background image

Rozdział 12 

 

 

Słońce  już  dawno  wzeszło,  rozpraszając  cienie  nocy  na  kolejne  godziny.  Ptaki 

świergotały  radośnie,  a  ich  śpiew  przyjemnie  podrażniał  uszy  Michała.  Mężczyzna  wziął 

prysznic po długim porannym bieganiu i zabrał się za pisanie. Był tak blisko końca tekstu! Po 

prostu  nie  mógł  uwierzyć,  że  po  tak  długim  czasie  nareszcie  go  ukończy.  Chwilami  jednak 

przerywał  pisanie,  żeby  spojrzeć  na  Dariusza.  Kochanek  czytał  jego  najnowsze  rozdziały, 

które sobie rano wydrukował. Tę noc również spędzili razem, ale pisarz mógłby przysiąc, że 

coś  było  nie  tak.  Kiliński  nie  był  tak  rozmowny,  jak  zwykle.  Owszem,  kiedy  się  kochali, 

namiętność  mężczyzny  paliła  go  żywym  ogniem,  ale  poza  tym  jego  towarzysz  lekko  się 

oddalił. Sobolewski zrzucał to na karb tego, że wyjechała Lisiecka. Co prawda nie wiedział, 

dlaczego niby Darek miałby się tym martwić, ale może chodziło o to, że kobieta zakochała się 

w Kubie  i  musiała go zostawić. On by  nie  mógł  zrobić czegoś takiego. A na pewno nie po 

latach  związku.  Doskonale  pamiętał,  jak  bardzo boli  zdrada  ukochanej  osoby  i  jej  odejście. 

Wtedy czuł się tak, jakby pękło  mu serce, a ktoś w tym samym czasie ciął  na kawałki  jego 

ciało,  podczas  gdy  on  był  w  pełni  świadomy  tego,  co  się  dzieje.  Nie,  nie  zrobiłby  czegoś 

takiego drugiej osobie.  

– Twoja koleżanka dała kosza mojemu przyjacielowi – wypalił. 

Darek uniósł wzrok znad tekstu. W sumie nawet nie miał pojęcia po co to czyta, bo wciąż 

tkwił na tym samym zdaniu, nie potrafiąc się skupić. Myśli wciąż przywoływały mu słowa o 

tym, że zakochał się w Sobolewskim. Agnieszka nie powiedziała tego wprost, ale to właśnie 

miała na myśli.  

– Nie odpowiadam za jej czyny. Jest dorosła, sama podejmuje decyzje. 

– Nawet jeśli są złe? Nawet jeżeli ranią?  

– Michał, uważam, że to nie  mnie powinieneś pytać o coś takiego.  – Odłożył wydruk  i 

sięgnął po szklankę z sokiem pomarańczowym.  

background image

–  A  ty,  co  byś  zrobił  na  jej  miejscu?  Zostawiłbyś  kogoś,  kto  cię  kocha,  bo  praca  jest 

ważniejsza? – zapytał pisarz, a w jego głosie Darek wyczuł coś ostrego, pełnego złości. 

– Ja to ja. Ona to ona, więc zejdź ze mnie, dobra?  

– Byłbyś z kimś i nagle okazałoby się, że… 

– Zamknij  się,  Sobolewski.  –  Pochylił  się  ku  mężczyźnie.  –  Jeśli  z  kimś  jestem,  to  na 

zawsze. Chociaż do tej pory  nie spotkałem osoby, która miałaby takie same poglądy  jak  ja, 

jeśli chodzi o związki. I dlatego jestem sam. Na pewno nie zaliczam się do tego typu facetów 

którzy są łasi na pieniądze i biorą je, zostawiając kogoś, kogo niby kochają.  

– Spierdalaj – warknął Michał i zamknął laptopa. Podniósł się z rozmachem z krzesła.  – 

Nie miałem wpływu na to, co mi zrobił. Miał wszystko… – Przesunął drżącymi dłońmi przez 

swoje półdługie włosy.  

– Czasami ktoś może mieć wszystko, a i tak odejdzie, bo nie umie być wiernym, nie umie 

kochać.  

– Gadasz  jak  nastolatka, która naczytała się romansów. Jeszcze powiesz, że czekasz na 

faceta, dla którego będziesz całym światem, a on dla ciebie… 

– Czekam  –  odpowiedział  cicho.  –  Jeżeli  dla  ciebie  to  pragnienie  jest  żałosnym 

marzeniem  nastolatki,  to  mam  to  w  dupie.  –  Obrzucił  pisarza  wściekłym  spojrzeniem.  – 

Gówno  mnie  obchodzi,  co  myślisz  na  ten  temat.  Nawet  po  tym,  jak  się  pieprzyliśmy.  Nie 

myśl, że to coś znaczy. Sam powiedziałeś, że to tylko seks.  

– Kiliński,  powiedział  ci  ktoś,  że  czasami  też  potrafisz  być  chujem?  –  Sobolewski 

chwycił brodę Darka swoją szeroką dłonią i uniósł jego głowę, po czym wpił się żarłocznie w 

jego  usta.  Kąsał  je,  napierał  na  nie,  władał  nimi,  a  serce  biło  mu  w  piersi  coraz  mocniej. 

Mężczyzna miał takie same pragnienia jak on. Też chciał tego samego, ale on nie potrafiłby 

się tak otwarcie do tego przyznać. Poza tym przerażało go to, że odczuwał tak wiele emocji, 

kiedy miał Darka blisko siebie. Za wcześnie było na konkretne deklaracje, na cokolwiek. Za 

wcześnie po tym, co go spotkało. Jak miał zaufać? A jednak czuł, że kochanek nie rzuca słów 

na wiatr i coś w nim błagało, aby to była prawda.  

background image

– Ktoś  mi  to  już  powiedział  –  wyszeptał  Dariusz,  kiedy  Michał  pozwolił  mu  złapać 

oddech po tym, jak doszczętnie zmaltretował jego usta. Tym razem to on przywarł wargami 

do jego, przejmując kontrolę. Chwycił koszulkę wciąż pochylonego nad nim autora jednego z 

najlepszych tekstów jakie czytał, nie pozwalając mu się odsunąć. Do tej pory sparaliżowany 

lękiem  o  to,  czy  może  czuć  więcej  niż  tylko  silne  pożądanie  do  tego  mężczyzny,  pozwolił 

sobie na dopuszczenie serca do głosu. Będzie jeszcze czas, aby pomyśleć nad tym, czy dobrze 

zrobił.  Potem  zastanowi  się  nad  wszystkim.  Teraz  wolał  wsunąć  palce  w  jego  włosy  i 

zacisnąć  dłoń  na  nich,  pogłębić  pocałunek,  dominować  nad  nim  i  zostać  zdominowanym. 

Dopóki ich śliskie języki będą oplatać się wzajemnie, a zęby zahaczać o siebie, wargi ocierać, 

pragnienia zderzać się ze sobą, dopóty nie musi o niczym myśleć.  

Na pewno do chwili, gdy przerażony głos doleciał do jego uszu. Natychmiast oderwał się 

od ust Michała, dostrzegając, że mężczyzna również to usłyszał.  

– Ratunku!  

– To Majka – powiedział Sobolewski i już biegł w stronę, z której dochodziło wołanie. – 

Coś się stało!  

Darek  ruszył  zaraz  za  nim,  ale  nie  był  tak  szybki  jak  Sobolewski,  który  pokonywał 

ścieżkę  w  szybkim  tempie.  Może  powinien  dołączyć  do  niego  podczas  jego  porannego 

biegania, poprawić kondycję.  

– Ale co się mogło stać?! – zawołał. 

– Z  tymi  dzieciakami?  Wszystko!  –  Nie  czekał  na  Kilińskiego.  Przyśpieszył,  widząc 

wstęgę  rzeki.  Ominął  skupisko  drzew  i  jego  oczom  ukazał  się  w  oddali  widok,  który  go 

przeraził. Po deszczach woda w rzece wyraźnie przybrała i była rwąca, nieprzystępna i każdy 

głupi  wiedział,  aby  do  niej  nie  wchodzić.  Niestety,  ktoś  musiał  to  zrobić  i  teraz  tonął.  Na 

brzegu  szczekał  pies,  natomiast  Majka  krzyczała  tak  głośno  jak  tylko  umiała.  Dobra 

dziewczyna, pomyślał. Doskonale zrobiła, że choć sytuacja była dramatyczna, nie weszła do 

rzeki.  Nie  straciła  zimnej  krwi,  zwłaszcza,  że  nie  umiała  pływać.  W  ten  sposób  mogliby 

stracić dwie osoby, ale on przyrzekł sobie, że nie ucierpi ani jedna.  

– Michał, on tonie! – Przerażona Majka, potwornie płacząc, zauważyła w końcu pisarza, 

modląc się w duchu, aby jej przyjaciel nie poszedł pod wodę.  

background image

– Mówiłem wam, żeby nie wchodzić do wody! – krzyczał na dziewczynę, będąc już tuż 

przy niej. Chłopak będący w wodzie wymachiwał panicznie rękoma, ledwie trzymając się na 

powierzchni. Ale rzeka już go znosiła, przez co chłopiec płynął z jej prądem.   

– Lucek to dobry pływak, ale skurcz go złapał! 

Michał  już  nic  nie  powiedział,  tylko  wskoczył  do  wody,  nie  zważając  na  siebie,  swoje 

zdrowie.  Z  rana  woda  była  jeszcze  zimna,  przez  co  jego  rozgrzane  po  biegu  mięśni  mocno 

zaprotestowały.  Nie  mógł  jednak  czekać.  Kiedy  Lucjan  zniknął  pod  wodą,  Sobolewski 

zanurkował.  

W  tym  czasie  Darek  dobiegł  na  brzeg,  zmęczony,  ledwie  oddychając.  Pochylił  się, 

opierając ręce o uda i próbując złapać powietrze. Nie trwało to długo, bo niemal natychmiast 

zaczął śledzić wzrokiem wodę i serce mu się ścisnęło, kiedy nikogo nie zobaczył.  

– Gdzie oni są? 

– Pod wodą – pisnęła rozdygotana Majka. Jej pies ciągle szczekał, ale nie próbowała go 

uspokajać.  

– Jak  to  pod  wodą?  –  Lodowaty  strach  zaczął  wspinać  się  po  jego  kręgosłupie.  Coś 

ścisnęło  mu  klatkę  piersiową  i  to  nie  była  bynajmniej  wina  biegu.  Zanim  jednak  zaczął  się 

dusić,  owładnięty przerażeniem,  spod wody wychynęła głowa  blondwłosego chłopaka, a po 

chwili ukazał się Michał, holując młodzieńca do brzegu.  

Darek  uklęknął,  wyciągając  ręce  i  przejmując  od  mężczyzny  kaszlącego,  niedoszłego 

topielca. Przy pomocy Majki wydostał chłopaka na brzeg, układając go na boku, by dzieciak 

mógł odkaszleć to, co dostało się do płuc. Potem pomogli wyjść Sobolewskiemu.  

– Tyle razy mówiłem, tyle do łba kładłem – mówił Michał, siadając na trawie i próbując 

dojść do siebie – żebyście uważali.  

– Nie  wiedziałem,  że  ta  rzeka  potrafi  być  taka  niebezpieczna  –  wtrącił  Kiliński.  – 

Sądziłem, że jest spokojna i płytka. 

– Jest nie tylko szeroka, ale i bardzo głęboka, a po deszczu rwąca, zimna – wytłumaczył 

pisarz, spoglądając na Lucjana Wąsacza. – Jak się czujesz?  

background image

– Dobrze.  Dzięki.  Chciałem  popływać,  ale  skurcz  mnie  złapał  i  nie  dopłynąłem  do 

brzegu.  

–  Muszę  zabrać  cię  do  lekarza  –  stwierdził  przemoczony  do  suchej  nitki  mężczyzna.  – 

Nie wygląda na to, aby coś ci było, ale lepiej to sprawdzić. – Wstał.  

–  Ja  go  zawiozę  –  zaproponował  Darek.  –  Majka  pojedzie  ze  mną  i  pokaże  gdzie.  Ty 

musisz się wysuszyć. – Z niepokojem przesuwał wzrokiem po ciele kochanka. Nie chciał, aby 

coś mu się stało. Najchętniej to już okryłby go kocem, wziął ręczniki i zaczął wycierać.  

– Dzięki. Musimy go zaprowadzić do mnie, bo tutaj samochód nie wjedzie. Lucek, gdyby 

nie krzyki Majki… 

– Wiem. – Chłopak usiadł, podkulając nogi i spuszczając głowę pomiędzy kolana. Wciąż 

ciężko  oddychał  i  od  czasu  do  czasu  zakaszlał.  –  Matka  mnie  zabije,  a  ojciec  jej  w  tym 

pomoże, a potem jeszcze dostanę karę.  

– Dobrze, że żyjesz. To najważniejsze – rzuciła Majka, też już wiedząc, że i ona oberwie. 

Ale należało im się.  

Darek  napotkał  spojrzenie  patrzącego  na  niego  Michała,  pełne  ciepła,  czułości  i 

natychmiast  opuścił  go  niepokój.  Nie  powstrzymał  się  przed  odgarnięciem  mu  z  twarzy 

mokrych włosów. Ten pełen troski gest nie umknął Majce, a w Sobolewskim wzbudził chęć 

przytulenia go. Lecz w przeciwieństwie do Kilińskiego, pisarz powstrzymał się, odchrząknął i 

zarządził: 

– Zabierzmy stąd Lucka.  

 

  

 

 

 

Kilka  godzin  później  Lucjan,  po  wszelkich  badaniach,  panice  matki  i  wściekłości  ojca, 

został  odwieziony  do  domu,  a  Darek  wraz  z  Michałem  –  który  po  tym,  jak  się  przebrał, 

dołączył do nich w przychodni – usiedli przy stoliku w lodziarni. Obaj byli głodni, ale czuli, 

background image

że po tych wszystkich wrażeniach nie przełknęliby  niczego, co przybrałoby  formę  jedzenia. 

Zamówili tylko po kawie – Darek, jak zazwyczaj, poprosił o cafe latte.  

Milczeli,  ale  to  milczenie  nie  było  krępujące.  Każdy  z  nich  oddał  się  władaniu  swoich 

myśli.  Przyglądali  się  ludziom.  Zdaniem  Kilińskiego  nie  było  tu  wielu  okazji  do 

zaobserwowania tylu różnych charakterów, co na przykład w zwykłym centrum handlowym, 

ale  i  tak  przez  miasteczko  przewijało  się  mnóstwo  turystów  i  każdy  z  nich  był  inny. 

Najbardziej  jednak  interesował  go  mężczyzna  siedzący  naprzeciwko.  Mężczyzna,  który  go 

dzisiaj bardzo wystraszył.  

–  Kiedy  zniknąłeś  pod  wodą,  przez  chwilę…  –  umilkł,  bo  za  dużo  powiedział.  To  tak 

jakby z czymś się zdradził.  

– Ale nic się nie stało.  

– Jesteś bohaterem.  

Michał prychnął, słysząc to określenie.  

– Nie jestem. Jestem pisarzem, który powinien teraz kończyć swój tekst, a nie siedzieć w 

jedynej lodziarni w miasteczku gapić się na znajome widoki.  

– Możesz gapić się na mnie. – Darek nieznacznie uniósł kąciki ust.  

– Z  tobą  to  wolę  robić  coś  innego  –  mówił  szeptem,  aby  nikt  ich  nie  usłyszał.  Na 

szczęście stoliki obok były wolne, więc mieli trochę prywatności.  

– I to ma być romantyczne?  

– A nie jest? To co, zdaniem Darka Kilińskiego, jest romantyczne?  

– A  zdaniem  Michała  Sobolewskiego?  –  odpowiedział  pytaniem  na  pytanie.  Nie 

zamierzał zdradzać mu wszystkiego. Niech pisarz sam trochę pogłówkuje. Dlaczego zawsze 

nie mogli rozmawiać tak spokojnie, bez docinek?  

– Moim zdaniem romantyzm jest przereklamowany. – Sobolewski napił się kawy.  

Darek  przez  chwilę  patrzył,  jak  porusza  się  grdyka  Michała,  kiedy  ten  przełykał  swój 

napój. Polizałby ją.  

background image

– Tak?  A  to  dlaczego  ostatnia  scena  miłosna,  którą  wczoraj  napisałeś,  jest  pełna 

romantyzmu?  

– Nie wiem. To chyba nie ja ją pisałem. – Puścił oczko do Darka.  

–  Pewnie,  sama  się  napisała.  I  na  pewno  nie  będzie  niczego  romantycznego  w tym,  że 

kupię dzisiaj butelkę dobrego wina i wypijemy je, mając nad głową dach stworzony z gwiazd. 

–  Uśmiechnął  się,  kiedy  coś  błysnęło  w  oczach  autora.  Jeszcze  wczoraj  wieczorem,  zanim 

pojechał do niego, zastanawiał się czy dobrze robi i może powinien się wycofać, a teraz pchał 

się w to, z entuzjastyczną zgodą swojego serca. 

– Mógłbym rozważyć coś takiego. Pod jednym warunkiem.  

Kiliński  spuścił  na  chwilę  wzrok  na  swoje  dłonie,  a  potem  znów  zatopił  go  w  oczach 

koloru burzowego nieba.  

– Boję się pytać, pod jakim.  

– Czy robisz to wszystko, żebym ci uległ i pojechał z tobą do Warszawy?  

– To koniec miłej rozmowy. – Westchnął ciężko, jakby właśnie podniósł potężny ciężar. 

–  Nie,  nie  robię  tego.  Jeżeli  tak  sądzisz, to trudno. To,  że  z tobą  sypiam,  też  nie  ma  z  tym 

związku – odpowiedział zimno.  

–  Nie  denerwuj  się,  wolałem  zapytać.  –  Właściwie  znał  odpowiedź  na  to  pytanie,  ale 

uważał,  że  upewnienie  się  wyjdzie  mu  na  dobre.  Tym  bardziej,  że  nie  mógł  przed  sobą 

ukrywać, że byli ze sobą blisko. Owszem, seks nie oznaczał, że zaraz będą parą i do tego nie 

dążył,  ale  w  niektórych  chwilach  łapał  się  na  tym,  że  gdyby  miał  jeszcze  kiedykolwiek 

spróbować  związać  się  z  kimś,  to  byłby  to  właśnie  Dariusz.  –  Co  do  wina  i  gwiazd… 

Wystarczająco  romantyczne,  a  nie  przesadne  i  mogę  się  na  to  zgodzić.  Pod  warunkiem,  że 

wino będzie słodkie. Nienawidzę wytrawnego.  

– Będzie najsłodsze jakie tylko uda mi się znaleźć.  

Dlatego  po  tym,  jak  się  rozstali,  Kiliński  udał  się  na  zakupy  i  kupił  dwie  butelki  – 

podobno – dobrego wina. Nigdy takiego nie pił, ale wierzył sprzedawcy, że wino jest słodkie, 

gronowe i każda panna jest po nim bardziej przystępna. Akurat o to ostatnie mu nie chodziło.  

background image

–  Hej  –  pomachał  naburmuszonej  Majce,  która  myła  podłogę  na  korytarzu  pierwszego 

piętra. – Kara? 

– A żeby pan wiedział. Do nocy się nie wyrobię.  

– Powodzenia.  

– Panie Kiliński?  

– Tak? – Przystanął na pierwszym stopniu, zatrzymany przez dziewczynę.  

–  Ja  i  mama  wiemy,  że  Michaś  jest  gejem.  Widziałam,  co  pan  dzisiaj  zrobił.  Fajne  to 

było, ale niech go pan nie skrzywdzi. On nie ufa tak szybko, a widzę, że panu ufać zaczyna.  

–  Nie  mam  zamiaru  go  krzywdzić.  Poza tym  myślę,  że  ma  już  tyle  lat,  aby  sam  siebie 

obronić.  

– Ma też nas. A my z mamą troszczymy się o przyjaciół. – Zamoczyła mopa w wiadrze. 

– Dlatego wywiodłaś mnie w pole za pierwszym razem?  

Wzruszyła ramionami.  

– Nie znałam pana. Nie poddał się pan. To dobrze o panu świadczy.  

Uśmiechnął się pod nosem. Po chwili pożegnał się z nastolatką i udał na poddasze, gdzie 

miał wynajęty pokój. Ten, który zajmowała Agnieszka, stał pusty. Kobieta dzwoniła do niego, 

że u niej wszystko dobrze i jutro wracała do pracy. Tym samym miała spotkać się z Jerzym 

Laskiem i dać mu rozdziały Michała. Od decyzji tego mężczyzny zależało, jak będą układać 

się kolejne tygodnie. Liczył, że odpowiedź właściciela Luny będzie pozytywna.  

Umył się, nie zapominając o zębach, ogolił i po założeniu na siebie czarnych dżinsów i 

białej koszuli, której rękawy podwinął do łokci, pojechał do Michała. Dzień powoli dobiegał 

końca. Zastał mężczyznę siedzącego ciągle przy tym samym stoliku – a dawniej tak narzekał, 

że  kobiety  go  tu  wstawiły  –  podekscytowanego,  szczęśliwego  i  wgapiającego  się  w  ekran 

laptopa.  Wokół  paliły  się  świece  wyglądające  jak  pochodnie,  mające  za  zadanie  odganiać 

komary. 

– Stało się coś? – zapytał, podchodząc do niego z winem. Postawił butelkę na stole. 

background image

– Zobacz. Przed chwilą to napisałem.  

Darek  obszedł  stolik.  Zajrzał  przez  ramię  pisarza  i  jemu  samemu  udzielił  się  dobry 

nastrój  mężczyzny.  W  pliku  tekstowym,  czarno  na  białym,  widniał  napis  „Koniec  tomu 

pierwszego”.  

–  Twoja  trylogia  doczekała  się  pierwszego  tomu.  Gratuluję.  –  Pocałował  Michała  w 

czubek  głowy.  –  Masz  kieliszki?  Musimy  to  uczcić,  skarbie.  –  Zamarł  po  tym,  jak 

wypowiedział  to  słowo.  Tak  zakazane,  bo  przecież  nie  są  parą.  Na  szczęście  Michał  chyba 

tego nie usłyszał, wciąż zaabsorbowany tym, że udało mu się dokończyć tom. 

–  Pisałem,  odkąd  wróciłem  z  lodziarni.  Tyle  godzin  pracy  i  jest  efekt.  –  Nie,  że  nie 

usłyszał tego słowa, ale wolał pozostawić to tak, jakby ono nigdy nie padło.  

–  Musisz  się  czuć  wspaniale  –  powiedział  wciąż  nad  nim  pochylony,  z  dłońmi  na  jego 

ramionach  i kciukami delikatnie  masującymi  skórę pisarza.  –  Mam nadzieję, że będziesz się 

tak samo czuł, kiedy  mój  szef po przeczytaniu dwóch pierwszych rozdziałów zdecyduje  się 

wydać  tę  książkę.  –  Ścisnął  ramiona  mężczyzny,  bo  znów  powiedział  coś,  czego  nie 

powinien. Po prostu czasami mówił za dużo, będąc tak podekscytowanym,.  

– Nie przeczyta ich, bo mu nie wyślemy. Prawda? – dopytał, kiedy Darek odsunął się od 

niego.  –  Prawda?  –  Obejrzał  się  na  Kilińskiego.  Jego  mina  bardzo  mu  się  nie  spodobała.  – 

Coś ty do cholery zrobił? – warknął. Nie pozostała w nim nawet nuta wcześniejszego ciepła.  

– Dałem Agnieszce dwa pierwsze rozdziały. Ma je jutro pokazać Laskowi. – Cofnął się, 

bo gdy Michał wstał, jego postawa świadczyła o tym, że to co Darek powiedział i zrobił nie 

spotka  się  z  miłym  przyjęciem.  Sobolewski  wyglądał  jak  dzikie,  rozwścieczone  zwierzę 

mogące lada chwila zaatakować. – Chcę, żebyś wiedział… 

–  Zamknij  się!  Jak,  kurwa,  mogłeś  zrobić  coś  takiego?  Bez  mojej  pierdolonej  zgody! 

Powinienem był wiedzieć, że coś knujesz! A szukałem dzisiaj tych rozdziałów, by zajrzeć do 

twoich notatek. Sądziłem jednak, że masz je w motelu. Jesteś pieprzonym szują!  – Popchnął 

Darka na ścianę i zacisnął pięści. Miał ochotę mu przywalić, czując się zdradzony.  

– To tylko wyjdzie ci na dobre. Zobaczysz, że Laskowi nie będzie nic przeszkadzać. On 

chce cię jako autora, a ten tekst jest genialny. Lepszy niż poprzedni.  

background image

– Powiedziałem ci, abyś się zamknął  – zawarczał, dociskając swoim ciałem  mężczyznę 

do ściany.  

– Nie potrafię być cicho, kiedy tak patrzysz. Nie chcę niczego złego, chcę ci pomóc. 

– Pomóc? Dlaczego? Bo cię szef wyrzuci z pracy? Gówno mnie to teraz obchodzi. 

– Mnie  też!  –  Chwycił  Michała  za  przedramiona.  Gorąco  mu  się  zrobiło  na  to,  że  ten 

rozjuszony mężczyzna znajdował się tak blisko. – Z początku było inaczej, a teraz… 

– Co,  kurwa,  teraz?  –  Przechylił  głowę  w  bok,  wciąż  powstrzymując  się  przed 

uderzeniem go.  

– Teraz wszystko się zmieniło. Chcę ci pomóc, bo wiem, czego ty pragniesz.  

– A co cię to obchodzi?! 

– Bo mi, kurde, zależy!  

Michał zamrugał szybko, niepewny tego, co usłyszał. Albo źle zrozumiał, albo… 

–  Jak  to,  kurwa,  zależy?  –  Oddychał  szybko,  jakby  właśnie  przebiegł  maraton.  Oparł 

przedramiona po bokach głowy Darka.  

–  Zależy.  –  Przełknął  z  trudem  ślinę.  Więcej  nie  chciał  mówić.  –  Nie  pytaj,  po  prostu 

zależy. – Objął go jedną ręką wokół pleców, a drugą położył na karku kochanka. Przyciągnął 

go jeszcze bliżej siebie, ale nie pocałował. Czekał na to, co zrobi Michał. Odepchnie go albo 

pocałuje.  

Przez  chwilę  stali  blisko  siebie,  jakby  byli  przyklejeni  jeden  do  drugiego.  Darek 

niepewny  tego,  co  będzie  dalej,  a  Michał  wciąż  wściekły,  czujący  jak  krew  wrze  mu  w 

żyłach.  Sobolewskiemu  wciąż  nie  przeszła  ochota  na  to,  by  poprawić  wygląd  nosa 

Kilińskiego,  ale  słowa  Darka  ewidentnie  poruszyły  właściwe  struny  w  jego  sercu.  Głośno 

wciągnął powietrze przez nos i wybrał opcję, która nie  mogła zranić  mężczyzny.  Wcałował 

się w jego usta z brutalnością i złością. Pokazywał mu, jak bardzo nie podoba mu się to, co 

zrobił,  ale  jednocześnie  jak  bardzo  go  pragnie.  Jak  to  pragnienie  wstrząsa  nim  do  bólu, 

przeraża  go,  a  jednocześnie  ekscytuje.  Całował  jego  szczękę,  oczy,  policzki,  nos,  szyję,  by 

background image

znów  wrócić  do  maltretowania  warg,  gryzienia  ich  i  zatracania  się  w  smaku  oraz  tym,  że 

Dariusz nie pozostaje bierny i odpowiada tym samym, pokazując mu, że chce więcej. 

Znacznie więcej.  

Tym razem seks był  brutalny, nie  mający  nic z nuty delikatności. Gorące dłonie sunęły 

po  ciele,  paznokcie  drapały  skórę,  zęby  gryzły,  jęki  podniecały.  Pchnięcia  bioder  ogłuszały 

rozkoszą. Ciała drżały, a krzyki spełnienia pochłaniała noc, kiedy dwaj mężczyźni kochali się, 

nie panując nad sobą i pragnieniami.