background image

Lucy Clark

Lek na całe zło

Medical Duo 240

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– Jest już karetka?

Jess   nie   od   razu   zobaczyła   mężczyznę,   który   rzucił   to   pytanie. 

Wystarczyło jednak, że usłyszała jego kroki, i już ogarnął ją niepokój. – 

Tak, panie  doktorze  –  odpowiedziała   pielęgniarka.   W drzwiach  pokoju 

lekarzy   stanął   wysoki,   krótko   ostrzy   –   żony   brunet   o   wyjątkowo 

błękitnych   oczach.   A   więc   tak   wygląda   Thomas   Andrew   Bryant,   mój 

nowy szef, pomyślała Jess. Serce skoczyło jej do gardła, nie wiadomo, czy 

ze zdenerwowania, czy też... z zupełnie innego powodu. Pomyślała sobie, 

że to, czego nasłuchała się o nim podczas dwóch tygodni spędzonych w 

szpitalu   dziecięcym   w   Adelaide,   jest   prawdą.   Nowi   koledzy   często 

wspominali,   że   uroda   doktora   Bryanta   nie   idzie   w   parze   z   jego 

osobowością. Wszyscy jednak byli zgodni, że jest świetnym fachowcem i 

ma rewelacyjny kontakt z małymi pacjentami. 

Obserwując wyraz jego oczu, gdy lustrował pokój, oraz minę, z jaką to 

robił, Jess oceniła, że jest niezadowolony. Dopiła kawę i tłumiąc niepokój, 

wstała z miejsca. Spojrzał na nią przenikliwie. 

– Jessica Yeoman, tak?

Jak nazwać to, co usłyszała w jego głosie? Wyrzut? Rozczarowanie? 

Zdusiła w sobie złość i wyprostowała plecy. 

– Owszem. 

Bez skrępowania obrzucił ją taksującym spojrzeniem. Wytrzymała je 

mimo   narastającej   irytacji.   To,   że   jest   szefem,   nie   daje   mu   prawa,   by 

traktować ją protekcjonalnie. 

background image

Być   może   mową   ciała   nieświadomie   podpowiedziała   mu,   o   czym 

myśli, bo ni z tego, ni z owego stwierdził:

– Jesteś wyższa, niż myślałem. A teraz bierzmy się do pracy. 

Więc to tak, dumała, idąc za nim do izby przyjęć. Wygląda na to, że 

nowy szef rzeczywiście ma niełatwy charakter. Trudno, nauczy się z tym 

żyć. Opinia, jaką sobie o nim wyrobi, to sprawa drugorzędna, bo i tak 

będzie mu – siała pracować z nim przez całe sześć miesięcy. Zresztą, nie 

ma   sensu   zanadto   wybiegać   myślami   w   przyszłość,   W   końcu 

najważniejsza jest praca. Zamiast snuć czarne scenariusze, należy skupić 

się na obowiązkach. W tej chwili najważniejsze jest to, by jak najszybciej 

udzielić   pomocy   małej   dziewczynce,   którą   właśnie   przywieziono   z 

wypadku. 

Sala, w której przyjmowano pacjentów, podzielona była parawanami na 

mniejsze   stanowiska,   z   których   każde   oznaczone   było   numerem.   Jess 

odnalazła   to,   do   którego   miała   trafić   dziewczynka,   i   zaczęła 

przygotowywać sprzęt. Gdy na korytarzu zaterkotały nosze, Jess była już 

gotowa   i   naciągała   lateksowe   rękawiczki.   Wzięła   głęboki   oddech   i   na 

ułamek   sekundy   przymknęła   oczy.   Skup   się,   powtarzała   w   myślach, 

wypuszczając wolno powietrze. 

–   Radziłbym   otworzyć   oczy,   Jessico.   Na   pewno   będziesz   wtedy 

skuteczniejsza   –   zabrzmiał   głęboki   głos   tuż   nad   jej   uchem.   Drgnęła 

nerwowo   i   poczuła,   że   ogarnia   ją   fala   ciepła.   Jej   reakcja   na   bliskość 

mężczyzny,   którego   ledwie   zdążyła   poznać,   stanowiła   dla   niej 

zaskoczenie, ale nie miała teraz czasu, by się nad tym zastanawiać. 

– Dziękuję za dobrą radę – odrzekła, podnosząc głowę. Nosze właśnie 

wjechały do sali, więc wszyscy niezwłocznie przystąpili do pracy. 

background image

–   Nazywa   się   Ingrid   Johansen   –   oznajmiła   pielęgniarka,   po   czym 

podeszła   do   białej   tablicy   i   kolorowym   pisakiem   wypisała   wszystkie 

ważne informacje na temat stanu pacjentki. 

– Podnosimy ją na trzy – komenderował Tom. 

– Ma dziesięć lat – ciągnęła siostra. – Była pasażerką samochodu, który 

uległ   wypadkowi.   Podejrzenie   złamania   prawej   piszczeli   i   kości 

strzałkowej   oraz   prawego   łokcia   i   kości   promieniowej,   możliwy   uraz 

głowy. Wystąpiła czasową utrata przytomności. Nie podawano środków 

przeciwbólowych. 

Słuchając   tej   relacji,   lekarze   kręcili   się   wokół   stołu   niczym   dobrze 

naoliwione tryby maszyny. Błyskawicznie zdjęli z dziewczynki ubranie i 

podłączyli ją do EKG. 

– Ingrid? Ingrid, słyszysz mnie? – Jess pochyliła się nad dziewczynką, 

która na wielkim stole obciągniętym białym płótnem wydała jej się drobna 

i niepozorna. Ponieważ nie odpowiadała, zaświeciła jej w oczy specjalną 

lampką. – Źrenice w normie, reagują na światło, ale z małym opóźnieniem 

– informowała zebranych. – Czy mnie słyszysz?

Tym   razem   dziewczynka   poruszyła   się,   a   po   chwili   wolno   uniosła 

powieki.   Chciała   coś   powiedzieć,   jednak   nie   mogła   wydobyć   z   siebie 

głosu. 

– Nie bój się, Ingrid. Wiesz, gdzie jesteś?

– Nie mogę się ruszyć – szepnęła dziewczynka. 

–   Masz   na   szyi   specjalny   kołnierz,   to   dlatego   –   wyjaśnił   Tom, 

wprawiając   Jess   w   zdumienie   ciepłem   swego   głosu.   Przynajmniej 

pacjentów traktuje po ludzku, pomyślała. Czy pamiętasz, co się stało? – 

zapytał. 

background image

– Nie, nic nie pamiętam. – Głos dziewczynki drżał. Bardzo mnie boli. 

–   Wiem.   Zaraz   coś   na   to   poradzimy   –   obiecał.   –   Mor   –   fina. 

Natychmiast – zwrócił się do Jess. 

Przygotowała   ampułkę   i   podała   pielęgniarkom.   Te   zaś   dopiero   po 

dwukrotnym sprawdzeniu dawki podały ją dziewczynce przez kroplówkę. 

Jess ponownie pochyliła się nad Ingrid, która dzięki morfinie stawała się 

coraz spokojniejsza. 

–   Trzeba   prześwietlić   prawą   nogę   i   rękę   oraz   zrobić   tomografię 

komputerową   mózgu   –   powiedziała   pielęgniarce,   W   tym   czasie   Tom 

przeszedł na drugą stronę stołu, by sprawdzić odruch Babińskiego. W tym 

celu   podrapał   podeszwy   dziewczynki   ostrym   zakończeniem   młoteczka, 

służącego   do   sprawdzania   odruchów.   Całe   szczęście,   że   Ingrid 

podkurczyła   palce,   mogli   więc   wyeliminować   uszkodzenia   rdzenia 

kręgowego. 

– Oddawała mocz? – zapytała Jess pielęgniarkę. 

– Jak dotąd nie. 

– Pęknięcie pęcherza? – Tom spojrzał na nią pytająco. 

– Niewykluczone. 

– W takim razie proszę wezwać kogoś z urologii i ortopedii – nakazał. 

– Wyniki badań neurologicznych?

Podczas gdy pielęgniarka je odczytywała, jeszcze raz sprawdził wynik 

EKG. 

– Zróbcie próbę krzyżową i próbę doboru – nakazał. Tymczasem Jess 

zajęła się głęboką raną na lewym udzie dziewczynki. Zdjęła opatrunek i 

przygotowała się do założenia szwów. Pracowała w skupieniu, sprawnie 

operując zakrzywioną chirurgiczną igłą. 

background image

– Ładny ścieg – skomentował Tom, zerkając jej przez ramię. 

Nie zareagowała. Nie umiała jeszcze wyczuć, kiedy żartuje, a kiedy 

mówi   poważnie.   Poza   tym   jego   uwaga   sprawiła,   że   poczuła   się   jak 

stażystka, a nie lekarka robiąca pierwszy stopień specjalizacji. W sumie 

jednak   nie   ma   się   o   co   obrażać,   uznała.   Dziś   rzeczywiście   przechodzi 

swego rodzaju test. Tom po raz pierwszy ogląda ją w akcji i ma święte 

prawo wiedzieć, jak radzi sobie nowa osoba, którą przyjął do zespołu. 

Kiedy dwa tygodnie wcześniej zaczynała pracę na nagłych wypadkach, on 

był akurat na konferencji, nie miał więc okazji sprawdzić jej umiejętności. 

Kończyła zszywanie rany, gdy zjawiła się Nicola Muir, lekarka robiąca 

pierwszy   stopień   specjalizacji   z   urologii,   która   miała   zbadać   Ingrid. 

Dziewczynka ocknęła się z krótkiego snu i poruszyła niespokojnie. 

–   Jak   się   czujesz,   Ingrid?   Czy   wiesz,   gdzie   jesteś?   –   Tom   zaczął 

cierpliwie powtarzać wszystkie pytania. 

Tym razem dziewczynka przypomniała sobie, co się wydarzyło i ze 

łzami w oczach zapytała o rodziców. Jess ze ściśniętym gardłem czekała, 

co powie Tom. 

–   Pogotowie   zawiozło   ich   do   innego   szpitala   –   mówił   cicho, 

odgarniając jej włosy z czoła. – Zaraz przyjedzie tu twoja babcia. Nie 

martw   się,   rodzice   są   pod   dobrą   opieką.   Jak   tylko   dostanę   jakąś 

wiadomość, zaraz ci wszystko powiem. Obiecuję. 

Po tym zapewnieniu Ingrid trochę się uspokoiła i przymknęła oczy. Po 

chwili zabrano ją na prześwietlenie. Mniej więcej po godzinie w szpitalu 

zjawiła się jej babcia. 

–   Właśnie   przygotowujemy   Ingrid   do   operacji,   która   zacznie   się   za 

dziesięć minut – poinformowała ją Jess. 

background image

– Zaprowadź panią Johansen na blok operacyjny i poproś, żeby urolog 

wyjaśnił, jaki zabieg przeprowadzi – polecił Tom. 

Gdy po opuszczeniu gabinetu Toma szły korytarzem, kobieta zaczęła 

się niepokoić. 

– Czy wnuczkę czeka poważna operacja?

– Jak już wspomniał doktor Bryant, badanie USG wykazało pęknięcie 

pęcherza moczowego. W pierwszej kolejności urolog zajmie się właśnie 

tym,   a   następnie   ortopeda   złoży   złamania.   Proszę   tu   zaczekać   – 

powiedziała,   wskazując   pani   Johansen   niewielką   poczekalnię.   –   Zaraz 

przyjdą do pani moi koledzy i wszystko wyjaśnią. Napije się pani kawy 

albo herbaty?

Kobieta pokręciła głową. 

– W takim razie proszę podpisać zgodę na operację. 

– A co z moim synem i synową? Ma pani jakieś nowe informacje?

– Niestety, nie. Ale zaraz poproszę, żeby ktoś zadzwonił do szpitala – 

przyrzekła, po czym zostawiła panią Johansen i poszła wezwać kolegów z 

urologii i ortopedii. 

– Zadzwonię po Dirka i zaraz tam idziemy – obiecała Nicola, która 

wcześniej badała Ingrid. 

–   Doskonale   –   odparła   z   uśmiechem   Jess,   choć   musiała   bardzo   się 

starać, by na wzmiankę o Dirku Robertsonie nie zareagować kwaśną miną. 

Tak się bowiem złożyło, że kolega z ortopedii już w pierwszym dniu pracy 

zaproponował jej randkę. Odmówiła, ale on chyba nie potraktował tego 

poważnie, bo za każdym razem, gdy ją spotykał, śmiał się głupkowato i 

ponawiał zaproszenie. – Lepiej pójdę już na oddział – dodała, rozglądając 

się nerwowo. 

background image

– Słusznie. Wrócił przecież Tom, a z nim nie ma żartów. Strzeżonego 

Pan Bóg strzeże – stwierdziła z westchnieniem Nicola. 

Jess szybko przemierzała korytarze. Kiedy dotarła na oddział nagłych 

wypadków, odetchnęła z ulgą. Zaloty Dirka były ostatnią rzeczą, na jaką 

miała w tej chwili ochotę. – Cóż za ciężkie westchnienie, Jessico. – Tom 

stał w drzwiach i przyglądał jej się badawczo. – Najpierw przyłapuję cię 

na   tym,   że   zamykasz   oczy.   Teraz   dla   odmiany   zaczynasz   wzdychać. 

Chyba mi tu nie uśniesz? – mówił beznamiętnie, patrząc na nią wzrokiem 

bez wyrazu. 

Jess w ostatniej chwili ugryzła się w język i tylko to uratowało ją przed 

wypowiedzeniem słów, których mogłaby pożałować. Na szczęście w porę 

przypomniała   sobie,   z   kim   rozmawia.   Drażniło   ją   zachowanie   tego 

człowieka, więc przypomniała sobie, że po pierwsze jest jej szefem, a po 

drugie wybitnym fachowcem, od którego można się wiele nauczyć. Czy 

nie podziwiała przed chwilą jego łagodności wobec Ingrid?

– Proszę się nie obawiać, nie zasnę – uspokoiła go, starając się o równie 

bezosobowy ton. 

Tom   nieznacznie   przymrużył   oczy.   Nowa   koleżanka   odnosi   się   do 

niego z wyraźną rezerwą. Czyżby zdążyła już nasłuchać się plotek, które 

rozpowiada o nim personel? Postanowił zrobić mały test, by sprawdzić, z 

kim ma do czynienia. 

– I co, myślisz, że plotkarze mają rację? – zagadnął znienacka. 

– Dlaczego o to pytasz?

–   Bo   traktujesz   mnie   wyjątkowo   obojętnie.   Domyślam   się,   że 

usłyszałaś coś na mój temat. 

–   Obojętnie?   –   Zaskoczona   jego   arogancją,   z   niedowierzaniem 

background image

pokręciła głową. – Myślisz, że cały szpital mówi wyłącznie o tobie?

Szybko stłumił mimowolny uśmiech. Ho, ho, pomyślał, ma cięty język. 

Nie brak jej charakteru. 

– Wiesz, że nie o to mi chodzi. 

–   Doktorze   Bryant   –   odezwała   się   pobłażliwie   –   skoro   chce   pan 

wiedzieć, co o panu myślę, dlaczego nie zapyta pan wprost?

Tym  razem   roześmiał   się,   rozbrojony   jej   bezpośredniością.   Ona   zaś 

poczuła,   że   ten   śmiech   otula   ją   jak   ciepły   koc.   Otrząsnęła   się   jednak 

szybko,   bo   rozsądek   podpowiadał   jej,   że   nie   potrzebuje   takich   emocji. 

Zwłaszcza jeśli budzi je nowy szef. 

– A więc dobrze, zapytam – podchwycił, zdecydowany ciągnąć grę. – 

Co o mnie myślisz, Jessico?

– Spodziewasz się, że w ciągu godziny zdążyłam wyrobić sobie o tobie 

zdanie?

– Czemu nie? W końcu, kiedy zajmujesz się pacjentem,  masz kilka 

minut na postawienie wstępnej diagnozy. 

– Łatwiej postawić diagnozę, niż właściwie ocenić człowieka. 

–   Chcesz   powiedzieć,   że   powinniśmy   poznać   się   bliżej?   –   zapytał, 

zniżając   głos.   Potem   obserwował,   jak   w   jej   szeroko   otwartych   oczach 

narasta   zdumienie.   Wielkie   nieba!   Flirtuje   z   nią!   Był   tym   tak   samo 

zaskoczony jak ona. 

Flirtuje ze mną, pomyślała, nie mogąc uwierzyć w to, co widzi i słyszy. 

Thomas Bryant, który, jeśli wierzyć plotce, ma temperament tasmańskiego 

diabła, flirtuje z nią na szpitalnym korytarzu. I najgorsze, że ona jest tym... 

zachwycona!

–   Doktorze   Bry...   ant.   –   Głos   odmówił   jej   posłuszeństwa,   więc 

background image

chrząknęła nerwowo, zła, że tak łatwo traci rezon, i na wszelki wypadek 

cofnęła się pół kroku. – Doktorze Brynat – powtórzyła, tym razem chłodno 

i z dystansem. – Skoro mowa o diagnozowaniu, to stwierdzam u siebie 

objawy silnej irytacji. 

–   Czyli   zachowałem   się   tak,   jak   każe   legenda   –   podsumował, 

przytrzymując ją spojrzeniem. – O ile wiem, większość personelu uważa 

mnie za wyjątkowo irytującego typa. 

– Nie – zaoponowała. – Użył pan złego określenia. Irytującego, nie. 

Aroganckiego, owszem – odpaliła. 

– Aha! Więc jednak słuchasz plotek!

– Czasem człowiek nie ma na to wpływu. Inna sprawa, czy daje im 

wiarę. 

– Słusznie – przyznał z lekkim uśmiechem. – Cieszę się, że mogliśmy 

sobie porozmawiać – oznajmił. – Będę u siebie. 

Jess odprowadzała go wzrokiem,  czując, że nic z tego nie rozumie. 

Testował  ją?   Chyba  tak,   bo   jak   inaczej   wytłumaczyć   jego   zaskakujące 

zachowanie?   Póki   co,   zamiast   analizować   meandry   jego   osobowości, 

powinna   skupić   się   na   pracy.   To   najlepsze   lekarstwo   na   wewnętrzny 

niepokój. I dobry sposób, by zapomnieć o Tomie Bryancie, stwierdziła i 

weszła na oddział. 

Podczas jej' nieobecności obyło się bez trudniejszych przypadków i tak 

już   miało   pozostać   do   końca   jej   dyżuru.   Wprawdzie   co   chwila 

przychodzili   nowi   pacjenci,   ale   nie   trafił   się   nikt   z   poważnymi 

dolegliwościami. Dzięki temu około czternastej mogła spokojnie pójść na 

lunch. Właśnie kończyła jeść, gdy głos sekretarki Toma obwieścił przez 

megafon, że szef zaprasza ją do siebie na piętnastą. Zapisała to w małym 

background image

notesie, który zawsze miała przy sobie, i wróciła do pracy. 

– Jessico! – zawołała Belinda, jedna z pielęgniarek, gdy przechodziła 

obok rejestracji. – Dzwonią ze szkoły. Dzieciak spadł z huśtawki i rozciął 

sobie głowę. Zaraz go tu przywiozą. 

– Karetką?

– Tak. Umieszczę go w dwójce. 

– Dobrze. Przygotuję narzędzia. 

Po   kilku   minutach   do   sali   wwieziono   siedmioletniego   chłopca   z 

pokrwawioną buzią. Wyglądał tak, jakby odniósł poważne obrażenia, w 

rzeczywistości jednak rana na jego głowie nie był groźna. Co ciekawe, 

chłopiec   nie   płakał   i   nie   sprawiał   wrażenia   przestraszonego.   Wręcz 

przeciwnie, przyglądał się wszystkiemu z dużym zainteresowaniem. 

– Dzień dobry, jestem doktor Jess – przedstawiła się. – A ty jak masz 

na imię?

– Robbie. 

–   Posłuchaj,   chciałabym,   żebyś   przez   chwilę   siedział   spokojnie, 

dobrze? – poprosiła. – Podobno spadłeś z huśtawki?

– Tak. A co to jest? – zapytał. 

– To specjalna lampa, którą można przesuwać – wyjaśniła, czekając aż 

Robbie, który bez przerwy kręcił głową, na chwilę się uspokoi. 

– A co to jest tamto?

–   Robbie,   musisz   posiedzieć   spokojnie,   bo   inaczej   nie   będę   mogła 

zobaczyć, co ci się stało. 

– Będę miał operację? – spytał z nadzieją w głosie. 

– Nie, ale chyba będę musiała założyć ci szwy. O ile pozwolisz mi 

obejrzeć ranę. 

background image

– Przepraszam – uśmiechnął się i przez chwilę siedział bez ruchu. Jego 

zachowanie raczej wykluczało zaburzenia neurologiczne, co potwierdziła 

asystująca Jessice pielęgniarka. Podała chłopcu niewielką dawkę środka 

znieczulającego, po którym zrobił się senny. Dzięki temu Jessica mogła 

zdezynfekować krwawiące miejsce i zszyć ranę. Gdy po kwadransie w 

poczekalni zjawiła się mama Robbiego, ten zdążył już odzyskać formę. 

– Cześć, mamo! – powitał ją radośnie. – Doktor Jess założyła mi szwy 

– pochwalił się takim tonem, jakby dostał złotą koronę. 

–   Naprawdę?   –   zapytała   matka,   całując   go   w   policzek,   po   czym 

zerknęła niepewnie na Jessicę i zapytała, jak się sprawował. 

– Dobrze. Tylko straszny z niego gaduła – odparła ze śmiechem. 

– Cały Robbie! – westchnęła kobieta. – Jest strasznie ciekawski. Mogę 

zabrać go do domu?

– Jeszcze nie. Zrobimy rentgen, żeby zobaczyć, czy tej mądrej główce 

na pewno nic się nie stało. 

– Super! – ucieszył się Robbie, podniecony perspektywą przejażdżki na 

wózku po szpitalnych korytarzach. 

Kiedy sanitariusz zabrał go na prześwietlenie, pochylona nad kartą Jess 

uśmiechnęła   się   do   siebie.   Nieczęsto   miewała   pacjentów   tak 

sympatycznych   jak   Robbie.   Bezpośredniość   i   swoboda   chłopca 

przypomniały   jej   Scotta.   Na   myśl   o   bracie   wzruszenie   nieprzyjemnie 

ścisnęło ją w gardle. Tak bardzo za nim tęskniła. Szybko wzięła się w 

garść, bo miejsce i pora nie służyły temu, by się rozrzewniać. 

Skończyła wypełnianie karty i, zerknąwszy na zegarek, zorientowała 

się, że za chwilę musi stawić się u Toma. 

–   Wychodzę,   bo   za   pięć   minut   mam   spotkanie   z   szefem   – 

background image

poinformowała Belindę. 

– Życzę szczęścia – uśmiechnęła się pielęgniarka. 

– Myślisz, że będzie mi potrzebne? Belinda wzruszyła ramionami. 

– Z czystym sumieniem mogę powiedzieć o Thomasie Bryancie tylko 

to, że lepiej dogaduje się z dziećmi niż z dorosłymi – stwierdziła. – Nie 

wiem,   dlaczego   tak   się   dzieje   i   wiedzieć   nie   chcę.   Najważniejsze,   że 

dzieciaki za nim przepadają. 

–   Lepiej   już   pójdę,   bo   jeszcze   się   spóźnię   –   powiedziała   Jessica   i 

szybko poszła w stronę gabinetu Toma. 

– Cześć, Jess! – przywitała ją jego sekretarka. – Szef jeszcze rozmawia 

przez telefon, ale prosił, żebyś weszła. 

Nie   wiedzieć   czemu,   Jessica   poczuła   się   zdenerwowana.   Zapukała 

cicho   i   nie   czekając   na   odpowiedź,   otworzyła   drzwi.   Tom   siedział   za 

biurkiem,   ale   nie   widział   jej,   bo   odwrócił   fotel   tyłem   do   wejścia. 

Zatrzymała się więc tuż za progiem, nie wiedząc, czy zamknąć drzwi, czy 

zostawić je otwarte. Nie była pewna, czy Tom zdaje sobie sprawę, że ona 

już tu jest. 

– Mam powyżej uszu niewydarzonych praktykantów, którzy marnują 

mój czas. Nie mówiąc już o czasie mojego zespołu – mówił poirytowany. 

Słysząc   to,   wstrzymała   oddech.   Czyżby   chciał   ją   wyrzucić?   Przecież 

pracuje z nią zaledwie kilka godzin. Czy to możliwe, by tak szybko podjął 

decyzję?

– Cieszę się, że pan się ze mną zgadza. – Mówiąc to, obrócił się w 

fotelu   i   odłożył   słuchawkę.   Wtedy   ją   zauważył   i   natychmiast   przybrał 

oficjalną pozę. – Witam. Zamknij drzwi i siadaj. 

Zrobiła to, choć miała ochotę po prostu wyjść. Perspektywa pracy z 

background image

tym człowiekiem była coraz mniej zachęcająca. 

– Jak minęły pierwsze dwa tygodnie?

– Dwa tygodnie... – powtórzyła zaskoczona. – Ach, dziękuję, bardzo 

dobrze. 

– Zaprosiłem cię tu, żeby ustalić zasady naszej współpracy na następne 

dwa tygodnie i pięć miesięcy, które masz spędzić w tym szpitalu. 

Zaniemówiła. Już teraz liczy dni do jej odejścia?

– To oczywiste, że wymagam punktualności i serdecznego podejścia do 

pacjentów. Jeśli masz jakieś słabe strony, lepiej powiedz mi o nich już 

teraz, tak żebym w razie czego mógł cię zastąpić i ewentualnie pomógł je 

wyeliminować. 

Słysząc to, aż najeżyła się ze złości. 

– Nie mam słabych stron, doktorze Bryant. 

– Czy mi się zdaje, czy tylko do mnie zwracasz się po nazwisku? – 

Zawiesił   głos,   czekając   na   jej   reakcję.   Ona   jednak   wciąż   czuła   się 

dotknięta   poprzednim  pytaniem,   nie   powiedziała   więc   ani  słowa.   –   To 

śmieszne. Myślałem, że już się zorientowałaś, że w tym szpitalu staramy 

się być jak najmniej oficjalni. Nie chcemy dodatkowo stresować dzieci. A 

więc,   Jessico,   twierdzisz,   że   pod   względem   przygotowania   jesteś   bez 

zarzutu? Wspaniale, zwłaszcza że za pięć miesięcy i dwa tygodnie chcesz 

być lekarką z pierwszym stopniem specjalizacji – ciągnął, przeglądając 

teczkę z jej dokumentami. – Cieszy mnie, że nie masz żadnych słabych 

stron. 

– Nie mam słabych stron, Thomasie, bo uważam, że mówienie o nich 

jest z gruntu negatywne. Oczywiście istnieją obszar}' wiedzy medycznej, 

nad   którymi   muszę   jeszcze   popracować   i   mam   nadzieję,   że   jako   szef 

background image

będziesz   mi   służył   radą   i   pomocą,   aż   pewnego   dnia   stanę   się   równie 

doskonała jak ty – zakończyła, po czym przerażona zakryła dłonią usta. 

– Nie hamuj się. Śmiało mów, co myślisz – zachęcił ją z uśmiechem, 

odchylając   się   w   fotelu.   Tak   niewielu   dorosłych   ma   odwagę   mówić 

szczerze   o   tym,   co   czuje,   pomyślał.   Nie   tolerował   dwulicowości. 

Szczerość   cenił   nade   wszystko,   a   zdaje   się,   że   tej   akurat   Jessice   nie 

brakowało. 

Powoli odsłoniła usta. Zdumiona, przyglądała się Tomowi tak, jakby 

zobaczyła go pierwszy raz w życiu. Uśmiech zmienił jego twarz do tego 

stopnia,   że   wyglądał   na   zupełnie   innego   człowieka.   Zmieniły   się 

zwłaszcza jego oczy. Miały w sobie tyle ciepła, że patrząc w nie, Jess 

mogłaby   zapomnieć   o   całym   świecie.   Zszokowana   tym   odkryciem, 

spuściła wzrok. 

– Słucham? Mów, co chciałaś powiedzieć – nalegał. 

– Po co? – rzuciła oschle. – Żebyś dać ci kolejny powód do wyrzucenia 

mnie ze stażu?

– Dlaczego miałbym to robić? – Tym razem to on zmarszczył czoło. – 

Z twoich papierów wynika, że jesteś dobrą lekarką, więc zakładam, że 

masz przed sobą obiecującą zawodową przyszłość. – Patrzył jej prosto w 

oczy. – Dlaczego myślisz, że chcę cię wyrzucić?

– Słyszałam twoją rozmowę – odparła, wskazując telefon. – Mówiłeś, 

że masz dość praktykantów, którzy marnują twój czas. 

– A czy ty go dziś zmarnowałaś?

Nie doszukała się w tym pytaniu żadnego podstępu. 

– Nie. Tak mi się przynajmniej zdaje. 

–   Słusznie   –   rzucił   energicznie.   –   Wygląda   na   to,   że   doszliśmy   do 

background image

porozumienia. Mów, co myślisz, i nie marnuj mojego czasu. 

– Nie spóźniaj się i pracuj z oddaniem – zakończyła. 

Gdy się roześmiał, w jego oczach znów zapaliły się ciepłe iskierki. Jess 

pomyślała,   że   to   najprzystojniejszy   mężczyzna,   jakiego   dotąd   widziała. 

Czuła, że z wrażenia dostaje gęsiej skórki, więc szybko przywołała się do 

porządku. Odważyła się spojrzeć na niego dopiero wtedy, gdy była pewna, 

że z jej oczu zniknął wyraz zachwytu. 

– Mam nadzieję, że w ciągu tych pięciu miesięcy i dwóch tygodni jakoś 

się dogadamy – powiedział. – Czy już wiesz, gdzie chciałabyś pracować 

po zrobieniu specjalizacji?

– Rozważam kilka miejsc, ale jeszcze się nie zdecydowałam. 

– Nie zwlekaj z tym zbyt długo. Zobaczysz, nim się  obejrzysz, już 

będzie pora zdawać egzamin. – Zawiesił głos i po chwili dodał: – Jeśli 

będziesz potrzebowała konsultacji przy rozwiązywaniu próbnych testów, 

daj znać. Chętnie pomogę. 

Odkąd weszła do tego gabinetu, doświadczyła całej gamy uczuć. Teraz 

mogła dodać do listy poczucie kompletnego zaskoczenia. Szpitalna plotka 

głosi, że doktor Bryant nie ma czasu dla nikogo prócz pacjentów. To, czy 

jakaś   praktykantka   zda,   czy   obleje   egzamin,   nie   powinno   go   wcale 

obchodzić. Jego rola sprowadza się do tego, by na koniec wydać o niej 

opinię. To wszystko, co musi w tej sprawie zrobić. 

Nie wolno bezkrytycznie słuchać tego, co mówią  ludzie, pomyślała, 

przypatrując mu się ukradkiem. Tymczasem Tom wstał i wciągnął rękę. 

By spojrzeć jej w oczy, musiał tylko nieznacznie opuścić wzrok. Ciekawe, 

ile ma wzrostu? Przynajmniej metr osiemdziesiąt, oceniła. 

– Witaj na pokładzie, Jessico. 

background image

Podała mu dłoń, którą uścisnął mocno i pewnie. Ucieszyła się, że nie 

jest to jeden z tych niemrawych uścisków, których szczerze nie znosiła. 

Wręcz przeciwnie, ciepło jego suchej skóry obudziło w niej miły dreszcz. 

Zaskoczona,   gwałtownie   cofnęła   rękę.   Atmosfera   koleżeńskiego 

porozumienia natychmiast prysła. Jess poczuła się zmieszana. Niepokoiło 

ją,   jak   Tom   przyjmie   jej   nieprzemyślany   gest.   Zerknęła   na   niego 

ukradkiem i poczuła ulgę. On bowiem przyglądał jej się z takim samym 

niedowierzaniem, jak ona jemu. 

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Otrzeźwił ich dźwięk pagera. 

– Zdaje się, że mój pacjent wrócił już z prześwietlenia – rzekła Jess, 

odczytując informacje z ekranu. 

– Coś poważnego?

– Nie, na szczęście tylko rozcięta głowa – uspokoiła go. 

– Swoją drogą to naprawdę niezwykły dzieciak. Tak go interesowało 

wszystko   dokoła,   że   nawet   nie   jęknął,   kiedy   zakładałam   mu   szwy.   – 

Mówiła z uśmiechem, przechylając lekko głowę. 

Tom patrzył na nią jak zauroczony. Falowanie kasztanowych włosów i 

cudowny   blask   jej   zielonych   oczu   sprawiły,   że   na   moment   wstrzymał 

oddech. 

– Pójdę już, żeby nie musieli wzywać mnie drugi raz – oznajmiła i 

potrząsnęła głową, przypominając sobie, że rozmawia z szefem. 

Kiedy szła do drzwi, Tom patrzył na jej długie nogi. Spokojnie, stary, 

nie spiesz się, nakazywał sobie. 

– Rozumiem, że zatrzymasz tego pacjenta na obserwacji – odezwał się 

służbowym   tonem,   choć   wcale   nie   chciał,   by   wypadło   to   tak   oschle. 

Zauważył, że poczuła się dotknięta. 

– Oczywiście, że zatrzymam go na obserwacji! – rzuciła i obrażona 

wyszła z gabinetu. 

– Oj, Bryant, daleka droga przed tobą – westchnął, i usiadłszy ciężko w 

fotelu, przymknął oczy. 

Przez chwilę zastanawiał się nad swoją reakcją na obecność Jessiki. Od 

background image

chwili, gdy po raz pierwszy spojrzał na nią tego ranka, starał się zrobić na 

niej jak najlepsze  wrażenie.  To  śmieszne!  – irytował  się.  W ogóle  nie 

powinno go obchodzić, co o nim pomyśli. To prawda, jest inteligentna i 

ładna, ale co z tego? Czy życie nie nauczyło go, że kobietom nie wolno 

ufać? Zapomniał już, jak w przeszłości wszystkie, no, prawie wszystkie, 

zawodziły go w ten czy inny sposób? Poza tym w jego świecie nie ma 

teraz miejsca dla kobiety. 

– Pięć miesięcy i dwa tygodnie – westchnął, otwierając oczy. Odsunął 

na   bok   myśli   o   Jessice   i   wrócił   do   przerwanej   pracy.  Zanim   przyszła, 

zastanawiał się, co począć z Dirkiem Robertsonem. Uznał, że jeśli usłyszy 

jeszcze   jedną   skargę   na   tego   człowieka,   dopilnuje,   by   został 

dyscyplinarnie zwolniony. 

Pomachała Robbiemu i pożegnała się z jego mamą. 

–   Naprawdę   przyjdzie   pani   do   mnie   jutro   rano?   –   dopytywał   się 

chłopiec, zanim sanitariusz zabrał go na neurologię, gdzie przez noc miał 

być poddawany obserwacji. 

–   Przyjdę,   przecież   obiecałam   –   zawołała   Jessica,   podnosząc   głowę 

znad notatek, w których z ulgą zapisała,  że u chłopca nie stwierdzono 

żadnych obrażeń czaszki. 

Wczesnym wieczorem poszła na oddział pooperacyjny, by zapytać o 

stan   Ingrid.   Pielęgniarka   poinformowała   ją,   że   operacja   przebiegła 

pomyślnie i zarówno Nicola, jak i Dirk spodziewają się, że dziewczynka 

szybko   wyzdrowieje.   Przy   łóżku   chorej   Jess   spotkała   jej   babcię.   Pani 

Johansen,   dużo   już   spokojniejsza,   postanowiła   wykorzystać   fakt,   że 

wnuczka   ciągle   śpi,   i   właśnie   wybierała   się   do   szpitala,   w   którym 

umieszczono jej syna i synową. Po jej wyjściu Jess dłuższą chwilę stała 

background image

przy łóżku Ingrid. Patrząc na jej bladą twarz, myślała o tym, że byłoby 

cudownie,   gdyby   jednym   pocałunkiem   dało   się   pokonać   chorobę, 

nieszczęście i smutek. 

Z   westchnieniem   pokręciła   głową.   Kosmyki   jasnych   włosów 

rozrzucone na wykrochmalonej poduszce przypomniały jej Lindę. Wolała 

jednak   nie   myśleć   teraz   o   siostrze,   ani   w   ogóle   o   swym   rodzeństwie. 

Odwróciła   się   więc   i   –   wpadła   prosto   w   objęcia   Dirka   Robertsona. 

Zaskoczona,   cofnęła   się   o   krok,   pragnąc   czym  prędzej   uwolnić   się   od 

niemiłego towarzystwa. 

– Nie chciałem cię przestraszyć – rzekł z przymilnym uśmiechem. – Co 

za miła niespodzianka!

Jess   próbowała   ominąć   go   i   wyjść,   lecz   zatarasował   jej   drogę. 

Spróbowała więc obejść go z drugiej strony, ale i tym razem nie dał za 

wygraną. 

– Masz ochotę zatańczyć? – szepnął jej wprost do ucha. – No, Jess, 

powiedz, co z naszą randką?

Zacisnęła zęby i wolno policzyła do dziesięciu. 

–   Porozmawiamy   o   tym   nie   przy   pacjentach   –   syknęła.   Dirk 

najwyraźniej potraktował jej słowa jak zachętę, bo unosząc znacząco brwi, 

mruknął:

– Oczywiście, kiedy tylko zechcesz, skarbie. 

Tym   razem   odsunął   się   i   pozwolił   jej   przejść,   ale   ruszył   za   nią, 

przyklejony do jej pleców jak natrętny cień. 

– Powiedz, moja śliczna, dokąd chciałabyś pójść?

– Do nikąd – warknęła. Kiedy doszli do końca korytarza, zatrzymała się 

i rzekła dobitnie: – Dirk, zrozum wreszcie, że nie mam zamiaru się z tobą 

background image

spotykać.   Jeszcze   raz   ci   powtarzam,   że   nie   pasujemy   do   siebie,   więc 

przestań mnie nagabywać. I nie próbuj się ze mną umawiać. Nigdy!

– Ale dlaczego? – zapytał, nie zniechęcony jej odmową. 

– Dlatego że nie jesteś w moim typie. 

– A kto jest?

– Ja! – odezwał się głęboki głos tuż za ich plecami. Jessica drgnęła i 

spojrzała   pytająco   na   Toma,   który   jak   gdyby   nigdy   nic   powtórzył   z 

naciskiem:

– Ja jestem w jej typie, a ona w moim!

–   Chyba  żartujesz!   –   roześmiał   się   Dirk.   –   Wszyscy   wiedzą,   że   od 

dawna z nikim się nie spotykasz. 

– Skąd ta pewność?

– Daj spokój! – Dirk machnął ręką. – A co, chcesz wziąć ją pod swoje 

opiekuńcze skrzydła? Przecież dopiero ją poznałeś!

– Nie szkodzi. To było nagłe zauroczenie – odparł groźnie. – Na twoim 

miejscu, Robertson, patrzyłbym uważnie pod nogi. Stąpasz po kruchym 

lodzie. 

Jess   z   niepokojem   obserwowała,   jak   obaj   mierzą   się   wzrokiem.   Na 

szczęście Dirk w porę się wycofał i wrócił na oddział. 

–   Przepraszam   cię   za   to,   co   się   stało.   –   Tom   uśmiechnął   się   z 

przymusem.   –   Obiecuję,   że   kolega   Robertson   nie   będzie   cię   więcej 

niepokoił. 

– Przepraszasz mnie za niego? Spodziewałam się, że raczej przeprosisz 

mnie za własne zachowanie!

W jego oczach pojawiło się zdumienie. 

– A co ja takiego zrobiłem?

background image

– Zepsułeś mi opinię!

– Zepsułem?! Zdawało mi się, że ją uratowałem!

– Też mi bohater! – prychnęła. 

Syknął zniecierpliwiony i rozejrzał się dokoła. Potem otworzył drzwi 

do pomieszczenia gospodarczego i bez słowa zaczął wpychać ją do środka. 

– Nie wejdę! – broniła się. 

– Wolisz kontynuować tę rozmowę na korytarzu?

– A o czym tu rozmawiać? – irytowała się. – Przeproś mnie za swoje 

dyktatorskie zachowanie i uznamy temat za zakończony. 

Zmierzył ją uważnym, nieco zaniepokojonym wzrokiem. 

–  Nie  dyskutuj  ze  mną!  –  warknął,  wskazując  otwarte  drzwi.  –  Do 

środka!

Westchnęła z rezygnacją, lecz dłużej nie dyskutowała. 

– Zadowolony? – zapytała, gdy zamknął za nimi drzwi. 

– Po pierwsze, wcale nie zachowywałem się jak dyktator. 

– Za to robisz to teraz. Wyraźnie stracił rezon. 

– Być może – przyznał z wahaniem. – Ale zostałem sprowokowany. 

Kilka koleżanek poskarżyło się dziś na Robertsona. W każdym przypadku 

powód był ten sam; facet narzuca się i nie rozumie, że „nie” naprawdę 

znaczy „nie”. 

– I co masz zamiar z tym zrobić? Będziesz umawiał się na randki z 

całym żeńskim personelem nagłych wypadków?

– Hola, hola! – powstrzymał ją. – Sarkazm do ciebie nie pasuje. Chcę, 

żebyś   wiedziała,   że   rozmawiałem   o   Dirku   z   odpowiednimi   osobami   i 

zaręczam ci, że problem zostanie rozwiązany. Do tego czasu nie życzę 

sobie, żeby cię zaczepiał. 

background image

– A czy zdajesz sobie sprawę, że swoim zachowaniem sprowokujesz 

nowe plotki? 

Niedbale machnął ręką.  

– Jedna historia mniej, jedna więcej, to dla mnie żadna różnica. 

– Jasne! Zapomniałam, że według twojego mniemania szpital plotkuje 

wyłącznie o tobie!

Uśmiechnął się i spojrzał jej w oczy, czym wprawił ją w zakłopotanie. 

Odniosła wrażenie, że w tym niewielkim pomieszczeniu są zbyt blisko 

siebie. 

– Chyba plotkarze będą mieli nowy obiekt zainteresowań – stwierdził 

nonszalancko. 

– Właśnie do tego zmierzam – podchwyciła. – Przez pięć miesięcy i 

dwa tygodnie moje nazwisko będzie ciągle łączone z twoim. 

– Nie przesadzaj, mogło być gorzej. 

–   Doprawdy?   –   Mruknęła.   –   Zawsze   możesz   pogorszyć   sytuację   i 

zaprosić mnie na kolację, podczas której omówimy ten problem. 

– Nie zrobię tego – odparł, a ona odniosła wrażenie, że dostrzegła w 

jego   oczach   cień   rozczarowania,   który   jednak   szybko   ustąpił   miejsca 

zwykłej   w   jego   przypadku   rezerwie.   –   Mam   inne   plany   –   dodał   po 

namyśle. 

Czemu   poczuła   się   zawiedziona?   Czy   dlatego,   że   rozbudzona 

wyobraźnia   podsunęła   jej   słodki   obraz,   na   którym   ona   i   on   siedzą 

naprzeciw siebie  przy stoliku,  otuleni ciepłym światłem świec?  Cóż za 

niedorzeczna wizja!

Tom z uwagą obserwował grę uczuć na jej twarzy. Wyczytał z niej, że 

pociąga Jess, ale ona wcale się z tego nie cieszy. To odkrycie mile go 

background image

połechtało. 

–   Zdaje   się,   że   wyczerpaliśmy   temat   –   powiedziała,   udając 

zniecierpliwienie.   –   Miejmy   nadzieję,   że   Dirk   nie   powtórzy   nikomu 

twoich insynuacji. 

Pokręcił głową. 

– Nie liczyłbym na to. Poza tym, cóż ja takiego powiedziałem? Tylko 

to, że jestem w twoim typie, a ty w moim. Widzisz w tym coś złego?

– A ja naprawdę jestem w twoim typie?

– Jeśli mam być szczery... 

–   Przestań!   –   Wyciągnęła   rękę,   by   go   powstrzymać,   i   niechcący 

musnęła palcami jego ramię. Gwałtowny płomień, który poczuła na dłoni, 

szybko objął całe jej ciało. – Nic nie mów! Chyba nie chcę wiedzieć. 

Postąpił krok w jej stronę. 

– Czemu nie, Jessico?

Ciepły oddech delikatnie musnął jej twarz. Pomyślała, że jeśli stanie na 

palcach, jej usta znajdą się na wysokości jego ust. Pocałunek?! O czym 

ona myśli? Chyba oszalała! Cofnęła się tak energicznie, że uderzyła głową 

o półkę na ścianie. 

– Nic ci się nie stało? – zapytał z troską, ale na jego ustach błąkał się 

słaby uśmiech. 

– Nie. Posłuchaj, Tom, muszę iść. Dziękuję za przysługę, choć nadal 

uważam, że przesadziłeś. Ale wypuść mnie stąd. 

– Już się robi – odparł. 

Jak na ironię pierwszą osobą, na którą natknęli się na korytarzu, był 

Dirk.   Widząc   go,   Jess   jęknęła   bezgłośnie.   Teraz   może   być   pewna,   że 

szpital zatrzęsie się od plotek. 

background image

–   Dziękuję   za   to   zaimprowizowane...   spotkanie   –   powiedział   Tom, 

całkowicie ignorując Dirka. Ten zaś otworzył usta ze zdumienia.

Jess uśmiechnęła się do siebie. To niesamowite, jak wiele wydarzyło 

się   w   ciągu   tych   kilku   godzin.   Popatrzyła   na   obu   mężczyzn,   a   potem 

odwróciła się i odeszła, zostawiając ich samych, tak by mogli swobodnie 

powiedzieć sobie to, czego ona wolała nie słyszeć. 

Przez następne dni nie zdarzyło się jej zostać z Tomem sam na sam. 

Dopiero   w   czwartek,   gdy   po   dyżurze   wychodziła   do   domu,   stanął   w 

drzwiach pokoju lekarzy z dużym pudłem pod pachą. 

– To dla ciebie – oznajmił. – Na jutro. 

– Co to znaczy: OK? – zapytała, wskazując duży napis na wieku. 

– Nie wiesz? – Zaśmiał się. – Naprawdę nikt ci tego nie powiedział?

Pokręciła głową. 

– Coś podobnego! – zdziwił się. – Jak ci się udało przeżyć tu dwa 

tygodnie i nie dowiedzieć się, co to jest OK?

– Chodzi pewnie o jakieś spotkania, które odbywają się w piątki rano. 

Zgadza się? – zaryzykowała. – W piątki pracuję nad swoim referatem, 

więc jutro rano mnie tu nie będzie. 

– Będziesz. 

– Nie. Muszę oddać pracę najpóźniej w poniedziałek. Zresztą w mojej 

umowie ze szpitalem jest klauzula, że przez trzy kolejne piątki nie będę 

brała żadnych rannych dyżurów. 

– Nie wykręcisz się, Jessico. Uprzedzam, że zawsze, kiedy wypadnie 

moja kolej na OK, będziemy robili to razem. 

– Przykro mi, Tom. Ja naprawdę nie mogę. Zamyślił się nad czymś, ją 

zaś   aż   korciło,   by   zajrzeć   do   pudła.   Zaintrygował   ją   tym   swoim   OK. 

background image

Ciekawe, dlaczego tak mu zależy, żeby wzięła w tym udział. 

– Mam propozycję – odezwał się pojednawczo. – Jeżeli przyjdziesz na 

jutrzejsze... spotkanie, dam ci wolne do końca dnia. 

– Przecież to niemożliwe!

– Możliwe. Nie zapominaj, że ja tu jestem szefem, więc mogę zmieniać 

harmonogram. 

– Kto mnie zastąpi?

– Ja. 

Przyjrzała mu się podejrzliwie. 

– Zdaje się, że spotkania OK, czy jak je tam nazywasz, są dla ciebie 

bardzo ważne. 

– Owszem. Więc co? Umowa stoi?

Instynkt podpowiadał jej, że zanim się zobowiąże, powinna dowiedzieć 

się, w czym ma brać udział. Z drugiej jednak strony czuła, że Tom i tak 

podjął   już   decyzję.   Ostatecznie   skusiła   ją   perspektywa   prawie   trzech 

wolnych dni... – W porządku – zgodziła się. – Będę tu jutro rano. 

– Świetnie. 

– Czy przedtem powinnam zapoznać się z jakimiś materiałami?

– Nie – odparł poważnie, ale w jego oczach nadal błąkał się uśmiech. – 

Wszystkie potrzebne informacje znajdziesz w pudle. 

– Dobrze, zajrzę do niego w domu. 

– Dziękuję. – Na jego twarz powrócił uśmiech. – A więc do jutra... 

Jessico. 

Dotarła do domu zła na samą siebie. Pokonując samochodem krótki 

dystans pomiędzy szpitalem a swoim mieszkaniem nie po trafiła myśleć o 

niczym innym, jak tylko o Tomie nie próbowała już zaprzeczać, że uważa 

background image

go za bardzo atrakcyjnego mężczyznę. Jak zdążyła się zorientować, wiele 

kobiet pracujących w szpitalu podzielało jej entuzjazm dla jego urody, ale 

żadna nie próbowała się do niego zbliżyć. Co zaś do niej samej, to po 

tygodniu wspólnej pracy doszła do wniosku, że Tom da się lubić i jeśli 

tylko chce, potrafi być całkiem... miły. 

Wysiadła z – samochodu i szybko weszła do budynku, chroniąc się 

przed   zimnym   wiatrem   i   deszczem.   Głowa   bolała   ją   coraz   bardziej, 

przestraszyła   się   więc,   że   zbliża   się   atak   migreny.   Postanowiła   trochę 

odpocząć   i   zaraz   po   wejściu   do   mieszkania   włączyła   kojącą   muzykę. 

Zjadła lekką kolację, a potem usiadła na dywanie w skąpo umeblowanym 

pokoju i zaciekawiona podniosła wieko pudła. 

–   Cóż   to   jest?   –   szepnęła,   przeglądając   jego   zawartość.   Najpierw 

wydobyła   okrągły   nos   z   jaskrawoczerwonej   gumy,   następnie   wściekle 

pomarańczową   perukę   i   kolorowy,   workowaty   kombinezon.   Pod   nimi 

znalazła ogromne buty i zestaw do makijażu. Na dnie leżała broszura, w 

której wyczytała na czym polega „Obchód Klauna”. Były tam również 

wskazówki dotyczące przebrania. 

– To chyba jakiś żart. – Pokręciła głową, obracając w dłoniach każdą 

rzecz. – Obchód klauna... – powtórzyła. 

Naraz przypomniała sobie uśmiech Toma i zrozumiała, że to nie żaden 

dowcip.   Zaciekawiona,   ponownie   sięgnęła   po   broszurę.   Uważnie 

przeczytała, jak pomalować twarz, co zrobić, by nie odkleił się gumowy 

nos   ani   nie   spadły   wielkie   buty,   oraz   jak   z   podłużnych   baloników 

uformować zwierzątka. 

Jednak   najważniejszą   informację   znalazła   na   pierwszej   stronie. 

Umieszczono   tam   manifest   tych,   którzy   stworzyli   program   zwany 

background image

„Obchodem Klauna”. „Aby na twarzy każdego dziecka zagościł uśmiech – 

pisali autorzy. – Aby choć na chwilę mogły zapomnieć, gdzie i z jakiego 

powodu się znajdują”. 

Idea godna podziwu, pomyślała. Słyszała już kiedyś o tym programie, 

ale nigdy nie brała w nim udziału. 

– No cóż. Kiedyś musi być ten pierwszy raz – stwierdziła filozoficznie i 

sięgnęła po barwny kostium. 

Przebrała się, a potem korzystając ze wskazówek, pomalowała twarz. 

Związała włosy w koński ogon i upchnęła je pod pomarańczową peruką. 

Na   koniec   przyczepiła   nos   i   z   rozbawieniem   obejrzała   się   w   lustrze. 

Zadowolona   z   efektu   wróciła   do   salonu   i   jeszcze   raz   sprawdziła   w 

instrukcji, jak włożyć buty i jak się w nich poruszać. Na wszelki wypadek 

postanowiła   potrenować   i   wkrótce   przekonała   się,   że   była   to   słuszna 

decyzja. Dopiero po dwóch upadkach poczuła, że mniej więcej wie, jak w 

nich chodzić. 

Gdy   usłyszała   stukanie   do   drzwi,   była   właśnie   na   środku   pokoju. 

Dłuższą chwilę stała jak sparaliżowana, zupełnie nie wiedząc, co robić. 

Przecież   nie   może   otworzyć   w   stroju,   który   owszem,   nadaje   się   do 

rozweselania chorych dzieci, ale wyklucza przyjmowanie nieproszonych 

gości. Postanowiła udawać, że jej nie ma. Niestety, intruz nie rezygnował. 

Zapukał jeszcze raz, a gdy nie odpowiadała, zawołał ją po imieniu. 

– Tom? – szepnęła zdumiona. 

– Jessico, jesteś tam?

Wiedziała,   że   jeśli   nie   otworzy,   wzbudzi   niezdrową   ciekawość 

sąsiadów, a tego sobie nie życzyła. 

–   Ciszej!   Już   idę!   –   zawołała,   niezdarnie   człapiąc   do   drzwi.   –   Nie 

background image

krzycz tak! – Szybko wciągnęła go do środka. 

– Bardzo przepraszam, chyba pomyliłem mieszkania – zażartował. – 

Szukam Jessiki Yeoman, a nie cyrkowego klauna. 

– Ależ jesteś dowcipny! – warknęła zirytowana. – Można wiedzieć, 

czemu zawdzięczam tę wizytę?

W odpowiedzi podał jej torbę plastykową. 

– Zapomniałem o pompce do balonów. 

– Miło, że się fatygowałeś. Bardzo ci dziękuję. Do jutra – powiedziała i 

odwróciła się, by go wypuścić. 

Sięgając do klamki potknęła się o własne buty i gdv' Tom jej w porę nie 

złapał, runęłaby na podłogę. 

–   Ostrożnie!   –   Zaśmiał   się,   chwytając   ją   mocno   .   Chciała   jak 

najszybciej odzyskać równowagę, jednak jej gwałtowne ruchy przyniosły 

odwrotny   skutek.   Obezwładniona   przyjemnym   zapachem   jego   wody 

kolońskiej i miłym ciepłem jego ciała coraz mniej pewnie trzymała się na 

nogach. I choć rozsądek podpowiadał, że musi się natychmiast od niego 

odsunąć, wbrew sobie rozkoszowała się każdą sekundą fizycznej bliskości. 

– Jessico, przestań  się szamotać,  bo nas przewrócisz – ostrzegł ją i 

dosłownie w tej samej chwili stracił równowagę. 

Przewracając się, pociągnął ją za sobą i po chwili oboje znaleźli się na 

podłodze. Tom upadł pierwszy, a Jess wylądowała na nim. Gdy dotarło do 

niej,   'co   się   stało,   wpadła   w   panikę.   Co   ona   wyprawia?!   Przecież   ten 

człowiek to jej szef. Co sobie o niej pomyśli? Leżała bez ruchu, starając 

się przewidzieć jego reakcję. Czuła, jak jego klatka piersiowa unosi się i 

opada, ale dopiero po chwili zorientowała się, że Tom się śmieje. 

– Przestań jęknęła, nie wiedząc, czy powinna być oburzona, czy raczej 

background image

odetchnąć z ulgą. 

Tymczasem Tom był coraz bardziej rozbawiony. 

–   Gdybyś  mogła   zobaczyć   teraz   swoją   minę!   –   rzekł,   zanosząc   się 

śmiechem, zarażając ją swą wesołością. 

– Lepiej pomyśl o swojej! – odpaliła. 

Pomagając sobie nawzajem, wyplątali się jakoś z własnych rąk i nóg, i 

usiedli obok siebie na podłodze. Wystarczyło jednak, by spojrzeli sobie w 

oczy, i natychmiast opuściła ich beztroska radość. Magia chwili sprawiła, 

że nawiązało się między nimi porozumienie nie wymagające słów. Jess 

miała już pewność, że dotąd żaden mężczyzna nie pociągał jej bardziej niż 

Tom.   I   choć   przeczuwała,   jak   bardzo   może   się   to   okazać   dla   niej 

niebezpieczne, podejrzewają, że nie zdoła mu się oprzeć. 

Tom pierwszy odwrócił wzrok i zaczął wstawać. 

– Pójdę już – odezwał się ochryple. 

– Znowu masz inne plany? – zapytała, słysząc jednak swój zmieniony 

głos pożałowała, że w ogóle otwierała usta. 

– Tak. Mam inne plany. 

Gdy rozległ się głośny dzwonek telefonu komórkowego, drgnęła, ale 

nie ruszyła się z miejsca. 

– Nie odbierzesz?

– Nie. 

– Przecież mogą dzwonić ze szpitala!

– Na pewno nie. 

– Skąd wiesz?

– Poznaję po dzwonku. 

– Co takiego?

background image

– No dobrze. – Westchnęła z rezygnacją i na kolanach przysunęła się 

szafki, na której stała jej torebka. Wyjęła telefon i spojrzawszy na ekran, 

pokazała go Tomowi. 

–   Widzisz,   miałam   rację.   To   nie   szpital,   tylko   Linda   –   oznajmiła   i 

odebrała połączenie, przeczuwając, że Tom nie da jej spokoju, póki tego 

nie zrobi. – Cześć, Lindo. Możesz chwilę zaczekać? – zapytała, po czym 

wsunęła telefon pod poduszkę. 

– Dlaczego to robisz? – zapytał zdumiony. 

– Bo nie chcę, żeby moja siostra słyszała naszą rozmowę. 

– Masz siostrę?

– Jak widać mam. 

Tom   najwyraźniej   zapomniał,   że   właśnie   miał   wychodzić,   więc 

postanowiła mu pomóc. Z wymuszonym uśmiechem na ustach i jednym 

butem na nodze, pokuśtykała do drzwi. 

– Dziękuję za pompkę – rzekła, otwierając je szeroko. 

–   Drobiazg.   To   do   jutra   –   odparł,   po   czym   wyszedł,   zerknąwszy 

przedtem podejrzliwie na poduszkę. 

Jessica zamknęła za nim drzwi, a potem z westchnieniem ulgi oparła się 

o ścianę. Wolała nie myśleć o tym, co się przed chwilą wydarzyło. Po 

chwili ostrożnie zerknęła przez wizjer. Tom czekał na windę, nerwowo 

przeczesując palcami włosy. 

– Niebezpieczny facet – szepnęła, sięgając po telefon. 

Co   to   było?   Nieustannie   powtarzał   sobie   to   pytanie.   Co   w   niego 

wstąpiło,   że   wbrew   rozsądkowi,   który   nakazywał   wysłać   pompkę 

kurierem,   zdecydował   się   doręczyć   ją   osobiście?   Dlaczego   zignorował 

wewnętrzny głos i tak długo wmawiał sobie, iż Jessika mieszka w drodze 

background image

do jego domu, a w niezapowiedzianej wizycie nie ma nic niestosownego, 

że w końcu w to uwierzył?

Nie znalazłszy odpowiedzi, wsiadł pospiesznie do windy i nawet nie 

spojrzał   na   drzwi   Jessiki.   Zabrakło   mu   odwagi.   Naraz   zaciekawiło   go, 

dlaczego w jej mieszkaniu nie ma żadnych mebli. I dlaczego nie chciała, 

by siostra usłyszała ich rozmowę? Przecież nie powierzali sobie żadnych 

sekretów. 

Był   ciekaw,   czy   Jessica   ma   więcej   rodzeństwa.   Rodziny   go 

fascynowały. Na szczęście z biegiem lat pogodził się z tym, że akurat on 

jest   na   świecie   sam  jak   palec.   Nadal  jednak   bardzo   go   irytowało,   gdy 

słyszał   o   rodzinnych   waśniach   i   sporach.   Często   myślał,   że   ludzie   nie 

potrafią docenić własnego szczęścia. 

Jessica coraz bardziej go intrygowała. Uważnie przejrzał dokumenty, 

które dostał z akademii. Wynikało z nich, że była doskonałą studentką, a 

jako   stażystka   często   zmieniała   szpitale.   Miała   prawo   pracować   przez 

sześć miesięcy w jednym ośrodku, ona jednak najwyraźniej wolała opcję, 

która dawała możliwość odbywania praktyki w różnych miejscach. 

Być   może   właśnie   te   częste   przeprowadzki   tłumaczyły   brak   mebli. 

Pewnie wynajmowała mieszkania kompletnie urządzone. Zresztą po co w 

ogóle   zaprząta   sobie   tym  głowę?   Co   go   obchodzą   jej   meble?   Za   pięć 

miesięcy i siedem dni Jessica zdobędzie pierwszy stopień specjalizacji w 

pediatrii i pewnie przeniesie się do innego szpitala. Dlatego zrobi najlepiej, 

jeśli   już   dziś   przestanie   myśleć   o   niej   w   kontekście   innym   niż   czysto 

zawodowy. 

Wsiadł do swego wysłużonego kombi i uruchomił silnik. Ruszając z 

miejsca, myślał o tym, że od dawna żadna kobieta nie wywarła na nim 

background image

równie   silnego   wrażenia.   Zwykle   nowe   znajome   trzymał   na   dystans, 

tymczasem Jessica miała w sobie owo nieuchwytne coś, czego na razie nie 

potrafił nazwać, a co przyciągało go do niej niczym magnes. 

Być   może   ciepłe   uczucia,   które   w   nim   budziła,   brały   się   stąd,   że 

chwilami przypominała mu Merle. Kochana Merle. Gdyby tylko żyła, od 

razu poszedłby do niej i opowiedział o Jessice. Ona na pewno wiedziałaby, 

co z tym fantem zrobić. I znalazłaby właściwe słowa, by to nazwać. Tylko 

że Merle już nie żyje. 

Merle i jej mąż Alwyn byli ostatnią rodziną zastępczą, do której trafił 

już jako nastolatek. Ogromnym wysiłkiem, pracą i miłością pomogli mu 

wydobyć się z marginesu i wprowadzili na właściwe tory. Przywrócili mu 

nadzieję i pomogli uwierzyć, że na świecie istnieją jeszcze ludzie, którzy 

mają chęć pomagać innym. 

Czekając   na   zmianę   świateł,   wspominał   swoją   ostatnią   rozmowę   z 

Merle. Siedział przy jej szpitalnym łóżku i trzymając w obu dłoniach jej 

bezwładną   dłoń,   wsłuchiwał   się   w   miarowe   pikanie   urządzenia 

rejestrującego   pracę   jej   słabnącego   serca.   W   pewnej   chwili   Merle 

otworzyła oczy i gestem poprosiła go, by zdjął jej maskę tlenową. Walcząc 

o każdy oddech, prosiła, by nie odtrącał ludzi, których w życiu spotka. 

– Jedni wskażą ci drogę, inni sprawią, że życie stanie się bogatsze – 

szeptała. – Obiecujesz, Tommy?

Zaczekała, aż skinie głową, a potem uśmiechnęła się z ulgą i oznajmiła, 

że teraz wreszcie może połączyć się z Alwynem. 

Tak   bardzo   brakowało   mu   ich   obojga   –   jedynych   ludzi,   którzy 

troszczyli się o niego i okazali uczucia. Przez półtora roku, które z nimi 

spędził, zaznał wiele dobrego i wiele się nauczył. Dlatego usilnie starał się 

background image

dotrzymać   słowa   i   nie   odtrącać   tych,   którzy   próbowali   się   do   niego 

zbliżyć. 

Dla   nikogo   nie   było   tajemnicą,   że   najlepiej   czuje   się   wśród   dzieci. 

Cenił je za to, że niczego nie udają i szczerze mówią o tym, co czują. 

Podobną szczerość intencji odkrył w Jessice. Ona również była otwarta i 

sprawiała wrażenie osoby uczciwej. 

– Czas pokaże, czy się nie mylę – zawyrokował, zatrzymując samochód 

na   podjeździe.   Zamiast   wysiąść,   dłuższą   chwilę   siedział   ze   wzrokiem 

utkwionym   w   czarną,   słotną   noc.   Kwestia   zaufania   jest   z   pewnością 

bardzo istotna, lecz jemu nie pozostaje nic innego, jak cierpliwie czekać na 

rozwój   zdarzeń.   Na   razie   może   być   pewien   tylko   jednego   –   tego 

mianowicie, że Jessica bardzo go pociąga. 

Otrząsnął się z zamyślenia i mrucząc coś pod nosem, sięgnął po płaszcz 

i   torbę.   Zamknął   samochód,   a   potem   wszedł   do   dużego,   jasno 

oświetlonego budynku. 

– Spóźniłeś się! – rzekła Clarissa z wyrzutem. 

– Przepraszam. Co u was?

– Stara bieda. Arnold i Maddy są przeziębieni, Gerry ma ospę, a Harley 

przepadł jak kamień w wodę. 

– Znowu zwiał? – Tom zmarszczył brwi, zastanawiając się, dokąd mógł 

pójść krnąbrny piętnastolatek. 

–   Jeśli   jeszcze   raz   wejdzie   w   konflikt   z   prawem,   wsadzą   go   do 

poprawczaka – westchnęła Clarissa. 

– Po moim trupie!

– Żebyś się nie zdziwił, doktorku! – zadrwiła. – A teraz bierzmy się do 

roboty. 

background image

Tom kochał tę pracę. Regularne wizyty w schronisku  dla nieletnich 

dawały   mu   poczucie,   że   dzięki   swej   wiedzy   pomaga   dobrej   sprawie. 

Większość jego podopiecznych spędzała dnie włócząc się po ulicach, za to 

przed nocą te zaniedbane dzieciaki przybiegały tu, gdzie zawsze czekał na 

nie gorący posiłek i ciepłe łóżko. I gdzie nikt nie zadawał zbędnych pytań. 

Obejrzawszy wszystkich, którzy wymagali jego pomocy, przysiadł na 

chwilę w gabinecie dla lekarza. Wystarczyło, by przymknął oczy, a już 

widział w myślach  twarz  Jessiki.   Westchnął ciężko  i setny  raz  zapytał 

siebie, jaki diabeł siedzi w tej kobiecie? I dlaczego on nie potrafi przestać 

o niej myśleć? Ostry dzwonek telefonu brutalnie sprowadził go na ziemię. 

– Tom Bryant – rzucił do słuchawki. 

– Cześć, przystojniaku!

– Cześć, Nicola. 

– Czy mi się zdaje, czy jesteś zmęczony?

– Nic podobnego. O co chodzi?

– O nic. Sprawdzam, jak się ma mój mały braciszek. Tom uśmiechnął 

się kącikami ust. Choć on i Nicola nie byli naprawdę spokrewnieni, w 

pewnym  sensie   uważał   ją   za   siostrę,   gdyż  jako   dzieci   dzielili   ten   sam 

sierocy   los.   Nicola,   podobnie   jak   on,   spędziła   część   dzieciństwa   pod 

gościnnym dachem Merle i Alwyna. 

– Dziękuję za pamięć – rzekł ciepło. – Jak dzieciaki?

– Nieźle. 

– A pan małżonek? Nadal trzyma cię krótko?

–  Ile   razy  mam  ci powtarzać,   że  Travis i  ja  żyjemy  w  partnerskim 

związku?

– Uważaj, bo jeszcze ci uwierzę!

background image

– Śmiejesz się. To dobry znak – ucieszyła się Nicola. _ Powiedz mi, 

skąd wzięły się plotki o tobie i Jessice Yeoman? W szpitalu huczy jak w 

ulu. 

– Więc to dlatego dzwonisz!

_ A co myślałeś? Spędziłam cały dzień na bloku operacyjnym, więc 

nawet nie miałam okazji, żeby cię wziąć na spytki. Dzwoniłam wcześniej, 

ale Clarissa powiedziała, że się spóźniasz. Czyżbyś zabrał swoją uroczą 

praktykantkę na romantyczną kolacyjkę we dwoje?

– Nie. 

– Ale przyznaj się, że masz na to ochotę? Zawahał się, by po chwili 

wypalić do słuchawki:

– Nie twój interes, na co mam ochotę!

– Ha! Czyli to prawda, że wpadła ci w oko. Dobry wybór, Tommy. Ta 

kobieta jest warta grzechu. 

– Nicola, daj spokój! Przecież ledwo ją poznałem. W porządku, jest 

mądra i ma świetne nogi, ale to jeszcze nie powód, żebym zaraz się z nią 

umawiał. 

– Ale masz chęć to zrobić – stwierdziła. – Tom, przecież wiesz, że nikt 

nie   zna   cię   lepiej   niż   ja.   –   Ton   jej   głosu   przeszedł   z   żartobliwego   w 

poważny. – Jessica jest... inna. Kogoś mi przypomina, tyle że jeszcze nie 

wiem, kogo. 

– Merle. 

– Oczywiście! – zawołała podniecona. – Masz rację! Rzecz jasna nie z 

wyglądu. Merle była dużo niższa, no i dużo starsza – wyliczała Nicola. – 

Podobieństwo tkwi w sposobie mówienia, wyrażania myśli. 

–   Właśnie!   –   przytaknął.   –   Identycznie   wymawia   niektóre   słowa.   I 

background image

rozumuje z taką samą logiką jak Merle. 

– Tom, nie odtrącaj jej!

– A kto mówi... 

– Tommy, nie zapominaj, z kim rozmawiasz. Przecież pamiętam, jak 

kończyły się twoje związki. Wystarczyło, że któraś z twoich przyjaciółek 

zapragnęła większej zażyłości, i od razu zwijałeś żagle. Tylko pomyśl: jak 

one mają cię kochać, skoro nie chcesz pokazać swojej prawdziwej natury?

– No dobrze. Punkt dla ciebie. – Przyznał jej rację w nadziei, że to 

zakończy   rozmowę   na   temat   jego   życia   uczuciowego   i   nieistniejących 

związków. 

– Gdybyś chciał pogadać, wiesz, gdzie mnie szukać – zaofiarowała się, 

a wyczuwając jego intencje, zapytała: – Co nowego w schronisku?

– Ospa – odpaii, z ulgą przyjmując zmianę tematu. Zazwyczaj nie miał 

oporów, by w rozmowie z przybraną siostrą poruszać kwestie osobiste, 

dziś jednak nie miał na to ochoty. 

Następnego ranka Nicola i Jess spotkały się w damskiej szatni, gdzie 

obie przygotowywały się do obchodu klauna. 

– Pozwól, pomogę ci – zaproponowała Nicola, widząc, że Jessica nie 

może sobie poradzić z peruką. 

– Brałaś już w tym udział, prawda?

– Oczywiście – roześmiała się Nicola. – Zobaczysz, na pewno ci się 

spodoba. 

– Czego mam się spodziewać?

– Dobrej zabawy. Wyluzuj się, Jess. Przede wszystkim myśl od tych 

biednych dzieciakach, dla których to robisz. Jedno mogę ci obiecać: kiedy 

zobaczysz, jak im się śmieją oczy, poczujesz się bosko. 

background image

– Wierzę. Dobrze, teraz balony... tylko co ja zrobiłam z pompką?

_   Będziesz   nadmuchiwała   balony?   –   Nicola   spojrzała   na   nią   z 

niedowierzaniem. 

– Tak. 

– Proszę, proszę... _ A co ci chodzi?

– No, zawsze Tom przygotowywał balony... 

– Tak? A to wygodnicki – mruknęła Jess, jednak na tyle wyraźnie, by 

Nicola usłyszała. – Przez cały wczorajszy wieczór uczyłam się robić te 

zwierzaki i chodzić w wielkich butach. I jeszcze miał czelność osobiście 

podrzucić mi tę pompkę!

– Tom był u ciebie w domu?

– Tak. 

– Tom do ciebie przyjechał? – powtórzyła Nicola. – On, który nigdy nie 

kontaktuje   się   prywatnie   z   nikim?   Zdaje   się,   że   plotki   o   was   nie   są 

bezpodstawne. 

– Plotki! – Jess lekko się uśmiechnęła. – Nie wierz we wszystko, co 

usłyszysz.   A   teraz   już   chodźmy   –   dodała,   zerknąwszy   na   zegarek.   – 

Przecież nie chcemy, żeby Thomas Bryant Wielki musiał na nas czekać. 

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Obchód klauna bardzo się Jess spodobał.  Razem z szóstką kolegów 

przebranych w barwne stroje przez trzy godziny biegała po wszystkich 

oddziałach   i   zabawiała   małych   pacjentów,   wygłupiając   się   i   robiąc 

magiczne sztuczki. Gdy przy jakiejś okazji Tom pochwalił ją za wprawę, z 

jaką   robi   zwierzątka   z   podłużnych   baloników,   poczuła   się   naprawdę 

dumna. 

Kiedy patrzyła, jak roześmiany przekomarza się z dziećmi, jak z nimi 

rozmawia i opowiada im zabawne historie, wprost nie mogła uwierzyć w 

jego opinię strasznego aroganta. W kontaktach z małymi pacjentami był 

prawdziwym czarodziejem i Jess nabrała pewności, że może się od niego 

wiele nauczyć. 

Po obchodzie zebrali się w pokoju lekarzy, by odpocząć. 

– Wiesz, Tom, miło z twojej strony, że do nas dołączyłeś. – Nicola nie 

kryła, że jest zaskoczona jego obecnością. – Napijesz się kawy?

– Chemie. – Nie zdejmując stroju klauna, usiadł przy stole. – Muszę 

przyznać, że dzisiejszy obchód był wyjątkowo udany – oznajmił. Kiedy 

zauważył, że Jessika go nie słucha, zajęta wyjmowaniem spinek z peruki, 

zapytał ją wprost, jak jej się podobała akcja. 

–   Było...   fantastycznie   –   odparła   z   entuzjazmem.   –   Muszę   tylko 

poćwiczyć robienie   balonowych piesków,  bo  dzisiaj  zamiast  zgrabnego 

pudla   wyszedł   mi   skundlony   wilczur   –   wyznała   samokrytycznie, 

wywołując tym ogólną wesołość. – Kiedy wypada następny obchód? – 

zapytała, gdy śmiech ucichł. 

background image

– Mniej więcej za miesiąc. Masz sporo czasu... 

Gdy   później   zmywała   w   szatni   makijaż,   Nicola   zapytała   ją,   czy   w 

opowieściach o niej i o Tomie nie ma źdźbła prawdy. 

– Uwierz mi, że to wszystko historyjki wyssane z palca – odparła ze 

śmiechem.   –   Przecież   pracuję   z   nim   od   tygodnia,   więc   praktycznie   w 

ogóle go nie znam. 

– Doprawdy? – powątpiewała Nicola. 

– Dlaczego pytasz?

– Tom nigdy dotąd nie przychodził na wspólną kawę po obchodzie. 

– Tak? To skąd wiesz, że pije czarną kawę z cukrem? Przecież nie 

pytałaś go, a mimo to wiedziałaś, co mu podać. Czy ty czasem nie jesteś 

nim zainteresowana?

Słysząc to, Nicola wybuchła szczerym śmiechem. 

– Jess, ja jestem szczęśliwą żoną i matką dwojga dzieci. Poza tym Tom 

nie jest w moim typie. Za to ty musisz mieć go na oku, skoro tak uważnie 

obserwowałaś, jak robię mu kawę. 

Jess trochę się speszyła, lecz z drugiej strony poczuła ulgę, że Nicola 

nie zamierza podrywać Toma. 

– Ja... Zaciekawiło mnie, jaką kawę pije, bo lubię wiedzieć, jakie kto 

ma zwyczaje – tłumaczyła mętnie. 

– Jasne – uśmiechnęła się Nicola. – Następnym razem, jak Tom do 

ciebie wpadnie, będziesz wiedziała, czym go poczęstować. 

– Właśnie. 

Przebrawszy się, Jess starannie zapakowała do pudła strój i zaniosła do 

gabinetu Toma. Tu spotkało ją rozczarowanie, okazało się bowiem, że go 

nie   ma.   Powiedziała   więc   sekretarce,   że   będzie   w   szpitalu   dopiero   w 

background image

poniedziałek   rano   i   pojechała   do   domu   kończyć   swą   pracę.   Nie   miała 

złudzeń,   że   przez   weekend   musi   się   z   nią   uporać,   bo   już   dwukrotnie 

przesuwała termin. 

Po ośmiu godzinach nieprzerwanej pracy poczuła się zmęczona, wstała 

więc z podłogi, by rozruszać zbolałe kości. Przy okazji rozejrzała się po 

pustym pokoju i doszła do wniosku, że skoro planuje spędzić tu następne 

pół roku, powinna kupić meble. Na razie podpisała umowę wynajmu tylko 

na sześć tygodni. 

– Przyznaj się, kochana, że myśl o zapuszczaniu korzeni po prostu cię 

przeraża – powiedziała na głos. – E, to nie to. Po prostu odkąd umarł 

Scotty, nie ma na świecie miejsca, w którym czułabyś się jak w domu – 

mruczała, idąc do kuchni. 

Zycie   wyglądało   zupełnie   inaczej,   dopóki   żył   jej   brat.   Ich   ojciec, 

lokalny polityk z uporem pnący się po szczeblach partyjnej kariery, był 

najbardziej   dwulicowym   osobnikiem,   jakiego   znała.   Dopóki   żył   Scott, 

ojciec kreował się na bojownika o prawa dla niepełnosprawnych. Ludzie 

wierzyli mu, bo przecież sam miał kalekie dziecko, szybko więc zdobył 

rozgłos i poparcie. Za to w domu pokazywał swe prawdziwe oblicze i 

najczęściej traktował syna jak powietrze. 

Wobec Jessiki zachowywał się podobnie. Publicznie wychwalał ją pod 

niebiosa i cieszył się, że została lekarzem. Prywatnie zaś wyśmiewał ją i 

krytykował   za   to,   że   próbuje   być   niezależna.   Czemu   nie   jest   taka   jak 

Linda? Dlaczego chce  robić wszystko po swojemu? Córki polityków nie 

studiują   medycyny.   Przecież   wcale   nie   musi   pracować,   on   potrafi 

zapewnić   jej   godziwe   utrzymanie.   Lepiej   by   zajęła   się   zdobywaniem 

pozycji w towarzystwie. 

background image

Matka   zawsze   i   we   wszystkim   trzymała   jego   stronę.   Podobnie   jak 

młodsza siostra – Linda. Linda, ukochana córeczka rodziców, uwielbiana 

odkąd przyszła na świat, rozpieszczana i hołubiona. Linda, która zawsze 

dostawała to, o co poprosiła. 

–   Gorzkie   żale?   –   prychnęła,   kręcąc   głową.   Uważała,   że   mając 

dwadzieścia dziewięć lat, dojrzała wreszcie do tego, by traktować Lindę z 

większą   tolerancją.   I   na   przykład   nie   obrażać   się,   że   wydzwania   bez 

powodu i godzinami trzyma ją przy telefonie. Albo że nic ją nie obchodzi 

praca Jess. 

Burczenie   pustego   żołądka   pomogło   jej   oderwać   się   od   przykrych 

myśli. Nagle uświadomiła sobie, że nie jadła od południa. Poszła więc do 

lodówki, ale nie znalazła tam nic prócz resztek chińskiego dania, które 

kupiła   cztery   dni   wcześniej.   Sięgnęła   więc   po   płaszcz,   zdecydowana 

jechać   do   pobliskiej   włoskiej   restauracji.   Wprawdzie   powinna   raczej 

zamówić jedzenie przez telefon i kontynuować pracę, ale chciała zrobić 

sobie przerwę. Czuła się dziwnie niespokojna, uznała więc, że mały spacer 

pomoże oczyścić głowę z niepotrzebnych myśli. 

W restauracji poprosiła  o spaghetti marinara  i spokojnie czekała, aż 

kelnerka   je   przyniesie.   Jedząc   samotnie,   często   wzbudzała   niezdrowe 

zainteresowanie, ilekroć więc ktoś próbował dosiadać się do jej stolika, 

odmawiała   grzecznie,   lecz   stanowczo.   Tym   razem   obyło   się   bez 

niewczesnych   propozycji,   mogła   więc   jeść   w   spokoju.   Zapłaciwszy 

rachunek, udała się  na krótki spacer po chińskiej dzielnicy. Szła przed 

siebie gwarnymi ulicami, z zaciekawieniem obserwując ruch, jaki panował 

tu   zawsze   w   piątkowy   wieczór.   W   jednym   z   maleńkich   sklepików 

wypatrzyła zestaw do modelowania  balonów. Kupiła go bez namysłu  i 

background image

zadowolona z nabytku, wróciła do samochodu. 

Padało mocno, dlatego nim włączyła się do ruchu, rozejrzała się wokół. 

Właśnie zamykano sklepy i coraz więcej ludzi wracało do domów, więc 

ulicami sunęła teraz zwarta kawalkada samochodów. Ponieważ nie znała 

jeszcze miasta  ani obyczajów tutejszych kierowców, prowadziła bardzo 

ostrożnie   i   przejechała   kilka   skrzyżowań,   zanim   wreszcie   zdołała 

zawrócić. Stojąc na czerwonym świetle, zerknęła na swój zakup i obiecała 

sobie, że do czasu następnego obchodu nauczy się robić idealne pieski. 

Czym, rzecz jasna, zaimponuje Tomowi. 

Kiedy zapaliło się zielone światło, dodała gazu i ostrożnie ruszyła, z 

przyjemnością słuchając głębokiego pomruku silnika swego jaguara JX6. 

Cały czas uważnie obserwowała światła nadjeżdżających z przeciwka i 

skręciła dopiero wtedy, gdy była pewna, że może to zrobić bezpiecznie. 

Wycieraczki   ledwo   nadążały   ze   zbieraniem   wody,   więc   co   chwila 

zerkała   w   lusterka.   Naraz   kątem   oka   dostrzegła   szybko   zbliżający   się 

samochód, który wyraźnie chciał wyprzedzić ją z prawej strony. 

– Baran – mruknęła pod adresem nieostrożnego kierowcy i zwolniła, by 

ułatwić mu manewr. 

Nagle usłyszała przeraźliwy pisk opon i nim zdążyła zorientować się w 

sytuacji,   z   przerażeniem   ujrzała,   jak   ponad   maskę   wyprzedzającego   ją 

pojazdu wylatuje ciemna postać przechodnia. Pirat drogowy nawet się nie 

zatrzymał. Błyskawicznie wyprowadził samochód z poślizgu i odjechał na 

pełnym gazie, ona zaś z całej siły nacisnęła na hamulec, modląc się w 

duchu, by niechcący nie przejechać ofiary. Gdy się zatrzymała, światła 

reflektorów jej samochodu wydobyły z mroku słaniającą się postać, która 

z trudem dotarła do krawędzi jezdni i tam opadła na kolana. 

background image

Jess   zjechała   na   prawy   pas   i   włączyła   światła   awaryjne.   Po   kilku 

sekundach była już przy człowieku leżącym na jezdni. 

–   Słyszy   mnie   pan?   –   zawołała,   pochylając   się   nad   nim.   Wtedy 

spostrzegła,   że   nie   jest   to   mężczyzna,   jak   wcześniej   sądziła,   ale 

kilkunastoletni   chłopiec.   Wzięła   go   za   rękę   i   odetchnęła   z   ulgą.   Był 

nieprzytomny, ale miał wyczuwalny puls i oddychał. – Słyszysz mnie? – 

powtórzyła, odgarniając mokre włosy z twarzy. 

Chłopiec poruszył się i mruknął coś niewyraźnie. 

–   Jestem   lekarką   –   mówiła,   delikatnie   badając   jego   ramię.   –   Chcę 

sprawdzić, czy nic ci się nie stało. Zobaczysz, wszystko będzie dobrze – 

pocieszała, ale jej słowa przyniosły odwrotny skutek. Zamiast się bowiem 

uspokoić, chłopak drgnął nerwowo i spojrzał na nią szeroko otwartymi, 

dzikimi oczami. 

– Nie dotykaj mnie! – wrzasnął histerycznie. 

Ból   i   stres   sprawiły,   że   załamał   mu   się   głos.   Mimo   widocznego 

cierpienia próbował się od niej odsunąć. 

– Spokojnie! Przecież wiesz, że możesz być ranny. 

– Odczep się! – Jęcząc z bólu, wstał nieporadnie, przytrzymując zdrową 

ręką tę, która go bolała. 

– Zastanów się, co robisz. Proszę – nalegała zdesperowana, ale jej nie 

słuchał. – Pomogę ci. Naprawdę jestem lekarką.   

– Nie chcę! Nie zbliżaj się! – zawołał, cofając się na chodnik. Potem 

obrócił się i pobiegł w stronę ciemnego zaułka. 

Nie   wierzyła   własnym   oczom.   Chłopak   ucieka,   ale   ona   nie   może 

zostawić go w takim stanie. Skoczyła do samochodu po torbę lekarską i 

płaszcz, a potem ruszyła za nim. Gdyby tego nie zrobiła, wyrzuty sumienia 

background image

nie dałyby jej spokoju. 

Ulica, w której zniknął, była słabo oświetlona i z obu stron obsadzona 

drzewami, pod którymi tworzyły się kręgi gęstego cienia. Wokół nie widać 

było żywej duszy, ale Jess nie myślała o tym, że może ją spotkać coś 

złego.   Zdeterminowana,   żeby   odnaleźć   chłopaka   za   wszelką   cenę, 

sprawdzała   kolejne   przecznice.   Bez   skutku.   Po   piętnastu   minutach 

biegania   w   ulewnym  deszczu   przemokła   do   suchej   nitki   i   zmarzła   tak 

bardzo, że dostała dreszczy. Wiedziała, że ta przygoda może skończyć się 

przeziębieniem, które przykuje ją do łóżka na kilka dni. 

Przygnębiona   zatrzymała   się   na   rogu.   Przyszło   jej   do   głowy,   że 

kimkolwiek jest uciekinier, z pewnością zna tę okolicę dużo lepiej niż ona. 

I jeżeli mimo bolesnych obrażeń potrafi się tak dobrze ukryć, to chyba 

naprawdę nie chce żadnej pomocy. 

Zrezygnowała   z   dalszych   poszukiwań   i   już   miała   wracać   do 

samochodu,   gdy   naraz   jej   uwagę   przykuł   jasno   oświetlony   budynek 

stojący przy końcu ulicy. Instynktownie ruszyła w jego stronę i po paru 

krokach odczytała napis nad głównym wejściem, informujący, że znajduje 

się   tu   schronisko   dla   nieletnich.   Było   więc   bardzo   prawdopodobne,   że 

chłopak ukrył się właśnie tutaj. A jeśli nie, to może tu przyjść później, 

uznała więc, że powinna powiadomić pracowników o wypadku i zostawić 

swoje dane. 

Przemarznięta i znużona, otworzyła szklane drzwi. 

–   Czy   mogę   pani   w   czymś   pomóc?   –   zainteresowała   się   potężna 

ciemnoskóra kobieta. 

Jess   próbowała   odczytać   nazwisko   na   plakietce,   ale   przed   oczami 

tańczyły jej mroczki. 

background image

– Chłopak... – wykrztusiła przez posiniałe usta. 

– Okropnie pani przemokła – odezwała się kobieta łagodnie. – Niech 

się pani najpierw ogrzeje. 

Jess   spojrzała   na   nią   z   wdzięcznością.   Postawiła   torbę   na   stole   i 

wyciągnęła skostniałe ręce w stronę grzejnika, od którego biło przyjemne 

ciepło. Nieznajoma znikła gdzieś, by po chwili wrócić z kubkiem gorącej, 

słodkiej herbaty, którą Jess przyjęła niczym mannę z nieba. 

–   Szukam   chłopca   –   wykrztusiła,   wciąż   szczękając   zębami   –   który 

może mieć jakieś piętnaście lat. Pół godziny temu potrącił go samochód. 

Chciałam mu pomóc, ale uciekł. 

– A więc dlatego tu jesteś – odezwał się znajomy głos. Jess poczuła, jak 

przeszywa ją prąd. 

– T... T... Tom? – jęknęła oszołomiona. 

Nagle poczuła, że ogarnia ją fala mdłości i zaczyna jej się robić na 

przemian zimno i gorąco. Przymknęła oczy, ale to nie pomogło. Jak przez 

mgłę   dotarło   do   niej,   że   kubek   z   herbatą   wysuwa   się   z   jej   ręki   i 

roztrzaskuje na podłodze. 

–  Zaraz zemdleje! Jess!  – Zaniepokojony  głos  Toma  płynął  do niej 

jakby z oddali, ale nie zdołał rozerwać mroku, który otaczał ją jak ciężka 

chmura. Gdy ugięły się pod nią kolana, poczuła, że mocne ramię otacza ją 

w pasie i nie 

pozwala   upaść.   W   tej   samej   chwili   ciemność   zamknęła   się   nad   jej 

głową.  

– Musiałeś tak ją wystraszyć? – gderała Clarissa, zbierając z podłogi 

resztki kubka. – Nie widzisz, że kobieta ma dość? Zanieś ją do mojego 

pokoju – poleciła. 

background image

Gdy szli korytarzem, zapytała o stan Harleya. 

– Ma złamaną lewą kość ramienną i lewą łopatkę. Poza tym doznał 

lekkiego wstrząśnienia mózgu. 

– Co to oznacza w praktyce?

–   To,   że   przez   jakieś   dwa   tygodnie   będzie   miał   zawroty   głowy   i 

mdłości. 

–   Mogło   być   gorzej   –   westchnęła   Clarissa,   otwierając   mu   drzwi.   – 

Teraz szybko zdejmij z tej biedaczki mokre ubranie, bo zaraz dostanie 

zapalenia płuc. 

–   Wiesz   co...   może   lepiej   ty   to   zrób...   –   bąknął,   czując,   że   się 

kompromituje. Niby doświadczony lekarz, a zachowuje się jak licealista. – 

Zresztą nie, poradzę sobie – dodał innym tonem. 

–   Czyżby   to   miał   być   twój   pierwszy   raz?   –   zakpiła   Clarissa,   ale 

zmierzył  ją   takim   wzrokiem,   że   spoważniała   i   bez   słowa   pomogła   mu 

rozebrać Jessikę i położyć ją na łóżku. Nie byłaby jednak sobą, gdyby w 

ogóle   zrezygnowała   z   komentarzy.   –   Popatrz,   jaka   śliczna   bielizna   – 

mruknęła pod nosem, a słysząc, jak Tom klnie po cichu, roześmiała się z 

całego serca.  – Zostanę  przy niej, a ty  zobacz, jak się  czuje Harley. I 

poproś, żeby ktoś posprzątał w holu. 

– Dobrze. – Posłusznie ruszył do drzwi, nim jednak wyszedł, jeszcze 

raz spojrzał na Jess. Jest... piękna, pomyślał, z trudem odrywając od niej 

oczy.   –   Harley   –   przypomniał   sobie   i   szybko   powędrował   w   stronę 

izolatki. 

–   Jak   on   się   czuje?   –   zapytał   emerytowaną   pielęgniarkę   imieniem 

Betty, która czuwała przy chłopcu. 

– Zasnął. Opatrzyłam mu głowę i dałam proszek przeciwbólowy, ale z 

background image

prześwietleniem   musimy   zaczekać,   aż   rozgrzeje   się   nasz   wysłużony 

aparat. Powiedz mi, kim jest ta kobieta, którą niosłeś na rękach?

– Była świadkiem wypadku i chciała pomóc Harleyowi. 

– Przyszła za nim aż tutaj? To niezwykłe. 

– Jest lekarką. 

– Pracuje z tobą?

– Tak, robi u mnie specjalizację. 

– I co teraz?

– Zaczekam, aż odzyska przytomność, a potem sprawdzę, co jej dolega. 

Betty zmarszczyła brwi. 

– Nie przeszkadza ci, że dowie się o twojej pracy w schronisku?

– Dlaczego? Przecież to żaden sekret. Po prostu nie wszystkim o tym 

mówię. 

– Tylko tym, którym ufasz – dokończyła za niego. – Jesteś pewien, że 

jej można zaufać?

Zawahał się. 

– Jess? Nie wiem, prawie się nie znamy... 

– Według mnie to porządna dziewczyna – oceniła Betty. – Komu dziś 

chciałoby się ganiać po ciemku za chorym dzieciakiem? Zwłaszcza w taki 

deszcz. Człowiek, który to robi, musi być godny zaufania. 

– Sam nie wiem... 

– Jak to? Przecież z nią pracujesz!

– Ale bardzo krótko. 

– Zaufaj jej, Tommy. Wiem, że to dla ciebie trudne, ale nie wolno 

uciekać od ludzi. Przecież musisz wreszcie spotkać kobietę, przy której 

poczujesz   się   szczęśliwy.   Taką,   która   cię   zrozumie.   Jesteś   dobrym 

background image

człowiekiem i zasługujesz na miłość. 

– I wszystkie te złote myśli przyszły ci do głowy, kiedy patrzyłaś, jak 

niosę ją na rękach? – zapytał, kręcąc głową z niedowierzaniem. 

–   Nie   –   odparła   z   uśmiechem.   –   Wtedy,   kiedy   dostrzegłam,   jak 

łagodnieje ci twarz, gdy wymawiasz jej imię. 

Znowu wstrząsnął nią dreszcz. Wolno otworzyła oczy, ale zupełnie nie 

wiedziała, gdzie jest. Jej źrenice nerwowo biegały po mrocznym wnętrzu, 

szukając znajomych elementów. 

– Nareszcie się pani ocknęła! – ucieszył się kobiecy głos, więc szybko 

odwróciła się w stronę, z której dobiegał. – Jest pani w schronisku dla 

nieletnich.   Pamięta   pani?   Szukała   pani   chłopca,   którego   potrącił 

samochód. 

Tak. Powoli zaczęła sobie wszystko przypominać. Najpierw to, że było 

jej strasznie zimno. I coś jeszcze. Stłukła jakiś kubek. Nie, to nie to. 

– Tom! – szepnęła. 

– Tak – potaknęła kobieta. – Spotkała pani Toma, a zaraz potem straciła 

pani przytomność. Tak przy okazji, mam na imię Clarissa i pracuję tutaj. 

Jess   uniosła   się,   by   usiąść,   i   wtedy   spostrzegła,   że   jest   w   samej 

bieliźnie. 

–   Gdzie   moje   ubranie?   –   zapytała   przestraszona.   Z   bijącym  sercem 

opadła na poduszkę i podciągnęła koc pod samą szyję. 

– Proszę się nie niepokoić – uspokajała ją Clarissa. – Zdjęliśmy je z 

pani, żeby się pani nie przeziębiła. 

– My? – mruknęła, modląc się w duchu, by kobieta nie powiedziała, że 

pomagał jej Tom. 

Tymczasem Clarissa położyła na łóżku jakieś rzeczy. 

background image

– Proszę to włożyć. Od razu poczuje się pani lepiej. Może pomóc? – 

zaofiarowała się, widząc, jak bardzo Jess jest roztrzęsiona. 

– Gdyby była pani tak miła... – odparła nieśmiało, zawstydzona myślą o 

tym, że Tom ją rozbierał. – Głowa mi pęka – oznajmiła, dotykając skroni. 

– To normalne po takich przeżyciach – stwierdziła Clarissa, a potem 

pomogła Jessice włożyć granatowy pulower i ogrodniczki, które o dziwo 

wcale nie były na nią dużo za duże. 

Kiedy   Jess   była   gotowa,   Clarissa   powiedziała   jej,   że   Tom   czeka   w 

izolatce. 

– W izolatce?

– Chodźmy. – Clarissa nie kwapiła się w udzielaniem wyjaśnień. 

Jess nie próbowała ciągnąć jej za język i szła za nią w milczeniu, póki 

nie zatrzymały się przed jakimiś gabinetem. 

– To tutaj – poinformowała Calrissa, a pchnąwszy drzwi, zawołała: – 

Spójrzcie, kogo wam prowadzę!

Jess przestąpiła próg z lekką obawą. W środku natychmiast dostrzegła 

Toma   i  nieznajomą   kobietę   w   średnim  wieku,   która   stała   obok   chłopa 

leżącego na kozetce. 

– Jak się czujesz? – zapytał Tom, obrzuciwszy ją bacznym spojrzeniem. 

– Cieplej mi. 

– To dobrze. Nieźle ci w moich ciuchach. – Uśmiechnął się, czyniąc 

dłonią gest w jej stronę. 

A więc ma na sobie jego ubranie? Poczuła się skrępowana i aby to 

ukryć, pochyliła głowę, zasłaniając twarz włosami jak kurtyną. Po chwili 

była gotowa znowu spojrzeć mu w oczy. 

– A co z nim? – zapytała, wskazując chłopca. Wymieniając obrażenia 

background image

nastolatka, Tom sięgnął po szklankę wody, którą podał jej razem z dwiema 

tabletkami paracetamolu. Połknęła je bez dyskusji, a on w tym czasie zajął 

się oglądaniem zdjęć rentgenowskich. 

– Na szczęście żadnych urazów czaszki – stwierdził z ulgą. 

– Kiedy go odwieziesz do szpitala?

– W ogóle go nie odwiozę. 

– Tom! Przecież... 

–   Wiem,   Jess   –   przerwał   jej   bez   pardonu.   –   Wiem,   że   trzeba   go 

operować i właśnie to organizuję. 

– Ale dlaczego nie chcesz umieścić go w szpitalu?

–   Bo   mógłbym   mu   zaszkodzić.   Czasem   świat   jest   bardziej 

skomplikowany, niż nam się wydaje – rzekł zagadkowo. – Tylko nie myśl 

sobie, że nie przestrzegamy tu prawa. Problem polega na tym, że gdybym 

zawiózł Harleya do szpitala, musiałbym poinformować opiekę społeczną, 

a wiem, że wyświadczyłbym mu tym niedźwiedzią przysługę. 

– I co będzie? Sam go zoperujesz?

– Nie, chociaż mam odpowiednie kwalifikacje. 

– Tylko że nie masz odpowiedniego sprzętu – natarła. – Skąd weźmiesz 

instrumenty, druty chirurgiczne i blaszki?

– To moja sprawa – syknął przez zęby. Jess doskonale wiedziała, że 

irytuje go swoimi pytaniami, ale w tej chwili liczyło się wyłącznie dobro 

Harleya. 

– Dlaczego nie chcesz informować opieki społecznej?

– To długa historia. Nie mogę ci teraz tego wyjaśnić – uciął, sięgając po 

słuchawkę.  –  Cześć,  Jack,  mówi   Tom.   Mogę  rozmawiać   z  Kathryn?  – 

zapytał służbowym tonem. 

background image

– Mam tu piętnastolatka ze złamaną kością ramienną i obojczykiem. 

Potrącił go samochód, ale o własnych siłach uciekł z miejsca wypadku – 

wyjaśnił, po czym zamilkł. – Tak, też uważam, że miał szczęście. – Znowu 

zrobił pauzę. – Harley. Doskonale. Dziękuję ci bardzo. 

Rozłączył się i patrząc na Betty, pokiwał głową. 

– W porządku, Kathryn zoperuje go w swoim prywatnym gabinecie. 

Jess,   będziemy   potrzebowali   twojej   pomocy.   Przygotujcie   go   do 

transportu, a ja pójdę po samochód. 

Kiedy zostały same, Jessica zapytała Betty, na czym polega problem z 

opieką społeczną. 

– Harley uciekł ze schroniska parę dni temu. Szuka go policja; chcą go 

przesłuchać w związku z jakimiś włamaniami. 

– Czy to znaczy, że opieka społeczna przekaże go policji?

– Tylko jeśli naprawdę coś przeskrobał. 

– Dlaczego Tom go chroni?

– Jeśli okaże się, że Harley jest winny, Tom dopilnuje, żeby spotkała go 

zasłużona kara. Teraz najważniejsze jest, żeby chłopaka poskładać. Tom 

zdecydował   nie   zawozić   go   do   szpitala,   bo.   dzięki   temu   może   zyskać 

trochę   czasu.   Wiem,   że   ma   zamiar   skontaktować   się   ze   znajomymi 

policjantami i zapytać, co nowego wiedzą na temat tych włamań. 

Betty uśmiechnęła się, patrząc na śpiącego chłopca. 

– Tom robi wszystko, że Harley mógł z nami zostać i żeby nie trafił do 

kolejnej rodziny zastępczej. Dobrze – powiedziała energicznie, rozglądając 

się po pokoju. – Wszystko gotowe. Możemy przenieść go na nosze. 

Clarissa czekała na nich w holu i pomogła umieścić Harleya w kombi 

Toma, pełniącym funkcję zaimprowizowanej karetki. Kiedy Jessica i Betty 

background image

wsiadły do samochodu, Tom ostrożnie ru – szył i po dziesięciu minutach 

zatrzymał się przed domem Kathryn, która mimo ulewy czekała na nich na 

zewnątrz. 

– Bardzo ci dziękuję – powiedział, witając ją uściskiem dłoni. 

– Nie ma o czym mówić – odparła, pomagając im wyjąć nosze. – Witaj, 

Betty. Dobry wieczór – dodała, dostrzegając Jessicę. – My się chyba nie 

znamy, prawda?

–   To   Jessica   Yeoman,   która   robi   specjalizację   na   moim   oddziale   – 

szybko wyjaśnił Tom. 

– Miło mi. Kathryn Holden. Jestem ordynatorem ortopedii. Pani jest tą 

osobą,   której   narzucał   się   Dirk   –   przypomniała   sobie,   lustrując   Jess 

wzrokiem.   –   Na   szczęście   rozwiązaliśmy   już   ten   problem   –   dodała,   a 

potem zajęła się Harleyem. – Zanieście go do sali operacyjnej na tyłach 

domu – poleciła. 

Tom szedł pierwszy i najwyraźniej dobrze znał drogę. 

– Jess, poznaj Frances Gray, naszą anestezjolog – mówiła Kathryn, idąc 

korytarzem. – Betty, czy zabrałaś klisze z prześwietleniem?

– Oczywiście, pani doktor. 

Kathryn obejrzała je w marszu, zastanawiając się głośno nad tym, jakie 

narzędzia będą jej potrzebne. 

– Myślałam, że będzie gorzej – przyznała. – Jess, powiedz mi szczerze, 

masz pojęcie o ortopedii?

– Średnie. Ostatni raz miałam z tym do czynienia w czasie stażu. 

– Czyli z grubsza wiesz, o co chodzi. 

– A co będzie robił Tom?

–   Nie   martw   się,   znajdziemy   mu   jakieś   zajęcie.   A   więc   do   dzieła. 

background image

Mamy zgodę na operację?

– Mamy. – Tom pokazał jej dokument. – Podpisała ją Clarissa, która z 

ramienia gminy jest prawną opiekunką Harleya. 

–   Doskonale.   Zatem   bierzmy   się   do   pracy.   Operacja,   przy   której 

asystowali Tom i Jess, przebiegła bardzo sprawnie. 

–   Teraz   jest   twój   –   uśmiechnęła   się   Kathryn,   przekazując   Harleya 

anestezjolożce. 

Kiedy   w   małej   szatni   myli   się   i   zdejmowali   chirurgiczne   stroje, 

zapytała Toma, kto będzie pełnił dyżur przy chłopcu. 

– Ja i Betty. Będziemy zmieniali się co kilka godzin. Jess próbowała 

słuchać ich rozmowy, ale z każdą chwilą czuła się gorzej. Paracetamol 

przestał działać i nieznośny ból głowy powrócił. W pewnej chwili poczuła 

się tak źle, że musiała oprzeć się o ścianę, by nie upaść. 

– Jess? – Głos Toma był cichy i łagodny. Uniosła powieki i dostrzegła 

niepokój   na   jego   twarzy.   Delikatnie   dotknął   jej   czoła.   –   Znowu   masz 

gorączkę. Przyniosę ci paracetamol. 

– Nie – powstrzymała go. – Już za późno. 

– Słucham?

– To migrena. 

– Zapytam Kathryn, czy nie ma jakiegoś lekarstwa. 

– Ergotamina – jęknęła, nie otwierając oczu. Po kilku minutach wrócił 

z tabletką. 

– Dziękuję ci – szepnęła. 

– Nie ma o czym mówić. Odwiozę cię do domu. Kathryn odprowadziła 

ich  do drzwi  i  doradziła  Jessice,  żeby  przez cały  weekend spała.   Tom 

pomógł jej wsiąść do samochodu i sam zapiął jej pas. Lekarstwo zaczynało 

background image

działać,   a   Tom   jechał   bardzo   ostrożnie,   mimo   to   modliła   się,   by   jak 

najszybciej   dotrzeć   do   domu.   Po   drodze   musieli   jeszcze   zabrać   ze 

schroniska jej ubranie i klucze. 

Niestety, gdy już w jej domu wsiedli do windy, poczuła się fatalnie. 

Ruch spowodował, że żołądek podszedł jej do gardła, więc gdy tylko Tom 

otworzył drzwi, pobiegła prosto do łazienki. 

– Jessico? – Tom delikatnie zapukał we framugę. – Jak się czujesz?

– Trochę lepiej. Już wychodzę – uspokoiła go i na chwiejnych nogach 

wyszła na korytarz. 

Była tak słaba, że nie protestowała, kiedy wziął ją na ręce i zaniósł do 

sypialni. Przytuliła twarz do jego szyi i wdychała korzenny zapach wody 

kolońskiej, który zamiast wywołać kolejną falę mdłości, przyniósł jej ulgę. 

– No tak! – mruknął Tom, stając w progu. – Mogłem się spodziewać, że 

nie ma łóżka, tylko materac na podłodze. Położył ją na nim ostrożnie i 

zdjął z niej ubranie. Czuła, jak wsuwa jej pod głowę poduszkę i delikatnie 

odgarnia włosy z twarzy. Chciała na niego spojrzeć, ale była tak śpiąca, że 

nawet   nie   mogła   unieść   powiek.   Zawieszona   pomiędzy   jawą   a   snem 

poczuła, że Tom lekko całuje ją w usta. Kiedy zasnęła na dobre, położył 

obok jej posłania tabletki na migrenę i plastikowy pojemnik po lodach, na 

wypadek, gdyby zrobiło jej się niedobrze. Idąc do drzwi, natknął się na 

notatki   i   książki   leżące   na   podłodze   w   salonie.   Miał   nadzieję,   że   atak 

migreny   przez   noc   minie   i   Jess   będzie   mogła   dokończyć  swoją   pracę. 

Niestety, sam nie mógł jej w niczym pomóc. 

Pojechał do domu Kathryn po Betty i Harleya, a potem odwiózł ich do 

schroniska. Kiedy umieścili chłopca w izolatce, zaofiarował się, że będzie 

przy nim dyżurował jako pierwszy. 

background image

Siedząc później w ciszy, łapał się na tym, że co chwila wraca myślami 

do   Jess.   Wciąż   czuł   pod   palcami   jej   gładką   skórę   i   miękkie   włosy. 

Pamiętał   przelotny   pocałunek.   Przypominał   sobie   jej   ciało,   smukłe   i 

kształtne,   co   bardzo   go   zaskoczyło,   bo   sądził,   że   osoba   tak   wysoka   i 

szczupła   musi   być   raczej   koścista.   Tymczasem   ona   miała   ładnie 

zaokrąglone biodra i pełne piersi. A do tego różową bieliznę w króliczki!

– Chryste! – syknął zniecierpliwiony, przeczesując palcami włosy. – 

Człowieku, opanuj się! Jesteś lekarzem!

Wstał   zza   biurka   i   sprawdził   stan   chorego.   Wszystkie   czynności 

życiowe były w porządku, więc chcąc nie chcąc, wrócił za biurko. Bielizna 

w króliczki! Jaka kobieta włoży coś takiego?

Taka jak Jessica. Nie żeby miał coś przeciwko króliczkom, tylko... nie 

spodziewał się tego. I jeszcze ten pocałunek!

– Co ci odbiło, żeby ją całować! – zbeształ się półgłosem. Przez lata 

wznosił wokół siebie mur, który miał odgrodzić go od ludzi i wystarczyło 

pięć dni, by powstała w nim szczelina. – Jeszcze trochę i zakochasz się w 

niej jak skończony dureń. Nie, to wykluczone!

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Obudziła się cudownie wypoczęta. Przeciągnęła się, ziewnęła, a potem 

dłuższą   chwilę   leżała   spokojnie   w   ciepłej   pościeli.   Kiedy   uświadomiła 

sobie, że jest sobota, a ona nie ma dyżuru aż do poniedziałku, poczuła się 

jeszcze   lepiej.   W   miarę   jednak,   jak   przypominała   sobie   zdarzenia 

poprzedniego dnia, jej entuzjazm przygasał. A gdy dotarło do niej, że musi 

natychmiast brać się do pisania, nie zostało po nim ani śladu. Zerknęła na 

zegarek, a widząc, że wskazówki pokazują dziesiątą, nie mogła otrząsnąć 

się ze zdumienia. Nawet nie potrafiła sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz 

wstała tak późno. Najciekawsze było jednak to, migrena minęła bez śladu. 

I   nie   zanosiło   się   na   to,   by   po   wczorajszej   przygodzie   miała   być 

przeziębiona. 

Wolała   jednak   unikać   gwałtownych   ruchów,   więc   bardzo   wolno 

podniosła się i usiadła na materacu. Wstając, kopnęła niechcący pudełko 

po lodach, a kiedy schyliła się, by je podnieść, spostrzegła leżące obok 

tabletki. – Tom – szepnęła. 

Zachował się naprawdę po koleżeńsku. Miło, że się o nią zatroszczył. Z 

jej   ubogiego   doświadczenia   z   mężczyznami   wynikało   coś   zgoła 

odwrotnego.   Była   mu   naprawdę   wdzięczna,   choć   krępował   ją   fakt,   że 

musiał położyć ją do łóżka i znowu ją rozbierał. Bielizna w króliczki! – 

pomyślała   spłoszona,   zerkając   w   dół.   Trudno,   nic   na   to   nie   poradzi. 

Zwłaszcza   że   i   tak   nie   ma   innej.   Nie   jej   wina,   że   lubi   bieliznę 

zadrukowaną  bohaterami   kreskówek,   misiami,   no  i  tymi   nieszczęsnymi 

króliczkami. 

background image

Biorąc prysznic, przypomniała sobie sen, który śnił jej się tej nocy. 

Spędzała wakacje w cudownych Górach Błękitnych w Nowej Południowej 

Walii.   Żadnych   telefonów,   faksów,   maili.   Całkowity   spokój   i   niczym 

niezmącona cisza. Ktoś jej jednak we śnie towarzyszył – wysoki brunet o 

błękitnych oczach. I choć był to tylko sen, nadal pamiętała, jak musnął 

ustami jej usta, a jej się wtedy zdawało, że ze szczęścia wznosi się pod 

samo   niebo.   Kiedy   otaczał   ją   ramieniem,   czuła   się   bezpieczna.   Kiedy 

patrzył na nią, czuła się pożądana. Wiedziała, że przelotny pocałunek jest 

zapowiedzią namiętności, która jej nie rozczaruje. 

Mocno   zacisnęła   powieki   i   dotknęła   ust,   próbując   przywołać   tamto 

doznanie   rodem   ze   snu.   Naraz   uprzytomniła   sobie,   że   ten   pocałunek 

wydarzył się naprawdę. 

– Tom! – Zszokowana jeszcze raz wymówiła jego imię.  To on jest 

mężczyzną ze snu. I on, mogła to teraz przysiąc, dotknął ustami jej ust! 

Czy możliwe, żeby ją pocałował? Jak przez mgłę przypominała sobie, jak 

przywiózł ją do domu i położył spać. 

Wciąż myśląc o tym, co się stało, ubrała się i poszła do kuchni zaparzyć 

herbatę. Gdy czekała, aż zagotuje się woda, zerknęła w stronę łazienki i 

przypomniała sobie, jak bardzo się rozchorowała. 

– O nie! Jeszcze i to! – jęknęła, chowając twarz w dłoniach. – Spójrz 

prawdzie w oczy – nakazała sobie bezlitośnie. – Po takim przedstawieniu 

nawet   święty   straciłby   zainteresowanie   tobą   –   prychnęła   zirytowana   i 

poszła szukać komórki, która dzwoniła już od paru chwil. – O co chodzi 

tym razem, Lindo? – zapytała szorstko, pewna, że jak zwykle w sobotę 

siostra dzwoni po to, by ją zamęczać opowieściami o tym, jak spędziła 

piątkowy wieczór. 

background image

– A widzisz, jednak nie zawsze rozpoznajesz po dzwonku, kto dzwoni! 

– zażartował Tom, a ona poczuła, jak płomień ogarnia jej policzki. – Jak 

się dziś czujesz?

– Całkiem nieźle. 

– Mówisz, jakbyś była tym zaskoczona. 

– Bo jestem. Zwykle atak migreny trwa kilka dni. 

–   Często   ci   się   to   zdarza?   –   zapytał,   zmieniając   ton   na   bardziej 

oficjalny. 

– Boisz się, że przytrafi mi się to podczas pracy?

– Nie powiem, że o tym nie myślałem – przyznał szczerze. 

– Ostatni poważny atak miałam siedem lat temu. 

– Co masz na myśli, mówiąc „poważny”?

– To, że przez tydzień nie mogłam wstać z łóżka i miałam takie torsje, 

że lekarz chciał mnie umieścić w szpitalu. 

–  To rzeczywiście poważna  sprawa. Potrafisz  powiedzieć,  co  wtedy 

wywołało migrenę?

–   Śmierć   mojego   brata   –   wyznała   drżącym   głosem.   Nawet   po   tylu 

latach nie potrafiła mówić spokojnie o śmierci Scotta. 

– Rozumiem, że od tamtej pory miewasz lekkie migreny?

– Tak. 

– I musisz wtedy zostać przez jakiś czas w domu?

– Owszem. 

–   W   takim   razie   jak   byś   nazwała   to,   co   spotkało   cię   wczoraj 

wieczorem?

– Powiedziałabym, że był to uporczywy ból głowy, który na szczęście 

minął bez śladu. Miałam cudowny sen... 

background image

–   wyrwało   jej   się,   ale   natychmiast   sprostowała   to   przejęzyczenie.   – 

Chciałam powiedzieć, że pomógł mi głęboki sen – wyjaśniła, czując, że 

znów płonie. Jeszcze chwila, a opowie mu ten sen!

– Cieszę się, że już ci lepiej. Masz ochotę na śniadanie?

– Nie jadam śniadań. Jak Harley?

– Określiłbym jego stan jako stabilny. Powoli wraca do siebie. Co to 

znaczy, że nie jadasz śniadań? Przecież wiesz, że to niezdrowo!

– Czy nie powinieneś być teraz w szpitalu?

– Nie, i nie zmieniaj tematu. Dlaczego nie jesz śniadań?

– Dlaczego o to pytasz?

–   Dlatego   że  siedzę   na   dole   w  twoim  samochodzie   i  mam   ze   sobą 

piknikowy kosz pełen smacznych rzeczy. A ponieważ ciągle leje, szukam 

suchego miejsca, gdzie mógłbym rozłożyć koc. O ile pamiętam, w twoim 

salonie jest mnóstwo... wolnej przestrzeni. 

– Tom, myślę, że to nie jest najlepszy... – pomysł, dokończyła, gdy już 

się rozłączył. 

Właśnie zbierała z podłogi notatki, gdy zapukał do drzwi. 

– Już jestem, Jessico! Otwieraj! Mam mnóstwo smakołyków, na pewno 

na coś się skusisz! – wołał. 

– Dlaczego mi to robisz? – odkrzyknęła. – Przyszedłeś tu, żeby się nade 

mną znęcać?

– Znęcać się? Nic podobnego! Otwierasz czy nie?

– Nie!

–  Daj  spokój! Mam  twoje  klucze,   ale  nie   chce  mi  się  stawiać   tych 

wszystkich pakunków na ziemi. Bądź więc tak miła i trochę mi pomóż!

– A kto mówi, że chcę być dla ciebie miła? – spytała ze śmiechem, 

background image

odsuwając na bok stertę książek. 

Klucz szczęknął w zamku i po chwili w przedpokoju pojawił się duży 

kosz, a następnie Tom z kraciastym kocem przerzuconym przez ramię. W 

drugiej   ręce   niósł   ubrania   Jess   owinięte   w   przezroczystą   folię,   którą 

zabezpiecza się ubrania w pralni. 

– Proszę bardzo – powiedział, zatrzaskując nogą drzwi. 

– Wszystko czyste i odprasowane. 

– Nie trzeba było robić sobie kłopotu... 

– Stało się. – Wzruszył ramionami. – Zajmij się tym, a ja przygotuję 

piknik. 

Gdy po chwili wróciła do pokoju, zastała dywan zasłany kocem, na 

którym Tom układał jedzenie. W czarnych dżinsach i niebieskiej bluzie 

wyglądał tak wspaniale, że instynktownie oblizała usta. 

– Croissanty, bajgle, ciastka, sok ze świeżych pomarańczy – wyliczał. – 

Do tego gorąca kawa Od czego chcesz zacząć?

– O, znalazłeś mój zestaw do balonów! – Uśmiechnęła się, wskazując 

zielonego pieska, którego położył na środku. 

– Jak ty to robisz, że tak ładnie ci wychodzą?

– Prosiłem już, żebyś nie zmieniała tematu. Co mam ci podać najpierw?

– Kawę – poprosiła, klękając na brzegu koca. 

– Wedle życzenia – rzekł szarmancko, podając jej kubek. Sam ułożył 

się wygodnie, stawiając obok siebie drugi. 

Jess pomyślała, że czuje się u niej jak u siebie w domu. A ona nie ma 

nic przeciwko temu. 

– Zrelaksowany? – zapytała. 

– Owszem, dlaczego nie?

background image

Wiedziała,   że   patrzy   na   nią   wyczekująco,   ale   nie   miała   pojęcia,   od 

czego zacząć. Na szczęście przyszedł jej z pomocą. 

– Domyślam się, że masz do mnie wiele pytań. Nie krępuj się. Śmiało!

–   Dobrze.   –   Skinęła   głową.   –   Jak   długo   współpracujesz   ze 

schroniskiem?

–   Jako   lekarz   jedenaście   lat.   Przedtem   pracowałem   tam   jako 

wolontariusz. Kiedy zacząłem, miałem siedemnaście lat. 

– Długo. I przez cały ten czas mieszkasz w Adelaide? Nigdy nie korciło 

cię, żeby wyjechać?

– Nie. Podoba mi się tutaj – wyznał, a po chwili wahania dodał: – Na 

pewien czas musiałem zmienić miejsce pobytu, ale nie zrobiłem tego z 

wyboru. Zmusiła mnie sytuacja. 

– Tak? A co się stało?

Zimny błysk w jego oczach sprawił, że pożałowała, iż w ogóle zadała 

to pytanie. Przestraszona pomyślała, że nieświadomie przekroczyła jakąś 

granicę. Tom początkowo milczał, wpatrzony w dno swego kubka, jednak 

po chwili podniósł wzrok. 

–   Musiałem   wyjechać   z   powodu   nieporozumienia   pomiędzy   mną   a 

rodziną zastępczą, w której mnie umieszczono. 

– Rodzina zastępcza? Przepraszam... 

– Dlaczego? Nie zmienię swojej przeszłości. – Wzruszył ramionami. 

Pamięć   podsunęła   mu   obraz   zapłakanej   Renee,   która   stając   przed 

rodzicami, zaklinała się, że Tom próbował zmusić ją do uprawiania seksu. 

–   Zresztą   –   zaczął,   otrząsnąwszy   się   ze   wspomnień   –   pewnie   i   tak 

wszystko opowiedzieli ci w szpitalu. 

– A ty ciągle swoje! Naprawdę myślisz, że nie robimy nic innego, tylko 

background image

gadamy o tobie? Zresztą nie o to chodzi. 

– A o co?

– O to, że ja nie słucham plotek. A poza rym jestem pewna, że po tej 

historii z Dirkiem mnie też wezmą na języki. 

–   Zrobili   to,  jeszcze   zanim  do  nas  dołączyłaś  –  powiedział   wesoło, 

rozbawiony jej przerażoną miną. 

– Co takiego?

–   Uspokój   się,   to   nie   było   nic   złego.   Tak   się   złożyło,   że   jedna   z 

pielęgniarek pracowała z tobą w Kanadzie i powiedziała nam, że jesteś 

bardzo wysoka i piękna jak modelka. Poza tym, że bardzo angażujesz się 

w pracę i niewiele mówisz o sobie. 

Jess nie mogła się nadziwić, że w szpitalu znalazł się ktoś, kto ją znał 

wcześniej. 

–   Ale   nie   przejmuj   się.   Ja   nie   słucham   plotek   –   zakończył   Tom   z 

udawaną powagą. 

– Nie? To dlaczego już na samym początku powiedziałeś, że jestem 

wyższa, niż myślałeś? , – Punkt dla ciebie. I jeszcze jeden za doskonałą 

pamięć – roześmiał się, ale po chwili spoważniał. – Dlaczego nie lubisz o 

sobie mówić? – zapytał tonem tak ciepłym, że się wzruszyła. 

By zyskać na czasie, ogryzła kęs bajgla i zaczęła zastanawiać się nad 

odpowiedzią.  Ostatecznie  doszła do wniosku, że najbezpieczniej będzie 

zaatakować tą samą bronią. 

– O to samo mogę zapytać ciebie – rzekła wymijająco. 

– Tyle że ja byłem pierwszy. 

– A ja druga. Uśmiechnął się, rozbawiony tą słowną potyczką. 

– Dobrze, odpowiem. Nie jestem specjalnie wylewny, bo wiele razy 

background image

zawiodłem   się   na   ludziach.   Dlatego   teraz   starannie   dobieram   osoby, 

którym chciałbym zaufać. 

– Jak wypadam w rankingu? – zapytała, choć była świadoma, że czas 

próby nie minął. 

– Nieźle – wyznał po chwili namysłu. 

– To chyba komplement... 

–   W   każdym   razie   bielizna   w   różowe   króliczki   na   pewno   bardzo 

pomogła – obwieścił znienacka, a potem z zaciekawieniem obserwował jej 

reakcję. 

– Tom! – fuknęła zażenowana. 

– Słucham?

Dość długo szukała słów, by wyrazić oburzenie. 

– To... to bardzo nieelegancko! – zawołała w końcu. – Dżentelmen nie 

dyskutuje   na   temat   damskiej   bielizny.   Zwłaszcza   że   widziałeś   ją   tylko 

dlatego,   że   byłam   nieprzytomna   –   broniła   się,   przyciskając   dłonie   do 

pałających policzków. 

– Niezupełnie – sprostował. – Za pierwszym razem, owszem. Ale za 

drugim...   –   Urwał,   przypomniawszy   sobie,   jak   cudownie   się   czuł,   gdy 

niósł ją, a ona tuliła twarz do jego szyi. 

– No, co za drugim? – nalegała. 

– Byłaś bardzo senna, ale... przytomna – powiedział, czując, że pod 

wpływem wspomnień zasycha mu w gardle. 

– To kwestia nazewnictwa – rzuciła zaczepnie, czyniąc w powietrzu 

niedbały   gest   ręką.   –   Nadal   uważam,   że   komentarz   dotyczący   mojej 

bielizny był nie na miejscu. 

– A ja nie uważam, żebym postąpił niewłaściwie – rzekł poważnie. – 

background image

Rozebrałem cię, bo chciałem, żeby ci było wygodnie. I żebyś nie spociła 

się   pod   ciepłą   kołdrą   –   tłumaczył   tonem,   jakim   lekarz   przemawia   do 

pacjenta. 

–   Hej,   Tom,   nie   bierz   sobie   tego   do   serca.   Ja   tylko   żartowałam! 

Dlaczego reagujesz w taki sposób?

Odetchnął głęboko i usiadł. Jakim cudem wyczuła, że coś go gnębi? 

Zachowała się jak Merle. Ona jedna umiała czytać w nim jak w książce i 

zawsze wiedziała, że próbuje coś przed nią ubyć. Jessica najwyraźniej ma 

ten sam dar... 

Czy   powinien   być   z   nią   szczery?   Zaryzykować   i   odpowiedzieć   na 

pytanie? Dlaczego nie? To dobra okazja, by sprawdzić, czy rzeczywiście 

jest osobą godną zaufania. 

–   Miałem   szesnaście   lat,   kiedy   zostałem   oskarżony   o   molestowanie 

seksualne   córki   moich   rodziców   zastępczych   –   zaczął   bez   żadnych 

wstępów.   –   Ona   miała   wtedy   osiemnaście   lat   i   była   największą 

primadonną, jaką w życiu spotkałem. – Mówiąc, patrzył Jessice prosto w 

oczy. – Renee, tak miała na imię, przez całe trzy miesiące, które spędziłem 

w   domu   jej   rodziców,   próbowała   mnie   poderwać.   Najpierw   robiła   to 

dyskretnie, a kiedy nie reagowałem, stała się bardziej natarczywa. Moja 

wina polegała na tym, że nie powiedziałem jej wprost, że nie jestem nią 

zainteresowany. Cóż, w pewnym sensie imponowało mi, że podobam się 

tak atrakcyjnej dziewczynie. Skończyło się to tak, że pewnego dnia po 

powrocie   ze   szkoły   zastałem   ją   nagą   w   moim   łóżku.   Kazałem   jej   się 

wynosić   i   wybiegłem   z   domu.   Kiedy   z   pracy   wróciła   matka,   Renee 

odwróciła kota ogonem. Nie winię jej rodziców za to, że przyjęli wersję 

rodzonej córki, a nie moją. 

background image

Jess nie mogła uwierzyć własnym uszom. Opowieść Toma brzmiała 

wręcz   nieprawdopodobnie.   Bolesny   wyraz   jego   oczu   był   najlepszym 

dowodem, że choć od tego zdarzenia upłynęło dwadzieścia lat, wciąż nie 

potrafił pogodzić się z niesprawiedliwością losu. Jess miała ochotę objąć 

go i pocałunkami uśmierzyć jego ból, tak jak koi się cierpienie dziecka. 

– To wtedy wyjechałeś z Adelaide – szepnęła, a on skinął głową. – 

Rozumiem   cię.   I  dziękuję,   że   mi   o   tym  opowiedziałeś.   Naprawdę,   nie 

musiałeś tego robić. 

– Wiem. – Wyraz jego oczu złagodniał. – Chciałem tego – wyznał, sam 

mocno zaskoczony swoją otwartością. Po raz pierwszy bowiem zdarzyło 

się, że z własnej woli opowiadał o swej młodości. Nie był już pewien, czy 

nadal chce sprawdzać Jess. Może nie musi, skoro mu uwierzyła? O nic nie 

pytała. Po prostu... zaakceptowała go razem z jego trudną przeszłością. 

Nie miał zwyczaju zwierzać się kobietom ze swoich problemów. A już 

na pewno nie otwierał duszy przed kimś, kogo znał zaledwie pięć dni. Z 

Jessicą jednak było inaczej, bo ona była inna. Wyczuwał to instynktownie, 

a dawno już nauczył się ufać swemu instynktowi. 

Z zamyślenia wyrwał go dzwonek komórki Jess. Swoim zwyczajem 

sprawdziła, kto zdzwoni, ale nie odebrała. 

– Siostra? – zapytał domyślnie. 

– Tak. – Zerknęła na zegarek. – Co się stało, że dzwoni tak wcześnie? 

Zwykle do wieczora odsypia piątkowe szaleństwa. 

– Nie lubisz jej. 

– Powiedzmy, że za nią nie przepadam. 

Zdumiony pokręcił głową. 

– Przecież to twoja siostra!

background image

–  I  co z  tego?  Nie  wybierałam  jej  sobie.  –  Wzruszyła  ramionami  i 

swym zwyczajem wsunęła telefon pod poduszkę, wiedząc, że Linda łatwo 

nie rezygnuje. 

– Jest od ciebie starsza? – zapytał. 

– Nie. 

– A twój brat?

–   Był  młodszy   ode   mnie   dziewięć   lat   –   powiedziała,   unikając   jego 

wzroku. 

– Na co umarł?

– Na dystrofie mięśni. Miał wtedy trzynaście lat i był najdzielniejszym 

dzieciakiem, jakiego w życiu widziałam. To dzięki niemu zdecydowałam 

się na medycynę, a potem wybrałam pediatrię. A ty masz rodzeństwo?

–   Nie.   Moi   rodzice   popełnili   samobójstwo,   kiedy   miałem   dwa   lata. 

Potem często zmieniałem rodziny zastępcze i, generalnie, wiodło mi się 

coraz gorzej. 

– Myślę, że i tak oboje mieliśmy szczęście, bo jakoś udało nam się 

pozbierać i zacząć normalne życie – zauważyła. 

–   Ja   zawdzięczam   to   ludziom,   do   których   trafiłem,   kiedy   miałem 

szesnaście   lat.   To   było   bezdzietne   małżeństwo   w   średnim   wieku. 

Cudowni, ciepli ludzie, którzy na przestrzeni dwudziestu lat przyjęli pod 

swój   dach   wiele   sierot.   Prócz   tego   pomagali   innym   domom   dziecka   i 

właśnie   temu   schronisku,   w   którym   wczoraj   byłaś.   Kiedy   zmarli, 

przejąłem po nich schedę. 

– Powiedz, dlaczego nie zawiozłeś Harleya do szpitala?

– Bo nie chciałem mu zaszkodzić. Policja poinformowała nas, że w 

ubiegły czwartek uciekł od kolejnej rodziny zastępczej. Jeśli ponownie go 

background image

aresztują, trafi do poprawczaka. 

–   Rozumiem   –   westchnęła.   –   To   na   pewno   nie   jest   dla   niego 

odpowiednie miejsce, tak jak dla nikogo. A co będzie, jeśli okaże się, że 

Harley naprawdę złamał prawo?

–   Wtedy   dopilnuję,   żeby   poniósł   karę.   Najpierw   jednak   musi 

wyzdrowieć. Masz jeszcze jakieś pytania? – rzucił z uśmiechem,  który 

rozgrzał jej serce. 

– Chyba nie. 

– Wobec tego ja zapytam ciebie... 

Spojrzała   na   niego   z   ukosa,   próbując   odgadnąć,   co   będzie   chciał 

wiedzieć. Zresztą czym mógł ją zaskoczyć, skoro dobrowolnie rozmawia z 

nim w sposób, w jaki raczej nie rozmawia się z kolegami z pracy?

– Pytaj – zachęciła go. 

– Dlaczego nie masz mebli?

Roześmiała się, czując, jak opada z niej napięcie. 

– Zbyt często się przeprowadzam. W tym mieszkaniu zostanę jeszcze 

tylko trzy tygodnie. 

– Ale dlaczego? Przecież ze szpitalem podpisałaś kontrakt na pół roku. 

–   Tak,   ale   pomyślałam   sobie,   że   znajdę   coś   lepszego,   trochę   bliżej 

pracy. Zresztą zawsze wynajmuję mieszkania na krótko – tłumaczyła, nie 

wdając się w szczegóły. 

– Nie rozumiem cię – stwierdził. – Mieszkanie jest ładne, do szpitala 

masz   piętnaście   minut   samochodem.   Zadzwoń   do   agencji   i   przedłuż 

umowę. 

–   Nie   mów   mi,   co   mam   robić   –   ostrzegła,   krzyżując   ramiona   w 

obronnym   geście.   Dyktatorskie   zapędy   jej   ojca   sprawiły,   że   stała   się 

background image

wyczulona na podobne zachowania. 

– To była tylko sugestia – wycofał się. 

– Dzięki, ale nie potrzebuję twoich sugestii. 

– Czy nie przesadzasz, Jessico?

– A jeśli nawet, to co?

–   Nic.   –   Odetchnął   głęboko,   obiecując   sobie,   że   nie   da   się 

sprowokować.   –   Można   wiedzieć,   skąd   pomysł   tych   częstych 

przeprowadzek?

– I tak nie zrozumiesz!

– Przynajmniej pozwól mi spróbować. Zrobiła to mimo wewnętrznych 

oporów. 

– Przeprowadzam się, żeby uniknąć kontaktów z moją rodziną. 

– Co? – oburzył się. – A cóż oni ci takiego zrobili? Rozzłościł ją ten 

oskarżycielski ton. 

– Unikam ich, bo mnie irytują – wyznała bez ogródek. – Nie szanują 

mojej   pracy.   Moja   siostra   ma   zwyczaj   zjawiać   się   bez   uprzedzenia. 

Oczekuje, że wszystko rzucę i pójdę z nią na przyjęcie albo do klubu. Nie 

rozumie, że ja mam właśnie dyżur. – Zrobiła pauzę, bo na wspomnienie 

tych wizyt aż zatrzęsła się ze złości. – Moja rodzina potępia mnie za to, że 

pracuję. Między innymi dlatego zdecydowałam się żyć na własne konto, 

jak najdalej od nich. Zawsze podaję im numer skrytki pocztowej, żeby w 

razie czego mogli skontaktować się ze mną listownie. Zresztą już się tak 

często nie przeprowadzam. W tym mieszkaniu pewnie zostanę do końca 

pobytu w Adelaide. 

– Masz zamiar wyjechać po zrobieniu specjalizacji?

– Oczywiście!

background image

– Tylko dlatego, że nie chcesz mieć do czynienia ze swoją rodziną?

– Wiedziałam, że nie zrozumiesz. 

– Masz rację. Nie rozumiem. – Przyklęknął i zaczął pakować jedzenie 

do kosza. – Twoja rodzina mieszka gdzieś blisko?

– Nie. Mieszkają w Cairns. 

– I to ci nie wystarcza? Adelaide od Cairns dzieli ta sama odległość co 

Ateny   od   Glasgow!   –   Zirytowany   wstał   i   zaczął   krążyć   po   pokoju.   – 

Dlaczego wciąż się przenosisz?

Jess również wstała i ostro spojrzała mu w oczy. 

– Już ci mówiłam. Nie chcę, żeby mi przeszkadzali w pracy. Tom, ty 

naprawdę nie znasz mojej sytuacji. 

– Więc mi ją wyjaśnij. – Zatrzymał się przed nią z pięściami wbitymi w 

kieszenie spodni. – Jak wyglądało twoje dzieciństwo? Bywałaś głodna? 

Donaszałaś po kimś sprane łachy?

– Zaniedbywać i dręczyć można na wiele sposobów – odparła. – Mogę 

ci tylko powiedzieć, że mój ojciec wynajął prywatnego detektywa, który 

przez klika lat po śmierci Scotta śledził każdy mój krok. Tyle że nie zrobił 

tego   z   troski   o   mnie,   lecz   z   obawy,   że   zszargam   mu   opinię. 

Zainteresowanie moich rodziców nie wynika z miłości, tylko z egoizmu. 

– Kim jest twój ociec? Jess niemal wpadła w furię. 

– Teraz mnie o to pytasz? – zwołała z pasją. – Trochę za późno, Tom. 

Mówiłeś o zaufaniu i o tym, że nie każdego nim obdarzasz. Ze mną jest 

tak samo. Jeżeli zaczniesz mnie teraz przesłuchiwać i potępiać, możesz 

zapomnieć o jakimkolwiek związku między nami!

– A skąd ci przyszło do głowy, że chcę się z tobą wiązać? – odparł 

równie wzburzony jak ona. 

background image

– Jesteś ślepy? Nie widzisz, co się dzieje? Żadne z nas tego nie chciało, 

ale stało się! Nie jesteśmy sobie obojętni. I nic na to nie poradzimy! – 

Dopiero teraz dotarło do niej, że się zagalopowała. Zasłoniła dłonią usta, 

ale przecież słów i tak nie dało się cofnąć. 

Tom przyglądał jej się w milczeniu. Fascynował go gniewny blask jej 

oczu. Dostrzegł w nich rozpacz, ale i skruchę. 

– Masz rację – odezwał się cicho. 

Patrzyła mu prosto w oczy, szczęśliwa, że widzi w nich to, co ujrzała 

we śnie. Pożądanie. 

– Jessico... 

Sposób,   w   jaki   wymówił   jej   imię,   podziałał   na   nią   jak   pieszczota. 

Rozchyliła   usta,   czekając   na   pierwszy   pocałunek,   a   gdy   wreszcie   go 

poczuła,   westchnęła   jak   ktoś,   kto   doczekał   się   upragnionego   prezentu. 

Otoczyła Toma ramionami i garnąc się do niego całą sobą, rozkoszowała 

się jego ciepłem i zapachem. 

– Jesteś niesamowita – szepnął, a ją ogarnęło takie szczęście, że świat 

przestał istnieć, jakby się rozpłynął. 

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Telefon   ukryty   pod   poduszką   donośnym   dźwiękiem   przypomniał   o 

swoim istnieniu. Czar chwili prysł. Tom rozluźnił uścisk, a Jess wysunęła 

się z jego ramion. 

– Cześć, Lindo. Zaczekaj chwilę, jeśli możesz. 

– Pójdę już. – Tom włożył płaszcz. 

– Jasne. – Uśmiechnęła się z przymusem, niepewna na myśl o tym, co 

mogło   się   za   chwilę   zdarzyć.   Swoją   drogą,   czego   się   spodziewała? 

Serenady   przy   księżycu?  Happy   endu  w   stylu:   a   potem   żyli   długo   i 

szczęśliwie?   Przecież   prawie   nie   zna   tego   mężczyzny,  chociaż   właśnie 

dowiedziała  się o nim czegoś nowego. Tego mianowicie,  że wspaniale 

całuje. 

– Dokończ pracę – przypomniał jej. – W poniedziałek rano chcę cię 

widzieć świeżą i radosną – powiedział, gdy odprowadzała go do drzwi. – 

Byłbym zapomniał oddać ci klucze. 

Sięgnął   do   kieszeni   płaszcza.   Gdy   je   podawał,   jego   ciepłe   palce 

przyjemnie musnęły jej dłoń. 

– Dziękuję. – Chciała szybko cofnąć rękę, ale ją przytrzymał. Potem 

przyciągnął do siebie i jeszcze raz pocałował, tym razem na do widzenia. 

Chłonęła tę chwilę przyjemności, wiedząc, że musi jej wystarczyć na 

całe długie dwa dni. 

– Do poniedziałku – mruknął zmienionym głosem. 

– Daj mi znać, jeśli zmieni się stan Harleya – zawołała, gdy wsiadał do 

windy. 

background image

– Dobrze. Do zobaczenia. 

Winda ruszyła na dół, Jess jednak wciąż ociągała się z zamknięciem 

drzwi. Gdy w końcu wróciła do mieszkania, na środku pokoju odtańczyła 

radosny taniec. 

– Wspaniały facet! – powtarzała, odnosząc do kuchni naczynia. 

Gdy   schyliła   się,   by   podnieść   koc,   przypomniała   sobie   o   telefonie. 

Siostra zapewne wciąż czeka!

– Lindo?

– No, nareszcie! Zapomniałaś o mnie, czy co?!

–   Przepraszam   cię,   miałam   spotkanie   –   skłamała   bez   zajątknienia. 

Czuła,   że   nawet   fochy   Lindy   nie   są   w   stanie   zepsuć   jej.   wspaniałego 

nastroju. 

– No i co z tego? Przecież mogłaś chwilę ze mną porozmawiać – rzekła 

siostra z pretensją w głosie. Naraz zmieniła ton i zaszczebiotała: – Zgadnij, 

kto się ze mną wczoraj sfotografował?

Jess   nawet   nie   próbowała   zgadywać.   Po   pierwsze,   szkoda   jej   było 

czasu, po drugie zaś wiedziała, że Linda nie potrzebuje rozmówcy, tylko 

słuchacza. 

– Więc wyobraź sobie, że to był sam... – Tu padło nazwisko jakiegoś 

bardzo   znanego   aktora,   które,   niestety,   nie   kojarzyło   się   Jess   z   nikim 

konkretnym.   Niezrażona   tym   Linda   paplała   dalej,   więc   z   czystym 

sumieniem przestała  jej słuchać i wróciła do przerwanych rozmyślań o 

Tomie. 

– Jessie! Jessie! – Natarczywy głos Lindy zmusił ją do powrotu na 

ziemię. 

– Słucham? Ach, tak, to rzeczywiście fascynujące – bąknęła. 

background image

–   Żebyś   wiedziała.   Mówię   ci,   on   jest   cudowny!   Dzisiaj   też   razem 

wychodzimy.  A  wczoraj  miałam   na  sobie  nową  suknię   od  Armaniego. 

Wszyscy mówili, że wyglądam olśniewająco. A tata to nawet powiedział, 

że jestem jego oczkiem w głowie. Przyjęcie było wspaniałe, tylko na sam 

koniec jakaś durna kelnerka oblała mnie winem i zniszczyła mi sukienkę. 

Była już do niczego, więc poprosiłam służącą, żeby ją spaliła. I oczywiście 

zadzwoniłam   do   restauracji   ze   skargą.   Powiedzieli,   że   wyrzucą   tę 

kelnerkę, ale co mi z tego, skoro sukienka i tak poszła z dymem. Powiedz, 

po co oni przyjmują do pracy kretynki, które nawet nie potrafią nosić tacy 

z napojami?

–   Hm...   –   mruczała   Jess,   rozkładając   na   dywanie   notatki   i   książki. 

Wiedziała,   że   Linda   szybko   nie   skończy,   postanowiła   więc   trochę 

popracować. 

– Jessie? Jessie! – wrzasnęła Linda pół godziny później. 

– Tak?

– Ty mnie jak zwykle nie słuchasz! Myślisz, że nie wiem, kiedy się 

wyłączasz? Pewnie znowu pracujesz. Przypominam ci, że jako młodsza 

siostra zasługuję na odrobinę uwagi. 

– Jasne. Mów dalej – mruknęła. 

Sama nie miała siostrze nic do powiedzenia. Jedynym tematem, jaki 

mógł   na   moment   zaciekawić   Lindę,   byłaby   opowieść   o   tym,   co   się 

wydarzyło   pomiędzy   nią   i   Tomem.   Tyle   że   Jess   nie   zamierzała 

wtajemniczać siostry w tego typu sprawy. Linda bowiem postawiła sobie 

za punkt honoru, że musi odbić Jess każdego chłopaka. 

– Naprawdę nie wiem, po co ja do ciebie dzwonię – poskarżyła się. – 

Tylko tracę   czas. Ale  cóż, w końcu  jesteśmy  siostrami.  Choć szczerze 

background image

mówiąc, wolałabym być jedynaczką. Nawet powiedziałam George'owi, że 

nie   mam   rodzeństwa.   A   wiesz,   że   Hamptonowie   niedługo   urządzają 

wielkie   przyjęcie?   U   nich   zawsze   jest   fajnie.   Uważam,   że   powinnaś 

przyjechać do Cairns i wybrać się tam razem z nami. Pewnie nie masz się 

w co ubrać, ale ja chętnie pożyczę ci jakąś sukienkę. Jess zaniemówiła. 

– A ja myślałam, że palisz te, które raz miałaś na sobie – zadrwiła, gdy 

minął szok. 

– No wiesz! Jak możesz! Palę tylko te zniszczone. 

– Słyszałaś kiedyś o pralni chemicznej?

–   Nie   bądź   nieuprzejma!   Gdybym   nie   powiedziała   menadżerowi 

restauracji,   że   musiałam   spalić   sukienkę,   to   pewnie   nie   wyrzuciłby   tej 

kelnerki z pracy. Wyobraź sobie, że miał czelność jej bronić! Wmawiał 

mi, że dotąd nie było na nią żadnych skarg!

Jess   nie   wierzyła   własnym   uszom.   To   chyba   niemożliwe,   że   są 

siostrami.   Wina   za   to,   kim   stała   się   Linda,   leży   po   stronie   rodziców. 

Gdyby nie rozpieszczali jej tak nieprzytomnie, pewnie nie wyrosłaby na 

skrajną egoistkę. Tymczasem oni byli w nią wpatrzeni jak w obraz i nawet 

nie   próbowali   ukryć,   że   starsza   córka   nie   wzbudza   w   nich   takiego 

entuzjazmu   jak  młodsza,   błękitnooka   blondyneczka,   która   swą  anielską 

urodą podbija wszystkie serca. Gdy podrosły, Jess ze swymi ciemnymi 

włosami, oczami pozbawionymi blasku i aparatem na zębach odgrywała 

przy siostrze rolę brzydkiego kaczątka. 

Przypomniała   sobie,  co  powiedział  Tom o  jej  urodzie,   którą   jakoby 

miała dorównywać modelkom. I choć powtarzał tylko szpitalną plotkę, to 

przecież wiedziała, że bardzo mu się podoba. Tak jak wielu mężczyznom 

przed   nim.   Dopóki   nie   poznali   Lindy.   Wystarczyło   bowiem,   że   się 

background image

pojawiła, a gwiazda Jess natychmiast gasła. 

Nie  miała   o  to  pretensji  do  losu.  Z  czasem  wytłumaczyła  sobie,   że 

konkurowanie z siostrą nie ma sensu. Coraz częściej zresztą litowała się 

nad nią i jej pustym życiem. 

– Jessie, naprawdę powinnaś przyjechać na imprezę u Hamptonów. – 

Linda niezmordowanie ciągnęła wątek przyjęcia. – Przecież wiesz, jacy są 

wpływowi.   Ojcu   bardzo   zależy   na   tym,   żeby   pokazać   się   w   ich 

towarzystwie. 

– Trudno mi w tej chwili powiedzieć, czy nie będę miała dyżuru w 

szpitalu. Często pracuję w weekendy. 

– Ty ciągle pracujesz – zganiła ją Linda. 

– Trudno. A tak w ogóle, to do czego ja wam jestem potrzebna? Przez 

siedem lat jakoś radziliście sobie beze mnie. 

– Jessie, na tym przyjęciu będzie Sean!

Słysząc   to   imię,   poczuła,   jak   ogrania   ją   chłód.   Sean   Hampton,   jej 

pierwsza szkolna miłość. Blondyn z lokami i twarzą cherubina, w którym 

durzyły się wszystkie dziewczyny. 

– I co z tego?

–   To,   że   teraz   jest   jeszcze   przystojniejszy   niż   dawniej.   Naprawdę 

powinnaś... 

Jess uznała, że ma dość. 

– Słuchaj, Lindo, muszę kończyć. Mam mnóstwo pracy – oznajmiła, i 

nie czekając na reakcję, rozłączyła się. 

Stan błogiej radości, w jakim była po wyjściu Toma, minął bez śladu. 

Ciekawe, pomyślała, co skłoniło Lindę, by ni z tego, ni z owego zaprosić 

ją  na jakieś  idiotyczne  przyjęcie?  Nigdy  dotąd  tego nie  robiła.   Pewnie 

background image

namówili ją rodzice. Tylko po co? Nagle doznała olśnienia. Sean. To na 

pewno   o   niego   chodzi.   Przecież   obydwie   rodziny   od   lat   próbują   ich 

wyswatać. 

– Aha! – Pokiwała głową. – Już wiem, co się święci. 

Gdy w poniedziałek rano pojawiła się w szpitalu, miała podkrążone z 

niewyspania oczy i czuła się fatalnie. 

–   Kiepski   początek   dnia   –   mruczała,   dopijając   kawę.   Udało   jej   się 

skończyć   referat,   ale   kosztowało   ją   to   wiele   trudu.   Żeby   choć   trochę 

poprawić   sobie   nastrój,   włożyła   ulubiony   kostium   z   żywych   kolorach, 

który   kupiła   właśnie   dlatego,   że   kojarzył   jej   się   z   wakacjami   i 

odpoczynkiem. 

– Okropnie dziś wyglądasz – rzekł Tom na przywitanie. 

– Dzięki za komplement – mruknęła ze słabym uśmiechem. 

– Jadłaś śniadanie?

Ton jego głosu i sposób, w jaki nalewał kawę, powiedziały jej, że nie 

jest w dobrym nastroju. 

–   Zjadłam   –   odparła,   starając   się,   by   zabrzmiało   to   przyjaźnie.   – 

Dokończyłam rogaliki, które przyniosłeś. 

– Nie były czerstwe?

– Nie, bo po twoim wyjściu włożyłam je do zamrażalnika – wyjaśniła. 

Cały czas przyglądała mu się uważnie, próbując odgadnąć, co też mogło 

popsuć mu humor. 

– Skończyłaś pracę?

–   Tak.   Już   ją   nawet   wysłałam   –   odrzekła   obojętnie,   mimo   że   jego 

dziwne zachowanie zaczynało ją irytować. 

– Jak głowa?

background image

– W porządku. 

– Nie miałaś nawrotów migreny?

– Nie. 

Po tym pytaniu zapadła krępująca cisza. 

– A jak Harley? – zapytała. – Dobrze się czuje?

– Owszem – rzucił przez zęby. 

– Nadal jest w schronisku. 

– Tak. 

– A co z policją?

– Po co pytasz, skoro sama dobrze wiesz?

– Słucham? – Spojrzała na niego pytająco. – O czym ty mówisz?

–   O   tym,   że   nie   potrafiłaś   zostawić   w   spokoju   sprawy,   która   nie 

powinna cię interesować. W sobotę wieczorem w schronisku zjawili się 

policjanci, żeby przesłuchać Harleya. 

– I... ?

–   I   jak   myślisz,   że   skąd   wiedzieli,   gdzie   go   szukać?   Ogromnym 

wysiłkiem woli zdusiła w sobie gniew. Machinalnie wstała z krzesła i z 

bliska spojrzała mu w oczy. 

–   Gdybym   szukała   młodocianego   uciekiniera,   też   zaczęłabym   od 

schroniska – wycedziła. 

– Zwłaszcza jeśli przedtem jakaś życzliwa dusza dałaby ci cynk, tak jak 

tym policjantom. 

– Ty myślisz, że to ja im doniosłam... 

– Jessico, o całej sprawie wiedziała garstka osób, więc... 

– Więc skoro jestem nowa, to znaczy, że to mnie należy podejrzewać? 

Jak   możesz!   –   Odwróciła   się   do   niego   plecami.   Zaczekała,   aż   minie 

background image

największe wzburzenie, a potem spojrzała na niego i dodała chłodno: – 

Nie rozmawiałam z policją o Harleyu. Nie ukrywam, że nie pochwalam 

tego, że o wypadku nie powiadomiłeś ani opieki społecznej, ani policji. 

Ale   uszanowałam   twoją   decyzję,   bo   zgadzam   się,   że   w   tej   chwili 

najważniejsze jest to, żeby Harley jak najszybciej wyzdrowiał. Mówię ci o 

tym, choć domyślam się, że i tak mi nie wierzysz. 

– Jessico... 

– Daj spokój!

Wiedziała, że Tom chce ją przeprosić, ale nie zamierzała go słuchać. 

Swym posądzeniem o zdradę dotknął ją do żywego. Czuła, że nie może 

zostać z nim w jednym pokoju, chciała więc jak najszybciej wyjść, ale 

chwycił ją za rękę i przytrzymał. Spojrzała na niego w taki sposób, że 

natychmiast ją puścił. 

– Jessico, bardzo cię przepraszam. 

– Czyżbyś nagle zaczął mi wierzyć?

–   Tak.   Przepraszam,   że   wyciągnąłem   pochopne   wnioski.   Na   swoją 

obronę mam tylko to, że kiedy policja wspomniała o jakimś informatorze... 

– Znowu wziął ją za rękę i uścisnął. – Pamiętasz, uprzedzałem cię, że 

trudno zdobyć moje zaufanie. . 

– To niczego nie tłumaczy, Tom – rzekła dużo łagodniej. Jego z serca 

płynące   przeprosiny   ostudziły   jej   gniew.   –   Wiem,   że   dopiero   się 

poznajemy, ale jeśli jeszcze raz wydarzy się coś podobnego, przynajmniej 

postaraj   się   interpretować   wątpliwości   na   moją   korzyść,   dobrze?   – 

poprosiła. 

Pragnęła,   by   ją   przytulił,   pocałował,   dał   jakiś   znak,   że   jej   ufa.   On 

jednak ograniczył się do skinienia głową. 

background image

– Przesłuchali Harleya?

–   Tak,   ale   w   mojej   obecności.   Okazało   się,   że   nie   brał   udziału   we 

włamaniach i ma na to alibi. 

– A więc poprawczak już mu nie grozi?

– Nie. W przyszłym tygodniu trafi do nowej rodziny zastępczej. 

– To chyba dobrze?

– Chyba tak. 

Przez   chwilę   przyglądali   się   sobie   w   milczeniu,   stojąc   od   siebie 

zaledwie o krok. Jess miała ochotę go pocałować, ale zabrakło jej odwagi. 

–   Jeśli   chodzi   o   tę   sobotę...   –   zaczął   posępnym   tonem   –   to   nie 

chciałbym, żebyś mnie źle zrozumiała. 

– Dajmy temu spokój, Tom – odezwała się, ignorując bolesny skurcz w 

gardle.   Pożegnalny   pocałunek,   który   tak   bardzo   przeżywała,   dawał   jej 

nadzieję,   że   Tom   myśli   poważnie   o   ich   ewentualnym   związku. 

Tymczasem Tom albo zmienił zdanie, albo – od początku nie miał zamiaru 

się z nią spotykać. – Nie musisz mi niczego tłumaczyć – dodała lekko. – 

Po prostu pocałowaliśmy się i już – zakończyła, wzruszając ramionami. 

Byłaby   pewnie   powiedziała   coś   jeszcze,   gdyby   do   pokoju   nie   weszła 

Nicola. 

– Dzień dobry! – przywitała ich wesoło. – Jess, jak tam twój referat? 

Skończony?

– Oczywiście – oparła dość pogodnie. Tom ułatwił jej zadanie, bo po 

prostu odwrócił się i wyszedł. 

–   Biedaczko,   pewnie   się   namęczyłaś,   prawda?   –   westchnęła   Nicola 

współczująco.   Zaraz   jednak   pochwaliła   się,   że   sama   spędziła   weekend 

bardzo przyjemnie. 

background image

Kiedy opowiadała o świetnym przyjęciu, na którym była z mężem, Jess 

udawała, że jej słucha, myślami jednak uparcie wracała do Toma. Co go 

ugryzło? Czyżby perspektywa związania się z nią przeraziła go do tego 

stopnia, że nawet nie chciał próbować? W porządku, nie potrafi nikomu 

zaufać,   ale   przecież   z   nią   jest   podobnie.   W   ogóle   mają   chyba   wiele 

wspólnych cech. Są, jeśli można tak to nazwać, pokrewnymi duszami... 

Wykorzystała chwilę, gdy Nicola zrobiła przerwę na złapanie oddechu, 

i zebrała się do wyjścia, wymawiając się nawałem pracy. 

– Potem Tom będzie mówił, że nic nie robię, tylko gadam i gadam – 

zażartowała. 

Po powrocie do izby przyjęć zapytała pielęgniarkę, czym powinna zająć 

się w pierwszej kolejności. 

– Zależy co wolisz, Jess. Nos czy ucho?

– Chyba zacznę od ucha. 

– Proszę bardzo – uśmiechnęła się pielęgniarka, podając jej kartę. – 

Stanowisko jedenaste. 

Czekała   tam   na   nią   czteroletnia   Megan,   którą   bolały   uszy.   Jess 

zmierzyła dziewczynce temperaturę i zbadała ją. Okazało się, że uszy są 

mocno zaczerwienione. 

–   Brawo,   Megan,   byłaś   bardzo   dzielna   –   pochwaliła   małą,   która 

podczas   badania   grzecznie   siedziała   na   kolanach   matki.   –   Jeśli   twoja 

mama pozwoli, w nagrodę dostaniesz lizaka. 

– Mamo, mogę?

– Tak, kochanie. 

– Jaki kolor sobie życzysz?

– Różowy. 

background image

Kiedy Megan zajęła się lizakiem, Jess mogła spokojnie porozmawiać z 

jej matką. 

–   Megan   ma   zapalenie   ucha   środkowego   –   oznajmiła,   zapisując   to 

jednocześnie w karcie. – To normalne w tym wieku, więc proszę się nie 

niepokoić. Przepiszę antybiotyk, tylko proszę nie przerywać kuracji, kiedy 

ból   minie.   Trzeba   wziąć   wszystkie   ampułki.   I   proszę   uważać,   żeby 

podczas kąpieli do uszu nie dostała się woda, dobrze? – Wręczyła kobiecie 

recepty. – Jeśli pomimo paracetamolu temperatura będzie się utrzymywała 

przez dwie doby, proszę się zgłosić do lekarza rodzinnego. 

– Dobrze. Megan, pożegnaj się z panią doktor. Dziękujemy. 

Po   ich   wyjściu   Jess   uzupełniła   informacje   w   karcie   i   poszła   do 

stanowiska pielęgniarek. Tam spotkała Toma, który szedł obok noszy, na 

których wieziono dziewczynkę. 

– Jessico! – zawołał ją. – Będziesz mi potrzebna, więc jeśli możesz, 

przyjdź do dwójki. 

Ruszyła za nim w towarzystwie dwóch pielęgniarek. 

–   Ashlee,   to   jest   doktor   Jess.   –   Tom   przedstawił   ją   apatycznej 

dziewięciolatce   podłączonej   do   oksymetru,   badającego   poziom 

utlenowania krwi, oraz do EKG. 

– Cześć, Ashlee – uśmiechnęła się Jess, podnosząc wzrok znad karty, w 

której wyczytała, że dziewczynka w ciągu kilku tygodni bardzo straciła na 

wadze. Rodzice byli z nią w przychodni, ale lekarz, oprócz zlecenia badań, 

nie postawił konkretnej diagnozy. Tego dnia rano dziewczynka skarżyła 

się na ból brzucha i dwukrotnie wymiotowała żółcią ze śladami krwi. Poza 

tym była niespokojna i zdezorientowana. Jess od razu zauważyła, że ma 

przyspieszony, kwaśny oddech. Sądząc po wyglądzie skóry, musiała być 

background image

też odwodniona. 

– Ona wyzdrowieje, prawda? – dopytywała się matka, ocierając łzy. 

– Zrobimy wszystko, żeby jej pomóc – obiecał Tom. 

–   Jessico,   zleć   wykonanie   pełnego   badania   krwi   i   sprawdź   poziom 

glukozy.  Załóżcie   maskę   tlenową,   zmierzcie   ciśnienie   i  tętno   –   polecił 

pielęgniarkom. – Kiedy jadła ostatni posiłek? – zapytał rodziców. 

– Wczoraj wieczorem. 

– Jak wyniki?

– Podwyższony puls, niskie ciśnienie, bardzo wysoki poziom cukru – 

podała jedna z sióstr. 

Jess pobrała dziewczynce krew i poprosiła pielęgniarkę, żeby oznaczyła 

próbkę napisem „pilne”. 

– Weźcie mocz do analizy – polecił Tom. 

–   Ma   suchą   skórę   i   usta,   kończyny   bardzo   zimne   –   mówiła   Jess, 

podczas gdy on badał brzuch dziewczynki. – Oczy zapadnięte, w oddechu 

wyczuwalny zapach acetonu. Pani Arlington, co państwu mówił lekarz w 

przychodni?

– Najpierw twierdził, że bóle i utrata wagi wiążą się z dojrzewaniem. 

Potem podejrzewał Ashlee o anoreksję. Za trzecim razem powiedział, że 

córka ma infekcję wirusową. 

– Czy w państwa rodzinie były przypadki cukrzycy? Pani Arlington 

spojrzała pytająco na męża. 

– Chyba nie... – odparła niepewnie. – Nigdy nie słyszałam, żeby ktoś na 

to chorował. Wie pan już, co jej dolega?

– Musimy wykonać szczegółowe badania, jednak na podstawie tego, co 

już wiemy, podejrzewam kwasicę ketonową. Załóżcie wenflon, podajcie 

background image

płyn   fizjologiczny   i   pięćdziesiąt   jednostek   insuliny   –   polecił 

pielęgniarkom. 

– Przepraszam, doktorze, ale nie zrozumiałam pana – odezwała się pani 

Arlington. – Co pan podejrzewa?

– Kwasicę ketonową – powtórzył. – Czy wiedzą państwo, czym jest 

cukrzyca?

– Nie, niestety nie – przyznał jej mąż. 

–   Cukrzyca   to   zaburzenie   równowagi   pomiędzy   ilością   insuliny   a 

poziomem glukozy we krwi. Insulina pomaga rozłożyć cukier i dostarczyć 

go do wszystkich komórek ciała, a więc również do mięśni, dla których 

jest on źródłem energii. Jeśli insuliny jest za mało, paliwo do mięśni nie 

dociera, a w krwi niebezpiecznie rośnie poziom glukozy. Żeby nadmiar 

cukru   mógł   być   wydalony   z   moczem,   trzeba   go   przedtem   rozpuścić. 

Organizm zaczyna zużywać więcej wody, co prowadzi do odwodnienia. Z 

kolei mięśnie, chcąc uzupełnić niedobory paliwa, zaczynają spalać białko i 

tłuszcze. Produktem ubocznym tego spalania są ciała ketonowe. I właśnie 

wtedy,   gdy   się   pojawią,   u   chorego   występuje   stan   nazywany   kwasicą 

ketonową. 

Państwo Arlington słuchali go w milczeniu. 

– I właśnie to przytrafiło się naszej Ashlee – szepnęła jej matka.  – 

Boże, jak dobrze, że ją tu przywieźliśmy. Co teraz? – zapytała bezradnie. 

– Będzie musiała dostawać zastrzyki insuliny? – zapytał pan Arlington. 

–   Tak.   Cukrzyca,   którą   ma   Ashlee,   jest   typem   insulinozależnym   – 

potwierdził Tom. 

– Och, nie! – Z oczu pani Arlington znowu popłynęły łzy. – Jak my 

sobie z tym poradzimy?

background image

– Proszę się nie martwić – uspokoiła ją Jess. – Skontaktujemy państwa 

z   przedstawicielem   stowarzyszenia   cukrzyków.   Otrzymają   państwo   od 

niego wszelkie niezbędne informacje oraz pomoc. Jeśli uznają państwo, że 

to potrzebne, przedstawiciel wprowadzi państwa do grupy wsparcia dla 

osób cierpiących na to schorzenie. 

– Domyślam się, że w tej chwili czują się państwo tak, jakby świat się 

zawalił – odezwał się Tom ze zrozumieniem. – Zaręczam jednak, że z 

cukrzycą można żyć normalnie. Stan Ashlee już teraz się poprawia. Za 

chwilę zbada ją endokrynolog, a potem przewieziemy ją na intensywną 

terapię, gdzie pewnie spędzi kilka dni. Nie mogę obiecać, że szybko wróci 

do domu, bo dobranie odpowiedniej dawki insuliny zajmuje sporo czasu. 

Kiedy   zjawił   się   endokrynolog,   Tom   przekazał   mu   Ashlee   wraz   z 

wynikami badań. 

–   Pora   zająć   się   nosem   –   przypomniała   sobie   Jess   i   poszła   do 

pielęgniarek po kartę pacjentki. Zamiast jednak od razu do niej zajrzeć, 

przez chwilę rozmyślała o Tomie, o jego trudnym życiu oraz o tym, że 

mimo tych niewesołych doświadczeń potrafił tak wiele dać z siebie swoim 

pacjentom. 

– Zamierzasz posłużyć się telepatią? – zapytał, stając znienacka za jej 

plecami. 

Zacisnęła zęby, zła na siebie, że pozwoliła si| podejść. Swoją drogą 

musiała   wyglądać   bardzo   zabawnie,   stojąc   na   środku   korytarza,   z 

nieobecną miną wpatrując się w brązową kopertę. 

– Niestety, telepatia jakoś dziś nie działa, więc lepiej zajrzę do środka – 

powiedziała, próbując obrócić wszystko w żart. 

– Co to za przypadek?

background image

– Koralik w nosie – odparła, marszcząc własny nos. 

– Nie lubisz nosów?

– Wolę je od oczu. 

– Czyżbyś nie wierzyła, że oczy są zwierciadłem duszy? Nie próbujesz 

dowiedzieć się z nich prawdy o człowieku?

– Robię to tylko wtedy, kiedy naprawdę muszę. Każdy ma fiksacje na 

jakimś punkcie. Ty też?

– Tak. Na punkcie rudzielców – odparł miękko. – Zadaję się z nimi 

tylko wtedy, kiedy nie mam wyjścia. 

Nie zdążyła zapytać go, co ma na myśli, bo odwrócił się i odszedł do 

swoich   zajęć.   Ona   też   czym   prędzej   poszła   do   małego   chłopca   z 

koralikiem w nosie, który już i tak długo czekał na pomoc. Kiedy koralik 

został szczęśliwie  wyjęty, mogła  zrobić   sobie  przerwę. Poszła   więc do 

pokoju lekarskiego, nalała sobie kawę, usiadła przy stole i zadumała się 

nad słowami Toma. Czy to możliwe, by dawał jej do zrozumienia, iż nie 

powinna   się   do   niego   zbliżać?   Zresztą,   w   miarę   jak   go   poznawała, 

dochodziła do wniosku, że nie ma takiej kobiety, której pozwoliłby poznać 

swą   prawdziwą   naturę.   Szkoda.   Gdyby   jednak   zmienił   zdanie,   bardzo 

chciałaby być tą szczęściarą. 

Im dłużej o tym myślała, tym bardziej czuła się zagubiona i bezradna. 

Właśnie zaczynał się piąty tydzień jej pobytu w Adelaide, czwarty tydzień 

pracy w szpitalu oraz drugi znajomości z Tomem. I co? I pozwoliła, żeby 

w tak krótkim czasie jej życie zboczyło z właściwego toru. 

– Tu jesteś! – Słysząc kobiecy głos, Jess gwałtownie otworzyła oczy. – 

Poznajesz mnie? Jestem Kathryn z ortopedii. 

– Oczywiście, że cię poznaję. Wejdź, proszę. Napijesz się kawy?

background image

– Dziękuję, ale za pięć minut mam spotkanie. Wpadłam zapytać, jak się 

czujesz?

– Dzięki za pamięć. Na szczęście już dobrze. 

– Cieszę się. Mój mąż i ja chcielibyśmy zaprosić cię do nas na kolację, 

o ile oczywiście uda nam się znaleźć termin, który będzie nam wszystkim 

odpowiadał. Przyjdziesz?

– Oczywiście. – Uśmiechnęła się, choć propozycja wydała jej się nieco 

podejrzana.   Z   reguły   ordynatorzy   nie   zapraszają   do   siebie   młodszych 

kolegów, zwłaszcza jeśli słabo ich znają. Cóż, może Kathryn jest inna. Na 

wszelki wypadek Jess postanowiła sprawdzić jej intencje. 

– Przepraszam... – zaczęła, nie wiedząc, jak sformułować to, co krąży 

jej po głowie – nie zrozum mnie  źle, ale  to zaproszenie,  to  nie żadna 

randka w ciemno?

– Nie – roześmiała się Kathryn. – Wprawdzie zaprosiliśmy Toma, ale 

uwierz mi, nie ma w tym żadnych podtekstów. Pomyśl, jakie to wyzwanie, 

dopasować rozkład dyżurów czworga lekarzy! Mam nadzieję, że zdołamy 

się spotkać jeszcze przed Bożym Narodzeniem. 

– Czy będzie ktoś oprócz nas?

– Nie, tylko nasze dzieci. 

– I mam uwierzyć, że to nie jest żadna intryga? – Jess spojrzała na nią z 

ukosa. 

– Nie, nie i jeszcze raz nie. Po prostu kolacja w przyjacielskim gronie. 

– Mówiłaś już Tomowi, że mnie zapraszasz?

– Tom Bryant nie musi wiedzieć o wszystkim, co robię. To przywilej 

zarezerwowany dla mojego męża. 

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Ledwie   Jess   zdążyła   dopić   kawę,   do   pokoju   wpadła   jedna   z 

pielęgniarek. 

– Jessico, mamy dziewczynkę porażoną prądem! – zawołała, po czym 

obie pobiegły do izby przyjęć. 

Tom przyszedł tam chwilę po nich. 

– Co wiemy? – pytał od progu. 

– Niewiele. – Belinda jeszcze raz przejrzała kartę. – Tylko tyle, że ma 

trzy lata i jest przytomna. 

– Dzień dobry. – Tom pochylił się nad dziewczynką. – Jak masz na 

imię?

– Kelly – szepnęła cichutko. 

– Jakie piękne imię! Ja jestem doktor Tom, a to moja koleżanka, doktor 

Jess. Chcemy zobaczyć, czy nic ci się nie stało, dlatego położymy cię na 

tym wielkim łóżku, dobrze? – Delikatnie pogłaskał ją po buzi. – Płakałaś?

– Tak. 

– Biedactwo. Bardzo się przestraszyłaś, tak? Skinęła głową. 

– Cześć, Kelly! – Jess uśmiechnęła się do niej. – Masz śliczne, kręcone 

włosy. Też bym chciała takie mieć. Popatrz, moje wcale się nie kręcą. 

Wiesz,   co  teraz   zrobimy?   –   zapytała,   pokazując   dziewczynce  kable   od 

EKG. – Sprawdzimy, jak bije twoje serduszko. Zaraz zdejmę ci koszulkę i 

położę na piersi te metalowe kółeczka – opowiadała. – Zgadzasz się?

Kelly znowu pokiwała główką. 

– A ja zmierzę ci ciśnienie – mówił Tom, opasując jej rączkę taśmą od 

background image

ciśnieniomierza. Jesteś bardzo dzielna, wiesz – pochwalił. – Wiadomo już, 

co   się   stało?   –   zapytał   pielęgniarkę,   która   chwilę   wcześniej   skończyła 

rozmawiać z rodzicami. 

–   Podobno   skakała   na   kanapie   i   niechcący   złapała   za   przewód   od 

lampy. Wyrwała go ze ściany i wtedy poraził ją prąd. Rodzice mówią, że 

rzuciło ją przez cały pokój, a potem zaczęła okropnie płakać. 

– Nic dziwnego, też bym płakał – mruknął Tom, oglądając lewą dłoń 

dziecka. Czarne ślady wyglądały tak, jakby ktoś namalował je pędzelkiem. 

– Nie wiem, czy dobrze zrobiłam, ale natychmiast włożyłam jej rączkę 

pod zimną wodę – wtrąciła mama dziewczynki. 

–   Bardzo   dobrze   pani   zrobiła   –   potwierdził.   –   Dzięki   temu   nie 

utworzyły się pęcherze. 

Podczas gdy Tom badał brzuch Kelly, Jess zmierzyła jej ciśnienie i 

uważnie przejrzała wydruki EKG. 

– Chyba wszystko jest w porządku – zwrócił się Tom do rodziców – ale 

na wszelki wypadek zatrzymamy ją na kilka godzin na obserwacji. Szok 

po porażeniu mija. Jeszcze tylko opatrzymy poparzoną rączkę i jeśli stan 

dziecka   się   nie   pogorszy,   niebawem   będą   państwo   mogli   zabrać   je   do 

domu. 

Jess   zapytała   Toma,   czy   jest   mu   jeszcze   potrzebna,   a   ponieważ 

zaprzeczył, poszła zająć się innymi pacjentami. 

Pracowity   szpitalny   dzień   skończył   się   dla   niej   około   siedemnastej 

trzydzieści. Kiedy w szatni zdejmowała lekarski strój, drzwi otworzyły się 

z   hukiem   i   do   środka   wpadła   zapłakana   młoda   pielęgniarka.   Jess 

przypomniała sobie, że dziewczyna właśnie dziś rozpoczęła pracę. 

– Co się stało? – zapytała. Pielęgniarka spojrzała na nią spłoszona. 

background image

– Nic się nie stało – burknęła, wycierając nos. 

Jess skwitowała to wzruszeniem ramion i sięgnęła do szafki po płaszcz. 

Już   miała   wychodzić,   gdy   dziewczyna   wyrzuciła   z   sobie,   że   nie   chce 

pracować na nagłych wypadkach. 

– Nigdy się nie zgodzę, żeby szef traktował mnie jak skończoną idiotkę 

– krzyczała. – Wezwał mnie do siebie i powiedział, żebym uważała, co 

robię. A przecież to mój pierwszy dzień! Chyba należy mi się jakaś taryfa 

ulgowa. Poza tym jest lekarzem, więc nie do niego należy ocena mojej 

pracy. 

– Nie zapominaj, że jest też szefem całego oddziału – przystopowała ją 

Jess – ma więc prawo oceniać kwalifikacje wszystkich członków zespołu. 

Jestem pewna, że zanim wezwał cię do siebie, rozmawiał z przełożoną. 

– Naprawdę?! – przeraziła się dziewczyna. 

– Naprawdę. 

– Po co ja to wszystko opowiadam – zezłościła się. – Jeszcze się nie 

zdarzyło, żeby lekarka zrozumiała pielęgniarkę. 

Jess nie zamierzała dać się sprowokować. 

–   W   dodatku   mam   dziś   okres,   wszystko   mnie   boli   –   żaliła   się 

dziewczyna. – Przynajmniej to mogłabyś zrozumieć. 

– Dlaczego nie wzięłaś sobie wolnego dnia?

–   Żartujesz?   Mam   to   robić   co   miesiąc?   A   ten   cały   Bryant   mógł 

potraktować mnie dziś ulgowo. 

– Myślę, że to zrobił, i dlatego skończyło się na rozmowie w cztery 

oczy.   I   wiesz,   co   ci   jeszcze   powiem?   Złe   samopoczucie   nie   tłumaczy 

kiepskiej pracy. Przynajmniej nie w tym zawodzie. Tu chodzi o ludzkie 

życie i nie ma miejsca na potknięcia. 

background image

– Wiem – westchnęła zrezygnowana pielęgniarka. 

– Na mnie już pora – rzekła Jess. – Mam nadzieję, że mimo wszystko 

spotkamy się jutro rano. 

–   Na   szczęście   następny   dyżur   mam   dopiero   w   środę   –   odparła 

dziewczyna ponuro. 

– Do tego czasu na pewno poczujesz się lepiej i nastrój ci się poprawi – 

pocieszyła ją i wyszła z szatni. 

Na korytarzu spotkała Toma. 

– Czy tam jest taka młoda pielęgniarka? – zapytał. 

– Tak, rozmawiałam z nią. 

– I co? Wszystko z nią w porządku?

– Myślę, że tak. 

– Za to ty wyglądasz na bardzo zmęczoną – rzekł miękko. 

– Bo jestem zmęczona – przyznała, tłumiąc ziewnięcie. 

– Chodźmy na chwilę do mojego gabinetu – poprosił. 

– Chcę z tobą porozmawiać. 

– Teraz moja kolej, żeby się popłakać? – powiedziała zaczepnie, ale 

Tom nie zareagował. Odezwał się dopiero wtedy, gdy znaleźli się sami w 

pokoju. 

– Uważasz, że nie powinienem był robić jej żadnych uwag? – zapytał. – 

Pewnie winisz mnie za to, że płakała?

– Nic podobnego. Po pierwsze, ona nie płakała przez ciebie. Po prostu 

miała   podły   nastrój.   Po   drugie,   z   tego,   co   mi   powiedziała,   wiem,   że 

popełniła kilka błędów. Moim zdaniem miałeś powody, żeby wezwać ją na 

rozmowę. 

– A więc zgadzasz się ze mną?

background image

– Tak. 

– Mówiłaś o tym tej pielęgniarce?

– Owszem. Dlaczego tak bardzo cię to dziwi?

– Dlaczego? – powtórzył, siadając w fotelu. – Nieczęsto się zdarza, 

żeby   praktykanci   otwarcie   popierali   moje   decyzje   personalne.   Zwykle 

ograniczają się do komentarzy za moimi plecami. 

– Ja tak nie postępuję. 

– Zaczynam to zauważać – wyznał, patrząc jej w oczy. W gabinecie 

nagle zmieniła się atmosfera. Jess wyczuła, że Tom nie już ma ochoty 

rozmawiać o sprawach służbowych. 

– Jessico... – zaczął, wstając zza biurka. Ona też zaczęła się podnosić. 

Przeraziła się, że zaraz usłyszy to, czego nie chciała usłyszeć; przeprosiny 

za sobotni pocałunek. Tak bardzo jej zależało, by zachować w pamięci 

piękno i cudowny nastrój tamtego poranka! Jeżeli Tom ją przeprosi, czar 

pryśnie. – Jessico, posłuchaj... – rzekł cicho, biorąc ją za rękę. 

– Nie, nic nie mów – powstrzymała go. – Nie chcę słuchać żadnych 

tłumaczeń   –   mówiła,   patrząc   mu   prosto   w  oczy.  –   Pracujmy   dalej   jak 

koledzy   i  ograniczmy   nasze   kontakty   do   spraw   zawodowych   –   brnęła, 

sama przestraszona tym, co mówi. 

Puścił jej dłoń tak gwałtownie, jakby się oparzył. 

– Skoro tego chcesz – rzekł sucho. Wcisnął ręce w kieszenie spodni i 

stał   przez   chwilę,   niezdecydowany,  co   robić.   W   końcu   wycofał   się   za 

biurko. 

– Tom, ja tego wcale nie chcę! – wykrzyknęła. – Proszę cię, mów dalej!

– Nie ma o czym. 

–   Tom,   proszę!   Obydwoje   cenimy   prawdę,   choćby   nie   wiem   jak 

background image

przykrą. Przepraszam, że nie pozwoliłam ci dokończyć. Wcale nie chcę, 

żebyśmy byli tylko kolegami. 

– Więc po co to powiedziałaś?

– Bałam się, że zaczniesz mnie przepraszać za tamten pocałunek. Nie 

zniosłabym, gdybyś powiedział, że to była pomyłka. 

– Ja  rzeczywiście chciałem cię przeprosić  – przyznał, nieświadomie 

przyprawiając   ją   o   skurcz   żołądka.   A   jednak   dobrze   odczytała   jego 

intencje!   –   Chcę   cię   przeprosić   i   powiedzieć,   że   nigdy   dotąd   nie 

zachowałem  się   w  taki  sposób   wobec  żadnej  koleżanki   z  zespołu.   Nie 

interesują   mnie   przelotne   flirty   w   pracy   –   oznajmił,   a   ona,   słysząc   to, 

zamarła. 

–   Tylko   że   z   tobą   jest   inaczej   –   wyznał   po   chwili,   przełamując 

wewnętrzny   opór.   –   Pociągasz   mnie...   –   mruknął,   wzruszywszy 

ramionami. – Nie mam pojęcia, jak się między nami ułoży, ale myślę, że 

powinniśmy spróbować. To może mieć sens, bo w końcu powiedziałem ci 

o sobie dużo więcej niż jakiejkolwiek kobiecie... 

– Rozumiem cię – rzekła z ciepłym uśmiechem. – Ja też nie jestem 

wylewna i wolę zachować dystans, ale z tobą – zrobiła krok w jego stronę 

– jest zupełnie inaczej. 

– Jeszcze raz przepraszam za to, co powiedziałem dziś rano – szepnął 

skruszony. 

– Nie gniewam się – szepnęła. 

Przyciągnął ją do siebie i spojrzał w oczy. Choć miała buty na niskim 

obcasie,   Tom   przewyższał   ją   o   parę   centymetrów.   Nareszcie   poznała 

mężczyznę, na którego nie musi patrzeć z góry!

– Jeszcze się nie spotykałem z tak wysoką dziewczyną... 

background image

– A ja nie spotykałam się z nikim. 

Odsunął ją od siebie na odległość wyciągniętych ramion. 

– Chyba żartujesz?

–   Ja   po   prostu   nigdy   nie   miałam   poważnego   związku.   Oczywiście, 

umawiałam się z jakimiś chłopakami, ale zawsze wkraczała do akcji moja 

siostra i sprzątała mi ich sprzed nosa. 

– I ty jej na to pozwalałaś?

– Dlaczego nie? Naprawdę, nie było o kogo się bić. 

– A teraz chcesz?

– Co? Bić się o ciebie?

– Nie! Spotykać się ze mną?

– Z tobą? – Udała głęboki namysł. – Hm, sama nie wiem. Z twoim 

bagażem przeżyć... – Uśmiechnęła się, obejmując go. 

– O ile wiem, ty też masz ich niemało. 

–   Wiesz   co?   Potraktujmy   mój   całkowity   brak   doświadczenia   w 

związkach   z   mężczyznami   jak...   wyzwanie.   Pamiętasz,   kiedyś 

powiedziałeś, że jako szef pomożesz mi nadrobić wszystkie braki. Czyli 

co? Próbujemy?

–   Próbujemy!   –   kiwnął   głową.   –   Trzeba   to   natychmiast 

przypieczętować pocałunkiem. 

– Genialny pomysł! – szepnęła. 

Głośne pukanie do drzwi podziałało na nich jak kubeł zimnej wody. 

Odskoczyli od siebie, ale Tom opanował się pierwszy i wziął ją za rękę. 

– Nie, Jessico, tak być nie może – rzekł stanowczo. – Skoro chcemy 

być razem, nie możemy się z tym kryć. 

–   Nie   musimy   też   się   afiszować.   –   Uśmiechnęła   się   i   delikatnie 

background image

wysunęła dłoń z jego ręki. 

– Słusznie – przyznał. – Proszę wejść. 

Dirk Robertson pewnie wkroczył do gabinetu. 

– Chociaż w pracy moglibyście się opanować – powiedział, krzywiąc 

się złośliwie. 

Jess stłumiła śmiech, ale Tom nie wyglądał na rozbawionego. 

– Chcesz czegoś, Robertson, czy przyszedłeś powiedzieć mi tylko coś 

głupiego?

– Przyszedłem omówić plan dyżurów na przyszły tydzień – odparł. – 

Przepraszam. Rzeczywiście głupio się zachowałem. 

–   Przeprosiny   przyjęte.   Siadaj.   –   Tom   wskazał   mu   krzesło,   a   Jess 

powiedział,   że   do   niej   zadzwoni.   Nie   pocałował   jej   wprawdzie   na   do 

widzenia, ale spojrzał na nią w taki sposób, że poczuła miły dreszczyk. 

Przepełniona   radością,   posłała   mu   czuły   uśmiech,   po   czym   wyszła   z 

gabinetu. 

Na korytarzu spotkała Nicole, która skończyła właśnie dyżur. 

– Wszystko w porządku? – zapytała, wskazując głową drzwi gabinetu 

Toma. 

– Tak – odparła Jess. Miała nadzieję, że wyraz rozanielenia zniknął już 

z jej twarzy, jednak błysk zainteresowania w oczach Nicoli pozbawił ją 

złudzeń. 

– Tym razem mam wierzyć w to, co słyszę? – zagadnęła. 

– Ja nie słucham plotek, a ty... rób, jak uważasz – wykręciła się Jess. 

– Umawiasz się z Tomem, prawda?

Jess roześmiała się. 

– Spotykamy się od czasu do czasu – przyznała. 

background image

– Cudownie! – Radość Nicoli nie była udawana. – Najwyższy czas, 

żeby jakaś dzielna kobieta zdobyła tę warowną twierdzę. 

– Długo znasz Toma? – zainteresowała się Jess. 

–   Długo.   To   on   przekonał   mnie,   że   powinnam   zostać   lekarzem.   I 

widzisz,   na   co   mi   przyszło?   Mam   czterdzieści   jeden   lat   i   jeszcze   nie 

zrobiłam specjalizacji!

Pożegnały się na parkingu. 

– Jessico! – zawołała nagle Nicola. – Bądź dobra dla Toma. Daj mu 

trochę czasu, żeby się rozkręcił. On od dawna z nikim się nie spotykał. 

– To tak jak ja – odparła ze śmiechem. 

– Chyba nie mówisz poważnie! – Nicola była zaskoczona. – Kobieta z 

twoją urodą?! To niemożliwe! Byłam pewna, że jesteś pożeraczką męskich 

serc. 

–   Nic   podobnego.   Akurat   w   tym   specjalizuje   się   moja   siostra   – 

wyznała, lecz zaraz ugryzła się w język. – Miło się z tobą rozmawia, ale 

muszę jechać – dodała i poszła do samochodu. 

W drodze do domu zżymała się na siebie, krytykując własne gadulstwo. 

Po co w ogóle wspominała o siostrze?! Lepiej, żeby nauczyła się trzymać 

język za zębami. 

Po powrocie do domu nie mogła znaleźć sobie miejsca. Zjadła kanapkę, 

wzięła prysznic, lecz nadal nie wiedziała, co zrobić z wolnym czasem, 

którego nagle zrobiło się za dużo. Skończyła referat, telewizora nie miała, 

bo nie lubiła, kiedy coś ją rozprasza. W pewnej chwili spojrzała na balony 

i przypomniała sobie o obchodzie klauna. 

Ulokowała się w sypialni i zaczęła formować zwierzątka. Pierwsza była 

żyrafa, całkiem zresztą udana, po niej zaś przyszła kolej na pieska. Za 

background image

wzór posłużył jej zielony pudelek, którego Tom zrobił dla niej w sobotę. 

Formowała   balony   w  skupieniu,   niezbyt  zadowolona  z  efektu.  Dopiero 

piąty piesek zyskał jej pełną aprobatę. 

– Jesteś śliczny! – powiedziała do niego, a potem sięgnęła po flamaster 

i dorysowała mu pyszczek. – Tom może być z nas dumny. – Przyszło jej 

do głowy, że zachowuje się jak naiwna nastolatka, ale co tam! Czuła się 

taka szczęśliwa. 

Stawiając   pieska   na   szafce,   zerknęła   na   swój   telefon.   No,   dalej, 

zadzwoń, zaklinała go w duchu. Zadzwoń, Tom. Przecież powiedział, że 

się odezwie. Tylko kiedy? I czy po to, by umówić się na pierwszą randkę, 

czy tylko po to, by porozmawiać? Ciekawe, czy zadzwoni jeszcze dziś, 

czy dopiero jutro?

– Wiem już, dlaczego nie spotykam się z mężczyznami – oznajmiła 

swojemu pieskowi. – To okropnie męczące i kłopotliwe. 

Zegarek   stojący   przy   łóżku   wskazywał   dwudziestą   trzydzieści. 

Ciekawe, co teraz robi Tom? Mogłaby do niego zadzwonić, ale nie miała 

numeru. Pewnie dostałaby go w szpitalu, ale nie chciała robić sensacji. Po 

co dawać kolejny powód do snucia domysłów?

– Schronisko! Tom na pewno tam jest! – zawołała, zeskakując z łóżka. 

Chwytając   w   locie   płaszcz   i   klucze,   pobiegła   do   drzwi,   zaraz   jednak 

wróciła do sypialni, postanowiła bowiem zabrać ze sobą pudelka. Chciała 

pokazać go Tomowi i usłyszeć, jak ją chwali. 

Naraz przyszło jej do głowy, że zwierzątka na pewno spodobałyby się 

Scottowi. Wyobraziła sobie, że je dla niego formuje, a on śmieje się z 

mniej udanych prób i zachęca, żeby nie traciła zapału. 

W samochodzie ułożyła zwierzaczka na przednim siedzeniu i pojechała 

background image

do schroniska. Jednak gdy już tam dotarła, ogarnęły ją wątpliwości. A jeśli 

Toma   tu   nie   ma?   Albo   jest   bardzo   zajęty   i   wcale   się   nie   ucieszy,   że 

przeszkadza mu w pracy?

– Nie wycofuj się, skoro już tu jesteś – powiedziała głośno i wysiadła z 

samochodu. 

Wewnątrz znów opuściła ją pewność siebie. W holu nie było żywej 

duszy,   więc   przez   chwilę   stała   bezradnie,   zastanawiając   się,   co   robić. 

Zawołać kogoś, czy od razu poszukać Toma? A może po prostu zaczekać, 

aż przyjdzie ktoś z personelu. 

Minuty mijały, a ona czuła się coraz bardziej niezręcznie. Uznała, że 

jednak wróci do domu i już sięgała za klamkę, gdy znienacka ktoś zawołał 

ją po imieniu. 

– Dobry wieczór, kochana! – Clarissa wyciągnęła na powitanie swą 

ciepłą dłoń. – Co u ciebie słychać?

– Dziękuję, wszystko dobrze. 

– Jaki ładny balon. Tommy też umie takie robić – zauważyła Clarissa. – 

Co cię do nas sprowadza? Znowu szukasz zbiega?

– Nie. Tym razem... – zająknęła się. – Czy jest Tom?

–   Chodź,   zaprowadzę   cię   do   niego.   Opowiada   dzieciakom   bajki   na 

dobranoc – oznajmiła Clarissa. 

– Nie wiedziałam, że dzieci tu nocują. 

– Nie zawsze. Czasem mamy  komplet, czasem na noc zostaje tylko 

kilkoro. Teoretycznie wszystkie powinny być w rodzinach zastępczych, 

ale nie zawsze tego chcą. Poza tym wiedzą, że u nas znajdą pomoc. 

Clarissa   zatrzymała   się   przed   drzwiami,   zza   których   dobiegały 

przytłumione dziecięce głosy. 

background image

– Zaczekaj tu, dobrze? Jeśli dzieciaki zobaczą nową twarz, nie będzie 

mowy o spaniu – tłumaczyła. 

Otworzyła   drzwi,   ale   zamiast   wejść   do   środka,   stanęła   w   progu   i 

zasłoniła   ręką   usta,   tłumiąc   śmiech.   Jess   zerknęła   jej   przez   ramię.   W 

pokoju   pełnym   rozesłanych   łóżek   rozgrywała   się   bitwa   na   poduszki. 

Chłopcy w różnym wieku skakali po materacach i okładali się, ile wlezie. 

W samym środku pola walki uwijał się rozczochrany, roześmiany Tom. 

Jess spojrzała ukradkiem na Clarissę, która w milczeniu obserwowała 

bój.   Widać   było,   że   z   trudem   zachowuje   powagę.   Ktoś   jednak   musiał 

wystąpić w roli surowej matki, więc w pewnej chwili tupnęła nogą. Jakiś 

chłopiec zauważył ją i natychmiast spoważniał. Potem zrobił to następny, i 

jeszcze następny. W końcu śmiał się już tylko Tom. Gdy zorientował się, 

że zapadła martwa cisza, spojrzał w stronę drzwi. 

–   Thomasie   Bryant!   –   Clarissa   jeszcze   raz   tupnęła   groźnie   nogą.   – 

Można wiedzieć, co ty wyprawiasz?

– A jak ci się zdaje, moja droga? – Tom wstał i obrzucił ją wesołym 

spojrzeniem. – Bijemy się – wykrzyknął, po czym chwycił jasiek i cisnął 

nim w Clarissę. – Broń się!

Chłopcy struchleli. Nawet Jess wstrzymała oddech, niepewna reakcji 

Clarissy.   Ta   zaś   złapała   poduszkę   i   walnęła   nią   Toma   w   głowę.   Ich 

podopieczni   tylko   na   to   czekali.   Jak   na   komendę   podnieśli   straszną 

wrzawę   i   zaczęli   obrzucać   się   nie   tylko   poduszkami,   ale   dosłownie 

wszystkim,   co   wpadło   im   w   ręce.   Tom   zbierał   najwięcej   razów,   bo 

wszyscy   chcieli   zaatakować   właśnie   jego.   Bronił   się   jak   mógł, 

odparowywał ciosy i widać było, że bawi się znakomicie. 

Jess obserwowała go z rozczuleniem. Nigdy dotąd nie widziała go tak 

background image

odprężonego i szczęśliwego. W pewnej chwili uświadomiła sobie, że te 

zaniedbane dzieciaki zastępują mu rodzinę, której nigdy nie miał. I choć 

sam dostał od losu tak niewiele, potrafił odnaleźć w sobie dobre uczucia i 

podzielić się nimi z dziećmi, które były tak samo pokrzywdzone jak on. 

Po cichu wycofała się na korytarz, czując, że nie powinna mu teraz 

przeszkadzać. Niepotrzebnie przyjeżdżała do schroniska. Popełniła błąd, 

wchodząc   bez   pytania   do   jego   prywatnego   świata.   W   holu   przystanęła 

obok grzejnika, przy którym rozgrzewała zziębnięte dłonie. Zazdrościła 

Tomowi. Przynajmniej ma swoje miejsce w ziemi. A ona? Jej było dobrze 

tylko we własnym, wewnętrznym świecie. W świecie rzeczywistym czuła 

się   obco,   dlatego   ciągle   zmieniała   miasta   i   mieszkania.   Przypomniała 

sobie,   że   jako   dziecko   najchętniej   przebywała   w   bibliotece   ojca.   Tam 

chroniła się przed trudną rzeczywistością i przed rodziną, do której nigdy 

nie pasowała. 

– Jessico! – Wymówił jej imię tak ciepło, że ze wzruszenia chciała się 

rozpłakać. – Czy coś się stało? – spytał z niepokojem. 

–   Nie,   wszystko   w   porządku.   Po   prostu   chciałam   się   pochwalić.   – 

Uśmiechnęła   się,   podając   mu   pieska.   Wiedziała,   że   zachowuje   się 

dziecinnie, ale już nie żałowała, że tu jest. To, co zobaczyła, sprawiło, że 

Tom stał się jej jeszcze bliższy. 

– Brawo! Dobra robota – pochwalił. 

–   Przepraszam,   że   cię   nachodzę   –   zaczęła   niepewnym   głosem.   – 

Powinnam   była   cię   uprzedzić,   ale...   tak   ucieszyłam   się,   że   wreszcie 

wyszedł   mi   zgrabny   piesek,   że   chciałam   podzielić   się   z   tobą   moją 

radością. 

Tom spojrzał na nią, a potem ujął jej twarz w dłonie i pocałował ją w 

background image

usta. 

– Dziękuję – szepnął, dotykając czołem jej czoła. – Nawet nie wiesz, ile 

to dla mnie znaczy. 

– Pójdę już – rzekła cicho. – Wracaj do dzieciaków. 

– W takim razie do jutra. 

– Do jutra, Tom. – Otuliła się szczelnie płaszczem i ruszyła do drzwi. 

– A piesek? – zawołał za nią. 

–   Jest   twój.   –   Obróciła   się   w   jego   stronę   i   dłonią   przesłała   mu 

pocałunek. 

Nie   spieszył   się   z   odejściem.   Odprowadził   ją   wzrokiem,   a   potem 

spojrzał na fioletowego psiaka, którego mu zostawiła. Nigdy dotąd żadna 

kobieta nie podarowała mu równie niezwykłego prezentu. Tak jak żadna 

nie próbowała dzielić się z nim radością płynącą z rzeczy małych. 

Pełen sprzecznych uczuć, zaczerpnął głęboko powietrza. To, co dzieje 

się   między   nim   a   Jessicą,   jest   naprawdę   wyjątkowe.   Gdy   sobie   to 

uświadomił, ogarnął go niepokój. 

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Telefon odezwał się w chwili, gdy zaparkowawszy samochód, szła do 

siebie. Niecierpliwie zerknęła na ekran. Matka. 

– Jessie, kochanie – świergotała matka. – Dobrze, że cię złapałam, bo 

muszę   coś   ustalić.   Pamiętasz,   Linda   wspominała   o   przyjęciu   u 

Hamptonow. Naprawdę bardzo byśmy chcieli, żebyś przyjechała. Ojciec 

zarezerwował dla ciebie bilet na samolot!

Matka nawet nie zapytała, co u niej słychać. Widocznie w karierze ojca 

nastąpiły jakieś poważne zmiany, skoro za wszelką cenę chcą ściągnąć ją 

do domu. 

– Jessie? Halo! Jessie, słyszysz mnie?

– Dobry wieczór, mamo. Miło, że dzwonisz. – Jess zamknęła drzwi i 

zdjęła płaszcz. Potem wzięła głęboki oddech i powiedziała: – Nie wiem, 

czy przyjadę. Muszę sprawdzić grafik. Nie rób sobie zbytniej nadziei, bo 

zwykle pracuję w weekendy. 

–   Weź   urlop!   Zapowiada   się   wspaniałe   przyjęcie.   Będą   na   nim 

dosłownie wszyscy! Szkoda, żebyś straciła taką okazję. 

– Zobaczę, co da się zrobić. 

– Jessie, ja naprawdę nie rozumiem, po co ci ta praca! Poza tym nie 

jesteś   niezastąpiona.   Czy   ktoś   nie   mógłby   wziąć   dyżuru   za   ciebie?   – 

zapytała, zaś po chwili milczenia dodała przymilnie: – Przyjedź, proszę! 

Tak rzadko się widujemy. 

– Dlaczego tak bardzo ci zależy, żebym pojawiła się na tym przyjęciu? 

– Nie liczyła na szczerą odpowiedź, ale co szkodzi spróbować?

background image

– Przecież ci mówię. Będziemy mieli okazję spotkać się w rodzinnym 

gronie. Poza tym w Caims jest teraz tak pięknie. 

– Faktycznie, zapomniałam o tym. Wezmę sobie kilka wolnych dni i 

przyjadę... 

– Dobra córeczka! Wiedziałam, że mnie posłuchasz!

– Ale dopiero po Bożym Narodzeniu – dokończyła. – Mamo, ty chyba 

nie rozumiesz, że do egzaminu zostało mi tylko pięć miesięcy. Ta praca 

naprawdę   wiele   dla   mnie   znaczy.   Dużo   więcej   niż   jakieś   przyjęcie   u 

Hamptonów.   I   dlatego   nie   przyjadę   –   oznajmiła   tonem,   który   nie 

pozostawiał cienia wątpliwości. 

– Ależ Jessie, bądź rozsądna... 

Jess miała dość. Nie zamierzała słuchać matczynych perswazji, więc 

wyłączyła telefon. 

Pod powiekami zapiekły ją łzy. Dlaczego oni zawsze próbują obudzić 

w niej poczucie winy? Dlaczego opowiadają kłamliwe bzdury o spotkaniu 

w   gronie   najbliższych?   Jeszcze   przed   chwilą   czuła   się   bezgranicznie 

szczęśliwa.   Zdawało   jej   się,   że   los   wreszcie   się   do   niej   uśmiechnął. 

Tymczasem   wystarczyła   ta   krótka   rozmowa   i   wróciło   poczucie 

osamotnienia i pustki, które prześladowało ją od tylu lat. 

Dlaczego   nie   rozumieją,   że   ona   jest   inna?   Że   nie   dba   o   pieniądze, 

wpływy   i  majątek?   Nie  potrafią   jej  zaakceptować,   tak   jak   nie  potrafili 

zaakceptować Scotta.  Ojciec przez pewien czas nawet się go wypierał. 

Posunął się wręcz do tego, że oskarżył matkę o romans, którego owocem 

miał być właśnie Scott. Jess nie pojmowała, dlaczego matka się wtedy z 

nim nie rozwiodła. Zresztą rodzice szybko doszli do porozumienia. 

Początkowo chcieli umieścić Scotta w zakładzie, ale Jess tak długo z 

background image

nimi walczyła, aż skapitulowali. W pewnej chwili ojciec zorientował się, 

że   na   kalectwie   syna   może   zbić   polityczny   kapitał.   Jego   dwulicowość 

przyprawiała   Jess   o   mdłości.   Na   zewnątrz   był   najzagorzalszym 

orędownikiem   włączenia   niepełnosprawnych   do   społeczeństwa.   Za 

zamkniętymi drzwiami własnego domu nie musiał już niczego udawać. 

Zgodził się, by Scotty został, ale nie odezwał się do niego słowem. 

Starszą  córkę traktował jak piąte koło u wozu. Jess była pewna, że 

kiedy odeszła z domu, ulżyło mu tak samo jak jej. Dlatego nie wierzyła, że 

po siedmiu latach milczenia nagle zapragnął kontaktu. Zależało mu, żeby 

zjawiła się na przyjęciu, bo pewnie mógł dzięki niej ubić jakiś interes. 

Naraz   poczuła   tępe   pulsowanie   w   skroniach.   Migrena.   Dobrze 

wiedziała,   że   jeśli   chce   uniknąć   nawrotu,   musi   natychmiast   przestać 

myśleć o rodzinie. Wzięła paracetamol i położyła się do łóżka. Zasnęła 

otulona  ciepłymi wspomnieniami  Toma  i jego pocałunków, od których 

zaczynała się uzależniać. 

– Jak się układa między tobą i Jess? – zapytała Nicola dwa tygodnie 

później. 

– Dobrze – odrzekł Tom, nie przerywając pisania  sprawozdania dla 

opieki społecznej. 

Nicola podeszła do okna, za którym panowała ciemność. 

– Masz świadomość, że ona jest inna? – powiedziała, nie odwracając 

oczu od szyby oddzielającej ich od nocy. 

–   Mam.   –   Czuł,   że   Nicola   chce   porozmawiać,   ale   nie   miał   ochoty 

dyskutować   z  nią   o  swoim  związku   z   Jess.   I  to   wcale   nie   dlatego,   że 

przestał się nią interesować... 

– Przyznaj się, ile „testów” już przeszła? Uderzenie było celne. Tom ze 

background image

złością odłożył pióro. 

– Nie widzisz, że pracuję! – zirytował się. – Nie będę teraz rozmawiał o 

Jess!

– Dlaczego?

– Bo nie!

– Daj spokój, Tommy. Komu o tym opowiesz, jak nie starszej siostrze?

W jej głosie było tyle szczerej troski, że przestał się złościć, natomiast 

zapytał, dlaczego chce o tym rozmawiać. 

– Bo cię znam, Tom. I przeżyłam to samo co ty. Nieraz ci mówiłam, jak 

bardzo   żałuję,   że   nie   mieszkaliśmy   u   Merle   i   Alwyna   w   tym   samym 

czasie. Nawet nie wiesz, jak mi ich brakuje. 

– Mnie też. 

– Jestem pewna, że Jess spodobałaby się Merle – rzekła Nicola cicho. 

– Musimy wracać do tego tematu? – jęknął Tom, wznosząc oczy do 

góry. 

– Myślałeś, że uda ci się mnie zbyć? Nic z tego! Co zamierzasz z tym 

zrobić?

– Z czym?

– Ze swoim związkiem z Jess. 

– Nic. Nie będziemy się spieszyć, to wszystko. 

–   Rozumiem,   ale   czy   w   ogóle   wiesz,   do   czego   zmierzasz?   Tom, 

postawmy sprawę jasno. Kocham cię jak brata i bardzo lubię Jess. Nie 

zawracaj jej głowy, jeśli nie jesteś do końca pewien swoich intencji. To 

będzie   naprawdę   nie  fair,  jeśli   ze   strachu   przed   związkiem   nagle   się 

wycofasz. 

– Kto powiedział, że boję się związków?

background image

– A nie boisz się? – Nicola wzruszyła ramionami. 

Nie wiedział, co odpowiedzieć. Podobnie jak nie był pewien, czy jest 

gotów   uznać   to,   co   według   niej   było   faktem.   Potrzebował   czasu,   by 

spokojnie wszystko przemyśleć. 

– Doskonale cię rozumiem – pocieszyła go, ściskając za rękę. – Wiem, 

jak   smakuje   ten   strach,   bo   odczułam   go   na   własnej   skórze.   Kiedy 

poznałam Travisa, byłam przerażona perspektywą związania się z drugim 

człowiekiem. A jednak czułam, że spotyka mnie coś cudownego. My też 

się nie spieszyliśmy, bo ja potrzebowałam czasu, żeby znaleźć w sobie 

odwagę i sięgnąć po to nowe życie, które chciał mi ofiarować. I popatrz, 

jak dobrze wszystko się skończyło! Zycie uwielbia robić niespodzianki. 

Szczęście przychodzi nawet do takich pechowców jak my. To, że jako 

dzieci czuliśmy się odrzuceni, wcale nie znaczy, że jako dorośli nie mamy 

prawa do miłości. Ona naprawdę na nas czeka. Jeśli czujesz, że Jess jest 

dla ciebie kimś wyjątkowym – mówiła przejęta, ujmując jego dłoń – nie 

pozwól jej odejść. Błagam cię, Tommy, nie rób tego!

Ostry dzwonek telefonu zakłócił ten intymny moment. 

– Bryant! – rzucił Tom do słuchawki. 

– Cześć! – Głos Jess sprawił, że poczuł miłe ciepło w okolicy serca. – 

Zajęty?

– Nie bardzo. Rozmawiamy sobie z Nicolą. 

– Nicola jest w schronisku? Coś się stało?

– Nie, wszystko w porządku – uspokoił ją, a patrząc na rozpromienioną 

Nicole, która uniosła oba kciuki w górę, dodał: – Nicola jest, hm, jak by to 

nazwać... moją starszą siostrą. 

Po drugiej stronie słuchawki zapadła martwa cisza. 

background image

– Jessico?

– Jestem. Trochę mnie zaskoczyłeś. Dlaczego nie powiedziałeś, że ty i 

Nicola jesteście rodzeństwem?

– Bo nie jesteśmy. Tak się złożyło, że trafiliśmy do tej samej rodziny 

zastępczej i od tamtej pory utrzymujemy ze sobą kontakt. 

– Teraz rozumiem, dlaczego Nicola tak bardzo interesuje się naszym 

związkiem.  I  co, zdałam  egzamin?  –  zagadnęła, próbując  oswoić  się   z 

zaskakującą   wiadomością.   Wprawdzie   ona   i   Tom   uzgodnili,   że   będą 

poznawać   się   powoli,   ale   o   przyjaźni   z   Nicola   mógł   jej   przecież 

powiedzieć? Z drugiej strony, czy ma prawo mieć pretensje o to, że nie 

wyjawił jej swych tajemnic? W końcu ona też nie mówi mu wszystkiego. 

A już zwłaszcza o tym, że rodzice chcą wydać ją za Seana. 

– Pytasz, czy zdałaś egzamin u Nicoli? – Wesoły głos Toma wyrwał ją 

z zamyślenia. 

– Mhm. 

– Oblałaś! Ona cię strasznie nie lubi. 

– Kłamie! – usłyszała w tle głos Nicoli. – Pogadamy później! Wszystko 

ci wytłumaczę. 

– Nie pogadacie – wtrącił Tom. – Nicola, czy ty aby nie musisz wracać 

już do męża i dzieci? Jess mówi, że nie ma ochoty z tobą rozmawiać. Już 

nigdy!

– Łżesz jak z nut! – roześmiała się Jess. 

Ponieważ milczał, odczekała chwilę i zapytała, czy Nicola już poszła. 

–   Tak.   I   miejmy   nadzieję,   że   nigdy   nie   wróci   –   odparł   z   udawaną 

powagą. 

– Nie mówisz serio?!

background image

– Oczywiście, że nie. Co u ciebie? Co porabiasz?

– Uczę się. Cóż innego mogłabym robić?

– Chcesz, żebym ci pomógł?

– W nauce? – spytała zmienionym, uwodzicielskim głosem. – Z tym 

akurat daję sobie radę sama. 

– Masz jutro dyżur?

– Co? Przecież to ty układasz grafik!

–   Przyznaję   się   bez   bicia,   że   nie   znam   rozkładu   twoich   dyżurów. 

Łudziłem się, że się o tym nie dowiesz – powiedział, chcąc ją rozbawić. 

Lubił, gdy się śmiała. Nie przypuszczał, że rozweselanie osoby, z którą 

jest się blisko, daje tyle radości. – Słuchaj, Jess, spotkasz się ze mną jutro?

– Jasne! Myślałam, że będziesz w schronisku... 

– Właśnie o tym mówię... 

Zamilkła.   Jakiś   czas   temu   zorientowała   się,   że   Tom   ma   na   tyłach 

schroniska maleńkie mieszkanko. Rozumiała, że mieszka tam, bo chce być 

jak najbliżej swojej „rodziny”. Nigdy jednak nie proponował, by do niego 

przyszła. Codziennie spotykali się w szpitalu, często jedli razem lunch i 

kilka razy wyszli gdzieś wieczorem. Mimo to każde z nich zachowywało 

swoją prywatność. 

– Tom, jesteś pewien, że tego chcesz?

– Tak. Najwyższy czas, żebyś poznała moją „rodzinę”. 

– Świetnie. Chętnie przyjdę. 

Starała się, by zabrzmiało to lekko i swobodnie, jednak w sercu czuła 

taki ciężar, jakby spadł na nie ogromny głaz. Skoro Tom chce pokazać jej 

tych, których uważa za swoich bliskich, to pewnie sam chętnie pozna jej 

rodzinę. Tylko czy ona kiedykolwiek znajdzie w sobie dość odwagi, by 

background image

przedstawić   mu   swojego   interesownego   ojca,   powierzchowną   matkę   i 

głupią siostrę? I czy w ogóle chce to zrobić?

Rankiem z trudem obudziła się z niespokojnego snu. Zmobilizowała się 

i   o   siódmej   rano   stawiła   się   w   pracy.   Do   południa   przyjęła   mnóstwo 

pacjentów, ale ani razu nie widziała Toma. Szkoda, jego ciepły uśmiech 

był jej potrzebny. 

Po lunchu, który zjadła samotnie, wróciła na oddział, gdzie czekał na 

nią ojciec z czteroletnim synkiem. Chłopczyk jakimś cudem dostał się do 

szarki z lekarstwami i wypił całą butelkę paracetamolu w syropie. Jego 

roztrzęsiony tata nie mógł sobie darować, że nie zabezpieczył szafki. 

– Jestem samotnym ojcem – informował przerażony. – Nie spałem całą 

noc, bo Alex budził mnie co godzinę. Musiałem nie domknąć tej cholernej 

szafki!

– Niech się pan uspokoi. Zaraz podamy mu lek i zatrzymamy go na 

obserwacji, ale zaręczam panu, że nie ma powodu do obaw. Za kilka dni 

Alex będzie zdrowy jak rybka. 

–   I   znowu   coś   zmajstruje   –   westchnął   jego   ojciec.   Kiedy   małym 

Aleksem   zajęły   się   pielęgniarki,   Jess   mogła   pójść   na   kawę.   Choć 

rozglądała   się   na   wszystkie   strony,   nigdzie   nie   dostrzegła   Toma. 

Rozczarowana,   usiadła   przy   stoliku,   a   potem   położyła   głowę   na 

skrzyżowanych ramionach. 

– Doktor Yeoman, uprzedzam, że jeśli będzie pani spała w godzinach 

pracy, poinformuję o tym pani przełożonych. 

Natychmiast podniosła głowę. 

–   Jesteś!   –   ucieszyła   się.   –   Gdzie   się   podziewałeś   przez   całe 

przedpołudnie? Miałeś spotkania?

background image

– Nawet mi o tym nie przypominaj – westchnął, siadając obok. – Co u 

ciebie? – zapytał, kładąc dłonie na jej rękach. 

– Ja też miałam mnóstwo pracy, ale teraz, kiedy cię widzę, nawet nie 

czuję się zmęczona. 

–   Mogę   powiedzieć   to   samo.   –   Uśmiechnął   się   i   pochylił,   by   ją 

pocałować. – Jesteś jak narkotyk – szepnął z ustami przy jej ustach. – 

Nigdy nie mam dość. 

– Skąd ja to znam! – Śmiała się między pocałunkami. 

Mogliby tak siedzieć godzinami, ale oboje musieli wracać do swych 

zajęć. Tom z ociąganiem odsunął się i właśnie miał wstać, gdy w progu 

stanęła zdyszana pielęgniarka. 

– Tu jesteście! – wysapała. – Belinda prosi, żebyście przyszli do izby 

przyjęć.   Jest   tam   matka   z   czteromiesięcznym   chłopcem.   Belinda   chce, 

żebyście go obejrzeli. 

– Obydwoje? – zdziwił się Tom. 

– Tak. Chodźcie, opowiem wam wszystko po drodze. Okazało się, że 

kobieta miała zastrzeżenia co do diagnozy postawionej przez pediatrę z 

przychodni. 

– A co on powiedział?

– Że to refluks i nie ma powodów do niepokoju, bo zdarza się to u 

większości niemowląt. 

– Ten chłopczyk naprawdę tak bardzo wymiotuje, czy po prostu często 

mu się ulewa? – dopytywała Jess. 

–   Zaraz   zapytacie   jego   matkę   –   rzekła   pielęgniarka.   Rozdzierający 

płacz malucha usłyszeli już w poczekalni. 

–   Dzień   dobry   pani.   –   Tom   przywitał   się   z   młodą   kobietą,   która 

background image

kołysała w ramionach  rozkrzyczane dziecko. – Zdaje się, że synek ma 

dzisiaj kiepski dzień. 

– Dzisiaj? – Kobieta wzruszyła ramionami. – Odkąd się urodził, ma 

same kiepskie dni. 

– Zaraz go obejrzymy i na pewno znajdziemy jakąś radę – uspokoił ją. 

Podczas gdy badali chłopca, matka z płaczem opowiadała im, że bardzo 

się martwi, bo dziecko bez przerwy wymiotuje. Dlatego obawia się, że nie 

dostaje wystarczającej ilości pożywienia. 

– Tak pani sądzi? – zapytał Tom, delikatnie naciskając brzuszek, na co 

dziecko zareagowało głośnym krzykiem. 

– No pewnie! – Kobieta wytarła nos. – Wszystkiego już próbowałam. 

Najpierw karmiłam go piersią, potem butelką. I nic. Nie potrafi utrzymać 

żadnego pokarmu. Chlusta z niego tak, że brudzi się wszystko wokół. 

– To mi wygląda na refluks pulsacyjny – mruknął Tom. 

– Jess, teraz ty go zbadaj, dobrze?

Zamienili się miejscami. Jess nie wyczuła nic prócz guzka wielkości 

ziarnka grochu w miejscu, gdzie kończy się żołądek. 

– Biedactwo, wiem, że nie podoba ci się to opukiwanie. Już kończymy 

– mówiła, podając chłopczyka Tomowi. 

Widok   kochanego   mężczyzny   tulącego   niemowlę   podział   na   jej 

wyobraźnię. Wzruszona, czuła, że będzie pamiętała ten obrazek do końca 

życia. 

– Zwężenie odźwiernika? – zapytał, a ona kiwnęła głową. 

– Poproś do nas doktora Sommerville’a – zwrócił się do pielęgniarki. 

Następnie,   pomagając   sobie   rysunkiem,   wyjaśnił   matce   chłopczyka   na 

czym polega wada układu pokarmowego, którą podejrzewają u dziecka. 

background image

– Ale skąd to się wzięło?

– To dziedziczne – wyjaśniła Jess. – Jeśli ojciec urodził się z taką wadą, 

jest wielce prawdopodobne, że będzie ją miał jego pierworodny syn. 

– I co teraz? Jak to naprawić? – zapytała kobieta. 

– Operacyjnie – oznajmił Tom. – Niech się pani nie martwi – dodał, 

widząc że zaczyna płakać. – To jest naprawdę prosty zabieg, polegający na 

rozszerzeniu odźwiernika, tak by pokarm mógł swobodnie przedostawać 

się z żołądka do dwunastnicy. Za chwilę przyjdzie chirurg, który wszystko 

pani wytłumaczy. 

Doktor   Sommerville   zbadał   chłopczyka   i   potwierdził   ich   diagnozę. 

Zdecydował,   że   operacja   odbędzie   się   jeszcze   tego   samego   dnia 

wieczorem, po czym zabrał malca na oddział, żeby przygotować go do 

zabiegu. 

Po   jego   wyjściu   Tom   wrócił   do   swego   gabinetu,   a   Jess   została   na 

oddziale.   Około   piątej   po   południu   jak   zwykle   zjawiło   się   wielu 

pacjentów.   Z   reguły   byli   to   ci,   którzy   w   ciągu   dnia   nie   zdążyli   do 

internisty. 

Kiedy kończyła dyżur o w pół do ósmej wieczorem, była kompletnie 

wykończona.   Może   dlatego   perspektywa   poznania   „rodziny”   Toma 

zamiast ją cieszyć, budziła coraz większy niepokój. 

– Trudno – westchnęła ciężko, wyjmując z szafki płaszcz i torbę. – 

Niech będzie, co ma być. 

– Cześć, Jess! Chciałabyś z kimś pogadać? – zawołała Nicola, stając w 

drzwiach szatni. 

– Owszem. – Jess uśmiechnęła się z przymusem. Odkąd dowiedziała 

się, że Tom i Nicola się przyjaźnią, nie czuła się przy niej swobodnie. 

background image

– Odpręż się. 

–   Potrafisz   czytać   w   cudzych   myślach?   –   Jess   spojrzała   na   nią 

podejrzliwie. 

– Nie, ale potrafię odczytywać mowę ciała. A twoje mówi mi, że jesteś 

bardzo  spięta.  Jeśli  z  mojego  powodu,  to  niesłusznie.  Ja  naprawdę  nie 

gryzę. – Uśmiechnęła się, siadając obok Jess. – Mogę ci jakoś pomóc?

– Dziękuję, ale raczej nie. To problem pomiędzy mną i Tomem, więc 

sami musimy go rozwiązać. 

– Niełatwo dogadać się z drugim człowiekiem.  W ogóle związki to 

niełatwa rzecz. 

– Wiem coś na ten temat – westchnęła Jess. 

– Mówisz, jakbyś się kiedyś sparzyła. 

– Bardzo dotkliwie, choć nie w związku z mężczyzną. 

– Porozmawiaj o tym z Tomem – zachęcała Nicola. – Zaręczam ci, że 

potrafi   słuchać.   Nie   pozwól,   żeby   umknęło   wam   sprzed   nosa   coś   tak 

pięknego. Jess, ty naprawdę jesteś wyjątkowa.  

– Mówiłaś mu o tym?

– Właściwie tak. Widzę, że przy tobie jest szczęśliwy. Myślę, że tobie 

też jest z nim dobrze. Choć znam cię krótko, dostrzegam w tobie dużą 

zmianę... – Zadzwonił pager Nicoli, która właśnie zaczynała nocny dyżur. 

– Pora brać się do pracy – westchnęła, wstając. – Porozmawiaj z Tomem. 

Powiedz mu, co cię gnębi – zachęcała, stojąc już w drzwiach. 

Jess skinęła głową. 

– Dziękuję ci za radę. 

–   Nie   ma   sprawy.   Od   tego   są   wścibskie   starsze   siostry.   Nawet   te 

przyszywane. Powodzenia!

background image

W   drodze   do   gabinetu   Toma   Jess   wspominała   rozmowę   z   Nicolą. 

Oczywiście, przyznawała jej rację. Sama rozumiała, że musi porozmawiać 

z Tomem o swej rodzinie. Tylko od czego zacząć? I jak mu to powiedzieć? 

Mój   ojciec   jest   nikczemnym   manipulantem?   Matka   służy   mu   za 

popychadło, a siostra jest żałosnym produktem obojga? Nie, to nie jest 

dobry pomysł. 

Na   razie   odsunęła   od   siebie   ten   problem.   Przeszła   przez   pusty 

sekretariat i zapukała do drzwi. 

– Wejdź, ale tylko pod warunkiem, że masz metr osiemdziesiąt, robisz 

specjalizację z pediatrii i masz na imię Jessica! – zawołał. 

Nie wierzyła własnym uszom. 

– Tom! – obruszyła się, wszedłszy do środka. – Co ty wygadujesz! A 

gdyby to był ktoś inny?

– Kogoś innego po prostu bym nie wpuścił – odparł wesoło. Zaraz też 

wstał z fotela i otoczył ją ramionami. – Mam za sobą wyjątkowo ciężki 

dzień, więc czym prędzej muszę się wzmocnić podwójną dawką Jess – 

szeptał, całując ją w usta. 

Odwzajemniła   pocałunek,   jak   zawsze   szczęśliwa,   kiedy   Tom   był 

blisko. Tym razem jednak niepokój nie pozwolił jej cieszyć się tą intymną 

chwilą tak, jak by chciała. 

– O której musimy być w schronisku? – zapytała, delikatnie wysuwając 

się z jego objęć. 

– Stało się coś? – Przyjrzał się jej badawczo. 

– Nie... 

–   Przecież   widzę.   Obiecaliśmy   sobie,   że   będziemy   grać   w   otwarte 

karty. 

background image

– Tak, ale to nie takie proste – szepnęła. 

– Rozumiem. – Poczuła, że skinął głową, – Niełatwo zwierzyć się z 

tego, co najbardziej boli. Co najmniej piętnastu dziecięcych psychologów 

namawiało mnie, żebym to zrobił. Bez skutku. 

– Skąd ja to znam?

–   Czyżby?   Miałaś   do   czynienia   z   piętnastoma   nawiedzonymi 

psychologami?

– Nie. Wystarczył mi kontakt z jednym. 

– Chodziłaś do psychologa?

– Tak. 

– Dlaczego?

– Ojciec uważał, jest mi to potrzebne. 

–   Czasem   rodzice   wiedzą,   co   jest   dobre   dla   dziecka.   Cofnęła   się   i 

powiedziała przez zęby:

– Miałam wtedy czternaście lat i wiedziałam, że nie potrzebuję pomocy 

psychologa. Nie wmawiaj mi, że wiesz, jak wyglądało moje dzieciństwo. 

Nie masz pojęcia, czym było dorastanie w mojej rodzinie. 

– Jess, dlaczego dążysz do konfrontacji?

– O czym ty mówisz? – osłupiała. – Ja dążę do konfrontacji? To ty bez 

przerwy mnie prowokujesz!

–   Denerwujesz   się   przed   wizytą   w   schronisku   –   odgadł.   Pokręciła 

głową, ale on pokiwał. 

–   Boisz   się,   że   potem   będziesz   zobligowana   do   przedstawienia   mi 

swojej rodziny. 

– A będę?

– Kiedyś może tak. 

background image

– Wiedziałam! – Obróciła się na pięcie i ruszyła do drzwi. On jednak 

był szybszy. 

– Jessico, powiedziałem: kiedyś. – Położył ręce na jej ramionach. – 

Jeśli nasza znajomość ma się rozwijać, nasze światy też muszą zacząć się 

przenikać. 

–  Dziesięć   minut  temu  Nicola  poradziła   mi,  żebym  z  tobą  szczerze 

porozmawiała. 

– Zrobisz to?

– Nie wiem, czy będę w stanie. Boję się, że jeśli opowiem ci o mojej 

rodzinie, nie będziesz chciał... 

– Mów, bardzo cię proszę!

– Wiem, że to głupie, ale... boję się, że nie będziesz chciał się ze mną 

spotykać. 

Spojrzał na nią zdumiony. 

– Aż tacy są straszni?

– Tak – szepnęła. 

–   W   takim   razie   pozwól,   żebym  sam   wyrobił   sobie   o   nich   zdanie. 

Pamiętasz,   niedawno   domagałaś   się,   żebym   ci   zaufał?   Teraz   kolej   na 

ciebie. 

– Opowiem ci o swojej rodzinie – powiedziała, patrząc mu prosto w 

oczy – ale jeszcze nie dziś. 

– Dobrze. Poczekam, aż będziesz gotowa. Czy teraz, kiedy to sobie 

wyjaśniliśmy, pojedziesz ze mną do schroniska?

– Tak. 

Kiedy   późnym   wieczorem   wróciła   do   domu,   była   w   cudownym 

nastroju.   Wieczór   spędzony   w   towarzystwie   współpracowników   i 

background image

podopiecznych Toma był jednym z najmilszych, jakie pamiętała. Teraz, 

stając we własnej łazience, wciąż była tak przejęta, iż obawiała się, że nie 

będzie mogła zasnąć. Gdy ujrzała w lustrze swoje rozpromienione oczy, 

pojęła, że jest bardziej niż szczęśliwa. W jednej magicznej chwili pojęła, 

że Tom jest dla niej... wszystkim. – Wszystkim! – oświadczyła dobitnie. 

Naraz   zaczęło   docierać   do   niej   prawdziwe   znaczenie   tego   słowa. 

Stopniowo wyraz szczęścia w jej oczach ustępował miejsca przerażeniu. – 

Nie! – jęknęła. – Boże, tylko nie to! Jak mogłam być tak lekkomyślna!

Bo czy inaczej pokochałaby Toma?

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Po kilku bezsennych godzinach na krótko zapadła w drzemkę. Było w 

pół do szóstej rano, kiedy ostatecznie dała za wygraną i wstała z łóżka. 

Czuła, że musi rozładować pokłady negatywnej energii, więc wysprzątała 

mieszkanie i spakowała rzeczy do kartonów. Robiła to tak energicznie, że 

o siódmej rano była już wyczerpana, mimo to ubrała się i pojechała do 

szpitala. 

Pierwszą osobą, którą tam spotkała, był Tom. Gdy na niego spojrzała, 

serce podskoczyło jej z miłości. Za to żołądek skurczył się boleśnie, co w 

połączeniu   z   nie   najlepszym   samopoczuciem   groziło   nieprzyjemnymi 

sensacjami. 

– Chyba kiepsko spałaś – rzekł Tom na powitanie, co wywołało kolejny 

skurcz jej nadwrażliwego żołądka. Tym razem była pewna, że nadchodzi 

najgorsze.   Przeprosiła   więc   Toma   i   pobiegła   do   przebieralni,   gdzie 

zamknęła się w łazience i natychmiast zwymiotowała. 

Tom czekał na nią na korytarzu zdenerwowany. 

– Jessico,  na miłość  boską, co się  dzieje?  – zapytał,  gdy  wyszła. – 

Znowu masz atak migreny?

–   Nie.   Po   prostu   nie   mogłam   spać.   Dlatego   wstałam   wcześniej   niż 

zwykle i spakowałam rzeczy. W ten weekend przenoszę się do nowego 

mieszkania.  W związku z tym chciałam cię  prosić,  żebyś zmienił  plan 

moich dyżurów. W sobotę wolałabym przyjść na noc. 

– Jasne. To się da zrobić, ale pod jednym warunkiem. 

– Mianowicie?

background image

– Zgodzisz się, żebym ci pomógł w przeprowadzce. 

– Tom, naprawdę nie trzeba. Przecież wiesz, że mam mało rzeczy. 

– To jest mój warunek. Przyjmujesz go czy nie?

– A mam inne wyjście?

– Czyli umowa stoi. Trzeba przypieczętować to pocałunkiem. 

– Ty byś wszystko pieczętował pocałunkami! Pocałunek z konieczności 

był bardzo krótki, bo ledwie zdążyli dotknąć się ustami, jak na komendę 

odezwały się ich pagery. Co tchu pobiegli na oddział. 

– Mamy tu Michaela Wardena – oznajmiła Belinda grobowym tonem, 

podając Tomowi kartę. – Przywiózł go kolega. Tym razem ma poranioną 

głowę. 

– A niech to jasna cholera! – wściekł się Tom i szarpnął zasłonę, za 

którą leżał dwunastoletni chłopiec. – Cześć, Mikey. Miałem nadzieję, że 

już się tu nie spotkamy. 

–   Doktor   Tom?   –   Mikey   odwrócił   głowę   w   kierunku,   z   którego 

dobiegał głos. Oczy miał tak spuchnięte, że pomiędzy powiekami zostały 

ledwie widoczne szparki. 

– To ja, chłopie. – Tom poklepał go po ręce. – Zaraz zobaczymy, co ci 

się przytrafiło. Źrenice nie powiększone, reagują na światło – dyktował 

pielęgniarce. – Ciśnienie?

– Sto dwadzieścia na sześćdziesiąt. 

– Przygotujcie kroplówkę. Mickey? Mickey, słyszysz mnie? Co ci się 

stało?

– To na pewno pan, doktorze?

– Tak. Powiesz mi, co się stało?

– Przewróciłem się. 

background image

– Gdzie i o co? Chłopiec nie odpowiedział. 

–   Mickey,   przecież   wiesz,   że   możesz   mi   zaufać   –   łagodnie 

perswadował Tom. Bez skutku. – W porządku. Obejrzę teraz twoją głowę. 

Widoczne   odłamki   szkła   –   rzekł   do   pielęgniarki.   –   Podajcie   przez 

kroplówkę   dziesięć   mililitrów   midazolamu.   Krwawienie   ustało 

samoczynnie, ale głowę trzeba zszyć i prześwietlić. Belindo, zadzwoń do 

opieki   społecznej   i   powiedz,   że   chcę   rozmawiać   z   sierżantem 

Kedomyerem. 

–   Tym   razem   nie   masz   nic   przeciwko   opiece   społecznej?   – 

zainteresowała się Jess. 

–   O   nie!   Zrobię   wszystko,   co   w   mojej   mocy,   żeby   jak   najszybciej 

wyrwać Mickey’a spod skrzydeł jego „kochającej” rodzinki. Przez ostatnie 

pół   roku   był   u   nas   sześć   razy,   zawsze   z   dziwnymi   obrażeniami   – 

opowiadał, podczas gdy Jess uważnie zszywała rany na głowie chłopca. 

Gdy skończyła, Tom polecił, by odwieziono go na prześwietlenie. – Będę 

u siebie. Wezwijcie mnie, jak będą gotowe zdjęcia. Chcę być natychmiast 

poinformowany   o   jakichkolwiek   zmianach,   zwłaszcza   neurologicznych. 

Jess, pójdziesz ze mną. 

Aby za nim nadążyć, musiała biec. 

– Czemu jesteś taki wściekły? – zapytała, gdy weszli do jego gabinetu. 

–  Bo  znam z  doświadczenia  takie   pieskie  życie  –  Przez   długie   lata 

żyłem tak jak Mickey i Harley. Jak oni, byłem bity i poniżany. I tak samo 

jak ci dwaj czułem się czarną owcą, która z wob' opieki społecznej trafiła 

do   tak   zwanej   „normalnej   rodziny”.   Jako   nastolatek   należałem   do 

młodzieżowych gangów. Żyłem na ulicy. Spałem w melinach. Żebrałem, 

żeby mieć na jedzenie. Wszystko to zanim skończyłem piętnaście lat. A 

background image

potem wyskoczyła jeszcze ta sprawa z Renee. Dlatego rozumiem Mickeya 

– ciągnął po chwili milczenia. – Wiesz, co to znaczy zdradzić gang? To 

znaczy skazać się na pewną śmierć. Wiem, co czuje Mickey. Jest mu źle, 

chciałby poskarżyć się na ojca, ale nie robi tego, bo się boi konsekwencji. 

Chcę,   żeby   poczuł,   że   go   rozumiem   i   że   mu   pomogę.   Masz   rację, 

wściekam się, ale nie bez powodu. Wszyscy, dosłownie wszyscy, którym 

kiedykolwiek zaufałem, prędzej czy później mnie zawiedli. 

– Nie zapominaj o Merle i Alwynie – odezwała się miękko. – Niełatwo 

jest   mówić   o   ciężkich   przeżyciach.   Czasem   trzeba   wyjątkowych 

okoliczności, żeby przerwać milczenie. Pamiętasz, kiedy zacząłeś o tym 

mówić?

– Po historii z Renee – szepnął. – Myślisz, że Mickey też zacznie? – 

zapytał, pełen podziwu dla inteligencji Jess. 

– Oby – westchnęła. 

– Naprawdę chcę mu pomóc! – Nerwowo przeczesał włosy. 

– A więc zrób to! – Jej słowa zabrzmiały jak zaklęcie. – Skoro potrafisz 

pomagać  dzieciakom ze schroniska,  będziesz umiał  pomóc  Mickeyowi. 

Zatrzymaj go na obserwacji. W tym czasie opieka społeczna zdąży znaleźć 

rodzinę zastępczą. 

– To nie załatwi sprawy – zirytował się. – Biologiczni rodzice i tak nie 

dadzą mu spokoju. Mickey był już w rodzinach zastępczych, ale co z tego, 

skoro ojciec go nachodzi, daje mu narkotyki i alkohol? Dopóki to się nie 

skończy, chłopak nie będzie miał życia. Sąd zdecyduje, że trzeba odebrać 

go rodzinie zastępczej i oddać rodzicom. 

– Rozumiem. A co na to matka Mickeya?

– Jest zastraszona. Mąż ją bije... 

background image

– Nikt jej nie mówił, że są specjalne ośrodki... 

– Ona o tym wie, tylko że wcale nie chce odejść od męża! Pamiętam, 

jak kiedyś Alwyn mówił mi, że nie ma gorszej rzeczy niż biologiczna 

rodzina wtrącająca się do wychowania dziecka. Czasem ich pomoc jest 

potrzebna,   ale   w   dziewięciu   przypadkach   na   dziesięć   taka   ingerencja 

wyrządza same szkody. 

– Tom, jeśli będziesz potrzebował pomocy, zawsze możesz na mnie 

liczyć – oznajmiła. 

W   tej   samej   chwili   odezwał  się   telefon.   To   sekretarka   informowała 

Toma, że sierżant Kedomyer czeka na drugiej linii. Przełączył rozmowę, 

po czym beznamiętnie przedstawił policjantowi sytuację, ten zaś obiecał 

wysłać   patrol   do   domu   Mickeya.   Ledwie   skończyli   rozmawiać,   do 

gabinetu zajrzała sekretarka i powiedziała, że są już pracownicy opieki 

społecznej. Tom poszedł się z nimi spotkać, a Jess wróciła na oddział, 

gdzie do wieczora przyjmowała pacjentów. Po pracy, mimo zmęczenia, 

pojechała z Tomem do schroniska. 

Gdy późnym wieczorem dotarła wreszcie do domu i położyła się do 

łóżka, znowu miała problemy  z zaśnięciem. Leżąc w ciemnym pokoju, 

przypominała sobie zdarzenia minionego dnia. Myślała zwłaszcza o tym, 

co Tom powiedział jej o sobie. Skoro zdobył się na odwagę, powinna 

zrobić to i ona. 

Muszę wreszcie opowiedzieć mu o rodzicach i Lindzie!

– zdecydowała. A może będzie lepiej, jeśli pozna ich osobiście? Nie, to 

nie jest dobry pomysł. Linda zaraz zacznie się przy nim kręcić i nim się 

obejrzy, będzie usidlony. Przecież nie może ryzykować, że straci go w ten 

sam idiotyczny sposób, co tylu poprzednich chłopaków. Tyle że gdy tamci 

background image

zaczynali   romansować   z   Lindą,   było   jej   przykro,   ale   nie   robiła   z   tego 

tragedii, bo po prostu ich nie kochała. Z Tomem jest inaczej. 

Naraz przyszło jej do głowy, że skoro go tak bardzo kocha, powinna 

mu   zaufać.   A   nuż   okaże   się,   że   jest   odporny   na   wdzięki   Lindy? 

Przeanalizowała sytuację jeszcze raz i podjęła decyzję. Postanowiła, że z 

samego   rana  zadzwoni do  matki  i powie  jej, że  będzie  na przyjęciu  u 

Hamptonów. 

Nie zrobiła tego jednak do soboty. Tom, zgodnie z umową, pomógł jej 

przeprowadzić się do nowego mieszkania, które znajdowało się w połowie 

drogi między schroniskiem a szpitalem. 

' – Proszę, teraz będziemy mieli do siebie jeszcze bliżej – śmiał się 

Tom, wnosząc do środka kartony. Gdy je potem wypakowywali, wpadł im 

w ręce zestaw do balonów. 

– Popatrz tylko, na co nam przyszło – jęknął Tom, formując jakiegoś 

zwierzaka. – Dwoje dorosłych po trzydziestce, a bawią się jak dzieci. 

– Z tą trzydziestką to trochę przesadziłeś – zaprotestowała. – Kończę 

trzydzieści lat dopiero za cztery miesiące. 

– Urządzisz przyjęcie?

–   Raczej   nie.   Ostatni   raz   obchodziłam   urodziny...   –   urwała   i   przez 

chwilę wpatrywała się balonik, który obracała w rękach – na krótko przed 

śmiercią Scotta. 

– Jaki on był? – zapytał, siadając obok na podłodze. 

– Wspaniały – szepnęła. – Nigdy się nie skarżył, był uśmiechnięty. 

– A twoi rodzice? Jak poradzili sobie z tym, że mają niepełnosprawne 

dziecko?

Teraz,   pomyślała,   zerknąwszy   na   Toma.   Oto   nadszedł   moment,   na 

background image

który   czeka.   Pora   na   prawdę.   Długo   jednak   nie   potrafiła   znaleźć 

odpowiednich słów. W pewnej chwili przestraszyła się, że Tom poczuje 

się dotknięty jej milczeniem. On jednak był cierpliwy i wyrozumiały. 

–   Jessico,   wiem,   jak   trudno   o   tym  mówić   –   szepnął,   całując   ją   we 

włosy. – Proszę cię, spróbuj!

–   Dobrze!   Kiedy   urodził   się   mój   brat,   ojciec   nie   posiadał   się   ze 

szczęścia, że wreszcie doczekał się dziedzica. Lecz gdy lekarze wykryli u 

Scotty’ego dystrofie mięśni, ojciec go odrzucił. Pamiętam, jak oświadczył, 

że dla niego Scott umarł. I gdyby na tym poprzestał, pewnie kiedyś bym 

mu wybaczyła. On jednak posunął się jeszcze dalej. Bez skrupułów zaczął 

wykorzystywać kalectwo własnego dziecka, traktując je jak jeszcze jeden 

środek do robienia kariery. Zbijał kapitał na nieszczęściu syna, którego w 

domu kompletnie ignorował. 

Tom syknął zdegustowany. 

–   Jednak   najgorsze   nastąpiło   po   śmierci   Scotty’ego.   Ojciec   chciał 

urządzić   pompatyczny   pogrzeb,   który   stałby   się   towarzyskim 

wydarzeniem,  bo  akurat  wtedy  ubiegał  się   o  ponowny  wybór na  szefa 

partii.   Nie   zgodziłam   się,   żeby   z   rodzinnej   tragedii   zrobił   cyrk. 

Zagroziłam, że wyjawię prawdę o tym, jak traktował syna. Ostatecznie na 

pogrzebie byłam tylko ja i garstka osób z personelu medycznego, ktory 

opiekował się Scottem. – Głos jej się załamał i po policzkach popłynęły 

łzy. Tom otarł je wierzchem dłoni i wziął ją za rękę. 

– Opowiedz mi więcej o Scottym – poprosił. 

– Byliśmy  bardzo zżyci. Mimo  choroby, Scott był bardzo pogodny. 

Kiedy   na   uczelni   miałam   stresujący   dzień,   już   sama   jego   obecność 

poprawiała mi nastrój. Wiesz, że on nigdy nie miał pretensji o to, że ojciec 

background image

go odrzucił? Spoglądał na niego swymi wielkimi, łagodnymi oczami i w 

milczeniu  czekał na bodaj jedno dobre słowo. Jeśli  ojciec chciał,  żeby 

pokazał się z nim publicznie, zawsze to robił, choć często naprawdę czuł 

się bardzo źle. – Nie mówiąc ani słowa, Tom otoczył ją ramionami. – Tak 

bardzo go kochałam – szlochała, tuląc się do niego, a on głaskał ją po 

głowie i szeptał dobre słowa. 

Po kilku minutach trochę się uspokoiła. 

– Mówisz o tym po raz pierwszy, prawda? Skinęła głową. 

– Dziękuję ci – szepnął. Przygarnął ją do siebie i siedzieli przytuleni w 

milczeniu. – Powinnaś się teraz położyć i odpocząć – rzekł po pewnym 

czasie. – Pamiętaj,  że masz  dzisiaj nocny dyżur. Twój szef nie będzie 

zachwycony,   jeśli   zadzwonisz   i   powiesz,   że   nie   przyjdziesz,   bo   masz 

migrenę. – Mówiąc to, pomógł jej wstać i zaprowadził ją do sypialni. 

Położyła się na swoim cienkim materacu, a on przykląkł obok i wziął ją 

za rękę. 

– Przytulisz mnie? – zapytała nieśmiało. 

– Oczywiście – odparł, kładąc się obok. 

Objął ją mocno, a ona położyła mu głowę na ramieniu. Jak zawsze, gdy 

był blisko, chłonęła jego ciepło i zapach. 

– Lepiej się czujesz?

– Uhm – mruknęła. 

– Jesteś dla mnie bardzo ważna – wyznał, całując po kolei jej oczy, 

czoło, nos. – Jak żadna kobieta przed tobą. 

Zaczęli się całować, szepcząc do siebie czule. 

– Kiedy z tobą jestem, czuję, że wszystko jest dokładnie takie, jak być 

powinno. Uważam, że to wspaniałe uczucie, a jednocześnie... 

background image

– Przerażające – dokończyła. – Dobrze o tym wiem. 

– Wydaje nam się, że pozwalając sobie na uczucie, ryzykujemy zbyt 

wiele – stwierdził, jakby czytał w jej myślach. 

Oboje   zamilkli,   czując,   że   najważniejsze   rzeczy   zostały   już 

powiedziane. Zamiast roztrząsać własne problemy, woleli cieszyć się sobą. 

Ich   pocałunki   stawały   się   coraz   gorętsze.   Szybko   jednak   przestały   im 

wystarczać i zaczęli ostrożnie poznawać swoje ciała. Tom wsunął dłoń 

pod   jej   bluzkę   i   pieszczotliwie   gładził   gorącą   skórę.   Jess   wzdychała   z 

rozkoszy,  tuląc   się   do   niego   jeszcze   mocniej.   Gdy   położył  rękę   na   jej 

piersi, na moment przestała oddychać. 

Czuł szalone bicie jej serca, na szyi jej gorący oddech. Przyjemność, 

którą mu dawała, kojarzyła mu się ze słodką męką. Mimo to gdzieś z dna 

duszy wypłynął niepokój. Mówiąc jej, że jest dla niego bardzo ważna, nie 

mówił wszystkiego. Dopiero teraz uświadomił sobie, że tak naprawdę nie 

umiałby już bez niej żyć. I nawet nie chodziło tu o jego własne szczęście. 

Naraz bowiem okazało się, że jej szczęście jest dla niego ważniejsze. 

Nie potrafił znieść myśli, że mógłby ją skrzywdzić. I choć niczego tak 

nie pragnął, jak kochać się z nią do Utraty tchu, postanowił się wycofać. 

To nie był odpowiedni moment na fizyczne zbliżenie. Opowiadając mu o 

bracie, bardzo się wzruszyła, wciąż jeszcze była wzburzona i rozbita. Nie 

chciał, by pomyślała, że wykorzystuje jej słabość. 

– Tom? – szepnęła zaniepokojona, gdy cofnął ręce. Czy zrobiła coś 

złego? Zawiodła go? – Tom? – powtórzyła. 

– Ach, Jessico! Nawet nie wiesz, jak mi z tobą dobrze. Słysząc to, 

poczuła się trochę spokojniejsza, ale nadal musiała to wyjaśnić. 

–   Powiedz   mi,   czy   zrobiłam   coś   nie   tak?   –   zapytała,   nie   mogąc 

background image

opanować drżenia głosu. 

– Ależ nie! Oczywiście, że nie! – zapewnił. 

– Więc dlaczego... 

– Dlatego, że nie jesteś teraz w najlepszej psychicznej formie. Nie chcę, 

żebyś pomyślała, że to wykorzystuję. 

– Tom! Nawet mi to przez myśl nie przeszło!

– Csii! Nic nie mów – szepnął, całując ją. – Nie mogę ryzykować, że 

coś się między nami popsuje. Jesteś dla mnie zbyt ważna. 

Przytuliła   się   do   niego   mocno   i   z   ulgą   zamknęła   oczy.   Gdy   je 

otworzyła, w pokoju było już ciemno.  Naraz poczuła na brzuchu  jakiś 

ciężar. Okazało się, że to ramię Toma, który usnął razem z nią. Już miała 

przytulić   się   do   niego   i   spać   dalej,   gdy   nagle   uświadomiła   sobie,   że 

przecież   jest   sobota.   A   to   znaczy,   że   ma   nocny   dyżur.   Zaniepokojona 

zerknęła na budzik i skoczyła na równe nogi. Ma nie więcej niż dziesięć 

minut, by dotrzeć do szpitala. 

– Jess? – mruknął Tom sennie. 

– Słuchaj, zaspaliśmy! – zawołała, wyjmując w pośpiechu ubrania z 

szafy. – Muszę już wychodzić!

– Zrobię ci kawę – zaproponował, wstając z materaca. 

– Nie ma czasu!

– Wiesz, że jeśli się spóźnisz, doniosę o tym twojemu szefowi?

– Bardzo śmieszne! – W ciągu pięciu minut była gotowa do wyjścia. – 

Tom, proszę, zostaw tę kawę. Naprawdę musimy już iść – popędzała go, 

stojąc w progu. 

–   Dobrze,   już   dobrze.   Co   za   kobieta!   Najpierw   pomagam   jej   przy 

przeprowadzce,   potem   muszę   ją   tulić   do   snu,   a   ona   mnie   po   tym 

background image

wszystkim wyrzuca na ulicę! – narzekał. 

Śmiejąc się, pobiegła do samochodu. 

– Zobaczymy się jutro – wołała, wsiadając. 

– O niczym nie zapomniałaś?

– Chyba nie. 

– A buzi na dobranoc? Widzę, że będziemy musieli trochę popracować 

nad twoimi manierami. 

Na szczęście sobotnia noc na oddziale była jedną ze spokojniejszych. 

Kiedy dyżur dobiegł końca, Jess poszła dowiedzieć się o stan zdrowia 

Mickeya. 

– Jest nieźle – powiedziała jej siostra oddziałowa – ale najlepiej, jeśli o 

szczegóły zapytasz Jacka Holdena. 

W ten sposób Jess wreszcie poznała męża Kathryn. Rozmawiali dość 

długo,   wymieniając   się   informacjami   na   temat   sytuacji   chłopca. 

Poprzedniego   dnia   Jess   dowiedziała   się   od   Toma,   że   policja   znalazła 

niepodważalne dowody, iż Mickeya pobił własny ojciec. 

– To dobrze – ucieszył się Jack. – Będzie nam dużo łatwiej umieścić go 

w rodzinie zastępczej. Ja i Tom mamy się dziś spotkać w tej sprawie z 

pracownikami opieki społecznej. 

–   Próbujesz   poderwać   moją   dziewczynę?   –   zapytał   znienacka   Tom, 

stając obok nich. 

– Proszę bardzo, o wilku mowa – roześmiał się Jack. Tom przytulił do 

siebie Jess i zapytał, jak minęła noc. 

– Nie było najgorzej. Ale nie będę ukrywała, że marzy mi się kubek 

gorącej kawy. 

– Jack, czy zdążymy się czegoś napić? – zapytał. 

background image

–   Jasne.   Zrobię   teraz   szybki   obchód,   a   potem  przyjdę   po   ciebie   do 

kafeterii   –   odparł.   –   No,   idź   już.   Przywitaj   się   porządnie   ze   swoją 

dziewczyną. 

Kiedy usiedli naprzeciw siebie przy stoliku, Jess postanowiła od razu 

powiedzieć mu o tym, o czym myślała przez całą noc. 

– Tom, muszę z tobą porozmawiać – zaczęła. 

– Stało się coś? – W jego oczach pojawił się niepokój. 

– Nie, nic. Chodzi o moją rodzinę. Matka i siostra zamęczają mnie, 

żebym przyjechała do Cairns na przyjęcie wydawane przez zaprzyjaźnioną 

rodzinę. Tak bardzo im na tym zależy, że ojciec chce zapłacić za mój bilet 

na samolot. 

– To chyba dobrze?

–   Dla   mnie   jest   to   mocno   podejrzane,   bo   od   siedmiu   lat   nie 

zamieniliśmy słowa. 

– I co? Pojedziesz?

– Jeszcze nie wiem. Podejrzewam, że to jakaś pułapka. 

– Dlaczego? Może ojciec chce się z tobą pogodzić. 

– Możliwe. Tylko że może zrobić to w każdej chwili, niekoniecznie na 

tym przyjęciu. 

– Co właściwie robi twój ojciec?

– Jest politykiem. Podobno chce się ubiegać o stanowisko gubernatora 

stanu. 

– Poważna sprawa. 

– Właśnie. Ci ludzie, Hamptonowie, którzy urządzają to przyjęcie, są 

bardzo wpływowi. Czuję, że ojciec chce zdobyć ich poparcie. 

– Słuchaj, Jess.  Jeśli o mnie  chodzi, możesz  jechać. Dam ci wolny 

background image

dzień. 

–   Dziękuję,   ale   szczerze   mówiąc,   chcę   prosić   cię   o   coś   innego   – 

przyznała się. – Tom, pojedź ze mną. 

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Wszedł  do   mieszkania   i   z   ulgą   rozluźnił   krawat.   Po   serii   spotkań   i 

wielogodzinnych   dyskusjach   o   tym,   jak   pomóc   Mickeyowi,   czuł   się 

bardzo zmęczony. Dzięki jego osobistym kontaktom udało się umieścić 

chłopca w tymczasowej rodzinie zastępczej. Jeżeli się w niej odnajdzie, po 

sprawie sądowej będzie mógł zostać z nią na stałe i zacząć nowe życie z 

dala od swego nieodpowiedzialnego ojca. 

Kiedy   o   tym   myślał,   naszła   go   refleksja,   że   jego   los   mógłby   być 

znacznie   gorszy,   gdyby   jego   rodzice   zdecydowali   się   jednak   żyć. 

Ponieważ nie lubił gdybać, szybko odsunął od siebie  te myśli i zaczął 

zastanawiać się nad prośbą Jessiki. Przez to całe zamieszanie z Mickeyem 

nie miał czasu zastanowić się, czy chce z nią jechać. Widocznie nie było 

mu dane podjąć szybko decyzji, bo właśnie odezwał się telefon. 

– Tom Bryant. 

– Cześć. Jakieś nowości w sprawie Mickeya? – zapytała Nicola prosto z 

mostu. 

– Wszystko w porządku. 

– W porządku? Tylko tyle?

– Tak. 

– Tommy, coś się stało, tak?

– Ech, siostro! Zapomniałem, że ciebie nie można oszukać. – Zaśmiał 

się. – Jess poprosi, żebym pojechał z nią do Cairns. 

– Po co?

– Poznać jej rodzinę. 

background image

– Hej, to mi wygląda na poważną sprawę! Gratulacje! I co, pojedziesz?

– Sam nie wiem. Zależy, czy uda mi się znaleźć kogoś, kto weźmie 

moje dyżury. 

– Chcesz jechać?

– Powiem szczerze, że jestem ciekawy. Jess nie ma najlepszych relacji 

z  rodzicami   i  siostrą.   Jeśli   pojadę,  to   głównie   po  to,   żeby   ją   wspierać 

moralnie. Ona się boi, że rodzice szykują jakąś niemiłą niespodziankę. Z 

tego, co mówi, wynika, że faktycznie nie można im ufać. 

– W takim razie sprawa przesądzona. 

– Nie rozumiem?

– Myślę, że już się zdecydowałeś. Skoro czujesz, że Jess potrzebuje 

wsparcia, nie spraw jej zawodu. Pamiętasz, czym Merle i Alwyn różnili się 

od innych przybranych rodziców?

– Tym, że potrafili człowieka wesprzeć. 

– Właśnie!

– Dziękuję, Nicolo. Bardzo mi pomogłaś. Jutro z samego rana znajdę 

zastępcę na dyżury swoje i Jess. 

Zrobił, jak zaplanował. Jess ucieszyła się, jednak w miarę jak mijały 

dni, coraz bardziej zamykała się w sobie. Nie miał jej tego za złe. A gdy w 

sobotni   ranek   Nicola   żegnała   ich   na   lotnisku,   Jess   była   już   kłębkiem 

nerwów. 

– Nie powinnam tam jechać – powtarzała, gdy samolot przemieszczał 

się na pas startowy. 

– Uspokój się – prosił, całując ją w rękę. – Zobaczysz, wszystko będzie 

dobrze. 

Pomogło,   ale   na   krótko.   Gdy   zbliżał   się   koniec   lotu,   Jess   stała   się 

background image

znowu niespokojna. 

– Czuję, że robię straszny błąd. Tom, ja nie mogę się z nimi spotkać. 

– Jessico, przestań się zadręczać. Pamiętaj, że jestem przy tobie. 

– Ty ich nie znasz! To nie są sympatyczni ludzie. 

– Być może, ale jest już za późno, żeby się wycofać. Spodziewają się 

nas. 

– Nie, Tom. Oni spodziewają się mnie!

– Jak to? Nie uprzedziłaś ich, że nie będziesz sama?

– Bo czuję przez skórę, że oni coś knują. Twoja obecność na pewno 

bardzo ich zaskoczy. To będzie moja niespodzianka. 

– Czy domyślasz się, o co im chodzi? Oparła się ciężko o swój fotel. 

–   Od   tygodnia   łamię   sobie   nad   tym   głowę   –   przyznała.   –   Próbuję 

odgadnąć, co się stanie. I nic. Wiem tylko, że nie ufam ojcu. On nie zazna 

spokoju,   dopóki   nie   odzyska   kontroli   nad   moim   życiem   –   oznajmiła, 

otwierając   oczy.   –   Nie   powiedziałam   im,   że   ze   mną   będziesz,   bo   nie 

chciałam dawać im forów. Oni zawsze potrafią obmyślić chytry plan. 

– Jednym słowem, posłużyłaś się mną – stwierdził chłodno. 

– Ależ nie! – zawołała przerażona. – Jak możesz tak myśleć? Chcę, 

żebyś   był   obok   mnie,   bo...   dajesz   mi   siłę!   Pomagasz   mi   spojrzeć   z 

dystansu na trudne sprawy. Potrzebuję cię, bo... – Urwała w pół słowa. 

Tak niewiele brakowało, a wypowiedziałaby te dwa najtrudniejsze słowa. 

– Bo? – Wpatrywał się w nią przenikliwie. 

– Bo ja... – Ciężko przełknęła ślinę. Dobrze, powie to. Oto nadeszła 

chwila   prawdy.   –   Bo   cię   kocham   –   szepnęła   głosem   drżącym   od 

tłumionych łez. – Nie chciałam się w tobie zakochać, ale stało się. 

Objął ją i trzymał mocno, dopóki samolot nie usiadł na płycie lotniska. 

background image

Zanim wysiedli, pocałował ją w usta i w obie dłonie. 

– Jessie! – krzyknęła Linda, gdy tylko zjawili się w terminalu. 

Tom   z   dyskretnym   zaciekawieniem   obserwował   wysoką,   atrakcyjną 

blondynkę, która głośno cmokała powietrze w okolicach policzków Jess. 

–   Ooo!   –   westchnęła   melodyjnie,   gdy   zdała   sobie   sprawę   z   jego 

obecności.   Jej   oczy   śmiały   się   jak   oczy   dziecka,   które   widzi   nową 

zabawkę. – Jest twój? – spytała prowokacyjnie, biorąc go pod ramię. – 

Czy moja siostra uprzedzała cię, że my się wszystkim dzielimy?

Jess czuła, że robi jej się niedobrze. 

–   Słuchaj,   Jessie,   skocz   po   bagaże,   a   ja   i   twój   przystojny   znajomy 

spróbujemy się lepiej poznać – zaproponowała Linda. 

– Mamy tylko bagaż podręczny – odparła, obiecując sobie, że nie da się 

sprowokować. 

–   A  więc   chodźmy.   –   Linda   uśmiechnęła   się   zalotnie.   –   Samochód 

czeka przed wejściem. 

Idąc   pomiędzy   siostrami,   zastanawiał   się,   jak   to   możliwe,   że   osoby 

wychowane   w   jednej   rodzinie   są   tak   kompletnie   inne.   Gdy   słuchał 

paplaniny Lindy, zaczynał pojmować, dlaczego Jess tak niechętnie wraca 

do domu. 

Samochód okazał się być elegancką limuzyną. I choć wewnątrz było 

mnóstwo   miejsca,   Linda   niemal   usiadła   mu   na   kolanach,   atakując   go 

agresywnym zapachem swoich perfum. Odsunął się od niej, lecz wcale jej 

tym nie zniechęcił. 

–   Nie   bój   się,   ja   nie   gryzę.   No,   może   w   pewnych   sytuacjach...   – 

Roześmiała się, zerkając na niego dwuznacznie. Niewiele brakowało, a 

byłby   jej   zawtórował,   tyle   że   z   zupełnie   innego   powodu.   W   swej 

background image

wyzywającej zalotności wydała mu się po prostu komiczna. – Dowiem się 

w końcu, jak masz na imię? – zapytała, muskając paznokciem koniec jego 

ucha. 

– Tom. 

– Tom – powtórzyła, oblizując usta. 

Doszedł   do   wniosku,   że   pora   kończyć   tę   zabawę.   Zdecydowanym 

ruchem przysunął się  do szyby i demonstracyjnie  postawił obok siebie 

torbę podróżną. 

Jess   miała   wrażenie,   że   za   chwilę   się   udusi.   W   przeciwieństwie   do 

Lindy,  w   ogóle   nie   mogła   spojrzeć   na   Toma.   Wpatrywała   się   więc   w 

znany krajobraz miasta, które migało za przyciemnioną szybą. Czuła, że 

Tom ją obserwuje. Mogła się tylko domyślać, że porównuje ją z jej piękną 

siostrą i zachodzi w głowę, jak mógł zainteresować się akurat tą brzydszą. 

Kompleksy i dawne urazy zaczęły atakować jej duszę, odbierając chęć do 

życia. Jednym z powodów, dla których zerwała kontakty z rodziną, było 

to, że potrafili zabić w niej wiarę w siebie. 

Tymczasem Tom nie robił żadnych porównań. Za to wyraźnie widział, 

że   Jess   staje   się   coraz   bardziej   spięte.   Nigdy   dotąd   nie   widział,   by 

zachowywała się tak nerwowo. Gdy limuzyna minęła potężną kutą bramę i 

dotoczyła się do obszernego podjazdu, postanowił wziąć sprawę w swoje 

ręce. Skoro Jess powiedziała mu, że jest jej opoką, nie może jej zawieść. 

Czyjaś niewidzialna ręka bezszelestnie otworzyła drzwi, wpuszczając 

do   chłodnego   wnętrza   strumień   słonecznego   światła.   Linda   wysiadła 

pierwsza, a wtedy Tom błyskawicznie znalazł się u boku Jess. Przytulił ją 

mocno i zapewnił, że cokolwiek się stanie, on zawsze będzie ją wspierał. 

– Pamiętaj, że jesteś dla mnie najważniejsza. Rozumiesz? – szepnął, 

background image

całując ją w czoło. 

Przytuliła się do niego desperacko, lecz po chwili cofnęła i spojrzała 

mu w oczy. Obiecali sobie, że będą wobec siebie szczerzy. Pora wypełnić 

tę obietnicę. 

– Podoba ci się Linda? – zapytała wprost. 

– Co? – Spojrzał na nią, jakby widział ją pierwszy raz w życiu. – A 

więc to cię gryzie? Obawiasz się, że mnie poderwie, jak innych twoich 

chłopaków?

Skinęła głową. 

– Jessico! O czym ty myślisz! – mówił, przygarniając ją do siebie. – 

Kochanie, czy już zapomniałaś, co ci kiedyś powiedziałem? Że jesteś w 

moim typie. 

Uśmiechnęła się kącikami ust. Napięcie trochę osłabło. 

–   Obiecaj   mi,   że   naprawdę   będziemy   wobec   siebie   szczerzy   – 

poprosiła. – W tym domu prawda to rzadki gość – dodała szybko, słysząc 

dobiegający z zewnątrz głos Lindy. 

– Obiecuję – odparł i pocałował ją w usta, wiedząc, że jej siostra będzie 

tego świadkiem. Uznał, że im prędzej rodzina Jess zorientuje się, co ich 

łączy, tym dla wszystkich lepiej. 

– Przestańcie gruchać jak dwa gołąbki – zawołała Linda, zaglądając do 

limuzyny. – Chodź, Jessie! Mama i tata nie mogą się doczekać, kiedy cię 

wreszcie zobaczą. 

Kamerdyner wprowadził ich salonu, w którym pani Yeoman zabijała 

czas   wyszywaniem.   Patrząc   na   matkę,   jak   zwykle   wyprostowaną   jak 

struna,   Jess  miała   wrażenie,   że  cofnęła   się   w  czasie   o   sto   lat.   Jedynie 

elegancka modna garsonka, w którą była ubrana, przypominały, że pani 

background image

Yeoman należy do tej epoki. 

– Och, Jessie, cóż za niespodzianka! – zawołała, patrząc jednak nie na 

córkę,   ale   na   mężczyznę   trzymającego   ją   za   rękę.   –   Dlaczego   nas   nie 

uprzedziłaś, że będziemy mieli gościa?

– Wydawało mi się, że to nie jest konieczne. W domu jest przecież 

mnóstwo gościnnych pokoi. 

– Naturalnie. Czy można wiedzieć, kim jest ten przystojny pan, który ci 

towarzyszy?

–   Mamo   –   wtrąciła   się   Linda,   biorąc   go   pod   rękę   –   pozwól,   że   ci 

przedstawię Toma. 

– Toma? Przepraszam, jak pańskie nazwisko?

– Tom Bryant. Ja i Jess pracujemy razem. 

–   Ach,   więc   jest   pan   lekarzem.   Bryant?   Bryant?   Niech   się   chwilę 

zastanowię.   Czy   pochodzi   pan   z   tych   Bryantów,   którzy   mieszkają   w 

Hiszpanii?

– Nie – rzucił krótko, nie widząc potrzeby wdawania się w szczegóły. 

Kiedy   poczuł,  że  Jessica  ściska  go  za  rękę,   zrozumiał,  że  powinni jak 

najszybciej wyjść. – Mamy za sobą długi lot i chętnie odświeżymy się po 

podróży – powiedział, patrząc pani Yeoman prosto w oczy. 

– Ależ naturalnie – podchwyciła, biorąc do ręki dzwoneczek. Następnie 

poleciła kamerdynerowi, by zaprowadził panienkę Jessie do jej pokoju, 

natomiast pan Bryant miał zamieszkać w pokoju oberżynowym. 

Kiedy   po   szerokich   schodach   szli   na   górę,   Jess   powiedziała 

kamerdynerowi, że zajmie pokój sąsiadujący z pokojem swojego gościa. 

– Dlaczego to robisz? – zainteresował się Tom. 

– Bo matka chciała nas ulokować w przeciwległych skrzydłach domu. 

background image

– Myślisz, że chce nas rozdzielić?

– Jestem tego pewna!

Kamerdynerowi musiało bardzo zależeć na pracy, bowiem zignorował 

jej prośbę i zaprowadził ich pod drzwi jej dawnego pokoju. Następnie z 

lekkim ukłonem je otworzył. 

– Bardzo pięknie – pochwalił Tom, zerkając do środka. 

– Owszem, pod warunkiem, że ma się sześć lat – warknęła, patrząc z 

obrzydzeniem na białą tapetę w różowe serduszka, którą jako nastolatka 

próbowała zerwać. – Nie ma mowy, żebym miała tu spać – oznajmiła, 

odwracając się plecami do słodkich, białych mebelków. 

– Jeśli chcesz, możesz zamieszkać w moich oberżynach – roześmiał się. 

– Doskonały pomysł – podchwyciła. – Proszę nas tam zaprowadzić. 

– Jak panienka sobie życzy – odparł kamerdyner. 

– Dlaczego ten pokój tak się nazywa? – zagadnął ją Tom po drodze. – 

Hodujecie tam bakłażany?

–   Zaraz   sam   zobaczysz   –   prychnęła,   gdy   czekali,   aż   kamerdyner 

otworzy drzwi. 

Sypialnia, do której weszli, urządzona była we wszystkich możliwych 

odcieniach fioletu. 

–   Ajajaj!   –   jęknął   Tom,   rozglądając   się   po   obszernym   wnętrzu.   – 

Ślicznie tu. Pieniądz aż kapie z sufitu. 

– A nie mówiłam!

–   Za   pół   godziny   w   salonie   zostaną   podane   drinki   –   oznajmił 

kamerdyner, po czym dyskretnie się wycofał. 

Tom tylko na to czekał. Rozpostarł szeroko ramiona, a potem mocno 

przytulił Jess do siebie. 

background image

– Dziękuję, że mnie zaprosiłaś. 

– Dziękuję, że ze mną przyjechałeś. 

– W jedności siła  – oświadczył, co przyjęła z pierwszym tego dnia 

swobodnym uśmiechem. – Jesteś pewna, że chcesz dzielić ze mną łoże? – 

zapytał pół żartem, pół serio. 

– Wolę to niż tapetę w serduszka. 

– Doskonałe. Kto pierwszy idzie pod prysznic?

– Ja!

Dwadzieścia   minut   później   oboje   byli   gotowi   do   wyjścia.   Tom   tak 

wspaniale wyglądał w smokingu, że Jess nie mogła się na niego napatrzeć. 

– Ależ jesteś przystojny – szepnęła, kręcąc głową. 

–   Tobie   też   niczego   nie   brakuje,   moja   piękna.   Chodź,   niech   ci   się 

przyjrzę – powiedział, biorąc ją za ręce. 

Miała   na   sobie   piękną   wieczorową   suknię   z   jedwabiu   w   dwóch 

kolorach. Kremowa, wyszywana góra z odkrytymi ramionami podkreślała 

smukłość jej szyi. Suta spódnica w kolorze królewskiego błękitu spływała 

aż   do   kostek.   Całości   dopełniał   jedwabny   szal   i   delikatne   kolczyki   z 

szafirami. 

– Suknia jest wypożyczona. 

– Powinnaś ją kupić. Wyglądasz w niej prześlicznie. Nie, ja muszę cię 

pocałować! – zawołał i przyciągnął ją do siebie. 

Kiedy namiętnie całował jej twarz, włosy i szyję, miała ochotę krzyczeć 

ze szczęścia. Tylko on potrafił sprawić, że zapominała o bożym świecie. 

Tylko   on   umiał   być   lekiem   na   całe   zło.   Kiedy   się   od   niej   odsunął, 

szumiało im w głowach. 

– Obawiam się, że musisz poprawić makijaż... 

background image

– A ty lepiej idź się uczesać... 

Roześmiali się, po czym Tom zrobił trzy duże kroki w tył. 

– Jeśli nie będę trzymał się od ciebie z daleka, nigdy nie uda nam się 

stąd wyjść – uprzedził. 

– Nie miałabym nic przeciwko temu, żebyśmy tu zostali. 

– Nie wolno ci teraz stchórzyć – powiedział. 

Potem podał jej rękę i ramię w ramię zeszli do salonu. 

Hank Yeoman zachował się jak na polityka przystało, czyli gładko. Bez 

komentarzy uścisnął dłoń Toma, sprawiając wrażenie, jakby rzeczywiście 

cieszył się, że może go poznać. Pogawędził z nim chwilę przy drinkach, 

po czym oznajmił, że pora jechać na przyjęcie. 

Pół godziny później Jess patrzyła, jak Tom przeciska się w jej stronę. 

– Tłok, że szpilki nie da się wcisnąć – zauważył. 

– W tym środowisku to znak, że przyjęcie się udało – odparła, ciesząc 

się, że znowu jest przy niej. W tej samej chwili poczuła, że ktoś delikatnie 

postukał ją w ramię. 

– Jessie! – zawołał wysoki blondyn i bez uprzedzenia pocałował ją w 

usta. 

– Sean? – jęknęła, nie posiadając się ze zdumienia. 

–   Ależ   ty   wypiękniałaś   przez   te   lata,   kiedyśmy   się   nie   widzieli.   – 

Cofnął się o krok, by ją obejrzeć. 

Ona zaś pomyślała, że to musi być koszmarny sen. Sean Hampton w 

obecności  Toma   pocałował  ją  w   taki   sposób,   jakby   łączyła   ich   wielka 

zażyłość. 

–   Proszę,   żeby   okazywał   pan   mojej   narzeczonej   więcej   szacunku   – 

powiedział Tom lodowato, mierząc Seana takim spojrzeniem, jakby chciał 

background image

zmienić to i owo w jego przystojnej twarzy. Nim zdążył się nacieszyć 

widocznym na niej wyrazem osłupienia, czyjaś dłoń chwyciła go za ramię. 

– Bryant, pozwoli pan na słowo – odezwał się Hank Yeoman głosem 

nie znoszącym sprzeciwu. 

Tom wyszarpnął się i otrzepał rękaw. 

– Zaraz wrócę – obiecał, całując Jess w policzek, i poszedł za jej ojcem. 

Wtedy poczuła ostrzegawcze skurcze żołądka. 

– Jessie? – Sean patrzył na nią z niepokojem. – Dobrze się czujesz?

– Nie – szepnęła, zbyt słaba, żeby szukać wymówek. 

– Chodźmy do biblioteki. Tam trochę odpoczniesz. Utorował jej drogę 

wśród tłumu, a potem posadził w miękkim, skórzanym fotelu. 

– Jessie, przepraszam, wiem, że głupio wyszło – bąknął, stając obok. – 

Nie miałem pojęcia, że jesteś zaręczona. Gdybym wiedział, nigdy bym cię 

nie pocałował. Tłumaczy mnie tylko to, że otrzymałem sugestie, jakobyś 

była mną zainteresowana. 

– Kto ci to powiedział? – zapytała, przymykając oczy. 

– Jak to kto? Moi i twoi rodzice od miesięcy powtarzają mi, że marzysz 

o tym, aby odświeżyć nasz związek. 

– Sean! My i związek?!

– Ja wiem, ale zawsze mówiło się o nas jak o parze. 

Poza   tym   kiedyś   bardzo   mi   się   podobałaś.   A   teraz   proszę,   co   za 

niespodzianka.   Brzydkie   kaczątko   przemieniło   się   w  cudnego   łabędzia, 

który... 

– A co na to wszystko Linda? – zapytała ostro. 

– A co ona może mieć z tym wspólnego? – zdziwił się. 

– Zapomniałeś już, że z nas dwóch to jej przypadła rola łabędzicy? Czy 

background image

może   mam   przypomnieć   ci   pewne   wakacje,   które   spędzałeś   w   domu 

rodziców?

– O czym ty mówisz?

– Nie udawaj. Miałam wtedy czternaście lat, ty szesnaście, a Linda była 

ponad wiek rozwiniętą trzynastolatką. O tych wakacjach mówię. 

– Pamiętam – przyznał, spuszczając głowę. 

–   Flirtowałeś   ze   mną.   Całowaliśmy   się.   Byłam   w   tobie   zakochana, 

dopóki nie zobaczyłam cię z moją siostrą. 

– Czego chcesz? Byłem wtedy nastolatkiem, któremu buzują hormony. 

Nie mów, że wciąż masz do mnie o to żal?

Roześmiała mu się prosto w twarz. 

– Wiesz, Sean, co ci powiem? Zastanów się dobrze, kim jesteś. A kiedy 

następnym   razem   rodzice   zaczną   ci   wmawiać,   że   kobieta,   której   nie 

widziałeś przez całe lata, nadal umiera z miłości do ciebie, postaraj się o 

więcej zdrowego rozsądku. 

– Jessie, ja... 

– Widzisz, nawet nie wiesz, że nie znoszę, kiedy ktoś tak się do mnie 

zwraca. Mam na imię Jess. 

– Twój przyjaciel oczywiście o tym wie?

– Oczywiście. Sean, ja kocham tego mężczyznę i przysięgam, że nie ma 

takiej siły, która mogłaby nas rozdzielić. 

– Co teraz zrobisz?

–   Pójdę   i   powtórzę   to   mojemu   ojcu   –   oznajmiła   hardo.   –   A   teraz 

wybacz. Muszę znaleźć Toma i wszystko mu wyjaśnić. 

Wyszli razem z biblioteki i po chwili na nowo wmieszali się w gwarny 

tłum.   Jess  rozglądała   się   na   wszystkie   strony,   ale   nigdzie   nie   widziała 

background image

Toma. Nie pewno nie było go z jej ojcem,  bo ten stał obok rodziców 

Seana. 

– Jessie, kochanie. – Matka próbowała ją zatrzymać, gdy przypadkiem 

znalazły się obok siebie. – Chciałabym, żebyś poznała... 

Nie   zamierzała   nikogo   poznawać.   Zwłaszcza   że   wreszcie   dostrzegła 

Toma, który stał z boku sali i mówił coś z ożywieniem. Wspięła się na 

palce, by sprawdzić, z kim rozmawia, ale właśnie wtedy matka pociągnęła 

ją za rękę. 

– Jessie, słyszysz mnie? Bardzo cię proszę, podejdź do nas na moment. 

Już miała to zrobić, gdy nagle zauważyła kątem oka, że ktoś zarzuca 

Tomowi   ręce   na   szyję.  Zdumiona,   odwróciła   się   w   tę   stronę,   a   potem 

zszokowana patrzyła, jak spełnia się najkoszmamiejszy z jej snów. Tom z 

uśmiechem objął Lindę, która natychmiast pocałowała go prosto w usta. 

Chciała krzyknąć „Nie!”, ale głos uwiązł jej w gardle. 

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

– Jessie!

Jess spojrzała na matkę jak na przedmiot. Czuła się chora. Ból ogarnął 

nie tylko jej ciało, ale i umysł. Świat rozpadał się na kawałki. Wracały 

wszystkie lęki. 

–   Dobrze   się   stało,   jak   się   stało   –   szeptała   matka,   która   musiała 

zauważyć, jak Linda całuje Toma. – Tak będzie lepiej. 

– Ja się nią zajmę, pani Yeoman – zaofiarował się Sean, stając obok 

nich. Szczerze zaniepokojony stanem Jess, zaczął torować jej drogę pośród 

gości. – Widziałem, co się stało – mówił, pochylając się nad nią. – Jestem 

pewien, że to absolutnie nic nie znaczy. Zwykłe nieporozumienie. 

Byli w połowie sali, gdy rozległo się delikatne pobrzękiwanie – ktoś 

stukał   w   kryształowy   kieliszek,   dając   znak,   że   chce   przemówić.   Gdy 

ucichła muzyka i rozmowy, gospodarz przyjęcia podszedł do mikrofonu. 

–   Proszę   państwa   o   chwilę   uwagi.   Pragnę   podziękować   wszystkim, 

którzy zaszczycili nas dziś swą obecnością – zaczął, po czym wygłosił 

mowę pochwalną na cześć ojca Jess. Następnie poprosił go, by do niego 

dołączył i oficjalnie ogłosił zamiar ubiegania się o fotel gubernatora stanu. 

– Z góry dziękuję tym, którzy zdecydują się mnie poprzeć – mówił 

Hank   Yeoman,   wodząc   wzrokiem   po   twarzach   zebranych.   –   Mam 

nadzieję,   że   za   kilka   miesięcy   spotkamy   się   ponownie,   by   świętować 

kolejne   radosne   wydarzenie.   Nie   powiem   nic   więcej,   bo   przecież   nie 

chcemy   peszyć  Jessie   i   Seana,   prawda?   –   Uśmiechnął   się   znacząco.   – 

Dodam tylko, że najwyższy czas, aby Hamptonowie i Yeomanowie stali 

background image

się jedną rodziną. 

W sali rozległy się wiwaty i gromkie brawa. Oczy wszystkich zwróciły 

się w stronę Seana i Jess, oni zaś stali zdumieni, nie bardzo wiedząc, jak 

się zachować. 

Jess odważyła się spojrzeć na Toma,  dopiero gdy minął największy 

szok. Nie mogła jednak dostrzec wyrazu jego oczu, gdyż miał opuszczoną 

głowę.   Chyba   nie   uwierzył   w   te   wszystkie   bzdury?   Przecież   ją   zna. 

Przecież wie, że ona go kocha!

Nagle   ponad  radosny   zgiełk   wybił  się   przeraźliwy   krzyk.  Blada   jak 

płótno Linda chwyciła się za brzuch i z jękiem osunęła się na podłogę. 

Widząc siostrę w takim stanie, Jess przestała myśleć o tym, co stało się 

przed chwilą. Ruszyła w jej stronę, gotowa zrobić wszystko, by jej pomóc. 

– Puls przyspieszony, oddech płytki – rzucił Tom, który jako pierwszy 

zajął się Lindą. 

– Wyrostek? – zapytała Jess, klękając obok. 

– Albo zapalenie żołądka. 

– Jessie? Jessie! – Linda uczepiła się jej ręki. – Co się ze mną dzieje?

– Uspokój się. Zaraz odwieziemy cię do szpitala. Sean, wezwij karetkę, 

dobrze?

–   Proszę   się   odsunąć   –   zawołał   Tom,   machając   ręką   w   stronę 

napierającego tłumu. 

–   Jessie   –   jęczała   Linda   –   błagam,   ratuj   mnie!   Nie   pozwól,   żebym 

umarła jak Scott. 

– Przestań mówić głupstwa! Co jadłaś?

– Nic. Nie mogłam przełknąć ani kęsa. 

– Czy wcześniej miewałaś takie ostre bóle?

background image

– Tak. U Scotta też się tak zaczęło, prawda? Musiałam się od niego 

zarazić. 

– Lindo, uwierz mi, że nie jesteś chora na to samo co Scott. – Jess 

starała się zachować spokój. 

– Jest karetka! – zawołał Sean. 

– Wreszcie! – Jess i Tom odetchnęli z ulgą. 

– Ja nie chcę jechać do szpitala! – zaprotestowała Linda z płaczem. – 

Jessie, nie zostawiaj mnie!

– Nie zostawię – uspokoiła ją, ocierając pot z jej czoła. Sanitariusze 

zgodzili się, by wraz z Tomem wsiedli do karetki i zajęli się Lindą. Gdy 

jednak   wszelkie   zabiegi   medyczne   zostały   przeprowadzone,   zapadła 

niezręczna cisza. 

– Znasz historię jej chorób? – zapytał. 

– Pamiętam tylko, że miała usunięte migdałki. Skinął głową, ale nic nie 

powiedział. Milczał przez resztę drogi do szpitala, a jej się zdawało, że coś 

ważnego   wymyka   im   się   z   rąk.   Przestraszyła   się,   że   wydarzenia   tego 

wieczoru na zawsze przekreśliły  szanse związku, który z takim trudem 

budowali. Może zresztą ich uczucie od początku skazane było na klęskę? 

Jednego była pewna – do końca życia nie daruje sobie, że zaprosiła Toma 

do swojego rodzinnego domu. 

Kiedy dotarli na miejsce, Linda została przewieziona na badania, oni 

zaś mieli czekać na diagnozę w poczekalni. 

–   Pierwszy   raz   jestem   w   poczekalni   dla   rodzin   –   zauważył   Tom, 

rozglądając   się   po   niewielkim   pomieszczeniu.   –   Oczywiście,   nie 

pretenduję do miana członka twojej rodziny – sprostował. 

Choć od rozmowy z ojcem Jess minęło sporo czasu, nadal był na niego 

background image

wściekły. Jednak największy żal miał do niej. Bolało go, że mimo próśb 

nie odważyła się mu zaufać. 

Ktoś z personelu zawiadomił ich, że u Lindy stwierdzono zapalenie 

wyrostka, więc natychmiast zostanie poddana operacji. 

– Biedna Linda  – westchnęła  Jess.  – Ciekawe, jak długo  się z tym 

męczy. Pewnie umierała ze strachu, że skończy jak Scott. 

– W rozmowach z tobą nigdy nie skarżyła się na bóle brzucha?

– Nie. 

– A jak często do ciebie dzwoniła? – zapytał. 

– Kilka razy w tygodniu. 

– I nigdy nie zapytałaś jej, jak się czuje?

– Dlaczego się na mnie złościsz?

– Dlatego, że jesteś jej siostrą. A biorąc pod uwagę to, jacy są wasi 

rodzice, również jedyną osobą, do której mogła zwrócić się o pomóc. 

– Co ty wiesz o moich relacjach z Lindą?!

–   Nic.   A   wiesz   dlaczego?   Bo   nie   raczyłaś   mi   o   nich   opowiedzieć. 

Twierdzisz, że mnie kochasz. Chcesz wiedzieć, co ja myślę? Że tam, gdzie 

nie ma zaufania, nie może być mowy o prawdziwym uczuciu. 

– Po tym, jak się dzisiaj popisałeś, nie żałuję, że ci nie zaufałam!

– Więc jednak! Rozumiem, że z tej samej przyczyny nie wspomniałaś 

ani słowem o Seanie. 

– Przyznaję, popełniłam błąd. Masz prawo czuć się dotknięty. 

– I właśnie tak się czuję. Nie obchodzą mnie pomysły twojego ojca ani 

to, co dziś od niego usłyszałem. Jeśli coś mnie boli, to wyłącznie to, że nie 

jesteś ze mną szczera. Okłamałaś mnie!

– Za to ty jesteś wyjątkowo prawdomówny! Mówisz, że Linda nie jest 

background image

w twoim typie, a klika godzin później całujesz się z nią na przyjęciu. 

– Obawiam się, że nie znasz swojej siostry. Twierdzisz, że ona miała 

wszystko, a ty nic. Tymczasem to nieprawda. 

– Jak to nie?!

–   Linda   faktycznie   mogła   mieć   wszystko,   czego   zapragnęła.   Z 

wyjątkiem szacunku i miłości starszej siostry. 

– Po tym jednym pocałunku stałeś się takim ekspertem? – szydziła, 

walcząc ze łzami. – I jak wypadło porównanie? Jest ode mnie lepsza?

Poczuł   się   okropnie.   Powinien   był   przewidzieć,   że   po   tylu   silnych 

przeżyciach   Jess   nie   jest   w   stanie   prowadzić   poważnych   rozmów.   Jest 

załamana, a on wpędza ją w jeszcze większy stres. Chciał ją objąć, ale się 

odsunęła.   Nie   dał   się   zniechęcić   i   już   po   chwili   tulił   ją   w   ramionach, 

błagając, by przestała płakać. 

– Przepraszam, kochanie – szeptał skruszony. – Wiem, że wybrałem 

niewłaściwy moment. Zostawmy to. Porozmawiamy później. 

– Dlaczego ją pocałowałeś? – pytała rozżalona. 

– To ona pocałowała mnie. 

– Więc dlaczego jej na to pozwoliłeś?

– Bo to był siostrzany pocałunek. Chciała w ten sposób powitać mnie w 

rodzinie. 

– Co takiego?

–  Linda podeszła   do mnie,  kiedy  skończyłem  rozmawiać  z  waszym 

ojcem. Początkowo trzymałem ją na dystans i dawałem do zrozumienia, że 

bez względu na jego plany będę o ciebie walczył. Wtedy wyznała mi, że 

ojciec zmusił ją, żeby nas poróżniła. Miała mnie w sobie rozkochać, jak 

moich poprzedników. Tylko że ona wcale tego nie chciała. Powiedziała, że 

background image

kocha się w Seanie i nie podoba jej się to, że rodzice chcą was złączyć. 

– Ty chyba żartujesz?! Pokręcił głową. 

–   Jess,   ona   tak   często   do   ciebie   dzwoniła,   bo   nie   potrafiła   znaleźć 

wyjścia i łudziła się, że jej pomożesz. 

– Więc czemu nie powiedziała mi o tym wprost?

– Bo nie macie ze sobą dobrego kontaktu. Ona ci zazdrości tej więzi, 

jaka istniała pomiędzy tobą i Scottem. 

–   Nic   z   tego   nie   rozumiem   –   szepnęła   bezradnie.   –   Jakim   cudem 

dowiedziałeś się tego wszystkiego w tak krótkim czasie?

– Czasem łatwiej otworzyć się przed nieznajomym. 

–   Nie   ufam   jej.   –   Wzruszyła   ramionami.   –   To   tylko   gra   pozorów. 

Jeszcze jedno przedstawienie z Lindą w roli głównej. 

– Ludzie się zmieniają, Jess. – Delikatnie pogłaskał ją po twarzy. – 

Pozwól, żeby wątpliwości przemawiały na jej korzyść. Pamiętasz, kiedyś 

prosiłaś mnie o to samo?

– Łatwo mówić! – prychnęła. – Tom, bardzo proszę, nigdy więcej jej 

nie całuj! Kiedy to widzę, robi mi się słabo. 

–   Obiecuję,   że   jej   nie   tknę.   Od   dziś   będę   całował   tylko   ciebie   – 

roześmiał się i przyciągnął ją do siebie. 

–   Coś   podobnego!   I   to   w   miejscu   publicznym!   –   Wzburzony   głos 

Hanka Yeomana przerwał ich namiętny pocałunek. 

Słysząc głos ojca, Jess mocniej przytuliła się do Toma. 

– Mogłem się tego po tobie spodziewać – ciągnął ojciec, zniżając głos. 

–   Czy   ty   nigdy   nie   dorośniesz?   Człowiek   sobie   żyły   wypruwa,   żeby 

zapewnić   dzieciom   lepszą   przyszłość,   i   oto   jakie   ma   podziękowanie   – 

perorował, zwracając się do żony, która z uwagą przyglądała się swoim 

background image

paznokciom. 

– Zachowaj te mowy dla mediów – poradziła Jess lodowato. – Skoro 

tak żywo obchodzi cię los córek, dlaczego nie pytasz o stan Lindy?

– A o co tu pytać? Jest pod opieką lekarzy, a ci chyba wiedzą, co mają 

robić.   Nie   rozumiem   tylko,   dlaczego   przywieziono   ją   do   miejskiego 

szpitala. Stać mnie na prywatną klinikę. 

– Dla kochanej córeczki wszystko, co najlepsze!

– Nie bądź bezczelna. A jeśli chodzi o twoją siostrę, to po tym, jak 

mnie   skompromitowała,   powinienem   ją   wydziedziczyć!   Urządziła   to 

swoje   żenujące   przedstawienie   w   kulminacyjnym   momencie   mojego 

wystąpienia – mówił oburzony. 

Jess   ogarnęła   zgroza.   Spędziwszy   tyle   lat   poza   domem,   zdążyła 

zapomnieć, że egocentryzm ojca nie zna granic. 

– Tato, ona cierpiała. Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo musiało ją 

boleć   –   tłumaczyła   takim   głosem,   jakby   zwracała   się   do   osoby 

ograniczonej. 

– Bzdury! Nie wyobrażam sobie, że nie można zapanować nad bólem. 

–   Proponuję,   żebyś   zaraz   po   tym,   jak   już   zostaniesz   gubernatorem, 

zakazał   publicznego   okazywania   bólu   oraz   wszelkich   innych   emocji   – 

rzekła podniesionym głosem. 

Wtedy poczuła, że Tom delikatnie ściska jej dłoń. Spojrzała na niego, a 

on   bez   słowa   pokręcił   głową.   Przymknęła   powieki,   dając   mu   do 

zrozumienia, że odczytała sygnał. 

– Chodźmy  się dowiedzieć, jak przebiegła  operacja – zaproponował 

Tom i niemal siłą wyciągnął ją z poczekalni. 

–   Czy   teraz   już   rozumiesz,   dlaczego   nie   chcę   widywać   się   z   moją 

background image

rodziną?   –  pytała   wzburzona,   kiedy   szli   w  stronę   kontuaru,   za   którym 

siedziała dyżurna pielęgniarka. – Nie chcę mieć z nimi nic wspólnego!

– Nie mów tak!

– Co takiego?

–   Jess,   czy   nie   przyszło   ci   do   głowy,   że   oni   kiedyś   zapragną 

pojednania? Że będą próbowali naprawić zerwaną więź, tak jak teraz robi 

to Linda?

–   Tom,   przez   tyle   lat   byłam   marionetką   w   ich   rękach!   Czuję   się 

wykorzystana!

– Wiem, kochanie. Wiem i rozumiem, bo sam przez długie lata nosiłem 

w sercu żal. Miałem pretensje do losu, rodziców, policji i reszty świata. 

Dziś wiem, że nie wolno pielęgnować w sobie negatywnych emocji, bo 

one nas niszczą  i jeśli się ich  w porę  nie pozbędziemy, zaczynają nas 

toczyć jak rak. Nie odrzucaj swoich rodziców, Jess. Zaakceptuj ich takimi, 

jacy są. Tylko wtedy poczujesz się wolna – mówił z zapałem, zatrzymując 

się na środku korytarza. – Pomyśl o wszystkich dobrych chwilach, które 

przeżyłaś dzięki swojej rodzinie. Wiele osób, łącznie ze mną, nie miało 

takiego   szczęścia.   Nie   pozwól,   żeby   złe   wspomnienia   przyćmiły   te 

najlepsze. 

Jess słuchała go w skupieniu, poruszona mądrością jego słów. I gdyby 

w   porę   nie   przeszkodził   im   lekarz,   pewnie   by   się   znowu   rozpłakała. 

Tymczasem lekarz przyniósł im najświeższe informacje o stanie Lindy, 

która została już przewieziona na oddział pooperacyjny. Na szczęście nie 

doszło   do   zapalenia   otrzewnej.   Lekarz   powiedział,   że   jeśli   Jess   chce 

zobaczyć się z siostrą, może do niej wejść na kilka minut. 

Linda leżała w przeszklonej sali, podłączona do kroplówki i otoczona 

background image

sprzętem   monitorującym   funkcje   życiowe.   Patrząc   na   jej   jasne   włosy 

rozrzucone na poduszce, Jess nie mogła wyjść ze zdumienia, że nawet tuż 

po operacji wygląda pięknie. 

–   Biedna   bogata   dziewczynka   –   szepnęła,   po   raz   pierwszy   w   życiu 

szczerze współczując swej rozpieszczanej siostrze. 

– Jessie?

– Tak, to ja. 

– Byłam pewna, że umrę. Strasznie się bałam. Jess poczuła na policzku 

ciepłą łzę. 

– Ty płaczesz? – szepnęła Linda. – Nade mną? Przecież nic cię nie 

obchodzę. 

– To nieprawda – szepnęła przez ściśnięte gardło. 

– Przecież wiem. Zależało ci tylko na Scotcie. 

Jess pokręciła głową. Kiedy to wszystko tak strasznie się pogmatwało?

– Scott mnie potrzebował. A ty miałaś wszystko. 

– Prócz twojej miłości!

– Csii, nie mówmy o tym teraz. – Jess podała jej na łyżeczce odrobinę 

pokruszonego lodu. – Jeszcze nic nie jest stracone. Możemy spróbować się 

zaprzyjaźnić. 

– Jak?

– Nauczę cię. Zadzwoń do mnie, jak będziesz gotowa. Pójdę już. Nie 

powinnaś się teraz przemęczać. 

Wróciwszy   do   poczekalni,   powiedziała   rodzicom,   że   Linda   ma   się 

dobrze i że niczego jej nie brakuje. Tom przytulił ją i pocałował w czoło, 

co bardzo zirytowało jej ojca. 

– Niech pan wreszcie przestanie spoufalać się z moją córką! Jej miejsce 

background image

jest... 

Tom uciszył go zdecydowanym gestem. 

– Jessica i ja chcemy się z państwem pożegnać. Jeszcze dziś wracamy 

nocnym samolotem do Adelaide. 

– Wypraszam sobie, młody człowieku. Moja córka ma wyjść za mąż za 

Seana Hamptona. 

– Spóźnił się pan, panie Yeoman. Jess jest już z kimś zaręczona. 

– Jestem? – Spojrzała na niego pytająco, a potem szybko odwróciła się 

do   rodziców   i   powiedziała:   –   Właśnie.   Spóźniliście   się.   Dziękuję,   że 

zaprosiliście nas na weekend. Naprawdę, wiele się dziś... nauczyłam. 

W taksówce prawie nie rozmawiali. Tom był zamyślony i nie odrywał 

oczu   od   szyby,   za   którą   migały   światła   miasta.   Początkowo   Jess   była 

zajęta   własnymi   myślami   i   nie   zwróciła   uwagi   na   jego   nienaturalną 

milkliwość, jednak po pewnym czasie zaczęła się niepokoić. Chciała go 

zwłaszcza zapytać, co miał na myśli, mówiąc, że jest zaręczona. Obawiała 

się,   że   powiedział   to   tylko   po   to,   by   ją   ochronić.   Tak   jak   wtedy,  gdy 

narzucał jej się Dirk Robertson. 

Dopiero   w   samolocie   znalazła   w   sobie   dość   odwagi,   by   zacząć 

rozmowę   o   tym,   co   gnębiło   ją   od   tylu   godzin.   Wcześniej   byli   zajęci 

pakowaniem, a potem spieszyli się na lotnisko. Gdy jednak już po starcie 

stewardesa podała im drinki, a Tom nadal milczał, Jess uznała, że dłużej 

nie zniesie niepewności. 

– Tom?

– Mmm?

Szybko   otworzyła   usta,   ale   jeszcze   szybciej   je   zamknęła.   Od   czego 

zacząć?

background image

–   Kiedy   powiedziałeś   moim   rodzicom,   że...   –   Urwała,   czując,   że 

zabrnęła w ślepy zaułek. 

– Jesteśmy zaręczeni – przyszedł jej z pomocą. 

– Właśnie. Czy powiedziałeś to, żeby mnie ochronić?

– Tak. 

Opuściła głowę, bo nie chciała, żeby widział łzy rozgoryczenia. Było 

ich jednak zbyt wiele. 

– Jess! Co ty wyprawiasz? Spójrz na mnie! – Wziął ją pod brodę i 

zmusił,   by   podniosła   głowę.   –   Chciałem   cię   chronić,   bo   tak   każe 

odwieczny instynkt. Mężczyzna musi walczyć o kobietę. 

– Co takiego?

–  Jess! –  Ujął  jej twarz  w  obie  dłonie.  –  Ja cię  kocham!  Jezu,  nie 

sądziłem, że tak łatwo to powiedzieć. Myślałem, że nigdy się nie odważę. 

– Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że się odważyłeś – szepnęła przez 

łzy. 

– Wyjdziesz za mnie?

– Tak, Tom. Wyjdę za ciebie choćby dziś. 

– Wiesz, co musimy teraz zrobić?

– Oczywiście! – uśmiechnęła się, pochylając się ku niemu. – Musimy 

przypieczętować to pocałunkiem!

background image

EPILOG

–   Zamknij   oczy!   –   szepnął   Tom,   stając   tuż   za   nią   z   ich 

dwumiesięcznym synkiem Christopherem na rękach. 

– Tylko sprawdź, czy nie oszukuje – poradził Harley. 

Chłopak mieszkał z nimi od kilku miesięcy i powoli odzyskiwał spokój 

i wiarę w siebie. Stali się jego rodziną zastępczą krótko po powrocie z 

podróży poślubnej, kiedy to okazało się, że jedyną osobą, której Harley 

ufa, jest Tom. 

– Powiecie mi wreszcie, o co chodzi?

– Jeszcze chwilę – mówił Tom – moment... Już!

– Niespodzianka! – zawołał chór złożony z wielu znajomych głosów. 

–   Boże!   Nie   wiem,   co   powiedzieć...   –   roześmiała   się   Jess,   kręcąc 

głową. 

– Powiedz: jak wam się udało zebrać ich wszystkich w jednym miejscu 

i o jednej porze – poradził Harley. 

–   Właśnie!   –   pochwyciła,   patrząc   na   rozpromienione   twarze   tych, 

których   uważała   za   swoją   rodzinę.   Clarissa,   Nicola   z   rodziną,   Betty, 

Kathryn i Jack uśmiechali się do niej, życząc wszystkiego, co najlepsze. 

– To jeszcze nie koniec – oznajmił Tom, całując ją czule. Naraz zgasło 

światło. Po chwili w drzwiach zamigotały płomyki świec. To Linda i Sean 

nieśli   ogromny   tort   z   napisem:   „Wszystkiego   najlepszego   z   okazji 

pierwszej rocznicy ślubu”. 

– A co wy tu robicie? – zdumiała się Jess, całując siostrę na powitanie. 

–   Przecież   wczoraj   rozmawiałyśmy   przez   telefon.   Dlaczego   mnie   nie 

background image

uprzedziłaś?

– Gdybym to zrobiła, twój mąż chyba by mnie wyklął – roześmiała się 

Linda. 

– Rodzice też tu są?

– Niestety, nie – westchnęła. – Ojciec jak zwykle ma mnóstwo pracy. 

Ale przywieźliśmy prezent od dziadków dla Christophera. 

– Czuję, że będą go rozpieszczać. – Jess uśmiechnęła się wyrozumiale, 

patrząc z miłością w błękitne oczy, które jej synek odziedziczył po swoim 

tacie. 

– Mogę wziąć go na ręce? – zapytała Linda. 

Tom ostrożnie podał jej Christophera, a potem mocno przytulił Jess. 

– Podoba ci się niespodzianka?

– Bardzo. Podziękuję ci za nią, gdy będziemy sami. 

–   Hola,   pani   Bryant!   Bez   pośpiechu.   Najpierw   musisz   mi   pokazać 

zgodę od lekarza. Zapomniałaś już, jak trudny był ten poród? – zapytał, 

całując ją w czoło. 

– Dzisiaj u niego byłam – szepnęła mu do ucha. – Dał nam zielone 

światło. 

– Naprawdę?!

– Niespodzianka! – roześmiała się, gładząc jego włosy. 

– Musimy tylko zaczekać, aż wyjdą nasi gości. 

– Obiecuję ci, że będą tu wyjątkowo krótko!