background image

UFO i Jackowski

Dwa i pół tysiąca lat temu chiński mędrzec Sun Tzu w traktacie 

„Sztuka Wojny” dał radę dla tych, którzy spotykają się z niezwykłą 
siłą i miażdżącą przewagą przeciwnika. Sun Tzu sugeruje w takiej 
sytuacji,   aby   zastosować   podstęp   wykorzystując   nasz   najsilniejszy 
element, którego druga strona nie będzie się spodziewać.

Badanie  zjawiska  UFO  jest   właśnie  taką  „nierówną   grą”,  gdyż 

jedna   ze   stron   ma   nieprawdopodobną   przewagę,   a   nam   zawsze 
pozostawało jedynie obserwować i gromadzić prostą dokumentację o 
tym zadziwiającym zjawisku. Co z tego, że będziemy mieli kolejnych 
sto obserwacji (codziennie mamy nowe, których już nawet nie mamy 
czasu   publikować),   zdjęcia   i   kolejne   filmy   pokazujące   przeloty 
obiektów   UFO?   Czy   to   przybliżyło   nas   choćby   o   krok   do 
zrozumienia istoty tego, dlaczego „tu przylatują, kim są i jakie mają 
wobec nas plany”?

Zgodnie z sugestią Sun Tzu trzeba było zastosować metodę nietypową. Czym dysponujemy? 

Śmiech   człowieka   ogarnia...   Kamery,   aparaty   fotograficzne,   noktowizory,   proste   detektory   pól 
magnetycznych   czy   przeróżne   mierniki   promieniowania   –   to   wszystko   jest   jedynie   iluzją 
prawdziwych   badań.   Ostatnio   dosłownie   co   tydzień   kupujemy   „coś   nowego   na   pokład”   i   nasz 
NAUT-MOBILE powoli zaczyna być nafaszerowany specjalistycznym sprzętem po dach, a i tak 
mamy   wrażenie,   że   wobec   zjawiska   UFO   jesteśmy   zupełnie   bezradni.   Istnieje   bowiem   rażąca 
nierównowaga   sił,   przypominająca   pojedynek   2-letniego   dziecka   z   opancerzonym   czołgiem. 
Pozostała nam tylko jedna możliwość, użycie największej siły, jaką dysponujemy na Ziemi – potęgi 
ludzkiego umysłu!

Mamy kartę atutową w tej rozgrywce!

Fundacja NAUTILUS zajmuje się badaniem zjawisk niewyjaśnionych od wielu lat i spotkaliśmy 

wiele osób, które twierdziły, że mają „ponadnaturalne możliwości”. Dobijają się do nas wróżki, 
astrolodzy, bioenergoterapeuci, media, przeróżnej maści egzorcyści i wizjonerzy, a ostatnio mamy 
wysyp   „channelingowców”.   Nikomu   z   nich   nie   odmawiamy   tego,   że   rzeczywiście   mają   jakieś 
zdolności,   ale...   najtrudniejsza   jest   ich   weryfikacja.   Jak   sprawdzić,   czy   ktoś   rzeczywiście   ma 
„telepatyczny kontakt” z tym czy owym? Przekazami co prawda sypie jak z rękawa, ale... naprawdę 
to nic nie oznacza. Jak ocenić możliwości bioenergoterapeuty, którego pacjent po seansie poczuł się 
lepiej? Czy na pewno jest to moc tego człowieka, a może znany w medycynie efekt placebo?

Wyobraźmy sobie, że ktoś nas przyciśnie do muru i zapyta: „Czy znacie choć jednego człowieka 

na Ziemi, który potrafi udowodnić swoją niezwykłą moc”?!

Jeżeli chcemy być uczciwi, to odpowiedź może być tylko jedna: owszem, mieszka w Człuchowie 

i nazywa się Krzysztof Jackowski.

Jego   możliwości   jasnowidzenia   są   bezdyskusyjne   i 

trzeba   naprawdę   wyjątkowej   głupoty   i   złej   woli,   aby 
wobec   ponad   pół   tysiąca   potwierdzeń   policyjnych   o 
trafnych   wizjach   jasnowidczych   zakwestionować   jego 
zadziwiające   umiejętności.   Zresztą,   te   wszystkie   znane 
sprawy prowadzone przez niego i tak nie mają znaczenia. 
Często   zdarzają   mu   się   spektakularne   wpadki   (na 
przykład wizje polityczne, na które daje się niepotrzebnie 
namawiać...),   do   których   zresztą   się   sam   przyznaje.   O 
wiele   większe   wrażenie   –   i   musicie   nam   wierzyć   na 
słowo   –   robią   jego   „mniejsze   numery”,   o   których   nie 

background image

piszą   gazety,   a   które   mieliśmy   okazję   obserwować   setki   razy   i   które   naprawdę   ścinają   z   nóg. 
Wystarczy położyć przed nim zdjęcie obcej osoby, aby bezbłędnie zaczął ją opisywać, a czasami 
nawet   potrafi   podać   nazwisko!   Wielokrotnie   biorąc   do   ręki   jakiś   przedmiot   potrafił   opisać 
okoliczności jego znalezienia, kto go znalazł, do kogo należał, a nawet jakie będą dalsze jego losy! 
Jak to robi? Bóg jeden raczy wiedzieć.

Co prawda tłumaczy coś o „trzecim oku” i energii „kogoś” ukrytej w jego przedmiocie, ale dla 

zwykłych ludzi brzmi to trochę jak magia i nikt tak do końca nie wie, jak on to robi... Najważniejsze 
jest to, że ten jego zadziwiający umysł przekracza bariery czasu i przestrzeni, a Jackowski po prostu 
jest! Jeździ, co chwila narzeka na telefony, zarywa umówione spotkania i nie dotrzymuje obietnic, 
nie oddzwania, pali papierosa za papierosem i pije hektolitry kawy (ostatnio ma przez to kłopoty z 
sercem). Jest żywym dowodem na to, że oficjalna nauka o człowieku nie ma pojęcia o tym, czym 
naprawdę jest ludzka istota! Krzysztof Jackowski... jasnowidz z Człuchowa.

Podobno ma pomyłki (sam mówi, że odnosi sukcesy 

tylko w co drugiej sprawie), ale my na samym początku tej 
publikacji   musimy   powiedzieć   jasno,   gdyż   tylko   w   ten 
sposób   będziemy   uczciwi   wobec   siebie   i   czytelników: 
przez   kilkanaście   lat   obserwowania   Krzysztofa 
Jackowskiego wysłuchaliśmy setek (dosłownie) jego wizji 
dotyczących przeszłości i przyszłości. Wstyd powiedzieć, 
ale żadna z nich nie okazała się fałszywa! Głupio to brzmi 
i   na   pewno   Jackowski   się   wiele   razy   mylił   w   swoich 
wizjach   (czasami   piszą   do   nas   e-maile   osoby 
rozczarowane   tym,   co   usłyszały   od   Jackowskiego   –   to 
prawda!), ale my nigdy nie mieliśmy okazję złapać go na 
pomyłce!   Zwłaszcza   wizje   wykonywane   na   podstawie   pokazanych   mu   zdjęć   porażały   swoją 
trafnością i trudno nawet oceniać te wizje w kategoriach „trafił/nie trafił” – on po prostu dokładnie 
opisywał wydarzenia, miejsca, ludzi. I tutaj żadne opisy nic nie pomogą, takie rzeczy trzeba przeżyć 
i zobaczyć na własne oczy, żeby zrozumieć, co to znaczy „prawdziwy dar jasnowidzenia”.

Znajduje tyle zaginionych ludzi... dlaczego nie robi wizji o UFO?!

Od samego początku kusiło, żeby skorzystać z jego mocy i użyć jej w sprawie badania zjawiska 

UFO. Z takimi sugestiami zwracało się do nas wiele osób i było oczywiste, że wcześniej czy później 
to się musi stać. Dlaczego stało się to dopiero teraz? Odpowiedź jest trudna. Jackowski nie czyta 
ezoterycznych gazet, nie przegląda internetu. Z trudem zmuszamy go do czytania poczty, a i z tym 
różnie bywa. Interesują go głównie teksty dotyczące jego osoby lub spraw, które prowadził. Na inne 
po prostu brakuje mu czasu.

Jest   jeszcze   jedna,   ważna   okoliczność...   Z   Krzysztofem   Jackowskim   łączą   nas   więzy 

przyjacielskie.  On sam mówi, że jest „jednym  z NAUTILUS-a”. W ciągu roku spotykamy się 
kilkanaście razy, znamy się „na wylot”, wiemy nawzajem o różnych tajemnicach związanych z 
naszymi rodzinami, życiem osobistym. Tematów do rozmowy jest tyle, że zwykle nie wystarczało 
czasu, aby podtykać mu pod nos jakieś „zdjęcia UFO” i prosić o odpowiedzi na „145 pytań”.

Sprawy   związane   z   jego   innymi   wizjami   były   na   tyle   zajmujące,   że   zwykle   po   prostu   nie 

wypadało   go   o   to   prosić.   Ten   człowiek   jest   w   ciągłym   biegu,   stresie,   wyrywają   go   sobie 
poszczególne komendy policji (dokładnie tak!), a na jego telefon dzwonią co chwila nowi ludzie. 
Zaginięcia, porwania, utonięcia, krwawe zabójstwa – ten świat pochłania Jackowskiego bez reszty. 
On zresztą tego nie ukrywa, że istotą jego działalności są sprawy policyjne, bo jest to konkret, który 
tak lubi – mówi „żyje lub nie żyje”, wskazuje miejsce, gdzie leży ciało, ewentualnie mordercę, na 
koniec prosi policję o przysłanie faxem „potwierdzenia”. W tym kołowrocie nie bardzo jest miejsce 
na badanie UFO.

Dla   czytelników   stron   NAUTILUS-a   takie   wyjaśnienie   może   wydać   się   dziwne,   ale   tak 

dokładnie jest. Dla nas Krzysztof Jackowski jest przyjacielem i to trochę zmienia zwykły układ 
„jasnowidz/klient”,   a   na   pewno   wpływa   na   charakter   spotkań.   Jasne,   że   od   czasu   do   czasu 
jasnowidz rzucał deklaracje „musze wreszcie zrobić wizje dotyczącą waszych materiałów o UFO!”, 
ale ciągle było to odkładane na przyszłość. Dopiero audycja w Pierwszym Programie Polskiego 
Radia i złożona publicznie na antenie deklaracja zmobilizowała obie strony do działania, dzięki 

background image

czemu jest możliwa dzisiejsza publikacja. Jednak Polskie Radio to potęga!

Sprawa kamienia z Gołąbek

Zanim przejdziemy do tego, co wydarzyło się w ten niezwykły wieczór 23 maja 2007 roku, 

warto wspomnieć o dwóch interesujących momentach, kiedy Krzysztof Jackowski miał wizję w 
sprawach   związanych   z   UFO.   W   ciągu   kilkunastu   lat   naszej   przyjaźni   jasnowidz   kilka   razy 
zdecydował się użyć swojej mocy w sprawach, które wykraczają poza tematykę policyjną czy nasze 
sprawy osobiste, co czynił nagminnie i zawsze – piszemy to z całą mocą – obezwładniająco trafnie. 
Opiszemy Wam dwa takie przypadki.

Pierwszy   miał   miejsce   w   2002   roku,   kiedy   do   jego   mieszkania   w   Człuchowie   wpadliśmy 

wracając  z wybrzeża.  Na jego stole w dużym pokoju wylądowało duże zdjęcie.  Jackowski nie 
wiedział,   co   to   zdjęcie   przedstawia,   gdyż   leżało   „obrazem   do   blatu   stołu”.   Mógł   być   na   nim 
człowiek, przedmiot, jakieś miejsce, albo choćby... coś banalnego. Tymczasem na zdjęciu była ryba 
ze znakiem, którą wyłowił Robert Żmuda. Sprawa tego zdjęcia była wielokrotnie opisywana przez 
nas, ale nigdy nie wspominaliśmy o tym incydencie. Niestety, wtedy nikt nie pomyślał, żeby sprawę 
nagrywać na wideo (tego błędu już nigdy nie popełnimy). Jackowski najpierw „zastrzelił obecnych” 
tekstem, że to jest... zdjęcie karpia z krzyżem!

Już to wystarczyło, żeby kilka obecnych na tym spotkaniu osób poczuło zimny pot na plecach. 

Jackowski   jednak   mówił   dalej   (trzymając   rękę   na   odwróconej   fotografii!)   o   okolicznościach 
wyłowienia tej ryby, a wreszcie o samym znaku i o energii, która ten znak zrobiła!

Nie będziemy podawali teraz jakichkolwiek  szczegółów  tej sprawy, gdyż i tak trudno Wam 

będzie uwierzyć w to, co mówił jasnowidz. Fundacja NAUTILUS zdecydowała się przeprowadzić 
kolejny seans z jasnowidzem, podczas którego powtórzy on wizję ze zdjęciem ryby ze znakiem, 
która tym razem będzie w całości zarejestrowana na wideo. Kto wie, czy nie przebije ona na łeb 
wszystkich materiałów, które prezentujemy Wam w tym tekście...

background image

Kolejnym momentem, kiedy w wizji Krzysztofa Jackowskiego pojawił się wątek związany ze 

zjawiskiem   UFO,   było   spotkanie   w   jego   domu   w   Człuchowie   i   eksperyment   z   „kamieniem   z 
Gołąbek”.   Ta   sprawa   było   od   samego   początku   wyjątkowa   ze   względu   na   okoliczności. 
Przypomnijmy   je   w   kilku   słowach.   Było   lato   1998   roku.   W   małej   wiosce   Gołąbki   (niedaleko 
Trzemeszna) doszło do dziwnej obserwacji. Mieszkanka jednego z domów Ś.P. Ewelina Kuss (ta 
przesympatyczna, starsza pani zmarła dwa lata temu) obserwuje w nocy jasne, czerwone światło, 
które powoli obniżając wysokość ląduje w odległości około 150 metrów od jej domu na krawędzi 
pola i pasa trawy.

W pierwszej chwili pani Kuss jest przekonana, że dojdzie do „pożaru 

pola”, ale ponieważ światło gaśnie, więc kładzie się spać. Następnego dnia 
rano opowiada rodzinie o dziwnym wydarzeniu. Sprawą zainteresował się 
jej wnuczek, wtedy dziesięcioletni Miłosz Kuss, który poszedł na miejsce 
wskazane   przez   babcię   i   znalazł   dziwaczne   kamienie.   Jeden   z   nich 
(najmniejszy) wziął do domu. Kiedy następnym razem poszedł razem z 
ojcem, aby przynieść pozostałe kamienie okazało się, że wszystkie znikły! 
Ta relacja była o tyle wiarygodna, że oprócz pani Eweliny i Miłosza nawet 
najmniejsze   szczegóły   potwierdzili   rodzice   Miłosza,   którzy   dokładnie 
pamiętali tamto wydarzenie. Ważne w tej sprawie było także to, że na 
dokumentację przyjechaliśmy do wsi Gołąbki z zupełnego zaskoczenia i 
świadkowie nie mieli najmniejszej szansy, aby uzgodnić wspólną wersję 
wydarzeń.

I tak trafiliśmy z kamieniem do Krzysztofa Jackowskiego. To był marzec 2003 roku. Jackowski 

wiedział tylko tyle, że przyjedzie do niego „grupa Nautilusa”. Te spotkania są zawsze bardzo miłe, a 
czasami mamy do jasnowidza jakąś prośbę. Przeważnie chodzi o poszukiwania osób. Jackowski 
prosi zwykle, aby przywieźć ze sobą jakiś przedmiot, który należał do danej osoby. To może być 
rękawiczka, ale także zapalniczka. Jeśli nie ma nic, to zdarza się, że jasnowidz prosi o trochę ziemi, 
która powinna być zebrana z okolicy domu, w której dany człowiek mieszka.

Kamień z Gołąbek

background image

Kamień   z   Gołąbek   został   owinięty   w   papierowe   ręczniki   i   umieszczony   w   plastikowym, 

przezroczystym pudełku po jakimś „fast-food” z hipermarketu. Kiedy jasnowidz dowiedział się, że 
mamy „jakiś przedmiot” i prośbę o wizję, zgodził się natychmiast. Zostało zdjęte wieczko pudełka, 
ale Jackowski stanowczo poprosił, aby pod żadnym pozorem nie wyjmować przedmiotu z papieru. 
Po chwil położył rękę i zaczął mówić. Sama wizja trwała ponad pół godziny. Na samym początku 
Jackowski opisał miejsce znalezienia tego kamienia, a nawet narysował szczegółowy plan. Już to 
było zastanawiające, że bezbłędnie określił, że to „coś” zostało znalezione gdzieś na polu, a nie jest 
to na przykład jakiś kamień przywieziony z okolicy domu osoby, która zaginęła!

Jego wizja trwała prawie godzinę i zdecydowaliśmy, aby poświęcić jej zupełnie oddzielny tekst 

na stronach Nautilusa, gdyż jest tego warta. Widać wyraźnie, że Jackowski ma ogromny kłopot z 
dokładnym sprecyzowaniem, czym jest ów tajemniczy MOUS, który pojawia się w jego wizji. Tym 
razem   przedstawiamy   Wam   tylko   małe   fragmenty   tej   wizji.   Zwracamy   Wam   uwagę   na   jeden 
moment, niezwykle ciekawy. W trakcie spotkania nie pada od nas nawet słowo wyjaśniające, że ta 
sprawa może naszym zdaniem mieć związek z obiektem UFO. Jackowski w milczeniu obraca w 
palcach kamień, przykłada go do czoła, aby nagle mniej więcej w połowie wizji wstać i zadzwonić 
do swojego przyjaciela, którego nazywa „starym ubekiem”. To ulubiony „chwyt” Jackowskiego, w 
trakcie rozmowy dzwoni na zestawie głośnomówiącym do innych osób i w ten sposób udowadnia 
„to czy tamto”. Tym razem decyduje się zadzwonić z prośbą, aby jego znajomy opowiedział o 
obserwacji trzech obiektów UFO, która wiele lat temu miała miejsce nad Człuchowem. To był ten 
moment, kiedy zorientowaliśmy się, że on „wie” o dziwnej historii opowiedzianej przez rodzinę 
Kussów!

I jeszcze jedna drobna, ale ciekawa sprawa – po dokonaniu tej wizji przez kilka dni jasnowidz 

miał   nagłe   zawroty   głowy,   a   „przed   oczami”   pojawiał   mu   się   niewinnie   wyglądający,   zielony 
kamień...

Kilka   dni   po   tym   spotkaniu   Krzysztof   Jackowski   zadzwonił   do   Fundacji   NAUTILUS   z 

kategoryczną  prośbą, aby ten kamień trzymać  możliwie  daleko od ludzi i za żadne  skarby nie 
przykładać sobie do czoła!

To jest... Śruba!

Kiedy po raz pierwszy opublikowaliśmy zdjęcia ze Zdanów, natychmiast dostaliśmy kilkanaście 

maili   od  czytelników  z   genialnym  pomysłem.   Jego  odkrywczość  polegała  na   tym,  aby   zdjęcia 
pokazać   jasnowidzowi   i   on   powinien   powiedzieć,   czy   zdjęcia   są   prawdziwe...   Ten   pomysł   od 
samego początku wydawał się oczywisty, ale wraz z kolejnymi wyprawami do Siedlec i Zdanów 
powoli   o   nim   zapominaliśmy.   Dlaczego?   Ponieważ   nikt   z   nas   nie   musiał   szukać   kolejnego 
potwierdzenia, że zdjęcia są prawdziwe. Po prostu był taki moment kiedy stało się jasne, że mamy 
do czynienia z autentyczną historią, zaś opinia jasnowidza w tej sprawie była dla nas zbędna. Być 
może był to błąd, gdyż już wcześniej dowiedzielibyśmy się tych rzeczy, ale... nie ma sensu wracać 
do   tego,   co   było.   Czytając   nasze   materiały   musicie   wiedzieć,   że   naszym   głównym   celem   jest 
poznanie prawdy przez nas, a nie udowadnianie jej temu czy innemu. To my musieliśmy sami sobie 
odpowiedzieć   na   pytanie,   jak   naprawdę   wyglądał   ten   8-my   stycznia   2006   roku   i   dlaczego 
świadkowie ukrywają prawdziwy cel podróży tego Poloneza.

W pewnym momencie zauważyliśmy, że przestało nas interesować, że 

ktoś kwestionuje ten przypadek z tego czy innego powodu, gdyż po prostu 
nikt nie miał możliwości nawet zbliżyć się do wiedzy o tej historii, którą 
przez   ten   rok   udało   nam   się   uzyskać.   Wreszcie   po   wielu   miesiącach 
„męczenia   świadków”   poznaliśmy   wątek   obyczajowy   związany   z 
prawdziwym   celem   jazdy   samochodu   marki   Polonez.   I   wtedy  stało   się 
wszystko jasne, a sprawa zdjęć ze Zdanów została przez nas uznana za 
wyjaśniona w stopniu, w jakim nie udało nam się udokumentować żadnej 

innej sprawy w historii Fundacji NAUTILUS.

I tu ważna uwaga – Fundacja NAUTILUS podobnie jak każda organizacja posiada strukturę w 

kształcie   piramidy  (mimo  naszej   niechęci   do  wszelkich  struktur   taki   układ  jest   nieuchronny   w 
każdej  grupie osób). Na samej  górze jest około 10 osób, które  mają  tzw. „najwyższą  klauzulę 
dostępu   do   informacji   FN”.   I   tylko   ta   grupa   osób   wiedziała   o   szczegółach   obyczajowych 
związanych z incydentem w Zdanach, a także znała skład personalny wszystkich uczestników tej 

background image

sobotniej eskapady. Tylko te osoby wiedziały, że Polonezem podróżowały trzy osoby – z całej trójki 
panów tylko jeden zdecydował się na samym początku ujawnić swoje nazwisko, czego potem srogo 
żałował...)

Dlaczego   piszemy   te   słowa?   Gdyż   w   czasie   swojej   wizji   Krzysztof   Jackowski   dokładnie 

opisywał ten incydent podając szczegóły, których znać po prostu nie mógł, gdyż nigdzie i nigdy nie 
były ujawniane! Już tylko ten fakt zasługuje na to, żeby tę wizję uznać za wyjątkowo ważną w 
procesie   dokumentowania  zjawiska   „jasnowidzenia”.  Jeśli  kiedyś   dojdzie  do  procesu sądowego 
udowadniającego to zjawisko (mamy taki pomysł), to właśnie te fragmenty wizji Jackowskiego 
dotyczące opisu „całej trójki starszych panów z Poloneza” będzie można przedstawić jako najlepszy 
dowód możliwości ludzkiego umysłu.

Ale zacznijmy od początku. Po deklaracji złożonej podczas audycji w Polskim Radiu stało się 

jasne, że jasnowidz będzie musiał zrobić wizję na podstawie zdjęć ze Zdanów. Tym razem już nie 
było możliwości „machnąć na to ręką”! 23 maja 2007 roku w środę jasnowidz zadzwonił rano, że 
jest   szansa   „na   spotkanie   wieczorem”   i   że   przyjeżdża   do   Warszawy.   Akurat   w   przypadku 
Jackowskiego taka deklaracja nic nie oznacza. Może w ostatniej chwili dziesięć razy odwołać swój 
przyjazd, albo w ostateczności po prostu wyłączyć komórkę, co też niestety mu się zdarza... Trudny 
człowiek, po prostu!

Jest   godzina   21.00,   kiedy   nagle   dzwoni   jasnowidz: 

„Jestem,   jestem   w   Warszawie!   Zrobię   tę   wizję,   jak 
obiecałem. Mam siłę dzisiaj... czy się spotykamy?” – takie 
słowa w ustach Jackowskiego oznaczają dobry dzień.

Spotkanie   zostało   wyznaczone   w   najbardziej 

ekskluzywnym   miejscu   Warszawy,   czyli   na   ostatnim 
piętrze   kompleksu   handlowego   „Złote   Tarasy”.   Była 
22.30, kiedy zamówiliśmy kawę, a Jackowski był gotowy 
do rozpoczęcia wizji. Wszystko było tak, jak zawsze – w 
odległości   ok.   20   metrów   od   naszego   stolika   siedziała 
grupa mężczyzn w garniturach, którzy spokojnie czekali, 

aż „mistrz” znajdzie czas. Jackowski bardzo często umawia się z kilkoma osobami jednocześnie, z 
czym   potem   ma   wiele   problemów.   Ktoś,   kto   nie   zna   dziwnych   zwyczajów   jasnowidza,   ma 
absolutne   zero   szans   na   spotkanie,   nie   mówiąc   o   wizji.   Jackowski   jest   wiecznie   w   pośpiechu, 
wiecznie ktoś na niego czeka, wiecznie ma tysiąc spraw, na które obiecał zrobić ludziom wizję...

Na szczęście Fundacja NAUTILUS jest u niego na miejscu pierwszym, więc ci „bardzo ważni i 

baaardzo znani publicznie (tak!) panowie w garniturach” musieli czekać na ich kolejkę. Siedzieli na 
szczęście  na tyle daleko, że nie słyszeli  tego, co się działo  przy naszym stoliku.  Oprócz ludzi 
Fundacji   NAUTILUS   eksperyment   obserwowała   córka   jasnowidza   Monika,   a   także   jego   bliski 
współpracownik   z   biura   w   Warszawie.   Mieliśmy   bardzo   precyzyjny,   wcześniej   ustalony   plan 
przedstawiania mu materiałów, który okazał się absolutnie słuszny. I od razu musimy zastrzec, że 
Jackowski nie miał pojęcia, jakie materiały otrzyma do wizji (poza ogólnym stwierdzeniem, że mają 
coś wspólnego z Niezidentyfikowanymi Obiektami Latającymi). Jego autentyczne zaskoczenie w 
kilku momentach zostało dobrze uchwycone przez naszą kamerę.

Przed  Jackowskim  zostają  położone   zdjęcia   ze  Zdanów.  Na  początku   prosi  o  wyjęcie  ich  z 

celofanowych   koszulek,   a   następnie   kładzie   ręce   na   pierwszej   fotografii.   Jeszcze   wtedy   nie 
przygląda się szczegółom zdjęcia.

Przez wiele lat obserwowania pracy Jackowskiego poznaliśmy wiele tajemnic jego „warsztatu”. 

Wizje   pojawiają   się   u   niego   nagle   w   postaci   symboli,   czasami   jakiś   słów.   Mamy   nieodparte 
wrażenie,   że   on   pobiera   te   informacje   z   jakiegoś   „uniwersalnego   źródła   danych”.   Oglądając 
pierwszy fragment filmu zwróćcie uwagę, że pojawia mu się słowo „śruba”, którego znaczenia 
zupełnie nie rozumie. Wyjaśnienie tej zagadki przychodzi później, kiedy to ma kolejną wizję, ale 
moment, kiedy nagle mówi bezwiednie słowo „śruba” jest chyba jednym z najważniejszych w tej 
wizji.   Krzysztof   Jackowski   odbierał   informacje,   które   dotyczyły   dwóch   odrębnych   „sfer” 
związanych   z   tymi   zdjęciami.   Pierwsza   sfera   to   emocje   osób,   które   były   obecne   podczas 
wykonywania   tych   zdjęć.   I   tu   po   prostu   odebrało   nam   mowę.   Jasnowidz   dokładnie   opisał 
okoliczności,   w   których   trzech   starszych   mężczyzn   obserwowało   coś,   co   jeden   starał   się 
sfotografować. Jackowski nie tylko dokładnie mówił, co wtedy czuli, ale nawet... powiedział słowo, 

background image

którym określili oni to całe zdarzenie tuż po fakcie!

Takie szczegóły nie były znane absolutnie nikomu i ten fragment będzie w naszym archiwum 

umieszczony w dziale „dowody jasnowidzenia”, gdyż to wykracza poza ramy samego incydentu z 
UFO.

Nasze spotkanie z Jackowskim było starannie zaplanowane, a jego przebieg przemyślany. Kiedy 

Jackowski zobaczył już zdjęcia ze Zdanów i zaczął mówić o jakieś „śrubie”, wtedy postanowiliśmy 
zrobić   mu   małą   niespodziankę   i   trochę   zmienić   tor   przebiegu   wizji.   Z   naszego   doświadczenia 
wynika, że tego typu „operacje” wpływają bardzo dobrze na pozazmysłową percepcję jasnowidza. 
Co zrobiliśmy?  Nagle przed Krzysztofem  Jackowskim wylądował list, ale tutaj – jak w dobrej 
powieści sensacyjnej – musimy opowiedzieć Wam pewną historię, która ma istotny związek z tą 
sprawą....

Kim jest Zygmunt Dusza?

Latem   2004   roku   ktoś   z   załogi   poszedł   „sprawdzić   pocztę   przysłaną   na   pokład”,   kiedy   w 

skrzynce  Nautilusa   na ulicy   Świętokrzyskiej  w   Warszawie  wśród  wielu  listów   był  także  jeden 
zaadresowany do Roberta Bernatowicza. Mamy taki zwyczaj, że aby połapać się w korespondencji 
zawsze na kopercie dajemy krótki dopisek flamastrem, aby zorientować się, czy w środku jest coś 
ciekawego. Tym razem ktoś, kto odebrał ten list (w tej chwili już trudno ustalić, kto to był), dopisał 
na kopercie flamastrem „KULE NAD DĄBROWĄ SUPER!”, a ktoś inny podpisał pod spodem 
długopisem   słowo   „ZDJĘCIA”,   żeby   było   wiadomo,   że   w   środku   są   fotografie.   Zdjęcia   były 
zadziwiające, ale... interesujący był także list.

background image

Oto jego treść:

Dąbrowa 20 sierpnia 2004 r.

Szanowny Panie Robercie!

Piszę do Pana czyli do znawcy spraw sekretnych i tajemnych. Bo od czasu jakiegoś widać u nas rzeczy na Niebie we 

wsi jakich wcześniej u nas nie było. Widziała to moja rodzina i sąsiedzi. Trwało to dłuższy czas, stało się w miejscu i 
przesuwało się też co rusz!

Jest już tak od czasu pewnego że i ja i ludzie ze wsi to widzą. Aparat fotograficzny co od wesela córki w domu 

został wziąłem do używania i zdjęcia zrobiłem różne.

Te co wysyłam to od nas z Dąbrowy są zdjęcia przy domu sąsiada mojego Jurka Kopecia. Było to 23 czerwca z 

wieczora kiedy to z domu wyszedłem na żony wołanie. Poleciałem o co chodzi zobaczyć a pokazała mi na Niebo ręką i 
było.

Wziąłem aparat i zrobiłem zdjęcia temu co tam wisiało a poruszało się też. Zrobiłem 10 fotografii, a te 3 przesyłam z 

tego. Mam też i inne dziwy co mi na fotografii były ale to potem.

Teraz myślę co to może być? Satelita jakiś czy wojskowe sprawy? Może pan wie? Ludzie różne rzeczy gadają. A 

nikt w oczy nie powie prawdy. Będę jeszcze pisał w tej sprawie i o tych z teraz i co może potem. A teraz to wszystko.

Dusza Zygmunt

p.s.

Niech pan coś z tym zrobi albo ta fundacja od pana. Bo ja dużo czytam gazet i przeczytałem, że w tym Wylatowie 

też jakieś kule widzieli.

background image

W liście były trzy poniższe zdjęcia zrobione zwykłym aparatem.

background image

Na zdjęciach  widać kulę, która po bliższej analizie  ma metalowy kołnierz. Obiekt wyraźnie 

przemieszcza się nad jakimś budynkiem, który posiada podwójny komin. Dwa zdjęcia są prawie 
identyczne,  ale   jednak  obiekt   został   uchwycony  w  ruchu, gdyż  przemieścił   się wobec  komina. 
Odbitki zdjęć były dosyć pośledniej jakości, ale udało nam się popracować nad nimi na programie 
wyostrzającym kontury. Wtedy dostrzegliśmy, że nie mamy do czynienia z idealną kulą, ale że ma 
ona wyraźny pierścień. Był to więc obiekt przypominający dwie połączone ze sobą miski. W 2004 
roku opublikowaliśmy ten list i zdjęcia i sprawa w zasadzie uległaby zapomnieniu gdyby nie... 
zdarzenie ze Zdanów!

Kiedy tylko dotarły do nas zdjęcia ze Zdanów od razu przypomniał się ten zagadkowy list z 

Dąbrowy, który podpisał Zygmunt Dusza. Czy to przypadkiem nie jest ten sam obiekt, który został 
sfotografowany 8 stycznia 2006 roku w Zdanach? To pytanie nurtowało nas od samego początku, a 
gotowość Jackowskiego do przeprowadzenia wizji była znakomitą okazją, by powrócić do sprawy 
tego listu.

Było   w   nim   kilka   rzeczy   godnych   zastanowienia.   Po   pierwsze   dziwaczny   styl.   Odnosi   się 

wrażenie, że osoba pisząca ten list zdecydowała się na to po raz pierwszy od wielu, wielu lat. 
Podejrzane było nazwisko „Dusza”, ale także naszą uwagę zwróciła inna rzecz. W liście wszystkie 
słowa były pisane małą literą, a tylko słowo „Niebo” było pisane... z dużej litery! To oznaczało, że 
dla autora listu „niebo” ma jakieś znaczenie. Wtedy nie potrafiliśmy nie tylko pojąć tajemnicy 
dziwacznej   treści   listu,   ale   nawet   nie   mogliśmy   znaleźć   tego   Zygmunta   Duszy,   choć 
dysponowaliśmy dużymi możliwościami!

List nie miał adresu nadawcy i z tym był mały problem. Jakim trybem szły poszukiwania FN? Po 

pierwsze znane było imię i nazwisko: Zygmunt Dusza. Po drugie wieś (lub miasteczko) nazywała 
się Dąbrowa, o ile oczywiście nie jest to nazwa zmyślona. Po trzecie na kopercie był stempel o 
treści następującej:

BYCZYNA 23080417 AG

Zaczęliśmy szukać, ale okazało się szybko, że w Polsce jest kilkaset miejscowości o nazwie 

„Dąbrowa”, a użycie baz danych ludności nie wykazywało żadnego „Zygmunta Duszy”. Ta sprawa 
pewnie uległa by zapomnieniu jak setki podobnych, które trafiły do Fundacji NAUTILUS, gdyby 
nie... ten niezwykły dzień, 23 maja 2007 roku.

Kolejny  fragment  wizji  nazwaliśmy  LIST,  gdyż  to  właśnie   od listu  z  Dąbrowy zaczyna   się 

najciekawsza część tego, co chcemy Wam zaprezentować. Krzysztof Jackowski jest zaciekawiony 
ową „śrubą”, która uparcie pojawiała się mu przy okazji wizji opartej o zdjęcia ze Zdanów. W 
warszawskich   „Złotych   Tarasach”   jest   kategoryczny   zakaz   palenia,   ale   jasnowidz   cały   czas 
dyskretnie sobie „popala” chowając papierosa pod stołem... Widać, że tego wieczoru był naprawdę 
w znakomitej formie. I wtedy na stole zostaje położony list, o czym wcześniej Jackowski nie był w 
żaden sposób uprzedzony.

Jasnowidz w bardzo charakterystyczny sposób zaczyna 

ten   list   obracać   w   rękach.   I   wtedy   pada   pierwsze, 
zaskakujące twierdzenie: „ręka kobiety mi się kojarzy!”. 
To pierwsze słowa wizji, a potem jest już tylko ciekawiej...

Krzysztof Jackowski prosi, aby zadać mu pytanie. To 

też jest typowe dla niego, że łatwiej mu jest odpowiedzieć 
na pytanie, jeśli ktoś mu je zada. Co jest w środku? I tu 
trafia   bezbłędnie!  Mówi  „dwie  fotografie,   albo  trzy,  ale 
dwa zdjęcia są podobne”.

Co   się   dzieje   dalej?   Na   czym   polegała   zagadka 

dziwnego listu z Dąbrowy? To musicie zobaczyć sami na 
filmie.

W trakcie wizji potwierdziły się nasze podejrzenia, że obiekt sfotografowany na zdjęciach „z 

Dąbrowy” i ten uwieczniony na serii fotografii ze Zdanów to... ten sam obiekt! Jackowski nazywa 
go „śrubą” i w trakcie wizji wyjaśni się zagadka tej dziwnej nazwy. W tym fragmencie zobaczycie 
emocje Jackowskiego, kiedy odkrywa kolejne karty tej niesłychanej historii. Ten zapis jest chyba 
najlepszym   z   posiadanych   przez   nas   dokumentów   wideo,   które   pokazują   kolejne   etapy   wizji 

background image

jasnowidza. On dokładnie tak robi te wizje, przez jego umysł jak przez jakiś precyzyjny instrument 
przelatują hasła, symbole, także nazwy.

Podsumowanie i hipotezy

Ten materiał jest dla nas czymś wyjątkowym z wielu powodów. Krzysztof Jackowski potwierdził 

nasze przypuszczenia, że obiekt ze Zdanów i ten ze zdjęć „z Dąbrówki” są tym samym obiektem. 
Dzięki tej wizji poznaliśmy wiele istotnych szczegółów związanych z tym, jak zachowywali się 
uczestnicy   incydentu   z   8   stycznia   2006   roku.   Jackowski   wprost   cytował   całe   teksty,   które 
wygłaszali wszyscy panowie podczas tego zajścia. Ich podejście do tego obiektu i zachowanie było 
zgodne z tym, co udało nam się wcześniej ustalić w rozmowie ze świadkami. W tym sensie ta część 
wizji   niewiele   wniosła   do   sprawy,   choć   na   pewno   jest   którymś   tam   potwierdzeniem   jej 
prawdziwości.

O wiele istotniejszy jest końcowy fragment wizji, kiedy jasnowidz zaczyna mieć wizję „śruby” i 

owych dziur w ziemi, których zagadka jest dla nas wielkim wyzwaniem od wielu lat. Krzysztof 
Jackowski mówi wprost o tym, że te dziury są robione po to, aby do środka wprowadzić coś, co 
nazywa „byliną”. „Coś się wydarzy, chodzi o przetrwanie” – dodaje jasnowidz.

Kilka   razy   z   jego   usta   pada   słowo   „genetyka”.   Obraz,   który   rysuje   się   z   tej   wizji,   jest 

zadziwiający. Ten materiał jest w tej chwili obiektem niesamowitej dyskusji na pokładzie Nautilusa, 
której ten okręt jeszcze nie widział...

Podejrzewamy, że także wśród Was pojawi się wiele teorii. Tym razem poruszamy się w sferze 

hipotez, ale postaramy się przedstawić Wam naszą własną, która – zastrzegamy to sobie – może być 
zupełnie błędna. Wszystko jest możliwe.

A jednak... spróbujmy

Widać wyraźnie, że wobec Ziemi jest realizowany jakiś precyzyjny plan. Powstające na całym 

świecie dziury są efektem jakiegoś programu o charakterze naukowym. Dziury wykonuje obiekt 
zwany   przez   jasnowidza   „świdrem”,   który   te   otwory   wykonuje   w   ułamku   sekundy.   W   tych 
otworach jest coś umieszczane, czego w sposób zwykły nie można znaleźć, ale co jest rodzajem 
„przetrwalnika”, a więc jest w stanie uśpienia.

I tu mamy dwie hipotezy. Pierwsza z nich zakłada, że na Ziemi dojdzie do jakiegoś ważnego 

wydarzenia, zaś w tych otworach jest umieszczony materiał genetyczny, który z jakiś powodów 
będzie po tej przemianie potrzebny – mówi o tym wyraźnie jasnowidz.

Hipoteza druga rysuje inny wariant. Oto owe tajemnicze „miliony”, które stoją za tymi zabawnie 

wyglądającymi pojazdami, interesują się zmianami, które zachodzą lub dopiero będą zachodzić w 
naszej ziemi. W ten niezwykły sposób prowadzony jest jakiś program badań geologicznych, który 
ma dać im wiedzę, na jakim etapie są owe zmiany.

Oczywiście – i jeszcze raz to podkreślamy – mówimy tylko o hipotezach. Oba warianty mogą 

oznaczać, że mamy raczej do czynienia z projektem naukowym realizowanym na Ziemi.

Czy to wszystko?

Uprzedzając Wasze pytania od razu wyjaśniamy, że w 

trakcie  tego  wieczoru   Jackowski  powiedział   także  kilka 
informacji,   które   zdecydowaliśmy   się   na   razie 
nieupubliczniać. I nie chodzi tu o żadne „trzymanie dla 
siebie  informacji”  czy  „robienie  wielkich  sekretów”,  bo 
jesteśmy jak najdalej od tego!

Po prostu jeżeli mamy rzeczywiście zrobić prawdziwy 

krok   w   poszukiwaniu   odpowiedzi   na   pytanie,   co   się 
naprawdę   dzieje   na   naszej   planecie,   musimy   działać 
równie   skutecznie,   jak   czynimy   to   do   tej   pory.   Taka 

background image

decyzja   jest  podyktowana   jedynie   rozsądkiem   i  niczym  więcej,   nie  ma   tutaj   żadnych   ukrytych 
intencji.

Aby wyjaśnić Wam motywy naszej decyzji podamy przykład, a raczej... hipotetyczny wariant. 

Załóżmy, że Jackowski w pewnym momencie swojej wizji podał precyzyjny sposób na to, co należy 
zrobić, aby sygnał odebrał „statek matka”. Nie powiemy Wam, czy to powiedział naprawdę, ale 
załóżmy hipotetycznie, że tak się stało. W momencie opublikowania tego fragmentu możemy się 
spodziewać,   że   z   tych   dziesiątek   tysięcy   czytelników   stron   Nautilusa   znajdzie   się   dziesięciu 
„poszukiwaczy przygód typu X`Files”, którzy jeszcze tego samego dnia spróbują przeprowadzić 
operację według przepisu Jackowskiego i w miejscu, które wskazał. To pokazuje, że dziecinne 
„publikowanie absolutnie wszystkiego” jest drogą donikąd. Tyle w tej sprawie.

Tekst: Fundacja NAUTILUS 03.06.2007 r.