GLENDA SANDERS
CUKIERECZEK
ROZDZIAŁ
1
- Spóźniłaś się.
Brigitte Dumont zmarszczyła brwi. Popatrzyła groźnie na brata, siadając naprzeciw
niego z talerzem sałatki, która stanowiła jej lunch. Jadalnia była prawie pusta. Przy ro-
dzinnym stole pozostał jedynie Stephen Dumont.
- Dobrze, Ŝe w ogóle udało mi się wyrwać - mruknęła.
- Właśnie wychodziłam, kiedy zadzwoniła Donna Prescott z „Contemporary Canada".
Chcą zamieścić w najbliŜszym wydaniu wzmiankę o naszym weekendzie z zagadką.
- „Contemporary Canada"? - ucieszył się Stephen.
- AleŜ to świetna reklama!
- Mam nadzieję. Sam wiesz, jak bardzo BARF potrzebuje tych pieniędzy.
BARF, czyli Okręgowe Towarzystwo Ochrony Środowiska, planowało budowę
nowego centrum w Bow Valley. Na ten cel potrzebne jednak były dość znaczne
kapitały. Prawie udało im się zdobyć głównego inwestora. Weekend z zagadką, o
którym wspomniała Brigitte, miał odbyć się w hotelu Dumontów za dwa tygodnie.
Chodziło o zebranie funduszy na kampanię reklamową BARF-u, która powinna
uświadomić mieszkańcom Bow Valley konieczność dbania o czystość środowiska.
- Jak tylko rozniesie się po okolicy, Ŝe sam C.H.Battle zgodził się poprzeć to
przedsięwzięcie, ludzie będą walić drzwiami i oknami - zauwaŜył Stephen.
- Donna juŜ się o niego dopytywała. Wpadnie dziś wieczorem, aby przeprowadzić z
nim krótki wywiad.
- Wcale się jej nie dziwię. Wszyscy chcieliby wiedzieć, jaki jest naprawdę twórca
jednego z najpopularniejszych w tym kraju komiksów gazetowych.
Brigitte z niesmakiem pokręciła głową.
- Nie mogę pojąć, czym tu się zachwycać. - Popatrzyła na brata. - Ten cały „Fantasy
Fuzz" ma bardzo niski poziom. W kaŜdej historyjce występuje jakaś głupawa lalunia z
duŜym biustem, którą on nazywa Cukiereczkiem. Tak jakby nie było na świecie
pięknych i mądrych kobiet.
- I na tym właśnie polega cały dowcip. - MęŜczyzna roześmiał się.
- Nie widzę w tym nic zabawnego, ale skoro C.H.Battle zgodził się napisać scenariusz
i osobiście odegrać rolę swojego detektywa, zasługuje na moją dozgonną wdzięczość.
- Obiło mi się o uszy, Ŝe ten Battle jest kawalerem - zauwaŜył Stephen. - Biorąc pod
uwagę twoją obecną sytuację, moŜe powinnaś...
- Jaką sytuację? - spytała chłodno Brigitte.
- Byłaś dziś głównym tematem rozmowy podczas lunchu.
Brigitte westchnęła.
- A cóŜ takiego zrobiłam tym razem?
- Jennifer z przekonaniem w głosie oświadczyła głośno, Ŝe juŜ najwyŜszy czas, by jej
cioteczka Brigitte wyszła za mąŜ.
Brigitte zmarszczyła brwi. Jej siostrzenica, Jennifer, skończyła właśnie dwanaście lat.
W tym wieku dziewczęta zaczynają interesować się chłopcami i planować własne i
cudze zamąŜpójścia.
- To stwierdzenie musiało wywołać niezłe zamieszanie.
- O tak. Przez parę dobrych chwil panowała zupełna konsternacja. Przekonywałem
wszystkich, Ŝe pewnie chodzi o tego bankiera ze Szwajcarii. Nie powinnaś była po-
zwolić mu na tak łatwe zwycięstwo. - Stephen Ŝartobliwie pogroził siostrze palcem.
Brigitte rzuciła mu pełne urazy spojrzenie. Przez całe dwa tygodnie broniła się przed
natarczywymi zalotami obleśnego Szwajcara ku uciesze całej rodziny Dumontów.
- Ale Jennifer wyjaśniła, Ŝe bankier nie ma z tym nic wspólnego - ciągnął Stephen. -
Powiedziała, Ŝe to dlatego, iŜ Nicole zaŜyczyła sobie, by kupić jej koronkowy stani-
czek.
- Jej matka musiała się ucieszyć.
- A jakŜe. Claire głośno skarciła Jennifer, na co wtrąciła się nasza zacna rodzicielka i
przypomniała jej, Ŝe kiedy Claire sama miała trzynaście lat, nie mówiła o niczym
innym, tylko o czarnych jedwabnych majteczkach. Na to odezwał się Claude,
napomykając niedyskretnie, Ŝe Claire do dziś ma słabość do czarnej bielizny. Claire
straciła resztki zimnej krwi i zagroziła mu rozwodem, jeśli będzie wywlekał ich
osobiste sprawy podczas rodzinnego posiłku.
- No tak! - Brigitte roześmiała się. - Typowy rodzinny lunch u Dumontów. Szkoda, Ŝe
mnie tam nie było.
- Uhm - przytaknął Stephen. - Nie mogę tylko zrozumieć, co ma wspólnego
koronkowy staniczek dla Nicole z twoim zamąŜpójściem. Brigitte westchnęła cięŜko.
- Jeszcze i to! Wczoraj znalazłam u siebie pierwszy siwy włos.
- Nie pojmuję, co to ma wspólnego z wyjściem za mąŜ.
- śaden męŜczyzna tego nie zrozumie. Latka lecą, a ja nie staję się młodsza.
- Tak się składa, Ŝe jestem twoim starszym bratem, siostrzyczko, a wcale nie
wybieram się jeszcze na tamten świat.
- Owszem, ale twoja Ŝona, zresztą młodsza ode mnie, spodziewa się dziecka, a moja
siostrzenica, którą, zdawałoby się, jeszcze nie tak dawno kołysałam do snu, zaŜyczyła
sobie koronkowego staniczka. - Zawahała się przez chwilę, po czym dodała z
goryczą: - Dziś rano usłyszałam, jak jakiś chłopak wyraził się o mnie „starsza pani".
- Pewnie teŜ zauwaŜył siwy włos na twojej grzywce - zaŜartował Stephen.
Ale Brigitte wcale nie było do śmiechu.
- Wkrótce skończę dwadzieścia dziewięć lat. Wcale nie jest mi przyjemnie, kiedy
patrzę na Janet i mam świadomość, Ŝe jest przecieŜ ode mnie młodsza. Oczywiście,
mam nadzieję, Ŝe się na mnie nie pogniewasz za to, co powiedziałam - dodała
pośpiesznie.
- SkądŜe znowu! - zapewnił siostrę Stephen. - Ale, Brigitte, na litość boską, nikt nie
podejmuje tak waŜnej decyzji tylko dlatego, Ŝe odkrył u siebie pierwsze oznaki
siwizny. Przede wszystkim naleŜy znaleźć odpowiedniego kandydata.
- Właśnie - przytaknęła. - NajwyŜszy czas, Ŝebym zaczęła się za kimś takim
rozglądać.
- O ile pamiętam, robisz to od czasu, kiedy dostałaś swoją pierwszą buteleczkę
perfum. Tata wspomniał o tym przy lunchu.
- A więc moja słabość do perfum była kolejnym tematem po bieliźnie Claire.
- Zaraz po groźbach o rozwodzie - przytaknął Stephen. Przez dłuŜszą chwilę Brigitte
jadła w milczeniu.
- Na dobrą sprawę - zamyśliła się - nie sądzę, Ŝebym miała większe trudności ze
znalezieniem męŜa. MęŜczyźni uwaŜają, Ŝe jestem atrakcyjna.
- Zdaniem twojej siostrzenicy otacza cię tłum przystojnych wielbicieli, którzy uwaŜają
cię za uosobienie seksu - potwierdził Stephen. - Nicole uwaŜa, Ŝe gdyby miała
koronkowy staniczek, mogłaby konkurować z tobą.
Brigitte w zamyśleniu pokiwała głową.
- Całkiem moŜliwe. JuŜ teraz męŜczyźni oglądają się za nią. Muszę się pośpieszyć. -
Roześmiała się. - Kiedy Nicole dostanie wreszcie swój wymarzony staniczek, stracę
większość wielbicieli.
- A więc, jak znam Claire, masz jeszcze co najmniej dwa lata - pocieszył ją brat.
Brigitte zerknęła na zegarek.
- Niestety, nie mam aŜ tyle czasu do przybycia naszego honorowego gościa -
zauwaŜyła. - Mówił, Ŝe będzie około drugiej, ale moŜliwe, Ŝe zjawi się wcześniej.
- Słyszałem, Ŝe ten cały, jak mu tam, Battle zbił niezłą fortunkę na swoim komiksie. -
Stephen popatrzył na siostrę znacząco. - MoŜe powinnaś się nim zainteresować.
Brigitte z niesmakiem zmarszczyła zgrabny nosek.
- Nie sądzę, abym mogła myśleć powaŜnie o człowieku, który zwraca się do kobiet
per Cukiereczku.
- Ale zgodził się wziąć udział w akcji BARF-u - przypomniał jej Stephen.
- Owszem. Jestem mu za to głęboko wdzięczna, co
10 ♦ CUKIERECZEK
jednak nie oznacza, Ŝe muszę za niego wyjść. Zresztą, jak juŜ będę bardzo
niecierpliwa, zawsze mogę złamać nogę, a ty zawieziesz mnie na którąś z tych
egzotycznych wysp, gdzie na pewno poznam księcia z bajki. - Brigitte roześmiała się.
Stephen przecząco pokręcił głową.
- Nie sądzę, aby ta sama historia powtórzyła się w naszej rodzinie dwa razy.
Stephen Dumont poznał swą obecną Ŝonę, Janet, na Barbados, gdzie kurował złamaną
na nartach nogę.
- Sama musisz zatroszczyć się o jakąś romantyczną przygodę.
- Romantyczna przygoda. - Brigitte zamyśliła się. Zawsze lubiła towarzystwo
męŜczyzn, ale ostatnio ta ustawiczna gra w kotka i myszkę zaczynała ją trochę
męczyć. Choć przez hotel Dumont przewijało się w sezonie narciarskim mnóstwo
przystojnych i sympatycznych młodzieńców, tylko niewielu z nich trafiało do
prywatnych apartamentów Brigitte Dumont. Romantyczna przygoda, powtórzyła w
duchu. MoŜe tego mi właśnie potrzeba?
- Pomyślę o tym - oświadczyła na głos, podnosząc się z krzesła. - Teraz muszę juŜ
uciekać.
Pospieszyła na górę, Ŝeby odświeŜyć się przed przyjazdem honorowego gościa.
NiezaleŜnie od tego, co myślała o C.H.Battle'u, autor popularnego komiksu był waŜną
osobistością i naleŜało mu się odpowiednie traktowanie. Brigitte chciała być w jak
najlepszej formie, kiedy będzie go witała w progach hotelu Dumont. Podmalowała
usta i przyczesała związane w koński ogon długie, ciemne włosy.
- Jak zawsze piękna - szepnęła i uśmiechnęła się do swego odbicia w lustrze.
O tak! C.H. Battle zostanie przyjęty ze wszystkimi honorami. Choć jej zdaniem
twórca „Fantasy Fuzza" był wstrętnym męskim szowinistą, reszta świata zdawała się
być nim oczarowana, a poniewaŜ wszyscy tak go kochali, nie ulegało wątpliwości, Ŝe
gotowi będą zapłacić kaŜde pieniądze, by ujrzeć go w akcji. Oto sam wielki Fantasy
Fuzz schodzi z kart komiksu i w swojej charakterystycznej skórzanej kurtce
przesłuchuje podejrzanych w hotelu Dumont.
Początkowo nikt z członków BARF-u nawet w najśmielszych marzeniach nie
przypuszczał, Ŝe Battle zgodzi się osobiście odegrać rolę detektywa podczas
weekendu z zagadką. Wysłano zaproszenie, poniewaŜ ktoś przypomniał sobie, Ŝe
Battle był członkiem towarzystwa jeszcze zanim „Fantasy Fuzz" podbił Amerykę.
Brigitte dowiedziała się, Ŝe nikt nie skojarzył sobie niejakiego Charliego Battle'a
figurującego na liście członkowskiej ze słynnym autorem popularnego komiksu, póki
Marjorie Ambrose, która zajmowała się konkursem na najlepszy plakat o ochronie
ś
rodowiska, nie dostrzegła podobieństwa podpisu na jednym ze starych plakatów ze
znaczkiem, którym sygnował swoje rysunki C.H.Battle. Marjorie i Brigitte po-
stanowiły, Ŝe plakat ten zostanie wystawiony na aukcji obok słynnej skórzanej kurtki
podarowanej przez twórcę „Fantasy Fuzza".
Po drodze do recepcji Brigitte zajrzała do kuchni, gdzie armia kucharzy uwijała się,
przygotowując smakołyki na wieczór rodzinny. Poniedziałkowe kolacje w hotelu Du-
montów, znane jako wieczory rodzinne, stały się swoistą tradycją i nawet poza
sezonem ściągały do hotelu wielu gości. Brigitte zręcznie prześliznęła się do miejsca,
gdzie szef kuchni oblewał właśnie lukrem imponujący trzypiętrowy tort. MęŜczyzna
zauwaŜył Brigitte. Pomachał jej ręką.
- No i jak? - spytał zadowolony. - Udał mi się tort, co?
Brigitte odwzajemniła uśmiech.
- Prawdziwe arcydzieło.
- Mais oui. Jestem artystą, n'est pas! - zamruczał Gerard.
Brigitte przytaknęła.
- Chciałam tylko sprawdzić, czy nie przesadziłeś i nie wymyśliłeś czegoś zbyt... zbyt
ekstrawaganckiego - zaŜartowała. - No wiesz, na przykład półnaga dziewczyna wy-
skakująca z tortu czy coś w tym stylu.
- Mou Dieu! - Francuz załamał ręce w udanym przestrachu. - Dlaczego wcześniej nie
wpadłem na ten pomysł!
- PoniewaŜ lubisz swoją pracę i ten hotel.
Gérard uśmiechnął się szeroko. Prawdopodobieństwo utraty przez niego posady w
hotelu Dumont było takie samo jak to, Ŝe Brigitte zostanie wydziedziczona, i kucharz
doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
- To będzie najwspanialszy i najsmaczniejszy tort, jaki udało mi się zrobić - zapewnił
swoją pracodawczynię. - Całe Bow Valley nie będzie mówić o niczym innym.
- Miejmy nadzieję - mruknęła Brigitte. - Po to właśnie ta cała gala.
- Brigitte?
- Tak?
- Jak myślisz, czy mogłabyś... czy mogłabyś poprosić pana Battle... - plątał się Gérard
- mam tu gdzieś niedzielne wydanie, gdyby pan Battle był tak uprzejmy...
- Zostaw gazetę w recepcji. Zobaczę, co da się zrobić.
- Och, merci!
- Naprawdę podoba ci się ten komiks?
- O, oui. Pan Battle jest bardzo przebiegły. Nigdy nie potrafię odgadnąć, kto jest
mordercą, ale tym razem... tym razem jestem prawie pewny, Ŝe to ta kobieta,
szwagierka ofiary. No wiesz, ta, którą Fantasy Fuzz nazywa...
- Cukiereczkiem - dokończyła Brigitte.
- Oui, Cukiereczek. Mam zamiar skorzystać z tego pomysłu i umieścić na szczycie
tortu małe lukrowe Cukiereczki.
- Dobry pomysł - pochwaliła Brigitte.
- Maleńkie lukrowe kobietki - zapalił się Gérard.
- Blondynki, brunetki i rude.
Brigitte westchnęła cięŜko. Pokiwała głową. Lukrowe Cukiereczki na torcie! Cały
ś
wiat wydawał się wariować na punkcie „Fantasy Fuzza".
Charlie Battle ciągle jeszcze czuł się trochę nieswojo w takich miejscach jak hotel
Dumont. Sława i fortuna spadły na niego nie tak dawno i nie zdąŜył przyzwyczaić się
do wystawnego Ŝycia, jakie wiedli bogaci.
Miejsce to nie było mu tak zupełnie obce. KaŜdy z mieszkańców Bow Valley znał tę
bajkową budowlę, która wyglądała niczym przeniesiona z ośnieŜonych szczytów
szwajcarskich Alp. Po raz pierwszy jednak znalazł się w środku. Zaskoczyła go miła,
prawie domowa atmosfera przytulnie urządzonego holu. Centralne miejsce zajmował
olbrzymi kominek, przy którym zziębnięci narciarze mogli ogrzać się po powrocie z
gór. Ze zdziwieniem odkrył, Ŝe wcale nie Ŝałuje, iŜ zgodził się wziąć udział w
imprezie organizowanej przez BARF.
Początkowo miał zamiar wykręcić się, ale nieopatrznie wspomniał o zaproszeniu
swemu agentowi prasowemu, Joe'emu Blanningowi. Joe uznał, Ŝe nadarza się sposob-
ność pozyskania nowych sympatyków.
- Sam wiesz, Ŝe nie wszyscy lubią ,fantasy Fuzza"
- przekonywał Charliego. - JeŜeli poprzesz ochronę środowiska, zyskasz na
popularności.
I tak Charlie zgodził się napisać kolejną opowieść i osobiście odegrać rolę
popularnego detektywa. Tego wieczoru będzie mógł poznać Dumontów, właścicieli
hotelu, w którym miała odbyć się przygotowana przez BARF impreza. Dumontowie
byli popularni nie tylko w Bow Valley. Jean-Pierre Dumont, wielokrotny złoty
medalista igrzysk zimowych, był znany z miłosnych podbojów. Gdy przekroczył
czterdziestkę, zakochał się i poślubił młodziutką Mar-guerite. Stał się wzorowym
męŜem i ojcem rodziny. To właśnie dzięki jego staraniom zwykła, górska
miejscowość wypoczynkowa przeobraziła się w kurort znany i popularny wśród
amatorów zimowego szaleństwa.
- Czym mogę panu słuŜyć? - Recepcjonista uśmiechnął się na widok wchodzącego
gościa.
- Mam tu zarezerwowany pokój. Na nazwisko Battle. C.H.Battle.
- A tak. - Recepcjonista podsunął Charliemu księgę gości. - Proszę się wpisać. Zaraz
zawołam pannę Dumont. Zaprowadzi pana na górę.
- Dziękuję, ale myślę, Ŝe poradzę sobie sam. Proszę tylko wskazać mi, które to piętro.
MęŜczyzna za biurkiem wyglądał na zmieszanego.
- Ale...
- Mam tylko jedną torbę i mogę ponieść ją sam - powiedział Charlie.
- Nigdy nie spieramy się z naszymi gośćmi. - Za jego plecami odezwał się melodyjny
głos.
Charlie odwrócił się. Właścicielka głosu miała duŜe błękitne oczy i uwodzicielski
uśmiech.
- Jestem Brigitte Dumont - przedstawiła się, wyciągając dłoń. - Witamy w hotelu
Dumont, panie Battle.
Poczuł zapach jej perfum. Zwykle damskie perfumy draŜniły go i zaczynał kichać, ale
te były inne. ŚwieŜy, ostry zapach przywodzący na myśl szum drzew i szmer
górskiego strumyka, a jednocześnie tak bardzo kobiecy. Z trudem wymamrotał
uprzejme: miło mi panią poznać. Jego uwagę zaprzątały kuszące, czerwone usta.
Ciekawe, czy były takie z natury, czy teŜ pomadka dodała im powabu.
Brigitte uwolniła dłoń z uścisku męŜczyzny, wzięła od recepcjonisty klucz i
uśmiechnęła się.
- Nie mam nic przeciwko temu, Ŝeby poniósł pan swój bagaŜ sam, ale poniewaŜ jest
pan naszym honorowym gościem, chciałabym panu towarzyszyć.
Honorowy gość! O mało nie zaprotestował. Ciągle jeszcze nie potrafił przyzwyczaić
się do roli znanej i popularnej osobistości. Dobrze pamiętał długie, nocne godziny
spędzone nad szkicownikiem, kiedy to, niepewny przyszłości, wymyślał coraz to
nowe historyjki w nadziei, Ŝe moŜe któraś spodoba się wydawcy.
- Proszę za mną - powiedziała Brigitte. - Obiecuję, Ŝe to nie będzie bolało.
Charlie posłusznie sięgnął po torbę.
- A więc prowadź, Cukiereczku.
Brigitte groźnie zmarszczyła brwi. Cukiereczku! Co on sobie właściwie wyobraŜa, ten
cały Battle?! śe kim jest? Fantasy Fuzzem?!
- Jak minęła podróŜ? - spytała, siląc się na uprzejmy ton. Czekali na windę.
- Dobrze. - Trudno było nazwać interesującym przeŜyciem godzinną jazdę trasą, którą
przemierzył setki razy.
Krótko i treściwie, pomyślała Brigitte. C.H.Battle nie jest zbyt rozmowny. UwaŜnym
spojrzeniem obrzuciła barczystą sylwetkę gościa. Czy to moŜliwe, aby tak wyglądał
autor komiksów? Spojrzenia kobiety i męŜczyzny zetknęły się i nagle winda stała się
za mała dla nich dwojga. Kiedy otworzyły się drzwi, Brigitte odetchnęła z ulgą.
Szybkim krokiem ruszyła w stronę apartamentu, który zarezerwowano dla C.H.
Battle'a. Na plecach czuła uwaŜny wzrok męŜczyzny.
Szerokie okna salonu wychodziły wprost na ośnieŜone szczyty gór. Brigitte otworzyła
przeznaczoną na bagaŜ półkę w ścianie i uśmiechnęła się do Charliego.
- Oto pański klucz - powiedziała, wyciągając dłoń w jego stronę. - Mam nadzieję, Ŝe
spodoba się panu u nas, panie Battle. Jeśli będzie pan czegoś potrzebował, proszę
wykręcić zero i poprosić kogoś z Dumontów.
Z największą przyjemnością, odpowiedział w duchu Charlie, nie odrywając
zafascynowanego wzroku od ust kobiety. Sięgnął po klucz, ale zamiast wyjąć go,
zacisnął palce na drobnej dłoni Brigitte.
- Czy mogę pytać o konkretną osobę? - spytał cicho. Brigitte powoli uwolniła rękę z
uścisku i śmiało popatrzyła w ciemne oczy męŜczyzny.
- My, Dumontowie, jednakowo powaŜnie traktujemy obowiązki gospodarza.
MęŜczyzna nie spuścił wzroku.
- CzyŜby?
Brigitte lekko uniosła brwi.
- W takim razie, proszę wybierać.
- Nie omieszkam - zapewnił ją.
Ktoś zastukał do drzwi i Brigitte skinęła głową Cha-rliemu, by otworzył. Na progu
stał boy hotelowy w słuŜbowym uniformie. W wyciągniętych przed siebie rękach trzy-
mał ogromny, obwiązany kolorową wstąŜką wiklinowy kosz.
- Pan C.H.Battle? - spytał grzecznie.
- We własnej osobie - potwierdził Charlie. Chłopak wszedł do środka i ustawił kosz
na stoliku.
- Z pozdrowieniami od hotelu Dumont.
CUKIERECZEK ♦ 17
Charlie popatrzył na Brigitte.
- Doprawdy, to niepotrzebne - powiedział i sięgnął po portfel.
- Och, nie, proszę pana - uprzedził go boy. - To od firmy.
- Mimo wszystko - upierał się Charlie. - A poza tym, słyszałem, Ŝe w hotelu Dumont
nikt nie spiera się z gośćmi.
Zerknął na Brigitte, wciskając chłopakowi zwinięty banknot.
- Dziękuję panu - skłonił się grzecznie boy. Zawahał się przez chwilę, po czym dodał
pośpiesznie: - "Fantasy Fuzz" to mój ulubiony komiks, panie Battle. To niesamowite,
jak ten detektyw rozwiązuje wszystkie zagadki. Policja powinna mieć kogoś takiego
jak Fuzz.
- Szkoda, Ŝe to tylko postać z komiksów - zauwaŜyła Brigitte. - MoŜe nie byłoby tylu
przestępstw, gdyby Fantasy Fuzz istniał naprawdę.
Boy wyjął z kieszeni złoŜoną gazetę.
- Wyciąłem to z dzisiejszego wydania - zaczął niepewnie. - Gdyby był pan tak dobry
i...
- Nie ma sprawy - uśmiechnął się Charlie. PołoŜył gazetę na stoliku i złoŜył na niej
swój podpis. Boy podziękował mu gorąco i wyszedł, ściskając gazetę niczym najwię-
kszy skarb.
Charlie zajrzał do owiniętego celofanem kosza.
- Co my tu mamy?
- Ot, po prostu parę drobiazgów, by uprzyjemnić panu pobyt u nas - uśmiechnęła się
Brigitte.
- Owoce, sery, a nawet wino. No, no, no. - MęŜczyzna z niedowierzaniem pokręcił
głową, sięgając po butelkę. UwaŜnie studiował nalepkę. - A szampan? Myślałem, Ŝe
to będzie szampan. Czuję się zawiedziony.
Brigitte obrzuciła go uwaŜnym spojrzeniem.
- Jest pan pierwszym męŜczyzną, który przyznał się, Ŝe lubi szampana. Zwykle nasi
panowie wolą wytrawne Mo-selle. Oczywiście, zaraz to naprawimy. Zadzwonię do
recepcji, by przyniesiono szampana.
- AleŜ nie! Ja tylko Ŝartowałem - zaprotestował Char-lie.
- Ja teŜ - roześmiała się Brigitte. - Zresztą, nie mamy teraz szampana. Zamawiamy go
tylko raz do roku, w sylwestra.
MęŜczyzna popatrzył na nią zaskoczony.
- To znowu blef?
- Aha. Dał się pan nabrać! - W jasnych oczach kobiety błysnęły wesołe iskierki.
Charlie poczuł, jak oblewa go fala gorąca, ale szybko wytłumaczył sobie, Ŝe piękna
panna Dumont gości przecieŜ słynnego autora komiksów, a nie Charliego Battle'a.
Dlaczego jednak nie miał cieszyć się, Ŝe jest tu z nim, taka śliczna, uśmiechnięta i
pachnąca? Nagle zapragnął poznać ją bliŜej, dowiedzieć się o niej wszystkiego.
- Wieczór rodzinny zaczyna się o siódmej, ale jest pan zaproszony na szóstą do
apartamentu rodziców - poinformowała go Brigitte. - Chcemy, by poznał pan
wszystkich Dumontów. Będzie teŜ moja przyjaciółka, reporterka z „Contemporary
Canada".
Charlie potakująco kiwnął głową na znak, Ŝe jej słucha, ale był nieobecny duchem.
Rozmyślał o stojącej przed nim kobiecie, o jej oczach, włosach, ustach. Była tak
blisko! Dosłownie na wyciągnięcie ręki! Niestety, zbierała się do wyjścia.
Zaproszenie do apartamentu rodziców było grzeczną formą poŜegnania.
Charlie doskonale zdawał sobie sprawę, Ŝe uprzejmość Brigitte wynikała z faktu, iŜ
był honorowym gościem hotelu Dumont, ona zaś córką właściciela. Zazdrościł jej
swobody, obycia.
- Pewnie chce pan teraz odpocząć po podróŜy. Proszę pamiętać, jeśli będzie pan
czegoś potrzebował, wystarczy tylko zadzwonić.
Przekręciła gałkę i otworzyła drzwi. Za chwilę wyjdzie. Charlie wiedział, Ŝe nie moŜe
do tego dopuścić, ale nie przychodził mu do głowy Ŝaden pomysł. Większą część
swego dorosłego Ŝycia Charlie Battle spędził w samotności. Kobiety onieśmielały go,
niweczyły pewność siebie i zdolność logicznego myślenia. Zawsze zazdrościł męŜ-
czyznom, którzy umieli postępować z kobietami. I oto teraz, on, C.H.Battle, sławny
autor komiksów, jest sam na sam z piękną kobietą i tak po prostu pozwala jej odejść.
Nie! Tak nie moŜe się stać! Ale co robić?! Fuzz nie pozwoliłby jej zniknąć. Wymyśl
coś, Battle!
- Hej, Cukiereczku!
Brigitte zatrzymała się w progu. Odwróciła się i zaskoczona popatrzyła na męŜczyznę.
- Pan coś mówił?
Charlie schwycił stojącą na stoliku butelkę i pomachał nią w powietrzu.
- Czy w zakres gościnności Dumontów wchodzi teŜ dotrzymanie towarzystwa
samotnemu człowiekowi przy szklaneczce wina?
Brigitte zmarszczyła brwi.
- Nie lubię popijać w samotności - powiedział cicho Charlie.
Brigitte wahała się przez chwilę. Następnie skinęła głową.
- No cóŜ - zaczęła wolno - nie moŜemy pozwolić, by nasz honorowy gość upijał się
samotnie w środku dnia.
Podeszła do baru i wyjęła z szafki plastikowe wiaderko na lód.
- Pójdę po lód. Maszyna jest na końcu korytarza.
Charlie w milczeniu odprowadził ją wzrokiem. Był niespokojny, a jednocześnie
radośnie podniecony. Znał to uczucie. Pojawiało się wtedy, gdy czekało go coś
nowego, nieznanego. Tym razem była to śliczna panna Dumont.
ROZDZIAŁ
2
Brigitte wychodząc pozostawiła uchylone drzwi, toteŜ wracając wśliznęła się do
ś
rodka prawie bezszelestnie. CH.Battle stał przy oknie, odwrócony plecami,
zapatrzony w ośnieŜone szczyty gór. Brigitte wykorzystała ten moment, by przyjrzeć
się mu uwaŜnie. MęŜczyzna w wytartych dŜinsach w niczym nie przypominał
człowieka, który zdobył sławę i popularność.
JuŜ miała potrząsnąć kubełkiem, by w ten sposób zasygnalizować swoją obecność,
kiedy męŜczyzna odwrócił się.
- Piękny widok - zauwaŜył, wyjmując ręce z kieszeni.
- Najładniejszy w całym hotelu - potwierdziła Brigitte, stawiając kubełek z lodem na
stole.
Ale nie tak śliczny, jak ty, pomyślał Charlie, chłonąc wzrokiem kaŜdy szczegół twarzy
i sylwetki.
- Od dawna tu mieszkasz?
- Uhm. - Brigitte potakująco kiwnęła głową.
- Zazdroszczę ci. To musi być cudownie, patrzeć co dzień na te góry. Czy to dlatego
zawsze jesteś taka pogodna i uśmiechnięta?
Brigitte wstawiła wino do kubełka z lodem.
- Kiedy byłam mała, myślałam, Ŝe z kaŜdego okna widać góry.
- A ja zobaczyłem je pierwszy raz dopiero, gdy miałem czternaście lat - wyznał
Charlie.
- Myślałam, Ŝe urodziłeś się w Bow Valley.
- Moja mama stąd pochodzi. Przyjechaliśmy tu z Chicago, po śmierci ojca.
- Miałeś wtedy czternaście lat, tak? Charlie potakująco kiwnął głową.
Brigitte pomyślała o Nicole, która właśnie skończyła trzynaście lat. Była jeszcze taka
dziecinna i wraŜliwa.
- Strata ojca musiała być dla ciebie straszna. - Popatrzyła na męŜczyznę ze
współczuciem.
Charlie obojętnie wzruszył ramionami.
- Jakoś to przeŜyłem.
Brigitte sięgnęła po butelkę. Zręcznie oderwała oblepiającą szyjkę butelki srebrną
folię.
- Masz wprawę, co?
Brigitte odetchnęła z ulgą, wdzięczna za zmianę tematu.
- To po prostu jedna z umiejętności, jakich nabywa się dorastając w miejscu takim jak
to. Kiedyś podkochiwałam się w kelnerze, który serwował wina.
- Nieodwzajemnione uczucie. - Domyślnie pokiwał głową Charlie, choć trudno mu
było wyobrazić sobie męŜczyznę, który potrafiłby się jej oprzeć.
- Był sporo starszy i bardzo przystojny, ale, niestety, jak się okazało, wcale nie
pociągały go kobiety - wyjaśniła Brigitte. - Pod koniec lata wyjechał z Bow Valley z
barmanem z sąsiedniego hotelu. Kiedy się dowiedziałam, przepłakałam półtora dnia.
- Półtora dnia? - Charlie roześmiał się rozbawiony. Brigitte zawtórowała mu wesoło.
- Tamtego roku wcześnie spadł śnieg. Wkrótce się pocieszyłam. Poznałam innych.
- Takich, którzy woleli kobiety - zaŜartował Charlie. Oczyma duszy ujrzał
otaczających ją przystojnych młodzieńców z bogatych rodzin, którzy kaŜdej zimy
odwiedzali hotel Dumont. O tak, Brigitte Dumont z pewnością miała wiele okazji, by
się pocieszyć. Ciekawe, czy z kaŜdym honorowym gościem popijała wino w jego
pokoju.
Honorowy gość! I pomyśleć, Ŝe jeszcze nie tak dawno był po prostu Charliem
Battle'em, nie znanym nikomu przeciętnym zjadaczem chleba. Oburzało go, Ŝe
jedynie dzięki sukcesowi, jaki odniósł „Fantasy Fuzz" mógł teraz cieszyć się
towarzystwem Brigitte Dumont. Nagle sama jej obecność przestała mu wystarczać.
Zapragnął dotknąć jej, wziąć w ramiona. Właściwie dlaczego nie? Był przecieŜ kimś.
Honorowym gościem. ZasłuŜył sobie na to. CięŜko pracował na sukces. Całymi
latami, zgarbiony nad szki-cownikiem, kreślił postacie swoich bohaterów wierząc
uparcie, Ŝe w końcu musi się udać. A poza tym, wcale nie zapraszał Brigitte Dumont.
Była tu z własnej woli. Chłodziła dla niego wino i uśmiechała się kusząco.
- Kieliszki - powiedziała Brigitte. - Potrzebne nam kieliszki.
Podeszła do kredensu i sięgnęła po szkło. Palce jej drŜały, kiedy zdejmowała z
kieliszków papierowe osłonki. Sama nie wiedziała, dlaczego peszył ją wzrok
Charliego. MęŜczyźni często oglądali się za nią lub taksowali oczyma, ale bardzo
rzadko peszyły ją takie spojrzenia. Co najwyŜej była nimi na poły zirytowana, na poły
rozbawiona.
Z kaŜdą chwilą czuła się coraz bardziej nieswojo. Sama nie wiedziała juŜ, czego
pragnie bardziej: chwycić go za klapy marynarki, przyciągnąć i pocałować, czy pobiec
do siebie na górę i wziąć zimny prysznic. Instynktownie wyczuwała, Ŝe to pierwsze
byłoby daleko bardziej interesujące. Mimo to doskonale zdawała sobie sprawę, Ŝe nie
wolno jej poddawać się emocjom. Battle był przecieŜ honorowym gościem hotelu
Dumont, a ona towarzyszyła mu w określonej roli, a nie dla przyjemności. Odetchnęła
głęboko. Niestety, zimny prysznic był w tych okolicznościach absolutnie wykluczony.
Wzięła kieliszki i podeszła do stołu. Miała nadzieję, Ŝe resztki silnej woli i odrobina
rozsądku nie pozwolą jej rzucić się w ramiona męŜczyźnie, którego prawie wcale nie
znała. Poza tym, nie była nawet pewna, czy go lubi. Wyjęła butelkę z kubełka, otarła
ś
ciereczką i podała Charliemu.
- To męska robota. Korkociąg jest w koszyku.
- A więc to korkociąg. Właśnie zastanawiałem się, do czego słuŜy ten dziwny
przedmiot - powiedział z uśmiechem męŜczyzna, biorąc z jej rąk butelkę.
- Jesteśmy wdzięczni, Ŝe zgodził się pan napisać scenariusz do naszego weekendu z
zagadką. Tylko dlatego udało się nam zainteresować naszą akcją tak powaŜny
dziennik jak „Contemporary Canada" - odezwała się Brigitte. Z trudem
powstrzymywała się, by nie wyrwać mu z rąk korkociągu i pokazać, jak naleŜy się
nim posługiwać.
- Cieszę się, Ŝe "Fantasy Fuzz" moŜe się wreszcie na coś przydać - odparł Charlie. W
końcu udało mu się uporać z korkociągiem. Kto wymyślił to urządzenie?! Sięgnął po
butelkę.
- Ta reporterka, która będzie dziś na kolacji, to moja przyjaciółka.
Brigitte zafascynowanym wzrokiem przyglądała się, jak duŜe, silne dłonie męŜczyzny
zręcznie wkręcają korkociąg w szyjkę butelki. Korek wyskoczył z cichym
plaśnięciem. Brigitte i Charlie wymienili rozbawione spojrzenia.
- No proszę! I komu potrzebny szampan? - Brigitte roześmiała się.
- Z pewnością nie nam - zgodził się z nią Charlie, ale rozlewając wino do kieliszków
Ŝ
ałował, Ŝe nie jest to jednak musujący trunek i Ŝe kieliszki to nie eleganckie lampki
do szampana, a on nie ma na sobie smokingu. Przede wszystkim zaś było mu przykro,
Ŝ
e Brigitte jest tu z nim jedynie dlatego, Ŝe C.H.Battle jest honorowym gościem, a ona
córką właściciela hotelu.
- Za powodzenie naszego weekendu z zagadką. - Brigitte wzniosła toast, unosząc
kieliszek do góry.
- Za powodzenie - mruknął Charlie.
Toast! No jasne! Tak jak naleŜy. Wytwornie. Na miejscu. Ciekawe, czy Brigitte
Dumont kiedykolwiek w swoim Ŝyciu wypiła choć lampkę wina bez wznoszenia
toastów. Uniósł kieliszek i umoczył usta. Wino miało przyjemny, lekko cierpki smak,
naprzeciw niego zaś siedziała piękna kobieta. Powinniśmy wznieść toast za nas
samych i za miłość, która nas za chwilę połączy, pomyślał, uśmiechając się gorzko.
Ciekawe, jak smakowałyby jej usta?
- Czy ma pan juŜ jakiś pomysł na ten scenariusz? Ostatnia rzecz, o której mógłby
teraz pomyśleć.
- Tylko dotyczący morderstwa - odparł niechętnie. - Z całą resztą wolałem poczekać,
aŜ poznam wszystkich Dumontów.
- Rachel Wilkes zrobi dla nas ciało. Lalki to jej hobby.
- Lalki?
- Tak. Z gałganów, naturalnej wielkości, oczywiście. Potrzebuje tylko paru
wskazówek.
- Wskazówek?
Brigitte uśmiechnęła się znacząco.
- No, na przykład, czy pańska ofiara ma być męŜczyzną czy kobietą. Tak się składa,
Ŝ
e są pewne róŜnice.
- CzyŜby?
- A co, nie zauwaŜył pan? MęŜczyźni są na ogół wyŜsi od kobiet - stwierdziła Brigitte
oschle.
- Proszę więc powiedzieć jej, Ŝe lalka ma być dosyć wysoka.
Fuzz nigdy nie zajmował się morderstwami, których ofiarami byłyby kobiety. Woli je
całe i Ŝywe.
- O tak - mruknęła Brigitte.
- Proszę?
- Nie takiego. Pański detektyw szczególnie lubi takie, które, jak to się mówi, mają
czym oddychać.
Charlie popatrzył na nią zaskoczony.
- CzyŜbym miał do czynienia z wojującą feministką?
- Po prostu nie lubię, kiedy ktoś przedstawia kobiety jako głupawe, naiwne
stworzenia, cukiereczki!
- Doprawdy? - MęŜczyzna roześmiał się.
Brigitte gniewnie zacisnęła usta. Uśmiech na twarzy Charliego pogłębił się.
- Rozchmurz się, Cukiereczku. Ja tylko Ŝartowałem.
- Proszę mnie tak nie nazywać.
- To tylko mała rozgrzewka przed naszym weekendem z zagadką. Zagra pani rolę
Cukiereczka.
Brigitte popatrzyła na niego zaskoczona.
- Ja?
- To chyba oczywiste. Siostrzenice pani są jeszcze za małe, a pozostałe kobiety z
rodziny Dumontów to męŜatki. Zostaje wiec tylko pani, mój słodziutki Cukiereczku.
- Prosiłam, Ŝeby nie zwracał się pan do mnie w ten sposób - zaprotestowała Brigitte. -
I wcale nie jestem pewna, czy nadaję się do tej roli.
- Jasne, Ŝe się pani nadaje. A poza tym nie jest chyba tak trudno zagrać, jak to pani
określiła, głupawe, naiwne stworzenie.
- No... nie wiem, czy mam... odpowiednie warunki. MęŜczyzna obrzucił uwaŜnym
spojrzeniem zgrabną,
kobiecą postać.
- Jak najbardziej. Nawet ma pani... czym oddychać.
- Coś takiego! - obruszyła się Brigitte. - Wypraszam sobie!
Przerwało jej natarczywe buczenie, wydobywające się z leŜącej na stoliku torebki.
Charlie odwrócił się zaciekawiony.
- CzyŜby chowała tam pani jakiegoś pozaziemskiego stwora?
- To mój beeper - wyjaśniła Brigitte, sięgając po torebkę. - Przepraszam, ale muszę
zadzwonić do recepcji.
Wykręciła zero i przedstawiła się. Przez dłuŜszą chwilę słuchała uwaŜnie. Z jej twarzy
Charlie odgadł, Ŝe wiadomość nie naleŜała do przyjemnych. Brigitte podziękowała
rozmówcy i odłoŜyła słuchawkę.
- Niestety, obowiązki wzywają - powiedziała i poŜegnała się.
Punktualnie o szóstej Charlie zastukał do prywatnego apartamentu Marguerite i Jean-
Pierra Dumontów. Drzwi otworzył mu Stephen Dumont, który uprzejmie zaprosił
Charliego do środka.
Najpierw przedstawiono go Donnie Prescott, reporterce z „Contemporary Canada" i
przyjaciółce Brigitte, później zaś po kolei wszystkim członkom rodziny Dumontów.
Patriarcha rodu, Jean-Pierre, siedział na szerokim, krytym skórą fotelu. Obok
przycupnęła na kanapie zaskakująco młoda i piękna Marguerite Dumont w
towarzystwie swojej
starszej córki, Claire i zięcia, Claude'a. Brigitte i jej dwie siostrzenice, Jennifer i
Nicole, siedziały na przyniesionych z jadalni drewnianych krzesłach.
- No i, oczywiście, moja Ŝona, Janet - zakończył prezentację Stephen, uśmiechając
siędo sympatycznej, młodej kobiety w zaawansowanej ciąŜy.
Charlie przysiadł na brzeŜku fotela. Ucichły rozmowy. Zebrani w pokoju ludzie
patrzyli na niego wyczekująco. No tak, był przecieŜ sławnym człowiekiem, twórcą
popularnego komiksu. Czuł się coraz bardziej nieswojo.
- Czy ma pan juŜ jakiś pomysł? - Starsza siostra Brigitte, Claire była pierwszą, która
przerwała krępującą ciszę.
- Jesteśmy ciekawi, jakie role przeznaczył pan dla nas
- przyłączyła się jej szwagierka, Janet Dumont.
- Mam kilka pomysłów, ale to dopiero wersja próbna
- zastrzegł się Charlie.
Donna aŜ wychyliła się do przodu.
- Czy mogłabym wspomnieć o tym w moim artykule?
Brigitte odnotowała z niezadowoleniem, Ŝe zainteresowanie przyjaciółki nie jest
czysto zawodowe, choć C.H.Battle zdawał się niczego nie dostrzegać.
- Chcę zagrać Cukiereczka - oznajmiła nagle Nicole i przybrała kuszącą pozę,
spoglądając na męŜczyznę spod na wpół opuszczonych powiek.
Brigitte przyjrzała się jej uwaŜnie i stwierdziła, Ŝe biust jej starszej siostrzenicy jest
dziś wyjątkowo sterczący. Pewnie znowu wypchała sobie staniczek, pomyślała z
rozbawieniem.
Brigitte nie była jedyną osobą, która dostrzegła te zmiany. Ojciec Nicole, Claude,
zmarszczył brwi i popatrzył na Ŝonę.
- Twoja córka za duŜo czasu spędza przed telewizorem
- rzucił gniewnie.
- Jesteś za młoda, Ŝeby zagrać Cukiereczka - poinformowała siostrę Jennifer.
- Wcale nie! - upierała się Nicole. - Prawda, panie Bat-tle?
- No cóŜ... - zaplątał się Charlie.
Brigitte zrobiło się go Ŝal. Postanowiła mu pomóc.
- Przykro mi, Nicole - zwróciła się do siostrzenicy. - Ta rola została juŜ obsadzona.
Nicole westchnęła Ŝałośnie.
- Wiedziałam. Tobie zawsze trafiają się najlepsze kąski.
- Dosyć tego, Nicole! - zdenerwowała się jej matka. Nicole zacisnęła usta.
- Mam dla ciebie równie ciekawą rolę - pocieszył ją Charlie. - Zagrasz bardzo
waŜnego świadka.
- Świadka? - Dziewczynka rozchmurzyła się momentalnie.
- Zobaczysz, a raczej odkryjesz coś, co stanowić będzie klucz do całej zagadki.
- Czy ja teŜ mogę być tym... no, świadkiem? - włączyła się Jennifer.
Charlie skinął głową.
- Ty i twoja siostra będziecie świadkami pewnego istotnego dla sprawy zdarzenia.
- Ale... - zaczęła Nicole, po czym umilkła skarcona groźnym wzrokiem Claire.
Policzki Jennifer pokraśniały z zadowolenia.
- Świadkiem! Będę świadkiem! - Ucieszyła się. - Czy mogę juŜ teraz? - Popatrzyła
pytająco na matkę.
Claire przytaknęła. Jennifer odwróciła się do Charliego.
- Zbierałyśmy gazety z całego tygodnia. Czy mogłybyśmy dostać pański autograf?
- Jasne, nie ma sprawy - zgodził się Charlie. Jennifer zeskoczyła z krzesła i ruszyła do
drzwi. Kiedy
mijała fotel Charliego, męŜczyzna szepnął jej coś na ucho. Jennifer potakująco
kiwnęła głową i z tajemniczą miną opuściła pokój.
Brigitte nie mogła oprzeć się wraŜeniu, Ŝe na pozór gburowaty i zgryźliwy C.H.Battle
potrafi być naprawdę czarujący.
- Myślę, Ŝe i dla pani mam rolę - poinformował Janet.
- A co z ofiarą? - zainteresowała się Donna.
- Musi to być ktoś znienawidzony przez wszystkich Dumontów - wyjaśnił Charlie. -
Tak, aby kaŜdy miał jakiś motyw, by się go pozbyć. Ofiarą będzie narzeczony naszego
Cukiereczka - popatrzył znacząco na Brigitte.
- Który, rzecz jasna, nie będzie mi wierny - dokończyła Brigitte, uśmiechając się
krzywo.
- Co uczyni cię główną podejrzaną - zauwaŜyła Donna.
- I będziesz musiała uwieść Fuzza - wtrąciła Nicole. Jej rodzice wymienili
zaniepokojone spojrzenia.
- Stanowczo za duŜo telewizji - mruknął Claude.
- Nie sądzę, aby było to konieczne - zaprotestowała Brigitte, ale nikt nie zwrócił na
nią uwagi, bo oto do pokoju wróciła Jennifer. Podeszła do Charliego i wręczyła mu
gazety, duŜą ksiąŜkę w twardej okładce oraz plik czystych kartek z nadrukiem hotelu.
- Czy to wystarczy? - spytała cicho.
- W porządku. - Charlie wyjął z kieszeni marynarki czarny flamaster. UłoŜył na
kolanach ksiąŜkę, na niej luźne czyste kartki i kilkoma ruchami flamastra nakreślił na
jednej podobiznę Jennifer. Dziewczynka aŜ pisnęła z radości, kiedy Charlie umieścił
pod rysunkiem swój autograf i wręczył go jej.
- Teraz mnie, dobrze? - zawołała Nicole, przybierając uwodzicielską pozę.
Charlie rysował z zaskakującą łatwością. W efekcie na obrazku pojawiła się nieco
starsza i bardzo atrakcyjna Nicole. Pod rysunkiem umieścił napis: Cukiereczek 2010.
Nicole aŜ pokraśniała z zadowolenia.
- Kto następny?
Donna odchrząknęła znacząco.
- Jeśli byłby pan tak uprzejmy... Obiecuję, Ŝe kaŜę szkic oprawić i powieszę w moim
biurze.
- Kobieta reporter. - Charlie pochylił się nad kolejną kartką papieru. Wkrótce pojawiła
się na niej Donna w długim męskim płaszczu, z zawieszonym na szyi aparatem
fotograficznym.
- Niech pan narysuje dziadka i babcię - poprosiła Jennifer.
Charlie sięgnął po kolejną kartkę, by uwiecznić radość Ŝycia emanującą z oblicza
patriarchy rodu Dumontów i pełen czułości uśmiech jego pięknej Ŝony. Następnie
przyszła kolej na tryskającego energią Stephena, uśmiechniętą Janet w powaŜnym
stanie oraz Claire i Claude'a.
- A teraz cioteczkę Brigitte - nalegała Jennifer. Charlie obrzucił Brigitte rozbawionym
spojrzeniem.
- Atak. Byłbym zapomniał. Nasz Cukiereczek. Gniewnie zaciśnięte usta i
zmarszczone brwi nie umknęły
jego uwagi. Jakby na przekór namalował ją dokładnie tak, jakby rzeczywiście była
postacią z jego słynnego komiksu, celowo dorysowując szeroki uśmiech i głęboki
dekolt
- Prawdziwa seksbomba! - wykrzyknęła Nicole, obrzucając gościa pełnym podziwu
spojrzeniem.
Charlie obojętnie wzruszył ramionami.
- No cóŜ, artysta przedstawia prawdę.
- A karykaturzysta rysuje karykatury - mruknęła pod nosem Brigitte.
- Niektórzy ludzie uwaŜają, Ŝe to właśnie w karykaturze najlepiej odbija się
otaczająca nas rzeczywistość -wtrąciła Donna, sięgając po podobiznę Brigitte. -
Chciałabym umieścić któryś z pańskich rysunków obok mojego artykułu. MoŜe ten?
- Ale... - zaprotestowała Brigitte.
- Prawdziwy C.H.Battle - zachwycała się Donna. - Z autografem, dobrze? Myślę, Ŝe
udałoby mi się przekonać wydawcę, by wypłacił panu honorarium. Oczywiście, nie
będzie to duŜa suma.
- Nie ma problemu - oznajmił Charlie, patrząc na najwyraźniej zirytowaną Brigitte. -
A honorarium proszę przekazać na konto BARF-u.
No tak! - rozzłościła się Brigitte. Tu ją miał. Teraz nie mogła juŜ odmówić. Jak by to
wyglądało.
- Brigitte mówiła, Ŝe dziś wieczór wystąpi pan w swojej słynnej skórzanej kurtce -
ciągnęła Donna.
Charlie potakująco kiwnął głową.
- Chciałabym sfotografować pana właśnie w tym stroju. MoŜe zrobilibyśmy to juŜ
teraz, zanim zaczną się schodzić goście?
- Jak pani sobie Ŝyczy.
- Wspaniale! - ucieszyła się Donna. - A ty, Cukiereczku? - popatrzyła na przyjaciółkę.
- Och, nie - zaprotestowała Brigitte. - Nie jestem... nie jestem odpowiednio ubrana.
- SkądŜe znowu! Wyglądasz świetnie - nalegała Donna. - MoŜe tylko rozepniesz ten
guziczek pod szyją. Fantasy Fuzz i jego Cukiereczek. To będzie prawdziwa bomba.
- Rozpiąć guziczek? - powtórzyła wolno Brigitte.
- To dla BARF-u - zapewnił Charlie.
- Tak, Brigitte - poparł go Stephen. - Wszystko dla BARF-u. Trudno o bardziej
chwalebny cel.
- Dumontowie zawsze dawali z siebie wszystko, kiedy chodziło o słuszną sprawę -
wtrącił Jean-Pierre.
Brigitte z niedowierzaniem pokręciła głową.
- Mój własny ojciec!
- AleŜ, skarbie! Mówimy o jednym guziczku. Nikt nie kaŜe ci się rozbierać.
- Jean-Pierre! - obruszyła się jego Ŝona. Donna uniosła aparat.
- Gotowi?
Brigitte obojętnie wzruszyła ramionami.
- Wobec tego spotkamy się w jadalni - poŜegnała rodzinę. - Ruszam, by ratować
honor Dumontów. CóŜ znaczy jeden mały guziczek wobec tak waŜnej sprawy.
W apartamencie Charliego Donna kazała im ustawić się pod oknem.
- Świetnie! - zawołała, spoglądając przez obiektyw. - Wspaniały widok i doskonałe
tło. A przy okazji, reklama dla hotelu. - Mrugnęła porozumiewawczo do przyjaciółki.
Ale Brigitte nie podzielała tego entuzjazmu. Choć nigdy nie odczuwała tremy
występując przed publicznością, wcale nie była zachwycona perspektywą pozowania
do wspólnego zdjęcia z przystojnym autorem popularnego komiksu.
Charlie, ubrany w słynną skórzaną kurtkę Fantasy Fuz-za, wydawał się jeszcze
bardziej speszony. Donna poprawiła kołnierz kurtki, pozostawiając dłoń na ramieniu
męŜczyzny o ułamek sekundy dłuŜej, niŜ było to konieczne. Brigitte bacznym
spojrzeniem obrzuciła przystojną twarz Charliego. Donna nie była trzynastoletnią
dziewczynką, która za duŜo czasu poświęca telewizji. Była dorosłą kobietą świadomą
swych wdzięków. Brigitte z satysfakcją odnotowała, Ŝe na Charliem nie zrobiły one
Ŝ
adnego wraŜenia.
Donna uniosła aparat.
- Spokojnie. To tylko aparat, a nie pistolet maszynowy. Świetnie! Wspaniale! -
Błysnął flesz. - A teraz ty, Brigitte.
Podejdź do niego. Dobrze. Fantasy, niech pan na nią popatrzy tak jak na tych
rysunkach.
Charliemu niepotrzebne były Ŝadne wskazówki. Kiedy zobaczył, jak Brigitte wolno
rozpina bluzkę, po plecach przebiegł mu przyjemny dreszczyk.
Pod namiętnym spojrzeniem ciemnych oczu męŜczyzny na policzki Brigitte wystąpił
rumieniec. Nie dość, Ŝe wprost poŜerał ją wzrokiem, to jeszcze działo się to w obe-
cności Donny. Tej samej Donny, która przed chwilą robiła do niego słodkie oczy.
Błysnął flesz.
- Potrzeba nam trochę akcji - stwierdziła reporterka.
- Akcji? - wykrztusiła Brigitte.
- Fantasy, jest pan pisarzem, jak zachowałby się w takiej sytuacji pański Cukiereczek?
- Hm - odchrząknął Charlie. - Jako główna podejrzana, próbowałaby z pewnością
zjednać sobie detektywa.
- Słyszałaś, Brigitte? Masz go sobie zjednać. Brigitte zacisnęła usta i zmarszczyła
gniewnie brwi. Dobrze. Sami tego chcieli. JuŜ ona im pokaŜe.
- Czy to ma być coś w tym stylu? - spytała miękko, przysuwając się do męŜczyzny i
patrząc mu zalotnie w oczy.
No, na co czekasz? Pocałuj mnie! - kusiły błękitne oczy.
- Świetnie, Brigitte! - pochwaliła przyjaciółkę Donna. - Byłaś naprawdę wspaniała.
Twój ruch, Fantasy.
Charlie zesztywniał. Doskonale zdawał sobie sprawę, Ŝe Brigitte udawała. Grała rolę,
którą on sam jej wyznaczył. Dlaczego więc tak mocno biło mu serce? Dlaczego
brakło mu tchu? Czy Fantasy czułby to samo?
No właśnie, Fantasy! Co zrobiłby detektyw? Jak zachowałby się w takiej sytuacji jego
słynny bohater?
Pocałuj ją! Pocałuj ją, ty głupcze! Na co czekasz?
ROZDZIAŁ
3
Fantasy otoczył ramionami szczupłą kibić Cukiereczka i przytulił ją do szerokiej,
muskularnej piersi. To właśnie on, a nie Charlie Battle chciwie wpił się w jej kuszące
wargi, ale nikt inny, tylko sam Charlie poczuł ich słodycz. Nawet w najśmielszych
marzeniach nie przypuszczał, Ŝe moŜe być tak wspaniale. Wypełniała go radość. Tulił
delikatne, kobiece ciało. Chciał, by ta chwila trwała wiecznie.
Brigitte była początkowo zdezorientowana, ale juŜ po chwili uległa, poddając się
męŜczyźnie.
- Brawo, Brigitte! Świetnie, detektywie Fantasy! - pochwaliła rozbawiona Donna.
W jednej chwili Brigitte otrzeźwiała. Gwałtownie odsunęła się od Charliego. Stała o
kilka kroków od niego, oddychając cięŜko jak po długim, męczącym biegu.
Nieprzytomnym spojrzeniem obrzuciła twarz przyjaciółki.
Charliego zaskoczyło zachowanie Brigitte. Poczuł się nim nawet uraŜony. Dlaczego
odskoczyła od niego tak nagle? PrzecieŜ sama tego chciała. Kusiła, uwodziła, flirto-
wała z nim przez całe popołudnie. On jedynie odpowiedział na jej zaproszenie.
Fantasy Fuzz dał się złapać we własne sidła. Tylko Ŝe słynny detektyw wcale nie
byłby zaŜenowany. Tak, Fuzz z pewnością potrafiłby wybrnąć z tej niezręcznej
sytuacji.
Charlie gorączkowo szukał w myślach odpowiednich słów, właściwych gestów.
Oczyma wyobraźni ujrzał swego detektywa w towarzystwie Cukiereczka,
przyłapanych przez wścibską reporterkę w niedwuznacznej sytuacji i nagle wszystko
stało się jasne. JuŜ wiedział.
- O to chodziło, Cukiereczku? Zadowolona? - zwrócił się do Donny.
Brigitte poczuła, jak policzki oblewa jej ciemny rumieniec. Jak on śmie! Jeszcze
przed chwilą rzucił się na nią niczym wygłodniały marynarz, który od miesięcy nie
widział kobiety, a teraz otwarcie flirtuje z jej przyjaciółką! A to dopiero bezczelność!
- Czy jestem zadowolona? - Donna z ukontentowaniem potrząsnęła głową. -
Wypstrykałam chyba cały film.
- To dobrze - mruknął Charlie. Chciał spojrzeć na Brigitte, lecz zabrakło mu odwagi.
Nie był pewien, co wyczyta z jej twarzy. Był ciekaw, czy ten pocałunek zrobił na niej
równie silne wraŜenie jak na nim. A jeśli tylko udawała? Wtedy wyszedłby na
kompletnego idiotę, a tego nie mógłby znieść.
- Do licha! - zniecierpliwiła się Donna, siłując się z korbką statywu. - Ta wstrętna
ś
ruba znowu się zacięła. Czy mógłby pan mi pomóc?
Charlie skwapliwie skorzystał z pretekstu, by znaleźć się jak najdalej od Brigitte. Jej
bliskość onieśmielała go. Chwycił korbkę, pociągnął mocno i statyw z głuchym ło-
skotem runął na podłogę. Charlie i Donna pochylili się, by pozbierać rozsypane
części, a Brigitte postanowiła wykorzystać ten moment.
- Mam jeszcze parę spraw do załatwienia, zanim zacznie się wieczór rodzinny -
powiedziała szybko. - Zobaczymy się przy kolacji.
Nim ktokolwiek zdołał zaprotestować, juŜ jej nie było. Winda przyjechała prawie
natychmiast i na szczęście okazała się zupełnie pusta. Brigitte weszła do kabiny i ode-
tchnęła z ulgą. Z przyzwyczajenia zerknęła na swoje odbicie w wyłoŜonej lustrami
ś
cianie i zamarła. Policzki jej płonęły, oczy błyszczały nienaturalnie. Wstyd czy moŜe
gniew? Westchnęła. Pewnie jedno i drugie. Nie była juŜ młodziutką, naiwną
dziewczyną. Przekonała się, Ŝe zdolności malarskie nie były jedynym talentem, jakim
matka natura obdarzyła C.H.Battle'a. Dlaczego jednak męŜczyzna, który tak
wspaniale całował, musiał okazać się takim głupcem?! Nazwał ją Cukiereczkiem, a
potem potraktował jak jedną z tych postaci z komiksu. Brigitte gniewnie zmarszczyła
brwi. Jak mógł całować ją tak namiętnie, a zaraz potem flirtować z jej przyjaciółką!
Jean-Pierre Dumont zerknął na zegarek, nie kryjąc zniecierpliwienia.
- Nasz honorowy gość spóźnia się, Brigitte. Czy aby na pewno przypomniałaś mu, Ŝe
kolacja zaczyna się o siódmej?
- Przypomniałam, przypomniałam. Pewnie Donna nie skończyła jeszcze wywiadu.
OdgraŜała się, Ŝe chce wyciągnąć z niego jak najwięcej informacji.
Brigitte rozejrzała się po sali. Ani śladu Charliego. Ona równieŜ miała swoje powody,
by się o niego niepokoić. Nie powinien mieć trudności ze znalezieniem właściwego
stołu. Podczas wieczorów rodzinnych Dumontowie zajmowali honorowe miejsce
pośrodku jadalni. Tego wieczoru Bri-gitte kazała przygotować jedenaście nakryć.
Rodzina Du-montów i dwoje gości, C.H.Battle i Donna Prescott.
- Odniosłem wraŜenie, Ŝe Donna miałaby ochotę wyciągnąć z Charliego duŜo więcej
niŜ kilka informacji -mruknął siedzący obok niej Stephen.
- To do niej podobne. - Brigitte uśmiechnęła się kwaśno. - Donna zawsze miała
słabość do sławnych ludzi.
- Tylko Ŝe tym razem trafiła kulą w płot - zauwaŜyła Janet. - Battle wcale nie
wyglądał na zainteresowanego.
- Był zbyt zajęty naszym słodkim Cukiereczkiem. - Stephen roześmiał się.
Brigitte westchnęła.
- Proszę, nie nazywaj mnie tak.
- Czy moŜesz powiedzieć mi, o co w tym wszystkim chodzi?
Brigitte zarumieniła się. CzyŜby Stephen coś podejrzewał? Jak to moŜliwe? Skąd
mógłby wiedzieć, co zaszło na górze?
- Nie rozumiem twojego pytania - odpowiedziała, nie patrząc na brata.
- Hm, zazwyczaj nie obraŜasz naszych gości.
- ObraŜam?
Stephen odwrócił się do Ŝony.
- Moja siostrzyczka udaje niewiniątko. Popatrz, jak znakomicie jej to wychodzi.
Zawsze tak postępowała w dzieciństwie, gdy spsociła.
- I zawsze się udawało! - Brigitte roześmiała się.
- Nie zmieniaj tematu. Battle przedstawił się jako artysta, a ty nazwałaś go
karykaturzystą.
Brigitte zmarszczyła brwi.
- A widziałeś, jak mnie narysował?
- Nie pojmuję, co ci się w tym szkicu nie podoba. Mysiałem, Ŝe zawsze chciałaś
mieć... no wiesz. - Stephen wykonał zamaszysty gest rękami gdzieś w okolicy klatki
piersiowej. - Kiedy byłaś młodsza, ciągle narzekałaś, Ŝe jesteś płaska jak deska i
wyglądasz jak chłopak.
- To było dawno i nieprawda - zaperzyła się Brigitte. - Zresztą, wcale nie jestem taka
płaska. A poza tym duŜy biust staje się z wiekiem nieapetyczny.
- Przynajmniej nie grozi ci, Ŝe będziesz miała na starość obwisły biust - draŜnił się z
siostrą Stephen.
- A propos biustu - wtrąciła Janet, pochylając się do ucha szwagierki. - Czy nie
odniosłaś wraŜenia, Ŝe Nicole poprawia naturę?
Brigitte spojrzała przez stół na siostrzenice. Jennifer z oŜywieniem dyskutowała na
jakiś temat z dziadkiem, Nicole zaś z naburmuszoną miną niemrawo grzebała widel-
cem w talerzu. Claire z niepokojem zerkała na starszą córkę.
- Wygląda na to, Ŝe Claire teŜ to zauwaŜyła - szepnęła bratowej do ucha.
- Biedna Nicole! - westchnęła Janet.
- Biedna Claire! - Stephen delikatnie poklepał Ŝonę po zaokrąglonym brzuchu. - Jesteś
pewna, Ŝe naprawdę tego chcesz?
- Nie całkiem - odparła Janet - ale jest juŜ trochę za późno, by zmienić zdanie. Jakoś
będziemy musieli sobie z tym radzić.
Brigitte z zaŜenowaniem odwróciła głowę. Gdzieś na dnie serca poczuła lekkie
ukłucie zazdrości. Choć bardzo lubiła szwagierkę, czasem była zazdrosna o starszego
brata.
Claire wyszła za mąŜ, gdy Brigitte była dzieckiem, toteŜ wydawało jej się całkiem
naturalne, Ŝe uwagę starszej siostry zaprzątały jej własne dzieci i mąŜ. Ale Stephen?
O, to juŜ całkiem inna historia. Brigitte poczuła się nagle bardzo samotna. KaŜdy z
Dumontów miał Ŝyciowego partnera. Mama Jean-Pierra, Claire Claude'a, Stephen
Janet, tylko ona ciągle była sama.
Ponure rozmyślania Brigitte przerwało pojawienie się Charliego i Donny. Jean-Pierre
podniósł się, by powitać gości. Uprzejmym gestem wskazał reporterce miejsce obok
siebie, a Charliemu wolne krzesło obok młodszej córki. Charlie obrzucił Brigitte
uwaŜnym spojrzeniem. Ta chłodno skinęła głową, po czym odwróciła wzrok. Nie
miała mu nic do powiedzenia. Odetchnęła z ulgą, kiedy usłyszała, Ŝe Stephen przejął
na siebie obowiązek zabawiania gościa. Z drugiej strony stołu Claire ruchem głowy
dała znak, Ŝe czas zaczynać część artystyczną.
Wieczory rodzinne u Dumontów obrosły juŜ tradycją. Wkrótce po ślubie Marguerite
Dumont wpadła na pomysł uatrakcyjnienia zebrań towarzyskich. Początkowo sama
grała na fortepianie znane i lubiane przeboje. Wkrótce przyłączyły się do niej córki,
opowiadając dowcipy i zabawne historyjki z Ŝycia Bow Valley. Z czasem poniedział-
kowe spotkania przyciągały coraz więcej gości.
Niewielka scena zajmowała przeciwległy koniec sali. Senior rodu, Jean-Pierre
Dumont, w towarzystwie swych obu córek, Brigitte i Claire, powitał zebranych,
przedstawiając kolejno członków rodziny Dumont, po czym opuścił podium. Brigitte i
Claire, utartym zwyczajem, zaczęły wieczór od krótkiej pogawędki.
- A więc, Brigitte - zwróciła się do siostry Claire -o czym opowiemy dziś naszym
gościom? Czy wydarzyło się moŜe ostatnio coś niezwykłego?
- Oczywiście. W hotelu Dumont zawsze coś się dzieje. Opowiem wam o Mortie'em i
Bernie'em.
- Chodzi ci o Moritza i Berna, nasze psy? - zdziwiła się Claire.
- Właśnie.
- Wszyscy znają Moritza i Berna, prawda? - zaczęła Claire, ale przerwały jej gromkie
brawa. Dwa sympatyczne bernardyny naleŜały do ulubieńców zarówno hotelowych
gości, jak i mieszkańców całej Bow Valley. - Ale dlaczego właśnie o nich chcesz dziś
rozmawiać? - zwróciła się do siostry.
- Hm, zawsze uwaŜałam, Ŝe to ładne pieski. Claire potakująco kiwnęła głową.
- I bardzo przyjacielskie.
- O tak! - zgodziła się Claire.
- Ale dopiero wczoraj odkryłam, jakie są mądre. Claire popatrzyła na siostrę
zaskoczona.
- Mądre? No, nie wiem...
- Przyglądałam się im, kiedy bawiły się wczoraj po południu na podwórzu i
usłyszałam jak Mortie powiedział do Bernie'ego...
- Chwileczkę, Brigitte - przerwała jej siostra. - PrzecieŜ psy nie potrafią mówić.
- MoŜe inne nie, ale Bernie i Mortie naleŜą do wyjątków. Dlatego właśnie uwaŜam, Ŝe
są takie mądre - upierała się Brigitte. - Czy wiesz, co Mortie powiedział Bemie'emu?
Claire z niedowierzaniem pokręciła głową.
- AŜ boję się pomyśleć.
- Powiedział: BARF!
- AleŜ, Brigitte! Wszystkie psy robią: barf, barf. Ludzie nazywają to szczekaniem.
- Nie. - Brigitte przecząco pokręciła głową. - On nie powiedział: barf, tylko BARF.
DuŜymi literami.
- O! - zdziwiła się Claire. - Chodzi ci o Towarzystwo Ochrony Środowiska?
- No, nareszcie!
Claire ze zrozumieniem pokiwała głową.
- Bardzo sprytne, siostrzyczko.
Ze swego miejsca przy stole Charlie z podziwem patrzył na śliczną twarzyczkę
Brigitte. Za jeden taki uśmiech kaŜdy męŜczyzna byłby gotów skoczyć w ogień.
Kobieta, która potrafi tak się uśmiechać, z pewnością wyszłaby cało z największych
tarapatów. Wyobraził ją sobie jako bohaterkę jednego ze swoich komiksów. Stoi
przed policyjnym detektywem i, uśmiechając się niewinnie, zapewnia: „Słowo
honoru, panie oficerze, nie miałam pojęcia, Ŝe arszenik rozpuszczony w kawie moŜe
być trujący. Chciałam jedynie usunąć ten osad z dzbanka".
Ciemne włosy kobiety połyskiwały w świetle reflektorów, gdy swobodnie, z
uśmiechem opowiadała o działalności BARF-u. Brigitte była nieodrodną córą swego
sławnego ojca. Charlie był prawie pewien, Ŝe publiczne występy sprawiały jej
przyjemność. Zupełnie odwrotnie niŜ jemu. Ilekroć miał pojawić się przed większą
widownią, nogi odmawiały mu posłuszeństwa. Chyba juŜ nigdy nie zdoła się do tego
przyzwyczaić. To niepojęte, jak męcząca okazała się sława i popularność!
Większość Ŝycia Charlie spędził w otoczeniu stworzonego przez siebie komiksowego
ś
wiata. Przez całe lata pochylony nad szkicownikiem kreślił sylwetki bohaterów
zabawnych opowieści w nadziei, Ŝe wreszcie kiedyś uda mu się zainteresować nimi
wydawców i czytelników. W końcu pewnego dnia wszędobylski detektyw o dźwięcz-
nym imieniu Fantasy zwrócił uwagę jednego z redaktorów popularnej gazety. W
zaskakująco krótkim czasie Fantasy stał się ulubieńcem całej Ameryki, a jego twórca
bogatym i sławnym człowiekiem.
- Wszyscy zdajemy sobie sprawę z konieczności wy
korzystania tak zwanych surowców wtórnych - kontynuowała Brigitte.
- My sami, na przykład, często odświeŜamy stare dowcipy - wtrąciła Claire, ku
uciesze obecnych na sali.
Brigitte zgromiła siostrę wzrokiem.
- Hm, no cóŜ... obawiam się, Ŝe niewielki z tego poŜytek dla środowiska, ale bądźmy
teraz przez chwilę powaŜni. 0 ile mi wiadomo, większość mieszkańców naszej doliny
zdaje sobie sprawę, jak waŜne jest zagospodarowanie odpadków. Niestety, ciągle
jeszcze w naszym okręgu nie ma chętnych do zajęcia się tymi wszystkimi starymi
gazetami, butelkami i puszkami, które codziennie wyrzucamy na śmietnik.
- I właśnie dlatego powstał BARF.
- Racja. BARF chce uczynić nasze Ŝycie łatwiejszym, a naszą dolinę czystszą i
ładniejszą.
- Świetny pomysł - pochwaliła Claire. - A
propos pomysłów, obiło mi się o uszy, Ŝe
BARF coś planuje...
- Knuje.
- Co, proszę?
- Knuje. Knuje zbrodnię.
- Zbrodnię?
- CzyŜbyś nie umyła dzisiaj uszu?
- Chyba zapomniałam. Czy ktoś tu wspominał o zbrodni?
- Owszem - uśmiechnęła się Brigitte. - Morderstwo. Właśnie tu, w hotelu Dumont...
- A więc o to chodzi - domyśliła się Claire. - Mówisz o naszym weekendzie z
zagadką, kiedy to hotelowi goście będą mogli zabawić się w detektywów.
- Właśnie! Choć to wcale nie takie łatwe, jak się niektórym wydaje. Na szczęście, nasi
detektywi amatorzy będą mogli liczyć na profesjonalną pomoc.
- Profesjonalną pomoc?
- Właśnie. Spróbuj zgadnąć. Pomogę ci. Z czym ci się kojarzy słowo cukiereczek?
Przez widownię przeleciał szmer podnieconych szeptów.
- Chyba nie chodzi ci o...? - Claire z niedowierzaniem popatrzyła na siostrę.
- A i owszem! - Brigitte uśmiechnęła się triumfalnie. - Panie i panowie, detektyw
Fantasy Fuzz przybywa na ratunek!
- Ale przecieŜ Fuzz to tylko postać z komiksu - zdziwiła się Claire.
- Racja. Ale tak się szczęśliwie składa, Ŝe jest dziś wśród nas jego twórca. Panie i
panowie, oto C.H.Battle, autor waszego ulubionego komiksu. - Brigitte wyciągnęła
dłoń w stronę Charliego. - Panie Battle, prosimy do nas.
Charlie zmarszczył brwi. Niechętnie podniósł się od stołu. Miał cichą nadzieję, Ŝe
moŜe wystarczy, jeśli skłoni się publiczności z tego miejsca, ale Brigitte wołała go na
scenę. Oczywiście, naleŜało się uśmiechać. Posłusznie rozciągnął wargi w krzywym
grymasie, choć wcale nie było mu do śmiechu, kiedy tak stał przed tłumem Ŝądnych
sensacji widzów, wystawiony na pastwę ciekawskich spojrzeń.
Domyślał się, Ŝe publiczność chce w nim widzieć nie Charliego Battle'a, ale swego
ulubionego bohatera, niezłomnego Fantasy Fuzza. No tak! Niech pan pozwoli
uścisnąć sobie dłoń, doktorze Frankenstein, zakpił z siebie w duchu. Nie pan jeden
stworzył potwora.
Niemal nie zauwaŜył, Ŝe stoi juŜ na podium razem z Brigitte i Claire. Młodsza córka
Jean-Pierre'a pochyliła się do mikrofonu.
- Panie i panowie, pozwólcie, Ŝe przedstawię wam pana C.H.Battle'a!
Gorący aplauz ze strony zebranej na sali publiczności zaskoczył go. Czuł się coraz
bardziej nieswojo, wystawiony na pokaz niby jakieś egzotyczne zwierzę. Ale oto
Brigitte objęła go ramieniem. Zdenerwowanie zniknęło. Czuł ciepło bijące od
delikatnego, kobiecego ciała.
- Panie Battle - zaczęła Brigitte - jest pan członkiem BARF-u, prawda?
Charlie obrzucił niespokojnym spojrzeniem podsunięty mikrofon.
- Tak - odparł po dłuŜszej chwili.
- I, choć niewielu ludzi o tym wie, laureatem jednego z konkursów na najlepszy plakat
o ochronie środowiska
- ciągnęła Brigitte.
MęŜczyzna skinął głową.
Brigitte popatrzyła na niego zdumiona. Doprawdy, cóŜ to za mruk! Wcale nie ułatwiał
jej zadania.
- MoŜe opisze nam pan w paru słowach, jak wygląda ten plakat - zaproponowała.
- Hm, no cóŜ - odchrząknął Charlie. - Namalowałem drzewo, które próbuje przekonać
drwala, by go nie ścinał.
Choć mówił powaŜnym tonem, widownia zareagowała śmiechem i brawami. Brigitte
odetchnęła z ulgą. Zerknęła na siostrę. Claire w wyciągniętych przed siebie rękach
trzymała namalowany przez Battle'a plakat.
- Dziękuję, Claire. - Brigitte sięgnęła po mikrofon.
- To właśnie wspomniane dzieło. PrzekaŜemy je wraz z autografem autora na
specjalną aukcję. KaŜdy z was ma szansę, by stać się jego właścicielem.
-
A
propos zagadki - wtrąciła Claire. - Pan Battle nie tylko zgodził się wystąpić w roli
waszego ulubionego detektywa. Zobowiązał się równieŜ nakreślić scenariusz wie-
czoru z zagadką.
- O! - odezwała się Brigitte - CzyŜby zbrodnia była pańskim hobby?
Charlie uwaŜnym spojrzeniem obrzucił uśmiechniętą twarz kobiety. Prowokowała go
specjalnie, czy robiła to jedynie ze względu na widownię? Tak czy owak, jej zacho-
wanie całkiem zbiło go z tropu.
Nim jednak ktokolwiek z widzów zdąŜył się zorientować", Claire uratowała sytuację.
- Więc wszyscy Dumontowie mają być podejrzani? Choć Brigitte nie naleŜała do
osób, które długo chowają
urazę, ciągle jeszcze nie mogła przeboleć krótkiego epizodu, jaki miał miejsce
podczas zdjęć w apartamencie Charliego. Teraz zaś nadarzała się doskonała okazja,
by odpłacić mu pięknym za nadobne.
Przysunęła się bliŜej i połoŜyła dłoń na ramieniu męŜczyzny, delikatnie gładząc go po
szyi. Przytuliła policzek do szerokiej, muskularnej piersi.
- Brigitte? - Claire popatrzyła groźnie na młodszą siostrę.
Brigitte zrobiła niewinną minkę.
- Ja tylko ćwiczę - oznajmiła z uśmiechem.
- Ach tak! - domyśliła się Claire. - Wiemy juŜ, jaka rola przypadła w udziale Brigitte.
Publiczność klaskając głośno, wesołymi okrzykami zachęcała Cukiereczka, by
pocałował detektywa. Brigitte sięgnęła po mikrofon i, zanurzając dłoń w gęstej
czuprynie męŜczyzny, szepnęła omdlewającym głosem:
- Och, Fantasy!
Claire odchrząknęła znacząco.
- Przepraszam, Ŝe przerywam to interesujące przedstawienie, ale czuję się w
obowiązku przypomnieć, Ŝe znajdujemy się w siedzibie Dumontów, a to zobowiązuje.
Brigitte westchnęła Ŝałośnie i niechętnie odsunęła się od Charliego.
- Później, Fantasy - zagruchała do mikrofonu. Publiczność nagrodziła ją gromkimi
brawami.
- No cóŜ - podjęła Claire, kiedy brawa ucichły - to jedynie przedsmak tego, co
będziecie państwo mogli zobaczyć podczas naszego weekendu z zagadką. Pan
C.H.Bat-tle zagra rolę słynnego detektywa, Brigitte Dumont zaś wystąpi jako
najsłodszy z Cukiereczków. Teraz natomiast, panie i panowie, zachęcamy do
wspólnego śpiewania. Moje córki, Nicole i Jennifer, wręczą państwu kartki ze słowa-
mi nowej piosenki. Mają teŜ pod ręką małe piszczałki dla tych z was, którzy nie czują
się na siłach, by wypróbować własne głosy.
- Piszczałki zostały wprowadzone przez naszą bratową, Janet - przejęła mikrofon
Brigitte.- W kaŜdy poniedziałek ci z państwa, którzy uwaŜają, Ŝe nie potrafią śpiewać,
mogą zakupić te oto piszczałki, by bawić się razem z nami.
- Dziś wieczór, by uczcić pana Battle, który zaszczycił nas swoją obecnością,
przekaŜemy dochody ze sprzedaŜy piszczałek na konto BARF-u. Za chwilę
zaczniemy wspólne śpiewanie, a tymczasem poprosimy mamę, by zagrała coś
lekkiego i przyjemnego dla ucha. Panie i panowie, przy fortepianie Marguerite
Dumont!
Brigitte wyłączyła mikrofon i odwróciła się do Charliego. Trafiła akurat na moment,
kiedy męŜczyzna szykował się do opuszczenia sceny.
- Chwileczkę, nie tak prędko - powstrzymała go, chwytając za rękaw.
Charlie odwrócił się gwałtownie. Na jego przystojnej twarzy malował się gniew.
- Jest pan jeszcze potrzebny - wyjaśniła. Charlie groźnie zmarszczył brwi.
- Po co?
- Chcemy zaśpiewać piosenkę na pana cześć. Patrzyła na niego prosząco. Charlie
zacisnął zęby.
- Mogę posłuchać siedząc przy stole - upierał się.
- Byłoby ciekawiej, gdyby pozostał pan na scenie. Brigitte odniosła wraŜenie, Ŝe
męŜczyzna nie ustąpi.
Miał taką niewyraźną minę, Ŝe gdyby dalej się opierał, pozwoliłaby mu odejść.
Czasem zapominała, Ŝe inni ludzie nie są tak oswojeni ze sceną i widownią jak ona.
Charlie zawahał się przez chwilę, po czym cięŜko westchnął. Brigitte zrobiło się go
Ŝ
al. Wyciągnęła rękę i delikatnie uścisnęła duŜą, ciepłą dłoń.
- Obiecuję, Ŝe to nie będzie bolało.
Charlie popatrzył na drobną kobiecą dłoń. Długie, szczupłe palce. Te same, które
jeszcze przed chwilą pieszczotliwie głaskały jego szyję. Delikatne. Czułe. Brigitte
Dumont okazała się niebezpieczna, a jemu brakowało doświadczenia w kontaktach z
tego rodzaju kobietami.
Z trudem oderwał wzrok od szczupłej dłoni i spojrzał w niebieskie oczy. To był błąd.
Wystarczył jeden załomy uśmiech, by rozwiać wszystkie jego wątpliwości. Złote
ogniki w jasnych oczach przypomniały mu to, co zdarzyło się wcześniej w jego
apartamencie.
- Mam nadzieję, Ŝe udało nam się zainteresować gości -powiedziała cicho Brigitte, by
przerwać krępującą ciszę.
Charlie skinął głową.
Claire i Janet sprawdziły głośniki.
- MoŜemy zaczynać, jak tylko mama skończy grać.
Brigitte przytaknęła. Claire przedstawiła Janet, zapraszając wszystkich tych, którzy
zakupili piszczałki, by przyłączyli się do zabawy.
- A teraz proszę unieść piszczałki do góry. Zobaczymy, De nas jest - ciągnęła. -
Wspaniale! Dzisiaj proponujemy specjalną piosenkę na cześć naszego gościa, pana
Battle, a zaśpiewamy ją na melodię „Clementine". Aby i nasz gość mógł uczestniczyć
w tej zabawie, poprosimy Nicole, Ŝeby wręczyła mu mały prezent
Nicole, zaróŜowiona z podniecenia, wysunęła się naprzód. Claire podała jej mikrofon.
- Panie Battle, chcielibyśmy, aby przyjął pan tę piszczałkę jako dowód naszej
wdzięczności. Tym samym czynimy pana honorowym członkiem naszego chóru.
Charlie podziękował i Nicole z zadowoloną miną opuściła scenę.
- A więc zaczynamy! - zawołała Claire. - Gotowi?
- Gotowi! - zapewniły ją Brigitte i Janet.
Janet uniosła piszczałkę do ust. Charliemu nie pozostawało nic innego, jak pójść za
jej przykładem. Chcąc nie chcąc nabrał powietrza i zadął w instrument. Na szczęście
pisk, jaki się z niego wydobył, utonął w chórze podobnych dźwięków dobiegających z
kaŜdego zakątka sali.
- A teraz spróbujemy jeszcze raz - zawołała do mikrofonu Claire. - Tym razem juŜ ze
słowami.
Marguerite Dumont uderzyła w klawisze fortepianu i popłynęła piosenka o słynnym
detektywie o dźwięcznym imieniu Fantasy Fuzz, który potrafił rozwiązać kaŜdą
zagadkę i któremu nie porafiła oprzeć się Ŝadna kobieta. Piosenka spodobała się.
Rozbawiona publiczność powtórzyła ją trzykrotnie. Kiedy umilkły ostatnie tony
melodii, Brigitte podeszła do mikrofonu.
- Panie i panowie, raz jeszcze pan C.H.Battle. Nasz honorowy gość.
Podczas gdy widzowie głośnym aplauzem wyraŜali swój podziw i uznanie, Brigitte
nachyliła się do ucha Charliego.
- To juŜ wszystko. Jest pan wolny. I jeszcze raz dziękuję. Równy z pana facet.
Charlie pośpiesznie zszedł ze sceny. Stephen Dumont powitał go przy stole, sięgając
po butelkę.
- No i jak się panu podoba ten nasz rodzinny kabaret? - spytał, napełniając kieliszki
winem.
- Czy tak jest w kaŜdy poniedziałek?
- Niestety. Ku mojej wiecznej zgryzocie i zmartwieniu. Niech pan sobie wyobrazi, Ŝe
Janet była zupełnie normalną, trzeźwo myślącą dziewczyną, dopóki nie przekabaciły
jej moje siostry - dodał, patrząc na Ŝonę.
- A pan nie śpiewa?
- Szybciej dałbym sobie odciąć język - zaperzył się Stephen.
Charlie roześmiał się rozbawiony. Uniósł kieliszek, ale nim zdąŜył umoczyć usta w
winie, otoczyli go rozgorączkowani łowcy autografów. Kiedy wreszcie podniósł gło-
wę znad ostatniego albumu, Claire zapowiedziała właśnie najciekawszy punkt
programu, duet taneczny Brigitte i Jean-Pierre Dumont.
Starszy pan wstał od stołu i wyszedł na scenę. Po chwili do ojca dołączyła Brigitte.
Claire podała obojgu meloniki i eleganckie bambusowe laseczki.
Charlie zafascynowanym wzrokiem przyglądał się tańczącej. Jak lekki i pełen
wdzięku był jej taniec! Podziwiał i jednocześnie zazdrościł. Zazdrościł jej swobody i
pewności siebie, która przebijała z kaŜdego ruchu. Ojciec i córka stanowili wyjątkowo
dobraną parę. Siwowłosy, dystyngowany dŜentelmen i zwinna, ciemnowłosa młoda
kobieta. Charlie juŜ wiedział, po kim Brigitte odziedziczyła czarujący uśmiech i
zalotne spojrzenie.
Tancerze zakończyli występ. Jean-Pierre przyklęknął na jedno kolano, na drugim
przycupnęła Brigitte. Nietrudno było odgadnąć, dlaczego ten punkt programu cieszył
się takim uznaniem wśród widzów. Straszy pan zachwiał się udając, Ŝe pada. Brigitte
roześmiała się wesoło, zerwała mu z głowy kapelusz i czułym gestem zmierzwiła
siwą czuprynę. Jean-Pierre wyrwał córce kapelusz i Ŝartobliwie pociągnął ją za
związane w koński ogon włosy. Publiczność nagrodziła ich gromkimi brawami.
Charlie przyglądał się tej scenie z mieszanymi uczuciami. Widać było, Ŝe Brigitte
czuje się na scenie jak ryba w wodzie. Instyktownie wyczuwała, czego oczekuje od
niej publiczność. Zmieniała pozy niczym kameleon barwę skóry.
Te wszystkie lata, westchnął w duchu. Te długie, spędzone nad szkicownikiem noce. I
wreszcie udało się. Stał się bogaty i sławny. Jego nazwisko przyciągało ludzi. Znalazł
się w ekskluzywnym świecie Dumontów. Dostał najlepszy pokój i powitała go
osobiście córka właściciela. Reporterka z poczytnego czasopisma przeprowadziła z
nim wywiad, a potem poproszono go na scenę jako honorowego gościa. A jednak nie
czuł się szczęśliwy.
ROZDZIAŁ
4
44
4
Imponujący tort wniesiono na salę w momencie, gdy Brigitte i jej ojciec zakończyli
występ. Brigitte poprosiła na scenę Gerarda, by głośno wyrazić mu swoje uznanie za
tak wspaniałe dzieło sztuki kulinarnej, po czym dołączyła do reszty rodziny.
- A gdzie się podział nasz honorowy gość?
- Wymknął się, gdy zbieraliście z tatą oklaski - poinformował siostrę Stephen.
- Kiedy zszedł ze sceny, obstąpili go łowcy autografów. MoŜe to go zirytowało? -
zaniepokoił się Jean-Pierre.
- Nie sądzę - mruknął Stephen.
- MoŜe Donna namówiła go na jeszcze jeden wywiad? - podsunęła Brigitte, choć nie
zachwycała jej taka ewentualność. ZauwaŜyła, Ŝe jej przyjaciółka równieŜ zniknęła.
- Wątpię. Donna wyszła duŜo wcześniej. Jeszcze zanim zaczęliście wspólne
ś
piewanie - odparł Stephen.
- Gérard był taki dumny z tego tortu - powiedziała Brigitte. - Będzie niepocieszony,
gdy dowie się, Ŝe Battle nawet go nie spróbował.
- MoŜe więc nasz gość powinien jednak spróbować tego tortu - zauwaŜył Stephen. -
ChociaŜby ze względu na Gerarda - dodał w odpowiedzi na pytające spojrzenie
siostry.
- No cóŜ, nie moŜemy przywiązywać gości do krzeseł, by nie opuszczali jadalni przed
deserem. - Brigitte roześmiała się.
- Ten tort został upieczony na jego cześć, Brigitte -upierał się jej brat. - Grzeczność
wymaga, by ktoś zaniósł mu kawałek.
- To nie taki zły pomysł - poparł syna starszy pan - Nie podoba mi się to, Ŝe nasz
honorowy gość wyszedł tak wcześnie. MoŜe zirytowali go ci łowcy autografów, a mo-
Ŝ
e źle się poczuł. Zaniesiesz mu kawałek tortu i przy okazji upewnisz się, czy
wszystko w porządku - polecił córce.
- Ale dlaczego ja? - zaprotestowała Brigitte. - Kto powiedział, Ŝe to muszę być
właśnie ja?
- Grzeczność tego wymaga - cierpliwie tłumaczył Stephen. - To przecieŜ twoja praca,
zapomniałaś?
- Nakazałam pokojówce, Ŝeby pościeliła mu łóŜko i zaniosła gorącą czekoladę. MoŜe
jeszcze mam osobiście otulić go kołderką? - zniecierpliwiła się Brigitte.
- Jeśli będzie sobie tego Ŝyczył. - Starszy pan wzruszył ramionami.
- Dziękuję, tatuśku. Jak to miło, Ŝe tak dbasz o moją cnotę.
- AleŜ, Brigitte! Nie rozumiem, co ma do tego twoja cnota - Ŝachnął się Jean-Pierre.
- No, bo... - zaczęła Brigitte. Westchnęła. Nie było sensu dłuŜej się spierać.
Wiedziała, Ŝe i tak ich nie przekona. - No, dobrze. Zaniosę mu ten tort. Jak myślicie,
woli brunetki czy blondynki? A moŜe rude? Gérard naprawdę się postarał. Skoro juŜ
mamy mu się podlizywać, dlaczego nie pójść na całość?
- Sprawdź, czy zostały jeszcze jakieś brunetki - poradził Stephen. - Kiedy tańczyłaś,
wprost nie mógł oderwać od ciebie oczu.
- Daj spokój! - Ŝachnęła się Brigitte.
- Jak myślisz, tato, czy to juŜ miłość? - Stephen popatrzył pytająco na ojca.
- Hm. - Jean-Pierre zamyślił się. - Dama się zŜyma, a to coś znaczy.
- No wiecie! Wypraszam sobie takie Ŝarty! - rozzłościła się Brigitte. - Jeśli nie zjawię
się na śniadaniu, moŜesz szykować strzelbę - zwróciła się do ojca.
- Jeśli nie zjawisz się na śniadaniu, kaŜę podać do pokoju pana Battle śniadanie dla
dwóch osób - zaŜartował starszy pan.
- No wiesz, tato! - Brigitte z niesmakiem zmarszczyła zgrabny nosek.
- Zanieś mu wreszcie ten tort, Brigitte.
- I pamiętaj, pod Ŝadnym pozorem nie przyjmuj zaproszenia, by usiąść - ostrzegł ją
brat.
Brigitte postanowiła nie odpowiadać na tę zaczepkę. W chwilę potem z talerzykiem
tortu w wyciągniętej dłoni zapukała do drzwi apartamentu C.H.Battle'a. Miała na-
dzieję, Ŝe ta niespodziewana wizyta nie przerwie czułego sam na sam twórcy „Fantasy
Fuzza" i wschodzącej gwiazdy „Contemporary Canada".
Drzwi otworzyły się niemal natychmiast i Brigitte z ulgą stwierdziła, Ŝe Charlie jest
sam.
- O! Witaj! - Uśmiechnął się na jej widok, zapraszając do środka.
Czy to wyobraźnia płata jej figle, czy C.H.Battle naprawdę ucieszył się z tej wizyty?!
- Nasz kucharz, Gerard, upiekł tort specjalnie na pański przyjazd - zaczęła, wyciągając
talerzyk w jego stronę. - To prawdziwe arcydzieło. Pomyślałam... pomyśleliśmy, Ŝe
moŜe zechciałby pan spróbować.
- Wygląda bardzo smakowicie.
- PrzekaŜę to kucharzowi.
- Koniecznie. Zadał sobie naprawdę wiele trudu.
- Jest fanem pańskiego bohatera. Zostawił w recepcji niedzielne wydanie gazety. Jeśli
byłby pan uprzejmy złoŜyć swój podpis, Gérard będzie wniebowzięty.
- Postaram się nie zapomnieć.
- Czy nie draŜnią pana te bezustanne prośby o autograf? - zaciekawiła się Brigitte.
Charlie zawahał się przez chwilę.
- No, nie wiem. To znaczy, chciałem powiedzieć, Ŝe to miło mieć swoich
sympatyków. Gdyby nie oni...
Urwał. Brigitte zastanawiała się, jak zakończyłby tę wypowiedź, gdyby chciał być
zupełnie szczery. Choć autor popularnego komiksu wydawał się przyjaźnie
nastawiony do świata i ludzi, zauwaŜyła, Ŝe popularność mu ciąŜyła i nie lubił
pozostawać w centrum zainteresowania.
- Tak szybko pan wyszedł... MęŜczyzna obojętnie wzruszył ramionami.
- Myślałem, Ŝe to juŜ koniec.
- Tata niepokoił się, czy to nie przez łowców autografów.
Charlie obrzucił ją uwaŜnym spojrzeniem.
- Czy to dlatego znalazła się pani tutaj?
- To jeden z powodów - odpowiedziała Brigitte szczerze. - Chcieliśmy upewnić się,
czy nic panu nie potrzeba.
My. Ciągle to my. Przez krótką chwilę łudził się, Ŝe Brigitte przyszła tu wiedziona
potrzebą ujrzenia go.
- A więc, nic panu nie potrzeba? - powtórzyła.
- Jasne - skłamał męŜczyzna. - Nic mi nie jest. Nic, czego nie usunęłoby kilka
ć
wiczeń.
Brigitte popatrzyła na niego zaskoczona.
- Ćwiczeń?
MęŜczyzna skinął głową. Zawinął rękawy koszuli, odsłaniając imponujące mięśnie.
- Czuję się trochę spięty. To przez te występy. Publiczność mnie peszy - wyznał
cicho. - Właśnie miałem zamiar skorzystać z sali gimnastycznej, ale przeczytałem w
broszurce reklamowej, Ŝe w poniedziałki klub jest zamknięty ze względu na wieczór
rodzinny.
- No cóŜ, staramy się jak moŜemy, Ŝeby zapełnić salę - zaŜartowała Brigitte. - Ale wie
pan co, panie Battle...
- Charlie. Proszę mówić mi Charlie.
- A więc, wiesz, Charlie - poprawiła się - prawdziwy szczęściarz z ciebie. Tak się
składa, Ŝe rozmawiasz z właściwą osobą. Jeśli masz ochotę poćwiczyć...
- Nie chciałbym sprawiać kłopotu...
- Bzdura! To Ŝaden kłopot. Raz w tygodniu zamykamy wcześniej, Ŝeby gruntownie
posprzątać, ale o tej porze sala jest juŜ z pewnością wolna.
- No... nie wiem - zawahał się męŜczyzna.
- Daj spokój - Ŝachnęła się Brigitte. - Skorzystam z okazji i teŜ trochę poćwiczę.
Charlie nerwowo przeczesał palcami gęstą czuprynę.
- Muszę się przebrać.
- MoŜesz przecieŜ skorzystać z łazienki.
- No, skoro naprawdę nie sprawię kłopotu.
- Czego ty właściwie chcesz, Charlie? - zniecierpliwiła się Brigitte. - Pisemnego
zaproszenia?
W chwilę potem męŜczyzna wynurzył się z łazienki ubrany w sportową podkoszulkę i
spodnie od dresu. Brigitte pełnym uznania spojrzeniem obrzuciła zgrabną, barczystą
sylwetkę.
- Pewno podnosisz cięŜary - zauwaŜyła, kiedy zjeŜdŜali windą.
- Lubię być w formie.
- Od czego zaczniesz, cięŜary czy bieŜnia? - spytała, gdy weszli do sali.
- MoŜe wypróbuję tę nową maszynę do biegów narciarskich.
- Świetny pomysł! - pochwaliła Brigitte. Pomogła mu zapiąć narty i ustawić stopery. -
Mam zamiar poćwiczyć trochę przy muzyce. Będę tu obok. - Wskazała przeszkloną
salkę o ścianach wyłoŜonych lustrami. - Jeśli będziesz czegoś potrzebował, zawołaj.
Charlie przytaknął w milczeniu.
- A więc, do roboty! - zawołała Brigitte.
W chwilę później wyszła z szatni w szortach i obcisłej koszulce. Charlie pomachał jej
ręką. Przyjrzał się zgrabnej, kobiecej sylwetce, wyginającej się w rytm muzyki.
Poczuł, jak robi mu się gorąco, bynajmniej nie z wysiłku. Szczupłe ramiona, wąska
talia, długie, zgrabne nogi zrobiły na nim duŜe wraŜenie. Czubkiem języka zwilŜył
zaschnęte wargi.
JuŜ wcześniej zauwaŜył krągły tyłeczek Brigitte, ale nawet nie przypuszczał, jak
podniecająco będzie on wyglądał w obcisłych, króciutkich szortach.
Muzyka zwolniła rytm, a ruchy kobiety stały się bardziej zmysłowe. Charlie wyłączył
maszynę i uwolnił stopy z nart. Podszedł do dzielącej oba pomieszczenia szklanej
ś
ciany. Brigitte zauwaŜyła go w lustrze. Przerwała taniec.
- Jakieś kłopoty? - zawołała, uśmiechając się Ŝyczliwie.
- Nie - męŜczyzna przecząco pokręcił głową. - Tak sobie patrzę. To chyba dość
trudne.
- Taniec? SkądŜe znowu! Parę podstawowych kroków i to wszystko. Chcesz
spróbować?
Charlie zawahał się.
- Ja... ja nie tańczę.
- śartujesz?
MęŜczyzna wzruszył ramionami.
- Nie potrafię.
Brigitte wyłączyła magnetofon.
- Naprawdę nie umiesz tańczyć?
- No cóŜ, nie wszyscy rodzą się tacy utalentowani jak Dumontowie.
- Nie chciałam cię urazić. Po prostu do tej pory nie znałam nikogo, kto by nie umiał
tańczyć.
Zapadła krępująca cisza. Wreszcie Charlie zdecydował się przerwać milczenie.
- Od jak dawna występujesz razem z ojcem podczas wieczoru rodzinnego?
Brigitte wzruszyła ramionami.
- Nawet nie pamiętam. Tata nauczył nas tańczyć jeszcze zanim zaczęłyśmy chodzić.
Wcześniej tańczyłam z Claire, ale ona zrezygnowała, kiedy była w ciąŜy z Nicole.
- A twój brat?
- Stephen? Zna kroki, ale nie przepada za publicznymi występami. Chciałyśmy
nauczyć Janet, ale ona wolała swoje piszczałki. Wiesz co, jeśli chcesz, mogłabym na-
uczyć cię tańczyć.
- Mam dwie lewe nogi - zaprotestował Charlie.
- Nie wierzę. Jeździsz przecieŜ na nartach, prawda? Jestem pewna, Ŝe w mig
opanujesz box step.
- Box step? - zaciekawił się męŜczyzna. - A co to takiego?
- PokaŜę ci.
- Pewnie nie potrafię.
- Jasne, Ŝe potrafisz. To potrwa tylko chwilę - zapewniła go. - Poczekaj, poszukam
odpowiedniej muzyki. Mamy tu całą taśmotekę. Na pewno coś się znajdzie.
Charlie otworzył usta, by zaprotestować, ale Brigitte ubiegła go.
- Mam - oświadczyła z triumfalnym uśmiechem, wkładając kasetę do magnetofonu. -
To jest to.
Muzyka była słodka i nastrojowa. Charlie wiedział, Ŝe znalazł się w tarapatach. Za
chwilę będzie trzymał ją w objęciach, dotykał delikatnej skóry, patrzył z bliska w
jasne oczy.
Brigitte ustawiła się przed męŜczyzną.
- Gotowy? - Uśmiechnęła się zachęcająco. - A więc, podaj mi, proszę, lewą rękę.
Charlie niechętnie spełnił to polecenie. Brigitte delikatnie zacisnęła szczupłe palce na
duŜej, ciepłej dłoni.
- Świetnie - oznajmiła, kładąc drugą dłoń na ramieniu męŜczyzny. - W ten sposób
będzie mi łatwiej przewidzieć twoje ruchy.
Charlie odwzajemnił uśmiech. Dziękował Bogu, Ŝe nie musi nic mówić. Gardło
ś
ciskało mu wzruszenie.
- Obejmij mnie - poinstruowała go Brigitte. - Twoja prawa dłoń powinna znaleźć się
nieco poniŜej mojej łopatki. To tradycyjna pozycja. Oczywiście, są jeszcze róŜne inne
kombinacje.
- Kombinacje? - powtórzył zaskoczony.
- Niektórzy ludzie tańczą bardziej przytuleni - wyjaśniła Brigitte. - MęŜczyzna kładzie
sobie dłoń kobiety na piersi, ona zaś drugą obejmuje go za szyję.
- O!
- DuŜo zaleŜy od wzrostu obojga tancerzy.
- Od wzrostu?
- Uhm - przytaknęła Brigitte. - Istotna jest teŜ muzyka i to, czy...
- Tak?
- ... czy ludzie lubią ze sobą tańczyć - dokończyła cicho. - Ale my zaczniemy od
tradycyjnej pozycji. Na resztę przyjdzie czas, kiedy opanujesz juŜ podstawowe kroki.
Musisz być bardzo uwaŜny - ciągnęła. - Będziesz naśladował moje ruchy, z tym Ŝe
dokładnie na odwrót, a to wymaga koncentracji. Popatrz. Robię krok do przodu prawą
nogą, więc ty musisz zrobić krok do tyłu lewą. Jasne? A teraz do przodu i w bok
prawą. Świetnie. Lewa do prawej. Przenosisz cały cięŜar ciała na lewą stopę. Widzisz,
to wcale nie takie trudne.
Charlie skinął głową.
- A teraz odpręŜ się i powtórzymy to jeszcze raz. Pamiętasz? Prawa do tyłu. Dobrze.
Do przodu i w bok. Świetnie! To właśnie tak zwany box step. Teraz naleŜy go tylko
powtarzać.
- To wszystko? - MęŜczyzna popatrzył na nią zaskoczony.
- No cóŜ, nie jest to lambada czy tango, ale ten krok pomoŜe ci wybrnąć z wielu
sytuacji. - Brigitte uśmiechnęła się. - No, spróbujmy raz jeszcze. Z muzyką.
- Lewa do przodu - powtarzał cicho męŜczyzna. - Prawa, a teraz... - zawahał się.
- Razem - podpowiedziała Brigitte. - Przenosisz cały cięŜar ciała na lewą stopę.
Początkowo jego ruchy były trochę sztywne i niemrawe, ale juŜ po kilku taktach nie
musiała przypominać mu, co ma dalej robić.
- Pojętny z ciebie uczeń - pochwaliła.
- Nie wiedziałem, Ŝe to takie łatwe.
I przyjemne, dodał juŜ w duchu. Chciał, by ta chwila trwała wiecznie. Wiedział, Ŝe
gdy umilknie muzyka, nie będzie mu łatwo wypuścić partnerki z ramion. Wirowali po
sali. Brigitte zacisnęła palce na ramieniu męŜczyzny.
- Masz wiele do nadrobienia - szepnęła miękko, przytulając policzek do szerokiej
piersi.
Charlie poczuł zapach perfum. Lekki, zmysłowy i świeŜy niczym górski poranek.
Nigdy dotąd nie było mu tak dobrze. Chciał tulić ją w ramionach przez całą noc. Ta
jedna noc byłaby dla niego zadośćuczynieniem za wszystkie szkolne potańcówki,
które spędził podpierając ściany, i bale, których unikał. Ta jedna noc wystarczyłaby
mu na całe Ŝycie, gdyby wiedział, Ŝe Brigitte Dumont jest z nim dla niego samego, a
nie dlatego Ŝe był honorowym gościem w hotelu jej ojca.
Brigitte westchnęła. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz czuła się tak dobrze i bezpiecznie
w ramionach męŜczyzny. Ze sposobu, w jaki tulił ją do piersi, zorientowała się, Ŝe nie
jest mu obojętna. On równieŜ jej się podobał. WyobraŜała sobie, Ŝe mógłby być
wspaniałym kochankiem. Silny i umięśniony, a jednocześnie delikatny i czuły. Po
plecach przebiegł jej przyjemny dreszczyk podniecenia. Tak, C.H.Battle bez
wątpienia byłby najwspanialszym kochankiem, jakiego znała. Przypomniała sobie
jego gorące, namiętne wargi na swoich ustach. Kiedy wypuścił ją z ramion, oboje byli
zaskoczeni siłą swoich doznań. A potem. .. potem zniszczył wszystko, nazywając
Donnę Cukiereczkiem.
Otworzyła oczy. Gwałtownie zamrugała powiekami. Jej dłoń, spleciona z ręką
męŜczyzny spoczywała na jego szerokiej, muskularnej piersi. Skąd się tam wzięła?
Kto ją tam przesunął? On czy moŜe ona sama? Zresztą, jakie to ma teraz znaczenie.
Wiedziała, Ŝe oboje dąŜą ku przeznaczęniu. Jeśli teraz nie przerwie tego tańca,
zostanie jeszcze jednym Cukiereczkiem do kolekcji. Ciekawe którym? Tysiąc
pięćsetnym, a moŜe pięćsetnym pierwszym? Mimo to nie potrafiła zdobyć się na
Ŝ
adne działanie. Jakaś niewidzialna siła przyciągała ją do niego. MoŜliwe, Ŝe i on czuł
to samo.
Zdrowy rozsądek, a moŜe instynkt samozachowawczy podpowiadał jej, Ŝe inne
Cukiereczki, te, które znał przed nią, z pewnością odczuwały to samo. One równieŜ
dały się nabrać na uwodzicielskie spojrzenia i chłopięcy urok. Fakt, Ŝe C.H.Battle
zrobił na niej tak duŜe wraŜenie, wcale nie musiał oznaczać, Ŝe i ona szczególnie go
zainteresowała. Oczywiście, miała wszelkie podstawy ku temu, by przypuszczać, Ŝe
tak właśnie było, ale...
Zatrzymała się nagle. Charlie o mało nie zaplątał się we własne nogi.
- Brigitte? - Popatrzył na nią zaskoczony. - Co się stało?
Kobieta cofnęła się. Wolała zachować dystans. Kiedy obejmował ją, nie potrafiła
myśleć.
- Nic takiego. Zastanawiałam się tylko...
- Tak?
- Zastanawiałam się, co naprawdę czujesz, kiedy całujesz kobietę.
ROZDZIAŁ
5
Charlie obrzucił Brigitte uwaŜnym spojrzeniem.
- Myślałaś o naszym pocałunku?
- Tak - wyznała. - Niestety.
Charlie zmarszczył brwi. SkrzyŜował ramiona na piersi i zmierzył ją groźnym
wzrokiem. Brigitte zagryzła wargi, by powstrzymać uśmiech. Wyglądał niczym Pan
Proper z reklam proszków do czyszczenia, tyle Ŝe nie był łysy i brakowało mu
kolczyka w uchu.
- Jak mam to rozumieć? - mruknął gniewnie.
- To dlatego Ŝe... Ŝe mi się podobasz - powiedziała cicho. - Przy tobie czuję się
atrakcyjna, kobieca.
Nagle przyszła mu do głowy przeraŜająca myśl.
- Nie jesteś chyba męŜatką, prawda? - Wiedział, Ŝe niektóre kobiety nawet po ślubie
pozostawały przy swoim panieńskim nazwisku.
Brigitte obrzuciła go zdumionym spojrzeniem.
- MęŜatką?
- No, moŜe jesteś zaręczona lub coś w tym rodzaju
- plątał się Charlie.
- Czy myślisz, Ŝe wtedy byłabym tu z tobą?
- Skoro więc nie masz Ŝadnych zobowiązań, dlaczego uwaŜasz, Ŝe nie powinienem
był cię całować?
- PoniewaŜ boję się brać cię na serio - wyznała odwaŜnie Brigitte.
Charlie popatrzył na nią zaskoczony.
- Ale dlaczego?
- Bo ty nie traktujesz kobiet powaŜnie! - wypaliła. Charlie zaśmiał się gorzko w
duchu. CóŜ za ironia losu!
Był ostatnim męŜczyzną, któremu moŜna by zarzucić flirty i romanse. Kobiety zawsze
go onieśmielały. Stanowiły dla niego zagadkę.
- Co, u licha, chcesz przez to powiedzieć? Na jakiej podstawie moŜesz twierdzić, Ŝe
nie traktuję kobiet powaŜnie?
- Nazywasz je Cukiereczkami! Charlie aŜ otworzył usta ze zdumienia.
- Cu... ? AleŜ, Brigitte! To Fantasy Fuzz nazywa kobiety Cukiereczkami, a nie Charlie
Battle!
- Powiedziałeś do mnie: Cukiereczku - upierała się Brigitte.
- PoniewaŜ zgodziłaś się zagrać tę rolę.
- A Donna?
- Donna? Jaka Donna?
- Ta reporterka, która przeprowadzała z tobą wywiad.
- Brigitte ucieszyła się, Ŝe Charlie nie zapamiętał imienia jej przyjaciółki. - Ją teŜ
nazwałeś Cukiereczkiem.
- Ach, tak. No cóŜ, byłem trochę zaŜenowany tą całą sytuacją. Zachowałem się jak
mój bohater.
- ZaŜenowany?
- A ty nie?
- Tak,ale...
- Nie wiedziałem, jak postąpić ani co powiedzieć.
- Ja teŜ - wyznała Brigitte. - I nadal nie wiem, co mam sądzić o tamtym pocałunku.
Czy to było na serio?
- Dobre sobie! Masz jeszcze wątpliwości?
- Nie byłam pewna, czy to mnie całujesz.
- A kogóŜ, u licha, miałbym całować? - zniecierpliwił się Charlie.
- Cukiereczka! - wypaliła Brigitte.
- To chwyt poniŜej pasa.
- Myślałam, Ŝe po prostu skorzystałeś z okazji. Charlie z niedowierzaniem pokręcił
głową.
- Naprawdę? - W głosie męŜczyzny zabrzmiała irytacja.
Brigitte milczała. Zastanawiała się, jak ułagodzić jego gniew. Charlie postąpił krok do
przodu. Stał teraz tuŜ przed nią.
- Ja równieŜ mam powody, by wątpić w twoją szczerość.
Brigitte popatrzyła na niego szeroko otwartymi ze zdziwienia niebieskimi oczami.
- Co takiego?
- Tak. Wystarczy na ciebie popatrzeć. Zręcznie wykorzystujesz swój urok.
- Wy... wykorzystuję swój urok? - zająknęła się.
- Owszem. Taka uprzejma i słodka, aŜ do przesady. Choćby dziś, w jadalni, kiedy
tuliłaś się do mnie w obecności tych wszystkich ludzi.
- Ale... ale przecieŜ to była tylko taka zabawa.
- Tak samo jak tamten pocałunek. Brigitte popatrzyła na Charliego uwaŜnie.
- Czy tylko tyle dla ciebie znaczył?
- A dla ciebie?
- To zaleŜy.
- Od czego?
- Od tego, jak ty to traktujesz - odpowiedziała wolno Brigitte. - Czy całowałeś Ŝywą
kobietę, czy jedną z tych twoich głupawych laleczek, które nazywasz Cukiereczkami.
- Ten pocałunek znaczył dla mnie... bardzo wiele -wyznał po chwili.
Brigitte milczała. Charlie po raz kolejny wrócił myślami do tamtych chwil, kiedy
trzymał ją w ramionach. Nie kłamał. Pocałunek zrobił na nim ogromne wraŜenie.
Brigitte stała przed nim, patrząc na niego szeroko otwartymi jasnymi oczami. Była
taka piękna i tak bardzo jej pragnął. Bał się jej dotknąć, a jednocześnie wiedział, Ŝe
jeśli tego nie zrobi...
Nim zdąŜyła odpowiedzieć, zamknął jej usta pocałunkiem. Brigitte objęła Charliego
za szyję i rozchyliła wargi. Charlie całował zachłannie. śadna z wcześniej poznanych
kobiet nie podobała mu się tak jak ona i Ŝadna nie działała na niego w ten sposób.
Przytulił ją mocniej do muskularnej piersi, unosząc lekko do góry.
Brigitte uświadomiła sobie nagle, Ŝe jeszcze chwila, a będzie zgubiona. Ramiona
męŜczyzny były silne, a usta namiętne i słodkie. Uniosła powieki. W ciemnych
oczach dostrzegła niekłamany zachwyt. Odwzajemniła pełne czułości spojrzenie.
Milczała, bo zabrakło jej słów
Nigdy dotąd Charlie nie był w tak znakomitym nastroju. Przepełniała go radość.
Przyjrzał się Brigitte, ustom nabrzmiałym od pocałunków, zaróŜowionym policzkom,
pełnym blasku jasnym oczom.
- Teraz juŜ mi wierzysz? - spytał cicho.
Brigitte uniosła dłoń i delikatnie pogłaskała go po twarzy.
- Wierzę.
Powoli wracali do rzeczywistości. Brigitte wiedziała, Ŝe w końcu urok chwili minie.
Postanowiła ułatwić Charlie-mu sytuację. Zapytała:
- Czy chcesz wypróbować jakiś inny sprzęt? Oboje się roześmieli.
- NajwyŜszy czas, Ŝebym wrócił do pokoju - oznajmił Charlie.
- Muszę się przebrać. Trafisz sam?
- Jasne! I dzięki za...
- Cała przyjemność po mojej stronie.
Ociągając się skierował się w stronę wyjścia. W pół drogi zatrzymał się i odwrócił
głowę. Przystojną twarz wykrzywił lekki grymas.
- Jeśli jeszcze raz popatrzysz na mnie w ten sposób - powiedział cicho - nie będę mógł
odejść, Brigitte.
Skinęła głową na znak, Ŝe rozumie. MęŜczyzna ruszył do drzwi.
- Charlie? Zatrzymał się.
- Jeśli jeszcze raz popatrzę na ciebie w ten sposób, będzie to oznaczało, Ŝe nie chcę,
abyś odszedł.
Przez chwilę Brigitte miała wraŜenie, Ŝe Charlie jednym susem przemierzy dzielącą
ich odległość, porwie ją w ramiona i zaniesie... No właśnie, gdzie ją zaniesie? Tu za-
wiodła ją wyobraźnia. Nie wiedziała, dokąd mógłby ją zabrać. Zresztą, to i tak nie
było waŜne. Ciągnęła ich ku sobie jakaś potęŜna, niewidzialna siła. Siła, której nie
potrafili się oprzeć.
Stała wstrzymując oddech. Czekała, by męŜczyzna uczynił pierwszy krok. Charlie
otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale po chwili rozmyślił się, odwrócił i po-
ś
piesznie opuścił salę.
Z piersi kobiety wyrwało się Ŝałosne westchnienie.
- Następnym razem, Charlie - powiedziała głośno, z determinacją potrząsając głową -
nie pozwolę ci odejść.
- Nie uwierzyłabyś, co za dziwak z tego C.H. Battle'a
- opowiadała Donna. - Od dwóch dni uganiam się za ludźmi, którzy znali go, zanim
stał się sławny.
Brigitte zmarszczyła brwi i poprawiła słuchawkę przy uchu.
- Sądziłam, Ŝe artykuł miał dotyczyć BARF-u.
- To tylko pretekst. C.H.Battle to jest to. Dzwonię, bo pomyślałam sobie, Ŝe moŜe
chciałabyś dodać coś interesującego na jego temat.
- Ja? Chyba Ŝartujesz. Poznałam go przecieŜ tego samego popołudnia, co ty i reszta
rodziny.
- Nie bądź taka skromna, Brigitte. Nie zapominaj, Ŝe byłam świadkiem waszego
namiętnego pocałunku. - Donna roześmiała się.
Całe szczęście, Ŝe nie następnego, pomyślała Brigitte.
- A... tamto. To był tylko Ŝart.
- No, nie powiedziałabym. Oceniłam go przynajmniej na siedem w skali Richtera. Co
ty na to?
- Hm.... - W głosie Brigitte pojawiła się figlarna nutka.
- Wiedziałam! - zawołała triumfalnie Donna. - A to ci historia! Casanova z tego
Battle'a. I wiesz co, nie uwierzyłabyś, ale zanim „Fantasy Fuzz" uczynił go sławnym,
ten facet Ŝył jak przysłowiowy pustelnik.
- To wszystko wyjaśnia - mruknęła Brigitte.
- Wyjaśnia? - podchwyciła Donna. - Co masz na myśli?
- Nie, nic takiego.
- Brigitte ! Nie uda ci się mnie zbyć. Co miałaś na myśli twierdząc, Ŝe to wszystko
wyjaśnia?
Brigitte westchnęła. Znała Donnę nie od dziś i wiedziała, Ŝe przyjaciółka wcześniej
czy później wyciągnie z niej prawdę. Nie na darmo Donna Prescott była jedną z najle-
pszych dziennikarek „Contemporary Canada".
- Nie umiał tańczyć - wyznała niechętnie.
- Tańczyłaś z nim?
- Nie, a właściwie tak - plątała się Brigitte. - Pokazałam mu kilka kroków. To
wszystko - zakończyła. Nie miała zamiaru zdradzać Donnie szczegółów. Na jej
twarzy pojawił się uśmiech, kiedy popatrzyła na leŜący na biurku rysunek. Znalazła go
tego ranka w swojej przegródce na listy. Przedstawiał parę tancerzy, męŜczyznę i
kobietę, w strojach gimnastycznych. Postaci były łudząco podobne do Brigitte i
Charliego Battle'a. Pod rysunkiem widniał podpis autora i krótka notka: Dziękuję za
nowe doświadczenie.
- Jakoś trudno mi w to uwierzyć.
- Uwierzyć w co? - zdziwiła się Brigitte. Zatopiona w rozmyślaniach zapomniała, Ŝe
rozmawia z przyjaciółką.
- śe ta prywatna lekcja tańca nic nie znaczy.
- No wiesz! - obruszyła się Brigitte. - Nie sądzisz chyba, Ŝe... Nie naleŜę do tego
rodzaju kobiet!
- MoŜe tak, moŜe nie - filozoficznie stwierdziła przyjaciółka. - Widzę, Ŝe i tak
niczego się od ciebie nie dowiem. A propos, zdjęcia wyszły wspaniale. Jeśli chcesz,
przyślę ci odbitki.
Fotografie okazały się rzeczywiście udane. Przeglądając je Jean-Pierre zauwaŜył niby
mimochodem, Ŝe nigdy nie przypuszczałby, iŜ C.H.Battle będzie tak wdzięczny za ka-
wałek tortu. Brigitte z trudem powstrzymała się, by nie przypomnieć mu, Ŝe zdjęcia
zostały zrobione, zanim Charlie miał okazję spróbować dzieła Gerarda. Zresztą, nie
było sensu. Zdawać by się mogło, Ŝe cała rodzina uwzięła się, by jej dokuczyć.
Stephen nie zwracał się do niej inaczej, jak Cukiereczku. Nicole i Jennifer
naśladowały go z upodobaniem, mimo upomnień Claire. Claude, jak to Claude,
uśmiechał się tylko pod wąsem, zaś Marguerite kilkakrotnie wspomniała o osobistym
zaangaŜowaniu Brigitte w słuszną sprawę ochrony środowiska.
Brigitte ze stoickim spokojem znosiła te docinki, ciesząc się w duchu, Ŝe nikt z
rodziny nawet nie podejrzewał, jak bardzo interesował ją przystojny autor komiksów.
Nie przypuszczali nawet, Ŝe Brigitte rozpamiętuje wspólnie spędzone chwile i często
przypatruje się rysunkowi, który Charlie podarował jej przed wyjazdem. To wszystko
było jej tajemnicą. Zbyt osobistą i zbyt drogą, by dzielić się nią z innymi.
Brigitte Dumont wzrastała w otoczeniu gości, licznie odwiedzających hotel Dumont.
Nie brakowało okazji do spotkań, flirtów, a nawet krótkotrwałych romansów. Miała
juŜ pewne doświadczenie i dlatego była w stanie ocenić, Ŝe ta znajomość moŜe
okazać się czymś istotnym w jej Ŝyciu. Rodzina Dumontów z niecierpliwością
oczekiwała powrotu Charliego, by dowiedzieć się, jakie role wyznaczył im w
scenariuszu weekendu z zagadką. Brigitte spodziewała się, Ŝe uda jej się odkryć, co
właściwie czuje do przystojnego autora komiksów.
Tymczasem zaś sprawy nie cierpiące zwłoki wymagały zaangaŜowania Brigitte. Było
jeszcze tyle do zrobienia! Młoda kobieta przejrzała rezerwacje. Cztery pary wyraziły
chęć udziału w weekendzie z zagadką bezpośrednio po wieczorze rodzinnym. Przez
następny tydzień wpłynęło niewiele zgłoszeń. Przygotowywana przez BARF impreza
miała odbyć się juŜ za dwa tygodnie, a ponad połowa miejsc nadal pozostawała
wolna. Brigitte wiedziała jednak z doświadczenia, Ŝe większość biletów zostanie
wykupiona w przeddzień imprezy. Tylko w jaki, u licha, sposób miała przekonać o
tym członków komitetu organizacyjnego?!
Brigitte zaprzątały nie tylko przygotowania do weekendu z zagadką. Dziś, na
przykład, spędziła wyjątkowo pracowite przedpołudnie, rozmawiając z pewną bardzo
niezdecydowaną młodą parą na temat przyjęcia weselnego. Nadejście poczty trochę
poprawiło jej humor, poniewaŜ wśród urzędowych pism i prospektów reklamowych
odkryła duŜą, białą kopertę zaadresowaną ręką Charliego. Pierwsza część listu
zawierała prośbę o przekazanie pewnych wskazówek rzeźbiarce, która miała
przygotować „ciało" ofiary. Druga kartka została podzielona na pięć równych części.
W pierwszych czterech autor narysował ślady stóp, większe, naleŜące do męŜczyzny i
niniejsze, kobiece. Brigitte uśmiechnęła się z rozczuleniem, kiedy uświadomiła sobie,
Ŝ
e jest to wzór kroku tanecznego, który pokazała Charliemu. W piątej części zaś
widniały otoczone wykrzyknikami czerwone serduszka.
Brigitte sięgnęła po telefon i wykręciła numer rzeź-biarki. Podyktowała wskazówki
Charliego, po czym wsunęła kartkę do specjalnej przegródki z napisem: Weekend z
zagadką. Drugi rysunek włoŜyła do szuflady biurka, tuŜ obok pierwszego
zatytułowanego przez męŜczyznę „Nowe doświadczenie".
W kilka dni później Donna przesłała jej egzemplarz „Contemporary Canada". Artykuł
przyjaciółki był poświęcony głównie postaci autora "Fantasy Fuzza". Donna nie
przesadziła. Biografia C.H.Batde'a była naprawdę fascynującą lekturą. Jego ojciec,
detektyw z wydziału zabójstw chicagowskiej policji, zginaj zastrzelony przez
uzbrojonego bandytę, kiedy chłopak miał czternaście lat. Matka Charliego, Kanadyjka
z pochodzenia, wróciła wraz z synem do rodzinnego miasteczka. Przez długi czas
Charlie nie potrafił zaadaptować się w nowym środowisku. Cichy i nieśmiały, był
bardzo przeciętnym uczniem. Szkolni koledzy nazywali go odludkiem i ponurakiem.
Jedynymi imprezami, w jakich brał udział, były doroczne wystawy obrazów i
plakatów.
„Charlie zawsze malował coś w swoim zeszycie, podczas gdy inni robili notatki z
lekcji. UwaŜaliśmy go za dziwaka, wspominał jeden z kolegów".
„W college'u Charlie uchodził za samotnika, choć był jednym z załoŜycieli kółka
plastycznego".
„Podziwialiśmy go za jego talent i poświęcenie, powiedział jeden z członków kółka.
Charlie nigdy nie brał udziału w prywatkach i wspólnych wypadach za miasto. Intere-
sowała go tylko sztuka".
„Był naprawdę wyjątkowy, wspominała koleŜanka ze studiów. Taki silny, milczący.
Otaczała go aura tajemniczości. Wszystkie dziewczyny chciały z nim chodzić, ale on
nigdy się z Ŝadną nie umawiał. Nie wiedziałyśmy, dlaczego. Było oczywiste, Ŝe
interesują go dziewczyny. Miał taki intrygujący sposób patrzenia".
Brigitte zmarszczyła brwi. A więc to tak! Nic dziwnego, Ŝe i ona dała się nabrać na te
jego „interesujące spojrzenia". Miał sporo czasu, by udoskonalić tę technikę. Czytała
da-lej.
„Jego prace były naprawdę dobre, zapewniał kolega z gazety. Miał dar trafiania w
samo sedno sprawy. Był świetnym rysownikiem. Nie istniało dla niego nic poza pracą.
Miał naturę samotnika. Pojawiał się na przyjęciach, ale nigdy nie włączał się do
rozmowy. Zazwyczaj stał gdzieś na uboczu. Wszyscy byliśmy ciekawi, jak wygląda
jego Ŝycie prywatne, ale on chyba w ogóle go nie posiadał. Nigdy nie wspominał, Ŝe
pracuje nad komiksami".
„Historia C.H.Battle'a przypomina więc bajkę o Kopciuszku, który w jedną noc ze
słuŜącej przemienił się w królewnę. Fascynujące przygody sympatycznego detektywa
o dźwięcznym imieniu Fantasy Fuzz przyniosły ich autorowi popularność i fortunę.
Mimo to sukces nie zawrócił mu w głowie. Ten przystojny, pociągający męŜczy-zna...
Cała Donna! - pomyślała Brigitte, krzywiąc się lekko. CzyŜby była zazdrosna?!
Przebiegła wzrokiem dalszą część artykułu. Nagle jej uwagę przykuło własne
nazwisko, które pojawiło się przy końcu strony.
„.. .która zgodziła się odegrać rolę Cukiereczka w organizowanym przez BARF
weekendzie z zagadką, określiła ten pocałunek na siedem w skali Richtera".
A to spryciara! PrzecieŜ to nie ja powiedziałam, tylko ona sama. Brigitte z
niedowierzaniem pokręciła głową. Czytała dalej.
„Potwierdza się opinia szkolnych koleŜanek i kolegów twórcy słynnego detektywa.
Brigitte Dumont, która udzielała panu Battle pierwszej w jego Ŝyciu lekcji tańca
wyznała nam w sekrecie: Powiedział mi, Ŝe nigdy przedtem nie miał okazji, by
nauczyć się tańczyć".
Brigitte zmarszczyła brwi. Ach, ta Donna! To nie było przeznaczone do druku! Po
chwili gniew minął. No cóŜ, na drugi raz będzie ostroŜniejsza. Popatrzyła raz jeszcze
na duŜe, kolorowe zdjęcie, którym przyjaciółka ozdobiła swój artykuł. Fantasy Fuzz
trzymający w objęciach Cukiereczka. Charlie z pewnością zachowa je do swego
albumu. Który męŜczyzna nie byłby dumny czytając, jak wysoko oceniono jego
umiejętności w całowaniu?
ROZDZIAŁ
6
W ciągu trzech dni od ukazania się „Contemporary Ca-nada" wszystkie bilety na
weekend z zagadką w hotelu Dumont zostały wyprzedane. Brigitte zadzwoniła do
zarządu BARF-u, by podzielić się dobrą nowiną i wysłała do Donny Ust z
podziękowaniem za artykuł, który przyczynił się do rozreklamowania poŜytecznej
imprezy.
Przyszło jej teŜ na myśl, Ŝe jest jeszcze ktoś, kto chciałby pewnie usłyszeć pomyślną
wiadomość. Miała nadzieję, Ŝe moŜe Charlie sam się z nią skontaktuje. Niestety,
męŜczyzna milczał. Długo zastanawiała się, czy wypada jej samej do niego
zadzwonić. Wreszcie zdecydowała, Ŝe nawet zwykła grzeczność wymaga, by
powiadomić go o przygotowaniach do wekeendu z zagadką. Tak. Stanowczo powinna
to zrobić, przekonywała samą siebie. Za nic nie przyznałaby się, Ŝe chciała po prostu
usłyszeć Char-liego.
Po wystukaniu numeru włączyła się automatyczna sekretarka. Nagrany na taśmie głos
powiadamiał z chłodną uprzejmością, Ŝe właściciel głosu jest teraz nieobecny, ale
prosi o pozostawienie wiadomości. Brigitte opowiedziała w paru słowach o wynikach
sprzedaŜy biletów na weekend z zagadką i poprosiła, Ŝeby Charlie zadzwonił do niej,
jeśli będzie miał jakieś pytania. Podała swój prywatny numer telefonu, by nie musiał
łączyć się z nią przez centralkę hotelu.
Minął juŜ prawie tydzień bez Ŝadnej wiadomości od Charliego. Brigitte przekonywała
samą siebie, Ŝe moŜe zbytnio absorbowały go obowiązki zawodowe. Równie dobrze
mógł wyjechać z miasta. MoŜliwe, Ŝe pozostawione przez nią informacje całkowicie
zaspokoiły jego ciekawość. Czuła się rozczarowana, choć nie wierzyła w nagły brak
zainteresowania. Doskonale pamiętała tamten ostatni pocałunek. No i te rysunki, które
przysłał. Liczyła dni dzielące ich od następnego spotkania. Wtedy właśnie zaświtała
jej w głowie pewna myśl. Automatyczna sekretarka mogła być przecieŜ zepsuta!
MoŜliwe, Ŝe Charlie wcale nie otrzymał jej wiadomości. MoŜe powinna zadzwonić
jeszcze raz, by upewnić się... JuŜ miała sięgnąć po słuchawkę, ale w ostatniej chwili
zrezygnowała.
Automatyczna sekretarka w domu Charliego Battle'a działała sprawnie. Charlie
otrzymał wiadomość od Brigitte. Prawdę mówiąc, wysłuchał jej głosu, poniewaŜ był
w domu, kiedy zadzwoniła. Zabrakło mu odwagi, by podnieść słuchawkę i przyznać
się, Ŝe ją słyszy.
- Cześć! Tu Brigitte Dumont.
Pogodny, wesoły głos. Taki jak ona sama. Przez moment ujrzał przed sobą jej
uśmiechniętą twarz, Ŝyczliwie spoglądające błękitne oczy, pełne, słodkie usta. Poczuł
zapach perfum. Zaraz jednak uprzytomnił sobie, Ŝe to Brigitte zdrajczyni. Oszukała
go. Podstępnie zbliŜyła się do niego, skłoniła do zwierzeń, a potem wykorzystała. I
pomyśleć, Ŝe odkrył przed nią najskrytsze tajemnice. Zapomniał o ostroŜności.
Musiała się nieźle bawić. Był z nią szczery jak nigdy przedtem z Ŝadną inną kobietą.
Ładnie mu odpłaciła, nie ma co! Opowiedziała o wszystkim swojej przyjaciółce, tej
wścibskiej reporterce z „Contemporary Canada". Wystawiła go na pośmiewisko całej
Ameryki!
Tak. Sam kupił tę przeklętą gazetę. Był ciekaw, co teŜ Donna o nim napisała.
Spodobało mu się zdjęcie, jakie umieszczono obok artykułu. Przypomniało mu, jak
wspaniale się czuł, trzymając w ramionach śliczną spadkobierczynię fortuny
Dumontów. Uśmiechnął się na poły z dumą, na poły z rozbawieniem, kiedy przeczytał
podpis pod zdjęciem: Siedem w skali Richtera. Dopiero po chwili uświadomił sobie,
Ŝ
e to Brigitte uŜyła tego określenia.
Nie potrafił przypomnieć sobie koleŜanki z klasy, która nazwała go dziwakiem, toteŜ
wcale nie poczuł się uraŜony. Zirytowała go natomiast wypowiedź kolegi z college 'u,
ale poniewaŜ przebijał przez nią przyjazny ton, szybko darował mu tę drobną
niedyskrecję. Najbardziej jednak zabolała go zdrada Brigitte Dumont. Otworzył się
przed nią jak przed kimś bardzo bliskim, a ona go zawiodła. Wyraźnie dał jej przecieŜ
do zrozumienia, ile znaczą dla niego wspólnie spędzone chwile, ona zaś podała do
publicznej wiadomości szczegóły z jego Ŝycia osobistego. Podstępem i słodkimi
uśmiechami skłoniła go, by odkrył przed nią swoje prawdziwe ja i wykorzystała to, by
okrasić pikantnymi szczegółami artykuł przyjaciółki.
Niebacznie jej zaufał. Tak bardzo pragnął być z nią, Ŝe zapomniał o ostroŜności, co
Brigitte skwapliwie wykorzystała. Nigdy jej tego nie wybaczy.
Ze złością wyrwał kartkę z leŜącego na biurku szkicównika, zmiął i cisnął do kosza.
Jeszcze do niedawna bawiła go myśl, Ŝe jego Cukiereczki do złudzenia przypominają
Brigitte Dumont. Zastąpił wprawdzie koński ogon fryzurą z blond loczków, ale
pozostał kuszący uśmiech i błękitne oczy. Za kaŜdym razem odkładał odrzucone
rysunki na osobną kupkę, by pokazać Brigitte, jak często myślał o niej podczas pracy.
Teraz zaś wszystkie te szkice, zmięte w małe kulki papieru, znalazły się w koszu na
ś
mieci. Nie potrafił myśleć o niej inaczej niŜ Brigitte zdrajczyni.
PrzeraŜał go zbliŜający się weekend z zagadką. Wiedział, Ŝe nie moŜe zawieść. Dał
słowo. Obiecał. Poza tym, scenariusz był juŜ gotowy, a z tego, co mówiła przez
telefon Brigitte wynikało, Ŝe wszystkie bilety zostały wyprzedane.
Zresztą, czyŜ nie potrafi wcielić się w postać Fantasy Fuzza nawet u boku Brigitte
zdrajczyni? W końcu to tylko dwa dni.
Poradzi sobie.
Brigitte z trudem hamowała zniecierpliwienie. Przez całe przedpołudnie
bezskutecznie usiłowała dojść do porozumienia z członkami komitetu
organizacyjnego przygotowującego w hotelu doroczny zjazd absolwentów miejsco-
wego college'u. Zaczęło się od tego, Ŝe dwóch z pięciu uczestników spotkania
spóźniło się na zebranie i wszystkie szczegóły dotyczące uroczystej kolacji i dancingu
musiały zostać przedyskutowane raz jeszcze. Brigitte miała szczerą ochotę wstać i
wyjść. Powstrzymywała ją jedynie świadomość, Ŝe hotel Dumont szczycił się sprawną
obsługą i dbałością o gości. Poza tym, to wcale nie ich wina, Ŝe zebranie wypadło
akurat tego samego dnia, kiedy miał się pojawić sławny C.H.Battla. Chcąc nie chcąc,
Brigitte cierpliwie wysłuchiwała pytań, podsuwała rozwiązania i pomagała podej-
mować decyzje.
Wreszcie udało jej się ustalić menu uroczystej kolacji i wybrać sposób udekorowania
sali. ZdąŜyła juŜ pogodzić się z myślą, Ŝe z pewnością nie uda jej się powitać osobi-
ś
cie honorowego gościa. Obawy potwierdziły się, kiedy wpadła do recepcji. Charlie
właśnie wchodził do windy.
No nie! Myślała, Ŝe będzie miała choć chwilkę czasu, by przyczesać włosy i
odświeŜyć się przed tym spotkaniem. Ruszyła w stronę windy, ale w tej samej chwili
drzwi kabiny zamknęły się. Podeszła do biurka recepcji.
- Czy to był pan Battle?
Sarah, recepcjonistka z dziennej zmiany, popatrzyła na nią spłoszona.
- Tak, panno Dumont. Wspomniałam panu Battle, Ŝe jest pani na zebraniu i Ŝe zaraz
panią zawołam, ale on powiedział, Ŝeby pani nie przeszkadzać.
Brigitte wzruszyła ramionami.
- No cóŜ, pan Battle nie jest małym chłopcem. Jestem pewna, Ŝe nie miał trudności ze
znalezieniem właściwego pokoju.
- Chyba nie był w najlepszym humorze - zauwaŜyła Sarah.
Czy dlatego, Ŝe nie wyszłam mu na powitanie? - pomyślała Brigitte.
- Dlaczego tak sądzisz?
- Był jakiś taki... obcesowy, jakby przyjazd tutaj nie był mu w smak.
- Hm... Czy posłano juŜ na górę kosz z upominkami? Sarah skinęła głową.
- Jak tylko się zameldował.
- W takim razie powinien juŜ dotrzeć. Chyba pójdę na górę i zobaczę, co się da
zrobić, Ŝeby poprawić nastrój naszemu honorowemu gościowi.
W kwadrans później odświeŜona i uczesana Brigitte zapukała do drzwi apartamentu
Charliego Battle'a. Drzwi uchyliły się natychmiast. Dziewczyna powitała gościa ra-
dosnym uśmiechem.
MęŜczyzna mruknął coś niewyraźnie na jej widok. Stał w progu, mierząc ją
niechętnym spojrzeniem.
- Ja... myślałam, Ŝe moŜe miałbyś ochotę napić się wina - zaczęła, potrząsając
trzymanymi w dłoniach kieliszkami.
Charlie przyglądał jej się ponuro.
- Nie sądzę - burknął po dłuŜszej chwili.
Choć Brigitte nie rozumiała jego zachowania, postanowiła, Ŝe nie da się tak łatwo
zbyć.
- Skądinąd wiem, Ŝe zwykle nie masz nic przeciwko lampce wina wczesnym
popołudniem - przypomniała z uśmiechem.
- Nie dziś.
Brigitte obrzuciła go zaniepokojonym wzrokiem.
- Daj spokój, Charlie. OdpręŜ się. Rozchmurz.
- Właśnie to miałem zamiar zrobić.
Brigitte czekała, aŜ męŜczyzna usunie się z przejścia i wpuści ją do środka, ale
Charlie nadal tkwił w drzwiach.
- Słyszałam, Ŝe ludziom zdarza się czasem wstać z łóŜka lewą nogą, ale to juŜ chyba
przesada - zniecierpliwiła się.
- Spotkamy się za dwie godziny, aby omówić scenariusz. Muszę mieć trzeźwą głowę.
- A więc otrzymałeś moją wiadomość?
- Owszem. - W jego głosie było tyle samo entuzjazmu, co w głosie skazańca, któremu
właśnie odczytano wyrok.
Zwykle Brigitte potrafiła radzić sobie z humorami innych ludzi. Tym razem jednak
instynkt podpowiadał jej, Ŝe nie były to tylko kaprysy czy przejściowy zły nastrój.
Charlie wcale nie był zdenerwowany. Z jego zachowania wyraźnie przebijała
wrogość.
Dlaczego? Co się stało? Pytania same cisnęły się na usta, ale zabrakło jej odwagi, by
je wypowiedzieć głośno. Patrzyła na męŜczyznę szeroko otwartymi ze zdziwienia błę-
kitnymi oczami, szukając w jego spojrzeniu czułości i zrozumienia. Znalazła jedynie
chłodną obojętność.
- No cóŜ, w takim razie zobaczymy się później - powiedziała cicho.
Charlie przytaknął w milczeniu. Odwrócił głowę, unikając jej badawczego wzroku.
Wiedział, Ŝe gdyby teraz spojrzał w te pełne smutku jasne oczy, byłby zgubiony.
- Witamy w hotelu Dumont, panie Battle - dodała Brigitte, po czym odwróciła się i
wolno ruszyła korytarzem.
Charlie westchnął. Powinien być zadowolony, Ŝe tak szybko udało mu się jej pozbyć.
Odczuwać ulgę, Ŝe nie musi tłumaczyć, wyjaśniać. Być z siebie dumnym, Ŝe potrafił
zapanować nad emocjami, nie dał się zwieść jej urokowi.
Ze złością zatrzasnął drzwi pokoju. Przekręcił klucz. Tak. To było proste. O wiele
trudniej jednak będzie mu wyrzucić Brigitte Dumont z serca.
Brigitte celowo spóźniła się na umówione spotkanie. Po nieprzyjemnym powitaniu
wolała uniknąć sam na sam z C.H.Battle'em.
Pośrodku pokoju leŜała szmaciana kukła rozmiarów dorosłego męŜczyzny. Obok
przyklęknął Charlie Battle. Towarzyszyły mu zaróŜowione z podniecenia Jennifer i
Nicole.
- A więc to jest nasza ofiara - stwierdziła Brigitte, siadając na kanapie.
- Nazywał się Vincent Langton, ale Nicole i ja mówiłyśmy do niego wujaszek Vin -
poinformowała ciotkę Jennifer.
- Zginął od strzału prosto w serce z tej oto broni - dodała Nicole, potrząsając
trzymanym w ręku pistoletem.
Claire zbladła.
- OdłóŜ to natychmiast, Nicole!
- PrzecieŜ on wcale nie jest prawdziwy - odparła dziewczynka. - Pan Battle kupił go w
sklepie z zabawkami.
- Wygląda jak prawdziwy - zdziwiła się Brigitte.
- Wiele rzeczy tak wygląda, choć są zwykłymi imitacjami. Podobnie rzecz ma się z
niektórymi ludźmi - zauwaŜył Charlie, patrząc na nią znacząco.
Po raz pierwszy od chwili, gdy Brigitte weszła do pokoju, męŜczyzna popatrzył jej
prosto w twarz. Ciarki przeszły jej po plecach. Dlaczego w jego wzroku było tyle
nienawiści? Co takiego zrobiła?
- Nie rozumiem, dlaczego sprzedają takie paskudztwa w sklepach z zabawkami. -
Claire z niesmakiem potrząsnęła głową.
- To replika prawdziwego pistoletu. Niektórzy ludzie kolekcjonują je jak inni
ołowiane Ŝołnierzyki czy modele samochodzików - wyjaśnił Charlie.
- Ładne hobby, nie ma co. - Claire zmarszczyła brwi. - OdłóŜ to, Nicole.
- Ale...
- JuŜ raz powiedziałam.
Nicole niechętnie spełniła polecenie matki.
- Czy mogę juŜ rozlewać krew? - spytała Jennifer. W ręku trzymała buteleczkę z
ciemnoczerwonym, gęsta-wym płynem, mającym imitować ludzką krew.
- Dopiero kiedy rozłoŜą dywan - odparł Jean-Pierre. Odwrócił się do Brigitte. -
Stephen i Claude poszli na strych po ten stary dywan z przedpokoju. No wiesz, ten
poplamiony farbą. Nasz nieszczęsny nieboszczyk będzie się mógł na nim wykrwawić
na śmierć.
- To powinno spodobać się widzom.
- Nicole i ja zajmiemy się tym - oświadczyła Jennifer z powaŜną miną.
Janet połoŜyła dłoń na zaokrąglonym brzuchu.
- To ja juŜ sobie pójdę.
Brigitte roześmiała się rozbawiona
- A więc, kto opowie mi coś więcej o naszym drogim nieboszczyku? Jak mu tam,
Langley, Langów?
- Langton - poprawił ją ojciec. - Był najlepszym przyjacielem Stephena.
- Byli w tej samej druŜynie narciarskiej - dodała Marguerite Dumont. - Traktowaliśmy
go prawie jak syna.
- Właśnie dlatego nazywałyśmy go wujaszkiem Vin-nie'em - wtrąciła Jennifer.
- Ku niezadowoleniu swego ojca - uzupełniła Claire - choć dla świętego spokoju
Claude starał się to tolerować.
- O! CzyŜ nie czyni go to podejrzanym? - spytała Brigitte.
- Nie bardziej od Claire - zauwaŜyła jej matka. - To właśnie ona jest głównym
powodem takiego stanu rzeczy, a Dumontowie znani są ze swej porywczości.
Claire westchnęła cięŜko.
- PrzecieŜ to juŜ tyle lat...
- Mam nadzieję, Ŝe chociaŜ ty nie romansowałaś z tym podrywaczem Langtonem. -
Brigitte popatrzyła pytająco na matkę.
- No cóŜ. - Marguerite Dumont zrobiła niewinną minkę. - Kiedyś. To był sylwester.
Vincent leczył akurat złamane serce i trochę za duŜo wypił. Stephen i twój ojciec
przywołali go do porządku. Następnego dnia bardzo wszystkich przepraszał. Zresztą,
nikt z nas nie potraktował tego powaŜnie.
Brigitte popatrzyła na ojca.
- Chyba Ŝe znany ze swej porywczości Jean-Pierre nie potrafił zapomnieć o tym
incydencie. Dusił w sobie gniew i czekał na odpowiedni moment, by się zemścić.
- W takim razie on równieŜ jest podejrzany - zauwaŜyła Claire. - Nieźle pomyślane,
panie Battle. A ty, Brigitte
- odwróciła się do siostry - nie jesteś ciekawa, co ci przypisano?
- AŜ boję się pytać.
- Masz najlepszy motyw ze wszystkich Dumontów, Cukiereczku - oświadczył
Charlie. - Zmarły był twoim...
- Kochankiem! - wypaliła Nicole.
- ... narzeczonym - dokończył męŜczyzna.
- Pokłóciłaś się z nim przy kolacji. Wszyscy słyszeli
- dodała Jennifer.
- Dałaś mu w twarz - cieszyła się Nicole. - Powiedziałaś, Ŝe o wszystkim wiesz.
- No, no, no. - Brigitte z niedowierzaniem pokręciła głową. - Jak się okazuje, niezły
gagatek z tego Vincenta. A więc, ja równieŜ miałam powód, by pragnąć jego śmierci.
- I to niebłahy. Dwa miliony dolarów.
- Dwa miliony dolarów?
- Langton uczynił cię głównym spadkobiercą swojego majątku - wyjaśnił Charlie. -
Oczywiście, najpierw musiałaś podpisać intercyzę przedmałŜeńską.
- Intercyzę przedmałŜeńską? JakieŜ to romantyczne!
- zadrwiła Brigitte. - Drogi Vinnie był doprawdy czarującym kochankiem.
- Będziesz bogatą kobietą, Cukiereczku. O ile nie skończysz na krześle elektrycznym.
Jennifer aŜ pokraśniała z zadowolenia.
- Będziesz musiała pocałować Fuzza, cioteczko Brigitte - poradziła - Ŝeby był po
twojej stronie.
Do pokoju weszli Stephen i Claude, dźwigając cięŜki, zwinięty w długą belę dywan.
Charlie uniósł kukłę, po czym ułoŜył ją na rozwiniętym dywanie.
- Czy mogę juŜ zaczynać? - Nicole sięgnęła po buteleczkę z płynem imitującym krew.
- Jeszcze momencik. - Charlie uśmiechnął się.
- To ja wychodzę - oznajmiła Janet. Stephen westchnął.
- Nie znosi widoku krwi, nie moŜe się schylać, nie wolno jej pić wina, nie moŜe
patrzeć na jajecznicę...
- A ty nie moŜesz urodzić dziecka, więc jesteśmy kwita
- podsumowała Janet, biorąc męŜa pod ramię. - Chodźmy, tatuśku. Właśnie przyszła
ś
wieŜa dostawa do kiosku z pamiątkami. Mogę ponaklejać ceny, pod warunkiem, Ŝe
będziesz otwierał kartony.
- No, nie wiem, czy będę w stanie - mruknął Stephen.
- Właśnie straciłem najlepszego przyjaciela.
- Zanim zaczniesz się nad nim uŜalać, pomyśl o tej reporterce z gazety sportowej,
którą Vincent sprzątnął ci sprzed nosa. Jak ona miała na imię?
- Samantha.
- Ach, więc i Stephen miał powód, by Ŝyczyć śmierci panu Langtonowi - zauwaŜyła
Brigitte.
- CóŜ to za motyw! - pogardliwie prychnął jej brat.
- To stara historia. A poza tym - uśmiechnął się do Ŝony
- Vinnie zrobił mi przysługę. Inaczej nigdy nie poznałbym Janet.
- No, no. Nie podlizuj się. I tak będziesz musiał otwierać kartony.
- O BoŜe! Co za nudziara!
- Nie wiem, co byś zrobił bez tej nudziary - ucięła dyskusję Janet, biorąc męŜa pod
ramię i popychając w stronę drzwi.
- Czy moŜemy juŜ rozlać krew? - dopytywała się Nicole.
- Tak - zezwolił Charlie. - Tylko bądźcie uwaŜne. Trzeba zrobić to tak, by rana
wyglądała naturalnie.
- Chyba zaczekam do jutra i obejrzę to razem z gośćmi - oznajmiła Marguerite
Dumont.
- Będziemy na dole, w recepcji - poinformował zebranych Jean-Pierre, podając Ŝonie
ramię. - Powinniśmy osobiście powitać naszych gości.
Brigitte postanowiła skorzystać z okazji.
- Pójdę z wami, tatku - oświadczyła, podnosząc się z kanapy. - Jeśli zrobi się tłoczno,
pomogę recepcjonistce.
Charlie popatrzył na nią zaskoczony.
- Nie moŜesz jeszcze odejść. Nie powiedziałem ci, na czym polega twoja rola.
- A... tak. - Brigitte niechętnie opadła z powrotem na kanapę.
Jak mogła zapomnieć?! Na dobrą sprawę, nic w tym dziwnego. Miała tyle innych
obowiązków. Przejęła większość spraw związanych z prowadzeniem hotelu. Oczy-
wiście, nikt nie nalegał, by po ukończeniu szkoły wróciła do Bow Valley i podjęła tu
pracę, ale wydawało jej się to całkiem naturalne. Poza tym, naprawdę kochała ten
hotel. Tu się urodziła i wychowała. Nie wyobraŜała sobie, Ŝe mogłaby kiedyś opuścić
to urocze miejsce. Była zła na siebie, Ŝe pozwoliła, by Ŝycie prywatne przeszkodziło
jej w sumiennym wypełnianiu codziennych obowiązków. Zmarszczyła brwi.
Dobrze, panie Battle, zaperzyła się w duchu. Bądź gbu-rowaty i niegrzeczny! MoŜesz
do woli obnosić tę nadętą minę! Nic a nic mnie to nie obchodzi. Ten weekend ma być
największym sukcesem roku i dopnę swego. Z twoją pomocą lub bez niej.
Z rozmyślań wyrwał Brigitte wybuch śmiechu.
86 ♦ CUKIERECZEK_
- Ale bomba! Świetnie! - wykrzykiwała Nicole. Obie dziewczynki klęczały na środku
pokoju, zafascynowanym wzrokiem przyglądając się, jak sztuczna krew wąskim stru-
myczkiem spływa z piersi „ofiary" i wolno wsiąka w dywan.
- Gdzie to się kupuje? - zainteresowała się Jennifer.
- Niech pan jej nie mówi! - wtrąciła pośpiesznie Claire.
- Ale, mamo...
- Powiedziałam - ucięła krótko Claire.
- Jeszcze trochę, dobrze? - nalegała Jennifer.
- Wystarczy - mruknął Charlie. - Nie wszyscy mogą znieść takie widoki.
- Mięczaki! - stwierdziła pogardliwie Nicole.
- Nicole! - skarciła ją matka.
- Czy pamiętacie, co macie mówić, jeśli ktoś zapyta was o pana Langtona? - zwrócił
się do sióstr Charlie.
- Kochałyśmy wujaszka Vinnie'ego - wyrecytowała Jennifer, przybierając smutną
minkę. - Za kaŜdym razem, kiedy tu przyjeŜdŜał, przywoził nam słodycze i zabawki.
- I traktował mnie jak dorosłą kobietę - wtrąciła Nicole. - Podrywał mnie -
zachichotała. - Na BoŜe Narodzenie pocałował mnie w usta. Mamie się to bardzo nie
spodobało.
Brigitte uśmiechnęła się, patrząc na starszą siostrę.
- No proszę! Nie tylko wzgardzona kochanka, ale przestraszona matka.
- Ty równieŜ nie byłaś tym zachwycona - poinformował ją Charlie. - A jaka była
twoja reakcja? - zwrócił się do Nicole.
- Byłam trochę zmieszana. Chciałam, Ŝeby nikt o tym nie wiedział - powtórzyła
wyuczoną rolę dziewczynka.
- Świetnie!-pochwalił ją męŜczyzna.
- Dlaczego nie chce pan nam powiedzieć, co mamy ukrywać? - dopytywała się Nicole.
- Powiem wam później. W ten sposób unikniemy ryzyka, Ŝe niechcący coś się wam
wypsnie. Dowiecie się razem ze wszystkimi.
- Myślę, Ŝe powinnam wiedzieć wcześniej - upierała się dziewczynka.
- Wtedy nie byłoby to takie ciekawe. - Charlie uśmiechnął się.
Nicole odwzajemniła uśmiech. Ona równieŜ dała się zwieść jego urokowi, pomyślała
Brigitte, patrząc na siostrzenicę.
- Jeśli skończyłyście juŜ pomagać panu Battle, czas przebrać się do kolacji -
zarządziła Claire.
- Czy mogłybyśmy zostać jeszcze chwilę? - nalegała Nicole.
- Macie juŜ tylko pól godziny - przypomniała jej matka. - Akurat tyle, Ŝeby zmienić
sukienki i zapleść włosy.
Dziewczynki niechętnie podniosły się z dywanu, poŜegnały się grzecznie i posłusznie
pomaszerowały za matką. Brigitte została sam na sam z C.H.Battle'em. Cały wysiłek
skoncentrowała na tym, by nie okazać zdenerwowania. NiewaŜne, Ŝe potrafił być
naprawdę czarującym człowiekiem. CóŜ z tego, Ŝe pachniał tak samo jak wtedy, kiedy
ją całował. To wszystko było teraz bez znaczenia. Zresztą, nie byli tu dla
przyjemności. JuŜ niedługo hotelowa jadalnia zapełni się gośćmi, którzy zapłacili
grube pieniądze, by w towarzystwie sławnego detektywa głowić się nad rozwiązaniem
zagadki tajemniczego morderstwa w hotelu Dumont.
- Zatem... - zaczęła, przesiadając się z kanapy na krzesło, jak najdalej od męŜczyzny.
ROZDZIAŁ
7
Brigitte usiadła wygodnie i załoŜyła wysoko nogę na nogę. Charlie musiał w duchu
przyznać, Ŝe miała wspaniałe nogi. Trudno było zapomnieć, jaką atrakcyjną i pociąga-
jącą kobietą jest Brigitte Dumont. Ona zaś ze swej strony wcale mu tego nie ułatwiała.
- Zatem - powtórzył, naśladując jej ton.
Przez chwilę patrzyli na siebie z nieukrywaną niechęcią.
- Kto pierwszy znajdzie ciało? - zapytała Brigitte.
- Twój brat, Stephen - odparł Charlie. - Vincent był jego przyjacielem. Kiedy Langton
nie pojawi się na kolacji, Stephen pójdzie na górę do jego pokoju, by dowiedzieć się o
przyczynę spóźnienia.
- I, jak przypuszczam, zastanie tam swoją siostrę, stojącą w jakimś powiewnym
negliŜu nad ciałem kochanka z dymiącym rewolwerem w dłoni?
- Mam nadzieję, Ŝe w swojej kolekcji bielizny znajdziesz stosowny strój.
Brigitte popatrzyła na niego zaskoczona.
- Nie jestem pewna. Mam chyba jakąś koszulkę, ale nie sądzę...
- Tylko Ŝartowałem - przerwał jej Charlie. - Nikt nie byłby tak głupi, aby dać się
przyłapać z bronią w ręku nad ciałem ofiary.
- Nawet Cukiereczek? - W głosie Brigitte zabrzmiała ironiczna nutka.
- Rewolwer, a raczej pistolet zostanie znaleziony dopiero jutro - wyjaśnił sucho
męŜczyzna. - Dziś wieczór będziesz spokojnie jadła kolację w towarzystwie gości i
wraz z innymi głośno zastanawiała się, co teŜ zatrzymało Vincenta.
- CzyŜby jakaś nowa miłostka? - zadrwiła. Charlie zignorował tę zaczepkę.
- Nie zaszkodzi, jeśli będzisz lekko zniecierpliwiona. MoŜesz od czasu do czasu
zerkać wymownie na zegarek i puste krzesło. Chcesz, aby goście domyślili się, Ŝe coś
jest nie w porządku. Pod koniec kolacji mimochodem zapytasz Stephena, czy nie wie,
co zatrzymało Vincenta. Twój brat i jego Ŝona wyraźnie się zmieszają. Stephen
zaoferuje się, Ŝe pójdzie na górę i sprawdzi, czy Vincent jest u siebie w pokoju.
- Chcesz, by goście to słyszeli? MęŜczyzna przytaknął.
- Będą mogli później porównać swoje notatki i omówić to, co usłyszeli. Pod koniec
wieczoru okaŜe się, Ŝe kaŜde wypowiedziane podczas kolacji słowo jest bardzo
istotne. Nim jednak to nastąpi, chcę, Ŝeby pozostawali w niepewności, czy chodzi o
niegroźny kryzys w rodzinie, czy moŜe to juŜ część naszej zagadki.
- A ty? Będziesz na kolacji? Charlie przecząco pokręcił głową.
- Nie zapominaj, Ŝe Fantasy Fuzz pojawia się dopiero, kiedy morderstwo zostanie
odkryte.
- W jaki sposób to się stanie?
- Tak, jakby to wszystko działo się naprawdę - odparł Charlie. - Przeanalizujmy to
jeszcze raz. Stephen idzie na górę i znajduje swego najlepszego przyjaciela martwego.
Jak myślisz, co by wtedy zrobił?
- Bez wątpienia zadzwoniłby na policję.
- A oni przysłaliby Fuzza. Co dalej?
- Potem zawiadomiłby ojca.
- Jak?
Brigitte zamyśliła się. Charlie przyglądał jej się z mimowolnym zachwytem. Usta
młodej kobiety były takie kuszące! Postanowił jednak, Ŝe drugi raz nie popełni tego
samego błędu i nie pozwoli wywlekać swoich spraw osobistych na forum publiczne.
- Stephen z pewnością nie chciałby opuścić miejsca zbrodni. Ktoś mógłby tam wejść i
zatrzeć ślady - myślała głośno Brigitte. - Pewnie zadzwoniłby do recepcji i poprosił,
by przekazano ojcu wiadomość.
- Hm. - MęŜczyzna zmarszczył brwi.
Przez chwilę Brigitte poczuła nieodpartą chęć, by podejść do niego, usiąść mu na
kolanach i pocałunkami wygładzić zmarszczki na czole. Na szczęście, szybko opano-
wała tę pokusę, przypomniawszy sobie, jak zmienne bywały humory przystojnego
autora komiksów. ZwaŜywszy jego obecny nastrój, nie zdziwiłaby się, gdyby ją
odepchnął.
- Vincent był twoim narzeczonym - ciągnął męŜczyzna. - Stephen z pewnością
chciałby powiedzieć ci, co zaszło, nim dowiedzą się o tym inni członkowie rodziny.
- MoŜliwe - zgodziła się Brigitte. - Kazałby ojcu zabrać mnie ze sobą na górę?
- Właśnie. Dokładnie tak. Starszy pan przeczyta kartkę od Stephena, podejdzie do
ciebie i poprosi, Ŝebyś wyszła z nim na chwilę. Będziesz zaskoczona i głośno
zapytasz, co się stało.
- Myślę, Ŝe nie zrobiłabym tego - zaprotestowała Brigitte.
- Czego?
- No, gdyby ojciec podszedł do mnie podczas kolacji i poprosił, bym z nim wyszła,
starałabym się robić jak najmniej zamieszania.
- MoŜesz chyba trochę poudawać - burknął Charlie. - To przecieŜ twoja specjalność.
Brigitte popatrzyła na niego zdziwiona. Skąd się wzięła ta wrogość w jego głosie?
Dlaczego jest taki złośliwy?
- Wkrótce potem wróci twój ojciec i głośno oznajmi, Ŝe zostało popełnione
morderstwo, a wszyscy goście proszeni są o pomoc w odnalezieniu winnego. Dobrze
by było podzielić ich na grupy.
- JuŜ o tym pomyślałam. Przy kolacji, obok kaŜdego nakrycia, znajdzie się odwrócona
do góry karta. Cztery kolory to cztery grupy, figury zaś utworzą piątą.
- Bardzo pomysłowe - niechętnie przyznał Charlie.
- Drobiazg - mruknęła Brigitte. - Czy chcesz, aby zespoły po kolei zapoznawały się z
„miejscem zbrodni"?
- Właśnie. Twój ojciec przedstawi mnie jako detektywa Fuzza z miejscowej policji, a
ja przeprowadzę wizję lokalną, zwracając uwagę detektywów amatorów na pewne
istotne szczegóły. Potem goście będą pewnie chcieli porozmawiać z tobą i
Stephenem. Czy jest tu jakaś salka konferencyjna lub coś w tym rodzaju?
- Oczywiście - zapewniła Brigitte.
- Przyprowadź ze sobą Ŝonę Stephena, Janet. Na tym etapie wy troje jesteście
najbardziej podejrzani. Vincent był twoim narzeczonym i najlepszym przyjacielem
twego brata. To właśnie Stephen odkrył ciało, Janet zaś jest w ciąŜy i wszyscy będę
ciekawi, jak przyjęła wiadomość o tragedii.
- Czy mam teŜ zabrać ze sobą zapas chusteczek?
- Od czasu do czasu moŜesz uronić łezkę czy dwie - poinstruował Charlie. - Wyobraź
sobie, Ŝe to wszystko stało się naprawdę. To ułatwi sprawę. Będziesz zrozpaczona, to
całkiem naturalne. Postaraj się sprawić wraŜenie, Ŝe coś ukrywasz. Przygotuj się na
to, Ŝe wezmą cię w krzyŜowy ogień pytań.
- W krzyŜowy ogień pytań? - zdziwiła się Brigitte. -PrzecieŜ dopiero co straciłam
narzeczonego.
- Będą bezlitośni. Przekonasz się. WspółmałŜonkowie i narzeczeni ofiary zawsze są
najbardziej podejrzani. A szczególnie, kiedy chodzi o piękną kobietę. Będą chcieli
wiedzieć, jak naprawdę układały się stosunki między tobą i Vinnie'em. Spytają, czy
byliście kochankami.
- I co mam odpowiedzieć?
- Wykręcaj się. Udaj zawstydzoną. MoŜesz wzruszyć ramionami i stwierdzić, Ŝe
byliście zaręczeni - dodał, naśladując piskliwy kobiecy głos.
Brigitte z trudem powstrzymała śmiech.
- Innymi słowy, mam przyznać się do winy, unikając odpowiedzi wprost.
- To nie powinno być trudne. Przy twoich zdolnościach.
Choć pozornie stwierdzenie to brzmiało jak komplement, Brigitte wyczuła w głosie
męŜczyzny wyraźną drwinę.
- Spytają teŜ - ciągnął - czy byłaś mu wierna i czy Vincent cię nie zdradzał. Te pytania
powinny wyprowadzić cię z równowagi. To nasunie podejrzenie, Ŝe wasz związek nie
naleŜał do udanych. Pamiętaj, aby wszystkie grupy uzyskały te same informacje. Nasi
detektywi obejrzą najpierw „miejsce zbrodni", a potem kaŜda grupa będzie miała
kwadrans na rozmowę z tobą, Stephenem i Janet.
- Musimy przygotować coś, by wypełnić im czas, kiedy będą czekali na swoją kolej -
myślała głośno Brigitte. - Przed kolacją zaśpiewamy „Balladę o Fantasy Fuzzie".
Claire moŜe uczyć słów.
- Myślę, Ŝe będą zbyt zaaferowani, by się nudzić. Claire zdradzi im, Ŝe ty i Vincent
byliście zaręczeni, Claude da do zrozumienia, Ŝe nie lubił Langtona, dziewczynki zaś
będą ze łzami w oczach wspominać dobrego wujaszka.
Brigitte roześmiała się rozbawiona.
- Od razu wiedziałam, Ŝe ten weekend z zagadką to świetny pomysł. Ale nigdy nie
przypuszczałam, Ŝe to takie ekscytujące. Jestem pod wraŜeniem, Charlie.
Zaskoczyła go. Wypowiedziała jego imię słodko i czule. Wyobraził sobie, jak szepcze
je w zupełnie innych, daleko bardziej intymnych okolicznościach.
- Więc to dlatego BARF zaŜyczył sobie samego C.H.Battle'a? - rzucił ostro, zły za to
swoje rozmarzenie.
Brigitte popatrzyła na niego zaskoczona. W głosie męŜczyzny zabrzmiał gniew. Nie
miała pojęcia, co mogło być tego przyczyną. CzyŜby uwaŜał, Ŝe go wykorzystano?
Nie. To zupełnie nie trzymało się kupy. BARF zwrócił się do niego z uprzejmą
prośbą, a on z ochotą przystał na propozycję. CzyŜby był aŜ tak dwulicowy?
- Czy nie powinniśmy włączyć do akcji kogoś z pracowników hotelu? - spytała.
- Czy są zaprzyjaźnieni z rodziną?
- Oczywiście.
- A więc wiedzieliby o twoich zaręczynach z Vincen-tem Langtonem?
- śartujesz! W tym hotelu nie moŜna nawet kichnąć w samotności.
- W takim razie posłuŜymy się barmanem. Vincent często odwiedzał bar w
towarzystwie róŜnych członków rodziny. Poza tym, co tu ukrywać, lubił sobie wypić.
Brigitte z niesmakiem zmarszczyła zgrabny nosek.
- Nie ma co! Ładnego narzeczonego mi wybrałeś.
- Czy mogłabyś wprowadzić do komputera, Ŝe Vincent zameldował się w hotelu we
czwartek wieczorem i poprosić w recepcji, by przekazywali tę informację gościom?
Brigitte westchnęła.
- To trochę niezgodne z przepisami, ale chyba moŜemy zrobić wyjątek.
- A co myślisz o pokojówce, która sprząta na górze? - zamyślił się Charlie. - Z
pewnością byłaby ciekawa, jak układało ci się z Vincentem.
- Ciekawa?
- No wiesz, jak kaŜda kobieta. Szukałaby śladów na potwierdzenie, Ŝe odwiedzałaś
swego narzeczonego w jego pokoju. Mogłaś zostawić szczotkę do włosów,
szczoteczkę do zębów, koszulkę.
Brigitte zmarszczyła brwi.
- MoŜliwe, choć mogę cię zapewnić, Ŝe gdyby okazało się, iŜ rozsiewa jakieś plotki,
natychmiast zostałaby zwolniona. Mimo to, nie moŜna wykluczyć, Ŝe pokojówki by-
wają ciekawskie. MoŜe powinniśmy wprowadzić ją w całą sprawę. Mogłaby być
waŜnym świadkiem. W końcu popełniono morderstwo.
- Dobry pomysł - przytaknął Charlie. - Pokojówka mogłaby podsunąć naszym
detektywom, Ŝe w Ŝyciu Vin-centa Langtona była jakaś inna kobieta.
- No nie! Doprawdy nie wiem, co ja mogłam widzieć w tym wstrętnym, dwulicowym
draniu - zdziwiła się Brigitte.
- Powiem krótko: pieniądze. Brigitte zmarszczyła brwi.
- Skoro był taki bogaty i najwyraźniej wcale mu na mnie nie zaleŜało, dlaczego, u
licha, chciał się ze mną oŜenić?
Charlie zawahał się. Na końcu języka miał odpowiedź, Ŝe jest tysiąc powodów, dla
których męŜczyzna chciałby związać się z kobietą taką jak ona. Zamiast tego
stwierdził sucho:
- Otwórz oczy, Cukiereczku. Vincent tak naprawdę kochał tylko siebie. No i moŜe
jeszcze narty. Twoja rodzina posiada ekskluzywny hotel w górach. Gdyby cię
poślubił, mógłby do końca Ŝycia popijać najlepszą whisky, flirtować z pięknymi
kobietami i nikt nigdy nie zapytałby go nawet, w jaki sposób zarabia na Ŝycie.
- Wcale się nie dziwię, Ŝe ktoś go w końcu zastrzelił - stwierdziła Brigitte. -À propos,
kto wyświadczył światu tę przysługę?
- W niedzielę przy śniadaniu pewna osoba złoŜy bardzo dramatyczne oświadczenie -
oznajmił tajemniczo męŜczyzna.
Brigitte z niedowierzaniem pokręciła głową.
- Naprawdę nie mógłbyś uchylić rąbka tajemnicy? Charlie roześmiał się rozbawiony.
- Jesteś zupełnie taka sama jak twoja siostrzenica. Tak. Tylko Ŝe Brigitte Dumont nie
miała trzynastu lat.
Była dorosłą kobietą, świadomą swego uroku i atrakcyjności. Podczas gdy Nicole
złościła się i robiła naburmuszoną minkę, Brigitte uśmiechała się uwodzicielsko.
Do licha! Dlaczego wtedy ją pocałował? Dlaczego spróbował tych słodkich,
czerwonych ust? Teraz nie potrafił juŜ myśleć o niczym innym. Czy to naprawdę takie
waŜne, Ŝe była odrobinę niedyskretna? Gdyby znów mógł wziąć ją w ramiona i
posmakować tych miękkich, słodkich warg...
Większość ludzi uwaŜała, Ŝe to wspaniałe uczucie
być sławnym człowiekiem. Dlaczego więc nie skorzystać z nadarzającej się okazji, by
mieć z tego coś dla siebie?
- No cóŜ, w takim razie chodźmy na dół - stwierdziła Brigitte, podnosząc się z
krzesła.
Charlie popatrzył na nią zaskoczony.
- Co proszę?
- Jeśli zejdziemy teraz do baru, unikniemy tłoku. O tej porze jest tam prawie pusto -
wyjaśniła. - Będziesz mógł porozmawiać z barmanem. Kto wie, moŜe jeśli wlejesz w
siebie trochę alkoholu, to uda mi się wyciągnąć z ciebie, kto zamordował mojego
niewiernego narzeczonego - dodała z uśmiechem.
- Zapomnij o tym. Mam wyjątkowo mocną głowę. Zgodnie z przewidywaniami
Brigitte w „San Sousi",
hotelowym nocnym klubie, było prawie pusto. Brigitte zaprowadziła Charliego prosto
do baru, gdzie przedstawiła go ciemnowłosemu młodzieńcowi.
- Jake, to pan C.H.Battle. Chciałby porozmawiać z tobą chwilę. Charlie, to Jake,
najlepszy barman po tej stronie gór.
MęŜczyźni uścisnęli sobie dłonie.
- To pan jest ten gość od „Fantasy Fuzza"? Charlie przytaknął.
Brigitte podniosła opuszczany blat i wsunęła się za kontuar.
- Idź z panem Battle, Jake. Zastąpię cię przy barze.
- JuŜ się robi, szefowo.
Brigitte odprowadziła ich wzrokiem, po czym rozejrzała się po półkach. Miała
nadzieję, Ŝe Ŝadnemu z gości nie przyjdzie do głowy zamówić coś bardziej
skomplikowanego od dŜinu z tomkiem czy rumu z colą.
Charlie w skrócie zapoznał barmana z sytuacją.
- Vincent nie naleŜał do pana ulubionych klientów tłumaczył. - Nie podobał się panu
sposób, w jaki traktował swoją narzeczoną, pannę Dumont. Tak się składa, Ŝe bardzo
lubi pan Brigitte. MoŜe pan nawet udawać, Ŝe jest w niej trochę zadurzony.
- To nie będzie trudne - powiedział barman. Miał około trzydziestu lat, długie,
związane w ogonek włosy i sylwetkę boksera.
Charlie popatrzył w stronę baru, gdzie Brigitte wesoło rozmawiała z gośćmi.
- Czy... czy coś was łączy? - spytał cicho. Jake popatrzył na niego zaskoczony.
- Człowieku! To córka właściciela. Poza tym jest moją szefową. Nawet by na mnie
nie spojrzała.
- Aprobowałeś?
- Tylko w marzeniach - wyznał Jake. - Jestem tu przecieŜ barmanem.
- Czy myślisz, Ŝe to mogłoby jej przeszkadzać?
- Brigitte? SkądŜe! Ona dla wszystkich jest miła i przyjaźnie nastawiona.
- Więc dlaczego nie próbowałeś?
- PoniewaŜ lubię swoją pracę i zaleŜy mi na posadzie. Ale przede wszystkim cenię
wygodne Ŝycie. Przypuśćmy, Ŝe nawet coś by z tego wyszło. Ona nadal byłaby córką
właściciela, a ja barmanem.
- Pewno ma wielu adoratorów.
- Kręci się koło niej wielu facetów, ale Brigitte trzyma ich na dystans. Nie kaŜdy ma
to szczęście, by się do niej zbliŜyć.
Mnie się to udało, pomyślał Charlie. A przynajmniej tak mu się wydawało.
Przypomniał sobie o zdradzie, jakiej dopuściła się Brigitte i ogarnął go gniew. Dosyć!
Nie po to tu jest, by dyskutować o prywatnym Ŝyciu pięknej panny Dumont.
- Tak więc, wracając do scenariusza, Langton ostro flirtował z innymi kobietami -
wyjaśniał Jake'owi. - Tamtego feralnego popołudnia równieŜ tu był. Brigitte przyszła
po niego. Zapłacili rachunek i zaraz wyszli. Nie wyglądali na szczęśliwych.
Poprzedniego wieczoru Vincent spotkał się tu z Claire. Pomyślał pan, Ŝe to trochę
dziwne, bo Claire rzadko odwiedzała bar i zawsze w towarzystwie Claude'a. Dlatego
właśnie obserwował ich pan. Wyglądali, jakby się o coś spierali. Claire była bardzo
zdenerwowana i wkrótce wyszła. Aha, proszę pamiętać, Ŝe nie jest pan zbyt rozmow-
ny. Proszę czekać na konkretne pytania.
- Jasne! Buzia na kłódkę. Odpowiadam dopiero, kiedy zapytają. - Jego uwagę zwrócił
mały ruch przy barze. - Miło mi było pana poznać, panie Battle - powiedział wstając -
ale lepiej juŜ wrócę do pracy. Ten gość, który właśnie wszedł, pija tylko Harveya
Wallbangersa, a Brigitte gotowa podać mu tequile lub coś w tym rodzaju.
Charlie podniósł się od stolika, by powitać nadchodzącą.
- Dobra wiadomość - uśmiechnęła się Brigitte. - Rozmawiałam z jedną z pokojówek.
Angie zgodziła się zostać dziś trochę dłuŜej i odpowiadać na pytania naszych dete-
ktywów. Musisz tylko powiedzieć jej, co ma mówić. Angie świetnie nadaje się do tej
roli. To straszna gaduła. Usta jej się nie zamykają.
- Wspaniale.
- Skoro więc nie masz juŜ Ŝadnych pytań, pójdę do recepcji i wprowadzę dane
Vincenta do komputera.
- W porządku - przytaknął Charlie. - Ja zaś porozmawiam z szefem kuchni. Chcę
podziękować mu za ten wspaniały tort.
- Gérard będzie wniebowzięty. O ile wiem, szykuje podobny na dzisiejszy wieczór.
Zaprowadzę cię do kuchni.
Charlie z podziwem obserwował kucharza. Gérard podniecony tą niecodzienną wizytą
dwoił się i troił, wyjaśniając swemu ulubionemu autorowi tajemnice sztuki kulinarnej.
ROZDZIAŁ
8
Brigitte westchnęła, opierając łokcie o blat długiego, konferencyjnego stołu.
- Nigdy nie przypuszczałam, Ŝe smutek moŜe być tak wyczerpujący.
- Szok równieŜ. - Janet przyłączyła się do narzekań szwagierki. - Gdybym musiała
choć minutę duŜej trzymać się za brzuch, przysięgam, Ŝe wpadłabym w histerię.
- Pierwsze trzy zespoły nie były takie złe, ale te dwa ostatnie... Szkoda gadać - ocenił
Stephen. - Z trudem powstrzymałem się, by nie walnąć tamtego grubasa w okularach
po gębie, kiedy zaczął sugerować coś więcej niŜ męską przyjaźń między mną i
Vincentem.
- A... tamten. To jakiś prawnik z Montrealu - wyjaśniła Brigitte. - On i jego trzej
koledzy celowo pozamieniali się kartami, by znaleźć się w innych grupach. Konkurują
ze sobą.
- Powinienem był się tego domyślić po sposobie zadawania pytań.
- Myślę, Ŝe jesteś po prostu trochę zmęczony. - Janet czule poklepała męŜa po
policzku. - Poza tym, dobrze mu odpowiedziałeś.
- O tak! - potaknął Stephen.
- Teraz, kiedy jesteśmy sami, czy moŜesz powiedzieć mi, co naprawdę stało się z
twoją ręką? - poprosiła Brigitte, patrząc na duŜy ciemnofioletowy siniec na prawej
ręce brata.
Stephen uniósł dłoń do góry i przyjrzał się jej z zachwytem.
- Charlie namalował to posługując się farbkami do jedzenia, które poŜyczył u Gerarda
- wyjaśnił. - Wygląda zupełnie jak prawdziwy, co?
- Nawet mnie udało ci się zmylić - przyznała Brigitte.
- To świetnie! - ucieszył się Stephen. - Charlie kazał mi mówić, Ŝe uderzyłem się,
przestawiając kartony z pamiątkami. Kiedy spytałaś przy kolacji, co mogłoby pozo-
stawić taki ślad, a ja odpowiedziałem, Ŝe nie pamiętam, detektywi aŜ zapomnieli o
jedzeniu.
- Oczywiście, wszyscy domyślili się, Ŝe pobiłeś się z Vincentem, bo ofiara ma na
twarzy podobnego siniaka. Dlaczego tak upierałeś się przy tamtej wersji?
- Charlie mu kazał - włączyła się Janet. - A
propos, domyślasz się moŜe, kto jest
mordercą?
- W niedzielę rano nastąpi pewne dramatyczne wyznanie - odparła Brigitte, naśladując
tajemniczy ton Charlie-go. - Ciekawe, kto to będzie.
- To jeszcze nie takie pewne - wtrącił Stephen. - Charlie chce odsunąć ten moment
najdalej jak to moŜliwe. Póki co, tylko ty, siostrzyczko, moŜesz spać spokojnie.
- Ja? - zdziwiła się Brigitte. - Dlaczego właśnie ja?
- PoniewaŜ Cukiereczek zawsze okazuje się niewinny.
- Tylko w sprawie o morderstwo - dodała Brigitte.
- Jeśli o mnie chodzi, teŜ mam zamiar dobrze się wyspać - oznajmiła Janet, podnosząc
się od stołu. - Nawet jeśli to ja zamordowałam Vincenta Langtona, choć doprawdy nie
pojmuję, dlaczego miałoby mi zaleŜeć na śmierci najlepszego przyjaciela mego męŜa.
- A moŜe tamten grubas miał rację - podsunęła Brigitte. - MoŜe ta przyjaźń nie była aŜ
tak niewinna.
Brat rzucił jej pełne urazy spojrzenie.
- Chodźmy - ponagliła męŜa Janet. - PomoŜesz pewnej bardzo zmęczonej i bardzo
cięŜarnej podejrzanej połoŜyć się do łóŜka.
- Tylko pod warunkiem Ŝe ja teŜ będę mógł wejść do tego łóŜka - zastrzegł Stephen.
- Nie ulega wątpliwości, Ŝe juŜ raz się w nim znalazłeś.
- Brigitte roześmiała się.
- A ty, co będziesz robić? - zainteresowała się Janet
- Pójdziesz do baru?
- Nie sądzę. - Brigitte przecząco pokręciła głową.
- Myślę, Ŝe to nie byłoby na miejscu. Nie zapominaj, Ŝe właśnie straciłam
narzeczonego. Zajrzę na „miejsce zbrodni" i zobaczę, jak sobie radzi nasz wspaniały
detektyw.
Janet obrzuciła ją uwaŜnym spojrzeniem.
- Oczywiście, to zainteresowanie jest czysto zawodowe?
- Jasne! - zapewniła Brigitte, choć stwierdzenie to mijało się z prawdą. Nie mogła
doczekać się chwili, kiedy znajdzie się z Charliem sam na sam.
Zapukała cicho. Drzwi otworzyły się prawie natych- . miast i Brigitte znalazła się
twarzą w twarz z Charliem. MęŜczyzna zmarszczył brwi. Brigitte z trudem opanowała
chęć, by rzucić się mu w ramiona i zaŜądać wyjaśnień,
dlaczego tak nagle zmienił swój stosunek do niej i przez cały dzień był chłodny i
odpychający.
- Ja... ja chciałam sprawdzić, czy wszystko w porządku - wyjąkała, wchodząc do
ś
rodka. —
- Jak najbardziej - zapewnił ją Charlie. - Nasi detektywi byli bardzo dociekliwi. Jeden
miał nawet aparat i przez cały czas robił zdjęcia.
- Wiem. Sfotografował teŜ siniak na ręce Stephena. Nie mam pojęcia, skąd się biorą
takie pomysły.
- O tak! Język mi zesztywniał od odpowiadania w kółko na te same pytania. - Dał się
słyszeć kobiecy głos.
Brigitte rozejrzała się dookoła.
- Angie? - zdziwiła się. Dopiero teraz zauwaŜyła pokojówkę. - Nie zauwaŜyłam cię.
- Właśnie wychodziłam i wspomniałam panu Battle, Ŝe od tego gadania zaschło mi w
gardle - tłumaczyła Angie. - Pan Battle był tak miły, Ŝe zaproponował drinka.
- O! - Brigitte popatrzyła na butelki znajdujące się na stoliku.
- Znaleźliśmy je w barku - wyjaśnił Charlie. - Proszę dopisać to do mojego rachunku.
- Nie bądź śmieszny - skarciła go Brigitte. - Jesteś przecieŜ naszym honorowym
gościem. Zostawię tylko kartkę dla pokojówki, Ŝeby uzupełniła zapasy.
- A moŜe się do nas przyłączysz? - zaproponował męŜczyzna.
- Hm... jeśli znajdzie się trochę białego wina. - Brigitte przysiadła na krześle. PoŜerała
ją ciekawość, co naprawdę robiła Angie sam na sam z Charliem. Na pierwszy rzut oka
wszystko wyglądało całkiem niewinnie.
- O co cię najczęściej pytali? - zwróciła się do pokojówki.
- O całą masę rzeczy. Przede wszystkim, czy znalazłam coś niezwykłego w pokoju
pana Langtona? Czy sądzę, Ŝe pan Langton miał jakichś gości? Czy nie zauwaŜyłam
przypadkiem, jak ktoś wchodzi lub wychodzi z jego pokoju? Czy znałam go osobiście
i czy nie dostrzegłam nic dziwnego w jego zachowaniu?
Brigitte z uwagą przyglądała się pokojówce. Angie była wysoką, postawną kobietą
około czterdziestki. Miała utlenione na platynowy blond włosy, a szeroki uśmiech
odsłaniał nierówne zęby. Angie mogła podobać się męŜczyznom. Była miłą, wesołą
osobą, o pogodnym usposobieniu i Ŝyczliwym spojrzeniu ciemnych oczu. Mimo to
Brigitte jakoś nie potrafiła wyobrazić jej sobie z młodszym o dobre pięć lat
C.H.Battle'em.
Zresztą, kto wie, pomyślała z niechęcią. MoŜe tlenione blondynki były w jego typie. Z
pewnością nie moŜna było powiedzieć tego o filigranowych brunetkach.
- I co odpowiedziałaś?
Brigitte zaczęła Ŝałować, Ŝe w ogóle przyjęła to zaproszenie. Gdyby Charlie nie
chłodził dla niej butelki białego wytrawnego wina, opuściłaby pokój pod byle
pretekstem.
- Dokładnie to, co mówił mi pan Battle - opowiadała Angie. - śe łóŜko wyglądało,
jakby ktoś w nim spał i Ŝe ostatniej nocy musiała odwiedzić pana Langtona jakaś ko-
bieta, prawdopodobnie pani, panno Brigitte. Chyba nie ma pani nic przeciwko temu?
Brigitte wzruszyła ramionami.
- Taki był scenariusz.
- Och, to taka świetna zabawa! - ciągnęła Angie. -A pani, panno Brigitte, gra
Cukiereczka, prawda? To musi być cudowne.
- Owszem - potwierdziła Brigitte.
- Wszyscy z obsługi zastanawiają się, kto jest mordercą. Robią nawet zakłady -
paplała wesoło pokojówka.
- Tak? A kogo typują?
- Większość męŜczyzn uwaŜa, Ŝe to musiała być pani, poniewaŜ była pani z nim
zaręczona, ale ci, którzy czytują "Fantasy Fuzza" wiedzą, Ŝe to niemoŜliwe, bo
Cukiereczek zawsze jest niewinny. Najwięcej osób stawia na pana Stephena. Kiedy
usłyszeli o tym jego wypadku z ręką... - u-rwała i popatrzyła pytająco na Charliego. -
A moŜe uchyliłby pan rąbka tajemnicy i dał biednej Angie zarobić parę dolarów?
- Przykro mi. - Charlie bezradnie rozłoŜył ręce.
- Nawet ja nie znam nazwiska mordercy - dodała Brigitte.
- Naprawdę? - zdziwiła się Angie. - Hm, w takim razie wszyscy mają równe szanse.
Brigitte sięgnęła po butelkę i napełniła kieliszek.
- Dziękuję, Ŝe zgodziłaś się zostać dziś dłuŜej i pomóc nam, Angie - zwróciła się do
pokojówki.
- Nic wielkiego. To naprawdę świetna zabawa. Zrobiłabym to nawet za darmo, choć
nie przeczę, Ŝe przyda się te dodatkowe parę groszy. Będę mogła przesłać je mojej
ma-łej.
Brigitte popatrzyła na nią zaskoczona.
- Masz córkę? Pokojówka skinęła głową.
- Jest na uniwersytecie - oświadczyła z dumą. - Pracuje wieczorami, Ŝeby zarobić na
studia. Chce zostać biologiem.
- Musisz być z niej bardzo dumna.
- Jestem. - Angie dopiła drinka i odstawiła szklankę. Westchnęła. - Świetnie się
bawiłam, ale na mnie juŜ pora - oznajmiła, podnosząc się z kanapy. - W kuchni będą
chcieli wiedzieć, jak było, a jutro rano trzeba wstać do pracy.
Charlie odprowadził ją do drzwi. Nie wrócił na swoje miejsce. Stał oparty o kontuar
baru i mierzył Brigitte uwaŜnym spojrzeniem.
Brigitte umoczyła usta w winie.
- Przepraszam, jeśli przeszkodziłam - powiedziała cicho.
W niczym nie przeszkodziłaś.
- To dobrze - uśmiechnęła się. - Myślałam... Chciałam tylko spytać, czy nie
potrzebujesz juŜ tego pokoju. Mam rezerwację na jutro rano.
- Nie, skądŜe! Nie będzie juŜ nam potrzebny.
- MoŜemy zanieść kukłę do mojego biura.
- Pomogę ci - zaproponował. Brigitte przecząco potrząsnęła głową.
- Zawołam boya i powiem mu, Ŝeby wziął ze sobą wózek na brudną bieliznę.
Przykryjemy Vincenta prześcieradłem i zwieziemy słuŜbową windą.
MęŜczyzna przytaknął w milczeniu.
- Charlie?
- Tak? - Ciemne oczy męŜczyzny mierzyły ją z chłodną obojętnością.
- Sama się wszystkim zajmę - dokończyła sucho. -MoŜesz juŜ iść.
Ale Charlie wcale nie chciał odchodzić. Chciał porwać ją w ramiona, przytulić do
piersi i zatrzymać tak na zawsze, na resztę Ŝycia. Choć jednak bardzo pragnął to
uczynić, jakaś niewidzialna siła trzymała go w miejscu, krępowała ruchy.
Brigitte patrzyła na męŜczyznę wyczekująco. Dlaczego nic nie mówi? Dlaczego tak
stoi i patrzy na nią głodnymi oczyma?
- Naprawdę moŜesz juŜ iść - powtórzyła. - Dam sobie radę.
Kazała mu odejść. Wyraźnie dawała do zrozumienia, Ŝe nie chce go tutaj. CóŜ robić?
Charlie skinął głową i wyszedł z pokoju. Czuł jednocześnie gniew, wstyd i upoko-
rzenie. Po chwili ochłonął i odetchnął. Był ocalony, bezpieczny, choć zarazem
opuszczony. Większość Ŝycia spędził samotnie, ałe nigdy dotąd samotność nie
wydawała mu się tak dojmująca.
Brigitte odczekała, aŜ umilkną na korytarzu kroki męŜczyzny, po czym ukryła twarz
w dłoniach. Z jej piersi wyrwał się Ŝałosny jęk. Nie miała pojęcia, w jaki sposób uda
jej się przetrwać ten weekend. Na dodatek w roli Cukiereczka! Ta postać narzucała
przecieŜ określony sposób bycia. Powinna uśmiechać się zalotnie i flirtować z
Charliem detektywem. MoŜe nawet będzie musiała go, o zgrozo, pocałować!
Dobry BoŜe! Na pewno będzie musiała go pocałować. I do tego w obecności tłumu
gości. To nie byłoby takie trudne, gdyby... Brigitte zadrŜała, bo oto uświadomiła so-
bie, Ŝe jest zakochana.
ROZDZIAŁ
9
Brigitte z narastającym zainteresowaniem obserwowała ostrą wymianę zdań pomiędzy
siostrzenicami. Nicole i Jennifer zaczęły od pełnych wyrzutu spojrzeń i gniewnych
pomruków, które w krótkim czasie przerodziły się w otwartą kłótnię. Jennifer
poderwała się. Odepchnięte gwałtownym ruchem krzesło z głuchym łoskotem runęło
na podłogę. Wszystkie głowy zwróciły się w stronę stołu zajmowanego przez rodzinę
Dumontów. Nicole obrzuciła młodszą siostrę wymownym spojrzeniem.
- A obiecałaś, Ŝe nikomu nie powiesz! - zawołała oskarŜycielsko.
- Ale ja naprawdę muszę - broniła się Jennifer. - To zbyt niebezpieczne. - Podeszła do
siedzącej po przeciwnej stronie matki i pochyliła się do jej ucha.
- O BoŜe! Nie! - wykrzyknęła Claire. Popatrzyła na męŜa, po czym zerwała się od
stołu i podeszła do starszej córki. Claude pośpieszył za Ŝoną. Claire mijając Charliego
rzuciła cicho:
- Pan teŜ powinien o tym wiedzieć.
Charlie wolno podniósł się z krzesła i dołączył do pozostałych. Claire szeptem
zwróciła się do starszej córki. Nicole posłusznie wstała od stołu i opuściła jadalnię
pod opieką rodziców i honorowego gościa.
Brigitte z zadowoleniem odnotowała zainteresowanie, jakie wzbudziła ta scenka. Jej
siostrzenice bezbłędnie odegrały wyznaczone role. Claire i Claude okazali zrozumiałe
w takiej sytuacji zaniepokojenie i rodzicielską troskę.
Jennifer była w siódmym niebie. Nareszcie znalazła się w centrum uwagi. Stała
pośrodku sceny, a pięćdziesiąt par oczu przyglądało jej się uwaŜnie, chłonąc kaŜde
słowo.
Wszystko wskazywało na to, Ŝe weekend z zagadką będzie największym
wydarzeniem roku nie tylko w hotelu Dumont, ale w całym Bow Valley. Brigitte
cieszył ten fakt, chociaŜ pojawienie się autora"Fantasy Fuzza" wprowadziło
zamieszanie w jej Ŝycie prywatne. Poranna narada przed śniadaniem była dla niej
prawdziwą torturą. Choć przez cały czas czuła na sobie uwaŜny wzrok Charliego,
męŜczyzna zdawał się zupełnie ją ignorować. Rozmawiał ze wszystkimi poza nią.
Początkowo myślała, Ŝe moŜe to ona jest trochę przewraŜliwiona, ale kiedy
wychodzili z pokoju, podszedł do niej Stephen i zapytał:
- Czy on nadal gniewa się na ciebie za nazwanie go karykaturzystą?
Brigitte obojętnie wzruszyła ramionami.
- Nie wiem, o czym mówisz.
Zatroskana mina brata świadczyła, Ŝe Stephen wcale jej nie uwierzył.
- Daj spokój! To drobiazg - ucięła krótko.
Nie miała zamiaru zwierzać się nikomu z tego, co zaszło wczorajszego wieczoru
między nią i Charliem. Zresztą, cóŜ mogła powiedzieć? śe spędzili razem kilka
miłych chwil, a ona od razu się zakochała? śe podarował jej dwa śmieszne rysunki, z
których jasno wynikało, Ŝe nie była mu obojętna, a potem zjawił się tu, traktując ją
wręcz wrogo?
Drzwi otworzyły się i do jadalni wkroczył detektyw Fuzz wraz z resztą towarzystwa.
Oznajmił, Ŝe właśnie przed chwilą doręczono mu narzędzie zbrodni, po czym wyjął z
kieszeni kurtki zawinięty w serwetkę pistolet. Poprosił równieŜ, by wszyscy
członkowie rodziny Dumontów weszli na scenę.
Z widowni posypały się pytania. Kto znalazł broń i kiedy? Jaki to kaliber? Skąd
wiadomo, Ŝe z tej właśnie broni zastrzelono Vincenta Langtona?
Fuzz złoŜył formalne oświadczenie, z którego wynikało, Ŝe wnuczka pana Dumont,
Nicole Silvani, znalazła broń w podstawce jednej z popielniczek stojących w
korytarzu przy windach na piętrze, na którym popełniona została zbrodnia. Był to
dziewięciomilimetrowy półautomatyczny pistolet produkcji niemieckiej. Z oględzin
zwłok wynikało niezbicie, Ŝe Vincent Langton zmarł na skutek rany od kuli kaliber 22
lub 38. Dopóki kula nie zostanie usunięta z ciała i nie dokona się specjalnej
ekspertyzy batalistycznej, trudno stwierdzić z absolutną pewnością, Ŝe znaleziony
pistolet jest narzędziem zbrodni. Goście chcieli równieŜ wiedzieć, kiedy i w jakich
okolicznościach Nicole znalazła broń. Charlie podsunął więc dziewczynce mikrofon.
- Znalazłam go wczoraj wieczorem - szepnęła Nicole, rzucając przestraszone
spojrzenie w stronę stojącej nieopodal matki.
Brigitte była dumna z siostrzenicy. Urodzona aktorka!
- Mama nie pozwoliła mi wejść do pokoju, gdzie leŜał wujaszek Vinnie, więc kiedy
wszyscy poszli spać, pojechałam tam - opowiadała Nicole. - Gdy wychodziłam z win-
dy, zauwaŜyłam, Ŝe jedna z popielniczek stoi trochę krzywo. Chciałam ją poprawić i
wtedy... wtedy znalazłam ten pistolet. Schowałam go do torebki.
- Właśnie odesłano popielniczkę do laboratorium -wtrącił Fuzz.
- Dlaczego nie poinformowałaś wcześniej o swoim odkryciu? - zwrócił się do
dziewczynki jeden z detektywów amatorów otaczających scenę.
- Bałam się.
Fuzz opiekuńczo objął szczupłe plecy dziewczynki.
- Czego się bałaś, skarbie? - spytał miękko. Nicole ukryła twarz na piersi męŜczyzny.
- Bo... bo ktoś zamordował wujaszka Vinnie'ego i...
- Znasz ten pistolet, prawda, Nicole? Czy to dlatego bałaś się powiedzieć o swoim
odkryciu? Wiesz, do kogo naleŜy ta broń, czy tak?
- Nie! - wykrzyknęła Nicole, z trudem powstrzymując łkanie.
Fuzz odwrócił się do Brigitte.
- A pani, Cukiereczku? Pani teŜ rozpoznaje ten pistolet, prawda?
Brigitte zadrŜała. Po raz pierwszy nazwał ją Cukiereczkiem. Publiczność zareagowała
gromkimi brawami. Brigitte odczekała, aŜ brawa umilkną, po czym, przybierając
słodką minkę, uśmiechnęła się niewinnie do detektywa.
- Ja?... Ja nie znam się na... pistoletach.
- No jasne! - mruknął Fuzz, po czym przeniósł wzrok na Stephena. - A pan, Dumont?
Kolekcjonuje pan broń?
- SkądŜe! - zaprzeczył pytany. - Nigdy nie miałem w ręku pistoletu.
- Wiec moŜe pański przyjaciel? Czy to Vincent Lang-ton gromadził pistolety?
- Nic mi o tym nie wiadomo.
- Jedyna broń, jaką u niego widziałam, to stary samu-rajski miecz - wtrąciła Brigitte. -
Wisiał nad kominkiem.
- Dzięki za pomoc, Cukiereczku - uśmiechnął się Fuzz, po czym odwrócił się do
Claire. - A pani, pani Silvain? Czy wie pani, do kogo naleŜy ten pistolet?
- Czy mogłabym przyjrzeć się z bliska temu pistoletowi? - nieoczekiwanie do przodu
wysunęła się Marguerite Dumont.
Fuzz bez słowa podał jej broń.
- Osoba, do której naleŜy ten pistolet, nie ma nic wspólnego z popełnioną w tym
domu zbrodnią - oświadczyła stanowczo Marguerite, oddając detektywowi broń.
- Skąd ta pewność?
- Jestem tego pewna, poniewaŜ ten pistolet jest moją własnością.
Na widowni dały się słyszeć podniecone głosy.
- NaleŜał do mojego ojca - ciągnęła pani Dumont. - To pamiątka z wojny. Widzi pan
ten napis na kolbie?
- Kto wiedział o jego istnieniu? - dopytywał się Fuzz.
- Hm... - zamyśliła się Marguerite - ja, mój mąŜ, moje dzieci... Wątpię, aby Nicole czy
Jennifer go widziały. Nie trzymam broni na wierzchu. Zresztą, zachowałam ten pi-
stolet jako jedyną pamiątkę po moim zmarłym ojcu.
- MoŜna wiedzieć, gdzie pani go przechowywała?
- W górnej szufladzie kredensu, pod obrusami mojej matki. Nigdy ich nie uŜywam,
ale czasami... czasami lubię na nie popatrzeć.
- A gdzie jest ten kredens?
- W naszym apartamencie.
- Tak więc tylko najbliŜsza rodzina wiedziała o istnieniu tego pistoletu i miała do
niego dostęp? - nalegał detektyw.
Marguerite Dumont popatrzyła na niego z niepokojem.
- No, nie powiedziałabym. Dwa razy w tygodniu słuŜba hotelowa sprząta cały
apartament. KaŜda z pokojówek mogła znaleźć tę broń, zabrać ją i... komuś
przehandlować. MoŜliwe, Ŝe stało się to juŜ dawno.
- Czy broń była naładowana?
Marguerite rzuciła Charliemu pełne urazy spojrzenie.
- Nie jestem taka głupia, by trzymać naładowany pistolet w domu, w którym są dzieci,
detektywie Fuzz. ChociaŜ... była amunicja. W takim kartonowym pudełku. Mój ojciec
lubił sobie postrzelać na Nowy Rok, kiedy jeszcze Ŝył. Nie sądzę jednak, aby od jego
ś
mierci ktoś uŜywał tego pistoletu.
- Myli się pani, pani Dumont - odparł Charlie. - Wygląda na to, Ŝe ktoś z niego
strzelał. I to całkiem niedawno.
Marguerite zbladła.
- Chyba nie sądzi pan, Ŝe Vincent został zabity z tej właśnie broni?
- To się okaŜe - oznajmił Fuzz i przystąpił do zbierania odcisków palców osób, które
przypuszczalnie dotykały pistoletu.
- Mając odciski palców naleŜące do obu dziewczynek - wyjaśnił - zaoszczędzimy
pracy kolegom z laboratorium. Nie będą musieli głowić się nad identyfikacją odci-
sków palców osób, które przypuszczalnie nie miały ze zbrodnią nic wspólnego -
dodał, po czym oświadczył, Ŝe udaje się do laboratorium policyjnego.
Brigitte wraz z resztą rodziny pozostała w jadalni, by odpowiadać na pytania gości.
Detektyw Fuzz pojawił się z powrotem dopiero pod koniec lunchu, by poinformować
zebranych, Ŝe tak jak przypuszczał, kulę, którą wyjęto z ciała ofiary, wystrzelono z
pistoletu będącego własnością Marguerite Dumont. Choć oficjalny raport z sekcji
zwłok nie został jeszcze ogłoszony, koroner powiedział mu w sekrecie, Ŝe denat zmarł
na skutek postrzału w klatkę piersiową z bliskiej odległości. Siniaki i opuchlizna na
twarzy powstały na dobrych parę godzin przed śmiercią.
Goście uzyskali teŜ informację, Ŝe testy batalistyczne wykazały, Ŝe morderca był
prawdopodobnie tego samego wzrostu co ofiara.
- A więc uwaŜa pan, Ŝe był to męŜczyzna? - dopytywali się detektywi amatorzy.
- No cóŜ - odchrząknął Fuzz. - O ile mi wiadomo, pan Langton liczył około metra
siedemdziesięciu pięciu centymetrów. Tyle samo, co średniego wzrostu kobieta w
pantoflach na wysokim obcasie. Na przykład pani, Cukiereczku - odwrócił się do
Brigitte. - Jest pani średniego wzrostu, prawda?
- Nie mierzyłam się ostatnio - odparła Brigitte. -A moŜe pan chciałby mnie zmierzyć?
- spytała, uśmiechając się zalotnie.
Charlie zacisnął zęby. Nigdy dotąd nie zdarzyło się, Ŝeby Fantasy Fuzz stracił
koncept. Ale do tej pory sławny detektyw nie miał do czynienia z Brigitte Dumont.
- Jakieś metr sześćdziesiąt pięć, co? - zauwaŜył głośno. Brigitte zmarszczyła brwi. Jak
on śmiał patrzeć na nią
w ten sposób! I to w obecności tych wszystkich ludzi. JuŜ ona mu pokaŜe!
- Wiesz, Fuzz, lubię facetów, którzy zwracają uwagę na szczegóły - odpowiedziała,
przysuwając się bliŜej.
- To mój zawód, Cukiereczku. Skrzywienie zawodowe.
- Gdyby nie mój stan, ryknęłabym sobie czegoś mocniejszego - westchnęła Janet,
sięgając po puszkę coli.
- Co za dzień! Nawet zagorzały abstynent nie odmówiłby sobie drinka po tym, co
dzisiaj przeszłyśmy - zgodziła się z bratową Brigitte, łykając dwie aspiryny.
Siedziały w przytulnym salonie Stephena i Janet, gdzie skryły się przed natrętnymi
detektywami amatorami.
- Nasi goście traktują tę zabawę bardzo serio - zauwaŜyła Brigitte.
- I to jak! - przytaknęła Janet. - Mam juŜ serdecznie dosyć tych wszystkich pytań.
Kiedy jeden z nich po raz setny zapytał mnie, co stało się Stephenowi w rękę, oświad-
czyłam, Ŝe w kłótni uderzyłam go wałkiem do ciasta.
- PowaŜnie? - Brigitte roześmiała się.
Naprawdę - zapewniła Janet. - A najlepsze w tym wszystkim, Ŝe on mi chyba
uwierzył. Pewnie myśli, Ŝe odkrył bardzo waŜny motyw.
- To jeszcze nic - oznajmiła Brigitte. - Wyobraź sobie, Ŝe wczoraj wieczorem w barze
jeden z tych wścibskich gości próbował mnie upić, Ŝeby wyciągnąć jakieś informacje.
Miał czelność pytać, czy przypadkiem Vincent i ja nie mieliśmy jakichś... hm,
szczególnych upodobań seksualnych. Na szczęście udało mi się uciec, nim posunął się
za daleko.
- Chwilami to przestaje być śmieszne. - Janet westchnęła. - Trzy osoby pytały mnie,
ile mam wzrostu. A właśnie, czy ty nosisz czerwone koronkowe majteczki?
- Więc ciebie równieŜ o to pytali?
- Wygląda na to, Ŝe Angie powiedziała naszym detektywom, iŜ ścieląc łóŜko w
pokoju nieszczęsnego Vincenta, znalazła czerwone majteczki. Skoro nie są twoje, to
znaczy, Ŝe nasz Vinnie nie był grzecznym chłopcem.
- Był wstrętnym draniem - burknęła Brigitte, popijając wino. - Dziewczynki świetnie
się dziś rano spisały, nie sądzisz?
- O tak! - zgodziła się jej bratowa. - Przypadkiem słyszałam, jak Nicole opowiadała o
wszystkim jednej ze swoich przyjaciółek. Była w siódmym niebie, a kiedy jeszcze
sam wielki C.H.Battle objął ją ramieniem, o mało nie zemdlała. To jej słowa.
- Klasyczny przypadek szczenięcego zauroczenia.
- Skoro mowa o C.H.Battle'u... - zaczęła Janet.
- Nie wiedziałam, Ŝe rozmawiamy o Battle'u - przerwała jej Brigitte. - Przysięgłabym,
Ŝ
e mówiłyśmy o tym, co Nicole opowiadała przyjaciółce.
- Jest wspaniały jako Fuzz - nie dawała za wygraną Janet. - Publiczność go uwielbia.
- To zrozumiałe. Bilety wcale nie były takie tanie.
- Daj spokój, Brigitte - Ŝachnęła się jej bratowa. - MoŜesz być ze mną szczera.
Jesteśmy tu same. Wiem, Ŝe coś was łączy.
- Akurat!
- Nie jestem ślepa. Widziałam, jak on na ciebie patrzy.
- Spojrzenia to jego specjalność. Nie czytałaś artykułu Donny?
- Ale tylko na ciebie tak patrzy - zauwaŜyła Janet. - Tamtego wieczoru, gdy tańczyłaś
z ojcem, wprost poŜerał cię wzrokiem.
- Kiedy tańczyłam?
- No wiesz, na wieczorze rodzinnym. Stephen teŜ to zauwaŜył.
- Stephen ma kompleks starszego brata. Zawsze podejrzewał wszystkich męŜczyzn,
którzy się koło mnie kręcili, Ŝe mają jakieś nieczyste zamiary.
- Nikt nie mówi o zamiarach! Ale gołym okiem widać, Ŝe mu się podobasz.
Brigitte odstawiła pusty kieliszek.
- Naprawdę?
- No jasne! - zapewniła ją bratowa. - To musi być okropne, kiedy masz ochotę poznać
kogoś bliŜej, a cała rodzinka bacznie cię obserwuje - dodała współczująco. Brigitte
westchnęła.
- Nie wiem, co się ze mną dzieje, Janet. To takie skomplikowane. Chyba się
zakochałam, a on jest taki... taki dziwny.
- Dziwny? - Janet popatrzyła na szwagierkę zaskoczona. Brigitte opowiedziała jej całą
historię.
- Sama widzisz, Ŝe to tak, jakbym znała dwie róŜne osoby - zakończyła cicho. -
Czułego, delikatnego męŜczyznę, w którym się zakochałam i niegrzecznego gbura,
który mnie nie cierpi.
- Nie mogę w to uwierzyć. - Janet z niedowierzaniem pokręciła głową.
- PrzecieŜ sama widziałaś, jak on mnie traktuje. Raz jest...
- Nie mówię o Charliem - przerwała szwagierce Janet. - Miałam na myśli ciebie.
- Mnie?
- Kiedy wyszłam za Stephena i zamieszkałam w hotelu Dumont, wydawałaś mi się
szalenie pewną siebie osobą.
- Ja?
Janet przytaknęła.
- Jesteś ładna, zgrabna, pełna Ŝycia, otoczona tłumem wielbicieli - ciągnęła Janet - Nie
wiedziałam, czy będę potrafiła cię polubić, ale jesteś taka miła, Ŝe lubiłabym cię,
nawet gdybyś nie była siostrą Stephena - dodała.
- A teraz trudno ci uwierzyć, Ŝe ten chodzący ideał moŜe mieć jakieś problemy z
męŜczyznami?
- Trudno - przytaknęła Janet. - Choć widzę, Ŝe ta historia mocno ci dopiekła.
- A więc okazuje się, Ŝe nawet ideał nie jest wolny od trosk. - Brigitte zaśmiała się. -
Coś takiego!
- Nie chciałam cię zranić. - Janet popatrzyła na nią przepraszająco. - Jeśli słuchałaś
mnie uwaŜnie, powinnaś wiedzieć, Ŝe ja tylko nie spodziewałam się, Ŝe będę kochać
cię jak siostrę. A tak właśnie jest, Brigitte. I bardzo się o ciebie martwię.
Brigitte westchnęła.
- Wiesz, zawsze zastanawiałam się, dlaczego jesteś wobec mnie taka nieufna.
- Robisz wraŜenie bardzo pewnej siebie osoby. Chyba trochę się ciebie obawiałam -
wyznała Janet. -1 wiesz, co myślę, Brigitte? Charlie jest pewnie nieśmiały. MoŜe on
teŜ się ciebie trochę boi.
- Charlie? Nieśmiały?! - Brigitte popatrzyła na bratową zaskoczona. - Mówię ci, ten
facet to skała. Przypuszczasz, Ŝe się mnie obawia. AleŜ on ma nade mną ogromną
przewagę!
- Nie o to chodzi. Podejrzewam, Ŝe on lęka się zaangaŜować.
Brigitte zmarszczyła brwi.
- Ale dlaczego?
- Na Boga, Brigitte! - zniecierpliwiła się Janet. - Czy ty naprawdę tego nie widzisz?
Popatrz na swego ojca. Na całą rodzinę Dumontów. Czy moŜesz mu się dziwić, Ŝe
czuje się onieśmielony?
Brigitte zamyśliła się.
- A więc niech i tak będzie - stwierdziła po chwili. - Zastanówmy się jeszcze raz. Jest
nieśmiały. A moŜe ma juŜ kogoś i dlatego wolałby się ze mną nie wiązać? Po trzecie,
mógł dojść do wniosku, Ŝe nie podoba mu się moja fryzura lub coś w tym rodzaju.
- Wygląda na to, Ŝe teraz ty powinnaś zadać naszemu detektywowi parę pytań -
podsumowała Janet.
Brigitte ze smutkiem potrząsnęła głową.
- Myślisz, Ŝe nie próbowałam?
- I co?
- Tak na mnie spojrzał, Ŝe stchórzyłam. Chyba przestraszyłam się tego, co mogłabym
usłyszeć.
- Zastanów się, Brigitte. Czy moŜe być coś gorszego od niepewności?
- Hm... - Brigitte zamyśliła się. - Mogłoby okazać się, na przykład, Ŝe jest
nieuleczalnie chory.
- Musisz się dowiedzieć - upierała się Janet Brigitte obrzuciła ją uwaŜnym
spojrzeniem.
- Wiesz co, Janet, nie byłam zachwycona, kiedy Stephen oŜenił się z tobą - wyznała
cicho. - Wkrótce jednak przekonałam się, Ŝe jesteś dla niego bardzo dobra i przeba-
czyłam ci, Ŝe zabrałaś mi brata. Teraz zaś naprawdę się cieszę, Ŝe tak się stało,
poniewaŜ dla mnie równieŜ jesteś bardzo dobra.
- Mam wraŜenie, Ŝe jesteśmy siostrami.
- Jak to wraŜenie? - Brigitte Ŝartobliwie pogroziła Janet palcem.
W tej samej chwili drzwi otworzyły się i do salonu wkroczył Stephen Dumont w
towarzystwie Charliego Battle'a.
- A! Więc tu się ukrywacie! - zawołał Stephen, spoglądając na Ŝonę i siostrę. -
Zniknęłyście tak nagle. Charlie chciałby zamienić z wami parę słów.
- Myślałam, Ŝe do jutra rana mamy wolne - poskarŜyła się Janet. - O ile pamiętam,
druŜyny miały dziś wieczór naradzić się nad rozwiązaniem.
- No właśnie, trzeba dać im nowy temat do rozmyślań - wyjaśnił Charlie. Popatrzył na
Brigitte. - Czas, by wkroczył do akcji nasz Cukiereczek.
Brigitte popatrzyła na niego zaskoczona.
- Pewnie chciałby pan naradzić się z Brigitte sam na sam - domyśliła się Janet -
MoŜecie skorzystać z naszego salonu. Mamy jeszcze do załatwienia parę spraw w
sklepiku, prawda Stephen? - Delikatnie popchnęła męŜa w stronę drzwi.
- AleŜ, Janet! - zaprotestował Stephen. - Ta rozmowa nas równieŜ dotyczy.
- Owszem - przytaknął Battle. - Wyznanie, jakie uczyni Brigitte, będzie dotyczyło
jednego z was. To powinno zbić z tropu naszych detektywów amatorów. Oczywiście,
pod warunkiem, Ŝe Brigitte będzie dostatecznie przekonywająca.
- Do tej pory spisywała się bez zarzutu - pochwalił siostrę Stephen.
- O tak! - zgodził się Charlie. - Brigitte jest urodzoną aktorką, prawda, Cukiereczku?
Brigitte rzuciła mu pełne urazy spojrzenie.
- Staram się - burknęła.
- A więc - klasnęła w ręce Janet - czego się panowie napiją? Kieliszek brandy?
A moŜe by tak kieliszek cykuty? - pomyślała Brigitte. MęŜczyźni przecząco pokręcili
głowami.
- Wracamy właśnie z baru - wyjaśnił Stephen. - Charlie przesłuchiwał mnie w sprawie
tego wypadku z ręką. Ci nasi goście mają doprawdy niesamowite pomysły. Skąd im
przyszło do głowy, Ŝe Janet mogła uderzyć mnie wałkiem do ciasta?
- Ach, ci detektywi! A więc - Janet przeniosła wzrok na Charliego - jaki mamy
program wieczoru?
- Mam zamiar zadać naszemu Cukiereczkowi bardzo intymne pytanie - oznajmił z
tajemniczą miną Charlie.
- CzyŜby chodziło o słynne koronkowe majteczki? - podsunęła Brigitte.
MęŜczyzna popatrzył na nią zaskoczony.
- A więc juŜ cię o to pytali? Brigitte potakująco kiwnęła głową.
- To świetnie!
- Czy mógłbyś powiedzieć mi, co mam odpowiadać? Chciałabym jak najszybciej
mieć to za sobą.
Charlie przystąpił do objaśnień.
- To wszystko? - spytała chłodno, kiedy przerwał. MęŜczyzna zmierzył ją
spojrzeniem. Usta wykrzywił
mu złośliwy uśmieszek.
- A na koniec - zaczął wolno - na koniec Cukiereczek pocałuje detektywa.
ROZDZIAŁ
10
- Cu-kie-re-czek! Fan-ta-sy! - skandowali uczestnicy weekendu z zagadką.
Brigitte zmarszczyła brwi. Była zdenerwowana, chociaŜ juŜ wiele razy występowała
przed publicznością.
- Chciałbym zadać pani kilka pytań. Dotyczą one pewnego słodkiego drobiazgu, który
znaleziono na miejscu zbrodni - zaczął Charlie, wcielając się w rolę swego Fantasy
Fuzza.
Brigitte zmusiła się do uśmiechu.
- CzyŜby miał pan na myśli ten element damskiej garderoby, o którym nie powinno
się wspominać w obecności osób trzecich, detektywie Fuzz? - zapytała, przybierając
pozę charakterystyczną dla postaci Cukiereczka.
- Czy to pani własność, Cukiereczku? - Detektyw wyjął z kieszeni kurtki plastikową
torebkę.
Brigitte Cukiereczek zatrzepotała rzęsami.
- Nigdy nie rozmawiam o... takich rzeczach z męŜczyzną.
- Są czerwone, Cukiereczku. Czerwone, koronkowe majteczki.
- A fe, detektywie!
- ZałoŜę się, Ŝe dobrze pani w tym kolorze.
- Wolę siebie bez Ŝadnych ozdób. - Słowom tym towarzyszyło znaczące mrugniecie.
MęŜczyzna czubkiem języka zwilŜył zaschnięte wargi.
- O tym porozmawiamy później. Nie odbiegajmy od tematu.
- Och, Fantasy! - zagruchała Brigitte, przysuwając się bliŜej. - Rozmowy są takie
nuuudne.
- Przykro mi, Cukiereczku, ale tę musimy przeprowadzić do końca. - W głosie
męŜczyzny pojawiła się stanowcza nutka. - A więc, czy te... majteczki są pani
własnością? - Fantasy Fuzz wyjął czerwone damskie majteczki.
Przez krótką chwilę Brigitte Cukiereczek patrzyła na męŜczyznę szeroko otwartymi z
przeraŜenia błękitnymi oczami. Nerwowo rozejrzała się po sali, jakby szukała pomocy
u publiczności.
- A więc, Cukiereczku? - powtórzył detektyw. - Czekam na odpowiedź.
- Czy... czy znalazł je pan w pokoju... w pokoju Vin-centa?
- Dokładnie w łóŜku pani narzeczonego.
- Owszem - stwierdziła krótko, sięgając po majteczki. - Są moje.
MęŜczyzna gwałtownie cofnął rękę.
- Nie tak szybko, Cukiereczku - uśmiechnął się. - Nie sądzę, aby to był pani rozmiar.
- Oczywiście, Ŝe mój - upierała się Brigitte. - Chyba nie sądzi pan, Ŝe bielizna
znaleziona w łóŜku mojego narzeczonego mogłaby naleŜeć do innej kobiety.
- A gdzie kupiła pani te majteczki?
- Tam, gdzie zawsze kupuję moją bieliznę - odpowiedziała Brigitte, podchodząc do
męŜczyzny. - Jest taki mały butik. Nazywają go „Rajem grzechu".
Charlie zmuszony był poczekać z kolejną kwestią, aŜ umilkną oklaski.
- „Raj grzechu"? To bardzo... interesujące. Jak pani myśli, czy sprzedają tam bieliznę
dla kobiet w ciąŜy?
- Bieliznę dla kobiet w ciąŜy? Z czerwonej koronki? Pan chyba Ŝartuje. - Brigitte
roześmiała się z przymusem.
- Wobec tego proszę przeczytać ten napis na metce - męŜczyzna podsunął jej
majteczki. - „La Sexy Mama". Ekskluzywna firma produkująca bieliznę dla kobiet,
które mimo swego stanu chcą być atrakcyjne.
- Nigdy nie czytam napisów na metkach. Patrzę jedynie, czy koronka jest
wystarczająco przejrzysta - szepnęła Brigitte, kładąc dłoń na ramieniu detektywa.
- Te majteczki pochodzą z kompletu. Co pani na to? Brigitte obojętnie wzruszyła
ramionami.
- Pewnie właściciel postanowił sprzedawać obie części oddzielnie.
- MoŜliwe... zakładając, Ŝe te majteczki rzeczywiście są pani własnością.
- Oczywiście, Ŝe są.
- Nie sądzę, Cukiereczku.
- Dlaczego miałabym kłamać? MęŜczyzna obrzucił ją uwaŜnym spojrzeniem.
- MoŜe czuje się pani zaŜenowana, Ŝe pani narzeczony spotykał się z inną kobietą.
- Jest pan bardzo... pomysłowy, detektywie. - Brigitte bliŜej przysunęła się do
męŜczyzny.
- A moŜe chce pani uchronić kogoś przed podejrzeniami?
Brigitte szeroko otworzyła błękitne oczy.
- Uchronić przed podejrzeniami? Dlaczego miałabym chronić kogoś, z kim, jak pan
twierdzi, zdradzał mnie mój narzeczony?
- MoŜe dlatego, Ŝe zamieszany jest w tę sprawę ktoś bardzo pani bliski. Ktoś, kogo
pani kocha i podejrzewa, Ŝe byłby zdolny zamordować Vincenta Langtona.
- To nie w moim stylu! Nie jestem aŜ tak szlachetna.
- A jaka pani jest? - Charlie obrzucił ją uwaŜnym spojrzeniem.
- Słodka i bardzo, bardzo pociągająca - szepnęła Brigitte Cukiereczek, otaczając
ramionami szyję Fantasy Fuz-za. - Jestem pewna, Ŝe pan to zauwaŜył. Jest pan
przecieŜ detektywem.
- Owszem - przytaknął Fuzz, pochylając się do jej ust
- A czy zauwaŜył pan teŜ, Ŝe mam usta wprost stworzone do całowania? - Brigitte
uniosła lekko głowę. Patrzyła prosto w ciemne oczy męŜczyzny.
- Czy ta odpowiedź panią zadowala? - szepnął Fuzz i pocałował kuszące, czerwone
wargi.
Nie potrafił pozostać obojętny wobec kobiety, której kaŜdy uśmiech, spojrzenie i gest
pobudzały jego zmysły. Jak mógł być taki głupi i przypuszczać, Ŝe nie poruszy go ten
pocałunek? Poczuł, jak wargi Brigitte rozchylają się, zapraszając go do środka.
Brigitte mocniej przywarła do szerokiej, muskularnej piersi. Widownia gromkimi
brawami nagrodziła aktorów. Charlie rozluźnił uścisk, ale nie wypuszczał Brigitte z
ramion. Była mu za to głęboko wdzięczna. Nie wiedziała, czy zdołałaby utrzymać się
na nogach o własnych siłach. Ciekawe, czy on to wyczuł, pomyślała. Wewnętrzny
głos szeptał jej nagląco: powiedz coś, Brigitte, powiedz coś! Minęła jednak dobra
chwila, nim udało jej się wydusić:
- Och, Fantasy!
Oświetlający scenę reflektor przesunął się na widownię. Dopiero teraz Brigitte
uświadomiła sobie, gdzie się znajduje. Zawstydzona, korzystając z ciemności,
pośpiesznie opuściła scenę. Przez wyjście słuŜbowe przedostała się na pusty o tej
porze korytarz. Winda zawiozła ją na górę, do jej własnego apartamentu.
Kiedy zapaliły się światła, Charlie ze zdumieniem rozejrzał się po sali. Gdzie, u licha,
podziała się Brigitte? Nie zauwaŜył nawet, kiedy wyszła. Jeszcze przed chwilą trzy-
mał ją w ramionach, a teraz stał tu zupełnie sam. Przy stoliku czekali na niego
Stephen i Janet.
- Chciałbym zamienić z tobą parę słów, Battle -oświadczył Stephen, biorąc Charliego
pod ramię i popychając w stronę wyjścia. Janet pośpieszyła za nimi, zapewniając po
drodze detektywów amatorów, Ŝe za chwilę ona i jej mąŜ będą do ich dyspozycji.
- Jeden z prawników myśli, Ŝe postanowiłeś przyznać się do winy - poinformowała
męŜa, kiedy znaleźli się za drzwiami. - Zaproponował, Ŝe będzie cię bronił.
- Nie zawracaj mi teraz głowy - odburknął Stephen, odwracając się do Charliego. -
Gdyby nie to, Ŝe jesteś naszym gościem, Battle, a ci ludzie zapłacili grube pieniądze,
aby oglądać cię w akcji, wyrzuciłbym cię stąd na zbity pysk.
Charlie popatrzył na niego zaskoczony.
- Nie bardzo rozumiem.
- Nie udawaj durnia, Battle - warknął Stephen. - Chodzi o moją siostrę.
- O Brigitte? - Charlie westchnął. Pośpiech, z jakim
Brigitte opuściła scenę, nie umknął uwagi jej rodziny. Był jak przyznanie się do winy.
- Nie wiem, o co w tym wszystkim dokładnie chodzi, ale nie jestem ślepy - zŜymał się
Stephen. - Nic nie mówiłem, bo uwaŜałem, Ŝe Brigitte jest wystarczająco dorosła, by
decydować o swoim Ŝyciu. Ale teŜ nigdy przedtem nie widziałem jej w takim stanie.
A więc, Battle, oczekuję, Ŝe powie mi pan, co tu się, u Ucha, dzieje?
- Stephen! - cicho wtrąciła Janet, kładąc dłoń na ramieniu męŜa. - Ktoś powinien
pójść do Brigitte.
- Idź sama. Zaraz do ciebie dołączę.
- Powiedziałam gościom, Ŝe za chwilę wrócimy - przypomniała mu Ŝona. - Niech
idzie Charlie.
- On? - zdziwił się Stephen. - PrzecieŜ to z jego powodu Brigitte...
- Właśnie dlatego - przerwała męŜowi Janet. - Oczywiście, jeśli zaleŜy mu, by to
naprawić.
Charlie potakująco skinął głową.
- Chciałbym z nią porozmawiać.
Stephen zmierzył go groźnym spojrzeniem, ale Janet juŜ wyjaśniała Charliemu, jak
trafić do apartamentu zajmowanego przez Brigitte Dumont.
- Jeśli ją skrzywdzisz... - zaczął ostrzegawczo Stephen.
- Nie skrzywdzę jej - obiecał Charlie. Choć nie miał pewności, czy ta rozmowa coś
wyjaśni, wiedział, Ŝe musi spróbować porozmawiać z Brigitte.
Kiedy w chwilę później Brigitte uchyliła drzwi, Charlie odniósł wraŜenie, jakby
chciała mu je zatrzasnąć przed nosem. Jednak chyba zmieniła zamiar, poniewaŜ
gestem zaprosiła go do środka. Miała na sobie tę samą suknię, w której wystąpiła
przed publicznością. Czarny, połyskliwy materiał ciasno opinał zgrabną sylwetkę.
Charlie z ulgą zauwaŜył, Ŝe na policzkach nie było śladu łez.
Brigitte wróciła na kanapę, Charlie zaś przysiadł na stojącym obok krześle.
Zatroskanym spojrzeniem obrzucił smutną twarz kobiety. Męczyło go poczucie winy.
- Chcę tylko wiedzieć, dlaczego - odezwała się Brigitte głucho brzmiącym głosem.
- Dlaczego co?
- Nie jestem dzieckiem, Charlie. Przez ten hotel przewija się mnóstwo męŜczyzn.
Wiem, Ŝe jestem atrakcyjna i wielu z nich próbuje mnie podrywać - urwała i
odwróciła wzrok. Przez dłuŜszą chwilę przyglądała się swoim dłoniom. Charlie chciał
jej jakoś pomóc, ale nie bardzo wiedział, co ma robić. Zastanawiał się, jak by
zareagowała, gdyby teraz podszedł do niej, otoczył ramionami i... No właśnie. Nawet
Fuzz nie potrafiłby wybrnąć z takiej sytuacji, pomyślał.
Brigitte odchrząknęła.
- Czasami spotykam męŜczyzn, których chciałabym poznać bliŜej, ale oni po paru
tygodniach wracają do swoich miast. Czasem telefonują lub piszą listy. Niektórzy
nawet wracają. - Na jej twarzy pojawił się blady uśmiech. - Inni obiecują, Ŝe napiszą
lub zadzwonią, choć nigdy nie dotrzymują słowa. Ale nigdy, nigdy przedtem nie
zdarzyło się, Ŝeby ktoś umyślnie zranił moje uczucia.
Zranił jej uczucia?! Charlie popatrzył na nią zaskoczony, a jednocześnie zawstydzony.
Czuł się winny, poniewaŜ takie właśnie były jego zamiary. Chciał ją zranić, aby zem-
ś
cić się za zdradę, której dopuściła się, odkrywając przed światem jego sekrety.
Jednak nawet w najśmielszych marzeniach nie przypuszczał, Ŝe moŜe mu się to udać.
Nie zdawał sobie sprawy z władzy, jaką miał nad tą piękną i pewną siebie kobietą.
- Brigitte...
- Wiem, Ŝe jest w tym równieŜ i moja wina - przerwała mu Brigitte. - Ubzdurałam
sobie, Ŝe te wspólnie spędzone chwile są dla ciebie równie waŜne jak dla mnie.
- I są.
- Rozumiem, Ŝe wyjeŜdŜając chciałeś podziękować mi i dlatego zostawiłeś tamten
rysunek - ciągnęła - ale dlaczego przysłałeś mi kolejny?! Czy taką przyjemność spra-
wia ci dręczenie mnie?
- A nie przyszło ci do głowy, Ŝe ja równieŜ mogłem poczuć się dotknięty? - spytał
Charlie.
- Ty? Dotknięty? Czym? - Brigitte popatrzyła na niego zdumiona.
- Myślałem, Ŝe to, co zaszło między nami wtedy... Coś takiego nie zdarza się
codziennie. Nie mogłem doczekać się, kiedy znowu cię zobaczę i wtedy właśnie
przeczytałem ten artykuł w ..Contemporary Canada".
- ..Contemporary Canada"? Chodzi ci o artykuł Donny?
- Owszem - przytaknął chłodno męŜczyzna. - Ten sam, w którym oceniłaś nasz
pocałunek na siedem w skali Richtera.
- I dlatego tak się zachowywałeś? Dlatego traktowałeś mnie jak powietrze? Z powodu
jakiegoś głupiego artykułu?
- Brigitte z niedowierzaniem pokręciła głową.
- Dla mnie nie był głupi - zaprotestował męŜczyzna.
- Wy, Dumontowie, jesteście moŜe przyzwyczajeni, Ŝe piszą o was w gazetach, ale ja
nie. Zaufałem ci, poniewaŜ... do licha, poniewaŜ ci zaufałem. Polubiłem cię, a ty... Ty
płaczesz?
- Tak! Masz rację! Płaczę! - wybuchnęła Brigitte, rozmazując łzy na policzkach. - Ale
nie myśl, Ŝe płaczę dlatego, Ŝe mnie to zabolało. Płaczę ze złości, panie C.H.Battle.
- Jesteś na mnie zła?
- Jak śmiałeś! - Poderwała się z kanapy. - Jak mogłeś przypuszczać, Ŝe po tym, co
zaszło między nami, pobiegłam do Donny i opowiedziałam jej wszystko, Ŝeby miała
czym okrasić swój wstrętny artykuł?! Jak śmiesz traktować mnie w ten sposób!
- Byłaś jedyną osobą, której powiedziałem, Ŝe nie umiem tańczyć - bronił się
męŜczyzna.
- Tak, ale nie mówiłeś, Ŝe to tajemnica.
- śartowałaś na temat naszego pocałunku!
- Nie bądź śmieszny! - Ŝachnęła się Brigitte. - A poza tym, to Donna tak
powiedziała, a ja... ja tylko nie zaprzeczyłam. A co, wolałbyś, Ŝebym skłamała?
Większość męŜczyzn byłaby dumna z takiej oceny.
- Nie jestem większością męŜczyzn.
- Nie, ale nie zapominaj, Ŝe jesteś sławny. To o tobie był ten artykuł.
- To, co zaszło między nami, powinno pozostać naszą prywatną sprawą, a ty
wygadałaś się jakiejś reporterce.
- To wcale tak nie było! - zaperzyła się Brigitte. - Donna stwierdziła, Ŝe zrobiłeś na
niej wraŜenie samotnika, a ja wspomniałam, Ŝe nie umiesz tańczyć. Zresztą,
rozmawiałam z przyjaciółką, a nie reporterką. Skąd mogłam wiedzieć, Ŝe wykorzysta
to w artykule. A poza tym, nie rozumiem, o co się pieklisz. PrzecieŜ to ty właśnie
zaaranŜowałeś przed Donną tamto przedstawienie! - wypaliła.
- Tylko cię pocałowałem.
- To tak, jakbyś twierdził, Ŝe King Kong to tylko małpka.
- Do niczego cię nie zmuszałem.
- No nie! Wypraszam sobie te insynuacje!
Zamilkli. Brigitte z powrotem opadła na kanapę. Opuściła głowę. Gwałtownie
zamrugała powiekami, by powstrzymać napływające jej do oczu łzy. Na próŜno.
- Czy wiesz, Ŝe to naprawdę boli, Charlie? - odezwała się cicho. - Czy uwaŜasz, Ŝe
tylko dlatego, iŜ noszę nazwisko Dumont, nie jestem zdolna do prawdziwych uczuć?
Powinnam była się tego domyślić. Nie ty pierwszy tak mnie oceniłeś. To tak, jakbyś
zakładał, Ŝe przez cały czas udawałam.
Charlie zerknął ukradkiem na twarz kobiety skulonej w rogu kanapy. Płakała.
- To nie jest tak - zaprzeczył.
- Właśnie, Ŝe jest. - Brigitte energicznym ruchem otarła łzy. - Dokładnie to samo
usłyszałam dziś od mojej bratowej. Myślała, Ŝe jestem tak opanowana i pewna siebie,
Ŝ
e nikt nie jest w stanie mnie zranić.
- Nigdy nie chciałem...
- Ale bardzo szybko uwierzyłeś, Ŝe mogłabym być tak próŜna, by wypaplać wszystko
Donnie. Czy myślisz, Ŝe ja marzę o rozgłosie?
- Nie, wcale tak nie uwaŜam, tylko... To wszystko jest dla mnie takie nowe - plątał się
Charlie. - Widzisz, zawsze byłem bardzo nieufny i ostroŜny. Bałem się ci zaufać.
- Bałeś się mi zaufać? - Brigitte nie kryła swego zaskoczenia. - Czy dlatego, Ŝe
nazywam się Dumont?
- To wszystko stało się tak nagle. Miałem wraŜenie, Ŝe ziemia usuwa mi się spod nóg.
- Nie ty jeden - gorzko wtrąciła Brigitte. Charlie obrzucił ją zdumionym spojrzeniem.
- Przepraszam - szepnął. - Tak bardzo się bałem, Brigitte. Zaufałem ci, a potem...
potem przeczytałem ten artykuł.
Charlie przysiadł na brzegu kanapy. Tak bardzo chciał jej pomóc.
- Niewiele wiem o kobietach, Brigitte - zaczął. - Brak mi doświadczenia. Naprawdę
nie chciałem cię zranić. Lękałem się i nadal lękam tego, co do ciebie czuję.
Z piersi kobiety wyrwało się pełne Ŝalu westchnienie.
- Proszę cię, nie płacz.
Brigitte Ŝałośnie pociągnęła nosem.
- Widzę, Ŝe naprawdę niewiele wiesz o kobietach, Charlie.
MęŜczyzna skinął głową.
- Ostatnią rzeczą, jakiej oczekuje kobieta, kiedy płacze, to usłyszeć, by przestała.
MęŜczyzna zmarszczył brwi.
- Och Charlie, Charlie! - Na zapłakanej twarzyczce Brigitte pojawił się blady
uśmiech. - Czy nie uwaŜasz, Ŝe pocałunek byłby o wiele bardziej skutecznym
rozwiązaniem?
ROZDZIAŁ
11
Charlie trzymał Brigitte tak blisko, Ŝe prawie nie mogła oddychać. Całował ją,
szepcząc pełne czułości miłosne zaklęcia. Pragnął wynagrodzić Brigitte wszystkie
chwile zwątpień i cierpienia. Mocno tulił ją do piersi, jakby w obawie, Ŝe odwróci się
i odejdzie. Na wargach czuł słony smak łez.
- Nie mogłem przestać o tobie myśleć - wyznał. - Nie byłem nawet w stanie pracować.
Czy wiesz, Ŝe wszystkie Cukiereczki z moich historii miały twoje rysy? Przepraszam,
Ŝ
e sprawiłem ci ból. Byłem w błędzie. Teraz to rozumiem.
- Wystarczy - przerwała mu Brigitte. - JuŜ dosyć powiedziałeś, Charlie. Wszystko, co
naleŜało. Teraz czas przejść do czynów.
MęŜczyzna szeroko otwartymi oczami patrzył na wzniesioną ku niemu twarz. Pragnął
jej tak bardzo! Brigitte odwróciła się plecami.
- Rozepnij mi sukienkę, Charlie - poprosiła, zerkając przez ramię.
Charlie z niecierpliwością rozsunął zamek. Ukazały się gładkie plecy i szczupłe
ramiona. Brigitte podniosła się z kanapy i wolno ruszyła przez pokój. Gestem
nakazała, by szedł za nią. Weszli do sypialni. Brigitte zatrzymała się przy łóŜku.
Charlie był tuŜ za nią. Tak blisko, Ŝe słyszał jej przyspieszony oddech. Brigitte
czekała.
MęŜczyzna przyglądał jej się pełnym zachwytu wzrokiem. Skóra kobiety była koloru
kości słoniowej i jeszcze nim jej dotknął, wiedział, Ŝe będzie aksamitnie gładka i
miękka.
- Chcę cię pieścić całą - szepnął drŜącym z podniecenia głosem.
- Byłabym rozczarowana, gdybyś tego nie zrobił - odpowiedziała Brigitte,
uśmiechając się zalotnie.
Charlie wolno uniósł dłonie i połoŜył je na nagich ramionach kobiety. Brigitte
wypręŜyła się. Jeden ruch wystarczył, by suknia opadła na podłogę. ZaróŜowione
policzki, pełne, wilgotne usta, błyszczące oczy nie pozostawiały wątpliwości. Brigitte
pragnęła go. śaden męŜczyzna nie powinien oglądać kobiety w takim stanie, jeśli nie
zamierza się z nią kochać, pomyślał Charlie. To zbyt niedyskretne.
Brigitte drŜącymi palcami sięgnęła do guzików koszuli Charliego. Przysunęła się
bliŜej i przytuliła policzek do gorącej skóry. Westchnęła cicho. Nigdy przedtem nie
czuła się tak dobrze, tak bezpiecznie. Gwałtownym ruchem zsunęła z ramion
męŜczyzny rozpiętą koszulę. Charlie pomógł jej, uwalniając ręce z rękawów. Poczuł
na nagiej skórze dotyk pełnych piersi. Wolno pochylił się do ust Brigitte.
NaleŜała do niego. Choć było oczywiste, Ŝe swoim postępowaniem wyrządził jej
krzywdę, nie chowała urazy. Jej szczerość i oddanie wzruszyły go do głębi.
Pośpiesznie zrzucił buty i pozbył się reszty ubrania. Nagi odwrócił się do Brigitte.
Siedziała na brzegu łóŜka, wolno zsuwając z nóg cienkie pończochy. Charlie
przyglądał się jej oczarowany. Brigitte zauwaŜyła to spojrzenie. Podniosła się i
zbliŜyła do męŜczyzny.
- Kocham cię, wiesz? - szepnęła, biorąc jego twarz w dłonie.
To wyznanie zaskoczyło go. Nie był na nie przygotowany i wcale nie był pewny, czy
chce i moŜe wyznać to samo. Brigitte objęła go i mocno przywarła do silnego,
muskularnego ciała. Nie potrafił juŜ dłuŜej pozostać obojętny. Nie namyślając się
długo, chwycił ją w ramiona i rzucił na łóŜko, przykrywając sobą. Prawie natychmiast
Brigitte przekręciła się na bok, uwalniając się od jego cięŜaru. LeŜała na nim,
okrywając jego twarz, szyję, ramiona namiętnymi pocałunkami. Była nienasycona.
DrŜącymi z niecierpliwości palcami szukała czegoś pod poduszką.
- WłoŜyłam ją tam dziś rano - szepnęła, wyciągając spod poduszki małą foliową
paczuszkę. - Wiedziałam, Ŝe się przyda.
Brigitte klęczała nad leŜącym. Ciemne włosy otaczały zarumienioną twarz, wargi
nabrzmiały od pocałunków, oczy błyszczały. Nie spuszczając wzroku z twarzy Char-
liego, wsunęła palce za gumkę koronkowych majteczek i jednym szybkim ruchem
pozbyła się ostatniej części garderoby.
Charlie wiedział, Ŝe nie potrafi juŜ dłuŜej czekać. Popchnął ją lekko na poduszki i
pochylił głowę do ślicznych. piersi. Delikatnymi muśnięciami języka pieścił
nabrzmiałe sutki. Brigitte zacisnęła palce na ramionach męŜczyzny. Była gotowa.
Rozsunęła uda, a on wszedł w nią powoli,
ostroŜnie. Objęła go ciasno nogami, pozwalając, by stali się jednym ciałem. Gdy
wspólnie osiągnęli ekstazę, Brigitte krzyknęła i z całych sił przywarła do Charliego.
LeŜeli spleceni ramionami, oddychając cięŜko. Brigitte wyciągnęła rękę i odgarnęła
wilgotny kosmyk z czoła męŜczyzny.
- Wszystko w porządku? - Charlie zaniepokojonym spojrzeniem obrzucił twarz
Brigitte.
- O tak!
- Jestem chyba za cięŜki, co?
- Jesteś wspaniały.
- Hm, muszę cię przeprosić. - Charlie wycofał się do łazienki.
Kiedy wrócił, Brigitte leŜała na łóŜku, oparta na łokciu. Miała na sobie skórzaną
kurtkę Charliego i swoje koronkowe majteczki.
- Wszystko w porządku? - powtórzył męŜczyzna, siadając na brzegu łóŜka.
Brigitte przekręciła się na plecy.
- Och, Fantasy!
- Byłaś w łóŜku z Charliem Battle'em - stwierdził chłodno. - Fantasy Fuzz to tylko
postać z komiksu.
Brigitte usiadła na łóŜku, zaalarmowana ostrą nutą w głosie męŜczyzny.
- Tylko Ŝartowałam.
- Chciałbym, Ŝebyś o tym pamiętała.
- Dlaczego mam wraŜenie, Ŝe nie traktujesz mnie powaŜnie? - spytała cicho.
- AleŜ traktuję cię jak najbardziej powaŜnie - zapewnił Charlie.
- Nie jestem naiwną gąską, Charlie. Nie czytuję nawet twojego komiksu. Wiem, Ŝe
Charlie Battle to nie Fantasy Fuzz, a ja kocham Charliego.
- Mówisz serio?
Brigitte przysunęła się bliŜej.
- Tak, Charlie. Obawiam się, Ŝe tak - szepnęła mu do ucha.
Charlie milczał przez dłuŜszą chwilę, nim zdołał zapytać:
- Ale dlaczego właśnie mnie?
- Nie wiem. - Brigitte uśmiechnęła się, otaczając ramionami szyję męŜczyzny. - Jesteś
przystojny, ale znam wielu przystojnych męŜczyzn... - zamyśliła się. - Nawet nie
próbowałeś mnie podrywać.
- No cóŜ, kobiety zawsze mnie onieśmielały - wyznał Charlie.
Brigitte popatrzyła na męŜczyznę przez zalotnie opuszczone rzęsy.
- Masz za to całą masę innych zalet - szepnęła, pochylając się do jego ust.
- Brigitte...
- Nic nie mów, Charlie. Nie musisz nic mówić.
Ledwie Brigitte zdąŜyła wziąć szybki prysznic i poprawić makijaŜ, a juŜ trzeba było
zejść na dół. Właśnie zaczynała się aukcja. Kiedy przekroczyła próg jadalni, prawie
natychmiast wyrosła przy niej Janet.
- Wszystko w porządku? - spytała cicho, pochylając się do ucha szwagierki.
- O tak! - Uśmiechnęła się Brigitte. - W najlepszym.
- Wiedziałam. Wystarczyło popatrzeć na Charliego, kiedy się tu zjawił. Wiedziałam.
- JuŜ tu jest? - zdziwiła się Brigitte. Janet skinęła głową.
- Odpowiada na pytania.
- A jak wam poszło?
- Tak jak zaplanowaliśmy. Wyznałam niechętnie, ze czerwone majteczki są moją
własnością, a Stephen przyznał, iŜ to on uderzył Vincenta - odparła Janet. - Wygląda
na to, Ŝe przekonałam ich. Stephen nadal jest głównym podejrzanym, choć głośno
zaprzeczył, jakoby to on zastrzelił swego najlepszego przyjaciela. Nasi detektywi
uznali za podejrzany fakt, Ŝe skłamałaś mówiąc, iŜ majteczki naleŜą do ciebie.
UwaŜają, Ŝe chcesz chronić ukochanego brata. À propos chronienia. Szkoda, Ŝe nie
widziałaś Stephena w akcji.
- Stephena? Janet przytaknęła.
- Przyparł Charliego do muru. Taka mała demonstracja braterskiej miłości. Z trudem
udało mi się zaŜegnać kłótnię.
- Wiedziałam, Ŝe musisz mieć coś wspólnego z tą niespodziewaną wizytą Charliego -
domyśliła się Brigitte.
- Podałam mu jedynie wskazówki, jak trafić do twojego apartamentu - wykręciła się
Janet. - Chciał cię przeprosić.
- I to właśnie zrobił - kiwnęła głową Brigitte, uśmiechając się tajemniczo. - A więc
mój starszy braciszek stanął dziś w obronie cnoty siostry. Mam nadzieję, Ŝe nigdy nie
dowie się, Ŝe jego starania odniosły akurat przeciwny skutek.
- Martwił się o ciebie, Brigitte. Zrób coś z tym uśmiechem.
- Czy aŜ tak to widać?
- SkądŜe! - Janet roześmiała się. - Tylko kiedy się na ciebie patrzy.
- Hm, trudno. - Brigitte wzruszyła ramionami. - C'est la vie! - Zerknęła w stronę
sceny. Fantasy Fuzz odpowiadał na rozliczne pytania. - Mam wraŜenie, Ŝe nasz
detektyw potrzebuje pomocy.
- Chyba tak - przytaknęła Janet. - A więc, zobaczymy się później.
Brigitte z trudem przecisnęła się przez otaczający Charliego tłumek. MęŜczyzna
zauwaŜył ją i powitał pytającym spojrzeniem. Brigitte uśmiechnęła się w odpowiedzi.
- Podoba mi się twoja kurtka, Fantasy - zaczęła głosem Cukiereczka. Podeszła i
połoŜyła dłoń na okrytym skórą ramieniu męŜczyzny. - Czy mogłabym ją poŜyczyć?
- Nie - burknął Charlie, oblewając się rumieńcem. Miał nadzieję, Ŝe nikt tego nie
zauwaŜył. - Jeśli jednak tak ci się podoba, powiem w sekrecie, Ŝe za chwilę zaczyna
się aukcja, na której będziesz mogła kupić sobie taką samą.
Brigitte zalotnie zatrzepotała rzęsami.
- Chyba skorzystam z okazji.
- Nie wiedziałem, Ŝe lubisz skórę, Cukiereczku.
- Lubię nosić ją na gołe ciało - szepnęła Brigitte, przysuwając się jeszcze bliŜej.
Charlie poczuł, jak robi mu się gorąco. No, no. Zanosi się na długi wieczór, Fantasy,
pomyślał.
ROZDZIAŁ
12
- Jesteśmy tu dziś, by odkryć prawdę - oznajmił Fantasy Fuzz. - Zaczniemy od ciebie,
Cukiereczku - dodał, wyciągając palec w stronę Brigitte, która wraz z resztą rodziny
siedziała na ustawionych na scenie krzesełkach.
Brigitte popatrzyła na detektywa szeroko otwartymi ze zdziwienia błękitnymi oczami.
- AleŜ Vincent był moim narzeczonym! - zaprotestowała płaczliwie. - Dlaczego
miałabym go zabić?
- Nikt nie mówi, Ŝe go zabiłaś. Próbujesz jedynie osłonić mordercę. Szczególnie, Ŝe
twoim zdaniem morderstwo było w pełni uzasadnione i usprawiedliwione.
- Chyba pan Ŝartuje! - Brigitte nie kryła oburzenia. - Kochałam Vincenta Langtona!
- I dlatego właśnie tak bardzo cierpiałaś z powodu jego zdrad, prawda, Cukiereczku?
A kiedy jeszcze okazało się, Ŝe twój narzeczony zdradzał cię z twoją własną
bratową...
Brigitte pobladła.
- To nieprawda! - zaprzeczyła drŜącym głosem, rzucając zaniepokojone spojrzenie w
stronę brata.
- Skłamałaś mówiąc, Ŝe koronkowe majteczki znalezione w łóŜku narzeczonego są
twoją własnością - ciągnął oskarŜycielsko sławny detektyw.
- Kupiłam je w butiku „Raj grzechu" w zeszłym miesiącu - broniła się Brigitte.
- Owszem, ale nie dla siebie. Kupiłaś je dla swojej bratowej, prawda, Cukiereczku?
- Nie!
- Sprzedawczyni dobrze cię zapamiętała. Pomyślała sobie, Ŝe to ładnie z twojej
strony, iŜ chcesz zrobić prezent Ŝonie Stephena. Kto mógł przypuszczać, Ŝe te same
majteczki znajdzie pokojówka. Kiedy pokazałem ci je wczoraj wieczorem, od razu je
rozpoznałaś, ale myślałaś tylko o tym, by osłaniać brata.
- Tak! - wybuchnęła Brigitte. - Skłamałam, ale wcale nie zrobiłam tego, aby uchronić
Stephena od posądzenia o morderstwo. Nie chciałam, Ŝeby dowiedział się, iŜ Janet
tam była. Przepraszam, Stephen - dodała cicho, patrząc na brata.
- Mogłaś oszczędzić sobie fatygi, Cukiereczku -stwierdził Fuzz, spoglądając na Janet
Dumont - Twój brat doskonale wiedział, Ŝe jego Ŝona odwiedziła Vincenta Langtona
w jego pokoju, nieprawdaŜ, pani Dumont? Właśnie dlatego poszedł tam zaraz po niej
i wrócił z posiniaczoną ręką. Wiedział, poniewaŜ sama mu pani o tym powiedziała.
- Tak. Wyznałam mu wszystko. - Ciemne oczy Janet Dumont napełniły się łzami.
Fuzz pokiwał współczująco głową i odwrócił się do Stephena Dumonta.
- śona opowiedziała panu o wszystkim, prawda? Nie przypuszczała jednak, Ŝe
wpadnie pan w taką wściekłość.
- On ją szantaŜował! - wybuchnął męŜczyzna. - Janet... - urwał i popatrzył na Ŝonę. -
Parę miesięcy temu
- zaczął spokojniejszym juŜ tonem - miał miejsce pewien, nazwijmy to, wypadek.
Musiałem wyjechać w interesach, a przedtem posprzeczaliśmy się trochę. Vincent był
akurat w hotelu. Mój tak zwany przyjaciel postanowił więc skorzystać z okazji i
pocieszyć moją Ŝonę.
- To był mój błąd - wtrąciła Janet, ocierając łzy. - Mam słabą głowę. Vincent dolewał
mi i dolewał, a ja nie potrafiłam odmówić. Zanim się spostrzegłam... Potem bardzo
Ŝ
ałowałam. Wiedziałam, Ŝe skrzywdziłam Stephena... - urwała.
- ... i przysięgła pani sobie, Ŝe on nigdy się o tym nie dowie - dokończył za nią Fuzz. -
Jak szlachetnie. Niestety, Vincent miał inne plany.
- Chciał, Ŝebym została jego kochanką - rozpłakała się na nowo kobieta. - Groził, Ŝe
jeśli się nie zgodzę, powie o wszystkim Stephenowi. Prosiłam go i błagałam, ale on
tylko się śmiał. W końcu musiałam się zgodzić. Poszłam do jego pokoju, rozebrałam
się nawet, ale nie mogłam. Po prostu nie mogłam! Nie na trzeźwo i nie po tym, co
przeszłam. Kiedy chciał mnie dotknąć, dałam mu w twarz, zabrałam ubranie i
uciekłam.
Detektyw pokiwał ze zrozumieniem głową i odwrócił się do Stephena.
- Tę właśnie historię usłyszał pan od Ŝony, prawda? MęŜczyzna przytaknął.
- Był pan na nią zły, ale to nic w porównaniu z nienawiścią, jaką czuł pan do Vincenta
Langtona - ciągnął Fuzz.
- Mało, Ŝe zrobił z pana rogacza, ale zranił równieŜ pańską siostrę, która go przecieŜ
kochała. Na dodatek, zmusił pańską cięŜarną Ŝonę, by poszła z nim do łóŜka.
- Uderzyłem go! - wyznał Stephen. - Ma pan rację, zaślepiała mnie nienawiść.
Walnąłem go w szczękę i jeszcze parę razy w Ŝołądek. Gdyby sekcja wykazała, Ŝe
zmarł na skutek pobicia, mógłbym uwierzyć, Ŝe to ja go zabiłem, ale kiedy
wychodziłem, Vincent jeszcze Ŝył. Siedział na dywanie, rozcierając sobie szczękę.
Słyszy pan? On Ŝył!
- A więc, wracamy do punktu wyjścia. - Detektyw rozłoŜył ręce. - Kto zabił Vincenta
Langtona? CzyŜby jednak nasz słodki Cukiereczek?
Brigitte zmarszczyła brwi.
- MoŜe dowiedziała się o jego zdradach i postanowiła połoŜyć im kres - ciągnął Fuzz,
uśmiechając się znacząco. - A moŜe to wcale nie była piękna i dumna Brigitte? MoŜe
winna jest młodsza pani Dumont?
- Ja? - Janet patrzyła na detektywa szeroko otwartymi ze zdziwienia ciemnymi
oczami.
- Uwiódł panią, a potem próbował szantaŜować. MąŜ wcale nie miał zamiaru
wybaczyć pani tej zdrady. Langton zniszczył pani małŜeństwo, a pani zemściła się
zabijając go-
- Nie wiedziałam nawet, Ŝe mama ma ten pistolet -broniła się Janet.
- Pani nie, ale mąŜ pani doskonale wiedział, kto i gdzie przechowuje w tym domu
broń. MoŜe doszedł do wniosku, Ŝe parę ciosów pięścią nie jest wystarczającą karą
dla takiego drania jak Vincent Langton.
- To niemoŜliwe! - zaprotestowała Janet - Wrócił ze spuchniętą ręką i musiałam
zrobić mu okład z lodu. Rozmawialiśmy, a potem... potem pogodziliśmy się. Stephen
przez cały wieczór nie opuszczał naszego pokoju.
- CzyŜbyśmy więc znowu utknęli w martwym punkcie? - zamyślił się Fuzz.
Jean-Pierre Dumont podniósł się ze swego krzesła. Wyszedł na środek i stanął
naprzeciw sławnego detektywa.
- Panie Fuzz - zaczął gniewnym tonem - od trzech dni przesłuchuje pan moją rodzinę,
wyciągając na światło dzienne sprawy, o których wszyscy wolelibyśmy zapomnieć.
Jeśli posiada pan dowody winy przeciwko jednemu z nas, dlaczego nie aresztuje go
pan? Mam juŜ dosyć tej głupiej zabawy w szukanie winnego. Jeśli zaś nie ma pan
Ŝ
adnych dowodów, nalegam, aby natychmiast opuścił pan mój hotel.
- Owszem - odparł detektyw - posiadam dowody. Na przykład, ta broń, z której
zastrzelono Vincenta Langtona. NaleŜała do pańskiej Ŝony, nieprawdaŜ?
Starszy pan zmierzył go pełnym oburzenia spojrzeniem.
- CzyŜby sugerował pan, Ŝe Marguerite...? AleŜ to nonsens! Czyste szaleństwo! Moja
Ŝ
ona to najłagodniejsza, najdelikatniejsza z kobiet, jakie znam. A znałem ich wiele,
jak pan wie.
Fuzz zmarszczył brwi.
- Nie da się ukryć, Ŝe pistolet jest własnością pańskiej Ŝony, choć o jego istnieniu
wiedziały wszystkie państwa dzieci. Mało tego, znały miejsce jego przechowywania.
ZałóŜmy, Ŝe pańska starsza córka, Claire Silvani, nadal była zakochana w panu
Langtonie. Vincent nie tylko oficjalnie zaręczył się z jej młodszą siostrą, ale wziął się
równieŜ za najmłodszą latorośl rodu Dumontów, Nicole. Samo to mogło wystarczyć,
by Claire znienawidziła dawnego kochanka. Kiedy zaś dowiedziała się, co go łączyło
z Ŝoną Stephena, nie jest wykluczone, Ŝe postanowiła skończyć z Langtonem i na
zawsze uwolnić rodzinę od jego osoby.
- To śmieszne! - Ŝachnęła się Claire. - Owszem, kiedyś go kochałam, ale to było
dawno. Bardzo dawno. Jeszcze zanim poznałam mojego obecnego męŜa, Claude'a.
Tak jak reszta rodziny cieszyłam się z zaręczyn Brigitte i Vincenta, co zaś się tyczy
tamtego pocałunku... No cóŜ, wszyscy byliśmy tego świadkami. Tylko Nicole zrobiła
z niego wielkie halo.
- MoŜliwe więc, Ŝe rzeczywiście nic pani nie czuła do Langtona - zgodził się Fuzz. -
MoŜliwe jednak, Ŝe pani mąŜ mógł myśleć inaczej.
Claire popatrzyła na niego zaskoczona.
- Claude?
- No cóŜ, zazdrość to bardzo brzydkie uczucie. I silne.
- To tylko pańskie teorie, detektywie - zniecierpliwił się Jean-Pierre. - Obawiam się,
Ŝ
e będę zmuszony prosić, by raczył pan opuścić mój dom.
- To dziwne, Ŝe tak bardzo zaleŜy panu, abym sobie jak najszybciej poszedł -
stwierdził Fuzz.
Marguerite Dumont podniosła się z krzesła.
- Mój mąŜ nie chciał być niegrzeczny, panie Fuzz -przepraszała. - Wszyscy jesteśmy
ostatnio trochę podenerwowani. Oczywiście, moŜe pan zostać w hotelu jak długo pan
sobie Ŝyczy, ale jestem pewna, Ŝe myli się pan, szukając mordercy w naszej rodzime.
Prawdopodobnie ktoś wykorzystał moją nieuwagę i wykradł pistolet, aby rzucić po-
dejrzenia na kogoś z Dumontów.
- Nie sądzę, pani Dumont. - Fuzz przecząco pokręcił głową. - Osoba, która zastrzeliła
Vincenta Langtona, miała pomocnika. Powiem więcej, tym pomocnikiem był ktoś z
państwa rodziny.
- Pomocnika? - zdziwili się wszyscy Dumontowie.
- Owszem - przytaknął detektyw. - Bardzo sprytnego pomocnika. Osoba ta widziała,
jak morderca chowa pistolet w podstawce popielniczki i szybko skojarzyła sobie
wszystkie fakty. Później, kiedy wszyscy juŜ spali, wróciła w to miejsce i wyjęła broń
ze schowka. Nie chciała, by odnalazł ją ktoś inny. To było naprawdę bardzo sprytne,
Nicole. Powiedz nam, kogo chciałaś osłonić?
Oczy wszystkich zebranych zwróciły się na Nicole.
- To był przypadek - upierała się dziewczynka.
- Ten numer juŜ nie przejdzie, Nicole - ostrzegł ją detektyw. - Pobraliśmy twoje
odciski palców, by porównać je ze śladami na pistolecie i popielniczce, pamiętasz? W
laboratorium okazało się, Ŝe zarówno broń, jak i popielniczka są zupełnie czyste.
ś
adnych śladów, Nicole. Czy wiesz, co to oznacza? PrzecieŜ to niemoŜliwe. Przez hol
przewija się codziennie mnóstwo osób. Część z nich to palacze. Z pewnością wiele
osób dotykało tej popielniczki przed tobą. Jej metalowa powierzchnia jest idealnym
podłoŜem dla odcisków palców.
Nicole czubkiem języka zwilŜyła zaschnięte wargi.
- MoŜe wytarł je morderca.
- MoŜliwe - zgodził się Fuzz - ale to musiałoby się stać, zanim ty dotknęłaś obu
przedmiotów. Twoje odciski powinny zostać zarówno na popielniczce, jak i na
pistolecie. Nawet jeśli to morderca je wytarł, co nie wydaje mi się prawdopodobne, ty
musiałaś dotykać obu przedmiotów, by wyjąć broń ze schowka. Skoro zaś ani na
pistolecie, ani na popielniczce nie było Ŝadnych śladów, jest tylko jedna moŜliwość.
To ty wyjęłaś broń ze schowka, a potem dokładnie wytarłaś oba przedmioty, a
zrobiłaś to, poniewaŜ dobrze wiedziałaś, kto włoŜył pistolet do popielniczki. Kogo
starasz się osłonić, Nicole?
- Nie!
- Morderca nie zostawiłby broni w tak łatwym do odkrycia miejscu, gdyby nie to, Ŝe
bardzo się spieszył - ciągnął detektyw, nie zwaŜając na protest dziewczynki. - Wie-
dział, Ŝe pistolet zostanie znaleziony, ale wiedział równieŜ, Ŝe nie nastąpi to wcześniej
niŜ nazajutrz rano, kiedy pokojówki sprzątają korytarz. Mimo to z jakiegoś tylko
sobie znanego powodu - moŜliwe, Ŝe usłyszał nadjeŜdŜającą windę lub potrzebował
więcej czasu do namysłu - zdecydował się ukryć broń w podstawce popielniczki. Być
moŜe zdąŜył wytrzeć oba te przedmioty, ale nawet jeśli to zrobił, powinny się tam
znaleźć twoje odciski, Nicole. Jesteś mądrą dziewczynką. Widziałaś osobę, która
chowała broń, a kiedy dowiedziałaś się o morderstwie, wróciłaś tam, Ŝeby ukryć
pistolet i wytrzeć popielniczkę. Kto to był? Powiedz nam, kto to był, Nicole!
- Nikogo nie widziałam. - Dziewczynka przecząco pokręciła głową. - Znalazłam ten
pistolet zupełnie przypadkowo.
- To prawda - wtrąciła Jennifer. - Tak mi powiedziała.
- Nicole rozpoznała mordercę - ciągnął Fuzz. - Wiedziała jednak, Ŝe musi go chronić.
Dlatego nie powiedziała
o swoim odkryciu nikomu, nawet siostrze. Tak, Jennifer. PrzecieŜ to właśnie ty
opowiedziałaś o wszystkim rodzicom. Nicole musiała zdawać sobie z tego sprawę.
- To nieprawda! - upierała się Nicole. - Nikogo nie widziałam. Tam nikogo nie było.
Tylko ta popielniczka. Stała trochę krzywo...
- Jesteś dzielną dziewczynką, Nicole. Musisz bardzo kochać mordercę, skoro jesteś
gotowa kłamać, by go uchronić przed karą.
- Nie kłamię! To wszystko prawda!
- Kłamiesz - powtórzył Fuzz. - Wytarłaś popielniczkę
1i wytarłaś pistolet. Kogo osłaniasz, Nicole?
- Nie! Nie! Nie!
- Panie Fuzz, tego juŜ doprawdy za wiele - zdenerwował się Jean-Pierre. - Nie
podobają mi się pańskie metody prowadzenia śledztwa. Moja wnuczka jest juŜ
dostatecznie zdenerwowana śmiercią pana Langtona. Nie pozwolę, aby się pan nad
nią znęcał. Poza tym, Nicole nie jest kłamczucha.
- Zgoda. - Fantasy obrzucił dziewczynkę pełnym współczucia spojrzeniem. - Nicole
nie jest kłamczucha. Weźmy jednak pod uwagę niecodzienne okoliczności tej sprawy.
Nie co dzień młoda dama dowiaduje się, Ŝe jej ulubiony wujaszek Vinnie został
zamordowany.
Nicole jęknęła cicho.
- Panie Fuzz, niech pan oszczędzi cierpień temu biednemu dziecku - rozkazał Jean-
Pierre.
- ... i nie co dzień ta sama młoda dama uświadamia sobie, Ŝe mordercą jest jej
ukochany dziadunio - dokończył Fuzz.
Starszy pan Dumont zastygł w bezruchu.
- Langton zasłuŜył sobie na śmierć, jaka go spotkała, prawda, panie Dumont? -
ciągnął detektyw, nie spuszczając wzroku z poszarzałej twarzy siwowłosego
dŜentelmena. - Chciał zniszczyć pańską rodzinę. Igrał z uczuciami pańskiej młodszej
córki, flirtował z wnuczką i zagraŜał małŜeństwu pańskiego syna. To był właśnie jego
najgorszy błąd. Błąd, za który przeszło mu zapłacić Ŝyciem, prawda, panie Dumont?
Ma pan dwie wnuczki.
- Kocham moje wnuczki nad Ŝycie - oświadczył starszy pan.
- Ale pańskie wnuczki noszą nazwisko Silvain, a nie Dumont. A nawet gdyby
brzmiało ono Dumont i tak kiedyś wyjdą za mąŜ i przyjmą nazwiska swoich męŜów.
Dziecko, które nosi w swoim łonie Janet, moŜe być chłopcem. Gdyby Vincentowi
udało się rozbić małŜeństwo pańskiego syna, Janet odeszłaby, zabierając dziecko ze
sobą. Nawet jeśli to dziewczynka, bez Ŝony Stephen miałby niewielkie szanse na
obdarzenie pana męskim potomkiem. Nie wiadomo, czy udałoby mu się oŜenić i
spłodzić syna jeszcze za pańskiego Ŝycia, prawda, Dumont?
- W pańskich ustach to brzmi jak obelga - obraził się starszy pan. - Robi pan ze mnie
tyrana, zaprzątniętego jedną myślą: kto przejmie królestwo. Czy to źle, Ŝe próbo-
wałem chronić moją rodzinę? Widziałem, jak Janet wychodzi z pokoju Vincenta
zapłakana. Poszedłem za nią i słyszałem jej łkania. Dobiegły mnie odgłosy walki z
pokoju Langtona, po czym Stephen wypadł stamtąd jak oszalały i popędził na górę.
Wszedłem do środka i oświadczyłem Vincentowi, Ŝe chcę, aby natychmiast opuścił
hotel i zostawił moją rodzinę w spokoju. Ale on tylko się śmiał. Groził, Ŝe jeśli
odejdzie, to tylko z Brigitte, poniewaŜ Brigitte go kocha. Nie mogłem na to pozwolić.
Nie mogłem dopuścić, by ten podły, występny drań zniszczył moją rodzinę. To
wszystko, co mam. Tak, panie Fuzz, to ja zastrzeliłem Vincenta Langtona. I gdyby
było trzeba, bez wahania zrobiłbym to jeszcze raz.
- Jean-Pierre! - wykrzyknęła Marguerite Dumont, podrywając się z krzesła. Podbiegła
do męŜa i otoczyła jego szyję ramionami. - Nie mów nic więcej, kochany. Weźmiemy
najlepszego adwokata. Wyciągniemy cię z tego.
Ignorując te ostrzeŜenia, starszy pan odwrócił się do Nicole.
- Nie chciałem cię w to mieszać, skarbie - powiedział miękko. - Panie Fuzz,
przyznałem się do winy. Nie ma potrzeby dręczyć dłuŜej tego biednego dziecka.
- Bardzo bystrego dziecka - zauwaŜył Fuzz. - Nicole chciała odwiedzić wujaszka
Vinnie'ego. Kiedy była juŜ w połowie drogi, drzwi otworzyły się gwałtownie i zoba-
czyła pana, opuszczającego pokój Langtona. Ukryta za załomem korytarza widziała,
jak chowa pan broń.
- Winda zatrzymała się piętro wyŜej - wyjaśnił starszy pan. - Wiedziałem, Ŝe ktoś jest
w środku.
- Nicole odczekała, aŜ pan odjedzie, po czym pobiegła do pokoju Vincenta Langtona.
Kiedy nikt nie zareagował na pukanie, zrozumiała, Ŝe stało się coś złego. Wtedy właś-
nie wyjęła broń ze schowka, starannie wycierając pozostawione przez pana ślady. -
Fuzz urwał i popatrzył na dziewczynkę. - Musiało ci być bardzo cięŜko, Nicole, gdy
dowiedziałaś się o morderstwie.
Dziewczynka podniosła się z krzesła. Podbiegła do dziadka.
- Tak mi przykro, dziaduniu - zaszlochała, tuląc się do piersi starszego pana. - To
wszystko moja wina. Gdybym lepiej ukryła ten pistolet...
- I tak bym się przyznał. - Jean-Pierre ze smutkiem pokiwał głową. - Vincent Langton
zasłuŜył sobie na śmierć, ale ja przeceniłem swoje siły. Nie nadaję się na kata. Cieszę
się, Ŝe prawda wyszła na jaw.
Fuzz wyciągnął z kieszeni parę błyszczących metalowych kajdanków i zapiął je na
przegubach starszego pana. Błysnął flesz. To reporter z miejscowej gazety uwiecznił
ten pełen dramatyzmu moment na kliszy. Detektyw ujął więźnia pod ramię. Ruszyli w
stronę wyjścia.
- Fantasy! - Brigitte Dumont poderwała się z krzesełka. - To... to mój ojciec.
MęŜczyzna obrzucił ją pełnym współczucia spojrzeniem.
- Przykro mi, Cukiereczku. To moja praca.
Brigitte zastąpiła mu drogę. PołoŜyła dłoń na ramieniu męŜczyzny.
- Cco... co teraz będzie? - spytała cicho, patrząc mu w oczy.
- No cóŜ - uśmiechnął się gorzko detektyw. - Wkrótce odbędzie się rozprawa w
sądzie. MoŜesz płakać i błagać ławę przysięgłych o miłosierdzie. ZwaŜywszy na
podeszły wiek, nienaganną przeszłość i towarzyszące tej sprawie okoliczności,
pewnie skończy się na wyroku w zawieszeniu.
- Och, Fantasy! - westchnęła Ŝałośnie Brigitte. Otoczyła ramionami szyję męŜczyzny i
mocno przywarła do jego piersi.
Sala zatrzęsła się od braw. Zebrani w jadalni goście głośno komentowali zręczne
zakończenie, porównywali z własnymi teoriami. Brigitte krąŜyła w tłumie, dziękując
za udział w imprezie, podczas gdy Charlie otoczony grupą gości podpisywał
reklamujące imprezę plakaty.
Weekend z zagadką okazał się większym sukcesem, niŜ zakładano. Brigitte zaś nie
mogła doczekać się chwili, kiedy zostanie z Charliem sam na sam, by wyrazić mu
swoją wdzięczność i okazać, ile znaczyły dla niej spędzone z nim wspólnie chwile.
Zastała go na górze, w apartamencie, który sama dla niego wybrała. MęŜczyzna
właśnie się pakował.
- Chciałam zaprosić cię na kolację. Dziś wieczór - powiedziała cicho. - Myślałam, Ŝe
zostaniesz trochę dłuŜej.
Charlie zaciągnął zamek walizki.
- Przepraszam, Brigitte, ale muszę wracać. Mam masę zaległości. Wiesz, Ŝe ostatnio
miałem trudności z koncentracją - zaŜartował.
To wszystko stało się tak nagle, myślał, potrzebuję czasu, by się z tym oswoić.
- Tak bardzo ci się spieszy? Charlie wzruszył ramionami.
- Chciałem zdąŜyć do domu przed zmrokiem.
Brigitte uśmiechnęła się.
- Jest lato. Dni są długie.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - spytał cicho Char-lie, choć znał odpowiedź.
Wyczytał ją w błyszczących oczach, zaróŜowionych policzkach, kusząco
rozchylonych wargach. Pochlebiało mu, Ŝe kobieta nie ukrywa swoich uczuć, ale
jednocześnie trochę go to krępowało.
- Spróbuję pomóc ci w odzyskaniu koncentracji.
- Myślisz, Ŝe znasz sposób?
- Nawet parę. - Brigitte roześmiała się, przysuwając bliŜej.
Charlie westchnął, otwierając zapraszającym gestem ramiona.
- Ile teŜ muszę wycierpieć dla tego przeklętego komiksu! - zaŜartował.
LeŜeli ciasno spleceni ramionami. MęŜczyzna uniósł głowę. Spojrzał na zegarek.
- Muszę się zbierać - stwierdził ze smutkiem. Brigitte popatrzyła na niego uwaŜnie.
- Zostań - poprosiła cicho.
- Nie mogę.
Nie było mu łatwo zrezygnować z tej jakŜe kuszącej propozycji. Szczególnie gdy
trzymał w ramionach ciepłe i miękkie ciało Brigitte. Mimo to wiedział, Ŝe nie moŜe
jej przyjąć. Potrzebował czasu, by przemyśleć wszystko, co zaszło podczas tego
szalonego weekendu. Nigdy przedtem nie był tak blisko z Ŝadną kobietą. Brigitte
Dumont była teŜ pierwszą, która wyznała, Ŝe go kocha. Pierwszą, która była z nim
szczera.
- Nie mogę zostać - powtórzył. - Bardzo bym chciał, ale nie mogę.
- Jesteś pewien? A moŜe chociaŜ do jutra? Jutro poniedziałek. Wieczór rodzinny.
Będzie mowa o weekendzie. To świetna reklama dla twego komiksu - kusiła.
- Nawet gdybym został, to wiesz, Ŝe nie przepadam za publicznymi występami. Czuję
się głupio, kiedy tak stoję na scenie, niby jakieś dziwowisko.
- Nie przesadzaj - Ŝachnęła się Brigitte. - To przecieŜ nic takiego. Moglibyśmy nawet
zatańczyć coś razem. Duet: Fantasy Fuzz ze swoim Cukiereczkiem. To świetny
pomysł
- zapaliła się. - No, jak, Charlie?
MęŜczyzna nie podzielał jej entuzjazmu.
- Nie jestem artystą.
- Nie musisz być. Nikt tego od ciebie nie wymaga
- przekonywała. - To nie balet, Charlie. Po prostu, wyjdziesz i zatańczysz. Nauczę cię
w pół godziny.
- Muszę wracać, Brigitte.
- Więc moŜe innym razem?
- Nie!
- Myślałam, Ŝe lubisz ze mną tańczyć.
- Owszem, ale tylko gdy jesteśmy sami. Wiesz, jak peszy mnie publiczność.
- Znam na to świetny sposób. Po prostu, wyobraź sobie, Ŝe jesteś zupełnie sam, Ŝe na
sali nie ma nikogo.
Charlie obrzucił ją uwaŜnym spojrzeniem.
- Ty nie musisz niczego sobie wyobraŜać, co? Ty kochasz występować.
- Hm... - zamyśliła się Brigitte. - To pewnie dlatego, Ŝe przyzwyczaiłam się od
dziecka.
- Jesteśmy zupełnie inni, Brigitte - stwierdził Charlie, całując ją lekko w policzek.
Brigitte odwzajemniła pieszczotę.
- Więc sprawdźmy... te róŜnice - zaproponowała.
- Przed chwilą to robiliśmy.
- Więc zróbmy to jeszcze raz.
- Nie mam juŜ sił. Zamęczysz mnie - stwierdził Charlie ze śmiechem.
Brigitte zawtórowała mu cichym, zmysłowym śmieszkiem.
- Nie powinieneś kłamać kobiecie, kiedy jesteś nagi
- zamruczała, wsuwając dłoń pomiędzy splecione w uścisku ciała. - Łatwo to
sprawdzić.
- Ach, ty rozpustnico! - Ŝartobliwie zganił ją Charlie, po czym westchnął cicho, kiedy
zwinne palce Brigitte zamknęły się na jego drŜącej z podniecenia męskości.
- Pragniesz mnie - draŜniła się kobieta.
- Mam przeczucie, Ŝe na pragnieniu się nie skończy
- stwierdził Charlie, chwytając ją za nadgarstki i unosząc jej dłonie do góry. - Teraz
jesteś moja.
- Od pierwszej chwili, kiedy nazwałeś mnie Cukiereczkiem - wyznała cicho Brigitte.
- Czy zawsze jesteś taka szczera w kontaktach z męŜczyznami?
- śycie jest za krótkie, by udawać. To stare chińskie przysłowie. Oznacza, Ŝe...
- Wiem, co oznacza. Ale większość ludzi uwielbia takie gierki w kotka i myszkę.
- A ty?
- Nigdy nie opanowałem tej sztuki.
- A ja nigdy nie byłam w tym dobra. Nie potrafię ukrywać swoich uczuć.
Błękitne oczy popatrzyły na niego ufnie.
- Nie powinnaś patrzeć tak na męŜczyznę, gdy jesteś w jego rękach - ostrzegł Charlie.
- Więc kochaj się ze mną. - Brigitte uśmiechnęła się zachęcająco.
Charlie posłusznie spełnił to Ŝyczenie.
- Co robisz, kiedy nie tańczysz na scenie i nie uwodzisz detektywów? - zainteresował
się Charlie duŜo później, ciekaw, jak wygląda jej Ŝycie.
- Jestem kimś w rodzaju dobrej wróŜki.
- CzyŜby we współczesnym świecie było jeszcze dla nich miejsce?
- Hotel Dumont jest znany ze sprawnej obsługi. Organizujemy konferencje, zjazdy,
przyjęcia weselne, no i róŜne akcje dobroczynne.
- Jak na przykład ten weekend z zagadką? Brigitte przytaknęła.
- Jednym z moich jutrzejszych obowiązków będzie napisanie oficjalnego
podziękowania do niejakiego C.H.Bat-tle'a.
- Mam nadzieję, Ŝe będzie gorące.
- Jeszcze jak! Wymienię wszystkie twoje zalety - zapewniła go Brigitte z uśmiechem.
- O jakich zaletach myślisz?
- Chwileczkę, niech no się zastanowię... A więc, tak, hojność, wspaniałomyślność,
gotowość do poświęceń -wymieniała z zapałem. - A kiedy juŜ skończą mi się zalety,
przejdę do talentów. A propos, scenariusz był naprawdę świetny.
- To dopiero będzie list.
- Nie list, arcydzieło. Prześlę kopię do twojej redakcji.
- A moŜe dostarczyłabyś go osobiście?
- Do Nowego Jorku?
- Miałem na myśli egzemplarz przeznaczony dla mnie. Sama wiesz, Ŝe nie moŜna dziś
ufać poczcie.
- Chcesz,abym...
- Chcę, abyś mnie odwiedziła - dokończył za nią Charlie. - Zobaczysz moje studio.
Brigitte zawahała się.
- Bardzo... bardzo bym chciała je obejrzeć. A pokaŜesz mi swoje „niegrzeczne"
rysunki? - uśmiechnęła się.
MęŜczyzna odetchnął z ulgą. A więc się zgadza.
- No, nie wiem. - Zamyślił się. - Jesteś taka swawolna, Ŝe jeszcze przyszłoby ci do
głowy coś brzydkiego.
- Chciałbyś, co? Przyznaj się.
- Zamiast tego pokaŜę ci wszystkie odrzucone przez wydawców szkice -
zaproponował Charlie.
ROZDZIAŁ
13
Charlie niecierpliwie przechadzał się po pokoju. Czekał. Czekał na odgłos
podjeŜdŜającego samochodu, zatrzaskiwanych drzwiczek, a potem na rozjaśnione
uśmiechem błękitne oczy Brigitte Dumont.
Był gotowy na jej przyjęcie. Odkurzył dywany, umył podłogę, uzupełnił zapasy w
lodówce. Kupił nawet nową pościel w modny geometryczny wzór. Teraz zaś stał po-
ś
rodku pokoju nie wiedząc, jak się zachować. Chciał wybiec przed dom, ale nogi
odmówiły mu posłuszeństwa. Nigdy przedtem nie występował w roli gospodarza i
zupełnie nie potrafił się w niej znaleźć.
Przez okno widział, jak Brigitte wyjmuje z bagaŜnika duŜą torbę i idzie w stronę
domu. Grzeczność nakazywała jej pomóc
Na widok zbliŜającego się męŜczyzny, Brigitte zatrzymała się.
- Cześć! - wykrzyknęli równocześnie.
Charlie wyjął z rąk kobiety torbę i zarzucił ją sobie na ramię. Drugą ręką objął
Brigitte i ruszyli w stronę domu.
- No cóŜ - oznajmił, kiedy weszli do małego holu - witaj u Charliego!
Brigitte rozejrzała się dokoła.
- Podoba mi się twój dom. Jest przytulny.
- Usiądź, proszę. Zaniosę twoją torbę na górę.
Kiedy wrócił, Brigitte siedziała w fotelu. Na jej kolanach wyciągnięty wygodnie
ulokował się duŜy, pręgowany kocur.
- Bumerang! Psik! Niedobre kocisko! - zganił kota Charlie.
Bumerang leniwie otworzył jedno oko i rzucił swemu panu pełne urazy spojrzenie.
Wcale nie zamierzał opuścić wygodnego legowiska.
- Po prostu go zepchnij - poradził Charlie. - Brak mu obycia. A poza tym uwaŜa
pewnie, Ŝe ten fotel naleŜy do niego.
- Nic nie szkodzi. - Brigitte podrapała kota za uchem. Nie wiedziałam, Ŝe masz kota.
To jakoś mi do ciebie nie pasuje.
- NaleŜał do ludzi, od których kupiłem ten dom - wyjaśnił Charlie. - Próbowałem go
się pozbyć, ale ciągle wracał.
- I stąd to imię - domyśliła się Brigitte. Bumerang, jakby wiedząc, Ŝe o nim mowa,
zamiauczał
głośno i przeciągnął się leniwie, nastawiając kark do głaskania.
- Co za natręt! - Charlie z niesmakiem pokręcił głową. Krzywe spojrzenia nie zwiodły
Brigitte. Kot był wesoły
i dobrze odkarmiony. Nie ulegało wątpliwości, Ŝe cieszył się sympatią swego pana.
- Obiad będzie dopiero za godzinę. Pomyślałem, Ŝe moŜe najpierw pokaŜę ci moje
studio, a potem zrobimy sobie mały spacerek po okolicy. Brigitte uśmiechnęła się.
- Jest tylko jeden mały problem. - Wskazała na rozłoŜonego na jej kolanach
Bumeranga.
- Po prostu zepchnij go na podłogę - poradził Charlie, po czym ostroŜnie podniósł
ś
piące zwierzę i przeniósł je na kanapę. Bumerang zamiauczał protestująco, ale juŜ po
chwili zwinięty w kłębek pochrapywał smacznie na nowym miejscu.
- Mam nadzieję, Ŝe schowałeś wszystkie „brzydkie" rysunki.
- A komu potrzebne rysunki? - odparł Charlie w odpowiedzi i wziął ją w ramiona.
- Z pewnością nie nam. - Brigitte przytuliła policzek do piersi męŜczyzny. - Bałam
się, Ŝe wcale za mną nie tęskniłeś.
- A skąd wiesz, Ŝe tęskniłem?
- Kobieca intuicja i - przysunęła się bliŜej - twoje ciało mówi samo za siebie.
- Jesteś tak samo zepsuta jak przedtem - zaŜartował męŜczyzna.
- A ty tak samo mnie pragniesz.
- Później, Cukiereczku - powiedział Charlie, niechętnie wypuszczając ją z objęć. -
Teraz pokaŜę ci miejsce, gdzie przyszedł na świat Fantasy Fuzz i cała kupa jego nie
chcianych braci i sióstr.
- Podoba mi się twoje studio - stwierdziła Brigitte, rozglądając się po pracowni.
- To jeden z powodów, dla których kupiłem ten dom. Brigitte z uwagą oglądała
przypięte do szkicownika rysunki, na których był uwieczniony sławny detektyw.
- Kiedy to się ukaŜe?
- Za jakieś dwa do trzech tygodni.
- A więc jak na razie wszyscy wielbiciele Fuzza zastanawiają się, kto jest mordercą?
MęŜczyzna obojętnie wzruszył ramionami.
- I pozwoliłeś mi poznać rozwiązanie? Nie boisz się, Ŝe zdradzę tajemnicę?
- Nie zrobisz tego.
- Ale jeszcze dwa tygodnie temu wcale nie byłeś tego pewny.
Charlie ujął twarz Brigitte w obie dłonie. Popatrzył jej w oczy.
- Wtedy jeszcze cię nie znałem.
- A teraz uwaŜasz, Ŝe juŜ mnie znasz?
- Inaczej nie byłoby cię tutaj.
Brigitte westchnęła. Otoczyła ramionami szyję męŜczyzny.
- Tak bardzo mi ciebie brakowało - szepnęła. Charlie w milczeniu pochylił głowę do
jej ust. Pragnął
jej tak bardzo, Ŝe nie potrafił juŜ dłuŜej czekać. Dywan pokrywający podłogę był
gruby i miękki. Obiad odwlekł się o kolejną godzinę.
Potem wybrali się na długi spacer po okolicy. W lokalnej wypoŜyczalni video wybrali
na wieczór romantyczną komedię. Podczas gdy w piekarniku piekła się aromatycznie
pachnąca pieczeń, Charlie pokazał Brigitte resztę szkiców.
- Czy zawsze rysujesz tylko ludzi? - zaciekawiła się, przeglądając rysunki.
- Tak jest łatwiej. Ludzie rozmawiają, czują, myślą.
- A dlaczego nie zwierzęta?
- Jakoś nie widzę siebie w roli autora „Przygód kota zwanego Bumerangiem".
- A co byś powiedział na łosie? Elinor i Elven, para kanadyjskich łosiów, które
postanawiają osiedlić się w mieście.
- Dzięki Bogu, Ŝe nie umiesz rysować.
- Dlaczego? To świetny temat - zapaliła się Brigitte. - W okresie godowym Elven
sprowadza sobie cały harem. Sąsiedzi są zszokowani. No wiesz, same hałasy...
Oczywiście, Elinor będzie zupełnie zdezorientowana. Z jednej strony instynkt, z
drugiej zaś zasady.
- Jeśli moŜe być coś gorszego od gadających zwierząt, to problemy moralne. - Charlie
skrzywił się. - Wierz mi, Brigitte, świat nie chce czytać i słuchać o moralności.
- Ach tak! - zaperzyła się Brigitte. - Tylko historyjki o nadętym detektywie i jego
głupawych Cukiereczkach?!
Charlie popatrzył na nią zaskoczony. Brigitte połoŜyła dłoń na ramieniu męŜczyzny.
- Nie bierz tego do siebie, Charlie. Nie chciałam cię urazić.
- Wcale nie czuję się uraŜony. Rysuję komiksy, bo lubię to robić. Nie zamierzam
uzdrawiać ani wychowywać ludzkości.
- Ale przyznasz, Ŝe ten twój Fuzz to wstrętny męski szowinista.
- MoŜliwe, ale czy to takie istotne? Ludzie lubią Fuzza, bo uwaŜają, Ŝe jest zabawny.
MęŜczyźni zazdroszczą mu, a kobiety... kobiety marzą o kimś takim i wszyscy są
zadowoleni, poniewaŜ Fantasy istnieje tylko na papierze.
- Akurat!
- Nie sądź, Ŝe ja i mój bohater to jedno - zastrzegł się pośpiesznie Charlie. - Detektyw
Fuzz to nie autoportret, Brigitte.
- Gdybym tak myślała, nie pozwoliłabym ci mówić do siebie Cukiereczku.
- Na pewno. A teraz chodźmy dalej. Zobaczysz moją salę tortur.
- Tortur?
- W pewnym sensie - odparł Charlie, otwierając drzwi. - Tu zmagam się z moimi
problemami.
- Musisz mieć ich bardzo duŜo. Tyle tu sprzętu. - Bri-gitte zdumionym spojrzeniem
objęła cięŜkie sztangi i han-tle.
- Większość naleŜała do mojego ojca - wyjaśnił Charlie. - Mama chciała się tego
pozbyć, ale się nie zgodziłem. Zawarliśmy porozumienie. Zatrzymałem sprzęt pod
warunkiem, Ŝe będę z niego korzystał. I tak właśnie zacząłem ćwiczyć.
- Widać rezultaty. - Brigitte pełnym podziwu spojrzeniem objęła szerokie bary i
muskularną sylwetkę męŜczyzny.
MęŜczyzna uśmiechnął się.
- Czym zasłuŜyłem sobie na takie uznanie? Brigitte pociągnęła nosem.
- Co tak wspaniale pachnie? Umieram z głodu.
Po obiedzie obejrzeli przyniesiony z wypoŜyczalni film. Przytuleni usadowili się
wygodnie na kanapie. Brigitte nigdy przedtem nie czuła się tak szczęśliwa.
Zaprotestowała, gdy Charlie uniósł ramię, by wyłączyć magnetowid.
- Zostańmy tu. Na zawsze. MęŜczyzna roześmiał się.
- Do rana oboje mielibyśmy sztywne karki i zdrętwiałe nogi.
- O to będziemy się martwić rano.
Charlie pochylił się i czule pocałował ją w czoło.
- Na jutrzejszy ranek mam inne plany.
- CzyŜbyś próbował przekupstwa, detektywie Fuzz?
- Jeśli to jedyny sposób, by cię stąd ruszyć.
- A zaniesiesz mnie?
- Tylko pamiętaj, Ŝe sama o to prosiłaś.
Nim Brigitte zdołała zorientować się, co się dzieje, zwisała głową w dół, przerzucona
przez ramię Charliego.
- Aleja tak nie chcę!
- Trzymaj się i przestań się wiercić.
- Neandertalczyk!
- SłuŜę pani! - Charlie przyłoŜył Brigitte delikatnego klapsa.
- Zaloty z epoki kamienia łupanego! - zawołała Brigitte, kiedy męŜczyzna niemal
rzucił ją na łóŜko.
Charlie pośpiesznie uwolnił się z ubrania.
- To niezbyt mądrze obraŜać kogoś, kto jest dwa razy większy i silniejszy -
powiedział, podchodząc do łóŜka.
- Cała drŜę - szepnęła Brigitte.
- Ze strachu? - draŜnił się z nią Charlie. Brigitte lekko uniosła biodra.
- Nie.
- Niegrzeczna dziewczynka! Do licha! Ja teŜ drŜę.
Następnego ranka Brigitte niechętnie otworzyła jedno oko. Na poduszce tuŜ obok jej
głowy ułoŜył się Bumerang. Właśnie trącał ją miękką łapką.
- Bumerang! Co ty tu robisz?
Bumerang miauknął głośno, uraŜony tym niegościnnym powitaniem i zeskoczył na
podłogę.
- A gdzie twój pan? - Brigitte rozejrzała się po pokoju. Zasnęła w ramionach
Charliego. Musiała być bardzo zmęczona. Nic dziwnego, pomyślała, przypominając
sobie ostatnią noc. Zerknęła na zegarek. Dziesiąta. MoŜe Charlie jest w kuchni i
przygotowuje dla nich śniadanie?
Wykąpała się, po czym wciągnęła krótką jedwabną koszulkę, której nie zdąŜyła
włoŜyć poprzedniego wieczora.
Zajrzała do kuchni. Pusto. MoŜe wyszedł po świeŜe pieczywo, zastanawiała się, stojąc
w korytarzu. Charakterystyczne uderzenie metalu o metal rozwiało jej wątpliwości.
Charlie ćwiczył.
- Słyszałem, jak chodzisz po domu - powiedział na powitanie.
- Bumerang postanowił mnie obudzić.
- Przeklęty kot! Pewnie jest zazdrosny.
- Pewnie tak. Czy pozwolisz, Ŝe popatrzę, jak sobie radzisz?
- Jasne!
Brigitte zachwycona przyglądała się grze mięśni na ciele męŜczyzny. Mimowolnie
wyciągnęła dłoń i delikatnie przeciągnęła palcem po napręŜonym udzie.
- Oszalałaś! Czy zdajesz sobie sprawę, co mogłoby się stać, gdybym upuścił tę
sztangę?! - zawołał Charlie.
- Przepraszam - wyjąkała. - Chciałam tylko...
- To ćwiczenie polega przede wszystkim na koncentracji.
Brigitte opuściła głowę.
- JuŜ cię nie dotknę.
- Nie wtedy, gdy trzymam nad głową stukilową sztangę. - Po jej minie poznał, Ŝe
zabolały ją te słowa. - Ja teŜ przepraszam, Brigitte - dodał. - Przestraszyłaś mnie.
- To się juŜ nie powtórzy.
- Brigitte?
- Wszystko w porządku. Nic mi nie jest - zapewniła go. - Ćwicz dalej. Nie
przeszkadzaj sobie.
MęŜczyzna niechętnie wrócił do przerwanego ćwiczenia. Brigitte przyglądała się temu
ze zmarszczonym czołem. Koncentracja! Phi! TeŜ mi coś!
Charlie odetchnął z ulgą, gdy Brigitte zostawiła go samego. Był tak zajęty
ć
wiczeniem, Ŝe nie zauwaŜył, iŜ znowu się pojawiła. Dostrzegł ją dopiero wtedy,
kiedy usiadła na przeciwnym krańcu jego ławeczki. Była naga.
- Nie zwracaj na mnie uwagi - szepnęła. - Ćwicz dalej. Charlie uniósł sztangę do góry.
Zawsze był dumny
z umiejętności koncentrowania się w kaŜdej sytuacji, ale nigdy dotąd nie ćwiczył w
obecności nagiej kobiety.
- Masz szczęście, Ŝe nie upuściłem sztangi.
- Mam szczęście - potwierdziła Brigitte, pochylając się nad leŜącym - ale wcale nie
dlatego.
Wyciągnął ręce, by ją objąć, ale Brigitte była szybsza. Schwyciła go za przeguby.
- Teraz ty jesteś moim niewolnikiem.
Charlie nie potrafił się oprzeć. Miała rację, był jej niewolnikiem. Zaczęła obsypywać
go pocałunkami i pieszczotami, bezbłędnie odnajdując najbardziej czułe miejsca. W
chwilę potem otworzyła się dla niego, przyjmując go w miękką wilgoć swego
spragnionego ciała...
Później, duŜo później Brigitte osunęła się na pierś męŜczyzny. Nie wypuszczając jej z
objęć, Charlie ostroŜnie usiadł na ławeczce. Brigitte otworzyła oczy.
- Wiedziałam, Ŝe nie będziesz mnie chciał tutaj, ale... - zaczęła niepewnie.
- Wszystko w porządku, skarbie. Było wspaniale.
- O tak!
- Brigitte?
Brigitte popatrzyła pytająco.
- Nigdy więcej tu nie wchodź, dobrze?
Brigitte zrozumiała. To było jego sanktuarium i nie miał zamiaru niczego zmieniać.
- To byłoby wysoce niewskazane - przyznała z uśmiechem.
ROZDZIAŁ
14
14
14
14
Kolejny wieczór rodzinny w hotelu Dumont okazał się bardzo udany. Brigitte wróciła
do stolika zgrzana i spocona. Tańczyli mambo. Opadła na krzesło i sięgnęła po
szklankę z wodą.
- A to co? - zdziwiła się, patrząc na opartą o swój talerzyk duŜą, białą kopertę z
nadrukiem hotelu.
- To do ciebie - poinformował ją brat. - Ściśle tajne. Boy chciał szukać cię w tym
wirującym tłumie, ale obiecałem, Ŝe dostarczę ci ją do rąk własnych, jak tylko ochło-
niesz po tych latynoamerykańskich szaleństwach.
Brigitte rozpoznała pismo.
- To od Charliego.
- Nie otwieraj! - ostrzegł ją Stephen. - Jeszcze wybuchnie.
- Nie martw się. Powiedz Claire, Ŝeby mnie zastąpiła. Minął juŜ prawie miesiąc od
wizyty u Charliego. Na
poŜegnanie przyrzekł, Ŝe niedługo przyjedzie, by razem mogli spędzić weekend.
Niestety, w przeddzień Charlie zadzwonił z przeprosinami. Chicago postanowiło
uczynić autora przygód popularnego detektywa honorowym obywatelem miasta.
Trzeba było przesunąć spotkanie. I tym razem wszystko sprzysięgło się przeciwko
nim. Z wizytą w Chicago wiązała się cała masa imprez towarzyszących: konferencje
prasowe, bal dobroczynny, spotkania autorskie. Charlie nie mógł dokładnie określić,
kiedy uda mu się wyrwać.
Teraz okazało się, Ŝe Charlie jest w hotelu. Podał jej numer pokoju i krótką
informację, by posłuŜyła się swoim kluczem. Brigitte zapukała cicho do drzwi, a
kiedy nikt nie odpowiadał, posłuchała zamieszczonej w Uście rady. W pokoju było
ciemno. Po omacku przesunęła dłonią po ścianie, szukając kontaktu. Usłyszała
znajomy śmiech. Pochwyciły ją silne ramiona.
- Przestraszyłeś mnie.
- Ciii...
W ciemnościach Charlie pomógł jej pozbyć się ubrania, po czym wziął ją na ręce i
zaniósł na łóŜko. Kochali się w milczeniu, napawając się sobą. Później, kiedy leŜeli
ciasno spleceni ramionami, Brigitte usłyszała pełen czułości szept:
- Kocham cię, Cukiereczku.
Brigitte obudziła się w przeświadczeniu, Ŝe to wszystko musiało jej się przyśnić.
Powoli uniosła powieki i jej twarz rozjaśnił radosny uśmiech. Obok niej leŜał Charlie,
oddychając równo przez sen. OstroŜnie wstała z łóŜka, zebrała porozrzucaną na
podłodze garderobę i ubrała się. Cicho zamknęła za sobą drzwi, wieszając na klamce
tabliczkę z napisem: Nie przeszkadzać.
W swoim apartamencie wykąpała się, zmieniła strój i zbiegła na dół. Wzywały ją
obowiązki. W recepcji zastała Claire.
- O! Dzień dobry! - powitała siostrę Brigitte.
Claire przeprosiła recepcjonistę i pośpieszyła za Brigitte do jej biura.
- To twoje „dzień dobry" jest podejrzanie radosne - zauwaŜyła.
Brigitte uśmiechnęła się tajemniczo.
- Jak się miewa Charlie?
- Po staremu.
- Wspominał o pobycie w Chicago? Brigitte popatrzyła na siostrę zdziwiona.
- Nie rozmawialiśmy o Chicago. A dlaczego pytasz?
- To pewnie nic takiego.
- Ale powiedz co?
- Właśnie przeglądałam gazetę. Na pierwszej stronie umieszczono zdjęcie Charliego.
- To świetnie! - ucieszyła się Brigitte.
- Brigitte!
- Tak?
- On nie jest sam na tej fotografii.
- O?
- Ma na sobie tę słynną skórzaną kurtkę i trzyma w ramionach jakąś aktorkę -
wypaliła Claire.
- Blondynkę?
Claire potakująco kiwnęła głową.
- Jakaś gwiazdka przedpołudniowych seriali telewizyjnych.
Brigitte milczała.
- Pewnie to tylko reklama. Tak jak w przypadku naszego weekendu z zagadką -
ciągnęła Claire.
- Pozwól mi zobaczyć.
Jej własne zdjęcie z Charliem, które ukazało się w „Contemporary Canada", teŜ miało
tylko przysporzyć popularności imprezie organizowanej przez hotel Dumont. Je-
dynym pocieszeniem był fakt, Ŝe Charlie nie całował wydekoltowanej blond
piękności.
Brigitte wsunęła gazetę pod pachę i ruszyła do windy. Po drodze wstąpiła do kuchni,
skąd poŜyczyła plastikowe wiaderko. Na piętrze napełniła wiaderko lodem i,
posługując się słuŜbowym kluczem, otworzyła drzwi do pokoju Charliego.
MęŜczyzna spał smacznie. Brigitte, nie namyślając się długo, odrzuciła na bok kołdrę
i wysypała zawartość kubełka wprost na nagie ciało śpiącego męŜczyzny.
Charlie gwałtownie usiadł na łóŜku.
- Co, u licha...? - zawołał na widok Brigitte.
- A to! - odpowiedziała Brigitte, podtykając mu pod nos gazetę.
Chariie zamrugał powiekami. Wstał z łóŜka, owijając się prześcieradłem. Sięgnął po
gazetę.
- A... to - mruknął niechętnie.
- Czy tylko tyle masz mi do powiedzenia? MęŜczyzna ziewnął szeroko.
- A więc senator Ŝyje.
- Co takiego?! - zniecierpliwiła się Brigitte. - Jaka ja byłam głupia! Powinnam była
mieć więcej rozumu...
- A co ma twój rozum do tego?
- Jak to co? - wybuchnęła Brigitte. - Jesteś na pierwszej stronie gazet z tą
wyfiokowaną lal unią, po tym jak... jak ty i ja...
- Senator miał zawał pod koniec zeszłego tygodnia i nie wiadomo było, czy z tego
wyjdzie - tłumaczył cierpli-wie męŜczyzna. - Na wszelki wypadek redakcja przygoto-
wała artykuł o jego Ŝyciu i zasługach. Zapowiedzieli, Ŝe jeśli senator nie umrze,
zamieszczą nasz materiał.
- Chariie! Nic mnie to nie obchodzi. Chcę wiedzieć, jak mogłeś bawić się w Fuzza i
Cukiereczka po tym, jak... jak...
- Jesteś zazdrosna? Chyba nie podejrzewasz, Ŝe Lauren i ja...
- Nie muszę podejrzewać! Widzę! - zŜymała się Brigitte. - I cała Ameryka widzi to
samo! Mam tylko nadzieję, Ŝe dobrze się bawiłeś z tą... z tą...
- Chodzi ci o to, czy dobrze mi się pracowało z Lauren? - Nie. Mam nadzieję, Ŝe
dobrze ci się „pracowało" ze mną.
- Ty to co innego. Gdyby nie fakt, Ŝe chodziło o Związek Emerytowanych Policjantów
i śołnierzy, nigdy bym się nie zgodził.
- Związek Emerytowanych Policjantów?
- Tak. Ta organizacja pomaga równieŜ rodzinom policjantów, którzy zginęli na
słuŜbie - wyjaśnił. - Kiedy zastrzelono mojego ojca, mama i ja dostaliśmy od nich
zapomogę, dzięki której mogliśmy wyprowadzić się z Chicago, a ja mogłem nadal
uczęszczać do college'u.
- Rozumiem. - Brigitte skinęła głową. - Nie wypadało ci odmówić.
- Ojciec Lauren to jakaś gruba ryba. Kiedyś pracował w policji. Czy nie napisano o
tym w artykule?
- Przeczytałam tylko podpis pod zdjęciem - wyznała zawstydzona. - Do licha, Charlie,
to zdjęcie zupełnie zbiło mnie z tropu. Mogłeś mnie chociaŜ uprzedzić.
- Miałem zamiar opowiedzieć ci o wszystkim.
- Więc dlaczego tego nie zrobiłeś?
- Nie miałem ochoty na rozmowę - powiedział cicho, biorąc ją w ramiona - chciałem
ciebie.
Brigitte otoczyła ramionami szyję męŜczyzny.
- A jednak coś powiedziałeś, pamiętasz?
- Tak.
- To dobrze. - Uśmiechnęła się, rozchylając usta.
- Przepraszam, Ŝe cię nie uprzedziłem - szepnął z ustami na jej wargach. - Czy mogę
ci to jakoś wynagrodzić?
Brigitte zawahała się przez chwilę.
- Hm, no cóŜ. MoŜesz chyba paść na kolana i błagać o przebaczenie.
- Wolałbym paść na kolana i całować twoje stopki.
- Niech i tak będzie - wspaniałomyślnie zgodziła się Brigitte.
- Ale najpierw...
Kiedy wreszcie Charlie oderwał wargi od jej ust, Brigitte zauwaŜyła:
- Coraz lepiej ci idzie. Czy aby na pewno nie ćwiczyłeś w Chicago?
Suknia z cichym szelestem opadła na podłogę. Charlie przyklęknął i pochylił głowę
do stóp Brigitte.
- Och, Charlie! - westchnęła cicho, obejmując go za ramiona i zmuszając, by podniósł
się z kolan.
Nim się zorientowała, męŜczyzna pochwycił ją na ręce, zaniósł na łóŜko i namiętnym
pocałunkiem zamknął jej usta. Dopiero kiedy ochłonęła, zdała sobie sprawę, Ŝe coś
ostrego i zimnego uciska jej plecy. Wybuchnęła śmiechem. To Charlie odegrał się na
niej za nieprzyjemną pobudkę, jaką mu wcześniej urządziła. Zanosząc się od śmiechu,
wygramolili się z mokrej pościeli.
- Ładny bałagan, nie ma co! - zauwaŜyła Brigitte.
- Ty zaczęłaś.
- Zostałam sprowokowana.
- Ale chyba trochę przesadziłaś.
- Więc jesteśmy kwita.
- Owszem.
- Brutal!
- Złośnica!
- Brutal. - powtórzyła Brigitte, podchodząc bliŜej.
- Rozpuszczony bachor! - Charlie zamknął ją w uścisku.
- Miałeś całować mnie po nogach i błagać o przebaczenie - przypomniała.
- Rozpustnica!
- Słyszałam, Ŝe z kostkami lodu moŜna robić wiele przyjemnych rzeczy.
- Na przykład?
- Nie mam pojęcia. - Brigitte uśmiechnęła się niewinnie.
- W takim razie, zrobimy to w tradycyjny sposób -stwierdził męŜczyzna.
- Zrobimy co?
- To, co oboje bardzo lubimy.
Brigitte o mało nie zapomniała o zebraniu wyznaczonym na ten ranek. Omówienie
spraw słuŜbowych przeciągnęło się i było juŜ dobrze po dwunastej, kiedy spotkała się
z Charliem w hotelowej jadalni.
- Szkoda, Ŝe nie zszedłeś wczoraj na dół. Tańczyliśmy mambo.
- Słyszałem, ale nie byłem w nastroju.
- Hm.
- Potrzebowałem trochę ciszy i spokoju. Brigitte uśmiechnęła się.
- Oboje wiemy, czego ci było potrzeba.
- Nie tylko mnie.
- Opowiedz mi o Chicago - poprosiła. - Jak się udało spotkanie?
- Wszystko poszło świetnie. Joe Blanning, mój agent prasowy, nie był pewien, czy
uda mu się to zorganizować w tak krótkim czasie, ale członkowie klubu wykupili
wszystkie bilety. Ojciec Lauren zaproponował, Ŝeby jego córka odegrała rolę
Cukiereczka. To dla niej świetna reklama. Jest aktorką.
- Naturalnie.
- To nie był mój pomysł, Brigitte.
- Wierzę. To BARF wymyślił weekend z zagadką. Twój agent ukradł im pomysł -
stwierdziła sucho.
- Niezupełnie - sprostował Charlie. - Ofiarą był jeden z członków klubu, a reszta
wystąpiła w roli podejrzanych.
- Na szczęście mieli fachową siłę do pomocy.
- Brigitte! Ile razy mam ci powtarzać, Ŝe Lauren i ty to dwie róŜne sprawy -
zniecierpliwił się męŜczyzna.
- Uwierz mi.
Brigitte westchnęła.
- Gdybym ci nie wierzyła, nie byłoby mnie tutaj. Słuchaj, Charlie, uwaŜam się za
inteligentną kobietę i nie było mi łatwo odgrywać rolę twego głupiutkiego
Cukiereczka.
- Cukiereczek nie ma z tym nic wspólnego.
- Mimo to, byłam wściekła, gdy zobaczyłam to zdjęcie
- ciągnęła. - Wiem, Ŝe nie mam prawa ci nic narzucać, ale nie odpowiada mi, Ŝe
pozujesz do zdjęć z wydekoltowanymi blond wampami.
- Dobry BoŜe! To ci dopiero ironia losu! Czy uwaŜasz, Ŝe nie mam nic lepszego do
roboty, niŜ uganiać się po kraju w poszukiwaniu, jak to nazwałaś, blond wampów?!
- Nie, skądŜe! Tylko przez ostatni miesiąc. W Chicago.
- To juŜ się więcej nie powtórzy - zapewnił ją Charlie.
- Nie zamierzam przez resztę Ŝycia odgrywać Fantasy Fuz-za.
- A więc co robiłeś poza tym?
- Oprah Winfrey zaprosiła mnie do swego programu
- opowiadał męŜczyzna, wdzięczny za zmianę tematu.
- Powinnaś to obejrzeć. Zaprosiła prawdziwego detektywa z policji, wydawcę, Lauren
i działaczkę z Ruchu Wyzwolenia Kobiet. Dopiero mi się dostało. Miałaś rację, Ŝe
moje Cukiereczki to głupawe laleczki.
- No cóŜ, drobne brunetki unikają porównań z blondynkami o posągowych kształtach.
Charlie obrzucił ją uwaŜnym spojrzeniem.
- Jesteś dwa razy, co ja mówię, dziesięć razy ładniejsza.
- Nie jesteś zbyt rozmowny, Charlie - stwierdziła. - Ale zawsze trafiasz w sedno.
MęŜczyzna popatrzył na nią zaniepokojony.
- Chyba się nie rozpłaczesz?
- Nawet jeśli, to tylko dlatego, Ŝe cię tak bardzo kocham, ty głuptasie.
ROZDZIAŁ
15
Po raz pierwszy w tym roku Charlie napalił w kominku. Siedzieli na kanapie,
przytuleni, zapatrzeni w ogień. Brigitte spędzała u Charliego kolejną sobotę i
niedzielę.
- Joe Blanning dzwonił do mnie wczoraj.
- To twój agent prasowy, tak? - upewniła się. Charlie skinął głową.
- Chce, Ŝebym wystąpił w Nowym Jorku. Kolejny weekend z zagadką. Tym razem
chodzi o budowę centrum onkologicznego.
- A kto zagra Cukiereczka? Charlie zawahał się przez chwilę.
- Właśnie o tym chciałem z tobą porozmawiać.
- Domyśliłam się. Kogo proponują?
- Jeszcze nikogo.
- Nie mów, Ŝe Meryl Streep jest zajęta - zadrwiła Brigitte. - A co odpowiedziała
Michelle Pfeiffer?
- Powiedziałem, Ŝe zgodzę się tylko pod jednym warunkiem. - Charlie postanowił nie
reagować na zaczepkę.
- Tak? A co to za warunek? Wywiad dla „News-weeka"? - Brigitte nie ustępowała.
- Nie ułatwiasz mi sytuacji. Brigitte popatrzyła mu w oczy.
- Jestem zazdrosna. Niełatwo ze mną wytrzymać. Ale dobrze. Co to za warunek?
- śe niejaka Brigitte Dumont zagra Cukiereczka. Brigitte z niedowierzaniem pokręciła
głową.
- A to dopiero! I co on na to?
- UwaŜa, Ŝe coś się za tym kryje. - Charlie uśmiechnął się.
- Czy zdajesz sobie sprawę, co to oznacza? MęŜczyzna przytaknął.
Brigitte popatrzyła na niego z uwagą.
- Czy jesteś na to gotowy?
- Wolę publicznie ogłosić, co nas łączy, niŜ zgodzić się na coś, co mogłoby sprawić ci
przykrość. Zrobimy to razem albo wcale.
- Co zamierzasz im powiedzieć?
- Komu?
- Reporterom. - Brigitte zwinęła dłoń w pięść i uniosła ją do ust, udając, Ŝe jest to
mikrofon. - Panie Battle, czy mógłby pan zdradzić, jakie są pańskie zamiary wobec tej
młodej damy?
- Niecne - krótko podsumował Charlie.
- A tak na serio?
- Bez komentarza. Brigitte przysunęła się bliŜej.
- PrzecieŜ mówiłeś, Ŝe zamierzasz rozgłosić, co nas łączy.
- Myślałem, Ŝe to ci odpowiada.
- Owszem - przytaknęła. - Jestem zadowolona, ale wiesz, jacy są dziennikarze. Nigdy
nie rozmawialiśmy o przyszłości, a co im odpowiesz, jeśli zapytają cię o dalsze
plany?
- To, co słyszałaś. Bez komentarza.
- Bez komentarza? - powtórzyła zaskoczona.
- Nie musimy odpowiadać na takie osobiste pytania, Brigitte.
- A... a gdybym ja zapytała cię o to samo? MęŜczyzna zawahał się.
- PrzecieŜ wiesz, co do ciebie czuję.
- A więc jakie masz wobec mnie zamiary, Charlie?
- Nigdy dotąd Ŝadna kobieta nie zrobiła na mnie takiego wraŜenia.
- Nie pytam o seks, Charlie. Pytam o twoje zamiary. Charlie popatrzył na nią
zdziwiony. PrzecieŜ powiedział
jej, Ŝe ją kocha. CzegóŜ jeszcze chciała?!
- Masz na myśli... uhm, małŜeństwo i... te rzeczy? - wykrztusił wreszcie.
- Te rzeczy juŜ nastąpiły - przypomniała mu Brigitte. Gdyby zaŜartował sobie z jej
pytania lub próbował dać jakąś wykrętną odpowiedź, wiedziałaby, jak sobie poradzić.
Jego zaskoczenie zupełnie zbiło ją z tropu.
- To zabrzmiało, jakbyś oskarŜała mnie, Ŝe cię uwiodłem, a przecieŜ... - bronił się.
Brigitte westchnęła.
- Chyba się nie zrozumieliśmy, Charlie.
- Było nam ze sobą dobrze, prawda? Brigitte zmarszczyła brwi.
- Mówię o naszym związku, a ty mieszasz do tego seks.
- To chyba jedno i to samo.
- Niezupełnie. Jedno jest częścią drugiego. Przynajmniej dla mnie - urwała. - Teraz
rozumiem, dlaczego... Po prostu nie zrozumieliśmy się, Charlie. Zresztą, czego moŜna
oczekiwać po córce takiego ojca, co? Skąd mogłeś wiedzieć, Ŝe kiedy córka Jean-
Pierra Dumonta rzuciła się na ciebie jak wygłodniała samica, córka Marguerite Du-
mont marzyła o białych koronkach...
- I całej reszcie - dodał Charlie.
- I całej reszcie - powtórzyła Brigitte - Zasypiać i budzić się przy twoim boku, jeść
razem śniadanie i... - głos załamał jej się lekko - mieć gromadkę dzieci.
- Brigitte, ja... nigdy nie przypuszczałem...
- I to właśnie najbardziej mnie boli - chlipnęła Ŝałośnie Brigitte. Przytuliła mokry od
łez policzek do piersi Charliego.
Charlie trzymał ją w ramionach, całował, szeptał do ucha słowa pełne czułości. CóŜ
mógł jej obiecać? Kobieta taka jak Brigitte Dumont, piękna, mądra, dobra, zasługiwa-
ła na to, o czym marzyła. Na miłość, wierność, małŜeństwo. Brigitte uniosła głowę.
Czekała. Charlie oddałby wszystko, co miał, Ŝeby móc powiedzieć jej to, co pragnęła
usłyszeć.
- Jesteś mi droŜsza niŜ wszystko inne na świecie. Brigitte ze smutkiem pokiwała
głową.
- Z kaŜdym rokiem, z kaŜdym dniem jestem starsza, Charlie. Nie mam zamiaru być
juŜ dłuŜej panienką Dumont.
- Nie jesteś jeszcze taka stara.
- Chcę tylko tego, co kaŜda kobieta.
- Ja...
- Nic nie mów, Charlie - przerwała mu ostro. - Widzę po twojej minie, Ŝe jeszcze o
tym nie myślałeś. Nie mam zamiaru błagać cię, Ŝebyś się ze mną oŜenił.
Obrzucił ją uwaŜnym spojrzeniem.
- Wiesz, Brigitte, czasem wolałbym, Ŝebyś nie była taka szczera i otwarta.
- NajwyŜszy czas, Ŝebyś jednak o tym pomyślał - ciągnęła, nie zwracając uwagi na
jego słowa. - śebyś się zastanowił nad swoim Ŝyciem, Charlie. Nad sobą, nad nami.
Nie moŜemy ciągnąć tego bez końca. Od weekendu do weekendu, bez Ŝadnych
perspektyw. - Brigitte patrzyła teraz prosto w oczy męŜczyzny. - Pomyśl o tym,
Charlie. Wcześniej czy później będziesz musiał się ze mną oŜenić lub pozwolić mi
znaleźć kogoś, kto nie będzie miał takich oporów.
Zdecydowane postawienie sprawy przez Brigitte wpłynęło na postawę obojga.
Cieszyli się na wspólny wypad do kina, ale film okazał się niezbyt interesujący. Po
powrocie kochali się, ale spędzone razem chwile przepełnione były smutkiem.
Zabrakło poprzedniej radości i spontaniczności. Brigitte odetchnęła z ulgą, kiedy
weekend dobiegł końca.
Charlie odprowadził ją do samochodu.
- A co z wyjazdem do Nowego Jorku? - spytała cicho, unikając jego wzroku.
- Joe uwaŜa, Ŝe to byłaby świetna reklama.
- A co sądzą wydawcy? Czy mogą zmusić cię, Ŝebyś się zgodził?
Charlie przecząco pokręcił głową.
- Nie jestem ich własnością. Jednak wolę Ŝyć z nimi w zgodzie. Nie bardzo wierzę w
tę reklamę, ale moŜe udałoby się zebrać trochę gotówki na budowę centrum.
- Kiedy masz dać im odpowiedź?
- Jak najwcześniej. Najlepiej do końca tygodnia.
- To niezbyt ładnie, Ŝe zwalasz cały cięŜar decyzji na mnie. Nie chcę, Ŝebyś przeze
mnie zadarł ze swoim wydawcą.
- Więc czego oczekujesz? - zniecierpliwił się męŜczyzna. - Nie wystąpię z Ŝadną inną
kobietą. Nie będę ryzykował. Następnym razem mogłabyś potraktować mnie nie
lodem, ale na przykład gorącą kawą - zaŜartował.
Brigitte potrząsnęła głową. Charlie objął ją ramieniem i przyciągnął do piersi.
- Wiesz co, przemyśl to jeszcze raz i zadzwoń do mnie w środku tygodnia, dobrze,
Cukiereczku?
Ale Brigitte miała inny pomysł.
- A moŜe wpadłbyś jutro na wieczór rodzinny? Moglibyśmy porozmawiać.
- Brigitte... - zaczął niepewnie męŜczyzna.
- Rozumiem - przerwała mu ostro Brigitte.
- Co rozumiesz?
- Masz zamiar podać do publicznej wiadomości, co nas łączy, ale nie chcesz, aby
moja rodzina domyśliła się czegoś. Weekend z zagadką, tak. To twoja specjalność,
co? Ale wieczór rodzinny? SkądŜe znowu! Ile razy prosiłam cię, Ŝebyś został, zawsze
wykręcałeś się nawałem zajęć.
- Chciałaś, Ŝebym zatańczył, a ja naprawdę nie jestem tancerzem.
- A ja nie jestem słodką idiotką, a mimo to zagrałam twojego Cukiereczka - wybuchła
Brigitte.
- To co innego.
- Dlaczego? Dlatego, Ŝe autorem był C.H.Battle?
- Dlatego Ŝe kaŜdy wiedział, Ŝe grasz. Nie jesteś słodką idiotką. Czy to musi być
akurat wieczór rodzinny? - spytał Charlie. - Gdybym przyjechał we środę, mógłbym
zostać na weekend.
- I nie ryzykowałbyś, Ŝe zostaniesz rozpoznany, co, detektywie? - rzuciła ostro
Brigitte. - Nie musiałbyś obawiać się, Ŝe ktoś dowie się o tym, co łączy cię z Brigitte
Dumont.
- Nie obchodzi mnie, czy ktoś się dowie, czy nie! - wybuchnął męŜczyzna. - Gdyby
tak było, czy prosiłbym cię, Ŝebyś pojechała ze mną do Nowego Jorku?
- Nie obchodzi cię, Ŝe świat dowie się o C.H.Battle'u i Brigitte Dumont. Co innego
Charlie Battle. O! To juŜ całkiem inna sprawa.
MęŜczyzna opuścił głowę. Wyglądał tak Ŝałośnie, Ŝe Brigitte znienawidziła samą
siebie za to, co musiała zrobić.
- Miałeś rację, Ŝe poprawiłeś mnie wtedy, no wiesz, pierwszy raz.
Charlie popatrzył na nią pytająco.
- Szepnęłam: Och, Fantasy! Przypomniałeś mi, Ŝe to Charlie Battle kochał się ze mną,
a nie jakiś wymyślony bohater komiksów. Nawet nie C.H.Battle, tylko Charlie.
Zwykły, szary Charlie. Jedyne o co proszę, to Ŝeby ten Charlie był równie szczery w
swoich uczuciach jak C.H.
Brigitte uniosła dłoń i delikatnie odgarnęła ciemny kosmyk z czoła męŜczyzny.
- Nie będziesz musiał tańczyć, Charlie. W tygodniu są urodziny Claude'a i
dziewczynki przygotowały małą niespodziankę. Nie będę teŜ nikomu cię przedstwiać.
Nie mogę jednak obiecywać, Ŝe nie zostaniesz rozpoznany. Było nie było jesteś
sławnym człowiekiem, Charlie, i musisz się z tym pogodzić.
Charlie delikatnie ujął twarz Brigitte w swoje dłonie. Jej skóra była taka gładka.
Szczupła, dziewczęca sylwetka w zaskakujący sposób kontrastowała z
temperamentem i siłą ducha. Brigitte nie bała się kroczyć przez Ŝycie bez udawania i
obłudy. Otwarcie i szczerze okazywała swe uczucia. Nagle zrozumiał, jak bardzo ją
kocha i ile dla niego znaczy.
- Wcale się ciebie nie wstydzę - oświadczył, pochylając się do jej ust - Jesteśmy
umówieni, tak, Cukiereczku?
Przez cały dzień Brigitte zupełnie nie potrafiła skoncentrować się na tym, co robi.
Jakby na złość, przeznaczenie uparło się, by pokrzyŜować jej plany. Najpierw Nicole
wróciła ze szkoły zdenerwowana. Oznajmiła, Ŝe zapomniała o bardzo waŜnej próbie
szkolnego chóru i nie moŜe jej opuścić. Jennifer uparła się, Ŝe nie wystąpi bez siostry,
wobec czego trzeba było przesunąć urodziny Claude'a na kolejny poniedziałek.
Brigitte została bez programu na wieczór.
Claire wpadła na pomysł, Ŝe poszuka nut nowych piosenek. Brigitte udała się więc na
poszukiwanie Janet, by uprzedzić ją o zmianie planów. Niestety, mimo godzinnych
poszukiwań nie znalazła ani Janet, ani Stephena.
Kiedy w końcu Janet skontaktowała się z nią, dla odmiany zniknęły Claire i
Marguerite. Jean-Pierre przypuszczał, Ŝe pojechały do miasta po sprawunki, poniewaŜ
Jennifer podarła swój ulubiony sweter i uparła się, Ŝe jeszcze tego wieczoru musi
mieć podobny.
- No nie! - wykrzyknęła Brigitte. - Chyba wszystko sprzysięgło się dziś przeciwko
mnie. Ta próba chóru Nicole zupełnie pokrzyŜowała mi plany. Za dwie godziny
zaczną się schodzić goście, a ja nie mam Ŝadnego programu - lamentowała.
- Doprawdy, skarbie, zawsze moŜesz przecieŜ zatańczyć ze swoim starym ojcem -
pocieszył ją starszy pan. - Pamiętasz „Herbatkę we dwoje"?
Brigitte uśmiechnęła się blado.
- Dzięki, tatku.
- A teraz powiedz mi prawdę, dlaczego jesteś taka spięta?
- Mam randkę - wyznała cicho.
- Z panem Battle? Brigitte przytaknęła. Jean-Pierre zmarszczył brwi.
- MoŜe powinienem poŜyczyć od sąsiada dubeltówkę, Ŝeby upewnić się, czy ma
wobec ciebie uczciwe zamiary?
Brigitte roześmiała się rozbawiona.
- No nie! To byłaby ironia losu! W swoim czasie, pewno nie raz musiałeś salwować
się ucieczką przed jakimś rozjuszonym rodzicem z dubeltówką, co? Przyznaj się,
tatku!
- To zupełnie co innego.
Brigitte uspokajająco poklepała ojca po ramieniu.
- Na razie poczekaj jeszcze z tą dubeltówką. Mam nadzieję, Ŝe uda mi się przekonać
go bez uŜywania siły.
Z gabinetu ojca Brigitte udała się wprost do swego apartamentu. Napuściła wody do
wanny i postanowiła wziąć długą, gorącą kąpiel. Wypoczynek przerwało jej ciche
pukanie. Pośpiesznie wyskoczyła z wanny, nie tracąc czasu na wycieranie się.
Owinęła się tylko szlafrokiem i pospieszyła do drzwi. Miała nadzieję, Ŝe to Charlie
przyjechał nieco wcześniej.
Za drzwiami stała Jennifer. Claire przysłała ją z wiadomością, Ŝe znalazła nuty i
Marguerite właśnie się z nimi zapoznaje.
- Dzięki Bogu! - odetchnęła z ulgą Brigitte. - A
propos, podoba mi się twój sweter,
Jennifer.
- Dziękuję. Mam jeszcze taki sam turkusowy, a Nicole ma porwane dŜinsy.
- Porwane? CzyŜby coś się jej stało? - zaniepokoiła się Brigitte.
Jennifer roześmiała się.
- Nie, to taka moda. Są całe postrzępione.
- I z pewnością bardzo drogie - dodała Brigitte.
- Nicole ma dziury na kolanach.
- To niezbyt rozsądne - zauwaŜyła Brigitte.
- Chciała takie z dziurami na udach, ale mama się nie zgodziła.
- I bardzo słusznie.
Jennifer ciekawie rozglądała się po pokoju. Jej uwagę przyciągnęła leŜąca na łóŜku
jedwabna suknia.
- WłoŜysz tę sukienkę dziś wieczór? Brigitte przytaknęła.
- Mam randkę.
- Z panem Battle?
Brigitte obrzuciła siostrzenicę podejrzliwym spojrzeniem. CzyŜby wszyscy juŜ
wiedzieli?
- Uhm - mruknęła.
- On jest bardzo fajny - ucieszyła się Jennifer.
- O tak! - zgodziła się Brigitte.
Charlie spóźniał się. Brigitte z trudem przebrnęła przez otwierający wieczór monolog
o zakochanych łosiach. Jej myśli zaprzątał Charlie. Gdzie on, u Ucha, się podziewa?
Dlaczego się spóźnia? A moŜe miał wypadek?!
Podała mikrofon Claire i pośpieszyła do stołu.
- Są jakieś wiadomości? - spytała, pochylając się w stronę brata.
MęŜczyzna przecząco pokręcił głową.
- A jeśli miał wypadek?
- Pewnie tylko złapał gumę.
- To niemoŜliwe - denerwowała się. - To juŜ prawie dwie godziny.
Stephen obojętnie wzruszył ramionami.
- MoŜe to jakaś powaŜniejsza awaria.
Chcąc nie chcąc, Brigitte musiała wracać na scenę. Aktorzy się zmieniają,
przedstawienie trwa. Co za idiota wymyślił tę zasadę? Myślała o Charliem. A moŜe
zmienił zdanie? Uśmiechając się krzywo, dobrnęła do ostatniej zwrotki wesołej
piosenki o zakochanym łosiu. Jeszcze tylko „Herbatka we dwoje" i będzie wolna.
Za kulisami zauwaŜyła ojca.
- Są jakieś wiadomości od Charliego? - spytała z nadzieją.
Starszy pan przecząco pokręcił głową.
- Nie martw się, moja mała. Na pewno się zjawi.
- Chyba Ŝe zmienił zdanie.
- Gdzie twoja wiara, moja droga? Tylko głupiec mógłby tak postąpić, a ten twój Battle
wcale na takiego nie wygląda.
Brigitte powtarzała wyuczone w dzieciństwie kroki i gesty. Ze zdumieniem odkryła,
Ŝ
e taniec uspokoił ją i odpręŜył. Odtańczyła swoją solówkę i odczekała trzy takty. Za
chwilę dołączy do niej ojciec. Odwróciła się i oniemiała. W kręgu padającego z
reflektora światła stał niejeden męŜczyzna, ale dwóch. Na twarzy Jean-Pierre'a
Dumonta pojawił się pełen nostalgii uśmiech, kiedy ujął wyciągniętą ku niemu dłoń
córki i połączył ją z ręką młodszego męŜczyzny.
Brigitte nie wierzyła własnym oczom. Czy to naprawdę on? W eleganckim czarnym
smokingu, białej koszuli i meloniku? C.H.Battle? Jej Charlie?!
Po raz pierwszy od ponad dwudziestu lat pomyliła kroki. Szybko jednak złapała rytm
w silnych ramionach Charliego. W głowie kłębiły jej się pytania. Kiedy? Jak? Dlacze-
go? Zakończyli taniec tą samą figurą, którą Brigitte wykonywała od lat z ojcem.
Charlie przyklęknął na jedno kolano, na drugim zaś posadził sobie Brigitte.
- Romantycznie, co? - szepnął jej do ucha, uśmiechając się radośnie.
- Panie i panowie, pozwólcie sobie przedstawić: pan C.H. Battle, twórca waszego
ulubionego komiksu, fantasy Fuzz" - oznajmiła Claire, wysuwając się zza pleców
tancerzy.
- Charlie Battle - poprawił męŜczyzna, kiedy Claire podsunęła mu mikrofon. Nie
wypuszczając mikrofonu z rąk, odwrócił się do Brigitte i patrząc jej w oczy oświad-
czył uroczystym głosem: - Brigitte Dumont, kocham cię do szaleństwa, czy zechcesz
zostać moją Ŝoną?
Brigitte pisnęła radośnie i rzuciła się Charliemu w ramiona.
- To chyba miało oznaczać tak - powiedziała Claire do mikrofonu.
Widownia zatrzęsła się od oklasków. Charlie wziął Brigitte na ręce i opuścił scenę.
Później Brigitte dowiedziała się, Ŝe Charlie spędził cały ranek na poszukiwaniu
smokingu, a po południu uczył się od Stephena kroków do ,.Herbatki we dwoje".
Usłyszała, jaką wyśmienitą zabawę miała Nicole, udając, Ŝe zapomniała o bardzo
waŜnej próbie, po to, by moŜna było przełoŜyć urodziny Claude'a. To jednak nastąpiło
duŜo, duŜo później.
Tymczasem zaś czuła, Ŝe obejmują ją silne ramiona męŜczyzny, który kocha ją do
szaleństwa i który właśnie przed chwilą oświadczył się jej w obecności tylu ludzi!
Zakochani, wymykając się ukradkiem z jadalni, nie zauwaŜyli ukrytych za zakrętem
korytarza dwóch podekscytowanych dziewcząt. Jedna z nich miała na sobie
turkusowy sweter, druga zaś porwane dŜinsy. Z piersi tych młodych dam wyrwało się
ciche westchnienie, kiedy rozmarzonym spojrzeniem odprowadzały zakochaną parę.