background image

GLENDA SANDERS

CUKIERECZEK

ROZDZIAŁ
1

- Spóźniłaś się.
Brigitte Dumont zmarszczyła brwi. Popatrzyła groźnie na brata, siadając naprzeciw 
niego z talerzem sałatki, która stanowiła jej lunch. Jadalnia była prawie pusta. Przy ro-
dzinnym stole pozostał jedynie Stephen Dumont.
- Dobrze, Ŝe w ogóle udało mi się wyrwać - mruknęła.
- Właśnie wychodziłam, kiedy zadzwoniła Donna Prescott z „Contemporary Canada". 
Chcą zamieścić w najbliŜszym wydaniu wzmiankę o naszym weekendzie z zagadką.
- „Contemporary Canada"? - ucieszył się Stephen.
- AleŜ to świetna reklama!
- Mam nadzieję. Sam wiesz, jak bardzo BARF potrzebuje tych pieniędzy.
BARF, czyli Okręgowe Towarzystwo Ochrony Środowiska, planowało budowę 
nowego centrum w Bow Valley. Na ten cel potrzebne jednak były dość znaczne 
kapitały. Prawie udało im się zdobyć głównego inwestora. Weekend z zagadką, o 
którym wspomniała Brigitte, miał odbyć się w hotelu Dumontów za dwa tygodnie. 
Chodziło o zebranie funduszy na kampanię reklamową BARF-u, która powinna 
uświadomić mieszkańcom Bow Valley konieczność dbania o czystość środowiska.
- Jak tylko rozniesie się po okolicy, Ŝe sam C.H.Battle zgodził się poprzeć to 
przedsięwzięcie, ludzie będą walić drzwiami i oknami - zauwaŜył Stephen.
- Donna juŜ się o niego dopytywała. Wpadnie dziś wieczorem, aby przeprowadzić z 
nim krótki wywiad.
- Wcale się jej nie dziwię. Wszyscy chcieliby wiedzieć, jaki jest naprawdę twórca 
jednego z najpopularniejszych w tym kraju komiksów gazetowych.
Brigitte z niesmakiem pokręciła głową.
- Nie mogę pojąć, czym tu się zachwycać. - Popatrzyła na brata. - Ten cały „Fantasy 
Fuzz" ma bardzo niski poziom. W kaŜdej historyjce występuje jakaś głupawa lalunia z
duŜym biustem, którą on nazywa Cukiereczkiem. Tak jakby nie było na świecie 
pięknych i mądrych kobiet.
- I na tym właśnie polega cały dowcip. - MęŜczyzna roześmiał się.
- Nie widzę w tym nic zabawnego, ale skoro C.H.Battle zgodził się napisać scenariusz 
i osobiście odegrać rolę swojego detektywa, zasługuje na moją dozgonną wdzięczość.
- Obiło mi się o uszy, Ŝe ten Battle jest kawalerem - zauwaŜył Stephen. - Biorąc pod 
uwagę twoją obecną sytuację, moŜe powinnaś...
- Jaką sytuację? - spytała chłodno Brigitte.
- Byłaś dziś głównym tematem rozmowy podczas lunchu.
Brigitte westchnęła.
- A cóŜ takiego zrobiłam tym razem?
- Jennifer z przekonaniem w głosie oświadczyła głośno, Ŝe juŜ najwyŜszy czas, by jej 
cioteczka Brigitte wyszła za mąŜ.

background image

Brigitte zmarszczyła brwi. Jej siostrzenica, Jennifer, skończyła właśnie dwanaście lat. 
W tym wieku dziewczęta zaczynają interesować się chłopcami i planować własne i 
cudze zamąŜpójścia.
- To stwierdzenie musiało wywołać niezłe zamieszanie.
- O tak. Przez parę dobrych chwil panowała zupełna konsternacja. Przekonywałem 
wszystkich, Ŝe pewnie chodzi o tego bankiera ze Szwajcarii. Nie powinnaś była po-
zwolić mu na tak łatwe zwycięstwo. - Stephen Ŝartobliwie pogroził siostrze palcem.
Brigitte rzuciła mu pełne urazy spojrzenie. Przez całe dwa tygodnie broniła się przed 
natarczywymi zalotami obleśnego Szwajcara ku uciesze całej rodziny Dumontów.
- Ale Jennifer wyjaśniła, Ŝe bankier nie ma z tym nic wspólnego - ciągnął Stephen. - 
Powiedziała, Ŝe to dlatego, iŜ Nicole zaŜyczyła sobie, by kupić jej koronkowy stani-
czek.
- Jej matka musiała się ucieszyć.
- A jakŜe. Claire głośno skarciła Jennifer, na co wtrąciła się nasza zacna rodzicielka i 
przypomniała jej, Ŝe kiedy Claire sama miała trzynaście lat, nie mówiła o niczym 
innym, tylko o czarnych jedwabnych majteczkach. Na to odezwał się Claude, 
napomykając niedyskretnie, Ŝe Claire do dziś ma słabość do czarnej bielizny. Claire 
straciła resztki zimnej krwi i zagroziła mu rozwodem, jeśli będzie wywlekał ich 
osobiste sprawy podczas rodzinnego posiłku.
- No tak! - Brigitte roześmiała się. - Typowy rodzinny lunch u Dumontów. Szkoda, Ŝe 
mnie tam nie było.
- Uhm - przytaknął Stephen. - Nie mogę tylko zrozumieć, co ma wspólnego 
koronkowy staniczek dla Nicole z twoim zamąŜpójściem. Brigitte westchnęła cięŜko.
- Jeszcze i to! Wczoraj znalazłam u siebie pierwszy siwy włos.
- Nie pojmuję, co to ma wspólnego z wyjściem za mąŜ.
- śaden męŜczyzna tego nie zrozumie. Latka lecą, a ja nie staję się młodsza.
- Tak się składa, Ŝe jestem twoim starszym bratem, siostrzyczko, a wcale nie 
wybieram się jeszcze na tamten świat.
- Owszem, ale twoja Ŝona, zresztą młodsza ode mnie, spodziewa się dziecka, a moja 
siostrzenica, którą, zdawałoby się, jeszcze nie tak dawno kołysałam do snu, zaŜyczyła 
sobie koronkowego staniczka. - Zawahała się przez chwilę, po czym dodała z 
goryczą: - Dziś rano usłyszałam, jak jakiś chłopak wyraził się o mnie „starsza pani".
- Pewnie teŜ zauwaŜył siwy włos na twojej grzywce - zaŜartował Stephen.
Ale Brigitte wcale nie było do śmiechu.
- Wkrótce skończę dwadzieścia dziewięć lat. Wcale nie jest mi przyjemnie, kiedy 
patrzę na Janet i mam świadomość, Ŝe jest przecieŜ ode mnie młodsza. Oczywiście, 
mam nadzieję, Ŝe się na mnie nie pogniewasz za to, co powiedziałam - dodała 
pośpiesznie.
- SkądŜe znowu! - zapewnił siostrę Stephen. - Ale, Brigitte, na litość boską, nikt nie 
podejmuje tak waŜnej decyzji tylko dlatego, Ŝe odkrył u siebie pierwsze oznaki 
siwizny. Przede wszystkim naleŜy znaleźć odpowiedniego kandydata.
- Właśnie - przytaknęła. - NajwyŜszy czas, Ŝebym zaczęła się za kimś takim 
rozglądać.
- O ile pamiętam, robisz to od czasu, kiedy dostałaś swoją pierwszą buteleczkę 
perfum. Tata wspomniał o tym przy lunchu.
- A więc moja słabość do perfum była kolejnym tematem po bieliźnie Claire.
- Zaraz po groźbach o rozwodzie - przytaknął Stephen. Przez dłuŜszą chwilę Brigitte 
jadła w milczeniu.
- Na dobrą sprawę - zamyśliła się - nie sądzę, Ŝebym miała większe trudności ze 
znalezieniem męŜa. MęŜczyźni uwaŜają, Ŝe jestem atrakcyjna.
- Zdaniem twojej siostrzenicy otacza cię tłum przystojnych wielbicieli, którzy uwaŜają 

background image

cię za uosobienie seksu - potwierdził Stephen. - Nicole uwaŜa, Ŝe gdyby miała 
koronkowy staniczek, mogłaby konkurować z tobą.
Brigitte w zamyśleniu pokiwała głową.
- Całkiem moŜliwe. JuŜ teraz męŜczyźni oglądają się za nią. Muszę się pośpieszyć. - 
Roześmiała się. - Kiedy Nicole dostanie wreszcie swój wymarzony staniczek, stracę 
większość wielbicieli.
- A więc, jak znam Claire, masz jeszcze co najmniej dwa lata - pocieszył ją brat.
Brigitte zerknęła na zegarek.
- Niestety, nie mam aŜ tyle czasu do przybycia naszego honorowego gościa - 
zauwaŜyła. - Mówił, Ŝe będzie około drugiej, ale moŜliwe, Ŝe zjawi się wcześniej.
- Słyszałem, Ŝe ten cały, jak mu tam, Battle zbił niezłą fortunkę na swoim komiksie. - 
Stephen popatrzył na siostrę znacząco. - MoŜe powinnaś się nim zainteresować.
Brigitte z niesmakiem zmarszczyła zgrabny nosek.
- Nie sądzę, abym mogła myśleć powaŜnie o człowieku, który zwraca się do kobiet 
per Cukiereczku.
- Ale zgodził się wziąć udział w akcji BARF-u - przypomniał jej Stephen.
- Owszem. Jestem mu za to głęboko wdzięczna, co
10 ♦ CUKIERECZEK
jednak nie oznacza, Ŝe muszę za niego wyjść. Zresztą, jak juŜ będę bardzo 
niecierpliwa, zawsze mogę złamać nogę, a ty zawieziesz mnie na którąś z tych 
egzotycznych wysp, gdzie na pewno poznam księcia z bajki. - Brigitte roześmiała się.
Stephen przecząco pokręcił głową.
- Nie sądzę, aby ta sama historia powtórzyła się w naszej rodzinie dwa razy.
Stephen Dumont poznał swą obecną Ŝonę, Janet, na Barbados, gdzie kurował złamaną 
na nartach nogę.
- Sama musisz zatroszczyć się o jakąś romantyczną przygodę.
- Romantyczna przygoda. - Brigitte zamyśliła się. Zawsze lubiła towarzystwo 
męŜczyzn, ale ostatnio ta ustawiczna gra w kotka i myszkę zaczynała ją trochę 
męczyć. Choć przez hotel Dumont przewijało się w sezonie narciarskim mnóstwo 
przystojnych i sympatycznych młodzieńców, tylko niewielu z nich trafiało do 
prywatnych apartamentów Brigitte Dumont. Romantyczna przygoda, powtórzyła w 
duchu. MoŜe tego mi właśnie potrzeba?
- Pomyślę o tym - oświadczyła na głos, podnosząc się z krzesła. - Teraz muszę juŜ 
uciekać.
Pospieszyła na górę, Ŝeby odświeŜyć się przed przyjazdem honorowego gościa. 
NiezaleŜnie od tego, co myślała o C.H.Battle'u, autor popularnego komiksu był waŜną 
osobistością i naleŜało mu się odpowiednie traktowanie. Brigitte chciała być w jak 
najlepszej formie, kiedy będzie go witała w progach hotelu Dumont. Podmalowała 
usta i przyczesała związane w koński ogon długie, ciemne włosy.
- Jak zawsze piękna - szepnęła i uśmiechnęła się do swego odbicia w lustrze.
O tak! C.H. Battle zostanie przyjęty ze wszystkimi honorami. Choć jej zdaniem 
twórca „Fantasy Fuzza" był wstrętnym męskim szowinistą, reszta świata zdawała się 
być nim oczarowana, a poniewaŜ wszyscy tak go kochali, nie ulegało wątpliwości, Ŝe 
gotowi będą zapłacić kaŜde pieniądze, by ujrzeć go w akcji. Oto sam wielki Fantasy 
Fuzz schodzi z kart komiksu i w swojej charakterystycznej skórzanej kurtce 
przesłuchuje podejrzanych w hotelu Dumont.
Początkowo nikt z członków BARF-u nawet w najśmielszych marzeniach nie 
przypuszczał, Ŝe Battle zgodzi się osobiście odegrać rolę detektywa podczas 
weekendu z zagadką. Wysłano zaproszenie, poniewaŜ ktoś przypomniał sobie, Ŝe 
Battle był członkiem towarzystwa jeszcze zanim „Fantasy Fuzz" podbił Amerykę. 
Brigitte dowiedziała się, Ŝe nikt nie skojarzył sobie niejakiego Charliego Battle'a 

background image

figurującego na liście członkowskiej ze słynnym autorem popularnego komiksu, póki 
Marjorie Ambrose, która zajmowała się konkursem na najlepszy plakat o ochronie 
ś

rodowiska, nie dostrzegła podobieństwa podpisu na jednym ze starych plakatów ze 

znaczkiem, którym sygnował swoje rysunki C.H.Battle. Marjorie i Brigitte po-
stanowiły, Ŝe plakat ten zostanie wystawiony na aukcji obok słynnej skórzanej kurtki 
podarowanej przez twórcę „Fantasy Fuzza".
Po drodze do recepcji Brigitte zajrzała do kuchni, gdzie armia kucharzy uwijała się, 
przygotowując smakołyki na wieczór rodzinny. Poniedziałkowe kolacje w hotelu Du-
montów, znane jako wieczory rodzinne, stały się swoistą tradycją i nawet poza 
sezonem ściągały do hotelu wielu gości. Brigitte zręcznie prześliznęła się do miejsca, 
gdzie szef kuchni oblewał właśnie lukrem imponujący trzypiętrowy tort. MęŜczyzna 
zauwaŜył Brigitte. Pomachał jej ręką.
- No i jak? - spytał zadowolony. - Udał mi się tort, co?
Brigitte odwzajemniła uśmiech.
- Prawdziwe arcydzieło.
- Mais oui. Jestem artystą, n'est pas! - zamruczał Gerard.
Brigitte przytaknęła.
- Chciałam tylko sprawdzić, czy nie przesadziłeś i nie wymyśliłeś czegoś zbyt... zbyt 
ekstrawaganckiego - zaŜartowała. - No wiesz, na przykład półnaga dziewczyna wy-
skakująca z tortu czy coś w tym stylu.
- Mou Dieu! - Francuz załamał ręce w udanym przestrachu. - Dlaczego wcześniej nie 
wpadłem na ten pomysł!
- PoniewaŜ lubisz swoją pracę i ten hotel.
Gérard uśmiechnął się szeroko. Prawdopodobieństwo utraty przez niego posady w 
hotelu Dumont było takie samo jak to, Ŝe Brigitte zostanie wydziedziczona, i kucharz 
doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
- To będzie najwspanialszy i najsmaczniejszy tort, jaki udało mi się zrobić - zapewnił 
swoją pracodawczynię. - Całe Bow Valley nie będzie mówić o niczym innym.
- Miejmy nadzieję - mruknęła Brigitte. - Po to właśnie ta cała gala.
- Brigitte?
- Tak?
- Jak myślisz, czy mogłabyś... czy mogłabyś poprosić pana Battle... - plątał się Gérard 
- mam tu gdzieś niedzielne wydanie, gdyby pan Battle był tak uprzejmy...
- Zostaw gazetę w recepcji. Zobaczę, co da się zrobić.
- Och, merci!
- Naprawdę podoba ci się ten komiks?
- O, oui. Pan Battle jest bardzo przebiegły. Nigdy nie potrafię odgadnąć, kto jest 
mordercą, ale tym razem... tym razem jestem prawie pewny, Ŝe to ta kobieta, 
szwagierka ofiary. No wiesz, ta, którą Fantasy Fuzz nazywa...
- Cukiereczkiem - dokończyła Brigitte.
- Oui, Cukiereczek. Mam zamiar skorzystać z tego pomysłu i umieścić na szczycie 
tortu małe lukrowe Cukiereczki.
- Dobry pomysł - pochwaliła Brigitte.
- Maleńkie lukrowe kobietki - zapalił się Gérard.
- Blondynki, brunetki i rude.
Brigitte westchnęła cięŜko. Pokiwała głową. Lukrowe Cukiereczki na torcie! Cały 
ś

wiat wydawał się wariować na punkcie „Fantasy Fuzza".

Charlie Battle ciągle jeszcze czuł się trochę nieswojo w takich miejscach jak hotel 
Dumont. Sława i fortuna spadły na niego nie tak dawno i nie zdąŜył przyzwyczaić się 
do wystawnego Ŝycia, jakie wiedli bogaci.
Miejsce to nie było mu tak zupełnie obce. KaŜdy z mieszkańców Bow Valley znał tę 

background image

bajkową budowlę, która wyglądała niczym przeniesiona z ośnieŜonych szczytów 
szwajcarskich Alp. Po raz pierwszy jednak znalazł się w środku. Zaskoczyła go miła, 
prawie domowa atmosfera przytulnie urządzonego holu. Centralne miejsce zajmował 
olbrzymi kominek, przy którym zziębnięci narciarze mogli ogrzać się po powrocie z 
gór. Ze zdziwieniem odkrył, Ŝe wcale nie Ŝałuje, iŜ zgodził się wziąć udział w 
imprezie organizowanej przez BARF.
Początkowo miał zamiar wykręcić się, ale nieopatrznie wspomniał o zaproszeniu 
swemu agentowi prasowemu, Joe'emu Blanningowi. Joe uznał, Ŝe nadarza się sposob-
ność pozyskania nowych sympatyków.
- Sam wiesz, Ŝe nie wszyscy lubią ,fantasy Fuzza"
- przekonywał Charliego. - JeŜeli poprzesz ochronę środowiska, zyskasz na 
popularności.
I tak Charlie zgodził się napisać kolejną opowieść i osobiście odegrać rolę 
popularnego detektywa. Tego wieczoru będzie mógł poznać Dumontów, właścicieli 
hotelu, w którym miała odbyć się przygotowana przez BARF impreza. Dumontowie 
byli popularni nie tylko w Bow Valley. Jean-Pierre Dumont, wielokrotny złoty 
medalista igrzysk zimowych, był znany z miłosnych podbojów. Gdy przekroczył 
czterdziestkę, zakochał się i poślubił młodziutką Mar-guerite. Stał się wzorowym 
męŜem i ojcem rodziny. To właśnie dzięki jego staraniom zwykła, górska 
miejscowość wypoczynkowa przeobraziła się w kurort znany i popularny wśród 
amatorów zimowego szaleństwa.
- Czym mogę panu słuŜyć? - Recepcjonista uśmiechnął się na widok wchodzącego 
gościa.
- Mam tu zarezerwowany pokój. Na nazwisko Battle. C.H.Battle.
- A tak. - Recepcjonista podsunął Charliemu księgę gości. - Proszę się wpisać. Zaraz 
zawołam pannę Dumont. Zaprowadzi pana na górę.
- Dziękuję, ale myślę, Ŝe poradzę sobie sam. Proszę tylko wskazać mi, które to piętro.
MęŜczyzna za biurkiem wyglądał na zmieszanego.
- Ale...
- Mam tylko jedną torbę i mogę ponieść ją sam - powiedział Charlie.
- Nigdy nie spieramy się z naszymi gośćmi. - Za jego plecami odezwał się melodyjny 
głos.
Charlie odwrócił się. Właścicielka głosu miała duŜe błękitne oczy i uwodzicielski 
uśmiech.
- Jestem Brigitte Dumont - przedstawiła się, wyciągając dłoń. - Witamy w hotelu 
Dumont, panie Battle.
Poczuł zapach jej perfum. Zwykle damskie perfumy draŜniły go i zaczynał kichać, ale 
te były inne. ŚwieŜy, ostry zapach przywodzący na myśl szum drzew i szmer 
górskiego strumyka, a jednocześnie tak bardzo kobiecy. Z trudem wymamrotał 
uprzejme: miło mi panią poznać. Jego uwagę zaprzątały kuszące, czerwone usta. 
Ciekawe, czy były takie z natury, czy teŜ pomadka dodała im powabu.
Brigitte uwolniła dłoń z uścisku męŜczyzny, wzięła od recepcjonisty klucz i 
uśmiechnęła się.
- Nie mam nic przeciwko temu, Ŝeby poniósł pan swój bagaŜ sam, ale poniewaŜ jest 
pan naszym honorowym gościem, chciałabym panu towarzyszyć.
Honorowy gość! O mało nie zaprotestował. Ciągle jeszcze nie potrafił przyzwyczaić 
się do roli znanej i popularnej osobistości. Dobrze pamiętał długie, nocne godziny 
spędzone nad szkicownikiem, kiedy to, niepewny przyszłości, wymyślał coraz to 
nowe historyjki w nadziei, Ŝe moŜe któraś spodoba się wydawcy.
- Proszę za mną - powiedziała Brigitte. - Obiecuję, Ŝe to nie będzie bolało.
Charlie posłusznie sięgnął po torbę.

background image

- A więc prowadź, Cukiereczku.
Brigitte groźnie zmarszczyła brwi. Cukiereczku! Co on sobie właściwie wyobraŜa, ten 
cały Battle?! śe kim jest? Fantasy Fuzzem?!
- Jak minęła podróŜ? - spytała, siląc się na uprzejmy ton. Czekali na windę.
- Dobrze. - Trudno było nazwać interesującym przeŜyciem godzinną jazdę trasą, którą 
przemierzył setki razy.
Krótko i treściwie, pomyślała Brigitte. C.H.Battle nie jest zbyt rozmowny. UwaŜnym 
spojrzeniem obrzuciła barczystą sylwetkę gościa. Czy to moŜliwe, aby tak wyglądał 
autor komiksów? Spojrzenia kobiety i męŜczyzny zetknęły się i nagle winda stała się 
za mała dla nich dwojga. Kiedy otworzyły się drzwi, Brigitte odetchnęła z ulgą. 
Szybkim krokiem ruszyła w stronę apartamentu, który zarezerwowano dla C.H. 
Battle'a. Na plecach czuła uwaŜny wzrok męŜczyzny.
Szerokie okna salonu wychodziły wprost na ośnieŜone szczyty gór. Brigitte otworzyła 
przeznaczoną na bagaŜ półkę w ścianie i uśmiechnęła się do Charliego.
- Oto pański klucz - powiedziała, wyciągając dłoń w jego stronę. - Mam nadzieję, Ŝe 
spodoba się panu u nas, panie Battle. Jeśli będzie pan czegoś potrzebował, proszę 
wykręcić zero i poprosić kogoś z Dumontów.
Z największą przyjemnością, odpowiedział w duchu Charlie, nie odrywając 
zafascynowanego wzroku od ust kobiety. Sięgnął po klucz, ale zamiast wyjąć go, 
zacisnął palce na drobnej dłoni Brigitte.
- Czy mogę pytać o konkretną osobę? - spytał cicho. Brigitte powoli uwolniła rękę z 
uścisku i śmiało popatrzyła w ciemne oczy męŜczyzny.
- My, Dumontowie, jednakowo powaŜnie traktujemy obowiązki gospodarza.
MęŜczyzna nie spuścił wzroku.
- CzyŜby?
Brigitte lekko uniosła brwi.
- W takim razie, proszę wybierać.
- Nie omieszkam - zapewnił ją.
Ktoś zastukał do drzwi i Brigitte skinęła głową Cha-rliemu, by otworzył. Na progu 
stał boy hotelowy w słuŜbowym uniformie. W wyciągniętych przed siebie rękach trzy-
mał ogromny, obwiązany kolorową wstąŜką wiklinowy kosz.
- Pan C.H.Battle? - spytał grzecznie.
- We własnej osobie - potwierdził Charlie. Chłopak wszedł do środka i ustawił kosz 
na stoliku.
- Z pozdrowieniami od hotelu Dumont.
CUKIERECZEK ♦  17
Charlie popatrzył na Brigitte.
- Doprawdy, to niepotrzebne - powiedział i sięgnął po portfel.
- Och, nie, proszę pana - uprzedził go boy. - To od firmy.
- Mimo wszystko - upierał się Charlie. - A poza tym, słyszałem, Ŝe w hotelu Dumont 
nikt nie spiera się z gośćmi.
Zerknął na Brigitte, wciskając chłopakowi zwinięty banknot.
- Dziękuję panu - skłonił się grzecznie boy. Zawahał się przez chwilę, po czym dodał 
pośpiesznie: - "Fantasy Fuzz" to mój ulubiony komiks, panie Battle. To niesamowite, 
jak ten detektyw rozwiązuje wszystkie zagadki. Policja powinna mieć kogoś takiego 
jak Fuzz.
- Szkoda, Ŝe to tylko postać z komiksów - zauwaŜyła Brigitte. - MoŜe nie byłoby tylu 
przestępstw, gdyby Fantasy Fuzz istniał naprawdę.
Boy wyjął z kieszeni złoŜoną gazetę.
- Wyciąłem to z dzisiejszego wydania - zaczął niepewnie. - Gdyby był pan tak dobry 
i...

background image

- Nie ma sprawy - uśmiechnął się Charlie. PołoŜył gazetę na stoliku i złoŜył na niej 
swój podpis. Boy podziękował mu gorąco i wyszedł, ściskając gazetę niczym najwię-
kszy skarb.
Charlie zajrzał do owiniętego celofanem kosza.
- Co my tu mamy?
- Ot, po prostu parę drobiazgów, by uprzyjemnić panu pobyt u nas - uśmiechnęła się 
Brigitte.
- Owoce, sery, a nawet wino. No, no, no. - MęŜczyzna z niedowierzaniem pokręcił 
głową, sięgając po butelkę. UwaŜnie studiował nalepkę. - A szampan? Myślałem, Ŝe 
to będzie szampan. Czuję się zawiedziony.
Brigitte obrzuciła go uwaŜnym spojrzeniem.
- Jest pan pierwszym męŜczyzną, który przyznał się, Ŝe lubi szampana. Zwykle nasi 
panowie wolą wytrawne Mo-selle. Oczywiście, zaraz to naprawimy. Zadzwonię do 
recepcji, by przyniesiono szampana.
- AleŜ nie! Ja tylko Ŝartowałem - zaprotestował Char-lie.
- Ja teŜ - roześmiała się Brigitte. - Zresztą, nie mamy teraz szampana. Zamawiamy go 
tylko raz do roku, w sylwestra.
MęŜczyzna popatrzył na nią zaskoczony.
- To znowu blef?
- Aha. Dał się pan nabrać! - W jasnych oczach kobiety błysnęły wesołe iskierki.
Charlie poczuł, jak oblewa go fala gorąca, ale szybko wytłumaczył sobie, Ŝe piękna 
panna Dumont gości przecieŜ słynnego autora komiksów, a nie Charliego Battle'a. 
Dlaczego jednak nie miał cieszyć się, Ŝe jest tu z nim, taka śliczna, uśmiechnięta i 
pachnąca? Nagle zapragnął poznać ją bliŜej, dowiedzieć się o niej wszystkiego.
- Wieczór rodzinny zaczyna się o siódmej, ale jest pan zaproszony na szóstą do 
apartamentu rodziców - poinformowała go Brigitte. - Chcemy, by poznał pan 
wszystkich Dumontów. Będzie teŜ moja przyjaciółka, reporterka z „Contemporary 
Canada".
Charlie potakująco kiwnął głową na znak, Ŝe jej słucha, ale był nieobecny duchem. 
Rozmyślał o stojącej przed nim kobiecie, o jej oczach, włosach, ustach. Była tak 
blisko! Dosłownie na wyciągnięcie ręki! Niestety, zbierała się do wyjścia. 
Zaproszenie do apartamentu rodziców było grzeczną formą poŜegnania.
Charlie doskonale zdawał sobie sprawę, Ŝe uprzejmość Brigitte wynikała z faktu, iŜ 
był honorowym gościem hotelu Dumont, ona zaś córką właściciela. Zazdrościł jej 
swobody, obycia.
- Pewnie chce pan teraz odpocząć po podróŜy. Proszę pamiętać, jeśli będzie pan 
czegoś potrzebował, wystarczy tylko zadzwonić.
Przekręciła gałkę i otworzyła drzwi. Za chwilę wyjdzie. Charlie wiedział, Ŝe nie moŜe 
do tego dopuścić, ale nie przychodził mu do głowy Ŝaden pomysł. Większą część 
swego dorosłego Ŝycia Charlie Battle spędził w samotności. Kobiety onieśmielały go, 
niweczyły pewność siebie i zdolność logicznego myślenia. Zawsze zazdrościł męŜ-
czyznom, którzy umieli postępować z kobietami. I oto teraz, on, C.H.Battle, sławny 
autor komiksów, jest sam na sam z piękną kobietą i tak po prostu pozwala jej odejść. 
Nie! Tak nie moŜe się stać! Ale co robić?! Fuzz nie pozwoliłby jej zniknąć. Wymyśl 
coś, Battle!
- Hej, Cukiereczku!
Brigitte zatrzymała się w progu. Odwróciła się i zaskoczona popatrzyła na męŜczyznę.
- Pan coś mówił?
Charlie schwycił stojącą na stoliku butelkę i pomachał nią w powietrzu.
- Czy w zakres gościnności Dumontów wchodzi teŜ dotrzymanie towarzystwa 
samotnemu człowiekowi przy szklaneczce wina?

background image

Brigitte zmarszczyła brwi.
- Nie lubię popijać w samotności - powiedział cicho Charlie.
Brigitte wahała się przez chwilę. Następnie skinęła głową.
- No cóŜ - zaczęła wolno - nie moŜemy pozwolić, by nasz honorowy gość upijał się 
samotnie w środku dnia.
Podeszła do baru i wyjęła z szafki plastikowe wiaderko na lód.
- Pójdę po lód. Maszyna jest na końcu korytarza.
Charlie w milczeniu odprowadził ją wzrokiem. Był niespokojny, a jednocześnie 
radośnie podniecony. Znał to uczucie. Pojawiało się wtedy, gdy czekało go coś 
nowego, nieznanego. Tym razem była to śliczna panna Dumont.

ROZDZIAŁ
2

Brigitte wychodząc pozostawiła uchylone drzwi, toteŜ wracając wśliznęła się do 
ś

rodka prawie bezszelestnie. CH.Battle stał przy oknie, odwrócony plecami, 

zapatrzony w ośnieŜone szczyty gór. Brigitte wykorzystała ten moment, by przyjrzeć 
się mu uwaŜnie. MęŜczyzna w wytartych dŜinsach w niczym nie przypominał 
człowieka, który zdobył sławę i popularność.
JuŜ miała potrząsnąć kubełkiem, by w ten sposób zasygnalizować swoją obecność, 
kiedy męŜczyzna odwrócił się.
- Piękny widok - zauwaŜył, wyjmując ręce z kieszeni.
- Najładniejszy w całym hotelu - potwierdziła Brigitte, stawiając kubełek z lodem na 
stole.
Ale nie tak śliczny, jak ty, pomyślał Charlie, chłonąc wzrokiem kaŜdy szczegół twarzy
i sylwetki.
- Od dawna tu mieszkasz?
- Uhm. - Brigitte potakująco kiwnęła głową.
- Zazdroszczę ci. To musi być cudownie, patrzeć co dzień na te góry. Czy to dlatego 
zawsze jesteś taka pogodna i uśmiechnięta?
Brigitte wstawiła wino do kubełka z lodem.
- Kiedy byłam mała, myślałam, Ŝe z kaŜdego okna widać góry.
- A ja zobaczyłem je pierwszy raz dopiero, gdy miałem czternaście lat - wyznał 
Charlie.
- Myślałam, Ŝe urodziłeś się w Bow Valley.
- Moja mama stąd pochodzi. Przyjechaliśmy tu z Chicago, po śmierci ojca.
- Miałeś wtedy czternaście lat, tak? Charlie potakująco kiwnął głową.
Brigitte pomyślała o Nicole, która właśnie skończyła trzynaście lat. Była jeszcze taka 
dziecinna i wraŜliwa.
- Strata ojca musiała być dla ciebie straszna. - Popatrzyła na męŜczyznę ze 
współczuciem.
Charlie obojętnie wzruszył ramionami.
- Jakoś to przeŜyłem.
Brigitte sięgnęła po butelkę. Zręcznie oderwała oblepiającą szyjkę butelki srebrną 
folię.
- Masz wprawę, co?
Brigitte odetchnęła z ulgą, wdzięczna za zmianę tematu.
- To po prostu jedna z umiejętności, jakich nabywa się dorastając w miejscu takim jak 
to. Kiedyś podkochiwałam się w kelnerze, który serwował wina.
- Nieodwzajemnione uczucie. - Domyślnie pokiwał głową Charlie, choć trudno mu 
było wyobrazić sobie męŜczyznę, który potrafiłby się jej oprzeć.

background image

- Był sporo starszy i bardzo przystojny, ale, niestety, jak się okazało, wcale nie 
pociągały go kobiety - wyjaśniła Brigitte. - Pod koniec lata wyjechał z Bow Valley z 
barmanem z sąsiedniego hotelu. Kiedy się dowiedziałam, przepłakałam półtora dnia.
- Półtora dnia? - Charlie roześmiał się rozbawiony. Brigitte zawtórowała mu wesoło.
- Tamtego roku wcześnie spadł śnieg. Wkrótce się pocieszyłam. Poznałam innych.
- Takich, którzy woleli kobiety - zaŜartował Charlie. Oczyma duszy ujrzał 
otaczających ją przystojnych młodzieńców z bogatych rodzin, którzy kaŜdej zimy 
odwiedzali hotel Dumont. O tak, Brigitte Dumont z pewnością miała wiele okazji, by 
się pocieszyć. Ciekawe, czy z kaŜdym honorowym gościem popijała wino w jego 
pokoju.
Honorowy gość! I pomyśleć, Ŝe jeszcze nie tak dawno był po prostu Charliem 
Battle'em, nie znanym nikomu przeciętnym zjadaczem chleba. Oburzało go, Ŝe 
jedynie dzięki sukcesowi, jaki odniósł „Fantasy Fuzz" mógł teraz cieszyć się 
towarzystwem Brigitte Dumont. Nagle sama jej obecność przestała mu wystarczać. 
Zapragnął dotknąć jej, wziąć w ramiona. Właściwie dlaczego nie? Był przecieŜ kimś. 
Honorowym gościem. ZasłuŜył sobie na to. CięŜko pracował na sukces. Całymi 
latami, zgarbiony nad szki-cownikiem, kreślił postacie swoich bohaterów wierząc 
uparcie, Ŝe w końcu musi się udać. A poza tym, wcale nie zapraszał Brigitte Dumont. 
Była tu z własnej woli. Chłodziła dla niego wino i uśmiechała się kusząco.
- Kieliszki - powiedziała Brigitte. - Potrzebne nam kieliszki.
Podeszła do kredensu i sięgnęła po szkło. Palce jej drŜały, kiedy zdejmowała z 
kieliszków papierowe osłonki. Sama nie wiedziała, dlaczego peszył ją wzrok 
Charliego. MęŜczyźni często oglądali się za nią lub taksowali oczyma, ale bardzo 
rzadko peszyły ją takie spojrzenia. Co najwyŜej była nimi na poły zirytowana, na poły 
rozbawiona.
Z kaŜdą chwilą czuła się coraz bardziej nieswojo. Sama nie wiedziała juŜ, czego 
pragnie bardziej: chwycić go za klapy marynarki, przyciągnąć i pocałować, czy pobiec 
do siebie na górę i wziąć zimny prysznic. Instynktownie wyczuwała, Ŝe to pierwsze 
byłoby daleko bardziej interesujące. Mimo to doskonale zdawała sobie sprawę, Ŝe nie 
wolno jej poddawać się emocjom. Battle był przecieŜ honorowym gościem hotelu 
Dumont, a ona towarzyszyła mu w określonej roli, a nie dla przyjemności. Odetchnęła 
głęboko. Niestety, zimny prysznic był w tych okolicznościach absolutnie wykluczony. 
Wzięła kieliszki i podeszła do stołu. Miała nadzieję, Ŝe resztki silnej woli i odrobina 
rozsądku nie pozwolą jej rzucić się w ramiona męŜczyźnie, którego prawie wcale nie 
znała. Poza tym, nie była nawet pewna, czy go lubi. Wyjęła butelkę z kubełka, otarła 
ś

ciereczką i podała Charliemu.

- To męska robota. Korkociąg jest w koszyku.
- A więc to korkociąg. Właśnie zastanawiałem się, do czego słuŜy ten dziwny 
przedmiot - powiedział z uśmiechem męŜczyzna, biorąc z jej rąk butelkę.
- Jesteśmy wdzięczni, Ŝe zgodził się pan napisać scenariusz do naszego weekendu z 
zagadką. Tylko dlatego udało się nam zainteresować naszą akcją tak powaŜny 
dziennik jak „Contemporary Canada" - odezwała się Brigitte. Z trudem 
powstrzymywała się, by nie wyrwać mu z rąk korkociągu i pokazać, jak naleŜy się 
nim posługiwać.
- Cieszę się, Ŝe "Fantasy Fuzz" moŜe się wreszcie na coś przydać - odparł Charlie. W 
końcu udało mu się uporać z korkociągiem. Kto wymyślił to urządzenie?! Sięgnął po 
butelkę.
- Ta reporterka, która będzie dziś na kolacji, to moja przyjaciółka.
Brigitte zafascynowanym wzrokiem przyglądała się, jak duŜe, silne dłonie męŜczyzny 
zręcznie wkręcają korkociąg w szyjkę butelki. Korek wyskoczył z cichym 
plaśnięciem. Brigitte i Charlie wymienili rozbawione spojrzenia.

background image

- No proszę! I komu potrzebny szampan? - Brigitte roześmiała się.
- Z pewnością nie nam - zgodził się z nią Charlie, ale rozlewając wino do kieliszków 
Ŝ

ałował, Ŝe nie jest to jednak musujący trunek i Ŝe kieliszki to nie eleganckie lampki 

do szampana, a on nie ma na sobie smokingu. Przede wszystkim zaś było mu przykro, 
Ŝ

e Brigitte jest tu z nim jedynie dlatego, Ŝe C.H.Battle jest honorowym gościem, a ona 

córką właściciela hotelu.
- Za powodzenie naszego weekendu z zagadką. - Brigitte wzniosła toast, unosząc 
kieliszek do góry.
- Za powodzenie - mruknął Charlie.
Toast! No jasne! Tak jak naleŜy. Wytwornie. Na miejscu. Ciekawe, czy Brigitte 
Dumont kiedykolwiek w swoim Ŝyciu wypiła choć lampkę wina bez wznoszenia 
toastów. Uniósł kieliszek i umoczył usta. Wino miało przyjemny, lekko cierpki smak, 
naprzeciw niego zaś siedziała piękna kobieta. Powinniśmy wznieść toast za nas 
samych i za miłość, która nas za chwilę połączy, pomyślał, uśmiechając się gorzko. 
Ciekawe, jak smakowałyby jej usta?
- Czy ma pan juŜ jakiś pomysł na ten scenariusz? Ostatnia rzecz, o której mógłby 
teraz pomyśleć.
- Tylko dotyczący morderstwa - odparł niechętnie. - Z całą resztą wolałem poczekać, 
aŜ poznam wszystkich Dumontów.
- Rachel Wilkes zrobi dla nas ciało. Lalki to jej hobby.
- Lalki?
- Tak. Z gałganów, naturalnej wielkości, oczywiście. Potrzebuje tylko paru 
wskazówek.
- Wskazówek?
Brigitte uśmiechnęła się znacząco.
- No, na przykład, czy pańska ofiara ma być męŜczyzną czy kobietą. Tak się składa, 
Ŝ

e są pewne róŜnice.

- CzyŜby?
- A co, nie zauwaŜył pan? MęŜczyźni są na ogół wyŜsi od kobiet - stwierdziła Brigitte 
oschle.
- Proszę więc powiedzieć jej, Ŝe lalka ma być dosyć wysoka.
Fuzz nigdy nie zajmował się morderstwami, których ofiarami byłyby kobiety. Woli je 
całe i Ŝywe.
- O tak - mruknęła Brigitte.
- Proszę?
- Nie takiego. Pański detektyw szczególnie lubi takie, które, jak to się mówi, mają 
czym oddychać.
Charlie popatrzył na nią zaskoczony.
- CzyŜbym miał do czynienia z wojującą feministką?
- Po prostu nie lubię, kiedy ktoś przedstawia kobiety jako głupawe, naiwne 
stworzenia, cukiereczki!
- Doprawdy? - MęŜczyzna roześmiał się.
Brigitte gniewnie zacisnęła usta. Uśmiech na twarzy Charliego pogłębił się.
- Rozchmurz się, Cukiereczku. Ja tylko Ŝartowałem.
- Proszę mnie tak nie nazywać.
- To tylko mała rozgrzewka przed naszym weekendem z zagadką. Zagra pani rolę 
Cukiereczka.
Brigitte popatrzyła na niego zaskoczona.
- Ja?
- To chyba oczywiste. Siostrzenice pani są jeszcze za małe, a pozostałe kobiety z 
rodziny Dumontów to męŜatki. Zostaje wiec tylko pani, mój słodziutki Cukiereczku.

background image

- Prosiłam, Ŝeby nie zwracał się pan do mnie w ten sposób - zaprotestowała Brigitte. - 
I wcale nie jestem pewna, czy nadaję się do tej roli.
- Jasne, Ŝe się pani nadaje. A poza tym nie jest chyba tak trudno zagrać, jak to pani 
określiła, głupawe, naiwne stworzenie.
- No... nie wiem, czy mam... odpowiednie warunki. MęŜczyzna obrzucił uwaŜnym 
spojrzeniem zgrabną,
kobiecą postać.
- Jak najbardziej. Nawet ma pani... czym oddychać.
- Coś takiego! - obruszyła się Brigitte. - Wypraszam sobie!
Przerwało jej natarczywe buczenie, wydobywające się z leŜącej na stoliku torebki. 
Charlie odwrócił się zaciekawiony.
- CzyŜby chowała tam pani jakiegoś pozaziemskiego stwora?
- To mój beeper - wyjaśniła Brigitte, sięgając po torebkę. - Przepraszam, ale muszę 
zadzwonić do recepcji.
Wykręciła zero i przedstawiła się. Przez dłuŜszą chwilę słuchała uwaŜnie. Z jej twarzy
Charlie odgadł, Ŝe wiadomość nie naleŜała do przyjemnych. Brigitte podziękowała 
rozmówcy i odłoŜyła słuchawkę.
- Niestety, obowiązki wzywają - powiedziała i poŜegnała się.
Punktualnie o szóstej Charlie zastukał do prywatnego apartamentu Marguerite i Jean-
Pierra Dumontów. Drzwi otworzył mu Stephen Dumont, który uprzejmie zaprosił 
Charliego do środka.
Najpierw przedstawiono go Donnie Prescott, reporterce z „Contemporary Canada" i 
przyjaciółce Brigitte, później zaś po kolei wszystkim członkom rodziny Dumontów. 
Patriarcha rodu, Jean-Pierre, siedział na szerokim, krytym skórą fotelu. Obok 
przycupnęła na kanapie zaskakująco młoda i piękna Marguerite Dumont w 
towarzystwie swojej
starszej córki, Claire i zięcia, Claude'a. Brigitte i jej dwie siostrzenice, Jennifer i 
Nicole, siedziały na przyniesionych z jadalni drewnianych krzesłach.
- No i, oczywiście, moja Ŝona, Janet - zakończył prezentację Stephen, uśmiechając 
siędo sympatycznej, młodej kobiety w zaawansowanej ciąŜy.
Charlie przysiadł na brzeŜku fotela. Ucichły rozmowy. Zebrani w pokoju ludzie 
patrzyli na niego wyczekująco. No tak, był przecieŜ sławnym człowiekiem, twórcą 
popularnego komiksu. Czuł się coraz bardziej nieswojo.
- Czy ma pan juŜ jakiś pomysł? - Starsza siostra Brigitte, Claire była pierwszą, która 
przerwała krępującą ciszę.
- Jesteśmy ciekawi, jakie role przeznaczył pan dla nas
- przyłączyła się jej szwagierka, Janet Dumont.
- Mam kilka pomysłów, ale to dopiero wersja próbna
- zastrzegł się Charlie.
Donna aŜ wychyliła się do przodu.
- Czy mogłabym wspomnieć o tym w moim artykule?
Brigitte odnotowała z niezadowoleniem, Ŝe zainteresowanie przyjaciółki nie jest 
czysto zawodowe, choć C.H.Battle zdawał się niczego nie dostrzegać.
- Chcę zagrać Cukiereczka - oznajmiła nagle Nicole i przybrała kuszącą pozę, 
spoglądając na męŜczyznę spod na wpół opuszczonych powiek.
Brigitte przyjrzała się jej uwaŜnie i stwierdziła, Ŝe biust jej starszej siostrzenicy jest 
dziś wyjątkowo sterczący. Pewnie znowu wypchała sobie staniczek, pomyślała z 
rozbawieniem.
Brigitte nie była jedyną osobą, która dostrzegła te zmiany. Ojciec Nicole, Claude, 
zmarszczył brwi i popatrzył na Ŝonę.
- Twoja córka za duŜo czasu spędza przed telewizorem

background image

- rzucił gniewnie.
- Jesteś za młoda, Ŝeby zagrać Cukiereczka - poinformowała siostrę Jennifer.
- Wcale nie! - upierała się Nicole. - Prawda, panie Bat-tle?
- No cóŜ... - zaplątał się Charlie.
Brigitte zrobiło się go Ŝal. Postanowiła mu pomóc.
- Przykro mi, Nicole - zwróciła się do siostrzenicy. - Ta rola została juŜ obsadzona.
Nicole westchnęła Ŝałośnie.
- Wiedziałam. Tobie zawsze trafiają się najlepsze kąski.
- Dosyć tego, Nicole! - zdenerwowała się jej matka. Nicole zacisnęła usta.
- Mam dla ciebie równie ciekawą rolę - pocieszył ją Charlie. - Zagrasz bardzo 
waŜnego świadka.
- Świadka? - Dziewczynka rozchmurzyła się momentalnie.
- Zobaczysz, a raczej odkryjesz coś, co stanowić będzie klucz do całej zagadki.
- Czy ja teŜ mogę być tym... no, świadkiem? - włączyła się Jennifer.
Charlie skinął głową.
- Ty i twoja siostra będziecie świadkami pewnego istotnego dla sprawy zdarzenia.
- Ale... - zaczęła Nicole, po czym umilkła skarcona groźnym wzrokiem Claire.
Policzki Jennifer pokraśniały z zadowolenia.
- Świadkiem! Będę świadkiem! - Ucieszyła się. - Czy mogę juŜ teraz? - Popatrzyła 
pytająco na matkę.
Claire przytaknęła. Jennifer odwróciła się do Charliego.
- Zbierałyśmy gazety z całego tygodnia. Czy mogłybyśmy dostać pański autograf?
- Jasne, nie ma sprawy - zgodził się Charlie. Jennifer zeskoczyła z krzesła i ruszyła do 
drzwi. Kiedy
mijała fotel Charliego, męŜczyzna szepnął jej coś na ucho. Jennifer potakująco 
kiwnęła głową i z tajemniczą miną opuściła pokój.
Brigitte nie mogła oprzeć się wraŜeniu, Ŝe na pozór gburowaty i zgryźliwy C.H.Battle 
potrafi być naprawdę czarujący.
- Myślę, Ŝe i dla pani mam rolę - poinformował Janet.
- A co z ofiarą? - zainteresowała się Donna.
- Musi to być ktoś znienawidzony przez wszystkich Dumontów - wyjaśnił Charlie. - 
Tak, aby kaŜdy miał jakiś motyw, by się go pozbyć. Ofiarą będzie narzeczony naszego 
Cukiereczka - popatrzył znacząco na Brigitte.
- Który, rzecz jasna, nie będzie mi wierny - dokończyła Brigitte, uśmiechając się 
krzywo.
- Co uczyni cię główną podejrzaną - zauwaŜyła Donna.
- I będziesz musiała uwieść Fuzza - wtrąciła Nicole. Jej rodzice wymienili 
zaniepokojone spojrzenia.
- Stanowczo za duŜo telewizji - mruknął Claude.
- Nie sądzę, aby było to konieczne - zaprotestowała Brigitte, ale nikt nie zwrócił na 
nią uwagi, bo oto do pokoju wróciła Jennifer. Podeszła do Charliego i wręczyła mu 
gazety, duŜą ksiąŜkę w twardej okładce oraz plik czystych kartek z nadrukiem hotelu.
- Czy to wystarczy? - spytała cicho.
- W porządku. - Charlie wyjął z kieszeni marynarki czarny flamaster. UłoŜył na 
kolanach ksiąŜkę, na niej luźne czyste kartki i kilkoma ruchami flamastra nakreślił na 
jednej podobiznę Jennifer. Dziewczynka aŜ pisnęła z radości, kiedy Charlie umieścił 
pod rysunkiem swój autograf i wręczył go jej.
- Teraz mnie, dobrze? - zawołała Nicole, przybierając uwodzicielską pozę.
Charlie rysował z zaskakującą łatwością. W efekcie na obrazku pojawiła się nieco 
starsza i bardzo atrakcyjna Nicole. Pod rysunkiem umieścił napis: Cukiereczek 2010. 
Nicole aŜ pokraśniała z zadowolenia.

background image

- Kto następny?
Donna odchrząknęła znacząco.
- Jeśli byłby pan tak uprzejmy... Obiecuję, Ŝe kaŜę szkic oprawić i powieszę w moim 
biurze.
- Kobieta reporter. - Charlie pochylił się nad kolejną kartką papieru. Wkrótce pojawiła 
się na niej Donna w długim męskim płaszczu, z zawieszonym na szyi aparatem 
fotograficznym.
- Niech pan narysuje dziadka i babcię - poprosiła Jennifer.
Charlie sięgnął po kolejną kartkę, by uwiecznić radość Ŝycia emanującą z oblicza 
patriarchy rodu Dumontów i pełen czułości uśmiech jego pięknej Ŝony. Następnie 
przyszła kolej na tryskającego energią Stephena, uśmiechniętą Janet w powaŜnym 
stanie oraz Claire i Claude'a.
- A teraz cioteczkę Brigitte - nalegała Jennifer. Charlie obrzucił Brigitte rozbawionym 
spojrzeniem.
- Atak. Byłbym zapomniał. Nasz Cukiereczek. Gniewnie zaciśnięte usta i 
zmarszczone brwi nie umknęły
jego uwagi. Jakby na przekór namalował ją dokładnie tak, jakby rzeczywiście była 
postacią z jego słynnego komiksu, celowo dorysowując szeroki uśmiech i głęboki 
dekolt
- Prawdziwa seksbomba! - wykrzyknęła Nicole, obrzucając gościa pełnym podziwu 
spojrzeniem.
Charlie obojętnie wzruszył ramionami.
- No cóŜ, artysta przedstawia prawdę.
- A karykaturzysta rysuje karykatury - mruknęła pod nosem Brigitte.
- Niektórzy ludzie uwaŜają, Ŝe to właśnie w karykaturze najlepiej odbija się 
otaczająca nas rzeczywistość -wtrąciła Donna, sięgając po podobiznę Brigitte. - 
Chciałabym umieścić któryś z pańskich rysunków obok mojego artykułu. MoŜe ten?
- Ale... - zaprotestowała Brigitte.
- Prawdziwy C.H.Battle - zachwycała się Donna. - Z autografem, dobrze? Myślę, Ŝe 
udałoby mi się przekonać wydawcę, by wypłacił panu honorarium. Oczywiście, nie 
będzie to duŜa suma.
- Nie ma problemu - oznajmił Charlie, patrząc na najwyraźniej zirytowaną Brigitte. - 
A honorarium proszę przekazać na konto BARF-u.
No tak! - rozzłościła się Brigitte. Tu ją miał. Teraz nie mogła juŜ odmówić. Jak by to 
wyglądało.
- Brigitte mówiła, Ŝe dziś wieczór wystąpi pan w swojej słynnej skórzanej kurtce - 
ciągnęła Donna.
Charlie potakująco kiwnął głową.
- Chciałabym sfotografować pana właśnie w tym stroju. MoŜe zrobilibyśmy to juŜ 
teraz, zanim zaczną się schodzić goście?
- Jak pani sobie Ŝyczy.
- Wspaniale! - ucieszyła się Donna. - A ty, Cukiereczku? - popatrzyła na przyjaciółkę.
- Och, nie - zaprotestowała Brigitte. - Nie jestem... nie jestem odpowiednio ubrana.
- SkądŜe znowu! Wyglądasz świetnie - nalegała Donna. - MoŜe tylko rozepniesz ten 
guziczek pod szyją. Fantasy Fuzz i jego Cukiereczek. To będzie prawdziwa bomba.
- Rozpiąć guziczek? - powtórzyła wolno Brigitte.
- To dla BARF-u - zapewnił Charlie.
- Tak, Brigitte - poparł go Stephen. - Wszystko dla BARF-u. Trudno o bardziej 
chwalebny cel.
- Dumontowie zawsze dawali z siebie wszystko, kiedy chodziło o słuszną sprawę - 
wtrącił Jean-Pierre.

background image

Brigitte z niedowierzaniem pokręciła głową.
- Mój własny ojciec!
- AleŜ, skarbie! Mówimy o jednym guziczku. Nikt nie kaŜe ci się rozbierać.
- Jean-Pierre! - obruszyła się jego Ŝona. Donna uniosła aparat.
- Gotowi?
Brigitte obojętnie wzruszyła ramionami.
- Wobec tego spotkamy się w jadalni - poŜegnała rodzinę. - Ruszam, by ratować 
honor Dumontów. CóŜ znaczy jeden mały guziczek wobec tak waŜnej sprawy.
W apartamencie Charliego Donna kazała im ustawić się pod oknem.
- Świetnie! - zawołała, spoglądając przez obiektyw. - Wspaniały widok i doskonałe 
tło. A przy okazji, reklama dla hotelu. - Mrugnęła porozumiewawczo do przyjaciółki.
Ale Brigitte nie podzielała tego entuzjazmu. Choć nigdy nie odczuwała tremy 
występując przed publicznością, wcale nie była zachwycona perspektywą pozowania 
do wspólnego zdjęcia z przystojnym autorem popularnego komiksu.
Charlie, ubrany w słynną skórzaną kurtkę Fantasy Fuz-za, wydawał się jeszcze 
bardziej speszony. Donna poprawiła kołnierz kurtki, pozostawiając dłoń na ramieniu 
męŜczyzny o ułamek sekundy dłuŜej, niŜ było to konieczne. Brigitte bacznym 
spojrzeniem obrzuciła przystojną twarz Charliego. Donna nie była trzynastoletnią 
dziewczynką, która za duŜo czasu poświęca telewizji. Była dorosłą kobietą świadomą 
swych wdzięków. Brigitte z satysfakcją odnotowała, Ŝe na Charliem nie zrobiły one 
Ŝ

adnego wraŜenia.

Donna uniosła aparat.
- Spokojnie. To tylko aparat, a nie pistolet maszynowy. Świetnie! Wspaniale! - 
Błysnął flesz. - A teraz ty, Brigitte.
Podejdź do niego. Dobrze. Fantasy, niech pan na nią popatrzy tak jak na tych 
rysunkach.
Charliemu niepotrzebne były Ŝadne wskazówki. Kiedy zobaczył, jak Brigitte wolno 
rozpina bluzkę, po plecach przebiegł mu przyjemny dreszczyk.
Pod namiętnym spojrzeniem ciemnych oczu męŜczyzny na policzki Brigitte wystąpił 
rumieniec. Nie dość, Ŝe wprost poŜerał ją wzrokiem, to jeszcze działo się to w obe-
cności Donny. Tej samej Donny, która przed chwilą robiła do niego słodkie oczy.
Błysnął flesz.
- Potrzeba nam trochę akcji - stwierdziła reporterka.
- Akcji? - wykrztusiła Brigitte.
- Fantasy, jest pan pisarzem, jak zachowałby się w takiej sytuacji pański Cukiereczek?
- Hm - odchrząknął Charlie. - Jako główna podejrzana, próbowałaby z pewnością 
zjednać sobie detektywa.
- Słyszałaś, Brigitte? Masz go sobie zjednać. Brigitte zacisnęła usta i zmarszczyła 
gniewnie brwi. Dobrze. Sami tego chcieli. JuŜ ona im pokaŜe.
- Czy to ma być coś w tym stylu? - spytała miękko, przysuwając się do męŜczyzny i 
patrząc mu zalotnie w oczy.
No, na co czekasz? Pocałuj mnie! - kusiły błękitne oczy.
- Świetnie, Brigitte! - pochwaliła przyjaciółkę Donna. - Byłaś naprawdę wspaniała. 
Twój ruch, Fantasy.
Charlie zesztywniał. Doskonale zdawał sobie sprawę, Ŝe Brigitte udawała. Grała rolę, 
którą on sam jej wyznaczył. Dlaczego więc tak mocno biło mu serce? Dlaczego 
brakło mu tchu? Czy Fantasy czułby to samo?
No właśnie, Fantasy! Co zrobiłby detektyw? Jak zachowałby się w takiej sytuacji jego 
słynny bohater?
Pocałuj ją! Pocałuj ją, ty głupcze! Na co czekasz?

background image

ROZDZIAŁ

3

Fantasy otoczył ramionami szczupłą kibić Cukiereczka i przytulił ją do szerokiej, 
muskularnej piersi. To właśnie on, a nie Charlie Battle chciwie wpił się w jej kuszące 
wargi, ale nikt inny, tylko sam Charlie poczuł ich słodycz. Nawet w najśmielszych 
marzeniach nie przypuszczał, Ŝe moŜe być tak wspaniale. Wypełniała go radość. Tulił 
delikatne, kobiece ciało. Chciał, by ta chwila trwała wiecznie.
Brigitte była początkowo zdezorientowana, ale juŜ po chwili uległa, poddając się 
męŜczyźnie.
- Brawo, Brigitte! Świetnie, detektywie Fantasy! - pochwaliła rozbawiona Donna.
W jednej chwili Brigitte otrzeźwiała. Gwałtownie odsunęła się od Charliego. Stała o 
kilka kroków od niego, oddychając cięŜko jak po długim, męczącym biegu. 
Nieprzytomnym spojrzeniem obrzuciła twarz przyjaciółki.
Charliego zaskoczyło zachowanie Brigitte. Poczuł się nim nawet uraŜony. Dlaczego 
odskoczyła od niego tak nagle? PrzecieŜ sama tego chciała. Kusiła, uwodziła, flirto-
wała z nim przez całe popołudnie. On jedynie odpowiedział na jej zaproszenie.
Fantasy Fuzz dał się złapać we własne sidła. Tylko Ŝe słynny detektyw wcale nie 
byłby zaŜenowany. Tak, Fuzz z pewnością potrafiłby wybrnąć z tej niezręcznej 
sytuacji.
Charlie gorączkowo szukał w myślach odpowiednich słów, właściwych gestów. 
Oczyma wyobraźni ujrzał swego detektywa w towarzystwie Cukiereczka, 
przyłapanych przez wścibską reporterkę w niedwuznacznej sytuacji i nagle wszystko 
stało się jasne. JuŜ wiedział.
- O to chodziło, Cukiereczku? Zadowolona? - zwrócił się do Donny.
Brigitte poczuła, jak policzki oblewa jej ciemny rumieniec. Jak on śmie! Jeszcze 
przed chwilą rzucił się na nią niczym wygłodniały marynarz, który od miesięcy nie 
widział kobiety, a teraz otwarcie flirtuje z jej przyjaciółką! A to dopiero bezczelność!
- Czy jestem zadowolona? - Donna z ukontentowaniem potrząsnęła głową. - 
Wypstrykałam chyba cały film.
- To dobrze - mruknął Charlie. Chciał spojrzeć na Brigitte, lecz zabrakło mu odwagi. 
Nie był pewien, co wyczyta z jej twarzy. Był ciekaw, czy ten pocałunek zrobił na niej 
równie silne wraŜenie jak na nim. A jeśli tylko udawała? Wtedy wyszedłby na 
kompletnego idiotę, a tego nie mógłby znieść.
- Do licha! - zniecierpliwiła się Donna, siłując się z korbką statywu. - Ta wstrętna 
ś

ruba znowu się zacięła. Czy mógłby pan mi pomóc?

Charlie skwapliwie skorzystał z pretekstu, by znaleźć się jak najdalej od Brigitte. Jej 
bliskość onieśmielała go. Chwycił korbkę, pociągnął mocno i statyw z głuchym ło-
skotem runął na podłogę. Charlie i Donna pochylili się, by pozbierać rozsypane 
części, a Brigitte postanowiła wykorzystać ten moment.
- Mam jeszcze parę spraw do załatwienia, zanim zacznie się wieczór rodzinny - 
powiedziała szybko. - Zobaczymy się przy kolacji.
Nim ktokolwiek zdołał zaprotestować, juŜ jej nie było. Winda przyjechała prawie 
natychmiast i na szczęście okazała się zupełnie pusta. Brigitte weszła do kabiny i ode-
tchnęła z ulgą. Z przyzwyczajenia zerknęła na swoje odbicie w wyłoŜonej lustrami 
ś

cianie i zamarła. Policzki jej płonęły, oczy błyszczały nienaturalnie. Wstyd czy moŜe 

gniew? Westchnęła. Pewnie jedno i drugie. Nie była juŜ młodziutką, naiwną 
dziewczyną. Przekonała się, Ŝe zdolności malarskie nie były jedynym talentem, jakim 
matka natura obdarzyła C.H.Battle'a. Dlaczego jednak męŜczyzna, który tak 
wspaniale całował, musiał okazać się takim głupcem?! Nazwał ją Cukiereczkiem, a 

background image

potem potraktował jak jedną z tych postaci z komiksu. Brigitte gniewnie zmarszczyła 
brwi. Jak mógł całować ją tak namiętnie, a zaraz potem flirtować z jej przyjaciółką!
Jean-Pierre Dumont zerknął na zegarek, nie kryjąc zniecierpliwienia.
- Nasz honorowy gość spóźnia się, Brigitte. Czy aby na pewno przypomniałaś mu, Ŝe 
kolacja zaczyna się o siódmej?
- Przypomniałam, przypomniałam. Pewnie Donna nie skończyła jeszcze wywiadu. 
OdgraŜała się, Ŝe chce wyciągnąć z niego jak najwięcej informacji.
Brigitte rozejrzała się po sali. Ani śladu Charliego. Ona równieŜ miała swoje powody, 
by się o niego niepokoić. Nie powinien mieć trudności ze znalezieniem właściwego 
stołu. Podczas wieczorów rodzinnych Dumontowie zajmowali honorowe miejsce 
pośrodku jadalni. Tego wieczoru Bri-gitte kazała przygotować jedenaście nakryć. 
Rodzina Du-montów i dwoje gości, C.H.Battle i Donna Prescott.
- Odniosłem wraŜenie, Ŝe Donna miałaby ochotę wyciągnąć z Charliego duŜo więcej 
niŜ kilka informacji -mruknął siedzący obok niej Stephen.
- To do niej podobne. - Brigitte uśmiechnęła się kwaśno. - Donna zawsze miała 
słabość do sławnych ludzi.
- Tylko Ŝe tym razem trafiła kulą w płot - zauwaŜyła Janet. - Battle wcale nie 
wyglądał na zainteresowanego.
- Był zbyt zajęty naszym słodkim Cukiereczkiem. - Stephen roześmiał się.
Brigitte westchnęła.
- Proszę, nie nazywaj mnie tak.
- Czy moŜesz powiedzieć mi, o co w tym wszystkim chodzi?
Brigitte zarumieniła się. CzyŜby Stephen coś podejrzewał? Jak to moŜliwe? Skąd 
mógłby wiedzieć, co zaszło na górze?
- Nie rozumiem twojego pytania - odpowiedziała, nie patrząc na brata.
- Hm, zazwyczaj nie obraŜasz naszych gości.
- ObraŜam?
Stephen odwrócił się do Ŝony.
- Moja siostrzyczka udaje niewiniątko. Popatrz, jak znakomicie jej to wychodzi. 
Zawsze tak postępowała w dzieciństwie, gdy spsociła.
- I zawsze się udawało! - Brigitte roześmiała się.
- Nie zmieniaj tematu. Battle przedstawił się jako artysta, a ty nazwałaś go 
karykaturzystą.
Brigitte zmarszczyła brwi.
- A widziałeś, jak mnie narysował?
- Nie pojmuję, co ci się w tym szkicu nie podoba. Mysiałem, Ŝe zawsze chciałaś 
mieć... no wiesz. - Stephen wykonał zamaszysty gest rękami gdzieś w okolicy klatki 
piersiowej. - Kiedy byłaś młodsza, ciągle narzekałaś, Ŝe jesteś płaska jak deska i 
wyglądasz jak chłopak.
- To było dawno i nieprawda - zaperzyła się Brigitte. - Zresztą, wcale nie jestem taka 
płaska. A poza tym duŜy biust staje się z wiekiem nieapetyczny.
- Przynajmniej nie grozi ci, Ŝe będziesz miała na starość obwisły biust - draŜnił się z 
siostrą Stephen.
- A propos biustu - wtrąciła Janet, pochylając się do ucha szwagierki. - Czy nie 
odniosłaś wraŜenia, Ŝe Nicole poprawia naturę?
Brigitte spojrzała przez stół na siostrzenice. Jennifer z oŜywieniem dyskutowała na 
jakiś temat z dziadkiem, Nicole zaś z naburmuszoną miną niemrawo grzebała widel-
cem w talerzu. Claire z niepokojem zerkała na starszą córkę.
- Wygląda na to, Ŝe Claire teŜ to zauwaŜyła - szepnęła bratowej do ucha.
- Biedna Nicole! - westchnęła Janet.
- Biedna Claire! - Stephen delikatnie poklepał Ŝonę po zaokrąglonym brzuchu. - Jesteś 

background image

pewna, Ŝe naprawdę tego chcesz?
- Nie całkiem - odparła Janet - ale jest juŜ trochę za późno, by zmienić zdanie. Jakoś 
będziemy musieli sobie z tym radzić.
Brigitte z zaŜenowaniem odwróciła głowę. Gdzieś na dnie serca poczuła lekkie 
ukłucie zazdrości. Choć bardzo lubiła szwagierkę, czasem była zazdrosna o starszego 
brata.
Claire wyszła za mąŜ, gdy Brigitte była dzieckiem, toteŜ wydawało jej się całkiem 
naturalne, Ŝe uwagę starszej siostry zaprzątały jej własne dzieci i mąŜ. Ale Stephen? 
O, to juŜ całkiem inna historia. Brigitte poczuła się nagle bardzo samotna. KaŜdy z 
Dumontów miał Ŝyciowego partnera. Mama Jean-Pierra, Claire Claude'a, Stephen 
Janet, tylko ona ciągle była sama.
Ponure rozmyślania Brigitte przerwało pojawienie się Charliego i Donny. Jean-Pierre 
podniósł się, by powitać gości. Uprzejmym gestem wskazał reporterce miejsce obok 
siebie, a Charliemu wolne krzesło obok młodszej córki. Charlie obrzucił Brigitte 
uwaŜnym spojrzeniem. Ta chłodno skinęła głową, po czym odwróciła wzrok. Nie 
miała mu nic do powiedzenia. Odetchnęła z ulgą, kiedy usłyszała, Ŝe Stephen przejął 
na siebie obowiązek zabawiania gościa. Z drugiej strony stołu Claire ruchem głowy 
dała znak, Ŝe czas zaczynać część artystyczną.
Wieczory rodzinne u Dumontów obrosły juŜ tradycją. Wkrótce po ślubie Marguerite 
Dumont wpadła na pomysł uatrakcyjnienia zebrań towarzyskich. Początkowo sama 
grała na fortepianie znane i lubiane przeboje. Wkrótce przyłączyły się do niej córki, 
opowiadając dowcipy i zabawne historyjki z Ŝycia Bow Valley. Z czasem poniedział-
kowe spotkania przyciągały coraz więcej gości.
Niewielka scena zajmowała przeciwległy koniec sali. Senior rodu, Jean-Pierre 
Dumont, w towarzystwie swych obu córek, Brigitte i Claire, powitał zebranych, 
przedstawiając kolejno członków rodziny Dumont, po czym opuścił podium. Brigitte i 
Claire, utartym zwyczajem, zaczęły wieczór od krótkiej pogawędki.
- A więc, Brigitte - zwróciła się do siostry Claire -o czym opowiemy dziś naszym 
gościom? Czy wydarzyło się moŜe ostatnio coś niezwykłego?
- Oczywiście. W hotelu Dumont zawsze coś się dzieje. Opowiem wam o Mortie'em i 
Bernie'em.
- Chodzi ci o Moritza i Berna, nasze psy? - zdziwiła się Claire.
- Właśnie.
- Wszyscy znają Moritza i Berna, prawda? - zaczęła Claire, ale przerwały jej gromkie 
brawa. Dwa sympatyczne bernardyny naleŜały do ulubieńców zarówno hotelowych 
gości, jak i mieszkańców całej Bow Valley. - Ale dlaczego właśnie o nich chcesz dziś 
rozmawiać? - zwróciła się do siostry.
- Hm, zawsze uwaŜałam, Ŝe to ładne pieski. Claire potakująco kiwnęła głową.
- I bardzo przyjacielskie.
- O tak! - zgodziła się Claire.
- Ale dopiero wczoraj odkryłam, jakie są mądre. Claire popatrzyła na siostrę 
zaskoczona.
- Mądre? No, nie wiem...
- Przyglądałam się im, kiedy bawiły się wczoraj po południu na podwórzu i 
usłyszałam jak Mortie powiedział do Bernie'ego...
- Chwileczkę, Brigitte - przerwała jej siostra. - PrzecieŜ psy nie potrafią mówić.
- MoŜe inne nie, ale Bernie i Mortie naleŜą do wyjątków. Dlatego właśnie uwaŜam, Ŝe 
są takie mądre - upierała się Brigitte. - Czy wiesz, co Mortie powiedział Bemie'emu?
Claire z niedowierzaniem pokręciła głową.
- AŜ boję się pomyśleć.
- Powiedział: BARF!

background image

- AleŜ, Brigitte! Wszystkie psy robią: barf, barf. Ludzie nazywają to szczekaniem.
- Nie. - Brigitte przecząco pokręciła głową. - On nie powiedział: barf, tylko BARF. 
DuŜymi literami.
- O! - zdziwiła się Claire. - Chodzi ci o Towarzystwo Ochrony Środowiska?
- No, nareszcie!
Claire ze zrozumieniem pokiwała głową.
- Bardzo sprytne, siostrzyczko.
Ze swego miejsca przy stole Charlie z podziwem patrzył na śliczną twarzyczkę 
Brigitte. Za jeden taki uśmiech kaŜdy męŜczyzna byłby gotów skoczyć w ogień. 
Kobieta, która potrafi tak się uśmiechać, z pewnością wyszłaby cało z największych 
tarapatów. Wyobraził ją sobie jako bohaterkę jednego ze swoich komiksów. Stoi 
przed policyjnym detektywem i, uśmiechając się niewinnie, zapewnia: „Słowo 
honoru, panie oficerze, nie miałam pojęcia, Ŝe arszenik rozpuszczony w kawie moŜe 
być trujący. Chciałam jedynie usunąć ten osad z dzbanka".
Ciemne włosy kobiety połyskiwały w świetle reflektorów, gdy swobodnie, z 
uśmiechem opowiadała o działalności BARF-u. Brigitte była nieodrodną córą swego 
sławnego ojca. Charlie był prawie pewien, Ŝe publiczne występy sprawiały jej 
przyjemność. Zupełnie odwrotnie niŜ jemu. Ilekroć miał pojawić się przed większą 
widownią, nogi odmawiały mu posłuszeństwa. Chyba juŜ nigdy nie zdoła się do tego 
przyzwyczaić. To niepojęte, jak męcząca okazała się sława i popularność!
Większość Ŝycia Charlie spędził w otoczeniu stworzonego przez siebie komiksowego 
ś

wiata. Przez całe lata pochylony nad szkicownikiem kreślił sylwetki bohaterów 

zabawnych opowieści w nadziei, Ŝe wreszcie kiedyś uda mu się zainteresować nimi 
wydawców i czytelników. W końcu pewnego dnia wszędobylski detektyw o dźwięcz-
nym imieniu Fantasy zwrócił uwagę jednego z redaktorów popularnej gazety. W 
zaskakująco krótkim czasie Fantasy stał się ulubieńcem całej Ameryki, a jego twórca 
bogatym i sławnym człowiekiem.
- Wszyscy zdajemy sobie sprawę z konieczności wy
korzystania tak zwanych surowców wtórnych - kontynuowała Brigitte.
- My sami, na przykład, często odświeŜamy stare dowcipy - wtrąciła Claire, ku 
uciesze obecnych na sali.
Brigitte zgromiła siostrę wzrokiem.
- Hm, no cóŜ... obawiam się, Ŝe niewielki z tego poŜytek dla środowiska, ale bądźmy 
teraz przez chwilę powaŜni. 0 ile mi wiadomo, większość mieszkańców naszej doliny 
zdaje sobie sprawę, jak waŜne jest zagospodarowanie odpadków. Niestety, ciągle 
jeszcze w naszym okręgu nie ma chętnych do zajęcia się tymi wszystkimi starymi 
gazetami, butelkami i puszkami, które codziennie wyrzucamy na śmietnik.
- I właśnie dlatego powstał BARF.
- Racja. BARF chce uczynić nasze Ŝycie łatwiejszym, a naszą dolinę czystszą i 
ładniejszą.
- Świetny pomysł - pochwaliła Claire. - A

 

propos pomysłów, obiło mi się o uszy, Ŝe 

BARF coś planuje...
- Knuje.
- Co, proszę?
- Knuje. Knuje zbrodnię.
- Zbrodnię?
- CzyŜbyś nie umyła dzisiaj uszu?
- Chyba zapomniałam. Czy ktoś tu wspominał o zbrodni?
- Owszem - uśmiechnęła się Brigitte. - Morderstwo. Właśnie tu, w hotelu Dumont...
- A więc o to chodzi - domyśliła się Claire. - Mówisz o naszym weekendzie z 
zagadką, kiedy to hotelowi goście będą mogli zabawić się w detektywów.

background image

- Właśnie! Choć to wcale nie takie łatwe, jak się niektórym wydaje. Na szczęście, nasi 
detektywi amatorzy będą mogli liczyć na profesjonalną pomoc.
- Profesjonalną pomoc?
- Właśnie. Spróbuj zgadnąć. Pomogę ci. Z czym ci się kojarzy słowo cukiereczek?
Przez widownię przeleciał szmer podnieconych szeptów.
- Chyba nie chodzi ci o...? - Claire z niedowierzaniem popatrzyła na siostrę.
- A i owszem! - Brigitte uśmiechnęła się triumfalnie. - Panie i panowie, detektyw 
Fantasy Fuzz przybywa na ratunek!
- Ale przecieŜ Fuzz to tylko postać z komiksu - zdziwiła się Claire.
- Racja. Ale tak się szczęśliwie składa, Ŝe jest dziś wśród nas jego twórca. Panie i 
panowie, oto C.H.Battle, autor waszego ulubionego komiksu. - Brigitte wyciągnęła 
dłoń w stronę Charliego. - Panie Battle, prosimy do nas.
Charlie zmarszczył brwi. Niechętnie podniósł się od stołu. Miał cichą nadzieję, Ŝe 
moŜe wystarczy, jeśli skłoni się publiczności z tego miejsca, ale Brigitte wołała go na 
scenę. Oczywiście, naleŜało się uśmiechać. Posłusznie rozciągnął wargi w krzywym 
grymasie, choć wcale nie było mu do śmiechu, kiedy tak stał przed tłumem Ŝądnych 
sensacji widzów, wystawiony na pastwę ciekawskich spojrzeń.
Domyślał się, Ŝe publiczność chce w nim widzieć nie Charliego Battle'a, ale swego 
ulubionego bohatera, niezłomnego Fantasy Fuzza. No tak! Niech pan pozwoli 
uścisnąć sobie dłoń, doktorze Frankenstein, zakpił z siebie w duchu. Nie pan jeden 
stworzył potwora.
Niemal nie zauwaŜył, Ŝe stoi juŜ na podium razem z Brigitte i Claire. Młodsza córka 
Jean-Pierre'a pochyliła się do mikrofonu.
- Panie i panowie, pozwólcie, Ŝe przedstawię wam pana C.H.Battle'a!
Gorący aplauz ze strony zebranej na sali publiczności zaskoczył go. Czuł się coraz 
bardziej nieswojo, wystawiony na pokaz niby jakieś egzotyczne zwierzę. Ale oto 
Brigitte objęła go ramieniem. Zdenerwowanie zniknęło. Czuł ciepło bijące od 
delikatnego, kobiecego ciała.
- Panie Battle - zaczęła Brigitte - jest pan członkiem BARF-u, prawda?
Charlie obrzucił niespokojnym spojrzeniem podsunięty mikrofon.
- Tak - odparł po dłuŜszej chwili.
- I, choć niewielu ludzi o tym wie, laureatem jednego z konkursów na najlepszy plakat 
o ochronie środowiska
- ciągnęła Brigitte.
MęŜczyzna skinął głową.
Brigitte popatrzyła na niego zdumiona. Doprawdy, cóŜ to za mruk! Wcale nie ułatwiał 
jej zadania.
- MoŜe opisze nam pan w paru słowach, jak wygląda ten plakat - zaproponowała.
- Hm, no cóŜ - odchrząknął Charlie. - Namalowałem drzewo, które próbuje przekonać 
drwala, by go nie ścinał.
Choć mówił powaŜnym tonem, widownia zareagowała śmiechem i brawami. Brigitte 
odetchnęła z ulgą. Zerknęła na siostrę. Claire w wyciągniętych przed siebie rękach 
trzymała namalowany przez Battle'a plakat.
- Dziękuję, Claire. - Brigitte sięgnęła po mikrofon.
- To właśnie wspomniane dzieło. PrzekaŜemy je wraz z autografem autora na 
specjalną aukcję. KaŜdy z was ma szansę, by stać się jego właścicielem.

-

 A

 

propos zagadki - wtrąciła Claire. - Pan Battle nie tylko zgodził się wystąpić w roli 

waszego ulubionego detektywa. Zobowiązał się równieŜ nakreślić scenariusz wie-
czoru z zagadką.
- O! - odezwała się Brigitte - CzyŜby zbrodnia była pańskim hobby?
Charlie uwaŜnym spojrzeniem obrzucił uśmiechniętą twarz kobiety. Prowokowała go 

background image

specjalnie, czy robiła to jedynie ze względu na widownię? Tak czy owak, jej zacho-
wanie całkiem zbiło go z tropu.
Nim jednak ktokolwiek z widzów zdąŜył się zorientować", Claire uratowała sytuację.
- Więc wszyscy Dumontowie mają być podejrzani? Choć Brigitte nie naleŜała do 
osób, które długo chowają
urazę, ciągle jeszcze nie mogła przeboleć krótkiego epizodu, jaki miał miejsce 
podczas zdjęć w apartamencie Charliego. Teraz zaś nadarzała się doskonała okazja, 
by odpłacić mu pięknym za nadobne.
Przysunęła się bliŜej i połoŜyła dłoń na ramieniu męŜczyzny, delikatnie gładząc go po 
szyi. Przytuliła policzek do szerokiej, muskularnej piersi.
- Brigitte? - Claire popatrzyła groźnie na młodszą siostrę.
Brigitte zrobiła niewinną minkę.
- Ja tylko ćwiczę - oznajmiła z uśmiechem.
- Ach tak! - domyśliła się Claire. - Wiemy juŜ, jaka rola przypadła w udziale Brigitte.
Publiczność klaskając głośno, wesołymi okrzykami zachęcała Cukiereczka, by 
pocałował detektywa. Brigitte sięgnęła po mikrofon i, zanurzając dłoń w gęstej 
czuprynie męŜczyzny, szepnęła omdlewającym głosem:
- Och, Fantasy!
Claire odchrząknęła znacząco.
- Przepraszam, Ŝe przerywam to interesujące przedstawienie, ale czuję się w 
obowiązku przypomnieć, Ŝe znajdujemy się w siedzibie Dumontów, a to zobowiązuje.
Brigitte westchnęła Ŝałośnie i niechętnie odsunęła się od Charliego.
- Później, Fantasy - zagruchała do mikrofonu. Publiczność nagrodziła ją gromkimi 
brawami.

- No cóŜ - podjęła Claire, kiedy brawa ucichły - to jedynie przedsmak tego, co 
będziecie państwo mogli zobaczyć podczas naszego weekendu z zagadką. Pan 
C.H.Bat-tle zagra rolę słynnego detektywa, Brigitte Dumont zaś wystąpi jako 
najsłodszy z Cukiereczków. Teraz natomiast, panie i panowie, zachęcamy do 
wspólnego śpiewania. Moje córki, Nicole i Jennifer, wręczą państwu kartki ze słowa-
mi nowej piosenki. Mają teŜ pod ręką małe piszczałki dla tych z was, którzy nie czują 
się na siłach, by wypróbować własne głosy.
- Piszczałki zostały wprowadzone przez naszą bratową, Janet - przejęła mikrofon 
Brigitte.- W kaŜdy poniedziałek ci z państwa, którzy uwaŜają, Ŝe nie potrafią śpiewać, 
mogą zakupić te oto piszczałki, by bawić się razem z nami.
- Dziś wieczór, by uczcić pana Battle, który zaszczycił nas swoją obecnością, 
przekaŜemy dochody ze sprzedaŜy piszczałek na konto BARF-u. Za chwilę 
zaczniemy wspólne śpiewanie, a tymczasem poprosimy mamę, by zagrała coś 
lekkiego i przyjemnego dla ucha. Panie i panowie, przy fortepianie Marguerite 
Dumont!
Brigitte wyłączyła mikrofon i odwróciła się do Charliego. Trafiła akurat na moment, 
kiedy męŜczyzna szykował się do opuszczenia sceny.
- Chwileczkę, nie tak prędko - powstrzymała go, chwytając za rękaw.
Charlie odwrócił się gwałtownie. Na jego przystojnej twarzy malował się gniew.
- Jest pan jeszcze potrzebny - wyjaśniła. Charlie groźnie zmarszczył brwi.
- Po co?
- Chcemy zaśpiewać piosenkę na pana cześć. Patrzyła na niego prosząco. Charlie 
zacisnął zęby.
- Mogę posłuchać siedząc przy stole - upierał się.

background image

- Byłoby ciekawiej, gdyby pozostał pan na scenie. Brigitte odniosła wraŜenie, Ŝe 
męŜczyzna nie ustąpi.
Miał taką niewyraźną minę, Ŝe gdyby dalej się opierał, pozwoliłaby mu odejść. 
Czasem zapominała, Ŝe inni ludzie nie są tak oswojeni ze sceną i widownią jak ona.
Charlie zawahał się przez chwilę, po czym cięŜko westchnął. Brigitte zrobiło się go 
Ŝ

al. Wyciągnęła rękę i delikatnie uścisnęła duŜą, ciepłą dłoń.

- Obiecuję, Ŝe to nie będzie bolało.
Charlie popatrzył na drobną kobiecą dłoń. Długie, szczupłe palce. Te same, które 
jeszcze przed chwilą pieszczotliwie głaskały jego szyję. Delikatne. Czułe. Brigitte 
Dumont okazała się niebezpieczna, a jemu brakowało doświadczenia w kontaktach z 
tego rodzaju kobietami.
Z trudem oderwał wzrok od szczupłej dłoni i spojrzał w niebieskie oczy. To był błąd. 
Wystarczył jeden załomy uśmiech, by rozwiać wszystkie jego wątpliwości. Złote 
ogniki w jasnych oczach przypomniały mu to, co zdarzyło się wcześniej w jego 
apartamencie.
- Mam nadzieję, Ŝe udało nam się zainteresować gości -powiedziała cicho Brigitte, by 
przerwać krępującą ciszę.
Charlie skinął głową.
Claire i Janet sprawdziły głośniki.
- MoŜemy zaczynać, jak tylko mama skończy grać.
Brigitte przytaknęła. Claire przedstawiła Janet, zapraszając wszystkich tych, którzy 
zakupili piszczałki, by przyłączyli się do zabawy.
- A teraz proszę unieść piszczałki do góry. Zobaczymy, De nas jest - ciągnęła. - 
Wspaniale! Dzisiaj proponujemy specjalną piosenkę na cześć naszego gościa, pana 
Battle, a zaśpiewamy ją na melodię „Clementine". Aby i nasz gość mógł uczestniczyć 
w tej zabawie, poprosimy Nicole, Ŝeby wręczyła mu mały prezent
Nicole, zaróŜowiona z podniecenia, wysunęła się naprzód. Claire podała jej mikrofon.
- Panie Battle, chcielibyśmy, aby przyjął pan tę piszczałkę jako dowód naszej 
wdzięczności. Tym samym czynimy pana honorowym członkiem naszego chóru.
Charlie podziękował i Nicole z zadowoloną miną opuściła scenę.
- A więc zaczynamy! - zawołała Claire. - Gotowi?
- Gotowi! - zapewniły ją Brigitte i Janet. 
Janet uniosła piszczałkę do ust. Charliemu nie pozostawało nic innego, jak pójść za 
jej przykładem. Chcąc nie chcąc nabrał powietrza i zadął w instrument. Na szczęście 
pisk, jaki się z niego wydobył, utonął w chórze podobnych dźwięków dobiegających z 
kaŜdego zakątka sali.
- A teraz spróbujemy jeszcze raz - zawołała do mikrofonu Claire. - Tym razem juŜ ze 
słowami.
Marguerite Dumont uderzyła w klawisze fortepianu i popłynęła piosenka o słynnym 
detektywie o dźwięcznym imieniu Fantasy Fuzz, który potrafił rozwiązać kaŜdą 
zagadkę i któremu nie porafiła oprzeć się Ŝadna kobieta. Piosenka spodobała się. 
Rozbawiona publiczność powtórzyła ją trzykrotnie. Kiedy umilkły ostatnie tony 
melodii, Brigitte podeszła do mikrofonu.
- Panie i panowie, raz jeszcze pan C.H.Battle. Nasz honorowy gość.
Podczas gdy widzowie głośnym aplauzem wyraŜali swój podziw i uznanie, Brigitte 
nachyliła się do ucha Charliego.
- To juŜ wszystko. Jest pan wolny. I jeszcze raz dziękuję. Równy z pana facet.
Charlie pośpiesznie zszedł ze sceny. Stephen Dumont powitał go przy stole, sięgając 
po butelkę.
- No i jak się panu podoba ten nasz rodzinny kabaret? - spytał, napełniając kieliszki 
winem.

background image

- Czy tak jest w kaŜdy poniedziałek?
- Niestety. Ku mojej wiecznej zgryzocie i zmartwieniu. Niech pan sobie wyobrazi, Ŝe 
Janet była zupełnie normalną, trzeźwo myślącą dziewczyną, dopóki nie przekabaciły 
jej moje siostry - dodał, patrząc na Ŝonę.
- A pan nie śpiewa?
- Szybciej dałbym sobie odciąć język - zaperzył się Stephen.
Charlie roześmiał się rozbawiony. Uniósł kieliszek, ale nim zdąŜył umoczyć usta w 
winie, otoczyli go rozgorączkowani łowcy autografów. Kiedy wreszcie podniósł gło-
wę znad ostatniego albumu, Claire zapowiedziała właśnie najciekawszy punkt 
programu, duet taneczny Brigitte i Jean-Pierre Dumont.
Starszy pan wstał od stołu i wyszedł na scenę. Po chwili do ojca dołączyła Brigitte. 
Claire podała obojgu meloniki i eleganckie bambusowe laseczki.
Charlie zafascynowanym wzrokiem przyglądał się tańczącej. Jak lekki i pełen 
wdzięku był jej taniec! Podziwiał i jednocześnie zazdrościł. Zazdrościł jej swobody i 
pewności siebie, która przebijała z kaŜdego ruchu. Ojciec i córka stanowili wyjątkowo 
dobraną parę. Siwowłosy, dystyngowany dŜentelmen i zwinna, ciemnowłosa młoda 
kobieta. Charlie juŜ wiedział, po kim Brigitte odziedziczyła czarujący uśmiech i 
zalotne spojrzenie.
Tancerze zakończyli występ. Jean-Pierre przyklęknął na jedno kolano, na drugim 
przycupnęła Brigitte. Nietrudno było odgadnąć, dlaczego ten punkt programu cieszył 
się takim uznaniem wśród widzów. Straszy pan zachwiał się udając, Ŝe pada. Brigitte 
roześmiała się wesoło, zerwała mu z głowy kapelusz i czułym gestem zmierzwiła 
siwą czuprynę. Jean-Pierre wyrwał córce kapelusz i Ŝartobliwie pociągnął ją za 
związane w koński ogon włosy. Publiczność nagrodziła ich gromkimi brawami.
Charlie przyglądał się tej scenie z mieszanymi uczuciami. Widać było, Ŝe Brigitte 
czuje się na scenie jak ryba w wodzie. Instyktownie wyczuwała, czego oczekuje od 
niej publiczność. Zmieniała pozy niczym kameleon barwę skóry.
Te wszystkie lata, westchnął w duchu. Te długie, spędzone nad szkicownikiem noce. I 
wreszcie udało się. Stał się bogaty i sławny. Jego nazwisko przyciągało ludzi. Znalazł 
się w ekskluzywnym świecie Dumontów. Dostał najlepszy pokój i powitała go 
osobiście córka właściciela. Reporterka z poczytnego czasopisma przeprowadziła z 
nim wywiad, a potem poproszono go na scenę jako honorowego gościa. A jednak nie 
czuł się szczęśliwy.

ROZDZIAŁ
4

44

4

Imponujący tort wniesiono na salę w momencie, gdy Brigitte i jej ojciec zakończyli 
występ. Brigitte poprosiła na scenę Gerarda, by głośno wyrazić mu swoje uznanie za 
tak wspaniałe dzieło sztuki kulinarnej, po czym dołączyła do reszty rodziny.
- A gdzie się podział nasz honorowy gość?
- Wymknął się, gdy zbieraliście z tatą oklaski - poinformował siostrę Stephen.
- Kiedy zszedł ze sceny, obstąpili go łowcy autografów. MoŜe to go zirytowało? - 
zaniepokoił się Jean-Pierre.
- Nie sądzę - mruknął Stephen.
- MoŜe Donna namówiła go na jeszcze jeden wywiad? - podsunęła Brigitte, choć nie 
zachwycała jej taka ewentualność. ZauwaŜyła, Ŝe jej przyjaciółka równieŜ zniknęła.
- Wątpię. Donna wyszła duŜo wcześniej. Jeszcze zanim zaczęliście wspólne 
ś

piewanie - odparł Stephen.

- Gérard był taki dumny z tego tortu - powiedziała Brigitte. - Będzie niepocieszony, 
gdy dowie się, Ŝe Battle nawet go nie spróbował.

background image

- MoŜe więc nasz gość powinien jednak spróbować tego tortu - zauwaŜył Stephen. - 
ChociaŜby ze względu na Gerarda - dodał w odpowiedzi na pytające spojrzenie 
siostry.
- No cóŜ, nie moŜemy przywiązywać gości do krzeseł, by nie opuszczali jadalni przed 
deserem. - Brigitte roześmiała się.
- Ten tort został upieczony na jego cześć, Brigitte -upierał się jej brat. - Grzeczność 
wymaga, by ktoś zaniósł mu kawałek.
- To nie taki zły pomysł - poparł syna starszy pan - Nie podoba mi się to, Ŝe nasz 
honorowy gość wyszedł tak wcześnie. MoŜe zirytowali go ci łowcy autografów, a mo-
Ŝ

e źle się poczuł. Zaniesiesz mu kawałek tortu i przy okazji upewnisz się, czy 

wszystko w porządku - polecił córce.
- Ale dlaczego ja? - zaprotestowała Brigitte. - Kto powiedział, Ŝe to muszę być 
właśnie ja?
- Grzeczność tego wymaga - cierpliwie tłumaczył Stephen. - To przecieŜ twoja praca, 
zapomniałaś?
- Nakazałam pokojówce, Ŝeby pościeliła mu łóŜko i zaniosła gorącą czekoladę. MoŜe 
jeszcze mam osobiście otulić go kołderką? - zniecierpliwiła się Brigitte.
- Jeśli będzie sobie tego Ŝyczył. - Starszy pan wzruszył ramionami.
- Dziękuję, tatuśku. Jak to miło, Ŝe tak dbasz o moją cnotę.
- AleŜ, Brigitte! Nie rozumiem, co ma do tego twoja cnota - Ŝachnął się Jean-Pierre.
- No, bo... - zaczęła Brigitte. Westchnęła. Nie było sensu dłuŜej się spierać. 
Wiedziała, Ŝe i tak ich nie przekona. - No, dobrze. Zaniosę mu ten tort. Jak myślicie, 
woli brunetki czy blondynki? A moŜe rude? Gérard naprawdę się postarał. Skoro juŜ 
mamy mu się podlizywać, dlaczego nie pójść na całość?
- Sprawdź, czy zostały jeszcze jakieś brunetki - poradził Stephen. - Kiedy tańczyłaś, 
wprost nie mógł oderwać od ciebie oczu.
- Daj spokój! - Ŝachnęła się Brigitte.
- Jak myślisz, tato, czy to juŜ miłość? - Stephen popatrzył pytająco na ojca.
- Hm. - Jean-Pierre zamyślił się. - Dama się zŜyma, a to coś znaczy.
- No wiecie! Wypraszam sobie takie Ŝarty! - rozzłościła się Brigitte. - Jeśli nie zjawię 
się na śniadaniu, moŜesz szykować strzelbę - zwróciła się do ojca.
- Jeśli nie zjawisz się na śniadaniu, kaŜę podać do pokoju pana Battle śniadanie dla 
dwóch osób - zaŜartował starszy pan.
- No wiesz, tato! - Brigitte z niesmakiem zmarszczyła zgrabny nosek.
- Zanieś mu wreszcie ten tort, Brigitte.
- I pamiętaj, pod Ŝadnym pozorem nie przyjmuj zaproszenia, by usiąść - ostrzegł ją 
brat.
Brigitte postanowiła nie odpowiadać na tę zaczepkę. W chwilę potem z talerzykiem 
tortu w wyciągniętej dłoni zapukała do drzwi apartamentu C.H.Battle'a. Miała na-
dzieję, Ŝe ta niespodziewana wizyta nie przerwie czułego sam na sam twórcy „Fantasy 
Fuzza" i wschodzącej gwiazdy „Contemporary Canada".
Drzwi otworzyły się niemal natychmiast i Brigitte z ulgą stwierdziła, Ŝe Charlie jest 
sam.
- O! Witaj! - Uśmiechnął się na jej widok, zapraszając do środka.
Czy to wyobraźnia płata jej figle, czy C.H.Battle naprawdę ucieszył się z tej wizyty?!
- Nasz kucharz, Gerard, upiekł tort specjalnie na pański przyjazd - zaczęła, wyciągając 
talerzyk w jego stronę. - To prawdziwe arcydzieło. Pomyślałam... pomyśleliśmy, Ŝe 
moŜe zechciałby pan spróbować.
- Wygląda bardzo smakowicie.
- PrzekaŜę to kucharzowi.
- Koniecznie. Zadał sobie naprawdę wiele trudu.

background image

- Jest fanem pańskiego bohatera. Zostawił w recepcji niedzielne wydanie gazety. Jeśli 
byłby pan uprzejmy złoŜyć swój podpis, Gérard będzie wniebowzięty.
- Postaram się nie zapomnieć.
- Czy nie draŜnią pana te bezustanne prośby o autograf? - zaciekawiła się Brigitte.
Charlie zawahał się przez chwilę.
- No, nie wiem. To znaczy, chciałem powiedzieć, Ŝe to miło mieć swoich 
sympatyków. Gdyby nie oni...
Urwał. Brigitte zastanawiała się, jak zakończyłby tę wypowiedź, gdyby chciał być 
zupełnie szczery. Choć autor popularnego komiksu wydawał się przyjaźnie 
nastawiony do świata i ludzi, zauwaŜyła, Ŝe popularność mu ciąŜyła i nie lubił 
pozostawać w centrum zainteresowania.
- Tak szybko pan wyszedł... MęŜczyzna obojętnie wzruszył ramionami.
- Myślałem, Ŝe to juŜ koniec.
- Tata niepokoił się, czy to nie przez łowców autografów.
Charlie obrzucił ją uwaŜnym spojrzeniem.
- Czy to dlatego znalazła się pani tutaj?
- To jeden z powodów - odpowiedziała Brigitte szczerze. - Chcieliśmy upewnić się, 
czy nic panu nie potrzeba.
My. Ciągle to my. Przez krótką chwilę łudził się, Ŝe Brigitte przyszła tu wiedziona 
potrzebą ujrzenia go.
- A więc, nic panu nie potrzeba? - powtórzyła.
- Jasne - skłamał męŜczyzna. - Nic mi nie jest. Nic, czego nie usunęłoby kilka 
ć

wiczeń.

Brigitte popatrzyła na niego zaskoczona.
- Ćwiczeń?
MęŜczyzna skinął głową. Zawinął rękawy koszuli, odsłaniając imponujące mięśnie.
- Czuję się trochę spięty. To przez te występy. Publiczność mnie peszy - wyznał 
cicho. - Właśnie miałem zamiar skorzystać z sali gimnastycznej, ale przeczytałem w 
broszurce reklamowej, Ŝe w poniedziałki klub jest zamknięty ze względu na wieczór 
rodzinny.
- No cóŜ, staramy się jak moŜemy, Ŝeby zapełnić salę - zaŜartowała Brigitte. - Ale wie 
pan co, panie Battle...
- Charlie. Proszę mówić mi Charlie.
- A więc, wiesz, Charlie - poprawiła się - prawdziwy szczęściarz z ciebie. Tak się 
składa, Ŝe rozmawiasz z właściwą osobą. Jeśli masz ochotę poćwiczyć...
- Nie chciałbym sprawiać kłopotu...
- Bzdura! To Ŝaden kłopot. Raz w tygodniu zamykamy wcześniej, Ŝeby gruntownie 
posprzątać, ale o tej porze sala jest juŜ z pewnością wolna.
- No... nie wiem - zawahał się męŜczyzna.
- Daj spokój - Ŝachnęła się Brigitte. - Skorzystam z okazji i teŜ trochę poćwiczę.
Charlie nerwowo przeczesał palcami gęstą czuprynę.
- Muszę się przebrać.
- MoŜesz przecieŜ skorzystać z łazienki.
- No, skoro naprawdę nie sprawię kłopotu.
- Czego ty właściwie chcesz, Charlie? - zniecierpliwiła się Brigitte. - Pisemnego 
zaproszenia?
W chwilę potem męŜczyzna wynurzył się z łazienki ubrany w sportową podkoszulkę i 
spodnie od dresu. Brigitte pełnym uznania spojrzeniem obrzuciła zgrabną, barczystą 
sylwetkę.
- Pewno podnosisz cięŜary - zauwaŜyła, kiedy zjeŜdŜali windą.
- Lubię być w formie.

background image

- Od czego zaczniesz, cięŜary czy bieŜnia? - spytała, gdy weszli do sali.
- MoŜe wypróbuję tę nową maszynę do biegów narciarskich.
- Świetny pomysł! - pochwaliła Brigitte. Pomogła mu zapiąć narty i ustawić stopery. - 
Mam zamiar poćwiczyć trochę przy muzyce. Będę tu obok. - Wskazała przeszkloną 
salkę o ścianach wyłoŜonych lustrami. - Jeśli będziesz czegoś potrzebował, zawołaj.
Charlie przytaknął w milczeniu.
- A więc, do roboty! - zawołała Brigitte.
W chwilę później wyszła z szatni w szortach i obcisłej koszulce. Charlie pomachał jej 
ręką. Przyjrzał się zgrabnej, kobiecej sylwetce, wyginającej się w rytm muzyki. 
Poczuł, jak robi mu się gorąco, bynajmniej nie z wysiłku. Szczupłe ramiona, wąska 
talia, długie, zgrabne nogi zrobiły na nim duŜe wraŜenie. Czubkiem języka zwilŜył 
zaschnęte wargi.
JuŜ wcześniej zauwaŜył krągły tyłeczek Brigitte, ale nawet nie przypuszczał, jak 
podniecająco będzie on wyglądał w obcisłych, króciutkich szortach.
Muzyka zwolniła rytm, a ruchy kobiety stały się bardziej zmysłowe. Charlie wyłączył 
maszynę i uwolnił stopy z nart. Podszedł do dzielącej oba pomieszczenia szklanej 
ś

ciany. Brigitte zauwaŜyła go w lustrze. Przerwała taniec.

- Jakieś kłopoty? - zawołała, uśmiechając się Ŝyczliwie.
- Nie - męŜczyzna przecząco pokręcił głową. - Tak sobie patrzę. To chyba dość 
trudne.
- Taniec? SkądŜe znowu! Parę podstawowych kroków i to wszystko. Chcesz 
spróbować?
Charlie zawahał się.
- Ja... ja nie tańczę.
- śartujesz?
MęŜczyzna wzruszył ramionami.
- Nie potrafię.
Brigitte wyłączyła magnetofon.
- Naprawdę nie umiesz tańczyć?
- No cóŜ, nie wszyscy rodzą się tacy utalentowani jak Dumontowie.
- Nie chciałam cię urazić. Po prostu do tej pory nie znałam nikogo, kto by nie umiał 
tańczyć.
Zapadła krępująca cisza. Wreszcie Charlie zdecydował się przerwać milczenie.
- Od jak dawna występujesz razem z ojcem podczas wieczoru rodzinnego?
Brigitte wzruszyła ramionami.
- Nawet nie pamiętam. Tata nauczył nas tańczyć jeszcze zanim zaczęłyśmy chodzić. 
Wcześniej tańczyłam z Claire, ale ona zrezygnowała, kiedy była w ciąŜy z Nicole.
- A twój brat?
- Stephen? Zna kroki, ale nie przepada za publicznymi występami. Chciałyśmy 
nauczyć Janet, ale ona wolała swoje piszczałki. Wiesz co, jeśli chcesz, mogłabym na-
uczyć cię tańczyć.
- Mam dwie lewe nogi - zaprotestował Charlie.
- Nie wierzę. Jeździsz przecieŜ na nartach, prawda? Jestem pewna, Ŝe w mig 
opanujesz box step.
-
 Box step? - zaciekawił się męŜczyzna. - A co to takiego?
- PokaŜę ci.
- Pewnie nie potrafię.
- Jasne, Ŝe potrafisz. To potrwa tylko chwilę - zapewniła go. - Poczekaj, poszukam 
odpowiedniej muzyki. Mamy tu całą taśmotekę. Na pewno coś się znajdzie.
Charlie otworzył usta, by zaprotestować, ale Brigitte ubiegła go.
- Mam - oświadczyła z triumfalnym uśmiechem, wkładając kasetę do magnetofonu. - 

background image

To jest to.
Muzyka była słodka i nastrojowa. Charlie wiedział, Ŝe znalazł się w tarapatach. Za 
chwilę będzie trzymał ją w objęciach, dotykał delikatnej skóry, patrzył z bliska w 
jasne oczy.
Brigitte ustawiła się przed męŜczyzną.
- Gotowy? - Uśmiechnęła się zachęcająco. - A więc, podaj mi, proszę, lewą rękę.
Charlie niechętnie spełnił to polecenie. Brigitte delikatnie zacisnęła szczupłe palce na 
duŜej, ciepłej dłoni.
- Świetnie - oznajmiła, kładąc drugą dłoń na ramieniu męŜczyzny. - W ten sposób 
będzie mi łatwiej przewidzieć twoje ruchy.
Charlie odwzajemnił uśmiech. Dziękował Bogu, Ŝe nie musi nic mówić. Gardło 
ś

ciskało mu wzruszenie.

- Obejmij mnie - poinstruowała go Brigitte. - Twoja prawa dłoń powinna znaleźć się 
nieco poniŜej mojej łopatki. To tradycyjna pozycja. Oczywiście, są jeszcze róŜne inne 
kombinacje.
- Kombinacje? - powtórzył zaskoczony.
- Niektórzy ludzie tańczą bardziej przytuleni - wyjaśniła Brigitte. - MęŜczyzna kładzie 
sobie dłoń kobiety na piersi, ona zaś drugą obejmuje go za szyję.
- O!
- DuŜo zaleŜy od wzrostu obojga tancerzy.
- Od wzrostu?
- Uhm - przytaknęła Brigitte. - Istotna jest teŜ muzyka i to, czy...
- Tak?
- ... czy ludzie lubią ze sobą tańczyć - dokończyła cicho. - Ale my zaczniemy od 
tradycyjnej pozycji. Na resztę przyjdzie czas, kiedy opanujesz juŜ podstawowe kroki. 
Musisz być bardzo uwaŜny - ciągnęła. - Będziesz naśladował moje ruchy, z tym Ŝe 
dokładnie na odwrót, a to wymaga koncentracji. Popatrz. Robię krok do przodu prawą 
nogą, więc ty musisz zrobić krok do tyłu lewą. Jasne? A teraz do przodu i w bok 
prawą. Świetnie. Lewa do prawej. Przenosisz cały cięŜar ciała na lewą stopę. Widzisz, 
to wcale nie takie trudne.
Charlie skinął głową.
- A teraz odpręŜ się i powtórzymy to jeszcze raz. Pamiętasz? Prawa do tyłu. Dobrze. 
Do przodu i w bok. Świetnie! To właśnie tak zwany box step. Teraz naleŜy go tylko 
powtarzać.
- To wszystko? - MęŜczyzna popatrzył na nią zaskoczony.
- No cóŜ, nie jest to lambada czy tango, ale ten krok pomoŜe ci wybrnąć z wielu 
sytuacji. - Brigitte uśmiechnęła się. - No, spróbujmy raz jeszcze. Z muzyką.
- Lewa do przodu - powtarzał cicho męŜczyzna. - Prawa, a teraz... - zawahał się.
- Razem - podpowiedziała Brigitte. - Przenosisz cały cięŜar ciała na lewą stopę.
Początkowo jego ruchy były trochę sztywne i niemrawe, ale juŜ po kilku taktach nie 
musiała przypominać mu, co ma dalej robić.
- Pojętny z ciebie uczeń - pochwaliła.
- Nie wiedziałem, Ŝe to takie łatwe.
I przyjemne, dodał juŜ w duchu. Chciał, by ta chwila trwała wiecznie. Wiedział, Ŝe 
gdy umilknie muzyka, nie będzie mu łatwo wypuścić partnerki z ramion. Wirowali po 
sali. Brigitte zacisnęła palce na ramieniu męŜczyzny.
- Masz wiele do nadrobienia - szepnęła miękko, przytulając policzek do szerokiej 
piersi.
Charlie poczuł zapach perfum. Lekki, zmysłowy i świeŜy niczym górski poranek. 
Nigdy dotąd nie było mu tak dobrze. Chciał tulić ją w ramionach przez całą noc. Ta 
jedna noc byłaby dla niego zadośćuczynieniem za wszystkie szkolne potańcówki, 

background image

które spędził podpierając ściany, i bale, których unikał. Ta jedna noc wystarczyłaby 
mu na całe Ŝycie, gdyby wiedział, Ŝe Brigitte Dumont jest z nim dla niego samego, a 
nie dlatego Ŝe był honorowym gościem w hotelu jej ojca.
Brigitte westchnęła. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz czuła się tak dobrze i bezpiecznie 
w ramionach męŜczyzny. Ze sposobu, w jaki tulił ją do piersi, zorientowała się, Ŝe nie 
jest mu obojętna. On równieŜ jej się podobał. WyobraŜała sobie, Ŝe mógłby być 
wspaniałym kochankiem. Silny i umięśniony, a jednocześnie delikatny i czuły. Po 
plecach przebiegł jej przyjemny dreszczyk podniecenia. Tak, C.H.Battle bez 
wątpienia byłby najwspanialszym kochankiem, jakiego znała. Przypomniała sobie 
jego gorące, namiętne wargi na swoich ustach. Kiedy wypuścił ją z ramion, oboje byli 
zaskoczeni siłą swoich doznań. A potem. .. potem zniszczył wszystko, nazywając 
Donnę Cukiereczkiem.
Otworzyła oczy. Gwałtownie zamrugała powiekami. Jej dłoń, spleciona z ręką 
męŜczyzny spoczywała na jego szerokiej, muskularnej piersi. Skąd się tam wzięła? 
Kto ją tam przesunął? On czy moŜe ona sama? Zresztą, jakie to ma teraz znaczenie. 
Wiedziała, Ŝe oboje dąŜą ku przeznaczęniu. Jeśli teraz nie przerwie tego tańca, 
zostanie jeszcze jednym Cukiereczkiem do kolekcji. Ciekawe którym? Tysiąc 
pięćsetnym, a moŜe pięćsetnym pierwszym? Mimo to nie potrafiła zdobyć się na 
Ŝ

adne działanie. Jakaś niewidzialna siła przyciągała ją do niego. MoŜliwe, Ŝe i on czuł 

to samo.
Zdrowy rozsądek, a moŜe instynkt samozachowawczy podpowiadał jej, Ŝe inne 
Cukiereczki, te, które znał przed nią, z pewnością odczuwały to samo. One równieŜ 
dały się nabrać na uwodzicielskie spojrzenia i chłopięcy urok. Fakt, Ŝe C.H.Battle 
zrobił na niej tak duŜe wraŜenie, wcale nie musiał oznaczać, Ŝe i ona szczególnie go 
zainteresowała. Oczywiście, miała wszelkie podstawy ku temu, by przypuszczać, Ŝe 
tak właśnie było, ale...
Zatrzymała się nagle. Charlie o mało nie zaplątał się we własne nogi.
- Brigitte? - Popatrzył na nią zaskoczony. - Co się stało?
Kobieta cofnęła się. Wolała zachować dystans. Kiedy obejmował ją, nie potrafiła 
myśleć.
- Nic takiego. Zastanawiałam się tylko...
- Tak?
- Zastanawiałam się, co naprawdę czujesz, kiedy całujesz kobietę.

ROZDZIAŁ
5

Charlie obrzucił Brigitte uwaŜnym spojrzeniem.
- Myślałaś o naszym pocałunku?
- Tak - wyznała. - Niestety.
Charlie zmarszczył brwi. SkrzyŜował ramiona na piersi i zmierzył ją groźnym 
wzrokiem. Brigitte zagryzła wargi, by powstrzymać uśmiech. Wyglądał niczym Pan 
Proper z reklam proszków do czyszczenia, tyle Ŝe nie był łysy i brakowało mu 
kolczyka w uchu.
- Jak mam to rozumieć? - mruknął gniewnie.
- To dlatego Ŝe... Ŝe mi się podobasz - powiedziała cicho. - Przy tobie czuję się 
atrakcyjna, kobieca.
Nagle przyszła mu do głowy przeraŜająca myśl.
- Nie jesteś chyba męŜatką, prawda? - Wiedział, Ŝe niektóre kobiety nawet po ślubie 
pozostawały przy swoim panieńskim nazwisku.
Brigitte obrzuciła go zdumionym spojrzeniem.

background image

- MęŜatką?
- No, moŜe jesteś zaręczona lub coś w tym rodzaju
- plątał się Charlie.
- Czy myślisz, Ŝe wtedy byłabym tu z tobą?
- Skoro więc nie masz Ŝadnych zobowiązań, dlaczego uwaŜasz, Ŝe nie powinienem 
był cię całować?
- PoniewaŜ boję się brać cię na serio - wyznała odwaŜnie Brigitte.
Charlie popatrzył na nią zaskoczony.
- Ale dlaczego?
- Bo ty nie traktujesz kobiet powaŜnie! - wypaliła. Charlie zaśmiał się gorzko w 
duchu. CóŜ za ironia losu!
Był ostatnim męŜczyzną, któremu moŜna by zarzucić flirty i romanse. Kobiety zawsze 
go onieśmielały. Stanowiły dla niego zagadkę.
- Co, u licha, chcesz przez to powiedzieć? Na jakiej podstawie moŜesz twierdzić, Ŝe 
nie traktuję kobiet powaŜnie?
- Nazywasz je Cukiereczkami! Charlie aŜ otworzył usta ze zdumienia.
- Cu... ? AleŜ, Brigitte! To Fantasy Fuzz nazywa kobiety Cukiereczkami, a nie Charlie 
Battle!
- Powiedziałeś do mnie: Cukiereczku - upierała się Brigitte.
- PoniewaŜ zgodziłaś się zagrać tę rolę.
- A Donna?
- Donna? Jaka Donna?
- Ta reporterka, która przeprowadzała z tobą wywiad.
- Brigitte ucieszyła się, Ŝe Charlie nie zapamiętał imienia jej przyjaciółki. - Ją teŜ 
nazwałeś Cukiereczkiem.
- Ach, tak. No cóŜ, byłem trochę zaŜenowany tą całą sytuacją. Zachowałem się jak 
mój bohater.
- ZaŜenowany?
- A ty nie?
- Tak,ale...
- Nie wiedziałem, jak postąpić ani co powiedzieć.
- Ja teŜ - wyznała Brigitte. - I nadal nie wiem, co mam sądzić o tamtym pocałunku. 
Czy to było na serio?
- Dobre sobie! Masz jeszcze wątpliwości?
- Nie byłam pewna, czy to mnie całujesz.
- A kogóŜ, u licha, miałbym całować? - zniecierpliwił się Charlie.
- Cukiereczka! - wypaliła Brigitte.
- To chwyt poniŜej pasa.
- Myślałam, Ŝe po prostu skorzystałeś z okazji. Charlie z niedowierzaniem pokręcił 
głową.
- Naprawdę? - W głosie męŜczyzny zabrzmiała irytacja.
Brigitte milczała. Zastanawiała się, jak ułagodzić jego gniew. Charlie postąpił krok do 
przodu. Stał teraz tuŜ przed nią.
- Ja równieŜ mam powody, by wątpić w twoją szczerość.
Brigitte popatrzyła na niego szeroko otwartymi ze zdziwienia niebieskimi oczami.
- Co takiego?
- Tak. Wystarczy na ciebie popatrzeć. Zręcznie wykorzystujesz swój urok.
- Wy... wykorzystuję swój urok? - zająknęła się.
- Owszem. Taka uprzejma i słodka, aŜ do przesady. Choćby dziś, w jadalni, kiedy 
tuliłaś się do mnie w obecności tych wszystkich ludzi.
- Ale... ale przecieŜ to była tylko taka zabawa.

background image

- Tak samo jak tamten pocałunek. Brigitte popatrzyła na Charliego uwaŜnie.
- Czy tylko tyle dla ciebie znaczył?
- A dla ciebie?
- To zaleŜy.
- Od czego?
- Od tego, jak ty to traktujesz - odpowiedziała wolno Brigitte. - Czy całowałeś Ŝywą 
kobietę, czy jedną z tych twoich głupawych laleczek, które nazywasz Cukiereczkami.
- Ten pocałunek znaczył dla mnie... bardzo wiele -wyznał po chwili.
Brigitte milczała. Charlie po raz kolejny wrócił myślami do tamtych chwil, kiedy 
trzymał ją w ramionach. Nie kłamał. Pocałunek zrobił na nim ogromne wraŜenie.
Brigitte stała przed nim, patrząc na niego szeroko otwartymi jasnymi oczami. Była 
taka piękna i tak bardzo jej pragnął. Bał się jej dotknąć, a jednocześnie wiedział, Ŝe 
jeśli tego nie zrobi...
Nim zdąŜyła odpowiedzieć, zamknął jej usta pocałunkiem. Brigitte objęła Charliego 
za szyję i rozchyliła wargi. Charlie całował zachłannie. śadna z wcześniej poznanych 
kobiet nie podobała mu się tak jak ona i Ŝadna nie działała na niego w ten sposób. 
Przytulił ją mocniej do muskularnej piersi, unosząc lekko do góry.
Brigitte uświadomiła sobie nagle, Ŝe jeszcze chwila, a będzie zgubiona. Ramiona 
męŜczyzny były silne, a usta namiętne i słodkie. Uniosła powieki. W ciemnych 
oczach dostrzegła niekłamany zachwyt. Odwzajemniła pełne czułości spojrzenie. 
Milczała, bo zabrakło jej słów
Nigdy dotąd Charlie nie był w tak znakomitym nastroju. Przepełniała go radość. 
Przyjrzał się Brigitte, ustom nabrzmiałym od pocałunków, zaróŜowionym policzkom, 
pełnym blasku jasnym oczom.
- Teraz juŜ mi wierzysz? - spytał cicho.
Brigitte uniosła dłoń i delikatnie pogłaskała go po twarzy.
- Wierzę.
Powoli wracali do rzeczywistości. Brigitte wiedziała, Ŝe w końcu urok chwili minie. 
Postanowiła ułatwić Charlie-mu sytuację. Zapytała:
- Czy chcesz wypróbować jakiś inny sprzęt? Oboje się roześmieli.
- NajwyŜszy czas, Ŝebym wrócił do pokoju - oznajmił Charlie.
- Muszę się przebrać. Trafisz sam?
- Jasne! I dzięki za...
- Cała przyjemność po mojej stronie.
Ociągając się skierował się w stronę wyjścia. W pół drogi zatrzymał się i odwrócił 
głowę. Przystojną twarz wykrzywił lekki grymas.
- Jeśli jeszcze raz popatrzysz na mnie w ten sposób - powiedział cicho - nie będę mógł 
odejść, Brigitte.
Skinęła głową na znak, Ŝe rozumie. MęŜczyzna ruszył do drzwi.
- Charlie? Zatrzymał się.
- Jeśli jeszcze raz popatrzę na ciebie w ten sposób, będzie to oznaczało, Ŝe nie chcę, 
abyś odszedł.
Przez chwilę Brigitte miała wraŜenie, Ŝe Charlie jednym susem przemierzy dzielącą 
ich odległość, porwie ją w ramiona i zaniesie... No właśnie, gdzie ją zaniesie? Tu za-
wiodła ją wyobraźnia. Nie wiedziała, dokąd mógłby ją zabrać. Zresztą, to i tak nie 
było waŜne. Ciągnęła ich ku sobie jakaś potęŜna, niewidzialna siła. Siła, której nie 
potrafili się oprzeć.
Stała wstrzymując oddech. Czekała, by męŜczyzna uczynił pierwszy krok. Charlie 
otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale po chwili rozmyślił się, odwrócił i po-
ś

piesznie opuścił salę.

Z piersi kobiety wyrwało się Ŝałosne westchnienie.

background image

- Następnym razem, Charlie - powiedziała głośno, z determinacją potrząsając głową - 
nie pozwolę ci odejść.
- Nie uwierzyłabyś, co za dziwak z tego C.H. Battle'a
- opowiadała Donna. - Od dwóch dni uganiam się za ludźmi, którzy znali go, zanim 
stał się sławny.
Brigitte zmarszczyła brwi i poprawiła słuchawkę przy uchu.
- Sądziłam, Ŝe artykuł miał dotyczyć BARF-u.
- To tylko pretekst. C.H.Battle to jest to. Dzwonię, bo pomyślałam sobie, Ŝe moŜe 
chciałabyś dodać coś interesującego na jego temat.
- Ja? Chyba Ŝartujesz. Poznałam go przecieŜ tego samego popołudnia, co ty i reszta 
rodziny.
- Nie bądź taka skromna, Brigitte. Nie zapominaj, Ŝe byłam świadkiem waszego 
namiętnego pocałunku. - Donna roześmiała się.
Całe szczęście, Ŝe nie następnego, pomyślała Brigitte.
- A... tamto. To był tylko Ŝart.
- No, nie powiedziałabym. Oceniłam go przynajmniej na siedem w skali Richtera. Co 
ty na to?
- Hm.... - W głosie Brigitte pojawiła się figlarna nutka.
- Wiedziałam! - zawołała triumfalnie Donna. - A to ci historia! Casanova z tego 
Battle'a. I wiesz co, nie uwierzyłabyś, ale zanim „Fantasy Fuzz" uczynił go sławnym, 
ten facet Ŝył jak przysłowiowy pustelnik.
- To wszystko wyjaśnia - mruknęła Brigitte.
- Wyjaśnia? - podchwyciła Donna. - Co masz na myśli?
- Nie, nic takiego.
- Brigitte ! Nie uda ci się mnie zbyć. Co miałaś na myśli twierdząc, Ŝe to wszystko 
wyjaśnia?
Brigitte westchnęła. Znała Donnę nie od dziś i wiedziała, Ŝe przyjaciółka wcześniej 
czy później wyciągnie z niej prawdę. Nie na darmo Donna Prescott była jedną z najle-
pszych dziennikarek „Contemporary Canada".
- Nie umiał tańczyć - wyznała niechętnie.
- Tańczyłaś z nim?
- Nie, a właściwie tak - plątała się Brigitte. - Pokazałam mu kilka kroków. To 
wszystko - zakończyła. Nie miała zamiaru zdradzać Donnie szczegółów. Na jej 
twarzy pojawił się uśmiech, kiedy popatrzyła na leŜący na biurku rysunek. Znalazła go 
tego ranka w swojej przegródce na listy. Przedstawiał parę tancerzy, męŜczyznę i 
kobietę, w strojach gimnastycznych. Postaci były łudząco podobne do Brigitte i 
Charliego Battle'a. Pod rysunkiem widniał podpis autora i krótka notka: Dziękuję za 
nowe doświadczenie.
- Jakoś trudno mi w to uwierzyć.
- Uwierzyć w co? - zdziwiła się Brigitte. Zatopiona w rozmyślaniach zapomniała, Ŝe 
rozmawia z przyjaciółką.
- śe ta prywatna lekcja tańca nic nie znaczy.
- No wiesz! - obruszyła się Brigitte. - Nie sądzisz chyba, Ŝe... Nie naleŜę do tego 
rodzaju kobiet!
- MoŜe tak, moŜe nie - filozoficznie stwierdziła przyjaciółka. - Widzę, Ŝe i tak 
niczego się od ciebie nie dowiem. A propos, zdjęcia wyszły wspaniale. Jeśli chcesz, 
przyślę ci odbitki.
Fotografie okazały się rzeczywiście udane. Przeglądając je Jean-Pierre zauwaŜył niby 
mimochodem, Ŝe nigdy nie przypuszczałby, iŜ C.H.Battle będzie tak wdzięczny za ka-
wałek tortu. Brigitte z trudem powstrzymała się, by nie przypomnieć mu, Ŝe zdjęcia 
zostały zrobione, zanim Charlie miał okazję spróbować dzieła Gerarda. Zresztą, nie 

background image

było sensu. Zdawać by się mogło, Ŝe cała rodzina uwzięła się, by jej dokuczyć. 
Stephen nie zwracał się do niej inaczej, jak Cukiereczku. Nicole i Jennifer 
naśladowały go z upodobaniem, mimo upomnień Claire. Claude, jak to Claude, 
uśmiechał się tylko pod wąsem, zaś Marguerite kilkakrotnie wspomniała o osobistym 
zaangaŜowaniu Brigitte w słuszną sprawę ochrony środowiska.
Brigitte ze stoickim spokojem znosiła te docinki, ciesząc się w duchu, Ŝe nikt z 
rodziny nawet nie podejrzewał, jak bardzo interesował ją przystojny autor komiksów. 
Nie przypuszczali nawet, Ŝe Brigitte rozpamiętuje wspólnie spędzone chwile i często 
przypatruje się rysunkowi, który Charlie podarował jej przed wyjazdem. To wszystko 
było jej tajemnicą. Zbyt osobistą i zbyt drogą, by dzielić się nią z innymi.
Brigitte Dumont wzrastała w otoczeniu gości, licznie odwiedzających hotel Dumont. 
Nie brakowało okazji do spotkań, flirtów, a nawet krótkotrwałych romansów. Miała 
juŜ pewne doświadczenie i dlatego była w stanie ocenić, Ŝe ta znajomość moŜe 
okazać się czymś istotnym w jej Ŝyciu. Rodzina Dumontów z niecierpliwością 
oczekiwała powrotu Charliego, by dowiedzieć się, jakie role wyznaczył im w 
scenariuszu weekendu z zagadką. Brigitte spodziewała się, Ŝe uda jej się odkryć, co 
właściwie czuje do przystojnego autora komiksów.
Tymczasem zaś sprawy nie cierpiące zwłoki wymagały zaangaŜowania Brigitte. Było 
jeszcze tyle do zrobienia! Młoda kobieta przejrzała rezerwacje. Cztery pary wyraziły 
chęć udziału w weekendzie z zagadką bezpośrednio po wieczorze rodzinnym. Przez 
następny tydzień wpłynęło niewiele zgłoszeń. Przygotowywana przez BARF impreza 
miała odbyć się juŜ za dwa tygodnie, a ponad połowa miejsc nadal pozostawała 
wolna. Brigitte wiedziała jednak z doświadczenia, Ŝe większość biletów zostanie 
wykupiona w przeddzień imprezy. Tylko w jaki, u licha, sposób miała przekonać o 
tym członków komitetu organizacyjnego?!
Brigitte zaprzątały nie tylko przygotowania do weekendu z zagadką. Dziś, na 
przykład, spędziła wyjątkowo pracowite przedpołudnie, rozmawiając z pewną bardzo 
niezdecydowaną młodą parą na temat przyjęcia weselnego. Nadejście poczty trochę 
poprawiło jej humor, poniewaŜ wśród urzędowych pism i prospektów reklamowych 
odkryła duŜą, białą kopertę zaadresowaną ręką Charliego. Pierwsza część listu 
zawierała prośbę o przekazanie pewnych wskazówek rzeźbiarce, która miała 
przygotować „ciało" ofiary. Druga kartka została podzielona na pięć równych części. 
W pierwszych czterech autor narysował ślady stóp, większe, naleŜące do męŜczyzny i 
niniejsze, kobiece. Brigitte uśmiechnęła się z rozczuleniem, kiedy uświadomiła sobie, 
Ŝ

e jest to wzór kroku tanecznego, który pokazała Charliemu. W piątej części zaś 

widniały otoczone wykrzyknikami czerwone serduszka.
Brigitte sięgnęła po telefon i wykręciła numer rzeź-biarki. Podyktowała wskazówki 
Charliego, po czym wsunęła kartkę do specjalnej przegródki z napisem: Weekend z 
zagadką. Drugi rysunek włoŜyła do szuflady biurka, tuŜ obok pierwszego 
zatytułowanego przez męŜczyznę „Nowe doświadczenie".
W kilka dni później Donna przesłała jej egzemplarz „Contemporary Canada". Artykuł 
przyjaciółki był poświęcony głównie postaci autora "Fantasy Fuzza". Donna nie 
przesadziła. Biografia C.H.Batde'a była naprawdę fascynującą lekturą. Jego ojciec, 
detektyw z wydziału zabójstw chicagowskiej policji, zginaj zastrzelony przez 
uzbrojonego bandytę, kiedy chłopak miał czternaście lat. Matka Charliego, Kanadyjka 
z pochodzenia, wróciła wraz z synem do rodzinnego miasteczka. Przez długi czas 
Charlie nie potrafił zaadaptować się w nowym środowisku. Cichy i nieśmiały, był 
bardzo przeciętnym uczniem. Szkolni koledzy nazywali go odludkiem i ponurakiem. 
Jedynymi imprezami, w jakich brał udział, były doroczne wystawy obrazów i 
plakatów.
„Charlie zawsze malował coś w swoim zeszycie, podczas gdy inni robili notatki z 

background image

lekcji. UwaŜaliśmy go za dziwaka, wspominał jeden z kolegów".
„W college'u Charlie uchodził za samotnika, choć był jednym z załoŜycieli kółka 
plastycznego".
„Podziwialiśmy go za jego talent i poświęcenie, powiedział jeden z członków kółka. 
Charlie nigdy nie brał udziału w prywatkach i wspólnych wypadach za miasto. Intere-
sowała go tylko sztuka".
„Był naprawdę wyjątkowy, wspominała koleŜanka ze studiów. Taki silny, milczący. 
Otaczała go aura tajemniczości. Wszystkie dziewczyny chciały z nim chodzić, ale on 
nigdy się z Ŝadną nie umawiał. Nie wiedziałyśmy, dlaczego. Było oczywiste, Ŝe 
interesują go dziewczyny. Miał taki intrygujący sposób patrzenia".
Brigitte zmarszczyła brwi. A więc to tak! Nic dziwnego, Ŝe i ona dała się nabrać na te 
jego „interesujące spojrzenia". Miał sporo czasu, by udoskonalić tę technikę. Czytała 
da-lej.
„Jego prace były naprawdę dobre, zapewniał kolega z gazety. Miał dar trafiania w 
samo sedno sprawy. Był świetnym rysownikiem. Nie istniało dla niego nic poza pracą.
Miał naturę samotnika. Pojawiał się na przyjęciach, ale nigdy nie włączał się do 
rozmowy. Zazwyczaj stał gdzieś na uboczu. Wszyscy byliśmy ciekawi, jak wygląda 
jego Ŝycie prywatne, ale on chyba w ogóle go nie posiadał. Nigdy nie wspominał, Ŝe 
pracuje nad komiksami".
„Historia C.H.Battle'a przypomina więc bajkę o Kopciuszku, który w jedną noc ze 
słuŜącej przemienił się w królewnę. Fascynujące przygody sympatycznego detektywa 
o dźwięcznym imieniu Fantasy Fuzz przyniosły ich autorowi popularność i fortunę. 
Mimo to sukces nie zawrócił mu w głowie. Ten przystojny, pociągający męŜczy-zna...
Cała Donna! - pomyślała Brigitte, krzywiąc się lekko. CzyŜby była zazdrosna?! 
Przebiegła wzrokiem dalszą część artykułu. Nagle jej uwagę przykuło własne 
nazwisko, które pojawiło się przy końcu strony.
„.. .która zgodziła się odegrać rolę Cukiereczka w organizowanym przez BARF 
weekendzie z zagadką, określiła ten pocałunek na siedem w skali Richtera".
A to spryciara! PrzecieŜ to nie ja powiedziałam, tylko ona sama. Brigitte z 
niedowierzaniem pokręciła głową. Czytała dalej.
„Potwierdza się opinia szkolnych koleŜanek i kolegów twórcy słynnego detektywa. 
Brigitte Dumont, która udzielała panu Battle pierwszej w jego Ŝyciu lekcji tańca 
wyznała nam w sekrecie: Powiedział mi, Ŝe nigdy przedtem nie miał okazji, by 
nauczyć się tańczyć".
Brigitte zmarszczyła brwi. Ach, ta Donna! To nie było przeznaczone do druku! Po 
chwili gniew minął. No cóŜ, na drugi raz będzie ostroŜniejsza. Popatrzyła raz jeszcze 
na duŜe, kolorowe zdjęcie, którym przyjaciółka ozdobiła swój artykuł. Fantasy Fuzz 
trzymający w objęciach Cukiereczka. Charlie z pewnością zachowa je do swego 
albumu. Który męŜczyzna nie byłby dumny czytając, jak wysoko oceniono jego 
umiejętności w całowaniu?

ROZDZIAŁ

6

W ciągu trzech dni od ukazania się „Contemporary Ca-nada" wszystkie bilety na 
weekend z zagadką w hotelu Dumont zostały wyprzedane. Brigitte zadzwoniła do 
zarządu BARF-u, by podzielić się dobrą nowiną i wysłała do Donny Ust z 
podziękowaniem za artykuł, który przyczynił się do rozreklamowania poŜytecznej 
imprezy.
Przyszło jej teŜ na myśl, Ŝe jest jeszcze ktoś, kto chciałby pewnie usłyszeć pomyślną 
wiadomość. Miała nadzieję, Ŝe moŜe Charlie sam się z nią skontaktuje. Niestety, 

background image

męŜczyzna milczał. Długo zastanawiała się, czy wypada jej samej do niego 
zadzwonić. Wreszcie zdecydowała, Ŝe nawet zwykła grzeczność wymaga, by 
powiadomić go o przygotowaniach do wekeendu z zagadką. Tak. Stanowczo powinna 
to zrobić, przekonywała samą siebie. Za nic nie przyznałaby się, Ŝe chciała po prostu 
usłyszeć Char-liego.
Po wystukaniu numeru włączyła się automatyczna sekretarka. Nagrany na taśmie głos 
powiadamiał z chłodną uprzejmością, Ŝe właściciel głosu jest teraz nieobecny, ale 
prosi o pozostawienie wiadomości. Brigitte opowiedziała w paru słowach o wynikach 
sprzedaŜy biletów na weekend z zagadką i poprosiła, Ŝeby Charlie zadzwonił do niej, 
jeśli będzie miał jakieś pytania. Podała swój prywatny numer telefonu, by nie musiał 
łączyć się z nią przez centralkę hotelu.
Minął juŜ prawie tydzień bez Ŝadnej wiadomości od Charliego. Brigitte przekonywała 
samą siebie, Ŝe moŜe zbytnio absorbowały go obowiązki zawodowe. Równie dobrze 
mógł wyjechać z miasta. MoŜliwe, Ŝe pozostawione przez nią informacje całkowicie 
zaspokoiły jego ciekawość. Czuła się rozczarowana, choć nie wierzyła w nagły brak 
zainteresowania. Doskonale pamiętała tamten ostatni pocałunek. No i te rysunki, które 
przysłał. Liczyła dni dzielące ich od następnego spotkania. Wtedy właśnie zaświtała 
jej w głowie pewna myśl. Automatyczna sekretarka mogła być przecieŜ zepsuta! 
MoŜliwe, Ŝe Charlie wcale nie otrzymał jej wiadomości. MoŜe powinna zadzwonić 
jeszcze raz, by upewnić się... JuŜ miała sięgnąć po słuchawkę, ale w ostatniej chwili 
zrezygnowała.
Automatyczna sekretarka w domu Charliego Battle'a działała sprawnie. Charlie 
otrzymał wiadomość od Brigitte. Prawdę mówiąc, wysłuchał jej głosu, poniewaŜ był 
w domu, kiedy zadzwoniła. Zabrakło mu odwagi, by podnieść słuchawkę i przyznać 
się, Ŝe ją słyszy.
- Cześć! Tu Brigitte Dumont.
Pogodny, wesoły głos. Taki jak ona sama. Przez moment ujrzał przed sobą jej 
uśmiechniętą twarz, Ŝyczliwie spoglądające błękitne oczy, pełne, słodkie usta. Poczuł 
zapach perfum. Zaraz jednak uprzytomnił sobie, Ŝe to Brigitte zdrajczyni. Oszukała 
go. Podstępnie zbliŜyła się do niego, skłoniła do zwierzeń, a potem wykorzystała. I 
pomyśleć, Ŝe odkrył przed nią najskrytsze tajemnice. Zapomniał o ostroŜności. 
Musiała się nieźle bawić. Był z nią szczery jak nigdy przedtem z Ŝadną inną kobietą. 
Ładnie mu odpłaciła, nie ma co! Opowiedziała o wszystkim swojej przyjaciółce, tej 
wścibskiej reporterce z „Contemporary Canada". Wystawiła go na pośmiewisko całej 
Ameryki!
Tak. Sam kupił tę przeklętą gazetę. Był ciekaw, co teŜ Donna o nim napisała. 
Spodobało mu się zdjęcie, jakie umieszczono obok artykułu. Przypomniało mu, jak 
wspaniale się czuł, trzymając w ramionach śliczną spadkobierczynię fortuny 
Dumontów. Uśmiechnął się na poły z dumą, na poły z rozbawieniem, kiedy przeczytał 
podpis pod zdjęciem: Siedem w skali Richtera. Dopiero po chwili uświadomił sobie, 
Ŝ

e to Brigitte uŜyła tego określenia.

Nie potrafił przypomnieć sobie koleŜanki z klasy, która nazwała go dziwakiem, toteŜ 
wcale nie poczuł się uraŜony. Zirytowała go natomiast wypowiedź kolegi z college 'u, 
ale poniewaŜ przebijał przez nią przyjazny ton, szybko darował mu tę drobną 
niedyskrecję. Najbardziej jednak zabolała go zdrada Brigitte Dumont. Otworzył się 
przed nią jak przed kimś bardzo bliskim, a ona go zawiodła. Wyraźnie dał jej przecieŜ 
do zrozumienia, ile znaczą dla niego wspólnie spędzone chwile, ona zaś podała do 
publicznej wiadomości szczegóły z jego Ŝycia osobistego. Podstępem i słodkimi 
uśmiechami skłoniła go, by odkrył przed nią swoje prawdziwe ja i wykorzystała to, by 
okrasić pikantnymi szczegółami artykuł przyjaciółki.
Niebacznie jej zaufał. Tak bardzo pragnął być z nią, Ŝe zapomniał o ostroŜności, co 

background image

Brigitte skwapliwie wykorzystała. Nigdy jej tego nie wybaczy.
Ze złością wyrwał kartkę z leŜącego na biurku szkicównika, zmiął i cisnął do kosza. 
Jeszcze do niedawna bawiła go myśl, Ŝe jego Cukiereczki do złudzenia przypominają 
Brigitte Dumont. Zastąpił wprawdzie koński ogon fryzurą z blond loczków, ale 
pozostał kuszący uśmiech i błękitne oczy. Za kaŜdym razem odkładał odrzucone 
rysunki na osobną kupkę, by pokazać Brigitte, jak często myślał o niej podczas pracy. 
Teraz zaś wszystkie te szkice, zmięte w małe kulki papieru, znalazły się w koszu na 
ś

mieci. Nie potrafił myśleć o niej inaczej niŜ Brigitte zdrajczyni.

PrzeraŜał go zbliŜający się weekend z zagadką. Wiedział, Ŝe nie moŜe zawieść. Dał 
słowo. Obiecał. Poza tym, scenariusz był juŜ gotowy, a z tego, co mówiła przez 
telefon Brigitte wynikało, Ŝe wszystkie bilety zostały wyprzedane.
Zresztą, czyŜ nie potrafi wcielić się w postać Fantasy Fuzza nawet u boku Brigitte 
zdrajczyni? W końcu to tylko dwa dni.
Poradzi sobie.
Brigitte z trudem hamowała zniecierpliwienie. Przez całe przedpołudnie 
bezskutecznie usiłowała dojść do porozumienia z członkami komitetu 
organizacyjnego przygotowującego w hotelu doroczny zjazd absolwentów miejsco-
wego college'u. Zaczęło się od tego, Ŝe dwóch z pięciu uczestników spotkania 
spóźniło się na zebranie i wszystkie szczegóły dotyczące uroczystej kolacji i dancingu 
musiały zostać przedyskutowane raz jeszcze. Brigitte miała szczerą ochotę wstać i 
wyjść. Powstrzymywała ją jedynie świadomość, Ŝe hotel Dumont szczycił się sprawną 
obsługą i dbałością o gości. Poza tym, to wcale nie ich wina, Ŝe zebranie wypadło 
akurat tego samego dnia, kiedy miał się pojawić sławny C.H.Battla. Chcąc nie chcąc, 
Brigitte cierpliwie wysłuchiwała pytań, podsuwała rozwiązania i pomagała podej-
mować decyzje.
Wreszcie udało jej się ustalić menu uroczystej kolacji i wybrać sposób udekorowania 
sali. ZdąŜyła juŜ pogodzić się z myślą, Ŝe z pewnością nie uda jej się powitać osobi-
ś

cie honorowego gościa. Obawy potwierdziły się, kiedy wpadła do recepcji. Charlie 

właśnie wchodził do windy.
No nie! Myślała, Ŝe będzie miała choć chwilkę czasu, by przyczesać włosy i 
odświeŜyć się przed tym spotkaniem. Ruszyła w stronę windy, ale w tej samej chwili 
drzwi kabiny zamknęły się. Podeszła do biurka recepcji.
- Czy to był pan Battle?
Sarah, recepcjonistka z dziennej zmiany, popatrzyła na nią spłoszona.
- Tak, panno Dumont. Wspomniałam panu Battle, Ŝe jest pani na zebraniu i Ŝe zaraz 
panią zawołam, ale on powiedział, Ŝeby pani nie przeszkadzać.
Brigitte wzruszyła ramionami.
- No cóŜ, pan Battle nie jest małym chłopcem. Jestem pewna, Ŝe nie miał trudności ze 
znalezieniem właściwego pokoju.
- Chyba nie był w najlepszym humorze - zauwaŜyła Sarah.
Czy dlatego, Ŝe nie wyszłam mu na powitanie? - pomyślała Brigitte.
- Dlaczego tak sądzisz?
- Był jakiś taki... obcesowy, jakby przyjazd tutaj nie był mu w smak.
- Hm... Czy posłano juŜ na górę kosz z upominkami? Sarah skinęła głową.
- Jak tylko się zameldował.
- W takim razie powinien juŜ dotrzeć. Chyba pójdę na górę i zobaczę, co się da 
zrobić, Ŝeby poprawić nastrój naszemu honorowemu gościowi.
W kwadrans później odświeŜona i uczesana Brigitte zapukała do drzwi apartamentu 
Charliego Battle'a. Drzwi uchyliły się natychmiast. Dziewczyna powitała gościa ra-
dosnym uśmiechem.
MęŜczyzna mruknął coś niewyraźnie na jej widok. Stał w progu, mierząc ją 

background image

niechętnym spojrzeniem.
- Ja... myślałam, Ŝe moŜe miałbyś ochotę napić się wina - zaczęła, potrząsając 
trzymanymi w dłoniach kieliszkami.
Charlie przyglądał jej się ponuro.
- Nie sądzę - burknął po dłuŜszej chwili.
Choć Brigitte nie rozumiała jego zachowania, postanowiła, Ŝe nie da się tak łatwo 
zbyć.
- Skądinąd wiem, Ŝe zwykle nie masz nic przeciwko lampce wina wczesnym 
popołudniem - przypomniała z uśmiechem.
- Nie dziś.
Brigitte obrzuciła go zaniepokojonym wzrokiem.
- Daj spokój, Charlie. OdpręŜ się. Rozchmurz.
- Właśnie to miałem zamiar zrobić.
Brigitte czekała, aŜ męŜczyzna usunie się z przejścia i wpuści ją do środka, ale 
Charlie nadal tkwił w drzwiach.
- Słyszałam, Ŝe ludziom zdarza się czasem wstać z łóŜka lewą nogą, ale to juŜ chyba 
przesada - zniecierpliwiła się.
- Spotkamy się za dwie godziny, aby omówić scenariusz. Muszę mieć trzeźwą głowę.
- A więc otrzymałeś moją wiadomość?
- Owszem. - W jego głosie było tyle samo entuzjazmu, co w głosie skazańca, któremu 
właśnie odczytano wyrok.
Zwykle Brigitte potrafiła radzić sobie z humorami innych ludzi. Tym razem jednak 
instynkt podpowiadał jej, Ŝe nie były to tylko kaprysy czy przejściowy zły nastrój. 
Charlie wcale nie był zdenerwowany. Z jego zachowania wyraźnie przebijała 
wrogość.
  Dlaczego? Co się stało? Pytania same cisnęły się na usta, ale zabrakło jej odwagi, by 
je wypowiedzieć głośno. Patrzyła na męŜczyznę szeroko otwartymi ze zdziwienia błę-
kitnymi oczami, szukając w jego spojrzeniu czułości i zrozumienia. Znalazła jedynie 
chłodną obojętność.
- No cóŜ, w takim razie zobaczymy się później - powiedziała cicho.
Charlie przytaknął w milczeniu. Odwrócił głowę, unikając jej badawczego wzroku. 
Wiedział, Ŝe gdyby teraz spojrzał w te pełne smutku jasne oczy, byłby zgubiony.
- Witamy w hotelu Dumont, panie Battle - dodała Brigitte, po czym odwróciła się i 
wolno ruszyła korytarzem.
Charlie westchnął. Powinien być zadowolony, Ŝe tak szybko udało mu się jej pozbyć. 
Odczuwać ulgę, Ŝe nie musi tłumaczyć, wyjaśniać. Być z siebie dumnym, Ŝe potrafił 
zapanować nad emocjami, nie dał się zwieść jej urokowi.
Ze złością zatrzasnął drzwi pokoju. Przekręcił klucz. Tak. To było proste. O wiele 
trudniej jednak będzie mu wyrzucić Brigitte Dumont z serca.
Brigitte celowo spóźniła się na umówione spotkanie. Po nieprzyjemnym powitaniu 
wolała uniknąć sam na sam z C.H.Battle'em.
Pośrodku pokoju leŜała szmaciana kukła rozmiarów dorosłego męŜczyzny. Obok 
przyklęknął Charlie Battle. Towarzyszyły mu zaróŜowione z podniecenia Jennifer i 
Nicole.
- A więc to jest nasza ofiara - stwierdziła Brigitte, siadając na kanapie.
- Nazywał się Vincent Langton, ale Nicole i ja mówiłyśmy do niego wujaszek Vin - 
poinformowała ciotkę Jennifer.
- Zginął od strzału prosto w serce z tej oto broni - dodała Nicole, potrząsając 
trzymanym w ręku pistoletem.
Claire zbladła.
- OdłóŜ to natychmiast, Nicole!

background image

- PrzecieŜ on wcale nie jest prawdziwy - odparła dziewczynka. - Pan Battle kupił go w 
sklepie z zabawkami.
- Wygląda jak prawdziwy - zdziwiła się Brigitte.
- Wiele rzeczy tak wygląda, choć są zwykłymi imitacjami. Podobnie rzecz ma się z 
niektórymi ludźmi - zauwaŜył Charlie, patrząc na nią znacząco.
Po raz pierwszy od chwili, gdy Brigitte weszła do pokoju, męŜczyzna popatrzył jej 
prosto w twarz. Ciarki przeszły jej po plecach. Dlaczego w jego wzroku było tyle 
nienawiści? Co takiego zrobiła?
- Nie rozumiem, dlaczego sprzedają takie paskudztwa w sklepach z zabawkami. - 
Claire z niesmakiem potrząsnęła głową.
- To replika prawdziwego pistoletu. Niektórzy ludzie kolekcjonują je jak inni 
ołowiane Ŝołnierzyki czy modele samochodzików - wyjaśnił Charlie.
- Ładne hobby, nie ma co. - Claire zmarszczyła brwi. - OdłóŜ to, Nicole.
- Ale...
- JuŜ raz powiedziałam.
Nicole niechętnie spełniła polecenie matki.
- Czy mogę juŜ rozlewać krew? - spytała Jennifer. W ręku trzymała buteleczkę z 
ciemnoczerwonym, gęsta-wym płynem, mającym imitować ludzką krew.
- Dopiero kiedy rozłoŜą dywan - odparł Jean-Pierre. Odwrócił się do Brigitte. - 
Stephen i Claude poszli na strych po ten stary dywan z przedpokoju. No wiesz, ten 
poplamiony farbą. Nasz nieszczęsny nieboszczyk będzie się mógł na nim wykrwawić 
na śmierć.
- To powinno spodobać się widzom.
- Nicole i ja zajmiemy się tym - oświadczyła Jennifer z powaŜną miną.
Janet połoŜyła dłoń na zaokrąglonym brzuchu.
- To ja juŜ sobie pójdę.
Brigitte roześmiała się rozbawiona
- A więc, kto opowie mi coś więcej o naszym drogim nieboszczyku? Jak mu tam, 
Langley, Langów?
- Langton - poprawił ją ojciec. - Był najlepszym przyjacielem Stephena.
- Byli w tej samej druŜynie narciarskiej - dodała Marguerite Dumont. - Traktowaliśmy 
go prawie jak syna.
- Właśnie dlatego nazywałyśmy go wujaszkiem Vin-nie'em - wtrąciła Jennifer.
- Ku niezadowoleniu swego ojca - uzupełniła Claire - choć dla świętego spokoju 
Claude starał się to tolerować.
- O! CzyŜ nie czyni go to podejrzanym? - spytała Brigitte.
- Nie bardziej od Claire - zauwaŜyła jej matka. - To właśnie ona jest głównym 
powodem takiego stanu rzeczy, a Dumontowie znani są ze swej porywczości.
Claire westchnęła cięŜko.
- PrzecieŜ to juŜ tyle lat...
- Mam nadzieję, Ŝe chociaŜ ty nie romansowałaś z tym podrywaczem Langtonem. - 
Brigitte popatrzyła pytająco na matkę.
- No cóŜ. - Marguerite Dumont zrobiła niewinną minkę. - Kiedyś. To był sylwester. 
Vincent leczył akurat złamane serce i trochę za duŜo wypił. Stephen i twój ojciec 
przywołali go do porządku. Następnego dnia bardzo wszystkich przepraszał. Zresztą, 
nikt z nas nie potraktował tego powaŜnie.
Brigitte popatrzyła na ojca.
- Chyba Ŝe znany ze swej porywczości Jean-Pierre nie potrafił zapomnieć o tym 
incydencie. Dusił w sobie gniew i czekał na odpowiedni moment, by się zemścić.
- W takim razie on równieŜ jest podejrzany - zauwaŜyła Claire. - Nieźle pomyślane, 
panie Battle. A ty, Brigitte

background image

- odwróciła się do siostry - nie jesteś ciekawa, co ci przypisano?
- AŜ boję się pytać.
- Masz najlepszy motyw ze wszystkich Dumontów, Cukiereczku - oświadczył 
Charlie. - Zmarły był twoim...
- Kochankiem! - wypaliła Nicole.
- ... narzeczonym - dokończył męŜczyzna.
- Pokłóciłaś się z nim przy kolacji. Wszyscy słyszeli
- dodała Jennifer.
- Dałaś mu w twarz - cieszyła się Nicole. - Powiedziałaś, Ŝe o wszystkim wiesz.
- No, no, no. - Brigitte z niedowierzaniem pokręciła głową. - Jak się okazuje, niezły 
gagatek z tego Vincenta. A więc, ja równieŜ miałam powód, by pragnąć jego śmierci.
- I to niebłahy. Dwa miliony dolarów.
- Dwa miliony dolarów?
- Langton uczynił cię głównym spadkobiercą swojego majątku - wyjaśnił Charlie. - 
Oczywiście, najpierw musiałaś podpisać intercyzę przedmałŜeńską.
- Intercyzę przedmałŜeńską? JakieŜ to romantyczne!
- zadrwiła Brigitte. - Drogi Vinnie był doprawdy czarującym kochankiem.
- Będziesz bogatą kobietą, Cukiereczku. O ile nie skończysz na krześle elektrycznym.
Jennifer aŜ pokraśniała z zadowolenia.
- Będziesz musiała pocałować Fuzza, cioteczko Brigitte - poradziła - Ŝeby był po 
twojej stronie.
Do pokoju weszli Stephen i Claude, dźwigając cięŜki, zwinięty w długą belę dywan. 
Charlie uniósł kukłę, po czym ułoŜył ją na rozwiniętym dywanie.
- Czy mogę juŜ zaczynać? - Nicole sięgnęła po buteleczkę z płynem imitującym krew.
- Jeszcze momencik. - Charlie uśmiechnął się.
- To ja wychodzę - oznajmiła Janet. Stephen westchnął.
- Nie znosi widoku krwi, nie moŜe się schylać, nie wolno jej pić wina, nie moŜe 
patrzeć na jajecznicę...
- A ty nie moŜesz urodzić dziecka, więc jesteśmy kwita
- podsumowała Janet, biorąc męŜa pod ramię. - Chodźmy, tatuśku. Właśnie przyszła 
ś

wieŜa dostawa do kiosku z pamiątkami. Mogę ponaklejać ceny, pod warunkiem, Ŝe 

będziesz otwierał kartony.
- No, nie wiem, czy będę w stanie - mruknął Stephen.
- Właśnie straciłem najlepszego przyjaciela.
- Zanim zaczniesz się nad nim uŜalać, pomyśl o tej reporterce z gazety sportowej, 
którą Vincent sprzątnął ci sprzed nosa. Jak ona miała na imię?
- Samantha.
- Ach, więc i Stephen miał powód, by Ŝyczyć śmierci panu Langtonowi - zauwaŜyła 
Brigitte.
- CóŜ to za motyw! - pogardliwie prychnął jej brat.
- To stara historia. A poza tym - uśmiechnął się do Ŝony
- Vinnie zrobił mi przysługę. Inaczej nigdy nie poznałbym Janet.
- No, no. Nie podlizuj się. I tak będziesz musiał otwierać kartony.
- O BoŜe! Co za nudziara!
- Nie wiem, co byś zrobił bez tej nudziary - ucięła dyskusję Janet, biorąc męŜa pod 
ramię i popychając w stronę drzwi.
- Czy moŜemy juŜ rozlać krew? - dopytywała się Nicole.
- Tak - zezwolił Charlie. - Tylko bądźcie uwaŜne. Trzeba zrobić to tak, by rana 
wyglądała naturalnie.
- Chyba zaczekam do jutra i obejrzę to razem z gośćmi - oznajmiła Marguerite 
Dumont.

background image

- Będziemy na dole, w recepcji - poinformował zebranych Jean-Pierre, podając Ŝonie 
ramię. - Powinniśmy osobiście powitać naszych gości.
Brigitte postanowiła skorzystać z okazji.
- Pójdę z wami, tatku - oświadczyła, podnosząc się z kanapy. - Jeśli zrobi się tłoczno, 
pomogę recepcjonistce.
Charlie popatrzył na nią zaskoczony.
- Nie moŜesz jeszcze odejść. Nie powiedziałem ci, na czym polega twoja rola.
- A... tak. - Brigitte niechętnie opadła z powrotem na kanapę.
Jak mogła zapomnieć?! Na dobrą sprawę, nic w tym dziwnego. Miała tyle innych 
obowiązków. Przejęła większość spraw związanych z prowadzeniem hotelu. Oczy-
wiście, nikt nie nalegał, by po ukończeniu szkoły wróciła do Bow Valley i podjęła tu 
pracę, ale wydawało jej się to całkiem naturalne. Poza tym, naprawdę kochała ten 
hotel. Tu się urodziła i wychowała. Nie wyobraŜała sobie, Ŝe mogłaby kiedyś opuścić 
to urocze miejsce. Była zła na siebie, Ŝe pozwoliła, by Ŝycie prywatne przeszkodziło 
jej w sumiennym wypełnianiu codziennych obowiązków. Zmarszczyła brwi.
Dobrze, panie Battle, zaperzyła się w duchu. Bądź gbu-rowaty i niegrzeczny! MoŜesz 
do woli obnosić tę nadętą minę! Nic a nic mnie to nie obchodzi. Ten weekend ma być 
największym sukcesem roku i dopnę swego. Z twoją pomocą lub bez niej.
Z rozmyślań wyrwał Brigitte wybuch śmiechu.
86 ♦ CUKIERECZEK_
- Ale bomba! Świetnie! - wykrzykiwała Nicole. Obie dziewczynki klęczały na środku 
pokoju, zafascynowanym wzrokiem przyglądając się, jak sztuczna krew wąskim stru-
myczkiem spływa z piersi „ofiary" i wolno wsiąka w dywan.
- Gdzie to się kupuje? - zainteresowała się Jennifer.
- Niech pan jej nie mówi! - wtrąciła pośpiesznie Claire.
- Ale, mamo...
- Powiedziałam - ucięła krótko Claire.
- Jeszcze trochę, dobrze? - nalegała Jennifer.
- Wystarczy - mruknął Charlie. - Nie wszyscy mogą znieść takie widoki.
- Mięczaki! - stwierdziła pogardliwie Nicole.
- Nicole! - skarciła ją matka.
- Czy pamiętacie, co macie mówić, jeśli ktoś zapyta was o pana Langtona? - zwrócił 
się do sióstr Charlie.
- Kochałyśmy wujaszka Vinnie'ego - wyrecytowała Jennifer, przybierając smutną 
minkę. - Za kaŜdym razem, kiedy tu przyjeŜdŜał, przywoził nam słodycze i zabawki.
- I traktował mnie jak dorosłą kobietę - wtrąciła Nicole. - Podrywał mnie - 
zachichotała. - Na BoŜe Narodzenie pocałował mnie w usta. Mamie się to bardzo nie 
spodobało.
Brigitte uśmiechnęła się, patrząc na starszą siostrę.
- No proszę! Nie tylko wzgardzona kochanka, ale przestraszona matka.
- Ty równieŜ nie byłaś tym zachwycona - poinformował ją Charlie. - A jaka była 
twoja reakcja? - zwrócił się do Nicole.
- Byłam trochę zmieszana. Chciałam, Ŝeby nikt o tym nie wiedział - powtórzyła 
wyuczoną rolę dziewczynka.
- Świetnie!-pochwalił ją męŜczyzna.
- Dlaczego nie chce pan nam powiedzieć, co mamy ukrywać? - dopytywała się Nicole.
- Powiem wam później. W ten sposób unikniemy ryzyka, Ŝe niechcący coś się wam 
wypsnie. Dowiecie się razem ze wszystkimi.
- Myślę, Ŝe powinnam wiedzieć wcześniej - upierała się dziewczynka.
- Wtedy nie byłoby to takie ciekawe. - Charlie uśmiechnął się.
Nicole odwzajemniła uśmiech. Ona równieŜ dała się zwieść jego urokowi, pomyślała 

background image

Brigitte, patrząc na siostrzenicę.
- Jeśli skończyłyście juŜ pomagać panu Battle, czas przebrać się do kolacji - 
zarządziła Claire.
- Czy mogłybyśmy zostać jeszcze chwilę? - nalegała Nicole.
- Macie juŜ tylko pól godziny - przypomniała jej matka. - Akurat tyle, Ŝeby zmienić 
sukienki i zapleść włosy.
Dziewczynki niechętnie podniosły się z dywanu, poŜegnały się grzecznie i posłusznie 
pomaszerowały za matką. Brigitte została sam na sam z C.H.Battle'em. Cały wysiłek 
skoncentrowała na tym, by nie okazać zdenerwowania. NiewaŜne, Ŝe potrafił być 
naprawdę czarującym człowiekiem. CóŜ z tego, Ŝe pachniał tak samo jak wtedy, kiedy 
ją całował. To wszystko było teraz bez znaczenia. Zresztą, nie byli tu dla 
przyjemności. JuŜ niedługo hotelowa jadalnia zapełni się gośćmi, którzy zapłacili 
grube pieniądze, by w towarzystwie sławnego detektywa głowić się nad rozwiązaniem 
zagadki tajemniczego morderstwa w hotelu Dumont.
- Zatem... - zaczęła, przesiadając się z kanapy na krzesło, jak najdalej od męŜczyzny.

ROZDZIAŁ
7

Brigitte usiadła wygodnie i załoŜyła wysoko nogę na nogę. Charlie musiał w duchu 
przyznać, Ŝe miała wspaniałe nogi. Trudno było zapomnieć, jaką atrakcyjną i pociąga-
jącą kobietą jest Brigitte Dumont. Ona zaś ze swej strony wcale mu tego nie ułatwiała.
- Zatem - powtórzył, naśladując jej ton.
Przez chwilę patrzyli na siebie z nieukrywaną niechęcią.
- Kto pierwszy znajdzie ciało? - zapytała Brigitte.
- Twój brat, Stephen - odparł Charlie. - Vincent był jego przyjacielem. Kiedy Langton 
nie pojawi się na kolacji, Stephen pójdzie na górę do jego pokoju, by dowiedzieć się o 
przyczynę spóźnienia.
- I, jak przypuszczam, zastanie tam swoją siostrę, stojącą w jakimś powiewnym 
negliŜu nad ciałem kochanka z dymiącym rewolwerem w dłoni?
- Mam nadzieję, Ŝe w swojej kolekcji bielizny znajdziesz stosowny strój.
Brigitte popatrzyła na niego zaskoczona.
- Nie jestem pewna. Mam chyba jakąś koszulkę, ale nie sądzę...
- Tylko Ŝartowałem - przerwał jej Charlie. - Nikt nie byłby tak głupi, aby dać się 
przyłapać z bronią w ręku nad ciałem ofiary.
- Nawet Cukiereczek? - W głosie Brigitte zabrzmiała ironiczna nutka.
- Rewolwer, a raczej pistolet zostanie znaleziony dopiero jutro - wyjaśnił sucho 
męŜczyzna. - Dziś wieczór będziesz spokojnie jadła kolację w towarzystwie gości i 
wraz z innymi głośno zastanawiała się, co teŜ zatrzymało Vincenta.
- CzyŜby jakaś nowa miłostka? - zadrwiła. Charlie zignorował tę zaczepkę.
- Nie zaszkodzi, jeśli będzisz lekko zniecierpliwiona. MoŜesz od czasu do czasu 
zerkać wymownie na zegarek i puste krzesło. Chcesz, aby goście domyślili się, Ŝe coś 
jest nie w porządku. Pod koniec kolacji mimochodem zapytasz Stephena, czy nie wie, 
co zatrzymało Vincenta. Twój brat i jego Ŝona wyraźnie się zmieszają. Stephen 
zaoferuje się, Ŝe pójdzie na górę i sprawdzi, czy Vincent jest u siebie w pokoju.
- Chcesz, by goście to słyszeli? MęŜczyzna przytaknął.
- Będą mogli później porównać swoje notatki i omówić to, co usłyszeli. Pod koniec 
wieczoru okaŜe się, Ŝe kaŜde wypowiedziane podczas kolacji słowo jest bardzo 
istotne. Nim jednak to nastąpi, chcę, Ŝeby pozostawali w niepewności, czy chodzi o 
niegroźny kryzys w rodzinie, czy moŜe to juŜ część naszej zagadki.
- A ty? Będziesz na kolacji? Charlie przecząco pokręcił głową.

background image

- Nie zapominaj, Ŝe Fantasy Fuzz pojawia się dopiero, kiedy morderstwo zostanie 
odkryte.
- W jaki sposób to się stanie?
- Tak, jakby to wszystko działo się naprawdę - odparł Charlie. - Przeanalizujmy to 
jeszcze raz. Stephen idzie na górę i znajduje swego najlepszego przyjaciela martwego. 
Jak myślisz, co by wtedy zrobił?
- Bez wątpienia zadzwoniłby na policję.
- A oni przysłaliby Fuzza. Co dalej?
- Potem zawiadomiłby ojca.
- Jak?
Brigitte zamyśliła się. Charlie przyglądał jej się z mimowolnym zachwytem. Usta 
młodej kobiety były takie kuszące! Postanowił jednak, Ŝe drugi raz nie popełni tego 
samego błędu i nie pozwoli wywlekać swoich spraw osobistych na forum publiczne.
- Stephen z pewnością nie chciałby opuścić miejsca zbrodni. Ktoś mógłby tam wejść i 
zatrzeć ślady - myślała głośno Brigitte. - Pewnie zadzwoniłby do recepcji i poprosił, 
by przekazano ojcu wiadomość.
- Hm. - MęŜczyzna zmarszczył brwi.
Przez chwilę Brigitte poczuła nieodpartą chęć, by podejść do niego, usiąść mu na 
kolanach i pocałunkami wygładzić zmarszczki na czole. Na szczęście, szybko opano-
wała tę pokusę, przypomniawszy sobie, jak zmienne bywały humory przystojnego 
autora komiksów. ZwaŜywszy jego obecny nastrój, nie zdziwiłaby się, gdyby ją 
odepchnął.
- Vincent był twoim narzeczonym - ciągnął męŜczyzna. - Stephen z pewnością 
chciałby powiedzieć ci, co zaszło, nim dowiedzą się o tym inni członkowie rodziny.
- MoŜliwe - zgodziła się Brigitte. - Kazałby ojcu zabrać mnie ze sobą na górę?
- Właśnie. Dokładnie tak. Starszy pan przeczyta kartkę od Stephena, podejdzie do 
ciebie i poprosi, Ŝebyś wyszła z nim na chwilę. Będziesz zaskoczona i głośno 
zapytasz, co się stało.
- Myślę, Ŝe nie zrobiłabym tego - zaprotestowała Brigitte.
- Czego?
- No, gdyby ojciec podszedł do mnie podczas kolacji i poprosił, bym z nim wyszła, 
starałabym się robić jak najmniej zamieszania.
- MoŜesz chyba trochę poudawać - burknął Charlie. - To przecieŜ twoja specjalność.
Brigitte popatrzyła na niego zdziwiona. Skąd się wzięła ta wrogość w jego głosie? 
Dlaczego jest taki złośliwy?
- Wkrótce potem wróci twój ojciec i głośno oznajmi, Ŝe zostało popełnione 
morderstwo, a wszyscy goście proszeni są o pomoc w odnalezieniu winnego. Dobrze 
by było podzielić ich na grupy.
- JuŜ o tym pomyślałam. Przy kolacji, obok kaŜdego nakrycia, znajdzie się odwrócona 
do góry karta. Cztery kolory to cztery grupy, figury zaś utworzą piątą.
- Bardzo pomysłowe - niechętnie przyznał Charlie.
- Drobiazg - mruknęła Brigitte. - Czy chcesz, aby zespoły po kolei zapoznawały się z 
„miejscem zbrodni"?
- Właśnie. Twój ojciec przedstawi mnie jako detektywa Fuzza z miejscowej policji, a 
ja przeprowadzę wizję lokalną, zwracając uwagę detektywów amatorów na pewne 
istotne szczegóły. Potem goście będą pewnie chcieli porozmawiać z tobą i 
Stephenem. Czy jest tu jakaś salka konferencyjna lub coś w tym rodzaju?
- Oczywiście - zapewniła Brigitte.
- Przyprowadź ze sobą Ŝonę Stephena, Janet. Na tym etapie wy troje jesteście 
najbardziej podejrzani. Vincent był twoim narzeczonym i najlepszym przyjacielem 
twego brata. To właśnie Stephen odkrył ciało, Janet zaś jest w ciąŜy i wszyscy będę 

background image

ciekawi, jak przyjęła wiadomość o tragedii.
- Czy mam teŜ zabrać ze sobą zapas chusteczek?
- Od czasu do czasu moŜesz uronić łezkę czy dwie - poinstruował Charlie. - Wyobraź 
sobie, Ŝe to wszystko stało się naprawdę. To ułatwi sprawę. Będziesz zrozpaczona, to 
całkiem naturalne. Postaraj się sprawić wraŜenie, Ŝe coś ukrywasz. Przygotuj się na 
to, Ŝe wezmą cię w krzyŜowy ogień pytań.
- W krzyŜowy ogień pytań? - zdziwiła się Brigitte. -PrzecieŜ dopiero co straciłam 
narzeczonego.
- Będą bezlitośni. Przekonasz się. WspółmałŜonkowie i narzeczeni ofiary zawsze są 
najbardziej podejrzani. A szczególnie, kiedy chodzi o piękną kobietę. Będą chcieli 
wiedzieć, jak naprawdę układały się stosunki między tobą i Vinnie'em. Spytają, czy 
byliście kochankami.
- I co mam odpowiedzieć?
- Wykręcaj się. Udaj zawstydzoną. MoŜesz wzruszyć ramionami i stwierdzić, Ŝe 
byliście zaręczeni - dodał, naśladując piskliwy kobiecy głos.
Brigitte z trudem powstrzymała śmiech.
- Innymi słowy, mam przyznać się do winy, unikając odpowiedzi wprost.
- To nie powinno być trudne. Przy twoich zdolnościach.
Choć pozornie stwierdzenie to brzmiało jak komplement, Brigitte wyczuła w głosie 
męŜczyzny wyraźną drwinę.
- Spytają teŜ - ciągnął - czy byłaś mu wierna i czy Vincent cię nie zdradzał. Te pytania 
powinny wyprowadzić cię z równowagi. To nasunie podejrzenie, Ŝe wasz związek nie 
naleŜał do udanych. Pamiętaj, aby wszystkie grupy uzyskały te same informacje. Nasi 
detektywi obejrzą najpierw „miejsce zbrodni", a potem kaŜda grupa będzie miała 
kwadrans na rozmowę z tobą, Stephenem i Janet.
- Musimy przygotować coś, by wypełnić im czas, kiedy będą czekali na swoją kolej - 
myślała głośno Brigitte. - Przed kolacją zaśpiewamy „Balladę o Fantasy Fuzzie". 
Claire moŜe uczyć słów.
- Myślę, Ŝe będą zbyt zaaferowani, by się nudzić. Claire zdradzi im, Ŝe ty i Vincent 
byliście zaręczeni, Claude da do zrozumienia, Ŝe nie lubił Langtona, dziewczynki zaś 
będą ze łzami w oczach wspominać dobrego wujaszka.
Brigitte roześmiała się rozbawiona.
- Od razu wiedziałam, Ŝe ten weekend z zagadką to świetny pomysł. Ale nigdy nie 
przypuszczałam, Ŝe to takie ekscytujące. Jestem pod wraŜeniem, Charlie.
Zaskoczyła go. Wypowiedziała jego imię słodko i czule. Wyobraził sobie, jak szepcze 
je w zupełnie innych, daleko bardziej intymnych okolicznościach.
- Więc to dlatego BARF zaŜyczył sobie samego C.H.Battle'a? - rzucił ostro, zły za to 
swoje rozmarzenie.
Brigitte popatrzyła na niego zaskoczona. W głosie męŜczyzny zabrzmiał gniew. Nie 
miała pojęcia, co mogło być tego przyczyną. CzyŜby uwaŜał, Ŝe go wykorzystano? 
Nie. To zupełnie nie trzymało się kupy. BARF zwrócił się do niego z uprzejmą 
prośbą, a on z ochotą przystał na propozycję. CzyŜby był aŜ tak dwulicowy?
- Czy nie powinniśmy włączyć do akcji kogoś z pracowników hotelu? - spytała.
- Czy są zaprzyjaźnieni z rodziną?
- Oczywiście.
- A więc wiedzieliby o twoich zaręczynach z Vincen-tem Langtonem?
- śartujesz! W tym hotelu nie moŜna nawet kichnąć w samotności.
- W takim razie posłuŜymy się barmanem. Vincent często odwiedzał bar w 
towarzystwie róŜnych członków rodziny. Poza tym, co tu ukrywać, lubił sobie wypić.
Brigitte z niesmakiem zmarszczyła zgrabny nosek.
- Nie ma co! Ładnego narzeczonego mi wybrałeś.

background image

- Czy mogłabyś wprowadzić do komputera, Ŝe Vincent zameldował się w hotelu we 
czwartek wieczorem i poprosić w recepcji, by przekazywali tę informację gościom?
Brigitte westchnęła.
- To trochę niezgodne z przepisami, ale chyba moŜemy zrobić wyjątek.
- A co myślisz o pokojówce, która sprząta na górze? - zamyślił się Charlie. - Z 
pewnością byłaby ciekawa, jak układało ci się z Vincentem.
- Ciekawa?
- No wiesz, jak kaŜda kobieta. Szukałaby śladów na potwierdzenie, Ŝe odwiedzałaś 
swego narzeczonego w jego pokoju. Mogłaś zostawić szczotkę do włosów, 
szczoteczkę do zębów, koszulkę.
Brigitte zmarszczyła brwi.
- MoŜliwe, choć mogę cię zapewnić, Ŝe gdyby okazało się, iŜ rozsiewa jakieś plotki, 
natychmiast zostałaby zwolniona. Mimo to, nie moŜna wykluczyć, Ŝe pokojówki by-
wają ciekawskie. MoŜe powinniśmy wprowadzić ją w całą sprawę. Mogłaby być 
waŜnym świadkiem. W końcu popełniono morderstwo.
- Dobry pomysł - przytaknął Charlie. - Pokojówka mogłaby podsunąć naszym 
detektywom, Ŝe w Ŝyciu Vin-centa Langtona była jakaś inna kobieta.
- No nie! Doprawdy nie wiem, co ja mogłam widzieć w tym wstrętnym, dwulicowym 
draniu - zdziwiła się Brigitte.
- Powiem krótko: pieniądze. Brigitte zmarszczyła brwi.
- Skoro był taki bogaty i najwyraźniej wcale mu na mnie nie zaleŜało, dlaczego, u 
licha, chciał się ze mną oŜenić?
Charlie zawahał się. Na końcu języka miał odpowiedź, Ŝe jest tysiąc powodów, dla 
których męŜczyzna chciałby związać się z kobietą taką jak ona. Zamiast tego 
stwierdził sucho:
- Otwórz oczy, Cukiereczku. Vincent tak naprawdę kochał tylko siebie. No i moŜe 
jeszcze narty. Twoja rodzina posiada ekskluzywny hotel w górach. Gdyby cię 
poślubił, mógłby do końca Ŝycia popijać najlepszą whisky, flirtować z pięknymi 
kobietami i nikt nigdy nie zapytałby go nawet, w jaki sposób zarabia na Ŝycie.
- Wcale się nie dziwię, Ŝe ktoś go w końcu zastrzelił - stwierdziła Brigitte. -À propos, 
kto wyświadczył światu tę przysługę?
- W niedzielę przy śniadaniu pewna osoba złoŜy bardzo dramatyczne oświadczenie - 
oznajmił tajemniczo męŜczyzna.
Brigitte z niedowierzaniem pokręciła głową.
- Naprawdę nie mógłbyś uchylić rąbka tajemnicy? Charlie roześmiał się rozbawiony.
- Jesteś zupełnie taka sama jak twoja siostrzenica. Tak. Tylko Ŝe Brigitte Dumont nie 
miała trzynastu lat.
Była dorosłą kobietą, świadomą swego uroku i atrakcyjności. Podczas gdy Nicole 
złościła się i robiła naburmuszoną minkę, Brigitte uśmiechała się uwodzicielsko.
Do licha! Dlaczego wtedy ją pocałował? Dlaczego spróbował tych słodkich, 
czerwonych ust? Teraz nie potrafił juŜ myśleć o niczym innym. Czy to naprawdę takie 
waŜne, Ŝe była odrobinę niedyskretna? Gdyby znów mógł wziąć ją w ramiona i 
posmakować tych miękkich, słodkich warg...
Większość ludzi uwaŜała, Ŝe to wspaniałe uczucie
być sławnym człowiekiem. Dlaczego więc nie skorzystać z nadarzającej się okazji, by 
mieć z tego coś dla siebie?
- No cóŜ, w takim razie chodźmy na dół - stwierdziła Brigitte, podnosząc się z 
krzesła.
Charlie popatrzył na nią zaskoczony.
- Co proszę?
- Jeśli zejdziemy teraz do baru, unikniemy tłoku. O tej porze jest tam prawie pusto - 

background image

wyjaśniła. - Będziesz mógł porozmawiać z barmanem. Kto wie, moŜe jeśli wlejesz w 
siebie trochę alkoholu, to uda mi się wyciągnąć z ciebie, kto zamordował mojego 
niewiernego narzeczonego - dodała z uśmiechem.
- Zapomnij o tym. Mam wyjątkowo mocną głowę. Zgodnie z przewidywaniami 
Brigitte w „San Sousi",
hotelowym nocnym klubie, było prawie pusto. Brigitte zaprowadziła Charliego prosto 
do baru, gdzie przedstawiła go ciemnowłosemu młodzieńcowi.
- Jake, to pan C.H.Battle. Chciałby porozmawiać z tobą chwilę. Charlie, to Jake, 
najlepszy barman po tej stronie gór.
MęŜczyźni uścisnęli sobie dłonie.
- To pan jest ten gość od „Fantasy Fuzza"? Charlie przytaknął.
Brigitte podniosła opuszczany blat i wsunęła się za kontuar.
- Idź z panem Battle, Jake. Zastąpię cię przy barze.
- JuŜ się robi, szefowo.
Brigitte odprowadziła ich wzrokiem, po czym rozejrzała się po półkach. Miała 
nadzieję, Ŝe Ŝadnemu z gości nie przyjdzie do głowy zamówić coś bardziej 
skomplikowanego od dŜinu z tomkiem czy rumu z colą.
Charlie w skrócie zapoznał barmana z sytuacją.
- Vincent nie naleŜał do pana ulubionych klientów tłumaczył. - Nie podobał się panu 
sposób, w jaki traktował swoją narzeczoną, pannę Dumont. Tak się składa, Ŝe bardzo 
lubi pan Brigitte. MoŜe pan nawet udawać, Ŝe jest w niej trochę zadurzony.
- To nie będzie trudne - powiedział barman. Miał około trzydziestu lat, długie, 
związane w ogonek włosy i sylwetkę boksera.
Charlie popatrzył w stronę baru, gdzie Brigitte wesoło rozmawiała z gośćmi.
- Czy... czy coś was łączy? - spytał cicho. Jake popatrzył na niego zaskoczony.
- Człowieku! To córka właściciela. Poza tym jest moją szefową. Nawet by na mnie 
nie spojrzała.
- Aprobowałeś?
- Tylko w marzeniach - wyznał Jake. - Jestem tu przecieŜ barmanem.
- Czy myślisz, Ŝe to mogłoby jej przeszkadzać?
- Brigitte? SkądŜe! Ona dla wszystkich jest miła i przyjaźnie nastawiona.
- Więc dlaczego nie próbowałeś?
- PoniewaŜ lubię swoją pracę i zaleŜy mi na posadzie. Ale przede wszystkim cenię 
wygodne Ŝycie. Przypuśćmy, Ŝe nawet coś by z tego wyszło. Ona nadal byłaby córką 
właściciela, a ja barmanem.
- Pewno ma wielu adoratorów.
- Kręci się koło niej wielu facetów, ale Brigitte trzyma ich na dystans. Nie kaŜdy ma 
to szczęście, by się do niej zbliŜyć.
Mnie się to udało, pomyślał Charlie. A przynajmniej tak mu się wydawało. 
Przypomniał sobie o zdradzie, jakiej dopuściła się Brigitte i ogarnął go gniew. Dosyć! 
Nie po to tu jest, by dyskutować o prywatnym Ŝyciu pięknej panny Dumont.
- Tak więc, wracając do scenariusza, Langton ostro flirtował z innymi kobietami - 
wyjaśniał Jake'owi. - Tamtego feralnego popołudnia równieŜ tu był. Brigitte przyszła 
po niego. Zapłacili rachunek i zaraz wyszli. Nie wyglądali na szczęśliwych. 
Poprzedniego wieczoru Vincent spotkał się tu z Claire. Pomyślał pan, Ŝe to trochę 
dziwne, bo Claire rzadko odwiedzała bar i zawsze w towarzystwie Claude'a. Dlatego 
właśnie obserwował ich pan. Wyglądali, jakby się o coś spierali. Claire była bardzo 
zdenerwowana i wkrótce wyszła. Aha, proszę pamiętać, Ŝe nie jest pan zbyt rozmow-
ny. Proszę czekać na konkretne pytania.
- Jasne! Buzia na kłódkę. Odpowiadam dopiero, kiedy zapytają. - Jego uwagę zwrócił 
mały ruch przy barze. - Miło mi było pana poznać, panie Battle - powiedział wstając - 

background image

ale lepiej juŜ wrócę do pracy. Ten gość, który właśnie wszedł, pija tylko Harveya 
Wallbangersa, a Brigitte gotowa podać mu tequile lub coś w tym rodzaju.
Charlie podniósł się od stolika, by powitać nadchodzącą.
- Dobra wiadomość - uśmiechnęła się Brigitte. - Rozmawiałam z jedną z pokojówek. 
Angie zgodziła się zostać dziś trochę dłuŜej i odpowiadać na pytania naszych dete-
ktywów. Musisz tylko powiedzieć jej, co ma mówić. Angie świetnie nadaje się do tej 
roli. To straszna gaduła. Usta jej się nie zamykają.
- Wspaniale.
- Skoro więc nie masz juŜ Ŝadnych pytań, pójdę do recepcji i wprowadzę dane 
Vincenta do komputera.
- W porządku - przytaknął Charlie. - Ja zaś porozmawiam z szefem kuchni. Chcę 
podziękować mu za ten wspaniały tort.
- Gérard będzie wniebowzięty. O ile wiem, szykuje podobny na dzisiejszy wieczór. 
Zaprowadzę cię do kuchni.
Charlie z podziwem obserwował kucharza. Gérard podniecony tą niecodzienną wizytą 
dwoił się i troił, wyjaśniając swemu ulubionemu autorowi tajemnice sztuki kulinarnej.

ROZDZIAŁ
8

Brigitte westchnęła, opierając łokcie o blat długiego, konferencyjnego stołu.
- Nigdy nie przypuszczałam, Ŝe smutek moŜe być tak wyczerpujący.
- Szok równieŜ. - Janet przyłączyła się do narzekań szwagierki. - Gdybym musiała 
choć minutę duŜej trzymać się za brzuch, przysięgam, Ŝe wpadłabym w histerię.
- Pierwsze trzy zespoły nie były takie złe, ale te dwa ostatnie... Szkoda gadać - ocenił 
Stephen. - Z trudem powstrzymałem się, by nie walnąć tamtego grubasa w okularach 
po gębie, kiedy zaczął sugerować coś więcej niŜ męską przyjaźń między mną i 
Vincentem.
- A... tamten. To jakiś prawnik z Montrealu - wyjaśniła Brigitte. - On i jego trzej 
koledzy celowo pozamieniali się kartami, by znaleźć się w innych grupach. Konkurują 
ze sobą.
- Powinienem był się tego domyślić po sposobie zadawania pytań.
- Myślę, Ŝe jesteś po prostu trochę zmęczony. - Janet czule poklepała męŜa po 
policzku. - Poza tym, dobrze mu odpowiedziałeś.
- O tak! - potaknął Stephen.
- Teraz, kiedy jesteśmy sami, czy moŜesz powiedzieć mi, co naprawdę stało się z 
twoją ręką? - poprosiła Brigitte, patrząc na duŜy ciemnofioletowy siniec na prawej 
ręce brata.
Stephen uniósł dłoń do góry i przyjrzał się jej z zachwytem.
- Charlie namalował to posługując się farbkami do jedzenia, które poŜyczył u Gerarda 
- wyjaśnił. - Wygląda zupełnie jak prawdziwy, co?
- Nawet mnie udało ci się zmylić - przyznała Brigitte.
- To świetnie! - ucieszył się Stephen. - Charlie kazał mi mówić, Ŝe uderzyłem się, 
przestawiając kartony z pamiątkami. Kiedy spytałaś przy kolacji, co mogłoby pozo-
stawić taki ślad, a ja odpowiedziałem, Ŝe nie pamiętam, detektywi aŜ zapomnieli o 
jedzeniu.
- Oczywiście, wszyscy domyślili się, Ŝe pobiłeś się z Vincentem, bo ofiara ma na 
twarzy podobnego siniaka. Dlaczego tak upierałeś się przy tamtej wersji?
- Charlie mu kazał - włączyła się Janet. - A

 

propos, domyślasz się moŜe, kto jest 

mordercą?
- W niedzielę rano nastąpi pewne dramatyczne wyznanie - odparła Brigitte, naśladując 

background image

tajemniczy ton Charlie-go. - Ciekawe, kto to będzie.
- To jeszcze nie takie pewne - wtrącił Stephen. - Charlie chce odsunąć ten moment 
najdalej jak to moŜliwe. Póki co, tylko ty, siostrzyczko, moŜesz spać spokojnie.
- Ja? - zdziwiła się Brigitte. - Dlaczego właśnie ja?
- PoniewaŜ Cukiereczek zawsze okazuje się niewinny.
- Tylko w sprawie o morderstwo - dodała Brigitte.
- Jeśli o mnie chodzi, teŜ mam zamiar dobrze się wyspać - oznajmiła Janet, podnosząc 
się od stołu. - Nawet jeśli to ja zamordowałam Vincenta Langtona, choć doprawdy nie 
pojmuję, dlaczego miałoby mi zaleŜeć na śmierci najlepszego przyjaciela mego męŜa.
- A moŜe tamten grubas miał rację - podsunęła Brigitte. - MoŜe ta przyjaźń nie była aŜ 
tak niewinna.
Brat rzucił jej pełne urazy spojrzenie.
- Chodźmy - ponagliła męŜa Janet. - PomoŜesz pewnej bardzo zmęczonej i bardzo 
cięŜarnej podejrzanej połoŜyć się do łóŜka.
- Tylko pod warunkiem Ŝe ja teŜ będę mógł wejść do tego łóŜka - zastrzegł Stephen.
- Nie ulega wątpliwości, Ŝe juŜ raz się w nim znalazłeś.
- Brigitte roześmiała się.
- A ty, co będziesz robić? - zainteresowała się Janet
- Pójdziesz do baru?
- Nie sądzę.  - Brigitte przecząco pokręciła głową.
- Myślę, Ŝe to nie byłoby na miejscu. Nie zapominaj, Ŝe właśnie straciłam 
narzeczonego. Zajrzę na „miejsce zbrodni" i zobaczę, jak sobie radzi nasz wspaniały 
detektyw.
Janet obrzuciła ją uwaŜnym spojrzeniem.
- Oczywiście, to zainteresowanie jest czysto zawodowe?
- Jasne! - zapewniła Brigitte, choć stwierdzenie to mijało się z prawdą. Nie mogła 
doczekać się chwili, kiedy znajdzie się z Charliem sam na sam.
Zapukała cicho. Drzwi otworzyły się prawie natych- . miast i Brigitte znalazła się 
twarzą w twarz z Charliem. MęŜczyzna zmarszczył brwi. Brigitte z trudem opanowała 
chęć, by rzucić się mu w ramiona i zaŜądać wyjaśnień,
dlaczego tak nagle zmienił swój stosunek do niej i przez cały dzień był chłodny i 
odpychający.
- Ja... ja chciałam sprawdzić, czy wszystko w porządku - wyjąkała, wchodząc do 
ś

rodka.   —

- Jak najbardziej - zapewnił ją Charlie. - Nasi detektywi byli bardzo dociekliwi. Jeden 
miał nawet aparat i przez cały czas robił zdjęcia.
- Wiem. Sfotografował teŜ siniak na ręce Stephena. Nie mam pojęcia, skąd się biorą 
takie pomysły.
- O tak! Język mi zesztywniał od odpowiadania w kółko na te same pytania. - Dał się 
słyszeć kobiecy głos.
Brigitte rozejrzała się dookoła.
- Angie? - zdziwiła się. Dopiero teraz zauwaŜyła pokojówkę. - Nie zauwaŜyłam cię.
- Właśnie wychodziłam i wspomniałam panu Battle, Ŝe od tego gadania zaschło mi w 
gardle - tłumaczyła Angie. - Pan Battle był tak miły, Ŝe zaproponował drinka.
- O! - Brigitte popatrzyła na butelki znajdujące się na stoliku.
- Znaleźliśmy je w barku - wyjaśnił Charlie. - Proszę dopisać to do mojego rachunku.
- Nie bądź śmieszny - skarciła go Brigitte. - Jesteś przecieŜ naszym honorowym 
gościem. Zostawię tylko kartkę dla pokojówki, Ŝeby uzupełniła zapasy.
- A moŜe się do nas przyłączysz? - zaproponował męŜczyzna.
- Hm... jeśli znajdzie się trochę białego wina. - Brigitte przysiadła na krześle. PoŜerała 
ją ciekawość, co naprawdę robiła Angie sam na sam z Charliem. Na pierwszy rzut oka 

background image

wszystko wyglądało całkiem niewinnie.
- O co cię najczęściej pytali? - zwróciła się do pokojówki.
- O całą masę rzeczy. Przede wszystkim, czy znalazłam coś niezwykłego w pokoju 
pana Langtona? Czy sądzę, Ŝe pan Langton miał jakichś gości? Czy nie zauwaŜyłam 
przypadkiem, jak ktoś wchodzi lub wychodzi z jego pokoju? Czy znałam go osobiście 
i czy nie dostrzegłam nic dziwnego w jego zachowaniu?
Brigitte z uwagą przyglądała się pokojówce. Angie była wysoką, postawną kobietą 
około czterdziestki. Miała utlenione na platynowy blond włosy, a szeroki uśmiech 
odsłaniał nierówne zęby. Angie mogła podobać się męŜczyznom. Była miłą, wesołą 
osobą, o pogodnym usposobieniu i Ŝyczliwym spojrzeniu ciemnych oczu. Mimo to 
Brigitte jakoś nie potrafiła wyobrazić jej sobie z młodszym o dobre pięć lat 
C.H.Battle'em.
Zresztą, kto wie, pomyślała z niechęcią. MoŜe tlenione blondynki były w jego typie. Z 
pewnością nie moŜna było powiedzieć tego o filigranowych brunetkach.
- I co odpowiedziałaś?
Brigitte zaczęła Ŝałować, Ŝe w ogóle przyjęła to zaproszenie. Gdyby Charlie nie 
chłodził dla niej butelki białego wytrawnego wina, opuściłaby pokój pod byle 
pretekstem.
- Dokładnie to, co mówił mi pan Battle - opowiadała Angie. - śe łóŜko wyglądało, 
jakby ktoś w nim spał i Ŝe ostatniej nocy musiała odwiedzić pana Langtona jakaś ko-
bieta, prawdopodobnie pani, panno Brigitte. Chyba nie ma pani nic przeciwko temu?
Brigitte wzruszyła ramionami.
- Taki był scenariusz.
- Och, to taka świetna zabawa! - ciągnęła Angie. -A pani, panno Brigitte, gra 
Cukiereczka, prawda? To musi być cudowne.
- Owszem - potwierdziła Brigitte.
- Wszyscy z obsługi zastanawiają się, kto jest mordercą. Robią nawet zakłady - 
paplała wesoło pokojówka.
- Tak? A kogo typują?
- Większość męŜczyzn uwaŜa, Ŝe to musiała być pani, poniewaŜ była pani z nim 
zaręczona, ale ci, którzy czytują "Fantasy Fuzza" wiedzą, Ŝe to niemoŜliwe, bo 
Cukiereczek zawsze jest niewinny. Najwięcej osób stawia na pana Stephena. Kiedy 
usłyszeli o tym jego wypadku z ręką... - u-rwała i popatrzyła pytająco na Charliego. - 
A moŜe uchyliłby pan rąbka tajemnicy i dał biednej Angie zarobić parę dolarów?
- Przykro mi. - Charlie bezradnie rozłoŜył ręce.
- Nawet ja nie znam nazwiska mordercy - dodała Brigitte.
- Naprawdę? - zdziwiła się Angie. - Hm, w takim razie wszyscy mają równe szanse.
Brigitte sięgnęła po butelkę i napełniła kieliszek.
- Dziękuję, Ŝe zgodziłaś się zostać dziś dłuŜej i pomóc nam, Angie - zwróciła się do 
pokojówki.
- Nic wielkiego. To naprawdę świetna zabawa. Zrobiłabym to nawet za darmo, choć 
nie przeczę, Ŝe przyda się te dodatkowe parę groszy. Będę mogła przesłać je mojej 
ma-łej.
Brigitte popatrzyła na nią zaskoczona.
- Masz córkę? Pokojówka skinęła głową.
- Jest na uniwersytecie - oświadczyła z dumą. - Pracuje wieczorami, Ŝeby zarobić na 
studia. Chce zostać biologiem.
- Musisz być z niej bardzo dumna.
- Jestem. - Angie dopiła drinka i odstawiła szklankę. Westchnęła. - Świetnie się 
bawiłam, ale na mnie juŜ pora - oznajmiła, podnosząc się z kanapy. - W kuchni będą 
chcieli wiedzieć, jak było, a jutro rano trzeba wstać do pracy.

background image

Charlie odprowadził ją do drzwi. Nie wrócił na swoje miejsce. Stał oparty o kontuar 
baru i mierzył Brigitte uwaŜnym spojrzeniem.
Brigitte umoczyła usta w winie.
- Przepraszam, jeśli przeszkodziłam - powiedziała cicho.
W niczym nie przeszkodziłaś.
- To dobrze - uśmiechnęła się. - Myślałam... Chciałam tylko spytać, czy nie 
potrzebujesz juŜ tego pokoju. Mam rezerwację na jutro rano.
- Nie, skądŜe! Nie będzie juŜ nam potrzebny.
- MoŜemy zanieść kukłę do mojego biura.
- Pomogę ci - zaproponował. Brigitte przecząco potrząsnęła głową.
- Zawołam boya i powiem mu, Ŝeby wziął ze sobą wózek na brudną bieliznę. 
Przykryjemy Vincenta prześcieradłem i zwieziemy słuŜbową windą.
MęŜczyzna przytaknął w milczeniu.
- Charlie?
- Tak? - Ciemne oczy męŜczyzny mierzyły ją z chłodną obojętnością.
- Sama się wszystkim zajmę - dokończyła sucho. -MoŜesz juŜ iść.
Ale Charlie wcale nie chciał odchodzić. Chciał porwać ją w ramiona, przytulić do 
piersi i zatrzymać tak na zawsze, na resztę Ŝycia. Choć jednak bardzo pragnął to 
uczynić, jakaś niewidzialna siła trzymała go w miejscu, krępowała ruchy.
Brigitte patrzyła na męŜczyznę wyczekująco. Dlaczego nic nie mówi? Dlaczego tak 
stoi i patrzy na nią głodnymi oczyma?
- Naprawdę moŜesz juŜ iść - powtórzyła. - Dam sobie radę.
Kazała mu odejść. Wyraźnie dawała do zrozumienia, Ŝe nie chce go tutaj. CóŜ robić? 
Charlie skinął głową i wyszedł z pokoju. Czuł jednocześnie gniew, wstyd i upoko-
rzenie. Po chwili ochłonął i odetchnął. Był ocalony, bezpieczny, choć zarazem 
opuszczony. Większość Ŝycia spędził samotnie, ałe nigdy dotąd samotność nie 
wydawała mu się tak dojmująca.
Brigitte odczekała, aŜ umilkną na korytarzu kroki męŜczyzny, po czym ukryła twarz 
w dłoniach. Z jej piersi wyrwał się Ŝałosny jęk. Nie miała pojęcia, w jaki sposób uda 
jej się przetrwać ten weekend. Na dodatek w roli Cukiereczka! Ta postać narzucała 
przecieŜ określony sposób bycia. Powinna uśmiechać się zalotnie i flirtować z 
Charliem detektywem. MoŜe nawet będzie musiała go, o zgrozo, pocałować!
Dobry BoŜe! Na pewno będzie musiała go pocałować. I do tego w obecności tłumu 
gości. To nie byłoby takie trudne, gdyby... Brigitte zadrŜała, bo oto uświadomiła so-
bie, Ŝe jest zakochana.

ROZDZIAŁ

9

Brigitte z narastającym zainteresowaniem obserwowała ostrą wymianę zdań pomiędzy 
siostrzenicami. Nicole i Jennifer zaczęły od pełnych wyrzutu spojrzeń i gniewnych 
pomruków, które w krótkim czasie przerodziły się w otwartą kłótnię. Jennifer 
poderwała się. Odepchnięte gwałtownym ruchem krzesło z głuchym łoskotem runęło 
na podłogę. Wszystkie głowy zwróciły się w stronę stołu zajmowanego przez rodzinę 
Dumontów. Nicole obrzuciła młodszą siostrę wymownym spojrzeniem.
- A obiecałaś, Ŝe nikomu nie powiesz! - zawołała oskarŜycielsko.
- Ale ja naprawdę muszę - broniła się Jennifer. - To zbyt niebezpieczne. - Podeszła do 
siedzącej po przeciwnej stronie matki i pochyliła się do jej ucha.
- O BoŜe! Nie! - wykrzyknęła Claire. Popatrzyła na męŜa, po czym zerwała się od 
stołu i podeszła do starszej córki. Claude pośpieszył za Ŝoną. Claire mijając Charliego 
rzuciła cicho:

background image

- Pan teŜ powinien o tym wiedzieć.
Charlie wolno podniósł się z krzesła i dołączył do pozostałych. Claire szeptem 
zwróciła się do starszej córki. Nicole posłusznie wstała od stołu i opuściła jadalnię 
pod opieką rodziców i honorowego gościa.
Brigitte z zadowoleniem odnotowała zainteresowanie, jakie wzbudziła ta scenka. Jej 
siostrzenice bezbłędnie odegrały wyznaczone role. Claire i Claude okazali zrozumiałe 
w takiej sytuacji zaniepokojenie i rodzicielską troskę.
Jennifer była w siódmym niebie. Nareszcie znalazła się w centrum uwagi. Stała 
pośrodku sceny, a pięćdziesiąt par oczu przyglądało jej się uwaŜnie, chłonąc kaŜde 
słowo.
Wszystko wskazywało na to, Ŝe weekend z zagadką będzie największym 
wydarzeniem roku nie tylko w hotelu Dumont, ale w całym Bow Valley. Brigitte 
cieszył ten fakt, chociaŜ pojawienie się autora"Fantasy Fuzza" wprowadziło 
zamieszanie w jej Ŝycie prywatne. Poranna narada przed śniadaniem była dla niej 
prawdziwą torturą. Choć przez cały czas czuła na sobie uwaŜny wzrok Charliego, 
męŜczyzna zdawał się zupełnie ją ignorować. Rozmawiał ze wszystkimi poza nią. 
Początkowo myślała, Ŝe moŜe to ona jest trochę przewraŜliwiona, ale kiedy 
wychodzili z pokoju, podszedł do niej Stephen i zapytał:
- Czy on nadal gniewa się na ciebie za nazwanie go karykaturzystą?
Brigitte obojętnie wzruszyła ramionami.
- Nie wiem, o czym mówisz.
Zatroskana mina brata świadczyła, Ŝe Stephen wcale jej nie uwierzył.
- Daj spokój! To drobiazg - ucięła krótko.
Nie miała zamiaru zwierzać się nikomu z tego, co zaszło wczorajszego wieczoru 
między nią i Charliem. Zresztą, cóŜ mogła powiedzieć? śe spędzili razem kilka 
miłych chwil, a ona od razu się zakochała? śe podarował jej dwa śmieszne rysunki, z 
których jasno wynikało, Ŝe nie była mu obojętna, a potem zjawił się tu, traktując ją 
wręcz wrogo?
Drzwi otworzyły się i do jadalni wkroczył detektyw Fuzz wraz z resztą towarzystwa. 
Oznajmił, Ŝe właśnie przed chwilą doręczono mu narzędzie zbrodni, po czym wyjął z 
kieszeni kurtki zawinięty w serwetkę pistolet. Poprosił równieŜ, by wszyscy 
członkowie rodziny Dumontów weszli na scenę.
Z widowni posypały się pytania. Kto znalazł broń i kiedy? Jaki to kaliber? Skąd 
wiadomo, Ŝe z tej właśnie broni zastrzelono Vincenta Langtona?
Fuzz złoŜył formalne oświadczenie, z którego wynikało, Ŝe wnuczka pana Dumont, 
Nicole Silvani, znalazła broń w podstawce jednej z popielniczek stojących w 
korytarzu przy windach na piętrze, na którym popełniona została zbrodnia. Był to 
dziewięciomilimetrowy półautomatyczny pistolet produkcji niemieckiej. Z oględzin 
zwłok wynikało niezbicie, Ŝe Vincent Langton zmarł na skutek rany od kuli kaliber 22 
lub 38. Dopóki kula nie zostanie usunięta z ciała i nie dokona się specjalnej 
ekspertyzy batalistycznej, trudno stwierdzić z absolutną pewnością, Ŝe znaleziony 
pistolet jest narzędziem zbrodni. Goście chcieli równieŜ wiedzieć, kiedy i w jakich 
okolicznościach Nicole znalazła broń. Charlie podsunął więc dziewczynce mikrofon.
- Znalazłam go wczoraj wieczorem - szepnęła Nicole, rzucając przestraszone 
spojrzenie w stronę stojącej nieopodal matki.
Brigitte była dumna z siostrzenicy. Urodzona aktorka!
- Mama nie pozwoliła mi wejść do pokoju, gdzie leŜał wujaszek Vinnie, więc kiedy 
wszyscy poszli spać, pojechałam tam - opowiadała Nicole. - Gdy wychodziłam z win-
dy, zauwaŜyłam, Ŝe jedna z popielniczek stoi trochę krzywo. Chciałam ją poprawić i 
wtedy... wtedy znalazłam ten pistolet. Schowałam go do torebki.
- Właśnie odesłano popielniczkę do laboratorium -wtrącił Fuzz.

background image

- Dlaczego nie poinformowałaś wcześniej o swoim odkryciu? - zwrócił się do 
dziewczynki jeden z detektywów amatorów otaczających scenę.
- Bałam się.
Fuzz opiekuńczo objął szczupłe plecy dziewczynki.
- Czego się bałaś, skarbie? - spytał miękko. Nicole ukryła twarz na piersi męŜczyzny.
- Bo... bo ktoś zamordował wujaszka Vinnie'ego i...
- Znasz ten pistolet, prawda, Nicole? Czy to dlatego bałaś się powiedzieć o swoim 
odkryciu? Wiesz, do kogo naleŜy ta broń, czy tak?
- Nie! - wykrzyknęła Nicole, z trudem powstrzymując łkanie.
Fuzz odwrócił się do Brigitte.
- A pani, Cukiereczku? Pani teŜ rozpoznaje ten pistolet, prawda?
Brigitte zadrŜała. Po raz pierwszy nazwał ją Cukiereczkiem. Publiczność zareagowała 
gromkimi brawami. Brigitte odczekała, aŜ brawa umilkną, po czym, przybierając 
słodką minkę, uśmiechnęła się niewinnie do detektywa.
- Ja?... Ja nie znam się na... pistoletach.
- No jasne! - mruknął Fuzz, po czym przeniósł wzrok na Stephena. - A pan, Dumont? 
Kolekcjonuje pan broń?
- SkądŜe! - zaprzeczył pytany. - Nigdy nie miałem w ręku pistoletu.
- Wiec moŜe pański przyjaciel? Czy to Vincent Lang-ton gromadził pistolety?
- Nic mi o tym nie wiadomo.
- Jedyna broń, jaką u niego widziałam, to stary samu-rajski miecz - wtrąciła Brigitte. - 
Wisiał nad kominkiem.
- Dzięki za pomoc, Cukiereczku - uśmiechnął się Fuzz, po czym odwrócił się do 
Claire. - A pani, pani Silvain? Czy wie pani, do kogo naleŜy ten pistolet?
- Czy mogłabym przyjrzeć się z bliska temu pistoletowi? - nieoczekiwanie do przodu 
wysunęła się Marguerite Dumont.
Fuzz bez słowa podał jej broń.
- Osoba, do której naleŜy ten pistolet, nie ma nic wspólnego z popełnioną w tym 
domu zbrodnią - oświadczyła stanowczo Marguerite, oddając detektywowi broń.
- Skąd ta pewność?
- Jestem tego pewna, poniewaŜ ten pistolet jest moją własnością.
Na widowni dały się słyszeć podniecone głosy.
- NaleŜał do mojego ojca - ciągnęła pani Dumont. - To pamiątka z wojny. Widzi pan 
ten napis na kolbie?
- Kto wiedział o jego istnieniu? - dopytywał się Fuzz.
- Hm... - zamyśliła się Marguerite - ja, mój mąŜ, moje dzieci... Wątpię, aby Nicole czy 
Jennifer go widziały. Nie trzymam broni na wierzchu. Zresztą, zachowałam ten pi-
stolet jako jedyną pamiątkę po moim zmarłym ojcu.
- MoŜna wiedzieć, gdzie pani go przechowywała?
- W górnej szufladzie kredensu, pod obrusami mojej matki. Nigdy ich nie uŜywam, 
ale czasami... czasami lubię na nie popatrzeć.
- A gdzie jest ten kredens?
- W naszym apartamencie.
- Tak więc tylko najbliŜsza rodzina wiedziała o istnieniu tego pistoletu i miała do 
niego dostęp? - nalegał detektyw.
Marguerite Dumont popatrzyła na niego z niepokojem.
- No, nie powiedziałabym. Dwa razy w tygodniu słuŜba hotelowa sprząta cały 
apartament. KaŜda z pokojówek mogła znaleźć tę broń, zabrać ją i... komuś 
przehandlować. MoŜliwe, Ŝe stało się to juŜ dawno.
- Czy broń była naładowana?
Marguerite rzuciła Charliemu pełne urazy spojrzenie.

background image

- Nie jestem taka głupia, by trzymać naładowany pistolet w domu, w którym są dzieci, 
detektywie Fuzz. ChociaŜ... była amunicja. W takim kartonowym pudełku. Mój ojciec 
lubił sobie postrzelać na Nowy Rok, kiedy jeszcze Ŝył. Nie sądzę jednak, aby od jego 
ś

mierci ktoś uŜywał tego pistoletu.

- Myli się pani, pani Dumont - odparł Charlie. - Wygląda na to, Ŝe ktoś z niego 
strzelał. I to całkiem niedawno.
Marguerite zbladła.
- Chyba nie sądzi pan, Ŝe Vincent został zabity z tej właśnie broni?
- To się okaŜe - oznajmił Fuzz i przystąpił do zbierania odcisków palców osób, które 
przypuszczalnie dotykały pistoletu.
- Mając odciski palców naleŜące do obu dziewczynek - wyjaśnił - zaoszczędzimy 
pracy kolegom z laboratorium. Nie będą musieli głowić się nad identyfikacją odci-
sków palców osób, które przypuszczalnie nie miały ze zbrodnią nic wspólnego - 
dodał, po czym oświadczył, Ŝe udaje się do laboratorium policyjnego.
Brigitte wraz z resztą rodziny pozostała w jadalni, by odpowiadać na pytania gości.
Detektyw Fuzz pojawił się z powrotem dopiero pod koniec lunchu, by poinformować 
zebranych, Ŝe tak jak przypuszczał, kulę, którą wyjęto z ciała ofiary, wystrzelono z 
pistoletu będącego własnością Marguerite Dumont. Choć oficjalny raport z sekcji 
zwłok nie został jeszcze ogłoszony, koroner powiedział mu w sekrecie, Ŝe denat zmarł 
na skutek postrzału w klatkę piersiową z bliskiej odległości. Siniaki i opuchlizna na 
twarzy powstały na dobrych parę godzin przed śmiercią.
Goście uzyskali teŜ informację, Ŝe testy batalistyczne wykazały, Ŝe morderca był 
prawdopodobnie tego samego wzrostu co ofiara.
- A więc uwaŜa pan, Ŝe był to męŜczyzna? - dopytywali się detektywi amatorzy.
- No cóŜ - odchrząknął Fuzz. - O ile mi wiadomo, pan Langton liczył około metra 
siedemdziesięciu pięciu centymetrów. Tyle samo, co średniego wzrostu kobieta w 
pantoflach na wysokim obcasie. Na przykład pani, Cukiereczku - odwrócił się do 
Brigitte. - Jest pani średniego wzrostu, prawda?
- Nie mierzyłam się ostatnio - odparła Brigitte. -A moŜe pan chciałby mnie zmierzyć? 
- spytała, uśmiechając się zalotnie.
Charlie zacisnął zęby. Nigdy dotąd nie zdarzyło się, Ŝeby Fantasy Fuzz stracił 
koncept. Ale do tej pory sławny detektyw nie miał do czynienia z Brigitte Dumont.
- Jakieś metr sześćdziesiąt pięć, co? - zauwaŜył głośno. Brigitte zmarszczyła brwi. Jak 
on śmiał patrzeć na nią
w ten sposób! I to w obecności tych wszystkich ludzi. JuŜ ona mu pokaŜe!
- Wiesz, Fuzz, lubię facetów, którzy zwracają uwagę na szczegóły - odpowiedziała, 
przysuwając się bliŜej.
- To mój zawód, Cukiereczku. Skrzywienie zawodowe.
- Gdyby nie mój stan, ryknęłabym sobie czegoś mocniejszego - westchnęła Janet, 
sięgając po puszkę coli.
- Co za dzień! Nawet zagorzały abstynent nie odmówiłby sobie drinka po tym, co 
dzisiaj przeszłyśmy - zgodziła się z bratową Brigitte, łykając dwie aspiryny.
Siedziały w przytulnym salonie Stephena i Janet, gdzie skryły się przed natrętnymi 
detektywami amatorami.
- Nasi goście traktują tę zabawę bardzo serio - zauwaŜyła Brigitte.
- I to jak! - przytaknęła Janet. - Mam juŜ serdecznie dosyć tych wszystkich pytań. 
Kiedy jeden z nich po raz setny zapytał mnie, co stało się Stephenowi w rękę, oświad-
czyłam, Ŝe w kłótni uderzyłam go wałkiem do ciasta.
- PowaŜnie? - Brigitte roześmiała się.
Naprawdę - zapewniła Janet. - A najlepsze w tym wszystkim, Ŝe on mi chyba 
uwierzył. Pewnie myśli, Ŝe odkrył bardzo waŜny motyw.

background image

- To jeszcze nic - oznajmiła Brigitte. - Wyobraź sobie, Ŝe wczoraj wieczorem w barze 
jeden z tych wścibskich gości próbował mnie upić, Ŝeby wyciągnąć jakieś informacje. 
Miał czelność pytać, czy przypadkiem Vincent i ja nie mieliśmy jakichś... hm, 
szczególnych upodobań seksualnych. Na szczęście udało mi się uciec, nim posunął się 
za daleko.
- Chwilami to przestaje być śmieszne. - Janet westchnęła. - Trzy osoby pytały mnie, 
ile mam wzrostu. A właśnie, czy ty nosisz czerwone koronkowe majteczki?
- Więc ciebie równieŜ o to pytali?
- Wygląda na to, Ŝe Angie powiedziała naszym detektywom, iŜ ścieląc łóŜko w 
pokoju nieszczęsnego Vincenta, znalazła czerwone majteczki. Skoro nie są twoje, to 
znaczy, Ŝe nasz Vinnie nie był grzecznym chłopcem.
- Był wstrętnym draniem - burknęła Brigitte, popijając wino. - Dziewczynki świetnie 
się dziś rano spisały, nie sądzisz?
- O tak! - zgodziła się jej bratowa. - Przypadkiem słyszałam, jak Nicole opowiadała o 
wszystkim jednej ze swoich przyjaciółek. Była w siódmym niebie, a kiedy jeszcze 
sam wielki C.H.Battle objął ją ramieniem, o mało nie zemdlała. To jej słowa.
- Klasyczny przypadek szczenięcego zauroczenia.
- Skoro mowa o C.H.Battle'u... - zaczęła Janet.
- Nie wiedziałam, Ŝe rozmawiamy o Battle'u - przerwała jej Brigitte. - Przysięgłabym, 
Ŝ

e mówiłyśmy o tym, co Nicole opowiadała przyjaciółce.

- Jest wspaniały jako Fuzz - nie dawała za wygraną Janet. - Publiczność go uwielbia.
- To zrozumiałe. Bilety wcale nie były takie tanie.
- Daj spokój, Brigitte - Ŝachnęła się jej bratowa. - MoŜesz być ze mną szczera. 
Jesteśmy tu same. Wiem, Ŝe coś was łączy.
- Akurat!
- Nie jestem ślepa. Widziałam, jak on na ciebie patrzy.
- Spojrzenia to jego specjalność. Nie czytałaś artykułu Donny?
- Ale tylko na ciebie tak patrzy - zauwaŜyła Janet. - Tamtego wieczoru, gdy tańczyłaś 
z ojcem, wprost poŜerał cię wzrokiem.
- Kiedy tańczyłam?
- No wiesz, na wieczorze rodzinnym. Stephen teŜ to zauwaŜył.
- Stephen ma kompleks starszego brata. Zawsze podejrzewał wszystkich męŜczyzn, 
którzy się koło mnie kręcili, Ŝe mają jakieś nieczyste zamiary.
- Nikt nie mówi o zamiarach! Ale gołym okiem widać, Ŝe mu się podobasz.
Brigitte odstawiła pusty kieliszek.
- Naprawdę?
- No jasne! - zapewniła ją bratowa. - To musi być okropne, kiedy masz ochotę poznać 
kogoś bliŜej, a cała rodzinka bacznie cię obserwuje - dodała współczująco. Brigitte 
westchnęła.
- Nie wiem, co się ze mną dzieje, Janet. To takie skomplikowane. Chyba się 
zakochałam, a on jest taki... taki dziwny.
- Dziwny? - Janet popatrzyła na szwagierkę zaskoczona. Brigitte opowiedziała jej całą 
historię.
- Sama widzisz, Ŝe to tak, jakbym znała dwie róŜne osoby - zakończyła cicho. - 
Czułego, delikatnego męŜczyznę, w którym się zakochałam i niegrzecznego gbura, 
który mnie nie cierpi.
- Nie mogę w to uwierzyć. - Janet z niedowierzaniem pokręciła głową.
- PrzecieŜ sama widziałaś, jak on mnie traktuje. Raz jest...
- Nie mówię o Charliem - przerwała szwagierce Janet. - Miałam na myśli ciebie.
- Mnie?
- Kiedy wyszłam za Stephena i zamieszkałam w hotelu Dumont, wydawałaś mi się 

background image

szalenie pewną siebie osobą.
- Ja?
Janet przytaknęła.
- Jesteś ładna, zgrabna, pełna Ŝycia, otoczona tłumem wielbicieli - ciągnęła Janet - Nie
wiedziałam, czy będę potrafiła cię polubić, ale jesteś taka miła, Ŝe lubiłabym cię, 
nawet gdybyś nie była siostrą Stephena - dodała.
- A teraz trudno ci uwierzyć, Ŝe ten chodzący ideał moŜe mieć jakieś problemy z 
męŜczyznami?
- Trudno - przytaknęła Janet. - Choć widzę, Ŝe ta historia mocno ci dopiekła.
- A więc okazuje się, Ŝe nawet ideał nie jest wolny od trosk. - Brigitte zaśmiała się. - 
Coś takiego!
- Nie chciałam cię zranić. - Janet popatrzyła na nią przepraszająco. - Jeśli słuchałaś 
mnie uwaŜnie, powinnaś wiedzieć, Ŝe ja tylko nie spodziewałam się, Ŝe będę kochać 
cię jak siostrę. A tak właśnie jest, Brigitte. I bardzo się o ciebie martwię.
Brigitte westchnęła.
- Wiesz, zawsze zastanawiałam się, dlaczego jesteś wobec mnie taka nieufna.
- Robisz wraŜenie bardzo pewnej siebie osoby. Chyba trochę się ciebie obawiałam - 
wyznała Janet. -1 wiesz, co myślę, Brigitte? Charlie jest pewnie nieśmiały. MoŜe on 
teŜ się ciebie trochę boi.
- Charlie? Nieśmiały?! - Brigitte popatrzyła na bratową zaskoczona. - Mówię ci, ten 
facet to skała. Przypuszczasz, Ŝe się mnie obawia. AleŜ on ma nade mną ogromną 
przewagę!
- Nie o to chodzi. Podejrzewam, Ŝe on lęka się zaangaŜować.
Brigitte zmarszczyła brwi.
- Ale dlaczego?
- Na Boga, Brigitte! - zniecierpliwiła się Janet. - Czy ty naprawdę tego nie widzisz? 
Popatrz na swego ojca. Na całą rodzinę Dumontów. Czy moŜesz mu się dziwić, Ŝe 
czuje się onieśmielony?
Brigitte zamyśliła się.
- A więc niech i tak będzie - stwierdziła po chwili. - Zastanówmy się jeszcze raz. Jest 
nieśmiały. A moŜe ma juŜ kogoś i dlatego wolałby się ze mną nie wiązać? Po trzecie, 
mógł dojść do wniosku, Ŝe nie podoba mu się moja fryzura lub coś w tym rodzaju.
- Wygląda na to, Ŝe teraz ty powinnaś zadać naszemu detektywowi parę pytań - 
podsumowała Janet.
Brigitte ze smutkiem potrząsnęła głową.
- Myślisz, Ŝe nie próbowałam?
- I co?
- Tak na mnie spojrzał, Ŝe stchórzyłam. Chyba przestraszyłam się tego, co mogłabym 
usłyszeć.
- Zastanów się, Brigitte. Czy moŜe być coś gorszego od niepewności?
- Hm... - Brigitte zamyśliła się. - Mogłoby okazać się, na przykład, Ŝe jest 
nieuleczalnie chory.
- Musisz się dowiedzieć - upierała się Janet Brigitte obrzuciła ją uwaŜnym 
spojrzeniem.
- Wiesz co, Janet, nie byłam zachwycona, kiedy Stephen oŜenił się z tobą - wyznała 
cicho. - Wkrótce jednak przekonałam się, Ŝe jesteś dla niego bardzo dobra i przeba-
czyłam ci, Ŝe zabrałaś mi brata. Teraz zaś naprawdę się cieszę, Ŝe tak się stało, 
poniewaŜ dla mnie równieŜ jesteś bardzo dobra.
- Mam wraŜenie, Ŝe jesteśmy siostrami.
- Jak to wraŜenie? - Brigitte Ŝartobliwie pogroziła Janet palcem.
W tej samej chwili drzwi otworzyły się i do salonu wkroczył Stephen Dumont w 

background image

towarzystwie Charliego Battle'a.
- A! Więc tu się ukrywacie! - zawołał Stephen, spoglądając na Ŝonę i siostrę. - 
Zniknęłyście tak nagle. Charlie chciałby zamienić z wami parę słów.
- Myślałam, Ŝe do jutra rana mamy wolne - poskarŜyła się Janet. - O ile pamiętam, 
druŜyny miały dziś wieczór naradzić się nad rozwiązaniem.
- No właśnie, trzeba dać im nowy temat do rozmyślań - wyjaśnił Charlie. Popatrzył na 
Brigitte. - Czas, by wkroczył do akcji nasz Cukiereczek.
Brigitte popatrzyła na niego zaskoczona.
- Pewnie chciałby pan naradzić się z Brigitte sam na sam - domyśliła się Janet - 
MoŜecie skorzystać z naszego salonu. Mamy jeszcze do załatwienia parę spraw w 
sklepiku, prawda Stephen? - Delikatnie popchnęła męŜa w stronę drzwi.
- AleŜ, Janet! - zaprotestował Stephen. - Ta rozmowa nas równieŜ dotyczy.
- Owszem - przytaknął Battle. - Wyznanie, jakie uczyni Brigitte, będzie dotyczyło 
jednego z was. To powinno zbić z tropu naszych detektywów amatorów. Oczywiście, 
pod warunkiem, Ŝe Brigitte będzie dostatecznie przekonywająca.
- Do tej pory spisywała się bez zarzutu - pochwalił siostrę Stephen.
- O tak! - zgodził się Charlie. - Brigitte jest urodzoną aktorką, prawda, Cukiereczku?
Brigitte rzuciła mu pełne urazy spojrzenie.
- Staram się - burknęła.
- A więc - klasnęła w ręce Janet - czego się panowie napiją? Kieliszek brandy?
A moŜe by tak kieliszek cykuty? - pomyślała Brigitte. MęŜczyźni przecząco pokręcili 
głowami.
- Wracamy właśnie z baru - wyjaśnił Stephen. - Charlie przesłuchiwał mnie w sprawie 
tego wypadku z ręką. Ci nasi goście mają doprawdy niesamowite pomysły. Skąd im 
przyszło do głowy, Ŝe Janet mogła uderzyć mnie wałkiem do ciasta?
- Ach, ci detektywi! A więc - Janet przeniosła wzrok na Charliego - jaki mamy 
program wieczoru?
- Mam zamiar zadać naszemu Cukiereczkowi bardzo intymne pytanie - oznajmił z 
tajemniczą miną Charlie.
- CzyŜby chodziło o słynne koronkowe majteczki? - podsunęła Brigitte.
MęŜczyzna popatrzył na nią zaskoczony.
- A więc juŜ cię o to pytali? Brigitte potakująco kiwnęła głową.
- To świetnie!
- Czy mógłbyś powiedzieć mi, co mam odpowiadać? Chciałabym jak najszybciej 
mieć to za sobą.
Charlie przystąpił do objaśnień.
- To wszystko? - spytała chłodno, kiedy przerwał. MęŜczyzna zmierzył ją 
spojrzeniem. Usta wykrzywił
mu złośliwy uśmieszek.
- A na koniec - zaczął wolno - na koniec Cukiereczek pocałuje detektywa.

ROZDZIAŁ
10

- Cu-kie-re-czek! Fan-ta-sy! - skandowali uczestnicy weekendu z zagadką.
Brigitte zmarszczyła brwi. Była zdenerwowana, chociaŜ juŜ wiele razy występowała 
przed publicznością.
- Chciałbym zadać pani kilka pytań. Dotyczą one pewnego słodkiego drobiazgu, który 
znaleziono na miejscu zbrodni - zaczął Charlie, wcielając się w rolę swego Fantasy 
Fuzza.
Brigitte zmusiła się do uśmiechu.

background image

- CzyŜby miał pan na myśli ten element damskiej garderoby, o którym nie powinno 
się wspominać w obecności osób trzecich, detektywie Fuzz? - zapytała, przybierając 
pozę charakterystyczną dla postaci Cukiereczka.
- Czy to pani własność, Cukiereczku? - Detektyw wyjął z kieszeni kurtki plastikową 
torebkę.
Brigitte Cukiereczek zatrzepotała rzęsami.
- Nigdy nie rozmawiam o... takich rzeczach z męŜczyzną.
- Są czerwone, Cukiereczku. Czerwone, koronkowe majteczki.
- A fe, detektywie!
- ZałoŜę się, Ŝe dobrze pani w tym kolorze.
- Wolę siebie bez Ŝadnych ozdób. - Słowom tym towarzyszyło znaczące mrugniecie.
MęŜczyzna czubkiem języka zwilŜył zaschnięte wargi.
- O tym porozmawiamy później. Nie odbiegajmy od tematu.
- Och, Fantasy! - zagruchała Brigitte, przysuwając się bliŜej. - Rozmowy są takie 
nuuudne.
- Przykro mi, Cukiereczku, ale tę musimy przeprowadzić do końca. - W głosie 
męŜczyzny pojawiła się stanowcza nutka. - A więc, czy te... majteczki są pani 
własnością? - Fantasy Fuzz wyjął czerwone damskie majteczki.
Przez krótką chwilę Brigitte Cukiereczek patrzyła na męŜczyznę szeroko otwartymi z 
przeraŜenia błękitnymi oczami. Nerwowo rozejrzała się po sali, jakby szukała pomocy 
u publiczności.
- A więc, Cukiereczku? - powtórzył detektyw. - Czekam na odpowiedź.
- Czy... czy znalazł je pan w pokoju... w pokoju Vin-centa?
- Dokładnie w łóŜku pani narzeczonego.
- Owszem - stwierdziła krótko, sięgając po majteczki. - Są moje.
MęŜczyzna gwałtownie cofnął rękę.
- Nie tak szybko, Cukiereczku - uśmiechnął się. - Nie sądzę, aby to był pani rozmiar.
- Oczywiście, Ŝe mój - upierała się Brigitte. - Chyba nie sądzi pan, Ŝe bielizna 
znaleziona w łóŜku mojego narzeczonego mogłaby naleŜeć do innej kobiety.
- A gdzie kupiła pani te majteczki?
- Tam, gdzie zawsze kupuję moją bieliznę - odpowiedziała Brigitte, podchodząc do 
męŜczyzny. - Jest taki mały butik. Nazywają go „Rajem grzechu".
Charlie zmuszony był poczekać z kolejną kwestią, aŜ umilkną oklaski.
- „Raj grzechu"? To bardzo... interesujące. Jak pani myśli, czy sprzedają tam bieliznę 
dla kobiet w ciąŜy?
- Bieliznę dla kobiet w ciąŜy? Z czerwonej koronki? Pan chyba Ŝartuje. - Brigitte 
roześmiała się z przymusem.
- Wobec tego proszę przeczytać ten napis na metce - męŜczyzna podsunął jej 
majteczki. - „La Sexy Mama". Ekskluzywna firma produkująca bieliznę dla kobiet, 
które mimo swego stanu chcą być atrakcyjne.
- Nigdy nie czytam napisów na metkach. Patrzę jedynie, czy koronka jest 
wystarczająco przejrzysta - szepnęła Brigitte, kładąc dłoń na ramieniu detektywa.
- Te majteczki pochodzą z kompletu. Co pani na to? Brigitte obojętnie wzruszyła 
ramionami.
- Pewnie właściciel postanowił sprzedawać obie części oddzielnie.
- MoŜliwe... zakładając, Ŝe te majteczki rzeczywiście są pani własnością.
- Oczywiście, Ŝe są.
- Nie sądzę, Cukiereczku.
- Dlaczego miałabym kłamać? MęŜczyzna obrzucił ją uwaŜnym spojrzeniem.
- MoŜe czuje się pani zaŜenowana, Ŝe pani narzeczony spotykał się z inną kobietą.
- Jest pan bardzo... pomysłowy, detektywie. - Brigitte bliŜej przysunęła się do 

background image

męŜczyzny.
- A moŜe chce pani uchronić kogoś przed podejrzeniami?
Brigitte szeroko otworzyła błękitne oczy.
- Uchronić przed podejrzeniami? Dlaczego miałabym chronić kogoś, z kim, jak pan 
twierdzi, zdradzał mnie mój narzeczony?
- MoŜe dlatego, Ŝe zamieszany jest w tę sprawę ktoś bardzo pani bliski. Ktoś, kogo 
pani kocha i podejrzewa, Ŝe byłby zdolny zamordować Vincenta Langtona.
- To nie w moim stylu! Nie jestem aŜ tak szlachetna.
- A jaka pani jest? - Charlie obrzucił ją uwaŜnym spojrzeniem.
- Słodka i bardzo, bardzo pociągająca - szepnęła Brigitte Cukiereczek, otaczając 
ramionami szyję Fantasy Fuz-za. - Jestem pewna, Ŝe pan to zauwaŜył. Jest pan 
przecieŜ detektywem.
- Owszem - przytaknął Fuzz, pochylając się do jej ust
- A czy zauwaŜył pan teŜ, Ŝe mam usta wprost stworzone do całowania? - Brigitte 
uniosła lekko głowę. Patrzyła prosto w ciemne oczy męŜczyzny.
- Czy ta odpowiedź panią zadowala? - szepnął Fuzz i pocałował kuszące, czerwone 
wargi.
Nie potrafił pozostać obojętny wobec kobiety, której kaŜdy uśmiech, spojrzenie i gest 
pobudzały jego zmysły. Jak mógł być taki głupi i przypuszczać, Ŝe nie poruszy go ten 
pocałunek? Poczuł, jak wargi Brigitte rozchylają się, zapraszając go do środka.
Brigitte mocniej przywarła do szerokiej, muskularnej piersi. Widownia gromkimi 
brawami nagrodziła aktorów. Charlie rozluźnił uścisk, ale nie wypuszczał Brigitte z 
ramion. Była mu za to głęboko wdzięczna. Nie wiedziała, czy zdołałaby utrzymać się 
na nogach o własnych siłach. Ciekawe, czy on to wyczuł, pomyślała. Wewnętrzny 
głos szeptał jej nagląco: powiedz coś, Brigitte, powiedz coś! Minęła jednak dobra 
chwila, nim udało jej się wydusić:
- Och, Fantasy!
Oświetlający scenę reflektor przesunął się na widownię. Dopiero teraz Brigitte 
uświadomiła sobie, gdzie się znajduje. Zawstydzona, korzystając z ciemności, 
pośpiesznie opuściła scenę. Przez wyjście słuŜbowe przedostała się na pusty o tej 
porze korytarz. Winda zawiozła ją na górę, do jej własnego apartamentu.
Kiedy zapaliły się światła, Charlie ze zdumieniem rozejrzał się po sali. Gdzie, u licha, 
podziała się Brigitte? Nie zauwaŜył nawet, kiedy wyszła. Jeszcze przed chwilą trzy-
mał ją w ramionach, a teraz stał tu zupełnie sam. Przy stoliku czekali na niego 
Stephen i Janet.
- Chciałbym zamienić z tobą parę słów, Battle -oświadczył Stephen, biorąc Charliego 
pod ramię i popychając w stronę wyjścia. Janet pośpieszyła za nimi, zapewniając po 
drodze detektywów amatorów, Ŝe za chwilę ona i jej mąŜ będą do ich dyspozycji.
- Jeden z prawników myśli, Ŝe postanowiłeś przyznać się do winy - poinformowała 
męŜa, kiedy znaleźli się za drzwiami. - Zaproponował, Ŝe będzie cię bronił.
- Nie zawracaj mi teraz głowy - odburknął Stephen, odwracając się do Charliego. - 
Gdyby nie to, Ŝe jesteś naszym gościem, Battle, a ci ludzie zapłacili grube pieniądze, 
aby oglądać cię w akcji, wyrzuciłbym cię stąd na zbity pysk.
Charlie popatrzył na niego zaskoczony.
- Nie bardzo rozumiem.
- Nie udawaj durnia, Battle - warknął Stephen. - Chodzi o moją siostrę.
- O Brigitte? - Charlie westchnął. Pośpiech, z jakim
Brigitte opuściła scenę, nie umknął uwagi jej rodziny. Był jak przyznanie się do winy.
- Nie wiem, o co w tym wszystkim dokładnie chodzi, ale nie jestem ślepy - zŜymał się 
Stephen. - Nic nie mówiłem, bo uwaŜałem, Ŝe Brigitte jest wystarczająco dorosła, by 
decydować o swoim Ŝyciu. Ale teŜ nigdy przedtem nie widziałem jej w takim stanie. 

background image

A więc, Battle, oczekuję, Ŝe powie mi pan, co tu się, u Ucha, dzieje?
- Stephen! - cicho wtrąciła Janet, kładąc dłoń na ramieniu męŜa. - Ktoś powinien 
pójść do Brigitte.
- Idź sama. Zaraz do ciebie dołączę.
- Powiedziałam gościom, Ŝe za chwilę wrócimy - przypomniała mu Ŝona. - Niech 
idzie Charlie.
- On? - zdziwił się Stephen. - PrzecieŜ to z jego powodu Brigitte...
- Właśnie dlatego - przerwała męŜowi Janet. - Oczywiście, jeśli zaleŜy mu, by to 
naprawić.
Charlie potakująco skinął głową.
- Chciałbym z nią porozmawiać.
Stephen zmierzył go groźnym spojrzeniem, ale Janet juŜ wyjaśniała Charliemu, jak 
trafić do apartamentu zajmowanego przez Brigitte Dumont.
- Jeśli ją skrzywdzisz... - zaczął ostrzegawczo Stephen.
- Nie skrzywdzę jej - obiecał Charlie. Choć nie miał pewności, czy ta rozmowa coś 
wyjaśni, wiedział, Ŝe musi spróbować porozmawiać z Brigitte.
Kiedy w chwilę później Brigitte uchyliła drzwi, Charlie odniósł wraŜenie, jakby 
chciała mu je zatrzasnąć przed nosem. Jednak chyba zmieniła zamiar, poniewaŜ 
gestem zaprosiła go do środka. Miała na sobie tę samą suknię, w której wystąpiła 
przed publicznością. Czarny, połyskliwy materiał ciasno opinał zgrabną sylwetkę. 
Charlie z ulgą zauwaŜył, Ŝe na policzkach nie było śladu łez.
Brigitte wróciła na kanapę, Charlie zaś przysiadł na stojącym obok krześle. 
Zatroskanym spojrzeniem obrzucił smutną twarz kobiety. Męczyło go poczucie winy.
- Chcę tylko wiedzieć, dlaczego - odezwała się Brigitte głucho brzmiącym głosem.
- Dlaczego co?
- Nie jestem dzieckiem, Charlie. Przez ten hotel przewija się mnóstwo męŜczyzn. 
Wiem, Ŝe jestem atrakcyjna i wielu z nich próbuje mnie podrywać - urwała i 
odwróciła wzrok. Przez dłuŜszą chwilę przyglądała się swoim dłoniom. Charlie chciał 
jej jakoś pomóc, ale nie bardzo wiedział, co ma robić. Zastanawiał się, jak by 
zareagowała, gdyby teraz podszedł do niej, otoczył ramionami i... No właśnie. Nawet 
Fuzz nie potrafiłby wybrnąć z takiej sytuacji, pomyślał.
Brigitte odchrząknęła.
- Czasami spotykam męŜczyzn, których chciałabym poznać bliŜej, ale oni po paru 
tygodniach wracają do swoich miast. Czasem telefonują lub piszą listy. Niektórzy 
nawet wracają. - Na jej twarzy pojawił się blady uśmiech. - Inni obiecują, Ŝe napiszą 
lub zadzwonią, choć nigdy nie dotrzymują słowa. Ale nigdy, nigdy przedtem nie 
zdarzyło się, Ŝeby ktoś umyślnie zranił moje uczucia.
Zranił jej uczucia?! Charlie popatrzył na nią zaskoczony, a jednocześnie zawstydzony. 
Czuł się winny, poniewaŜ takie właśnie były jego zamiary. Chciał ją zranić, aby zem-
ś

cić się za zdradę, której dopuściła się, odkrywając przed światem jego sekrety. 

Jednak nawet w najśmielszych marzeniach nie przypuszczał, Ŝe moŜe mu się to udać. 
Nie zdawał sobie sprawy z władzy, jaką miał nad tą piękną i pewną siebie kobietą.
- Brigitte...
- Wiem, Ŝe jest w tym równieŜ i moja wina - przerwała mu Brigitte. - Ubzdurałam 
sobie, Ŝe te wspólnie spędzone chwile są dla ciebie równie waŜne jak dla mnie.
- I są.
- Rozumiem, Ŝe wyjeŜdŜając chciałeś podziękować mi i dlatego zostawiłeś tamten 
rysunek - ciągnęła - ale dlaczego przysłałeś mi kolejny?! Czy taką przyjemność spra-
wia ci dręczenie mnie?
- A nie przyszło ci do głowy, Ŝe ja równieŜ mogłem poczuć się dotknięty? - spytał 
Charlie.

background image

- Ty? Dotknięty? Czym? - Brigitte popatrzyła na niego zdumiona.
- Myślałem, Ŝe to, co zaszło między nami wtedy... Coś takiego nie zdarza się 
codziennie. Nie mogłem doczekać się, kiedy znowu cię zobaczę i wtedy właśnie 
przeczytałem ten artykuł w ..Contemporary Canada".
- ..Contemporary Canada"? Chodzi ci o artykuł Donny?
- Owszem - przytaknął chłodno męŜczyzna. - Ten sam, w którym oceniłaś nasz 
pocałunek na siedem w skali Richtera.
- I dlatego tak się zachowywałeś? Dlatego traktowałeś mnie jak powietrze? Z powodu 
jakiegoś głupiego artykułu?
- Brigitte z niedowierzaniem pokręciła głową.
- Dla mnie nie był głupi - zaprotestował męŜczyzna.
- Wy, Dumontowie, jesteście moŜe przyzwyczajeni, Ŝe piszą o was w gazetach, ale ja 
nie. Zaufałem ci, poniewaŜ... do licha, poniewaŜ ci zaufałem. Polubiłem cię, a ty... Ty 
płaczesz?
- Tak! Masz rację! Płaczę! - wybuchnęła Brigitte, rozmazując łzy na policzkach. - Ale 
nie myśl, Ŝe płaczę dlatego, Ŝe mnie to zabolało. Płaczę ze złości, panie C.H.Battle.
- Jesteś na mnie zła?
- Jak śmiałeś! - Poderwała się z kanapy. - Jak mogłeś przypuszczać, Ŝe po tym, co 
zaszło między nami, pobiegłam do Donny i opowiedziałam jej wszystko, Ŝeby miała 
czym okrasić swój wstrętny artykuł?! Jak śmiesz traktować mnie w ten sposób!
- Byłaś jedyną osobą, której powiedziałem, Ŝe nie umiem tańczyć - bronił się 
męŜczyzna.
- Tak, ale nie mówiłeś, Ŝe to tajemnica.
- śartowałaś na temat naszego pocałunku!
   - Nie bądź śmieszny! - Ŝachnęła się Brigitte. - A poza tym, to Donna tak 
powiedziała, a ja... ja tylko nie zaprzeczyłam. A co, wolałbyś, Ŝebym skłamała? 
Większość męŜczyzn byłaby dumna z takiej oceny.
- Nie jestem większością męŜczyzn.
- Nie, ale nie zapominaj, Ŝe jesteś sławny. To o tobie był ten artykuł.
- To, co zaszło między nami, powinno pozostać naszą prywatną sprawą, a ty 
wygadałaś się jakiejś reporterce.
- To wcale tak nie było! - zaperzyła się Brigitte. - Donna stwierdziła, Ŝe zrobiłeś na 
niej wraŜenie samotnika, a ja wspomniałam, Ŝe nie umiesz tańczyć. Zresztą, 
rozmawiałam z przyjaciółką, a nie reporterką. Skąd mogłam wiedzieć, Ŝe wykorzysta 
to w artykule. A poza tym, nie rozumiem, o co się pieklisz. PrzecieŜ to ty właśnie 
zaaranŜowałeś przed Donną tamto przedstawienie! - wypaliła.
- Tylko cię pocałowałem.
- To tak, jakbyś twierdził, Ŝe King Kong to tylko małpka.
- Do niczego cię nie zmuszałem.
- No nie! Wypraszam sobie te insynuacje!
Zamilkli. Brigitte z powrotem opadła na kanapę. Opuściła głowę. Gwałtownie 
zamrugała powiekami, by powstrzymać napływające jej do oczu łzy. Na próŜno.
- Czy wiesz, Ŝe to naprawdę boli, Charlie? - odezwała się cicho. - Czy uwaŜasz, Ŝe 
tylko dlatego, iŜ noszę nazwisko Dumont, nie jestem zdolna do prawdziwych uczuć? 
Powinnam była się tego domyślić. Nie ty pierwszy tak mnie oceniłeś. To tak, jakbyś 
zakładał, Ŝe przez cały czas udawałam.
Charlie zerknął ukradkiem na twarz kobiety skulonej w rogu kanapy. Płakała.
- To nie jest tak - zaprzeczył.
- Właśnie, Ŝe jest. - Brigitte energicznym ruchem otarła łzy. - Dokładnie to samo 
usłyszałam dziś od mojej bratowej. Myślała, Ŝe jestem tak opanowana i pewna siebie, 
Ŝ

e nikt nie jest w stanie mnie zranić.

background image

- Nigdy nie chciałem...
- Ale bardzo szybko uwierzyłeś, Ŝe mogłabym być tak próŜna, by wypaplać wszystko 
Donnie. Czy myślisz, Ŝe ja marzę o rozgłosie?
- Nie, wcale tak nie uwaŜam, tylko... To wszystko jest dla mnie takie nowe - plątał się 
Charlie. - Widzisz, zawsze byłem bardzo nieufny i ostroŜny. Bałem się ci zaufać.
- Bałeś się mi zaufać? - Brigitte nie kryła swego zaskoczenia. - Czy dlatego, Ŝe 
nazywam się Dumont?
- To wszystko stało się tak nagle. Miałem wraŜenie, Ŝe ziemia usuwa mi się spod nóg.
- Nie ty jeden - gorzko wtrąciła Brigitte. Charlie obrzucił ją zdumionym spojrzeniem.
- Przepraszam - szepnął. - Tak bardzo się bałem, Brigitte. Zaufałem ci, a potem... 
potem przeczytałem ten artykuł.
Charlie przysiadł na brzegu kanapy. Tak bardzo chciał jej pomóc.
- Niewiele wiem o kobietach, Brigitte - zaczął. - Brak mi doświadczenia. Naprawdę 
nie chciałem cię zranić. Lękałem się i nadal lękam tego, co do ciebie czuję.
Z piersi kobiety wyrwało się pełne Ŝalu westchnienie.
- Proszę cię, nie płacz.
Brigitte Ŝałośnie pociągnęła nosem.
- Widzę, Ŝe naprawdę niewiele wiesz o kobietach, Charlie.
MęŜczyzna skinął głową.
- Ostatnią rzeczą, jakiej oczekuje kobieta, kiedy płacze, to usłyszeć, by przestała.
MęŜczyzna zmarszczył brwi.
- Och Charlie, Charlie! - Na zapłakanej twarzyczce Brigitte pojawił się blady 
uśmiech. - Czy nie uwaŜasz, Ŝe pocałunek byłby o wiele bardziej skutecznym 
rozwiązaniem?

ROZDZIAŁ
11

Charlie trzymał Brigitte tak blisko, Ŝe prawie nie mogła oddychać. Całował ją, 
szepcząc pełne czułości miłosne zaklęcia. Pragnął wynagrodzić Brigitte wszystkie 
chwile zwątpień i cierpienia. Mocno tulił ją do piersi, jakby w obawie, Ŝe odwróci się 
i odejdzie. Na wargach czuł słony smak łez.
- Nie mogłem przestać o tobie myśleć - wyznał. - Nie byłem nawet w stanie pracować. 
Czy wiesz, Ŝe wszystkie Cukiereczki z moich historii miały twoje rysy? Przepraszam, 
Ŝ

e sprawiłem ci ból. Byłem w błędzie. Teraz to rozumiem.

- Wystarczy - przerwała mu Brigitte. - JuŜ dosyć powiedziałeś, Charlie. Wszystko, co 
naleŜało. Teraz czas przejść do czynów.
MęŜczyzna szeroko otwartymi oczami patrzył na wzniesioną ku niemu twarz. Pragnął 
jej tak bardzo! Brigitte odwróciła się plecami.
- Rozepnij mi sukienkę, Charlie - poprosiła, zerkając przez ramię.
Charlie z niecierpliwością rozsunął zamek. Ukazały się gładkie plecy i szczupłe 
ramiona. Brigitte podniosła się z kanapy i wolno ruszyła przez pokój. Gestem 
nakazała, by szedł za nią. Weszli do sypialni. Brigitte zatrzymała się przy łóŜku. 
Charlie był tuŜ za nią. Tak blisko, Ŝe słyszał jej przyspieszony oddech. Brigitte 
czekała.
MęŜczyzna przyglądał jej się pełnym zachwytu wzrokiem. Skóra kobiety była koloru 
kości słoniowej i jeszcze nim jej dotknął, wiedział, Ŝe będzie aksamitnie gładka i 
miękka.
- Chcę cię pieścić całą - szepnął drŜącym z podniecenia głosem.
- Byłabym rozczarowana, gdybyś tego nie zrobił - odpowiedziała Brigitte, 
uśmiechając się zalotnie.

background image

Charlie wolno uniósł dłonie i połoŜył je na nagich ramionach kobiety. Brigitte 
wypręŜyła się. Jeden ruch wystarczył, by suknia opadła na podłogę. ZaróŜowione 
policzki, pełne, wilgotne usta, błyszczące oczy nie pozostawiały wątpliwości. Brigitte 
pragnęła go. śaden męŜczyzna nie powinien oglądać kobiety w takim stanie, jeśli nie 
zamierza się z nią kochać, pomyślał Charlie. To zbyt niedyskretne.
Brigitte drŜącymi palcami sięgnęła do guzików koszuli Charliego. Przysunęła się 
bliŜej i przytuliła policzek do gorącej skóry. Westchnęła cicho. Nigdy przedtem nie 
czuła się tak dobrze, tak bezpiecznie. Gwałtownym ruchem zsunęła z ramion 
męŜczyzny rozpiętą koszulę. Charlie pomógł jej, uwalniając ręce z rękawów. Poczuł 
na nagiej skórze dotyk pełnych piersi. Wolno pochylił się do ust Brigitte.
NaleŜała do niego. Choć było oczywiste, Ŝe swoim postępowaniem wyrządził jej 
krzywdę, nie chowała urazy. Jej szczerość i oddanie wzruszyły go do głębi. 
Pośpiesznie zrzucił buty i pozbył się reszty ubrania. Nagi odwrócił się do Brigitte.
Siedziała na brzegu łóŜka, wolno zsuwając z nóg cienkie pończochy. Charlie 
przyglądał się jej oczarowany. Brigitte zauwaŜyła to spojrzenie. Podniosła się i 
zbliŜyła do męŜczyzny.
- Kocham cię, wiesz? - szepnęła, biorąc jego twarz w dłonie.
To wyznanie zaskoczyło go. Nie był na nie przygotowany i wcale nie był pewny, czy 
chce i moŜe wyznać to samo. Brigitte objęła go i mocno przywarła do silnego, 
muskularnego ciała. Nie potrafił juŜ dłuŜej pozostać obojętny. Nie namyślając się 
długo, chwycił ją w ramiona i rzucił na łóŜko, przykrywając sobą. Prawie natychmiast 
Brigitte przekręciła się na bok, uwalniając się od jego cięŜaru. LeŜała na nim, 
okrywając jego twarz, szyję, ramiona namiętnymi pocałunkami. Była nienasycona. 
DrŜącymi z niecierpliwości palcami szukała czegoś pod poduszką.
- WłoŜyłam ją tam dziś rano - szepnęła, wyciągając spod poduszki małą foliową 
paczuszkę. - Wiedziałam, Ŝe się przyda.
Brigitte klęczała nad leŜącym. Ciemne włosy otaczały zarumienioną twarz, wargi 
nabrzmiały od pocałunków, oczy błyszczały. Nie spuszczając wzroku z twarzy Char-
liego, wsunęła palce za gumkę koronkowych majteczek i jednym szybkim ruchem 
pozbyła się ostatniej części garderoby.
Charlie wiedział, Ŝe nie potrafi juŜ dłuŜej czekać. Popchnął ją lekko na poduszki i 
pochylił głowę do ślicznych. piersi. Delikatnymi muśnięciami języka pieścił 
nabrzmiałe sutki. Brigitte zacisnęła palce na ramionach męŜczyzny. Była gotowa. 
Rozsunęła uda, a on wszedł w nią powoli,
ostroŜnie. Objęła go ciasno nogami, pozwalając, by stali się jednym ciałem. Gdy 
wspólnie osiągnęli ekstazę, Brigitte krzyknęła i z całych sił przywarła do Charliego.
LeŜeli spleceni ramionami, oddychając cięŜko. Brigitte wyciągnęła rękę i odgarnęła 
wilgotny kosmyk z czoła męŜczyzny.
- Wszystko w porządku? - Charlie zaniepokojonym spojrzeniem obrzucił twarz 
Brigitte.
- O tak!
- Jestem chyba za cięŜki, co?
- Jesteś wspaniały.
- Hm, muszę cię przeprosić. - Charlie wycofał się do łazienki.
Kiedy wrócił, Brigitte leŜała na łóŜku, oparta na łokciu. Miała na sobie skórzaną 
kurtkę Charliego i swoje koronkowe majteczki.
- Wszystko w porządku? - powtórzył męŜczyzna, siadając na brzegu łóŜka.
Brigitte przekręciła się na plecy.
- Och, Fantasy!
- Byłaś w łóŜku z Charliem Battle'em - stwierdził chłodno. - Fantasy Fuzz to tylko 
postać z komiksu.

background image

Brigitte usiadła na łóŜku, zaalarmowana ostrą nutą w głosie męŜczyzny.
- Tylko Ŝartowałam.
- Chciałbym, Ŝebyś o tym pamiętała.
- Dlaczego mam wraŜenie, Ŝe nie traktujesz mnie powaŜnie? - spytała cicho.
- AleŜ traktuję cię jak najbardziej powaŜnie - zapewnił Charlie.
- Nie jestem naiwną gąską, Charlie. Nie czytuję nawet twojego komiksu. Wiem, Ŝe 
Charlie Battle to nie Fantasy Fuzz, a ja kocham Charliego.
- Mówisz serio?
Brigitte przysunęła się bliŜej.
- Tak, Charlie. Obawiam się, Ŝe tak - szepnęła mu do ucha.
Charlie milczał przez dłuŜszą chwilę, nim zdołał zapytać:
- Ale dlaczego właśnie mnie?
- Nie wiem. - Brigitte uśmiechnęła się, otaczając ramionami szyję męŜczyzny. - Jesteś 
przystojny, ale znam wielu przystojnych męŜczyzn... - zamyśliła się. - Nawet nie 
próbowałeś mnie podrywać.
- No cóŜ, kobiety zawsze mnie onieśmielały - wyznał Charlie.
Brigitte popatrzyła na męŜczyznę przez zalotnie opuszczone rzęsy.
- Masz za to całą masę innych zalet - szepnęła, pochylając się do jego ust.
- Brigitte...
- Nic nie mów, Charlie. Nie musisz nic mówić.
Ledwie Brigitte zdąŜyła wziąć szybki prysznic i poprawić makijaŜ, a juŜ trzeba było 
zejść na dół. Właśnie zaczynała się aukcja. Kiedy przekroczyła próg jadalni, prawie 
natychmiast wyrosła przy niej Janet.
- Wszystko w porządku? - spytała cicho, pochylając się do ucha szwagierki.
- O tak! - Uśmiechnęła się Brigitte. - W najlepszym.
- Wiedziałam. Wystarczyło popatrzeć na Charliego, kiedy się tu zjawił. Wiedziałam.
- JuŜ tu jest? - zdziwiła się Brigitte. Janet skinęła głową.
- Odpowiada na pytania.
- A jak wam poszło?
- Tak jak zaplanowaliśmy. Wyznałam niechętnie, ze czerwone majteczki są moją 
własnością, a Stephen przyznał, iŜ to on uderzył Vincenta - odparła Janet. - Wygląda 
na to, Ŝe przekonałam ich. Stephen nadal jest głównym podejrzanym, choć głośno 
zaprzeczył, jakoby to on zastrzelił swego najlepszego przyjaciela. Nasi detektywi 
uznali za podejrzany fakt, Ŝe skłamałaś mówiąc, iŜ majteczki naleŜą do ciebie. 
UwaŜają, Ŝe chcesz chronić ukochanego brata. À propos chronienia. Szkoda, Ŝe nie 
widziałaś Stephena w akcji.
- Stephena? Janet przytaknęła.
- Przyparł Charliego do muru. Taka mała demonstracja braterskiej miłości. Z trudem 
udało mi się zaŜegnać kłótnię.
- Wiedziałam, Ŝe musisz mieć coś wspólnego z tą niespodziewaną wizytą Charliego - 
domyśliła się Brigitte.
- Podałam mu jedynie wskazówki, jak trafić do twojego apartamentu - wykręciła się 
Janet. - Chciał cię przeprosić.
- I to właśnie zrobił - kiwnęła głową Brigitte, uśmiechając się tajemniczo. - A więc 
mój starszy braciszek stanął dziś w obronie cnoty siostry. Mam nadzieję, Ŝe nigdy nie 
dowie się, Ŝe jego starania odniosły akurat przeciwny skutek.
- Martwił się o ciebie, Brigitte. Zrób coś z tym uśmiechem.
- Czy aŜ tak to widać?
- SkądŜe! - Janet roześmiała się. - Tylko kiedy się na ciebie patrzy.
- Hm, trudno. - Brigitte wzruszyła ramionami. - C'est la vie! - Zerknęła w stronę 
sceny. Fantasy Fuzz odpowiadał na rozliczne pytania. - Mam wraŜenie, Ŝe nasz 

background image

detektyw potrzebuje pomocy.
- Chyba tak - przytaknęła Janet. - A więc, zobaczymy się później.
Brigitte z trudem przecisnęła się przez otaczający Charliego tłumek. MęŜczyzna 
zauwaŜył ją i powitał pytającym spojrzeniem. Brigitte uśmiechnęła się w odpowiedzi.
- Podoba mi się twoja kurtka, Fantasy - zaczęła głosem Cukiereczka. Podeszła i 
połoŜyła dłoń na okrytym skórą ramieniu męŜczyzny. - Czy mogłabym ją poŜyczyć?
- Nie - burknął Charlie, oblewając się rumieńcem. Miał nadzieję, Ŝe nikt tego nie 
zauwaŜył. - Jeśli jednak tak ci się podoba, powiem w sekrecie, Ŝe za chwilę zaczyna 
się aukcja, na której będziesz mogła kupić sobie taką samą.
Brigitte zalotnie zatrzepotała rzęsami.
- Chyba skorzystam z okazji.
- Nie wiedziałem, Ŝe lubisz skórę, Cukiereczku.
- Lubię nosić ją na gołe ciało - szepnęła Brigitte, przysuwając się jeszcze bliŜej.
Charlie poczuł, jak robi mu się gorąco. No, no. Zanosi się na długi wieczór, Fantasy, 
pomyślał.

ROZDZIAŁ
12

- Jesteśmy tu dziś, by odkryć prawdę - oznajmił Fantasy Fuzz. - Zaczniemy od ciebie, 
Cukiereczku - dodał, wyciągając palec w stronę Brigitte, która wraz z resztą rodziny 
siedziała na ustawionych na scenie krzesełkach.
Brigitte popatrzyła na detektywa szeroko otwartymi ze zdziwienia błękitnymi oczami.
- AleŜ Vincent był moim narzeczonym! - zaprotestowała płaczliwie. - Dlaczego 
miałabym go zabić?
- Nikt nie mówi, Ŝe go zabiłaś. Próbujesz jedynie osłonić mordercę. Szczególnie, Ŝe 
twoim zdaniem morderstwo było w pełni uzasadnione i usprawiedliwione.
- Chyba pan Ŝartuje! - Brigitte nie kryła oburzenia. - Kochałam Vincenta Langtona!
- I dlatego właśnie tak bardzo cierpiałaś z powodu jego zdrad, prawda, Cukiereczku? 
A kiedy jeszcze okazało się, Ŝe twój narzeczony zdradzał cię z twoją własną 
bratową...
Brigitte pobladła.
- To nieprawda! - zaprzeczyła drŜącym głosem, rzucając zaniepokojone spojrzenie w 
stronę brata.
- Skłamałaś mówiąc, Ŝe koronkowe majteczki znalezione w łóŜku narzeczonego są 
twoją własnością - ciągnął oskarŜycielsko sławny detektyw.
- Kupiłam je w butiku „Raj grzechu" w zeszłym miesiącu - broniła się Brigitte.
- Owszem, ale nie dla siebie. Kupiłaś je dla swojej bratowej, prawda, Cukiereczku?
- Nie!
- Sprzedawczyni dobrze cię zapamiętała. Pomyślała sobie, Ŝe to ładnie z twojej 
strony, iŜ chcesz zrobić prezent Ŝonie Stephena. Kto mógł przypuszczać, Ŝe te same 
majteczki znajdzie pokojówka. Kiedy pokazałem ci je wczoraj wieczorem, od razu je 
rozpoznałaś, ale myślałaś tylko o tym, by osłaniać brata.
- Tak! - wybuchnęła Brigitte. - Skłamałam, ale wcale nie zrobiłam tego, aby uchronić 
Stephena od posądzenia o morderstwo. Nie chciałam, Ŝeby dowiedział się, iŜ Janet 
tam była. Przepraszam, Stephen - dodała cicho, patrząc na brata.
- Mogłaś oszczędzić sobie fatygi, Cukiereczku -stwierdził Fuzz, spoglądając na Janet 
Dumont - Twój brat doskonale wiedział, Ŝe jego Ŝona odwiedziła Vincenta Langtona 
w jego pokoju, nieprawdaŜ, pani Dumont? Właśnie dlatego poszedł tam zaraz po niej 
i wrócił z posiniaczoną ręką. Wiedział, poniewaŜ sama mu pani o tym powiedziała.
- Tak. Wyznałam mu wszystko. - Ciemne oczy Janet Dumont napełniły się łzami.

background image

Fuzz pokiwał współczująco głową i odwrócił się do Stephena Dumonta.
- śona opowiedziała panu o wszystkim, prawda? Nie przypuszczała jednak, Ŝe 
wpadnie pan w taką wściekłość.
- On ją szantaŜował! - wybuchnął męŜczyzna. - Janet... - urwał i popatrzył na Ŝonę. - 
Parę miesięcy temu
- zaczął spokojniejszym juŜ tonem - miał miejsce pewien, nazwijmy to, wypadek. 
Musiałem wyjechać w interesach, a przedtem posprzeczaliśmy się trochę. Vincent był 
akurat w hotelu. Mój tak zwany przyjaciel postanowił więc skorzystać z okazji i 
pocieszyć moją Ŝonę.
- To był mój błąd - wtrąciła Janet, ocierając łzy. - Mam słabą głowę. Vincent dolewał 
mi i dolewał, a ja nie potrafiłam odmówić. Zanim się spostrzegłam... Potem bardzo 
Ŝ

ałowałam. Wiedziałam, Ŝe skrzywdziłam Stephena... - urwała.

- ... i przysięgła pani sobie, Ŝe on nigdy się o tym nie dowie - dokończył za nią Fuzz. - 
Jak szlachetnie. Niestety, Vincent miał inne plany.
- Chciał, Ŝebym została jego kochanką - rozpłakała się na nowo kobieta. - Groził, Ŝe 
jeśli się nie zgodzę, powie o wszystkim Stephenowi. Prosiłam go i błagałam, ale on 
tylko się śmiał. W końcu musiałam się zgodzić. Poszłam do jego pokoju, rozebrałam 
się nawet, ale nie mogłam. Po prostu nie mogłam! Nie na trzeźwo i nie po tym, co 
przeszłam. Kiedy chciał mnie dotknąć, dałam mu w twarz, zabrałam ubranie i 
uciekłam.
Detektyw pokiwał ze zrozumieniem głową i odwrócił się do Stephena.
- Tę właśnie historię usłyszał pan od Ŝony, prawda? MęŜczyzna przytaknął.
- Był pan na nią zły, ale to nic w porównaniu z nienawiścią, jaką czuł pan do Vincenta 
Langtona - ciągnął Fuzz.
- Mało, Ŝe zrobił z pana rogacza, ale zranił równieŜ pańską siostrę, która go przecieŜ 
kochała. Na dodatek, zmusił pańską cięŜarną Ŝonę, by poszła z nim do łóŜka.
- Uderzyłem go! - wyznał Stephen. - Ma pan rację, zaślepiała mnie nienawiść. 
Walnąłem go w szczękę i jeszcze parę razy w Ŝołądek. Gdyby sekcja wykazała, Ŝe 
zmarł na skutek pobicia, mógłbym uwierzyć, Ŝe to ja go zabiłem, ale kiedy 
wychodziłem, Vincent jeszcze Ŝył. Siedział na dywanie, rozcierając sobie szczękę. 
Słyszy pan? On Ŝył!
- A więc, wracamy do punktu wyjścia. - Detektyw rozłoŜył ręce. - Kto zabił Vincenta 
Langtona? CzyŜby jednak nasz słodki Cukiereczek?
Brigitte zmarszczyła brwi.
- MoŜe dowiedziała się o jego zdradach i postanowiła połoŜyć im kres - ciągnął Fuzz, 
uśmiechając się znacząco. - A moŜe to wcale nie była piękna i dumna Brigitte? MoŜe 
winna jest młodsza pani Dumont?
- Ja? - Janet patrzyła na detektywa szeroko otwartymi ze zdziwienia ciemnymi 
oczami.
- Uwiódł panią, a potem próbował szantaŜować. MąŜ wcale nie miał zamiaru 
wybaczyć pani tej zdrady. Langton zniszczył pani małŜeństwo, a pani zemściła się 
zabijając go-
- Nie wiedziałam nawet, Ŝe mama ma ten pistolet -broniła się Janet.
- Pani nie, ale mąŜ pani doskonale wiedział, kto i gdzie przechowuje w tym domu 
broń. MoŜe doszedł do wniosku, Ŝe parę ciosów pięścią nie jest wystarczającą karą 
dla takiego drania jak Vincent Langton.
- To niemoŜliwe! - zaprotestowała Janet - Wrócił ze spuchniętą ręką i musiałam 
zrobić mu okład z lodu. Rozmawialiśmy, a potem... potem pogodziliśmy się. Stephen 
przez cały wieczór nie opuszczał naszego pokoju.
- CzyŜbyśmy więc znowu utknęli w martwym punkcie? - zamyślił się Fuzz.
Jean-Pierre Dumont podniósł się ze swego krzesła. Wyszedł na środek i stanął 

background image

naprzeciw sławnego detektywa.
- Panie Fuzz - zaczął gniewnym tonem - od trzech dni przesłuchuje pan moją rodzinę, 
wyciągając na światło dzienne sprawy, o których wszyscy wolelibyśmy zapomnieć. 
Jeśli posiada pan dowody winy przeciwko jednemu z nas, dlaczego nie aresztuje go 
pan? Mam juŜ dosyć tej głupiej zabawy w szukanie winnego. Jeśli zaś nie ma pan 
Ŝ

adnych dowodów, nalegam, aby natychmiast opuścił pan mój hotel.

- Owszem - odparł detektyw - posiadam dowody. Na przykład, ta broń, z której 
zastrzelono Vincenta Langtona. NaleŜała do pańskiej Ŝony, nieprawdaŜ?
Starszy pan zmierzył go pełnym oburzenia spojrzeniem.
- CzyŜby sugerował pan, Ŝe Marguerite...? AleŜ to nonsens! Czyste szaleństwo! Moja 
Ŝ

ona to najłagodniejsza, najdelikatniejsza z kobiet, jakie znam. A znałem ich wiele, 

jak pan wie.
Fuzz zmarszczył brwi.
- Nie da się ukryć, Ŝe pistolet jest własnością pańskiej Ŝony, choć o jego istnieniu 
wiedziały wszystkie państwa dzieci. Mało tego, znały miejsce jego przechowywania. 
ZałóŜmy, Ŝe pańska starsza córka, Claire Silvani, nadal była zakochana w panu 
Langtonie. Vincent nie tylko oficjalnie zaręczył się z jej młodszą siostrą, ale wziął się 
równieŜ za najmłodszą latorośl rodu Dumontów, Nicole. Samo to mogło wystarczyć, 
by Claire znienawidziła dawnego kochanka. Kiedy zaś dowiedziała się, co go łączyło 
z Ŝoną Stephena, nie jest wykluczone, Ŝe postanowiła skończyć z Langtonem i na 
zawsze uwolnić rodzinę od jego osoby.
- To śmieszne! - Ŝachnęła się Claire. - Owszem, kiedyś go kochałam, ale to było 
dawno. Bardzo dawno. Jeszcze zanim poznałam mojego obecnego męŜa, Claude'a. 
Tak jak reszta rodziny cieszyłam się z zaręczyn Brigitte i Vincenta, co zaś się tyczy 
tamtego pocałunku... No cóŜ, wszyscy byliśmy tego świadkami. Tylko Nicole zrobiła 
z niego wielkie halo.
- MoŜliwe więc, Ŝe rzeczywiście nic pani nie czuła do Langtona - zgodził się Fuzz. - 
MoŜliwe jednak, Ŝe pani mąŜ mógł myśleć inaczej.
Claire popatrzyła na niego zaskoczona.
- Claude?
- No cóŜ, zazdrość to bardzo brzydkie uczucie. I silne.
- To tylko pańskie teorie, detektywie - zniecierpliwił się Jean-Pierre. - Obawiam się, 
Ŝ

e będę zmuszony prosić, by raczył pan opuścić mój dom.

- To dziwne, Ŝe tak bardzo zaleŜy panu, abym sobie jak najszybciej poszedł - 
stwierdził Fuzz.
Marguerite Dumont podniosła się z krzesła.
- Mój mąŜ nie chciał być niegrzeczny, panie Fuzz -przepraszała. - Wszyscy jesteśmy 
ostatnio trochę podenerwowani. Oczywiście, moŜe pan zostać w hotelu jak długo pan 
sobie Ŝyczy, ale jestem pewna, Ŝe myli się pan, szukając mordercy w naszej rodzime. 
Prawdopodobnie ktoś wykorzystał moją nieuwagę i wykradł pistolet, aby rzucić po-
dejrzenia na kogoś z Dumontów.
- Nie sądzę, pani Dumont. - Fuzz przecząco pokręcił głową. - Osoba, która zastrzeliła 
Vincenta Langtona, miała pomocnika. Powiem więcej, tym pomocnikiem był ktoś z 
państwa rodziny.
- Pomocnika? - zdziwili się wszyscy Dumontowie.
- Owszem - przytaknął detektyw. - Bardzo sprytnego pomocnika. Osoba ta widziała, 
jak morderca chowa pistolet w podstawce popielniczki i szybko skojarzyła sobie 
wszystkie fakty. Później, kiedy wszyscy juŜ spali, wróciła w to miejsce i wyjęła broń 
ze schowka. Nie chciała, by odnalazł ją ktoś inny. To było naprawdę bardzo sprytne, 
Nicole. Powiedz nam, kogo chciałaś osłonić?
Oczy wszystkich zebranych zwróciły się na Nicole.

background image

- To był przypadek - upierała się dziewczynka.
- Ten numer juŜ nie przejdzie, Nicole - ostrzegł ją detektyw. - Pobraliśmy twoje 
odciski palców, by porównać je ze śladami na pistolecie i popielniczce, pamiętasz? W 
laboratorium okazało się, Ŝe zarówno broń, jak i popielniczka są zupełnie czyste. 
ś

adnych śladów, Nicole. Czy wiesz, co to oznacza? PrzecieŜ to niemoŜliwe. Przez hol 

przewija się codziennie mnóstwo osób. Część z nich to palacze. Z pewnością wiele 
osób dotykało tej popielniczki przed tobą. Jej metalowa powierzchnia jest idealnym 
podłoŜem dla odcisków palców.
Nicole czubkiem języka zwilŜyła zaschnięte wargi.
- MoŜe wytarł je morderca.
- MoŜliwe - zgodził się Fuzz - ale to musiałoby się stać, zanim ty dotknęłaś obu 
przedmiotów. Twoje odciski powinny zostać zarówno na popielniczce, jak i na 
pistolecie. Nawet jeśli to morderca je wytarł, co nie wydaje mi się prawdopodobne, ty 
musiałaś dotykać obu przedmiotów, by wyjąć broń ze schowka. Skoro zaś ani na 
pistolecie, ani na popielniczce nie było Ŝadnych śladów, jest tylko jedna moŜliwość. 
To ty wyjęłaś broń ze schowka, a potem dokładnie wytarłaś oba przedmioty, a 
zrobiłaś to, poniewaŜ dobrze wiedziałaś, kto włoŜył pistolet do popielniczki. Kogo 
starasz się osłonić, Nicole?
- Nie!
- Morderca nie zostawiłby broni w tak łatwym do odkrycia miejscu, gdyby nie to, Ŝe 
bardzo się spieszył - ciągnął detektyw, nie zwaŜając na protest dziewczynki. - Wie-
dział, Ŝe pistolet zostanie znaleziony, ale wiedział równieŜ, Ŝe nie nastąpi to wcześniej 
niŜ nazajutrz rano, kiedy pokojówki sprzątają korytarz. Mimo to z jakiegoś tylko 
sobie znanego powodu - moŜliwe, Ŝe usłyszał nadjeŜdŜającą windę lub potrzebował 
więcej czasu do namysłu - zdecydował się ukryć broń w podstawce popielniczki. Być 
moŜe zdąŜył wytrzeć oba te przedmioty, ale nawet jeśli to zrobił, powinny się tam 
znaleźć twoje odciski, Nicole. Jesteś mądrą dziewczynką. Widziałaś osobę, która 
chowała broń, a kiedy dowiedziałaś się o morderstwie, wróciłaś tam, Ŝeby ukryć 
pistolet i wytrzeć popielniczkę. Kto to był? Powiedz nam, kto to był, Nicole!
- Nikogo nie widziałam. - Dziewczynka przecząco pokręciła głową. - Znalazłam ten 
pistolet zupełnie przypadkowo.
- To prawda - wtrąciła Jennifer. - Tak mi powiedziała.
- Nicole rozpoznała mordercę - ciągnął Fuzz. - Wiedziała jednak, Ŝe musi go chronić. 
Dlatego nie powiedziała
o  swoim odkryciu nikomu, nawet siostrze. Tak, Jennifer. PrzecieŜ to właśnie ty 
opowiedziałaś o wszystkim rodzicom. Nicole musiała zdawać sobie z tego sprawę.
- To nieprawda! - upierała się Nicole. - Nikogo nie widziałam. Tam nikogo nie było. 
Tylko ta popielniczka. Stała trochę krzywo...
- Jesteś dzielną dziewczynką, Nicole. Musisz bardzo kochać mordercę, skoro jesteś 
gotowa kłamać, by go uchronić przed karą.
- Nie kłamię! To wszystko prawda!
- Kłamiesz - powtórzył Fuzz. - Wytarłaś popielniczkę
1i wytarłaś pistolet. Kogo osłaniasz, Nicole?
- Nie! Nie! Nie!
- Panie Fuzz, tego juŜ doprawdy za wiele - zdenerwował się Jean-Pierre. - Nie 
podobają mi się pańskie metody prowadzenia śledztwa. Moja wnuczka jest juŜ 
dostatecznie zdenerwowana śmiercią pana Langtona. Nie pozwolę, aby się pan nad 
nią znęcał. Poza tym, Nicole nie jest kłamczucha.
- Zgoda. - Fantasy obrzucił dziewczynkę pełnym współczucia spojrzeniem. - Nicole 
nie jest kłamczucha. Weźmy jednak pod uwagę niecodzienne okoliczności tej sprawy. 
Nie co dzień młoda dama dowiaduje się, Ŝe jej ulubiony wujaszek Vinnie został 

background image

zamordowany.
Nicole jęknęła cicho.
- Panie Fuzz, niech pan oszczędzi cierpień temu biednemu dziecku - rozkazał Jean-
Pierre.
- ... i nie co dzień ta sama młoda dama uświadamia sobie, Ŝe mordercą jest jej 
ukochany dziadunio - dokończył Fuzz.
Starszy pan Dumont zastygł w bezruchu.
- Langton zasłuŜył sobie na śmierć, jaka go spotkała, prawda, panie Dumont? - 
ciągnął detektyw, nie spuszczając wzroku z poszarzałej twarzy siwowłosego 
dŜentelmena. - Chciał zniszczyć pańską rodzinę. Igrał z uczuciami pańskiej młodszej 
córki, flirtował z wnuczką i zagraŜał małŜeństwu pańskiego syna. To był właśnie jego 
najgorszy błąd. Błąd, za który przeszło mu zapłacić Ŝyciem, prawda, panie Dumont? 
Ma pan dwie wnuczki.
- Kocham moje wnuczki nad Ŝycie - oświadczył starszy pan.
- Ale pańskie wnuczki noszą nazwisko Silvain, a nie Dumont. A nawet gdyby 
brzmiało ono Dumont i tak kiedyś wyjdą za mąŜ i przyjmą nazwiska swoich męŜów. 
Dziecko, które nosi w swoim łonie Janet, moŜe być chłopcem. Gdyby Vincentowi 
udało się rozbić małŜeństwo pańskiego syna, Janet odeszłaby, zabierając dziecko ze 
sobą. Nawet jeśli to dziewczynka, bez Ŝony Stephen miałby niewielkie szanse na 
obdarzenie pana męskim potomkiem. Nie wiadomo, czy udałoby mu się oŜenić i 
spłodzić syna jeszcze za pańskiego Ŝycia, prawda, Dumont?
- W pańskich ustach to brzmi jak obelga - obraził się starszy pan. - Robi pan ze mnie 
tyrana, zaprzątniętego jedną myślą: kto przejmie królestwo. Czy to źle, Ŝe próbo-
wałem chronić moją rodzinę? Widziałem, jak Janet wychodzi z pokoju Vincenta 
zapłakana. Poszedłem za nią i słyszałem jej łkania. Dobiegły mnie odgłosy walki z 
pokoju Langtona, po czym Stephen wypadł stamtąd jak oszalały i popędził na górę. 
Wszedłem do środka i oświadczyłem Vincentowi, Ŝe chcę, aby natychmiast opuścił 
hotel i zostawił moją rodzinę w spokoju. Ale on tylko się śmiał. Groził, Ŝe jeśli 
odejdzie, to tylko z Brigitte, poniewaŜ Brigitte go kocha. Nie mogłem na to pozwolić. 
Nie mogłem dopuścić, by ten podły, występny drań zniszczył moją rodzinę. To 
wszystko, co mam. Tak, panie Fuzz, to ja zastrzeliłem Vincenta Langtona. I gdyby 
było trzeba, bez wahania zrobiłbym to jeszcze raz.
- Jean-Pierre! - wykrzyknęła Marguerite Dumont, podrywając się z krzesła. Podbiegła 
do męŜa i otoczyła jego szyję ramionami. - Nie mów nic więcej, kochany. Weźmiemy 
najlepszego adwokata. Wyciągniemy cię z tego.
Ignorując te ostrzeŜenia, starszy pan odwrócił się do Nicole.
- Nie chciałem cię w to mieszać, skarbie - powiedział miękko. - Panie Fuzz, 
przyznałem się do winy. Nie ma potrzeby dręczyć dłuŜej tego biednego dziecka.
- Bardzo bystrego dziecka - zauwaŜył Fuzz. - Nicole chciała odwiedzić wujaszka 
Vinnie'ego. Kiedy była juŜ w połowie drogi, drzwi otworzyły się gwałtownie i zoba-
czyła pana, opuszczającego pokój Langtona. Ukryta za załomem korytarza widziała, 
jak chowa pan broń.
- Winda zatrzymała się piętro wyŜej - wyjaśnił starszy pan. - Wiedziałem, Ŝe ktoś jest 
w środku.
- Nicole odczekała, aŜ pan odjedzie, po czym pobiegła do pokoju Vincenta Langtona. 
Kiedy nikt nie zareagował na pukanie, zrozumiała, Ŝe stało się coś złego. Wtedy właś-
nie wyjęła broń ze schowka, starannie wycierając pozostawione przez pana ślady. - 
Fuzz urwał i popatrzył na dziewczynkę. - Musiało ci być bardzo cięŜko, Nicole, gdy 
dowiedziałaś się o morderstwie.
Dziewczynka podniosła się z krzesła. Podbiegła do dziadka.
- Tak mi przykro, dziaduniu - zaszlochała, tuląc się do piersi starszego pana. - To 

background image

wszystko moja wina. Gdybym lepiej ukryła ten pistolet...
- I tak bym się przyznał. - Jean-Pierre ze smutkiem pokiwał głową. - Vincent Langton 
zasłuŜył sobie na śmierć, ale ja przeceniłem swoje siły. Nie nadaję się na kata. Cieszę 
się, Ŝe prawda wyszła na jaw.
Fuzz wyciągnął z kieszeni parę błyszczących metalowych kajdanków i zapiął je na 
przegubach starszego pana. Błysnął flesz. To reporter z miejscowej gazety uwiecznił 
ten pełen dramatyzmu moment na kliszy. Detektyw ujął więźnia pod ramię. Ruszyli w 
stronę wyjścia.
- Fantasy! - Brigitte Dumont poderwała się z krzesełka. - To... to mój ojciec.
MęŜczyzna obrzucił ją pełnym współczucia spojrzeniem.
- Przykro mi, Cukiereczku. To moja praca.
Brigitte zastąpiła mu drogę. PołoŜyła dłoń na ramieniu męŜczyzny.
- Cco... co teraz będzie? - spytała cicho, patrząc mu w oczy.
- No cóŜ - uśmiechnął się gorzko detektyw. - Wkrótce odbędzie się rozprawa w 
sądzie. MoŜesz płakać i błagać ławę przysięgłych o miłosierdzie. ZwaŜywszy na 
podeszły wiek, nienaganną przeszłość i towarzyszące tej sprawie okoliczności, 
pewnie skończy się na wyroku w zawieszeniu.
- Och, Fantasy! - westchnęła Ŝałośnie Brigitte. Otoczyła ramionami szyję męŜczyzny i 
mocno przywarła do jego piersi.
Sala zatrzęsła się od braw. Zebrani w jadalni goście głośno komentowali zręczne 
zakończenie, porównywali z własnymi teoriami. Brigitte krąŜyła w tłumie, dziękując 
za udział w imprezie, podczas gdy Charlie otoczony grupą gości podpisywał 
reklamujące imprezę plakaty.
Weekend z zagadką okazał się większym sukcesem, niŜ zakładano. Brigitte zaś nie 
mogła doczekać się chwili, kiedy zostanie z Charliem sam na sam, by wyrazić mu 
swoją wdzięczność i okazać, ile znaczyły dla niej spędzone z nim wspólnie chwile.
Zastała go na górze, w apartamencie, który sama dla niego wybrała. MęŜczyzna 
właśnie się pakował.
- Chciałam zaprosić cię na kolację. Dziś wieczór - powiedziała cicho. - Myślałam, Ŝe 
zostaniesz trochę dłuŜej.
Charlie zaciągnął zamek walizki.
- Przepraszam, Brigitte, ale muszę wracać. Mam masę zaległości. Wiesz, Ŝe ostatnio 
miałem trudności z koncentracją - zaŜartował.
To wszystko stało się tak nagle, myślał, potrzebuję czasu, by się z tym oswoić.
- Tak bardzo ci się spieszy? Charlie wzruszył ramionami.
- Chciałem zdąŜyć do domu przed zmrokiem.
Brigitte uśmiechnęła się.
- Jest lato. Dni są długie.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - spytał cicho Char-lie, choć znał odpowiedź. 
Wyczytał ją w błyszczących oczach, zaróŜowionych policzkach, kusząco 
rozchylonych wargach. Pochlebiało mu, Ŝe kobieta nie ukrywa swoich uczuć, ale 
jednocześnie trochę go to krępowało.
- Spróbuję pomóc ci w odzyskaniu koncentracji.
- Myślisz, Ŝe znasz sposób?
- Nawet parę. - Brigitte roześmiała się, przysuwając bliŜej.
Charlie westchnął, otwierając zapraszającym gestem ramiona.
- Ile teŜ muszę wycierpieć dla tego przeklętego komiksu! - zaŜartował.
LeŜeli ciasno spleceni ramionami. MęŜczyzna uniósł głowę. Spojrzał na zegarek.
- Muszę się zbierać - stwierdził ze smutkiem. Brigitte popatrzyła na niego uwaŜnie.
- Zostań - poprosiła cicho.
- Nie mogę.

background image

Nie było mu łatwo zrezygnować z tej jakŜe kuszącej propozycji. Szczególnie gdy 
trzymał w ramionach ciepłe i miękkie ciało Brigitte. Mimo to wiedział, Ŝe nie moŜe 
jej przyjąć. Potrzebował czasu, by przemyśleć wszystko, co zaszło podczas tego 
szalonego weekendu. Nigdy przedtem nie był tak blisko z Ŝadną kobietą. Brigitte 
Dumont była teŜ pierwszą, która wyznała, Ŝe go kocha. Pierwszą, która była z nim 
szczera.
- Nie mogę zostać - powtórzył. - Bardzo bym chciał, ale nie mogę.
- Jesteś pewien? A moŜe chociaŜ do jutra? Jutro poniedziałek. Wieczór rodzinny. 
Będzie mowa o weekendzie. To świetna reklama dla twego komiksu - kusiła.
- Nawet gdybym został, to wiesz, Ŝe nie przepadam za publicznymi występami. Czuję 
się głupio, kiedy tak stoję na scenie, niby jakieś dziwowisko.
- Nie przesadzaj - Ŝachnęła się Brigitte. - To przecieŜ nic takiego. Moglibyśmy nawet 
zatańczyć coś razem. Duet: Fantasy Fuzz ze swoim Cukiereczkiem. To świetny 
pomysł
- zapaliła się. - No, jak, Charlie?
MęŜczyzna nie podzielał jej entuzjazmu.
- Nie jestem artystą.
- Nie musisz być. Nikt tego od ciebie nie wymaga
- przekonywała. - To nie balet, Charlie. Po prostu, wyjdziesz i zatańczysz. Nauczę cię 
w pół godziny.
- Muszę wracać, Brigitte.
- Więc moŜe innym razem?
- Nie!
- Myślałam, Ŝe lubisz ze mną tańczyć.
- Owszem, ale tylko gdy jesteśmy sami. Wiesz, jak peszy mnie publiczność.
- Znam na to świetny sposób. Po prostu, wyobraź sobie, Ŝe jesteś zupełnie sam, Ŝe na 
sali nie ma nikogo.
Charlie obrzucił ją uwaŜnym spojrzeniem.
- Ty nie musisz niczego sobie wyobraŜać, co? Ty kochasz występować.
- Hm... - zamyśliła się Brigitte. - To pewnie dlatego, Ŝe przyzwyczaiłam się od 
dziecka.
- Jesteśmy zupełnie inni, Brigitte - stwierdził Charlie, całując ją lekko w policzek.
Brigitte odwzajemniła pieszczotę.
- Więc sprawdźmy... te róŜnice - zaproponowała.
- Przed chwilą to robiliśmy.
- Więc zróbmy to jeszcze raz.
- Nie mam juŜ sił. Zamęczysz mnie - stwierdził Charlie ze śmiechem.
Brigitte zawtórowała mu cichym, zmysłowym śmieszkiem.
- Nie powinieneś kłamać kobiecie, kiedy jesteś nagi
- zamruczała, wsuwając dłoń pomiędzy splecione w uścisku ciała. - Łatwo to 
sprawdzić.
- Ach, ty rozpustnico! - Ŝartobliwie zganił ją Charlie, po czym westchnął cicho, kiedy 
zwinne palce Brigitte zamknęły się na jego drŜącej z podniecenia męskości.
- Pragniesz mnie - draŜniła się kobieta.
- Mam przeczucie, Ŝe na pragnieniu się nie skończy
- stwierdził Charlie, chwytając ją za nadgarstki i unosząc jej dłonie do góry. - Teraz 
jesteś moja.
- Od pierwszej chwili, kiedy nazwałeś mnie Cukiereczkiem - wyznała cicho Brigitte.
- Czy zawsze jesteś taka szczera w kontaktach z męŜczyznami?
- śycie jest za krótkie, by udawać. To stare chińskie przysłowie. Oznacza, Ŝe...
- Wiem, co oznacza. Ale większość ludzi uwielbia takie gierki w kotka i myszkę.

background image

- A ty?
- Nigdy nie opanowałem tej sztuki.
- A ja nigdy nie byłam w tym dobra. Nie potrafię ukrywać swoich uczuć.
Błękitne oczy popatrzyły na niego ufnie.
- Nie powinnaś patrzeć tak na męŜczyznę, gdy jesteś w jego rękach - ostrzegł Charlie.
- Więc kochaj się ze mną. - Brigitte uśmiechnęła się zachęcająco.
Charlie posłusznie spełnił to Ŝyczenie.
- Co robisz, kiedy nie tańczysz na scenie i nie uwodzisz detektywów? - zainteresował 
się Charlie duŜo później, ciekaw, jak wygląda jej Ŝycie.
- Jestem kimś w rodzaju dobrej wróŜki.
- CzyŜby we współczesnym świecie było jeszcze dla nich miejsce?
- Hotel Dumont jest znany ze sprawnej obsługi. Organizujemy konferencje, zjazdy, 
przyjęcia weselne, no i róŜne akcje dobroczynne.
- Jak na przykład ten weekend z zagadką? Brigitte przytaknęła.
- Jednym z moich jutrzejszych obowiązków będzie napisanie oficjalnego 
podziękowania do niejakiego C.H.Bat-tle'a.
- Mam nadzieję, Ŝe będzie gorące.
- Jeszcze jak! Wymienię wszystkie twoje zalety - zapewniła go Brigitte z uśmiechem.
- O jakich zaletach myślisz?
- Chwileczkę, niech no się zastanowię... A więc, tak, hojność, wspaniałomyślność, 
gotowość do poświęceń -wymieniała z zapałem. - A kiedy juŜ skończą mi się zalety, 
przejdę do talentów. A propos, scenariusz był naprawdę świetny.
- To dopiero będzie list.
- Nie list, arcydzieło. Prześlę kopię do twojej redakcji.
- A moŜe dostarczyłabyś go osobiście?
- Do Nowego Jorku?
- Miałem na myśli egzemplarz przeznaczony dla mnie. Sama wiesz, Ŝe nie moŜna dziś 
ufać poczcie.
- Chcesz,abym...
- Chcę, abyś mnie odwiedziła - dokończył za nią Charlie. - Zobaczysz moje studio.
Brigitte zawahała się.
- Bardzo... bardzo bym chciała je obejrzeć. A pokaŜesz mi swoje „niegrzeczne" 
rysunki? - uśmiechnęła się.
MęŜczyzna odetchnął z ulgą. A więc się zgadza.
- No, nie wiem. - Zamyślił się. - Jesteś taka swawolna, Ŝe jeszcze przyszłoby ci do 
głowy coś brzydkiego.
- Chciałbyś, co? Przyznaj się.
- Zamiast tego pokaŜę ci wszystkie odrzucone przez wydawców szkice - 
zaproponował Charlie.

ROZDZIAŁ
13

Charlie niecierpliwie przechadzał się po pokoju. Czekał. Czekał na odgłos 
podjeŜdŜającego samochodu, zatrzaskiwanych drzwiczek, a potem na rozjaśnione 
uśmiechem błękitne oczy Brigitte Dumont.
Był gotowy na jej przyjęcie. Odkurzył dywany, umył podłogę, uzupełnił zapasy w 
lodówce. Kupił nawet nową pościel w modny geometryczny wzór. Teraz zaś stał po-
ś

rodku pokoju nie wiedząc, jak się zachować. Chciał wybiec przed dom, ale nogi 

odmówiły mu posłuszeństwa. Nigdy przedtem nie występował w roli gospodarza i 
zupełnie nie potrafił się w niej znaleźć.

background image

Przez okno widział, jak Brigitte wyjmuje z bagaŜnika duŜą torbę i idzie w stronę 
domu. Grzeczność nakazywała jej pomóc
Na widok zbliŜającego się męŜczyzny, Brigitte zatrzymała się.
- Cześć! - wykrzyknęli równocześnie.
Charlie wyjął z rąk kobiety torbę i zarzucił ją sobie na ramię. Drugą ręką objął 
Brigitte i ruszyli w stronę domu.
- No cóŜ - oznajmił, kiedy weszli do małego holu - witaj u Charliego!
Brigitte rozejrzała się dokoła.
- Podoba mi się twój dom. Jest przytulny.
- Usiądź, proszę. Zaniosę twoją torbę na górę.
Kiedy wrócił, Brigitte siedziała w fotelu. Na jej kolanach wyciągnięty wygodnie 
ulokował się duŜy, pręgowany kocur.
- Bumerang! Psik! Niedobre kocisko! - zganił kota Charlie.
Bumerang leniwie otworzył jedno oko i rzucił swemu panu pełne urazy spojrzenie. 
Wcale nie zamierzał opuścić wygodnego legowiska.
- Po prostu go zepchnij - poradził Charlie. - Brak mu obycia. A poza tym uwaŜa 
pewnie, Ŝe ten fotel naleŜy do niego.
- Nic nie szkodzi. - Brigitte podrapała kota za uchem. Nie wiedziałam, Ŝe masz kota. 
To jakoś mi do ciebie nie pasuje.
- NaleŜał do ludzi, od których kupiłem ten dom - wyjaśnił Charlie. - Próbowałem go 
się pozbyć, ale ciągle wracał.
- I stąd to imię - domyśliła się Brigitte. Bumerang, jakby wiedząc, Ŝe o nim mowa, 
zamiauczał
głośno i przeciągnął się leniwie, nastawiając kark do głaskania.
- Co za natręt! - Charlie z niesmakiem pokręcił głową. Krzywe spojrzenia nie zwiodły 
Brigitte. Kot był wesoły
i dobrze odkarmiony. Nie ulegało wątpliwości, Ŝe cieszył się sympatią swego pana.
- Obiad będzie dopiero za godzinę. Pomyślałem, Ŝe moŜe najpierw pokaŜę ci moje 
studio, a potem zrobimy sobie mały spacerek po okolicy. Brigitte uśmiechnęła się.
- Jest tylko jeden mały problem. - Wskazała na rozłoŜonego na jej kolanach 
Bumeranga.
- Po prostu zepchnij go na podłogę - poradził Charlie, po czym ostroŜnie podniósł 
ś

piące zwierzę i przeniósł je na kanapę. Bumerang zamiauczał protestująco, ale juŜ po 

chwili zwinięty w kłębek pochrapywał smacznie na nowym miejscu.
- Mam nadzieję, Ŝe schowałeś wszystkie „brzydkie" rysunki.
- A komu potrzebne rysunki? - odparł Charlie w odpowiedzi i wziął ją w ramiona.
- Z pewnością nie nam. - Brigitte przytuliła policzek do piersi męŜczyzny. - Bałam 
się, Ŝe wcale za mną nie tęskniłeś.
- A skąd wiesz, Ŝe tęskniłem?
- Kobieca intuicja i - przysunęła się bliŜej - twoje ciało mówi samo za siebie.
- Jesteś tak samo zepsuta jak przedtem - zaŜartował męŜczyzna.
- A ty tak samo mnie pragniesz.
- Później, Cukiereczku - powiedział Charlie, niechętnie wypuszczając ją z objęć. - 
Teraz pokaŜę ci miejsce, gdzie przyszedł na świat Fantasy Fuzz i cała kupa jego nie 
chcianych braci i sióstr.
- Podoba mi się twoje studio - stwierdziła Brigitte, rozglądając się po pracowni.
- To jeden z powodów, dla których kupiłem ten dom. Brigitte z uwagą oglądała 
przypięte do szkicownika rysunki, na których był uwieczniony sławny detektyw.
- Kiedy to się ukaŜe?
- Za jakieś dwa do trzech tygodni.
- A więc jak na razie wszyscy wielbiciele Fuzza zastanawiają się, kto jest mordercą?

background image

MęŜczyzna obojętnie wzruszył ramionami.
- I pozwoliłeś mi poznać rozwiązanie? Nie boisz się, Ŝe zdradzę tajemnicę?
- Nie zrobisz tego.
- Ale jeszcze dwa tygodnie temu wcale nie byłeś tego pewny.
Charlie ujął twarz Brigitte w obie dłonie. Popatrzył jej w oczy.
- Wtedy jeszcze cię nie znałem.
- A teraz uwaŜasz, Ŝe juŜ mnie znasz?
- Inaczej nie byłoby cię tutaj.
Brigitte westchnęła. Otoczyła ramionami szyję męŜczyzny.
- Tak bardzo mi ciebie brakowało - szepnęła. Charlie w milczeniu pochylił głowę do 
jej ust. Pragnął
jej tak bardzo, Ŝe nie potrafił juŜ dłuŜej czekać. Dywan pokrywający podłogę był 
gruby i miękki. Obiad odwlekł się o kolejną godzinę.
Potem wybrali się na długi spacer po okolicy. W lokalnej wypoŜyczalni video wybrali 
na wieczór romantyczną komedię. Podczas gdy w piekarniku piekła się aromatycznie 
pachnąca pieczeń, Charlie pokazał Brigitte resztę szkiców.
- Czy zawsze rysujesz tylko ludzi? - zaciekawiła się, przeglądając rysunki.
- Tak jest łatwiej. Ludzie rozmawiają, czują, myślą.
- A dlaczego nie zwierzęta?
- Jakoś nie widzę siebie w roli autora „Przygód kota zwanego Bumerangiem".
- A co byś powiedział na łosie? Elinor i Elven, para kanadyjskich łosiów, które 
postanawiają osiedlić się w mieście.
- Dzięki Bogu, Ŝe nie umiesz rysować.
- Dlaczego? To świetny temat - zapaliła się Brigitte. - W okresie godowym Elven 
sprowadza sobie cały harem. Sąsiedzi są zszokowani. No wiesz, same hałasy... 
Oczywiście, Elinor będzie zupełnie zdezorientowana. Z jednej strony instynkt, z 
drugiej zaś zasady.
- Jeśli moŜe być coś gorszego od gadających zwierząt, to problemy moralne. - Charlie 
skrzywił się. - Wierz mi, Brigitte, świat nie chce czytać i słuchać o moralności.
- Ach tak! - zaperzyła się Brigitte. - Tylko historyjki o nadętym detektywie i jego 
głupawych Cukiereczkach?!
Charlie popatrzył na nią zaskoczony. Brigitte połoŜyła dłoń na ramieniu męŜczyzny.
- Nie bierz tego do siebie, Charlie. Nie chciałam cię urazić.
- Wcale nie czuję się uraŜony. Rysuję komiksy, bo lubię to robić. Nie zamierzam 
uzdrawiać ani wychowywać ludzkości.
- Ale przyznasz, Ŝe ten twój Fuzz to wstrętny męski szowinista.
- MoŜliwe, ale czy to takie istotne? Ludzie lubią Fuzza, bo uwaŜają, Ŝe jest zabawny. 
MęŜczyźni zazdroszczą mu, a kobiety... kobiety marzą o kimś takim i wszyscy są 
zadowoleni, poniewaŜ Fantasy istnieje tylko na papierze.
- Akurat!
- Nie sądź, Ŝe ja i mój bohater to jedno - zastrzegł się pośpiesznie Charlie. - Detektyw 
Fuzz to nie autoportret, Brigitte.
- Gdybym tak myślała, nie pozwoliłabym ci mówić do siebie Cukiereczku.
- Na pewno. A teraz chodźmy dalej. Zobaczysz moją salę tortur.
- Tortur?
- W pewnym sensie - odparł Charlie, otwierając drzwi. - Tu zmagam się z moimi 
problemami.
- Musisz mieć ich bardzo duŜo. Tyle tu sprzętu. - Bri-gitte zdumionym spojrzeniem 
objęła cięŜkie sztangi i han-tle.
- Większość naleŜała do mojego ojca - wyjaśnił Charlie. - Mama chciała się tego 
pozbyć, ale się nie zgodziłem. Zawarliśmy porozumienie. Zatrzymałem sprzęt pod 

background image

warunkiem, Ŝe będę z niego korzystał. I tak właśnie zacząłem ćwiczyć.
- Widać rezultaty. - Brigitte pełnym podziwu spojrzeniem objęła szerokie bary i 
muskularną sylwetkę męŜczyzny.
MęŜczyzna uśmiechnął się.
- Czym zasłuŜyłem sobie na takie uznanie? Brigitte pociągnęła nosem.
- Co tak wspaniale pachnie? Umieram z głodu.
Po obiedzie obejrzeli przyniesiony z wypoŜyczalni film. Przytuleni usadowili się 
wygodnie na kanapie. Brigitte nigdy przedtem nie czuła się tak szczęśliwa. 
Zaprotestowała, gdy Charlie uniósł ramię, by wyłączyć magnetowid.
- Zostańmy tu. Na zawsze. MęŜczyzna roześmiał się.
- Do rana oboje mielibyśmy sztywne karki i zdrętwiałe nogi.
- O to będziemy się martwić rano.
Charlie pochylił się i czule pocałował ją w czoło.
- Na jutrzejszy ranek mam inne plany.
- CzyŜbyś próbował przekupstwa, detektywie Fuzz?
- Jeśli to jedyny sposób, by cię stąd ruszyć.
- A zaniesiesz mnie?
- Tylko pamiętaj, Ŝe sama o to prosiłaś.
Nim Brigitte zdołała zorientować się, co się dzieje, zwisała głową w dół, przerzucona 
przez ramię Charliego.
- Aleja tak nie chcę!
- Trzymaj się i przestań się wiercić.
- Neandertalczyk!
- SłuŜę pani! - Charlie przyłoŜył Brigitte delikatnego klapsa.
- Zaloty z epoki kamienia łupanego! - zawołała Brigitte, kiedy męŜczyzna niemal 
rzucił ją na łóŜko.
Charlie pośpiesznie uwolnił się z ubrania.
- To niezbyt mądrze obraŜać kogoś, kto jest dwa razy większy i silniejszy - 
powiedział, podchodząc do łóŜka.
- Cała drŜę - szepnęła Brigitte.
- Ze strachu? - draŜnił się z nią Charlie. Brigitte lekko uniosła biodra.
- Nie.
- Niegrzeczna dziewczynka! Do licha! Ja teŜ drŜę.
Następnego ranka Brigitte niechętnie otworzyła jedno oko. Na poduszce tuŜ obok jej 
głowy ułoŜył się Bumerang. Właśnie trącał ją miękką łapką.
- Bumerang! Co ty tu robisz?
Bumerang miauknął głośno, uraŜony tym niegościnnym powitaniem i zeskoczył na 
podłogę.
- A gdzie twój pan? - Brigitte rozejrzała się po pokoju. Zasnęła w ramionach 
Charliego. Musiała być bardzo zmęczona. Nic dziwnego, pomyślała, przypominając 
sobie ostatnią noc. Zerknęła na zegarek. Dziesiąta. MoŜe Charlie jest w kuchni i 
przygotowuje dla nich śniadanie?
Wykąpała się, po czym wciągnęła krótką jedwabną koszulkę, której nie zdąŜyła 
włoŜyć poprzedniego wieczora.
Zajrzała do kuchni. Pusto. MoŜe wyszedł po świeŜe pieczywo, zastanawiała się, stojąc 
w korytarzu. Charakterystyczne uderzenie metalu o metal rozwiało jej wątpliwości. 
Charlie ćwiczył.
- Słyszałem, jak chodzisz po domu - powiedział na powitanie.
- Bumerang postanowił mnie obudzić.
- Przeklęty kot! Pewnie jest zazdrosny.
- Pewnie tak. Czy pozwolisz, Ŝe popatrzę, jak sobie radzisz?

background image

- Jasne!
Brigitte zachwycona przyglądała się grze mięśni na ciele męŜczyzny. Mimowolnie 
wyciągnęła dłoń i delikatnie przeciągnęła palcem po napręŜonym udzie.
- Oszalałaś! Czy zdajesz sobie sprawę, co mogłoby się stać, gdybym upuścił tę 
sztangę?! - zawołał Charlie.
- Przepraszam - wyjąkała. - Chciałam tylko...
- To ćwiczenie polega przede wszystkim na koncentracji.
Brigitte opuściła głowę.
- JuŜ cię nie dotknę.
- Nie wtedy, gdy trzymam nad głową stukilową sztangę. - Po jej minie poznał, Ŝe 
zabolały ją te słowa. - Ja teŜ przepraszam, Brigitte - dodał. - Przestraszyłaś mnie.
- To się juŜ nie powtórzy.
- Brigitte?
- Wszystko w porządku. Nic mi nie jest - zapewniła go. - Ćwicz dalej. Nie 
przeszkadzaj sobie.
MęŜczyzna niechętnie wrócił do przerwanego ćwiczenia. Brigitte przyglądała się temu
ze zmarszczonym czołem. Koncentracja! Phi! TeŜ mi coś!
Charlie odetchnął z ulgą, gdy Brigitte zostawiła go samego. Był tak zajęty 
ć

wiczeniem, Ŝe nie zauwaŜył, iŜ znowu się pojawiła. Dostrzegł ją dopiero wtedy, 

kiedy usiadła na przeciwnym krańcu jego ławeczki. Była naga.
- Nie zwracaj na mnie uwagi - szepnęła. - Ćwicz dalej. Charlie uniósł sztangę do góry. 
Zawsze był dumny
z umiejętności koncentrowania się w kaŜdej sytuacji, ale nigdy dotąd nie ćwiczył w 
obecności nagiej kobiety.
- Masz szczęście, Ŝe nie upuściłem sztangi.
- Mam szczęście - potwierdziła Brigitte, pochylając się nad leŜącym - ale wcale nie 
dlatego.
Wyciągnął ręce, by ją objąć, ale Brigitte była szybsza. Schwyciła go za przeguby.
- Teraz ty jesteś moim niewolnikiem.
Charlie nie potrafił się oprzeć. Miała rację, był jej niewolnikiem. Zaczęła obsypywać 
go pocałunkami i pieszczotami, bezbłędnie odnajdując najbardziej czułe miejsca. W 
chwilę potem otworzyła się dla niego, przyjmując go w miękką wilgoć swego 
spragnionego ciała...
Później, duŜo później Brigitte osunęła się na pierś męŜczyzny. Nie wypuszczając jej z 
objęć, Charlie ostroŜnie usiadł na ławeczce. Brigitte otworzyła oczy.
- Wiedziałam, Ŝe nie będziesz mnie chciał tutaj, ale... - zaczęła niepewnie.
- Wszystko w porządku, skarbie. Było wspaniale.
- O tak!
- Brigitte?
Brigitte popatrzyła pytająco.
- Nigdy więcej tu nie wchodź, dobrze?
Brigitte zrozumiała. To było jego sanktuarium i nie miał zamiaru niczego zmieniać.
- To byłoby wysoce niewskazane - przyznała z uśmiechem.

ROZDZIAŁ
14

14

14

14

Kolejny wieczór rodzinny w hotelu Dumont okazał się bardzo udany. Brigitte wróciła 
do stolika zgrzana i spocona. Tańczyli mambo. Opadła na krzesło i sięgnęła po 
szklankę z wodą.
- A to co? - zdziwiła się, patrząc na opartą o swój talerzyk duŜą, białą kopertę z 

background image

nadrukiem hotelu.
- To do ciebie - poinformował ją brat. - Ściśle tajne. Boy chciał szukać cię w tym 
wirującym tłumie, ale obiecałem, Ŝe dostarczę ci ją do rąk własnych, jak tylko ochło-
niesz po tych latynoamerykańskich szaleństwach.
Brigitte rozpoznała pismo.
- To od Charliego.
- Nie otwieraj! - ostrzegł ją Stephen. - Jeszcze wybuchnie.
- Nie martw się. Powiedz Claire, Ŝeby mnie zastąpiła. Minął juŜ prawie miesiąc od 
wizyty u Charliego. Na
poŜegnanie przyrzekł, Ŝe niedługo przyjedzie, by razem mogli spędzić weekend. 
Niestety, w przeddzień Charlie zadzwonił z przeprosinami. Chicago postanowiło 
uczynić autora przygód popularnego detektywa honorowym obywatelem miasta. 
Trzeba było przesunąć spotkanie. I tym razem wszystko sprzysięgło się przeciwko 
nim. Z wizytą w Chicago wiązała się cała masa imprez towarzyszących: konferencje 
prasowe, bal dobroczynny, spotkania autorskie. Charlie nie mógł dokładnie określić, 
kiedy uda mu się wyrwać.
Teraz okazało się, Ŝe Charlie jest w hotelu. Podał jej numer pokoju i krótką 
informację, by posłuŜyła się swoim kluczem. Brigitte zapukała cicho do drzwi, a 
kiedy nikt nie odpowiadał, posłuchała zamieszczonej w Uście rady. W pokoju było 
ciemno. Po omacku przesunęła dłonią po ścianie, szukając kontaktu. Usłyszała 
znajomy śmiech. Pochwyciły ją silne ramiona.
- Przestraszyłeś mnie.
- Ciii...
W ciemnościach Charlie pomógł jej pozbyć się ubrania, po czym wziął ją na ręce i 
zaniósł na łóŜko. Kochali się w milczeniu, napawając się sobą. Później, kiedy leŜeli 
ciasno spleceni ramionami, Brigitte usłyszała pełen czułości szept:
- Kocham cię, Cukiereczku.
Brigitte obudziła się w przeświadczeniu, Ŝe to wszystko musiało jej się przyśnić. 
Powoli uniosła powieki i jej twarz rozjaśnił radosny uśmiech. Obok niej leŜał Charlie, 
oddychając równo przez sen. OstroŜnie wstała z łóŜka, zebrała porozrzucaną na 
podłodze garderobę i ubrała się. Cicho zamknęła za sobą drzwi, wieszając na klamce 
tabliczkę z napisem: Nie przeszkadzać.
W swoim apartamencie wykąpała się, zmieniła strój i zbiegła na dół. Wzywały ją 
obowiązki. W recepcji zastała Claire.
- O! Dzień dobry! - powitała siostrę Brigitte.
Claire przeprosiła recepcjonistę i pośpieszyła za Brigitte do jej biura.
- To twoje „dzień dobry" jest podejrzanie radosne - zauwaŜyła.
Brigitte uśmiechnęła się tajemniczo.
- Jak się miewa Charlie?
- Po staremu.
- Wspominał o pobycie w Chicago? Brigitte popatrzyła na siostrę zdziwiona.
- Nie rozmawialiśmy o Chicago. A dlaczego pytasz?
- To pewnie nic takiego.
- Ale powiedz co?
- Właśnie przeglądałam gazetę. Na pierwszej stronie umieszczono zdjęcie Charliego.
- To świetnie! - ucieszyła się Brigitte.
- Brigitte!
- Tak?
- On nie jest sam na tej fotografii.
- O?
- Ma na sobie tę słynną skórzaną kurtkę i trzyma w ramionach jakąś aktorkę - 

background image

wypaliła Claire.
- Blondynkę?
Claire potakująco kiwnęła głową.
- Jakaś gwiazdka przedpołudniowych seriali telewizyjnych.
Brigitte milczała.
- Pewnie to tylko reklama. Tak jak w przypadku naszego weekendu z zagadką - 
ciągnęła Claire.
- Pozwól mi zobaczyć.
Jej własne zdjęcie z Charliem, które ukazało się w „Contemporary Canada", teŜ miało 
tylko przysporzyć popularności imprezie organizowanej przez hotel Dumont. Je-
dynym pocieszeniem był fakt, Ŝe Charlie nie całował wydekoltowanej blond 
piękności.
Brigitte wsunęła gazetę pod pachę i ruszyła do windy. Po drodze wstąpiła do kuchni, 
skąd poŜyczyła plastikowe wiaderko. Na piętrze napełniła wiaderko lodem i, 
posługując się słuŜbowym kluczem, otworzyła drzwi do pokoju Charliego. 
MęŜczyzna spał smacznie. Brigitte, nie namyślając się długo, odrzuciła na bok kołdrę 
i wysypała zawartość kubełka wprost na nagie ciało śpiącego męŜczyzny.
Charlie gwałtownie usiadł na łóŜku.
- Co, u licha...? - zawołał na widok Brigitte.
- A to! - odpowiedziała Brigitte, podtykając mu pod nos gazetę.
Chariie zamrugał powiekami. Wstał z łóŜka, owijając się prześcieradłem. Sięgnął po 
gazetę.
- A... to - mruknął niechętnie.
- Czy tylko tyle masz mi do powiedzenia? MęŜczyzna ziewnął szeroko.
- A więc senator Ŝyje.
- Co takiego?! - zniecierpliwiła się Brigitte. - Jaka ja byłam głupia! Powinnam była 
mieć więcej rozumu...
- A co ma twój rozum do tego?
- Jak to co? - wybuchnęła Brigitte. - Jesteś na pierwszej stronie gazet z tą 
wyfiokowaną lal unią, po tym jak... jak ty i ja...
- Senator miał zawał pod koniec zeszłego tygodnia i nie wiadomo było, czy z tego 
wyjdzie - tłumaczył cierpli-wie męŜczyzna. - Na wszelki wypadek redakcja przygoto-
wała artykuł o jego Ŝyciu i zasługach. Zapowiedzieli, Ŝe jeśli senator nie umrze, 
zamieszczą nasz materiał.
- Chariie! Nic mnie to nie obchodzi. Chcę wiedzieć, jak mogłeś bawić się w Fuzza i 
Cukiereczka po tym, jak... jak...
- Jesteś zazdrosna? Chyba nie podejrzewasz, Ŝe Lauren i ja...
- Nie muszę podejrzewać! Widzę! - zŜymała się Brigitte. - I cała Ameryka widzi to 
samo! Mam tylko nadzieję, Ŝe dobrze się bawiłeś z tą... z tą...
- Chodzi ci o to, czy dobrze mi się pracowało z Lauren?  - Nie. Mam nadzieję, Ŝe 
dobrze ci się „pracowało" ze mną.
- Ty to co innego. Gdyby nie fakt, Ŝe chodziło o Związek Emerytowanych Policjantów 
i śołnierzy, nigdy bym się nie zgodził.
- Związek Emerytowanych Policjantów?
- Tak. Ta organizacja pomaga równieŜ rodzinom policjantów, którzy zginęli na 
słuŜbie - wyjaśnił. - Kiedy zastrzelono mojego ojca, mama i ja dostaliśmy od nich 
zapomogę, dzięki której mogliśmy wyprowadzić się z Chicago, a ja mogłem nadal 
uczęszczać do college'u.
- Rozumiem. - Brigitte skinęła głową. - Nie wypadało ci odmówić.
- Ojciec Lauren to jakaś gruba ryba. Kiedyś pracował w policji. Czy nie napisano o 
tym w artykule?

background image

- Przeczytałam tylko podpis pod zdjęciem - wyznała zawstydzona. - Do licha, Charlie, 
to zdjęcie zupełnie zbiło mnie z tropu. Mogłeś mnie chociaŜ uprzedzić.
- Miałem zamiar opowiedzieć ci o wszystkim.
- Więc dlaczego tego nie zrobiłeś?
- Nie miałem ochoty na rozmowę - powiedział cicho, biorąc ją w ramiona - chciałem 
ciebie.
Brigitte otoczyła ramionami szyję męŜczyzny.
- A jednak coś powiedziałeś, pamiętasz?
- Tak.
- To dobrze. - Uśmiechnęła się, rozchylając usta.
- Przepraszam, Ŝe cię nie uprzedziłem - szepnął z ustami na jej wargach. - Czy mogę 
ci to jakoś wynagrodzić?
Brigitte zawahała się przez chwilę.
- Hm, no cóŜ. MoŜesz chyba paść na kolana i błagać o przebaczenie.
- Wolałbym paść na kolana i całować twoje stopki.
- Niech i tak będzie - wspaniałomyślnie zgodziła się Brigitte.
- Ale najpierw...
Kiedy wreszcie Charlie oderwał wargi od jej ust, Brigitte zauwaŜyła:
- Coraz lepiej ci idzie. Czy aby na pewno nie ćwiczyłeś w Chicago?
Suknia z cichym szelestem opadła na podłogę. Charlie przyklęknął i pochylił głowę 
do stóp Brigitte.
- Och, Charlie! - westchnęła cicho, obejmując go za ramiona i zmuszając, by podniósł 
się z kolan.
Nim się zorientowała, męŜczyzna pochwycił ją na ręce, zaniósł na łóŜko i namiętnym 
pocałunkiem zamknął jej usta. Dopiero kiedy ochłonęła, zdała sobie sprawę, Ŝe coś 
ostrego i zimnego uciska jej plecy. Wybuchnęła śmiechem. To Charlie odegrał się na 
niej za nieprzyjemną pobudkę, jaką mu wcześniej urządziła. Zanosząc się od śmiechu, 
wygramolili się z mokrej pościeli.
- Ładny bałagan, nie ma co! - zauwaŜyła Brigitte.
- Ty zaczęłaś.
- Zostałam sprowokowana.
- Ale chyba trochę przesadziłaś.
- Więc jesteśmy kwita.
- Owszem.
- Brutal!
- Złośnica!
- Brutal. - powtórzyła Brigitte, podchodząc bliŜej.
- Rozpuszczony bachor! - Charlie zamknął ją w uścisku.
- Miałeś całować mnie po nogach i błagać o przebaczenie - przypomniała.
- Rozpustnica!
- Słyszałam, Ŝe z kostkami lodu moŜna robić wiele przyjemnych rzeczy.
- Na przykład?
- Nie mam pojęcia. - Brigitte uśmiechnęła się niewinnie.
- W takim razie, zrobimy to w tradycyjny sposób -stwierdził męŜczyzna.
- Zrobimy co?
- To, co oboje bardzo lubimy.
Brigitte o mało nie zapomniała o zebraniu wyznaczonym na ten ranek. Omówienie 
spraw słuŜbowych przeciągnęło się i było juŜ dobrze po dwunastej, kiedy spotkała się 
z Charliem w hotelowej jadalni.
- Szkoda, Ŝe nie zszedłeś wczoraj na dół. Tańczyliśmy mambo.
- Słyszałem, ale nie byłem w nastroju.

background image

- Hm.
- Potrzebowałem trochę ciszy i spokoju. Brigitte uśmiechnęła się.
- Oboje wiemy, czego ci było potrzeba.
- Nie tylko mnie.
- Opowiedz mi o Chicago - poprosiła. - Jak się udało spotkanie?
- Wszystko poszło świetnie. Joe Blanning, mój agent prasowy, nie był pewien, czy 
uda mu się to zorganizować w tak krótkim czasie, ale członkowie klubu wykupili 
wszystkie bilety. Ojciec Lauren zaproponował, Ŝeby jego córka odegrała rolę 
Cukiereczka. To dla niej świetna reklama. Jest aktorką.
- Naturalnie.
- To nie był mój pomysł, Brigitte.
- Wierzę. To BARF wymyślił weekend z zagadką. Twój agent ukradł im pomysł - 
stwierdziła sucho.
- Niezupełnie - sprostował Charlie. - Ofiarą był jeden z członków klubu, a reszta 
wystąpiła w roli podejrzanych.
- Na szczęście mieli fachową siłę do pomocy.
- Brigitte! Ile razy mam ci powtarzać, Ŝe Lauren i ty to dwie róŜne sprawy - 
zniecierpliwił się męŜczyzna.
- Uwierz mi.
Brigitte westchnęła.
- Gdybym ci nie wierzyła, nie byłoby mnie tutaj. Słuchaj, Charlie, uwaŜam się za 
inteligentną kobietę i nie było mi łatwo odgrywać rolę twego głupiutkiego 
Cukiereczka.
- Cukiereczek nie ma z tym nic wspólnego.
- Mimo to, byłam wściekła, gdy zobaczyłam to zdjęcie
- ciągnęła. - Wiem, Ŝe nie mam prawa ci nic narzucać, ale nie odpowiada mi, Ŝe 
pozujesz do zdjęć z wydekoltowanymi blond wampami.
- Dobry BoŜe! To ci dopiero ironia losu! Czy uwaŜasz, Ŝe nie mam nic lepszego do 
roboty, niŜ uganiać się po kraju w poszukiwaniu, jak to nazwałaś, blond wampów?!
- Nie, skądŜe! Tylko przez ostatni miesiąc. W Chicago.
- To juŜ się więcej nie powtórzy - zapewnił ją Charlie.
- Nie zamierzam przez resztę Ŝycia odgrywać Fantasy Fuz-za.
- A więc co robiłeś poza tym?
- Oprah Winfrey zaprosiła mnie do swego programu
- opowiadał męŜczyzna, wdzięczny za zmianę tematu.
- Powinnaś to obejrzeć. Zaprosiła prawdziwego detektywa z policji, wydawcę, Lauren 
i działaczkę z Ruchu Wyzwolenia Kobiet. Dopiero mi się dostało. Miałaś rację, Ŝe 
moje Cukiereczki to głupawe laleczki.
- No cóŜ, drobne brunetki unikają porównań z blondynkami o posągowych kształtach.
Charlie obrzucił ją uwaŜnym spojrzeniem.
- Jesteś dwa razy, co ja mówię, dziesięć razy ładniejsza.
- Nie jesteś zbyt rozmowny, Charlie - stwierdziła. - Ale zawsze trafiasz w sedno.
MęŜczyzna popatrzył na nią zaniepokojony.
- Chyba się nie rozpłaczesz?
- Nawet jeśli, to tylko dlatego, Ŝe cię tak bardzo kocham, ty głuptasie.

ROZDZIAŁ
15

Po raz pierwszy w tym roku Charlie napalił w kominku. Siedzieli na kanapie, 
przytuleni, zapatrzeni w ogień. Brigitte spędzała u Charliego kolejną sobotę i 

background image

niedzielę.
- Joe Blanning dzwonił do mnie wczoraj.
- To twój agent prasowy, tak? - upewniła się. Charlie skinął głową.
- Chce, Ŝebym wystąpił w Nowym Jorku. Kolejny weekend z zagadką. Tym razem 
chodzi o budowę centrum onkologicznego.
- A kto zagra Cukiereczka? Charlie zawahał się przez chwilę.
- Właśnie o tym chciałem z tobą porozmawiać.
- Domyśliłam się. Kogo proponują?
- Jeszcze nikogo.
- Nie mów, Ŝe Meryl Streep jest zajęta - zadrwiła Brigitte. - A co odpowiedziała 
Michelle Pfeiffer?
- Powiedziałem, Ŝe zgodzę się tylko pod jednym warunkiem. - Charlie postanowił nie 
reagować na zaczepkę.
- Tak? A co to za warunek? Wywiad dla „News-weeka"? - Brigitte nie ustępowała.
- Nie ułatwiasz mi sytuacji. Brigitte popatrzyła mu w oczy.
- Jestem zazdrosna. Niełatwo ze mną wytrzymać. Ale dobrze. Co to za warunek?
- śe niejaka Brigitte Dumont zagra Cukiereczka. Brigitte z niedowierzaniem pokręciła 
głową.
- A to dopiero! I co on na to?
- UwaŜa, Ŝe coś się za tym kryje. - Charlie uśmiechnął się.
- Czy zdajesz sobie sprawę, co to oznacza? MęŜczyzna przytaknął.
Brigitte popatrzyła na niego z uwagą.
- Czy jesteś na to gotowy?
- Wolę publicznie ogłosić, co nas łączy, niŜ zgodzić się na coś, co mogłoby sprawić ci 
przykrość. Zrobimy to razem albo wcale.
- Co zamierzasz im powiedzieć?
- Komu?
- Reporterom. - Brigitte zwinęła dłoń w pięść i uniosła ją do ust, udając, Ŝe jest to 
mikrofon. - Panie Battle, czy mógłby pan zdradzić, jakie są pańskie zamiary wobec tej 
młodej damy?
- Niecne - krótko podsumował Charlie.
- A tak na serio?
- Bez komentarza. Brigitte przysunęła się bliŜej.
- PrzecieŜ mówiłeś, Ŝe zamierzasz rozgłosić, co nas łączy.
- Myślałem, Ŝe to ci odpowiada.
- Owszem - przytaknęła. - Jestem zadowolona, ale wiesz, jacy są dziennikarze. Nigdy 
nie rozmawialiśmy o przyszłości, a co im odpowiesz, jeśli zapytają cię o dalsze 
plany?
- To, co słyszałaś. Bez komentarza.
- Bez komentarza? - powtórzyła zaskoczona.
- Nie musimy odpowiadać na takie osobiste pytania, Brigitte.
- A... a gdybym ja zapytała cię o to samo? MęŜczyzna zawahał się.
- PrzecieŜ wiesz, co do ciebie czuję.
- A więc jakie masz wobec mnie zamiary, Charlie?
- Nigdy dotąd Ŝadna kobieta nie zrobiła na mnie takiego wraŜenia.
- Nie pytam o seks, Charlie. Pytam o twoje zamiary. Charlie popatrzył na nią 
zdziwiony. PrzecieŜ powiedział
jej, Ŝe ją kocha. CzegóŜ jeszcze chciała?!
- Masz na myśli... uhm, małŜeństwo i... te rzeczy? - wykrztusił wreszcie.
- Te rzeczy juŜ nastąpiły - przypomniała mu Brigitte. Gdyby zaŜartował sobie z jej 
pytania lub próbował dać jakąś wykrętną odpowiedź, wiedziałaby, jak sobie poradzić. 

background image

Jego zaskoczenie zupełnie zbiło ją z tropu.
- To zabrzmiało, jakbyś oskarŜała mnie, Ŝe cię uwiodłem, a przecieŜ... - bronił się.
Brigitte westchnęła.
- Chyba się nie zrozumieliśmy, Charlie.
- Było nam ze sobą dobrze, prawda? Brigitte zmarszczyła brwi.
- Mówię o naszym związku, a ty mieszasz do tego seks.
- To chyba jedno i to samo.
- Niezupełnie. Jedno jest częścią drugiego. Przynajmniej dla mnie - urwała. - Teraz 
rozumiem, dlaczego... Po prostu nie zrozumieliśmy się, Charlie. Zresztą, czego moŜna 
oczekiwać po córce takiego ojca, co? Skąd mogłeś wiedzieć, Ŝe kiedy córka Jean-
Pierra Dumonta rzuciła się na ciebie jak wygłodniała samica, córka Marguerite Du-
mont marzyła o białych koronkach...
- I całej reszcie - dodał Charlie.
- I całej reszcie - powtórzyła Brigitte - Zasypiać i budzić się przy twoim boku, jeść 
razem śniadanie i... - głos załamał jej się lekko - mieć gromadkę dzieci.
- Brigitte, ja... nigdy nie przypuszczałem...
- I to właśnie najbardziej mnie boli - chlipnęła Ŝałośnie Brigitte. Przytuliła mokry od 
łez policzek do piersi Charliego.
Charlie trzymał ją w ramionach, całował, szeptał do ucha słowa pełne czułości. CóŜ 
mógł jej obiecać? Kobieta taka jak Brigitte Dumont, piękna, mądra, dobra, zasługiwa-
ła na to, o czym marzyła. Na miłość, wierność, małŜeństwo. Brigitte uniosła głowę. 
Czekała. Charlie oddałby wszystko, co miał, Ŝeby móc powiedzieć jej to, co pragnęła 
usłyszeć.
- Jesteś mi droŜsza niŜ wszystko inne na świecie. Brigitte ze smutkiem pokiwała 
głową.
- Z kaŜdym rokiem, z kaŜdym dniem jestem starsza, Charlie. Nie mam zamiaru być 
juŜ dłuŜej panienką Dumont.
- Nie jesteś jeszcze taka stara.
- Chcę tylko tego, co kaŜda kobieta.
- Ja...
- Nic nie mów, Charlie - przerwała mu ostro. - Widzę po twojej minie, Ŝe jeszcze o 
tym nie myślałeś. Nie mam zamiaru błagać cię, Ŝebyś się ze mną oŜenił.
Obrzucił ją uwaŜnym spojrzeniem.
- Wiesz, Brigitte, czasem wolałbym, Ŝebyś nie była taka szczera i otwarta.
- NajwyŜszy czas, Ŝebyś jednak o tym pomyślał - ciągnęła, nie zwracając uwagi na 
jego słowa. - śebyś się zastanowił nad swoim Ŝyciem, Charlie. Nad sobą, nad nami. 
Nie moŜemy ciągnąć tego bez końca. Od weekendu do weekendu, bez Ŝadnych 
perspektyw. - Brigitte patrzyła teraz prosto w oczy męŜczyzny. - Pomyśl o tym, 
Charlie. Wcześniej czy później będziesz musiał się ze mną oŜenić lub pozwolić mi 
znaleźć kogoś, kto nie będzie miał takich oporów.
Zdecydowane postawienie sprawy przez Brigitte wpłynęło na postawę obojga. 
Cieszyli się na wspólny wypad do kina, ale film okazał się niezbyt interesujący. Po 
powrocie kochali się, ale spędzone razem chwile przepełnione były smutkiem. 
Zabrakło poprzedniej radości i spontaniczności. Brigitte odetchnęła z ulgą, kiedy 
weekend dobiegł końca.
Charlie odprowadził ją do samochodu.
- A co z wyjazdem do Nowego Jorku? - spytała cicho, unikając jego wzroku.
- Joe uwaŜa, Ŝe to byłaby świetna reklama.
- A co sądzą wydawcy? Czy mogą zmusić cię, Ŝebyś się zgodził?
Charlie przecząco pokręcił głową.
- Nie jestem ich własnością. Jednak wolę Ŝyć z nimi w zgodzie. Nie bardzo wierzę w 

background image

tę reklamę, ale moŜe udałoby się zebrać trochę gotówki na budowę centrum.
- Kiedy masz dać im odpowiedź?
- Jak najwcześniej. Najlepiej do końca tygodnia.
- To niezbyt ładnie, Ŝe zwalasz cały cięŜar decyzji na mnie. Nie chcę, Ŝebyś przeze 
mnie zadarł ze swoim wydawcą.
- Więc czego oczekujesz? - zniecierpliwił się męŜczyzna. - Nie wystąpię z Ŝadną inną 
kobietą. Nie będę ryzykował. Następnym razem mogłabyś potraktować mnie nie 
lodem, ale na przykład gorącą kawą - zaŜartował.
Brigitte potrząsnęła głową. Charlie objął ją ramieniem i przyciągnął do piersi.
- Wiesz co, przemyśl to jeszcze raz i zadzwoń do mnie w środku tygodnia, dobrze, 
Cukiereczku?
Ale Brigitte miała inny pomysł.
- A moŜe wpadłbyś jutro na wieczór rodzinny? Moglibyśmy porozmawiać.
- Brigitte... - zaczął niepewnie męŜczyzna.
- Rozumiem - przerwała mu ostro Brigitte.
- Co rozumiesz?
- Masz zamiar podać do publicznej wiadomości, co nas łączy, ale nie chcesz, aby 
moja rodzina domyśliła się czegoś. Weekend z zagadką, tak. To twoja specjalność, 
co? Ale wieczór rodzinny? SkądŜe znowu! Ile razy prosiłam cię, Ŝebyś został, zawsze 
wykręcałeś się nawałem zajęć.
- Chciałaś, Ŝebym zatańczył, a ja naprawdę nie jestem tancerzem.
- A ja nie jestem słodką idiotką, a mimo to zagrałam twojego Cukiereczka - wybuchła 
Brigitte.
- To co innego.
- Dlaczego? Dlatego, Ŝe autorem był C.H.Battle?
- Dlatego Ŝe kaŜdy wiedział, Ŝe grasz. Nie jesteś słodką idiotką. Czy to musi być 
akurat wieczór rodzinny? - spytał Charlie. - Gdybym przyjechał we środę, mógłbym 
zostać na weekend.
- I nie ryzykowałbyś, Ŝe zostaniesz rozpoznany, co, detektywie? - rzuciła ostro 
Brigitte. - Nie musiałbyś obawiać się, Ŝe ktoś dowie się o tym, co łączy cię z Brigitte 
Dumont.
- Nie obchodzi mnie, czy ktoś się dowie, czy nie! - wybuchnął męŜczyzna. - Gdyby 
tak było, czy prosiłbym cię, Ŝebyś pojechała ze mną do Nowego Jorku?
- Nie obchodzi cię, Ŝe świat dowie się o C.H.Battle'u i Brigitte Dumont. Co innego 
Charlie Battle. O! To juŜ całkiem inna sprawa.
MęŜczyzna opuścił głowę. Wyglądał tak Ŝałośnie, Ŝe Brigitte znienawidziła samą 
siebie za to, co musiała zrobić.
- Miałeś rację, Ŝe poprawiłeś mnie wtedy, no wiesz, pierwszy raz.
Charlie popatrzył na nią pytająco.
- Szepnęłam: Och, Fantasy! Przypomniałeś mi, Ŝe to Charlie Battle kochał się ze mną, 
a nie jakiś wymyślony bohater komiksów. Nawet nie C.H.Battle, tylko Charlie. 
Zwykły, szary Charlie. Jedyne o co proszę, to Ŝeby ten Charlie był równie szczery w 
swoich uczuciach jak C.H.
Brigitte uniosła dłoń i delikatnie odgarnęła ciemny kosmyk z czoła męŜczyzny.
- Nie będziesz musiał tańczyć, Charlie. W tygodniu są urodziny Claude'a i 
dziewczynki przygotowały małą niespodziankę. Nie będę teŜ nikomu cię przedstwiać. 
Nie mogę jednak obiecywać, Ŝe nie zostaniesz rozpoznany. Było nie było jesteś 
sławnym człowiekiem, Charlie, i musisz się z tym pogodzić.
Charlie delikatnie ujął twarz Brigitte w swoje dłonie. Jej skóra była taka gładka. 
Szczupła, dziewczęca sylwetka w zaskakujący sposób kontrastowała z 
temperamentem i siłą ducha. Brigitte nie bała się kroczyć przez Ŝycie bez udawania i 

background image

obłudy. Otwarcie i szczerze okazywała swe uczucia. Nagle zrozumiał, jak bardzo ją 
kocha i ile dla niego znaczy.
- Wcale się ciebie nie wstydzę - oświadczył, pochylając się do jej ust - Jesteśmy 
umówieni, tak, Cukiereczku?
Przez cały dzień Brigitte zupełnie nie potrafiła skoncentrować się na tym, co robi. 
Jakby na złość, przeznaczenie uparło się, by pokrzyŜować jej plany. Najpierw Nicole 
wróciła ze szkoły zdenerwowana. Oznajmiła, Ŝe zapomniała o bardzo waŜnej próbie 
szkolnego chóru i nie moŜe jej opuścić. Jennifer uparła się, Ŝe nie wystąpi bez siostry, 
wobec czego trzeba było przesunąć urodziny Claude'a na kolejny poniedziałek. 
Brigitte została bez programu na wieczór.
Claire wpadła na pomysł, Ŝe poszuka nut nowych piosenek. Brigitte udała się więc na 
poszukiwanie Janet, by uprzedzić ją o zmianie planów. Niestety, mimo godzinnych 
poszukiwań nie znalazła ani Janet, ani Stephena.
Kiedy w końcu Janet skontaktowała się z nią, dla odmiany zniknęły Claire i 
Marguerite. Jean-Pierre przypuszczał, Ŝe pojechały do miasta po sprawunki, poniewaŜ 
Jennifer podarła swój ulubiony sweter i uparła się, Ŝe jeszcze tego wieczoru musi 
mieć podobny.
- No nie! - wykrzyknęła Brigitte. - Chyba wszystko sprzysięgło się dziś przeciwko 
mnie. Ta próba chóru Nicole zupełnie pokrzyŜowała mi plany. Za dwie godziny 
zaczną się schodzić goście, a ja nie mam Ŝadnego programu - lamentowała.
- Doprawdy, skarbie, zawsze moŜesz przecieŜ zatańczyć ze swoim starym ojcem - 
pocieszył ją starszy pan. - Pamiętasz „Herbatkę we dwoje"?
Brigitte uśmiechnęła się blado.
- Dzięki, tatku.
- A teraz powiedz mi prawdę, dlaczego jesteś taka spięta?
- Mam randkę - wyznała cicho.
- Z panem Battle? Brigitte przytaknęła. Jean-Pierre zmarszczył brwi.
- MoŜe powinienem poŜyczyć od sąsiada dubeltówkę, Ŝeby upewnić się, czy ma 
wobec ciebie uczciwe zamiary?
Brigitte roześmiała się rozbawiona.
- No nie! To byłaby ironia losu! W swoim czasie, pewno nie raz musiałeś salwować 
się ucieczką przed jakimś rozjuszonym rodzicem z dubeltówką, co? Przyznaj się, 
tatku!
- To zupełnie co innego.
Brigitte uspokajająco poklepała ojca po ramieniu.
- Na razie poczekaj jeszcze z tą dubeltówką. Mam nadzieję, Ŝe uda mi się przekonać 
go bez uŜywania siły.
Z gabinetu ojca Brigitte udała się wprost do swego apartamentu. Napuściła wody do 
wanny i postanowiła wziąć długą, gorącą kąpiel. Wypoczynek przerwało jej ciche 
pukanie. Pośpiesznie wyskoczyła z wanny, nie tracąc czasu na wycieranie się. 
Owinęła się tylko szlafrokiem i pospieszyła do drzwi. Miała nadzieję, Ŝe to Charlie 
przyjechał nieco wcześniej.
Za drzwiami stała Jennifer. Claire przysłała ją z wiadomością, Ŝe znalazła nuty i 
Marguerite właśnie się z nimi zapoznaje.
- Dzięki Bogu! - odetchnęła z ulgą Brigitte. - A

 

propos, podoba mi się twój sweter, 

Jennifer.
- Dziękuję. Mam jeszcze taki sam turkusowy, a Nicole ma porwane dŜinsy.
- Porwane? CzyŜby coś się jej stało? - zaniepokoiła się Brigitte.
Jennifer roześmiała się.
- Nie, to taka moda. Są całe postrzępione.
- I z pewnością bardzo drogie - dodała Brigitte.

background image

- Nicole ma dziury na kolanach.
- To niezbyt rozsądne - zauwaŜyła Brigitte.
- Chciała takie z dziurami na udach, ale mama się nie zgodziła.
- I bardzo słusznie.
Jennifer ciekawie rozglądała się po pokoju. Jej uwagę przyciągnęła leŜąca na łóŜku 
jedwabna suknia.
- WłoŜysz tę sukienkę dziś wieczór? Brigitte przytaknęła.
- Mam randkę.
- Z panem Battle?
Brigitte obrzuciła siostrzenicę podejrzliwym spojrzeniem. CzyŜby wszyscy juŜ 
wiedzieli?
- Uhm - mruknęła.
- On jest bardzo fajny - ucieszyła się Jennifer.
- O tak! - zgodziła się Brigitte.
Charlie spóźniał się. Brigitte z trudem przebrnęła przez otwierający wieczór monolog 
o zakochanych łosiach. Jej myśli zaprzątał Charlie. Gdzie on, u Ucha, się podziewa? 
Dlaczego się spóźnia? A moŜe miał wypadek?!
Podała mikrofon Claire i pośpieszyła do stołu.
- Są jakieś wiadomości? - spytała, pochylając się w stronę brata.
MęŜczyzna przecząco pokręcił głową.
- A jeśli miał wypadek?
- Pewnie tylko złapał gumę.
- To niemoŜliwe - denerwowała się. - To juŜ prawie dwie godziny.
Stephen obojętnie wzruszył ramionami.
- MoŜe to jakaś powaŜniejsza awaria.
Chcąc nie chcąc, Brigitte musiała wracać na scenę. Aktorzy się zmieniają, 
przedstawienie trwa. Co za idiota wymyślił tę zasadę? Myślała o Charliem. A moŜe 
zmienił zdanie? Uśmiechając się krzywo, dobrnęła do ostatniej zwrotki wesołej 
piosenki o zakochanym łosiu. Jeszcze tylko „Herbatka we dwoje" i będzie wolna.
Za kulisami zauwaŜyła ojca.
- Są jakieś wiadomości od Charliego? - spytała z nadzieją.
Starszy pan przecząco pokręcił głową.
- Nie martw się, moja mała. Na pewno się zjawi.
- Chyba Ŝe zmienił zdanie.
- Gdzie twoja wiara, moja droga? Tylko głupiec mógłby tak postąpić, a ten twój Battle 
wcale na takiego nie wygląda.
Brigitte powtarzała wyuczone w dzieciństwie kroki i gesty. Ze zdumieniem odkryła, 
Ŝ

e taniec uspokoił ją i odpręŜył. Odtańczyła swoją solówkę i odczekała trzy takty. Za 

chwilę dołączy do niej ojciec. Odwróciła się i oniemiała. W kręgu padającego z 
reflektora światła stał niejeden męŜczyzna, ale dwóch. Na twarzy Jean-Pierre'a 
Dumonta pojawił się pełen nostalgii uśmiech, kiedy ujął wyciągniętą ku niemu dłoń 
córki i połączył ją z ręką młodszego męŜczyzny.
Brigitte nie wierzyła własnym oczom. Czy to naprawdę on? W eleganckim czarnym 
smokingu, białej koszuli i meloniku? C.H.Battle? Jej Charlie?!
Po raz pierwszy od ponad dwudziestu lat pomyliła kroki. Szybko jednak złapała rytm 
w silnych ramionach Charliego. W głowie kłębiły jej się pytania. Kiedy? Jak? Dlacze-
go? Zakończyli taniec tą samą figurą, którą Brigitte wykonywała od lat z ojcem. 
Charlie przyklęknął na jedno kolano, na drugim zaś posadził sobie Brigitte.
- Romantycznie, co? - szepnął jej do ucha, uśmiechając się radośnie.
- Panie i panowie, pozwólcie sobie przedstawić: pan C.H. Battle, twórca waszego 
ulubionego komiksu, fantasy Fuzz" - oznajmiła Claire, wysuwając się zza pleców 

background image

tancerzy.
- Charlie Battle - poprawił męŜczyzna, kiedy Claire podsunęła mu mikrofon. Nie 
wypuszczając mikrofonu z rąk, odwrócił się do Brigitte i patrząc jej w oczy oświad-
czył uroczystym głosem: - Brigitte Dumont, kocham cię do szaleństwa, czy zechcesz 
zostać moją Ŝoną?
Brigitte pisnęła radośnie i rzuciła się Charliemu w ramiona.
- To chyba miało oznaczać tak - powiedziała Claire do mikrofonu.
Widownia zatrzęsła się od oklasków. Charlie wziął Brigitte na ręce i opuścił scenę.
Później Brigitte dowiedziała się, Ŝe Charlie spędził cały ranek na poszukiwaniu 
smokingu, a po południu uczył się od Stephena kroków do ,.Herbatki we dwoje". 
Usłyszała, jaką wyśmienitą zabawę miała Nicole, udając, Ŝe zapomniała o bardzo 
waŜnej próbie, po to, by moŜna było przełoŜyć urodziny Claude'a. To jednak nastąpiło 
duŜo, duŜo później.
Tymczasem zaś czuła, Ŝe obejmują ją silne ramiona męŜczyzny, który kocha ją do 
szaleństwa i który właśnie przed chwilą oświadczył się jej w obecności tylu ludzi! 
Zakochani, wymykając się ukradkiem z jadalni, nie zauwaŜyli ukrytych za zakrętem 
korytarza dwóch podekscytowanych dziewcząt. Jedna z nich miała na sobie 
turkusowy sweter, druga zaś porwane dŜinsy. Z piersi tych młodych dam wyrwało się 
ciche westchnienie, kiedy rozmarzonym spojrzeniem odprowadzały zakochaną parę.