– Zamierzam wkrótce wyjechać. Chciałam ci przed wyjazdem pogratulować.   
Cassie była pewna, że Willa szykuje jakąś następną sztuczkę.   
– Dziękuję – odparła.   
– Mam nadzieję, że nie żywisz do mnie niechęci.   
– Ani trochę.   
– Doskonale – powiedziała Willa.   
Wskazała na fotografię znajdującą za Cassie. Fotografia była czarnobiała i przedstawiała 

zbliżenie nitek zebranych w koński ogon.   

– To ty zrobiłaś to zdjęcie, prawda? 
Cassie odwróciła się. Zrobiła to zdjęcie, kiedy była jeszcze w szkole.   
– Tak – przyznała.   
–  Rzeczywiście  jesteś  bardzo  dobra.  To  wstyd,  że  przerwałaś  naukę,  nie  dając  sobie 

szansy na osiągnięcie sukcesu.   

– Jestem szczęśliwa, pracując tutaj – stwierdziła Cassie.   
–  Tak  tylko  mówisz.  Ale  to  wstyd,  że  twój  talent  się  marnuje.  Myślę  o  twojej  nowej 

odpowiedzialności  i  o  reszcie.  Nie  będziesz  miała  nawet  czasu  na  wymycie  zębów,  a  co 
mówić o zgłębianiu sztuki.   

– Czy jest coś, co na to wskazuje, Willa? 

background image

– Masz zamiar złapać go, prawda? Cassie popatrzyła na nią z wściekłością.   
– Tego chcę ci również pogratulować. Wyjechać z Hunterem Axonem. To robi wrażenie. 

Romans z mężczyzną takim, jak on... no, no.   

– Do widzenia, Willa – powiedziała Cassie, biorąc za klamkę.   
– Wszystko, co możesz z nim osiągnąć, to przelotny romans – powiedziała Willa.   
Cassie  zawahała  się,  ponieważ  i  ona  miała  podobne  myśli.  Willa  podeszła  do  niej  krok 

bliżej.   

– Wiesz, po co on jedzie do Francji? 
– Ma tam interes.   
–  Kupuje  wytwórnię  win.  To  jest  małe  miasteczko  niedaleko  Paryża.  Wiele  rodzin 

pracowało  tam  od  pokoleń.  Kupujemy  ją  za  bezcen.  Oni  nie  chcą  jej  sprzedać,  ale  muszą. 
Mają długi.   

– Dlaczego mi to mówisz? 
– Bo znam Huntera od lat. Cassie otworzyła drzwi.   
– Z tego nic nie wyjdzie. I ty wiesz o tym dobrze. Odraczasz tylko to, co jest nieuchronne. 

A  mówiąc  uczciwie,  masz  zbyt  dużo  pracy,  żeby  się  rozpraszać.  Wiesz,  jak  to  jest  z  takim 
mężczyzną.  Od  jednej  kobiety  do  drugiej.  Ostatnia  rzecz,  której  teraz  potrzebujesz,  to 
powtórnie złamane serce.   

– Powiedziałam: do widzenia.   
– Och, zanim pójdę... Jeśli będzie ci dokuczała samotność, możesz zadzwonić do Olivera. 

Zerwałam z nim i biedaczek cierpi.   

– To źle. Wydawało mi się, że bardzo pasujecie do siebie – powiedziała i zatrzasnęła za 

sobą drzwi.   

Gdy weszła do tkalni, czuła, że wszystkie oczy skierowane są na nią.   
– Kochanie – powiedziała Luanna. – Czy dobrze się czujesz? 
Nie, nie czuła się dobrze. W jednej chwili zawalił się jej cały świat.   

Hunter  jechał  do  Francji,  żeby  zamknąć  następną  fabrykę.  Jechał,  by  siać  spustoszenie 

wśród innych istnień ludzkich.   

I dlaczego? Dla pieniędzy? Czy nie ma ich dość? 

A  ona  myślała,  że  się  zmieni?  Że  po tak  krótkim  czasie,  jaki  z  nim  spędziła,  ocknie  się 

nagle i zobaczy, że kroczy złą drogą? 

– Dlaczego nie usiądziesz? – spytała Mabel.   
Ale Cassie prawie jej nie słyszała. Jak Hunter mógł to zrobić? Trudno było zrozumieć, że 

ten sam człowiek w jednym momencie był miły i czuły, a w następnym stawał się istotą bez 
serca.   

Był człowiekiem, który zagrażał jej tkalni i uwielbiał pieniądze.   

Mężczyzną, który nigdy jej nie kochał.   

I  Willa  miała  rację,  chociaż  trudno  było  jej  to  przyznać.  Cassie  była  zbyt  zajęta,  żeby 

pozwolić sobie na rzucenie wszystkiego i wyjazd do Paryża.   

 

Hunter skończył czytać kontrakt, który dotyczył szczegółów transferu tkalni Demiona jej 

background image

pracownikom.   

Był zadowolony,  że pomógł społeczności  miasta, że  ludzie będą  mu dziękować,  zamiast 

go przeklinać.   

Faktycznie po raz pierwszy od wielu łat był szczęśliwy.   

Czy to możliwe? 

Oczywiście  powodem  jego  dobrego  samopoczucia  nie  była  tylko  tkalnia.  Główną 

przyczyną była oczywiście Cassie.   

Od pierwszego momentu spotkania z nią zdawał sobie sprawę, że jest to coś niezwykłego. 

To  było  wprost  nieprawdopodobne,  że  kobieta  mogła  dać  mu  tak  wielką  satysfakcję 
seksualną, będąc jednocześnie tak niewinną istotą.   

Ale  nie  chodziło  mu  tylko  o  seks.  Cassie  była  najbardziej  uczciwą,  oddaną  i  lojalną 

osobą, jaką do tej pory spotkał.   

Jego  decyzja  zabrania  jej  do  Paryża  była  spontaniczna.  Zazwyczaj  nie  lubił  zabierać 

kobiet,  gdy  wyjeżdżał  w  interesach.  Rozpraszały  go,  kiedy  chciał  być  skupiony.  Ale  Cassie 
była inna. Z Cassie chciał spędzać cały swój czas. Nie chciał być z dala od niej. Ani teraz, ani 
kiedykolwiek.   

Usłyszał pukanie do drzwi i uśmiechnął się, zobaczywszy wchodzącą Cassie.   
–  Chciałem  właśnie  zobaczyć  się  z  tobą  –  powiedział.  –  Rozmawiałem  przed  chwilą  z 

agentką  z  biura  podróży  i  zarezerwowałem  dla  nas  miejsca  w  starej  Gospodzie  w  Loiret. 
Winnica,  którą  kupuję,  jest  bardzo  blisko.  Będziesz  miała  parę  dni  na  zwiedzanie,  ale  będę 
zawsze wracał na obiad. Potem zabiorę cię do Paryża. Chcę pokazać ci wszystko, czego tylko 
zapragniesz.   

Cassie  zagryzła  dolną  wargę,  a  jej  oczy,  zazwyczaj  jasne  i  pełne  życia,  były  teraz 

zdesperowane.   

– Co się stało? – spytał zaniepokojony.   
Spojrzała mu w oczy.   
– Nie mogę jechać do Paryża.   
– Dlaczego nie? 
– Mam tutaj odpowiedzialne zajęcia, które nie mogą czekać.   
–  Cassie  –  powiedział  spokojnie.  –  To  jeszcze  dwa  tygodnie,  zanim  wszystko  będzie 

oficjalnie załatwione. A moi pracownicy od marketingu przyjadą dopiero za tydzień. Będziesz 
miała mnóstwo czasu.   

Odwróciła wzrok.   
– Powód, dla którego nie chcę jechać, nie ma nic wspólnego z tkalnią.   
– Z czym więc? 
–  Dlaczego  nie  powiedziałeś  mi,  że  jedziesz  do  Paryża,  żeby  przejąć  następne 

przedsiębiorstwo? 

Poczuł się winny. Ale dlaczego czuł się winny? 
– Nie myślałem, że to dla ciebie ważne.   
– Kupujesz winnicę i pozbawiasz ludzi pracy.   
–  To  nie  takie  proste  –  powiedział.  –  Nie  zawsze  tak  jest  jak  w  Shanville,  Cassie.  W 

background image

pewnych  sytuacjach  robotnicy  są  bardzo  zadowoleni,  dostając  odprawy  pieniężne,  bo  ich 
przedsiębiorstwa bankrutują, więc i tak zostaliby bez pracy.   

– Wyrzucasz  ludzi z pracy.  Zamykasz zakłady pracy, w których  ludzie pracowali przez 

lata. Zarabiasz pieniądze na krzywdzie innych.   

Jego spojrzenie stwardniało.   
–  Czy  rzeczywiście  tak  o  mnie  myślisz?  Uważasz,  że  jestem  pewnego  rodzaju... 

potworem? 

– Nie, ale... – jej głos się załamał.   
–  Te  przedsiębiorstwa,  które  przejmuję,  są  na  drodze  do  upadku.  Zabezpieczam  to,  co 

pozostało, i przekształcam w zakłady przynoszące dochód.   

– Komu? Przecież nie rodzinom, które oddały im swoje życie.   
– Cassie, nie wykorzystuj rodzaju mojej pracy, jako wykrętu, żeby nie być ze mną. Jeśli 

masz  coś  do  mnie  lub  do  tego,  co  robię,  to  najpierw  porozmawiajmy,  zanim  podejmiesz 
decyzję.   

– Rozmowa nic tu nie zmieni. Jesteś, kim jesteś. Jesteś, kim jesteś.   
To było bardzo osobiste.   
– Rozumiem. Już zdecydowałaś? Skinęła głową i odwróciła się, żeby odejść.   
–  Cassie...  –  zaczął  Hunter.  Ale  co  mógł  jej  powiedzieć,  skoro  miała  rację?  Nie 

zasługiwał na nią.   

Położył papiery na biurku.   
– To twój kontrakt.   
Wróciła po niego. Kiedy podawał jej kontrakt, ich ręce się dotknęły.   

Hunter chciał coś powiedzieć, cokolwiek, żeby zmienić jej decyzję. Ale nie wiedział co.   
– Jestem ci bardzo wdzięczna za wszystko, co dla mnie zrobiłeś – powiedziała.   
– Życzę ci szczęścia, Cassie – odrzekł.   
Kiedy spojrzała na niego, zobaczył, że jej oczy wypełnione są łzami.   

Sięgnęła do zapięcia naszyjnika i odpięła go.   
– Chcę ci go ofiarować – powiedziała.   
– Nie. Nie mogę tego przyjąć.   
–  On  nie  jest  wartościowy,  ale  dla  mnie  znaczy  bardzo  wiele.  –  Położyła  naszyjnik  na 

biurku. – Nigdy cię nie zapomnę – powiedziała miękko.   

background image

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY 

 

Cassie stała przy swoim krośnie, mimo że wszyscy już wyszli.   

Była sama.   

Robiło się późno i wiedziała, że powinna pójść do domu, tam gdzie dziś rano kochała się 

z Hunterem.  Zamknęła oczy  i  jeszcze raz zadała sobie pytanie,  które prześladowało ją przez 
cały  dzień.  Czy  słusznie  postąpiła?  Czy  może  popełniła  największy  błąd  w  swoim  życiu? 
Wiedziała  na pewno, że już nigdy  nie spotka takiego człowieka  jak Hunter.  Ciągle czuła na 
swym ciele jego dotyk. Przy nim czuła się wyjątkowo.   

Podeszła do okna i spojrzała na gwiazdy. Hunter był bardzo daleko od niej. Jego samolot 

leciał do Francji. Czy żałuje, że wszystko się miedzy nimi skończyło? Nigdy nie będzie tego 
wiedziała. Miała wątpliwości, czy kiedykolwiek będzie miała okazję z nim rozmawiać.   

Hunter  siedział  na  lotnisku  już  blisko  dwie  godziny.  Normalnie  poruszyłby  niebo  i 

ziemię, żeby jak najszybciej dostać się do miejsca przeznaczenia.   

Ale  nie  dzisiaj.  Prawdę  mówiąc,  opóźnienie  samolotu  wcale  go  nie  zdenerwowało.  Nie 

chciało mu się wyjeżdżać z Shanville.   

Opuszczać Cassie.   

Minęło już kilka godzin, kiedy widział ją ostatni raz, a czuł się tak, jakby nie widział jej 

całe życie. Dręczył swój mózg, próbując znaleźć jakieś rozwiązanie. Według Cassie, jedynym 
rozwiązaniem było rzucenie firmy i zajęcie się bardziej humanitarną pracą.   

Wyciągnął jeszcze raz jej naszyjnik. On nie jest wartościowy. ..   

Jak mogła tak powiedzieć? To był naszyjnik jej matki. Nosiła go codziennie. Wiedział, ile 

dla niej znaczył. Wiedział też, że kiedyś jej go zwróci. Ale jeszcze nie teraz.   

Nie był w porządku, że przyjął taki prezent.   
–  Rozmawiałam  właśnie  z  Jackiem  –  powiedziała  Willa,  siadając  obok  Huntera.  – 

Samolot zaraz powinien być. Nie mogę powiedzieć, żeby było mi przykro z tego powodu, że 
wyjeżdżam. Im szybciej zapomnę o Oliverze, tym lepiej.   

– Przykro mi, że wam nie wyszło. Wzruszyła ramionami.   
– Mnie nie. Stracił dla mnie cały swój urok.   
– Przy okazji stracił pracę – zauważył Hunter.   
– Trochę zwycięstwa, trochę klęski.   
– Zastanawiam się – powiedział, patrząc na nią  badawczo – dlaczego nawet  nie pytasz, 

gdzie jest Cassie.   

– Och, Cassie. Słusznie. Przypuszczam, że dołączy do ciebie.   
Hunter spojrzał na nią przez zwężone oczy. Zaczął podejrzewać, że Willa musiała maczać 

palce w tym, że serce Cassie nagle się odmieniło. Jej reakcja potwierdzała jego podejrzenia.   

–  Och,  mój  drogi  –  powiedziała  Willa  i  westchnęła  współczująco.  –  Macie  jakieś 

problemy? 

– To ty powinnaś o tym wiedzieć – powiedział spokojnie.   
–  No  –  wzruszyła  ramionami  –  tak  jest  prawdopodobnie  lepiej.  Cassie  należy  do  tego 

background image

miejsca z racji swojego pochodzenia.   

– Swojego pochodzenia? – spytał z pobladłą ze złości twarzą.   
Uśmiechnęła się na jego reakcję.   
– Wiesz, co mam na myśli. Jest wśród ludzi z tej samej klasy.   
– Rozumiem – powiedział z pogardą w głosie. Willa spojrzała na zegarek.   
– Czas już na mnie – powiedziała, poprawiając spódniczkę. – Na ciebie chyba też.   
– Co jej powiedziałaś? – Jego głos był spokojny, ale zimny i smagający.   
– Co? 
– Co powiedziałaś Cassie? Willa skrzyżowała ręce na piersi.   
– Nic, czego nie mogłabym powiedzieć tobie. 
– Co? 
– Czy to ma znaczenie? – potrząsnęła głową. – Myślę, że to bardzo honorowo z twojej 

strony,  że  dałeś  jej  tkalnię.  Ale  co  zrobisz,  gdy  przy  każdej  twojej  transakcji  będzie  broniła 

biednych ludzi, których będziesz musiał wysiedlić. A ty nie jesteś przecież filantropem.   

Nie. Nie był. Ale to wcale nie znaczy, że nie mógłby być.   

Nagle  przypomniał  sobie  twarze  robotników,  kiedy  poinformował  ich  o  zamknięciu  ich 

zakładu pracy. Jedyna praca, którą znali, została im odebrana na zawsze. Rzadko kiedy taka 
wiadomość  przynosiła  zadowolenie,  najczęściej  widział  łzy.  Robił  wszystko,  żeby  to 
ignorować, wyrzucić z pamięci.   

Przypomniał  sobie  własnego  ojca,  kiedy  stracił  pracę.  Czy  ojciec  był  wdzięczny 

człowiekowi, który kupił zakład pracy, w którym pracował? 

Jak to się mogło stać, że tak się zmienił? 
– Jesteśmy, kim jesteśmy, Hunterze – położyła mu rękę na ramieniu. – Czy idziemy? 
To  dotknięcie  napełniło  go  odrazą.  Nagle  zobaczył,  kim  ona  jest.  Mierną,  mściwą  i 

małostkową kobietą. Strząsnął jej rękę z ramienia.   

– Jakie są ich szanse? 
– Ich? 
– Cassie i reszty ludzi, próbujących poprowadzić tkalnię.   
– Ludzie od marketingu im pomogą. Ale mimo wszystko myślę, że to stracone pieniądze. 

Są głupi i zapłacą za to właściwą cenę.   

Jeszcze raz Hunter włożył rękę do kieszeni, żeby poczuć naszyjnik Cassie.   

Nagle  przyszła  mu  do  głowy  pewna  myśl.  Co  będzie,  jeśli  zapewni  im  finansowe 

poparcie, dopóki tkalnia nie zacznie przynosić dochodów? 

Poczuł,  jak  wszystkie  chmury  rozpłynęły  się  nagle.  Zamiast  kupować  przedsiębiorstwa 

bliskie upadku, mógłby je wspierać, żeby przynosiły zyski.   

Wstał. Wziął swoją aktówkę i skierował się w stronę wyjścia.   
– Hunter – zawołała Willa. – Gdzie ty idziesz? Kolejka już się ustawia.   
Wrócił do niej.   
– Czy myślisz, że odprawa pieniężna, którą mieli dostać pracownicy tkalni Demiona była 

uczciwa? 

– Tak, oczywiście. Sama ją obliczyłam.   

background image

–  Dobrze.  Wobec  tego  i  ty  dostaniesz  dokładnie  tyle  samo.  Kiedy  wrócę  do  biura, 

wystawię ci czek. Teraz możesz wsiąść do samolotu i lecieć, dokąd tylko chcesz.   

– Wyrzucasz mnie z pracy? 
–  Podobnie  jak  ty  robotników  z  tkalni.  Ale  spójrz  na  to  pozytywnie.  Masz  szansę  na 

ponowny start. Do widzenia, Willa.   

background image

ROZDZIAŁ SZESNASTY 

 

Była już prawie północ, a Cassie, pomimo zmęczenia, nie była zdolna opuścić tkalni.   
– Cassie.   
Odwróciła  się.  W  drzwiach  stał  Hunter.  Cassie  patrzyła  na  niego,  niezdolna  do 

wypowiedzenia jednego słowa.   

– Czy mogę z tobą porozmawiać – poprosił.   
Wyglądał  na  zmęczonego.  Miał  na  sobie  garnitur,  ale  krawat  był  poluzowany  a  koszula 

pod szyją rozpięta. Włosy miał w nieładzie i cienie pod oczami.   

– Co ty tu robisz? – spytała. – Myślałam, że poleciałeś do Francji.   
– Nie poleciałem.   
– Co... dlaczego? Zaczął iść w jej kierunku.   
–  Dziś  po  południu  miałaś  rację.  Jestem,  jaki  jestem.  I  moja  praca  jest  taka,  że  nie 

pozwala na filantropię.   

– Przykro mi, że tak powiedziałam.   
–  Nie.  Nie  wróciłem  tu  po  przeprosiny.  –  Przerwał  na  chwilę.  –  Przynajmniej  nie  od 

ciebie.  Chciałem  ci  wyjaśnić,  że  moje  przedsiębiorstwo  nie  jest  takie,  jak  pierwotnie 
zakładałem. Zawsze lubiłem wyzwania. Pociągała mnie myśl, że mógłbym wejść w biznes, w 
którym  trzeba  walczyć.  Ignorowałem  fakt,  że  krzywdzę  ludzi.  Mówiłem  sobie,  że  biznes to 
walka, a ci ludzie tak czy owak stracą pracę.   

– Prawdopodobnie tak jest.   
– Ale to nie znaczy, że to, co robię, jest dobre. Patrzyła na niego, a serce zaczęło jej bić 

jak oszalałe.   

– Co ty mówisz? 
– Powiedziałem, że nadszedł czas na zmianę.   
– To znaczy? 
– To znaczy, że  muszę rozważyć, czy zamiast kupować upadające  firmy, nie skierować 

swej energii, żeby takie firmy zachować, by dawały zyski.   

Czy ona dobrze słyszała? 
– Tak jak pomogłeś tkalni Demiona? 
– Właśnie tak – I po to wróciłeś, żeby mi to powiedzieć? – spytała cicho.   
– To nie wszystko. – Podszedł do niej jeszcze bliżej. – Chciałem ci jeszcze powiedzieć, że 

zakochałem się w tobie.   

On się w niej zakochał. Kocha ją.   
– Jeśli dasz mi szansę, spróbuję stać się lepszym człowiekiem.   
Cassie nie była pewna, czy nie śni. Pewnie zasnęła przy krośnie i za chwilę obudzi się w 

zimnej i ciemnej sali.   

– Daj mi możliwość udowodnienia, że jestem wart twojej miłości.   
Otworzyła oczy i patrzyła na niego bez słowa. Hunter wyjął z kieszeni naszyjnik Cassie i 

zapiął go jej naszył. – Czy dasz mi tę szansę? – wyszeptał jej do ucha. Odwróciła się do niego 

background image

i pocałowała go.   

background image

EPILOG 

 

Było  to  otwarcie  Galerii  Shanville,  bezpłatnego  centrum,  w  którym  prace  wystawiali 

miejscowi  artyści.  Otwarcie  było  sukcesem,  sądząc  po  dumie  ludzi  zebranych  w  małym 
odrestaurowanym budynku w centrum miasta.   

Dzięki  koneksjom  jej  męża  wśród  zebranych  znalazły  się  nie  tylko  miejscowe  gwiazdy. 

Był tu gubernator Nowego Jorku z wieloma politykami  i osobistościami.  Wszyscy włączyli 
się do popierania Shanville, które stało się Mekką artystów.   

Cassie  była  już  trzy  lata  mężatką,  ale  zawsze,  gdy  patrzyła  na  Huntera,  jej  serce  biło 

mocniej.   

Przez  ten  czas  Hunter  stał  się  ważną  osobą  w  Shanville  i  tkalni  Demiona  oraz 

przyzwyczaił się do życia w małym miasteczku.   

– Jestem z ciebie bardzo dumny – powiedział, przytulając do siebie żonę.   
– Dlaczego? 
– Za pracę, jaką włożyłaś w otwarcie Galerii.   
– Nie ja, tylko my. Razem ciężko pracowaliśmy.   
Przez  pierwsze  kilka  miesięcy  Cassie  i  Hunter  spotykali  się  w  Galerii  po  pracy, 

remontując  własnoręcznie  poszczególne  pomieszczenia.  Hunter  nauczył  się  posługiwać 

młotkiem i całkiem sprawnie wbijał gwoździe. Niektóre przyjaciółki Cassie były rozbawione, 
widząc,  jak  człowiek  posiadający  miliony  pracuje  w  pocie  czoła.  Ale  Cassie  była  z  niego 
dumna, a Hunter cieszył się, że pracuje fizycznie. Stał się doskonałym rzemieślnikiem.   

– Cassie? 
Cassie odwróciła się. To była Luanna.   
– Masz gości – powiedziała, wskazując na drzwi. W drzwiach stała Willa i Oliver.   
–  Co  oni  tu  robią?  –  wyszeptała  Ruby.  Ale  Cassie  nie  była  zdziwiona.  Byli  przecież 

zaproszeni.   

Wkrótce po tym, jak ona i Hunter pobrali się, Hunter zachęcił ją do odnowienia przyjaźni 

z Oliverem. Uważał, że był on jej najstarszym i najbliższym przyjacielem. Cassie posłuchała 
rady męża. Wkrótce Oliver zwierzył się Cassie, że nigdy nie otrząsnął się po zerwaniu z Willą 
i Cassie poradziła mu, żeby spróbował ponownie nawiązać z nią kontakt. Nie dość, że mu się 
to udało, to pewnego dnia oznajmił Cassie, że żeni się z Willą.   

Niefortunnie  dla  Olivera,  Willi  nie  satysfakcjonowało  bycie  panią  „posiadłości” 

Demiona. Zadufana w sobie i wyniosła, była nadzwyczaj irytująca. Mimo to stała się jednak 
barwną postacią Shanville  i trudno było wyobrazić sobie  miasto bez niej. Jednak większość 
mieszkańców odnosiła się do niej chłodno.   

Willa  i  Oliver  ubrani  byli  bardzo  oficjalnie,  jakby  przyszli  na  bal.  Willa  wyglądała 

oszałamiająco w udrapowanej, czerwonej sukni. Oliver był w smokingu.   

Cassie spostrzegła, jak oczy Willi otworzyły się szeroko na widok innych gości ubranych 

zwyczajnie. Rzuciła Oliverowi nieprzyjemne spojrzenie i pacnęła go w żołądek.   

–  Czy  był  jakiś  powód,  żeby  mogli  pomyśleć,  że  na  przyjęciu  będą  obowiązywały 

background image

oficjalne stroje? – spytała Cassie.   

Luanna wzruszyła ramionami.   
– Może.   
Cassie wzniosła oczy do góry, a Hunter próbował powstrzymać śmiech.   

Niemniej serdecznie powitali przybyłych gości i skierowali ich do bufetu.   
–  Ty  naprawdę  jesteś  zdumiewająca.  Zachowałaś  się  tak,  że  mimo  wszystko  czuli  się 

wyśmienicie. To było bardzo łaskawe z twojej strony.   

– Jak dotąd, wszystkie moje życzenia się spełniły.   
– Również rewanż na Willi? 
– Nie – powiedziała, śmiejąc się.   
– Pozwól mi zgadnąć. Zachowanie tkalni Demiona było życzeniem numer jeden...   
– Nie – powiedziała. – Ty byłeś numerem pierwszym. Tkalnia była numerem drugim.   
– A Galeria numerem trzecim? 
– Chciałam Galerię, ale to nie było życzenie.   
– To może twoja nominacja na mistrzynię tkalnictwa.   
– Również nie – odpowiedziała.   
Nagle  spojrzał  na  nią  szeroko  otwartymi  oczami,  kiedy  dotknęła  się  do  brzucha. 

Uśmiechnął  się.  Teraz  pognał  życzenie  numer  trzy.  Wkrótce  będą  rodziną.  Chwycił  ją  i 
zakręcił się z nią dokoła.   

– Ale... mam jedno żądanie.   
– Wszystko, co zechcesz – powiedział. – Jak wiesz, nigdy nie byłbym zdolny oprzeć się 

tobie.   

– Żądam, byś mnie kochał.   
– Tego nigdy ci nie odmówię – powiedział, całując ją gorąco.