background image

Jezierski Michał 

 

OSTATNIA MIŁOŚĆ OSTATNIEGO KRÓLA 

 
 
 

DWÓR SZLACHECKI 

 
 
 
 
Hrabiemu 
Stanisławowi Rzewuskiemu 
pamiątka 
 
od   krewnego   i   przyjaciela. 
 
 
 
 
Za panowania Stanisława Augusta naród dzielił się na dwa obozy, 
które w ciągłej  
były walce z sobą. Monarchiści stanęli przeciw starorepublikańskim 
zasadom. —  
Uczniowie lunewilskiój szkoły wyśmiewali pauperyzm jezuickich 
zakładów.  
Dworskość francuska głuszyła szlachecki obyczaj — każda partya do  
przeprowadzenia swych celów, nie mogąc znaleźć siły we własnym 
narodzie, szukała  
poparcia w dworach zagranicznych. Ubóstwienie cudzoziemszczyzny 
truło w panach  
uczucie narodowości; apatya i ciemnota wyniesiona z panowania 
Sasów, czyniła  
szlachtę niezdolną do publicznego życia. Panowie dworowali, szlachta 
po wsiach  
gnuśniała. Mimo to w obu warstwach byli ludzie z gorącem uczuciem 
dla kraju,  
którzy widząc grożące niebezpieczeństwo 

background image

 
 
 
ojczyzny, poświęceniem życia i mienia chcieli śmiertelne ciosy 
odwrócić. 
Węzły, które dawniej łączyły panów ze szlachtą, za Stanisława 
Augusta były  
zerwane. Polor i wykwint z rozwolnionemi obyczajami magnatów nie 
mógł się  
pogodzić z rubasznemi formami szlachty, w której brak wyższej 
oświaty  
zastępywała wiara, a patryotyzm zamykał się w uszanowaniu 
narodowości. Czy w  
historyi, czy w dramacie, czy w powieści, gdy nam przychodzi 
dotknąć się tej  
epoki, ból serce ściska, bo byliśmy zepsuci dawnem powodzeniem, 
olśnieni dawną  
sławą; spoczywaliśmy na laurach, nie widząc, iż kiedy one zwiędną, 
przeistaczają  
się w ciernie i ciało ranić muszą. Panowie zgromadzali się w stolicy, 
każdy  
prowadził politykę na swoją rękę. Panie, rzucone w wir wielkiego 
świata, zajęte  
dworskiemi intrygami, trwoniły mienie na stroje i bale, otaczały się 
gronem  
wielbicieli, a upadek niejednej nikogo nie raził, bo cudzoziemski 
obyczaj  
zacierał wrodzoną skromność naszych niewiast. Szlachta 
przesiadywała po  
wiejskich dworach, otoczona rezydentami, prawnikami, którzy 
schlebiali swym  
chlebodaw- 
 
 
 
com, gotowi zawsze do bójki, procesu, lub kielicha. Obyczaje jednak 
po wsiach  

background image

były nieskażone dbałość o utrzymanie gospodarskiego ładu była 
wielka, lecz i tu  
życie hałaśliwe wrzało, bo wszyscy hulali przed dniem ciężkiej 
żałoby. 
Aby się bliżej przypatrzeć stosunkom ówczesnego społeczeństwa, 
wejdźmy do dworu  
pana podstołego Józefa Kałasantego Łąckiego, mieszkającego we 
własnej  
dziedzicznej wiosce w Sandomierskiem. Wieś Stara-Wola leżała nad 
stawem, z poza  
drzew owocowych wyglądały bieluchne chaty, na wzgórzu wznosił 
się mały kościołek  
z porządną plebanią. Ulica, wysadzona staremi lipami, wiodła do 
domu dziedzica.  
Dwór był obszerny, z wysokim, dwupiętrowym dachem, ganek o 
czterech kolumnach,  
kilka krzewów przed oknami; za domem ogród owocowy z altaną 
powojem okrytą, w  
końcu pasieka, a dalej porządne gospodarskie, zabudowania— 
wszystko cechowało  
zamożność i dbałość nietyle o upiększenie miejscowości, jak pożytek i 
wygodę. 
Była to ranna pora, pan Józef Kalasanty siedział w swoim pokoju, 
palił fajkę i  
popijał 
 
 
 
kawę, — miał z górą lat pięćdziesiąt, ale czerstwy i barczysty, 
czupryna  
szpakowata, wąs siwy, oczy żywe, błyszczące, mars na czole, a 
uśmiech na ustach,  
cechował człeka chociaż silnej woli, lecz dającego się ugiąć długim, 
łagodnym  
wpływem. 
Opodal siedziała kobieta przy krosnach, ubrana w opięty, 
grodeturowy, czarny  

background image

szlafroczek z kryzą z antularza, w czepcu koronkami obszytym, z pod 
którego  
wydobywały się czarne pukle, przypruszone siwizną. 
Milczeli. Pan podstoli patrzał na kłęby dymu, które z ust wypuszczał, 
a pani  
Dorota Łącka liczyła z uwagą kratki na deseniu i jedwabiem według 
wzoru  
hafowała. Pan Józef Kalasanty przerwał milczenie. 
— Jejmość wczoraj odebrałaś list od pieszczocha? 
— Właśnie mam go przy sobie, aby Jegomości odczytać. 
— Pewno prosi o pieniądze. 
— Jużci powietrzem żyć nie może. 
— Jejmość go psujesz. Wymogliście na mnie, żem pozwolił wyjechać 
mu do Warszawy,  
niby dla szukania karyery, a ja sądzę, 
 
 
 
że dla szlachcica są tylko trzy drogi: żołnierka, stan duchowny, lub 
palestra.  
Co mu przyjdzie z tych pańskich stosunków, a choćby i królewskiego 
dworu.  
Chłopiec złajdaczeje, bruki tylko będzie zbijał, a później z pustą 
kieszenią, z  
zepsutem sercem wróci do domu, aby rodzicom ostatni grosz z 
kieszeni wyciągać. 
— Jegomość jesteś za surowy i niesprawiedliwy dla Kazia; lubi świat, 
bo młody,  
ale żadnej zdrożności nie popełnił. 
— Ja równie jak i Jejmość chowam dla niego afekt rodzicielski, tylko 
wszystko  
kunktuję, rozważam, a u kobiet włos długi, rozum krótki. Brata się z 
panami,  
którzy go wplączą w niebezpieczne kabały. Panie zrobią z niego 
jakiegoś  
lafiryndę. Dwór nauczy go płaszczyć się przed dygnitarzami, a dąć się 
przed  

background image

niższymi. Taka karyera nie dla Kazia, który z łaski Boga ma kawałek 
chleba,  
pochodzi z piastowskich Saryuszów i niczyjej łaski żądać nie ma 
potrzeby. 
Gdyby słuchał rady Jegomości twój krewniak pan Stanisław Łącki, 
nie zostałby  
wojewodą sandomierskim. Gdyby wszyscy, 
 
 
 
jak ty, zakopali się na wsi, niktby nie otrzymał starostwa. 
— Ba, ba, wysokie progi na jego nogi. Gdyby starostwo Kazio mógł 
otrzymać, byłby  
to casus miraculosus. Wielu wezwanych, a mało wybranych. Każdy 
królowi się  
podlizuje, bo się oblizuje do starostwa, ale takie łakocie nie dają się  
młokosom. Jam stary, mający głos na sejmikach, szczycący się silną 
protekcyą,  
nie mogłem sobie wyjednać kiepskiego korupeckiego starostwa. 
— Bo Jegomość nie trzymał się dworskiej partyi. Co zarzucasz 
Kaziowi, będzie to  
środkiem jego przyszłej karyery. 
— Jeśli Kazio złapie starostwo, będzie Pater periculosus; dla 
starostwa można i  
podworować. Starostwo to nervus rerum szlacheckiego stanu. Co on 
pisze w swoim  
liście, niech Jejmość raczy mi przeczytać. 
Pani podstolina nałożywszy okulary, wydobywszy list z kieszeni, 
powoli czytać  
zaczęła : 
„Najdroższa i najmilsza moja Mateczko! Łapię wolną chwilę, aby Ci 
kilka słów  
przesłać". 
 
 
 
— Nad czem on tak pracuje, że brakuje mu czasu pisać do 
rodziców?— przerwał pod- 

background image

stoli. 
"Niesłychane u nas dzieją się wypadki, włosy na głowie powstają i z 
obawy człek  
truchleje". 
— Cóż tam? rewolucya! czy znowu porwali króla! — wykrzyknął pan 
Łącki. 
— Nie przerywaj Jegomość, a słuchaj.  
„Król od dwóch tygodni nie okazał się na salonach księżny krajczyny, 
przeraziło  
ją to bardzo. My wszyscy wiedzieliśmy, że król zdrów i nie był ani u 
hr.  
Stackelberga, ani u swoich braci i wujów. Cała Warszawa gubi się w 
domysłach;  
Ryx jeden może wie, ale milczy i uśmiecha się. Gdzie król był, dociec 
nie można,  
a od tego zawisł los nietylko wielu dworzan, ale może sprowadzić 
zmianę całej  
polityki. Niepewność wszystkich dręczy, zrozumiesz łatwo droga 
Matko, jak ten  
krok królewski mnie niepokoi". 
— A co mu do tego — przerwał pan Łącki — gdzie król chodzi, ma 
się lada błaznowi  
opowiadać; napisz mu, aby palca między drzwi nie wkładał. 
 
 
 
Podstolina dalej czytała. 
„U nas wszyscy się kłócą: król z wujami, ministrowie z sobą, senat z 
izbą  
poselską, nawet literaci pismem i językiem wspólnie się bodzą. Na 
czwartkowym  
obiedzie króla, na którym był ksiądz Naruszewicz, ksiądz Wyrwicz, 
biskup  
Krasicki, szambelan Trembecki, ksiądz Albertrandi, Chreptowicz 
podkanclerzy  
litewski, ksiądz Podczobut, oprócz tych zwykłych biesiadników kilka 
osób było  

background image

zaproszonych. Po różnych dyskusyach król podał myśl, aby język 
nasz oczyścić z  
cudzoziemskich wyrazów i zastąpić je polskiemi. Ksiądz Naruszewicz 
siedząc  
nieopodal króla, a naprzeciw księdza Wyrwicza, rzekł: 
—Mnóstwo cudzoziemskich wyrazów kaleczy nasz język, łatwoby 
było je spolszczyć,  
naprzykład: Polacy, co tak gracko umieją wypróżniać butelki, dotąd 
nie  
przekształcili wyrazu „trybuszon", jabym go spolszczył i nazwał 
„wyrwiczem". 
Wszyscy się śmiać poczęli, a Wyrwicz, poczerwieniawszy z gniewu, 
odparł: 
— „A jabym kobiety złego prowadzenia nazwał: „Naruszewiczówny". 
 
 
 
Żart był za ostry, król zamilkł, nikt śmiać się nie śmiał; mówią nawet, 
że  
Wyrwicz na czwartkowe obiady nie będzie zapraszany". 
— Ja, gdybym był królem — rzekł podstoli — kazałbym mu wstać od 
stołu, a będąc  
Naruszewiczem, pozwałbym o sacrilegium wniósłbym protest do 
nadwornego marszałka  
o crimen legis majestatis. 
Pani podstolina dalej czytała: 
„Na balu u księżnej generałowej ziem podolskich, gdzie się znajdował 
król  
Jegomość i hr. Stackelberg, a ze znanych piękności: księżna 
strażnikowa  
Lubomirska, księżna Radziwiłłowa kasztelanowa wileńska, księżna 
Sułkowska  
generałowa artyleryi, księżna Sapieżyna wojewodzina smoleńska, 
księżna krajczyna  
Sapieżyna i gospodyni domu księżna generałowa ziem podolskich. 
Wszystkie były  
tak powabne, że nie można było wyboru między niemi uczynić. Król 
wszedł z panem  

background image

Rzewuskim marszałkiem nadwornym, otworzył bal kadrylem z panią 
generałową ziem  
podolskich; jest coś w jej twarzy, co wszystkich do siebie przyciąga. 
Naprzeciw 
 
 
 
króla hrabia Stackelberg z wojewodziną smoleńską, w trzeciej hrabia 
Waldstein z  
księżną, strażnikową, w czwartej pan Wielopolski z księżną 
Sułkowską. Król  
odznaczał się elegancką manierą; gdy skończył, utworzono drugi 
kadryl, daleko  
liczniejszy, w którym tańczyłem z księżną krajczyną. Nie chwaląc się, 
uznano  
mnie za najpierwszego tancerza. Hrabia Stackelberg, stojąc obok króla 
Jegomości,  
przypatrywali się moim misternym krokom i patrząc na mnie coś 
zcicha rozmawiali.  
Gdym skończył, król mnie przywołał do siebie i rzekł: 
— „Zachwyciłeś mnie Waćpan swoją zręcznością, życzyłbym sobie, 
abyś prowadził  
tańce na zamku; aby ci dać do tego prawo, mianuję cię naszym 
szambelanem". 
Skłoniłem się najuniżeniej królowi, przy klęknąwszy ucałowałem jego 
piękną ręk i  
z rozrzewnieniem podziękowałem za ten za szczyt. Hrabia 
Stackelberg dodał po  
francusku: 
— „Spodziewam się, że Waćpan potrafisz być wdzięcznym królowi 
za jego dobroć,  
odpłacisz się poświęceniem, gorliwie będziesz 
 
 
 
służył i powodował się temu, który najlepiej rozumi dobro waszej 
ojczyzny. 

background image

Zapewniwszy o mojem ślepem posłuszeństwie, odsunąłem się, długo 
nie mogąc wyjść  
z zadziwienia, zkąd tak wielką łaskę ściągnąłem na siebie. Matko! syn 
twój  
szambe- 
lanem!" 
Łzy radości spłynęły po licu podstoliny i rzekła do męża: 
— Widzi Jegomość, że Kazio napróżno czasu nie traci w stolicy i 
koszta na niego  
łożone sprowadzają mu zaszczyty, a nam pociechę. 
— Przyznam się — odrzekł pan Józef Kalasanty — że łaska króla 
mnie cieszy, ale  
ta nominacya jest trochę upokarzająca; dotąd głową zarabiano na ten 
zaszczyt, a  
Kazio zdobył go nogami. 
— Nie domyślasz się — przerwała podstolina — że wględy pięknej 
kraj czyny  
zdobyły, mu tę godność. 
 — I tu mam obawę — odrzekł podstoli— aby ten klucz nie do drzwi 
królewskich,  
ale do serca krajczyny nie był użyty, a to 
 
 
 
kobieta zamężna, a żadnego jeszcze skandalu Bóg w naszym rodzie 
nie dopuścił. 
— Jegomość zaraz widzi we wszystkiem same skandale, uprzejmość 
nie jest  
grzechem, grzeczność płaci się grzecznością, cóż dziwnego, że piękne 
panie  
stolicy wzięły go w swoją opiekę; ich protekcya silniejsza od 
hetmańskiej i  
kanclerskiej. Słuchaj dalej. 
"Król po niejakim czasie usiadł przy księżnie krajczyni i wziąwszy jej 
wachlarz,  
zasłoniwszy nim twarz swoją, długo mówił; widać, że nie chciał, aby 
wyczytano w  

background image

jego twarzy, co ucho dosłyszeć nie mogło. W początku krajczyna 
słuchała  
obojętnie, krótko odpowiadała królowi, widać, że król się 
usprawiedliwiał z  
długiej swej niebytności, lecz rozmowa szczęśliwie się zakończyła, bo 
księżna w  
końcu miała rozjaśnione lica, a król rączki ucałował. Z całej duszy 
uradował się  
z tego pojednania, bo wiem, że krajczy jest mi życzliwą, a dopóki 
będzie trwać  
jej wpływ na króla, na coraz wyższą karyerę liczyć mogę. I miałem 
tego dowód.  
Król ciągle siedząc przy niej, dał mi znak ręka abym się przybliżył i 
rzekł: 
 
 
 
— Ja rządzę krajem, księżna włada sercami, nie wiem kto z nas jest 
potężniejszy;  
zaszczytu który dziś spotkał Waćpana, byłem tylko wykonawcą, ale 
księżna jest  
rzeczywistą dawczynią, obowiązkiem jest wiec Waćpana złożyć jej 
uniżoną  
podziękę. Odrzekłem królowi: 
 — „Mądrość Najjaśniejszy Panie i piękność zawsze rządzi światem, 
przed jedną i  
drugą władzą człek czoło uchyla, obu więc potęgom w ich dostojnych 
osobach hołd  
mój najniższy składam". 
Król się uśmiechnął, znać, że mu się podobała moja odpowiedź, a 
księżna podała  
mi rękę, którą serdeczniem ucałował, i rzekła: 
— „Zawsze będziemy dobrymi przyjaciółmi, a wierność jego dla 
Najjaśniejszego  
Pana będzie ogniwem naszych dobrych nadal stosunków". 
Nadeszła księżna generałowa ziem podolskich z hr. Stackelbergem: 
delikatność  
kazała mi się usunąć". 

background image

A wiesz Jejmość — rzekł podstoli—jaką wyprowadzam z tego 
konkluzyę, że się u nas  
źle dzieje, bo baby króla za nos wodzą. Nie 
 
 
 
jest to prognostyk świetnego panowania. Kazio żeby miał rozum, 
fladrowałby babom  
i królowi, dopóki nie złapie starostwa, a potem powiedziałby im: 
„kłaniam  
uniżenie" i osiadł w swojej donacyi. 
— Widzi Jegomość—odrzekła podstolina— naprzód trzeba było 
zapoznać się z  
dworskim światem, potem wyjednać sobie urząd choćby dworski, 
później gwiazdę św.  
Stanisława, dopiero wówczas i o starostwie będzie można pomyśleć. 
Napomina o tem  
Kazio w swym liście i pisze: 
„Co do starostwa, zasiałem pierwsze ziarna mówiłem już o tem z 
Ryxem". 
— O sancta cruce — krzyknął podstoli — chłopiec zwaryował, 
szukać protekcyi u  
królewskiego kamerdynera, to hańba dla Saryusza! 
— Niech Jegomość się nie irytuje —nie znasz dworu, nie wiesz, że do 
króla  
łatwiej wejść bocznemi schodami, niż przez paradne podwoje. Spuść 
się na Kazia,  
on wie co robi. 
—- Czym ja zgłupiał, czy wy wszyscy powaryowali — odrzekł pan 
podstoli — chyba  
świat się przewrócił do góry nogami. Nie tak 
 
 
 
trwało za moich czasów; czy ten przewrót wiedzie do pomyślności 
kraju, wątpię,  
to później się okaże. Odpisz Jejmość Kaziowi, że życzeniem mojem 
jest, aby czasu  

background image

nie trwonił na bachalach warszawskich i pieniędzy nie tracił, a 
złapawszy  
starostwo wrócił do domu, a na wydatki poszlij mu odemnie 
trzydzieści czerwonych  
złotych, to na długo powinno mu wystarczyć. 
Pani podstolina podziękowawszy mężowi za jego rodzicielską 
troskliwość, wyszła  
do siebie i napisawszy długi list do syna, wysłała gońca do Warszawy, 
lecz do  
trzydziestu czerwonych złotych dodała ze swych oszczędności 
dwieście dukatów. 
Gdy pan podstoli siedział zadumany marząc o starostwie dla syna, 
wszedł pan  
komornik Placyd Szuta, koło siedmdziesięciu lat mający, w 
migdałowym żupanie,  
czarnym pasem podpasany, chudy, zgarbiony, pomarszczony, oczy 
tylko błyszczały  
przebiegłością. Pod pachą trzymał spory plik papierów; skłoniwszy 
się do kolan  
podstolego, rzekł. 
Przychodzę zdać relacyę z moich czynności. 
 
 
 
— Cóż tam mości komorniku? 
— W sprawie Pląckowskiego o zaoranie kopca otrzymałem drugą 
kondemnatę, wykręca  
się jak piskorz, jeszcze go złowić nie mogę, lecz na następnej święto- 
Michalskiej kadencyi będziemy mieli dekret solutionis. 
— Wiolencyę taką darować nie mogę; Waćpan, panie Szuta, 
zbłądziłeś, żeś sprawę  
popchnął na drogę cywilną, która izbą kryminalną powinna być 
sądzona. Cóż  
zrobiłeś komorniku w sprawie z panią Wiercińską? ta baba kością w 
gardle mi  
stoi; w moim stawie moczy konopie i wszystkie raki mi wytruła; 
dodałeś Waćpan w  

background image

pozwie, że jej gęsi chodzą mi po polu i paskudząc psują moje 
posiewy. 
— Niech JW. pan podstoli będzie spokojny, wyliczyłem straty i 
dowiodłem, że  
postępek był rozmyślny. Sąd nakazał pani Wiercińskiej de noviter 
repertis  
documentis, choć sprawa się przedłuży, ale po dekrecie executionis 
okrągłą sumkę  
wycisnę. 
— Nie chodzi mi o wynagrodzenie, mój komorniku, wdowiego grosza 
nie potrzebuję,  
zwłaszcza że tam biedota, lecz czynię to z obo- 
 
 
 
wiązku bronienia mej własności i okazania, iż kiedy się gniewam, to 
mam racyę.  
Co innego panu Herczyńskiemu to nie daruję; polował w moich 
lasach, a gdy gajowy  
chciał mu psa przytrzymać, zbił go na winne jabłko, popełnił kryminał 
podwójny;  
gdyby to jeszcze po pianemu, ale na czczo, przy zdrowych zmysłach, 
to nie do  
darowania. W słudze moim mnie obraził. Per sancta cruce pomścić się 
muszę. A  
pana podkomorzego pozwałeś, że mi karczmę postawił pod nosem? 
— Tłumaczy się JW. panie, że ją postawił na swoim gruncie, 
powtarza: „Wolno  
Tomku w swoim domku". 
— A kiedy tak — krzyknął podstoli — to będzie figiel za figiel; 
karczmę  
rozbiorę, żyda wsadzę do chlewika, niech mnie pozywa. W trybunale 
prezyduje mój  
krewniak, pan Olizar, dyabła zje, jeśli co wskóra. Tu nie idzie o 
wynagrodzenie,  
ale o honor; ja kpię z pieniędzy, ale o honor stoję i stać będę. 
— Ja wiem — odrzekł Szuta — wycieram sądowe kąty, piszę pozwy, 
repliki,  

background image

manifesty, a gdy uzyskam dekret executionis, JW. pan podstoli 
pojedna się ze  
stroną, przy- 
 
 
 
sądzonej sumy nie bierze i moja praca przepada. 
— Ależ mój komorniku, mówiłem ci nieraz, że jeśli się procesuję, to 
nie dlatego  
aby kogoś obdzierać, cudzy grosz nie grzeje; idzie mi tylko o 
przekonanie, że  
miałem racyę i o tem publicznie, przed sądowemi kratkami chcę 
przekonać. Gdy  
postawię na swojem, gniewu nie chowam w mem sercu i 
zwyciężonemu chętnie moją  
rękę podaję. 
— Sic vos non vobis — mruknął pan komornik — nie mnie chudemu 
pachołkowi  
roztrząsać maksymy JW. podstolego; ja swoje robię, a jaki z mej 
pracy użytek, to  
nie rzecz moja. 
— Rób waćpan swoje a ja swoje, będzie i wilk syty i koza cała, o radę 
nie  
proszę, do mojej woli Waćpan akomodować się powinieneś. 
Nie podobał się komornikowi i morał i porównanie go do kozy; 
mruknął złośliwie. 
— I koza ma rogi. 
— Gdy bodzie — rzekł podnosząc głos podstoli — to jej rogi zbijają i 
będzie  
Szuta. 
Umiał komornik za dowcip dowcipem się 
 
 
 
odpłacić, ale znał podstolego, iż wojować z nim niebezpiecznie, 
zakręciło mu  
tylko w nosie i kichnął. 
— Na zdrowie, panie komorniku, wygranych procesów. 

background image

— Całuję stopy za życzenia, idę do mojej roboty, mam kupę zajęcia. 
Zwolna wysunął się pan Szuta z komnaty podstolego. 
Pan Józef Kalasanty klasnął w dłonie na pachołka, który go przyodział 
w długie  
buty, nasunął szaraczkowy kubrak, podał rogatywkę, czekan w rękę i 
tak  
wystrojony wyszedł pan podstoli na inspekcyę gospodarstwa. Nie 
było kąta, do  
któregoby nie zajrzał. Bydło, stadnina, owce, chlewnia, wszystko 
przedefilowało  
wolnym marszem przed okiem dziedzica. Nie obeszło się bez 
strofowań, a nieraz i  
czekan przetrzepał plecy parobków. Po tej inspekcyi wsiadł na 
szłapaka,  
wszystkie łany objechał i o południu wróciwszy do domu, gdy zsiadł z 
konia,  
krzyknął tubalnym głosem „jeść!" Służba latała do kuchni, biegano z 
półmiskami,  
a pan podstoli wpadł do kucharza i wrzeszczał. 
 
 
 
— Czy chcecie abym umarł z głodu? podawajcie co jest gotowego! 
Krzyki te nie ustawały dopóki pan podstoli nie ujrzał wazy na stole, a 
palnąwszy  
tęgi kielich wódki i zakąsiwszy piernikiem, z wilczym apetytem 
zmiatał podawane  
mu potrawy. Choć pan podstoli sam zajadał, lecz kilka nakryć przy 
stole było  
niezajętych; po zupie weszła pani podstolina, pan Łącki mając pełne 
usta rzekł. 
— Jejmość się spóźnia. 
— A Jegomość się spieszy — odrzekła. Po sztuce mięsa wszedł 
rezydent pan  
Brodziewicz. Podstoli podjadłszy, w lepszym trochę będąc humorze, 
rzekł do  
wchodzącego. 
— Pan Brodziewicz po lasach chodzi, a do stołu nie przychodzi. 

background image

Przybyły siadł przy stole i nalawszy lampeczkę wódki odrzekł. 
— Aqua vitae zupę zastąpi, a do zająca którego wczoraj oddałem do 
kuchni, mam  
pewne praejudicatum; widziałem go na polu, jeszcze i na półmisku się 
z nim  
spotkam. 
Gdy podano kaszę ze skwarkami, wszedł 
 
 
 
ksiądz Antoni Bernardyn, kapelan dworski. Pan podstoli odezwał się 
śmiejąc. 
— Ksiądz Antoni na ite missa est przychodzi. 
— Jestem syty — odrzekł Bernardyn — chrzciłem pierworodną córkę 
Maćka,  
pobłogosławiłem Bartka z Magdą. 
Pan Brodziewicz mruknął: 
 
Koń strokacz — żona Magda,  
Co Bóg dał to i tak da. 
 
Ksiądz Antoni nie zważając na koncept Brodziewicza dalej ciągnął. 
— Wszędzie mnie ugaszczano. Byłem na śniadaniu w Stempowcach, 
gdyż pan  
wojewodzic z córką przybył z Warszawy; obowiązkiem było moim 
ich powitać. 
— Per sancta cruce, oto nowina — wykrzyknął podstoli — nareście 
zdecydował się  
odwiedzić swoje dobra; jak słyszałem wielkie tam są nieporządki, a 
pańskie oko  
konia tuczy. Marnują się, niszczą pańskie majątki. Zapominają, że 
potęgą  
szlachty jest ziemia; garść jej jest szacowniejszą od garści złota, ona 
go  
wzmacnia, karmi i przemienia się 
 
 
 

background image

w złoto. Pierwszą oznaką patryotyzmu jest zachowanie mienia. 
— Przy majątku wojewodzica — przerwała pani podstolina — 
wystarczy na zbytki a  
mając córkę jedynaczkę, oszczędzać się nie ma potrzeby. Emilcia 
zawsze będzie  
panią. 
— Moja Jejmość — odrzekł pan Łącki — zbytki niszczą, a 
nieporządek gubi z  
kretesem. 
— Czy Emilcia zdrowa? — zapytała podstolina księdza Antoniego. 
— Wojewodzicówna wygląda jak krew z mlekiem, przybyła z swoją 
ochmistrzynią  
francuzką i licznym fraucymerem. Musiałem czekać dwie godziny 
nim dokończyła  
swojej tualety. Gdy weszła, tylko com się nie przeżegnał; zdało mi się, 
że jakaś  
święta zeszła z obrazu, tyle na niej było pereł, różnych blaszek, jakby 
wota,  
złotych szpilek jak promienie na głowie; tylko ogon co za nią dyndał 
przekonał  
mnie, że to świecka osoba. 
— Przewyborny kontrfekt uczyniłeś księże Antoni — rzekł śmiejąc 
się podstoli —  
tylko że dzisiejsze panie nie wyglądają na święte, podobniejsze do 
szczurów, gdy  
wylizą z worka mąki; białe włosy do gładkiej 
 
 
 
i rumianej twarzy, to kontrast bez sensu, a ogon to już sprawa 
szatańska. 
— Pan Molski — ozwał się Brodziewicz — tak opisał nasze damy: 
 
Ogon z tyłu, czub na głowie,  
W gestach dziwna etykieta,  
Cudzoziemski bełkot w mowie,  
Oto nasza dziś kobieta. 
 

background image

— Niema żadnej powagi pan Molski — odrzekła podstolina — jest to 
wierszokleta,  
który jak chorągiewka obraca się na wszystkie strony, chwali i gani 
według tego  
jaki wiatr na niego dmuchnie; słusznie o nim powiedziano : 
 
Jakikolwiek stan jest Polski,  
Zawsze wiersze pisze Molski,  
I na przyjście Anty - Chrysta  
Ma gotowych wierszów trzysta. 
 
— Gdybyś panie Brodziewicz zacytował z Wirgiliusza — rzekł 
podstoli — miałoby  
pewną powagę, ale zdanie jakiegoś wierszoklety i funta kłaków nie 
warte. 
Ależ Wirgiliusz nie znał naszych dam — odrzekł Brodziewicz. 
 
 
 
Podstoli niezadowolony z uwagi Brodziewicza, rzekł. 
— Tylko nie wdawaj się Waćpan w dyskusye literackie, bo zawsze z 
jakiemś  
głupstwem wystrzelisz, widać że Wirgiliusza nawet w ręku nie miałeś; 
tobie  
polować a nie dyskutować, bo na tem polu zawsze spudłujesz. 
— A JW. pan podstoli czy do zwierza, czy do człeka, zawsze trafny 
cios wymierzy,  
odrazu położył mnie trupem; rozum zawsze zwycięży ignorancyę. 
— Jezuici boćkowskim pędzili nam rozum do głowy, nie tak jak 
dzisiejsi wasi  
Piarowie; reformy księdza Konarskiego jak wszystkie reformy chaos 
tylko rodzą. Z  
zarzuceniem Alwara nikt teraz po łacinie umieć nie będzie. 
— Ale język polski na tem zyska — rzekł Brodziewicz. 
— Znowu palnąłeś głupstwo — przerwał podstoli. — Po polsku 
każdy Polak mówi,  
lecz chcąc się wyrazić rytorycznie, bez frazesu łacińskiego obejść się 
nie  

background image

można, jak potrawa bez soli, lub bankiet bez wina. Hej! hej! do czego 
wy  
dojdziecie z waszemi reformami. 
 
 
 
W czasie tej rozmowy pani podstolina rozprawiała zcicha z księdzem 
Antonim; gdy  
miano wstać od stołu rzekła do męża. 
— Ksiądz kapelan mówił mi, iż wojewodzic troskliwie o ciebie się 
wypytywał, że  
chce ci złożyć swoją attencyę, czy nie lepiejby było, abyśmy go w tem  
uprzedzili? 
— Masz słuszność Jejmość, syn to dygnitarza i pan z panów; chociaż 
szlachcic na  
zagrodzie równy wojewodzie, jednak attencya mu się przynależy. 
Jutro więc  
pojedziemy do Stempkowiec. Panie Brodziewicz, zajrzyj do stajni, 
aby powóz i  
uprząż wyczyszczono, służba aby przywdziała nową odzież, aby do 
wojewodzica  
zajechać z pompą, jak przystoi na podstolego z Saryuszów Łąckiego. 
Ruszono krzesłami, wszyscy się przeżegnawszy i ucałowawszy ręce 
państwa  
podstolstwa, udali do zwykłych codziennych zajęć. 
 
 
 
DWÓR PAŃSKI. 
 
 
 
 
Za Stanisława Augusta zamki dawnych panów zaczęły się 
przeistaczać w pałace.  
Włoskie ogrody ze strzyżonemi alejami przerabiano na angielskie 
parki z  

background image

rozrzuconemi klombami. Wewnątrz domów ciężkie materye i perskie 
dywany  
zastępywano lyońskiemi wyrobami. Starożytne srebra ustąpiły saskiej 
porcelanie.  
Świetne kontusze i złociste pasy zmieniono na aksamitne haftowane 
fraki. Szpada  
zastąpiła karabelę, a na podgoloną czuprynę włożono utrefioną 
perukę.  
Powierzchowne to przeobrażenie było skutkiem przeistaczających się 
wyobrażeń. 
Marya Ludwika de Gonzag, później Marya d'Arquien przysposobiły te 
zmiany,  
nareście dwór lunewilski i obeznanie się z modną literaturą XVIII. 
wieku  
wpłynęły na 
 
 
 
zwyczaje i obyczaje narodu. Stanisław August i panowie dali popęd 
krzewiącej się  
cudzoziemszczyźnie; nie mogła ona się wcisnąć do szlacheckich 
dworów, gdyż wpływ  
obcej literatury na nią nie oddziaływał i obcy żywioł był wstrętny. 
Forma nie  
jest czczym objawem, ma ona poważne znaczenie, bo zawsze wpływa 
na treść samą.  
Panowie przyjąwszy ubiór i zwyczaje francuskie, zmienili szacowną 
postać pana  
polskiego na cudzoziemskiego arystokratę. Dla demokratycznego 
narodu,  
strzegącego gorliwie równości szlacheckiej, panarystokrata był 
wstrętną  
osobistością odosobnioną w narodzie, niemogącą nietylko mieć 
wpływu na szlachtę,  
lecz musiał na każdym kroku znaleźć w niej opozycyę. Dlaczego przy 
księciu  
Karolu Radziwille wojewodzie wileńskim garnęła się szlachta, 
popierała go zawsze  

background image

i wszędzie? Dlaczego potakiwała jego dziwactwom i kochała go 
szczerze? bo Panie  
Kochanku pozostał panem polskim, nie zrzucił żupana, którego 
kilkunastu  
wojewodów wileńskich nosiło, bo miał serce polskie; arka przymierza 
strzeżoną  
była przez aniołów, na staży narodowości stoi naród cały. 
 
 
 
O dwunastej godzinie zajechała landara państwa podstolstwa przed 
ganek  
stempkowskiego pałacu, w sieniach nikt nie wyszedł na spotkanie; 
gdy weszli po  
schodach do przedpokoju, powitał ich kamerdyner Francuzi 
oświadczył złamanym  
polskim językiem, iż JW. wojewodzic zajęty jest w swoim gabinecie 
korespondencyą  
z Warszawy, a panna wojewodzicówna przybiera się do obiadu. 
— A to wkrótce wyjdzie — rzekł podstoli — bo już po dwunastej. 
— Tylko co JW. wojewodzic wstał od śniadania, obiad u nas o 
czwartej. 
— Tam do dyabła, a jam na czczo — zawołał podstoli — do czwartej 
godziny człek  
może umrzeć z głodu. 
Na ten desperacki wykrzyknik kamerdyner nic nie odpowiedział, 
tylko wprowadził  
państwa Łąckich do salonu, a sam się oddalił. 
Pan podstoli zasiadł posępny w fotelu, a pani podstolina na kanapie; 
po długiem  
milczeniu ozwał się pan Łącki. 
— Pierwszy raz w Polsce szlachcic w domu magnata z głodu omdleje. 
Ot tobie  
reformy w polityce i życiu, jakiś szatan ich opętał. 
 
 
 
— Niech Jegomość będzie cierpliwy, za to zjesz wykwintny obiadek. 

background image

— Tak, jeźli dożyję — mruknął podstoli— nim słońce zejdzie, rosa 
oczy wygryzie;  
o tempora, o mores ! 
Głód spowodował zły humor, wszystko go gniewało; za każdym 
dalekim stukotem  
wstawał, aby powitać gospodarza; omylony w oczekiwaniu rzekł do 
żony. 
— Przyjechałem, aby z tobą tu się bawić, tej przyjemności mogłem 
zażyć i w domu;  
kazać na siebie czekać tak długo, to pańską fumę mianuje. 
— Ależ daj czas wojewodzicowi odpisać na listy — odrzekła 
podstolina. — My swoim  
czasem rozporządzać możemy, a nie ci, co na swej głowie mają 
interesa kraju. 
— Głupio rządzą, głupio radzą — zawołał podstoli — możeby lepiej 
było, aby  
próżnowali, nie uchybialiby przynajmniej gościnności we własnym 
domu. 
Gdy tak mąż ciągle się kwasił, a żona go mitygowała, kamerdyner 
wszedł do  
gabinetu wojewodzica i oznajmił, że państwo ze Starej-Woli 
przyjechali. 
 
 
 
— Ach! ta nudna szlachta — rzekł wojewodzic — zaczyna już 
najeżdżać, nie można  
nawet na wsi odpocząć, włażą jak muchy do miodu; powiedz Louis, 
że jestem bardzo  
zajęty, gdy skończę moją pracę, wyjdę, a ty ich baw tymczasem. 
Louis skłoniwszy się, udał się do wojewodzicówny z temże samem 
oznajmieniem. 
Panna Emilia rzekła do swej ochmistrzyni. 
— Ja w negliżu pokazać się nie mogę, pośpieszę, aby wyjść 
najprędzej, są to  
rodzice szambelana Kazimierza. Podstolina była przyjaciółką mojej 
matki,  

background image

wspomnienia moich lat dziecinnych wiążą mnie z niemi; zabaw ich 
uprzejmie  
tymczasem, ja wkrótce przybędę. 
Ochmistrzyni, posłuszna rozkazom, weszła do salonu; gdy Louis 
otworzył podwoje,  
trzy razy dygnęła i rzekła. 
— Jestem Madame de la Toure, dame de compagnie panny 
wojewodzicówny, która, gdy  
skończy toaletę, przyjdzie sama ich powitać. 
I usiadła poważnie obok podstoliny.  
Louis zbliżył się do podstolego i rzekł. 
 
 
 
— Może pan rozkaże oprowadzić się po ogrodzie, będę mu służył. 
Nie podobała się podstolemu ta konfidencya kamerdynera i kwaśno 
mu odpowiedział. 
— Nachodziłem się w domu, tu przyjechałem dla odpoczynku, 
możesz Waćpan iść do  
swojej roboty, więcej poufałości, jak znajomości. 
Louis skonfundowany wyszedł, mruknął tylko we drzwiach: quel pays 
barbare. 
Pani Delatour opowiadała podstolinie o Warszawie, nazywając ją un 
petit Paris.  
Pan podstoli słuchał ją niechętnie i zapytał, 
— Czy pani Delaturska dawno w naszym kraju? 
— Po śmierci mego ojca, który był kapitanem dans l'armée du grand 
Condé, osiem  
lat temu przyjechałam do Polski i przez ten przeciąg czasu zostaję w 
domu pana  
wojewodzica. 
— A, to zaszczyt przynosi pani kapitanównie, jak to mówią, i kamień 
na miejscu  
porasta, musiała pani Delaturska uzbierać sobie kapitalik, pewno nam 
wkrótce  
dygnie i z polskim workiem podąży do Francyi. 
 
 

background image

 
— Je ne suis pas interessé, bawię u wojewodzica, bo kocham Emilkę. 
— — Tem  
dogodniej dla wojewodzica — odrzekł podstoli — za jej trud miłością 
córki może  
jej zapłacić. 
Pani Delatour zrozumiała lekceważenie jej osoby, poczerwieniała z 
gniewu i  
powstając rzekła. 
— Ja ich bawić nie umiem, pójdę po Emilkę. 
Znowu państwo Łąccy zostali sami w salonie. Po długiem milczeniu 
podstoli się  
odezwał. 
— Przysłali nam tę głupią Francuzicę do zabawy; takie lekceważenie 
mnie oburza. 
— Wojewodzic wkrótce nadejdzie i przeprosi, że musieliśmy czekać 
na niego. Ale z  
ochmistrzynią i kamerdynerem Jegomość obszedł się niegrzecznie. 
— Odprawiłem kamerdynera jak fagasa, a Delaturska dobrze że 
uciekła, bobym jej  
bryznął takim komplementem, żeby jej uszy poczerwieniały. 
— Jegomość głodny, wszystko go więc gniewa. 
 
 
 
— A jużciż głodnemu trudno być w dobrym humorze. 
Podstolina wzięła jakąś książkę leżącą na stole i czytać zaczęła. Pan 
Łącki  
przechadzał się po pokoju i dla przepędzenia czasu bębnił palcami po 
oknie. 
Po półgodzinnem jeszcze oczekiwaniu kamerdyner otworzył podwoje 
i donośnym  
głosem wykrzyknął. 
— Jego Excellencya JW. wojewodzic i JW. wojewodzicówna. 
Wojewodzic trzymając córkę pod rękę, z podniesionem czołem, 
przybrany według  
mody wersalskiego dworu, skłoniwszy lekko głowę, rzekł. 

background image

— A, pan Józef Kalasanty, sąsiad, gość rzadki, a zawsze pożądany; 
jaki pan  
dobry, że nie zapomniałeś o mnie, wybierałem się do pana 
— Chciałem go uprzedzić i złożyć mu moje uszanowanie —odrzekł 
pan Łącki — ale  
widzę, że nie w porę przybyłem i przerwałem jego zajęcia, na czem 
sprawy  
publiczne cierpieć mogą. 
— O, tak, tak, panie podstoli, pracujemy 
 
 
 
jak woły, ledwie chwilę możem znaleźć dla przyjaciół. Buchholtz 
ciągle mnie  
wzywał do siebie w Warszawie i tu mnie swemi depeszami spokoju 
nie daje. 
— Co za Buchholtz? nieznana mi jakaś figura, która pewno przybyła, 
aby was tu  
tumanić; wszyscy oni intryganci, kręciciele, łowią ryby w mętnej 
wodzie, a  
panowie zwą ich dyplomatami. 
— Zgadłeś pan podstoli, jest to dyplomata, choć milczący, ale 
otwarty, choć  
ociężały, ale z dobremi dla nas chęciami, każe siebie kochać. 
— A za co? — zapytał podstoli. 
— Dotąd, panie podstoli, to sekret stanu; ale przed przyjacielem nie 
mam  
tajemnicy. On chce nas wybawić od rosyjskiej gwarancyi. Król pruski 
będzie  
naszym obrońcą i zbawcą. 
— Abyście tylko nie wpadli z deszczu pod rynnę; nie dowierzam 
Prusakowi, to  
wilcza i razem lisia natura. Pamiętasz, panie wojewodzicu, bajeczkę 
Krasickiego  
o zajączku, kończącą się tem: „wśród uścisku przyjaciół, psy zająca 
zjadły". 
 
 

background image

 
— Przecież nie z dziećmi ma do czynienia — odrzekł wojewodzie — 
partya  
patryotyczna choć młoda, ale ma dojrzałe głowy, nie damy się złapać, 
umiemy  
odróżnić prawdę od fałszu. 
— Wierzę w szczerość waszych chęci — przerwał podstoli — ale nie 
rozumiem, zkąd  
ten afekt serdeczny naszych sąsiadów, po co nie my, ale oni mają 
prowadzić nawę  
Rzeczypospolitej; wiem tylko, że każda usługa, dana przez obcych, 
grubo się  
opłaca, bo, jak to mówią, dla pięknych naszych oczów nikt grosza nie 
poświęci.  
Wszystkie wasze partye, czy dworska, czy patryotyczna, czy pruska, 
czy rosyjska  
dyabła warte: rozdrabniają siły, które powinny się skupić w jedną 
narodową. 
— To są zacne myśli, panie podstoli, ale nie dyplomatyczne, szlachta 
do nich  
jeszcze nie dorosła. My na wszystko patrzymy zbliska, a wy zdaleka, 
dyplomacya  
jest dziś najpotężniejszą siłą. 
— Mości wojewodzicu, dyplomacya, to szachrajka na wielką skalę: 
kto kogo lepiej  
okpi, ten zwycięży; naród nasz nie lisią, ale lwią ma naturę, nikogo 
nie  
zaczepia, ale za 
 
 
 
czepiony napastnika dusi. Tak bywało dawniej, tak i dziś działać 
należy. 
— Lew ten miał dawniej pazury — odrzekł wojewodzic — dziś one 
stępiały. 
 — Obowiązkiem więc jest wszystkich partyj, mości wojewodzicu, 
starać się, aby  

background image

one odrosły, wówczas nie będą nami pomiatać, bo siła jest najlepszą 
dyplomacyą. 
— Zacofany jesteś, mój panie podstoli, mówisz, jakby za Zygmuntów, 
lecz czasy  
się zmieniły. Szlachta nasza, przyzwyczajona do życia publicznego, 
zawsze z  
upodobaniem rozprawiała o polityce; gdy dwóch się spotkało, losy 
nietylko  
własnego kraju ale całej Europy były przedmiotem rozmowy. Ile było 
głów, tylu  
było polityków. Nie mając organów dziennikarskich, sama tworzyła  
najdziwaczniejsze kombinacye polityczne, wyprowadzając zawsze 
złote nadzieje dla  
kraju.  
Pan podstoli zajęty ożywioną rozmową, zapomniał trochę o głodzie. 
Przez ten czas  
panna Emilia z podstoliną rozmawiała o Warszawie. Łatwo pojąć, iż 
dla kochającej  
matki szczegóły o synie były najbardziej zajmujące. Życie jej skupiło 
się w  
przywiązaniu, jedyną 
 
 
 
jej chęcią było szczęście dziecka, jedyną dumą— wywyższenie się 
jego. Ułożyła  
sobie całą drogę życia, po której Kazimierz pójść musiał i stanąć na 
szczycie  
dostojeństwa i pomyślności; a że z natury był słabego charakteru, 
przytem kochał  
matkę, łatwo więc we wszystkiem dawał się powodować. 
Panna Emilia z widocznem upodobaniem opowiadała o tryumfach 
salonowych  
szambelana, iż jego grzeczność, ujmujący układ, dowcip z miłą 
powierzchownością  
wszystkie serca mu zniewala; będąc popsuty względami dam, 
rozstrzelone jego  

background image

uczucia nie mogą się skupić, aby ukochał jeden przedmiot — błądzi 
więc wśród  
kwiatów, lecz na żadnym nie usiądzie. 
— Kazio jeszcze młody — odrzekła podstolina — niech się jeszcze 
bawi, niech  
wprzód zrobi karyerę, niech zaszczytami dorówna tym, co błyszczą 
bogactwami,  
niech wprzód spełni obowiązki dla kraju, a później o osobistych 
pomyśli. 
— Czy nie będzie zapóźno — rzekła panna Emilia — żądza 
zaszczytów jest cechą  
starości. Kto życie zaczyna czem kończyć powinien, ten się zrzeka na 
zawsze  
uroku młodości; 
 
 
 
jedna jest tylko pora wiosny, w zimie kwiat się nie rozwinie. 
— Moja panno Emilio, są to egzaltacye, wyczerpane z romansów; w 
książkach można  
tworzyć bohaterów, ale w życiu trzeba ludzi. 
— Nikt bez gorącego serca — rzekła panna Emilia — wielkich 
czynów nie dokona. 
— Niech wojewodzicówna wierzy, że Kazio ma tkliwe serce; 
uczuciem człek tylko  
wówczas nie błądzi, gdy mu rozum przewodniczy; uczucie uzacnia 
kobietę, a  
potępia mężczyznę, bo ich drogi są różne. 
— Stłumiwszy serce — rzekła panna Emilia — człowiek zostanie 
egoistą, samolubem. 
— Czy ten zarzut wojewodzicówna czyni memu synowi? 
— O moja kochana pani podstolino, nie było moją myślą zranić twoje 
serce, ani w  
czemkolwiek ubliżyć twemu synowi; wiesz, że od dzieciństwa 
przyjaźń nas łączy,  
równie z tobą życzę mu najświetniejszego powodzenia, on wszystkich 
zniewala ku  
sobie, a uszczęśliwi tę, którą serce jego wybierze. 

background image

Pochwała syna rozgrzała serce podstoliny, 
 
 
 
rzuciła się w objęcia Emilii i zawołała z uniesieniem. 
— Najwyższe szczęście dla matki jest pochwała syna, bo w niej jest 
uznanie jej  
pracy, jej trudów; jest to nagroda jej łez i obaw, jest 
urzeczywistnieniem jej  
marzonych nadziei. 
Zelektryzowana tą macierzyńską miłością której sama była 
pozbawiona, panna  
Emilia uroniła łezkę i serdeczny uścisk był całą jej odpowiedzią. 
Nadeszła oczekiwana czwarta godzina. Kamerdyner Louis wezwał do 
obiadu. Gdy  
weszli do jadalnej sali, zamiast długiego stołu dawnym zwyczajem, 
przy którym  
zasiadało liczne grono dworzan, stół okrągły był nakryty na pięć osób. 
Bez  
żadnych ceremonij każdy usiadł na wybranem przez siebie miejscu i 
zaczął pożywać  
wystygłą zupę. Pan podstoli jej nietknął, upomniał się wprzód o 
kielich wódki,  
spróbowawszy że zupa zimna, nie jadł jej, na drugie danie ujrzawszy 
na półmisku  
pięć kawałków sztukamięsy, któremi wszyscy mieli się obdzielić, 
zadrżał i swoją  
porcyę przekroiwszy na dwoje, w dwóch kęsach z nią się ułatwił; 
jarzynę, która  
potem nastąpiła, nie 
 
 
 
liczył za potrawę. Pięć podanych przepiórek nie mogły zaspokoić 
głodu, a słodka  
legumina, wtożona do prawie czczego żołądka, tylko go zanudziła. 
Gdy mu nikt  

background image

wina nie podawał, sam sobie nalał szklanicę, wychylił duszkiem i 
zakąsił dwoma  
kromkami chleba z solą. Przez cały obiad podstoli był milczący, 
szarpał tylko  
wąsy; gdy wstali od stołu szepnął żonie. 
— Wyjeżdżajmy, gdyż ja tu z głodu umrę. 
Po obiedzie rozmowa się nie kleiła. Pani Delatour szepnęła swemu 
kompatryocie,  
aby oznajmił, że konie państwa podstolstwa gotowe, bo radaby była 
wąsatego  
Sarmatę jak najspieszniej wyprawić. 
Panna Emilia grzecznością ujmowała podstolinę i przy pożegnaniu 
pocałowała ją w  
rękę. 
Pan Łącki ścisnął dłoń wojewodzica i wraz z żoną wyszedł do sieni. 
Louis chciał  
go sprowadzić ze schodów, lecz podstoli nie zezwolił i rzekł: 
— Mam lepsze nogi od Waćpana, piszczelami swemi Waćpan byś 
mnie nie dogonił,  
dziękuję za grzeczność, możesz iść do swojej roboty. 
 
 
 
Wsiedli w kolasę i rącze konie wyciągniętym kłusem pędziły do 
Starej-Woli. 
Wojewodzic po wyjeździe państwa Łąckich rzucił się na kanapę i 
zawołał. 
— Uf! jak mnie zmęczyli; nie mając nic wspólnego ani urodzeniem, 
ani  
wykształceniem, ani stosunkami towarzyskiemi, czego narzucać się 
komuś, aby  
tylko nudzić i zabierać czas najgłupszą gawędą. 
— Prawda — rzekła pani Delatour — wasza szlachta głupia i 
grubiańska. 
— A dla mnie — przerwała panna Emilia — byli to mili goście. 
Podstolina ma  
rozum, a jej wrzące uczucie dla syna jest rozczulające; poświęcenie 
czy dla  

background image

kraju, czy w rodzinie jest czynem uszlachetniającym człowieka. 
Podstoli, choć  
rubaszny, ale ze zdrowem pojęciem, z nieposzlakowaną prawością, co 
w myśli, to i  
w mowie; jest to wizerunek naszych dziadów, może zapylony, ale dla 
serc naszych  
powinien być szacownym zabytkiem. 
— Niech więc go wezmą do gabinetu numizmatyki — rzekła pani 
Delatour.— Panna  
Emilia we wszystkiem znajduje piękną stronę. 
— Bo nie masz człowieka, któryby jej nie 
 
 
 
miał — odrzekła wojewodzicówna — trudno napotkać absolutne 
piękno, lub brzydotę,  
a wolę wyszukiwać w człowieku pierwszą, niż drugą. 
— Nadto jesteś pobłażającą — przerwał wojewodzic — my, wyżsi 
wykształceniem,  
powinniśmy patrzeć na wady, aby je wykorzeniać. 
— I na dawne cnoty — rzekła Emilia — które powinniśmy 
naśladować. 
— Twoi bohaterowie, to czyste niedźwiedzie — ozwała się pani 
Delatour — których  
tylko na łańcuchu prowadzić można. 
— A jednak ci, jak zowiesz, niedźwiedzie— przerwała panna Emilia 
— nie wdzierali  
się do cudzych barci, bronili kraju, rozkrzewiali swobodę , poświęcali 
krew i  
mienie dla wiary i ojczyzny. Męstwo, prawość, pobożność były cechą 
szlachty. Czy  
więcej grzechów nie cięży na panach, jak na młodszych braciach, to 
rzecz  
wątpliwa. 
— To czysty jakubinizm, moja córko; gdy rewolucye nas potępiają, 
my zacność  
naszych rodów plamić nie powinniśmy. Przewodnictwo w narodzie 
nam się  

background image

przynależy. 
 
 
 
— Ciężkie to stanowisko, ojcze, gdy na niem cięży cała 
odpowiedzialność. 
— Moje dziecko, masz przewróconą głowę. Zasługi rodowe i 
inteligencya mają prawo  
do kierownictwa w narodzie, my lepiej czuć umiemy potrzebę kraju. 
Czas pokaże,  
że ojczyzna nam będzie winna swoje ocalenie. 
Emilia rzuciła się w objęcia ojca i rzekła. 
— Wierzę ojcze w szczerość twoich dobrych chęci. Niech Duch św. 
natchnie twoje  
myśli, abyś szedł drogą prawdy, nie błędu. 
Gdy już miano odchodzić, pani Delatour pomyślała. 
— Nie wiem, o co im chodzi, wiem tylko, że odegrali jakąś 
patetyczną scenę. 
 
 
 
NA ZAMKU. 
 
 
 
 
 
Chociaż w polityce powaga królewska znacznie upadła, a wola 
skrępowana przez  
sejmy i przez partye, musiała być bardzo oględną, co nadawało 
chwiejność w  
postępowaniu króla, jednak na zamku przepych i zewnętrzne oznaki 
poszanowania  
otaczały majestat królewski. Liczni szambelani, paziowie, 
generałowie, urzędnicy  
dworu napełniali zamek. Na górnem piętrze miał swą pracownię 
Bacciarelli, którą  

background image

król czasami odwiedzał, a częściej przesiadywał w skromnym 
zamkowym pokoju  
Naruszewicza, który mu czytał swoją historyę. Król czynił swoje 
uwagi, które  
nieraz były tak trafne, iż nasz dziejopisarz według sprostowań króla 
przerabiał  
swoje myśli. Stanisław August zajmował mieszkanie od strony Wisły, 
lubiał  
patrzeć na jej wspaniałe nurty; bieg jej nieu- 
 
 
 
stanny, którego niedostrzedz początku, ni końca, naprowadzał mu 
nieraz  
filozoficzne myśli. Charakter Stanisława Augusta był już nakreślony 
przez wielu  
pisarzy; różne były o nim sądy, lecz wszyscy się zgadzają, iż przy 
zamiłowaniu  
do nauk, był słabego ducha; przy dobrych chęciach chwiejny. Te 
wady w panującym  
są zgubne dla kraju a jemu samemu wyradzają rozliczne cierpienia. 
Często  
widziano go płaczącego; niewieścia czułość, ta oznaka niemocy, 
niezgodna jest z  
powołaniem człowieka, który miecz i berło dzierży w swojem ręku. W 
młodości  
szczęśliwy do kobiet, był bohaterem najwykwintniejszych i 
najświetniejszych  
buduarów; w wieku dojrzałym namiętności zastąpiła galanterya; z 
łatwością więc  
podbijał serca, lecz przesyt utemperował gwałtowne wybuchy i serce 
zażądało  
cichej, stałej miłości, przy której na chwilę mógłby zapomnieć o 
troskach  
korony. Stanisław August był człowiekiem powołanym na zacnego i 
użytecznego  
obywatela kraju; uzdolniony, zamiłowany w naukach, wymowny, 
umiejący jednać  

background image

serca dla siebie, mógł zająć wybitniejsze miejsce w ojczyznie i 
przyczynić się  
do jej dobra — lecz 
 
 
 
nie był stworzony do korony, brakło mu hartu ducha, aby silną ręką 
dzierżyć  
berło, brakło mu męstwa do władania orężem. Gdyby panował w 
innych czasach,  
zasłużyłby na nazwisko „reformatora", lecz w chwili, gdy naród 
potrzebował  
bohatera, zostawił pamięć nieudolnego monarchy. 
Ranna była pora. Król wstał z łoża, zmówił krótki pacierz, bo chociaż 
był  
wielbicielem literatury XVIII. wieku, jednak ta nie pociągnęła go do  
ateuszowskich przekonań; usiadł w szlafroku i przyniesiono mu kawę. 
Nikt w tej  
chwili nie mógł przychodzić do króla, godziny te poświęcał albo 
czytaniu  
książek, lub przepatrywaniu złożonych mu raportów. Jednak tym 
razem nie oddając  
się żadnej pracy, siedział długo zamyślony; klasnął w dłonie i 
usługującemu  
paziowi kazał do siebie przywołać Ryxa. 
Główny kamerdyner królewski wszedłszy zamknął drzwi za sobą, 
domyślając się, że  
zawołany w tej porze będzie miał jakieś tajemne zlecenie. Król 
siedząc pocierał  
czoło i po chwili rzekł. 
— Mam od ciebie żądać jednej usługi, 
 
 
 
spodziewam się po twej zręczności, iż ją spełnić potrafisz, lecz 
pierwszy  
warunek, niech ta czynność zostanie w jak najgłębszej tajemnicy. 

background image

— Najjaśniejszy Pan mógł się przekonać, że umiem ją dochować i że 
dla mnie nic  
nie ma niemożebnego aby spełnić wolę Najjaśniejszego Pana. 
— Trzeba mi wynaleźć człeka, któremubym ufał, ze sfery wyższego 
towarzystwa, mam  
mu powierzyć pewną misyę. 
— Do zagranicznych dworów? — zapytał Ryx. 
— Wcale to nie jest interes dyplomatyczny, lecz tyczący się mnie 
samego. 
— I pani krajczyny — dodał Ryx. 
— I tuś nie odgadł, panie Ryx, idzie tu o osobę, o której wiesz, że 
czasem  
potajemnie ją odwiedzam. 
— Wiem, Najjaśniejszy Panie, ale pocóż tu trzeciej osoby, gdy ja 
jestem na jego  
usługi. 
— Posyłać cię, panie Ryx, nie chcę, znosić się listownie niepodobna, 
odwiedzać  
ją często nie mogę, wszystko toby ją kompromitowało, a to kobieta 
wielkiej  
zacności, suro- 
 
 
 
wej cnoty, najmniejsza obmowa jeśliby ją dotknęła z mego powodu, 
ciężyłaby na  
mojem sumieniu. 
— Przychylne uczucie Najjaśniejszego Pana żadnej damy nie plami, 
niejedna nad  
wszelkie skarby wolałaby pozyskać królewskie serce. 
— Takie damy, mój Ryksie, już mnie nie nęcą; próżność nie jest 
drogą do  
prawdziwego, tkliwego uczucia. 
— Więc ta miłość ma być stałą, Najjaśniejszy Panie? Zdaje mi się, że 
takie  
przekonanie miał Najjaśniejszy Pan w każdej poczynającej się 
miłości. 

background image

— Ja tę różnicę sam najlepiej mogę ocenić — przerwał król. — 
Ponieważ ona jest  
kobietą zamężną, a mąż dziwak, muszę więc działać z największą 
oględnością.  
Trzeba mi człeka, któryby nie podejrzywany o żadną intrygę, mógł 
bywać w jej  
domu, był posłannikiem mych uczuć i myśli i stał się jej 
powiernikiem. Ty  
nietylko znasz wszystkich moich dworzan, ale zbadałeś każdego 
charakter z  
osobna. Wynajdź mi takiego człowieka, a bądź pewny sowitej 
nagrody. 
Ryx się zamyślił, wszyscy znajomi prze- 
 
 
 
latywali mu w pamięci, nareście zadumana twarz jego się rozjaśniła i 
rzekł. 
— Wynalazłem. 
— Któż taki? — zapytał król. 
— Daruj, Najjaśniejszy Panie, iż nie powiem póki go osobiście nie 
zbadam, lecz  
ręczę, że posiada wszelkie warunki do takowej misyi i będzie 
gotowym na usługi  
Najjaśniejszego Pana, sam mu go przedstawię. 
— Kiedy? — zawołał król uradowany. 
— Jutro — odrzekł Ryx. 
— Idź, nie trać czasu i każ aby przygotowano mi do ubrania. 
Gdy się Ryx oddalił, wszedł fryzyer Francuz i zaczął trefić królewską 
głowę. 
Jeśli Figaro był sprytny, nie ustępowali perukarze warszawscy 
sewilskiemu  
cyrulikowi. Znał on wszystkie zakulisowe intrygi; przypuszczony do 
tualetowych  
gabinetów, niejedną tajemnicę odkrywał i niejednej Rozynie przynosił 
sekretne  
bileciki. Król sam go nieraz używał do intryg miłośnych. Gadatliwy 
Francuz  

background image

rozpowiadał anegdoty kolejno o wszystkich pięknych paniach, które 
miały wziętość  
i powodzenie w arystokratycznym świecie. 
 
 
 
Gdy przyszło do pani krajczyny, z uwielbieniem wyliczał jej zalety, 
widząc że  
takowe pochwały król zawsze mile słuchał. Lecz jakież było 
zdziwienie Francuza,  
gdy król się zasępił i zwrócił rozmowę na inny przedmiot. Francuz z 
tego  
wywnioskował, że król jest chory. Wyszedłszy, przy swych 
praktykach rozgłosił,  
iż król jest słaby; piękne panie troskliwe o zdrowie króla rozniosły tę 
wieść po  
Warszawie i we dwie godziny mnóstwo karet stało przed zamkiem: 
dygnitarze,  
posłowie, dworscy urzędnicy i grono pięknych pań odwiedziło króla 
pytając się o  
zdrowie. Stanisław August dziękował za troskliwość, ugrzecznieniem 
wynagradzając  
za współczucie mu okazane. Wszyscy się przekonali, że pogłoska była 
fałszywą i  
kilka pań tylko wiedziało z czyich ust kłamliwie wyszła. 
Pan Ryx kamerdyner królewski udał się na Senatorską ulicę i wszedł 
do pięknej  
kamienicy o dwóch piętrach, pociągnął za dzwonek i ujrzał się w 
pustym saloniku  
ubranym z paryską wykwintnością. Wkrótce z drugiego pokoju 
wyszedł młodzieniec  
około dwudziestu lat mający, uprzejmej twarzy, w której 
 
 
 
jaśniała świeżość młodzieńcza, w czarnych, świecących oczach wyraz 
sympatycznego  

background image

wejrzenia, na koralowych ustach dobroduszny uśmiech, na gładkiem 
czole żaden rys  
smutku lub głębokiej rozwagi nie zostawił śladów; zadowolenie z 
życia odbijało  
się w całej postaci, widać że żył w atmosferze szczęścia, w której 
tylko młodzi  
żyć umieją. Młodzieńcem tym był pan Kazimierz Łącki, szambelan 
Jego Królewskiej  
Mości. 
Gdy ujrzał Ryxa, ścisnął dłoń jego serdecznie i rzekł. 
— Siadaj, rzadki gościu. Co tam u was na dworze słychać? 
— Bawimy się życiem — odrzekł Ryx — smucimy się politycznymi 
wypadkami, a  
Najjaśniejszy Pan starzeje. 
— Ale serce zawsze młode — przerwał szambelan. 
— Bije ono wprawdzie — rzekł Ryx — ale nie tem tętnem 
młodzieńczem, którego  
ognia nic nasycić nie może; jeśli kocha to poważniej, jakąś miłością 
pobożną. 
Szambelan serdecznym śmiechem odpowiedział na dowcip Ryxa, 
który dalej mówił. 
 
 
 
— Król w najlepszem jest usposobieniu dla szambelana i chce mu 
powierzyć ważną  
misyę. 
— Do dyplomacyi nie jestem usposobiony — odrzekł pan Kazimierz 
— nie wiem czy  
potrafię się wywiązać z włożonego na mnie obowiązku. 
— Nie idzie tu, szambelanie, o dyplomacyę polityczną, ale salonową; 
przyjmując  
takową misyę uczynisz wielką przysługę królowi i zbliżę cię do jego 
osoby. 
— Powiedz, kochany panie, otwarcie o co idzie. 
— Mówiłem już szambelanowi, że król starzeje, w uczuciach nie 
szuka już  

background image

rozrywki, ale stałej, cnotliwej miłości, któraby była osłodą w jego 
smutkach,  
powiernikiem jego myśli, słowem chce kochać nie po królewsku, ale 
po szlachecku. 
— Wszystkie te warunki — rzekł szambelan — znalazł król w 
księżnie krajczyni. 
— Ten związek, panie szambelanie, oparty na zalotności z jednej 
strony a na  
rozrywce z drugiej, nie mógł być stałym. 
— Jak to? — wykrzyknął pan Kazimierz— król chciałby zerwać z 
księżną? 
 
 
 
— Księżna, panie szambelanie, prędko się pocieszy, ale król nie chce 
raptownie  
przyjść do takowego rezultatu, powoli do tego dążyć będzie. 
— Kogóż król obrał panią swego serca? — zapytał pan Kazimierz. 
— Do czasu, panie szambelanie, będzie to dla ciebie tajemnicą, a dla 
wszystkich  
ma się ona ukrywać jak najdłużej. Wymienię ci osobę, gdy przyjmiesz 
propozycyę  
króla. 
— Mów więc, panie Ryx, bo ta tajemniczość mnie dręczy. 
— Wiedz, panie szambelanie, że król goreje taką miłością, jaka dotąd 
nie  
objawiała się w jego sercu. Przedmiotem jest kobieta zamężna; król 
nie chce  
dobrej jej sławy kompromitować, rzadko u niej może bywać, listów 
boi się  
posyłać, aby nie wpadły w niedyskretne ręce, a chciałby codziennie 
wiedzieć 
o niej, myśli swe i uczucia przez cudze usta posyłać. Król sądzi, że 
tym  
powiernikiem mógłbyś ty być, panie szambelanie, z tą propozycyą do 
ciebie  
przychodzę. 

background image

Chociaż pan Kazimierz był lekkomyślny i rzadko co umiał 
uszanować, chociaż  
chciał 
 
 
 
się zbliżyć do króla, jednak ta rola faktorska w miłośnej intrydze 
okazała mu  
się wstrętną. Musiałby w tej czynności oszukiwać księżnę krajczynę, 
swoją  
opiekunkę, działać przeciw niej i skrycie pomagać do zerwania z 
królem. Widząc  
Ryx zadumanie szambelana rzekł. 
— Propozycyę takową mógłbym stu innym przedstawić, a każdy z 
radością przyjąłby  
ją, lecz mając szczerą przychylność dla szambelana, wiedząc iż to mu 
posłuży do  
nowych zaszczytów, pierwszą moją myślą było wybrać go na 
królewskiego powiernika  
i spodziewam się, że będziesz mi wdzięcznym, gdy wkrótce 
zostaniesz zaszczycony  
gwiazdą św. Stanisława. 
Zabłysły radością oczy szambelana, ścisnął rękę Ryxa i rzekł. 
— Dziękuję ci, żeś o mnie pamiętał, lecz wszystko ma swe światła i 
cienie, daj  
mi kilka godzin do namysłu. 
Ryx był pewnym, że promienie gwiazdy rozproszą cienie i odrzekł. 
— Rozwaga twoja, panie szambelanie, mnie pociesza, lekkomyślnie 
w niczem działać  
nie wypada; pomyśl, rozważ, przyjdź nad wieczorem, abyś mi dał 
stanowczą  
odpowiedź. 
 
 
 
Ścisnął dłonie szambelana i odszedł. 
Pan Kazimierz w gorączkowym stanie rzucił się na kanapę, różne 
postacie  

background image

przesuwały mu się w umyśle. Zdało mu się, że ojciec palcem grozi, że 
widzi łzy w  
oczach matki, iż krajczyna wyrzuca mu niewdzięczność. Na etażerce 
stała  
miniatura dziewczynki zapomniał był o niej, od roku na nią nie 
spojrzał; teraz  
nasunęła mu się na oczy, wydała mu się tak smutną, że go serce 
zabolało. Wstał i  
szybkim krokiem zaczął się przechadzać po pokoju. Ruch rozproszył 
smutne  
widziadła, inne obrazy je zastąpiły. Widział się w gronie orderowych 
panów z  
gwiazdą św. Stanisława, wszyscy go witali niskim ukłonem, prosząc o 
wstawienie  
się do króla. Spełniając wolę ojca, wybierał dla siebie najbardziej 
uposażone  
starostwa, a dalej w mgle czasu widział rogu obfitości sypiące się na 
niego  
dostojeństwa i bogactwa. W końcu tych rozmyślań rzekł do siebie. 
— Skrupuły, któremi nas karmią w dzieciństwie, na chwilę wstrząsły 
mojem sercem,  
lecz już dzieckiem nie jestem. W życiu jest jedna chwila stanowcza, 
którą ułowić  
potrzeba 
 
 
 
ta chwila stanowi często całą przyszłość. Wreszcie cóż jest 
zaszczytniejszego,  
jak być powiernikiem króla! 
Walka była skończona; chęć zaszczytów odniosła zwycięstwo. Już 
teraz gdy  
spojrzał na miniaturę, uśmiechnął się i rzekł. 
— Emilcia, towarzyszka moich dziecinnych zabaw, w niej się 
skupiają wspomnienia  
moich lat młodzieńczych. Zdało nam się, że bez siebie żyć nie 
będziem mogli;  

background image

dziecinne marzenia! Czas potargał pajęcze ogniwa; po dwóch latach 
gdym ją ujrzał  
na balu, choć przywitaliśmy się serdecznie, lecz wzrok jej łzawy 
prześliznął mi  
się po sercu bez żadnego wstrząśnienia; trzeba będzie jednak kiedyś 
ich  
odwiedzić. 
Postać wojewodzicówny wnet uleciała z pamięci, miejsce jej zastąpiła 
księżna  
krajczyna; smuciło go, że opuszczona uczuje żal głęboki, lecz 
opróżnione serce  
może zechce zapełnić innym przedmiotem, a tym zastępcą nie kto 
inny, tylko on  
być może. Dopomaganie więc królowi do zerwania z krajczyną było 
drogą osobistego  
szczęścia i rozkoszy. 
 
 
 
Gdy tak rozważał, Ryx się we drzwiach ukazał i rzekł. 
— Przychodzę wcześniej, gdyż widząc twoje wahanie się, panie 
szambelanie,  
wyszukałem kogo innego, który z radością chce się poświęcić na 
usługi  
Najjaśniejszego Pana. 
Wiedział Ryx, że tem kłamstwem znagli szambelana do stanowczego 
postanowienia, i  
z radością ujrzał w twarzy pana Kazimierza pomieszanie i smutek, 
który głosem  
wyrzutu mu odpowiedział. 
— Prosiłem o kilka godzin tylko namysłu, nie było to oznaką mego 
odmówienia:  
chęcią moją jest poświęcić moje usługi Najjaśniejszemu Panu, a 
wziąłbym za  
zaszczyt dla siebie zjednać jego zaufanie. 
— Prawda, szambelanie, żem się pospieszył, ale to wynikło z mojej 
gorliwości w  

background image

spełnieniu rozkazów Najjaśniejszego Pana; jednak czując dla 
szambelana  
przychylność, którą nie śmiem nazwać przyjaźnią, daję mu 
pierwszeństwo; jutro  
zrana przedstawię cię królowi. 
Pan Kazimierz nie mógł uhamować swej radości, rzucił się na szyję 
Ryxa i całując  
zawołał. 
 
 
 
— Mój drogi przyjacielu, odtąd wspólna przyjaźń nas nie rozłączy. 
— Mam cię tylko przestrzedz — rzekł Ryx — iż ile razy zechcesz być 
u króla, nie  
wolno ci będzie wchodzić przez główne podwoje, tylko bocznemi 
schodami musisz  
wprzód przyjść do mego mieszkania, a ja dowiedziawszy się, że nie 
ma nikogo w  
królewskim gabinecie, sam cię do niego powiodę. 
Choć ta tajemniczość nie była miłą szambelanowi, jednak ukrył 
niezadowolenie i  
przyrzekł o ósmej godzinie być na zamku. 
Uściskiem przyjacielskim Ryxa pożegnał. 
Słusznie powiedział szambelan, że w życiu jest pewna chwila, która 
stanowi  
często całą przyszłość człowieka. Nie bierzemy mu za grzech, iż żądał  
wywyższenia się; przy jego zdolnościach, ujmującej 
powierzchowności, mając dar  
miłości ludzkiej, mógł swą użytecznością pozyskać zaszczyty, lecz 
droga prosta  
wydała mu się zbyt długą, chciał ją skrócić idąc ścieżkami, nie 
pomnąc, że na  
zarosłych ścieżkach są chwasty i bodiaki, które odzież brudzą, a 
czasem i nogi  
kaleczą. 
Nazajutrz pan Kazimierz Łącki wstał rano,  
 
 

background image

 
ubrał się w szambelański mundur, kazał zaprządz do karety, ciesząc 
się  
wrażeniem, które w mieście sprawi, że w niezwykłej porze zajedzie 
do zamku;  
każdy pojmie, iż jest ulubieńcem króla, iż jest użyty do jego 
osobistych usług,  
co mu nada wyższe stanowisko w stolicy. Gdy miał już wychodzić, 
sługa zamkowy  
wręczył mu kartkę tej tresci: 
„Szanowny i kochany szambelanie! 
Zapomniałem ci powiedzieć, abyś nie wdziewał szambelańskiego 
munduru i nie  
karetą, lecz pieszo przybył tylną bramą i starał się, aby ciebie nie 
widziano i  
nie poznano. 
Czekam ciebie. Ryx". 
Nieukontentowany szambelan zmiął kartkę, spiesznie się przebrał i 
pieszo  
zasłoniwszy twarz kołnierzem płaszcza udał się do zamku i krętemi 
małemi  
schodami wszedł do mieszkania pana Ryxa, który mu rzekł. 
— Czekałem na ciebie szambelanie z niecierpliwością, już dziesięć 
minut po  
ósmej, nie wypada, aby król czekał na ciebie, czas jego jest 
wyliczony, proszę  
abyś na drugi raz był punktualniejszym. Chodźmy. 
 
 
 
Choć się nie podobała ta wymówka panu Kazimierzowi, ukrył swe 
nieukontentowanie  
i weszli do gabinetu królewskiego. 
Gdy król ujrzał szambelana, zdziwienie odbiło się na jego twarzy, 
później się  
uśmiechnął i rzekł. 
— Dobry zrobiłeś wybór, panie Ryx, z szambelanem dawno się 
znamy, wiem że jest  

background image

mi przychylnym, a miło mi będzie dowieść mu, że jego usługi umiem 
ocenić. 
Kiwnął ręką na Ryxa aby odszedł, kazał drzwi przymknąć i sam 
pozostał z  
szambelanem. 
Co z sobą przez pół godziny rozmawiali, nikt nie mógł usłyszeć. 
Próżno  
podedrzwiami Ryx nadstawiał ucha, żadne słowo nie doszło do niego. 
Po tej tajemniczej audyencyi wyszedł pan Kazimierz z twarzą nieco 
zadumaną, a  
król u drzwi podał rękę szambelanowi, którą ucałowawszy, spiesznie 
się oddalił.  
A że to był czwartek, chcąc więc według nastroju ducha wesoło cały 
dzień  
przepędzić, król, prócz zwykłych gości, kazał zaprosić na obiad 
nietylko  
literatów, ale i głośnych z dowcipu: p. Adama 
 
 
 
Wąsowicza, słynnego z opowiadania różnych dykteryjek, 
żartobliwego p.  
Miączyńskiego i p. Benedykta Hulewicza pisarza ziemi 
włodzimierskiej, głębokiego  
łacinnika i lingwistę, który wiernie przetłómaczył Owidyusza, lecz tak 
był  
dowcipny, że każde jego słowo wywoływało śmiech ogólny. Jakoż w 
tym dniu obiad  
czwartkowy był bardzo ożywiony, a król dopomagał do ogólnej 
wesołości. 
 
 
 
WIZYTY SZAMBELANA PO WARSZAWIE. 
 
 
 
 

background image

Nieopodal kościoła Kapucynów na Miodowej ulicy wznosiła się 
kamienica; można  
było wnosić, że należała do klasztoru, gdyż była pod godłem Aniołów 
Stróżów i  
często zakonnicy różnych reguł do niej wchodzili, lub z niej 
wychodzili. Jednak  
żaden duchowny w niej nie mieszkał, zajęta była przez osobę cywilną, 
pana  
Grabowskiego kasztelana żarnowieckiego. Wprawdzie mienił się on 
być duchownym,  
gdyż był tercyanem i komandorem maltańskim. Zrana chodził w 
habicie, na salonach  
ukazywał się w przepysznym polskim stroju ze wstęgą św. Stanisława 
i Orła  
białego, a u szyi z krzyżem komandorskim maltańskim. Wiernie to 
charakteryzowało  
jego wewnętrzne usposobienie, gdyż był pobożnym i dumnym. Te 
dwa uczucia  
odbijały się nawet w modlitwie. Jeśli za- 
 
 
 
czynał psalm: „Panie wysłuchaj modlitwy nasze" — drugi wiersz 
przerabiał: „a  
głos mój senatorski niech dojdzie do Ciebie". Gdy mówił: „Panie 
zlituj się  
nademną", dodawał: „i nad moją nieboszczką żoną z książąt 
Woronieckich  
kasztelanową żarnowiecką". W Białołęce swej komandoryi własnym 
kosztem wzniósł  
wspaniały kościół i hojnie go uposażył. W bocznym ołtarzu umieścił 
obraz  
ukrzyżowanego Chrystusa, a przy nim kazał odmalować siebie 
klęczącego, w pąsowym  
kontuszu, z czarnemi wyłogami, ze wstęgą Orła białego i św. 
Stanisława, z  
krzyżem maltańskim na szyi, a z ust wychodziły te dwa wiersze. 
 

background image

Nie śmiem do Ciebie oczu podnieść z publikanem,  
Chociaż przecie żarnowskim jestem kasztelanem. 
 
Dół zajmował pan kasztelan, pierwsze zaś piętro brat jego, generał 
Grabowski,  
wraz z żoną swoją. Człek cichy, drwiący jednak z rozumu i świętości 
brata, gdyż  
był zwolennikiem Woltera. Lenistwo było główną cechą jego 
charakteru; gdy miał  
kogo odwiedzić, pół roku czynił przygotowania. Wiatr, deszcz, 
pochmurne niebo,  
dzień feralny, język nieczysty, zadzirek na palcu, dostatecznemi były 
powodami 
 
 
 
pozostania w domu. Przez lenistwo cały dzień chodził w szlafroku; 
żadnego  
przymusu, żadnego trudu nie znosił. Dbając tylko o wygody ciała, 
jedynie  
zajmował się kuchnią. Choć tytułował się generałem, lecz wojska 
prawie nigdy nie  
widział; w owych czasach takowych rycerzy często napotkać było 
można. W pożyciu  
z żoną był nudny do ckliwości. Obaj bracia byli surowi w ocenianiu 
ludzi; gdy  
kasztelan w każdym widział chodzący grzech śmiertelny i kandydata 
do piekła,  
generał wszystkich uważał za głupich nudziarzy, z którymi tylko przy 
dobrym  
obiedzie żyć można. 
Pani generałowa z takiemi dziwakami nie mogła być szczęśliwą. 
Młoda, z twarzą  
Madonny, ócz błękitnych, w których dobroć i łagodność się 
przebijała, w rysach  
wyraz ujmujący, który bez zalotności wszystkie serca podbijał, daleka 
od intryg  

background image

dworskich, była poważaną i wśród zepsutego ówczesnego świata 
żadne oszczerstwo  
nie splamiło jej niewieściej cnoty. 
Lecz pod tą powłoką spokoju biło serce, z którem długą toczyła 
walkę. Nie ma w  
świece kobiety, którejby serce choć raz w życiu 
 
 
 
nie drgnęło miłością, jawną czy tajemną, czystą czy namiętną, musi 
się ona  
zawsze objawić. 
Okoliczności, temperament, tworzą różnorodne rodzaje tego uczucia, 
w  
charakterach egoistycznych wyradza zazdrość i namiętne porywy, w 
sercach  
wzniosłych objawia się poświęceniem bez granic. W pobożnej duszy 
generałowej, w  
zacnem jej sercu, głęboko tajona gorzała iskra miłości, którą ani 
wiara, ani  
zaprzysiężone obowiązki nie mogły przygasić. Przedmiotem tego 
uczucia był  
człowiek wcale nie bez skazy, jasno widziała jego wady, cierpiała i 
bolała nad  
niemi, lecz miłość nie udziela się samym tylko doskonałościom, serce 
zdolne  
miłować człowieka z wadami, z myślą, że miłością one uleczyć się 
mogą. Panem jej  
serca był król Stanisław August. 
Uwielbienie króla dla generałowej krępowało gwałtowne wybuchy, 
nigdy dwuznacznem  
słowem lub natarczywemi zalotami nie obraził godności cnotliwej 
kobiety. Gdy  
generałowa bywała na zgromadzeniach dworskich, co jej się rzadko 
wydarzało,  
król, który był biegłym w galanteryi i grzecznemi słowami obsypywał 
wszystkie  
piękne panie, z nią był nieśmiały, 

background image

 
 
 
co wszystkich przekonywało, iż dla niej był obojętnym. Takiem 
postępowaniem  
tajemnica długo utrzymać się mogła. 
Pan szambelan Łącki już od miesiąca częstym bywał gościem w jej 
domu. Potrafił  
ująć sobie kasztelana, często z nim wspólnie odmawiał litanie, chodził 
do  
kościołów i wzbudził w nim przekonanie, iż szambelan nie pójdzie do 
piekła, ale  
jakiś czas zabawiwszy w czyszcu, wstąpi do grona wybranych. Z 
generałem bardzo  
rzadko się widywał. Pani Grabowska była w początkach dla niego 
obojętną, w  
zwierzeniach oględną, lecz w końcu przywykła do szambelana i służył 
za  
powiernika jej uczuć i myśli. 
Król go co rano z niecierpliwością oczekiwał i pół godziny poświęcał 
miłosnej  
aucyencyi. Lecz z panią krajczyną nie tak łatwo mu było utrzymać 
dobre stosunki.  
Król widocznie ją zaniedbywał, coraz rzadziej przychodził; napróżno 
szambelan ją  
uspokajał, przeczuwała, że ktoś jej miejsce w sercu króla sobie 
przywłaszcza.  
Pani krajczyną miała swoich stronników we dworze, użyła ich do 
szpiegowania  
wszystkich kroków królewskich i po długich 
 
 
 
staraniach odkryła tylko, że szambelan codziennie przychodzi zrana 
do króla i  
tajemną z nim ma rozmowę. Upewnioną więc była, że pan Kazimierz 
użytym był do  

background image

jakiejś intrygi miłosnej. Zaczęła więc i prośbą i groźbą nalegać na 
szambelana,  
aby jej odkrył tajemnicę; ale pan Kazimierz upewniał, iż prócz 
politycznych  
zleceń innych nie odbierał od króla, zapewniał krajczynę o swej 
wdzięczności i  
na chwilę zdołał ją uspokoić. Próbował wkraść się do jej serca, ale 
będąc w  
stanie rozjątrzenia, nie mogła się nawet domyśleć jego zamiarów. 
W parę tygodni rozbiegła się wieść po stolicy, iż król ozdobił 
szambelana  
gwiazdą św. Stanisława. Uszczęśliwiony nie posiadał się z radości. U 
siebie  
przywdziewał wielką wstęgę, godzinami stawał przed lustrem i 
przypatrywał się  
swej osobie. Kazał malarzowi zrobić swój portret w szambelańskim 
mundurze ze  
wstęgą i gwiazdą, aby nie zawiadamiając o swem szczęściu posłać go 
rodzicom.  
Wychodząc, zawsze gwiazda błyszczała mu na piersiach ; gdy z nią 
ukazał się u  
pana kasztelana Żarnowskiego, ten mu powiedział. 
 
 
 
— Oto gwiazda zaranna, coś w litaniach do Matki Boskiej sobie 
uprosił, ale do  
Orła białego bardzo ci daleko, a komandorstwa maltańskiego nawet u 
wszystkich  
świętych sobie nie wyjednasz. 
Z gwiazdą obiegał szambelan cały horyzont warszawski, ze 
wszystkich domów  
arystokratycznych zbierał powinszowania, upojony radością 
przedstawił się  
krajczyni, która na wstępie mu rzekła. 
— Myślałam, że pan mi się nie przedstawisz z gwiazdą, którąś 
otrzymał nie z  

background image

mojej, ale z nieznanej mi protekcyi, takiego braku taktu po panu się 
nie  
spodziewałam; ta gwiazda przedstawia mi jakąś inną wschodzącą 
gwiazdę, lecz  
chmura mej zemsty potrafi ją zaćmić. Król i pan wkrótce to 
poczujecie. 
— Gniew księżnej mnie boli, a tem jest dotkliwszym, że 
niezasłużony. Król  
przywalony brzemieniem politycznych kłopotów, wszystkie chwile 
ma zajęte, nie  
może tak często jak dawniej korzystać z jej ujmującego towarzystwa, 
lecz zawsze  
dopytuje się o zdrowie księżnej pani i z żywem uczuciem ją 
wspomina. 
— Kłamiesz, panie szambelanie, dla nas 
 
 
 
kobiet żadna tajemnica utaić się nie może, bo my sercem wszystko 
przeczuwamy.  
Kto zajął moje miejsce, nie wiem, lecz wiedzieć będę: pańską intrygę 
odkryję i  
za moją boleść pańską boleścią się odpłacę. 
— Księżna jest w błędzie — odrzekł zmięszany szambelan —gdyby 
nawet serce króla  
zwróciło się w inną stronę, czyż wina może spadać na mnie i czy 
mogę odpowiadać  
za postępki króla? 
— Zdradziłeś się pan — odrzekła z gniewem krajczyna— wiesz o 
wszystkiem i w  
całej intrydze musiałeś niepoślednią grać role. Gwiazda to świadczy. 
Wiedz pan,  
że wrogów w moim domu nie przyjmuję! 
— Ależ księżno! — zawołał szambelan. 
— Żegnam pana — odrzekła i wyszła z salonu. 
Pożądany we wszystkich domach szambelan pierwszy raz tak źle był 
przyjęty,  

background image

pierwszy raz od damy usłyszał cierpkie wyrzuty, a nawet groźbę. 
Zmięszany,  
przerażony udał się do siebie i na rozmyślaniu resztę dnia przepędził. 
Nie miał  
energii, aby stanąć do walki, bał się nieprzyjaciela, bo nie miał siły 
odeprzeć 
 
 
 
pocisków. Pierwszy raz poczuł, że i w wielkim świecie nie same 
kwitną róże — te  
uwagi zwróciły myśl ku rodzinnemu domowi. Poczciwy ojciec, 
kochająca matka  
stanęli mu przed oczyma; wspomnienia dziecinne, młodzieńcze dnie 
urocze  
wskrzeszały się w jego pamięci; jasność myśli; swoboda, pełność 
życia, pierwsze  
uderzenie serca, zapał, ogniste dawne wrażenia zelektryzowały go na 
chwilę.  
Chciał pełną piersią odetchnąć, lecz nie mógł, chciał świeżością 
młodości  
westchnąć, lecz tylko jęknął. Przypadkiem spojrzał na miniaturę 
towarzyszki  
dzieciństwa, lżej mu się zrobiło i rzekł z szyderskim uśmiechem. 
— Czyż dziecinne wrażenia mogą mieć wpływ na wiek dojrzały? one 
są jak bajki  
mamek o strachach, które w dzieciństwie nas bawią, a później tylko 
śmiech  
wzbudzić mogą. Stan mój smętny potrzebuje rozrywki. Wojewodzic 
od miesiąca  
wrócił do Warszawy, przyzwoitość każe go odwiedzić, dziś więc u 
nich wieczór  
przepędzę. 
Ubrał się w szambelański mundur, przypiął gwiazdę i uspokojony 
udał się do  
pałacu wojewodzica. 
 
 

background image

 
W przedpokoju kamerdyner Louis, który od szambelana nieraz dukata 
otrzymał,  
przywitał go niskim ukłonem, a dawszy mu tytuł Votre Exellance, 
połechtał mile  
pana Kazimierza, który z wesołą twarzą wszedł do salonu. 
Panna Emilia siedząc na kanapie słuchała z uwagą pani Delatour, 
która głośno  
jakąś książkę czytała. Gdy spostrzegła szambelana rumieniec oblał 
twarz całą,  
wyciągnęła przychylnie drobną swą rączkę, którą pan Kazimierz 
ucałował. 
— Ojciec mój — rzekła panna Emilia — wieczór przepędza u 
państwa Ignacowstwa  
Potockich, tak rzadkim jesteś gościem u nas panie szambelanie i 
wybrałeś dzień  
tak niefortunnie niezastając mego ojca w domu. 
— Mam się za szczęśliwego, że zastałem łaskawą panią; wiejskie 
nasze sąsiedztwo,  
dziecinne lata razem spędzone, czynią mi nadzieję, iż nie będę 
poczytany za  
natrętnego gościa. 
— Czyż szambelan ma czas żyć wspomnieniami, wszystkie chwile 
jego są tak zajęte  
wymaganiami dworu; obowiązki towarzyskie, świetna jego karyera 
każą mu myśleć  
tylko o teraźniejszości i żyjąc w tym olśniewającym 
 
 
 
blasku, czyż myśl może się zwrócić do cichego ustronia, gdzieś 
spędził dziecinne  
lata? 
— My zwykle, panno wojewodzicówno, nie jesteśmy panami siebie, 
los nas rzuca w  
różne sfery i zmuszeni jesteśmy często żyć nie życiem własnem, lecz 
oddychać w  
tej atmosferze, w której traf nas umieścił. 

background image

— Masz słuszność, panie szambelanie, lecz wolna wola wybiera 
drogę, po której  
dążymy do szczęścia, które w każdem pojęciu jest względne; co 
jednego nasyca,  
drugiemu czczem się wydaje. 
Gdy pani Delatour wyszła, aby podano czekoladę, panna Emilia 
rzekła. 
— Panie Kazimierzu! nazywam cię po imieniu jak dawniej, bo 
zapytanie moje,  
któreby było niedyskretne w światowych znoszeniach się, w 
przyjaznych stosunkach  
jest naturalnem i wynikiem sprzyjającego ci serca. Powiedz mi, panie 
Kazimierzu,  
czy jesteś szczęśliwy? 
Szambelan po niejakim czasie rzekł.  
— Zdaje mi się, że nim jestem. 
— Dlaczego ci się tyko zdaje, panie Kazimierzu? 
 
 
 
— Bo przeczuwam, panno Emilio, że jest wyższe szczęście, ciągle 
czegoś łaknę,  
jak żarłok nasycić się nie mogę nawet mojem powodzeniem. Czy cel, 
do którego  
dążę, ugasi me pragnienie, nie wiem, lecz zdaje mi się, że gdy 
dosięgnę  
dostojeństw, zaszczytów i władzy, wówczas będę szczęśliwym. 
— O, panie Kazimierzu! nie wiesz jaką obrałeś drogę ciernistą; 
światło każde  
oświeca, ale i pali, a blaski zewnętrzne pożerają wewnętrzne zacne 
uczucia, bez  
których człowiek szczęśliwym być nie może. Panie Kazimierzu, gdy 
na twej drodze  
dotkną cię jakie bolesne zawody, gdy jaki smutek cię nawiedzi, 
przyjdź do  
towarzyszki twego dzieciństwa, a zawsze znajdziesz u niej pociechę, a 
może i  
radę. 

background image

Pan szambelan ucałował rękę panny Emilii, a trzymając ją w swej 
dłoni, rzekł. 
— Dobrze, panno Emilio, serce masz złote ale wyobraźnia twoja 
widzi czarne  
punkta na drodze mego życia, które nie istnieją w rzeczywistości, 
niemniej  
dziękuję ci za twoją o mnie troskliwość. 
Weszła pani Delatour, przyniesiono czekoladę; rozmowa wzięła inny 
kierunek, mó- 
 
 
 
wiono o dworze, o królu, o wypadkach w stolicy. 
Pan szambelan był wówczas w swoim żywiole, błyszczał dowcipem i 
był wesół.  
Emilia go słuchała, czasem się uśmiechnęła, ale twarz miała smutną. 
Gdy szambelan złożył swe pożegnanie, panna Emilia udała się do 
swego pokoju i  
łza zabłysła w jej oku — po krótkiem dumaniu rzekła. 
— On mnie nie kocha, lecz sercem jego jeszcze nikt nie owładnął. 
Pan szambelan przyszedłszy do siebie, rozbierając się, pomyślał. 
— Dobre dziecko, ale ma dziecinne poglądy na życie. 
Rzucił się na łoże i sen mu zaraz skleił powieki. Gdy zrana jak zwykle 
przyszedł  
do króla, opowiedział mu o cierpkich wyrzutach i pogróżkach 
krajczyny. Król  
postępowaniem księżnej rozdrażniony, rzekł. 
— Chcę ująć trudów krajczynie szpiegowania mej osoby, zerwę 
tajemniczą zasłonę,  
bo czystego uczucia nie mam powodu ukrywać przed światem. W tym 
względzie muszę  
otwar- 
 
 
 
cie się z generałową rozmówić. Wiem, że w tych dniach mąż jej 
znudzony Warszawą  

background image

ma do swych dóbr wyjechać; ta jego podróż bardzo mi jest na rękę; 
raz tam  
osiadłszy, nieprędko wróci; biedna żona pozbędzie się nudziarza i 
mnie zawadzać  
nie będzie. Chciałbym, abyś również na kilka dni pod jakimkolwiek 
pozorem  
kasztelana z domu oddalił. Wkrótce będzie odpust w Częstochowie, 
namów go więc  
do tej pielgrzymki i sam mu towarzysz. 
— Spełnię rozkaz Najjaśniejszego Pana, lecz w takim razie zdaje mi 
się, że  
dalsze moje usługi nie będą potrzebne Waszej Królewskiej Mości, nie 
pozostaje mi  
tylko podziękować za ufność położoną we mnie. 
— Nie, panie szambelanie, przekonałem się, że jesteś mi wiernym i 
umiesz  
tajemnicy dochować, zatem użyję cię do innej misyi, w której swoje 
zdolności  
uwydatnić możesz. 
— Spełnić wszystkie rozkazy Waszej Królewskiej Mości jest 
pierwszym moim  
obowiązkiem, a ufność we mnie położona zaszczytniejszą mi jest nad 
wszystkie  
nagrody. 
— Za kilka dni przyjdziesz do mnie, szambelanie, już o tobie 
mówiłem hrabiemu  
Stackel- 
 
 
 
bergowi, jemu i mnie możesz być użytecznym i osiągniesz 
wdzięczność moją i łaskę  
cesarzowej. 
— Stawić się nie omieszkam, Najjaśniejszy Panie, zapewniając, iż nie 
ma  
poświęcenia, któregobym nie spełnił, dla okazania mej wierności i 
czci dla  
Waszej Królewskiej Mości. 

background image

Król podał mu rękę, którą szambelan ucałował i uradowany zaufaniem 
króla, oraz  
nowym środkiem wiodącym do zaszczytów, uszczęśliwiony wyszedł z 
zamku. 
 
 
 
SEJM  R 
 
 
 
 
Po pierwszym rozbiorze kraju zaczęto poznawać, że rząd, który nie 
ma swego  
poparcia w narodzie, ani układać się z obcemi państwami, ani 
wojować, ani  
wewnątrz nic zbudować i na zewnątrz państwa obronić nie jest w 
stanie. 
Po wielkiem nieszczęściu umysły zaczęły się otrzeźwiać; król i Rada 
nieustająca  
łożyli usiłowania, aby polepszyć skarbowość, pomnożyć wojsko, 
podnieść oświatę i  
skupiwszy moralne i materyalne siły, podźwignąć się z niemocy i 
zależności.  
Zaczęto więc mniej sprzeciwiać się królowi. Nowo przysłany 
ambasador rosyjski  
hrabia Stackelberg, który — jak mówią — nie podzielał myśli 
rozbioru Polski,  
jednak nie odrzucił tak znacznej posady, jaką była posada ambasadora 
w  
Warszawie. Grzecznością wyróżniał się od swoich poprzedników 
Salder- 
 
 
 
na i Repnina. W postępowaniu swojem innego trzymał się systematu, 
nie dopuszczał  

background image

wywyższenia się żadnej fakcyi przeciw królowi. Mimo to liga dam, w 
środki  
przemożna, błyszcząca urodą, wdziękami i dowcipem, pod powłoką 
patryotyzmu  
prowadziła intrygi przeciw królowi. Jeden z głębokich naszych 
historyków  
powiedział: „Złą to zazwyczaj bywa cechą narodu, kiedy kobiety w 
sprawach  
publicznych zbyt czynną i głośną odgrywają rolę, co najmniej jest to 
dowodem  
braku charakteru u mężczyzn". 
Po śmierci Stanisława Lubomirskiego marszałka w. k. pozostała 
wdowa Elżbieta z  
Czartoryskich Lubomirska, przez długi czas wierna w przyjaźni dla 
Stanisława  
Augusta, którą król niegdyś uwielbiał, po zgonie księcia Michała i 
Augusta  
Czartoryskich zażądała stanąć na czele familii, prowadzić politykę, 
wziąwszy w  
spadku po nich niechęć do króla. Księżna Ogińska żona hetmana 
litewskiego ze  
swej strony tworzyła nieprzyjaciół królowi. Pani Katarzyna z 
Potockich  
Kossakowska kasztelanowa kamieńska, sławna z dowcipu, odwagi i 
prawdomówności,  
gdy część jej majątku po pierwszym 
 
 
 
rozbiorze zajęta była przez Austryę, zawiązała stosunki z Maryą 
Teresą, a Józef  
II. odwiedzał ją w Stanisławowie. Nieraz dowcipną prawdą otwierała 
oczy  
cesarzowej i jej synowi. Nie będąc zadowoloną z gubernatora 
lwowskiego i jego  
otoczenia, rzekła cesarzowi. 
— Wasza Królewska Mość nie znasz kraju, mniemasz, że w Galicyi 
mamy wiele  

background image

papierni, gdyż nam z Niemiec tyle nasyłasz gałganów. 
Cesarz zapamiętał tę rozmowę i na gubernatorstwo do Lwowa wysłał 
hrabiego  
Dietrichsteina, za co mu listownie pani Kossakowska podziękowała. 
Gdy tak mało  
ważyła Habsburgów, czem mógł być dla niej ex-stolnik litewski. 
Dokuczała mu  
nieraz i niechętnych nie mało mu przysporzyła. 
Do tej ligi niewieściej przybyła księżna krajczyna, zdradzona przez 
króla,  
gorzała zemstą. Potulni mężowie, przyjaciele i faworyci byli 
wykonawcami ich  
myśli. Każda zuchwała mowa, każdy dokuczliwy przycinek 
wypowiedziany królowi,  
zapewniał mniemanym obrońcom ojczyzny pięknych rąk oklaski. 
Jedynie wpływ hrabiego Stackelberga, który chciał utrzymać dobre 
stosunki z  
królem, 
 
 
 
wstrzymywał zapędy szlachty i starał się dworską partyę pomnażać. 
Ogół jednak  
podnosił do bohaterstwa śmiałość oponentów, którzy mieli odwagę 
wyrzucać w oczy  
królowi mniemany despotyzm. 
Stronnicy dworscy byli jeszcze dosyć silni do odparcia pocisków, 
które nieraz  
tak dręczyły króla, iż upadał na duchu i zamyślał o abdykacyi, żądał 
wypoczynku,  
a miłość dla generałowej odsłaniała mu w przyszłości życie bez trosk i 
walk  
ciągłych. Marzył więc o złożeniu korony i wydaleniu się z kraju. 
Gdy szambelan Łącki z kasztelanem wyjechali na odpust do 
Częstochowy, król  
codziennie odwiedzał generałowę. Pierwszy raz niezalotne uczucie 
wstrząsło jego  

background image

sercem; czuł się zdolnym do ofiary z siebie. Generałowa długo 
walcząc z sobą,  
nie mogła się oprzeć urokowi, jaki sprawia przekonanie, że się jest 
szczerze  
kochaną. Są chwile szału, w których obowiązki, przysięga, zasydy 
moralne nikną z  
pamięci, życie skupia się w jeden, wybuch płomienia, z którego wyjść 
rzadko kto  
ma siłę. Jednak generałowa wyszła zwycięsko. Wydana za mąż za 
naleganiem  
rodziców, a w pożyciu zrażona 
 
 
 
dziwactwami męża, marzyła o tych chwilach rozkoszy, w których 
podział gorącego  
uczucia dopełnia życie kobiety, w których wszystkie troski maleją i 
cierpienia  
nie bolą. Lecz wiara stała na straży kobiecej zacności; pod zasłoną tej 
tarczy  
choć miłość goreje, namiętne porywy nie pozostawiają blizny na 
sumieniu. 
Gorzała chęcią każdą chwilę dzielić z królem, ulżyć ciężarom trosk 
jego,  
poświęcić całe życie dla niego, ale ten związek duchowy wydawałby 
się jej  
sprośnym, gdyby nie był uświęcony przed Bogiem. 
 Takie postanowienie generałowej zmuszało króla do wyjednania 
rozwodu i  
morganatycznym ślubem z nią się połączyć. Jakoż wróciwszy do 
zamku, zaraz kazał  
do siebie prosić księcia prymasa. 
Książe Michał prymas, brat królewski, nie odpowiadał godności, którą 
piastował,  
nie robił zaszczytu stanowi kapłańskiemu. Bezbożność XVIII. wieku 
wpłynęła na  
jego umysł, dumny, mściwy, nie umiał sobie zjednać przyjaciół ani 
duchownym, ani  

background image

w rycerskim stanie. Wpływ jego więcej szkodził niż pomagał królowi. 
Stanisław  
August znając brata, iż jest 
 
 
 
dalekim od wszystkich skrupułów religijnych, był pewnym, że rozwód 
generałowej  
za jego wpływem z łatwością w Rzymie uzyska. 
Lecz znać, iż król się urodził pod nieszczęśliwą gwiazdą, najbliżsi w 
jego  
rodzinie przysparzali mu tylko troski i zgryzoty, i nieraz za ich 
grzechy  
pokutować musiał. 
Gdy przybył książe prymas, król oznajmił mu o swych zamiarach, 
prosił, aby mu  
spiesznie w Rzymie wyjednał rozwód dla generałowej. Prymas 
zdziwiony tem  
żądaniem rzekł. 
— Nie mogę wyjść ze zdumienia, że ty mając środki zniewolenia 
każdej piękności,  
szukasz zwycięstwa u stopni ołtarza. Zostaw to gminowi. 
— Ależ bracie — odrzekł król — nie jest to lekkomyślna miłostka; 
przy moich  
troskach szukałem serca, które osłodziłoby moje życie, lecz wszędzie 
znalazłem  
tylko zalotność lub próżność, to mnie chwilowo rozrywało, ale nigdy 
nasycić nie  
mogło; teraz poznałem wartość prawdziwego uczucia. Wiem, że 
rozwiązłością  
drugich gorszyłem. Bóg za występki zsyła 
 
 
 
zawsze karę. Muszę zmienić życie, postanowienie moje jest 
niewzruszone. 
— Powtarzasz — odrzekł prymas — co ci twój spowiednik 
Worgowski nagadał. Król ma  

background image

inne obowiązki, a że sam rządzić sercem nie ma prawa, więc 
pozwolone mu są  
uciechy, które grzechem mienią się być dla innych. 
— Przed Bogiem, księże prymasie, król nie ma odrębnych 
przywilejów. 
— Ale na ziemi mu są dane — odrzekł prymas.— Cóżby na to świat 
powiedział? Ty,  
co odrzuciłeś rękę Burbońskiej księżniczki, co może w przyszłości dla 
widoków  
politycznych będziesz zmuszony poślubić czy którą arcyksiężniczkę 
austryacką,  
czy rosyjską Wielką księżniczkę, chcesz skrępować swą wolę dla 
jakiejś tam  
szlachcianki. 
— Związek to będzie morganatyczny; dzieci nie mam, a gdybym je 
miał, tylu mamy  
niechętnych, że żaden z naszego domu tronu nie osiągnie. 
— Tron się nie ustali, póki nie będziesz miał legalnego potomka, 
prawnego  
następcę. Osłabiona królewskość podnieść się może, prawa podlegają 
zmianie i w  
przyszłości ród nasz 
 
 
 
jak Jagielloński może na parę wieków ustalić się na tronie. 
— Nie znasz bracie — smutnie odrzekł król — ani naszego położenia, 
ani dążeń  
narodu, ani knowań politycznych. Tę koronę, której przepowiadasz, że 
parę wieków  
może błyszczeć na czole naszego rodu, jabym dziś zdjął z mego czoła, 
aby uniknąć  
hańby, że ktoś przemocą zedrze ją z mej głowy. Dlatego jej nie cenię i 
ofiary z  
mego serca dla niej czynić nie warto. 
— Mówisz jak rycerz średniowieczny — przerwał prymas — który 
tron poświęca dla  
swej ulubionej. Ja jako brat twój, jako książe kościoła, jako senator  

background image

sprzeciwiam się twym zamiarom, do rozwodu ręki nie przyłożę, a 
nawet  
przeszkadzać mu będę. 
— Ostatnie to twoje słowo, księże prymasie? 
— Ostatnie! — odrzekł prymas. 
— Więc rozejść się możemy — gniewnie wyrzekł król i oddalił się do 
swego  
gabinetu. 
Kazał przywołać do siebie księdza Worgowskiego, długo z sobą 
rozmawiali, a w  
koń- 
 
 
 
cu dał mu zlecenie, aby starał się o rozwód generałowej pominąwszy 
księcia  
prymasa. 
Nadchodził sejm  roku. Stanisław August był pewny ogromnej 
większości,  
liczono / głosów w Izbie poselskiej, a / w Senacie. Miano nadzieję, iż  
wszystkie projekty od tronu i Rady nieustającej będą spokojnie 
przeprowadzone.  
Lecz zaszłe wypadki przed sejmem, pokojowe usposobienie zmieniły 
w burzliwą  
wojnę. Hrabia Stackelberg przychylny królowi, ale stanowczo 
decydujący nietylko  
w polityce, lecz i w wewnętrznym ustroju państwowym, gdy przyszło 
o wybór osób  
do Rady nieustającej i Komisyi skarbowej, zalecił swoich 
kandydatów, na prezesa  
do Rady nieustającej Augusta Sułkowskiego, a do Komisyi 
Dzierżbickiego. 
Król, wpływem pani Grabowskiej, która nalegała, aby bezwarunkowo 
nie poddawał  
się ambasadorowi rosyjskiemu i powagę swoją królewską zachował, 
nie zgodził się  
na podanych kandydatów i wybór onych według własnej swej myśli 
przeprowadził.  

background image

Prezesem Rady większością głosów zanominował Raczyńskiego, a 
sekretarzem  
Naruszewicza. 
 
 
 
Postępek takowy, który oznaczał wyłamanie się od rosyjskich 
wpływów, oburzył  
Stackelberga; zamyślał zemścić się i upokorzyć króla. 
Drugim niepomyślnym wypadkiem było zerwanie króla z Rzewuskim. 
Od młodości  
najściślejsza przyjaźń ich łączyła; Rzewuski stawał zawsze w obronie 
króla, na  
każdym kroku dawał dowody swego przywiązania i ufności bez 
granic. Po śmierci  
Stanisława Lubomirskiego marszałka wielkiego koronnego, wakująca 
laska z prawa  
starszeństwa należała się Rzewuskiemu, który mniejszą od piętnastu 
lat  
piastował. Ale za wpływem sióstr królewskich i za naleganiem 
siostrzenicy  
Mniszchowej, król tę godność przyrzekł konferować jej mężowi. 
Zachodziła trudność ominięcia Rzewuskiego. Król więc użył środka, 
który miał  
godzić obie strony. Zanominował wielkim marszałkiem Rzewuskiego, 
i nietylko że  
zobowiązał go słowem do zrzeczenia się tej godności po trzech 
miesiącach, ale  
wymógł piśmienne jego zobowiązanie się. Nieufność takowa do 
żywego ubodła  
Rzewuskiego. Przed terminem złożył swoją godność, lecz 
trzydziestoletnią  
przyjaźń zerwał 
 
 
 
i odtąd noga jego nie postała na zamku. Ubył wiec królowi wpływowy 
przyjaciel,  

background image

który nieraz opozycyę uspokajać umiał. 
Hrabia Stackelberg rozgniewany zamyślał o upokorzeniu króla; 
opozycya więc głowę  
podniosła. W pałacu księżnej Elżbiety Lubomirskiej ex-marszałkowej 
ciągle się  
zgromadzały panie Kossakowska, Ogińska i Sapieżyna z gronem 
krewnych i  
przyjaciół, i obmyślano środki zawichrzenia mającego nastąpić sejmu. 
Dochodziły do nich narzekania Stackelberga, iż wolność w Polsce 
zdeptana, że  
król z bratem prymasem chcą rządzić krajem według swojej woli, że 
Polacy powinni  
ukrócić despotyzm króla. To oskarżenie o despotyzm, to słowo, które 
wiecznie  
straszyło szlachtę, rozpaliło wszystkie głowy opozycyi, fałszywie 
roztrząsano  
postępki króla i dojrzano słuszne dowody oskarżenia. 
Wydobyto zapomnianą sprawę biskupa Sołtyka, który wróciwszy z 
Sybiru, gdzie był  
uwięziony za gorliwe stawanie przeciw dysydentom, okazywał stan 
nienormalny w  
swych postępowaniach, to w sporach z kapitułą, to z rządcami dóbr 
swoich. Gdy  
przekonano się 
 
 
 
o chorobie jego umysłu, nuncyusz zawiesił go w urzędowaniu, a 
kapituła odsądziła  
od administracyi dóbr kościelnych. Opozycya wraz z ligą dam 
zarzucała prymasowi  
i królowi, że za gorliwość katolicką najniesłuszniej uwięzili biskupa. 
Damy zgromadzone u księżnej Lubomirskiej powierzyły oskarżenie 
króla Branickiemu 
i Sewerynowi Rzewuskiemu, zięciowi księżnej. 
Gdy na sejmie miano przystąpić do zwyczajnego pokwitowania Rady 
nieustającej,  

background image

powstała najgwałtowniejsza burza o uwięzienie biskupa Sołtyka, niby 
stając w  
obronie godności senatorskiej. Ile obelg rzucono królowi w oczy, 
przykro je  
przytaczać, dość nadmienić, że Branicki pół pijany odważył się 
powiedzieć  
królowi, iż nie upłynie pół roku, jak skończy się jego absolutne 
dominium, bo  
szlachta przestanie językiem, a pocznie szablą działać; zaś Seweryn 
Rzewuski  
wyrzekł te słowa. 
— Jeśli Wasza Królewska Mość chce wiedzieć, do czego naród polski 
jest zdolny w  
obronie swej wolności, to niech z historyi angielskiej przypomni sobie 
los  
Karola I. 
Z galeryi posypały się oklaski licznych 
 
 
 
dam, a opozycya z uniesieniem przyjęła słowa nierozważnych 
mówców. I rzecz  
dziwna, że opozycya, mająca tylko  głosów, despotycznie rządziła 
sejmem   
członków, iż większość bezsilna obojętnie mogła słuchać obelg 
rzucanych na  
króla; odwaga cywilna upadła, nikt nie śmiał stawić czoła garstce 
burzycieli.  
Król zmartwiony, przyszedłszy do siebie, łatwo poznał w całej tej 
bolesnej  
sprawie zemstę Stackelberga; mając większość za sobą, nie zdołał 
zdławić intrygi  
posła. Nie mogąc znaleźć siły ani w sobie, ani w sejmie, uledz musiał 
i szukał  
zgody ze Stackelbergem. Gdy ta nastąpiła, poseł przywołał do siebie 
Branickiego  
i Rzewuskiego i oświadczył, iż imperatorowa nie życzy sobie widzieć 
żadnej  

background image

fakcyi w Polsce, że bronić będzie przywilejów i wolnej formy rządu i 
nie będzie  
tamować prerogatyw stanu rycerskiego; lecz że w sprawach sejmu nie 
było ze  
strony króla pogwałcenia, radzi, aby posłowie niechęci osobiste 
poświęcili  
interesom ojczyzny i przystąpili do rozpraw nad propozycyami tronu 
— a  
Branickiego i Rzewuskiego za dalsze zaburzenia sejmowe 
odpowiedzialnymi czyni.  
Po tem oświadczeniu Stackelberga, sejm 
 
 
 
się uspokoił, pokwitowano Radę nieustającą, a król się przekonał, iż z 
pod  
przemocy posła niełatwo mu się będzie wyłamać. 
Pani generałowa Grabowska więcej od króla uczuła zniewagę mu 
wyrządzoną.  
Wiedziała, zkąd pochodziło wzburzenie umysłów, postanowiła 
uwolnić króla od  
zależności; jako jedyny ratunek uważała związać go z partyą 
patryotyczną, która  
będąc dopiero w zawiązku, miała rozpocząć swe działanie na 
przyszłym sejmie  
zwanym czteroletnim. Dom jej napełnił się ludźmi patryotycznego 
stronnictwa, na  
jej salonach król się z niemi spotykał; wprawdzie nie dzielił ich 
przekonań,  
lecz zgadzał się na wydobycie z upokarzającej przemocy, chociaż to 
oswobodzenie  
z wielką oględnością przeprowadzać przedsięwziął. Wpływ 
generałowej dodawał  
męstwa królowi, który za lada przeciwnością upadał na duchu; 
rozgrzewała w nim  
patryotyczne uczucia, dzieliła troski królewskie, które gorąco uczute 
wpływały  

background image

na jej zdrowie. Tracąc coraz siły, musiała dla poratowania zdrowia 
wyjechać za  
granicę. 
Rozwód się prowadził w Rzymie. Choć ksiądz Worgowski używał 
wszelkich sprężyn 
 
 
 
do najprędszego rozwiązania, lecz coraz nowe jawiły się przeszkody, 
gdyż prymas  
uprosiwszy nuncyusza papieskiego wpływał na Stolicę Apostolską i 
rozwód ciągle w  
zawieszeniu trzymał. Gdy generał Grabowski zawiadomiony został o 
postanowieniu  
żony, nie okazał wielkiego smutku. Posłał po brata kasztelana, aby 
zasięgnąć  
rady, jak ma postąpić w tym ważnym wypadku. 
Właśnie w tej chwili kasztelan znajdował się w Białołęce i nazajutrz 
po wezwaniu  
stawił się u brata. Kasztelan żarnowiecki zawieszony orderami 
uściskał brata w  
szlafroku. Generał zawiadomił go o postanowieniu żony, prosząc o 
radę i o powód,  
co skłonić mogło generałowę do takowego kroku. Kasztelan po 
namyśle odrzekł. 
— Wysoko cenię bratowę, bo jest zacna i pobożna, nie mogła się 
zgodzić z  
człowiekiem, który czyta Woltera. Gdybyś czasem jeszcze chciał ją 
zabawić,  
zmówić z nią razem jakąś litanijkę lub pojechał z nią na odpust, 
wlekłoby się to  
czas jakiś. Lenistwo twoje i brak wiary były przyczyną żądania 
rozwodu.  
— Przecież brat jesteś arcy-pobożny — 
 
 
 

background image

rzekł generał — a jednak również jak ja rozstałeś się z nieboszczką 
żoną,  
przeżywszy z nią lat kilkanaście. 
— Twój rozwód, panie bracie, jest skutkiem twej niewiary, a moje 
rozłączenie  
wynikło z gorliwości wiary. Żeniąc się, popełniłem grzech przez 
nieświadomość,  
że zostanę komandorem maltańskim. Pani kasztelanowa żarnowiecka, 
wspólniczka  
dziś komandora maltańskiego, czuła niestosowność naszego 
położenia. Oburzałby ją  
widok księdza katolickiego prowadzącego swą żonę; jakąż odrazę 
czuć musiała,  
widząc się sama żoną maltańskiego komandora, który w bezżennym 
stanie umierać  
powinien; wspólna więc nasza gorliwość religijna musiała nas 
rozłączyć. 
— Przyznam ci się, mój bracie kasztelanie, że ani twoich, ani żony 
mojej  
skrupułów nie rozumiem; krzyż maltański, ani Wolter małżeństwa 
rozrywać nie  
mogą. Lecz ja mojej jejmości sprzeciwiać się nie będę. Baba z wozu, 
koniom lżej.  
Do Warszawy nie wrócę, ta żenada mnie tam zabija, tu jestem panem 
u siebie, nikt  
nie kontroluje moich czynności. Na rozwód zezwolę, a Woltera czytać 
będę, 
 
 
 
bo mnie bawi i więcej ma rozumu od waszych księży. 
— Mój bracie — odrzekł smutnie kasztelan — Wolter cię po śmierci 
zaprowadzi do  
swego pomieszkania, do piekła, i tam biesiadować sobie będziecie. 
Szczęśliwie,  
jeśli obu was Lucyper na rożen nie wsadzi. Tam sobie razem bluźnić 
możecie, ale  
tu panie bracie wara, bo możesz podpaść pod klątwę. 

background image

— To strachy na dzieci albo głupców — odrzekł generał. 
— Jesteś opętany przez szatana, panie generale ; bluźnierstw słuchać 
nie mogę,  
uciekam. 
Bez pożegnania, tylko wielkim krzyżem przeżegnawszy brata, 
oburzony i zgorszony  
wyjechał z jego domu. 
Nie było przeszkód ze strony generała, jednak król nie mógł się 
doczekać  
rozwodu; cieszyło go tylko, że takowe usposobienie generała nie 
tamowało w  
niczem jego stosunków z jego żoną. 
 
 
 
KŁOPOTY SZAMBELANA. 
 
 
 
 
 
Wiemy, iż król przedstawił szambelana Łąckiego ambasadorowi 
rosyjskiemu. Ten  
przyjął go bardzo uprzejmie, pochlebił, iż jego zdolności mogą 
przynieść pożytek  
krajowi, przestrzegał aby nie wierzył podszeptom pruskiego 
ambasadora, a trzymał  
się partyi królewskiej, która może być silną, jeśli będzie iść według 
życzeń i  
planów imperatorowej. Szambelan nie mając stałych przekonań 
politycznych, a  
gorejąc chęcią odgrywania urzędowej roli, przyrzekł bez wahania 
poświęcić swe  
usługi ambasadorowi i jego rozkazy spełniać z gorliwością; w końcu 
rzekł  
Stackelberg. 
— Imperatorowa oddane usługi zawsze wynagradza. Wiem, że masz 
ojca bogatego,  

background image

lecz skąpego, braknie ci pewno na życie stosowne do twego położenia 
w stolicy.  
Mogę ci 
 
 
 
więc wyznaczyć miesięczną pensyę; pokryje to rozchody z mej 
przyczyny czasami  
poniesione i mnie ośmieli do dawania ci moich zleceń. Rumieniec 
wstydu i  
upokorzenia rozlał się na twarzy szambelana i odrzekł. 
— Płatnym sługą być nie myślę; jestem obywatelem wolnego narodu, 
bezwarunkowo  
więc mojej własnej woli ujarzmiać nie mogę. Być płatnym przez dwór 
obcy, jest to  
plamie sumienie uczciwego człowieka. 
Ambasador rozumiał te pierwsze wybuchy, które wywołuje wstręt do 
nieprawych  
czynności, lecz w trwałość ich nie wierzył, przeto i odmowie 
szambelana nie  
ufał. Śmiejąc się rzekł. 
— Młody jesteś szambelanie, a przesądy masz staro - polskie. Buta 
szlachecka was  
gubi, draźliwość wasza jest śmiesznością. Imperatorowa jest jak druga 
twoja  
matka, od której przyjąłbyś każdy datek. Cesarzowa nie może cię 
wynagrodzić  
orderem, boby cię to u patryotów kompromitowało; chce ci więc 
dopomódz do  
okazalszego życia, do którego jesteś zrodzony, które z towarzyskiego 
położenia  
ci przynależy. 
 
 
 
Te słowa zmiękczyły trochę postanowienie szambelana i zapytał. 
— Czy nie będę użyty do podłego szpiegostwa? 

background image

— Bynajmniej, mój szambelanie, chcę tylko pomnożyć zwolenników 
królowi,  
któremuście wierność zaprzysięgli, w którego obronie stawać jest 
waszym  
obowiązkiem. Na dowód, że cię nie wciągam w jakiś nieprawny 
spisek, pokażę ci  
imiona osób, które nie odmówiły za oddane usługi pobierać pensyi od 
cesarzowej. 
Wyjął z biurka długi rejestr i podał szambelanowi. Czytając imiona 
wysokich  
urzędników i kilku nawet magnatów, nie mógł wyjść z zadziwienia, że 
ludzie,  
którzy nie potrzebowali żadnej pomocy pieniężnej, którzy codziennie 
więcej  
tracili, niż cyfry koło nich postawione, nie mogli się sprzedawać za 
lichy  
pieniądz; te pensye w jego oczach były tylko godłem stowarzyszenia 
się przeciw  
anarchii; nie czuł się lepszym od innych, gdy ci co opływali w 
dostatkach  
przyjmowali pensye od ambasadora; czemuż on, któremu brakło 
 
 
 
na wystawne życie, miałby ją odrzucić. Gdy papier oddawał 
ambasadorowi, ten  
zapytał go. 
— Czy mogę pana w tej liczbie osób umieścić? 
Szambelan odpowiedział tylko jednem słowem. 
— Proszę. 
Obowiązki szambelana były lekkie i według niego mało znaczące. 
Wypytywał go  
hrabia Stackelberg o usposobienie umysłów, o rozmowy polityczne, 
toczące się w  
arystokratycznych salonach. Żadnych zleceń szczegółowych nie 
odbierał. Otrzymana  
pensya pozwoliła mu zaprowadzić niektóre zbytki, których dawniej 
nie był w  

background image

możności używać. 
Król go łaskawie przyjmował; w salonach czuł niejakie oziębienie, 
lecz to  
przypisywał intiygom krajczyny. Gdy przed otwarciem sejmu , 
Stackelberg  
poróżnił się z królem w skutek odrzucenia jego kandydatów do Rady 
nieustającej,  
szambelan otrzymał zlecenie od ambasadora, aby popierał fakcye 
przeciw królowi.  
Zasmucony i do żywego dotknięty szambelan tem wymaganiem, nie 
wiedział co ma  
czynić; zdawało mu się, że będzie 
 
 
 
użyty do stłumienia anarchji i ustalenia silnego rządu, teraz zaś 
użytym został  
do celów wstrętnych dla niego. Przytem raz już zdradziwszy swoją 
protektorkę  
krajczynę, teraz nową zdradą miał odpłacić królowi za doznane 
dobrodziejstwa.  
Pozostawały mu tylko dwa środki: albo zdradzić ambasadora lub z 
nim zerwać na  
zawsze. Szambelan nie był człowiekiem stanowczych przedsięwzięć, 
wybierał zawsze  
półśrodki, które chwilowo mogłyby go wyprowadzić z fałszywego 
położenia. Umyślił  
więc, póki burza nie minie, udać chorego. Zamknął się w domu, 
nigdzie nie  
wychodził, nudząc się szalenie. Wśród tej samotności przychodziły 
mu różne  
myśli, dumał jak przejść krętą ścieżką między wszystkiemi 
stronnictwami, nie  
obrażając ani króla, ani Stackelberga, ani patryotów, ani anarchistów, 
ani ligi  
dam bawiących się w politykę. Takowa bierność w jego charakterze 
czyniła go  

background image

niezdolnym do żadnego stanowczego czynu; wybierał środki, któreby 
zapewniały  
spokój i użycie życia. Nie pojmował, że właśnie takowe usposobienie 
naraża go na  
ciągłe niepokoje, bezbarwnością okazują nieudolność, a nie 
 
 
 
mając stałego przekonania, niczego dopiąć nie jest zdolny. 
Z gazety księdza Łuskina, którą mu przynoszono, dowiadywał się o 
zuchwałych  
mowach oskarżających króla; uradowany, że uniknął skandalu, 
poklaskiwał swemu  
pomysłowi, że w czasie burzy w wygodnem ukrył się łożu. 
Gdy się dowiedział, że wszystko ucichło i obrady wzięły właściwy 
kierunek, nasz  
szambelan zrzucił szlafrok, przystroił się wykwintnie, poleciał 
najprzód do  
króla, aby wynurzyć swoje oburzenie z postępku kilku obłąkanych i 
mienił się za  
szczęśliwego, iż swoim wpływem i energią mógł przyczynić się do 
uśmierzenia  
bezsensownych wybryków. 
Później udał się do hrabiego Stackelberga i oświadczył, że działając 
tajemnie,  
więcej przyczynił się do wzburzenia umysłów od tych, którzy 
gwałtownemi mowami  
chcieli upokorzyć króla. 
U księżnej Lubomirskiej nie tak gładko mu poszło — zimno był 
przyjęty. Gdy  
zaczęto rozmowę o wypadkach sejmowych, gdy szambelan począł 
brać stronę biskupa  
Sołtyka, pani kasztelanowa kamieńska rzekła. 
 
 
 
— Stawaliśmy w obronie godności senatorskiej, działaliśmy otwarcie 
i śmiało, jak  

background image

przystoi na wolnych w wolnym narodzie, lecz w sejmie nie było 
jednomyślności;  
oskarżenia nasze nie mogły się utrzymać, gdyż jak zwykle przed burzą 
susły  
skryły się do nory, a gawrony pod dachy. 
Śmiech ogólny i spojrzenia pań zwrócone na szambelana zrazu go 
zmieszały,  
później gniew go opanował, i chcąc się zemścić za przycinek, rzekł. 
— Czyż susły i gawrony instynktem nie okazały więcej rozumu niż 
ludzie, którzy  
zmoczeni ulewą, po nawałnicy uciekli do domów. 
Księżna Lubomirska rozgniewana tą niegrzeczną odpowiedzią, rzekła 
z udaną  
łagodnością. 
— Pan szambelan jesteś jeszcze chory, nie wróciłeś do normalnej 
przytomności,  
bredzisz jak w gorączce; w tym stanie nierozsądnie puszczać się w 
odwiedziny  
znajomych. 
Szambelan powstał gniewny i upokorzony, i skłoniwszy się damom, 
wyszedł z  
salonu. 
Choć nie pierwszy raz pan Łącki obrażony był w swej durnie, choć 
był  
lekkomyślny, 
 
 
 
obojętny i sercem nie odczuwał, jednak krew szlachecka zawrzała w 
jego  
piersiach, żądał za zniewagę zniewagą się odpłacić, pałał zemstą; lecz 
z kim  
miał walczyć? z kobietami, których całą bronią jest język i intryga. 
Człowiek  
rzadko siebie samego obwinia; nie dostrzega, że doznane 
nieprzyjemności są  
skutkiem własnego postępowania; nie przychodzi mu na myśl 
logiczna rozwaga, bo  

background image

nie jest sędzią swych czynów, ale gorliwym ich obrońcą. 
Niegrzeczne przyjęcie u ex-marszałkowej przypisywał intrydze 
krajczyny.  
Postanowił zerwać stosunki z księżną marszałkową, z jej otoczeniem i 
całem jej  
stronnictwem; choć wielki to był ubytek w jego życiu towarzyskiem, 
jednak silne  
mu jeszcze pozostały podpory, na których mógł się oprzeć 
bezpiecznie: pozostał  
mu król, hrabia Stackelberg, generałowa Grabowska i wojewodzic, 
którego wpływ  
coraz wzrastał w stolicy i zwiastował nową erę w dążnościach 
politycznych.  
Pocieszał się jak mógł szambelan, lecz te wypadki go dręczyły, 
niezadowolony był  
z siebie, a nie 
 
 
 
miał ani jednego przychylnego serca, przed którem mógłby troskami 
się podzielić. 
Kochał matkę, lecz smutnemi myślami nie chciał jej martwić; ojciec 
by go nie  
zrozumiał, a szorstką odpowiedzią rozjątrzyłby bardziej jeszcze serce 
jego.  
Przypomniał sobie życzliwe słowa wojewodzicówny; jak spragniony 
żąda wody, tak w  
udręczeniu pragniemy przyjaznego współczucia. Spiesznie więc 
przystroiwszy się,  
udał się do pałacu wojewodzica. Zastał tam liczne grono gości, 
zajętych obradami  
nad kierunkiem mającego nastąpić sejmu. Małachowski, Sapieha, 
Ignacy Potocki,  
biskup Rybiński kładli za program działania zajęcie się formą rządu, 
przymierzem  
z Prusami i następstwem tronu; zawierając sojusz z Prusami, chciano 
zarazem  

background image

ustalić przymierze z Anglią i Holandyą, aby nie być zupełnie 
zawisłemi od  
berlińskiego gabinetu. Taki nakreśliwszy plan, chciano się 
porozumieć z  
interesowanemi mocarstwami, tak jednak, aby nikt w Warszawie, ani 
król, ani  
członkowie rządu o tem nie wiedzieli. 
Gdy wszedł szambelan, wojewodzic nie chcąc przerywać narady i 
wtajemniczać szam- 
 
 
 
belana do ich politycznych planów, zaprowadził go do salonu, gdzie 
córka jego  
oczekiwała na mające przybyć damy. 
Widok pana Kazimierza zawsze wywoływał na twarz panny Emilii 
żywy rumieniec i  
nigdy jej rysy nie opromieniały się takiem zadowoleniem, jak gdy 
drobna jej  
rączka ogrzaną została ciepłym jego pocałunkiem. 
Po kilku uprzejmych słowach wojewodzic udał się do swoich gości. 
— Tak dawno jak byłeś u nas, panie szambelanie — rzekła panna 
Emilia. 
— Dawno, to prawda, panno wojewodzicówno, lecz ten czas nie 
przeszedł mi wesoło;  
jakiś fatalizm stawiał mnie w takich trudnych położeniach, że 
narażony byłem na  
ciągłe przykrości, i gdybym nie rozumiał życia, wpadłbym w zupełne 
zwątpienie. 
— Mój panie Kazimierzu, pozwolisz mi prawdę powiedzieć? 
— Mów pani, wszak dawniej otwarcie zawsze mówiliśmy z sobą. 
— Zaprzeczyć muszę twoim słowom, panie Kazimierzu, przykrości, 
których doznałeś, 
 
 
 
— Teraz, panie Kazimierzu, rozum nie rozwiąże ci tego pytania, lecz 
kiedyś serce  

background image

ci na nie odpowie. 
— Gdy słyszę twe przychylne słowa, panno Emilio, przenoszę się 
myślą w nasze  
dziecinne lata, gdzie nasze niewinne rozrywki zastępowały dzisiejsze 
pragnienia,  
gdy lekko nam zawsze było na sercu, bo żadna troska nie ugniatała; 
błogie to  
były chwile, ale one powrócić nie mogą. 
— Sami trosk przysparzamy sobie, panie Kazimierzu, one 
przedwcześnie nas  
starzeją; z czystem sumieniem, duch zawsze będzie młodym, a serce 
żywo bić  
będzie do wszystkiego, co wzniosłe, zacne i święte. 
— Z takiemi wyobrażeniami, panno Emilio, musisz być szczęśliwą. 
— Mam nadzieję, że nią będę. Nadchodzące damy przerwały tę 
poufną 
rozmowę. 
Szambelan był roztargniony, patrzył ciągle na Emilię, odkrywał w jej 
rysach  
coraz nowe wdzięki, których dotąd nie dopatrzył, a szczerość, jej 
słów, do  
których nie był na- 
 
 
 
wykły, przychylność, której w salonowem życiu nie napotkał, 
rozgrzała jego zimne  
serce. 
Chociaż w gronie przybyłych dam były i piękne, jednak szambelan 
słynny z  
oddawanych hołdów każdej piękności, tym razem patrzał na nie 
obojętnie i tyle  
tylko był ugrzeczniony, ile wymagały obowiązki dobrego 
towarzystwa. 
Gdy nadszedł wojewodzic, szambelan resztę wieczoru na rozmowie z 
nim przepędził.  
Im dłużej szambelan rozstrząsał poglądy na życie przez pannę Emilię  

background image

wypowiedziane, tem więcej dopatrywał błędów w swojem 
postępowaniu, przekonywał  
się, że są pewne zasady, od których społeczność uwolnić się nie może; 
lecz które  
mają prawdę za sobą, stanowczo rozwiązać nie umiał. Powab, 
rozsądek panny  
Emilii, owiany ciepłem uczucia, uczynił wielkie na nim wrażenie; 
czuł, że  
szczęściem każdyby się z nim podzielił, ale od trosk i smutku każdy z 
grona  
znajomych by się oddalił, bo świat żąda rozrywki, wesela i uciech, a 
od  
znękanych i zbolałych ucieka. 
Postanowił więc, iż ile razy dozna przykrości lub zawodu, uda się po 
słowo  
pociechy 
 
 
 
do towarzyszki dzieciństwa. A że w życiu więcej mamy chwil smutku, 
niż radości,  
odwiedziny szambelana u wojewodzka coraz były częstsze, 
przyzwyczajał się do  
nich, później stały się potrzebą, nałogiem. 
Po wyjeździe generałowej Grabowskiej za granicę, król, który za jej 
wpływem  
opierał się przemocy Stackelberga i po jej oddaleniu się pragnął 
postępować  
według jej rady. Ambasador nie chciał odstąpić od wdawania się w 
sprawy  
wewnętrzne kraju, przedstawiał swoich kandydatów, wstrętnych 
królowi i narodowi.  
Opróżnione zostało podskarbiostwo nadworne i biskupstwo 
krakowskie. O  
podskarbiostwo starał się pisarz Rzewuski, protegowany przez księżnę 
generałowę  
ziem podolskich, i Moszyński, za którym przemawiała znajomość 
finansowa. Król  

background image

zaś najwięcej sprzyjał kasztelanowi Ostrowskiemu, który 
nieposzlakowaną  
zacnością wzbudzał szacunek dla siebie. 
Lecz i hrabia Stackelberg miał swoich kandydatów. Ożarowski 
kasztelan wojnicki  
przez swą żonę zyskał względy ambasadora, przedstawił go więc na 
podskarbiego, a  
biskupa inflantskiego Kossakowskiego, z którym był za- 
 
 
 
żyły i grywał z nim w karty, na biskupa krakowskiego. 
Opozycya żarliwie stanęła przeciw tym kandydatom. Król przez 
Debolego posła  
rezydującego w Petersburgu wysłał skargę do imperatorowej, która 
przez  
Ostermanna kazała oświadczyć, iż daleką jest od ścieśniania 
królewskiej woli w  
rozdawnictwie wakansów, a że Stackelberg utaił przed rządem 
imperatorowej swe  
postępowanie, zostanie upomnionym. 
To zwycięstwo król był winien radom generałowej i ten tryumf jej 
zawdzięczał. 
Król oczekując powrotu pani Grabowskiej, zajął się budową dla niej 
pałacu.  
Tysiące robotników sprowadzono, dniem i nocą przy pochodniach 
pracowano i jakby  
laską czarodziejską wzniósł się pałac na Tłomackiem, błękitnym 
zwany,  
przypierający do obszernego ogrodu. Wnętrze ze zbytkiem sam król 
urządzał;  
znawca i artysta w duszy, tworzył świątynię, w której miłość 
przemieszkiwać  
miała, w której swemu bóstwu pragnął złożyć hołd uwielbienia. 
 
 
 
WYJAZD PODSTOLSTWA DO WARSZAWY. 

background image

 
 
 
 
 
Ważne wypadki zaszły w Starej - Woli; wywołał je przysłany portret 
szambelana w  
złocistym mundurze ze wstęgą św. Stanisława. Zawieszono go w 
jadalnej sali obok  
p. Łąckiego wojewody sandomierskiego, w szeregu spokrewnionych 
orderowych panów.  
Pochlebiały podstolemu zaszczyty syna, jednak zdawało mu się, że 
jego  
wywyższenie osłabia powagę ojcowską. 
Tytularny podstoli nie mógł w oczach jego strofować orderowego 
pana. Długo dumał  
nad środkami, któreby ustaliły jego władzę rodzicielską. Nic nie 
mówiąc nikomu,  
wziąwszy ze sobą tylko Brodziewicza, zjechał na sejmik do 
Sandomierza, gdzie  
wybierano posłów na sejm  r. 
Podstoli choć był otwarty, szczery, nawet 
 
 
 
zdawał się być dobrodusznym, lecz miał ten spryt, który bez jawności 
umie dążyć  
do celu. Nadzwyczaj był czynnym na sejmiku: w każdym kandydacie 
upatrywał to  
brak energii, to stronnicze poglądy, to arystokratyczne dążności, 
zawsze jakaś  
skaza tamowała wybór na posła. 
Kilka rzuconych patryotycznych frazesów, przyjętych oklaskami, 
zwróciły na niego  
oczy wyborców. Pomimo oporu podano podstolego na kandydata i 
większością głosów  
na posła obranym został. 
Gdy przybył do domu, przedstawił się żonie temi słowy. 

background image

— Masz Jejmość przed sobą posła Rzeczypospolitej; choć trochę się 
zadomowałem,  
ale potrafię zdrową radą przyczynić się do dobra ojczyzny. 
— Nie uwierzysz Jegomość — odrzekła podstolina — jaką sprawiłeś 
mi radość; urząd  
to zaszczytny, zajmiesz się sprawami publicznemi, oderwiesz się od 
uciążliwego  
gospodarstwa i jakiś czas przemieszkamy w Warszawie. 
— Jejmość choć zacna i poczciwa, ale zawsze kobieta; nęci ją 
Warszawa. 
 
 
 
— Przecież mam syna w stolicy — rzekła podstolina — cóż 
dziwnego, że serce matki  
ciagnie ku niemu; będę tam spokojna, Kazio uszczęśliwiony, a 
Jegomość ciesząc  
się powodzeniem syna, będzie miał szlachetniejsze jak na wsi zajęcie. 
 — Szambelan, pan orderowy, będzie musiał się uniżyć przed posłem, 
przed  
godnością, która najzaszczytniejszą jest w kraju, która ma władzę 
królewskie i  
senatu podania rozstrzygać, sankcyą swą utwierdzać lub odrzucać. 
— Kazio w tobie zawsze uszanuje ojca; godność Jegomości nie 
zwiększy jego przy  
wiązania. 
— Jejmość wie swoje, a ja swoje; każdy splendor każe się uszanować. 
Ojciec  
podstoli, a ojciec poseł, to różnica nielada. Muszę wysłać 
Brodziewicza do  
Warszawy, aby nam najął pomieszkanie. 
— Kazio to lepiej załatwić może — odrzekła podstolina. 
— Ale moja Jejmość, ja znam lepiej Warszawę od Kazia. 
— Już mija lat dwadzieścia, jak Jegomość byłeś w Warszawie. 
 
 
 

background image

— Cóż to znaczy, przecież pamięci nie straciłem. Brodziewicz według 
mojej  
instrukcyi wszystko urządzi, a my unikniemy kłopotu nowej 
instalacyi. 
Przywołano Brodziewicza; gdy wszedł, podstoli, kazał mu wziąć 
arkusz papieru,  
usiąść przy stole i rzekł. 
— Waćpan pojedziesz do Warszawy, najmiesz i urządzisz 
pomieszkanie. Spodziewam  
się, że z rozumem i kredką to wykonasz. 
— Najchętniej spełnię rozkaz JW. posła; znam Warszawę jak moich 
pięć palców.  
Przeszłego roku trzy miesiące tam bawiłem, każdy kąt mi znany. 
— A więc pisz, co ci podyktuję. 
"Gdy przyjedziesz do Warszawy, wprost się udasz do zajazdu 
Szpinglera na  
Bednarskiej ulicy. Nająć mi u niego sześć pokoi od frontu, z kuchnią, 
stajnią i  
składem na wiktuały. Niemiec będzie się drożył, ale gdy mu powiesz, 
że to pan  
Łącki najmuje, który dawniej u niego kwaterował, to zmięknie, jak 
wosk, bo miał  
dla mnie wielką konsyderacyę". 
Brodziewicz przerwał pisanie i rzekł. 
— Nie przypominam sobie, aby był dziś 
 
 
 
zajazd na Bednarskiej ulicy, chyba może jakaś gospoda dla żydów. 
— Waćpan nie wściubiaj swoje trzy grosze; znam Warszawę lepiej od 
Waćpana; pisz 
dalej. 
„Beczułkę wina i sto butelek starego węgrzyna kupić w winiarni 
Fukierów na  
Starem Mieście, przez pamięć, że u niego nieraz pijałem i że jest 
ugrzecznionym  
i sumiennym „handlarzem". 

background image

— Dziś są lepsze winiarnie — rzekł Brodziewicz. — Znam skład, 
który zaopatruje  
piwnice senatorskie i Jego Królewskiej Mości. 
— Niech oni sobie piją z owego składu— odrzekł podstoli — ja 
przecież mam smak w  
gębie; dzisiejsi winiarze falsyfikują wszystkie trunki. Fukierowie to z 
korca  
maku wybrani, zacni, poczciwi; upijałem się z nimi nieraz; pisz dalej. 
„Gdy dom będzie urządzony, poprosisz księdza Anzelma z klasztoru 
Bernardynów,aby  
poświęcił mieszkanie, bo w zajazdach dzieją się różne wszeteczności, 
a jam  
sodalis maryanus; kto z Bogiem, Pan Bóg z nim". 
— Schowaj Waćpan tę instrukcyę dla pa- 
 
 
 
mięci; na zadatki sto czerwonych złotych otrzymasz. Przytem obliguję 
Waćpana,  
abyś się zajął odnowieniem landary, gdy się podreperuje i bronzy 
odczyszczą,  
będzie wyglądać jak nowa. Parę szpaków, co po Emirze, podkarmić, 
galony złote do  
liberyi poprzyszywać, ekonomowi przykazać, aby sto korcy owsa były 
gotowe do  
transportu, parę kulów mąki spytlować, dwa kabany zakłuć, indyki i 
kapłony  
posadzić w sadnikach, niech się tuczą, bo tę prowizyę odeszlemy do 
Warszawy. 
Pani podstolina, która haftując nie oponowała w niczem mężowi, 
rzekła do  
Brodziewicza. 
— Proszę do mnie. 
Gdy się znalazła w swej komnacie, rzekła. 
— Proszę, abyś we wszystkiem radził się szambelana, abyś nic nie 
przedsięwziął  
bez jego decyzyi. Znajomi mego męża musieli powymierać, domy 
porujnować;  

background image

dwadzieścia lat zmienia nietylko ludzi, ale i miasta. A gdy się 
wszystko nie  
spełni według instrukcyi mego męża, trochę się podąsa, ale później 
zadowolonym  
będzie. 
— Ale pani podstolina bierze na siebie 
 
 
 
całą odpowiedzialność, gdyż mnie gotów zbesztać, a może i 
wypędzić, czegobym  
sobie nie życzył. 
— Mój panie Brodziewiczu, nie narażę cię na żadną nieprzyjemność; 
powoli  
przygotuję mego męża okazaniem niemożności wypełnienia jego 
zleceń. Przed  
wyjazdem wręczę ci list do syna. 
Pan podstoli chociaż polecił Brodziewiczowi uskutecznić dane mu 
rozkazy, sam  
jednak wszystkiem się zajął. Przy nim odnawiano landarę, czyszczono 
szpaki,  
zabijano wieprze, nawet klucznicy dawał rady, jak drób prędko 
utuczyć można. Gdy  
wrócił od tych zajęć, ka zał do siebie zawołać księdza Antoniego 
proboszcza i  
rzekł do wchodzącego. 
— Mój księże proboszczu, wiesz, że zostałem wybrany posłem; 
przyjdzie mi nie z  
jedną mową wystąpić w sejmie, umiem prawdę wypowiedzieć, ale w 
gronie tylu  
mowców i statystów trzeba retorycznie się wysłowić i zdanie poprzeć 
sentencyą  
łacińską. Przytocz mi więc kilka sentencyj, abym mógł na sejmie 
niemi się  
popisać; pomyśl, mądrej głowie dość na słowie. 
 
 
 

background image

— Ma słuszność JW. pan poseł — odrzekł ksiądz Antoni — w 
sentencyach zamyka się  
mądrość, bez nich trudno o prawdzie przekonać. 
— Mów proboszczu, ja sobie niektóre wybiorę. 
Ksiądz Antoni długo myślał, w końcu rzekł. 
— „Prima, secunda talis, lunatio erat aequalis". 
— Ależ proboszczu, to nie kwadruje z sejmową mową, dobre to do 
kalendarza, ta  
sentencya dyabła warta. 
— Można ją użyć przenośnie; może ta przypadnie do gustu: „Ars 
longa, vita  
brevis". 
— I ta kiepska, księże proboszczu. 
— To może ta będzie lepsza: „Medice, cura te ipsum". 
— Ta już lepsza, ale bardzo filozoficzna, a ja w filozofię wdawać się 
nie będę. 
— I ta piękna sentencya: „Clara pacta, claros faciunt amicos". 
— Ta może mi się przydać. 
— To może pan podstoli żąda sentencyi politycznej? 
 
 
 
— Dawaj, dawaj, księże Antoni, taka mi się przyda. 
— „Russica gens, optima flens, pessima ridens" — wymówił zwolna 
proboszcz. 
— Brawo, brawo, księże proboszczu, jakby krawiec do miary mi ją 
uszył; ta mi się  
podoba. 
Podstoli kilka razy powtórzył sentencyę, aby jej się na pamięć 
wyuczyć. Gdy  
proboszcz żegnał podstolego, tenże prosił go o odśpiewanie „Te 
Deum laudamus" na  
podziękowanie Bogu za otrzymaną godność poselską, a po mszy św. 
aby wzniósł hymn  
„Veni creator" na intencyę, aby Duch ś. natchnął go mądrością i 
skuteczną radą  
na pożytek współbraci i kraju. 

background image

Jak rośliny i drzewa, tak i człowiek przyrasta do ziemi, na której się 
urodził.  
Myśl opuszczenia Starej-Woli trapiła podstolego. Zmienić ciche, 
regularne życie  
na gwar stolicy, nie we właściwej porze jeść i spać, przyjmować 
gości, odwiedzać  
obojętne osoby, było uciążliwszą rzeczą dla nowo obranego posła, niż 
wystąpienie  
w sejmie. Pocieszał się, iż przed dwudziestu laty mile czas przepędził 
w  
Warszawie; przypominał sobie wszystkich kolegów wesołego życia, 
wszystkie  
piękności, dla których nie był 
 
 
 
obojętnym; spotkanie się znów z niemi miało swój urok; zapomniał 
tylko, że  
koledzy posiwiali, a lica pięknych pań zmarszczkami się pokryły. 
Gdy się zbliżał czas wyjazdu, podstoli coraz był smutniejszy; wybierał 
się,  
jakby nigdy nie miał wrócić; z swym plenipotentem panem Szuta 
siedział  
codziennie zamknięty w swoim gabinecie, z nim regulował swe 
interesa,  
porządkował papiery, układał dokumenty i sporządzał testament, 
który kazał  
złożyć u pana wojewody Łąckiego. 
Pan Szuta przyrzekłszy tajemnicę, milczał o rozporządzeniu 
podstolego, choć  
język mu świerzbiał; powtarzał tylko. 
— Złote serce podstolego, a rozum Salomona; o nikim, nikim nie 
zapomniał. Niech  
mu Bóg wieku przedłuży, a gdy go powoła do siebie, będzie czem łzy 
obcierać. 
Pani podstolina przez Woroniczów spokrewniona z Jelińskiemi i 
Działyńskiemi,  

background image

dawniej należąc do wyższego towarzystwa, nawykła do form 
światowych, nie  
trwożyła się zmianą życia. Umiała się zastosować do wszelkich 
wymagań czy to na  
wsi, czy to w stolicy. 
 
 
 
Najbardziej pocieszającą myślą była możność ciągłego widzenia się z 
synem. 
Gdyby go mniej kochała, gdyby go kochała li tylko dla siebie, nie 
zezwoliłaby  
nigdy na rozłączenie się, na wysłanie go do Warszawy. 
Lecz prawdziwa miłość macierzyńska dla szczęścia dziecka żyje 
ofiarą własnego  
serca; uczucie podnosi ją do heroizmu, dzieląc każdą pomyślność, 
umie w  
przygodach cierpieć i wiecznie przebaczać. 
Przez Brodziewicza, jadącego z prowizyą do Warszawy, pisała do 
syna, aby najął i  
urządził pomieszkanie według towarzyskich wymagań i swego gustu; 
że jeśli koszta  
będą większe, by nie martwił ojca, tylko ją zawiadomił. 
Nakoniec przyszedł dzień wyjazdu. 
Po mszy św. i błogosławieństwie proboszcza, przy wielkim ołtarzu 
udzielonem, po  
rozdaniu jałmużny ubogim, aby się modlili za szczęśliwą podróż, 
udali się do  
domu, lecz w ganku zebrali się oficyaliści z pisarzami, kucharz z 
kuchcikami,  
stangret z masztalerzami, kredencerz z pachołkami, stara klucznica z  
gospodyniami i każda z tych korporacyj skła- 
 
 
 
dała swe pożegnanie i życzenia szczęśliwej podróży. Wszyscy 
całowali ręce  
podstolstwa, a poseł rozczulony rzekł. 

background image

— Moi bracia, jadę, daj Boże w dobrem zdrowiu znów nam się 
zobaczyć; dziękuję  
wam za wasze usługi i za okazaną mi przychylność; choć nie raz 
karciłem, ale was  
kochałem, byłem wam ojcem, nagradzałem za dobre, a za złe karałem. 
Wyjeżdżam,  
zostawiam dom mój i moje mienie na waszej opiece; spodziewam się 
iż gdy wrócę,  
zastanę wszystko w porządku. Bądźcie zdrowi, niech Bóg będzie z 
wami, kochajcie  
mnie, jak ja was kocham. 
Łza spadła na wąs podstolego, a cała gromadka zaczęła rzewnie 
szlochać. 
Landara odświeżona przed dom zajechała, zaczęto znosić pudełka, 
pudełeczka,  
zawiniątka. Podstoli nieraz ofuknął gniewem, że jejmość zabiera z 
sobą tyle  
rupieciów, że nie będzie mógł nóg wyprostować, lecz nareszcie 
wszyscy się jakoś  
wygodnie umieścili w landarze. 
Ruszył powóz, lecz za bramą był zatrzymany przez gromadę ze wsi; 
musieli  
podstolstwo wysiąść i przyjąć życzenia szczęśliwej podróży. Podstoli 
obdarował  
ich kilku tala- 
 
 
 
rami i wśród hucznych wiwatów puścili się w dalszą podróż. 
Lecz jadąc obok kościoła, ksiądz proboszcz u drzwi świątyni stał z 
święconą  
wodą; znowu trzeba było wyłazić i wysłuchać przemówienia. Później 
wystąpił  
organista z bakałarzem i z gronem malców, którzy odśpiewali kantatę 
pożegnalną,  
a bakałarz w uczonej mowie porównał podstolego do Kazimierza 
Wielkiego, który  

background image

założył akademię, jak on szkółkę, który jak on może się nazwać 
królem chłopków,  
życzył mu, aby był również królem obrany i szczęśliwie nad nimi 
panował. Te  
oznaki życzliwości podstoli znów wynagrodził kilku talarami i wśród 
okrzyków  
radośnych puścił się w dalszą drogę. 
Gdy wieś opuścili, rzekł podstoli do żony. 
— Nie wiem czy w Warszawie będziemy z taką pompą i uczuciem 
powitani, jak tu  
byliśmy pożegnani. Moja Jejmość, szlachcic na zagrodzie, to król, 
dlatego wolę  
być pierwszym w Starej-Woli, niż ostatnim w stolicy. 
— Jegomość nigdzie ostatnim być nie może — odrzekła podstolina — 
a dziś  
zaszczycony godnością posła, będziesz miał wybitne stanowisko 
nawet w stolicy. 
 
 
 
— Może ma słuszność Jejmość, ale ta podróż do Warszawy bardzo 
mnie inkomoduje;  
przyjmować i oddawać wizyty, przed każdym się sztafirować, a mnie 
to na co,  
zdrową głowę kłaść pod Ewangelię. 
— Dla dobra publicznego — rzekła podstolina — trzeba coś 
poświęcić. 
— Widzi Jejmość, dla dobra kraju jestem gotów do największej 
ofiarności, ale  
żeby to było bez tej niepotrzebnej żenady. Dać dam, więcej jak myślą; 
gdybym był  
młody, wsiadłbym dziś na koń, lecz po co te rady i spory sejmowe, 
djabła to  
warto, niech każdy krew i mienie poświęci dla kraju, a Polska znów 
stanie się  
potężną. 
— Przecież rozumie Jegomość, że sejm to głos narodu, to jego wola. 

background image

— Sprawiedliwie Jejmość mówisz, ale u nas co głowa to rozum, jeden 
do lasa,  
drugi do Sasa, poradźże z nimi i skłoń do jedności. 
Oboje zamilkli, a że milczenie zawsze sen sprowadzało podstolemu, 
zamknął więc  
oczy i wkrótce donośnie chrapać począł. 
 
 
 
WYZNANIE. 
 
 
 
 
 
Ponieważ w Polsce było kilka stronnictw działających jedno przeciw 
drugiemu,  
przeto wypadki coraz się zmieniały, a ogół pociągnięty w jakąkolwiek 
stronę,  
tworzył większość, którą uznawano za opinię publiczną. Partya 
patryotyczna  
wzmogła się za przybyciem margrabiego Hieronima Lucchesiniego, 
dodanego  
ambasadorowi pruskiemu Buchholtzowi, który później zajął jego 
miejsce. Był to  
człowiek młody, mający lat , pięknej powierzchowności, ujmujący i 
wymowny.  
Przy ciężkim Buchholtzu, dumnym Stackelbergu, ostrożnym 
Descorche ambasadorze  
francuskim, wydawał on się człowiekiem politycznym nowego 
pokroju szczerym,  
otwartym, przychylnym dla Polski i dbającym o jej przyszłość 
szczęśliwą. Biegle  
władając francuskim i łacińskim językiem, mógł 
 
 
 

background image

się z każdym rozmówić. Miłą powierzchownością i ogładą jednał dla 
siebie  
stronnictwo polityczne dam, które teraz skupiły się koło generałowej 
ziem  
podolskich. 
Lucchesini posiadał ich względy, uprzejmością je ujmował, na drodze 
politycznej  
uprzedzał ich żądania; one pierwsze wiedziały o działaniach gabinetu 
pruskiego. 
W dniu imienin księżnej generałowej posłał jej filiżankę porcelanową 
z portretem  
króla pruskiego, a w niej deklaracyę Buchholtza przeciw gwarancyi, o 
której nikt  
w Warszawie jeszcze nie wiedział. Małachowskiemu, Ignacemu 
Potockiemu, Sapieże i  
wojewodzie Walewskiemu przyrzekał w imieniu swego rządu powrót 
Galicyi do  
Polski, ofiarował pomoc Prus i zbrojne przymierze. 
Po takich oświadczeniach nie można się dziwić, że stronnictwo 
patryotyczne  
jedyny ratunek ojczyzny widziało tylko w pruskiej protekcyi; 
przewiniło  
wprawdzie ślepem zaufaniem, wiarą w czcze słowa i 
nieprzewidzeniem  
najhaniebniejszej zdrady. Król tylko jeden upominał, że to są 
wszystko  
błyskotki, za które przyjdzie drogo się opłacić. 
 
 
 
W rozpoczynającym się sejmie stronnictwo patryotyczne miało 
większość za sobą,  
królewska partya coraz się zmniejszała, wpływ Stackelberga upadał. 
Pan szambelan Łącki, który zwykł się trzymać większości, był w 
bardzo przykrem  
położeniu; zerwać ze Stackelbergiem nie miał odwagi; utrzymanie z 
nim stosunków  

background image

narażało go na dotkliwe wyrzuty stronnictwa patryotycznego, a u 
zapalonych dam  
na pogardę. Te dręczące myśli były przerywane wyszukaniem 
mieszkania dla  
rodziców. Przeczytawszy instrukcyę daną Brodziewiczowi, rozśmiał 
się serdecznie,  
a mając pełnomocnictwo ód matki, najął na Krakowskiem 
Przedmieściu pierwsze  
piętro z balkonem, wykwintnie je przystroił, ubrał wazonami 
świeżych kwiatów, a  
Brodziewicza wysłał na spotkanie rodziców, dla wskazania im 
najętego mieszkania,  
w którem sam na nich oczekiwał. 
Gdy landara stanęła przed drzwiami, szwajcar wygalonowany ze 
złocistą laską  
powitał państwa podstolstwa. Podstoli zdjął rogatywkę, biorąc go za 
urzędnika  
królewskiego dworu; lecz gdy ten pocałował go w rękę, postrzegł 
 
 
 
się w swej omyłce i protekcyonalnie poklepał go po ramieniu. Na 
schodach spotkał  
syna, który rzucił się do kolan ojcu i matkę serdecznie uściskał; 
podobała się  
podstolemu ta submisya synowska, której się nie spodziewał, i 
rozjątrzenie,  
które czuł, że nie najęto kwatery na Bednarskiej ulicy, zmieniło się w 
wesołe  
usposobienie. Gdy wszedł do salonu, zawołał. 
— Per sancta cruce ! gdzieście mnie to zaprowadzili, czy do księcia 
Radziwiłła?  
Wszędzie miękko, wszędzie pachnie, jakby u jakiej modnej Frejliny. 
Dalipan, ja  
tu mieszkać nie potrafię; dobre to na chwilę, ale żyć w tych 
mahoniach, dywanach  
i bronzach, to dyabelnie fatyguje; człek nie jest u siebie. 

background image

— Przyzwyczaisz się Jegomość — rzekła na to podstolina — nie my 
nasze przywozimy  
zwyczaje, ale do tutejszych powinniśmy się zastosować. 
— Ale moja Jejmość, jak my na tej stopie żyć będziemy, to 
zbankrutujemy z  
kretesem. 
— Życie nie jest tu drogie — ozwał się szambelan — postaramy się, 
aby ojcu było  
tak wygodnie jak w domu, wszyscy będziemy 
 
 
 
na jego usługi, wszystkie rozkazy jego wypełniać będzie naszym 
obowiązkiem. 
Podstoli mając ciągle na myśli, że pan orderowy zechce się wybić z 
pod jego  
władzy uradowany uległością syna, pocałował go w czoło i rzekł. 
— Widzę, że cię nie popsuła stolica, iż zaszczyty nie zawróciły ci 
głowy;  
szacunek dla rodziców to fundament zacności. 
Gdy podstoli spostrzegł Brodziewicza, pogroził mu palcem i rzekł. 
— Z Waćpanem mam na pieńku; szczęście twoje, żem w dobrym 
humorze, że kontent  
jestem z Kazia, bo inaczej palnąłbym ci taki Pater noster, ażby ci w 
piętach  
zastygło. 
— Ceny były jednakowe — odrzekł Brodziewicz — a wolałem lepszą 
niż gorszą nająć  
kwaterę. 
— No, co z woza spadło, to przepadło; ale na drugi raz radzę się nie 
oddalać o  
sto mil od mojej instrukcyi — rzekł podstoli — a teraz poprowadź 
mnie Waćpan do  
mego pokoju. 
Po długiem niewidzeniu się serce matki radeby w jednem słowie 
streścić wszystkie  
za- 
 

background image

 
 
pytania, aby się uspokoić, że syn ukochany jest szczęśliwy z nadzieją 
większego  
szczęścia w przyszłości. 
Głaskała jego włosy, całowała go w czoło, patrzała mu w oczy 
wzrokiem matki,  
który umie czytać aż w głębi duszy. Choć syn ją upewniał, że jest 
zadowolony z  
życia, że żaden smutek dotąd go nie trapił, jednak w głosie jego 
dostrzegła  
jakąś tęskną nutę, która nie brzmi w piersiach przepełnionych 
szczęściem. 
Mniemała, że jeszcze jakieś pragnienie nieurzeczywistnionem zostało, 
że jej  
staraniem i to życzenie ziści się i radowała się w duszy, że jeszcze w  
czemkolwiek może się przyczynić do uszczęśliwienia ukochanego 
dziecka; trzymając  
go za rękę, rzekła. 
— W twojem szczęściu moje całkowicie się zamyka. Nim w świat cię 
puściłam,  
opancerzyłam twe serce wiarą, zacne uczucia w niem rozbudziłam, 
zaszczepiłam  
moralne zasady; tak cię uzbroiwszy, dziś jesteś silnym do odparcia 
wszelkich  
nieprawych pokus. Wiem, że życia swego żadnym brudnym 
postępkiem nie skalasz;  
lecz życie nasze jest ciągłą walką, ciągłem pragnieniem; jeśli będziesz 
na nie  
narażony, jeśli 
 
 
 
cię co zasmuci, przyjdź do swej matki, a wspólnemi siłami zwalczymy 
pokusy i  
pragnienia urzeczywistnimy wspólną radą i staraniem. 
Pan Kazimierz ucałował kolana matki; ciepłe uczucie nawet zimne 
serce rozgrzewa,  

background image

a miłość gotowa ciągle do poświęceń rozrzewnia. Gdy podniósł 
głowę, łzy mu  
błyszczały w oczach i rzekł. 
— Gdybym miał ciągle przy sobie takiego anioła stróża, jakim dla 
mnie jesteś,  
nigdybym lekkomyślnością nie zbłądził; życie nie jest łatwem 
zadaniem: w niem są  
zmieszane uczucia i namiętności, pragnienia i żądze, rozum w ciągłej 
walce z  
sercem, korzyści osobiste w ciągłym są sporze z dobrem ogółu; 
przejść bez  
szwanku przez tę Scyllę i Charybdę, trzeba być doświadczonym 
sternikiem. 
— Trzeba mieć siłę woli, mój synu, trzeba się radzić serca i rozumu, a 
każde  
zwycięstwo nad sobą jest większym tryumfem, jak uzyskana sława na 
polu bitwy. 
Pan Kazimierz zadumał się nad słowami matki, które sprawiły na nim 
wrażenie; gdy  
chciał jej odpowiedzieć, wszedł pan podstoli 
 
 
 
pięknie przystrojony z karabelą przy boku i rzekł. 
— Czasu nie lubię tracić, tylko ser dobry odkładany; zaraz jadę do 
mego  
marszałka sejmowego, muszę się mu przedstawić i przysięgę 
wykonać. Może byłoby  
stosownie, abyś Waćpan ze mną pojechał. 
— Jestem na rozkazy ojca — odrzekł szambelan. 
Podstoli uradowany uległością syna, poklepał go po ramieniu i rzekł. 
— Szambelaństwo dla dworu, ordery dla pompy światowej, a mores 
dla rodziców;  
ktoś tam powiedział: 
 
Kto ojca, matkę kocha i szanuje,  
Do szczęścia sobie ten drogę toruje. 
 

background image

— Kontent jestem z Waćpana; a teraz się wybierajmy; komu w drogę, 
temu czas. 
— Jedźcie — rzekła podstolina — a ja pojadę odwiedzić 
wojewodzicównę. Emilcia  
wie, co się dzieje w wielkim świecie, a wiadomości te są nam 
potrzebne, nim  
rozpoczniemy nasze odwiedziny. 
Szambelan odbywszy z ojcem kilka wizyt, 
 
 
 
nad wieczorem udał się do siebie. Słowa matki, od dzieciństwa 
słyszane, wyryły  
się mu w sercu; powiew zepsutego świata odrętwić je może, ale 
zatrzeć nie  
zdolny; teraz odżyły one w jego piersiach. 
Porównywał swe postępowanie z radami matki i przyszedł do 
przekonania, że chcąc  
być czystym na sumieniu, trzeba być niewolnikiem szlachetnych 
zasad. Sumienie mu  
wyrzucało wiele występków, ale najohydniejszem mu się wydało 
zaprzedanie się  
Stackelbergowi. Gdyby się okazała jawność tego czynu, zakrwawiłby 
serce matki,  
ściągnąłby gniew ojca, a opinia publiczna potępiłaby go. Nie mógł 
znaleźć środka  
do wyjścia z tego drażliwego położenia; słabe charaktery potrzebują 
silniejszej  
woli do stanowczego postanowienia. Ojcu wyznać nie śmiał, żal mu 
było zranić  
serce matki; pozostawała mu tylko panna Emilia; przedsięwziął więc 
u niej szukać  
rady, nie domyślając się, jaki cios bolesny tem wyznaniem jej zada. 
Jakoż tego samego wieczora udał się do pałacu wojewodzica; znowu 
nie zastał go u  
siebie. Uradowany, że będzie mógł bez przeszkód rozmówić się z 
panną Emilią,  
wszedł z roz- 

background image

 
 
 
jaśnioną twarzą do salonu. Wojewodzicówna spostrzegłszy go, rzekła. 
— Jakaż przyjemność dla mnie, a szczęście dla pana, że rodzicie jego 
przybyli do  
Warszawy. Matka jego była u mnie. Ile razy ją widzę, postać mojej 
własnej matki  
staje przedemną; przyjaźń niegdyś je łączyła; wzięłam w spadku to 
uczucie dla  
niej, spotęgowane uszanowaniem i uwielbieniem jej cnót i zacności. 
— Dziękuję pani za jej serdeczną przychylność dla mej matki; i ja ją 
uwielbiam,  
lecz czuję, że niegodny jestem jej ciągłego poświęcania się dla mnie. 
— Dlaczego pan Kazimierz tak się oskarża? 
— Bo pojmuję, że pieczołowitość matki konieczną jest w 
dzieciństwie, niezbędną w  
młodości, a w wieku dojrzałym z zasianych dobrych ziarn powinna się 
cieszyć  
obfitym plonem. Lecz gdy z tego posiewu wyrosną chwasty, czyż jej 
trud  
wynagrodzonym został? 
— Nie możesz tego mówić o sobie, panie Kazimierzu. 
— Są chwile w życiu, panno Emilio, w których bielma z oczów 
spadają. Czy słowa  
matki, 
 
 
 
czy też twoje ten cud sprawiły, nie wiem. Przez czyściec przechodzim 
do nieba,  
przez bole do poważniejszego życia, przez wyrzut sumienia do 
poprawy. 
— Widzę, panie Kazimierzu, że jakiś ból cię dotknął, że w cierpieniu 
zwątpiłeś o  
sobie. Każda twa troska znajdzie u mnie współczucie, a może i radę. 
— Więc poznaj, panno Emilio, co świat uczynił z tego idealnego 
dziecka, zacnego  

background image

młodzieńca, żyjącego wyobraźnią i sercem, jak szukając ziemskich 
tylko uciech i  
celów, upadł obryzgany błotem, a dla oczyszczenia się nie może 
znaleźć środka. 
— Trwożliwe twe sumienie, panie Kazimierzu, przesadza zapewne 
własne obwinienie.  
W każdym razie kto się oskarża, ten pragnie udoskonalenia, ten dąży 
do cnoty. 
— Słuchaj panno Emilio, a z pokorą będę oczekiwał twego sądu i 
rady. 
Słabe charaktery zawsze są pod wpływem ostatniego wrażenia; mogą 
dojrzeć prawdę,  
lecz ta nie rozkorzenia się w ich umyśle; w danej chwili są szczerzy, i 
takim  
też był pan szambelan w oskarżaniu siebie. Opowiedział wszyst- 
 
 
 
kie przygody z krajczyną, ex-marszałkową, a w końcu wyznał i o 
swych stosunkach  
z hrabią Stackelbergem i o pensyi od niego pobieranej. 
Panna Emilia w milczeniu słuchała jego wyznań, lecz gdy przyszło do 
posług  
oddawanych ambasadorowi, zerwała się z miejsca i drżącym głosem 
rzekła. 
— Czy wiesz, jak twoja czynność się zowie? To słowo, gdy w myśli, 
jest  
potępieniem, gdy je usta wymówią, jest hańbą, która człowieka zabija. 
Szambelan spuścił głowę i rzekł. 
— Gdyby sumienie mi nie wyrzucało, nie przyszedłbym cię prosić o 
radę. 
— Ile wziąłeś pieniędzy, panie Kazimierzu, od ambasadora? 
— W ogóle  dukatów. 
— Których nie masz? 
— Nie mam, lecz moja matka mogłaby mi dopomódz. 
— Śmiałbyś zakrwawić serce, które cię tak kocha? 
— Jakiż inny jest środek?! 
— Silna wola cuda tworzy, panie Kazi-  

background image

 
 
 
mierzu; zetrzeć ślady hańby z twego czoła, choćby poświęceniem 
całej mej  
przyszłości, choćby najboleśniejszą ofiarą, jestem zdolną do takiego 
czynu. Idź!  
bądź spokojny; za parę tygodni przyjdziesz i dowiesz się o skutku 
mych starań. 
Szambelan ucałował rękę panny Emilii i wyszedł zaspokojony, że 
cudzemi rękami  
wydobędzie się z błota, w którem ugrzązł. Panna Emilia jak posąg 
stała  
nieruchoma; śmierć nie byłaby dla niej boleśniejszą, jak plama na 
ukochanym. 
Łzy, choć ją dławiły, nie mogły wyjść z pod powiek; zawróciła się jej 
głowa,  
zbladła i upadła zemdlona. 
Na ów stukot przybiegła pani Delatour; gdy otrzeźwiono Emilię, 
zaniesiono  
zbolałą do łoża. 
Wezwano doktora, który upewnił, że nie ma niebezpieczeństwa, a po 
użyciu  
lekarstwa stan nerwowy zupełnie się uspokoi. 
Ze wszystkich bolów najdotkliwszym jest ohydny postępek ukochanej 
osoby. Wstyd,  
upokorzenie, utrata nadziei w szczęśliwą przyszłość, wszystkie te 
uczucia  
krwawią i bolą. 
 
 
 
Chęć starcia plamy, choćby krwią własną, choćby ofiarą własnego 
szczęścia, jest  
żądzą, która wyradza poświęcenie. Biedne serce Emilii bolało jeszcze  
zwątpieniem, rozczarowaniem. Słowa Kazimierza brzmiały co 
najwięcej braterskiem  

background image

przywiązaniem, lecz ani razu nie podniosły się do gorętszego uczucia. 
Jedno  
słowo z zapałem miłości wyrzeczone, jeden namiętny błysk jego 
oczów upoiłby ją  
szczęściem niezrównanem; ale chłód jego serca był zniewagą jej 
uczucia; nie  
mogła mu tego przebaczyć i z żalem głębokim przekonała się, iż w 
życiu muszą  
pójść innemi drogami. 
wojewodzic wrócił bardzo późno do domu; dowiedział się o słabości 
córki, chciał  
ją odwiedzić, lecz Emilia już spała. 
Nazajutrz zrana poszedł do niej i zastał ją siedzącą w fotelu, 
zanurzoną w  
głębokim zamyśleniu. 
 —Jak się czujesz, Emilio?—zapytał wojewodzic. 
— Lepiej mi, mój ojcze. 
— Lecz jesteś jeszcze bladą, Emilio, a ja pragnąłbym, abyś dziś była  
najpiękniejszą. 
— Dlaczegóż dziś koniecznie, mój ojcze? 
 
 
 
— Bo dziś, Emilio, będziemy na obiedzie mieć gości u siebie.  
— Kogóż to? 
— Czyż serce twoje nie przeczuwa? Zdaje mi się, że zechcesz być 
najmilszą dla  
gości, którzy więcej dla ciebie, niż dla mnie przyjeżdżają? 
— Teraz się domyślam, mój ojcze, to pewno księżna Sułkowska z 
swym synem. 
— Tak, Emilio. Biednego tego chłopca męczysz; matka nawet obawia 
się o jego  
zdrowie. Wszyscy oczekujemy na twe ostateczne słowo, które ciągle 
odkładasz.  
Jest to partya ze wszech miar stosowna dla ciebie; równy ci 
urodzeniem,  
majątkiem, wychowaniem, a nadto wszystko kocha cię szalenie, a 
czyż to nie jest  

background image

zadatkiem trwałego szczęścia? Nie jestem z tych ojców, którzy 
zmuszają dzieci do  
tak ważnego postanowienia. Wybór męża nie do mnie, ale do ciebie 
należy. 
— Ach, gdyby do mnie! — rzekła Emilia — lecz wszyscy jesteśmy 
pod wpływem  
wypadków. Nastroić serce do jednego, zgodnego uczucia, nie w 
naszej mocy.  
Małżeństwo, to ślepy traf losu, to niezbadane przeznaczenie. 
 
 
 
— Wszak nie masz wstrętu do księcia Janusza? 
— Nie zasługuje on, ojcze, na odrazę. 
— Więc dziś, Emilio, swojem przyrzeczeniem go uszczęśliwisz i 
jednem słowem  
urzeczywistnisz moje najgorętsze chęci. 
Emilia pobladła, nerwowe wstrząśnienie przebiegło po całem jej ciele 
i rzekła  
smutnie. 
— Tak, trzeba kończyć, trzeba zedrzeć kartę całej przeszłości, a co na 
nowej  
przyszłość zapisze, obaczymy. 
— Twym wyborem, córko, wszystkich nas uszczęśliwisz. 
— Przyjmę, ojcze, oświadczenie księcia Janusza, ale nie bez 
warunków. 
— Ręczę za niego, moje dziecko, że każdy twój rozkaz będzie 
spełniony. 
— Nic od niego nie wymagani, tylko od ciebie ojcze. 
— Wszystko dla ciebie uczynię, moja najdroższa córko. 
— Dasz mi ojcze  dukatów na kupno brylantów. 
— Dam ci dwa razy tyle. 
 
 
 
— A gdybym tę sumę żądała użyć na dobry uczynek, nie odmówisz 
mi jej? 

background image

— Ależ, moje dziecko, nikt tak kosztownych dobrych uczynków nie 
czyni,  
miłosierdzie ma swe granice. 
— A gdyby to był warunek, ojcze, od którego nie odstąpię, gdybyś tą 
sumą kupował  
moje zezwolenie na związek z księciem Januszem. 
— Powiedziałbym, że jesteś kapryśne dziecko i jako rozpieszczonej 
jedynaczce nie  
odmówiłbym twoim dziecinnym wymaganiom. 
— Więc dajesz mi na to słowo? 
— Ale daję. Więc warunek twój załatwiony. — Nie ze wszystkiem, 
mój ojcze, 
— Cóż więcej, powiedz. 
Emilia opowiedziała ojcu położenie Kazimierza, jak lekkomyślnie 
przyjął pensyę  
od Stackelberga, jak po zastanowieniu się ten postępek go dręczy, a 
czując dla  
niego braterską przychylność, chciałaby towarzysza swego 
dzieciństwa wydobyć z  
tej hańby; że nie będzie spokojną, póki nie zatrze śladu nierozważnego 
postępku.  
Prosiła ojca, aby tę sumę wręczył ambasadorowi i pokwitowanie jej 
przedstawił. 
 
 
 
Ta misya wstrętną była dla wojewodzica, ale się domyślał, że 
silniejsze nad  
braterskie przywiązanie chowała w swem sercu Emilia dla pana 
Kazimierza; jedynym  
środkiem zerwania tego niemiłego mu związku było przyspieszenie 
małżeństwa córki  
z księciem Januszem; gdy Emilia zamilkła, rzekł wojewodzic . 
—- Żądasz odemnie wielkiej ofiary. 
— Może i ja ją czynię. Przyrzekasz, ojcze spełnić moją prośbę? 
— Przyrzekam. 
— Gdy w mojem ręku będzie pokwitowanie ambasadora, 
rozporządzaj ręką moją we  

background image

dług twojej woli; daję ci ojcze dwa tygodnie czasu, a po ich upływie  
pobłogosławisz mnie z księciem Januszem. 
Tegoż dnia po sutym obiedzie książe Janusz oświadczył się o rękę 
panny Emilii i  
został przyjętym. 
 
 
 
MAŁŻEŃSTWO KRÓLA. 
 
 
 
 
 
Kasztelan żarnowiecki przebywając ciągle w Białołęce, oddając się 
praktykom  
religijnym, zerwał z bratem wszelkie stosunki jako z bezbożnikiem i  
zatwardziałym grzesznikiem. Codziennie od  do  godziny 
przesiadywał w  
kościele, rozpożądzał kazaniami, mszami, a że się miał za wyższego 
duchownego,  
przywłaszczał sobie biskupie atrybuty. 
Duchowieństwo obdarzane hojnemi datkami, tolerowało te 
nieszkodliwe dziwactwa.  
Przystępował codziennie do św. Komunii, na procesyach szedł z 
księdzem pod  
baldachinem i urządził dla siebie w kościele tron, jakby dla mistrza  
maltańskiego. Choć niechęć żywił w swem sercu dla brata, jednak 
modlił się za  
jego nawrócenie. 
 
 
 
 
Pan generał siedząc w swych dobrach, zadowolonym był z swojej 
samotności; nikt  
go nie nudził odwiedzinami, mógł więc dnie całe siedzieć w szlafroku 
i czytać  

background image

Woltera. Unosił się nad jego dowcipem, a bezbożne, niby 
filozoficzno- 
sarkastyczne myśli brał za niczem niezbite prawdy. Stary ten 
pochlebca  
wszystkich głów koronowanych, nędzny historyk, lichy filozof, dobry 
tylko poeta  
i dowcipniś, wywierał wpływ potężny na umysły ówczesnego 
społeczeństwa. 
Uwielbiać jego talent i czytać go stało się modą, która choć 
despotycznie rządzi  
światem, lecz gdy minie, dziwią się wszyscy, jak jej ulegać mogli. 
Często bywa, iż, ludzie leniwi są wielkimi żarłokami: był nim i 
generał.  
Codziennie pił kawę z przystawkami, śniadanie o dwóch potrawach, 
obiad o  
sześciu, kolacyę o czterech, a kapłon na podkurek był codziennym 
jego pokarmem.  
Nadużycie takie wyrodziło chorobę, która zmusiła go udać się do łoża.  
Doktora obawiał się radzić, aby mu nie nakazał dyety; był zdania, że 
natura jest  
najlepszym lekarzem. W słabości nie dając od- 
 
 
 
poczynku żołądkowi, dostał zapalenia kiszek, i choroba stała się 
niebezpieczną. 
Dano znać jego bratu kasztelanowi, który choć do generała czuł 
gniew, jednak in  
articulo mortis wszystkie niechęci usunął i wziąwszy z sobą swego 
spowiednika,  
przybył do umierającego brata. Po przywitaniu zaraz oświadczył o 
potrzebie  
przyjęcia Sakramentów, że ksiądz, który z nim przybył, czeka na jego 
wezwanie.  
Generał się uśmiechnął i rzekł. 
— Twa propozycya, panie bracie, nie ma żadnego sensu; gdy wkrótce 
stanę przed  
Panem, chcesz abym z Jego sługą rozmawiał. 

background image

— Tak panie generale, zapytaj naprzód sługi, czy Pan cię przyjmuje. 
— Przeczytaj kasztelanie co Wolter o spowiedzi pisze. 
— A jednak twój Wolter, generale, spowiadał się przed śmiercią. 
— Czyż to jest prawdą? czy nie wymysł to księży? Gdyby tak było, 
poszedłbym za  
jego przykładem. 
— Jakem komandor maltański, prawdę ci mówię. 
 
 
 
— A więc chcę być we wszystkiem jemu podobnym — odrzekł 
generał — niech tu  
czarna postać co przed śmiercią się pojawia wejdzie i swej operacyi 
dopełni. 
Kasztelan wybiegł z pokoju i oznajmił księdzu, aby z Sakramentami 
wszedł do  
pokoju chorego brata. 
Przy drzwiach zamkniętych dwie godziny odbywała się spowiedź. 
Spowiednik miał  
sławę lekarza dusz zbłąkanych; słowem miłosierdzia, 
wyrozumiałością i głęboką  
znajomością serca i nauki Chrystusa nawracał najzatwardzialszych 
grzeszników;  
przekonywającą wymową wpłynął na generała, iż skruszony po 
odbytej spowiedzi  
ucałował rękę kapłana i rzekł jak Symeon starzec: „Teraz Panie 
puszczasz sługę  
twego w pokoju". 
W nory generał rozstał się z tym światem; kasztelan ciało sprowadził 
do kościoła  
Białołęckiego, gdzie je po okazałym pogrzebie w familijnym grobie 
złożono. 
Choć Stanisław August miał dobre serce, jednak zgon człowieka, 
który stał na  
zawadzie jego zamiarom, zupełnie go nie zmartwił. 
Śmierć ta niszczyła zabiegi rozwodowe 
 
 

background image

 
z wielkim kosztem prowadzone. Tegoż dnia gdy doszła go ta 
wiadomość, napisał do  
księdza Worgowskiego, aby wracał z Rzymu, donosząc, że Bóg bez 
kardynałów dał mu  
rozwód. 
O wszystkich smutkach i strapieniach król w tej chwili zapomniał, bo 
odebrał  
pismo od generałowej, że wraca do kraju i że za trzy dni będzie w 
Warszawie. 
Pałac błękitny był już zupełnie skończony, a salony z wielkim 
przepychem  
umeblowane; pokoje tylko, które miały być zamieszkane przez 
generałowę, były  
zupełnie takie same, jak w dawnem jej mieszkaniu. Wszystkie jej 
sprzęty tam  
przeniesiono i każdy przedmiot był na swojem miejscu; zaczęta 
robótka leżała na  
stoliku, a przy niej rozłożona książka; nawet bukiet z tychże samych 
kwiatów  
ułożony stał na konsoli. Chciał Stanisław August, aby prywatne jej 
pokoje, w  
których tyle szczęścia doznał, nie zmieniły swego uroku, gdyż każdy 
sprzęt,  
każda drobnostka, była dla niego pamiątką, mieszczącą w sobie 
urocze wspomnienia  
i uprzytomniały mu tę, którą choć w podeszłym wieku, młodzieńczem 
sercem  
ukochał. 
Król kazał do siebie przywołać generała 
 
 
 
Komarzewskiego i szambelana Łąckiego, zalecił im, aby z orszakiem 
dworzan  
wyjechali o milę od Warszawy na spotkanie generałowej i 
towarzyszyli jej do  
przeznaczonego dla niej pałacu, gdzie ją sam oczekiwać będzie. 

background image

W dniu oznaczonym, król chcąc z powrotu generałowej uczynić 
dworską uroczystość  
i nadać jej znaczenie familijnej radości, wziął z sobą księcia 
Stanisława i  
księcia Józefa, którzy słynęli z rycerskiej dla dam grzeczności, i nad 
wieczorem  
udał się do błękitnego pałacu. 
Wszystkie okna płonęły od rzęsistego światła; wschody dywanem 
zasłane, wśród  
drzew pomarańczowych wiodły dostojnych gości do salonów obitych 
ciężkiemi  
materyami, a mitologiczne marmurowe posągi zaludniały ten Olimp, 
w którym Jowisz  
i Leda mieli urzeczywistnić marzone porywy miłości. Gdy 
oznajmiono, że powóz  
generałowej wjechał na dziedziniec pałacu, król z synowcami spotkał 
ją na  
schodach i całując jej rękę, rzekł. 
— Dawniej dla bóstwa wznoszono świątynie, dzisiejsze pokolenie 
ledwie się  
zdobywa może na pałace, lecz twoja postać te miejsca 
 
 
 
upiększy, a twoje cnoty je uszlachetnią. Król nie był w możności 
wzniesienia ci  
godnego przybytku; co może, to ci daje: otwiera ci swe serce i 
szczęśliwym  
będzie, jeśli w niem na zawsze zechcesz zamieszkać. 
— Najjaśniejszy Panie — rzekła generałowa — dziękuję za twą 
pamięć w czasie  
mojej nieobecności; myśl o mnie towarzyszyła ci w budowie tego 
przybytku, który  
acz piękny, lecz jest tylko przedsionkiem do twego łaskawego serca, 
w którem  
modlitwą i łzami miejsce sobie zdobyłam. W chwale twojej moja 
chwała, w  

background image

pomyślności twojej moje szczęście, jedno i drugie wymodlę dla 
ciebie. Ziści Bóg  
moją prośbę. W ukochanej naszej Polsce będziesz ukochanym królem. 
Król powtórnie ucałował jej rękę i przedstawił swoich synowców, 
którzy w  
wymownych słowach wynurzyli swe przychylne uczucia, prosząc o 
zaliczenie ich do  
grona przyjaciół. 
Widząc zmęczenie generałowej długą podróżą, a mając wysoką 
delikatność w  
obejściu, król zadał gwałt swemu sercu, pożegnał ją i z swoim 
orszakiem wrócił  
do zamku. Generałowa obejrzawszy salony, kazała się zapro- 
 
 
 
wadzić do swoich pokoi, aby wypocząć po znużeniu podróży. Gdy 
weszła, ze  
zdumienien spostrzegła wszystkie przedmioty i sprzęty też same i w 
temże  
miejscu, jakby przed chwilą opuściła swe komnaty. W przepychu 
salonów widziała  
królewską miłą niespodziankę, lecz w owych apartamentach dojrzała 
myśl  
kochającego serca i z rozrzewnieniem upadła na krzesło i rzekła: 
— O jak on mnie kocha! Prawdziwa tylko miłość zdolna zmieniać 
ludzi, ona go  
uzacni, wywyższy, doda mu siły, ona się rozleje na kraj cały; kto 
kocha, ten  
błądzić nie może; w miłości jest władza i mądrość. 
Po długiej modlitwie generałowa zmęczona podróżą wkrótce usnęła. 
Parę tygodni  
minęło: król codziennym bywał gościem. Po wyznaniach miłości, po 
rozmowach  
pełnych życia i uroku, któremi król czarować umiał, opowiadał 
generałowej o  
pracach sejmowych, uskarżał się, że nie idą według jego myśli. 
Generałowa  

background image

uspokajała jego rozdrażnienie i przekonywała, że liberalne dążności 
umocnią  
władzę królewską i przyniosą najzbawienniejszy owoc niezależności 
kraju od obcej  
przemocy. 
 
 
 
słowa jej i myśli snadniej go przekonywały, jak wniesienia 
sejmujących posłów;  
zgadzał się na ogólne zapatrywania generałowej, ale uważał, że środki 
są błędne  
do doprowadzenia do takowego celu. 
— Vox populi, vox Dei — rzekła generałowa — sejm przedstawia 
wolę narodu,  
uszanować ją trzeba. 
— Cóż sejmy przyniosły za Sasów? — odrzekł król. 
— Od tego czasu wielkie uczyniliśmy, postępy; nie liberum veto ale 
większość  
stanowi; dziś zerwanie sejmu jest niepodobieństwem, a wierzaj mi 
królu, że masie  
narodu i jego przedstawicielom Bóg udzieli siły do podźwignięcia się 
z niedoli.  
Czekaj cierpliwie końca sejmu, a sam ich ustawy z zadowoleniem 
zatwierdzisz. 
— Obyś, moja królowo, dobrym była prorokiem; lecz dość tej 
polityki, mam jej do  
przesytu na zamku, chcę tu być tylko z tobą i dla ciebie. 
— Bądź zawsze ze mną i z narodem — odrzekła generałowa. 
Król zwrócił rozmowę na inny przedmiot; 
 
 
 
oświadczył, że czeka tylko powrotu księdza Worgowskiego z Rzymu, 
aby połączył  
ich węzłem małżeństwa, że ta chwila będzie najszczęśliwszą w jego 
życiu. 

background image

Prócz prywatnych odwiedzin Stanisława Augusta, bywały u 
generałowej zgromadzenia  
polityczne i literackie, na których król bywał obecnym. 
Wieczory polityczne składały się przeważnie z osób należących do 
stronnictwa  
patryotycznego; chciała generałowa zbliżyć króla do większości 
sejmowej. Oprócz  
senatorów bywali posłowie Suchodolski, Zieliński, Butrymowicz i 
wielu innych;  
król słuchał ich rozmów, które wpływały aa jego poglądy polityczne, 
lecz  
wyrzucał stronnictwu, że nadto draźnią Rosyę i że zawiele ufają 
Prusakom. 
Na literackich wieczorach bywał szambelan Trembecki, młody 
Kniaźnin, biskup  
Krasicki i rzadko pokazujący się na pańskich salonach Zabłocki, autor 
„Fircyka w  
zalotach", „Sarmatyzmu", „Amfitriona" i innych sztuk tetralnych, 
tchnących  
ostrym dowcipem; bali się go wszyscy, bo karcił wybryki panów. Na 
te wieczory  
również król przychodził 
 
 
 
z szambelanem Łąckim, który słynął w salonach z szarad i zagadek 
dowcipnie  
układanych. Na jednym z takich literackich wieczorów szambelan 
ułożył  
czterowiersz na nazwisko generałowej, który odczytał: 
 
Czy w faraona, czy w tryszaka,  
Nie wiem w co grają bogowie,  
Wiem jednak, że jest kobieta taka,  
Która ich grą się zowie. 
 
Król pierwszy odgadł i wykrzyknął: „Graboska", oklaski się posypały 
i odtąd  

background image

szambelan zajął miejsce w gronie literatów. Dowcip w owej epoce był 
wysoko  
ceniony; żartownisie nieraz używali większej sławy, niż prawdziwe 
talenta, niż  
ci co żmudnej naukowej pracy się poświęcali. Charakteryzuje to 
lekkomyślność  
Stanisławowskich czasów.  
Ksiądz Worgowski wrócił nareszcie z Rzymu; czekał go król z 
niecierpliwością, bo  
żądał, aby on związek jego pobłogosławił. Nie chciał się zwierzać 
innemu  
kapłanowi, wiedział, że ksiądz Worgowski dochowa tejemnicy i ślub 
jego  
morganatyczny nie będzie znanym publiczności. 
 
 
 
Tajemnica w istocie tak była strzeżona że do dziś dnia niektórzy 
powątpiewają o  
małżeństwie króla. Dopełniło się ono jednak w kaplicy zamkowej, 
późną nocą, w  
przytomności tylko trzech świadków: pana kasztelana Szydłowskiego, 
brata pani  
Grabowskiej, księcia ex-podkomorzego, królewskiego brata, i 
szambelana Łąckiego.  
Ten związek ogromną uczynił zmianę w charakterze Stanisława 
Augusta: zalotność  
go odbiegła, stał się pobożniejszym, zaczął wierzyć w siłę narodu i w  
szczęśliwszą przyszłość; nie mógł się tylko uwolnić od oczarowania  
imperatorowej, której wiele zawdzięczał, nawet koronę. 
Choć się cieszył z ustąpienia wojsk rosyjskich z kraju, choć radował 
się z  
uchwały powiększenia siły zbrojnej i z ofiarności sejmujących, jednak 
w jego  
umyśle tkwiło przekonanie, iż bez opieki cesarzowej Polska 
uorganizować się w  
silne państwo nie może. Wypływało to z wrażeń i stosunków, jakie w 
młodości na  

background image

dworze imperatorowej doznał. Przytem mniej obawiał się dumnego 
Stackelberga jak  
słodkiego Lucchesiniego, który za wiele obiecywał, aby mu wierzono; 
podejrzy- 
 
 
 
wał sprytnego dyplomatę o chęć przywłaszczenia sobie Gdańska, 
przyrzekając  
powrót Galicyi do Korony. 
Pan szambelan Łącki żyjąc w wirze wielkiego świata, zapomniał o 
swoich troskach,  
o Stackelbergu i o Emilii, nie często odwiedzał rodziców, tłómacząc 
się  
zajęciami dworu i ciągłemi zleceniami króla. 
Przestał bywać u Stackelberga, lecz pewien wniosek sejmowy obudził 
pamięć jego  
stosunków z ambasadorem. Pisarz Rzewuski, szwagier 
Małachowskiego, zażądał aby  
nietylko ministeryum, ale wszyscy posłowie złożyli przysięgę, iż 
pensyi od  
dworów zagranicznych nie biorą. Suchodolski ten wniosek popierał. 
Głos  
Rzewuskiego rozległ się po całej Warszawie; oburzenie na 
sprzedajnych rosło,  
domyśliwano się, oskarżano osoby, do których ten zarzut mógł się 
stosować. Drżał  
więc szambelan, aby jego plama na wierzch nie wyszła. Przypomniał 
sobie, iż  
Emilia przyrzekła wydobyć go z tego błota, a właśnie dwa tygodnie 
upłynęło, po  
których wojewodzicówna kazała mu przyjść do siebie. 
Poleciał więc do pałacu wojewodzica; gdy 
 
 
 
go zaanonsowano, wojewodzic zgodziwszy się na osobną rozmowę 
córki z  

background image

szambelanem, zapewniony danem słowem księciu Januszowi, oddalił 
się do swoich  
pokojów. 
Szambelan z rozjaśnioną twarzą wszedł do salonu, lecz przerażony 
został  
bladością Emilii; jakaś boleść wypiętnowała się w jej rysach, 
mniemał, iż  
starania Emilii spełzły na niczem i rzekł. 
— Czytam w twojej twarzy, pani, iż dobre chęci twe dla mnie nie 
zostały  
urzeczywistnione. 
— Nim ci odpowiem — odrzekła Emilia — powiedz mi, czy przez ten 
czas niepewności  
wiele cierpiałeś, panie Kazimierzu? 
— Często fatalne położenie moje było mi w myśli; chciałem to 
przykre wrażenie  
rozpędzić, zagłuszyć gwarem miasta, lecz Stackelberg nieraz jak upior 
stawał mi  
przed oczyma: pocieszałem się tylko nadzieją, iż ty, Emilio, mnie od 
tej troski  
oswobodzisz. 
— Nie wiem, panie Kazimierzu, czy nazwać szczęściem czy 
nieszczęściem twoją  
możność uspokojenia sumienia choćby na jedną chwile. 
 
 
 
— Czy nie dość będzie czasu, panno Emilio, martwić się, gdy mi 
powiesz: „noś na  
sobie plamę, na którąś zasłużył, ja ci pomódz nie mogę". 
— Przychylność moja dla ciebie, panie Kazimierzu, nie miała granic; 
każda twa  
boleść raniła mi serce, każdą twą troskę oblewałam łzą współczucia, a 
takie  
cierpienia nie zabijają życia, bo podział każdej boleści jest nowem 
ogniwem,  
łączącem dwa serca. Lecz są ciosy, od których rana się nie goi, 
któremi  

background image

pochlubić się nie można jak rycerską blizną, należy ją nosić w 
tajemnicy i tę  
tajemnicę trzeba okupić choćby największą ofiarą, tak jak ja 
uczyniłam. 
— A więc, droga Emilio, wyrwałaś mnie z tej hańby. 
— Tak, panie Kazimierzu, ofiarą całej mojej przyszłości. 
I podała mu pokwitowanie Stackelberga z pożyczonej niby u niego 
sumy   
dukatów. 
Pan Kazimierz przeczytawszy, padł do kolan Emilii i ze łzami rzekł. 
— Droga Emilio, od dzieciństwa kocha- 
 
 
 
łem ciebie; świat, rozstrzelone życie i lekkomyślność moja zdołały 
odrętwić to  
uczucie; lecz teraz, gdy umiem cię ocenić, gdy mnie z hańby 
wyrywasz, życie  
moje, serce moje składam u nóg twoich. Nie pogardzaj człowiekiem 
nierozważnym,  
ale nie tak złym, jak postępki go oskarżają; całe życie na kolanach 
będę wielbić  
ciebie, żyć twoją radą i kochać całem jestestwem mojem. 
Łza się stoczyła po licu Emilii i rzekła. 
— Zapóźno! 
— Emilio! — zawołał Kazimierz — tego słowa nie rozumiem. 
— Są skarby, panie Kazimierzu, w naszych sercach, których strzedz 
należy; ty je  
roztrwoniłeś, dziś kupić szczęścia nie możesz; żal mi ciebie, 
towarzyszu mego  
dzieciństwa, żal naszych marzeń młodości; ręka w rękę mieliśmy 
pójść jedną  
drogą, tyś zboczył, wszedłeś na manowce, świat odurzył cię dymem 
próżności,  
który zabija uczucie i zapomniałeś o mnie. 
— Nigdy Emilio, zawsze cię miałem w myśli. 
— Tak, panie Kazimierzu, ale nie w sercu. 
 

background image

 
 
— Dziś, Emilio, życie moje poświęcę tylko dla ciebie. 
— Mówiłam ci, zapóźno. 
— Zawsze czas, Emilio, zbłąkanej owieczce wrócić do zagrody. 
— Zapóźno! bo nie wiesz panie Kazimierzu, jaką ofiarą okupiłam twą 
hańbę. 
Panna Emilia opowiedziała całe przejście z ojcem, o zobopólnych 
warunkach, jak  
ojciec z wielką trudnością pozyskał pokwitowanie od ambasadora; 
gdy ojciec  
warunku dopełnił, ona swego zobowiązania musiała dopełnić i rękę 
swoją  
przyrzekła księciu Januszowi, i w końcu rzekła. 
— Grzech był wielki, wielką ofiarą mógł być okupionym. 
— Starłaś hańbę, Emilio, a zabiłaś życie. 
— Tak jest, mój bracie po duchu, zabiłam, abyś się odrodził na nowo; 
jeśli  
możesz, zapomnij o mnie a żyj dla kraju; to uczucie godnie zastąpić 
może tę  
miłość, którą dawniej chowaliśmy w naszych sercach. 
— Moja Emilio, gdy cię tracę, ból mego serca przekonał mnie jak cię 
zawsze  
kochałem. 
— Więcej cię miłowałam, mój drogi, wię- 
 
 
 
cej cierpieć będę; idźmy odrębnemi drogami, a choćby ścieżką 
Kalwaryi, dojdziemy  
do naszych celów, dla których poświęćmy siebie. Zegnam cię, niech 
Bóg będzie z  
tobą. 
Oboje mieli łzy w oczach i po braterskim uścisku może na wieki 
rozłączyli się z  
sobą. 
Pan szambelan wróciwszy do siebie, wpadł w stan gorączkowy, stracił 
przytomność;  

background image

sprowadzono doktora, który zbadawszy chorobę oznajmił, iż pacyent 
zagrożony jest  
nerwową gorączką. Dano znać rodzicom. Przerażeni udali się do jego 
mieszkania;  
łza podstolemu stanęła w oczach patrząc na bezprzytomnego syna; 
sam nigdy nie  
chorując, mniemał, że każda słabość jest śmiertelną, mruczał ciągle: 
„Boże, czem  
Ci zawiniłem, że tak mnie boleśnie dotykasz?" Pani podstolina 
uspokajała męża;  
prosiła tylko o pozwolenie, aby mogła przez całą chorobę przy synu 
pozostać. 
— Rób Jejmość co chcesz, co myślisz, ale uratuj nam syna. 
Nie mając siły patrzeć na cierpiącego jedynaka, podstoli odszedł i po 
kolei udał  
się do wszystkich kościołów, dając wszędzie na mszę św. za 
uzdrowienie syna. 
 
 
 
Pani podstolina siedziała ciągle przy łożu, podawała synowi 
lekarstwa,  
poprawiała rozpaloną głowę; im więcej bolała, tem przybywało jej sił 
na usługi  
chorego. Gdy w nocy chciała na chwilę odpocząć, syn poczynał 
bredzić; wtedy  
zrywała się z łoża i słuchała urywanych słów, które z ust rozpalonych 
chorego  
się wydobywały. 
Najczęściej wymawiał imię Emilii, wyciągał ręce i krzyczał 
rozpaczliwie: "Tyś  
już nie moja!" 
Te słowa wyjaśniły matce powód choroby; zdawało się jej, iż co było 
przyczyną  
słabości, tożsamo uleczyć zdoła. Napisała list rozpaczliwy do Emilii, 
błagając,  
aby choć na chwilę przyjechała ją pocieszyć w mieszkaniu syna, który  

background image

niebezpiecznie jest chory i choć bezprzytomny ciągle jej imię ma na 
ustach.  
Łatwo przeczuć boleśne wrażenie Emilii; chciała w pierwszej chwili 
wymówić się  
od tych odwiedzin, ale zabrakło jej siły do takowego postanowienia. 
On cierpiał  
za nią i przez nią, zaczęła wątpić, czy nie za wielką ofiarą okupiła jego  
spokój. Zmyśliła ojcu powód swego odjazdu i udała się do mieszkania 
Kazimierza. 
 
 
 
Gdy weszła i ujrzała go leżącego w gorączce, rzuciła się w objęcia 
podstoliny i  
łzy swoje zmięszała z jej łzami. Obie długo słowa przemówić nie 
mogły, wreszcie  
podstolina wyjąkała. 
— Emilio! on ciebie kochał. 
— Wiem — odrzekła — choć mnie o tem nie mówił; w ostatniej 
chwili gdym już sobą  
rozporządzać nie mogła, odkrył mi serce swoje, lecz było już zapóźno; 
z woli  
mego ojca przyrzekłam mą rękę księciu Januszowi. 
Chory usłyszał głos Emilii. Czy potęgą duchową, czy przełomem 
choroby, Kazimierz  
miał siłę podnieść głowę, oparł się na poduszce, a wzrok wytężywszy, 
rzekł  
słabym głosem. 
— Emilio! tyś przy mnie, tyś moją na zawsze. 
— Twoją, Kazimierzu, lecz nie tu na ziemi, duchy nasze kiedyś się 
zleją tam,  
gdzie trosk niema, gdzie wszystko jest miłością i wiekuistem 
szczęściem. 
— Oby niedługo czekać na tę chwilę szczęścia — odrzekł chory. 
— Najdłuższe życie jest chwilą, mój drogi; 
 
 
 

background image

starajmy się, abyśmy przez nasze zasługi zajęli tam miejsce między 
wybranymi. 
— Byłem niegodny ciebie, Emilio, lecz gdy mnie Bóg jeszcze na 
ziemi zostawi,  
zasłużę na najwyższą nagrodę, być z tobą nie rozłącznie za grobem. 
Więcej chory mówić nie mógł, głowa spadła na poduszkę i sen cichy, 
spokojny  
skleił mu powieki. 
Ktoś nadchodził. Emilia nie chcąc, by ją ujrzano, pożegnawszy 
podstolinę  
spiesznie wyszła z mieszkania Kazimierza. 
Nowo przybyłym był doktor; przyłożył rękę do głowy chorego, badał 
puls i rzekł  
do podstoliny. 
— Kryzys przeszedł, syn twój, pani, ocalony. 
 
 
 
GŁOS PODSTOLEGO W SEJMIE. 
 
 
 
 
 
Dnie i miesiące mijały. Stanisław August choć był nieszczęśliwym 
królem, ale w  
tej chwili był szczęśliwym człowiekiem: kochał i był kochanym; nie 
doznawał  
nigdy rozkoszy niewzruszonego zaufania, wspólności uczuć i myśli; 
w tej  
atmosferze zachwytu pełną piersią oddychał, napawał się chwilą 
szczęścia. 
Lecz w największej pomyślności zawsze musi się przymieszać kropla 
goryczy.  
Spostrzegł Stanisław August, że zdrowie generałowej coraz się 
pogorsza, lica jej  
bladły i siły opadały, lecz duch jej i ogniste uczucie nadawały ciału 
moc i  

background image

energię; tylko oko kochające mogło dostrzedz jakieś nadwyrężenie 
organizmu. 
Choć polityką mniej się król zajmował, jednak nie bez wewnętrznej 
radości  
widział, 
 
 
 
iż sejm coraz więcej zdobywał warunków do niepodległości kraju, 
cieszył się  
przepowiednią generałowej, że ustawy sejmu wzmocnią władzę 
królewską, ukrócą  
nieład w Rzeczypospospolitej i ustanowią porządek na swobodzie 
oparty. Czuł  
Stanisław August, że wraz ze związkiem generałowej szczęśliwa 
gwiazda nad nim  
zabłysła. 
Pan szamb elan Łącki przyszedł do zupełnego zdrowia. Choroba, ta 
nieubłagana  
nieprzyjaciółka naszego żywota, której się tyle obawiamy, nieraz nie 
jest  
niszczycielką, ale lekarką naszych ułomności. Osłabieniem organizmu 
wzmagają się  
nasze siły duchowe, wśród boleści przeistaczają się nasze 
wyobrażenia; jeśli ją  
bierzemy za karę, szukamy przyczyny, która ją wywołała. Choroba 
sprowadza  
jasnowidzenie naszych błędów, roztrząsamy nasze życie i mamy 
przekonanie, iż  
jeśli Bóg pozwoli nam wyjść ze słabości, będziemy lepszymi na 
przyszłość. 
W umyśle każdego niebezpiecznie chorego taki proces się odbywa. Po 
ciężkiej  
chorobie często dostrzegamy u człowieka zmianę, bo boleść 
uszlachetnia stan  
moralny. 
 
 

background image

 
Szambelan po przebytej słabości zmienił się do niepoznania: 
spoważniał, oddał  
się zajęciom naukowym, szukał towarzystwa ludzi najwybitniejszych 
w tej epoce;  
często wieczorami czytywał matce wyjątki z dzieł, mających 
największą wartość.  
Przekonał się, że chcąc być użytecznym w społeczeństwie, trzeba coś 
umieć, że  
rozum salonowy jest zdawkową monetą, a nie kapitałem, od którego 
procent można  
pobierać. 
Przyjął współpracownictwo w gazecie księdza Łuskina, zasilając ją 
swemi  
artykułami, które zaczęły mieć rozgłos w stolicy. 
Księżnę Januszową Sułkowską, dawniejszą swoją Emilię, rzadko 
odwiedzał;  
przychodził tylko wtedy, gdy potrzebował nabrać siły do jakiegoś 
szlachetnego  
przedsięwzięcia. Pozostał między nimi stosunek czysto duchowy, 
który  
potężniejszy jest od miłości, gdyż śmierć go nie rozrywa, całą 
nadzieję  
wspólnego szczęścia pokładając za grobem. 
Serce matki biło radośnie, widząc taką zmianę; prócz miłości 
macierzyńskiej  
zrodziło się w niej uczucie szacunku, który nawet w stosunkach 
rodzinnych jest  
warunkiem zgo- 
 
 
 
dnego pożycia i wspólnej ufności. Bez szacunku syn może być 
kochanym, lecz nie  
może zostać przyjacielem; teraz nim był Kazimierz dla matki. Nie 
odstępował jej  
nigdy otaczał pieczołowitością, nie myślał o własnych 
przyjemnościach, ale  

background image

usiłował je przynieść matce. 
Po wyzdrowieniu szambelana podstoli odzyskał dobry humor, chodził 
codziennie na  
sesye sejmowe, słuchał, kalkulował, ale się nie odzywał. Pewnego 
dnia powiedział  
żonie i synowi. 
— Moi kochani, dziś was zapraszam na galeryę sejmową. Twój mąż, 
a twój ojciec  
będzie przemawiał; powiem, co mi serce dyktuje, czego rozsądek 
wymaga; czy mój  
wniosek uwzględni większość, nie wiem, ale spełnię mój obowiązek 
posła,  
obywatela kraju i syna ojczyzny. 
Nie śmiał szambelan zapytać o treść wniosku, możeby co się znalazło 
usunąć, w  
innej formie przedstawić; wierzył w prawe uczucia i rozsądek ojca, ale 
gdy się  
publicznie występuje, są pewne wymagania, od których odstąpić nie 
można.  
Oświadczył tylko ojcu, że z naj- 
 
 
 
milszą chęcią wraz z matką udadzą się na sesyę sejmową. 
Posłowie w dwóch kompletach zebrali się w sali. 
Marszałek zagaił posiedzenie. 
Gdy ułożono etat armii, teraz miano się zajmować środkami 
utrzymania pomnożonego  
wojska. Marszałek upominał, aby sejm zajął się pomnożeniem skarbu, 
że zawstydza  
nas sejm szwedzki, który w kilkotygodniowych obradach sześć 
milionów talarów  
przyjął na siebie ciężaru. Rozpoczęły się dyskusye: jedni posłowie 
żądali  
obciążenia podatkami starostw i królewszczyzn, drudzy radzili 
powiększenie  
podatków miejskich i żydowskich, inni domagali się zabrania połowy 
dochodów od  

background image

duchowieństwa i zakonów. Wśród różnorodnych wniosków powstał 
pan podstoli Łącki,  
prosząc o głos, który był mu dany i rzekł. 
— Najjaśniejszy Panie, prześwietny senacie, Izbo poselska i wy 
skonferowane  
stany Rzeczypospolitej naszej ! Długo milczałem, gdy szło o ułożenie 
praw, bo  
miałem przekonanie, że mędrsi odemnie statyści, ludzie kompetentni 
 
 
 
snadniej mogą jak ja je ułożyć. Ale gdy idzie o skarbowość i 
wojskowość, czuję  
się na siłach odezwać i moją myśl wam przedstawić. Hasłem nas 
wszystkich winny  
być słowa: „Ojczyzna w niebezpieczeństwie, ratować ją powinniśmy". 
Nie będę  
politykował; wiem tylko, że jesteśmy otoczeni nieprzychylnymi 
sąsiadami.  
Ambasador rosyjski to się gniewa, to się cieszy, to się smuci, a 
przysłowie  
mówi: „Russica gens, optima flens, pessima ridens" Austryak napuścił 
Szwabów do  
Galicyi, którzy jedną ręką za łeb braci naszych trzymają , a drugą po  
kieszeniach plondrują. Prusak chce się napić gdańskiej wódki 
i piernikiem toruńskim zakąsić. Smutne więc jest położenie nasze, ale 
w samych  
sobie powinniśmy znaleźć ratunek, nie polegając na żadnej potencyi. 
Panowie!  
bądźmy silni, a szanować nas będą. Uchwaliliście . wojska i szukacie  
środków utrzymania; taka armia niedostateczna, a błahe wasze środki 
niczego nie  
dopną. Wy śmiertelną ranę chcecie piżmem leczyć, a tu operacyi 
potrzeba. Takowej  
amputacyi wszyscy się poddajmy; 
 
 
 

background image

nie królewszczyzny, nie duchowieństwo, nie mieszczanie i żydzi, ale 
my  
ziemianie, stan rycerski niech przyjdzie w pomoc ojczyźnie. Każdy z 
nas niech  
połowę mienia nie z dochodów, ale z kapitału, złoży na ołtarzu 
ojczyzny. Jedną  
połowę niechaj rząd użyje na utworzenie . armii, a drugą na uzbrojenie  
pospolitego ruszenia, dając mieszczaństwu i włościanom zupełną 
swobodę. A że tak  
ogromnej sumy w gotowiźnie nie mamy, zaciągnijmy na ziemie nasze 
dług u  
bankierów zagranicznych; na taką hypotekę chętnie dadzą. Jeśli nie 
chcecie  
wszystkiego utracić, jeśli nie chcecie dźwigać kajdan, poświęćcie 
każdy połowę  
swej fortuny; w pomyślniejszych czasach obmyślą się środki, że 
wasza ofiara  
będzie wam zwróconą. Gdy cały kraj stanie pod bronią, wówczas nas 
uszanują i z  
nieprzyjaciół zrobią się sprzymierzeńcy. Dixit. 
Z galeryi posypały się huczne oklaski; wołano: „Podatki na szlachtę! 
Brawo,  
brawo! wzorowemu posłowi!" 
Na ławach poselskich szmer powstał; patryotyzm podstolego 
sprzeciwiał się  
osobistym 
 
 
 
interesom szlachty, która od wszystkich ciężarów zwykła się była 
usuwać. Zaczęto  
zcicha rozmawiać i osądzono, że głos podstolego, choć w rubasznej 
formie, choć  
wzniosłej treści, jest niepraktyczny. Jednak niektórzy posłowie 
zbliżyli się do  
niego, jak: Małachowscy, Krasińscy, Potoccy, Mokronowski, nawet 
książe  

background image

Czartoryski, którzy podzielali myśl oswobodzenia włościan, 
winszowali  
patryotycznych uczuć i zdrowego poglądu, oświadczając, iż wniosek 
mógłby być  
wzięty pod deliberacye, gdyby nie mieli silnego sprzymierzeńca w 
Prusach, które  
z wyćwiczoną armią od wszystkich klęsk kraj obronią, więc wysiłki 
narodu byłyby  
zbyteczne. 
— Panowie bieglejsi jesteście w polityce— odrzekł podstoli — ale 
według mnie  
polityka, to szachrajka na wielką skalę; zawsze w końcu ktoś kogoś 
okpić musi.  
Zarzucano nam, że dawniej nie umieliśmy politykować i dobrze nam 
się działo,  
byliśmy potężni; obaczymy teraz do czego nas doprowadzi 
dyplomacya. 
Starano się przekonać podstolego, że jest w błędzie, że patryotyzm go 
unosi, ale  
gdy ciągle był przy swojem zdaniu, widząc, że upo- 
 
 
 
ru przełamać nie mogą, powoli rozchodzić się zaczęli. Działo się to 
przy końcu  
sesyi. Marszałek obrady zasalwował. 
Choć nikt nie podzielał zdania podstolego, bo uważano, że w praktyce 
nie da się  
przeprowadzić, jednak głos jego wyrzeczony w sejmie zrodził mu 
wziętość; każdy  
chciał go poznać. Niektórzy brali go za oryginała, inni za człowieka 
bez  
gruntownej rozwagi; lecz znalazł i protektorów w osobie Ignacego 
Potockiego i  
księdza, referendarza Kołłątaja, autora listów politycznych i dzieła 
przeciw  
elekcyi królów. Większe jeszcze poparcie znalazł u dam, które nie 
znając nigdy  

background image

miary w nienawiści jak i w uwielbieniu, pasowały go na bohatera. 
Owe damy  
oceniając wnioski posłów jak teatralne przedstawienia, chciwe zawsze 
wrażeń,  
prosiły podstolego, aby nie był tak skąpym i częściej podnosił głos w 
sejmie. 
— Moje panie — odrzekł podstoli — gadulstwo jest atrybutem 
przekupek a nie  
posłów. Rozprawami, sprzeczkami czas marnujemy. Każdy poseł w 
każdej materyi raz  
powinien się odezwać i basta. Przyjmą wniosek, dobrze; nie przyjmą, 
schowaj go  
do kieszeni; głową 
 
 
 
muru nie przebijesz. Pytlować językiem zostawmy salonowym 
trefnisiom. 
Takie słowa raziły delikatny słuch pań wykwintnych, które nie 
dozwoliłyby nikomu  
takiej szorstkości w mowie; lecz podstoli był wyjątkiem, człowiekiem 
innego  
świata, innej epoki i jako rzadkość antykwarska był ceniony i na 
osobnych  
prawach towarzyskich traktowany. 
Król miał słabość do oryginałów, do ludzi starego autoramentu. 
Rubaszność,  
prawdomówność ze zdrowym rozsądkiem, przy wypolerowanych 
formach dworskich, była  
tak rządkiem zjawiskiem, więc zapoznanie się bliższe z podstolim 
stało się  
ogólną ciekawością. 
Gdy podstoli przedstawił się królowi, najprzód Stanisław August 
mówił mu o  
synie, iż go zalicza do najwierniejszych sług swoich. Później zwrócił 
mowę na  
przemówienie jego w sejmie, chwalił patryotyzm i uskarżał się, iż 
szlachta  

background image

paraliżuje jego najlepsze chęci i gdy idzie o podatek, wszystkie 
ciężary zwala  
na inne stany, sama od nich się uwalniając. 
— Najjaśniejszy Panie — odrzekł podstoli — to słowo podatek jest 
wstrętne dla 
 
 
 
szlachty, ale zmienić go trzeba na ofiarność; wówczas worki 
szlacheckie się  
rozwiążą, bo w gruncie serca są zacne, tylko duma jest wielka. 
— Do ofiarności — rzekł król — dałem gam przykład, odstępując na 
wojsko  
litewskie czopowe z Grodna i Brześcia, wynoszące około . złotych. 
— Najjaśniejszy Panie, hojność jego jest nam znaną; ofiarność księcia 
Radziwiłła  
i Potockiego znaczną byłaby w błogim stanie Rzeczypospolitej, ale 
jest kroplą  
wody w dzisiejszem naszem położeniu; dziś ani podatek, ani ofiarność 
nic nie  
pomoże; trzeba zupełnego poświęcenia życia i mienia. 
— Gdyby twój głos, panie podstoli, był głosem całego narodu, 
wierzyłbym w nasze  
siły i nie potrzebowałbym opierać się na obcych potencyach. Rządy 
moje miałyby  
inny charakter; lecz w okolicznościach, w jakich się dziś znajduję, 
muszę być  
oględnym. 
— Najjaśniejszy Pan uważa, że gdzie przeskoczyć nie można, tam 
podleźć wypada;  
to zagraniczna polityka, ale nie nasza. Piersi na- 
 
 
 
sze stworzone są do pancerza, ale nie do lisiej skóry. 
— Wierzaj mi, panie podstoli, że czynię, co mogę, i co okoliczności 
pozwalają.  
Powiedz mi, jaki sąd macie o mnie na prowincyi? 

background image

— Mówią, Najjaśniejszy Panie, żeś mądry, dobry i słodki, ale 
słodkiego zawsze w  
końcu zliżą. 
— Macie może i słuszność, panie podstoli, własne moje starostwa, jak 
powiadasz,  
zostały zlizane. Uszczuplam nietylko moje własne dochody, ale nawet 
zaciągnąłem  
długi, lecz zacny podskarbi Ostrowski z nich mnie wyprowadzi. 
— Kierunek w interesach wiele znaczy, Najjaśniejszy Panie, ale 
oszczędność  
jeszcze więcej. Któryś z ojców kościoła powiedział, że Bóg zbawić 
człowieka bez  
człowieka nie może. 
— Ależ, mój podstoli, ja mam najlepsze intencye. 
— Mówią, Najjaśniejszy Panie, że dobremi intencyami piekło 
wybrukowane. 
Nie podobała się królowi odpowiedź podstolego, właśnie dlatego, że 
był  
człowiekiem tylko dobrych intencyj, a rzadko kto chce być 
odgadnionym, czem jest  
w rzeczywistości. Zwró- 
 
 
 
cił więc rozmowę na osoby znaczniejsze, zamieszkałe w 
Sandomierskiem. Pamięć  
miał tak szczęśliwą, że znał wszystkie stosunki familijne szlachty i 
żadna  
wybitniejsza osobistość nie była mu obcą. Nieraz w tej rozmowie 
rozśmieszył  
podstoli króla, a trafnem ocenieniem wielu osób wielce go zadziwił. 
Przeciągnęła się audyencya nad zwykły czas oznaczony, i gdy się 
podstoli  
oddalił, przyjemne zostawił wrażenie, bo o żadną łaskę nie prosił, co 
królowi  
prawie nigdy się nie zdarzało. 
Ślub cichy odbył się panny Emilii z księciem Januszem Sułkowskim. 
Książe kochał  

background image

szalenie swą żonę, uprzedzał jej myśli; widzieć ją szczęśliwą było 
celem jego  
życia. Zniewalał ją swą słodyczą i dobrobią, a pieczołowitość jego 
skłaniała ją  
do wdzięczności. Przysięga wierności i posłuszeństwa była całem ich 
łączącem  
ogniwem. 
Nieraz błagała Boga o moc spełnienia swych obowiązków; ale w 
modlitwie nie  
prosiła o zapomnienie przeszłości, bo niepodobnem lej się to 
wydawało, a może  
zapomnieć nie chciała.                    
 
 
 
Myśl połączenia się za grobem tkwiła w jej sercu; ofiarą cierpienia 
chciała  
kupić szczęście na wieczność całą. 
Książe Janusz wiedział o powziętem od dzieciństwa uczuciu Emilii 
dla Kazimierza;  
pewny był jej wierności, mimo to zazdrościł Kazimierzowi, że 
duchową cząstkę  
ukochanej żony mu odbierał; że posiadając, nie posiadał jej 
całkowicie. Gorzał  
miłością, która żadnych ustępstw, żadnego podziału ścierpieć nie 
może; chciał ją  
mieć dla siebie tylko. Zdaje się, że i Bogu by zazdrościł. Cierpiał 
ukrywając  
swą boleść. Mieszkając w jednem mieście, musiał się często spotykać 
z  
Kazimierzem i żona się z nim widywać była zmuszoną. Książe Janusz 
był dla niego  
zawsze uprzejmy, chociaż po każdem widzeniu się był zagrożony 
apopleksyą.  
Czując, że stosunek z nim uszczęśliwia żonę, że tę ofiarę Emilia 
przyjmuje jako  
dowód jego miłości, jako poświęcenie siebie dla jej duchowego 
uczucia,  

background image

przyjmował go w swoim domu i nieraz ułatwiał chwile osobistej 
rozmowy. Choć  
żadna myśl grzeszna nie splugawiła ich czystego uczucia, jednak 
przekonanie, że  
rani ciągle serce dobrego męża, którego kochać po- 
 
 
 
winna, że na ziemi przysięgła całkowicie do niego należeć, obarczało 
jakimś  
wyrzutem jej sumienie. Modliła się gorąco, tonęła we łzach i pod 
ciężarem tych  
zgryzot upadała na zdrowiu. 
Częste spowiedzie wzmocniły jej ducha; oświadczyła mężowi, iż dla 
poratowania  
zdrowia chce wyjechać za granicę. Doktorowie radzili użyć 
cieplejszego klimatu i  
postanowiono wyjechać do południowej Francyi.  
Książe Janusz był uszczęśliwiony; mniemał, że czas, oddalenie, jeśli 
nie uleczy,  
to osłabi uczucie żony dla Kazimierza. Spiesznie wszystko ułatwił do 
podróży i  
księstwo kraj opuścili na długo, może na zawsze. 
Nie śmiemy, nieudolni jesteśmy opisywać pożegnania dwojga istot 
pałających  
jednem czystem uczuciem, wspólnością myśli i duchowych pragnień. 
Rozdział, to  
rozdarcie jednej karty żywota na dwoje, to rozpłatanie jednego serca i  
obryzganie się krwią wspólną na życie całe. Te rany Bóg tylko 
uleczyć może. 
 
 
 
PRZYSIĘGA. 
 
 
 
 

background image

 
Powaga i wpływ hrabiego Stackelberga zachwiane zostały sejmem  r. 
Zaczęto  
nie zważać na jego wymagania, a książe Potemkin niezadowolony, iż 
dopuścił  
zawarcia przymierza z Prusami, przedstawił imperatorowej potrzebę 
zmiany  
ambasadora. 
Na miejsce hr. Stackelberga naznaczono Jakóba Bułhakowa, który był 
obeznany z  
interesami Polski, będąc dawniej w Warszawie przy Sieversie i 
Wołkońskim. 
Przed wojną Rosyi z Turcyą uwięziony został w Stambule w wieży o 
siedmiu  
basztach z całem poselstwem, uwolniony w  r. przybył do Petersburga 
i za  
protekcyą księcia Potemkina został ambasadorem w Warszawie. 
Stany postanowiły odebranie kosztownego pałacu ambasadzie 
rosyjskiej; uchwaliły,  
iż na 
 
 
 
celu znosili się z Petersburgiem, zaproponowano na sejmie konfiskatę 
ich  
majątków. Przerażeni tą wieścią, podwoili starań, aby obalić całą 
ustawę. 
Zbliżał się czas uroczystego obchodu ogłoszenia ustawy, na co 
wyznaczono dzień   
maja; lecz przed tym dniem król zaczął odbierać bezimienne listy, iż 
spiskowcy  
godzą na jego życie. Księżna ex-marszałkowa Lubomirska pisała do 
króla z  
Wiednia, iż dzień  maja naznaczono na targnięcie się na jego życie. 
Dwór  
wiedeński przez księcia Kaunitza zawiadomił króla, że powinien się 
mieć na  

background image

baczności, gdyż życie jego jest zagrożone, iż klub Jakubinów w 
Strassburgu  
postawił wniosek, czyby nie było w interesie Francyi bezkrólewie w 
Polsce, aby  
dać zajęcie Rosyi, Prusom i Austryi. 
Stanisław August był przerażony temi ze wszech stron ostrzeżeniami, 
chciał  
uroczystość odłożyć, lecz wprzód udał się po radę do generałowej 
Grabowskiej. 
W jej towarzystwie król zapominał o wszystkich troskach, lecz oko 
generałowej  
umiało czytać najlżejsze poruszenia jego serca, odga- 
 
 
 
dła, że jakaś boleść go trapi. Gdy poczęła nalegać, aby się jej 
zwierzył, król z  
największą oględnością opowiedział obawy o swoje życie. 
Generałowa zbladła i drżącym głosem rzekła. 
— Odłóż uroczystość. Życie twoje wyżej cenię nad sławę, nad 
wziętość twoją w  
narodzie; życie twoje jest całym moim skarbem, mojem dobrem, moją 
ojczyzną. 
— O moja droga — odrzekł król — jeśli żyć pragnę, to tylko dla 
ciebie. 
Generałowa chustką zakryła oczy i ciężko płakała; po długiem 
milczeniu powstała  
i wziąwszy króla za rękę, rzekła. 
— Zapomnij com rzekła przed chwilą w uniesieniu mej boleści, mam 
tylko serce  
twoje, lecz cały należysz do narodu. Uroczystość odłożoną być nie 
może; ustawa  
im prędzej wejdzie w życie, tem prędzej zapewni pomyślność krajowi. 
Przyjęciem  
jej związałeś się z narodem i tego węzła nikt dziś rozerwać nie może. 
Bądź  
mężny! Bóg i naród cię ocali! 

background image

— Pójdę za twoją radą — odrzekł król — lecz mam złowieszcze 
przeczucie;  
spiskowcy 
 
 
 
są liczni i kto wie, czy śmierć moja nie jest potrzebną dla szczęścia 
narodu. 
— Nie zginiesz królu. Od dziewięciu wieków dłoń polska nie splamiła 
się  
królobójstwem; wolny naród nie potrzebuje uciekać się do zbrodni. A 
jeśli  
zagraniczne intygi godzą na twe życie, dam ci dwóch mężnych 
obrońców, którzy  
przez całą uroczystość będą czuwać nad tobą. Gdy skarb mój im 
powierzę, w  
całości mi go oddadzą. 
— Któż godzien jest tak wielkiego twego zaufania? — zapytał król. 
— Powierzę cię, mój królu, memu bratu kasztelanowi Szydłowskiemu 
i mężowi mej  
siostry koniuszemu Kickiemu; są to ludzie przezorni i odważni, każdy 
pocisk  
odbiją. Nie odkładaj więc ogłoszenia ustawy; nieliczna garstka chce 
czteroletnią  
naszą pracę zniweczyć. Gdy cały naród ją okrzyknie, fakcya 
zamilknąć musi. Wiem,  
że rozesłano na wszystkie strony, aby ściągnąć do Warszawy rębaczy i 
krzykaczy i  
swoją opozycyą mają świadczyć, że ustawa była gwałtem narzuconą 
narodowi. 
 
 
 
Jakiż jest środek, aby temu zaradzić? — zapytał król. 
— Trzeba przyspieszyć ogłoszenie, nie go lecz go maja ta uroczystość 
się  
odbędzie. Zwołaj dziś radę i dzień ci maja niech będzie jutrzenką, 
zwiastującą  

background image

pomyślność krajowi, opartą na swobodzie wszystkich stanów i na 
utrwaleniu  
dziedzicznego tronu. 
— Uczynię według twojej rady, mój pierwszy ministrze; gdy człowiek 
doświadczony  
w rządzeniu gubi się w środkach, bystrość twego rozumu w jednej 
chwili wszystko  
obejmie i wesprze skuteczną radą. 
Po półgodzinnej rozmowie, gdy król się oddalił, zostawszy samą, siły 
i energia,  
któremi krzepiła króla, opuściły ją. Zagrożone jego życie zakrwawiło 
jej serce;  
stała długo w odrętwieniu, później gdy łzy się jej puściły, padła na 
kolana  
wołając: "Ocal go Panie! Jeśli każdy czyn wielki potrzebuje ofiary, 
jam gotowa,  
powołaj mnie do siebie na okup szczęścia narodu i jego życia". To 
gwałtowne  
wzruszenie tak osłabiło jej wątłe siły, że musiała się udać do łoża. 
Król przybywszy do zamku, kazał przy- 
 
 
 
wołać Małachowskiego, Ignacego Potockiego, Mniszka i 
Chreptowicza, zwierzył się  
im o zamyśle przyspieszenia ogłoszenia ustawy. Uznano słuszność 
uwag królewskich  
i dzień jutrzejszy przeznaczony został na tę uroczystość. 
Nazajutrz król wstał raniej jak zwykle, odbył w kaplicy zamkowej 
spowiedź i  
przystąpił do św. Komunii. Izba sejmowa już przepełniona była 
publicznością;  
nietylko galerya, ale przedsionki i schody zalegały tłumy ciekawych. 
Los  
ojczyzny się rozstrzygał; każdy biegł z bojaźnią i nadzieją w sercu, bo  
wiedziano o intrygach fakcyi, lecz polegali na większości woli 
narodowej. Gdy  

background image

wszedł król i zasiadł na tronie, powitany został przeciągłemi, 
radosnemi  
okrzykami. Nastąpiło głuche milczenie, gdy sesyę zagaił marszałek 
sejmowy.  
Przedstawił obraz dawnej mocy i dzisiejszego upadku; pod grozą 
klęsk naród  
poznał swe błędy, chce się z nich poprawić i ustaleniem silnego rządu,  
przypuszczeniem do swobód wszystkich warstw społeczeństwa 
pragnie zjednoczenia  
swych sił, co było celem ustawy, która sejmowi przedstawioną 
zostanie.  
Przystąpiono do czytania ustawy. Po odczytaniu, 
 
 
 
które trwało kilka godzin, okrzyki zadowolenia przez kilka minut 
zapełniały  
salę. Jednak w tym chórze uniesienia i zapału, kilka nut fałszywych 
się  
odezwało. 
Marszałek oświadczył, iż kto jest przeciw ustawie, niech z miejsca 
powstanie,  
lecz fakcya była tak szczupła, iż wstydziła się swój upór i niemoc 
okazać. Nikt  
nie powstał, ustawa więc była przyjętą. Fakcya jednak chciała 
wywołać jakiś  
gwałt, jakiś pozór, iż ustawa została narzuconą. Gdy wszyscy w 
nieładzie biegli  
do tronu z prośbą, aby król ustawę zaprzysiągł, zaręczając, że wszyscy 
kochający  
kraj pójdą za jego przykładem, Suchorzewski poseł kaliski, trzymając 
za rękę  
sześcioletniego syna, wołał do króla, aby kraju nie gubił, że pod taką 
formą  
rządu Polakowi żyć niepodobna, że on własną ręką w oczach 
wszystkich zabije  
syna, jeśli król ustawę zaprzysięże. 

background image

Gdy syna oddalono z izby, położył się na stopniach tronu, aby 
cisnących się  
zatrzymać; chciał aby sejm jakimś gwałtem osłabił swoją 
jednomyślność, lecz nie  
zważano na jego krzyki, pozwolono mu leżeć swobodnie, aż wreszcie 
Kublicki poseł  
inflantski go podniósł. 
 
 
 
Król stojąc przy tronie zdawał się być ojcem otoczonym gronem 
dzieci, które  
wyciągając ręce błagały, aby swego i ich szczęścia nie zwlekał. Jakoż 
król  
wezwał Turskiego biskupa krakowskiego do czytania przysięgi, a po 
jej wykonaniu  
rzekł. 
— Przysiągłem Bogu i żałować tego nie będę; proszę, kto kocha 
ojczyznę, niech  
idzie ze mną do kościoła, aby również ją wykonać. 
Prócz kilkunastu wszyscy z miejsc się ruszyli i wśród okrzyków ludu 
tłumnie  
zgromadzonego na ulicach, wśród błogosławieństwa i wieńców 
rzucanych z balkonów  
i okien, sejm cały udał się do kościoła. 
Wszyscy posłowie zagraniczni towarzyszyli królowi: Saluzzi 
arcybiskup  
kartagiński, nuncyusz apostolski, hrabia Descorche St. Croix poseł 
francuzki,  
Normandes hiszpański, Ducachet austryacki, Hailes angielski, baron 
Engelström  
szwedzki, Burke duński, Reder holenderski, Lucchesini pruski; 
Bułhakow poseł  
rosyjski nieobecnością swoją chciał okazać swoje niezadowolenie i 
skrył się w  
Siedlcach u pani hetmanowej Ogińskiej. 
Po dokonaniu przysięgi, wracającego króla 
 

background image

 
 
witano okrzykami, z kilkunastu tysięcy piersi wydobywającemi się: 
„król z  
narodem, naród z królem". Ten okrzyk był dowodem ogólnego 
zadowolenia, nim naród  
potwierdził czynność sejmową, nim przekonał, że węzeł nierozerwany 
łączy  
majestat z ludem. Król ze wzruszenia miał łzy w oczach; w tej chwili 
skłonny był  
do bohaterstwa, do poświęcenia się dla dobra kraju. Zapał i chłodnym 
sercom się  
udziela, pociąga za sobą, i ten błysk uczucia mógłby cuda tworzyć, 
gdyby nie był  
błyskawicą, którą zimny deszcz zalewa. 
W tej chwili król był szczęśliwym, czuł się monarchą, gdyż panował 
nad  
wszystkiemi sercami. Wieczorem miasto całe bez żadnego rozkazu 
rzęsiście zostało  
illuminowane. 
Król, dwór cały, sejm i panie wyższego towarzystwa udali się do 
teatru, gdzie  
przedstawiano dramat „Kazimierz Wielki" przez posła inflantskiego J. 
U.  
Niemcewicza, umyślnie na ten dzień ułożony. Gdy wszedł Stanisław 
August, huczne  
posypały się oklaski. W ciągu sztuki, gdy aktor w roli Kazimierza 
Wielkiego  
wyrzekł te słowa: „Jeśli się nasze „ustawy nie podobają, to idź gdzie 
chcesz, 
 
 
 
lecz nie radzę ci podszczuwać cudzoziemców przeciw swoim. 
Chociażem stary, choć  
z siwą głową, pójdę z dobrymi rodakami, albo trupem padnę, albo 
zostawię Polskę  

background image

szanowaną i niepodległą". Na te słowa król wysunął się z loży i 
donośnym głosem  
wołał: „Tak, tak, brawo, fora!" i całą siłą bił w dłonie. 
Parter i loże odpowiedziały okrzykiem: „Niech żyje król!" 
Przez cały czas obrzędu, zwłaszcza gdy król musiał się przeciskać 
przez tłumy  
idąc do kościoła, dwóch mężczyzn silnych, barczystych, uzbrojonych 
szło blisko  
króla, rzucając okiem na wszystkie strony, bacząc na każdą twarz 
nieznajomą.  
Byli to panowie Szydłowski i Kicki, wyznaczeni przez generałową do 
strzeżenia  
króla. Uroczystość odbyła się bez żadnego wypadku. 
Stanisław August widząc entuzyazm narodu i cześć mu okazywaną, 
zapomniał o  
niebezpieczeństwie i zawdzięczał generałowej przyspieszenie tej 
chwili  
szczęścia, jakiej pierwszy raz doznał od lat tylu siedząc na 
chwiejącym się  
tronie. 
Król zwykle cierpiał na bezsenność, tym 
 
 
 
razem, czy upojony zadowoleniem własnego sumienia i przychylnem 
uczuciem narodu,  
spał snem twardym, snem prostaczków lub dzieci. W pałacu 
błękitnym przeciwnie  
się działo. Generałowa całą noc oka nie zmrużyła; trwoga o życie 
ukochanego  
dręczyła ją, każdy hałas ją przerażał. Krzyki usłyszawszy na ulicy, 
zerwała się  
z łoża i bosą nogą zbliżyła się do okna; spostrzegłszy tłum ludu z 
pochodniami,  
zadrżało jej serce z przerażenia, myśląc iż fakcya podniosła rokosz, iż 
król  
mógł paść ofiarą zawziętości podburzonego pospólstwa; jak trup blada 
patrzyła  

background image

wytężonym wzrokiem na zbliżających się i usłyszała okrzyk: „król z 
narodem,  
naród z królem". Byli to mieszczanie z swemi cechami, którzy wracali 
już z  
zamku. 
To gwałtowne przejście z trwogi do radości, z łez do szczęścia, 
wstrząsły jej  
umysł; ledwo mogła dowlec się do łoża, silna gorączka paliła jej ciało. 
W nocy przywołano doktora, posłano po lekarstwa, lecz użycie ich 
żadnego  
pomyślnego skutku nie przyniosło. Lekarz zamyślony patrzył w twarz 
rozognioną,  
badał puls i gdy 
 
 
 
dzień zabłysnął posłał do króla z zawiadomieniem o słabości 
generałowej. 
Król o niezwykłej rannej porze wyjechał z zamku i z głębokiem 
wzruszeniem wszedł  
do sypialni generałowej, ujął za rozpalone jej ręce; patrzyła na króla 
szklannym  
wzrokiem, ale widać było że go nie poznała. 
Król dał kilka zapytań, które zostały bez żadnej odpowiedzi. 
Wziąwszy doktora  
pod rękę, usunął się od łoża, rozpytując o stanie chorej. W słowach 
lekarza  
widoczne było jakieś zakłopotanie; oświadczył, iż wszystko zależeć 
będzie od  
przebiegu słabości; jeśli nowe komplikacye nie zajdą, generałowa 
będzie ocaloną.  
W czasie tej rozmowy, chora wykrzyknęła: „On żyje!" Król i doktor 
zwrócili się  
ku łożu, lecz chora z zamkniętemi oczyma leżała jak martwa; długie 
milczenie  
przerwane było okrzykiem chorej: „król z narodem, nanaród z królem, 
co za  
szczęście!" 

background image

Doktór rzekł zcicha do króla. 
— Jakieś silne wzruszenie radości czy smutku wzruszyło żółć i 
sprowadziło  
gorączkę; przytem generałowa ma chorobę chroniczną, 
 
 
 
obawiam się komplikacyi, która utrudnić może wyzdrowienie. 
— Ratuj ją doktorze! wdzięczność moja nie będzie miała granic. Co 
godzina  
przysyłaj mi biuletyny o przebiegu słabości. Nie odstępuj jej na 
chwilę,  
przyszlę ci mego lekarza, abyście naprzemian dniem i nocą byli przy 
niej. Gdy  
uznasz potrzebę, sprowadź lekarzy z Berlina i Wiednia. 
Król tegoż dnia zrana naznaczył audyencye posłom zagranicznym, 
musiał więc  
wracać, choć odstąpienie chorej było dla niego najżywsza boleścią. 
 
 
 
ŚMIERĆ GENERAŁOWEJ i ZGON POLITYCZNY KRÓLA. 
 
 
 
 
 
Po radosnych chwilach, po ogólnym zapale wzbudzonym ogłoszeniem 
i  
zaprzysiężeniem ustawy, nastąpiło smutne wrażenie spowodowane 
deklaracyą  
rosyjską podaną Chreptowiczowi przez ambasadora Bułhakowa. 
W niej wyjaśnione były przyczyny zerwania stosunków, pogróżki 
wojny za obraźliwe  
słowa na sejmie o imperatorowej, za ustalenie sukcesyjnego tronu, za 
poniżoną  
wolność w osobie Suchorzewskiego, za wymuszone wyniesienie 
rosyjskich magnatów z  

background image

Polski w czasie tureckiej wojny. Z tych powodów imperatorowa 
wojsku swemu w  
granice Polski wejść każe, dla protegowania Polaków, którzy uczynili 
akt  
opozycyi ustawie. Żąda zwołania nowego sejmu, uznając ogłoszenie 
ustawy za  
przymusowe, a zaprzysiężenie jej za nieważne. 
 
 
 
Król pruski powinszowawszy ogłoszenia rządowej ustawy, 
powadziwszy nas z Moskwa,  
zaczął potajemnie zdradzać i zmawiać się z gabinetem rosyjskim. 
Austrya odmawia  
wszelkiej pomocy, wymawiając się francuską wojną. Elektor saski 
zachowuje się  
obojętnie. Pożyczka holenderska idzie z trudnością, cały więc ratunek 
był we  
własnych siłach, we własnej obronie. Ściągnięto wojska kilkadziesiąt 
tysięcy i  
rozlokowano je na rosyjskiej granicy. Książe Józef pod Połonneni 
mocno się  
osadził, lecz tam ostać się nie mógł; stanął w Zieleńcach o ćwierć mili 
od  
Zasławia, gdzie stoczył jeneralną bitwę z korpusem rosyjskim. 
Odznaczyli się w tym boju Kościuszko, Wielhorski, Mokronowski, 
Poniatowski  
pułkownik, Eustachy Sanguszko, Grochowski, Krasicki, Bronikowski 
i Kazimierz  
Łącki, znany nam szambelan. Później okażemy co go powiodło do 
obozu księcia  
Józefa Poniatowskiego. 
Stanisław August choć czuł niebezpieczeństwo wiszące nad krajem, 
jednak  
podtrzymywany na duchu przez generałowę, nie tracił odwagi. Mimo 
że Bułhakow i  
Lucchesini go upominali, iż jeśli się ruszy z Warszawy, już 
 

background image

 
 
do niej nie wróci, król jednak wybierał się do obozu i stał upornie przy  
utrzymaniu zaprzysiężonej ustawy. Codziennie prawie odwiedzał 
generałowę, która  
choć przyszła do przytomności, jednak z łoża dźwignąć się nie mogła; 
widocznie  
traciła siły, trawione potajemną gorączką. 
Król siedząc przy jej łożu, zawiadamiał ją o najdrobniejszych 
szczegółach  
poruszeń wojsk swoich i nieprzyjacielskich, o niefortunnych 
usiłowaniach  
generała Zabiełły na Litwie. Po zdanej relacyi generałowa mu 
odpowiedziała. 
— Znasz dokładnie nasze dzieje; wiesz, że wszystkie walne 
zwycięstwa  
Żółkiewskiego, Chodkiewicza, Zamojskiego, Czarneckiego i 
Sobieskiego były  
odniesione z garstką rycerzy przeciw kilkakrotnie większej sile. Jan 
Kazimierz  
miał silniejszych wrogów, a Bóg jego i kraj ocalił. Duch rycerski u 
nas nie  
zginął; masz księcia Józefa i Kościuszkę, naród jest z tobą. A Matka 
Boska  
Częstochowska, której ty jeden tylko z królów polskich czci nie 
złożyłeś, jest  
zawsze naszą królową i opieki swej nie odmówi. Uczyń votum, iż po 
skończonej  
wojnie 
 
 
 
udasz się do stóp Jej, aby Ją przebłagać. Cuda Jej nigdy się nie 
wyczerpią; ona  
swym cudem jeszcze raz Polskę wybawi. 
Zdjąwszy z siebie obrazek na złotej blaszce Matki Boskiej 
Częstochowskiej,  
zawiesiła go na szyi króla, mówiąc. 

background image

— Pod jej tarczą możesz się narażać na niebezpieczeństwa. Sobieski 
ją nosił na  
piersiach; miał ją pod Chocimem i Wiedniem. Twoje miejsce nie w 
zamku, lecz w  
obozie. Król berło dźwiga w pokoju, lecz w czasie wojny miecz 
dzierżyć w dłoni  
powinien. 
Otarłszy kilka łez, które się stoczyły na twarz jej bladą, rzekła. 
— A gdyby Bóg dopuścił poledz ci na polu bitwy i nowym rozbiorem 
chciał nas  
ukarać, nie będziesz widział tej bolesnej chwili, której pewno siedząc 
w zamku  
nie przeżyłbyś. Krwią twoją na kartach historyi zapiszą: „Poległ, 
broniąc  
ojczyzny". Taki nadgrobek przeżyje wieki i nieszczęśliwe twe 
panowanie  
uświetnisz ofiarą swego życia dla ojczyzny. 
Te słowa zelektryzowały króla; zwykła miękkość przeistoczyła się we 
wrodzoną  
narodową rycerskość i odrzekł. 
 
 
 
— Jutro stanę na czele ., które zebrał generał Byszewski; ruszę do 
obozu i  
wezmę naczelne dowództwo. Przyrzekam ci, że zaprzysiężonej 
ustawy nie odstąpię i  
prędzej zginę, niż zezwolę na uszczerbek choćby piędzi ziemi naszej. 
— Niech Bóg błogosławi twoim dobrym chęciom — rzekła słabym 
głosem generałowa—  
jeśli wrócisz zwycięsko, ustalisz na tronie Jagiellonów swoją 
dynastyę; w  
czynach zwycięskich jest trwałość korony. Czas drogi, nie trać go; 
straconej  
chwili odzyskać nie możesz. Wojsko cię czeka. Naród mieczem 
dowódzcy twe dłonie  
uzbroił, dzierż go z chwałą, jak dzierżył Batory i Sobieski. 
— Przysięgam ci, droga moja, że stanę się godnym i kraju i ciebie. 

background image

Nastąpiło serdeczne i czułe pożegnanie; zimna dłoń generałowej 
trzymała  
rozognioną rękę króla, jak gdyby chciała go niepuścić od siebie, jak 
gdyby  
przeczuwała, iż gdy dłonie się ich rozerwą, już się nigdy nie połączą. 
Łzy  
spadły na jej lice i puszczając rękę króla, rzekła. 
— Jedź i wracaj z chwałą! 
 
 
 
Król wzruszony oddalił się. Wychodząc, prosił lekarza, aby 
codziennie przesyłał  
mu do obozu biuletyny o zdrowiu generałowej i udał się do zamku. 
Stanisław August wierny przyrzeczeniom danym generałowej, 
przygotowywał się do  
obozu; kazał sobie ostrzydz włosy, rynsztunki wojenne znosić; dał 
rozkaz, aby  
wojsko czekało go na Pradze. Chreptowiczowi dawał instrukcye jaką 
polityką ma  
się rządzić, aby do żadnych układów nie przystępywał, póki nie 
wywalczy orężem  
tego, czego przez dyplomacyę uzyskać nie mógł. 
Postanowienie króla rozgrzało wszystkie serca w stolicy. Zabłysła 
nadzieja  
lepszej przyszłości. Ochotnicy powiększali szeregi zgromadzone na 
Pradze. 
Nazajutrz naładowane wozy z zamku ciągnęły nad Wisłę. Król 
otoczony adjutantami,  
siadłszy na koń, okrzykami pospólstwa był powitany. 
Na Pradze odbył musztrę; przebiegał szeregi, przemawiał do wojska, 
które z  
zapałem wołało. 
— Niech żyje król, nasz wódz! 
 
 
 

background image

Gdy miano wyruszać, przyleciał goniec z Warszawy, przywożąc 
pismo do króla.  
Przeczytawszy je Stanisław August pobladł i długo słowa przemówić 
nie mógł, a  
gdy odzyskał przytomność, rzekł do zgromadzonego wojska. 
— Pewien wypadek przynagla mnie wrócić do Warszawy. Idźcie z 
Bogiem, zajmijcie  
pozycye nad Bugiem; ja wkrótce pospieszę do was. 
Zakomenderował pochód, a sam z jednym adjutantem wrócił do 
Warszawy. 
Kartka była następującej treści. 
„Generałowa czując się gorzej w nocy, kazała przywołać księdza 
Worgowskiego,  
odbyła spowiedź i przyjęła ś. Sakramenta. Stan choroby jest nie do 
wyleczenia,  
kilka godzin pozostało jej życia". 
Stanisław August udał się wprost do mieszkania generałowej, która 
gasła powoli  
bez cierpień; mówić nie mogła, patrzała tylko na siedzącego obok niej 
króla,  
który łzami miał twarz oblaną. 
Zygmunt August siedząc przy łożu konającej Barbary może nie 
cierpiał tyle, ile  
król Stanisław, zdrętwiały, nieruchomy, zapatrzony 
 
 
 
w to cudne oblicze, które pokrywało się matową zasłoną śmierci. 
Chora wyciągnęła rękę do króla, który ją uściskał i trzymał w swej 
dłoni,  
ciepłem swojem chcąc ogrzać stygnącą jej rękę; po niemem bez słów 
pożegnaniu  
silnie ścisnęła dłoń króla, westchnęła i duch jej uleciał. 
Król wrócił do zamku; kilka dni chorował, nie będąc zdolny zebrać 
myśli; wyjazd  
do wojska musiał być odłożony. Przywykły do miękkiego życia, 
niewygody obozowe  

background image

coraz go więcej trwożyły, przytem negocyacye z dworami 
potrzebowały jego  
przytomności w stolicy. 
Wojsko choć dobrze się biło, choć Kościuszko cuda waleczności 
okazał pod  
Dubienką, jednak generał Kochowski obszedłszy przez ziemię 
galicyjską, przeszedł  
Bug, a książe Józef musiał się cofnąć do Chełma. Te wypadki 
zmieniły  
postanowienie króla w przyjęciu naczelnego dowództwa. 
Przyrzeczenia dane przed  
śmiercią generałowej zacierały się tłómaczył sobie, iż okoliczności 
zmieniają  
postanowienia. 
Generalność targowicka objęła rządy; król jednak stał przy ustawie, 
ale chwiać  
się zaczy- 
 
 
 
nał. Najlepiej o tem przekonamy się z jego własnoręcznego listu, 
pisanego do  
Debolego, ambasadora polskiego w Petersburgu; był on w tych 
słowach: 
„Dawno oczekiwany kuryer przywiózł mi tandem respons 
najtwardszy od  
imperatorowej. Odrzuca propozycye moje. Zadaje złamanie 
konwentów; wspomina, że  
posłuszeństwo poddanych od nich dependuje; kładzie za kondycye 
zachowanie tytułu  
siostry ku mnie akces nieodwłoczny do konfederacyi Targowickiej, do 
której  
wsparcia oświadcza, iż użyje całych sił swoich. Bułhakow podług 
instrukcyi sobie  
przysłanej, pisać nawet do generałów moskiewskich nie chciał o 
zawieszeniu  
wojny, póki ja akcesu nie uczynię. Zapytany Bułhakow o Prusakach, 
powiedział:  

background image

„Kiedy nam będzie potrzeba, to wnijdą i oni do Polski". 
Podczas ostatniej akcyi  praesentis Kościuszko chociaż tylko z pięciu  
tysiącami, bronił się siedmnastu tysiącom Moskali i byłby po staremu 
utrzymał  
się na swym posterunku, gdyby Moskale przez Galicyę nie obeszli 
byli w tył  
Kościuszce, a po tej akcyi adjutant Wurmsera generała austryackiego 
prze- 
 
 
 
prowadził całą kolumnę przez Galicye. Już tedy choćbym był i do 
obozu jeszcze  
pojechał, jużbym ani w Wielkopolsce, ani w Krakowskiem nie znalazł  
bezpieczeństwa. Skarb wycieńczony, pożyczka holenderska chybiona 
zupełnie,  
podatki już z całej Litwy i z pół Polski przepadły, na bliski kwartał  
septembrowy ledwie będzie dosyć w skarbie na opłatę zwyczajnego 
żołdu dla  
wojska, a na ekstraordynaryjne ekspensa wojenne, które trzy i cztery 
razy  
przewyższają żołd zwyczajny, już nic nie zostaje i nie wiem, czy moja 
własna  
pensya opłaconą będzie, a wojsko potrzebuje remontu, pod kawaleryę, 
pod armaty  
nowych koni, nowych armat, nowych mundurów i obuwia, bo połowa 
wojska boso  
maszeruje. Na to wszystko pieniędzy nie masz. Teraz nad Wisłą 
cokolwiek jest  
magazynów, ale to tylko na kilka tygodni. Już tedy jasno jest, że 
choćbym nie  
chciał, muszę wojnę skończyć z przyszłym miesiącem. Gdybym sam 
pojechał do obozu  
i zaprowadził wojsko w Sandomierskie lub Krakowskie, mógłbym 
tam znaleźć kilka  
pozycyj między górami do potyczek pomyślnych, ale głód bez 
pieniędzy i tam nas  
znaj- 

background image

 
 
 
dzie. Warszawa by zginęła również jak i Mazowsze i cała 
Wielkopolska. I ten kraj  
jeszcze nietknięty poszedłby w ruinę. 
Gdybym skupił obydwa obozy Zabiełły i księcia Józefa z korpusem, 
który wyszedł z  
Warszawy pod Byszewskim, byłoby wszystkiego do trzydziestu 
tysięcy, możnaby  
generalną bitwę wydać i możnaby ją wygrać, jednak pod 
wątpliwością, bo ludzi  
mają w dwójnasób, a armat w trójnasób, a armatami najwięcej wojują, 
a in casus  
przegranej Moskale mogą i ludzi i armat i pieniędzy nowych dostać, a 
ja nie. Ale  
i to trzeba zważyć, że Moskale nie będą tak grzeczni, aby nam się 
stawili  
całkiem na jednem placu, jak do pojedynku. Oniby tylko nas zawsze 
różnemi  
kolumnami otaczali i ogładzali. 
Broni ręcznej odmówiono nam w Berlinie i Dreznie. Z Niemiec 
ledwie kilka tysięcy  
mogliśmy zamówić w innych fabrykach, tak wszystko wykupili 
emigranci francuscy i  
potencye. 
"Jabym o zagrożone bezkrólewie mniej dbał, gdybym moją zgubą 
mógł ocalić  
konstytucyę. Lecz gdy to być nie może, a moje 
 
 
 
usunięcie się przyspieszyłoby tylko ruinę kraju, więc mniej złe, że 
zostanę przy  
tronie na to, aby wcielając się w konfederacyę i stając się jej głową, 
cokolwiek  
przecie mam nadziei uratować z dobrych działań naszego sejmu. 
Marszałek Potocki  

background image

rezygnował marszałkowstwo i wyjeżdża do Lipska; marszałek 
Małachowski rezygnuje  
referendaryę na synowca i jedzie na wieś, a potem do Włoch podobno. 
Podkanclerzy Kołłątaj jedzie do Wurmbrum dla zdrowia. I to mi 
jeszcze dano  
poznać, iż gdy prędko nie uczynię akcesu do Targowickiej 
konfederacyi, całość  
kraju n niepewna. bo gdy Prusaków wpuszczą, ci darmo nie wyjdą, a 
gdy oni urwą  
część i drudzy dwaj rwać będą mieli prawo". 
Widzimy, jak Stanisław August od śmierci generałowej zmienił swoje 
poglądy i  
iskra odwagi, którą rozniecała w jego sercu, zagasła; poświęcenie 
siebie uznał  
za rzecz szkodliwą; stracił nadzieję w siłę narodu; śmierć na polu 
bitwy byłaby  
płonną ofiarą, któraby w większą przepaść strąciła ojczyznę. Lgnął 
gdzie widział  
siłę. Greneralność Targowicka, wspierana wojskiem rosyjskiem, była 
potężną, do  
niej 
 
 
 
więc się garnął. Uznawał, że w zaprzysiężonej ustawie niektóre 
punkta winny być  
zmienione. Słaby i miękki charakter króla bez zacnego wpływu, 
ogrzanego  
miłością, wrócił do dawnych narowów. Pod kamieniem grobowym, 
który, przykrył  
zwłoki generałowej, zagrzebał energię, nadzieję szczęśliwej 
przyszłości, godność  
majestatu i zacność syna ojczyzny. Gdyby grób drugi przed nim się 
otworzył,  
możeby wówczas chciał w nim złożyć i swoje ciało, choćby się 
żywcem zagrzebać;  
lecz Bóg go zostawił nad mogiłą, aby patrzał i cierpiał za swe błędy i 
jako  

background image

winowajcy, nie pozwolił jego zwłokom spocząć na ojczystej ziemi. 
 
 
 
O DALSZYCH LOSACH SZAMBELANA. 
 
 
 
 
 
Na zakończenie naszego opowiadania musimy kilka słów powiedzieć 
o dalszych  
losach pana szambelana Kazimierza Łąckiego. 
Gdy król zapomniał o przedśmiertnych słowach generałowej, panu 
Kazimierzowi  
tkwiły ciągle w pamięci wyrazy Emilii: „zapomnij o mnie, a żyj dla 
kraju". 
Pierwszego rozkazu nie podobna mu było wypełnić, ale drugie jej 
życzenie stało  
się celem jego życia. Oświadczył rodzicom, iż gdy kraj ma zanadto 
głów do rady,  
a mało rąk do broni, on pragnie ich liczbę zwiększyć i wstąpić do 
szeregów  
Kościuszki, z którym połączony jest przyjaźnią, zaufaniem jako dla 
umiejętnego  
wodza i czcią dla prawego człowieka. 
Podstoli pocałował go w czoło i rzekł. 
— Nie śmiałem ci tego proponować, ale 
 
 
 
ta myśl ciążyła mi na sercu. Sądziłem, że wydelikacone twe ręce 
niezdolne  
podźwignąć oręża, że dyplomacya ci głowę zawróciła; sporne kwestye 
szabla tylko  
rozstrzygnąć powinna Gdybym był młodszy, znalazłbyś i mnie obok 
siebie. Nie czas  

background image

młode lata trawić na dworze: gdy kraj w niebezpieczeństwie, twe 
miejsce na  
posterunku granic naszych; broń je, uświetni, zacne imię szlacheckie, 
które  
nosisz, bądź chlubą starego ojca i walecznym obrońcą kraje. Niech 
Bóg cię  
błogosławi! 
Podstolina, choć była dobrą Polką, jednak macierzyńskie jej serce 
zadrżało  
namyśl niebezpieczeństwa; ale zdołała przełamać trwogę, a widząc 
stałe  
postanowienie syna, potwierdzone przez ojca, nie śmiała się 
sprzeciwiać, ze łzą  
tylko w oku rzekła. 
— Jedź i wracaj bez blizny; nasze sercu w czasie twej niebytności 
będą niemi  
okryte, lecz powrót twój szczęśliwy je zagoi. 
W parę dni pan Kazimierz wziąwszy z sobą dziesięciu ochotników, 
udał się do  
obozu i zaciągnął się do oddziału Kościuszki. Gdy król przystąpił do  
konfederacyi Targowickiej wojsko otrzymało rozkaz z Warszawy, aby 
się 
 
 
 
cofało, Kościuszko chociaż miał dowództwo aryergardy, pod 
Dubienką z małym  
oddziałem okrył się sławą. Po sejmie grodzieńskim widząc upadek i 
rozbiór kraju,  
chciał napowrót udać się do Ameryki, zkąd wyjechał tylko za urlopem 
i dokąd pan  
Kazimierz Łącki miał mu towarzyszyć: lecz książe Czartoryski i inni 
odwiedli go  
od tego zamiaru. Aby uniknąć prześladowania Ingelströma, udał się 
do Lwowa z  
towarzyszom swoim, Ingelström obawiając sio powstania, kazał 
Polaków dezornować. 

background image

Pierwszy brygadyer Madaliński oparł się temu: za jego przykładem 
poszedł  
Zajączek i Dąbrowski. Kościuszko wraz z Łąckim udali się do 
Krakowa i  marca  
 roku ogłosili powstanie; Kościuszko zaś został okrzykniętym 
naczelnym  
wodzem. Uzbroił włościan krakowskich w kosy i pierwszą bitwę 
stoczył z generałem  
Denysowem pod Racławicami, gdzie kosyniery pięć sztuk armat 
zdobyli. Po tem  
zwycięstwie sława Kościuszki rozeszła się po kraju. Kołyszko, 
Wyszkowski,  
Kochowski i inni weszli pod jego rozkazy. Dalsze czyny wojenne 
Kościuszki  
zapisane są w historyi. 
Bitwa pod Maciejowicami rozstrzygnęła losy 
 
 
 
powstania. Kościuszko uwięziony, do Petersburga odesłanym został, a 
pan Łącki  
ciężko ranny, ledwo mógł się schronić do włościańskiej chaty, gdzie 
przez dwa  
miesiące go ukrywano. Poczciwy wieśniak sprowadził felczera i 
wyleczywszy z  
niebezpiecznej rany, odwiózł go do Starej-Woli. 
O jakże smutne było powitanie rodzinnego domu. Ojciec już nie żył; 
otrzymawszy  
wieść o rozbiorze kraju, serce mu pękło z żalu i boleści. Matkę zastał 
na  
śmiertelnem łożu; w kilka dni przeniosła się do wieczności. W jednej 
chwili  
został sierotą bez rodziców i kraju. Stara-Wola stała się dlań 
grobowcem, w  
którym żyć nie mógł. 
Długi obciążały majątek, gdyż podstoli wszystko oddawał na sprawę 
ojczystą.  

background image

Rządów pruskich nienawidził, ohydną ich zdradę złorzeczeniem i 
pogardą odpłacał.  
Warszawa rodziła mu bolesne wspomnienia, chciał się przenieść w 
inne okolice,  
zapomnieć o przeszłości i rozpocząć nowe życie z nowymi ludźmi i 
pracować na  
innej drodze żywota. Nic go ku ziemi nie nęciło. Miłość, którą żywił 
w swem  
sercu, nie mogła się urzeczywistnić chyba w niebie; 
 
 
 
tam byli jego rodzice, tam oczekiwał swojej ukochanej. Takowe 
usposobienie  
zrodziło postanowienie poświęcenia się stanowi duchownemu. Starą-
Wolę. sprzedał  
i wyjechał na Ukrainę; wstąpił do seminaryum i odbywszy tam nauki, 
wyświęconym  
został na kapłana i otrzymał probostwo wołodarskie. 
Starzy ludzie i ja sam w mojem dzieciństwie pamiętam księdza 
Łąckiego proboszcza  
kościoła wołodarskiego. Nikt nie znał jego przeszłości, nigdy o niej 
nie  
wspominał. Wykształcenie tylko zdradzało, że musiał niegdyś należeć 
do wyższego  
towarzystwa, a ruchy jego żołnierskie nawet przy ołtarzu odznaczały 
dawnego  
wojaka. Świetny niegdyś szambelan królewski, pan orderowy, 
ulubieniec dam  
stolicy, towarzysz Kościuszki ukrywał się pod czarną sutanną. 
Oddając się swym  
obowiązkom, zapomniał czem był; pobożność i miłosierdzie były 
celem jego nowego  
życia, które po długich latach w spokoju zagasło. 
Księstwo Sułkowscy nie wrócili do kraju. 
Pan kasztelan żarnowiecki podczas roratów siedząc w kościele bez 
futra dla  
okazania swych orderów, przeziębił się; zapalenie płuc 

background image

 
 
 
przybrało groźny charakter. Czując się bliskim śmierci, odbywając 
ciągłe  
spowiedzie, sporządził testament. Znaczną część majątku zapisał 
zakonowi  
maltańskiemu, udobrodziejstwował księży Dominikanów, których byt 
tereyarzem,  
przeznaczył sumę dla ubogich. a resztę przekazał swym krewnym. 
Program swego pogrzebu sam ułożył, a na nadgrobku kazał wyryć 
wiersz  
następujący: 
 
W tym ciasnym, zimnym grobie leży sługa Pański, 
Kawaler orderowy, komandor maltański;  
Opuścił senatorskie krzesło bez żałości,  
Aby na trwalszem zasiąść w krainie wieczności. 

 

KONIEC.