background image

 
 
 

Carole Mortimer 

 

Wybranka pisarza 

background image

 
ROZDZIAŁ PIERWSZY 
 - Szkło kontaktowe wpadło pani do herbaty! 
Laura  miała  nadzieję,  Ŝe  nieznaczne  drgnienie  dłoni,  w 

której trzymała filiŜankę, nie zdradziło, jakie wraŜenie zrobiły 
na  niej  te  słowa,  wypowiedziane  ze  śpiewnym  irlandzkim 
akcentem. 

Deja vu? Jednak jej się wcale nie wydawało, Ŝe juŜ kiedyś 

słyszała to zdanie. Bo tak przecieŜ było! 

Którędy on wszedł? Siedziała w holu luksusowego hotelu 

i  ze  swego  miejsca  widziała  zarówno  główne,  jak  i  mniejsze 
tylne  wejście,  a  jednak  Liam  zdołał  pojawić  się  tak,  Ŝe  tego 
nie zauwaŜyła. Teraz stał tuŜ za nią. 

OstroŜnie i powoli odstawiła filiŜankę i spodeczek na tacę 

znajdującą się na stoliku przed nią. 

 -  Po  pierwsze,  to  jest  kawa;  nie  pijam  herbaty  -  odparła 

lekko  zachrypłym  głosem,  odwlekając  chwilę,  gdy  będzie 
musiała się odwrócić i spojrzeć mu w twarz. - A po drugie, nie 
noszę szkieł kontaktowych! 

 -  W  takim  razie...  -  był  teraz  bardzo  blisko,  jego  gorący 

oddech  muskał  ciemne  loczki  na  jej  karku  -  ...ma  pani 
najpiękniejsze  i  najbardziej  niezwykle  oczy,  jakie  widziałem 
w Ŝyciu. 

 -  PrzecieŜ  nie  moŜe  pan  ich  ocenić  z  miejsca,  w  którym 

pan stoi - odparła oschłe, wciąŜ pozostając odwrócona. 

 -  Och,  Lauro,  przez  ciebie  czar  prysł  -  powiedział  z 

Ŝ

artobliwym  wyrzutem,  a  jego  irlandzki  akcent  zabrzmiał 

jeszcze  silniej  niŜ  poprzednio.  -  Następna  kwestia  ze 
scenariusza powinna brzmieć zupełnie inaczej. 

Osiem  lat  temu  zapewne  tak  brzmiała.  Ale  to  było  w 

innym  Ŝyciu.  I  Laura  była  kimś  innym  -  łatwowierną 
studentką  literatury  angielskiej  na  ostatnim,  trzecim  roku 
licencjatu. 

background image

A  Liam  nie  występował  teraz  w  roli  światowej  sławy 

pisarza przybyłego na wykład i budzącego w niej lęk. 

Wzięła głęboki oddech, by nad sobą zapanować, zanim się 

odwróciła i spojrzała w tę roześmianą twarz. 

Wcale się nie zmienił! 
Przy  pierwszym  spotkaniu  z  Liamem  O'Reillym 

największe wraŜenie robił jego wzrost - metr dziewięćdziesiąt 
cztery,  a  do  tego  gibkie,  umięśnione  ciało  emanujące 
witalnością.  Jak  zwykle,  tak  i  teraz  strój  świadczył  o  tym,  Ŝe 
nie  zwaŜa  na  otoczenie  -  miał  na  sobie  spłowiałe  dŜinsy, 
niebieski  T  -  shirt  i  czarną  marynarkę.  Nie  zmieniły  się  teŜ 
jego kruczoczarne włosy sięgające ramion, inteligentny wyraz 
intensywnie  niebieskich  oczu,  twarz,  która  wyglądała  jak 
wyciosana z surowego kamienia. 

Laura zdołała całkiem dobrze ukryć zdziwienie wywołane 

tym,  Ŝe  Liam  wcale  się  nie  zmienił,  gdy  wpatrywała  się  w 
niego  swymi  „najpiękniejszymi  i  najbardziej  niezwykłymi 
oczami,  jakie  widział  wŜyciu".  Jedno  było  intensywnie 
niebieskie,  a  drugie  szmaragdowozielone.  Dlatego  właśnie 
przed  ośmiu  laty  uznał,  Ŝe  pewnie  zgubiła  kolorowe  szkło 
kontaktowe. 

Musiała znosić wiele docinków i złośliwości na temat tych 

oczu,  gdy  chodziła  do  Ŝeńskiej  szkoły  z  internatem,  ale  gdy 
dorosła,  przestało  jej  to  przeszkadzać,  bo  przekonała  się,  Ŝe 
męŜczyźni uwaŜają te jej dziwne oczy za intrygujące. Tak teŜ 
było z Liamem... 

Uśmiechnęła się chłodno. 
 -  Chyba  powinno  mi  pochlebiać  to,  Ŝe  wciąŜ  pamiętasz 

tamtą rozmowę - rzuciła, wzruszając ramionami. 

Miała teraz wraŜenie, jakby zgiełk panujący w hotelowym 

holu zanikał gdzieś w tle. 

Te  niebieskie  oczy  okolone  długimi  ciemnymi  rzęsami, 

które  powinny  wyglądać  śmiesznie  u  tak  muskularnego, 

background image

atrakcyjnego  męŜczyzny  -  ale  wcale  nie  wyglądały  - 
przymruŜyły się, jakby Liam się nad czymś zastanawiał. 

 -  Ale  wcale  ci  nie  pochlebia,  prawda?  -  spytał  w  końcu 

powoli. 

Miała  być  mile  połechtana  tym,  Ŝe  po  tych  wszystkich 

latach wciąŜ pamięta pierwszą rozmowę, jaką odbyli? A niby 
dlaczego? Po tym wszystkim, co zaszło później? 

Nie, upomniała siebie w duchu. Nie naleŜy okazywać Ŝalu 

ani  złości.  Lepiej  nic  nie  mówić,  niŜ  zdradzić  w  gorzkich 
słowach swe odczucia. 

Liam  przechylił  głowę  na  bok,  przyglądając  się  z 

zastanowieniem milczącej Laurze. 

 -  Obcięłaś  swoje  piękne  ciemne  włosy  -  mruknął  z 

niezadowoleniem. 

 -  Mniej  z  nimi  kłopotu  -  rzuciła  oschle.  Wiedziała,  Ŝe 

krótka fryzurka doskonale podkreśla  

owal  jej  chłopięcej  twarzy,  oczy  o  dwóch  barwach, 

zadarty  nosek,  szerokie  usta  i  zdecydowany  podbródek. 
Wijące  się  kosmyki  przy  skroniach  i  na  karku  łagodziły 
surowość męskiej fryzury. 

 - Ale podoba mi się. - Pokiwał z uznaniem głową. Znów 

ogarnęło ją poprzednie uczucie niechęci. 

PrzecieŜ  ona  ma  w  nosie  to,  czy  mu  się  podoba  jej  nowa 

fryzura.  A  właściwie,  szczerze  mówiąc,  w  ogóle  jej  nie 
obchodzi  to,  co  Liam  O'Reilly  sobie  myśli.  Świadomie 
zdławiła nieprzyjazne uczucia. 

 - MoŜe się przysiądziesz? - rzuciła niedbale, wskazując na 

tacę i dzbanek z kawą. - Mogę poprosić o drugą filiŜankę. 

Liam  zerknął  na  praktyczny  zegarek,  który  nosił  na 

prawym  nadgarstku.  Był  leworęczny,  jak  wielu  artystycznie 
uzdolnionych ludzi. Laura doskonale o tym pamiętała. 

 -  Chyba  Ŝe  jesteś  z  kimś  umówiony  -  dodała  obojętnie, 

zauwaŜywszy to spojrzenie. 

background image

 -  Właściwie  tak  -  przyznał.  -  Ale  mam  jeszcze  chwilkę  - 

dodał  z  zadowoleniem,  po  czym  obszedł  jej  krzesło  i  zajął 
miejsce naprzeciwko. 

Laura  nigdy  by  nie  powiedziała,  Ŝe  Liam  po  prostu 

„usiadł"  na  krześle.  Z  powodu  wzrostu  zawsze  miał  kłopot  z 
usadowieniem  się,  bo  krzesła  były  albo  za  niskie,  albo  miały 
za krótkie siedziska. 

Laura  równieŜ  była  dość  wysoka  przy  swoich  stu 

siedemdziesięciu  dwóch  centymetrach  i  lubiła  to  teraz 
podkreślać szytymi na miarę eleganckimi ubraniami. 

Dzisiaj 

miała 

na 

sobie 

grafitową 

garsonkę 

szmaragdowozieloną  bluzkę.  Była  bardzo  zadowolona  ze 
swego  obecnego  wizerunku.  Liam  zawsze  sprawiał,  Ŝe  czuła 
się taka drobna. I bardzo kobieca. 

 - MoŜe kawy? - zaproponowała, trzymając ręce spokojnie 

złoŜone na okrytych spódnicą udach. 

 -  Nie,  dziękuję  -  odparł.  -  UzaleŜnia  tak  samo  jak 

papierosy, które kiedyś paliłem. - Skrzywił się z niesmakiem. 

 -  Rzuciłeś  palenie?  -  zdziwiła  się.  Gdy  znała  go  przed 

ośmiu  laty,  palił  co  najmniej  trzydzieści  dziennie.  Przy  pracy 
nawet więcej. 

Liam uśmiechnął się na widok jej zaskoczenia. 
 -  AŜ  trudno  uwierzyć,  prawda?  Liam  O'Reilly, 

zatwardziały pijak i palacz przeszedł niezwykłą przemianę. 

 - Wątpię, by sprawa była aŜ tak powaŜna - rzuciła kpiąco.  
Parsknął  śmiechem,  wpatrując  się  w  nią  błyszczącymi 

ciemnoniebieskimi oczami. 

 - Dorosłaś, mała Lauro - powiedział z podziwem. 
 -  No  ja  myślę!  PrzecieŜ  mam  juŜ  dwadzieścia  dziewięć 

lat. 

Co  oznacza,  Ŝe  on  ma  trzydzieści  dziewięć,  dodała  w 

myślach,  dostrzegając  teraz,  Ŝe  jednak  nie  przyjrzała  mu  się 
dość  uwaŜnie  i  Ŝe  zmyliło  ją  pierwsze  wraŜenie  wskazujące, 

background image

Ŝ

e  wcale  się  nie  zmienił.  Tych  osiem  lat  bez  wątpienia 

wycisnęło  na  nim  swe  piętno.  Wokół  oczu  i  ust  miał  lekkie 
zmarszczki, które nie znikały, gdy przestawał się uśmiechać, a 
kruczoczarne włosy na skroniach lekko przyprószyła siwizna. 

 -  Dwadzieścia  dziewięć  -  powtórzył  w  zamyśleniu, 

przymruŜywszy oczy. -  A  co  porabiałaś  przez  tych  osiem  lat, 
Lauro? - spytał natarczywie, nieświadomie przesuwając wzrok 
na jej serdeczny palec. 

Na  palcu  nie  było  obrączki,  ale  pozostał  na  nim  ślad 

wskazujący, Ŝe kiedyś jednak ją nosiła. 

 -  To  i  owo  -  odparła  wymijająco,  nie  mając  zamiaru 

mówić  mu  niczego  o  sobie.  -  A  co  u  ciebie?  Co  ty  robiłeś 
przez osiem lat? 

 - Na pewno nie pisałem - rzucił cierpko, krzywiąc się. 
 -  Naprawdę?  -  Laura  nie  zdradziła  tonem  głosu  ani 

wyrazem twarzy, Ŝe zdaje sobie sprawę z tego, Ŝe Ŝadna nowa 
ksiąŜka  Liama  O'Reilly'ego  nie  pojawiła  się  na  półkach 
księgarskich przez całe osiem lat. - Ale pewnie juŜ wcale nie 
musiałeś  pisać  po  sukcesie,  jaki  odniosła  „Bomba  czasu"?  - 
spytała niezobowiązującym tonem. 

 -  Nie  musiałem  juŜ  pisać!  -  powtórzył  oskarŜy  cielsko 

Liam.  W  jego  oczach  i  na  twarzy  odbiły  się  gwałtowne 
emocje. 

 -  Miałam  oczywiście  na  myśli  kwestię  finansową  - 

wyjaśniła,  spokojnie  znosząc  jego  piorunujący  wzrok. 
Wiedziała, Ŝe trafiła w czuły punkt. Chciała jednak zobaczyć, 
jak  on  zareaguje  na  tak  bezpośredni  cios.  -  Pewnie  zarobiłeś 
miliony na „Bombie czasu". JuŜ same prawa do ekranizacji... 

 -  No  i  co  mi  przyszło  z  całej  tej  forsy,  skoro  od  tamtego 

czasu nie napisałem ani słowa? - warknął. 

Wzruszyła ramionami. 
 -  Przypuszczam,  Ŝe  dzięki  niej  mogłeś  się  cieszyć 

względnym  komfortem  przez  osiem  długich  lat  -  nawet  bez 

background image

alkoholu  i  papierosów  -  rzuciła  zjadliwie.  -  Bez  wątpienia 
umiałeś korzystać z uroków Ŝycia, gdy ostatnio cię widziałam. 
- Nie mogła sobie odmówić tej małej złośliwości. 

Liam  osiągnął  spory  sukces  dzięki  czterem  ksiąŜkom, 

które  wydał  przed  thrillerem  politycznym  „Bomba  czasu". 
Jednak  dopiero  ostatnia  okazała  się  -  nomen,  omen  - 
prawdziwą bombą! 

Trzy tygodnie po ukazaniu się wydania w twardej oprawie 

„Bomba  czasu"  wspięła  się  na  pierwsze  miejsce  listy 
bestsellerów.  Liam  występował  w  wielu  programach 
telewizyjnych,  sprzedał  prawa  do  ekranizacji  powieści  i 
zgarnięto  go  do  Hollywood,  by  napisał  scenariusz  i  pomagał 
przy castingu. 

Ostatni raz Laura widziała go na zdjęciu w gazecie, gdzie 

występował  ze  swą  świeŜo  poślubioną  Ŝoną.  piękną  aktorką, 
mającą zagrać główną rolę w ekranizacji jego powieści. 

A  Laura  Carter,  studentka,  z  którą  Liam  spotykał  się, 

zanim opuścił Anglię, poszła w zapomnienie. 

Na  początku  była  oszołomiona  tym,  Ŝe  ją  porzucił,  nie 

mogła  uwierzyć,  Ŝe  tak  mało  dla  niego  znaczyła,  pomimo 
swego niewolniczego oddania. Jednak gdy mijały kolejne dni, 
a potem tygodnie bez wiadomości od niego, w Laurze narastał 
gniew.  Potem,  gdy  ujrzała  jego  ślubne  zdjęcie  w  gazecie, 
przyszła  gorycz,  a  na  końcu  pogodzenie  się  z  tym.  Ŝe  nie 
uwaŜał  jej  juŜ  -  w  Ŝadnym  razie  -  za  część  swego  nowego 
Ŝ

ycia w Ameryce. 

Wraz  z  tą  akceptacją  sytuacji  przyszło  pragnienie 

osiągnięcia Ŝyciowego sukcesu. 

Jej  opanowanie,  kosztowne,  eleganckie  ubranie  i 

pierścionek  z  wielkim  brylantem  na  palcu  prawej  ręki 
ś

wiadczyły o tym, Ŝe udało jej się osiągnąć zamierzony cel. 

 -  To  musiało  być  rzeczywiście  dawno  temu  - 

skomentował sarkastycznie jej uwagę. 

background image

 - MoŜe i tak - odparła. W innym Ŝyciu, dodała w myślach. 

-  JakieŜ  to  pilne  sprawy  sprowadzają  cię  ze  słonecznej 
Kalifornii do zimnej Anglii? - zmieniła lekkim tonem temat. 

Liam z wyraźnym wysiłkiem zmusił się do tego, by opaść 

niedbale  na  oparcie  krzesła,  ale  jego  oczy  wciąŜ  rzucały 
groźne błyski. - Nie przyjechałem z Kalifornii 

 - sprostował. - Pięć lat temu przeniosłem się do Irlandii. 
To  dlatego  jego  irlandzki  akcent  był  teraz  silniejszy  niŜ 

przed  ośmiu  laty,  pomyślała.  Nic  miała  pojęcia  o  jego 
przeprowadzce,  bo  naumyślnie  przestała  interesować  się 
Ŝ

yciem Liama, od kiedy dowiedziała się o jego małŜeństwie. 

 -  Twoja  amerykańska  Ŝona  musiała  przeŜyć  szok 

kulturowy - zauwaŜyła. 

 - Nie miałem okazji się o tym przekonać - rzucił kwaśno. 

-  Diana  rozwiodła  się  ze  mną  siedem  lat  temu.  MałŜeństwo 
trwało zaledwie pół roku 

 -  dodał,  gdy  uniosła  ze  zdziwieniem  brwi.  -  Z  powodu 

róŜnych zobowiązań zawodowych spędziliśmy zresztą ze sobą 
zaledwie  sześć  tygodni  -  dodał  z  goryczą.  -  Nie  tak 
wyobraŜałem sobie prawdziwe małŜeństwo! 

A  więc  Liam  był  Ŝonaty  zaledwie  przez  pół  roku!  Przez 

pól roku! Gdyby wiedziała... 

Co  zmieniłaby  w  swoim  Ŝyciu,  gdyby  wiedziała?  Nic. 

OtóŜ  to.  Nic.  Liam  dokonał  pewnych  wyborów  i  ona  takŜe. 
JuŜ nic tego nie zmieni. 

Liam ponownie spojrzał na zegarek. 
 -  Słuchaj,  naprawdę  jestem  z  kimś  umówiony  za  kilka 

minut.  Właściwie  to...  -  omiótł  przymruŜonymi  oczyma  cały 
zatłoczony  hol  -  muszę  juŜ  iść  -  powiedział,  gdy  męŜczyzna, 
który  właśnie  wszedł,  nawiązał  z  nim  kontakt  wzrokowy.  - 
Ale chciałbym się jeszcze z tobą zobaczyć, Lauro.. 

 -  Nic  sądzę,  aby  był  to  dobry  pomysł  -  ucięła  krótko, 

podąŜając  spojrzeniem  za  wzrokiem  Liama.  Odpowiedziała 

background image

skinieniem głowy na powitalny gest nowo przybyłego i dodała 
nieszczerze: 

 -  Ciekawe  spotkanie,  Liam.  Niestety  muszę  juŜ  iść.  - 

Wstała,  smukła  i  elegancka  w  swej  doskonale  skrojonej 
garsonce,  przerzuciła  przez  ramię  pasek  skórzanej  czarnej 
torebki. 

 - Lauro! - Liam złapał ją za rękę, gdy mijała go zwinnym 

ruchem. - Chcę cię znowu zobaczyć - powiedział z naciskiem. 

 -  Powspominać  stare  czasy?  -  spytała  szyderczo  i 

pokręciła  głową.  -  O  nie,  dziękuję  -  dodała,  uśmiechając  się 
smutno. 

 - Będę w tym hotelu jeszcze przez kilka dni - powiedział, 

wpatrując się w nią w napięciu. – Zadzwoń do mnie. Jeśli tego 
nie  zrobisz  -  dodał  cicho,  widząc,  Ŝe  zamierza  odmówić  - 
zostanę w Londynie tak długo, dopóki cię nie odnajdę. 

Przynajmniej  wiedziała  juŜ.  dlaczego  nie  zauwaŜyła,  jak 

wchodził.  Skoro  był  gościem,  zjechał  windą,  której  nie 
widziała ze swego miejsca. 

Nie  zmieniało  to  jednak  faktu,  Ŝe  w  jego  słowach 

zabrzmiała  nuta  pogróŜki.  A  ona  miała  pewne  powody,  dla 
których  nie  chciała,  by  ją  odnalazł.  W  kaŜdym  razie,  jeszcze 
nie teraz. 

 - AleŜ ty się zrobiłeś melodramatyczny, Liam - parsknęła. 

-  Skoro  tak  ci  zaleŜy,  zadzwonię  -  zgodziła  się,  wzruszając 
ramionami. 

Zadzwoni  i  jasno  da  mu  do  zrozumienia,  Ŝe  nie  ma 

zamiaru  spotykać  się  z  nim  na  gruncie towarzyskim  w  czasie 
jego pobytu w Londynie! 

Popatrzył na nią wymownie, zanim puścił jej rękę i skinął 

głową. 

 -  Owszem,  bardzo  mi  na  tym  zaleŜy  -  przyznał 

lakonicznie. 

Na te słowa uniosła sceptycznie ciemne brwi. 

background image

 -  Przepraszam  bardzo,  ale  naprawdę  muszę  juŜ  iść  - 

rzuciła na odchodnym. 

Czuła  na  sobie  jego  wzrok,  gdy  szła  przez  hol,  a  potem 

wkładała  podany  przez  szatniarza  płaszcz  i  wychodziła  na 
zewnątrz, gdzie wył przenikliwy listopadowy wiatr. 

Jednak  ona  wcale  nic  czuła  jego  lodowatych  powiewów, 

bo ponowne spotkanie z Liamem całkiem ją oszołomiło. Gdy 
siedziała  naprzeciwko  niego,  pamiętając  wszystko,  co  zaszło 
między  nimi  w  przeszłości,  zdołała  jakoś  zachować  pozory 
opanowania. Jednak teraz, gdy była sama, nerwy puściły. 

Przed  ośmiu  laty  marzyła  o  tym,  by  spotkać  Liama  raz 

jeszcze, choćby na kilka minut. 

 - Pani Shipley - Paul, jej kierowca, stał przy samochodzie 

zaparkowanym  przy  chodniku  i  zapraszająco  wskazywał 
otwarte tylne drzwi. 

 -  Dziękuję  -  powiedziała  z  roztargnieniem,  zadowolona, 

Ŝ

e  moŜe  schronić  się  w  cieple  zapewniającej  prywatność 

limuzyny, gdy kierowca zatrzasnął za nią drzwi. 

 -  Z  powrotem  do  biura,  proszę  pani?  -  spytał  uprzejmie 

Paul, gdy zajął juŜ miejsce za kierownicą. 

 - Nie. Tak! Ja... 
Opanuj się, Lauro - nakazała sobie stanowczo. 
Dobrze,  ujrzała  ponownie  Liama.  I  co  z  tego?  Bez 

wątpienia był nadal czarującym draniem, ale ona przestała być 
łatwą do oczarowania Laurą Carter. Teraz była Laurą Shipley, 
prowadziła  własną  firmę,  miała  dom  w  Londynie,  willę  na 
Majorce, jeździła, gdzie chciała, samochodami prowadzonymi 
przez  szoferów.  Jedno  spotkanie  z  Liamem  O'Reillym  nie 
mogło jej tego wszystkiego odebrać. 

 - Tak, Paul, poproszę do biura - powiedziała juŜ bardziej 

zdecydowanie, moszcząc się wygodnie na swoim miejscu. 

background image

Nie  musiała  się  spieszyć  do  domu,  Bobby  wróci  dopiero 

za półtorej godziny. Zresztą powiedziała Perry'emu, Ŝe będzie 
czekała w biurze na jego raport. 

Była ciekawa, jak mu pójdzie rozmowa z Liamem. 

background image

ROZDZIAŁ DRUGI 
 -  Niebywałe!  -  zachwycał  się  Perry  godzinę  później, 

przemierzając w tę i z powrotem pokój. - Od razu odgadłaś, Ŝe 
maszynopis,  który  przed  trzema  tygodniami  wylądował  na 
moim  biurku,  wyszedł  spod  pióra  Liama  O'Reilly'ego!  A 
przecieŜ  autor  podpisał  się  jako  Reilly  O'Shea.  Skąd 
wiedziałaś? 

Laura  siedziała  za  swym  imponującym  biurkiem  i  w 

milczeniu  przyglądała  się  redaktorowi  naczelnemu.  W  biurze 
było  ciepło,  więc  zrzuciła  marynarkę,  a  szmaragdowozielona 
jedwabna bluzka doskonale podkreślała czerń jej włosów. 

Skąd  wiedziała?  Przeczytała  ostatnią  powieść  Liama 

O'Reilly'ego od deski do deski. Znała kaŜdy zwrot akcji, kaŜde 
zdanie, wszystkie niuanse stylistyczne. Nic więc dziwnego, Ŝe 
rozpoznała autora maszynopisu, który przysłano przed trzema 
tygodniami  do  wydawnictwa  Shipley  Publishing.  Tekst  był 
ś

wietny  -  jak  ocenił  Peny  -  i  bez  wątpienia  stworzyła  go  ta 

sama osoba, która napisała „Bombę czasu". 

Jednak Laura nie mogła jakoś uwierzyć w to, Ŝe on znowu 

pisze.  Dziwiło  ją  równieŜ,  Ŝe  tekst  złoŜono  pod  innym 
nazwiskiem,  jakkolwiek  podobnym  do  nazwiska  Liama.  To 
właśnie  skłoniło  ją  do  zaaranŜowania  spotkania  w  hotelu. 
Ostatnio  widziała  Liama  przed  ośmiu  laty  i  mógł  bardzo  się 
zmienić  -  ona  na  pewno  się  zmieniła!  Jednak  wiedziała,  Ŝe 
nawet  jeśli  wygląda  teraz  inaczej,  kto  jak  kto,  ale  ona  potrafi 
go  rozpoznać.  Zaplanowała  to  tak,  Ŝe  usadowi  się  w 
strategicznym  miejscu  i  z  ukrycia  da.  znak  Perry'emu,  który 
przybędzie na spotkanie z autorem, czy jej przypuszczenia co 
do toŜsamości tego ostatniego okazały się słuszne. 

Jej plan nie zakładał jednak moŜliwości, Ŝe Liam zauwaŜy 

i  rozpozna  ją  samą!  Nie  miała  równieŜ  zamiaru  obiecywać 
mu, Ŝe później zatelefonuje do jego pokoju hotelowego! 

background image

Laurze  wciąŜ  jeszcze  robiło  się  gorąco  na  samo 

wspomnienie  nieoczekiwanego  spotkania.  Osiem  lat!  I 
pomijając  tych  kilka  zmarszczek  i  siwych  włosów,  Liam 
wyglądał zupełnie tak samo. Zaskoczyło ją jednak kompletnie, 
Ŝ

e on równieŜ bez trudu ją rozpoznał, choć przecieŜ zmieniła 

fryzurę, a dŜinsy i T - shirt, które niegdyś nosiła, zamieniła na 
klasyczny kostium i elegancką bluzkę. 

Na  szczęście  szybko  się  opanowała  i  nie  dała  po  sobie 

poznać,  jak  bardzo  ją  zaskoczył.  Pewność  siebie,  jakiej 
nabrała  w  ostatnich  latach,  bardzo  jej  się  przydała  w  tej 
trudnej  chwili.  Mogła  jak  gdyby  nigdy  nic  skinąć 
porozumiewawczo  Perry'emu,  gdy  ukazał  się  w  holu,  i 
spokojnie opuścić hotel. 

Widać  było,  Ŝe  Perry  jest  zachwycony  spotkaniem  z 

autorem. Kipiał z radości, Ŝe wydawnictwo Shipley Publishing 
moŜe  nabyć  prawa  do  publikacji  długo  wyczekiwanej 
powieści  Liama  O'Reilly'ego.  Jednak  Laura  wiedziała,  Ŝe  to 
nie będzie takie proste... 

 -  Co  dokładnie  udało  ci  się  ustalić?  -  spytała  spokojnie, 

sprowadzając redaktora na ziemię. 

Perry opadł na krzesło naprzeciw jej biurka. 
 -  No  cóŜ,  omówiliśmy  parę  spraw,  ale  wiele  jeszcze 

zostało  do  ustalenia  -  entuzjazm  Perry'ego  jakby  nieco 
przygasi.  -  Największym  problemem  jest  to,  Ŝe  chociaŜ 
dopytywałem się o poprzednie ksiąŜki i czyniłem róŜne aluzje, 
facet uparł się, by udawać, Ŝe jest Reillym O'Shea. 

 - Czy wiew dlaczego? 
 -  No  jasne  -  rzucił  szybko  Perry.  -  Nie  wiem  tylko,  jak 

sobie  z  tym  poradzimy.  Kładziemy  łapę  na  tekście  Liama 
O'Reilly'ego i... 

 -  Czy  moŜemy  cofnąć  się  o  kilka  kroczków,  Perry?  - 

przerwała  wolno  Laura.  -  Wiesz,  dlaczego  facet  z  uporem 
ukrywa to, Ŝe jest Liamem O'Reillym? 

background image

Od  czasu  gdy  przed  trzema  tygodniami  przeczytała 

maszynopis,  Laura  łamała  sobie  głowę  nad  tym,  dlaczego 
złoŜono go pod pseudonimem. Na próŜno. 

Jako  Liam  O'Reilly  autor  mógł  zaŜądać  niebotycznej 

zaliczki  i  znakomitych  tantiem.  Przedstawiając  się  jako 
debiutant,  którego  wydanie  zawsze  stanowi  ryzyko  dla 
wydawnictwa, mógł liczyć na o wiele mniej. Wiadomo teŜ, Ŝe 
ksiąŜka  Liama  O'Reilly'ego  moŜe  zdobyć  o  wiele  większy 
rozgłos niŜ dzieło debiutanta. PrzecieŜ po miesiącach, a nawet 
latach pracy kaŜdy autor chce mieć jak najwięcej czytelników. 

 - Oczywiście - zgodził się Perry. 
Miał  niecałe  metr  osiemdziesiąt  wzrostu,  blond  włosy, 

niebieskie  oczy  oraz  chłopięcy  wdzięk  i  energię,  które 
zadawały kłam jego trzydziestu pięciu latom. 

 - W takim razie wyjaśnij mi to, proszę - zachęciła Laura. - 

Bo  ja  nie  mam  pojęcia,  dlaczego  autor,  który  odniósł 
oszałamiający  sukces,  pragnie  utrzymać  swą  toŜsamość  w 
sekrecie. 

 - Właśnie z tego powodu - uśmiechnął się Perry. 
 -  Lata  temu,  gdy  facet  wydał  swą  piątą  ksiąŜkę,  został 

uznany za fenomen. Znalazł się na szczytach list bestsellerów, 
zarówno tych w miękkiej, jak i twardej oprawie, i utrzymywał 
się  tam  prawie  przez  rok.  Został  beniaminkiem  świata 
literackiego,  ozdobą  salonów  wszystkich  pań  z  towarzystwa. 
Potem  powieść  zekranizowano,  a  film  zgarnął  większość 
Oscarów przyznanych tamtego roku. Facet był gwiazdą, która 
przyćmiła wszystkie pozostałe gwiazdy. 

 -  No  i  co  dalej?  -  spytała  Laura.  Jak  na  razie  nie 

dowiedziała się niczego nowego. 

 - 

UŜyłem 

porównania 

astronomicznego 

będę 

kontynuował w podobnym stylu - uśmiechnął się Perry. 

background image

 -  Bo  widzisz,  on  nie  był  gwiazdą,  Lauro,  był  tylko 

kometą.  Wszedł  na  naszą  orbitę,  lśnił  jasno,  lecz  względnie 
krótko i zniknął. Wydawałoby się, bez śladu... 

 - Ale... 
 -  Wydaje  mi  się,  Ŝe  teraz  on  chce  zupełnie  inaczej 

pokierować swoimi sprawami - przerwał jej Perry. 

 -  Ale  jak  tylko  się  wyda,  kim  naprawdę  jest  Reilly 

O'Shea... 

 -  MoŜe  do  tego  wcale  nie  dojść  -  wtrącił  zdecydowanie 

redaktor.  -  ChociaŜ  wiedziałem,  Ŝe  rozmawiam  dzisiaj  z 
Liamem O'Reillym, musiałem przecieŜ udawać, Ŝe uwaŜam go 
za  Reilly'ego  O'Sheę.  Omawialiśmy  warunki  ewentualnego 
kontraktu... 

 -  Perry  zawahał  się  na  moment.  –  Zaproponował  parę 

interesujących punktów, które chciałby zapisać w umowie. 

Laura uniosła ciemne brwi, zaskoczona arogancją autora. 
 - A jakieŜ to? - spytała. 
 -  śadnego  rozgłosu,  wystąpień  publicznych.  Całkowita 

ochrona  prywatności.  -  Perry  wzruszył  ramionami,  widząc 
zaskoczony  wyraz  jej  twarzy.  -  Dziwne  Ŝyczenia  jak  na 
debiutanta, za jakiego się podaje. Natomiast wcale nie dziwią 
u faceta, który zasmakował juŜ tego wszystkiego i bokiem mu 
wyszło. 

Jako postronna obserwatorka poczynań rosnącego w sławę 

autora,  Laura  nie  mogła  zgodzić  się  z  wnioskiem  Perry'ego. 
Przed  ośmiu  laty  odniosła  wraŜenie,  Ŝe  Liam  wręcz  upaja  się 
swym sukcesem. 

Westchnęła. 
 -  Jak  zauwaŜyłeś,  wiele  nam  jeszcze  pozostało  do 

ustalenia.  A  na  czym  właściwie  stanęło?  -  -  spytała 
zaciekawiona. 

 -  Zostaje  w  Londynie  jeszcze  przez  parę  dni. 

Powiedziałem,  Ŝe  zadzwonię  do  niego,  zanim  wyjedzie. 

background image

Muszę  przyznać,  Ŝe  to  było  jedno  z  trudniejszych  spotkań, 
jakie  odbyłem.  „Bomba  czasu"  zachwyciła  mnie przed  ośmiu 
laty,  ale  sądzę,  Ŝe  „Świat  Josie"  to  ksiąŜka  o  niebo  lepsza. 
Przez cały czas, gdy rozmawiałem z Reillym, chciałem mu to 
powiedzieć! - Pokręcił głową. 

 - Cieszę się, Ŝe nie uległeś pokusie - oświadczyła chłodno 

Laura,  spoglądając  na  delikatny  złoty  zegarek  na  nadgarstku. 
Potem zebrała leŜące na biurku papiery i dodała: - Muszę juŜ 
iść,  Perry,  ale  z  samego  rana  dokończymy  rozmowę...  - 
zawiesiła  głos.  -  Choć,  prawdę  mówiąc,  nie  wiem,  jak 
wybrniemy z tej sytuacji. Najbardziej nękało ją to, jak podczas 
przyszłych  negocjacji  z  autorem  ukryć  własną  toŜsamość.  Z 
wiadomych  sobie  powodów  nie  chciała,  by  Liam  dowiedział 
się,  Ŝe  wydawnictwo  Shipley  Publishing  naleŜy  właśnie  do 
niej. 

Wydawało  jej  się,  Ŝe  ciemnoniebieski  aparat  telefoniczny 

stojący na stoliku nocnym łypie gniewnie w jej stronę, ganiąc 
ją  w  milczeniu  za  to,  Ŝe  nie  podnosi  słuchawki  i  nie  wybiera 
numeru telefonu hotelu Liama. 

Jak zwykła robić od dwóch lat, zaraz po kolacji zaszyła się 

w  swoim  pokoju,  zabierając  ze  sobą  stos  papierów.  Siedziała 
teraz na łóŜku, wsparłszy szczupłe, okryte jedwabiem ramiona 
o  kremowe,  satynowe  poduchy.  Na  nosie  miała  okulary  i 
czytała  nowy  maszynopis  najlepszej  autorki  wydawnictwa 
Shipley. 

Najlepszej  jak  dotąd,  pomyślała.  JeŜeli  rzeczywiście  uda 

im się zdobyć powieść Liama, zepchnie on Elizabeth Starling 
z pozycji najlepszej autorki. 

Ostatni  tekst  Elizabeth  był  dobry,  a  nawet  więcej  niŜ 

dobry, ale tego wieczoru Laura nie potrafiła się na nim skupić. 

Z  westchnieniem  zsunęła  się  niŜej  na  łóŜko  i  zdjęła 

okulary  w  złotej  oprawce.  Rzeczywiście  nic  nosiła  szkieł 
kontaktowych,  ani  barwionych,  ani  zwykłych,  ale  niedawno 

background image

musiała zacząć uŜywać okularów do czytania. Pewnie dlatego, 
Ŝ

e tak duŜo czytała. 

Nie  narzekała  na  swoje  Ŝycie.  MałŜeństwo  z  Robertem 

uwaŜała  za  bardzo  udane.  To  dzięki  niemu  była  teraz 
dyrektorem  Shipley  Publishing.  Stanowisko  dające  władzę 
wiązało  się  rzecz  jasna  z  pewnym  poczuciem  osamotnienia, 
ale  rekompensowały  to  bezpieczeństwo  finansowe,  piękny 
dom  w  Londynie,  willa  na  Majorce  i  sprawna  słuŜba 
prowadząca oba domy. 

Niepokój, jaki odczuwała tego wieczoru, bez wątpienia nie 

był związany z brakiem materialnego komfortu w Ŝyciu. 

Liam  oczekiwał,  Ŝe  zadzwoni  do  niego  do  hotelu.  Jeden 

głos  mówił  jej:  zapomnij  o  tym;  po  tym,  jak  potraktował  cię 
przed ośmiu laty, nie ma prawa niczego oczekiwać. Ale drugi 
głos  przypominał  o  pogróŜce  Liama,  Ŝe  jeśli  ona  nie 
zadzwoni,  to  on  zrobi  wszystko,  by  ją  odnaleźć.  A  tego  na 
pewno nie chciała. 

Poza  tym  wiedziała,  co  sprowadziło  Liama  do  Londynu, 

lecz  on  nie  zdawał  sobie  sprawy  z  tego,  Ŝe  ona  wie.  W 
dodatku nie miał pojęcia o jej obecnym Ŝyciu. Chciała, aby tak 
pozostało. 

 -  Proszę  o  połączenie  z  pokojem  pana  O'Reilly'ego  - 

powiedziała szybko, gdy obsługa hotelu odebrała telefon. 

 - Apartament pana O'Reilly jest na linii - padła uprzejma 

odpowiedz. 

Apartament...  Musi  sporo  kosztować  w  takim  eleganckim 

hotelu.  A  więc  Liam  zachował  jeszcze  część  majątku 
zdobytego  przed  łaty.  Patrząc  na  niego,  zawsze  trudno  było 
określić, jaka jest jego pozycja finansowa. Prawie zawsze miał 
na sobie dŜinsy, zwykłą koszulę i marynarkę. Tak jak dziś... 

 -  Słucham  -  odezwał  się  szorstki  głos,  gdy  słuchawka 

została podniesiona. 

background image

 -  Cześć,  Liam,  prosiłeś,  bym  zadzwoniła  -  powiedziała 

Laura,  zdobywając  się  na  niedbały  ton.  Nie  musiała  mu 
zapewne  o  tym  przypominać.  Widać  było,  jak  bardzo  mu  na 
tym zaleŜy. 

 -  Owszem,  Lauro  -  odparł  z  tym  swoim  czarującym 

akcentem. Teraz, gdy ją rozpoznał, zmienił się teŜ całkiem ton 
jego głosu. - Chciałbym zaprosić cię na kolację. 

 - JuŜ jadłam - odparła z pewną satysfakcją. 
 - PrzecieŜ dopiero dziewiąta - zdziwił się. 
 -  W  domu  zawsze  jadam  o  siódmej  trzydzieści  -  odparła 

zwięźle. 

 - A gdzie jest ten dom, Lauro? 
 -  Niezłe  podchody,  Liam.  -  Roześmiała  się  swobodnie, 

choć ręka ściskająca słuchawkę zwilgotniała. 

 -  TeŜ  tak  myślę  -  rzucił  kpiąco.  -  Mało  entuzjastycznie 

podeszłaś  do  pomysłu,  Ŝebym  cię  odszukał  w  Londynie  - 
ciągnął  z  namysłem.  -  Po  co  te  sekrety,  Lauro?  CzyŜbyś  nie 
mieszkała sama? - spytał ostrzej. 

 -  Co  za  domyślność,  Liam.  -  Zaśmiała  się.  -  Choć 

właściwie nie tak trudno było na to wpaść, zwaŜywszy na to, 
Ŝ

e minęło osiem lat.. - PrzecieŜ ten facet zdąŜył w tym czasie 

oŜenić  się  i  rozwieść  -  chyba  logiczne,  Ŝe  ona  teŜ  pewnie 
zrobiła co najmniej jedną z tych rzeczy. 

 - Nie nosisz obrączki - zauwaŜył. 
A więc nie wydawało jej się, Ŝe patrzył na jej rękę. 
 - Nie wszystkie kobiety teraz je noszą - odparła. 
 - Gdybyś była moją Ŝoną, tobyś nosiła - rzucił szorstko. 
 -  Gdybym  była  twoją  Ŝoną,  miałabym  teŜ  wariackie 

papiery - rzuciła cierpko. 

Natychmiast  poŜałowała  tych  słów.  Odpowiedziała  jej 

lodowata cisza przerywana tylko odgłosem dwóch oddechów. 

Dlaczego  to  powiedziała?  Nie  miało  sensu  wmawiać 

sobie,  Ŝe  sprowokowała  ją  do  tego  arogancja  Liama.  Chciała 

background image

przecieŜ,  by  ta  rozmowa  była  jak  najkrótsza  i  jak  najmniej 
osobista, a juŜ po dwóch minutach pozwoliła, by przełamał jej 
rezerwę. 

Jednak  i  tym  razem  pomogła  jej  umiejętność  panowania 

nad  sobą.  Natychmiast  po  wybuchu  zamilkła  i  zachowała 
dystans. 

 -  Wiesz,  Lauro  -  przerwał  ciszę,  powoli  wymawiając 

słowa - powinniśmy się spotkać przed laty. 

 - Dziwne, ale wydaje mi się, Ŝe się spotkaliśmy 
 - odparła lodowatym głosem. - Chyba masz zanik pamięci 

- dodała sarkastycznym tonem. 

 -  Wcale  nie  -  odparł  niezraŜony.  -  Ale  gdybyś  była  taką 

Laurą  Carter  osiem  lat  temu,  sprawy  pewnie  potoczyłyby  się 
inaczej. 

 - Och, daj spokój - westchnęła z niesmakiem. 
 -  Minęło  osiem  lat,  a  przez  ten  czas  słyszałam  juŜ  chyba 

wszystkie  moŜliwe  gadki  podrywaczy.  Ta  naleŜy  do 
najsłabszych. 

 - To wcale nie była gadka podrywacza. Nie wiem, czy w 

ogóle  jeszcze  umiem  podrywać  -  dodał  z  goryczą.  -  W 
przeciwieństwie  do  ciebie,  o  ile  mogę  sądzić,  przez  ostatnie 
pięć  lat  prowadziłem  bardzo  spokojne  Ŝycie.  Umów  się  ze 
mną na drinka, Lauro - namawiał dalej. 

 -  Mówiłeś  przecieŜ,  Ŝe  juŜ  nie  pijesz  -  przypomniała 

oschle. 

 - Czasem pozwalam sobie na kieliszeczek białego wina w 

towarzystwie - skorygował. 

 - Obawiam się, Ŝe dwa następne wieczory mam juŜ zajęte. 
To  było  typowe  dla  Liama  -  uwaŜał,  Ŝe  ona  zrezygnuje  z 

wszelkich  zobowiązań  towarzyskich  i  przybiegnie  się  z  nim 
spotkać. 

Pewnie dlatego, Ŝe osiem lat temu tak właśnie by zrobiła. 

Była  wtedy  po  uszy  w  nim  zakochana,  kaŜdą  wolną  chwilę 

background image

spędzali  razem,  często  rezygnując  nawet  z  towarzystwa 
swoich przyjaciół. 

Ale to było wtedy. A teraz było zupełnie inaczej. Te dwie 

sytuacje diametralnie się róŜniły. 

 - Mam na myśli dzisiejszy wieczór, Lauro. 
 - Słowa Liama przerwały tok jej pełnych oburzenia myśli. 
 - Dzisiejszy? - powtórzyła z niedowierzaniem. 
 - Dlaczego nie? - upierał się. 
 - Bo juŜ leŜę w łóŜku - odparła zdumiona, ale natychmiast 

się  zreflektowała,  Ŝe  niepotrzebnie  to  powiedziała.  Było 
dopiero dziesięć po dziewiątej. 

 - Sama? - zapytał obcesowo. 
 - Gdybym nie była sama, to przecieŜ nie dzwoniłabym do 

ciebie - odparła z zimną pogardą w głosie. 

 -  Zdziwiłabyś  się,  do  czego  są  zdolne  niektóre  kobiety  - 

skomentował zjadliwie. 

 - Ale nie ta - zapewniła z oburzeniem. 
 - A więc jesteś w łóŜku. Sama. Dlaczego więc nic moŜesz 

spotkać się ze mną na drinka? 

Bo musiałabym wstać, pomyślała. Ubrać się. Zrobić sobie 

makijaŜ,  choć  właśnie  go  zmyłam.  Pojechać  do  hotelu.  A 
wszystko po to, by spędzić czas z kimś, z kim wcale nie chcę 
się spotykać. 

 -  Dziękuję,  ale  nie  -  powiedziała  oficjalnym  tonem  - 

Zrobiłam,  jak  prosiłeś  i  zadzwoniłam.  Nie  sądzę,  abym  była 
zobowiązana  do  czegoś  więcej  ze  względu  na  dawną 
znajomość. 

 -  A  nie  jesteś  ciekawa,  co  się  ze  mną  działo  przez  tych 

osiem lat, Lauro? Bo ja bardzo jestem ciekaw, co u ciebie. 

 -  Co  mianowicie  tak  cię  ciekawi?  -  spytała  ostroŜnie. 

Zaczęła się mieć na baczności. 

background image

 - Chciałbym wiedzieć, co porabiałaś przez ten czas. Bo na 

pewno  nie  jesteś  juŜ  tą  samą  łatwowierną  studentką,  którą 
niegdyś znałem. 

 -  Dzięki  Bogu!  -  westchnęła  z  ulgą.  -  Słuchaj, 

zadzwoniłam,  bo  mnie  o  to  prosiłeś,  zupełnie  wbrew 
zdrowemu rozsądkowi... 

 -  Dlaczego  tak  mówisz?  Czy  jestem  taki  okropny  albo 

zdemoralizowany,  Ŝe  nie  chcesz  mieć  juŜ  ze  mną  do 
czynienia? 

 - Nic bądź śmieszny. Nawet cię juŜ nie znam, nic o tobie 

nie wiem... 

 -  No  właśnie,  jest  okazja  to  zmienić  -  zauwaŜył  z 

satysfakcją. 

 - I wcale nie chcę poznać! - oświadczyła zdecydowanie. 
 - To nie było zbyt uprzejme, Lauro! 
A  czy  uprzejmie  było  wyjechać  przed  ośmiu  laty  do 

Hollywood i tak po prostu zniknąć z jej Ŝycia? Uprzejmie było 
nie zadzwonić, nawet nie przysłać kartki? Nie zatroszczyć się 
o to, czy wszystko u niej w porządku? 

 -  Nie  mamy  o  czym  mówić,  Liam  -  powiedziała 

obojętnym tonem. - I nie mamy ze sobą nic wspólnego. 

Oprócz  tego,  Ŝe  ona  jest  właścicielką  wydawnictwa,  a  on 

autorem i obie strony dobrze by wyszły na tym, gdyby Shipley 
Publishing nabyło prawa do jego najnowszej powieści. 

 - Mamy przeszłość... 
 - Wiem z doświadczenia, Ŝe grzebanie we wspomnieniach 

to  kompletna  strata  czasu  -  oświadczyła  obcesowo.  -  Ludzie 
rzadko podobnie zapisują, w pamięci te same doświadczenia. 

 -  Pamiętam,  Ŝe  nasza  znajomość  sprzed  ośmiu  lat  wlała 

wiele piękna i słodyczy... 

 - Och, daj spokój - przerwała z niesmakiem. 
 - W moje Ŝycie - dokończył. 

background image

MoŜe teraz tak mu się wydawało. Szkoda Ŝe nie osiem lat 

temu! 

 - To tylko potwierdza moje wcześniejsze stwierdzenie, Ŝe 

ludzie  odnoszą,  róŜne  wraŜenia.  Na  temat  przeszłości  czy 
innych  spraw  -  ciągnęła  z  przekonaniem.  -  Ja  zapamiętałam 
siebie  jako  dość  głupią  dwudziestojednolatkę  zadurzoną  w 
pisarzu  o  światowej  sławie.  Pisarzu,  który  pewnie  uwaŜał 
mnie za wrzód na... 

 -  Znów  jesteś  niemiła  -  przerwał  jej  Liam.  -  Tym  razem 

dla samej siebie. 

 - Nie, po prostu trzeźwo rozumuję. Nic dziwnego, Ŝe nic 

mogłeś się doczekać, kiedy zwiejesz z Anglii i ode mnie! 

 - To nie było tak... 
 - A właśnie Ŝe tak - zapewniła ze śmiechem. - Musiałam 

być bardzo uciąŜliwa, gdy lak za tobą łaziłam jak wiemy pies, 
spijałam kaŜde słowo z twoich ust... 

 -  Powiedziałem,  Ŝe  to  wcale  nie  było  tak  -  przerwał  ze 

złością.  -  JuŜ  samo  to,  Ŝe  tak  wszystko  zapamiętałaś,  jest 
powodem, dla którego powinniśmy się spotkać. 

 - Jesteś bardzo uparty, Liam - westchnęła ze znuŜeniem. - 

A  moŜe  chodzi  po  prostu  o  to,  Ŝe  traktujesz  mnie  jako 
wyzwanie teraz, gdy nie jestem juŜ taka uległa jak kiedyś? 

 -  Nigdy  nie  uwaŜałem  cię  za  uległą!  -  warknął. 

Westchnęła, zastanawiając się, jak wybrnąć z tej sytuacji. 

Jako Laura, nie miała cienia wątpliwości, Ŝe wcale nic ma 

ochoty  go  spotykać  -  nadal  zbyt  Ŝywo  miała  w  pamięci  ból, 
jaki jej zadał w przeszłości. Jednak jako właścicielka Shipley 
Publishing  wiedziała,  Ŝe  na  pewnym  etapie  negocjacji  będzie 
musiała  się  z  nim  spotkać.  MoŜe  lepiej  tymczasem 
zniwelować  wszelkie  towarzyskie  nieporozumienia.  ChociaŜ 
nie zamierzała na razie zdradzać, Ŝe nazywa się Shipley... 

 -  A  moŜe  po  prostu  sądzisz,  Ŝe  mąŜ  mógłby  mieć  coś 

przeciwko spotkaniu ze mną? - spytał cicho. 

background image

 - Mojego męŜa w to nie mieszajmy - odparła wyniośle. 
Nie  zamierzała  rozmawiać  z  Liamem  o  Robercie  i  swym 

małŜeństwie.  Być  moŜe  będą  mieli  wspólne  interesy,  ale  nie 
oznacza to, Ŝe wchodzą w rachubę jakieś zwierzenia na temat 
Ŝ

ycia osobistego. 

 -  Z  przyjemnością  -  odparł  zdecydowanym  tonem.  -  To 

jak,  Lauro?  Spotkamy  się  na  drinka  dziś  wieczór?  Czy  mam 
cię odszukać jutro? 

 - To brzmi jak pogróŜka. 
 -  Daj  spokój!  -  Ŝachnął  się  niecierpliwie.  -  Kiedyś  nie 

byłaś taka oporna! 

Kiedyś w ogóle była inna. Ale właśnie te zmiany sprawiły, 

Ŝ

e miała dość pewności siebie i siły, by bez obaw przyjąć jego 

zaproszenie. Liam nie mógł jej dotknąć emocjonalnie. JuŜ nie. 

 -  Dobrze  -  spotkajmy  się  na  drinka  -  zgodziła  się 

łaskawie. 

 - Dlaczego nie powiedziałaś tego dziesięć minut temu? 
 -  Nie  chciałam,  Ŝeby  poszło  ci  zbyt  łatwo  -  odparła 

szczerze. 

 - Chyba niczego mi nie ułatwisz - westchnął. Zaśmiała się 

cicho. 

 -  Zgadłeś.  Daj  mi  czterdzieści  minut  na  ubranie  się  i 

dojazd  -  powiedziała  szybko,  odrzucając  satynową  kołdrę  i 
wyskakując z łóŜka, 

 -  Będę  czekał  ze  zmroŜonym  szampanem...  -  zapewnił 

uwodzicielsko. 

 -  Postawmy  sprawę  jasno  na  samym  wstępie,  Liam,  nie 

mamy czego świętować - zauwaŜyła wyniośle. 

 -  MoŜe  ty  nie,  ale  ja  tak  -  powiedział  wesoło,  nie 

zwaŜając na jej niechęć. - Jak się spotkamy, zdradzę ci powód. 

Laura  ubrała  się  i  skrzywiła  do  swego  odbicia  w  lustrze, 

robiąc makijaŜ. Co mianowicie Liam zamierzał świętować? O 
czym  chciał  jej  powiedzieć?  Chyba  nie  o  ksiąŜce  „Świat 

background image

Josie", skoro trzymał całą sprawę w tajemnicy? A jeśli właśnie 
o to chodziło? Jak powinna się zachować w tej sytuacji? 

background image

ROZDZIAŁ TRZECI 
Po przybyciu do hotelu Laura zlustrowała szybko bar oraz 

hol,  by  przekonać  się,  Ŝe  nie  ma  tam  Liama.  To  mogło 
oznaczać tylko jedno... 

Laura podeszła zdecydowanym krokiem do recepcji, a jej 

dwubarwne oczy rzucały wściekłe błyski. 

 -  Czy  mógłby  pan  zadzwonić  do  apartamentu  pana 

O'Reilly'ego i powiedzieć, Ŝe czekam na niego na dole? 

 -  Oczywiście,  proszę  pani  -  powiedział  recepcjonista  i 

wykonał  jej  polecenie.  Po  krótkiej  rozmowie  z  Liamem 
zasłonił słuchawkę i zakomunikował: 

 -  Pan  O'Reilly  zaprasza  panią  do  swego  apartamentu  na 

trzecim piętrze. 

 - Proszę powiedzieć, Ŝe czekam na niego w recepcji i ma 

tu  zejść,  z  szampanem  albo  bez  niego!  -  Laura  była  tak 
wściekła,  Ŝe  trudno  jej  było  ukryć  drŜenie  głosu,  a  dłonie 
zacisnęły się w pięści. 

Jak  on  śmie?  Jak  śmie  przypuszczać,  Ŝe  ona  przyjdzie  na 

drinka  do  jego  pokoju?  Za  kogo  on  się  ma?  A  przede 
wszystkim - za kogo ją uwaŜa? 

Recepcjonista przekazał wiadomość i zakończył rozmowę, 

po czym obdarzył Laurę bezmyślnym uprzejmym uśmiechem. 

 -  Pan  O'Reilly  powiedział,  Ŝe  zejdzie  za  chwilę  - 

zapewnił. 

 -  Dziękuję  -  rzuciła  wyniośle,  po  czym  odmaszerowała 

sztywno  i  usadowiła  się  w  jednym  z  przepastnych  foteli, 
wlepiwszy  wzrok  w  cztery  windy,  bo  spodziewała  się,  Ŝe  z 
jednej z nich wynurzy się Liam. 

Nie  wiedziała,  czy  zostanie  teraz  na  tego  obiecanego 

drinka. Dosłownie gotowała się ze złości. Co za arogancja! Co 
za bezczelność! 

 - Powiedziałbym, Ŝe do twarzy ci z tą złością 

background image

 -  rozległ  się  rozbawiony  głos  tuŜ  przy  jej  uchu  -  ale 

wątpię, 

czy 

obecnym 

nastroju 

doceniłabyś 

ten 

wyświechtany komplement. 

Rozzłoszczona odwróciła się gwałtownie na dźwięk głosu 

Liama i ujrzała jego twarz w odległości kilku centymetrów od 
swojej. 

JuŜ  drugi  raz  tego  dnia  nie  wiedziała,  skąd  on  się  wziął. 

Tym  razem  usiadła  przecieŜ  naprzeciwko  wind,  a  i  tak  jego 
przybycie  umknęło  jej  uwagi.  Facet  był  nieuchwytny  jak 
taksówka przed londyńskim teatrem w sobotni wieczór! 

 -  Zszedłem  po  schodach  -  powiedział,  jakby  czytał  w  jej 

myślach. 

 -  Trzy  piętra?  -  spytała  z  niedowierzaniem.  Liamowi, 

którego  znała,  nie  chciało  się  czasem  przejść  z  sypialni  do 
kuchni! 

Uśmiechnął  się  szeroko,  widząc  jej  sceptyczny  wyraz 

twarzy. 

 -  Po  przeprowadzce  do  Irlandii  bardzo  polubiłem  piesze 

wędrówki - mówiąc to, lekko spochmurniał. 

 - To mnie uratowało. 
 - Jak miło - odparła z nieszczerym uśmiechem, nie chcąc 

słyszeć, przed czym mianowicie się ratował. 

 -  Widzę,  Ŝe  zabrałeś  ze  sobą  szampana  -  dodała  kpiąco, 

patrząc na jego puste ręce. 

 -  Czeka  na  nas  w  barze  -  zapewnił,  wykonując  dworny 

ruch w tamtym kierunku. 

Ciekawe,  co  to  ma  niby  znaczyć?  -  zastanawiała  się, 

wstając. Ze niby od początku zamierzał wypić z nią szampana 
w barze? Czy raczej zadzwonił szybko do barmana i poprosił, 
by  włoŜył  drugą  butelkę  do  lodu?  Laura  sądziła,  Ŝe  w  grę 
wchodziła raczej druga wersja wydarzeń. 

 -  Za  duŜo  myślisz  -  rzucił  kpiąco  Liam  i  delikatnie 

otoczył ją ramieniem, gdy ruszyli w stronę baru. 

background image

 - A wyglądasz cudownie - dodał z podziwem. 
Skrzywiła  się,  słysząc  ten  komplement.  WłoŜyła  czarne 

spodnie  i  dopasowaną  kurteczkę  z  czarnej  skóry,  sądząc,  Ŝe 
wygląda w tym elegancko, lecz niekoniecznie ponętnie. Wcale 
sobie nie Ŝyczyła, by Liam pomyślał, Ŝe chce mu się podobać. 
Najwyraźniej jej się to nie udało! 

Przyglądała  mu  się,  gdy  sączyli  szampana,  którego  im 

nalano,  i  zauwaŜyła  obojętnie, Ŝe  jej  przystojny ciemnowłosy 
towarzysz  budzi  spore  zainteresowanie  kobiet  obecnych  w 
barze.  Pewne  rzeczy  się  nie  zmieniają,  pomyślała  gorzko. 
Liam  zawsze  potrafił  ściągnąć  na  siebie  uwagę  wszystkich 
kobiet obecnych w promieniu dziesięciu metrów, bez względu 
na ich wiek. 

 -  No  i  jak  twoje  obserwacje,  Lauro?  -  odezwał  się 

wreszcie, patrząc na nią roześmianymi oczami. 

W  środku  cała  zesztywniała,  słysząc  te  słowa,  ale  na 

zewnątrz  sprawiała  wraŜenie  zupełnie  zrelaksowanej,  gdy 
siedziała obok niego na wygodnym fotelu. 

 - Jakie obserwacje? - spytała obojętnie. 
 -  Na  lemat  zmian,  jakie  zaszły  w  moim  wyglądzie  przez 

osiem lat - rzucił lekko. 

Traktuje  je  tak  niefrasobliwie,  pomyślała,  bo  wie,  Ŝe 

zmiany te nie ujęły mu wcale atrakcyjności. 

 - Oboje jesteśmy o osiem lat starsi, Liam. 
 - Bardzo taktowna uwaga, Lauro - roześmiał się - ale nie 

odpowiada na moje pytanie. 

 -  Bo,  prawdę  mówiąc,  nie  widzę  sensu  w  tym  pytaniu,  a 

tym  bardziej  w  odpowiedzi  -  odparła  oschle,  unosząc  ciemne 
brwi. 

 - Jaki on jest? - spytał, mruŜąc niebieskie oczy. Z trudem 

udało jej się zapanować nad sobą. 

 - Kto? - spytała wreszcie sztywno. 

background image

 -  Facet,  za  którego  wyszłaś.  Obrzuciła  go  chłodnym 

spojrzeniem. 

 -  Robert  to  najmilsza,  najwspanialsza,  najbardziej 

taktowna osoba, jaką znałam - odparła bez wahania. 

Liam  zachmurzył  się,  wyraźnie  niezadowolony  z  tej 

odpowiedzi. 

 - Ale jaki jest w łóŜku? 
Laura, która właśnie piła szampana, omal nic zadławiła się 

musującym płynem. 

 -  Jak  śmiesz?  -  parsknęła,  gdy  tylko  złapała  oddech  i 

drŜącą ręką z impetem odstawiła kieliszek na stolik. - Za kogo 
ty się masz? Nie masz prawa... 

 - AŜ tak źle? - wpadł jej w słowo, wciąŜ nie odrywając od 

niej wzroku. 

 - A cóŜ to niby ma znaczyć? - spytała, a na jej policzkach 

wykwitły dwa czerwone rumieńce. 

 -  Zbyt  gwałtowna  reakcja,  Lauro.  Zbyt  gniewna  -  rzucił 

szyderczo.  -  Za  chwile  usłyszę,  ze  będąc  najmilszym, 
najwspanialszym 

najbardziej 

taktownym 

męŜczyzną 

rekompensuje to, Ŝe nie zadowala cię w łóŜku. 

 -  Mylisz  się  -  odparła  zjadliwie,  schylając  się  po  swoją 

torebkę.  -  Bo  nie  mam  ci  nic  więcej  do  powiedzenia  ani  o 
Robercie, ani na Ŝaden inny temat. - Wstała, patrząc na niego 
z  pogardą.  -  Muszę  przyznać,  Ŝe  rzeczywiście  się  zmieniłeś 
przez te wszystkie lata, Liam, niestety na gorsze. 

 - Och, daj spokój, siadaj - rzucił ze znuŜeniem. 
 -  Ho  dobrze,  nie  powinienem  robie  tych  uwag  o  twoim 

męŜu. - „Nawet jeśli są prawdziwe", mówił jego ton. 

 - Przepraszam, w porządku? - dodał szybko. 
 -  Nie,  nie  w  porządku  -  wycedziła.  Pochylił  się  i  ujął 

jedną z jej dłoni, 

background image

 -  Nie  przyszło  ci  do  głowy,  Ŝe  mogę  być  troszkę 

zazdrosny?  -  spytał.  -  PrzecieŜ  kiedyś  uwaŜałaś,  Ŝe  to  ja 
jestem najwspanialszy. 

Parsknęła pogardliwym śmiechem. 
 - To było, zanim dorosłam na tyle, by odróŜniać złoto od 

tombaku! 

Zanim  puścił  jej  dłoń,  zacisnął  na  niej  na  chwilę  palce  - 

była to jedyna oznaka wskazująca, Ŝe ugodziły go jej słowa. 

Nie  Ŝałowała,  Ŝe  były  tak  ostre.  Nie  pozwoli  nikomu 

obraŜać  Roberta.  Swego  czasu  ocalił  ją,  gdy  przechodziła 
powaŜny kryzys. 

Była  poruszona  sugestią  Liama,  Ŝe  jest  zazdrosny  o  jej 

uczucia do Roberta. Przez moment pomyślała, Ŝe być moŜe w 
przeszłości  krzywdząco  uznała  go  za  nieczułego.  Ale 
natychmiast  się  zreflektowała.  Jego  uczucie  zazdrości 
wypływało  wyłącznie  z  egoizmu,  lak  jak  wszystkie  jego 
uczucia. 

 - Od razu ci powiedziałam, Ŝe to bez sensu, Liam. 
 -  Uśmiechnęła się  ze  smutkiem.  -  Nie  mamy  juŜ  ze  sobą 

nic  wspólnego.  -  O  ile  kiedykolwiek  mieliśmy.  Takie 
spotkania dawnych przyjaciół.... 

 -  Dawnych  kochanków!  -  wpadł  jej  w  słowo,  a  w  jego 

oczach zapłonęła namiętność. - Nie próbuj zaprzeczać, Ŝe coś 
nas łączyło w przeszłości! 

Zaprzeczać! Najchętniej wykasowałaby ten fakt z pamięci, 

jak z twardego dysku. 

Owszem,  byli  kochankami.  Ale  juŜ  dawno  postanowiła 

więcej o tym nie myśleć. 

 - Proszę cię Lauro, usiądź - powiedział cicho. 
 - Postaram się nie mówić juŜ nic obraźliwego. 
 -  Postarasz  się?  -  powtórzyła  oschle,  kręcąc  głową  nad 

jego  arogancją.  -  Jeśli  chcesz,  Ŝebym  została,  musisz  mi 
obiecać coś więcej. 

background image

 - Pogódź się z tym, Ŝe czasem moŜe coś mi się wymknąć 

zupełnie niechcący. 

Laura skrzywiła się ironicznie. I to ma usprawiedliwiać to, 

co juŜ od ciebie zdąŜyłam usłyszeć? 

 - Prawdę mówiąc, owszem. Opadła cięŜko na fotel. 
 -  Naprawdę  jesteś  najbardziej  aroganckim  facetem, 

jakiego miałam nieszczęście poznać! 

Błysnął  zębami  w  uśmiechu  i  pochylił  się,  by  napełnić 

kieliszki szampanem. 

 -  No,  przynajmniej  czymś  się  wyróŜniam  w  twoich 

wspomnieniach. 

 - Arogancja to nie zaleta. 
 - Spróbuję o tym pamiętać - rzucił cierpko. 
 -  A  tymczasem  wznieśmy  toast...  -  Podał  Laurze 

napełniony kieliszek, a potem uniósł drugi. 

 - A za co? - spytała, przełykając ślinę. Gdyby chodziło o 

nową ksiąŜkę, me wiedziałoby, jak ma się zachować. 

 - Za dawnych kochanków i nowych przyjaciół? 
 - zaproponował. 
Odpowiedziała mu bladym uśmiechem, czując ulgę, Ŝe nie 

chodzi  o  ksiąŜkę,  ale  jego  propozycja  teŜ  niezbyt  jej  się 
spodobała. 

 -  O  tym  pierwszym  najchętniej  bym  zapomniała,  a  to 

drugie  wydaje  mi  się  mało  prawdopodobne  -  wyznała 
szczerze. 

 - W kaŜdym razie wypijmy za nas - mruknął zachęcająco. 
 - „Za nas"? 
 - A powiedziałaś mu o nas? - zagadnął, gdy spełnili toast. 
Zesztywniała. 
 - Robertowi? - spytała, by zyskać na czasie. 
 -  Oczywiście  -  odparł  ze  śmiechem.  -  Chyba  Ŝe  w  ciągu 

ostatnich  ośmiu  lat  miałaś  jeszcze  innych  męŜów.  A  tak  z 
ciekawości... kiedy za niego wyszłaś? 

background image

 - Robert i ja pobraliśmy się siedem i pól roku temu 
 - odparła beznamiętnym tonem. 
 -  No  to  nie  było  czasu  na  innych  męŜów  -  odpowiedział 

sobie  na  pytanie.  -  A  więc  wyszłaś  za  niego  juŜ  w  kilka 
miesięcy po moim wyjeździe do Kalifornii... - zauwaŜył. 

 -  Ty  ledwie  wylądowałeś  w  Los  Angeles,  juŜ  byłeś 

zaręczony i Ŝonaty - rzuciła cierpko. 

WciąŜ  Ŝywo  pamiętała  uczucie  beznadziejnego  smutku, 

które  towarzyszyło  jej,  gdy  czytała  w  gazetach  spekulacje  na 
temat jego znajomości z Dianą Porter. 

Kiedy  po  paru  tygodniach  plotki  zostały  potwierdzone 

przez zdjęcia ślubne, popadła w rozpacz. Gdyby nie Robert... 

 -  Wygląda  na  to,  Ŝe  Ŝadne  z  nas  nie  miało  złamanego 

serca  po  rozstaniu  -  przyznał  Liam.  -  Przypuszczam,  Ŝe  twój 
ukochany wuj zaaprobował Roberta? 

Laura bardzo powoli odstawiła kieliszek na niski stolik, by 

nie zdradzić drŜenia dłoni. 

Jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym, gdy miała 

zaledwie  szesnaście  lat,  została  wówczas  bez  Ŝadnej  bliskiej 
rodziny.  Ojciec  chrzestny,  któremu  przypadło  honorowe 
miano  „wuja",  będący  wykonawcą  testamentu  rodziców, 
organizował  jej  odtąd  naukę  w  szkołach  z  internatem,  gdzie 
zdobywała  piątki,  zanim  podjęta  samodzielne  studia  na 
uniwersytecie. 

Gdy  osiem  i  pół  roku  wcześniej  zaczęła  spotykać  się  z 

Liamem,  powiedziała  mu  o  swoim  ojcu  chrzestnym.  Jednak 
Liam nigdy go nie poznał. 

Oczywiście wuj bardzo się interesował sławnym pisarzem 

obecnym  w  Ŝyciu  jego  podopiecznej,  a  ona  wielokrotnie 
proponowała Liamowi, Ŝeby zaaranŜować wspólne spotkanie. 
Jednak on nigdy nie przystał na tę propozycję. 

Jego  powściągliwość  stała  się  zrozumiała,  gdy  wyjechał 

do Ameryki, a w kilka miesięcy później poślubił inną kobietę. 

background image

Po  co  miał  poznawać  opiekuna  młodej  studentki,  z  którą 
spotykał się przez pół roku, skoro nie traktował jej powaŜnie? 

Teraz Laura zmierzyła go chłodnym spojrzeniem. 
 - Nie sądzę, aby to była twoja sprawa. Tak jak i inne mnie 

dotyczące  -  odparła  lodowatym  tonem.  -  Zresztą  ja  równieŜ 
zupełnie  nie  interesuję  się  twoim  Ŝyciem  osobistym  -  dodała 
pogardliwie. 

Jej  wyniosłość  najwyraźniej  nie  robiła  na  nim  Ŝadnego 

wraŜenia. 

 -  A  co  z  moim  Ŝyciem  zawodowym?  -  spytał 

prowokacyjnym tonem. - Czy nie chciałabyś wiedzieć... 

 -  Nie!  -  przerwała  raptownie,  zanim  zdąŜył  powiedzieć 

coś,  co  postawiłoby  ją  w  niezręcznej  sytuacji.  A  gdyby 
wspomniała  o  Shipley  Publishing...  -  Nie,  Liam,  nic  chcę 
równieŜ  nic  wiedzieć  o  twoim  Ŝyciu  zawodowym  -  ciągnęła 
juŜ  spokojniej.  -  A  zresztą  -  zerknęła  na  zegarek  -  muszę  juŜ 
iść. 

 -  Kopciuszek  zmienia  się  w  dynię  z  uderzeniem 

jedenastej? - zaŜartował. 

Potrząsnęła z uśmiechem głową. 
 -  Słabo  znasz  bajki,  Liam.  Kopciuszek  zamienia  się  w 

kocmołucha. Ale dopiero o dwunastej. 

 -  Moja  ignorancja  płynie  z  trudnego  dzieciństwa.  Mama 

nic  miała  czasu  na  czytanie  mi  bajek.  Musiała  ciągle 
pracować, by utrzymać mnie i trzy siostry po śmierci ojca. 

Rzucił  tę  uwagę  bez  śladu  goryczy  w  głosie,  ale  Laura 

wiedziała,  Ŝe  jego  matce  nie  było  łatwo  samej  z  czwórką 
dzieci.  Ojciec  Liama  został  zabity,  gdy  on  sam,  najstarszy  z 
rodzeństwa, miał siedem lat. Nie wiedziała, jak Mary O'Reilly 
poradziła  sobie  przez  te  wszystkie  lata.  To,  Ŝe  Liam  został 
wziętym  pisarzem  w  wieku  dwudziestu  paru  lat,  bardzo 
pomogło  finansowo  jego  rodzinie.  Ale  nie  cofnęło  smutnego 
dzieciństwa całej czwórki. 

background image

Jednak  Laura  nie  zamierzała  rozczulać  się  teraz  nad 

trudnym dzieciństwem Liama i nad nim samym. 

 -  Czy  u  twojej  mamy  i  sióstr  wszystko  w  porządku?  - 

spytała uprzejmie. 

 -  O,  tak  -  odparł,  uśmiechając  się  na  myśl  o  swojej 

rodzinie.  -  Mama  mieszka  w  bardzo  ładnym  domu  na 
zachodnim  wybrzeŜu  Irlandii,  a  siostry  są  szczęśliwymi 
męŜatkami. W sumie mają czternaścioro dzieci. 

 - Mama musi być zachwycona - uśmiechnęła się Laura. 
Liam skrzywił się. 
 -  Mama  będzie  naprawdę  szczęśliwa  dopiero  wtedy,  gdy 

dam jej wnuka, który otrzyma nasze nazwisko rodowe. 

Laura uniosła ciemne brwi. 
 - W Irlandii jest pewnie niemało ludzi o tym nazwisku. 
 -  Oczywiście,  Ŝe  niemało  -  odparł,  specjalnie 

wzmacniając  jeszcze  swój  akcent.  -  Ale  ja  jestem  jedynym 
męskim  przedstawicielem  tej  gałęzi  rodziny  -  wyjaśnił  z 
Ŝ

alem. 

 -  A  więc  to  nakłada  na  ciebie  cięŜar  odpowiedzialności. 

Czy  w  najbliŜszej  przyszłości  moŜesz  oczekiwać  małego 
O'Reilly'ego męskiej lub chociaŜ Ŝeńskiej płci? 

 - Niestety nie - odparł cierpko. 
 -  Biedna  mama  -  powiedziała  z  wyrzutem,  wstając  z 

miejsca. - Dziękuję za szampana, Liam. Był bardzo dobry. 

 -  W  przeciwieństwie  do  towarzystwa?  -  spytał,  równieŜ 

wstając. Był zaledwie kilka centymetrów od niej. 

Laura  wolałaby,  Ŝeby  nie  stał  aŜ  tak  blisko.  Czuła  lekki 

zapach jego wody kolońskiej. 

 -  Towarzystwo  teŜ  było  dobre  -  odparła  uprzejmie.  - 

Przyjemnego  pobytu  w  Londynie.  MoŜe  się  kiedyś  jeszcze 
spotkamy, za jakieś osiem lat na przykład. - Odwróciła się. 

 - Odprowadzę cię do drzwi - powiedział Liam, ujmując ją 

lekko  za  łokieć.  -  Przynajmniej  tyle  zrobię,  skoro  nie  mogę 

background image

odwieźć  cię  do  domu  -  ciągnął,  widząc  jej  spłoszone 
spojrzenie. 

Zignorowała  tę  uwagę.  Chciała  tylko  jak  najszybciej 

odjechać z tego hotelu, byle dalej od Liama. 

 - To dalej niŜ do drzwi - zauwaŜyła, podnosząc wzrok na 

markizę, gdy stanęli przed wejściem do hotelu 

 -  Bo  pomyślałem  sobie,  Ŝe  nie  byłabyś  zadowolona, 

gdybym zrobił to w środku - szepnął, po czym szybko pochylił 
się i pocałował ją w usta. 

Było  to  tak  nieoczekiwane,  Ŝe  nie  zdąŜyła  zareagować. 

Gdy jednak poczuła gorące fale rozlewające się po ciele, które 
pamiętało,  ile  przyjemności  zaznało  z  tym  męŜczyzną, 
wiedziała, Ŝe musi mu się natychmiast wyrwać. 

Odsunęła gwałtownie twarz i odepchnęła od siebie Liama, 

który objął ją mocno w talii. 

 - To było zupełnie nie na miejscu! - wyrzuciła z siebie z 

urywanym oddechem, cała w pąsach. 

 - Ale potrzebne - szepnął. - Przynajmniej mnie. - Pokręcił 

z  Ŝalem  głową.  -  Wiem,  Ŝe  jesteś  męŜatką,  i  przepraszam  za 
to, co zrobiłem. Ale moŜesz mu powiedzieć ode mnie, Ŝe jest 
szczęściarzem. 

Jej oczy rzuciły gniewne błyski. 
 -  Zamierzam  zapomnieć  o  wszystkim,  co  tu  zaszło,  jak 

tylko  wsiądę  do  taksówki  -  powiedziała  z  naciskiem.  -  Jesteś 
jeszcze podlejszy, niŜ sądziłam. 

 - Słowa, słowa - rzucił lekko. 
Miała  ochotę  go  uderzyć.  Zaledwie  krótkie  spotkanie  z 

Liamem  wystarczyło,  by  przestała  panować  nad  emocjami  i 
zamieniła się w kłębek nerwów. 

 -  Pewnego  dnia  znajdziesz  się  w  sytuacji,  nad  którą  nic 

będziesz  miał  kontroli.  Daj  mi  znać,  jak  cię  coś  takiego 
spotka, chciałabym to zobaczyć. 

Uniósł ze zdziwieniem brwi. 

background image

 - Nigdy nie byłaś mściwa, Lauro. 
O tak, zmieniła się, i to bardzo. Zawsze myślała z Ŝalem o 

tej lekkomyślnej, beztroskiej dziewczynie, która niegdyś była. 

 - Teraz teŜ nie jestem mściwa, moŜe tylko trochę znuŜona 

Ŝ

yciem  -  westchnęła.  -  Naprawdę  muszę  juŜ  lecieć  -  dodała 

rzeczowym tonem. - Niektórzy ludzie rano chodzą do pracy - 
zauwaŜyła złośliwie. 

Liam  odprowadził  ją  do  taksówki  i  otworzył  przed  nią 

tylne drzwi. 

 -  A  czym  właściwie  się  zajmujesz?  -  spytał  z 

zainteresowaniem. 

 -  Redaguję  ksiąŜki  -  odparła,  zachowując  połowiczną 

prawdę.  W  końcu  rzeczywiście,  w  trosce  o  renomę  firmy, 
czytała  i  nadzorowała  opracowanie  wszystkich  tekstów 
spływających do Shipley Publishing. 

 - Naprawdę? - Liam był wyraźnie pod wraŜeniem. - A w 

jakim... 

 - Było miło, ale muszę jechać - przerwała. 
 -  Chciałbym  znów  się  z  tobą  zobaczyć  -  oświadczył 

powaŜnie. 

 -  NiemoŜliwe  -  rzuciła  zdecydowanie.  -  Dobranoc  - 

dodała szybko i zatrzasnęła mu drzwi przed nosem, nachylając 
się ku kierowcy, by podać mu adres. 

Nie  obejrzała  się,  choć  wiedziała,  Ŝe  Liam  stoi  na 

chodniku i patrzy za odjeŜdŜającą taksówką, dopóki nie znikła 
za rogiem. 

Dopiero wtedy Laura poczuła, jak stopniowo opada z niej 

napięcie. 

Wiedziała, Ŝe nie naleŜało umawiać się z Liamem, zrobiła 

to  tylko  po  to,  Ŝeby  nie  próbował  jej  odszukać.  Jednak  w 
bliskiej przyszłości i tak dowie się, kim ona jest. Po spędzeniu 
z  nim  ostatniej  godziny  Ŝałowała,  Ŝe  nie  zdecydowała  się  na 
taką wersję zdarzeń. 

background image

Wszystko  byłoby  lepsze  niŜ  ta  ostatnia  godzina!  I  ten 

pocałunek... 

Przejechała  koniuszkiem  języka  po  ustach,  wciąŜ  jeszcze 

czując  draŜniący  dotyk  warg  Liama.  Jak  to  moŜliwe,  Ŝe 
jeszcze tak na nią działał? Po tym wszystkim, co między nimi 
zaszło, po bólu i rozczarowaniach, których był przyczyną. 

Czuła się rozbita, zdezorientowana. Była zła na siebie. I na 

niego.  A  przecieŜ  powinna  panować  nad  sobą,  być 
skoncentrowana  i  pewna  siebie.  Gdy  następnym  razem  go 
spotka, taka właśnie będzie. 

W domu paliło się światło, gdy weszła tam w kilka minut 

później i skierowała się prosto do kuchni, gdzie czekała na nią 
Amy  Faulkner,  jej  gospodyni,  popijając  kawę  i  oglądając 
telewizję. 

Niska,  przysadzista  i  bezpretensjonalna  Amy  miała 

pięćdziesiąt  kilka  lat  i  od  prawie  dwudziestu  zarządzała 
domem Roberta, gdy Laura została jego Ŝoną. Starsza kobieta 
przyjęła  ją,  jakby  była  jej  córką,  którą  los  nigdy  jej  nie 
obdarzył.  Od  razu  bardzo  się  polubiły.  Laura  wyjątkowo 
ceniła  sobie  obecność  drugiej  kobiety  w  domu,  zwłaszcza  w 
ostatnich latach. 

Na  widok  Laury  gospodyni  wstała  z  uśmiechem  i 

wyłączyła telewizję. 

 - Udany wieczór, pani Shipley? - spytała. 
 -  To  było  tylko  spotkanie  słuŜbowe,  Amy  -  odparła.  -  W 

domu wszystko w porządku? 

 - Oczywiście - odpowiedziała Amy z uśmiechem. 
 - Zasnął, jak tylko pani wyszła. 
 -  Wpadnę  do  niego,  zanim  pójdę  do  siebie.  Dziękuję,  Ŝe 

zostałaś,  Amy,  choć  powiadomiłam  cię  w  ostatniej  chwili.  - 
Uśmiechnęła się z wdzięcznością. 

 -  Zawsze  moŜe  pani  na  mnie  liczyć,  Lauro,  przecieŜ 

wiem, Ŝe pani niełatwo - odparła ciepło Amy. 

background image

 - A on lubi ze mną zostawać. 
 - Wiem. - Laura uścisnęła łagodnie ramię Amy. 
 - Ale i tak bardzo dziękuję. 
Cicho  wspięła  się  po  schodach  i  zajrzała  do  pokoju 

przyległego do jej sypialni. 

Pomieszczenie oświetlała mała lampka nocna, więc Laura 

dotarła do bujanego fotela przy łóŜku, nic potrącając Ŝadnych 
mebli.  Usiadła  i  spojrzała  ze  wzruszeniem  na  śpiącego 
chłopczyka. 

Spod  kołdry  wystawała  tylko  jego  głowa  i  szczupłe 

ramiona,  usta  miał  lekko  rozchylone.  Ciemne  rzęsy  prawie 
dotykały policzków, ciemne włosy wiły się na poduszce. 

Robert Shipley. Junior, dodała w myślach. Zawsze upierał 

się,  by  go  tak  nazywać.  Ale  wszyscy,  którzy  go  kochali, 
mówili do niego Bobby. 

Siedem  lat,  czarne  włosy,  niebieskie  oczy.  Łobuziak  i 

bystrzak. Był miłością jej Ŝycia. 

To właśnie z jego powodu Liam O'Reilly nie moŜe mieć tu 

wstępu. GdyŜ Mary 0'Reilly, matka Liama, nie wiedząc o tym, 
miała juŜ swego wyczekiwanego wnuka. 

Tylko  Ŝe  nie  nazywał  się  O'Reilly.  I  nigdy  nie  będzie. 

Choć Bobby był bez wątpienia synem Liama... 

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY 
 -  Mówi,  Ŝe  chce  się  dziś  umówić  na  spotkanie.  Laura 

upatrzyła  się  w  Perry'ego  niewidzącymi  oczami.  Nie  słyszała 
juŜ  nic  z  tego,  co  mówił  dalej,  zaskoczona  wiadomością,  Ŝe 
Liam właśnie zadzwonił. 

 - Przepraszam, Peny, czy moŜesz powtórzyć? - poprosiła, 

rozpaczliwie próbując się skoncentrować. 

Słabo  spała  tej  nocy,  przygnieciona  nawałem  róŜnych 

myśli. 

Przez  ponad  siedem  lat,  od  kiedy  postanowiła  poślubić 

Roberta, Ŝyła w strachu, Ŝe Liam moŜe wtargnąć w jej Ŝycie, 
rozpoznać  w  Bobbym  swego  syna  i  domagać  się  praw  do 
niego. A przecieŜ stracił je, gdy tak bezdusznie ją porzucił. 

Oczywiście nic miał wtedy pojęcia, Ŝe Laura była w ciąŜy 

- sama przecieŜ jeszcze o tym nie wiedziała. 

Gdyby  jednak  raczył  do  niej  choć  raz  zadzwonić, 

powiedziałaby  mu,  Ŝe  zostanie  ojcem.  Zamiast  tego 
dowiedziała się z gazety, Ŝe oŜenił się z inną kobietą! 

Będąc  w  ciąŜy,  samotna,  przeraŜona,  znienawidziła  go  i 

nie  chciała  więcej  widzieć.  Z  czasem  jej  ból  i  nienawiść  się 
wypaliły. 

Robert  był  cudownym  męŜem  i  ojcem.  Zawdzięczała  mu 

wszystko,  co  osiągnęła.  Z  czasem  Liam  O'Reilly  stał  się 
bladym cieniem z przeszłości, rozdziałem z jej dawnego Ŝycia, 
który wspominała z niejakim wstydem. 

Z  perspektywy  czasu  widziała,  Ŝe  mu  się  narzucała,  me 

chciała  dostrzec  sygnałów,  które  mówiły  wyraźnie,  Ŝe  jej 
uczucie nie było odwzajemnione. 

Co  nie  znaczy,  Ŝe  nie  winiła  Liama  za  to,  co  się  stało  - 

przecieŜ nie zrobił nic, by nie doszło do ich zbliŜenia. Patrzyła 
teraz na wszystko dojrzalej, ale mu nie wybaczyła i nie chciała 
go więcej widzieć! 

background image

Jednak  nie  mogła  odrzucić  błyskotliwego  tekstu,  który 

przekazał jej Perry przed trzema tygodniami, bez wzbudzania 
podejrzeń  redaktora  naczelnego,  choć  juŜ  po  przeczytaniu 
pierwszego rozdziału rozpoznała styl autora. 

 -  Liam  O'Reilly  postanowił  wrócić  dziś  wieczorem  do 

Irlandii  -  powtórzył  cierpliwie  Perry.  -  Przed  wyjazdem 
chciałby przyjść i omówić warunki umowy. 

 -  Miałeś  chyba  na  myśli  Reilly'ego  O'Shea  -  poprawiła 

spokojnie, by zyskać na czasie. - Co mu powiedziałeś? 

 - śe mam dziś bardzo napięty plan, ale zobaczę, co da się 

zrobić i oddzwonię. 

Wzięła głęboki oddech i spytała oficjalnym tonem: 
 -  Czy  ty  i  David  -  chodziło  jej  o  pracownika  z  działu 

umów - macie przygotowane warunki kontraktu? 

Perty zawahał się. 
 - One zaleŜą od tego, z kim zawieramy umowę, prawda? - 

Pokręcił głową z zakłopotaniem. - To trudna sytuacja, Lauro. 
Sądzę, Ŝe powinnaś się zająć sprawą osobiście. 

Opadła  cięŜko  na  oparcie  fotela,  kobieta  interesu  w 

kaŜdym  calu,  sądząc  po  jej  czarnym  garniturze  i  białej 
jedwabnej bluzce. „Strój człowieka władzy", Ŝartował Robert, 
ale Laura wiedziała, Ŝe w wieku dwudziestu dziewięciu lat jest 
nieraz  postrzegana  jako  zbyt  młoda  jak  na  dyrektorkę 
wydawnictwa,  więc  przywiązywała  duŜą  wagę  do  swego 
wizerunku. 

 -  Jestem  pewna,  Ŝe  sam  znakomicie  sobie  z  tym 

poradzisz, Perry - uśmiechnęła się, łechcąc jego ego. 

Perry był ambitnym facetem, który cenił sobie stanowisko 

redaktora  naczelnego  w  dobrym  wydawnictwie.  Nie  zniósłby 
tego, Ŝe ktoś kwestionuje jego kompetencje. 

 - Ale to nie są zwykłe negocjacje - westchnął. - Nie wiem, 

jak to rozegrać. Bardzo mi zaleŜy na tym tekście, chcę podpis 
autora  na  umowie,  zanim  się  wycofa  albo  pójdzie  do  innego 

background image

wydawcy. Ale jak mam z nim negocjować, nie zdradzając, Ŝe 
wiem, kim jest? A chciałbym przecieŜ opublikować tę ksiąŜkę 
z nazwiskiem O'Reilly na okładce. Nie mogę go wystraszyć. 

 -  Jego  chyba  niełatwo  wystraszyć  -  mruknęła  z 

przekąsem, uśmiechając się niewesoło. 

 - Sądzę jednak, Ŝe twój osobisty udział w spotkaniu... 
 -  Dałby  mu  błędne  pojęcie  o  jego  pozycji  -  wtrąciła 

szybko. - Chyba najlepiej byłoby oznajmić, Ŝe nie masz czasu 
się z nim dziś spotkać. 

 -  Lauro,  on  powiedział,  Ŝe  zabiera  tekst  z  powrotem  do 

Irlandii,  jeśli  do  końca  dnia  nie  złoŜymy  mu  ostatecznej 
propozycji - ostrzegł spokojnie Perry. 

Nawet podając się za jakiegoś O'Shea - a raczej zwłaszcza 

z  tego  powodu!  -  pisarz  zachowywał  się  wyjątkowo 
arogancko.  Debiutujący  autorzy  nieraz  muszą  czekać  całymi 
miesiącami  na  odpowiedź  z  wydawnictwa  po  złoŜeniu 
maszynopisu.  Liam  powinien  być  zadowolony,  Ŝe  Shipley 
Publishing  odezwało  się  tak  szybko,  co  nie  znaczy,  Ŝe  woda 
sodowa ma mu uderzać do głowy! Jednak, bez względu na to, 
za  kogo  się  podawał,  autor  był  przecieŜ  Liamem  O'Reillym, 
więc... 

 -  Wiem,  wiem!  -  mruknął  Perry,  jakby  czytał  w  jej 

myślach, zrywając się niecierpliwie z krzesła. - W pierwszym 
odruchu teŜ chciałem odesłać go do diabła. 

 - Perry zaczął nerwowo przechadzać się po pokoju. 
 -  Ale  czuję,  Ŝe  ta  ksiąŜka  to  murowany  sukces.  Nie 

chciałbym jej stracić. 

 - Zapowiadają się trudne negocjacje - uznała Laura. 
Niedawne  spotkanie  przekonało  ją,  Ŝe  Liam  jest  jeszcze 

bardziej  arogancki  niŜ  kiedyś.  Trochę  to  dziwne,  zwaŜywszy 
na to, Ŝe nie wydał przez osiem lat Ŝadnej ksiąŜki. 

Jednak,  tak  jak  Peny,  była  zachwycona  „Światem  Josie", 

tajemniczą  opowieścią  o  dziewczynie  dorastającej  w  małej 

background image

irlandzkiej  wiosce.  Ta  ksiąŜka  przebiłaby  wszystkie,  jakie 
dotychczas  wydało  ich  wydawnictwo.  Problem  polegał  na 
tym, Ŝe Liam teŜ o tym wiedział... 

 -  Trudne,  nietrudne,  ja  chcę  mieć  tę  ksiąŜkę  - 

zapowiedział Perry z determinacją. 

 - A więc uzgodnij z nim warunki - poleciła lakonicznie. 
 - A jeśli będę musiał skonsultować się z tobą? 
 - Zadzwonisz - ucięła zdecydowanie. Za Ŝadne skarby nie 

chciała  się  spotkać  z  Liamem!  Spojrzała  na  zegarek.  -  Jest 
dziesiąta  trzydzieści  -  powiedziała.  -  Umów  się  z  nim  na 
czwartą. - Pomyślała, Ŝe ona opuści juŜ wówczas redakcję, by 
odebrać Bobby'ego ze szkoły. 

Jak  zauwaŜyła  Amy  poprzedniego  wieczoru,  godzenie 

obowiązków  matki  i  dyrektorki  wydawnictwa  nie  było  łatwe. 
Jednak  przy  pomocy  takich  ludzi  jak  Amy  i  dzięki 
sprawdzonemu  zespołowi  wydawnictwa  Laurze  udawało  się 
sprawnie 

Ŝ

onglować 

wszystkimi 

piłeczkami. 

Nie 

przeszkadzało  jej  to,  Ŝe  cierpiało  na  tym  wszystkim  jej  Ŝycie 
osobiste: i tak miała więcej, niŜ kiedykolwiek się spodziewała. 

 -  Dzięki  temu  nie  wyjdziesz  na  zbyt  uległego  - 

przekonywała Perry'ego. 

 - Masz rację - zgodził się. - Trochę się w tym wszystkim 

pogubiłem.  -  Podszedł  zdecydowanym  krokiem  do  drzwi  - 
Zadzwonię  do  niego  i  powiem,  Ŝe  wygospodaruję  parę  minut 
koło  czwartej.  -  Zatrzymał  się  w  otwartych  drzwiach.  -  śycz 
mi szczęścia. 

Skinęła  głową  z  uśmiechem.  Wiedziała,  Ŝe  będzie  go 

potrzebował. 

 -  Mówiłam,  Ŝe  pani  Shipley  jest  w  tej  chwili  zajęta  i  nie 

moŜe pan tam wejść! - Laura usłyszała podniesiony głos Ruth, 
swojej sekretarki, a potem drzwi do gabinetu stanęły otworem. 

background image

 - CzyŜby? - zadrwił Liam, stając arogancko w drzwiach i 

patrząc  wyzywająco  na  Laurę,  która  siedziała  za  swym 
imponującym biurkiem przy oknie. 

Pomyślała  bez  sensu,  Ŝe  jest  dopiero  trzecia,  więc  Liam 

powinien zjawić się w wydawnictwie dopiero za godzinę. 

 - Przepraszam, pani Shipley. - Niska, pulchna, rudowłosa, 

bardzo  kompetentna  sekretarka  Ruth  nie  posiadała  się  z 
oburzenia. - Ten pan uparł się, Ŝeby się z panią spotkać, choć 
nie był umówiony... 

 - Powiedziałem tej pani, Ŝe nie muszę się z tobą umawiać 

- wpadł jej w słowo Liam. 

AleŜ owszem, pomyślała, odkładając wolno pióro Laura - 

i spotkała by cię odmowa. 

 -  W  porządku,  Ruth.  -  Uśmiechnęła  się  z  przymusem  do 

sekretarki. - Pan O'Reilly i ja jesteśmy... znajomymi. 

Sekretarka 

wyszła, 

obrzuciwszy 

przedtem 

Liama 

niechętnym spojrzeniem. 

 -  Ładny  gabinet  -  zauwaŜył,  rozglądając  się  po 

eleganckim wnętrzu. 

Trzy  ściany  zajmowały  dębowe  półki,  na  których 

wyeksponowano  ksiąŜki  opublikowane  w  wydawnictwie. 
Biurko  Laury  wykonano  z  tego  samego  jasnego  dębu,  na 
podłodze leŜał ładny niebieski dywan. 

Laura  przyglądała  się  uwaŜnie  Liamowi,  który zbliŜył  się 

do  jej  biurka.  Miał  na  sobie  stare,  spłowiało  dŜinsy,  szarą 
koszulę i czarną marynarkę. Nic dziwnego, Ŝe Ruth broniła jak 
lwica  wejścia  do  jej  gabinetu  -  nie  wyglądał  na  odnoszącego 
sukcesy autora, a tym bardziej na milionera. 

 -  Pani  Shipley...  -  mruknął  z  niedowierzaniem.  Laura 

usłyszała w tych słowach nutkę lekcewaŜenia. 

 -  Pan  O'Reilly  -  odpowiedziała  zgryźliwie.  -  Czy  moŜe 

raczej pan O'Shea? 

background image

Skoro  wiedział,  kim  ona  jest,  nic  było  sensu  dłuŜej 

udawać, Ŝe nie odkryła jego podstępu. Tym bardziej Ŝe wcale 
go  nic  okłamała  -  nie  pytał  przecieŜ,  jakie  nosi  nazwisko  po 
męŜu. 

Liam  przyglądał  jej  się  uwaŜnie,  przymruŜywszy  oczy, 

jakby próbował odkryć, czego jeszcze o niej nic wie. Gdy nie 
mogła  juŜ  dłuŜej  znieść  tego  świdrującego  spojrzenia, 
zapytała: 

 - Skąd wiedziałeś, jak mnie znaleźć? 
 -  Spytałem  w  recepcji  na  dole  i  skierowano  mnie  na 

najwyŜsze piętro - odparł z błazeńską miną. 

 - Bardzo śmieszne, Liam - odparła ze znuŜeniem. - Wiesz, 

Ŝ

e nie o to pytam. 

 - Naprawdę? Powiedz mi, Lauro, czy dobrze się bawiłaś, 

prowadząc ze mną tę całą gierkę? - warknął, a jego niebieskie 
oczy pociemniały z gniewu. 

 - Nie prowadziłam przecieŜ Ŝadnej gry... 
 -  CzyŜby?  -  przerwał  zjadliwym  tonem.  -  PrzecieŜ 

wczoraj  w  hotelu  ty  i  Perry  Webster  nie  daliście  po  sobie 
poznać,  Ŝe  się  znacie,  a  tym  bardziej  Ŝe  jesteś  jego 
pracodawczynią.  A  gdy  spotkaliśmy  się  na  drinka,  nie 
powiedziałaś, Ŝe wiesz, dlaczego jestem w Londynie. 

 - Po prostu nie widziałam powodu... 
 -  Nic  widziałaś  powodu!  -  powtórzył,  przechadzając  się 

po  gabinecie  jak  lew  w  klatce.  -  Powiem  ci,  o  co  chodzi  - 
warknął, opierając się o blat jej biurka i pochylając do przodu. 
- Specjalnie zrobiłaś ze mnie głupca! 

 - Wcale nie! 
 - O tak, pani Shipley. 
 - Powiedziałam ci, Ŝe wyszłam za mąŜ. To nie ja podałam 

fałszywe nazwisko... 

 -  Ale  wiedziałaś  od  początku,  kto  się  za  nim  ukrywa,  i 

postanowiłaś się na mnie zemścić... 

background image

 -  Skoro  tak  myślisz,  musisz  mieć  bardzo  złe  zdanie  o 

mnie  -  odpowiedziała  ze  złością.  -  I  chyba  przeceniasz  rolę, 
jaką odegrałeś w moim Ŝyciu. 

Przez  kilka  minut  wpatrywali  się  w  siebie  w  milczeniu 

przez szerokość biurka. 

 - Naprawdę? - spytał. 
 -  Co?  -  spytała  Laura.  Nagle  napięcie  panujące  między 

nimi opadło, atmosfera uległa subtelnej zmianie. 

 -  Czy  naprawdę  przeceniam  to,  ile  dla  siebie  kiedyś 

znaczyliśmy? - spytał zduszonym głosem. 

Ta  sugestia  wystarczyła  Laurze,  by  czar  chwili  prysł. 

Potrząsnęła głową i z drwiącym wyrazem twarzy wycedziła: 

 -  Sądziłam,  Ŝe  dojść  jasno  się  wyraziłam  wczorajszego 

wieczora: 

byłam 

smarkulą 

zadurzoną 

starszym, 

doświadczonym męŜczyźnie... 

 -  A  właśnie...  -  wpadł  jej  w  słowo,  odsuwając  się  ku  jej 

uldze od biurka. - O ile mi wiadomo, Robert Shipley... 

 -  Powiedziałam  ci  wczoraj, Ŝe nie  zamierzam  rozmawiać 

z tobą o Robercie! - przerwała ostro. 

 - Robert Shipley miał pięćdziesiąt trzy lata, gdy za niego 

wyszłaś - ciągnął Liam, niezraŜony. 

Laura podniosła się z krzesła. 
 -  I  pięćdziesiąt  osiem,  gdy  zmarł  przed  dwoma  laty. 

Zostałaś wdową i jego jedyną spadkobierczynią... - dokończył 
cicho. 

Laura opadła z powrotem na krzesło, krew odpłynęła z jej 

policzków.  Wszystko,  co  powiedział,  było  prawdą,  oprócz 
jednej  rzeczy.  Owszem,  odziedziczyła  po  męŜu  majątek  i 
wydawnictwo.  Ale  współwłaścicielem  tej  fortuny  był  Robert 
Shipley junior. Bobby, syn Liama... 

background image

ROZDZIAŁ PIATY 
 -  Widzę,  Ŝe  odrobiłeś  pracę  domową  -  powiedziała 

spokojnie, nie dając po sobie poznać, Ŝe walczy z przypływem 
paniki. 

Jednak  nic  końca,  skoro  nie  odkryłeś  istnienia  Roberta 

Shipleya juniora, pomyślała. 

 -  WciąŜ  jeszcze  nie  wyjaśniłeś,  jak  dowiedziałeś  się,  Ŝe 

nazywam się Shipley - zagadnęła, nie kryjąc zaciekawienia. 

Liam wzruszył ramionami. 
 -  To  wcale  nie  było  takie  trudne.  Wróciłaś  wczoraj  do 

domu  hotelową  taksówką.  Spotkałem  kierowcę  dziś  rano, 
powiedziałem mu, Ŝe zostawiłaś coś wczoraj i poprosiłem, by 
podał mi adres, abym mógł ci to zwrócić. 

 -  Tak  po  prostu?  -  spytała,  Ŝałując, Ŝe zwolniła wcześnie 

kierowcę,  nie  wiedząc,  Ŝe  będzie  gdzieś  wychodzić 
wieczorem. 

 -  Oczywiście.  -  Liam  pokiwał  głową  z  satysfakcją.  - 

Potem  wystarczyło  popytać  tu  i  ówdzie,  kto  mieszka  w 
pewnym  domu  w  Knightsbridge.  MoŜesz  sobie  wyobrazić 
moje zdumienie, gdy dowiedziałem się, Ŝe jest to właścicielka 
Shipley Publishing! 

 -  I  oto  jesteś  tutaj!  -  zauwaŜyła  niezobowiązującym 

tonem. - Chyba masz spotkanie z Perrym za jakieś czterdzieści 
minut... 

 -  Zapomnijmy  o  Perrym  -  przerwał  bezceremonialnie.  - 

Przyszedłem zobaczyć się z tobą. 

 -  Przykro  mi,  Liam,  ale  mam  spotkanie  za  dwadzieścia 

minut, na które muszę dojechać. 

 - Odwołaj je! - zaŜądał stanowczo. 
 -  Nie  ma  mowy  -  powiedziała  wyniośle,  oburzona  jego 

arogancją. 

Laura  miała  tego  dnia  odebrać  Bobby'ego  ze  szkoły. 

Zazwyczaj  odwoziła  synka  rano,  a  Amy  odbierała  go  po 

background image

południu,  ale  we  wtorki  gospodyni  miała  wolne  i  w  te  dni 
Laura  przyjeŜdŜała  po  chłopca  prosto  z  pracy.  Nie  mogła  się 
spóźnić ani wysłać szofera. 

Nie  zamierzała  jednak  wyjaśniać  tego  wszystkiego 

Liamowi. 

On tymczasem usadowił się na skórzanym fotelu stojącym 

po drugiej stronie jej biurka. 

 -  Widzę,  Ŝe  bardzo  się  tym  wszystkim  przejmujesz?  - 

powiedział,  rozglądając  się  znacząco  wokół  siebie,  a  widząc 
jej zdziwione spojrzenie, dodał: - Shipley Publishing. 

Laura  zdekoncentrowała  się  nieco,  myśląc  o  synu,  ale 

natychmiast się zreflektowała. 

 -  Oczywiście,  Ŝe  tak  -  rzuciła  cierpko.  -  Bądź  co  bądź 

wybrałeś to wydawnictwo ze względu na jego renomę. 

 - Bo nie wiedziałem, Ŝe nim kierujesz. 
 - A co to za róŜnica? - zignorowała obraźliwą uwagę. 
 - DuŜa! - Skrzywił się. 
Laura nabrała powietrza w płuca, by zachować spokój. 
 - Jeszcze nie podpisałeś z nami umowy, więc nie jesteś do 

niczego zobowiązany... 

 -  Co  sądzisz  o  „Świecie  Josie"?  -  wpadł  jej  w  słowo.  -  I 

nie mów, Ŝe nie czytałaś, bo ci nie uwierzę. 

 -  Pod  jednym  względem  wcale  się  nie  zmieniłeś  - 

powiedziała  z  niesmakiem.  -  Jesteś  tak  samo  arogancki  jak 
kiedyś! 

Uwaga  nie  zrobiła  na  nim  Ŝadnego  wraŜenia,  nadal 

wpatrywał się w Laurę z napięciem. 

 - No powiedz. Westchnęła. 
 -  Na  pewno  sam  dobrze  wiesz,  Ŝe  „Świat  Josie"  to 

błyskotliwie napisana, poruszająca powieść. 

 - Tak sądzisz? 
Obrzuciła  go  szybkim  spojrzeniem.  Po  raz  pierwszy  od 

chwili  gdy  się  spotkali,  usłyszała  nutę  niepewności  w  jego 

background image

glosie.  CzyŜby  rzeczywiście  nic  zdawał  sobie  sprawy  z  tego, 
jak  dobra  jest  jego  ksiąŜka?  Czy  to  moŜliwie,  Ŝe  po  ośmiu 
latach  milczenia  Liam  stracił  wiarę  w  swoje  umiejętności 
pisarskie? 

Sądząc  po  napięciu,  jakie  malowało  się  na  jego  twarzy, 

biło  Z  jego  zesztywniałej  sylwetki,  naprawdę  nie  był  pewien 
jej opinii. 

Musiała  przyznać,  Ŝe  miała  ochotę  zaniŜyć  nieco  ocenę 

ksiąŜki,  choćby  tylko  po  to,  by  utrzeć  nosa  temu  arogantowi. 
Ułatwiłoby to teŜ Perry'emu negocjacje. 

Jednak  wobec  wyraźnej  niepewności  Liama  co  do  jego 

mocy twórczych, zanegowanie błyskotliwości jego najnowszej 
powieści byłoby nie tylko okrutne, ale i z gruntu nieuczciwe. 

 - Owszem - przyznała, zbierając papiery z biurka, by nie 

musieć patrzeć mu w twarz i widzieć wyrazu triumfu, który z 
pewnością  się  na  niej  pojawił.  -  Oczywiście  jest  pewien 
problem z nazwiskiem autora... 

 -  Jak  szybko  zorientowałaś  się,  Ŝe  to  moja  ksiąŜka?  - 

przerwał z zaciekawieniem. 

Po  pierwszym  rozdziale.  Po  pierwszej  stronic.  Po 

pierwszym akapicie. 

 -  Szybko  -  odparła  powściągliwie.  -  Perry  sądzi,  Ŝe 

ukryłeś się pod pseudonimem, bo nie chcesz powtórki tego, co 
spotkało  cię  przed  ośmiu  laty.  Tego  całego  rozgłosu,  szumu 
medialnego i tak dalej...? - Spojrzała na niego pytająco. 

Liam skinął lekko głową. 
 -  Masz  bardzo  bystrego  redaktora  naczelnego...  - 

zauwaŜył sucho. 

 - TeŜ tak myślę. Na pewno współpraca dobrze by wam się 

układała. 

 - Nie sądzę. 
Spojrzała  na  niego  pytająco,  ale  w  tej  samej  chwili 

zadzwonił telefon. 

background image

 -  Odbierz  -  poradził.  -  To  pewnie  twój  brytan  Ruth 

dzwoni, by sprawdzić, czy cię jeszcze nie udusiłem. 

 -  Zaraz  schodzę  -  powiedziała  Laura  do  słuchawki,  bo 

rzeczywiście  dzwoniła  Ruth,  lecz  w  innym  celu,  niŜ  Liam 
sądził - Samochód czeka juŜ na mnie na dole - poinformowała, 
wstając.  -  Ruth  z  przyjemnością  poczęstuje  cię  kawą,  gdy 
będziesz czekał na spotkanie z Perrym o czwartej. 

Liam takŜe wstał, przytłaczając Laurę swym wzrostem. 
 -  A  ja  sądzę,  Ŝe  Ruth  najchętniej  pokazałaby  mi  drzwi. 

Poza  tym  nie  zamierzam  spotykać  się  z  Perrym  -  ani  o 
czwartej, ani później, 

 - Zwrócisz się do innego wydawcy? - spytała ostroŜnie. 
Jako  dyrektorka  Shipley  Publishing  bardzo  by  tego 

Ŝ

ałowała.  Ale  z  osobistego  punktu  widzenia  odczułaby  tylko 

ulgę, tracąc Liama z oczu! 

 -  AleŜ  skąd  -  zaprzeczył  szybko.  -  Ale  wolę,  Ŝebyś  to  ty 

redagowała moją ksiąŜkę, a nie Perry Webster. 

Ty wolisz... - powtórzyła z niedowierzaniem. 
 - Muszę ci powiedzieć... 
 - Cokolwiek to jest, sugeruję, byś powiedziała mi rano, bo 

masz spotkanie za - zerknął na zegarek - dziesięć minut. 

Wiedziała, Ŝe jeśli natychmiast nic wyjdzie, to się spóźni! 

Ale  jak  on  śmiał  dyktować  wydawcy,  jakiego  ma  mu 
przydzielić  redaktora!  Jeśli  nie  chciał  pracować  z  Perrym, 
miała innych świetnych pracowników, ale na pewno sama nie 
zamierzała zajmować się jego ksiąŜką! 

 -  Podobno  chcesz  dziś  wieczór  wrócić  do  Irlandii?  - 

spytała, zarzucając na ramię pasek torebki. 

 - Zmieniłem plany - odparł, idąc z nią do drzwi. 
 -  Ciekawe  dlaczego?  -  Jakby  musiała  pytać!  Jak  tylko 

dowiedział  się,  kim  jest,  juŜ  po  rozmowie  z  Perrym, 
postanowił  zabawić  się  z  nią  w  kotka  i  myszkę,  choć  sam  jej 
to zarzucał. 

background image

 - Zresztą niewaŜne, muszę juŜ iść - rzuciła szybko. 
 - MoŜesz mnie gdzieś podrzucić? - spytał kpiąco. 
 - Nie! - odpowiedziała ze złością. 
 - W takim razie, zanim wyjdę, zapiszę się na spotkanie z 

tobą u brytana Ruth. 

Laura zatrzymała się z ręką na klamce. 
 -  Liam,  naprawdę  nie  mam  zamiaru  więcej  się  z  tobą 

spotykać. Perry udzieli ci odpowiedzi na wszystkie pytania... 

 -  Nie  na  te,  które  chcę  zadać  -  wtrącił  znacząco.  Laura 

spojrzała na niego niespokojnie, ale nie mogła juŜ przedłuŜać 
tej rozmowy. Musiała myśleć o Bobbym. 

 -  Dobrze,  umów  spotkanie  z  Ruth  -  westchnęła 

niecierpliwie.  -  Ale  rano  nie  będę  ci  miała  nic  nowego  do 
powiedzenia. 

Liam przyjrzał jej się uwaŜnie. 
 - Czy on tak wiele dla ciebie znaczy? - spytał powaŜnie. 
 - Kto? - Rzuciła mu spłoszone spojrzenie. ZłoŜył ramiona 

na  swym  szerokim  torsie  i,  wpatrując  się  w  nią  uwaŜnie, 
wyjaśnił: 

 - MęŜczyzna, z którym masz się zaraz spotkać. I nie mów 

mi,  Ŝe  nie  chodzi  o  męŜczyznę.  Poznaję  ten  rumieniec,  błysk 
w pięknych oczach. 

 - Naprawdę? - spytała sceptycznie. 
 - 

tak. 

Zawsze 

tak 

wyglądałaś, 

jak 

byłaś 

podekscytowana albo z czegoś zadowolona. 

Laura  nie  chciała  słyszeć,  jak  wyglądała  w  podobnych 

chwilach,  ani  przypominać  sobie,  kiedy  Liam  miał  okazję  to 
zaobserwować. 

 -  Do  widzenia  -  rzuciła  szybko,  otworzyła  drzwi  i, 

skinąwszy Ruth na poŜegnanie, pospieszyła w stronę windy. 

Paul zdąŜył ją dowieźć przed szkołę Bobby'ego tuŜ przed 

dzwonkiem. Uśmiechnęła się z rozczuleniem i dumą na widok 
syna  pakującego  tornister.  Wzrostem  -  był  najwyŜszy  z  całej 

background image

klasy  -  ciemnymi  falującymi  włosami,  bystrymi  niebieskimi 
oczami  i  pewnością  siebie  bardzo  przypominał  swego 
naturalnego ojca. 

Obserwując  syna,  po  raz  pierwszy  zadała  sobie  pytanie, 

czy pewnego dnia - gdy Bobby osiągnie wiek, w którym Liam 
nie  będzie  juŜ  mógł  upomnieć  się  o  swoje  miejsce  w  jego 
dzieciństwie  -  powinna  powiedzieć  chłopcu,  kto  jest  jego 
prawdziwym ojcem. 

Jeśli  o  nią  chodzi,  odpowiedź  była  zdecydowanie 

negatywna  -  po  bólu,  jaki  jej  zadał  w  przeszłości,  nie 
chciałaby  dzielić  z  Liamem  nawet  dorosłych  lat  Bobby'ego. 
Jednak  z  punktu  widzenia  chłopca  sprawa  nie  była  przecieŜ 
tak  oczywista.  Kochał  Roberta  jak  prawdziwego  ojca  i  był 
zdruzgotany  jego  śmiercią  przed  dwoma  laty.  Ale  przecieŜ 
jego naturalny ojciec nadal Ŝył. Czy miała prawo to przed nim 
ukrywać? Dlaczego Liam znów wkroczył w jej Ŝycie i stawiał 
ją przed takim dylematem? 

 -  Czym  się  martwisz,  mamusiu?  -  usłyszała  nagle  głos 

synka, który wsunął rączkę w jej dłoń. 

 -  Tak  wyglądałam,  kochanie?  -  spytała  z  uśmiechem, 

odganiając  niespokojne  myśli.  -  Zastanawiałam  się  właśnie, 
czy nie miałbyś ochoty na hamburgera? 

Jak  się  spodziewała,  perspektywa  pójścia  do  baru  przed 

powrotem  do  domu  natychmiast  odwróciła  uwagę  Bobby'ego 
od  jej  niespokojnego  nastroju,  a  przede  wszystkim  sprawiła 
mu wielką frajdę. 

Po  powrocie  do  domu  pomogła  synowi  w  lekcjach, 

wykąpała go i poczytała na dobranoc. 

Przez  cały  ten  czas  udało  jej  się  nie  myśleć  o  Liamie. 

Jednak  gdy  znalazła  się  w  swej  sypialni,  powróciły 
wspomnienia. 

Przed  ośmioma  laty  Liam,  który  poza  tym,  Ŝe  pisał 

ksiąŜki,  pracował  takŜe  jako  wykładowca,  przyjechał  na  jej 

background image

uczelnię,  by  wygłosić  wykład  o  literaturze  współczesnej. 
Pamiętała, Ŝe sala była pełna, bo większość studentów czytała 
przynajmniej  jedną  z  jego  ksiąŜek  i  chciała  posłuchać  go  na 
Ŝ

ywo. 

Laura  nie  słyszała  ani  jednego  słowa  z  jego  wykładu!  Z 

chwilą,  gdy  Liam  wszedł  na  podium,  poczuła  się  jak 
zahipnotyzowana  -  jego  wyglądem,  sposobem  poruszania, 
uwodzicielskim brzmieniem głosu. 

Gdy  potem  poszła  na  lunch  do  stołówki,  nadal  była  tak 

oszołomiona  spotkaniem  z  przystojnym  pisarzem,  Ŝe  nie 
zauwaŜyła  nawet,  jaką  sałatkę  dziobie  widelcem  ani  Ŝe  letnia 
kawa, którą sączy, jest nieposłodzona. Nagle usłyszała: 

 -  Szkło  kontaktowe  wpadło  pani  do  herbaty!  Teraz 

wiedziała,  Ŝe  lepiej  byłoby  tego  nie  usłyszeć,  ale  wówczas 
była zachwycona, Ŝe odezwał się do niej męŜczyzna, o którym 
właśnie fantazjowała, a do tego jeszcze z miejsca zaczął z nią 
flirtować. 

Zarumieniona  podniosła  wzrok  na  Liama  O'Reilly'ego, 

który stał obok jej stolika z tacą pełną jedzenia. 

 -  Nie  piję  herbaty  -  odpowiedziała  cicho,  zwilŜywszy 

nagle  wyschnięte  usta.  -  I  nie  noszę  szkieł  kontaktowych  - 
dodała, wiedząc, Ŝe chodzi mu o róŜny kolor jej oczu. 

Uśmiechnął się do niej. 
 - Wiem. To znaczy nie o herbacie - wyjaśnił, gdy ustawił 

tacę  na  jej  stoliku.  -  Mam  na  myśli  szkła  kontaktowe. 
ZauwaŜyłem  juŜ  te  pani  piękne,  niezwykłe  oczy  w  trakcie 
wykładu. 

 - Widział mnie pan? - spytała, z trudem przełykając ślinę. 
 -  Drugi  rząd,  trzecie  miejsce  z  brzegu.  Mogę  się 

przysiąść? 

 - Oczywiście - wyjąkała. 
ZauwaŜył  ją  w  czasie  wykładu,  gdy  wpatrywała  się  w 

niego jak sroka w gnat? A moŜe właśnie dlatego? 

background image

 -  Wykład  bardzo  mi  się  podobał  -  bąknęła,  gdy  sadowił 

się na krześle obok. 

 - Naprawdę? - spytał z przekąsem, jakby wiedział, Ŝe nic 

usłyszała  ani  słowa,  a  ona  najpierw  oblała  się  rumieńcem,  a 
potem  pobladła.  -  Proszę  się  nie  przejmować.  Nie  pani  jedna 
wyglądała, jakby miała zaraz zasnąć z nudów - zaśmiał się. 

 -  AleŜ  pan  wcale  nie  był  nudny!  -  zaprotestowała.  - 

Byłam... zafascynowana - powiedziała zgodnie z prawdą, choć 
nie miała na myśli wykładu. 

 -  Proszę  to  udowodnić  -  powiedział,  wbijając  zęby  w 

kanapkę z kurczakiem. 

Przełknęła  ślinę,  wpatrując  się  w  niego  z  przeraŜeniem. 

Nie zamierza jej chyba przepytywać ze swego wykładu? 

 -  Pójdzie  dziś  pani  ze  mną  na  kolację?  -  spytał  jednak, 

rozwiewając jej obawy. 

Liam O'Reilly zaprasza ją na kolację? Gapiła się na niego 

z niedowierzaniem. 

 - Czy to taka trudna decyzja? - zaśmiał się po chwili, nie 

doczekawszy się odpowiedzi. 

 -  Ja...  nie...  -  bąknęła  niepewnie.  -  Po  prostu...  nic 

rozumiem, dlaczego mnie pan zaprasza. 

 -  Bo  jeszcze  nigdy  nie  spotkałem  nikogo  o  tak 

niezwykłych, pięknych oczach - wyzna). 

 - Myślę, Ŝe pan sobie ze mnie Ŝartuje, panie O'Reilly. 
 - Ma pani prawo tak myśleć, ale to nie zmienia faktu, Ŝe 

zaproszenie jest wciąŜ aktualne. A na imię mam Liam. 

 - Laura - odparła cicho. - Laura Carter. 
 -  Skoro  jut  się  sobie  oficjalnie  przedstawiliśmy  - 

uśmiechnął się - czy dasz się zaprosić na kolację, Lauro? 

 -  Tak  -  odparła  szybko,  zanim  odwaŜyła  się  nad  tym 

zastanowić. 

background image

 - Tylko zabierz ze sobą apetyt - powiedział z uśmiechem. 

- Nie znoszę kobiet, które skubią jedzenie. - Spojrzał znacząco 
na jej prawie nietkniętą sałatkę. 

Na  kolacji  rozmawiali  o  wielu  rzeczach  -  ksiąŜkach, 

sztuce,  Irlandii,  planach  Laury  po  studiach  -  a  Liam  Ŝadnym 
gestem ani słowem nie dał do zrozumienia, Ŝe ma na nią jakieś 
zakusy. 

Jednak  poprosił  ją  o  ponowne  spotkanie.  A  potem  znów. 

Po kilku tygodniach Laura spędzała z nim większość wolnego 
czasu,  pomagała  Liamowi  przygotowywać  teksty  wykładów 
oraz  mu  na  nich  towarzyszyła,  pękając  z  dumy,  Ŝe  widzi  się 
ich razem. 

Po kilku miesiącach wiedziała juŜ, czego Liam nie znosi u 

kobiet,  oprócz  „skubania  jedzenia".  A  było  tego  całkiem 
sporo.  Nie  znosił  kobiet  nadmiernie  zaborczych.  Zbyt 
gadatliwych.  Takich,  które  nie  mają  własnego  zdania.  Albo 
poczucia  humoru.  Takich,  które  idiotycznie  chichoczą. 
Ekstrawertycznych.  Introwertycznych.  Zbyt  grubych.  Zbyt 
chudych. Lista ciągnęła się w nieskończoność. 

Starając się usilnie nie mieć Ŝadnej z cech wymienionych 

na tej liście, aby móc się wciąŜ spotykać z Liamem. Laura w 
końcu juŜ sama nie wiedziała, kim jest. 

Gdy  oświadczył  obecnie,  Ŝe  Ŝyczy  sobie,  by  właśnie  ona 

była  redaktorką  jego  ksiąŜki,  zachował  się  w  tym  samym 
despotycznym stylu! 

Ale  minęło  osiem  lat.  A  ona  wiedziała  dobrze,  kim  jest. 

Laura  Shipley.  Wdową  po  Robercie.  Matką  Bobby'ego. 
Właścicielką Shipley Publishing. 

Ale na pewno nie będzie redaktorką ksiąŜki Liama! 

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY 
 - Co ty wyprawiasz?! 
Liam  spojrzał  na  nią  znad  słuŜbowego  terminarza,  który 

bezczelnie wziął sobie z jej biurka. 

 -  Upewniam  się,  ze  nie  masz  umówionego  Ŝadnego 

spotkania,  na  które  się  zechcesz  za  chwilę  wymknąć  - 
powiedział  z  zadowoleniem,  zanim  zatrzasnął  notes  i  odłoŜył 
go na biurko. 

 -  Zadowolony?  -  warknęła,  kładąc  terminarz  równo  na 

miejsce. 

 - Nie za bardzo - odparł, opadając na krzesło naprzeciwko 

biurka.  Jak  zwykle  miał  na  sobie  dŜinsy,  koszulę  i  czarną 
marynarkę.  -  Ale  moŜemy  chyba  kontynuować  naszą 
wczorajszą pogawędkę. 

 -  Powiedziałam  ci  juŜ,  Ŝe  nie  mamy  o  czym  mówić  - 

odparła  spokojnie.  -  Źle  zrobiłeś,  lekcewaŜąc  wczorajsze 
spotkanie z Perrym - dodała chłodno. 

Liam uniósł ciemne brwi. 
 - To brzmi jak pogróŜka, pani Shipley - odparł cicho. 
Nie była tego ranka w najlepszym nastroju, bo źle spała z 

powodu  wskrzeszonych  wspomnień.  Nie  miała  ochoty  na 
prowadzenie gierek z Liamem. 

 -  MoŜesz  to  rozumieć,  jak  ci  się  podoba  -  westchnęła.  - 

Tłumaczyłam  to  juŜ  wczoraj.  Kieruję  całym  wydawnictwem, 
nic mam czasu na prace redakcyjne... 

 -  Zrób  dla  mnie  wyjątek  -  wtrącił  zdecydowanie. 

Spojrzała na niego z niedowierzaniem. Był ostatnią osobą, dla 
której  zrobiłaby  jakikolwiek  wyjątek!  Westchnęła  i  pokręciła 
głową, - Nie. 

 - Dlaczego? 
 - To chyba oczywiste! 
 -  Bo  kiedyś  byliśmy  kochankami?  Lata  temu,  Lauro.  Od 

tej pory wiele się zdarzyło. Oboje mamy za sobą małŜeństwa - 

background image

szczęśliwe  albo  i  nie.  Chyba  nie  obawiasz  się,  Ŝe  nasza 
historia moŜe się powtórzyć? 

 - Oczywiście, Ŝe nie - prychnęła z oburzeniem. Obawiała 

się jedynie, Ŝe on odkryje istnienie jej syna - który był równieŜ 
jego synem. 

 - W takim razie nic widzę problemu. Nie lekcewaŜ mojej 

prośby, bo zwrócę się do innego wydawcy. 

Zrezygnowanie  z  moŜliwości  wydania  ksiąŜki  Liama  na 

rzecz  innego  wydawcy  byłoby  głupotą  z  punktu  widzenia 
interesów  firmy,  ale  na  pewno  by  jej  powaŜnie  nie 
zaszkodziło.  Wydawnictwo  miało  juŜ  paru  renomowanych 
autorów. 

 -  To  brzmi  jak  pogróŜka,  panie  O'Reilly  -  uŜyła  jego 

zwrotu sprzed kilku minut. 

Wzruszył ramionami. 
 - I słusznie - przyznał uprzejmie. - Lauro... - Pochylił się 

do  przodu  i  wbił  w  nią  wzrok.  -  Chciałbym  pracować  z  tobą 
nad tą ksiąŜką. MoŜe byś chociaŜ spróbowała? 

Jak wszystko inne zawodzi, odwołuje się do swego uroku, 

pomyślała z goryczą. Ale na mnie juŜ on nie działa. 

 - A moŜe nie czujesz się na silach podjąć tego zadania? - 

dodał prowokacyjnie. 

Uśmiechnęła  się  drwiąco  -  czaru  nie  starczyło  mu  na 

długo. 

 -  Niezły  cios  -  przyznała.  -  Ale  wspominałam  ci  juŜ 

chyba, Ŝe po studiach pracowałam jako redaktorka? 

Ach tak? CzyŜby w wydawnictwie Shipley Publishing? 
Laurze nie podoba! się ton jego głosu. 
 - A jeśli tak? 
 - JuŜ po paru miesiącach zostałaś Ŝoną właściciela. 
 -  Nie  obchodzi  mnie  to,  co  sugerujesz  -  mruknęła 

niechętnie. 

 - A niby co? - spytał przymilnie. 

background image

 -  Dobrze  wiesz.  Natomiast  nic  nie  wiesz  o  moim  Ŝyciu - 

ani dawnym, ani obecnym. Niechaj tak zostanie. 

 - Po prostu jestem ciekaw... Roześmiała się. 
 - Ta ciekawość nie ułatwi rozwiązania naszego problemu 

- zauwaŜyła, 

 - Jakiego? 
Potrafił być naprawdę tępy, gdy było mu to na rękę! 
 - Znalezienia redaktora do twojej ksiąŜki. 
 - Powiedziałem ci, kogo wybrałem. 
 -  A  ja  powiedziałam  ci,  Ŝe  to  nie  wchodzi  w  rachubę!  - 

przerwała niecierpliwie. 

 - No to mamy patową sytuację - westchnął. Laura nabrała 

powietrza i oświadczyła spokojnie: 

 - W takim razie powinieneś chyba zwrócić się do innego 

wydawcy. 

 -  Ty tchórzu!  - zawołał,  zrywając  się  z  miejsca  i  górując 

nad jej biurkiem wysoką sylwetką. 

Laura  równieŜ  się  podniosła,  czując  napięcie  w  całym 

ciele. 

 - Jak śmiesz! 
 -  Lauro...  o  przepraszam  -  odezwał  się  zmieszany  Peny, 

który stanął właśnie w drzwiach - - Prosiłaś, Ŝebym przyszedł 
o dziewiątej trzydzieści. 

Prosiła swego redaktora, by zjawił się o tej porze, sądząc, 

Ŝ

e  zdąŜy  juŜ  dojść  z  Liamem  do  porozumienia  w  sprawie 

osoby,  która  ma  opracowywać  jego  tekst.  Niestety 
zapomniała, jaki Liam potrafi być nierozsądny! 

 -  Wejdź,  Perry  -  uśmiechnęła  się  zapraszająco  do  swego 

pracownika. 

 -  Lepiej  nie,  Perry  -  mruknął  ponuro  Liam.  -  To  miło  ze 

strony  Laury,  Ŝe  pana  zaprasza,  ale  nie  skończyliśmy  jeszcze 
rozmowy. - Rzucił Laurze wyzywające spojrzenie. 

background image

 - Oj, chyba jednak skończyliśmy, panie O'Reilly - odparła 

z mocą. - I to definitywnie. 

Liam  wpatrywał  się  w  nią  przez  długą  chwilę,  po  czym 

lekko wzruszył ramionami i zwrócił się do nowo przybyłego: 

 -  Wygląda  na  to,  Ŝe lepiej,  aby  pan  rzeczywiście  wszedł. 

ChociaŜ  muszę  pana  uprzedzić  -  ciągnął,  gdy  redaktor 
zamknął drzwi i zbliŜył się do biurka - Ŝe moŜe pan usłyszeć 
tu rzeczy, które pana zdziwią. 

Laura  usłyszała  nutkę  pogróŜki  w  jego  głosie  i 

natychmiast podjęła grę. 

 - Liam chyba ma na myśli naszą dawną znajomość. 
 -  Uśmiechnęła  się  do  Perry'ego  i  wskazała  mu  wolne 

krzesło obok tego, które zajmował przed chwilą Liam. 

 -  Ale  Perry  juŜ  przecieŜ  o  tym  wie,  Liam  -  rzuciła, 

zajmując miejsce za biurkiem. - PrzecieŜ właśnie dzięki temu 
mogłam  rozpoznać  cię  w  hotelu  przed  dwoma  dniami  - 
przypomniała. 

Twarz Liama stęŜała na wspomnienie tego spotkania. 
 - A tak, zabawa w Sherlocka Holmesa - mruknął. 
 -  MoŜe  teŜ  usiądziesz,  Liam  -  poprosiła  Laura 

pojednawczo,  wskazując  mu  krzesło.  -  Właśnie  skończyłam 
wyjaśniać  Liamowi,  dlaczego  doskonale  nadajesz  się  na  jego 
redaktora. - Uśmiechnęła się ciepło do Perry'ego. 

 - A ja właśnie skończyłem wyjaśniać Laurze 
 -  przerwał  Liam,  nadal  stojąc  wyprostowany  przed 

biurkiem  -  Ŝe  podpiszę  umowę  z  Shipley  Publishing,  o  ile 
moją ksiąŜkę będzie redagowała określona osoba. 

 - Ach tak? - zdziwił się Perry. 
 -  Liam...  -  zaczęła  Laura,  gdy  odezwał  się  telefon  na  jej 

biurku.  Poprosiła  Ruth,  by  nie  łączyła  nikogo  w  trakcie 
rozmowy  z  Liamem,  więc  to  musiało  być  coś  naprawdę 
waŜnego, 

skoro 

sekretarka 

zdecydowała 

inaczej. 

background image

Przepraszam  -  powiedziała  i  odebrała  telefon,  po  czym 
słuchała uwaŜnie, blednąc coraz bardziej. 

Dowiedziała się bowiem, Ŝe Bobby miał wypadek. Spadł z 

jakichś  schodów  w  szkole,  właśnie  wieziono  go  karetką  do 
szpitala. 

 - Zaraz tam będę - wydusiła z trudem, rzuciła słuchawkę i 

zerwała  się  na  równe  nogi.  -  Muszę  wyjść  -  powiedziała 
nerwowo  do  męŜczyzn  siedzących  naprzeciw  jej  biurka, 
złapała torebkę i ruszyła w stronę drzwi. 

 - Lauro, o co chodzi? 
 -  Nie  mogę  dłuŜej  z  tobą  rozmawiać,  Liam  - 

zniecierpliwiła  się.  -  Nie  rozumiesz?  Muszę  natychmiast 
wyjść! 

Poczuła  stalowy  uchwyt  na  ramieniu  i  obróciła  się  w 

miejscu. 

 - Nie, nie rozumiem - warknął. - O co, do diabła, chodzi? 

- Przypatrzył się uwaŜnie jej pobladłej twarzy. 

 -  Naprawdę  nic  mam  czasu  na  wyjaśnienia  -  rzuciła 

niecierpliwie.  -  Porozmawiaj  z  Perrym.  -  Machnęła  ręką,  by 
powstrzymać  kolejne  słowa  protestu.  -  A  jak  ci  to  nie 
odpowiada, zwróć się do innego wydawcy. 

Ręka Liama zsunęła się z jej ramienia. 
 - A tobie juŜ nie zaleŜy? - spytał cicho. 
 -  Nie  -  przyznała,  po  czym  odwróciła  się  i  dosłownie 

wybiegła z gabinetu. 

Dotarła  do  szpitala  w  tym  samym  czasie  co  Bobby. 

Właśnie  wyjmowano  go  z  karetki  na  noszach  i  wieziono  do 
izby  przyjęć.  Drobne  ciałko  chłopca  na  wielkich  noszach 
wyglądało  jeszcze  delikatniej  i  bardziej  bezbronnie  niŜ 
zwykle. Na ten widok oczy Laury zaszły łzami, ale szybko się 
opanowała,  widząc  wyraz  ulgi  na  twarzy  synka,  który  gdy 
tylko ją zobaczył, sam się rozkleił. 

background image

 -  Uderzyłem  się  w  głowę  i  boli  mnie  kolano,  mamusiu  - 

zaszlochał cicho, gdy go przytuliła. 

 -  Na  schodach  są  pewnie  co  najmniej  dwa  wgniecenia  - 

zaŜartowała, a Bobby uśmiechnął się leciutko przez łzy. 

Przytuliła  go  mocno  do  siebie.  Od  samego  urodzenia  tak 

się nad nim trzęsła, Ŝe najchętniej nie puszczałaby go od siebie 
na  krok.  Robert  potrafił  ją  zawsze  przekonać,  Ŝe  nie  wolno 
zabraniać  mu  normalnych  zabaw  i  przesadnie  chronić.  To 
równieŜ Robert namówił ją do powrotu do pracy, kiedy Bobby 
dorósł  do  wieku  przedszkolnego,  a  gdy  chłopiec  poszedł  do 
szkoły,  a  Robert  umarł,  Laura  miała  zajęcie,  które  pozwoliło 
jej przetrwać tragedię. 

ś

ałowała,  Ŝe  Roberta  nie  ma  teraz  przy  niej,  w  chwilach 

takich jak ta najbardziej go jej brakowało. 

Na  szczęście  wkrótce  okazało  się,  Ŝe  Bobby  nie  ma 

Ŝ

adnych  złamań  ani  pękniętej  czaszki,  tylko  powaŜnie 

stłuczone  kolano  i  wielkiego  guza  na  głowie.  Dlatego  teŜ 
postanowiono zatrzymać go na noc w szpitalu - w razie gdyby 
miał wstrząśnienie mózgu. 

 - Oczywiście moŜe pani zostać z synem - zapewnił lekarz 

z uśmiechem. 

Nie  zamierzała  robić  nic  innego.  Bobby  miał  siedem  lat  i 

jeszcze  nigdy  nie  spędził  ani  jednej  nocy  poza  domem,  nic 
mówiąc juŜ o szpitalu. 

 - Wpadnę tylko do domu po jakieś rzeczy na noc i zaraz 

wracam - obiecała synkowi, pomagając mu napić się herbaty. 

Bobby  leŜał  teraz  w  osobnym  pokoju  na  oddziale 

dziecięcym,  a  pielęgniarka  włączyła  mu  na  odbiorniku 
wmontowanym w ścianę jego ulubioną kreskówkę. 

 - A Pluszak? - spytał chłopczyk. 
 - Pluszaka teŜ przywiozę - zapewniła Laura. 
Był  to  ulubiony  i  nieźle  juŜ  wysłuŜony  pluszowy  miś, 

którego  przywiózł  Laurze  do  szpitala  Robert  zaraz  po 

background image

narodzinach  Bobby'ego.  Od  tej  pory  zawsze  towarzyszył 
chłopcu w łóŜku. 

Jadąc taksówką do domu, Laura myślała o tym, jaki synek 

jest  jeszcze  dziecinny  i  jak  bardzo  brakuje  jej  Roberta.  Nie 
mogła powstrzymać łez. 

 -  Proszę,  kochana  -  powiedział  leciwy  taksówkarz, 

podając  jej  papierową  chusteczkę.  -  Dmuchnij  sobie  mocno, 
od razu ci ulŜy. 

Laura przyjęła chusteczkę i skorzystała z dobrej rady. Nic 

wiadomo,  co  pomyślał  sobie  ten  taksówkarz,  wioząc  ją  spod 
szpitala! 

 - Dziękuję bardzo - powiedziała cicho, a Ŝyczliwość tego 

obcego człowieka niemal znów doprowadziła ją do łez. 

Wreszcie  jednak  wzięła  się  w  garść  i,  zapewniwszy 

taksówkarza, Ŝe nic powaŜnego się nie stało, zapłaciła za kurs 
i ruszyła w stronę drzwi wejściowych. 

 -  Och,  pani  Shipley!  -  zawołała  Amy,  zbiegając  po 

schodach  do  holu.  -  Jak  Bobby  się  czuje?  -  dodała,  patrząc  z 
niepokojem na zapłakaną twarz Laury. 

 - Dobrze. Prosił, by mu przywieźć Pluszaka. 
 -  Całe  szczęście...  -  Amy  odetchnęła  z  ulgą.  -  Jakiś 

męŜczyzna czeka na panią w salonie - dodała z niepokojem. - 
Powiedziałam, Ŝe nie wiem, kiedy pani wróci, ale uparł się, Ŝe 
chce  na  panią  zaczekać.  Po  prostu  nie  chciał  wyjść!  - 
Skrzywiła się z oburzeniem. 

Laura znała tylko jednego człowieka, którego stać było na 

taką arogancję. 

 -  Nie  powiedziałaś  mu  chyba,  gdzie  jestem?  -  spytała 

Laura z niepokojem. Nie chciała, by Liam wiedział o istnieniu 
Bobby'ego, a co dopiero, by zaczął dodawać dwa do dwóch i 
uzyskał właściwy wynik. 

background image

 - Oczywiście, Ŝe nie - Ŝachnęła się Amy. - Przedstawił się 

jako  Liam  O'Reilly.  Moim  zdaniem  ten  pan  za  bardzo  lubi 
stawiać na swoim - dodała zgryźliwie. 

Laura  uśmiechnęła  się,  słysząc  tak  trafną  opinię 

sformułowaną na podstawie pierwszego wraŜenia. 

 -  Jak  długo  tu  siedzi?  -  spytała  stłumionym  głosem,  by 

Liam nie zorientował się, Ŝe wróciła. 

Przed  spotkaniem  z  nim  chciała  się  nieco  odświeŜyć  i 

nałoŜyć świeŜy makijaŜ. 

 -  Około  godziny,  A  pół  godziny  temu  zaniosłam  mu 

herbatę  -  mruknęła  z  niezadowoleniem.  -  W  końcu  przez  ten 
czas mógłby zwędzić wszystkie srebra rodzinne. 

 - Co to, to nie - uspokoiła ją Laura. - Zgadzam się z tobą 

co do jego arogancji ale na pewno nie jest złodziejem. Skoczę 
szybko na górę... 

 - Laura? 
Odwróciła  się  na  dźwięk  jego  zmysłowego  głosu,  czując 

przypływ  irytacji  na  myśl,  Ŝe  nachodzi  ją  w  jej  własnym 
domu.  Była  teŜ  zakłopotana  tym,  Ŝe  nie  zdąŜyła  się 
doprowadzić do porządku przed spotkaniem. 

 -  Dziękuję,  Amy.  -  Ścisnęła  gospodynię  znacząco  za 

ramię, dając znać, Ŝe wszystko w porządku, i odwróciła się do 
Liama.  -  Podobno  chciałeś  się  ze  mną  widzieć?  -  spytała 
chłodno, unosząc brwi. 

Odpowiedział  aroganckim  skinieniem  głowy.  Laura  była 

wykończona  po  kilku  nerwowych  godzinach  spędzonych  w 
szpitalu i nie miała sity na kolejną rozmowę z Liamem. 

 -  Czy  mogę  cię  prosić  o  kawę?  -  zwróciła  się  uprzejmie 

do Amy, podąŜając z Liamem do salonu. 

Miękki trzask zamka upewnił ją, Ŝe szczelnie zamknęła za 

sobą drzwi. 

 - Wyglądasz okropnie. 

background image

Laura  odwróciła  się  gwałtownie  i  rzuciła  mu  ostre 

spojrzenie.  Jak  śmiał  nachodzić  ją  w  domu  i  jeszcze 
wygłaszać krytyczne uwagi na powitanie. 

Gdyby  nie  był  taki  samolubny  i  nie  opuścił  jej  przed 

ośmiu  laty,  dzieliłby  w  tej  chwili  niepokój  o  syna.  Zamiast 
tego stał przed nią, czyniąc impertynenckie uwagi. 

 -  Dzięki  za  te  mile  słowa  -  rzuciła  drwiąco.  -  Czego 

chcesz? - dodała obcesowo. 

Nie  odpowiedział,  tylko  przyglądał  jej  się  w  napięciu,  z 

przymruŜonymi oczami. 

ChociaŜ  Laura  była  wytrącona  z  równowagi  wypadkiem 

Bobby'ego, wytrzymała jego krytyczne spojrzenie, choć czuła, 
Ŝ

e  jest  bliska  łez.  Nie  chciałaby  się  przy  nim  rozpłakać.  Nie 

miał prawa tu być, nie miał prawa... 

 - On naprawdę musi być dla ciebie waŜny - odezwał się w 

końcu Liam. 

 - On? - spytała zaskoczona. 
 -  Ten  facet,  do  którego  poleciałaś  rano  -  rzucił 

pogardliwie.  -  I  najwyraźniej  spędziłaś  z  nim  cały  dzień.  - 
Podszedł  do  niej  bliŜej.  -  Ten,  przez  którego  płakałaś...  - 
zakończył cicho, wpatrując się w jej pobladłą twarz ze śladami 
łez. - Lauro, co się dzieje. 

 - A, kawa. - Odwróciła się z ulgą na dźwięk otwieranych 

drzwi.  Weszła  Amy,  niosąc  na  tacy  jedną  filiŜankę  z  kawą  i 
talerzyk  z  kanapkami.  Najwyraźniej  nie  chciała,  by  Liam 
odniósł  wraŜenie,  Ŝe  jest  mile  widziany.  -  Dziękuję,  Amy.  - 
Laura uśmiechnęła się z wdzięcznością i upiła łyk doskonałej 
kawy, a potem sięgnęła po kanapkę z kurczakiem. 

Przez  cały  dzień  piła  wstrętną  kawę  z  automatu  na  pusty 

Ŝ

ołądek, więc obecny posiłek wydawał jej się ucztą. 

 - O czym chciałeś ze mną mówić? - spytała, opierając się 

wygodnie po zjedzeniu kanapki i wypiciu pól filiŜanki kawy. 

background image

 -  Chciałem  zapytać,  dlaczego  zadajesz  się  z  facetem, 

który  doprowadza  cię  do  takiego  stanu?  -  spytał  cicho, 
wpatrując się w jej twarz noszącą ślady łez. 

 - To proste. - Uśmiechnęła się na myśl o synku. 
 - Bo go kocham. 
 -  A  kiedyś  sądziłaś,  Ŝe  to  mnie  kochasz  -  powiedział 

zduszonym głosem. 

 - Mówiłam ci juŜ, Liam... - zaczęła z uśmiechem. 
 -  śe  wtedy  nie  umiałaś  odróŜniać  złota  od  tombaku  - 

dokończył z goryczą. 

 - No, no, niezłą masz pamięć - mruknęła, zbierając się do 

kolejnej kanapki. 

 - Jeśli chodzi o ciebie, to tak! - warknął. Laura pokręciła 

głową. 

 -  Jakoś  trudno  mi  w  to  uwierzyć.  Wątpię,  czy  do  czasu 

naszego  spotkania  w  hotelu  zaszczyciłeś  mnie  przez  te 
wszystkie lata chociaŜ jedną myślą... 

Zamierzał coś powiedzieć, ale nie dopuściła go do głosu. 
 - Czy doszliście dziś rano do porozumienia z Per - rym? - 

spytała  słuŜbowym  tonem,  nie  chcąc  się  wdawać  w  Ŝadne 
wspominki. 

Zacisnął usta ze złością. 
 - Chodzi ci o to, czy jest moim redaktorem? Nie. 
 -  Szkoda  -  westchnęła  Laura  zupełnie  szczerze,  „Świat 

Josie"  to  była  naprawdę  świetna  ksiąŜka.  -  Ale  na  pewno  nie 
będziesz miał problemów ze znalezieniem wydawcy. 

 - Nie tak szybko - uciął. - Ja nie chcę innego wydawcy. 
 -  Nic  chcesz  chyba  wciąŜ  upierać  się  przy  tym,  Ŝebym 

redagowała twoją ksiąŜkę? - spytała ze znuŜeniem. 

 -  Nie  nazwałbym  tego  upieraniem  się  -  sprostował.  - 

Bardziej  chodzi  o  to,  z  kim  chciałbym  pracować.  Relacja 
pomiędzy  wydawcą  a  amorem  jest  dość  specyficzna. 
Wymaga... 

background image

 -  Wiem,  czego  wymaga.  I  na  pewno  nam  by  się  nie 

zdało... 

 - Moglibyśmy spróbować. 
 -  Nie,  Liam.  A  teraz  bardzo  cię  przepraszam  -  rzuciła 

szybkie  spojrzenie  na  zegarek  -  muszę  juŜ  iść.  -  Obiecała 
Bobby'emu, Ŝe wróci za godzinę, więc musiała się spieszyć. 

 -  Znów  masz  się  spotkać  z  tym  samym  męŜczyzną?  - 

Liam rzucił jej lodowate spojrzenie. 

 - Owszem - odparła rozbawiona. 
Bobby  byłby  na  pewno  zachwycony  tym  określeniem. 

Musi teraz szybko się umyć i przebrać, wziąć rzeczy na noc i 
pędzić do szpitala, 

 - Czy niczego nie nauczyłaś się po przygodzie ze mną? - 

spytał,  chwytając  ją  za  ramiona.  Próbowała  się  wyrwać,  ale 
trzymał ją mocno. 

 -  A  czegóŜ  niby  miałam  się  nauczyć?  -  rzuciła 

wyzywająco, patrząc mu prosto w oczy. - Jak odróŜniać drani 
od porządnych facetów? 

W jego oczach zapalił się złowrogi błysk. 
 -  Nigdy  się  nie  dowiesz,  jak  bardzo  się  starałem 

zachowywać wobec ciebie jak porządny facet - mruknął. 

 -  Widać  niewystarczająco!  -  Skrzywiła  się  pogardliwie.  - 

Puść mnie! - Próbowała mu się wyrwać. 

 - Raz wypuściłem cię z rąk, by potem tego Ŝałować. Nie 

sądzisz chyba, Ŝe znowu popełnię ten błąd... 

Poczuła,  Ŝe  jej  ciało  ogarnia  dziwna  niemoc,  gdy  zaczął 

powoli i zdecydowanie przyciągać ją ku sobie, niemal dotknął 
jej ustami. 

 -  Nie!  -  Wyrwała  się  gwałtownie.  -  Proszę,  byś 

natychmiast stąd wyszedł - dodała ze złością. 

Widziała nerw drgający na jego silnie zaciśniętej szczęce, 

gdy przypatrywał jej się przez dłuŜszą chwilę. 

background image

 -  Dobrze,  Lauro,  wyjdę  -  powiedział  wreszcie  z 

westchnieniem. - Ale nie opuszczam Londynu. 

 - AleŜ to jest... - Ŝachnęła się. 
 - Ani ciebie - dorzucił z mocą. 
Uniosła dumnie głowę, uśmiechnęła się drwiąco. 
 - Mówisz to tak, jakbym chciała, byś został, podczas gdy 

jest wręcz przeciwnie. 

 - Często czego innego się pragnie, a co innego się dostaje 

- rzucił filozoficznie. . 

 -  Tego  akurat  nauczyłeś  mnie  przed  ośmiu  laty!  - 

prychnęła. 

Twarz mu złagodniała. 
 - Nie chciałem cię zranić, Lauro... 
 -  Nie  wiadomo,  a  zresztą,  co  to  ma  teraz  za  znaczenie, 

czego chciałeś albo nie? - wtrąciła ze złością. 

 - Rezultat był taki sam. A teraz proszę, odejdź. 
 -  Dobrze.  Ale  jeszcze  wrócę  -  rzucił,  po  czym  opuścił 

salon i skierował się do wyjścia. 

Usiadła, nogi jej się trzęsły. Wyglądało na to, Ŝe Liam nie 

zamierza  zniknąć  z  jej  Ŝycia,  bo  spodobała  mu  się  ta 
dojrzalsza, pewna siebie Laura. 

Ale  ona  nie  zamierzała  go  do  siebie  dopuścić.  Zapowie 

Amy,  Ŝe  on  nie  ma  wstępy  do  jej  domu,  a  sekretarce,  Ŝe  nie 
ma jej dla niego w wydawnictwie. 

background image

R0ZDZIAŁ SIÓDMY 
Noc w szpitalu była bardzo niespokojna. Obce otoczenie i 

hałasy  wytrącały  Bobby'ego  ze  snu,  co  dwie  godziny 
przychodziła  pielęgniarka  na  kontrolę,  w  związku  z  czym 
Laura prawie w ogóle nie spala. 

Oboje z synkiem odetchnęli rano z ulgą, gdy lekarz orzekł, 

Ŝ

e  chłopcu  nic  nie  grozi,  a  kolano  i  głowa  wygoją  mu  się 

pięknie w domu. 

Gdy tylko przyjechali na miejsce, Bobby poszedł spać do 

własnego  łóŜka,  a  Laura,  zostawiwszy  go  pod  opieką  Amy, 
pojechała do wydawnictwa. 

 - Aha, i dzwoniła pani Janey Wilson z „National Daily", i 

to  aŜ  trzy  razy  -  poinformowała  Ruth,  gdy  rozprawiły  się  z 
bieŜącą  pocztą.  -  Nie  mówiła,  o  co  chodzi,  ale  prosiła,  by 
oddzwoniła pani do niej, jeśli zjawi się w redakcji. 

Laura  zerknęła  na  kartkę.  Nie  kojarzyła  nazwiska 

dziennikarki,  ale  gazeta,  w  której  pracowała,  była  znana  z 
gonienia  za  sensacją.  Czego  mogła  chcieć  od  niej  Janey 
Wilson? 

 -  Chciałabym  wiedzieć,  co  ma  pani  do  powiedzenia  o 

pogłosce,  Ŝe  zamierza  pani  wydać  nową,  długo  oczekiwaną 
powieść  Liama  O'Reilly'ego  -  spytała  prosto  z  mostu 
dziennikarka, gdy Laura do niej oddzwoniła. 

Laura  zauwaŜyła,  Ŝe  drŜą  jej  ręce.  Pogłoska?  A  skąd  się 

ona wzięła? 

 - Pani Shipley? - odezwała się Janey Wilson, gdy cisza w 

słuchawce się przedłuŜała. 

 - Nie mam pojęcia, skąd pani ma tę informację... 
 - Z pewnego źródła, zapewniam. 
Kto  puścił  farbę? Co  na to  powie  Liam,  skoro  tak  bardzo 

zaleŜało  mu  na  dyskrecji  i  uniknięciu  rozgłosu?  Nietrudno 
zgadnąć, do kogo będzie miał pretensje! 

background image

 -  CóŜ,  moŜe  pani  pozostawać  w  tym  przekonaniu,  ale 

zapewniam,  Ŝe  nie  mamy  w  planach  publikacji  powieści 
Liama  O'Reilly'ego,  zakładając,  Ŝe  w  ogóle  jakąś  napisał  - 
powiedziała z przekonaniem. 

PrzecieŜ o ksiąŜce Liama wiedziała tylko ona i Perry. On 

zaś,  choć  bardzo  mu  zaleŜało  na  wydaniu  ksiąŜki  Liama,  nie 
zniŜyłby  się  do  takich  metod,  by  to  osiągnąć.  Zresztą, 
przedwczesny szum wokół powieści mógłby mieć taki skutek, 
Ŝ

e Liam zabrałby maszynopis i wrócił do Irlandii! 

 - Z tego samego źródła uzyskałam informację, Ŝe właśnie 

pani  ma  redagować  tę  ksiąŜkę.  -  Janey  Wilson  zakłóciła  bieg 
myśli Laury. 

 - To wierutne kłamstwo! - prychnęła Laura z oburzeniem. 
 - Czy mogę zacytować pani odpowiedzi na moje pytania? 

- spytała ochoczo dziennikarka. 

 -  Proszę  powiedzieć,  Ŝe  nie  skomentowałam  Ŝadnego  z 

nich - odparła Laura z rezerwą. 

 -  Dobrze,  dziękuję,  Ŝe  pani  oddzwoniła  -  powie  -  działa 

Janey Wilson i zakończyła rozmowę. 

Laura odłoŜyła słuchawkę i zastanawiała się, co robić. Nie 

bardzo  jej  się  uśmiechała  rozmowa  z  Liamem,  ale  wiedziała, 
Ŝ

e powinna go poinformować o zainteresowaniu prasy, zanim 

dziennikarze dotrą do niego do hotelu. 

Najpierw  jednak  poszła  porozmawiać  z  Perrym. 

Zaskoczona  mina  i  osobiste  zapewnienie  potwierdziły,  Ŝe  to 
nie on był „pewnym źródłem" dziennikarki. 

Laura zmarszczyła brwi. 
 - A czy nadal jeszcze mamy maszynopis „Świata Josie"? - 

spytała.. 

Perry uśmiechnął się pod nosem. 
 -  O'Reilly  nie  zaŜądał  jeszcze  jego  zwrotu,  jeśli  to  masz 

na myśli. 

background image

Prawdę  mówiąc,  spodziewała  się  tego  po  wczorajszej 

zapowiedzi Liama, Ŝe nie zrezygnował jeszcze ze współpracy 
z Shipley Publishing. 

 -  Po  tym  telefonie  od  Janey  Wilson  to  pewnie  tylko 

kwestia czasu. Przykro mi, Perry. Wiem, jak ci zaleŜało na tej 
ksiąŜce. 

Niestety  nie  zmieniało  to  faktu,  Ŝe  musi  porozmawiać  z 

Liamem. 

Czekając  na  niego  w  hotelowym  holu,  popijała  kawę,  by 

nieco  się  uspokoić.  Wiedziała,  Ŝe  to  spotkanie  nie  będzie 
przyjemne. Zresztą tak jak poprzednie. 

 -  A  to  ci  dopiero  niespodzianka  -  odezwał  się 

niespodziewanie nad samym jej uchem. 

Tym  razem  nie  próbowała  nawet  wyśledzić,  skąd 

nadejdzie, i tak zawsze zjawiał się nieoczekiwanie. 

 -  MoŜe  napijesz  się  ze  mną  kawy?  -  zaproponowała 

uprzejmie, wskazując pustą filiŜankę na tacy. 

Ciemne brwi uniosły się kpiąco. 
 -  A  to  kolejna  miła  niespodzianka  -  rzucił,  sadowiąc  się 

naprzeciw  niej.  Dziś  nie  miał  na  sobie  marynarki,  włoŜył 
czarną koszulę i takieŜ dŜinsy. 

 -  Widzę,  Ŝe  pamiętasz,  jaką  piję  -  uśmiechnął  się,  biorąc 

od niej filiŜankę czarnej nieposłodzonej kawy. 

Laura,  zirytowana,  Ŝe  rzeczywiście  tak  jest,  wzruszyła 

ramionami. 

 - Pomyślałam, Ŝe sam sobie dodasz śmietanki i cukru. 
W jego oczach zamigotało rozbawienie. 
 - Naprawdę? - spytał, popijając czarny napój. 
 -  Miło  cię  widzieć,  Lauro,  choć  wczoraj  odniosłem 

wraŜenie,  Ŝe  nie  chcesz  juŜ  się  ze  mną  spotykać  -  dodał 
niezobowiązującym tonem. 

 - Owszem, ale zaszły pewne okoliczności... 

background image

 -  Ciekawe  jakie?  -  Uśmiechnął  się  szeroko,  najwyraźniej 

bawił się jej kosztem. 

 - Chodzi o to, Ŝe... 
 -  Liam,  dobrze,  Ŝe  cię  widzę!  Przepraszam,  Ŝe 

przeszkadzam.  -  Młoda  kobieta,  która  pojawiła  się  przy  ich 
stoliku,  uśmiechnęła  się  przepraszająco  do  Laury.  -  Muszę 
zamienić  kilka  słów  z  Liamem,  ale  zaraz  sobie  pójdę  - 
zapewniła. - Chciałam ci powiedzieć, Ŝe... 

 -  Przepraszam  cię  na  chwilę,  Lauro...  -  Liam  wstał  i 

chwycił przybyłą za łokieć, kierując ją w stronę recepcji. - To 
sprawa osobista, za chwilę wrócę - wy - jaśnił. 

Sprawa osobista - jak zawsze gdy chodzi o piękną kobietę. 

A  obecna  rozmówczyni  Liama  właśnie  taka  była:  wysoka, 
długonoga,  ubrana  w  dŜinsy  i  bawełnianą  bluzę,  kręcone 
blond  włosy  opadały  jej  na  plecy,  a  śliczna  twarz  nie  nosiła 
ś

ladu  makijaŜu.  Liam  bez  wątpienia  miał  nosa  do  pięknych 

kobiet! 

Liam i piękna blondynka stali w pobliŜu recepcji i toczyli 

oŜywioną  rozmowę.  Jednak  blondynka  najwyraźniej  nie 
przejęła się wcale, Ŝe zastała go pijącego kawę z inną kobietą. 
Pewnie wyczula, Ŝe nie ma się czego obawiać z mojej strony, 
pomyślała Laura. 

CóŜ,  gdyby  Laura  nie  miała  nic  do  stracenia,  mogłaby 

sobie  uciąć  krótki  romans  z  Liamem,  na  co  on  najwyraźniej 
miał  ochotę,  choćby  po  to,  by  pozbyć  się  widma  przeszłości. 
Jednak  sprawa,  o  której  nie  mógł  się  dowiedzieć,  wykluczała 
ich  bliskie  kontakty.  Tak  więc  dla  osób  postronnych  -  jak 
piękna blondynka, z którą rozmawiał - było oczywiste, Ŝe nic 
ich nie łączy - zdradzał to język ciała. 

Laura  nie  mogła  się  oprzeć,  by  nic  zerkać  na 

rozmawiającą  w  oddali  parę,  próbując  odczytać,  co  mówi 
język ciała w tym wypadku. Doszła do wniosku, Ŝe są ze sobą 

background image

dość  zaprzyjaźnieni,  ale  nie  łączy  ich  więź  intymna. 
Przynajmniej na razie. 

Blondynka spojrzała w pewnej chwili w stronę Laury, nic 

przerywając  rozmowy  z  Liamem.  Laura  natychmiast 
odwróciła  wzrok.  Ciekawa  była,  jak  usprawiedliwił  przed  tą 
kobietą spotkanie z nią. Jak znała Liama, na pewno był bardzo 
przekonujący.  Gdy  znów  na  nich  spojrzała,  zobaczyła,  Ŝe 
blondynka  stanęła  na  palcach  i  ucałowała  go  w  policzek,  a 
porem wzniosła rękę w poŜegnalnym geście w stronę Laury i 
szybko opuściła hotel. 

 -  Przepraszam,  dawna  znajoma  chciała  się  ze  mną 

przywitać  -  powiedział  Liam,  gdy  wrócił  na  swoje  miejsce 
przy stoliku. 

 - Naprawdę? - spytała z powątpiewaniem Laura. 
 -  Naprawdę  -  powtórzył  jak  echo.  -  Byłem  na 

uniwersytecie z jej bratem. 

Jak  to  miło,  Ŝe  jego  uniwersyteccy  koledzy  mają  takie 

ładne  siostry,  pomyślała  i  natychmiast  zbeształa  siebie  w 
duchu  za  tę  zgryźliwość.  Liam  zawsze  lubił  ładne  kobiety,  a 
zresztą co ją to obchodzi? 

 - Na czym to stanęliśmy...? - spytał. 
 -  Chyba  od  razu  powiem,  o  co  chodzi,  bo  i  tak  się 

wściekniesz, nawet jeśli będę krąŜyć wokół tematu. 

 - Naprawdę? - Uniósł drwiąco brwi. 
 -  O  tak  -  westchnęła.  -  Choć  muszę  cię  na  wstępie 

zapewnić,  Ŝe  Ŝaden  z  moich  pracowników  nie  jest 
odpowiedzialny  za  to,  co  się  stało.  -  Spojrzała  na  niego 
wyzywająco. 

 - Wierzę ci - odpowiedział, podnosząc Ŝartobliwie ręce do 

góry  w  geście  poddania.  -  Jeśli  kiedykolwiek  będę  musiał  z 
kimś  walczyć,  chciałbym  cię  mieć  po  swojej  stronie,  Lauro. 
Wyglądasz teraz jak lwica broniąca młodych. 

background image

Bo  tak  właśnie  się  czuła!  I  uwaŜała,  Ŝe  najlepszą  obroną 

jest atak! 

 -  Dobrze  więc  -  odezwała  się  rzeczowym  tonem.  -  OtóŜ 

dzwoniła  dziś  do  mnie  pewna  dziennikarka.  Prosiła  o 
potwierdzenie, Ŝe Shipley Publishing zamierza wydać kolejną 
powieść Liama O'Reilly'ego, a ja będę ją redagować! 

Liam milczał, przyglądając jej się zwęŜonymi oczyma. 
 - I co ty na to ? - odezwał się wreszcie lodowatym tonem. 
 - Bez komentarza - odparła. 
Znowu  milczał  przez  dłuŜszą  chwilę.  Nic  mogła  tego 

znieść. Dlaczego nie krzyczał, nie domagał się wyjaśnień? 

 -  No  cóŜ,  niezbyt  to  oryginalne  -  prychnął  wreszcie 

sarkastycznie. 

 -  A  co  miałam  powiedzieć?  Sytuacja  jest  dość 

skomplikowana,  a  ja  nie  umiem  stosować  sprytnych 
wybiegów. 

 - A ja niby umiem? - spytał łagodnie. Zarumieniła się ze 

złości. 

 - To przecieŜ ty dąŜyłeś do zachowania tajemnicy! 
 -  Jak  widać  bezskutecznie  -  zauwaŜył  cierpko.  -  Co 

zamierzasz z tym zrobić? 

 -  Ja?  -  zdziwiła  się.  -  A  cóŜ  ja  mogę  na  to  wszystko 

poradzić? 

 -  MoŜesz  przestać  być  taka  uparta  i  zgodzić  się  na 

zredagowanie i wydanie mojej ksiąŜki. 

 -  A  co  z  zamieszaniem,  jakie  wywoła  artykuł  tej 

dziennikarki? 

Wzruszył ramionami. 
 - Na pewno sobie z tym poradzisz. 
 - Ja tak, ale co z tobą? PrzecieŜ tak bardzo ci zaleŜało na 

braku rozgłosu? 

 -  I  wciąŜ  mi  zaleŜy  -  przyznał.  -  Ale  jak  odpowiednio 

pokierujesz  sprawą,  szum  potrwa  kilka  dni.  a  potem  moŜe 

background image

jeszcze  powróci  po  publikacji  ksiąŜki  A  ja  wtedy  będę  juŜ 
sobie spokojnie siedział w Irlandii i tylko mój prawnik będzie 
wiedział, co porabiam. 

Laura spojrzała na niego podejrzliwie. 
 -  Muszę  przyznać,  Ŝe  potraktowałeś  tę  sprawę  dziwnie 

spokojnie - zauwaŜyła. 

 - TeŜ tak myślę. - Błysnął zębami w uśmiechu. 
 -  Powiedz,  Liam,  ta  młoda  kobieta,  która  tu  była...  - 

zaczęła z wahaniem. 

 - Mówiłem ci, to siostra kolegi uniwersyteckiego - uciął. 
 - A nazywa się...? 
Liam skrzywił się niechętnie i pochylił sztywno w przód. 
 - A co to ma do rzeczy? - spytał ostro. 
Coś  zaczęło  jej  świtać.  Liam  nie  przedstawił  jej 

nieznajomej i podejrzanie szybko odciągnął ją na bok. Było to 
bądź  co  bądź  dość  niegrzeczne.  Z  kolei  głos  blondynki 
wydawał jej się dziwnie znajomy... 

Laura nabrała powietrza i wyrzuciła z siebie pytanie: 
 -  Czy  ona  przypadkiem  nie  nazywa  się  Wilson?  Janey 

Wilson? Zupełnie jak ta dziennikarka z „National Daily"? 

ZauwaŜyła,  Ŝe  wyraźnie  się  zezłościł,  ale  nic  nie 

odpowiedział. 

 -  Widzę,  Ŝe  mam  racje  -  mruknęła,  kręcąc  głową  z 

niedowierzaniem. - Dlaczego to zrobiłeś? 

Ale dobrze znała odpowiedź na to pytanie. Liam uparł się, 

Ŝ

e  wyda  ksiąŜkę  w  jej  wydawnictwie,  przy  jej  współpracy  i 

postanowił  uŜyć  artykułu  Janey  Wilson  jako  formy  nacisku. 
Metoda,  faktów  dokonanych  postanowił  zmusić  Laurę  do 
zaakceptowania  narzucanych  jej  warunków.  Aby  osiągnąć 
zamierzony  cel,  gotów  był  nawet  poświęcić  częściowo  swą 
prywatność. 

 - Nie wysilaj się nad odpowiedzią, Liam - powiedziała, po 

czym odwróciła się po torebkę i podniosła z miejsca. - Muszę 

background image

iść,  straciłam  juŜ  wystarczająco  duŜo  czasu...  -  przerwała 
raptownie,  bo  Liam  chwycił  ją  za  nadgarstek  i  wstał.  -  Puść 
mnie? 

 -  Mówiłem  ci  wczoraj,  Ŝe  tak  łatwo  się  mnie  nie 

pozbędziesz. 

 - A dziś dowiodłeś, Ŝe to nie czcze pogróŜki - zauwaŜyła 

cierpko. 

 - Co postanowiłaś? - spytał cicho. 
 - Co począć z faktami dokonanymi? Jeszcze nic wiem. 
 -  Lauro!  -  powiedział  czule,  zwalniając  nieco  uścisk 

nadgarstka i głaszcząc ją lekko kciukiem po dłoni. 

Laura  wyrwała  rękę,  zła,  Ŝe  jego  dotyk  robi  na  niej  tak 

duŜe wraŜenie. 

 - Dam ci znać, Liam - odparła rzeczowo. 
 - Kiedy? 
 -  Kiedy  wszystko  przemyślę!  -  wypaliła  ze  złością.  - 

MoŜesz  sobie  knuć  intrygi,  ale  nie  zmusisz  wszystkich,  by 
tańczyli,  jak  im  zagrasz.  Zresztą  sam  nawet  nie  wiesz,  co  cię 
czeka, gdy jutro artykuł pani Wilson ukaŜe się w prasie! 

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY 
Telefon  w  mieszkaniu  Laury  zaczął  dzwonić  juŜ  przed 

ósmą.  I  nie  przestawał.  Ten  pierwszy  odebrała  -  i  odbyła 
krótką  rozmowę  z  dziennikarzem  pewnej  gazety  codziennej, 
potem  juŜ  nie  podnosiła  słuchawki,  a  wreszcie  wyłączyła 
aparat.  Nie  miała  pojęcia,  skąd  dziennikarze  wytrzasnęli  jej 
prywatny numer - zawsze ją zadziwiały ich rozległe kontakty. 

Była  wściekła  z  powodu  naruszenia  swej  prywatności. 

Całe  szczęście,  Ŝe  Bobby  jeszcze  spał  i  nie  musiała  mu 
niczego wyjaśniać. 

Po  dziewiątej  odezwał  się  dzwonek  u  drzwi,  a  gdy  Laura 

je otworzyła, stanęła twarzą w twarz z jakimś zdesperowanym 
młodym  dziennikarzem,  który  machał  jej  przed  nosem 
legitymacją  prasową  i  wyrzucał z  siebie  pytania z  szybkością 
karabinu maszynowego. 

 - Bez komentarza - warknęła i zatrzasnęła mu drzwi przed 

nosem. 

Jednak dostrzegła wcześniej kilku reporterów z kamerami 

na  swoim  podjeździe  i  jej  irytacja  przerodziła  się  we 
wściekłość  na  myśl,  Ŝe  będzie  musiała  się  z  nimi  zmierzyć, 
jeśli zamierza tego dnia opuścić dom. 

Pocieszała ją jedynie świadomość, ze Liam musi zrosić to 

samo. 

Jednak  nie  spodziewała  się,  Ŝe  dziennikarze  będą 

koczować  pod  jej  domem.  Myślała,  Ŝe  zainteresowanie  prasy 
skupi się jedynie na wydawnictwie, a nie na niej osobiście. To 
wszystko przez Liama! Gdyby tak się nie uparł, Ŝe postawi na 
swoim, nie musiałaby tego znosić. 

Dzwonek  przy  drzwiach  zadzwonił  znowu.  Laura  nie 

ruszyła  się,  by  je  otworzyć.  Jednak  gdy  intruz  nie  dawał  za 
wygraną,  skierowała  się  do  drzwi,  bojąc  się,  Ŝe  hałas  obudzi 
Bobby'ego. 

background image

 - Mówiłam przecieŜ... - zawołała, otwierając gwałtownie. 

-  Liam!  -  zdziwiła  się,  widząc  go  na  progu.  -  Wejdź  -  dodała 
ze  złością  na  widok  błyskających  fleszy  i  wciągnęła  go  za 
ramię do środka. - Co ty wyprawiasz? - spytała z pretensją w 
głosie.  Wiedziała,  Ŝe  jego  obecność  w  jej  domu  doleje  tylko 
oliwy do ognia. 

 -  Miałaś  wyłączony  telefon  -  wyjaśnił  ponuro.  -  Co 

miałem zrobić, skoro musiałem z tobą porozmawiać? 

 -  Pierwszy  reporter  zadzwonił  do  mnie  o  ósmej  rano  - 

skrzywiła się. 

 - Do mnie zaczęli wydzwaniać o siódmej trzydzieści. 
 - Powiedziałeś to po to, bym poczuła się lepiej? 
 -  Tak,  ale  chyba  nie  pomogło.  -  Przeczesał  z 

roztargnieniem ciemne włosy. - Poprosisz Amy, by przyniosła 
nam kawę do salonu, czy będziesz mnie trzymać w korytarzu? 

Najchętniej wyprosiłaby go za drzwi! Ale rzeczywiście nie 

było sensu stać w korytarzu, bo choć dom był duŜy, ich głosy 
niosły  się  po  schodach  na  górę,  gdzie  mieściły  się  sypialnie. 
Nic  chciała  przecieŜ,  by  Bobby  się  obudził  i  wyszedł  tu  do 
nich! 

 - Idź do salonu, znasz drogę - rzuciła niezbyt uprzejmie. - 

Ja pójdę poprosić Amy o kawę. - I sprawdzić, czy Bobby śpi, 
dodała w myślach. 

Gdy  dołączyła  do  Liama  w  salonie,  stał  z  posępną  miną 

przy kominku, ale na jej widok odwrócił się z uśmiechem. 

 -  W  dŜinsach  wyglądasz  zupełnie  jak  dawna  Laura  - 

mruknął. 

Poczuła, Ŝe się rumieni. Nie chciała, by przypominał jej o 

dawnej  Laurze!  Rzeczywiście,  była  ubrana  w  dŜinsy  i 
puszysty  zielony  sweter.  Nie  wybierała  się  dziś  do  redakcji  - 
chyba Ŝe zostanie pilnie wezwana - bo zamierzała spędzić ten 
dzień z Bobbym. 

background image

 - Pozory mylą - rzuciła ostro, myśląc o synku śpiącym na 

górze. 

 -  A  ty  zawsze  w  defensywie,  Lauro  -  uśmiechnął  się 

lekko. 

Skinęła głową, a potem spytała: 
 - Dlaczego przyszedłeś? 
Natychmiast  spowaŜniał,  spojrzał  na  nią  przymruŜonymi 

oczami. 

 - Czytałaś dzisiejsze „National Daily"? 
 -  A  po  co?  -  prychnęła,  wskazując  w  stronę  wejścia  do 

domu, gdzie kłębili się reporterzy. 

Liam  wyjął  zwinięty  egzemplarz  gazety  z  kieszeni 

granatowej  marynarki  i  podał  jej  z  miną  mówiącą,  Ŝe  nie 
spodoba jej się to, co przeczyta. 

 - Strona czwarta - rzucił. 
Rozpostarła  gazetę  i  aŜ  się  zachłysnęła  z  oburzenia, 

widząc  na  zdjęciu  siebie  i  Liama;  najwyraźniej  zostało 
zrobione poprzedniego dnia w hotelu. 

 -  Twoja  przyjaciółka  nie  próŜnowała!  –  rzuciła 

oskarŜycielskim tonem. - Wiedziałeś, Ŝe zrobiła to zdjęcie? 

 -  Oczywiście,  Ŝe  nie  -  odpowiedział  tonem  niebudzącym 

wątpliwości. - Ale mniejsza o zdjęcie, przeczytaj komentarz... 

Laura przebiegła niespokojnym wzrokiem krótki tekst i aŜ 

pobladła. 

Pani  Laura  Shipley,  właścicielka  Shipley  Publishing, 

wolała  nie  komentować  pogłosek  o  tym,  Ŝe  wkrótce 
opublikuje  długo  wyczekiwaną,  nową  powieść  Liama 
O'Reilly'ego.  Jednak,  jak  widać  na  fotografii  zrobionej 
wczoraj,  para  jest  ze  sobą  dość  blisko.  CzyŜby  wdowa  po 
Robercie  Shipleyu,  matka  Roberta  Shipleya  juniora,  i 
ś

wiatowej  sławy  irlandzki  pisarz,  Liam  O'Reilly,  mieli  stanąć 

wkrótce na ślubnym kobiercu? 

background image

Laurze  zrobiło  się  słabo,  a  ręce  tak  zaczęły  jej  się  trząść, 

Ŝ

e  szybko  odłoŜyła  gazetę  na  stolik.  Skąd  Janey  Wilson 

wytrzasnęła te informacje? I jak je zinterpretowała! 

 - Przykro mi, Lauro - odezwał się wreszcie Liam. 
 -  A  co  ja  mam  powiedzieć?  -  warknęła,  piorunując  go 

wzrokiem. 

 -  Nie  miałem  pojęcia,  Ŝe  Janey  zamierza  napisać  coś 

takiego - zapewnił, spoglądając z niesmakiem na gazetę. 

 -  MoŜe  to  i  jest  siostra twojego  uniwersyteckiego  kolegi, 

ale przede wszystkim jest dziennikarką szmatławca! 

Laura dawała upust złości, aby się nie rozpłakać, a czuła, 

Ŝ

e  łzy  wywołane  frustracją  są  blisko.  Jak  ta  zdzira  śmiała 

ujawniać informacje dotyczące jej prywatnego Ŝycia? 

 - Masz rację - westchnął Liam. - Ja... - przerwał, bo Amy 

wniosła  właśnie  kawę.  -  MoŜe  Laura  napiłaby  się  do  tego 
brandy? - spytał, patrząc na nią pytająco. 

 -  O  dziewiątej  trzydzieści  rano?  Chyba  Ŝartujesz  - 

prychnęła.  -  Dziękuję,  Amy  -  zwróciła  się  łagodniejszym 
tonem  do  gospodyni,  która  postawiwszy  tacę  na  stoliku, 
wróciła do kuchni. 

 -  Mam  nalać?  -  spytał  Liam,  gdy  Laura  stała 

nieporuszona. 

 - Tak - odparła, niespokojnym krokiem przechadzając się 

po pokoju. 

 -  Proszę.  -  Podał  jej  filiŜankę  z  kawą.  -  Wiem,  Ŝe  nie 

słodzisz, ale trochę nasypałem, Ŝeby cię nieco pokrzepić. 

A  więc  on  takŜe  pamiętał,  jaką  kawę  piła...  Ale  jakoś  nie 

sprawiło  jej  to  satysfakcji.  Słodzona  kawa  smakowała 
okropnie,  ale  rzeczywiście  od  razu  ją  orzeźwiła.  Laura  miała 
teraz ochotę wymierzyć Liamowi policzek, na który zasłuŜył! 

 -  Ojej  -  mruknął,  obserwując  ją  ponad  brzegiem  swojej 

filiŜanki, i cofnął się Ŝartobliwie. – Chyba dałem za duŜo tego 
cukru,  bo  rozpoznaję  znajomy  waleczny  błysk  w  twoich 

background image

pięknych oczach. Laura mimowolnie parsknęła śmiechem. On 
rzeczywiście 

był 

najbardziej 

irytującym, 

najbardziej 

aroganckim  i...  najbardziej  pociągającym  męŜczyzną,  jakiego 
spotkała w Ŝyciu. 

To  wcale  nie  jest  śmieszne  -  burknęła,  ale  te  słowa  nie 

zabrzmiały zbyt przekonująco. 

 -  Masz  rację  -  przyznał  powaŜnym  tonem.  - 

Rozmawiałem  juŜ  z  Janey  i  powiedziałem,  co  sądzę  o  jej 
półprawdach  i  insynuacjach.  Zapowiedziałem,  Ŝe  osobiście 
skręcę jej kark, jeśli opublikuje choć słowo na nasz temat. 

 -  Nic  sądzę,  aby  uciszenie  Janey  Wilson  coś  pomogło.  - 

Skinęła  znacząco  w  stronę  ulicy,  gdzie  czyhali  reporterzy.  - 
Zrobili  chyba  mnóstwo  zdjęć,  kiedy  wchodziłeś  do  mojego 
domu,  więc  jest  czym  okrasić  jutrzejsze  artykuły  w 
brukowcach. 

 - Naprawdę nie miałem pojęcia, Ŝe zacznie się taki cyrk. - 

Pokręcił z niesmakiem głową. 

 - Prasa jest teraz jeszcze bardziej bezwzględna niŜ osiem 

lat temu - zapewniła. 

 - Chyba tak, skoro nawet znajoma naciąga fakty. 
 -  Trzeba  było  ją  poinformować,  Ŝe  sprawa  od  ośmiu  lat 

jest juŜ nieaktualna. 

Natychmiast  poŜałowała  tych  słów.  Atmosfera  bowiem 

nagle się zmieniła, jakby oboje wrócili myślą do czasów, gdy 
tak wiele ich łączyło. 

Liam odstawił pustą filiŜankę i zrobił krok w stronę Laury. 
 - A jest? - spytał. Stal o kilka centymetrów od niej. - Nie 

jestem  tego  taki  pewien  -  dodał  cicho,  kładąc  dłoń  na  jej 
policzku. - Jesteś jeszcze piękniejsza niŜ kiedyś. 

Trudno  jej  było oddychać,  nie  mogła  oderwać  wzroku  od 

jego oczu. Tykanie zegara stojącego na kominku nagle wydało 
jej  się  bardzo  głośne  i  natarczywo.  Czuła,  Ŝe  jej  serce  bije  o 
wiele szybciej i bardziej niespokojnie. Pokręciła głową. 

background image

 - To nie jest dobry pomysł, Liam... - wydusiła. 
 - Nie jesteś juŜ dzieckiem, Lauro... 
 - Nigdy nim nie byłam, gdy chodziło o ciebie - Ŝachnęła 

się. 

 -  AleŜ  tak.  -  Ogarnął  wzrokiem  doskonały  owal  jej 

twarzy,  ciemne  włosy,  a  potem  zatrzymał  spojrzenie  na 
miękkich  ustach.  -  Ale  teraz  jesteś  kobietą.  I  matką. 
Wiedziałem, Ŝe coś się w tobie zmieniło, i nie chodziło tylko o 
dojrzałość.  Najwyraźniej  macierzyństwo  ci  słuŜy.  Dlaczego 
nie powiedziałaś mi o swoim synu, Lauro? 

 - Nie chciałam cię nudzić, znając twoje poglądy na temat 

dzieci - prychnęła, starając się ukryć narastającą panikę. 

 -  Tylko  własnych  -  odparował.  -  Ile  lat  ma  Robert?  Czy 

jest do ciebie podobny? 

Czuła,  Ŝe  zaschło  jej  w  ustach,  bicie  serca  było  jeszcze 

głośniejsze. Nie zamierzała odpowiadać na te pytania! 

 -  Nazywamy  go  Bobby  -  odparła  wymijająco.  -  Imię 

Robert  byłoby  zbyt  mylące,  skoro  do  jego  ojca  zwracano  się 
tak samo. 

Liam  zacisnął  lekko  usta, twarz mu  stęŜała.  Najwyraźniej 

nie był zachwycony wzmianką o nieŜyjącym męŜu Laury. 

ChociaŜ  Robert  nie  był  biologicznym  ojcem  Bobby'ego, 

był  nim  pod  kaŜdym  innym  względem.  To  on  opiekował  się 
nią  w  czasie  ciąŜy,  był  przy  narodzinach  chłopczyka  i 
pielęgnował go, gdy był mały. 

Laura odsunęła się od Liama, jego ręka opadła. 
 - Chyba mamy waŜniejsze tematy niŜ mój syn. 
 - Chciałbym go poznać. 
Odwróciła się raptownie. 
 - Dlaczego? 
 - A dlaczego nie? 
Uspokój się, Lauro, nakazała sobie w duchu. 

background image

 -  Bobby  bardzo  przeŜył  śmierć  ojca.  A  poniewaŜ  stracił 

go  w  tak  młodym  wieku,  nie  chcę  naraŜać  go  na  kontakty  z 
przelotnymi  znajomymi.  -  Nawet  w  jej  uszach  zabrzmiało  to 
obraźliwie.  Po  minie  Liama  widziała,  Ŝe  odebrał  to  jako 
policzek. 

Spojrzał na nią wyzywająco. 
 - Więc to dlatego trzymasz z dala od siebie męŜczyznę, z 

którym dzielisz łóŜko? 

 -  Chyba  jedno  przeczy  drugiemu,  Liam.  Jak  mogłabym 

utrzymać  z  dala  od  siebie  owego  mitycznego  męŜczyznę,  z 
którym dzieliłabym łóŜko? 

 - Mitycznego? - spytał cicho. 
 - To ty twierdzisz, Ŝe jakiś w ogóle istnieje. 
 - Bo nie sądzę, aby to była kobieta. A jesteś zbyt piękna, 

by  być  sama  przez  dwa  lata.  No  chyba  Ŝe  weźmiemy  pod 
uwagę tych przelotnych znajomych. 

Potrafił 

być 

naprawdę 

bezczelny! 

innych 

okolicznościach  powiedziałaby  mu,  co  sądzi  o  jego 
niegrzecznych  uwagach.  Ale  tu,  we  własnym  domu,  gdy 
Bobby mógł się pojawić w kaŜdej chwili, marzyła tylko o tym. 
by jak najszybciej pozbyć się Liama. 

 -  Nie  zamierzam  komentować  tej  uwagi  -  powiedziała 

wyniośle.  -  Masz  coś  jeszcze?  Bo  muszę  się  zająć  swoimi 
sprawami. 

 -  Na  przykład  wytłumaczyć  aktualnemu  facetowi,  Ŝe 

informacja w gazecie jest przesadzona? - spytał wyzywająco. 

Laura zmierzyła go chłodnym spojrzeniem. 
 -  Rzadko  się  przed  kimkolwiek  tłumaczę  -  odparła.  -  A 

informacja  nie  jest  przesadzona  tylko  bzdurna  i  wyssana  z 
palca. 

 - MoŜe wcale nie - mruknął cicho, znów zbliŜając się do 

niej. 

background image

Był  tak  blisko,  zbyt  blisko.  Czuła  ciepło  bijące  od  jego 

ciała.  Ciała,  które  znała  lepiej  niŜ  własne.  Ale  przecieŜ  nie 
chciała  tego  pamiętać!  Czasami  wspomnienia  wspólnych 
uniesień  miłosnych  powracały  we  śnie,  a  kiedy  się  budziła, 
chociaŜ  była  na  siebie  wściekła,  jej  ciało  płonęło  z  rozkoszy, 
którą tak dobrze zapamiętało. 

 - Lauro... - wyszeptał teraz Liam, obejmując jej szczupłą 

talię  i  przyciągając  ją  do  siebie.  Obrzucił  spojrzeniem  jej 
zarumienioną twarz, a potem pocałował w usta. 

Laurę  natychmiast  porwała  fala  rozkoszy.  Pasowali  do 

siebie jak dwie połówki jabłka! 

Wsunął  ręce  pod  jej  sweter,  gładził  piersi  okryte 

jedwabnym  biustonoszem.  Oderwał  wargi  od  jej  ust  i  zaczął 
wodzić nimi po szyi Laury, skubać jej ucho. 

Była  niemal  zamroczona  poŜądaniem.  Wbiła  dłonie  w 

jego szerokie ramiona, jakby bała się, Ŝe upadnie. 

 -  Mamo,  mamo,  gdzie  jesteś?  - rozległ  się  cienki  dźwięk 

za drzwiami. 

Podziałało  to  na  Laurę  jak  kubeł  lodowatej  wody, 

odskoczyła  gwałtownie  od  Liama,  niepomna  niedawnej 
rozkoszy  odczuwanej  w  jego  ramionach,  wsłuchiwała  się  w 
szuranie kapci synka za drzwiami. 

Za chwilę Bobby i Liam spotkają się twarzą w twarz. Nie 

potrafi juŜ temu zapobiec. 

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY 
 -  Mama!  -  Na  buzi  Bobby'ego,  który  właśnie  stanął  w 

drzwiach,  odmalowała  się  ulga,  a  po  chwili  zaciekawienie, 
gdy  zwrócił  swe  ciemnoniebieskie  oczy  na  męŜczyznę 
towarzyszącego mamie. 

 -  Witaj,  kochanie.  -  Laura  z  uśmiechem  podeszła  do 

synka,  ignorując  Liama  i  to,  co  między  nimi  przed  chwilą 
zaszło. Pochyliła się i uścisnęła synka. - Dobrze się czujesz? - 
spytała łagodnie, patrząc na niego uwaŜnie. 

Wyglądało  na  to,  Ŝe  jedynymi  śladami  po  wypadku  na 

schodach  mały  guz  na  głowie  i  potłuczone  kolano.  Długi  sen 
przywrócił mu rumieńce i błysk w oczach. 

Laura  wzięła  głęboki  oddech,  zanim  odwróciła  się  w 

stronę  Liama  stojącego  pod  oknem,  troskliwie  obejmując 
synka  za  szczupłe  ramiona.  Starała  się  spojrzeć  na  chłopca 
oczami  Liama.  Bobby  był  wysoki  jak  na  swój  wiek  i  bardzo 
szczupły,  jak  to  ruchliwe  dzieci.  Włosy  miał  ciemne  i  lekko 
falujące,  ciemnoniebieskie  oczy  ocienione  gęstymi  czarnymi 
rzęsami. To wszystko mógł odziedziczyć po mnie, pomyślała. 
Jednak  rysy  chłopca  zdradzały  podobieństwo  do  ojca,  tak 
samo jak szelmowski uśmiech. 

 -  Twojej  mamie  chyba  na  chwilę  odebrało  mowę,  więc 

sam  się  przedstawię  -  odezwał  się  Liam  nieco  schrypniętym 
głosem,  który  zdradzał  niedawny  przypływ  namiętności. 
ZbliŜył się do chłopca i wyciągnął rękę. - Nazywam się Liam 
O'Reilly, Jestem dawnym przyjacielem mamy. 

 -  Robert  William  Shipley  Junior  -  przedstawił  się 

nieśmiało Bobby, ściskając wyciągniętą doń rękę. 

Laura  poczuła  ucisk  w  gardle,  widząc,  jak  ojciec  po  raz 

pierwszy  w  Ŝyciu  wita  się  z  synem.  Byli  tacy  podobni!  Liam 
na  pewno  się  zorientuje...  A  moŜe  nie?  MoŜe  to  tylko  jej  się 
tak wydaje? 

Liam wypuścił rękę chłopca i uśmiechnął się do niego. 

background image

 -  Twoja  mama  mi  powiedziała,  Ŝe  wolisz,  by  mówić  na 

ciebie Bobby. 

 -  Wszystko  mi  jedno.  -  Mały  wzruszył  ramionami.  - 

Nauczyciele w szkole nazywają mnie Robert. 

Laura  spojrzała  na  synka  ze  zdziwieniem.  Bobby  nie 

mówił jej o tym. Widocznie teraz, skoro ojciec, jego imiennik, 
nie Ŝyje... 

 -  Ja  chyba  wolę  Bobby,  jeśli  nie  masz  nic  przeciw  -  ko 

temu  -  Liam  zwrócił  się  do  chłopca,  ale  jego  uwaŜny  wzrok 
spoczął na Laurze. 

Chyba  widział,  Ŝe  jest  zdenerwowana,  w  końcu  był 

rasowym pisarzem, umiał obserwować ludzi i odgadywać ich 
uczucia. Tymczasem jego własne było trudno odgadnąć. 

 -  Skoro  juŜ  wszystko  omówiliśmy,  Liam  -  odezwała  się 

rzeczowym tonem, chcąc nakłonić go do wyjścia - chciałabym 
zjeść śniadanie z Bobbym. 

 -  Tak,  śniadanie  to  świetny  pomysł  -  zauwaŜył  wesoło 

Liam.  -  Wcześnie  rano  jakoś  nie  miałem  apetytu  -  ciągnął 
dalej, nic zwaŜając na niechętną minę Luary - ale teraz chętnie 
wrzucę  coś  na  ząb.  Wcale  go  nie  zapraszała  i  dobrze  o  tym 
wiedział! 

 - Jemy tylko chrupki i tosty - rzuciła niechętnie. 
 -  Świetnie.  Mam  nadzieję,  Ŝe  macie  te  comflakesy 

obtaczane  w  cukrze.  To  moje  ulubione  -  szepnął 
konspiracyjnie do Bobby'ego. 

 -  Moje  teŜ  -  powiedział  Bobby,  uśmiechając  się  szeroko. 

Brakowało  mu  dwóch  górnych  jedynek  -  zmieniał  właśnie 
zęby - i wyglądał z tym doprawdy uroczo. 

Amy  uniosła  pytająco  brwi,  gdy  Laura  weszła  do  kuchni 

za  synkiem  i  Liamem,  który  właśnie  sadowił  się  wygodnie 
przy  sosnowym  stole,  a  Bobby  wyciągał  miseczki,  mleko  i 
chrupki. Laura wzruszyła tylko bezradnie ramionami. 

background image

 - Czy taki duŜy chłopiec jak ty nie powinien być teraz w 

szkole? spytał Liam, gdy zaczęli jeść. 

 -  Dwa  dni  temu  upadłem  i  rozbiłem  głowę  -  wyjaśnił 

Bobby.  -  Musiałem  zostać  na  noc  w  szpitalu.  Ale  mamusia 
została  ze  mną.  -  Podniósł  na  nią  wzrok,  jakby  szukając 
potwierdzenia. 

 - Oczywiście - powiedziała, czochrając czule jego czarną 

główkę  i  spoglądając  nieco  wyzywająco  na  Liama,  gdy 
poczuła na sobie jego wzrok. 

A  więc  to  tam  tak  pędziłaś  dwa  dni  temu  -  mówiło  jego 

spojrzenie.  Odwróciła  się  bez  słowa.  PrzecieŜ  dała  do 
zrozumienia, Ŝe męŜczyzna, o którym Liam wciąŜ napomykał, 
to mityczna postać, ale on najwyraźniej w to wątpił. 

 - Siadaj i zjedz coś - rzucił rozkazującym tonem. a Laura 

aŜ  zarumieniła  się  ze  złości.  Jak  on  śmie  wydawać  polecenia 
w jej własnym domu! – Proszę - dodał przymilnie, widząc jej 
reakcję. 

Usiadła przy stole. Gdy zostaną sami, postara się wybadać, 

czy  domyślił  się,  Ŝe  Bobby  jest  jego  synem.  Na  razie  nie 
będzie zadraŜniać sytuacji. 

Liam ciągnął rozmowę z Bobbym, a Laura popijała kawę i 

chrupała tosta, odpędzając co chwila niespokojne myśli. 

 - ...myślę, Ŝe Irlandia bardzo by ci się spodobała. 
 -  Te  słowa  wyrwały  ją  z  zamyślenia.  -  Bobby  mówił 

właśnie,  Ŝe  bardzo  lubi,  jak  wyjeŜdŜacie  w  weekendy  poza 
miasto i odbywacie długie spacery - wyjaśnił Liam, widząc, Ŝe 
na chwilę wyłączyła się z rozmowy. - A nigdzie nie ma takich 
terenów do spacerów jak w Irlandii. 

MoŜe  to  i  prawda,  ale  Laura  nie  zamierzała  tego 

sprawdzać. 

 - Myślę, Ŝe po wypadku Bobby'ego spacery muszą trochę 

poczekać  -  zauwaŜyła,  by  Liam  nie  zaproponował 
przypadkiem wspólnego spaceru w najbliŜszy weekend. 

background image

 -  Mama  ma  chyba  rację  -  przyznał  Liam,  spoglądając  na 

chłopca, który zamierzał zaprotestować. 

 - Bo mamy zwykle ją mają - dodał enigmatycznie. 
Laura  rzuciła  mu  ostre  spojrzenie,  zdziwiona,  Ŝe  zgodził 

się  z  nią  w  kwestii  spacerów,  i  zaskoczona  ostatnią  uwagą  - 
jednak nie dopatrzyła się w jego tonie śladu drwiny. 

Wstała gwałtownie z miejsca i powiedziała: 
 -  Skoro  juŜ  zjedliśmy,  zabiorę  Bobby'ego  na  górę,  Ŝeby 

się wykąpał. 

 - Ale, mamo... 
 -  Pamiętaj,  co  powiedziałem  o  mamach  -  Liam 

Ŝ

artobliwie  ukrócił  protest  chłopca  i  równieŜ  wstał.  -  I  tak 

muszę  juŜ  iść.  Ale  jak  chcesz,  chętnie  przyjdę  cię  jeszcze 
odwiedzić. 

Laura  znów  spojrzała  na  Liama  z  niepokojeni.  Wcale  nie 

chciała, by zbliŜył się z Bobbym! 

 -  Fajnie!  -  Bobby  znowu  obdarzył  Liama  swym 

rozbrajającym bezzębnym uśmiechem 

 -  No  juŜ,  szybko  na  górę  -  ponagliła  go  Laura.  -  A  ja 

odprowadzę Liama do drzwi. 

Bobby towarzyszył im jeszcze do holu, a potem pognał jak 

strzała na górę. 

 -  Wygląda  na  to,  Ŝe  nic  mu  nie  jest  -  zauwaŜył  Liam, 

widząc,  jak  chłopiec  śmiga  po  schodach.  -  Co  właściwie  się 
stało? 

 -  Przewrócił  się  na  przerwie.  Nic  powaŜnego,  wiec  w 

poniedziałek pójdzie juŜ pewnie do szkoły. 

 - To bardzo ładny chłopiec. 
Przełknęła  z  trudem  ślinę.  Bała  się  spojrzeć  na  tę  twarz, 

która była przecieŜ - przynajmniej ona widziała to wyraźnie - 
dorosłą wersją twarzy jej syna. 

 - Miło mi to słyszeć - mruknęła, nie patrząc na niego, 
 - Musisz być z niego bardzo dumna. 

background image

 -  Owszem  -  przyznała,  zastanawiając  się,  do  czego  ma 

prowadzić ta rozmowa. 

Jeśli  Liam  zauwaŜył,  jak  bardzo  Bobby  jest  do  niego 

podobny,  i  domyślił  się,  Ŝe  to  jego  syn,  dlaczego  tego  po 
prostu nie powie? 

 - Umów się ze mną na kolację, Lauro - powiedzie zamiast 

tego. 

 - Nie mogę zostawić Bobby'ego... - zaczęła niepewnie 
 -  Nie  dziś  -  przerwał.  -  Rozumiem,  Ŝe  on  jest 

najwaŜniejszy  i  musisz  mu  co  najmniej  dziś  poświęcić  całą 
uwagę. Ale jutro jest sobota, na pewno do tego czasu dojdzie 
na  tyle  do  siebie,  by  móc  zostać  na  kilka  godzin  z  Amy.  A 
tobie teŜ się przyda trochę wytchnienia. 

Laura  chciała  się  jakoś  wymówić,  ale  zatkało  ją  ze 

zdziwienia.  Od  kiedy  to  Liam  tak  liczy  się  z  potrzebami 
innych?  Wcale  nie  miała  ochoty  na  kolację  w  jego 
towarzystwie,  ale  z  pewnych  względów  lepiej  było  nie 
odrzucać  zaproszenia.  Musiała  ustalić,  czy  on  domyśla  się 
swego ojcostwa, a jeśli tak, dobrze byłoby omawiać tę kwestię 
na gruncie neutralnym. Restauracja byłaby w sam raz. 

 -  Dziękuję,  moŜe  to  rzeczywiście  dobry  pomysł  - 

powiedziała.  -  Tylko  znajdź  proszę  jakieś  dyskretne  miejsce, 
nie chciałabym, by prześladowali nas fotoreporterzy. 

Liam  nachmurzył  się  na  myśl  o  dziennikarzach 

czyhających w tej chwili pod domem. 

 -  Nie  martw  się,  wybiorę  miejsce,  gdzie  nikt  nam  nie

 

będzie przeszkadzał. 

 -  To  będzie  kolacja  poświęcona  interesom  -  za  -  strzegła 

surowo. 

 - Naprawdę? - Uniósł kpiąco brwi. 
 -  Nie  ma  innych  powodów,  dla  których  mielibyśmy  się 

spotykać. 

 - Skoro tak twierdzisz... 

background image

 - Liam... - Laura rzuciła mu ostre spojrzenie. 
 - Twój syn czeka na górze na kąpiel - uciął i ujął ją lekko 

za  ramiona.  -  Mamy  zawsze  mają  rację,  a  małym  chłopcom 
nie trzeba kazać długo czekać. 

 - A co z duŜymi? - zaŜartowała. Wzruszył ramionami. 
 -  Tak  samo  niecierpliwie  czekamy  na  to,  czego  chcemy, 

ale lepiej potrafimy to ukrywać. 

 - A czego ty chcesz, Liam? - spytała cicho. 
 -  Jak  większość  ludzi  tego,  czego  mieć  nie  mogę.  - 

Westchnął  cięŜko.  -  Powiedz  mi,  Lauro,  czy  bardzo  mnie 
nienawidzisz? 

AŜ  ją  zatkało  ze  zdziwienia.  Czy  go  nienawidzi? 

Oczywiście,  Ŝe  nie.  No,  moŜe  osiem  lat  temu  tak  było,  ale 
krótko.  To  było  tak  dawno  temu,  a  udane  małŜeństwo  z 
Robertem i narodziny Bobby'ego wszystko zmieniły. 

 -  W  moim  Ŝyciu  jest  zbyt  wiele  dobrych  rzeczy,  bym 

mogła kogokolwiek nienawidzić - odparte zgodnie z prawdą. 

Liam spojrzał na nią uwaŜnie i zapytał ściszonym głosem: 
 - Kochałaś Roberta? 
Twarz  jej  złagodniała  na  wspomnienie  tej  miłości,  oczy 

zaszkliły się łzami. 

 - Bardzo - odpowiedziała po prostu. 
 - To musiał być rzeczywiście ktoś. - Liam pokiwał głową 

i  zdjął  ręce  z  ramion  Laury.  -  Chciałbym  się  czegoś  więcej  o 
nim dowiedzieć. 

 - Dlaczego? - Spojrzała na niego czujnie. 
 - Bo go kochałaś! - powiedział zduszonym głosem. 
 - Nie widzę związku pomiędzy jednym a drugim. 
Naprawdę  nie  ma  sensu,  Ŝebyśmy  rozmawiali  o  moim 

męŜu. 

 -  Nie?  -  Liam  spojrzał  w  górę  schodów.  -  Z  tego.  co 

mówił  Bobby  przy  śniadaniu,  wnoszę,  Ŝe  on  teŜ  za  nim 
przepadał. 

background image

 - A cóŜ w tym dziwnego? PrzecieŜ był jego ojcem! Zbyt 

Ŝ

arliwe  te  zapewnienia,  Lauro,  upomniała  sama  siebie.  Ale 

zrobiła  to  mimowolnie.  Bądź  co  bądź,  bycie  ojcem  to  coś 
więcej niŜ powołanie dziecka do Ŝycia, a Robert wywiązywał 
się doskonale z wszelkich ojcowskich obowiązków. 

 -  No  tak  -  przyznał  szorstko  Liam.  -  Wpadnę  po  ciebie 

jutro  około  ósmej,  dobrze?  -  spytał  rzeczowo,  zmieniając 
temat. 

 -  To  chyba  nie  najlepszy  pomysł.  -  Pokręciła  głową.  - 

Skoro,  jak  przypuszczam,  w  jutrzejszej  prasie  będą  kolejne 
spekulacje  na  nasz  temat,  chyba  lepiej,  aby  nie  widziano  nas 
razem. 

 -  Masz  rację  -  przyznał.  -  Zadzwonię  jutro  i  potem  ci 

nazwę  restauracji.  Jeśli  nie  masz  nic  przeciwko  temu,  by 
spotkać się na miejscu? 

 -  Oczywiście,  Ŝe  nie.  Ale,  jak  zapowiedziałam, 

spotykamy się w interesach. 

Liam uśmiechnął się smutno. 
 -  Nie  musisz  tego  mi  znów  powtarzać,  słyszałem  za 

pierwszym razem. 

MoŜe i słyszał, ale czy wreszcie to do niego dotarło? 
 -  Gdy  mówiłam  o  dyskretnym  miejscu,  nie  miałam  na 

myśli  twojego  apartamentu,  Liam!  -  powiedziała  ze  złością, 
patrząc  znacząco  na  stół  w  saloniku  nakryty  na  dwie  osoby, 
zresztą  bardzo  elegancko  -  były  i  kryształowe  kieliszki,  i 
srebrne półmiski, a nawet wazon z czerwonymi róŜami... 

Liam  zatelefonował  pod  jej  nieobecność,  gdy  wyszła  z 

Bobbym kupić mu jakąś zabawkę, i przekazał Amy prośbę, by 
spotkali  się  u  niego  w  hotelu.  Laura  uznała  -  całkiem 
niesłusznie!  -  Ŝe  stamtąd  udadzą  się  razem  do  jakiejś 
restauracji. 

 -  Nie  patrz  na  mnie  tak  oskarŜycielsko,  Lauro!  - 

zniecierpliwił  się  Liam.  Był  ubrany  w  czarny  smoking, 

background image

ś

nieŜnobiałą  koszulę  i  czarną  muszkę,  włosy  miał  jeszcze 

wilgotne.  -  Nie  mam  Ŝadnych  niecnych  zamiarów,  po  prostu 
we  wszystkich  restauracjach,  W  których  moŜna  liczyć  na 
dyskrecję, były zarezerwowane miejsca. 

Rzuciła mu wściekłe spojrzenie, konstatując fakt. Ŝe złota 

krótka  sukienka  wieczorowa  podkreślająca  figurę,  którą 
włoŜyła,  by  dodać  sobie  animuszu,  w  apartamencie  moŜe  się 
wydać dość prowokacyjna. 

 - Nie moŜemy tu zostać. 
 - Dlaczego? - Ŝachnął się. 
 -  Nie  bądź  tępakiem.  Widziałeś  chyba  nasze  zdjęcia  w 

dzisiejszych gazetach? 

Liam  westchnął  i  wziął  ze  stołu  otwartą,  schłodzoną 

butelkę białego wina, po czym nalał je do dwóch kieliszków. 

 -  Oczywiście  -  powiedział,  wręczając  Laurze  kieliszek.  - 

Trudno byłoby ich nie zauwaŜyć. 

Jak  przypuszczała,  zdjęcie  Liama  wchodzącego  do  jej 

domu  ukazało  się  na  pierwszych  stronach  wielu  brukowców, 
które nic ustawały teŜ w spekulacjach na ich temat. 

 -  Rozumiesz  więc  chyba,  Ŝe  kolacja  we  dwoje  w  twoim 

apartamencie potwierdzi tylko plotkę, Ŝe... 

 - śe co? - przerwał, opadając na jeden z miękkich foteli i 

wbijając w nią rozbawione spojrzenie. 

 - śe jesteśmy ze sobą! - rzuciła ze złością. 
 - I co z tego? 
 - Bo nie jesteśmy - wycedziła. 
 -  A  tak  się  staram...  -  Wzruszył  ramionami  i  uśmiechnął 

się szelmowsko. 

Zarumieniła się ze złości. - Ty i ja... 
 -  Tak,  ty  i  ja  -  powtórzył  cicho,  po  czym  wstał,  odstawił 

swój kieliszek na stolik do kawy i zbliŜył się do Laury. - Czy 
to taki straszny pomysł? 

background image

 -  Zupełnie  niedorzeczny!  -  parsknęła.  Twarz  mu  stęŜała, 

przymruŜył oczy. 

 - Dlaczego? 
 - Nie rób tego więcej - powiedziała ostro i cofnęła się, bo 

zamierzał  właśnie  wziąć  ją  w  ramiona.  Przeszła  w  drugi 
koniec  pokoju  i  ciągnęła:  -  Wczoraj  rano...  to  był  błąd. 
Dojrzałam  na  tyle,  by  starać  się  nie  powtarzać  dawnych 
błędów - rzuciła wyzywająco. 

 - MoŜesz wierzyć lub nie, ale ja robię dokładnie to samo. 
Laura spojrzała na niego podejrzliwie. A cóŜ to niby miało 

znaczyć? 

 -  Z  powodu  własnej  głupoty  wypuściłem  cię  z  rąk  przed 

ośmiu laty - odpowiedział cicho na jej zadane niemo pytanie. - 
Nie chcę powtórzyć tego błędu. 

Laura  wpatrywała  się  w  niego  z  niedowierzaniem, 

Powiedziała  mu  wprawdzie,  Ŝe  spotyka  się  w  interesach,  ale 
chodziło  jej  przede  wszystkim  o  !o,  by  wybadać,  czy  nie 
domyśla się czegoś na temat Bobby'ego. I o nic więcej. 

Gdy  patrzyła  teraz  na  Liama,  który  był  tak  szalenie 

przystojny  w  stroju  wieczorowym,  wpatrzony  w  nią  z  takim 
zachwytem,  zaczęła  się  zastanawiać,  czy  jest  uczciwa  wobec 
siebie. Czy jakaś jej cząstka, ta która pamięta, jak dobrze było 
im  razem  przed  laty,  nie  chciałaby  sprawdzić,  jak  byłoby 
teraz? A sądząc po wczorajszej reakcji na jego pocałunek, nie 
ma co do tego wątpliwości! 

Czy  zdawała  sobie  z  tego  sprawę,  gdy  ubierała  się  na 

wspólną  kolację?  Czy  wybrała  tę  złocistą  suknię,  tak  pięknie 
podkreślającą jej ciemne włosy i smukłą figurę tylko po to, by 
czuć  się  pewniej?  Gdy  patrzyła  w  oczy  Liama,  który 
hipnotyzował  ją  zachwyconym  spojrzeniem,  nie  była  wcale 
pewna swych intencji. Oblizała suche usta. 

 - Liam... 

background image

 -  Lauro,  czy  nic  moŜesz  dać  mi  drugiej  szansy.  bym 

naprawił  błędy  przeszłości?  -  przerwał.  -  Byłem  idiotą, 
przyznaję. Ale nawet idioci mają prawo do drugiej szansy. 

Drugiej  szansy  na  co?  Na  zniszczenie  jej  Ŝycia?  Na 

bezpowrotne  zniknięcie,  kiedy  przyjdzie  mu  na  to  ochota? 
ZadrŜała  na  myśl,  Ŝe  miałaby  jeszcze  raz  przejść  przez  ten 
koszmar. 

 - Lauro! - Znów był tuŜ przy niej, śledził uwaŜne uczucia 

odbijające  się  na  jej  twarzy.  Potem  chwycił  ją  za  ramiona  i 
lekko  potrząsnął,  chcąc  zmusić,  by  spojrzała  mu  w  oczy.  - 
Proszę, pozwól mi spróbować... 

 -  Nie  -  wyrzuciła  z  siebie  gwałtownie  i  spojrzała  mu 

prosto w oczy. - Lubię swoje Ŝycie takie, jakie jest, Liam. Nie 
chcę,  byś  zakłócał  je  swym  egoizmem  i  arogancją.  - 
Wypowiedziała  te  słowa  naumyślnie  nieprzyjemnym  tonem, 
by stworzyć emocjonalną barierę między sobą a nim. 

Znieruchomiał  i  zmierzył  ją  przeciągłym  spojrzeniem,  a 

potem powoli zsunął dłonie z jej ramion. 

 - Okłamałaś mnie wczoraj - powiedział spokojnie. 
 - Co masz na myśli? - spytała ostroŜnie, myśląc, Ŝe chodzi 

mu o Bobby'ego. 

 -  Nienawidzisz  mnie  -  oświadczył  beznamiętnie  -  ale 

zapewniam, Ŝe ja siebie teŜ nienawidzę za dawną głupotę. 

Nie mówił o Bobbym! Na jej twarzy odbiła się ulga. 
 -  Nie  kłamałam,  Liam.  Naprawdę  nie  czuję  do  ciebie 

nienawiści.  Po  prostu  nie  chcę  ponownie  się  z  tobą  wiązać  - 
dodała stanowczo. 

Nawet jeśli kołatały się w niej resztki uczuć dla Liama - a 

wczorajszy  ranek  był  na  to  dowodem  -  musiała  pamiętać  o 
tym, Ŝe romans z nim zakłóciłby jej relację z synem. 

 - Rozumiem - powiedział. 
Laura  spojrzała  na  niego  niepewnie.  Jakoś  zbyt  ulegle 

zareagował na jej słowa. 

background image

MoŜe  jednak  tak  to  odczuła,  bo  odezwała  się  jej  duma? 

Czy aby na pewno nie chciała, by dalej się za nią uganiał? A 
moŜe  odczuwała  pewną  satysfakcję  z  tego  powodu,  Ŝe  teraz 
role  się  odmieniły.  Niezbyt  to  szlachetne  uczucia,  trzeba 
uczciwie  przyznać.  PrzyłoŜyła  rękę  do  skroni,  która  zaczęła 
boleśnie pulsować. 

 - Sądzę, Ŝe w tej sytuacji... darujemy sobie raczej kolację 

- powiedziała znuŜonym głosem. 

Skinął  krótko  głową,  jego  oczy  nie  wyraŜały  Ŝadnych 

uczuć. 

 - Chyba tak - przyznał. 
Laura wzięła ze stołu wieczorową torebkę, którą połoŜyła 

tam po przyjściu. Tak niedawno. Ale tak wiele się wydarzyło 
w ciągu tej niecałej półgodziny. Przede wszystkim Liam miał 
znowu zniknąć z jej Ŝycia. 

Powinna być zadowolona. Powinna odczuwać ulgę. 
Zatrzymała się przy drzwiach i odwróciła do niego. 
 - Co zamierzasz zrobić ze swoją ksiąŜką? - spytała. 
Wzruszył ramionami. 
 - Zapewniłaś mnie, Ŝe Perry jest znakomitym redaktorem, 

nie mam powodu, by ci nie wierzyć. 

 -  A  więc  zgadzasz  się,  by  opracował  twoją  ksiąŜkę?  I 

chcesz  ją  wydać  w  Shipley  Publishing?  -  zdziwiła  się.  Nie 
mogła uwierzyć, Ŝe tak łatwo na wszystko się zgadza. To było 
zupełnie nie w jego stylu. 

Uśmiechnął się ponuro. 
 - Nie jestem tak pozbawiony rozsądku, jak ci się wydaje - 

zauwaŜył. 

Owszem,  ale  przecieŜ  tak  mu  zaleŜało,  by  postawić  na 

swoim, nawet zaangaŜował w swój plan prasę, choć rzekomo 
chciał uniknąć wszelkich z nią kontaktów - coś było nie tak. 

 - Liam... 
 - Tak? 

background image

Czuła  się  kompletnie  skołowana.  Wszystko  poszło  zbyt 

gładko, za spokojnie. 

 - Przyjdziesz w poniedziałek, by porozmawiać z Perrym? 
 - Tak, a potem wrócę do Irlandii. 
Nie tylko zgodził się współpracować z Perrym, ale do tego 

jeszcze  wynosi  się  z  Londynu!  W  tym  musiał  tkwić  jakiś 
haczyk! 

 -  Chciałbym,  Ŝebyś  miała  taką  zadowoloną  minę,  gdy 

mnie  spotkasz  następnym  razem  -  zaśmiał  się,  widząc  ulgę 
malującą  się  na  jej  twarzy.  -  Bo  przecieŜ  jeszcze  wrócę,  by 
pracować nad ksiąŜką. 

Ale nie ze mną, pomyślała. 
Dlaczego  nie  wychodziła,  tylko  sterczała  wciąŜ  przy 

drzwiach? 

Bo  wiedziała,  Ŝe  gdy  teraz  wyjdzie,  juŜ  nigdy  więcej  nie 

zobaczy takiego Liama. Pisarza Liama O'Reilly'ego - owszem, 
ale  nie  tego  męŜczyznę,  który  uganiał  się  za  nią  przez  kilka 
ostatnich dni. 

Och,  sama  juŜ  nie  wiedziała,  czego  chce!  Przez  te 

wszystkie  dni  powtarzała  wciąŜ  Liamowi,  Ŝe  wcale  nie  chce 
odnowienia  ich  związku,  a  gdy  on  wreszcie  zaakceptował  tę 
decyzję, wahała się, czy go opuścić. 

Wreszcie wyprostowała ramiona i powiedziała stanowczo: 
 - śegnaj, Liam. 
 -  śegnaj,  Lauro.  -  Jego  twarz  była  zupełnie  pozbawiona 

wyrazu. 

Czuła,  jakby  miała  nogi  z  ołowiu,  wolnym  krokiem 

wyszła na korytarz i zamknęła za sobą drzwi. 

Tym  samym  zamknęła  drzwi  do  skrytki  w  swoim  sercu, 

gdzie chowała wyparte uczucia do Liama, choć on tak bardzo 
starał się tam włamać. 

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY 
 - Ale zaspałam! - zawołała Laura, wchodząc do kuchni o 

dziesiątej rano. 

Amy  właśnie  przygotowywała  warzywa  na  lunch. 

Odwróciła się do Laury z ciepłym uśmiechem. 

 - Potrzebowała pani wypoczynku. 
Niezupełnie  tak  to  było.  Gdy  poprzedniego  wieczoru 

Laura  wróciła  do  domu  zaraz  po  dziewiątej,  poszła  prosto  do 
sypialni.  Jednak  nie  mogła  zasnąć.  Prześladowały  ją 
wspomnienia  o  Liamie  -  te  z  przeszłości  i  z  kilku  ostatnich 
dni. Dopiero nad ranem zapadła w płytki, niespokojny sen. 

 - Gdzie jest Bobby? - spytała. 
Zajrzała  do  jego  sypialni  przed  zejściem  na  dół,  potem 

sprawdziła  w  pokoju  dziennym,  gdzie  zwykle  oglądał 
telewizję. Spodziewała się go wobec tego zastać w kuchni. 

 - Pan O'Reilly przyszedł o dziewiątej. 
 -  Liam?  -  spytała  Laura  w  popłochu,  czując  straszliwy 

ucisk w brzuchu. 

 - Przyniósł latawiec - ciągnęła Amy niespokojnie, widząc 

reakcję Laury. - Zaproponował Bobby'emu. Ŝeby go puścić. 

 -  Pozwoliłaś  mu  wyjść?  -  spytała  Laura  z  naganą  w 

głosie. 

 -  Tylko  do  ogrodu.  Nigdy  bym  przecieŜ  nie  pozwoliła 

zabrać  Bobby'ego  z  domu  bez  pani  pozwolenia  - 
odpowiedziała nieco uraŜona gospodyni. 

 -  Naturalnie  -  bąknęła  Laura  przepraszająco,  opadając  na 

jedno z kuchennych krzeseł. 

A wiec Liam jest teraz w ogrodzie! I puszcza latawca z jej 

synem! 

 - Jak słusznie zauwaŜył pan O'Reilly, dzień jest dziś dość 

wietrzny. 

Niewątpliwie,  ale  co,  u  licha,  Liam  tutaj  robi?  CzyŜ  nie 

ustalili  poprzedniego  wieczoru,  Ŝe  nic  będą  się  widywać? 

background image

Niezupełnie - ona powiedziała, Ŝe nie chce się z nim wiązać, a 
on  podejrzanie  gładko  to  zaakceptował.  O  Bobbym  nie  było 
mowy. Zerwała się z miejsca. 

 - Chyba sprawdzę, co tam robią - powiedziała. 
 - Gdy wyglądałam do nich przed kilku minutami, wiernie 

się  bawili  -  zapewniła  Amy.  -  Proszę,  się  napić  kawy  przed 
wyjściem. 

Laura  spojrzała  na  nią  ze  zdziwieniem,  unosząc  pytająco 

brwi. 

 - Myślisz, Ŝe przesadzam? Gospodyni zawahała się przez 

chwilę. 

 - ZaleŜy, co ma pani na myśli... 
Laura z trudem przełknęła ślinę i opadła na krzesło. 
 -  Jak  długo  wiesz?  -  spytała,  patrząc  na  Amy,  która 

postawiła przed nią filiŜankę z mocną kawą. 

 -  Nic  wiem,  czy  w  ogóle  coś  wiem  -  uśmiechnęła  się 

gospodyni.  -  Oczywiście  zawsze  wiedziałam,  Ŝe  pan  Robert 
nie  był  ojcem  Bobby'ego.  Obie  wiemy,  Ŝe  nie  istniała  taka 
moŜliwość.  Jeśli  zaś  chodzi  o  biologicznego  ojca...  - 
Wzruszyła  ramionami.  -  W  kaŜdym  innym  sensie  pan  Robert 
był ojcem Bobby'ego. 

 - Ale...? - podjęła ostroŜnie Laura. 
 - Gdy tylko otworzyłam drzwi panu O'Reilly'emu parę dni 

wcześniej, uderzyło mnie jego podobieństwo do Bobby'ego. - 
Dlatego nie byłam pewna, czy pozwolić mu czekać na panią... 

 - Co ty sobie o mnie myślisz, Amy? - Laura ukryła twarz 

w dłoniach. 

Starsza pani otoczyła ją ramieniem. 
 -  Myślę,  Ŝe  dzięki  pani  i  Bobby'emu  ostatnie  pięć  lat  to 

był najszczęśliwszy okres w Ŝyciu pana Roberta - powiedziała 
z uczuciem. 

Laura spojrzała na nią załzawionymi oczyma. 

background image

 - Naprawdę tak sądzisz? - spytała z nadzieją. Tak bardzo 

chciała, by była to prawda, ze względu na wszystko, co Robert 
dla niej zrobił! 

 -  Proszę  nigdy  w  to  nie  wątpić.  Pan  Robert  pogodził  się 

juŜ  z  tym,  Ŝe  nigdy  nie  będzie  miał  rodziny,  dziecka,  które 
będzie  mógł  kochać  i  wychowywać.  Wiem,  Ŝe  traktował  was 
oboje  jak  dar  od  losu  Nie  był  pewien,  czy  nań  zasłuŜył,  ale 
cenił ponad wszystko. 

 -  Jeśli  ktokolwiek  zasługiwał  na  kochającą  rodzinę,  to 

właśnie Robert - szepnęła Laura. 

 -  I  pani  mu  to  dała,  Lauro,  proszę  nigdy  nie  mieć  co  do 

tego Ŝadnych wątpliwości - zapewniła stanowczo Amy. - A co 
do  pana  O'Reilly'ego,  na  pewno  miała  pani  powód,  by  nie 
poślubić go przed ośmiu laty! 

Laura uśmiechnęła się ze smutkiem. 
 - O tak, a powód był taki, Ŝe mi się nie oświadczył. 
 -  CóŜ,  niektórzy  męŜczyźni  nie  wiedzą,  co  to 

odpowiedzialność... 

 -  On  nie  wiedział  o  Bobbym  -  Laura  postawiła  uczciwie 

sprawę. 

 - A, to zmienia całkiem postać rzeczy - przyznała starsza 

pani, wyglądając przez okno do ogrodu. 

 -  Myślisz,  Ŝe  Liam  wie?  -  Laura  spojrzała  na  nią 

niepewnie. 

 - A pani nie? 
 - Nie mam pojęcia - jęknęła Laura. - Jeśli wie, to nie dał 

tego  po  sobie  poznać.  A  przecieŜ  nie  zapytam  go  wprost.  - 
Zwłaszcza  Ŝe  wolałaby,  aby  nie  wiedział!  -  Ale  jeśli  się 
domyślił, dlaczego nic nie powiedział? 

 -  Chyba  sama  musi  go  pani  o  to  spytać  -  odparła 

gospodyni. 

A  przecieŜ  to  właśnie  było  niemoŜliwe.  Amy  wróciła  do 

obierania ziemniaków. 

background image

 - Mam przygotować lunch dla dwóch czy dla trzech osób? 

- zapylała. 

 -  Dla  dwóch.  Nie,  trzech.  Sama  nie  wiem,  Amy  - 

westchnęła. - JuŜ nic nie wiem. 

Wczoraj  wieczorem  wszystko  wydawało  się  takie 

oczywiste - Liam ma zostać wyłączony z jej Ŝycia osobistego, 
ale  kontynuować  z  nią  współpracę  wydawniczą.  Liam,  który 
zjawia  się  rano,  by  pobawić  się  z  Boobym,  zupełnie  nie 
pasował do tego modelu. 

Gospodyni uśmiechnęła się do niej współczująco. 
 - Wiem, Ŝe niespecjalnie to panią pocieszy, ale wszystkie 

sprawy w końcu jakoś się rozwiązują. - Tylko nie zawsze tak, 
jak człowiek sobie Ŝyczy! 

 - Chyba wyjdę na dwór i się przywitam - oświadczyła w 

końcu Laura po wypiciu całej filiŜanki. 

Amy skinęła głową. 
 -  A  ja  przygotuję  lunch  dla  trzech  osób.  Tak  na  wszelki 

wypadek. 

Laura  przez  kilka  minut  niezauwaŜona  przyglądała  się 

dwóm  postaciom  w  ogrodzie.  Bobby  miał  na  sobie  ciepłą 
kurtkę.  Liam  wyglądał  bardzo  pociągająco  w  dŜinsach  i 
grubym  niebieskim  swetrze.  Na  ich  twarzach  malował  się 
chłopięcy  zachwyt,  gdy  śledzili  lot  czerwonego  latawca. 
Bobby  trzymał  sznurek,  ale  Liam  stał  za  nim  i  pomagał 
kierować  tak,  by  latawiec  nie  zaczepił  się  o  gałęzie 
okolicznych drzew. 

Laura patrzyła na nich z bólem w sercu. Jak inne mogłoby 

być ich Ŝycie, gdyby Liam nie odszedł przed ośmiu laty... Ale, 
jak  zauwaŜyła  rano  Amy,  gdyby  to  nie  nastąpiło,  z  kolei 
Robert  nie  mógłby  cieszyć  się  przez  pięć  lat  Ŝyciem 
rodzinnym. 

background image

Zresztą,  co  za  sens  Ŝałować  czegoś,  co  było  juŜ  faktem? 

Liam  odszedł,  a  Robert  został  jej  męŜem  i  ojcem  Bobby'ego. 
Nic juŜ tego nie zmieni. 

 - Chyba nieźle się bawicie! - zawołała w głąb ogrodu. 
 -  Mamo!  -  zawołał  zachwycony  Bobby,  uśmiechając  się 

od  ucha  do  ucha  na  jej  widok.  -  Popatrz.  Liam  kupił  mi 
latawiec. 

Liam  obejrzał  się  na  nią  przez  ramię,  minę  miał  dość 

niepewną.  I  słusznie,  pomyślała,  czując,  jak  znów  ogarnia  ją 
niechęć  do  niego.  Poprzedniego  wieczoru  nie  umawiali  się 
przecieŜ, Ŝe będzie przynosił prezenty jej synowi i przychodził 
się z nim bawić. 

Posłała mu pytające spojrzenie, gdy ich oczy się spotkały. 
 - To miłe z twojej strony - powiedziała wyzywająco. 
 - Dobrze spałaś? - spytał, nie spuszczając z niej wzroku. 
Jakby wiedział, Ŝe zasnęła dopiero nad ranem! 
 -  Bardzo  dobrze,  dziękuję  -  odparła  krótko,  schodząc  do 

ogrodu. 

Liam  patrzył,  jak  szła  trawnikiem,  czarne  dŜinsy  i 

ciemnoniebieski obcisły sweter podkreślały jej smukłą figurę. 
Ciemne  kosmyki  włosów  tworzyły  ramę  dla  bladej, 
nieumalowanej  twarzy.  Nie  wiedziała  przecieŜ,  Ŝe  będzie 
miała gościa w niedzielę rano! 

Podeszła i spojrzała mu prosto w oczy. 
 - Dobrze się bawicie? - spytała. 
 - Ale super, co? - Bobby był wyraźnie zachwycony nową 

zabawką.  -  Zawsze  chciałem  mieć  latawiec  -  wyjaśnił  z 
uśmiechem, zerkając w górę na Liama. 

Laura  znowu  poczuła  znajomy  ból  w  sercu.  Jak  to 

moŜliwe,  Ŝe  zbliŜyli  się  do  siebie  tak  bardzo  zaledwie  w 
przeciągu godziny? 

 - Mam nadzieję, Ŝe podziękowałeś Liamowi za prezent? - 

spytała Bobby'ego, starając się zignorować 

background image

Liama. 
 -  Oczywiście  -  odparł  Bobby  z  wyraźnym  zdziwieniem. 

Dobrych  manier  nauczono  go  przecieŜ  we  wczesnym 
dzieciństwie. 

Laura  uświadomiła  sobie  z  pewnym  poczuciem  winy,  Ŝe 

jej  niezadowolenie  z  obecności  Liama  zaczyna  być  widoczne 
nawet dla Bobby'ego. Ale jak niby miała się czuć? 

 - Mali chłopcy lubią puszczać latawce - zaśmiał się Liam. 
Laura odczula jako policzek to, Ŝe właśnie Liam zauwaŜył 

brak  tego  przedmiotu  w  Ŝyciu  jej  syna  i  potrafił  temu 
zapobiec.  Przyszło  jej  na  myśl,  Ŝe  nie  staje  na  wysokości 
zadania,  Ŝe  będąc  samotną  matką,  nie  potrafi  zaspokoić 
potrzeb  chłopca.  Ojciec  pomyślałby  o  latawcu.  Robert,  choć 
wcześniej  nie  miał  takich  doświadczeń  i  ojcostwo  przyszło 
doń  dość  późno,  teŜ  by  pomyślał.  Laura  nic  mogła  odpędzić 
myśli  o  tym,  Ŝe  popełniła  jeszcze  wiele  innych  błędów  i 
niedopatrzeń. 

 -  Przestań  się  biczować  w  myślach  -  odezwał  się  cicho 

Liam,  wpatrując  się  w  Laurę  z  czułością.  Bobby  biegał  po 
trawniku, trzymając mocno za sznurek. - Nie miałbym pojęcia, 
co zrobić, gdybyś miała córkę. 

 -  Ale  nigdy  nie  będę  miała  -  odparła  chłodno.  Uniósł 

kpiąco brwi. 

 -  PrzecieŜ  nie  masz  nawet  trzydziestki,  Lauro!  Ale  była 

wystarczająco dojrzała, by wiedzieć, Ŝe nie będzie mieć więcej 
dzieci. Po wcześniejszej pomyłce uznała, Ŝe nie zdecyduje się 
na to bez męŜa. 

Jedyny  męŜczyzna,  którego  namiętnie  kochała,  odszedł  z 

jej  Ŝycia,  nie  oglądając  się  za  siebie.  Człowiek,  za  którego 
wyszła,  choć  nie  kochała  go  w  ten  sposób  był 
najwspanialszym 

męŜczyzną, 

jakiego 

spotkała. 

Nie 

spodziewała się, Ŝe mogłaby mieć jedno i drugie 

background image

 -  Czy  wyszłabyś  za  mnie  osiem  lat  temu,  gdybym  ci  się 

oświadczył? - spytał niespodziewanie. 

Laura  aŜ  pobladła,  zaskoczona  tym  bezpośrednim 

pytaniem.  Osiem  lat  temu  Ŝyła dla  niego, zrobiłaby  dla  niego 
wszystko.  Gdyby  poprosił  ją  o  rękę,  zostałaby  jego 
niewolnicą! 

Oddychała z trudem, starając się odzyskać panowanie nad 

sobą. Nie miał prawa zadawać jej takich pytań! 

 -  Byłam  bardzo  naiwna  i  niedoświadczona,  Liam  - 

odezwała się wreszcie. 

 - To nie jest odpowiedź. Zresztą zapewniłaś mnie - chyba 

wczoraj  -  Ŝe  nigdy  nie  byłaś  dzieckiem,  jeśli  chodzi  o  naszą 
relację. 

 -  MoŜna  być  naiwnym  i  niedoświadczonym  w  kaŜdym 

wieku - odparowała. - Co zaś do twego pytania... 

 -  Wzięła  głęboki  oddech.  -  Myślę,  Ŝe  powiedziałabym 

"tak"  -  rzuciła  z  niesmakiem  -  i  spaprałabym  nam  obojgu 
Ŝ

ycie. 

Liam spojrzał na nią badawczo. 
 - Naprawdę tak sądzisz? - spytał wreszcie. 
 - A ty nie? - parsknęła pogardliwie. - Tak wiele dla ciebie 

znaczyłam,  Ŝe  w  kilka  tygodni  po  opuszczeniu  Anglii 
poślubiłeś inną kobietę! 

 - Nie popełniłbym tego błędu, gdybym wcześniej poślubił 

ciebie.  -  Wyciągnął  ręce,  by  połoŜyć  je  na  jej  ramionach.  - 
Chyba właśnie ty byłaś mi potrzebna po to bym stąpać twardo 
po ziemi. 

 - I zostałabym stratowana, gdybyś uciekał w popłochu od 

tego małŜeństwa. 

Liam  z  niedowierzaniem  pokręcił  głową.  -  Niczego  nie 

Ŝ

ałujesz,  prawda?  -  powiedział  wolno  zdejmując  ręce  z  jej 

ramion. Mogła odpowiedzieć jednym słowem: nie. Gdyby nie 
była  związana  z  Liamem,  nie  mogłaby  dać  Robertowi, 

background image

męŜczyźnie,  któremu  tak  wiele zawdzięcza,  rodziny,  na  którą 
zasługiwał.  A  małŜeństwa  z  Robertem  nigdy  nie  będzie 
Ŝ

ałowała.  Jeśli  czegokolwiek  Ŝałowała,  to  ponownego 

spotkania z Liamem. 

CzyŜby? 
Czy  naprawdę  chciałaby,  by  nigdy  do  tego  nie  doszło? 

Przyjrzała  mu  się  uwaŜnie,  oceniła  zmiany,  jakie  w  nim 
zaszły, oznaki dojrzałości. Ale czyŜ nic zmienił się takŜe pod 
innymi  względami?  CzyŜ  nie  martwił  się  wczoraj,  jak 
zareaguje  na  artykuł  w  gazecie?  Jednak  był  za  niego 
odpowiedzialny, dodała natychmiast. 

Poza  tym,  choć  chciałaby  temu  zaprzeczyć  sama  przed 

sobą,  pamiętała  dobrze,  jak  zareagowała  na  jego  pocałunek. 
Na  chwilę  zapomniała  o  całym  świecie.  Liam  obudził  w  niej 
dawno zapomniane porywy namiętności. Jak by się skończyło 
to spotkanie, gdyby nagle nie pojawił się Bobby? 

Z  trudem  przełknęła  ślinę  i  spojrzała  Liamowi  prosto  w 

oczy. 

 -  Nie  ma  sensu  niczego  Ŝałować  -  powiedziała 

beznamiętnie.  -  Przeszłość  minęła  i  nigdy  nie  wróci. 
Przyszłości nie znamy. Zostaje nam tylko teraźniejszość. A ja 
jestem  zadowolona  ze  swego  obecnego  Ŝycia  -  zakończyła, 
patrząc z dumą na Bobby'ego. 

 - To szczęściara z ciebie! Bo mnie się moje Ŝycie zupełnie 

nie podoba! 

Laura odwróciła się powoli do niego. 
 -  To  je  zmień  -  powiedziała  spokojnie.  Twarz  mu 

pociemniała. 

 - Próbuję! Ja... 
 -  Wujku,  sznurek  się  zaczepił  o  drzewo!  -  zawołał 

rozpaczliwie Bobby. 

 -  Wujku?  -  warknęła  z  wściekłością  i  zatrzymała  go, 

łapiąc za ramię, gdy zamierzał biec na pomoc jej synowi. 

background image

Liam odwrócił się do niej niecierpliwie. 
 - Nic wiedział, jak się do mnie zwracać. 
 -  Wujku  Liamie?  -  powtórzyła  jeszcze  raz  ze  złością, 

rozdraŜniona poufałością tego zwrotu. 

 -  Daj  spokój,  Lauro.  -  Liam  strząsnął  jej  rękę.  -  Jest 

dobrze wychowanym dzieckiem. Głupio mu było zwracać się 
do dorosłego po imieniu. Nie widzę nic złego w tym, Ŝe mówi 
do mnie „wujku". 

 - A ja owszem. 
 -  Dlaczego?  Pamiętam,  Ŝe  sama  miałaś  takiego 

przyszywanego wujka. 

Laura znieruchomiała, złość opadała z niej tak szybko, jak 

wybuchła. 

 -  A  właśnie,  co  się  z  nim  dzieje?  -  ciągnął  pogardliwym 

tonem  Liam.  -  Ani  razu  o  nim  jeszcze  nie  wspomniałaś,  co 
dziwi  mnie,  zwaŜywszy  na  to,  Ŝe  osiem  lat  temu  nie 
przestawałaś  o  nim  mówić.  CzyŜby  pani  Shipley  zapomniała 
juŜ o ukochanym wujku? 

 - Przestań! - zaŜądała i pobladła nagle, 
 -  Niby  dlaczego?  Nie  lubisz,  by  przypominano  ci  o  tych 

skromnych początkach? 

 -  Ty  nic  nie  wiesz...  -  Wiem,  Ŝe  zraniłaś  moje  uczucia, 

okazując  jawną  niechęć  do  tego,  by  twój  syn  nazywał  mnie 
wujkiem. - I to daje ci prawo, by ranić moje w rewanŜu? 

 -  Spojrzała  na  niego  przez  łzy.  -  Nie  masz  tu  Ŝadnych 

praw, Liam... 

 -  Wujku  Liamie!  -  Bobby  był  zrozpaczony,  widząc  swój 

latawiec na drzewie. 

Laura spojrzała na syna. 
 -  Chyba  lepiej  będzie,  jak  mu  pomoŜesz  -  powiedziała 

obojętnie. - A potem chciałabym, Ŝebyś juŜ sobie poszedł. 

 - A zawsze dostajesz to, czego chcesz, tak? - wycedził. 
 - Prawie nigdy. - Pokręciła głową ze smutkiem. 

background image

 -  Idź  pomóc  Bobby'emu  -  mruknęła  i  odwróciła  się  na 

pięcie, po czym ruszyła w stronę domu. 

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY 
 -  Jak  miło,  Ŝe  wpadłaś  -  rzucił  Liam  sarkastycznie, 

spozierając na Laurę ponad stołem w restauracji. 

Poranne  spotkanie  z  Perrym  wypadło  bardzo  dobrze,  w 

związku  z  czym  panowie  wybrali  się  na  lunch,  by  uczcić 
podpisanie umowy. Laura postanowiła do nich dołączyć. 

Zrobiła  tak  dlatego,  Ŝe  bała  się  zostawiać  Liama  z 

kimkolwiek  ze  swoich  znajomych  na  gruncie  towarzyskim. 
Jak  znała  jego  bezczelność,  mógłby  zacząć  wypytywać 
Perry'ego  o jej  Ŝycie  prywatne. Oczywiści  nie wprost,  ale  juŜ 
on by umiał go wybadać tak, Ŝe nawet by się nie zorientował. 

 -  Zawsze  to  miło  osobiście  przywitać  nowego  autora, 

który podejmuje współpracę z naszym wydawnictwem. 

 - Nawet mnie? 
 - Witaj na pokładzie - powiedział z entuzjazmem Perry. - 

„Świat Josie" będzie pierwszy na liście bestsellerów. 

 - Dopiero teraz mi to mówisz? - zaŜartował Liam. teŜ tak 

sądzisz,  Lauro?  Na  pewno  odniesiesz  sukces  -  oświadczyła 
rzeczowo. 

 - Shipley Publishing równieŜ - podkreślił z uśmiechem. 
Wzruszyła ramionami. 
 -  Szaleństwem  byłoby  pozwolić  na  to,  by  taki  bestseller 

wymknął  nam  się  z  rąk.  Tyle  wydawnictw  boryka  się  teraz  z 
problemami finansowymi. 

 -  Ale  nie  Shipley  -  zauwaŜył.  -  Sprawdziłem,  zanim 

wysiałem maszynopis. 

 -  I  postanowiłeś  postawić  na  dobrego  konia?  -  spytała 

zaczepnie. 

 - Mamy chyba więcej wspólnego, niŜ przypuszczaliśmy. - 

Uśmiechnął się nieco wzgardliwie. 

Laura się zarumieniła. Najwyraźniej Liam insynuował, Ŝe 

poślubiła  Roberta  dla  jego  pozycji  i  pieniędzy.  CóŜ,  widać 
taka wersja odpowiadała mu bardziej niŜ prawda. 

background image

Laura  zauwaŜyła,  Ŝe  Perry  słucha  tej  wymiany  zdań  z 

nieco  zakłopotaną  miną.  I  nic  dziwnego,  napięcie  pomiędzy 
nią a Liamem było niemal namacalne. 

Pochyliła  się  do  przodu,  unosząc  kieliszek  z  szampanem, 

który nalano jej przed kilkoma minutami. 

 - Za sukces - wzniosła toast 
 - Chętnie za to wypiję! - Perry delikatnie stuknął się z nią 

kieliszkiem, a potem z Liamem. 

 - I za spokojne Ŝycie - dodał Liam, gdy dotknął kieliszka 

Laury. 

 -  Czy  jedno  z  drugim  da  się  połączyć?  -  spytała 

sceptycznie. 

Tego  dnia  rano  ukazało  się  w  prasie  kolejne  zdjęcie 

Liama, który wchodził do jej domu w niedzielę. Laura ledwie 
rzuciła  okiem  na  gazetę  i  cisnęła  ją  do  kosza  Tak  jak 
uprzedzała  Liama  wcześniej,  sytuacja  wymknęła  mu  się  spod 
kontroli. 

 -  Jeśli  bardzo  się  tego  chce,  to  owszem  -  pokiwał 

powaŜnie głową. 

 - Mam nadzieje, Ŝe masz rację - odparła sucho. 
Tego  ranka  przed  jej  domem  sterczało  jeszcze  więcej 

reporterów niŜ poprzednio. Byli bardzo rozczarowani, widząc 
ją  samą  z  Bobbym  na  tylnym  siedzeniu  samochodu,  kiedy 
odwoziła chłopca do szkoły. 

 - Jutro wracam do Irlandii - powiedział Liam. - Czy mogę 

przyjść, by się poŜegnać z Bobbym? 

Laura rzuciła mu ostre spojrzenie, widząc, Ŝe Peny siedzi z 

zainteresowaniem ich rozmowę. PrzecieŜ na pewno widział te 
zdjęcia w gazetach! 

 -  Nie  chciałbym,  by  Bobby  myślał,  Ŝe  zniknąłem  z  jego 

Ŝ

ycia bez słowa - wyjaśnił Liam. 

Niby  dlaczego?  Z  jej  Ŝycia  tak  właśnie  zniknął  przed 

ośmiu laty! 

background image

 - Zmieniłeś się - zauwaŜyła. 
Liam posłał jej lodowate spojrzenie nad stołem. 
 - MoŜe zamówimy? - wtrącił wesoło Perry, gdy przy ich 

stole pojawił się kelner. 

Laura  pomyślała,  Ŝe  nie  przełknie  ani  kęsa.  Ale  musiała 

przecieŜ  zostać  do  końca  i  zjeść  ten  lunch  bez  robienia 
zbędnych  scen.  Zresztą  powód,  dla  którego  tu  przyszła,  był 
nadal aktualny. 

 - Nie odpowiedziałaś mi na pytanie - zauwaŜył Liam, gdy 

juŜ złoŜyli zamówienia i kelner się oddalił. 

Laura wzięła kolejny łyk szampana. 
 -  Pod  warunkiem  Ŝe  nie  zabawisz  długo  -  powiedziała w 

końcu.  -  To  normalny  dzień  tygodnia  i  Bobby  musi  odrobić 
lekcje. 

 - Wpadnę na krótko - zapewnił Liam. 
Laura  wiedziała,  Ŝe  nie  będzie  to  takie  proste,  bo  Bobby 

wyjątkowo  polubił  „wujka  Liama"  i  poprzedniego  dnia  bez 
przerwy  o  nim  mówił.  Na  pewno  nie  będzie  chciał  go 
wypuścić. 

Reszta lunchu przebiegła w dość cięŜkiej atmosferze, choć 

Perry bardzo się starał ją rozluźnić. Laura ledwie dotrwała do 
końca,  prawie  nic  nie  zjadła,  za  to  wypiła  sporo  szampana  i 
nieco szumiało jej w głowie. To było zupełnie nie w jej stylu - 
zwykle wypijała najwyŜej kieliszek wina do kolacji. 

 -  UwaŜaj.  -  Liam  przytrzymał  ją  za  łokieć,  gdy  potknęła 

się  lekko  po  wyjściu  z  restauracji.  ŚwieŜe  powietrze  dziwnie 
ją  odurzyło.  -  Powinnaś  więcej  jeść,  Lauro  -  upomniał, 
prowadząc ją do samochodu zaparkowanego po drugiej stronic 
ulicy, przy którym czekał juŜ Paul. 

 -  Jak  będę  chciała  znać  twoje  zdanie,  to  o  nie  zapytam  - 

warknęła,  po  czym  usadowiła  się  na  tylnym  siedzeniu.  Perry 
siedział juŜ z drugiej strony. 

 - Podrzucić cię gdzieś? - spytała grzecznościowo. 

background image

 -  Nie,  dziękuję,  chętnie  się  przejdę  -  powiedział  Liam.  - 

Czy mogę wpaść do Bobby'ego o wpół do szóstej? 

 - Jak najbardziej. O szóstej jemy kolację, więc wcześniej 

dopilnuję,  by  miał  odrobione  lekcje.  -  Dala  wyraźnie  do 
zrozumienia, Ŝe nic jest zaproszony. 

Błysk rozbawienia mignął w oczach Liama, zanim zwrócił 

się do Perry'ego: 

 -  Zadzwonię  do  ciebie,  gdy  będę  wybierał  się  do 

Londynu. 

Laura nie odwróciła głowy, gdy Liam zatrzasnął wreszcie 

drzwi  samochodu.  Gdy  Paul  ruszył  i  włączył  się  do  ruchu, 
odetchnęła z wyraźną ulgą. 

 -  Poszło  lepiej,  niŜ  moŜna  by  się  spodziewać,  prawda?  - 

zagadnęła beztrosko swego towarzysza. 

 - O tak - Perry z satysfakcją pokiwał głową. 
 - I cieszę się, Ŝe udało ci się przekonać Liama, by zgodził 

się  na  współpracę  ze  mną.  Niedobrze  jest  mieszać  sprawy 
zawodowe z prywatnymi. 

 -  Chyba  mylnie  interpretujesz  naszą  relację,  Perry  - 

powiedziała zdziwiona. 

 -  PrzecieŜ  cię  nie  krytykuję  -  zapewnił  pospiesznie.  - 

Zresztą nie mam nawet do tego prawa. A poza tym cieszę się, 
Ŝ

e  znów  jest  ktoś  w  twoim  Ŝyciu,  Lauro.  Zbyt  długo  byłaś 

sama. Mam nadzieję, Ŝe nie masz mi za złe tych słów. 

Owszem,  miała!  Ale  wobec  tych  wszystkich  zdjęć  w 

gazetach  i  zapowiedzi  dzisiejszej  wizyty,  tylko  pogorszyłaby 
sprawę, tłumacząc się przed Perrym. 

Jego  uwagi  nie  wprawiły  jej  w  zbyt  dobry  humor.  Gdy 

Amy  wprowadziła  Liama  do  salonu  kilka  godzin  później, 
Laura powitała go z dość ponurą miną. Bobby był jeszcze na 
górze, gdzie niecierpliwie czekał na przybycie gościa. 

 - Szampan ci nie słuŜy? - spytał Liam, gdy zostali sami. 

background image

 - To bardzo w twoim stylu: doszukiwać się winy w czym 

innym, a nie w sobie! - prychnęła. 

Miała  ten  sam  strój,  w  którym  była  w  pracy  -  ciemny 

kostium  i  kremową  bluzkę,  bo  po  uwagach  Perry'ego  chciała 
nawet  strojem  podkreślić,  Ŝe  z  Liamem  łączy  ją  wyłącznie 
relacja zawodowa. 

Liam natychmiast spochmurniał 
 -  Naprawdę  powinnaś  spróbować  wyzbyć  się  tej  całej 

goryczy, Lauro. W końcu świetnie sobie dałaś radę beze mnie. 
- Rozejrzał się znacząco po luksusowym wnętrzu. 

 -  Złośliwe  uwagi  nie  zmienią  faktu,  Ŝe  mnie  porzuciłeś  - 

warknęła. 

 - Porzuciłem? Chyba dość dziwnie stawiasz sprawę...  
Ona  tak  właśnie  zawsze  myślała  o  jego  wyjeździe.  Ale 

trzeba  przyznać,  Ŝe  dla  kogoś,  kto  nie  znał  pewnych 
okoliczności, sytuacja rysowała się pewnie inaczej... 

 - Być moŜe - powiedziała juŜ spokojniej. - Zresztą to juŜ 

niewaŜne... 

 - Właśnie Ŝe waŜne - zaoponował natychmiast. - Ty... 
 - Wujek Liam! - zawołał zachwycony Bobby, rzucając się 

na niego. 

Liam złapał go pod ramiona i zrobił karuzelę wokół siebie. 
 -  Jak  było  w  szkole?  -  spytał,  gdy  postawił  go  na 

podłodze i rozwichrzył jego ciemną czuprynkę. 

 -  Dobrze  -  odparł  szybko  chłopiec.  -  MoŜemy  wyjść  do 

ogrodu i puścić latawca? 

 -  Chyba  nie...  Wpadłem  tylko  na  chwilkę,  Bobby  - 

wyjaśnił, rzucając szybkie spojrzenie na Laurę. 

 - Jutro rano mam samolot do Irlandii. 
Laura 

nie 

powiedziała 

synkowi, 

dlaczego 

Liam 

przychodzi,  sądząc,  Ŝe  najlepiej  będzie,  gdy  sam  mu  to 
wyjawi.  Widząc  teraz  wyraz  gorzkiego  rozczarowania  na 

background image

twarzy  chłopca,  pomyślała,  Ŝe  powinna  go  była  jednak 
uprzedzić. 

 - Bobby... - zaczęła łagodnie. 
 -  Kiedy  wrócisz?  -  Bobby  zupełnie  ją  zignorował, 

wbijając niespokojny wzrok w Liama. 

Twarz  męŜczyzny  złagodniała,  gdy  przyklęknął  obok 

chłopca. 

 - Pewnie za kilka tygodni - odparł i ujął go za ramię. 
Laura z przeraŜeniem zobaczyła, Ŝe synek wyszarpnął się 

z tego uścisku, na jego twarzy odbiła się wściekłość. 

 - Wcale nie! Ty juŜ w ogóle nie wrócisz! - krzyknął. 
Laura  jeszcze  nigdy  nie  widziała,  by  Bobby  tak  się 

zachowywał.  Wiedziała,  Ŝe  bardzo  polubił  Liama,  ale  nie 
spodziewała się tak silnej reakcji. 

Liam spojrzał na nią niepewnie. 
 - Oczywiście, Ŝe wrócę, Bobby, a wtedy... 
 -  Nigdy  nie  wrócisz!  -  wykrzyknął  chłopiec  przez  łzy.  - 

Mój tata odszedł i nigdy nie wrócił! 

Laura z trudem przełknęła ślinę, czując, Ŝe i jej zbiera się 

na płacz. 

 -  Bobby,  to  przecieŜ  nie  to  samo  -  powiedziała, 

podchodząc do synka, który zaczął cofać się w stronę drzwi. - 
Tata był chory, przecieŜ wiesz. Nie chciał odejść, ale nie miał 
wyboru. 

 -  Liam  ma  wybór,  a  odchodzi  -  rzucił  oskarŜycielsko 

Bobby,  patrząc  ze  złością  na  gościa.  -  Myślałem,  Ŝe  mnie 
lubisz! 

Liam 

wyprostował 

się, 

skonsternowany 

reakcją 

Bobby'ego. 

 - Bo cię lubię. WyjeŜdŜam na krótko, obiecuję... 
 -  Nie  -  Bobby  pokręcił  głową,  chwytając  za  klamkę  - 

zabiera sobie ten swój latawiec! Wcale go nie chcę! - zawołał i 

background image

wybiegi  z  salonu.  Głośny  tupot  jego  stóp  rozległ  się  na 
schodach. 

Laura  była  zszokowana.  Po  śmierci  Roberta  wiele  razy 

tłumaczyła  chłopcu,  na  czym  polegała  choroba  jego  ojca, 
mówiła, Ŝe Robert wcale nie chciał ich opuścić, ale jego serce 
nic wytrzymało. Widać jej syn nie przyjmował tych wyjaśnień 
do wiadomości. 

Opadła  cięŜko  na  jeden  z  foteli,  czując,  Ŝe  drŜą  jej  nogi. 

Ukryła twarz w dłoniach i zaczęła szlochać. 

 -  Lauro!  -  Liam  przysiadł  na  poręczy  fotela  i  objął  ją 

mocno. - Wiesz, Ŝe Bobby wcale tak nie myśli. Po prostu był 
zły i rozczarowany. 

Laura potrząsnęła głową. 
 -  Nie  wiedziałam,  Ŝe  czuł  się  opuszczony  po  śmierci 

Roberta.  Myślałam,  Ŝe  zrozumiał...  -  westchnęła.  -  Muszę  iść 
do niego. - Zerwała się. 

Liam zatrzymał ją w uścisku. 
 - Zostaw go na chwilę samego - poradził. - Teraz jest taki 

wściekły  na  nas  oboje,  Ŝe  mógłby  powiedzieć  coś,  czego 
później  będzie  Ŝałował.  -  Liam  popatrzył  na  nią  z  Ŝalem.  - 
Jedno jest pewne. Masz rację, Ŝe nie chcesz zapoznawać go z 
przelotnymi  znajomymi.  Ale  wiesz,  Ŝe  ja  nie  chcę  być  kimś 
takim... 

 -  Naprawdę  muszę  juŜ  iść  do  Bobby'ego  -  powiedziała, 

wyswabadzając  się  z  jego  ramion.  Wstała  i  przygładziła 
krótkie  włosy.  -  Chyba  lepiej,  byś  wyszedł,  zanim  on  zejdzie 
na dół... 

 -  Wiesz,  Ŝe  jeszcze  wrócę  -  powiedział,  wpatrując  się  w 

nią uwaŜnie. - Teraz muszę wyjechać do Irlandii, mam pewną 
sprawę do załatwienia. 

 - Sprawę? - powtórzyła ironicznie. - A sprawa jest rodzaju 

Ŝ

eńskiego... 

background image

 -  Tak  -  powiedział  cierpliwie.  -  Chodzi  o  sześćdziesiąte 

urodziny  mojej  mamy.  Szykujemy  dla  niej  niespodziankę,  w 
ś

rodę wydajemy wielkie przyjęcie rodzinne, rozumiesz chyba, 

Ŝ

e muszę na nim być. 

 -  Oczywiście  -  odparła,  zastanawiając  się  w  duchu,  co 

Mary  O'Reilly  powiedziałaby  na  niespodziankę  w  postaci 
siedmioletniego wnuka. 

 - Zresztą jak chcesz, moŜesz jechać ze mną. Oczywiście z 

Bobbym - dodał, jakby czytał w jej myślach. 

 -  Nie,  dziękuję.  Jak  sam  powiedziałeś,  to  przyjęcie 

rodzinne - zauwaŜyła, patrząc na niego wyzywająco. 

 - Jak powiedziałem - ruchem głowy wskazał na schody - 

wrócę w czwartek. A wtedy musimy powaŜnie porozmawiać. 

 - Ja... 
 - Nie sądzisz, Ŝe to konieczne? - spytał z naciskiem. 
Nie,  wcale  tak  nie  uwaŜała,  Ale  dlaczego  był  taki 

stanowczy?  CzyŜby  domyślił  się  -  mało  tego!  -  nabrał 
pewności,  Ŝe  Bobby  jest  jego  synem?  A  jeśli  tak,  dlaczego 
jeszcze tego nie powiedział? 

Liam  przyglądał  się  burzliwym  emocjom  odbijającym  się 

na jej twarzy. 

 -  Nie  jestem  tym  samym  męŜczyzną,  jakim  byłem  przed 

ośmiu  laty,  Lauro  -  zapewnił  cicho.  -  Wówczas  próbowałem 
postępować  szlachetnie,  ale  efekt  był  wręcz  odwrotny.  Tym 
razem chcę, by mi się udało. 

 - Szlachetnie? - parsknęła z niedowierzaniem. - Nie wiem, 

o czym mówisz! 

 -  Właśnie,  i  dlatego  musimy  porozmawiać.  Przyjadę  w 

czwartek,  zanim  Bobby  pójdzie  spać.  Zarezerwuj  proszę  dla 
mnie ten wieczór. 

Oblizała usta. 
 - Ja... 

background image

 -  Idź  juŜ  na  górę  -  przerwał  łagodnie.  -  Powiedz  mu,  Ŝe 

wrócę. Przekonaj go o tym - dodał z naciskiem. 

Jak miała to zrobić, skoro sama nie była do końca pewna? 

background image

ROZDZIAŁ DWUNASTY 
 -  Skończyłeś?  -  Spojrzała  pytająco  na  synka,  który 

zostawił na talerzu połowę pizzy. 

Od  czasu  poniedziałkowej  rozmowy  Bobby  był  bardzo 

spokojny.  Wyglądało  na  to,  Ŝe  pogodził  się  z  tym,  co 
powiedziała  o  przyczynach  śmierci  Roberta,  ale  chyba  nie 
bardzo wierzył w powrót Liama zapowiedziany na ten właśnie 
dzień. MoŜe dlatego, Ŝe ona sama nie wiedziała, czy ma w to 
wierzyć. 

Liam  zadzwonił  do  niej  z  lotniska  we  wtorek  rano,  tuŜ 

przed odlotem, by spytać, jak jej poszła rozmowa z Bobbym. 
Niewiele  miała  mu  wtedy  do  powiedzenia,  gdyŜ  chłopiec 
zamknął się w sobie. 

Po tym krótkim telefonie przez całe trzy dni nie miała juŜ 

od  Liama  Ŝadnych  wiadomości,  więc  nie  wiedziała,  czy  jego 
wizyta  zapowiedziana  na  ten  czwartek  jest  wciąŜ  aktualna. 
Bobby miał widać podobne wątpliwości, bo rankiem zaraz po 
przebudzeniu zapytał, czy Liam dzwonił. 

Dlatego teŜ postanowiła zabrać synka na pizzę po szkole - 

miała  nadzieję,  Ŝe  to  oderwie  jego  myśli  od  wizyty  Liama. 
Sądząc po braku apetytu chłopca, niezbyt jej się to udało. 

 - Tak, skończyłem - zapewnił pospiesznie. - MoŜemy juŜ 

wracać do domu? 

 -  Oczywiście.  -  Uśmiechnęła  się  blado  i  poszła  zapłacić 

rachunek. 

Widziała,  Ŝe  Bobby  tłumi  w  sobie  radość  ze  spotkania  z 

Liamem, bo nic jest do końca pewien, czy on przyjedzie. 

Jak  dobrze  znała  tę  niepewność!  I  ból  wywołany 

rozczarowaniem!  Dlatego  właśnie  wolała,  by  Liam  i  Bobby 
nigdy  się  nic  spotkali.  Oczywiście  nie  mogła  przewidzieć 
tego,  Ŝe  z  miejsca  zapalają  do  siebie  sympatią,  ale  tak  czy 
owak  nie  chciała  ryzykować  powstania  między  nimi 
jakiejkolwiek więzi. 

background image

CóŜ,  zrobiła  wszystko,  co  w  jej  mocy,  aby  się  nigdy  nie 

spotkali, ale kiedy to juŜ nastąpiło, nie mogła poradzić nic na 
to, Ŝe się polubili. Jednak własnymi rękami udusi Liama, jeśli 
tego wieczoru sprawi Bobby'emu zawód! 

W  drodze  powrotnej  Bobby  ledwie  skrywał  euforię. 

Ledwie dojechali na miejsce, wyskoczył z samochodu i wpadł 
do domu, zostawiając drzwi otwarte na ościeŜ. Laura podąŜyła 
za nim powoli, niechętnie myśląc o tym, jak osłodzić chłopcu 
nadchodzące rozczarowanie. 

 -  Co  tak  późno,  pani  Shipley?  -  spytał  znajomy  głos, 

ledwie przekroczyła próg domu. 

Na dźwięk głosu Liama poczuła przyspieszone bicie serca 

i  mimowolnie  rozpromieniła  się  z  radości,  widząc 
uśmiechniętego  Bobby'ego  w  jego  uścisku.  Uderzyło  ją,  jak 
bardzo do siebie pasują. 

Nie czuła juŜ jednak teraz tej rezerwy, ostroŜności, z jaką 

odnosiła się do Liama przed tygodniem. Nagłe zrozumiała, Ŝe 
coś się zmieniło... 

Uświadomiła sobie bowiem, Ŝe nadal go kocha! 
Czy kiedykolwiek przestała darzyć go uczuciem? 
Myślała,  Ŝe  tak  właśnie  było.  Kiedy  przed  ośmiu  laty 

pogodziła  się  wreszcie  z  tym,  Ŝe  odszedł,  myślała,  Ŝe  jej 
miłość  umarła.  Jednak  gdy  patrzyła  teraz  na  tę  tak  dobrze 
znaną  twarz,  roześmiane,  wpatrzone  w  nią  oczy  synka, 
którego trzymał w ramionach, Laura zrozumiała, Ŝe nigdy nie 
przestała  kochać  Liama,  Ŝe  jedynie  zakopała  to  uczucie, 
ukryła przed samą sobą. 

 - On wrócił, mamo - oznajmił radośnie Bobby. Z trudem 

przełknęła  ślinę,  starając  się  zachowywać  naturalnie,  choć 
miała ochotę krzyczeć z powodu tego, co odkryła. 

 -  Ano  wrócił  -  rzuciła  niefrasobliwie,  odwracając  się,  by 

postawić torebkę na stoliku w holu. 

Jak mogła kochać go przez te wszystkie lata? 

background image

A  jak  mogłaby  go  nic  kochać?  -  pomyślała  natychmiast. 

Za  kaŜdym  razem,  gdy  spoglądała  na  Bobby'ego,  synka, 
którego  kochała  ponad  Ŝycie,  miłość  do  Liama,  męŜczyzny, 
którego  tak  bardzo  przypominał,  coraz  silniej  się  w  niej 
zakorzeniała. 

 - Wszystko w porządku, Lauro? - spytał Liam, patrząc na 

nią z lekkim niepokojem. 

 -  Pogadajcie  sobie  chwilkę,  a  ja  pójdę  na  górę  się 

przebrać - odparła szybko, unikając jego wzroku. 

 - Pospiesz się, przywiozłem kawałek urodzinowego ciasta 

mamy! - zawołał za nią, gdy biegła po schodach. 

Gdy tylko dotarła do swego pokoju, padła na łóŜko. WciąŜ 

kochała Liama! Niepojęte! NiemoŜliwe! 

CóŜ,  daje  jasno  do  zrozumienia,  Ŝe  ona  nadal  mu  się 

podoba,  Ŝe  chętnie  by  się  z  nią  ponownie  związał  -  choć  nie 
wiadomo, na jakiej zasadzie. Jednak zbyt wiele zaszło w ciągu 
ostatnich  ośmiu  lat  w  Ŝyciu  ich  obojga,  nie  mogą  zacząć 
wszystkiego jeszcze raz od początku. 

Poza  tym  jest  Bobby...  W  związku  z  jej  decyzją  nie 

wiedział o istnieniu swego biologicznego ojca. Bez wątpienia 
Robert  wspaniale  wywiązywał  się  z  roli  taty,  ale  czy  gdyby 
dać Bobby'emu wybór, nie wolałby swego prawdziwego ojca, 
nawet jeśli widywałby go tylko od czasu do czasu? 

A  co  powiedziałby  Liam,  gdyby  się  dowiedział,  jaką 

decyzję  podjęła,  gdy  niczego  nieświadom  wyjechał  do 
Ameryki? Nie powinien jej opuszczać bez słowa! 

To  jednak  nie  tłumaczyło  wszystkiego.  Miała  prawo  być 

zła  na  Liama,  Ŝe  ją  tak  bezceremonialnie  porzucił,  ale  on  teŜ 
mógłby  być  wściekły  na  nią,  Ŝe  nie  powiedziała  mu  o  ciąŜy. 
Laura  westchnęła  cięŜko,  zupełnie  nie  wiedząc,  jak  teraz 
powinna  postąpić.  Liam  zapowiedział,  Ŝe  tego  wieczoru  chce 
z  nią  powaŜnie  porozmawiać.  Zaczęła  się  obawiać  tej 
rozmowy. 

background image

 -  Chodź,  mamo,  poczęstuj  się  ciastem!  -  zawołał  Bobby, 

gdy  weszła  do  kuchni,  przebrana  w  dŜinsy  i  luźny  niebieski 
sweterek. Na stole stał dzbanek z kawą i talerz z pokrojonym 
ciastem. - Jest pyszne! 

 -  Upiekła  je  jedna  z  moich  sióstr  -  wtrącił  Liam,  z 

zadowoleniem 

przyglądając 

się 

chłopcu, 

któremu 

najwyraźniej wrócił apetyt. 

 -  Gdzie  jest  Amy?  -  spytała  Laura,  rozglądając  się  po 

kuchni. 

 -  Prosiła,  by  ci  powiedzieć,  Ŝe  musiała  wyskoczyć  na 

chwilę do sklepu - wyjaśnił Liam. 

Pewnie  dlatego,  Ŝe  Laura  nie  wspomniała  jej  o  tym,  Ŝe 

Liam moŜe zostać na kolacji. A nie zrobiła tego, by nie wyjść 
na idiotkę, jeśliby się nic zjawił. 

 -  Wyglądasz  na  zmęczoną.  -  Liam  spojrzał  na  nią  z 

niepokojem. - Czy musisz tak cięŜko pracować? 

 -  Prowadzę  przecieŜ  firmę.  -  prychnęła,  rzucając  mu 

oburzone  spojrzenie.  -  A  właśnie...  dział  graficzny  zaczął 
pracować  nad  projektem  okładki  do  twojej  ksiąŜki.  -  Z  ulgą 
podjęła temat zawodowy. - Myślę, Ŝe będziesz zadowolony. 

 -  Na  pewno  -  odparł  z  roztargnieniem.  -  Chodź,  usiądź, 

naleję ci kawy. 

Laura  usiadła  przy  stole,  spoglądając  na  Bobby'ego. 

Dawno  nie  widziała,  by  był  tak  szczęśliwy.  Najwyraźniej  za 
sprawą Liama. 

 - Nie przejmuj się tak - rzucił Liam beztrosko, ściskając ją 

lekko za ramię. - RóŜne sprawy same się rozwiązują. 

CzyŜby?  Chyba  zmieni  zdanie,  gdy  dowie  się  prawdy.  A 

czuła  teraz,  Ŝe  musi  ją  wyjawić,  jest  to  winna  jemu  i 
Bobby'emu. 

 -  Pójdę  na  górę  po  latawiec!  -  zawołał  radośnie  Bobby, 

gdy spałaszował juŜ dwa kawałki ciasta. 

background image

Laura  przez  chwilę  popijała  kawę,  ogrzewając  ręce 

splecione wokół kubka. Było jej zimno. 

 -  Czy  miło  spędziłeś  czas  z  rodziną?  -  odezwała  się 

wreszcie,  by  przerwać  krępujące  milczenie,  które  zapadło  po 
wyjściu chłopca. 

 -  Tęskniłem  za  tobą  i  Bobbym  -  odparł,  sprowadzając 

rozmowę na osobiste tory. 

 -  Rodzina  na  pewno  się  ucieszyła  z  twojego  przyjazdu  - 

nie  dawała  za  wygraną  Laura.  -  Czy  mama  była  zaskoczona 
niespodzianką? 

 -  Udawała,  Ŝe  tak  -  uśmiechnął  się.  -  Ale  na  pewno 

wszystkiego się domyśliła. Moja mama to kobieta która wiele 
rozumie  bez  niepotrzebnych  słów  -  dodał  z  podziwem.  - 
Widziała nasze zdjęcia w gazetach... 

Laura  skrzywiła  się  z  niesmakiem.  Wcześniej  jakoś  nie 

przyszło  jej  do  głowy,  Ŝe  ktoś  z  rodziny  Liama  moŜe  je 
zobaczyć. 

 -  Pewnie  ci  wciąŜ  dokuczali  z  tego  powodu?  -  spytała, 

siląc się na Ŝartobliwy ton. 

 -  Wcale  nie.  Mamie  wystarczyło  jedno  spojrzenie  na 

mnie,  Ŝeby  dać  innym  znać,  by  się  odczepili.  Chciałaby  cię 
poznać - dodał łagodnie. 

 - A nie wyjaśniłeś jej, Ŝe te bzdury w gazetach wymyślili 

sobie dziennikarze? 

 -  To  nie  miałoby  sensu  -  uśmiechnął  się  pod  nosem.  - 

Mama zawsze wie, kiedy kłamię. 

Laura spojrzała na niego z zakłopotaniem. 
 -  Oczywiście  ona  nie  wie,  Ŝe  jesteś  tą  samą  Laurą,  o 

której jej opowiadałem przed ośmiu laty, ale... 

 - Twoja mama o mnie wiedziała? - spytała zaskoczona. 
 - O, tak... 
 - Ale... 

background image

 -  JuŜ  jestem!  -  Bobby  wpadł  wesoło  do  salonu  z 

latawcem.  -  Mamo,  czy  mogę  wyjść  na  chwilę  z  Liamem?  - 
zapytał,  jakby  mówił  o  swoim  rówieśniku,  z  którym  chce  się 
pobawić w ogrodzie. 

 - 

Jeśli 

Liam 

ma 

ochotę 

odpowiedziała 

niezobowiązująco. 

 -  Od  trzech  dni  nie  marzyłem  o  niczym  innym!  - 

oświadczył Liam z szerokim uśmiechem. 

Laurze jakoś trudno było w to uwierzyć, ale Bobby'ego te 

słowa wyraźnie uszczęśliwiły. 

 -  To  było  pyszne,  Amy  -  zapewnił  gorąco  Liam,  gdy 

gospodyni zbierała puste talerze ze stołu. 

 -  Dziękuję,  panie  O'Reilly  -  uśmiechnęła  się  Amy,  po 

czym  podała  na  stół  sery  i  kawę,  i  zwróciła  się  do  Laury:  - 
Posprzątam  w  kuchni,  zajrzę  do  Bobby'ego  i  na  tym  dziś 
skończę, jeśli nie ma pani nic przeciwko temu, pani Shipley. 

Laura  wolałaby  nie  zostawać  sam  na  sam  z  Liamem.  ale 

Amy miała za sobą długi dzień i naleŜał jej się wolny wieczór. 
Bobby  od  ponad  godziny  był  juŜ  w  łóŜku.  Zaraz  po  kąpieli 
domagał  się,  by  Liam  towarzyszył  mu,  podczas  gdy  Laura 
czytała  bajkę.  Zupełnie  jakby  byli  prawdziwą  rodziną. 
Sytuacja  coraz  bardziej  wymykała  jej  się  spod  kontroli.  Im 
szybciej wszystko się wyjaśni, tym lepiej, uznała. 

Jednak  gdy  Amy  wyszła,  zamykając  za  sobą  drzwi, 

poczuła nerwowy skurcz w brzuchu. 

 -  Nic  wiem  jak  ty,  ale  ja  nie  zmieszczę  juŜ  tego  sera  - 

powiedział Liam. - MoŜe weźmiemy kawę i przeniesiemy się 
do salonu? 

Skinęła głową. 
Gdy  znaleźli  się  w  salonie,  Liam  zamiast  usiąść,  zaczął 

przechadzać  się,  jakby  i  jemu  trudno  było  podjąć  rozmowę. 
Zatrzymał  się  na  chwilę  przy  komodzie  w  rogu  pokoju  i 
podniósł jedna, z fotografii stojących na niej. 

background image

Laura zamknęła oczy. Wiedziała, co to za zdjęcie. Zostało 

zrobione  wkrótce  po  narodzinach  Bobby'ego.  Laura  siedziała 
na poręczy fotela, na którym spoczywał Robert z Bobbym na 
kolanach. 

 - Wyglądacie na szczęśliwą rodzinę - zauwaŜył Liam. 
Laura  otworzyła  oczy  i  spojrzała  na  Liama,  ale  nie 

potrafiła wyczytać nic z jego twarzy. 

 - Byliśmy szczęśliwi - powiedziała cicho. 
 -  Robert  był  dobrym  ojcem?  -  spytał,  wskazując  zdjęcie 

ruchem głowy. 

 -  Tak.  -  Skinęła  głową,  zdając  sobie  sprawę,  Ŝe  krąŜą 

wokół właściwego tematu. 

 - I dobrym męŜem? Spojrzała na niego wyzywająco. 
 - JuŜ ci to mówiłam. 
Pokiwał wolno głową i odstawił zdjęcie na miejsce. 
 - Cieszę się. 
 - Słucham? 
 - Zawsze Ŝyczyłem ci szczęścia, Lauro. Wierzysz mi? Jak 

mogłaby w to uwierzyć? Przed ośmiu laty dał jej szczęście, a 
potem nagle zniknął z jej Ŝycia. 

 -  Chyba  nie  -  skomentował  jej  milczenie.  -  Lauro,  przed 

ośmiu laty byłaś jeszcze dzieckiem... 

 - Miałam dwadzieścia jeden lat - zaprotestowała. 
 -  Ale  psychicznie  byłaś  szesnastolatką  -  sprostował 

łagodnie.  -  Śmierć  rodziców  spowodowała,  Ŝe  twój 
emocjonalny rozwój jakby się zatrzymał. 

 - To jakaś bzdura, Liam, dobrze o tym wiesz. 
 -  Wcale  nie.  Stracić  rodziców  w  wieku  szesnastu  lat  to 

koszmar.  Całe  szczęście  miałaś opiekuna,  który zajmował  się 
sprawami  finansowymi,  ale  pod  względem  emocjonalnym 
byłaś na pustyni. Nie miałem o tym wszystkim pojęcia, kiedy 
cię  poznałem,  ale  dość  szybko  zorientowałem  się,  Ŝe  szukasz 
obiektu miłości i bardzo pragniesz być kochana. 

background image

 - A to nie mieściło się w twoich planach, prawda? 
 - Lauro - wyjaśniał cierpliwie. - Nie masz pojęcia, jak się 

czułem przed ośmiu laty. Nie byłaś dość dojrzała... 

 -  Och,  przestań.  -  Niecierpliwie  zerwała  się  z  miejsca.  - 

Nie  próbuj  usprawiedliwiać  swego  odejścia  moją  niby 
niedojrzałością.  Jakoś  ci  to  nie  przeszkadzało  w  pójściu  ze 
mną do łóŜka. 

 -  Nic  nie  mogło  mnie  powstrzymać  tamtej  nocy,  jedynej 

nocy, kiedy się kochaliśmy - przyznał. - Byłaś obecna w moim 
Ŝ

yciu  przez  pół  roku.  Z  całą  swoją  zmysłowością,  niezwykłą 

urodą,  całkowitą  akceptacją  tego,  kim  jestem  i  jaki  jestem. 
Gdy  zacząłem  cię  dotykać, całować  tamtej  nocy,  nie  mogłem 
się powstrzymać, tak jak nie mógłbym przestać oddychać! 

 -  Powiedziałeś,  Ŝe  to  był  błąd  -  Laura  z  drŜeniem 

przypomniała  sobie  słowa  odrzucenia,  które  usłyszała 
rankiem. - śe to się więcej nie moŜe powtórzyć. 

I  nigdy  więcej  się  nie  powtórzyło.  Bobby  został  poczęty 

tej  właśnie  jedynej  miłosnej  nocy.  A  Liam  usunął  się  z  jej 
Ŝ

ycia, zanim zdąŜyła podzielić się z nim tą wiedzą. 

 - Po prostu dostałeś to, czego chciałeś, uznałeś, Ŝe cię to 

nie  satysfakcjonuje  i  ruszyłeś  na  dalsze  podboje  -  rzuciła 
gorzko, czując, Ŝe słowa wbijają się w nią jak noŜe. 

Twarz Liama pociemniała ze złości. 
 - Nie masz pojęcia, jak czułem się po tamtej nocy! 
 -  Pewnie  jak  triumfator  -  rzuciła  zjadliwie.  Podszedł  do 

niej i połoŜył ręce na jej ramionach, patrząc w oczy. 

 -  Byłaś  dziewicą,  Lauro.  A  ja  zabrałem  ci  ten  skarb. 

Słowo  triumf  zupełnie  nie  oddaje  tego,  co  czułem,  gdy 
obudziłem się z tobą w łóŜku. 

Laura  przymknęła  oczy,  by  nie  widzieć  złości  malującej 

się na jego twarzy. 

Tego  wieczoru  świętowali  podpisanie  przez  Liama 

kontraktu na scenariusz według jego ksiąŜki, który miał pisać 

background image

w Los Angeles. Wypili za duŜo szampana i Laurze wydawało 
się całkiem naturalne, Ŝe wylądowali w łóŜku po przyjściu do 
apartamentu Liama. 

 -  Nie  powinienem  był  pić  wtedy  tyle  szampana  - 

westchnął. 

Laura otworzyła oczy i spojrzała na niego z pretensją. 
 -  To,  co  zaszło  między  nami,  nie  miało  nic  wspólnego  z 

szampanem.  To  się  musiało  stać.  Dziwne,  Ŝe  tak  późno  - 
powiedziała z przekonaniem. 

Była  zakochana  w  Liamie,  to  on  zachowywał  się  zbyt 

powściągliwie. Czy naprawdę uwaŜał, Ŝe jest za młoda i zbyt 
bezbronna  pod  względem  emocjonalnym,  by  się  z  nim 
związać? 

 -  To  nie  powinno  się  stać  -  powiedział  Liam  powaŜnie, 

odpychając  ją  lekko  od  siebie.  -  Obiecałem  sobie,  Ŝe  do  tego 
nie dojdzie. Byłem dla ciebie za stary... 

 -  Jesteś  tylko  dziesięć  lat  starszy  -  przerwała  mu 

niecierpliwie. 

 -  Jeśli  chodzi  o  doświadczenie  byłem  o  wiele  starszy  od 

ciebie. 

Opuściłem 

Irlandię 

jako 

dziewiętnastolatek, 

zamieszkałem w Londynie, odniosłem sukces literacki. Zanim 
cię spotkałem, Ŝyłem pełnią Ŝycia. Pod kaŜdym względem. 

 - A potem w to Ŝycie wkroczyłam ja, głupia naiwniaczka 

- prychnęła Laura. - I chodziłam za tobą krok w krok. 

 -  Wiesz,  Ŝe  to  nie  tak  -  zaprotestował  z  błyskiem  w 

oczach, - Lubiłem się z tobą spotykać, spędzać czas razem. AŜ 
za  bardzo.  Zdawałem  sobie  bowiem  sprawę,  jak  wielkim 
darzysz  uwielbieniem  swego  opiekuna,  człowieka,  który 
przyszedł  ci  z  pomocą,  gdy  zostałaś  sama  na  świecie. 
Wiedziałem, Ŝe zaczynasz traktować mnie z podobną, atencją, 
idealizować... 

 -  Liam.  to  jakieś  bzdury  -  przerwała  mu  z 

niedowierzaniem. 

background image

 - A ja byłem daleki od ideału... - westchnął. 
 - To, co czułam do ciebie, nie miało nic wspólnego z tym, 

jak odnosiłam się do swojego... opiekuna - powiedziała. - Tak, 
uwielbiałam go. Znałam go przez całe Ŝycie, był przyjacielem 
moich rodziców, zawsze odgrywał rolę wujka w moim Ŝyciu. 

 - Byłem o niego zazdrosny, bez przerwy o nim mówiłaś - 

rzucił szorstko. - Wuj Rob to, wuj Rob tamo... 

 -  Kochałam  go!  -  wykrzyknęła.  -  Był  najmilszym, 

najwspanialszym,  najbardziej  taktownym  męŜczyzną,  jakiego 
znałam... - zawiesiła głos, widząc uwaŜne spojrzenie Liama. 

 -  Chyba  juŜ  kiedyś  słyszałem  tę  charakterystykę...  - 

wycedził wolno, patrząc na nią z niedowierzaniem. 

 - AleŜ ja byłem głupi... - rzucił wreszcie ze złością. 
Nie  chciała,  by  dowiedział  się  tego  w  ten  sposób, 

zamierzała mu wszystko spokojnie wyjaśnić. 

 -  Nie  mogę  uwierzyć  we  własną  głupotę  -  parsknął 

wściekle. - Nie skojarzyłem, Ŝe wuj Rob i mąŜ Robert to musi 
być ten sam facet! 

Laura  patrzyła  na  niego  bez  słowa,  czując,  Ŝe  krew 

odpływa jej z twarzy. 

 -  Tak  było?!  -  spytał,  chwytając  ją  znowu  za  ramiona  i 

mocno potrząsając. - Odpowiedz! 

 -  Tak!  -  krzyknęła,  czując,  Ŝe  po  jej  policzkach  płyną 

gorące łzy. 

Liam  odepchnął  ją  od  siebie,  patrząc  na  nią  z 

niedowierzaniem. 

 -  A  ja  myślałem...  wierzyłem...  aleŜ  zrobiłem  z  siebie 

idiotę! - zawołał, idąc w stronę drzwi. 

 -  Czekaj,  nic  nie  rozumiesz...!  -  krzyknęła,  podąŜając  za 

nim. - Dokąd idziesz? 

 -  Jak  najdalej  stąd!  -  powiedział,  patrząc  na  nią 

lodowatym wzrokiem. 

 - Ale... 

background image

 - Nie chcę słyszeć juŜ ani słowa - wycedził - bo nie ręczę 

za siebie. 

Patrzyła, milcząc, jak otwiera z trzaskiem drzwi do salonu 

i  wychodzi.  Huk  drzwi  frontowych  w  kitka  sekund  później 
upewnił ją, Ŝe Liam wyszedł. I pewnie juŜ nigdy nie wróci. 

Wtedy  uświadomiła  sobie,  Ŝe  przecieŜ  nie  powiedziała 

Liamowi o Bobbym, jego synu. 

background image

ROZDZIAŁ TRZYNASTY 
Nie  powiedziała  Liamowi  tego,  co  istotne  -  Ŝe  chociaŜ 

kochała Roberta, to nie tak samo jak jego. śe Robert równieŜ 
kochał  ja  tylko  platonicznie.  Gdy  dowiedział  się  o  ciąŜy,  po 
pierwsze,  chciał  Laurze  pomóc,  a  po  drugie,  widział  w 
małŜeństwie z nią szansę dla siebie na posiadanie rodziny. 

Liam  wyszedł,  zanim  zdąŜyła  mu  to  wszystko  wyjaśnić. 

Usiadła, zastanawiając się, co ma teraz zrobić. Była pewna, Ŝe 
nic  będzie  juŜ  próbował  się  do  niej  zbliŜyć.  Jednak  musi 
poznać  prawdę,  bez  względu  na  konsekwencje.  Po  ostatnich 
kilku  dniach  wiedziała,  Ŝe  jest  to  winna  Bobby'emu  -  i  nie 
tylko jemu. 

Postanowiła  załatwić  tę  sprawę  natychmiast.  Zadzwoniła 

do  hotelu,  w  którym  poprzednio  zatrzymał  się  Liam,  i 
dowiedziała się, Ŝe wprowadził się tam rano. Potem zastukała 
do  mieszkania  Amy,  poprosiła,  by  przypilnowała  Bobby'ego 
pod  jej  nieobecność,  wyprowadziła  samochód  z  garaŜu  i 
ruszyła na spotkanie z Liamem - zanim opuści ją odwaga. 

 - Chyba widziałam pana O'Reilly'ego, jak szedł niedawno 

do baru - poinformowała ładniutka recepcjonistka. 

 -  Dziękuję.  -  Laura  uśmiechnęła  się  z  roztargnieniem  i 

poszła we wskazanym kierunku. 

W  barze  panował  półmrok.  Liam  siedział  samotnie  w 

naroŜnej  niszy,  a  przed  nim  stała  szklanka  whisky.  Laura 
zatrzymała  się  przy  jego  stoliku  i  stała  przez  chwilę 
nieruchomo,  czekając,  aŜ  ją  zauwaŜy.  Podniósł  głowę,  gdy 
wyczuł jej obecność, i spojrzał na nią ze złością. 

 - Czego chcesz? - rzucił opryskliwie. 
 - Mogę się przysiąść? - spytała cicho. 
 -  Czemu  nie?  To  wolny  kraj.  ChociaŜ  jest  tu  pełno 

wolnych stolików, jeśli masz ochotę się napić. 

background image

 - Nie, nic mam. - Usiadła naprzeciw niego. - Wyszedłeś, 

zanim zdąŜyłam ci coś powiedzieć... - Zaczerpnęła tchu. - Nie 
wiesz wszystkiego o moim małŜeństwie... - zaczęła ostroŜnie. 

 - Czy chodzi ci o Bobby'ego? - spytał bezceremonialnie. 
Przełknęła z trudem ślinę, nie wiedziała, co powiedzieć. 
 -  MoŜe  to  coś  wyjaśni  -  mruknął  Liam,  wyjmując  z 

kieszeni kurtki plik zdjęć. RozłoŜył je powoli na stoliku przed 
Laurą. 

Pochyliła  się,  by  je  obejrzeć.  Ubrania  wskazywały  na  to, 

Ŝ

e fotografie pochodzą sprzed mniej więcej trzydziestu lat, ale 

chłopiec uśmiechający się do obiektywu wyglądał zupełnie jak 
Bobby! 

 - To ty? - wydusiła z trudem. 
 -  Poprosiłem  mamę,  by  mi  je  dała,  gdy  byłem  teraz  w 

Irlandii. - Pozbierał zdjęcia i schował do kieszeni. 

 - Od kiedy wiesz? - spytała cicho. 
 -  śe  musiałaś  być  w  ciąŜy,  kiedy  wyjechałem  stąd  przed 

ośmiu laty? Gdy tylko ujrzałem Bobby'ego. 

Popatrzyła na niego z niedowierzaniem. 
 - To dlaczego...? 
 -  Dlaczego  nic  nie  powiedziałem?  -  dokończył  ze 

znuŜeniem. - Czekałem, aŜ sama mi powiesz. Kolejna głupota 
z mojej strony. 

 - Zamierzałam ci powiedzieć... 
 - Kiedy? 
 - Dziś wieczór. Ale zanim zdąŜyłam... 
 - Domyśliłem się, Ŝe twój mąŜ i ukochany wujek Rob to 

ta sama osoba! - dokończył z wściekłością. - Nie mam pojęcia, 
po  co  tu  przyszłaś,  Lauro.  Chyba  lepiej  by  było,  gdybyś 
zostawiła mnie teraz w spokoju. 

 -  Dla  kogo  lepiej?  -  Ona  teŜ  zaczynała  być  wściekła.  - 

Myślisz,  Ŝe  co  się  właściwie  stało  przed  ośmiu  laty?  Twoim 
zdaniem  okłamałam  Roberta,  próbowałam  mu  wmówić,  Ŝe 

background image

Bobby  jest  jego  synem?  Czy  to  dlatego  jesteś  taki  zły?  OtóŜ 
Robert nigdy nie miał złudzeń, co do ojcostwa Bobby'ego. Nie 
mógłby być jego ojcem. 

Liam znieruchomiał i wbił w nią nieruchome spojrzenie. 
 -  Dlaczego  nic  mógłby?  -  spytał  bardzo  wolno.  Laura 

otworzyła  torebkę,  wyjęła  z  niej  fotografię  i  połoŜyła  przed 
Liamem, tak jak on to zrobił przed chwilą. 

 - JuŜ ją widziałem - mruknął, rzuciwszy okiem na zdjęcie 
 -  Ale  nie  zauwaŜyłeś  tego,  czego  dobrze  nie  widać  na 

zdjęciu  -  Ŝe  Robert  siedzi  na  wózku  inwalidzkim  -  wyjaśniła 
drŜącym  głosem.  -  Był  skazany  na  ten  wózek  przez 
dwadzieścia lat. 

Liam wziął zdjęcie, by dokładniej mu się przyjrzeć. 
Laura  wiedziała,  Ŝe  przy  bliŜszym  oglądzie  zauwaŜy,  Ŝe 

nogi  Roberta  są  ustawione  pod  nienaturalnym  kątem  i  trochę 
niezgrabnie  trzyma  dziecko  na  kolanach.  Robert  uszkodził 
sobie dolną część kręgosłupa, grając przed dwudziestu laty w 
rugby, był sparaliŜowany od pasa w dół. 

 -  Kalectwo  nie  przeszkadzało  mu  Ŝyć  tak,  jak  chciał  - 

powiedziała  Laura  ze  łzami  w  oczach.  -  Dawał  mi  wsparcie, 
gdy  byłam  w  ciąŜy,  był  przy  porodzie,  pomagał  mi.  Potrafił 
się  bawić  z  Bobbym  całymi  godzinami,  nigdy  nie  był  nim 
znudzony  ani  zmęczony.  Rozpłakał  się,  gdy  Bobby  po  raz 
pierwszy  powiedział  do  niego  „tato".  On  juŜ  nie  spodziewał 
się, Ŝe kiedykolwiek to usłyszy. 

Liam nerwowo przełknął ślinę, wpatrując się w fotografię. 
 - Kochałaś go? - spytał zduszonym głosem. - Powiedz mi! 

- nalegał, widząc jej wahanie. 

 -  Próbowałam  ci  wyjaśnić,  co  do  niego  czułam,  ale  nie 

słuchałeś  -  westchnęła.  -  Bardzo  kochałam  Roberta.  Ale  to 
było  uczucie  platoniczne.  -  Jedyny  męŜczyzna,  którego 
kochała  namiętną  miłością  siedział  przecieŜ  naprzeciw  niej! 
Czy wreszcie to do niego dotarto? 

background image

 -  Chyba  nie  moŜemy  prowadzić  tej  rozmowy  tutaj  - 

powiedział  Liam,  gwałtownie  się  prostując.  -  Pójdziesz  do 
mojego apartamentu? 

Nie 

wyglądał 

juŜ 

na 

rozwścieczonego, 

raczej 

przygnębionego. Laura nic miała pojęcia dlaczego, a chciałaby 
się dowiedzieć. 

 -  Tak,  pójdę  -  odparta  cicho  i  wzięła  ze  stołu  torebkę. 

Liam trzymał ją lekko za łokieć, gdy mijali recepcję 

W drodze do windy, ale gdy jechali, odsunął się od niej i 

milczał przez całą drogę na górę. 

Laura  poczuła,  Ŝe  nie  panuje  nad  nerwami.  Tyle  zaleŜało 

od tej rozmowy! 

 -  Ładnie  tu  -  zauwaŜyła,  gdy  weszli  do  luksusowego 

saloniku w apartamencie Liama. 

Podszedł  do  minibaru  i  wyjął  małą  butelkę  whisky,  po 

czym  nalał  trochę  złocistego  płynu  do  szklaneczki  i  podał  ją 
Laurze. 

 - To dla ciebie - powiedział - Dobrze ci zrobi. Nie lubiła 

whisky, bo w ogóle nie przepadała za 

mocnym  alkoholem,  ale  Liam  miał  rację  -  teraz  tego 

potrzebowała.  Skrzywiła  się  po  pierwszym  łyku,  ale  wkrótce 
poczuła przyjemne ciepło i rozluźnił jej się ściśnięty Ŝołądek. 

 -  Usiądźmy  -  zaproponował  łagodnie  Liam.  -  A 

przynajmniej ty usiądź. Mnie się lepiej myśli, gdy chodzę. 

Laura  nie  była  pewna,  czy  tak  jej  zaleŜy  na  jego 

przemyśleniach. Wolałaby, Ŝeby wysłuchał jej do końca. 

 -  Wiem,  Ŝe  jeszcze  nic  wszystko  mi  powiedziałaś.  Ale 

moŜe  najpierw  ja  opowiem,  jak  to  było  przed  ośmiu  laty,  to 
znaczy, jak to wyglądało z mojej perspektywy. 

 - Dobrze - zgodziła się, pijąc kolejny łyk whisky. 
 -  CóŜ,  powiedziałem  juŜ,  co  myślałem  wtedy  o  tobie  i 

twoich  uczuciach.  Nie  mówiłem  ci  jednak  jeszcze,  Ŝe  osiem 
lat temu byłem w tobie zakochany do nieprzytomności! 

background image

Laura patrzyła na niego z niedowierzaniem. 
 - Tak, to prawda - zapewnił, widząc jej zaskoczoną minę. 

-  Ale  uwaŜałem,  Ŝe  jeszcze  potrzebujesz  czasu,  by  dorosnąć, 
nabrać  doświadczenia,  zanim  jakiś  męŜczyzna  będzie  miał 
prawo  cię  prosić,  byś  związała  swe  Ŝycie  wyłącznie  z  nim. 
Laura potrząsnęła głową. 

 -  Nie  mogłeś  mnie  wtedy  kochać, Liam  -  powiedziała ze 

smutkiem.  -  Gdyby  to  była  prawda,  nie  opuściłbyś  mnie  bez 
słowa.  Nie  poślubiłbyś  innej  kobiety  w  parę  tygodni  po 
wyjeździe z Anglii. 

Liam westchnął głęboko. 
 -  Po  tej  nocy,  kiedy  się  kochaliśmy,  zrozumiałem,  Ŝe 

muszę się wycofać z twojego Ŝycia, pozwolić ci dorosnąć. Po 
wyjeździe  z  Anglii  nie  pojechałem  od  razu  do  Ameryki, 
najpierw wróciłem do domu, do Irlandii. Wspomniałem ci, Ŝe 
moja  mama  nie  skojarzyła  cię  jeszcze  z  tamtą  Laurą  sprzed 
ośmiu lat. Bo wtedy wszystko jej o tobie opowiedziałem. 

 - Wszystko? - powtórzyła jak echo. 
 -  Tak.  Mama  zgodziła  się  ze  mną,  Ŝe  śmierć  rodziców 

musiała być dla ciebie strasznym ciosem i pewnie jesteś przez 
to  emocjonalnie  niedojrzała.  I  w  związku  z  tym  najlepiej 
będzie, jak po prostu zniknę z twego Ŝycia. 

 -  Byłam  wystarczająco  dojrzała,  by  zostać  matką!  - 

przypomniała  Laura  z  goryczą.  -  Nie  sądzisz,  Ŝe  ty  i  twoja 
matka  powinniście  pozwolić  mi  samodzielnie  zdecydować, 
czy jestem wystarczająco dojrzała, by wiedzieć, czego chcę... i 
kogo kocham? - dodała ze ściśniętym gardłem. 

 - Zamierzałem do ciebie wrócić, Lauro. To nic miało być 

na zawsze. 

Spojrzała na niego z powątpiewaniem. 
 - PrzecieŜ oŜeniłeś się z inną - przypomniała trzeźwo. 
 -  Bardzo  za  tobą  tęskniłem,  gdy  znalazłem  się  w 

Ameryce. I zbyt duŜo piłem - przyznał. - Czasem upijałem się 

background image

do  nieprzytomności.  Nie  próbuję  się  tym  usprawiedliwiać  - 
zapewnił  widząc  jej  niedowierzające  spojrzenie.  -  Diana  była 
piękna,  spodobałem  się  jej.  To  stało  się  tylko  raz.  Kilka 
tygodni później powiedziała mi, Ŝe spodziewa się dziecka. Co 
miałem  zrobić?  OŜeniłem  się  z  nią.  A  wkrótce  odkryłem,  Ŝe 
mnie nabrała, wcale nie była w ciąŜy. 

Co  za  ironia!  Laura  patrzyła  na  niego  surowo.  -  Jakiej 

reakcji po mnie oczekujesz, Liam? - spytała cicho. 

 - Jeśli chodzi o moje małŜeństwo? - Wzruszył ramionami. 

- śadnej. Popełniłem błąd i muszę z tym Ŝyć. Jednak właśnie z 
powodu  tej  pomyłki  nie  mogłem  do  ciebie  wrócić. 
Wiedziałem,  Ŝe  nigdy  mi  nie  wybaczysz,  nie  uwierzysz,  Ŝe 
przez cały czas tylko ciebie kochałem. Jednak, gdy cię z nów 
ujrzałem przed tygodniem... 

Laura zesztywniała, wbiła w niego uwaŜne spojrzenie. 
 - Co pomyślałeś, co czułeś? 
 -  Najpierw  byłem  oszołomiony.  Potem  zachwycony. 

Pomyślałem,  Ŝe  dostałem  drugą  szansę.  Ale  wtedy 
powiedziałaś, 

Ŝ

wyszłaś 

za 

mąŜ. 

Jednak 

później 

dowiedziałem się, Ŝe jesteś wdową, Ŝe twój mąŜ był od ciebie 
trzydzieści lat starszy... 

 -  Doszedłeś  do  wniosku,  Ŝe  wyszłam  za  Roberta  dla 

pieniędzy... - zauwaŜyła oschle. 

 -  Nie  wyobraŜałem  sobie,  by  mogło  być  inaczej  przy tak 

ogromnej róŜnicy wieku... Potem, gdy zobaczyłem Bobby'ego 
i  domyśliłem  się...  uznałem,  Ŝe  wyszłaś  za  mąŜ,  by  dać 
dziecku 

nazwisko. 

Taką 

miałem 

nadzieję. 

dziś 

dowiedziałem  się,  Ŝe  Robert  to  twój  wuj  Rob  -  męŜczyzna, 
którego uwielbiałaś przed ośmiu laty. 

 -  Oczywiście,  Ŝe  go  uwielbiałam  -  przyznała  gorąco.  - 

Pomógł  mi  stanąć  na  nogi  po  śmierci  rodziców,  zawsze 
mogłam  na  niego  liczyć.  Ale  nie  łączyła  nas  miłość  -  nie 
namiętna,  zmysłowa.  To  było  małŜeństwo  dwojga  przyjaciół, 

background image

którzy  troszczyli  się  o  siebie  nawzajem  i  kochali  to  samo 
dziecko. 

 -  Jak  ty  musiałaś  mnie  nienawidzić  przez  te  wszystkie 

lata... - powiedział ze wstydem. 

 -  Tak.  -  Nie  zamierzała  go  okłamywać,  rzeczywiście  go 

nienawidziła - za to, Ŝe ją porzucił, Ŝe oŜenił się z inną, Ŝe nie 
było go przy niej, gdy rodziła syna. - Przez jakiś czas tak było 
-  przyznała.  -  Chyba  do  chwili  narodzin  Bobby'ego.  Odtąd 
miałam  w  sercu  zbyt  wiele  miłości,  by  kogokolwiek 
nienawidzić.  -  A  juŜ  najmniej  męŜczyznę,  który  dał  jej  -  i 
Robertowi - Bobby'ego. 

 - Ja teŜ go kocham - wyznał cicho Liam. 
 -  Wiem.  -  Pokiwała  głową.  -  Na  początku,  gdy 

zorientowałam się, Ŝe jestem w ciąŜy, nie wiedziałam, co mam 
robić.  To  Robert  uznał,  Ŝe  powinnam  cię  powiadomić. 
Zaofiarował się nawet, Ŝe pojedzie ze mną do Ameryki, Ŝeby 
mi  pomóc  cię  odszukać,  choć  nienawidził  tego  całego 
zamieszania, jakie wiązało się z podróŜowaniem na wózku. A 
potem zobaczyliśmy w gazetach zdjęcia z twojego ślubu. 

 - Ach. Lauro... 
 -  Nie.  -  Uniosła  drŜącą  dłoń,  by  powstrzymać  Liama, 

który  przykucnął  przy  jej  krześle.  Muszę  powiedzieć 
wszystko.  Całą  prawdę.  -  Wzięła  głęboki  oddech.  -  Miałam 
dwadzieścia  jeden  lat,  byłam  na  ostatnim  roku  studiów,  do 
tego  w  ciąŜy,  a  ojciec  mojego  dziecka  właśnie  oŜenił  się  z 
inną  kobietą.  Robert  wiedział,  Ŝe  chcę  urodzić  to  dziecko. 
Zaproponował  mi  małŜeństwo,  Ŝeby  móc  się  nami 
zaopiekować. I teraz dochodzimy do najtrudniejszej sprawy... 

 - Spojrzała na niego, a oczy zaszkliły jej się łzami. 
Uścisnął ją za rękę. 
 - Zasługuję na wszystko, cokolwiek mi teraz powiesz. 
Laura wstała i odstawiła szklaneczkę z niedopitą whisky. 

background image

 -  Nie  chodzi  o  to,  czy  na  to  zasługujesz,  Liam.  Gdybym 

była  inna  osiem  lat  temu,  pewnie  sprawy  potoczyłyby  się 
inaczej.  Ale  jesteśmy,  kim  jesteśmy.  A  gdybyś  mi  się  wtedy 
oświadczył,  zgodziłabym  się  -  odpowiedziała  mu  na  pytanie, 
które zadał kilka dni wcześniej. - Jednak z perspektywy czasu, 
musze  przyznać,  Ŝe  nie  zmieniłabym  niczego,  co  wydarzyło 
się w ciągu tych ośmiu lat. 

 - Bo poślubiłaś męŜczyznę, którego w końcu pokochałaś? 

- wydusił przez ściśnięte gardło. 

 -  Czy  do  ciebie  nie  dociera  wcale  to,  co  mówię?  - 

Ŝ

achnęła się ze zniecierpliwieniem. - Kochałam Roberta tylko 

platonicznie.  Ale...  -  przerwała  i  nabrała  tchu,  -  Muszę  być  z 
tobą  uczciwa  i  wyznać,  Ŝe  nie  Ŝałuję  tego  małŜeństwa.  Był 
wspaniałym  męŜem  i  ojcem,  nie  mogliśmy  mieć  z  Bobbym 
lepiej. 

Liam przez chwilę przyglądał jej się w milczeniu. 
 -  Spytałaś  mnie  niedawno,  dlaczego  nie  zdradziłem  od 

razu, Ŝe wiem o Bobbym - odezwał się wreszcie. - Odparłem, 
Ŝ

e  czekałem,  aŜ  ty  mi  powiesz.  Ale  nie  tylko  o  to  chodziło. 

Bycie  ojcem  nie  polega  na  tym,  Ŝe  się  zapłodni  kobietę. 
Trzeba być przy niej podczas trudnych i pełnych niepewności 
dni  ciąŜy,  towarzyszyć  jej  podczas  porodu,  wreszcie 
opiekować  się  nowo  narodzonym  dzieckiem.  Wszystko  to 
zrobił  Robert.  Głębokie  uczucie,  jakim  go  darzyłaś,  najpierw 
mnie przeraziło - osiem lat temu sądziłem, Ŝe czujesz do niego 
coś  więcej  niŜ  do  mnie.  Ale  teraz  juŜ  się  tego  uczucia  nie 
obawiam.  Teraz  sam  odczuwam  do  Roberta  wdzięczność.  Za 
to, Ŝe był przy tobie i Bobbym, kiedy ja nie mogłem - przyznał 
ze smutkiem. 

 - Czy naprawdę tak myślisz? - spytała Laura przez łzy. 
 -  Oczywiście.  Nie  zamierzam  wkroczyć  w  Ŝycie 

Bobby'ego,  oświadczyć,  Ŝe  jestem  jego  prawdziwym  ojcem  i 
wejść  w  tę  rolę,  jakby  mi  się  naleŜała.  Bo  wiem,  Ŝe  muszę 

background image

sobie  dopiero  zapracować  na  to,  by  ujrzał  we  mnie  ojca.  Tak 
jak muszę zasłuŜyć sobie na to, by mieć prawo powiedzieć, Ŝe 
wciąŜ cię kocham. śe nigdy nie przestałem. 

 - Och, Liam... - westchnęła przez łzy. 
 -  Czy  to  znaczy:  och,  Liam,  nigdy  mnie  nie  przekonasz, 

czy:  och,  Liam,  pozwolę  ci  spróbować,  skoro  tak  ci  na  tym 
zaleŜy? 

Laura  wzięła  głęboki  oddech.  Teraz  albo  nigdy, 

pomyślała. 

 -  To  znaczy:  och,  Liam,  kocham  cię  -  wyznali  cicho.  -  I 

nigdy nie przestałam cię kochać. 

background image

EPILOG 
 -  Och,  spójrz,  jaka  ona  jest  malutka  -  podekscytowany 

Bobby  spojrzał  na  Liama,  gdy  stali  razem  nad  maleńkim 
szpitalnym  łóŜeczkiem,  w  którym  leŜała  urodzona  przez 
kilkoma godzinami dziewczynka. 

 - Hannah jest prześliczna, prawda? 
Liam  zerknął  na  Laurę,  która  posłała  mu  z  łóŜka  ciepły 

uśmiech. 

 - Śliczna. Ale nie tak piękna jak twoja mama - powiedział 

Liam i ujął rękę Laury, by ją ucałować. 

 -  Kiedy  będziemy  mogli  zabrać  ją  do  domu,  mamo?  - 

dopytywał się Bobby. 

Laura  uśmiechnęła  się  do  ukochanego  synka,  szczęśliwa, 

Ŝ

e tak dobrze przyjął pojawienie się siostry. 

Laura i Liam byli małŜeństwem juŜ od ponad roku. Był to 

bardzo  szczęśliwy  rok,  choć  wszyscy  musieli  się  oswajać  z 
nową sytuacją - a zwłaszcza Bobby, który musiał się nauczyć 
dzielić  mamą  z  „wujem  Liamem",  a  teraz  jeszcze  przyjdzie 
mu robić to z siostrzyczką. 

 - Chyba jutro - odparła sennie. 
Poród  Hannah  był  o  wiele  krótszy  niŜ  Bobby'ego,  ale 

bardzo męczący. 

Tym razem Liam jej towarzyszył przez całą ciąŜę i poród. 

Laura była pewna, Ŝe będzie z nią juŜ do końca Ŝycia. 

Na  czas  urlopu  macierzyńskiego  wydawnictwem  miał 

kierować  Perry.  KsiąŜka  Liama  ukazała  się  przed  trzema 
miesiącami  i  przez  dwa  ostatnie  utrzymywała  się  na 
pierwszym miejscu listy bestsellerów. 

Laura nigdy jeszcze nie była tak szczęśliwa. Wiedziała, Ŝe 

jest kochana i kochała. 

Na  początku  małŜeństwa  Liam  powiedział  Laurze,  Ŝe 

chce,  aby  Bobby  nadal  nazywał  go  wujkiem,  dopóki  sam  nie 
zechce  mówić  do  niego  „tato".  Uzgodnili,  Ŝe  prawdę  o  jego 

background image

pochodzeniu  zdradzą  chłopcu  dopiero  wtedy,  gdy  będzie 
starszy. 

 - Mogę ją potrzymać, mamo? - spytał cichutko Bobby. 
Laura uśmiechnęła się. 
 -  Jak  usiądziesz  na  tym  krześle  przy  moim  łóŜku,  tata... 

wujek Liam ci ją poda. - Zarumieniła się nieco z powodu tego 
przejęzyczenia. 

Ale  tak  właśnie  teraz  myślała  o  Liamie.  Stał  się 

prawdziwym  ojcem  Bobby'ego, kochał  go,  bawił  się  z  nim, a 
kiedy trzeba, upominał. 

 - Dasz mi ją, tato? Proszę... 
Laura  widziała,  Ŝe  Liam  Z  trudem  przełknął  ślinę  ze 

wzruszenia, jej samej łzy napłynęły do oczu. Bobby pierwszy 
raz nazwał go tatą. 

Patrząc,  jak  synek  przytula  Hannah,  a  Liam  pochyla  się 

nad  nimi  z  troską,  Laura  pomyślała,  Ŝe  teraz  juŜ  tak  będzie 
zawsze. Bo stali się wreszcie prawdziwą rodziną.