Carole Mortimer
Wybranka pisarza
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Szkło kontaktowe wpadło pani do herbaty!
Laura miała nadzieję, Ŝe nieznaczne drgnienie dłoni, w
której trzymała filiŜankę, nie zdradziło, jakie wraŜenie zrobiły
na niej te słowa, wypowiedziane ze śpiewnym irlandzkim
akcentem.
Deja vu? Jednak jej się wcale nie wydawało, Ŝe juŜ kiedyś
słyszała to zdanie. Bo tak przecieŜ było!
Którędy on wszedł? Siedziała w holu luksusowego hotelu
i ze swego miejsca widziała zarówno główne, jak i mniejsze
tylne wejście, a jednak Liam zdołał pojawić się tak, Ŝe tego
nie zauwaŜyła. Teraz stał tuŜ za nią.
OstroŜnie i powoli odstawiła filiŜankę i spodeczek na tacę
znajdującą się na stoliku przed nią.
- Po pierwsze, to jest kawa; nie pijam herbaty - odparła
lekko zachrypłym głosem, odwlekając chwilę, gdy będzie
musiała się odwrócić i spojrzeć mu w twarz. - A po drugie, nie
noszę szkieł kontaktowych!
- W takim razie... - był teraz bardzo blisko, jego gorący
oddech muskał ciemne loczki na jej karku - ...ma pani
najpiękniejsze i najbardziej niezwykle oczy, jakie widziałem
w Ŝyciu.
- PrzecieŜ nie moŜe pan ich ocenić z miejsca, w którym
pan stoi - odparła oschłe, wciąŜ pozostając odwrócona.
- Och, Lauro, przez ciebie czar prysł - powiedział z
Ŝ
artobliwym wyrzutem, a jego irlandzki akcent zabrzmiał
jeszcze silniej niŜ poprzednio. - Następna kwestia ze
scenariusza powinna brzmieć zupełnie inaczej.
Osiem lat temu zapewne tak brzmiała. Ale to było w
innym Ŝyciu. I Laura była kimś innym - łatwowierną
studentką literatury angielskiej na ostatnim, trzecim roku
licencjatu.
A Liam nie występował teraz w roli światowej sławy
pisarza przybyłego na wykład i budzącego w niej lęk.
Wzięła głęboki oddech, by nad sobą zapanować, zanim się
odwróciła i spojrzała w tę roześmianą twarz.
Wcale się nie zmienił!
Przy pierwszym spotkaniu z Liamem O'Reillym
największe wraŜenie robił jego wzrost - metr dziewięćdziesiąt
cztery, a do tego gibkie, umięśnione ciało emanujące
witalnością. Jak zwykle, tak i teraz strój świadczył o tym, Ŝe
nie zwaŜa na otoczenie - miał na sobie spłowiałe dŜinsy,
niebieski T - shirt i czarną marynarkę. Nie zmieniły się teŜ
jego kruczoczarne włosy sięgające ramion, inteligentny wyraz
intensywnie niebieskich oczu, twarz, która wyglądała jak
wyciosana z surowego kamienia.
Laura zdołała całkiem dobrze ukryć zdziwienie wywołane
tym, Ŝe Liam wcale się nie zmienił, gdy wpatrywała się w
niego swymi „najpiękniejszymi i najbardziej niezwykłymi
oczami, jakie widział wŜyciu". Jedno było intensywnie
niebieskie, a drugie szmaragdowozielone. Dlatego właśnie
przed ośmiu laty uznał, Ŝe pewnie zgubiła kolorowe szkło
kontaktowe.
Musiała znosić wiele docinków i złośliwości na temat tych
oczu, gdy chodziła do Ŝeńskiej szkoły z internatem, ale gdy
dorosła, przestało jej to przeszkadzać, bo przekonała się, Ŝe
męŜczyźni uwaŜają te jej dziwne oczy za intrygujące. Tak teŜ
było z Liamem...
Uśmiechnęła się chłodno.
- Chyba powinno mi pochlebiać to, Ŝe wciąŜ pamiętasz
tamtą rozmowę - rzuciła, wzruszając ramionami.
Miała teraz wraŜenie, jakby zgiełk panujący w hotelowym
holu zanikał gdzieś w tle.
Te niebieskie oczy okolone długimi ciemnymi rzęsami,
które powinny wyglądać śmiesznie u tak muskularnego,
atrakcyjnego męŜczyzny - ale wcale nie wyglądały -
przymruŜyły się, jakby Liam się nad czymś zastanawiał.
- Ale wcale ci nie pochlebia, prawda? - spytał w końcu
powoli.
Miała być mile połechtana tym, Ŝe po tych wszystkich
latach wciąŜ pamięta pierwszą rozmowę, jaką odbyli? A niby
dlaczego? Po tym wszystkim, co zaszło później?
Nie, upomniała siebie w duchu. Nie naleŜy okazywać Ŝalu
ani złości. Lepiej nic nie mówić, niŜ zdradzić w gorzkich
słowach swe odczucia.
Liam przechylił głowę na bok, przyglądając się z
zastanowieniem milczącej Laurze.
- Obcięłaś swoje piękne ciemne włosy - mruknął z
niezadowoleniem.
- Mniej z nimi kłopotu - rzuciła oschle. Wiedziała, Ŝe
krótka fryzurka doskonale podkreśla
owal jej chłopięcej twarzy, oczy o dwóch barwach,
zadarty nosek, szerokie usta i zdecydowany podbródek.
Wijące się kosmyki przy skroniach i na karku łagodziły
surowość męskiej fryzury.
- Ale podoba mi się. - Pokiwał z uznaniem głową. Znów
ogarnęło ją poprzednie uczucie niechęci.
PrzecieŜ ona ma w nosie to, czy mu się podoba jej nowa
fryzura. A właściwie, szczerze mówiąc, w ogóle jej nie
obchodzi to, co Liam O'Reilly sobie myśli. Świadomie
zdławiła nieprzyjazne uczucia.
- MoŜe się przysiądziesz? - rzuciła niedbale, wskazując na
tacę i dzbanek z kawą. - Mogę poprosić o drugą filiŜankę.
Liam zerknął na praktyczny zegarek, który nosił na
prawym nadgarstku. Był leworęczny, jak wielu artystycznie
uzdolnionych ludzi. Laura doskonale o tym pamiętała.
- Chyba Ŝe jesteś z kimś umówiony - dodała obojętnie,
zauwaŜywszy to spojrzenie.
- Właściwie tak - przyznał. - Ale mam jeszcze chwilkę -
dodał z zadowoleniem, po czym obszedł jej krzesło i zajął
miejsce naprzeciwko.
Laura nigdy by nie powiedziała, Ŝe Liam po prostu
„usiadł" na krześle. Z powodu wzrostu zawsze miał kłopot z
usadowieniem się, bo krzesła były albo za niskie, albo miały
za krótkie siedziska.
Laura równieŜ była dość wysoka przy swoich stu
siedemdziesięciu dwóch centymetrach i lubiła to teraz
podkreślać szytymi na miarę eleganckimi ubraniami.
Dzisiaj
miała
na
sobie
grafitową
garsonkę
i
szmaragdowozieloną bluzkę. Była bardzo zadowolona ze
swego obecnego wizerunku. Liam zawsze sprawiał, Ŝe czuła
się taka drobna. I bardzo kobieca.
- MoŜe kawy? - zaproponowała, trzymając ręce spokojnie
złoŜone na okrytych spódnicą udach.
- Nie, dziękuję - odparł. - UzaleŜnia tak samo jak
papierosy, które kiedyś paliłem. - Skrzywił się z niesmakiem.
- Rzuciłeś palenie? - zdziwiła się. Gdy znała go przed
ośmiu laty, palił co najmniej trzydzieści dziennie. Przy pracy
nawet więcej.
Liam uśmiechnął się na widok jej zaskoczenia.
- AŜ trudno uwierzyć, prawda? Liam O'Reilly,
zatwardziały pijak i palacz przeszedł niezwykłą przemianę.
- Wątpię, by sprawa była aŜ tak powaŜna - rzuciła kpiąco.
Parsknął śmiechem, wpatrując się w nią błyszczącymi
ciemnoniebieskimi oczami.
- Dorosłaś, mała Lauro - powiedział z podziwem.
- No ja myślę! PrzecieŜ mam juŜ dwadzieścia dziewięć
lat.
Co oznacza, Ŝe on ma trzydzieści dziewięć, dodała w
myślach, dostrzegając teraz, Ŝe jednak nie przyjrzała mu się
dość uwaŜnie i Ŝe zmyliło ją pierwsze wraŜenie wskazujące,
Ŝ
e wcale się nie zmienił. Tych osiem lat bez wątpienia
wycisnęło na nim swe piętno. Wokół oczu i ust miał lekkie
zmarszczki, które nie znikały, gdy przestawał się uśmiechać, a
kruczoczarne włosy na skroniach lekko przyprószyła siwizna.
- Dwadzieścia dziewięć - powtórzył w zamyśleniu,
przymruŜywszy oczy. - A co porabiałaś przez tych osiem lat,
Lauro? - spytał natarczywie, nieświadomie przesuwając wzrok
na jej serdeczny palec.
Na palcu nie było obrączki, ale pozostał na nim ślad
wskazujący, Ŝe kiedyś jednak ją nosiła.
- To i owo - odparła wymijająco, nie mając zamiaru
mówić mu niczego o sobie. - A co u ciebie? Co ty robiłeś
przez osiem lat?
- Na pewno nie pisałem - rzucił cierpko, krzywiąc się.
- Naprawdę? - Laura nie zdradziła tonem głosu ani
wyrazem twarzy, Ŝe zdaje sobie sprawę z tego, Ŝe Ŝadna nowa
ksiąŜka Liama O'Reilly'ego nie pojawiła się na półkach
księgarskich przez całe osiem lat. - Ale pewnie juŜ wcale nie
musiałeś pisać po sukcesie, jaki odniosła „Bomba czasu"? -
spytała niezobowiązującym tonem.
- Nie musiałem juŜ pisać! - powtórzył oskarŜy cielsko
Liam. W jego oczach i na twarzy odbiły się gwałtowne
emocje.
- Miałam oczywiście na myśli kwestię finansową -
wyjaśniła, spokojnie znosząc jego piorunujący wzrok.
Wiedziała, Ŝe trafiła w czuły punkt. Chciała jednak zobaczyć,
jak on zareaguje na tak bezpośredni cios. - Pewnie zarobiłeś
miliony na „Bombie czasu". JuŜ same prawa do ekranizacji...
- No i co mi przyszło z całej tej forsy, skoro od tamtego
czasu nie napisałem ani słowa? - warknął.
Wzruszyła ramionami.
- Przypuszczam, Ŝe dzięki niej mogłeś się cieszyć
względnym komfortem przez osiem długich lat - nawet bez
alkoholu i papierosów - rzuciła zjadliwie. - Bez wątpienia
umiałeś korzystać z uroków Ŝycia, gdy ostatnio cię widziałam.
- Nie mogła sobie odmówić tej małej złośliwości.
Liam osiągnął spory sukces dzięki czterem ksiąŜkom,
które wydał przed thrillerem politycznym „Bomba czasu".
Jednak dopiero ostatnia okazała się - nomen, omen -
prawdziwą bombą!
Trzy tygodnie po ukazaniu się wydania w twardej oprawie
„Bomba czasu" wspięła się na pierwsze miejsce listy
bestsellerów. Liam występował w wielu programach
telewizyjnych, sprzedał prawa do ekranizacji powieści i
zgarnięto go do Hollywood, by napisał scenariusz i pomagał
przy castingu.
Ostatni raz Laura widziała go na zdjęciu w gazecie, gdzie
występował ze swą świeŜo poślubioną Ŝoną. piękną aktorką,
mającą zagrać główną rolę w ekranizacji jego powieści.
A Laura Carter, studentka, z którą Liam spotykał się,
zanim opuścił Anglię, poszła w zapomnienie.
Na początku była oszołomiona tym, Ŝe ją porzucił, nie
mogła uwierzyć, Ŝe tak mało dla niego znaczyła, pomimo
swego niewolniczego oddania. Jednak gdy mijały kolejne dni,
a potem tygodnie bez wiadomości od niego, w Laurze narastał
gniew. Potem, gdy ujrzała jego ślubne zdjęcie w gazecie,
przyszła gorycz, a na końcu pogodzenie się z tym. Ŝe nie
uwaŜał jej juŜ - w Ŝadnym razie - za część swego nowego
Ŝ
ycia w Ameryce.
Wraz z tą akceptacją sytuacji przyszło pragnienie
osiągnięcia Ŝyciowego sukcesu.
Jej opanowanie, kosztowne, eleganckie ubranie i
pierścionek z wielkim brylantem na palcu prawej ręki
ś
wiadczyły o tym, Ŝe udało jej się osiągnąć zamierzony cel.
- To musiało być rzeczywiście dawno temu -
skomentował sarkastycznie jej uwagę.
- MoŜe i tak - odparła. W innym Ŝyciu, dodała w myślach.
- JakieŜ to pilne sprawy sprowadzają cię ze słonecznej
Kalifornii do zimnej Anglii? - zmieniła lekkim tonem temat.
Liam z wyraźnym wysiłkiem zmusił się do tego, by opaść
niedbale na oparcie krzesła, ale jego oczy wciąŜ rzucały
groźne błyski. - Nie przyjechałem z Kalifornii
- sprostował. - Pięć lat temu przeniosłem się do Irlandii.
To dlatego jego irlandzki akcent był teraz silniejszy niŜ
przed ośmiu laty, pomyślała. Nic miała pojęcia o jego
przeprowadzce, bo naumyślnie przestała interesować się
Ŝ
yciem Liama, od kiedy dowiedziała się o jego małŜeństwie.
- Twoja amerykańska Ŝona musiała przeŜyć szok
kulturowy - zauwaŜyła.
- Nie miałem okazji się o tym przekonać - rzucił kwaśno.
- Diana rozwiodła się ze mną siedem lat temu. MałŜeństwo
trwało zaledwie pół roku
- dodał, gdy uniosła ze zdziwieniem brwi. - Z powodu
róŜnych zobowiązań zawodowych spędziliśmy zresztą ze sobą
zaledwie sześć tygodni - dodał z goryczą. - Nie tak
wyobraŜałem sobie prawdziwe małŜeństwo!
A więc Liam był Ŝonaty zaledwie przez pół roku! Przez
pól roku! Gdyby wiedziała...
Co zmieniłaby w swoim Ŝyciu, gdyby wiedziała? Nic.
OtóŜ to. Nic. Liam dokonał pewnych wyborów i ona takŜe.
JuŜ nic tego nie zmieni.
Liam ponownie spojrzał na zegarek.
- Słuchaj, naprawdę jestem z kimś umówiony za kilka
minut. Właściwie to... - omiótł przymruŜonymi oczyma cały
zatłoczony hol - muszę juŜ iść - powiedział, gdy męŜczyzna,
który właśnie wszedł, nawiązał z nim kontakt wzrokowy. -
Ale chciałbym się jeszcze z tobą zobaczyć, Lauro..
- Nic sądzę, aby był to dobry pomysł - ucięła krótko,
podąŜając spojrzeniem za wzrokiem Liama. Odpowiedziała
skinieniem głowy na powitalny gest nowo przybyłego i dodała
nieszczerze:
- Ciekawe spotkanie, Liam. Niestety muszę juŜ iść. -
Wstała, smukła i elegancka w swej doskonale skrojonej
garsonce, przerzuciła przez ramię pasek skórzanej czarnej
torebki.
- Lauro! - Liam złapał ją za rękę, gdy mijała go zwinnym
ruchem. - Chcę cię znowu zobaczyć - powiedział z naciskiem.
- Powspominać stare czasy? - spytała szyderczo i
pokręciła głową. - O nie, dziękuję - dodała, uśmiechając się
smutno.
- Będę w tym hotelu jeszcze przez kilka dni - powiedział,
wpatrując się w nią w napięciu. – Zadzwoń do mnie. Jeśli tego
nie zrobisz - dodał cicho, widząc, Ŝe zamierza odmówić -
zostanę w Londynie tak długo, dopóki cię nie odnajdę.
Przynajmniej wiedziała juŜ. dlaczego nie zauwaŜyła, jak
wchodził. Skoro był gościem, zjechał windą, której nie
widziała ze swego miejsca.
Nie zmieniało to jednak faktu, Ŝe w jego słowach
zabrzmiała nuta pogróŜki. A ona miała pewne powody, dla
których nie chciała, by ją odnalazł. W kaŜdym razie, jeszcze
nie teraz.
- AleŜ ty się zrobiłeś melodramatyczny, Liam - parsknęła.
- Skoro tak ci zaleŜy, zadzwonię - zgodziła się, wzruszając
ramionami.
Zadzwoni i jasno da mu do zrozumienia, Ŝe nie ma
zamiaru spotykać się z nim na gruncie towarzyskim w czasie
jego pobytu w Londynie!
Popatrzył na nią wymownie, zanim puścił jej rękę i skinął
głową.
- Owszem, bardzo mi na tym zaleŜy - przyznał
lakonicznie.
Na te słowa uniosła sceptycznie ciemne brwi.
- Przepraszam bardzo, ale naprawdę muszę juŜ iść -
rzuciła na odchodnym.
Czuła na sobie jego wzrok, gdy szła przez hol, a potem
wkładała podany przez szatniarza płaszcz i wychodziła na
zewnątrz, gdzie wył przenikliwy listopadowy wiatr.
Jednak ona wcale nic czuła jego lodowatych powiewów,
bo ponowne spotkanie z Liamem całkiem ją oszołomiło. Gdy
siedziała naprzeciwko niego, pamiętając wszystko, co zaszło
między nimi w przeszłości, zdołała jakoś zachować pozory
opanowania. Jednak teraz, gdy była sama, nerwy puściły.
Przed ośmiu laty marzyła o tym, by spotkać Liama raz
jeszcze, choćby na kilka minut.
- Pani Shipley - Paul, jej kierowca, stał przy samochodzie
zaparkowanym przy chodniku i zapraszająco wskazywał
otwarte tylne drzwi.
- Dziękuję - powiedziała z roztargnieniem, zadowolona,
Ŝ
e moŜe schronić się w cieple zapewniającej prywatność
limuzyny, gdy kierowca zatrzasnął za nią drzwi.
- Z powrotem do biura, proszę pani? - spytał uprzejmie
Paul, gdy zajął juŜ miejsce za kierownicą.
- Nie. Tak! Ja...
Opanuj się, Lauro - nakazała sobie stanowczo.
Dobrze, ujrzała ponownie Liama. I co z tego? Bez
wątpienia był nadal czarującym draniem, ale ona przestała być
łatwą do oczarowania Laurą Carter. Teraz była Laurą Shipley,
prowadziła własną firmę, miała dom w Londynie, willę na
Majorce, jeździła, gdzie chciała, samochodami prowadzonymi
przez szoferów. Jedno spotkanie z Liamem O'Reillym nie
mogło jej tego wszystkiego odebrać.
- Tak, Paul, poproszę do biura - powiedziała juŜ bardziej
zdecydowanie, moszcząc się wygodnie na swoim miejscu.
Nie musiała się spieszyć do domu, Bobby wróci dopiero
za półtorej godziny. Zresztą powiedziała Perry'emu, Ŝe będzie
czekała w biurze na jego raport.
Była ciekawa, jak mu pójdzie rozmowa z Liamem.
ROZDZIAŁ DRUGI
- Niebywałe! - zachwycał się Perry godzinę później,
przemierzając w tę i z powrotem pokój. - Od razu odgadłaś, Ŝe
maszynopis, który przed trzema tygodniami wylądował na
moim biurku, wyszedł spod pióra Liama O'Reilly'ego! A
przecieŜ autor podpisał się jako Reilly O'Shea. Skąd
wiedziałaś?
Laura siedziała za swym imponującym biurkiem i w
milczeniu przyglądała się redaktorowi naczelnemu. W biurze
było ciepło, więc zrzuciła marynarkę, a szmaragdowozielona
jedwabna bluzka doskonale podkreślała czerń jej włosów.
Skąd wiedziała? Przeczytała ostatnią powieść Liama
O'Reilly'ego od deski do deski. Znała kaŜdy zwrot akcji, kaŜde
zdanie, wszystkie niuanse stylistyczne. Nic więc dziwnego, Ŝe
rozpoznała autora maszynopisu, który przysłano przed trzema
tygodniami do wydawnictwa Shipley Publishing. Tekst był
ś
wietny - jak ocenił Peny - i bez wątpienia stworzyła go ta
sama osoba, która napisała „Bombę czasu".
Jednak Laura nie mogła jakoś uwierzyć w to, Ŝe on znowu
pisze. Dziwiło ją równieŜ, Ŝe tekst złoŜono pod innym
nazwiskiem, jakkolwiek podobnym do nazwiska Liama. To
właśnie skłoniło ją do zaaranŜowania spotkania w hotelu.
Ostatnio widziała Liama przed ośmiu laty i mógł bardzo się
zmienić - ona na pewno się zmieniła! Jednak wiedziała, Ŝe
nawet jeśli wygląda teraz inaczej, kto jak kto, ale ona potrafi
go rozpoznać. Zaplanowała to tak, Ŝe usadowi się w
strategicznym miejscu i z ukrycia da. znak Perry'emu, który
przybędzie na spotkanie z autorem, czy jej przypuszczenia co
do toŜsamości tego ostatniego okazały się słuszne.
Jej plan nie zakładał jednak moŜliwości, Ŝe Liam zauwaŜy
i rozpozna ją samą! Nie miała równieŜ zamiaru obiecywać
mu, Ŝe później zatelefonuje do jego pokoju hotelowego!
Laurze wciąŜ jeszcze robiło się gorąco na samo
wspomnienie nieoczekiwanego spotkania. Osiem lat! I
pomijając tych kilka zmarszczek i siwych włosów, Liam
wyglądał zupełnie tak samo. Zaskoczyło ją jednak kompletnie,
Ŝ
e on równieŜ bez trudu ją rozpoznał, choć przecieŜ zmieniła
fryzurę, a dŜinsy i T - shirt, które niegdyś nosiła, zamieniła na
klasyczny kostium i elegancką bluzkę.
Na szczęście szybko się opanowała i nie dała po sobie
poznać, jak bardzo ją zaskoczył. Pewność siebie, jakiej
nabrała w ostatnich latach, bardzo jej się przydała w tej
trudnej chwili. Mogła jak gdyby nigdy nic skinąć
porozumiewawczo Perry'emu, gdy ukazał się w holu, i
spokojnie opuścić hotel.
Widać było, Ŝe Perry jest zachwycony spotkaniem z
autorem. Kipiał z radości, Ŝe wydawnictwo Shipley Publishing
moŜe nabyć prawa do publikacji długo wyczekiwanej
powieści Liama O'Reilly'ego. Jednak Laura wiedziała, Ŝe to
nie będzie takie proste...
- Co dokładnie udało ci się ustalić? - spytała spokojnie,
sprowadzając redaktora na ziemię.
Perry opadł na krzesło naprzeciw jej biurka.
- No cóŜ, omówiliśmy parę spraw, ale wiele jeszcze
zostało do ustalenia - entuzjazm Perry'ego jakby nieco
przygasi. - Największym problemem jest to, Ŝe chociaŜ
dopytywałem się o poprzednie ksiąŜki i czyniłem róŜne aluzje,
facet uparł się, by udawać, Ŝe jest Reillym O'Shea.
- Czy wiew dlaczego?
- No jasne - rzucił szybko Perry. - Nie wiem tylko, jak
sobie z tym poradzimy. Kładziemy łapę na tekście Liama
O'Reilly'ego i...
- Czy moŜemy cofnąć się o kilka kroczków, Perry? -
przerwała wolno Laura. - Wiesz, dlaczego facet z uporem
ukrywa to, Ŝe jest Liamem O'Reillym?
Od czasu gdy przed trzema tygodniami przeczytała
maszynopis, Laura łamała sobie głowę nad tym, dlaczego
złoŜono go pod pseudonimem. Na próŜno.
Jako Liam O'Reilly autor mógł zaŜądać niebotycznej
zaliczki i znakomitych tantiem. Przedstawiając się jako
debiutant, którego wydanie zawsze stanowi ryzyko dla
wydawnictwa, mógł liczyć na o wiele mniej. Wiadomo teŜ, Ŝe
ksiąŜka Liama O'Reilly'ego moŜe zdobyć o wiele większy
rozgłos niŜ dzieło debiutanta. PrzecieŜ po miesiącach, a nawet
latach pracy kaŜdy autor chce mieć jak najwięcej czytelników.
- Oczywiście - zgodził się Perry.
Miał niecałe metr osiemdziesiąt wzrostu, blond włosy,
niebieskie oczy oraz chłopięcy wdzięk i energię, które
zadawały kłam jego trzydziestu pięciu latom.
- W takim razie wyjaśnij mi to, proszę - zachęciła Laura. -
Bo ja nie mam pojęcia, dlaczego autor, który odniósł
oszałamiający sukces, pragnie utrzymać swą toŜsamość w
sekrecie.
- Właśnie z tego powodu - uśmiechnął się Perry.
- Lata temu, gdy facet wydał swą piątą ksiąŜkę, został
uznany za fenomen. Znalazł się na szczytach list bestsellerów,
zarówno tych w miękkiej, jak i twardej oprawie, i utrzymywał
się tam prawie przez rok. Został beniaminkiem świata
literackiego, ozdobą salonów wszystkich pań z towarzystwa.
Potem powieść zekranizowano, a film zgarnął większość
Oscarów przyznanych tamtego roku. Facet był gwiazdą, która
przyćmiła wszystkie pozostałe gwiazdy.
- No i co dalej? - spytała Laura. Jak na razie nie
dowiedziała się niczego nowego.
-
UŜyłem
porównania
astronomicznego
i
będę
kontynuował w podobnym stylu - uśmiechnął się Perry.
- Bo widzisz, on nie był gwiazdą, Lauro, był tylko
kometą. Wszedł na naszą orbitę, lśnił jasno, lecz względnie
krótko i zniknął. Wydawałoby się, bez śladu...
- Ale...
- Wydaje mi się, Ŝe teraz on chce zupełnie inaczej
pokierować swoimi sprawami - przerwał jej Perry.
- Ale jak tylko się wyda, kim naprawdę jest Reilly
O'Shea...
- MoŜe do tego wcale nie dojść - wtrącił zdecydowanie
redaktor. - ChociaŜ wiedziałem, Ŝe rozmawiam dzisiaj z
Liamem O'Reillym, musiałem przecieŜ udawać, Ŝe uwaŜam go
za Reilly'ego O'Sheę. Omawialiśmy warunki ewentualnego
kontraktu...
- Perry zawahał się na moment. – Zaproponował parę
interesujących punktów, które chciałby zapisać w umowie.
Laura uniosła ciemne brwi, zaskoczona arogancją autora.
- A jakieŜ to? - spytała.
- śadnego rozgłosu, wystąpień publicznych. Całkowita
ochrona prywatności. - Perry wzruszył ramionami, widząc
zaskoczony wyraz jej twarzy. - Dziwne Ŝyczenia jak na
debiutanta, za jakiego się podaje. Natomiast wcale nie dziwią
u faceta, który zasmakował juŜ tego wszystkiego i bokiem mu
wyszło.
Jako postronna obserwatorka poczynań rosnącego w sławę
autora, Laura nie mogła zgodzić się z wnioskiem Perry'ego.
Przed ośmiu laty odniosła wraŜenie, Ŝe Liam wręcz upaja się
swym sukcesem.
Westchnęła.
- Jak zauwaŜyłeś, wiele nam jeszcze pozostało do
ustalenia. A na czym właściwie stanęło? - - spytała
zaciekawiona.
- Zostaje w Londynie jeszcze przez parę dni.
Powiedziałem, Ŝe zadzwonię do niego, zanim wyjedzie.
Muszę przyznać, Ŝe to było jedno z trudniejszych spotkań,
jakie odbyłem. „Bomba czasu" zachwyciła mnie przed ośmiu
laty, ale sądzę, Ŝe „Świat Josie" to ksiąŜka o niebo lepsza.
Przez cały czas, gdy rozmawiałem z Reillym, chciałem mu to
powiedzieć! - Pokręcił głową.
- Cieszę się, Ŝe nie uległeś pokusie - oświadczyła chłodno
Laura, spoglądając na delikatny złoty zegarek na nadgarstku.
Potem zebrała leŜące na biurku papiery i dodała: - Muszę juŜ
iść, Perry, ale z samego rana dokończymy rozmowę... -
zawiesiła głos. - Choć, prawdę mówiąc, nie wiem, jak
wybrniemy z tej sytuacji. Najbardziej nękało ją to, jak podczas
przyszłych negocjacji z autorem ukryć własną toŜsamość. Z
wiadomych sobie powodów nie chciała, by Liam dowiedział
się, Ŝe wydawnictwo Shipley Publishing naleŜy właśnie do
niej.
Wydawało jej się, Ŝe ciemnoniebieski aparat telefoniczny
stojący na stoliku nocnym łypie gniewnie w jej stronę, ganiąc
ją w milczeniu za to, Ŝe nie podnosi słuchawki i nie wybiera
numeru telefonu hotelu Liama.
Jak zwykła robić od dwóch lat, zaraz po kolacji zaszyła się
w swoim pokoju, zabierając ze sobą stos papierów. Siedziała
teraz na łóŜku, wsparłszy szczupłe, okryte jedwabiem ramiona
o kremowe, satynowe poduchy. Na nosie miała okulary i
czytała nowy maszynopis najlepszej autorki wydawnictwa
Shipley.
Najlepszej jak dotąd, pomyślała. JeŜeli rzeczywiście uda
im się zdobyć powieść Liama, zepchnie on Elizabeth Starling
z pozycji najlepszej autorki.
Ostatni tekst Elizabeth był dobry, a nawet więcej niŜ
dobry, ale tego wieczoru Laura nie potrafiła się na nim skupić.
Z westchnieniem zsunęła się niŜej na łóŜko i zdjęła
okulary w złotej oprawce. Rzeczywiście nic nosiła szkieł
kontaktowych, ani barwionych, ani zwykłych, ale niedawno
musiała zacząć uŜywać okularów do czytania. Pewnie dlatego,
Ŝ
e tak duŜo czytała.
Nie narzekała na swoje Ŝycie. MałŜeństwo z Robertem
uwaŜała za bardzo udane. To dzięki niemu była teraz
dyrektorem Shipley Publishing. Stanowisko dające władzę
wiązało się rzecz jasna z pewnym poczuciem osamotnienia,
ale rekompensowały to bezpieczeństwo finansowe, piękny
dom w Londynie, willa na Majorce i sprawna słuŜba
prowadząca oba domy.
Niepokój, jaki odczuwała tego wieczoru, bez wątpienia nie
był związany z brakiem materialnego komfortu w Ŝyciu.
Liam oczekiwał, Ŝe zadzwoni do niego do hotelu. Jeden
głos mówił jej: zapomnij o tym; po tym, jak potraktował cię
przed ośmiu laty, nie ma prawa niczego oczekiwać. Ale drugi
głos przypominał o pogróŜce Liama, Ŝe jeśli ona nie
zadzwoni, to on zrobi wszystko, by ją odnaleźć. A tego na
pewno nie chciała.
Poza tym wiedziała, co sprowadziło Liama do Londynu,
lecz on nie zdawał sobie sprawy z tego, Ŝe ona wie. W
dodatku nie miał pojęcia o jej obecnym Ŝyciu. Chciała, aby tak
pozostało.
- Proszę o połączenie z pokojem pana O'Reilly'ego -
powiedziała szybko, gdy obsługa hotelu odebrała telefon.
- Apartament pana O'Reilly jest na linii - padła uprzejma
odpowiedz.
Apartament... Musi sporo kosztować w takim eleganckim
hotelu. A więc Liam zachował jeszcze część majątku
zdobytego przed łaty. Patrząc na niego, zawsze trudno było
określić, jaka jest jego pozycja finansowa. Prawie zawsze miał
na sobie dŜinsy, zwykłą koszulę i marynarkę. Tak jak dziś...
- Słucham - odezwał się szorstki głos, gdy słuchawka
została podniesiona.
- Cześć, Liam, prosiłeś, bym zadzwoniła - powiedziała
Laura, zdobywając się na niedbały ton. Nie musiała mu
zapewne o tym przypominać. Widać było, jak bardzo mu na
tym zaleŜy.
- Owszem, Lauro - odparł z tym swoim czarującym
akcentem. Teraz, gdy ją rozpoznał, zmienił się teŜ całkiem ton
jego głosu. - Chciałbym zaprosić cię na kolację.
- JuŜ jadłam - odparła z pewną satysfakcją.
- PrzecieŜ dopiero dziewiąta - zdziwił się.
- W domu zawsze jadam o siódmej trzydzieści - odparła
zwięźle.
- A gdzie jest ten dom, Lauro?
- Niezłe podchody, Liam. - Roześmiała się swobodnie,
choć ręka ściskająca słuchawkę zwilgotniała.
- TeŜ tak myślę - rzucił kpiąco. - Mało entuzjastycznie
podeszłaś do pomysłu, Ŝebym cię odszukał w Londynie -
ciągnął z namysłem. - Po co te sekrety, Lauro? CzyŜbyś nie
mieszkała sama? - spytał ostrzej.
- Co za domyślność, Liam. - Zaśmiała się. - Choć
właściwie nie tak trudno było na to wpaść, zwaŜywszy na to,
Ŝ
e minęło osiem lat.. - PrzecieŜ ten facet zdąŜył w tym czasie
oŜenić się i rozwieść - chyba logiczne, Ŝe ona teŜ pewnie
zrobiła co najmniej jedną z tych rzeczy.
- Nie nosisz obrączki - zauwaŜył.
A więc nie wydawało jej się, Ŝe patrzył na jej rękę.
- Nie wszystkie kobiety teraz je noszą - odparła.
- Gdybyś była moją Ŝoną, tobyś nosiła - rzucił szorstko.
- Gdybym była twoją Ŝoną, miałabym teŜ wariackie
papiery - rzuciła cierpko.
Natychmiast poŜałowała tych słów. Odpowiedziała jej
lodowata cisza przerywana tylko odgłosem dwóch oddechów.
Dlaczego to powiedziała? Nie miało sensu wmawiać
sobie, Ŝe sprowokowała ją do tego arogancja Liama. Chciała
przecieŜ, by ta rozmowa była jak najkrótsza i jak najmniej
osobista, a juŜ po dwóch minutach pozwoliła, by przełamał jej
rezerwę.
Jednak i tym razem pomogła jej umiejętność panowania
nad sobą. Natychmiast po wybuchu zamilkła i zachowała
dystans.
- Wiesz, Lauro - przerwał ciszę, powoli wymawiając
słowa - powinniśmy się spotkać przed laty.
- Dziwne, ale wydaje mi się, Ŝe się spotkaliśmy
- odparła lodowatym głosem. - Chyba masz zanik pamięci
- dodała sarkastycznym tonem.
- Wcale nie - odparł niezraŜony. - Ale gdybyś była taką
Laurą Carter osiem lat temu, sprawy pewnie potoczyłyby się
inaczej.
- Och, daj spokój - westchnęła z niesmakiem.
- Minęło osiem lat, a przez ten czas słyszałam juŜ chyba
wszystkie moŜliwe gadki podrywaczy. Ta naleŜy do
najsłabszych.
- To wcale nie była gadka podrywacza. Nie wiem, czy w
ogóle jeszcze umiem podrywać - dodał z goryczą. - W
przeciwieństwie do ciebie, o ile mogę sądzić, przez ostatnie
pięć lat prowadziłem bardzo spokojne Ŝycie. Umów się ze
mną na drinka, Lauro - namawiał dalej.
- Mówiłeś przecieŜ, Ŝe juŜ nie pijesz - przypomniała
oschle.
- Czasem pozwalam sobie na kieliszeczek białego wina w
towarzystwie - skorygował.
- Obawiam się, Ŝe dwa następne wieczory mam juŜ zajęte.
To było typowe dla Liama - uwaŜał, Ŝe ona zrezygnuje z
wszelkich zobowiązań towarzyskich i przybiegnie się z nim
spotkać.
Pewnie dlatego, Ŝe osiem lat temu tak właśnie by zrobiła.
Była wtedy po uszy w nim zakochana, kaŜdą wolną chwilę
spędzali razem, często rezygnując nawet z towarzystwa
swoich przyjaciół.
Ale to było wtedy. A teraz było zupełnie inaczej. Te dwie
sytuacje diametralnie się róŜniły.
- Mam na myśli dzisiejszy wieczór, Lauro.
- Słowa Liama przerwały tok jej pełnych oburzenia myśli.
- Dzisiejszy? - powtórzyła z niedowierzaniem.
- Dlaczego nie? - upierał się.
- Bo juŜ leŜę w łóŜku - odparła zdumiona, ale natychmiast
się zreflektowała, Ŝe niepotrzebnie to powiedziała. Było
dopiero dziesięć po dziewiątej.
- Sama? - zapytał obcesowo.
- Gdybym nie była sama, to przecieŜ nie dzwoniłabym do
ciebie - odparła z zimną pogardą w głosie.
- Zdziwiłabyś się, do czego są zdolne niektóre kobiety -
skomentował zjadliwie.
- Ale nie ta - zapewniła z oburzeniem.
- A więc jesteś w łóŜku. Sama. Dlaczego więc nic moŜesz
spotkać się ze mną na drinka?
Bo musiałabym wstać, pomyślała. Ubrać się. Zrobić sobie
makijaŜ, choć właśnie go zmyłam. Pojechać do hotelu. A
wszystko po to, by spędzić czas z kimś, z kim wcale nie chcę
się spotykać.
- Dziękuję, ale nie - powiedziała oficjalnym tonem -
Zrobiłam, jak prosiłeś i zadzwoniłam. Nie sądzę, abym była
zobowiązana do czegoś więcej ze względu na dawną
znajomość.
- A nie jesteś ciekawa, co się ze mną działo przez tych
osiem lat, Lauro? Bo ja bardzo jestem ciekaw, co u ciebie.
- Co mianowicie tak cię ciekawi? - spytała ostroŜnie.
Zaczęła się mieć na baczności.
- Chciałbym wiedzieć, co porabiałaś przez ten czas. Bo na
pewno nie jesteś juŜ tą samą łatwowierną studentką, którą
niegdyś znałem.
- Dzięki Bogu! - westchnęła z ulgą. - Słuchaj,
zadzwoniłam, bo mnie o to prosiłeś, zupełnie wbrew
zdrowemu rozsądkowi...
- Dlaczego tak mówisz? Czy jestem taki okropny albo
zdemoralizowany, Ŝe nie chcesz mieć juŜ ze mną do
czynienia?
- Nic bądź śmieszny. Nawet cię juŜ nie znam, nic o tobie
nie wiem...
- No właśnie, jest okazja to zmienić - zauwaŜył z
satysfakcją.
- I wcale nie chcę poznać! - oświadczyła zdecydowanie.
- To nie było zbyt uprzejme, Lauro!
A czy uprzejmie było wyjechać przed ośmiu laty do
Hollywood i tak po prostu zniknąć z jej Ŝycia? Uprzejmie było
nie zadzwonić, nawet nie przysłać kartki? Nie zatroszczyć się
o to, czy wszystko u niej w porządku?
- Nie mamy o czym mówić, Liam - powiedziała
obojętnym tonem. - I nie mamy ze sobą nic wspólnego.
Oprócz tego, Ŝe ona jest właścicielką wydawnictwa, a on
autorem i obie strony dobrze by wyszły na tym, gdyby Shipley
Publishing nabyło prawa do jego najnowszej powieści.
- Mamy przeszłość...
- Wiem z doświadczenia, Ŝe grzebanie we wspomnieniach
to kompletna strata czasu - oświadczyła obcesowo. - Ludzie
rzadko podobnie zapisują, w pamięci te same doświadczenia.
- Pamiętam, Ŝe nasza znajomość sprzed ośmiu lat wlała
wiele piękna i słodyczy...
- Och, daj spokój - przerwała z niesmakiem.
- W moje Ŝycie - dokończył.
MoŜe teraz tak mu się wydawało. Szkoda Ŝe nie osiem lat
temu!
- To tylko potwierdza moje wcześniejsze stwierdzenie, Ŝe
ludzie odnoszą, róŜne wraŜenia. Na temat przeszłości czy
innych spraw - ciągnęła z przekonaniem. - Ja zapamiętałam
siebie jako dość głupią dwudziestojednolatkę zadurzoną w
pisarzu o światowej sławie. Pisarzu, który pewnie uwaŜał
mnie za wrzód na...
- Znów jesteś niemiła - przerwał jej Liam. - Tym razem
dla samej siebie.
- Nie, po prostu trzeźwo rozumuję. Nic dziwnego, Ŝe nic
mogłeś się doczekać, kiedy zwiejesz z Anglii i ode mnie!
- To nie było tak...
- A właśnie Ŝe tak - zapewniła ze śmiechem. - Musiałam
być bardzo uciąŜliwa, gdy lak za tobą łaziłam jak wiemy pies,
spijałam kaŜde słowo z twoich ust...
- Powiedziałem, Ŝe to wcale nie było tak - przerwał ze
złością. - JuŜ samo to, Ŝe tak wszystko zapamiętałaś, jest
powodem, dla którego powinniśmy się spotkać.
- Jesteś bardzo uparty, Liam - westchnęła ze znuŜeniem. -
A moŜe chodzi po prostu o to, Ŝe traktujesz mnie jako
wyzwanie teraz, gdy nie jestem juŜ taka uległa jak kiedyś?
- Nigdy nie uwaŜałem cię za uległą! - warknął.
Westchnęła, zastanawiając się, jak wybrnąć z tej sytuacji.
Jako Laura, nie miała cienia wątpliwości, Ŝe wcale nic ma
ochoty go spotykać - nadal zbyt Ŝywo miała w pamięci ból,
jaki jej zadał w przeszłości. Jednak jako właścicielka Shipley
Publishing wiedziała, Ŝe na pewnym etapie negocjacji będzie
musiała się z nim spotkać. MoŜe lepiej tymczasem
zniwelować wszelkie towarzyskie nieporozumienia. ChociaŜ
nie zamierzała na razie zdradzać, Ŝe nazywa się Shipley...
- A moŜe po prostu sądzisz, Ŝe mąŜ mógłby mieć coś
przeciwko spotkaniu ze mną? - spytał cicho.
- Mojego męŜa w to nie mieszajmy - odparła wyniośle.
Nie zamierzała rozmawiać z Liamem o Robercie i swym
małŜeństwie. Być moŜe będą mieli wspólne interesy, ale nie
oznacza to, Ŝe wchodzą w rachubę jakieś zwierzenia na temat
Ŝ
ycia osobistego.
- Z przyjemnością - odparł zdecydowanym tonem. - To
jak, Lauro? Spotkamy się na drinka dziś wieczór? Czy mam
cię odszukać jutro?
- To brzmi jak pogróŜka.
- Daj spokój! - Ŝachnął się niecierpliwie. - Kiedyś nie
byłaś taka oporna!
Kiedyś w ogóle była inna. Ale właśnie te zmiany sprawiły,
Ŝ
e miała dość pewności siebie i siły, by bez obaw przyjąć jego
zaproszenie. Liam nie mógł jej dotknąć emocjonalnie. JuŜ nie.
- Dobrze - spotkajmy się na drinka - zgodziła się
łaskawie.
- Dlaczego nie powiedziałaś tego dziesięć minut temu?
- Nie chciałam, Ŝeby poszło ci zbyt łatwo - odparła
szczerze.
- Chyba niczego mi nie ułatwisz - westchnął. Zaśmiała się
cicho.
- Zgadłeś. Daj mi czterdzieści minut na ubranie się i
dojazd - powiedziała szybko, odrzucając satynową kołdrę i
wyskakując z łóŜka,
- Będę czekał ze zmroŜonym szampanem... - zapewnił
uwodzicielsko.
- Postawmy sprawę jasno na samym wstępie, Liam, nie
mamy czego świętować - zauwaŜyła wyniośle.
- MoŜe ty nie, ale ja tak - powiedział wesoło, nie
zwaŜając na jej niechęć. - Jak się spotkamy, zdradzę ci powód.
Laura ubrała się i skrzywiła do swego odbicia w lustrze,
robiąc makijaŜ. Co mianowicie Liam zamierzał świętować? O
czym chciał jej powiedzieć? Chyba nie o ksiąŜce „Świat
Josie", skoro trzymał całą sprawę w tajemnicy? A jeśli właśnie
o to chodziło? Jak powinna się zachować w tej sytuacji?
ROZDZIAŁ TRZECI
Po przybyciu do hotelu Laura zlustrowała szybko bar oraz
hol, by przekonać się, Ŝe nie ma tam Liama. To mogło
oznaczać tylko jedno...
Laura podeszła zdecydowanym krokiem do recepcji, a jej
dwubarwne oczy rzucały wściekłe błyski.
- Czy mógłby pan zadzwonić do apartamentu pana
O'Reilly'ego i powiedzieć, Ŝe czekam na niego na dole?
- Oczywiście, proszę pani - powiedział recepcjonista i
wykonał jej polecenie. Po krótkiej rozmowie z Liamem
zasłonił słuchawkę i zakomunikował:
- Pan O'Reilly zaprasza panią do swego apartamentu na
trzecim piętrze.
- Proszę powiedzieć, Ŝe czekam na niego w recepcji i ma
tu zejść, z szampanem albo bez niego! - Laura była tak
wściekła, Ŝe trudno jej było ukryć drŜenie głosu, a dłonie
zacisnęły się w pięści.
Jak on śmie? Jak śmie przypuszczać, Ŝe ona przyjdzie na
drinka do jego pokoju? Za kogo on się ma? A przede
wszystkim - za kogo ją uwaŜa?
Recepcjonista przekazał wiadomość i zakończył rozmowę,
po czym obdarzył Laurę bezmyślnym uprzejmym uśmiechem.
- Pan O'Reilly powiedział, Ŝe zejdzie za chwilę -
zapewnił.
- Dziękuję - rzuciła wyniośle, po czym odmaszerowała
sztywno i usadowiła się w jednym z przepastnych foteli,
wlepiwszy wzrok w cztery windy, bo spodziewała się, Ŝe z
jednej z nich wynurzy się Liam.
Nie wiedziała, czy zostanie teraz na tego obiecanego
drinka. Dosłownie gotowała się ze złości. Co za arogancja! Co
za bezczelność!
- Powiedziałbym, Ŝe do twarzy ci z tą złością
- rozległ się rozbawiony głos tuŜ przy jej uchu - ale
wątpię,
czy
w
obecnym
nastroju
doceniłabyś
ten
wyświechtany komplement.
Rozzłoszczona odwróciła się gwałtownie na dźwięk głosu
Liama i ujrzała jego twarz w odległości kilku centymetrów od
swojej.
JuŜ drugi raz tego dnia nie wiedziała, skąd on się wziął.
Tym razem usiadła przecieŜ naprzeciwko wind, a i tak jego
przybycie umknęło jej uwagi. Facet był nieuchwytny jak
taksówka przed londyńskim teatrem w sobotni wieczór!
- Zszedłem po schodach - powiedział, jakby czytał w jej
myślach.
- Trzy piętra? - spytała z niedowierzaniem. Liamowi,
którego znała, nie chciało się czasem przejść z sypialni do
kuchni!
Uśmiechnął się szeroko, widząc jej sceptyczny wyraz
twarzy.
- Po przeprowadzce do Irlandii bardzo polubiłem piesze
wędrówki - mówiąc to, lekko spochmurniał.
- To mnie uratowało.
- Jak miło - odparła z nieszczerym uśmiechem, nie chcąc
słyszeć, przed czym mianowicie się ratował.
- Widzę, Ŝe zabrałeś ze sobą szampana - dodała kpiąco,
patrząc na jego puste ręce.
- Czeka na nas w barze - zapewnił, wykonując dworny
ruch w tamtym kierunku.
Ciekawe, co to ma niby znaczyć? - zastanawiała się,
wstając. Ze niby od początku zamierzał wypić z nią szampana
w barze? Czy raczej zadzwonił szybko do barmana i poprosił,
by włoŜył drugą butelkę do lodu? Laura sądziła, Ŝe w grę
wchodziła raczej druga wersja wydarzeń.
- Za duŜo myślisz - rzucił kpiąco Liam i delikatnie
otoczył ją ramieniem, gdy ruszyli w stronę baru.
- A wyglądasz cudownie - dodał z podziwem.
Skrzywiła się, słysząc ten komplement. WłoŜyła czarne
spodnie i dopasowaną kurteczkę z czarnej skóry, sądząc, Ŝe
wygląda w tym elegancko, lecz niekoniecznie ponętnie. Wcale
sobie nie Ŝyczyła, by Liam pomyślał, Ŝe chce mu się podobać.
Najwyraźniej jej się to nie udało!
Przyglądała mu się, gdy sączyli szampana, którego im
nalano, i zauwaŜyła obojętnie, Ŝe jej przystojny ciemnowłosy
towarzysz budzi spore zainteresowanie kobiet obecnych w
barze. Pewne rzeczy się nie zmieniają, pomyślała gorzko.
Liam zawsze potrafił ściągnąć na siebie uwagę wszystkich
kobiet obecnych w promieniu dziesięciu metrów, bez względu
na ich wiek.
- No i jak twoje obserwacje, Lauro? - odezwał się
wreszcie, patrząc na nią roześmianymi oczami.
W środku cała zesztywniała, słysząc te słowa, ale na
zewnątrz sprawiała wraŜenie zupełnie zrelaksowanej, gdy
siedziała obok niego na wygodnym fotelu.
- Jakie obserwacje? - spytała obojętnie.
- Na lemat zmian, jakie zaszły w moim wyglądzie przez
osiem lat - rzucił lekko.
Traktuje je tak niefrasobliwie, pomyślała, bo wie, Ŝe
zmiany te nie ujęły mu wcale atrakcyjności.
- Oboje jesteśmy o osiem lat starsi, Liam.
- Bardzo taktowna uwaga, Lauro - roześmiał się - ale nie
odpowiada na moje pytanie.
- Bo, prawdę mówiąc, nie widzę sensu w tym pytaniu, a
tym bardziej w odpowiedzi - odparła oschle, unosząc ciemne
brwi.
- Jaki on jest? - spytał, mruŜąc niebieskie oczy. Z trudem
udało jej się zapanować nad sobą.
- Kto? - spytała wreszcie sztywno.
- Facet, za którego wyszłaś. Obrzuciła go chłodnym
spojrzeniem.
- Robert to najmilsza, najwspanialsza, najbardziej
taktowna osoba, jaką znałam - odparła bez wahania.
Liam zachmurzył się, wyraźnie niezadowolony z tej
odpowiedzi.
- Ale jaki jest w łóŜku?
Laura, która właśnie piła szampana, omal nic zadławiła się
musującym płynem.
- Jak śmiesz? - parsknęła, gdy tylko złapała oddech i
drŜącą ręką z impetem odstawiła kieliszek na stolik. - Za kogo
ty się masz? Nie masz prawa...
- AŜ tak źle? - wpadł jej w słowo, wciąŜ nie odrywając od
niej wzroku.
- A cóŜ to niby ma znaczyć? - spytała, a na jej policzkach
wykwitły dwa czerwone rumieńce.
- Zbyt gwałtowna reakcja, Lauro. Zbyt gniewna - rzucił
szyderczo. - Za chwile usłyszę, ze będąc najmilszym,
najwspanialszym
i
najbardziej
taktownym
męŜczyzną
rekompensuje to, Ŝe nie zadowala cię w łóŜku.
- Mylisz się - odparła zjadliwie, schylając się po swoją
torebkę. - Bo nie mam ci nic więcej do powiedzenia ani o
Robercie, ani na Ŝaden inny temat. - Wstała, patrząc na niego
z pogardą. - Muszę przyznać, Ŝe rzeczywiście się zmieniłeś
przez te wszystkie lata, Liam, niestety na gorsze.
- Och, daj spokój, siadaj - rzucił ze znuŜeniem.
- Ho dobrze, nie powinienem robie tych uwag o twoim
męŜu. - „Nawet jeśli są prawdziwe", mówił jego ton.
- Przepraszam, w porządku? - dodał szybko.
- Nie, nie w porządku - wycedziła. Pochylił się i ujął
jedną z jej dłoni,
- Nie przyszło ci do głowy, Ŝe mogę być troszkę
zazdrosny? - spytał. - PrzecieŜ kiedyś uwaŜałaś, Ŝe to ja
jestem najwspanialszy.
Parsknęła pogardliwym śmiechem.
- To było, zanim dorosłam na tyle, by odróŜniać złoto od
tombaku!
Zanim puścił jej dłoń, zacisnął na niej na chwilę palce -
była to jedyna oznaka wskazująca, Ŝe ugodziły go jej słowa.
Nie Ŝałowała, Ŝe były tak ostre. Nie pozwoli nikomu
obraŜać Roberta. Swego czasu ocalił ją, gdy przechodziła
powaŜny kryzys.
Była poruszona sugestią Liama, Ŝe jest zazdrosny o jej
uczucia do Roberta. Przez moment pomyślała, Ŝe być moŜe w
przeszłości krzywdząco uznała go za nieczułego. Ale
natychmiast się zreflektowała. Jego uczucie zazdrości
wypływało wyłącznie z egoizmu, lak jak wszystkie jego
uczucia.
- Od razu ci powiedziałam, Ŝe to bez sensu, Liam.
- Uśmiechnęła się ze smutkiem. - Nie mamy juŜ ze sobą
nic wspólnego. - O ile kiedykolwiek mieliśmy. Takie
spotkania dawnych przyjaciół....
- Dawnych kochanków! - wpadł jej w słowo, a w jego
oczach zapłonęła namiętność. - Nie próbuj zaprzeczać, Ŝe coś
nas łączyło w przeszłości!
Zaprzeczać! Najchętniej wykasowałaby ten fakt z pamięci,
jak z twardego dysku.
Owszem, byli kochankami. Ale juŜ dawno postanowiła
więcej o tym nie myśleć.
- Proszę cię Lauro, usiądź - powiedział cicho.
- Postaram się nie mówić juŜ nic obraźliwego.
- Postarasz się? - powtórzyła oschle, kręcąc głową nad
jego arogancją. - Jeśli chcesz, Ŝebym została, musisz mi
obiecać coś więcej.
- Pogódź się z tym, Ŝe czasem moŜe coś mi się wymknąć
zupełnie niechcący.
Laura skrzywiła się ironicznie. I to ma usprawiedliwiać to,
co juŜ od ciebie zdąŜyłam usłyszeć?
- Prawdę mówiąc, owszem. Opadła cięŜko na fotel.
- Naprawdę jesteś najbardziej aroganckim facetem,
jakiego miałam nieszczęście poznać!
Błysnął zębami w uśmiechu i pochylił się, by napełnić
kieliszki szampanem.
- No, przynajmniej czymś się wyróŜniam w twoich
wspomnieniach.
- Arogancja to nie zaleta.
- Spróbuję o tym pamiętać - rzucił cierpko.
- A tymczasem wznieśmy toast... - Podał Laurze
napełniony kieliszek, a potem uniósł drugi.
- A za co? - spytała, przełykając ślinę. Gdyby chodziło o
nową ksiąŜkę, me wiedziałoby, jak ma się zachować.
- Za dawnych kochanków i nowych przyjaciół?
- zaproponował.
Odpowiedziała mu bladym uśmiechem, czując ulgę, Ŝe nie
chodzi o ksiąŜkę, ale jego propozycja teŜ niezbyt jej się
spodobała.
- O tym pierwszym najchętniej bym zapomniała, a to
drugie wydaje mi się mało prawdopodobne - wyznała
szczerze.
- W kaŜdym razie wypijmy za nas - mruknął zachęcająco.
- „Za nas"?
- A powiedziałaś mu o nas? - zagadnął, gdy spełnili toast.
Zesztywniała.
- Robertowi? - spytała, by zyskać na czasie.
- Oczywiście - odparł ze śmiechem. - Chyba Ŝe w ciągu
ostatnich ośmiu lat miałaś jeszcze innych męŜów. A tak z
ciekawości... kiedy za niego wyszłaś?
- Robert i ja pobraliśmy się siedem i pól roku temu
- odparła beznamiętnym tonem.
- No to nie było czasu na innych męŜów - odpowiedział
sobie na pytanie. - A więc wyszłaś za niego juŜ w kilka
miesięcy po moim wyjeździe do Kalifornii... - zauwaŜył.
- Ty ledwie wylądowałeś w Los Angeles, juŜ byłeś
zaręczony i Ŝonaty - rzuciła cierpko.
WciąŜ Ŝywo pamiętała uczucie beznadziejnego smutku,
które towarzyszyło jej, gdy czytała w gazetach spekulacje na
temat jego znajomości z Dianą Porter.
Kiedy po paru tygodniach plotki zostały potwierdzone
przez zdjęcia ślubne, popadła w rozpacz. Gdyby nie Robert...
- Wygląda na to, Ŝe Ŝadne z nas nie miało złamanego
serca po rozstaniu - przyznał Liam. - Przypuszczam, Ŝe twój
ukochany wuj zaaprobował Roberta?
Laura bardzo powoli odstawiła kieliszek na niski stolik, by
nie zdradzić drŜenia dłoni.
Jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym, gdy miała
zaledwie szesnaście lat, została wówczas bez Ŝadnej bliskiej
rodziny. Ojciec chrzestny, któremu przypadło honorowe
miano „wuja", będący wykonawcą testamentu rodziców,
organizował jej odtąd naukę w szkołach z internatem, gdzie
zdobywała piątki, zanim podjęta samodzielne studia na
uniwersytecie.
Gdy osiem i pół roku wcześniej zaczęła spotykać się z
Liamem, powiedziała mu o swoim ojcu chrzestnym. Jednak
Liam nigdy go nie poznał.
Oczywiście wuj bardzo się interesował sławnym pisarzem
obecnym w Ŝyciu jego podopiecznej, a ona wielokrotnie
proponowała Liamowi, Ŝeby zaaranŜować wspólne spotkanie.
Jednak on nigdy nie przystał na tę propozycję.
Jego powściągliwość stała się zrozumiała, gdy wyjechał
do Ameryki, a w kilka miesięcy później poślubił inną kobietę.
Po co miał poznawać opiekuna młodej studentki, z którą
spotykał się przez pół roku, skoro nie traktował jej powaŜnie?
Teraz Laura zmierzyła go chłodnym spojrzeniem.
- Nie sądzę, aby to była twoja sprawa. Tak jak i inne mnie
dotyczące - odparła lodowatym tonem. - Zresztą ja równieŜ
zupełnie nie interesuję się twoim Ŝyciem osobistym - dodała
pogardliwie.
Jej wyniosłość najwyraźniej nie robiła na nim Ŝadnego
wraŜenia.
- A co z moim Ŝyciem zawodowym? - spytał
prowokacyjnym tonem. - Czy nie chciałabyś wiedzieć...
- Nie! - przerwała raptownie, zanim zdąŜył powiedzieć
coś, co postawiłoby ją w niezręcznej sytuacji. A gdyby
wspomniała o Shipley Publishing... - Nie, Liam, nic chcę
równieŜ nic wiedzieć o twoim Ŝyciu zawodowym - ciągnęła
juŜ spokojniej. - A zresztą - zerknęła na zegarek - muszę juŜ
iść.
- Kopciuszek zmienia się w dynię z uderzeniem
jedenastej? - zaŜartował.
Potrząsnęła z uśmiechem głową.
- Słabo znasz bajki, Liam. Kopciuszek zamienia się w
kocmołucha. Ale dopiero o dwunastej.
- Moja ignorancja płynie z trudnego dzieciństwa. Mama
nic miała czasu na czytanie mi bajek. Musiała ciągle
pracować, by utrzymać mnie i trzy siostry po śmierci ojca.
Rzucił tę uwagę bez śladu goryczy w głosie, ale Laura
wiedziała, Ŝe jego matce nie było łatwo samej z czwórką
dzieci. Ojciec Liama został zabity, gdy on sam, najstarszy z
rodzeństwa, miał siedem lat. Nie wiedziała, jak Mary O'Reilly
poradziła sobie przez te wszystkie lata. To, Ŝe Liam został
wziętym pisarzem w wieku dwudziestu paru lat, bardzo
pomogło finansowo jego rodzinie. Ale nie cofnęło smutnego
dzieciństwa całej czwórki.
Jednak Laura nie zamierzała rozczulać się teraz nad
trudnym dzieciństwem Liama i nad nim samym.
- Czy u twojej mamy i sióstr wszystko w porządku? -
spytała uprzejmie.
- O, tak - odparł, uśmiechając się na myśl o swojej
rodzinie. - Mama mieszka w bardzo ładnym domu na
zachodnim wybrzeŜu Irlandii, a siostry są szczęśliwymi
męŜatkami. W sumie mają czternaścioro dzieci.
- Mama musi być zachwycona - uśmiechnęła się Laura.
Liam skrzywił się.
- Mama będzie naprawdę szczęśliwa dopiero wtedy, gdy
dam jej wnuka, który otrzyma nasze nazwisko rodowe.
Laura uniosła ciemne brwi.
- W Irlandii jest pewnie niemało ludzi o tym nazwisku.
- Oczywiście, Ŝe niemało - odparł, specjalnie
wzmacniając jeszcze swój akcent. - Ale ja jestem jedynym
męskim przedstawicielem tej gałęzi rodziny - wyjaśnił z
Ŝ
alem.
- A więc to nakłada na ciebie cięŜar odpowiedzialności.
Czy w najbliŜszej przyszłości moŜesz oczekiwać małego
O'Reilly'ego męskiej lub chociaŜ Ŝeńskiej płci?
- Niestety nie - odparł cierpko.
- Biedna mama - powiedziała z wyrzutem, wstając z
miejsca. - Dziękuję za szampana, Liam. Był bardzo dobry.
- W przeciwieństwie do towarzystwa? - spytał, równieŜ
wstając. Był zaledwie kilka centymetrów od niej.
Laura wolałaby, Ŝeby nie stał aŜ tak blisko. Czuła lekki
zapach jego wody kolońskiej.
- Towarzystwo teŜ było dobre - odparła uprzejmie. -
Przyjemnego pobytu w Londynie. MoŜe się kiedyś jeszcze
spotkamy, za jakieś osiem lat na przykład. - Odwróciła się.
- Odprowadzę cię do drzwi - powiedział Liam, ujmując ją
lekko za łokieć. - Przynajmniej tyle zrobię, skoro nie mogę
odwieźć cię do domu - ciągnął, widząc jej spłoszone
spojrzenie.
Zignorowała tę uwagę. Chciała tylko jak najszybciej
odjechać z tego hotelu, byle dalej od Liama.
- To dalej niŜ do drzwi - zauwaŜyła, podnosząc wzrok na
markizę, gdy stanęli przed wejściem do hotelu
- Bo pomyślałem sobie, Ŝe nie byłabyś zadowolona,
gdybym zrobił to w środku - szepnął, po czym szybko pochylił
się i pocałował ją w usta.
Było to tak nieoczekiwane, Ŝe nie zdąŜyła zareagować.
Gdy jednak poczuła gorące fale rozlewające się po ciele, które
pamiętało, ile przyjemności zaznało z tym męŜczyzną,
wiedziała, Ŝe musi mu się natychmiast wyrwać.
Odsunęła gwałtownie twarz i odepchnęła od siebie Liama,
który objął ją mocno w talii.
- To było zupełnie nie na miejscu! - wyrzuciła z siebie z
urywanym oddechem, cała w pąsach.
- Ale potrzebne - szepnął. - Przynajmniej mnie. - Pokręcił
z Ŝalem głową. - Wiem, Ŝe jesteś męŜatką, i przepraszam za
to, co zrobiłem. Ale moŜesz mu powiedzieć ode mnie, Ŝe jest
szczęściarzem.
Jej oczy rzuciły gniewne błyski.
- Zamierzam zapomnieć o wszystkim, co tu zaszło, jak
tylko wsiądę do taksówki - powiedziała z naciskiem. - Jesteś
jeszcze podlejszy, niŜ sądziłam.
- Słowa, słowa - rzucił lekko.
Miała ochotę go uderzyć. Zaledwie krótkie spotkanie z
Liamem wystarczyło, by przestała panować nad emocjami i
zamieniła się w kłębek nerwów.
- Pewnego dnia znajdziesz się w sytuacji, nad którą nic
będziesz miał kontroli. Daj mi znać, jak cię coś takiego
spotka, chciałabym to zobaczyć.
Uniósł ze zdziwieniem brwi.
- Nigdy nie byłaś mściwa, Lauro.
O tak, zmieniła się, i to bardzo. Zawsze myślała z Ŝalem o
tej lekkomyślnej, beztroskiej dziewczynie, która niegdyś była.
- Teraz teŜ nie jestem mściwa, moŜe tylko trochę znuŜona
Ŝ
yciem - westchnęła. - Naprawdę muszę juŜ lecieć - dodała
rzeczowym tonem. - Niektórzy ludzie rano chodzą do pracy -
zauwaŜyła złośliwie.
Liam odprowadził ją do taksówki i otworzył przed nią
tylne drzwi.
- A czym właściwie się zajmujesz? - spytał z
zainteresowaniem.
- Redaguję ksiąŜki - odparła, zachowując połowiczną
prawdę. W końcu rzeczywiście, w trosce o renomę firmy,
czytała i nadzorowała opracowanie wszystkich tekstów
spływających do Shipley Publishing.
- Naprawdę? - Liam był wyraźnie pod wraŜeniem. - A w
jakim...
- Było miło, ale muszę jechać - przerwała.
- Chciałbym znów się z tobą zobaczyć - oświadczył
powaŜnie.
- NiemoŜliwe - rzuciła zdecydowanie. - Dobranoc -
dodała szybko i zatrzasnęła mu drzwi przed nosem, nachylając
się ku kierowcy, by podać mu adres.
Nie obejrzała się, choć wiedziała, Ŝe Liam stoi na
chodniku i patrzy za odjeŜdŜającą taksówką, dopóki nie znikła
za rogiem.
Dopiero wtedy Laura poczuła, jak stopniowo opada z niej
napięcie.
Wiedziała, Ŝe nie naleŜało umawiać się z Liamem, zrobiła
to tylko po to, Ŝeby nie próbował jej odszukać. Jednak w
bliskiej przyszłości i tak dowie się, kim ona jest. Po spędzeniu
z nim ostatniej godziny Ŝałowała, Ŝe nie zdecydowała się na
taką wersję zdarzeń.
Wszystko byłoby lepsze niŜ ta ostatnia godzina! I ten
pocałunek...
Przejechała koniuszkiem języka po ustach, wciąŜ jeszcze
czując draŜniący dotyk warg Liama. Jak to moŜliwe, Ŝe
jeszcze tak na nią działał? Po tym wszystkim, co między nimi
zaszło, po bólu i rozczarowaniach, których był przyczyną.
Czuła się rozbita, zdezorientowana. Była zła na siebie. I na
niego. A przecieŜ powinna panować nad sobą, być
skoncentrowana i pewna siebie. Gdy następnym razem go
spotka, taka właśnie będzie.
W domu paliło się światło, gdy weszła tam w kilka minut
później i skierowała się prosto do kuchni, gdzie czekała na nią
Amy Faulkner, jej gospodyni, popijając kawę i oglądając
telewizję.
Niska, przysadzista i bezpretensjonalna Amy miała
pięćdziesiąt kilka lat i od prawie dwudziestu zarządzała
domem Roberta, gdy Laura została jego Ŝoną. Starsza kobieta
przyjęła ją, jakby była jej córką, którą los nigdy jej nie
obdarzył. Od razu bardzo się polubiły. Laura wyjątkowo
ceniła sobie obecność drugiej kobiety w domu, zwłaszcza w
ostatnich latach.
Na widok Laury gospodyni wstała z uśmiechem i
wyłączyła telewizję.
- Udany wieczór, pani Shipley? - spytała.
- To było tylko spotkanie słuŜbowe, Amy - odparła. - W
domu wszystko w porządku?
- Oczywiście - odpowiedziała Amy z uśmiechem.
- Zasnął, jak tylko pani wyszła.
- Wpadnę do niego, zanim pójdę do siebie. Dziękuję, Ŝe
zostałaś, Amy, choć powiadomiłam cię w ostatniej chwili. -
Uśmiechnęła się z wdzięcznością.
- Zawsze moŜe pani na mnie liczyć, Lauro, przecieŜ
wiem, Ŝe pani niełatwo - odparła ciepło Amy.
- A on lubi ze mną zostawać.
- Wiem. - Laura uścisnęła łagodnie ramię Amy.
- Ale i tak bardzo dziękuję.
Cicho wspięła się po schodach i zajrzała do pokoju
przyległego do jej sypialni.
Pomieszczenie oświetlała mała lampka nocna, więc Laura
dotarła do bujanego fotela przy łóŜku, nic potrącając Ŝadnych
mebli. Usiadła i spojrzała ze wzruszeniem na śpiącego
chłopczyka.
Spod kołdry wystawała tylko jego głowa i szczupłe
ramiona, usta miał lekko rozchylone. Ciemne rzęsy prawie
dotykały policzków, ciemne włosy wiły się na poduszce.
Robert Shipley. Junior, dodała w myślach. Zawsze upierał
się, by go tak nazywać. Ale wszyscy, którzy go kochali,
mówili do niego Bobby.
Siedem lat, czarne włosy, niebieskie oczy. Łobuziak i
bystrzak. Był miłością jej Ŝycia.
To właśnie z jego powodu Liam O'Reilly nie moŜe mieć tu
wstępu. GdyŜ Mary 0'Reilly, matka Liama, nie wiedząc o tym,
miała juŜ swego wyczekiwanego wnuka.
Tylko Ŝe nie nazywał się O'Reilly. I nigdy nie będzie.
Choć Bobby był bez wątpienia synem Liama...
ROZDZIAŁ CZWARTY
- Mówi, Ŝe chce się dziś umówić na spotkanie. Laura
upatrzyła się w Perry'ego niewidzącymi oczami. Nie słyszała
juŜ nic z tego, co mówił dalej, zaskoczona wiadomością, Ŝe
Liam właśnie zadzwonił.
- Przepraszam, Peny, czy moŜesz powtórzyć? - poprosiła,
rozpaczliwie próbując się skoncentrować.
Słabo spała tej nocy, przygnieciona nawałem róŜnych
myśli.
Przez ponad siedem lat, od kiedy postanowiła poślubić
Roberta, Ŝyła w strachu, Ŝe Liam moŜe wtargnąć w jej Ŝycie,
rozpoznać w Bobbym swego syna i domagać się praw do
niego. A przecieŜ stracił je, gdy tak bezdusznie ją porzucił.
Oczywiście nic miał wtedy pojęcia, Ŝe Laura była w ciąŜy
- sama przecieŜ jeszcze o tym nie wiedziała.
Gdyby jednak raczył do niej choć raz zadzwonić,
powiedziałaby mu, Ŝe zostanie ojcem. Zamiast tego
dowiedziała się z gazety, Ŝe oŜenił się z inną kobietą!
Będąc w ciąŜy, samotna, przeraŜona, znienawidziła go i
nie chciała więcej widzieć. Z czasem jej ból i nienawiść się
wypaliły.
Robert był cudownym męŜem i ojcem. Zawdzięczała mu
wszystko, co osiągnęła. Z czasem Liam O'Reilly stał się
bladym cieniem z przeszłości, rozdziałem z jej dawnego Ŝycia,
który wspominała z niejakim wstydem.
Z perspektywy czasu widziała, Ŝe mu się narzucała, me
chciała dostrzec sygnałów, które mówiły wyraźnie, Ŝe jej
uczucie nie było odwzajemnione.
Co nie znaczy, Ŝe nie winiła Liama za to, co się stało -
przecieŜ nie zrobił nic, by nie doszło do ich zbliŜenia. Patrzyła
teraz na wszystko dojrzalej, ale mu nie wybaczyła i nie chciała
go więcej widzieć!
Jednak nie mogła odrzucić błyskotliwego tekstu, który
przekazał jej Perry przed trzema tygodniami, bez wzbudzania
podejrzeń redaktora naczelnego, choć juŜ po przeczytaniu
pierwszego rozdziału rozpoznała styl autora.
- Liam O'Reilly postanowił wrócić dziś wieczorem do
Irlandii - powtórzył cierpliwie Perry. - Przed wyjazdem
chciałby przyjść i omówić warunki umowy.
- Miałeś chyba na myśli Reilly'ego O'Shea - poprawiła
spokojnie, by zyskać na czasie. - Co mu powiedziałeś?
- śe mam dziś bardzo napięty plan, ale zobaczę, co da się
zrobić i oddzwonię.
Wzięła głęboki oddech i spytała oficjalnym tonem:
- Czy ty i David - chodziło jej o pracownika z działu
umów - macie przygotowane warunki kontraktu?
Perty zawahał się.
- One zaleŜą od tego, z kim zawieramy umowę, prawda? -
Pokręcił głową z zakłopotaniem. - To trudna sytuacja, Lauro.
Sądzę, Ŝe powinnaś się zająć sprawą osobiście.
Opadła cięŜko na oparcie fotela, kobieta interesu w
kaŜdym calu, sądząc po jej czarnym garniturze i białej
jedwabnej bluzce. „Strój człowieka władzy", Ŝartował Robert,
ale Laura wiedziała, Ŝe w wieku dwudziestu dziewięciu lat jest
nieraz postrzegana jako zbyt młoda jak na dyrektorkę
wydawnictwa, więc przywiązywała duŜą wagę do swego
wizerunku.
- Jestem pewna, Ŝe sam znakomicie sobie z tym
poradzisz, Perry - uśmiechnęła się, łechcąc jego ego.
Perry był ambitnym facetem, który cenił sobie stanowisko
redaktora naczelnego w dobrym wydawnictwie. Nie zniósłby
tego, Ŝe ktoś kwestionuje jego kompetencje.
- Ale to nie są zwykłe negocjacje - westchnął. - Nie wiem,
jak to rozegrać. Bardzo mi zaleŜy na tym tekście, chcę podpis
autora na umowie, zanim się wycofa albo pójdzie do innego
wydawcy. Ale jak mam z nim negocjować, nie zdradzając, Ŝe
wiem, kim jest? A chciałbym przecieŜ opublikować tę ksiąŜkę
z nazwiskiem O'Reilly na okładce. Nie mogę go wystraszyć.
- Jego chyba niełatwo wystraszyć - mruknęła z
przekąsem, uśmiechając się niewesoło.
- Sądzę jednak, Ŝe twój osobisty udział w spotkaniu...
- Dałby mu błędne pojęcie o jego pozycji - wtrąciła
szybko. - Chyba najlepiej byłoby oznajmić, Ŝe nie masz czasu
się z nim dziś spotkać.
- Lauro, on powiedział, Ŝe zabiera tekst z powrotem do
Irlandii, jeśli do końca dnia nie złoŜymy mu ostatecznej
propozycji - ostrzegł spokojnie Perry.
Nawet podając się za jakiegoś O'Shea - a raczej zwłaszcza
z tego powodu! - pisarz zachowywał się wyjątkowo
arogancko. Debiutujący autorzy nieraz muszą czekać całymi
miesiącami na odpowiedź z wydawnictwa po złoŜeniu
maszynopisu. Liam powinien być zadowolony, Ŝe Shipley
Publishing odezwało się tak szybko, co nie znaczy, Ŝe woda
sodowa ma mu uderzać do głowy! Jednak, bez względu na to,
za kogo się podawał, autor był przecieŜ Liamem O'Reillym,
więc...
- Wiem, wiem! - mruknął Perry, jakby czytał w jej
myślach, zrywając się niecierpliwie z krzesła. - W pierwszym
odruchu teŜ chciałem odesłać go do diabła.
- Perry zaczął nerwowo przechadzać się po pokoju.
- Ale czuję, Ŝe ta ksiąŜka to murowany sukces. Nie
chciałbym jej stracić.
- Zapowiadają się trudne negocjacje - uznała Laura.
Niedawne spotkanie przekonało ją, Ŝe Liam jest jeszcze
bardziej arogancki niŜ kiedyś. Trochę to dziwne, zwaŜywszy
na to, Ŝe nie wydał przez osiem lat Ŝadnej ksiąŜki.
Jednak, tak jak Peny, była zachwycona „Światem Josie",
tajemniczą opowieścią o dziewczynie dorastającej w małej
irlandzkiej wiosce. Ta ksiąŜka przebiłaby wszystkie, jakie
dotychczas wydało ich wydawnictwo. Problem polegał na
tym, Ŝe Liam teŜ o tym wiedział...
- Trudne, nietrudne, ja chcę mieć tę ksiąŜkę -
zapowiedział Perry z determinacją.
- A więc uzgodnij z nim warunki - poleciła lakonicznie.
- A jeśli będę musiał skonsultować się z tobą?
- Zadzwonisz - ucięła zdecydowanie. Za Ŝadne skarby nie
chciała się spotkać z Liamem! Spojrzała na zegarek. - Jest
dziesiąta trzydzieści - powiedziała. - Umów się z nim na
czwartą. - Pomyślała, Ŝe ona opuści juŜ wówczas redakcję, by
odebrać Bobby'ego ze szkoły.
Jak zauwaŜyła Amy poprzedniego wieczoru, godzenie
obowiązków matki i dyrektorki wydawnictwa nie było łatwe.
Jednak przy pomocy takich ludzi jak Amy i dzięki
sprawdzonemu zespołowi wydawnictwa Laurze udawało się
sprawnie
Ŝ
onglować
wszystkimi
piłeczkami.
Nie
przeszkadzało jej to, Ŝe cierpiało na tym wszystkim jej Ŝycie
osobiste: i tak miała więcej, niŜ kiedykolwiek się spodziewała.
- Dzięki temu nie wyjdziesz na zbyt uległego -
przekonywała Perry'ego.
- Masz rację - zgodził się. - Trochę się w tym wszystkim
pogubiłem. - Podszedł zdecydowanym krokiem do drzwi -
Zadzwonię do niego i powiem, Ŝe wygospodaruję parę minut
koło czwartej. - Zatrzymał się w otwartych drzwiach. - śycz
mi szczęścia.
Skinęła głową z uśmiechem. Wiedziała, Ŝe będzie go
potrzebował.
- Mówiłam, Ŝe pani Shipley jest w tej chwili zajęta i nie
moŜe pan tam wejść! - Laura usłyszała podniesiony głos Ruth,
swojej sekretarki, a potem drzwi do gabinetu stanęły otworem.
- CzyŜby? - zadrwił Liam, stając arogancko w drzwiach i
patrząc wyzywająco na Laurę, która siedziała za swym
imponującym biurkiem przy oknie.
Pomyślała bez sensu, Ŝe jest dopiero trzecia, więc Liam
powinien zjawić się w wydawnictwie dopiero za godzinę.
- Przepraszam, pani Shipley. - Niska, pulchna, rudowłosa,
bardzo kompetentna sekretarka Ruth nie posiadała się z
oburzenia. - Ten pan uparł się, Ŝeby się z panią spotkać, choć
nie był umówiony...
- Powiedziałem tej pani, Ŝe nie muszę się z tobą umawiać
- wpadł jej w słowo Liam.
AleŜ owszem, pomyślała, odkładając wolno pióro Laura -
i spotkała by cię odmowa.
- W porządku, Ruth. - Uśmiechnęła się z przymusem do
sekretarki. - Pan O'Reilly i ja jesteśmy... znajomymi.
Sekretarka
wyszła,
obrzuciwszy
przedtem
Liama
niechętnym spojrzeniem.
- Ładny gabinet - zauwaŜył, rozglądając się po
eleganckim wnętrzu.
Trzy ściany zajmowały dębowe półki, na których
wyeksponowano ksiąŜki opublikowane w wydawnictwie.
Biurko Laury wykonano z tego samego jasnego dębu, na
podłodze leŜał ładny niebieski dywan.
Laura przyglądała się uwaŜnie Liamowi, który zbliŜył się
do jej biurka. Miał na sobie stare, spłowiało dŜinsy, szarą
koszulę i czarną marynarkę. Nic dziwnego, Ŝe Ruth broniła jak
lwica wejścia do jej gabinetu - nie wyglądał na odnoszącego
sukcesy autora, a tym bardziej na milionera.
- Pani Shipley... - mruknął z niedowierzaniem. Laura
usłyszała w tych słowach nutkę lekcewaŜenia.
- Pan O'Reilly - odpowiedziała zgryźliwie. - Czy moŜe
raczej pan O'Shea?
Skoro wiedział, kim ona jest, nic było sensu dłuŜej
udawać, Ŝe nie odkryła jego podstępu. Tym bardziej Ŝe wcale
go nic okłamała - nie pytał przecieŜ, jakie nosi nazwisko po
męŜu.
Liam przyglądał jej się uwaŜnie, przymruŜywszy oczy,
jakby próbował odkryć, czego jeszcze o niej nic wie. Gdy nie
mogła juŜ dłuŜej znieść tego świdrującego spojrzenia,
zapytała:
- Skąd wiedziałeś, jak mnie znaleźć?
- Spytałem w recepcji na dole i skierowano mnie na
najwyŜsze piętro - odparł z błazeńską miną.
- Bardzo śmieszne, Liam - odparła ze znuŜeniem. - Wiesz,
Ŝ
e nie o to pytam.
- Naprawdę? Powiedz mi, Lauro, czy dobrze się bawiłaś,
prowadząc ze mną tę całą gierkę? - warknął, a jego niebieskie
oczy pociemniały z gniewu.
- Nie prowadziłam przecieŜ Ŝadnej gry...
- CzyŜby? - przerwał zjadliwym tonem. - PrzecieŜ
wczoraj w hotelu ty i Perry Webster nie daliście po sobie
poznać, Ŝe się znacie, a tym bardziej Ŝe jesteś jego
pracodawczynią. A gdy spotkaliśmy się na drinka, nie
powiedziałaś, Ŝe wiesz, dlaczego jestem w Londynie.
- Po prostu nie widziałam powodu...
- Nic widziałaś powodu! - powtórzył, przechadzając się
po gabinecie jak lew w klatce. - Powiem ci, o co chodzi -
warknął, opierając się o blat jej biurka i pochylając do przodu.
- Specjalnie zrobiłaś ze mnie głupca!
- Wcale nie!
- O tak, pani Shipley.
- Powiedziałam ci, Ŝe wyszłam za mąŜ. To nie ja podałam
fałszywe nazwisko...
- Ale wiedziałaś od początku, kto się za nim ukrywa, i
postanowiłaś się na mnie zemścić...
- Skoro tak myślisz, musisz mieć bardzo złe zdanie o
mnie - odpowiedziała ze złością. - I chyba przeceniasz rolę,
jaką odegrałeś w moim Ŝyciu.
Przez kilka minut wpatrywali się w siebie w milczeniu
przez szerokość biurka.
- Naprawdę? - spytał.
- Co? - spytała Laura. Nagle napięcie panujące między
nimi opadło, atmosfera uległa subtelnej zmianie.
- Czy naprawdę przeceniam to, ile dla siebie kiedyś
znaczyliśmy? - spytał zduszonym głosem.
Ta sugestia wystarczyła Laurze, by czar chwili prysł.
Potrząsnęła głową i z drwiącym wyrazem twarzy wycedziła:
- Sądziłam, Ŝe dojść jasno się wyraziłam wczorajszego
wieczora:
byłam
smarkulą
zadurzoną
w
starszym,
doświadczonym męŜczyźnie...
- A właśnie... - wpadł jej w słowo, odsuwając się ku jej
uldze od biurka. - O ile mi wiadomo, Robert Shipley...
- Powiedziałam ci wczoraj, Ŝe nie zamierzam rozmawiać
z tobą o Robercie! - przerwała ostro.
- Robert Shipley miał pięćdziesiąt trzy lata, gdy za niego
wyszłaś - ciągnął Liam, niezraŜony.
Laura podniosła się z krzesła.
- I pięćdziesiąt osiem, gdy zmarł przed dwoma laty.
Zostałaś wdową i jego jedyną spadkobierczynią... - dokończył
cicho.
Laura opadła z powrotem na krzesło, krew odpłynęła z jej
policzków. Wszystko, co powiedział, było prawdą, oprócz
jednej rzeczy. Owszem, odziedziczyła po męŜu majątek i
wydawnictwo. Ale współwłaścicielem tej fortuny był Robert
Shipley junior. Bobby, syn Liama...
ROZDZIAŁ PIATY
- Widzę, Ŝe odrobiłeś pracę domową - powiedziała
spokojnie, nie dając po sobie poznać, Ŝe walczy z przypływem
paniki.
Jednak nic końca, skoro nie odkryłeś istnienia Roberta
Shipleya juniora, pomyślała.
- WciąŜ jeszcze nie wyjaśniłeś, jak dowiedziałeś się, Ŝe
nazywam się Shipley - zagadnęła, nie kryjąc zaciekawienia.
Liam wzruszył ramionami.
- To wcale nie było takie trudne. Wróciłaś wczoraj do
domu hotelową taksówką. Spotkałem kierowcę dziś rano,
powiedziałem mu, Ŝe zostawiłaś coś wczoraj i poprosiłem, by
podał mi adres, abym mógł ci to zwrócić.
- Tak po prostu? - spytała, Ŝałując, Ŝe zwolniła wcześnie
kierowcę, nie wiedząc, Ŝe będzie gdzieś wychodzić
wieczorem.
- Oczywiście. - Liam pokiwał głową z satysfakcją. -
Potem wystarczyło popytać tu i ówdzie, kto mieszka w
pewnym domu w Knightsbridge. MoŜesz sobie wyobrazić
moje zdumienie, gdy dowiedziałem się, Ŝe jest to właścicielka
Shipley Publishing!
- I oto jesteś tutaj! - zauwaŜyła niezobowiązującym
tonem. - Chyba masz spotkanie z Perrym za jakieś czterdzieści
minut...
- Zapomnijmy o Perrym - przerwał bezceremonialnie. -
Przyszedłem zobaczyć się z tobą.
- Przykro mi, Liam, ale mam spotkanie za dwadzieścia
minut, na które muszę dojechać.
- Odwołaj je! - zaŜądał stanowczo.
- Nie ma mowy - powiedziała wyniośle, oburzona jego
arogancją.
Laura miała tego dnia odebrać Bobby'ego ze szkoły.
Zazwyczaj odwoziła synka rano, a Amy odbierała go po
południu, ale we wtorki gospodyni miała wolne i w te dni
Laura przyjeŜdŜała po chłopca prosto z pracy. Nie mogła się
spóźnić ani wysłać szofera.
Nie zamierzała jednak wyjaśniać tego wszystkiego
Liamowi.
On tymczasem usadowił się na skórzanym fotelu stojącym
po drugiej stronie jej biurka.
- Widzę, Ŝe bardzo się tym wszystkim przejmujesz? -
powiedział, rozglądając się znacząco wokół siebie, a widząc
jej zdziwione spojrzenie, dodał: - Shipley Publishing.
Laura zdekoncentrowała się nieco, myśląc o synu, ale
natychmiast się zreflektowała.
- Oczywiście, Ŝe tak - rzuciła cierpko. - Bądź co bądź
wybrałeś to wydawnictwo ze względu na jego renomę.
- Bo nie wiedziałem, Ŝe nim kierujesz.
- A co to za róŜnica? - zignorowała obraźliwą uwagę.
- DuŜa! - Skrzywił się.
Laura nabrała powietrza w płuca, by zachować spokój.
- Jeszcze nie podpisałeś z nami umowy, więc nie jesteś do
niczego zobowiązany...
- Co sądzisz o „Świecie Josie"? - wpadł jej w słowo. - I
nie mów, Ŝe nie czytałaś, bo ci nie uwierzę.
- Pod jednym względem wcale się nie zmieniłeś -
powiedziała z niesmakiem. - Jesteś tak samo arogancki jak
kiedyś!
Uwaga nie zrobiła na nim Ŝadnego wraŜenia, nadal
wpatrywał się w Laurę z napięciem.
- No powiedz. Westchnęła.
- Na pewno sam dobrze wiesz, Ŝe „Świat Josie" to
błyskotliwie napisana, poruszająca powieść.
- Tak sądzisz?
Obrzuciła go szybkim spojrzeniem. Po raz pierwszy od
chwili gdy się spotkali, usłyszała nutę niepewności w jego
glosie. CzyŜby rzeczywiście nic zdawał sobie sprawy z tego,
jak dobra jest jego ksiąŜka? Czy to moŜliwie, Ŝe po ośmiu
latach milczenia Liam stracił wiarę w swoje umiejętności
pisarskie?
Sądząc po napięciu, jakie malowało się na jego twarzy,
biło Z jego zesztywniałej sylwetki, naprawdę nie był pewien
jej opinii.
Musiała przyznać, Ŝe miała ochotę zaniŜyć nieco ocenę
ksiąŜki, choćby tylko po to, by utrzeć nosa temu arogantowi.
Ułatwiłoby to teŜ Perry'emu negocjacje.
Jednak wobec wyraźnej niepewności Liama co do jego
mocy twórczych, zanegowanie błyskotliwości jego najnowszej
powieści byłoby nie tylko okrutne, ale i z gruntu nieuczciwe.
- Owszem - przyznała, zbierając papiery z biurka, by nie
musieć patrzeć mu w twarz i widzieć wyrazu triumfu, który z
pewnością się na niej pojawił. - Oczywiście jest pewien
problem z nazwiskiem autora...
- Jak szybko zorientowałaś się, Ŝe to moja ksiąŜka? -
przerwał z zaciekawieniem.
Po pierwszym rozdziale. Po pierwszej stronic. Po
pierwszym akapicie.
- Szybko - odparła powściągliwie. - Perry sądzi, Ŝe
ukryłeś się pod pseudonimem, bo nie chcesz powtórki tego, co
spotkało cię przed ośmiu laty. Tego całego rozgłosu, szumu
medialnego i tak dalej...? - Spojrzała na niego pytająco.
Liam skinął lekko głową.
- Masz bardzo bystrego redaktora naczelnego... -
zauwaŜył sucho.
- TeŜ tak myślę. Na pewno współpraca dobrze by wam się
układała.
- Nie sądzę.
Spojrzała na niego pytająco, ale w tej samej chwili
zadzwonił telefon.
- Odbierz - poradził. - To pewnie twój brytan Ruth
dzwoni, by sprawdzić, czy cię jeszcze nie udusiłem.
- Zaraz schodzę - powiedziała Laura do słuchawki, bo
rzeczywiście dzwoniła Ruth, lecz w innym celu, niŜ Liam
sądził - Samochód czeka juŜ na mnie na dole - poinformowała,
wstając. - Ruth z przyjemnością poczęstuje cię kawą, gdy
będziesz czekał na spotkanie z Perrym o czwartej.
Liam takŜe wstał, przytłaczając Laurę swym wzrostem.
- A ja sądzę, Ŝe Ruth najchętniej pokazałaby mi drzwi.
Poza tym nie zamierzam spotykać się z Perrym - ani o
czwartej, ani później,
- Zwrócisz się do innego wydawcy? - spytała ostroŜnie.
Jako dyrektorka Shipley Publishing bardzo by tego
Ŝ
ałowała. Ale z osobistego punktu widzenia odczułaby tylko
ulgę, tracąc Liama z oczu!
- AleŜ skąd - zaprzeczył szybko. - Ale wolę, Ŝebyś to ty
redagowała moją ksiąŜkę, a nie Perry Webster.
Ty wolisz... - powtórzyła z niedowierzaniem.
- Muszę ci powiedzieć...
- Cokolwiek to jest, sugeruję, byś powiedziała mi rano, bo
masz spotkanie za - zerknął na zegarek - dziesięć minut.
Wiedziała, Ŝe jeśli natychmiast nic wyjdzie, to się spóźni!
Ale jak on śmiał dyktować wydawcy, jakiego ma mu
przydzielić redaktora! Jeśli nie chciał pracować z Perrym,
miała innych świetnych pracowników, ale na pewno sama nie
zamierzała zajmować się jego ksiąŜką!
- Podobno chcesz dziś wieczór wrócić do Irlandii? -
spytała, zarzucając na ramię pasek torebki.
- Zmieniłem plany - odparł, idąc z nią do drzwi.
- Ciekawe dlaczego? - Jakby musiała pytać! Jak tylko
dowiedział się, kim jest, juŜ po rozmowie z Perrym,
postanowił zabawić się z nią w kotka i myszkę, choć sam jej
to zarzucał.
- Zresztą niewaŜne, muszę juŜ iść - rzuciła szybko.
- MoŜesz mnie gdzieś podrzucić? - spytał kpiąco.
- Nie! - odpowiedziała ze złością.
- W takim razie, zanim wyjdę, zapiszę się na spotkanie z
tobą u brytana Ruth.
Laura zatrzymała się z ręką na klamce.
- Liam, naprawdę nie mam zamiaru więcej się z tobą
spotykać. Perry udzieli ci odpowiedzi na wszystkie pytania...
- Nie na te, które chcę zadać - wtrącił znacząco. Laura
spojrzała na niego niespokojnie, ale nie mogła juŜ przedłuŜać
tej rozmowy. Musiała myśleć o Bobbym.
- Dobrze, umów spotkanie z Ruth - westchnęła
niecierpliwie. - Ale rano nie będę ci miała nic nowego do
powiedzenia.
Liam przyjrzał jej się uwaŜnie.
- Czy on tak wiele dla ciebie znaczy? - spytał powaŜnie.
- Kto? - Rzuciła mu spłoszone spojrzenie. ZłoŜył ramiona
na swym szerokim torsie i, wpatrując się w nią uwaŜnie,
wyjaśnił:
- MęŜczyzna, z którym masz się zaraz spotkać. I nie mów
mi, Ŝe nie chodzi o męŜczyznę. Poznaję ten rumieniec, błysk
w pięknych oczach.
- Naprawdę? - spytała sceptycznie.
-
O
tak.
Zawsze
tak
wyglądałaś,
jak
byłaś
podekscytowana albo z czegoś zadowolona.
Laura nie chciała słyszeć, jak wyglądała w podobnych
chwilach, ani przypominać sobie, kiedy Liam miał okazję to
zaobserwować.
- Do widzenia - rzuciła szybko, otworzyła drzwi i,
skinąwszy Ruth na poŜegnanie, pospieszyła w stronę windy.
Paul zdąŜył ją dowieźć przed szkołę Bobby'ego tuŜ przed
dzwonkiem. Uśmiechnęła się z rozczuleniem i dumą na widok
syna pakującego tornister. Wzrostem - był najwyŜszy z całej
klasy - ciemnymi falującymi włosami, bystrymi niebieskimi
oczami i pewnością siebie bardzo przypominał swego
naturalnego ojca.
Obserwując syna, po raz pierwszy zadała sobie pytanie,
czy pewnego dnia - gdy Bobby osiągnie wiek, w którym Liam
nie będzie juŜ mógł upomnieć się o swoje miejsce w jego
dzieciństwie - powinna powiedzieć chłopcu, kto jest jego
prawdziwym ojcem.
Jeśli o nią chodzi, odpowiedź była zdecydowanie
negatywna - po bólu, jaki jej zadał w przeszłości, nie
chciałaby dzielić z Liamem nawet dorosłych lat Bobby'ego.
Jednak z punktu widzenia chłopca sprawa nie była przecieŜ
tak oczywista. Kochał Roberta jak prawdziwego ojca i był
zdruzgotany jego śmiercią przed dwoma laty. Ale przecieŜ
jego naturalny ojciec nadal Ŝył. Czy miała prawo to przed nim
ukrywać? Dlaczego Liam znów wkroczył w jej Ŝycie i stawiał
ją przed takim dylematem?
- Czym się martwisz, mamusiu? - usłyszała nagle głos
synka, który wsunął rączkę w jej dłoń.
- Tak wyglądałam, kochanie? - spytała z uśmiechem,
odganiając niespokojne myśli. - Zastanawiałam się właśnie,
czy nie miałbyś ochoty na hamburgera?
Jak się spodziewała, perspektywa pójścia do baru przed
powrotem do domu natychmiast odwróciła uwagę Bobby'ego
od jej niespokojnego nastroju, a przede wszystkim sprawiła
mu wielką frajdę.
Po powrocie do domu pomogła synowi w lekcjach,
wykąpała go i poczytała na dobranoc.
Przez cały ten czas udało jej się nie myśleć o Liamie.
Jednak gdy znalazła się w swej sypialni, powróciły
wspomnienia.
Przed ośmioma laty Liam, który poza tym, Ŝe pisał
ksiąŜki, pracował takŜe jako wykładowca, przyjechał na jej
uczelnię, by wygłosić wykład o literaturze współczesnej.
Pamiętała, Ŝe sala była pełna, bo większość studentów czytała
przynajmniej jedną z jego ksiąŜek i chciała posłuchać go na
Ŝ
ywo.
Laura nie słyszała ani jednego słowa z jego wykładu! Z
chwilą, gdy Liam wszedł na podium, poczuła się jak
zahipnotyzowana - jego wyglądem, sposobem poruszania,
uwodzicielskim brzmieniem głosu.
Gdy potem poszła na lunch do stołówki, nadal była tak
oszołomiona spotkaniem z przystojnym pisarzem, Ŝe nie
zauwaŜyła nawet, jaką sałatkę dziobie widelcem ani Ŝe letnia
kawa, którą sączy, jest nieposłodzona. Nagle usłyszała:
- Szkło kontaktowe wpadło pani do herbaty! Teraz
wiedziała, Ŝe lepiej byłoby tego nie usłyszeć, ale wówczas
była zachwycona, Ŝe odezwał się do niej męŜczyzna, o którym
właśnie fantazjowała, a do tego jeszcze z miejsca zaczął z nią
flirtować.
Zarumieniona podniosła wzrok na Liama O'Reilly'ego,
który stał obok jej stolika z tacą pełną jedzenia.
- Nie piję herbaty - odpowiedziała cicho, zwilŜywszy
nagle wyschnięte usta. - I nie noszę szkieł kontaktowych -
dodała, wiedząc, Ŝe chodzi mu o róŜny kolor jej oczu.
Uśmiechnął się do niej.
- Wiem. To znaczy nie o herbacie - wyjaśnił, gdy ustawił
tacę na jej stoliku. - Mam na myśli szkła kontaktowe.
ZauwaŜyłem juŜ te pani piękne, niezwykłe oczy w trakcie
wykładu.
- Widział mnie pan? - spytała, z trudem przełykając ślinę.
- Drugi rząd, trzecie miejsce z brzegu. Mogę się
przysiąść?
- Oczywiście - wyjąkała.
ZauwaŜył ją w czasie wykładu, gdy wpatrywała się w
niego jak sroka w gnat? A moŜe właśnie dlatego?
- Wykład bardzo mi się podobał - bąknęła, gdy sadowił
się na krześle obok.
- Naprawdę? - spytał z przekąsem, jakby wiedział, Ŝe nic
usłyszała ani słowa, a ona najpierw oblała się rumieńcem, a
potem pobladła. - Proszę się nie przejmować. Nie pani jedna
wyglądała, jakby miała zaraz zasnąć z nudów - zaśmiał się.
- AleŜ pan wcale nie był nudny! - zaprotestowała. -
Byłam... zafascynowana - powiedziała zgodnie z prawdą, choć
nie miała na myśli wykładu.
- Proszę to udowodnić - powiedział, wbijając zęby w
kanapkę z kurczakiem.
Przełknęła ślinę, wpatrując się w niego z przeraŜeniem.
Nie zamierza jej chyba przepytywać ze swego wykładu?
- Pójdzie dziś pani ze mną na kolację? - spytał jednak,
rozwiewając jej obawy.
Liam O'Reilly zaprasza ją na kolację? Gapiła się na niego
z niedowierzaniem.
- Czy to taka trudna decyzja? - zaśmiał się po chwili, nie
doczekawszy się odpowiedzi.
- Ja... nie... - bąknęła niepewnie. - Po prostu... nic
rozumiem, dlaczego mnie pan zaprasza.
- Bo jeszcze nigdy nie spotkałem nikogo o tak
niezwykłych, pięknych oczach - wyzna).
- Myślę, Ŝe pan sobie ze mnie Ŝartuje, panie O'Reilly.
- Ma pani prawo tak myśleć, ale to nie zmienia faktu, Ŝe
zaproszenie jest wciąŜ aktualne. A na imię mam Liam.
- Laura - odparła cicho. - Laura Carter.
- Skoro jut się sobie oficjalnie przedstawiliśmy -
uśmiechnął się - czy dasz się zaprosić na kolację, Lauro?
- Tak - odparła szybko, zanim odwaŜyła się nad tym
zastanowić.
- Tylko zabierz ze sobą apetyt - powiedział z uśmiechem.
- Nie znoszę kobiet, które skubią jedzenie. - Spojrzał znacząco
na jej prawie nietkniętą sałatkę.
Na kolacji rozmawiali o wielu rzeczach - ksiąŜkach,
sztuce, Irlandii, planach Laury po studiach - a Liam Ŝadnym
gestem ani słowem nie dał do zrozumienia, Ŝe ma na nią jakieś
zakusy.
Jednak poprosił ją o ponowne spotkanie. A potem znów.
Po kilku tygodniach Laura spędzała z nim większość wolnego
czasu, pomagała Liamowi przygotowywać teksty wykładów
oraz mu na nich towarzyszyła, pękając z dumy, Ŝe widzi się
ich razem.
Po kilku miesiącach wiedziała juŜ, czego Liam nie znosi u
kobiet, oprócz „skubania jedzenia". A było tego całkiem
sporo. Nie znosił kobiet nadmiernie zaborczych. Zbyt
gadatliwych. Takich, które nie mają własnego zdania. Albo
poczucia humoru. Takich, które idiotycznie chichoczą.
Ekstrawertycznych. Introwertycznych. Zbyt grubych. Zbyt
chudych. Lista ciągnęła się w nieskończoność.
Starając się usilnie nie mieć Ŝadnej z cech wymienionych
na tej liście, aby móc się wciąŜ spotykać z Liamem. Laura w
końcu juŜ sama nie wiedziała, kim jest.
Gdy oświadczył obecnie, Ŝe Ŝyczy sobie, by właśnie ona
była redaktorką jego ksiąŜki, zachował się w tym samym
despotycznym stylu!
Ale minęło osiem lat. A ona wiedziała dobrze, kim jest.
Laura Shipley. Wdową po Robercie. Matką Bobby'ego.
Właścicielką Shipley Publishing.
Ale na pewno nie będzie redaktorką ksiąŜki Liama!
ROZDZIAŁ SZÓSTY
- Co ty wyprawiasz?!
Liam spojrzał na nią znad słuŜbowego terminarza, który
bezczelnie wziął sobie z jej biurka.
- Upewniam się, ze nie masz umówionego Ŝadnego
spotkania, na które się zechcesz za chwilę wymknąć -
powiedział z zadowoleniem, zanim zatrzasnął notes i odłoŜył
go na biurko.
- Zadowolony? - warknęła, kładąc terminarz równo na
miejsce.
- Nie za bardzo - odparł, opadając na krzesło naprzeciwko
biurka. Jak zwykle miał na sobie dŜinsy, koszulę i czarną
marynarkę. - Ale moŜemy chyba kontynuować naszą
wczorajszą pogawędkę.
- Powiedziałam ci juŜ, Ŝe nie mamy o czym mówić -
odparła spokojnie. - Źle zrobiłeś, lekcewaŜąc wczorajsze
spotkanie z Perrym - dodała chłodno.
Liam uniósł ciemne brwi.
- To brzmi jak pogróŜka, pani Shipley - odparł cicho.
Nie była tego ranka w najlepszym nastroju, bo źle spała z
powodu wskrzeszonych wspomnień. Nie miała ochoty na
prowadzenie gierek z Liamem.
- MoŜesz to rozumieć, jak ci się podoba - westchnęła. -
Tłumaczyłam to juŜ wczoraj. Kieruję całym wydawnictwem,
nic mam czasu na prace redakcyjne...
- Zrób dla mnie wyjątek - wtrącił zdecydowanie.
Spojrzała na niego z niedowierzaniem. Był ostatnią osobą, dla
której zrobiłaby jakikolwiek wyjątek! Westchnęła i pokręciła
głową, - Nie.
- Dlaczego?
- To chyba oczywiste!
- Bo kiedyś byliśmy kochankami? Lata temu, Lauro. Od
tej pory wiele się zdarzyło. Oboje mamy za sobą małŜeństwa -
szczęśliwe albo i nie. Chyba nie obawiasz się, Ŝe nasza
historia moŜe się powtórzyć?
- Oczywiście, Ŝe nie - prychnęła z oburzeniem. Obawiała
się jedynie, Ŝe on odkryje istnienie jej syna - który był równieŜ
jego synem.
- W takim razie nic widzę problemu. Nie lekcewaŜ mojej
prośby, bo zwrócę się do innego wydawcy.
Zrezygnowanie z moŜliwości wydania ksiąŜki Liama na
rzecz innego wydawcy byłoby głupotą z punktu widzenia
interesów firmy, ale na pewno by jej powaŜnie nie
zaszkodziło. Wydawnictwo miało juŜ paru renomowanych
autorów.
- To brzmi jak pogróŜka, panie O'Reilly - uŜyła jego
zwrotu sprzed kilku minut.
Wzruszył ramionami.
- I słusznie - przyznał uprzejmie. - Lauro... - Pochylił się
do przodu i wbił w nią wzrok. - Chciałbym pracować z tobą
nad tą ksiąŜką. MoŜe byś chociaŜ spróbowała?
Jak wszystko inne zawodzi, odwołuje się do swego uroku,
pomyślała z goryczą. Ale na mnie juŜ on nie działa.
- A moŜe nie czujesz się na silach podjąć tego zadania? -
dodał prowokacyjnie.
Uśmiechnęła się drwiąco - czaru nie starczyło mu na
długo.
- Niezły cios - przyznała. - Ale wspominałam ci juŜ
chyba, Ŝe po studiach pracowałam jako redaktorka?
Ach tak? CzyŜby w wydawnictwie Shipley Publishing?
Laurze nie podoba! się ton jego głosu.
- A jeśli tak?
- JuŜ po paru miesiącach zostałaś Ŝoną właściciela.
- Nie obchodzi mnie to, co sugerujesz - mruknęła
niechętnie.
- A niby co? - spytał przymilnie.
- Dobrze wiesz. Natomiast nic nie wiesz o moim Ŝyciu -
ani dawnym, ani obecnym. Niechaj tak zostanie.
- Po prostu jestem ciekaw... Roześmiała się.
- Ta ciekawość nie ułatwi rozwiązania naszego problemu
- zauwaŜyła,
- Jakiego?
Potrafił być naprawdę tępy, gdy było mu to na rękę!
- Znalezienia redaktora do twojej ksiąŜki.
- Powiedziałem ci, kogo wybrałem.
- A ja powiedziałam ci, Ŝe to nie wchodzi w rachubę! -
przerwała niecierpliwie.
- No to mamy patową sytuację - westchnął. Laura nabrała
powietrza i oświadczyła spokojnie:
- W takim razie powinieneś chyba zwrócić się do innego
wydawcy.
- Ty tchórzu! - zawołał, zrywając się z miejsca i górując
nad jej biurkiem wysoką sylwetką.
Laura równieŜ się podniosła, czując napięcie w całym
ciele.
- Jak śmiesz!
- Lauro... o przepraszam - odezwał się zmieszany Peny,
który stanął właśnie w drzwiach - - Prosiłaś, Ŝebym przyszedł
o dziewiątej trzydzieści.
Prosiła swego redaktora, by zjawił się o tej porze, sądząc,
Ŝ
e zdąŜy juŜ dojść z Liamem do porozumienia w sprawie
osoby, która ma opracowywać jego tekst. Niestety
zapomniała, jaki Liam potrafi być nierozsądny!
- Wejdź, Perry - uśmiechnęła się zapraszająco do swego
pracownika.
- Lepiej nie, Perry - mruknął ponuro Liam. - To miło ze
strony Laury, Ŝe pana zaprasza, ale nie skończyliśmy jeszcze
rozmowy. - Rzucił Laurze wyzywające spojrzenie.
- Oj, chyba jednak skończyliśmy, panie O'Reilly - odparła
z mocą. - I to definitywnie.
Liam wpatrywał się w nią przez długą chwilę, po czym
lekko wzruszył ramionami i zwrócił się do nowo przybyłego:
- Wygląda na to, Ŝe lepiej, aby pan rzeczywiście wszedł.
ChociaŜ muszę pana uprzedzić - ciągnął, gdy redaktor
zamknął drzwi i zbliŜył się do biurka - Ŝe moŜe pan usłyszeć
tu rzeczy, które pana zdziwią.
Laura usłyszała nutkę pogróŜki w jego głosie i
natychmiast podjęła grę.
- Liam chyba ma na myśli naszą dawną znajomość.
- Uśmiechnęła się do Perry'ego i wskazała mu wolne
krzesło obok tego, które zajmował przed chwilą Liam.
- Ale Perry juŜ przecieŜ o tym wie, Liam - rzuciła,
zajmując miejsce za biurkiem. - PrzecieŜ właśnie dzięki temu
mogłam rozpoznać cię w hotelu przed dwoma dniami -
przypomniała.
Twarz Liama stęŜała na wspomnienie tego spotkania.
- A tak, zabawa w Sherlocka Holmesa - mruknął.
- MoŜe teŜ usiądziesz, Liam - poprosiła Laura
pojednawczo, wskazując mu krzesło. - Właśnie skończyłam
wyjaśniać Liamowi, dlaczego doskonale nadajesz się na jego
redaktora. - Uśmiechnęła się ciepło do Perry'ego.
- A ja właśnie skończyłem wyjaśniać Laurze
- przerwał Liam, nadal stojąc wyprostowany przed
biurkiem - Ŝe podpiszę umowę z Shipley Publishing, o ile
moją ksiąŜkę będzie redagowała określona osoba.
- Ach tak? - zdziwił się Perry.
- Liam... - zaczęła Laura, gdy odezwał się telefon na jej
biurku. Poprosiła Ruth, by nie łączyła nikogo w trakcie
rozmowy z Liamem, więc to musiało być coś naprawdę
waŜnego,
skoro
sekretarka
zdecydowała
inaczej.
-
Przepraszam - powiedziała i odebrała telefon, po czym
słuchała uwaŜnie, blednąc coraz bardziej.
Dowiedziała się bowiem, Ŝe Bobby miał wypadek. Spadł z
jakichś schodów w szkole, właśnie wieziono go karetką do
szpitala.
- Zaraz tam będę - wydusiła z trudem, rzuciła słuchawkę i
zerwała się na równe nogi. - Muszę wyjść - powiedziała
nerwowo do męŜczyzn siedzących naprzeciw jej biurka,
złapała torebkę i ruszyła w stronę drzwi.
- Lauro, o co chodzi?
- Nie mogę dłuŜej z tobą rozmawiać, Liam -
zniecierpliwiła się. - Nie rozumiesz? Muszę natychmiast
wyjść!
Poczuła stalowy uchwyt na ramieniu i obróciła się w
miejscu.
- Nie, nie rozumiem - warknął. - O co, do diabła, chodzi?
- Przypatrzył się uwaŜnie jej pobladłej twarzy.
- Naprawdę nic mam czasu na wyjaśnienia - rzuciła
niecierpliwie. - Porozmawiaj z Perrym. - Machnęła ręką, by
powstrzymać kolejne słowa protestu. - A jak ci to nie
odpowiada, zwróć się do innego wydawcy.
Ręka Liama zsunęła się z jej ramienia.
- A tobie juŜ nie zaleŜy? - spytał cicho.
- Nie - przyznała, po czym odwróciła się i dosłownie
wybiegła z gabinetu.
Dotarła do szpitala w tym samym czasie co Bobby.
Właśnie wyjmowano go z karetki na noszach i wieziono do
izby przyjęć. Drobne ciałko chłopca na wielkich noszach
wyglądało jeszcze delikatniej i bardziej bezbronnie niŜ
zwykle. Na ten widok oczy Laury zaszły łzami, ale szybko się
opanowała, widząc wyraz ulgi na twarzy synka, który gdy
tylko ją zobaczył, sam się rozkleił.
- Uderzyłem się w głowę i boli mnie kolano, mamusiu -
zaszlochał cicho, gdy go przytuliła.
- Na schodach są pewnie co najmniej dwa wgniecenia -
zaŜartowała, a Bobby uśmiechnął się leciutko przez łzy.
Przytuliła go mocno do siebie. Od samego urodzenia tak
się nad nim trzęsła, Ŝe najchętniej nie puszczałaby go od siebie
na krok. Robert potrafił ją zawsze przekonać, Ŝe nie wolno
zabraniać mu normalnych zabaw i przesadnie chronić. To
równieŜ Robert namówił ją do powrotu do pracy, kiedy Bobby
dorósł do wieku przedszkolnego, a gdy chłopiec poszedł do
szkoły, a Robert umarł, Laura miała zajęcie, które pozwoliło
jej przetrwać tragedię.
ś
ałowała, Ŝe Roberta nie ma teraz przy niej, w chwilach
takich jak ta najbardziej go jej brakowało.
Na szczęście wkrótce okazało się, Ŝe Bobby nie ma
Ŝ
adnych złamań ani pękniętej czaszki, tylko powaŜnie
stłuczone kolano i wielkiego guza na głowie. Dlatego teŜ
postanowiono zatrzymać go na noc w szpitalu - w razie gdyby
miał wstrząśnienie mózgu.
- Oczywiście moŜe pani zostać z synem - zapewnił lekarz
z uśmiechem.
Nie zamierzała robić nic innego. Bobby miał siedem lat i
jeszcze nigdy nie spędził ani jednej nocy poza domem, nic
mówiąc juŜ o szpitalu.
- Wpadnę tylko do domu po jakieś rzeczy na noc i zaraz
wracam - obiecała synkowi, pomagając mu napić się herbaty.
Bobby leŜał teraz w osobnym pokoju na oddziale
dziecięcym, a pielęgniarka włączyła mu na odbiorniku
wmontowanym w ścianę jego ulubioną kreskówkę.
- A Pluszak? - spytał chłopczyk.
- Pluszaka teŜ przywiozę - zapewniła Laura.
Był to ulubiony i nieźle juŜ wysłuŜony pluszowy miś,
którego przywiózł Laurze do szpitala Robert zaraz po
narodzinach Bobby'ego. Od tej pory zawsze towarzyszył
chłopcu w łóŜku.
Jadąc taksówką do domu, Laura myślała o tym, jaki synek
jest jeszcze dziecinny i jak bardzo brakuje jej Roberta. Nie
mogła powstrzymać łez.
- Proszę, kochana - powiedział leciwy taksówkarz,
podając jej papierową chusteczkę. - Dmuchnij sobie mocno,
od razu ci ulŜy.
Laura przyjęła chusteczkę i skorzystała z dobrej rady. Nic
wiadomo, co pomyślał sobie ten taksówkarz, wioząc ją spod
szpitala!
- Dziękuję bardzo - powiedziała cicho, a Ŝyczliwość tego
obcego człowieka niemal znów doprowadziła ją do łez.
Wreszcie jednak wzięła się w garść i, zapewniwszy
taksówkarza, Ŝe nic powaŜnego się nie stało, zapłaciła za kurs
i ruszyła w stronę drzwi wejściowych.
- Och, pani Shipley! - zawołała Amy, zbiegając po
schodach do holu. - Jak Bobby się czuje? - dodała, patrząc z
niepokojem na zapłakaną twarz Laury.
- Dobrze. Prosił, by mu przywieźć Pluszaka.
- Całe szczęście... - Amy odetchnęła z ulgą. - Jakiś
męŜczyzna czeka na panią w salonie - dodała z niepokojem. -
Powiedziałam, Ŝe nie wiem, kiedy pani wróci, ale uparł się, Ŝe
chce na panią zaczekać. Po prostu nie chciał wyjść! -
Skrzywiła się z oburzeniem.
Laura znała tylko jednego człowieka, którego stać było na
taką arogancję.
- Nie powiedziałaś mu chyba, gdzie jestem? - spytała
Laura z niepokojem. Nie chciała, by Liam wiedział o istnieniu
Bobby'ego, a co dopiero, by zaczął dodawać dwa do dwóch i
uzyskał właściwy wynik.
- Oczywiście, Ŝe nie - Ŝachnęła się Amy. - Przedstawił się
jako Liam O'Reilly. Moim zdaniem ten pan za bardzo lubi
stawiać na swoim - dodała zgryźliwie.
Laura uśmiechnęła się, słysząc tak trafną opinię
sformułowaną na podstawie pierwszego wraŜenia.
- Jak długo tu siedzi? - spytała stłumionym głosem, by
Liam nie zorientował się, Ŝe wróciła.
Przed spotkaniem z nim chciała się nieco odświeŜyć i
nałoŜyć świeŜy makijaŜ.
- Około godziny, A pół godziny temu zaniosłam mu
herbatę - mruknęła z niezadowoleniem. - W końcu przez ten
czas mógłby zwędzić wszystkie srebra rodzinne.
- Co to, to nie - uspokoiła ją Laura. - Zgadzam się z tobą
co do jego arogancji ale na pewno nie jest złodziejem. Skoczę
szybko na górę...
- Laura?
Odwróciła się na dźwięk jego zmysłowego głosu, czując
przypływ irytacji na myśl, Ŝe nachodzi ją w jej własnym
domu. Była teŜ zakłopotana tym, Ŝe nie zdąŜyła się
doprowadzić do porządku przed spotkaniem.
- Dziękuję, Amy. - Ścisnęła gospodynię znacząco za
ramię, dając znać, Ŝe wszystko w porządku, i odwróciła się do
Liama. - Podobno chciałeś się ze mną widzieć? - spytała
chłodno, unosząc brwi.
Odpowiedział aroganckim skinieniem głowy. Laura była
wykończona po kilku nerwowych godzinach spędzonych w
szpitalu i nie miała sity na kolejną rozmowę z Liamem.
- Czy mogę cię prosić o kawę? - zwróciła się uprzejmie
do Amy, podąŜając z Liamem do salonu.
Miękki trzask zamka upewnił ją, Ŝe szczelnie zamknęła za
sobą drzwi.
- Wyglądasz okropnie.
Laura odwróciła się gwałtownie i rzuciła mu ostre
spojrzenie. Jak śmiał nachodzić ją w domu i jeszcze
wygłaszać krytyczne uwagi na powitanie.
Gdyby nie był taki samolubny i nie opuścił jej przed
ośmiu laty, dzieliłby w tej chwili niepokój o syna. Zamiast
tego stał przed nią, czyniąc impertynenckie uwagi.
- Dzięki za te mile słowa - rzuciła drwiąco. - Czego
chcesz? - dodała obcesowo.
Nie odpowiedział, tylko przyglądał jej się w napięciu, z
przymruŜonymi oczami.
ChociaŜ Laura była wytrącona z równowagi wypadkiem
Bobby'ego, wytrzymała jego krytyczne spojrzenie, choć czuła,
Ŝ
e jest bliska łez. Nie chciałaby się przy nim rozpłakać. Nie
miał prawa tu być, nie miał prawa...
- On naprawdę musi być dla ciebie waŜny - odezwał się w
końcu Liam.
- On? - spytała zaskoczona.
- Ten facet, do którego poleciałaś rano - rzucił
pogardliwie. - I najwyraźniej spędziłaś z nim cały dzień. -
Podszedł do niej bliŜej. - Ten, przez którego płakałaś... -
zakończył cicho, wpatrując się w jej pobladłą twarz ze śladami
łez. - Lauro, co się dzieje.
- A, kawa. - Odwróciła się z ulgą na dźwięk otwieranych
drzwi. Weszła Amy, niosąc na tacy jedną filiŜankę z kawą i
talerzyk z kanapkami. Najwyraźniej nie chciała, by Liam
odniósł wraŜenie, Ŝe jest mile widziany. - Dziękuję, Amy. -
Laura uśmiechnęła się z wdzięcznością i upiła łyk doskonałej
kawy, a potem sięgnęła po kanapkę z kurczakiem.
Przez cały dzień piła wstrętną kawę z automatu na pusty
Ŝ
ołądek, więc obecny posiłek wydawał jej się ucztą.
- O czym chciałeś ze mną mówić? - spytała, opierając się
wygodnie po zjedzeniu kanapki i wypiciu pól filiŜanki kawy.
- Chciałem zapytać, dlaczego zadajesz się z facetem,
który doprowadza cię do takiego stanu? - spytał cicho,
wpatrując się w jej twarz noszącą ślady łez.
- To proste. - Uśmiechnęła się na myśl o synku.
- Bo go kocham.
- A kiedyś sądziłaś, Ŝe to mnie kochasz - powiedział
zduszonym głosem.
- Mówiłam ci juŜ, Liam... - zaczęła z uśmiechem.
- śe wtedy nie umiałaś odróŜniać złota od tombaku -
dokończył z goryczą.
- No, no, niezłą masz pamięć - mruknęła, zbierając się do
kolejnej kanapki.
- Jeśli chodzi o ciebie, to tak! - warknął. Laura pokręciła
głową.
- Jakoś trudno mi w to uwierzyć. Wątpię, czy do czasu
naszego spotkania w hotelu zaszczyciłeś mnie przez te
wszystkie lata chociaŜ jedną myślą...
Zamierzał coś powiedzieć, ale nie dopuściła go do głosu.
- Czy doszliście dziś rano do porozumienia z Per - rym? -
spytała słuŜbowym tonem, nie chcąc się wdawać w Ŝadne
wspominki.
Zacisnął usta ze złością.
- Chodzi ci o to, czy jest moim redaktorem? Nie.
- Szkoda - westchnęła Laura zupełnie szczerze, „Świat
Josie" to była naprawdę świetna ksiąŜka. - Ale na pewno nie
będziesz miał problemów ze znalezieniem wydawcy.
- Nie tak szybko - uciął. - Ja nie chcę innego wydawcy.
- Nic chcesz chyba wciąŜ upierać się przy tym, Ŝebym
redagowała twoją ksiąŜkę? - spytała ze znuŜeniem.
- Nie nazwałbym tego upieraniem się - sprostował. -
Bardziej chodzi o to, z kim chciałbym pracować. Relacja
pomiędzy wydawcą a amorem jest dość specyficzna.
Wymaga...
- Wiem, czego wymaga. I na pewno nam by się nie
zdało...
- Moglibyśmy spróbować.
- Nie, Liam. A teraz bardzo cię przepraszam - rzuciła
szybkie spojrzenie na zegarek - muszę juŜ iść. - Obiecała
Bobby'emu, Ŝe wróci za godzinę, więc musiała się spieszyć.
- Znów masz się spotkać z tym samym męŜczyzną? -
Liam rzucił jej lodowate spojrzenie.
- Owszem - odparła rozbawiona.
Bobby byłby na pewno zachwycony tym określeniem.
Musi teraz szybko się umyć i przebrać, wziąć rzeczy na noc i
pędzić do szpitala,
- Czy niczego nie nauczyłaś się po przygodzie ze mną? -
spytał, chwytając ją za ramiona. Próbowała się wyrwać, ale
trzymał ją mocno.
- A czegóŜ niby miałam się nauczyć? - rzuciła
wyzywająco, patrząc mu prosto w oczy. - Jak odróŜniać drani
od porządnych facetów?
W jego oczach zapalił się złowrogi błysk.
- Nigdy się nie dowiesz, jak bardzo się starałem
zachowywać wobec ciebie jak porządny facet - mruknął.
- Widać niewystarczająco! - Skrzywiła się pogardliwie. -
Puść mnie! - Próbowała mu się wyrwać.
- Raz wypuściłem cię z rąk, by potem tego Ŝałować. Nie
sądzisz chyba, Ŝe znowu popełnię ten błąd...
Poczuła, Ŝe jej ciało ogarnia dziwna niemoc, gdy zaczął
powoli i zdecydowanie przyciągać ją ku sobie, niemal dotknął
jej ustami.
- Nie! - Wyrwała się gwałtownie. - Proszę, byś
natychmiast stąd wyszedł - dodała ze złością.
Widziała nerw drgający na jego silnie zaciśniętej szczęce,
gdy przypatrywał jej się przez dłuŜszą chwilę.
- Dobrze, Lauro, wyjdę - powiedział wreszcie z
westchnieniem. - Ale nie opuszczam Londynu.
- AleŜ to jest... - Ŝachnęła się.
- Ani ciebie - dorzucił z mocą.
Uniosła dumnie głowę, uśmiechnęła się drwiąco.
- Mówisz to tak, jakbym chciała, byś został, podczas gdy
jest wręcz przeciwnie.
- Często czego innego się pragnie, a co innego się dostaje
- rzucił filozoficznie. .
- Tego akurat nauczyłeś mnie przed ośmiu laty! -
prychnęła.
Twarz mu złagodniała.
- Nie chciałem cię zranić, Lauro...
- Nie wiadomo, a zresztą, co to ma teraz za znaczenie,
czego chciałeś albo nie? - wtrąciła ze złością.
- Rezultat był taki sam. A teraz proszę, odejdź.
- Dobrze. Ale jeszcze wrócę - rzucił, po czym opuścił
salon i skierował się do wyjścia.
Usiadła, nogi jej się trzęsły. Wyglądało na to, Ŝe Liam nie
zamierza zniknąć z jej Ŝycia, bo spodobała mu się ta
dojrzalsza, pewna siebie Laura.
Ale ona nie zamierzała go do siebie dopuścić. Zapowie
Amy, Ŝe on nie ma wstępy do jej domu, a sekretarce, Ŝe nie
ma jej dla niego w wydawnictwie.
R0ZDZIAŁ SIÓDMY
Noc w szpitalu była bardzo niespokojna. Obce otoczenie i
hałasy wytrącały Bobby'ego ze snu, co dwie godziny
przychodziła pielęgniarka na kontrolę, w związku z czym
Laura prawie w ogóle nie spala.
Oboje z synkiem odetchnęli rano z ulgą, gdy lekarz orzekł,
Ŝ
e chłopcu nic nie grozi, a kolano i głowa wygoją mu się
pięknie w domu.
Gdy tylko przyjechali na miejsce, Bobby poszedł spać do
własnego łóŜka, a Laura, zostawiwszy go pod opieką Amy,
pojechała do wydawnictwa.
- Aha, i dzwoniła pani Janey Wilson z „National Daily", i
to aŜ trzy razy - poinformowała Ruth, gdy rozprawiły się z
bieŜącą pocztą. - Nie mówiła, o co chodzi, ale prosiła, by
oddzwoniła pani do niej, jeśli zjawi się w redakcji.
Laura zerknęła na kartkę. Nie kojarzyła nazwiska
dziennikarki, ale gazeta, w której pracowała, była znana z
gonienia za sensacją. Czego mogła chcieć od niej Janey
Wilson?
- Chciałabym wiedzieć, co ma pani do powiedzenia o
pogłosce, Ŝe zamierza pani wydać nową, długo oczekiwaną
powieść Liama O'Reilly'ego - spytała prosto z mostu
dziennikarka, gdy Laura do niej oddzwoniła.
Laura zauwaŜyła, Ŝe drŜą jej ręce. Pogłoska? A skąd się
ona wzięła?
- Pani Shipley? - odezwała się Janey Wilson, gdy cisza w
słuchawce się przedłuŜała.
- Nie mam pojęcia, skąd pani ma tę informację...
- Z pewnego źródła, zapewniam.
Kto puścił farbę? Co na to powie Liam, skoro tak bardzo
zaleŜało mu na dyskrecji i uniknięciu rozgłosu? Nietrudno
zgadnąć, do kogo będzie miał pretensje!
- CóŜ, moŜe pani pozostawać w tym przekonaniu, ale
zapewniam, Ŝe nie mamy w planach publikacji powieści
Liama O'Reilly'ego, zakładając, Ŝe w ogóle jakąś napisał -
powiedziała z przekonaniem.
PrzecieŜ o ksiąŜce Liama wiedziała tylko ona i Perry. On
zaś, choć bardzo mu zaleŜało na wydaniu ksiąŜki Liama, nie
zniŜyłby się do takich metod, by to osiągnąć. Zresztą,
przedwczesny szum wokół powieści mógłby mieć taki skutek,
Ŝ
e Liam zabrałby maszynopis i wrócił do Irlandii!
- Z tego samego źródła uzyskałam informację, Ŝe właśnie
pani ma redagować tę ksiąŜkę. - Janey Wilson zakłóciła bieg
myśli Laury.
- To wierutne kłamstwo! - prychnęła Laura z oburzeniem.
- Czy mogę zacytować pani odpowiedzi na moje pytania?
- spytała ochoczo dziennikarka.
- Proszę powiedzieć, Ŝe nie skomentowałam Ŝadnego z
nich - odparła Laura z rezerwą.
- Dobrze, dziękuję, Ŝe pani oddzwoniła - powie - działa
Janey Wilson i zakończyła rozmowę.
Laura odłoŜyła słuchawkę i zastanawiała się, co robić. Nie
bardzo jej się uśmiechała rozmowa z Liamem, ale wiedziała,
Ŝ
e powinna go poinformować o zainteresowaniu prasy, zanim
dziennikarze dotrą do niego do hotelu.
Najpierw jednak poszła porozmawiać z Perrym.
Zaskoczona mina i osobiste zapewnienie potwierdziły, Ŝe to
nie on był „pewnym źródłem" dziennikarki.
Laura zmarszczyła brwi.
- A czy nadal jeszcze mamy maszynopis „Świata Josie"? -
spytała..
Perry uśmiechnął się pod nosem.
- O'Reilly nie zaŜądał jeszcze jego zwrotu, jeśli to masz
na myśli.
Prawdę mówiąc, spodziewała się tego po wczorajszej
zapowiedzi Liama, Ŝe nie zrezygnował jeszcze ze współpracy
z Shipley Publishing.
- Po tym telefonie od Janey Wilson to pewnie tylko
kwestia czasu. Przykro mi, Perry. Wiem, jak ci zaleŜało na tej
ksiąŜce.
Niestety nie zmieniało to faktu, Ŝe musi porozmawiać z
Liamem.
Czekając na niego w hotelowym holu, popijała kawę, by
nieco się uspokoić. Wiedziała, Ŝe to spotkanie nie będzie
przyjemne. Zresztą tak jak poprzednie.
- A to ci dopiero niespodzianka - odezwał się
niespodziewanie nad samym jej uchem.
Tym razem nie próbowała nawet wyśledzić, skąd
nadejdzie, i tak zawsze zjawiał się nieoczekiwanie.
- MoŜe napijesz się ze mną kawy? - zaproponowała
uprzejmie, wskazując pustą filiŜankę na tacy.
Ciemne brwi uniosły się kpiąco.
- A to kolejna miła niespodzianka - rzucił, sadowiąc się
naprzeciw niej. Dziś nie miał na sobie marynarki, włoŜył
czarną koszulę i takieŜ dŜinsy.
- Widzę, Ŝe pamiętasz, jaką piję - uśmiechnął się, biorąc
od niej filiŜankę czarnej nieposłodzonej kawy.
Laura, zirytowana, Ŝe rzeczywiście tak jest, wzruszyła
ramionami.
- Pomyślałam, Ŝe sam sobie dodasz śmietanki i cukru.
W jego oczach zamigotało rozbawienie.
- Naprawdę? - spytał, popijając czarny napój.
- Miło cię widzieć, Lauro, choć wczoraj odniosłem
wraŜenie, Ŝe nie chcesz juŜ się ze mną spotykać - dodał
niezobowiązującym tonem.
- Owszem, ale zaszły pewne okoliczności...
- Ciekawe jakie? - Uśmiechnął się szeroko, najwyraźniej
bawił się jej kosztem.
- Chodzi o to, Ŝe...
- Liam, dobrze, Ŝe cię widzę! Przepraszam, Ŝe
przeszkadzam. - Młoda kobieta, która pojawiła się przy ich
stoliku, uśmiechnęła się przepraszająco do Laury. - Muszę
zamienić kilka słów z Liamem, ale zaraz sobie pójdę -
zapewniła. - Chciałam ci powiedzieć, Ŝe...
- Przepraszam cię na chwilę, Lauro... - Liam wstał i
chwycił przybyłą za łokieć, kierując ją w stronę recepcji. - To
sprawa osobista, za chwilę wrócę - wy - jaśnił.
Sprawa osobista - jak zawsze gdy chodzi o piękną kobietę.
A obecna rozmówczyni Liama właśnie taka była: wysoka,
długonoga, ubrana w dŜinsy i bawełnianą bluzę, kręcone
blond włosy opadały jej na plecy, a śliczna twarz nie nosiła
ś
ladu makijaŜu. Liam bez wątpienia miał nosa do pięknych
kobiet!
Liam i piękna blondynka stali w pobliŜu recepcji i toczyli
oŜywioną rozmowę. Jednak blondynka najwyraźniej nie
przejęła się wcale, Ŝe zastała go pijącego kawę z inną kobietą.
Pewnie wyczula, Ŝe nie ma się czego obawiać z mojej strony,
pomyślała Laura.
CóŜ, gdyby Laura nie miała nic do stracenia, mogłaby
sobie uciąć krótki romans z Liamem, na co on najwyraźniej
miał ochotę, choćby po to, by pozbyć się widma przeszłości.
Jednak sprawa, o której nie mógł się dowiedzieć, wykluczała
ich bliskie kontakty. Tak więc dla osób postronnych - jak
piękna blondynka, z którą rozmawiał - było oczywiste, Ŝe nic
ich nie łączy - zdradzał to język ciała.
Laura nie mogła się oprzeć, by nic zerkać na
rozmawiającą w oddali parę, próbując odczytać, co mówi
język ciała w tym wypadku. Doszła do wniosku, Ŝe są ze sobą
dość zaprzyjaźnieni, ale nie łączy ich więź intymna.
Przynajmniej na razie.
Blondynka spojrzała w pewnej chwili w stronę Laury, nic
przerywając rozmowy z Liamem. Laura natychmiast
odwróciła wzrok. Ciekawa była, jak usprawiedliwił przed tą
kobietą spotkanie z nią. Jak znała Liama, na pewno był bardzo
przekonujący. Gdy znów na nich spojrzała, zobaczyła, Ŝe
blondynka stanęła na palcach i ucałowała go w policzek, a
porem wzniosła rękę w poŜegnalnym geście w stronę Laury i
szybko opuściła hotel.
- Przepraszam, dawna znajoma chciała się ze mną
przywitać - powiedział Liam, gdy wrócił na swoje miejsce
przy stoliku.
- Naprawdę? - spytała z powątpiewaniem Laura.
- Naprawdę - powtórzył jak echo. - Byłem na
uniwersytecie z jej bratem.
Jak to miło, Ŝe jego uniwersyteccy koledzy mają takie
ładne siostry, pomyślała i natychmiast zbeształa siebie w
duchu za tę zgryźliwość. Liam zawsze lubił ładne kobiety, a
zresztą co ją to obchodzi?
- Na czym to stanęliśmy...? - spytał.
- Chyba od razu powiem, o co chodzi, bo i tak się
wściekniesz, nawet jeśli będę krąŜyć wokół tematu.
- Naprawdę? - Uniósł drwiąco brwi.
- O tak - westchnęła. - Choć muszę cię na wstępie
zapewnić, Ŝe Ŝaden z moich pracowników nie jest
odpowiedzialny za to, co się stało. - Spojrzała na niego
wyzywająco.
- Wierzę ci - odpowiedział, podnosząc Ŝartobliwie ręce do
góry w geście poddania. - Jeśli kiedykolwiek będę musiał z
kimś walczyć, chciałbym cię mieć po swojej stronie, Lauro.
Wyglądasz teraz jak lwica broniąca młodych.
Bo tak właśnie się czuła! I uwaŜała, Ŝe najlepszą obroną
jest atak!
- Dobrze więc - odezwała się rzeczowym tonem. - OtóŜ
dzwoniła dziś do mnie pewna dziennikarka. Prosiła o
potwierdzenie, Ŝe Shipley Publishing zamierza wydać kolejną
powieść Liama O'Reilly'ego, a ja będę ją redagować!
Liam milczał, przyglądając jej się zwęŜonymi oczyma.
- I co ty na to ? - odezwał się wreszcie lodowatym tonem.
- Bez komentarza - odparła.
Znowu milczał przez dłuŜszą chwilę. Nic mogła tego
znieść. Dlaczego nie krzyczał, nie domagał się wyjaśnień?
- No cóŜ, niezbyt to oryginalne - prychnął wreszcie
sarkastycznie.
- A co miałam powiedzieć? Sytuacja jest dość
skomplikowana, a ja nie umiem stosować sprytnych
wybiegów.
- A ja niby umiem? - spytał łagodnie. Zarumieniła się ze
złości.
- To przecieŜ ty dąŜyłeś do zachowania tajemnicy!
- Jak widać bezskutecznie - zauwaŜył cierpko. - Co
zamierzasz z tym zrobić?
- Ja? - zdziwiła się. - A cóŜ ja mogę na to wszystko
poradzić?
- MoŜesz przestać być taka uparta i zgodzić się na
zredagowanie i wydanie mojej ksiąŜki.
- A co z zamieszaniem, jakie wywoła artykuł tej
dziennikarki?
Wzruszył ramionami.
- Na pewno sobie z tym poradzisz.
- Ja tak, ale co z tobą? PrzecieŜ tak bardzo ci zaleŜało na
braku rozgłosu?
- I wciąŜ mi zaleŜy - przyznał. - Ale jak odpowiednio
pokierujesz sprawą, szum potrwa kilka dni. a potem moŜe
jeszcze powróci po publikacji ksiąŜki A ja wtedy będę juŜ
sobie spokojnie siedział w Irlandii i tylko mój prawnik będzie
wiedział, co porabiam.
Laura spojrzała na niego podejrzliwie.
- Muszę przyznać, Ŝe potraktowałeś tę sprawę dziwnie
spokojnie - zauwaŜyła.
- TeŜ tak myślę. - Błysnął zębami w uśmiechu.
- Powiedz, Liam, ta młoda kobieta, która tu była... -
zaczęła z wahaniem.
- Mówiłem ci, to siostra kolegi uniwersyteckiego - uciął.
- A nazywa się...?
Liam skrzywił się niechętnie i pochylił sztywno w przód.
- A co to ma do rzeczy? - spytał ostro.
Coś zaczęło jej świtać. Liam nie przedstawił jej
nieznajomej i podejrzanie szybko odciągnął ją na bok. Było to
bądź co bądź dość niegrzeczne. Z kolei głos blondynki
wydawał jej się dziwnie znajomy...
Laura nabrała powietrza i wyrzuciła z siebie pytanie:
- Czy ona przypadkiem nie nazywa się Wilson? Janey
Wilson? Zupełnie jak ta dziennikarka z „National Daily"?
ZauwaŜyła, Ŝe wyraźnie się zezłościł, ale nic nie
odpowiedział.
- Widzę, Ŝe mam racje - mruknęła, kręcąc głową z
niedowierzaniem. - Dlaczego to zrobiłeś?
Ale dobrze znała odpowiedź na to pytanie. Liam uparł się,
Ŝ
e wyda ksiąŜkę w jej wydawnictwie, przy jej współpracy i
postanowił uŜyć artykułu Janey Wilson jako formy nacisku.
Metoda, faktów dokonanych postanowił zmusić Laurę do
zaakceptowania narzucanych jej warunków. Aby osiągnąć
zamierzony cel, gotów był nawet poświęcić częściowo swą
prywatność.
- Nie wysilaj się nad odpowiedzią, Liam - powiedziała, po
czym odwróciła się po torebkę i podniosła z miejsca. - Muszę
iść, straciłam juŜ wystarczająco duŜo czasu... - przerwała
raptownie, bo Liam chwycił ją za nadgarstek i wstał. - Puść
mnie?
- Mówiłem ci wczoraj, Ŝe tak łatwo się mnie nie
pozbędziesz.
- A dziś dowiodłeś, Ŝe to nie czcze pogróŜki - zauwaŜyła
cierpko.
- Co postanowiłaś? - spytał cicho.
- Co począć z faktami dokonanymi? Jeszcze nic wiem.
- Lauro! - powiedział czule, zwalniając nieco uścisk
nadgarstka i głaszcząc ją lekko kciukiem po dłoni.
Laura wyrwała rękę, zła, Ŝe jego dotyk robi na niej tak
duŜe wraŜenie.
- Dam ci znać, Liam - odparła rzeczowo.
- Kiedy?
- Kiedy wszystko przemyślę! - wypaliła ze złością. -
MoŜesz sobie knuć intrygi, ale nie zmusisz wszystkich, by
tańczyli, jak im zagrasz. Zresztą sam nawet nie wiesz, co cię
czeka, gdy jutro artykuł pani Wilson ukaŜe się w prasie!
ROZDZIAŁ ÓSMY
Telefon w mieszkaniu Laury zaczął dzwonić juŜ przed
ósmą. I nie przestawał. Ten pierwszy odebrała - i odbyła
krótką rozmowę z dziennikarzem pewnej gazety codziennej,
potem juŜ nie podnosiła słuchawki, a wreszcie wyłączyła
aparat. Nie miała pojęcia, skąd dziennikarze wytrzasnęli jej
prywatny numer - zawsze ją zadziwiały ich rozległe kontakty.
Była wściekła z powodu naruszenia swej prywatności.
Całe szczęście, Ŝe Bobby jeszcze spał i nie musiała mu
niczego wyjaśniać.
Po dziewiątej odezwał się dzwonek u drzwi, a gdy Laura
je otworzyła, stanęła twarzą w twarz z jakimś zdesperowanym
młodym dziennikarzem, który machał jej przed nosem
legitymacją prasową i wyrzucał z siebie pytania z szybkością
karabinu maszynowego.
- Bez komentarza - warknęła i zatrzasnęła mu drzwi przed
nosem.
Jednak dostrzegła wcześniej kilku reporterów z kamerami
na swoim podjeździe i jej irytacja przerodziła się we
wściekłość na myśl, Ŝe będzie musiała się z nimi zmierzyć,
jeśli zamierza tego dnia opuścić dom.
Pocieszała ją jedynie świadomość, ze Liam musi zrosić to
samo.
Jednak nie spodziewała się, Ŝe dziennikarze będą
koczować pod jej domem. Myślała, Ŝe zainteresowanie prasy
skupi się jedynie na wydawnictwie, a nie na niej osobiście. To
wszystko przez Liama! Gdyby tak się nie uparł, Ŝe postawi na
swoim, nie musiałaby tego znosić.
Dzwonek przy drzwiach zadzwonił znowu. Laura nie
ruszyła się, by je otworzyć. Jednak gdy intruz nie dawał za
wygraną, skierowała się do drzwi, bojąc się, Ŝe hałas obudzi
Bobby'ego.
- Mówiłam przecieŜ... - zawołała, otwierając gwałtownie.
- Liam! - zdziwiła się, widząc go na progu. - Wejdź - dodała
ze złością na widok błyskających fleszy i wciągnęła go za
ramię do środka. - Co ty wyprawiasz? - spytała z pretensją w
głosie. Wiedziała, Ŝe jego obecność w jej domu doleje tylko
oliwy do ognia.
- Miałaś wyłączony telefon - wyjaśnił ponuro. - Co
miałem zrobić, skoro musiałem z tobą porozmawiać?
- Pierwszy reporter zadzwonił do mnie o ósmej rano -
skrzywiła się.
- Do mnie zaczęli wydzwaniać o siódmej trzydzieści.
- Powiedziałeś to po to, bym poczuła się lepiej?
- Tak, ale chyba nie pomogło. - Przeczesał z
roztargnieniem ciemne włosy. - Poprosisz Amy, by przyniosła
nam kawę do salonu, czy będziesz mnie trzymać w korytarzu?
Najchętniej wyprosiłaby go za drzwi! Ale rzeczywiście nie
było sensu stać w korytarzu, bo choć dom był duŜy, ich głosy
niosły się po schodach na górę, gdzie mieściły się sypialnie.
Nic chciała przecieŜ, by Bobby się obudził i wyszedł tu do
nich!
- Idź do salonu, znasz drogę - rzuciła niezbyt uprzejmie. -
Ja pójdę poprosić Amy o kawę. - I sprawdzić, czy Bobby śpi,
dodała w myślach.
Gdy dołączyła do Liama w salonie, stał z posępną miną
przy kominku, ale na jej widok odwrócił się z uśmiechem.
- W dŜinsach wyglądasz zupełnie jak dawna Laura -
mruknął.
Poczuła, Ŝe się rumieni. Nie chciała, by przypominał jej o
dawnej Laurze! Rzeczywiście, była ubrana w dŜinsy i
puszysty zielony sweter. Nie wybierała się dziś do redakcji -
chyba Ŝe zostanie pilnie wezwana - bo zamierzała spędzić ten
dzień z Bobbym.
- Pozory mylą - rzuciła ostro, myśląc o synku śpiącym na
górze.
- A ty zawsze w defensywie, Lauro - uśmiechnął się
lekko.
Skinęła głową, a potem spytała:
- Dlaczego przyszedłeś?
Natychmiast spowaŜniał, spojrzał na nią przymruŜonymi
oczami.
- Czytałaś dzisiejsze „National Daily"?
- A po co? - prychnęła, wskazując w stronę wejścia do
domu, gdzie kłębili się reporterzy.
Liam wyjął zwinięty egzemplarz gazety z kieszeni
granatowej marynarki i podał jej z miną mówiącą, Ŝe nie
spodoba jej się to, co przeczyta.
- Strona czwarta - rzucił.
Rozpostarła gazetę i aŜ się zachłysnęła z oburzenia,
widząc na zdjęciu siebie i Liama; najwyraźniej zostało
zrobione poprzedniego dnia w hotelu.
- Twoja przyjaciółka nie próŜnowała! – rzuciła
oskarŜycielskim tonem. - Wiedziałeś, Ŝe zrobiła to zdjęcie?
- Oczywiście, Ŝe nie - odpowiedział tonem niebudzącym
wątpliwości. - Ale mniejsza o zdjęcie, przeczytaj komentarz...
Laura przebiegła niespokojnym wzrokiem krótki tekst i aŜ
pobladła.
Pani Laura Shipley, właścicielka Shipley Publishing,
wolała nie komentować pogłosek o tym, Ŝe wkrótce
opublikuje długo wyczekiwaną, nową powieść Liama
O'Reilly'ego. Jednak, jak widać na fotografii zrobionej
wczoraj, para jest ze sobą dość blisko. CzyŜby wdowa po
Robercie Shipleyu, matka Roberta Shipleya juniora, i
ś
wiatowej sławy irlandzki pisarz, Liam O'Reilly, mieli stanąć
wkrótce na ślubnym kobiercu?
Laurze zrobiło się słabo, a ręce tak zaczęły jej się trząść,
Ŝ
e szybko odłoŜyła gazetę na stolik. Skąd Janey Wilson
wytrzasnęła te informacje? I jak je zinterpretowała!
- Przykro mi, Lauro - odezwał się wreszcie Liam.
- A co ja mam powiedzieć? - warknęła, piorunując go
wzrokiem.
- Nie miałem pojęcia, Ŝe Janey zamierza napisać coś
takiego - zapewnił, spoglądając z niesmakiem na gazetę.
- MoŜe to i jest siostra twojego uniwersyteckiego kolegi,
ale przede wszystkim jest dziennikarką szmatławca!
Laura dawała upust złości, aby się nie rozpłakać, a czuła,
Ŝ
e łzy wywołane frustracją są blisko. Jak ta zdzira śmiała
ujawniać informacje dotyczące jej prywatnego Ŝycia?
- Masz rację - westchnął Liam. - Ja... - przerwał, bo Amy
wniosła właśnie kawę. - MoŜe Laura napiłaby się do tego
brandy? - spytał, patrząc na nią pytająco.
- O dziewiątej trzydzieści rano? Chyba Ŝartujesz -
prychnęła. - Dziękuję, Amy - zwróciła się łagodniejszym
tonem do gospodyni, która postawiwszy tacę na stoliku,
wróciła do kuchni.
- Mam nalać? - spytał Liam, gdy Laura stała
nieporuszona.
- Tak - odparła, niespokojnym krokiem przechadzając się
po pokoju.
- Proszę. - Podał jej filiŜankę z kawą. - Wiem, Ŝe nie
słodzisz, ale trochę nasypałem, Ŝeby cię nieco pokrzepić.
A więc on takŜe pamiętał, jaką kawę piła... Ale jakoś nie
sprawiło jej to satysfakcji. Słodzona kawa smakowała
okropnie, ale rzeczywiście od razu ją orzeźwiła. Laura miała
teraz ochotę wymierzyć Liamowi policzek, na który zasłuŜył!
- Ojej - mruknął, obserwując ją ponad brzegiem swojej
filiŜanki, i cofnął się Ŝartobliwie. – Chyba dałem za duŜo tego
cukru, bo rozpoznaję znajomy waleczny błysk w twoich
pięknych oczach. Laura mimowolnie parsknęła śmiechem. On
rzeczywiście
był
najbardziej
irytującym,
najbardziej
aroganckim i... najbardziej pociągającym męŜczyzną, jakiego
spotkała w Ŝyciu.
To wcale nie jest śmieszne - burknęła, ale te słowa nie
zabrzmiały zbyt przekonująco.
- Masz rację - przyznał powaŜnym tonem. -
Rozmawiałem juŜ z Janey i powiedziałem, co sądzę o jej
półprawdach i insynuacjach. Zapowiedziałem, Ŝe osobiście
skręcę jej kark, jeśli opublikuje choć słowo na nasz temat.
- Nic sądzę, aby uciszenie Janey Wilson coś pomogło. -
Skinęła znacząco w stronę ulicy, gdzie czyhali reporterzy. -
Zrobili chyba mnóstwo zdjęć, kiedy wchodziłeś do mojego
domu, więc jest czym okrasić jutrzejsze artykuły w
brukowcach.
- Naprawdę nie miałem pojęcia, Ŝe zacznie się taki cyrk. -
Pokręcił z niesmakiem głową.
- Prasa jest teraz jeszcze bardziej bezwzględna niŜ osiem
lat temu - zapewniła.
- Chyba tak, skoro nawet znajoma naciąga fakty.
- Trzeba było ją poinformować, Ŝe sprawa od ośmiu lat
jest juŜ nieaktualna.
Natychmiast poŜałowała tych słów. Atmosfera bowiem
nagle się zmieniła, jakby oboje wrócili myślą do czasów, gdy
tak wiele ich łączyło.
Liam odstawił pustą filiŜankę i zrobił krok w stronę Laury.
- A jest? - spytał. Stal o kilka centymetrów od niej. - Nie
jestem tego taki pewien - dodał cicho, kładąc dłoń na jej
policzku. - Jesteś jeszcze piękniejsza niŜ kiedyś.
Trudno jej było oddychać, nie mogła oderwać wzroku od
jego oczu. Tykanie zegara stojącego na kominku nagle wydało
jej się bardzo głośne i natarczywo. Czuła, Ŝe jej serce bije o
wiele szybciej i bardziej niespokojnie. Pokręciła głową.
- To nie jest dobry pomysł, Liam... - wydusiła.
- Nie jesteś juŜ dzieckiem, Lauro...
- Nigdy nim nie byłam, gdy chodziło o ciebie - Ŝachnęła
się.
- AleŜ tak. - Ogarnął wzrokiem doskonały owal jej
twarzy, ciemne włosy, a potem zatrzymał spojrzenie na
miękkich ustach. - Ale teraz jesteś kobietą. I matką.
Wiedziałem, Ŝe coś się w tobie zmieniło, i nie chodziło tylko o
dojrzałość. Najwyraźniej macierzyństwo ci słuŜy. Dlaczego
nie powiedziałaś mi o swoim synu, Lauro?
- Nie chciałam cię nudzić, znając twoje poglądy na temat
dzieci - prychnęła, starając się ukryć narastającą panikę.
- Tylko własnych - odparował. - Ile lat ma Robert? Czy
jest do ciebie podobny?
Czuła, Ŝe zaschło jej w ustach, bicie serca było jeszcze
głośniejsze. Nie zamierzała odpowiadać na te pytania!
- Nazywamy go Bobby - odparła wymijająco. - Imię
Robert byłoby zbyt mylące, skoro do jego ojca zwracano się
tak samo.
Liam zacisnął lekko usta, twarz mu stęŜała. Najwyraźniej
nie był zachwycony wzmianką o nieŜyjącym męŜu Laury.
ChociaŜ Robert nie był biologicznym ojcem Bobby'ego,
był nim pod kaŜdym innym względem. To on opiekował się
nią w czasie ciąŜy, był przy narodzinach chłopczyka i
pielęgnował go, gdy był mały.
Laura odsunęła się od Liama, jego ręka opadła.
- Chyba mamy waŜniejsze tematy niŜ mój syn.
- Chciałbym go poznać.
Odwróciła się raptownie.
- Dlaczego?
- A dlaczego nie?
Uspokój się, Lauro, nakazała sobie w duchu.
- Bobby bardzo przeŜył śmierć ojca. A poniewaŜ stracił
go w tak młodym wieku, nie chcę naraŜać go na kontakty z
przelotnymi znajomymi. - Nawet w jej uszach zabrzmiało to
obraźliwie. Po minie Liama widziała, Ŝe odebrał to jako
policzek.
Spojrzał na nią wyzywająco.
- Więc to dlatego trzymasz z dala od siebie męŜczyznę, z
którym dzielisz łóŜko?
- Chyba jedno przeczy drugiemu, Liam. Jak mogłabym
utrzymać z dala od siebie owego mitycznego męŜczyznę, z
którym dzieliłabym łóŜko?
- Mitycznego? - spytał cicho.
- To ty twierdzisz, Ŝe jakiś w ogóle istnieje.
- Bo nie sądzę, aby to była kobieta. A jesteś zbyt piękna,
by być sama przez dwa lata. No chyba Ŝe weźmiemy pod
uwagę tych przelotnych znajomych.
Potrafił
być
naprawdę
bezczelny!
W
innych
okolicznościach powiedziałaby mu, co sądzi o jego
niegrzecznych uwagach. Ale tu, we własnym domu, gdy
Bobby mógł się pojawić w kaŜdej chwili, marzyła tylko o tym.
by jak najszybciej pozbyć się Liama.
- Nie zamierzam komentować tej uwagi - powiedziała
wyniośle. - Masz coś jeszcze? Bo muszę się zająć swoimi
sprawami.
- Na przykład wytłumaczyć aktualnemu facetowi, Ŝe
informacja w gazecie jest przesadzona? - spytał wyzywająco.
Laura zmierzyła go chłodnym spojrzeniem.
- Rzadko się przed kimkolwiek tłumaczę - odparła. - A
informacja nie jest przesadzona tylko bzdurna i wyssana z
palca.
- MoŜe wcale nie - mruknął cicho, znów zbliŜając się do
niej.
Był tak blisko, zbyt blisko. Czuła ciepło bijące od jego
ciała. Ciała, które znała lepiej niŜ własne. Ale przecieŜ nie
chciała tego pamiętać! Czasami wspomnienia wspólnych
uniesień miłosnych powracały we śnie, a kiedy się budziła,
chociaŜ była na siebie wściekła, jej ciało płonęło z rozkoszy,
którą tak dobrze zapamiętało.
- Lauro... - wyszeptał teraz Liam, obejmując jej szczupłą
talię i przyciągając ją do siebie. Obrzucił spojrzeniem jej
zarumienioną twarz, a potem pocałował w usta.
Laurę natychmiast porwała fala rozkoszy. Pasowali do
siebie jak dwie połówki jabłka!
Wsunął ręce pod jej sweter, gładził piersi okryte
jedwabnym biustonoszem. Oderwał wargi od jej ust i zaczął
wodzić nimi po szyi Laury, skubać jej ucho.
Była niemal zamroczona poŜądaniem. Wbiła dłonie w
jego szerokie ramiona, jakby bała się, Ŝe upadnie.
- Mamo, mamo, gdzie jesteś? - rozległ się cienki dźwięk
za drzwiami.
Podziałało to na Laurę jak kubeł lodowatej wody,
odskoczyła gwałtownie od Liama, niepomna niedawnej
rozkoszy odczuwanej w jego ramionach, wsłuchiwała się w
szuranie kapci synka za drzwiami.
Za chwilę Bobby i Liam spotkają się twarzą w twarz. Nie
potrafi juŜ temu zapobiec.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
- Mama! - Na buzi Bobby'ego, który właśnie stanął w
drzwiach, odmalowała się ulga, a po chwili zaciekawienie,
gdy zwrócił swe ciemnoniebieskie oczy na męŜczyznę
towarzyszącego mamie.
- Witaj, kochanie. - Laura z uśmiechem podeszła do
synka, ignorując Liama i to, co między nimi przed chwilą
zaszło. Pochyliła się i uścisnęła synka. - Dobrze się czujesz? -
spytała łagodnie, patrząc na niego uwaŜnie.
Wyglądało na to, Ŝe jedynymi śladami po wypadku na
schodach mały guz na głowie i potłuczone kolano. Długi sen
przywrócił mu rumieńce i błysk w oczach.
Laura wzięła głęboki oddech, zanim odwróciła się w
stronę Liama stojącego pod oknem, troskliwie obejmując
synka za szczupłe ramiona. Starała się spojrzeć na chłopca
oczami Liama. Bobby był wysoki jak na swój wiek i bardzo
szczupły, jak to ruchliwe dzieci. Włosy miał ciemne i lekko
falujące, ciemnoniebieskie oczy ocienione gęstymi czarnymi
rzęsami. To wszystko mógł odziedziczyć po mnie, pomyślała.
Jednak rysy chłopca zdradzały podobieństwo do ojca, tak
samo jak szelmowski uśmiech.
- Twojej mamie chyba na chwilę odebrało mowę, więc
sam się przedstawię - odezwał się Liam nieco schrypniętym
głosem, który zdradzał niedawny przypływ namiętności.
ZbliŜył się do chłopca i wyciągnął rękę. - Nazywam się Liam
O'Reilly, Jestem dawnym przyjacielem mamy.
- Robert William Shipley Junior - przedstawił się
nieśmiało Bobby, ściskając wyciągniętą doń rękę.
Laura poczuła ucisk w gardle, widząc, jak ojciec po raz
pierwszy w Ŝyciu wita się z synem. Byli tacy podobni! Liam
na pewno się zorientuje... A moŜe nie? MoŜe to tylko jej się
tak wydaje?
Liam wypuścił rękę chłopca i uśmiechnął się do niego.
- Twoja mama mi powiedziała, Ŝe wolisz, by mówić na
ciebie Bobby.
- Wszystko mi jedno. - Mały wzruszył ramionami. -
Nauczyciele w szkole nazywają mnie Robert.
Laura spojrzała na synka ze zdziwieniem. Bobby nie
mówił jej o tym. Widocznie teraz, skoro ojciec, jego imiennik,
nie Ŝyje...
- Ja chyba wolę Bobby, jeśli nie masz nic przeciw - ko
temu - Liam zwrócił się do chłopca, ale jego uwaŜny wzrok
spoczął na Laurze.
Chyba widział, Ŝe jest zdenerwowana, w końcu był
rasowym pisarzem, umiał obserwować ludzi i odgadywać ich
uczucia. Tymczasem jego własne było trudno odgadnąć.
- Skoro juŜ wszystko omówiliśmy, Liam - odezwała się
rzeczowym tonem, chcąc nakłonić go do wyjścia - chciałabym
zjeść śniadanie z Bobbym.
- Tak, śniadanie to świetny pomysł - zauwaŜył wesoło
Liam. - Wcześnie rano jakoś nie miałem apetytu - ciągnął
dalej, nic zwaŜając na niechętną minę Luary - ale teraz chętnie
wrzucę coś na ząb. Wcale go nie zapraszała i dobrze o tym
wiedział!
- Jemy tylko chrupki i tosty - rzuciła niechętnie.
- Świetnie. Mam nadzieję, Ŝe macie te comflakesy
obtaczane w cukrze. To moje ulubione - szepnął
konspiracyjnie do Bobby'ego.
- Moje teŜ - powiedział Bobby, uśmiechając się szeroko.
Brakowało mu dwóch górnych jedynek - zmieniał właśnie
zęby - i wyglądał z tym doprawdy uroczo.
Amy uniosła pytająco brwi, gdy Laura weszła do kuchni
za synkiem i Liamem, który właśnie sadowił się wygodnie
przy sosnowym stole, a Bobby wyciągał miseczki, mleko i
chrupki. Laura wzruszyła tylko bezradnie ramionami.
- Czy taki duŜy chłopiec jak ty nie powinien być teraz w
szkole? spytał Liam, gdy zaczęli jeść.
- Dwa dni temu upadłem i rozbiłem głowę - wyjaśnił
Bobby. - Musiałem zostać na noc w szpitalu. Ale mamusia
została ze mną. - Podniósł na nią wzrok, jakby szukając
potwierdzenia.
- Oczywiście - powiedziała, czochrając czule jego czarną
główkę i spoglądając nieco wyzywająco na Liama, gdy
poczuła na sobie jego wzrok.
A więc to tam tak pędziłaś dwa dni temu - mówiło jego
spojrzenie. Odwróciła się bez słowa. PrzecieŜ dała do
zrozumienia, Ŝe męŜczyzna, o którym Liam wciąŜ napomykał,
to mityczna postać, ale on najwyraźniej w to wątpił.
- Siadaj i zjedz coś - rzucił rozkazującym tonem. a Laura
aŜ zarumieniła się ze złości. Jak on śmie wydawać polecenia
w jej własnym domu! – Proszę - dodał przymilnie, widząc jej
reakcję.
Usiadła przy stole. Gdy zostaną sami, postara się wybadać,
czy domyślił się, Ŝe Bobby jest jego synem. Na razie nie
będzie zadraŜniać sytuacji.
Liam ciągnął rozmowę z Bobbym, a Laura popijała kawę i
chrupała tosta, odpędzając co chwila niespokojne myśli.
- ...myślę, Ŝe Irlandia bardzo by ci się spodobała.
- Te słowa wyrwały ją z zamyślenia. - Bobby mówił
właśnie, Ŝe bardzo lubi, jak wyjeŜdŜacie w weekendy poza
miasto i odbywacie długie spacery - wyjaśnił Liam, widząc, Ŝe
na chwilę wyłączyła się z rozmowy. - A nigdzie nie ma takich
terenów do spacerów jak w Irlandii.
MoŜe to i prawda, ale Laura nie zamierzała tego
sprawdzać.
- Myślę, Ŝe po wypadku Bobby'ego spacery muszą trochę
poczekać - zauwaŜyła, by Liam nie zaproponował
przypadkiem wspólnego spaceru w najbliŜszy weekend.
- Mama ma chyba rację - przyznał Liam, spoglądając na
chłopca, który zamierzał zaprotestować.
- Bo mamy zwykle ją mają - dodał enigmatycznie.
Laura rzuciła mu ostre spojrzenie, zdziwiona, Ŝe zgodził
się z nią w kwestii spacerów, i zaskoczona ostatnią uwagą -
jednak nie dopatrzyła się w jego tonie śladu drwiny.
Wstała gwałtownie z miejsca i powiedziała:
- Skoro juŜ zjedliśmy, zabiorę Bobby'ego na górę, Ŝeby
się wykąpał.
- Ale, mamo...
- Pamiętaj, co powiedziałem o mamach - Liam
Ŝ
artobliwie ukrócił protest chłopca i równieŜ wstał. - I tak
muszę juŜ iść. Ale jak chcesz, chętnie przyjdę cię jeszcze
odwiedzić.
Laura znów spojrzała na Liama z niepokojeni. Wcale nie
chciała, by zbliŜył się z Bobbym!
- Fajnie! - Bobby znowu obdarzył Liama swym
rozbrajającym bezzębnym uśmiechem
- No juŜ, szybko na górę - ponagliła go Laura. - A ja
odprowadzę Liama do drzwi.
Bobby towarzyszył im jeszcze do holu, a potem pognał jak
strzała na górę.
- Wygląda na to, Ŝe nic mu nie jest - zauwaŜył Liam,
widząc, jak chłopiec śmiga po schodach. - Co właściwie się
stało?
- Przewrócił się na przerwie. Nic powaŜnego, wiec w
poniedziałek pójdzie juŜ pewnie do szkoły.
- To bardzo ładny chłopiec.
Przełknęła z trudem ślinę. Bała się spojrzeć na tę twarz,
która była przecieŜ - przynajmniej ona widziała to wyraźnie -
dorosłą wersją twarzy jej syna.
- Miło mi to słyszeć - mruknęła, nie patrząc na niego,
- Musisz być z niego bardzo dumna.
- Owszem - przyznała, zastanawiając się, do czego ma
prowadzić ta rozmowa.
Jeśli Liam zauwaŜył, jak bardzo Bobby jest do niego
podobny, i domyślił się, Ŝe to jego syn, dlaczego tego po
prostu nie powie?
- Umów się ze mną na kolację, Lauro - powiedzie zamiast
tego.
- Nie mogę zostawić Bobby'ego... - zaczęła niepewnie
- Nie dziś - przerwał. - Rozumiem, Ŝe on jest
najwaŜniejszy i musisz mu co najmniej dziś poświęcić całą
uwagę. Ale jutro jest sobota, na pewno do tego czasu dojdzie
na tyle do siebie, by móc zostać na kilka godzin z Amy. A
tobie teŜ się przyda trochę wytchnienia.
Laura chciała się jakoś wymówić, ale zatkało ją ze
zdziwienia. Od kiedy to Liam tak liczy się z potrzebami
innych? Wcale nie miała ochoty na kolację w jego
towarzystwie, ale z pewnych względów lepiej było nie
odrzucać zaproszenia. Musiała ustalić, czy on domyśla się
swego ojcostwa, a jeśli tak, dobrze byłoby omawiać tę kwestię
na gruncie neutralnym. Restauracja byłaby w sam raz.
- Dziękuję, moŜe to rzeczywiście dobry pomysł -
powiedziała. - Tylko znajdź proszę jakieś dyskretne miejsce,
nie chciałabym, by prześladowali nas fotoreporterzy.
Liam nachmurzył się na myśl o dziennikarzach
czyhających w tej chwili pod domem.
- Nie martw się, wybiorę miejsce, gdzie nikt nam nie
będzie przeszkadzał.
- To będzie kolacja poświęcona interesom - za - strzegła
surowo.
- Naprawdę? - Uniósł kpiąco brwi.
- Nie ma innych powodów, dla których mielibyśmy się
spotykać.
- Skoro tak twierdzisz...
- Liam... - Laura rzuciła mu ostre spojrzenie.
- Twój syn czeka na górze na kąpiel - uciął i ujął ją lekko
za ramiona. - Mamy zawsze mają rację, a małym chłopcom
nie trzeba kazać długo czekać.
- A co z duŜymi? - zaŜartowała. Wzruszył ramionami.
- Tak samo niecierpliwie czekamy na to, czego chcemy,
ale lepiej potrafimy to ukrywać.
- A czego ty chcesz, Liam? - spytała cicho.
- Jak większość ludzi tego, czego mieć nie mogę. -
Westchnął cięŜko. - Powiedz mi, Lauro, czy bardzo mnie
nienawidzisz?
AŜ ją zatkało ze zdziwienia. Czy go nienawidzi?
Oczywiście, Ŝe nie. No, moŜe osiem lat temu tak było, ale
krótko. To było tak dawno temu, a udane małŜeństwo z
Robertem i narodziny Bobby'ego wszystko zmieniły.
- W moim Ŝyciu jest zbyt wiele dobrych rzeczy, bym
mogła kogokolwiek nienawidzić - odparte zgodnie z prawdą.
Liam spojrzał na nią uwaŜnie i zapytał ściszonym głosem:
- Kochałaś Roberta?
Twarz jej złagodniała na wspomnienie tej miłości, oczy
zaszkliły się łzami.
- Bardzo - odpowiedziała po prostu.
- To musiał być rzeczywiście ktoś. - Liam pokiwał głową
i zdjął ręce z ramion Laury. - Chciałbym się czegoś więcej o
nim dowiedzieć.
- Dlaczego? - Spojrzała na niego czujnie.
- Bo go kochałaś! - powiedział zduszonym głosem.
- Nie widzę związku pomiędzy jednym a drugim.
Naprawdę nie ma sensu, Ŝebyśmy rozmawiali o moim
męŜu.
- Nie? - Liam spojrzał w górę schodów. - Z tego. co
mówił Bobby przy śniadaniu, wnoszę, Ŝe on teŜ za nim
przepadał.
- A cóŜ w tym dziwnego? PrzecieŜ był jego ojcem! Zbyt
Ŝ
arliwe te zapewnienia, Lauro, upomniała sama siebie. Ale
zrobiła to mimowolnie. Bądź co bądź, bycie ojcem to coś
więcej niŜ powołanie dziecka do Ŝycia, a Robert wywiązywał
się doskonale z wszelkich ojcowskich obowiązków.
- No tak - przyznał szorstko Liam. - Wpadnę po ciebie
jutro około ósmej, dobrze? - spytał rzeczowo, zmieniając
temat.
- To chyba nie najlepszy pomysł. - Pokręciła głową. -
Skoro, jak przypuszczam, w jutrzejszej prasie będą kolejne
spekulacje na nasz temat, chyba lepiej, aby nie widziano nas
razem.
- Masz rację - przyznał. - Zadzwonię jutro i potem ci
nazwę restauracji. Jeśli nie masz nic przeciwko temu, by
spotkać się na miejscu?
- Oczywiście, Ŝe nie. Ale, jak zapowiedziałam,
spotykamy się w interesach.
Liam uśmiechnął się smutno.
- Nie musisz tego mi znów powtarzać, słyszałem za
pierwszym razem.
MoŜe i słyszał, ale czy wreszcie to do niego dotarło?
- Gdy mówiłam o dyskretnym miejscu, nie miałam na
myśli twojego apartamentu, Liam! - powiedziała ze złością,
patrząc znacząco na stół w saloniku nakryty na dwie osoby,
zresztą bardzo elegancko - były i kryształowe kieliszki, i
srebrne półmiski, a nawet wazon z czerwonymi róŜami...
Liam zatelefonował pod jej nieobecność, gdy wyszła z
Bobbym kupić mu jakąś zabawkę, i przekazał Amy prośbę, by
spotkali się u niego w hotelu. Laura uznała - całkiem
niesłusznie! - Ŝe stamtąd udadzą się razem do jakiejś
restauracji.
- Nie patrz na mnie tak oskarŜycielsko, Lauro! -
zniecierpliwił się Liam. Był ubrany w czarny smoking,
ś
nieŜnobiałą koszulę i czarną muszkę, włosy miał jeszcze
wilgotne. - Nie mam Ŝadnych niecnych zamiarów, po prostu
we wszystkich restauracjach, W których moŜna liczyć na
dyskrecję, były zarezerwowane miejsca.
Rzuciła mu wściekłe spojrzenie, konstatując fakt. Ŝe złota
krótka sukienka wieczorowa podkreślająca figurę, którą
włoŜyła, by dodać sobie animuszu, w apartamencie moŜe się
wydać dość prowokacyjna.
- Nie moŜemy tu zostać.
- Dlaczego? - Ŝachnął się.
- Nie bądź tępakiem. Widziałeś chyba nasze zdjęcia w
dzisiejszych gazetach?
Liam westchnął i wziął ze stołu otwartą, schłodzoną
butelkę białego wina, po czym nalał je do dwóch kieliszków.
- Oczywiście - powiedział, wręczając Laurze kieliszek. -
Trudno byłoby ich nie zauwaŜyć.
Jak przypuszczała, zdjęcie Liama wchodzącego do jej
domu ukazało się na pierwszych stronach wielu brukowców,
które nic ustawały teŜ w spekulacjach na ich temat.
- Rozumiesz więc chyba, Ŝe kolacja we dwoje w twoim
apartamencie potwierdzi tylko plotkę, Ŝe...
- śe co? - przerwał, opadając na jeden z miękkich foteli i
wbijając w nią rozbawione spojrzenie.
- śe jesteśmy ze sobą! - rzuciła ze złością.
- I co z tego?
- Bo nie jesteśmy - wycedziła.
- A tak się staram... - Wzruszył ramionami i uśmiechnął
się szelmowsko.
Zarumieniła się ze złości. - Ty i ja...
- Tak, ty i ja - powtórzył cicho, po czym wstał, odstawił
swój kieliszek na stolik do kawy i zbliŜył się do Laury. - Czy
to taki straszny pomysł?
- Zupełnie niedorzeczny! - parsknęła. Twarz mu stęŜała,
przymruŜył oczy.
- Dlaczego?
- Nie rób tego więcej - powiedziała ostro i cofnęła się, bo
zamierzał właśnie wziąć ją w ramiona. Przeszła w drugi
koniec pokoju i ciągnęła: - Wczoraj rano... to był błąd.
Dojrzałam na tyle, by starać się nie powtarzać dawnych
błędów - rzuciła wyzywająco.
- MoŜesz wierzyć lub nie, ale ja robię dokładnie to samo.
Laura spojrzała na niego podejrzliwie. A cóŜ to niby miało
znaczyć?
- Z powodu własnej głupoty wypuściłem cię z rąk przed
ośmiu laty - odpowiedział cicho na jej zadane niemo pytanie. -
Nie chcę powtórzyć tego błędu.
Laura wpatrywała się w niego z niedowierzaniem,
Powiedziała mu wprawdzie, Ŝe spotyka się w interesach, ale
chodziło jej przede wszystkim o !o, by wybadać, czy nie
domyśla się czegoś na temat Bobby'ego. I o nic więcej.
Gdy patrzyła teraz na Liama, który był tak szalenie
przystojny w stroju wieczorowym, wpatrzony w nią z takim
zachwytem, zaczęła się zastanawiać, czy jest uczciwa wobec
siebie. Czy jakaś jej cząstka, ta która pamięta, jak dobrze było
im razem przed laty, nie chciałaby sprawdzić, jak byłoby
teraz? A sądząc po wczorajszej reakcji na jego pocałunek, nie
ma co do tego wątpliwości!
Czy zdawała sobie z tego sprawę, gdy ubierała się na
wspólną kolację? Czy wybrała tę złocistą suknię, tak pięknie
podkreślającą jej ciemne włosy i smukłą figurę tylko po to, by
czuć się pewniej? Gdy patrzyła w oczy Liama, który
hipnotyzował ją zachwyconym spojrzeniem, nie była wcale
pewna swych intencji. Oblizała suche usta.
- Liam...
- Lauro, czy nic moŜesz dać mi drugiej szansy. bym
naprawił błędy przeszłości? - przerwał. - Byłem idiotą,
przyznaję. Ale nawet idioci mają prawo do drugiej szansy.
Drugiej szansy na co? Na zniszczenie jej Ŝycia? Na
bezpowrotne zniknięcie, kiedy przyjdzie mu na to ochota?
ZadrŜała na myśl, Ŝe miałaby jeszcze raz przejść przez ten
koszmar.
- Lauro! - Znów był tuŜ przy niej, śledził uwaŜne uczucia
odbijające się na jej twarzy. Potem chwycił ją za ramiona i
lekko potrząsnął, chcąc zmusić, by spojrzała mu w oczy. -
Proszę, pozwól mi spróbować...
- Nie - wyrzuciła z siebie gwałtownie i spojrzała mu
prosto w oczy. - Lubię swoje Ŝycie takie, jakie jest, Liam. Nie
chcę, byś zakłócał je swym egoizmem i arogancją. -
Wypowiedziała te słowa naumyślnie nieprzyjemnym tonem,
by stworzyć emocjonalną barierę między sobą a nim.
Znieruchomiał i zmierzył ją przeciągłym spojrzeniem, a
potem powoli zsunął dłonie z jej ramion.
- Okłamałaś mnie wczoraj - powiedział spokojnie.
- Co masz na myśli? - spytała ostroŜnie, myśląc, Ŝe chodzi
mu o Bobby'ego.
- Nienawidzisz mnie - oświadczył beznamiętnie - ale
zapewniam, Ŝe ja siebie teŜ nienawidzę za dawną głupotę.
Nie mówił o Bobbym! Na jej twarzy odbiła się ulga.
- Nie kłamałam, Liam. Naprawdę nie czuję do ciebie
nienawiści. Po prostu nie chcę ponownie się z tobą wiązać -
dodała stanowczo.
Nawet jeśli kołatały się w niej resztki uczuć dla Liama - a
wczorajszy ranek był na to dowodem - musiała pamiętać o
tym, Ŝe romans z nim zakłóciłby jej relację z synem.
- Rozumiem - powiedział.
Laura spojrzała na niego niepewnie. Jakoś zbyt ulegle
zareagował na jej słowa.
MoŜe jednak tak to odczuła, bo odezwała się jej duma?
Czy aby na pewno nie chciała, by dalej się za nią uganiał? A
moŜe odczuwała pewną satysfakcję z tego powodu, Ŝe teraz
role się odmieniły. Niezbyt to szlachetne uczucia, trzeba
uczciwie przyznać. PrzyłoŜyła rękę do skroni, która zaczęła
boleśnie pulsować.
- Sądzę, Ŝe w tej sytuacji... darujemy sobie raczej kolację
- powiedziała znuŜonym głosem.
Skinął krótko głową, jego oczy nie wyraŜały Ŝadnych
uczuć.
- Chyba tak - przyznał.
Laura wzięła ze stołu wieczorową torebkę, którą połoŜyła
tam po przyjściu. Tak niedawno. Ale tak wiele się wydarzyło
w ciągu tej niecałej półgodziny. Przede wszystkim Liam miał
znowu zniknąć z jej Ŝycia.
Powinna być zadowolona. Powinna odczuwać ulgę.
Zatrzymała się przy drzwiach i odwróciła do niego.
- Co zamierzasz zrobić ze swoją ksiąŜką? - spytała.
Wzruszył ramionami.
- Zapewniłaś mnie, Ŝe Perry jest znakomitym redaktorem,
nie mam powodu, by ci nie wierzyć.
- A więc zgadzasz się, by opracował twoją ksiąŜkę? I
chcesz ją wydać w Shipley Publishing? - zdziwiła się. Nie
mogła uwierzyć, Ŝe tak łatwo na wszystko się zgadza. To było
zupełnie nie w jego stylu.
Uśmiechnął się ponuro.
- Nie jestem tak pozbawiony rozsądku, jak ci się wydaje -
zauwaŜył.
Owszem, ale przecieŜ tak mu zaleŜało, by postawić na
swoim, nawet zaangaŜował w swój plan prasę, choć rzekomo
chciał uniknąć wszelkich z nią kontaktów - coś było nie tak.
- Liam...
- Tak?
Czuła się kompletnie skołowana. Wszystko poszło zbyt
gładko, za spokojnie.
- Przyjdziesz w poniedziałek, by porozmawiać z Perrym?
- Tak, a potem wrócę do Irlandii.
Nie tylko zgodził się współpracować z Perrym, ale do tego
jeszcze wynosi się z Londynu! W tym musiał tkwić jakiś
haczyk!
- Chciałbym, Ŝebyś miała taką zadowoloną minę, gdy
mnie spotkasz następnym razem - zaśmiał się, widząc ulgę
malującą się na jej twarzy. - Bo przecieŜ jeszcze wrócę, by
pracować nad ksiąŜką.
Ale nie ze mną, pomyślała.
Dlaczego nie wychodziła, tylko sterczała wciąŜ przy
drzwiach?
Bo wiedziała, Ŝe gdy teraz wyjdzie, juŜ nigdy więcej nie
zobaczy takiego Liama. Pisarza Liama O'Reilly'ego - owszem,
ale nie tego męŜczyznę, który uganiał się za nią przez kilka
ostatnich dni.
Och, sama juŜ nie wiedziała, czego chce! Przez te
wszystkie dni powtarzała wciąŜ Liamowi, Ŝe wcale nie chce
odnowienia ich związku, a gdy on wreszcie zaakceptował tę
decyzję, wahała się, czy go opuścić.
Wreszcie wyprostowała ramiona i powiedziała stanowczo:
- śegnaj, Liam.
- śegnaj, Lauro. - Jego twarz była zupełnie pozbawiona
wyrazu.
Czuła, jakby miała nogi z ołowiu, wolnym krokiem
wyszła na korytarz i zamknęła za sobą drzwi.
Tym samym zamknęła drzwi do skrytki w swoim sercu,
gdzie chowała wyparte uczucia do Liama, choć on tak bardzo
starał się tam włamać.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
- Ale zaspałam! - zawołała Laura, wchodząc do kuchni o
dziesiątej rano.
Amy właśnie przygotowywała warzywa na lunch.
Odwróciła się do Laury z ciepłym uśmiechem.
- Potrzebowała pani wypoczynku.
Niezupełnie tak to było. Gdy poprzedniego wieczoru
Laura wróciła do domu zaraz po dziewiątej, poszła prosto do
sypialni. Jednak nie mogła zasnąć. Prześladowały ją
wspomnienia o Liamie - te z przeszłości i z kilku ostatnich
dni. Dopiero nad ranem zapadła w płytki, niespokojny sen.
- Gdzie jest Bobby? - spytała.
Zajrzała do jego sypialni przed zejściem na dół, potem
sprawdziła w pokoju dziennym, gdzie zwykle oglądał
telewizję. Spodziewała się go wobec tego zastać w kuchni.
- Pan O'Reilly przyszedł o dziewiątej.
- Liam? - spytała Laura w popłochu, czując straszliwy
ucisk w brzuchu.
- Przyniósł latawiec - ciągnęła Amy niespokojnie, widząc
reakcję Laury. - Zaproponował Bobby'emu. Ŝeby go puścić.
- Pozwoliłaś mu wyjść? - spytała Laura z naganą w
głosie.
- Tylko do ogrodu. Nigdy bym przecieŜ nie pozwoliła
zabrać Bobby'ego z domu bez pani pozwolenia -
odpowiedziała nieco uraŜona gospodyni.
- Naturalnie - bąknęła Laura przepraszająco, opadając na
jedno z kuchennych krzeseł.
A wiec Liam jest teraz w ogrodzie! I puszcza latawca z jej
synem!
- Jak słusznie zauwaŜył pan O'Reilly, dzień jest dziś dość
wietrzny.
Niewątpliwie, ale co, u licha, Liam tutaj robi? CzyŜ nie
ustalili poprzedniego wieczoru, Ŝe nic będą się widywać?
Niezupełnie - ona powiedziała, Ŝe nie chce się z nim wiązać, a
on podejrzanie gładko to zaakceptował. O Bobbym nie było
mowy. Zerwała się z miejsca.
- Chyba sprawdzę, co tam robią - powiedziała.
- Gdy wyglądałam do nich przed kilku minutami, wiernie
się bawili - zapewniła Amy. - Proszę, się napić kawy przed
wyjściem.
Laura spojrzała na nią ze zdziwieniem, unosząc pytająco
brwi.
- Myślisz, Ŝe przesadzam? Gospodyni zawahała się przez
chwilę.
- ZaleŜy, co ma pani na myśli...
Laura z trudem przełknęła ślinę i opadła na krzesło.
- Jak długo wiesz? - spytała, patrząc na Amy, która
postawiła przed nią filiŜankę z mocną kawą.
- Nic wiem, czy w ogóle coś wiem - uśmiechnęła się
gospodyni. - Oczywiście zawsze wiedziałam, Ŝe pan Robert
nie był ojcem Bobby'ego. Obie wiemy, Ŝe nie istniała taka
moŜliwość. Jeśli zaś chodzi o biologicznego ojca... -
Wzruszyła ramionami. - W kaŜdym innym sensie pan Robert
był ojcem Bobby'ego.
- Ale...? - podjęła ostroŜnie Laura.
- Gdy tylko otworzyłam drzwi panu O'Reilly'emu parę dni
wcześniej, uderzyło mnie jego podobieństwo do Bobby'ego. -
Dlatego nie byłam pewna, czy pozwolić mu czekać na panią...
- Co ty sobie o mnie myślisz, Amy? - Laura ukryła twarz
w dłoniach.
Starsza pani otoczyła ją ramieniem.
- Myślę, Ŝe dzięki pani i Bobby'emu ostatnie pięć lat to
był najszczęśliwszy okres w Ŝyciu pana Roberta - powiedziała
z uczuciem.
Laura spojrzała na nią załzawionymi oczyma.
- Naprawdę tak sądzisz? - spytała z nadzieją. Tak bardzo
chciała, by była to prawda, ze względu na wszystko, co Robert
dla niej zrobił!
- Proszę nigdy w to nie wątpić. Pan Robert pogodził się
juŜ z tym, Ŝe nigdy nie będzie miał rodziny, dziecka, które
będzie mógł kochać i wychowywać. Wiem, Ŝe traktował was
oboje jak dar od losu Nie był pewien, czy nań zasłuŜył, ale
cenił ponad wszystko.
- Jeśli ktokolwiek zasługiwał na kochającą rodzinę, to
właśnie Robert - szepnęła Laura.
- I pani mu to dała, Lauro, proszę nigdy nie mieć co do
tego Ŝadnych wątpliwości - zapewniła stanowczo Amy. - A co
do pana O'Reilly'ego, na pewno miała pani powód, by nie
poślubić go przed ośmiu laty!
Laura uśmiechnęła się ze smutkiem.
- O tak, a powód był taki, Ŝe mi się nie oświadczył.
- CóŜ, niektórzy męŜczyźni nie wiedzą, co to
odpowiedzialność...
- On nie wiedział o Bobbym - Laura postawiła uczciwie
sprawę.
- A, to zmienia całkiem postać rzeczy - przyznała starsza
pani, wyglądając przez okno do ogrodu.
- Myślisz, Ŝe Liam wie? - Laura spojrzała na nią
niepewnie.
- A pani nie?
- Nie mam pojęcia - jęknęła Laura. - Jeśli wie, to nie dał
tego po sobie poznać. A przecieŜ nie zapytam go wprost. -
Zwłaszcza Ŝe wolałaby, aby nie wiedział! - Ale jeśli się
domyślił, dlaczego nic nie powiedział?
- Chyba sama musi go pani o to spytać - odparła
gospodyni.
A przecieŜ to właśnie było niemoŜliwe. Amy wróciła do
obierania ziemniaków.
- Mam przygotować lunch dla dwóch czy dla trzech osób?
- zapylała.
- Dla dwóch. Nie, trzech. Sama nie wiem, Amy -
westchnęła. - JuŜ nic nie wiem.
Wczoraj wieczorem wszystko wydawało się takie
oczywiste - Liam ma zostać wyłączony z jej Ŝycia osobistego,
ale kontynuować z nią współpracę wydawniczą. Liam, który
zjawia się rano, by pobawić się z Boobym, zupełnie nie
pasował do tego modelu.
Gospodyni uśmiechnęła się do niej współczująco.
- Wiem, Ŝe niespecjalnie to panią pocieszy, ale wszystkie
sprawy w końcu jakoś się rozwiązują. - Tylko nie zawsze tak,
jak człowiek sobie Ŝyczy!
- Chyba wyjdę na dwór i się przywitam - oświadczyła w
końcu Laura po wypiciu całej filiŜanki.
Amy skinęła głową.
- A ja przygotuję lunch dla trzech osób. Tak na wszelki
wypadek.
Laura przez kilka minut niezauwaŜona przyglądała się
dwóm postaciom w ogrodzie. Bobby miał na sobie ciepłą
kurtkę. Liam wyglądał bardzo pociągająco w dŜinsach i
grubym niebieskim swetrze. Na ich twarzach malował się
chłopięcy zachwyt, gdy śledzili lot czerwonego latawca.
Bobby trzymał sznurek, ale Liam stał za nim i pomagał
kierować tak, by latawiec nie zaczepił się o gałęzie
okolicznych drzew.
Laura patrzyła na nich z bólem w sercu. Jak inne mogłoby
być ich Ŝycie, gdyby Liam nie odszedł przed ośmiu laty... Ale,
jak zauwaŜyła rano Amy, gdyby to nie nastąpiło, z kolei
Robert nie mógłby cieszyć się przez pięć lat Ŝyciem
rodzinnym.
Zresztą, co za sens Ŝałować czegoś, co było juŜ faktem?
Liam odszedł, a Robert został jej męŜem i ojcem Bobby'ego.
Nic juŜ tego nie zmieni.
- Chyba nieźle się bawicie! - zawołała w głąb ogrodu.
- Mamo! - zawołał zachwycony Bobby, uśmiechając się
od ucha do ucha na jej widok. - Popatrz. Liam kupił mi
latawiec.
Liam obejrzał się na nią przez ramię, minę miał dość
niepewną. I słusznie, pomyślała, czując, jak znów ogarnia ją
niechęć do niego. Poprzedniego wieczoru nie umawiali się
przecieŜ, Ŝe będzie przynosił prezenty jej synowi i przychodził
się z nim bawić.
Posłała mu pytające spojrzenie, gdy ich oczy się spotkały.
- To miłe z twojej strony - powiedziała wyzywająco.
- Dobrze spałaś? - spytał, nie spuszczając z niej wzroku.
Jakby wiedział, Ŝe zasnęła dopiero nad ranem!
- Bardzo dobrze, dziękuję - odparła krótko, schodząc do
ogrodu.
Liam patrzył, jak szła trawnikiem, czarne dŜinsy i
ciemnoniebieski obcisły sweter podkreślały jej smukłą figurę.
Ciemne kosmyki włosów tworzyły ramę dla bladej,
nieumalowanej twarzy. Nie wiedziała przecieŜ, Ŝe będzie
miała gościa w niedzielę rano!
Podeszła i spojrzała mu prosto w oczy.
- Dobrze się bawicie? - spytała.
- Ale super, co? - Bobby był wyraźnie zachwycony nową
zabawką. - Zawsze chciałem mieć latawiec - wyjaśnił z
uśmiechem, zerkając w górę na Liama.
Laura znowu poczuła znajomy ból w sercu. Jak to
moŜliwe, Ŝe zbliŜyli się do siebie tak bardzo zaledwie w
przeciągu godziny?
- Mam nadzieję, Ŝe podziękowałeś Liamowi za prezent? -
spytała Bobby'ego, starając się zignorować
Liama.
- Oczywiście - odparł Bobby z wyraźnym zdziwieniem.
Dobrych manier nauczono go przecieŜ we wczesnym
dzieciństwie.
Laura uświadomiła sobie z pewnym poczuciem winy, Ŝe
jej niezadowolenie z obecności Liama zaczyna być widoczne
nawet dla Bobby'ego. Ale jak niby miała się czuć?
- Mali chłopcy lubią puszczać latawce - zaśmiał się Liam.
Laura odczula jako policzek to, Ŝe właśnie Liam zauwaŜył
brak tego przedmiotu w Ŝyciu jej syna i potrafił temu
zapobiec. Przyszło jej na myśl, Ŝe nie staje na wysokości
zadania, Ŝe będąc samotną matką, nie potrafi zaspokoić
potrzeb chłopca. Ojciec pomyślałby o latawcu. Robert, choć
wcześniej nie miał takich doświadczeń i ojcostwo przyszło
doń dość późno, teŜ by pomyślał. Laura nic mogła odpędzić
myśli o tym, Ŝe popełniła jeszcze wiele innych błędów i
niedopatrzeń.
- Przestań się biczować w myślach - odezwał się cicho
Liam, wpatrując się w Laurę z czułością. Bobby biegał po
trawniku, trzymając mocno za sznurek. - Nie miałbym pojęcia,
co zrobić, gdybyś miała córkę.
- Ale nigdy nie będę miała - odparła chłodno. Uniósł
kpiąco brwi.
- PrzecieŜ nie masz nawet trzydziestki, Lauro! Ale była
wystarczająco dojrzała, by wiedzieć, Ŝe nie będzie mieć więcej
dzieci. Po wcześniejszej pomyłce uznała, Ŝe nie zdecyduje się
na to bez męŜa.
Jedyny męŜczyzna, którego namiętnie kochała, odszedł z
jej Ŝycia, nie oglądając się za siebie. Człowiek, za którego
wyszła, choć nie kochała go w ten sposób był
najwspanialszym
męŜczyzną,
jakiego
spotkała.
Nie
spodziewała się, Ŝe mogłaby mieć jedno i drugie
- Czy wyszłabyś za mnie osiem lat temu, gdybym ci się
oświadczył? - spytał niespodziewanie.
Laura aŜ pobladła, zaskoczona tym bezpośrednim
pytaniem. Osiem lat temu Ŝyła dla niego, zrobiłaby dla niego
wszystko. Gdyby poprosił ją o rękę, zostałaby jego
niewolnicą!
Oddychała z trudem, starając się odzyskać panowanie nad
sobą. Nie miał prawa zadawać jej takich pytań!
- Byłam bardzo naiwna i niedoświadczona, Liam -
odezwała się wreszcie.
- To nie jest odpowiedź. Zresztą zapewniłaś mnie - chyba
wczoraj - Ŝe nigdy nie byłaś dzieckiem, jeśli chodzi o naszą
relację.
- MoŜna być naiwnym i niedoświadczonym w kaŜdym
wieku - odparowała. - Co zaś do twego pytania...
- Wzięła głęboki oddech. - Myślę, Ŝe powiedziałabym
"tak" - rzuciła z niesmakiem - i spaprałabym nam obojgu
Ŝ
ycie.
Liam spojrzał na nią badawczo.
- Naprawdę tak sądzisz? - spytał wreszcie.
- A ty nie? - parsknęła pogardliwie. - Tak wiele dla ciebie
znaczyłam, Ŝe w kilka tygodni po opuszczeniu Anglii
poślubiłeś inną kobietę!
- Nie popełniłbym tego błędu, gdybym wcześniej poślubił
ciebie. - Wyciągnął ręce, by połoŜyć je na jej ramionach. -
Chyba właśnie ty byłaś mi potrzebna po to bym stąpać twardo
po ziemi.
- I zostałabym stratowana, gdybyś uciekał w popłochu od
tego małŜeństwa.
Liam z niedowierzaniem pokręcił głową. - Niczego nie
Ŝ
ałujesz, prawda? - powiedział wolno zdejmując ręce z jej
ramion. Mogła odpowiedzieć jednym słowem: nie. Gdyby nie
była związana z Liamem, nie mogłaby dać Robertowi,
męŜczyźnie, któremu tak wiele zawdzięcza, rodziny, na którą
zasługiwał. A małŜeństwa z Robertem nigdy nie będzie
Ŝ
ałowała. Jeśli czegokolwiek Ŝałowała, to ponownego
spotkania z Liamem.
CzyŜby?
Czy naprawdę chciałaby, by nigdy do tego nie doszło?
Przyjrzała mu się uwaŜnie, oceniła zmiany, jakie w nim
zaszły, oznaki dojrzałości. Ale czyŜ nic zmienił się takŜe pod
innymi względami? CzyŜ nie martwił się wczoraj, jak
zareaguje na artykuł w gazecie? Jednak był za niego
odpowiedzialny, dodała natychmiast.
Poza tym, choć chciałaby temu zaprzeczyć sama przed
sobą, pamiętała dobrze, jak zareagowała na jego pocałunek.
Na chwilę zapomniała o całym świecie. Liam obudził w niej
dawno zapomniane porywy namiętności. Jak by się skończyło
to spotkanie, gdyby nagle nie pojawił się Bobby?
Z trudem przełknęła ślinę i spojrzała Liamowi prosto w
oczy.
- Nie ma sensu niczego Ŝałować - powiedziała
beznamiętnie. - Przeszłość minęła i nigdy nie wróci.
Przyszłości nie znamy. Zostaje nam tylko teraźniejszość. A ja
jestem zadowolona ze swego obecnego Ŝycia - zakończyła,
patrząc z dumą na Bobby'ego.
- To szczęściara z ciebie! Bo mnie się moje Ŝycie zupełnie
nie podoba!
Laura odwróciła się powoli do niego.
- To je zmień - powiedziała spokojnie. Twarz mu
pociemniała.
- Próbuję! Ja...
- Wujku, sznurek się zaczepił o drzewo! - zawołał
rozpaczliwie Bobby.
- Wujku? - warknęła z wściekłością i zatrzymała go,
łapiąc za ramię, gdy zamierzał biec na pomoc jej synowi.
Liam odwrócił się do niej niecierpliwie.
- Nic wiedział, jak się do mnie zwracać.
- Wujku Liamie? - powtórzyła jeszcze raz ze złością,
rozdraŜniona poufałością tego zwrotu.
- Daj spokój, Lauro. - Liam strząsnął jej rękę. - Jest
dobrze wychowanym dzieckiem. Głupio mu było zwracać się
do dorosłego po imieniu. Nie widzę nic złego w tym, Ŝe mówi
do mnie „wujku".
- A ja owszem.
- Dlaczego? Pamiętam, Ŝe sama miałaś takiego
przyszywanego wujka.
Laura znieruchomiała, złość opadała z niej tak szybko, jak
wybuchła.
- A właśnie, co się z nim dzieje? - ciągnął pogardliwym
tonem Liam. - Ani razu o nim jeszcze nie wspomniałaś, co
dziwi mnie, zwaŜywszy na to, Ŝe osiem lat temu nie
przestawałaś o nim mówić. CzyŜby pani Shipley zapomniała
juŜ o ukochanym wujku?
- Przestań! - zaŜądała i pobladła nagle,
- Niby dlaczego? Nie lubisz, by przypominano ci o tych
skromnych początkach?
- Ty nic nie wiesz... - Wiem, Ŝe zraniłaś moje uczucia,
okazując jawną niechęć do tego, by twój syn nazywał mnie
wujkiem. - I to daje ci prawo, by ranić moje w rewanŜu?
- Spojrzała na niego przez łzy. - Nie masz tu Ŝadnych
praw, Liam...
- Wujku Liamie! - Bobby był zrozpaczony, widząc swój
latawiec na drzewie.
Laura spojrzała na syna.
- Chyba lepiej będzie, jak mu pomoŜesz - powiedziała
obojętnie. - A potem chciałabym, Ŝebyś juŜ sobie poszedł.
- A zawsze dostajesz to, czego chcesz, tak? - wycedził.
- Prawie nigdy. - Pokręciła głową ze smutkiem.
- Idź pomóc Bobby'emu - mruknęła i odwróciła się na
pięcie, po czym ruszyła w stronę domu.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
- Jak miło, Ŝe wpadłaś - rzucił Liam sarkastycznie,
spozierając na Laurę ponad stołem w restauracji.
Poranne spotkanie z Perrym wypadło bardzo dobrze, w
związku z czym panowie wybrali się na lunch, by uczcić
podpisanie umowy. Laura postanowiła do nich dołączyć.
Zrobiła tak dlatego, Ŝe bała się zostawiać Liama z
kimkolwiek ze swoich znajomych na gruncie towarzyskim.
Jak znała jego bezczelność, mógłby zacząć wypytywać
Perry'ego o jej Ŝycie prywatne. Oczywiści nie wprost, ale juŜ
on by umiał go wybadać tak, Ŝe nawet by się nie zorientował.
- Zawsze to miło osobiście przywitać nowego autora,
który podejmuje współpracę z naszym wydawnictwem.
- Nawet mnie?
- Witaj na pokładzie - powiedział z entuzjazmem Perry. -
„Świat Josie" będzie pierwszy na liście bestsellerów.
- Dopiero teraz mi to mówisz? - zaŜartował Liam. teŜ tak
sądzisz, Lauro? Na pewno odniesiesz sukces - oświadczyła
rzeczowo.
- Shipley Publishing równieŜ - podkreślił z uśmiechem.
Wzruszyła ramionami.
- Szaleństwem byłoby pozwolić na to, by taki bestseller
wymknął nam się z rąk. Tyle wydawnictw boryka się teraz z
problemami finansowymi.
- Ale nie Shipley - zauwaŜył. - Sprawdziłem, zanim
wysiałem maszynopis.
- I postanowiłeś postawić na dobrego konia? - spytała
zaczepnie.
- Mamy chyba więcej wspólnego, niŜ przypuszczaliśmy. -
Uśmiechnął się nieco wzgardliwie.
Laura się zarumieniła. Najwyraźniej Liam insynuował, Ŝe
poślubiła Roberta dla jego pozycji i pieniędzy. CóŜ, widać
taka wersja odpowiadała mu bardziej niŜ prawda.
Laura zauwaŜyła, Ŝe Perry słucha tej wymiany zdań z
nieco zakłopotaną miną. I nic dziwnego, napięcie pomiędzy
nią a Liamem było niemal namacalne.
Pochyliła się do przodu, unosząc kieliszek z szampanem,
który nalano jej przed kilkoma minutami.
- Za sukces - wzniosła toast
- Chętnie za to wypiję! - Perry delikatnie stuknął się z nią
kieliszkiem, a potem z Liamem.
- I za spokojne Ŝycie - dodał Liam, gdy dotknął kieliszka
Laury.
- Czy jedno z drugim da się połączyć? - spytała
sceptycznie.
Tego dnia rano ukazało się w prasie kolejne zdjęcie
Liama, który wchodził do jej domu w niedzielę. Laura ledwie
rzuciła okiem na gazetę i cisnęła ją do kosza Tak jak
uprzedzała Liama wcześniej, sytuacja wymknęła mu się spod
kontroli.
- Jeśli bardzo się tego chce, to owszem - pokiwał
powaŜnie głową.
- Mam nadzieje, Ŝe masz rację - odparła sucho.
Tego ranka przed jej domem sterczało jeszcze więcej
reporterów niŜ poprzednio. Byli bardzo rozczarowani, widząc
ją samą z Bobbym na tylnym siedzeniu samochodu, kiedy
odwoziła chłopca do szkoły.
- Jutro wracam do Irlandii - powiedział Liam. - Czy mogę
przyjść, by się poŜegnać z Bobbym?
Laura rzuciła mu ostre spojrzenie, widząc, Ŝe Peny siedzi z
zainteresowaniem ich rozmowę. PrzecieŜ na pewno widział te
zdjęcia w gazetach!
- Nie chciałbym, by Bobby myślał, Ŝe zniknąłem z jego
Ŝ
ycia bez słowa - wyjaśnił Liam.
Niby dlaczego? Z jej Ŝycia tak właśnie zniknął przed
ośmiu laty!
- Zmieniłeś się - zauwaŜyła.
Liam posłał jej lodowate spojrzenie nad stołem.
- MoŜe zamówimy? - wtrącił wesoło Perry, gdy przy ich
stole pojawił się kelner.
Laura pomyślała, Ŝe nie przełknie ani kęsa. Ale musiała
przecieŜ zostać do końca i zjeść ten lunch bez robienia
zbędnych scen. Zresztą powód, dla którego tu przyszła, był
nadal aktualny.
- Nie odpowiedziałaś mi na pytanie - zauwaŜył Liam, gdy
juŜ złoŜyli zamówienia i kelner się oddalił.
Laura wzięła kolejny łyk szampana.
- Pod warunkiem Ŝe nie zabawisz długo - powiedziała w
końcu. - To normalny dzień tygodnia i Bobby musi odrobić
lekcje.
- Wpadnę na krótko - zapewnił Liam.
Laura wiedziała, Ŝe nie będzie to takie proste, bo Bobby
wyjątkowo polubił „wujka Liama" i poprzedniego dnia bez
przerwy o nim mówił. Na pewno nie będzie chciał go
wypuścić.
Reszta lunchu przebiegła w dość cięŜkiej atmosferze, choć
Perry bardzo się starał ją rozluźnić. Laura ledwie dotrwała do
końca, prawie nic nie zjadła, za to wypiła sporo szampana i
nieco szumiało jej w głowie. To było zupełnie nie w jej stylu -
zwykle wypijała najwyŜej kieliszek wina do kolacji.
- UwaŜaj. - Liam przytrzymał ją za łokieć, gdy potknęła
się lekko po wyjściu z restauracji. ŚwieŜe powietrze dziwnie
ją odurzyło. - Powinnaś więcej jeść, Lauro - upomniał,
prowadząc ją do samochodu zaparkowanego po drugiej stronic
ulicy, przy którym czekał juŜ Paul.
- Jak będę chciała znać twoje zdanie, to o nie zapytam -
warknęła, po czym usadowiła się na tylnym siedzeniu. Perry
siedział juŜ z drugiej strony.
- Podrzucić cię gdzieś? - spytała grzecznościowo.
- Nie, dziękuję, chętnie się przejdę - powiedział Liam. -
Czy mogę wpaść do Bobby'ego o wpół do szóstej?
- Jak najbardziej. O szóstej jemy kolację, więc wcześniej
dopilnuję, by miał odrobione lekcje. - Dala wyraźnie do
zrozumienia, Ŝe nic jest zaproszony.
Błysk rozbawienia mignął w oczach Liama, zanim zwrócił
się do Perry'ego:
- Zadzwonię do ciebie, gdy będę wybierał się do
Londynu.
Laura nie odwróciła głowy, gdy Liam zatrzasnął wreszcie
drzwi samochodu. Gdy Paul ruszył i włączył się do ruchu,
odetchnęła z wyraźną ulgą.
- Poszło lepiej, niŜ moŜna by się spodziewać, prawda? -
zagadnęła beztrosko swego towarzysza.
- O tak - Perry z satysfakcją pokiwał głową.
- I cieszę się, Ŝe udało ci się przekonać Liama, by zgodził
się na współpracę ze mną. Niedobrze jest mieszać sprawy
zawodowe z prywatnymi.
- Chyba mylnie interpretujesz naszą relację, Perry -
powiedziała zdziwiona.
- PrzecieŜ cię nie krytykuję - zapewnił pospiesznie. -
Zresztą nie mam nawet do tego prawa. A poza tym cieszę się,
Ŝ
e znów jest ktoś w twoim Ŝyciu, Lauro. Zbyt długo byłaś
sama. Mam nadzieję, Ŝe nie masz mi za złe tych słów.
Owszem, miała! Ale wobec tych wszystkich zdjęć w
gazetach i zapowiedzi dzisiejszej wizyty, tylko pogorszyłaby
sprawę, tłumacząc się przed Perrym.
Jego uwagi nie wprawiły jej w zbyt dobry humor. Gdy
Amy wprowadziła Liama do salonu kilka godzin później,
Laura powitała go z dość ponurą miną. Bobby był jeszcze na
górze, gdzie niecierpliwie czekał na przybycie gościa.
- Szampan ci nie słuŜy? - spytał Liam, gdy zostali sami.
- To bardzo w twoim stylu: doszukiwać się winy w czym
innym, a nie w sobie! - prychnęła.
Miała ten sam strój, w którym była w pracy - ciemny
kostium i kremową bluzkę, bo po uwagach Perry'ego chciała
nawet strojem podkreślić, Ŝe z Liamem łączy ją wyłącznie
relacja zawodowa.
Liam natychmiast spochmurniał
- Naprawdę powinnaś spróbować wyzbyć się tej całej
goryczy, Lauro. W końcu świetnie sobie dałaś radę beze mnie.
- Rozejrzał się znacząco po luksusowym wnętrzu.
- Złośliwe uwagi nie zmienią faktu, Ŝe mnie porzuciłeś -
warknęła.
- Porzuciłem? Chyba dość dziwnie stawiasz sprawę...
Ona tak właśnie zawsze myślała o jego wyjeździe. Ale
trzeba przyznać, Ŝe dla kogoś, kto nie znał pewnych
okoliczności, sytuacja rysowała się pewnie inaczej...
- Być moŜe - powiedziała juŜ spokojniej. - Zresztą to juŜ
niewaŜne...
- Właśnie Ŝe waŜne - zaoponował natychmiast. - Ty...
- Wujek Liam! - zawołał zachwycony Bobby, rzucając się
na niego.
Liam złapał go pod ramiona i zrobił karuzelę wokół siebie.
- Jak było w szkole? - spytał, gdy postawił go na
podłodze i rozwichrzył jego ciemną czuprynkę.
- Dobrze - odparł szybko chłopiec. - MoŜemy wyjść do
ogrodu i puścić latawca?
- Chyba nie... Wpadłem tylko na chwilkę, Bobby -
wyjaśnił, rzucając szybkie spojrzenie na Laurę.
- Jutro rano mam samolot do Irlandii.
Laura
nie
powiedziała
synkowi,
dlaczego
Liam
przychodzi, sądząc, Ŝe najlepiej będzie, gdy sam mu to
wyjawi. Widząc teraz wyraz gorzkiego rozczarowania na
twarzy chłopca, pomyślała, Ŝe powinna go była jednak
uprzedzić.
- Bobby... - zaczęła łagodnie.
- Kiedy wrócisz? - Bobby zupełnie ją zignorował,
wbijając niespokojny wzrok w Liama.
Twarz męŜczyzny złagodniała, gdy przyklęknął obok
chłopca.
- Pewnie za kilka tygodni - odparł i ujął go za ramię.
Laura z przeraŜeniem zobaczyła, Ŝe synek wyszarpnął się
z tego uścisku, na jego twarzy odbiła się wściekłość.
- Wcale nie! Ty juŜ w ogóle nie wrócisz! - krzyknął.
Laura jeszcze nigdy nie widziała, by Bobby tak się
zachowywał. Wiedziała, Ŝe bardzo polubił Liama, ale nie
spodziewała się tak silnej reakcji.
Liam spojrzał na nią niepewnie.
- Oczywiście, Ŝe wrócę, Bobby, a wtedy...
- Nigdy nie wrócisz! - wykrzyknął chłopiec przez łzy. -
Mój tata odszedł i nigdy nie wrócił!
Laura z trudem przełknęła ślinę, czując, Ŝe i jej zbiera się
na płacz.
- Bobby, to przecieŜ nie to samo - powiedziała,
podchodząc do synka, który zaczął cofać się w stronę drzwi. -
Tata był chory, przecieŜ wiesz. Nie chciał odejść, ale nie miał
wyboru.
- Liam ma wybór, a odchodzi - rzucił oskarŜycielsko
Bobby, patrząc ze złością na gościa. - Myślałem, Ŝe mnie
lubisz!
Liam
wyprostował
się,
skonsternowany
reakcją
Bobby'ego.
- Bo cię lubię. WyjeŜdŜam na krótko, obiecuję...
- Nie - Bobby pokręcił głową, chwytając za klamkę -
zabiera sobie ten swój latawiec! Wcale go nie chcę! - zawołał i
wybiegi z salonu. Głośny tupot jego stóp rozległ się na
schodach.
Laura była zszokowana. Po śmierci Roberta wiele razy
tłumaczyła chłopcu, na czym polegała choroba jego ojca,
mówiła, Ŝe Robert wcale nie chciał ich opuścić, ale jego serce
nic wytrzymało. Widać jej syn nie przyjmował tych wyjaśnień
do wiadomości.
Opadła cięŜko na jeden z foteli, czując, Ŝe drŜą jej nogi.
Ukryła twarz w dłoniach i zaczęła szlochać.
- Lauro! - Liam przysiadł na poręczy fotela i objął ją
mocno. - Wiesz, Ŝe Bobby wcale tak nie myśli. Po prostu był
zły i rozczarowany.
Laura potrząsnęła głową.
- Nie wiedziałam, Ŝe czuł się opuszczony po śmierci
Roberta. Myślałam, Ŝe zrozumiał... - westchnęła. - Muszę iść
do niego. - Zerwała się.
Liam zatrzymał ją w uścisku.
- Zostaw go na chwilę samego - poradził. - Teraz jest taki
wściekły na nas oboje, Ŝe mógłby powiedzieć coś, czego
później będzie Ŝałował. - Liam popatrzył na nią z Ŝalem. -
Jedno jest pewne. Masz rację, Ŝe nie chcesz zapoznawać go z
przelotnymi znajomymi. Ale wiesz, Ŝe ja nie chcę być kimś
takim...
- Naprawdę muszę juŜ iść do Bobby'ego - powiedziała,
wyswabadzając się z jego ramion. Wstała i przygładziła
krótkie włosy. - Chyba lepiej, byś wyszedł, zanim on zejdzie
na dół...
- Wiesz, Ŝe jeszcze wrócę - powiedział, wpatrując się w
nią uwaŜnie. - Teraz muszę wyjechać do Irlandii, mam pewną
sprawę do załatwienia.
- Sprawę? - powtórzyła ironicznie. - A sprawa jest rodzaju
Ŝ
eńskiego...
- Tak - powiedział cierpliwie. - Chodzi o sześćdziesiąte
urodziny mojej mamy. Szykujemy dla niej niespodziankę, w
ś
rodę wydajemy wielkie przyjęcie rodzinne, rozumiesz chyba,
Ŝ
e muszę na nim być.
- Oczywiście - odparła, zastanawiając się w duchu, co
Mary O'Reilly powiedziałaby na niespodziankę w postaci
siedmioletniego wnuka.
- Zresztą jak chcesz, moŜesz jechać ze mną. Oczywiście z
Bobbym - dodał, jakby czytał w jej myślach.
- Nie, dziękuję. Jak sam powiedziałeś, to przyjęcie
rodzinne - zauwaŜyła, patrząc na niego wyzywająco.
- Jak powiedziałem - ruchem głowy wskazał na schody -
wrócę w czwartek. A wtedy musimy powaŜnie porozmawiać.
- Ja...
- Nie sądzisz, Ŝe to konieczne? - spytał z naciskiem.
Nie, wcale tak nie uwaŜała, Ale dlaczego był taki
stanowczy? CzyŜby domyślił się - mało tego! - nabrał
pewności, Ŝe Bobby jest jego synem? A jeśli tak, dlaczego
jeszcze tego nie powiedział?
Liam przyglądał się burzliwym emocjom odbijającym się
na jej twarzy.
- Nie jestem tym samym męŜczyzną, jakim byłem przed
ośmiu laty, Lauro - zapewnił cicho. - Wówczas próbowałem
postępować szlachetnie, ale efekt był wręcz odwrotny. Tym
razem chcę, by mi się udało.
- Szlachetnie? - parsknęła z niedowierzaniem. - Nie wiem,
o czym mówisz!
- Właśnie, i dlatego musimy porozmawiać. Przyjadę w
czwartek, zanim Bobby pójdzie spać. Zarezerwuj proszę dla
mnie ten wieczór.
Oblizała usta.
- Ja...
- Idź juŜ na górę - przerwał łagodnie. - Powiedz mu, Ŝe
wrócę. Przekonaj go o tym - dodał z naciskiem.
Jak miała to zrobić, skoro sama nie była do końca pewna?
ROZDZIAŁ DWUNASTY
- Skończyłeś? - Spojrzała pytająco na synka, który
zostawił na talerzu połowę pizzy.
Od czasu poniedziałkowej rozmowy Bobby był bardzo
spokojny. Wyglądało na to, Ŝe pogodził się z tym, co
powiedziała o przyczynach śmierci Roberta, ale chyba nie
bardzo wierzył w powrót Liama zapowiedziany na ten właśnie
dzień. MoŜe dlatego, Ŝe ona sama nie wiedziała, czy ma w to
wierzyć.
Liam zadzwonił do niej z lotniska we wtorek rano, tuŜ
przed odlotem, by spytać, jak jej poszła rozmowa z Bobbym.
Niewiele miała mu wtedy do powiedzenia, gdyŜ chłopiec
zamknął się w sobie.
Po tym krótkim telefonie przez całe trzy dni nie miała juŜ
od Liama Ŝadnych wiadomości, więc nie wiedziała, czy jego
wizyta zapowiedziana na ten czwartek jest wciąŜ aktualna.
Bobby miał widać podobne wątpliwości, bo rankiem zaraz po
przebudzeniu zapytał, czy Liam dzwonił.
Dlatego teŜ postanowiła zabrać synka na pizzę po szkole -
miała nadzieję, Ŝe to oderwie jego myśli od wizyty Liama.
Sądząc po braku apetytu chłopca, niezbyt jej się to udało.
- Tak, skończyłem - zapewnił pospiesznie. - MoŜemy juŜ
wracać do domu?
- Oczywiście. - Uśmiechnęła się blado i poszła zapłacić
rachunek.
Widziała, Ŝe Bobby tłumi w sobie radość ze spotkania z
Liamem, bo nic jest do końca pewien, czy on przyjedzie.
Jak dobrze znała tę niepewność! I ból wywołany
rozczarowaniem! Dlatego właśnie wolała, by Liam i Bobby
nigdy się nic spotkali. Oczywiście nie mogła przewidzieć
tego, Ŝe z miejsca zapalają do siebie sympatią, ale tak czy
owak nie chciała ryzykować powstania między nimi
jakiejkolwiek więzi.
CóŜ, zrobiła wszystko, co w jej mocy, aby się nigdy nie
spotkali, ale kiedy to juŜ nastąpiło, nie mogła poradzić nic na
to, Ŝe się polubili. Jednak własnymi rękami udusi Liama, jeśli
tego wieczoru sprawi Bobby'emu zawód!
W drodze powrotnej Bobby ledwie skrywał euforię.
Ledwie dojechali na miejsce, wyskoczył z samochodu i wpadł
do domu, zostawiając drzwi otwarte na ościeŜ. Laura podąŜyła
za nim powoli, niechętnie myśląc o tym, jak osłodzić chłopcu
nadchodzące rozczarowanie.
- Co tak późno, pani Shipley? - spytał znajomy głos,
ledwie przekroczyła próg domu.
Na dźwięk głosu Liama poczuła przyspieszone bicie serca
i mimowolnie rozpromieniła się z radości, widząc
uśmiechniętego Bobby'ego w jego uścisku. Uderzyło ją, jak
bardzo do siebie pasują.
Nie czuła juŜ jednak teraz tej rezerwy, ostroŜności, z jaką
odnosiła się do Liama przed tygodniem. Nagłe zrozumiała, Ŝe
coś się zmieniło...
Uświadomiła sobie bowiem, Ŝe nadal go kocha!
Czy kiedykolwiek przestała darzyć go uczuciem?
Myślała, Ŝe tak właśnie było. Kiedy przed ośmiu laty
pogodziła się wreszcie z tym, Ŝe odszedł, myślała, Ŝe jej
miłość umarła. Jednak gdy patrzyła teraz na tę tak dobrze
znaną twarz, roześmiane, wpatrzone w nią oczy synka,
którego trzymał w ramionach, Laura zrozumiała, Ŝe nigdy nie
przestała kochać Liama, Ŝe jedynie zakopała to uczucie,
ukryła przed samą sobą.
- On wrócił, mamo - oznajmił radośnie Bobby. Z trudem
przełknęła ślinę, starając się zachowywać naturalnie, choć
miała ochotę krzyczeć z powodu tego, co odkryła.
- Ano wrócił - rzuciła niefrasobliwie, odwracając się, by
postawić torebkę na stoliku w holu.
Jak mogła kochać go przez te wszystkie lata?
A jak mogłaby go nic kochać? - pomyślała natychmiast.
Za kaŜdym razem, gdy spoglądała na Bobby'ego, synka,
którego kochała ponad Ŝycie, miłość do Liama, męŜczyzny,
którego tak bardzo przypominał, coraz silniej się w niej
zakorzeniała.
- Wszystko w porządku, Lauro? - spytał Liam, patrząc na
nią z lekkim niepokojem.
- Pogadajcie sobie chwilkę, a ja pójdę na górę się
przebrać - odparła szybko, unikając jego wzroku.
- Pospiesz się, przywiozłem kawałek urodzinowego ciasta
mamy! - zawołał za nią, gdy biegła po schodach.
Gdy tylko dotarła do swego pokoju, padła na łóŜko. WciąŜ
kochała Liama! Niepojęte! NiemoŜliwe!
CóŜ, daje jasno do zrozumienia, Ŝe ona nadal mu się
podoba, Ŝe chętnie by się z nią ponownie związał - choć nie
wiadomo, na jakiej zasadzie. Jednak zbyt wiele zaszło w ciągu
ostatnich ośmiu lat w Ŝyciu ich obojga, nie mogą zacząć
wszystkiego jeszcze raz od początku.
Poza tym jest Bobby... W związku z jej decyzją nie
wiedział o istnieniu swego biologicznego ojca. Bez wątpienia
Robert wspaniale wywiązywał się z roli taty, ale czy gdyby
dać Bobby'emu wybór, nie wolałby swego prawdziwego ojca,
nawet jeśli widywałby go tylko od czasu do czasu?
A co powiedziałby Liam, gdyby się dowiedział, jaką
decyzję podjęła, gdy niczego nieświadom wyjechał do
Ameryki? Nie powinien jej opuszczać bez słowa!
To jednak nie tłumaczyło wszystkiego. Miała prawo być
zła na Liama, Ŝe ją tak bezceremonialnie porzucił, ale on teŜ
mógłby być wściekły na nią, Ŝe nie powiedziała mu o ciąŜy.
Laura westchnęła cięŜko, zupełnie nie wiedząc, jak teraz
powinna postąpić. Liam zapowiedział, Ŝe tego wieczoru chce
z nią powaŜnie porozmawiać. Zaczęła się obawiać tej
rozmowy.
- Chodź, mamo, poczęstuj się ciastem! - zawołał Bobby,
gdy weszła do kuchni, przebrana w dŜinsy i luźny niebieski
sweterek. Na stole stał dzbanek z kawą i talerz z pokrojonym
ciastem. - Jest pyszne!
- Upiekła je jedna z moich sióstr - wtrącił Liam, z
zadowoleniem
przyglądając
się
chłopcu,
któremu
najwyraźniej wrócił apetyt.
- Gdzie jest Amy? - spytała Laura, rozglądając się po
kuchni.
- Prosiła, by ci powiedzieć, Ŝe musiała wyskoczyć na
chwilę do sklepu - wyjaśnił Liam.
Pewnie dlatego, Ŝe Laura nie wspomniała jej o tym, Ŝe
Liam moŜe zostać na kolacji. A nie zrobiła tego, by nie wyjść
na idiotkę, jeśliby się nic zjawił.
- Wyglądasz na zmęczoną. - Liam spojrzał na nią z
niepokojem. - Czy musisz tak cięŜko pracować?
- Prowadzę przecieŜ firmę. - prychnęła, rzucając mu
oburzone spojrzenie. - A właśnie... dział graficzny zaczął
pracować nad projektem okładki do twojej ksiąŜki. - Z ulgą
podjęła temat zawodowy. - Myślę, Ŝe będziesz zadowolony.
- Na pewno - odparł z roztargnieniem. - Chodź, usiądź,
naleję ci kawy.
Laura usiadła przy stole, spoglądając na Bobby'ego.
Dawno nie widziała, by był tak szczęśliwy. Najwyraźniej za
sprawą Liama.
- Nie przejmuj się tak - rzucił Liam beztrosko, ściskając ją
lekko za ramię. - RóŜne sprawy same się rozwiązują.
CzyŜby? Chyba zmieni zdanie, gdy dowie się prawdy. A
czuła teraz, Ŝe musi ją wyjawić, jest to winna jemu i
Bobby'emu.
- Pójdę na górę po latawiec! - zawołał radośnie Bobby,
gdy spałaszował juŜ dwa kawałki ciasta.
Laura przez chwilę popijała kawę, ogrzewając ręce
splecione wokół kubka. Było jej zimno.
- Czy miło spędziłeś czas z rodziną? - odezwała się
wreszcie, by przerwać krępujące milczenie, które zapadło po
wyjściu chłopca.
- Tęskniłem za tobą i Bobbym - odparł, sprowadzając
rozmowę na osobiste tory.
- Rodzina na pewno się ucieszyła z twojego przyjazdu -
nie dawała za wygraną Laura. - Czy mama była zaskoczona
niespodzianką?
- Udawała, Ŝe tak - uśmiechnął się. - Ale na pewno
wszystkiego się domyśliła. Moja mama to kobieta która wiele
rozumie bez niepotrzebnych słów - dodał z podziwem. -
Widziała nasze zdjęcia w gazetach...
Laura skrzywiła się z niesmakiem. Wcześniej jakoś nie
przyszło jej do głowy, Ŝe ktoś z rodziny Liama moŜe je
zobaczyć.
- Pewnie ci wciąŜ dokuczali z tego powodu? - spytała,
siląc się na Ŝartobliwy ton.
- Wcale nie. Mamie wystarczyło jedno spojrzenie na
mnie, Ŝeby dać innym znać, by się odczepili. Chciałaby cię
poznać - dodał łagodnie.
- A nie wyjaśniłeś jej, Ŝe te bzdury w gazetach wymyślili
sobie dziennikarze?
- To nie miałoby sensu - uśmiechnął się pod nosem. -
Mama zawsze wie, kiedy kłamię.
Laura spojrzała na niego z zakłopotaniem.
- Oczywiście ona nie wie, Ŝe jesteś tą samą Laurą, o
której jej opowiadałem przed ośmiu laty, ale...
- Twoja mama o mnie wiedziała? - spytała zaskoczona.
- O, tak...
- Ale...
- JuŜ jestem! - Bobby wpadł wesoło do salonu z
latawcem. - Mamo, czy mogę wyjść na chwilę z Liamem? -
zapytał, jakby mówił o swoim rówieśniku, z którym chce się
pobawić w ogrodzie.
-
Jeśli
Liam
ma
ochotę
-
odpowiedziała
niezobowiązująco.
- Od trzech dni nie marzyłem o niczym innym! -
oświadczył Liam z szerokim uśmiechem.
Laurze jakoś trudno było w to uwierzyć, ale Bobby'ego te
słowa wyraźnie uszczęśliwiły.
- To było pyszne, Amy - zapewnił gorąco Liam, gdy
gospodyni zbierała puste talerze ze stołu.
- Dziękuję, panie O'Reilly - uśmiechnęła się Amy, po
czym podała na stół sery i kawę, i zwróciła się do Laury: -
Posprzątam w kuchni, zajrzę do Bobby'ego i na tym dziś
skończę, jeśli nie ma pani nic przeciwko temu, pani Shipley.
Laura wolałaby nie zostawać sam na sam z Liamem. ale
Amy miała za sobą długi dzień i naleŜał jej się wolny wieczór.
Bobby od ponad godziny był juŜ w łóŜku. Zaraz po kąpieli
domagał się, by Liam towarzyszył mu, podczas gdy Laura
czytała bajkę. Zupełnie jakby byli prawdziwą rodziną.
Sytuacja coraz bardziej wymykała jej się spod kontroli. Im
szybciej wszystko się wyjaśni, tym lepiej, uznała.
Jednak gdy Amy wyszła, zamykając za sobą drzwi,
poczuła nerwowy skurcz w brzuchu.
- Nic wiem jak ty, ale ja nie zmieszczę juŜ tego sera -
powiedział Liam. - MoŜe weźmiemy kawę i przeniesiemy się
do salonu?
Skinęła głową.
Gdy znaleźli się w salonie, Liam zamiast usiąść, zaczął
przechadzać się, jakby i jemu trudno było podjąć rozmowę.
Zatrzymał się na chwilę przy komodzie w rogu pokoju i
podniósł jedna, z fotografii stojących na niej.
Laura zamknęła oczy. Wiedziała, co to za zdjęcie. Zostało
zrobione wkrótce po narodzinach Bobby'ego. Laura siedziała
na poręczy fotela, na którym spoczywał Robert z Bobbym na
kolanach.
- Wyglądacie na szczęśliwą rodzinę - zauwaŜył Liam.
Laura otworzyła oczy i spojrzała na Liama, ale nie
potrafiła wyczytać nic z jego twarzy.
- Byliśmy szczęśliwi - powiedziała cicho.
- Robert był dobrym ojcem? - spytał, wskazując zdjęcie
ruchem głowy.
- Tak. - Skinęła głową, zdając sobie sprawę, Ŝe krąŜą
wokół właściwego tematu.
- I dobrym męŜem? Spojrzała na niego wyzywająco.
- JuŜ ci to mówiłam.
Pokiwał wolno głową i odstawił zdjęcie na miejsce.
- Cieszę się.
- Słucham?
- Zawsze Ŝyczyłem ci szczęścia, Lauro. Wierzysz mi? Jak
mogłaby w to uwierzyć? Przed ośmiu laty dał jej szczęście, a
potem nagle zniknął z jej Ŝycia.
- Chyba nie - skomentował jej milczenie. - Lauro, przed
ośmiu laty byłaś jeszcze dzieckiem...
- Miałam dwadzieścia jeden lat - zaprotestowała.
- Ale psychicznie byłaś szesnastolatką - sprostował
łagodnie. - Śmierć rodziców spowodowała, Ŝe twój
emocjonalny rozwój jakby się zatrzymał.
- To jakaś bzdura, Liam, dobrze o tym wiesz.
- Wcale nie. Stracić rodziców w wieku szesnastu lat to
koszmar. Całe szczęście miałaś opiekuna, który zajmował się
sprawami finansowymi, ale pod względem emocjonalnym
byłaś na pustyni. Nie miałem o tym wszystkim pojęcia, kiedy
cię poznałem, ale dość szybko zorientowałem się, Ŝe szukasz
obiektu miłości i bardzo pragniesz być kochana.
- A to nie mieściło się w twoich planach, prawda?
- Lauro - wyjaśniał cierpliwie. - Nie masz pojęcia, jak się
czułem przed ośmiu laty. Nie byłaś dość dojrzała...
- Och, przestań. - Niecierpliwie zerwała się z miejsca. -
Nie próbuj usprawiedliwiać swego odejścia moją niby
niedojrzałością. Jakoś ci to nie przeszkadzało w pójściu ze
mną do łóŜka.
- Nic nie mogło mnie powstrzymać tamtej nocy, jedynej
nocy, kiedy się kochaliśmy - przyznał. - Byłaś obecna w moim
Ŝ
yciu przez pół roku. Z całą swoją zmysłowością, niezwykłą
urodą, całkowitą akceptacją tego, kim jestem i jaki jestem.
Gdy zacząłem cię dotykać, całować tamtej nocy, nie mogłem
się powstrzymać, tak jak nie mógłbym przestać oddychać!
- Powiedziałeś, Ŝe to był błąd - Laura z drŜeniem
przypomniała sobie słowa odrzucenia, które usłyszała
rankiem. - śe to się więcej nie moŜe powtórzyć.
I nigdy więcej się nie powtórzyło. Bobby został poczęty
tej właśnie jedynej miłosnej nocy. A Liam usunął się z jej
Ŝ
ycia, zanim zdąŜyła podzielić się z nim tą wiedzą.
- Po prostu dostałeś to, czego chciałeś, uznałeś, Ŝe cię to
nie satysfakcjonuje i ruszyłeś na dalsze podboje - rzuciła
gorzko, czując, Ŝe słowa wbijają się w nią jak noŜe.
Twarz Liama pociemniała ze złości.
- Nie masz pojęcia, jak czułem się po tamtej nocy!
- Pewnie jak triumfator - rzuciła zjadliwie. Podszedł do
niej i połoŜył ręce na jej ramionach, patrząc w oczy.
- Byłaś dziewicą, Lauro. A ja zabrałem ci ten skarb.
Słowo triumf zupełnie nie oddaje tego, co czułem, gdy
obudziłem się z tobą w łóŜku.
Laura przymknęła oczy, by nie widzieć złości malującej
się na jego twarzy.
Tego wieczoru świętowali podpisanie przez Liama
kontraktu na scenariusz według jego ksiąŜki, który miał pisać
w Los Angeles. Wypili za duŜo szampana i Laurze wydawało
się całkiem naturalne, Ŝe wylądowali w łóŜku po przyjściu do
apartamentu Liama.
- Nie powinienem był pić wtedy tyle szampana -
westchnął.
Laura otworzyła oczy i spojrzała na niego z pretensją.
- To, co zaszło między nami, nie miało nic wspólnego z
szampanem. To się musiało stać. Dziwne, Ŝe tak późno -
powiedziała z przekonaniem.
Była zakochana w Liamie, to on zachowywał się zbyt
powściągliwie. Czy naprawdę uwaŜał, Ŝe jest za młoda i zbyt
bezbronna pod względem emocjonalnym, by się z nim
związać?
- To nie powinno się stać - powiedział Liam powaŜnie,
odpychając ją lekko od siebie. - Obiecałem sobie, Ŝe do tego
nie dojdzie. Byłem dla ciebie za stary...
- Jesteś tylko dziesięć lat starszy - przerwała mu
niecierpliwie.
- Jeśli chodzi o doświadczenie byłem o wiele starszy od
ciebie.
Opuściłem
Irlandię
jako
dziewiętnastolatek,
zamieszkałem w Londynie, odniosłem sukces literacki. Zanim
cię spotkałem, Ŝyłem pełnią Ŝycia. Pod kaŜdym względem.
- A potem w to Ŝycie wkroczyłam ja, głupia naiwniaczka
- prychnęła Laura. - I chodziłam za tobą krok w krok.
- Wiesz, Ŝe to nie tak - zaprotestował z błyskiem w
oczach, - Lubiłem się z tobą spotykać, spędzać czas razem. AŜ
za bardzo. Zdawałem sobie bowiem sprawę, jak wielkim
darzysz uwielbieniem swego opiekuna, człowieka, który
przyszedł ci z pomocą, gdy zostałaś sama na świecie.
Wiedziałem, Ŝe zaczynasz traktować mnie z podobną, atencją,
idealizować...
- Liam. to jakieś bzdury - przerwała mu z
niedowierzaniem.
- A ja byłem daleki od ideału... - westchnął.
- To, co czułam do ciebie, nie miało nic wspólnego z tym,
jak odnosiłam się do swojego... opiekuna - powiedziała. - Tak,
uwielbiałam go. Znałam go przez całe Ŝycie, był przyjacielem
moich rodziców, zawsze odgrywał rolę wujka w moim Ŝyciu.
- Byłem o niego zazdrosny, bez przerwy o nim mówiłaś -
rzucił szorstko. - Wuj Rob to, wuj Rob tamo...
- Kochałam go! - wykrzyknęła. - Był najmilszym,
najwspanialszym, najbardziej taktownym męŜczyzną, jakiego
znałam... - zawiesiła głos, widząc uwaŜne spojrzenie Liama.
- Chyba juŜ kiedyś słyszałem tę charakterystykę... -
wycedził wolno, patrząc na nią z niedowierzaniem.
- AleŜ ja byłem głupi... - rzucił wreszcie ze złością.
Nie chciała, by dowiedział się tego w ten sposób,
zamierzała mu wszystko spokojnie wyjaśnić.
- Nie mogę uwierzyć we własną głupotę - parsknął
wściekle. - Nie skojarzyłem, Ŝe wuj Rob i mąŜ Robert to musi
być ten sam facet!
Laura patrzyła na niego bez słowa, czując, Ŝe krew
odpływa jej z twarzy.
- Tak było?! - spytał, chwytając ją znowu za ramiona i
mocno potrząsając. - Odpowiedz!
- Tak! - krzyknęła, czując, Ŝe po jej policzkach płyną
gorące łzy.
Liam odepchnął ją od siebie, patrząc na nią z
niedowierzaniem.
- A ja myślałem... wierzyłem... aleŜ zrobiłem z siebie
idiotę! - zawołał, idąc w stronę drzwi.
- Czekaj, nic nie rozumiesz...! - krzyknęła, podąŜając za
nim. - Dokąd idziesz?
- Jak najdalej stąd! - powiedział, patrząc na nią
lodowatym wzrokiem.
- Ale...
- Nie chcę słyszeć juŜ ani słowa - wycedził - bo nie ręczę
za siebie.
Patrzyła, milcząc, jak otwiera z trzaskiem drzwi do salonu
i wychodzi. Huk drzwi frontowych w kitka sekund później
upewnił ją, Ŝe Liam wyszedł. I pewnie juŜ nigdy nie wróci.
Wtedy uświadomiła sobie, Ŝe przecieŜ nie powiedziała
Liamowi o Bobbym, jego synu.
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
Nie powiedziała Liamowi tego, co istotne - Ŝe chociaŜ
kochała Roberta, to nie tak samo jak jego. śe Robert równieŜ
kochał ja tylko platonicznie. Gdy dowiedział się o ciąŜy, po
pierwsze, chciał Laurze pomóc, a po drugie, widział w
małŜeństwie z nią szansę dla siebie na posiadanie rodziny.
Liam wyszedł, zanim zdąŜyła mu to wszystko wyjaśnić.
Usiadła, zastanawiając się, co ma teraz zrobić. Była pewna, Ŝe
nic będzie juŜ próbował się do niej zbliŜyć. Jednak musi
poznać prawdę, bez względu na konsekwencje. Po ostatnich
kilku dniach wiedziała, Ŝe jest to winna Bobby'emu - i nie
tylko jemu.
Postanowiła załatwić tę sprawę natychmiast. Zadzwoniła
do hotelu, w którym poprzednio zatrzymał się Liam, i
dowiedziała się, Ŝe wprowadził się tam rano. Potem zastukała
do mieszkania Amy, poprosiła, by przypilnowała Bobby'ego
pod jej nieobecność, wyprowadziła samochód z garaŜu i
ruszyła na spotkanie z Liamem - zanim opuści ją odwaga.
- Chyba widziałam pana O'Reilly'ego, jak szedł niedawno
do baru - poinformowała ładniutka recepcjonistka.
- Dziękuję. - Laura uśmiechnęła się z roztargnieniem i
poszła we wskazanym kierunku.
W barze panował półmrok. Liam siedział samotnie w
naroŜnej niszy, a przed nim stała szklanka whisky. Laura
zatrzymała się przy jego stoliku i stała przez chwilę
nieruchomo, czekając, aŜ ją zauwaŜy. Podniósł głowę, gdy
wyczuł jej obecność, i spojrzał na nią ze złością.
- Czego chcesz? - rzucił opryskliwie.
- Mogę się przysiąść? - spytała cicho.
- Czemu nie? To wolny kraj. ChociaŜ jest tu pełno
wolnych stolików, jeśli masz ochotę się napić.
- Nie, nic mam. - Usiadła naprzeciw niego. - Wyszedłeś,
zanim zdąŜyłam ci coś powiedzieć... - Zaczerpnęła tchu. - Nie
wiesz wszystkiego o moim małŜeństwie... - zaczęła ostroŜnie.
- Czy chodzi ci o Bobby'ego? - spytał bezceremonialnie.
Przełknęła z trudem ślinę, nie wiedziała, co powiedzieć.
- MoŜe to coś wyjaśni - mruknął Liam, wyjmując z
kieszeni kurtki plik zdjęć. RozłoŜył je powoli na stoliku przed
Laurą.
Pochyliła się, by je obejrzeć. Ubrania wskazywały na to,
Ŝ
e fotografie pochodzą sprzed mniej więcej trzydziestu lat, ale
chłopiec uśmiechający się do obiektywu wyglądał zupełnie jak
Bobby!
- To ty? - wydusiła z trudem.
- Poprosiłem mamę, by mi je dała, gdy byłem teraz w
Irlandii. - Pozbierał zdjęcia i schował do kieszeni.
- Od kiedy wiesz? - spytała cicho.
- śe musiałaś być w ciąŜy, kiedy wyjechałem stąd przed
ośmiu laty? Gdy tylko ujrzałem Bobby'ego.
Popatrzyła na niego z niedowierzaniem.
- To dlaczego...?
- Dlaczego nic nie powiedziałem? - dokończył ze
znuŜeniem. - Czekałem, aŜ sama mi powiesz. Kolejna głupota
z mojej strony.
- Zamierzałam ci powiedzieć...
- Kiedy?
- Dziś wieczór. Ale zanim zdąŜyłam...
- Domyśliłem się, Ŝe twój mąŜ i ukochany wujek Rob to
ta sama osoba! - dokończył z wściekłością. - Nie mam pojęcia,
po co tu przyszłaś, Lauro. Chyba lepiej by było, gdybyś
zostawiła mnie teraz w spokoju.
- Dla kogo lepiej? - Ona teŜ zaczynała być wściekła. -
Myślisz, Ŝe co się właściwie stało przed ośmiu laty? Twoim
zdaniem okłamałam Roberta, próbowałam mu wmówić, Ŝe
Bobby jest jego synem? Czy to dlatego jesteś taki zły? OtóŜ
Robert nigdy nie miał złudzeń, co do ojcostwa Bobby'ego. Nie
mógłby być jego ojcem.
Liam znieruchomiał i wbił w nią nieruchome spojrzenie.
- Dlaczego nic mógłby? - spytał bardzo wolno. Laura
otworzyła torebkę, wyjęła z niej fotografię i połoŜyła przed
Liamem, tak jak on to zrobił przed chwilą.
- JuŜ ją widziałem - mruknął, rzuciwszy okiem na zdjęcie
- Ale nie zauwaŜyłeś tego, czego dobrze nie widać na
zdjęciu - Ŝe Robert siedzi na wózku inwalidzkim - wyjaśniła
drŜącym głosem. - Był skazany na ten wózek przez
dwadzieścia lat.
Liam wziął zdjęcie, by dokładniej mu się przyjrzeć.
Laura wiedziała, Ŝe przy bliŜszym oglądzie zauwaŜy, Ŝe
nogi Roberta są ustawione pod nienaturalnym kątem i trochę
niezgrabnie trzyma dziecko na kolanach. Robert uszkodził
sobie dolną część kręgosłupa, grając przed dwudziestu laty w
rugby, był sparaliŜowany od pasa w dół.
- Kalectwo nie przeszkadzało mu Ŝyć tak, jak chciał -
powiedziała Laura ze łzami w oczach. - Dawał mi wsparcie,
gdy byłam w ciąŜy, był przy porodzie, pomagał mi. Potrafił
się bawić z Bobbym całymi godzinami, nigdy nie był nim
znudzony ani zmęczony. Rozpłakał się, gdy Bobby po raz
pierwszy powiedział do niego „tato". On juŜ nie spodziewał
się, Ŝe kiedykolwiek to usłyszy.
Liam nerwowo przełknął ślinę, wpatrując się w fotografię.
- Kochałaś go? - spytał zduszonym głosem. - Powiedz mi!
- nalegał, widząc jej wahanie.
- Próbowałam ci wyjaśnić, co do niego czułam, ale nie
słuchałeś - westchnęła. - Bardzo kochałam Roberta. Ale to
było uczucie platoniczne. - Jedyny męŜczyzna, którego
kochała namiętną miłością siedział przecieŜ naprzeciw niej!
Czy wreszcie to do niego dotarto?
- Chyba nie moŜemy prowadzić tej rozmowy tutaj -
powiedział Liam, gwałtownie się prostując. - Pójdziesz do
mojego apartamentu?
Nie
wyglądał
juŜ
na
rozwścieczonego,
raczej
przygnębionego. Laura nic miała pojęcia dlaczego, a chciałaby
się dowiedzieć.
- Tak, pójdę - odparta cicho i wzięła ze stołu torebkę.
Liam trzymał ją lekko za łokieć, gdy mijali recepcję
W drodze do windy, ale gdy jechali, odsunął się od niej i
milczał przez całą drogę na górę.
Laura poczuła, Ŝe nie panuje nad nerwami. Tyle zaleŜało
od tej rozmowy!
- Ładnie tu - zauwaŜyła, gdy weszli do luksusowego
saloniku w apartamencie Liama.
Podszedł do minibaru i wyjął małą butelkę whisky, po
czym nalał trochę złocistego płynu do szklaneczki i podał ją
Laurze.
- To dla ciebie - powiedział - Dobrze ci zrobi. Nie lubiła
whisky, bo w ogóle nie przepadała za
mocnym alkoholem, ale Liam miał rację - teraz tego
potrzebowała. Skrzywiła się po pierwszym łyku, ale wkrótce
poczuła przyjemne ciepło i rozluźnił jej się ściśnięty Ŝołądek.
- Usiądźmy - zaproponował łagodnie Liam. - A
przynajmniej ty usiądź. Mnie się lepiej myśli, gdy chodzę.
Laura nie była pewna, czy tak jej zaleŜy na jego
przemyśleniach. Wolałaby, Ŝeby wysłuchał jej do końca.
- Wiem, Ŝe jeszcze nic wszystko mi powiedziałaś. Ale
moŜe najpierw ja opowiem, jak to było przed ośmiu laty, to
znaczy, jak to wyglądało z mojej perspektywy.
- Dobrze - zgodziła się, pijąc kolejny łyk whisky.
- CóŜ, powiedziałem juŜ, co myślałem wtedy o tobie i
twoich uczuciach. Nie mówiłem ci jednak jeszcze, Ŝe osiem
lat temu byłem w tobie zakochany do nieprzytomności!
Laura patrzyła na niego z niedowierzaniem.
- Tak, to prawda - zapewnił, widząc jej zaskoczoną minę.
- Ale uwaŜałem, Ŝe jeszcze potrzebujesz czasu, by dorosnąć,
nabrać doświadczenia, zanim jakiś męŜczyzna będzie miał
prawo cię prosić, byś związała swe Ŝycie wyłącznie z nim.
Laura potrząsnęła głową.
- Nie mogłeś mnie wtedy kochać, Liam - powiedziała ze
smutkiem. - Gdyby to była prawda, nie opuściłbyś mnie bez
słowa. Nie poślubiłbyś innej kobiety w parę tygodni po
wyjeździe z Anglii.
Liam westchnął głęboko.
- Po tej nocy, kiedy się kochaliśmy, zrozumiałem, Ŝe
muszę się wycofać z twojego Ŝycia, pozwolić ci dorosnąć. Po
wyjeździe z Anglii nie pojechałem od razu do Ameryki,
najpierw wróciłem do domu, do Irlandii. Wspomniałem ci, Ŝe
moja mama nie skojarzyła cię jeszcze z tamtą Laurą sprzed
ośmiu lat. Bo wtedy wszystko jej o tobie opowiedziałem.
- Wszystko? - powtórzyła jak echo.
- Tak. Mama zgodziła się ze mną, Ŝe śmierć rodziców
musiała być dla ciebie strasznym ciosem i pewnie jesteś przez
to emocjonalnie niedojrzała. I w związku z tym najlepiej
będzie, jak po prostu zniknę z twego Ŝycia.
- Byłam wystarczająco dojrzała, by zostać matką! -
przypomniała Laura z goryczą. - Nie sądzisz, Ŝe ty i twoja
matka powinniście pozwolić mi samodzielnie zdecydować,
czy jestem wystarczająco dojrzała, by wiedzieć, czego chcę... i
kogo kocham? - dodała ze ściśniętym gardłem.
- Zamierzałem do ciebie wrócić, Lauro. To nic miało być
na zawsze.
Spojrzała na niego z powątpiewaniem.
- PrzecieŜ oŜeniłeś się z inną - przypomniała trzeźwo.
- Bardzo za tobą tęskniłem, gdy znalazłem się w
Ameryce. I zbyt duŜo piłem - przyznał. - Czasem upijałem się
do nieprzytomności. Nie próbuję się tym usprawiedliwiać -
zapewnił widząc jej niedowierzające spojrzenie. - Diana była
piękna, spodobałem się jej. To stało się tylko raz. Kilka
tygodni później powiedziała mi, Ŝe spodziewa się dziecka. Co
miałem zrobić? OŜeniłem się z nią. A wkrótce odkryłem, Ŝe
mnie nabrała, wcale nie była w ciąŜy.
Co za ironia! Laura patrzyła na niego surowo. - Jakiej
reakcji po mnie oczekujesz, Liam? - spytała cicho.
- Jeśli chodzi o moje małŜeństwo? - Wzruszył ramionami.
- śadnej. Popełniłem błąd i muszę z tym Ŝyć. Jednak właśnie z
powodu tej pomyłki nie mogłem do ciebie wrócić.
Wiedziałem, Ŝe nigdy mi nie wybaczysz, nie uwierzysz, Ŝe
przez cały czas tylko ciebie kochałem. Jednak, gdy cię z nów
ujrzałem przed tygodniem...
Laura zesztywniała, wbiła w niego uwaŜne spojrzenie.
- Co pomyślałeś, co czułeś?
- Najpierw byłem oszołomiony. Potem zachwycony.
Pomyślałem, Ŝe dostałem drugą szansę. Ale wtedy
powiedziałaś,
Ŝ
e
wyszłaś
za
mąŜ.
Jednak
później
dowiedziałem się, Ŝe jesteś wdową, Ŝe twój mąŜ był od ciebie
trzydzieści lat starszy...
- Doszedłeś do wniosku, Ŝe wyszłam za Roberta dla
pieniędzy... - zauwaŜyła oschle.
- Nie wyobraŜałem sobie, by mogło być inaczej przy tak
ogromnej róŜnicy wieku... Potem, gdy zobaczyłem Bobby'ego
i domyśliłem się... uznałem, Ŝe wyszłaś za mąŜ, by dać
dziecku
nazwisko.
Taką
miałem
nadzieję.
A
dziś
dowiedziałem się, Ŝe Robert to twój wuj Rob - męŜczyzna,
którego uwielbiałaś przed ośmiu laty.
- Oczywiście, Ŝe go uwielbiałam - przyznała gorąco. -
Pomógł mi stanąć na nogi po śmierci rodziców, zawsze
mogłam na niego liczyć. Ale nie łączyła nas miłość - nie
namiętna, zmysłowa. To było małŜeństwo dwojga przyjaciół,
którzy troszczyli się o siebie nawzajem i kochali to samo
dziecko.
- Jak ty musiałaś mnie nienawidzić przez te wszystkie
lata... - powiedział ze wstydem.
- Tak. - Nie zamierzała go okłamywać, rzeczywiście go
nienawidziła - za to, Ŝe ją porzucił, Ŝe oŜenił się z inną, Ŝe nie
było go przy niej, gdy rodziła syna. - Przez jakiś czas tak było
- przyznała. - Chyba do chwili narodzin Bobby'ego. Odtąd
miałam w sercu zbyt wiele miłości, by kogokolwiek
nienawidzić. - A juŜ najmniej męŜczyznę, który dał jej - i
Robertowi - Bobby'ego.
- Ja teŜ go kocham - wyznał cicho Liam.
- Wiem. - Pokiwała głową. - Na początku, gdy
zorientowałam się, Ŝe jestem w ciąŜy, nie wiedziałam, co mam
robić. To Robert uznał, Ŝe powinnam cię powiadomić.
Zaofiarował się nawet, Ŝe pojedzie ze mną do Ameryki, Ŝeby
mi pomóc cię odszukać, choć nienawidził tego całego
zamieszania, jakie wiązało się z podróŜowaniem na wózku. A
potem zobaczyliśmy w gazetach zdjęcia z twojego ślubu.
- Ach. Lauro...
- Nie. - Uniosła drŜącą dłoń, by powstrzymać Liama,
który przykucnął przy jej krześle. Muszę powiedzieć
wszystko. Całą prawdę. - Wzięła głęboki oddech. - Miałam
dwadzieścia jeden lat, byłam na ostatnim roku studiów, do
tego w ciąŜy, a ojciec mojego dziecka właśnie oŜenił się z
inną kobietą. Robert wiedział, Ŝe chcę urodzić to dziecko.
Zaproponował mi małŜeństwo, Ŝeby móc się nami
zaopiekować. I teraz dochodzimy do najtrudniejszej sprawy...
- Spojrzała na niego, a oczy zaszkliły jej się łzami.
Uścisnął ją za rękę.
- Zasługuję na wszystko, cokolwiek mi teraz powiesz.
Laura wstała i odstawiła szklaneczkę z niedopitą whisky.
- Nie chodzi o to, czy na to zasługujesz, Liam. Gdybym
była inna osiem lat temu, pewnie sprawy potoczyłyby się
inaczej. Ale jesteśmy, kim jesteśmy. A gdybyś mi się wtedy
oświadczył, zgodziłabym się - odpowiedziała mu na pytanie,
które zadał kilka dni wcześniej. - Jednak z perspektywy czasu,
musze przyznać, Ŝe nie zmieniłabym niczego, co wydarzyło
się w ciągu tych ośmiu lat.
- Bo poślubiłaś męŜczyznę, którego w końcu pokochałaś?
- wydusił przez ściśnięte gardło.
- Czy do ciebie nie dociera wcale to, co mówię? -
Ŝ
achnęła się ze zniecierpliwieniem. - Kochałam Roberta tylko
platonicznie. Ale... - przerwała i nabrała tchu, - Muszę być z
tobą uczciwa i wyznać, Ŝe nie Ŝałuję tego małŜeństwa. Był
wspaniałym męŜem i ojcem, nie mogliśmy mieć z Bobbym
lepiej.
Liam przez chwilę przyglądał jej się w milczeniu.
- Spytałaś mnie niedawno, dlaczego nie zdradziłem od
razu, Ŝe wiem o Bobbym - odezwał się wreszcie. - Odparłem,
Ŝ
e czekałem, aŜ ty mi powiesz. Ale nie tylko o to chodziło.
Bycie ojcem nie polega na tym, Ŝe się zapłodni kobietę.
Trzeba być przy niej podczas trudnych i pełnych niepewności
dni ciąŜy, towarzyszyć jej podczas porodu, wreszcie
opiekować się nowo narodzonym dzieckiem. Wszystko to
zrobił Robert. Głębokie uczucie, jakim go darzyłaś, najpierw
mnie przeraziło - osiem lat temu sądziłem, Ŝe czujesz do niego
coś więcej niŜ do mnie. Ale teraz juŜ się tego uczucia nie
obawiam. Teraz sam odczuwam do Roberta wdzięczność. Za
to, Ŝe był przy tobie i Bobbym, kiedy ja nie mogłem - przyznał
ze smutkiem.
- Czy naprawdę tak myślisz? - spytała Laura przez łzy.
- Oczywiście. Nie zamierzam wkroczyć w Ŝycie
Bobby'ego, oświadczyć, Ŝe jestem jego prawdziwym ojcem i
wejść w tę rolę, jakby mi się naleŜała. Bo wiem, Ŝe muszę
sobie dopiero zapracować na to, by ujrzał we mnie ojca. Tak
jak muszę zasłuŜyć sobie na to, by mieć prawo powiedzieć, Ŝe
wciąŜ cię kocham. śe nigdy nie przestałem.
- Och, Liam... - westchnęła przez łzy.
- Czy to znaczy: och, Liam, nigdy mnie nie przekonasz,
czy: och, Liam, pozwolę ci spróbować, skoro tak ci na tym
zaleŜy?
Laura wzięła głęboki oddech. Teraz albo nigdy,
pomyślała.
- To znaczy: och, Liam, kocham cię - wyznali cicho. - I
nigdy nie przestałam cię kochać.
EPILOG
- Och, spójrz, jaka ona jest malutka - podekscytowany
Bobby spojrzał na Liama, gdy stali razem nad maleńkim
szpitalnym łóŜeczkiem, w którym leŜała urodzona przez
kilkoma godzinami dziewczynka.
- Hannah jest prześliczna, prawda?
Liam zerknął na Laurę, która posłała mu z łóŜka ciepły
uśmiech.
- Śliczna. Ale nie tak piękna jak twoja mama - powiedział
Liam i ujął rękę Laury, by ją ucałować.
- Kiedy będziemy mogli zabrać ją do domu, mamo? -
dopytywał się Bobby.
Laura uśmiechnęła się do ukochanego synka, szczęśliwa,
Ŝ
e tak dobrze przyjął pojawienie się siostry.
Laura i Liam byli małŜeństwem juŜ od ponad roku. Był to
bardzo szczęśliwy rok, choć wszyscy musieli się oswajać z
nową sytuacją - a zwłaszcza Bobby, który musiał się nauczyć
dzielić mamą z „wujem Liamem", a teraz jeszcze przyjdzie
mu robić to z siostrzyczką.
- Chyba jutro - odparła sennie.
Poród Hannah był o wiele krótszy niŜ Bobby'ego, ale
bardzo męczący.
Tym razem Liam jej towarzyszył przez całą ciąŜę i poród.
Laura była pewna, Ŝe będzie z nią juŜ do końca Ŝycia.
Na czas urlopu macierzyńskiego wydawnictwem miał
kierować Perry. KsiąŜka Liama ukazała się przed trzema
miesiącami i przez dwa ostatnie utrzymywała się na
pierwszym miejscu listy bestsellerów.
Laura nigdy jeszcze nie była tak szczęśliwa. Wiedziała, Ŝe
jest kochana i kochała.
Na początku małŜeństwa Liam powiedział Laurze, Ŝe
chce, aby Bobby nadal nazywał go wujkiem, dopóki sam nie
zechce mówić do niego „tato". Uzgodnili, Ŝe prawdę o jego
pochodzeniu zdradzą chłopcu dopiero wtedy, gdy będzie
starszy.
- Mogę ją potrzymać, mamo? - spytał cichutko Bobby.
Laura uśmiechnęła się.
- Jak usiądziesz na tym krześle przy moim łóŜku, tata...
wujek Liam ci ją poda. - Zarumieniła się nieco z powodu tego
przejęzyczenia.
Ale tak właśnie teraz myślała o Liamie. Stał się
prawdziwym ojcem Bobby'ego, kochał go, bawił się z nim, a
kiedy trzeba, upominał.
- Dasz mi ją, tato? Proszę...
Laura widziała, Ŝe Liam Z trudem przełknął ślinę ze
wzruszenia, jej samej łzy napłynęły do oczu. Bobby pierwszy
raz nazwał go tatą.
Patrząc, jak synek przytula Hannah, a Liam pochyla się
nad nimi z troską, Laura pomyślała, Ŝe teraz juŜ tak będzie
zawsze. Bo stali się wreszcie prawdziwą rodziną.