background image

MARY LYNN BAXTER 

 
 
 

Pewnego lata w Lufkin 

 
 
 
 

Boot Scootin’ 

 
 
 
 
 

Tłumaczył: Michał Wroczyński 

background image

Rozdział pierwszy 

 
Kelly Warren popatrzyła na leżącą przed nią kartkę 

papieru i zmarszczyła brwi. Po chwili zgniotła ją w kulkę 
i cisnęła w stronę kosza na śmieci. 

–  Dwa  punkty  –  mruknęła  z  gorzkim  uśmiechem, 

gdy kulka wpadła prościutko do kosza. 

Podniosła  się  z  krzesła  i  rozciągnęła  nieco 

zdrętwiałe mięśnie. Uśmiech z jej twarzy zniknął. Dzień 
nie  zaczął  się  najlepiej.  Była  dopiero  dziewiąta  rano,  a 
ona  zdążyła  już  pokreślić  i  podrzeć  kilka  projektów. 
Może  w  ogóle  nie  trzeba  było  zaczynać  dziś  pracy, 
zwłaszcza  że  obchodziła  właśnie  dwudzieste  siódme 
urodziny?  Może  po  prostu  powinna  zamknąć  sklep  na 
cztery spusty, wrócić do babci i spędzić dzień na robieniu 
czegoś cudownie nieodpowiedzialnego? 

Kelly  zmarszczyła  czoło  i  przez  chwilę  rozważała 

ten  pomysł.  Nie,  przecież  właśnie  teraz  zajmowała  się 
czymś cudownie nieodpowiedzialnym; robiła dokładnie 
to,  co  zawsze  chciała  robić,  a  nie  to,  czego  chciał  jej 
ojciec.  Jej  marzenia  spełniły  się  i  od  niedawna 
prowadziła  własny  interes:  niewielki  sklepik  z 
artykułami papierniczymi i upominkami, który nazwała 
„Pierwsza  klasa”.  Od  pewnego  też  czasu  projektowała 
artystyczne  pocztówki.  Gdyby  udało  się  zainteresować 
nimi  którąś  z dużych  firm  zajmujących  się  dystrybucją 
kart pocztowych  –  to  właśnie  projektowanie  miało  stać 
się w przyszłości głównym zajęciem Kelly. 

Zanim przeprowadziła się do domu babci w Lufkin, 

background image

sennym  miasteczku  we  wschodnim  Teksasie,  Kelly 
mieszkała  w  Houston  z  apodyktycznym  ojcem.  Przez 
pięć  lat,  jakie  minęły  od  chwili  ukończenia  przez  nią 
uniwersytetu,  była  posłuszna  mu  we  wszystkim,  a 
zajmowała  się  głównie  prowadzeniem  domu.  W  końcu 
miała  już  serdecznie  dość  Simona  Warrena,  jednego  z 
magnatów  w  branży  spożywczej,  i  jego  kaprysów 
właściwych  ludziom,  którzy  mają  nadmiar  bogactwa. 
Zrezygnowała  z  blasku  dostatniego  życia  w  wielkim 
mieście i wybrała skromne, senne Lufkin. 

Często  dumała  nad  tym,  jak  ułożyłby  się  jej  los, 

gdyby matka nie zmarła wkrótce po porodzie. Zapewne 
wszystko potoczyłoby się inaczej. Ojciec miałby więcej 
wsparcia ze strony żony i nie wyręczałby się nieustannie 
córką. 

Prowadzenie domu i wystawnego życia męczyło ją. 

Te  nie  kończące  się  przyjęcia,  partie  brydża,  tabuny 
„przyjaciół”  nudnych  jak  flaki  z  olejem...  Jedyną 
czynnością,  która  dawała  jej  pewną  satysfakcję  była 
dobroczynność, lecz i ona nie była w stanie wzbudzić w 
sercu Kelly zapału i entuzjazmu. 

Po  śmierci  bliskiej  przyjaciółki  i  po  zawale  serca, 

jaki  przeszła  jej  ukochana  babcia,  Kelly  uświadomiła 
sobie,  jak  kruche  i  drogocenne  jest  życie.  A  ona  tak 
beztrosko je marnowała! Kiedy więc Simon wspomniał, 
że zamierza umieścić babcię w domu opieki, odparła mu, 
że wyjedzie z Houston, osiądzie w Lufkin i sama zajmie 
się Claire. 

Pół  roku  po  przeprowadzce  Kelly,  która  po  matce 

odziedziczyła  zdolności  artystyczne,  postanowiła 

background image

otworzyć  sklep.  W  podjęciu  tej  niełatwej  decyzji 
niezwykle pomogła jej babcia. 

–  Czyś  ty  rozum  straciła?  –  zapytał  Simon,  gdy 

córka wyjawiła mu swe plany. 

–  Nie,  tato  –  odparła  spokojnie.  –  Przeciwnie. 

Zamierzam po prostu zająć się tym, co mnie interesuje, a 
nie tym, co ty uważasz dla mnie za dobre. 

Niebieskie oczy Simona, takie same jak jego córki, 

rozbłysły. 

–  No  cóż,  powiem  ci  otwarcie.  Nic  z  tego  nie 

wyjdzie. 

– Dlaczego? – zapytała ostro Kelly. 
– Dlatego, że nie masz za grosz samodyscypliny. Od 

czasu ukończenia szkoły nie możesz jakoś zabrać się za 
nic poważnego. 

– A czyja to wina? – spytała gniewnie. 
– Dobrze już, dobrze – uspokoił ją. – Skoro chcesz, 

zacznij  to  swoje  wariactwo.  Zobaczysz,  że  szybko  ci 
wywietrzeje  z  głowy.  Ale  kiedy  ci  się  nie  powiedzie  i 
galopem  wrócisz  do  domu,  nie  mów,  że  cię  nie 
ostrzegałem. 

Słowa  te  tylko  rozjuszyły  Kelly  i  podrażniły  jej 

ambicję. Jeśli w przyszłości ktoś będzie musiał przyznać 
komuś  słuszność,  to  ojciec  jej,  nigdy  odwrotnie.  Żeby 
udowodnić  mu,  że  to  nie  on  miał  rację,  była  gotowa 
błagać  na  kolanach  wszystkich  bliższych  i  dalszych 
znajomych, żeby przyjeżdżali do Lufkin i robili zakupy 
w jej sklepie. Musiała jednak z satysfakcją przyznać, że 
nie  było  potrzeby  chwytania  się  aż  tak  drastycznych 
środków.  Jej  sklep  funkcjonował  zaledwie  od  dwóch 

background image

tygodni  i  już  cieszył  się  sporym  zainteresowaniem 
klientów. 

Nie znaczyło to wcale, że zarabiała masę pieniędzy. 

Na razie w jej sklepie wiele osób pojawiało się tylko po 
to,  żeby  się  rozejrzeć.  Prawie  wszystkie  obiecywały 
jednak, że jeszcze wrócą. Kelly modliła się o to w duchu. 
Nie  tyle  przy  tym  chodziło  jej  o  pieniądze,  co  o 
sprawdzenie  się,  potwierdzenie,  że  podjęła  słuszną 
decyzję  i  że  uda  jej  się  zrealizować  własne  marzenia. 
Kwestia finansowa mogła zejść na dalszy plan. Wkrótce 
po  jej  urodzeniu  bowiem,  babcia  Claire  utworzyła  w 
banku  fundusz  dla  Kelly  i  gdy  wnuczka  ukończyła 
dwadzieścia pięć lat, wszystkie pieniądze przeszły na jej 
własność. 

Zresztą,  dla  Kelly  zawsze  bardziej  niż  pieniądze 

liczyła  się  niezależność  i  satysfakcja  z  wykonywanej 
pracy. 

Przerwała te rozmyślania i zerknęła na zegarek. Za 

pół  godziny,  równo  o  dziewiątej  trzydzieści,  otworzy 
sklep.  Zeszła  z  poddasza,  gdzie  od  siódmej  rano 
próbowała wymyślić pocztówkę, jakiej jeszcze nie było, 
do mieszczącej się na parterze kuchni i nastawiła wodę 
na  kawę.  Po  kilku  minutach,  trzymając  już  w  dłoniach 
parujący kubek, przeszła do głównego pomieszczenia, w 
którym znajdował się sklep. 

Przystanęła  w  progu,  by  spojrzeć  na  swe  dzieło. 

Próbowała  patrzeć  na  wszystko  oczyma  klientów. 
Jednego była pewna – jej sklep całkowicie różnił się od 
innych. 

Mieścił  się  w  starym  ceglanym  budynku,  który 

background image

Kelly  chwilowo  wynajmowała,  lecz  w  przyszłości 
zamierzała  wykupić.  Budynek  stał  w  centrum 
miasteczka,  co  zapewniało  doskonałą  lokalizację,  oraz 
miał  w  sobie  wiele  uroku,  na  czym  Kelly  zależało 
najbardziej. Poza kuchnią dla klientów przeznaczony był 
cały  parter.  Mogli  w  nim  kupić  artykuły  piśmiennicze, 
kartki  pocztowe,  zaprojektowane,  namalowane  i 
wydrukowane  przez  Kelly,  oraz  całą  masę  innych 
„śliczności”: koszyczki, saszetki w kształcie serduszek, 
najprzeróżniejszej wielkości i kształtu ramki do zdjęć i 
obrazków,  stroiki,  bukieciki,  dzbanuszki,  świece  i 
różnych rodzajów potpourri. 

Poddasze Kelly przerobiła na pracownię. W dachu 

zainstalowała  olbrzymie  okno,  które  zapewniało 
odpowiednią  ilość  światła  do  pracy.  To  tu  właśnie 
powstawały jej oryginalne pocztówki. 

Teraz  więc,  przed  kolejnym  dniem  pracy,  Kelly 

spoglądała  z  dumą  na  swe  dzieło.  Nie  wyrobiła  sobie 
jeszcze  w  mieście  marki,  ale  wszystko  było  przed  nią. 
Minęły dopiero dwa tygodnie. Zresztą raczej by umarła, 
niż  miała  zrezygnować.  Po  ojcu  i  babci  odziedziczyła 
nieprawdopodobny wręcz upór. 

Odstawiła  kubek,  usiadła  za  kasą  i  otworzyła 

szufladkę z pieniędzmi. Chwilę później usłyszała dźwięk 
dzwonka  zawieszonego  nad  drzwiami  wejściowymi. 
Uniosła głowę i spojrzała w uśmiechniętą twarz klienta. 

 
Wiele  godzin  później  Kelly  masowała  zdrętwiały 

kark. Ależ była zmęczona! Po całym dniu obsługiwania 
klientów  to  jednak  miłe  zmęczenie,  pomyślała, 

background image

spoglądając  na  zegar,  którego  wskazówki  wskazywały 
siedemnastą. Za pół godziny zamknie sklep, pojedzie do 
domu i resztę dnia swoich urodzin spędzi z babcią. 

Nieoczekiwanie  znów  zabrzmiał  zawieszony  nad 

wejściem dzwonek. Kiedy odwróciła się w stronę drzwi, 
ze zdumienia szeroko otworzyła usta. 

Widząc  zaskoczenie  na  jej  twarzy,  klient,  wysoki 

mężczyzna, uśmiechnął się i powiedział: 

– Zamknij buzię, bo złapiesz zarazki. 
–  Charles!  Co  tutaj  robisz?  –  zapytała  Kelly,  nie 

przestając  gapić  się  na  Charlesa  Liptona,  znajomego 
prawnika, z którym spotykała się dość często, zanim nie 
wyprowadziła się z Houston. 

– To chyba oczywiste. 
Rozpiął marynarkę drogiego garnituru i usiadł przy 

końcu  lady  na  krześle  przeznaczonym  dla  klientów, 
którzy zamierzali zabawić w sklepie trochę dłużej. 

– Co jest takie oczywiste? 
– Ej, Kelly – Charles uniósł brew – przecież dzisiaj 

są  twoje  urodziny!  Pomyślałem,  że  zechcesz  je  uczcić. 
Może wybierzemy się gdzieś do miasta? 

Kelly  przesłała  mu  uprzejmy  uśmiech.  Żywiła 

wobec Charlesa mieszane uczucia. Mówiąc zaś ściślej – 
niezbyt przyjazne. Robiła jednak wszystko, by nie dać po 
sobie tego poznać. Charles Lipton podobał się jej ojcu. 
Był  człowiekiem,  jakiego  Simon  życzyłby  sobie  na 
zięcia: trzeźwo myślący, solidny, z głową do interesów, 
potomek  jednej  z  najbogatszych  rodzin  w  Houston, 
spadkobierca  sieci  hoteli.  Wszystkie  te  cechy  nudziły 
Kelly śmiertelnie. Jedynie w samym wyglądzie Charlesa 

background image

nie było nic nudnego. 

Mimo  że liczył tylko metr  siedemdziesiąt  wzrostu, 

był  przystojny  niczym  gwiazdor  filmowy.  Miał  gęste 
jasno-kasztanowe  włosy  i  zielone  oczy,  główną  zaś 
atrakcję  stanowił  jego  uśmiech.  Wydawało  się,  że 
Charles  Lipton  doskonale  wie,  kiedy  rozjaśnić  nim 
twarz,  prezentując  przy  tym  imponujący  garnitur 
olśniewająco białych zębów. 

Plusy te nie potrafiły wszakże zmienić opinii Kelly, 

że  Charles  Lipton  jest  typem  człowieka,  który  ma 
przekonanie, iż na wszystkim zna się najlepiej, i właśnie 
przez to jest niezwykle irytujący. 

– No, to jak będzie? – zapytał z naciskiem. 
– Cóż, skoro jechałeś dwie i pół godziny tylko po to, 

żeby mnie zobaczyć, jak mogłabym odmówić? 

Charles  wstał  jak  na  komendę,  a  jego  twarz  znów 

rozpromienił ów słynny olśniewający uśmiech. 

– Nie mogłabyś – przyznał. 
Dopiero po kilkunastu minutach, gdy znaleźli się już 

na  podjeździe  prowadzącym  do  domu  babci  i  mieli 
wysiadać  z  samochodu,  Kelly  uświadomiła  sobie,  że 
Charles  ani  słowem  nie  skomentował  jej  sklepu  –  nie 
pochwalił,  nie  zganił,  nie  wygłosił  na  jego  temat 
jakiejkolwiek uwagi. 

Zmartwiło ją to, ale tylko na chwilę. Jakie znaczenie 

ma opinia takiego sztywniaka? 

 
– Czeka was uroczy wieczór. 
Kelly  uśmiechnęła  się  do  Claire,  nachyliła  i 

pocałowała  w  policzek;  babcia  miała  skórę  cienką  jak 

background image

pergamin. 

– Tak – odparła. – Martwię się tylko, że zostawiamy 

cię tu samą. – Zrobiła smutną minę, a Charles poważnie 
pokiwał głową. 

–  Zupełnie  niepotrzebnie  –  odrzekła  Claire.  – 

Przecież  dzisiaj  są  twoje  urodziny.  No,  idźcie  już. 
Zresztą za chwilę w telewizji zaczyna się mój ulubiony 
program. 

Kilka  minut  później  Kelly  i  Charles  znaleźli  się 

znów  przed  domem.  Był  lipiec  i,  mimo  że  dochodziła 
dwudziesta, słońce przygrzewało jeszcze mocno. Charles 
otworzył  drzwi  swego  lincolna  i  wpuścił  do  środka 
Kelly. 

Kiedy  zajął  miejsce  za  kierownicą  i  uruchomił 

silnik, odwrócił się w jej stronę i zapytał: 

– Dokąd? 
– Do „Boot Scootin”. 
– Słucham? – Charles zamrugał oczyma. 
– „Boot Scootin”. 
– Jeśli to miejsce, o jakim myślę, wybij to sobie z 

głowy.  Chciałem  cię  zabrać  na  kolację  do  jakiegoś 
wytwornego lokalu. 

– A to, z kolei, ty możesz wybić sobie z głowy. Nie 

zapominaj, że to moje urodziny. 

Charles zacisnął dłonie na kierownicy i cicho zaklął. 
– W porządku. Co to za lokal? 
– Klub taneczny z muzyką country-and-western. 
– I wypożyczalnią rewolwerów przy wejściu – dodał 

złośliwie. – O ile naturalnie nie posiadasz własnego. 

– Bardzo śmieszne. 

background image

–  Uwierz  mi,  naprawdę  chcę  cię  zabrać  do  dobrej 

restauracji. 

–  A  ty  posłuchaj,  jeśli  nie  chcesz  jechać  ze  mną, 

powiedz. Pojadę sama. 

– Jasne, jestem bardziej niż pewien, że dokładnie tak 

byś zrobiła. 

–  Na  twoim  miejscu  nie  byłabym  tak  uparta  – 

ostrzegła Kelly. Korciło ją, by oświadczyć Charlesowi, 
że na ten wieczór miała już inne plany. 

– No dobrze. Niech ci będzie. Najpierw wpadniemy 

gdzieś, żeby coś przekąsić, a potem – do „Boot Scootin”. 

–  Poza  tym  że  uwielbiam  tańczyć,  istnieje  inna 

jeszcze przyczyna, dla której chcę pojechać właśnie tam. 

Popatrzył na nią z rozpaczą. 
– Mówisz poważnie? 
– Pracuję właśnie nad westernowymi pocztówkami, 

wiesz,  takie  z  motywami  z  Dzikiego  Zachodu...  Wiem, 
że jest na nie ogromny popyt, a nikt jeszcze się tym nie 
zajął. 

Charles wyprowadził samochód na ulicę. 
– Skoro tak mówisz... 
Niebawem siedzieli już przy stoliku w klubie „Boot 

Scootin”,  a  salę  wypełniały  dźwięki  najnowszego 
przeboju country. Czekając na zamówione drinki, Kelly 
rozglądała  się  wokół  z  rosnącym  zainteresowaniem. 
Przytupywała nogą w rytm muzyki i ogarniała ją coraz 
większa  ochota  do  tańca.  Napominała  się  jednak  w 
duchu, że przede wszystkim musi dokładnie rozejrzeć się 
po  lokalu,  ostatnio  najmodniejszym  w  miasteczku.  Jej 
uwagę  zwracał  rozległy  owalny  parkiet  taneczny 

background image

pośrodku,  a  przede  wszystkim  rustykalne  dekoracje: 
stare  sprzęty,  koła,  elementy  strojów  i  uprzęży.  Starała 
się zapamiętać wszystko jak najdokładniej. 

– No i co o tym myślisz? – zapytał Charles, kiedy 

kelnerka przyniosła im napoje. 

– Jest lepiej, niż się spodziewałam. 
Charles  pociągnął  ze  szklanki  tęgi  łyk  whisky  z 

samym tylko lodem. 

– Cieszę się, że ci się tu podoba. 
Ledwo skrywany sarkazm w jego głosie nie uszedł 

uwagi  Kelly.  Miała  ochotę  udusić  tego  faceta! 
Zachowując  jednak  pozorny  spokój,  upiła  tylko  łyk 
wody mineralnej i wróciła do obserwowania sali. 

– Przy barze stoi jakiś typek, który bez przerwy na 

ciebie patrzy. 

Kelly nie spojrzała nawet w tamtym kierunku. 
– I co z tego? W takich miejscach to rzecz całkiem 

normalna. 

–  I  dlatego  właśnie  nie  chciałem  tu  przychodzić  – 

odburknął Charles. 

Kelly uniosła brwi. 
–  Proszę,  proszę,  co  ja  widzę.  Humorek  coraz 

gorszy. 

– Poklepała Liptona po dłoni. – Daj spokój, dobrze? 

Chcę tańczyć. 

–  A  jeśli  ja  nie  chcę?  –  zapytał,  wyraźnie 

rozdrażniony. 

– To możesz wrócić – odparła słodziutkim głosem. 
– Nie będziesz się nudził. 
Charles uśmiechnął się krzywo i gwałtownie wstał. 

background image

–  Zgoda,  wygrałaś  –  powiedział,  biorąc  Kelly  za 

rękę. 

– Chodźmy na parkiet. 
W chwilę później znaleźli się na środku sali, a Kelly 

zaczęła prowokacyjnie kołysać w tańcu biodrami. 

background image

Rozdział drugi 

 
Tucker  Garrett  stał  oparty  o  najbliższy  kręgu 

tanecznego  róg  baru.  Sprawiał  wrażenie,  jakby 
otaczający  świat  w  ogóle  go  nie  interesował.  Każdy 
jednak,  kto  znał  choć  trochę  Tuckera,  wiedział,  że  jest 
zupełnie 

odwrotnie. 

Pod 

maską 

niemrawego, 

staromodnego poczciwca krył się pełen energii, przekory 
i fantazji mężczyzna. 

Teraz  było  podobnie.  Tucker  zachowywał 

wprawdzie  kamienną  twarz,  lecz  gdy  obserwował 
tańczącą  na  parkiecie  blondynkę,  czuł,  że  rozpiera  go 
energia,  że  rośnie  w  nim  napięcie,  jakiego  nie 
doświadczył  od  dawna.  O  ile  w  ogóle  kiedykolwiek  w 
swoim życiu odczuwał podobne napięcie! 

Do  licha,  była  śliczna!  Delikatne  rysy,  modnie 

obcięte, krótkie  jasne włosy.  Nie widział jej oczu,  lecz 
mógłby się założyć o wszystko, że są równie piękne jak 
buzia...  Ale  to  jej  ciało  o  szczupłych  biodrach  i  nie 
kończących się nogach, poruszające się idealnie w rytm 
dynamicznej  muzyki  sprawiało,  że  Tuckerowi 
gwałtownie  rosło  ciśnienie  krwi.  Żeby  uspokoić 
rozbudzone  zmysły,  zaklął  pod  nosem  i  głęboko 
odetchnął.  Niewiele  to  pomogło.  W  miarę  jak  tempo 
muzyki  rosło,  dziewczyna  coraz  szybciej  poruszała 
biodrami, a jemu ciśnienie rosło jeszcze bardziej. 

Tucker  Garrett  miał  trzydzieści  pięć  lat,  ale  nie 

widział jeszcze w życiu kobiecych bioder, które by w tak 
doskonały  sposób  wypełniały  nienagannie  skrojone 

background image

dżinsy.  No  i  naturalnie  nie  mógł  przeoczyć  jej  piersi. 
Były krągłe i sterczały przepysznie pod pomarańczową 
jedwabną bluzką. 

Nad górną wargą mężczyzny pojawiły się kropelki 

potu.  Ponownie  zaklął.  Do  licha,  zachowywał  się  jak 
jeleń  podczas  rui.  A  wszystko  to  na  sam  tylko  widok 
kobiety. Co by się z nim stało, gdyby jej dotknął! 

Odwrócił wzrok, widząc, że powolnym, niezdarnym 

krokiem zbliża się do niego James Arnold, nazywany ze 
względu na gburowatą i burkliwą naturę Ponurakiem. W 
pierwszej chwili Tucker był zły na niego, że przerwał mu 
szalone  myśli  i  chciał  go  zdrowo  ochrzanić.  Spojrzał 
jednak  na  drewnianą  nogę  Ponuraka  i  tylko  się 
uśmiechnął. 

– Co cię tak bawi? – zapytał James-Ponurak. 
– Nic. 
– Przyszło sporo ludzi, prawda? 
–  Najlepsze  jeszcze  przed  nami  –  wymamrotał 

Tucker,  ponownie  wlepiając  wzrok  w  poruszającą  się 
kusząco na parkiecie kobietę. 

Ponurak powędrował za jego spojrzeniem. 
– Hmm, teraz rozumiem. 
Tucker  odwrócił  głowę  i  popatrzył  na  niego 

zwężonymi oczyma. 

– Co rozumiesz, stary rozpustniku? 
– Jak to co? Znamy się jak łyse konie  – odciął się 

Ponurak. 

– Idź do diabła! – machnął ręką Tucker, a Ponurak 

roześmiał  się,  pokazując  zęby,  niegdyś  białe,  teraz 
brązowe  od  palonych  przez  lata  papierosów  i  żutego 

background image

tytoniu. – W porządku, też jestem starym rozpustnikiem 
– przyznał po chwili Tucker. 

– I nic w tym złego, synu. 
Tucker nie odpowiedział. Myślał o tym, że miał w 

życiu  wiele  szczęścia,  iż  trafił  na  Ponuraka,  swego 
przyjaciela i pracownika. Bez niego nie poradziłby sobie 
z  prowadzeniem  klubu.  Ponurak  pracował  tu  jako 
barman,  pomocnik  i  człowiek  od  wszystkiego.  Tucker 
poznał go przez swego wuja, który nie wiadomo skąd go 
wytrzasnął. Do tej chwili był za to wujowi niewymownie 
wdzięczny... 

–  Możesz  się  na  nią  gapić  tak  długo,  dopóki  nie 

zaczniesz czegoś kombinować – stwierdził Ponurak. 

–  O  co  ci  chodzi?  –  Tucker  przesłał  mu  groźne 

spojrzenie. 

–  Dobrze  słyszałeś.  Ale  jak  nie  dotarło,  mogę 

powtórzyć. 

Tucker parsknął. 
– Czy nikt ci jeszcze nie powiedział, że twój zwyczaj 

wtykania nosa w cudze sprawy nie wyjdzie ci kiedyś na 
dobre?  –  Chwilę  milczał.  –  Wiesz,  powinienem  cię 
wywalić z roboty. 

–  Jasne,  że  powinieneś,  ale  nie  wywalisz.  Kto  ci 

dopilnuje tej budy i nada jej wspaniały kształt? 

Tucker ponownie parsknął, ale nic nie odpowiedział. 

Doskonale  zdawał  sobie  sprawę,  że  stary  dziwak  jest 
niezastąpiony. 

– Mówiąc o wspaniałych kształtach... Czy widziałeś 

już ją tu kiedyś? – zapytał. 

Ponurak  nie  próbował  nawet  udawać,  że  nie 

background image

rozumie, o co chodzi. 

– Nie, nie sądzę. 
– A czy widziałeś, bracie, jakąś, która poruszałaby 

się  tak  jak  ona?  –  Tucker  pokręcił  głową  i  westchnął 
ciężko. 

–  Nie,  nie  widziałem.  Jest  inna  niż  te,  co  tu 

zazwyczaj  przychodzą.  Dlatego  powiedziałem,  co 
powiedziałem. 

–  Twoim  zdaniem  wybija  się  ponad  przeciętność  i 

dlatego jest poza zasięgiem moich możliwości? 

– Sam bym tego lepiej nie ujął synu. Choć z drugiej 

strony nie sądzę, żeby była lepsza od ciebie. Chodzi o to, 
że taka kobieta oznacza kłopoty. Ona złamie ci serce. Do 
cholery, sam powinieneś wiedzieć o tym najlepiej. 

– I wiem. Masz rację. Ale to wcale nie znaczy, że 

pragnę jej mniej... – Tucker urwał. – Och, niech to szlag 
trafi. I tak zapewne ma męża. Tego gościa, z którym tu 
przyszła... 

– Raczej nie. Szkoda by jej było. A poza tym on nie 

wygląda na chłopa, który dałby jej radę. 

Tucker  znów  przesłał  Ponurakowi  groźne 

spojrzenie. 

– Tak czy siak, to nie nasz interes. Mamy na głowie 

ważniejsze sprawy. 

Ponurak rozejrzał się po sali. 
–  Rany,  masz  rację.  Robi  się  tłoczno.  Muszę 

sprawdzić, czy wszyscy się dobrze bawią. 

– Też ruszam do roboty – mruknął Tucker w stronę 

pleców oddalającego się przyjaciela. 

Nie ruszył się jednak z miejsca i obserwował tylko 

background image

napływających tłumnie gości. Na twarzy pojawił mu się 
uśmiech  pełen  ulgi  i  zadowolenia.  Nie  ma  to  jak 
powodzenie  firmy,  pomyślał  i  uśmiech  jego  stał  się 
jeszcze szerszy. 

Gdy jednak uświadomił sobie, że znów spogląda w 

kierunku 

obracającej 

się 

na 

parkiecie 

pary, 

spochmurniał.  Teraz,  w  świetle  kolorowych  świateł, 
blondynka  o  wspaniałych  kształtach  jeszcze  bardziej 
przykuwała jego uwagę. 

Naszła  go  nagła  chęć,  by  wkroczyć  na  parkiet, 

odepchnąć  tego  frajera  i  zająć  jego  miejsce  przy 
kobiecie. Ale ku swemu większemu jeszcze zdumieniu, 
Tucker nie uległ pokusie; wahał się, rozważając wszelkie 
konsekwencje takiego rozwiązania sprawy. 

Ostatecznie  nie  pracował  już  na  polach  naftowych 

jako  prosty  robol,  gdzie  brak  dobrych  manier  nie  robił 
żadnej różnicy i nikogo nie raził. Teraz był człowiekiem 
interesu,  a  tu  dobre  maniery  zawsze  były  w  cenie. 
Niemniej trudno mu było zapanować nad sobą. Zawsze 
był  człowiekiem  porywczym  i  zdecydowanym. 
Wychowany przez nieżyjącego już wuja, przez większą 
część życia musiał się sam o siebie troszczyć i niczego 
nikomu nie zawdzięczał – z wyjątkiem Ponuraka. Kiedy 
czegoś zapragnął, jak czołg parł do celu i przeważnie go 
osiągał. Inna rzecz, że częstokroć posuwał się za daleko i 
później gorzko tego żałował. 

Najlepszym  przykładem  było  jego  małżeństwo.  Za 

Sheryl Hemple pognał na złamanie karku, lecz wkrótce 
po  ślubie  zaczął  tego  żałować.  Nie  minęło  zbyt  wiele 
czasu, a miał już jej serdecznie dosyć, podobnie zresztą 

background image

jak pracy na polach naftowych. Kiedy więc nadarzyła się 
okazja  kupna  tancbudy  w  Lufkin,  bez  namysłu  z  niej 
skorzystał. 

Początkowo  sądził,  że  popełnił  wielki  błąd. 

Budynek  był  zniszczony,  zarówno  w  środku,  jak  i  na 
zewnątrz.  Jednak  chęć  posiadania  własnego  klubu  w 
stylu country-and-western okazała się silniejsza od obaw 
i  Tucker  własnymi  rękami  zaczął  przerabiać  paskudną 
budę  w  coś,  co  mogło  służyć  ludziom  jako  miejsce 
spotkań i zabawy. 

Udało  się  nie  najgorzej.  Teraz,  kiedy  spłacił  już 

zaciągniętą  w  banku  pożyczkę,  zamierzał  zrealizować 
drugie  marzenie  swego  życia:  na  kawałku  ziemi,  którą 
zostawił mu wuj, założyć hodowlę bydła. 

W  tej  chwili  jednak  wszystkie  marzenia  zeszły  na 

plan dalszy. Liczyła się tylko ta blondynka na parkiecie. 

–  Napijesz  się  czegoś,  szefie?  –  zapytał  Alf,  który 

pracował tu jako barman. 

– Trochę później. Ale dzięki za pamięć. 
– Na tym parkiecie musi się dziać coś niezwykłego. 

Nigdy nie widziałem, szefie, żebyś tak długo sterczał w 
jednym miejscu i gapił się na tańczących. 

–  Pilnuj  swego  nosa,  Alf.  Zaczynasz  gadać  jak 

Ponurak. 

–  Jest  wystrzałowa,  no  nie?  –  wyszczerzył  zęby 

barman. 

– Jak cholera! – mruknął Tucker. 
Próbował odwrócić twarz w inną stronę, nie patrzeć 

tam,  gdzie  z  uporem  wracał  jego  wzrok.  Na  próżno. 
Wreszcie  zaklął  cicho  pod  nosem  i  ruszył  w  kierunku 

background image

tańczących. 

Kiedy  rozległy  się  pierwsze  takty  Pretty  Woman 

Roya Orbisona, Tucker poklepał partnera blondynki po 
ramieniu. 

– Czy mogę? – zapytał. 
Para zamarła w bezruchu. Tucker pomyślał, że jeśli 

facet każe mu teraz wynosić się do wszystkich diabłów, 
będzie  miał  do  tego  święte  prawo,  a  on  będzie  musiał 
odejść  i  tylko  naje  się  wstydu.  Lecz  mężczyzna  o 
przystojnej twarzy zmierzył go tylko wzrokiem od stóp 
do głów i powiedział: 

– Proszę bardzo. 
– Charles! – Kobieta sprawiała wrażenie strwożonej 

biegiem wypadków. – Wracaj! 

Charles zatrzymał się na chwilę. 
– Do licha, mówiłem ci, że jestem zmęczony. Muszę 

się czegoś napić. 

–  Charles  –  szepnęła  jeszcze  raz  za  nim,  ale 

pozostała  na  parkiecie,  patrząc  tylko,  jak  jej  partner 
przepycha się między tańczącymi parami, zmierzając do 
stolika. 

Tucker popatrzył na jej twarz. Malowało się na niej 

zmieszanie, a także oburzenie, zawód i strach. 

– Przykro mi – powiedział i zmusił się do uśmiechu. 
–  Wcale  nie  jest  panu  przykro  –  warknęła, 

obrzucając go gniewnym spojrzeniem. 

O,  jest  nie  tylko  ładna,  ale  i  śmiała,  pomyślał  z 

satysfakcją. Z bliska była jeszcze piękniejsza, niż myślał. 
Oczy  miała  niebieskie  jak  morze  i  tak  wielkie,  że 
wydawało się, iż utonie w nich, jeśli ośmieli się patrzeć 

background image

w nie dłużej niż kilka sekund. 

– Ma pani rację – odparł Tucker, a twarz rozjaśnił 

mu pogodny uśmiech. – Rzeczywiście nie jest mi wcale 
przykro. – Nie odpowiadała, więc dodał: – Proszę pani, 
ja naprawdę jestem nieszkodliwy. 

Nie  zareagowała  na  ten  żart.  Wpatrywała  się  w 

niego  jedynie,  jakby  chciała  powiedzieć,  żeby  wynosił 
się do diabła; albo coś jeszcze gorszego. 

– A tak swoją drogą, to kim pan właściwie jest? – 

zapytała w końcu. 

– Tucker Garrett – przedstawił się. 
– I to właśnie daje panu prawo, by zachowywać się 

jak kowboj? 

– Biorąc pod uwagę, że ten klub należy do mnie, to 

tak. 

Ku  jego  radości  kobieta  prawie  się  uśmiechnęła. 

Może nie będzie taka nieprzystępna? 

– Jeden taniec, zgoda? – zaproponował. 
–  Czemu  nie?  Jest  pan  wprawdzie  bezczelny,  ale 

szkoda  byłoby,  żeby  zmarnowała  się  taka  ładna 
piosenka. 

– Tak, rzeczywiście byłoby szkoda – odrzekł Tucker 

i zgodnie zaczęli kołysać się w rytm muzyki. 

 
Dupek!  –  pomyślała  Kelly  ze  złością,  spoglądając 

ukradkiem w stronę Liptona. Ale czy Tucker Garrett nie 
był większym dupkiem niż Charles? Sama nie wiedziała, 
którego z nich miała większą ochotę udusić. Charlesa za 
to, że zostawił ją na pastwę tego prostaka, który pożera ją 
teraz oczami, jakby była deserem, który może w każdej 

background image

chwili  schrupać,  czy  samego  Tuckera  za  to,  że  tak 
właśnie na nią spogląda. 

Musiała jednak przyznać, że dobrze czuła się z nim 

na  parkiecie.  Prostak  czy  nie,  jego  ciało  cudownie 
poruszało się w tańcu. Był pewny, zdecydowany, silny, 
doskonale  prowadził.  Szkoda  tylko,  że  twarz  nie 
przystaje do reszty, pomyślała. Miał zbyt ostre rysy, żeby 
nazwać go przystojnym. 

Chociaż... Czy to właśnie nie dodawało mu uroku? 

Do tego wyraziste, prawie zupełnie czarne oczy i gęste, 
lekko  wzburzone,  ciemnokasztanowe  włosy  opadające 
na kołnierzyk sportowej koszuli. Wszystko to sprawiało, 
że  w  mężczyźnie  tym  było  coś  intrygującego,  a  może 
nawet  –  co  przyznała  z  pewnym  zakłopotaniem  – 
seksownego. 

Zresztą  nieważne,  i  tak  jej  to  nie  interesuje.  Miała 

już  do  czynienia  z  ludźmi  typu  Tuckera  Garretta. 
Określała  ich  zawsze  dwoma  słowami:  czarujący  i 
niebezpieczni;  piorunująca  mieszanka,  której  lepiej 
unikać jak ognia. 

Dlaczego więc od razu nie kazała mu się wynieść do 

wszystkich diabłów i dać jej święty spokój? 

– Wspaniale pani tańczy – odezwał się po chwili. 
– Pan również – odparła, unikając jego spojrzenia. 

Znów zapanowało niezręczne milczenie, a gdy piosenka 
się skończyła, odsunęli się od siebie. 

–  Dziękuję  –  powiedziała  Kelly  i  odwróciła  się  w 

stronę stolika. 

– Proszę zaczekać. 
Sama  nie  wiedziała,  dlaczego  się  waha.  Może 

background image

sprawił to władczy ton jego głosu, a może tak naprawdę 
wcale nie chciała odchodzić? Tak czy inaczej zatrzymała 
się i spojrzała w stronę mężczyzny. 

Wyciągnął do niej rękę. 
– Powiedział pan, że tylko jeden taniec. 
– Skłamałem. 
Nieoczekiwanie  z  głośników  rozległy  się  tony 

lirycznej ballady. Kelly otworzyła usta, żeby odmówić, 
ale  za  –  nim  zdążyła  cokolwiek  powiedzieć,  on  już 
założył ręce na jej szyję i przyciągnął ją blisko do siebie. 
Przytulił. 

– Nie – szepnęła, czując przez ubranie, że jej partner 

jest straszliwie podniecony. 

On też wiedział, że ona to wie. Oboje jednocześnie 

zesztywnieli, jakby poraził ich prąd. 

background image

Rozdział trzeci 

 
Umysł  Kelly  nie  rejestrował  niczego  –  ani 

głębokiego  westchnienia  Tuckera,  ani  migających 
świateł,  ani  olbrzymiego  ekranu  telewizyjnego,  ani 
innych par. Niczego. Była świadoma jedynie mężczyzny 
trzymającego  ją  w  ramionach,  tak  jakby  już  nigdy  nie 
zamierzał jej wypuścić. 

Przez ułamek sekundy żadne z nich nie było w stanie 

wykonać ruchu, a otaczające ich powietrze było niczym 
naładowane elektrycznością. 

Uciekaj,  uciekaj,  Kelly,  gdzie  pieprz  rośnie!  – 

powtarzała sobie w duchu. Nadaremno. Nie była w stanie 
tego  uczynić.  Czuła  się  tak,  jakby  stopy  wrosły  jej  w 
ziemię. 

Nagle  oczy  Tuckera  zapłonęły  dziwnym  blaskiem. 

Mężczyzna rozluźnił nieco uścisk i zaczął poruszać się 
łagodnie w takt muzyki. Kelly, jak w transie, podążyła za 
jego ruchami. 

–  Niech  się  pani  rozluźni  –  szepnął  jej  do  ucha.  – 

Przecież pani nie ugryzę. 

–  Nie  jestem  tego  taka  pewna  –  odparła,  czując 

jednocześnie niewymowną ulgę, że ich ciała nie stykają 
już się ze sobą. 

Trwało to jednak zaledwie kilka sekund. Jeden bliski 

kontakt  wystarczył,  by  znowu  poczuła,  że  ma  do 
czynienia  z  mężczyzną.  Rumieniec  natychmiast  okrasił 
jej  policzki.  Nie,  Kelly  z  całą  pewnością  nie  była 
pruderyjna,  ale,  na  Boga,  nie  miała  przecież  zwyczaju 

background image

ocierać się o twardości podnieconych podrywaczy! 

– Czy już ktoś pani mówił, że porusza się pani jak 

anioł? 

Te  banalne  słowa,  wypowiedziane  zduszonym 

głosem, sprawiły, że Kelly przeszył dreszcz. Nieznajomy 
zapewne  to  wyczuł,  ponieważ  roześmiał  się  cicho  i 
mocniej  przygarnął  ją  do  siebie.  Natychmiast 
zesztywniała. Co się z nią dzieje? Gdzie się podział jej 
opór,  silna  wola,  nadzwyczajna  zdolność  do  zbijania  z 
tropu przy pomocy kąśliwych uwag? 

– Nie... nie takimi słowami – wydukała, pragnąc z 

całej  duszy,  żeby  obcy  wypuścił  ją  wreszcie  ze  swych 
objęć. 

Tucker  znów  się  roześmiał,  jego  gorący  oddech 

pieścił ucho Kelly. Robiła wszystko, żeby zachowywać 
się  normalnie,  nie  dać  poznać  po  sobie,  że  ogarnęło  ją 
przerażające i oszałamiające poczucie zniewolenia. Czy 
ta przeklęta piosenka nigdy się nie skończy? 

Jej  pragnienie  spełniło  się  kilkanaście  sekund 

później.  Kelly  natychmiast  wysunęła  się  z  objęć 
mężczyzny  i  cofnęła  na  bezpieczny  dystans.  Przez 
następną  chwilę  wpatrywali  się  sobie  w  oczy.  Później 
przesłała  Tuckerowi  wymuszony  uśmiech  –  Więc... 
dzięki za taniec. 

–  Cała  przyjemność  po  mojej  stronie  –  odparł. 

Powiedział to tak, jakby był Don Juanem, który kpi sobie 
ze zmieszania naiwnego dziewczątka. Kelly zmroziła go 
wzrokiem, odwróciła się na pięcie i skierowała w stronę 
stolika.  Nie  oglądała  się  za  siebie,  ale  była  pewna,  że 
Tucker stoi bez ruchu w miejscu i patrzy za nią; czuła na 

background image

plecach  jego  wzrok.  Niech  go  piekło  pochłonie!  Co  za 
tupet! 

–  Proszę,  proszę,  miałaś  już  dosyć  tego...  tego... 

kowboja  za  trzy  grosze?  –  przywitał  ją  Charles  przy 
stoliku.  Mówił  niewyraźnie,  patrzył  na  nią  mętnym 
wzrokiem, a na jego czole błyszczały krople potu. 

– Upiłeś się – stwierdziła Kelly, nie próbując nawet 

ukrywać  niesmaku.  Już  wcześniej  widziała,  że  Charles 
nie  odmawia  sobie  dzisiaj  alkoholu  i  powinna  była 
przewidzieć  taki  rozwój  wypadków.  Co  za  wspaniały 
urodzinowy  wieczór!  –  pomyślała  z  goryczą.  Najpierw 
porwał  ją  do  tańca  jakiś  miejscowy  uwodziciel,  potem 
ona  zachowywała  się  wobec  niego  jak  nastolatka  na 
pierwszej randce, a teraz facet, z którym tu przyszła, jest 
pijany i bełkocze bez sensu. 

–  Dobra,  nie  ma  sprawy...  –  Charles  wybuchnął 

niezdrowym  śmiechem  i  pociągnął  kolejny  łyk 
szkockiej. – Po prostu wolisz brodzić w krowim gnoju, 
niż spędzać czas ze mną. Rozumiem... 

–  A  kto  do  tego  dopuścił?  –  odpaliła  Kelly, 

gwałtownie  odsunęła  krzesło  i  usiadła  naprzeciwko 
Charlesa. 

– Chyba nie ja, do licha. 
– Mam ci przypomnieć, że to właśnie ty pozwoliłeś 

mu, by ze mną tańczył? 

–  No  a  co!  –  zaperzył  się  Charles.  –  Nie  miałem 

wyboru! 

– Trele-morele! 
Charles spuścił z tonu. Znów się zasępił. 
– Okay, powiedzmy, że miałem już dosyć tańca. 

background image

–  W  to  akurat  uwierzę.  Nigdy  nie  lubiłeś  tańczyć. 

Upiłeś się, żeby się na mnie zemścić. 

Charles pochylił się w jej stronę. Kelly poczuła ostry 

odór  whisky  i  z  odrazą  cofnęła  głowę.  Skrzywił  się, 
widząc ten gest i powiedział: 

–  Nieprawda.  Nie  cierpię  tylko,  gdy  w  mojej 

obecności jakiś pastuch obmacuje cię w tańcu. 

– Och, proszę! – Kelly wzniosła oczy do nieba. 
–  Chciałem  tylko  –  bełkotał  niezrażony  Charles  – 

aby  ten  wieczór  był  szczególny.  Żeby  to  był  nasz 
wieczór... 

Kelly westchnęła. 
–  Nic  nie  stoi  temu  na  przeszkodzie.  Jeśli  tylko 

przestaniesz  pić  i  zamówisz  kawę,  wszystko  będzie  w 
porządku. – W odpowiedzi Charles pociągnął ze szklanki 
kolejny  potężny  haust.  –  Więc  jak  będzie?  –  zapytała 
Kelly. – Ja czy szkocka? 

Charles obrzucił ją tajemniczym spojrzeniem. 
–  Chciałbym  mieć  taki  wybór  –  powiedział 

płaczliwie. 

–  Co  takiego?  –  spytała  Kelly,  coraz  bardziej 

zirytowana jego zachowaniem. Był taki infantylny, taki 
mało  męski,  upijał  się  na  złość,  byle  tylko  zwrócić  na 
siebie  uwagę.  Wolałaby,  żeby  był  bardziej  stanowczy, 
silny, miał zawsze własne zdanie. No, może nie do tego 
stopnia  jak  tamten  tancerz,  który  próbował  ją  uwieść, 
ale... 

–  Gdybym  miał  ciebie,  w  jednej  chwili 

zrezygnowałbym z whisky – usłyszała słowa Charlesa i 
spojrzała na niego zdumiona. 

background image

– Posłuchaj, Charles... Ja... 
– Naprawdę tak myślę, Kelly. 
– W tej chwili. 
– Zawsze. 
– Jak mogę ci wierzyć, skoro jesteś pijany? 
– Do licha, wcale nie jestem! 
Wzruszyła ramionami. Doszła do wniosku, że traci 

tylko czas i energię, sprzeczając się z Charlesem. 

– W porządku, nie jesteś – powiedziała. 
Upiła  łyk  napoju  gazowanego  i  zacisnęła  usta. 

Popełniła  błąd,  upierając  się  przy  tym  właśnie  lokalu. 
Ale nawet jeśli tak się stało, nie miała zamiaru dopuścić 
do tego, by wieczór zakończył się kompletnym fiaskiem. 
Będzie nadal bacznie obserwować salę, może uda jej się 
porozmawiać  z  właścicielem...  Nie,  to  w  ogóle  nie 
wchodziło w grę! Przecież właściciel to ten... 

Kelly poczuła, że znów oblewa się rumieńcem. 
– Czy wyjdziesz za mnie? 
– Słucham? – zapytała z roztargnieniem. 
–  Cholera  jasna,  pytam,  czy  za  mnie  wyjdziesz. 

Spojrzała  na  Charlesa  szeroko  otwartymi  ze  zdumienia 
oczami. Kiedy wreszcie odzyskała mowę, powiedziała: 

– To jakiś żart, prawda? 
Mężczyzna zbladł, wykrzywił z goryczą usta. 
– Żaden żart, ale sądząc po twojej reakcji, na jedno 

wychodzi. – Kelly milczała, była kompletnie zaskoczona 
propozycją  Liptona.  Tymczasem  on  zaczął  wykładać 
argumenty.  –  Myślę,  że  tworzymy  dobrą  parę. 
Pochodzimy z podobnych środowisk, mamy wspólnych 
znajomych, lubimy... 

background image

–  Zaczekaj,  zaczekaj  chwilę  –  przerwała  szybko 

Kelly.  –  Twoja  propozycja  padła  tak  nieoczekiwanie... 
Czy naprawdę mówisz poważnie? 

–  Jeszcze  nigdy  w  życiu  nie  byłem  bardziej 

poważny.  Sięgnął  do  kieszeni  marynarki,  wyciągnął 
atłasowe  pudełeczko  i  podał  je  Kelly  na  wyciągniętej 
dłoni. Kiedy zawahała się, powiedział: 

–  Bierz.  Jest  twój...  jeśli  zechcesz,  oczywiście.  – 

Kelly  wpatrywała  się  chwilę  w  pudełko.  –  No,  bierz  – 
nalegał Charles. 

Wzięła prezent w dłonie i ostrożnie uniosła wieczko. 

Na  widok  ogromnego,  cudownie  oprawionego  brylantu 
wstrzymała  oddech.  Po  chwili  gwałtownie  zatrzasnęła 
pudełeczko. 

– Nie podoba ci się – stwierdził cicho Charles. Kelly 

poruszył  zarówno  ból  jak  i  gniew,  brzmiące  w  jego 
głosie. Czy jednak mogła go pocieszyć? 

–  Wręcz  przeciwnie,  bardzo  mi  się  podoba.  Jest 

cudowny, ale... 

– Ale go nie chcesz – dokończył za nią Charles. 
–  Zgadza  się,  nie  chcę  –  odrzekła  Kelly,  bo  cóż 

innego miała odpowiedzieć. 

Wyciągnął rękę i gwałtownie odebrał jej pudełko. 
– Któregoś dnia dostaniesz to, o co się dopraszasz. I 

mam  tylko  nadzieję,  że  będę  w  pobliżu,  żeby  to 
zobaczyć. 

– Posłuchaj, Charles. Jesteś dobrym przyjacielem i 

przyzwoitym  człowiekiem  –  skłamała.  –  Ale  tak  się 
składa, że ciebie nie kocham, i nie sądzę, żebyś ty mnie 
kochał. 

background image

– Nawet nie wiesz, co czuję – odwarknął. 
–  Może  nie.  Ale  czy  zastanowiłeś  się  choć  przez 

chwilę, że teraz mieszkam w Lufkin i prowadzę własną 
firmę? 

– I co z tego? Możesz przenieść sklep do Houston. 

Przede  wszystkim  nigdy  nie  powinnaś  stamtąd 
wyjeżdżać. 

– A co z babcią? 
– To problem twego ojca, nie twój. Kelly spojrzała 

na niego z pogardą. 

– Mylisz się, mój drogi – odrzekła głosem zimnym 

jak  lód.  –  Opieka  nad  babcią  to  moja  powinność.  I  nie 
robię tego z przymusu, sama chcę. Tak będzie zawsze. 

Charles wzruszył ramionami. 
–  A  zatem  twoja  odpowiedź  brzmi:  „dziękuję,  nie 

skorzystam”? 

– Właśnie tak – odparła, siląc się na uprzejmość. 
–  No  i  co  teraz  zrobimy?  –  zapytał,  spoglądając 

Kelly w oczy. 

– Nie wiem. Zostaniemy przyjaciółmi? 
– Przyjaciółmi? 
– Może. 
Charles dopił whisky, z trzaskiem odstawił szklankę 

na stolik i skinął na kelnerkę. 

–  A  jeśli  ja  nie  chcę  być  twoim  przyjacielem?  – 

zapytał  podniesionym  głosem.  Kelly  nie  zdążyła 
odpowiedzieć,  ponieważ  przy  stoliku  pojawiła  się 
kelnerka.  –  Jeszcze  jedną  whisky!  Podwójną!  – 
powiedział, nawet na nią nie patrząc. 

–  Charles,  daj  spokój.  Chodźmy  już  –  poprosiła 

background image

Kelly, kiedy zostali sami. 

–  Nigdzie  nie  pójdziemy!  –  wykrzyknął.  –  Sama 

chciałaś tu przyjść. Masz mi potem mówić, że popsułem 
ci zabawę? O, nie! 

– Charles, proszę... 
Urwała w połowie zdania. Ktoś dotknął jej ramienia. 
– Pozwoli pani? 
Odwróciła  się  gwałtownie  i  ujrzała  nieznajomego 

młodzieńca.  Przez  chwilę  myślała,  że  to...  Nie,  to  nie 
Tucker.  Odetchnęła  z  ulgą  i  uśmiechnęła  się  do 
mężczyzny, który prosił ją do tańca. 

–  Jasne,  bardzo  chętnie  –  powiedziała  szybko, 

widząc,  że  Charles  znów  zanurzył  nos  w  szklance,  i 
ruszyła na parkiet. 

 
–  Co  z  tobą?  –  zapytał  Ponurak.  –  Pierwszy  raz 

widzę, żebyś tak stracił głowę dla baby. I to takiej, której 
wcale nie znasz. 

Tucker spojrzał niechętnie na przyjaciela. 
–  Któregoś  dnia  zatkam  ci  gębę  twymi  własnymi 

butami. 

Ponurak  wzruszył  ramionami  i  wyszczerzył  swoje 

żółte zęby. 

– Więc powiedz mi w sekrecie, czy ta blondyna ma 

coś  takiego,  czego  brakuje  innym?  –  Pomasował  sobie 
protezę. – Bo chyba nie piersi. Niezłe, ale to nie Dolly 
Parton. 

– Zamknij się, dobrze? 
– O co chodzi? Chłopie, przecież gadamy poważnie 

– odrzekł Ponurak i wybuchnął śmiechem. 

background image

Tuckera  opadło  znużenie,  poczuł  się  głupio.  Miał 

takie same szanse znaleźć się z tą kobietą w łóżku, jak 
zostać  w  następnej  kadencji  prezydentem  Stanów 
Zjednoczonych.  Roześmiał  się  cicho  pod  nosem.  Do 
licha, to drugie byłoby chyba łatwiejsze! 

–  Powiedz,  co  cię  tak  śmieszy,  a  pośmiejemy  się 

razem – zagadnął znowu Ponurak. 

– Nic mnie nie śmieszy. 
– Naprawdę? 
–  Słuchaj,  odczep  ty  się  ode  mnie.  Patrzę  na  tę 

blondynę  i  jej  partnera  tylko  dlatego,  że  przewiduję 
kłopoty. 

Ponurak podrapał się po brodzie. 
– Naprawdę? 
– Ten chłoptaś od samego początku ciągnie czystą 

whisky. 

– Może tak lubi. „Garniturki” mają mocne głowy. 
–  Ten  „garniturek”  to  szczególny  przypadek.  Jeśli 

już  się  nie  urżnął,  to  jest  na  najlepszej  drodze.  Ta 
blondyna  cisnęła  mu  właśnie  w  twarz  pierścionkiem 
zaręczynowym. 

Zaskoczony Ponurak chwilę milczał. 
– Sądzisz, że... – zaczął wreszcie. 
– Jasne – przerwał Tucker. – Wszystko widziałem. 

Dała mu kosza. I miała rację... 

– Chłopie, ta panna rzeczywiście zmąciła ci rozum. 
–  Głupstwa  opowiadasz.  Powiedziałem:  czuję  w 

powietrzu awanturę, a ja nie chcę tu żadnych awantur. 

–  Mam  szepnąć  słówko  Maxowi  i  trzymać  go  w 

pogotowiu? 

background image

Max  był  policjantem,  który  w  wolnych  chwilach 

pracował jako ochroniarz w klubie. 

– Jeszcze nie teraz. 
–  Chcesz  to  załatwić  sam?  –  Ponurak  trącił  go 

łokciem i przesłał porozumiewawczy uśmiech. 

– Tak, staruchu. Masz coś przeciw? 
–  Czy  ja  coś  mówiłem?  Ale  zapamiętaj  moją 

przestrogę: ta znajomość nie wyjdzie ci na zdrowie. Ta 
kobitka  od  czubka  głowy  do  pięt  jest  jedwabista.  Jeśli 
jesteś  na  tyle  szalony,  żeby  na  nią  lecieć,  to  leć,  ale 
pamiętaj: zje cię kawałek po kawałku. Pilnuj się. 

– Do diabła, zaufaj choć trochę memu rozsądkowi – 

odparł Tucker, nie spuszczając oka z Kelly, którą jakiś 
młody człowiek odprowadzał właśnie do stolika. 

– W porządku, rób jak chcesz – mruknął Ponurak i 

pokuśtykał w stronę baru. 

W  tej  samej  chwili  wszczął  się  tumult.  Najpierw 

Tucker  usłyszał  dźwięk  gwałtownie  odsuwanego 
krzesła,  a  następnie  dostrzegł,  że  towarzysz  blondynki 
zrywa  się  na  równe  nogi.  Palcem  wskazywał  na 
zaskoczonego  młodzieńca,  który  odprowadził  Kelly  do 
stolika. 

– Ty gnoju! Nie będziesz z nią więcej tańczył! Jazda 

stąd! Już! 

– Charles, zamknij się i siadaj! Nie rób awantur! – 

próbowała go uspokajać. 

Tucker pospiesznie zlustrował wzrokiem otoczenie. 

Zauważył, że tańczące w pobliżu pary zatrzymały się i 
obserwują z zainteresowaniem awanturę. Jeszcze chwila, 
a zacznie się niezła burda, pomyślał. Oderwał się od baru 

background image

i ruszył w stronę stolika, który skupiał już teraz uwagę 
niemal wszystkich gości. 

–  Spokojnie.  Nie  miałem  złych  zamiarów  – 

wyjaśniał młody człowiek, wyciągając przed siebie ręce. 

– Charles! – syknęła Kelly, ale Lipton zupełnie jej 

nie słuchał. 

Wyszedł  zza  stolika  i  runął  na  młodzieńca.  Zadał 

jeden dziki cios. I następny. 

–  Nie!  –  Rozpaczliwy  okrzyk  kobiety  dotarł  do 

Tuckera, w chwili gdy wskakiwał między walczących. 

– Co jest! Co jest! Uspokój się pan! – warknął i w 

ostatniej  chwili  cofnął  głowę,  żeby  uniknąć  ciosu 
wymierzonego prosto w nos. 

– A ty co? Złaź z drogi! – ryknął Charles, skupiając 

teraz cały swój gniew na Tuckerze. 

Nie  było  wyjścia.  Jedynym  sposobem  na 

powstrzymanie tego pijanego idioty było po prostu tęgo 
mu przyłożyć. 

Tucker wziął zamach i jego pięść pofrunęła w stronę 

podbródka  awanturnika.  W  tej  samej  chwili  między 
mężczyzn wdarła się Kelly. 

– Nie! – krzyknęła, ale było już za późno. Tucker nie 

zdążył  wyhamować  potężnego  ciosu  i  jego  pięść 
wylądowała na twarzy kobiety. Przeraził się, jakiś czas 
nie  docierało  do  niego,  co  naprawdę  zaszło.  Pojął  to 
dopiero, gdy nieprzytomna upadła u  jego stóp. Charles 
gapił się na Tuckera wybałuszonymi oczyma. 

– Boże wielki, zabiłeś ją! 
Tucker  bez  zastanowienia  wyrżnął  go  w  twarz  i 

obserwował, jak Charles powoli osuwa się na podłogę. 

background image

–  Cholera  jasna  –  mruknął  i  przyklęknął  obok 

nieprzytomnej Kelly. 

 

background image

Rozdział czwarty 

 
W  klubie  „Boot  Scootin”  zapadła  cisza  jak  w 

kostnicy. Nikt się nie ruszał. Było tak cicho, że słychać 
byłoby nawet spadającą ze stolika na podłogę szpilkę. 

Tucker  pierwszy  przerwał  milczenie.  Głośno 

chrząknął,  wziął  Kelly  na  ręce  i  szybko  zaniósł  ją  do 
swego  mieszkania  na  zapleczu  klubu.  Tam  delikatnie 
ułożył ją na łóżku. 

Towarzyszył  mu  Ponurak,  który  najwyraźniej  nie 

wiedział, co ma powiedzieć i jak się zachować. Gdyby 
sytuacja nie była tak poważna, Tucker by się roześmiał. 
Nigdy  dotąd  się  nie  zdarzyło,  by  jego  przyjaciel 
zapomniał języka w gębie. 

W końcu jednak Ponurak potrząsnął głową i spytał: 
– No? I co o tym myślisz? 
– Bardzo chcesz wiedzieć? – odparł z posępną miną 

Tucker. 

–  Niezła  chryja...  –  Ponurak  znów  na  chwilę 

pogrążył  się  w  milczeniu.  –  Miałeś  rację,  chłopie, 
wystrzałowa dziewucha. 

– Jasne – burknął Tucker, nie myśląc jednak ani o 

wyglądzie  Kelly,  ani  o  tym,  jaka  jest  śliczna,  lecz  o 
zamieszaniu jakiego narobił. 

– Czy wiesz, kim ona jest? 
– Nie. 
– Jeszcze lepiej. 
Tucker odwrócił wzrok od dziewczyny i spojrzał na 

Ponuraka. 

background image

– Nie masz co robić? Sam się nią zajmę. Idź lepiej 

do klubu, zaprowadź porządek i dopilnuj, żeby nie było 
więcej awantur. Chyba wiesz, że jedna afera ciągnie za 
sobą  następne.  –  Zamilkł  i  jeszcze  bardziej 
spochmurniał. – No i otrzeźwij tego gnojka, który z nią 
przyszedł. A kiedy już to zrobisz, wykop go za drzwi. 

– Będzie się o nią dopytywał. 
– To wyślij go do diabła. 
Ponurak otworzył usta, żeby coś jeszcze powiedzieć, 

ale poskromił język. 

– Okay. Ty jesteś szefem – mruknął i opuścił pokój. 

Kiedy  zamknęły  się  za  nim  drzwi,  Tucker  popatrzył  z 
troską  na  spoczywającą  w  bezruchu  kobietę.  Przetarł 
stropione  czoło  dłonią,  po  czym  ruszył  do  łazienki, 
przyniósł stamtąd zmoczony w zimnej wodzie ręcznik i 
przyłożył go do karku Kelly. 

Jęknęła,  zamrugała  powiekami,  lecz  nie  otworzyła 

oczu. Tucker, nie spuszczając z niej wzroku, przyciągnął 
krzesło i usiadł obok łóżka. 

–  Będziesz  miał,  bracie,  szczęście,  jeśli  z  tej 

awantury  wyjdziesz  cało  –  mruknął  do  siebie  kwaśno, 
przewidując  niewesołe  konsekwencje  wydarzenia  w 
klubie. 

Kobieta  znów  jęknęła  cicho.  Nachylił  się  nad  nią. 

Jezu słodki, ależ była piękna! Chciał ją delikatnie ocucić, 
ale w porę zrezygnował. Sama się obudzi, pomyślał. Nie 
ma co się spieszyć. 

–  Szefie,  na  miejscu  wszystko  w  porządku  –  zza 

pleców rozległ się nieoczekiwanie głos Ponuraka. 

Zaskoczony  Tucker  drgnął  i  odwrócił  się  w  stronę 

background image

pomocnika. 

Ponurak skrzywił się. 
– Przepraszam, że cię przestraszyłem, szefie. 
– Przestraszyłeś. Powinieneś był zapukać. 
–  Tak  jak  kazałeś,  wykopaliśmy  już  gnoja  na 

zewnątrz. 

– Były jakieś trudności? 
– Nic takiego, z czym byśmy sobie nie dali rady. 
– To dobrze. 
Ponurak  wyciągnął  szyję  i  zerknął  przez  ramię 

Tuckera. 

– I co z nią? 
–  Ciągle  nieprzytomna,  ale  kilka  razy  jęknęła.  To 

dobry znak. 

Starszy  mężczyzna  przesłał  szefowi  znaczące 

spojrzenie. 

–  Już  ci  mówiłem,  chłopie,  żebyś  uważał.  Takie 

kobiety to trucizna. 

–  Zsiądź  już  z  tego  konia,  dobrze?  To  nie  ta  baba 

sprawia, że coś ściska mnie w brzuchu. Skręca mnie na 
myśl  o  tym,  co  mnie  czeka  za  ten  nokaut.  Wymiar 
sprawiedliwości, kapujesz? 

– Wymiar sprawiedliwości nic o tym nie wie. 
–  Dobrze  by  było.  Ale  jeśli  ktoś  wezwał  policję, 

jesteśmy ugotowani. 

– Fakt. 
– Cholera jasna, za ciężko pracowałem, by stworzyć 

wreszcie jakiś czysty i przyzwoity klub, żeby teraz...  – 
Pokręcił głową z niezadowoleniem. 

–  Włożyłeś  w  to  kawałek  serca,  chłopie  –  dodał 

background image

Ponurak. 

–  A  żebyś  wiedział  –  burknął  Tucker.  –  Zdajesz 

sobie  sprawę,  że  taka  burda  może  podkopać  reputację 
klubu łatwiej niż cokolwiek innego. 

Ponurak  przeniósł  ciężar  ciała  ze  swej  drewnianej 

nogi na zdrową. 

– Bez dwóch zdań, szefie, ale jak dotąd nic takiego 

się  jeszcze  nie  wydarzyło.  Więc  po  co  ta  złość? 
Będziemy  się  martwić  później.  Na  razie  musisz 
doprowadzić do porządku tę panią. 

– Racja – przyznał Tucker, poklepał przyjaciela po 

plecach i odprowadził do wyjścia. 

Kiedy  drzwi  zamknęły  się  za  Ponurakiem,  Tucker 

usiadł przy łóżku i pochylił się znowu nad nieprzytomną 
pięknością. Czując, że na czoło występuje mu pot, wstał 
z  krzesła  i  podszedł  do  okna.  Kilka  razy  zaczerpnął 
głęboko  powietrza,  by  odzyskać  nad  sobą  kontrolę; 
kontrolę, której od tak dawna już nie stracił. 

– Gdzie jestem? – usłyszał cichy głos. Zesztywniał, 

odwrócił  się  i  spostrzegł,  że  kobieta  próbuje  usiąść  na 
łóżku. 

–  Ej,  spokojnie  –  ostrzegł  i  szybko  ruszył  w  jej 

stronę. 

Wyciągnął  właśnie  ręce,  żeby  jej  pomóc,  ale 

blondynka skuliła się tylko ze strachu. 

– Niech pan się trzyma ode mnie z daleka! – pisnęła. 

Natychmiast  wsunął  dłonie  do  kieszeni  dżinsów  i 
wzruszył ramionami. 

– Jak pani sobie życzy. 
– Gdzie jestem? – zapytała ponownie. 

background image

– W klubie „Boot Scootin”, w moim mieszkaniu – 

wyjaśnił.  Kobieta  pomasowała  głowę  i  skrzywiła  się  z 
bólu. – Czy pamięta pani, co się wydarzyło? 

Podniosła głowę. 
– Tak. Uderzył mnie pan. 
–  Ale  przez  czysty  przypadek.  Wskoczyła  pani  w 

ostatniej  chwili  między  mnie,  a  tego...  –  Urwał, 
chrząknął i po chwili ciągnął dalej: – Tego mężczyznę, 
który  przyszedł  z  panią,  i  który  sprowokował  całą 
awanturę. 

–  Wcale  nie  zamierzam  go  bronić.  Pana  też  nie 

oskarżam,  skoro  to  przypadek...  Ale  zdaje  mi  się,  że 
mógł pan go uspokoić bez użycia siły. 

– Cóż, ma pani całkowitą rację. 
Sarkazm  w  jego  głosie  nie  uszedł  jej  uwagi. 

Zarumieniła się i odwróciła głowę. 

– Która godzina? 
– Dwunasta. 
– A gdzie Charles? 
– Otrzeźwiliśmy go ździebko i wyprosili z lokalu – 

wyjaśnił. Nie oburzyła się, jak przewidywał. Przygryzła 
dolną wargę i odwróciła twarz. – Kim pani jest? – zapytał 
Tucker,  masując  sobie  kark.  –  Ma  pani  nade  mną  tę 
przewagę, że pani wie, kim jestem, a ja o pani wiem nic. 

– Kelly Warren – odparła, zadzierając lekko głowę. 
– Czy powinienem znać to nazwisko? 
Oczy  jej  się  rozszerzyły,  mimo  że  jedna  strona 

pięknej twarzy zdążyła już mocno podpuchnąć. 

– Warren Foods, produkty spożywcze Warrena. Mój 

ojciec jest właścicielem tego przedsiębiorstwa. 

background image

Zanim Tucker zdążył cokolwiek odpowiedzieć, ona 

już  podeszła  do  lustra.  Z  ust  wyrwał  się  jej  okrzyk 
rozpaczy. 

– Przykro mi, ale zanim się pani polepszy, najpierw 

będzie gorzej. 

Kelly  przysunęła  twarz  jeszcze  bliżej  lustra  i 

dokładnie obserwowała swe odbicie. 

– No, nie! 
–  Zważywszy  okoliczności,  nie  jest  tak  źle. 

Popatrzyła na niego gniewnie. 

– Nie jest źle? Jak pan śmie mi to mówić. Wyglądam 

tragicznie! 

– Na kilka dni ucierpi pani uroda, może też trochę 

duma. To wszystko. Nie umrze pani od tego. 

– Ale nie wiadomo, co będzie z panem – sapnęła ze 

złością. – Niech tylko dowie się o tym mój ojciec... 

–  Proszę  pani,  nie  obchodzi  mnie,  kim  jest  pani 

ojciec.  Sama  pani  wlazła  między  walczących,  więc 
proszę  mnie  o  nic  nie  winić.  Dla  mnie  liczy  się  tylko 
spokój i bezpieczeństwo moich gości. 

Obrzuciła go płonącym wzrokiem. 
– Chcę wracać do domu. Tucker zacisnął ze złości 

pięści. 

–  Myślałem,  że  już  nigdy  nie  wpadnie  pani  ten 

pomysł do głowy. 

 
Kelly  ściskała  słuchawkę,  tak  jakby  miała  zamiar 

wycisnąć z niej wszystkie soki. Była wściekła. 

– Sam się prosiłeś o kłopoty, Charles. 
– Akurat! 

background image

Odsunęła słuchawkę od ucha, by przygotować jakąś 

gniewną ripostę, gdy w tej właśnie chwili ujrzała babcię i 
jej  wzniesione  do  nieba  oczy.  Natychmiast  poczuła,  że 
napięcie ją opuszcza. 

–  Gdybyś  się  nie  upił,  nie  byłoby  całej  hecy  – 

powiedziała cicho, odwracając się do Claire plecami. 

–  Czyżbyś  chciała  puścić  mu  płazem  to,  że 

popodbijał nam oczy? 

– Przepraszam, a co zamierzasz zrobić? 
– Zaskarżyć bydlaka do sądu! 
–  Proszę  uprzejmie,  ale  mnie  w  to  nie  mieszaj. 

Charles chrząknął. 

– Przykro mi, Kelly. Zaczynam podejrzewać, że ten 

wieśniak wpadł ci w oko. 

– Posłuchaj, myśl sobie, co chcesz – odparła. – I rób, 

co ci się podoba. Mnie to nic a nic nie obchodzi. A na 
razie odczep się i daj mi spokój. 

Powiedziawszy to, odłożyła słuchawkę. 
– Proszę, proszę, potraktowałaś go raczej obcesowo. 
– Wiem, babciu, ale prawdę mówiąc w pełni sobie 

na to zasłużył. 

Claire  popatrzyła  troskliwie  na  wnuczkę.  Ta 

westchnęła, opadła na krzesło  i wypiła łyk kawy. Obie 
obudziły się równocześnie i równocześnie pojawiły się w 
kuchni. 

– Boże drogi, co się stało z twoją twarzą? – szepnęła 

Claire, łapiąc się za serce. 

–  Spokojnie,  babciu  –  odpowiedziała  pośpiesznie 

Kelly.  –  Wszystko  w  porządku.  Naprawdę.  Mam  tylko 
podbite oko, nic więcej. 

background image

–  Ale  jak...  Chodzi  mi...  –  Claire  zająknęła  się  i 

usiadła  na  krześle.  –  Z  pewnością  nie  jest  to  sprawka 
Charlesa. 

– Oczywiście, że nie. 
– No dobrze, więc czyja? 
Kelly nie słyszała w głosie babci takiego gniewu od 

czasu jej ostatniego zawału. 

– To długa i niezbyt ciekawa historia. 
–  Czasu  mam  aż  nadto.  –  Claire  popatrzyła  na 

ścienny  zegar.  –  Ty  też,  młoda  damo.  Jest  dopiero 
siódma, a sklep otwierasz o wpół do dziesiątej. 

Kelly uśmiechnęła się, lecz natychmiast skrzywiła z 

bólu. Twarz paliła ją jak wszyscy diabli. 

–  No  cóż,  skoro  pragniesz  poznać  ją  z  detalami, 

proszę bardzo. 

Relacja  zajęła  jej  przeszło  godzinę.  Gdy  Kelly 

skończyła opowiadać, zapadła cisza. Jakiś czas siedziały 
obie  przy  stole  i  w  milczeniu  popijały  kawę.  Ciszę 
przerwała Claire. 

– Sama nie wiem, którego z nich chciałabym udusić 

w  pierwszym  rzędzie.  Charlesa  czy  tego...  tego 
kowboja...  Jak  on  się  nazywa?  –  Claire  potrząsnęła 
głową.  –  Zresztą  nieważne.  Jego  nazwisko  jest 
nieistotne. On sam też niewart jest uwagi. Za mężczyznę, 
który  podnosi rękę na kobietę,  nie dałabym  złamanego 
grosza. 

– Ale on wcale nie chciał mnie uderzyć. Przecież... – 

Ugryzła się w język. 

Nie mieściło się jej w głowie, że po wydarzeniach 

poprzedniego  wieczoru  staje  w  obronie  Tuckera 

background image

Garretta. Musiała jednak być sprawiedliwa. Gdyby miała 
choć  odrobinę  oleju  w  głowie,  nie  właziłaby  między 
dwóch bijących się mężczyzn. 

Claire obrzuciła wnuczkę osobliwym spojrzeniem. 
– Chyba nie chcesz powiedzieć, że on... – Urwała, 

szukając odpowiednich słów, żeby wyrazić to, co chciała 
powiedzieć. 

–  Oczywiście,  on  mnie  nic  nie  obchodzi  –  szybko 

wtrąciła  Kelly  i  ujęła  babcię  za  dłoń.  –  A  teraz  się 
rozchmurz. Nawet nie jest w moim typie. I nigdy więcej 
go nie zobaczę. Tego możesz być pewna. 

– No cóż, nie powiem, że mi z tego powodu przykro. 
– A mnie tak. 
– Co masz na myśli? – spytała Claire. 
– Chciałabym jeszcze raz rzucić okiem na jego klub. 

Wiesz,  że  mam  zamiar  namalować  serię  widokówek  z 
motywami z Dzikiego Zachodu. 

– Odwiedź jakieś inne miejsce. 
–  Chyba  będę  zmuszona  to  zrobić.  Ale  właśnie  w 

„Boot  Scootin”  panuje  atmosfera,  jaka  najbardziej  mi 
odpowiada. 

– No cóż, jesteś bystra i zdolna. Poradzisz sobie i bez 

klubu tego... jak mu tam... kowboja. 

Kelly zmarszczyła brwi. 
– Mam nadzieję. No, muszę zmykać do sklepu. 
–  Po  co  ten  pośpiech?  Nie  zamęczaj  się  tak.  Nie 

musisz  niczego  udowadniać.  Ani  sobie,  ani  mnie,  ani 
nikomu innemu. 

Kelly pocałowała Claire w policzek. 
–  Właśnie  że  muszę.  Sobie  i  tacie,  który  jest 

background image

najgłębiej przekonany, że poniosę porażkę. 

– Ale my obie wiemy lepiej, prawda? 
– Oczywiście – odparła z uśmiechem Kelly. 
 
Kiedy w sklepie zadzwonił dzwonek przy drzwiach, 

Kelly  zerwała  się  z  miejsca.  Podejrzewała,  że  przyszła 
właśnie  klientka,  która  zostawiła  poprzedniego  dnia 
zakupiony podarunek do zapakowania. 

–  Już  idę,  pani  Nelson!  –  zawołała  i  wstała  zza 

biurka,  przy  którym  szkicowała  projekt  kolejnej 
pocztówki. 

Zbiegła po schodach, ale na dole stanęła jak wryta. 

Uśmiech w jednej chwili zniknął z jej twarzy. 

– Przepraszam, że panią rozczarowałem – rozległ się 

lekko schrypnięty męski głos. 

W sklepie stał Tucker Garrett. Na jego twarzy gościł 

pogodny uśmiech, a w ręku trzymał bukiet kwiatów. 

Kelly nie wiedziała, czy ma się śmiać, czy płakać. 

background image

Rozdział piąty 

 
W  pierwszej  chwili  Kelly  chciała  zażądać,  żeby 

wynosił się z jej sklepu. Nie wzruszał jej fakt, że Tucker 
pojawił się tu z wiązanką kwiatów. Zamiast tego jednak 
zapytała tylko: 

– Co pan tu robi? 
Mężczyzna 

uśmiechnął 

się 

wyraźnym 

zakłopotaniem. Kelly na ten widok mocniej zabiło serce, 
lecz szybko stłumiła w sobie odruch sympatii. 

– Czy wszystkich klientów wita pani w ten sposób? 
– Pan nie jest klientem – odwarknęła. 
– A skąd pani wie? 
Zmieszała się. Była zła na siebie, że tak łatwo daje 

się zbić z tropu. I to od samego początku, od chwili kiedy 
pojawił  się  w  jej  życiu.  Myślała,  że  tylko  na  moment, 
lecz oto, proszę, znów jest, stoi przed nią, uśmiecha się, a 
ona  zamiast  go  wykpić,  wpatruje  się  nie  bez 
zainteresowania  w  jego  ostre  rysy,  potężną  sylwetkę, 
zaczesane  do  tyłu,  lśniące  włosy.  Czyżby  przyszedł 
prosto  z  kąpieli,  spod  prysznica,  który  rozgrzał  jego 
umięśnione  ciało?  Stop!  Do  licha,  coś  z  tym  trzeba 
zrobić... 

– Zapowiada się upalny dzień – przerwał niezręczną 

ciszę gość i otarł dłonią czoło. 

Kelly  przełknęła  ślinę  przez  zaschnięte  gardło  i 

zmusiła się, by jej głos zabrzmiał chłodno i oficjalnie. 

–  Jeszcze  raz  pytam,  po  co  pan  tu  przyszedł?  – 

powiedziała.  –  Chyba  nie  po  to,  żeby  pogawędzić  o 

background image

pogodzie. 

–  Lepiej  niech  pani  wstawi  te  kwiaty  do  wody, 

zanim zwiędną – odparł niezrażony i wręczył jej bukiet. 

Zmierzyła  go  oburzonym  wzrokiem,  fuknęła  pod 

nosem  i  poszła  z  kwiatami  do  kuchni.  Ruszył  za  nią. 
Kelly  znalazła  wazon,  wstawiła  w  niego  wiązankę,  po 
czym oparła się o szafkę, skrzyżowała ręce na piersiach i 
popatrzyła na mężczyznę tak, aby nie miał wątpliwości, 
że jest tu tylko intruzem. 

–  Czy  uwierzy  mi  pani,  jeśli  powiem,  że  żałuję 

bardzo tego, co się stało? – zapytał Tucker. 

– Nie – odparła szorstko. Nie miała ochoty na żadne 

przeprosiny. 

– A czy uwierzy pani, że przyszedłem tylko po to, by 

zobaczyć,  jak  się  miewa  pani  oko?  –  Obrzucił  Kelly 
bacznym  spojrzeniem.  –  Obawiałem  się,  że  tak  będzie. 
Spuchnie jeszcze bardziej. 

– Panie Garrett, niech pan posłucha... 
–  Naprawdę  jest  mi  bardzo  głupio  –  przerwał  jej 

swym niskim głosem. – Nie mam zwyczaju psuć urody 
pięknym kobietom. 

Kelly  poczuła  na  twarzy  rumieńce.  Chciała  się 

odwrócić, ale stała w miejscu jak sparaliżowana. 

– Zdaję sobie sprawę z tego, że spotkaliśmy się w 

niezbyt  sprzyjających  okolicznościach  –  mówił 
tymczasem Tucker, nie spuszczając z niej wzroku. – No, 
może to nie najlepsze określenie, ale chyba rozumie pani, 
o  co  mi  chodzi...  –  Znów  urwał,  a  po  chwili  dodał:  – 
Może mówmy sobie po imieniu. Na imię mam Tucker. 

– W porządku, Tucker, rozumiem, że ci głupio. Ale 

background image

skoro mnie już przeprosiłeś... 

– Ale czy ty te przeprosiny przyjęłaś? 
– Chyba tak. 
–  W  takim  razie...  –  Przysunął  się  do  niej  bliżej  i 

również oparł się o szafkę. Podobnie jak ona skrzyżował 
ręce na piersiach. Ich łokcie dotknęły się lekko. 

–  Tucker...  Na  twoim  miejscu  nie  przeciągałabym 

struny. 

– No dobrze, czym więc handlujesz w tym sklepie? 
Kelly sama nie wiedziała, dlaczego wdaje się w tę 

rozmowę.  Powinna  kazać  mu  się  wynosić  ze  sklepu  i 
nigdy więcej w nim nie pokazywać. Zamiast tego stała 
obok  niego,  niezdolna  do  żadnych  zdecydowanych 
działań.  Uśmiechnęła  się  blado  i  wzruszyła  lekko 
ramionami. 

–  A,  takie  tam...  Artykuły  papiernicze,  upominki. 

Przede wszystkim artykuły papiernicze. 

– Mhm – pokiwał głową ze zrozumieniem. 
–  Projektuję  też  pocztówki.  Mam  nadzieję,  że 

zdołam nimi zainteresować jakąś większą firmę. 

– Masz jakieś konkretne plany? 
– Rozglądałam się tu i tam. 
Zapadła  chwila  pełnego  napięcia  milczenia.  Kelly 

była świadoma wzroku Tuckera, który wpatrywał się w 
jej  usta,  a  następnie  powiódł  spojrzeniem  w  dół.  Gdy 
oczy mu pociemniały, poczuła na twarzy gorące wypieki. 

–  Powiedz  mi  –  przerwał  wreszcie  niebezpieczną 

ciszę  mężczyzna – dlaczego to  dla ciebie takie ważne? 
Skoro twój ojciec ma taką masę pieniędzy, to po co ty... 

Zakłopotanie,  które  do  tej  pory  nie  pozwalało  jej 

background image

zachowywać  się  wobec  Garretta  tak,  jakby  chciała,  w 
jednej chwili zniknęło bez śladu. To był drażliwy temat, 
zawsze budził gorące emocje. A Tucker na dodatek miał 
nieszczęście posłużyć się argumentem, który za każdym 
razem doprowadzał Kelly do szewskiej pasji. 

–  Pytasz,  dlaczego  córeczka  bogatego  tatusia 

próbuje bawić się w dorosłe życie? Czy o to właśnie ci 
chodzi? 

Tucker  poruszył  się  niespokojnie,  lecz  ostry  ton 

Kelly nie zrobił na nim większego wrażenia. 

–  No,  mniej  więcej.  Choć  nie  chciałem,  żebyś 

poczuła się... 

– Chciałeś – przerwała lodowatym tonem. – Ale i tak 

nie obchodzi mnie, co o mnie myślisz. A teraz, wybacz, 
tępa blondyna musi się brać do roboty. 

– Kelly! 
– Żegnam pana, panie Garrett. 
Zdawała sobie sprawę z tego, że sama nie pozbyłaby 

się  go  tak  łatwo.  Na  szczęście  w  tej  samej  chwili,  w 
której  powiedziała  swoje  „żegnam”,  pojawiła  się  w 
sklepie  klientka.  Tucker  przez  sekundę  jeszcze 
przyglądał  się  Kelly,  po  czym  kpiąco  zasalutował  i 
opuścił sklep. 

Kelly  poczuła  lekki  zawrót  głowy  i  oparła  się  o 

szafkę. Czuła, że nogi odmawiają jej posłuszeństwa. 

–  Czy  dobrze  się  czujesz,  kochanie?  – 

zainteresowała się kobieta. 

– Tak, dziękuję. – Kelly wyprostowała się. – Nic mi 

nie jest. 

Klientka puściła do niej perskie oko. 

background image

– Ach, ci mężczyźni  – westchnęła. – Nie można z 

nimi wytrzymać, ale bez nich jeszcze gorzej. 

– Ma pani świętą rację – odparła Kelly uprzejmie i 

wbrew samej sobie uśmiechnęła się. 

 
Gdy znów została w sklepie sama, odetchnęła z ulgą. 

Tucker Garrett wprowadził w jej myśli straszliwy zamęt, 
dobrze  więc  było  pomyśleć  przez  chwilę  w  spokoju  i 
samotności. Postanowiła zadzwonić do Claire i poprosić, 
żeby  przyjechała  do  niej  do  sklepu  na  lunch.  Babcia 
miała  niezwykły  talent  do  nadawania  wszystkiemu 
właściwych  proporcji  i  patrzenia  na  wszystko  z 
odpowiedniej  perspektywy.  A  Kelly  tego  właśnie 
rozpaczliwie potrzebowała. 

Kiedy  po  półgodzinie  rozległ  się  dźwięk 

zawieszonego 

nad 

drzwiami 

dzwonka, 

Kelly, 

przekonana, że pojawiła się właśnie zaproszona na lunch 
babcia,  spojrzała  z  szerokim  uśmiechem  w  stronę 
wejścia. Po chwili jednak jej twarz spochmurniała. 

– To znowu ty! 
Stojący w progu Tucker niewinnym ruchem wzniósł 

ramiona. 

–  Jestem  jak  zły  szeląg.  Wygonisz  mnie,  a  ja 

wracam. 

– Nic tu po tobie. 
–  Nieprawda  –  odparł  cicho,  taksując  ciekawym 

wzrokiem jej postać. 

– Posłuchaj... – zaczęła. 
–  Zajrzysz  wieczorem  do  klubu?  –  nie  dał  jej 

skończyć. 

background image

– Chyba żartujesz! 
– Dlaczego? – Jego twarz spoważniała. – No, co ty 

na to? 

– Że jesteś nienormalny, wariat. 
–  Czy  mam  to  potraktować  jako  „tak”?  –  Kelly 

wywróciła tylko oczyma. – Świetnie. Przyjadę po ciebie 
o dziewiątej. 

– Tucker, naprawdę nie sądzę... – zawahała się. On 

jednak  już  jej  nie  słuchał.  Dłuższą  chwilę  mierzył  ją 
bacznym wzrokiem, po czym rzucił krótko: 

– Nie pożałujesz. 
– To się jeszcze zobaczy! 
Roześmiał się i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. 
 
–  Szefie,  ktoś  chce  się  z  tobą  widzieć  – 

poinformował Ponurak, stając w progu mieszkania. 

Garrett,  który  siedział  właśnie  przy  biurku  i 

zajmował się księgowością, podniósł głowę. 

– Czy się przedstawił? 
– Nie. 
– No cóż, wprawdzie zjawił się nie w porę, ale go 

wpuść. 

W  chwilę  później  w  drzwiach  pojawił  się kościsty 

wysoki mężczyzna, na którego widok Tucker wyraźnie 
spochmurniał. 

–  Do  licha,  Wilder,  jesteś  ostatnią  osobą,  którą 

chciałbym widzieć. 

Anson Wilder przysunął do siebie najbliższe krzesło 

i zajął na nim miejsce. 

–  Czy  tak  się  wita  byłego  szefa?  –  zapytał, 

background image

uśmiechając się krzywo. 

Anson  nic  się  nie  zmienił.  Jego  donośny  głos  był 

szorstki jak kiedyś, jakby Wilder całe życie nie robił nic 
innego  tylko  popijał  whisky.  Tucker  jednak  nigdy  nie 
widział, żeby jego dawny szef wziął do ust choćby kroplę 
alkoholu. 

–  Jakie  wiatry  przywiały  cię  w  te  strony?  Anson 

potarł brodę. 

– Chcę, żebyś wrócił. 
– Nigdy w życiu. 
– Nawet za grubą forsę? Drążymy nowy otwór. To 

poważna inwestycja. 

– Już raz ci powiedziałem, że mam dosyć życia na 

walizkach. Nic się nie zmieniło. 

Anson rozejrzał się po pokoju. 
– Ile jesteś dłużny za ten budynek? 
–  Nie  twój  zakichany  interes!  –  odparł  Tucker, 

czerwieniejąc gwałtownie na twarzy. 

Chudzielec parsknął i podniósł się z krzesła. 
–  No  cóż,  przemyśl  sprawę.  Za  to,  co  u  mnie 

zarobisz,  błyskawicznie  spłacisz  dług.  –  Zamilkł  na 
chwilę.  –  Jesteś  najlepszy  i  kogoś  takiego  właśnie 
potrzebuję. Pomyśl o tym. Będę z tobą w kontakcie. 

Tucker  nie  wysilił  się  nawet,  żeby  cokolwiek 

odpowiedzieć.  A  kiedy  gość  opuścił  pokój,  Garrett 
zamyślił się, zgodnie z jego radą. Byłby głupcem, gdyby 
nie przyjął oferty Ansona. A jednak zdecydowany był ją 
odrzucić. 

Do diabła, wszystko przez tę zuchwałą blondynkę, 

której nigdy nie zdobędzie, choć tak bardzo jej pragnie. 

background image

Ze złością wyrżnął pięścią w biurko. 
 
– I co o tym powiesz? 
– O czym? 
– O klubie. 
Minęła  już  jedenasta.  Kelly  od  dwóch  godzin 

siedziała przy stoliku w rogu, sączyła gazowany napój, 
obserwowała tańczących i rysowała. Cieszyła się każdą 
minutą pracy, jakkolwiek myśl, że jednak przyjechała do 
„Boot Scootin”, że przyjęła zaproszenie od tego natręta, 
była trudna do strawienia. 

Zanim się w końcu na to zdecydowała, kilkakrotnie 

próbowała odrzucić jego ofertę, zadzwonić i powiedzieć, 
żeby  dał  jej  spokój.  Za  każdym  razem  jednak,  kiedy 
podnosiła  słuchawkę,  żeby  wykręcić  numer,  po  chwili 
odkładała ją z powrotem. Ostatecznie, tłumaczyła sobie, 
to nawet dobrze, że będę mogła popatrzeć jeszcze raz na 
stylowe wnętrza „Boot Scootin”. 

– No więc? Co o nim powiesz? – ponownie zapytał 

Tucker. 

– Niezły. 
– Tylko tyle? Kelly zawahała się. 
– Byłby jeszcze lepszy, gdybyś w którymś z kątów 

zainstalował  ze  dwa  automaty  do  gry,  nie  wiem,  jakiś 
mechaniczny bilard czy coś takiego... 

– Co? 
– Chyba słyszałeś. 
Tucker  otworzył  usta,  zamknął  je  i  w  końcu 

wybuchnął  śmiechem.  Kiedy  jednak  Kelly  nie 
zareagowała, spoważniał. 

background image

– Mówisz serio? 
–  W  przeciwnym  razie  w  ogóle  nie  otwierałabym 

ust. 

– Mhm... Bilard, tak? Taki jak na filmach? – zapytał 

kpiącym tonem. 

– I jak w innych klubach. 
–  Dlaczego  sądzisz,  że  miałbym  wszystkich 

małpować? 

– Wcale tak nie sądzę. I właśnie dlatego, że tego nie 

robisz, pozbawiasz się dobrego zarobku. 

Tucker nie przestawał pocierać podbródka. 
– Hmm – zastanawiał się głośno – może to i niezły 

pomysł. Poważnie się nad nim zastanowię. 

– Serio? 
– Serio. 
Ich oczy się spotkały i nagle poczuli się tak, jakby w 

klubie byli tylko oni. Po chwili Tucker chrząknął. Kelly 
zdążyła  się  już  zorientować,  że  to  dość  typowa  cecha 
jego  zachowania.  Zawsze  chrząka,  kiedy  jest 
zakłopotany, lub gdy czuje się niepewnie. 

–  Może  rzeczywiście  powinienem  pomyśleć  o 

jakichś dodatkowych atrakcjach... 

– Czy chcesz przez to powiedzieć, że finanse klubu 

kuleją? – zapytała Kelly, zadowolona, że rozmowa toczy 
się  wokół  tematów  zawodowych,  a  więc  najbardziej 
bezpiecznych. 

– I tak – podrapał się po czole – i nie. Tłumaczy ci 

coś taka odpowiedź? 

– Wiem, o co chodzi. Sama prowadzę interes. 
–  No  więc,  nie  jest  najlepiej  –  uśmiechnął  się 

background image

krzywo.  –  Muszę  chyba  zmienić  wystrój.  Trochę  tu  za 
ponuro,  no  nie?  –  Zamilkł  i  po  chwili  zmienił  temat, 
jakby żałując, że pozwolił sobie na szczerość. – No, daj 
obejrzeć, coś tam namalowała. 

Kelly pokazała mu szkice. Na kilku z nich widniał 

ujeżdżający byki kowboj. 

– Ej! Są świetne, Kelly! I ty jesteś świetna... 
Ich  oczy  znów  się  spotkały;  i  znów  zapadło  pełne 

napięcia milczenie. 

– Wiesz, chyba muszę wracać do domu – odezwała 

się w końcu. – Jutro bardzo wcześnie wstaję. 

Tucker natychmiast zerwał się z krzesła. 
– Jasne. Odwiozę cię. 
Kwadrans później wprowadził samochód na podjazd 

przed  domem  Kelly.  Zaparkował,  zgasił  światła, 
wyłączył silnik i, patrząc przed siebie, zapytał: 

– Kiedy się znów zobaczymy? 
–  No,  nie  sądzę,  żebyśmy...  –  zaczęła,  lecz  nie 

zdążyła  dokończyć,  ponieważ  Tucker  gwałtownie 
odwrócił  się  w  jej  stronę,  przyciągnął  ją  do  siebie  i 
przyłożył usta do jej warg. 

W  pierwszej  chwili  Kelly  była  tak  zaskoczona,  że 

nie wykonała najmniejszego ruchu. A kiedy jego język 
wsunął  się  między  jej  zęby,  było  już  za  późno  na 
protesty.  Cicho  westchnęła  i  z  pasją  odpowiedziała  na 
pieszczotę  jego  gorących,  namiętnych  ust.  I  nagle, 
równie  nieoczekiwanie,  oderwali  się  od  siebie.  Tucker 
cofnął się gwałtownie, przez chwilę oboje ciężko dyszeli. 

–  Posłuchaj,  nie  chciałem,  żeby  to...  –  Urwał  i 

popatrzył na Kelly, w jego ciemnych oczach malował się 

background image

ból.  –  Do  licha,  sam  nie  wiem,  czego  chciałem.  Po 
prostu... 

– W porządku. Nie... nieważne. 
Otworzyła  drzwi,  wyskoczyła  z  samochodu  i 

popędziła do domu, nie oglądając się za siebie ani razu, 
choć Tucker wołał za nią wielokrotnie: 

– Kelly! Kelly! 

background image

Rozdział szósty 

 
– Pani Warren? 
–  Przy  telefonie  –  odparła  Kelly,  słysząc  w 

słuchawce głos nieznajomej kobiety. 

– Mówi Martha Havard, dyrektor handlowy Visions 

Card Company. Mam nadzieję, że nie ma mi pani za złe, 
iż dzwonię o tak wczesnej porze? 

Pod Kelly z wrażenia ugięły się nogi. Dzwonią do 

niej  z  Visions  Card!  Z  wielkiej,  potężnej  firmy  do 
sklepiku w maleńkim Lufkin! Łaska boska, że stojące za 
ladą krzesło było tuż obok. Kelly opadła na nie i zwilżyła 
czubkiem języka suche nagle wargi. 

– Oczywiście, że nie mam za złe. Bardzo się cieszę, 

że panią słyszę. 

–  A  ja  cieszę  się,  że  przysłała  nam  pani  swoje 

projekty kart pocztowych. 

–  Naprawdę  się  pani  podobają?  –  spytała  Kelly 

opanowanym  głosem,  choć  miała  ochotę  krzyczeć  z 
radości na całe gardło. 

–  Zaskoczyło  to  panią?  –  kobieta  roześmiała  się 

lekko. 

– Chyba tak. 
–  Z  chęcią  obejrzelibyśmy  więcej  pani  prac, 

zwłaszcza tych z motywami z Dzikiego Zachodu. 

– Czy mam rozumieć, że poważnie interesujecie się 

państwo tym, co robię? 

–  Tak,  jesteśmy  bardzo  pani  ciekawi.  Ale  muszę 

uprzedzić,  że  zanim  ostatecznie  zdecydujemy  się 

background image

nawiązać  współpracę  z  danym  twórcą,  mija  niekiedy 
sporo czasu. 

– A zatem nie powinnam robić sobie zbyt wielkich 

nadziei? Czy tak? 

–  Widzi  pani,  i  tak,  i  nie.  Jak  już  wspomniałam, 

jesteśmy zainteresowani pani pracami, istnieją też jednak 
inni graficy, których bierzemy pod uwagę. 

–  Rozumiem.  Doceniam  pani  szczerość  i  z 

największą  chęcią  przyślę  wam  więcej  projektów. 
Właśnie nad nimi pracuję. 

–  Doskonale.  Gdy  tylko  skończy  pani  ten  cykl, 

proszę nam go od razu przysłać. 

–  Przyślę  na  pewno.  Dziękuję  jeszcze  raz  za 

odpowiedź na moją ofertę. 

– Cała przyjemność po naszej stronie. Będziemy w 

kontakcie. 

Kelly odłożyła słuchawkę i dłuższą chwilę siedziała 

jak odrętwiała. W końcu, gdy w pełni już do niej dotarło, 
z kim rozmawiała, wydała głośny okrzyk triumfu. 

W  chwilę  później  pomyślała  o  babci.  Postanowiła 

zadzwonić  do  niej  z  dobrą  wieścią,  kiedy  ponownie 
odezwał się telefon. 

–  Tu  „Pierwsza  klasa”,  sklep  Kelly  Warren, 

słucham? 

 
– Cześć – usłyszała tylko w odpowiedzi. 
Po  raz  drugi  tego  ranka  ugięły  się  pod  nią  nogi;  i 

znów całym ciężarem opadła na krzesło. 

– Cześć – wykrztusiła z trudem. 
Tucker roześmiał się, czym sprawił, że serce Kelly 

background image

zaczęło bić jeszcze mocniej. 

– Tym razem przynajmniej nie odkładasz słuchawki. 

Czy mogę to traktować jako zachętę? 

– Jesteś niepoprawny. 
Znów  się  roześmiał,  po  czym  dodał  poważnym 

głosem: 

– Nie dzwonię, żeby przepraszać. 
Nie próbowała udawać, że nie rozumie, jakie są jego 

intencje  i  co  zamierza  jej  zaproponować.  –  Nie  sądzę, 
żebyś musiał. 

– To dobrze. Skorośmy to już ustalili, to przejdźmy 

do rzeczy. 

– To znaczy? 
– Kiedy cię znów zobaczę? 
Kelly  poczuła,  jak  oblewa  ją  gorąca  fala. 

Przestraszyła się tego pytania, a jeszcze bardziej własnej 
na  nie  reakcji.  Zapragnęła  rzucić  słuchawkę,  jakby  ta 
paliła  jej  dłonie,  lecz  nie  zrobiła  tego.  Najpierw  mu 
powie, żeby się od niej raz na zawsze odczepił, a dopiero 
potem... 

Tego też jednak nie była w stanie uczynić. Prawda 

bowiem  była  taka,  że  wcale  nie  chciała,  żeby  Tucker 
zostawił  ją  w  spokoju.  Było  to  przerażające,  lecz 
prawdziwe. Żarliwy pocałunek, jaki wymienili wtedy, w 
samochodzie, pozostawił ją w stanie kompletnego szoku 
i zmieszania. Jego śmiałość i zdecydowanie wywarły na I 
niej  ogromne  wrażenie,  sama  nie  wiedziała  dobre  czy 
złe.  Wtedy  mu  uległa  i  czuła,  że  następnym  razem 
również trudno będzie jej się mu przeciwstawić. 

I dlatego właśnie powinna zdecydowanie przerwać 

background image

tę znajomość, zanim sprawy nie zajdą za daleko. 

– Kelly? 
– Tak, słucham cię. 
– Odpowiedz, proszę. 
– Zrozum, muszę pracować, zwłaszcza teraz. 
–  Dlaczego  stało  się  to  nagle  aż  tak  pilne? 

Powiedziała mu o telefonie z Visions Card. 

– Wspaniale! – szczerze ucieszył się Tucker. – To 

dodatkowy  powód,  żebyśmy  spotkali  się  i  wspólnie 
uczcili to wydarzenie. 

– Naprawdę sądzisz, że to rozsądny pomysł? 
– Nie. 
Jego szczerość wstrząsnęła nią. 
– Więc dlaczego...? 
– Ponieważ chcę się z tobą zobaczyć. Po prostu. 
– I co, zawsze stawiasz na swoim? 
– No, przeważnie – odparł po chwili wahania. 
– Myślałeś już o czymś konkretnym? 
– Jasne. Najpierw wspólna kolacja, później wieczór 

w klubie. 

Kelly  najchętniej  odrzuciłaby  pierwszą  cześć 

propozycji.  Wspólna  kolacja  –  to  prawie  jak  randka. 
Przeciwko  wizycie  w  klubie  nie  miała  jednak  żadnych 
zastrzeżeń.  Zwłaszcza  po  telefonie  z  Visions.  Musiała 
koniecznie  zrobić  szkice  tańczących;  motyw,  którego 
dotąd zupełnie nie wykorzystywała. 

– Zgoda – odparła w końcu, zagłuszając w sobie głos 

rozsądku,  który  wołał,  przestrzegał,  napominał,  by  nie 
dała  się  zwieść.  Kelly  słyszała  go,  a  mimo  to 
wypowiedziała to jedno słowo, na które czekał Tucker. 

background image

Roześmiał  się  tak,  jak  mógł  się  śmiać  wilk,  kiedy 

udało  mu  się  namówić  Czerwonego  Kapturka,  by 
wskazał mu drogę do domu babci. 

–  Przyjadę  po  ciebie  o  szóstej  –  zapowiedział  i 

zakończył rozmowę. 

Kelly chwilę jeszcze spoglądała w głuchy mikrofon, 

po czym z trzaskiem odłożyła słuchawkę. 

– Cholera jasna – zaklęła pod nosem. 
 
Na  kolację  pojechali  do  „Tejas  Cafe”,  jednego  z 

ulubionych  lokali  Kelly,  gdzie  wspólnie  zamówili 
olbrzymią porcję kurczaka fajita. Początkowo Kelly nie 
spodziewała się po tym spotkaniu niczego przyjemnego, 
ale okazało sięże towarzystwo Tuckera może być nawet 
miłe.  Zabawiał  ją  historyjkami  z  życia  na  polach 
naftowych; jedne były zabawne, inne dramatyczne. 

Gdy  jednak  przyszło  do  zwierzeń  na  tematy 

osobiste, Garrett nabrał wody w usta. Kelly zresztą nie 
zamierzała  wcale  nań  naciskać.  Zdecydowała,  że  im 
mniej będzie o nim wiedzieć, tym lepiej także dla niej. 
Ostatecznie,  gdy  zakończy  już  prace  nad  szkicami,  nie 
będzie miała przecież powodu, by pojawiać się w „Boot 
Scootin”. 

Po kolacji pojechali  do pustego jeszcze  o  tej porze 

klubu. Kelly zdawała sobie sprawę, że niebawem, jak w 
każdy  piątkowy  wieczór,  zrobi  się  tu  tłoczno,  lecz 
tymczasem byli sami. Zaraz po wejściu Tucker zaciągnął 
ją na parkiet. 

– Czy możesz mi powiedzieć jedną rzecz? – zapytał, 

biorąc  ją  w  ramiona  i  poruszając  się  w  rytm  muzyki, 

background image

którą  przed  chwilą  nastawił.  –  Czy  kochasz  tego 
chłoptasia, jak mu tam... Charlesa? 

Kelly nie spodziewała się tego pytania. 
– Nie twoja sprawa – odparła niezbyt zachęcająco. 
– Dobra, dobra... Kochasz czy nie? – zapytał znowu, 

nie zrażony jej wyniosłym tonem. 

Przestała tańczyć i wysunęła się z jego objęć. 
– Dlaczego tak cię to interesuje? 
–  Z  prostej  ciekawości.  Chyba  nie  jest  w  twoim 

typie. 

– Chcesz powiedzieć, że ty jesteś? 
–  Może  –  odparł,  przewiercając  ją  na  wskroś 

płonącym wzrokiem. 

Serce  w  niej  zamarło.  Nie,  nie  mogła  dalej 

prowadzić  tej  gry,  była  zbyt  niebezpieczna.  Kelly 
odwróciła się do mężczyzny plecami i ruszyła żwawo w 
stronę wyjścia. 

– Poczekaj – zatrzymał ją jego głos. – Od tej pory 

będę zachowywał się przyzwoicie, obiecuję. 

– Jakoś nie bardzo ci wierzę... 
Przystanęła,  a  on  roześmiał  się  tylko,  podszedł  do 

niej i znów poprowadził w rytm muzyki. 

Po chwili Kelly uniosła twarz i spojrzała mu w oczy. 
–  Powinieneś  dawać  w  klubie  lekcje  tańca  – 

stwierdziła. 

Odsunął od niej twarz i przyjrzał się jej zdumiony. 
– O co chodzi? Czy powiedziałam coś nie tak? 
–  Wprost  przeciwnie.  Tylko  że  w  tej  samej  chwili 

pomyśleliśmy o tym samym. 

–  A,  rozumiem  –  odparła  ze  śmiechem.  Tucker 

background image

uniósł brew. 

–  Mówię  poważnie.  To  jeden  z  powodów,  dla 

których z tobą się dziś umówiłem. 

– Naprawdę? 
– Tak, chcę przedyskutować ten właśnie pomysł. 
– Cóż, myślę, że takie lekcje cieszyłyby się dużym 

powodzeniem. 

– No właśnie. A więc, jak będzie? 
– A co ma być? 
– Z tą nauką... – Spojrzał na nią wymownie. 
– Ja? Ja miałabym uczyć... 
Na jego twarzy pojawił się niewinny uśmiech. 
– No a kto? 
– Nie, nie sądzę... – zaczęła się wzbraniać. 
–  Wspaniale!  –  przerwał  jej.  –  Wiedziałem,  że  się 

zgodzisz. 

Kelly  popatrzyła  nań  z  niedowierzaniem.  I  wtedy, 

kiedy ujrzał jej szeroko otwarte, cudowne oczy i lśniące 
usta okalające równe białe zęby, wsunął dłoń w jej włosy 
i pocałował ją niespodziewanie. Był to długi, namiętny, 
pełen żaru pocałunek. W końcu uniósł głowę i szepnął: 

–  Czy  wiesz,  że  zaczyna  to  już  wchodzić  nam  w 

nawyk? 

Kelly oddychała pospiesznie. 
–  Wiem  –  odparła,  patrząc  na  niego  niezbyt 

przytomnie. 

– Ale nie chcę z nim zrywać. A ty? 
– Ja...? 
Nie dał jej czasu na odpowiedź. Znów wpił się w jej 

usta – tym razem dłużej, goręcej, z większą pasją. 

background image

Kelly  westchnęła  tylko  i  objęła  Tuckera  mocno  za 

szyję.  Nie  miała  siły  się  bronić.  To  było  silniejsze  od 
niej,  potężne,  zniewalające  i  właśnie  dlatego  tak 
rozkoszne.  Czuła, jak Tucker  pieści jej  język, usta, jak 
odsuwa ją nieco od siebie, by móc wsunąć dłoń między 
rozgrzane namiętnością ciała, położyć ją i zacisnąć lekko 
na nabrzmiałej, twardej już i spragnionej pieszczot piersi. 

– Kochana, słodka... – szeptał jak w gorączce. 
Kelly jęknęła cicho, nieświadoma tego, że muzyka 

nagle się urwała. Do rzeczywistości wróciła dopiero, gdy 
ktoś  poklepał  ją  po  ramieniu.  Jak  rażona  prądem 
wyprostowała się i wyrwała z ramion mężczyzny. 

–  Ponurak!  Czego  znów,  do  licha,  chcesz?  – 

usłyszała jak przez mgłę głos Tuckera. 

Wzrok starszego mężczyzny spoczął na Kelly. 
–  Przepraszam  panią,  ale  dzwonią  do  pani  ze 

szpitala. 

background image

Rozdział siódmy 

 
Choć nigdy ciężko nie chorowała i w szpitalu była 

tylko raz, w wieku dwunastu lat, kiedy dostała zapalenia 
wyrostka, Kelly nie cierpiała szpitalnej atmosfery. Może 
odstręczało  ją  surowe  wyposażenie  wnętrz  i  kliniczny 
zapach przenikający powietrze? A może powodował nią 
lęk, że tym razem jej ukochana babcia umrze? 

Musiała  bezwiednie  jęknąć  na  tę  straszną  myśl, 

ponieważ  odwracając  się  od  okna,  ujrzała  w  oczach 
Tuckera troskę i wyraźny niepokój. 

–  Jestem  przekonany,  że  nic  się  jej  nie  stanie  – 

powiedział uspokajająco. 

– Ja... też. 
Ale wcale nie była tego tak pewna i musiała walczyć 

z napływającymi do oczu łzami. 

– Do licha, Kelly, nie mogę patrzeć, jak płaczesz – 

westchnął ciężko. 

– Ja też nie znoszę płaczu – Więc nie płacz, proszę. 
Kelly zamknęła oczy i zacisnęła usta. 
–  Dlaczego  nie  ma  tu  lekarza,  który  by  nam 

powiedział,  jaki  jest  naprawdę  stan  babci?  –  zapytała 
żałośnie. 

– Wkrótce się pojawi – zapewnił Tucker i zerknął na 

zegarek. – Operacja trwa dopiero dwie godziny. 

– Ale mnie się wydaje, że upłynęły całe wieki. 
– Rozumiem. 
Kiedy przybyli do szpitala, okazało się, że stan babci 

jest  bardzo  zły  i  że  niezbędna  jest  interwencja 

background image

chirurgiczna.  Kelly  podpisała  zgodę  na  operację,  po 
czym od razu zatelefonowała do ojca. Nie zdążyła nawet 
podziękować  Tuckerowi,  który  tak  szybko  i  sprawnie 
dowiózł ją do szpitala i nie opuszczał jej ani na chwilę. 

–  Biedna  Kelly  –  szepnął  teraz.  –  Chciałbym  cię 

przytulić... 

Spojrzał  na  nią.  Jego  oczy  mówiły  dobitniej  niż 

słowa. 

– Ja również, tylko że... – urwała i odwróciła się, nie 

mogąc  dłużej  znieść  jego  palącego  wzroku.  Nawet 
zresztą  gdyby  dała  się  ponieść  tej  potrzebie  ciepła, 
bliskości  i  wsparcia,  nie  mogłaby  tego  zrobić.  W 
szpitalnej poczekalni prócz nich było kilka rodzin. 

Wciąż  nie  mogła  się  nadziwić,  że  tak  szybko 

pozwoliła  mu  na  zażyłość,  ba,  na  intymność  nawet. 
Musiała jednak być ze sobą szczera – Tucker pociągał ją 
jak  nikt  inny.  Właśnie  dlatego  jednak  nie  mogła 
dopuścić,  by  ich  związek  się  rozwinął.  To  tylko 
zauroczenie, 

powtarzała  sobie,  czysto  fizyczna 

fascynacja.  Aż  dziwne,  że  dała  się  nią  tak  bardzo 
owładnąć. 

Musiała  myśleć  trzeźwo.  Nie  zamierzała  w 

najbliższym  czasie  wiązać  się  ani  z  Tuckerem,  ani  z 
żadnym  innym  mężczyzną.  Określiła  przecież  jasno 
swoje życiowe cele – chciała pracować, osiągnąć sukces, 
udowodnić 

światu, 

że 

jest 

niezależna 

samowystarczalna. 

Dlaczego więc po prostu nie powie Tuckerowi, żeby 

dał jej święty spokój i pomaszerował własną drogą? Nie 
potrafiła  odpowiedzieć  sobie  na  to  pytanie.  Może  owa 

background image

potrzeba wsparcia, opieki i obecności drugiej osoby była 
u niej silniejsza, niż Kelly myślała? A może zniewalała ją 
siła  doznań,  jakich  zaznała  w  trakcie  pocałunków  i... 
pieszczot. Tucker ich nie szczędził. Jeszcze teraz czuła 
niemal  na  sobie  gorący  oddech,  namiętny  dotyk  jego 
warg... 

– Może masz  ochotę na kawę?  – zapytał Tucker z 

troską, przerywając jej rozmyślania. 

Odwróciła  się  w  jego  stronę.  Stał  tuż  obok  niej. 

Blisko, stanowczo za blisko. Popatrzyła mu w twarz. 

Mężczyzna,  widząc  łzy  w  jej  oczach,  westchnął 

ciężko i objął ją ramieniem. 

–  Wszystko  będzie  dobrze  –  szepnął,  przytulając 

Kelly do piersi. – Nie pytaj, skąd wiem. Po prostu wiem. 

Zamknęła oczy. Jak dobrze było czuć obok siebie to 

silne  ciało,  słyszeć  równe  bicie  serca,  być  świadomą 
współczucia i troski ze strony drugiej osoby. Nawet jeśli 
tą  osobą  był  ktoś,  wobec  kogo  powinna  zachowywać 
rezerwę  i  dystans.  Trudno  jej  było  jednak  przyjąć  taką 
postawę. Opiekuńczy gest Tuckera, jego stała obecność, 
rozbroiły Kelly zupełnie i teraz czuła jedynie serdeczną 
wdzięczność, a może nawet coś więcej... 

– Kelly? – usłyszała nagle głos zza pleców. 
Rozpoznała 

go 

natychmiast. 

Momentalnie 

zesztywniała, wyrwała się z objęć Tuckera i odwróciła, 
by stanąć twarzą w twarz z ojcem. Simon jak zwykle był 
opanowany,  jego  twarz  nie  zdradzała  żadnych  uczuć. 
Fryzurę miał starannie wymodelowaną, krawat idealnie 
zawiązany, 

eleganckiego 

garnituru 

nie 

kalała 

najdrobniejsza zmarszczka. 

background image

– Cześć, tato – przywitała go. 
Simon  Warren  bez  słowa  pochylił  się  i  pocałował 

córkę  w  policzek.  Zanim  to  zrobił,  zdążył  jeszcze 
obrzucić niechętnym, niemal pogardliwym spojrzeniem 
stojącego obok Tuckera. 

–  Czy  już  coś  wiadomo?  –  zwrócił  się  do  córki, 

ignorując zupełnie towarzyszącego jej mężczyznę. 

– Jeszcze nic. Jak ci się udało dotrzeć tu tak szybko? 
– Walter przywiózł mnie samolotem. 
–  Ach  tak  –  odparła  i  przeniosła  spojrzenie  na 

Tuckera.  –  A,  przepraszam.  Pozwól,  tato...  To  Tucker 
Garrett, a to mój ojciec, Simon Warren – przedstawiła ich 
sobie. 

– Dzień dobry panu – Tucker odezwał się pierwszy i 

wyciągnął rękę. 

Mimo uprzejmego gestu w jego głosie i spojrzeniu 

wyczuć  można  było  dobrze  skrywane  lekceważenie. 
Kelly dostrzegła to od razu. Simon również to zauważył. 
Twarz mu poczerwieniała, wzrok stwardniał. 

– A pan kim właściwie jest? – zapytał otwarcie. 
– Znajomym pańskiej córki. 
–  Rozumiem  –  odparł  sucho  Simon  i  potarł 

podbródek. 

Nie, niczego  nie  rozumiesz,  tato, pomyślała  Kelly. 

To bardziej skomplikowane, niż ci się zdaje. Ale teraz to 
nieważne.  Teraz  liczy  się  tylko  babcia.  Boże,  czy  ta 
operacja wreszcie się skończy? Kiedy się dowiedzą, czy 
się udała? 

Po  chwili,  jakby  czytając  w  jej  w  myślach,  młody 

stażysta  poinformował  ich,  że  doktor  właśnie  skończył 

background image

operować i czeka na nich na szóstym piętrze. 

–  Chodźmy,  Kelly  –  oświadczył  Simon,  ponownie 

ignorując Tuckera. 

Zawahała się. Nie bardzo wiedziała, czy ma iść za 

ojcem,  nie  oglądając  się  na  nikogo,  czy  też  wykazać 
więcej zainteresowania tym, który ją tu przywiózł i był z 
nią w najtrudniejszych chwilach. 

Tucker  odgadł  chyba  jej  rozterki.  Uśmiechnął  się, 

choć jego oczy pozostały poważne. 

–  W  porządku,  idź  –  powiedział.  –  Zadzwonię  do 

ciebie później. 

Położył  dłoń  na  jej  ramieniu,  uścisnął  je,  po  czym 

odwrócił się i odszedł, nie spojrzawszy ani razu za siebie. 

– Co to za jeden, do diabła? – zapytał Simon, biorąc 

córkę  za  łokieć  i  kierując  w  stronę  schodów.  – 
Zachowuje się jak jakiś nieokrzesany gbur. Słoma wyłazi 
mu z butów... 

–  Później  ci  wszystko  wyjaśnię  –  odparła  krótko 

Kelly. 

–  Powiesz,  powiesz,  moja  panno.  I  wyjaśnisz  też, 

skąd pod twoimi oczyma te sińce. 

– Tato, daj spokój, dobrze? Teraz najważniejsza jest 

babcia. 

Simon  nie  odpowiedział.  Zacisnął  tylko  usta  i 

spojrzał  ponuro  na  córkę.  Westchnęła  w  duchu.  Czy 
problemy zawsze muszą chodzić parami? 

 
Po trzech dniach od zabiegu stan babci się poprawił 

Operacja  serca  przebiegła  pomyślnie,  choć  lekarz 
oświadczył, że sytuacja wciąż jest poważna i że upłynie 

background image

jeszcze  wiele  czasu,  nim  niebezpieczeństwo  minie 
zupełnie. 

Codziennie  punktualnie  o  siedemnastej  trzydzieści 

Kelly zamykała sklep i jechała do szpitala, by odwiedzić 
Claire,  która  wciąż  leżała  na  oddziale  intensywnej 
terapii.  Niebawem  miała  zostać  przeniesiona  do 
osobnego pokoju, na co Kelly czekała z niecierpliwością. 
Równie niecierpliwie, choć z niepokojem i mieszanymi 
uczuciami, czekała na obiecany telefon od Tuckera. Jak 
na razie nie dzwonił. 

Może  odezwie  się  dzisiaj?  –  pomyślała, 

wyprostowała  się  na  krześle  i  pomasowała  kark.  Przed 
nią na stole stało nie dokończone śniadanie, a za oknem, 
na gładko przystrzyżonym trawniku skakały dwa drozdy. 
To,  że  Tucker  milczy,  zastanawiało  ją  nieco. 
Niedotrzymywanie obietnic jakoś do niego nie pasowało. 
Po dłuższym namyśle Kelly uznała, że to ojciec mógł być 
przyczyną, dla której Tucker ani nie zadzwonił, ani nie 
pojawił  się  w  jej  sklepie.  Simon  Warren  nie  ukrywał 
wszak  oburzenia  i  pogardy  na  myśl,  że  jego  córka 
mogłaby związać się z kimś takim. 

Dzięki Bogu, los oszczędził Kelly przepytywania i 

ojcowskiego gniewu i otwarta rozmowa między nimi z 
konieczności musiała zaczekać. Stało się tak, gdyż zaraz 
po przyjeździe do Lufkin Simon otrzymał wiadomość, iż 
były pracownik Warren Foods wdarł się z karabinem do 
jednego z jego sklepów i zagroził, że zastrzeli klientów, 
jeśli  nie  zostanie  ponownie  przyjęty  do  pracy.  Ojciec 
wyjechał  natychmiast,  ale  obiecał  rychły  powrót.  Nie 
było go już dwa dni, lecz Kelly wiedziała, że spodziewać 

background image

się go może w każdej chwili. 

Upiła kolejny łyk kawy z wanilią. Wkrótce potem na 

zewnątrz  usłyszała  czyjeś  kroki,  a  następnie  w 
wejściowych  drzwiach  zazgrzytał  klucz.  Uśmiechnęła 
się do siebie – ojciec pojawił się w tej samej chwili, w 
której o nim pomyślała. 

–  Dzień  dobry  –  powiedział,  stając  na  progu. 

Podszedł do córki i pocałował ją w policzek. 

– Cześć, tato. 
– Jak się czuje babcia? 
–  Dużo  lepiej.  Rozmawiałam  z  lekarzami.  Dziś 

zapewne przeniosą ją do separatki. 

–  Dzięki  Bogu  –  westchnął  z  ulgą  i  usiadł 

naprzeciwko Kelly. 

– Napijesz się kawy? 
– Nie, wypiłem już dziś chyba siedem. 
– Jak długo zostaniesz? 
– Ponieważ jest niedziela, cały dzień. 
Kelly odstawiła filiżankę i wstała z krzesła. 
–  Poczekaj  chwilę.  Ubiorę  się  i  pojedziemy  razem 

do szpitala. 

–  Skoro  z  Claire  wszystko  w  porządku,  nie  ma 

pośpiechu. 

Sądzę, 

że 

powinniśmy 

najpierw 

porozmawiać. 

–  O  czym?  –  zapytała,  udając,  że  nie  wie,  o  co 

chodzi. 

– Najpierw o babci. 
Kelly zdziwiła się nieco. Sądziła, że ojciec od razu 

przystąpi do omawiania tematu, który dużo bardziej go 
bulwersował.  Miał  to  wypisane  na  twarzy,  kiedy  tylko 

background image

pojawił się w jej sklepie. 

– Słucham – powiedziała, siadając znów przy stole. 
– Zamierzam jednak oddać ją do domu opieki. 
– Tato, proszę, nie. 
–  To  już  postanowione.  Claire  wymaga  opieki 

bardziej starannej niż ta, którą jej możesz zapewnić. 

–  Ale  żeby  oddać  ją  do  domu  starców...!  – 

wykrzyknęła Kelly. 

–  To  nie  żaden  dom  starców  tylko  pensjonat  dla 

emerytów  przy  kościele  metodystów.  Właśnie 
ukończono  jego  budowę.  Dopełniłem  już  wszystkich 
formalności.  Panuje  zupełnie  inna  atmosfera,  niż  sobie 
wyobrażasz. 

Kelly  słyszała  o  tej  placówce.  Wiedziała,  że 

stworzono tam pensjonariuszom rzeczywiście wspaniałe 
warunki.  Może  więc  nie  był  to  taki  zły  pomysł, 
zwłaszcza  teraz,  w  okresie  rehabilitacji  po  przebytym 
zabiegu. 

–  No  dobrze,  tato.  Spróbujmy.  Zobaczymy,  jak  jej 

tam będzie. Ale jeśli tylko okaże się, że... 

–  Przekonasz  się,  że  miałem  rację  –  przerwał  jej, 

zadowolony, że córka zgodziła się tak szybko. Po chwili 
uśmiech  zniknął  z  jego  twarzy.  Kelly  była  pewna,  że 
poważne,  surowe  oblicze  ojca  zwiastuje  pytania  o 
Tuckera. Nie myliła się. – Charles wyjaśnił mi, skąd to 
podbite oko. – Wskazał ręką na jej twarz. – Powiedział 
mi również, że jest mu niewymownie przykro z powodu 
tego, co między wami zaszło. 

–  Tylko  mi  nie  mów,  że  przysłał  cię  tu  w  swaty! 

Simon pobladł gwałtownie. 

background image

– Widzę – powiedział zmieszany – że jesteś bardzo 

domyślna. 

– Posłuchaj, nie kłóćmy się, dobrze? Charles mnie 

nie interesuje. I nic tego faktu nie zmieni. 

– Ciekaw jestem, czy to z powodu tego pastucha, do 

którego w szpitalu robiłaś maślane oczy. 

– Tato, uczciwie ci powiem, że twoje określenie jest 

nie  tyle  staromodne,  co  śmieszne.  To  nie  jest  żaden 
pastuch. 

Simon pobladł jeszcze bardziej. Zmarszczył czoło. 
–  Nazywaj  go  sobie  jak  chcesz,  ale  nie  pozwolę, 

żeby moja córka związała się z człowiekiem tak małego 
formatu. 

– Tato, nie rozkazuj mi, proszę, co mam robić. Sama 

wiem, z kim mam ochotę się spotykać, a z kim nie. 

Simon  spojrzał  na  nią  z  pełnym  złych  przeczuć 

niedowierzaniem.  –  Chyba  nie  chcesz  powiedzieć,  że 
poważnie się nim interesujesz? 

– A co jest w Tuckerze złego? – Nie odpowiedziała 

wprost  na  pytanie  ojca.  Dlaczego  właściwie  się  z  nim 
spiera?  Przecież  sama  wmawiała  sobie,  że  od  Tuckera 
Garretta  winna  trzymać  się  z  daleka.  Skąd  więc  to 
zaangażowanie w jego obronę? 

– A co dobrego? Zastanowiłaś się nad tym? 
– Posłuchaj, tato. To, że nie chodzi w garniturze i nie 

siedzi  za  biurkiem,  nie  oznacza  wcale,  że  jest 
człowiekiem pośledniejszego gatunku. 

– Wcale tego nie twierdzę. Mówię tylko, że ten fagas 

do ciebie nie pasuje. 

Kelly  roześmiała  się  pozbawionym  wesołości 

background image

śmiechem. 

– Może... Przyznaj jednak, że ostatecznie to będzie 

mój wybór, nie twój. 

– A zatem rzeczywiście się z nim związałaś? 
–  Daj  spokój,  tato,  nie  histeryzuj.  Wiesz,  że 

uwielbiam  country-and-western.  On  jest  właścicielem 
klubu z taką muzyką, spotkałam się z nim kilka razy. To 
wszystko. 

Simon pochylił się w jej stronę. 
–  Nie.  To  wcale  nie  wszystko.  Widziałem,  jak  na 

siebie spoglądacie. Niestety – westchnął – obawiam się, 
że zakochałaś się w tym prostaku. 

– Mylisz się. 
–  A  jemu  chodzi  wyłącznie  o  twoje  pieniądze. 

Powinnaś  o  tym  wiedzieć.  –  Kelly  ze  złości  odebrało 
głos,  lecz  ojciec  nie  miał  takich  problemów.  – 
Sprawdziłem dokładnie tego łobuza – powiedział. – Dla 
twojego dobra, Kelly. 

– Co takiego zrobiłeś? – spytała z oburzeniem. 
– Słyszałaś. Opanuj się więc i posłuchaj. 
–  Nie.  To  niewybaczalne.  Nie  zamierzam  dłużej  z 

tobą rozmawiać. Przykro mi, tato. 

–  Otóż  posłuchasz  mnie,  moja  droga  –  odparł 

niewzruszony Simon. – Wiedz, kochanie, że ten fagas nie 
ma  nawet  własnego  nocnika,  do  którego  mógłby  się 
wysikać, ani okna, przez które by wylał swoje... 

– Od kiedy jesteś taki ordynarny? – przerwała mu. 
–  Od  czasu  gdy  moje  jedyne  dziecko  robi z  siebie 

durnia,  a  na  dodatek  popełnia  błąd,  który  zrujnuje  jej 
życie. On jest przegrany, córeczko. To łowca posagów. 

background image

Kelly popatrzyła na ojca gniewnym wzrokiem. 
–  Nie  obchodzi  mnie,  kim  jest.  A  to,  co  do  niego 

czuję i jak postąpię, to moja osobista sprawa! 

Powiedziawszy to, zerwała się z krzesła, odwróciła 

na pięcie i ruszyła do drzwi. Już chwytała za klamkę, gdy 
Simon  wypowiedział  zdanie,  które  miało  być  ostatnim 
argumentem w rozmowie z córką: 

– Założę się, że nie pochwalił ci się jeszcze, iż miał 

żonę i dziecko. 

background image

Rozdział ósmy 

 
– Nie ma co, ta dziewczyna zawróciła ci całkiem w 

głowie – mruknął do siebie Tucker Garrett, wychodząc 
spod prysznica. 

Owinął biodra ręcznikiem i ruszył do sypialni. 
–  Z  kim  rozmawiasz,  szefie?  –  Od  strony  wejścia 

dobiegł go znajomy głos. 

Z  grymasem  niechęci  spojrzał  na  nieproszonego 

gościa. 

– Do licha, Ponurak, czy ty nigdy nie nauczysz się 

pukać? 

–  Pukałem,  ale  nie  zwróciłeś  na  to  uwagi.  Zbyt 

zajęty byłeś gadaniem do siebie. Zgłupiałeś, czy jak? – 
zapytał  i  zarechotał,  widząc  skrzywioną  minę 
przyjaciela. – Co, do diabła, się z tobą dzieje, bracie? To 
ta  Warren,  mam  rację?  Co,  nie  pozwoliła  ci  włożyć 
palców w majtki? 

–  Na  twoim  miejscu  liczyłbym  się  ze  słowami  – 

odparł  Tucker  i  chwycił  Ponuraka  za  wygnieciony 
kołnierz flanelowej bluzy. – Jeśli nie będziesz pilnował 
swej niewyparzonej gęby, twoje dupsko znajdzie się w 
poważnym niebezpieczeństwie, przyjacielu. 

Ponurak  zrozumiał,  że  tym  razem  posunął  się  za 

daleko. 

–  Przepraszam,  szefie.  Chyba  faktycznie  trochę 

przesadziłem. Ale, do licha, od paru dni chodzisz kwaśny 
jak cytryna... 

Tucker  otarł  z  czoła  krople  wody  i  uśmiechnął  się 

background image

ponuro. 

–  Masz  rację.  To  dlatego,  że  zbyt  wiele  spraw 

zaprząta  mi  głowę.  I  nie  mylisz  się,  jedną  z  nich  jest 
właśnie Kelly Warren. 

– Czy ona też coś do ciebie czuje? 
–  Skąd  mogę  wiedzieć?  Cholera  jasna,  sam  nie 

wiem, czy i ja do niej czuję coś więcej niż... No, wiesz, 
co mam na myśli... 

– Hm – mruknął domyślnie Ponurak i pokiwał głową 

w zamyśleniu. 

– No dobra – Tucker poklepał jego ramię – możesz 

sobie pomrukiwać,  ile  chcesz,  stary  tumanie,  ale  nie w 
mojej  obecności.  Gadaj  więc,  w  jakiej  sprawie 
przyszedłeś, albo się wynoś. Zamierzam się ubrać. 

– Właściwie to przyszedłem w konkretnej sprawie. 

Ale nie sądzę, żeby ta wiadomość poprawiła ci humor. 

– O co chodzi? 
– Po mieście krążą pewne plotki... – zaczął Ponurak i 

urwał, jakby niepewny, czy ma mówić dalej. 

–  No,  wykrztuś  to  wreszcie  z  siebie  –  ponaglił  go 

szef. 

– Mówią, że w mieście ma powstać nowy klub. 
Tucker zaklął cicho. 
–  Może  to  tylko  plotki?  –  zapytał  z  nadzieją  w 

głosie.  Nie  spodziewał  się,  że  ta  wiadomość  aż  tak  go 
zaniepokoi. – Jak sądzisz? 

– Może tak, a może nie... 
Tucker pobłażliwie poklepał przyjaciela po plecach. 
–  No,  bracie!  Długo  nad  tym  myślałeś? 

Rzeczywiście, precyzyjna odpowiedź... 

background image

Ponuraka zirytował ten protekcjonalny ton. 
–  Do  licha,  Tuck,  taka  odpowiedź,  jakie  pytanie! 

Plotki  to  plotki,  sam  najlepiej  wiesz.  Ale  jeśli  otworzą 
taki klub, to co? 

– Załatwią nas i tyle. – Tucker wzruszył ramionami. 
– E, tam. Głupstwa gadasz. Masz stałych, wiernych 

klientów,  prowadzisz  naprawdę  porządny  i  przyzwoity 
klub. Doświadczenie i tradycja – to się liczy. 

– To racja, ale, jak mówią, trawa po drugiej stronie 

ulicy jest zawsze bardziej zielona. 

–  Być  może  na  początku.  Później  wrócą,  sam  się 

przekonasz. 

– Oby. Bo jeśli plotki są prawdziwe, a nasi klienci 

okażą się mniej czuli na tradycję, to... – Urwał i pokręcił 
tylko  głową.  Nie  chciał  nawet  myśleć  o  takim 
scenariuszu. 

Tak,  nie  ma  co  martwić  się  na  zapas.  Lepiej 

pomyśleć  o  przyjemniejszych  rzeczach.  O  Kelly  na 
przykład.  Nie  widział  jej  od  trzech  dni,  co  psuło  mu 
humor,  odbierało  zdrowy  rozsądek  i  trzeźwy  osąd 
sytuacji. Może już czas, by to zmienić? Odrobina Kelly 
stanowiłaby  skuteczny  lek  na  wszelkie  kłopoty  i 
dolegliwości. Uśmiechnął się do siebie. 

Ponurak obrzucił go dziwnym spojrzeniem i zapytał: 
– Co jest? Czy masz jakiś pomysł, szefie? 
– Nie. Na razie miej po prostu uszy otwarte i daj mi 

znać, jak tylko dowiesz się czegoś konkretnego. A teraz 
zostaw mnie, z łaski swojej, samego. Muszę ubrać się i 
wyjść. Mam do załatwienia pewną sprawę. 

– Jasne, ta sprawa ma jasne włosy i niebieskie oczy. 

background image

Tucker  ściągnął  z  bioder  ręcznik  i  cisnął  nim  w 
Ponuraka. 

– Wynoś się stąd, stary świntuchu. 
–  Ciekaw  jestem,  kto  tu  jest  świntuch  –  burknął 

Ponurak i zamknął za sobą drzwi. 

Tucker  roześmiał  się  i  pogwizdując  pod  nosem, 

zaczął wkładać spodnie. 

 
– Czy czegoś ci potrzeba, babciu? 
Claire Warren uśmiechnęła się do siedzącej przy jej 

łóżku wnuczki. 

–  Nie,  moja  droga  –  odparła  słabym  głosem.  – 

Wystarczy,  że  ty  jesteś  przy  mnie.  Od  razu  lepiej  się 
czuję. 

–  W  takim  razie  nawet  końmi  mnie  stąd  nie 

wyciągną. 

Zgodnie z oczekiwaniami Kelly babcię przeniesiono 

do  osobnego  pokoju  wkrótce  po  powrocie  Simona  do 
Houston.  Ponieważ  wypadło  to  akurat  w  poniedziałek, 
kiedy  sklep  Kelly  był  nieczynny,  wnuczka  nie 
odstępowała  babci  na  krok.  Właściwie  każdą  chwilę 
powinna poświęcać teraz projektom pocztówek, którymi 
zainteresowała  się  Visions  Card,  ale  nie  chciała 
zostawiać staruszki samej i cały wolny czas postanowiła 
spędzić  w  szpitalu.  Nie  żałowała  tej  decyzji.  Pogodny 
wzrok babci, wracające na jej twarz zdrowe rumieńce i 
dawna energia były najlepszą nagrodą. 

Po  długiej  drzemce  Claire  stała  się  rozmowna.  Z 

ciepłym uśmiechem ujęła dłoń Kelly i powiedziała: 

– Opowiedz mi więcej o tej firmie? 

background image

– O Visions? Och, babciu, zupełnie, jakby ziściły się 

moje  sny!  –  odparła  z  podnieceniem  Kelly.  Oczy  jej 
pojaśniały.  –  Kiedy  powiedzieli,  skąd  dzwonią, 
myślałam, że padnę z wrażenia. 

– Czy wysłałaś już im następne szkice? 
–  Jeszcze  nie,  ale  zrobię  to  niebawem.  Mam 

nadzieję, że będą jeszcze lepsze od poprzednich. 

– Jestem z ciebie taka dumna, kochanie. Cieszę się 

twoim  szczęściem,  ale...  –  Claire  urwała  i  popatrzyła 
uważnie na wnuczkę. 

–  Ale  co,  babciu?  –  zapytała  Kelly,  ściskając 

mocniej  wiotką,  pomarszczoną  dłoń  leżącą  na 
szpitalnym prześcieradle. 

– Ale widzę, że nie jesteś do końca szczęśliwa. Masz 

jakieś zmartwienia, prawda? 

– Dlaczego tak sądzisz? 
– Nie próbuj mnie zwodzić. Znam cię lepiej niż ty 

siebie.  Pewnie  ogromnie  się  cieszysz,  że  sprzedajesz 
swoje  prace,  ale  jednocześnie  coś  cię  okropnie  gnębi. 
Czy to ma jakiś związek z Charlesem? 

Kelly wybuchnęła śmiechem. 
– Z Charlesem? Ależ skądże! 
–  To  dobrze,  bo  wbrew  temu,  co  uważa  mój  syn, 

Charles do ciebie zupełnie nie pasuje. 

– Myślisz, że tata o tym wie? 
–  Nie  osądzaj  go  zbyt  surowo,  moja  droga. 

Stanowisz jego największy skarb. Pragnie jedynie twego 
szczęścia.  I  najwyraźniej  uważa,  że  szczęście  to 
zapewnić ci może właśnie Charles. 

– Niestety – westchnęła Kelly. – Tatę tak trudno do 

background image

czegokolwiek  przekonać.  Z  tego  właśnie  powodu  nie 
mogłam już dłużej mieszkać z nim pod jednym dachem. 
On po prostu nie rozumie,  że  nie  może  decydować, co 
mam lubić, a czego nie. 

Babcia pokiwała głową, lecz nie podjęła tego wątku. 

Spojrzała  za  to  uważnie  w  oczy  wnuczki  i  zapytała 
wprost: 

– A więc, skoro nie Charles, to o kogo chodzi? Kelly 

zatrzepotała rzęsami. 

– Słucham? Dlaczego sądzisz, że... 
– Moja miła – odparła z uśmiechem Claire – znam 

życie  i  potrafię  rozpoznać,  kiedy  dziewczyna  cierpi  z 
powodu  nadopiekuńczości  ojca,  a  kiedy  z  powodu 
innych spraw. 

– Jesteś bardzo spostrzegawcza, babciu – odparła ze 

śmiechem Kelly. 

– Wiele widziałam. No więc? Kelly w jednej chwili 

spoważniała. 

– Poznałam go w klubie „Boot Scootin”. Jest zresztą 

jego właścicielem... 

– A, ten kowboj. 
– Mówisz zupełnie jak tata – obruszyła się Kelly. 
–  Skądże  znowu!  Czy  myślisz,  że  mam  coś 

przeciwko kowbojom? Niestety, twój ojciec nie zawsze 
mierzy ludzi właściwą miarą. 

Kelly zacisnęła usta. 
–  No  właśnie.  Powinnaś  była  widzieć,  jakim 

wzrokiem  patrzył  na  Tuckera,  gdy  spotkał  go  po  raz 
pierwszy. W szpitalu, kiedy miałaś operację. 

– Och, więc ma na imię Tucker. 

background image

– Tak – uśmiechnęła się Kelly. – Tucker Garrett. To 

on przywiózł mnie do szpitala, kiedy miałaś atak. Bardzo 
się przejął i niepokoił. O mnie i o ciebie. 

–  No  cóż,  może  go  nie  doceniam.  Opowiedz  mi 

więcej o tym człowieku. 

–  Spróbuję,  choć  w  sumie  niewiele  mam  do 

opowiadania  –  odparła  Kelly  i  w  tej  samej  chwili 
rozległo się pukanie do drzwi separatki. Kelly popatrzyła 
na babcię pytającym wzrokiem, po czym podniosła się z 
krzesła i powiedziała: – Proszę wejść. 

Gdy do sali wkroczył Tucker z bukietem kwiatów, z 

wrażenia musiała usiąść z powrotem. 

– Witam panie – powiedział mężczyzna i posłał im 

przyjazne  spojrzenia;  babci  –  serdeczne,  wnuczce  – 
bardziej  tajemnicze  i  dwuznaczne,  wyzywające  i  pełne 
tęsknoty jednocześnie. 

Kelly w jednej chwili przypomniała sobie, z jakiego 

powodu czuła słabość do tego mężczyzny. Było w nim 
coś,  co  działało  na nią jak  magnes,  co  sprawiało,  że w 
jego  obecności  zaczynała  naprawdę  czuć  się  kobietą, 
podziwianą,  adorowaną,  świadomą  atutów  swej  urody. 
Tucker dawał jej to odczuć jak nikt inny. Pociągało ją to, 
że był energiczny, zdecydowany, że biła z niego radość 
życia. Dzisiaj wyglądał lepiej niż kiedykolwiek. Ubrany 
był  w  dżinsy  i  jasną  koszulę,  która  podkreślała  jego 
piękną opaleniznę i ciemne oczy. 

–  Witamy.  Niech  pan  nie  stoi  jak  kołek,  młody 

człowieku  –  odezwała  się  Claire.  –  Proszę  się  zbliżyć, 
abym mogła lepiej pana obejrzeć. 

– Babciu! – obruszyła się Kelly. 

background image

Tucker  natomiast  nie  dał  się  zbić  z  tropu. 

Uśmiechnął  się  uprzejmie  i  podszedł  do  łóżka  starszej 
pani. 

– A więc Tucker Garrett to pan? – zapytała. 
– We własnej osobie, proszę pani – odparł i puścił 

oko do Kelly, która natychmiast oblała się pąsem. – Mam 
nadzieję,  że  wolno  mi  było  przynieść  pani  kwiaty  – 
dodał, ujmując  kruchą, wyciągniętą  w jego stronę dłoń 
starszej pani. 

– Są prześliczne. Dziękuję – powiedziała. – Wstaw 

je  do  wody,  kochanie  –  zwróciła  się  do  Kelly,  która 
unikając  wzroku  mężczyzny,  odebrała  bukiet  i  zaczęła 
rozglądać się za wazonem. Kiedy odwróciła się, Tucker i 
Claire zgodnie wybuchnęli śmiechem. 

–  Może  i  mnie  powiecie,  co  was  tak  rozbawiło, 

pośmiejemy się razem – mruknęła naburmuszona. 

–  A,  to  taki  nasz  mały  sekret  –  wyjaśniła  Claire. 

Tucker podniósł się z krzesła. 

–  Nie  chcę  pani  dłużej  męczyć  –  powiedział.  – 

Proszę  jak  najwięcej  odpoczywać.  Już  pójdę,  ale 
obiecuję, że jeszcze panią odwiedzę, jeśli wolno. 

–  Liczę  na  to  –  odparła  Claire.  –  I  jeszcze  raz 

dziękuję za kwiaty. 

–  Zawsze  do  usług  –  odparł  z  szarmanckim 

uśmiechem. 

Kelly  odprowadziła  go  na  korytarz.  Zamknęła  za 

sobą drzwi separatki, po czym oparła się o nie plecami i 
spojrzała w oczy mężczyzny. 

–  Tęskniłem  za  tobą  –  powiedział  cicho.  Kelly  z 

trudem przełknęła ślinę. 

background image

–  Ja  również.  Szkoda  tylko...  –  zawahała  się  – 

szkoda, że nie powiedziałeś mi wszystkiego o sobie. 

– Co ci miałem powiedzieć? 
– Że byłeś żonaty. I że masz dziecko. 
Tucker cofnął się, spoważniał natychmiast. A więc 

ojciec  miał  rację,  pomyślała.  Najwyraźniej  poruszyła 
bardzo delikatny temat. Może nie powinna? Nie, musiała 
przecież to wyjaśnić. 

Musiała? Niby dlaczego? Czyżby w imię wspólnej 

przyszłości? 

– Nie pytałaś – odparł Tucker, nie spuszczając z niej 

wzroku. 

– A powinnam? 
– Posłuchaj – westchnął ciężko – to nie jest miejsce 

na tę rozmowę. Skoro jednak pytasz, to... tak, ty i twój 
ojciec macie rację. Byłem żonaty. Dziecko natomiast nie 
jest  moje.  Gdy  się  żeniłem,  przyjąłem  je  z  całym 
dobrodziejstwem inwentarza. A że się o nie troszczyłem? 
Nie  umiałbym  inaczej.  Gdy  żona  ode  mnie  odeszła  i 
zabrała ze sobą Nancy, bardzo z tego powodu cierpiałem. 
Cholera,  wciąż  uważam,  że  nie  powinienem  był  na  to 
pozwolić.  Zresztą,  stare  dzieje...  –  Machnął  ręką  i 
zamilkł na chwilę. – Czy to ci wystarczy? 

Kelly skinęła głową. Mówił szczerze, jego oczy nie 

kłamały.  Boże,  zamierzała  go  zdemaskować,  a  tylko 
wzruszył  ją  i  rozczulił  swoim  wyznaniem.  Czy  Tucker 
Garrett  byłby  równie  wspaniałym  ojcem  jak 
kochankiem? 

Patrzyła na jego szeroki tors, silne ramiona, opaloną 

twarz.  Pragnęła  wtulić  się  w  niego,  poczuć  na  sobie 

background image

gorące usta. 

–  Muszę  się  z  tobą  spotkać  –  powiedział  Tucker, 

jakby czytając w jej myślach. – Dziś wieczorem. 

Bała  się,  lecz  jednocześnie  nie  była  w  stanie 

odmówić.  Przesunęła  językiem  po  suchych  wargach,  a 
Tucker jęknął z udręką w głosie. 

– Co się stało? – spytała. 
–  Nie  drażnij  mnie  w  ten  sposób.  Chyba  że...  – 

Urwał  i  spojrzał  na  nią  tak,  że  aż  zakręciło  jej  się  w 
głowie,  a  od  kolan  w  górę  zaczęła  ogarniać  ją  słodka, 
zniewalająca fala przeczuwanej rozkoszy. 

– Chyba że co? – zapytała niemal bezgłośnie. 
– Chyba że tym razem to ty przejmiesz inicjatywę. 

background image

Rozdział dziewiąty 

 
Wiejski  prostak.  Tylko  tak  była  w  stanie  o  nim 

myśleć po owych bezczelnych słowach, które usłyszała 
na  szpitalnym  korytarzu.  Było  upalne  popołudnie,  od 
incydentu, który tak ją poruszył, minęły całe dwa dni, a 
Kelly  wciąż  czuła  gniew  i  oburzenie  na  każde  jego 
wspomnienie. 

„Ty  przejmiesz  inicjatywę...”  Żaden  jeszcze 

mężczyzna nigdy tak się do niej nie odezwał. Za kogo ją 
ma? Za pierwszą lepszą...? 

Stała  jak  zahipnotyzowana,  wpatrzona  w  niego  i 

spragniona jego ciepła. Gorąca krew pulsowała w jej w 
żyłach, gotowa była na wszystko, co jej zaproponuje, ale, 
na Boga, nie na to! A on powiedział swoje, uśmiechnął 
się do niej zmysłowo (teraz myślała, że tylko lubieżnie) i 
zanim odzyskała mowę, odszedł powolnym, mierzonym 
krokiem, zupełnie jakby cały świat należał do niego. 

Do licha! Od razu powinna była zdrowo utrzeć mu 

nosa  za  taką bezczelność,  za  takie  chamstwo!  Ale jak? 
Oświadczając, że prędzej gruszki wyrosną na wierzbie, 
niż ona zgodzi się na coś więcej niż rozmowę? Albo że w 
ogóle  nie  chce  go  znać?  Kelly  parsknęła  w  duchu 
szyderczym  śmiechem.  Dobrze  przecież  wiedziała,  że 
nie uda jej się oszukać samej siebie. I że nie uda oszukać 
się Tuckera. 

Pragnęła go. Przyciągał ją do siebie niczym magnes, 

a o jego dotyku i pocałunkach, których zaznała przecież 
tak niewiele, nie była w stanie zapomnieć. 

background image

Następnego  wieczora  miała  zacząć  uczyć  tańca  w 

klubie. Tucker, za jej namową, dał do gazety anons, na 
który  odpowiedziała  nadspodziewanie  duża  liczba 
chętnych. Był jej wdzięczny, lecz ona nie potrzebowała 
jego wdzięczności; chciała, by dał jej miłość. 

Czy  tylko  miłość  fizyczną?  Jeszcze  niedawno 

skłonna  była  tak  myśleć  i  dziwiła  się  sobie,  że  po  raz 
pierwszy pociąga ją ktoś, kto może jej dać jedynie udany 
seks.  Teraz  wszakże  coraz  częściej  dochodziła  do 
wniosku,  że  w  jej  relacji  do  Garretta  jest  jeszcze  inny 
wymiar,  którego  wcześniej  dostrzegać  nie  chciała. 
Przeczuwała, że za fasadą twardości, nieokrzesania czy 
chamstwa,  kryje  się  inny  Tucker  –  czuły,  wrażliwy, 
ofiarny,  spragniony  przyjaźni  i  prawdziwej  miłości. 
Gdyby  zechciała,  mogłaby  mu  dać  to  wszystko,  a 
przynajmniej  wysłuchać  po  przyjacielsku,  gdyby  on 
pragnął  się  zwierzyć  ze  swoich  trosk,  ze  swego 
nieudanego małżeństwa. 

Mimo  złości  i  mimo  urazów,  jakie  nosiła  w  sercu 

wobec  niego,  Kelly  zastanawiała  się  coraz  śmielej  nad 
perspektywą trwalszego związku z Tuckerem. Dlaczego 
niby  miałoby  to  być  czymś  tak  niewyobrażalnym? 
Czyżby  różne  środowiska,  z  jakich  pochodzili, 
rzeczywiście  stanowiły  barierę  nie  do  przebycia?  Dla 
niej pieniądze nie liczyły się w życiu najbardziej, on ich 
w ogóle nie miał. Więc? 

Westchnęła  ciężko  i  otworzyła  kasę,  by  przeliczyć 

dzienny utarg. Przeglądała właśnie czeki, gdy zadzwonił 
telefon. 

– „Pierwsza klasa”, sklep Kelly Warren, słucham. 

background image

– Jak się masz, dziecino? – w słuchawce odezwał się 

Simon. 

– O, cześć, tato. 
–  Nie  wyczuwam  w  twoim  głosie  nadmiaru 

entuzjazmu. 

– Przepraszam, jestem  trochę  zmęczona  – odparła, 

czując  wyrzuty  sumienia  za  to,  że  nawet  w  tej  chwili 
wolałaby usłyszeć niski, lekko schrypnięty głos Tuckera. 

–  Zmęczona?  Więc  po  prostu  daj  sobie  z  tym 

sklepem spokój. 

–  Tato,  nie  zaczynajmy  wszystkiego  od  początku. 

Poza tym lubię być zmęczona, zwłaszcza kiedy mam coś 
w zamian. 

– Dobrze, nie będę się spierał. 
–  Jeśli  chodzi  o  babcię,  to  rekonwalescencja 

przebiega pomyślnie. Tak w każdym razie mówi lekarz. 

–  Wiem,  rozmawiałem  z  nim.  –  Ojciec  umilkł  na 

chwilę. – Posłuchaj, Kelly, chciałbym cię prosić o pewną 
przysługę. 

Wcale  nie  była  tym  zaskoczona.  Jej  ojciec  był 

ostatnim 

człowiekiem, 

który 

zadzwoniłby 

bezinteresownie, tylko po to, żeby powiedzieć „cześć” i 
zapytać, jak się jej powodzi. 

– Tak, słucham? 
– Zanim przejdę do rzeczy, chcę, żebyś wiedziała, że 

zamierzam  otworzyć  nową  sieć  sklepów.  –  Kelly  nie 
odpowiedziała,  ciągnął  więc  dalej:  –  Dlatego  właśnie 
potrzebuję  cię  tutaj,  w  Houston.  Chciałbym,  żebyś 
przyjechała  do  domu  na  tydzień,  zaplanowała  i 
zorganizowała  wielkie  przyjęcie,  które  zamierzam 

background image

wydać z okazji otwarcia pierwszego sklepu oraz pełniła 
honory pani domu. 

– Tato, przecież wiesz, że nie mogę tego zrobić. 
– A to dlaczego? 
–  Wiesz,  dlaczego  –  odparła  poirytowana  Kelly.  – 

Prowadzę sklep tutaj, w Lufkin, poza tym nie możemy 
przecież zostawić babci samej. 

– Ma wyśmienitą opiekę, więc to akurat najmniejsze 

zmartwienie. A  sklep... do diabła, wywieś  na drzwiach 
kartkę, że przez tydzień będzie nieczynny. 

–  A  jeśli  ja  poproszę  ciebie,  żebyś  na  swoich 

sklepach powywieszał takie kartki i przyjechał pomóc mi 
w Lufkin, zrobisz to dla mnie? 

Simon parsknął ze złością. 
– Nie bądź śmieszna. 
– Nawet nie próbuję. 
– Jak zwykle jesteś krnąbrna i uparta. 
– Stawiam sprawę uczciwie. 
Ojciec westchnął i odezwał się oficjalnym tonem: 
– Rozumiem zatem, że odmawiasz. 
– Niestety. A to, czy moją pracę traktujesz poważnie 

czy  nie,  oceń  sam.  Ja  do  swego  sklepu  mam  stosunek 
poważny.  Właśnie  czekam  na  telefon  z  Visions  Card 
Company.  Bardzo  interesują  się  moimi  pracami  – 
pochwaliła się Kelly. 

–  Chodzi  o  tego  pastucha,  prawda?  –  zapytał, 

zupełnie ignorując tę informację. 

Kelly zamknęła oczy, modląc się, aby starczyło jej 

cierpliwości do końca rozmowy. 

– Ten „pastuch”, jak go określasz, nie ma tu nic do 

background image

rzeczy. Chyba wcale mnie nie słuchałeś. 

–  Słuchałem,  oczywiście,  że  słuchałem.  Ale  w 

dalszym  ciągu  uważam,  że  stosujesz  wykręty,  A  jeśli 
idzie  o  tego  tam,  twojego...  to  lepiej  posłuchaj  mojej 
rady. Pochodzicie z dwóch różnych światów, prędzej czy 
później  dojdzie  między  wami  do  nieporozumień. 
Zapamiętaj sobie moje słowa. 

–  Dobrze,  tato  –  Kelly  z  najwyższym  trudem 

zdobyła  się  na  uprzejmość.  –  Dzięki  za  telefon.  Życzę 
udanego przyjęcia. 

Ojciec  pożegnał  się  z  nią  oschle  i  odłożył 

słuchawkę, a Kelly długo jeszcze trzymała ją przy uchu. 
W żołądku ściskało ją z żalu, oczy piekły od łez. Tucker 
sprawiłby,  że  poczułabym  się  lepiej,  pomyślała  z 
uśmiechem. A już na pewno jego pocałunki. Westchnęła 
głęboko, spojrzała na zegarek i stwierdziwszy, że dawno 
minęła piąta trzydzieści, podeszła do drzwi, by wywiesić 
tabliczkę  z  napisem  „Zamknięte”.  W  tym  samym 
momencie odezwał się telefon. 

– Halo? – Podniosła szybko słuchawkę, przekonana, 

że  i  tym  razem  Tucker  Garrett  odczytał  jej  myśli  i 
dzwoni, by ją pocieszyć. Po drugiej stronie odezwał się 
jednak ktoś inny. 

– Pani Warren? Tu Martha Havard z Visions Card. 
 
Gdzie, do licha, podziewa się ta dziewczyna? 
Tucker  już  chyba  po  raz  dziesiąty  zerknął  na 

zegarek.  Kelly  nie  miała  zwyczaju  się  spóźniać. 
Początkowo  specjalnie  się  nie  martwił,  sądząc,  że  po 
pracy poszła pewnie do szpitala i jej wizyta przedłużyła 

background image

się  jak  zwykle.  Kiedy  jednak  tam  zadzwonił,  Claire 
oświadczyła,  że  nie  widziała  wnuczki  od  rana. 
Zatelefonował  zatem  do  domu  Kelly  i  do  sklepu. 
Wszędzie nikt nie podnosił słuchawki. 

Wściekał  się,  że  Kelly  jest  spóźniona  o  ponad 

godzinę.  Bardziej  jednak  niż  to,  że  nie  było  jej,  choć 
miała rozpocząć dzisiaj naukę tańca w „Boot Scootin”, 
irytowało go, że nie wie, co się z nią stało. Miał nadzieję, 
że  nic  poważnego  i  dostawał  furii,  nie  mogąc  tego 
sprawdzić. Próbował wprawdzie wmawiać sobie, że nic 
go to nie obchodzi, ale doskonale wiedział, że jest wręcz 
odwrotnie. 

Do licha, chyba już kompletnie stracił głowę na jej 

punkcie. 

–  Ponurak!  –  przywołał  przyjaciela.  Mężczyzna 

natychmiast pojawił się przy barze. 

– Coś nie tak, szefie? 
– Przypilnuj interesu, dobrze? 
– Jasne. Czy coś się stało? 
– Może. Nie wiem. 
– Czy mogę ci jakoś pomóc? 
– Nie, stary przyjacielu, ale dzięki za dobre chęci. 
–  Nie  ma  sprawy,  szefie.  Jakby  coś,  to  tylko  mi 

powiedz  –  odparł  i  popatrzył  Tuckerowi  w  oczy.  Stary 
poczciwiec  martwił  się  o  swego  przyjaciela.  Nie  mógł 
jednak zrobić nic, by ulżyć jego cierpieniom. Lekiem na 
nie był ktoś inny. 

 
Kelly  ciężko  opadła  na  kanapę  i  wyciągnęła  z 

kieszeni chusteczkę. Jej policzki były mokre od łez. 

background image

Visions Card odrzuciło jej projekty. 
Wciąż  nie  mogła  w  to  uwierzyć.  Gdy  usłyszała  w 

słuchawce 

głos 

Marthy 

Havard, 

była 

taka 

podekscytowana,  pełna  radości  i  nadziei.  Kilka  minut 
później zaś wpadła w skrajną rozpacz. 

–  Pani  szkice  są  odrobinę  zbyt  nowatorskie  i 

odchodzą  od  przyjętych  schematów  –  poinformowała 
Martha  Havard.  –  Zdaniem  naszych  handlowców  nie 
powinniśmy  podejmować  aż  tak  dużego  ryzyka.  – 
Zamilkła na chwilę. – Myślę jednak – mówiła dalej – że 
to nie powinno pani zniechęcać. Jest wiele firm, które z 
pewnością zainteresują się pani pracami. Nam może być 
tylko  przykro,  że  to  nie  my.  Rozumie  pani,  rynek  ma 
swoje prawa. W każdym razie, życzę pani jak najlepiej. 

Kelly podziękowała za słowa otuchy i ze ściśniętym 

gardłem  odłożyła  słuchawkę.  Zaraz  potem  zalała  się 
łzami  i  nie  przestawała  płakać  przez  następne  kilka 
minut. 

Kiedy  pierwszy  spazm  rozpaczy  już  minął,  otarła 

oczy, wstała z kanapy i wyszła przed dom, by odetchnąć 
głęboko  świeżym  wieczornym  powietrzem.  Nie 
wiedziała,  co  w  pewnym  momencie  ją  zaniepokoiło, 
poczuła  naraz,  że  nie  jest  sama,  że  ktoś  na  nią  patrzy. 
Odwróciła głowę. Rzeczywiście, w jej stronę zbliżał się 
Tucker. 

– Co się dzieje, do licha? Nie ma cię w klubie, nie 

odbierasz telefonów... – zapytał bez zbędnych wstępów. 

– Ja... przepraszam. Po prostu... 
–  Co  się  stało?  –  przerwał,  widząc  jej  zapłakane 

oczy. Kelly spojrzała na niego ze smutkiem. Wyglądała 

background image

na kompletnie rozbitą i załamaną. 

– Visions... Odrzucili moje prace. 
– Ta firma od pocztówek? Skinęła głową. 
– E, do diabła z nimi. To przecież nie jedyna firma, 

prawda? 

– Nie, ale... 
–  Nie  ma  żadnych  „ale”.  Nie  przejmuj  się  i  tyle. 

Jeszcze  będą  żałować,  zobaczysz.  –  Wziął  ją  za  rękę  i 
przyciągnął  do  siebie.  –  No,  chodźmy  do  środka, 
napijemy się wina, to poprawi nam humory. – Gdy byli 
już  w  kuchni,  pocałował  Kelly  w  czubek  nosa.  –  Poza 
tym, nie mogę patrzeć, jak płaczesz. Serce mi się kraje. 

Na  widok  jego  zatroskanych  oczu,  dziewczynę 

ogarnęła  jeszcze  większa  żałość.  Wybuchnęła 
gwałtownym  szlochem,  łzy  oślepiły  ją  kompletnie,  a 
ciałem zaczęły wstrząsać spazmy rozpaczy. 

Tucker położył dłonie na jej ramionach. 
– Kelly, proszę... przestań. 
Uniosła  twarz  i  ze  zdumieniem  pomieszanym  z 

radością  dostrzegła  w  jego  oczach  troskę,  czułość, 
tkliwość i miłość; tak, miłość oraz coś jeszcze – coś, co 
widziała  w  nich  wtedy,  gdy  szeptał  jej  nieprzyzwoite 
słowa na szpitalnym korytarzu – pożądanie. 

–  Co  mogę  zrobić,  żeby  cię  pocieszyć?  –  zapytał 

przez ściśnięte gardło. 

– Możesz... – Urwała. Wstydziła się mówić otwarcie 

o swych tęsknotach. 

– Powiedz, czego pragniesz. 
Wyciągnął  dłoń,  przesunął  palcem  po  jej  szyi  i 

zatrzymał go w rozcięciu bluzki. 

background image

– Możesz... możesz mnie przytulić. 
Jej  głos  łamał  się,  nie  umiała  nad  nim  panować. 

Wszystko w niej wibrowało, pulsowało w oczekiwaniu 
na dotyk jego silnego, gorącego ciała. Nigdy jeszcze nie 
doświadczyła  takich  wrażeń.  Pomyślała,  że  za  chwilę 
stanie  się  to,  o  czym  myślała  od  dawna  i  naraz 
przestraszyła  się.  Chciała  uciec,  ale  było  już  za  późno. 
Stała więc jak sparaliżowana, a jej ciałem nie rządził już 
rozum lecz czysta namiętność. 

Objął  ją.  Zadrżała,  westchnęła,  po  jej  ciele  rozlało 

się błogie ciepło. 

–  Nie  mogę  cię  tylko  tulić  –  szepnął  prosto  w  jej 

ucho. – Pragnę więcej. Ale wtedy... wiesz, co się stanie. 

Kelly  nie  potrafiła  wykrztusić  słowa.  Mogła  tylko 

spojrzeć  mu  w  oczy.  Z  obawą,  z  rozkoszą,  z 
przyzwoleniem. 

–  Och,  Kelly,  Kelly...  –  jęknął  Tucker,  widząc  jej 

zamglony wzrok, i poszukał ustami jej ust. 

Oddała mu się z cichym jękiem, pozwoliła rozpiąć 

bluzkę,  pod  którą  pyszniły  się  nabrzmiałe,  twarde  z 
niezaspokojenia piersi. Tucker wziął je w dłonie, czuł ich 
delikatną,  gładką  jak  aksamit  skórę,  widział 
nieskazitelną  biel  i  jasny  róż  brodawek,  sterczące 
dumnie,  spragnione  pieszczot  sutki.  Chwilę  się  wahał. 
Wreszcie  spuścił  głowę  i  zrobił  to,  o  czym  marzył  od 
pierwszej chwili, w której ją zobaczył – dotknął ustami 
jej biustu. 

– Tak... Tak, Tucker... – westchnęła błogo. Podniósł 

głowę  i  objął  ją  jeszcze  mocniej.  Opuścił  dłoń  na 
pośladki dziewczyny i przycisnął ją do siebie. Gdy Kelly 

background image

poczuła napierającą na nią twardość, namiętność i żądza 
natychmiastowego zaspokojenia ogarnęła ją bez reszty. 

– Czujesz, jak na mnie działasz? – szepnął i zajrzał 

jej głęboko w oczy. – Czujesz, jak bardzo cię pragnę? 

–  Ja...  też...  Też  ciebie  pragnę  –  Kelly  wydusiła  z 

siebie łamiącym się głosem. 

Szybko zrzucili z siebie ubrania, spragnieni dotyku 

swych nagich, rozpalonych pożądaniem ciał. 

Później,  kiedy  było  już  po  wszystkim,  Kelly 

uświadomiła  sobie,  że  nigdy  nawet  nie  przyszła  jej  do 
głowy myśl, że będzie się kochać na środku kuchni. Gdy 
jednak  Tucker,  wodząc  językiem  po  jej  brzuchu, 
przyklęknął  na  jedno  kolano  i  ona  osunęła  się  na 
podłogę. 

–  Tucker,  Tucker,  Tucker...  –  powtarzała 

nieprzytomnie jego imię. 

– O, tak, tak, kochanie – szeptał jak oszalały. – Tak, 

tak  jest  dobrze  –  zapewniał  ją,  pieszcząc  najbardziej 
intymne zakątki jej ciała. 

Wplotła  palce  w  jego  włosy,  czuła,  jak  zalewa  ją 

rozkosz, fala za falą. Stłumione jęki Tuckera pieściły jej 
uszy,  gdy  kładł  się  na  niej,  gdy  rozchylał  jej  uda,  gdy 
wchodził w nią płynnie i delikatnie. Kiedy całkowicie już 
ją wypełnił, oczy Kelly rozszerzyły się. 

– Czy sprawiam ci ból? – zapytał i znieruchomiał. 
– Tak... nie. 
– Czy mam przestać? 
– Nie! 
Gorączkowo  zacisnęła  palce  na  jego  pośladkach, 

pragnąc, by wszedł w nią jeszcze głębiej. Przed sekundą 

background image

myślała, że nie może być większej rozkoszy, teraz, gdy 
ich  ciała  i  serca  zaczęły poruszać  się  równym  rytmem, 
wiedziała już, że nie ma ona granic. 

background image

Rozdział dziesiąty 

 
Kelly  otworzyła  oczy  i  rozejrzała  się  wokół. 

Niewątpliwie leżała w łóżku. A przecież nie pamiętała, 
kiedy się w nim znalazła. Wiedziała tylko, dlaczego. Gdy 
przeniosła  wzrok  na  sąsiednią  poduszkę  i  ujrzała 
wlepione  w  siebie  ciemnobrązowe  oczy  Tuckera, 
uśmiechnęła się z zadowoleniem. 

– Cześć – powiedziała cichutko i ziewnęła. – Która 

godzina? 

Popatrzył ponad jej ramieniem. 
– Według twojego zegarka północ. 
– Nic dziwnego, że już usnęłam. Normalnie chodzę 

spać o jedenastej. 

Przysunęła się bliżej jego ciepłego ciała i westchnęła 

cichutko. 

–  Czy  nic  ci  nie  jest?  Chodzi  mi  o  to...  czy  nie 

sprawiłem  ci  bólu?  –  zapytał  szeptem,  po  czym  dodał 
odrobinę głośniej: – Bałem się o ciebie... 

Położyła mu palec na ustach. 
–  Czuję  się  świetnie,  uwierz  mi.  Nawet  mimo  tej 

podłogi. 

Zachichotał. 
–  Zauważyłaś,  że  to  jednak  nie  ty  przejęłaś 

inicjatywę? 

– Tak. Dzięki. – Zaczerwieniła się. Tucker roześmiał 

się trochę głośniej. 

– Masz za co. Do licha, choć mam twarde kolana, 

nigdy już nie będą takie same jak dawniej. 

background image

Kelly  również  się  roześmiała.  Poczuła,  że 

mężczyzna  wodzi  opuszkami  palców  po  jej  plecach. 
Przebiegł  ją  rozkoszny  dreszcz.  Zapragnęła  nagle,  by 
Tucker ponownie ją posiadł i znowu  się zaczerwieniła. 
Przecież  po  epizodzie  na  podłodze  w  kuchni  nastąpiło 
kilka  kolejnych;  dlaczego  więc  wciąż  jest  taka 
nienasycona? 

– Nie miałaś zbyt wielu mężczyzn, prawda? 
– Skąd wiesz? 
– Widzę, czuję. Tak mówi mi intuicja. 
– To prawda – odparła cicho. 
– Czy kiedykolwiek się w kimś zakochałaś? 
– Raz, kiedyś. 
– W Charlesie? 
–  Panie  Boże  broń!  To  było  jeszcze  przed 

Charlesem. Ale nie trwało długo. Kłóciliśmy się o byle 
głupstwo. Oboje byliśmy tacy niedojrzali, zwłaszcza ja. 
Szybko zerwaliśmy ze sobą. 

– Rozumiem. 
Przesunęła  dłonią  po  jego  torsie,  zsunęła  ją  na 

brzuch  i  zaczęła  wodzić  paznokciem  wokół  pępka. 
Tucker westchnął. 

–  Jeśli  nie  przestaniesz,  nie  będę  w  stanie 

odpowiadać na twoje pytania. 

Kelly uśmiechnęła się, jej dłoń znieruchomiała. 
–  Masz  rację,  od  chwili  rozkoszy  ważniejsze  są 

twoje odpowiedzi. 

– E, gadanie... Czy jest coś, co może być ciekawsze? 
– Pewnie, że jest. Powiedz mi, jak to było z twoim 

małżeństwem?  Muszę  przyznać,  że  fakt,  iż  składałeś 

background image

przysięgę przed ołtarzem... 

– Nic z tych rzeczy – przerwał jej. – Mam tylko ślub 

cywilny. 

– Ach, tak. 
–  My  również  o  wszystko  się  kłóciliśmy.  O 

pieniądze,  o  moją  pracę.  Nie  znosiła,  że  ciągle  nie  ma 
mnie w domu. 

– I jak to się skończyło? 
–  W  któryś  z  piątków  wróciłem  wcześniej  z  pól 

naftowych. Wiesz, co zastałem – bardziej stwierdził, niż 
zapytał. 

– Swoją żonę z kimś innym? 
– Otóż to. 
– Cóż... przykro mi z tego powodu.  – Powiedziała 

prawdę. Było jej rzeczywiście przykro z powodu zdrady, 
jakiej dopuściła się jego żona, a jeszcze bardziej dlatego, 
że  w  głosie  Tuckera  wciąż  słychać  było  gorycz,  gdy  o 
tym opowiadał. 

–  Dlaczego  ma  być  ci  przykro?  –  żachnął  się.  – 

Tamten  gość  po  prostu  bardziej  jej  pasował.  W  sumie 
dobrze  się  stało.  Poczułem  wtedy  ogromną  ulgę. 
Oczywiście,  pomijam  sprawę  Nancy.  Tego,  że  ją 
straciłem, zawsze będę żałować. Ale cóż, życie toczy się 
dalej. Muszę przyznać, że było to dla mnie bardzo ważne 
doświadczenie.  Dostałem  lekcję,  której  nigdy  nie 
zapomnę. 

–  Jaka jest  jej treść?  –  zapytała  Kelly  z  niejasnym 

przeczuciem, że za chwilę usłyszy coś, co sprawi jej ból. 

–  Że  ognisko  domowe  wcale  nie  jest  takim 

cudownym  wynalazkiem,  jak  sądzą  niektórzy.  –  Kelly 

background image

nic  nie  odpowiedziała.  Słowa  Tuckera  zasmuciły  ją 
głęboko  i  zaniepokoiły.  On  jednak  nie  rozwijał  tego 
wątku.  –  Przykro  mi,  że  odrzucili  twoje  szkice  – 
powiedział, zmieniając temat. 

– Mnie również. 
– Cóż, będą żałować, mówiłem ci już. Zobaczysz, że 

ktoś inny się nimi zainteresuje. 

–  Jasne.  Wcale  nie  zamierzam  się  poddawać. 

Pocałował ją w czubek głowy. 

– Innymi słowy, niech Visions Card się udławi. 
– Wyjąłeś mi to z ust – odparła z uśmiechem Kelly. 

Uniosła głowę i spojrzała mu prosto w oczy. – Słyszałam 
ostatnio,  że  po  drugiej  stronie  miasta  otwierają  nowy 
klub. Wiesz coś o tym? 

– I co z tego? 
– Stracisz sporo klientów. 
– A niby dlaczego? Twoje lekcje tańca ściągną sporo 

osób.  Jeszcze  większą  frekwencję  zapewnią  automaty, 
które właśnie instaluję. 

– A widzisz! – ucieszyła się Kelly i pocałowała go w 

usta.  –  Posłuchałeś  mnie  jednak.  Nie  pożałujesz  tego 
wydatku. Ten drugi klub też może się udławić. 

–  Na  to  liczę,  chociaż  żadnej  pewności  nie  mam. 

Niestety,  nie  wiesz  jeszcze,  jakie  prawa  rządzą  życiem 
małego miasteczka. 

–  Poczekaj.  Sam  się  przekonasz,  czy  nie  miałam 

racji. 

– Mam nadzieję, że ten zakład przegram. 
Kelly przysunęła się do niego bliżej. Przez dłuższą 

chwilę oboje milczeli, starając się uporządkować myśli, 

background image

zastanawiając się, co takiego wydarzyło się między nimi, 
co naprawdę zaszło. 

–  Nie  żałujesz?  –  odezwał  się  pierwszy  Tucker. 

Kelly nie próbowała nawet udawać, że nie wie, o co pyta 
jej kochanek. 

– Nie, a ty? Tucker westchnął. 
– I tak, i nie. 
–  Nie  jestem  przekonana,  czy  taką  odpowiedź 

chciałam usłyszeć. 

–  Ale  to  prawda.  Nasz  związek  spowoduje  wiele 

komplikacji. 

Kelly  miała  nadzieję,  że  usłyszy,  o  jakie  to 

komplikacje chodzi, ale Tucker milczał. Nie trzeba było 
jednak geniusza, żeby zrozumieć, co ma na myśli. 

Przypomniała  sobie  słowa  ojca.  Może  faktycznie 

łączy  ich  tylko  to,  że  oboje  lubią  tańczyć  i  że  są 
zafascynowani  sobą,  ale  to  stanowczo  za  mało,  żeby 
powstał  trwały  związek.  Były  też  inne  przeszkody: 
gniew  i  niezgoda  Simona,  cierpka  uwaga  Tuckera  na 
temat pozornych zalet ogniska domowego... 

Gdy  więc  Kelly  odwoływała  się  do  zdrowego 

rozsądku, ten sączył w nią jad wątpliwości. Serce jednak 
podpowiadało inaczej. 

– Przyznaję, że sytuacja nie jest prosta, ale chcę się z 

tobą spotykać – powiedziała otwarcie. 

– Ja też. 
– A jaki w takim razie jest nasz plan na przyszłość? – 

zapytała niepewnie, obawiając się, że odpowiedź, którą 
usłyszy, nie będzie dla niej radosna. 

– Nie ma żadnego planu. Na razie cieszmy się sobą i 

background image

nie myślmy o tym, co będzie potem. 

–  Cieszmy  się  sobą...  –  powtórzyła  z  niewinnym 

uśmiechem  Kelly.  –  Czy  rozumiesz  to  dosłownie?  – 
zapytała cichutko. 

Oczy zalśniły mu nagłym pożądaniem, pochylił się i 

dotknął ustami jej piersi. 

– A jak myślisz? 
Westchnęła,  a  po  chwili  krzyknęła  cicho,  gdy 

Tucker uniósł ją sprawnie i posadził na sobie. 

– Och, Tucker... – jęknęła tylko, czując go w sobie, i 

zaczęła się rytmicznie poruszać. 

 
Ta  noc  była  początkiem  wielu  następnych.  Kelly  i 

Tucker nie mogli się sobą nasycić. Ona była szczęśliwa 
jak nigdy dotąd, jakkolwiek nieustannie spadały na nią 
kłopoty.  Teraz  jednak  miała  przy  sobie  Tuckera. 
Towarzyszył jej, gdy umieszczała babcię w domu opieki, 
pomagał,  jak  umiał,  kiedy  dach  w  jej  sklepie  zaczął 
przeciekać  i  zniszczeniu  uległa  znaczna  część  towaru, 
był przy niej, gdy kolejna firma zajmująca się produkcją 
pocztówek odrzuciła jej prace. 

A jednak ani razu nie powiedział jej, że ją kocha, ani 

razu  nie  zająknął  się  nawet  na  temat  wspólnej 
przyszłości. 

Któregoś dnia, gdy przy jej łóżku zadzwonił telefon, 

Kelly  z  radością  podniosła  słuchawkę  już  po  drugim 
dzwonku, sądząc, że to Tucker. 

– Dzień dobry – odezwała się wesoło. 
– Widzę, że nabrałaś lepszych manier, moja droga. 
– O, cześć, tato – zdziwiła się nieco. 

background image

– Odnoszę wrażenie, że mój telefon cię rozczarował. 
–  Nie,  to  nieprawda  –  zaprzeczyła,  ale  zbyt 

pospiesznie, żeby mogła zmylić tym ojca. 

– No dobrze, nieważne. Co powiesz na to, żebyśmy 

spędzili razem dzisiejszy dzień? Jest niedziela, więc nie 
masz wymówki. 

– Och, tato. Bardzo bym chciała, ale naprawdę mam 

masę pracy. Poza tym powinieneś spędzić trochę czasu z 
babcią. Bardzo za tobą tęskni. 

Simon westchnął. 
–  Masz  rację.  Może  zabiorę  ją  gdzieś  na 

przejażdżkę. 

– Bardzo by była szczęśliwa. 
Nie odpowiedział i milczał przez dłuższą chwilę. 
– Tato? – zaniepokoiła się Kelly. 
– Jestem, jestem. Powiedz, czy wciąż spotykasz się z 

tym kowbojem? 

Kelly westchnęła głęboko. 
– Tak. 
– Do licha, Kelly, sama wiesz... 
– Tato, rozmawialiśmy już na ten temat i wiem, co 

masz  mi  do  powiedzenia.  Pamiętam  twoje  przestrogi  – 
przerwała mu zdecydowanie. Ojciec ponarzekał jeszcze 
trochę,  po  czym  pożegnał  się  z  córką  i  zakończył 
rozmowę. 

Zaledwie  Kelly  odłożyła  słuchawkę,  zadźwięczał 

dzwonek u drzwi. 

–  Kogo  znów  diabli  niosą?  –  burknęła,  odrzuciła 

kołdrę i sięgnęła po szlafrok. 

– Kto tam? – zapytała, wchodząc do korytarza. 

background image

– Zgadnij. 
Uchyliła drzwi na centymetr. 
– Witaj – odezwał się Tucker, obrzucając wzrokiem 

jej  sylwetkę,  szczególnie  zaś  to,  co  odsłoniło  się 
spomiędzy rozchylonych klap luźnego szlafroka. 

– Podobam ci się? 
–  Przecież  wiesz.  Ale  teraz  się  ubieraj.  Popatrzyła 

nań rozszerzonymi oczyma. 

– Naprawdę ci się podobam? 
– Tak, ale chcę ci coś pokazać. 
– Co? 
– To tajemnica. 

background image

Rozdział jedenasty 

 
Gdy  opuszczali  dom,  Kelly  nie  miała  zielonego 

pojęcia, co zamierza pokazać jej Tucker. Podczas jazdy 
nie odezwał się ani słowem. Nie przejmowała się jednak 
tym zbytnio. Cieszyła ją sama obecność Tuckera, to, że 
jest obok niej. Z zainteresowaniem śledziła przesuwające 
się  za  oknem  auta  krajobrazy.  Kiedy  w  końcu  Tucker 
zatrzymał swój samochód pod jednym z wielkich dębów 
u stóp rozległego wzgórza, powiedział: 

– Muszę się przyznać, że bardzo mnie zaskoczyłaś. 

Większość  kobiet  z  wielkich  metropolii  nie  znosi 
prowincji.  A  ty  nawet  się  nie  skrzywiłaś,  gdy 
wyjechaliśmy z miasta... 

Kelly żartobliwie klepnęła go w ramię. 
– Zacznijmy od tego, że jestem inna niż większość 

znanych ci kobiet. 

Tucker roześmiał się głośno, objął ją za szyję i czule 

pocałował. 

– To fakt – przyznał, a potem dodał: – No, chodźmy. 

Pokażę wyjątkowej kobiecie wyjątkowe miejsce. 

Wysiadła z samochodu i zaczęła wspinać się za nim 

pod  górę.  Gdy  dotarli  na  szczyt  wzgórza,  Tucker 
przystanął i popatrzył na Kelly z szerokim uśmiechem. 

– Od samego widoku można doznać zawrotu głowy 

–  wydyszała  z  niekłamanym  zachwytem,  zmęczona 
wspinaczką. 

W  dole,  poniżej  porośniętego  majestatycznymi 

drzewami stoku, rozciągały się łąki pokryte bujną trawą i 

background image

polnymi kwiatami. Kelly nie znała ich nazw, były jednak 
tak  piękne,  że  miała  ochotę  usiąść,  wyciągnąć  kredki  i 
szkicownik  i  malować  je  godzinami.  Pośrodku 
rozległych  pól  błyszczał  w  słońcu  staw,  lekkie 
podmuchy wiatru marszczyły jego gładką toń. 

– Zawrót głowy. To dobre określenie – odezwał się 

po  dłuższej  chwili  Tucker.  W  jego  głosie  Kelly 
dosłyszała wzruszenie, jednak jego przyczyny nie umiała 
odgadnąć. 

– Co to za miejsce? – zapytała więc, domyślając się, 

że Tucker nieprzypadkowo przywiózł ją właśnie tutaj. 

– Moje. 
– Twoje? – spytała ze zdumieniem. 
– Aha. Zostawił mi je mój wuj. Należy do mnie. 
– Udało ci się. 
–  Pewnie.  Zwłaszcza  że  to  jedyna  naprawdę 

wartościowa rzecz, jaką od niego dostałem. – Tym razem 
w jego głosie zabrzmiała gorycz. 

Kelly  ponownie  uświadomiła  sobie,  z  jak  różnych 

pochodzą  środowisk  i  jak  odmienne  są  ich  życiowe 
doświadczenia. Ona miała życie usłane różami, dla niego 
zostały tylko kolce. 

– Kochasz to miejsce, prawda? 
– Aż tak to po mnie widać? 
– Tak – odparła cicho. – W twoim głosie było jakieś 

szczególne wzruszenie, ton, który słyszałam tylko wtedy, 
gdy... gdy... – Zaczerwieniła się jak piwonia. 

Oczy Tuckera rozbłysły. 
– Kiedy? Gdy się kochaliśmy? 
– Właśnie – odparła zawstydzona. 

background image

– Masz rację. Zawsze gdy tu przyjeżdżam, czuję taki 

sam  zawrót  głowy,  jakiego  doznaję,  gdy  jestem...  w 
tobie. 

Kelly  zadrżała,  jej  ciało  ogarnęło  zniewalające 

ciepło, jak zawsze, gdy myślami wracała do rozkosznych 
chwil, które dzielili ze sobą tak często. 

–  Mam  poważne  plany  odnośnie  tego  miejsca  – 

mówił  dalej  Tucker.  –  Zbuduję  tu  wielki  dom, 
oczywiście, o ile... – zawahał się – no, o ile... 

– O ile, co? 
– O ile zgodzisz się ze mną go dzielić – wydusił z 

siebie wreszcie. 

Na  te  słowa serce Kelly  zabiło  radośnie.  Spojrzała 

na niego wzrokiem pełnym zdumienia, niedowierzania i 
jednocześnie nadziei. 

– Czy chcesz przez to powiedzieć, że chcesz ze mną 

być zawsze, że... że mnie kochasz? 

–  Tak,  chyba  tak.  Kocham  cię,  Kelly  –  odparł 

poważnie. 

– A ja kocham ciebie! 
– Naprawdę? – Jego twarz pojaśniała ze szczęścia. 
– Oczywiście, ty głuptasie! – zawołała ze śmiechem 

i rzuciła mu się w ramiona. 

 
Gdy rozległo się pukanie do drzwi, Tucker odłożył 

długopis  i  oparł  się  na  krześle.  To  pewnie  Kelly, 
pomyślał. O tej porze często zamykała sklep i wpadała 
do niego z lunchem. Odetchnął z ulgą – przyszła w samą 
porę. Wypełniał właśnie księgę podatkową, a czynność 
ta zawsze straszliwie go nudziła. Mógł się jednak tylko 

background image

cieszyć,  że  jest  co  księgować.  Zainstalowane  automaty 
do  gry  oraz  lekcje  tańca  przynosiły  coraz  większe 
dochody. 

– Otwarte – powiedział znużonym głosem. 
W progu jednak nie ujrzał Kelly, lecz jej ojca. St. oto 

przed  nim  Simon  Warren.  Na  jego  widok  Tuckerowi 
zwęziły  się  źrenice,  wyprostował  się  natychmiast  i 
zacisnął dłonie na krawędzi biurka. 

– Nie przeszkadzam? – spytał Simon, nie trudząc się 

nawet, by podać gospodarzowi dłoń na powitanie. 

– Nie sądzę, żeby robiło to panu jakąkolwiek różnicę 

– odparł Tucker. – Ale skoro pan już przyszedł, proszę 
usiąść. 

Simon  zbliżył  się  do  biurka  z  zaciętym  wyrazem 

twarzy. 

–  Możesz  pan  sobie  oszczędzić  tych  grzeczności, 

zabierają mi tylko czas. 

Tucker wstał od biurka, by mieć oblicze rozmówcy 

na wysokości własnej twarzy. 

– Przykro mi to słyszeć – powiedział. 
–  Posłuchaj  pan  –  zirytował  się  ojciec  Kelly  –  nie 

przyszedłem tu po to, byśmy wymieniali słodkie słówka. 

–  Rozumiem.  Widzę,  że  stawia  pan  sprawę  po 

męsku  –  odrzekł  spokojnie  Tucker,  nie  zrażony 
arogancją  Simona,  choć,  prawdę  mówiąc,  miał  wielką 
ochotę wyrżnąć go po prostu w tę pewną siebie twarz. 

– Uważasz się pan za lepszego cwaniaka, prawda? 

Otóż  mylisz  się  pan.  Tym  razem  się  nie  uda.  Nie 
zamierzam stać z boku i przyglądać się, jak bałamuci pan 
moją córkę. Nie dopuszczę do waszego ślubu! 

background image

Tucker uniósł brwi. 
–  Przykro  mi,  ale  pańskie  zdanie  mniej  się  liczy 

niż... 

–  Nieprawda!  –  przerwał  mu  agresywnym  tonem 

Simon.  –  Kocham  swoją  córkę  i  chcę  dla  niej  jak 
najlepiej. 

– Obaj tego chcemy. 
– Jeśli tak, to trzymaj się od niej jak najdalej. 
–  Cóż.  Obawiam  się,  że  tego  akurat  nie  jestem  w 

stanie uczynić. Widzi pan, jesteśmy w sobie zakochani. I 
jeśli Kelly sama nie wyrazi sprzeciwu, pobierzemy się. 

Twarz  Simona  poczerwieniała,  następnie  stała  się 

szara,

 

a na końcu przybrała barwę papieru. 

– Po moim trupie! – wykrzyknął. – Nie dopuszczę, 

żeby Kelly Warren poślubiła takiego gołodupca jak... 

– No, no! – Tym razem Tuckera poniosły nerwy. – 

Niech  pan  uważa  na  słowa,  bo  inaczej  zakończymy  tę 
rozmowę! – Rzadko podnosił głos, ale w tej chwili nie 
mógł się opanować. Najwyraźniej groźba podziałała, bo 
Simon zamilkł natychmiast. – Wie pan co, panie Warren 
– odezwał się znowu Tucker spokojniejszym już głosem. 

– Najlepiej będzie, jeśli wyjdzie pan stąd, zanim nie 

dojdzie do czegoś, czego obaj będziemy potem żałować. 

Simon  bez  słowa  sięgnął  do  wewnętrznej  kieszeni 

marynarki  i  wyjął  książeczkę  czekową.  Położył  ją  na 
blacie biurka. 

– W porządku. Rozumiem. Ile pan sobie życzy za to, 

żeby  na  zawsze  zniknąć  z  życia  Kelly?  Sto  patyków? 
Mało? To co, dwieście? 

Tucker  pobladł  z  oburzenia.  Sięgnął  przez  biurko, 

background image

chwycił Warrena za krawat i przyciągnął jego twarz do 
swojej. 

– Zabierz tą swoją zakichaną forsę – wycedził. – Nie 

wezmę  ani  centa,  rozumiesz?  I  pamiętaj,  tylko  dzięki 
Kelly  wynosisz  stąd  wszystkie  zęby.  –  Puścił  krawat 
mężczyzny,  wygładził  mu  go,  poklepał  po  ramieniu  i 
zakończył: – A teraz, skoro powiedziałeś już wszystko, 
co chciałeś, spadaj. Wynoś się, póki mam cierpliwość, i 
nigdy nie wracaj. 

 
Wpadające  przez  okno  słoneczne  światło  ozłacało 

ich  nagie  ciała.  Od  czasu  gdy  wyznali  sobie  miłość, 
upłynęły  już  dwa  tygodnie,  a  Kelly  wciąż  żyła 
zachwytem zakochania i pierwszej prawdziwej miłości. 

– Boże, nie przeżyłbym, gdybym miał cię utracić – 

powiedział cicho Tucker. 

Kelly popatrzyła nań ze zdziwieniem. 
– Skąd ci przychodzą do głowy takie myśli? Milczał 

przez chwilę, po czym westchnął ciężko i wyznał: 

– Odwiedził mnie twój ojciec. 
Kelly usiadła na łóżku, zaskoczona tą nowiną. 
– Po co? 
– Zgadnij. 
– Pewnie chce... 
– Tak – nie pozwolił jej skończyć. – Dobrze wiem, 

czego chce. Pragnie jedynie twego dobra. Cholera, chyba 
nie okazałem szacunku dla tej jego troski. 

– Czy coś się stało? – zaniepokoiła się Kelly. 
– Prawie – przyznał z zakłopotaniem. 
– Chciałabym być muchą na ścianie i to widzieć – 

background image

zażartowała. 

Twarz  mężczyzny  wciąż  jednak  pozostawała 

poważna. 

– Pragnie jedynie twego dobra – powtórzył. 
–  Akurat!  Pragnie  własnego  dobra,  a  przede 

wszystkim chce sprawować nade mną pełną kontrolę, tak 
jak robił to zawsze. 

–  Uspokój  się.  Jeśli  chodzi  o  mnie,  to  pewnie  ma 

rację. 

– Co chcesz przez to powiedzieć? Tucker wzruszył 

ramionami. 

– Nigdy nie dam ci tego, do czego przywykłaś
–  
Czego  znowu?  –  zdenerwowała  się.  –  Domu  

dwunastoma  sypialniami?  Salonu  pełnego  antyków? 
Sportowych  samochodów  i  jachtu?  Przecież  wiesz,  że 
nie dbam o rzeczy!  – wykrzyknęła. – Obchodzisz mnie 
tylko ty! 

–  Wysłuchaj  mnie,  dobrze?  –  Obrzuciła  go 

gniewnym spojrzeniem, ale pozwoliła mówić. – Widzisz 
–  zaczął  –  ten  nowy  klub  skomplikował  wiele  spraw. 
Spłacenie  długu  za  „Boot  Scootin”  i  budowa  domu 
potrwają znacznie dłużej, niż zakładałem. Tak więc... 

Kelly, nie czekając, aż Tucker dokończy, wyszła z 

łóżka. 

– Dokąd się wybierasz? – zapytał zdziwiony. 
– To tajemnica – rzuciła przez ramię Kelly. 
–  Akurat  długo  ją  utrzymasz  –  parsknął  Tucker. 

Kelly odwróciła się w jego stronę i ujęła pod boki. 

–  Wytłumacz  dokładniej,  co  masz  na  myśli. 

Roześmiał się tylko. 

background image

–  Nie  spotkałem  jeszcze  w  życiu  kobiety,  która 

zdołałaby zachować jakiś sekret. 

Gdy Kelly pokazała mu język, ponownie wybuchnął 

śmiechem. 

– Tak, tak. Zobaczymy, kto miał rację. 
– Właśnie. Zobaczymy, kto się będzie śmiał ostatni. 

Po  prostu  chwilę  poczekaj.  –  Popatrzyła  na  niego 
tajemniczo i sięgnęła po torebkę. Po chwili wyciągnęła z 
niej  zaklejoną  kopertę  i  wróciła  z  nią  do  łóżka.  –  No, 
proszę – powiedziała, wręczając mu kopertę. – Masz. To 
dla ciebie. 

– Co to jest? Czy zamierzasz... 
– Cicho. Otwórz, a wszystkiego się dowiesz. Tucker 

pochylił  głowę,  rozdarł  kopertę  i  zaczął  czytać.  Kelly 
poczuła, jak ogarnia ją podniecenie; czuła wręcz zawrót 
głowy. Kiedy sądziła już, że nie zdoła dłużej wytrzymać 
rozpierającego ją napięcia, Tucker podniósł twarz. 

Wstrzymała  oddech.  Na  jego  twarzy  malował  się 

gniew. 

– Co to ma, do ciężkiej cholery, znaczyć? – zapytał. 

background image

Rozdział dwunasty 

 
Kelly  spodziewała  się  po  nim  innej  reakcji.  Na 

widok  jego  surowego  oblicza  serce  podeszło  jej  do 
gardła. Po chwili jednak zapanowała nad sobą na tyle, że 
wyjaśniła: 

– To... to twój weksel bankowy. Wykupiłam go. Nie 

masz już długu. 

–  Ale  po  jaką  cholerę?!  –  wykrzyknął  z 

wściekłością. Cofnęła się, zdumiona i wstrząśnięta jego 
gwałtowną  i  tak  niespodziewaną  reakcją.  Otworzyła 
usta,  żeby  powiedzieć  coś  na  swoją  obronę,  ale  gardło 
miała  tak  ściśnięte,  że  nie  potrafiła  wykrztusić  słowa. 
Tucker nie miał takich kłopotów. 

–  Kim,  do  cholery,  myślisz,  że  jesteś?  Moim 

zbawcą? 

– A jeśli nawet, to co? Czy to zbrodnia? – zdobyła 

się na odpowiedź. 

– Tak, właśnie tak. Wielka zbrodnia – sapnął i zaczął 

pospiesznie wkładać dżinsy. 

– Ale o co ci chodzi? Nie rozumiem, dlaczego aż tak 

cię to dotknęło? 

Obserwując,  jak  Tucker  się  ubiera,  Kelly 

przypomniała sobie, że sama jest naga i szybko włożyła 
koszulę. 

– Klub to mój problem i mój interes, rozumiesz? 
– Rozumiem, ale przecież... 
Tucker wybuchnął pełnym goryczy śmiechem. 
– Och, nic nie rozumiesz. W przeciwnym razie nie 

background image

wtrącałabyś nosa w nie swoje sprawy. 

Kelly uniosła brodę. 
– Nie wydaje mi się – powiedziała oficjalnym tonem 

– żebym wtykała nos w nie swoje sprawy. Klub jest twój, 
a ja ciebie kocham. Traktuję to jako gest miłości. 

Tucker  jakby  się  nieco  zmieszał,  po  chwili  jednak 

oświadczył: 

–  Dobrze,  powiedzmy  to  inaczej:  nie  potrzebuję 

pieniędzy twego ojca, ani teraz, ani nigdy. 

–  Ależ  Simon  nie  ma  z  tym  nic  wspólnego! 

Wykupiłam ten weksel za pieniądze z mojego konta. 

–  Twoich  pieniędzy  też  nie  chcę.  Czyż  tego  nie 

rozumiesz? Wcześniej czy później sam spłaciłbym dług. 
Obecnie  klub  przeżywa  pewne  kłopoty,  ale  daleko  mu 
jeszcze do bankructwa. 

–  Wiem  o  tym.  Wiem  doskonale.  Ale  jak  już 

wspomniałam,  był  to  z  mojej  strony  wyłącznie  gest 
miłości. Dlatego ofiarowałam ci te pieniądze. 

Tucker obrzucił ją pogardliwym spojrzeniem. 
– Nie kupisz mnie za pieniądze, Kelly. Nie jestem na 

sprzedaż. 

–  Ty,  ty...  –  Coś  ścisnęło  ją  za  gardło,  nie  była  w 

stanie  powiedzieć  więcej  niż:  –  Ty  uparty, 
niewdzięczny... 

– Zgoda, ja jestem niewdzięczny, a ty pójdziesz do 

banku i zabierzesz swoje pieniądze. I to jutro. 

Kelly  roześmiała  się  pozbawionym  wesołości 

śmiechem. 

–  To  twoja  duma,  Tucker,  nie  pozwala  ci  niczego 

przyjąć, prawda? Liczy się dla ciebie bardziej niż nasza 

background image

miłość. 

– Duma nie ma tu nic do rzeczy. 
–  A  właśnie  że  ma.  Jesteś  wpatrzonym  w  siebie 

egoistą i pyszałkiem, który widzi tylko czubek własnego 
nosa. 

– Rozumiem, że każesz mi się wynosić? 
– Bardzo dobrze rozumiesz. 
– Świetnie, więc idę. 
Przeszedł  przez  pokój,  mocnym  szarpnięciem 

otworzył drzwi i zatrzasnął je za sobą z wściekłością. 

 
– Czy rozmawiam z panią Kelly Warren? 
–  Tak  –  odparła  niepewnie  Kelly,  nie  rozpoznając 

przez telefon głosu rozmówcy. 

– Mówi Velma Pritchard z Simply Cards. Dzwonię 

w  sprawie  szkiców,  które  pani  niedawno  do  nas 
przysłała. 

– Słucham – powiedziała Kelly z nadzieją w sercu. 
–  Chcielibyśmy  je  od  pani  kupić.  Te  i  wszystkie 

inne, które zdecyduje się pani sprzedać. 

Kelly  nie  mogła  uwierzyć  własnemu  szczęściu. 

Wolną ręką złapała się za głowę. 

– Naprawdę? – spytała z niedowierzaniem w głosie. 
Pani Pritchard roześmiała się do słuchawki. 
– Oczywiście. Chciałabym zaprosić panią do nas na 

spotkanie,  w  trakcie  którego  mogłybyśmy  omówić 
szczegóły dotyczące kontraktu. 

–  Wspaniale.  Jestem  w  każdej  chwili  do  państwa 

dyspozycji  –  odparła  i  nie  skończywszy  jeszcze 
rozmowy, zaczęła obmyślać projekty nowych kart, które 

background image

mogłaby zaproponować przedstawicielom Simply Cards, 
jednego z najpotężniejszych przedsiębiorstw tej branży. 

Spotkanie  miało  miejsce  dwa  dni  później.  Kelly 

sprzedała niemal wszystkie swoje dotychczasowe prace i 
podpisała  umowę  na  wykonanie  następnych.  Kontrakt 
okazał  się  bardzo  korzystny  –  dawał  jej  twórczą 
swobodę,  a  jednocześnie  gwarancję  regularnych  i 
stosunkowo wysokich zysków. 

W takiej sytuacji trudno było nie czuć satysfakcji i 

zadowolenia  z  siebie.  Oto  po  wielu  miesiącach  starań 
osiągnęła swój cel, powinna więc być w siódmym niebie. 
A  jednak  jeszcze  nigdy  w  życiu  Kelly  nie  była  tak 
nieszczęśliwa.  Straciła  Tuckera.  Straciła  go  w  chwili, 
gdy  tak  bardzo  potrzebowała  jego  wsparcia,  jego 
obecności, jego miłości. 

Pogrążona  w  najczarniejszych  myślach,  bez  reszty 

oddała  się  pracy.  Pracowała  całymi  godzinami,  tak 
długo,  aż  jej  wzrok  nie  zaszedł  mgłą,  aż  dosłownie 
padała ze zmęczenia. 

I bardzo dużo płakała. 
Nie  potrafiła  zrozumieć  powodów,  dla  których 

Tucker  tak  gwałtownie  zareagował  na  ofiarę,  którą 
złożyła  z  najgłębszej  potrzeby  serca.  Gdyby  go 
zrozumiała, może by jej przyniosło to ulgę. 

W  poszukiwaniu  wytchnienia  i  ciszy  często 

odwiedzała  babcię  w  jej  ustronnym  pensjonacie.  Tutaj 
mogła  leczyć  swą  samotność  i  poczucie  opuszczenia, 
stąd zawsze wracała umocniona i pokrzepiona, choć jak 
dotąd nie wtajemniczała Claire w rozterki swego serca. 
Babcia jednak była zbyt mądra i zbyt spostrzegawcza, by 

background image

nie widzieć udręki w oczach Kelly. 

–  Czyżbyś  źle  się  czuła,  kochanie?  –  zapytała 

któregoś  razu,  bacznie  wpatrzona  w  pobladłą  twarz 
wnuczki. 

Kelly pochyliła się, pocałowała babcię w policzek, 

po  czym  usiadła  naprzeciwko  niej  na  krześle.  Przez 
chwilę panowało milczenie. Kelly i jej babcia wyglądały 
przez  wielkie  okno,  obserwując  z  uwagą  buszującą  w 
gałęziach drzewa wiewiórkę. 

– Jest mi tu bardzo dobrze – przerwała ciszę Claire. 
– Cieszę się, że polubiłaś to miejsce. 
– Tak. A dom zostawiam tobie. Możesz robić w nim, 

co zechcesz. 

–  Jak  to?  Chcesz  pozostać  tu  na  stałe?  Claire 

uśmiechnęła się. 

–  Chyba  tak.  Mam  wszelkie  wygody  i  doskonałą 

opiekę w każdej chwili. 

–  Nie  wspominając  już  o  tym,  że  przebywa  tu 

również wielu twych dobrych znajomych. 

– Ano właśnie. Sama więc widzisz, że jest mi tu jak 

u  Pana  Boga  za  piecem.  To  wspaniale  czuć  się 
szczęśliwą na stare lata... – Urwała, bacznie spojrzała na 
wnuczkę  i  poprawiła  się:  –  Ale  byłabym  jeszcze 
szczęśliwsza, gdybym nie martwiła się tak o ciebie. I o 
twego ojca. Kelly delikatnie uścisnęła dłoń babci. 

– Nie musisz się martwić. U mnie wszystko dobrze. 
–  Kelly  –  babcia  pogroziła  jej  palcem  –  mnie  nie 

oszukasz. Tylko ślepy nie spostrzegłby, że coś jest z tobą 
nie  tak.  Podejrzewam,  że  ma  to  związek  z  Tuckerem. 
Czy mam rację? 

background image

Kelly odwróciła tylko twarz i skinęła głową. 
– Tak też myślałam. Simon powiedział mi, że już się 

nie spotykacie. Co się stało? Jakaś kłótnia? 

–  Zgadza  się  –  odparła  dziewczyna  grobowym 

głosem. 

– Czy to ojciec doprowadził do waszego zerwania? 
– Nie. Choć próbował. Spotkał się z Tuckerem bez 

mojej  wiedzy  i  kazał  mu  o  mnie  zapomnieć.  Naiwny. 
Tucker nigdy by się na to nie zgodził... 

– A zatem problem leży gdzie indziej – domyśliła się 

Claire. 

W  oczach  Kelly  zalśniły  łzy.  Jeszcze  chwila  i 

zaczęły płynąć po jej  policzkach. Nie mogła już dłużej 
wytrzymać,  jej  zbolałe  serce  jakby  pękło  z  żalu  i 
rozpaczy, a ona wybuchnęła szlochem. Wtuliła twarz w 
ramię babci i drżącym głosem wyznała całą prawdę. Gdy 
skończyła  mówić,  Claire  podała  jej  chusteczkę, 
odczekała aż wnuczka wytrze sobie twarz i powiedziała: 

– Powinnaś, moja droga, pamiętać, że nie szczęście 

jest celem, lecz dążenie do szczęścia. Nie tyle liczy się 
cel, co dążenie do celu. 

Kelly zamrugała oczyma. 
– Słucham? 
– Dobrze usłyszałaś. Teraz tylko przemysł sobie to, 

co ci powiedziałam, a następnie odnieś to do Tuckera. 

Chwilę  tylko  trwało,  nim  do  Kelly  dotarł  w  pełni 

sens usłyszanych słów. 

–  Mówisz,  że  dokładnie  za  to  samo,  co  zrobiłam 

Tuckerowi, gotowa byłam zamordować własnego ojca? 

– Właśnie tak. 

background image

–  Gdyby  na  przykład  tata  udał  się  do  Visions  i  za 

pomocą łapówki skłonił ich do przyjęcia moich szkiców, 
czułabym się oszukana – mówiła dalej Kelly – ponieważ 
pozbawiłby  mnie  możliwości  osiągnięcia  sukcesu 
własnymi  siłami,  korzystając  z  własnego  talentu...  – 
Kelly zamilkła i jej oczy znów wypełniły się łzami. – No 
tak,  a  przecież  to  właśnie  zrobiłam  Tuckerowi. 
Odebrałam  mu  możliwość  samodzielnego  osiągnięcia 
celu, szczęścia... 

– Sama nie ujęłabym tego lepiej. 
– Babciu, tak mi przykro i wstyd, że okazałam się aż 

tak głupia. 

–  Wcale  nie.  Twoja  decyzja  płynęła  z  serca,  z 

miłości. 

– Ale czy on mi wybaczy? Claire uśmiechnęła się. 
– Tego nie możesz wiedzieć. Musisz sama go o to 

zapytać. 

– Tak, to chyba najlepsze rozwiązanie. 
Przez  okna  wpadały  do  sali  złociste  promienie 

słońca,  rzucając  na  stoliki  połyskliwe  cienie.  Przez 
chwilę Tucker spoglądał na ustawione w kącie automaty 
do gry, następnie przeniósł wzrok na parkiet, na którym 
kiedyś on i Kelly... 

– Nie! – mruknął pod nosem. 
Kelly była ostatnią osobą, o której chciał rozmyślać. 

I  zarazem  jedyną  osobą,  o  której  rozmyślał  ostatnio 
nieustannie. 

Tęsknił za nią, tęsknił duszą i ciałem. Poza nią nie 

dbał  o  nic  ani  o  nikogo;  a  zwłaszcza  o  siebie,  jak  to 
rankiem tego dnia trafnie zauważył Ponurak. 

background image

– Cokolwiek cię gniecie, synu, musisz zrobić z tym 

porządek  –  oświadczył.  –  Tak  dalej  być  nie  może. 
Wyglądasz jak nieboszczyk. 

–  Oszczędź  sobie  tych  miłych  słów  –  odciął  się 

Tucker. 

–  Nie  musisz  mnie  słuchać,  jeśli  nie  chcesz,  ale 

myślę, że przydałaby ci się poważna rozmowa. 

– Czyżby? 
– Jasne. Klub ponownie stanął na nogi, ale twojej w 

tym zasługi nie ma żadnej. Zresztą przez ostatni tydzień 
byłeś  pijany  na  okrągło,  więc  skąd  możesz  o  tym 
wiedzieć... 

– Przeglądałem księgi. Ponurak zarechotał. 
– E, tam. Księgi. Dlaczego się od razu nie przyznasz, 

że nie możesz bez niej żyć? A jeśli nie możesz, dlaczego 
pierwszy nie wyciągniesz do niej ręki? 

– To nie takie proste. Zachowałem się wobec niej jak 

kretyn, jak dupa wołowa, ot co. 

– To w twoim stylu – zaśmiał się Ponurak. Tucker 

łypnął na niego złym okiem, lecz nie odciął się, jak miał 
w  zwyczaju.  Starszy  mężczyzna  spoważniał.  Jego  szef 
rzeczywiście  był  nie  w  sosie.  –  Dobra,  bracie  – 
powiedział i poklepał Tuckera po ramieniu – nie wiem, 
co tam nabroiłeś, ale skoro już sam zdajesz sobie sprawę, 
że się zbłaźniłeś, dlaczego tego nie naprawisz? 

Tucker zmarszczył brwi. 
–  Nie  wiem,  czy  to  możliwe.  Mówiłem  ci  już, 

spaprałem sprawę dokumentnie. 

–  No,  ale  przecież  nikt  za  ciebie  jej  nie  załatwi  – 

odparł  Ponurak.  –  Więc  na  co  jeszcze  czekasz?  Do 

background image

zobaczenia jutro. 

Pogrążony w ponurych myślach Tucker ruszył przez 

parkiet. Kelly nie wycofała swych pieniędzy, jak ją o to 
prosił, mimo że posprzeczali się na amen. Klub był teraz 
całkowicie  jego  własnością  i  wolny  od  wszelkich 
zadłużeń. A przecież nikt mu nigdy w życiu nie pomógł, 
dopiero ona, Kelly Warren. I to bezinteresownie. Bo to, 
że chciała go kupić, to bzdura nad bzdury. Niby co, nie 
miała go pod dostatkiem, gdy byli jeszcze razem? 

A  co  zrobił  on?  Odrzucił  jej  ofiarę,  jej  miłość  i 

szczodrość.  Wzgardził  tym  wszystkim.  I  to  dlaczego? 
Dla głupiej dumy, jak powiedziała, dla dumy, która tak 
naprawdę liczyła się tu najmniej. 

No tak, zachował się jak skończony dureń. Ale może 

jeszcze  nie  jest  za  późno?  Podszedł  do  tylnych  drzwi, 
otworzył je i... stanął jak wmurowany. 

Kelly! 
Zamrugał oczyma, sądząc w pierwszej chwili, że to 

złudzenie. 

– Przykro mi... – zaczął niepewnym głosem. 
– Mnie też – szepnęła. Na jej policzku zabłysła łza. 

Tucker  otworzył  ramiona  i  dziewczyna  z  płaczem 
wpadła w jego objęcia. Tuliła się do niego, a on całował 
jej policzki, nos, usta, szyję. 

–  Przepraszam,  przepraszam  –  szeptał  jak  w 

gorączce. 

– Ja też przepraszam. Kocham cię, kocham... Tak mi 

przykro, że cię zraniłam, wprowadziłam w zakłopotanie. 

–  Daj  spokój  –  odrzekł.  –  To  ja...  To  moja  wina. 

Wybacz, Kelly. Też ciebie kocham. 

background image

– Więc co będzie? 
– A wyjdziesz za mnie? 
–  Tak.  Ale  najpierw  musisz  obiecać,  że  nigdy  już 

mnie nie zostawisz. 

Scałowywał łzy z jej twarzy. 
– Uwierz mi, nie jestem aż takim osłem, żeby po raz 

drugi porzucać raj. 

 
Po  uroczystości  ślubnej  w  niewielkim  kościółku  i 

skromnym przyjęciu para młoda, jedynie w towarzystwie 
Simona,  Claire  i  Ponuraka,  pojechała  do  domu  babci. 
Kelly i Tucker mieli w nim zamieszkać do czasu, aż nie 
uwiją  sobie  własnego,  wymarzonego  gniazdka  w 
miejscu, które niegdyś tak zachwyciło Kelly. 

Nawet Simon, przekonany ostatecznie przez matkę, 

musiał pogodzić się z faktem, że Kelly sama podjęła tę 
najważniejszą decyzję w swoim życiu. Na chwilę przed 
ślubem  córka  położyła  mu  dłonie  na  ramionach  i 
szepnęła: 

– Nigdy jeszcze nie byłam w życiu tak szczęśliwa, 

tato. Ciesz się razem ze mną. 

Simon  nieznacznie  tylko  potrząsnął  głową, 

uśmiechnął się i przygarnął córkę do siebie. 

– Wiem, kiedy należy się poddać – powiedział, po 

czym  odwrócił  się  do  Tuckera  i  wyciągnął  rękę.  – 
Przepraszam za wszystko. 

– I ja przepraszam – odrzekł Tucker z uśmiechem i 

potrząsnął dłonią Simona. – A jeżeli okaże się, że pańska 
córka  nie  będzie  przy  moim  boku  najszczęśliwszą 
kobietą pod słońcem, ma pan pełne prawo dać mi tęgiego 

background image

kopniaka tam, gdzie kończą się plecy. 

– Masz to u mnie jak w banku, synu. 
Teraz,  kiedy  emocje  związane  z  ceremonią  już 

opadły,  gdy  zostali  sami,  opuszczeni  dyskretnie  przez 
najbliższych, Tucker odetchnął głęboko i przytulił żonę 
do siebie. 

–  Powinnam  być  jednak  na  ciebie  wściekła  – 

odezwała się cicho Kelly. 

– A to dlaczego? 
–  Ponieważ  kazałeś  mi  ostatecznie  zwrócić  te 

pieniądze do banku. 

– I co, już nie jesteś wściekła? 
–  Nie,  nie  jestem.  Ale  gdybyś  kiedykolwiek  ich 

potrzebował, wiesz gdzie są. 

– Wiem – odparł Tucker i wtulił twarz w jej dekolt, 

przysłonięty tiulem sukni ślubnej. 

Oczy  Kelly  zaszły  mgłą.  Uśmiechnęła  się, 

przycisnęła jego głowę do piersi i szepnęła mu do ucha: 

–  Przez  całą  ceremonię  ślubną  wierciłeś  się 

niespokojnie – powiedziała. – Czyżbyś już wtedy myślał 
o nocy poślubnej? 

– Ty też nie mogłaś się doczekać, prawda? 
– Nie! 
– Kocham cię. 
– I ja ciebie. 
– Więc jak będzie? – zapytał, zaglądając jej głęboko 

w oczy. – Do kogo tym razem będzie należeć inicjatywa?