background image

SALLY WENTHWORTH

DUCH Z PRZESZŁOŚCI

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Widok zmarłej żony, zbliżającej się cmentarną alejką - to musi być szok dla każdego. 

Dla Alexa też. Twarz mu po bladła i wyraźnie zesztywniał. Po chwili zrozumiał, kim była ta 

kobieta   i   z   ulgą   rozluźnił   ramiona.   Ulga   to   może   niewłaściwe   słowo.   Może   to   było 

rozczarowanie. Czy chciałby, by to ona była martwa, a jego żona żyła?

- Ginny! - Matka zobaczyła ją i pośpieszyła w jej stronę.

W jej objęciach Ginny poczuła znajomy zapach perfum, wiosenny kwiatowy zapach, 

zupełnie nieodpowiedni dla kobiety w średnim wieku.

- Tak się cieszę, że udało ci się przyjechać. Ojciec też byłby zadowolony.

Ginny nie widziała ojca ponad dziesięć Jat. Jego nowa rodzina, pogrążona w smutku, 

oczekiwała   na   zdjęcie   trumny   z   karawanu.   Ginny  popatrzyła   na   nich,   a   potem   prawie   z 

niechęcią zwróciła głowę w stronę Alexa. Nie przypuszczała, że go tu spotka. Nie chciała go 

widzieć. Minęło już ponad pięć lat od ich ostatniego spotkania i rozstania, ale czas nie zatarł 

wspomnień.

- Cześć, Alex! - Próbowała powiedzieć to normalnie, ale słowa zabrzmiały zimno i 

odpychająco.

Bez słowa skłonił głowę i rozmyślnie odwrócił się do niej plecami, podając matce 

ramię.

- Wygląda na to, że zaczynają.

Rozpoczęła się msza. Ginny stała razem z matką. Alex zajął sąsiednie miejsce obok 

matki i trzymał jej książeczkę do nabożeństwa, gdy ocierała oczy koronkową chusteczką. 

Matka   nie   mogła   powstrzymać   się   od   płaczu,   mimo   że   rozwiodła   się   z   mężem   ponad 

szesnaście lat temu. Ginny opłakała ojca, gdy tylko nadeszła wiadomość o jego śmierci i teraz 

stała, nie roniąc łzy, wysoka i szczupła, cała w czerni.

Ojciec   Ginny   został   pochowany   w   miejscowości,   w   której   jego   rodzina   żyła   od 

pokoleń i gdzie się wychował. Tu sprowadził swoją pierwszą żonę, więc do dziesiątego roku 

życia Ginny i Venetia też tu mieszkały. Po rozwodzie rodziców wyprowadziły się razem z 

matką.   Ale   po   swojej   tragicznej   śmierci,   Venetia   została   pochowana   tutaj,   na   cichym 

przykościelnym cmentarzu pod ciemnymi cisami. Ginny nie była na jej pogrzebie. Gdy stała 

w tym starym, kamiennym kościele, uświadomiła sobie, jak to musiało wyglądać. Żal nad 

młodym życiem, tak gwałtownie przerwanym, głęboki, otępiający ból i rozpacz tych, którzy 

kochali jej siostrę i którzy ją utracili. Miała wrażenie, jakby kamienne ściany przesiąkły tym 

smutkiem i takie już pozostały. Alex też musi być nim wypełniony. Zerknęła na niego ponad 

background image

głową matki. Jego twarz niczego nie wyrażała, widoczny był tylko zewnętrzny kontur bez 

najmniejszego śladu skłębionych uczuć, kryjących się w środku.

John  Barclay   został  pochowany  w  rodzinnym  grobie   w  pobliżu  swych   przodków. 

Uroczystość przebiegała skromnie i bez pośpiechu. Po jej zakończeniu wdowa podeszła do 

nich.

- Pójdziecie z nami, dobrze?

Żałobnicy zaczęli się rozchodzić, lecz Ginny zwlekała. Kiedy została sama, przeszła 

kilka metrów i znalazła się przy innym grobie. Prosty biały kamień został położony niedawno.

Venetia Warwick, córka Johna i Maureen Barclay, ukochana żona Alexa. Zmarła w 

wieku 2 lat, razem z nienarodzonym dzieckiem.

Ginny stała zapatrzona, starając się poczuć obecność siostry, lecz jej duch już stąd 

uleciał.   Doświadczała   tej   bliskości   często   i   początkowo   bardzo   silnie,   prawie   tak,   jakby 

Venetia była w jej wnętrzu. Były tak blisko siebie jak kiedyś w łonie matki. Jednak stopniowo 

Venetia oddalała się od niej, aż Ginny pozostała sama, z dojmującym uczuciem żalu i smutku.

Ginny   nie   była   przesadnie   religijna,   jednak   w   tym   spokojnym   miejscu,   jeszcze 

wyraźniej niż w kościele, odczuła potrzebę modlitwy.

-   Boże,   miej   w   opiece   moją   siostrę.   Niech   odpoczywa   w   pokoju   -   wyszeptała   i 

poczuła, jak słowa ulatują z wiatrem. Po chwili otworzyła torbę i wyjęła pojedynczą żółtą 

różę, starannie zapakowaną w plastikowe pudełko. Venetia zawsze lubiła żółty kolor, a róża 

była jej ulubionym kwiatem. Rozwinęła folię i schyliła się, żeby położyć kwiat na grobie.

Nagle usłyszała za sobą jakiś krzyk i znienacka ktoś wyrwał jej różę. Zaskoczona, 

wyprostowała się gwałtownie i ujrzała za sobą Alexa, patrzącego na nią z wściekłością. Z 

nieukrywaną nienawiścią zamachnął się i odrzucił różę od siebie. Przeleciała ponad grobem i 

upadła na stertę zbutwiałej trawy i zielska.

- Trzymaj się od tego miejsca z daleka - zasyczał ze złością. - Nie waż się hańbić 

grobu. Nawet nie raczyłaś przyjechać na jej pogrzeb!

Przerażona i zaskoczona jego reakcją wytrzeszczyła oczy.

- Byłam chora - powiedziała obronnym tonem. Zaśmiał się z pogardą.

- Chyba zbyt zajęta własną karierą. Dzwoniłem do twojej agencji w Nowym Jorku, 

żeby dowiedzieć się, co się z tobą dzieje. Powiedzieli, że wyjechałaś na kontrakt.

Nie było sensu wyjaśniać, że powiedzieli tak na jej prośbę. Nie chciała, by ktokolwiek 

przeszkadzał jej w tych ciężkich chwilach.

background image

- Nie przypuszczałam, że zadzwonisz. Dlaczego nie dzwoniłeś do mnie do domu?

- Dzwoniłem, ale ciągle było zajęte. - Postąpił krok do tyłu, jakby nie mógł znieść jej 

bliskiej obecności. - Po cholerę w ogóle z tobą rozmawiam. Wynoś się stąd. Nie jesteś tu nam 

potrzebna.

Nam? Czy to znaczy, że zmarła żona ciągle jest przy nim? Minęły już prawie dwa lata 

od chwili, gdy Venetia zginęła w tym koszmarnym wypadku samochodowym w gęstej mgle 

na autostradzie. Myślała, że zdołał już wrócić do normalnego życia, ale najwyraźniej cierpiał 

nadal równie mocno jak ona. Dzisiejsze przyjście do tego samego kościoła musiało być dla 

niego   ciężkim   przeżyciem.   Ginny  odwróciła   się,   by   jeszcze   raz   spojrzeć   na   grób   swojej 

bliźniaczej siostry, ale Alex niecierpliwie schwycił ją za ramię i odepchnął.

- Już dobrze, idę.

Wyswobodziła się z jego uchwytu, próbując utrzymać zaciśniętą dłoń, jednak kropla 

krwi kapnęła na jego płaszcz.

Otworzył szeroko oczy i po chwili złapał ją za rękę, zmuszając, mimo  oporu, do 

rozluźnienia   palców.   Mocno   wbity   kolec   róży   zostawił   głębokie   zadrapanie.   Zbladł   i 

pomyślała, że widok ran przypomina mu o wypadku.

- Dlaczego nic nie powiedziałaś?

- Nic się nie stało. - Próbowała zabrać rękę, ale trzymał ją mocno.

- Proszę. - Z wewnętrznej kieszeni wyjął czystą chusteczkę i podał ją Ginny.

Owinęła chusteczkę wokół dłoni i próbowała zawiązać końce, ale jedną ręką trudno 

było to zrobić. Odebrał jej chustkę, szybko owinął dłoń i związał starannie. Zajęło to tylko 

kilka chwil. Ginny pochyliła głowę. Dotyk jego ciepłych, silnych rąk spowodował gwałtowny 

napływ wspomnień. Większość z nich dotyczyła nocy, którą spędzili razem wiele lat temu. 

Nocy, która zajmowała niezmienne miejsce w jej sercu. Ręka jej zadrżała i Alex spojrzał na 

nią ostro. Być może też pamiętał, lecz dla niego to było coś innego. Gdy tylko węzeł był 

gotowy, odepchnął jej rękę, jakby budziła w nim wstręt.

Ten gest obudził jej dumę. Z zimnym „dziękuję" uniosła głowę i odeszła, poruszając 

się z wdziękiem długonogiej zawodowej modelki.

Większość  żałobników  już   zniknęła.  Matka   Ginny  stała   pogrążona  w  rozmowie   z 

grupą sąsiadów, których znała z dawnych czasów. Ginny przedstawiła się, choć nie było to 

konieczne.   Wiedziano,   że   jest   bliźniaczką   Venetii.   Wyrazili   jej   współczucie,   obrzucając 

ukradkowymi, pełnymi ciekawości spojrzeniami. Przywykła do tego, odkąd stała się znana, 

przede wszystkim jako modelka, a poza tym jako „ktoś".

- Chcesz iść do nich? - spytała matkę, gdy pozostały same.

background image

- Chyba tak. Nie na długo, ale chciałabym zobaczyć niektórych ludzi.

- Może pójdziemy na piechotę jak inni? Ale jak chcesz, to mam samochód.

- Wolę iść - odrzekła. - Chcę zobaczyć, czy coś się zmieniło. - Rozejrzała się. - A 

gdzie Alex?

- Z Venetią - odpowiedziała krótko. Matka rzuciła jej przenikliwe spojrzenie.

- Był wściekły, że nie przyjechałaś na pogrzeb Venetii.

- Jest do tej pory.

Ruszyły przez kościelny dziedziniec, przeszły przez krytą dachem cmentarną bramę i 

wyszły na drogę, dołączając do reszty idącej grupkami i parami. Szły z wiatrem i Maureen 

Barclay podniosła kołnierz płaszcza.

- Wiesz co, myślę, że to sztuczne futerko, które mi przysłałaś, nie jest tak ciepłe jak 

prawdziwe. Dlaczego tak jest, że futro jest czymś okropnym właśnie teraz, kiedy wreszcie 

mogłabym sobie na nie pozwolić?

-   Chyba   nie   chciałabyś,   żeby   ludzie   z   ruchu   obrony   praw   zwierząt   obrzucili   cię 

obelgami albo oblali farbą?

- O Boże! Czy tak się dzieje w Ameryce?

- Tam i w większości innych krajów. Rozmawiały o nieistotnych rzeczach, starannie 

unikając drażliwych tematów, aż do chwili, gdy pani Barclay ujęła jej dłoń.

- Naprawdę bardzo się cieszę, że przyjechałaś. Ale co sobie zrobiłaś w rękę?

- Dotknęłam kogoś, kto kłuje.

- To pewnie Alex. Wiesz, nikt by nie przypuścił, że ktoś taki opanowany i spokojny 

jak on może przeżywać tak silnie i głęboko. Nigdy nie widziałam, żeby ktoś tak rozpaczał, jak 

on po śmierci Venetii. Było mu jeszcze ciężej z powodu dziecka. Tak na nie czekali. Ale nie 

okazywał swych uczuć. Minął dzień czy dwa i wszystko zdusił w sobie. Jestem pewna, że 

jeszcze wszystkiego nie przebolał.

Ginny też była o tym przekonana. Kochała Venetię równie mocno, a może bardziej niż 

Alex. Czas nie ukoił tęsknoty i bólu po jej utracie.

- Co on teraz robi?

- Pracuje naukowo na uniwersytecie w Bristolu. Ten jego kolega, Jeff Ferguson, też 

jest tutaj. Chyba ci o tym pisałam.

- Mamo, przecież dobrze wiesz, jak jest z twoimi listami. Dostaję od ciebie najwyżej 

kartki z wakacji, na Boże Narodzenie i urodziny - a od śmierci Venetii to i tych nie.

- Bo to jakoś nie pasuje życzyć ci szczęśliwych urodzin, gdy to były i jej urodziny.

- W porządku, przecież rozumiem. Zresztą dzwoniłaś.

background image

- Ale ty nigdy nie pytałaś o Alexa i Venetię. Zawsze się zastanawiałam, co wydarzyło 

się   między   wami,   dlaczego   tak   nagle   wyjechałaś   i   zerwałaś   wszystkie   kontakty.   Zawsze 

byłyście takie zżyte.

- Zabrzmiała w tym nuta ciekawości, ale Ginny nie zareagowała. Głos matki przybrał 

twardszy ton.

- Cokolwiek się wydarzyło,  nie mogę zrozumieć, dlaczego nie przyjechałaś na jej 

pogrzeb. Wiem, że nie miałaś czasu, ale to przecież była twoja siostra...

- Byłam chora - powtórzyła to po raz drugi tego dnia.

- Nigdy nie chorujesz - powiedziała oskarżycielsko.

- To Venetia miała zapalenie wyrostka, a nie ty. I ona...

- Czy musimy teraz o tym mówić? Dzisiaj powinnyśmy myśleć o ojcu.

Pani Barclay skierowała na nią uparte spojrzenie, w końcu rozejrzała się i rzekła:

- Alex już idzie. Miał w samochodzie kwiaty na grób Venetii.

Nie dogonił ich, mimo że nie szły zbyt szybko. Gdy weszły do domu, Ginny poprosiła 

siostrę ojca o podręczną apteczkę. Ciotka oczyściła zadrapanie i przykleiła plaster. Sprała 

nawet ślady krwi z chusteczki.

- Zapakuję ci ją do foliowej torebki. Czyja to chusteczka?

- Ktoś mi pożyczył. Oddam mu później. Odebrała chusteczkę i przed schowaniem do 

torebki   złożyła   ją   starannie.   Uświadomiła   sobie,   że   wcale   nie   ma   zamiaru   jej   zwrócić, 

przynajmniej nie teraz.

W pokoju byli  już wszyscy. Alex, który prawie nikogo nie znał, stał samotnie  ze 

szklanką czegoś, co wyglądało na dżin z tonikiem. Po jej wejściu przez chwilę panowała 

cisza. Była do tego przyzwyczajona,  choć to w Ameryce  znano ją bardziej niż w Anglii. 

Oczywiście   tu   uważano   ją   za   swoją,   jednak   jej   ubiór,   sposób   bycia   i   pewność   siebie 

świadczyły o osiągniętym sukcesie i wzbudzały ciekawość.

Ginny podeszła   do wdowy  po ojcu  żeby złożyć  kondolencje.  Druga pani  Barclay 

przyjęła   ją   chłodno.   Nigdy   nie   zachęcała   męża   do   utrzymywania   kontaktu   z   córkami   z 

pierwszego małżeństwa i po rozwodzie dziewczynki bardzo rzadko gościły w domu ojca. 

Wszyscy obecni umierali z ciekawości, dlaczego nie przyjechała na ślub siostry, lecz ona nie 

miała najmniejszego zamiaru tego tłumaczyć. Była to tajemnica jej i Venetii i nawet matka 

nie znała przyczyn. Alex naturalnie wiedział, ale był ostatnią osobą, która chciałaby mówić na 

ten temat.

Jej   przyrodnia   siostra   i   brat,   nastolatki,   stali   koło   matki.   Przywitała   się   z   nimi   i 

próbowała nawiązać rozmowę, ale byli zbyt przejęci całą sytuacją. Z dwiema siostrami ojca 

background image

poszło gładko.

- Ojciec był bardzo dumny z twoich sukcesów w Ameryce - powiedziała jedna z nich. 

- Zbierał wycinki z gazet na twój temat i pokazywał wszystkim wokół. Ednie to się zbytnio 

nie podobało - dodała z przekąsem, patrząc na wdowę.

Widząc, że ciotki nie darzą wdowy sympatią, Ginny chciała zmienić temat, lecz druga 

ciotka dodała:

-   Ojciec   tak   czekał   na   narodziny   dziecka   Venetii   i   na   chwilę,   kiedy   zostanie 

dziadkiem. Po ślubie nieraz zapraszał ją i Alexa na parę dni i na weekendy. I nagle taka 

tragedia.

- Tak - odrzekła Ginny, z twarzą zastygłą jak piękna maska.

Ciotka już otworzyła usta, by zapytać ją, dlaczego nie przyjechała na pogrzeb Venetii, 

lecz gdy zobaczyła wyraz jej twarzy, nie powiedziała nic. Pośpiesznie zmieniła temat.

- Wiesz, że ojciec podarował Venetii dom w Bath jako prezent ślubny?

- Nie, nie wiedziałam.

Nie   chcąc   już   dłużej   mówić   o   siostrze,   Ginny   zaczęła   wypytywać   o   nieobecnych 

kuzynów i wkrótce rozmowa zeszła na bezpieczne rodzinne tematy.

Jakąś godzinę później, gdy już zaczęła myśleć o wyjściu, podeszła do niej matka.

- Nie miałyśmy jeszcze okazji, żeby pogadać. Gdzie się zatrzymałaś?

-   Na   razie   nigdzie.   Pożyczyłam   samochód   na   lotnisku   i   przyjechałam   prosto   do 

kościoła.

- To pojedziesz do mnie - powiedziała stanowczo pani Barclay. - Jak długo zostaniesz 

w Anglii?

- Jeszcze nie wiem - odpowiedziała ostrożnie Ginny. Cieszyła się, że widzi matkę, ale 

z doświadczenia wiedziała, że nie wytrzymają ze sobą dłużej niż kilka dni. W dodatku pani 

Barclay miała zwyczaj planować przyjęcia albo przyjmować zaproszenia w imieniu Ginny, 

nie pytając jej uprzednio o zdanie.

- To pojedziemy razem. Powiem Alexowi. Pewnie ucieszy się, że może już iść.

Ginny patrzyła za matką, jak przechodziła przez pokój, zatrzymując się na kilka słów 

przy grupkach znajomych. Wreszcie podeszła do Alexa. Była niższa od córki i rozmawiając z 

nim musiała podnosić głowę. Po kilku minutach Alex wyprostował się i z daleka spojrzał na 

Ginny. Nie odwracając oczu wytrzymała jego pogardliwy wzrok. W końcu matka kiwnęła na 

nią.

- Ginny. zostawiłam parasolkę w samochodzie Alexa. Czy mogłabyś ją zabrać? Przy 

okazji możesz przyprowadzić samochód.

background image

Zostawiając   ich   w   niezręcznej   sytuacji,   odwróciła   się,   by   pogadać   ze   starą, 

niewidzianą od szesnastu lat przyjaciółką.

- Czy już wychodzisz? - Z niechęcią kiwnął głową.

- Poczekaj chwilę, wezmę płaszcz.

Wyszli   z   domu,   kierując   się   w   stronę   kościoła.   Czuła   wyraźną   wrogość.   Szli   w 

milczeniu. Ginny przerwała ciszę.

- Matka mi mówiła, że nadal pracujesz z Jeffem. Co u niego słychać?

- Chyba pytasz tylko tak sobie, bez powodu - odezwał się z sarkazmem. - Gdyby to cię 

choć trochę obchodziło, to chyba odpisałabyś na listy, które wysyłał po twoim wyjeździe.

- Odpowiedziałam mu na kilka. Nie przypuszczałam, że go jeszcze zobaczę, więc to 

nie miało sensu. Lepiej przerwać od razu - odparowała.

Poza tym, jego listy zawsze były pełne wiadomości o Venetii i Aleksie, wiadomości, 

których nie chciała znać.

- Więc dobrze, pracuję z nim, a on nadal się nie ożenił. Czy to chciałaś wiedzieć?

Po   jego   szorstkich   słowach   zamilkła,   bojąc   się,   że   cokolwiek   by   powiedziała, 

doprowadzi   go   do   furii.   Nic   nie   przychodziło   jej   do   głowy,   wszystko   łączyło   się   ze 

wspomnieniami bolesnymi dla obojga. Był jeden wyjątek, ale i to wiązało się z oszustwem.

- Matka mówiła, że jeszcze nie wiesz, jak długo tu zostaniesz.

- Jeszcze nie mam planu - odrzekła zaskoczona.

-   Mam   kilka   spraw,   które   chciałbym   omówić   z   tobą,   zanim   znów   wyjedziesz   do 

Ameryki.

- Jakich spraw?

-   Mój   prawnik   pisał   do   ciebie   po   śmierci   Venetii.   -   Ostatnie   słowa   powiedział 

normalnie, ale w oczach pojawił się wyraz bólu. - Jesteś wymieniona w jej testamencie.

- Tak, pamiętam.

- Ale nie odpowiedziałaś - powiedział szorstko.

- Nie.

Nie było sensu wyjaśniać mu, że przez kilka tygodni była zbyt chora, żeby cokolwiek 

zrobić, a gdy już doszła do siebie, nie mogła się zmusić, żeby odpowiedzieć na ten list.

- Przypuszczam, że teraz, gdy odniosłaś takie sukcesy i jesteś bogata, rzeczy, które 

zapisała ci Venetia, nie mają dla ciebie żadnej wartości. Ale dla niej wiele znaczyły i chciała, 

żebyś je miała.

Ginny   zadrżała,   podniosła   wyżej   kołnierz   płaszcza   i   ukryła   w   nim   twarz.   Mocno 

zacisnęła trzymaną w kieszeni rękę, wbijając paznokcie aż do bólu.

background image

- Co mam zrobić? - spytała szybko, nie chcąc pokazać po sobie, jak mocno ją zranił. 

Uważał ją za osobę bez serca, niczego nie rozumiał.

- Zabierz wszystko, jeśli znajdziesz chwilę czasu, zanim znów wystartujesz do swojej 

strasznie ważnej kariery - zadrwił.

Poczuła nagłą złość. Dodało jej to sił. Z błyskiem w oczach zwróciła się w jego stronę.

- Masz rację, dla mnie jest bardzo ważna. Tak jak twoja dla ciebie. A ty co teraz 

robisz, Alex? Nadal wykładasz na uniwersytecie? Nadal wygłaszasz referaty o laserach na 

nudnych konferencjach? Ciągle te same rzeczy od tylu lat?

Jej szyderstwa dotknęły go. Zacisnął usta.

-   To   prawda.   Ciągle   szukam   sposobów,   żeby   poprawić   świat   dla   takich   jak   ty 

pasożytów.

Było jasne, że nie wygra w tej kłótni. Podeszła do samochodu i zatrzymała się.

- Myślę, że matka ma twój telefon. Zadzwonię do ciebie, gdy będę mogła przyjść i 

zabrać wszystkie rzeczy.

- Umów się z moim prawnikiem.

Wyjął  wizytówkę z portfela i na odwrocie napisał nazwę firmy.  Podał jej, ale nie 

odchodził. Na jego twarzy pojawiło się wahanie.

- Czy jeszcze coś?

Włożył ręce do kieszeni płaszcza - Zauważyła, że twarz ma mizerniejszą niż kiedyś. 

Również jej wyraz się zmienił - miał bruzdy wokół ust, brakowało też entuzjazmu i radości 

życia, którą poprzednio promieniował. Była pewna, że teraz nie mruży oczu w uśmiechu, jak 

to robił przedtem. We włosach pojawiły się siwe pasemka, których nie było pięć lat temu.

- Venetia zapisała ci swój cały osobisty majątek. Obejmuje to również dom, który 

dostała od ojca w prezencie ślubnym.

- Jesteś pewien? - Spojrzała na niego z niedowierzaniem.

- Aż za dobrze! - Zacisnął usta. - Prawo  własności powinno być  przeniesione na 

ciebie, bo dom jest od waszego ojca. Ale - chciałbym go odkupić.

- Dlaczego?

- Zawsze pytasz dlaczego - parsknął ironicznie. - Pomyśl, w tym domu Venetia i ja 

mieszkaliśmy razem. Z nim wiąże się tyle wspomnień. Nie chciałbym, żebyś je zniszczyła. 

Nie zniósłbym myśli, że sprowadzasz sobie kochanków do miejsca, gdzie byliśmy szczęśliwi.

Każde słowo było jak pchnięcie nożem, ale Ginny była zbyt dumna, by pokazać to po 

sobie.

- To ciekawe, nie wiedziałam, że mam tu jakichś kochanków - powiedziała z drwiną.

background image

- Jesteś w Anglii dopiero pół dnia, więc jeszcze nie zdążyłaś sobie znaleźć - odciął się.

- Myślałam, że jesteś inteligentny i nie wierzysz we wszystko, o czym piszą gazety. A 

poza tym, powinieneś się nauczyć nie obrażać ludzi, z którymi chcesz coś załatwić.

Zadowolona z riposty zaczęła otwierać samochód, ale zanim przekręciła klucz, Alex 

podbiegł do niej, schwycił za ramię i obrócił.

- Nie wyobrażaj  sobie, że chcę...! - krzyknął  doprowadzony do pasji. - Sprawiłaś 

Venetii tyle bólu, odwracając się od niej. To była jedyna rzecz, która mąciła jej szczęście. A 

miała tak mało czasu, tylko kilka lat...

Te słowa znów pogrążyły ją w bólu, serce jej się ścisnęło. Aby to ukryć, powiedziała 

pierwszą rzecz, jaka jej przyszła do głowy, i zrobiła to z nonszalancją.

-   Venetia   zawsze   była   kiepskim   kierowcą.   Twarz   Alexa   wykrzywiła   wściekłość. 

Podniósł rękę i mocno uderzył ją w policzek. Zadrżał i zrobił krok do tyłu, zaciskając ręce, 

żeby się opanować.

- O Boże! Pierwszy raz uderzyłem kobietę, i to taką lafiryndę jak ty!

Odwrócił się i odszedł chwiejnym krokiem, jakby był chory. Doszedł do samochodu i 

oparł się o niego, po chwili wyjął klucze i otworzył drzwi. Nie spojrzał na nią więcej. Wsiadł 

i odjechał szybko, z kamienną twarzą i dłońmi zaciśniętymi z całej siły na kierownicy.

Ginny popatrzyła za nim, a potem powoli weszła do samochodu. Kołnierz płaszcza w 

znacznym  stopniu osłabił uderzenie, ale gdy spojrzała w lusterko, na policzku dostrzegła 

różowy   ślad.   Starannie   poprawiła   makijaż   i   gdy   ponownie   przestąpiła   próg   ojcowskiego 

domu, była tylko nieco bardziej opalona. Matka oczywiście niczego nie zauważyła. Kiedy 

wreszcie wsiadły do samochodu, rozejrzała się wokół.

- A gdzie moja parasolka?

- Co takiego? Ach, parasolka! - Popatrzyła na nią nieprzytomnie i wybuchnęła prawie 

histerycznym śmiechem.

Po kilku dniach zadzwoniła do prawnika Alexa. Musieli kontaktować się ze sobą, bo 

wszystko o niej wiedział.

- Pani szwagier zlecił mi złożenie oferty kupna domu i przekazanie należnych pani 

rzeczy.

Rozmawiał z nią rzeczowo, podał proponowaną kwotę dodając, że cena domu została 

ustalona przez niezależnego agenta. Ginny tyle czasu przebywała za granicą, że zupełnie nie 

orientowała się w cenach.

- Sam pan rozumie, że nie mogę się zdecydować, dopóki nie zobaczę domu.

background image

- Mogę przysłać pani kopię wyceny. Jeśli chciałaby pani wysłać kogoś, by dokonał 

oceny, ustalimy termin, kiedy mógłby obejrzeć dom.

- Dziękuję, ale wolałabym zrobić to sama.

- Naprawdę nie musi się pani fatygować. Mogę wysłać pani...

- Proszę pana, to mój dom, prawda? - przerwała, zaczynając się denerwować.

- Tak, oczywiście. Ale pan Warwick...

Urwał i Ginny domyśliła się, że Alex polecił mu nie dopuścić jej do domu i załatwić 

wszystko listownie.

- Jutro rano przyjadę obejrzeć dom - powiedziała stanowczo. - Proszę dopilnować, 

żeby o jedenastej ktoś czekał na mnie. Jaki to adres?

Niechętnie podał jej adres i objaśnił drogę.

- Możliwe, że pan Warwick zechce wysłać kogoś ze swojego biura - powiedział i 

położył słuchawkę.

Zimny wiatr ustał i jazda do Bath przez skąpaną w słońcu okolicę była przyjemnością. 

Ginny,   przyzwyczajona   do   ruchu   prawostronnego,   prowadziła   bardzo   ostrożnie.   Szło   jej 

dobrze, tylko na rondach i drogach dwukierunkowych miała trochę problemów. Bath było 

pięknym miastem. Znała je dobrze i zawsze lubiła. Gdy były małe, często zabierano je do 

Bath, pokazywano muzea, rzymskie łaźnie i piękne kamienne budynki z czasów króla Jerzego 

I, zbudowane dla przyjeżdżającej tu korzystać z wód leczniczych szlachty i ziemiaństwa.

Przyjechała   za   wcześnie   i   przez   jakiś   czas   jeździła   po   mieście,   podziwiając 

doskonałość   architektury   Queen's   Square,   Circus   i  Royal   Crescent.   Za   dziesięć   jedenasta 

wyjechała z centrum. Kierując się wskazówkami prawnika, znalazła się na ulicy zabudowanej 

małymi domkami, do których wejścia prowadziły wprost z chodnika. Zatrzymała się przy 

numerze 2. Popatrzyła na dom. Kilka podniszczonych kamiennych schodków prowadziło do 

białych  drzwi frontowych. Nad nimi było  małe, półkoliste okienko. Po prawej stronie od 

wejścia znajdowało się drugie okno. Dom był taki, jak się spodziewała. Venetia na pewno go 

lubiła.   Wyobraziła   sobie   siostrę   malującą   okna,   wieszającą   zasłony,   wybierającą   meble   i 

dywany, tworzącą dom dla siebie i Alexa.

Nie   spiesząc   się,   wysiadła   z   auta   i   stanęła   na   chodniku   przed   domem,   próbując 

odnaleźć ducha siostry. Czuła jej bliskość, nawet wyraźniej niż przy grobie, choć nie była 

pewna, czy Venetia byłaby zadowolona z jej obecności tutaj.

Nikt   na   nią   nie   czekał.   Wyprostowała   się,   podeszła   do   drzwi   i   zadzwoniła.   We 

wgłębieniach i na framudze dostrzegła kurz, okien też dawno nikt nie mył. Widocznie Alex 

background image

nie przejmował się zbytnio domem albo stracił do niego serce.

Spodziewała   się   zobaczyć   kogoś   z   biura,   ale   drzwi   otworzył   Alex.   Zaskoczona, 

zaczęła się wycofywać.

- Spokojnie - odezwał się szorstko. - Nie masz się czego obawiać. - Otworzył szerzej 

drzwi i cofnął się nieco. - Proszę, wejdź.

Weszła powoli, przyglądając mu się uważnie. Wyglądał, jakby miał za sobą bezsenną 

noc.

- Słuchaj, nie musisz sam pokazywać mi domu...

- Przepraszam, że cię uderzyłem - powiedział martwym głosem.

- W porządku - odrzekła wzruszając ramionami. - Nic się nie stało.

Skrzywił usta.

-   Też   tak   myślę.   -   Zanim   zrozumiała,   o   co   chodzi,   dodał:   -   Mimo   wszystko 

przepraszam. To było niepotrzebne.

Zabrzmiało to dziwnie.

- Ja też przepraszam. Nie chciałam cię zdenerwować. Wiesz, mogę sama obejrzeć 

dom, nie musisz...

- Nie - zdecydowanie potrząsnął głową. - Chcę być przy tym. Nie chcę, nie mogę 

znieść myśli, że będziesz grzebać w jej życiu.

Ciągle jeszcze Stali w przedpokoju. Ginny zrobiła kilka kroków naprzód i odwróciła 

się.

- Ona była moją siostrą, Alex. Ja również ją kochałam.

- Naprawdę? - W jego głosie zabrzmiała ironia.

- Naprawdę. I ona mnie  też kochała. Czy inaczej zapisałaby mi ten dom i swoje 

rzeczy?

- Zostawiła to tobie, bo czuła się winna. Winna twojego wyjazdu i zerwania.

Ginny zmarszczyła brwi i potrząsnęła głową.

- Nie, nie wierzę. Tak nie było.

- Skąd możesz wiedzieć, co ona czuła? - powiedział szyderczo. - Nawet nie raczyłaś 

do niej napisać.

Nie warto było próbować tłumaczyć mu, jak silne były więzy, które je łączyły, niemal 

telepatyczna   zdolność   wczuwania   się   w   przeżycia   drugiej   osoby   -   nikt,   kto   tego   nie 

doświadczył,   nie   będzie  w   stanie   zrozumieć.   Zresztą   może   ma   rację.   Może   rzeczywiście 

Venetia miała jakieś poczucie winy. W ostatnim roku przed jej śmiercią trochę się od siebie 

oddaliły.

background image

- Pokażesz mi dom?

Niechętnie skinął głową i wprowadził ją do pokoju po prawej stronie.

- To salon.

Był to przyjemny pokój z jasnymi tapetami i zasłonami, wygodna kanapą przy oknie i 

fotelami po obu stronach kominka. Wiszące na ścianach obrazy i ozdobne gzymsy dopełniały 

nastroju. Wszystko było pokryte cienką warstewką kurzu, z wyjątkiem fotela i prowadzącej 

do  niego   ścieżki,   wydeptanej  na  dywanie.   Instynktownie  poczuła,  że   Alex  przychodzi  tu 

opłakiwać utraconą żonę i dziecko.

- Nie mieszkasz tu teraz - powiedziała szybko, chcąc zachować pozory normalności.

- Nie. Mam mieszkanie przy uniwersytecie. - Otworzył podwójne drzwi. - Tam jest 

jadalnia. Kiedyś z okien roztaczał się wspaniały widok na pola i wzgórza, ale teraz... sama 

widzisz.

Ginny   podeszła   do   okna,   popatrzyła   na   leżący   niżej,   nieco   zapuszczony   ogródek, 

otoczony wysokim murem i widoczne wyżej dachy nowoczesnych magazynów.

- Kuchnia jest na dole.

Wrócili do przedpokoju, Alex pierwszy zszedł po stromych schodach. Pomyślała, że 

dom jest zbudowany na zboczu wzgórza, bo od ulicy nie było widać niższej kondygnacji. W 

czasach, gdy dom był zamieszkany, kuchnia musiała być ciepła i przytulna. Dodatki były z 

naturalnego drzewa, a na ścianach wisiały przedmioty z miedzi i brązu, wyraźnie dawno nie 

polerowane.

- Tu był pokój do zmywania naczyń, przerobiliśmy go na pralnię, a w tej służbówce 

trzymamy różne rupiecie.

Głos Alexa był zupełnie pozbawiony uczuć, gdy otwierał przed nią kolejne drzwi. 

Wrócili do schodów i weszli na samą górę.

- Tu są tylko dwie sypialnie i łazienka.

- A co jest tam wyżej?

Ginny   wskazała   na   wąskie   schodki   między   pokojami.   Nie   była   nawet   specjalnie 

ciekawa, ale odczuła wzrastające zdenerwowanie Alexa.

- Poddasze. Kiedyś to była sypialnia dla służby, a teraz są tam zbiorniki na wodę.

Ginny   skinęła   głową   i   czekała   na   otwarcie   drzwi   do   sypialni,   gdy   Alex   nagle 

wybuchnął.

-   Proponowałem   ci   więcej   niż   dobrą   cenę   za   dom.   Dlaczego   się   nie   zgodziłaś? 

Przecież nie masz żadnego powodu, przyszłaś tu tylko, żeby zaspokoić swoją ciekawość!

- Możliwe. - Zaskoczyła go. - Chciałam zobaczyć miejsce, gdzie mieszkała Venetia. 

background image

Chciałam się upewnić, czy jest tak, jak to sobie wyobrażałam.

- Wyobrażałaś sobie? - Zmarszczył brwi.

- Tak.

- Przecież  nawet  do  siebie  nie  pisałyście.   Nie mogłaś  widzieć  żadnych  fotografii. 

Chyba, że twoja matka...

Potrząsnęła głową.

- Nie chodzi o fotografie. To obrazy, które powstały w mojej wyobraźni. - Spostrzegła 

drwinę w jego oczach i powiedziała łagodnie: - Nie mogłeś chyba sądzić, że nie tworzę sobie 

obrazu domu mojej siostry. Przecież wiesz, jakie byłyśmy sobie bliskie.

Zobaczyła grymas niesmaku na twarzy Alexa.

- To drzwi do większej sypialni? - zapytała.

- A te do frontowej, trudno zgadnąć, co? Domyślam się, że chcesz tam wejść.

- Jak nie chcesz, to może innym razem, gdy będę sama...

- Nie, skończmy już z tym - odparł ostro. Pchnął drzwi i wszedł do środka.

W pokoju były bladoniebieskie ściany i biały dywan. Ogromne, staromodne, chyba 

wiktoriańskie łóżko, całe z politurowanego drzewa, było przykryte narzutą zszytą z kawałków 

w różnych odcieniach niebieskiego, najwyraźniej roboty Venetii. Ginny szybko odwróciła 

wzrok, zdając sobie sprawę, jak przykra jest ta sytuacja dla Alexa. To miejsce przypominało 

mu najintymniejsze, najszczęśliwsze chwile z Venetią. Przypominało mu też tę jedyną noc, 

którą spędził tu dawno temu z Ginny. Spojrzała na podłogę. Takie same jak na dole ślady 

prowadziły do łóżka, na którym jeszcze pozostało lekkie wgniecenie.

- Dlaczego nie dbasz o dom? - zaatakowała go z nieoczekiwaną gwałtownością. - 

Venetii byłoby przykro...

- Pilnuj własnych, cholernych spraw.

Nie słuchała.  Podeszła  do ściennej  szafy,  otworzyła  ją. Była  pełna  ubrań i butów 

Venetii. Na toaletce przy oknie leżała kosmetyczka, stały buteleczki perfum. Nad kominkiem 

wisiał portret Venetii, jeszcze z czasów panieńskich, kiedy pracowała jako modelka. Ginny 

ledwie rzuciła na niego okiem - identyczną twarz widziała codziennie w lustrze.

- Zamieniłeś ten dom w świątynię - powiedziała ze złością.

- Nie - rzucił krótko.

Uniósł dłonie i przetarł twarz, jakby chciał zetrzeć z niej uczucia. Podniósł głowę.

- Odkąd Venetia nie żyje, nic mi po tym miejscu. Zapisała je tobie, razem z resztą 

rzeczy, ale ty nawet nie raczyłaś odpisać na mój list, więc miałem związane ręce. Zabrałem 

tylko swoje rzeczy i zatrzasnąłem drzwi.

background image

- Ale wróciłeś.

Bruzdy wokół ust pogłębiły się, skinął głową.

- Przychodziłem tu wspominać. Byliśmy tu tacy szczęśliwi. - Urwał nagle. - Łazienka 

jest z tyłu.

Łazienka   była   urządzona   praktycznie,   a   duża   staroświecka   wanna   na   wygiętych 

nóżkach wyglądała zabawnie. Alex zawahał się przed drzwiami do drugiej sypialni.

- To pokój dziecinny - powiedziała nagle Ginny. - Nie zdążyła go wykończyć.

Spojrzał na nią dziwnie, jakby z lękiem.

- Tak. - Powoli nacisnął klamkę i popchnął drzwi. Zrobiła krok, zatrzymała się na 

progu i odwróciła gwałtownie. Nie miała po co wchodzić - już znalazła to, czego szukała. 

Venetia była obecna duchem w tym niewykończonym pokoju dla jej dziecka.

- Czyżbyś nie chciała wejść? - zadrwił. - Nie powiesz mi, że wreszcie coś odczuwasz.

Odwróciła się z wściekłością.

- Może to dziwne dla ciebie, ale nie tylko ty cierpisz. Moja jedna połowa umarła 

razem z Venetią.

Roześmiał się głośno z gorzkim niedowierzaniem.

- Ach, tak - szydził - tak głęboko odczułaś jej stratę, że nawet nie mogłaś przyjechać 

na pogrzeb.

- Właśnie - odparowała - właśnie dlatego nie przyjechałam na pogrzeb. Odczułam jej 

utratę. Czułam jej ból i cierpienie. Czułam wszystko to, co ona czuła w czasie wypadku. 

Wiem, że próbowała walczyć, ale rany były śmiertelne. - Zniżyła głos aż do szeptu, w jej 

oczach pojawiła się rozpacz.

- A kiedy umarła, kiedy poczułam, że życie z niej uchodzi, też chciałam umrzeć. Nie 

miałam   już   po   co   żyć.   Zawsze   byłyśmy   sobie   tak   bardzo   bliskie.   Wszystko   miałyśmy 

wspólne. Nie chciałam żyć bez niej.

Zmarszczył brwi, oczy utkwił w jej twarzy.

- O czym ty mówisz?

Spojrzała na niego i uśmiechnęła się gorzko.

- Nie przyjechałam na pogrzeb Venetii, bo miałam załamanie nerwowe. Lekarze jakoś 

to nazwali, ale prawdziwą przyczyną było to, że przeżyłam wszystko to, co Venetia - głos jej 

się załamał - i też prawie umarłam.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

- Załamanie nerwowe!

-   Tak   -   przytaknęła   i   podniosła   rękę   do   twarzy.   -   Przez   kitka   tygodni,   zanim 

odzyskałam równowagę, przebywałam w klinice.

- Nie wierzę. - Zaskoczony potrząsnął głową.

- Nie musisz. - Odwróciła się i zbiegła po schodach.

Dogonił ją, chwycił za ramię i obrócił do siebie.

- Gdybyś rzeczywiście miała kryzys nerwowy, to twoja matka by o tym wiedziała!

- Była wystarczająco załamana śmiercią Venetii. Nie chciałam dodatkowo jej martwić, 

więc poprosiłam mojego agenta, żeby wszystkim pytającym o mnie mówił, że wyjechałam na 

kontrakt.

Wzdrygnęła się i na moment zamknęła oczy. Po chwili uniosła głowę i popatrzyła na 

Alexa.

- Nie wierzysz mi! Do cholery, Alex, czy naprawdę myślisz, że coś innego mogłoby 

powstrzymać mnie od przyjazdu na jej pogrzeb?

- Nie wierzę w to, że mogłaś fizycznie odczuwać to, co Venetia. Byłaś kilka tysięcy 

kilometrów stąd. Jak to możliwe? - Spojrzał na nią z ukosa.

- Nie wiem - ucięła ze złością. - Wiem tylko, że tak było.

- Ale to niemożliwe.

Spojrzała na niego z urazą.

- Oczywiście. Tak jak powiedziałeś, to niemożliwe. Zmienił się na twarzy.

-   Zawsze   miałaś   bujną   wyobraźnię.   A   może   taki   pomysł   spodobał   się   tobie   albo 

twojemu agentowi? W twoich kręgach to pewnie była dobra historia. Poczerwieniała.

- Powiedziałam ci o tym tylko z powodu twoich obsesyjnych ataków na mnie, że nie 

przyjechałam na pogrzeb. Teraz już wiesz, dlaczego.

- Każdy powód do rozgłosu jest dobry, co?

- Nikt więcej o tym nie wie - powiedziała z narastającą wściekłością, zaciskając pięści. 

- Nikt, tylko ty. I jest mi wszystko jedno, czy wierzysz mi, czy nie.

Otworzyła   drzwi   i   wybiegła   na   ulicę.   Podszedł   do   niej,   gdy   przetrząsała   torebkę, 

szukając kluczy.

- Co będzie z domem?

Spojrzała na niego piorunującym wzrokiem, potem odwróciła się w stronę domu.

- Jest mój, prawda? I wszystko w środku?

background image

- Tak. Z wyjątkiem kilku mebli.

- Więc usuń wszystkie swoje rzeczy do końca tygodnia. Nie zamierzam sprzedać ci 

domu i chcę, żebyś się wyniósł. I każ swojemu prawnikowi natychmiast przesłać mi komplet 

kluczy.

- Ginny, nie możesz... - Twarz mu pobladła.

- Właśnie mogę. Przecież sam powiedziałeś, że jestem zdolna do wszystkiego. Jeśli 

mogłam udawać kryzys nerwowy, to równie dobrze mogę i to zrobić!

Wsiadła do samochodu i odjechała.

Alexowi za bardzo zależało na domu, żeby tak to zostawić. Ledwie Ginny przyjechała 

do matki, zatelefonował jego prawnik, proponując podniesienie sumy.

- Proszę mu przekazać, że to mnie nie interesuje - odparła stanowczo. - W przyszły 

poniedziałek o dziesiątej rano będę u pana w biurze odebrać klucze. - I nie słuchając dalszych 

wyjaśnień, odłożyła słuchawkę.

Zadzwonił jeszcze dwa razy, ale nie zmieniła zdania.

W czwartek wieczorem przyjechał Jeff Ferguson. Poznała go pięć lat temu. Wykładał 

historię   na   tym   samym   uniwersytecie,   gdzie   pracował   Alex.   Zaczęło   się   od   wieczoru 

spędzonego w czwórkę z Venetią i Alexem. Lubili się wzajemnie. Może z jego strony byłoby 

coś więcej, ale szybko się zorientował, że obie bliźniaczki zwariowały na punkcie Alexa. Jeff 

był dla niej oparciem w ciężkich chwilach i do tej pory zachowała dla niego ciepłe uczucia. 

Gdy przyjechał, siedziała przy oknie w salonie matki z notesem na kolanach, ale nie mogła 

skoncentrować   się   na   pisanym   liście.   Usłyszała   zatrzymujący   się   samochód   i   zobaczyła 

wysiadającego Jeffa. Była dopiero szósta po południu. Nisko zachodzące słońce oblewało 

wszystko ciepłym blaskiem. Jeff zatrzymał się i popatrzył na dom. Nadal był szczupły, ale już 

nie wyglądał na uczniaka. Może sprawiał to dobrze skrojony garnitur, chyba znalazł dobrego 

krawca.   Odgarnął   włosy   z   czoła   i   poprawił   okulary.   Pamiętała   ten   nerwowy   gest. 

Uśmiechnęła się, rzuciła notes i podbiegła do drzwi.

- Cześć Jeff Co słychać? - Wyciągnęła ręce. Przytrzymał je z uśmiechem.

- Dziękuję, w porządku. Wyglądasz jeszcze ładniej niż kiedyś.

- Uważaj, pochlebstwem daleko nie zajedziesz. Wejdź.

Wprowadziła go do salonu.

- Musimy to uczcić. Czego się napijesz?

- Może dżinu z tonikiem.

Zrobiła drinka i podała mu szklankę. Patrzył na nią, szczupłą, ubraną w spodnie i 

background image

puszysty biały sweter. Zarumienił się, gdy zobaczył, że to spostrzegła.

-   Słyszałam,   że   jesteś   teraz   w   Bristolu   razem   z   Alexem   -   powiedziała,   żeby   go 

rozluźnić.

- Ściągnął mnie tutaj chyba jakiś rok po swoim ślubie.

-   I   jak   ci   się   podoba?   -   Znów   usiadła   przy   oknie   i   gestem   zaprosiła   go,   by   się 

przyłączył. - Musisz mi opowiedzieć.

-   Z   przyjemnością.   Najlepiej   gdzieś   przy   kolacji.   Ale   najpierw   muszę   ci   coś 

powiedzieć. No więc, nie przyszedłem tu tylko po to, żeby cię zobaczyć. Zostałem wysłany.

- Przypuszczam, że przez Alexa. - Wypiła łyk.

- Tak. - Zawahał się. - Pewnie domyślasz się, po co. Chce, żebym cię przekonał do 

sprzedaży domu.

- Myślisz, że to ci się uda?

- Skądże. Ale to jego ostatnia szansa. - Roześmiał się.

- Ale mimo to zgodziłeś się spróbować? Kiwnął głową.

- Jak mówiłem, chciałem cię zobaczyć.

- A przede wszystkim pomóc Alexowi - powiedziała ostro.

Poprawił okulary i usiadł obok niej.

- Nie widziałaś go po śmierci Venetii. Spojrzała  na niego przenikliwie, ale ani w 

głosie, ani w wyrazie twarzy nie znalazła potępienia, jedynie rodzaj żalu.

- Najpierw był w szoku. Wszystko zdusił w sobie. Jeśli ktoś nie wiedział, co zaszło, to 

widząc go w pracy, w kontaktach z ludźmi, nigdy by się nie domyślił. Ale, w miarę upływu 

czasu, widać było zmiany, jakie w nim zaszły. Rozpacz zżerała go od środka. Zamknął dom i 

wyprowadził  się.  Udało  mi  się  ściągnąć  go  tutaj pod  jakimś  pretekstem.  Chyba  tylko  to 

pomogło mu dojść do siebie.

- Dobry z ciebie przyjaciel - powiedziała miękko.

- Zrobiłem, co mogłem. On zrobiłby to samo. - Wyglądał na zaskoczonego.

- Nie ożeniłeś się, nie zaręczyłeś czy coś takiego?

- Nie. - Skrzywił się lekko. - Nie odwodź mnie od tematu. - Spoważniał. - Alexowi ten 

dom jest potrzebny. To miejsce, gdzie może pójść i rozpaczać w spokoju i samotności.

Spojrzała na niego zamyślona, rozważając te słowa, ale w końcu potrząsnęła głową.

- Słuchaj,  minęły  ponad dwa lata. Czy byłeś  w tym  domu?  Zamienił  go w  jakąś 

świątynię. To nie jest normalne. Jeśli chce ją opłakiwać, może to robić w głębi duszy, nie 

musi mieć specjalnego miejsca.

- Nie jestem pewien.

background image

- Ale ja jestem. Jeśli tracisz bliską osobę, to odczuwasz jej brak stale, nie możesz się z 

tego   otrząsnąć.   Przez   długi   czas   dochodzi   to   do   twojej   świadomości   znienacka,   w 

najdziwniejszych   momentach,   potem   uczysz   się   nad   tym   panować.   Jeśli   chcesz,   możesz 

rozpaczać w samotności, ale nie musisz mieć do tego specjalnego miejsca. Możesz to robić w 

nocy leżąc w łóżku, lecąc samolotem, spacerując po parku. Gdziekolwiek.

- Mówisz, jakbyś wiedziała.

- Bo wiem - odpowiedziała z nagłym gniewem. - Venetia była moją bliźniaczą siostrą. 

Nikt nigdy nie będzie mi bliższy niż ona.

- Przepraszam. - Poprawił okulary. - Mam dziwne uczucie, gdy patrzę na ciebie. Obie 

jesteście... byłyście... takie podobne. To zupełnie tak, jakby zmartwychwstała.

- Chyba często ją widywałeś?

- Tak, często zapraszała na kolację mnie i jeszcze jakąś dziewczynę. - Uśmiechnął się. 

- Zawsze próbowała mnie ożenić. Pewnie było jej mnie żal.

- Może chciała, żebyś był szczęśliwy, tak jak ona i Alex - powiedziała łagodnie.

- Tak. - Odwrócił się nieco, tak że patrzył prosto na nią. - A co u ciebie? Jesteś 

zadowolona ze swojej kariery? A z Alexem - czy już ci przeszło?

Na to była przygotowana.

- Po takim czasie? Oczywiście. W moim zawodzie spotyka się wielu atrakcyjnych 

mężczyzn.

- No tak. Teraz jesteś sławna.

- Przypuszczam, że raczej w tym złym znaczeniu. Przyznaj się, czytujesz plotki w 

gazetach?

- Często łączą cię z facetami o znanych nazwiskach.

- Oczywiście.  Ale  to tylko  dobra reklama.  - Mówiła  lekko i  z humorem,  ale  bez 

uśmiechu w oczach.

- Po Nowym Jorku Anglia pewnie wydaje ci się nudna.

Spojrzała na niego. Znów zeszli na osobiste tematy. Położyła mu rękę na ramieniu.

- Może zaprosisz mnie gdzieś na kolację i opowiesz o wszystkim, co się z tobą działo, 

od czasu gdy wyjechałam. Nadal nabierasz turystów, tak jak wtedy na tej wystawie? Ciągle to 

pamiętam.

- Tak, to był piękny dzień. - Jeff uśmiechnął się. W restauracji w Cheltenham, przy 

indyjskich   potrawach,   zatopili   się   we   wspomnieniach.   Nie   widzieli   się   jednak   długo,   a 

przedtem spotkali się tylko kilka razy, więc wspomnień nie było zbyt wiele. Życie, jakie Jeff 

prowadził, było raczej monotonne, w dodatku nie chciał wiele mówić o swych osiągnięciach 

background image

naukowych.

- W tym roku w lecie wybieram się na wykopaliska do Włoch. Próbowałem namówić 

Alexa, żeby ze mną jechał, ale nie chciał.

Ginny nie mogła wyobrazić sobie Alexa, spędzającego długie godziny na grzebaniu w 

ziemi. Zwłaszcza w czasie wakacji. Miał na to zbyt wiele energii.

- Co on zwykle robi? - spytała.

- Zimą wyjeżdżali na narty, a latem nad wodę, żeglować na desce. Byłem z nimi kilka 

razy, ale zawsze udawało mi się znaleźć jakieś ruiny i wyrwać się na trochę.

- Byliście bardzo zaprzyjaźnieni. Cieszę się z tego.

- Mm... - Popatrzył na nią ze smutkiem. - Nie mam żadnej rodziny, a z nimi byłem 

bardzo zżyty. Nigdy nie dali mi odczuć, że przeszkadzam. - Spojrzał jej prosto w oczy. - 

Venetia   tęskniła   za   tobą.   Próbowała   ukryć   to   przed   Alexem,   ale   ja   widziałem.   Często 

opowiadała mi o tobie, szczególnie jeśli pisali coś w gazetach albo były jakieś zdjęcia. Była 

dumna z twoich sukcesów.

- To miłe. - Ginny popatrzyła w dal.

Jeff zawahał się, patrząc na jej odwrócony profil, wreszcie przemówił:

- Venetia powiedziała mi, dlaczego wyjechałaś. Alex odkrył, że spędził noc z tobą, a 

nie z nią. Opowiedziała mi o wszystkim - że to ty najpierw poznałaś go w samolocie, a w 

Londynie,   gdy   starał   się   ciebie   odnaleźć,   ona   udała   ciebie.   Wiem,   że   obie   się   w   nim 

kochałyście, ale dopiero gdy mi to powiedziała, zrozumiałem, że ty, jakby to powiedzieć, 

miałaś do niego większe prawa.

- Czy powiedziała ci, jak ustaliłyśmy, która zostanie, a która ma wyjechać?

- Tak. - Skinął głową. - Powiedziała, że rzucałyście monetą.

Posłała mu zamyślone spojrzenie spod drugich rzęs.

- Czy Alex wiedział o tym?

- Nie jestem pewien. Nigdy mi o tym nie wspominał.

-   Nie   sądzę,   żeby   wiedział.   Nie   wyobrażam   sobie,   żeby   Venetia   mogła   mu   to 

powiedzieć. Mimo że ją kochał, na pewno byłby wściekły - powiedziała zamyślona.

Jeff patrzył na nią, gdy mówiła o Aleksie, ale z jej twarzy nie mógł nic wyczytać. Była 

zawodową modelką i potrafiła nie ujawniać żadnych uczuć.

- Jeśli już nie zależy ci na Aleksie, to dlaczego nie chcesz sprzedać mu domu? - 

zapytał z ciekawością.

Popatrzyła na niego przez chwilę.

-   Czy   żaden   z   was   nie   pomyślał,   że   może   Venetia   celowo   zapisała   mi   dom? 

background image

Oczywiście wiem, Alex uważa, że to dlatego, bo czuła się winna, że to ja wyjechałam, ale 

może miała inny powód?

- Jaki?

Nie chcąc być do końca szczera, wzruszyła ramionami.

- Dostała ten dom od naszego ojca i chciała, żeby pozostał w naszej rodzinie.

- Rozumiem. A nie dlatego, że zakładała, że może wrócisz tutaj i będziesz razem z 

Alexem? - zapytał domyślnie.

Uniosła podbródek i odrzekła zimnym tonem.

- Raczej trudno mi sobie wyobrazić, żeby Venetia mogła myśleć w ten sposób.

- Dlaczego? A czy nie to miałaś na myśli? Przez chwilę nie wiedziała, czy ma się 

rozzłościć, w końcu westchnęła i uśmiechnęła się.

- Zawsze potrafiłeś mnie rozszyfrować.

- Teraz to już nie jest takie proste. Pięć lat temu byłaś jak otwarta księga, a teraz... - 

znów poprawił okulary przyglądając się jej - teraz zbudowałaś mur wokół siebie. Jesteś zimna 

i opanowana. Zrobiłaś karierę. Ale myślę, że teraz jesteś mniej odporna na ciosy niż byłaś.

- Psycholog - powiedziała sarkastycznym tonem. Jednak ocenił ją trafnie.

- Więc to dlatego nie chcesz pozbyć się domu? Dlatego, że może ty i Alex...

- Nie - przerwała ostro. - Jeśli koniecznie chcesz wiedzieć, to zatrzymam ten dom, bo 

jestem   wściekła   na   Alexa.   Gdyby   nie   był   dla   mnie   taki   nieprzyjemny,   to   pewnie 

zostawiłabym mu dom nawet bez oglądania. Ale teraz, gdy już go widziałam, zdecydowałam 

się. Nie chcę, żeby nadal był taki zaniedbany.

- Mam mu to powiedzieć?

-   Rzeczywiście.   Zapomniałam,   że   przyszedłeś   w   konkretnej   sprawie.   Oczywiście, 

powiedz mu. I niech nie traci swojego i mojego czasu, aby odwieść mnie od tego.

- On chodzi tam, gdy jest załamany. Dla niego to rodzaj sanktuarium.

- Więc już czas, żeby z tym skończyć - powiedziała stanowczo. - To też mu powiedz. - 

Odepchnęła krzesło i wstała. - Możemy iść?

W poniedziałek rano zapakowała samochód, pożegnała się z matką i wyruszyła do 

Bath. Od Alexa nie było żadnych wiadomości, więc miała nadzieję, że zrezygnował. Jednak 

gdy weszła do biura prawnika odebrać klucze, Alex siedział w poczekalni. Odłożył gazetę i 

wstał.

Ginny zatrzymała się gwałtownie.

- Na miłość boską, już ci powiedziałam...

background image

- W porządku, nie denerwuj się - odparł krótko. - Jako wykonawca testamentu muszę 

być przy przepisaniu domu na ciebie.

- Rozumiem. - Rozluźniła ramiona.

Usiadła po drugiej stronie poczekalni, krzyżując w kostkach długie, zgrabne nogi. W 

dobrze uszytym kostiumie z krótką spódniczką w kolorze głębokiej czerwieni i z upiętymi z 

tyłu włosami zachwycała urodą i niewymuszoną elegancją.

Alex nie siadał. Przyglądał się jej przez chwilę, podszedł do okna i odwrócił się, 

wyglądając na zewnątrz.

- Chyba jest tam coś bardzo ciekawego? - zapytała Ginny przerywając ciszę.

Po twarzy przemknął mu lekki uśmiech, który znikł, gdy odwrócił się do niej.

- Jeff przekazał mi twoją decyzję. Wygląda na to, że sam jestem sobie winny. Robisz 

to z przekory.

Kiedy nie odpowiedziała, nagle wybuchnął.

-   Przecież   nie   będziesz   miała   z   tego   żadnego   pożytku.   Niedługo   wyjedziesz   do 

Ameryki i co wtedy stanie się z domem? Wynajmiesz go? A może sprzedasz? Dom, gdzie 

mieszkaliśmy, gdzie byliśmy szczęśliwi. Pozwolisz obcymi ludziom spać w naszym łóżku, 

dotykać rzeczy Venetii?

- Jeszcze nie wiem, co zrobię z domem - odrzekła spokojnie. - Dam ci znać, jak się 

zdecyduję. A jeśli będę chciała go sprzedać, to oczywiście ty będziesz pierwszy.

Wyglądał na zaskoczonego, nie spodziewał się po niej aż tyle.

- A do tego czasu?

Poproszono   ich   do   środka,   więc   nie   musiała   odpowiadać.   Formalności   nie   trwały 

długo. Na koniec Alex wyjął komplet kluczy i wyciągnął rękę w jej stronę, ale nagle cofnął ją 

i położył klucze na biurku. Ginny spojrzała na nie i powoli podniosła. Miała dziwne uczucie, 

że jest to jedna z tych chwil, które decydują o dalszym życiu. Tak jak rzut monetą pięć lat 

temu. Ścisnęła je mocno.

- Czy to wszystko? Dziękuję. - Wstała, podała rękę prawnikowi i wyszła.

Alex dogonił ją na ulicy. - Jedziesz prosto do domu?

- Tak.

- Pojadę z tobą. Jest kilka rzeczy, które powinienem ci pokazać.

- Dobrze. - Znów była chłodna i energiczna. - Mój samochód jest tam, na parkingu.

Szli obok siebie, uważając, by się nie dotykać. Ginny zastanawiała się, który to już raz 

idą razem. Poznała go lecąc na zdjęcia do Paryża, skąd on miał samolot do Sztokholmu na 

konferencję naukową.

background image

Wyszli razem z samolotu, ale ich drogi się rozdzieliły. Mieli się spotkać po odprawie 

celnej,   ale   Alexowi   nie   pozwolono   opuścić   sali   tranzytowej.   Ginny   nie   doczekała   się 

przesłanej przez niego informacji. Ale on nie zrezygnował. Choć nie znał jej nazwiska, szukał 

jej   po   wszystkich   agencjach   modelek   w   Londynie.   Ginny   była   jeszcze   za   granicą,   gdy 

przyszedł list od niego i Venetia poszła na spotkanie z nim, nie zdradzając, że to nie ją poznał 

w samolocie.

To był pierwszy raz. Potem umawiali się jeszcze na wspólne bieganie, ale prawdziwy 

następny raz był później, wtedy gdy oszukała go i udając Venetię, umówiła się z nim na 

wspólny wieczór. Miała później przyznać się do tej zamiany, ale wspaniały wieczór zamienił 

się w cudowną miłosną noc. Ginny wiedziała, że nigdy nie powie mu prawdy.

Jednak w jakiś sposób odkrył prawdę i wściekły na obie, nie chciał ich więcej widzieć. 

Właśnie   wtedy   wpadły   na   pomysł,   jak   go   odzyskać.   Postanowiły,   że   jedna   z   nich   musi 

wyjechać i nigdy nie wracać.

O tym, która zostanie, miał zdecydować rzut monetą. Wspominając te chwile Ginny 

wzdrygnęła się, ale niczego po sobie nie pokazała. Wiele osób im się przyglądało, ale widzieli 

jedynie poruszającą się z gracją wysoką, pozornie pogodną młodą kobietę i wyższego od niej, 

przystojnego bruneta o nieprzeniknionej twarzy i lekko zaciśniętych ustach.

Doszli do samochodu. Otworzyła drzwi. Krótką drogę do domu przebyli w milczeniu. 

Część mebli zniknęła - w salonie nie było sofy, w jadalni stołu i krzeseł, ale i tak dużo rzeczy 

zostało, nawet wielkie łóżko w sypialni.

- Nie zabierasz łóżka?

- Nie jest moje. Venetia kupiła je na aukcji i sama odnowiła. Lubiła to robić.

- Jak mieszkałyśmy razem w Londynie, to też tak było. Miałyśmy kilka mebli, które 

sama odnowiła.

- Wszystkie są tutaj, razem z innymi.

- Ale kupiła je za twoje pieniądze. - Odwróciła się i spojrzała na niego.

- Nie. Miała swoje. Dawała lekcje dla modelek. Ginny nie wiedziała o tym. To trochę 

zmieniało postać rzeczy. Wyobraziła sobie siostrę z radością przynoszącą wynalezione gdzieś 

na aukcjach przedmioty, którymi upiększała mieszkanie, nadając mu niepowtarzalny klimat.

- Odeśle ci to łóżko. - I zanim zdążył  coś powiedzieć, dodała: - Czy zabrałeś już 

wszystkie swoje rzeczy?

- Tak. Ale jest jeszcze kilka rzeczy, które należą do ciebie. Zabrałem je stąd, bojąc się 

włamania i dzikich lokatorów. - Wziął aktówkę, którą miał ze sobą, otworzył ją i wyjął kilka 

małych pudełeczek.

background image

- To biżuteria Venetii. Należy do jej osobistego majątku, wiec przechodzi na ciebie.

Zaczął   otwierać   pudełeczka   i   ustawiać   je   na   małym   stoliku.   Ginny   patrzyła   z 

niedowierzaniem.   Niektóre   rzeczy   poznawała.   Na   urodziny   i   gwiazdkę   często   dostawały 

identyczne prezenty. Ale był też medalion, naszyjnik z pereł, kilka złotych łańcuszków i bran-

soletek, które musiała dostać po ślubie. Z pewnością od Alexa. Jedna z bransoletek była 

zrobiona   ze   złotych   ogniwek,   do   których   były   umocowane   malutkie   złote   drobiazgi. 

Domyśliła się, że pewnie na każdą okazję i rocznicę ślubu kupował jej kolejny drobiazg - 

dlatego było ich tak niewiele, zaledwie kilka. Na koniec otworzył pudełeczko z pierścionkiem 

zaręczynowym.

- Zatrzymałem jej ślubny pierścionek - powiedział z wyraźnym napięciem w głosie - 

ale zapłacę ci tyle, ile kosztował.

- Przestań. Nie miałam pojęcia, że te rzeczy też wchodzą w skład darowizny. Zabierz 

je, Alex, zabierz wszystkie.

- Zapisała je tobie.

- Więc popełniła błąd. Jestem pewna, że chciałaby, żebyś to ty je zachował.

Na chwile w jego oczach pojawił się upór i już się bała, że rozpocznie sprzeczkę, ale 

gdy znów spojrzał na pierścionek, twarz mu się zmieniła.

- Naprawdę tak myślisz?

- Tak. Zapewniam cię.

Spojrzała   na   niego,   ale   nie   mogła   znieść   widoku   bezgranicznego   cierpienia 

malującego się na jego twarzy, gdy sięgał po pierścionek. Odwróciła się i zbiegła na dół.

Zszedł po kilku minutach. Stała przy oknie, patrząc na ogród.

- Dziękuję ci - powiedział beznamiętnie. - Jestem ci bardzo wdzięczny.

Odwróciła się, by spojrzeć na niego.

- Nie, nie jesteś - powiedziała patrząc przenikliwie. - Nienawidzisz mnie za to, że tu 

jestem i nie oddałam ci domu. Nienawidzisz mnie, bo wyglądam tak samo jak Venetia i 

przypominam ci ją za każdym razem, kiedy mnie widzisz. A najbardziej dlatego, że ja żyję, a 

ona umarła.

Otworzył szeroko oczy, ale niczego nie potwierdził.

- Jeff przekazał mi wszystko, co powiedziałaś. Łącznie z tym, że najwyższy czas, 

żebym się otrząsnął. - W jego głosie zabrzmiała uraza.

- Nie powinieneś był go przysyłać, jeśli nie chciałeś usłyszeć kilku słów prawdy - 

odpaliła.

Wyglądał, jakby chciał odpłacić jej czymś podobnym, ale opanował się.

background image

- Przepraszam, nie miałem zamiaru znów się kłócić. Zwłaszcza, gdy mi to zwróciłaś - 

gestem wskazał aktówkę. - Naprawdę jestem bardzo wdzięczny. Jestem ci winien...

- Nic mi nie jesteś winien - przerwała. - Miałeś mi coś powiedzieć na temat domu.

- No tak. - Z widoczną ulgą przyjął zmianę tematu. - Powinnaś wiedzieć, gdzie są 

zawory do wody i wyłącznik prądu. I jak obsługiwać zbiornik ciepłej wody. Pokażę ci.

Zeszli do piwnicy. Pokazał jej, gdzie są kurki odcinające dopływ wody i odkręcił je. 

Zdjął marynarkę i poszedł na strych upewnić się, czy zbiorniki dobrze się napełniają.

- Powinnaś zainstalować nowy zbiornik na ciepłą wodę - zawołał do Ginny. - Miałem 

zamiar to zrobić, ale jakoś nie mogłem się zebrać. Dlatego zamknąłem dopływ i spuściłem 

wodę z instalacji. Bałem się, że może przecieknie i zaleje dom. Przygotuj się, żeby pobiec na 

dół i zakręcić kurek, jeśli zawołam.

- Mogę ci w czymś pomóc?

- Patrz uważnie na ten drugi zbiornik.

Woda powoli wypełniała instalację i z rur zaczęły wydobywać się dziwne odgłosy. 

Ginny, zaplątana w pajęczynach, nachyliła się nad zbiornikiem.

- Chyba wszystko w porządku.

-   Zobacz,   czy   nie   przecieka   pod   spodem.   Spisując   rajstopy   na   straty,   uklękła   i 

obejrzała zbiornik od dołu.

- Nic nie widzę.

- To dobrze, chyba wszystko działa.

Wyprostowali   się   jednocześnie.   Ostrzegające   „uważaj"   Alexa   przyszło   za   późno   i 

Ginny mocno uderzyła głową o sufit.

- Ojej! - Zachwiała się i złapała ręką za głowę.

- Dobrze się czujesz? - Podbiegł do niej i schwycił za ramię.

- Tak, chyba tak. Ale jestem głupia.

- Lepiej zejdź na dół. Poczekaj, pójdę pierwszy, może zrobić ci się słabo.

Zaczął schodzić, a Ginny za nim, opierając się o ścianę. Miała wysokie obcasy, a 

schody były strome. Nagle poczuła gwałtowny zawrót głowy i zatrzymała się.

- Alex! - W jej głosie zabrzmiała trwoga.

- W porządku, już jestem.

Objął ją w talii i zniósł na półpiętro. Posadził ją na stojącej przy oknie kanapce.

- Zobaczymy, co z twoją głową. - Odgarnął jej włosy. - Nieźle się uderzyłaś. Trochę 

krwawi. Poczekaj, przyniosę coś, żeby to przemyć.

Przyniósł watę i wodę utlenioną. Ginny cofnęła głowę.

background image

- Będzie szczypać?

- Nie bądź tchórzem. - Uśmiechnął się. - To dla twojego dobra, Vene... - zbladł i urwał 

gwałtownie. Wbił w nią osłupiałe spojrzenie, oboje zamarli.

Ginny poczuła, jak serce ściska się jej z żalu. Chciała pogłaskać go dłonią i pocieszyć, 

ale czuła, że była to ostatnia rzecz, jakiej by sobie życzył. Udało jej się opanować.

- Już się zastanawiałam, ile czasu minie, zanim tak się do mnie odezwiesz. I tak się 

dziwię, że dopiero teraz. - Spojrzał na nią z wyrzutem, więc dodała ostrzej. - Czy zajmiesz się 

moją głową? Zaczyna naprawdę boleć.

- Co takiego? - Jakoś  się opanował.  - Ach tak,  oczywiście.  Wiesz,  chyba  byłoby 

łatwiej, gdybyś rozpuściła włosy.

Wyjęła spinki, dotknęła guza na głowie i skrzywiła się lekko. Gęste, brązowe włosy 

spłynęły   w   dół   lśniącą   kaskadą,   sięgającą   połowy   pleców.   Miękko   układające   się   loki 

przywodziły na myśl portrety prerafaelitów.

Alex popatrzył na nią z napięciem, wreszcie zajął się opatrzeniem skaleczenia.

Dotyk jego rąk  przyniósł  falę  słodkich  wspomnień  tej  odległej w  czasie  wspólnej 

nocy. Przypomniała sobie, jak zanurzał dłonie w jej włosach, całował je w zachwycie. Być 

może też to pamiętał, bo ręka mu zadrżała. Mocne pieczenie przerwało te rozmyślania.

- Już wystarczy, zabierz to. - Jęknęła.

-   Przepraszam,   ale   trzeba   to   zdezynfekować.   -   Wyprostował   się,   gdy   skończył.   - 

Powinno już być w porządku. Plaster chyba jest niepotrzebny.

- Dziękuję. - Wyjęła z kieszeni chusteczkę i otarła łzy, które napłynęły jej do oczu. - 

Mam wrażenie, że to ci się podobało.

- Nie chciałem sprawić ci bólu.

- Naprawdę? - Wyraźnie mu nie wierzyła. - Nic na to nie poradzę, że wyglądam tak 

samo jak Venetia.

-   Ale   mogłaś   tu   nie   przychodzić   -   powiedział   ostro.   Zrobił   gwałtowny   gest.   - 

Przepraszam, miałaś prawo zrobić, co chciałaś. Kiedy cię widzę, czasami zapominam i myślę, 

że ona żyje.

Zszedł do łazienki. Usłyszała, że myje ręce. Po chwili wrócił.

- Jak się teraz czujesz?

- Trochę boli mnie głowa, poza tym dobrze. - Oczekiwała, że teraz sobie pójdzie, ale 

zawahał się, coś go jeszcze dręczyło. - Czy jeszcze coś w sprawie domu?

- Nie. - Spróbował zrobić kilka kroków, ale podest był  zbyt  wąski. Wyglądał  jak 

zwierzę uwięzione w klatce.

background image

- Chciałem wyjaśnić coś do końca. Kiedy widzieliśmy się ostatni raz, przed twoim 

wyjazdem do Ameryki, gdy dowiedziałem się prawdy - wtedy powiedziałaś, że jesteś we 

mnie zakochana.

Przeczuwając   co   nastąpi,   Ginny   opuściła   głowę,   próbując   uciszyć   bicie   serca. 

Wreszcie podniosła wzrok i zapytała chłodno.

- Więc?

- Więc chciałbym wiedzieć, co czujesz teraz. Popatrzyła na niego, starając roześmiać 

się z niedowierzaniem.

- Chcesz wiedzieć, czy nadal cię kocham?

- Tak.

Poczuła ucisk w piersiach, aż trudno jej było złapać oddech. Broniąc się, zaatakowała.

- Dlaczego?

Uśmiechnął się gorzko i usiadł na stopniach naprzeciw niej. Wciąż był bez marynarki, 

z podwiniętymi rękawami, trochę zakurzony. Nadal był szczupły i wysportowany, może tylko 

nieco chudszy niż wtedy, gdy go poznała. Większość mężczyzn zwykle tyje po ślubie - nawet 

jeśli tak było z Alexem, to nie zostało po tym ani śladu.

- Przyszło mi do głowy, że może dlatego tu wróciłaś - powiedział niepewnie. - I może 

dlatego   chcesz   zatrzymać   dom.   -   Drgnęła   mu   szczęka,   ale   oczy   pozostały   zimne.   - 

Pomyślałem, że może chcesz rozpocząć wszystko na nowo, od miejsca, gdzie przerwaliśmy.

- A jeśli nawet? - Nie spuszczała oczu z jego twarzy, tylko palcami nerwowo skubała 

wypłowiały materiał kanapy.

- To szczerze ci mówię, że nic z tego - powiedział z mocą. - To, że kiedyś mi się 

podobałaś, nie znaczy, że tak jest teraz. A to, że jesteś siostrą Venetii i wyglądasz dokładnie 

jak   ona,   nie   robi   żadnej   różnicy.   W   gruncie   rzeczy   wprost   przeciwnie...   -   urwał,   chcąc 

podkreślić wagę słów. - Twój widok jedynie przypomina mi Venetię, moją żonę. A kiedy 

myślę o niej, to naprawdę nie pragnę nikogo innego.

Nagle pomyślała, jak absurdalna jest ta sytuacja - siedzieć na zakurzonym półpiętrze i 

prowadzić taką rozmowę; on w poplamionej koszuli, ona z guzem na głowie. Ta myśl nieco 

złagodziła napięcie i pomogła jej utrzymać kontrolę nad sobą. Udało się jej roześmiać.

- No cóż, cieszę się. Już Jeff coś takiego mi powiedział. Myślisz, że to młodzieńcze 

zauroczenie   trwa   nadal?   Alex,   od   tego   czasu   minęły   lata!   Jestem   teraz   zupełnie   inna. 

Przyznaje, że wtedy całkiem straciłam dla ciebie głowę, ale wyjazd z Anglii był najlepszym 

posunięciem,   jakie   kiedykolwiek   wykonałam.   Dopiero   w   Ameryce   naprawdę   zrobiłam 

karierę.   Życie   w   Nowym   Jorku   to   zupełnie   coś   innego   niż   tu.   To   niesamowite   miejsce, 

background image

szczególnie jeśli odnosisz sukcesy.

Przyglądał się jej badawczo, aż się roześmiała.

- Naprawdę sądzisz, że dlatego wróciłam?

- Sama powiedz.

-   Przykro   mi   cię   rozczarować,   ale   wiele   się   zmieniło,   również   w   moim   życiu 

prywatnym.

- I przez ten czas miałaś wielu - powiedział z okrucieństwem.

Oczy jej zabłysły, lecz tylko obojętnie wzruszyła ramionami.

- Nie twoja sprawa.

Podniósł rękę i przeciągnął dłonią po twarzy.

- Chyba nie. Przepraszam - dodał krótko. - Twoje życie to twoja prywatna sprawa. - 

Złapał się na tym, że popełnił nietakt i zerknął na nią.

Nieoczekiwanie Ginny roześmiała się i pochyliła w jego stronę.

- Słuchaj Alex, jesteś moim szwagrem i zawsze będę mieć dla ciebie ciepłe uczucia za 

to, że uczyniłeś Venetię szczęśliwą. Ale co było, minęło. Gdybym miała jakieś zakusy na 

ciebie, to czy nie przyjechałabym  wcześniej? Jakbym wróciła natychmiast po jej śmierci, 

wślizgnęłabym się w twoje życie tak, że nawet byś się nie zorientował.

Otworzył usta, chcąc zaprotestować, ale uciszyła go machnięciem ręki.

- Możesz protestować, ile chcesz, ale to prawda. Przecież nawet dzisiaj nazwałeś mnie 

Venetią, tak czy nie?

- Tak, ale tylko dlatego, że się skaleczyłaś i przez chwilę zapomniałem... - odrzekł z 

niechęcią.

- Gdybym przyjechała wcześniej i dobrze się postarała, to takie chwile byłyby częste. - 

Potrząsnęła głową, twarz jej zadrgała. - Nie zrozum mnie źle. Jesteś miłym facetem, ale ja nie 

zamierzam do końca życia udawać własnej siostry.

Wreszcie przekonany, Alex wyraźnie się rozluźnił.

- To dla mnie ulga. Muszę przyznać...

- Szczęściarz z ciebie - zadrwiła. - Przyjechałam na pogrzeb ojca, tylko dlatego.

- Jeśli tylko o to ci chodziło, to po co ci dom?

-   Podoba   mi   się.   Myślałam   też   o   matce.   Teraz,   gdy   zabrakło   Venetii,   powinnam 

częściej ją widywać. Ale po tych kilku dniach u niej wiem, że nie mogłabym mieszkać razem 

z   nią.   Bath   jest   w   idealnej   odległości   od   Cheltenham,   dosyć   blisko,   ale   i   wystarczająco 

daleko, więc nie byłabym od niej uzależniona za każdym razem, kiedy przyjadę.

Alex uśmiechnął się. Naprawdę się uśmiechnął!

background image

- Więc chcesz tu mieć swoje miejsce. Dlaczego wcześniej nie powiedziałaś?

-   Mówiąc   szczerze,   od   pierwszej   chwili   byłeś   dla.   mnie   taki   niegrzeczny   i 

nieprzyjemny, że nie miałam zamiaru ci się zwierzać.

Skinął głową, przyjmując naganę.

- Przykro mi, ale musisz przyznać, że okoliczności mnie usprawiedliwiają. Cieszę się 

z tej rozmowy, atmosfera się oczyściła. Zresztą, to był pomysł Jeffa.

- Naprawdę? - spytała oschle. Skrzywił się, słysząc ton jej głosu.

- Myślę, że przez te lata jego uczucia do ciebie się nie zmieniły.

- Jeśli tak, to niestety jest zakochany tylko we wspomnieniach, bo ja zmieniłam się 

całkowicie.

- To prawda - potwierdził zamyślony. - On cię już nie obchodzi?

-   Chyba   zawsze   tak   było.   Przypomniawszy   sobie   powód   tej   obojętności,   Alex   z 

dezaprobatą wzruszył ramionami. - No tak. To szkoda. - Podniósł się. - Lepiej już pójdę.

- Gdzie mam odesłać łóżko?

-   Łóżko?   -   Popatrzył   przez   otwarte   drzwi   sypialni,   zawahał   się.   -   Zatrzymaj   je. 

Rzeczy, które zabrałem, oddałem na aukcję. Nie mam gdzie postawić tego łóżka i chyba nie 

będzie mi potrzebne. Mimo wszystko dziękuję. - Popatrzył na nią, gdy wstawała. - Jak się 

czujesz? Jesteś trochę blada.

- Trochę boli mnie głowa. Może mógłbyś przynieść z samochodu moje bagaże?

- Naturalnie. - Przyniósł wszystko, poruszając się jakby lżej. Stojąc na najwyższym 

stopniu wyciągnął rękę. - To do widzenia.

- Do widzenia Alex. - Podała mu dłoń i pochyliła się lekko, całując go w policzek. - 

Jeśli kiedykolwiek miałbyś ochotę wpaść, zawsze będziesz miłym gościem.

- Dziękuję. Doceniam to, ale chyba nie skorzystam. Kiwnęła głową, a on odwrócił się 

i odszedł. Patrzyła za nim dziwiąc się, jak łatwo uwierzył w te wszystkie kłamstwa.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Nie zważając na ból głowy, Ginny przebrała się w dżinsy i sweter, przewiązała włosy 

chustką   i   zabrała   się   za   sprzątanie.   Zaczęła   od   salonu   i   sypialni.   Skoncentrowała   się   na 

ciężkiej pracy, zadowolona, że nie ma czasu myśleć o czymś innym. Najgorsze tylko było to, 

że stale natykała się na rzeczy, które przypominały jej Venetię - zeszyt z wycinkami z gazet, 

koszyk do robótek ze zrobionym do połowy malutkim sweterkiem. Poczuła łzy w oczach, ale 

zdecydowanym ruchem włożyła go do torby na śmiecie, razem z czasopismami i gazetami 

sprzed dwóch lat. Uświadomiła sobie, że czas zatrzymał się tu wraz ze śmiercią Venetii i Alex 

nie mógł znieść ciężaru wspomnień.

Ginny   odkurzała,   czyściła,   polerowała,   aż   do   chwili,   gdy   poczuła   się   zupełnie 

wyczerpana.   Zmieniła   pościel   i   z   ulgą   wyciągnęła   się   na   łóżku.   Leżąc   tak   w   pokoju 

oświetlonym jedynie światłem księżyca, poczuła się dziwnie. Zaczęła robić plany na następny 

dzień,   usilnie   starając   się   nie   myśleć   o   Venetii   i   Aleksie,   ich   nocach   w   tym   łóżku. 

Zdecydowała, że na pierwszy ogień pójdzie kuchnia, żeby mogła zacząć z niej korzystać. 

Dziś, wracając z pralni, kupiła coś na wynos w chińskiej restauracji. Oddała do czyszczenia 

zasłony z całego domu i teraz księżyc oświetlał wszystkie wnętrza, stwarzając niesamowity 

nastrój.

W głowie jej pulsowało i nie mogła zasnąć. Przez kilka godzin przewracała się z boku 

na bok, wreszcie wstała i poszła do łazienki, poszukać środków przeciwbólowych.  Nagle 

doszedł do niej odgłos lekkiego stukania. Skurczyła się ze strachu, ale po chwili pojęła, że to 

kapanie wody. Odetchnęła z ulgą i na moment, żeby uspokoić rozdygotane nerwy, mocno 

zacisnęła ręce na umywalce.

Zbiornik na wodę zaczął przeciekać i woda sączyła się z łączącej go rury, tworząc na 

strychu powiększającą się kałużę. Ginny zeszła do pralni w piwnicy i zakręciła wszystkie 

kurki, żeby zabezpieczyć instalację. Nabrała wody do wiaderek i misek na rano, starannie 

wytarła kałużę i włączyła elektryczne ogrzewanie, żeby przesuszyć strych. Wreszcie znalazła 

się w łóżku i zapadła w głęboki sen.

Telefon w domu był wyłączony. Po umyciu się w zimnej wodzie, Ginny usiadła i 

zaczęła  robić   spis  rzeczy  do  załatwienia   w  pierwszej  kolejności.  Przede   wszystkim   musi 

podłączyć telefon. Wyszła z domu. Kiedy przechodziła obok sąsiedniego wejścia, pulchna 

kobieta w różowej podomce właśnie schylała się po stojące na schodach mleko. Spojrzała na 

nią, zbladła i gwałtownie upuściła butelkę.

- Venetia!

background image

- Już dobrze! - Ginny podbiegła do niej. - Jestem jej siostrą.

- O Boże! Ale się przeraziłam. - Położyła rękę na sercu i wpatrywała się w nią z 

niedowierzaniem. - Pani jest dokładnie taka jak ona.

- Tak. Jesteśmy... byłyśmy... identycznymi bliźniaczkami. - Spojrzała na potłuczone 

szkło i rozlane mleko. - Przepraszam panią za to. Pomogę posprzątać.

- Słucham? Ach nie, ja to zrobię. Jeszcze nie doszłam do siebie... - Opanowała się. - 

Jestem Clare Kennedy.

- Ginny Barclay. - Wyciągnęła dłoń, tamta ujęła ją jeszcze drżącą ręką.

- Cieszę  się, że nie jesteś duchem - powiedziała z ulgą. - Och, wybacz,  przecież 

Venetia była twoją siostrą. Pamiętam, że mówiła o tobie. Jesteś modelką, prawda? Chyba 

mieszkasz w Ameryce?

- Tak. Wygląda na to, że dobrze znałaś Alexa i Venetię.

- Tak, byliśmy sąsiadami. Teraz pilnowaliśmy trochę domu, a Alex wpadał do nas, jak 

tylko   tu   był.   -   Spojrzała   na   nią   z   zainteresowaniem.   -   Czyżbyś   się   tu   wprowadziła? 

Wprawdzie uprzedzał nas, że może coś się zmieni, więc gdy usłyszałam wczoraj jakiś ruch za 

ścianą, myślałam, że Alex sprząta dom przed sprzedaniem czy wynajęciem.

- Wprowadziłam się. Na razie chwilowo, jeszcze nie wiem, na jak długo.

- Może wpadniesz na filiżankę kawy?

- Dziękuję, ale mam mnóstwo spraw do załatwienia. Może kupić ci mleko, jak będę 

robić zakupy?

- Och, dobrze. To miło z twojej strony. Pierwsze kroki Ginny skierowała na pocztę, 

żeby   podłączyć   telefon,   ale   gdy  już   wypełniła   wszystkie   formularze,   dowiedziała   się,   że 

potrwa to przynajmniej tydzień. Potem, przy pomocy książki telefonicznej, próbowała znaleźć 

hydraulika,   ale   szybka   naprawa   okazała   się   niemożliwa.   To   Anglia,   nie   Ameryka, 

cierpliwości   -   napominała   siebie,   próbując   dalej.   Najwcześniejszy   termin   był   za   dwa 

tygodnie.   Jak   wytrzymać   dwa   tygodnie   bez   wody?   Przecież   to   śmieszne!   Zawahała   się, 

ponownie podniosła słuchawkę i wykręciła numer Alexa. Tym razem się udało, akurat miał 

przerwę w zajęciach.

-   Alex?   Tu   Ginny.   Przepraszam,   że   przeszkadzam,   ale   w   nocy   zbiornik   zaczął 

przeciekać i...

- Czy zakręciłaś zawór i spuściłaś wodę z instalacji?

- Tak, ale nie mogę znaleźć żadnego hydraulika, żeby założyć nowy zbiornik.

- Gdzie próbowałaś?

- Dzwoniłam do wszystkich po kolei. Wydałam już prawie wszystkie pieniądze na 

background image

telefony. W Nowym Jorku hydraulicy są na wagę złota, ale tu są chyba na wagę platyny!

- Zostaw to mnie. Spróbuję coś zrobić - powiedział wyraźnie rozbawiony.

-   Ale   jak   się   ze   mną   skontaktujesz?   British   Telecom   potrzebuje   tygodnia   na 

podłączenie telefonu!

Zawahał się, w końcu powiedział:

- Nie martw się, jakoś dam ci znać. Dziś wieczorem będziesz w domu?

- Na pewno. Przemarznięta, spragniona i nieumyta, ale będę.

Roześmiał się i położył słuchawkę, nie mówiąc, co zamierza zrobić.

Ginny wymieniła w banku trochę dolarów, zrobiła zakupy, nie zapominając o kilku 

butelkach wody mineralnej i mleku dla sąsiadki. Wróciła do domu zostawiając po drodze 

mleko na progu Clare. Przebrała się w dżinsy i zabrała za sprzątanie kuchni. Gdy usłyszała 

dzwonek, pobiegła do drzwi, myśląc, że to hydraulik przysłany przez Alexa. Na progu stała 

Clare.

- To ja. Przyniosłam powitalne ciasto. To chyba zwyczaj amerykański?

W   środowisku   Ginny   akurat   nie,   ale   była   zbyt   dobrze   wychowana,   żeby   to 

powiedzieć.

- Och, to cudowne z twojej strony! Dziękuję. Może wejdziesz?

Z pewnością tylko na to czekała, weszła natychmiast i jednym spojrzeniem obrzuciła 

wszystko wokół.

- Właśnie sprzątałam kuchnię. Napijesz się kawy?

- Z przyjemnością.

Ginny gestem wskazała jej salon, ale Clare zerknęła tam tylko i podążyła za nią do 

kuchni.

-   Dawniej   często   przychodziłam   na   kawę   do   Venetii.   Latem   siadywałyśmy   w 

ogrodzie.   Zawsze   był   piękny,   pełen   kwiatów.   W   naszym   jest   zawsze   pełno   dziecięcych 

zabawek i rowerów.

- Macie dzieci?

- Dwójkę. - Popatrzyła na nią badawczo. - Venetia często zostawała z nimi.

Nie chcąc się wiązać, Ginny nie podjęła tematu.

- Przyjaźniłyście się?

- Tak. Pomagałyśmy też sobie. Obie trochę pracowałyśmy. Venetia miała lekcje, a ja 

kuchnię.

- To twój zawód?

- Spróbuj ciasta. - Uśmiechnęła się. Ginny wzięła duży kawałek.

background image

- Przepyszne! - wykrzyknęła z zachwytem. Clare wypytywała ją o życie w Nowym 

Jorku.

Ginny zauważyła,  że mimo wścibstwa jest bardzo miła. Poza tym  przyszło jej do 

głowy, że skoro opiekowała się domem dla Alexa, może zechce robić to też dla niej, gdy 

wyjedzie.

-   Musisz   koniecznie   poznać   mojego   męża   Richarda   i   dzieci.   Wiesz   co,   w   sobotę 

wydajemy małe przyjęcie. Przyjdź, poznasz nowych sąsiadów.

- Dziękuję, chętnie. Czy to jakaś szczególna okazja?

- Ależ nie - powiedziała lekko. - Spotykamy się tak od czasu do czasu.

- Mam nadzieję, że do tej pory naprawią mi ten zbiornik.

Nagle Clare przypomniała sobie o ciastkach zostawionych w piecyku. Po jej wyjściu 

Ginny znów wzięła się za sprzątanie. Żaden hydraulik się nie pokazał, widocznie Alex nie 

miał  więcej szczęścia niż ona. Ale koło szóstej zadzwonił dzwonek i zamiast hydraulika 

zobaczyła Alexa i Jeffa. Jeff był w garniturze, a Alex miał na sobie stare, poplamione farbą 

dżinsy. W samochodzie zobaczyła nowy zbiornik na wodę.

- Cześć! Jak świetnie! - Wybiegła im na spotkanie.

- Zamówiłem go i po pracy odebraliśmy go z magazynu - wyjaśnił A]ex. - Ale nie 

wchodził do mojego samochodu i musieliśmy wziąć samochód Jeffa.

- A co z hydraulikiem?

-  Ja   go  zastąpię.   Jeśli   chcesz   mieć   to  naprawione   dzisiaj,  to   nikogo   lepszego   nie 

znajdziesz.

- Och, bardzo chce! - powiedziała błagalnym tonem. - Cześć Jeff, jak się masz? - 

Pocałowała go w policzek.

Wnieśli zbiornik do domu i poszli na strych. Po chwili Jeff zszedł na dół.

-   Chciałbym   zostać   i   pomóc   Alexowi,   ale   niestety   musze   iść.   Mam   odczyt   w 

towarzystwie historycznym w miejscowości za Bristolem.

- Dziękuję. - Podeszła bliżej i powiedziała półgłosem: - Wiem, że on zna się świetnie 

na samochodach, ale czy jest równie dobrym hydraulikiem? Może połączy coś źle i wszystko 

wybuchnie?

- Sama się przekonasz. - Spojrzał na zegarek i powiedział z żalem. - Niestety, muszę 

już iść. Zaczyna się o siódmej trzydzieści. Około jedenastej przyjadę zabrać Alexa.

- Ależ nie, nie ma sensu, żebyś tu po niego przyjeżdżał. Odwiozę go do Bristolu.

Zawahał się, wzruszył ramionami.

- Dobrze, dziękuję. To do zobaczenia.

background image

Gdy odjeżdżał, pomachała mu i poszła na strych, ostrożnie pochylając głowę. Alex 

przerwał pracę, gdy ją zobaczył.

- Mogę w czymś pomóc?

- Jak twoja głowa?

- Dziękuję, dobrze.

- Na razie jeszcze trochę postukam, ale przydasz mi się, jak będę instalować nowy 

zbiornik.

Wróciła, gdy skończył stukać młotkiem.

- Jak idzie?

- Dobrze. Przygotowałem wszystkie połączenia, więc podniesiemy go na chwilę, żeby 

sprawdzić, czy wszystko pasuje.

- A jak nie?

- To jeszcze poprawię.

Pomogła mu podnieść i ustawić zbiornik. Musiał jeszcze coś poprawić, więc usiadła 

na podłodze i z uwagą śledziła jego wprawne poczynania.

- Prawie gotowe.

- Pewnie jeszcze nie jadłeś? - Domyśliła się i zeszła do kuchni po kawę i kanapki.

Jadł z apetytem. Ginny wzięła kanapkę i ogarnęło ją zadowolenie, że tak siedzi z nim 

po wspólnej pracy. Żaden galowy wieczór w Nowym Jorku czy Hollywood nie dawał się z 

porównać   z   tą   chwilą   na   strychu   pełnym   kurzu.   I   wszystkie,   z   takim   trudem   osiągnięte 

sukcesy i sława, nie dały jej tyle przepełniającej serce radości, co zwykłe bycie razem z nim.

- Zamyśliłaś się.

- Myślałam o Jeffie - skłamała. - Naprawdę żałował, że nie może ci pomóc.

- Tak, on to lubi. Myślę, że on lubi się brudzić. Pewnie dlatego zajął się archeologią - 

nie musi szukać wymówek, żeby grzebać w śmieciach.

- Dla mnie zawsze był wyrośniętym uczniakiem. - Uśmiechnęła się.

- Pewnie dlatego ci się nie podobał.

- Co masz na myśli?

- Ktoś, kto wygląda na uczniaka i wzbudza macierzyńskie uczucia, nie może być w 

twoim typie. Chociaż Jeff wcale taki nie jest.

- Dlaczego uważasz, że nie mam macierzyńskich uczuć? - spytała z oburzeniem.

- Interesuje cię tylko kariera. - Roześmiał się. Każdy to powie. Gdyby ci zależało na 

domu i rodzinie, już dawno byś coś zrobiła w tym kierunku.

- Mam dopiero dwadzieścia sześć lat i mnóstwo czasu przed sobą.

background image

- Ale nie zrezygnujesz z kariery. Gdybyś miała dzieci, to miałabyś związane ręce. 

Poza tym, to mogłoby ci popsuć figurę.

Nie   wiedziała,   czy   powinna   czuć   się   tym   dotknięta,   czy   może   ucieszyć   się,   że 

zauważył jej figurę.

- Przecież Venetia chciała mieć dzieci.

-   Venetia   chciała   mieć   rodzinę,   podczas   gdy   ty   chciałaś...   -   Urwał   gwałtownie.   - 

Przepraszam, nie mam prawa cię krytykować.

- Nie, nie masz. A poza tym, w dzisiejszych czasach kobieta może mieć rodzinę i 

jednocześnie robić karierę.

- Taką jak twoja?

- A  dlaczego  nie?   Zresztą,  jeszcze   najwyżej   pięć  lat  będę  modelką.   To  praca  dla 

młodych i stale są potrzebne nowe twarze. Dlatego staram się przestawić na aktorstwo i pracę 

w telewizji.

- To dlatego twoje nazwisko zawsze pojawia się w towarzystwie męskich osobistości?

- To pomaga, oczywiście - przyznała szczerze. - Ale wystarczy, pokazać się z kimś 

kilka razy i gazety są pełne najgorszych plotek na twój temat.

- A to tylko plotki?

- Co ci się stało? Dlaczego jesteś taki zły? - Postawiła kubek z kawą i spojrzała na 

niego.

- Mnie nic się nie stało. Ale Venetia była twoją siostrą. Powinnaś pomyśleć o tym, 

zanim zaczęłaś chodzić z połową znanych facetów w Nowym Jorku.

- Do jej śmierci mojego nazwiska nigdy nie łączono z żadnym mężczyzną. Powinieneś 

o tym wiedzieć.

Zmroził ją wzrokiem.

- A ten fotografik... jak on się nazywał... Blake?

- Chodzi ci o Simona Blake'a? Był moim sponsorem, a potem menażerem.

- Dlaczego był? Już nie jest?

- Nie, nasze drogi się rozdzieliły. - Odwróciła wzrok.

- Może nie podobało mu się życie, jakie prowadzisz? - stwierdził sucho.

-   A   może   to   mnie   nie   podobało   się   życie,   jakie   on   prowadził?   Zanim   zaczniesz 

krytykować innych, powinieneś znać fakty. A może nie jesteś w stanie się powstrzymać od 

robienia mi przykrości?

Odwrócił   wzrok   i   przeciągnął   ręką   po   twarzy.   Ten   gest   już   znała.   Wzruszył 

ramionami.

background image

- Myślę, że nienawidzę cię od momentu, kiedy nie przyjechałaś na jej pogrzeb. Dwa 

lata to dużo czasu. Weszło mi to w nawyk. - Odwrócił się i popatrzył na nią. - Nie mogę tylko 

zrozumieć tego, co powiedziałaś o wypadku. Tego, co ty doświadczyłaś.

- Byłyśmy sobie bardzo bliskie. Zawsze każda z nas wiedziała, co odczuwa druga. To 

dlatego Venetia wiedziała, że byłam z kimś tej nocy. - Spojrzała na niego i zobaczyła, że to 

przypomnienie było błędem.

- Czy nie cierpiałeś, gdy dowiedziałeś się, co jest z Venetią? Czy nie byłeś niemal 

fizycznie chory z rozpaczy, gdy ona umarła?

- Naturalnie, ale nie ma w tym nic dziwnego. Ty zaś starasz się mnie przekonać, że 

przeżyłaś coś zupełnie irracjonalnego.

Popatrzyła  w dal. Oparła głowę na kolanach i utkwiła wzrok w ścianie poddasza. 

Myślami była daleko. Zaczęła cicho.

- Byliśmy na nartach, kiedy to się stało. Miałam właśnie rozpocząć zjazd, gdy nagle 

poczułam gwałtowny, paraliżujący strach. Nigdy w życiu tak bardzo się nie bałam. Chciałam 

krzyczeć, ale nie mogłam. Nagle coś z ogromną siłą uderzyło mnie w bok i zaraz potem w 

głowę. Poczułam straszny ból.

Twarz mu zadrgała. Patrzył na nią z napięciem, ale Ginny nie spojrzała na niego, 

dopóki nie zaczęła znów mówić.

- Potem zapadłam w ciemność. Gdy po jakimś czasie doszłam do siebie, powiedzieli 

mi,   że   zasłabłam   i   spadłam   w   dół   stoku.   Twierdzono,   że   to   dlatego   czułam   ból,   ale   ja 

wiedziałam, że było inaczej. Wiedziałam, że coś strasznego stało się z Venetią.

Przerwała i zwilżyła językiem wyschnięte usta.

- Lekarze nie mogli wytłumaczyć, dlaczego byłam w takiej depresji, bo, oprócz kilku 

siniaków, nie stało mi się nic poważnego. Ale na moją prośbę Simon zadzwonił do matki i od 

niej dowiedzieliśmy się o wszystkim.

- Byłaś na nartach z Simonem?

- Tak. - Rzuciła mu szybkie spojrzenie. Zamyśliła się. - Matka powiedziała, że Venetia 

jeszcze   żyje   i   żebym   przyjeżdżała   jak   najszybciej,   ale   ja   wiedziałam,   że   już   za   późno. 

Chciałam przekazać Venetii całą moją siłę, dać jej znak, że dzielę z nią ból i cierpienia, tak 

jak to zawsze robiłyśmy. I wiem, że ona to czuła.

- Wmawiasz to sobie, żeby ci było lżej. Nie możesz tego wiedzieć.

- Nie? - Odwróciła głowę i spojrzała na niego. - Więc dlaczego w chwili śmierci 

wypowiedziała moje imię?

Otworzył szeroko oczy, twarz mu pobladła.

background image

- Skąd o tym wiesz? Tylko ja byłem wtedy przy niej. Spojrzała na niego ze smutkiem, 

potem bez słowa zabrała puste kubki i talerze. Czy wierzył jej, czy nie, nie mogła powiedzieć 

mu więcej nic, co mogłoby go przekonać.

- Daj mi znać, kiedy mam puścić wodę.

- Słucham? - Spojrzał na nią nieprzytomnie. - Ach tak, dobrze. Już mi niedużo zostało.

Zeszła na dół. Minęło jakieś pół godziny, kiedy zawołał. Woda powoli wypełniała 

rury, tak jak dzień wcześniej. Pobiegła na górę.

- No i jak? Nie przecieka?

- Poczekajmy, aż się napełni.

Mówił już normalnym głosem i gdy ukradkiem spojrzała na niego, z ulgą zobaczyła, 

że twarz ma pogodną. Westchnęła. Może Alex nigdy nie będzie w stanie zrozumieć tego, co 

było między nią i Venetią, ale przynajmniej będzie myśleć o tym inaczej niż dotychczas.

Upewniwszy się, że zbiornik nie przecieka, Alex obszedł cały dom i sprawdził, czy 

kaloryfery nie są zapowietrzone.

- Rzeczywiście wszystko wysprzątałaś.

- Dziękuję. Pewnie chciałbyś wziąć prysznic. Położyłam czyste ręczniki w łazience.

Spojrzał na nią z niechęcią, niezadowolony, że mówi mu, co ma robić, jednak poszedł 

do łazienki. Wrócił dwadzieścia minut później, z głową jeszcze mokrą.

- Zrobiłam kawy. Tym razem będzie lepsza, ze świeżej wody.

Wyglądało na to, że chciał odmówić, więc szybko dodała:

- Jest też trochę ciasta od sąsiadki.

- Od Clare? Wyobrażam sobie, jaka była zaskoczona, gdy cię zobaczyła.

- Myślała, że widzi ducha - zgodziła się z uśmiechem. - Już pewnie wszyscy sąsiedzi 

wiedzą o mnie.

-   Dobra   z   niej   kobieta,   ale   niezła   plotkara.   Pewnie   dobrze   cię   wypytała.   Co   jej 

powiedziałaś?

- Wszystko, co chciała - o moim życiu w Nowym Jorku.

Kiwnął głową. Wziął kawałek ciasta i spróbował.

- Może to dlatego Jeff był taki zawiedziony. Nigdy nie mógł sobie odmówić ciasta od 

Clare.

- Ty, jak widzę, też. Zabierz je lepiej ze sobą.

- A ty?

- Nie zapominaj, że jestem modelką. Ale to się pewnie skończy, jeśli będę mieć za 

ścianą kogoś, kto piecze takie ciasta. Na pewno zaraz okropnie utyje.

background image

Zrobiła żałosną minę i Alex roześmiał się głośno. Zaskoczony swoim zachowaniem, 

zmieszał się, skończył kawę i wstał.

- Lepiej już pójdę.

Nie starając się go zatrzymać, zapakowała ciasto, a on pozbierał narzędzia.

- Ile jestem ci winna za zbiornik? Potrząsnął głową.

- Gdyby dom nadal należał do mnie, i tak musiałbym go wymienić.

- Nie, Alex, tak nie może być.

- Powiedziałem nie - powtórzył stanowczo. - Chodźmy już.

Założyła   żakiet   i   wyszli.   Prowadziła   samochód,   a   Alex   wskazywał   jej   drogę   do 

miasteczka uniwersyteckiego i domu, w którym mieszkał. Nie zaprosił jej do środka.

-   Dziękuję   za   zbiornik   i   czas,   który   poświeciłeś.   Jestem   ci   bardzo   wdzięczna   - 

powiedziała ciepło.

- W porządku. Ginny, wiem, że to był wyjątkowy powód, ale myślę, że będzie lepiej, 

jeśli więcej się nie spotkamy.

Zacisnęła mocniej ręce na kierownicy.

- Nigdy? To masz na myśli? - zapytała, starając się pozbawić głos wszelkich emocji.

- Tak. Każde z nas ma własne życie, całkowicie odmienne, a teraz nie mamy ze sobą 

już nic wspólnego. Więc nie dzwoń do mnie za każdym razem, kiedy przyjedziesz do Anglii, 

bo twoje kurtuazyjne telefony będą tylko stratą czasu.

Musiał   przygotować   to   sobie   wcześniej.   Mówił   tak,   jakby  to  była   jak   najbardziej 

racjonalna decyzja, ale w jego glosie było wyraźne napięcie.

- Rozumiem. - Odetchnęła głęboko. - A co, jeśli zdecyduję się sprzedać dom?

- Nasi prawnicy dadzą sobie radę.

- No tak, oczywiście. - Odwróciła się i popatrzyła na niego. - Więc to jest pożegnanie?

-   Tak.   -   Zawahał   się   szukając   słów,   wreszcie   powiedział   szybko:   -   Życzę   ci 

powodzenia, Ginny. Mam nadzieję, że dostaniesz od życia to wszystko, czego chcesz.

Skinęła głową. Kiedy otwierał drzwi, powiedziała:

- Nie zapomnij o cieście.

Odjechała, gdy tylko wysiadł. Pamiętała, żeby nie obejrzeć się za siebie. Już tyle razy 

robiła to w przeszłości i nigdy nie znalazła niczego poza smutkiem. Nie mogę się obejrzeć, 

nie mogę. Nie pierwszy raz miała zranione serce.

W   domu   przygotowała   sobie   kąpiel.   Leżała   w   wannie,   dopóki   woda   nie   ostygła. 

Zaczęła rozpamiętywać zdarzenia tego wieczoru. Czy przypomnienie tamtej nocy sprawiło, 

że nie chce jej więcej widzieć? Ale może przyczyny były inne, może to widok wysprzątanego 

background image

i znów przytulnego domu? Wszystko jedno. Założyła nocną koszulę i położyła się do łóżka. 

Zapatrzyła   się  w  jasne  miejsce  na ścianie   nad  kominkiem,   gdzie  przedtem  wisiał  portret 

Venetii. Alex zabrał go razem z meblami. Muszę inaczej urządzić ten pokój, a właściwie cały 

dom. Przynajmniej się czymś zajmę. Albo wrócić do Nowego Jorku i zabrać się do pracy. 

Chociaż tamto życie jakoś straciło swój poprzedni urok.

W Bath o malarzy było tak samo trudno, jak o hydraulików. Wydzwaniała z budki 

przez  dłuższy czas, wreszcie zniechęcona poddała  się i kupiła kilka puszek farby.  Kiedy 

mieszkały z Venetią w starym mieszkaniu w East Finchley, same robiły w nim wiele rzeczy. 

Na początku czuła się trochę dziwnie, ale włączyła radio, by odegnać wspomnienia i praca ją 

wciągnęła.

Kilka dni później niespodziewanie wpadł Jeff. Ginny akurat malowała sufit w salonie, 

stojąc na desce umieszczonej między krzesłem i drabiną.

- Cześć! Wchodź! - przywitała go. - Jestem cała w farbie, jak widzisz. - Ze śmiechem 

starła z czoła krople farby.

- Nie przypuszczałem, że zastanę cię przy czymś takim - powiedział ze zdumieniem.

- Nie? A na co liczyłeś? Poprawił okulary.

- Hm, zapytałem Alexa, czy nie wybiera się do ciebie zobaczyć, czy zbiornik działa, a 

on powiedział…

- Zawahał się.

- Że nie ma zamiaru tu więcej przychodzić - dokończyła za niego.

- Tak. Pomyślałem, że dowiem się, czy u ciebie wszystko w porządku.

- Pewnie myślałeś, że załamana będę płakać nad sobą, przyznaj  się. - Spojrzała z 

rozbawieniem. Przyszło jej to nadspodziewanie łatwo. - Przecież ci mówiłam,, że już dawno 

mi   przeszło.   Jeśli   on   nie   chce   przychodzić   dlatego,   że   ja   tu   jestem,   to   jest   to   zupełnie 

zrozumiałe.

- To niedokładnie to, co on powiedział.

- Powiedział, że to mnie nie chce więcej widzieć, to masz na myśli? No cóż, to też 

można   zrozumieć.   To   nie   jest   szczególnie   miłe   mieć   obok   siebie   kogoś,   kto   wygląda 

dokładnie tak samo jak kobieta, którą kochał.

- Odwróciła się, wdrapała na deskę i zanurzyła pędzel w puszce z farbą. - Zresztą 

może to i dobrze, że więcej nie przyjdzie. Teraz, gdy nie ma już tego domu, nic więcej go tu 

nie trzyma i może zacznie życie na nowo.

- Potrafisz przegrywać, Ginny - powiedział szczerze.

- No pewnie. - Roześmiała się gorzko i mocniej przycisnęła pędzel do sufitu. Na pokój 

background image

rozprysnęły się kropelki farby.

- Może mógłbym ci trochę pomóc przy malowaniu? Popatrzyła na niego. W tej chwili 

wolałaby,   żeby   tu   nie   przychodził   -   niepotrzebnie   rozbudził   uczucia,   stłumione   z   takim 

trudem. Ale z drugiej strony miał jak najlepsze intencje. Opanowała się i uśmiechnęła  z 

wdzięcznością.

- Oczywiście. Zwłaszcza, że masz takie długie ręce. Ale co będzie z twoim ubraniem? 

Przecież się zmarnuje.

-   Mam   w   samochodzie   trochę   starych   ciuchów,   które   zwykle   zabieram   na 

wykopaliska.

- Świetnie. W takim razie zostawiam ci sufit i biorę się za ściany.

Rozmawiali niewiele, koncentrując się przede wszystkim na malowaniu. Poszło im 

całkiem nieźle i skończyło się kolacją w restauracji. Następnego dnia Jeff znów przyjechał po 

południu i zaproponował swoją pomoc w czasie weekendu, ale Ginny postanowiła pojechać 

do   matki   na   dwa   dni.   W   poniedziałkowe   popołudnie   był   znowu   i   razem   wzięli   się   za 

przedpokój i schody. Było to dużo trudniejsze, musieli używać drabin i prowizorycznych 

rusztowań. Ginny zrozumiała, że sama nie poradziłaby sobie.

Clare wpadła na chwilę. Znali się z Jeffem z dawnych czasów i z przyjemnością znów 

się spotkali. Jeff kupił od niej dwa ciasta przekładane kremem, żeby zabrać ze sobą do domu. 

W tym tygodniu Ginny zostawiła dla niego najtrudniejsze prace, a sama zajęła się kuchnią i 

łazienką, gdzie były mniejsze płaszczyzny do malowania. Skończyli w czwartek wieczorem i 

z dumą przyjrzeli się efektom swojej pracy.

- A co z drugą sypialnią? - zapytał. - To nie jest dużo roboty.

- Jeszcze nie wiem, co z nią zrobię. - Potrząsnęła głową.

Popatrzyła   na   niego   i   uśmiechnęła   się   z   rozczuleniem.   Stare,   już   wcześniej 

poprzecierane dżinsy, teraz były całe pochlapane farbą, głównie białą. Był w nich podobny do 

lamparta, tym bardziej, że włosy też wyglądały, jakby nagle i przedwcześnie posiwiał.

- Czy jutro coś planujesz?

- Dlaczego pytasz? Czy chciałabyś, żebym coś zrobił?

- Chciałabym, żebyś zmył z siebie tę farbę, założył najlepszy wieczorowy garnitur i 

dał się zabrać na kolację, która będzie podziękowaniem za wszystko, co dla mnie zrobiłeś.

- Och, to zupełnie niepotrzebne. Całkiem mi się podobało.

Postawiła   na   swoim   i   następnego   dnia   pojechała   wieczorem   do   Bristolu,   żeby   go 

zabrać. Kiedy dotarła do miasteczka uniwersyteckiego, było jeszcze dość jasno. Wysiadła z 

samochodu,   żeby   zastukać   do   drzwi,   ale   Jeff   wychylił   się   przez   okno   i   zawołał,   że   już 

background image

schodzi.   Kiwnęła   głową   i   pomachała   mu   ręką,   wysoka   i   bardzo   szczupła,   w   długiej, 

kremowej, mocno wyciętej sukience, która podkreślała jej figurę i kalifornijską opaleniznę. 

Gdy   Jeff   zamykał   okno,   Ginny   kątem   oka   spostrzegła   lekki   ruch   w   sąsiedztwie. 

Instynktownie poczuła, że to Alex. Nie pomachała ręką, ale nie wchodziła do samochodu, 

dopóki Jeff nie zszedł na dół. W garniturze wyglądał bardzo przystojnie,  choć był nieco 

speszony.

- Dokąd jedziemy? - zapytał, gdy już znaleźli się w samochodzie.

Opuszczali właśnie teren uniwersytetu, kiedy Ginny powiedziała:

-   Wiesz,   znalazłam   miejsce,   gdzie   podają   rybę   z   frytkami   i   najlepszy   na   świecie 

pudding z groszku i siekane kotlety z wątróbki... - i wybuchnęła śmiechem, widząc komiczny 

wyraz konsternacji na jego twarzy.

Popędziła autostradą do Londynu. Po kolacji w czterogwiazdkowej restauracji poszli 

potańczyć do nocnego klubu, a potem pograć do kasyna.

- Zawsze tak się bawisz? - zapytał o czwartej nad ranem, gdy wreszcie dotarli do 

samochodu.

-   Kiedyś   tak   -   przyznała.   -   Ale   po   jakimś   czasie   zrozumiałam,   że   muszę   z   tym 

skończyć,   jeśli   nadal   chcę   być  modelką.   Więc   uspokoiłam   się   i   znów   zaczęłam   chodzić 

wcześnie spać.

- Może  ja  poprowadzę?  -  zaproponował,  gdy podeszli   do samochodu,  lecz  Ginny 

potrząsnęła głową i usiadła na miejscu kierowcy. Zrobiła to automatycznie i dopiero po chwili 

zdała   sobie   sprawę,   że   Alex   wcale   by   jej   nie   pytał   o   zdanie,   tylko   od   razu   usiadł   za 

kierownicą. Mogła panować nad Jeffem, ale z Alexem to było nie do pomyślenia, jeśli sam 

tego nie chciał.

Przez poprzednie wieczory,  kiedy razem z Jeffem odnawiali dom, nie wspominali 

Alexa, ale teraz, wracając po ciemku do Bristolu, nie mogła odegnać od siebie myśli o nim. 

Jeff trochę drzemał, półleżąc w sąsiednim fotelu. Nagle, jakby zgadując jej myśli, powiedział:

- Wiesz, chociaż Alex nie ma już żadnych praw do domu, nadal się nim interesuje. 

Ciągle mnie wypytuje, co robimy, jakie zmiany wprowadziłaś...

- Naprawdę? - Starała się, żeby pytanie zabrzmiało zwyczajnie.

- Tak. Oczywiście powiedziałem mu, że chcesz tylko na nowo pomalować dom. - Jeff 

zaśmiał się, rozluźniony po winie i kolacji. - Wiesz, wydaje mi się, że on myśli, że ty i ja 

znów moglibyśmy się zaprzyjaźnić. Ilekroć wracam później, zawsze wpadam na niego.

- No to dzisiaj się naczekał - powiedziała sucho, aż Jeff wybuchnął śmiechem.

- Pewnie się zastanawia, co zaszło. - Popatrzył na nią i westchnął. - Przypuszczam, że 

background image

nic  nie  zajdzie   - odpowiedział  sam  sobie.   - Oczywiście,  że  nic.  Wiedzieliśmy  o  tym   od 

początku.

- Przykro mi, Jeff. - Na chwilę zdjęła rękę z kierownicy i dotknęła jego dłoni.

- Czy dasz się gdzieś zaprosić jutro, a właściwie dzisiaj, tylko później?

- Niestety, już jestem umówiona. - Spojrzał na nią pytająco, ale zamiast się tłumaczyć, 

powiedziała:

- Wiesz o tym, że zawsze jesteś miłym gościem. Może wpadłbyś do mnie na kolację w 

przyszłym tygodniu?

Aż do Bristolu prawie nie rozmawiali. Gdy Jeff żegnał się i wysiadał, Ginny zerknęła 

na okna Alexa. Tak jak przypuszczała, w pokoju było ciemno, ale zasłony były rozsunięte. 

Jeśli leżał i nie spał, mógł zobaczyć światła samochodu. Jeśli nie spał. Jeśli to go w ogóle 

obchodziło. Ale przecież wypytywał Jeffa, co robią. Chociaż możliwe, że chodziło mu tylko o 

dom.

Wieczorem   starannie   wybrała   strój   na   przyjęcie   do   Clare   Kennedy.   Coś   zbyt 

wyszukanego,   „nowojorskiego",   byłoby   przesadą   na   zwykłe   spotkanie,   jednak   z   drugiej 

strony,  zbyt   skromną  kreację Clare   mogła  odebrać  jako   lekceważenie.  W  końcu  wybrała 

jedwabne wieczorowe spodnie w kolorze głębokiej czerwieni i odpowiednią do nich bluzkę 

bez rękawów, a długie, gęste włosy przewiązała apaszką w tym  odcieniu. Na gołe stopy 

założyła sandałki z rzemyków. Paznokcie już wcześniej pomalowała czerwonym lakierem. 

Przez   większą   część   dnia   odpoczywała,   więc   wyglądała   świeżo,   a   makijaż   doskonale 

zatuszował ślady zmęczenia. Na koniec użyła swoich ulubionych perfum Joy i spojrzała na 

zegarek.

Ósma  czterdzieści.  Przyjęcie  miało  się zacząć około  ósmej,  ale  Ginny nie  chciała 

przyjść pierwsza. Jako modelka wiedziała, jak zrobić odpowiednie wejście.

Zupełnie   gotowa   czekała   w   sypialni   i   przez   uchylone   okno   słyszała,   jak   drzwi 

wejściowe   do   domu   Clare   kilkakrotnie   otwierały   się   i   zamykały.   Zastanawiała   się,   ile 

przyjdzie osób. Wzięła torebkę i zbiegła na dół po butelkę wina. Upewniła się, że wszystko 

dobrze zamknęła i przeszła kilka metrów do sąsiedniego wejścia.

Otworzył jej mężczyzna.

-   Witam!   Chyba   jesteś   Ginny   Barclay.   Spojrzał   na   nią   z   wyraźną   aprobatą,   dość 

przeciętny, dobrze po trzydziestce, z początkiem brzuszka.

- A ty Richard Kennedy.

- Tak, to ja. - Był zadowolony, że pamiętała jego imię. - Proszę, wejdź. Bardzo się 

cieszę, że udało ci się przyjść.

background image

- Nie mogłabym przepuścić takiej okazji - zapewniła go i podała mu butelkę. - To mój 

udział.

- Och, naprawdę, niepotrzebnie zawracałaś sobie głowę. Ale tak czy inaczej, dziękuję. 

- Postawił butelkę na stole w przedpokoju. - Pozwól, że zaprowadzę cię do Clare, a potem 

przyniosę ci drinka.

Otworzył drzwi do salonu. Przyjęcie dopiero się zaczęło i przybyli nie czuli się jeszcze 

zupełnie swobodnie. Za mało jeszcze wypili, żeby hałaśliwie rozprawiać i śmiać się głośniej 

niż zwykle, w każdym razie gwar nie był aż tak duży, żeby zagłuszyć rozlegającą się gdzieś 

dalej muzykę. Gdy Richard wprowadził ją do środka, w salonie było około dwudziestu osób.

-   Clare   -   powiedział,   przerywając   ciszę,   jaka   zapadła,   gdy   zebrani   odwrócili   się, 

patrząc na nią. - Przyszła Ginny. Czego się napijesz? - zapytał, podczas gdy Clare szła w ich 

stronę.

- Poproszę białe wino.

- Cześć Ginny! Chodź, poznam cię z ludźmi. To nasi sąsiedzi z drugiej strony.

Clare pocałowała ją w policzek i poprowadziła przez pokój, przedstawiając jej gości. 

Ginny uśmiechała się, witała, ale nazwiska do niej nie docierały. I choć jej wzrok jedynie 

przez moment prześlizgnął się po nim, w jej świadomość zapadł obraz wysokiego mężczyzny 

ze szklanką w ręku, stojącego samotnie przy oknie w kącie pokoju. Był ostatnią osobą, do 

której Clare ją przyprowadziła. Roześmiała się, wyraźnie zadowolona z siebie.

~   Nareszcie   ktoś,   kogo   nie   musze   ci   przedstawiać!   Postanowiliśmy   zrobić   ci 

niespodziankę. Zaprosiliśmy go, bo pomyśleliśmy, że będziesz się lepiej czuła, jeśli będzie 

ktoś, kogo znasz. Och, wybaczcie, znów ktoś dzwoni.

Clare odeszła i nagle zostali zupełnie sami w pokoju pełnym ludzi. Ginny zwilżyła 

językiem nagle wyschnięte usta i powiedziała:

- Cześć Alex.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Choć Alex miał czas na otrząśnięcie się z początkowego szoku, to gdy odpowiadał na 

jej powitanie, w jego głosie pozostało jeszcze napięcie.

- Cześć Ginny.

W pierwszej chwili nie wiedziała, co powiedzieć, ale na szczęście nadszedł Richard 

Kennedy z kieliszkiem wina. Chciał pogadać, ale Clare przywołała go z powrotem, więc 

znów zostali sami.

- Nie spodziewałem się, że tu będziesz - powiedział krótko. - Jeff mówił, że masz 

jakieś spotkanie.

A więc sprawdził.

- To właśnie to.

Wypiła łyk wina i odwróciła się nieco od niego, żeby spojrzeć na pokój. Gdy tylko to 

zrobiła, poczuła, że jest obserwowana. Większość osób znała Alexa i Venetię, więc ich widok 

wzbudzał ogólną ciekawość.

- Czy Clare często robi takie rzeczy? - spytała Alexa.

- Myślisz o przyjęciach? Kilka razy w roku.

- Nie. Myślę o takich niespodziankach.

- Och, o to ci chodzi - roześmiał się. - Sądzę, że nie miała powodu myśleć, że nie 

będziemy zachwyceni. - Przerwał, jakby ważąc coś w myślach, wreszcie wydusił: - Słyszałem 

od Jeffa, że sama odnawiasz dom?

- Tak, nie udało mi się znaleźć nikogo, kto mógłby to zrobić w miarę szybko.

- Ale podobno już skończone?

- Tak, z ogromną pomocą Jeffa.

- Szkoda, że nie zwróciłaś się do mnie,  poleciłbym  ci kogoś,  kogo już wcześniej 

zatrudnialiśmy.

Pozostawiła to bez komentarza. Wypiła łyk wina. Przyszło jeszcze kilka osób i w 

pokoju zrobiło się ciasno. Clare, prowadząc jakąś parę, zbliżała się w ich kierunku. Ginny 

uśmiechnęła się do niej, gdy nagle usłyszała:

-   Chciałbym   zobaczyć,   co   się   zmieniło   w   domu.   Oczywiście,   jeśli   nie   masz   nic 

przeciwko temu.

Spojrzała   na   niego   ze   zdziwieniem,   ale   zaraz   odwróciła   się,   żeby   powitać   nowo 

przybyłych. Clare dokonała prezentacji.

- Modelka! I bliźniaczka twojej żony! Niesamowite.

background image

Wreszcie poszli sobie.

- Już mam tego dosyć. - Alex ciągle był spięty. - Nie powinienem tu przychodzić.

- To po co przyszedłeś? Zaskoczony, zmieszał się trochę.

- Clare i Richard to moi przyjaciele - odrzekł po chwili. - Wiele dla mnie zrobili, gdy 

potrzebowałem pomocy.

- Ale to nic powód, żeby przychodzić, jeśli nie masz ochoty.

- Może już czas, żeby znów zacząć normalnie żyć. Ciągle mi to mówią.

- To bez sensu, jeśli sam nie czujesz takiej potrzeby. Nie ma co się zmuszać, to błąd.

- Mówisz, jakbyś sama to przeżyła. - Spojrzał na nią badawczo.

- Czyżby? - Przyglądała się, jak Clare otwiera drzwi do jadalni i zaprasza do stołu. - 

Nareszcie, jestem strasznie głodna. - Odwróciła się do niego. - Mógłbyś przynieść mi jeszcze 

jednego drinka? Białe wino.

Gdy wrócił, zastał ją z talerzem pełnym jedzenia, pochłoniętą rozmową z dwiema 

młodymi kobietami. Nie przerywając podziękowała mu, odbierając kieliszek. Żadna z kobiet 

nie znała Venetii, co ułatwiało sytuację. Mieszkały razem, obie były niezamężne. Zaczynały 

w różnych zawodach, a teraz pracowały w przemyśle rozrywkowym i były wspólniczkami w 

firmie zajmującej się dużymi imprezami sportowymi. Obie bardzo zaangażowane i ambitne, 

próbowały namówić Ginny na zbadanie sytuacji w tej dziedzinie na rynku amerykańskim. 

Ginny całkiem nieźle orientowała się w tych sprawach i rozmowa toczyła się wartko, nawet 

wtedy, gdy włączono muzykę i wszyscy zaczęli tańczyć. Richard Kennedy podszedł do nich.

- No, dziewczęta - powiedział żartobliwie, choć z pewną dezaprobatą w glosie - nie 

pozwolimy, żeby nasze biznesmenki przegadały cały wieczór. Która pierwsza zatańczy ze 

mną?

Wszystkie trzy wiedziały, że większość obecnych tu mężczyzn rozprawia wyłącznie o 

interesach   i   nikt   im   tego   nie   wypomina,   więc   zimno   przyjęły   jego   propozycję.   Richard 

nachylił się i ujął Ginny za rękę. Chcąc nie chcąc, wstała. Zaczęli tańczyć.

- Czym się zajmujesz, Richard?

- Jestem doradcą finansowym - powiedział, jakby było to coś zupełnie wyjątkowego. - 

Pracuję dla kilku dużych firm i niektórych bogatszych osób z Bath i okolicy.

Spojrzał na nią taksująco.

- Mógłbym ci pomóc, jeśli chciałabyś zainwestować w Anglii trochę pieniędzy.

Posłała mu oszałamiające spojrzenie.

- Wybacz, ale sam powiedziałeś, że nie lubisz gadania o interesach. Miałeś rację, to 

takie nudne.

background image

Zamrugał oczami, nie wiedząc, czy mówi serio, czy nabija się z niego, ale Ginny 

szybko zmieniła temat, wypytując go o inne zainteresowania. Płyta się skończyła i Ginny, nie 

czekając na nowy utwór, podziękowała za taniec i odeszła. Richard był dość miły, ale nieco 

męczący. Poszła poszukać swojego kieliszka. Musiała przeprosić Alexa i rozmawiającego z 

nim mężczyznę, którzy utrudniali jej dostęp do półki.

- Przepraszam, chciałabym wziąć mój kieliszek.

Mężczyzna odsunął się, ale Alex ani drgnął. Spojrzała na niego ze zdziwieniem. Jego 

twarz miała dziwny, jakby przestraszony wyraz. Nagle odezwał się szorstko:

- Zatańczymy?

Nie usprawiedliwiając się ani słowem, że tak pozostawia swojego rozmówcę, ujął ją 

za ramię i po kilku schodkach poprowadził na środek pokoju.

Tańczyli   zachowując   dystans   między   sobą,   ale   sam   fakt,   że   zrobił   coś   takiego, 

zupełnie ją oszołomił. Przedtem tańczyła z nim tylko jeden raz, gdy razem z Jeffem przyszedł 

na wydaną przez firmę kolacje, obejrzeć przygotowany przez nią i Venetię kabaret. Wtedy 

jeszcze nie byli wrogami - był miły i przyjacielski, traktował ją jak siostrę swojej dziewczyny. 

To właśnie w czasie tamtego tańca zrozumiała, że jest w nim zakochana i że on będzie jedyną 

i największą miłością jej życia. I wtedy odszedł do jej siostry.

A teraz? Nie mogła zrozumieć, dlaczego poprosił ją do tańca, ale nie odzywała się ani 

słowem, byle tylko tego nie popsuć. Bojąc się, że nawet najmniejsze zdziwienie może nagle 

zmienić jego nastrój, lekko złożyła rękę w jego dłoni i tańczyła, nie patrząc na niego. Ale 

nawet i to nie wystarczyło, bo po kilku minutach mruknął.

- Nie masz ochoty na taniec?

Podniosła oczy i popatrzyła na niego, starając się uciszyć bicie serca.

- Dlaczego?

- Zawsze odpowiadasz pytaniem na pytanie? Dopiero co rozmawiałaś z Richardem. 

Mogłaś nie opowiadać mu tego wszystkiego, co mi powiedziałaś.

- Słuchaj, wiem, że powiedziałam dużo niepotrzebnych rzeczy - przyznała ze skruchą - 

ale tak naprawdę wcale z nim nie rozmawiałam, tylko słuchałam tego, co on mówi. Po jego 

twarzy przemknął błysk rozbawienia.

- Pewnie proponował ci pomoc przy inwestowaniu pieniędzy, co?

- Zgadłeś, ale myślę, że nie zrobiłby tego bezinteresownie. Za darmo mógłby mi tylko 

poradzić, jakimi sportami mogłabym się zająć, co czytać i jaki mieć samochód.

Roześmiał się głośno.

- Venetia też za nim nie przepadała. Za to lubiła Clare.

background image

- Jest bardzo miła - powiedziała ciepło, dodając w zamyśleniu: - Możliwe, że Richard 

zazdrości jej popularności.

- Być może.

- Jeff mi opowiadał, że pracujesz teraz nad zastosowaniem laserów w medycynie. I że 

zostałeś profesorem i objąłeś katedrę fizyki na uniwersytecie. - czy to się tak nazywa?

- Jeff za dużo gada. Ale na pewno nie powiedział ci, że zaproponowano mu prestiżowe 

stanowisko w Oxfordzie?

- Nie, nic nie mówił. I co, zdecydował się?

- Będzie ostatnim głupcem, jeśli tego nie zrobi - odpowiedział szczerze. - Ale ma 

jakieś idiotyczne przekonanie, że ja nie dam sobie rady bez niego.

- I dlatego tu przyszedłeś - domyśliła się.

- Jesteś bardzo bystra - potwierdził patrząc na nią. - Zresztą, zawsze byłaś. Masz rację, 

to jeden z powodów, dla których tu przyszedłem. Jeff musi zrozumieć, że mogę się obejść bez 

niańki.

- A jakie są te inne powody, skoro nie miałeś zbytniej ochoty tu przychodzić?

- Nie wiem. Może chciałem choć raz wyrwać się z kręgu znajomych z uniwersytetu. 

Może poznać nowych ludzi?

- I sprawdzić, czy możesz tu znów przyjść - sam? - zaryzykowała.

- To chyba też. Na takim przyjęciu, nie jest łatwo samotnemu mężczyźnie.

- Kobiecie jest jeszcze trudniej - w jej głosie zabrzmiała niezamierzona gorycz.

Rzucił jej szybkie, badawcze spojrzenie, ale nie podjął tematu.

- Opowiedz mi o swojej pracy - poprosiła Ginny, przerywając ciszę.

- Zanudzę cię - odrzekł krótko.

- Ciebie to nudzi?

- Nie, oczywiście że nie. - Wyglądał na zaskoczonego.

- Więc dlaczego dla mnie miałoby być nudne? Zawsze warto posłuchać, jak fachowiec 

mówi o swojej dziedzinie.

- Już teraz wiem, jak skłoniłaś Richarda do gadania.

- Potrząsnął głową. - To nie jest temat na rozmowę w czasie tańca. Może kiedy indziej 

ci opowiem.

Przyciągnął ją trochę mocniej. Czuła uniesienie i podniecenie, bo wreszcie sprawy 

zaczynały   układać   się   inaczej.   Alex   mówił   tak,   jakby   dopuszczał   możliwość,   że   jeszcze 

kiedyś się spotkają. Chwyciła się tego, choć obawiała się wybiegania myślą w przyszłość. Ale 

to na razie nie było ważne, liczyło się tylko to, że trzymał ją w objęciach w tym zatłoczonym, 

background image

głośnym pokoju, pełnym obcych ludzi. Wystarczało jej, że czuje na plecach dotyk jego silnej 

dłoni i to nie jest sen. A drugą ręką trzyma jej dłoń i jeśli tylko podniesie oczy, zobaczy jego 

twarz, szczupłe policzki, pełne usta i szare oczy ocienione długimi rzęsami. Twarz, którą 

pamiętała tak dobrze i o której tak długo marzyła, nie mając nadziei, że jeszcze kiedyś ją 

zobaczy.

Muzyka zmieniła się na szybszą i dopiero wtedy się rozdzielili. Jeszcze oszołomiona, 

Ginny odnalazła swój kieliszek i została zagarnięta przez poznane wcześniej dziewczyny. 

Zaprosiły   ją   na   lunch   następnego   dnia.   Nie   miała   nic   lepszego   w   planie,   więc   przyjęła 

zaproszenie. Przez następną godzinę wypiła kilka drinków i porozmawiała z wieloma gośćmi. 

Czuła się wspaniale, odprężona i szczęśliwa, ale wewnętrzne napięcie nie ustępowało i w 

miarę upływu czasu dochodziło do niego jeszcze jakieś oczekiwanie.

Około   północy   młode   małżeństwa,   które   musiały   zwolnić   dziewczyny   pilnujące 

dzieci, zaczęły się rozchodzić. Ginny zerknęła przez salę na Alexa, jakby dając mu sygnał, 

jaki  często   stosowały  małżeństwa.  Skinął   lekko  głową,   po  kilku  minutach   oddalił  się  od 

swoich rozmówców i podszedł do niej.

- To co, pokażesz mi, jak pobieliłaś dom?

- Czyżby Jeff tak słabo to ocenił?

- Lepszy z niego archeolog niż malarz pokojowy. Pożegnajmy się z gospodarzami.

Wychodząc nie zwrócili uwagi na ciekawe spojrzenia, które ich odprowadzały.

- Zdajesz sobie sprawę, że natychmiast zaczną to komentować? - zapytała Ginny, gdy 

tylko zamknęły się za nimi drzwi.

Wzruszył ramionami.

-   Musieliby   naprawdę   bardzo   chcieć   plotkować.   Wyjął   z   kieszeni   pęk   kluczy   i 

otworzył   zamki   w   drzwiach   jej   domu.   Widząc,   że   nie   oddał   jej   wszystkich   kluczy,   nie 

odezwała się, nie będąc pewna, czy jest z tego zadowolona, czy nie. Alex wszedł do salonu i 

rozejrzał się wokół. Pokój nie tylko był pomalowany, ale Ginny dokupiła kilka brakujących 

mebli, przestawiła te, które już były, a na ścianach powiesiła kupione w miejscowej galerii 

obrazy.

-   Wygląda   zupełnie   inaczej.   -   Jego   głos   nie   wyrażał   żadnych   uczuć,   więc   nie 

wiedziała, co o tym naprawdę myśli.

Zaczął oglądać resztę domu, ale Ginny nie przyłączyła się do niego, zeszła do kuchni i 

wróciła do salonu z kawą.

- Nie zmieniłaś niczego w małej sypialni - powiedział niepewnie.

- Nie.

background image

- Z jakiegoś szczególnego powodu? Wziął od niej filiżankę i usiadł w fotelu.

- Jeszcze nie wiem, co tam będzie - odpowiedziała szybko, zawahała się i dodała: - 

Nie, to nieprawda. Gdy weszłam tam pierwszy raz, wtedy gdy pokazywałeś mi dom, miałam 

wrażenie, że Venetia tam jest. Od tej pory tam nie byłam.

Otworzył szeroko oczy.

- Ja nic takiego nie czułem, kiedy tam wszedłem. Wcześniej też nie.

- Może już tam nic nie ma. Ale na wszelki wypadek niczego nie będę ruszać.

Spojrzał na nią dziwnie.

- Nie sądziłem, że coś takiego mogłoby cię powstrzymać. Kiedy Jeff powiedział o 

odnawianiu domu, pomyślałem, że chcesz usunąć ślady Venetii. A może też moje - dodał 

rozmyślnie.

- Nie mam żadnych powodów, żeby chcieć o niej zapomnieć. Ani o tobie.

Popatrzył na nią przeciągle i odstawił filiżankę. Pochylił się, splótł palce i opuścił 

wzrok.

- Odkąd  przyjechałaś,   nie  byłem  dla  ciebie  zbyt miły  - mówił   szorstko,  co  nieco 

osłabiało nutę przeprosin. - Myślałem o tym przez kilka ostatnich tygodni i doszedłem do 

wniosku, że w stosunku do ciebie zawsze czułem się winny. To dlatego.

- Winny? - Głos jej zadrżał.

- Tak.  Wiedziałem,  że  obie   byłyście   we mnie   zakochane. Powiedziałaś  mi  o  tym 

ostatniego   dnia   przed   twoim   wyjazdem.   A   ja   byłem   tak   bardzo   zakłopotany   tym,   co 

odkryłem. Venetia powiedziała mi kiedyś, że byłem zakochany w was obu i zupełnie nie 

zdawałem   sobie   z   tego   sprawy.  Chyba   miała   rację.   Oczywiście   powinienem   natychmiast 

zerwać z wami obiema, ale nie zrobiłem tego i pozwoliłem na to, aby Venetia weszła w moje 

życie, bo tak naprawdę nie byłem w stanie się tego wyrzec. A. ponieważ ty wyjechałaś i nie 

zrobiłaś najmniejszego gestu, żeby nawiązać kontakt, łatwiej przyszło udawać, że nic się nie 

stało, ożenić się i żyć tak, jakby cię nigdy nie było. - Podniósł oczy badając jej reakcję. - 

Próbowałem zapomnieć o tobie - i prawie mi się udało.

Nie spuszczał wzroku z jej twarzy, ale tylko bez słowa kiwnęła głową, nie chcąc mu 

przerywać.

- Ale były chwile, kiedy nie mogłem. Gdy widziałem Venetię, stojącą w słonecznym 

blasku, przed oczami miałem twój obraz, jak po wspólnej nocy stałaś na tle porannego słońca, 

zupełnie naga i niewiarygodnie piękna. I jeszcze mnóstwo innych rzeczy, nawet drobiazgów, 

które mi ciebie przypominały. Dlatego czułem się winny. Tej nocy dałaś mi siebie tak po 

prostu, tak naturalnie i wspaniałomyślnie. To była najcudowniejsza noc w całym moim życiu.

background image

Wykrzyknęła  coś cicho. Oczy miała  otwarte szeroko, bezbronne. Odpowiedział na 

niewypowiedziane przez nią pytanie.

-   Tak,   to   prawda.   Czasami   udawało   mi   się   odegnać   myśli   o   tobie.   A   czasami 

myślałem, że te plotki o tobie i tych facetach - to też moja wina, że robisz to ze złości albo z 

chęci zemsty.

Popatrzyła na niego przeciągle, z sercem wypełnionym radością na wieść, że myślał o 

niej przez te wszystkie lata i, tak jak ona, nie mógł zapomnieć tej nocy. Martwiło ją tylko 

poczucie winy, które miał w stosunku do niej. To było niepotrzebne. Jeśli była przed nimi 

jakaś przyszłość, chciałaby zbudować ją tylko na miłości. W głowie jej wirowało.

- Cieszę się, że pamiętasz tę noc. Dla mnie to też było coś niepowtarzalnego, zupełnie 

wyjątkowego.   Ale   dlaczego   czujesz   się   winny?   Przecież   nie   mogłeś   poślubić   nas   obu. 

Uczyniłeś Venetię szczęśliwą.

- Mam nadzieję. Biedactwo, miała tak mało czasu. Czasami czułem się winny, bo 

będąc   z   nią   myślałem   o   tobie.   -   Roześmiał   się   cierpko.   -   Sama   widzisz,   to   szaleństwo. 

Choćbym nie wiem jak starał się usunąć ciebie z moich myśli, to po prostu nie mogło się 

udać. - Zakrył twarz dłońmi. - Gdy umarła, całe moje życie legło w gruzach. Byłem nawet 

zadowolony,   że   nie   przyjechałaś   na   pogrzeb.   Zacząłem   myśleć,   że   poczucie   winy,   które 

miałem   w   stosunku   do   ciebie,   nie   było   niczym   usprawiedliwione,   że   jesteś   zazdrosną 

intrygantką, od której udało nam się uwolnić. Musiałem kogoś lub coś nienawidzić. Zacząłem 

cię   nienawidzić,   co   przyszło   mi   tym   łatwiej,   że   nie   zrobiłaś   najmniejszego   kroku,   żeby 

nawiązać kontakt.

-   Kiedy   byłam   już   w   stanie   coś   napisać,   było   za   późno.   Cokolwiek   bym   wtedy 

powiedziała, byłoby nieodpowiednie.

- Tak by było, masz rację - westchnął. - Kiedy zobaczyłem cię na pogrzebie twojego 

ojca, poczułem wściekłość. Myślałem, że potrafię panować nad sobą, przez jakieś poprzednie 

półtora  roku  byłem  jak   martwy.  To,   co  wtedy  poczułem,   zupełnie  mnie   zaskoczyło.   Nie 

wiedziałem, co się ze mną dzieje, chciałem cię bić bez opamiętania, bo byłem pewien, że 

kariera była dla ciebie ważniejsza od Venetii, bo wyglądałaś dokładnie jak ona i przez to 

jeszcze boleśniej poczułem jej utratę. - Urwał i po chwili dodał:

- A przede wszystkim dlatego, że twój powrót oznaczał dla mnie, że muszę znów 

przemyśleć mój stosunek do ciebie. Nie chciałem tego robić. To dlatego powiedziałem, że nie 

chcę cię więcej widzieć. Chciałem, żeby wszystko zostało, jak było. Byłem bezpieczny, gdy 

niczego nie odczuwałem. Nikt już nie mógł mnie zranić.

- A teraz? Wzruszył ramionami.

background image

- Przez te kilka ostatnich tygodni próbowałem zapomnieć o tobie i wrócić do dawnego 

życia, ale oczywiście to było niewykonalne. Raz wyrwany z apatii, znalazłem się w pułapce 

bez   wyjścia.   W   dodatku   Jeff   codziennie   opowiadał   mi   o   kolejnych   zmianach,   które 

wprowadzałaś w domu, więc było mi jeszcze trudniej. - Popatrzył na nią. - Tego wieczoru, 

kiedy zabrałaś go na kolację, myślałem, że na pewno spędzi tę noc z tobą. Wstyd mi się 

przyznać, ale zupełnie nie podobał mi się ten pomysł.

Serce jej zadrżało i pochyliła głowę, aby ukryć nagły blask, który rozjaśnił jej oczy.

- Dlaczego?

- Chyba nadal nie mogę się od ciebie uwolnić. Może to głupie, ale przez te jedną 

wspólną noc mam poczucie, jakbym miał do ciebie jakieś prawa. Nie zmieniły tego nawet 

wszystkie plotki na twój temat.

- Czy wreszcie przestałeś czuć się winny? - zapytała łagodnie. - Przecież naprawdę nie 

powinieneś.

- A ty? Przecież nie tylko odeszłaś ode mnie, ale utraciłaś też Venetię. Zerwałaś z 

nami zupełnie.

- Właśnie tak miało być. Tak się umówiłyśmy - zapewniła go.

-   Zanim   zaczęłyście   rzucać   monetą,   żeby   zdecydować,   która   ma   zostać,   a   która 

odejść?

Popatrzyła na niego ze zdumieniem.

- Venetia powiedziała ci o tym? Potrząsnął głową, zmuszając się do uśmiechu.

- Nie, zachowała to w tajemnicy.

- Więc jak... ?

- Przyglądałem się wam przez okno w hotelu. Wiedziałem, że zawsze w ten sposób 

dokonujecie wyboru, a nie było trudno zgadnąć, o co wtedy chodziło.

- Obie myślałyśmy, że byłbyś wściekły, gdybyś się o tym dowiedział.

-   Na   początku   byłem,   ale   dzięki   Bogu   miałem   wystarczająco   dużo   rozumu,   żeby 

wiedzieć, że moje życie byłoby zupełnie puste bez jednej z was.

Znów popatrzył jej w oczy.

- Masz na myśli - bez Venetii - poprawiła go. - Ja też nie jestem bez winy. Powinnam 

wycofać się natychmiast, gdy tylko zdałam sobie sprawę, co łączy ciebie i Venetię. I wtedy 

wieczorem nie powinnam była udawać, że jestem nią.

Powiedziała to, ale zaraz powróciła uporczywa myśl, której nie mogła odpędzić. Jak 

inaczej mogło potoczyć się jej życie, gdyby na samym początku Venetia nie spotkała się z 

Alexem, podszywając się pod nią.

background image

Zniecierpliwiona potrząsnęła głową i wstała.

- Nie ma sensu wspominać tego, co minęło - powiedziała z irytacją. - Nie można już 

niczego zmienić, więc najlepiej o wszystkim zapomnieć.

- Czy tak właśnie robisz - żyjesz z dnia na dzień?

- A czy jest inny sposób? - Uśmiechnęła się.

- Mówisz, jakbyś nie miała złudzeń.

- Naprawdę?

Podeszła do okna, zasłoniła zasłony, tłumiąc dobiegające jeszcze odgłosy przyjęcia u 

Clare. Odwróciła się do niego i rzekła stanowczo:

- Nie ponosisz żadnej odpowiedzialności za to, co się ze mną stało. Gdybym cię nie 

poznała, to też pojechałabym do Ameryki i została modelką. Nasze drogi z Venetią też by się 

rozdzieliły. Moje życie nie różniłoby się wiele od tego, jakie teraz prowadzę.

- Nie?

- Nie - potwierdziła. - To, co zaszło miedzy nami, wydarzyło się dawno temu. Bardzo 

szybko   udało   mi   się   zapomnieć   o   tobie.   Musiałam   zapomnieć,   bo   nie   było   w   tym 

najmniejszego sensu. Lubiłam moją pracę i podobało mi się takie życie. Chociaż oczywiście 

strasznie mi brakowało Venetii.

- A gdy umarła? Czy to wtedy zaczęłaś bywać z mężczyznami? - zapytał szorstko.

- Wyjaśnijmy to do końca, Alex. Nie bywam z mężczyznami, przynajmniej nie w tym 

znaczeniu, o którym myślisz. Widują mnie z nimi, a to zupełnie coś innego. A śmierć Venetii 

nie miała na to żadnego wpływu. - Zawahała się i westchnęła, zdając sobie sprawę, że nie ma 

sensu niczego ukrywać. - Zaczęłam spotykać się z różnymi mężczyznami kilka miesięcy po 

śmierci Venetii. Mogłam zacząć to robić, bo właśnie wtedy dostałam rozwód.

Gwałtownie odrzucił głowę i zdumiony popatrzył na nią z niedowierzaniem.

- Rozwód? Czy chcesz powiedzieć, że byłaś mężatką?

- Wydaje mi się, że aby dostać rozwód, musisz najpierw wziąć ślub - powiedziała z 

wymuszoną wesołością.

- Ale z kim? Czy Venetia wiedziała? Nigdy mi nawet nie wspomniała! - Zerwał się na 

nogi.

- Nie wiem, czy wiedziała, czy nie. Matka wiedziała, więc myślę, że powiedziała 

Venetii, ale ona z pewnością uważała, że ty nie chciałbyś o tym wiedzieć.

- Powinna była mi powiedzieć.

- Po co? - zapytała łagodnie. - Przecież dziś wieczorem sam mówiłeś, że starałeś się 

wymazać mnie ze swojej pamięci. Venetia wiedziała o tym i zdecydowała, że lepiej nic ci nie 

background image

mówić.

- To by zmieniło wiele rzeczy - upierał się. - Kto to był? Amerykanin?

- Nie - potrząsnęła głową. - Wyszłam za Simona Blake'a, fotografika, który ułatwił mi 

start.

- Myślałem, że on jest od ciebie dużo starszy. - Zmarszczył brwi.

- Prawie dwadzieścia lat.

- To dlatego się nie ułożyło?

- Były tysiące powodów. Przede wszystkim nie mogliśmy pojąć, dlaczego w ogóle się 

pobraliśmy. Przez kilka lat próbowaliśmy to ustalić, ale w końcu poddaliśmy się i wzięliśmy 

rozwód.

-   Mówisz   o   tym   tak   zwyczajnie.   Nie   mogę   w   to   uwierzyć   -   przyznał   wyraźnie 

zaskoczony.

To wcale nie było takie łatwe, kiedy wreszcie zdecydowali się na rozwód. W tym też 

tkwiła jedna z przyczyn jej kryzysu nerwowego, ale nie chciała mu o tym opowiadać.

- To było nieporozumienie od samego początku. Oboje wiedzieliśmy o tym, ale wtedy 

wydawało nam się, że tak właśnie powinniśmy zrobić.

- Czy rozwód był bardzo... - szukał odpowiedniego słowa - nieprzyjemny?

Podeszła do kredensu.

- Masz ochotę na drinka? Może likier czy coś innego?

- Chcesz powiedzieć, żebym zajął się własnymi sprawami?

- Chyba nie. - Uśmiechnęła się.

Nalała sobie trochę likieru i usiadła na kanapie.

- To nie było jakieś straszne przeżycie, raczej smutne. Nawet dla takiego nieudanego 

małżeństwa   jak   nasze,   rozwód   jest   porażką   i   pozostawia   wrażenie   pustki.   Byliśmy 

przyjaciółmi, zresztą nadal jesteśmy. Nawet przez jakiś czas byliśmy wspólnikami, aż do... - 

chciała powiedzieć, aż do czasu mojej choroby, ale zręcznie zmieniła - aż do chwili, gdy 

Simon postanowił powrócić do Anglii.

Nie chciała mówić, że, podobnie jak wielu mężczyzn, Simon nie znosił choroby. Była 

w klinice, a on oddalał się od niej i choć zasypywał ją listami i kwiatami, oboje wiedzieli, że 

to naprawdę koniec i że on odejdzie. A gdy już wrócił do Anglii, listy i kwiaty przestały 

przychodzić.

- Domyślam się, że nie mieliście dzieci? Spojrzała na kieliszek.

- Nie, to nie był taki rodzaj małżeństwa.

- I on jest teraz w Anglii?

background image

- Tak. I, jak wiem, całkiem dobrze mu się wiedzie.

- Nie widziałaś się z nim? Potrząsnęła głową.

- Zadzwoniłam do niego w zeszłym tygodniu, gdy wreszcie podłączyli mi telefon, ale 

jego sekretarka powiedziała, że wyjechał na kontrakt.

- Nie zadzwonił potem do ciebie?

- Myślę, że zadzwoni, jak będzie miał ochotę - powiedziała zwyczajnie. Teraz nic go 

do tego nie zmusza.

-   Ale   z   niego   głupiec!   -   Zmarszczył   brwi.   Popatrzyła   na   niego   ze   zdziwieniem   i 

wybuchnęła śmiechem.

- Rzeczywiście miałeś rację. Naprawdę jesteś zaborczy!

Wyglądał na zaskoczonego, ale po chwili po jego twarzy przebiegł błysk rozbawienia.

- No, teraz to już naprawdę chcesz, żebym przestał.

- Potrząsnął głową. - Nadal nie mogę uwierzyć w to wszystko. Ale cieszę się, że mi to 

powiedziałaś.   Pomyśl,   cały   czas   czułem   się   winny,   podczas   gdy   ty   zupełnie   o   mnie 

zapomniałaś i wyszłaś za kogoś innego. To tylko świadczy, jaki ze mnie egoistyczny głupiec.

- Rozejrzał się. - Czy jest jeszcze trochę kawy?

- Oczywiście.

Z pełną filiżanką przysiadł koło niej na kanapie. Był rozluźniony, a z jego twarzy 

zniknęło napięcie.

Całą   historię   Ginny   opowiedziała   lekkim   tonem,   ale   był   to   trudny   i   bardzo 

nieszczęśliwy okres w jej życiu. Starała się jak mogła, ale Simon szybko się zorientował, że 

oddała serce innemu i był na tyle bystry, że wszystkiego się domyślił. I chociaż lubili się 

bardzo, nie należał  do mężczyzn,  którzy mogli  się zadowolić  drugim planem. Byli  sobie 

bliscy   i   łączyło   ich   wiele   dobrych   chwil,   ale   oboje   wiedzieli,   że   ich   związek   nie   ma 

przyszłości.

Śmierć   Venetii   przyśpieszyła   koniec,   posłużyła   jako   wymówka   do   ostatecznego 

rozstania,   którego  oboje  oczekiwali  i  któremu  nie   starali  się  zapobiec.  Simon,  być  może 

celowo, powiedział kilka słów, które ją zraniły i chciała, żeby odszedł. Jakoś to wszystko 

przeżyła   i   rozwód   przeprowadzili   polubownie,   oboje   wystarczająco   zamożni,   by   uniknąć 

problemów   finansowych.   Simon,   który   był   urodzonym   optymistą,   wplątał   się   w   kolejne 

małżeństwo z modelką.

Był to okres w jej życiu, o którym nie lubiła mówić, choć była zadowolona, że Alex 

dowiedział się o wszystkim. Dzięki temu napięcie miedzy nimi osłabło i znów wszystko 

mogło się zacząć od nowa. Odchyliła się na sofie i uśmiechnęła do niego.

background image

- Opowiedz mi teraz o swojej pracy.

Gdy wychodził, była druga w nocy. Muzyka obok ucichła, choć światła były jeszcze 

zapalone. Podeszła z nim do wyjścia.

- Dobranoc. - Stała na najwyższym stopniu, splotła nagie ramiona, broniąc się przed 

nagłym chłodem.

- Dobranoc, Ginny - zawahał się, potem pochylił i lekko pocałował ją w policzek. - Idź 

do domu, zmarzniesz.

Została i patrzyła za nim, jak szedł do samochodu, weszła do środka dopiero wtedy, 

gdy pomachał jej po raz ostatni. Mimo późnej pory nie czuła się zmęczona, a nadzieja i 

oczekiwanie   napełniały   ją   uniesieniem.   Nie   byli   już   dłużej   wrogami,   być   może   zostaną 

przyjaciółmi, ale czy znów połączy ich miłość? Byłoby to coś tak cudownego, że aż bała się o 

tym myśleć. Już tyle  razy z Alexem układało się źle, że nie chciała zapeszyć.  Była zbyt 

podekscytowana, żeby położyć się spać albo czytać.

Umyła kieliszki i filiżanki i niespokojnie krążyła po domu. Nie wiedziała, jak to się 

stało, że w pewnej chwili znalazła się pod drzwiami pokoju dziecinnego. Powoli ujęła klamkę 

i weszła do środka.

Światło   księżyca   wpadało   przez   odsłonięte   okno   i   oświetlało   zabawne   wzory   na 

tapetach   i   stojące   w   rogu   dziecinne   łóżeczko.   W   pokoju   panował   niezmącony   spokój   i 

atmosfera oczekiwania na coś, co nigdy się nie spełniło. Zrobiła kilka kroków, nie zapalając 

światła.   Nie   czuła   już   tutaj   obecności   Venetii.   Podeszła   do   okna,   usiadła   na   szerokim, 

zakurzonym parapecie i przyciągając nogi oparła się plecami o ścianę. Nagle poczuła, że 

Venetia jest obok.

Nie czuła już chłodu. Ogarnęło ją dziwne ciepło i myślami znalazła się w minionym 

świecie ich lat dziecinnych, kiedy zawsze były razem i wszystko było wspólne. Napłynęły 

wspomnienia dawno zapomnianych zdarzeń, szczęśliwych chwil, gdy wszystko je łączyło. 

Przypomniała sobie i ten smutny okres, kiedy rodzice się rozwodzili, a one stały się sobie 

jeszcze bliższe. Odpędziła złe myśli. Wyobraziła sobie, że jest w jakimś pięknym, zalanym 

słońcem miejscu, skąd patrzy na siebie i Venetie, jak z dziewczynek wyrastają na młode 

kobiety, znacznie bardziej ze sobą zżyte niż zwyczajne siostry. Kolejny żywy obraz stanął jej 

przed oczami. Piękny, słoneczny dzień, kiedy we dwie urządziły sobie piknik. Wtedy jeszcze 

nie znały Alexa.

Był to chyba ostatni raz, kiedy były tylko we dwie. Mgliste początkowo wspomnienie 

nabierało barw i zaczęła dokładnie przypominać sobie wszystkie szczegóły - jak były ubrane, 

miejsca, które oglądały, nawet nazrywane do domu kwiaty. Słońce świeciło tak mocno, że aż 

background image

oślepiało. Zobaczyła, że Venetia odwraca się do niej i z uśmiechem podaje bukiet polnych 

kwiatów.

Ginny odwzajemniła uśmiech i wyciągnęła rękę, lecz nagle poczuła przenikliwy chłód 

i otworzyła oczy. Siedziała na parapecie w dziecinnym pokoju. To tylko sen - pomyślała 

rozglądając się wokół - musiałam zasnąć. Ale wspomnienia wypełniły ją dziwnym ciepłem, 

wewnętrznym spokojem i pewnością, że Venetia cieszyła się z jej powrotu.

Resztę nocy przespała twardym snem. Wstała późno, z właściwym wiośnie i młodości 

gwałtownym uczuciem radości istnienia. Wyskoczyła z łóżka, wzięła prysznic i wyszła na 

długi   spacer.   W   sięgającym   kostek   płaszczu   przeciwdeszczowym   i   męskim   kapeluszu 

chodziła po mieście, a wiatr rozwiewał jej rozpuszczone włosy. Na straganie koło opactwa 

kupiła całe naręcze białego bzu i czerwonych goździków. Zaczęły bić dzwony, zorientowała 

się, że to południe i pośpieszyła w stronę domu.

Dochodziła   już,   gdy   wymijający   ją   samochód   zatrzymał   się   przy   krawężniku. 

Zobaczyła wysiadającego Alexa. Uśmiechnął się do niej, gdy podeszła bliżej.

- Czy to czyjeś urodziny?

- Tak, natury. To już wiosna - odparła.

- Wiosna? - zapytał zdziwiony. - Tak, rzeczywiście już wiosna. Będziesz miała dom 

pełen kwiatów.

- To nie tylko dla mnie. Chcę dać trochę Clare za wczorajszy wieczór.

- Ja też tu dlatego jestem - pokazał na pakunek w samochodzie. - Wiesz co, może jak 

wstawisz już kwiaty do wazonów, pójdziemy razem na lunch?

Znam pub niedaleko stąd, gdzie warto pójść w niedzielę. Założę się, że od lat nie 

jadłaś przyzwoitej pieczeni i puddingu Yorkshire.

- Rzeczywiście  nie. Świetnie! To poczekaj, aż... Och, przepraszam cię, bardzo mi 

przykro, ale nie mogę. Umówiłam się już na lunch, wczoraj na przyjęciu.

- No tak.

Jego twarz miała znów ten wyraz, który, sądziła, minął bezpowrotnie.

- Może umówimy się na kiedy indziej? W następną niedzielę?

- Jeff już coś planuje na następny weekend. Zamknął samochód i ruszyli w kierunku 

domu.

Zatrzymał się przy wejściu Clare.

- Może zadzwonię do ciebie, jeśli będę wybierał się kiedyś w tę okolicę - powiedział 

naciskając na guziczek dzwonka.

Drzwi otworzyły się prawie natychmiast. Wszedł do środka, nie żegnając się z nią. 

background image

Ginny przełożyła kwiaty, by uwolnić rękę i wyjąć klucze i weszła do domu. Zostawiła kwiaty 

w zlewie i pobiegła do sypialni, żeby się przebrać. Po chwili usłyszała hałas zamykanych 

drzwi. Podbiegła do okna i zobaczyła wracającego do samochodu Alexa. Nie oglądając się 

wsiadł i odjechał. Patrzyła za nim z ciężkim sercem i, nie mogąc opanować złości i żalu, 

urywanym szeptem powtarzała: - Cholera! cholera! cholera!

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

W   normalnej   sytuacji   spotkanie   z   osobami   w   zbliżonym   wieku   i   o   podobnych 

poglądach byłoby dla Ginny dużą przyjemnością, jednak teraz nie mogła przestać myśleć o 

tym, jak Alex odchodził, czując się odrzucony i samotny. Gdyby tylko zadzwonił do niej 

wcześniej, mogłaby wymówić się od lunchu i wszystko byłoby dobrze. Nie chciała dopuścić 

do siebie myśli, że pierwszy podmuch mógł zerwać tę kruchą więź, nawiązaną między nimi 

wczorajszej  nocy.  Westchnęła  próbując   odegnać  od siebie   natrętne  myśli   i  skupić  się  na 

rozmowie.   Chociaż   spotkanie   było   zaimprowizowane   w   ostatniej   chwili,   po   krótkiej 

rozmowie dziewczyny przedstawiły Ginny swoją propozycję.

-   Zamierzamy   rozwinąć   działalność   i   szukamy   wspólnika.   Kogoś,   kto   mógłby 

zainwestować   jakiś   kapitał,   choć   to   nie   najważniejsze.   Ważne,   żeby   miał   odpowiednie 

kontakty. Ktoś taki jak ty.

- Nie zajmuję się interesami - zaprotestowała - jestem modelką. Idę tam, gdzie jest 

praca. Nie ma mowy, żebym mogła cały dzień siedzieć w biurze.

- Myślimy o czymś innym. Potrzeba nam kogoś, kto by się zajmował kontaktami z 

przedstawicielami innych firm i robił na nich odpowiednie wrażenie. Ty byłabyś świetna.

Może   tak   by  było.   Pomyślała   i   przyznała,   że   to   dobry  pomysł.   Jednak   po  chwili 

potrząsnęła głową.

- Niedługo muszę wracać do Stanów. Jeszcze zupełnie nie wiem, co będę robić.

- Ale czy pomyślisz o tym, jeśli zostaniesz w Anglii?

- Dobrze, ale tylko wtedy, jeśli będzie to rodzaj zlecenia. Nie mogę być związana, 

gdybym dostała jakiś atrakcyjny kontrakt.

Jej zgodę przyjęły z entuzjazmem.

Kiedy   wróciła   do   domu,   dochodziła   piąta.   Wcześniej   wzięła   trochę   kwiatów   jako 

podziękowanie za lunch, teraz zapakowała jeszcze kilka i poszła do Clare.

- Dziękuję za wczorajszy wieczór - podała jej bukiet.

- Och, to mile z twojej strony. Są piękne. Wejdź, napijemy się kawy.

- Nie chciałabym przeszkadzać.

- Wejdź, proszę. Richard śpi, a dzieciaki są u mojej mamy i wrócą dopiero wieczorem.

Nie   chciały   budzić   Richarda,   więc   po   cichu   zeszły   do   kuchni.   Zapaliły   światło   i 

siedziały przy kawie. Stale włączony piec do wypieku ciasta dodawał ciepła i przytulności. Z 

wczorajszego przyjęcia zostało mnóstwo jedzenia i Clare co chwilę coś podgryzała.

- Tak bym chciała być taka szczupła jak ty - powiedziała z zazdrością, rozsmarowując 

background image

pasztet na kromce bułki. - Problem w tym, że nie lubię, jak się coś marnuje.

- To dlatego nie możesz schudnąć - podsumowała Ginny.

Clare popatrzyła na nią ze zdziwieniem i roześmiała się.

- Jesteś taka sama jak Venetia. - Ugryzła kanapkę.

- Wydaje mi się, że Alex teraz wygląda lepiej.

- Tak. Dobrze się bawił. Ja też. Niektórzy sąsiedzi są bardzo mili.

Clare nie dała za wygraną.

-   Chyba   jesteście   z   Alexem   w   dobrych   stosunkach.   Szkoda,   że   wyszliście   tak 

wcześnie.

- Musieliśmy porozmawiać o rodzinnych sprawach - powiedziała gładko.

Nagle światło zamigotało, na chwilę uspokoiło się i znów mignęło.

- Co się stało?

- To pewnie wiatr - Clare zmarszczyła brwi. - Instalacja jest stara i światło gaśnie z 

byle powodu. Dzieci miały myszki, ale uciekły z klatki i nie możemy ich złapać. Teraz zdarza 

się, że przegryzają gdzieś kable i wtedy robi się zwarcie. Richard oczywiście jest zupełnie 

nieprzydatny w takich przypadkach, a ja wydaję majątek na elektryka.

- I założę się, że musisz na niego czekać tygodniami. Ale myśli Clare zaprzątało coś 

innego. Zdążając do celu, zapytała niewinnie.

- Ciekawe, czy byłaby z was dobra para? Gdyby Alex chciał znaleźć sobie kogoś, kto 

mógłby mu zastąpić Venetię, to już lepiej nie mógłby trafić. Czy to nie byłoby romantyczne? 

Stracić ukochaną, a potem zakochać się w jej bliźniaczce.

- Bardzo romantyczne - zgodziła się Ginny - ale mało prawdopodobne. - Podniosła się. 

- Dziękuję za kawę. Niestety muszę już iść, czeka mnie kilka telefonów.

- Do Ameryki? - zapytała z ciekawością. Ginny zastanowiła się i kiwnęła głową.

- Tak, do Kalifornii.

Pomachała ręką i wyszła, zostawiając Clare pod wrażeniem. Była pewna, że zaraz 

powróciła do kuchni, do jedzenia i tygodników, zadowolona z siebie i z tego. że chciałaby 

być szczupła.

Wzięła telefon i usiadła na kanapie. Zawahała się. Miała kilka zaległych telefonów, 

ale tak naprawdę była tylko jedna osoba, do której chciała zadzwonić. Nie była tylko pewna, 

czy dobrze zrobi telefonując tak od razu. Nie chciała, żeby domyślił się, jak bardzo jej na nim 

zależy. Może byłoby lepiej trochę poczekać i dać mu czas, żeby zadzwonił pierwszy.

Po zastanowieniu zdecydowała, że jeszcze poczeka, ale dni mijały, a on nie dawał 

znaku życia. Telefonował za to jej agent, dowiedzieć się, kiedy wraca do pracy. Dom w 

background image

zasadzie był już gotowy i Ginny powoli zaczynała się nudzić, więc chętnie zgodziła się, żeby 

rozejrzał się za czymś dla niej, ale raczej gdzieś w Europie, bo jeszcze nie chciała wracać do 

Stanów.

Licząc   się   z   tym,   że   teraz   więcej   czasu   będzie   poza   domem,   kupiła   telefoniczną 

sekretarkę i gdy tylko wracała do domu, natychmiast z niecierpliwością przesłuchiwała taśmę. 

Niestety   Alex   nie   dzwonił,   choć   kilka   razy   ktoś   telefonował   i   odkładał   słuchawkę   bez 

zostawienia wiadomości. Po tygodniu, gdy wróciła z pokazu, a Alex nadal się nie odezwał, 

zdecydowała,   że   nie   będzie   dłużej   czekać.   Jeżeli   nie   przychodzi   sam,   to   musi   go   jakoś 

zwabić.

Nie zdejmując płaszcza usiadła na kanapie, próbując coś wymyślić.  Zaczynało się 

ściemniać.   Sięgnęła   ręką,   żeby   zapalić   lampę.   Światło   zamigotało.   To   przypomniało   jej 

niedawną rozmowę z Clare o myszach, które uciekły z klatki. Oczy jej zajaśniały, zamyśliła 

się. W którym miejscu myszy mogłyby przegryźć druty? Najlepsza byłaby pralnia. Łatwo 

znalazła gniazdko, przy którym tynk był lekko pokruszony. Powiększyła nieco otwór, a po 

wyłączeniu prądu kilka razy przebiła śrubokrętem kable. Włączyła z powrotem prąd i zrobiło 

się zwarcie. Zadowolona pobiegła na górę. Po chwili zadzwoniła do Bristolu.

- Alex, przepraszam, że ci zawracam głowę, ale właśnie wróciłam do domu i coś stało 

się z elektrycznością. Nie wiem, co zrobić, żeby to naprawić.

- Nic. Niczego nie dotykaj. Zaraz przyjadę. Czekając na niego, Ginny znalazła kilka 

świec i zapaliła je w salonie. Pokój wypełnił się ciepłym, miękkim światłem. Pomyślała, że 

tak musiał wyglądać w czasach, kiedy dom został zbudowany. Spróbowała wyobrazić sobie 

ludzi,  którzy tu mieszkali.  Bardzo mało  wiedziała o historii tego domu, ale z pewnością 

mieszkało w nim dużo ludzi, którzy przybyli do Bath z nadzieją, że tutejsze lecznicze źródła 

przywrócą   im   zdrowie.   O   tym,   że   dla   wielu   były   to   tylko   płonne   nadzieje,   świadczyło 

mnóstwo   inskrypcji,   pokrywających   ściany   i   kolumny   największego   kościoła   w   mieście, 

który dokładnie obejrzała jakiś tydzień temu.

Pogrążona   w   takich   myślach   usiadła   na   kanapie,   ale   wkrótce   wróciła   do 

teraźniejszości. Wprawdzie Alex natychmiast zaofiarował się z pomocą, ale jak będzie się do 

niej odnosić? Czy potraktuje ją z rezerwą? Czy ten pierwszy krok, który zrobili, został zmar-

nowany? To wszystko było takie dziwne. Właściwie wcale go nie znała. Poza pierwszym 

spotkaniem widywała go rzadko i zwykle z Venetią. Nie mówiąc nic wprost, próbowała dać 

mu do zrozumienia, że jest w nim zakochana, ale Alex źle to zrozumiał i uważał, że chce 

stanąć między nim i Venetią. Był na nią wściekły, a ona w desperacji postanowiła udać siostrę 

i spędzić z nim jedną cudowną noc. I, będąc wrogami, przez tę noc zbliżyli się do siebie tak, 

background image

jak blisko może być ze sobą dwoje ludzi. Choć byłoby lepiej, gdyby do tego nie doszło, bo 

tamtych wspomnień teraz oboje nie mogą wymazać z pamięci.

Przyjechał akurat wtedy, gdy już zaczęła się obawiać, że się rozmyślił.

- Cześć! Dziękuję, że przyjechałeś.

- Przecież nie mogłem zostawić cię w ciemnościach. Wieczór był chłodny. Alex był w 

ciemnym swetrze i dżinsach.

- Chciałam poprosić o pomoc Richarda, ale Clare mówiła, że on zupełnie się nie zna 

na takich rzeczach.

- Zawsze miał dobrą wymówkę - powiedział udając powagę. - Taką jak ta: Doradcy 

finansowi nie zajmują się takimi rzeczami.

- Tak jak prawdziwi mężczyźni nigdy nie piją mleka.

- Dokładnie tak. - Roześmiał się i był to najwspanialszy dźwięk na świecie. - Ale 

ponieważ jestem tylko zwykłym profesorem, a nie doradcą finansowym, może lepiej zobaczę, 

co się stało.

Kiedy tylko zechcesz - pomyślała, ale opanowała się, uświadamiając sobie, że nadal 

stoją w pogrążonym w ciemnościach przedpokoju, oświetlonym jedynie wpadającym przez 

okienko nad wejściem światłem ulicznej latarni.

- Mam latarkę. A może najpierw sprawdzisz bezpieczniki?

- Od tego trzeba zacząć.

Znalezienie poprzerywanych przewodów w pralni nie zabrało mu dużo czasu. Ginny 

opowiedziała historyjkę Clare o myszach, ale popatrzył tylko na otwór.

- Jakieś myszy!

Nie wiedziała, czy domyślił  się, że to ona przerwała kable, ale było  jej wszystko 

jedno. Świeciła latarką, podczas gdy Alex łączył druty. Po półgodzinie wszystko było gotowe.

- Przyjadę jutro i zagipsuję tę dziurę - powiedział kucając, żeby dokładniej obejrzeć 

otwór. - Nie chcemy, żeby jakieś myszy znów się do tego dobrały.

Wyprostował się i spojrzał na nią, po chwili przyjrzał się jej jeszcze dokładniej.

- Wyglądasz naprawdę wspaniale.

- Słucham?

Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że ma na sobie strój ze srebrnej lamy, w którym 

właśnie występowała na pokazie telewizyjnym.

- To ubranie z pracy.

- A co robisz?

Opowiedziała   mu   o   wszystkim   przy   filiżance   kawy.   Wyglądał   na   naprawdę 

background image

zainteresowanego.

- A co z Ameryką? Nie musisz wrócić? Nie boisz się, że zapomną o tobie?

Ściągnęła twarz i uniosła wyżej podbródek.

- Chodzi ci o to, że zapomną, jeśli zbyt długo w gazetach nie będą pisać o mnie i 

jakichś facetach?

Spojrzał na nią zagadkowo.

- Nie, nie to miałem na myśli. Chodziło mi o twoją pracę. Nie jesteś związana jakąś 

umową czy czymś takim?

- Pracuję dla kilku domów mody, przeważnie na zlecenie. Dlatego mogłam przyjechać 

do Anglii. Pomyślałam, że skoro tu jestem, to też mogę coś robić. I będą mnie znać po obu 

stronach Atlantyku. - Uśmiechnęła się. - Nawet w Bath proponowano mi pracę.

- Naprawdę? Jako modelka?

- Niezupełnie.

Opowiedziała mu o poznanych dziewczynach i ich firmie.

- Byłam z nimi w niedzielę na lunchu i zaproponowały mi, żebym została trzecim 

wspólnikiem. Wykorzystując moje kontakty, chcą rozwinąć działalność firmy, a ja byłabym 

kimś w rodzaju przedstawiciela.

- W niedzielę po przyjęciu u Clare? To z nimi byłaś na lunchu? - spytał zdziwiony.

- Tak, przecież ci mówiłam. Potrząsnął głową.

- Nie, powiedziałaś tylko, że jesteś umówiona na lunch.

A on przypuszczał, że z jakimś mężczyzną. Teraz już było jasne, dlaczego był taki zły. 

Na pewno pomyślał, że jest wyjątkowo szybka, skoro spędzając z nim prawie cały wieczór, 

zdążyła jeszcze umówić się z jakimś innym mężczyzną.

- I co, przyjęłaś ich propozycję?

- Nie do końca. Powiedziałam, że mogę pracować jedynie w ramach zlecenia, a poza 

tym nie wiem jeszcze, jak długo pozostanę w Anglii.

- To znaczy, że nie wiesz, kiedy wracasz do Stanów?

Zastanawiała się, o co naprawdę mu chodzi. Czy chciałby, żeby wyjechała, czy może 

wolałby, żeby została? A może pytał tylko z uprzejmości? Spróbowała mówić normalnym 

tonem.

- Jeszcze o tym nie myślałam. To miło być znów w Anglii po tak długim czasie. Tu 

jest spokojnie, nie ma tego szalonego tempa... A mój agent w Londynie ma dla mnie sporo 

propozycji pracy tutaj i w Europie.

Odstawił filiżankę na stoliczek obok krzesła.

background image

- Czy jeszcze nikt nie wziął cię za Venetie?

Nie wiedziała, jak mu powiedzieć, że pięć lat, które minęły od zakończenia przez 

Venetię kariery modelki, to wystarczająco dużo, by została zupełnie zapomniana. Potrząsnęła 

tylko głową.

- Nie, jeszcze nikt mnie nie pomylił.

- Po ślubie Venetia rzuciła pracę modelki.

- Tak, wiem.

- Czy to też było w waszej umowie?

- Tak. - Zawahała się. - Venetia nie powiedziała ci o tym?

- To były tematy, których oboje unikaliśmy. - Rozejrzał się po pokoju, widać było, że 

myślami cofnął się do czasów, które minęły. - Chciałem kupić Venetii domek na wsi, ale 

wasz ojciec uparł się, że da jej w prezencie ślubnym ten. Venetii on bardzo przypadł do gustu. 

Zresztą, zawsze lubiła Bath. Stała się częścią tego domu.

- Tak już zostanie - zaświadczyła żarliwie, mając w pamięci to uczucie bliskości z 

Venetią, którego doświadczyła tamtej nocy w pokoju dziecinnym.

Alex wstał i na moment wpadła w panikę, bojąc się, że znów powiedziała coś złego.

- Nie jestem odpowiednio ubrany do eleganckiej restauracji, a twój strój nie nadaje się 

do pubu. Jedno z nas musi się przebrać, jeśli mielibyśmy pójść gdzieś coś zjeść.

- Coś mi mówi, że to o mnie chodzi. - Roześmiała się i wyciągnęła rękę w jego stronę, 

żeby pomógł jej wstać. Przez chwilę byli tak blisko siebie, że niemal się dotykali - i Alex się 

nie odsunął. Nagły dreszcz przebiegł przez jej ciało i szybko zabrała rękę, bojąc się, że to 

zauważy.

- Daj mi piętnaście minut - powiedziała lekko i skierowała się w stronę drzwi.

- Tak? Zobaczymy.

Zmyła  telewizyjny   makijaż,   umalowała  się  delikatnie,  założyła   dżinsy  i   sweter   ze 

znanego   domu   mody.   Złapała   żakiet   i   torebkę   i   zbiegła   na   dół.   Wkrótce   znaleźli   się   w 

samochodzie   i   skierowali   na   drogę   prowadzącą   za   miasto.   Ginny   była   zachwycona 

powodzeniem   swojego   planu.   Żeby   osiągnąć   to,   co   już   jej   się   udało,   mogłaby   bez 

zastanowienia wyłączyć prąd w całym mieście. Jednocześnie nie mogła sobie darować, że nie 

powiedziała mu jasno, z kim wybierała się wtedy na lunch. Stracili przez to dwa tygodnie, a 

ona zaoszczędziłaby sobie niepokoju i niepewności.

Pub, do którego ją zabrał, znajdował się w niewielkiej miejscowości leżącej kilka 

kilometrów od głównej drogi prowadzącej z Bath do Wells. Był to typowy wiejski pub - sufit 

był tak nisko, że wchodząc do środka, oboje musieli pochylić  głowę. Alex był  tu chyba 

background image

częstym gościem, bo gdy tylko podszedł do baru zamówić drinki, powitał go właściciel.

- Witamy! Pan Alex Warwick, nie mylę się, prawda? W którąś niedzielę zagrał pan z 

nami   w   krykieta,   kiedy   zabrakło   jednego   gracza.   Zawsze   pamiętam   twarze.   Mieliśmy 

szczęście, że akurat wtedy przyjechał pan na lunch. To chyba było jakieś trzy lata temu. 

Jeszcze zanim pana żona... Bardzo nam przykro.

Zniżył głos, jak zwykle, gdy mówi się o umarłych, ale po chwili znów się ożywił.

- Cieszę się, że znów pana widzę. Czym mogę służyć?

- Poproszę piwo, a dla pani dżin z tonikiem. Właściciel popatrzył na Ginny i zamarł.

- Jestem jego szwagierką - powiedziała szybko, patrząc z zakłopotaniem na Alexa. - 

Venetia, jego żona, była moją siostrą - bliźniaczką.

- O psiamać, ale się nabrałem!

- Napijmy się - zaproponował ze spokojem Alex. - A jak tam krykiet w tym roku?

Porozmawiali kilka minut, wreszcie Alex wziął drinki i poprowadził ją do małej sali 

restauracyjnej. Ani słowem nie skomentował tego, co zaszło, ale Ginny nie chciała tego tak 

pozostawić.

- Chyba często tu przychodziłeś z Venetią?

- To było jedno z naszych ulubionych miejsc. Teraz jestem tu po raz pierwszy od 

czasu, kiedy wyprowadziłem się z Bath.

- Może byłoby lepiej, gdybyśmy poszli gdzieś indziej, w jakieś nowe miejsce. - Nie 

mogła ukryć zakłopotania.

Rzucił jej szybkie spojrzenie.

- Czy czujesz się nieswojo, że przyszliśmy tutaj? Jeśli tak, to przepraszam.

- Nie, myślałam, że może ty... Potrząsnął głową.

- To jest coś, czego trzeba się nauczyć. Tego, że idę gdzieś sam. Na początku w ogóle 

nie   mogłem   się   na   to   zdobyć.   Zagrzebałem   się   w   pracy,   cały   wolny   czas   spędzałem   w 

mieszkaniu,   zaniedbałem   dom.   To   Jeff   mnie   z   tego   wyciągnął.   Zabierał   mnie   na   tenisa, 

squasha i inne sporty. Kilka razy spędziliśmy razem wakacje. Stopniowo zacząłem odwiedzać 

miejsca, gdzie wcześniej bywałem z Venetią. Chociaż akurat tutaj jestem pierwszy raz. Może 

dlatego,   że   tu   jest   dużo   bliżej   z   Bath   niż   z   Bristolu.   -   Spojrzał   na   nią   z   wymuszonym 

uśmiechem. - Obawiam się, że musisz się przygotować, że będą cię mylić z Venetią, jeżeli i 

będziemy pokazywać się razem w tych stronach.

Ginny poczuła falę radości wypełniającą jej serce. Wszystko było aż zbyt piękne. Po 

raz pierwszy od wielu lat zaczęła mieć nadzieję, że i do niej uśmiechnie się szczęście. Może 

nie od razu, ale przynajmniej była taka możliwość. Była razem z Alexem, zostali przyjaciółmi 

background image

i duch Venetii nie stał już między nimi. To był dobry początek i teraz już wszystko mogło się 

zdarzyć i zdarzy się, jeśli tylko pragnienia się spełniają. Wiedziała, że teraz musi być bardzo 

ostrożna,  zostawić   w  spokoju  jego  przeszłość  i  przekonać,   że  jest  przed  nimi szczęśliwa 

przyszłość.

Po kolacji Alex odwiózł ją do domu. Zapraszała go, ale nie chciał wejść do środka. 

Przyjechał za to następnego dnia i spędził cały wieczór na uzupełnianiu tynku w „mysiej 

dziurze" i innych naprawach. Gdy skończył, usiedli w kuchni przy kawie i kupionym od Clare 

cieście.

- Zrobiłaś  już coś w małej  sypialni?  Zauważyła,  że nigdy nie nazwał tej sypialni 

pokojem dziecinnym. Nigdy też ani słowem nie wspomniał o dziecku.

- A czy chciałbyś, żebym tam coś zmieniła? - spytała ostrożnie.

- Tak - powiedział zdecydowanym głosem. - Miałaś rację, że zamieniłem ten dom w 

świątynię. Było w tym coś niezdrowego. Teraz, jak razem z Jeffem wszystko odnowiliście, 

czuję się tu zupełnie inaczej, dużo lepiej. Ten dom odbieram inaczej - jako miejsce, gdzie 

przez kilka lat mieszkałem.

- Jako jeden z wielu, którzy tu mieszkali.

- Tak. - Skinął głową, zadowolony, że go rozumie.

-   Myślałam   o   tym   wczoraj,   kiedy   siedziałam   przy   świecach.   O   tych   wszystkich 

ludziach, którzy w przeszłości zamieszkiwali ten dom. Ile rzeczy tu się musiało wydarzyć. 

Ludzie się rodzili, zakochiwali, przeżywali...

- Większość z nich. korzystała z leczniczych źródeł, płacąc najwyższy czynsz, jaki 

właścicielowi udało się ustalić.

- Nie jesteś zbyt romantyczny.

- Venetia też mi to zawsze mówiła. - Spojrzał jej w oczy. - To co - zrobisz coś z tą 

sypialnią?

- Dobrze. A co zrobić z... ze wszystkimi rzeczami?

- Wyrzuć je - powiedział stanowczo. - Daj komuś, komu mogą się przydać albo opiece 

społecznej czy coś takiego.

- A ubrania Venetii?

- Jeszcze tu są? - zapytał ze zdziwieniem. Skinęła głową.

- Też je wyrzuć. - Zawahał się. - Raczej bym nie chciał, żebyś je zatrzymała i sama 

nosiła.

- Nie zrobiłabym tego. Zajmę się tym pokojem w czasie weekendu.

- Daj mi znać, jak już pozbędziesz się wszystkiego, to przyjdę ci pomóc.

background image

- A co z Jeffem? Pomyśli, że odbierasz mu chleb.

- Na razie co innego mu w głowie. Jego dawna studentka przeprowadziła się w te 

strony   i   odszukała   go.   Jeff   jest   teraz   bardzo   zajęty   oprowadzaniem   jej   po   Bristolu.   - 

Uśmiechnął się szeroko.

- Naprawdę? - Ginny natychmiast się tym zainteresowała. - Jaka ona jest? Myślisz, że 

mu się podoba?

Wybuchnął śmiechem.

- Chciałabyś go ożenić! Jesteś taka sama jak Venetia. - Spoważniał, twarz mu się 

zmieniła. - Przepraszam, nie powinienem tak mówić.

-   Dlaczego?   Byłyśmy   do   siebie   bardzo   podobne,   i   to   nie   tylko   z   wyglądu.   - 

Uśmiechnęła się. - I w przeciwieństwie do ciebie obie byłyśmy bardzo romantyczne.

Podniósł ręce, jakby się poddawał.

- Dobrze już, dobrze. Nic nie wiem o tej jego znajomej, wiem tylko, że na imię ma 

Kay, skrót od Katherine, skończyła historię i pracuje w Bristolu.

- To znaczy, że jest inteligentna.

Ten ton znał już wcześniej i spojrzał na nią zaskoczony.

- Co, ty też? Venetia zawsze miała kompleks niższości w stosunku do osób, które 

skończyły studia. Zawsze jej powtarzałem, że jest równie dobra jak one.

- Masz rację. Ale w moim przypadku jest tak, że większość takich osób, kiedy tylko 

się zorientuje, że nie chodziłam do college'u, natychmiast dumnie eksponuje swoją wyższość.

Popatrzył na nią ze zdumieniem i roześmiał się z podziwem.

- Świetnie! Jesteś dużo bardziej bezpośrednia niż... jesteś niemożliwie bezpośrednia. 

To chyba wpływ pobytu w Ameryce. I twoich sukcesów.

- Nikomu niczego nie muszę udowadniać, jeśli o to ci chodzi.

- Nie, nie sądzę, żebyś musiała.  - Zamyślił  się. - Nigdy przedtem nie miałem  do 

czynienia z kimś tak znanym jak ty. Nawet trudno mi myśleć o tobie w ten sposób, o tym, że 

jesteś za pan brat z bogatymi i sławnymi. Przypuszczam, że ty też jesteś bogata i sławna?

- Ja tak o sobie nie myślę. Po prostu udało mi się osiągnąć sukces w wybranej przeze 

mnie dziedzinie.

- Jestem przekonany, że to zbyt skromnie powiedziane. Z pewnością musiałaś włożyć 

dużo ciężkiej pracy, żeby dojść do tego, co masz.

- To prawda - przyznała - to była ciężka praca.

-   Ale   odpowiednio   opłacana.   Pewnie   gdybyś   chciała,   mogłabyś   już   jutro   przestać 

pracować?

background image

Trudno było znaleźć odpowiedź na takie pytanie, bo nie wiedziała, co chciał usłyszeć. 

Uśmiechnęła się tylko.

- Dwadzieścia sześć lat to trochę za wcześnie, żeby myśleć o emeryturze.

Szybko zmieniła temat.

Następnego dnia usunęła wszystkie dziecinne rzeczy z małej sypialni i zawiozła je do 

sklepu opieki społecznej w Cheltenham, wystarczająco daleko, żeby mieć absolutną pewność, 

że Alex więcej ich nie zobaczy. Popołudnie spędziła u matki. Do domu wróciła wieczorem i 

przez   cały   następny   dzień   pracowicie   usuwała   tapety   w   kolorowe   misie.   Kiedy   Alex 

przyjechał w weekend pomóc jej przy odnawianiu, nie było żadnych śladów, świadczących o 

poprzednim przeznaczeniu pokoju. Alex wszystko zauważył, ale nic nie powiedział i wziął się 

za malowanie sufitu.

Ginny   postanowiła   wykleić   pokój   tapetą,   więc   zajęło   im   to   więcej   czasu   niż 

malowanie. Przez weekend i kolejne wieczory pracowali wspólnie. Poznali się lepiej i ich 

przyjaźń   okrzepła.   Ginny   czuła,   że   Alex   jest   jej   wdzięczny   za   usunięcie   tapet,   ale 

jednocześnie zdawała sobie sprawę, że nie może zapomnieć, czym miała być ta sypialnia. W 

czasie pracy dużo rozmawiali, trochę o minionych latach, o tym, co robili do tej pory. Tylko 

czasem wspominali Venetię i Simona, jak osoby, z którymi łączyła ich przeszłość.

- Muszę zamówić nowe zasłony i kupić meble do tego pokoju - stwierdziła Ginny z 

entuzjazmem, gdy wreszcie pokój był gotowy.

- Nie możesz sama uszyć?

Ginny była już tak wyczulona na jego nastroje, że zauważyła  minimalną przerwę, 

którą zrobił po zakończeniu pytania. Domyśliła się, że chciał powiedzieć, iż Venetia zawsze 

sama szyła firanki, ale w ostatniej chwili zmienił zdanie. Pomyślała, że to dobry znak. To 

znaczy, że myśli o niej.

- Nie umiałabym tego dobrze zrobić - przyznała szczerze. - W szyciu nigdy nie byłam 

dobra. Poza tym nie mam czasu. Cały przyszły tydzień będę pracować w Londynie, chyba 

pamiętasz?

- Zostaniesz tam przez cały tydzień?

-   Tak.   Nie   opłaca   mi   się   przyjeżdżać   tu   tylko   na   noc.   Alex   dokończył   pracę   i 

wyprostował się.

- No, jak ci się podoba?

- Wygląda wspaniale. Zrobiłeś świetną robotę.

- Oboje zrobiliśmy - uśmiechnął się do niej - i chyba zasłużyliśmy na drinka.

Wieczór był przyjemny,  więc wyszli do ogrodu. Alex popijał piwo, Ginny wolała 

background image

koktajl. W ciągu tych dwóch tygodni, kiedy była jak zawieszona w próżni, czekając na telefon 

od Alexa, zrobiła dużo w ogrodzie, ale znów wszystko zarosło i zostało jeszcze sporo do 

uporządkowania. Przeszli się po ogródku. Alex pokazywał jej różne rośliny, mówił, kiedy 

zostały posadzone i gdzie były kupione.

- To kupiliśmy, żeby upamiętnić pierwszą rocznicę ślubu - powiedział, wskazując na 

obsypany żółtymi kwiatami krzak pnącej róży.

Przez chwilę poczuli smutek, ale Ginny ucieszyła się, że w końcu rozluźnił się i zaczął 

z nią rozmawiać o Venetii.

- Trzeba go trochę przyciąć - zauważyła.

- To prawda.

Nie   powiedziała   tego   celowo,   ale   Alex   poszedł   do   pralni,   przyniósł   drabinę   i 

zardzewiały sekator i zaczął ścinać odrosty. Ginny w ogrodniczych rękawicach zbierała ścięte 

gałązki. Nagle kolec przebił rękawiczkę i wbił się w jej palec.

- Ojej!

- Skaleczyłaś się?

- Tak. - Ostrożnie ściągnęła rękawiczkę.

- Poczekaj,  ja zobaczę. - Zszedł  na dół i uważnie obejrzał kciuk. - Trzeba wziąć 

pincetkę.

- Mam w łazience.

Zapadał   już   zmrok.   Poszli   do   kuchni,   gdzie   światło   było   lepsze.   Alex   oczyścił 

skaleczenie wodą utlenioną, potem spróbował pincetką usunąć kolec.

- Nie bój się, to nie będzie bolało. Zawsze byłaś małym tchórzem. - Pocałował ją w 

czubek nosa.

-   Pamiętasz,   jak   kiedyś...   -   Ujrzał   nagły   błysk   szczęścia   w   jej   oczach   i   urwał 

gwałtownie. Ręka, którą ujmował jej dłoń gwałtownie zadrżała.

- Już wszystko dobrze, Alex. - Ginny szybko schwyciła jego dłoń w swoje ręce.

- Na chwilę zapomniałem, kim jesteś. Myślałem, że jesteś... - Twarz mu zbielała.

- Tego się nie da uniknąć - nie pozwoliła mu skończyć.

- Tak myślisz?

Uwolnił dłoń i zacisnął pięść. Nie mógł opanować drżenia szczęki. Odwrócił się, żeby 

odstawić wodę utlenioną. Po chwili popatrzył na nią ze smutkiem.

- Nie wiem, czy dobrze robimy, Ginny. Gdy cię widzę, jestem z tobą, w dodatku w 

tym domu, to przed oczami ciągle mam Venetię.

Poczuła nagle ukłucie strachu, ale udało się jej powiedzieć: - To chyba nieuchronne.

background image

- Ale to nic dobrego nam nie przyniesie - wybuchnął - szczególnie tobie. Zasługujesz 

na coś lepszego niż być braną za kogoś innego, nawet przez chwilę.

- Przeciągnął ręką po włosach. - Nie chcę myśleć, że tak po prostu zajmujesz miejsce 

Venetii.

- Ja również nie.

- Może to też jest nieuniknione. Może oboje popełniamy duży błąd sądząc, że możemy 

zostać przyjaciółmi. - Popatrzył na nią zamyślony.

- A czy nie jesteś teraz szczęśliwszy? - Przygryzła wargi, starając się opanować.

Z niechęcią pokiwał głową, ale odpowiedział szczerze.

- Jestem, przyznaję. Tylko myślę, że to nie jest w porządku. To tak, jakbym zdradzał 

jej pamięć.

- To bzdura - odrzekła z taką stanowczością, że aż poderwał głowę. - Czy naprawdę 

sądzisz,   że   Venetia   chciałaby,   żebyś   do   końca   życia   pozostał   pogrążony   w   smutku? 

Rozpaczać po jej utracie, tak. Ale to nie znaczy, że nie masz już prawa do szczęścia.

- Czy myślisz, że o tym nie wiem? Łatwo powiedzieć, ale jest zupełnie inaczej, gdy 

chcesz to zastosować w praktyce. - Potrząsnął głową. - Nie wiem, Ginny. Od śmierci Venetii 

nie byłem taki szczęśliwy, jak jestem teraz. Może dlatego, że zaczynam brać się w garść i 

dobrze się czuję w twoim towarzystwie, a może dlatego, że podświadomie myślę o tobie jako 

o Venetii i udaję przed sobą, że ty jesteś nią? I że ona ciągle żyje?

- Och, przestań, nie rób tego, Alex!

- Myślisz, że chcę? - W nagłym  porywie złapał ją za ramię i ścisnął mocno. - A 

zresztą,   może   chcę.   Może   chcę   właśnie   tego.   Udawać,   że   nic   się   nie   stało.   Wymazać   z 

pamięci  te ostatnie lata. Żyć  tak jak dawniej. - Nie spuszczał  z jej twarzy oczu pełnych 

smutku i udręczenia. - Więc co, jeśli chodzi mi właśnie o to, Ginny? Czy zgodzisz się na takie 

życie?

Tak łatwo byłoby natychmiast powiedzieć: tak, tak, kocham cię i zrobię wszystko, co 

zechcesz.   Ale   to   doprowadziłoby   tylko   do   szaleństwa   i   samozniszczenia.   Wyrwała   się   i 

chwytając krzesło odgrodziła się nim od Alexa.

- Nie, nie można wracać do przeszłości! To niemożliwe. Zaczniemy się nienawidzić. 

Zastanów się.

- Masz rację. - Zacisnął zęby i na chwilę zamkną! oczy. - Oczywiście, masz rację. 

Przepraszam.

Odwrócił się i podszedł do zlewu umyć ręce. Stanęła za nim i położyła rękę na jego 

ramieniu.   Poczuła,   że   zesztywniał   gwałtownie.   Ze   ściśniętym   sercem   zaczęła   go 

background image

przekonywać.

- Każdy w twojej sytuacji ma podobne problemy i przeżywa podobne rozterki. Tak 

samo czuje, że dopuszcza się zdrady, gdy pozna kogoś nowego. To, co odczuwasz, nie jest 

czymś wyjątkowym.

Zaśmiał się krótko. Wziął ręcznik i odwrócił się do niej.

- To może nie jest wyjątkowe, ale wyjątkowa jest ta sytuacja. Popatrz na to ze swojego 

punktu widzenia, Ginny. Każdy, kto widzi nas razem, z pewnością uważa, że dążę do tego, 

żebyś zajęła miejsce Venetii. Czy naprawdę chcesz tego?

- Nie obchodzi mnie to, dopóki mam pewność, że ty wiesz, iż tak nie jest.

- Ale to tak wygląda. - Ze złością wzruszył ramionami. - Nie wiem. Znów jesteśmy w 

punkcie wyjścia. Może byłoby lepiej, gdybyśmy przez jakiś czas przestali się widywać?

Serce jej zamarło, gdy pomyślała o tych dwóch tygodniach, kiedy daremnie czekała na 

jego telefon.

- Nie sądzę, że to cokolwiek zmieni. Przynajmniej jeśli chodzi o mnie. Nie widzę 

powodu, dlaczego nie moglibyśmy być przyjaciółmi.

- Przyjaciółmi? - Popatrzył na nią zamyślony. - Zaczynam myśleć, że zwykła przyjaźń 

nie wchodzi w grę. Oboje wiemy o tym. Po tym, co zaszło między nami w przeszłości, teraz 

może być tylko albo wszystko, albo nic.

-   Możliwe   -   przyznała   z   bijącym   sercem.   -   Ale   to   nie   znaczy,   że   nie   możemy 

spróbować. Ja osobiście nie śpieszę się, żeby znów wpaść w jakiś stały układ i, mówiąc 

szczerze,   wcale   nie   mam   takiego   zamiaru.   Przy   następnym   razie   muszę   mieć   całkowitą 

pewność, oczywiście, jeśli w ogóle będzie następny raz.

- Dla ciebie musi być następny raz - powiedział z mocą. - Nie możesz być sama, jesteś 

na to zbyt młoda i zbyt piękna. Jesteś stworzona do miłości, Ginny. I zasługujesz na to, by 

być szczęśliwą.

- Westchnął. - I może to straszny egoizm z mojej strony, że trzymam cię, a sam chce 

jeszcze wszystko przemyśleć, kiedy ty powinnaś spotkać kogoś, kto mógłby pokochać cię bez 

żadnych warunków.

W oczach Ginny pojawił się błysk rozbawienia.

- A może przywiązujesz za dużą wagę do własnej osoby. Jak poznam cię lepiej, to 

może sama nie będę chciała zostać.

Uśmiechnął się nagle uśmiechem, który znała kiedyś.

- Och! Ale mnie zastrzeliłaś! Może naprawdę masz rację. - Popatrzył na nią, jakby coś 

rozważał. - Nie będzie cię tu przez cały następny tydzień. Przez ten czas, dla naszego dobra, 

background image

przemyśl jeszcze raz wszystko, zastanów się, czego oczekujesz i czy jest przed nami jakaś 

szansa na przyszłość.

- Nawet najmniejsza?

- Chyba tak. Ale chciałbym, żebyś myślała o sobie, Ginny. Oboje się zmieniliśmy. 

Może byłoby dla nas najlepiej, gdybyśmy to skończyli.

- A ty? Też masz zamiar to przemyśleć?

- Wątpię, czy mógłbym myśleć o czymkolwiek innym - skrzywił się. - To każe się, że 

zacznę wypisywać twoje imię na tablicy w sali wykładowej.

- Dopóki to będzie moje imię, a nie Venetii... - nie mogła się powstrzymać, pełna 

rozpaczy i rozczarowania.

- Znów jesteśmy w tym samym miejscu. - Oczy mu pociemniały. Skierował się do 

wyjścia. - Do widzenia, Ginny. Miłego pobytu w Londynie.

- Alex! - Pobiegła za nim do przedpokoju. - Czy dasz mi znać? Musisz mi to obiecać!

- Oczywiście. I ty też. - Oboje wiedzieli, że to on zdecyduje. - Kiedy wracasz?

- W przyszły piątek. Wieczorem, chyba koło dziewiątej.

- Dobrze. Będę tutaj - albo zostawię ci list. Cześć!

Czuła się zupełnie wyczerpana. Ten tydzień wykończył ją fizycznie i psychicznie. Nie 

mogłaby po raz drugi przeżyć tych dni, w czasie których bezustannie myślała o Alexie, o tym, 

co on myśli i co postanowi. Chciała zadzwonić do niego, ale nie odważyła się. Bała się, że to 

obróci się przeciwko niej. Pracowała dużo, znajdując w pracy ucieczkę i chwilę spokoju. 

Sprawy zawodowe szły bardzo dobrze. Rozmawiała ze swoim agentem, poszła na lunch z 

producentem, który widział ją wcześniej w telewizji i chciał zaproponować udział w swoim 

programie. Ginny odwiedziła też starych znajomych i, po krótkim wahaniu, zadzwoniła do 

Simona. Spotkali się i okazało się, że nadal są przyjaciółmi. Ginny lubiła go jak dawniej, ale 

to było wszystko. Rozstali się w zgodnie. Pozostało jej już tylko czekanie na koniec tygodnia.

Wreszcie nadszedł i znalazła się w pociągu do Bath. Najlepiej by było, gdyby Alex 

czekał na nią na stacji, ale nie przyszedł. Właściwie nie powiedziała mu, którym pociągiem 

przyjedzie. Pociąg się spóźnił, a taksówka wlokła się niemożliwie. Było jeszcze widno, gdy 

wreszcie dotarła do domu i trudno było zgadnąć, czy Alex jest w środku. Taksówkarz wniósł 

jej bagaże i aż zaniemówił ze zdziwienia, kiedy zobaczył hojny napiwek.

- Alex! Alex! Już jestem! - pobiegła do salonu, a potem do kuchni. Dom wyglądał tak, 

jak go zostawiła. Spojrzała na zegarek. Kwadrans po dziewiątej. Wolno weszła po schodach 

na górę. Na stoliku w przedpokoju leżało kilka listów, na pewno położonych tam przez Clare, 

background image

gdy przyszła podlać rośliny. Na wycieraczce leżała samotna koperta bez znaczka, której nie 

zauważyła, gdy biegiem wpadła do domu. Powoli, z niechęcią pochyliła się, żeby ją podnieść.

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Drżącą ręką wzięła list. Jej oczy wypełniły się łzami i nie mogła rozpoznać pisma. 

Otworzyła kopertę i w tym samym momencie usłyszała dźwięk zamka w drzwiach. Zamarła. 

Drzwi się otworzyły i na progu stanął Alex.

Widząc ją, na chwilę zatrzymał  się zdumiony,  wreszcie wszedł i zamknął za sobą 

drzwi.

- Cześć, Ginny!

Popatrzył na jej bladą, zmęczoną twarz i oczy mli pociemniały. Słowa przychodziły 

mu z wysiłkiem.

-   Przyszedłem,   żeby   ci   powiedzieć,   że   wiele   przemyślałem   i   chciałbym   zacząć 

wszystko   na   nowo.   Ale   wygląda   na   to,   że   ty   masz   inne   zdanie.   Oczywiście   mogę   to 

zrozumieć. - Skulił ramiona. - Jesteś bardzo mądra. Pójdę już i...

Pierwszy szok minął i Ginny odzyskała poczucie rzeczywistości.

- Alex, zamknij się, dobrze? - Rzuciła się w jego ramiona.

W pierwszej chwili objął ją, zaskoczony nagłą zmianą, ale zaraz odsunął się nieco i 

popatrzył jej w oczy.

- Jesteś pewna?

- Tak. Nigdy nie miałam żadnych wątpliwości.

- Dobrze wiedzieć. Przez chwilę...

- Czy wreszcie mnie pocałujesz? - Poruszyła się niecierpliwie.

Roześmiał się uszczęśliwiony i ustami dotknął jej warg. Nie był to nawet pocałunek, 

raczej   mgliste   przypomnienie   czegoś,   o   czym   już   dawno   zapomniał.   Dotyk   jego   ust   był 

chłodny, delikatny i pełen niezdecydowania. Ale Ginny to nie wystarczało. Po paru chwilach 

zarzuciła mu ręce na szyję, całym ciałem mocno przytuliła się do niego i pocałowała go tak, 

że nie mógł się jej oprzeć. Westchnął, objął ją mocniej i nie mogąc opanować drżenia, zaczął 

całować ją namiętnie. Z uczuciem szczęścia Ginny poddała się temu, gubiąc się w uścisku 

jego ramion, nie przestając jednak w duchu modlić się żarliwie: - Boże, spraw, żeby myślał o 

mnie, spraw, żeby myślał o mnie, a nie o Venetii.

Pierwszy raz Alex świadomie całował ją, a nie jej siostrę. Dla Ginny była to tylko 

krótka chwila, ulotne mgnienie. Alex wyprostował się i odsunął ją lekko. Drżał, a nad górną 

wargą zobaczyła drobniutkie kropelki potu.

- Przepraszam. Dostałem więcej, niż na to zasłużyłem. - Popatrzył jej w oczy chcąc, 

by go dobrze zrozumiała. - To było, to było piekło, od dawna.

background image

Wiedziała, o czym mówi. Z nią było tak samo. Pięć lat oczekiwania i tęsknoty za 

czymś, czego już nigdy nie spodziewała się odnaleźć. W tym czasie był oczywiście Simon, 

ale to nie było to. Simon znał kobiety i umiał się z nimi obchodzić, a seks z nim dostarczał 

dużo   przyjemności.   Jednak   będąc   z   nim   nigdy   nie   odczuła   tego   obezwładniającego 

pragnienia, radości dawania, wszechogarniającego ciepła i miłości. Z Alexem było inaczej. 

Odnalazł miłość i szczęście, nie miał za sobą niszczących lat wyczekiwania i tęsknoty. Była 

pewna, że od śmierci Venetii nie zbliżył się do żadnej kobiety. Byłoby to dla niego czymś 

zupełnie niemożliwym. Nawet wspomnienie tamtej wspólnej nocy było dla niego przykre. 

Dlatego muszę być opanowana - pomyślała. Niech Alex przyzwyczai się do tej myśli i niech 

wszystko potoczy się własnym biegiem. Czekała tak długo, że jeszcze trochę może poczekać. 

Uśmiechnęła się do niego.

- Okazuje się, że to dobrze, iż się spóźniłeś. Już myślałam, że nie przyjdziesz. Byłam 

pewna, że to list od ciebie. - Pokazała mu kopertę, którą cały czas trzymała w ręku. - Była na 

wycieraczce.

- Dopiero przyjechałaś?

- Tak, były spore korki.

- Wiem, dlatego się spóźniłem. - Uśmiechnął się. - Jadłaś już coś?

- Od lunchu jeszcze nie.

-   To   co   zrobimy?   Możemy   gdzieś   pójść   albo,   jeśli   wolisz,   wyjdę   i   kupię   trochę 

chińskiego jedzenia na wynos.

- Chodźmy gdzieś. Dom dzisiaj nie wygląda zbyt zachęcająco.

Kiwnął   głową   i   Ginny   pomyślała,   że   chyba   jest   zadowolony,   jakby   jej   decyzja 

przyniosła mu ulgę. Najwyraźniej nie palił się do szalonego, gwałtownego romansu. Zgarnęła 

resztę korespondencji i weszli do samochodu. Do wiejskiego pubu było już za późno, więc 

pojechali do restauracji w Bath.

- Od kogo jest ten list? - zapytał, gdy już złożyli zamówienie.

Wyjęła list z torebki i szybko przebiegła po nim wzrokiem.

- Od tych dwóch dziewcząt. Pytają, czy mogę popracować na przyjęciu, urządzanym 

podczas rozgrywek tenisowych w Wimbledonie przez firmę produkującą stroje sportowe.

- I co o tym myślisz?

- Dobrze płacą, a ja teraz jestem wolna.

- Podoba mi się twoje podejście. - Roześmiał się. Ginny przejrzała resztę listów.

- To już same rachunki. - Włożyła je z powrotem do torby. - Bardzo byłeś zajęty, gdy 

mnie nie było?

background image

- Nie. - Popatrzył jej w oczy. - Tęskniłem za tobą. Serce jej mocniej zabiło i rozjaśniły 

się oczy, ale powiedziała tylko lekkim tonem:

- To miło.

- Myślałem o tobie. To było coś zupełnie innego niż tamto uczucie samotności, które 

nie opuszczało mnie od śmierci Venetii. Tęskniłem za twoją radością życia i entuzjazmem, 

który wnosisz do każdej rzeczy.

- Jeszcze bardziej mi miło - powiedziała łagodnie. - Dziękuję, cieszę się.

Wyciągnęła rękę przez stół, a on bez wahania ujął ją w swoje dłonie. Było wspaniale.

-   Opowiedz   mi   teraz   o   tych   wszystkich   fascynujących   rzeczach,   które   robiłaś   w 

Londynie.

- Wcale tak nie było, cały czas ciężka praca. Najważniejszy był pokaz mody. Razem z 

próbami   i   występem   dobroczynnym   trwał   cztery   dni.   Jeden   dzień   pracowałam   dla 

ilustrowanego magazynu jako foto - modelka i wystąpiłam w programie telewizyjnym, ale 

pokażą go dopiero za jakiś czas. Poza tym odwiedziłam starych znajomych, byłam na kolacji 

z - przez chwilę zawahała się - z innym starym znajomym.

- Z Simonem Blakiem? - Popatrzył badawczo.

- Tak. - Niechętnie kiwnęła głową.

- Czyj to był pomysł, twój czy jego?

- Prawdę mówiąc, mój. W gruncie rzeczy nadal go lubię. Chciałam się upewnić, czy z 

nim wszystko w porządku.

- I jak mu leci?

Roześmiała się i wzruszyła ramionami.

- Wiedzie mu się lepiej niż kiedykolwiek przedtem. Znów się ożenił, z modelką, i na 

razie wygląda na to, że jest szczęśliwy. Ale myślę, że to nie potrwa długo. Za bardzo tęskni za 

dziećmi i życiem rodzinnym. Tak naprawdę, to nie powinien był rozstawać się z żoną. Miał 

romans z modelką, żona się o tym dowiedziała i zamiast to jakoś przeboleć, postawiła mu 

ultimatum - albo ona i dzieci, albo on się wynosi. Zachował się jak głupiec i odszedł. Ale w 

głębi serca od początku tego żałował, tylko oczywiście był zbyt dumny, żeby się do tego 

przyznać.

- Szkoda, że nie zdawałaś sobie z tego sprawy, zanim wyszłaś za niego.

- Też tak myślę.

Rzucił jej ostrożne spojrzenie.

- Nie żałujesz, że za niego wyszłaś?

- Biorąc pod uwagę tamte okoliczności to nie.

background image

- Jakie okoliczności?

Potrząsnęła głową. Nie chciała mu mówić, dlaczego wyszła za Simona. Po utracie 

Alexa pogrążyła się w takiej rozpaczy, że w końcu chciała przekonać samą siebie, że nadal 

jest przed nią jakieś życie i prawo do szczęścia. Nie rozumiała wtedy, że sama sobie wyrządza 

krzywdę, a w związku z Simonem stale miała poczucie winy, choć on nigdy nie wypomniał 

jej, że wyszła za niego z takich pobudek. Powiedział o tym dopiero w ostatnim okresie, kiedy 

oboje mieli świadomość, że ich związek się rozpada i jest to nieuniknione - i za to do końca 

zachowa dla niego wdzięczność.

Alex popatrzył na nią zamyślony, ale nie oponował, gdy, zmieniając temat, zapytała o 

Jeffa i jego nową dziewczynę.

- Nadal z nią chodzi. A co byś powiedziała, gdybyśmy wybrali się gdzieś razem z 

nimi?  Nasz znajomy ma w Bristolu żaglówkę i często z Jeffem pożyczamy  ją od niego. 

Moglibyśmy trochę pożeglować w jakiś weekend.

- Wspaniale! - zachwyciła się. - Kiedy?

- Może w następny weekend, jeśli Kay będzie mogła.

- To muszę sobie kupić coś odpowiedniego.

- Jesteś taka sama jak Venetia. - Roześmiał się.

- Ona też zawsze musiała mieć coś odpowiedniego na każdą okazję.

- A co w tym złego?

Przyniesiono   zamówione   potrawy   i   Ginny   zabrała   się   za   jedzenie,   pogrążona   w 

myślach o planowanej eskapadzie. Cieszyła  się na nią, bo oprócz przyjemnego spędzenia 

czasu, po raz pierwszy będą z kimś, kto nigdy nie znal Venetii i nie będzie się dziwić, widząc 

ją razem z Alexem.

Po kolacji Alex odwiózł ją do domu. Wymówił się od wejścia mówiąc, że Ginny musi 

się rozpakować.

- Zadzwonię jutro i dam ci znać, co z weekendem. Ujął jej dłoń i po chwili wahania 

przyciągnął ją bliżej i pocałował. Nie był to jakiś specjalny pocałunek i Alex uśmiechnął się 

smutno.

- Umiem to robić trochę lepiej.

- Wiem - uśmiechnęła się łagodnie.

- To dobrze. - Delikatnie dotknął jej policzka.

- Uważaj na siebie, Ginny.

- Ty też.

Wysiadła  z samochodu i machała,  póki nie odjechał. Weszła do domu lekka i aż 

background image

nieprzytomna ze szczęścia.

Termin wycieczki został ostatecznie ustalony na przyszły weekend. Alex zadzwonił 

do niej następnego dnia rano.

- Wypływamy w sobotę rano, wracamy w niedzielę wieczorem. Czy to ci pasuje?

- Tak, świetnie, - Jednak poczuła się zaskoczona. Nie przypuszczała, że zostaną na 

łódce przez noc, spodziewała się, że pojadą tylko na jeden dzień.

Dzień   był   piękny   i   ciepły.   Ginny   nastawiła   pranie   i   z   filiżanką   kawy   wyszła   do 

ogrodu. Wyglądał trochę inaczej niż przed jej wyjazdem. Trawnik był świeżo wystrzyżony, a 

zbyt wyrośnięte rośliny pnące się po murze przycięte i podwiązane. Alex musiał tu przycho-

dzić w czasie jej nieobecności. Kwiaty wokół trawnika były w pełnym rozkwicie, a pnące 

róże obsypane żółtym kwieciem tworzyły jasne plamy na tle starego ceglanego muru. Usiadła 

na ogrodowym krześle, wystawiając twarz do słońca i rozkoszując się spokojem ogrodu i 

zapachem róż. Żółte róże były ulubionymi kwiatami Venetii. Myśl o siostrze przez moment 

wypełniła jej serce nagłym chłodem. Jak często Venetia siadywała tutaj, ciesząc się życiem, 

jak ona teraz, i z radością patrząc w przyszłość? Jej życie było takie krótkie. Tłumiąc w sobie 

nieprzyjemne uczucie lęku, Ginny szybko dopiła kawę i poszła do Clare.

Na weekend Ginny kupiła kilka ciuchów w dobrym sklepie w Cfteltenham, kiedy 

pojechała odwiedzić matkę - praktyczne dżinsy, szorty, podkoszulek w paski i zabawną bluzę 

z napisem na plecach. Wybrała też wycięty kostium kąpielowy, który świetnie podkreślał jej 

figurę, teraz nieco pełniejszą niż na początku pobytu w Anglii. Nie martwiła się tym, bo 

właśnie takich modelek ostatnio najbardziej poszukiwano.

Umówili się w sobotę wczesnym rankiem. Ginny miała przyjechać do Bristolu i tam 

spotkać się z resztą. Odnalazła Alexa i Jeffa w porcie zajętych wnoszeniem na łódkę takich 

ilości jedzenia, jakby wybierali się przynajmniej na tydzień. Ginny uśmiechnęła się, wyjęła 

torbę z samochodu i podeszła do nich dziwiąc się, jak chłopięco i wesoło wyglądają.

- Cześć! - Alex odebrał jej torbę. Nachylił się i pocałował ją w usta. Był to znaczący 

krok naprzód, bo zrobili to na oczach Jeffa.

-  Cześć!  -  Posłała   uśmiech   przeznaczony  tylko   dla  niego,   potem   przywitała  się   z 

Jeffem, całując go na powitanie.

- A gdzie jest Kay? Nie mogę się doczekać, kiedy ją poznam!

- Powinna być lada moment. Umówiliśmy się o siódmej.

- Już chyba nie ma gorszej pory! - Powiedziała tak, ale naprawdę ucieszyła ją poranna 

jazda samochodem przez uśpioną okolicę. - Czy mogę wam pomóc?

- Jeśli chcesz, to możesz poukładać jedzenie w środku.

background image

Alex   opisał   jej   jacht   wcześniej.   Wiedziała,   że   ma   dziewięć   metrów,   nazywa   się 

Lydian, ale nie przypuszczała, że łódka będzie tak piękna. Kuchnia mieściła się na środku i 

była   wyposażona   w   najnowszy   sprzęt:   lodówkę,   kuchenkę   mikrofalową,   zmywarko   - 

suszarkę. Nie będzie tak źle, jak myślała. Zajęła się rozlokowaniem jedzenia, ale po chwili 

Alex zawołał:

- Kay już nadchodzi!

Przeszła nad pojemnikiem z puszkami piwa, wyszła na pokład i zeszła na nadbrzeże. 

Kay była w jej wieku, miała bujną, ciemną, kręconą czuprynę i miły uśmiech. Miała jakieś sto 

sześćdziesiąt centymetrów wzrostu i gdy podeszła, wszyscy nad nią górowali.

- No nie! - jęknęła w taki sposób, że wszyscy wybuchnęli śmiechem.

To był miły początek, szczególnie, gdy po chwili Ginny stwierdziła:

- Kay, uwierz mi, tutaj twój wzrost to naprawdę duży atut - z nas wszystkich tylko ty 

będziesz mogła wyprostować się w środku.

Wypłynęli z portu na silniku zaraz po zapakowaniu łódki. Płynęli wzdłuż stromych 

ścian wąwozu Avon Gorge i pod wiszącym mostem Clifton, ulubionym przez samobójców. 

Potem przez ujście rzeki River Severn skierowali się na otwarte morze. Ginny, ciesząc się 

słońcem, siedziała razem z Alexem na dziobie.

- Chyba ty i Jeff wiecie, jak prowadzić taką łódkę?

- Ale sobie przypomniałaś! - Potargał jej włosy i obejmując w talii przyciągnął do 

siebie.

Dzień zaczął się wspaniale. Ginny szybko przyzwyczaiła się do kołysania i żegluga jej 

się podobała, ale Kay nie czuła się najlepiej i kiedy wypłynęli na morze, kilka razy znikała 

pod   pokładem.   Ginny   zeszła   na   dół,   upewnić   się,   czy   z   Kay   wszystko   w   porządku   i 

zorientować się, jak zaaranżować nocleg. Łódka była przeznaczona dla ośmiu osób - miała 

trzy   dwuosobowe   kabiny,   w   tym   jedną   z   podwójnym   łóżkiem,   a   w   kokpicie   były   dwie 

dodatkowe koje. Torby mężczyzn leżały rzucone w jednej z kabin, ale ponieważ nie były 

rozpakowane, nic to nie znaczyło.

Żeglowali wzdłuż wybrzeża Somerset i północnego Devon. Wiatr wypełniał żagle i 

szybko popychał ich naprzód.

Ginny zabrała się za robienie kanapek na lunch i Kay zeszła na dół, żeby jej pomóc, 

ale usiadła tylko, zielona na twarzy.

- Czy oni często żeglują? - zapytała z desperacją. Czując, że twierdząca odpowiedź 

mogłaby oznaczać koniec dla Jeffa, Ginny odrzekła stanowczo:

- Myślę, że bardzo rzadko. Gdyby rzeczywiście to lubili, to już dawno kupiliby sobie 

background image

żaglówkę, zamiast pożyczać od kogoś. Spróbuj tego - podała jej butelkę brandy - w celach 

leczniczych.

Blade policzki Kay nabrały trochę koloru.

- Chyba od dawna znasz Jeffa?

- Tak, ale nie widziałam go przez pięć lat, odkąd przeniosłam się do Ameryki.

- Ale kiedyś chodziliście ze sobą?

W pierwszej chwili, zajęta robieniem kanapek, Ginny nie zorientowała się, do czego 

Kay zmierza. Nagle zdała sobie sprawę, że jest w podobnej sytuacji, w jakiej ona była z 

Alexem i Venetią.

- Kilka razy spotykaliśmy się w czwórkę - odrzekła starając się, by zabrzmiało to 

zwyczajnie.

- Wygląda na to, że on cię bardzo lubi.

- Kiedyś, gdy przeżywałam ciężkie chwile, był dla mnie bardzo miły.

- Ale wolisz Alexa?

Ginny odwróciła się do Kay i uśmiechnęła się.

- Tak, wolę Alexa.

To rozproszyło jej wątpliwości. Spróbowała się uśmiechnąć.

- Chciałabym nie czuć się tak źle.

- Wiesz, może są tu jakieś tabletki przeciwko chorobie morskiej. Poszukaj.

Udało się znaleźć potrzebne leki i wkrótce Kay dołączyła do reszty. Rzucili kotwicę w 

zatoce Lynton i siedząc na zalanym słońcem pokładzie, zjedli lunch. Kay siedziała z nimi, ale 

nie mogła się zmusić do jedzenia. Nie chciała niczego po sobie pokazać, ale wyraźnie czuła 

się nie najlepiej.

- Może wrócimy? - zasugerowała Ginny.

- Nie, nie. Zaraz poczuję się lepiej. Te tabletki mi pomagają.

Odbili po południu. Kay znów zeszła na dół i Ginny znalazła ją z butelką brandy.

- Jesteś pewna, że się dobrze czujesz? Przecież możemy zmienić kurs i wracać do 

domu.

- Nie, wszystko w porządku, naprawdę czuję się dobrze.

Mężczyźni chcieli spędzić noc na wodzie i przygotować posiłek na łódce, ale Ginny 

wyszła na pokład i przywołała ich do siebie.

- Kay naprawdę źle się czuje, ale nie chce nic mówić. Może lepiej przycumujemy do 

brzegu i zjemy coś na lądzie.

Ulga, jaka odmalowała się na twarzy Kay, gdy przybili do brzegu w Bideford i wyszli 

background image

na suchy ląd, warta była kilku godzin żeglugi.

Pospacerowali po mieście, w końcu znaleźli małą restaurację koło portu specjalizującą 

się   w   potrawach   ze   świeżo   wyłowionych   ryb   i   owoców   morza.   Nie   było   to   szczególnie 

eleganckie miejsce - zwykłe obrusy w kratkę na drewnianych  stołach, twarde ławy, a na 

ścianach wokół wędkarskie trofea. Wyglądało na to, że właściciele zajmują się zawodowo i 

amatorsko żeglarstwem, a samo miejsce promieniowało ciepłem i gościnnością.

Restauracja   była   pełna,   a   obsługa   niespieszna,   ale   zdawało   się   to   nikomu   nie 

przeszkadzać.   W   powietrzu   wirowały   strzępki   rozmów   i   śmiech,   dochodziły   kuchenne 

zapachy. Ścisnęli się w czwórkę przy stoliku między dwoma innymi stołami i już po chwili 

wdali się w pogawędkę z gośćmi przy sąsiednich stolikach. Czekając na potrawy, wypili 

karafkę wina, potem następną do posiłku. Głośne rozmowy przy stolikach przekształciły się w 

jedną  wspólną zabawę. O dziesiątej  przyszedł  mężczyzna  z akordeonem i rozpoczęło się 

wspólne śpiewanie szantów. Wszyscy przyłączyli  się do chóru, podnosili  w  górę kufle z 

piwem i stukali się z sąsiadami.

Wyszli   dopiero  koło   północy,  gdy zaczęto   zamykać  lokal,   żegnając   się  głośno  ze 

wszystkimi,   nagle   zaprzyjaźnionymi   ludźmi,   wiedząc,   że   pewnie   więcej   się  nie   spotkają. 

Czuli   się   świetnie,   jakby   to   miejsce   stało   się   oazą   naturalności   i   wesołości   w   tym   zbyt 

cywilizowanym świecie. Alex objął Ginny w talii.

- Taka piękna dziś noc. Pójdziemy na spacer?

Zawołał do Jeffa, że wrócą później, i skręcili w stronę zatoki.

Noc była piękna, prawie tropikalnie gorąca, gwiazdy błyszczały na czystym niebie. 

Noc   dla   kochanków   -   pomyślała   Ginny,   z   tęsknotą   przepełniającą   serce.   Czy   tej   nocy 

nadejdzie czas? - pytała samą siebie, nie pozwalając sobie nawet na ulotną nadzieję. Czy Alex 

zabierze   ją   do   pogrążonej   w   mroku   kabiny?   Czy   wreszcie   spełni   się   marzenie,   by 

wspomnienia   tej   cudownej,   na   zawsze   zapamiętanej   nocy   sprzed   lat,   stały   się 

rzeczywistością? Czy połączy ich miłość? Alex był teraz zupełnie rozluźniony. Podziwiali 

widok na zatokę. Woda była srebrna od blasku księżyca, i było tak pięknie, że aż dławiło w 

gardle.

- Zawsze powinno być tak jak teraz - powiedziała marzycielsko Ginny.

- Uhm.

Alex oparł się o pień drzewa i przyciągnął ją do siebie. Odnalazł jej usta i zaczął 

obsypywać  je szybkimi  pocałunkami. Ginny odchyliła  głowę, całował jej  szyję,  czuła na 

skórze gorący oddech. Jęknęła i przycisnęła się do niego biodrami, nie broniąc się przed 

wypełniającą ją falą pragnienia i pożądania. Znów przywarł do jej ust. Tym razem całował ją 

background image

coraz   mocniej   ze   wzrastającą   namiętnością,   jego   ręce   przytrzymywały   ją   w   talii,   nie 

zwalniając   uścisku.   Ginny   obejmowała   jego   głowę,   I   tuliła   się   do   niego,   z   radością   i 

nienasyceniem przyjmując upragnione pocałunki.

- Ginny, Ginny! - szeptał jej imię prawie bez oddechu, tak jakby wymawiał je po raz 

pierwszy.

Jego ręce delikatnie dotknęły jej piersi. Zawirowało jej w głowie i już nie wiedziała, 

co się dzieje. Chciała krzyczeć, że chce być jego, zaraz, natychmiast! Pragnęła tylko, by 

przewrócił ją na trawę, zdarł z niej ubranie i kochał ją z dziką, obezwładniającą namiętnością.

- Ginny?

Westchnęła przypominając sobie poniewczasie, że miała jemu pozostawić pierwszy 

ruch. Nie może być zbyt szybka, zbyt spragniona.

- Ale jestem gorąca!

- Powiedz to jeszcze raz. - Roześmiał się głośno.

- Może wrócimy?

- Dobrze. - Pocałował ją jeszcze raz.

Muszę zapomnieć o tamtej nocy - powtarzała sobie Ginny, gdy tak szli razem objęci. 

Nie możemy się śpieszyć. Trzeba zostawić czas na zaloty, to dawne określenie długiej drogi, 

która prowadzi do poznania, wzajemnej akceptacji i uczucia, które przetrwa burze. W jej 

przypadku umysł musi wziąć górę nad pragnieniem. A w przypadku Alexa? Może najpierw 

trzeba ujarzmić umysł, żeby zwyciężyło pragnienie. Chociaż dzisiejszy wieczór jest dobrym 

początkiem - pomyślała uśmiechając się.

- Co cię tak śmieszy? - Alex ścisnął ją lekko.

- Jestem szczęśliwa - powiedziała po prostu. - A ty? Zaskoczyło go pytanie, a jeszcze 

bardziej własna odpowiedź.

- Tak. Myślę, że tak.

Nagle oczy mu pociemniały i wiedziała, że pomyślał o Venetii.

- Skąd znasz te żeglarskie piosenki? - Zapytała szybko. - Razem z Jeffem znaliście 

wszystkie teksty.

- Już trochę żeglowaliśmy wcześniej. Rozmawiali tak, dopóki nie doszli do łódki.

W kuchni i w kabinie na rufie paliło się światło.

- Kay chyba poszła spać - stwierdził Alex.

Po cichu wślizgnęli się na łódkę. Zakołysała się pod ich ciężarem. Jeff siedział w 

kuchni, przed nim stał kubek kakao.

- Jak tam Kay?

background image

- Nie najlepiej - odpowiedział z ponurym uśmiechem. - Chyba wino jej zaszkodziło.

Nie tylko wino, ale też „lecznicza" brandy - pomyślała Ginny, ale nic nie powiedziała.

- Zostanę z nią. Wydaje mi się, że czeka ją ciężka noc.

- Ja mogę z nią zostać - zaproponowała Ginny. Jeff stanowczo potrząsnął głową.

- Ja za nią odpowiadam i ja się nią zajmę. - Popatrzył na Alexa. - Obawiam się tylko, 

że będę cię budzić, jeśli będziemy spać w jednej kabinie.

Alex wzruszył ramionami, potem popatrzył na Ginny i wolno powiedział:

- To może przeniosę się do Ginny, jeśli się zgodzi. Skinęła głową, zbyt zaskoczona, 

żeby coś powiedzieć.

- No to w takim razie ja się wprowadzam do twojej. - Jeff podniósł się i uderzył głową 

w sufit. Zaklął, co mu się nigdy nie zdarzało, a Ginny i Alex wybuchnęli śmiechem.

- Poczekajcie, aż was to spotka!

Ginny   wyszła   z   malutkiej   łazienki   i   poszła   do   kabiny   szykować   się   do   snu. 

Przypuszczała, że będzie mieć kabinę razem z Kay i wzięła ze sobą krótką bawełnianą piżamę 

z więzienną pieczątką i ukośnym napisem „Recydywista" na piersi. Szczotkowała włosy, gdy 

Alex zastukał do drzwi.

- Ginny? Mogę wejść?

-   Tak.   Proszę.   -   Poczuła   gwałtowne   bicie   serca.   Widząc   jej   piżamę   wybuchnął 

śmiechem i wszystko wróciło do normy.

- Przypuszczałem, że założysz coś bardziej wyrafinowanego, jedwabnego...

- Lubię śmieszne rzeczy. - Zmarszczyła nos.

- Jesteś duży dzieciak. - Roześmiał się.

W kabinie było podwójne łóżko, ale śpiwory były pojedyncze. Ginny wślizgnęła się 

do swojego. Alex sięgnął nad nią, żeby otworzyć okienko, które było po jej stronie. Miał na 

sobie tylko podkoszulek i szorty, ale gdy wchodził do śpiwora, zdjął koszulkę. Starała się nie 

patrzeć na jego ciało, nie wywoływać dawnych wspomnień. Zgasił światło i położył się.

- Dobranoc - powiedziała w ciemności. Odszukał jej rękę i podniósł ją do ust.

- Dobranoc, Ginny. Moja słodka Ginny.

Serce topniało jej ze szczęścia. To nic, że ciągle powtarza jej imię, przypominając 

sobie, kim ona jest. Są tak blisko. Czuła się niewiarygodnie szczęśliwa.

Chciała tak pozostać, trzymać go za rękę i żeby ta chwila nigdy się nie skończyła. Ale 

zasnęła prawie natychmiast. Obudziła się po kilku godzinach. Kabina była mała i w śpiworze 

było bardzo gorąco. Alex spał odwrócony do niej tyłem. Ostrożnie rozpięła suwak. Z kuchni 

dobiegł ją jakiś dźwięk, a potem odgłos odkręconej wody. Na myśl o wodzie poczuła prag-

background image

nienie. Jeszcze chwilę leżała, ale w końcu ostrożnie przeszła nad Alexem i wyszła z kabiny. 

W kuchni Jeff szykował okład z lodu.

- Co z Kay?

Uśmiechnął się, widząc jej piżamę.

- Niedobrze. Chyba z powodu słońca. A wino i choroba morska też swoje zrobiły.

- Znów źle się czuje? Kiwnął głową.

- Pójdę do niej.

Kay nie spała, leżała blada i rozgrzana, ale czuła się już nieco lepiej.

- Niedługo mi przejdzie. Przepraszam za to całe zamieszanie - powiedziała słabym 

głosem.

- Chcesz, żebym została z tobą?

Wszedł Jeff i delikatnie położył na czole Kay ręcznik z lodem. Spojrzała na niego z 

wdzięcznością, a Ginny wymknęła się z kabiny czując, że nie jest tu potrzebna. Jeff znalazł 

nareszcie kogoś, kim mógłby się opiekować, i chociaż Kay nie wiedziała o tym, ta nagła 

choroba była najlepszą rzeczą, jaka mogła się jej przytrafić.

W kuchni Ginny opłukała ręce i twarz chłodną wodą i wyjęła z lodówki zimny napój.

Alex leżał na śpiworze, nie spał, światło było zapalone.

- Czy wszystko w porządku?

- Kay nie czuje się zbyt dobrze, ale Jeff się nią zajął. Popatrzył  na nią badawczo 

wiedząc, co miała na myśli.

- Trzymaj, przyniosłam ci coś do picia. - Podała mu napój i przeszła nad nim na swoją 

połowę łóżka. Spojrzał na nią z uznaniem.

- Skąd wiedziałaś, że nie będę spać?

-   I   tak   się   dziwiłam,   jak   możesz   spać   w   takim   upale.   Oparci   o   ścianę,   siedzieli 

popijając napój.

- Właściwie mógłbym mieć taką łódkę. Poczuła radość, że wreszcie zaczął myśleć o 

przyszłości.

- Dziwię się, że do tej pory nie kupiliście sobie z Jeffem jakiejś żaglówki.

- Można by to zrobić, ale na razie nie ma sensu. Jeśli Jeffowi coś wyjdzie z Kay, to 

myślę, że nie pożegluje.

- Chyba nie. Biedna Kay. Obawiam się, że raczej nie będzie mogła jutro płynąć.

- Może Jeff wynajmie samochód i odwiezie ją do domu, a my wrócimy sami. - Ujął jej 

dłoń. - Zostaniesz moją załogantką?

Na myśl, że zostaną tylko we dwoje, przeszyło ją gwałtowne uczucie szczęścia, ale 

background image

jedynie zawołała ze śmiechem:

- Tak jest, kapitanie!

Skończyli picie i Alex wziął od niej pustą puszkę.

- Lepiej jeszcze pośpijmy.

Zgasił   światło   i   położył   się,   nie   wchodząc   do   śpiwora.   Ginny   zrobiła   to   samo. 

Nieoczekiwanie Alex przyciągnął ją do siebie, przytulając się do jej pleców. Lekko pocałował 

ją w łopatkę i przez kilka minut Ginny ledwie odważyła się oddychać, nie wiedząc, czy nie 

posunie się dalej, ale nie zrobił nic więcej i znów zapadli w sen.

Obudził ich warkot uruchamianego w pobliżu silnika. Ginny, jeszcze senna, odwróciła 

się, ale szybko się rozbudziła, gdy poczuła obejmującą ją rękę Alexa. Poruszył się i otworzył 

oczy.

- Cześć, kochanie - zamruczał i przybliżył się, żeby ją pocałować. Nagle zamarł i z 

przerażeniem   szeroko   otworzył   oczy.   Odsunął   się   gwałtownie.   Przez   kilka   chwil   po 

przebudzeniu myślał, że jest z Venetią. Starając się niczego po sobie nie pokazać usiadła i 

powiedziała z ożywieniem:

- Ja pierwsza zajmuję łazienkę. Ciekawa jestem, jak Kay się czuje. Przesuń się trochę, 

to szybciej wyjdę.

Porwała kosmetyczkę i kilka ciuchów i zostawiła go samego, dając mu czas na dojście 

do siebie. Ubrała się i zajrzała do kabiny Kay. Nie zdziwiła się, widząc Jeffa śpiącego w 

wolnej koi. Kay też spała. Ginny poszła do kuchni i po cichu zaczęła szykować śniadanie.

Po kwadransie pojawił się Alex.

- A gdzie reszta?

- Jeszcze śpią. Zrobiłam ci jajecznice na grzance. Lubisz?

- Uhm, bardzo.

Usiedli i zaczęli jeść, rozdzieleni stojącym na stoliku ekspresem do kawy. Dookoła 

panował spokój, prawie nie czuło się kołysania łódki.

- To jaki mamy plan? Kiedy odpływamy? - zapytała z ożywieniem.

Popatrzył na zegarek.

- Za jakąś godzinę będziemy gotowi.

Właśnie kończyli śniadanie, gdy do kuchni wkroczył Jeff.

- Czuję zapach kawy - powiedział, węsząc nosem jak głodny królik.

- Zaraz ci naleję. Kay też chyba się napije. - Po patrzyła na Jeffa. - Sądzisz, że będzie 

mogła popłynąć?

-   Nie,   jeśli   tylko   można   tego   uniknąć.   Spróbuję   wynająć   samochód   albo   złapać 

background image

taksówkę, chociaż w niedzielę mogą być problemy.

Alex wstał, pochylając głowę, żeby się nie uderzyć.

- Zobaczę, co się da zrobić.

Dla kogoś innego może byłoby to trudne zadanie, ale Alex wkrótce był z powrotem. 

Dogadał się z właścicielem innej łódki, który zgodził się odwieźć Jeffa i Kay do Bristolu, jeśli 

będą gotowi za pół godziny. Zadowoleni prawie w biegu zjedli śniadanie i odjechali. Ginny i 

Alex zostali sami. Przez chwilę poczuli się nieswojo, ale to uczucie szybko zniknęło, kiedy 

zajęli się szykowaniem łódki do żeglugi. Dzień znów był piękny i tak gorący, że po jakiejś 

godzinie Ginny zeszła na dół i przebrała się w kostium. Alex rozebrał się już wcześniej i w 

samych szortach stał przy sterze, szczupły i brązowy od słońca.

Uśmiechnął się na jej widok i wyciągnął rękę.

- Hej, Ginny - powiedział ciepło i pocałował ją. W mgnieniu oka świat znów stał się 

piękny, szczególnie gdy dodał: - Jesteś taka czarująca.

Dalsza   żegluga   upłynęła   w   idyllicznym   nastroju.   Ginny   wiedziała,   że   ten   dzień 

zapamięta na zawsze. Alex był wyraźnie szczęśliwy, droczył się z nią, kiedy myliła liny, 

przytulał ją i całował. Pozwolił jej sterować i gdy trzymała koło sterowe, stanął za nią, z ręką 

delikatnie opartą na jej ramieniu. Czuła tuż obok siebie jego prawie nagie ciało, a lekki wiatr 

owiewał ich twarze. W drodze powrotnej musieli halsować, więc podróż trwała nieco dłużej 

niż w tamtą stronę. Był już prawie wieczór, gdy z żalem zrzucili żagle i na silniku popłynęli 

do portu.

Wyładowanie i sklarowanie łódki zajęło im następną godzinę, więc kiedy wreszcie 

wyruszyli do Bath, było już późno i zupełnie ciemno. Po dwóch dniach na świeżym powietrzu 

i krótkim śnie w nocy oboje czuli się zmęczeni. Alex ziewnął, gdy czekali na skrzyżowaniu 

na zmianę świateł i Ginny powiedziała impulsywnie:

- Naprawdę musisz dziś wracać do domu? Jeśli chcesz, możesz przenocować u mnie.

Stłumił kolejne ziewnięcie i roześmiał się.

- To bardzo ponętny pomysł.

Ucieszyła się, że tak łatwo się zgodził. Wszystko jedno czy spędzą tę noc tak jak na 

łódce, czy też Alex przenocuje w wolnym pokoju - liczyło się tylko to, że będą razem.

Zaparkowali przed domem i Ginny nachyliła się do tyłu, żeby sięgnąć po swoją torbę, 

gdy usłyszała Alexa.

- W salonie pali się światło. Chyba je zostawiłaś wczoraj rano.

- Nie pamiętam, żebym wczoraj w ogóle była w tym pokoju. - Zaskoczona spojrzała 

na dom.

background image

Popatrzyli na siebie i Alex szybko wysiadł z samochodu.

- Zostań tutaj.

Stanęła tuż za nim, gdy otwierał drzwi.

W   pokoju   był   mężczyzna,   ale   zupełnie   nie   wyglądał   na   włamywacza.   Siedział   w 

fotelu, z nogami na stołeczku, drinkiem na stoliku obok i oglądał telewizję. Gdy wpadli do 

salonu, popatrzył na nich, jakby nic się nie stało.

- Cześć, Ginny.

- Simon!

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

-   Co   tu   robisz?!   -   krzyknęła   ze   zdumieniem.   Poczuła,   że   stojący   obok   niej   Alex 

sztywnieje,   i  serce  jej  zamarło,   gdy zobaczyła   wyraz  niezadowolenia   na jego  twarzy. W 

obawie, że zaraz się odwróci i odejdzie, uspokajająco położyła rękę na jego ramieniu.

Simon dostrzegł ten gest.

- Przejeżdżałem w pobliżu i pomyślałem, że poproszę cię o nocleg. - Popatrzył na 

Alexa. - Ale może przeszkadzam?

- Zupełnie nie - odrzekł sztywno.

Ledwie hamując wściekłość, Ginny zapytała:

- Simon, chyba nie miałeś okazji poznać mojego szwagra, Alexa Warwicka?

- Ach, to pan był mężem Venetii - podniósł rękę w geście powitania, ale nie ruszał się 

z miejsca. Badawczym wzrokiem zmierzył Alexa.

- Jak się tu dostałeś? - zapytała chcąc, by Alex wiedział, że nie dała Simonowi kluczy.

- Przypomniałem sobie, że opowiadałaś o sąsiadce, więc zastukałem do niej i wpuściła 

mnie.

- Tak po prostu cię wpuściła?

- No, powiedziałem  jej, że  jestem twoim  mężem  - odrzekł  gładko,  zadowolony z 

siebie.

- Pięknie ci dziękuję!

Nadal trzymała rękę na ramieniu Alexa, ale poczuła, że on oddala się od niej. Świetnie 

wiedziała, co sobie teraz myśli, ale nie miała zamiaru pozwolić mu znów odejść.

- Dlaczego nie zadzwoniłeś, by mi powiedzieć, że przyjeżdżasz?

- Próbowałem, ale ciągle włączała się taśma.

- Popatrzył na nią żałośnie, ale w jego oczach czaiła się wesołość. - Wygląda na to, że 

nie cieszy cię mój widok.

Spróbowała wziąć się w garść. Nie uda mu się wyprowadzić ją z równowagi. Zdjęła 

rękę z ramienia Alexa i zrobiła kilka kroków.

- Przecież wiesz, że zawsze jesteś miłym gościem - powiedziała lekko. - Nie mogłeś 

mnie zastać, bo wyjechaliśmy na weekend. Wybraliśmy się ze znajomymi na żaglówkę. - 

Zacisnęła palce na poręczy krzesła. - Może się czegoś napijemy? Alex, na co masz ochotę?

Potrząsnął głową.

- Zostawiłem otwarty samochód. Przyniosę twoje rzeczy.

Wyszedł, a Simon podszedł do niej i pocałował ją.

background image

- Czy zjawiłem się tu bardzo nie w porę?

- Trochę - przyznała.

- Przykro mi. - Łagodnie położył rękę na jej ramieniu, ale zdjął ją szybko, gdy Alex 

wszedł z torbą do pokoju.

- Alex, pozwól, że ci coś naleję. Czego się napijesz?

- Dziękuję, ale prowadzę.

Spojrzał na Ginny. Poczuła nagły ucisk w sercu, widząc, że oddalają się od siebie 

coraz bardziej.

- Pewnie  macie  sporo  rzeczy do omówienia,  więc lepiej was zostawię. Dobranoc, 

Ginny. Do zobaczenia.

Szybko skinął głową w kierunku Simona i zniknął za drzwiami. Ginny wybiegła za 

nim. Dopadła go na chodniku. Obróciła go, żeby spojrzeć mu w oczy.

- Alex, nie zapraszałam go tutaj. I nic się nie zmieniło. I ja się nie zmieniłam. Nadal 

jestem tą samą osobą, jaką byłam dzisiaj po południu.

- Tak, wiem - odrzekł szorstko.

- To dlaczego traktujesz mnie tak, jakbym nagle stała ci się obca? Jak kogoś, kogo 

nawet nie lubisz.

Zacisnął zęby, westchnął.

- Sądzę, że dopóki on był tylko  imieniem, łatwiej było  mi o nim nie myśleć,  ale 

zobaczyć mężczyznę, który był twoim mężem, wyobrazić sobie was razem - to już nie tak 

łatwo znieść.

Spojrzała na niego ze zdumieniem.

- O Boże! Chyba jesteś zazdrosny! Był równie zdziwiony jak ona.

- Oczywiście, że nie jestem zazdrosny.

- To czemu tak pędzisz? - Omal nie zapytała, dlaczego tak ucieka.

Zobaczyła błysk złości w jego oczach.

- Wcale nie. Ale nie chcę wam przeszkadzać, gdy będziecie wspominać dawne czasy.

- Jesteś zazdrosny! To wspaniale! - Uśmiechnęła się promiennie.

Wpatrywał   się   w   nią   targany   sprzecznymi   uczuciami.   W   końcu   poczucie   humoru 

zwyciężyło i roześmiał się.

- Już dobrze, może trochę jestem. - Położył rękę na jej ramieniu, odwrócił do siebie i 

mocno pocałował w usta. - On jest za stary dla ciebie!

Wsiadł   do   samochodu   i   szybko   odjechał.   Patrzyła   za   nim,   dopóki   nie   zniknął, 

przepełniona radością, że potrafi go oczarować. Czuła się tak, jakby pomyślnie pokonała 

background image

pewną barierę i teraz jej życie ułoży się zupełnie inaczej.

- Masz zamiar tak tu stać całą noc? - Dobiegający z holu głos Simona przywołał ją do 

rzeczywistości. Roześmiała się i poszła w jego stronę.

Domyśliła   się,   że   wizyta   Simona   nie   była   przypadkowa.   Należał   do  ludzi,   którzy 

zawsze wiedzą, że w razie potrzeby czeka na nich zarezerwowany hotel. Weszli do salonu.

- No dobrze, teraz mów, co cię tu sprowadza.

- Ach ta przenikliwość i bezpośredniość mojej eksżony! - Roześmiał się.

- Czy to długo potrwa?

- Możliwe - przyznał.

- To najpierw wezmę drinka. - Przygotowała sobie bezalkoholowy napój i ponownie 

napełniła jego kieliszek. Usiadła na kanapie podwijając nogi. - No dobrze, zaczynaj.

- Jeśli jesteś zupełnie pewna, że będzie ci dobrze... Roześmiała się, przypominając 

sobie, że to właśnie poczucie humoru zawsze u niego ceniła.

- No już, Simon. Zdaje się, że masz problemy z żoną.

- Zgadza się, ale nie takie, jak myślisz. Janet się rozwodzi.

Spojrzała na niego naprawdę zaskoczona. Janet była jego pierwszą żoną i matką jego 

dzieci, teraz już zupełnie dorosłych.

- O Boże, zawsze myślałam, że jest zadowolona.

- Widać nie. Zabrała ze sobą bagaże i meble, zarzekając się, że nigdy nie wróci.

Popatrzyła na niego przenikliwie.

- A ty byś nie miał nic przeciwko temu, żeby to wszystko razem z nią znalazło się u 

ciebie?

- Miałaś rację, gdy mówiłaś, że nie powinienem jej zostawiać. Ale jest jeden problem.

- Żona numer cztery? Sonia?

- T - a - k. A poza tym jeszcze to, że był numer dwa i numer trzy.

- No tak; Janet ma przewagę. I co zamierzasz zrobić?

Chyba po raz pierwszy w życiu Simon wyglądał na niezdecydowanego.

- Nie wiem. Boję się ją spłoszyć, a zarazem obawiam się, że jak nic nie zrobię, to 

może znaleźć sobie kogoś innego albo rozmyślić się i wrócić do domu. Chciałbym, żeby 

wiedziała, że nadal mi na niej zależy.

- To rzeczywiście masz problem. Pokiwał głową.

- Dlatego wpadłem na pomysł, że pogadam z tobą. Ty też chyba jesteś w podobnie 

delikatnej sytuacji, co?

W duchu przyznała mu rację. Zamyśliła się.

background image

-   Musisz   być   bardzo   ostrożny.   Nie   rób   niczego   za   szybko.   Ale   jeśli   chcesz   jej 

powiedzieć, że nadal ci na niej zależy, to Janet musi mieć pewność, że tym razem to będzie na 

dłużej. Powinieneś ją przekonać, że już więcej nie będzie żadnych skoków w bok.

Popatrzyła na niego i uśmiechnęła się.

- To może nawet byłby niezły pomysł, gdyby udało ci się przekonać ją, że już się 

wyszalałeś i chcesz się ustatkować.

Zwrócił się w jej stronę, a ona roześmiała się.

- I oczywiście nie wygadaj się, że spędziłeś u mnie noc.

- No pewnie, że nie.  Chociaż  może nie byłoby źle, gdyby Sonia  się jakoś o tym 

dowiedziała.

- Och, nie! - zawołała  prostując  się  na kanapie. - Jeśli dlatego tu  przyszedłeś,  to 

wychodź stąd zaraz. Moja własna przyszłość może być zagrożona, gdybyś chciał posłużyć się 

mną w sprawie rozwodowej.

- Uspokój się, nie zrobię tego - popatrzył na nią przenikliwie. - Alex chyba się nie 

ucieszył, widząc mnie tutaj.

- Inni też by się nie ucieszyli - powiedziała zgryźliwie, ale po chwili złagodniała. - 

Mówiłam ci, że trzeba patrzeć pod nogi, żeby nie wdepnąć w błoto.

- A przede mnie czujesz się, jakby ci się to przytrafiło?

- Tak, ale mam nadzieje, że będzie dobrze.

- Pójdę, jeśli chcesz.

- Nie - stanowczo potrząsnęła głową. - Alex wie, że jesteśmy przyjaciółmi. Musi się z 

tym pogodzić.

- To dobrze. Nie bardzo by mi się uśmiechało iść i szukać noclegu o tej porze.

Rozmawiali   jeszcze   długo,   głównie   o   matrymonialnych   problemach   Simona,   a 

właściwie   to   on   mówił,   a   ona   słuchała.   Była   to   jedna   z   rzeczy,   która   ich   zbliżała,   jej 

umiejętność słuchania i zadawania pytań, dzięki którym łatwiej udawało się podjąć właściwe 

decyzje. Było już po północy, kiedy Ginny stwierdziła, że trzeba iść spać.

- Porozmawiamy o tym jeszcze rano, dobrze? Potrząsnął głową.

- Już nie trzeba. Wiem, co mam robić. Uśmiechnęła się do niego.

- Wiedziałeś cały czas, ale chciałeś się jeszcze upewnić, że będziesz miał odwagę to 

zrobić. - Wstała. - Przygotuję ci łóżko.

Simon też się podniósł i znajomym ruchem objął ją w talii.

-   Czy   to   konieczne?   Może   byśmy   -   po   starej   znajomości...   -   pytanie   zawisło   w 

powietrzu.

background image

- Nic z tego - powiedziała stanowczo. - Już i tak wystarczy ci kłopotów.

- Chyba masz rację. Ale naprawdę szkoda, bo wyglądasz prześlicznie. - Westchnął.

- Idź do łóżka, Simon. - Roześmiała się i popchnęła go naprzód.

Odjechał do Londynu koło dziewiątej rano. W kilku oknach dostrzegła nieznaczne 

poruszenia firanek, u Clare również. Domyśliła się, że niedługo cała ulica będzie wiedzieć, że 

była mężatką. Clare zapewne sądziła, że nadal nią jest, Simon z pewnością nie powiedział, że 

rozwiedli się prawie dwa lata temu. Wróciła do domu i wzięła się za sprzątanie. Czekała na 

Clare i na telefon od Alexa, chociaż co do tego czy zadzwoni, nie miała aż takiej pewności.

Clare   nie   dała   na   siebie   długo   czekać,   zastukała   koło   dziesiątej.   Ginny   szczerze 

opowiedziała jej o Simonie i po jakiejś godzinie Clare poszła, zadowolona, że ma o czym 

opowiadać. Oczekiwany telefon od Alexa był dopiero wieczorem i na dźwięk jego głosu serce 

jej zabiło.

- Pojechał?

- Oczywiście.

- A czego chciał? - Widać Alex też przejrzał jego wymówkę.

Z ożywieniem opowiedziała mu o wszystkim.

- A jak tam Kay, wiesz coś? - zapytała, usuwając Simona z ich życia.

- Już czuje się całkiem dobrze. Po prostu kiepski z niej żeglarz. - i tak świetnie się 

trzymała.

- Jeff chyba też tak uważa. Wygląda na to, że tym razem połknął haczyk.

- To wspaniale, bardzo się cieszę.

- Co dzisiaj robiłaś?

- Chowałam składane łóżko, na którym spał Simon.

- Naprawdę?

- Pomyślałam, że chętnie się o tym dowiesz.

- Może przyjechałabyś tutaj i poszlibyśmy na kolację?

- Już jadę. - Westchnęła ze szczęścia.

Kilka   następnych   tygodni   należało   do   najszczęśliwszych   chwil   w   życiu   Ginny. 

Widywała się z Alexem dwa lub trzy razy w tygodniu, chyba że akurat wyjeżdżała w związku 

z pracą. Czasami wychodzili gdzieś w czwórkę z Jeffem i Kay, ale częściej zostawali sami. 

Była pełnia lata, najlepszy czas na pogłębienie łączącego ich uczucia. Powoli poznawali się 

coraz lepiej, odkrywali się wzajemnie. Ginny upewniła się, że nie tylko kocha Alexa, ale też 

bardzo go lubi. Alex uświadomił sobie, że Ginny nie jest sobowtórem kobiety, którą kiedyś 

kochał i utracił, ale zupełnie inną istotą. Bywały jeszcze chwile, kiedy nazywał ją Venetią i 

background image

wtedy na moment odżywało napięcie, ale z upływem czasu zdarzało się to coraz rzadziej.

Po   wakacyjnej   przerwie   na   uniwersytecie   Alex   miał   pojechać   z   referatem   na 

konferencję do Mediolanu.

- Żałuję teraz, że się na to zgodziłem.

Byli w jego mieszkaniu, w ostatni wieczór przed wyjazdem Alexa. Wrócili z kolacji i 

w doskonałych nastrojach siedzieli na skórzanej kanapie.

- Wyjeżdżasz tylko na tydzień.

- Tak, ale chyba nie zdążę wrócić przed twoim odlotem do Ameryki.

- Nie mogę  nic zrobić.  To pokaz  mody przygotowany przez projektanta,  któremu 

mnóstwo zawdzięczam. Bardzo mi pomógł, gdy stawiałam pierwsze kroki w Nowym Jorku i 

nie mogę go teraz zawieść.

Mocniej objął ją w talii.

-   Trochę   się   boję,   że   będzie   cię   kusiło,   żeby   zostać   w   Ameryce.   Obiecujesz,   że 

wrócisz?

- Przecież wiesz, że tak.

Pochylił   się   i   zaczął   ją   całować,   ręce   opuścił   na   jej   piersi.   Czuła   jego   usta 

przyciskające jej wargi w namiętnym pocałunku, dotyk jego palców na skórze, pieszczoty, 

które budziły w niej takie emocje, że aby opanować krzyk, wbiła mu paznokcie w plecy. Z 

trudem łapała oddech, a jej ciało wyginało się pod dotykiem jego rąk. Nie spali jeszcze ze 

sobą, ale z każdym mijającym dniem narastała w nich pewność, że ta chwila jest coraz bliżej.

- Jesteś taka piękna - wyszeptał. Rozpiął jej bluzkę i zaczął całować piersi. Zajęczała, 

zanurzyła dłonie w jego włosach i nagle w tym momencie rozległo się stukanie do drzwi. 

Alex wyprostował się.

- Cholera! - Poprawił włosy i wstał, a Ginny pośpiesznie zapięła bluzkę. - Już?

Kiwnęła   głową,   otworzył   drzwi.   Zobaczyli   Jeffa   i   Kay.   Stali   objęci   wpół   z   tak 

promiennymi twarzami, jakby spotkało ich jakieś nieprawdopodobne szczęście.

-   Przepraszamy   za   najście,   ale   musimy   wam   coś   powiedzieć   -   właśnie   się 

zaręczyliśmy!

- To wspaniała wiadomość! - Alex wciągnął ich do pokoju. - Nie mogliście mnie 

bardziej ucieszyć. - Ucałował Kay i uścisnął rękę Jeffa. - Moje gratulacje.

Ginny złożyła im życzenia, a Alex otworzył butelkę szampana.

- Trzymałem go przez dziesięć lat właśnie na taką okazję. Na pewno już nabrał mocy.

Wypili za zdrowie i szczęście narzeczonych, Alex wzniósł toast i głos mu nawet nie 

zadrżał.

background image

- Jakie macie plany? - wypytywała Ginny. - Kiedy ślub?

- Jeszcze nie było czasu, żeby o tym pomyśleć. Zaręczyliśmy się dopiero dzisiaj.

- Ale już ją namówiłem, żeby pojechała ze mną do Włoch na wykopaliska! - wtrącił 

się Jeff.

Ginny szczerze cieszyła się z jego szczęścia. Sama czuła się podniecona na myśl o 

wspaniałej przyszłości, która się przed nimi otwierała. Spojrzała na Alexa i dostrzegła, że 

jakaś część jego istoty nie bierze udziału w tym, co się dzieje. Wiedziała, że Alex myśli o 

Venetii, wspomina dzień, kiedy się zaręczyli i też z nadzieją patrzyli w przyszłość. Poczuł jej 

wzrok   i   zmarszczył   brwi.   Z   wysiłkiem   oderwał   się   od   wspomnień.   Mrugnął   do   niej, 

uśmiechnęła się w odpowiedzi, ale smutek pozostał w jej oczach.

Jeff i Kay byli tak podekscytowani, że zostali do późna w nocy. Siedzieli na kanapie, 

trzymając się za ręce, snuli plany na przyszłość.

- Zostaniesz moim drużbą, dobrze? - zapytał Jeff. - W końcu to wszystko zrobiłem dla 

ciebie.

- Czy mógłbym powiedzieć nie na tak zgrabnie sformułowane zaproszenie? - Alex 

roześmiał się.

Kay popatrzyła na Ginny.

- Marzę, żebyś została moją druhną - zawahała się - ale...

- Jeśli masz trochę zdrowego rozsądku, to nie proś mnie o to - dokończyła za nią 

Ginny.   -   Jestem   za   wysoka.   Do   ciebie   najbardziej   pasują   małe   słodkie   dziewczynki   w 

sukieneczkach i pantalonach.

Kay rozpromieniła się.

- Och, to cudowny pomysł! A pomożesz mi wybrać suknię ślubną?

- Oczywiście.

Rozśmieszając mężczyzn, zaczęły omawiać wzory sukien ślubnych. W końcu Alex się 

podniósł.

- Nie obraźcie się, ale mam samolot wcześnie rano i muszę was wygonić.

Pożegnali się i poszli do mieszkania Jeffa, a Alex odprowadził Ginny do samochodu.

- Dobrej podróży do Mediolanu.

- Uhm. - Wyglądało na to, że zaprząta go coś innego. - Ginny? - Położył jej ręce na 

ramionach.

- Tak?

Zawahał się i potrząsnął głową.

- Do zobaczenia, jak wrócę. Na pewno możesz prowadzić?

background image

- Tak. Dobranoc.

Pocałował ją lekko, ale nagle gwałtownie przycisnął ją do piersi i mocno pocałował w 

usta. Poczuła, że zawsze będzie miał nad nią władzę.

- Och! - Spojrzała na niego zaskoczona, ale Alex już otwierał samochód. Wsiadła i 

odjechała, pomachał jej ręką.

Alex kilka razy telefonował do niej z Mediolanu, ale mimo to tydzień był męczący i 

pełen niepokoju. Były chwile, kiedy pragnęła go aż do bólu. Zamęczała się grą w tenisa, 

gimnastyką, chodziła na basen, znów zaczęła biegać. To wszystko świetnie wpłynęło na jej 

figurę, jednak nie stłumiło pragnienia. Wiedziała, że Alex potrzebuje czasu, ale była bardzo 

zakochana. Jej młode, zdrowe ciało domagało się swoich praw. Czasami było jej ciężko, tym 

bardziej że wiedziała, czego może spodziewać się po Alexie.

Cieszyła się, że Alex jest szczęśliwy. Coraz rzadsze były chwile, przynajmniej gdy 

byli razem, w których oddalał się od niej i pogrążał we wspomnieniach i smutku. Ale do tej 

pory nie zabrał jej do swojej rodziny ani, choć go zapraszała, nie towarzyszył jej w wizytach 

składanych matce. Domyślała się powodów - nie chciał, by wyciągnięto wniosek, który się 

sam nasuwał - że Ginny ma mu zastąpić Venetię. Rozumiała go, ale zdawała sobie sprawę, że 

nie przedstawi jej rodzinie, dopóki sam nie będzie całkowicie przekonany.

Któregoś dnia Ginny zaprosiła Kay na kolację. Rozmawiały o ślubie i oglądały wzory 

sukien. Kay czuła się bardzo szczęśliwa i chciała, żeby i Ginny dzieliła jej uczucia.

- Może niedługo ty i Alex też: będziecie szykować się do ślubu. Koniecznie musisz 

mieć białą suknię, będziesz wyglądać prześlicznie.

Ginny uśmiechnęła się.

- Może kiedyś przyjdzie taki dzień, ale myślę, że jeszcze nieprędko.

- Dlatego, że Alex jest wdowcem? Ależ wy jesteście dla siebie stworzeni!

- Naprawdę tak myślisz? - Popatrzyła na Kay badawczo.

- Oczywiście. Wszyscy tak uważają. - Roześmiała się. - I ja będę mogła być twoją 

druhną, bo jestem od ciebie dużo niższa!

- Myślę, że nawet jeśli kiedyś się pobierzemy, to będzie to tylko szybka rejestracja w 

urzędzie.   Chociaż   byłoby   przyjemnie   znów   brać   ślub   w   białej   sukni   -   powiedziała 

marzycielsko, zapatrzona gdzieś w dal.

-   Znów?   -   Kay   szeroko   otworzyła   oczy.   -   Czy   chcesz   powiedzieć,   że   już   byłaś 

mężatką?

Giny popatrzyła na nią i zdała sobie sprawę, że jeśli miałaby na dłużej zaprzyjaźnić się 

background image

z Kay, to nie może przed nią niczego ukrywać.

-   Tak,   jestem   rozwiedziona.   Chyba   nie   wiesz,   że   miałam   siostrę,   identyczną 

bliźniaczkę, a Alex był jej mężem. I dlatego teraz są problemy.

Wydało jej się dziwne, że tak wiele zawarła w kilku zdaniach. Wszystko wyglądało 

tak banalnie, gdy uczucia ujmowała w zwyczajne słowa. Nie powiedziała nic więcej, a Kay 

była   zbyt   dobrze   wychowana,   żeby   zadawać   pytania.   Nagle   Ginny   zobaczyła   wszystko 

inaczej. Da Alexowi czas do Bożego Narodzenia i jeśli do tej pory nic się nie zmieni w ich 

wzajemnych   stosunkach,   każe   mu   podjąć   jakąś   decyzję.   Być   może   tego   oczekiwał   - 

pomyślała z niepokojem. Może sam nie mógł się zdobyć na zdradzenie pamięci Venetii.

Alex sam wrócił z lotniska do domu i natychmiast zadzwonił do Ginny, czy może 

przyjechać.

- Oczywiście, przyjeżdżaj. Czy chcesz się gdzieś wybrać?

- Może pospacerujemy po okolicy?

- Świetnie. To do zobaczenia.

Szybko wzięła prysznic, założyła bawełnianą spódniczkę i wyciętą bluzkę, sandałki, 

związała włosy, Alex właśnie nadjechał. Zbiegła na dół, żeby go przywitać. Popatrzyła mu w 

oczy. a on delikatnie ujął jej ręce i lekko pocałował. Pojechali do Avebury,  Spacerowali 

wokół ustawionych w szeroki krąg kamieni, w dawnym miejscu kultu. Trzymał ją za rękę, 

długie cienie kładły się na trawie, słońce było nisko na niebie, byli zupełnie sami.

Przez chwilę spacerowali w ciszy, ale oboje czuli narastające napięcie. Alex chował 

coś w zanadrzu.

-   W   ciągu   tego   tygodnia   dużo   przemyślałem   -   powiedział   w   końcu,   przerywając 

milczenie. - Gdy zobaczyłem Jeffa i Kay, jacy są szczęśliwi i poczułem, jak bardzo mi ciebie 

brak, kiedy byłem z dala od ciebie - zrozumiałem, jak bardzo ciebie potrzebuję, Ginny.

- Potrzebujesz mnie? - zatrzymała się i spojrzała na niego.

- Tak. - Objął ją w talii obiema rękami i wpatrywał się w nią z napięciem. - Ginny, czy 

wyjdziesz za mnie?

Poczuła ucisk w gardle i musiała przełknąć ślinę, żeby wydobyć głos. Szczęście było 

tuż - tuż, ale jeszcze musi poczekać.

- Ale dlaczego, Alex? Dlaczego chcesz się ze mną ożenić?

Nie takiej odpowiedzi oczekiwał i zaskoczony lekko zmarszczył brwi.

- Dobrze nam ze sobą, moglibyśmy spędzić resztę naszego... - przerwał. - Moglibyśmy 

być razem. I z tych wszystkich powodów, dla których ludzie się pobierają.

Patrzyła na niego wyczekująco, ale słowa, które chciała usłyszeć, nie padły.

background image

- Powiedziałeś, że brakowało ci mnie. Czy dlatego jestem ci potrzebna, bo jesteś sam i 

już dłużej nie chcesz być samotny?

- Z tego powodu również.

- Również? - Z wysiłkiem, starając się nie ulec emocjom, zapytała: - A czy ten inny 

powód to to, że wyglądam jak Venetia? - Odsunęła się od niego i zakryła twarz dłońmi.

- Nie! Przecież sama świetnie wiesz! - Pochwycił jej ręce i odciągnął od twarzy. - 

Chcę, żebyś została moją żoną, bo potrzebuję ciebie i kocham cię!

- Kochasz? Mnie? Czy jesteś pewien?

- Oczywiście. - Potrząsnął nią lekko. - Och, Ginny, przecież sama wiesz, że zawsze cię 

kochałem, od samego początku. Od pierwszego dnia, kiedy cię poznałem.

- Wtedy w samolocie? - Otworzyła szeroko oczy. Kiwnął głową.

- I dlatego zawsze byłem dla ciebie taki przykry, bo nie mogłem zapomnieć o tobie, 

bez względu na to, jak bardzo się starałem. - Uśmiechnął się do niej, mrużąc oczy, tak jak 

lubiła. - To jak, kochanie, wyjdziesz za mnie?

To było to, czego zawsze pragnęła, o czym marzyła przez tyle długich lat, ale nagle, 

nie   wiadomo   dlaczego,   poczuła,   że   nie   może   tak   po   prostu,   bez   żadnych   zastrzeżeń, 

powiedzieć tak. Niepewnie potrząsnęła głową.

- Nie wiem, Alex. Myślę, że gdybyś naprawdę tego chciał, to nie miałbyś żadnych 

wątpliwości, nie musiałbyś wyjeżdżać i rozmyślać nad tym. To niepodobne do ciebie. Zawsze 

dobrze wiesz, czego chcesz. Mam nadzieję, że nie robisz tego dlatego, bo sądzisz, że ja tego 

oczekuję, a ty jesteś mi coś winien.

- Pragnę tego bardziej niż czegokolwiek innego - zapewnił ją. - Ale musisz zrozumieć, 

że potrzebowałem trochę czasu, żeby... żeby się z tym oswoić. Z każdą inną kobietą byłoby 

dużo prościej, ale ty jesteś siostrą Venetii, w dodatku moje wcześniejsze uczucia do ciebie...

- Ale czy masz pewność, że już się z tym oswoiłeś? Przecież jeszcze do tej pory nie 

spaliśmy ze sobą - dodała z bólem w głosie.

-   To   się   da   łatwo   naprawić.   -   Spoważniał.   -   Ginny,   kochanie,   okazałaś   tyle 

cierpliwości   i   wyrozumiałości,   że   zawsze   będę   ci   za   to   wdzięczny.   Ale   nadszedł   czas, 

żebyśmy się pobrali - albo przynajmniej zaręczyli.

- I poznasz mnie ze swoją rodziną?

- Oczywiście. - Nie wahał się.

- Mogą być przeciwni.

- Więc po prostu będą musieli się do tego przyzwyczaić - powiedział krótko.

To jej się spodobało. Roześmiała się.

background image

- Myślę, że lepiej będzie, jeśli ich uprzedzisz. A czy w ogóle wiedzą o moim istnieniu?

- Oczywiście. - Pokiwał głową. - Ale masz rację, lepiej ich uprzedzę.

Żadne z nich słowem nie wspomniało o duchach, ale oboje o tym pomyśleli.

- Więc odpowiedź brzmi tak? Wyjdziesz za mnie, Ginny?

Odeszła kilka kroków i położyła rękę na jednym z antycznych kamieni. Pod dłonią 

poczuła szorstką chropowatość.

Wahała się kilka minut, próbując zebrać myśli. Czuła, że coś jest nie tak - może ta 

propozycja była nie w porę, może jej przyczyny... Była zbyt przemyślana, nie było w niej 

radości. Zwróciła się do niego.

-   Alex,   ty   miałeś   czas,   żeby   to   przemyśleć.   Ja   też   potrzebuję   namysłu.   Dam   ci 

odpowiedź po powrocie z Ameryki.

- Nie wcześniej?

- Nie, Alex. Przykro mi, ale nie chcę angażować się w nowe małżeństwo, jeśli nie 

jestem absolutnie przekonana.

- Rozumiem. - Nie mógł jednak ukryć rozczarowania.

- Opowiedz mi o konferencji. - Pośpiesznie wzięła go pod rękę.

Zostało mniej niż tydzień do jej wyjazdu. W tym czasie widzieli się kilka razy, ale nie 

poszli do łóżka.

Czuli, że doszli do pewnej bariery, którą najpierw muszą pokonać. Mimo to Ginny 

była   pewna,   że   gdyby   Alex   nagle   porwał   ją   na   ręce,   zaniósł   do   sypialni   -   to   wszystkie 

wątpliwości natychmiast by się rozwiały. Ale nie zrobił tego i stąd wiedziała, że nie jest 

jeszcze w stu procentach przekonany.

Nowojorski pokaz bardzo się udał. Jednocześnie Ginny załatwiła kilka innych spraw. 

Wynajęła mieszkanie i swój dom na kalifornijskim wybrzeżu, wystąpiła kilka razy jako gość 

w programach telewizyjnych, odświeżyła znajomości i upewniła się, że w każdej chwili może 

tu wrócić.

Gdy wyjeżdżała, w Anglii były upały, podobnie w Ameryce. Wróciła ubrana w lekkie 

letnie rzeczy. W Anglii powitał ją deszcz, lato się skończyło. Zanim przeszła przez odprawę i 

znalazła Alexa, zupełnie przemarzła i drżała z zimna.

- Załóż to. - Zdjął płaszcz przeciwdeszczowy i zarzucił jej na ramiona, całując ją 

jednocześnie. Popatrzył na wyładowany bagażami wózek. - Nieźle!

- Zabrałam ze sobą trochę rzeczy - wyjaśniła.

-   Nie   dziwię   się   teraz,   że   samolot   się   spóźnił.   Roześmiał   się,   uśmiechnęła   się   w 

odpowiedzi.

background image

Odebrał od niej wózek i pchał go przed sobą. Ginny przywarła do jego ramienia, 

opowiadała   mu   o   podróży.  W   samochodzie   nie   przestawała   mówić,   choć   nie   słuchał   jej 

uważnie, koncentrując się na prowadzeniu. Ściemniało się, a deszcz stał się tak ulewny, że 

wycieraczki nie nadążały z usuwaniem wody.

- Długo już tak leje?

- Dopiero od dzisiaj. Na drogach jest fatalnie, prawdziwy koszmar.

Jakby na potwierdzenie jego słów, po kilku minutach jazdy, już na peryferiach Bath, 

przejechali koło wypadku - jeden samochód leżał na dachu, drugi był doszczętnie rozbity. 

Zrobił   się   korek,   policja   kierowała   ruchem.   Ginny   wychyliła   się   zza   Alexa   i   dostrzegła 

sylwetki leżących osób, jedna z nich była przykryta czyimś płaszczem przeciwdeszczowym. 

Alex odjechał szybko, ale po chwili zjechał na pobocze. Ginny odwróciła się. Alex siedział z 

twarzą bladą i spiętą, drżał cały.

- Alex! - Szybko odpięła pas bezpieczeństwa i zaniepokojona objęła go ramieniem. - 

Co ci jest?

-   Przepraszam.   -   Gwałtownie   próbował   się   opanować.   -   To   ten   wypadek.   Nagle 

wszystko mi się przypomniało. Venetia.

- Och, nie myśl już o tym. proszę. Próbowała go uspokoić, ale bez rezultatów. Nie 

mógł opanować dreszczy. Pomyślała, że musi go stąd zabrać. Zajęła jego miejsce i pojechali 

do Bath. W domu dała mu mocną kawę z brandy. Czuła się bezradna, nie wiedziała, co dalej 

robić.

Alex poczuł się trochę lepiej, ale nadal był blady i mocno zaciskał palce.

- Przepraszam cię za to wszystko, ale to pierwszy wypadek, który widziałem od czasu, 

kiedy Venetia...

- Chcesz powiedzieć, że byłeś świadkiem tamtej tragedii? - zapytała z trwogą.

Potrząsnął głową.

- Nie świadkiem, ale byłem tam tuż po wypadku. Zawahał się przez chwilę, ale mówił 

dalej niskim, łamiącym  się głosem, tak  jakby każde  słowo  sprawiało  mu ból.  Ginny już 

podnosiła rękę, żeby mu przerwać, ale powstrzymała się przeczuwając, że nigdy przedtem o 

tym nie mówił i teraz musiał z siebie wyrzucić.

-   Braliśmy   udział   w   meczu   tenisowym   na   uniwersytecie.   Mecz   był   wieczorem   i 

pojechałem tam prosto po pracy, a Venetia przyjechała swoim samochodem, więc do domu 

wracaliśmy oddzielnie. Padało tak jak dzisiaj, taka gwałtowna wiosenna ulewa po długim 

okresie pięknej pogody.  Ja jechałem pierwszy i szybko  dotarłem do domu. Czekałem na 

Venetie, ale nie przyjeżdżała, więc po paru minutach zacząłem się martwić, że może popsuł 

background image

się jej samochód i pojechałem jej szukać.

Przerwał, zacisnął dłonie na poręczach krzesła zapatrzony w przeszłość, z pociemniałą 

twarzą.

-   Kiedy   dojechałem,   na   miejscu   była   już   policja   i   straż   pożarna.   Próbowali   mnie 

zatrzymać, ale wyrwałem się i skoczyłem do niej. Była uwięziona w samochodzie, próbowali 

ją wyciągnąć. Na początku była przytomna. Otworzyła oczy i wiedziała, że jestem przy niej, 

że ją trzymam. Ale potem coś jej dali, żeby można było ją uwolnić i właściwie dopiero po 

kilku dniach w szpitalu odzyskała przytomność.

Dokończył zachrypniętym, chropowatym głosem.

- Wtedy już wiedzieliśmy, że nie ma dla niej ratunku. Myślę, że ona też wiedziała. 

Próbowała nie poddawać się, ale brakowało jej siły. Tak chciała żyć. Biedaczka, mówiła do 

mnie, wypowiedziała też twoje imię. Próbowała... próbowała uśmiechnąć się do mnie...

- Och, przestań już, proszę! - Podbiegła do niego. Nie była w stanie znieść więcej i nie 

mogła patrzeć na jego ból. Objęła go mocno, starając się go uspokoić, gładziła go po włosach, 

szeptała: - Mój biedny Alex, mój biedaczek.

Wstrząsnął   nim   nagły   dreszcz.   Ujął   dłoń   Ginny.   Czuła   drżenie   jego   ręki,   gdy   z 

napięciem popatrzył jej prosto w oczy.

- Ginny - powiedział chrapliwie - potrzebuję cię. Zrozumiała od razu. Nie tak to sobie 

wyobrażała, ale kochała go. Była gotowa na wszystko. Wyprostowała się i trzymając go za 

rękę, poprowadziła na górę.

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Deszcz   nie   ustawał.   Ginny   zapaliła   nocną   lampkę   i   szybko   zaciągnęła   zasłony, 

odgradzając sypialnię od burzy za oknem. Alex na chwilę przystanął w drzwiach, popatrzył 

na nią, po czym  wszedł zamykając  za sobą drzwi. Czekała, że podejdzie i weźmie ją w 

ramiona, ale nie zrobił tego, więc powoli sama zaczęła rozpinać bluzkę.

Ubranie opadło na podłogę, nie schyliła się, żeby je podnieść. Stała wiotka i zgrabna, 

bardzo   szczupła   z   wyjątkiem   kobieco   zaokrąglonych   piersi,   ze   stopami   zanurzonymi   w 

zwojach   jedwabiu   i   bawełny.   Alex  nadal   się   nie   poruszał,   W  świetle   Lampy   jego   twarz 

wydawała się jakby nieobecna, wyprana z uczuć - ciemne oczy intensywnie wpatrywały się w 

przestrzeń   -   Wolno   podeszła   do   niego,   ujęła   jego   twarz   w   obie   dłonie   i   pocałowała   go 

namiętnie.   Westchnął   głęboko   i   Ginny  poczuła,   że   wstrząsnął   nim   dreszcz,   ale   Alex   nie 

poruszył się i nie dotknął jej.

- Połóż się - powiedział stłumionym głosem.

Zaniepokojona popatrzyła mu w oczy, ale odwrócił wzrok. Usłuchała go i podeszła do 

łóżka. Zadrżała pod dotykiem zimnej pościeli. Próbowała odegnać od siebie myśli, że coś jest 

nie   tak,   że   oboje   powinni   być   teraz   tak   rozpaleni,   że   nawet   by   nie   zauważyła   chłodu 

prześcieradła. Rozumiała, dlaczego zapragnął jej teraz - widok wypadku uświadomił mu, jak 

kruche i nietrwałe jest ludzkie życie. Potrzebował czyjejś bliskości, fizycznego zespolenia, by 

odzyskać wiarę, że życie toczy się dalej.

Nie patrzyła na niego, gdy zdejmował ubranie. Po chwili był obok niej. Odwróciła się 

w jego stronę i zobaczyła, że znowu drży.

- Już wszystko dobrze. - Przytuliła się do niego, czując ciepło jego ciała.

- O Boże! Tak długo na to czekałem! - Westchnął głęboko i objął ją wpół tak mocno, 

że aż poczuła jego palce.

Znów go pocałowała, jęknął i tym razem zaczął całować ją namiętnie, przyciskając do 

poduszek. Odetchnęła z ulgą, uszczęśliwiona, objęła go mocno ramionami, przytulając się do 

mego, czując narastającą tęsknotę za jego ciałem.

- Alex! Alex! Tak cię kocham!

Zobaczyła  kropelki  potu  na jego  skórze.  Oddychał  chrapliwie,  z trudnością  łapiąc 

powietrze. Poczuła dotyk jego dłoni, gorącej i drżącej.

Obsypywał  pocałunkami jej oczy i szyję,  a ona jęczała z rozkoszy i oczekiwania. 

Czuła, że jej ciało płonie z podniecenia, miłości i przepełniającego ją tak długo tłumionego 

pragnienia.

background image

Całowała go coraz namiętniej, ciało wyginało się w łuk pod dotykiem jego rąk, nie 

mogła opanować ogarniającego ją pożądania, pragnęła jego miłości błagalnie i desperacko.

- Och, Alex, tak ciebie pragnę! Tak długo czekałam! Uniósł się na ramieniu, ale nie 

przywarł do niej, jak oczekiwała.

- Na miłość boską, zgaś lampę! Zmroziła ją szorstkość jego głosu.

- Alex. - Otworzyła oczy i spojrzała na niego strwożona, ale on tylko coś zamruczał, 

wyciągnął nad nią rękę i gwałtownym szarpnięciem wyłączył światło.

W ciemności, która zapanowała tak nagle, poczuła dziwny chłód i obcość. Serce jej 

zamarło.

- Alex?

Nie odpowiedział, całował ją, ale spontaniczność zniknęła. Próbowała zagłuszyć to 

dziwne uczucie, odnaleźć poprzedni nastrój. Zamknęła oczy i wmawiała sobie, że wszystko 

będzie dobrze. Niech tylko ją kocha, jeśli chce, żeby wszystko odbyło się powoli, z czułością, 

to   i   tak   będzie   dobrze.   Ale   nagle   poczuła   jakieś   napięcie,   a   jego   pocałunki   stały   się 

natarczywe,   wymuszone.   Czuła,   że   całuje   ją   z   jakąś   desperacją,   jakby   chciał   na   nowo 

rozbudzić w sobie namiętność.

Po kilku minutach podniósł głowę.

- Przykro mi, Virginio. Ja - po prostu nie mogę. Nigdy przedtem nie zwracał się do 

niej pełnym imieniem i to, że teraz tak uczynił, wprowadziło jakiś dystans i obcość miedzy 

nimi.

- Dziś wieczorem przeżyłeś szok, to...

- Na miłość boską, tylko nie mów, że to nic takiego - powiedział z nagłą złością.

- Chciałam powiedzieć, że to zrozumiałe - próbowała łagodzić. - Połóż się na chwilę i 

odpocznij. Nie musimy się śpieszyć. Cała noc przed nami.

Z niechęcią położył się obok, ale nadal czuła przepełniające go napięcie. Leżąc obok 

Alexa, przemawiała do niego czule, wspominała weekend na żaglówce. Opowiadała mu o 

Ameryce,   starając  się  odwrócić  jego  myśli  od  dzisiejszego  wieczoru.  Gładziła  jego  rękę, 

potem dotknęła piersi, szyi, ramion. Poczuła, jak powoli napięcie ustępuje, mięśnie z wolna 

rozluźniają  się.   Obsypywała   delikatnymi,   lekkimi  pocałunkami  jego   ramiona  i  piersi,   nie 

zbliżając się do ust, rękoma pieszczotliwie dotykała jego ciała, coraz niżej, niżej...

Po chwili uniosła się nieco i przytuliła do niego, nieśmiało dotykając nogami jego nóg. 

Alex gwałtownie zadrżał i przez krótką cudowną chwilę pomyślała, że już wszystko będzie 

dobrze,   ale   była  to   tylko  powtórna  fala  napięcia,   nie   pragnienia.  Zdała  sobie  sprawę,  że 

wszystko stracone. Alex też to wiedział. Usiadł.

background image

- Nie mogę - powiedział gwałtownie. - Nie w tym pokoju. Nie w tym łóżku.

- Przecież to tylko łóżko. Tylko pokój. I poza nami nie ma tu nikogo.

- Przepraszam. - Potrząsnął głową.

- Możemy pójść do hotelu - zaproponowała, wspominając, jak kiedyś dawno temu 

skłoniła go, by zabrał ją do hotelu, bo nie chciała być z nim w łóżku Venetii. Historia się 

powtarza - pomyślała smutno.

- To nie ma sensu. Lepiej pójdę. - Znów potrząsnął głową.

- Zaśnijmy i poczekajmy do rana - powiedziała przymilnie. - Teraz jesteś zbyt spięty, 

ale może jutro rano...

- Nie! - wybuchnął. - Na Boga, Ginny, nie bądź taka racjonalna i opiekuńcza. Jestem 

dorosły.

Poczuła złość wynikłą z frustracji i rozpaczy.

- To był twój pomysł, nie mój.

- Wiem. Przepraszam. Pójdę już. - Wstał z łóżka i zaczął się ubierać.

Z sercem pełnym rozczarowania zwróciła się do niego.

-   Przed   moim   wyjazdem   do   Ameryki   pytałeś,   czy   wyjdę   za   ciebie.   Czy   chcesz 

usłyszeć moją odpowiedź?

Zakładał właśnie koszule i zamarł gwałtownie.

- Może powinniśmy to teraz rozważyć - powiedział sztywno.

- Masz cholerną rację, że powinniśmy! - Czuła się odrzucona i przez to złość była 

jeszcze   bardziej   gorzka.   Przyklękła,   owijając   się   prześcieradłem.   -   Na   jakie   małżeństwo 

liczyłeś, Alex? Platoniczne? Czy tylko małżeństwo z nazwy? Miłe i przyjemne koleżeństwo? 

Więc przykro mi, ale nic z tego! Potrzebuję mężczyzny, a nie...

- W porządku! - przerwał jej z mocą. - Wystarczy! To wszystko było nie w porę i w 

złym miejscu i może my też nie jesteśmy dla siebie.

- Nie, nie my - odrzekła gwałtownie. - Nie, jeśli zechcesz być mężczyzną.

- Raczej łamagą, to miałaś na myśli - powiedział z goryczą.

- Nie. Być mężczyzną to znaczy znać swoje słabe strony i przezwyciężać je. A ty nie 

potrafisz się zdecydować, czy chcesz żyć przeszłością, czy wybrać przyszłość. Venetia nie 

żyje - powiedziała brutalnie.

- Jeśli chcesz żyć nadal z jej duchem, to twoja sprawa. Ale nie licz na to, że ja będę 

czekać, aż postanowisz zacząć żyć na nowo. Mam jedno życie przed sobą i muszę je sobie 

znów jakoś ułożyć.

- Pięknie to ujęłaś - zadrwił, wpychając koszulę w spodnie.

background image

- Przynajmniej staram się żyć i nie roztkliwiam się nad sobą.

Popatrzył  na nią, równie wściekły jak ona. Niepowodzenie potęgowało jego złość. 

Chciał ją zranić.

- To nic dziwnego, że mi się nie udało z osobą tak doświadczoną jak ty.

- Jesteś podły! - Zerwała się i owinięta prześcieradłem wskazała mu drzwi. - Wynoś 

się stąd! I nie wracaj, dopóki nie będziesz wiedział, czego chcesz!

- Z przyjemnością - warknął, zakładając buty.

- A kiedy znajdę kobietę, z którą zechcę się przespać, to ja nią pokieruję.

Usłyszała, jak zbiegł po schodach, zatrzasnął drzwi i natychmiast odjechał.

Nadal stała, przepełniona wściekłością, ale nagle złość jej minęła. Rozejrzała się po 

pokoju, nie wierząc, ze to wszystko wydarzyło się naprawdę i Alex odjechał. Krzyżując nogi 

powoli usiadła na łóżku. Wróci - pomyślała. Nie może odejść w taki sposób. Uspokoi się i 

wróci. Jednak nie wrócił i kiedy przemyślała wszystko jeszcze raz, zrozumiała, że duma mu 

na   to   nie   pozwoli.   Niepowodzenie   seksualne   jest   chyba   najbardziej   upokarzającym 

przeżyciem dla mężczyzny. Nieważne, że wszystko sprzysięgło się przeciwko niemu. Czul się 

przygnębiony, obawiał się tej nocy. Sam powiedział, że tak długo na to czekał, z pewnością 

bał się, że po tak długim czasie organizm go zawiedzie.

Próbowała   zrozumieć,   dlaczego   tak   się   stało,   i   w   końcu   doszła   do   wniosku,   że 

powinna go jeszcze powstrzymać albo zabrać do hotelu, do miejsca, które nie wiązałoby się 

ze wspomnieniami. Popatrzyła na pokój, starając się zobaczyć go oczami Alexa. Zmieniła, co 

mogła, ale dla niego to zawsze będzie łóżko, które dzielił z Venetią, jej portret zawsze będzie 

wisiał nad kominkiem, a jej zapach będzie wypełniać powietrze. Jutro wystawię ten dom na 

sprzedaż - zdecydowała. Powinnam była zrobić to natychmiast, jak tylko tu przyjechałam. 

Wyprowadzę się i wynajmę mieszkanie.

Leżała oparta o poduszki, zastanawiając się, co się dalej wydarzy. Czy Alex nadal 

będzie taki wściekły, taki  upokorzony,  że już  nie wróci?  Może byłoby lepiej, gdyby  nie 

wracał - Może nie są sobie przeznaczeni? Kołdra spadła na podłogę, podniosła ją, żeby się 

okryć i  ogrzać.  Spojrzała   na  zegarek.  Minęły prawie  dwie  godziny  od jego   wyjścia.   Już 

pewnie   dojechał   do   Bristolu,   może   zadzwoni.   Ale   telefon   milczał   i   tylko   tykanie   zegara 

przerywało ciszę, aż do chwili, gdy Ginny zaczęła cicho płakać. W końcu zasnęła.

Męczyły   ją   niespokojne   sny   i   obudziła   się   wcześnie   zaskoczona,   że   jest   naga. 

Natychmiast przypomniała sobie wydarzenia poprzedniej nocy i poczuła się nieszczęśliwa i 

śpiąca. Wyszło zmęczenie po długim locie przez Atlantyk. Wzięła prysznic i gdy chciała się 

ubrać,   znienacka   uświadomiła   sobie,   że   jej   bagaże   zostały   w   samochodzie   Alexa.   Przez 

background image

moment zaniepokoiła się, ale zaraz poczuła radość. To znaczyło, że będzie musiał przywieźć 

jej rzeczy i znów go zobaczy. Może wtedy wszystko się ułoży. Podniesiona na duchu poszła 

do   łazienki   umyć   i   wysuszyć   włosy,   potem   przebrała   się   w   brązowe   spodnie,   kremową 

jedwabną bluzkę i luźny blezer. Najlepsze kosmetyki zostały w walizce, ale jakoś poradziła 

sobie z makijażem. Czekając na telefon zjadła śniadanie i poszła ogarnąć sypialnię.

Ścieliła łóżko, gdy niechcący popchnęła coś nogą. Nachyliła się i na podłodze znalazła 

portfel   Alexa.   Popatrzyła   na   niego   i   uśmiechnęła   się   rozmyślając,   czy   zostawił   go   tu 

przypadkiem czy celowo. Wszystko jedno - pomyślała, tym bardziej musi przyjść. Włożyła 

portfel do nocnej szafki i pogwizdując zeszła na dół z budzącą się nadzieją.

Półtorej   godziny   później   ktoś   zadzwonił   do   drzwi.   Przyszła   Clare.   Wszystko   się 

zgadzało. Wczoraj z Alexem tak się na siebie wydzierali, że z pewnością musiała słyszeć. Ale 

wyglądało na to. że ściany są grubsze, niż przypuszczała, bo Clare wypytała ją tylko o pobyt 

w   Stanach.   Rozmawiały   jakąś   godzinę,   Ginny   czuła   wzrastające   napięcie   i   ciągle 

nasłuchiwała dźwięku kluczy w zamku.

Clare poszła wreszcie, ale Alex nie nadchodził. Ginny zrobiła sobie kanapkę, ale nie 

mogła jeść. Krążyła  po domu, nie oddalając się od telefonu, czekając na znak od Alexa, 

wiedząc, że teraz on powinien wyciągnąć rękę. Jednak czas mijał i powoli zaczęła wpadać w 

rozpacz. Przecież on musi zdawać sobie sprawę, że wczorajsza noc to skutek najbardziej 

niesprzyjających   okoliczności.   Teraz,   kiedy   miał   czas   wszystko   przemyśleć,   musiał 

zrozumieć, że w innych warunkach to już się nigdy nie powtórzy.

Pamiętając o swoim postanowieniu zadzwoniła do agencji i zleciła natychmiastowe 

wystawienie domu na sprzedaż. Obiecali jak najszybciej przysłać kogoś, żeby obejrzał dom. 

Odłożyła słuchawkę zadowolona, że opowie o tym Alexowi, gdy tylko nadejdzie. O czwartej 

po południu usłyszała dzwonek. Przypuszczała, że to agent w sprawie domu. Za drzwiami stał 

taksówkarz.

- Pani Blake?

Zmarszczyła brwi. W Anglii nigdy nie używała tego nazwiska, zresztą w Ameryce też 

bardzo rzadko. Przywykła posługiwać się panieńskim nazwiskiem w sprawach zawodowych i 

wróciła do niego po rozwodzie.

- Tak. Pan w jakiej sprawie?

- Pan Warwick z Bristolu przysyła pani walizki. Kilka razy chodził do samochodu, 

wynosząc bagaże.

Ginny stalą z boku, bez słowa, z sercem w rozterce, dlaczego Alex sam nie przyjechał. 

Taksówkarz złożył bagaże w przedpokoju.

background image

- Pan Warwick przesyła też list. Powiedział, że mam coś dla niego odebrać.

Powoli, drżącymi rękoma, Ginny wzięła kopertę.

- Proszę chwilę poczekać.

Zostawiła go w holu i weszła do salonu, zamykając za sobą drzwi, żeby w samotności 

odczytać jego list. Był bardzo krótki.

„Ginny, to oczywiste, że nic nam się nie układa. Było błędem z naszej strony wierzyć, 

że   to   nam   się   kiedykolwiek   uda.   Nie   widzę   żadnego   sensu,   żebyśmy   znów   się   spotkali. 

Proszę, nie rób sobie żadnych wyrzutów, to wszystko moja wina. Życzę ci powodzenia we 

wszystkim, co zrobisz w przyszłości. Proszę, przyślij mi mój portfel przez taksówkarza. Alex"

Szorstki i oschły ton tego listu doprowadził ją do wściekłości. Tak naprawdę to nawet 

jej nie przeprosił, po prostu stwierdził, że to jego wina. To oczywiście prawda - pomyślała ze 

złością. Tchórz! Nawet nie miał odwagi spojrzeć jej w oczy. Szarpnęła szufladą, wysypując 

jej zawartość na podłogę, znalazła długopis. Chwyciła jego list i zaczęła pisać na odwrocie. 

„Jeśli chcesz swój portfel, to odbierz go sam!" Wbijała pióro w papier, jakby zadając ciosy 

Alexowi, co sprawiło jej przyjemność. Włożyła list z powrotem do koperty i oddała go taksó-

wkarzowi.

- Proszę to oddać panu Warwick, osobiście.  Złość jej nie mijała i przez  następną 

godzinę krążyła po domu, rozmyślając, co powie Alexowi, kiedy wreszcie przyjdzie. Wtedy 

powiem mu wszystko - mówiła sobie w duchu, wtedy ja... Nagle tęsknota wypełniła jej serce. 

I   wtedy   zejdziemy   razem   do   samochodu,   pojedziemy   do   jakiegoś   spokojnego   hotelu, 

pójdziemy do łóżka i będziemy się kochać przez całą noc. I tym razem będzie dobrze, znów 

będzie cudownie. Musi tak być, bo przecież oboje się kochamy i ten następny raz musi się 

udać.

Minęło prawie pięć godzin, kiedy ostatecznie straciła nadzieję, że Alex przyjedzie. Ale 

nawet wtedy nie mogła w to uwierzyć. Usiadła w fotelu i siedziała nieruchomo aż do późnej 

nocy.

Po dziewiątej rano przyjechał agent w sprawie domu. Otworzyła mu. Ciemne cienie 

pod   oczami   po   nieprzespanej   nocy   podkreślały   delikatne,   jakby   nieziemskie   piękno   jej 

twarzy. Przeszli nad stertą walizek i bagaży w przedpokoju.

- Czy pani już się wyprowadza?

- Nie, właśnie wróciłam z podróży.

Obejrzał dom, wymierzył pokoje, ustalił cenę i zapewnił o jakości usług jego firmy. 

Wreszcie poszedł. Nie dotarło do niej wiele z tego, co mówił. Nawet nie zaproponowała mu 

filiżanki kawy. Kiedy wyszedł, zmusiła się do wniesienia na górę walizek. Powoli zaczęła je 

background image

rozpakowywać. Myślała, że osiedli się w Anglii i przywiozła z Ameryki wszystkie swoje 

ciuchy. Było tego mnóstwo i wkrótce zapełniła nimi całą ścienną szafę, którą Alex opróżnił 

dwa lata temu. Szafy Venetii były nietknięte, nadal znajdowały się w nich jej rzeczy. Ginny 

rozpakowała jedną z walizek i zapełniła ją rzeczami Venetii, starając się nie przyglądać im 

zbytnio. Ale na końcu szafy zobaczyła suknię, starannie zapakowaną w długą foliową torbę. 

Biała suknia. To ślubna suknia Venetii, uświadomiła sobie nagle i serce się jej ścisnęło.

Nie była na ślubie siostry i nawet nigdy nie widziała jej ślubnych fotografii, bo Alex 

od razu je zabrał. Nie mogąc się powstrzymać, wyjęła sukienkę i rozłożyła na łóżku. Była 

naprawdę piękna. Uszyta z delikatnego białokremowego atłasu miała na wierzchu koronkę i 

dopasowaną, wspaniale haftowaną górę, krótkie rękawy rozchylały się jak płatki kwiatów. 

Stroik, welon i atłasowe pantofelki na wysokim obcasie dopełniały całości. Gdy podnosiła 

suknię, kilka confetti w kształcie podkówek upadło na dywan i Ginny poczuła nagłą złość. 

Dlaczego ludzie muszą umierać? Dlaczego? Nie powinno tak być! Śmierci nie powinno być!

Ale   takie   jest   życie.   Popatrzyła   w   lustro   i   pomyślała,   że   życie   też   jest   okropne. 

Przyłożyła suknię do siebie, próbując wyobrazić sobie, jak Venetia w niej wyglądała. Jaką 

miała   fryzurę,   włosy   upięte   czy   rozpuszczone?   -   zastanawiała   się.   Chyba   rozpuszczone. 

Założyła na głowę stroik i welon, wypróbowując obie fryzury. Ale nie wyglądało to dobrze 

do dżinsów i swetra. Ściągnęła ubranie i założyła suknię, zapięła suwak z tyłu. Natychmiast 

poczuła bliskość Venetii, zapach jej perfum, mogła wyobrazić sobie, co czuła, gdy oglądała 

się w lustrze. Suknia leżała świetnie, ale była trochę za długa, dopóki nie założyła pantofli. 

Tak, Venetia z pewnością miała rozpuszczone włosy. Dla pełnego efektu opuściła welon na 

twarz.

Stała   przyglądając   się   swojemu   odbiciu   w   lustrze,   zagubiona   we   wspomnieniach, 

rozmyślając, jak inaczej mogło potoczyć się życie. W końcu westchnęła i obróciła się. W tym 

momencie   usłyszała   jakiś   dźwięk   dobiegający   z   dołu.   Podeszła   do   podestu   i   zobaczyła 

otwierające   się   drzwi.   Na   progu   stanął   Alex.   Zamknął   drzwi   i   przez   chwilę   stał 

niezdecydowany, patrząc w kierunku salonu, ale musiała coś poruszyć, bo popatrzył na górę. 

Jak rażony gromem zamarł w gwałtownym  niedowierzaniu, twarz mu nagle pobladła. Po 

chwili doszedł do siebie i zrozumiał, co się stało.

- Zdejmuj to natychmiast! - wykrzyknął z wściekłością, nie panując nad sobą. Zanim 

zdążyła się odwrócić i uciec, wbiegł po schodach i dopadł ją w sypialni. - Zdejmuj to! Ty 

dziwko! Jak śmiałaś założyć jej suknię!

Śmiertelnie przerażona chciała go usłuchać, ale chwycił za welon i zerwał go, szarpiąc 

jej włosy. Zaczęła krzyczeć, ale czując ból wpadła we wściekłość. Zamierzyła się i uderzyła 

background image

go w policzek.

- Ty tchórzu! Wynoś się stąd!

Zaryczał z gniewu i zaczęli walczyć ze sobą, Ginny drapała go paznokciami, a on z 

zaciśniętymi   ze   złości   ustami   próbował   ją   pochwycić.   Złapał   ją   za   nadgarstek,   ale   nie 

poddawała się, krzycząc mu prosto w twarz.

- Nienawidzę cię! Żałuję, że w ogóle się spotkaliśmy!  Och, ty podły tchórzu bez 

charakteru!

Z trudem złapała oddech, bo Alex nagle pociągnął ją do siebie, aż straciła równowagę.

- Ty dziwko! Już ja cię nauczę!

Wyciągnął   ręce   próbując   rozpiąć   jej   sukienkę.   Ginny   uwolniła   jedną   rękę   i 

przeciągnęła paznokciami po jego twarzy. Zaklął, a delikatna tkanina pękła w jego rękach. Z 

wściekłością zdzierał z niej suknię. Podarty materiał został mu w ręku, a ona gwałtownie 

przewróciła   się   na   łóżko.   Skoczył   na   nią   i  znów   zaczęli   walczyć,   tarzając   się   po  łóżku, 

wydzierając się na siebie i przeklinając.

Spróbowała go ugryźć i Alex krzyknął ze złości. Złapał ją za włosy i odciągnął głowę.

- Och, ty...

Popatrzył na nią, wykrzywił usta - i nagle przycisnął je do jej ust, całując ją z furią. 

Przez chwilę jeszcze niczego nie rozumiała i dalej próbowała go odepchnąć, ale to tylko 

dodało mu sił. Tarzali się po łóżku, już nie walcząc ze sobą, ale połączeni gwałtowną namięt-

nością.   Znów   zaczął   zrywać   z   niej   sukienkę,   potem   resztę   rzeczy,   odrzucając   je   z 

zapamiętaniem.   Szybko   ściągnął   ubranie   i   zaczął   się   z   nią   kochać,   dziką   i   prymitywną, 

zrodzoną z wściekłości miłością, ale była to miłość, mimo wszystko.

Przepełniona wdzięcznością oddała mu się bez reszty. Gorący żar ogarnął jej ciało i 

czuła kolejne, narastające fale podniecenia. Dzika namiętność  doprowadziła  ich oboje  do 

ekstazy.

- Ginny! Ginny! - opadł obok niej i znów zaczął ją całować. Czuła kropelki potu na 

jego skórze.

- Och, Ginny, Ginny, moja ukochana!

Leżeli jeszcze jakiś czas, trzymając się w objęciach, serca biły im mocno i z trudem 

łapali powietrze. Wreszcie Alex pozbierał swoje rzeczy, a Ginny schowała do szafy resztki 

ślubnej sukni.

W łóżku znów wziął ja w ramiona i mocno przytulił.

- Chyba trochę mnie poniosło - roześmiał się.

- Uhm - przytuliła się. - Możesz to robić częściej.

background image

- Z przyjemnością.

Nie mówiła tego dosłownie, ale najwyraźniej Alex tak to zrozumiał i tym razem było 

tak cudownie, jak tej nocy, którą zapamiętała sprzed lat. Kochał ją najpierw delikatnie i czule, 

potem z coraz większą namiętnością i nienasyceniem.

Później Ginny bezpiecznie wtulona w jego ramiona westchnęła.

- Dzięki Bogu, że wróciłeś. Tak się bałam, że nie przyjdziesz. Już myślałam, że na 

zawsze cię utraciłam.

Pod wpływem tych słów jej oczy wypełniły się łzami. Przytulił ją i całował.

- Już dobrze, kochanie. Już wszystko dobrze. Oparła się na łokciu i popatrzyła mu w 

oczy.

- Czy po to wróciłeś?

Powoli potrząsnął głową, uśmiechnął się smutno.

- Nie, chciałem tylko odebrać mój portfel i powiedzieć ci, że już nigdy więcej się nie 

spotkamy. O Boże, jaki byłem głupi!

Ginny mogła pozwolić sobie na wielkoduszność.

- Czy wiesz, że powinnam cię za to ukarać?

- Tak? A jak? - Uniósł lewą brew z nadzieją w oczach.

Uśmiechnęła się.

- Co powiesz na to, na początek?

Nie zasłonili okien. Poranne słońce zajrzało przez szybę i jego promienie padły na 

twarz śpiącej Ginny. Obudziła się. Leżała kilka minut w złocistym blasku, dziękując w duszy 

za cud, który znów ich połączył. Alex jeszcze spał. Wyślizgnęła się z łóżka, żeby zasłonić 

okno, bojąc się, że słońce go obudzi. Potrzebuje snu - pomyślała z uśmiechem zadowolenia. 

Gdy Alex doszedł do siebie, nie mógł się nią nacieszyć.

Ujęła firankę i nagle usłyszała swoje imię. Odwróciła się.

Alex westchnął głęboko.

-   Taką   cię   zawsze   pamiętam   -   stojącą   w   słonecznym   blasku.   Taką   piękną.   Taką 

doskonałą. - Wyciągnął do niej rękę. - Chodź do mnie, moja kochana.

Dochodziło południe,  gdy wyszli  do zalanego słońcem ogrodu. Krzak żółtej róży, 

który Alex posadził dla Venetii, był w pełni rozkwitu. Ginny dotknęła rozwiniętego kwiatu, 

płatki   zostały   w   jej   dłoni,   popatrzyła   na   nie   przez   chwilę,   potem   wyprostowała   palce   i 

przyglądała się, jak płatki powoli opadają aa ziemię. Odgadł jej myśli.

- Ona jest szczęśliwa, że tak się stało.

- Mam wrażenie, że tak to sobie zaplanowała. - Ginny uśmiechnęła się.

background image

Roześmiał się, objął ją w talii i zaczął całować w szyję, aż zamruczała z rozkoszy.

- Uważaj, to cię może szybko zmęczyć - ostrzegł ją.

- Przekonaj się. - Spojrzała na niego prowokująco. Pochylił się, chcąc ją podnieść, ale 

wyślizgnęła mu się.

- Poczekaj, mamy jeszcze mnóstwo czasu przed sobą.

Spoważniał nagle i mocno ujął ją za rękę.

- Nigdy tak nie mów.

- Dobrze. - Pogłaskała go po twarzy. - Obiecuję, że już nigdy tak nie pomyślę i będę 

cenić każdą darowaną chwilę. Pocałowała go namiętnie.

Puścił ją i uśmiechnął się.

- Coś mi się przypomniało. Czy teraz zgodzisz się przyjąć moje oświadczyny?

Popatrzyła   na   niego.   Wreszcie   nie   obawiała   się,   że   na   jej   twarzy   zobaczy   wyraz 

niezmiennej miłości, ukrywanej w głębi serca przez te wszystkie lata.

- No, może zlituję się nad tobą i zgodzę się. Wyglądał na zadowolonego.

- No cóż, przynajmniej teraz mogę ci wynagrodzić ten przegrany rzut monetą, kiedy 

musiałaś ustąpić mnie Venetii.

Szczęście  przepełniało  jej   serce,  ale  nie   chciała,  żeby  wpadł  w   samozadowolenie. 

Przekręciła głowę na bok i spojrzała na niego prowokująco.

- Dlaczego sądzisz, że przegrałam? Otworzył szeroko oczy.

- Ginny, czy chcesz powiedzieć, że... Roześmiała się.

- A nie chciałbyś się dowiedzieć?