background image

LISA MCMANN

background image

KONIEC

Tytu  orygina u Gone

ł

ł

Wszystkim, kt rzy maj  w domu k opoty.

ó

ą

ł

Nie jeste cie sami.

ś

background image

Czerwiec 2006

Czerwiec 2006

24 czerwca 2006

Czuje,  e nie mo e z apa  tchu, niewa ne jak bardzo si  stara.

ż

ż ł

ć

ż

ę

Jakby wszystko wok  zacz o j  przyt acza , przy

ół

ęł ą

ł

ć

gniata . Zagra a .

ć

ż ć

Przes uchanie. Ujawnienie prawdy. Odtworzenie im

ł

prezy u Durbina przed s dzi  i

ę ą  

tymi trzema draniami, kt rzy nie spuszczali z niej wzroku. Kamery, kt re nie opuszcza y jej

ó

ó

ł

 

na krok, jak tylko wysz a z sali s dowej. Wyda o si ,  e by a tajnym agentem do spraw

ł

ą

ł

ę ż

ł

 

narkotyk w. Ca e Fieldridge o tym m wi.

ó

ł

ó

O niej.

Przez kilka tygodni m wi  o tym we wszystkich lo

ó ą

kalnych wiadomo ciach. Ludzie

ś

 

plotkuj  w sklepach, na mie cie. Pokazuj  j  palcem, szepcz , dziwnie na ni  patrz .

ą

ś

ą ą

ą

ą

ą  

Czasami podchodz  i zadaj  pytania. Obcy ludzie, byli koledzy i kole anki z klasy nachylaj

ą

ą

ż

ą 

si , szepcz , jakby byli jej powiernikami. „Powiedz, co ci tak naprawd  zrobili?”

ę

ą

ę

Janie si  do tego nie nadaje - jest typem samotnika. Dzia a w ukryciu. Nie mia a

ę

ł

ł  

nawet czasu, by pomy le  o innych sprawach - tych prawdziwych, najwa niej

ś ć

ż

szych. O tym, 

jak zmieni o si  jej  ycie. O tym, co by o w zielonym notesie.

ł

ę

ż

ł

O tym,  e straci wzrok. I w adz  w r kach.

ż

ł

ę

ę

Ci nienie jest niesamowite.

ś

Dusi si .

ę

Chce tylko uciec.

Ukry  si .

ć ę

background image

Po prostu by .ć

background image

Lipiec 2006

Lipiec 2006

Pi  wa nych minut

ęć

ż

Siedzi naprzeciwko. Miejsce obok niej jest puste.

- Nic ju  nie wiem - m wi. - Po prostu nie wiem.

ż

ó

Uciska skronie. Ma nadziej ,  e g owa jej nie eksplo

ę ż ł

duje.

- To twoja decyzja - m wi kobieta. To ich tajemnica.

ó

background image

A potem

A potem

Wtorek, 1 sierpnia 2006, godzina 7.25

- Nie mog  oddycha  - szepcze.

ę

ć

Czuje,   jak   jego   gor ce   palce   dotykaj   jej   eber   i   prze

ą

ą

ż

nikaj   przez   sk r   do

ą

ó ę

 

zamarzni tych p uc. Przytula j . Ca uje. Oddycha za ni . Przez ni .

ę

ł

ą

ł

ą

ą

Pozwala zapomnie .ć

Potem m wi:

ó

- Jedziemy. Teraz. Chod .ź

Idzie.

Podczas trzygodzinnej podr y Janie mru y oczy i patrzy na swoje rozmazane palce

óż

ż

 

na kolanach. Udaje,  e  pi. Nie wie czemu. Ch onie cisz .

ż ś

ł

ę

I gdzie  g boko w  rodku jednak wie.

ś łę

ś

Wie,  e on

ż

i to, nie rozwi

 jej problem w.

ążą

ó

Zaczyna rozumie , co mo e jej pom c.

ć

ż

ó

background image

Pierwszy czwartek

Pierwszy czwartek

3 sierpnia 2006, godzina 1.15

W   tej   cz ci   stanu   nie   ma   dociekliwych   rozm wc w.   Tutaj,   w   domku   letniskowym

ęś

ó ó

 

Charliego i Megan nad jeziorem Fremont, nikt jej nie zna. Dni up ywaj  spokoj

ł

ą

nie, ale 

noce... Noce w male kim pokoju s  straszne. Sny nie robi  sobie wolnego.

ń

ą

ą

Zawsze co  si  musi dzia , prawda? Zawsze co . Ja

ś ę

ć

ś nie nigdy nie ma spokoju. Nigdy, 

przenigdy nie ma spokoju.

To tak jak z samochodem. Lekarz m wi ,  eby nie prowadzi a. A jednak marzy o tym.

ó ł ż

ł

 

Pragnie tego, czego nie mo e mie . Nie zadowala j  to, co nieuchwytne. I kiedy zaczyna si

ż

ć

ą

ę 

kolejny koszmar, naprawd  o tym my li.

ę

ś

Godzina 1.23

Janie trz sie si  na kanapie. Obok niej na rozk adanym le aku le y Cabe.  pi.

ę

ę

ł

ż

ż

Ś

ni o niej.

Ś

Janie   przygl da   si .   Czasami   tak   robi,   gdy   jego   sny   s   przyjemne.   Gromadzi

ą

ę

ą

 

wspomnienia. Na p niej. Ale to...

óź

Graj  w paintball, gdzie  na dworze, z gromad  anonimowych ludzi. Jak w grze

ą

ś

ą

 

komputerowej. Cabe i Janie omijaj  przeszkody i strzelaj  do siebie.  mie

ą

ą

Ś

j  si , robi  uniki,

ą ę

ą

 

chowaj . Cabel zakrada si  z ty u i oddaje w jej kierunku dwa strza y. Dwie czerwone

ą

ę

ł

ł

 

plamy.

Prosto w oczy.

Po policzkach sp ywa jej czerwona farba, oczodo y s  puste.

ł

ł ą

Nie przestaje do niej strzela , celuje w r ce i w nogi, a  wszystko pokrywa czerwona

ć

ę

ż

 

farba.

background image

P acze. Pe en  alu kl ka obok niej na ziemi, a po

ł

ł

ż

ę

tem podnosi j  i sadza na w zku

ą

ó

 

inwalidzkim. Zawozi j  w kierunku opustosza ej cz ci pola i zrzuca na  t  traw .

ą

ł

ęś

żół ą

ę

Janie   si   wycofuje.   Wie,   e   nie   powinna   marnowa   sn w.   Ale   nie   mo e   si

ę

ż

ć

ó

ż

ę 

powstrzyma . Nie mo e odwr

ć

ż

óci  oczu.

ć

Kiedy odzyskuje wzrok, spogl da na ciemny sufit, a Cabel przewraca si  z boku na

ą

ę

 

bok. Zakrywa r k  oczy, pr buje zapomnie . Od dw ch miesi cy udaje,  e nic si  nie

ę ą

ó

ć

ó

ę

ż

ę

 

dzieje. Jakby mia a zbyt ma o problem w na g owie.

ł

ł

ó

ł

- Prosz , przesta  - szepcze. - Prosz .

ę

ń

ę

Godzina 4.23

On znowu  ni, a Janie si  budzi.

ś

ę

Trzyma si  za g ow .

ę

ł ę

Janie i Cabel s  w ogrodzie, siedz  na trawie. R ce Janie ko cz  si  na  okciach.

ą

ą

ę

ń ą ę

ł

 

Oczy ma zaszyte, a z policzk w zwisaj  ig y i kawa ki nici. Czarne  zy.

ó

ą ł

ł

ł

Cabel jest zrozpaczony. Wyci ga z papierowej tor

ą

by kolb  kukurydzy i obrywa

ę

 

li cie. Przyczepia kuku

ś

rydz  do jej  okcia. Wyci ga z torby dwa kamienie. Du e, br zowe

ę

ł

ą

ż

ą

 

tygrysie oczy. Pr buje wcisn  je pod zaszyte powieki Janie, ale one nie daj  si  wepchn .

ó

ąć

ą ę

ąć  

Janie przewraca si  jak szmaciana lalka. Nie ma si  czym podeprze . Kukurydza odlepia si

ę

ę

ć

ę 

od jej  okcia i spada na traw . Cabe  ciska kamienie w d oniach.

ł

ę

ś

ł

Janie jest odr twia a, nie chce dalej patrze . Nie pr

ę

ł

ć

óbuje tego zmieni . Bo to sen o

ć

 

niej i o tym, jak Cabel sobie z tym radzi. Nie mo e nim manipulowa . To nie by oby w

ż

ć

ł

 

porz dku. Ma tylko nadziej ,  e nigdy nie po

ą

ę ż

prosi jej o pomoc.

background image

Nie chce,  eby tak  ni . Koniec i kropka. Prostuje no

ż

ś ł

g . Dotyka go. Wszystko robi si

ę

ę 

czarne.

- Przepraszam - mruczy Cabel. I znowu zapada w sen.

Od jakiego  czasu tak jest.

ś

Jakby w snach pojawia o si  to, czego nie mo e powiedzie .

ł

ę

ż

ć

Godzina 9.20

Porusza si  i przestaje  ni . Co za ulga. Janie le y na kanapie pogr ona w p nie. Pr buje

ę

ś ć

ż

ąż

ółś

ó

 

wr ci  do  ycia. Do normalno ci. Przybiera oboj tny wyraz twarzy.

ó ć

ż

ś

ę

Dop ki nie wymy li, co zrobi .

ó

ś

ć

Z  yciem.

ż

Z nim.

Godzina 9.33

S yszy trzeszczenie le aka i po chwili czuje, jak Cabel przytula si  do niej na kanapie.

ł

ż

ę

 

Sztywnieje. Nabiera powietrza. Cabel wsuwa ciep e palce pod jej koszulk  i dotyka jej

ł

ę

 

brzucha. Janie uspokaja si  i u miecha. Ma zamkni te oczy.

ę ś

ę

- Wp dzisz nas w k opoty - wzdycha. - Pami tasz, co m wi  tw j brat.

ę

ł

ę

ó ł ó

- Przecie  le  na kocu, a ty pod nim. Nie mieliby nic przeciwko temu. Poza tym nic

ż żę

 

nie robi . - Pie ci jej sk r , ca uje ramiona. Wsuwa palce pod jej spo

ę

ś

ó ę

ł

denki.

- Hej, kole . - Janie przytrzymuje jego d o . - Nic z tego - krzyczy, na wypadek

ś

ł ń

 

gdyby Charlie i Megan pods uchiwali. - Nie tutaj - mruczy. - Ty robisz  nia

ł

ś danie, tak?

- Zgadza   si .   Rozpalam   w   g owie   ogie   i   sma   be

ę

ł

ń

żę

kon   na   moich   mrocznych, 

pikantnych my lach. I ty my

ś

lisz,  e masz jakie  wyj tkowe zdolno ci, panienko?

ś

ż

ś

ą

ś

Janie  mieje si , ale jej  miech nie brzmi naturalnie.

ś

ę

ś

- Dobrze spa e ?

ł ś

- Tak. - Cabel drapie j  brod  po ramieniu. - W mia

ą

ą

r . O ile mo na si  wyspa  na

ę

ż

ę

ć

 

background image

paskach w knistego plastiku i wbijaj cym si  w ty ek metalowym pr cie. - Muska jej uszy i

łó

ą

ę

ł

ę

 

dodaje:

- Mia em jakie  koszmary? Kiedy o to pytasz, za

ł

ś

wsze si  denerwuj .

ę

ę

- Ciii - syczy Janie. - Zr b mi  niadanie.

ó

ś

Cabel przez chwil  milczy. W ko cu wstaje i wk ada d insy.

ę

ń

ł

ż

- Okej.

Godzina 9.58

Robi  to, co robi si  na wakacjach. Przesiaduj  z Charliem i Megan, popijaj  kaw , robi

ą

ę

ą

ą

ę

ą 

niadanie przy ogni

ś

sku. Odpoczywaj . Pr buj  si  lepiej pozna .

ą

ó ą ę

ć

Janie jest zdenerwowana.

Na wszystko dok adnie zwraca uwag . Boi si ,  e mog aby czego  nie zauwa y , co

ł

ę

ę ż

ł

ś

ż ć

ś 

pomin , zanim b

ąć

ędzie za p no.

óź

Naprawd  nie wie, jak zachowywa  si  na waka

ę

ć ę

cjach.

Poza tym s  sprawy, od kt rych nie mo na uciec.

ą

ó

ż

Ale trzyma si  dzielnie. Chocia  w  rodku jest wy

ę

ż ś

ko czona.

ń

To by y trudne miesi ce.

ł

ą

Konfrontacja z doktorkiem, szcz ciarzem i dup

ęś

kiem by a trudniejsza, ni  s dzi a.

ł

ż ą ł  

Musia a na nowo prze y  wszystkie k amstwa. Ca  intryg . Napasto

ł

ż ć

ł

łą

ę

wanie. Wszystko, co 

zrobili ci nauczyciele. To by o okropne.

ł

Ale to ju  przesz o . Szum usta , chocia  nadal jest ci ko. Trudno wr ci  do

ż

ł ść

ł

ż

ęż

ó ć

 

normalnego  ycia, nie my l c o tym,  e straci si  wzrok i zostanie kalek . Trudno te  mie

ż

ś ą

ż

ę

ą

ż

ć 

matk  alkoholiczk . Ci ko my le  o college'u pe nym  pi cych ludzi... I o ch opaku, kt ry

ę

ę

ęż

ś ć

ł

ś ą

ł

ó  

dopiero w snach daje upust swym emocjom.  ycie w og le... Wszystko jest.

Ż

ó

background image

Naprawd .

ę

Cholernie.

Trudne.

Janie i Cabel zmywaj  naczynia. To znaczy on zmy

ą

wa, a ona wyciera. To takie 

przyjemne. Janie mocno trzyma talerze i wyciera je  cierk . My li.

ś

ą

ś

Zastanawia si , czy Cabe powie jej o swoim strachu.

ę

I nag e wypala:

ł

- Zastanawiasz si  nad tym, jak to b dzie? Kiedy strac  wzrok i b d  wszystko

ę

ę

ę

ę ę

 

rozbija . - Odk ada ta

ć

ł

lerz do szafki.

Cabel pryska na ni  wod . U miecha si .

ą

ą ś

ę

- Jasne. My l  nawet,  e jestem szcz ciarzem. Za

ś ę

ż

ęś

o  si ,  e seks niewidomych jest

ł żę ę ż

 

fantastyczny. Mog  nawet zak ada  na oczy opask ,  eby by o sprawied

ę

ł

ć

ę ż

ł

liwie. - Tr ca j

ą

ą 

lekko biodrem. Janie si  nie  mieje. Uspokaja si , chwyta stalow  patelni  i zaczyna j  wy

ę

ś

ę

ą

ę

ą

-

ciera . Patrzy na swoje rozmazane odbicie.

ć

- Hej - m wi Cabel. Wyciera r ce o szorty i g aszcze j  po policzku. - Tylko

ó

ę

ł

ą

 

artowa em.

ż

ł

- Wiem. - Janie wzdycha. Odk ada patelni  i rzuca  cierk  na blat. - Chod . Zr bmy

ł

ę

ś

ę

ź

ó

 

co  fajnego.

ś

Godzina 13.12

Koncentruje si .

ę

Woda jest zimna, ale jej twarz i w osy ogrzewa ciep e, popo udniowe s o ce.

ł

ł

ł

ł ń

Janie   kiwa   si   w   miejscu.   Kolana   ma   zgi te,   ramiona   wyprostowane,   pr buje

ę

ę

ó

 

utrzyma  r wnowag . Kami

ć ó

ę

zelka ratunkowa obija si  o jej uszy. Umi nione ramio

ę

ęś

na 

stercz  jak dwa patyki. Okulary zostawi a w  odzi, wi c wszystko wydaje si  rozmazane.

ą

ł

ł

ę

ę

 

background image

Jakby patrzy a przez  cian  deszczu.

ł

ś

ę

Bierze g boki wdech.

łę

- Dalej! - krzyczy i nagle co  ci gnie j  do przodu. Kolana obijaj  si  o siebie, r ce

ś ą

ą

ą ę

ę  

si  trz s . Mocniej  ci

ę

ę ą

ś ska lin , a  bielej  jej kostki. Od dw ch dni bol  j  mi nie. Odchyl

ę ż

ą

ó

ą ą

ęś

 

si  do tylu, przypomina sobie. Niech  d  ci  poci gnie. Odchyla si .

ę

łó ź ę

ą

ę

Pr buje si  wyprostowa .

ó

ę

ć

Chwieje si  i  apie r wnowag .

ę ł

ó

ę

Wie,  e ty ek jej wystaje. Ale nic nie mo e na to po

ż

ł

ż

radzi . Ale si  tym nie przejmuje.

ć

ę

 

mieje si , a woda ochlapuje jej twarz.

Ś

ę

Uda o si , stoi.

ł

ę

- Hura! - krzyczy.

Megan spokojnie prowadzi, stoj c za sterem ma ej zielonej motor wki. Obserwuje

ą

ł

ó

 

Janie w lusterku, jak matka, kt ra patrzy na swoje dziecko. Na jej czole wi

ó

da  trosk , ale

ć

ę

 

kiwa g ow  i si  u miecha.

ł ą

ę ś

Cabe siedzi z ty u  dki, zwr cony twarz  do Ja

ł łó

ó

ą

nie. Ca y czas si  u miecha, jak to on.

ł

ę ś

 

Jego   bia e   z by   l ni   na   tle   opalonej   sk ry,   a   wiatr   rozwiewa   br zowe   w osy   z

ł

ę

ś ą

ó

ą

ł

 

rozja nionymi s o cem pasemkami. Na brzu

ś

ł ń

chu i klatce piersiowej l ni  szorstkie blizny po

ś ą

 

oparzeniach.

Ale   dla   Janie,   oddalonej   o   jakie   dwadzie cia   metr w,   oboje   wydaj   si   tylko

ś

ś

ó

ą ę

 

rozmazanymi plamami. Cabel krzyczy co  entuzjastycznie, ale ryk silnika i plusk wo

ś

dy 

zag uszaj  jego s owa.

ł

ą

ł

Jej r ce i nogi dr  z zimna. Wiatr je osusza, a woda ponownie moczy. Czuje, jak

ę

żą

 

sk ra pulsuje.

ó

Megan trzyma si  blisko poro ni tego wierzbami brzegu. Kiedy zbli aj  si  do

ę

ś ę

ż ą ę

 

pla y miejskiej i pola na

ż

miotowego, robi k ko i kieruje  d  w drug  stron . Ja

ół

łó ź

ą

ę nie skupia 

background image

si  przy zakr cie, ale to tylko  agodny skok nad kilwaterem. Kiedy znowu s  na prostej,

ę

ę

ł

ą

 

oblizuje usta i zdeterminowana, pokazuje Megan wyci gni ty do g ry kciuk.

ą

ę

ó

Szybciej.

Megan przyspiesza i rusza w stron  przystani po o

ę

ł onej obok ma ego czerwono -

ż

ł

 

br zowego   domku,   jed

ą

nego   z   sze ciu   budynk w   znajduj cych   si   w   o rodku

ś

ó

ą

ę

ś

 

wypoczynkowym Rustic Logs. P ynie dalej. Na nowe terytoria.

ł

Jestem   do   niczego,   my li   Janie.   Mru y   oczy   i,   s ysz c   doping   z  odzi,   pr buje

ś

ż

ł ą

ł

ó

 

pokona  kolejny kilwater. Uda

ć

je si .

ę

Zanim Janie orientuje si  co si  dzieje, jest ju  za p no.

ę

ę

ż

óź

Jaka  kobieta opala si  na trampolinie. Jej sk ra l ni od olejku i potu. Janie nie wie,

ś

ę

ó

ś

 

gdzie si  znajduje, ale doskonale rozpoznaje sygna y ostrzegawcze. Czuje, jak kurczy jej si

ę

ł

ę 

o dek.

ż łą

Przelatuje obok kobiety i ogarnia j  ciemno . Trzysekundowy sen i ju  jest po

ą

ść

ż

 

wszystkim. Jest poza zasi giem. Ale to wystarcza, by straci a r wnowa

ę

ł ó

g . Kolana si  pod ni

ę

ę

ą 

uginaj , narty pl cz  i robi fi

ą

ą ą

ko ka do przodu. Woda wlewa si  do gard a i nosa. Ma

ł

ę

ł

 

wra enie,  e zalewa jej m zg. Jedna z nart ude

ż

ż

ó

rza j  w g ow  i wpycha z powrotem pod

ą

ł ę

 

wod . Nie zwalnia.

ę

Je li spadniesz, pu  lin , przypomina sobie.

ś

ść

ę

Jasne.

Janie wyp ywa na powierzchni . Kaszle i wypluwa wod . G owa pulsuje. Nie mo e

ł

ę

ę ł

ż  

uwierzy ,  e wci  ma na sobie za du  kamizelk  ratunkow . Wypi a chyba po ow  wody

ć ż

ąż

żą

ę

ą

ł

ł ę

 

z jeziora i robi jej si  niedobrze. Przeciera piek ce oczy i pr buje przenikn  wzrokiem

ę

ą

ó

ąć

 

background image

rozmazany obraz. Jest zdezorientowana.  a uje,  e nie za o y a okular w. Uszy ma zatkane.

Ż ł

ż

ł ż ł

ó

 

Kiedy wodorosty zaczynaj   askota  j  w stopy, wzdryga si  z obrzydzeniem i pr buje nie

ą ł

ć ą

ę

ó

 

my le  o wielkich,  topomara czowych karpiach... I ich odchodach.

ś ć

żół

ń

Fuj. Wcale mi si  to nie podoba, my li.

ę

ś

W oddali s ycha  warkot  dek.

ł

ć

łó

Ale chyba  adna nie p ynie jej na ratunek.

ż

ł

W ko cu s yszy przyt umiony warkot silnika. Kiedy milknie, Janie krzyczy:

ń

ł

ł

- Cabe?

To wci  jest jedyne imi , kt re wydaje jej si  bez

ąż

ę ó

ę

pieczne.

Godzina 13.29

W  odzi Cabel okrywa j  du ym r cznikiem. Podaje okulary.

ł

ą ż

ę

- Na pewno wszystko w porz dku? - Mru y oczy i pr buje powstrzyma  si  od

ą

ż

ó

ć ę

 

miechu.

ś

- Tak - j czy Janie, dzwoni c z bami. Megan spraw

ę

ą ę

dza guza, kt rego Janie ma na

ó

 

g owie, i wci ga lin  ho

ł

ą

ę lownicz .

ą

Cabel chrz ka i zaciska usta.

ą

- Da a  dzi  niez y popis, Hannagan.

ł ś

ś

ł

- Masz czelno  si  ze mnie  mia ? - Janie wycie

ść ę

ś

ć

ra w osy. - O ma y w os nie

ł

ł

ł

 

umar am. Poza tym m j umys  jest teraz zainfekowany planktonem i rybim g wnem, wi c

ł

ó

ł

ó

ę  

lepiej uwa aj, bo zaraz czym  w ciebie strzel .

ż

ś

ę

- Ja... To obrzydliwe. - Cabe si   mieje. - Ale powa

ę ś

żnie,  a uj,  e siebie nie widzia a .

ż ł ż

ł ś  

Prawda Megan? Kurcz , szkoda  e nie wzi li my kamery.

ę

ż

ę ś

- Bez dw ch zda  - m wi Megan. Odpala silnik i za

ó

ń

ó

wraca w stron  przystani.

ę

Po raz drugi tego dnia Janie wcale nie chce si   mia .

ę ś

ć

background image

Cabe m wi dalej, przekrzykuj c warkot silnika.

ó

ą

- Ten fiko ek by  niez y, ale potem wszystko wy

ł

ł

ł

mkn o ci si  spod kontroli. Nogi

ęł

ę

 

fruwa y w powietrzu. Pami tasz, jak brzmi zasada numer jeden w nartach wodnych?

ł

ę

- Tak. Chryste. Kiedy spadniesz, pu  lin . Wiem o tym. Ale trudno to poj , gdy si

ść

ę

ąć

ę 

jest w samym  rodku.

ś

Cabel prycha.

- Tak, cholernie tego du o. - D ugo si   mieje, wy

ż

ł

ę ś

ciera oczy i pr buje si  opanowa .

ó

ę

ć  

- Ale czy zasada „pu  lin , gdy zaczynasz ton ” nie powinna zadzia

ść

ę

ąć

a  automatycznie?

ł ć

 

Czy  to nie podstawowa technika przetrwania?

ż

Janie przeszywa go wzrokiem.

Cabel przestaje si   mia  i patrzy na ni  niewinnie.

ę ś

ć

ą

- No dobra. Przepraszam - m wi.

ó

- Odwal   si   -   syczy   Janie.   Odwraca   si   i   mru y   oczy.   Dostrzega   pi c   na

ę

ę

ż

ś ą ą

 

trampolinie kobiet , kt ra teraz wydaje si  jedynie male k  wysepk . Ca y czas nic nie

ę

ó

ę

ń ą

ą

ł

 

rozumiesz? My li.

ś

I pewnie nigdy nie zrozumie.

- Daj spok j, Hannagan. - Janie mruczy pod nosem. - Jeste  na wakacjach. Masz

ó

ś

 

odpoczywa  i dobrze si  bawi . - M wi bez przekonania.

ć

ę

ć

ó

- Co tam zrz dzisz, kochanie? - Cabel siada obok niej na  awce.

ę

ł

- Pewnie mieli cie niez y ubaw, co? - Janie wbija wzrok w ch opaka.

ś

ł

ł

Cabel wyciera jej z brody kropl  wody. U miecha si . Dotyka swoich ust i oblizuje

ę

ś

ę

 

palec.

- Mhm - m wi i ca uje j  delikatnie w szyj . - Rybie g wno.

ó

ł

ą

ę

ó

Godzina 13.53

Cabe zasypia na kocu w cieniu d bu.

ę

background image

Janie siada, opiera brod  na kolanach i patrzy na pal

ę

ce u st p. Ws uchuje si  w rytm

ó

ł

ę

 

fal bij cych o brzeg. Po chwili wstaje.

ą

- Id  si  przej  - szepcze. Cabel si  nie rusza.

ę ę

ść

ę

Wk ada na kostium bluzk , wsuwa klapki i bierze ko

ł

ę

m rk . Obchodzi domek, mija

ó ę

 

parking  i   wychodzi   na   g wn   drog .   Po  przeciwnej  stronie   szosy  wida  pole   i  tory

łó ą

ę

ć

 

kolejowe,   kt re   l ni   w   popo udniowym   s o cu.   Janie   idzie   po   torach   pogr ona   w

ó

ś ą

ł

ł ń

ąż

 

my lach. Jest zadowolona,  e wok  niej panuje cisza. W ko cu nie s yszy cudzych sn w.

ś

ż

ół

ń

ł

ó

Po   chwili   si   zatrzymuje.   Siada   na   torach.   Czuje   pod   udami   rozgrzany   metal.

ę

 

Wyci ga telefon i wybiera dw jk .

ą

ó ę

- Janie, co si  dzieje? Wszystko w porz dku?

ę

ą

Janie odgania r k  pszczo .

ę ą

łę

- Cze . Tak. Wiesz, du o my la am o tym, o czym rozmawia y my. Na wakacjach

ść

ż

ś ł

ł ś

 

ma si  du o czasu. -  mieje si  nerwowo.

ę ż

Ś

ę

- I?

- I... Na pewno nie b dziesz mie  nic przeciwko mo

ę

ć

jej decyzji?

- Oczywi cie. Wiesz o tym. Podj a  ju  decyzj ?

ś

ęł ś ż

ę

- Niezupe nie. Wci  si  zastanawiam.

ł

ąż ę

- Rozmawia a  ju  z Cabe'em?

ł ś ż

Janie si  krzywi.

ę

- Nie, jeszcze nie.

- C , nie dziwi  si . Chcesz dok adnie rozwa y  wszystkie mo liwo ci.

óż

ę ę

ł

ż ć

ż

ś

Janie czuje,  e co   ciska j  w gardle.

ż

ś ś

ą

- Dzi kuj .

ę ę

- Wiesz, jaka jest procedura. Mo esz do mnie za

ż

dzwoni  o ka dej porze. Daj mi

ć

ż

 

zna , na 

ć

co si  zdecy

ę

dowa a .

ł ś

background image

- Tak zrobi . - Janie zamyka klapk  i gapi si  na te

ę

ę

ę

lefon.

Nie ma ju  nic do dodania.

ż

W drodze powrotnej podnosi z tor w sp aszczon  monet  i zastanawia si , czy

ó

ł

ą

ę

ę

 

zostawi  j  kt ry  z ur

ł ą ó ś

lopowicz w. Mo e wr ci po ni  jaki  podekscytowany dzieciak.

ó

ż

ó

ą

ś

 

K adzie monet  na torach, tak  e  atwo j  za

ł

ę

ż ł

ą uwa y .

ż ć

Powoli wraca do domku kempingowego,  eby zosta

ż

wi  rzeczy. A potem wychodzi na

ć

 

zewn trz i wraca pod drzewo.

ą

Patrzy,   jak   Cabel   pi.   P niej   sama   zapada   w   drzem

ś

óź

k ,   usi uj c   omin   sny

ę

ł ą

ąć

 

ch opaka i ma ego dziecka, kt re le y w domku obok.

ł

ł

ó

ż

Nawet tutaj nie mo e od tego uciec.

ż

Nie ma dla niej ucieczki.

Godzina 17.49

S ycha  gwizd przeje d aj cego obok poci gu. Ka dy, kto spa , budzi si .

ł

ć

ż ż ą

ą

ż

ł

ę

- Kolejny ci ki dzie  nad jeziorem - mruczy Cabe. - Burczy mi w brzuchu.

ęż

ń

Przekr ca si  na kocu. Janie nie mo e si  oprze . Przytula si  do jego ciep ego cia a.

ę

ę

ż ę

ć

ę

ł

ł

- W a nie s ysz  - m wi. - Wyczuwam zapach gril

ł ś

ł ę

ó

la.

- Powinni my ju  wsta .

ś

ż

ć

- Wiem.

Nie ruszaj  si . Janie k adzie g ow  na jego klatce piersiowej. Znad jeziora wieje

ą ę

ł

ł ę

 

przyjemny wiatr. Zamyka oczy i mocno go przytula, wdychaj c jego zapach i czuj c na

ą

ą

 

policzku ciep o jego cia a. Kocha go.

ł

ł

I znowu co  w niej p ka.

ś

ę

Godzina 18.25

Janie s yszy, jak otwieraj  si  drzwi od domku. Po chwili podchodzi do nich Megan i Janie

ł

ą ę

 

background image

podnosi si  z min  winowajczyni.

ę

ą

- Przepraszam bardzo, Megan, powinni my ci po

ś

m c z obiadem.

ó

- Daj spok j - u miecha si  Megan. - Po tym, co dzi  prze y a , potrzebowa a

ó

ś

ę

ś

ż ł ś

ł ś 

drzemki. Ale tw j telefon ca

ó

y czas dzwoni. Nie wiem, co z nim zrobi .

ł

ć

- Dzi ki. Zaraz to sprawdz .

ę

ę

Cabe te  siada.

ż

- Wszystko w porz dku? Gdzie jest Charlie?

ą

- Pojecha  do miasta po zakupy. Wszystko w po

ł

rz dku, uspok j si  - prosi Megan. -

ą

ó ę

 

M wi  powa

ó ę

żnie. Oboje du o przeszli cie, nale y wam si  odpo

ż

ś

ż

ę

czynek.

Cabe pos usznie k adzie si  z powrotem na kocu, a Janie wstaje.

ł

ł

ę

- Zaraz wracam - m wi. - Mam nadziej ,  e to nie Kapitan z kolejnym zadaniem, bo

ó

ę ż

 

naprawd  zrezyg

ę

nuj .

ę

- Akurat. -  mieje si  Cabe.

Ś

ę

Godzina 18.29

Poczta g osowa.

ł

To Carrie. Pi  wiadomo ci.

ęć

ś

Wszystkie z e.

ł

Janie s ucha z niedowierzaniem. Zdumiona, s ucha jeszcze raz.

ł

ł

- Hej Janers. Gdzie do diab a jeste ? Zadzwo  do mnie. Klik.

ł

ś

ń

- Janie, m wi  powa nie. Co  si  dzieje z twoj  mat

ó ę

ż

ś ę

ą

k . Zadzwo  do mnie. Klik.

ą

ń

- Janie, powa nie! Twoja matka  azi po ogrodzie i wo a ci . Nie powiedzia a  jej,  e

ż

ł

ł

ę

ł ś

ż  

jedziesz do Fremont? Jest kompletnie pijana, Janie, wyje i... O kurcz . Wysz a na ulic . Klik.

ę

ł

ę

- S uchaj, zabieram j  do szpitala. Jak mi zwy

ł

ą

miotuje w Ethel, nie  yjesz. Chryste. Co

ż

 

to? Bateria w telefonie mi wysiada! Dzwo  lepiej do szpitala al

ń

bo gdzie ... Nie wiem, co

ś

 

jeszcze mam ci powiedzie . Spr buj  p niej zadzwoni , jak tylko b d  mog a. Klik.

ć

ó ę óź

ć

ę ę

ł

background image

- Bo e. - Janie gapi si  na telefon niewidz cym wzro

ż

ę

ą

kiem. Dzwoni do Carrie.

W cza si  poczta g osowa.

łą

ę

ł

- Carrie! Co si  sta o? Mam ju  przy sobie telefon. Przepraszam, zdrzemn am si . -

ę

ł

ż

ęł

ę  

Gdy wypowiada to na g os, czuje,  e jej s owa brzmi  g upio. Beztrosko. Nawet niepowa nie.

ł

ż

ł

ą ł

ż

 

O czym ja, do diab a, my la am, zostawiaj c matk  na tydzie  sam ? - Bo e. Zadzwo  do

ł

ś ł

ą

ę

ń

ą

ż

ń

 

mnie.

Janie stoi w miejscu, jakby usz o z niej ca e powie

ł

ł

trze, a zast pi  je strach. A je li sta o

ą ł

ś

ł  

si  co  naprawd  z ego? My li.

ę ś

ę ł

ś

Potem czuje z o .

ł ść

Dop ki ta kobieta  yje, nie b d  mia a w asnego  ycia.

ó

ż

ę ę

ł

ł

ż

Zamyka oczy i natychmiast to odwo uje.

ł

Nie mo e uwierzy ,  e jest a  tak okrutna.

ż

ć ż

ż

Charlie wchodzi do male kiej kuchni z torb  pe

ń

ą

łn  zakup w, ale widz c wyraz

ą

ó

ą

 

twarzy Janie, staje w miejscu.

- Wszystko w porz dku? - pyta.

ą

Janie mruga niepewnie.

- Nie, chyba nie - m wi cicho. - Chyba, musz ... wyjecha .

ó

ę

ć

Charlie stawia torb  z zakupami na szafce.

ę

- Cabe! - Krzyczy przez drzwi. - Chod  tutaj.

ź

Janie odk ada telefon i wyci ga z szafy walizk . Za

ł

ą

ę

czyna wrzuca  do niej rzeczy.

ć

 

Patrzy w lustro na swoje odbicie i przeje d a r k  po spl tanych ciemnoblond w osach.

ż ż ę ą

ą

ł

- Bo e - m wi do siebie. - Co si  sta o z moj  mat

ż

ó

ę

ł

ą

k ?

ą

A potem to do niej dociera.

A je li matka naprawd  umiera? Albo ju  umar a?

ś

ę

ż

ł

background image

To j  fascynuje, ale tez i przera a. Wyobra a sobie t  scen .

ą

ż

ż

ę

ę

- O co chodzi? - pyta Cabel, wchodz c do  rodka. - Co si  dzieje?

ą

ś

ę

- Masz. - Janie wstukuje numer poczty g osowej i podaje mu telefon. - Pos uchaj.

ł

ł

Cabel s ucha, a Janie nie przestaje si  pakowa .

ł

ę

ć

Kiedy ju  wszystkie rzeczy s  w  rodku, zdaje sobie spraw ,  e musi si  przebra .

ż

ą

ś

ę ż

ę

ć  

Nie mo e jecha  do Fieldridge w kostiumie k pielowym.

ż

ć

ą

Wcale nie mo e jecha .

ż

ć

Taki drobny szczeg .

ół

- Do diab a - mruczy pod nosem. Obserwuje Cabela, kt ry s ucha wiadomo ci.

ł

ó

ł

ś  

Patrzy na wyraz jego twarzy.

- Jasna cholera - m wi Cabel. Spogl da na Janie. - Jak mog  ci pom c?

ó

ą

ę

ó

Janie kryje twarz na jego szerokiej piersi. Pr buje nie my le .

ó

ś ć

Bez ko ca.

ń

Godzina 19.03

Czeka   ich  trzygodzinna   podr   do  domu.   Cabel   siedzi   za  kierownic   beemera,   kt ry

óż

ą

ó  

po yczy a mu Kapitan Komisky. W radiu DJ opowiada stary dowcip i puszcza  

ż

ł

Bleecker 

Street Danny'ego Reyesa. Janie gapi si  na telefon, jakby chcia a zmusi  Carrie, by do niej

ę

ł

ć

 

zadzwoni a. Ale telefon milczy.

ł

Janie dzwoni do szpitala. Nie maj  nikogo o nazwi

ą

sku Dorothea Hannagan.

- Mo e poczu a si  lepiej i wr ci a do domu - m wi Cabel.

ż

ł

ę

ó ł

ó

- A mo e jest ju  w kostnicy.

ż

ż

- Na pewno by do ciebie zadzwonili.

Janie nic nie m wi. Zastanawia si , dlaczego nikt nie dzwoni ze szpitala.

ó

ę

background image

- Mo emy zadzwoni  do Kapitana - proponuje Cabel.

ż

ć

- Po co?

- A po co dzwoni si  do szefa policji? Ona wydob

ę

ędzie informacje od ka dego.

ż

- To ca kowita prawda. Ale... - Janie wzdycha. - Nie chc ... Moja matka... Niewa ne.

ł

ę

ż  

Nie chc  do niej dzwoni .

ę

ć

- Dlaczego? Przynajmniej b dziesz spokojna.

ę

- Cabe...

- Janie, m wi  powa nie. Powinna  do niej zadzwo

ó ę

ż

ś

ni , czego  si  dowiedzie . Nie

ć

ś ę

ć

 

b j si , nie b dziesz si  narzuca . Ona ci pomo e.

ó ę

ę

ę

ć

ż

- Nie, dzi kuj .

ę ę

- Chcesz,  ebym ja do niej zadzwoni ? - Nie. Okej? Nie chc ,  eby o tym wiedzia a.

ż

ł

ę ż

ł

Cabel wzdycha, jest poirytowany.

- Nie rozumiem.

Janie zaciska z by. Wygl da przez okno. Czuje, jak p on  jej policzki, czuje piek ce

ę

ą

ł ą

ą  

zy. Co za wstyd. M

ł

ówi cicho:

- Wstydz  si , nie rozumiesz? Moja matka jest pie

ę ę

przon  alkoholiczk .  azi po

ą

ą Ł

 

ogrodzie i wrzeszczy? Bo e. Nie chc ,  eby Kapitan o tym wiedzia a. O tej cz ci mojego

ż

ę ż

ł

ęś

 

ycia. To s  moje prywatne sprawy. S  rzeczy, o kt rych z ni  rozmawiam, i takie, kt re s

ż

ą

ą

ó

ą

ó

ą 

zbyt osobiste. Daj ju  spok j.

ż

ó

Cabel milczy. Po kilku minutach s uchania radia w

ł

łącza swojego iPoda. Rozlega się 

Feels Like Rain Josha Schickersa. Kiedy piosenka si  ko czy i zaczyna na

ę ń

st pna, sztywnieje i

ę

 

szybko j  wy cza. Wie, co jest da

ą

łą

lej. 

Good mothers, don't leave!

Mija   kolejna   godzina.   Jad   w   kierunku   Michigan,   zostawiaj c   za   sob

ą

ą

ą 

pomara czowy   zach d   s o ca.   Nie   ma   du ego   ruchu.   Janie   opiera   g ow   o   szyb   i

ń

ó

ł ń

ż

ł ę

ę  

przygl da si  ciemnozielonym trawom i  tym po

ą

ę

żół

lom. Robi si  ciemno, w oddali widzi

ę

 

background image

sarn . A mo e to tylko ten wypalony pie , na kt ry nabiera si  za ka dym razem.

ę

ż

ń

ó

ę

ż

Zastanawia si , ile razy b dzie jeszcze ogl da  po

ę

ę

ą ć

dobne widoki. Pr buje wszystko

ó

 

zapami ta , na p

ę ć

óźniej. Kiedy zostan  jej tylko ciemno  i sny.

ą

ść

Znowu dzwoni do szpitala. Nadal nie maj   adnej osoby o nazwisku Dorothea

ą ż

 

Hannagan. To dobry znak, my li Janie... Tylko  e Carrie wci  nie daje znaku  ycia.

ś

ż

ąż

ż

- Gdzie ona jest? - Janie uderza g ow  o twardy za

ł ą

g wek.

łó

Cabel zerka na ni .

ą

- Carrie? A nie m wi a,  e telefon jej pada?

ó ł ż

- Tak, ale s  przecie  inne telefony...

ą

ż

Cabel stuka palcami o brod .

ę

- Zna tw j numer czy ma go w kom rce?

ó

ó

- Aha. Masz racj .

ę

- Dlatego jeszcze nie zadzwoni a. Nie zna twojego numeru, ma go w telefonie i nie

ł

 

mo e si  do niego do

ż ę

sta .ć

Janie si  u miecha. Wypuszcza powietrze.

ę ś

- Tak... Pewnie masz racj .

ę

- A pr bowa a  zadzwoni  do domu,  eby spraw

ó

ł ś

ć

ż

dzi , czy twoja matka tam jest?

ć

- Tak. Nie odbiera.

- A dzwoni a  do Stu? Albo do Carrie do domu?

ł ś

- Dzwoni am pod jej domowy numer, ale nie odbie

ł

ra. Nie mam numeru do Stu. 

Powinnam go mie . Za

ć

wsze mia am zamiar...

ł

- A do Melindy?

- Tak, jasne. - Janie prycha. - Tylko tego brakuje,  e

ż by wszyscy w Hill zacz li o tym

ę

 

gada . - Odwraca si  do okna. - Przepraszam,  e by am niemi a. Wtedy... Wcze niej.

ć

ę

ż

ł

ł

ś

Cabel u miecha si  w ciemno ci.

ś

ę

ś

background image

- Nie ma sprawy. - Bierze j  za r k . Wplata pa ce w jej d o . - Nie pomy la em. -

ą

ę ę

ł

ł ń

ś ł

 

Kr tka chwila wahania.

ó

- Pos uchaj, nikt ci  nie obwinia za to, co robi twoja matka.

ł

ę

- Nikt? - Janie marszczy brwi. - Jasne. Ka dy ma w asne zdanie na temat sprawy

ż

ł

 

Durbina.

- Nikt, kto si  liczy.

ę

Janie przechyla g ow .

ł ę

- Wiesz co, Cabe? A mo e to, co my l  s siedzi i ca e miasteczko Fieldridge... Mo e

ż

ś ą ą

ł

ż  

to ma dla mnie znaczenie? To znaczy... Bo e. Zapomnij o tym. Mam ju  tego wszystkiego

ż

ż

 

do . Chryste, co dalej?

ść

Po chwili wahania Cabel m wi:

ó

- To co, jedziemy prosto do szpitala?

- Chyba tak. To najlepsze, co mo emy zrobi . Mo e matka tam siedzi i czeka na

ż

ć

ż

 

ostrym dy urze. Najpierw tam sprawdzimy, co?

ż

- Jasne.

Godzina 21.57

Janie i Cabel s  na ostrym dy urze, nie bardzo wiedz , co robi . W r d chorych i rannych

ą

ż

ą

ć

ś ó

 

nie ma ani Carrie, ani matki Janie. W rejestracji te  nic nie wiedz .

ż

ą

Cabel stuka palcami w usta. My li.

ś

- Czy Hannagan to nazwisko po m u?

ęż

Janie zaciska mocno oczy i wzdycha.

- Nie. - Nigdy nie m wi a mu zbyt wiele o matce, a on nie pyta . I to jej odpowiada o.

ó ł

ł

ł  

A  do teraz.

ż

- No wi c...? - zaczyna Cabel. - Jak by to powie

ę

dzie ? OK. Czy twoja matka nosi a

ć

ł  

kiedy  jakie  inne nazwisko?

ś

ś

background image

- Nie. Nazywa si  Dorothea Hannagan i nigdy nie nazywa a si  inaczej. Jestem po

ę

ł

ę

 

prostu b kartem, w po

ę

rz dku?

ą

- Janie, a kogo to obchodzi?

- C , mnie. Ty przynajmniej wiesz, kim byli twoi rodzice.

óż

Cabel patrzy na ni .

ą

- Niewiele mi z tego przysz o.

ł

- O rany, Cabe. - Janie si  krzywi. - Przepraszam. Jestem zdenerwowana, nie wiem

ę

 

co m wi .

ó ę

Cabel patrzy na ni  tak, jakby chcia  co  doda , ale powstrzymuje si . Rozgl da si

ą

ł ś

ć

ę

ą

ę 

bez celu wok .

ół

- Chod my. - Chwyta j  za r k . - Idziemy do win

ź

ą

ę ę

dy. Rozejrzymy si , sprawdzimy

ę

 

poczekalnie. G ra dziesi  minut i je eli nie znajdziemy Carrie, wraca

ó

ęć

ż

my do domu i 

czekamy. Nie wiem, co jeszcze mo emy zrobi .

ż

ć

Janie czuje, jak przeszywa j  dreszcz. Jej matka, alkoholiczka, zagin a.

ą

ęł

Godzina 22.02

Poczekalnia na trzecim pi trze.

ę

OIOM.

okcie oparte na kolanach, twarz ukryta w d oniach, palce zapl tane w d ugie

Ł

ł

ą

ł

 

ciemne w osy. Pochyla si  do przodu. Jakby w ka dej chwili chcia a skoczy  na r w

ł

ę

ż

ł

ć

ó ne nogi i 

uciec.

- Carrie! - krzyczy Janie.

Dziewczyna podskakuje.

- Jak dobrze, przeczyta a  moj  wiadomo .

ł ś

ą

ść

- Gdzie... jest moja matka?

- Jest z nim w pokoju.

background image

- Co? Z kim?

- Nie przeczyta a  mojej kartki?

ł ś

- Jakiej kartki? Ods ucha am wiadomo ci na poczcie g osowej.

ł

ł

ś

ł

- Zostawi am ci kartk  w Ethel, na parkingu. Pomy

ł

ę

la am,  e skoro teraz jeste

ś ł

ż

ś 

detektywem czy kim  ta

ś kim... My la am,  e zajrzysz do mojego samochodu. Niewa ne. Jak

ś ł

ż

ż

 

mnie w takim razie znalaz a ? Wszystko jedno. Twojej mamie nic nie jest. To znaczy wci

ł ś

ąż 

jest pijana, ale chyba zaczyna trze wie . Ca y czas p acze i si  trz sie. Ale...

ź

ć

ł

ł

ę

ę

- Carrie - m wi twardo Janie. - Skup si . Co si  dzieje z moj  matk  i gdzie ona

ó

ę

ę

ą

ą

 

jest?

Carrie wzdycha. Wygl da na zm czon .

ą

ę

ą

- Nic jej nie jest. Jest po prostu pijana.

Janie   nerwowo   zerka   na   korytarz,   przez   kt ry   prze

ó

chodzi   piel gniarka.   M wi

ę

ó  

cichym, bardzo spi tym g osem:

ę

ł

- Dobra, rozumiem,  e jest pijana. Zawsze jest pija

ż

na. Mo esz ju  nie krzycze ?

ż

ż

ć  

Je eli nic jej nie jest, to co my tu wszyscy robimy?

ż

- O rany - m wi Carrie. Potrz sa g ow . - Od czego mam zacz ?

ó

ą

ł ą

ąć

Cabel prowadzi je w stron  krzese  i ca a tr jka sia

ę

ł

ł

ó

da.

- Z kim ona jest? - pyta  agodnie.

ł

Janie kiwa g ow  i powtarza pytanie.

ł ą

Ale ju  wie.

ż

Mo e chodzi  tylko o jednego cz owieka. Nikt inny nie spowodowa by takiej reakcji

ż

ć

ł

ł

 

u jej matki. Nikt inny nie pojawia si  w jej snach.

ę

Carrie patrzy na Janie. Jej rozbiegane oczy wygl daj  na zm czone.

ą ą

ę

- To chyba tw j ojciec, Janers. Jest naprawd  bardzo chory.

ó

ę

Janie patrzy na Carrie.

background image

- M j ojciec?

ó

- M wi ,  e z tego nie wyjdzie.

ó ą ż

Godzina 22.06

Janie opada na krzes o. Jest odr twia a. Nie ma poj cia, co powinna czu .  adnego. Poj cia.

ł

ę

ł

ę

ć Ż

ę

Cabel unosi do g ry r k  i przerywa rozmow . Przez chwil  ca a tr jka siedzi w

ó

ę ę

ę

ę ł

ó

 

milczeniu. Janie ma pusty wyraz twarzy. Carrie  uje gum , a Cabel zamkn  oczy i lekko

ż

ę

ął

 

potrz sa g ow .

ą

ł ą

- Zacznij od pocz tku - proponuje.

ą

Carrie kiwa g ow . My li.

ł ą

ś

- No wi c tak, po po udniu us ysza am na ulicy jakie  wrzaski. Ola am je, bo u nas

ę

ł

ł

ł

ś

ł

 

zawsze kto  si  wydziera, no nie? Sk adam dalej pranie i nagle patrz  przez okno i widz

ś ę

ł

ę

ę 

matk  Janie. Pomy la am sobie,  e to dziwne, bo ona nigdy nie wychodzi, chyba  e idzie na

ę

ś ł

ż

ż

 

stacj  po alkohol, no nie? Ale widz ,  e biega po ogrodzie w sa

ę

ę ż

mej koszuli nocnej...

Janie oblewa si  rumie cem i zakrywa twarz.

ę

ń

- Bo e - m wi.

ż

ó

- I wola: „Janie! Janie!” Potem potyka si , a ja bieg

ę

n  zobaczy , co si  sta o. Dorothea

ę

ć

ę

ł

 

p acze i w k ko m wi: „Telefon! Musz  jecha  do szpitala”. Jakie  dwa

ł

ół

ó

ę

ć

ś

dzie cia razy. Wi c

ś

ę  

zadzwoni am do ciebie i zostawi

ł

am ci te wszystkie wiadomo ci. W ko cu zawioz am j  do

ł

ś

ń

ł

ą

 

szpitala, bo nie wiedzia am, co mam robi . Jak  godzin  sp dzi y my na ostrym dy urze,

ł

ć

ąś

ę ę ł ś

ż

 

rozmawiaj c z piel gniark , wreszcie Dorothea si  uspokoi a i wy

ą

ę

ą

ę

ł

t umaczy a,  e nie jest

ł

ł ż

 

chora. Kto  do niej zadzwoni  i musi zobaczy  si  z Henrym.

ś

ł

ć ę

Janie patrzy na ni .

ą

- Henrym?

- Tak. Henry Feingold. Tak si  nazywa ten go .

ę

ść

- Henry Feingold - powtarza Janie. Nazwisko brzmi obco. Nic jej nie m wi. Inaczej

ó

 

background image

wyobra a a sobie imi  i nazwisko ojca. - Sk d mia abym wiedzie ,  e to on? Dorothea -

ż ł

ę

ą

ł

ć ż

 

akcentuje ka d  sylab  - nigdy mi o nim nie m wi a.

ż ą

ę

ó ł

Carrie kiwa g ow . Ona wie.

ł ą

Po chwili.

Janie zaczyna rozumie  i powstrzymuje  zy.

ć

ł

- Musi mieszka  w pobli u, skoro go tu przywie li. Najwyra niej nigdy nie chcia

ć

ż

ź

ź

ł 

mnie pozna .ć

- Tak mi przykro, skarbie. - Carrie wbija wzrok w pod og .

ł ę

Janie gwa townie wstaje i patrzy na Cabela i Carrie.

ł

- Nie mog  uwierzy ,  e zepsu a nam wakacje. Bar

ę

ć ż

ł

dzo mi przykro,  e zmarnowa a

ż

ł ś 

ca y dzie  i wiecz r. Jeste  prawdziw  przyjaci k , a teraz id  ju  do domu czy do Stu, czy

ł

ń

ó

ś

ą

ół ą

ź ż

 

gdziekolwiek chcesz.

Odwraca si  do Cabela.

ę

- Cabe, dam sobie rad . Zabior  matk  i pojedziemy do domu autobusem. Prosz

ę

ę

ę

ę 

was. Id cie ju , odpocz

ź

ż

nijcie. - Kieruje si  w stron  drzwi, w nadziei,  e p j

ę

ę

ż

ó d  za ni  i

ą

ą  

b dzie mog a wypchn  ich na zewn trz, by w samotno ci upora  si  ze swoim wstydem.

ę

ł

ąć

ą

ś

ć ę

 

Usta jej dr . Bo e, to wszystko jest tak popieprzone.

żą

ż

Cabel wstaje. Carrie r wnie .

ó

ż

- Wi c - zaczyna Cabel, gdy id  za Janie. - Co mu jest? Wiesz co ?

ę

ą

ś

- Uraz m zgu czy co  takiego. Nie wiem za du o. S ysza am, jak lekarz m wi ,  e

ó

ś

ż

ł

ł

ó ł ż  

facet zadzwoni  pod 911 i dop ki go tu nie przywie li, by  przytomny. Ale teraz jest w

ł

ó

ź

ł

 

pi czce. Jakie  p  godziny temu pozwo

ś ą

ś ół

lili jej wej . Pos uchaj Janers - m wi Carrie. - To

ść

ł

ó

 

a

ż den problem. Gdyby moja matka potrzebowa a pomo

ł

cy, zrobi aby  to samo, prawda?

ł

ś

Janie czuje,  e co   ciska j  w gardle. Mruga, by po

ż

ś ś

ą

wstrzyma   zy. Mo e kiwa  tylko

ć ł

ż

ć

 

g ow . Carrie przytu

ł ą

la j , a Janie pr buje zd awi  p acz.

ą

ó

ł

ć ł

background image

- Dzi ki - szepcze jej do ucha.

ę

Carrie odwraca si  do wyj cia.

ę

ś

- Zadzwo  do mnie.

ń

Janie kiwa g ow  i patrzy, jak przyjaci ka kieruje si  do windy. Potem spogl da na

ł ą

ół

ę

ą

 

Cabela.

- Id  - m wi.

ź

ó

- Nie.

Janie wzdycha. To super,  e jest taki kochany, ale ca a ta sytuacja jest cholernie

ż

ł

 

dziwna. I nie ma poj cia, cze

ę

go mo e si  spodziewa .

ż ę

ć

Czasami  atwiej jest zrobi  co  samemu.

ł

ć ś

Wok  panuje cisza,  wiat a s  przygaszone. Janie i Cabel otwieraj  podw jne drzwi

ół

ś

ł ą

ą

ó

 

i wchodz  na kory

ą

tarz OIOM - u. Janie czuje zapowied  czyjego  snu, ale natychmiast z

ź

ś

 

tym walczy. Mija sal  winowajcy i prze

ę

klina go w duchu. Jest w ciek a,  e nie potrafi uciec

ś

ł ż

 

od cudzych majak w sennych, nawet wtedy, gdy jej umys  zaj ty jest czym  innym.

ó

ł

ę

ś

Podchodz  do stolika piel gniarek. Janie chrz ka de

ą

ę

ą

likatnie.

- Henry, eh, Fein... stei...

- Feingold - podpowiada Cabel.

- Jeste cie z rodziny? - pyta piel gniarka, patrz c na nich podejrzliwym wzrokiem.

ś

ę

ą

- Ja, eee... - zaczyna Janie. - Tak. Zdaje si ,  e to m j ojciec...

ę ż

ó

Piel gniarka przechyla g ow .

ę

ł ę

-  eby   wej   do   pokoju   chorego,   trzeba   przynaj

Ż

ść

mniej   k ama   w   spos b

ł

ć

ó  

przekonuj cy - m wi. - Nic z tego.

ą

ó

- Nie zamierzam nigdzie wchodzi . Prosz  tylko powiedzie  mojej matce,  e jestem,

ć

ę

ć

ż

 

dobrze? Ona jest teraz z nim. B d  w poczekalni. - Janie odwraca si  na pi cie.

ę ę

ę

ę

background image

Cabel   wzrusza   ramionami   i   idzie   za   ni .   Przechodz   przez   podw jne   drzwi   i

ą

ą

ó

 

wracaj  do poczekalni. Piel g

ą

ę niarka patrzy na nich zdziwionym wzrokiem. Janie mruczy 

co  pod nosem i opada na krzes o.

ś

ł

- Feingold. Harvey Feingold.

Cabe zerka na ni .

ą

- Henry.

- Jasne. Kurcz . Kto by pomy la ,  e pracuj  dla gli

ę

ś ł ż

ę

niarzy.

- Dlatego jeste  tak dobrym tajniakiem. - Cabel si  u miecha.

ś

ę ś

Janie automatycznie tr ca go  okciem.

ą

ł

- Ju   nie.   Nie   zapominaj,   e   rozmawiasz   z   agentem   do   spraw   narkotyk w.   -

ż

ż

ó

 

Odwraca si  w jego stron  i chwyta go za r k . B aga. - Cabe, powiniene  ju  i . Prze pij

ę

ę

ę ę ł

ś ż ść

ś  

si . Wracaj do Fremont i ciesz si  reszt  tygo

ę

ę

ą

dnia. Nic mi nie jest. Poradz  sobie.

ę

Cabel patrzy na Janie i wzdycha.

- Wiem,  e sobie poradzisz, Janie. Jeste  pieprzon  m czennic . To robi si  nudne.

ż

ś

ą ę

ą

ę

 

Za ka dym razem, gdy wpadasz w tarapaty, m wisz to samo. Odpu  sobie, nigdzie nie id .

ż

ó

ść

ę  

- U miecha si  dyplomatycznie.

ś

ę

Szcz ka jej opada.

ę

- M czennic !

ę

ą

- Tak jakby.

- Prosz  ci . Nie mo na by  tak jakby m czenni

ę ę

ż

ć

ę

kiem. Albo si  nim jest, albo nie. To

ę

 

co  zupe nie wy

ś

ł

j tkowego.

ą

Cabel  mieje si , a w k cikach jego oczu pojawiaj  si  drobne zmarszczki. A potem

ś

ę

ą

ą ę

 

przygl da si  jej z tym krzywym u mieszkiem na twarzy, kt ry Janie pami ta jeszcze z

ą

ę

ś

ó

ę

 

czas w, gdy je dzi  na deskorolce.

ó

ź ł

Ale w tej chwili nie jest jej do  miechu.

ś

background image

- A je li chodzi o t  ma  przygod  - zaczyna - to na

ś

ę

łą

ę

prawd  okropne, Cabe.

ę

 

Potwornie mi wstyd. Ale mam teraz wiele na g owie. I nie mog  znie  tego,  e jeste  dla

ł

ę

ść

ż

ś

 

mnie taki mi y. Nie chc  marnowa  twojego czasu. Wystarczy,  e marnuj  sw j. Naprawd ,

ł

ę

ć

ż

ę

ó

ę  

prosz  ci . Le

ę ę

piej bym si  czu a, gdyby , no wiesz... - Patrzy na nie

ę

ł

ś

go bezradnie.

Cabel mruga.

Marszczy czo o i odwzajemnia jej spojrzenie.

ł

- Aha   -   m wi.   -   Naprawd   chcesz,   ebym   sobie   po

ó

ę

ż

szed .   Wstydzisz   si ,   bo   o

ł

ę

 

wszystkim wiem?

Janie patrzy w pod og . To jej odpowied .

ł ę

ź

- Och. - Cabel ostro nie dobiera s owa. Jest zasko

ż

ł

czony. - Przepraszam, Janers. Nie 

za apa em. Szybko wstaje i podchodzi do drzwi. Janie idzie za nim na ko

ł

ł

rytarz prowadz cy

ą  

do windy.

- No to... do zobaczenia - rzuca Cabel. - Zadzwo  do mnie, jak b dziesz mog a.

ń

ę

ł

- Zadzwoni . - Janie patrzy na olbrzymi napis na  cianie: „Prosimy o wy czenie

ę

ś

łą

 

telefon w kom rko

ó

ó

wych”. - Napisz  SMS. Wol  si  z tym upora  sama, okej? Kocham ci .

ę

ę ę

ć

ę

- Jasne. Te  ci  kocham. - Cabel kiwa si  w miejscu i niepewnie macha r k  na

ż ę

ę

ę ą

 

po egnanie. Zerka na ni  przez rami . - Pami tasz,  e autobusy nie je d  mi

ż

ą

ę

ę

ż

ż żą ędzy drug  a

ą  

pi t  rano?

ą ą

Janie si  u miecha.

ę ś

- Pami tam.

ę

- Nie daj si  wci gn  w  aden sen.

ę

ą ąć ż

- Dobra. Cicho - m wi Janie. Ma nadziej ,  e nikt nie s ysza .

ó

ę ż

ł

ł

Zanim Cabel zd y cokolwiek doda , Janie w lizguje si  z powrotem do poczekalni,

ąż

ć

ś

ę

 

eby posiedzie  i pomy

ż

ć

le .

ś ć

W samotno ci.

ś

background image

Godzina 1.12

Drzemie na krze le w poczekalni.

ś

Nagle czuje na sobie czyj  wzrok. Siada prosto, w pe

ś

łni rozbudzona.

Matka  przynajmniej   ma  na   sobie   jakie   ciuchy,  a   nie   nocn   koszul ,  o  kt rej

ś

ą

ę

ó  

wspomina a Carrie.

ł

- Cze  - m wi Janie. Wstaje i podchodzi do matki. Zatrzymuje si . Dziwnie si

ść

ó

ę

ę 

czuje i nie bardzo wie, co zrobi . Powinna j  u ciska ? Tak jak to robi  w telewi

ć

ą ś

ć

ą

zji. To 

wszystko jest bardzo dziwne.

Dorothea Hannagan jest spocona i si  trz sie. Janie nie chce jej dotyka . Ca a ta

ę

ę

ć

ł

 

sytuacja jest dla niej obca, jakby z innego  wiata.

ś

A potem.

Szale stwo.

ń

- Gdzie by a ? - Matka Janie za amuje si  i zaczyna p aka . Wrzeszczy na ca y g os. -

ł ś

ł

ę

ł

ć

ł ł

 

Nigdy nie m wisz, gdzie jeste , po prostu znikasz. Ta dziwna dziewczy

ó

ś

na, kt ra mieszka

ó

 

obok, musia a mnie tu przywie ... - R ce jej dr . Patrzy rozbieganym, oskar ycielskim

ł

źć

ę

żą

ż

 

wzrokiem   to   na   pod og ,   to   na   Janie.   -   Ju   ci   nie   ob

ł ę

ż ę

chodz .   Latasz   tylko   za   tym

ę

 

ch opakiem.

ł

Janie robi krok do ty u. Jest zdumiona, nie tyle poto

ł

kiem s w, kt re wyp ywaj  z ust

łó

ó

ł

ą

 

matki, co jej tonem.

- O Bo e.

ż

- Nie wa  si  pyskowa . - Dorothea otwiera star  torebk  i zaczyna w niej szpera ,

ż ę

ć

ą

ę

ć  

wyrzucaj c na krzes o chusteczki i papierki. Nagle zdaje sobie spraw ,  e nie znajdzie tego,

ą

ł

ę ż

 

czego szuka. Poddaje si  i opada na krzes o.

ę

ł

Janie stoi obok. Przygl da si .

ą

ę

Jest roztrz siona.

ę

background image

Zastanawia   si ,   co   powinna   zrobi .   I   dlaczego.   Ma o   mam   na   g owie?   Pyta

ę

ć

ł

ł

 

niewiadomo   kogo.   Mo e   Boga.   Sama   nie   wie.   Ale   jednego   jest   pewna.   Nie   mo e   si

ż

ż

ę 

doczeka ,  eby wreszcie wydosta  si  z tego bagna.

ć ż

ć ę

Janie podnosi z pod ogi porozrzucane rzeczy, wpycha je do torebki i bierze matk

ł

ę 

pod r k .

ę ę

- Chod . Masz co  w domu, tak?

ź

ś

Podnosi Dorothe  na nogi.

ę

- Powiedzia am chod . Musimy z apa  autobus.

ł

ź

ł

ć

- A co z twoim samochodem? - pyta. - Ta dziewczyna nim jecha a.

ł

Janie mruga i patrzy na matk , ci gn c j  do windy.

ę ą ą ą

- Tak, mamo. Sprzeda am go par  miesi cy temu, nie pami tasz?

ł

ę

ę

ę

- Nigdy nic mi nie m wisz...

ó

- Po prostu... - Janie czuje,  e zaraz wybuchnie. Przecie  ci gle jeste  pijana, my li.

ż

ż ą

ś

ś  

Bierze g boki wdech i powoli wypuszcza powietrze. - Chod  ju . Tyl

łę

ź ż

ko nie zr b mi

ó

 

wstydu.

- Ty te  nie.

ż

- Jak sobie chcesz.

Janie zerka przez rami  i patrzy na korytarz. Gdzie  tam le y jej ojciec.  ywy albo

ę

ś

ż

Ż

 

martwy. Janie nie wie.

I wcale j  to nie obchodzi.

ą

Ma tylko nadziej ,  e szybko umrze i nie b dzie mu

ę ż

ę

sia a o nim my le . Bo rodzice to

ł

ś ć

 

same k opoty.

ł

Godzina 2.10

Przez ca  drog  do domu Dorothea wierci si , jakby by a narkomank . Janie broni si

łą

ę

ę

ł

ą

ę 

zaciekle przed snem jakiego  bezdomnego pasa era. Na szcz cie podr  trwa kr tko.

ś

ż

ęś

óż

ó

background image

Kiedy docieraj  do domu, dziewczyna dostrzega na schodach swoj  walizk .

ą

ą

ę

- Do diab a, Cabel - mruczy pod nosem. - Dlaczego ty zawsze musisz o wszystkim

ł

 

pomy le ?

ś ć

Matka idzie zygzakiem do kuchni, wyci ga spod zle

ą

wu butelk  w dki i bez s owa

ę ó

ł

 

znika w swojej sypialni. Janie jej nie zatrzymuje. Jutro b dzie mia a du o czasu,  eby

ę

ł

ż

ż

 

dowiedzie  si , o co chodzi z tym go ciem o imie

ć ę

ś

niu Henry. Kiedy Dorothea b dzie ju

ę

ż 

wystarczaj co wstawiona, ale te  przytomna.

ą

ż

Janie wysy a Cabelowi wiadomo .

ł

ść

Jestem w domu.

Pomimo p nej pory, Cabe od razu odpowiada.

óź

Dzi ki, kotku. Kocham. Zobaczymy si  jutro?

ę

ę

Janie wy cza kom rk .

łą

ó ę

- W a nie, jeszcze to... - szepcze. Wzdycha i k adzie telefon na szafce, obok stawia

ł ś

ł

 

walizk  i rzuca si  na  ko.

ę

ę

łóż

Godzina 4.24

Janie  ni.

ś

Ca a pod oga w jej pokoju pokryta jest kamieniami, a na  ku le y walizka. Na

ł

ł

łóż

ż

 

ka dym kamieniu jest ja

ż

ki  napis. Janie mo e go odczyta  dopiero wtedy, gdy we mie

ś

ż

ć

ź

 

kamie  do r ki.

ń

ę

Podnosi jeden do g ry. „Pom  mi”. Na drugim „Cabe”.

ó

óż

„Dorothea. Kaleka. Sekret.  lepa”.

Ś

Kiedy odk ada je z powrotem, powi kszaj  si  i sta

ł

ę

ą ę

j  si  ci sze. Wie,  e nied ugo na

ą ę ęż

ż

ł

 

background image

pod odze zabrak

ł

nie miejsca, ale nie mo e przesta  ich czyta . I tak si  dzieje. Janie nie mo e

ż

ć

ć

ę

ż  

oddycha . To one wysysaj  z pokoju ca e powietrze.

ć

ą

ł

W ko cu wk ada jeden z kamieni do walizki. A ten kurczy si  do rozmiar w ma ego

ń

ł

ę

ó

ł

 

kamyczka.

Powoli, metodycznie, podnosi wszystkie i wk ada je do walizki. Ma wra enie,  e

ł

ż

ż  

nigdy  nie  sko czy.  W ko cu podnosi ostatni. IZOLACJA.  K adzie  go  obok pozosta ych.

ń

ń

ł

ł

 

Kamie  robi si  malutki, a wszystkie inne znikaj .

ń

ę

ą

Janie gapi si  na walizk . Wie, co powinna zrobi .

ę

ę

ć

Zamyka walizk .

ę

Podnosi j .

ą

I wychodzi.

background image

Pi tek

ą

Pi tek

ą

4 sierpnia 2006, godzina 9.15

Janie le y na  ku, gapi c si  w sufit. Rozmy la o wszystkim. O tej nowej sprawie te . O

ż

łóż

ą

ę

ś

ż  

zielonym notesie, przes uchaniu, plotkach, college'u, o matce i Henrym. Co dalej? To dla niej

ł

 

za du o. Czuje,  e ogarnia j  fala pa

ż

ż

ą

niki. Co   ciska jej klatk  piersiow . Mocno. Janie  ap

ś ś

ę

ą

ł -

czywie chwyta powietrze. Nie mo e oddycha . Prze

ż

ć

kr ca si  na bok i zwija w k bek.

ę

ę

łę

- Uspok j si  - sapie. - Uspok j si , do jasnej cho

ó ę

ó ę

iny.

To dla niej za du o.

ż

Zakrywa r k  usta i nos. Oddycha, wci ga i wypusz

ę ą

ą

cza powietrze, a  w ko cu udaje

ż

ń

 

jej si  wzi  porz dny oddech. Przestaje my le .

ę

ąć

ą

ś ć

Oddycha.

Po prostu oddycha.

Godzina 9.29

Drzwi do pokoju matki s  ca y czas zamkni te.

ą ł

ę

Janie b ka si  bez celu po domu, zastanawiaj c si , co ma zrobi  z Henrym. Zjada

łą

ę

ą

ę

ć

 

batonik. Czuje,  e si  spoci a. Jest bardzo gor co. W cza w du ym pokoju wiatrak i otwiera

ż ę

ł

ą

łą

ż

 

drzwi wej ciowe, marz c o przeci gu. Opada na kanap .

ś

ą

ą

ę

Przez porwan  siatk  w drzwiach widzi, jak Cabel parkuje na podje dzie. Serce jej

ą

ę

ź

 

zamiera. Ch opak wy

ł

skakuje z samochodu i d ugimi, lekkimi krokami zmie

ł

rza do drzwi. Jak 

zwykle sam sobie otwiera. Zatrzymuje si  i patrzy.

ę

Posy a jej krzywy u miech.

ł

ś

- Cze  - m wi.

ść

ó

background image

Janie klepie r k  le c  obok poduszk .

ę ą żą ą

ę

- Nie my am jeszcze z b w - uprzedza, gdy Cabel nachyla si  nad ni . - Sk ra ci

ł

ę ó

ę

ą

ó

 

schodzi na nosie.

- Niewa ne. Niewa ne. - Cabel ca uje j . Potem siada na kanapie. - Nie masz nic

ż

ż

ł

ą

 

przeciwko,  e tu je

ż

stem... I w og le? - pyta.

ó

- Nie.   -   Janie   k adzie   mu   r k   na   udzie.   -   Wczoraj   wieczorem   po   prostu   nie

ł

ę ę

 

wiedzia am, czego mog  si  spodziewa . Nie by am pewna, co z matk , rozumiesz? Nie

ł

ę ę

ć

ł

ą

 

wiedzia am, co zrobi.

ł

- A co zrobi a? - Cabel nerwowo rozgl da si  wo

ł

ą

ę

k .

ół

- Nic takiego. By a okropna. Ale nie niemo liwa. I ani s owem nie wspomnia a o

ł

ż

ł

ł

 

Henrym, a ja nie mia am odwagi zapyta . Bo e, ona nie jest w stanie wy

ł

ć

ż

trzyma  nawet

ć

 

dwunastu godzin bez picia. A jak nie pije, robi si  z o liwa. - Janie spuszcza g ow . - Tak mi

ę ł ś

ł ę

 

wstyd, rozumiesz?

- M j   ojciec   te   taki   by .   Tylko   e   jemu   nie   robi o   r nicy,   czy   pi ,   czy   nie.

ó

ż

ł

ż

ł

óż

ł

 

Przynajmniej by  konsekwen

ł

tny. - Cabel u miecha si  cierpko.

ś

ę

Janie prycha.

- Tak, chyba mam szcz cie. - Zerka na Cabela.

ęś

Zastanawia si .

ę

W ko cu pyta:

ń

- Wyobra a e  sobie kiedy ,  e nie  yje? To zna

ż ł ś

ś ż

ż

czy, jeszcze zanim ci  skrzywdzi ?

ę

ł  

e nie chcesz mie  z nim do czynienia?

Ż

ć

Cabel mru y oczy.

ż

- Ka dego. Cholernego. Dnia.

ż

Janie zagryza wargi.

- Wi c cieszysz si ,  e zmar  w wi zieniu?

ę

ę ż

ł

ę

background image

Cabel d ugo nie odpowiada. Potem wzrusza ramiona

ł

mi. Kiedy wreszcie si  odzywa,

ę

 

jego g os jest wywa o

ł

ż ny, jakby rozmawia  z psychiatr .

ł

ą

- To by o najlepsze wyj cie, bior c pod uwag  oko

ł

ś

ą

ę

liczno ci.

ś

Nagle czuje podmuch ch odnego powietrza na sk rze mokrej od potu. Dr y. My li o

ł

ó

ż

ś

 

Henrym Feingoldzie, obcym cz owieku, kt ry prawdopodobnie jest jej ojcem. I w a nie

ł

ó

ł ś  

umiera. Po raz trzeci w ci gu ostatnich dwu

ą

dziestu czterech godzin  a uje,  e to nie kto

ż ł

ż

ś 

inny.

Opiera g ow  na ramieniu Cabela i obejmuje go. Ch opak odwraca si , i mocno j

ł ę

ł

ę

ą 

przytula.

Bo nie ma nikogo innego.

Janie nie wie, co robi .ć

Wyobra a sobie  ycie bez ludzi. Bez niego. Z amane serce, samotno , ale zachowuje

ż

ż

ł

ść

 

wzrok. Czuje.  yje. Ma spok j. Nie musi co chwil  zerka  przez rami , cze

Ż

ó

ę

ć

ę

kaj c na kolejny

ą

 

sen.

I  ycie z nim. Jest  lepa, ale kochana... Przynajmniej dop ki wszystko idzie dobrze.

ż

ś

ó

 

Ale przez ca y czas ma  wiadomo , z czym on walczy w swoich snach. Czy przez te

ł

ś

ść

 

wszystkie lata naprawd  chce to ogl da ? I by  ci arem dla tak niesamowitego faceta?

ę

ą ć

ć ęż

Wci  nie wie, kt ry scenariusz jest lepszy.

ąż

ó

Ale my li.

ś

Mo e z amane serce goi si   atwiej ni  po amane r ce i zepsuty wzrok.

ż ł

ę ł

ż ł

ę

Godzina 9.41

Od tego siedzenia robi si  gor co.

ę

ą

Cabe si  przeci ga.

ę

ą

background image

- Obudzisz j  i pojedziemy do szpitala?

ą

- Bo e, mam nadziej ,  e nie.

ż

ę ż

- Janie.

- Tak, wiem.

- Tam przynajmniej jest klimatyzacja.

- W twoim samochodzie te . Mo e pobaraszkujemy?

ż

ż

Cabel si   mieje.

ę ś

- Mo e jak zrobi si  ciemno. Jak tylko zrobi si  ciem

ż

ę

ę

no - poprawia si . - Ale

ę

 

powa nie, Janie. Chyba po

ż

winna  pogada  z matk .

ś

ć

ą

Janie wzdycha i przewraca oczami.

- Pewnie tak.

Godzina 9.49

Delikatnie puka do sypialni matki.

Zerka na Cabela.

Dla Janie ten pok j nie jest cz ci  jej domu. To jak drzwi do innego  wiata. Wrota

ó

ęś ą

ś

 

do krainy smutku, z kt rej czasami wy ania si  Dorothea. Janie rzadko ma okazj  zajrze  do

ó

ł

ę

ę

ć  

rodka, chyba  e matka akurat wy

ś

ż

chodzi.

Czeka.   Wchodzi   do   rodka,   przygotowana   na   sen.   Ale   matka   nie   ni.   Janie

ś

ś

 

wypuszcza powietrze i rozgl da si  po pokoju.

ą

ę

Przez podarte zas ony wpadaj  do  rodka promienie s o ca. Prawie nie ma tu mebli,

ł

ą

ś

ł ń

 

ale i tak wsz dzie pa

ę

nuje ba agan. Na pod odze przy  ku walaj  si  papie

ł

ł

łóż

ą ę

rowe talerze, 

butelki i szklanki. Jest gor co i duszno. Powietrze jest st ch e.

ą

ę ł

Matka Janie le y na plecach,  pi. Jej ko ciste cia o okrywa cienka koszula nocna.

ż

ś

ś

ł

- Mamo - szepcze Janie.

Matka nie odpowiada.

background image

Dziewczyna czuje si  nieswojo. Kiwa si  na pi tach. S yszy, jak skrzypi pod oga.

ę

ę

ę

ł

ł

- Mamo - m wi, tym razem g o niej.

ó

ł ś

Matka mruczy i patrzy na ni , mru c oczy. Z wysi

ą

żą

łkiem podnosi si  na  okciu.

ę

ł

- Kto  dzwoni? - be kocze.

ś

ł

- Nie, ja... Jest ju  prawie dziesi ta i zastanawia am si , czy...

ż

ą

ł

ę

- Nie masz dzi  szko y?

ś

ł

Janie stoi oniemia a. Chyba  artujesz, my li. Bierze g boki wdech. Zastanawia si ,

ł

ż

ś

łę

ę  

czy nie nawrzeszcze  na matk  i nie przypomnie  jej,  e zako czenie roku, na kt re zreszt

ć

ę

ć

ż

ń

ó

ą 

nie przysz a, ju  dawno si  odby o, a teraz s  wakacje. Ale dochodzi do wniosku,  e nie jest

ł

ż

ę

ł

ą

ż

 

to najlepszy moment.

- Nie, dzisiaj nie mam szko y - rzuca szybko, zanim Dorothea b dzie mog a jej

ł

ę

ł

 

przerwa . - Zastanawiam si , o co chodzi z tym Henrym. Jedziesz do szpitala? Nie chc ...

ć

ę

ę

Matka g o no wci ga powietrze.

ł ś

ą

- O Bo e - wzdycha, jakby dopiero teraz sobie o wszystkim przypomnia a. Przekr ca

ż

ł

ę  

si  na bok i z trudem si  podnosi. Idzie do  azienki. Janie wlecze si  za ni .

ę

ę

ł

ę

ą

- Mamo? - j czy Janie, kiedy id  do kuchni. Po dro

ę

ą

dze rzuca Cabelowi bezradne 

spojrzenie i wzrusza ramionami. - Mamo.

Dorothea wyci ga z lod wki sok pomara czowy, l d i w dk . To jej  niadanie.

ą

ó

ń

ó

ó ę

ś

- Co? - pyta matka, poci gaj c nosem.

ą ą

- Czy Henry jest moim ojcem?

- Oczywi cie,  e jest twoim ojcem. Nie jestem dziwk .

ś

ż

ą

Z drugiego pokoju s ycha  jaki  przyt umiony d wi k. To Cabel.

ł

ć

ś

ł

ź ę

- Czy on umiera?

Matka Janie bierze d ugi  yk.

ł

ł

- Tak m wi .

ó ą

background image

- Mia  jaki  wypadek czy to jaka  choroba, o co cho

ł

ś

ś

dzi?

Dorothea wzrusza ramionami i macha r k .

ę ą

- Jego m zg eksplodowa . To chyba guz. Czy co  ta

ó

ł

ś kiego.

Janie wzdycha.

- Pojecha  z tob  znowu do szpitala?

ć

ą

Po raz pierwszy matka patrzy jej prosto w oczy.

- Znowu? A wczoraj mnie tam zawioz a ?

ł ś

- Mamo przyjecha am tak szybko, jak mog am.

ł

ł

Matka wypija drinka i si  wzdryga. Stoi przy blacie. W jednej r ce trzyma pust

ę

ę

ą 

szklank , a w drugiej butelk  taniej w dki. Odstawia szklank  i butelk  na blat i zamyka

ę

ę

ó

ę

ę

 

oczy. Po policzku p ynie jej  za.

ł

ł

Janie przewraca oczami.

- Jedziesz do szpitala czy nie? Ja... - zdobywa si  na odwag  - nie b d  tu ca y dzie

ę

ę

ę ę

ł

ń 

stercze .ć

- R b, co chcesz, ma a latawico, jak zawsze - m wi Dorothea. - Ja tam ju  nie

ó

ł

ó

ż

 

wracam.   -   Chwiejnym   krokiem   przechodzi   obok   Janie   i   wchodzi   do   swojego   pokoju, 

zamykaj c za sob  drzwi.

ą

ą

Janie wypuszcza powietrze i wraca do du ego poko

ż

ju. Cabel, kt ry by   wiadkiem

ó

ł ś

 

ca ego zaj cia, siedzi na kanapie.

ł

ś

- Okej - m wi do niego. - Co teraz?

ó

Cabel jest w ciek y. Potrz sa g ow .

ś

ł

ą

ł ą

- A jak my lisz, co powinna  zrobi ?

ś

ś

ć

- Nie mam zamiaru tam jecha ,  eby go zobaczy , je li o to ci chodzi.

ć ż

ć ś

- Mnie? To jest wy cznie twoja sprawa, czy chcesz go zobaczy , czy nie.

łą

ć

- Tak. Dobrze.

background image

- Prawda, jest beznadziejnym ojcem. Nigdy nic dla ciebie nie zrobi . Kto wie, mo e

ł

ż  

ma drug  rodzin ? Pomy l, jak by  si  czu a, gdyby  si  tam nagle zjawi a, a oni wszyscy

ą

ę

ś

ś ę

ł

ś ę

ł

 

by tam byli... - Cabel urywa.

- Rany, nawet o tym nie pomy la am.

ś ł

- Zastanawiam   si ,   czy   w  Fieldridge   High  byli   jacy   Feingoldowie.   Mo e   masz

ę

ś

ż

 

przybrane rodze stwo?

ń

- By  taki jeden kole , Josh. Ten, kt ry gra  w kosza w szkolnej reprezentacji - m wi

ł

ś

ó

ł

ó  

Janie.

- To by  Feinstein.

ł

- No tak.

Chwila ciszy. Cabel czeka na Janie.

- Feingold. To chyba  ydowskie nazwisko, co? - py

ż

ta Janie.

- Czy to co  zmienia?

ś

- Nie. To znaczy... To ciekawe. Nigdy nie zastanawia am si , jakie mam korzenie,

ł

ę

 

wiesz? Przesz o . Przodkowie. - Janie pogr a si  w my lach.

ł ść

ąż

ę

ś

Cabel kiwa g ow .

ł ą

- C , wygl da na to,  e nigdy si  nie dowiesz.

óż

ą

ż

ę

Janie zamiera i patrzy na ch opaka.

ł

Wali go w rami .

ę

Mocno.

- Wredota - krzyczy.

Cabel  mieje si , rozcieraj c rami .

ś

ę

ą

ę

- Rany, co znowu zrobi em?

ł

Janie udaje oburzon . Potrz sa g ow .

ą

ą

ł ą

- Przez ciebie zacz am o nim my le .

ęł

ś ć

background image

- Daj spok j - m wi. - Nie zastanawia a  si  nigdy, kim by  tw j ojciec?

ó

ó

ł ś ę

ł ó

Janie   przypomina   sobie   powtarzaj cy   si   sen   matki.   Ten,   kt ry   przypomina

ą

ę

ó

 

kalejdoskop, gdzie Dorothea trzyma za r k  jakiego  hipisa i oboje unosz  si  do g ry.

ę ę

ś

ą ę

ó  

Nieraz zastanawia a si , kim by  jej ojciec. Czy Henry jest tym facetem ze snu.

ł

ę

ł

- To pewnie jaki  garniak z dw jk  dzieci, psem i do

ś

ó ą

mem z ogr dkiem. - Janie

ó

 

rozgl da si  po swoim g w

ą

ę

ó nianym domu. Ca e jej  ycie jest takie. Musi nia czy  star

ł

ż

ń

ć

ą 

alkoholiczk . Wie,  e bez zasi ku Dorothei i jej w asnych zarobk w ju  dawno znalaz yby

ę

ż

ł

ł

ó

ż

ł

 

si  na ulicy. Ale nie chce o tym my le .

ę

ś ć

Bierze g boki wdech i powoli wypuszcza powietrze.

łę

- Dobra. Wezm  prysznic i pojad  do szpitala. Chcesz ze mn  jecha ?

ę

ę

ą

ć

Cabel si  u miecha.

ę ś

- Oczywi cie. W ko cu jestem twoim kierowc , no nie?

ś

ń

ą

Godzina 11.29

Cabel i Janie wchodz  po schodach na trzecie pi tro. Kieruj  si  w stron  podw jnych

ą

ę

ą ę

ę

ó

 

drzwi, kt re prowa

ó

dz  na oddzia . Janie zwalnia, a  w ko cu staje. Od

ą

ł

ż

ń

wraca si  i wraca do

ę

 

poczekalni.

- Nie mog  - m wi.

ę

ó

- Nie musisz. Ale jak tego nie zrobisz, b dziesz na siebie w ciek a.

ę

ś

ł

- A jak kto  u niego jest?

ś

- Jasne.

- A je li... A je li on si  obudzi ? Je li mnie zoba

ś

ś

ę

ł

ś

czy?

Cabel zaciska usta.

- Po tym, co m wi a twoja matka, szczerze w to w t

ó ł

ą pi .

ę

Janie lekko wzdycha i podchodzi do drzwi. Cabel idzie za ni .

ą

- Okej. - Otwiera je i odruchowo zerka, czy kt ry  z pokoi jest otwarty, tak jak robi a

ó ś

ł  

background image

to w Heather Home. Na szcz cie wi kszo  sal jest pozamykana, a Janie nie wyczuwa

ęś

ę

ść

 

adnych sn w.

ż

ó

Pewnym krokiem podchodzi do stolika.

- Ja do Henry'ego Feingolda.

- Wpuszczamy tylko cz onk w rodziny. - Piel gniarz odpowiada automatycznie. Na

ł

ó

ę

 

tabliczce z imieniem ma napisane Miguel.

- Jestem jego c rk .

ó ą

- Hej - m wi piel gniarz, przygl daj c si  jej z uwa

ó

ę

ą ą

ę

g . - Nie jeste  przypadkiem t

ą

ś

ą 

dziewczyn  od afery z narkotykami?

ą

- Tak. - Janie pr buje sta  spokojnie.

ó

ć

- Widzia em ci  w wiadomo ciach. Dobra robota.

ł

ę

ś

Janie si  u miecha.

ę ś

- Dzi ki. Wi c... kt ry to pok j?

ę

ę

ó

ó

- Trzysta dwana cie. Na ko cu korytarza, po prawej stronie. - Miguel wskazuje na

ś

ń

 

Cabela. - A ty?

- On... - zaczyna Janie. - On i ja. Jeste my razem.

ś

Piel gniarz patrzy na ni  uwa nie.

ę

ą

ż

- Rozumiem. Jest twoim bratem?

Janie wypuszcza powietrze i u miecha si  z wdzi cz

ś

ę

ę no ci .

ś ą

- Tak.

Cabel kiwa g ow  i nie odpowiada, jakby chcia  udo

ł ą

ł

wodni  Miguelowi,  e b dzie

ć

ż

ę

 

grzeczny.

- Mo e mi pan powiedzie , w jakim on jest stanie?

ż

ć

- Jest nieprzytomny, skarbie. Doktor Ming wszystko ci powie. - Miguel patrzy na 

Janie ze wsp czuciem. I dodaje: - Nie jest z nim najlepiej.

ół

background image

- Dzi kuj  - mruczy Janie.

ę ę

Idzie wzd u  korytarza. Cabel drepcze tu  za ni . A kiedy otwiera drzwi...

ł ż

ż

ą

Trzaski. Jak zak cenia w czonego na ca y regu

łó

łą

ł

lator radia. Janie upada na kolana, 

zakrywaj c uszy, chocia  wie,  e to nic nie pomo e. Wok  niej wiruj  jaskrawe kolory,

ą

ż

ż

ż

ół

ą

 

wielkie czerwone i purpurowe plamy. Nagle zalewa j   ta fala, tak jaskrawa,  e parzy j

ą żół

ż

ą 

w oczy. Pr buje co  powiedzie , ale nie mo e.

ó

ś

ć

ż

Wok  nie ma nikogo. Jest tylko szum i o lepiaj ce  wiat o. To wszystko jest bardzo

ół

ś

ą ś

ł

 

bolesne, pozbawione jakichkolwiek uczu  i emocji. Janie nigdy wcze niej czego  takiego nie

ć

ś

ś

 

widzia a.

ł

Zdobywa si  na ogromny wysi ek i pr buje si  skon

ę

ł

ó

ę

centrowa . Ju  ma si  wydosta ,

ć ż

ę

ć  

gdy nagle obraz robi si  wyra niejszy. Przez u amek sekundy widzi kobiet  stoj c  na

ę

ź

ł

ę

ą ą

 

rodku wielkiego ciemnego pomieszczenia i m czyzn  siedz cego na krze le w rogu. Gdy

ś

ęż

ę

ą

ś

 

Janie zamyka drzwi do koszmaru, oboje znikaj .

ą

Janie z trudem  apie powietrze. Po chwili odzyskuje wzrok i czucie w r kach. Kl czy

ł

ę

ę

 

przy samych drzwiach. Cabel stoi obok niej, mrucz c co  pod nosem, ale ona nie zwraca na

ą

ś

 

niego uwagi. Gapi si  na pod og , zasta

ę

ł ę

nawiaj c si , czy ten sen, ten chaos, czy tak w a nie

ą

ę

ł ś  

wygl da piek o.

ą

ł

- Nic mi nie jest - m wi do ch opaka. Powoli pod

ó

ł

nosi si  na nogi, strzepuj c z kolan

ę

ą

 

niewidzialne cząsteczki brudu.

Potem prostuje si  i odwraca.

ę

Patrzy na  r d o koszmaru i wtedy po raz pierwszy go widzi.

ź ó ł

M czyzn , kt ry jest jej ojcem. Kt rego DNA nosi w sobie.

ęż

ę ó

ó

Janie wci ga powietrze. Powoli zakrywa r k  usta i robi krok do ty u. Jej oczy robi

ą

ę ą

ł

ą 

background image

si  szerokie ze stra

ę

chu.

- Dobry Bo e - szepcze. - Co to, do diab a, znaczy?

ż

ł

background image

Co to, do diab a, znaczy

ł

Co to, do diab a, znaczy

ł

Wci  pi tek, 4 sierpnia 2006, godzina 11.40

ąż ą

Cabel   obejmuje   Janie.   Nie   jest   pewna,   czy  chce   j   wes

ą

prze ,   czy   powstrzyma   przed

ć

ć

 

ucieczk . Nie obchodzi j  to. Jest zbyt przera ona, by si  ruszy .

ą

ą

ż

ę

ć

- Wygl da jak skrzy owanie Kapitana Jaskiniowca i Unabombera - szepcze Janie.

ą

ż

Cabel kiwa g ow .

ł ą

- Ma niez y fryz, co  w stylu Alice Cooper. - Odwra

ł

ś

ca si  i patrzy na ni . Po chwili

ę

ą

 

dodaje  agodnym g o

ł

ł sem: - O czym by  ten sen?

ł

Janie nie mo e oderwa  oczu od szczup ego, ow osio

ż

ć

ł

ł

nego m czyzny le cego na

ęż

żą

 

ku. Wok  niego stoj  r ne urz dzenia, ale  adne nie jest w czone. Nie ma gipsu,

łóż

ół

ą óż

ą

ż

łą

 

banda y.  adnej gazy ani ta my.

ż Ż

ś

Na jego twarzy maluje si  ogromne cierpienie.

ę

Janie zerka na Cabela i odpowiada na jego pytanie.

- To by o dziwne - m wi. - Nawet nie wiem, czy to na pewno by  sen. Tak jak...

ł

ó

ł

 

Wiesz, gdy ogl dasz te

ą

lewizj  i nagle wyci gniesz kabel. S ycha  wtedy taki g o ny szum.

ę

ą

ł

ć

ł ś

- Dziwne. Widzia a  te  czarno - bia e kropki?

ł ś ż

ł

- Nie, r ne kolory. Ogromne wi zki jaskrawych ko

óż

ą

lor w - purpurowe, czerwone,

ó

 

te.   Ruchome,   tr jwy

żół

ó

miarowe,   kolorowe   ciany,   kt re   zacz y   tworzy   wo

ś

ó

ęł

ć

k   mnie

ół

 

pude ko, jakby chcia y zamkn  mnie w  rod

ł

ł

ąć

ś

ku. By y tak jaskrawe,  e nie mog am tego

ł

ż

ł

 

wytrzyma . To by o okropne.

ć

ł

- Ciesz  si ,  e uda o ci si  wydosta .

ę ę ż

ł

ę

ć

Janie kiwa g ow .

ł ą

- Potem  ciany znikn y i przez u amek sekundy wi

ś

ęł

ł

dzia am w oddali jak  kobiet .

ł

ąś

ę  

A p niej ona znikn

óź

ę a. Pr bowa am si  wydosta . Chyba straci am okazj ,  eby zobaczy

ł

ó

ł

ę

ć

ł

ę ż

ć 

background image

kawa ek prawdziwego snu.

ł

- Mo esz tam wr ci ?

ż

ó ć

- Nie wiem. Nigdy tego nie robi am - odpowiada. - Mo e jak wyjd  z pokoju,

ł

ż

ę

 

zamkn  drzwi i wr c . Ale chyba tego nie chc , rozumiesz?

ę

ó ę

ę

Cabel kiwa g ow  i podchodzi do m czyzny. Si ga bo zawieszon  przy  ku kart .

ł ą

ęż

ę

ą

łóż

ę  

Przez chwil  przygl

ę

ąda si  jej uwa nie i zerka na kolejn  stron . Podaje j  Janie.

ę

ż

ą

ę

ą

- Nic z tego nie rozumiem. Chcesz si  czego  dowie

ę

ś

dzie ?

ć

Janie bierze od niego kart . Czuje si  tak, jakby wkra

ę

ę

cza a w  ycie obcego cz owieka.

ł

ż

ł

 

Pr buje rozszyfrowa  skomplikowan  terminologi . Ale nawet jej do wiad

ó

ć

ą

ę

ś

czenie z Heather 

Home na wiele si  nie przydaje.

ę

- Hm. Wygl da na to,  e zauwa yli umiarkowan  prac  m zgu.

ą

ż

ż

ą

ę ó

- Umiarkowan ? Czy to dobrze? - Cabel wydaje si  zmartwiony.

ą

ę

- Chyba nie - zaprzecza Janie. Odk ada kart .

ł

ę

- Czy on nas s yszy? - szepcze ch opak.

ł

ł

Przez chwil  Janie nie odpowiada. Potem te  zaczyna m wi  szeptem.

ę

ż

ó ć

- Mo liwe. W Heather Home zawsze rozmawiali my z pacjentami w  pi czce, tak

ż

ś

ś ą

 

jakby nas s yszeli. Rodzi

ł

ny te  o to prosili my. Tak na wszelki wypadek.

ż

ś

Cabel g o no prze yka  lin  i patrzy na Janie. Nie wie, co powiedzie . Szturcha j

ł ś

ł

ś ę

ć

ą 

okciem i kiwa g ow  w stron   ka.

ł

ł ą

ę łóż

Janie marszczy brwi.

- Nie ponaglaj mnie - szepcze.

Przygl da si  m czy nie i robi krok do przodu. Wzdryga si  i zatrzymuje tu

ą

ę ęż

ź

ę

ż 

przed  kiem, na kt

łóż

órym le y jej ojciec. A mo e on tylko udaje i zaraz si  na mnie rzuci?

ż

ż

ę

 

My li. Znowu si  wzdryga.

ś

ę

Bierze g boki wdech i przez chwil , czuje si  tak, jakby znowu mia a do wykonania

łę

ę

ę

ł

 

background image

tajn  misj . Wpatru

ą

ę

je si  w zbola  twarz m czyzny. Pod d ugimi czar

ę

łą

ęż

ł

nymi w osami

ł

 

wida  szorstk , pokryt  bliznami sk r . Janie zastanawia si , czy to jemu zawdzi cza

ć

ą

ą

ó ę

ę

ę

 

pryszcze, kt re czasami wyskakuj  jej na twarzy. Miejscami w o

ó

ą

ł sy m czyzny s  mocno

ęż

ą

 

przerzedzone, jakby kto  je powyrywa . Wida  nawet czaszk  pokryt  czerwonymi  ladami

ś

ł

ć

ę

ą

ś

 

po zadrapaniach.

Patrzy   na   jego   d onie.   Paznokcie   s   czyste,   ale   po

ł

ą

obgryzane,   a   sk rki   pokryte

ó

 

strupami. Wystaj ce spod szpitalnej koszuli w osy na klatce piersiowej r wnie  s  mocno

ą

ł

ó

ż ą

 

przerzedzone, ale bardziej siwe ni  te na g owie. Jego cera ma szarawy odcie , jakby nie

ż

ł

ń

 

przebywa  du o na s o cu, chocia  ramiona ma lekko opa

ł ż

ł ń

ż

lone.

- Co ci si  sta o? - pyta szeptem, bardziej sam  sie

ę

ł

ą

bie.

M czyzna   si   nie   rusza.   Cierpienie   na   jego   twarzy   jest   niepokoj ce.   Janie

ęż

ę

ą

 

zastanawia si , czy on s yszy w g owie te trzaski.

ę

ł

ł

- To musi by  bolesne - mruczy pod nosem.

ć

Nagle odwraca si  i patrzy na Cabela.

ę

- To wszystko jest cholernie dziwne - szepcze. Wskazuje na drzwi. Cabel kiwa g ow

ł ą 

i wychodz , zamyka

ą

j c za sob  drzwi.

ą

ą

- Zbyt dziwne - m wi g o no Janie. To wi cej ni  jest w stanie znie . - Chod my

ó

ł ś

ę

ż

ść

ź  

ju .   Zr bmy   co ,   nie   wiem,   chod my   po wiczy ,   powyg upia   si   albo   co   zje ,

ż

ó

ś

ź

ć

ć

ł

ć ę

ś

ść  

cokolwiek. Musz  zapomnie  o tym facecie.

ę

ć

Godzina 12.30

Id  do baru Franka i w drzwiach wpadaj  na jakie  p  tuzina policjant w.

ą

ą

ś ół

ó

- Co, ju  wr cili cie z wakacji? Tak si  za nami st sknili cie? -  mieje si  Jason

ż

ó ś

ę

ę

ś

ś

ę

 

Baker.

Janie go lubi.

- Chcia by .   Sprawa   rodzinna,   musieli my   wr ci   troch   wcze niej.   Ale   ju

ł ś

ś

ó ć

ę

ś

ż 

background image

wszystko w porz dku. - Ja

ą

nie lekko wzdycha.

Cabel i Janie siadaj  przy barze i zjadaj  szybki lunch. Janie dostaje darmowego

ą

ą

 

szejka za akcj  z narkoty

ę

kami.

Nie jest tak  le.

ź

Godzina 1.41

Janie zarzuca nog  na ow osion  nog  Cabela.

ę

ł

ą

ę

Ich stopy si  stykaj . Oboje pracuj  w jego piwnicy.

ę

ą

ą

Janie   przegl da   strony   medyczne.  Szuka   informacji   na   temat   chor b   i   uraz w

ą

ó

ó  

m zgu, ale nie znajduje ni

ó

czego konkretnego. Jest ich zbyt wiele.

Cabel szuka informacji o jej ojcu.

- No c  - m wi. - Niczego nie znalaz em o Henrym Feingoldzie z Fieldrigde, w

óż

ó

ł

 

stanie Michigan. Jest jaki  pisarz o tym nazwisku, ale to chyba nie on. Nie wiado

ś

mo, czym 

tw j ojciec si  zajmowa  lub zajmuje.

ó

ę

ł

Janie zamyka laptopa. Wzdycha.

- Nie mog  go rozgry . Zastanawiam si , dlaczego w szpitalu nic nie robi ?

ę

źć

ę

ą

- Mo e  nie  jest  ubezpieczony  - m wi  cicho Cabel. -  Nie  chc  go  os dza  po

ż

ó

ę

ą

ć

 

wygl dzie, ale raczej nie wy

ą

gl da na dyrektora w jakiej  korporacji.

ą

ś

- Tak, pewnie o to chodzi. - Janie zamyka oczy. Opiera g ow  na ramieniu ch opaka.

ł ę

ł

My li o dwojgu spokrewnionych z ni  ludziach. Mat

ś

ą

ka - chuda alkoholiczka z 

wiecznie t ustymi w osami, wygl daj ca staro i krucho w wieku zaledwie trzydzie

ł

ł

ą ą

stu paru 

lat. Ojciec - dziwne skrzy owanie Ruperta z

ż

 Ocalonego i Hagrida.

- My lisz czasami o tym, jak b d  wygl da a za pi t

ś

ę ę

ą ł

ę na cie lat? W dodatku  lepa,

ś

ś

 

Cabe? S odki Bo e, moja rodzina to prawdziwy cyrk dziwade .

ł

ż

ł

- Czemu przejmujesz si  swoim wygl dem? - G asz

ę

ą

ł cze j  po udzie. - Dla mnie

ą

 

zawsze b dziesz pi kna. - Stara si  powiedzie  to lekko, ale Janie s yszy,  e nie przychodzi

ę

ę

ę

ć

ł

ż

 

background image

mu to  atwo.

ł

- Tak czy siak, oboje s  dziwakami.

ą

Cabel si  u miecha. Odk ada laptopa na pod og  i to samo robi z komputerem Janie.

ę ś

ł

ł ę

 

Powoli j  popycha do ty u. Janie chichocze. Cabel k adzie si  na niej i mocno przytula,

ą

ł

ł

ę

 

przygniataj c j  swoim cia em. Janie zarzuca mu r ce na szyj  i przyci ga do siebie.

ą ą

ł

ę

ę

ą

- Kocham ci , dziwaku - szepcze Cabel.

ę

Jego s owa prawie j  zabola y.

ł

ą

ł

- Te  ci  kocham, wielki, chropowaty potworze - m wi Janie.

ż ę

ó

To bola o jeszcze bardziej.

ł

A potem si  ca uj .

ę ł ą

Powoli, delikatnie.

Bo je li ma si  u boku odpowiedni  osob , poca unki mog  leczy .

ś

ę

ą

ę

ł

ą

ć

Ale Janie ca y czas my li o czym  innym. Zastana

ł

ś

ś

wia si , czy warto traci  wzrok,

ę

ć

 

kiedy istnieje inne wyj cie.

ś

Poza tym mo e Cabel nigdy nie powie jej o swoim strachu?

ż

To wszystko jest cholernie przera aj ce.

ż ą

To tak jakby Cabe by   lepy.

ł ś

Przestaj  si   ca owa ,  a  Cabel  chowa  twarz w  zag

ą ę

ł

ć

łębieniu jej szyi  i  pie ci jej

ś

 

zarumienion  sk r .

ą ó ę

- O czym my lisz? - pyta.

ś

- Poza tob ?

ą

- Sprytne -  mieje si  Cabel. Jego usta  askocz  jej sk r . Gryzie j . - Tak, poza mn .

ś

ę

ł

ą

ó ę

ą

ą  

Je eli jest to w og le mo liwe.

ż

ó

ż

- Och - wzdycha Janie. - Gdybym ju  mia a my le  o czym  innym, to chyba o tym,

ż

ł

ś ć

ś

 

background image

czy powinnam pogada  z matk . - Z roztargnieniem odgarnia mu w osy z twarzy. - I

ć

ą

ł

 

dowiedzie  si , co si  mi dzy nimi sta o, i ze mn . I co niby mamy teraz zrobi  z tym

ć ę

ę

ę

ł

ą

ć

 

pustelnikiem.

Cabel siada i kiwa g ow . A potem z j kiem podnosi si  do g ry. Pomaga Janie wsta .

ł ą

ę

ę

ó

ć

- Chcesz,  ebym poszed  z tob ?

ż

ł

ą

- Chyba b dzie lepiej, jak sama si  tym zajm . Ale dzi ki.

ę

ę

ę

ę

- Tak my la em. Zadzwo  do mnie, dobrze?

ś ł

ń

W tym momencie dzwoni kom rka Janie.

ó

- To Carrie   telefonuje,  musz  odebra .  -  Janie  posy

ę

ć

a mu  ca usa i  wchodzi   po

ł

ł

 

schodach. Odbiera telefon. - Carrie!

- Cze  laska. Jak tam wasza rodzinna opera mydla

ść

na? Dobrze si  czujesz?

ę

- To wszystko jest cholernie dziwne i pogmatwane, ale nic mi nie jest. Jeszcze raz 

dzi ki,  e zaj a  si  mo

ę ż

ęł ś ę

j  matk . Jeste  najlepsza.

ą

ą

ś

- Nie ma problemu. Kto  musi pilnowa  porz dku w okolicy, no nie?

ś

ć

ą

- Chryste. Carrie! - Ale Janie chichocze.

- S uchaj, wiesz gdzie mnie szuka , jakby  czego  potrzebowa a - odpowiada. - Hej?

ł

ć

ś

ś

ł

- Co?

- Zar czy am si .

ę

ł

ę

- Co takiego?

- Wczoraj wieczorem Stu poprosi  mnie o r k .

ł

ę ę

- Do diab a! - krzyczy Janie. - Zgodzi a  si ?

ł

ł ś ę

- Oczywi cie, przecie  dopiero co powiedzia am,  e si  zar czy am.

ś

ż

ł

ż ę

ę

ł

- Carrie. Jeste ... pewna? Szcz liwa?

ś

ęś

- Jasne. To znaczy, oczywi cie,  e tak! Wiem,  e Stu jest facetem, z kt rym chc  by .

ś

ż

ż

ó

ę ć

- Ale?

background image

- Ale nie spodziewa am si  tego ju  teraz.

ł

ę

ż

Janie, kt ra zd y a ju  dotrze  do swojego domu, idzie prosto do Carrie.

ó

ąż ł

ż

ć

- Jeste  w domu?

ś

- Tak.

- Mog  wpa ?

ę

ść

- Kochanie - m wi z ulg  Carrie. - Jasne,  e tak. Czekam w moim pokoju.

ó

ą

ż

- Na razie. - Janie odk ada telefon i wchodzi do  rodka. Idzie prosto do pokoju

ł

ś

 

kole anki i rzuca si  na  ko. Carrie siedzi przed lustrem przy toaletce i pro

ż

ę

łóż

stuje w osy.

ł

- Wi c - zaczyna Janie - masz pier cionek?

ę

ś

Carrie u miecha si  i pokazuje jej r k .

ś

ę

ę ę

- Dziwnie si  czuj . To troch  kr puj ce, wiesz?

ę

ę

ę ę

ą

- Co na to twoja mama?

- Powiedzia a,  e znacznie lepiej,  ebym nie by a w ci y.

ł ż

ż

ł

ąż

Janie prycha.

- Co si  dzieje z naszymi rodzicami? Chwileczk ... Chyba nie jeste , co?

ę

ę

ś

- Oczywi cie,  e nie! Chryste, Janers! Mo e i nie mia am w szkole najlepszych

ś

ż

ż

ł

 

stopni, ale nie jestem g u

ł pia. Wiesz przecie ,  e bior  pigu ki. Poza tym jego wacek nie mo e

ż ż

ę

ł

ż  

si  do mnie zbli y  bez p aszczyka przeciwdeszczowego, kapujesz? Nic nie przebije si

ę

ż ć

ł

ę 

przez moj  fortec !

ą

ę

- To dobrze. - Janie ponownie wybucha  miechem. - Ale odnios am wra enie,  e nie

ś

ł

ż

ż

 

jeste  do ko ca prze

ś

ń

konana.

Carrie odk ada prostownic  i wzdycha.

ł

ę

- Chc  wyj  za Stu. Naprawd . Nie ma nikogo in

ę

ść

ę

nego, a on nie naciska. Ale zaczął 

ju  ustala  dat . W przysz e wakacje,  ebym mog a najpierw zaliczy  rok w szkole dla

ż

ć

ę

ł

ż

ł

ć

 

kosmetyczek... Sama nie wiem. To powa na sprawa. Nie chc  tego zepsu .

ż

ę

ć

background image

Janie milczy i pozwala jej wszystko z siebie wyrzuci . Dziwnie si  czuje, plotkuj c z

ć

ę

ą  

Carrie.

Nie mia aby nic przeciwko temu,  eby zamieni  si  z ni  problemami.

ł

ż

ć ę

ą

- To tyle, je li o mnie chodzi. A co u ciebie? - Carrie nak ada na proste ju  w osy

ś

ł

ż ł

 

jaki  klej cy, b yszcz cy p yn.

ś

ą

ł

ą

ł

- Musz  i  do domu i dowiedzie  si , co jest mi

ę ść

ć ę

ędzy moj  matk  i tym ca ym

ą

ą

ł  

Henrym. Musz  z ni  po

ę

ą gada .ć

Carrie patrzy na odbicie Janie w lustrze i kr ci lekko g ow .

ę

ł ą

- To  ycz  szcz cia. Rozmowa z twoj  matk  to jak gadanie z tym go ciem o

ż

ę

ęś

ą

ą

ś

 

imieniu Godot.

Janie si   mieje. Uwielbia Carrie.

ę ś

- Mo e powinnam si  upi  i wyzwa  j  na poje

ż

ę

ć

ć ą

dynek.

- Zadzwo  do mnie, jak to si  stanie. Chcia abym to zobaczy .

ń

ę

ł

ć

Janie u miecha si  i  ciska Carrie.

ś

ę ś

- Jasna sprawa.

W drodze do domu, my li,  e to wcale nie jest taki g upi pomys .

ś ż

ł

ł

background image

Rozmowa

Rozmowa

Godzina 16.01

Janie   bierze   kilka   g bokich   wdech w   i   pr buje   nabra   pewno ci   siebie.   Musi   jej   to

łę

ó

ó

ć

ś

 

wystarczy . Wyci ga z lo

ć

ą

d wki puszk  piwa, otwiera j  i poci ga  yk gorzkiego napoju. Od

ó

ę

ą

ą ł

 

czasu imprezy u Durbina nie mia a w ustach alkoholu i dziwnie si  czuje.

ł

ę

Czeka na kanapie, maj c nadziej ,  e matka sama si  zjawi.

ą

ę ż

ę

Godzina 16.46

Ca y czas czeka. Piwa ju  nie ma.

ł

ż

Wyci ga kolejn  puszk . W cza telewizor i ogl da 

ą

ą

ę

łą

ą

S dzi  Judy.

ę ę

Prze cza na teleturniej - s dziowie przywo uj  zbyt wiele bolesnych wspomnie .

łą

ę

ł ą

ń

Godzina 17.39

Gdzie ona do diab a jest? Wie,  e musi do niej i .

ł

ż

ść

Ale najpierw musi do  azienki.

ł

Godzina 17.43

Janie otwiera drzwi do pokoju matki, trzymaj c w r

ą

ęku dwie puszki piwa. Jedna to prezent. 

Albo  ap wka. Ale w tym momencie zostaje wessana w sen. Upuszcza puszki i upada na

ł ó

 

pod og . S yszy pykni cie i syk. Wie,  e jedna z puszek si  otworzy a.

ł ę ł

ę

ż

ę

ł

Ale i to nie wystarcza, by obudzi  Dorothe  z jej pi

ć

ę

jackiego snu. Do diab a, my li

ł

ś  

Janie. Sny i alkohol nie wr

 nic dobrego.

óżą

Pr buje si  wydosta , ale czuje,  e kr ci jej si  w g o

ó

ę

ć

ż

ę

ę

ł wie. Nie udaje si .

ę

Stoj  w kolejce przed jakim  budynkiem. Dorothea trzyma na r kach p acz ce

ą

ś

ę

ł

ą  

niemowl . Janie wie,  e to ona, bo kt  by inny? Powoli posuwaj  si  do przo

ę

ż

óż

ą ę

du, ale 

background image

budynek coraz bardziej si  oddala. To jakie  schronisko albo jad odajnia. Janie stoi na ulicy,

ę

ś

ł

 

obserwuj c matk . Pr buje przyku  jej uwag . Mo e tym razem uda jej si  co  zmieni .

ą

ę

ó

ć

ę

ż

ę ś

ć  

Popatrz na mnie, my li Janie, pr buj c si  skoncentrowa . Popatrz na mnie.

ś

ó ą

ę

ć

Ale nie ma w sobie do  si . Dorothea zerka na ni  odruchowo i odwraca wzrok.

ść ł

ą

 

Robi si  coraz bardziej niecierpliwa. W ko cu Janie patrzy na budynek. S  tam dwa okna.

ę

ń

ą

A nad nimi olbrzymi napis.

„Jedzenie za dzieci”.

Tak jest napisane.

Janie widzi, jak w jednym okienku ludzie oddaj  swoje dzieci, a w drugim odbieraj

ą

ą 

karton z jedzeniem.

Janie z ca ej si y pr buje krzykn , ale nie mo e. Zbiera w sobie resztk  si  i  lepo

ł

ł

ó

ąć

ż

ę ł ś

 

pe znie po pod odze w stron   ka. Uderza w nie g ow  i zarzuca odr

ł

ł

ę łóż

ł ą

ętwia e r ce na

ł ę

 

materac. Nie jest nawet pewna, czy trafia w matk . Pr buje j  obudzi  i wydosta  si  z tego

ę

ó

ą

ć

ć ę

 

koszmaru.

W ko cu wszystko wok  robi si  czarne.

ń

ół

ę

W tym samym momencie s yszy:

ł

- Co si  z tob  dzieje?

ę

ą

Janie   nie   odzyska a   jeszcze   wzroku.   Czuje,   e   ca a   jest   mokra   od   piwa,   kt re

ł

ż

ł

ó  

wybuch o. Dorothea odpy

ł

cha j .

ą

- Co tu robisz?

background image

Janie udaje,  e widzi. W ko cu ma otwarte oczy.

ż

ń

- Potkn am si .

ęł

ę

- Wyno  si  st d ty...

ś ę ą

- Przesta ! - Janie jest pijana, sko owana i o lepio

ń

ł

ś

na. Ale ma ju  tego do . - Nie

ż

ść

 

m w do mnie w ten spos b! Nigdy wi cej nie wa  si  tak m wi . Gdyby nie ja, ju  dawno

ó

ó

ę

ż ę

ó ć

ż

 

wyl dowa aby  na ulicy i dobrze o tym wiesz, wi c si  zamknij do cholery!

ą

ł

ś

ę

ę

Matka jest zaskoczona.

Janie jest zszokowana swoimi s owami.

ł

Dlatego obie milcz .

ą

Janie powoli odzyskuje wzrok i czuje,  e mo e si  ju  rusza . Podnosi si  i zabiera

ż

ż

ę ż

ć

ę

 

puszk .

ę

- Co za bajzel - mruczy. - Wychodzi.

Po chwili wraca ze szmat  i zaczyna wyciera .

ą

ć

- Wiesz co? Korona by ci z g owy nie spad a, gdyby  mi pomog a.

ł

ł

ś

ł

Po chwili matka podchodzi do niej.

- Pi a ? - burczy Dorothea.

ł ś

- I co z tego? Co ci  to obchodzi? - Janie wci  jest wkurzona i troch  przestraszona

ę

ąż

ę

 

tym snem. - Dlaczego mnie nienawidzisz?

Matka pochyla si  nad pod og , by zetrze  mokr  plam . Kiedy si  odzywa, jej g os

ę

ł ą

ć

ą

ę

ę

ł  

brzmi  agodniej.

ł

- Nie nienawidz  ci .

ę ę

Janie jest w ciek a.

ś

ł

- Mamo? Co jest mi dzy tob  i Henrym? Chyba po

ę

ą

winnam wiedzie .ć

Dorothea odwraca wzrok. Wzrusza ramionami.

- To tw j ojciec.

ó

background image

- Tak, ju  to m wi a . Mam zadawa  bardziej szcze

ż

ó ł ś

ć

g owe pytania? Chryste!

ół

Dorothea marszczy czo o.

ł

- Nazywa si  Henry Feingold. Poznali my si  w Chi

ę

ś

ę

cago podczas wakacji, kiedy 

mia am szesna cie lat. By  studentem na Uniwersytecie Michigan. Pracowa  w pizzerii Lou

ł

ś

ł

ł

 

Malnatiego w Lincolnwood. By am tam kelnerk .

ł

ą

Janie pr buje wyobrazi  sobie matk  wykonuj c  ja

ó

ć

ę

ą ą k kolwiek prac .

ą

ę

- I   co?   Zasz a   w   ci

,   a   on   ci   zostawi ?   Jest   dup

ł ś

ążę

ę

ł

kiem?   W   jaki   spos b

ó  

wyl dowa a  w Fieldridge?

ą

ł ś

- Zapomnij o tym. Nie chc  o tym gada .

ę

ć

- Daj spok j, mamo. Gdzie on mieszka?

ó

- Nie mam poj cia. Pewnie gdzie  w okolicy. Rzuci

ę

ś

am szko  i pojecha am za nim.

ł

łę

ł

 

Przez jaki  czas mieszkali my razem, a potem on odszed  i nigdy wi cej go nie

ś

ś

ł

ę

 widzia am.

ł

 

Tyle. Zadowolona?

- Wiedzia ,  e by a  w ci y?

ł ż

ł ś

ąż

- Nie. To nie by a jego sprawa.

ł

- Ale... sk d wiedzia a ,  e jest w szpitalu?

ą

ł ś ż

Matka patrzy na ni  nieobecnym wzrokiem.

ą

- Mia  przy sobie jakie  papiery, kt re da  sanitariu

ł

ś

ó

ł

szom. By o tam moje nazwisko

ł

 

jako osoby, z kt r  na

ó ą

le y si  skontaktowa . Podpisa  r wnie  dokument,  e nie chce by

ż

ę

ć

ł ó

ż

ż

ć 

podtrzymywany przy  yciu. Tak m wi a piel gniarka.

ż

ó ł

ę

Janie milczy.

Dorothea m wi dalej,  agodnie.

ó

ł

- Powinnam si  postara  o co  takiego.  eby  nie musia a cierpie , kiedy wysi dzie

ę

ć

ś

Ż

ś

ł

ć

ą

 

mi w troba.

ą

Janie odwraca wzrok i wzdycha.

background image

Powinna chyba zaprotestowa .ć

Ale kogo ona chce oszuka ?

ć

- Tak - m wi. - Mo e i powinna .

ó

ż

ś

Dorothea ponownie k adzie si  na  ku. Odwraca si  do  ciany.

ł

ę

łóż

ę

ś

- Nie chc  ju  o tym rozmawia . Nigdy wi cej.

ę ż

ć

ę

Po chwili Janie wstaje i chwiejnym krokiem idzie do  azienki. Zwraca kilka puszek

ł

 

taniego piwa i jeszcze co .ś

- Nigdy wi cej - powtarza.

ę

Na czworakach pe znie do swojego pokoju, zamyka drzwi, wczo guje si  na  ko i

ł

ł

ę

łóż

 

zasypia.

Godzina 00.12

Janie biegnie. I biegnie.

Ca  noc.

łą

Ale nigdy nie dociera na miejsce.

background image

Sobota

Sobota

5 sierpnia 2006, godzina 8.32

- S ucham?   -  Janie   odbiera   telefon   zachrypni tym   g o

ł

ę

ł sem.   -   Co?   -   Wci   jest

ąż

 

pogr ona w p nie.

ąż

ółś

- Wszystko w porz dku?

ą

Janie milczy. Ma wra enie, zna ten g os, ale nie wie sk d.

ż

ł

ą

- Janie? M wi Kapitan. Jeste  tam?

ó

ś

- Och! - krzyczy Janie. - Bo e, przepraszam. Ja...

ż

- Przepraszam,  e ci  obudzi am. Nie dzwoni a

ż

ę

ł

ł bym, ale Baker m wi ,  e masz jakie

ó ł ż

ś 

problemy rodzinne i jeste  ju  w mie cie. Chcia am si  tylko zapy

ś ż

ś

ł

ę

ta , czy wszystko w

ć

 

porz dku. I dowiedzie  si  czego  wi cej.

ą

ć ę

ś ę

- Ja... To jest troch  skomplikowane - chrypi Janie. K adzie si  na plecach. Usta ma

ę

ł

ę

 

tak   wysuszone,   jak   by   ca   buzi   wypcha a   papierem   toaletowym.   -   Ale   wszystko   w

łą

ę

ł

 

porz dku. To znaczy.,. To d uga historia. Rany.

ą

ł

- Mam czas.

- Mog  oddzwoni  p niej? Mam drugi telefon.

ę

ę óź

- Poczekam.

Pomimo b lu g owy Janie u miecha si  i odbiera dru

ó

ł

ś

ę

gie po czenie.

łą

To Cabe.

- Cze  skarbie, wszystko w porz dku? Co si  wczo

ść

ą

ę

raj dzia o?

ł

- Tak, zadzwoni  za chwil .

ę

ę

- Dobra. - Roz cza si .

łą

ę

Janie wraca do Kapitana.

- Ju  jestem - m wi.

ż

ó

background image

-  wietnie.

Ś

- Ale   wola abym   nie   wchodzi   w   szczeg y.   Wi c...   -   Janie   czuje,   e   zaczyna

ł

ć

ół

ę

ż

 

nabiera  odwagi.

ć

Przez chwil  Kapitan nie odpowiada.

ę

- Jasne, rozumiem. W razie czego wiesz, gdzie mnie szuka .ć

- Oczywi cie. Dzi kuj .

ś

ę ę

- Widzimy si  w poniedzia ek. Uwa aj na siebie, Ja

ę

ł

ż

nie. - Kapitan si  roz cza.

ę

łą

Janie zamyka klapk  telefonu i j czy.

ę

ę

- Czemu, do cholery, wszyscy dzwoni  do mnie o  s

ą

ó mej trzydzie ci rano?

ś

Godzina 9.24

Po prysznicu,  niadaniu i umyciu z b w Janie czuje si  nieco lepiej. Wzi a ibuprom i

ś

ę ó

ę

ęł

 

wypi a trzy szklanki wody.

ł

- Nigdy wi cej - mruczy do lustra. Dzwoni do Cabela.

ę

- Przepraszam,  e tak p no. - Janie wyja nia mu, co zasz o zesz ego wieczoru.

ż

óź

ś

ł

ł

 

Przechodzi przez podw rka i wchodzi do jego domu.

ó

- Hej - m wi, roz czaj c si .

ó

łą

ą

ę

Cabel u miecha si  i odk ada telefon.

ś

ę

ł

- Jad a   niadanie?

ł ś ś

- Tak.

- Chcesz si  przejecha ?

ę

ć

- Mo e do szpitala?

ż

Cabel kiwa g ow .

ł ą

- Jasne.

- Nie  ebym czu a si  jako  zobowi zana. Bo tak nic jest.

ż

ł

ę

ś

ą

- No i dobrze.

background image

Janie jest pogr ona w my lach. Duma o tym, co ze

ąż

ś

sz ej nocy m wi a matka, chocia

ł

ó ł

ż 

nie pami ta wszyst

ę

kiego zbyt wyra nie.

ź

- My l  - zaczyna powoli -  e on nie jest dobrym cz owiekiem.

ś ę

ż

ł

- Co?

- Takie mam przeczucie. Niewa ne. Chod my ju .

ż

ź

ż

- Jeste  pewna,  e chcesz tam jecha , je li facet jest z ym cz owiekiem?

ś

ż

ć ś

ł

ł

- Tak, to znaczy, chc  si  dowiedzie . Po prostu mu

ę ę

ć

sz  wiedzie , czy jest z y.

ę

ć

ł

Cabel wzrusza lekko ramionami, ale doskonale rozumie. Jad .

ą

Godzina 9.39

W szpitalu Janie jak zwykle bardzo ostro nie idzie przez korytarz, uwa aj c na otwarte

ż

ż ą

 

drzwi. Zostaje wci gni ta w jaki  lekki sen, ale tylko na kr tk  chwil , nie musi nawet

ą

ę

ś

ó ą

ę

 

zwalnia  kroku. Zatrzymuj  si  pod drzwiami Henry'ego. Janie zaciska d o  na klamce.

ć

ą ę

ł ń

Trzaski   i   jaskrawe   kolory.   Janie   prawie   pada   na   kolana,   ale   tym   razem   jest 

przygotowana. Posuwa si  na o lep do  ka. Cabel pomaga jej si  po o y  na pod odze.

ę

ś

łóż

ę

ł ż ć

ł

 

G owa dr y od ha asu. Jest g o niej ni  zwykle.

ł

ż

ł

ł ś

ż

Janie czuje,  e za chwil  eksploduj  jej b benki. Nagle ha as ustaje, a obraz si

ż

ę

ą

ę

ł

ę 

zmienia.

Znowu widzi stoj c  w ciemno ci posta . To ta sama kobieta. Janie jest tego pewna,

ą ą

ś

ć

 

ale nie widzi  adnych znak w szczeg lnych. A potem dostrzega m czy

ż

ó

ó

ęż

zn . To oczywi cie

ę

ś  

Henry. To jego sen. Jest w cieniu, siedzi na krze le i patrzy na kobiet . Nagle odwraca si  i

ś

ę

ę  

spogl da na Janie. Jego oczy robi  si  okr g e. Siada prosto na krze le. „Pom  mi!" - b aga.

ą

ą ę

ą ł

ś

óż

ł

Wtedy, jak w urwanym filmie, obraz znika i znowu s ycha  trzaski, g o niejsze ni

ł

ć

ł ś

ż 

wcze niej, jakby kto  krzycza  jej do ucha. Janie walczy, wali g ow  o pod og . Pr buje

ś

ś

ł

ł ą

ł ę

ó

 

wydosta  si  ze snu, ale nie mo e si  skupi . Ten d wi k nie pozwala jej si  skoncen

ć ę

ż

ę

ć

ź ę

ę

-

background image

trowa .ć

Rzuca si  po pod odze. Pr buje.

ę

ł

ó

Domy la si ,  e Cabel jest gdzie  przy niej, trzyma j  w ramionach, ale nic nie czuje.

ś

ę ż

ś

ą

Jaskrawe kolory wdzieraj  si  pod jej powieki, w jej umys , cia o. Trzaski s  jak ma e

ą ę

ł

ł

ą

ł  

igie ki, kt re k uj  ka dy milimetr jej sk ry.

ł

ó

ł ą ż

ó

Jest w pu apce.

ł

Uwi ziona w koszmarze cz owieka, kt ry nie mo e j si  obudzi .

ę

ł

ó

ż

ę

ć

Janie znowu walczy, czuje,  e zaczyna si  dusi . Wie,  e je li si  nie wydostanie,

ż

ę

ć

ż

ś

ę

 

umrze. Cabe! - krzyczy w my lach. Zabierz mnie st d!

ś

ą

Ale on jej nie s yszy.

ł

Zbiera w sobie resztki si  i pr buje si  wydosta , Wydaje z siebie j k, kt ry bole nie

ł

ó

ę

ć

ę

ó

ś  

przeszywa ca e jej cia o. Kiedy koszmar znowu przybiera posta  kobiety, Janie ledwo udaje

ł

ł

ć

 

si  wyrwa  z jego p t.

ę

ć

ę

Z trudem  apie powietrze.

ł

- Janie? - Cabel odzywa si   agodnym, ale niecierp

ę ł

liwym g osem.

ł

Dotyka jej sk ry, od czo a po policzki. Chwyta j  za ramiona i zanosi na krzes o.

ó

ł

ą

ł

- Wszystko w porz dku?

ą

Janie nie jest w stanie m wi . Nic nie widzi. Jej cia o jest odr twia e. Mo e jedynie

ó ć

ł

ę

ł

ż

 

kiwa  g ow .

ć ł ą

Po chwili, w drugiej cz ci pokoju s ysz  jaki  d wi k.

ęś

ł ą

ś ź ę

To na pewno nie Henry.

Janie s yszy, jak Cabel przeklina pod nosem.

ł

- Dzie  dobry - m wi m czyzna. - Nazywam si  doktor Ming.

ń

ó

ęż

ę

Janie prostuje si  na krze le, na tyle, na ile mo e. Ma nadziej ,  e Cabel stoi przed

ę

ś

ż

ę ż

 

background image

ni .

ą

- Cze   -   odpowiada   Cabe.   -   My...   Ja...   Jak   on   si   dzisiaj   czuje?   Dopiero   co

ść

ę

 

przyszli my.

ś

Doktor Ming nie odpowiada od razu, a Janie czuje,  e zaczyna si  poci . Bo e, on si

ż

ę

ć

ż

ę 

na mnie gapi, my li.

ś

- Czy wy?

- Jeste my jego dzie mi.

ś

ć

- A ta m oda dama dobrze si  czuje?

ł

ę

- Jasne. To jest... - Cabel wzdycha i g os mu si  ury

ł

ę

wa. - To jest dla nas naprawdę 

ci ki okres.

ęż

Janie wie,  e kr ci, by da  jej troch  czasu.

ż

ę

ć

ę

- Oczywi cie - m wi doktor. - C .

ś

ó

óż

Janie powoli odzyskuje wzrok i spostrzega,  e doktor Ming patrzy na kart .

ż

ę

- To si  mo e sta  w ka dej chwili, ale r wnie dobrze mo e jeszcze troch  potrwa .

ę

ż

ć

ż

ó

ż

ę

ć  

Trudno powiedzie .ć

Janie chrz ka i przechyla si  na krze le,  eby zoba

ą

ę

ś ż

czy  co  wi cej.

ć ś ę

- Czy jego m zg umar ?

ó

ł

- Hm? Nie, obserwujemy jeszcze jak  aktywno .

ąś

ść

- Co mu dok adnie jest?

ł

- Tak naprawd  nie wiemy. To m g  by  guz, mo e seria udar w. Ale bez operacji,

ę

ó ł ć

ż

ó

 

nigdy si  tego nie do

ę

wiemy. A ojciec wyra nie zaznaczy ,  e nie  yczy sobie  adnych akcji

ź

ł ż

ż

ż

 

ratowniczych. A najbli sza krewna, za

ż

pewne wasza matka, nie podpisa a zgody na operacj .

ł

ę  

- M wi to tak lito ciwym tonem,  e Janie od razu za

ó

ś

ż

czyna go nienawidzi .ć

- Jest ubezpieczony? - przerywa mu Janie.

Doktor sprawdza co  w papierach.

ś

background image

- Najwyra niej nie.

ź

- A jakie s  szanse,  e operacja mu pomo e? B dzie normalnie funkcjonowa ?

ą

ż

ż

ę

ć

Doktor Ming zerka na Henry'ego, jakby chcia  oceni  jego szanse.

ł

ć

- Nie wiem. Na pewno nie b dzie ju  sam miesz

ę

ż

ka . O ile w og le prze yje operacj .

ć

ó

ż

ę  

- Znowu zerka na kart .

ę

Janie powoli kiwa g ow . To dlatego. Dlatego tu le

ł ą

y. I jeszcze te papiery. Dlatego nic

ż

 

nie robi . Pr buje zachowa  spok j, ale w jej g osie s ycha  zdenerwo

ą ó

ć

ó

ł

ł

ć

wanie.

- To ile kosztuje oczekiwanie na  mier ?

ś

ć

Doktor kr ci g ow .

ę

ł ą

- Nie wiem, to ju  pytanie do dzia u ksi gowego - Zerka na zegarek. Odk ada kart .

ż

ł

ę

ł

ę  

- Dobrze, to ju  wszystko.

ż

Szybko wychodzi z pokoju, zamykaj c za sob  drzwi.

ą

ą

Po jego wyj ciu Janie patrzy na Cabela gniewnym wzrokiem.

ś

- Nigdy   wi cej   nie   pozw l,   by   do   tego   dosz o!   Nie   widzia e ,   e   wpad am   w

ę

ó

ł

ł ś ż

ł

 

pu apk ? Nie mog am si  wy

ł

ę

ł

ę

dosta . My la am,  e umr .

ć

ś ł

ż

ę

Cabel otwiera usta. Jest zaskoczony i ura ony.

ż

- Widzia em,  e walczysz, ale nie by em pewien, czy nie b dziesz na mnie w ciek a,

ł

ż

ł

ę

ś

ł  

je li ci przerw . Poza tym co niby mia em zrobi ? Ci gn  ci  po korytarzu? Jeste my w

ś

ę

ł

ć

ą ąć ę

ś

 

pieprzonym szpitalu, Hannagan. Gdyby kto  zobaczy  ci  w takim stanie, w pi  sekund

ś

ł ę

ęć

 

znalaz aby  si  na w zku i utkn liby my tu na ca y dzie , nie wspominaj c ju  o rachunku

ł

ś ę

ó

ę

ś

ł

ń

ą

ż

 

za t  przyjemno .

ę

ść

- Lepsze to ni  kraina wiecznego szumu. Nic dziw

ż

nego, ze facet oszala . Ja ledwo

ł

 

yj , a sp dzi am tam zaledwie kilka minut. Poza tym - Janie dodaje ch odno, wskazuj c na

ż ę

ę ł

ł

ą

 

drzwi od  azienki - a to co?

ł

Cabel przewraca oczami.

background image

- Nie pomy la em, w porz dku? Nie zamierzam sku

ś ł

ą

pia  si  tylko na twoich g upich

ć ę

ł

 

problemach. Jest więcej...

Zaciska usta.

Janie nieruchomieje.

- O rany. - Cabel podchodzi do niej i spogl da na ni  przepraszaj cym wzrokiem.

ą

ą

ą

 

Janie si  cofa.

ę

Kr ci g ow  i patrzy gdzie  w bok. Zakrywa usta, a w jej oczach zbieraj  si   zy.

ę

ł ą

ś

ą ę ł

- Janie, nie. Nie chcia em tego powiedzie .

ł

ć

Janie zamyka oczy i g o no prze yka  lin .

ł ś

ł

ś ę

- Nie - m wi powoli Janie. Wie,  e to prawda. - Masz racj . Przepraszam. -  mieje

ó

ż

ę

Ś

 

si  ponuro. - Dobrze,  e o tym m wisz.

ę

ż

ó

- Daj spok j - j ka si  Cabel. - Chod  do mnie. - Po

ó

ą

ę

ź

nownie si  do niej zbli a i tym

ę

ż

 

razem Janie podchodzi bli ej. Cabel przeje d a palcami po jej w osach i przy

ż

ż ż

ł

tula j . Ca uje

ą

ł  

j  w czo o. - Ja te  przepraszam. I wcale tak nie jest. Nie to chcia em powiedzie .

ą

ł

ż

ł

ć

- Czy by? Chcesz powiedzie ,  e nie obchodzi ci  to, co si  ze mn  stanie? I jak to

ż

ć ż

ę

ę

ą

 

wp ynie na twoje  y

ł

ż cie?

- Janie... - Cabel patrzy na ni  bezradnym wzro

ą

kiem.

- Co?

- Co chcesz us ysze ?

ł

ć

- Chc ,  eby  powiedzia  prawd . Nie martwisz si ? Ani troch ?

ę ż

ś

ł

ę

ę

ę

- Janie - zaczyna znowu Cabel. - Nie r b tego. Cze

ó

mu to robisz?

Nie odpowiada na pytanie.

Dla Janie wszystko jest jasne. Zamyka oczy.

- Jestem   troch   zdenerwowana   -   szepcze   po   chwili,   u   potem   potrz sa   g ow .

ę

ą

ł ą  

Przynajmniej teraz ju  wie. - Mam sporo na g owie.

ż

ł

background image

- Naprawd ? - Cabel  mieje si  lekko.

ę

ś

ę

- Niez e wakacje, co?

ł

Cabel prycha.

- Taa. Kiedy wygrzewali my si  w s o cu?

ś

ę

ł ń

Janie my li o matce, ojcu i o tym wszystkim. O Cabelu i g upich problemach, jak

ś

ł

 

m wi Cabel. Poza tym kto zap aci za szpital? Oby tylko Henry mia  pieni dze, ale wygl da

ó

ł

ł

ą

ą  

na bezdomnego.

- Nie ma ubezpieczenia - j czy na g os. Wali g ow  w piersi Cabela.

ę

ł

ł ą

- To nie tw j problem.

ó

Janie wzdycha.

- To dlaczego czuj  si  odpowiedzialna?

ę ę

Cabel milczy.

Janie patrzy na niego.

- Co? - pyta.

- Chcesz analizy?

mieje si .

Ś

ę

- Jasne.

- Pewnie b d  tego  a owa , ale wygl da to tak. Przy

ę ę

ż ł

ł

ą

zwyczai a  si  do tego,  e jeste

ł ś ę

ż

ś 

odpowiedzialna za matk . Teraz widzisz tego go cia. Kto  ci powiedzia .

ę

ś

ś

ł

Ile   to   tw j   ojciec   i   instynkt   od   razu   ci   podpowiada,   eby   i   za   niego   wzi

ó

ż

ąć 

odpowiedzialno , bo wygl da jeszcze gorzej ni  twoja matka. A my leli my,  e to nie

ść

ą

ż

ś ś

ż

-

mo liwe.

ż

Janie wzdycha.

- Pr buj  tylko przez to wszystko przej , rozu

ó ę

ść

miesz? Staram si  z tym wszystkim

ę

 

upora  po kolei, w nadziei  e to ju  koniec. A potem patrz  i widz ,  e nic z tego. Zaraz

ć

ż

ż

ę

ę ż

 

background image

pojawia si  co  nowego. Chc  si  wreszcie od tego uwolni . - Janie patrzy na Henry'ego i

ę ś

ę ę

ć

 

podchodzi do  ka. - Ale nigdy tak nie b dzie - m

łóż

ę

ówi. D ugo patrzy na ojca.

ł

My li.

ś

My li.

ś

Mo e czas na zmiany.

ż

Czas zaj  si  tylko jedn  osob .

ąć ę

ą

ą

- Chod my - m wi w ko cu. - Chyba nic nie mo e

ź

ó

ń

ż my dla niego zrobi . Poczekamy,

ć

 

a  zadzwoni  do mo

ż

ą

jej matki, jak on... Gdy b dzie po wszystkim.

ę

- Dobrze, skarbie. - Cabel idzie za Janie i wychodz  z pokoju.

ą

Kiwa g ow  do Miguela, a on u miecha si  do nich ze wsp czuciem.

ł ą

ś

ę

ół

- Co teraz? - pyta Cabel, chwytaj c Janie za r k , gdy id  do samochodu. - Idziemy

ą

ę ę

ą

 

co  zje ?

ś

ść

- Wola abym,   eby   zawi z   mnie   do   domu,   dobrze?   Potrzebuj   troch   czasu.

ł

ż

ś

ó ł

ę

ę

 

Musz  te  sprawdzi , co z matk .

ę ż

ć

ą

- Dobrze. - Cabel nie wydaje si  zachwycony - Wie

ę

czorem?

- Tak... - Janie jest rozkojarzona. - Dobry pomys .ł

Godzina 13 15

Janie rzuca si  na  ko i chowa twarz w poduszk . Wiatrak chodzi na pe nych obrotach,

ę

łóż

ę

ł

 

okno jest zamkni te, a zas ony zaci gni te, by powstrzyma  na

ę

ł

ą

ę

ć p yw gor cego powietrza. W

ł

ą

 

domu jest gor co, ale Ja

ą

nie to nie przeszkadza. Nie dosz a jeszcze do siebie po wczorajszej

ł

 

nocy. Zapada w popo udniow  drzemk . Jej sny s  popl tane i przypadkowe. Najpierw

ł

ą

ę

ą

ą

 

pojawia si  podejrzany, ow osiony facet, kt ry j  goni, po

ę

ł

ó

ą

tem pijana matka, b kaj ca si

łą ą

ę 

nago po ogrodzie. Pan Durbin, kt ry grozi,  e j  zabije. A na koniec parada wszystkich ludzi

ó

ż ą

 

background image

z Hill. Wytykaj  j  palcami i  miej  lic z niej, tajnej agentki.

ą ą

ś

ą

Potem ma okropny sen, w kt rym umiera pani Stubin, i chocia  wie,  e ona ju  nie

ó

ż

ż

ż

 

yje, wci  j  to boli. Janie p acze przez sen. Kiedy si  budzi, ma wilgotne Oczy.

ż

ąż ą

ł

ę

Ca a jest mokra. Spoci a si . Nawet po ciel jest wil

ł

ł

ę

ś

gotna.

Czuje si  tak, jakby kto  nie le jej przy o y .

ę

ś

ź

ł ż ł

Nienawidzi takich drzemek.

Godzina 16.22

Wk ada buty do biegania, rozci ga si  i wychodzi, trzy

ł

ą

ę

maj c w r ku butelk  wody. Mo e

ą

ę

ę

ż  

tego w a nie potrze

ł ś

buje. Nie  wiczy a ca y tydzie .

ć

ł

ł

ń

Idzie   po  podje dzie,   chrz szcz c   butami   po   wirze   i   zaczyna   biec.  Biegnie   po

ź

ę

ą

ż

 

pokrytym smo  chodniku, zostawiaj c dziury na czarnej, mi kkiej od s o ca po

łą

ą

ę

ł ń

wierzchni. 

Kropelki potu sp ywaj  jej po plecach i pier

ł

ą

siach. Jest zm czona, ale biegnie dalej, czekaj c

ę

ą  

na fal  gor ca. Biegnie a  do Heather Home, nie zdaj c sobie nawet sprawy, dok d zmierza.

ę

ą

ż

ą

ą

 

Rytmiczne kroki, r w

ó ny oddech wypieraj  z jej umys u z e my li i wspom

ą

ł ł

ś

nienia.

Ale nie do ko ca jej si  to udaje.

ń

ę

Wbiega na pokryty cementem parking. Zatrzymuje si . Stoi na jednym z miejsc

ę

 

postojowych, kt rego linie ju  dawno si  wytar y. Spogl da w g r  ponad ogrom

ó

ż

ę

ł

ą

ó ę

nymi 

klonami, przypominaj c sobie letni wiecz r sprzed kilku lat, kiedy siedzia a tu z trzema

ą

ó

ł

 

pensjonariuszkami Heather Home, ogl daj c pokaz sztucznych ogni z okazji Czwartego

ą ą

 

Lipca. Zachwytom nie by o ko ca, chocia  jedna z kobiet by a  lepa.

ł

ń

ż

ł ś

lepa jak w przysz o ci Janie.

Ś

ł ś

Och, pani Stubin.

Janie z trudem  apie oddech i k adzie si  na rozgrza

ł

ł

ę

nym cemencie. Z jej oczu p yn

ł ą 

zy. Ma osiemna cie lat i zakocha a si  w ch opaku, kt ry nie chce rozmawia  o tym, co si

ł

ś

ł

ę

ł

ó

ć

ę 

background image

z ni  dzieje. Czuje ci ar,  e nie mo

ą

ęż

ż

e prowadzi  normalnego  ycia nastolatki Nie po raz

ż

ć

ż

 

pierwszy   zastanawia   si ,   czemu   to   wszystko   spotka o   w a nie   j .   My li   o   tym,   e

ę

ł

ł ś

ą

ś

ż  

przyjmuj c propozycj  Kapitana, pope ni a ogromny b d. Zastanawia si , co by by o, gdyby

ą

ę

ł ł

łą

ę

ł

 

nie przeczyta a tego cholernego zielonego notesu i gdyby w wieku o miu lat nie wsiad a do

ł

ś

ł

 

poci gu,   od   kt rego   wszystko   si   zacz o.   Gdyby   cho   raz   mog a   naprawd   przej

ą

ó

ę

ęł

ć

ł

ę

ąć 

kontrol  nad w asnym  y

ę

ł

ż ciem.

Zastanawia si , czy powinna zrobi  to, czego ca y czas si  obawia.

ę

ć

ł

ę

Uratowa  siebie i chrzani  pozosta ych.

ć

ć

ł

- Dajcie mi wreszcie spok j! - krzyczy w kierunku dawno wygas ych sztucznych

ó

ł

 

ogni. - Co mam do cholery zrobi ,  eby wreszcie normalnie  y ? Czym sobie na to wszystko

ć ż

ż ć

 

zas u y am? Dlaczego? - P acze. - Dla

ł ż ł

ł

czego?

I jak zwykle,

nie ma  adnej odpowiedzi.

ż

Godzina 17.35

Janie si  podnosi.

ę

Otrzepuje szorty.

Biegnie do domu.

Godzina 18.09

Tylnym wej ciem w lizguje si  do Cabela. Jest wyczer

ś

ś

ę

pana i czuje si  pusta.

ę

Ch opak zerka na ni  z kuchni, gdzie przygotowuje sobie kanapk . Mruga.

ł

ą

ę

- Cze  - m wi Janie. Stoi w miejscu. Policzki ma brudne od  ez, ulicznego kurzu i

ść

ó

ł

 

potu.

Cabel marszczy nos.

- Pachniesz okropnie - krzywi si . - Chod .

ę

ź

background image

Prowadzi j  do  azienki i odkr ca wod . Kl ka, by zdj  jej buty i skarpetki. Janie

ą

ł

ę

ę

ę

ąć

 

odk ada na p k  oku

ł

ół ę

lary i rozpuszcza w osy. Cabel pomaga jej zdj  brudne ubranie.

ł

ąć

 

Odchyla zas on .

ł ę

- Wchod  - m wi.

ź

ó

Janie wchodzi.

Cabel przygl da si  jej, podziwiaj c zaokr glone kszta ty. Odwraca si  niech tnie.

ą

ę

ą

ą

ł

ę

ę

Zatrzymuje si .

ę

My li,  e mo e przyda jej si  odrobina pieszczot.

ś ż

ż

ę

Zsuwa koszulk  i szorty. I bokserki. I do cza do niej.

ę

łą

Godzina 18.42

- Cabe? - m wi Janie, wycieraj c w osy. Czuje si  od

ó

ą

ł

ę

wie ona. U miecha si  od ucha do

ś

ż

ś

ę

 

ucha. Odsuwa na bok wszystkie my li. - Jak chcesz, mo emy na o y  na twojego wacka

ś

ż

ł ż ć

 

p aszczyk przeciwdeszczowy i zaj  si  tob ?

ł

ąć ę

ą

Cabel patrzy na ni .

ą

Odwraca g ow  i mru y oczy.

ł ę

ż

- Kim, do diab a, jest wacek?

ł

Godzina 23.21

S  w ch odnej, ciemnej piwnicy, Janie szepcze:

ą

ł

- Chyba nie nazywasz go Ralph, co?

Cabel przez chwil  nic nie odpowiada, jakby si  nad czym  zastanawia .

ę

ę

ś

ł

- Jak ten z 

Forever? Nie.

- Czyta e  

ł ś

Forever? - Janie nie mo e uwierzy .

ż

ć

- W   szpitalnej   bibliotece   nie   by o   w   czym   wybiera ,   a  

ł

ć

Deenie  ca y   czas   by a

ł

ł  

wypo yczona. - Cabel m wi z

ż

ó

 sarkazmem.

- Podoba o ci si ? Cabel  mieje si  lekko.

ł

ę

ś

ę

background image

- C , nie by a to chyba najlepsza ksi ka dla czter

óż

ł

ąż

nastoletniego go cia ze  wie ym

ś

ś

ż  

przeszczepem sk ry w dolnych partiach cia a, je li wiesz, co mam na my li.

ó

ł

ś

ś

Janie powstrzymuje  miech i chowa twarz w jego ko

ś

szulce. Mocno go przytula. Po 

paru minutach pyta:

- No wi c jak? Pete? Clyde?

ę

Cabel odwraca si  na drugi bok, udaje  e  pi.

ę

ż ś

- Fred prawda?

- Janie. Daj spok j.

ó

- Nazwa e  go Janie? - chichocze.

ł ś

Cabel wdycha.

- Id  spa .

ź

ć

Godzina 23.41

pi. Jest cudownie.

Ś

Przez chwil .

ę

Godzina 3.03

Cabel  ni.

ś

S  u niego w domu, oboje. Przytulaj  si  na kanapie, graj  w halo, jedz  pizz .

ą

ą ę

ą

ą

ę  

Dobrze si  bawi . W tle s y

ę

ą

ł cha  jakie  przyt umione d wi ki. Kto  jest w kuchni i wo a o

ć

ś

ł

ź ę

ś

ł  

pomoc. Ignoruj  go, zbyt dobrze si  bawi .

ą

ę

ą

Wo anie robi si  coraz g o niejsze.

ł

ę

ł ś

- Cicho! - krzyczy Cabel. Ale krzyk si  wzmaga. Cabel znowu wrzeszczy, ale nic si

ę

ę 

nie zmieni. W ko cu idzie do kuchni. Janie drepcze za nim.

ń

Cabel krzyczy: „Zamknij si , nie mog  ju  s ucha  o twoich g upich problemach.

ę

ę ż ł

ć

ł

 

D u ej tego nie wytrzy

ł ż

mam!"

background image

Na  rodku kuchni, na bia ym szpitalnym  ku le y kobieta.

ś

ł

łóż

ż

Jej cia o jest poskr cane, kalekie.

ł

ę

Jest  lepa i wychudzona.

ś

Okropna.

To Janie, gdy b dzie stara.

ę

M odej Janie, tej siedz cej na kanapie, ju  nie ma. Cabel odwraca si  do niej we  nie.

ł

ą

ż

ę

ś

- Pom  mi - prosi.

óż

Janie patrzy na niego. Lekko kr ci g ow , chocia  bardzo chce mu pom c.

ę

ł ą

ż

ó

- Nie mog .

ę

- Prosz . Pom  mi.

ę

óż

Patrzy na niego. Nie mo e wykrztusi  s owa. Wzdryga si  i wstrzymuje  zy.

ż

ć ł

ę

ł

- Mo e powiniene  si  po prostu po egna  - szep

ż

ś ę

ż

ć

cze.

Cabel przygl da si  jej. A potem odwraca wzrok i patrzy na star  Janie. Wyci ga do

ą

ę

ą

ą

 

niej palce.

Zamyka oczy.

Janie walczy i wydostaje si  ze snu.

ę

Zastyga bez ruchu.

Dyszy.

Czuje,  e ca y  wiat zamyka si  wok  niej. Pr buje si  ruszy . Oddycha .

ż

ł ś

ę

ół

ó

ę

ć

ć

Kiedy wreszcie mo e si  ruszy , idzie na palcach przez piwnic  Cabela, wchodzi po

ż

ę

ć

ę

 

schodach i wychodzi na zewn trz. Wraca do swojego ma ego, dusznego wi zienia.

ą

ł

ę

Le y na boku, licz c ka dy oddech. Powoli nabiera i wpuszcza powietrze. Wpatruje

ż

ą

ż

 

si  w  cian .

ę ś

ę

background image

Zastanawia si , jak d ugo jeszcze zdo a to wszystko ukry .

ę

ł

ł

ć

background image

Niedziela

Niedziela

6 sierpnia 2006, godzina 10.10

Janie wpatruje si  w  cian .

ę ś

ę

Po chwili podnosi si  z  ka, by zmierzy  si  z ko

ę łóż

ć ę

lejnym dniem.

Spotyka w kuchni Dorothe , kt ra przygotowuje po

ę ó

ranny koktajl. Janie nie widzia ał 

jej od czasu ich ostatniej rozmowy.

- Cze  - m wi Janie.

ść

ó

Matka burczy co  pod nosem.

ś

Jakby nic si  nie wydarzy o.

ę

ł

- Wiesz co  o Henrym?

ś

- Nie.

- Wszystko w porz dku?

ą

Matka zatrzymuje si  i patrzy na ni  spod opuchni tych powiek. Na jej twarzy

ę

ą

ę

 

pojawia si  fa szywy u miech.

ę ł

ś

- Jak najlepiej.

Janie znowu pr buje.

ó

- Pami tasz,  e obok kalendarza wisi m j numer telefonu, gdyby  mnie kiedy

ę

ż

ó

ś

ś 

potrzebowa a? I Cabela. On ci zawsze pomo e, gdyby mnie nie by o. Wiesz o tym?

ł

ż

ł

- To ten hipis?

- Tak, mamo. - Janie przewraca oczami. Cabel obci  w osy jakie  par  miesi cy

ął ł

ś

ę

ę  

temu.

- Cabel... Co to w og le za imi ?

ó

ę

Janie j  ignoruje.  a uje,  e w og le si  odezwa a.

ą

Ż ł

ż

ó

ę

ł

- Lepiej,  eby  nie zaliczy a wpadki. Dziecko zruj

ż

ś

ł

nuje ci  ycie. - Matka powoli

ż

 

background image

wraca do sypialni.

Janie patrzy na ni , kr c c g ow .

ą

ę ą ł ą

- Hej, wielkie dzi ki - krzyczy za ni . Wyci ga telefon. Czyta wiadomo  od Cabela.

ę

ą

ą

ść

 

„Nie s ysza em, jak wychodzi a . Gdzie znikn a ?

ł

ł

ł ś

ęł ś

Wszystko w porz dku?"

ą

Janie wzdycha. Odpisuje. „Obudzi am si  wcze nie. Musia am co  zrobi ".

ł

ę

ś

ł

ś

ć

Cabel odpowiada. „Zostawi a  buty. Chcesz,  ebym je przyni s ?"

ł ś

ż

ó ł

Janie waha si . „Okej. Dzi ki".

ę

ę

Godzina 11.30

Cabel jest przy drzwiach.

- Mo e wybierzemy si  na przeja d k ?

ż

ę

ż ż ę

Janie mru y oczy.

ż

- Dok d?

ą

- Zobaczysz.

Janie niech tnie idzie za nim do samochodu.

ę

Cabel wyje d a z miasta i jedzie drog , kt ra prze

ż ż

ą

ó

cina pola kukurydzy, a potem 

wje d a w las. Zwal

ż ż

nia i uwa nie przygl da si  nielicznym zardzewia ym skrzynkom na

ż

ą

ę

ł

 

listy.

- Co ty robisz? - pyta Janie.

- Szukam numeru 23888.

Janie siada prosto i wygl da przez okno.

ą

- Kto mieszka na tym zadupiu? - Jest podejrzliwa.

background image

Cabel znowu mru y oczy. Gdy mijaj  numer 23766, jeszcze bardziej zwalnia. Zerka

ż

ą

 

w tylne lusterko. Po chwili mija ich jaki  samoch d.

ś

ó

- Henry Feingold.

- Co takiego? Sk d wiesz?

ą

- Sprawdzi em w ksi ce telefonicznej.

ł

ąż

- Aha. Bystry jeste  - m wi Janie. Nie jest pewna, czy powinna by  w ciek a, czy

ś

ó

ć ś

ł

 

podekscytowana.

A mo e raczej zawstydzona,  e sama na to nie wpad a.

ż

ż

ł

Kilometr dalej Cabel skr ca w zaro ni t  gruntow  drog . Ga zie drzew uderzaj

ę

ś ę ą

ą

ę

łę

ą 

drzwi samochodu. Podskakuj  na wybojach. Ch opak przeklina pod nosem.

ą

ł

Janie wygl da przez przedni  szyb . Przez ga zie drzew przebijaj  si  promienie

ą

ą

ę

łę

ą ę

 

s o ca, tworz c na dro

ł ń

ą

dze jasne pasy. Jakie  czterysta metr w dalej, na pola

ś

ó

nie, dostrzega 

niewyra ny kszta t.

ź

ł

- Czy to dom?

- Tak.

Po   paru   minutach   bardzo   wolnej   jazdy,   zatrzymuj   si   przed   niewielkim,

ą

ę

 

zaniedbanym parterowym budynkiem.

Wysiadaj  z samochodu. Na pokrytym  wirem pod

ą

ż

je dzie stoi stare, zardzewia e

ź

ł  

kombi   z   drewnianym   wyko czeniem.   Na   masce   samochodu   stoi   pojemnik   z   herbat

ń

ą 

s oneczn .

ł

ą

Janie si  rozgl da.

ę

ą

Dooko a   ma ego   domku   rosn   krzewy.   R e   pn   si   na   gnij cej   kratce.   Kilka

ł

ł

ą

óż

ą ę

ą

 

tygrysich lilii otworzy o w s o

ł

ł ńcu swoje p atki. Poza tym wok  rosn  same chwasty. Przed

ł

ół

ą

 

drzwiami stoi kilka kartonowych pude ek.

ł

Cabel ostro nie przechodzi przez k uj ce krzaki i pod

ż

ł ą

chodzi do brudnego okna. 

background image

Zagl da do  rodka, pr buj c dojrze  co  przez lekko rozchylone zas ony.

ą

ś

ó ą

ć ś

ł

- Chyba nikogo tu nie ma.

- Nie powiniene  tego robi  - m wi Janie. Czuje si   le. Jest gor co, a w powietrzu

ś

ć

ó

ę ź

ą

 

unosi si  r j brz cz

ę ó

ę ących owad w. Ponadto w a nie naruszyli czyj  pry

ó

ł ś

ąś

watno . - Boj

ść

ę 

si  tego miejsca.

ę

Cabel   przygl da   si   pude kom   ustawionym   przed   drzwiami.   Patrzy   na   adresy

ą

ę

ł

 

zwrotne. Podnosi jedno do g ry i potrz sa nim. Odstawia je na miejsce, rozgl da

ó

ą

ą j c si .

ą

ę

- Chcesz si  w ama  do  rodka? - pyta z szelmow

ę ł

ć

ś

skim u miechem.

ś

- Nie. To nie by oby w porz dku. Mogliby nas aresz

ł

ą

towa !

ć

- Co  ty, kto b dzie o tym wiedzia ?

ś

ę

ł

- Gdyby Kapitan si  o tym dowiedzia a, wywali aby nas na zbity pysk. Na pewno by

ę

ł

ł

 

nam tego nie darowa a. - Janie idzie w kierunku samochodu. - Chod my. M wi  powa nie.

ł

ź

ó ę

ż

Cabel niech tnie wraca do samochodu.

ę

- Nie rozumiem. Nie chcesz si  niczego dowiedzie ? W ko cu facet jest twoim

ę

ć

ń

 

ojcem. Nie jeste  ciekawa?

ś

Janie wygl da przez okno. Cabel zawraca.

ą

- Pr buj  nie by .

ó ę

ć

- Dlatego  e on umiera?

ż

Janie jest pogr ona w my lach.

ąż

ś

- Tak. - Je li nie b dzie o nim my le , uda jej si  za

ś

ę

ś ć

ę pomnie , gdy m czyzna umrze.

ć

ęż

 

Pozostanie dla niej facetem, kt rego nekrolog uka e si  w gazecie. Nie jej ojcem. - Nie

ó

ż

ę

 

potrzebuj  kolejnych problem w.

ę

ó

Cabel wje d a na drog , a Janie po raz ostatni zerka przez rami . Ale widzi tylko

ż ż

ę

ę

 

drzewa.

- Mam nadziej ,  e te paczki nie zmokn , jak b dzie pada  - m wi.

ę ż

ą

ę

ć

ó

background image

- Naprawd  ci  to obchodzi?

ę ę

Przez kilka minut jad  w ciszy. A potem Cabel pyta:

ą

- Dowiedzia a  si  czego  z jego snu? Po naszym ostatnim nieporozumieniu ba em

ł ś ę

ś

ł  

si  pyta .

ę

ć

Janie odwraca si  i patrzy, jak Cabel prowadzi.

ę

- By o podobnie jak za pierwszym razem. Trzaski. Kolory. Jaka  kobieta, a potem

ł

ś

 

zobaczy am Henry'ego. Ca y czas siedzia  na krze le i patrzy  na t  kobiet .

ł

ł

ł

ś

ł

ę

ę

- A co ona robi a?

ł

- Nic, sta a na  rodku s abo o wietlonego pokoju. Pomieszczenie wygl da o jak sala

ł

ś

ł

ś

ą ł

 

gimnastyczna. Nie widzia am jej twarzy.

ł

- A on tylko na ni  patrzy ? Rany, czuj ,  e dostaj  g siej sk rki.

ą

ł

ę ż

ę ę

ó

- Tak - m wi Janie. Spogl da na migaj ce za oknem rz dy kukurydzy. - Ale wcale

ó

ą

ą

ę

 

nie wydawa o mi si  to straszne. Czu am,  e jest samotny. A potem... - Janie milknie.

ł

ę

ł

ż

- Co?

- Odwr ci  si  i spojrza  na mnie. By  chyba nieco zaskoczony,  e tam jestem. Prosi ,

ó ł ę

ł

ł

ż

ł  

bym mu pomog a.

ł

- Inni ludzie te  ci  widz  w swoich snach, prawda? Rozmawiaj  z tob ?

ż ę

ą

ą

ą

- Tak.   Ale...   Sama   nie   wiem.   Tym   razem   by o   inaczej.   Jakby...   -   Janie   pr buje

ł

ó

 

przypomnie  sobie wszystkie te przypadki, kt re prze y a. - Najcz ciej znajduj  si  po

ć

ó

ż ł

ęś

ę ę

 

prostu w czyim   nie, a ludzie to akceptuj  i rozma

ś ś

ą

wiaj  ze mn , jakbym by a jedynie

ą

ą

ł

 

rekwizytem. Nie ma prawdziwego porozumienia. Patrz  na mnie, ale mnie nie widz .

ą

ą

Cabel drapie si  po zaro ni tym policzku i odrucho

ę

ś ę

wo przeje d a r k  po w osach.

ż ż ę ą

ł

- Nie rozumiem, co to za r nica.

óż

Janie wzdycha.

- Ja chyba te  nie. Ale tym razem by o inaczej.

ż

ł

background image

- Tak jak tego dnia, kiedy po raz pierwszy ujrza em ci  na przystanku? By a  jedyn

ł

ę

ł ś

ą 

osob , kt ra na mnie patrzy a -  artuje Cabel. Ale nie do ko ca.

ą ó

ł

ż

ń

- Mo e. Chocia  bardziej, gdy by am we  nie pani Stubin, kiedy jeszcze mieszka a w

ż

ż

ł

ś

ł

 

domu opieki. Zapyla a mnie wtedy o co . Jakby wiedzia a,  e te  jestem  owc  sn w.

ł

ś

ł ż

ż

ł

ą ó

Cabel zerka na Janie, a potem znowu na drog . Mar

ę

szczy czo o i przechyla g ow .

ł

ł ę

- Chwileczk  - m wi. - Czekaj, czekaj. - Naciska na hamulec i patrzy w jej stron . -

ę

ó

ę  

M wisz powa nie?

ó

ż

Janie przygl da si  ch opakowi i kiwa g ow . Te  si  nad tym zastanawia a.

ą

ę ł

ł ą

ż ę

ł

- Janie, my lisz,  e ta ca a sprawa z  owieniem sn w mo e by  dziedziczna? -

ś

ż

ł

ł

ó

ż

ć

 

Samoch d zwalnia i zatrzy

ó

muje si  na  rodku polnej drogi.

ę

ś

- Nie wiem - m wi Janie. Nerwowo zerka przez ra

ó

mi . - Cabe, co ty wyprawiasz?

ę

- Zawracam - m wi. Naciska peda  gazu. - To wa ne. Mo e on co  o tym wie.

ó

ł

ż

ż

ś

 

Mo emy nie mie  ju  dru

ż

ć ż

giej szansy.

Godzina 12.03

Cabel stoi przed drzwiami do domu Henry'ego i wyciąga z portfela prawo jazdy. Wk ada je

ł

 

w szczelin  drzwi obok klamki i zaczyna majstrowa  przy zamku. Zaci

ę

ć

skaj c usta, pr buje

ą

ó

 

poruszy  bolec, by mogli wej  do  rodka.

ć

ść

ś

Janie obserwuje go przez kilka chwil. W ko cu wy

ń

ci ga r k  i chwyta za klamk .

ą

ę ę

ę  

Drzwi si  otwieraj .

ę

ą

Cabel si  prostuje.

ę

- No prosz . Kto w obecnych czasach nie zamyka drzwi?

ę

- Mo e kto , komu w a nie eksplodowa  m zg? Kto , kto mieszka na odludziu i nie

ż

ś

ł ś

ł ó

ś

 

ma niczego, co mo na by ukra ? Jaki  wariat? Mo e powiedzia  sanitariuszom,  eby nie

ż

ść

ś

ż

ł

ż

 

zamykali, bo nie mia  kluczy. - Janie wchodzi do male kiego domku, a Cabel idzie tu  za

ł

ń

ż  

ni .

ą

background image

- Widzisz? - m wi, wskazuj c na wisz cy na  cianie haczyk z kluczami.

ó

ą

ą

ś

W  rodku jest duszno. W jednym pomieszczeniu znaj duje si  kuchnia, du y pok j i

ś

ę

ż

ó  

ko. W rogu s  drzwi, prawdopodobnie prowadz  do  azienki. Na p ce s oi radio, a na

łóż

ą

ą

ł

ół

ł

 

kuchennym blacie telewizor. Przez otwarte okno, pokryte siatk  na komary, wpada do

ą

 

rodka fala gor cego powietrza. Cienka,  ta zas onka powiewu na wietrze. Pod oknem

ś

ą

żół

ł

 

znajduje si  stolik ze starym komputerem. Obok kubek i miska. Najwyra niej stolik s u y

ę

ź

ł ż  

r wnie  do jedzenia. Pod nim stoi szafka z trzema szufladami, kt ra kiedy  by a pewnie

ó

ż

ó

ś

ł

 

cz ci  praw

ęś ą

dziwego biurka. Na pod odze le  porozrzucane kartki papieru.

ł

żą

Pod   cian ,   obok   tylnych   drzwi,   znajduj   si   posk a

ś

ą

ą ę

ł dane   kartony.  

ko   jest

Łóż

 

roz o one. Na prowizorycz

ł ż

nej nocnej szafce, zrobionej z pude ka, stoi niemal pu

ł

sta szklanka 

wody.

- C  - m wi Janie. - Nie mam co liczy  na jaki  nag y spadek. Wygl da na to,  e

óż

ó

ć

ś

ł

ą

ż  

go  jest biedniejszy od nas.

ść

- To chyba niemo liwe. - Cabel rozgl da si  wok . Podchodzi do biurka. - Chyba  e

ż

ą

ę

ół

ż  

dom do niego nale y. Mo e by  co  wart. - Przegl da le ce na biurku ra

ż

ż

ć ś

ą

żą

chunki. - Lub... 

Nie. Znalaz em czek, na kt rym jest napisane „czynsz”.

ł

ó

- Cholera. - Janie niech tnie do cza do ch opaka. - Dziwnie si  czuj , Cabe. Nie

ę

łą

ł

ę

ę

 

powinni my tego robi .

ś

ć

- Je eli chcesz czeka , a  umrze, to nigdy niczego si  nie dowiesz. Pa stwo przejmie

ż

ć ż

ę

ń

 

jego rzeczy, a w a ci

ł ś ciel b dzie potrzebowa  lokatora, kt ry zap aci czynsz. Wszystko to

ę

ł

ó

ł

 

usun  albo sprzedadz ,  eby zap aci  za szpital, i tyle.

ą

ą ż

ł ć

- Kurcz , sporo wiesz. - Janie si  rozgl da.

ę

ę

ą

- O dziwnych, ale po ytecznych rzeczach?

ż

- Chyba tak. - Janie przechadza si  po ma ym do

ę

ł

mku. Na telewizorze le   rodki

żą ś

 

przeciwb lowe. W lod wce jest sporo jedzenia.  wiartka mleka, p  bochen

ó

ó

Ć

ół

ka ciemnego 

background image

chleba, puszka mielonki. Na jednej p ce le  fasola, kukurydza, pomidory i maliny. Janie

ół

żą

 

zerka przez okno i dostrzega male ki ogr dek, a po drugiej stronie dziko rosn ce krzewy z

ń

ó

ą

 

czerwonymi kulkami.

Szafki s  prawie puste, nie licz c kilku niepasuj cych do siebie talerzy i szklanek.

ą

ą

ą

 

P ki pokrywa cien

ół

ka warstwa kurzu, ale og lnie jest czysto. W du ym pokoju stoi stary,

ó

ż

 

wys u ony fotel, stolik z drewniani) lampk  i du a, prowizoryczna szafka zape niona kar

ł ż

ą

ż

ł

-

tonami. Dalej rega  z ksi kami. Janie wyobra a sobie Henry'ego, jak siedzi wieczorem w

ł

ąż

ż

 

fotelu,   czyta   ksi k   albo   ogl da   telewizj   w   swoim   niemal e   przy

ąż ę

ą

ę

ż

tulnym   domu. 

Zastanawia si , jak wygl da o jego  y

ę

ą ł

ż cie. Podchodzi do rega u z ksi kami, na kt rym stoj

ł

ąż

ó

ą 

zniszczone tomy Szekspira, Dickensa, Kerouca, Hemingwaya i Steinbecka. S  te  ksi ki

ą ż

ąż  

napisane dziwnym alfabetem, chyba hebrajskim. Ksi ki naukowe Janie wyci ga jedn  z

ąż

ą

ą  

nich i zagl da do  rodka. Widzi  odr czne  pismo, prawdopodobnie  jej ojca, pod  list

ą

ś

ę

ą 

skre lonych nazwisk.

ś

„Henry David Feingold

Uniwersytet Michigan”

Kuca   i   zaczyna   przegl da   ksi k ,   czytaj c   uwagi   zapisane   na   marginesie.

ą ć

ąż ę

ą

 

Zastanawia si , czy to jego notatki, czy mo e kogo  innego. Ok adka ksi ki jest zniszczona

ę

ż

ś

ł

ąż

 

i wypadaj  z niej kartki, wi c odk ada j  na p k .

ą

ę

ł

ą

ół ę

Cabel przegl da papiery na biurku.

ą

- Faktury   -   m wi.   -   Za   r ne   dziwne   rzeczy.   Ubran

ó

óż

iu   dzieci ce.   Gry   wideo.

ę

 

Bi uteri . Nawet  nie ne ku

ż

ę

ś ż

le, na mi o  bosk . Ciekawe gdzie to wszystko trzyma. Troch

ł ść

ą

ę 

to dziwne.

Janie wstaje i podchodzi do ch opaka. Podnosi notat

ł

nik i zagl da do  rodka. Widzi

ą

ś

 

background image

starannie zapisan  list  transakcji. Ka da jest inna. Janie zastanawia si  i podchodzi do

ą

ę

ż

ę

 

drzwi. Wci ga do  rodka paczki i zerka na adresy zwrotne. Por wnuje je z adresami z

ą

ś

ó

 

notatnika.

Odgarnia do ty u w osy.

ł

ł

- Wiesz co, Cabe, wydaje mi si ,  e prowadzi jaki  sklep internetowy. Kupuje tanie

ę ż

ś

 

rzeczy i z niewielkim zyskiem sprzedaje w swoim sklepie internetowym. A tam ma chyba 

dzia  wysy ek. - Wskazuje na du y rega .

ł

ł

ż

ł

- Mo e towar kupuje na wyprzeda ach.

ż

ż

Janie kiwa g ow .

ł ą

- To dziwne. Studiowa  nauki  cis e, a sko czy  z czym  takim. Mo e go wyrzucili?

ł

ś ł

ń

ł

ś

ż

- Bior c  pod   uwag  gospodark   stanu  Michigan  i stale   rosn ce  bezrobocie, to

ą

ę

ę

ą

 

ca kiem mo liwe.

ł

ż

Janie si  u miecha.

ę ś

- Rany, ale z ciebie kujon. Kocham ci . Naprawd . Twarz mu si  rozja nia.

ę

ę

ę

ś

- Dzi kuj .

ę ę

- C ... - Janie odk ada notatnik i bierze do r ki wy

óż

ł

ę

s u ony egzemplarz 

ł ż

Paragrafu 

22.  Przegl da ksi k , zapominaj c o czym my la a. Dostrzega wyrwan  kart

ą

ąż ę

ą

ś ł

ą

k , kt ra

ę

ó  

s u y za zak adk . Co  jest na niej napisane.

ł ż

ł

ę

ś

„Morton's Fork”.

Tak jest napisane.

Janie zamyka ksi k  i odk ada j  na biurko.

ąż ę

ł

ą

- Co teraz?

- Nie widz  tu niczego, co by wskazywa o,  e jest  owc  sn w, a ty?

ę

ł ż

ł

ą ó

background image

- Nie. A w moim domu co  by  znalaz ?

ś ś

ł

Cabel si   mieje.

ę ś

- Zielony notes, notatki o snach le ce na twojej szafce nocnej...

żą

- Szafka nocna - m wi Janie, skubi c doln  warg  Podchodzi do  ka Henry'ego,

ó

ą

ą

ę

łóż

 

ale nic nie znajduje Jest tylko szklanka. Przesuwa nawet materac i wsuwa pod sp d r k ,

ó ę ę  

szukaj c pami tnika albo dziennika. - Nic tu nie ma, Cabe. Powinni my ju  i .

ą

ę

ś

ż ść

- A komputer?

- Nie, nie b dziemy tam zagl da . Naprawd , chod

ę

ą ć

ę

źmy ju . Poza tym widzia e  go,

ż

ł ś

 

nie jest kaleki ani  lepy.

ś

- Sk d wiesz,  e nie jest  lepy? Tego nie wiemy.

ą

ż

ś

- Tak, masz racj  - m wi Janie. - Ale r ce mia  zdrowe.

ę

ó

ę

ł

- A   co   pisa a   pani   Stubin   w   swoim   zielonym   notesie?   e   to   si   dzieje   oko o

ł

Ż

ę

ł  

trzydziestego pi tego roku  y

ą

ż cia, tak? On ma najwy ej czterdzie ci. Mo e jeszcze si  u

ż

ś

ż

ę  

niego nie zacz o.

ęł

Janie wzdycha. Nie chce o tym my le  ani o zielo

ś ć

nym notesie. Podchodzi do drzwi i 

lekko uderza w nie g ow . Potem wychodzi na zewn trz i czeka na Cabela w rozgrzanym

ł ą

ą

 

samochodzie.

- Do szpitala? - pyta Cabel z nadziej  w g osie, skr

ą

ł

ęcaj c na drog .

ą

ę

- Nie. - G os Janie brzmi stanowczo. - Koniec z tym. Mo e sobie nawet by  kr lem

ł

ż

ć ó

 

owc w sn w. Ale pew

ł

ó

ó

nie nie jest. To zwyk y facet, kt ry pewnie by oszala , gdyby si

ł

ó

ł

ę 

dowiedzia ,  e kr cimy si  po jego domu. - Jest zm czona.

ł ż

ę

ę

ę

Cabe kiwa g ow .

ł ą

- Okej, okej. Ju  milcz . Obiecuj .

ż

ę

ę

background image

Godzina 19.07

Oboje  wicz  w domu Cabela. Janie wie,  e musi by  silna. W poniedzia ek maj

ć

ą

ż

ć

ł

ą 

spotkanie z Kapitanem, to oznacza,  e pewnie czeka na nich kolejne zadanie,  e po raz

ż

ż

 

pierwszy Janie nie czuje podekscytowania.

- Nie wiesz, co Kapitan dla nas szykuje? - Podnosi sztang .

ę

- Z ni  nigdy nic nie wiadomo. - Cabel g o no oddycha, unosz c do g ry ci arki. -

ą

ł ś

ą

ó

ęż

 

Mam nadziej ,  e co  twego.

ę ż

ś

- Ja te  - m wi Janie.

ż

ó

- Wkr tce si  dowiemy. - Cabel odk ada sztang  na pod og . - Nie mog  przesta

ó

ę

ł

ę

ł ę

ę

ć 

my le  o Henrym. To wszystko jest jakie  dziwne.

ś ć

ś

Janie siada.

- Mia e  o tym nie m wi  - przypomina. Dra ni si  z nim. Ale ciekawo  bierze

ł ś

ó ć

ż

ę

ść

 

g r . - Czemu tak m

ó ę

ówisz?

- M wi a ,  e nawi za a  z nim jaki  kontakt, tak jak z pani  Stubin, tak? Nie daje

ó ł ś ż

ą ł ś

ś

ą

 

mi to spokoju. Go  prowadzi do  dziwne  ycie. Jak jaki  odludek. Ma wprawdzie to stare

ść

ść

ż

ś

 

kombi, wi c pewnie gdzie  je dzi, ale...

ę

ś ź

Janie patrzy na niego bystrym wzrokiem.

- Hm... - mruczy.

- Mo e to tylko zbieg okoliczno ci - m wi Cabel.

ż

ś

ó

- Pewnie tak - odzywa si  Janie. - Po prostu jest od

ę

ludkiem.

- Ale...

Godzina 22.20

- Dobranoc, skarbie. - Cabel szepcze Janie do ucha. Stoj  pod jego drzwiami. Janie nie chce

ą

 

u niego nocowa . To zbyt trudne. Ci ko by oby utrzyma  to wszyst

ć

ęż

ł

ć

ko w tajemnicy.

- Kocham ci . - Janie m wi ze smutkiem. I tak my

ę

ó

li. Naprawd .

ś

ę

background image

- Te  ci  kochani.

ż ę

Janie si  odwraca. Wyci ga r ce z jego d oni Nie

ę

ą

ę

ł

ch tnie je opuszcza i powoli idzie

ę

 

przez podw rka do domu.

ó

Le y na plecach, nie  pi. A jej my li dryfuj  od Cabe'a do wydarze  z ca ego dnia. Do

ż

ś

ś

ą

ń

ł

 

Henry'ego.

Godzina 00.39

Nie mo e przesta  o nim my le .

ż

ć

ś ć

Bo je li on...

ś

I jak ma si  tego dowiedzie , chyba  e...

ę

ć

ż

Janie wysuwa si  z  ka i ubiera. Bierze kom rk , klucze i co  do jedzenia. W

ę łóż

ó ę

ś

 

autobusie jest tylko kierowca.

Na szcz cie nie  pi.

ęś

ś

Godzina 00.58

Na szpitalnym korytarzu panuje absolutna cisza. S yłcha  jedynie delikatny stukot klapek

ć

 

Janie. Jaki  sanitariusz z pustym w zkiem kiwa na ni  g ow , gdy wy

ś

ó

ą ł ą

siada z windy. Bez 

wahania otwiera drzwi na OIOM.  wiat o jest przygaszone i wok  panuje cisza. Po dro

Ś

ł

ół

dze 

Janie walczy z jakim  snem i ponownie analizuje tw j plan.

ś

ó

Oddycha g boko i otwiera drzwi. Wok  robi si  ciemno, a po chwili  znowu

łę

ół

ę

 

otaczaj  j  jaskrawe kolory i niewiarygodny ha as.

ą ą

ł

Si a snu jest tak pot na,  e Janie l duje na kola

ł

ęż

ż

ą

nach. Atak na jej zmys y powoduje,

ł

 

e si a przyci

ż

ł

ągania wydaje si  dziesi  razy silniejsza ni  zwykle. Janie chwieje si  na

ę

ęć

ż

ę

 

nogach,  jakby   chcia a unikn   zderzenia z  ogromnymi,  jaskrawymi,  tr jwymiarowy

ł

ąć

ó

mi 

cianami, kt re zmierzaj  w jej kierunku. Wok  panuje ogromy ha as i trudno jej us ysze

ś

ó

ą

ół

ł

ł

ć 

w asne my

ł

li. Czuje si  tak, jakby znalaz a si  w samym epicen

ś

ę

ł

ę

trum ha asu.

ł

background image

Po chwili czuje,  e dr twiej  jej d onie i stopy. Od

ż

ę

ą

ł

wraca si  na o lep i czo ga do

ę

ś

ł

 

azienki,   eby   w   razie   potrzeby   schowa   si   w   rodku.   Gdy   w   jej   stron   zbli

ł

ż

ć ę

ś

ę

a   si

ż

ę 

jaskrawo ta bry a, Janie rzuca si  do przo

żół

ł

ę

du, by unikn  zderzenia i uderza w szpitaln

ąć

ą 

cian . Skup si ! - krzyczy do siebie. Ale ha as jest przyt a

ś

ę

ę

ł

ł czaj cy. Mo e jedynie pe zn  do

ą

ż

ł ąć  

przodu,   wdzi czna   za   to,   e   w   og le   si   jeszcze   porusza.   Czeka   na   jaki   przeb ysk,

ę

ż

ó

ę

ś

ł

 

cokolwiek, co mog oby wyja ni  tajemni

ł

ś ć

c  Henry'ego.

ę

Nie wie, ile dok adnie czasu up yn o. Nie mo e si  ruszy .

ł

ł ęł

ż ę

ć

Nie jest w stanie dalej walczy . Nie potrafi odna

ć

le   azienki i zerwa  po czenia.

źć ł

ć łą

Czuje si  tak, jakby wpad a do lodowatej wody. Jej cia o i umys  nic nie czuj . Nawet

ę

ł

ł

ł

ą

 

kolory i trzaski wydaj  si  przyt umione.

ą ę

ł

Nic si  nie liczy.

ę

Nie jest  wiadoma,  e rzuca si  po pod odze.

ś

ż

ę

ł

Nie wie,  e traci przytomno .

ż

ść

Nic jej to nie obchodzi. Chce si  tylko podda . Chce, by ten koszmar wreszcie j

ę

ć

ą 

ogarn , i wype ni  jej umys  i cia o nieko cz cym si  ha asem i jaskrawym  wiat

ął

ł ł

ł

ł

ń ą

ę ł

ś

em.

ł

I tak si  dzieje.

ę

Po chwili wok  robi si  ciemno.

ół

ę

A p niej.

óź

Z ciemno ci wy ania si  obraz szalonego, ow osionego, wrzeszcz cego m czyzny,

ś

ł

ę

ł

ą

ęż

 

kt ry jest jej oj

ó

cem.

background image

Wyci ga   do  niej  r ce.  Jego  palce   s   czarne   i   za

ą

ę

ą

krwawione,   a  wzrok   ob dny,

łę

 

niewzruszony. Janie jest sparali owana. Ojciec zaciska na jej szyi lodowa - | te d onie, a  w

ż

ł

ż  

ko cu Janie nie mo e z apa  tchu. Nie mo e si  ruszy , nie mo e my le . Musi pozwoli

ń

ż ł

ć

ż

ę

ć

ż

ś ć

ć 

ojcu, by j  zabi . M czyzna coraz mocniej zaciska r ce, a jego twarz przybiera alabastrowy

ą

ł

ęż

ę

 

odcie . Zaczyna si  trz

.

ń

ę

ąść

Janie umiera.

Nie ma ju  si , by walczy .

ż ł

ć

Ju  po wszystkim.

ż

Poddaje si , a blada twarz ojca zamienia si  w szk o i rozsypuje na drobne kawa ki.

ę

ę

ł

ł

Zwalnia u cisk. Jego cia o znika.

ś

ł

Janie opada na ziemi , tu  obok rozsypanych ka

ę

ż

wa k w szk a i pr buje z apa

ł ó

ł

ó

ł

ć 

oddech. Przygl da si  im, wci gaj c powietrze. Wreszcie mo e si  ruszy .

ą

ę

ą ą

ż ę

ć

Podnosi si .

ę

Ale w szklanych od amkach nie widzi twarzy ojca.

ł

Widzi w asne przera one odbicie.

ł

ż

Znowu s ycha  trzaski.

ł

ć

Trwa to bardzo.

Bardzo.

D ugo.

ł

Janie zdaje sobie spraw ,  e mo e tu utkn  na za

ę ż

ż

ąć

wsze. Na zawsze.

Godzina 2.19

A p niej. Iskierka  ycia.

óź

ż

background image

Kobieca sylwetka w ciemnej sali, portret m czyzny na krze le...

ęż

ś

I jaki  g os.

ś ł

Odleg y. Ale wyra ny.

ł

ź

Znajomy.

G os nadziei w ciemnym  wiecie.

ł

ś

- Wracaj - m wi kobieta. Ma uroczy, m odo brzmi cy g os.

ó

ł

ą

ł

Odwraca si  do Janie i wkracza w kr g  wiat a.

ę

ą ś

ł

Mocno stoi na nogach, a jej spojrzenie jest jasne i b yszcz ce. Jej palce nie s  s kate,

ł

ą

ą ę

 

ale d ugie i pi k

ł

ę ne.

- Janie - m wi powa nym g osem. - Janie, kocha

ó

ż

ł

nie, wracaj.

Janie nie wie, jak wr ci .

ó ć

Jest wyczerpana. Znikn a. Odesz a z tego  wiata i znajduje si  w miejscu, w kt rym

ęł

ł

ś

ę

ó

 

nie ma  adnej in

ż

nej ludzkiej istoty.

Z wyj tkiem Henry'ego.

ą

Nagle przed jej oczami pojawia si  nowy obraz. Jest spokojnie i cicho. M czyzna

ę

ęż

 

siedz cy na krze le i kobieta stoj ca w blasku  wiat a, b agaj  j , by wr ci

ą

ś

ą

ś

ł

ł

ą ą

ó a. Kobieta

ł

 

podchodzi do Henry'ego i staje obok niego. Henry odwraca si  i przygl da si  Janie. Mruga.

ę

ą

ę

- Pom  mi - m wi. - Prosz , Janie. Pom  mi.

óż

ó

ę

óż

Janie jest przera ona. Ale nie ma wyj cia. Musi mu pom c.

ż

ś

ó

To jej dar.

Jej przekle stwo.

ń

background image

Nie potrafi odm wi .

ó ć

Janie pr buje si  skupi  i odzyska  pe n   wiado

ó

ę

ć

ć ł ą ś

mo . Boi si ,  e w ka dej chwili

ść

ę ż

ż

 

mo e wr ci  ten okropny ha as i jaskrawe kolory. Boi si  podej  do m czyzny, kt ry

ż

ó ć

ł

ę

ść

ęż

ó  

mo e okaza  si  szalony i zacz  j  dusi . Chcia aby zebra  w sobie tyle si , by wydosta  si

ż

ć ę

ąć ą

ć

ł

ć

ł

ć ę 

z tego koszmaru, p ki jest jeszcze czas. Ale nie zrobi tego.

ó

Janie z trudem wstaje. Podchodzi bli ej, a wok  s ycha  jedynie echo jej krok w. Nie

ż

ół ł

ć

ó

 

ma poj cia, co mo e dla Henry'ego zrobi . Nie wie, jak mu pom c. Tak naprawd  chcia aby

ę

ż

ć

ó

ę

ł

 

go zwi za , albo nawet zabi ,  eby nie m g  jej ju  skrzywdzi .

ą ć

ć ż

ó ł

ż

ć

Zatrzymuje si  par  krok w przed nim. Przygl da si  stoj cej obok kobiecie. Nie

ę

ę

ó

ą

ę

ą

 

mo e uwierzy  w as

ż

ć ł nym oczom.

- To pani - m wi. Czuje olbrzymi  ulg . Usta jej dr . - Och, pani Stubin.

ó

ą

ę

żą

Pani Stubin wyci ga do niej r ce. Janie oszo omio

ą

ę

ł

na tym,  e znowu j  widzi, wpada

ż

ą

 

w jej ramiona. U cisk jest mocny i bezpieczny. Przywraca jej si y, Czuj c ciep o i mi o

ś

ł

ą

ł

ł ść 

kobiety, Janie zalewa fala emocji.

- Ju  dobrze - uspokaja j .

ż

ą

- Pani... - m wi Janie. - Pani jest... My la am,  e ju  wi cej pani nie zobacz .

ó

ś ł

ż

ż ę

ę

Pani Stubin si  u miecha.

ę ś

- Od czasu, gdy ci  ostatnio widzia am, sp dzi am du o czasu z Earlem. Dobrze jest

ę

ł

ę ł

ż

 

by  znowu w jed

ć

nym kawa ku. - Milknie, a oczy jej b yszcz , odbi

ł

ł

ą

jaj c przyt umione

ą

ł

 

promienie s o ca, kt re wpadaj  do  rodka przez male kie okna na g rze sali. A po

ł ń

ó

ą

ś

ń

ó

tem 

patrzy na milcz cego Henry'ego. - Chyba jestem tu ze wzgl du na niego...  eby zabra  go

ą

ę

Ż

ć

 

do domu. Czasami sama nie wiem, dlaczego zostaj  wezwana do snu innego  owcy.

ę

ł

Oczy Janie robi  si  okr g e.

ą ę

ą ł

- Wi c to prawda. On naprawd  jest  owc  sn w.

ę

ę

ł

ą ó

background image

- Na to wygl da.

ą

Patrz  na Henry'ego, a potem na siebie. Milcz , my

ą

ą

l .  owcy sn w, razem, w

ś ą Ł

ó

 

jednym miejscu.

- Kurcz  - mruczy Janie. Odwraca si  do pani Stu

ę

ę

bin. - Dlaczego pani o nim nie 

wspomnia a? W zie

ł

lonym notesie nie by o  adnych notatek o  yj cych  owcach sn w.

ł ż

ż ą

ł

ó

- Nie wiedzia am o nim. - Pani Stubin si  u miecha. - Wydaje mi si ,  e zanim

ł

ę ś

ę ż

 

p jdzie ze mn , b dzie po

ó

ą ę

trzebowa  twojej pomocy. Ciesz  si ,  e jeste .

ł

ę ę ż

ś

- To nie by o  atwe - m wi Janie. - Jego sny s  ok

ł ł

ó

ą ropne.

- Niewiele mu ich zosta o - odpowiada pani Stubin.

ł

Janie bierze g boki wdech.

łę

- To m j ojciec. Wiedzia a pani o tym?

ó

ł

Kobieta kr ci g ow .

ę

ł ą

- Nie wiedzia am. Wi c to dziedziczne. Cz sto si  nad tym zastanawia am. Dlatego

ł

ę

ę

ę

ł

 

nigdy nie mia am dzieci.

ł

- Czy   pani?   -   Janie   nagle   przychodzi   do   g owy   pewna   my l.   -   Nie   jeste my

ł

ś

ś  

spokrewnieni? To znaczy my wszyscy?

Pani Stubin u miecha si  ciep o.

ś

ę

ł

- Nie, kochanie. To by dopiero by o, co?

ł

Janie  mieje si , wyobra aj c sobie to szale stwo.

ś

ę

ż ą

ń

- Czy my li pani,  e gdzie  s  jeszcze inni? Poza mn ?

ś

ż

ś ą

ą

Kobieta chwyta Janie za r ce i mocno je  ciska.

ę

ś

- Teraz kiedy ju  wiem o Henrym, mam cich  na

ż

ą

dziej ,  e jest nas wi cej. Ale

ę ż

ę

 

owc w sn w bardzo trudno znale . - Chichocze. - Chyba najlepszym sposobem, by ich

ł

ó

ó

źć

 

odnale , to zasn  w jakim  pub

źć

ąć

ś

licznym miejscu.

Janie przytakuje. Zerka na Henry'ego.

background image

- Jak mam mu pom c?

ó

Pani Stubin unosi do gry brwi.

- Nie wiem. Ale ty powinna  wiedzie . Prosi  ci  ju  o pomoc.

ś

ć

ł ę ż

- Ja nie rozumiem... A on nic nie m wi. - Janie roz

ó

gl da si  po niemal pustej sali,

ą

ę

 

szukaj c wskaz wek i pr buj c si  domy li , co mog aby zrobi . Nie chce si  zbli a  do

ą

ó

ó ą

ę

ś ć

ł

ć

ę

ż ć

 

Henry'ego.

W ko cu odwraca si  w jego stron  i bierze g boki wdech, zerkaj c na pani

ń

ę

ę

łę

ą

ą 

Stubin, jakby szuka a u niej wsparcia.

ł

- Cze  - zaczyna dr cym g osem. Jest zdenerwo

ść

żą

ł

wana, przestraszona i nie ma 

poj cia, co za chwil  si  wydarzy. - Jak mog  ci pom c?

ę

ę ę

ę

ó

Henry patrzy na ni  pustym wzrokiem.

ą

- Pom  mi - j czy.

óż

ę

- Ja... Nie wiem jak, ale ty mo esz mi powiedzie .

ż

ć

- Pom  mi. - Powtarza Henry. - Pom  mi. Po

óż

óż

m  mi. Pom  mi. Pom  mi.

óż

óż

óż

 

Pom   mi.   Pom   mi!   Pom   mi!!   -   M czyzna   zaczyna   krzycze .   Janie   cofa   si ,

óż

óż

óż

ęż

ć

ę  

przygotowana na najgorsze, ale on nie rusza si  z miejsca. Chwyta si  za g ow , wrzeszcz c

ę

ę

ł ę

ą  

i wyrywaj c sobie k py w os w. Wytrzeszcza oczy, a ca e cia o wije si  w agonii. - Pom

ą

ę

ł ó

ł

ł

ę

óż 

mi!

Krzyki nie ustaj . Janie nie mo e ruszy  si  z miejsca, jest zszokowana i przera ona.

ą

ż

ć ę

ż

- Nie   wiem,   co   mam   robi !   -   krzyczy,   ale   jego   wrzaski   zag uszaj   jej   s owa.

ć

ł

ą

ł

 

Przera ona, patrzy na pani  Stubin, kt ra uwa nie wszystkiemu si  przygl da. Wydaje si

ż

ą

ó

ż

ę

ą

ę 

przestraszona.

A potem.

Kobieta wyci ga r ce.

ą

ę

Dotyka ramienia Henry'ego.

background image

Powoli jego krzyk ustaje, a oddech si  uspokaja.

ę

Pani Stubin patrzy na Henry'ego, pr buje si  skon

ó

ę

centrowa . Skupi . W ko cu

ć

ć

ń  

m czyzna odwraca si  w jej stron  i milknie.

ęż

ę

ę

Janie si  przygl da.

ę

ą

- Henry - m wi pani Stubin  agodnym g osem. - To jest twoja c rka, Janie.

ó

ł

ł

ó

Henry nie reaguje. A potem jego twarz wykrzywia grymas.

Obraz natychmiast si  za amuje. Pomieszczenie za

ę

ł

czyna si  rozpada  na drobne

ę

ć

 

kawa ki jak pot uczone lustro. Przez szczeliny przebija si  do  rodka jaskrawe  wiat o. Serce

ł

ł

ę

ś

ś

ł

 

Janie zaczyna wali  jak oszala e. Rzuca przera one spojrzenie w kierunku pani Stubin i ojca,

ć

ł

ż

 

Chce wiedzie , czy on rozumie, ale znowu trzyma si  za g ow .

ć

ę

ł ę

- Nie mog  tu zosta  - krzyczy Janie. Zbiera w so

ę

ć

bie resztki si  i wydostaje si  z

ł

ę  

koszmaru, zanim znowu ogarn  j  ha as i o lepiaj ce kolory.

ą ą ł

ś

ą

Godzina 2.20

Wok  panuje cisza. Janie s yszy jedynie brz czeniu w uszach.

ół

ł

ę

Mijaj  kolejne minuty. Twarz  dotyka lepkiej szpital

ą

ą

nej pod ogi. Nie rusza si , nic

ł

ę

 

nie widzi. Boli j  g owa. Kiedy pr buje si  ruszy , mi nie odmawiaj  jej pos u

ą ł

ó

ę

ć

ęś

ą

ł sze stwa.

ń

Godzina 2.36

W ko cu Janie odzyskuje wzrok, ale wszystko wyda

ń

je si  rozmazane. J czy, ale za kt rym

ę

ę

ó

ś 

razem udaje lej si  podnie . Opiera si  o  cian  i wyciera usta. Na r ce ma krew. Porusza

ę

ść

ę ś

ę

ę

 

wolno j zykiem i wyczuwa wewn trz skaleczenie. Musia a w trakcie koszmaru ugry  si

ę

ą

ł

źć ę 

w policzek. Ostro nie dotyka szyi.  o dek podchodzi jej do gard a, kiedy prze yka g st  od

ż

Ż łą

ł

ł

ę ą  

krwi  lin . Wpatruje si  w zegarek. Nie mo e uwierzy ,  e min o tyle czasu.

ś ę

ę

ż

ć ż

ęł

Potem odwraca si  w stron  Henry'ego. Przeje d a palcami po swoich potarganych

ę

ę

ż ż

 

w osach i przygl da si  um czonej twarzy ojca, kt ra ma taki sam wyraz jak we  nie, kiedy

ł

ą

ę

ę

ó

ś

 

nie m g  przesta  krzycze .

ó ł

ć

ć

background image

- Co ci jest? - pyta. Jej g os przypomina szum z kosz

ł

maru.

Zagryza doln  warg  i znowu przygl da si  m czy

ą

ę

ą

ę ęż

źnie Ca y czas ma w pami ci

ł

ę  

obraz Henry'ego szale ca, 

ń

jest nieprzytomny, nie mo e mi nic zrobi , my li.

ż

ć

ś

Nie wierzy w to, wi c powtarza to samo na g os.

ę

ł

- Nic mi nie zrobisz. Troch  to pomaga.

ę

Podchodzi bli ej.

ż

Staje ko o  ka.

ł łóż

Unosi palce nad jego d oni . Wyobra a sobie,  e m czyzna nagle gwa townie

ł ą

ż

ż

ęż

ł

 

podskakuje i chwyta j  w swym lodowatym,  miertelnym u cisku. Rozdziera jej gard o.

ą

ś

ś

ł  

Dusi. Ale powoli opuszcza r k  i k adzie j  na d oni Henry'ego.

ę ę ł

ą

ł

M czyzna si  nie rusza.

ęż

ę

Jego d onie s  ciep e i szorstkie.

ł

ą

ł

Takie powinny by  r ce ojca.

ć ę

Godzina 2.43

Ju  za p no na autobus.

ż

óź

Kiedy   odzyskuje   si y,   lawiruje   po  szpitalnych   korytarzach   i   wychodzi   na   ulic .

ł

ę  

Powoli ku tyka do domu.

ś

background image

Poniedzia ek

ł

Poniedzia ek

ł

7 sierpnia 2006, godzina 10.35

owca sn w. Jej ojciec. Tak jak ona.

Ł

ó

Niewiarygodne.

Janie   wk ada   sportowe   ciuchy   i   idzie   na   przystanek.   Doje d a   do   ostatniego

ł

ż ż

 

przystanku, kt ry znajduje si  na samym ko cu miasta. Reszt  drogi przebiega.

ó

ę

ń

ę

Na wsi czas toczy si  wolniej ni  w mie cie. Janie biegnie, mocno uderzaj c butami

ę

ż

ś

ą

 

o drog . Wydaje si , jakby  wiat stan  w miejscu. Kolejne rz dy kukurydzy chyl  si  pod

ę

ę

ś

ął

ę

ą ę

 

ci arem dojrzalszych kolb. Janie biegnie. Widzi br zowe rozmazane  odygi.

ęż

ą

ł

Okulary zsuwaj  jej si  na nos. Przypomina sobie,  e powinna ch on  wszystko

ą

ę

ż

ł ąć

 

wok , p ki jeszcze mo e. Na sam  my l,  e kiedy  to wszystko straci, robi jej si  niedobrze.

ół ó

ż

ą

ś ż

ś

ę

 

Pr buje wi c wszystko zapami ta , krok po kroku, a  w ko cu jej umys  zaczyna dryfowa .

ó

ę

ę ć

ż

ń

ł

ć

S yszy   rechotanie   ab   drzewnych   i   przypomina   sobie,   e   kiedy   by a   ma

ł

ż

ż

ł

łą 

dziewczynk  my la a,  e ten d wi k wydaj  nie zwierz ta, a wibruj ce energi  kable elek

ą

ś ł ż

ź ę

ą

ę

ą

ą

-

tryczne. Kiedy dowiedzia a si ,  e to  aby, nie mog a w to uwierzy .

ł

ę ż

ż

ł

ć

Wci  nie wierzy.

ąż

W ko cu nigdy  adnej nie widzia a.

ń

ż

ł

G boko wdycha nieruchome, wilgotne powietrze i czuje lekki zapach krowiego

łę

 

nawozu. W powietrzu unosi si  te  md awa, s odka wo  dzikich kwiat w i ostry zapach

ę ż

ł

ł

ń

ó

 

wie o po o onego asfaltu.

ś

ż

ł ż

Gdy dociera do d ugiego, zaro ni tego podjazdu przed domem Henry'ego, czuje,  e

ł

ś ę

ż  

umys  jej si  rozja

ł

ę

śni . Zwalnia i pr buje si  uspokoi .

ł

ó

ę

ć

background image

Nagle s yszy dzwonek telefonu. Ignoruje go. To pew

ł

nie Cabel. Musi pomy le . Sama.

ś ć

 

Otwiera drzwi i wchodzi do  rodka.

ś

Ogarnia j  dziwne uczucie. Zaczyna si  trz

, kr ci jej si  w g owie i czuje,  e robi

ą

ę

ąść

ę

ę

ł

ż

 

jej si  niedobrze. To samo odczuwa cz owiek, kt ry znalaz  si  w cichym, za

ę

ł

ó

ł ę

kazanym 

miejscu. Janie jest zm czona i mocno dyszy, przerywaj c panuj c  wok  cisz .

ę

ą

ą ą

ół

ę

- Porozmawiaj ze mn  Henry, ty m j ma y dusicielu - m wi cicho Janie. - Poka  mi,

ą

ó

ł

ó

ż

 

w jaki spos b mam ci pom c.

ó

ó

Idzie do kuchni, ociera papierowym r cznikiem spo

ę

cone czo o i si ga do szafki po

ł

ę

 

szklank . Odkr ca kran. Woda zaczyna bulgota . Najpierw pojawia si  rdzawy strumie ,

ę

ę

ć

ę

ń  

kt ry jednak po chwili przybiera normalny odcie . Janie powili nape nia szklank . Pije.

ó

ń

ł

ę

 

Letnia woda jest nieco brudna, ale jej to nie przeszkadza.

Postanawia zaj  si  komputerem. Uruchamia sprz t i odkrywa,  e pod czony jest

ąć ę

ę

ż

łą

 

do modemu. Nic dziwnego, bior c pod uwag ,  e znajduj  si  na zupe nym odludziu, ale i

ą

ę ż

ą ę

ł

 

tak j  to wkurza.

ą

- Porozmawiaj ze mn  - mruczy ponownie. Nie

ą

cierpliwie stuka palcami o st .

ół

Najpierw przegl da zak adki. Od razu znajduje stro

ą

ł

n  ze sklepem internetowym

ę

 

Henry'ego i loguje si . Nazwa u ytkownika i has o s  ju  wpisane i nie ma cudnego

ę

ż

ł

ą ż

 

zabezpieczenia.   Janie   myszkuje   po   wirtualnym   sklepie   o   nazwie   U   Dottie.   Znajduje 

zbieranin  zupe nie r nych przedmiot w, w tym ubranka dla dzieci i niemowl t, drobny

ę

ł

óż

ó

ą

 

sprz t elektroniczny, ksi ki i szklane figurki. Klika na zdj cie dzieci cego kom

ę

ąż

ę

ę

binezonu i 

czyta opis produktu. Wczytuje si  w s owa, kt re wybra  Henry i dostrzega jego inteligencj ,

ę

ł

ó

ł

ę  

zdolno ci marketingowe i  y k  do interes w.

ś

ż ł ę

ó

Kilka aukcji jest nadal w czonych, a kilka zako czy

łą

ń

o si  w czasie, gdy Henry trafi

ł

ę

ł 

do szpitala.

background image

A potem dostrzega list  komentarzy. Dziewi dziesi t dziewi  i osiem dziesi tych

ę

ęć

ą

ęć

ą

 

procenta pozytywnych.

Janie nie potrafi okre li  uczucia, kt re j  ogarnia.

ś ć

ó

ą

Oczy zachodz  jej  zami.

ą

ł

Wie tylko,  e Henry Feingold ma niemal perfekcyjn  statystyk .

ż

ą

ę

Nie pozwoli, by co  j  zepsu o.

ś ą

ł

Janie   wy cza   aukcje.   Znajduje   przedmioty,   kt re   si   sprzeda y   i   szuka   ich  na

łą

ó

ę

ł

 

p kach z towarem. Pakuje rzeczy, a w szufladzie znajduje druczki UPS. Wype nia je.

ół

ł

 

Zastanawia   si ,   czy   powinna   zadzwoni   po   kuriera   i   znajduje   odpowiedni   link   w

ę

ć

 

ulubionych zak adkach Henry'ego. Zamawia odbi r przesy ki przed godzin  siedemnast .

ł

ó

ł

ą

ą  

Paczki wystawia na zewn trz,  eby nie zapomnie .

ą

ż

ć

Wraca do komputera i przegl da pozosta e zak adki. Forum o polityce, strona o

ą

ł

ł

 

gotowaniu, kilka odno ni

ś k w do stron marketingowych.  ydowska strona o wa

ó

Ż

kacjach. 

Ogrodnictwo.

Sny.

I odno nik do Wikipedii o Wide kach Mortona.

ś

ł

Janie klika.

Czyta.

Odkrywa,  e nie chodzi o prawdziwe wide ki, ale o pewnego rodzaju dylemat.

ż

ł

 

Podsumowuj c: wyb r po mi dzy dwoma r wnie g wnianymi rozwi zaniami.

ą

ó

ę

ó

ó

ą

Janie czyta i dostrzega podobie stwo z  

ń

Paragrafem 22.  Zerka na le c  na stole

żą ą

 

ksi k  o tym samym tytule. Marszczy brwi.

ąż ę

- W porz dku,  panie  dziwaku -  mruczy.  Szybko  stu

ą

ka w  klawiatur , szukaj c

ę

ą  

kluczowych s w. - O co w tym chodzi? Jakiego wyboru musia e  dokona ?

łó

ł ś

ć

background image

I nagle w po owie s owa przestaje stuka .

ł

ł

ć

Opada na krzes o, przypominaj c sobie, kiedy ostat

ł

ą

ni raz czyta a o sytuacji podobnej

ł

 

do tej opisanej w 

Paragrafie 22. Zaledwie par  miesi cy temu, w zielonym notesie.

ę

ę

Oczywi cie.

ś

Ju  wie, co Henry wybra  wiele lat temu.

ż

ł

Nie mia  do pomocy pani Stubin. Nikt go nie na

ł

uczy .ł

Nie mia  nikogo.

ł

Godzina 12.50

Rozmy lania przerywa warkot nadje d aj cej furgo

ś

ż ż ą

netki, od kt rego dr y ca y dom. Janie

ó

ż

ł

 

dostrzega samoch d przez okno i czuje,  e serce zaczyna jej szybciej bi . Wie,  e nie

ó

ż

ć

ż

 

powinno jej tu by . Kierowca puka do drzwi i wo a przyja nie:

ć

ł

ź

- Hej, Henry, musisz to podpisa ! Jeste  z ty u?

ć

ś

ł

Janie waha si  i w ko cu otwiera drzwi.

ę

ń

- Cze .

ść

Kobieta kurier przygl da si  jej, trzymaj c w d oni przygotowane urz dzenie do

ą

ę

ą

ł

ą

 

podpisu. Po opalonych policzkach sp ywaj  jej kropelki potu, a pod pachami ma mokre

ł

ą

 

plamy. Ubrana jest w firmowe br zowe szor

ą

ty, a jej opalone nogi pokrywaj  siniaki i  lady

ą

ś

 

po ukąszeniach. Przez chwil  wygl da na zaskoczon  i zmie

ę

ą

ą

szan , a potem m wi:

ą

ó

- Cze , sko czy a  osiemna cie lat? Mo esz si  podpisa .

ść

ń

ł ś

ś

ż

ę

ć

- Ja... Tak.

- Gdzie jest Henry? Na jakiej  wyprzeda y? Chy

ś

ż

ba nie, bo jest jego samoch d... C ,

ó

óż  

mo esz mu powiedzie ,  e widzia am og oszenie o du ej wyprzeda y u luteran w. W

ż

ć ż

ł

ł

ż

ż

ó

 

Washtenaw, w pi tek i sobot . - Wyda

ą

ę

je si  zdenerwowana.

ę

- Henry... nie b dzie m g  tam pojecha . Jest... cho

ę

ó ł

ć

ry. - Janie czuje,  e co   ciska j

ż

ś ś

ą 

background image

w gardle. - Jest w szpitalu, mo e ju  z tego nie wyjdzie.

ż

ż

Kobieta wygl da na zaskoczon . Chwyta za framug  drzwi.

ą

ą

ę

- Do diab a. Nie m wisz chyba powa nie? Czy ty.., Kim jeste ? - Uderza si  pi ci

ł

ó

ż

ś

ę ęś ą 

w biodro, usi uje si  uspokoi . - Je li mog  spyta , to w ko cu nie moja sprawa. Ale Henry

ł

ę

ć

ś

ę

ć

ń

 

od lat jest moim klientem. Jeste my przyjaci mi. - Odwraca si  gwa townie i patrzy w

ś

ół

ę

ł

 

stron  lasu, zagryzaj c usta.

ę

ą

- Mam na imi  Janie. Jestem jego c rk . - Dziwnie to brzmi.

ę

ó ą

- C rk ? Nigdy nie wspomina ,  e ma c rk .

ó ą

ł ż

ó ę

- Chyba o mnie nie wiedzia .ł

Kobieta wzdycha.

- Tak mi przykro. Mo esz mu powiedzie ,  e  ycz  mu powrotu do zdrowia?

ż

ć ż ż

ę

- Jasne.   On...   jest   w   pi czce,   ale   powiem   mu.   A   mo e   mi   pani   co   o   nim

ś ą

ż

ś

 

opowiedzie ? To znaczy, dowiedzia

ć

am si ,  e jest moim ojcem, kiedy znalaz  si  w szpitalu,

ł

ę ż

ł ę

 

wi c nic o nim nie wiem... - Janie g o no prze yka  lin .

ę

ł ś

ł

ś ę

- Chce pani wody?

- Nie, dzi ki. Mam picie w furgonetce. - Odrucho

ę

wo odp dza od siebie komara,

ę

 

wyra nie w szoku po tym, co us ysza a. - Henry Feingold to dobry cz owiek. Nikomu nie

ź

ł

ł

ł

 

przeszkadza.   Mo e   wygl da   troch   dziw

ż

ą

ę

nie,   ale   ma   z ote   serce.   Zajmuje   si   swoimi

ł

ę

 

sprawami i mieszka tu zupe nie sam. Ale m wi,  e tak jest lepiej. Du o pracuje przy

ł

ó

ż

ż

 

komputerze, szuka rzeczy do swojego sklepu, chyba kiedy  robi  jaki  kurs koresponden

ś

ł

ś

-

cyjny. Nie wiem co, ale zawsze ma co  ciekawego do powiedzenia.

ś

- Czy w ostatnim tygodniu m wi  mo e,  e  le si  czuje?

ó ł

ż ż ź

ę

- Nie, ale jak zwykle bola a go g owa. Czasami do

ł

ł

kucza mu migrena. Nigdy nie 

poszed  z tym do lekarza, Chocia  m wi am mu,  e powinien. Zawsze odpowiada ,  e nie

ł

ż ó ł

ż

ł ż

 

ma ubezpieczenia.

background image

- Wi c cierpia  na b le g owy?

ę

ł

ó

ł

- Od czasu do czasu. Czy to... - Kobieta nie ko czy, tylko kiwa g ow .

ń

ł ą

- Tak. Mia  co  na m zgu. Prawdopodobnie to guz. Chyba sami do ko ca nie wiedz .

ł ś

ó

ń

ą

Kobieta spuszcza wzrok i patrzy na ziemi .

ę

- Strasznie   mi   przykro.   Trzymaj   si .   Ja...   Napraw

ę

d   mi   przykro.   -   Podnosi

ę

 

przygotowane przez Janie paczki.

- Dzi ki - m wi Janie.

ę

ó

- Gdyby co  si  sta o, no wiesz, mog aby  zostawi  mi wiadomo  na drzwiach?

ś ę

ł

ł

ś

ć

ść

 

Cz sto tu zagl da am, czasami nawet dwa razy dziennie, kiedy by a popo u

ę

ą ł

ł

ł dniowa wysy ka.

ł  

B d  wdzi czna. Mam na imi  Cathy, przez C.

ę ę

ę

ę

Janie kiwa g ow .

ł ą

- Postaram si . Hej, Cathy?

ę

- Tak?

Janie si  wierci.

ę

- Nie jest przypadkiem niewidomy? Cathy patrzy na ni  ze zdziwieniem.

ą

- Nie - odpowiada. - Nawet nie nosi okular w.

ó

Godzina 13.15

Janie siedzi w starym fotelu i my li.

ś

Izolacja.

Mieszka tu sam, ma prawie czterdzie ci lat i nie jest  lepy ani kaleki.

ś

ś

- O rany - m wi Janie. G owa opada jej na oparcie krzes a. - Co ja wyprawiam. To

ó

ł

ł

 

przecie  logiczne. Je

ż

sieni sko czon  idiotk .

ń

ą

ą

Jej telefon nie przestaje dzwoni .ć

- Cze  - burczy.

ść

- Cze . - Cabe m wi przyt umionym g osem. - Co  si  dzieje?

ść

ó

ł

ł

ś ę

background image

- Musia am na troch  uciec - m wi Janie. - A co? Co si  takiego sta o,  e nie mog

ł

ę

ó

ę

ł ż

ę 

nawet znikn  na trzy godziny, bo zaraz wszyscy mnie  cigaj ? - Jej s owa brzmi  ostrzej,

ąć

ś

ą

ł

ą

 

ni  zamierza a. Ale w a nie zaczyna a delektowa  si  cisz .

ż

ł

ł ś

ł

ć ę

ą

Cabel milczy, a Janie si  krzywi.

ę

- Przepraszam ci  bardzo. Nie to chcia am powie

ę

ł

dzie .ć

- W porz dku - odpowiada Cabel. Jego g os nadal brzmi szorstko. - Dzwoni ,  eby

ą

ł

ę ż

 

zapyta , o kt rej mam po ciebie przyjecha  przed spotkaniem z Kapitanem. Jest o drugiej.

ć

ó

ć

Janie siada prosto.

- O kurcz ! - Sprawdza godzin . - Cholera, zapo

ę

ę

mnia am. - Rozgl da si  po pokoju,

ł

ą

ę

 

by upewni  si ,  e wszystko le y na swoim miejscu i wychodzi, nie zamykaj c drzwi, tak

ć ę ż

ż

ą

 

jak Henry. - Wysz am... pobiega . Musz  jak najszybciej wr ci  do domu i wzi  prysznic.

ł

ć

ę

ó ć

ąć

 

Mo e by  za pi  druga?

ż

ć

ęć

- Troch  p no. Sp nimy si . Mo e podjad  po ciebie teraz i zawioz  ci  do

ę óź

óź

ę

ż

ę

ę ę

 

domu?

Janie zaczyna biec wzd u  drogi. Czuje,  e mi nie jej zdr twia y.

ł ż

ż

ęś

ę

ł

- Nie - m wi. - Mo emy si  spotka  na miejscu.

ó

ż

ę

ć

- Chcesz jecha  autobusem? Kapitan b dzie w cie

ć

ę

ś k a, mia em ci  zawie . Wiesz o

ł

ł

ę

źć

 

tym. Janie, daj spok j.

ó

- Cabel wydaje si  wkurzony.

ę

Janie biegnie, a g os jej si  rwie. Stara si  oddycha  przez usta,  eby unikn  kolki,

ł

ę

ę

ć

ż

ąć

 

kt ra powoli daje jej si  we znaki.

ó

ę

- Wiem - m wi. - Wiem.

ó

- Gdzie jeste ?

ś

Janie zwalnia i zaczyna maszerowa .ć

- Wiesz co, Cabe, my l ,  e mo e... Id  beze mnie - m wi. - Dobrze?

ś ę ż

ż

ź

ó

background image

- Co takiego? Janie! Daj spok j. Nie r b tego. Przyjad  po ciebie przed drug .

ó

ó

ę

ą  

Zd ymy.

ąż

Janie si  nie zatrzymuje.

ę

- Nie  - m wi stanowczo. - Musz  co  zrobi . Za dzwoni  do niej i wszystko

ó

ę

ś

ć

ę

 

wyja ni . Id  sam.

ś ę ź

- Ale... - Cabel wzdycha.

Janie milczy.

- Jak sobie chcesz. - Roz cza si  bez po egnania. Janie zamyka klapk  telefonu i

łą

ę

ż

ę

 

wsuwa go do kieszeni.

- Bo e - wzdycha. - Nie wiem, czy dam rad .

ż

ę

W drodze do domu dzwoni do Kapitana.

- Wszystko w porz dku Hannagan?

ą

- Niezupe nie. - G os Janie dr y. - Nie przyjd  dzi , przepraszam.

ł

ł

ż

ę

ś

Cisza.

Janie si  zatrzymuje.

ę

- Nie dam rady przyj  na spotkanie. Chyba... pod

ść

j am ju  decyzj .

ęł

ż

ę

W s uchawce s ycha  skrzypienie krzes a i ciche wes

ł

ł

ć

ł

tchnienie.

- W porz dku. C . - Chwila przerwy. - Cabe?

ą

óż

Janie kuca i zamyka oczy. Gryzie palce. Nabiera g boko powietrza, by opanowa

łę

ć 

dr enie g osu.

ż

ł

- Jeszcze nie - m wi. - Wkr tce. Potrzebuj  jeszcze kilku dni,  eby pomy le , co

ó

ó

ę

ż

ś ć

 

robi  dalej.

ć

- Och, Janie - wzdycha Kapitan.

background image

Godzina 13.34

Janie   stoi  na   rodku  drogi,  nie   wiedz c,  w  kt r   stron   ma  p j .   Do domu,  czy  z

ś

ą

ó ą

ę

ó ść

 

powrotem do Henry'ego? Rozum podpowiada jej, co powinna zrobi .ć

Ale kiedy zaczyna jej burcze  w brzuchu, zna ju  od

ć

ż powied .ź

Nie mog aby zje  niczego z domu ojcu. To nie by oby w porz dku. Powoli idzie na

ł

ść

ł

ą

 

przystanek. Ca y czas my li.

ł

ś

Wie,  e musi po egna  si  z Cabelem.

ż

ż

ć ę

Na zawsze.

Ale nie mo e sobie tego wyobrazi .

ż

ć

Godzina 14.31

W domu Janie przygotowuje trzy kanapki. Jedn  zja

ą

da, a pozosta e dwie zawija w foli  i

ł

ę  

wsuwa do plecaka. Pojawia si  Dorothea i zaczyna myszkowa  w lo

ę

ć

d wce.

ó

- Przygotowa  ci co , mamo? - pyta Janie, chocia  tak naprawd  wcale nie chce. -

ć

ś

ż

ę

 

Mog  to zrobi .

ę

ć

Dorothea zbywa propozycj  niedba ym machni ciem r ki. Mruczy co  pod nosem i

ę

ł

ę

ę

ś

 

bierze puszk  piwa. Po

ę

woli wraca do swojego pokoju.

A potem otwieraj  si  drzwi wej ciowe.

ą ę

ś

- Hej, Janers? Jeste  w domu? To ja, Carrie.

ś

Janie j czy w duchu. Chce jak najszybciej wr ci  doi domu Henry'ego.

ę

ó ć

- Hej, laska. Co s ycha ?

ł

ć

- Nic szczeg lnego. - Carrie wparowuje do kuchni i siada na blacie. Macha nogami.

ó

 

Ma na sobie klapki. - Popatrz na m j pedikiur. Powiedz, nie skr ca ci  z za

ó

ę

ę

zdro ci?

ś

Janie skupia wzrok na stopach Carrie.

- Jeszcze jak! Naprawd  nie le. - Nalewa do butelki wod  z kranu i wrzuca j  do

ę

ź

ę

ą

 

background image

plecaka.

- Wybierasz si  gdzie ? - Carrie wygl da na rozcza

ę

ś

ą

rowan .

ą

- Tak - odpowiada Janie.

- Do Cabe'a?

- Nie.   -   Janie   wzdycha.   W   trakcie   roku   szkolnego,   kiedy   mia a   do   wykonania

ł

 

zadanie,   musia a   ok amy

ł

ł

wa   Carrie.   Teraz   nie   chce   tego   robi .   -   Potrafisz   za

ć

ć

chować 

tajemnic ?

ę

- No wiesz.

Janie si  u miecha.

ę ś

- Znalaz am dom Henry'ego. Chc  tam wr ci  i cze

ł

ę

ó ć

go  si  o nim dowiedzie .

ś ę

ć

- Skarbie! - Carrie zeskakuje z blatu. - Mog  z tob  jecha ? Zawioz  ci .

ę

ą

ć

ę ę

- Ech...   -   zaczyna   Janie.   Chce   by   sama,   ale   po  dzi

ć

siejszej   wyprawie   do   domu 

Henry'ego, propozycja podwiezienia tam i z powrotem brzmi zbyt kusz co. - Jasne. A

ą

 

mo esz jecha  ju  teraz?

ż

ć ż

- Zawsze jestem gotowa. P jd  rozrusza  nasz  pa

ó ę

ć

ą

nienk  i spotkamy si  przed

ę

ę

 

domem.

Godzina 14.50

- S uchaj. - Janie siedzi w fotelu pasa era samochodu marki Nova, rocznik 77. - Nie

ł

ż

 

masz na wiecz r  adnych plan w ze Stu?

ó ż

ó

- Nie. - Carrie marszczy czo o. Wyje d a z miasta, s uchaj c wskaz wek Janie. -

ł

ż ż

ł

ą

ó

 

Dlaczego ka dy mnie o to pyta, za ka dym razem, gdy pojawiam si  gdzie  bez niego?

ż

ż

ę

ś

- Bo zawsze jeste  z nim?

ś

- No i co z tego. Jestem te  zupe nie odr bn  oso

ż

ł

ę ą

b . Czy nie ma ju  ciekawszych

ą

ż

 

temat w do rozmowy? Tylko ca y czas, gdzie jest Stu?

ó

ł

Janie wychyla g ow  przez okno, wystawiaj c twarz na wiatr. Ma nadziej ,  e w

ł ę

ą

ę ż

 

background image

pobli u nie ma  adnych  pioch w.

ż

ż

ś

ó

- Pok cili cie si ?

łó ś

ę

- Nie - m wi Carrie.

ó

- Okej. To... kiedy zaczynasz szko ?

łę

Carrie si  rozchmurza.

ę

- Zaraz   po  wi cie   Pracy.   B dzie   czad.  Wreszcie!  B d   si   uczy  tego,  czego

Ś ę

ę

ę ę ę

ć

 

naprawd  chc .

ę

ę

- B dziesz najlepsza w klasie, Carrie. Masz wyj tko

ę

ą wy talent do czesania w os w.

ł ó

- Prawda? - m wi. - Dzi kuj . - Na chwil  odwraca wzrok od szosy i patrzy na

ó

ę ę

ę

 

Janie. Oczy jej l ni . Mo e to od wiatru. A mo e nie.

ś ą

ż

ż

Janie si  u miecha. Zarzuca przyjaci ce r ce na szy

ę ś

ół

ę

j  i przytula j . Zapomina,  e

ę

ą

ż  

przyjaci ka wcale nie ma l ej ni  ona.

ół

ż

ż

Carrie wje d a na wyboist  gruntow  drog . Ethel protestuje i j czy, ale jad  dalej.

ż ż

ą

ą

ę

ę

ą

- Mieszka   na   jakim   cholernym   zadupiu.   To   choler

ś

ne   Saskatchewan.   -   Carrie 

chichocze.

Janie nie ma si y wyprowadza  jej z b du. Najbli

ł

ć

łę

ższa kanadyjska prowincja to 

Ontario. Poza tym nie jad  nawet na po udnie.

ą

ł

Kiedy doje d aj , Janie natychmiast idzie w stron  domu, a Carrie rozgl da si

ż ż ą

ę

ą

ę 

wok . Zaro ni te krzaki, ma y zniszczony domek, otwarte drzwi.

ół

ś ę

ł

- Go ciu nawet nie zamyka drzwi?

ś

- Nie, przynajmniej nie ostatnim razem.

- W a ciwie to nic dziwnego. Nie mieszka w ko cu w centrum miasta, no nie? Kto tu

ł ś

ń

 

w og le zagl da? W takich miejscach ludzie albo od razu wyci gaj  bro , albo zapraszaj

ó

ą

ą ą

ń

ą 

ci  na obiad.

ę

background image

Carrie nie przestaje m wi .

ó ć

Janie j  ignoruje.

ą

Tak jest dobrze.

Godzina 15.23

Janie od razu podchodzi do komputera. W tym czasie Carrie buszuje po kuchni, podjadaj c

ą  

z lod wki mali

ó

ny, ale Janie nie zwraca na ni  uwagi. Wysz a w takim po piechu,  e nie

ą

ł

ś

ż

 

zd y a wy czy  komputera, kt ry i tak budzi si  do  ycia ca  wieczno , a potem bardzo

ąż ł

łą

ć

ó

ę

ż

łą

ść

 

powoli  czy si  z sieci .

łą

ę

ą

S ysz c d wi k po czenia, Carrie zagl da Jannie przez rami .

ł ą ź ę

łą

ą

ę

- Co ty robisz z jego komputerem, Janers? To chyba nie jest w porz dku, co? -

ą

 

Dziewczyna stoi w kuchni. Otwiera szafki, podnosi r ne przedmioty i odk ada je na

óż

ł

 

miejsce.

- Nie - k amie Janie. - Jest moim ojcem. Wolno mi.

ł

Carrie wzrusza ramionami i otwiera kolejn  szafk .

ą

ę

Janie zastanawia si  nad nazw  sklepu Henry'ego.

ę

ą

- S uchaj, „Dottie” to chyba skr t od Dorothea, no nie?

ł

ó

- Sk d mam wiedzie ? - m wi Carrie. - Ale chyba tak. Przynajmniej  atwiej si  to

ą

ć

ó

ł

ę  

wymawia.

- Tak - m wi Janie i otwiera kolejne okienko. Spraw

ó

dza w Google. - Tak, zgadza si .

ę

- Co? - Carrie siedzi na kuchennej pod odze. S ycha  brz k garnk w.

ł

ł

ć

ę

ó

- Nic - odpowiada z roztargnieniem Janie. - Przesta , cokolwiek robisz. Przez ciebie

ń

 

si  denerwuj .

ę

ę

- Co? - krzyczy Carrie.

Janie wzdycha. Trzyma myszk  i nie mo e si  zde

ę

ż

ę

cydowa . W ko cu opuszcza palec

ć

ń

 

background image

i otwiera maile do klient w.

ó

Teraz naprawd  czuje,  e zaczyna w szy .

ę

ż

ę ć

Ale nie mo e si  powstrzyma .

ż ę

ć

Janie   u miecha   si ,   czytaj c   serdeczn   koresponden

ś

ę

ą

ą

cj   Henry'ego   z   klientami.

ę

 

Pr buje go sobie wyobrazi .  a uje,  e nie mia a okazji o tym pogada .

ó

ć Ż ł

ż

ł

ć

O jego  yciu.

ż

Z kuchni dochodzi ha as. Janie podskakuje do g ry. Jest w ciek a.

ł

ó

ś

ł

- Co ty robisz? M wi  powa nie, lepiej ju  chod

ó ę

ż

ż

źmy. Jezu, nigdzie nie mog  ci

ę ę 

zabra ! - Janie chce si  tylko delektowa  jego s owami. Ale te ha asy doprowa

ć

ę

ć

ł

ł

dzaj  j  do

ą ą

 

szale stwa.

ń

Carrie   stoi   na   kuchennym   blacie,   wisz c   na   drzwiach.   Wszystkie   szafki   s

ą

ą 

pootwierane.   Zerka   przez   rami   i   niewinnym   wzrokiem   spogl da   na   Janie,   kt ra

ę

ą

ó  

wpatrowuje do kuchni,  eby oceni  szkody.

ż

ć

- Uwielbiam, kiedy tak mnie nazywasz.

Janie zaciska usta, powstrzymuj c  miech. Wci  jest w ciek a.

ą ś

ąż

ś

ł

Kuchnia ocala a.

ł

Na pod odze le y kilka pustych puszek.

ł

ż

- Zobacz,   co   znalaz am   -   m wi   Carrie,   ci gaj c   z   p ki   pude ko   po   butach.

ł

ó

ś ą ą

ół

ł

 

Zeskakuje. - S  tam r ne karteczki i inne rzeczy! To jak szkatu ka wspomnie .

ą

óż

ł

ń

- Przesta ! To nie jest w porz dku. - Janie nerwo

ń

ą

wo wygl da przez okno, jakby z

ą

 

powodu   ha asu,   kt rego   narobi y   puszki,   mia y   si   pojawi   wozy   policyjne.   -   I   tak

ł

ó

ł

ł

ę

ć

 

powinny my si  ju  wynie .

ś

ę ż

ść

- Ale... - zaczyna Carrie. - S uchaj, musisz to zobaczy . To wskaz wki do twojej

ł

ć

ó

 

przesz o ci. Historia twojego ojca. Nie jeste  ciekawa? - Wpatruje si  w Ja

ł ś

ś

ę

nie. - Daj spok j,

ó  

Janers! Co z ciebie za detektyw? Powinno ci na tym zale e . S  tu jeszcze jakie  szpilki,

ż ć ą

ś

 

background image

monety i pier cionek! Ale s  te  listy...

ś

ą ż

Janie jest w ciek a, ale zerka do pude ka.

ś

ł

ł

- Nie, to zbyt osobiste. To nie... - G os jej si   amie.

ł

ę ł

- Janers, daj spok j - szepcze Carrie. Oczy jej l ni .

ó

ś ą

Janie nachyla si . Dotyka kilku rzeczy.

ę

- Nie. - Prostuje si . - Przesta  ju  w szy .

ę

ń ż ę ć

- Co za nuda.

- Wiesz, tak naprawd  to  amiemy prawo.

ę ł

- Przecie  m wi a ,  e...

ż ó ł ś ż

- Wiem, wiem. K ama am.

ł

ł

- Chcesz powiedzie ,  e mogliby nas aresztowa ?  wietnie. Nie pami tasz,  e ju

ć ż

ć Ś

ę

ż

ż 

raz to przerabia am i nie mam zamiaru znowu wyl dowa  w kiciu, szczeg lnie z tob ! Kto

ł

ą

ć

ó

ą

 

by zap aci  za nas kaucj ? - Carrie podnosi puszki i wpycha je z powrotem do szafki. - Ro

ł ł

ę

-

dzice by mnie zabili. Stu te . Chryste, Janie.

ż

- Przepraszam. Pos uchaj, nikt nas nie z apie. Nikt nic nie wie. Poza tym jestem jego

ł

ł

 

c rk . To by nam na pewno pomog o. Nie  eby my mia y jakie  k opoty. - Janie stawia

ó ą

ł

ż

ś

ł

ś ł

 

pude ko z pami tkami na blacie i podaje Carrie pozosta e przedmioty.

ł

ą

ł

Jest w ciek a.  a uje,  e w og le j  tu przyprowadzi a. Potrzebuje poby  sama,  eby

ś

ł Ż ł

ż

ó ą

ł

ć

ż

 

skupi  si  i wszystko przemy le . Ale doskonale wie,  e czas si  powoli ko czy. Musi

ć ę

ś ć

ż

ę

ń

 

znale  spos b,  eby pom c Henry'emu, zanim on umrze. A w tym pude ku mo e by  jaka

źć

ó ż

ó

ł

ż

ć

ś 

wskaz wka.

ó

Janie nie jest z odziejk . Przynajmniej gdy chodzi o rzeczy materialne.

ł

ą

Wzdycha zrezygnowana.

- Chod my ju , Carrie.

ź

ż

background image

Wychodz .

ą

Przez chwil  Janie przytrzymuje klamk .

ę

ę

Godzina 18.00

Janie powoli zmierza w kierunku domu przy Waverley.

Mija beemera.

- Cze .

ść

Cabel zerka w jej stron . Siedzi na odwr conym wia

ę

ó

drze i maluje framug  drzwi.

ę

 

Wyciera spocone czo o o r kaw koszulki.

ł

ę

- Hej - m wi ch odnym g osem.

ó

ł

ł

- Nie zadzwoni e  przez ca e popo udnie.

ł ś

ł

ł

- I tak nie odbierasz moich telefon w, to po co mam si

ó

ę

 wysila ?

ć

Janie kiwa g ow , przyznaj c,  e zachowa a si  jak idiotka.

ł ą

ą ż

ł

ę

- Jak spotkanie?

Patrzy na ni . Te oczy. Skrzywdzi a go.

ą

ł

Wie, co powinna powiedzie .ć

- Przepraszam, Cabe. - Naprawd  jej przykro. Tak bardzo przykro.

ę

Wstaje.

- W porz dku. Dzi ki - wzdycha. - Powiesz mi wreszcie, co si  z tob  dzieje?

ą

ę

ę

ą

Janie   g o no prze yka  lin .  Przeje d a  palcami   po  w osach  i   patrzy  na  niego.

ł ś

ł

ś ę

ż ż

ł

 

Przechyla g ow  i mocno za

ł ę

ciska dr ce usta.

żą

Nie mo e tego zrobi .

ż

ć

Nie mo e mu powiedzie .

ż

ć

Nie mo e. Nie mo e powiedzie : „Odchodz ”.

ż

ż

ć

ę

Wi c k amie.

ę ł

background image

- To przez t  ca  histori  z Henrym. I z moj  matk . Nie daj  ju  rady. Potrzebuj

ę łą

ę

ą

ą

ę ż

ę 

troch  czasu,  eby sobie to wszystko pouk ada . - Wzrok ucieka jej w drug | stron .

ę

ż

ł

ć

ą

ę  

Zastanawia si , czy on si  domy la.

ę

ę

ś

Przez chwil  Cabel milczy, ale uwa nie j  obser

ę

ż

ą

wuje.

- W porz dku - m wi ostro nie. - Rozumiem. Mog  ci jako  pom c? - Nachyla si

ą

ó

ż

ę

ś

ó

ę 

i odk ada p dzel. Schodzi do niej po schodach. Wyci ga r k  i odgarnia z jej twarzy

ł

ę

ą

ę ę

 

kosmyk w os w.

ł ó

- Potrzebuj  wi cej czasu i... przestrzeni. Na jaki  czas. Przynajmniej do chwili, a

ę

ę

ś

ż 

co   si  wyja ni   z Henrym.  - Unosi do g ry  twarz. Znowu  patrzy mu w oczy. Stoj

ś ę

ś

ó

ą 

naprzeciwko siebie, twarz  w twarz, i uwa nie si  obserwuj .

ą

ż

ę

ą

Po chwili Janie zbli a si  i obejmuje go w pasie. Jego koszulka jest mokra od potu.

ż

ę

- Okej? - pyta ponownie.

Cabel j  przytula.

ą

Ca uje j  w czubek g owy i wzdycha.

ł

ą

ł

Godzina 19.48

Janie siedzi na pod odze, oparta o  ko. My li.

ł

łóż

ś

Mog aby po o y  si  wcze nie spa .

ł

ł ż ć ę

ś

ć

To brzmi kusz co.

ą

Nie.

Godzina 20.01

W autobusie Janie zjada kanapk . Popija wod . Ostat

ę

ą

nie trzy kilometry, kt re dziel  j  od

ó

ą ą

 

domu Henry'ego przechodzi na piechot . Przynajmniej nie jest ju  tak gor co. I ca y czas

ę

ż

ą

ł

 

jest widno.

Wieczorem w lesie jest g o niej ni  w ci gu dnia. Ko

ł ś

ż

ą

lo ucha przelatuje jej komar. Po 

drodze ca y czas ude

ł

rza d oni  o nogi i r ce. Gdy dociera na miejsce, jest ca

ł ą

ę

a pogryziona.

ł

 

background image

Szczeg lnie po przeprawie przez d ugi, zaro ni ty podjazd.

ó

ł

ś ę

W  rodku jest zdecydowanie ch odniej ni  wcze niej. Wieje przyjemny wiatr, a

ś

ł

ż

ś

 

otoczony drzewami dom od kilku godzin znajduje si  w cieniu.

ę

- Ach - wzdycha Janie, zamykaj c za sob  drzwi. Wreszcie spok j. Ma y domek,

ą

ą

ó

ł

 

tylko dla niej. Janie rozgl da si  wok  i wyobra a sobie, jakby by o, gdyby tu zamieszka a i

ą

ę

ół

ż

ł

ł  

nie musia a obawia  si  cudzych sn w.

ł

ć ę

ó

Henry ca kiem nie le to sobie wymy li . Ma y sklepik internetowy,  wi ty spok j, a

ł

ź

ś ł

ł

ś ę

ó  

wok   ywej duszy, z wy

ół ż

j tkiem Cathy z UPS... A kobieta nigdy nie zapada a przy nim w sen.

ą

ł

My li o pieni dzach, kt re przez lata zd y a za

ś

ą

ó

ąż ł

oszcz dzi  i tych pi ciu kawa kach

ę ć

ę

ł

 

od pani Stubin. O stypendium. Straci je, jak rzuci prac  i zdecyduje si  na izolacj . Ale czy

ę

ę

ę

 

nie warto po wi ci  stypendium, by ratowa  wzrok?

ś ę ć

ć

Zastanawia   si ,   czy   da aby   sobie   rad ,   gdyby   mia a   na   przyk ad   ma y   sklepik

ę

ł

ę

ł

ł

ł

 

internetowy?

Albo.

Mo e po prostu go odziedziczy?

ż

Czuje,  e dostaje g siej sk rki.

ż

ę

ó

A gdyby tak przej a wszystko po Henrym?

ęł

Rozgl da si  wok , a my li wiruj  jej w g owie. Do diab a, przecie  maj c tak

ą

ę

ół

ś

ą

ł

ł

ż

ą

 

beznadziejn  matk , w a

ą

ę ł ściwie sama prowadzi dom. Wie, jak to si  robi. Trzeba zap aci

ę

ł ć 

czynsz, zrobi  zakupy. Czy ktokolwiek by w og le zauwa y , gdyby tu zamieszka a?

ć

ó

ż ł

ł

- Czemu nie? - szepcze.

Janie poci ga z butelki  yk wody i siada w starym, zniszczonym fotelu, otoczona

ą

ł

 

d wi kami nocy. Jest pogr ona w my lach. Nagle opcja izolacji opisana w zielonym

ź ę

ąż

ś

 

notesie pani Stubin nie wydaje jej si  ta

ę ka z a.

ł

background image

- Mog abym si  do tego przyzwyczai  - m wi cicho. Wok  nie ma  ywej duszy. -

ł

ę

ć

ó

ół

ż

 

Ju  nigdy nie zosta abym wessana w  aden sen. - U miecha si , bo to brzmi wspaniale.

ż

ł

ż

ś

ę

Ale po chwili przestaje.

- Mo e nawet mog abym nadal widywa  si  z Cabelem - szepcze.

ż

ł

ć ę

Wyobra a sobie kolacje przy  wiecach, albo wsp lne obiady, gdyby uda o mu si

ż

ś

ó

ł

ę 

urwa  z zaj . Sp dzaliby razem kilka godzin dziennie. Byle nie w nocy.

ć

ęć

ę

To brzmi nie le.

ź

Przez jakie  pi  minut.

ś ęć

A potem my li o kolejnych latach.

ś

Za nic w  wiecie nie mogliby razem mieszka .

ś

ć

Nie   by oby   dzieci,   rodziny,   nigdy.   Janie   nie   mog aby   ryzykowa ,   gdyby   chcia a

ł

ł

ć

ł  

zachowa   wzrok.   pi ce   dziecko   by   j   wyko czy o.   Poza   tym   nie   mia a   zamiaru

ć

Ś ą

ą

ń

ł

ł

 

przekazywa  nikomu swoich przekl tych umiej tno ci.

ć

ę

ę

ś

Ju  si  z tym pogodzi a.

ż ę

ł

Ale co na to Cabe?

Jego przysz o  w pigu ce:

ł ść

ł

• mieszka gdzie indziej

• par  godzin dziennie sp dza w ma ym domku

ę

ę

ł

• nigdy si  nie  eni

ę

ż

• nigdy nie ma dzieci

• nigdy nie sp dza nocy z kobiet , kt r  kocha.

ę

ą ó ą

background image

Wyobra a sobie ich wsp lne chwile, jakby to by o, dzie  za dniem. Staliby w miejscu.

ż

ó

ł

ń

 

Cabel przychodziłby na dwie godziny dziennie, pr buj c pogodzi  obo

ó ą

ć

wi zki w szkole,

ą

 

domu i w pracy.

I musia by patrze , jak jej stan si  pogarsza. Musia

ł

ć

ę

łby przez to przej . Janie wie,  e

ść

ż  

to by oby dla niego piek o.

ł

ł

Jak godziny odwiedzin w Heather Home.

Wkr tce zacz liby rozmawia  o krzy wkach i po

ó

ę

ć

żó

godzie.

Ale on by si  na to zdecydowa . Zosta by z ni . Chocia  zniszczy oby mu to  ycie.

ę

ł

ł

ą

ż

ł

ż

Taki ju  jest.

ż

Janie uderza pi ci  w fotel.

ęś ą

G owa opada jej do ty u.

ł

ł

Szepcze do pustego pokoju:

- Nie mog  tego zrobi .

ę

ć

Godzina 21.30

Janie przegl da rzeczy Henry'ego. Papiery firmowe, li ciki, listy zakup w. Ulotki o migrenie.

ą

ś

ó

 

W Internecie znajduje mn stwo zak adek ze stronami  medycznymi i radzeniu sobie z

ó

ł

 

b lem.

ó

Zastanawia si , czy gdyby by  ubezpieczony i gdyby uda o im si  wcze niej wykry

ę

ł

ł

ę

ś

ć 

tego guza, czy t tniaka, czy cokolwiek to by o... Czy nadal by  y ?

ę

ł

ż ł

Ale wtedy by go nie pozna a.

ł

Przypomina   sobie,   jak   rwa   w osy   i   trzyma   si   za   g o

ł

ł

ł ę

ł w .   Pami ta   ten   wyraz

ę

ę

 

cierpienia na jego twarzy. Zastanawia si , czy le c bezradnie w miejscowym szpi

ę

żą

talu, 

wci  odczuwa ten okropny b l. My li o tym, jak b aga  j  o pomoc. Wpatruje si  w s owa

ąż

ó

ś

ł

ł ą

ę

ł

 

background image

widoczne na ekranie i m wi:

ó

- Chcia abym   ci   jako   pom c   Henry.   Mam   nadziej ,   e   wkr tce   odejdziesz   i

ł

ś

ó

ę ż

ó

 

przestaniesz cierpie .ć

Janie odkleja rozgrzane uda od plastikowego kuchennego krzes a i rozgl da si  po

ł

ą

ę

 

ma ym salonie. Wy

ł

obra a sobie ojca  yj cego w tym ma ym przytulnym domku, z dala od

ż

ż ą

ł

 

ha asu i ludzi.

ł

Idzie do kuchni. Na blacie wci  le y pude ko, kt re znalaz a Carrie. Janie czuje

ąż ż

ł

ó

ł

 

pokus , by zajrze  do  rod

ę

ć

ś

ka i przejrze  listy. Przez otwarte okno wieje wiatr. Ale.

ć

S  dwie sprawy.

ą

Nie chce czyta  intymnych list w mi osnych napisa

ć

ó

ł

nych przez jej, po al si  Bo e,

ż

ę

ż  

matk  alkoholiczk .

ę

ę

I nie chce jeszcze bardziej litowa  si  nad Henrym.

ć ę

Czuje,  e ma ju  do  zmartwie . Do  k opot w Do  tego,  e zawsze gdy poznaje

ż

ż ść

ń

ść ł

ó

ść

ż

 

kogo , kto jest w sta

ś

nie j  zrozumie , on zaraz odchodzi.

ą

ć

Z przyjemno ci  przejmie obowi zki ojca. Ale nie b dzie go kocha . Jest ju  za

ś ą

ą

ę

ć

ż

 

p no. I tak w a ciwie ju  odszed . Poza tym i tak ma wystarczaj co du o zmar

óź

ł ś

ż

ł

ą

ż

twie .

ń

Janie bierze g boki wdech i kr ci g ow . Chowa pu

łę

ę

ł ą

de ko do szafki, z kt rej wyj a

ł

ó

ęł  

go Carrie.

Sprz ta   dom.   Chce,   by   wygl da   dok adnie   tak   jak   wtedy,   gdy   by a   tu   po   raz

ą

ą ł

ł

ł

 

pierwszy. Wy cza komputer, gasi lamp  i przez chwil  stoi w ciemno ci, ws uchuj c si  w

łą

ę

ę

ś

ł

ą

ę  

cisz . Tego w a nie pragnie. By w jej  yciu panu wa  taki spok j. I wie,  e po  mierci

ę

ł ś

ż

ł

ó

ż

ś

 

Henry'ego b dzie to mo liwe. Tutaj nie musi si  pilnowa . Mo e  y  bel obawy,  e zostanie

ę

ż

ę

ć

ż ż ć

ż

 

wessana w czyj  sen.

ś

Marzy tylko o tym, bardziej ni  o czymkolwiek in

ż

nym. Bardziej ni  o Cabie.

ż

background image

Mo e to jest w a nie spos b na przetrwanie.

ż

ł ś

ó

A mo e jest po prostu typem samotnika. Tak prze

ż

cie  by o, dop ki nie pozna a

ż

ł

ó

ł  

Cabe'a. Zawsze b dzie samotnikiem.

ę

Na to wygl da.

ą

Ponownie siada w starym fotelu, otoczona ciemności . Czuje si  jak w sanktuarium.

ą

ę

 

Zastanawia si , jak b dzie wygl da o jej  ycie. Jak b dzie opiekowa  si  matk  i dlaczego

ę

ę

ą ł

ż

ę

ć ę

ą

 

w og le musi o tym my le . Mo e czas najwy szy, by Dorothea sama zacz a si  o siebie

ó

ś ć

ż

ż

ęł

ę

 

troszczy . Mo e w ten spos b Janie u atwi jej spraw .

ć

ż

ó

ł

ę

Mog aby wie  spokojne  ycie i zachowa  wzrok. Spogl da na swoje palce, kt re

ł

ść

ż

ć

ą

ó  

rzucaj  d ugie cienie w  wietle gwiazd. Porusza nimi, a cienie zaczynaj  ta

ą ł

ś

ą ńczy .ć

U miecha si .

ś

ę

Chocia  Kapitan poczuje si  rozczarowana i cofnie jej stypendium, Janie wie,  e

ż

ę

ż  

nigdy nie b dzie obwi

ę

nia  jej za to,  e chcia a wie  normalne  ycie. G boko w  rodku

ć

ż

ł

ść

ż

łę

ś

 

wie,  e wszystko si  u o y.

ż

ę ł ż

B dzie jej brakowa o Kapitana i koleg w. To pewne.

ę

ł

ó

- C  - m wi cicho, prostuj c i zginaj c palce. - Pod

óż

ó

ą

ą

j am ju  decyzj . Izolacja.

ęł

ż

ę

 

Taki jest m j wyb r.

ó

ó

Bo e, jak cudownie jest powiedzie  to na g os.

ż

ć

ł

Chocia  to troch  przera aj ce.

ż

ę

ż ą

Pozosta   jeszcze   jeden   szczeg ,   kt ry   Janie   musi   wyja ni ,   zanim   ca kowicie

ł

ół

ó

ś ć

ł

 

zrezygnuje z cudzych sn w. Ostatnia zagadka do rozwi zania.

ó

ą

Taki   powinien   by   koniec.   Chocia   b dzie   to   pewnie   najgorszy   koszmar,   jaki

ć

ż ę

 

prze y a w  yciu.

ż ł

ż

Janie g boko oddycha i wypuszcza powietrze. Boi si  i  do szpitala o wiele bardziej

łę

ę ść

 

background image

ni  wtedy, gdy wy

ż

biera a si  na imprez  do Durbina. Bardziej ni  wtedy, gdy ten dziwny

ł

ę

ę

ż

 

ch opak o imieniu Cabel po raz pierwszy zasn  w szkolnej bibliotece i  ni  o potworze z

ł

ął

ś ł

 

no ami zamiast palc w.

ż

ó

Ale.

Ale.

Ale to ostatnia szansa, by na zawsze po egna  sie z pani  Stubin.

ż

ć

ą

I zamkn  za sob  drzwi. Chocia  to cholernie bo

ąć

ą

ż

lesne.

Ale Janie doprowadzi spraw  do ko ca. Znajdzie spos b, by pom c Henry'emu i to

ę

ń

ó

ó

 

szybko, nawet je eli mia aby umrze .

ż

ł

ć

Eee...

No mo e niekoniecznie umrze . To by wszystko ze

ż

ć

psu o. Tak.

ł


Document Outline