Vicki Lewis Thompson
Niegrzeczna dziewczynka
Rozdział pierwszy
,,Dziewczęta! Dziewczęta! Dziewczęta!’’
Elektroniczny napis rozbłysnął kaskadą czerwonego
światła. Po chwili nad wejściem do klubu pojawiła się
nowa informacja:
,,Właśnie teraz na scenie!’’
Noah Garfield przeszedł obok lokalu, nie zwalniając
kroku. Nie miał zamiaru wstępować do tego miejsca
rozpusty. Nie byłby jednak prawdziwym facetem, gdyby
w jego umyśle nie pojawiła się natychmiast wizja pięk-
nych, półnagich kobiet, prężących się w zmysłowym
tańcu. Była druga po południu, ale w Las Vegas nikt nie
patrzył na zegarek. Wszystkie rozrywki były dostępne
o dowolnej porze dnia i nocy.
Każda rzecz związana z seksem od dziesięciu lat
natychmiast przywodziła mu na myśl Keely. Sam nie
mógł uwierzyć, że minęło już tyle czasu, odkąd za-
szokowała całe Saguaro Junction w Arizonie. On i miliony
innych mężczyzn mieli okazję zobaczyć jej promienny
uśmiech i całą resztę na rozkładówce magazynu ,,Macho’’.
Jako dziewiętnastolatka postanowiła pozować dla męs-
kiego pisma w stroju Ewy. Taka właśnie była Keely
Branscom.
Noah często zastanawiał się, gdzie mogła się po-
dziewać. Może miała już męża i trójkę dzieci? Keely
jednak nie bardzo pasowała mu do takiego obrazka.
Raczej występowała w klubie podobnym do tego, który
właśnie minął. To z łatwością mógł sobie wyobrazić.
Dzisiejszy wieczór kawalerski odbędzie się zapewne
w jednym z takich miejsc. Noah nie cieszył się specjalnie
na tę myśl. W przeciwieństwie do reszty zaproszonych
mężczyzn, nie miał stałej partnerki. Oglądanie erotycz-
nego tańca będzie dla niego raczej frustrującym doświad-
czeniem.
Jego buty wybijały równy rytm na płytach chodnika.
Ostatni raz był tu pięć lat temu, gdy brał udział w rodeo.
Pamiętał, że gdzieś w tej okolicy powinien znajdować się
mały, przytulny bar. Żadnych tancerek ani głośnej muzy-
ki, po prostu miejsce, gdzie można w spokoju napić się
zimnego piwa. Ale teraz nie mógł go znaleźć.
Liczył na to, że znajomy bar będzie dla niego kryjówką,
gdy przygotowania do wesela nabiorą rozmachu. Był
zadowolony, ba, nawet zaszczycony, że Brandon poprosił
go, by został jego drużbą. Jednocześnie oznaczało to, że
został sam na placu boju. Gdy tydzień dobiegnie końca,
tylko on spośród kumpli z rodeo pozostanie kawalerem.
Czarę goryczy dopełniał fakt, że Jonas, jego młodszy
brat, właśnie się zaręczył. Spośród wszystkich kobiet na
świecie musiał wybrać właśnie B.J., siostrę Keely.
Noah też nie miał nic przeciwko małżeństwu. Tylko że
cały swój czas poświęcał pracy na ranczu, a Saguaro
Junction nie było miejscem pełnym wolnych kobiet.
Cóż, może teraz, kiedy Jonas się ustatkuje, Noah
będzie miał możliwość poszukania sobie żony. Jednak na
razie znajdował się w tym grzesznym mieście i czuł się
szczególnie podatny na jego uroki. Tym bardziej że w Las
Vegas można robić niemal wszystko. A to stanowczo zbyt
wiele wolności, jak na jego gust. Już po kilku godzinach
przesiąknął specyficzną atmosferą miasta. Hazard i eroty-
ka bezwstydnie kusiły i mężczyzna czuł chęć robienia
rzeczy, na które nigdy nie poważyłby się w swoim
rodzinnym mieście.
Przy Keely też się tak czuł, więc już dawno postanowił
trzymać się od niej z daleka. Gdyby jeszcze tylko mógł
wyrzucić z pamięci jej szelmowski uśmiech z rozkładówki
,,Macho’’, czułby się dużo pewniej. Lecz to miasto raczej
nie pozwalało zblednąć wspomnieniu.
Noah przystanął na skrzyżowaniu. Wokół siebie do-
strzegł tylko sklepy z alkoholem, tytoniem i pamiątkami.
Ani śladu jego baru. Pewnie splajtował, pomyślał i z wes-
tchnieniem ruszył w drogę powrotną do hotelu.
Tam, gdzie się zatrzymał, było kilka barów, lecz
wszystkie wydawały mu się zbyt hałaśliwe i nowoczesne.
Tęsknił za wytartymi stołkami i muzyką country, za
miejscem takim, jak ,,Roundup Saloon’’ w rodzinnym
Saguaro Junction.
Pomyślał, że to żałosne, by trzydziestodwuletni facet
tęsknił za domem, ale tak właśnie się czuł. Mógłby nawet
czyścić stajnie, byle u siebie. Kochał swoje ranczo, tak jak
jego ojciec i dziadek. Ta ziemia od pokoleń należała do
rodziny Garfieldów i Noah czuł się tam najlepiej.
Całkowicie pogrążył się w myślach i w ogóle nie
zwracał uwagi na innych przechodniów. Dlatego dopiero
po dłuższej chwili dotarło do niego, że rudzielec przed nim
wygląda jak Keely. Był przekonany, że to wyobraźnia
płata mu figle.
Nie mógł się jednak oprzeć chęci przyjrzenia się
kobiecie. Nie bał się, że zostanie przyłapany na nieeleganc-
kim gapieniu się, bo rondo jego kowbojskiego kapelusza
osłaniało oczy. Zdecydowanie przypomina Keely, pomyś-
lał. Błękitne kwiaty na jej sukience wyglądały słodko
i niewinnie, ale sama sukienka odsłaniała ramiona i kuszą-
co opinała pośladki, by rozszerzając się ku dołowi, leniwie
muskać nogi kobiety przy każdym jej kroku. Nieznajoma
miała na nogach sandałki na wysokim obcasie, odsłaniają-
ce jaskrawo pomalowane paznokcie. O tak, Keely mogła-
by tak się ubrać.
Oczywiście to nie może być Keely, upomniał się
w myślach. Mimo że wygląda jak jej sobowtór. Te same
usta, ten sam podbródek zdradzający zadziorność. Nie
mógł dostrzec jej oczu, gdyż na kształtnym nosku miała
okulary przeciwsłoneczne. Żadna z kobiet nie miała
takich oczu, jak Keely. Ci którzy mówią, że zieleń to
chłodny, uspokajający kolor, nie mają racji. Nie w przy-
padku Keely. Swoim spojrzeniem mogła spalić mężczyz-
nę. Niektórzy byli zdania, że sam diabeł rozniecił te
iskierki w jej oczach. Każdy facet, który w nie spojrzał, był
gotów zaprzedać swą duszę.
Sobowtór Keely zatrzymał się przy klubie, który Noah
minął w poszukiwaniu znajomego baru. To z pewnością
nie była Keely, ale teraz musiał się upewnić, by móc
spokojnie odejść.
Kobieta spojrzała na nazwę lokalu i zaczęła szukać
czegoś energicznie w swojej torebce. Po chwili, wyraźnie
zniecierpliwiona, przesunęła okulary na czubek głowy i od
razu znalazła to, czego szukała. W jej zgrabnej dłoni
pojawił się mały notesik. Szybko sprawdziła adres i śmiało
ruszyła do wejścia.
– Przepraszam panią – odezwał się, by zatrzymać
nieznajomą. – Która jest teraz godzina? – zapytał i poczuł,
że kobieta pachnie malinowym balsamem do ciała, zupeł-
nie jak Keely.
– Jest piętnaście po dru... – zaczęła i urwała gwałtow-
nie, gdy przeniosła spojrzenie znad zegarka na twarz
mężczyzny.
Zaskoczona wpatrywała się w niego, a Noah poczuł, że
serce bije mu szybciej. Te oczy!
– Noah? Noah Garfield, to naprawdę ty?
– To ja – przytaknął z trudem.
– Nie mogę w to uwierzyć – powiedziała ze śmiechem.
– Ty nie możesz uwierzyć? To ja nie mogę uwierzyć.
Właśnie o tobie myślałem... – Nie powinienem tego
mówić, zganił się w myślach, zanim zdążył dokończyć
zdanie.
– Naprawdę? – spytała z domyślnym uśmieszkiem.
– Po tylu latach? Pochlebia mi to.
Noach całą swoją uwagę skupił na ustach dziewczyny,
które miały kolor dojrzałej brzoskwini. Musiała dopiero co
nałożyć szminkę, pomyślał, bo jej usta błyszczały lekko,
jakby były wilgotne.
Keely uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
– To chyba nie ten napis przypomniał ci o mnie, co?
– powiedziała, wskazując elektroniczne litery nad ich
głowami.
– Cóż, to właśnie jedna z tych rzeczy, o których lepiej
zapomnieć – odezwał się, błyskawicznie pojmując, że ona,
jak dawniej, wie co powiedzieć, by poczuł się nieswojo.
– Widzę, że ty jednak nie zapomniałeś, prawda, Noah?
Ale nie szkodzi – dodała, gładząc go po ramieniu. – Nieco-
dziennie się zdarza, by dziewczyna, którą goniłeś wokół
stodoły, pozowała nago dla męskiego pisma. Ludzie
w Saguaro Junction nie przywykli do takich spraw.
Musiało ci to utkwić w pamięci.
– Wydaje mi się, że większość mieszkańców już o tym
zapomniała.
To nie była cała prawda. Właściwie to wcale nie była
prawda. Do tej pory wystarczyło wspomnieć Keely, by
brwi sąsiadów wędrowały w górę.
– A co u ciebie? – spytał, zmieniając niewygodny temat.
– W porządku.
– To dobrze.
Noah pomyślał, że prowadzą niezbyt inteligentną
rozmowę. Jasno widać, że dziewczynie świetnie się
powodzi. Wygląda smakowicie, jest dobrze ubrana i nie
przytyła przez te dziesięć lat ani o kilogram.
– A jak ty się miewasz?
– Dziękuję, dobrze – odparł Noah i zganił się w myś-
lach za kolejną błyskotliwą odpowiedź.
Przyglądał się zafascynowany wargom dziewczyny.
Przez tę szminkę wyglądały, jakby je właśnie polizała.
Zdecydowanie nie powinien gapić się na jej usta, ale oczy
nie stanowiły bezpieczniejszego wyboru. Oczywiście,
mógłby spojrzeć jeszcze niżej, tam gdzie pod kwiecistym
materiałem jej piersi poruszały się w rytm oddechu. To
chyba jednak nie najlepszy pomysł, zdecydował. Lepiej
skoncentrować się na ustach, mimo że przypominały mu
o ich pocałunku sprzed lat.
– Co sprowadza cię do Las Vegas? – spytała Keely.
Skupienie myśli zajęło mu dłuższą chwilę. A, tak,
Brandon, przypomniał sobie w końcu.
– Jeden z moich kumpli się żeni.
– Naprawdę? Znam go?
– Raczej nie. Pochodzi z Wyoming. Kilka lat temu
spotkaliśmy się na rodeo. Choć nigdy nie przyjechał na
ranczo, utrzymywaliśmy kontakt.
– To miłe – powiedziała, a w jej głosie dało się słyszeć
nutki żalu, który szybko ukryła, pytając zaczepnie: – A jak
to jest z tobą, Noah? Znalazłeś już swoją ranczerkę?
– Nie – zaprzeczył krótko, dziwiąc się, że dziewczyna
tak łatwo odnajduje jego wrażliwe punkty. – Byłem...
zajęty.
Noah zamyślił się. Ile powinien jej powiedzieć? To
w końcu ona, z własnej woli, zerwała kontakt z dawnym
życiem, Saguaro Junction, własnym ojcem i siostrą.
Jednak mógłby podzielić się z nią paroma sprawami. To
nikomu nie zaszkodzi.
– Mój ojciec zmarł niedawno.
– Och, tak mi przykro – powiedziała, a Noah dostrzegł
prawdziwy smutek w jej oczach. – To był taki miły
człowiek.
– Dziękuję. To prawda.
Był pewien, że do tej pory nigdy nie widział w jej
oczach współczucia. Brawurę tak, równie często obiet-
nicę, a raz, tej pamiętnej nocy, nawet pożądanie. Ale
nigdy nie dostrzegł takiego łagodnego, czułego współ-
czucia.
Zawsze myślał, że jest twarda. Może jednak się mylił.
Dziesięć lat temu nie pozwolił sobie na sprawdzenie jej
determinacji i odwagi. Tak było bezpieczniej. Ale teraz był
nieco starszy i mądrzejszy. Pomyślał, że mógł nie docenić
paru cech Keely. Powinien był ją odszukać i upewnić się,
czy dobrze się jej wiedzie.
– Więc teraz ty i Jonas zarządzacie ranczem?
Dziś mógł już zgodzić się z tym twierdzeniem. B.J.
miała w tym swój udział. Jeszcze pół roku temu jego brat
uganiał się za spódniczkami, zamiast dbać o swoją ziemię,
jak przystało na ranczera.
– To właśnie druga rzecz, o której chciałem ci powie-
dzieć – dodał. – Jonas niedługo się żeni.
– Niemożliwe! A może musi? – spytała z porozumie-
wawczym uśmiechem.
– Nie o to chodzi. Żeni się z twoją siostrą.
Na pięknej twarzy dziewczyny odmalowało się niedo-
wierzanie, a zaraz potem wzruszająca bezradność. Od-
wróciła spojrzenie.
– Cóż – zaczęła i odchrząknęła, żeby pokryć zmiesza-
nie. – Zawsze miała na niego ochotę, ale moim zdaniem
popełnia błąd.
– Jeszcze parę miesięcy temu zgodziłbym się z tobą,
ale byłabyś zaskoczona, jak bardzo Jonas się zmienił.
– Co za wstyd!
– Tak się składa, że ja akurat się z tego cieszę. – Poczuł
wzbierającą złość, która często dopadała go podczas
rozmów z Keely.
– A pewnie, że tak – zgodziła się z uśmiechem, który
zapowiadał złośliwą odpowiedź. – Ty po prostu urodziłeś
się stary.
– Każdy musi kiedyś dorosnąć. Nawet ty – rzucił przez
zaciśnięte zęby.
– Ja nie, jeśli mam w tej kwestii coś do powiedzenia.
A co do B.J. i Jonasa, to powinni najpierw skosztować
życia. Wierzyć się nie chce, że chcą utknąć na ranczu. Nie
mam zamiaru tego oglądać.
– Nikt cię do tego nie zmusza.
To nie było ładne z jego strony i Noah dobrze o tym
wiedział. Nie mógł jednak cofnąć wypowiedzianych słów
i nie umiał też załagodzić ich znaczenia. Zrobiło mu się
głupio, gdy dziewczyna posmutniała.
– No, tak. Oczywiście, masz rację – powiedziała
sztywno i z powrotem nasunęła na nos okulary przeciw-
słoneczne. – A ojciec pewnie wciąż zrzędzi?
Noah podziwiał ją za odwagę. Pytała o Archa, choć to
właśnie z powodu ojca odeszła z miasteczka. Po incyden-
cie z rozkładówką praktycznie wyrzucił ją z domu.
W gniewie wypowiedział gorzkie słowa, choć nie tego
chciał. Dziewiętnastoletnia Keely potraktowała je poważ-
nie i odeszła. Żadne z nich nie potrafiło zapomnieć
o urażonej dumie i spróbować naprawić stosunki.
– Arch ma się dobrze – zapewnił ją łagodnie. – Zdro-
wie mu dopisuje.
– Nie dziwię się – parsknęła, ale zauważył, że jej
napięcie nieco spadło. – On po prostu nie przyjmuje do
wiadomości żadnej choroby. No dobrze. Pogadaliśmy
sobie, ale teraz już muszę iść. Czeka mnie ważne spot-
kanie – oznajmiła, prostując ramiona.
Noah, zatopiony w rozmowie z Keely, prawie zapo-
mniał, gdzie się znajdują. Zanim ją zatrzymał, miała
zamiar wejść przecież do klubu. Zakiełkowało w nim
dziwne podejrzenie.
– Spotkanie? – spytał, starając się, by nie zdradził go
ton głosu.
– Mhm. Rozmowa.
Poczuł skurcz w żołądku. Rozmowa o pracy. Znów
przed oczami stanęło mu zdjęcie z rozkładówki pisma. Już
wiedział, bez cienia wątpliwości, że Keely szukała tu
pracy tancerki.
Jeszcze raz przyjrzał się klubowi. Z zadymionego
wnętrza dochodziła hałaśliwa muzyka, przez którą właś-
nie przebił się głośny męski śmiech. Noah miał szczerą
nadzieję, że praca egzotycznej tancerki była dla niej
stopniem w górę, a nie w dół. Ale niezależnie od tego, był
pewien, że to zła droga.
– Słuchaj, już jestem spóźniona, ale miło było cię
spotkać. Co za zbieg okoliczności, prawda? Trzymaj się,
Noah – powiedziała i zrobiła krok w stronę zaciem-
nionego wejścia do lokalu.
– Nie wchodź tam! – zawołał i zanim pomyślał,
schwycił ją za ramię.
– Dlaczego? – spytała szczerze zaskoczona Keely.
– Musi być lepszy sposób zarabiania na życie – wy-
rzucił bez namysłu.
Zabrakło mu tchu, gdy poczuł ciepło i gładkość jej
ramienia. Przypomniał sobie, że dziewczyna zawsze mia-
ła cudowne ciało. A teraz zamierzała pokazywać je obcym
mężczyznom.
Wolną ręką znów odsunęła okulary na czubek głowy
i spojrzała na niego zaskoczona.
– W jaki sposób według ciebie zarabiam na życie?
– Ja... nie wiem i prawdę mówiąc, nie chcę wiedzieć.
Proszę tylko, żebyś nie szła na tę rozmowę. Bywałem
w takich lokalach. Wiem, czego oczekuje się w nich od
kobiety.
– Ach, tak?
– Niech to szlag, Keely – zaklął, puszczając jej ramię,
jakby się sparzył. – Wiesz, o czym mówię.
– Właśnie nie bardzo. Jeszcze nie przetrawiłam wizji
Noaha Garfielda w barze z tańcem erotycznym. Czy ktoś
zaciągnął cię tam podstępem?
– Nie! Poszedłem tam z własnej woli. Nie jestem
świętym.
Noah zaczynał się denerwować. Ta kobieta z pewnoś-
cią wiedziała, jak mu dopiec.
– Możliwe – zgodziła się z uśmieszkiem.
– Słuchaj, Keely, parę lat temu sytuacja wyglądała
inaczej. Podjęłaś decyzję i nikt nie był w stanie cię od niej
odwieść. Ale teraz proszę cię, żebyś to ponownie roz-
ważyła. Może spotkaliśmy się z jakiegoś powodu? Może
już czas, żebyś pomyślała o jakimś innym zajęciu?
Spojrzała mu prosto w oczy. Odczytał w nich roz-
bawienie i niedowierzanie.
– Upewnijmy się, że dobrze cię zrozumiałam. Zamiast
pójść i kręcić gołym tyłkiem przed klientami mam prze-
myśleć swoją decyzję i zawrócić z drogi grzechu? O to ci
chodzi?
– Nabijasz się ze mnie, ale tak. Mniej więcej o to mi
chodzi.
– Chcesz ocalić mnie przede mną samą? – spytała,
a w jej oczach pojawiły się diabelskie iskierki.
– Do diabła, Keely – zaklął, czując się tak, jakby ktoś
przypalał go na wolnym ogniu. – Nie chodzi mi o to, że
jest coś złego w zawodzie tancerki. Wiem, że uważasz
mnie za pruderyjnego, ale to nieprawda. Wiem też, że
lubisz łamać zasady. Ale czy nie jesteś na to za stara? Już
dawno powinnaś stać się kimś innym.
– Nawet nie mam trzydziestki!
– Ale niewiele ci brakuje.
– Jeszcze całe dziesięć miesięcy, ty draniu!
– Widzisz, to idealny czas na zmiany.
Zdecydowanie nie wyglądała na trzydzieści lat. Noah
znał ją od dziecka, więc dokładnie wiedział, w jakim jest
wieku. Jednak ktoś obcy śmiało mógłby powiedzieć, że
dopiero skończyła dwadzieścia lat. Jej gibkie ciało jeszcze
przez wiele lat prezentowałoby się znakomicie na scenie,
ale nie zamierzał jej tego mówić. Nie zamierzał nawet
o tym myśleć.
– A czym według ciebie powinnam się zająć?
– Nie jestem pewien – oznajmił z wahaniem. – Trzeba
nad tym pomyśleć.
– A kiedy niby mielibyśmy się tym zająć? O ile
pamiętam, w najbliższym czasie będziesz zajęty ślubem,
a ja muszę z czegoś żyć.
A więc tu tkwiło sedno. Jeśli gwałtownie szukała
pracy, to pewnie jej sytuacja finansowa była kiepska. Nie
mógł poradzić jej, żeby odpuściła sobie taniec erotyczny
i zajęła się pracą kelnerki w jakimś barze. Po prostu
wyśmiałaby go. Zresztą jedna pogawędka na rogu ulicy
raczej nie zmieni jej stylu życia.
– Długo już jesteś w Las Vegas? – spytał, jednocześnie
zastanawiając się nad rozwiązaniem problemu.
– Przyjechałam wczoraj.
– Dobra. Rozumiem. Właśnie przyjechałaś i potrzebu-
jesz pracy. Ale może mogłabyś wstrzymać się z decyzją do
końca tygodnia, żebyśmy mieli czas porozmawiać? Mógł-
bym pokrywać twoje wydatki przez kilka najbliższych dni.
– Zapłaciłbyś za pokój i wyżywienie? To chyba nie
najlepszy pomysł.
– To może tak: odwołaj swoją rezerwację i przenieś się
do mnie na weekend. Może to pozwoli ci zaoszczędzić
parę groszy. Nie musiałabyś zaczynać pracy od jutra.
– Chcesz, żebym dzieliła z tobą pokój? – zapytała,
przyglądając mu się z zainteresowaniem.
To spojrzenie przypomniało mu ich pocałunek w sto-
dole. Już jako szesnastolatka miała swoisty wpływ na
mężczyzn.
– Oczywiście tylko jako współlokatorka – dodał szyb-
ko. – Ja prześpię się na kanapie, a ty zajmiesz łóżko. To nie
jest próba uwiedzenia cię, Keely.
– Na pewno? Już wiem, że nie jesteś święty i nie
jesteśmy w Saguaro Junction. Nikt się nie dowie. A oboje
wiemy, jaką jestem niegrzeczną dziewczynką.
Noah poczuł uderzenie gorąca.
– Właśnie takiego sposobu myślenia musisz unikać
– pouczył ją. – Życie nie sprowadza się do seksu.
– Więc zapraszasz mnie do siebie na weekend, ale nie
chcesz pobaraszkować. Zamiast tego proponujesz mi coś
w rodzaju doradztwa personalnego. Dobrze zrozumia-
łam?
– Właśnie tak – przytaknął.
Oczywiście baraszkowanie z Keely miało nieodparty
urok, a dziewczyna wyraźnie uważała, że właśnie do tego
najlepiej się nadaje, lecz on nie chciał utwierdzać jej w tym
przekonaniu.
– Pytałam cię już o żonę – zaczęła, marszcząc z niedo-
wierzaniem brwi. – Ale może chodzi o stałą partnerkę? Bo
wydaje mi się, że gdy się zdecydujesz na jakąś kobietę, to
będziesz jej całkowicie wierny.
– Nie, nie mam przyjaciółki – pokręcił przecząco
głową i jednocześnie zdał sobie sprawę, że od wielu
miesięcy nie był nawet na randce.
– Noah, a może ty jesteś gejem?
Mężczyzna mało się nie udławił. Kaszląc i prychając,
wykrztusił gwałtowny sprzeciw. Keely kiwnęła tylko
głową i zaczęła podsumowanie, odginając po kolei palce:
– Nie jesteś z nikim związany, nie jesteś gejem i nie
chcesz się ze mną kochać, mimo że nikt poza nami by się
o tym nie dowiedział.
– Zgadza się.
Oczywiście chciał się z nią kochać, ale pozwolił sobie
na to małe kłamstwo dla dobra sprawy.
– Więc musisz być świętym, zesłanym po to, by pomóc
zawrócić zbłąkanej owieczce. Dobrze, zgadzam się.
– To wspaniale – powiedział z dużą, za dużą dozą
pewności siebie.
Faktycznie, tylko święty mógłby się jej oprzeć. Chociaż
z drugiej strony, gdyby udało mu się utrzymać ręce przy
sobie, może Keely nabrałaby więcej zaufania do siebie.
A to było warte poświęcenia. Tym bardziej że jego brat
żeni się z jej siostrą i Keely wkrótce wejdzie do ich rodziny.
– W takim razie powinniśmy pójść po twoje rzeczy.
Daleko stąd do twojego hotelu?
– Widzisz... Chodzi o to, że... – jąkała się zmartwiona.
– No, zgubiono mój bagaż. Wiesz, takie rzeczy się
zdarzają.
Było gorzej, niż przypuszczał. Wymyśliła historyjkę
o bagażu, bo pewnie zatrzymała się w jakimś podłym
motelu i nie chciała, żeby się o tym dowiedział. Albo
wstydziła się swoich rzeczy. Pewnie sukienka, którą miała
na sobie, była jej najlepszym ubraniem.
– Zatem nie ma sprawy. – Noah zdecydował, że
dziewczyna tym bardziej potrzebuje jego pomocy. – Chodź-
my do mojego hotelu. Gdy już tam dotrzemy, dam ci
trochę pieniędzy, żebyś mogła kupić sobie najpotrzebniej-
sze rzeczy.
– Zobaczymy. Ale najpierw muszę wstąpić do klubu
i odwołać spotkanie. Nie chcę zrobić złego wrażenia, na
wypadek, gdybym jednak musiała tu wrócić.
– Pójdę z tobą.
– Wolałabym, żebyś zaczekał tutaj – powiedziała ze
śmiechem.
– Nie rozumiem, dlaczego?
– Cóż, w tej dzielnicy, jeśli za kobietą do takiego
lokalu wchodzi mężczyzna, to ludzie mogą sądzić, że to
jej opiekun.
Oblał go zimny pot na myśl o tym, skąd mogła
wiedzieć takie rzeczy.
– Keely, błagam, powiedz mi, że ty nie...
– Nie. Nigdy. Może jestem niegrzeczną dziewczynką,
ale nie do tego stopnia.
Noah odetchnął, jakby kamień spadł mu z serca.
Przynajmniej na razie.
Znów się zdenerwował i już otwierał usta, by kon-
tynuować dyskusję, gdy powstrzymał go perlisty śmiech
Keely.
– Spokojnie, tylko żartowałam. Znasz mnie od dziec-
ka. Wiesz, że uwielbiam się przekomarzać. Szczególnie
z takimi ponurakami jak ty – powiedziała i machnęła
dłonią. – Zaczekaj tu na mnie. Wrócę, zanim się obejrzysz.
Noah patrzył, jak dziewczyna znika w zadymionym
wnętrzu. Ach, ta Keely! Zawsze potrafiła wyprowadzić
go z równowagi. Nagle zrozumiał, co zrobił. Zaprosił
Keely Branscom do siebie na weekend! O czym on myślał?
Ślub kumpla rozstroił go, a planowana wizyta w nocnym
klubie sprowokowała głupie myśli. Teraz zaprosił sobie na
kilka nocy najseksowniejszą ze znanych mu kobiet. Tak,
to musi być wina atmosfery tego miasta.
Rozdział drugi
Keely zawsze była impulsywna. Tym razem mogła się
nieźle ubawić. Zamierzała zburzyć rycerski plan Noaha.
Byłoby śmiesznie, gdyby zamiast sprowadzić ją na dobrą
drogę, sam zboczył na manowce. Tylko nie rozumiała,
dlaczego nagle poczuła się niepewnie.
Prawdopodobnie to wiadomość o ślubie Jonasa i B.J.
tak na nią wpłynęła. Przyzwyczajenie się do tej myśli
zajmie jej sporo czasu. Tak, to nagła wieść o ich ślubie tak
ją rozstroiła. Przecież nie mogło chodzić o to, że wciąż
podkochuje się w Noahu. Uwiedzenie go w Las Vegas
będzie cudowną zemstą za tę noc sprzed lat. Musiała tylko
upewnić się, że tamto głupie uczucie ma już za sobą. Na
pewno tak. Nie może być inaczej.
Otrząsnęła się z tych myśli, gdy tylko weszła do
pustawego klubu. Na scenie tańczyła młoda blondynka.
Nie, to nie ta. Dziewczyna, z którą miała przeprowadzić
wywiad, była brunetką.
– Czy życzy sobie pani stolik? – usłyszała pytanie
szczupłego mężczyzny w bardzo obcisłych spodniach.
– Nie, dziękuję. Nazywam się Keely Branscom i jestem
umówiona z Suzanne.
– Och! – Młody człowiek wyraźnie się ożywił. – To
pani jest tą reporterką z ,,Attitude’’. Suz jest na zapleczu.
Proszę usiąść. Zaraz ją zawołam.
Keely usadowiła się przy najbliższym stoliku. To może
zająć nieco więcej czasu, niż planowała. Bez wątpienia
Noah pomyśli, że w tajemnicy przed nim zdecydowała się
jednak na pracę w klubie. Nie mogła jednak zachować się
nieelegancko i wyjść bez rozmowy z Suzanne.
Nagłośnienie w klubie nie było zbyt dobre, ale za to
blondynka na scenie była wspaniałą tancerką. Keely
doliczyła się pięciu mężczyzn. Wszyscy utkwili wzrok
w dziewczynie. Keely chciałaby mieć pewność, że po-
dziwiali jej występ, lecz po latach dziennikarskiej pracy
dla ,,Attitude’’ wiedziała, że widzą jedynie jej rozkołysane
piersi.
– Pani Branscom?
Kobieta oderwała wzrok od sceny i zobaczyła, że przy
jej stoliku stoi zgrabna brunetka.
– Suzanne?
– Tak, to ja – przytaknęła dziewczyna i wyciągnęła
dłoń na powitanie.
– Mów mi Kelly – powiedziała, starając się prze-
krzyczeć głośną muzykę. – Słuchaj, okazało się, że jednak
nie mogę przeprowadzić teraz z tobą wywiadu. Może
mogłybyśmy go przełożyć?
– Myślę, że tak – pokiwała głową Suzanne i nachyliła się
nad reporterką, by lepiej słyszeć jej słowa. – Problem w tym,
że zbliża mi się termin egzaminu i większość wolnego czasu
spędzam z podręcznikami. A dziś mam występ.
– Rozumiem.
Keely była zadowolona, że nie musi robić wywiadu
w tych warunkach. Dostałaby tylko koszmarnej migreny.
Nie mogła sobie tylko uświadomić, kiedy właściwie
przestała lubić głośną muzykę.
Gorączkowo zastanawiała się, jak pogodzić wywiad
z Suzanne z planami dotyczącymi Noaha. Prawdopodob-
nie dziś wieczorem on będzie zajęty ślubnymi przygoto-
waniami. Może wtedy Keely zdoła umówić się z Suzanne.
– Czy masz przerwę w czasie występu?
– Jasne – prawie krzycząc, przytaknęła Suzanne.
– Tuż przed jedenastą!
– Czy będziesz się w tym czasie uczyć?
– Nie! To tylko piętnaście minut – odkrzyknęła dzie-
wczyna.
– Jeśli chcesz, to możemy wtedy porozmawiać.
– Joy też chciałaby udzielić wywiadu – powiedziała
Suzanne, wskazując dziewczynę na scenie. – Nie wybiera
się na studia, jak ja, ale idzie do szkoły dla wizażystek. Czy
to się liczy?
– Oczywiście. Każda, która tańczy, żeby zarobić na
naukę, pasuje do mojego artykułu.
– Super. To ona jest teraz na scenie – wyjaśniła
Suzanne i mimo woli zaczęła kołysać się w rytm nowej
piosenki. – Joy świetnie tańczy.
– Tak, to prawda.
– A ten facet przy barze, to jej chłopak. Zupełnie
odlotowy.
Keely dostrzegła tylko jednego mężczyznę przy barze
i nie zauważyła w nim nic ciekawego. Może dlatego, że
nie przepadała za ogolonymi głowami i licznymi kol-
czykami. A luźne portki też nie przydawały mu uroku.
Dla niej wyglądał raczej jak chłopiec niż mężczyzna.
– Jest boski – oznajmiła Suzanne, gapiąc się na niego
w zachwycie.
Keely przeniosła spojrzenie z chłopaka na Suzanne
i uświadomiła sobie, że do takiej właśnie publiczności
kieruje swe artykuły. Powinna się bardziej postarać.
– Rzeczywiście, wygląda nieźle – powiedziała, choć
z pewnością nie było to właściwe określenie. – Cóż,
Suzanne, muszę już iść. Zatem do zobaczenia wieczorem
– powiedziała.
– Może Joy też przyjdzie – oznajmiła Suzanne.
– Dobrze. Dzięki – odparła Kelly i pożegnała się
z dziewczyną.
Wyszła z klubu. Noah spacerował ulicą i wyglądał na
spiętego. Gdy ją spostrzegł, usztywnił się jeszcze bardziej
i ruszył w jej kierunku.
– Już zaczynałem się martwić.
– Przepraszam. Długo nie mogłam znaleźć właściwej
osoby.
Dopiero teraz Keely doceniła w pełni wygląd Noaha.
Może nie ubiera się najmodniej, ale dla niej to klasyka.
Wyrosła, podziwiając sposób, w jaki kowbojska koszula
leży na męskich barkach i jak dopasowane dżinsy opinają
co bardziej interesujące części męskiej anatomii.
Na tym polu Noah mógł pokonać większość męż-
czyzn. W młodości Keely marzyła, by móc zgłębić zagadkę
jego dżinsów. Noah miał ciało wprost stworzone do
grzechu. Jednak kiedy tamtej nocy w stodole próbowała
go skusić, odtrącił ją i to niezbyt łagodnie. Całe lata
próbowała się z tym pogodzić, przy każdej sposob-
ności ukazując mu, co stracił. Jednak Noah nie dał się
złamać.
Od tamtej pamiętnej nocy nauczyła się wielu rzeczy
o mężczyznach. Teraz zaś miała dzielić z nim hotelowy
pokój. Nie mogła przegapić takiej okazji.
– Wiesz, tak sobie myślałem... – zaczął poważnym
tonem.
Uniosła wzrok, starając się wyglądać niewinnie. Mu-
siał przyłapać ją na lustrowaniu swojej sylwetki. Powinna
być ostrożniejsza. Niektórzy mężczyźni uwielbiali spoj-
rzenia kobiet. Jednak Noah pod ich wpływem najwyraź-
niej robił się nerwowy. Znów nasunęła na nos okulary
przeciwsłoneczne.
– O czym? – spytała lekkim tonem.
– A może wynajmiemy ci pokój na tym samym
piętrze, co mój? Byłoby ci wygodniej.
O tak, z pewnością przyłapał ją na gapieniu się. Musi
działać natychmiast.
– Nic z tego, skarbie! I tak już czuję się jak uboga
krewna. Może w ogóle zapomnimy o całej sprawie.
– Nie, nie – powiedział z westchnieniem. – Chodź.
Mój hotel jest niedaleko stąd.
Więc zatrzymał się niemal w samym centrum Las
Vegas. Też chciałaby tu pomieszkać, ale redakcja wynajęła
dla niej pokój w mniej kosztownym hotelu na przedmieś-
ciach. Może kiedy Noah będzie zajęty, ona zdoła wrócić
do siebie i zabrać kilka drobiazgów.
– Wiesz, na czym polega twój problem? Ty po prostu
za dużo myślisz.
– Być może. Ale to i tak lepiej, niż nie myśleć wcale.
– Aj, to przytyk do mnie, czyż nie? Nie obrażę się. Jeśli
chodzi o rozsądek, w skali od jeden do dziesięciu dałabym
sobie minus piętnaście, tobie natomiast przyznałabym
plus trzydzieści.
– Przesadzasz – zaprotestował.
– Wcale nie!
Wspaniale było tak po prostu iść i przekomarzać się
z Noahem. Nie przy każdym mężczyźnie mogła czuć się
drobna i delikatna z powodu swego wzrostu i biustu,
którym hojnie obdarzyła ją natura. Jednak postura Noaha
dawała jej ten komfort. A może jednak wciąż podkochuję
się w Noahu, wystraszyła się nie na żarty.
– Jeśli jestem tak straszliwie rozsądny, to dlaczego
ujeżdżam byki na rodeo?
– Też się nad tym zastanawiałam. Może jest jednak
w tobie odrobina szaleństwa.
– A widzisz – powiedział zadowolony z siebie. – Jeśli
chcę, mogę zdobyć się na wszystko.
– Cóż, kiedy twoje... szaleństwo trwa zaledwie osiem
sekund. To niezbyt długo.
– Żebyś wiedziała, że długo. Kiedy jesteś w środku
akcji, osiem sekund to cała wieczność.
– Doprawdy? Mam nadzieję, że nie odnosi się to do
twojej sztuki miłości. Twoje przyjaciółki mogłyby czuć
się zawiedzione.
– Mówiliśmy o czymś zupełnie innym – zaprotes-
tował Noah, czerwieniąc się.
– Czyżby?
Był taki słodki, kiedy się rumienił. Ludzie, z którymi
przebywała w Los Angeles, nie dawali się tak łatwo
zawstydzić.
– Cóż. W każdym razie ja nie mówiłem i ty dobrze
o tym wiesz – powiedział, nasuwając głębiej kapelusz na
oczy.
I tak to cud, że w ogóle rozmawiali na ten temat.
Właśnie taki był cel Keely. Nie miała tylko pewności, czy
to droczenie się z Noahem nie obróci się przeciw niej.
– Chodzi o to, że tak naprawdę nie mam pojęcia, jakim
jesteś kochankiem – ciągnęła tonem zwykłej pogawędki.
– Masz bardzo konserwatywne poglądy, a teraz jeszcze
mówisz mi, że osiem sekund to cała wieczność. Chyba nie
myślisz, że to dość czasu, by...
– Oczywiście, że nie! – wykrzyknął, a lekki róż na jego
policzkach ustąpił miejsca gustownej purpurze.
Keely już zapomniała, jak on ślicznie się złości.
– To już lepiej. Dobrze, że sobie z tego zdajesz sprawę,
bo większość kobiet potrzebuje dużo więcej czasu niż
mężczyźni, żeby osiągnąć...
– Wiem o tym! A teraz, proszę, zmieńmy temat.
– Jasne. Nie ma sprawy.
Zawsze uwielbiała go drażnić. Teraz też sprawiało jej
to dużą przyjemność. Zbyt dużą. Lepiej byłoby porzucić
cały ten pomysł. Ale wtedy nigdy nie dowie się, czy
potrafi złamać opór Noaha.
– Dzięki – westchnął z nieukrywaną ulgą.
– O, popatrz. Drogeria. Może wstąpimy tu na minut-
kę, żebym mogła kupić sobie parę drobiazgów? Jestem
pewna, że w hotelowym sklepiku będą dużo droższe.
– Oczywiście, to żaden problem – przytaknął, wdzięcz-
ny, że czekają go tylko nieszkodliwe zakupy. – Pewnie
potrzebujesz szczoteczki do zębów i... innych rzeczy.
– Przede wszystkim całej butli balsamu do ciała. Już
zapomniałam, jak pustynne powietrze wysusza mi skórę. Na
ranczu musiałam się niemal kąpać w balsamie, pamiętasz?
– Raczej nie.
– Och, z pewnością pamiętasz. Nawet kiedyś mi to
wytknąłeś, gdy smarowałam się wieczorem na werandzie.
Powiedziałeś, że jeśli zaraz nie przestanę, to w nocy
wyślizgnę się z łóżka i wyląduję na podłodze.
– Hm. – Niestety, kapelusz nie dał już naciągnąć się
niżej.
– Wprost uwielbiam balsam o zapachu malin, ale
mogą go tu nie mieć – powiedziała i ukradkiem zerknęła,
czy jej słowa dotarły do Noaha.
Dwa lata temu pisała artykuł o zapachu jako o afrody-
zjaku. Wszyscy mężczyźni potwierdzili ten pogląd. Więk-
szość z nich dokładnie pamiętała, czym pachniały ich
kochanki. Wymieniali cynamon, zapach konwalii, a na-
wet czekolady. Liczyła na to, że Noah również kojarzy jej
zapach. Odkąd skończyła piętnaście lat, używała malino-
wego balsamu. Jeśli nie uda jej się go kupić w drogerii,
jakoś przemyci go ze swojego hotelu.
Jednak jej głównym celem nie był malinowy balsam.
Już nie mogła doczekać się reakcji Noaha na planowany
zakup.
Noah już nieraz był w tarapatach i zawsze udawało mu
się wyjść cało. Uchwycił się tej nadziei, gdy wędrując za
Keely między sklepowymi półkami, poczuł zapach malin.
Przed oczami stanął mu jak żywy obraz dziewczyny na
werandzie. Miała na sobie kusą piżamkę i kołysała się na
starej huśtawce z butelką balsamu do ciała. Żeby się do
niej zbliżyć, wymyślił jakąś historyjkę o wężu.
Keely nie była z tych, które uciekają z krzykiem na
samą myśl o wężu. Podczas gdy on przeszukiwał z latarką
zarośla, ona spokojnie wcierała ten gęsty, pachnący płyn
w nagie uda. Noah był bliski postradania zmysłów.
Niewiele wtedy rozmawiali, ale dokładnie pamiętał cyka-
nie świerszczy i skrzypienie huśtawki. Od razu skojarzyły
mu się ze skrzypieniem sprężyn łóżka, uginających się pod
ciężarem dwóch ciał, splecionych w miłosnym uścisku.
Od tej pory nie mógł spokojnie jeść malin. Nawet ich
zapach przypominał mu Keely delikatnie masującą sobie
wewnętrzną stronę ud. Nie raz spoglądała wymownie na
rozporek jego spodni, zadowolona ze swej nowej mocy.
Gdy skończyła szesnaście lat i dopadła go w stodole, też
tak pachniała. Nawet smakowała jak maliny.
Noah często zastanawiał się, czy była wtedy dziewicą.
Nawet jeśli tak, to pewnie nie pozostała nią długo po tym,
jak on ją odrzucił. Tamtej nocy prawdopodobnie stracił
szansę zostania jej pierwszym mężczyzną. Niełatwo mu
było odmówić, szczególnie że nie wyglądała ani nie
zachowywała się jak szesnastolatka.
Jednak mimo oszałamiających doznań i malinowej
mgły pocałunku zdołał przypomnieć sobie, że Keely ma
szesnaście lat. Uciekł wtedy ze stodoły poganiany jej
wyzwiskami. Wtedy myślał, że była po prostu wściekła.
Jednak potem doszedł do wniosku, że mogła być bardziej
zraniona niż zła. Tym bardziej że on nawet nie zatrosz-
czył się o miłe zakończenie pocałunku. Nagle ją odepchnął
i zostawił samą pośrodku ciemnej stodoły. Nie myślał
wtedy o czułościach. Raczej o tym, by uchronić się przed
uczynieniem czegoś, co później nie dawałoby mu spokoju.
Boże, jak bardzo jej wtedy pragnął! Nie mógł jednak
zawieść ani rozczarować dwóch ufających mu ojców.
Po tym incydencie szukał ucieczki w rodeo. W ciągu
trzech kolejnych lat rzadko bywał w domu, lecz w czasie
tych wizyt z łatwością zauważył, że Keely stała się
symbolem seksu w miasteczku. Najpierw nie chciał zostać
jej pierwszym kochankiem, a potem nie chciał być jednym
z wielu, choć boleśnie jej pragnął.
Teraz jest starszy i powinien lepiej nad sobą panować.
Jednak gdy szukała wśród półek malinowego balsamu do
ciała, doszedł do wniosku, że jeśli chodzi o Keely, nic się
nie zmieniło.
– Patrz! Jest – zawołała nagle, wyrywając go z zamyś-
lenia.
– Na to wygląda – przytaknął i jęknął w myślach.
– Dobrze. A teraz szczoteczka do zębów – powiedziała
i szybko sięgnęła po czerwoną. – Jakiej pasty używasz?
Wymienił nazwę.
– O, to świetnie. Możemy korzystać z jednej, jeśli ci to
nie przeszkadza.
– Tak, jasne... – zgodził się przyciszonym głosem, by
już dłużej nie przyciągać uwagi starszej kobiety, która ich
obserwowała.
– Wspaniale. Hotelowy szampon wystarczy na te
kilka dni, ale muszę kupić jakiś dezodorant. Nie chciała-
bym pachnieć męskim.
Myśli jak oszalałe konie galopowały przez głowę
Noaha. Co właściwie sobie wyobrażał, proponując jej
gościnę? Jak ma zachować samokontrolę, jeśli będą dzielić
prysznic, korzystać z tej samej umywalki i używać
wspólnej pasty do zębów?
Ciemnorude włosy podskakiwały sprężyście, gdy Kee-
ly zaczęła energicznie rozglądać się po sklepie. Noah
wiedział, że popełnił błąd, gdy tylko zadał pytanie.
– Potrzebujesz jeszcze czegoś?
– Prezerwatyw.
– Po co? – wykrztusił.
– Dziwię się, że o to pytasz. Zaczynam zastanawiać
się, jak wygląda twoje życie seksualne. A! Tu są, małe
diabełki. Masz, potrzymaj moje zakupy, żebym mogła się
im lepiej przyjrzeć – powiedziała i wcisnęła mu w ręce
balsam, dezodorant i szczoteczkę do zębów.
Noah poczuł, że ogarnia go panika.
– Słuchaj, przecież wcale nie są ci potrzebne. Już ci
mówiłem, że my nie...
– Ale one wcale nie są dla ciebie.
– Nie? – spytał zaskoczony.
– No chyba, że zmienisz zdanie – powiedziała, uważ-
nie studiując zawartość półki.
– Nie zmienię, więc chodźmy stąd, dobrze? – jęknął
i zauważył przyglądającego się im z upodobaniem na-
stolatka. – Keely, proszę.
– Tu jest naprawdę tanio, chyba zrobię sobie zapas
– mruczała pod nosem, zupełnie go ignorując. – Można by
pomyśleć, że mężczyźni będą szukać takich niedrogich
sklepików, ale nie. Uwielbiają spontaniczność, więc naj-
częściej przepłacają, bo nagle im się spieszy. Albo nawet
gorzej. Proponują pominąć ten drobiazg...
– Wziąwszy pod uwagę okoliczności, naprawdę uwa-
żam, że nie będą ci potrzebne – znów spróbował Noah.
– Mam w zwyczaju trzymać kilka w różnych roz-
miarach. Tak na wszelki wypadek. Zresztą już tu jesteś-
my, więc nie ma się co zastanawiać. To bardzo korzystna
cena – oznajmiła i wzięła jedną z paczuszek. – Szczególnie
polecamy, ich unikatowy kształt wzmaga doznania – prze-
czytała. – I co to niby ma znaczyć?
– Keely – zaczął ostrzegawczym tonem.
– Noah – przedrzeźniała go dziewczyna. – Może te
będą lepsze – powiedziała i znów zaczęła czytać na głos.
– Zapewniają najlepsze doznania... – wyrecytowała
i chwyciła inną paczuszkę. – By zwiększyć przyjemność...
Tak trudno się zdecydować przez te barwne opisy. O!
Patrz, te mają większy zbiorniczek, a te gumowe wypust-
ki. Które ty byś wybrał? – spytała, trzymając w każdej
dłoni opakowanie prezerwatyw, i zwróciła na niego oczy
z płonącymi w nich diabelskimi iskierkami.
– Keely Branscom, robisz to specjalnie!
– Oczywiście, że tak. Zawsze mam kilka rodzajów
prezerwatyw, przecież ci mówiłam.
– Chcesz mnie wyprowadzić z równowagi – powie-
dział oskarżycielskim tonem.
– Sądząc po twoim oddechu, bardzo dobrze mi idzie.
Ale naprawdę zamierzam je kupić. Przynajmniej dwa
opakowania w największym rozmiarze. I daję ci szansę,
żebyś wybrał te, które lubisz.
– Nie będą nam potrzebne – powtórzył, zaciskając
zęby.
– Może i nie. Ale wiesz, jak to jest z prezerwatywami.
Są małe i można je długo trzymać. I może się zdarzyć, że
jeszcze mi podziękujesz za to przyszłościowe myślenie.
No, już. Oddaj moje zakupy, idziemy do kasy – zabrała
mu rzeczy i ułożyła kolejno na ladzie.
Była pewna, że będzie musiał ich użyć przed końcem
weekendu. Po prostu nie będzie miał innego wyjścia.
Rozdział trzeci
Ledwie Keely zdążyła położyć zakupy przy kasie,
rozległ się dzwonek telefonu komórkowego. Dziewczyna
natychmiast zorientowała się, że dźwięk dochodzi z jej
torebki. Zlękła się, że cały plan może przez to runąć
w gruzy. Obróciła się na pięcie i uciekła z kolejki.
– Zaraz wracam! Zapomniałam jednej rzeczy – zawo-
łała przez ramię.
Miała nadzieję, że Noah niczego nie usłyszał. Stał kilka
kroków za nią, bo wstydził się podejść bliżej. Keely
wykładała właśnie prezerwatywy na ladę. Zdradziecki
dźwięk rozległ się po raz kolejny, gdy dziewczyna jak
szalona wbiegła w alejkę oznaczoną napisem: Produkty
dla pań. Dopiero pomiędzy rzędami pudełek z podpas-
kami i tamponami poczuła się bezpieczna. Jeżeli dobrze go
znała, nie było obawy, by Noah podążył za nią w te rejony
sklepu. Po krótkiej szarpaninie wydobyła telefon z tore-
bki.
– Keely, kochanie, mam dobre wieści – usłyszała głos
redaktor naczelnej.
– Witaj, Carolyn – powiedziała ściszonym głosem.
Pani redaktor bezbłędnie wybierała najgorszy moment
na telefony do Keely.
– Dlaczego szepczesz? Jesteś w kinie?
– Nie, ale nie mogę głośno mówić. Ani zbyt długo
– dodała na wszelki wypadek.
– Nie szkodzi. Będę się streszczać. Pamiętasz, jak
chciałaś poszerzyć artykuł o wywiady z tancerkami
z Reno?
– Pamiętam. Słuchaj, może później do ciebie oddzwo-
nię? – spytała i zerknęła nerwowo przez ramię, czy nie
nadchodzi Noah. – Teraz...
– Tylko sekundka. Wprawdzie ja nie byłam do końca
przekonana, ale wydawcy ten pomysł się spodobał. Na-
mierzyłam już dla ciebie kilka dziewczyn. W poniedziałek
o ósmej masz lot do Reno. Masz długopis? Podam ci
numery lotu.
– Carolyn, ja naprawdę...
– Gotowa? No to pisz... – niczym karabin maszyno-
wy, wyrzuciła z siebie serię liczb.
Keely złapała notes i szybko zapisała numer. Wciąż
jednak myślała tylko o tym, żeby jej sekret się nie wydał.
Nie mogła jednak po prostu wyłączyć komórki. Gdy
pracowała w terenie, musiała mieć zawsze włączony
telefon.
– Zapisałaś?
– Tak. Carolyn, coraz gorzej cię słyszę – powiedziała
Keely, odsuwając słuchawkę. – Chyba znika mi zasięg
– zawołała, przyciskając chusteczkę do ust, żeby stłumić
głos, i przesunęła słuchawką po rzędzie szeleszczących
opakowań.
– Halo, Keely, co się dzieje? Słyszysz mnie?
– Bardzo słabo. Chyba nas rozłączy...
Znów przesunęła telefonem po pudełkach i rozłączyła
rozmowę. Szybko schowała telefon do torebki i ruszyła do
kas.
Noah skrępowany stał przy kasjerze, który odłożył na
bok zakupy i obsługiwał następnego klienta.
– Za drogie, darowałam sobie.
– Czym tak szeleściłaś? – spytał podejrzliwie.
– Swędziały mnie plecy i użyłam brzegu pudełka, by
się podrapać – odparła bez zastanowienia.
Pokiwał głową bez przekonania. Keely ledwie po-
wstrzymała się od śmiechu. Nie przypuszczała, że Noah
jest aż tak podejrzliwy.
– Teraz już mogę panią obsłużyć – oznajmił młodzie-
niec przy kasie, patrząc na nią z nieukrywanym za-
chwytem.
– Cudownie! – wykrzyknęła i posłała mu uwodziciel-
ski uśmiech. – Macie tu całkiem niezłe zaopatrzenie...
– zawiesiła głos, szukając oczami jego imienia na czer-
wonej plakietce – ...Chad.
– Dziękuję bardzo – wymamrotał chłopak, a jego
policzki nabrały koloru plakietki.
Młody kasjer musiał włożyć wiele wysiłku, by wbić
właściwe ceny. Zanim zdołał podać jej sumę, odchrząknął
kilka razy. Jego spojrzenie ześlizgnęło się na piersi Keely
i dopiero po dłuższej chwili spojrzał jej prosto w oczy
i wydusił należność.
Dziewczyna szybko wyjęła pieniądze z portfela. Nie
chciała, żeby Noah zauważył złotą kartę kredytową
i legitymację prasową.
– Hm, czy mieszkasz tu gdzieś blisko? – wstydliwie
zapytał Chad, wydając jej resztę. – To znaczy, czy zechce
pani podać swój adres, byśmy mogli... hm... informować
o promocjach?
– Dziękuję, ale w tej chwili nie mam stałego adresu.
– Och – jęknął chłopak i spojrzał na Noaha, starając się
zgadnąć, czy to jej partner. – Proszę do nas zaglądać.
Zawsze mamy coś ciekawego – zachęcał ją.
– Dziękuję, zapamiętam – obiecała, spakowała zakupy
do torby i spojrzała na Noaha. – Gotowy?
Mężczyzna sztywno skinął głową.
– Do zobaczenia! – zawołał za nią Chad. – Proszę do
nas jeszcze wrócić.
Kelly odwróciła się i posłała mu promienny uśmiech.
Noah przytrzymał dla niej drzwi, gdy opuszczali sklep.
Keely widząc jego zaciśnięte zęby, doszła do wniosku, że
musiał się czymś zdenerwować. Wszystko wskazywało
na to, że był zazdrosny i to o chłopaka, który ledwie zaczął
się golić. Niesamowite.
– Miły dzieciak – zaczęła, gdy szli już w stronę hotelu.
– Tak się ślinił na twój widok, że bałem się, czy i mnie
nie pochlapie – poirytowanym tonem wytknął jej Noah.
– Przy odrobinie zachęty spróbowałby się z tobą umówić.
Nawet jeśli mogłabyś być jego...
– Starszą siostrą? – szybko wpadła mu w słowo. – Nie
był aż tak młody.
– Do diabła, pewnie dopiero wczoraj odebrał prawo
jazdy.
– Wyglądał mi na dziewiętnastolatka. Nikt się nie
krzywi, gdy mężczyzna umawia się z kobietą młodszą od
niego o dziesięć lat.
– Nie mów mi, że ci się spodobał – zaskoczony Noah
aż otworzył usta ze zdziwienia.
– Świat by się nie zawalił, gdyby rzeczywiście mi się
spodobał. Niektóre z moich przyjaciółek rozmyślnie wy-
brały sobie młodszych kochanków.
– Żeby tym łatwiej wodzić ich za nos.
Ten facet zdecydowanie potrzebował nauczki.
– Nie wydaje mi się, żeby potrzebowały akurat tej
części ciała. Gdy mężczyzna jest młodszy od kobiety,
zwykle bardziej stara się ją zadowolić. Poza tym ma
zdecydowanie większe... możliwości.
– Jasne, jeśli przedkładasz ilość nad jakość – bronił się
Noah.
– Och, wszystkiego można nauczyć. A młodzi męż-
czyźni są tacy chętni do nauki – zniżyła głos niemal do
mruczenia.
Historia znów się powtarzała. Nie tylko dręczyło go
pożądanie, ale był gotów zabić każdego faceta, który
zaczynał gapić się na Keely. Gdy wyjechał z Saguaro
Junction, by brać udział w rodeo, udało mu się nie tylko
unikać Keely, ale także podbijania oczu wszystkim kow-
bojom dookoła.
Nic się nie zmieniło. Kasjer w drogerii był jeszcze
prawie dzieckiem, ale kiedy zaczął gapić się na biust Keely,
Noah mało co nie wyciągnął go zza lady. Zdecydowanie
musiał się nauczyć panowania nad sobą, bo nie było szans,
by przez najbliższe trzy dni mężczyźni przestali patrzeć
na Keely. Zawsze na nią patrzyli.
Najgorsze było to, że nie miał pojęcia, skąd w nim się
wzięła chęć opieki nad tą kobietą. Może dlatego, że się
razem wychowali? Jednak Keely nigdy nie potrzebowała
ochrony przed mężczyznami. To raczej oni musieli chro-
nić się przed nią, jeśli miał być szczery.
A może tu leżał pies pogrzebany. Nie chciał przyjąć do
wiadomości, że przyjaciółka z dzieciństwa wyrosła na
szalenie seksowną kobietę. Każdy mężczyzna kręcący się
wokół niej przypominał mu o tym, więc Noah chciał ich
trzymać na dystans. Doskonale wiedział, że Keely nie
życzy sobie takiej opieki, i to było najbardziej dener-
wujące. Łatwiej było samemu trzymać się od niej z daleka,
co miało tę zaletę, że chroniło również jego przed włas-
nymi zapędami miłosnymi wobec dziewczyny.
Powinien dalej jej unikać. Nie mógł jednak pozwolić
Keely wejść do tego baru. Wiedział, że z miejsca dostałaby
tę pracę i być może już dziś tańczyłaby przy rurze. Znając
złośliwość losu, mógł mieć pewność, że wieczór kawaler-
ski odbyłby się właśnie w tym barze. Noah byłby zmuszo-
ny znosić swych kumpli oraz prawdopodobnie setkę
innych facetów, gapiących się na Keely. Cierpiał już
katusze z powodu rozkładówki, ale teraz to byłyby wręcz
tortury.
– A w ogóle, to gdzie się zatrzymałeś? – Keely
wyrwała go z zamyślenia.
– W Tropikalnym Raju – Noah wymienił nazwę
hotelu.
– To najnowszy hotel! Super. Miałam zamiar tam
zajrzeć. Szczególnie na przedstawienie. Skoki z klifu
muszą robić wrażenie. Czy to nie tam właśnie zrobili
sztuczną plażę i olbrzymi basen z falami?
– Możliwe, ale jeszcze ich nie widziałem.
– No coś ty! Wszyscy o tym mówią. Bielutki piasek,
słone fale uderzające o brzeg i kołyszące się na wietrze
palmy. Chyba twoje okna nie wychodzą na tę stronę, bo
inaczej na pewno byś to zauważył.
– Otóż to. Mam widok na parking.
Przed oczami Noaha nagle pojawił się obraz nagiej
Keely, leżącej na skraju plaży. Fale leniwie lizały jej nogi,
a piana osiadała na jej brzuchu. O rany! Teraz był
w prawdziwych tarapatach.
– Skoro zatrzymałeś się w tak niesamowitym miejscu,
to czemu łazisz po mieście, zamiast chłonąć uroki raju?
– Cóż, rzecz w tym, że...
– Chyba nie miałeś zamiaru wejść to tego baru?
Przecież nie jesteś z tych, którzy płacą, by w ciasnej
kabince móc patrzeć na nagie dziewczyny?
Zauważył, że kilka osób zatrzymało się i z uwagą mu
się przygląda. Chwycił Keely za ramię i pociągnął ją za
sobą.
– Oczywiście, że nie jestem z tych. Ale dzięki tobie
parę osób sądzi, że jest inaczej – wysyczał i puścił jej
ramię, zanim ciepło kobiecej skóry zdążyło nasunąć mu
jakiś niewczesny pomysł.
– Przepraszam, ale przecież znasz mnie. Zawsze mó-
wię to, co myślę.
– Pamiętam. Cóż, wcale się nie zmieniłaś.
– Ty też nie. Ciągle obawiasz się, co powiedzą sąsiedzi.
Chciała zbić go z tropu. To, że przejrzał jej zamiar,
wcale mu nie pomagało. Czy w ciągu jednego weekendu
da radę zmienić jej stosunek do życia? Prawdopodobnie
nie, ale i tak musiał spróbować. Postara się przypomnieć
Keely o jej korzeniach i zobaczy, co z tego wyniknie.
– Tam, skąd oboje pochodzimy, trzeba liczyć się ze
zdaniem sąsiadów, jeśli chce się utrzymać w interesie.
– Jak to dobrze, że ja nie muszę się z nikim liczyć.
– Dobitnie to wszystkim uświadomiłaś, gdy zdecydo-
wałaś się rozebrać dla ,,Macho’’.
– No proszę. Zauważyłeś to?
– Każdy zauważył – powiedział z goryczą.
– Noah... jeśli chodzi o tę rozkładówkę... – zaczęła
z wahaniem.
Mężczyzna, zaskoczony powagą jej głosu, przystanął
na chwilę.
– Tylko tak mogłam się stamtąd wyrwać – dokoń-
czyła i spojrzała mu w twarz. – Rozumiesz?
– Tak jakby – przytaknął, zły, że przez okulary nie
może dojrzeć wyrazu jej oczu. – Jeśli chciałaś wyrwać się
z Saguaro Junction, to rzeczywiście ci się udało. Ale żeby
się tak całkiem odciąć...
– Tak było mi łatwiej.
– I nie tęsknisz za starymi kątami? – zapytał, celowo
pomijając ludzi z nimi związanych.
– Czasami – odparła po dłuższym namyśle. – Czasami
tęsknię – przyznała wreszcie.
– To dlaczego tam nie zajrzysz?
– Wiesz, że tam nie pasuję. Jestem zbyt podobna do
mojej matki.
Ledwie pamiętał jej matkę. Wiedział, że zmarła z po-
wodu komplikacji po urodzeniu B.J. Jednak słyszał, jak
Arch często powtarzał, że jego żona uwielbiała wielko-
miejski gwar, a życie na wsi ją nużyło.
– Nie namawiam cię do powrotu na stałe. Ale czy
krótka wizyta byłaby tak straszna?
– Chyba nie. Muszę przyznać, że wiadomość o ślubie
mojej małej siostrzyczki nieźle mną wstrząsnęła. Nie
powiedziałeś tylko, kiedy to będzie.
– Pomyślmy... To za dwa tygodnie od tej soboty
– powiedział zaskoczony. – Do diabła, sam nie wiedziałem,
że to już tak szybko. Nawet nie kupiłem jeszcze prezentu.
– Rzeczywiście szybko. I jesteś pewien, że nie są
zmuszeni brać ślubu?
– Na sto procent. Zresztą to Jonas wyznaczał termin.
– Jestem zaskoczona. B.J. naprawdę musiała się zmie-
nić.
– Nie tak bardzo. Dalej radzi sobie na ranczu lepiej niż
większość mężczyzn. Czasem nawet lepiej niż Jonas, jeśli
mam być szczery.
– Nic z tego nie rozumiem. Ona zupełnie nie jest
w jego typie. Jonas lubi kobieciątka, a B.J. to całkowite ich
przeciwieństwo.
– Jedno jest pewne. Jonas uważa, że ona jest absolut-
nie wyjątkowa, a to ta sama dziewczyna, która zaganiała
z nami bydło przez tyle lat. Jednak coś się zmieniło. Cała
wprost promienieje.
– Widzisz! Mówiłam ci, że jest w ciąży!
– Nie jest, ale chyba nie uwierzysz mi na słowo... – na
chwilę zawiesił głos. – Może powinnaś sama sprawdzić?
– Dobrze wiem, o co ci chodzi. To słodkie, ale...
– powiedziała i głęboko westchnęła. – Zbyt wiele wody
upłynęło. I raczej nie byłabym pożądanym gościem na
ślubie.
– Nie byłbym tego taki pewien – powiedział, czując,
że Arch i B.J. byliby zachwyceni.
Dziewczyna szła w ciszy obok Noaha. Nie chciała już
dłużej rozmawiać o swoich bliskich, żeby nie domyślił się,
jak strasznie za nimi tęskni. Może jej siostra była już na
tyle dorosła, by zrozumieć, co stało się przed laty? Może
znów mogłyby być przyjaciółkami?
Jako dziewczynki miały ze sobą świetny kontakt.
Keely była starsza od siostry jedynie o dwa lata. Jednak
ona szybko dojrzała, podczas gdy B.J. pozostała dziec-
kiem. Nikt nie mógł pomóc Keely w pierwszych prob-
lemach z kobiecością, bo poza nią jedyną kobietą na
ranczu była stara gosposia Garfieldów. Keely miała jeszcze
niewyraźne wspomnienie matki i to, co o niej mówił
Arch.
Ona dojrzewała szybko, B.J. powoli. Zresztą Keely
sądziła, że jej siostra celowo zachowywała się jak chłop-
czyca, żeby się od niej odróżnić. Stała się kopią ojca,
podczas gdy Keely zaczęła się zachowywać jak matka.
Młodsza, zdaniem Archa, była wzorem cnót, a starsza
zeszła na złą drogę.
Jednak Jonas nie związałby się z prostą ranczerką bez
polotu. Zatem B.J. również musiała mieć tę diabelską
iskierkę, której Keely zawdzięczała wszystkie swoje kło-
poty. Może nie przeraziłaby się powrotem swej marno-
trawnej siostry? Może nie odwróciłaby się do niej pleca-
mi? To sprawiłoby Keely zbyt wiele bólu, a ona zdecydo-
wanie nie lubiła cierpieć. Wolała przyjemności od boles-
nych spraw i życie chwilą od ciągłych trosk o przyszłość.
Przyszłość była zagadką, przeszłość nie dawała się zmie-
nić, a tymczasem nareszcie miała przy sobie Noaha.
Poczuła przyjemny dreszcz oczekiwania. Mężczyzna
wciąż był pod jej urokiem. Gdy tylko wylądują razem
w tym tropikalnym raju, nie będzie już dla niego ratunku.
Hotel był nieco odsunięty od ulicy. Żeby dostać się do
wejścia, należało przejść przez miniaturową dżunglę,
stworzoną przez człowieka w tym pustynnym miejscu.
Powietrze, chłodzone niezliczonymi wodospadami i stru-
mykami, zrobiło się przyjemniejsze. Usłyszeli śpiew eg-
zotycznych ptaków i dźwięk bębnów.
– To niesamowite – powiedziała Keely.
– Nie chciałbym płacić ich rachunku za wodę – mruk-
nął Noah.
– Na litość boską, przestań przez chwilę być taki
praktyczny! Psujesz mi całą przyjemność, gadając o ra-
chunkach.
– Masz rację – powiedział, zaskakując Keely. – Las
Vegas jest jedyne w swoim rodzaju i należy się nim po
prostu cieszyć.
– Tak już lepiej – zgodziła się i zdjęła okulary. – Jest
nadzieja i dla ciebie, kowboju.
Wyszli właśnie z dżungli na imitację polany i Keely
zamarła w zachwycie. Przed nimi dumnie wznosił się
skalny klif. Na oko mierzył z dziesięć pięter. U stóp klifu
widać było głęboki basen.
– O Boże! Oni z tego skaczą! – zawołała. – Koniecznie
chcę dziś obejrzeć to przedstawienie.
– Mam nadzieję, że się nie obrazisz, ale nie będę ci
mógł towarzyszyć, bo dziś jest wieczór kawalerski i pew-
nie dość późno się skończy.
To wspaniale! Zdąży zrobić reportaż z dziewczętami
z klubu i obejrzeć występ.
– Nie ma problemu. Umiem się sama bawić. Ale może
mógłbyś wziąć dla mnie z recepcji dodatkowy klucz?
– Oczywiście – powiedział bez przekonania.
– Czy to cię krępuje?
– Nie, nie. Jasne, że nie.
– Martwisz się, że ci w recepcji pomyślą, że przy-
prowadziłeś sobie dziewczynkę z ulicy. Zupełnie jak
Richard Gere i Julia Roberts w ,,Pretty woman’’!
– Ale ja nie... my przecież nie... – jąkał się skrępowany.
– Coś ci powiem. W tym filmie on wszystkim mówił,
że to jego bratanica. Ty możesz powiedzieć, że jestem
twoją... kuzynką.
– I tak nikt w to nie uwierzy.
– Jasne, że nie, ale będą udawać, że wierzą. To chyba
wystarczy?
– Jeśli powiemy im, że jesteś moją kuzynką, tym
bardziej pomyślą, że jesteś... hm.
– No dobrze. – Keely z trudem powstrzymywała się od
śmiechu. – To co w takim razie proponujesz? Powiesz im,
że właśnie próbujesz mnie nawrócić? Raczej w to nie
uwierzą. Już lepiej zostanę twoją kuzynką.
– Może wystarczy nam jeden klucz?
– I jak chcesz to zorganizować? Mam stać pod twoim
pokojem, dopóki nie wrócisz? To chyba też nie będzie
dobrze wyglądać.
– Chyba masz rację.
– Noah, jesteśmy w Las Vegas, grzesznym mieście. No
i co z tego, że zatrzyma się u ciebie kuzynka? To dla nich
nie pierwszyzna. Założę się, że przed chwilą wydali
facetowi dwa dodatkowe klucze, bo właśnie niespodzie-
wanie spotkał swoje kuzynki-bliźniaczki. Naprawdę nie
musisz przejmować się tym, co sobie pomyślą.
– Masz całkowitą rację – zdecydował i ruszył do
recepcji.
Nagle zatrzymał się i chwycił ją za ramię.
– Chodźmy tędy.
– Dlaczego?
– Po prostu zawróćmy – zarządził i zaczął przepychać
się przez tłum.
– Noah, co ty wyprawiasz?
– Zaraz ci wyjaśnię. Tędy – powiedział i zszedł ze
ścieżki.
Natychmiast zmoczył ją deszcz wodnych kropelek
z pobliskiego wodospadu.
– Chyba nie powinniśmy tutaj wchodzić.
– Kucnij za tym głazem – poprosił i przygiął ją do
ziemi.
– Ale ja już przemokłam! Co ty wyprawiasz?
– Pan młody – wyjaśnił, zdjął kowbojski kapelusz
i ostrożnie wyjrzał zza kamienia. – Brandon.
– Ach – westchnęła ze zrozumieniem, czując przyjem-
ny chłód wody na skórze. – Więc zamierzasz utrzymywać
moją obecność w sekrecie?
– Nie pomyślałem o tym do chwili, gdy poprosiłaś
o drugi klucz. Teraz jednak sądzę, że dziwnie bym się czuł,
próbując wyjaśnić im tę całą sytuację.
– Może masz rację.
Keely nie czuła się urażona. Wprost przeciwnie. Była
zachwycona. Pisała kiedyś artykuł o sekretnych związ-
kach i sile zakazanego owocu. Cieszyła się, że może być
sekretem Noaha przez weekend. Tym trudniej będzie mu
oprzeć się jej wdziękom.
– Idzie w tę stronę. Możesz się jeszcze schylić?
– Jasne – przytaknęła ochoczo i opadła na kolana.
Poczuła wilgotną ziemię pod palcami i zapach świeżej
zieleni. Na szczęście to nie była prawdziwa dżungla, więc
nie groziło jej, że rozgniecie dłonią jakiegoś robala.
Noah także uklęknął. Musiał przytulić Keely, by oboje
zmieścili się za głazem.
O, tak! Sekretne związki miały swój urok, przyznała
w duchu. Tylko raz do tej pory czuła twardość jego ciała.
Było to bardzo podniecające. Wtedy jednak nie umiała
tego w pełni wykorzystać.
Mokre ubrania przylgnęły do rozpalonej skóry. Niemal
widziała parę, unoszącą się z miejsca, gdzie ich ciała
przylegały do siebie. Do wyczulonych nozdrzy Keely
doleciał fascynujący zapach mężczyzny.
– Przykro mi, że zmokliśmy – powiedział miękko
Noah.
– Bywają gorsze rzeczy.
Jak na przykład niespełnione pragnienie pocałunku.
Urzeczona patrzyła na jego usta, pragnąc przesunąć po
nich językiem. Zastanawiała się, czy jęknąłby tak, jak
wtedy w stodole? Pewnie teraz inaczej smakuje. Żeby się
o tym przekonać, musiała sprawić, by się pochylił.
– Noah? – szepnęła i zobaczyła, że oczy mężczyzny
pociemniały.
– Słucham – spytał cicho.
– Bicie bębnów zawsze mnie podniecało – wydyszała,
objęła go za szyję i pocałowała.
Rozdział czwarty
Jeszcze nie minęła godzina, a oni już znaleźli się
w krzakach! Po raz drugi w swym życiu Noah był
narażony na pokusę jej ust. Jednak tym razem miał
pewność, że wie, jak sobie z tym poradzić. Nie wiadomo
tylko, czemu spodziewał się powtórki pocałunku szesnas-
tolatki. Poważnie się przeliczył.
Tamtej nocy nie brakowało jej pasji, lecz nie wiedziała,
jak to wykorzystać. Teraz doskonale to potrafiła. Z po-
czątku dotyk ust dziewczyny był delikatny. Poczuł wilgoć
i ciepło jej warg. Kusiła go.
Pierwszą reakcją mężczyzny była chęć przejęcia kon-
troli nad pocałunkiem. Musiał się jednak powstrzymać,
żeby poznać zamiary Keely. Podejrzewał, co dziewczyna
planuje, i drżał na samą myśl o tym.
Teraz pogłębiła pocałunek. Rozchylił wargi pod napo-
rem jej języka. Poczuł serię delikatnych muśnięć i za-
kręciło mu się w głowie.
Położył dłoń na biodrze Keely. Delikatny materiał
sukienki dokładnie oblepił jej sylwetkę. Noah miał uczu-
cie, że dotyka nagiego ciała dziewczyny. Zacisnął palce
i usłyszał, że Keely zaczęła szybciej oddychać.
Powinni przestać. Powinni natychmiast przestać.
Poczuł zapach malin i wszystkie myśli odpłynęły.
Smakowała tak słodko i grzesznie, jak cukierek, który
ukradł ze sklepu, gdy miał sześć lat. W końcu musiał
zapłacić za ten cukierek. Miał przeczucie, że za pocałunek
z Keely też przyjdzie mu zapłacić. Takie pyszności zawsze
miały swoją cenę.
Wnętrze jej ust było wilgotne i ciepłe, a skrawek skóry
pod dłonią Noaha wyraźnie się rozgrzał. Mężczyzna
zaczął leniwie rysować skomplikowane wzory na jej ciele.
Poczuł, że zadrżała.
Nagle zdał sobie sprawę, że są w miejscu publicznym.
Wprawdzie nie na widoku, ale nawet Keely nie odważy
się posunąć dalej w pełnym świetle dnia, parę kroków od
ruchliwej ścieżki.
Wtedy poczuł, że dziewczyna przesunęła jego dłoń ze
swego biodra na piersi. Przestał już być taki pewny siebie.
Przerwa! Muszę przestać, myślał gorączkowo. Jednak
było już za późno. Gdy poczuł w swej dłoni ciężar jej
piersi, cała krew odpłynęła do jednego miejsca w jego
ciele.
Kiedy zobaczył jej zdjęcie na rozkładówce pisma,
pomyślał, że Keely ma cudowny biust. Teraz uzyskał
pewność. Matka natura bardzo się postarała. Chyba tylko
nieboszczyk powstrzymałby się przed pieszczeniem tych
wspaniałości. A Noah zdecydowanie nie czuł się martwy.
Delikatnie zacisnął dłoń.
Ze zduszonym krzykiem Keely wygięła się w łuk.
Może nawet w tym krzyku pobrzmiewały nutki triumfu,
ale Noah nie zwrócił na to uwagi, zbyt pochłonięty
podziwianiem krągłości dziewczyny. Nagle przód su-
kienki zsunął się z jej ramion. Dopiero po chwili zro-
zumiał, że rozwiązała troczki. Puls mężczyzny jeszcze
bardziej przyspieszył. Sięgnął do zapięcia błękitnego sta-
niczka i rozpiął go.
– Nie krępuj się – powiedziała Keely, przerywając
pocałunek, i ujęła twarz mężczyzny w dłonie.
To był błąd. Duży błąd. Ale Noah nie mógł się
powstrzymać. Jego spojrzenie powoli powędrowało
w dół. Piersi dziewczyny pokrywały złote piegi. Noah nie
zauważył śladów biustonosza na jej opalonej skórze. Jasne
stało się, że taka kobieta jak Keely, gdy już zdecydowała
się opalać, w pełni korzystała z dobroczynnej mocy
słońca. Wyobraził ją sobie nagą, rozciągniętą na białym
piasku, prężącą się z rozkoszy w promieniach słońca. Jej
skóra błyszczała od olejku, a wokół roztaczał się inten-
sywny malinowy zapach.
Zapragnął jej jeszcze bardziej. Podczas, gdy Noah śnił
na jawie, piersi Keely pokryły się tysiącami drobnych
kropelek wody. Sutki dziewczyny stwardniały i pociem-
niały. Mężczyzna westchnął. O tak, to był błąd. I on
zamierzał go popełnić.
Sięgnął dłonią, by objąć ten słodki ciężar. Nachylił się,
by skosztować raju i... zamarł, nasłuchując. Podejrzany
dźwięk powtórzył się. Ktoś szedł w ich kierunku przez
zarośla. Noah błyskawicznie oderwał się od Keely.
– Zakryj się! – ponaglił ją szeptem i zerwał się na
równe nogi.
Z leniwym uśmiechem, powoli, nałożyła z powrotem
stanik. Nie spieszyła się również, zawiązując ramiączka
sukienki.
Mimo że ktoś się zbliżał, Noah nie mógł odmówić sobie
przyjemności obserwowania Keely. Wolałby dłużej roz-
koszować się jej widokiem, lecz w każdej chwili obcy
mógłby się na nich natknąć.
– Szybciej! – ponaglił ją.
– Co się stało? Boisz się zostać przyłapany?
Noah zdał sobie sprawę, że świadomość zbliżającej się
osoby wcale jej nie przeszkadzała. Może kiedy już raz
rozebrała się przed fotografem, pozbyła się również wsty-
dliwości. Cieszyła się zatem wolnością, której Noah nigdy
nie pozna. Ku własnemu zaskoczeniu poczuł, że jej
zazdrości.
Ta kobieta mogła odważyć się na wszystko.
Keely skończyła wiązać troczki sukienki w tej samej
chwili, w której zza krzaków wyszedł ogrodnik o oliw-
kowej cerze. Mężczyzna pchał przed sobą niewielką
taczkę wypełnioną świeżo ściętymi gałęziami.
– Madre de Dios! – wykrzyknął, cofając się gwałtow-
nie.
– Właśnie mieliśmy stąd odejść – powiedział Noah
i pomógł wstać dziewczynie.
Noah miał nadzieję, że wygląda na tak opanowanego
jak Keely. Czuł jednak, że na policzki wypływa mu
zdradliwe ciepło, i starał się nie widzieć zaszokowanego
spojrzenia ogrodnika. Zamiast tego patrzył na dziew-
czynę, która spokojnie otrzepywała kolana. Nigdy nie
wydawała mu się piękniejsza. Lekki rumieniec na policz-
kach był znakiem doznanej przyjemności, a nie wstydu.
Gdy skończyła doprowadzać się do porządku, spojrzała na
niego. W jej oczach dojrzał niewygasłe pożądanie.
Keely spokojnie podniosła z ziemi swoją torebkę i siat-
kę z zakupami z drogerii. Noah przypomniał sobie
o dwóch paczkach prezerwatyw i nie mógł przestać
zastanawiać się, co mogłoby się zdarzyć, gdyby nie
nadszedł ogrodnik. Podejrzewał, że skoro tak chętnie zajął
się całowaniem jej piersi w miejscu publicznym, nie
powstrzymałby się też przed następnym krokiem. Na
myśl o tym, że ogrodnik mógł przyjść parę minut później,
oblał go zimny pot.
Dziewczyna przyjrzała się ogrodnikowi i odczytała
jego imię z plakietki przypiętej do roboczego kombinezo-
nu.
– Coś się stało, Jose? – spytała, zakładając torebkę na
ramię, i posłała mu słodki uśmiech.
Pod jego wpływem zaskoczenie i dezaprobata męż-
czyzny zaczęły znikać. Już po chwili odwzajemnił
uśmiech.
– Nic takiego, proszę pani – powiedział, wzruszając
ramionami.
– Bien. Adiós. – Pokiwała zadowolona głową i puściła
do niego oczko.
Dziewczyna wyszła zza głazu i stanęła na ścieżce.
Mokra sukienka oblepiała jej ciało, a włosy, pod wpływem
wilgoci, skręciły się w rude pierścionki. Obrzucano ją
spojrzeniami pełnymi na poły podziwu, na poły potępie-
nia. Noah, idąc za nią, usłyszał jeszcze tęskne wes-
tchnienie ogrodnika. Cóż, Keely dokonała właśnie następ-
nego podboju.
Parę osób przyjrzało się im ze zdumieniem. Noah
zignorował ich spojrzenia i zwrócił się do Keely:
– Nie zrozum mnie źle, ale to, co się stało...
– To moja wina – powiedziała. – Wiem, byłam bardzo
niegrzeczną dziewczynką – dodała, lecz nie wyglądała na
skruszoną.
– Nie tylko twoja. W końcu to ja cię tam zaciągnąłem.
Od tej pory już nic takiego się nie stanie. Chcę, żebyś
o tym wiedziała.
– Oczywiście – przytaknęła bez przekonania.
– Mówię poważnie, Keely. Żadnych więcej wygłu-
pów. Musimy spisać twój życiorys.
– Bardzo doceniam twoją pomoc – zapewniła go
i obdarzyła powłóczystym spojrzeniem. – Tylko nie jestem
pewna, czy będzie się nadawał do prac, o których myślisz.
Trzeba będzie go nieco dopasować. Liczę na twój wkład.
– Przestań – zażądał Noah.
– Co mam przestać? – spytała z niewinną minką.
– Doskonale wiesz. Powiedziałaś: dopasować i wkład,
żebym znów zaczął myśleć o... – Noah przerwał, bo
zrozumiał, że im więcej mówi na ten temat, tym większe
czuje podniecenie. – Nieważne. Po prostu wejdźmy już do
środka.
– Jasne, wejdźmy – przytaknęła ze śmiechem.
Mężczyzna zacisnął gniewnie zęby i ruszył przed
siebie. Dam radę, pomyślał zawzięcie. Musi sprowadzić
Keely na właściwą drogę i przy okazji sam jej nie zgubić.
Ma na to trzy dni. Z pewnością da radę trzymać łapy przy
sobie przez trzy dni.
Trzy dni w takiej scenerii to aż nadto czasu, żeby
zdemoralizować upartego kowboja, zdecydowała Keely,
rozglądając się po luksusowym wnętrzu hotelu. Nie
musiała rozgrywać wszystkiego naraz. Trzeba odrobinę
zwolnić. Wystarczyło pozwolić mu jedynie na pocałunek,
ale nie, beznadziejnie dała się ponieść. Gdyby nie po-
czciwy Jose, oddałaby mu się za tym głazem, jeszcze
zanim doszliby do hotelu. I niezależnie od tego, co sobie
myślał Noah, to nie było jej zwykłe zachowanie.
Tymczasem Noah pewnym krokiem szedł w stronę
recepcji. Być może występ Keely utwierdził go tylko
w postanowieniu pomocy. W takim razie małe zapo-
mnienie się wyszło jej na dobre. Teraz z pewnością
uwierzył, że jest zepsuta do szpiku kości.
– Może zaczekam tutaj, gdy będziesz brał dla mnie
drugi klucz? Nie będziesz tak skrępowany.
– Nie ma problemu – odparł z błyskiem w oku. – Po
incydencie z Jose to będzie bułka z masłem.
– Naprawdę? – zdziwiła się, przyjemnie zaskoczona.
Na jakie przygody się odważy, zanim tydzień dobieg-
nie końca? Gdy na nią patrzył, widziała błyski pożądania
w jego oczach. Była z niego dumna, kiedy po prostu
podszedł do recepcjonisty i poprosił o drugi klucz ,,dla tej
damy’’. To, że nie skorzystał z wymówki o kuzynce,
zrobiło na niej duże wrażenie.
– Oczywiście, proszę pana – zgodził się chłopak w re-
cepcji i nawet nie mrugnął, szukając danych mężczyzny
w komputerze. – O Boże! – jęknął jednak, gdy otworzył
właściwy plik. – Mieliśmy mały problem z pana pokojem,
panie Garfield.
– Jaki problem? – zainteresował się Noah.
– Muszę poprosić kierownika. Proszę chwilę zaczekać
– poprosił młody recepcjonista, lekko krzywiąc usta.
– Halo? Panie kierowniku, przyszedł pan Garfield. Nie,
chyba nie był jeszcze na górze. Przepraszam za niedogod-
ności. – powiedział,odkładając telefon. – Kierownik już
do pana idzie.
Keely zastanawiała się, czy to opóźnienie zbije Noaha
z tropu. Najwyraźniej nie, bo odwrócił się do niej i wzru-
szył ramionami.
— Panie Garfield – zaczął nowo przybyły mężczyzna,
wyciągając dłoń na powitanie. – Nazywam się Martin
Ames. Może przejdziemy tam na chwilę – zaproponował,
wskazując kącik wypoczynkowy w głębi holu, gdzie stała
Keely.
– Dobrze – odezwał się do kierownika i skinął na
Keely. – W czym problem?
– Jesteś pewien, że chcesz... – dziewczyna wahała się.
– Jasne. Chodź – powiedział i ruszył za kierownikiem.
Moje gratulacje, Noah, pomyślała. Najwidoczniej nie
dbał o to, co pomyśli obsługa hotelu. Jego przyjaciele, to
zupełnie inna sprawa i Keely potrafiła to rozumieć.
Mężczyzna, który wyszedł zza kontuaru, spojrzał pytają-
co na Keely, lecz Noah to zignorował.
– W czym problem? – powtórzył pytanie nieco znie-
cierpliwionym tonem.
Kierownik najwyraźniej był zdenerwowany i niepew-
ny reakcji gościa.
– Niedawno mieliśmy otwarcie i bardzo spieszyliśmy
się, żeby zdążyć. Chyba proces rekrutacji nie był... to jest,
chyba niezbyt dokładnie sprawdzono referencje niektó-
rych pracowników. Przynajmniej w przypadku ekip
sprzątających.
– A pan mi o tym mówi, ponieważ...
– Jedna z pokojówek zniszczyła pański pokój.
Keely aż się zachłysnęła.
– Co takiego? – Noah z niedowierzaniem wpatrywał
się w kierownika.
– Wzięła pana za kogoś innego – szybko zaczął wy-
jaśniać Ames. – Okazało się, że niedawno wypuszczono
ją z zakładu i jest pod kuratelą policji. Z powodu
zaburzeń umysłowych myślała, że kocha się w jednym
z gości, a on nie odwzajemnia jej uczuć. Postanowiła
więc zdemolować jego rzeczy i pokój. Przez pomyłkę
zajęła się pańskim.
– A co z moimi rzeczami?
– Obawiam się, że zostały całkowicie zniszczone.
Ubrania potraktowała nożem, a kosmetyki potłukła i po-
łamała. Policja zabrała je jako dowód w sprawie i nie
wiem, kiedy je pan odzyska. A z tego, co widziałem, i tak
na nic się już nie przydadzą.
– Mój Boże! – Noah w zdumieniu kręcił głową.
– Oczywiście to my ponosimy całą odpowiedzialność.
Jeśli poda nam pan przybliżoną wartość utraconych
rzeczy, natychmiast wypiszemy czek. Przeniesiemy także
pana do innego pokoju i nie obciążymy kosztami pobytu.
A jeśli zechce pan przenieść się do innego hotelu, uregulu-
jemy należność.
– Nie będę zmieniał hotelu. Mój znajomy jutro się tu
żeni.
– Ach, tak – pokiwał głową Ames, unikając patrzenia
na Keely. – Zatem zapraszam z powrotem do recepcji.
Wydam panu inny klucz.
– Dwa klucze – przypomniał Noah.
– Och! – Kierownik nie wytrzymał i ukradkiem ze-
rknął na Keely. – Oczywiście.
Keely była zaskoczona spokojem Noaha. Jej miesz-
kanie zostało kiedyś splądrowane i znała to zimne
uczucie strachu, z którym teraz musiał radzić sobie
Noah. Była zdania, że zwrot pieniędzy za zniszczone
rzeczy i zamiana pokoju nie były wystarczającym
zadośćuczynieniem. Odchrząknęła, by zwrócić na siebie
uwagę mężczyzn.
– Proszę mi wybaczyć, ale czy przenosicie pana Gar-
fielda do podobnego pokoju?
– Dokładnie do takiego samego – z dumą przytaknął
Ames.
– Wydaje mi się, że powinniście zaproponować mu
coś o wyższym standardzie – powiedziała zdecydowa-
nym tonem.
– O wyższym standardzie?
– Keely, ten sam standard pokoju w zupełności...
– Nie wydaje mi się – przerwała mu gwałtownie.
– Przeżyłeś szok, czy przyznasz mi rację, czy nie. I sądzę,
że nie masz teraz zbyt miłych skojarzeń z tym hotelem,
prawda?
– Nie mogę powiedzieć, żebym był zachwycony – po-
woli przyznał Noah.
– Widzi pan? – dziewczyna zwróciła się do kierow-
nika. – Sugeruję, byście dostarczyli panu Garfieldowi
takich przeżyć, by mógł zapomnieć o nieprzyjemnym
incydencie. Jestem pewna, że macie tu luksusowe apar-
tamenty. Wierzę, że przynajmniej jeden z nich jest
wolny.
Ames poprawił krawat i niepewnie spojrzał na Noaha.
– Co pan o tym sądzi, panie Garfield?
Noah w milczeniu popatrzył na Keely. Dziewczyna
uniosła brwi w niemym wyzwaniu. Nie miała wątpliwo-
ści, że należy mu się hojna rekompensata, lecz była
przekonana, że mimo wszystko jej nie przyjmie. Pewnie
sądził, że taki twardziel jak on nie potrzebuje luksusu.
– Myślę – zaczął Noah z uśmiechem – że pani ma
absolutną rację. Dajcie nam najlepszy apartament.
Noah nigdy nie wynająłby sobie takiego pokoju. I tak
planował tylko w nim sypiać, więc jego zdaniem luksus by
się tylko marnował. Cieszył się jednak ze względu na
Keely. Nawet nie chciał myśleć, w jakich miejscach
mieszkała do tej pory.
Większy pokój oznaczał, że będą mieli więcej miejsca
dla siebie. Być może będzie w nim dodatkowa łazienka
albo nawet druga sypialnia. Jeśli nie będzie wpadał na
Keely co pięć minut, może uda mu się dotrzymać słowa
i nie kochać się z nią.
Ames dał im klucze i poprowadził do specjalnej windy.
– Tak się cieszę, że dostaliśmy lepszy pokój – powie-
działa Keely, gdy już znaleźli się w windzie pełnej luster.
– Jestem pewien, że wcale nie zamierzał nam go dać.
Te apartamenty są zarezerwowane dla prawdziwych
bogaczy.
– I co z tego? Jeśli nawalili i zatrudnili psychicznie
chorą pokojówkę, to powinni wynagrodzić to biedakowi,
którego rzeczy zostały zniszczone. Tak mi przykro, Noah.
Czy miałeś tam coś szczególnie cennego?
– Usiłowałem sobie przypomnieć, ale nie wydaje mi
się, żebym mógł żałować którejkolwiek z tych rzeczy.
Noah nie mógł skupić się na myśleniu o swoich
rzeczach, ponieważ skupiał się na oglądaniu licznych
odbić Keely. Lustra nasunęły mu przyjemne skojarzenia.
Po prawej i lewej stronie mógł podziwiać profil sylwet-
ki dziewczyny. Z boku jej piersi wydawały się jeszcze
pełniejsze. Jego uwagę przyciągnęły również nogi Keely,
bardziej seksowne dzięki sandałom na wysokich obca-
sach. Tylne lustro odbijało zupełnie inny obraz. Kiedy
dziewczyna poruszała się, cienki materiał sukienki opinał
się na pośladkach i przylegał do ud. Noaha zafascynowały
dołeczki z tyłu kolan dziewczyny...
Nagle wyobraził sobie nagą Keely otoczoną przez
lustra. Widział, jak unosi ręce nad głowę, przeciąga się
i obraca. Lustra ukazywały każdy skrawek jej ciała. Jego
oddech stał się płytki i urywany.
– ...zapomniałeś mu dać – powiedziała Keely.
– Hm. Co mówiłaś? – spytał i poczuł gorąco na
twarzy, gdy zrozumiał, że przegapił większą część wypo-
wiedzi.
– Miałeś oddać Amesowi listę rzeczy, które znisz-
czono – powtórzyła z domyślnym uśmiechem.
– Ach, tak. Zastanawiałem się właśnie, jak dają radę
utrzymać te lustra w nienagannej czystości – skłamał.
– Zauważyłaś, że nie ma ani jednej smugi?
– Teraz, kiedy o tym wspomniałeś, rzeczywiście wi-
dzę, jakie są czyste. Wiesz, lustra mogą dostarczyć wiele
zabawy. Kochałeś się kiedyś przed lustrem?
– Nie! – wykrzyknął i jednocześnie zdał sobie sprawę,
że bardzo by tego pragnął.
Cholera, pomyślał zdenerwowany. To będzie bardzo
długi weekend.
Rozdział piąty
Kilka dni sam na sam z Noahem było wystarczająco
obiecującą perspektywą. A kilka dni w zbytku brzmiało
wręcz podniecająco. Bez wątpienia Keely wdała się w mat-
kę, gdy chodziło o umiejętność korzystania z uroków
życia.
– Słyszę jakiś plusk – powiedział Noah, gdy stanęli
przed drzwiami do ich nowego lokum. – Mam nadzieję, że
to nie zatkana umywalka.
– Teraz, gdy policja zatrzymała szaloną pokojówkę,
chyba jesteś bezpieczny – zaczęła i zamilkła, kiedy ot-
worzyła drzwi.
Weszła do przestronnego holu i westchnęła z zachwy-
tu. Na wprost drzwi znajdował się malowniczy wodo-
spad. Keely doszła do wniosku, że to bardzo dobrze wróży
reszcie pomieszczeń. Woda spływała po kamiennej po-
wierzchni do niewielkiego baseniku otoczonego bujnymi
paprociami. Na jego dnie leżały różnokolorowe muszelki.
– Masz swoją wodę – powiedziała dziewczyna, tłu-
miąc śmiech.
– A niech mnie...
– A przynajmniej jej część. Dalej chyba jest jeszcze
więcej – powiedziała, słysząc dziwny bulgot dochodzący
z drugiego pomieszczenia. – Zobaczmy, co tu jeszcze
mamy.
Keely przeszła z przedpokoju do głównego pomiesz-
czenia i aż zachłysnęła się widokiem. Ten, kto stworzył tę
scenerię, z pewnością znał się na swojej robocie. Zaprag-
nęła opowiedzieć o tych wspaniałościach swoim koleżan-
kom. Była pewna, że pozielenieją z zazdrości.
Natychmiast włączył się instynkt dziennikarski.
Z uwagą obejrzała pomieszczenie. Ściany przypominały
strukturą skalistą powierzchnię klifu. Spod sufitu spływa-
ły trzy oddzielne strumienie, by w końcu połączyć się
w jeden, opływający całe pomieszczenie. Keely śledząc
jego bieg, zauważyła, że wypływa on na taras, by na
koniec przelać się przez krawędź basenu pełnego gorącej,
bulgoczącej wody. Wokół basenu stały rattanowe fotele
i okrągłe stoliki.
Wystrój pokoju był równie nietypowy. Projektanci
zarzucili koncepcję tradycyjnego umeblowania. Wszędzie
zwieszały się pędy winorośli i różnokolorowe kwiaty. Na
gładkiej, kamiennej podłodze leżała sterta poduszek w róż-
nych rozmiarach i odcieniach zieleni. Reszta poduch
zaścielała ławę z piaskowca, zwróconą w stronę strumie-
nia. Stojący w pobliżu stół wykończony był elementami
z drewna wyrzuconego przez morze, muszlami i gładkimi
kamykami.
Do sypialni można się było dostać przez niewielki
bambusowy mostek, przerzucony nad strumieniem. Ten
pomysł bardzo się jej spodobał. Nie mogła się już do-
czekać, kiedy zobaczy sypialnię. Przeszła przez most
i łukowo sklepiony korytarzyk i stanęła, zaskoczona
nieskazitelną bielą i romantyczną atmosferą pokoju.
W alabastrowej białej wazie ułożono kompozycję z wos-
kowobiałych kwiatów anturium. Olbrzymie łoże z bal-
dachimem zakryte było zwiewnymi koronkami i za-
rzucone puszystymi poduchami. Dwuosobowe kanapki,
obite nieskazitelnie białym materiałem, ustawiono pod
oknami sięgającymi od ziemi do sufitu.
Jak słodko będzie się kochać w tym pokoju, pomyślała
Keely.
Przez uchylone drzwi zajrzała do łazienki. Pomiesz-
czenie wyłożone było białym marmurem i złotem. No,
tak. Już po Noahu.
A właśnie, gdzie on jest? Z jakiegoś powodu został
w holu.
– Noah? – zawołała. – Co tam robisz?
– Próbuję rozgryźć, jak działa ten wodospad – od-
krzyknął. – Myślisz, że musimy go wyłączyć na noc?
Ciągle szukam wyłącznika i wciąż nie mogę...
– Z pewnością nie musimy się martwić, jak go wyłą-
czyć – powiedziała, z trudem powstrzymując się od
śmiechu.
Noah był tak uroczo poważny. Pobyt w takim miejscu
musiał być dla niego prawdziwym szokiem. Ten kowboj
rzadko korzystał z jakichkolwiek wygód. To uświadomiło
jej różnice pomiędzy nimi.
– Denerwuje mnie ta płynąca bez żadnej kontroli woda.
– To dlatego, że sam żyjesz w pustynnym miejscu.
Sądzę, że raczej nie chcieliby, byśmy szperali przy ich
wodospadzie. Zresztą to tylko początek. Jeśli denerwuje
cię ciągle płynąca woda, to koniecznie musisz zobaczyć
resztę. Chodź.
– No dobrze – zgodził się i ruszył w stronę salonu.
– Ale lepiej bym się czuł, gdybym wiedział, jak wyłączyć
to... – urwał, a jego oczy rozszerzyły się ze zdumienia, gdy
ujrzał wnętrze pokoju. – Och... mój Boże!
Stała z niemądrym uśmiechem, gdy tymczasem jego
spojrzenie wędrowało od wodospadów do miniaturowe-
go strumienia i dalej, przez przeszkloną ścianę na taras
z jacuzzi. Z miejsca, w którym stał, roztaczał się widok na
całe Las Vegas i potężny masyw, górujący nad miastem.
W ciągu dnia ten widok robił wrażenie. W nocy będzie nie
do opisania.
A znaleźli się tutaj, ponieważ miała odwagę przemó-
wić. Była z siebie dumna.
– To dużo lepsze niż widok na parking, prawda?
Zupełnie go zatkało. Wciąż wodził wokół siebie nie-
przytomnym spojrzeniem. Tym razem skupił wzrok na
spiętrzonych poduszkach i mostku prowadzącym do
sypialni.
Podobał jej się widok kowboja z Arizony, wyrwanego
ze swojego otoczenia i rzuconego w luksusową dżunglę.
Jeszcze lepiej będzie wyglądał, gdy już pozbędzie się
ciuchów, pomyślała. Pod tymi znoszonymi dżinsami
i spłowiałą koszulą ukrywał ciało, za które można by
zabić. Już wkrótce będzie należało do niej. A ten niesamo-
wity apartament przypieczętuje jej zwycięstwo. Kowboj
w raju. Czego więcej może pragnąć dziewczyna?
– Założę się, że tam jest sypialnia – powiedział, wciąż
patrząc na mostek.
Och, tak, radośnie przytaknęła w myślach.
– Tak. Urządzona w nieco innym stylu niż ten pokój,
ale bardzo ładna. Jest tu także niesamowita łazienka.
– Czy to już wszystko?
– To ci nie wystarczy? – prychnęła z niedowierza-
niem.
– Nie zrozum mnie źle. Nigdy jeszcze nie widziałem
czegoś takiego. Zupełnie zbiło mnie z nóg. Ale chyba
myślałem, że będzie tu więcej... przestrzeni.
– Przecież pokoje są wielkie.
– Miałem na myśli liczbę pokoi.
– Aha. – Teraz zrozumiała, że im więcej pokoi, tym
mniejsza pokusa. Biedaczek. – Przykro mi, ale wygląda na
to, że mamy tylko hol, salon, sypialnię i łazienkę. Plus
kilka szaf i oczywiście taras.
Noah podążał spojrzeniem za jej dłonią, gdy wskazy-
wała pomieszczenia. Zatrzymał wzrok na tarasie. Keely
mogła sobie wyobrazić, jak mężczyzna gorączkowo za-
stanawia się, czy nie mógłby tu spać. Było to miejsce
położone najdalej od sypialni. Nie chciała go rozczarować,
lecz ta odległość była i tak zbyt mała. W końcu znów
spojrzał na dziewczynę.
– Podoba ci się?
– Żartujesz? – spytała z niedowierzaniem, rozłożyła
ręce i okręciła się dookoła. – Tu jest po prostu cudownie.
Uśmiechnął się, choć wciąż wyglądał na zaniepokojo-
nego.
– No, to dobrze.
– A tobie się nie podoba?
– Ja... – zająknął się, zdjął kapelusz, zmiął go i drżącą
dłonią przeczesał włosy. – Sam nie wiem. Jest zupełnie
inaczej od tego, co znam. Nie ma kanapy, krzeseł, stolika
ani lamp. A gdzie w ogóle jest telewizor?
Jeśli ona miała w tej kwestii cokolwiek do powiedze-
nia, to w czasie tego weekendu nie będą oglądać telewizji.
Jednak był tak skrępowany, że postanowiła poszukać dla
niego telewizora. Jeśli uspokoi go myśl, że siedząc w gorą-
cej kąpieli będzie mógł obejrzeć mecz, to chętnie znajdzie
mu zestaw telewizyjny.
– Założę się, że gdzieś tu musi być – zastanawiała się
na głos.
Zapewne sprytnie go ukryto, żeby nie zaburzał iluzji
dżungli. Jednak gdzieś musiał być pilot. Uważnie roze-
jrzała się po pokoju i w końcu znalazła urządzenie na
kamiennej ławie.
– Oto i on – oznajmiła Noahowi i odczytała napis na
pilocie. – Centrum rozrywki.
Wcisnęła guzik. Nagle usłyszeli cichy szum i część
ściany przesunęła się, ukazując olbrzymi ekran. Mężczyz-
na potrząsnął głową.
– Niesamowite.
– Włączyć? – spytała, gdy znalazła odpowiedni guzik.
– Dzięki, nie trzeba.
– Musimy sprawdzić, czy działa.
Na ekranie pojawiła się lista. Na kanale czternastym
jest program dla dorosłych. Trzeba to koniecznie spraw-
dzić. Nie chcemy przecież, żeby Noah poczuł się zbyt
odprężony, pomyślała. Wybrała właściwe klawisze na
pilocie i z ukrytych głośników popłynęła uwodzicielska
muzyka. Na ekranie zaczęły pojawiać się ciekawe napisy:
Niegrzeczne! Gorące! Czekają tylko na ciebie!
– Keely, nie...
– Tylko sprawdzam, czy wszystko działa – broniła się
z niewinną minką.
– Daj spokój. Wyłącz to – powiedział i ruszył w jej
kierunku.
– Za chwileczkę – odparła, a gdy na ekranie pojawiła
się krótka zapowiedź filmu, schowała pilota za plecami.
– Oddaj mi to – zażądał i sięgnął po urządzenie.
– Jeszcze nie – zaśmiała się Keely i zgrabnie mu się
wymknęła.
– Nie musimy tego oglądać – tłumaczył skrępowany
mężczyzna i znów spróbował zabrać pilota.
– Tylko zwiastun, dobrze? – spytała, uciekając mu.
Wreszcie udało się jej zerknąć na ekran. O rany! Ludzie
byli tacy duzi. Wydawali się przez to bardziej nadzy.
Jeszcze nigdy nie widziała czegoś takiego. A muzyka była
wprost znakomita. Pewnie użyto najlepszych głośników,
pomyślała.
– Nie będę z tobą walczył o pilota – zaczął Noah
z nutką desperacji w głosie.
– Szkoda. To byłoby całkiem zabawne.
Zauważyła, że wysiłki Noaha stały się słabsze, odkąd
sam zaczął patrzeć na ekran.
– Wyłącz to, dobrze? – poprosił.
– Jak tylko ona skończy – zgodziła się Keely.
Kobieta na ekranie uklękła właśnie przed mężczyzną
i zaczęła rozpinać jego spodnie. Nietrudno było zgadnąć, co
stanie się za chwilę. Kamera zrobiła zbliżenie na usta kobiety,
które teraz znajdowały się tuż przy kroczu mężczyzny.
– No, sam zobacz – powiedziała oburzona Keely. – Na
pewno facet reżyserował ten film. Wy zawsze koncen-
trujecie się na tym szczególe anatomii, gdy tymczasem
kobiety lubią...
– Na litość boską, Keely!
– Kiedy to prawda! Gdy już obejrzy się wystarczającą
liczbę takich filmów, łatwo to rozpoznać.
– Cóż, ja nie potrafię. W Saguaro Junction...
– Wiem, wiem. Masz okazję nadrobić braki – pouczyła
go słodkim tonem. – Słyszysz? Czy to nie telefon?
– Na pewno. To musi być Brandon. Do diabła, miałem
się z nim spotkać o... dziesięć minut temu. Na przymiarkę
smokingu – mówił zdenerwowany i jednocześnie prze-
szukiwał pokój. – Czy widzisz tu cokolwiek przypomina-
jącego telefon? Może powinienem mówić do kielicha tego
kwiatu? Bo wydaje mi się, że właśnie stąd dochodzi
dzwonienie.
– Jestem pewna, że to zwykły kwiat. – Keely podeszła,
przesunęła wazon i nic nie znalazła.
– To śmieszne. Nawet nie możemy odebrać telefonu.
– Och! – zawołała nagle rozpromieniona, patrząc na
pilota w swej dłoni. – Jest guzik podpisany: telefon/faks.
Zobaczmy, co się stanie, gdy go nacisnę.
– Nie! – zawołał spanikowany. – To może być pod-
łączone do telewizora!
– Dobra, to weź go sobie – zgodziła się i rzuciła mu
urządzenie. – Ponaciskaj sobie te guziczki, a ja stąd wyjdę.
– I dokąd pójdziesz? – spytał podejrzliwie.
– Do sypialni – odparła i puściła do niego oczko.
– Chyba przebiorę się w coś wygodniejszego.
– Ale ty nie masz innych ciuchów – przypomniał sobie
nagle zmartwiony.
– Wiem o tym – rzuciła niedbale przez ramię i przeszła
przez mostek, kołysząc specjalnie biodrami.
Biedny Noah. Kiedy wezmę się za niego na poważnie,
nie będzie nawet wiedział, co się stało.
Mężczyzna drżącą dłonią wyłączył telewizor. Pod-
niecające obrazy wreszcie znikły. Niemal doprowadziły
go do zrobienia czegoś, czego później żałowałby. Zerknął
w stronę sypialni, by upewnić się, że Keely tam nie ma,
i wcisnął właściwy guzik. Z cichym szumem ze ściany
wysunęła się półka, na której stał faks i bezprzewodowy
telefon. Noah odłożył pilota i podniósł słuchawkę.
– Halo?
– Noah! – z ulgą zawołał Brandon.
– Przepraszam, że nie zszedłem o umówionej godzi-
nie, ale wydarzył się...
– Słyszałem. Dzwoniłem do twojego pokoju. Kiedy nikt
nie odbierał, poszliśmy tam z chłopakami. Wtedy natknęliś-
my się na policję. Mało nie umarliśmy z niepokoju. Udało
nam się złapać kierownika i on wszystko nam wyjaśnił.
Przesunąłem przymiarkę o pół godziny. Dasz radę?
– Jasne. Jeśli chcesz, mogę zejść od razu.
– Teraz obsługują innych klientów, ale możemy wy-
skoczyć na piwko. Albo może wpadniemy do ciebie
obejrzeć twój nowy pokój? Jest fajny?
– Tak, zupełnie w porządku – powiedział wymijająco,
bo gdyby opisał swoje nowe lokum, kumple zjawiliby się
w mgnieniu oka. – Nic specjalnego.
– Ale chyba masz jacuzzi?
– No, tak – przyznał niechętnie i znów zaczął oglądać
pilota.
– Gdzie? W sypialni? Nasz apartament dla nowożeń-
ców ma wannę z bąbelkami w sypialni.
– A, nie. Wanna jest hm... na tarasie.
– Na tarasie? Chłopie, my nawet nie mamy tarasu!
A jaki masz widok z okna?
– No wiesz, miasto, góry. Takie tam.
– Muszę to koniecznie zobaczyć. Jaki to numer?
– Nie wiem, czy się dostaniesz na górę. Tu jest
specjalna winda.
Noah na próbę wcisnął jeden z przycisków. Ze ściany
wysunął się wspaniale wyposażony barek.
– Specjalna winda? – Brandon jęknął z zachwytu.
– O kurczę, jesteś na piętrze dla elity. Lecę do ciebie
z chłopakami.
Noah, próbując schować z powrotem barek, wcisnął
guzik uruchamiający oświetlenie.
– A może lepiej spotkajmy się w jednym z barów? Na
przykład w tym z egzotycznymi ptakami – zaproponował
szybko, gdy tymczasem światła zmieniły kolor z błękitu
i zieleni na gorącą czerwień.
– Nie cierpisz takich miejsc. Sam mi mówiłeś.
– Teraz jednak myślę, że powinniśmy chociaż spróbo-
wać – kontynuował Noah, zafascynowany grą pulsują-
cych świateł. – Weźmiemy sobie drinka z parasolką. Marzę
o zimnym drinku z parasolką – powtórzył nieprzytomnie.
– Nieprawda – powiedział Brandon i na linii zapadła
cisza. – Dlaczego nie chcesz, żebyśmy do ciebie wpadli?
– zapytał po chwili.
– Masz rację, powinniście to zobaczyć – stwierdził
Noah zdecydowanie. Nie mógł przecież urazić pana
młodego w przeddzień jego ślubu. – Myślę nawet, że
powinniśmy się zamienić pokojami. To w końcu twoje
święto.
– Bałeś się, że pozazdroszczę ci pokoju, bo jest fajniej-
szy od mojego?
– No, cóż... – Noah pomyślał, że to równie dobra
wymówka jak każda.
– Nie przejmuj się. Doceniam pomysł, ale dziękuję.
Jenny była zachwycona wanną w sypialni. Powiedziała,
że będziemy mogli się trochę powygłupiać. Już nie mogę
się doczekać.
– Doskonale cię rozumiem – przytaknął ze śmiechem
Noah.
On też miał ochotę powygłupiać się z Keely w wannie.
– Problem w tym, że twoje jacuzzi jest na tarasie.
Jenny jest zbyt nieśmiała, żeby biegać nago na zewnątrz.
Keely nie była nieśmiała. Chętnie uprawiałaby miłość
na tarasie. Noah pomyślał, że powinien o tym zapomnieć
na najbliższe trzy dni. Obawiał się tylko, że to nie będzie
możliwe.
– Poza tym należało ci się po tym wszystkim, co
przeszedłeś – mówił dalej Brandon. – Chcesz kupić sobie
nowe ciuchy, czy wolisz pożyczyć od nas? Ja i Clint
mamy chyba twój rozmiar.
– Nie cierpię kupować ubrań.
– No to weź od nich pieniądze, a my damy ci parę
rzeczy. Powiedz tylko, jak się do ciebie dostać.
– Nie wiem. Na pewno można wjechać tu windą, ale
potem musielibyście użyć klucza... Nie, czekaj! Już wiem,
jak to zrobić – zawołał i odszukał na pilocie guzik
podpisany: winda. – Tak! Wjedźcie windą, a ja wam
otworzę stąd. Kiedy wyjdziecie na korytarz, zobaczycie
podwójne drzwi po lewej.
– Niesamowite. Pewnie zajmujesz ten sam aparta-
ment, co telewizyjne sławy.
– Nie miałem pojęcia – powiedział Noah.
– Dobra, będziemy za parę minut.
– Świetnie. – Mężczyzna odłożył słuchawkę i ruszył
na poszukiwania swej współlokatorki. – Keely? Keely,
zaraz tu będą moi kumple. Musimy szybko coś wymyślić.
Nie było jej w sypialni. Natomiast na łóżku leżały
porozrzucane rzeczy dziewczyny. Zauważył nie tylko
sukienkę, ale i błękitną bieliznę.
– Keely? – zawołał.
– Tu jestem. Miałam ochotę na kąpiel.
Wyraźnie poczuł zapach płynu do kąpieli i usłyszał
cichy plusk. Nic wprawdzie nie widział, ale mógł sobie
wyobrażać. Jej złota skóra była pokryta pianą, a strumień
wody płynął wprost na pełne piersi dziewczyny.
– Więc mówisz, że twoi przyjaciele zaraz tu będą?
Poczuł, że ogarnia go panika.
– Za kilka minut.
– Nie ma problemu. Schowam się w szafie.
– Nago?
Już sama myśl o tym go podnieciła. Dziewczyna
zaśmiała się i już po chwili zobaczył ją w korytarzu.
Owinęła się olbrzymim białym ręcznikiem, a włosy luźno
upięła na głowie.
– Naga w szafie? To całkiem niezła myśl.
Zachłysnął się. Zauważył, że końce ręcznika zatknęła
między piersiami. Jeden ruch nadgarstka i opadnie jej do
stóp.
– W szafie są dwa szlafroki – powiedziała. – Spraw-
dziłam.
– Zaraz ci przyniosę!
Niemal się potknął, gdy gwałtownie ruszył w stronę
szafy. Sięgnął po szlafrok i zrzucił wszystkie wieszaki,
spiesząc się, by jak najszybciej ją okryć. Odwrócił się.
– Dziękuję – powiedziała i pozwoliła ręcznikowi
opaść.
Wielkie nieba! Zacisnął dłoń na szlafroku, starając się
pamiętać, jak się oddycha. Nic dziwnego, że mężczyźni
płacili, by choć przez chwilę móc patrzeć na to ciało.
Kobiety o jej urodzie były odpowiedzialne za upadek
imperiów, więc może nie zostanie potępiony za to, że nie
może oderwać od niej oczu.
Nierzeczywista atmosfera pokoju nasuwała mu coraz
dziksze obrazy. Pragnął natychmiast kochać się z Keely.
Ona także o tym myślała. Poznał to po jej szybkim,
płytkim oddechu. Zauważył, że jej sutki pociemniały
i stwardniały. Noah podziwiał pełne piersi dziewczyny.
Przed chwilą ich dotykał, ale jeszcze ich nie próbował.
Teraz mógł to zrobić. Mógł uklęknąć i całować delikat-
ną skórę jej brzucha. Mógł zsunąć usta niżej i rozgarniając
językiem rude loczki sięgnąć... nieba. Już teraz słyszał jej
jęk rozkoszy. Potem sam będzie mógł znaleźć ukojenie.
– Szlafrok? – powiedziała miękko Keely.
Spojrzał na szlafrok w swojej dłoni, potem z powrotem
na nią. Jeśli nie otworzy drzwi windy, jego przyjaciele nie
dostaną się nawet na to piętro. Keely i on mogą tu być
zupełnie, całkowicie sami tak długo, jak tylko będą chcieli.
Poczuł jeszcze większe podniecenie.
– To nie jest odpowiednia pora – powiedziała cicho
dziewczyna.
– Dlaczego nie? – Głos ledwie wydostawał się ze
ściśniętej krtani.
– Za kilka minut masz przymiarkę smokingu. Dałam
ci tylko przedsmak tego, co cię czeka – rzekła i sięgnęła po
szlafrok. – Mamy przed sobą cały weekend.
Patrzył i drżał z niezaspokojonej tęsknoty, gdy wsuwa-
ła ramiona w rękawy szlafroka. Jej piersi zatańczyły.
Noah jęknął. Jeszcze przez chwilę, kiedy poprawiała
kołnierz, szlafrok był rozchylony. Jej opalona skóra cudow-
nie kontrastowała z miękką bielą materiału. Noah uznał,
że to bardzo erotyczny widok. Po chwili szczelnie owinęła
się szlafrokiem i zawiązała pasek. Jednak obraz, który
Noah przed chwilą zobaczył, głęboko wrył się w jego
pamięć.
Rozdział szósty
Gdy zaszokowany Noah opuścił pokój, Keely zebrała
porozrzucane części garderoby, zakupy z drogerii i toreb-
kę. Weszła do szafy, usiadła na podłodze, zasunęła za sobą
drzwi i oparła się o ścianę. Zamknęła oczy i uśmiechnęła
się. Co za cudowne uczucie.
Nie miała zamiaru upuścić ręcznika, ale sam zaczął się
zsuwać, gdy sięgnęła po szlafrok. Zamiast się okryć
ręcznikiem, niczym zawstydzona dziewica, po prostu
pozwoliła mu opaść.
Znów zadziałał impuls. Oczywiście, nie chciała od-
ciągać go od obowiązków związanych ze ślubem, ale nie
miała nic przeciwko temu, by w tym czasie o niej myślał.
Z uśmiechem zadowolenia na ustach zaczęła prze-
szukiwać siatkę z zakupami. Po chwili znalazła malinowy
balsam. Nie ma powodu, by marnować czas w zamknię-
ciu, pomyślała. Nałożyła trochę kremowej substancji na
dłoń i zaczęła wcierać ją w wysuszoną skórę.
Nagle usłyszała podekscytowane męskie głosy. Przyja-
ciele Noaha, którzy właśnie weszli, najwyraźniej byli pod
wrażeniem jego nowego lokum. Słuchała ich zachwytów,
wcierając balsam w zgrabne łydki. Och, jak uwielbiała ten
zapach. Wydawał się jeszcze bardziej intensywny w cias-
nej szafie.
– Chłopaki, a może tutaj urządzimy sobie wieczór
kawalerski? – powiedział jeden z mężczyzn. – Już czuję
rozpustę w powietrzu.
– Zawsze czujesz rozpustę – skomentował drugi. – Ale
to jeszcze nic nie oznacza, Clint.
– Dlaczego? Przecież tu jest bosko. A ile pomysłów od
razu się nasuwa!
– A co z rozrywką, geniuszu?
Keely domyśliła się, jaką rozrywkę miał na myśli
mężczyzna. Chodziło o sprowadzenie tancerek egzotycz-
nych na prywatne przyjęcie. Nałożyła następną porcję
balsamu na dłoń.
– Rozrywka przyjdzie sama, no nie? Przecież to Las
Vegas. Dziewczęta, dziewczęta, dziewczęta! – radośnie
skandował ten o imieniu Clint.
Zaczęto omawiać ten pomysł i inne propozycje. Keely
wcierała teraz balsam w stopy. W lecie lubiła chodzić
w sandałach, lecz przez to musiała bardziej dbać o stopy.
Wyobrażała sobie, co powiedziałby jej ojciec ranczer,
wiedząc, że regularnie bywa w salonie piękności.
W czasie masażu próbowała zgadnąć, ilu mężczyzn
jest w apartamencie oprócz Noaha. W końcu doliczyła się
trzech. Pierwszy to Brandon, pan młody. Potem Clint,
który ciągle rzucał jakieś nowe pomysły. I na końcu Greg,
który wydawał się najbardziej skłonny do żartów.
– Nie mam nic przeciwko imprezie w moim apartamen-
cie, ale osobiście uważam, że będziemy mieć sporo kłopotu
ze ściągnięciem tu rozrywki – powiedział w końcu Noah.
Keely ciekawa była, jak zareagowałby, gdyby teraz
wyskoczyła z szafy i zapewniła ich, że sama dostarczy
im rozrywki. Pewnie dostałby zawału serca. Jednakże
sam pomysł wart był rozważenia. Chociaż z drugiej
strony, taki sztywniak jak on mógłby doznać zbyt
wielkiego szoku. Zaczęła wcierać balsam w drugą sto-
pę.
– Noah ma rację – usłyszała i pomyślała, że Brandon
przejął kontrolę. – Może najpierw pójdziemy zabawić się
w barze, a potem wrócimy tu i zalejemy się w pestkę?
No, nie. To mogło całkiem zepsuć jej plany na dzisiej-
szy wieczór. Nasłuchiwała ciekawie, co zrobi Noah, żeby
obalić ten pomysł. W końcu przed chwilą widział ją nago.
To powinno dać mu do myślenia.
– Może i tak – zgodził się jej kowboj.
Keely skrzywiła się. Sprowadzenie go na złą drogę
będzie wymagało więcej zachodu, niż myślała. Zsunęła
szlafrok z ramion i zaczęła wcierać balsam w skórę na
piersiach. Od razu pomyślała o szorstkich dłoniach Noa-
ha, które nie tak dawno ją pieściły. Nie mogła się doczekać
powtórzenia tego doświadczenia.
– No, zaczynamy od tego baru topless, który wybraliś-
my – zarządził Brandon – a potem wracamy do hotelu.
A to są ciuchy dla ciebie. Dwie pary dżinsów i trzy koszule
– zwrócił się do Noaha.
– Na pewno nie będą wam potrzebne? – spytał
zmartwiony.
Keely wmasowywała balsam w piersi i marzyła, że
słyszy jego głos szepczący jej do ucha. Już wkrótce,
pocieszała się w myślach. Trzeba wymyślić coś, żeby
pozbyć się jego kumpli wieczorem.
– Zawsze zabieram za dużo ubrań – powiedział Clint.
– Poza tym ja i Sharon zamierzamy wybrać się na
hotelową plażę. Kupiłem sobie szorty...
– Szorty! A to dobre! Jesteś w Vegas, chłopie. Trzeba ci
obcisłych gatek, ot, co – dokuczał mu Greg.
– Czemu nie – zaśmiał się Clint. – Na co dzień
chodzimy w kowbojskich ciuchach. Pora zrobić sobie
przerwę. Będę plażowiczem.
Keely nie miałaby nic przeciwko widokowi Noaha
w kąpielówkach. Być może uwzględni w swoich wieczor-
nych planach małą wycieczkę po zakupy.
– Będziesz się świetnie prezentował, bracie. Słuchaj-
cie, chyba powinniśmy już zejść na przymiarkę – przypo-
mniał Brandon.
– Muszę ci pogratulować – usłyszała głos Clinta.
– Załatwiłeś wszystko w jednym miejscu. Hotel, wypoży-
czalnię smokingów i sklep dla panny młodej, kwiaciarnię,
kaplicę i przyjęcie – wyliczał na głos. – Kiedy pobieraliśmy
się z Sharon, lataliśmy po całym mieście.
– Pamiętam – zaśmiał się Brandon. – Ja biegałem
razem z wami. A ślub Grega i Tiny wcale nie był lepszy.
– Co ty powiesz – parsknął Greg.
– No dobra, chłopaki. Robota czeka – niecierpliwił się
Brandon.
– Zajrzyjmy jeszcze do sypialni i łazienki – ociągał się
Greg.
– Dobrze, ale szybko – zgodził się organizator i usły-
szała kroki na bambusowym mostku. – Ciekawe, ile tu
sobie liczą za noc?
W tej szafie zaczyna się robić gorąco, pomyślała Keely.
Czyżby z powodu lubieżnych myśli o Noahu w obcisłych
kąpielówkach?
– Pewnie wcale nie ma ceny. Goście, którzy się tu
zatrzymują, latają własnymi samolotami i dają napiwki
w grubych banknotach. Wy, barany, możecie sobie tylko
o tym pomarzyć – głos Grega dochodził z coraz mniejszej
odległości.
– O, przepraszam – oburzył się Clint. – Wczoraj
w kasynie nieźle mi poszło.
– Jasne. Zaimponowałeś mnie i Tinie tą garścią mie-
dziaków. Lada moment obsługa hotelu rozwinie przed
tobą czerwony dywan – drażnił go Greg.
– Przynajmniej mogę pochwalić się ładną wygraną,
gdy tymczasem pewien kowboj, którego imienia nie
wymienię, wszystko przegrał – odparł złośliwie Clint.
Keely zdecydowała, że nie włoży z powrotem szlaf-
roka. Wolała oprzeć się nagimi plecami o chłodną ścianę.
Od razu poczuła się lepiej.
– Och, mamusiu! – zawołał Brandon. – Tylko popatrz-
cie na tę sypialnię. Nawet całkiem ładnie tu pachnie. Jakby
malinami.
Keely z trudem zdusiła chichot.
– To zbrodnia, że Noah mieszka tu sam – wtrącił się
Greg. – A może rozejrzysz się za jakąś panienką, która
ogrzałaby ci łóżko w nocy?
Dziewczyna gwałtownie wyprostowała się i z napię-
ciem czekała na odpowiedź.
– Raczej nie – powiedział szybko Noah.
Odetchnęła i z powrotem oparła plecy o ścianę.
– Jak to nie? To przecież Vegas, kowboju! Gorące
laski. Tylko ty jesteś wolny i możesz popróbować swych
sił. Liczymy na ciebie i na opowieści o tych podbojach
– jęknął Clint.
– To chyba się przeliczycie – odparł spięty Noah. – Nie
jestem w nastroju.
Ale z niego kłamczuch, śmiała się w duchu Keely.
– Jak to nie jesteś w nastroju – prychnął oburzony Greg.
– To miejsce aż prosi o gorącą znajomość na jedną noc.
– Właśnie – dodał Clint. – Co z tobą? Nie stroniłeś od
takich rozrywek na rodeo.
Dziewczyna zamrugała zaskoczona. Noah nie stronił
od gorących znajomości? Coś jej tu nie pasowało. Poziele-
niała z zazdrości na myśl o innej kobiecie w ramionach
tego kowboja, ale też koniecznie chciała poznać szczegóły.
– Pamiętacie tę damulkę w Cheyenne? – powiedział
Brandon. – Przez dwie doby nie wytknęli nosa z motelu.
I jeszcze ta mała z San Antone. A potem w Pendleton
Roundup...
– Nieważne – przerwał mu Noah. – Nie ma po co
wspominać tych starych historii.
– Jasny gwint – westchnął Greg. – Najwidoczniej
Noah piękne lata ma już za sobą.
– Wcale nie! Ja tylko...
– Fakty mówią same za siebie – niewzruszenie kon-
tynuował Greg. – Chłopaki, chwila ciszy po wspaniałym
Noahu Garfieldzie. Facet jest w Vegas i nic. Nie może się
poderwać, biedaczek.
– Może jeszcze nie całkiem oklapł? Może pobyt w tym
raju przywróci mu siły? – nabijał się Brandon.
– Popatrzcie na to łoże – westchnął Greg żałośnie. – To
grzech spać w nim samotnie. A w dodatku na wprost jest
szafa z lustrzanymi drzwiami. Raz uprawiałem seks przed
lustrem. Mówię wam, było super.
– Seks przed lustrem. Mówisz chyba o samoobsłudze,
co? Brawa dla Grega! – śmiał się Clint.
– Nie. Mówię o kochaniu się z kobietą przed lustrem,
głąbie. To nie była Tina, więc liczę na waszą dyskrecję.
– Jak zawsze – przytaknął Brandon. – Proszę wyciecz-
ki, teraz łazienka, a potem biegiem na przymiarkę. Robi się
późno.
– Rany Julek! – usłyszała głos Clinta. – W tej wannie
zmieściłoby się z sześć panienek. I patrzcie na to! Resztki
piany. Noah, czy ty nie brałeś przypadkiem kąpieli
w piance?
Keely zakryła usta dłonią. Nie pomyślała wcześniej, że
ktoś mógłby to zauważyć.
– Noah Garfield i kąpiel w pianie? Szkoda, że tego nie
widziałem – powiedział Greg. – O mój Boże, jednak to
prawda. Ktoś brał kąpiel z bąbelkami! Teraz sobie przypo-
minam, że na podłodze w sypialni leżał wilgotny ręcznik.
Piętrzą się dowody na to, że jednak ktoś się kąpał
w wannie. Z braku innych podejrzanych ogłaszam win-
nym przestępstwa... Noaha Garfielda!
– To musiał być on – ze śmiechem przyznał Brandon.
– Nic dziwnego, że nie chciałeś, żebyśmy tu przyszli.
Przyznaj się bratku, gdzie ukryłeś gumową kaczuszkę
i stateczek? Nigdzie ich nie widzę.
Śmiali się coraz głośniej. Ich komentarze stawały się
coraz bardziej dowcipne. W końcu, ponad radosnym
gwarem, Keely usłyszała głos Noaha.
– Wy, kurze móżdżki, też powinniście się wykąpać raz
na jakiś czas. To oczyszcza umysł.
– Nieprawda. Jedyne, co masz po takiej kąpieli, to
pomarszczony...
Wybuch śmiechu zagłuszył dalszy ciąg zdania. Keely
domyślała się jednak doskonale, o czym mówił Greg.
– Może na tym polega twój problem, synu. Za dużo
kąpieli z bąbelkami. Jedyny dobry moment na to, żeby
pluskać się w pianie jest wtedy, gdy masz kogoś ze sobą.
Nie widzę nic ciekawego w tym, żeby siedzieć tam
samemu. No, chyba że... – Greg wymownie zawiesił głos,
a mężczyźni znów się roześmiali.
– To bardzo kształcące – wtrącił się Brandon. – Musi-
my jednak już iść. Chcesz, żebym włożył ci te rzeczy do
szafy? – zwrócił się do Noaha.
Keely zamarła. Gorączkowo próbowała nałożyć z po-
wrotem szlafrok. Nie mogła dać sobie rady ze splątanym
materiałem.
– Zostaw je po prostu na łóżku – szybko powiedział
Noah.
Keely szarpała się jeszcze bardziej, starając się nie narobić
hałasu, ale materiał szlafroka był beznadziejnie skręcony.
– Koszule już są na wieszakach, można je z łatwością
powiesić – powiedział Brandon.
– Dobra, sam to zrobię – burknął Noah.
Keely odetchnęła z ulgą i wcisnęła się w najdalszy kąt
szafy.
– Kurczę, ale z ciebie Zosia Samosia – skomentował
Brandon i podał mu ubrania.
– Dzięki. Doceniam pożyczkę.
Keely nawet nie drgnęła, gdy jedna część drzwi przesu-
nęła się. Okazało się, że właśnie wpatruje się w spodnie
Noaha. Własnym ciałem zasłaniał kolegom widok. Miała
ochotę zawołać: ,,a kuku!’’ i pociągnąć za suwak, ale się
powstrzymała.
Gdy na nią spojrzał, pomachała mu radośnie. Mężczyz-
na gwałtownie nabrał powietrza i Keely stwierdziła
z zadowoleniem, że zauważył jej nagość. Z pewnością
pomyślał, że celowo zrzuciła szlafrok, by zrobić mu na
złość. Tym razem była niewinna. Przynajmniej tak uwa-
żała.
Noah powiesił ubrania i nagle zatrzasnął drzwi tak
mocno, że myślała, iż lustro rozbije się w drobny mak.
– Ten malinowy zapach jest bardzo silny – odezwał się
Clint. – Musieli powiesić w szafie jakąś saszetkę.
– Z pewnością – przyznał Noah. – Chodźmy już.
Keely poczekała, aż w pomieszczeniu zapadnie cał-
kowita cisza. Otworzyła drzwi szafy i wyczołgała się ze
swojej kryjówki. Przeciągnęła się i uśmiechnęła szeroko,
gdy przyszło jej do głowy, o czym teraz myśli Noah.
Prawdopodobnie o nagich kobietach w szafie. Na złotej
skórze poczuła chłodny podmuch powietrza i zdecydowa-
ła, że na razie nie będzie się ubierać. Przez mostek dostała
się do salonu.
A więc Noah nie był świętym na rodeo. Obowiązki na
ranczo przytłumiły iskrę, którą kiedyś miał w sobie. To
przekonało ją jeszcze bardziej, że powinna go zdeprawo-
wać.
Ten apartament idealnie się do tego nadawał. Po-
trzebowała jeszcze jakiegoś wsparcia. Początkowo zamie-
rzała zabrać ze swojego hotelu część ubrań, ale wydały jej
się za mało niegrzeczne. Do tego, co planowała, będzie jej
potrzebna cięższa artyleria. W hotelu znajdzie z pewnoś-
cią kilka sklepów. Będzie mogła też kupić kąpielówki dla
Noaha. Najpierw jednak musiała się upewnić, czy pamię-
tał, żeby zostawić jej klucz.
Nie mieli zbyt wiele czasu, żeby o tym porozmawiać.
Właściwie odkąd upuściła ręcznik, Noah w ogóle nie mógł
się skupić. Mimo wszystko miała nadzieję, że przypo-
mniał sobie o kluczu, zanim wyszedł.
Dziesięć minut później stała bezradnie pośrodku poko-
ju. Klucza nigdzie nie było. Prawdopodobnie wzburzony
zapomniał go zostawić. A może nie chciał, żeby Keely
plątała się po hotelu. Ona jednak nie zamierzała pozwolić,
by taki drobiazg ją powstrzymał. Będzie musiała tylko
odnaleźć Noaha.
Sukienka będzie musiała wystarczyć, dopóki sobie
czegoś nie kupi. Jednak po kąpieli miała ochotę nałożyć
świeżą bieliznę. Po namyśle postanowiła przeprać majtecz-
ki i wysuszyć je suszarką. Ze stanika mogła zrezygnować.
W końcu była w Las Vegas, jak kilka razy zauważyli koledzy
Noaha. Poprawiła makijaż, włożyła lekko wilgotne maj-
teczki i wsunęła sukienkę przez głowę. Rozpuściła włosy
i przeczesała je palcami. Pora odnaleźć tego byczka z rodeo.
A jednak skończyła nago w szafie, pomyślał Noah. Stał
właśnie w sklepie, w którym znajdowała się także wypo-
życzalnia smokingów, i zapinał kamizelkę.
Gdy otworzył drzwi szafy, spotkała go podwójna
niespodzianka. Naga dziewczyna i przytłaczający zapach
malin. Nie mógł jej przecież zabronić używania ulubione-
go balsamu. Nie chciał być odpowiedzialny za zniszczenie
jej delikatnej skóry. Takiej satynowej, złotej, obsypanej
słodkimi piegami...
Nie miał pojęcia, jakim cudem dał radę zamknąć drzwi
i wyjść z apartamentu, zachowując się jak normalny
człowiek. Wciąż widział ją, jak w przyciemnionym wnę-
trzu szafy uśmiecha się i macha do niego.
Szatan, nie kobieta. Kusiła go, tak jak innych przed
nim, lecz on nie zamierzał się poddać. Musi znaleźć siłę,
żeby się jej oprzeć i udowodnić, że przynajmniej jeden
mężczyzna widzi w niej coś więcej niż piękne ciało.
Pokaże Keely, że jej życie może ulec całkowitej zmianie.
Musiał jednak być bardzo ostrożny. Prawie się załamał,
gdy upuściła ręcznik. Jeśli miał być zupełnie szczery, to
ona przerwała ten trans, a nie on. Gdyby wyczuł najlżej-
szą zachętę, zrezygnowałby ze swojego planu i zacząłby
się z nią kochać. Wiedział to z całą pewnością i podej-
rzewał, że ona też to wiedziała.
– Halo, Garfield! – zawołał Brandon i klepnął go
w ramię. – Jeszcze tylko dwa guziczki i uda ci się zapiąć
kamizelkę. Współpracuj ze mną. Guzik, dziurka. O, tak.
Chyba już załapałeś.
Noah poczuł, że rumieniec wstydu wypływa mu na
policzki. Nie potrafił powiedzieć, ile czasu tak stał,
wpatrując się w przestrzeń.
– Nie można zrobić sobie chwili przerwy?! – powie-
dział z udawanym oburzeniem. – Taki ślub to wielka
rzecz. Muszę o tym poważnie pomyśleć.
– To brzmi zupełnie jak moja kwestia – zaśmiał się
Brandon. – Później będziesz miał mnóstwo czasu na
myślenie, gdy już usiądziemy przy zimnym piwku. Teraz
musimy sprawdzić, czy twój smoking pasuje. Tu masz
marynarkę.
– Dlaczego wszyscy tak się przebierają na śluby?
– zapytał bezradnie Noah.
– Bo to podnieca laseczki – natychmiast odparł Greg,
poprawiając swój strój. – Mam rację, Brandon?
– Tak słyszałem.
– Bo to prawda – przyznał Clint, podziwiając swoje
odbicie w potrójnym lustrze. – Dziewczyny nie mogą się
oprzeć facetowi we fraku, smokingu czy surducie.
– Wszyscy wyglądamy jak rasowe mieszczuchy
– z uśmiechem stwierdził Noah.
Widząc ich w tych strojach, nikt nie zgadłby, że Clint
i Brandon byli najlepszymi ujeżdżaczami, a Greg mógł
powalić i związać byczka szybciej niż ktokolwiek inny.
Clint i Brandon zachowywali się jak rodzeni bracia,
jednak z wyglądu byli do siebie zupełnie niepodobni.
Clint był wysokim blondynem, a Brandon niskim
szatynem. Trzydziestoletniemu Gregowi zaczął pokazy-
wać się brzuszek piwosza. Także jego twarz, piegowa-
tego rudzielca, ostatnio się zaokrągliła. Wciąż jednak był
silny jak wół.
– Wyglądam jak fircyk z wyższych sfer – powiedział
Greg, wciągając brzuch. – Może ten strój przekona
recepcjonistę i dostanę taki sam pokój, jak Noah.
– I to mówi gość, który przegrał forsę na automatach
do gry – złośliwie wtrącił się Clint.
Wszczęli dyskusję o sposobach wygrywania w kasynie.
Noah nie mógł się skupić, myślał jedynie o Keely, czuł
zapach jej malinowego balsamu do ciała. Zadziwiające,
jak długo mógł się utrzymywać na ubraniu. Zaraz, zaraz.
Noah spojrzał w kierunku wejścia i rzeczywiście zauwa-
żył tam Keely.
Nie patrzyła w jego stronę. Z dreszczykiem emocji
próbował zgadnąć, co planuje ta dziewczyna. Gdyby
chciała się ujawnić, podeszłaby wprost do niego. Zamiast
tego powoli przechadzała się po sklepie, a jego kumple
gapili się na nią jak urzeczeni.
Nie mógł ich za to winić. W tej zalotnej sukience
i z lekko potarganymi włosami wyglądała zabójczo.
– Czy mogę w czymś pomóc? – zapytał usłużnie
młody sprzedawca.
– Dziękuję. Na razie gromadzę pomysły – powiedzia-
ła, obdarzając go promiennym uśmiechem.
– A kiedy ma być ten szczęśliwy dzień? – dopytywał
się ożywiony chłopak.
– Już wkrótce – odparła, patrząc w kierunku Noaha.
– I wie pan co? Myślę właśnie o czymś takim – powiedzia-
ła, wskazując go dłonią.
Noah zmusił się, by oddychać normalnie, gdy do niego
podeszła. Nie patrzył w stronę kumpli, ale i tak wiedział,
że bacznie go obserwują. Keely przyglądała mu się z sza-
tańskim błyskiem w oku.
– Bardzo ładnie – powiedziała. – Zechciałby się pan
obrócić, żebym mogła dokładnie to sobie obejrzeć?
Nie miał wyboru. Obrócił się.
– O, tak – zamruczała. – Właśnie tego szukam.
Znów stanął twarzą w twarz z dziewczyną. Miał tylko
nadzieję, że purpurowe policzki nie kontrastują zbyt
mocno z gołębioszarym smokingiem.
– Muszę się przebrać – odezwał się drżącym głosem.
– Dziękuję za ten mały pokaz – rzekła z lekkim
uśmiechem. – Kluczową sprawą są spodnie.
Celowo się nad nim znęcała. Usłyszał stłumiony
śmiech z miejsca, w którym stali jego koledzy. Bez
wątpienia uznali, że Noah właśnie jest podrywany.
– Jesteśmy najlepszym sklepem z odzieżą ślubną
w mieście – powiedział sprzedawca, wypinając dumnie
pierś.
– Dostępność i świetna obsługa są zawsze kluczami do
sukcesu – zauważyła Keely.
– Ma pani całkowitą rację – zgodził się sprzedawca.
Noah pocił się, słuchając jej seksownego głosu.
– Państwo wybaczą, lecz muszę iść się przebrać – wy-
jąkał.
– Chciałabym wiedzieć jeszcze tylko jedną rzecz – po-
wiedziała Keely. – Czy przebieralnie zamykają się na klucz?
Noah prawie spłonął ze wstydu. Nie mógł spojrzeć
sprzedawcy w oczy.
– Będę w przebieralni – powiedział.
Jeśli Keely pójdzie za nim, to on nie ręczy za siebie. Już
sama myśl o tym sprawiła, że spodnie zrobiły się nagle
zbyt ciasne. Natychmiast musiał uciekać.
– Założę się, że ten człowiek jest kluczowym graczem
w tym, co robi – powiedziała o nim, zanim zdążył skryć
się w przebieralni.
– Tego nie wiem – sprzedawca potrząsnął przecząco
głową. – Ile męskich strojów potrzebuje pani na swój
wieczór?
Noah nie zatrzymał się, by usłyszeć odpowiedź.
– Mówiłem ci, że ten pingwini strój działa – szepnął
Greg do przechodzącego Noaha.
Ścigany śmiechem przyjaciół, Noah wpadł do przebie-
ralni i zamknął za sobą drzwi. Keely nie uwiedzie go
w sklepowej garderobie. Nawet jeśli miałoby to być
najbardziej ryzykownym i podniecającym doświadcze-
niem w jego życiu. Drżącymi palcami rozpinał koszulę.
Nagle usłyszał delikatne pukanie.
– Zajęte! – odkrzyknął.
Usłyszał głośny męski śmiech i parę złośliwych komen-
tarzy. Otworzył drzwi i zobaczył wyszczerzone twarze
przyjaciół.
– Wcale nie jest tak, jak myślicie – powiedział, wywo-
łując kolejną salwę śmiechu.
– To widać – przyznał chichoczący Greg. – A pani tak
się starała... – Garfield, czy ty całkiem postradałeś zmysły?
– Albo inną, równie ważną część ciała? – dodał Clint.
– Ta kobieta była na ciebie napalona, a ty zachowałeś się
jak spłoszona dziewica!
– To nie jest ten Noah, którego tak podziwialiśmy.
– Brandon smutno potrząsnął głową.
– To jakaś wariatka – powiedział Noah. – Słyszeliście
ją? Pytała, czy przebieralnie zamykają się na klucz!
– No właśnie – przytaknął Greg z westchnieniem
i z tęsknotą popatrzył za Keely. – Kobieta z taką wyobraź-
nią jest cudownym darem. W tej przebieralni mogłeś
uprawiać seks, otoczony lustrami i do tego w publicznym
miejscu.
– Te stroje to dynamit – zauważył Clint. – Od razu
zwróciła na ciebie uwagę. Założę się, że to tancerka
– powiedział i puścił oczko. – Wiecie, co mam na myśli.
– I podrywała cię, bracie – wtrącił się Brandon. – Sły-
szałeś, jak mówiła, że jesteś kluczowym graczem.
Noah wreszcie zrozumiał. Keely nie przyszła tu po to,
żeby się z nim kochać w przebieralni pełnej luster.
Próbowała dać mu znać, że potrzebuje własnego klucza.
Najwyraźniej, wychodząc z apartamentu, w roztargnie-
niu zabrał oba klucze. Prawdopodobnie potrzebowała też
pieniędzy.
– Ona wciąż tam jest – powiedział Greg, wyglądając
zza rogu. – Możesz zmyć hańbę, jeśli pójdziesz z nią
porozmawiać.
– Dobrze, przebieram się i już idę – przytaknął Noah.
– Ale nie zamierzam uprawiać seksu w męskiej przebiera-
lni. To moje ostatnie słowo.
Rozdział siódmy
Keely nie była pewna, czy jej aluzje dotarły do Noaha.
Nieważne, ile razy przyrzekała sobie, że już nie będzie
tego robić. Nie mogła powstrzymać się od droczenia
z nim. Był wymarzonym celem żartów. Uśmiechnęła się
do siebie, gdy przypomniała sobie wyraz twarzy męż-
czyzny, kiedy zapytała, czy przebieralnie zamykają się na
klucz.
Kiedyś pisała artykuł o uprawianiu miłości w nietypo-
wych miejscach. Sklepowe przymierzalnie były najczęst-
szymi z nich. Sama nigdy jeszcze nie próbowała seksu
w zakazanym miejscu. Zresztą nie próbowała wielu
rzeczy, o których pisała. Ale ten weekend był wprost
stworzony do przygód tego rodzaju.
Jednak żeby jej plan się powiódł, koniecznie potrzebo-
wała dodatkowego klucza. Jeśli kowboj nie odda jej
klucza, zanim wypuści się w miasto z przyjaciółmi, Keely
będzie zmuszona podjąć bardziej zdecydowane kroki. Nie
zamierzała pozwolić, by on bawił się, podczas gdy ona
będzie siedziała w zamknięciu. Teoretycznie mogła za-
wsze wrócić do swojego hotelu, ale przecież nie o to jej
chodziło.
Rozmawiając ze sprzedawcą o swoim zmyślonym
ślubie, usłyszała głośny, męski śmiech od strony przymie-
rzalni. Koledzy Noaha bawili się jego kosztem. W innych
okolicznościach byłaby zachwycona, mogąc poznać tak
wesołą i dowcipną kompanię, lecz teraz miała inne plany.
Znała już ich głosy, więc teraz łatwo dopasowała do
nich postacie. Greg był wesołym rudzielcem z brzusz-
kiem. Wysoki, przystojny blondyn nazywał się Clint,
a niski, ciemnowłosy kowboj musiał być panem młodym.
Jaka szkoda, że jego szalone lata zaraz się skończą.
Clint i Greg już mieli obrączki. Biedacy, pomyślała
i westchnęła. Pewnie ten wieczór kawalerski to ich jedyna
szansa, by wyrwać się chociaż na chwilę z poukładanego
życia. Nic dziwnego, że marzyli o tancerkach.
Noah właśnie wyszedł z garderoby z naręczem przy-
mierzonych ubrań i oddał je sprzedawcy. Potem ruszył
w jej kierunku. Domyśliła się, że zrozumiał jej aluzje.
– Miło cię znowu widzieć, kowboju – powiedziała.
– Wybacz, że byłem taki tępy. Masz – wyciągnął w jej
kierunku zaciśniętą dłoń. – A tak przy okazji, chłopcy byli
przekonani, że próbowałaś mnie poderwać.
– Bo próbowałam – przyznała, biorąc klucz i od razu
zorientowała się, że owinął wokół niego kilka banknotów.
– Nie musisz mi tego dawać – powiedziała, wsuwając
klucz do torebki i starając się oddać mu pieniądze.
– Przecież potrzebujesz jakichś ubrań, prawda? Scho-
waj to, na litość boską! Jeśli się nie poruszysz, nie zobaczą,
co robimy. Zasłaniam im widok.
– Naprawdę? – spytała, unosząc brwi i powoli przesu-
nęła językiem po wargach. – A co chcesz robić?
– Nic z tych rzeczy – odparł, powstrzymując uśmiech.
– Schowaj pieniądze.
– No dobrze – zgodziła się i wepchnęła banknoty
między piersi.
Na szczęście przód sukienki był dość mocno dopasowany,
nawet bez stanika. Inaczej zepsułaby cały efekt, wkładając
pieniądze za dekolt, a po chwili, zbierając je z podłogi.
– Keely... – zaczął ostrzegawczo.
– Noah, z tego, co słyszałam, musimy poważnie
popracować nad twoją zagrożoną reputacją. Nie rozu-
miem, dlaczego nie chcesz o mnie powiedzieć twoim
kumplom. Wydają się osobami o otwartych umysłach.
– Mogę ci powiedzieć, co teraz im krąży po głowach.
Koniecznie chcieli przyjść do apartamentu po wieczorze
kawalerskim. Nie wiedziałem, jak ich odwieść od tego
pomysłu, ale na pewno coś wymyślę. Nie możesz przecież
spędzić całej nocy w szafie.
– No, nie wiem. Świetnie się bawiłam – powiedziała
i zobaczyła, że krwisty rumieniec wypływa na policzki
mężczyzny. – Muszę jednak przyznać, że później zrobiło
się gorąco.
– Keely, czy zawsze musisz wcisnąć jakiś podtekst do
swoich wypowiedzi?
– Jasne, że nie. Ale sam przyznaj, że tak jest dużo
zabawniej – drażniła go dalej. – Słuchaj, może jednak
powiemy im, że odgrywasz rolę dobrego samarytanina
i pomagasz mi znaleźć mniej interesujące zajęcie?
– Nigdy w to nie uwierzą. Jeśli powiemy im coś
takiego, wyciągną jeden, jedyny wniosek. Wtedy za nic
nie ich przekonamy, że prawda jest inna.
– A czy to byłoby takie straszne? W końcu nieobcy ci
szalony weekend.
– A więc wszystko słyszałaś? – zapytał ze zmarsz-
czonym czołem.
– No pewnie.
– Chcę, żebyś wiedziała, że zależało mi na tamtych
kobietach. To wcale nie wyglądało tak, jak przedstawili to
chłopcy.
Keely wcale nie chciała wiedzieć, że tamte coś dla niego
znaczyły.
– Spokojnie. Jestem ostatnią osobą na ziemi, która
krytykowałaby odrobinę zdrowej rozrywki. Zresztą twoi
przyjaciele też na takich nie wyglądają.
– Nie chcę, żeby tak o tobie myśleli – szybko wtrącił
Noah, a zmarszczka między jego brwiami jeszcze bardziej
się pogłębiła.
– Dlaczego nie?
– Bo... bo razem się wychowaliśmy. I, do diabła, nie
znoszę, gdy faceci myślą o tobie w ten sposób!
– Nie ma nic złego w tym, że uważają, iż zabawa ze
mną może być bardzo przyjemna. Zresztą mają rację. Nie
jestem już tym dzieckiem, które znałeś. I to od dawna.
– Nic mnie to nie obchodzi – powiedział i znów się
zaczerwienił. – Do niczego między nami nie dojdzie.
Musimy skupić się na twojej sytuacji zawodowej
– Skoro tak mówisz... – przytaknęła z uśmieszkiem.
– Wybacz, ale nie mogę zrozumieć, dlaczego, oprócz
rozmowy o pracy, nie mielibyśmy się trochę zabawić. Nie
jestem twoją siostrą, Noah, i nigdy nie byłam – przypo-
mniała mu i z satysfakcją zobaczyła pożądanie w jego
pociemniałych oczach. – A może po prostu tchórzysz?
– Czego miałbym się niby obawiać?
– Zmiany. Zmiany mojego wizerunku w twoich
oczach i własnego również.
– To śmieszne.
– Masz rację. Cóż, muszę lecieć. Naprawdę muszę
kupić jakieś ciuchy, a szczególnie bieliznę. Boleśnie od-
czułam jej brak, gdy po przyjemnej kąpieli chciałam
nałożyć coś świeżego.
– I co zrobiłaś? – spytał, przełykając ślinę.
– Sam zgadniesz, jeśli się lepiej przyjrzysz.
– Widzę – wychrypiał. – Czy ty... – odchrząknął.
– Czy mówisz mi właśnie, że nie masz nic pod tą
sukienką?
– Sam się domyśl. Do zobaczenia, kowboju.
Odwróciła się i kręcąc biodrami, wyszła ze sklepu.
Doskonale wiedziała, że Noah uważnie obserwuje ruchy
jej sukienki i próbuje zgadnąć, czy jest pod nią naga.
Kilka godzin później Noah wracał do hotelu razem
z grupą przyjaciół. Wszyscy oprócz niego mieli już
dobrze w czubie. Noah uważał z alkoholem, ponieważ
wiedział, że będzie musiał się jeszcze nieźle nagimnas-
tykować.
Po pierwsze, trzeba było przekonać kumpli, że wcale
nie mają ochoty urządzać zabawy w jego apartamencie.
Następnie czekała go cała noc z Keely. Będzie musiał
wytrzymać, nie kochając się z nią. To wymagało absolut-
nej trzeźwości umysłu.
Dla dobra dziewczyny musiał się postarać. Ale przyja-
ciółki z dzieciństwa nie powinny zmieniać się w demony
seksu!
– Hej, kowboju! Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że
wyrwałeś się z rancza, by móc zobaczyć, jak daję się
złapać na lasso. Wiem, że nie lubisz opuszczać domu
– mówił Brandon, poklepując go przyjaźnie po ramieniu.
– Dla ciebie wszystko – odparł Noah z uśmiechem.
Jak na pana młodego w czasie własnego wieczoru
kawalerskiego, Brandon zachowywał się bardzo przy-
zwoicie. Był na tyle podchmielony, że nie denerwował się
przed jutrzejszym ślubem, lecz nie tak pijany, by bełkotać
bez sensu.
– Wiesz, że powinniśmy teraz iść do ciebie? – zapytał.
– Jasne – przytaknął Noah. – Ale sam rozumiesz...
– Doskonale rozumiem – zachichotał Brandon.
– Wszyscy rozumiemy. Udawaliśmy tylko, żeby zoba-
czyć, jak się wijesz w męce, ale już dawno zdecydowaliś-
my, że nie będziemy ci przeszkadzać. Odpręż się. Posiedzi-
my sobie w hotelowym barze, żeby dać ci pole do popisu.
– Nie mam zielonego pojęcia, o czym mówisz – powie-
dział Noah.
– O tę babeczkę ze sklepu. Właśnie o tym mówię.
– Wyjaśniłem jej, że nie jestem zainteresowany.
– Jasne i właśnie dlatego dałeś jej klucz i pieniądze.
– Skąd ci to przyszło do głowy? – spytał niewinnie
Noah, mając pewność, że przyjaciele nie mogli nic wi-
dzieć.
– Cóż. W sklepie pod sufitem była mała śliczna
kamerka. Wszystko sobie obejrzeliśmy na monitorze.
Noah jęknął.
– Cieszymy się z twojego sukcesu. Podtrzymujesz
tradycję za tych, którzy już nie mogą tego robić. Tak
trzymaj, bracie – zawołał i serdecznie uściskał Noaha.
– Brandon, posłuchaj, ja...
– Chłopie, ciesz się kawalerskim stanem, dopóki mo-
żesz – poradził mu Brandon, machnął ręką i zwrócił się do
reszty grupy. – Hej panowie, jeśli się pospieszymy,
zdążymy jeszcze na ostatnie przedstawienie.
Noah westchnął. Nie miał pojęcia, co powiedzieć. Nikt,
kto widział, że daje klucz i pieniądze kobiecie takiej jak
Keely, nie uwierzyłby, że to przyjacielski gest. Ale tak
właśnie było, do diabła! Jakoś to później wytłumaczy
chłopakom. Jednak, sądząc po ich humorach, będzie
musiał poczekać z tym do jutra.
– O, tak, chodźmy – zgodził się Greg. – Obejrzyjmy
sobie skok i nurkowanie.
– No i jaka to rewelacja? – zdziwił się Clint. – Jakiś
facet będzie się popisywał i tyle.
– Nie tylko facet, ale i panienka – wtrącił się Brandon.
– Do tego skoku dopisana jest cała historia. Mówię wam,
to całkiem niezłe przedstawienie. Jakaś legenda o kochan-
kach, czy coś w tym stylu. Widzieliśmy to wczoraj
z Jenny.
– Czy dziewczyna jest naga? – nagle zainteresował się
Clint. – Nie pójdę, chyba że będę mógł obejrzeć jej...
– Oni mają skakać z klifu, ty maniaku. – Greg uderzył
go w ramię. – Stoją bardzo wysoko, a sam skok trwa może
z sekundę. I tak nic byś nie zobaczył – powiedział
mężczyzna ze śmiechem i popatrzył na Noaha. – A ty,
kochasiu, wcale nie musisz z nami zostawać.
– Chcę zobaczyć przedstawienie – tłumaczył Noah.
– Na pewno – zgodził się Greg z uśmieszkiem. – A po-
tem pograć w bingo i coś przekąsić. Nie ma mowy. Nie
próbuj oszukać oszusta.
– Naprawdę chcę obejrzeć to przedstawienie.
– No, to musisz być bardziej pijany, niż myślałem
– podsumował Greg. – W takim razie chodź z nami.
Noah zaczął się przedzierać z przyjaciółmi w stronę
klifu i basenu. Po drodze minęli wielki głaz, za którym
całował się z Keely tego popołudnia. Wilgotne powietrze
dżungli i dźwięk bębnów przypomniały mu całe zdarze-
nie. Poczuł mimowolną reakcję ciała. Im później wróci do
apartamentu, tym lepiej.
– Chyba jednak pójdę z wami do baru, chłopaki.
– Jeszcze czego – prychnął Clint. – Ty i twój mały
przyjaciel macie misję do wypełnienia. Jesteś nam to
winien, odkąd wypadliśmy z gry.
Noah wiedział, że dalsza dyskusja jest bezcelowa. Jutro
jakoś wyjaśni im sytuację.
– Patrzcie! – wrzasnął nagle Greg. – Już tam są!
Noah uniósł głowę i zobaczył parę o oliwkowej skórze,
stojącą na krawędzi klifu. Każde z nich miało wieniec
i koronę z kwiatów. Światło pochodni ukazało, że patrzą
sobie w oczy i trzymają się za ręce. Nagle objęli się
namiętnie.
Wtem pojawiło się dwóch wojowników i każdy z nich
schwycił jedno z kochanków. Kiedy bębny ucichły, kobie-
cy głos zaczął opowiadać polinezyjską wersję Romea
i Julii, kochanków, którym walczące rodziny zabroniły
ślubu.
Rytm bębnów nasilił się i Noah rozejrzał się wokół.
Keely mówiła, że też ma ochotę obejrzeć spektakl. Puls
mężczyzny przyspieszył, gdy wyobraził sobie, że dziew-
czyna może stać gdzieś obok.
Wtedy ją zauważył.
Stała dość blisko i patrzyła do góry, uważnie śledząc
przedstawienie. O, tak. Z pewnością biegała po sklepach.
Jeśli Noah liczył na to, że dziewczyna kupi sobie mniej
wyzywający strój, to srodze się zawiódł.
Jej nowa jasnozielona sukienka nie miała ramiączek.
Nie mógł zrozumieć, jakim cudem wciąż pozostaje na
swoim miejscu. Ze spojrzeń mężczyzn otaczających
Keely wyczytał, że mają nadzieję, iż sukienka lada chwila
zsunie się z ciała dziewczyny. Śliski materiał dokładnie
oblepiał jej sylwetkę i kończył się w połowie ud.
Keely wyglądała tak smakowicie, jak jeden z koloro-
wych koktajli, podawanych w barze. Noah nie rozumiał,
jak inni mężczyźni mogli się skupić na przedstawieniu. On
nie mógł. Gdy usłyszał plusk, nawet nie odwrócił głowy.
– To było niesamowite – powiedział Clint. – A teraz
nasz przyjaciel Noah może już... Och! Spójrzcie na to!
– Na co? – spytał Noah, odrywając spojrzenie od Keely
i przenosząc je na przyjaciela.
Wiedział jednak, że został przyłapany na gorącym
uczynku.
– Zauważyłeś ją, prawda? Hej, chłopaki! Przyjació-
łeczka Noaha po prawej! Osłońcie oczy, bo jej blask was
porazi – poradził Clint.
Greg zagwizdał z podziwem. Brandon zachichotał.
Noah nie był zadowolony, że jego przyjaciele otwarcie
gapią się na Keely. Był wręcz wściekły. Może to bez-
nadziejne, ale musi spróbować wszystko wyjaśnić.
– Chłopaki, wiem, co o niej myślicie, ale to nie tak.
Dziewczyna szuka pracy i zabrakło jej pieniędzy. Za-
proponowałem, żeby zatrzymała się u mnie, dopóki nie
zdecyduje, co dalej...
Kowboje radośnie zarechotali.
– Jasne – powiedział Clint, ocierając łzy z oczu. – Coś
ci powiem, kolego. Jeśli spędzisz weekend z taką kobietą
i nie będziesz się z nią kochał, to oddam ci wszystkie moje
egzemplarze ,,Playboya’’.
– Ale to prawda – tłumaczył Noah. – Ona jest... znam
ją od lat. Jest dla mnie jak siostra. – To kłamstwo nie
przyszło mu łatwo.
– Siostra, powiadasz – ton głosu Brandona był bardzo
sceptyczny.
– Tak, siostra – powtórzył Noah. Może jeśli będzie to
często powtarzał, sam w to uwierzy. – Razem dorastaliśmy.
– Nie żartujesz? – Greg był bardzo przejęty. – No to
wybrałeś sobie niezłe miejsce na dorastanie. Ja nie znałem
nikogo takiego.
– To naprawdę twoja przyjaciółka? – spytał Brandon.
– To koniecznie musisz ją przyprowadzić na wesele.
– To chyba nie jest najlepszy pomysł – powiedział
Noah, czując, że wpadł z deszczu pod rynnę.
– A ja uważam, że to znakomity pomysł – powiedział
Clint. – Zaprośmy ją teraz. Jak ona ma na imię?
– Keely – odparł Noah. – Ale nie róbcie tego. Sądzę, że
czułaby się niezręcznie.
– Nie wydaje mi się – powiedział Greg. – Wygląda na
taką, co nigdy nie czuje się niezręcznie – oznajmił
i wymownie poruszył brwiami.
– Właśnie dlatego nie chcę, żeby przychodziła na ślub
– powiedział Noah. – Będziecie się potykać o własne
języki, a wasze żony się wściekną.
– Później będziemy się o to martwić – powiedział
Clint. – Chodźcie, Keely czeka.
– Przestań – warknął Noah, czując, że sytuacja znów
wymknęła mu się spod kontroli. – Jeśli ktoś ma ją zaprosić,
to tylko ja.
– Trochę zaborczy, no nie? – roześmiał się Brandon.
– No, to idź ją zaprosić – nalegał.
Noah czuł się jak w pułapce. Jeśli nie zaprosi dziew-
czyny, nigdy nie uwierzą, że to stara przyjaciółka.
– Dobra. Zapytam, ale nie liczcie za bardzo na to, że
przyjdzie. Ona nie przepada za ślubami.
– To w takim razie jest nie tylko piękna, ale i niezwyk-
ła – powiedział Greg. – Tym razem wygrałeś, Noah. – Seks
bez zobowiązań to marzenie każdego faceta.
Noah odnalazł wzrokiem miejsce, w którym jeszcze
przed chwilą stała Keely. Właśnie odchodziła. Nikt nie
potrafił poruszać się tak jak ona. Ćwiczyła ten krok, odkąd
skończyła szesnaście lat.
– Auuu – Clint zawył jak wilk.
– Nie mogę na to patrzeć – powiedział Brandon.
– Muszę zachować czystość myśli dla Jenny. No więc?
– ponaglił Noaha z domyślnym uśmiechem. – Wracasz do
siebie, czy zostajesz z nami?
– Rzecz w tym, że obiecałem Keely nad nią po-
pracować.
– Popracować? – zakrztusił się Greg. – Nie mogę
uwierzyć, że powiedziałeś to bez zmrużenia oka.
– A ja nie mogę uwierzyć, że jeszcze tu jesteś – dodał
Clint. – Leć nad nią popracować.
– Naprawdę pomagam jej zdecydować, co ma dalej
robić w życiu – tłumaczył Noah. – Wiem, że mi nie
wierzycie, ale będziemy zajmować się jej pracą zawodo-
wą.
Przyjaciele ochoczo pokiwali głowami, jakby bali się
sprzeciwiać szaleńcowi. Wszyscy unieśli w górę kciuki.
– Do zobaczenia rano, ogierze – powiedział Clint.
Rozdział ósmy
Keely wracała do apartamentu w dobrym nastroju.
W czasie przedstawienia zauważyła Noaha z przyja-
ciółmi i wiedziała, że oni też ją zobaczyli. Bez wąt-
pienia wciąż namawiali kowboja, by spędził z nią noc
i to bynajmniej nie dlatego, że była miła i sympatycz-
na. Wiedziała jak ściągnąć na siebie wszystkie spojrze-
nia.
Od jakiegoś czasu szokowanie ludzi przestało być taką
dobrą zabawą jak niegdyś. Nie chciała się do tego przy-
znać, ale miała już dość bycia wciąż tą zbuntowaną, nie-
rozumianą, niegrzeczną dziewczynką. Wywiad z Suzan-
ne i Joy stanowił dla niej wycieczkę w przeszłość.
Wtedy nie słuchała nikogo i nikt nie był w stanie
odwieść ją od tego, na co miała ochotę. Jeśli obnażenie się
dla męskiego pisma miało zaprowadzić ją tam, gdzie
chciała, rozbierała się z dumą i do diabła z tymi, którym się
to nie podobało. Suzanne i Joy myślały tak samo, więc
tańczyły nago, by zarobić na naukę. Keely popierała ich
decyzję i nie żałowała, że sama podjęła kiedyś podobną.
Pieniądze, które zarobiła, pomogły jej zdobyć dzien-
nikarskie wykształcenie, a postawa i zdecydowanie
skłoniły Carolyn do jej zatrudnienia. Dzięki pozowaniu
dla ,,Macho’’ wyrwała się z Saguaro Junction, tak jak
planowała.
Znalazła sobie stylowe mieszkanko w Los Angeles,
spotykała się z ciekawymi ludźmi i cieszyła wolnością.
Nie zamieniłaby tego na nic innego. Ostatnio jednak
miała wrażenie, że czegoś jej brakuje.
Powinna otrząsnąć się z tego dziwnego nastroju, jeśli
miała uwieść dziś Noaha. Kiedy weszła do apartamentu
i usłyszała plusk wodospadu, przypomniała sobie treść
legendy o zakochanej parze i skok z klifu. Może stąd wziął
się jej nastrój. Ta wymyślona historia sprawiła, że Keely
zastanawiała się, jak to jest kochać kogoś do tego stopnia,
że ryzykuje się własne życie, by móc z nim być. Swoich
związków z mężczyznami nigdy nie traktowała tak
poważnie.
Może nie była zdolna do tak głębokich uczuć. A może
ich wcale nie chciała.
Właśnie przez takie uczucie jej matka utknęła w Sagua-
ro Junction. Ojciec zawsze powtarzał, że jego żona nie
była szczęśliwa na ranczu, a Keely jest do niej podobna.
Dziewczyna nie zamierzała popełnić tego błędu i po-
zwolić, by miłość zaprowadziła ją do miejsca, w którym
czułaby się źle.
Jednak kiedy obserwowała Noaha i jego przyjaciół
i myślała o nadchodzącym ślubie, czuła... Czyżby to była
zazdrość? Na pewno nie. Nie życzyła sobie białej sukni
i zobowiązań. Niech inne kobiety zamieniają się w kury
domowe, jeśli to im sprawia przyjemność. Jej rodzona
siostra B.J. pasowała do tego schematu, ale ona sama nie
miała zamiaru zostać marionetką noszącą fartuszek, pie-
kącą ciasta i szorującą podłogi.
Ale kochać tak bardzo, by skoczyć z klifu, wysokiego
na dziesięć pięter? To dopiero musi być prawdziwa
miłość. Takie uczucie może się zdarzyć tylko raz w życiu.
Przypomniała sobie swoje uczucia do Noaha sprzed lat.
Odepchnął ją, a ona? Doskonale sobie poradziła bez niego.
No i co z tego, że kusi ją możliwość zemsty? To wcale nie
oznacza, że żywi do niego jeszcze jakieś uczucia.
Tym razem Noah jej nie odrzuci. Keely nie da mu takiej
szansy. Teraz, kiedy już sukienka odegrała swą rolę,
można było przejść do następnej części planu. Dziew-
czyna beztrosko zrzuciła sandałki i wyśliznęła się z su-
kienki. Przez chwilę grzebała w torbie z zakupami.
Triumfalnie nałożyła swoje nowe czarne bikini. Wpraw-
dzie rozważała pomysł powitania Noaha w stroju Ewy,
ale obawiała się, że jego koledzy mogli nie porzucić
pomysłu zabawy w apartamencie. Zresztą wiedziała, że
ledwo okryte kobiece ciało bardziej działa na mężczyzn
niż kompletna nagość. Pisała o tym artykuł trzy lata temu.
Jeśli się nad tym zastanowić, to dzięki pracy reporterki
,,Attitude’’ przez lata zgromadziła całkiem sporą wiedzę,
jak uwodzić mężczyzn. Właśnie dlatego Noah nie miał
szans.
Już wcześniej zgłębiła możliwości pilota, więc teraz
bez problemów zmieniła światła, włączyła erotyczny
program i uruchomiła jacuzzi na tarasie. Sprytny dekora-
tor wnętrz tak wszystko zorganizował, że olbrzymi ekran
był doskonale widoczny dla osób biorących kąpiel. Wy-
brała film pod kuszącym tytułem: ,,Dziewczęta w raju’’.
To powinno zainteresować Noaha.
W doskonale zaopatrzonym barku znalazła butelkę
znakomitego szampana. Otworzyła butelkę i włożyła do
wiaderka z lodem. Owinęła wszystko specjalną ściereczką
i wraz z dwoma wysokimi kieliszkami wyniosła na taras.
Wróciła jeszcze po pilota, ustawiła wszystko w pobliżu
wanny i wśliznęła się do spienionej wody.
Z pełnym kieliszkiem w dłoni usadowiła się na wygod-
nej ławeczce. Po lewej stronie rozciągała się panorama
nocnego Las Vegas, a po prawej miała telewizor. Trzy
kobiety o szczodrych biustach rozbierały się właśnie przed
amatorem żeglowania na desce.
Keely przez chwilę śledziła postępy uwodzicielek.
W połączeniu z przyjemnym łaskotaniem wody była to
całkiem stymulująca mieszanka. Zaczęła tęsknić za obec-
nością Noaha.
Ten film był również reżyserowany przez mężczyznę.
Kobieta odwróciłaby proporcje. W prawdziwym życiu
Keely nie próbowała kochać się z więcej niż jednym
partnerem naraz. Sądziła, że byłoby to zbyt frustrujące.
Jednak nie miała nic przeciwko włączeniu tego scenariu-
sza do swoich fantazji.
Do apartamentu wrócił właśnie mężczyzna, który grał
główną rolę w jej erotycznych fantazjach. Noah popatrzył
na taras, a potem na ekran.
– Relaksuję się – powiedziała z uśmiechem Keely,
wyłączając dźwięk w telewizorze. – Musiałam się nieco
odprężyć po tak pracowitym dniu. A jak tam wieczór
kawalerski?
– W porządku – odparł i odchrząknął. – Słuchaj, Keely,
to jest zupełnie... hm, oczywiste, co planujesz, ale ja nie
mam zamiaru...
– Wiem, wiem. Nie masz zamiaru się ze mną kochać.
Nie martw się, sama sobie poradzę – powiedziała i poczuła
gwałtowny impuls, by się z nim podroczyć. – Zresztą
właśnie się tym zajmowałam, kiedy wszedłeś. Film na-
stroił mnie odpowiednio, a strumienie w jacuzzi załatwiły
resztę. Ktoś dokładnie wiedział, gdzie umieścić dysze. To
najlepszy model, z jakiego do tej pory korzystałam
– mówiła z rozmarzonym uśmiechem.
– Och – wydusił tylko i zagapił się na dziewczynę.
– Nie mogłam pozwolić, by tak doskonałe urządzenie
się marnowało – powiedziała i uniosła kieliszek do ust, by
zasłonić uśmiech rozbawienia. – Podziwiam twoje zasady
i tak dalej, ale ten apartament mnie strasznie podnieca.
Musiałam upuścić trochę pary. Już się odprężyłam i mogę
zająć się myśleniem o mojej karierze zawodowej. Czy
wiesz, że po dobrym orgazmie zyskuje się zupełną jasność
myśli?
– Nie... nigdy o tym nie słyszałem – zająknął się.
Keely też nie. Jednak jej teoria miała sens, zważywszy,
że jeśli stale myślało się o seksie, to nie starczało inwencji
na cokolwiek innego. O! Może to dobry temat na mój
nowy artykuł, pomyślała.
– Cóż. Następnym razem, kiedy będziesz miał poważ-
ny problem, spróbuj mojej metody. Zobaczysz, że...
rozwiązania będą same napływały.
Zażenowany mężczyzna odkaszlnął i zaczął z udawa-
nym zainteresowaniem oglądać światła Las Vegas.
– Na pewno.
– No to jak? Robimy burzę mózgów w jacuzzi?
– Przy tym filmie? – spytał Noah, wskazując na ekran.
– Nie sądzę.
– O, przepraszam. Zapomniałam wyłączyć.
Zauważyła, że film zwrócił uwagę Noaha, ale nie
chciała, żeby całkowicie odwiódł go od rzeczywistości.
– Dziękuję – odetchnął z ulgą.
– Powinieneś spróbować kąpieli w tej wannie. Sam
pomyśl. Ile razy w życiu można leżeć w jacuzzi na
tarasie i podziwiać panoramę Vegas? Nie każdego dnia
stuknięta pokojówka w drogim hotelu zniszczy ci
wszystkie rzeczy.
– Może masz rację – zawahał się Noah i spojrzał na
spienioną wodę, otaczającą sylwetkę Keely.
– Obiecuję, że będziemy rozmawiać o możliwościach
pracy dla mnie – powiedziała dziewczyna, starając się nie
okazać entuzjazmu.
– Zaraz wracam, tylko włożę... – urwał nagle. – Prze-
cież nie mam kąpielówek.
– Już o tym pomyślałam.
– Nie mam zamiaru włazić tam nago – oznajmił,
posyłając jej przeszywające spojrzenie.
– Spodziewałam się, że to powiesz. Kiedy kupowałam
kostium dla siebie, przypomniałam sobie, że i ty nic nie
masz. Pomyślałam też o bieliźnie. Pozwoliłam sobie
wybrać dla ciebie parę rzeczy. Mam nadzieję, że właściwie
odgadłam twój rozmiar.
– Pewnie tak, ale naprawdę nie musiałaś kupować mi
bielizny. – Jego policzki nabrały koloru cegły.
– A co zamierzałeś zrobić w tej kwestii?
– Ja... hm... nie pomyślałem o tym.
– Widzisz? A teraz nie musisz się już tym martwić
– podsumowała i upiła kolejny łyk szampana. – Wszystko
położyłam ci na łóżku.
– W porządku – zgodził się i skrępowany ruszył przez
mostek do sypialni.
Keely uznała, że za pięć sekund powinna już poznać
jego reakcję. Pomyliła się. Wystarczyły cztery sekundy.
– To jest za małe! – wykrzyknął mężczyzna. – I w do-
datku kolorowe – dodał z obrzydzeniem.
– Na pewno nie jest za małe, bo się rozciąga! – od-
krzyknęła. – Nie znudziła ci się jeszcze biała bielizna?
– Nie.
– Cóż, jesteśmy w Vegas. Jeśli myślisz, że w tutej-
szych butikach łatwo znaleźć taką nudną, jednokolorową
bieliznę, to się mylisz. Zrobiłam, co mogłam.
Odpowiedziała jej cisza.
– Chyba jakoś to wytrzymam przez weekend – powie-
dział w końcu Noah.
– A gdzie są kąpielówki?
– Na, hm... na poduszce.
Gdy wyjmowała zakupy i układała je na łóżku, spodo-
bał się jej sposób, w jaki czerń kąpielówek kontrastowała
z bielą poduszki. Zapomniała później ułożyć je obok
reszty bielizny, wyobrażając sobie, jak rozciągliwy mate-
riał będzie wyglądał na Noahu.
Dolała sobie szampana. Napełniła również kieliszek dla
Noaha. Zabawa zaraz się zacznie.
Po jego śmiechu poznała, że znalazł swoje nowe
kąpielówki.
– Wyzywam cię – zawołała, używając tych samych
słów, którymi zaczepiała go w dzieciństwie.
Tylko jeden raz, tamtej nocy w stodole, nie podjął
wyzwania. Przez jedną straszną chwilę bała się, że znów
ją zignoruje. Nie mogła na to pozwolić. Coś szepnęło jej,
że ten sukces stał się dla niej zbyt ważny. Jednak teraz
było za późno, żeby o tym myśleć.
– Nakładaj albo kąp się nago – powiedziała. – Bielizna
na nic ci się nie przyda. Gdy ją zamoczysz, zrobi się
przezroczysta.
Ponieważ Noah wciąż nie odpowiadał, spróbowała
innej taktyki.
– Jeśli wrócisz do domu i powiesz Jonasowi, że miałeś
pokój z jacuzzi na tarasie i panoramą na Vegas, i ani razu
z niego nie skorzystałeś, to już nigdy nie da ci spokoju.
O mnie nie musisz mu mówić. Powiedz po prostu, że
siedziałeś sobie tutaj, sączyłeś szampana i podziwiałeś
widok. Wścieknie się z zazdrości. On... – przestała mówić,
a nawet przestała oddychać, gdy zobaczyła Noaha w jego
nowych kąpielówkach.
Dobry Boże, chłopiec, którego pamiętała, stał się męż-
czyzną. I to jakim mężczyzną! Kobiety z filmu dla
dorosłych mogły do woli zabawiać się ze swoim blond
żeglarzem. Ona wolała tego kowboja o szerokich ramio-
nach i piersi pokrytej kręconymi włoskami koloru spalo-
nego cukru. To nie było ciało wyćwiczone na siłowni.
Zapracował na swoje mięśnie i blizny latami spędzonymi
na rodeo i pracą na ranczu.
Jej spojrzenie przesuwało się po ciele mężczyzny i była
wdzięczna losowi, że Noah zgodził się włożyć kąpielówki,
które mu kupiła. Miała niezachwianą pewność, że niewiele
kobiet widziało go w takim stroju. Piękno męskiej sylwetki
podkreślał pas czarnego jak węgiel materiału, ciasno
opinający najbardziej intrygujący fragment jego ciała.
Dzięki jego rozmownym przyjaciołom wiedziała, że
podczas zawodów na rodeo potrafił zapewnić przyjem-
ność swoim kobietom. A teraz los dał jej możliwość
zgłębienia jego talentów, zanim wybierze sobie jakąś
nudną żonę i na dobre utknie na ranczu.
Nie mogła sobie przypomnieć, czy widok niemal
nagiego mężczyzny kiedykolwiek odebrał jej mowę.
W końcu zmusiła się, żeby coś powiedzieć.
– W...wskakuj. Woda jest cudowna – zająknęła się, nie
mogąc jasno myśleć.
– Będziemy rozmawiać o twojej przyszłości zawodo-
wej – zastrzegł Noah.
– Oczywiście – przytaknęła.
Zgodziłaby się rozmawiać o teorii względności Ein-
steina, byle tylko mieć go teraz przy sobie.
– I tak musieliśmy gdzieś usiąść, żeby spokojnie poroz-
mawiać. I masz rację. Jeśli Jonas się dowie, że nie
skorzystałem z tych luksusów, nie da mi żyć – powiedział,
siadając powoli w olbrzymiej wannie. – Ale nie dlatego to
robię.
– A dlaczego?
– Bo naprawdę mam na to ochotę. A nie pamiętam,
kiedy ostatnio zrobiłem coś tylko dlatego, że miałem taki
kaprys – mówił i ostrożnie zanurzał się we wzburzoną
wodę.
– Och – wydusiła z siebie Keely, gdy woda przesłoniła
jej widok.
– Rzeczywiście, przyjemnie – powiedział Noah, oparł się
o ściankę jacuzzi i przymknął oczy. – Diabelnie przyjemnie.
Keely znów zdusiła jęk. Z łatwością mogła wyobrazić
sobie inną, równie przyjemną sytuację. Nie chciała jednak
wystraszyć Noaha i to w chwili, gdy wreszcie przestał być
taki spięty.
– Prowadzenie rancza to chyba bardzo odpowiedzial-
na praca? – zagaiła.
– A żebyś wiedziała – kiwnął głową, otworzył oczy
i spojrzał na kolorowe światła Vegas. – Kocham swoją
ziemię i wcale nie wyliczam, ile sił i zachodu kosztuje
mnie dopilnowanie wszystkiego. Ale już od dwóch lat nie
miałem porządnych wakacji.
– No to już najwyższy czas – powiedziała i podała mu
kieliszek wypełniony musującym trunkiem.
Przez krótką chwilę czuła jego dłoń na swojej.
– Dziękuję – powiedział i umoczył usta w szampanie.
– Kosztowny smak.
– O, tak – wyciągnęła butelkę z lodu.
Noah potrząsnął przecząco głową.
– Wierzę ci na słowo. Etykietka nic mi nie powie.
Nie znam się na szampanach – przyznał i upił łyk
musującego płynu. – Całkiem niezły, jak na dziewczyń-
ski drink.
– Cieszę się, że ci smakuje. Kiedy już otworzysz
butelkę trunku w tej cenie, przestępstwem byłoby jej nie
dokończyć.
Nie zamierzała go upić, ale nie miała nic przeciwko
temu, by jeszcze trochę się rozluźnił. Zauważyła, że Noah
obraca w palcach nóżkę kieliszka.
– Dlaczego odnoszę wrażenie, że wolisz siedzieć w ką-
pieli i sączyć szampana, niż omawiać zawodowe plany?
– Znów to samo. Wcale nie musimy wybierać. Może-
my robić obie rzeczy naraz. Uważam, że to świetny
pomysł, by omawiać przyszłe posunięcia, pijąc drogiego
szampana.
– Dobrze, w takim razie opowiedz mi, gdzie praco-
wałaś.
Keely już wcześniej wszystko sobie przemyślała i mia-
ła gotową odpowiedź na to pytanie.
– Byłam kelnerką, potem sekretarką. Aha! Potem jesz-
cze nagabywałam ludzi przez telefon.
– Co robiłaś? – wykrzyknął Noah, o mało nie wypusz-
czając kieliszka.
Doskonale, pomyślała. Wciąż myślał o seksie.
– No, wykonywałam telefony i namawiałam do sko-
rzystania z usług firmy czyszczącej dywany – wyjaśniła.
– A! Taki rodzaj nagabywania.
– A co ty myślałeś? Że pracowałam w seks-telefonie?
– Nie! Oczywiście, że nie. Myślałem... – przerwał
i wziął potężny łyk szampana. – Nieważne. Czyszczenie
dywanów. W porządku. Co jeszcze?
– Byłam barmanką.
– Co jeszcze?
Dziewczyna leniwie poprawiła ramiączka kostiumu,
tylko po to, by zwrócił uwagę na ruch jej piersi.
– Chyba nie chcesz znać wszystkich zajęć, których się
podejmowałam? – wymruczała.
Tak jak się spodziewała, jego spojrzenie powędrowało
do dwóch czarnych, wąskich pasków, które ledwie za-
krywały jej sutki.
– Chyba nie – powiedział schrypniętym głosem.
– A jak ci się pracowało w... hm... firmie czyszczącej
dywany? – spytał półprzytomnie i z trudem oderwał
wzrok od jej pełnych piersi.
– Całkiem nieźle. Był nawet spory odzew na moje
telefony. Chcesz usłyszeć, co mówiłam?
– Wydaje mi się... – Zamilkł i zanim odezwał się
ponownie, kilka razy odchrząknął. – Sądzę, że powinnaś
już iść spać.
Mogła się założyć o miesięczną pensję, że Noah był
gotów natychmiast się z nią kochać. Spieniona woda
zasłaniała jej widok, ale Keely czuła żar płynący od ciała
mężczyzny. Pragnęła go. Pożądała do szaleństwa.
– Noah, daj spokój, to przecież nic złego. Oboje
jesteśmy wolni i dorośli. Pragniemy tego samego. Nie
rozumiem, czemu nie mielibyśmy przenieść się do
sypialni i trochę zabawić? Właściwie... – zaczęła i zsunęła
ramiączka kostiumu – ...moglibyśmy zacząć tutaj.
– Keely, przestań.
– Co mam przestać? Mam przestać cieszyć się doty-
kiem bąbelków powietrza na mojej skórze?
Odstawiła kieliszek, rozpięła górę kostiumu i pozwoli-
ła odpłynąć stanikowi. Po chwili na powierzchnię spienio-
nej wody wypłynęły także jej majteczki.
– Wiesz, o czym mówię – powiedział łamiącym się
głosem.
– Tak i wiem też, czego ja potrzebuję.
Uklękła na ławeczce, ujęła piersi w dłonie i pozwoliła,
by bulgocząca woda muskała łagodnie jej sutki. Po chwili
napięły się i zaczęły wyglądać jak stulone pączki róż.
– Nawet nie wiesz, jakie to przyjemne, Noah. Czy to
źle, że mi się podoba?
Pokręcił przecząco głową, nie odrywając spojrzenia od
piersi Keely.
– A tuż nad siedzeniem ławki bije mocny strumień
wody. Jeśli się dobrze ułożę, będę mogła się i nim
nacieszyć – powiedziała i zmieniła pozycję.
Mmm, zamruczała w myślach. Nie był to dotyk
Noaha, który wciąż miał skrupuły, ale i tak odczuwała
dużą przyjemność. Pulsujący strumień pieścił najwrażliw-
szą część jej ciała.
– Czy to źle? – spytała schrypniętym głosem.
– Nie – jęknął mężczyzna.
– Pragnę cię – szepnęła.
Jej oddech był płytki i urywany. Jeszcze nigdy nie
odważyła się na coś takiego w obecności mężczyzny. Teraz
zauważyła, że to jeszcze bardziej ją podnieca. Widziała, że
Noah jest bliski szaleństwa. I dobrze, zasłużył sobie na to.
– Ale jeśli nie mogę mieć tego, czego chcę – szeptała
– zadowolę się tym...
Westchnęła głęboko, gdy poczuła zbliżającą się falę
rozkoszy. Świadomość, że Noah wciąż ją obserwuje,
tysiąckrotnie wzmocniła przyjemność. Drżąc, osunęła się
na ławeczkę. Powoli otworzyła oczy.
Noah był zupełnie załamany. Jeszcze nigdy nie widzia-
ła mężczyzny w takim stanie. Wzięła głęboki oddech,
sięgnęła po swój kostium i trzymając się krawędzi wanny,
niepewnie wstała.
– Było bardzo przyjemnie. Szkoda, że się do mnie nie
przyłączyłeś – powiedziała i wyszła z wody.
Noah odprowadził spojrzeniem nagą dziewczynę aż do
drzwi sypialni.
Rozdział dziewiąty
Jeszcze nigdy w życiu czegoś takiego nie doświadczył.
Keely doznała rozkoszy na jego oczach, ale bez jego
udziału. Celowo pozwoliła mu patrzeć. Gdyby nadszedł
niespodzianie i przypadkiem był świadkiem zabawy dzie-
wczyny, to cóż... Samo to byłoby wystarczająco szalone.
Tymczasem ona zrobiła to tuż przy nim, wiedząc, jak
bardzo jej pragnie. Miała nadzieję, że Noah wreszcie
ulegnie.
On jednak nie miał zamiaru się poddać. Wprawdzie
w tej chwili nie mógł sobie przypomnieć, dlaczego z takim
uporem opiera się tej wspaniałej kobiecie, ale z pewnością
niedługo sobie przypomni.
Oszukiwał się, że poradzi sobie ze swoimi pragnienia-
mi. To, co czuł do Keely przed laty, było jedynie marną
zapowiedzią tego, co czuł teraz. Przejmująca tęsknota
boleśnie dawała o sobie znać.
Bulgocząca, gorąca woda jedynie drażniła niezaspoko-
joną pasję. Powietrzne bąbelki obiecywały to samo ukoje-
nie, którego doświadczyła Keely. Silny strumień wody,
pulsujący tuż przy nim, podsuwał łatwe rozwiązanie.
Perspektywa pójścia w ślady dziewczyny wydawała się
mu coraz bardziej kusząca. Kąpielówki stały się już tak
ciasne, że sprawiały mu ból.
Nagle podjął decyzję. Z jękiem zerwał skrawek mate-
riału i stanął na wprost bulgoczącego wulkanu. Zacisnął
dłonie na krawędzi wanny i poddał się pulsującej wodzie.
Już po krótkiej chwili udręka odpłynęła w niepamięć
i zaczął wspinać się na szczyt rozkoszy. Jego ciałem
wstrząsnął spazm, przynoszący ulgę. Chwytając łapczy-
wie powietrze, pozwolił głowie opaść na ramiona.
– Bardzo ładnie – pochwaliła go cicho Keely.
– Odejdź – wychrypiał, nie zamierzając się odwrócić
w jej stronę.
– Już sobie idę – zapewniła go. – Przyniosłam ci
szlafrok, żebyś nie zmarzł.
Zmarznąć z Keely pod jednym dachem? Nawet nie
musiał na nią patrzeć. Pocił się od samego myślenia o tej
dziewczynie. W dalszym ciągu nie patrzył w jej stronę.
Bał się, że jeśli spojrzy, znów jej zapragnie. Wciąż miał
przed oczami moment, gdy wyprężyła się w ekstazie.
– To daje ukojenie jedynie na krótką chwilę. Nie
zastąpi prawdziwego seksu. Przynajmniej w moim przy-
padku – powiedziała cicho. – Jesteś strasznie uparty,
Noah. Jeśli jednak zmienisz zdanie i postanowisz nieco
nagiąć swoje zasady, będę w sypialni. Moglibyśmy poda-
rować sobie wspaniałe chwile.
Zamyślił się nad tym, czy rzeczywiście potrafiłby
zapewnić jej wspaniałe chwile. Wciąż nie mógł sobie
przypomnieć, dlaczego postanowił się z nią nie kochać.
Musiał mieć jakiś ważny powód, więc wolał przeczekać
moment chwilowej niepoczytalności.
Nie słyszał już jej oddechu. Powoli spojrzał przez ramię
i przekonał się, że dziewczyna rzeczywiście zostawiła go
samego. Biały hotelowy szlafrok leżał na jednym z krzeseł.
Wyszedł z wanny i na drżących nogach ruszył w jego
kierunku.
Podniósł okrycie, lecz go nie nałożył. Rozłożył szlafrok
na krzesełku i usiadł na nim. Jego skóra stała się teraz tak
wrażliwa, że mógł niemal wyczuć każdą pętelkę materia-
łu.
Oparł się wygodnie i zapatrzył na feerię barwnych
świateł Las Vegas. Atmosfera tego miasta w połączeniu
z Keely Branscom mogła każdego mężczyznę doprowa-
dzić do utraty zmysłów. Jednak Noah nie chciał jej ulec.
Nie podobała mu się myśl, że jest facetem, który spotyka-
jąc po latach przyjaciółkę z dzieciństwa, zaciąga ją do
łóżka. Nawet jeśli ona sama tego chciała. Może tak
postąpiłby Jonas, ale to zupełnie inna historia. On bardzo
poważnie traktował rolę opiekuna. Matka prosiła go
kiedyś, by dawał przykład swym zachowaniem młod-
szemu bratu. Po jej śmierci Noah starał się jeszcze
bardziej.
Jednak w domu Branscomów, pozbawionym mat-
czynego przewodnictwa, sytuacja wyglądała zupełnie
inaczej. To młodsza z sióstr okazała się poważną i od-
powiedzialną osobą, podczas gdy starsza zachowywała się
jak diablica z piekła rodem.
Keely i Jonas byli ulepieni z tej samej gliny. Noah
poczuł wdzięczność do losu, że to on, a nie jego brat, jest
teraz z Keely. Był pewien, że Jonas nie miałby żadnych
skrupułów. No, może postąpiłby tak, zanim poznał mi-
łość swojego życia, zreflektował się Noah. Może wcale by
się tak nie zachował? Gdy mężczyzna głębiej się za-
stanowił, doszedł do wniosku, że Keely była jedyną
dziewczyną, za którą nie biegał jego brat. Noah i ojciec żyli
w ciągłym strachu, że kiedyś w końcu przyjdzie na ranczo
jakaś dziewczyna i oznajmi, że nosi dziecko Jonasa.
Zadziwiające było to, że przy trybie życia, który prowa-
dził jego młodszy brat, tak się nie stało.
Noah odłożył na bok myśli o kontroli poczęć. Pomyślał,
że tam, gdzie on nie odniósł sukcesu, B.J. się powiodło.
Jonas przy niej dojrzewał. Gdy się nad tym zastanowić,
nie dawał bratu dobrego przykładu. Zawsze trochę oba-
wiał się Keely, bo kiedy dziewczyna była w pobliżu, on
tracił nad sobą kontrolę.
A może nadszedł już czas, żeby dać się ponieść? Może
powinien się zmienić, przynajmniej na ten weekend.
Jednak miał przy sobie niewłaściwą kobietę. Keely nie
potrzebowała lekkoducha. Potrzebowała silnego i zdecy-
dowanego mężczyzny, który podsunie jej właściwe roz-
wiązania. Dlatego Noah próbował trzymać się od niej
z dala. Robił to dla jej dobra, a nie dla własnych korzyści.
Powinien o tym pamiętać.
Chłodny wiatr znad pustyni delikatnie osuszał krople
wody, które zaplątały się we włosy na klatce piersiowej
mężczyzny. Noah pomyślał, że powinien nałożyć szlaf-
rok. Jednak zdecydował, że przyjemnie jest siedzieć nago
pod gwiazdami. Budziło to dreszczyk emocji.
Zresztą nie było w tym nic złego. Na własnym tarasie
miał prawo robić to, na co miał ochotę. Ten, kto chciałby
go podglądać, musiałby mieć lornetkę.
Poczuł radosną falę podniecenia i poczucie niesamowi-
tej wolności. Zaczął się zastanawiać, czy nie to miało
większy wpływ na decyzję Keely o pozowaniu nago niż
pieniądze.
Dziś, kiedy całowali się za głazem i obnażyła dla niego
piersi, musiała również mieć to uczucie. Nigdy nie spotkał
kobiety, która tak jak ona, bez zażenowania, pozwalała
zgłębiać tajemnice swego ciała. Przy niej był gotowy na
popełnienie kilku szaleństw.
Mimo wszystko zawsze był świadomy, w którym
miejscu przebiega cienka, nieprzekraczalna linia. Nato-
miast Keely zupełnie ignorowała jej istnienie. Gdyby nie
spotkał jej wtedy na ulicy, wiłaby się teraz w barze przed
podpitymi klientami.
Nie mógł znieść takiej myśli. Keely była wspaniałą,
inteligentną, otwartą i optymistyczną dziewczyną. Z pew-
nością istnieje jakiś bezpieczny zawód, wykorzystujący te
jej cechy. Nie musi pokazywać swego pięknego ciała
każdej nocy pijanej bandzie napalonych facetów.
Miał dwa dni, żeby to jej uświadomić. Część swojego
czasu będzie musiał poświęcić weselnym przygotowa-
niom. Zapomniałem ją zaprosić, uświadomił sobie Noah.
Ale pewnie i tak nie byłaby zainteresowana. Zatem
poświęci swój czas obowiązkom i reformowaniu Keely.
Światło dnia pomoże mu wytrwać w podjętej decyzji.
Nocą łatwiej było stracić kontrolę, ale rankiem oprze się
uwodzicielskim zapędom dziewczyny.
Noah rozparł się wygodniej w fotelu, okrył połą
szlafroka i ułożył do snu. Jutro będzie bardzo pracowity
dzień, pomyślał, zanim zapadł w sen.
Keely leżała w białej, miękkiej pościeli i nasłuchiwała
odgłosu kroków Noaha. W końcu nabrała pewności, że
postanowił spędzić noc na tarasie. Gdyby przyznawać im
punkty w tym pojedynku na silną wolę, byłby remis.
Wprawdzie nie udało się jej skłonić go do seksu, ale za to
nałożył bieliznę, którą dla niego wybrała, i poddał się
kuszącemu wpływowi pulsujących strumieni.
Obserwowała go wtedy i już na samą myśl czuła
wzbierające podniecenie. Takie rzeczy widziała jedynie
w filmach dla dorosłych. Sama nigdy do tej pory nie
odważyła się pokazać w takiej chwili mężczyźnie. Noah
mógł myśleć, że przywykła do męskich spojrzeń, ale to był
dla niej pierwszy raz.
Nigdy również nie spotkała jeszcze mężczyzny, który
usiedziałby w jacuzzi spokojnie, mając ją u swego boku.
Gdy zaczynała swą prowokacyjną zabawę z wodnymi
strumieniami, liczyła na to, że po chwili Noah do niej
dołączy. Kiedy tak się nie stało, posuwała się coraz dalej.
Im bardziej mężczyzna się opierał, tym śmielsza stawała
się Keely. Odkryła nawet, że ta gra jej się podoba.
Nie chciała jednak, by taka sytuacja trwała przez cały
weekend. Miała nadzieję, że w końcu mężczyzna przej-
mie inicjatywę. I z pewnością tak się stanie, przyrzekła
sobie w myślach. Noah już poczynił pewne kroki we
właściwym kierunku.
Poczuła się śpiąca. Miała za sobą długi i fascynujący
dzień. Obiecała sobie w duchu, że jutrzejszy dzień będzie
jeszcze bardziej atrakcyjny. Z tą myślą zapadła w sen.
Następnego ranka obudził ją dźwięk telefonu. Nie-
przytomnie rozejrzała się wokół w poszukiwaniu źródła
uporczywego dzwonienia. Jednak w sypialni nie było nic
tak prozaicznego, jak nocna szafka z lampką i telefonem.
Otrząsnąwszy się z sennych marzeń ciężkich od
seksu, przypomniała sobie, że widziała telefon w łazience.
Przynajmniej podejrzewała, że to był telefon. Jedna
z ozdabiających pomieszczenie złotych muszli była
zrobiona z plastiku. Nie podejrzewała, żeby apartament
tej klasy miał plastikowe zdobienia.
Zerwała się i ruszyła do łazienki. Już po chwili przeko-
nała się, że miała rację. Trzymała w dłoni przenośny
telefon. Zanim odebrała, wysunęła ukrytą antenkę. Od-
chrząknęła, by pozbyć się porannej chrypki, i przyłożyła
muszlę do ucha, niemal spodziewając się usłyszeć szum
morza.
– Halo?
– Keely, tu Brandon. Przepraszam, że wam przeszka-
dzam, ale Jenny musi wiedzieć, czy na pewno przyjdziesz
na ślub i wesele.
– Ślub? Wesele? – spytała i odgarnęła włosy z twarzy.
W lustrze dostrzegła odbicie sylwetki Noaha. Wyglądał
bardzo seksownie w białym puszystym szlafroku i z noc-
nym zarostem na twarzy. Powoli odwróciła się i spojrzała
mu w oczy.
– Nie wiedziałam, że jestem zaproszona.
– Noah nie przekazał ci zaproszenia? Hm, pewnie
myślał o innych rzeczach – powiedział Brandon ze
śmiechem w głosie. – Jesteś zaproszona. Noah mówił, że
razem dorastaliście.
– Owszem – przytaknęła.
Zauważyła, że spojrzenie Noaha prześlizgnęło się po
jej piersiach. Patrząc mu prosto w oczy, wsunęła dłoń pod
jedwabną koszulkę. Powoli zaczęła zataczać nią kręgi.
Noah wstrzymał oddech.
– On jest dla mnie jak brat – dodała.
– Tak właśnie nam mówił. Czy będziesz mogła dzisiaj
przyjść?
– Z przyjemnością – oznajmiła i zauważyła pożądanie
w pociemniałych oczach Noaha. – O której?
– O siódmej. Ach, a o jedenastej mamy krótką próbę,
a potem lunch. Serdecznie zapraszamy. Gonimy ze
wszystkim dlatego, że chcemy zdążyć w jeden weekend.
Cieszę się, że przyjdziesz!
– Ja też. Czy chcesz rozmawiać z Noahem?
– A jest teraz wolny?
– Nie jestem pewna. Sprawdzę. – Odsunęła słuchawkę
od ucha i zakryła ją dłonią. – Jesteś wolny? – zamruczała
pytająco.
Mężczyzna jęknął.
– Uznaję, że tak – powiedziała i z uśmiechem podała
mu telefon w kształcie muszli. – Chyba pójdę pod
prysznic – oznajmiła, zdjęła koszulkę i ruszyła do
łazienki.
Kiedy zerknęła przez ramię, Noah właśnie wychodził.
Nie pojawił się ponownie w czasie kąpieli ani gdy
suszyła włosy. W bojowym nastroju założyła kolejne
prowokujące wdzianko: króciutką bluzeczkę odsłaniającą
brzuch i obcisłe spodenki. Gdy opuściła łazienkę, podążyła
za aromatycznym zapachem kawy. W salonie odkryła
tacę pełną pyszności i Noaha z filiżanką kawy w ręku.
– Nie odpuścisz mi, prawda? – spytał, gdy zauważył
jej strój.
Keely zaśmiała się radośnie.
– Noah, i tak zaciągnę cię do łóżka, zanim ten week-
end dobiegnie końca. Ty to wiesz i ja to wiem. Może więc
darujemy sobie zbędne przepychanki i zabierzemy się do
dzieła.
Odstawił filiżankę i wstał.
– A ja ci mówię, że się mylisz. Zamierzam ci udowod-
nić, że istnieje przynajmniej jeden facet, mam na myśli
siebie, który interesuje się tobą, a nie tylko twoim ciałem.
– Wzruszające. A czego to ma dowieść?
– Nie zrozum mnie źle – zaczął i wziął głęboki oddech
– ale mam nadzieję, że to cię przekona, że możesz robić
w życiu coś, co nie jest związane z seksem.
– Rozumiem.
A więc zamierzał się poświęcić, żeby wyprostować jej
życie. Wzruszające, czy nie, było to również aroganckie.
Był przekonany, że wie, co jest dla niej najlepsze.
– Zamówiłem parę rzeczy – powiedział i wskazał
gestem tacę. – Obsłuż się, a ja tym czasem wykąpię się
i ogolę. Musimy wyjść za dwadzieścia minut.
Patrzyła na niego z przyjemnością. Może jutro rano
poczuje jego zarost na swojej skórze. Nie ma powodu, by
zaczynać teraz, gdy mogą spóźnić się na próbę.
– Jak zamierzasz się ogolić? – spytała, gdy przypo-
mniała sobie, że nie kupił żadnych przyborów toaleto-
wych.
Noah podniósł małą kosmetyczkę z tacy i ruszył przez
mostek do łazienki.
– Poprosiłem, by przysłali mi na górę niezbędne dro-
biazgi, bym mógł się ogolić i umyć zęby.
– Mogłeś użyć mojej szczoteczki do zębów. Kiedy
miałam już w ustach twój język, korzystanie ze wspólnej
szczoteczki mnie nie przeraża – rzuciła za nim.
– To się już więcej nie powtórzy – wymamrotał,
przechodząc przez mostek.
– Szkoda. Dobrze sobie radziłeś i miałam nadzieję, że
powtórzymy jeszcze to doświadczenie.
Zaśmiała się, słysząc jego jęk.
Podczas próby i lunchu Keely zaprzyjaźniła się ze
wszystkimi. Szczególnie starała się oczarować zarówno
rodziców Brandona, jak i Jenny. Noah zapomniał, że
potrafiła rozmawiać z każdym.
Posiłek podano w hotelowej restauracji o nazwie ,,Rafa
Koralowa’’. Wystrój przypominał podmorskie dno, kel-
nerki były ubrane w obcisłe stroje do nurkowania, a menu
zawierało wyłącznie ryby i owoce morza. Podczas usadza-
nia gości rozdzielono Noaha i Keely tak, że siedzieli po
przeciwnych stronach stołu. Z tej perspektywy mógł
doskonale obserwować jej technikę zjednywania sobie
ludzi. Nie miał wątpliwości, że dziewczyna ma do tego
talent.
Gdy podano jedzenie, Sharon, żona Clinta, chciała
skropić cytryną tuńczyka. Niefortunnie opryskała przy
tym Keely. Dziewczyna zaśmiała się i strzepnęła cyt-
rynowe krople.
– Proszę jeszcze trochę tutaj. Zawsze chciałam mieć
tak oryginalne perfumy.
– Wiesz, że ja też – powiedziała z uśmiechem Sharon
i wtarła kilka kropel soku w dłonie.
Nagle wszyscy zaczęli pryskać cytrynowym sokiem.
Lunch przebiegał w radosnej atmosferze i zanim się
skończył, Keely wpasowała się w grupę, jakby znała tych
ludzi od lat.
W towarzystwie zachowywała się jak młodsza siostra
Noaha. Wydawało się, że wcale nie myśli o seksie.
Opowiedziano kilka pieprznych dowcipów, ale to nie
Keely była inicjatorką. Śmiała się razem ze wszystkimi, ale
ani razu nie skorzystała z szansy, by posłać Noahowi
znaczące spojrzenie.
Mężczyzna ze zdziwieniem stwierdził, że czuje się
rozczarowany. Musiał przyznać, że jej wcześniejsze po-
czynania bardzo mile połechtały jego męską próżność. Nie
mógł doczekać się końca lunchu, by znów mieć ją tylko dla
siebie. Oczywiście po to, by rozważyć z nią możliwości
pracy. Zdał sobie sprawę, że cokolwiek będzie robiła,
powinna mieć do czynienia z ludźmi. Świetnie radziła
sobie w rozmowach. Miał już nawet parę pomysłów.
Nagle Jenny pokrzyżowała mu plany.
– Barb, Sharon, Tina i ja umówiłyśmy się w salonie
piękności – zwróciła się do Keely. – Musisz koniecznie
pójść z nami i opowiedzieć nam wszystkie żenujące
historie z młodości Noaha. A jeśli będziesz chciała, by
zajęli się twoimi paznokciami, z pewnością znajdą dla
ciebie czas. Zmonopolizowałyśmy salon na to popołu-
dnie.
– Brzmi cudownie – powiedziała Keely i ruszyła za
kobietami. Dopiero po dłuższej chwili przypomniała sobie
o Noahu, odwróciła się i pomachała do niego. – Do
zobaczenia później, kowboju.
– Jest cudowna – powiedział Brandon. – Ale zupełnie
nie rozumiem tego waszego układu.
– Tak – zgodził się Clint – musisz nad tym jeszcze
popracować. Rozumiem, że razem dorastaliście, ale oboje
jesteście już dorośli.
– A ona jest piękną kobietą – powiedział Greg i spojrzał
w stronę obu ojców. – Nie miałem na myśli nic zdrożnego.
Wprost szaleję za moją żoną – dodał natychmiast.
Ojciec Jenny wybuchnął śmiechem.
– Jak my wszyscy. Ale kiedy w pobliżu pojawia się
taka kobieta jak Keely, trzeba być martwym, by jej nie
zauważyć.
– Święta racja – zgodził się ojciec Brandona. – Wydaje
mi się, że skądś ją znam. Może występowała w reklamach
lub coś w tym rodzaju?
– Nic o tym nie wiem – powiedział Noah.
Jednak starszy pan poddał mu kolejny pomysł wart
rozważenia. Zaczął zastanawiać się, czy Keely kiedykol-
wiek próbowała swych sił w telewizji.
– Rozumiem, co masz na myśli – wtrącił się Clint.
– Też wydawało mi się, że gdzieś ją już widziałem.
Noah zdecydowanie nie życzył sobie, żeby mężczyźni
w dalszym ciągu roztrząsali ten temat.
– Może dlatego, że przypomina Julię Roberts – pod-
powiedział.
– Owszem, jest podobna, ale to nie to – zamyślił się
ojciec Brandona. – Mógłbym przysiąc, że już ją spotkałem,
nawet imię wydaje mi się znajome. Dajcie mi trochę
czasu, to na pewno sobie przypomnę.
Noah miał szczerą nadzieję, że tak się nie stanie.
Rozdział dziesiąty
Keely nie potrafiła sobie przypomnieć, czy kiedykol-
wiek spędziła choć trochę czasu w towarzystwie mężatek.
Uświadomiła sobie właśnie, jak bezpodstawnie uznawała
je za nudziary. Jenny, Barb, Sharon i Tina nie wyglądały
i nie zachowywały się jak kury domowe. Zamiast wymie-
niać między sobą przepisy na ulubione potrawy, po-
stanowiły, siedząc w salonie piękności, podzielić się
swymi seksualnymi fantazjami.
– W zeszłym roku, w przeddzień ślubu Tiny i Grega,
spędziłyśmy całe popołudnie, opowiadając sobie nasze
najskrytsze marzenia erotyczne – wyjaśniła Keely panna
młoda. – Obiecałyśmy sobie wszystko powtórzyć na
moim ślubie. To o wiele zabawniejsze niż striptizer. No
i wszystkie możemy się w to bawić.
– Świetny pomysł – przytaknęła ochoczo Keely.
– Tylko od ciebie zależy, czy zdradzisz nam swoje
fantazje. Możesz zdecydować, gdy my już będziemy
opowiadać. No, dobrze. Ja zaczynam.
Keely z otwartymi ustami słuchała opowieści blon-
dynki o niewinnych, błękitnych oczach. Panna młoda,
poddając się masażowi stóp przed pedikiurem, zwierzyła
się, że często marzy o porwaniu przez szejka i sprzedaniu
w niewolę. Szczegółowo opisała, do czego ją zmusza jej
nowy pan. Gdy skończyła, wszystkie kobiety nagrodziły
ją brawami.
– Teraz ja! – zawołała Tina. – Tę fantazję wprost
uwielbiam.
Włoska piękność o oliwkowej skórze opowiedziała
zebranym, jak wybiera sobie służących, którzy mają ją
zaspokoić. Czekała ich imponująca lista obowiązków.
Keely znów przyłączyła się do oklaskiwania opowieści.
Zastanawiała się, czy już zawsze zapach lakieru do
paznokci będzie się jej kojarzył z erotycznymi marzenia-
mi. Żałowała, że nie robi notatek. To byłby świetny temat
na artykuł dla ,,Attitude’’.
Następna była Sharon, przystojna brunetka o przyjem-
nie zaokrąglonej sylwetce. Opowiedziała, że marzy cza-
sem, by kochać się z nieznajomym na tylnym siedzeniu
jadącej limuzyny. Potem nadeszła kolej Barb, wysokiej
brunetki, która wyobrażała sobie, że zostaje uratowana
z płonącego domu, ubrana jedynie w kuszącą bieliznę.
W dowód wdzięczności kocha się ze wszystkimi dziel-
nymi strażakami.
– Może chcesz nam coś opowiedzieć? – spytała Jenny,
gdy ustały oklaski dla Barb. – Nie musisz, ale to jest
całkiem zabawne – przekonywała Keely.
– Właśnie widzę.
Zaczynała dochodzić do wniosku, że nie miała racji
sądząc, iż małżeństwo wysysa całą inwencję seksualną.
Te panie wprost tryskały ciekawymi pomysłami. Poczuła,
że musi bronić honoru niezamężnych kobiet.
– Słuchajcie. Jestem królową. Kocha się we mnie mój
paź, ale ukrywa uczucie ze względu na swoją niską
pozycję. Gdy zaczynam orientować się w jego uczuciach,
subtelnie go uwodzę.
– O, to jest dobre. A on powoli zaczyna się łamać
– wtrąciła się Jenny.
– Tak – przyznała Keely. – Jako normalny facet
pragnie mnie mieć dla siebie, ale wie, że może zostać za to
zgładzony. W końcu, ryzykując życie, postanawia się ze
mną kochać. Jest noc, pada, a my jesteśmy sami w sali
tronowej. – Keely czuła, że zaczyna coraz bardziej pod-
dawać się urokowi własnego opowiadania.
– A ty oczywiście pozwalasz mu na to? – niecierpliwie
spytała Barb z błyszczącymi oczami.
– No, tak – przytaknęła Keely. – On jest niczym ogier.
– I nie zabijasz go? – ze śmiechem spytała Jenny.
– Nie. Tylko grożę, że to zrobię, jeśli mnie nie zadowo-
li. Dziś i następnej nocy i jeszcze raz, i jeszcze raz...
– Super! – wykrzyknęła Tina. – Wspaniały orgazm
albo precz z jego głową!
– Keely, opowiedz nam, jak to było, gdy ty i Noah
byliście dziećmi – poprosiła Jenny, gdy już wszystkie
siedziały, czekając, aż pomalowane paznokcie porządnie
wyschną.
Dziewczyna zamyśliła się na chwilę, obserwując
z przyjemnością delikatny róż pomalowanych paznokci
rąk i stóp.
– Cóż, ja i jego młodszy brat ciągle pakowaliśmy się
w kłopoty. Gdyby Noah stale nas z nich nie wyciągał,
w końcu by nas aresztowano. Kiedyś ruszyliśmy na
przejażdżkę traktorem jego ojca, nie mając pojęcia, jak
prowadzić tą maszynę. Wylądowaliśmy w rowie. Noah
wziął ciężarówkę ojca, wyciągnął traktor i powiedział, że
to była jego wina.
– Mogę to sobie wyobrazić – oznajmiła Tina, macha-
jąc paznokciami. – Zawsze wydawał mi się typem opieku-
na. Mieliście się kiedyś ku sobie?
– Eee, nie. Nie na poważnie.
– Dziewczyny, ona się rumieni! – zawołała radośnie
Jenny.
– To była szczenięca miłość – broniła się Keely, nie
mogąc uwierzyć, że tak łatwo wpadła. – Jedno spotkanie
w stodole. Nic z tego nie wyszło.
– Ale teraz mogłoby – powiedziała Tina. – Jeśli oczy-
wiście jesteś zainteresowana. On patrzy na ciebie jak
łasuch na pudełko czekoladek.
– Założę się, że wszyscy faceci tak robią, gdy wydaje
się im, że nie patrzymy – zaśmiała się Jenny. – Masz
zabójcze ciuchy, dziewczynko.
Rumieniec Keely jeszcze bardziej się pogłębił.
– To stare szmatki. Noszę je od wieków.
– Ale za to z wielką gracją – powiedziała Tina i pokiwała
głową. – Mówię ci, że Noah jest zainteresowany. I to bardzo.
– Tak, ale wie, że i tak nic z tego nie będzie – wygadała
się Keely, zanim zdążyła pomyśleć.
– Jak to? – brązowe oczy Sharon rozszerzyły się
w zdumieniu.
Keely westchnęła. Nie zamierzała się przyznawać, lecz
te kobiety sprawiały, że nie panowała nad językiem.
– Może i jest seksualnie zainteresowany, ale nie za-
mierza się temu poddać, bo i tak nie mielibyśmy przyszło-
ści. A on nie potrafiłby tak po prostu odejść. Mój ojciec
i siostra pracują dla niego, a w dodatku brat Noaha żeni się
z moją siostrą. Widzicie więc, że to skomplikowane.
– Momencik – wtrąciła się Jenny. – Dlaczego uważasz,
że nic z tego nie wyjdzie?
– Dlatego, że... – zaczęła i powiodła spojrzeniem
po twarzach tych wspaniałych, inteligentnych i za-
bawnych kobiet. – Nie obraźcie się, jesteście fanta-
styczne, ale uważam, że nie nadaję się na żonę ran-
czera.
Jenny zaczęła chichotać.
– A, tak. Żona ranczera. Taka, która nigdy się nie
maluje i skoro świt wybiera jajka spod kur.
Tina przyłączyła się do niej z szerokim uśmiechem na
ustach.
– Jasne. Wiem coś o tym. Własnoręcznie piecze chleb
i dzierga firaneczki na każde błogosławione okno. Ach!
A potem wyszywa serwety i serweteczki, żeby pasowały
do jej firanek.
– Nie zapomnij o przetworach i zapasach na zimę
– dodała ze śmiechem Sharon. – A gdy nadejdzie wiosna,
rusza ze swoim małżonkiem w pole.
– Tak, tak – przytaknęła z udaną powagą w głosie
Barb. – A w w wolnych chwilach niesie pomoc chorym
i potrzebującym.
Jenny spojrzała na Keely roziskrzonym wzrokiem.
– Taką ranczerkę masz na myśli?
– Chyba tak. Przesadziłyście trochę z tymi firankami,
ale mniej więcej tak to sobie wyobrażam.
– Cóż. Widzisz, jak by ci to powiedzieć, taka kobieta...
– zaczęła Jenny i puściła oczko do pozostałych kobiet.
– No, dziewczyny!
– To już zamierzchła przeszłość! – wykrzyknęły jed-
nym głosem.
– Niech żyje nowa ranczerka! – zawołała Jenny,
wyrzucając zaciśniętą pięść w powietrze. – Robimy sobie
pedikiur!
– Podajemy dania z mrożonek! – przyłączyła się Barb.
– Robimy zakupy w eleganckich butikach! – trium-
falnie wykrzyknęła Tina.
– Zatrudniamy sprzątaczki! – Sharon zamachała
w powietrzu obiema pięściami i rozpoczęła szalony ta-
niec.
– Wspaniale. Jestem pod wrażeniem tego, co mówicie
– przyznała, zaśmiewając się Keely. – Najwyraźniej
w waszym przypadku to prawda. Ale nigdy nie miesz-
kałyście w Saguaro Junction.
– A jakie znaczenie ma miejsce? – zapytała zdumio-
na Jenny. – Wszędzie kobiety się zmieniły. Jest nowe
tysiąclecie i poświęcenia wyszły z mody. No, chyba że
któraś ma ochotę tak żyć. Ja nawet nie zbliżam się do
kurnika.
Keely jednak nie bardzo potrafiła to sobie wyobrazić.
– Ktoś powinien uświadomić to wszystko panu Gar-
fieldowi – mruknęła pod nosem.
– Właśnie – zgodziła się Jenny. – A ty jesteś właściwą
kobietą, by to zrobić.
Zabawa w salonie piękności powoli dobiegała końca.
Keely znalazła jakąś wymówkę, by opuścić towarzystwo.
Czekały na nią niedokończone wywiady. Nie mogła już
ich przeprowadzić w umówionym miejscu, była więc
zmuszona skorzystać z telefonu komórkowego. Nie chcia-
ła jednak, by ktokolwiek ją na tym przyłapał. Żeby mieć
całkowitą pewność, udała się do sąsiedniego hotelu.
Znalazła sobie spokojny kącik w hotelowej kawiarence.
Na wystawie pobliskiego butiku zauważyła oszałamia-
jącą suknię. Potrzebowała czegoś ciekawego na weselne
przyjęcie. Przymierzając suknię, zapatrzyła się w lustro.
Czy tak wygląda wyzwolona żona ranczera?
Oczywiście że nie. W ogóle nie powinna o tym myśleć.
Nieważne, jakim przemianom uległ obraz ranczerki.
I tak wymagał nudnej instytucji małżeństwa, która
wysysa wszystkie soki z intymnego związku, czyż nie?
Chociaż, poznane dziś panie nie wyglądały na wyssane.
Wprost przeciwnie. Sądząc po ich fantazjach, ich małżeń-
skie życie było całkiem soczyste. A pomysł kładzenia się co
noc do łóżka z Noahem bardzo się Keely podobał.
Tyle że on jej o to nie prosił. Nie miał zamiaru spędzić
z nią nawet jednej nocy, a co dopiero mówić o reszcie
nocy, do końca życia.
Ale dziś spędzi z nią noc. Keely spojrzała na swoje
odbicie. O, tak!
Noah kupił sobie szorty, by móc wybrać się na plażę.
Siatkówka z chłopakami to było to. Jeśli będzie grał ze
wszystkich sił, męczył się i pocił w kurzu, może nie będzie
już miał siły, by odpowiedzieć na erotyczne zaczepki
Keely.
Nie zamierzał wracać do apartamentu, dopóki nie
nadejdzie pora ceremonii. Długo przygotowywał się na
widok Keely w kusej bieliźnie lub paradującej nago
w czasie przygotowań do wesela. Jednak kiedy wreszcie
dotarł do apartamentu, nie zastał w nim dziewczyny.
Nie zjawiła się również, gdy brał prysznic ani kiedy się
ubierał. W końcu jego ciekawość zmieniła się w złość.
Lepiej, żeby nie spóźniła się na ślub jego przyjaciela. Po
niedługim czasie złość ustąpiła miejsca trosce. Noah
martwił się, czy Keely nie wróciła do tamtego baru
w poszukiwaniu pracy.
Ostatnio widział ją, jak szła w stronę hotelowego
salonu piękności, ale może to była tylko przykrywka?
Chciał już obdzwaniać przyjaciół w poszukiwaniu Keely,
ale zreflektował się. Zamiast tego stanął przed lustrem
i próbował zawiązać muszkę. Już kilka razy miał na sobie
smoking, ale jak dotąd nie nauczył się wiązać muchy.
Z jękiem rezygnacji porzucił frustrujące zajęcie.
Zanim usłyszał słowa dziewczyny, poczuł zapach
malinowego balsamu do ciała. Mięśnie mężczyzny mimo-
wolnie się napięły.
– Może ci pomóc, kowboju?
Noah spojrzał w lustro, w którym odbijała się postać
dziewczyny. W ręku miała torbę z zakupami. Widać było,
że dopiero co wróciła. Świadczył o tym przyspieszony
oddech, rumieniec na policzkach i potargane włosy.
Ciekawe, czy spieszyła się do mnie, czy dlatego, że już
niewiele czasu zostało do przyjęcia, zastanowił się.
– Nie powinieneś już być na dole? – spytała.
– Owszem – przytaknął, myśląc czy zgodzić się na
pomoc dziewczyny w zawiązaniu upartej ozdoby. – A to-
bie wystarczy czasu na przygotowania?
– Jasne. Mam co najmniej pół godziny więcej niż ty.
Przebiorę się, gdy już wyjdziesz. Ale nie możesz iść tak jak
teraz – powiedziała, odłożyła torbę i podeszła do niego.
– Odwróć się. Zobaczę, co da się z tym zrobić.
Noah doszedł do wniosku, że nabrała wprawy w wiąza-
niu krawatów czy muszek, prowadzając się z eleganckimi
mężczyznami. Domyślał się, że będzie to bardzo podniecają-
ca operacja. Odwrócił się przodem pełen mieszanych uczuć.
– Jak było w salonie?
– Owocnie i zabawnie – powiedziała i zamachała
dłonią przed jego nosem.
Delikatny róż jej paznokci przypominał mu wnętrze
muszli albo płatek jej ucha, a może delikatną miękkość...
miejsc, o których nie powinien myśleć. Ależ ona cudownie
pachnie, zachwycił się w myślach.
Podeszła jeszcze bliżej i delikatnie ujęła w dłonie oba
końce muszki Noaha.
– Nie ruszaj się – zamruczała.
Nie miał nawet zamiaru się ruszyć. Nie drgnie mu
nawet żaden mięsień. Przynajmniej spośród tych, nad
którymi ma kontrolę.
Wbił wzrok w jakiś punkt nad jej głową i starał się nie
myśleć. Jednak świadomość jej bliskości, ciepło jej ciała
i szmer oddechu nie pozwalały uciszyć mimowolnej
reakcji jego ciała. Zapach malin rozpraszał go. Gdybym
trochę się przysunął, pomyślał Noah, jej piersi oparłyby się
o mój tors. Zacisnął dłonie w pięści.
– O kurczę – zamruczała dziewczyna.
Zanim spojrzał w dół, już wiedział, że popełnia błąd.
Keely potrafiła być najbardziej uwodzicielską kobietą, gdy
się tylko postarała. Jednak tym razem, ku kompletnemu
zaskoczeniu Noaha, w ogóle tego nie próbowała robić.
Odkrył, że i tak nie potrafi się jej oprzeć.
Całkowicie skoncentrowała się na tym, co robiła.
W skupieniu wysunęła koniuszek języka. Najwidoczniej,
tak samo jak on, nie potrafiła wiązać muszki, ale miała
więcej samozaparcia. Pragnęła mu pomóc, nawet jeśli nie
wiedziała, jak.
Zabawnie marszcząc czoło, wiązała końce raz tak, raz
tak.
– Może ja znów spróbuję? – zaproponował Noah.
– Nie, nie. Zaraz sobie przypomnę. Po prostu wyszłam
z wprawy.
Znaczyło to, że ostatnio nie robiła tego dla żadnego
mężczyzny. Noah był rad, że to słyszy.
– No proszę! – zawołała i uśmiechnęła się triumfalnie.
– Udało mi się!
Noah zamarł, a przed oczami stanęła mu dziewięciolet-
nia Keely. Dwunastoletni Noah, zadzierając nosa, uczył
ją, jak wiązać pętlę na lasso i jak zarzucać związaną linę.
Kiedy wreszcie zarzuciła lasso na końską szyję, posłała mu
taki sam uśmiech. Pamiętał też, co było dalej. Uśmiech
zniknął z jej twarzy, kiedy pętla zacisnęła się i koń
szarpnął. Zapomniał jej powiedzieć, co powinna zrobić po
złapaniu zwierzęcia na lasso. Przez długie tygodnie ob-
winiał się za jej pościerane kolana i dłonie.
Martwił się, jak oprze się Keely-uwodzicielce. Teraz
jednak zauważył, że jeszcze trudniej będzie mu oprzeć się
Keely ze wspomnień.
– Świetnie wyglądasz – powiedziała cicho.
Tym razem w jej oczach nie było diabelskich błysków.
Komplement był szczery, bez żadnych podtekstów. Noah
był zgubiony.
– Keely – szepnął i położył jej dłonie na ramionach,
czując ciepłą gładkość skóry dziewczyny.
– Musisz już iść – powiedziała miękko.
– Ale najpierw cię pocałuję.
– Noah...
– Muszę – wychrypiał i przylgnął do ust dziewczyny.
Jak bardzo pragnął tego pocałunku, jak go potrzebo-
wał! Był w otchłani seksualnej tęsknoty, ale teraz bardziej
pragnął ją tulić w ramionach. Przeraził się swoich uczuć.
Zanurzył się w słodycz pocałunku. Czuł jej pełne
wargi tuż przy swoich, wilgotne ciepło jej ust i giętkość
języka. Zacisnął dłonie na jej ramionach i zaczął gładzić
jedwabistą skórę. Zanim się zorientował, bluzeczka Keely
opadła.
Noah stracił poczucie rzeczywistości. Wypełnił obie
dłonie ciepłym ciężarem jej piersi. Pocałunki mężczyzny
zsunęły się z ust dziewczyny na jej policzki, potem szyję
i dekolt. Przechylił Keely do tyłu. Zakręciło mu się
w głowie z czystej rozkoszy.
Dziewczyna przeczesała palcami jego włosy i przyciąg-
nęła go bliżej.
– Noah... – wydyszała. – Musisz... musisz już iść.
Z jękiem protestu oderwał usta od pełnych piersi
dziewczyny. Wolną dłonią potarł zwilżony, sterczący
sutek i znów opuścił usta na drugą pierś. Mężczyźni
umierali za mniejsze przestępstwa. Wprost nie mógł
uwierzyć, że wreszcie spełniają się jego dawne pragnienia.
Drżącymi palcami pieścił piersi Keely i dziękował losowi
za ten cud. Smakował językiem jej skórę, gdy poczuł
dzwonienie w uszach.
Znów dzwonek, co za dziwne uczucie, pomyślał.
Brzmi zupełnie, jak... telefon. Keely mu się wymknęła.
– Przepraszam – wymamrotała.
Oszołomiony, gapił się, jak dziewczyna sięga po swoją
torebkę i czegoś w niej szuka. Każdy mężczyzna oszalałby
z pożądania, patrząc na gęsią skórkę na piersiach Keely,
pomyślał Noah. W końcu z dna torebki wyciągnęła
komórkę.
Wyłączyła urządzenie i z powrotem wrzuciła je do
torebki. Spojrzała mu w oczy.
– Lepiej już idź – wymamrotała.
– Co... – zająknął się. – Co to było?
– Nic takiego.
– Masz telefon komórkowy?
– Owszem.
– Po co? – spytał Noah, nie potrafiąc dopasować
urządzenia do jej stylu życia.
Tancerki egzotyczne, które przeprowadzały się bez-
trosko z miasta do miasta, nie potrzebowały komórek.
A może?
– Potrzebny mi do pracy – przyznała w końcu Keely.
Noah nagle skojarzył wszystkie fakty.
– Keely, czy ty jesteś dziewczyną na telefon?
– Nie.
Mógł przewidzieć, że zaprzeczy. A co on sobie myślał,
że od razu przyzna się do czegoś takiego?
– Ależ tak. Tylko wstydziłaś się mi powiedzieć.
– Nie, naprawdę nie. Ja...
– W porządku.
Nie mógł jej za to winić. Nie, jeśli za każdym razem,
gdy na nią spojrzał, chciał ją zaciągnąć do łóżka. Skoro od
lat mężczyźni tak na nią reagowali, mogła nabrać przeko-
nania, że właśnie takie życie było jej pisane.
– To nie twoja wina, że mężczyźni lgną do ciebie
– dodał. – Do diabła, spójrz na mnie! Nie mogę utrzymać
rąk z dala od ciebie, mimo że przyrzekłem sobie, że cię nie
dotknę.
– Noah, mówię ci, że nie jestem dziewczyną na
telefon.
– A ja ci mówię, że rozumiem. Nad tym też po-
pracujemy.
– No dobra – dała za wygraną. – Myśl sobie, co chcesz.
Ale teraz powinieneś już zejść na dół – powiedziała
i wstała.
Rozchełstana bluzeczka zatrzymała się na biodrach
dziewczyny. Keely nie zrobiła nic, żeby się okryć.
– Tak, rzeczywiście. Lepiej już pójdę – przytaknął.
Nie mógł jednak oderwać od niej oczu. Zauważył ślady
wilgoci na nagich piersiach dziewczyny. Wiedział, że to
ślady jego niedawnych pocałunków. Boże, dopomóż!
Wciąż pragnął więcej.
Dziewczyna na telefon! Teraz stało się dla niego
jeszcze ważniejsze, by oprzeć się pokusie. Potrzebowała
platonicznego związku, jeśli miała odmienić swe życie.
Jak dotąd, Noah nie miał się czym pochwalić na drodze
nawracania Keely.
Rozdział jedenasty
Noah szedł przez trawiasty dziedziniec pomiędzy
rzędami krzeseł, które powoli zajmowali goście weselni.
Jednak myślami był wciąż z Keely. Był głupi, że od razu
nie dostrzegł prawdy. Rozmowa, która miała odbyć się
w nocnym klubie, mogła być nawet prowadzona przez
przyszłego opiekuna dziewczyny. Zadrżał na samą myśl
o tym.
Cóż, ocali ją przed takim życiem, jak Richard Gere
ocalił Julię Roberts w ,,Pretty Woman’’. Tylko że bohater
najpierw zatrudnił prostytutkę, a dopiero później pragnął
ją ocalić. Seks był od początku częścią umowy. Czy był
kompletnym głupcem, niewzruszenie trzymając się za-
sad?
Nagle uświadomił sobie inną prawdę. Jako płatna
kochanka, nie szła do łóżka z mężczyznami, których
pragnęła. Uprawianie miłości z tym, którego sobie wy-
brała, mogło być dla niej prawdziwą odmianą i ucieczką
od rutyny.
To były bardzo niebezpieczne myśli. I jeśli naprawdę
w to uwierzy, zacznie myśleć, że wyświadcza jej przy-
sługę. Takie przekonanie sprawi, że błyskawicznie prze-
kroczy wyznaczoną sobie granicę.
Nagle wśród gości dostrzegł Keely i zastanowił się, czy
przypadkiem już dawno nie przekroczył tej granicy. Jeśli
nie, ta sukienka zepchnie go z krawędzi. Instynkt posiada-
cza ukłuł go niczym ostra szpilka. Niemal podbiegł do niej,
by nikt inny nie odprowadził jej na wybrane miejsce.
Kiedy Keely zobaczyła, że Noah się do niej zbliża, posłała
mu uśmiech – leniwy i uwodzicielski. Sam uśmiech
wystarczyłby, żeby rzucić mężczyznę na kolana. A jej
wygląd przyprawiłby go o atak serca.
Dziewczyna upięła burzę loków na czubku głowy.
Noah nie mógł pozbyć się myśli, jak wyglądałaby kaskada
rudych loków, gdyby wyciągnął z nich spinki.
W uszach miała błyszczące kolczyki, w których od-
bijało się światło płonących pochodni. Lecz największe
wrażenie robiła suknia. Opinała jej ciało jak druga skóra.
Nieprzezroczysty materiał przy każdym ruchu marszczył
się i błyszczał jak hologram.
Mimo że suknia miała wysoki kołnierzyk, głęboko wcięty
dekolt ukazywał łagodną linię jej piersi. Gdy Noah spojrzał
na plecy dziewczyny, zauważył jedynie delikatną, złotą
skórę. Tył sukni po prostu nie istniał, poza obrożą kołnierza.
Suknia sięgała kostek, lecz z jednej strony rozcięcie
biegło aż do biodra. Jeszcze kilka centymetrów i ukazałaby
się krawędź jej majteczek. Zakładając, że ma je na sobie.
Diabelski błysk w jej oczach mówił mu, że dziś dziew-
czyna jest zdolna do wszystkiego.
Z szaleńczym biciem serca podał jej ramię. Gdy wspar-
ła się na nim i przysunęła bliżej, wziął głęboki oddech.
Znów poczuł przeklęty malinowy zapach.
– Gdzie chcesz usiąść? – zapytał.
– Na twoich kolanach – wymruczała w odpowiedzi.
– Keely – powiedział ostrzegawczo, czując że serce
zaraz wyskoczy mu z piersi.
– To znaczyło tak, czy nie? – spytała i posłała mu
kolejny wyzywający uśmiech.
– Jesteś niesamowita.
– A ty podniecony. Jestem pewna, że wyobrażasz
sobie różne ciekawe rzeczy.
– Jesteś bardzo pewna siebie, prawda?
Miała do tego pełne prawo. Zresztą bardzo dobrze
określiła stan jego umysłu i ciała.
– Założę się, że będziesz teraz myślał o mnie, zamiast
słuchać ceremonii. A skoro już o tym mówimy, usiądę po
stronie pana młodego. W końcu to on mnie zaprosił.
Noah znów wziął głęboki oddech, zanim zaprowadził
ją na wybrane miejsce.
– Wiem, że umierasz z ciekawości, więc zakończę
twoją mękę. Nie, nie włożyłam majtek. Zniszczyłyby
linię sukienki, a na rajstopy jest za gorąco. Pomyśl sobie
o tym, stojąc przy ołtarzu, i spróbuj nie patrzeć w moją
stronę.
Noah z trudem przełknął ślinę. Zatrzymał się przy
najbliższym wolnym krześle. Zauważył, że większość
z obecnych mężczyzn bacznie obserwowała Keely.
– Czy dziś wieczorem zamierzasz złamać wszelkie
zasady?
– Próbuję tylko sprostać twoim oczekiwaniom, Noah.
Czy podoba ci się moja sukienka?
– Jest bardzo... obcisła.
– Celowo, bo gdyby była luźniejsza, z łatwością za-
jrzałbyś mi za dekolt – pouczyła go, przysunęła się bliżej
i zamruczała mu prosto do ucha. – Nie nałożyłam też
stanika.
Noah musiał zacząć walczyć o oddech, ponieważ
w innym wypadku udusiłby się. Dziewczyna natomiast
uniosła dłoń i przesunęła wskazującym palcem po ramie-
niu mężczyzny.
– Czy podnieca cię patrzenie na mnie?
Noah zakrztusił się.
– Biorę to za potwierdzenie. Zresztą wiem, że to
prawda. Łatwo to zgadnąć po twym przyspieszonym,
płytkim oddechu. Jeśli się dusisz, chętnie zrobię ci sztucz-
ne oddychanie.
– Lepiej by było, gdybyś usiadła.
– Też tak sądzę – przytaknęła, ścisnęła lekko ramię
mężczyzny i posłusznie usiadła. – Do zobaczenia, kow-
boju – zamruczała, przesyłając mu niewidoczny pocału-
nek.
Po chwili Noah zajął swoje miejsce przy ołtarzu.
Bardzo starał się uważać, gdy Jenny i Brandon składali swe
przysięgi przed urzędnikiem. W końcu po to tu był, jako
świadek ślubu przyjaciela. Jednak mimo wysiłków spędził
całą ceremonię tak, jak przewidziała Keely. Starał się na
nią nie patrzeć, lecz nie umiał się powstrzymać od
zerkania w jej kierunku. A za każdym razem, kiedy
spojrzał na dziewczynę, uświadamiał sobie, jak niewiele
dzieliło go od jej nagiego ciała. Tylko ta jedna, obcisła,
połyskująca warstwa materiału. Suknia bez pleców i z ku-
szącym rozcięciem. Gdyby rozpiąć kołnierzyk, z pewnoś-
cią opadłaby do talii. A gdyby byli sami, wystarczyłoby
unieść dół sukni...
Ceremonia wciągnęła Keely bardziej, niż się spodzie-
wała. Zamierzała skoncentrować się na Noahu i dokoń-
czyć dzieła, które tak zgrabnie zaczęła efektownym
wejściem. Zamiast tego uważnie słuchała słów urzędnika
i starała się powstrzymać łzy.
Zamrugała kilka razy. Może rychły ślub B.J. tak bardzo
ją rozstroił. Kiedy pomyślała, że nie będzie na ślubie
własnej siostry, zrobiło jej się przykro. Dawno temu
obiecały sobie, że będą druhnami na własnych ślubach.
Teraz wiedziała, że tak się nie stanie. Ciekawe, czy
główną druhną B.J. została jej przyjaciółka, Sally.
Próbowała oderwać myśli od tego tematu, skupiając się
na Jenny i Brandonie. Byli tak szczęśliwi, jakby nie
zdawali sobie sprawy, że przez ten krok bardzo ogranicza-
li swoje możliwości. Keely lubiła mieć wiele otwartych
dróg. Porzucała natychmiast każdego mężczyznę, który
wspominał słowo na ,,m’’.
Dzięki temu, że nie ograniczała sobie możliwości
wyboru, była całkowicie wolna. Jeśli chciała, mogła lecieć
do Paryża, tańczyć w najlepszej dyskotece i przespać się
z najprzystojniejszym facetem, którego zdołała pode-
rwać. Jenny rezygnowała z tego wszystkiego. Tylko że
w tej chwili życie, które wybrała Jenny, nie wydawało się
takie złe. Natomiast wszystkie ekscentryczne wybory
Keely straciły nagle blask.
Wszystko przez Noaha. Ponowne spotkanie znów
zbudziło w niej dziecinne marzenia, by spędzić życie
z jednym mężczyzną. Kiedy Noah odrzucił ją, zrezyg-
nowała z tego głupiego pomysłu.
Wciąż wydawał jej się głupi. Jenny i jej przyjaciółki
mogą myśleć, że świat zmienił się na tyle, by pozwolić
takiej kobiecie jak Keely żyć spokojnie w Saguaro
Junction. Jednak Keely, która była nieodrodną córką
swojej matki, wiedziała lepiej. Noah także, więc nigdy nie
brał jej pod uwagę jako towarzyszki życia.
Towarzyszka życia. Noah miał to niemal wypisane na
czole. Każda, która pragnęła, by zwrócił na nią uwagę,
mogła to zauważyć. Keely bardzo chciała go mieć, dosko-
nale wiedziała jednak, że ten mężczyzna jest poza jej
zasięgiem. Skoro wybrała już swoją drogę, nie pozostało
jej nic innego, jak zaakceptować to, kim była... i to, kim
nie była.
Wiedziała, że relacja między nimi uległa zmianie,
odkąd Noah uznał, że Keely pracuje jako dziewczyna na
telefon. Nie była pewna, jak dokładnie doszedł do tego
wniosku, lecz była pewna, że jego opór słabnie. Mogła to
być zasługa sukienki, lecz Keely podejrzewała, że jest
w tym coś więcej.
Cokolwiek to było, ona nie będzie protestować. Jeśli
myśl, że Keely jest dziewczyną na telefon, pozwoli
Noahowi ją kochać, to niech sobie tak myśli. Nie miało
znaczenia, jak znajdzie się w jej łóżku, jeśli rezultatem
będą długie godziny rozkoszy. A potem się rozstaną.
Tylko tak mógł zakończyć się ich związek.
Znów zamrugała, by pozbyć się łez. To dlatego nie
chodziła na śluby. Zawsze łatwo się wzruszała.
– Matko jedyna, popatrz tylko – powiedział Clint,
podając Noahowi drinka i wskazując głową tańczącą
Keely. – Powiedz mi, że nie pozwolisz tej okazji się
zmarnować.
Dziewczyna brała właśnie udział w konkursie. W rytm
muzyki należało przejść przodem pod coraz niżej zawie-
szaną tyczką, nie dotykając jej.
– Myślisz tylko o jednym – odparł z wyrzutem Noah,
choć wiedział, że ten komentarz dotyczy również jego
samego.
Ruch bioder Keely i rytmiczne klaskanie rozpaliły go do
białości. Lodowaty drink nie przywrócił mu jasności
umysłu. Może zamiast wlać go do gardła, powinien
rozważyć inne miejsca, gdzie mógł go zastosować.
– Żaden facet, w którym kołacze się choć marna
iskierka życia, nie pozostanie obojętny na taki widok. Ale
tylko ty możesz odpowiedzieć na ten zew – odparł Clint.
– Zresztą nie musisz mi nic mówić. To i tak już
przesądzone. Między wami aż iskrzy.
Noah doszedł do tego samego wniosku i nie był
szczęśliwy z tego powodu. Powinien być silniejszy, mądrzej-
szy i bardziej szlachetny. Wtedy utrzymałby łapy przy sobie.
Zanim skończył swojego drinka, Keely wygrała kon-
kurs i odebrała nagrodę. Popatrzyła w jego kierunku
i przesłała mu całusa. Clint dostrzegł to i zaśmiał się.
– To już przesądzone. – Poklepał Noaha po plecach.
– Jakie to uczucie, czuć zazdrość wszystkich mężczyzn?
– Po prostu świetnie.
– Dziwne, ale nie wyglądasz na zadowolonego. Jest
jakiś problem?
Noah spojrzał na przyjaciela. Clint nie miał pojęcia, jak
bardzo skomplikowana jest sytuacja, lecz Noah nie zamie-
rzał go uświadamiać. Uśmiechnął się tylko.
– Panie i panowie – usłyszeli z głośników głos Grega.
– Proszę wszystkich o uwagę.
– Ależ on uwielbia mikrofony – powiedział Clint.
– Chyba uważa się za prawdziwego wodzireja.
– Przestań narzekać – odparł Noah. – Lepiej on niż
któryś z nas.
– Pora na specjalną wersję popularnej zabawy w mu-
zyczne krzesełka – oznajmił przez mikrofon Greg. – Za-
praszamy panie na muzyczne kolana!
Noah pamiętał tę zabawę ze ślubu Grega. Mężczyźni
siadali w kręgu, a kobiety tańczyły wokół nich, gotowe
usiąść im na kolanach, gdy tylko ucichnie muzyka. Jednak
w zeszłym roku Keely nie brała udziału w zabawie. Teraz
nie życzył sobie, by siadała na kolanach innych mężczyzn.
– Nareszcie mogę wziąć udział w jakimś konkursie
– powiedział Clint. – Przynieśmy sobie krzesła.
Noah wiedział, że ta zabawa nie przypadnie mu do
gustu. Już jej nienawidził. Wziął krzesło i usiadł obok
Clinta. Greg, organizując zabawę, upewnił się, że kobiet
jest więcej niż mężczyzn. Włączono muzykę i kobiety
zaczęły tańczyć.
Ilekroć Keely mijała Noaha, zwalniała i posyłała mu
kuszący uśmiech. Potem musiał patrzeć, jak odchodziła
kocim krokiem. Nagle muzyka ucichła.
Wśród pisków i śmiechów uczestniczek, Keely szybko
usiadła na czyichś kolanach. Noah nie znał tego mężczyzny,
ale nie miało to znaczenia. Nienawidził go z całego serca.
– Cześć, przystojniaczku – zawołała Sharon, opadając
na kolana Noaha. – Dobrze się bawisz?
– Jasne – przytaknął i z trudem rozluźnił zaciśnięte
mięśnie szczęki. – A ty?
– Ja bawię się świetnie, obserwując jak ty patrzysz na
Keely. Jeszcze nigdy nie widziałam u ciebie takiego
wyrazu twarzy.
– To niestrawność. Nie powinienem był jeść tego
wszystkiego.
– Aha. W chorobie żołądka i w miłości facet zawsze
ma tę samą minę. Cóż, mogłam się pomylić.
Chory z miłości do Keely? Lepiej nie. Byłby już
zgubiony.
Greg znów przemówił do mikrofonu.
– Dobrze, miłe panie, wystarczy tego siedzenia. Za-
praszam na parkiet.
– Wszystkie ją lubimy – oznajmiła Sharon, ześlizgując
się z kolan Noaha.
– Kogo? – Noah udał, że nie rozumie.
Kobieta przewróciła oczami i spojrzała na męża, sie-
dzącego obok opornego kowboja.
– Dowiedziałeś się czegoś interesującego?
– Nic nie chce powiedzieć – poskarżył się Clint.
– Starałem się, ale...
– Musimy wyeliminować jedne kolana – oznajmił
Greg. – Przykro mi, Clint, odpadasz.
– O rany. – Clint jęknął pod nosem, a jego żona zaczęła
się śmiać. – Nigdy nie mogę się zabawić – mrucząc
z niezadowolenia, usunął się na bok, a Greg znów włączył
muzykę.
Po raz kolejny Keely minęła Noaha, kołysząc biodrami.
Mężczyzna zacisnął zęby i cierpiał w milczeniu. Muzyka
wciąż grała, gdy Keely podeszła do niego drugi raz, ciągle
tajemniczo się uśmiechając. Nagle muzyka umilkła,
a Noah zareagował błyskawicznie. Chwycił dziewczynę
w talii i usadził sobie na kolanach.
– Och! – jęknęła bez tchu.
Rumieniec powoli wypełzał spod kołnierzyka Noaha.
Nie zamierzał przecież robić czegoś takiego. Z drugiej
strony cieszył się, że ten tyłeczek, obciągnięty jedwabis-
tym srebrnym materiałem, pewnie siedzi na jego kola-
nach. Może nawet zbyt się cieszył. A w szczególności
jedna część jego ciała.
– To niesprawiedliwe – zawołała Jenny, która też stała
przy Noahu, lecz została bez męskich kolan. Starała się
okazać dezaprobatę, ale uśmiech już wypływał na jej usta.
– Myślę, że Noah oszukiwał – poskarżyła się Gregowi.
– A Keely też brała w tym udział.
– To moja wina – przyznał Noah.
Nie tylko okazał przy wszystkich swoje uczucia wobec
dziewczyny, ale za chwilę, jeśli Keely nie przestanie się
kręcić, wszyscy zobaczą go również w pełnej gotowości.
– Sądzę, że oboje są winni – ze śmiechem oznajmiła
Jenny.
– Panna młoda przemówiła – huknął do mikrofonu Greg.
– Obawiam się, że muszę was karnie usunąć z zabawy.
– Brzmi sprawiedliwie, prawda, Keely? – spytał Noah,
chwycił krzesełko i zaczął ciągnąć za sobą dziewczynę.
– Jeśli tak mówisz – zgodziła się radośnie.
Puścił ją i stanął tyłem do gości, by nikt nie zobaczył
wybrzuszenia w jego spodniach.
– Twarde reguły, czyż nie? – rzuciła za nim Jenny,
puszczając oczko.
– Owszem – skinął głową i spłonął rumieńcem.
– Skoro jesteście wolni, poproszę was o maleńką
przysługę – powiedziała Jenny tonem nieznoszącym
sprzeciwu. – Znajdźcie szefową kuchni i poproście, by
dołożono świeżego ananasa, bo niedługo się skończy.
Wejdźcie za tamten wodospad i idźcie prosto korytarzem.
Ona nazywa się Julie Osaka.
– Jasne – zgodził się Noah, choć nie był przekonany,
czy w tym stanie powinien gdziekolwiek chodzić z Keely.
– Tylko wezmę torebkę – poprosiła dziewczyna.
– W porządku – przytaknął, ponieważ i tak nie mógł
kazać jej zostać.
Ruszyli we wskazanym kierunku. Noah chciał jak
najszybciej mieć to już za sobą.
– Czy będziemy biec całą drogę? – spytała zdyszana
Keely.
– Nie możemy pozwolić, by zabrakło ananasa.
– Jasne, ale jeśli wpadniemy zziajani do biura tej
kobiety, Bóg raczy wiedzieć, co sobie o nas pomyśli.
Noah wiedział, że dziewczyna przesadza, ale i tak
zwolnił. Zachowuję się jak jakiś baran, wyrzucał sobie
w myślach. Mieli tylko poszukać szefowej kuchni. Prze-
cież poradzi sobie z tak prostym zadaniem. Przytrzymał
drzwi dla Keely.
– Przepraszam.
– Tak już lepiej – powiedziała, ujęła go pod ramię
i spojrzała w górę. – Tyle pracy, a ty i tak masz rozwiązaną
muszkę – zauważyła.
– Byłem rozpalony – mruknął. – To jest, było mi
gorąco. Noc jest bardzo ciepła.
– Właściwie to lubię, gdy mężczyzna ma rozwiązaną
muszkę – powiedziała, przysuwając się bliżej. – To jakby
zachęta, by rozebrać go z reszty ubrania.
Noah nie zamierzał podtrzymywać rozmowy. Mimo
że zwolnili, oddychał z trudem. Przez jego rozgorącz-
kowany umysł przebiegały setki myśli. Keely nie miała na
sobie nic poza sukienką. Potrzebował jedynie cienistego
zakątka. Z pewnością po drodze jakiś się znajdzie. Za
zakrętem zauważył kilka takich miejsc. Ależ jestem
niemoralny, pomyślał. To ona mnie do tego doprowa-
dziła.
Nagle na ich drodze pojawiła się kobieta o azjatyckiej
urodzie. Gdy podeszła dość blisko, Noah odczytał nazwis-
ko na plakietce. Mieli szczęście, to była szefowa kuchni.
– Proszę wybaczyć – zaczął. – Jesteśmy gośćmi wesel-
nymi. Panna młoda prosiła, by przekazać pani, że zaczyna
brakować świeżego ananasa.
– Oczywiście, zaraz się tym zajmę – powiedziała
z miłym uśmiechem. – Właśnie szłam sprawdzić, czy
wszystko w porządku. Zajrzę przy okazji do kuchni
i zaraz uzupełnimy braki. Czy mogę służyć państwu
czymś jeszcze?
– To wszystko. Dziękujemy – powiedział Noah.
– Przyjęcie jest udane?
– Tak – przytaknęła Keely. – Wszyscy się świetnie
bawią.
– Dobrze. Zatem nie zatrzymuję państwa dłużej – po-
wiedziała szefowa kuchni i skręciła w boczny korytarz.
– Misja wykonana – powiedziała wesoło Keely, pa-
trząc Noahowi w oczy.
– Tak – zgodził się mężczyzna, dostrzegając w jej
oczach diabelskie błyski. – Możemy wracać na przyjęcie.
– Dobrze – powiedziała dziewczyna i przeciągnęła
językiem po dolnej wardze. – Ale najpierw chciałabym
przypudrować nosek.
– Nie jestem pewien, gdzie jest toaleta – powiedział
z bijącym sercem.
Nie sądził, że Keely naprawdę chce tam iść, ale nie miał
pewności.
– Ja też nie. Musimy poszukać – oznajmiła i pociąg-
nęła go w głąb korytarza. – Może tędy?
Dotarli do końca korytarza, ale nie znalazł żadnych
drzwi prowadzących do damskiej toalety. Zauważył
jednak przyjemny kącik. Stały tu fotele, stolik i rozłożysta
palma. Prawdopodobnie pracownicy biur spędzali tu
krótkie przerwy.
Puls mężczyzny przyspieszył. Za tym fotelem. Przy
ścianie. To najciemniejszy kąt, jaki mógł znaleźć.
O tej porze na pewno nikt tu nie zajrzy. Poczuł
natychmiastową reakcję ciała. Nie. To czyste szaleń-
stwo.
– Nic tu nie ma – powiedział, odchrząkując.
– Zupełnie pusto, prawda? – oceniła Keely, uważnie
się rozglądając.
– Musimy wracać – przypomniał schrypniętym gło-
sem.
– Za chwilę – przytaknęła, odłożyła torebkę i chwyciła
oba końce muszki. – Za krótką chwileczkę – dodała
i przyciągnęła go do siebie.
Czuł ciepło jej ciała i zapach malinowego balsamu
zmieszanego z erotycznym zapachem kobiety. Kusiła go
cały wieczór. Jeszcze nigdy nie zrobił niczego takiego,
nawet nie miał takiej możliwości. Ale też żadna kobieta
nie oznajmiła mu na początku wieczoru, że nie ma na
sobie bielizny.
Coś w nim pękło. Z jękiem popchnął ją za fotel,
w kierunku ściany. Jedną ręką przytrzymał głowę dziew-
czyny i wpił się w jej usta. Drugą odnalazł rozcięcie sukni
i sięgnął pod spód. Dotknął koronkowych majteczek.
– Masz na sobie bieliznę – powiedział, ciężko dysząc.
– Doprawdy? Musiałam o niej zapomnieć – wymru-
czała.
– Blefowałaś.
– Tylko się z tobą droczyłam.
– Blefowałaś i musisz ponieść karę. – Zajrzał jej
w oczy, złapał jedwabisty materiał i podciągnął aż na
biodra kobiety.
– Tutaj? – spytała z zielonym ogniem w oczach.
– Właśnie tutaj – przytaknął, przytrzymał jedną dło-
nią suknię, a drugą ściągnął bieliznę dziewczyny.
– Czy... masz prezerwatywę? – spytała łamiącym się
głosem.
– Nie – wyszeptał i zanurzył dłoń w trójkącik kędzie-
rzawych włosów.
Keely zamrugała i zaczęła się osuwać. Gdyby jej nie
podtrzymał, upadłaby.
– Będzie... nam... potrzebna.
– Cóż, może powinnaś była o tym pomyśleć. To
w końcu ty kupiłaś aż dwa pudełka – wymruczał i znów
przykrył jej usta swoimi.
Rozdział dwunasty
Keely nie mogła jasno myśleć. Mimo to wiedziała, że
Noah ma rację. Powinna pamiętać o prezerwatywach.
Jednak zapomniała, a teraz... teraz jego zręczne palce nie
pozwalały się jej skupić. Czuła, że za chwilę zupełnie
straci kontrolę nad sytuacją.
Ogniste fale rozkoszy pełzały po jej ciele. Zaczęła
drżeć. Sutki dziewczyny stwardniały i napierały mocno
na materiał sukni. Och, tak. Właśnie tak, kwiliła w myś-
lach Keely.
– Noah – wydyszała jego imię. – Nie możemy... Jeśli
nie mamy prezerwatywy, nie możemy...
– Wiem – przytaknął, odrywając się od jej ust, ale nie
przerywając szalonego tańca palców. – Najpierw ty,
potem ja. Zajmiemy się sobą nawzajem. Co ty na to?
– Cudownie – westchnęła.
Nogi miała jak z waty, a ciałem wstrząsały dreszcze.
Z każdym ruchem palców Noaha zbliżała się do krawędzi.
Już niedługo, pomyślała.
Nagle Noah zwolnił. Drażnił tylko lekkim dotykiem,
jak muśnięcia skrzydełek motyla. Powoli wsuwał i wysuwał
palce z delikatnego wnętrza. Kciukiem zataczał kręgi wokół
miejsca, które najbardziej potrzebowało jego pieszczoty.
Keely żałośnie jęknęła. Mężczyzna uśmiechnął się
tajemniczo.
– To mi nie wystarczy. Chcę więcej. Rozepnij kołnierz
– zażądał szorstkim z podniecenia głosem.
– Jeśli cię puszczę, upadnę – protestowała słabo.
Ciałem dziewczyny wstrząsały spazmy rozkoszy.
Z trudem nabierała powietrza w płuca. To ona zbudziła
bestię drzemiącą dotąd w Noahu.
– Trzymam cię mocno – zapewnił ją, obejmując
w talii. – Chcę, żebyś to rozpięła. Jeśli ja się do tego
zabiorę, z pewnością rozedrę materiał – oznajmił, skubiąc
dolną wargę Keely.
Sięgnęła na kark do zapięcia sukni. Nie mogła poradzić
sobie z opornym zameczkiem. Ręce dziewczyny zbyt
mocno drżały.
– Uwielbiam, kiedy unosisz ręce za głowę. Twoje
piersi wtedy kusząco się unoszą – szeptał jej do ucha,
wciąż pieszcząc palcami delikatne wnętrze dziewczyny.
O, tak. Zmieniła uprzejmego kowboja w szalonego
kochanka. Bezsilnie opuściła ramiona.
– Nie dam rady – jęknęła i zamknęła oczy.
– Na pewno sobie poradzisz – zapewnił ją i przesunął
kciukiem po pulsującym z tęsknoty wzgórku.
Keely, jak porażona gromem, otworzyła oczy i nabrała
haust powietrza.
– To się nie ruszaj – westchnęła błagalnie. – No, już
– dodała po chwili, gdy wreszcie rozpięła suknię.
– A teraz zsuń materiał z piersi – zażyczył sobie Noah
i wrócił do przerwanych pieszczot.
Czuła, że zbliża się potężna fala rozkoszy. Zrozumiała,
że Noah chce mieć ją prawie nagą, gdy ten moment
nadejdzie. Drżała z napięcia, pragnienia i strachu, że ktoś
może nadejść. Jednak pozwoliła sukni opaść, aż do talii.
Poczuła na twarzy gorący i słodki oddech mężczyzny.
– Załóż z powrotem ręce za głowę – wymruczał.
Posłusznie splotła palce na karku. Piersi Keely dumnie
uniosły się w stronę oczekującego Noaha.
Mężczyzna pochylił się i spojrzał. Przeniósł pożądliwy
wzrok na twarz dziewczyny.
– Boisz się? – szepnął pytająco. – Boisz się, że ktoś nas
zobaczy albo usłyszy?
– Tak – odparła drżącym głosem. – Na tym polega
urok zakazanych miejsc – dodała.
– Nie wiedziałem. Nie miałem pojęcia, jakie to uczucie
– wyznał. – Jest tak przyjemnie – zamruczał i przyspieszył
ruchy palców.
– Tak, och, tak... – jęczała w ekstazie Keely.
– Już niedługo – zapewnił ją. – Ale jeśli narobisz
hałasu...
– Nie, przyrzekam. – Keely obiecałaby teraz wszystko,
byle tylko nie przestawał.
Noah jednak znów przerwał pieszczotę i obwiódł
wilgotnym językiem napięty sutek dziewczyny.
– Jesteś pewna? – wymamrotał.
– Tak, jestem pewna. Proszę cię, Noah. Teraz... – jęk-
nęła.
Delikatnie ujął w zęby sutek Keely. Najpierw powoli,
potem coraz szybciej przesuwał po nim językiem. Ruchy
kciuka na szczególnie wrażliwym punkcie ciała dziew-
czyny powtarzały rytm tańca języka. Już po chwili feeria
świateł rozbłysła przed oczami Keely. Gardło bolało ją od
powstrzymywanych jęków. Dłoń Noaha poruszała się
coraz wolniej, lecz palce wciąż tkwiły głęboko w ciele
dziewczyny. Po raz ostatni pocałował drżący czubek jej
piersi i delikatnie wysunął palce z aksamitnej miękkości.
Keely podniosła ociężałe powieki i ujęła twarz męż-
czyzny w dłonie. W jego wzroku widziała niewygasłe
płomienie pożądania.
– Dziękuję – szepnęła.
– Nie ma za co – odparł z czułym uśmiechem.
Uniósł wilgotny palec do jej warg i obrysował kształt
ust. Pochylił się nad nią.
– Chcę poczuć, jak smakujesz – zamruczał i poca-
łował ją.
Ten pocałunek był inny od poprzednich. Czuły i słodki.
Keely nie przypuszczała, że to będzie możliwe, lecz znów
go zapragnęła. Sięgnęła pomiędzy ich splecione ciała
i poczuła jego męskość. Gorące wybrzuszenie niemal
rozrywało obcisłą bieliznę, którą mu kupiła. Sięgnęła
głębiej.
Mężczyzna westchnął i spojrzał jej w oczy.
Nie odrywając wzroku od jego twarzy, zacisnęła dłoń
i z wyczuciem zaczęła przesuwać ją w górę. Gdy palce
dziewczyny dotarły do najbardziej wrażliwego miejsca,
na szczycie pojawiła się kropla lepkiej wilgoci. Keely
uśmiechnęła się i przesunęła dłoń w dół. Zamierzała przez
chwilę pomęczyć Noaha.
– Oszaleję przez ciebie – wydyszał.
– Mam taką nadzieję – odparła bezlitośnie.
Tym razem, gdy jej dłoń dotarła do szczytu męskości
Noaha, Keely przesunęła kciuk i ułożyła go we właściwej
pozycji. Mężczyzna jęknął. Wiedziała, czego pragnie,
i zamierzała mu to dać, ale chciała, by ją o to poprosił.
– Powiedz mi, Noah, co jeszcze mogę dla ciebie zrobić?
– spytała. Otworzył oczy i ujrzała w nich nieposkromioną
żądzę. Jego klatka piersiowa unosiła się z trudem, jakby
walczył o każdy oddech.
– Chcę, żebyś uklękła – wychrypiał. – Chcę poczuć
twoje usta na sobie.
– Nie narobisz hałasu? – spytała.
– Nie – odparł z mocą i chwycił ją za nadgarstek.
– Błagam cię, Keely.
Bez wahania osunęła się na kolana i zaczęła pieścić go
ustami. Mężczyzna drżał tak mocno, że musiał oprzeć
obie ręce o ścianę nad jej głową. Dała mu to, o co prosił,
i zamierzała przyjąć wszystko, co on chciał jej dać. Noc
była jeszcze młoda.
Noah nie miał pojęcia, ile czasu mogło minąć, zanim
zajął się poprawianiem ubrania. Wciąż czuł przetaczające
się nad nim fale. Pewnie wyglądam jak rozbitek, pomyślał.
Spojrzał na ślicznie zarumienioną Keely i dotknął jej
policzka.
– Niesamowite – wyszeptał i zajrzał w oczy dziew-
czyny.
– Tak – przytaknęła miękko.
Wyglądała bardzo seksownie z potarganymi włosami
i rozmazaną szminką. Poczuł podniecenie na samą myśl,
w jaki sposób to się stało. Lepiej o tym nie myśleć,
zdecydował.
– Więc podobał ci się ten dreszczyk emocji? – spytała,
a na jej opuchniętych od pocałunków ustach zagościł
uśmieszek satysfakcji.
Noah spojrzał na dziewczynę. Jej oczy znów płonęły
diabelskim ogniem. W końcu dopięła swego.
– Owszem.
– Masz ochotę na jeszcze?
– Przecież wiesz...
– A co z przyjęciem? I twoimi przyjaciółmi? Nie
powinniśmy przypadkiem wracać?
Patrzył na nią i zastanawiał się, jak delikatnie jej
przypomnieć, że potrzebuje kilku drobnych poprawek.
– Chyba tak, ale może najpierw poprawisz uczesanie?
– Och – westchnęła i dotknęła ręką wzburzonych
włosów. – Racja.
– Nie znaleźliśmy w końcu łazienki.
– Nie, ale szyba powinna wystarczyć.
Niechętnie wypuścił ją z ich kącika. Miał ochotę wziąć
na pamiątkę kilka liści palmy albo skrawek dywanu.
– Wcale nie szukałaś damskiej toalety, prawda?
Odwróciła się od szyby, przerywając upinanie włosów.
Z rękami w górze była bardzo kobieca i kusząca.
– Nie, nie szukałam. Wiedziałeś o tym od początku,
prawda? – spytała, wracając do przerwanej czynności.
– Miałem taką nadzieję – przyznał. – Liczyłem, że, tak
jak ja, szukasz ustronnego miejsca.
– Widzisz, jak przyjemnie jest nadawać na tej samej
fali?
Teraz miał ochotę znaleźć się w tym samym łóżku.
Jednak najpierw powinni wrócić na przyjęcie i dać się
zauważyć. Spojrzał w dół, by upewnić się, czy ma zapięte
spodnie. Nagle zauważył na gołębioszarym materiale
spodni ślad różowej szminki.
– Do diabła – zaklął i bezskutecznie próbował zdrapać
ślad paznokciem.
– Co się stało? – odwróciła się od okna ze szminką
w ręce i zaczęła się śmiać.
– Cieszę się, że cię to bawi. Szminka na kołnierzyku
koszuli to jedna rzecz, ale z pewnością nie chcę wracać na
przyjęcie ze szminką rozmazaną w okolicy rozporka.
– Przestań ją ścierać, tylko pogorszysz sprawę. Mam
coś w sam raz na twój kłopot – powiedziała, wrzuciła
szminkę do torebki i zaczęła czegoś w niej szukać.
– Co takiego? – spytał podejrzliwie, bo już zdążył się
nauczyć, że gdy Keely się uśmiecha, spotka go coś
dziwnego.
– To! – zawołała triumfalnie, wyciągając z torebki
mały foliowy pakiecik.
– Mówiłaś przecież, że zapomniałaś wziąć – powie-
dział z wyrzutem.
– Zwykle wkładam jedną do torebki. Tak na wszelki
wypadek – wyjaśniła i wyjęła z pakiecika biały przedmiot
w kształcie kwadratu.
Mógł sobie wyobrazić, że pod wpływem chwili zapo-
mniała o prezerwatywie. Jednak zupełnie nie mieściło mu
się w głowie, że robią je białe i kwadratowe.
– Jak to działa? – spytał zmieszany.
– Pokażę ci – obiecała i usiadła na krześle. – Chodź do
mnie.
Noah czytał kiedyś w jakimś piśmie o uprawianiu
miłości z kobietą siedzącą na krześle. Wymagało to od niej
hm... pewnej giętkości, ale z pewnością było możliwe.
Pamiętał, że miał wtedy nawet ochotę wypróbować
miłość na krześle. Jednak nawet w najdzikszych snach nie
przypuszczał, że krzesło będzie stało na środku publicz-
nego korytarza. Drżąc z niecierpliwości podszedł do
Keely. Wymownie zerknęła na jego krocze i uśmiech-
nęła się.
– To powinno być całkiem interesujące – powiedziała
i delikatnie potarła białym przedmiotem ślad szminki na
spodniach Noaha.
Mężczyzna odskoczył jak oparzony.
– Co ty wyprawiasz? – krzyknął zaskoczony.
– Pozbywam się plamy. A co myślałeś?
– Byłem pewien, że ta biała rzecz to prezerwatywa!
Spojrzała na wilgotną bibułkę w swojej dłoni i zaczęła
chichotać.
– No, co? Była przecież w identycznym opakowaniu
– bronił się.
– Tak. Masz rację – przytaknęła ze śmiechem. – Ale to
tylko podręczna chusteczka do wywabiania plam, jeśli
akurat nie możesz skorzystać z pralni. Raczej nie spraw-
dziłaby się jako środek antykoncepcyjny.
Patrzył na nią w zdumieniu. Zupełnie nie mógł dopaso-
wać tego praktycznego zmysłu do Keely, którą znał i która
skupiała się wyłącznie na seksualnej stronie życia.
– Jak to możliwe, że pamiętałaś o chusteczce na
plamy, a o prezerwatywie nie?
– Sądziłam, że będziemy przez cały czas na przyjęciu.
W tych okolicznościach bardziej bałam się poplamienia
sukienki niż zajścia w ciążę – odparła ze śmiechem
w głosie. – No, to jak? Mam zmyć szminkę czy będziesz
się dąsał?
– Lepiej mi to oddaj. Jeśli będziesz robić tak dalej, to
skończę z jeszcze większą ilością szminki na spodniach.
Zadziwiające. Niecałe dziesięć minut temu doznał
intensywnej rozkoszy, a teraz znów czuł, że mógłby
zrobić to jeszcze raz.
– Oddaj mi chusteczkę – powiedział tylko. – Im
szybciej wrócimy do gości, tym szybciej będziemy mogli
ich opuścić.
Odwrócił się do okna i zaczął energicznie usuwać
plamę.
– Założę się, że byłoby dużo przyjemniej, gdybym ja
to zrobiła – powiedziała Keely, gdy skończyła poprawiać
makijaż.
– Wystarczy. Wracajmy.
Idąc w stronę restauracji, zmiął i wyrzucił do kosza
zużytą bibułkę. Wziął Keely za rękę, by udowodnić sobie,
że potrafi nad sobą panować. Trudno było ograniczyć się
jedynie do trzymania jej dłoni, ale Noah starał się, gdyż
podobał mu się ten rodzaj więzi.
– To było naprawdę coś – powiedziała Keely.
– Pewnie już nieraz robiłaś takie rzeczy? – spytał, choć
wcale nie chciał znać odpowiedzi.
– Nie.
– Nie? – zdziwił się Noah.
– Tylko sobie wyobrażałam, ale nigdy nie wcieliłam
tej fantazji w życie.
Noah był z siebie bardzo zadowolony. Spełnił jedno
z jej erotycznych marzeń, nawet o tym nie wiedząc. To
było całkiem przyjemne uczucie.
– I nikt nic nie widział – dodał z uśmiechem.
– W każdym razie nie pierwszą część.
– Jak to? – Nagle zesztywniał. – A wtedy, gdy
walczyłem z rozporkiem...
– No, cóż. Po drugiej stronie dziedzińca stał dozorca,
ale może nie widział dokładnie, co robisz.
– Świetnie – jęknął Noah. – Najpierw ogrodnik przyła-
pał nas w krzakach, a teraz dozorca uważa mnie za
jakiegoś zboczeńca, który przy kobiecie zabawia się sam
ze sobą. Po prostu świetnie.
Jeśli mokra plama po chusteczce i znaczące wybrzuszenie
spodni nie znikną, zanim Noah i Keely wrócą na przyjęcie,
będzie musiał wylać na siebie drinka, by rozwiązać oba te
problemy.
– Jak długo musimy zostać na przyjęciu? – spytała,
idąc obok niego.
– Przynajmniej dopóki Brandon i Jenny nie udadzą się
do swego apartamentu. Mam nadzieję, że to nastąpi już
wkrótce – powiedział, a usłużna wyobraźnia natychmiast
podsunęła mu obraz nagiej Keely, leżącej wśród zielonych
poduszek w ich własnym apartamencie.
Rozdział trzynasty
Gdy tylko Keely i Noah wrócili na przyjęcie, Jenny,
Tina, Sharon i Barb natychmiast odciągnęły ją od męż-
czyzny.
– Coś między wami zaszło, prawda? – pytała niecierp-
liwie Tina. – Nie było was bardzo długo.
– Taki był plan – pouczyła ją Jenny. – Czy to nie było
genialne posunięcie, że posłałam tych dwoje razem?
– Kiedy posadził cię na kolanach, wiedziałam, że
robicie postępy – uśmiechnęła się Sharon. – Znaliście się
już w dzieciństwie, więc to musi być przeznaczenie, że
spotkaliście się w Vegas. Widziałam już Noaha w towa-
rzystwie różnych kobiet. Żadną nie interesował się tak,
jak tobą. Musiał się w tobie podkochiwać przez te
wszystkie lata, nawet o tym nie wiedząc.
– Wątpię – odparła Keely.
Oczywiście chciała, aby tak było, ale gdyby w to
uwierzyła, musiałaby przyznać, że jest po prostu naiwna.
Wiedziała, że w tej chwili łączy ją pewna więź z Noahem,
ale wszystko opierało się na erotycznej fascynacji.
– Dobrze bawimy się w swoim towarzystwie w czasie
tego weekendu, ale to wszystko – wyjaśniła kobietom.
– Wydaje mi się, że to coś więcej – zaczęła Tina.
– Kiedy jesteś przy nim, rozkwitasz, a gdy on...
Słowa pięknej Włoszki zagłuszył wybuch męskiego
śmiechu. Wszyscy goście spojrzeli w stronę mężczyzn
stojących przy barze. Noah trzymał w ręku pustą szklan-
kę. Wszystko wskazywało na to, że właśnie rozlał jej
zawartość na swój strój.
Keely nie mogła powstrzymać domyślnego uśmiechu.
Podejrzewała, że zrobił to celowo. Najwidoczniej jego
przyjaciele też tak uważali.
– Osioł! Kompletny osioł! – ryczał z uciechy Clint.
– I ja mam uwierzyć, że zrobiłeś to niechcący?
Brandon poklepał Noaha po ramieniu
– Po prostu przyznaj, że między tobą a piękną Keely
coś zaszło, a dowód tego miałeś na ubraniu. Cóż, każdemu
się może zdarzyć. Nawet mnie.
– O, tak – zgodził się z westchnieniem Greg. – Krzywo
zapięte koszule, bielizna włożona na drugą stronę, po-
dejrzane plamy... Wszystko to już znamy.
Keely nie czuła się urażona żartami. Oznaczały one, że
została zaakceptowana przez przyjaciół Noaha. Nie wie-
działa tylko, jak on sam to wszystko przyjmie. Nie
zamierzał nawet zabrać jej na wesele, a ona przyjęła
zaproszenie Brandona. Potem zaprzyjaźniła się z paniami
i specjalnie włożyła sukienkę, która miała go wyprowa-
dzić z równowagi. A teraz Noah musiał ponosić konsek-
wencje jej postępowania. Spojrzała na niego z obawą. Ku
jej kompletnemu zaskoczeniu, Noah się uśmiechnął.
– A wy co, chłopaki? Książkę piszecie, czy jak?
– Do diabła! – zawołał Greg. – Mam nadzieję, że się
jednak zabawiłeś. Założyliśmy się z chłopakami i teraz
chcę moje pieniądze!
– Nie zamierzam zaspokajać waszej ciekawości ani
rozstrzygać zakładu – oznajmił Noah i zerknął w stronę
Keely. – W przeciwieństwie do was, barany, my mamy
klasę. Prawda, kochanie?
– Jasne – odkrzyknęła.
Dzięki Bogu, nie był na nią wściekły, skoro przy
wszystkich powiedział do niej ,,kochanie’’. Nie mogła
przestać myśleć, jak by to było, zostać ,,kochaniem’’
Noaha na dłużej niż na weekend. Tak się nigdy nie stanie,
przypomniała sobie ostro. Musi przestać o tym myśleć, bo
narobi mu jeszcze więcej wstydu.
– Wystarczyłby dowód na twoich spodniach, żebym
wygrał zakład – burczał Greg. – Ale ty musiałeś utopić go
w drinku.
– Jestem gotów zeznawać, co widziałem, zanim
doszło do tego podejrzanego wypadku – powiedział
Clint.
– Ja też – przyłączył się Brandon.
Podczas gdy mężczyźni głośno omawiali umiejscowie-
nie i rozmiar plamy na spodniach Noaha, panie zaczęły się
naradzać.
– Trzeba dać tym pajacom inną rozrywkę, zanim
zniszczą tak ładnie rozkwitający związek – zarządziła
Jenny.
– Zgoda – przytaknęła Sharon.
– To nie jest rozkwitający związek – słabo protes-
towała Keely.
– Czasami zainteresowani dowiadują się najpóźniej
– pouczyła ją Jenny. – Czas na zabawę z podwiązką
– zawołała głośno. – Panna młoda przemówiła!
– Imponujące – zaśmiała się Keely, gdy pan młody
nagle wyrósł, jak spod ziemi, u boku Jenny.
– Och, zawarliśmy umowę – szepnęła panna młoda.
– W czasie ceremonii i przyjęcia ja jestem szefową.
A w czasie nocy poślubnej rządzi Brandon. To naprawdę
świetnie działa – powiedziała i puściła oczko do Keely.
– Założę się, że tak – przytaknęła dziewczyna, patrząc
na rozjaśnione oblicze Brandona, gdy brał swą żonę za rękę.
Z uśmiechami na twarzach młodzi ruszyli do miejsca,
gdzie Greg ustawił krzesło, by Jenny mogła wygodnie
oprzeć stopę. W czasie zdejmowania podwiązki przeko-
marzali się z gośćmi, jednak większość żartów kierowali
do siebie.
Będą się dobrze czuli ze sobą jako małżeństwo, pomyś-
lała Keely.
Zadrżała, gdy uświadomiła sobie, w jakim kierunku
biegną jej myśli. Małżeństwo nigdy nie kojarzyło jej się
z dobrym samopoczuciem. Nieliczne pary małżeńskie,
które poznała, wydawały się znużone trwaniem w zgod-
nym stadle albo po prostu bardzo przywiązane do swoich
zasad. Zarówno ojciec Noaha, jak i jej własny, owdowieli
dość wcześnie i nie kwapili się do powtórnego ożenku.
Wyciągnęła z tego wniosek, że małżeństwo nie było wcale
taką dobrą instytucją. Ze wszystkich znaków wynikało,
że jej matka miała podobne zdanie w tej kwestii.
Gdy trochę podrosła, nie dopatrzyła się również rado-
ści w małżeństwach rodziców szkolnych koleżanek. Wy-
glądało to raczej, jakby chcieli odebrać również wszelką
radość swym dzieciom. Kilka dziewcząt po szkole zainte-
resowało się chłopcami na poważnie i nawet wyszły za
nich za mąż. Jednak kiedy Keely przeprowadziła się do
Los Angeles, nikt spośród jej nowych znajomych nie
przejawiał ciągotek w tym kierunku. Byli zdania, że
małżeństwo jest dobre dla tych, którzy są zbyt starzy na
zabawę.
Ślub Jenny i Brandona kazał jej przemyśleć wszystko
ponownie. Zresztą pozostałe pary zdawały się również
dobrze bawić w swoim towarzystwie.
W świecie Keely było to zupełnie niezwykłe. A w przy-
padku tych ludzi stanowiło to codzienność. Po raz pierw-
szy poczuła się zbita z tropu. Oczywiście ten dziwny stan
minie, gdy wróci do swojego dawnego życia. Jednak,
o dziwo, nie miała wcale na to ochoty. Zyskała nowe
spojrzenie na świat. Otworzyły się przed nią zamknięte
dotąd drzwi i nie chciała ich jeszcze zatrzaskiwać.
Chociaż pewnie zamkną się same.
Keely nie pasowała do tej sielankowej sceny. Zresztą
nigdy nie myślała, że będzie inaczej. Ci ludzie zaakcep-
towali ją jako przyjaciółkę Noaha z dzieciństwa. Nie
wiedzieli o niej nic więcej. Wprawdzie nie była tak
niegrzeczna i dzika, jak podejrzewał Noah, ale i tak nie
była właściwym towarzystwem dla Jenny i jej przyjació-
łek. Żadna z nich raczej nie zgodziłaby się pozować nago
dla męskiego magazynu.
Podniósł się szmer podnieconych głosów, gdy Brandon
w końcu zdjął Jenny podwiązkę i zamierzał ją rzucić
w kierunku małej grupki kawalerów. Jednak Jenny chwy-
ciła go w ostatniej chwili za ramię i zaczęła coś szeptać do
ucha.
– Panna młoda chce nieco zmienić zwyczaj, a ja
obiecałem jej władzę absolutną w czasie wesela. Nie
będzie rzucania podwiązką.
Wszyscy kawalerowie odetchnęli z ulgą. Natomiast
żonaci panowie zaczęli narzekać, że to niesprawiedliwe.
– Chwileczkę! – zawołał Brandon z podstępnym
uśmiechem. – Wprawdzie nie będę rzucał podwiązką, ale
przecież nie można pozwolić, by się zmarnowała. Jeden
z kawalerów musi zostać nią udekorowany. W tej sytuacji
po prostu ją wręczę, nie pozostawiając nic przypadkowi.
Wygląda na to, że moja żona ma kogoś konkretnego na
myśli.
Keely była pewna, kto skończy z podwiązką. Och, co
tam. To w końcu tylko głupie przesądy, pomyślała.
Brandon kręcił podwiązką na wskazującym palcu
i powoli zbliżał się do grupy kawalerów. Każdy z nich
obserwował go nerwowo, jednak on zatrzymał się przy
Noahu.
– Panie Garfield, został pan mianowany honorowym
stróżem weselnej podwiązki. Uważaj, kowboju, Amor ma
cię na celowniku.
Noah próbował protestować, ale po krótkiej szamota-
ninie z przyjaciółmi skończył z podwiązką na ramieniu.
Zażenowany, starał się nie patrzeć w stronę Keely.
Oczywiście, nie będzie posyłał mi rozkochanych spoj-
rzeń, myślała tymczasem dziewczyna. Chciał przecież
tylko jednego, a mógł dostać to i bez obrączki. Nie miała
nic przeciwko temu. Sama też pragnęła od niego tylko
jednej rzeczy.
Greg znów chwycił mikrofon i poprosił o uwagę.
– A teraz panna młoda rzuci bukiet – oznajmił.
Pora znikać, pomyślała Keely. Nie ma mowy, żeby
złapała bukiet i to wtedy, gdy Noah został właścicielem
podwiązki. Może to tylko głupie przesądy, ale nie zamie-
rzała tego sprawdzać. Jeśli kiedykolwiek wyjdzie za mąż,
to z pewnością nie za faceta mieszkającego w Saguaro
Junction. Może i dzięki przyjaciołom Noaha zauważyła
też przyjemne strony małżeństwa, ale i tak od ołtarza dzielił
ją milion kilometrów. Spróbowała przemknąć za plecami
gości, gdy nagle poczuła, że ktoś ją chwyta za ramię.
– A ty dokąd się wybierasz? – spytała Tina.
– Ja... ee... muszę do...
– Pójdziesz później – sprzeciwiła się Sharon, łapiąc ją
za drugie ramię.
– Ale...
– No dalej, dziewczyno! – krzyknęła Barb i popchnęła
ją do przodu.
– Poczekajcie momencik – prosiła Keely, gdy kobiety
ciągnęły ją na środek zaimprowizowanego na dziedzińcu
parkietu.
Stała tam podejrzanie mała grupka wolnych kobiet.
Tylko cztery, nie licząc Keely.
– Dostałyśmy instrukcje – zdradziła Tina. – Od panny
młodej – dodała szeptem.
– Lubię was, ale zaraz będziecie moimi eks-przyjaciół-
kami – zagroziła Keely, szarpiąc się coraz bardziej.
– To palec losu – oznajmiła Sharon i mocniej ją
popchnęła.
– Ten los jest silniejszy niż przypuszczałam – powie-
działa Keely, nie mogąc wyrwać się zdeterminowanym
kobietom. – Ćwiczyłyście ostatnio, czy co?
– Och, zdarza się nam, od czasu do czasu, brać udział
w rodeo. Kiepsko działa na paznokcie, ale za to poprawia
muskulaturę – wyznała Tina.
– Rodeo? Mówiłyście przecież o zakupach w eleganc-
kich butikach!
– Jedno drugiego nie wyklucza – pouczyła ją Sharon.
– Uwaga, leci! – zawołała Jenny i wyrzuciła bukiet
wysoko w powietrze.
– Zaraz będzie nasz! – odkrzyknęła Sharon i zepchnęła
na miękką trawę pozostałe panny. – Wybaczcie – powie-
działa osłupiałym dziewczynom.
– Co wy wyprawiacie? – Keely była nie mniej zdzi-
wiona niż odepchnięte kobiety.
Nie przepychała się tak z nikim, odkąd skończyła osiem
lat. W końcu dostrzegła komizm całej sytuacji. Zaśmiewa-
ła się do łez, gdy Sharon, Barb i Tina wlokły ją do miejsca,
w którym spodziewały się upadku bukietu.
Uderzył ją prosto w głowę, a gdy bezradnie chichotała,
usłużne pomocnice ułożyły kwiaty bezpiecznie w jej
ramionach. Rozstąpiły się na boki, zostawiając ją ze
słodko pachnącym bukietem. Nigdy jeszcze nie miała
w rękach ślubnej wiązanki i poczuła, że zaraz się rozklei.
Nie mogła jednak zrobić tego Noahowi. Mężczyźni nie
daliby mu już spokoju.
Jenny odwróciła się i radosny uśmiech rozjaśnił jej
twarz.
– To powinno załatwić sprawę – powiedziała do
przyjaciółek i zwróciła się w stronę orkiestry. – Prosimy
o muzykę. Właściciel podwiązki zatańczy teraz ze szczęś-
ciarą, która złapała bukiet.
Keely wiedziała, że powinna zaprotestować, lecz stała,
jak wrośnięta w ziemię, patrząc na zbliżającego się Noaha.
– Przepraszam – szepnęła, gdy prowadził ją na parkiet.
– Za co? – zapytał i zaczął tańczyć nastrojowego
walca.
– Że złapałam bukiet – wyjaśniła.
Wbiła wzrok w kwiaty, żeby nie patrzeć na Noaha.
Mężczyzna świetnie tańczył i Keely uświadomiła sobie,
że nie wie o nim wielu rzeczy.
– Chyba nie miałaś zbyt dużego wyboru.
– W ogóle nie powinno mnie tu być. Od początku nie
chciałeś, żebym była na weselu, ale ja oczywiście musia-
łam przyjąć zaproszenie Brandona. A teraz proszę, zo-
stałeś zmuszony do tańca ze mną i to na oczach twoich
przyjaciół.
– Wcale mi to nie przeszkadza.
Keely jednak sądziła, że po prostu chciał być miły. To
jasne, że nie jest zachwycony sytuacją, skoro skoro tak się
odsuwa w tańcu, pomyślała. Żeby przypadkiem nie
zaczęli zastanawiać się, co nas łączy.
– Wiem, że próbują nas swatać, ale nie martw się.
Powiedziałam im, że chcemy się tylko zabawić przez
weekend i nic więcej między nami nie zajdzie.
– Hm. Tak powiedziałaś?
– Tak. I obiecuję, że już cię nie zawstydzę, starając się
przytulić w tańcu czy coś w tym guście.
– Bardzo chciałbym, żebyś się przytuliła lub coś w tym
guście – droczył się Noah. – Ale wylałem na siebie drinka
i trochę się kleję. Nie chciałbym ci zniszczyć sukni, a nie
wydaje mi się, żebyś miała aż tyle tych małych chus-
teczek.
– To dlatego tak się odsuwasz? – spytała zaskoczona.
– Tak. To jedyny powód, kochanie – powiedział,
patrząc jej w oczy. – A ta odległość mnie zabija.
– Naprawdę? – spytała szczęśliwa, że się na nią nie
gniewa. – No, to do diabła z kiecką! Jeszcze nigdy z tobą
nie tańczyłam. Chciałabym mieć co wspominać – oznaj-
miła i przytuliła się do niego.
Natychmiast usłyszeli wesołe okrzyki i gwizdy apro-
baty z tłumu.
– Może jednak to był błąd – zawahała się i spróbowała
cofnąć o krok.
– Nic z tego – zamruczał, przyciągając ją jeszcze bliżej.
– Zignoruj ich. Po prostu tańcz ze mną.
Całkowicie zatracili się w tańcu. Ich ciała idealnie do
siebie pasowały. Poruszali się po parkiecie z taką gracją,
jakby robili to od lat.
– Powinniśmy już dawno tego spróbować – powie-
dział Noah z delikatnym uśmiechem.
– Mówią, że taniec jest jak kochanie się.
– To prawda – przytaknął. – Kiedy wreszcie to przyję-
cie dobiegnie końca, zamierzam osobiście sprawdzić tę
teorię. Szkoda, że nie możemy wyjść natychmiast.
– Ja też – wyznała z bijącym sercem. – Cóż, to już
koniec piosenki.
– Miss Grudnia! – wykrzyknął męski głos tuż przy
ramieniu Keely. – Właśnie sobie przypomniałem!
Przerażona odwróciła się i stanęła twarzą w twarz
z Elmerem, ojcem Brandona.
– Słucham?
– Byłaś Miss Grudnia! – krzyczał radosnym głosem
Elmer, informując przy okazji połowę weselnych gości.
– Magazyn dla mężczyzn ,,Macho’’, prawda? Nie mogę
sobie przypomnieć dokładnie roku, ale świetnie pamię-
tam, jak wyglądałaś, na stole, otoczona tymi wszystkimi
świątecznymi pysznościami i...
– Musiał mnie pan pomylić z kimś innym – wpadła
mu w słowo Keely, modląc się w duchu, by nikt więcej nie
usłyszał tych rewelacji.
– Hej, Elmer – zawołał Noah i wziął ojca Brandona pod
rękę. – Skoro mówimy o jedzeniu, to może nałożymy
sobie weselnego tortu, zanim zniknie?
– Nie, dziękuję – odparł Elmer i znów skoncentrował
się na dziewczynie. – Jestem pewien, że to byłaś ty.
Pamiętam też twoje imię. Przechodziłem wtedy kryzys
małżeński i lubiłem przeglądać takie gazety. Powiedzia-
łem żonie, że to powstrzymuje mnie przed skokiem
w bok. – Zaśmiał się i mrugnął do niej. – Niezła wymów-
ka, co?
– Pochlebia mi, że uważa pan, że wyglądam, jak
dziewczyna z rozkładówki – powiedziała Keely. – Ale
myli się pan – zaprzeczyła jeszcze raz i spojrzała na
Noaha, szukając pomocy.
– Napijmy się – zawołał, poklepując Elmera po ramie-
niu.
– Za chwilę. Najpierw chcę autograf – oznajmił męż-
czyzna i zaczął grzebać w kieszeniach. – Mam tu gdzieś
ślubną serwetkę z monogramem, bo żona nalegała, żebyś-
my wzięli ją na pamiątkę. Keely, czy możesz się na niej
podpisać? I dopisz: Miss Grudnia. Ciągle mam tę gazetę
w piwnicy. Jaka szkoda, że nie mam jej przy sobie, byś
mogła podpisać zdjęcie!
Nie miała szans mu tego wyperswadować. Gdyby
odmówiła, mógłby zacząć głośniej domagać się autografu.
W końcu, zrezygnowana, wzięła serwetkę i długopis,
które wyciągał w jej stronę.
– No dobrze, miałeś rację. Byłam Miss Grudnia – przy-
znała.
– Wiedziałem!
– Nie chwalę się tym, Elmer, więc byłabym wdzięcz-
na, gdybyś zatrzymał tę informację dla siebie – poprosiła.
Nie miała zbyt wielkiej nadziei, że mężczyzna spełni
jej prośbę, ponieważ był już całkiem nieźle podchmielony.
– Uważam, że powinnaś być z tego dumna.
– Cóż, dziękuję, ale nie wszyscy się z tobą zgodzą
– powiedziała i oddała mu serwetkę.
Szkoda, że ojciec nie był z niej dumny. Ale może Elmer
też nie byłby zachwycony, gdyby to jego córka pozowała.
– Czas na drinka, Elmer – desperacko zawołał Noah
i zaczął ciągnąć mężczyznę w stronę baru.
– Hej, czy to prawda? – zapytał Keely młodzieniec,
który wyrósł przy niej, jak spod ziemi. – Słyszałem, jak
mówiłaś mu, że pozowałaś dla ,,Macho’’.
Dziewczyna spojrzała w stronę baru. Noah próbował
odwrócić uwagę Elmera. Jednak mimo jego wysiłków
starszemu mężczyźnie udało się wyciągnąć z kieszeni
serwetkę i pochwalić się nią kilku gościom. Za parę sekund
Keely znajdzie się w centrum uwagi i odbierze ten
zaszczyt pannie młodej. Noah znów będzie świecił za nią
oczami.
Nie pozwoli na to. Tak bardzo czekała na tę noc
z Noahem, ale teraz byłaby jedynie przyczyną jego
zażenowania. Lepiej, żeby znikła. Czuła się zupełnie
otumaniona. Miała tylko nadzieję, że ten stan potrwa
jeszcze na tyle długo, by nie odczuła bólu rozstania.
– Czy to prawda? – dopytywał się podniecony mło-
dzieniec.
– Tak – przyznała w końcu. – Jeśli tu poczekasz,
pobiegnę na górę i przyniosę ci zdjęcie z autografem.
Ponownie spojrzała w stronę Noaha. Los jej sprzyjał.
Nie zauważy, jeśli teraz wyjdę, pomyślała.
Rozdział czternasty
Noah zauważył, że Keely wzbudza niechciane zainte-
resowanie. Po wyrazie jej twarzy zorientował się, że nie
jest zachwycona rozmową z chłopakiem, który zabloko-
wał jej drogę. Zanim uwolnił się od Elmera i ruszył jej na
ratunek, dziewczyna znikła. Jednak młodzieniec wciąż
stał w tym samym miejscu z wyrazem oczekiwania na
twarzy. Noah ruszył w jego kierunku.
– Kobieta w srebrzystej sukni – zaczął bez zbędnych
wstępów. – Dokąd poszła?
– Nie jestem pewien, czy powinienem o tym mówić
– niemal wyszeptał chłopak. – Mogłaby sobie tego nie
życzyć.
– Sugeruję, żebyś jednak mi powiedział. I to zaraz
– powiedział groźnie Noah i chwycił dzieciaka za ramiona.
– Hej! A ty, to kto? Może jej chłopak?
Mężczyzna rozluźnił nieco swój uścisk.
– Słuchaj, ona wyglądała na wzburzoną, więc muszę
ją znaleźć i upewnić się, czy wszystko w porządku. Miło
by było, gdybyś mi pomógł.
– Wcale nie była zła. Poszła na górę po swoje zdjęcie
z autografem.
– Dzięki. Pójdę i zobaczę, czy rzeczywiście niczego jej
nie trzeba – rzucił na pożegnanie i zaczął rozglądać się za
Jenny i Brandonem, by wyjaśnić, dokąd się udaje.
Może Keely poszła do apartamentu i tam na niego
czeka, ale możliwe też, że wcale tak nie jest. Wyglądała na
dość wzburzoną, gdy Elmer rozpoznał ją jako Miss
Grudnia. Zupełnie nie była na to przygotowana.
Może też gniewać się na mnie, uświadomił sobie Noah.
Z pewnością oczekiwała, że zaprzeczy całej historii z po-
zowaniem dla ,,Macho’’. Omal tego nie zrobił. Ale w osta-
tniej chwili zdecydował, że nie może tak postąpić. Gdyby
zaprzeczył, to byłoby tak, jakby się wstydził, że dziew-
czyna to zrobiła.
A Noah nigdy, przenigdy nie czuł wstydu, że Keely
pokazała się nago w męskim magazynie. Był zmieszany,
sfrustrowany i trochę zmartwiony. Nie umiał sobie pora-
dzić z dorosłą wersją Keely, którą znał od dzieciństwa. Ale
nigdy się za nią nie wstydził.
Nie zrobił też nic, by mogła pomyśleć, że on się
wstydzi. Doskonale jednak rozumiał, dlaczego nie chciała
przyznać się do tego przed tłumem gości. Właśnie dlatego
starał się upilnować Elmera. Ale to było jak próba we-
pchnięcia z powrotem kremu do tubki.
A teraz Keely uciekła, a on nie wiedział, co zamierza.
Nie chciał, by znikła z jego życia, lecz obawiał się, że to
właśnie miała zamiar zrobić. Poza tym nic nie ustalili
w sprawie jej pracy i bał się, że Keely wróci do tego baru
topless albo jeszcze gorzej. Teraz już nie pogodziłby się
z takim obrotem spraw. Odnalazł wzrokiem młodą parę
i szybko ruszył w ich stronę.
– Słuchajcie, muszę...
– Czy Keely naprawdę była na rozkładówce ,,Ma-
cho’’? – spytał Brandon. – Mój ojciec ma jej autograf
i przysięga, że...
– Była. To stare dzieje – cicho przyznał Noah.
– Naprawdę? – zdziwiła się Jenny. – Super. Mamy na
weselu sławnego gościa.
– Rzecz w tym – zaczął Noah – że była zażenowana, iż
ktoś ją rozpoznał.
– Idę do telefonu – zdecydowała Jenny i podwinęła
spódnicę. – Zamierzam powiedzieć jej, żeby podniosła
swój tyłek i natychmiast zeszła do gości. To śmieszne,
żeby wychodziła z wesela, jakby przynosiła innym
hańbę.
– Może wcale nie takie śmieszne – mruknął Brandon
i przytrzymał ramię żony. – Jenny, nie mogę zagwaran-
tować, że wszyscy są tak otwarci, a ty?
– Nie podoba mi się myśl, że któryś z naszych gości
mógłby wyrządzić jej przykrość – powiedziała, marszcząc
czoło.
– Niestety, istnieje taka możliwość – niechętnie przy-
taknął Noah. – Miała już do czynienia z małomiastecz-
kową mentalnością, kiedy dziesięć lat temu ten numer
,,Macho’’ pojawił się w Saguaro Junction. Z pewnością nie
ma ochoty doświadczyć tego jeszcze raz. Trudno ją za to
winić. Słuchajcie, chciałem zostać do końca przyjęcia, ale
powinienem zajrzeć do Keely. Jak ją znam, zwieje.
– To na co czekasz? Idź tam natychmiast!
– Jasne – przytaknął Brandon i puścił oczko do przyja-
ciela.
– Życzę wam wszystkiego najlepszego – powiedział
Noah i uściskał młodych. – Odezwę się.
– Koniecznie – przytaknął Brandon. – Chciałbym
wiedzieć, jak się to wszystko skończy.
Ja też, pomyślał Noah i pędem ruszył na poszukiwania
dziewczyny.
Wszedł do budynku i rozejrzał się po korytarzu. Sądził,
że poszła na górę, ale nie chciał się z nią minąć. Gdy winda
otworzyła się, był niemal pewien, że ją tam znajdzie.
Pomieszczenie było jednak puste. Przez całą drogę za-
stanawiał się, co właściwie jej powie.
Żyli w zupełnie innych światach i inaczej patrzyli na
życie. Ona była dziewczyną z miasta, która cieszyła się że
uciekła z rancza. On zamierzał resztę swych dni spędzić
na ziemi, którą przekazał mu ojciec i którą Noah zamie-
rzał przekazać swoim dzieciom. Keely wcale nie myślała
o małżeństwie, a Noah pragnął żony i gromadki dzieci.
Ślub Brandona uświadomił mu, że nie staje się coraz
młodszy.
Nie miał pojęcia, jakiego rodzaju związek mógłby ich
połączyć, jeśli ona w ogóle zgodzi się z nim być. Właśnie
dlatego powinni razem spędzić więcej czasu. Jeśli mieli się
rozstać, to Noah chciał przynajmniej raz zakosztować
miłości z Keely. Byli to sobie winni, zanim się rozstaną.
Musiał ją jakoś przekonać. Jeśli słowa nie wystarczą, to
spróbuje uwieść ją tak, jak ona jego. Oczywiście zawsze
istniała szansa, że Keely wcale nie zamierzała odejść. Gdy
otwierał drzwi do apartamentu, przypomniał sobie jak
przywitała go poprzedniego wieczoru. Jacuzzi, skąpy
kostium, nagie postacie na ekranie i szampan w lodzie.
Może, gdy opuszczała przyjęcie, myślała o czymś
podobnym. Z bijącym sercem wszedł do przedpokoju.
– Keely? – zawołał wystarczająco głośno, by prze-
krzyczeć szum wodospadu przy wejściu.
Odpowiedziała mu cisza.
A może leży naga na poduszkach w kuszącej pozie?
Przebiegł go dreszcz pożądania, gdy ruszył w stronę
pokoju.
– Keely?
Znów cisza.
Nie było jej także w jacuzzi na tarasie, ale dostrzegł
światło w sypialni. Może czekała na niego w tym wielkim,
białym łożu. Ten obraz przyspieszył bicie jego serca. Idąc
przez mostek, znów zawołał ją. Łoże było puste, a Noah
poczuł niepokój, gdy zauważył zwitek banknotów leżący
na pościeli. Nie zatrzymał się, żeby przeliczyć pieniądze,
ale był pewien, że to ta sama kwota, którą dał jej
poprzedniego dnia na ubrania.
Gdy nie znalazł jej również w łazience, pomyślał
o jeszcze jednym miejscu, w którym mogła się ukryć, by
go zaskoczyć. Może leży naga w szafie, naśladując sytua-
cję z poprzedniego wieczoru, pomyślał. Jednak szafa także
była pusta.
Nie mogła odejść daleko, zdecydował i ruszył w drogę
powrotną. Miał nadzieję, że nie złapała taksówki i idzie
pieszo. W sobotnią noc na ulicach Las Vegas będą tłumy,
ale nietrudno będzie odnaleźć wśród nich piękną kobietę
w srebrzystej sukni. Zresztą taką kobietę jak Keely zawsze
zauważano, niezależnie od tego, co miała na sobie.
Znajdę ją, pomyślał. Do diabła ze wszystkim, i tak ją
znajdę.
Keely wiedziała, że Noah zacznie jej szukać, gdy tylko
odkryje jej zniknięcie. W końcu świetnie się bawili
w ciemnym korytarzu, a mężczyźni zawsze chcieli wię-
cej. Keely także miała ochotę na powtórkę, jednak nie było
im to pisane, jak mawiano w Las Vegas. Będzie sobie
musiała jakoś poradzić z tym rozdzierającym bólem.
Noah nigdy nie był dla niej. I nigdy nie będzie.
On też to wiedział, ale z pewnością nie pozwoli jej
odejść. Jeśli więc chciała uciec, musiała być bardzo prze-
biegła. Dlatego gdy Noah biegł przez dżunglę w stronę
ulicy, obserwowała go w ciszy zza głazu, za którym
całowali się poprzedniego dnia.
Był wspaniały. Rozwiane włosy i pognieciony smoking
jedynie przydawały mu uroku. Szukał jej. Cóż, to właśnie
obraz, który będzie nosiła w sercu. Noah Garfield, próbu-
jący ją dogonić. Prawdopodobnie po wielu latach wciąż
będzie czuła dreszcz na myśl o tym, że ten wysoki,
świetnie zbudowany kowboj przeczesywał ulice Las Ve-
gas, szukając jej.
Jednak będzie lepiej dla wszystkich, jeśli jej nie znaj-
dzie.
Otoczona gęstą mgłą i wieczornym zmrokiem przy-
warła do chropowatego głazu, czekając, aż mężczyzna ją
minie. Nagle Noah zatrzymał się i spojrzał w jej kierunku.
Nie mógł jej widzieć. Było zbyt ciemno. Jednak serce Keely
zabiło mocniej na myśl, że w jakiś sposób wyczuł jej
obecność.
Jako dzieci często bawili się w chowanego. Wtedy
marzyła o tym, by ją znalazł. Nawet gdy miała siedem lat,
odczuwała przyjemny dreszczyk emocji, gdy Noah był na
jej tropie. Kiedy zbliżał się do jej kryjówki, zwykle
zdradzała się, szeleszcząc krzakami lub kaszlnięciem.
Zawsze piszczała radośnie, gdy w końcu ją znajdował,
jakby zupełnie się tego nie spodziewała. Może teraz też
chciała, by ją odnalazł. Może właśnie dlatego wybrała ten
głaz. Wstrzymała oddech w oczekiwaniu. Przez następną,
pełną napięcia chwilę mężczyzna patrzył w jej kierunku.
Potem potrząsnął głową i wybiegł na ulicę.
Westchnęła rozczarowana. Przechytrzyła go. Niech to
szlag trafi! Teraz nie pozostało jej nic innego, jak kon-
tynuować ucieczkę.
Wypełzła zza głazu i ignorując zaciekawione spoj-
rzenia przechodniów odnalazła Noaha wśród tłumu. Było
to łatwe dzięki smokingowi i wzrostowi kowboja. Ruszy-
ła za nim w bezpiecznej odległości.
Gdy mężczyzna dotarł do zatłoczonej ulicy, niepewnie
spojrzał w prawo i w lewo. Po chwili ruszył w lewo. Keely
było obojętne, którą drogę wybierze, ale musiała wiedzieć,
by móc udać się w przeciwną stronę. Minęła kilka
skrzyżowań, złapała taksówkę i podała kierowcy adres
swojego hotelu.
Zmierzali w tym samym kierunku, który wcześniej
wybrał Noah. Wkrótce wyłowiła go spojrzeniem z tłumu.
Szedł szybkim krokiem, rozglądając się na boki. Musiała
zasłonić sobie dłonią usta, by nie poprosić kierowcy
o zatrzymanie się.
Zamrugała, żeby się nie rozpłakać, i opadła na siedzenie
taksówki. Gdy minęli miejsce, w którym stał Noah,
odwróciła się i próbowała wypatrzyć go przez tylną szybę.
Tym razem nie dała rady. Skończyło się.
Noah zupełnie wyczerpany wrócił w końcu do hotelu.
Wiedział, że Keely wciąż jest w Las Vegas, ale musiał
przyznać, że będzie ją trudniej znaleźć niż sądził na
początku. Miał dosyć przemierzania ulic w smokingu,
który się lepił i pachniał jak zwietrzały drink.
Natychmiast po powrocie do apartamentu zrzucił
ubranie i został jedynie w slipkach, które kupiła mu Keely.
Pomyślał o wczorajszej nocy i zaproszeniu dziewczyny do
uprawiania miłości. Okazał się szlachetnym głupcem,
który nie wiedział, co traci. Marnował czas, starając
udowodnić swą wyższość moralną, śpiąc pod tym samym
dachem z boginią. Arogancki palant! Gdyby nie był taki
uparty, teraz łączyłaby ich więź, której Keely być może
nie chciałaby zerwać. Nie zamierzał pozwolić jej odejść.
Najpierw jednak potrzebował kilku minut wytchnie-
nia. Tylko kilku. Wyciągnął się w wielkim pustym łożu
i obiecał sobie, że wstanie za pół godziny. Potem znów
ruszy na poszukiwania.
Kiedy obudził się, zobaczył, że światło słoneczne
zalewa pokój. Zerknął na zegarek i jęknął. Dochodziło
południe.
Zerwał się z łóżka, wziął prysznic i ogolił w rekor-
dowym czasie. Gdy wciągał dżinsy i podkoszulek Clinta,
dotarło do niego, gdzie powinien jej szukać.
Krótko potem wchodził do klubu, przed którym wpad-
li na siebie.
– Szukam Keely Branscom – powiedział szczupłemu
kelnerowi, który chciał wskazać mu wolny stolik.
– Keely? Chyba dzisiaj nie przyjdzie, ale mogę spytać
Suzanne, gdy zejdzie ze sceny.
Bingo! Poczuł dreszcz niecierpliwości i oczekiwania.
Miała dzisiaj nie przychodzić, powiedział facet. To chyba
znaczyło, że nie podjęła tu pracy. Miał też nadzieję, że nie
oznaczało to, że tutaj szuka sobie klientów.
Jednak mimo wszystko znalazł nitkę, która mogła go
do niej zaprowadzić. To było najważniejsze. Kiedy znów
się spotkają, nie pozwoli wrócić jej do tego, co robiła
wcześniej. Powinien przestać o tym myśleć.
Na scenie, naga do pasa, tańczyła brunetka obdarzona
dużym biustem. Kilku mężczyzn przy barze wlepiało
w nią pożądliwy wzrok. To bez wątpienia Suzanne,
pomyślał. Z pewnością jej taniec miał być podniecający,
ale on nie mógł doczekać się jego końca. Wreszcie dziew-
czyna zeszła ze sceny i ruszyła za kulisy, a mężczyźni przy
barze zaczęli gwizdać i domagać się jej powrotu. Noah
miał nadzieję, że dziewczyna nie zdecyduje się na jeszcze
jeden taniec.
Miał szczęście. Już po chwili szła w jego kierunku.
Miała na sobie luźną koszulkę, która miał ukryć jej
sceniczny kostium. Usiadła na wprost niego.
– Brad powiedział, że szukasz Keely. Po co?
Spodziewał się tego pytania.
– Wychowaliśmy się razem – powiedział. – Usłysza-
łem, że jest w mieście, więc chciałbym się z nią spotkać.
Suzanne nie wyglądała na przekonaną.
– A gdzie mieszkasz?
– Saguaro Junction w Arizonie. Jej ojciec prowadzi
ranczo, którym zarządzam z bratem.
– Wspominała mi o tym miasteczku, więc rzeczywiś-
cie możesz być tym, za kogo się podajesz. Wyglądasz na
uczciwego faceta.
– Dzięki. Nie zamierzam jej skrzywdzić.
– Pewnie nie. Ale kobiety takie jak ja i Keely muszą być
bardzo ostrożne.
Noah zadrżał na myśl o niebezpieczeństwach, czyhają-
cych na Keely, jeśli czym prędzej nie zawróci z obranej
drogi.
– Jestem pewien, że masz rację.
– Chyba nie zrobię nic złego, podając ci jej adres.
Wymieniła nazwę hotelu na przedmieściach.
– Och – westchnął, nie potrafiąc ukryć zdziwienia.
– Wiem. Ja też byłam zaskoczona. Przypuszczałam, że
pismo takie jak ,,Attitude’’ wyłoży trochę więcej kasy na
rezerwację.
– ,,Attitude’’? – powtórzył zdziwiony.
Jedyne pismo, z którym łączył Keely, to ,,Macho’’.
Nowa nazwa obiła mu się już kiedyś o uszy. Wydawało
mu się, że to pismo dla kobiet, ale nie miał całkowitej
pewności.
– Momencik! – zawołała Suzanne i podejrzliwie się
mu przyjrzała. – Zaskoczyło cię, że ona dla nich pracuje?
Może nie jesteście tak dobrymi znajomymi, jak próbujesz
mi wmówić?
Był zupełnie skołowany przebiegiem rozmowy. Z tru-
dem zdobył się na sensowną odpowiedź.
– Straciliśmy ze sobą kontakt.
A więc Keely pracuje dla kobiecego czasopisma. Po-
zwoliła mu wierzyć, że jest dziewczyną na telefon, a była
dziennikarką. Nabiła mnie w butelkę, pomyślał Noah.
– Być może ona wcale nie chce cię widzieć. Mówiłeś,
że jak się nazywasz? – dziewczyna spytała, wstając.
– Noah. Noah Garfield.
A może powinien zacząć się przedstawiać jako Noah
Idiota Garfield?
– Noah – powtórzyła i odsunęła się od stolika. – Nie
powinnam była ci nic mówić, ale wiem, że mają dobrą
ochronę w tamtym hotelu.
Czuł się zdradzony. Jasne, że z początku myślał, że to
będzie krótkie spotkanie, ale potem zaczął mieć nadzieję...
On myślał, że coś ich łączy, a tymczasem dziewczyna
śmiała się z niego za plecami.
– Nic jej nie grozi z mojej strony – zapewnił.
– To ty tak twierdzisz. Ale i tak do niej zadzwonię. Od
razu trzeba było tak zrobić! – zawołała i pobiegła do
telefonu.
Noah wyszedł z baru i stał na ulicy, próbując się
pozbierać. Gdy minął pierwszy szok, pojawił się gniew.
Bawiła się nim i śmiejąc się z jego szlachetnych pobudek,
próbowała go wystrychnąć na dudka.
Powiodło się jej znakomicie. Teraz był zdolny do
wszystkiego. Ciekawe, czy będzie umiała sobie z tym
poradzić. Najwyższy czas to sprawdzić. Skoro Suzanne
i tak zapowie jego wizytę, równie dobrze mógł ją złożyć.
Nie chciał przecież rozczarować damy.
Może jednak pozwoli jej trochę poczekać. Niech się
pomęczy, zastanawiając się, co Noah zamierza. W tym
czasie zjem sobie śniadanie, pomyślał zadowolony. Coś
mu mówiło, że będzie potrzebował pełni sił przy spot-
kaniu z Keely.
Rozdział piętnasty
Keely podziękowała Suzanne za telefon i powoli od-
wiesiła słuchawkę.
Ze ściśniętym żołądkiem krążyła po małym hotelo-
wym pokoju. Przypomniały jej się liczne sytuacje z dzie-
ciństwa. Już wtedy wiedziała, że lepiej samej się przy-
znać, niż żeby Noah dowiedział się prawdy od obcych.
Gdyby wyznała mu wszystko wtedy, kiedy zadzwonił jej
telefon, być może śmialiby się teraz z całej sytuacji.
On założył najgorsze, a ona pozwoliła mu w to
wierzyć.
Wtedy jeszcze myślała o zemście. Odrzucona szesnas-
tolatka wciąż pragnęła wyrównania długu. Jednak teraz,
po bezsennej nocy bez Noaha, zrozumiała, jaką krzywdę
sobie wyrządziła. Zabawa zmieniła się w coś poważniej-
szego i zakochała się w Noahu. A właściwie odkryła, że
nigdy się nie odkochała. Tylko tego jednego mężczyzny
pragnęła od zawsze.
Włączyła laptopa i zaczęła pisać artykuł, mając na-
dzieję, że praca odwróci jej myśli od złamanego serca. Od
paru godzin pisała i kasowała pierwszy akapit. Jednak
większość czasu spędziła, wpatrując się w migoczący
ekran.
Co to był za weekend! Przez kilka słodkich godzin
miała Noaha owiniętego wokół małego paluszka. Ale to
już przeszłość. Suzanne powiedziała, że wyglądał na
oszołomionego, gdy dowiedział się, że Keely jest reporter-
ką. Mogła to sobie wyobrazić. Jednak kiedy dojdzie do
siebie, będzie wściekły. Wątpiła, żeby opuścił Las Vegas
bez rozmowy z nią. Nie, raczej przyjdzie do hotelu,
wyjaśni dobitnie sytuację i odjedzie, przeklinając ją przez
całą drogę do Saguaro Junction.
Była ciekawa, czy powie jej ojcu, B.J. i Jonasowi o tym,
co go spotkało. Prawdopodobnie nie, zważywszy erotycz-
ną naturę ich spotkania. Jeśli rozważała pojawienie się na
ślubie B.J., to mogła teraz rozstać się z tym pomysłem.
Nawet jeśli Noah nic nie powie, napięcie między nimi
zniszczy ten ważny dzień. Keely nie zamierzała psuć
ślubu własnej siostry.
Dreptała w kółko i zastanawiała się, jak najlepiej
rozegrać spotkanie z Noahem. Mogłaby go w ogóle
uniknąć, przeprowadzając się do innego hotelu. Mogła
nawet pojechać na lotnisko i spróbować złapać wcześniej-
szy lot do Reno.
Lecz zachowałaby się jak tchórz. Jako dziewiętnasto-
latka nie miała odwagi stawić czoła sytuacji, gdy nowy
numer ,,Macho’’ pojawił się w kioskach. Dziesięć lat
później chciała móc myśleć o sobie inaczej. Poza tym, co
z tego, że Noah na nią pokrzyczy? I tak nie mieli przed
sobą przyszłości.
Zostanie więc i poczeka na niego. Przyjmę go raczej
w pokoju, bo na pewno będzie wściekły, pomyślała.
Wystarczająco ciężko będzie radzić sobie z jego gniewem,
nie ma co szukać widowni.
Jeśli zdecydował się na taksówkę, może pojawić się
w każdej chwili. W pokoju panował nieporządek, a pościel
była skotłowana po całej nocy przewracania się z boku na
bok. Mokre ręczniki leżały na podłodze. Pomyślała, że
może powinna posłać łóżko i trochę posprzątać. Jednak po
chwili uznała, że nie ma na to czasu.
Spojrzała na siebie. Włożyła ulubiony, znoszony biały
podkoszulek i mięciutkie żółte spodnie, bo w tym stroju
najłatwiej jej się pisało. Tym razem strój nie pomógł. Nie
pomogła też wielka filiżanka kawy. Teraz, czekając na
przybycie Noaha, mogła sobie darować pisanie. Zastano-
wiła się, czy nie zmienić stroju, skoro nie będzie już pisać.
Nie miała jednak pojęcia, co innego mogłaby na siebie
włożyć. Wiedziała tylko, że będą się kłócić.
Doszła do wniosku, że nie będzie się malować – to
mogło jeszcze bardziej rozzłościć Noaha. Widząc ją boso,
bez makijażu i z włosami ściągniętymi w koński ogon
raczej nie uzna, że dziewczyna znów chce go uwieść.
Może właśnie w tym stroju powinna stawić czoło kłótni.
Kiedyś pisała artykuł o uczciwych kłótniach wśród par.
Wtedy rozwiązania wydawały jej się bardzo logiczne.
Teraz, kiedy czuła przypływ adrenaliny, wszystkie wska-
zówki brzmiały idiotycznie. Do diabła z uczciwą kłótnią!
Czas ustalić linię obrony. To wszystko nie zdarzyłoby się,
gdyby Noah nie wymyślił sobie, że ona szuka pracy
w nocnym klubie, i pompatycznie nie próbował jej
ratować. Za kogo on się uważa?
Nic dziwnego, że postanowiła dać mu nauczkę. Sam
się o to prosił, zachowując się tak, jakby to tylko on miał
monopol na właściwe życie. Kto pozwolił mu tak się
rządzić? A może była tancerką egzotyczną i uwielbiała
swoją pracę? Kto dał mu prawo osądzania jej wyboru?
Dobrze, teraz już była gotowa. Niech sobie przychodzi.
Ale gdzie on jest, do diabła? O tej porze ruch na ulicy nie
był zbyt duży i, jeśli nawet szedłby pieszo, to już
powinien być na miejscu.
A zatem nie szedł prosto z klubu do jej hotelu. To nie
była przyjemna myśl. Jedyną gorszą rzeczą od kłótni
z Noahem był jej brak. Nie mogła uwierzyć, że wróciłby
na ranczo, nie mówiąc, co sądzi o jej zachowaniu. Lubił
mieć przecież ostatnie słowo. Prawda?
Gdy przez następne pół godziny mężczyzna nie zjawił
się, była gotowa osobiście sprawdzić, co go zatrzymało.
Niech to szlag! Zdenerwował ją i pozwolił, by wydeptała
ścieżkę w dywanie. Z pewnością nie po to jej szukał, by
porzucić całą sprawę. To byłoby zbyt okrutne i zupełnie
niepodobne do prostolinijnego Noaha.
Zanim zadzwonił hotelowy telefon, niemal krzyczała
z frustracji. Podniosła słuchawkę i przez zęby wysyczała
powitanie.
– Keely, kochanie – usłyszała głos Noaha – czyżbyś
była zdenerwowana?
– Gdzieś ty był?
– Niedaleko. – Zakrztusił się ze śmiechu. – Wrzuciłem
coś na ząb w hotelowej kawiarence.
Nic już z tego nie rozumiała. Powinien krzyczeć,
a zamiast tego chichotał. To ona była osobą, która
wrzeszczała.
– Jak możesz w takiej chwili siedzieć tam i jeść?
– Byłem głodny – powiedział leniwie, lecz w jego
głosie słychać było napięcie.
Serce zabiło jej żywiej. Najwidoczniej Noah zmienił się
przez te wszystkie lata. Nie reagował tak, jak się spodzie-
wała. Wiedziała, że musiał być wściekły, a zachowywał
się, jakby miał wszystko pod kontrolą. Jedyne, czego się
dopatrzyła, to napięcie w jego głosie, ale i tego nie mogła
być pewna.
– Chyba... Chyba powinieneś wejść na górę, żebyśmy
mogli porozmawiać.
– Byłoby miło, ale nie chcę przeszkadzać ci w pracy.
– Nie przeszkadzasz – powiedziała, czując dreszcze na
sam dźwięk jego głosu.
Pomyślała, że nie krzyczy na nią, ponieważ korzysta
z publicznego telefonu. To miało sens.
– A może testujesz założenia swojego ostatniego ar-
tykułu? – spytał miękko.
– Słucham?
Była tak zdenerwowana perspektywą jego wizyty, że
z ledwością pamiętała, jak ma na imię. A co dopiero mówić
o ostatnim artykule!
– Kupiłem sobie egzemplarz ,,Attitude’’ i zgadnij, co
przeczytałem? Twój artykuł o wielokrotnych orgazmach.
– Och – jęknęła tylko i z trudem przełknęła ślinę.
– Z tego, co zrozumiałem, poznanie samej siebie
odgrywa w tym znaczną rolę – mówił nonszalancko.
– Pomyślałem, że może właśnie ćwiczysz.
Gdyby nie znała go lepiej, pomyślałaby, że mężczyzna
droczy się z nią tak, jak ona to robiła. Jednak to było
zupełnie do niego niepodobne. Zwłaszcza teraz, kiedy
musiał być zły. Już wolałaby, żeby zaczął krzyczeć. Wie-
działaby, co mówić. Ale on nie grał zgodnie ze scenariuszem
i miała trudności z nadążeniem. Odchrząknęła.
– Noah, do czego zmierzasz?
– Wygląda na to, że cię nie doceniłem. Masz o wiele
więcej talentów niż przypuszczałem. Przyszedłem więc
przeprosić.
– Przyszedłeś, żeby mnie przeprosić? – powtórzyła jak
papuga.
– Oczywiście. Chciałbym to zrobić osobiście, jeśli
podasz mi numer swojego pokoju.
Może rzeczywiście omówią to, jak dwoje dorosłych
ludzi. Bez zbędnych emocji. Nie tego chciała, ale nie
pozostawało jej nic innego, jak się dostosować. Nie można
walczyć z kimś, kto nie oddaje ciosów. Poza tym to
przecież on powinien zacząć kłótnię.
– Noah, to ja powinnam przeprosić za to, że cię
zwiodłam na manowce.
– Z pewnością zwiodłaś mnie na manowce, kochanie
– zaśmiał się Noah.
Poczuła gorąco na twarzy. Gdyby tylko nie miał
takiego seksownego śmiechu... I głosu.
– Chodziło mi o to, że wprowadziłam cię w błąd co do
mojego zawodu.
– Nie musisz przepraszać. Było całkiem przyjemnie
podejrzewać, że jesteś niegrzeczną dziewczynką. Wiele
mnie nauczyłaś i jestem ci za to wdzięczny.
– Och. Rozumiem – powiedziała. – To bardzo... miło.
Potarła skronie, które zaczęły nieprzyjemnie pulsować.
Wprowadziła go w świat fantazji erotycznych, a teraz on
użyje tej wiedzy, by wzbogacić życie innej kobiety. Była
po prostu... użyteczna.
Skoro zamierzali prowadzić cywilizowaną rozmowę,
równie dobrze mogła spotkać się z nim w holu. Nie była
jednak właściwie ubrana. Podała mu więc numer pokoju
i zupełnie skołowana odłożyła słuchawkę. Spodziewała
się wybuchu i żądania, żeby podała numer pokoju, by
mógł jeszcze na nią nakrzyczeć. Zamiast tego przepraszał.
Dziękował za interesujące pomysły. Zaraz pewnie usły-
szy jeszcze mowę pożegnalną.
No tak, o to właśnie chodziło. Dziękuję za wspaniałe
wspomnienia. Było miło. Żegnaj. Tego właśnie zawsze
starała się unikać. Gdyby sytuacja zaszła już tak daleko,
sama zamierzała wygłosić taką mowę, żeby choć trochę
obronić się przed bólem.
Gdy zapukał do drzwi, podskoczyła i poczuła gwał-
towne bicie serca. Cóż, ona też dorosła przez te lata. Po
prostu odbije piłeczkę. Zmusi się do paru uśmiechów
i powie mu, że cudownie bawiła się w ten weekend.
Powie, że za kilka lat będą się śmiać z jego pomyłki.
Otworzyła mu drzwi z uśmiechem. Wymuszonym,
zgoda, ale zawsze z uśmiechem. Gdy na niego spojrzała,
sztuczny grymas znikł jej z twarzy. Stał tam, wyglądając
lepiej niż jakikolwiek mężczyzna miał prawo wyglądać.
– Witaj, Keely – powiedział cicho.
Odwróciła wzrok. Nigdy jej się nie uda, jeśli będzie
patrzeć w te ciepłe, brązowe oczy.
– Cóż świetnie się bawiliśmy, prawda? – spytała
i cofnęła się, by go wpuścić. – Ja też muszę podziękować ci
za to, że zgodziłeś się dzielić ze mną apartament. Sam
widzisz, że u mnie nie ma fontann ani jacuzzi.
– Wystarczy – powiedział, gdy już wszedł i rozejrzał
się po pokoju.
Zamknęła drzwi i oparła się o ich gładką powierzchnię.
Patrzyła, jak Noah kładzie swój kowbojski kapelusz obok
wciąż włączonego komputera.
– Co wystarczy? – spytała czujnie.
Zamiast odpowiedzi usiadł przy stoliku i wpatrzył się
w ekran.
– Psujesz swój wizerunek w moich oczach, Keely.
Najpierw dowiaduję się, że nie jesteś dziewczyną na
telefon. Potem, że nie tańczysz nawet w barze topless.
Zaraz powiesz mi, że nigdy nie przeżyłaś wielokrotnego
orgazmu, choć napisałaś na ten temat całkiem zgrabny
artykuł.
Nagle nabrała powietrza w płuca. Wielkie nieba, nie
spodziewała się takiego komentarza, tym bardziej że był
prawdziwy. Nawet chciała trochę poeksperymentować,
ale... Pisała o wielu seksualnych ciekawostkach, o wielu
marzyła, ale jakoś nigdy nie spróbowała.
Weekend z Noahem był idealnym czasem na wykaza-
nie się fantazją i odwagą. Ten mężczyzna sądził, że ona
odważy się na wszystko, i Keely miała ochotę sprostać
temu wyzwaniu. Było to doświadczenie wyzwalające,
cudowne i... tak, bezpieczne. Może dlatego nie obawiała
się poddać biegowi wydarzeń. Ufała Noahowi i była
pewna, że jej nie skrzywdzi.
– Trafiłem w czułe miejsce? – spytał i wstał.
– Żartujesz? – roześmiała się w głos, mając nadzieję,
że Noah nie zauważy jej zdenerwowania. – Wiesz prze-
cież, jakie ze mnie ziółko. Brak zasad i ograniczeń. Wolny
duch.
– Tak właśnie myślałem – przyznał, podchodząc do
niej. – Ale teraz zaczynam się zastanawiać, czy w ogóle cię
znam.
Cofnęła się. Onieśmielał ją. Górował nad nią, a na jego
zaciśniętej szczęce drgał mięsień. Właśnie takiego Noaha
spodziewała się dzisiaj. Przygotowała się na jego wybuch.
– Wybacz, że cię oszukałam, ale to wyłącznie twoja
wina.
– Czyżby? – spytał i znów nieco się zbliżył w jej stronę.
– Powiedziałam, że wchodzę do tego klubu na rozmowę.
Ty dośpiewałeś sobie, że ta rozmowa ma dotyczyć pracy.
Nie miała już dokąd się cofać. Za sobą miała komódkę
na bieliznę. Zacisnęła dłonie na blacie, by nie stracić
równowagi. Wojowniczo uniosła podbródek. Nie bała się,
że Noah zagrozi jej fizycznie, ale czuła się niezręcznie i...
Owszem, było to podniecające.
Nie chciała, by Noah się domyślił.
– Gdy zorientowałaś się, co myślę, mogłaś mnie po-
prawić – powiedział spokojnie.
– I zrobiłabym to, gdybyś nie chciał naprawiać mojego
życia! Zdajesz sobie sprawę, jakie to było aroganckie?
– A wiesz, że chyba tak – przytaknął, nie odrywając od
niej spojrzenia.
Zamrugała ze zdziwienia. Właśnie zaczynała się roz-
pędzać, a tu coś takiego.
– Zgadzasz się ze mną?
– Tak. I może zasłużyłem sobie na to wszystko.
– Naprawdę? No właśnie! Oczywiście, że tak! – doda-
ła z przekonaniem.
Starała się oddychać normalnie, ale był tak blisko, że
niemal jej dotykał. Czuła jego zniewalający zapach. To
wystarczyło, by go zapragnęła.
– Stałeś tam i odgrywałeś szlachetnego rycerza i sę-
dziego moralności w jednej osobie. Musiałam ci udowod-
nić, że jesteś tak samo podatny na pokusy, jak każdy.
– Odwaliłaś kawał dobrej roboty – powiedział
i uśmiechnął się tajemniczo. – Jak na amatorkę.
– Amatorkę? – zachłysnęła się. – Rozmawiasz z Miss
Grudnia, ty draniu! Pamiętaj, że przez sześć lat pisałam
artykuły dotyczące seksu. Jeśli chodzi o fantazje erotycz-
ne, to jestem specjalistką!
– Och, ależ ja ci wierzę – powiedział, stając między jej
nogami i opierając obie ręce nad głową dziewczyny.
– Zastanawiam się tylko, jakie masz doświadczenie.
Serce waliło jej jak młotem. Chciała, żeby ten męż-
czyzna myślał, że jest dużo bardziej doświadczona niż on,
by zachować kontrolę nad sytuacją. Jednak wcale nie
czuła, że ma władzę. Niedobrze, pomyślała. Zbyt późno
zdała sobie sprawę, że stoi oparta o komodę z roz-
chylonymi nogami. Była zbyt podniecona.
– Przeżyłaś kiedyś wielokrotny orgazm, Keely? – do-
pytywał się.
– Nie twój interes – odpowiedziała z trudem.
– Niestety – przyznał i podszedł bliżej. – Jestem tego
boleśnie świadomy – dodał i przyciągnął jej biodra do
swoich.
– Wiem, dokąd to prowadzi – powiedziała, przełyka-
jąc ślinę.
Poruszył się delikatnie, patrząc jej w oczy.
– Czyżby?
Próbowała opierać się ogarniającemu ją uczuciu
wszechwładnej przyjemności.
– Podniecisz mnie i zostawisz, żeby ukarać za to, że cię
oszukałam.
– To całkiem niezły pomysł. Ma tylko jedną wadę.
Jeśli teraz odejdę, ukarzę też siebie. A już wystarczająco
nacierpiałem się, starając się być szlachetnym. Zamierzam
stąd wyjść jako bardzo zadowolony mężczyzna.
Fale pożądania przyprawiały ją o zawroty głowy.
Walczyła z potrzebą poddania mu się. Kochała go, lecz on
najwyraźniej nie odwzajemniał jej uczuć. I tak zamierzał
odejść.
– Nie pozwolę ci się wykorzystać, a potem zostawić.
W jego oczach płonął ogień. Głos drżał od powstrzy-
mywanych emocji.
– Dlaczego nie? Czy nie tak chciałaś postąpić ze mną?
– spytał i znów poruszył biodrami.
Gorąca fala rozlała się po jej ciele, gdy potarł wrażliwy
punkt u zbiegu ud.
– Nie, ja...
– Panienka z wielkiego miasta chciała zabawić się
z wiejskim chłopakiem, czyż nie? Grałaś gorącą laskę,
niegrzeczną dziewczynkę opętaną seksem, i myślałaś, że
głupi kowboj nie zauważy różnicy. Tak, sądzę, że chciałaś
mnie wykorzystać, a potem porzucić. Właśnie tego chcia-
łaś. Może nawet liczyłaś na jeden z tych wielokrotnych
orgazmów, o których pisałaś. Tylko że twój plan nie
wypalił, bo ktoś cię rozpoznał.
– Nie wiesz, o czym mówisz! Dla twojej informacji...
– przerwała nagle, gdy uświadomiła sobie, że znalazła się
w pułapce.
Jedyny sposób, żeby go przekonać, stanowiło przy-
znanie się, że kocha go od dawna. Pragnęła przynajmniej
jednego weekendu, by mieć co wspominać. Nie zamierza-
ła mu jednak tego zdradzić i upokorzyć się bardziej niż
wtedy, gdy miała szesnaście lat.
– Nic nie mówisz? – zamruczał, ocierając się o nią.
– No, dobra. Masz rację! – zawołała, by ukryć drżenie.
– Kiedy tak uparłeś się, by mnie ocalić, zdecydowałam
zabawić się twoim kosztem. Tylko przez weekend, a po-
tem koniec – zastrzegła, myśląc, że Noah tego właśnie
oczekuje. – Jeśli to oznacza, że chciałam cię wykorzystać,
to jestem winna. Zastrzel mnie.
– Mam coś innego w planach. Nacieszyłaś się już
weekendem?
Doskonale wiedziała, co miał na myśli, ale zacisnęła
zęby i patrzyła na niego, odmawiając odpowiedzi.
– Pozwól, że ujmę to inaczej. Jesteś wyzwoloną, pełną
inwencji kobietą, która lubi dobry seks bez zobowiązań,
prawda?
– Tak – przyznała i ścisnęła krawędź komody, aż
zabolały ją palce.
– Zatem to, co zaraz się stanie, powinno ci się spodo-
bać – powiedział i pochylił się nad nią.
Rozdział szesnasty
Wreszcie poznał prawdę. Nie była ona przyjemna. Jeśli
żywił jakąś nadzieję, że Keely darzy go głębszymi uczucia-
mi, to teraz mógł ją porzucić. Zaplanowała ten weekend
jako jednorazowe doświadczenie.
W porządku. Skoro tak się sprawy miały, on chętnie
dostarczy jej rozrywki. Kieszenie miał wypchane taką
ilością prezerwatyw, że w najśmielszych snach nie przy-
puszczał, że da radę je zużyć. Jednak kiedy do jego
nozdrzy dotarł zapach malin, zastanowił się, czy aby na
pewno ma przy sobie wystarczająco dużo zabezpieczeń.
Już pora zaspokoić tę przemożną potrzebę, pomyślał.
Gdzieś w głębi duszy tlił się jednak płomyk nadziei.
Gdyby kochał ją wystarczająco mocno i długo, może
zechciałaby zostać? Musiał spróbować przedrzeć się przez
ten obronny mur, który wzniosła wokół siebie. Być może
oszukiwał się tylko, ale zamierzał dobrze się zabawić
podczas tych prób.
Zajrzał w zieloną głębię oczu dziewczyny. Dostrzegł
pożądanie i niepewność. Bardzo dobrze, pochwalił się
w myślach. Chciał, żeby tak się czuła. Zamierzał zburzyć
cały jej świat, zaspokajając swoje żądze.
– Myślę, że zaczniemy już teraz – powiedział i gwał-
townym ruchem ściągnął jej aż do kolan spodnie wraz
z bielizną.
Dziewczyna gwałtownie nabrała powietrza. Nie wie-
dział, czy z powodu szoku, czy może dreszczyku emocji.
– Widzę, że jesteś zdecydowany ciągnąć to dalej.
Ciekawe, czy potrafisz mnie zmusić? – zbuntowała się
w końcu, a w jej oczach rozgorzał zielony ogień.
– Z przyjemnością – oznajmił szorstko.
Z siłą, która pozwalała wygrywać mu najwyższe
nagrody na rodeo, Noah schwycił dziewczynę i usadził ją
na komodzie. Już wcześniej zauważył, że mebel ma
odpowiednią wysokość do tego, co zamierzał zrobić.
Ponieważ Keely nie zareagowała, poszedł o krok dalej.
Wsunął dwa palce do jej gorącego wnętrza i natychmiast
poczuł mimowolną reakcję ciała.
Dziewczyna jęknęła i zacisnęła powieki. Otworzyła
oczy, oparła ręce z tyłu komody i gwałtownie pozbyła się
krępującej ruchy odzieży.
– Już do ciebie idę – obiecał i rozdarł drżącymi palcami
plastikowe opakowanie. – Gdybyś się zastanawiała – za-
czął swobodnym tonem pogawędkę – to jedna z prezer-
watyw z wypustkami. Mam nadzieję, że ci się spodoba
– powiedział, zsunął Keely na krawędź komody i jednym
płynnym pchnięciem zanurzył się w jej ciasną miękkość.
Tym razem był pewien, że jęk, który dobył się z roz-
chylonych ust dziewczyny, świadczył o doznanej przyje-
mności. Sam omal nie zemdlał z ulgi, że wreszcie się w niej
znalazł. Widział płomienie pożądania w oczach Keely
i delikatny, malinowy rumieniec na całej skórze. Bez tuszu
na rzęsach i z włosami ściągniętymi w koński ogon
wydawała mu się niemal za młoda na to, co właśnie robili.
– Wypustki... są wspaniałe – wyszeptała łamiącym się
głosem.
– To dobrze... Postaram się... zapamiętać – dyszał
Noah, starając się zapanować nad instynktem, który kazał
mu zacząć się w niej poruszać.
Wcale nie jest taka młoda, jak mogłoby się wydawać,
przypomniał sobie. Może nie na tyle doświadczona, jak
usiłowała mu wmówić, ale na pewno nie za młoda na to,
czego od niej chciał.
Już dawno powinien był się domyślić, że będą do siebie
idealnie pasować. Zrozumiał, że nie będzie już potrafił
wyrzucić jej ze swego serca. Za późno na puste roz-
ważania. Stało się. Teraz musi szukać zapomnienia albo
wkrótce oszaleje z nadmiaru emocji. Wiedział, że ta
chwila wypali znamię w jego pamięci. Wzrok Noaha
prześliznął się z przymkniętych oczu Keely na jej usta.
Myślał, że nie ma nic bardziej podniecającego niż
świeżo nałożona szminka na jej ustach. Mylił się. Jej wargi
rozchylone pożądaniem miały cudowny jasnoróżowy
kolor. Kusiły go ponad wszelkie wyobrażenie. Przypo-
mniał sobie, co potrafiły z nim zrobić te usta. Już sama
myśl o tym pchnęła go w stronę punktu, z którego już nie
ma powrotu. A nie chciał jeszcze kończyć tej chwili
rozkoszy.
Jego wzrok wędrował po ciele dziewczyny. Łapczywie
wciągała powietrze. Gdy dotarł spojrzeniem do jej peł-
nych piersi, znów znalazł się niebezpiecznie blisko wybu-
chu. Napięte sutki wyraźnie odznaczały się pod miękkim
materiałem koszulki. Tym razem chciał, aby piersi Keely
pozostały zakryte. Spojrzał niżej, gdzie ich ciała się
łączyły. Dojrzał swą męskość ukrytą wśród rudozłotych
loczków. Powoli poruszył się, podziwiając doskonałość
tego połączenia. To, co zobaczył, zmusiło go do działania.
Nie był w stanie już dłużej czekać.
– Ten raz jest dla mnie – oznajmił, balansując na
krawędzi spełnienia.
Zacisnął dłonie na jej pośladkach i zaczął się w niej
poruszać. Zauważył rozkołysane piersi Keely. Patrzył na
nie, zanurzając się coraz głębiej i mocniej. Keely także była
bliska ekstazy. Odrzuciła głowę do tyłu, jej rude włosy
mocno odcinały się na tle białej ściany. Mężczyzna słyszał
jej ciche, naglące wezwania, ale sam przekroczył już próg
i nie mógł na nią czekać. Nie tym razem... teraz świat
rozpadł się na milion kolorowych kawałków, gdy w końcu
poddał się fali rozkoszy.
– Noah! Proszę!
Przez malinową mgłę spełnienia usłyszał błagalny jęk
Keely. Tym razem był samolubny, lecz nie mógł pozo-
stawić jej w nie zaspokojonej tęsknocie. Drżąc, osunął się
na kolana i przylgnął ustami do miejsca, z którego przed
chwilą wyszedł.
Keely wygięła się w łuk. Już po chwili, bez tchu,
z powrotem oparła się o ścianę. Chciała odsunąć się, lecz
Noah nie zamierzał jej jeszcze puścić.
– Miałeś rację... – wydyszała. – Nigdy nie spodziewa-
łam się... nie pomyślałam...
Zignorował jej słowa i dalej pieścił językiem aksamitne
wnętrze.
– Noah, nie musisz mi nic udowadniać... – zaczęła
i urwała, gdy znów ogarnęły ją dreszcze spełnienia.
Mężczyzna poczuł rozpierającą go dumę. Zamierzał
podarować jej coś, czego nie zaznała jeszcze nigdy dotąd.
– Och... ja... oooch! – jęknęła i po raz kolejny wygięła
się w łuk.
Był pewien, że odkrył już właściwy rytm i miejsce.
Potrzebował jeszcze jednej próby, by mieć absolutną
pewność. Rozkoszował się każdą chwilą i każdym wes-
tchnieniem dziewczyny.
Wreszcie podniósł się z kolan i wziął drżącą Keely na
ręce. Zaniósł dziewczynę do łóżka i złożył w pościeli.
Obserwowała go z zadowoleniem, gdy zdejmował ubra-
nie. Znów czuł, że jest gotów się z nią kochać, jednak miał
inne plany. Postanowił chwilę poczekać.
Keely zastanawiała się, jak wiele kobiet musiało mylić
jego sztukę miłosną z prawdziwym uczuciem. Czuła się
naprawdę kochana, choć wiedziała, że mężczyzna zamie-
rzał tylko podarować jej te kilka chwil.
Patrzył na nią ciepłymi, brązowymi, pełnymi uznania
oczami.
Sama też była pełna uznania dla siebie, gdy na niego
spojrzała. Wciąż jej pragnął.
– Chętnie ci się odwdzięczę – zaproponowała.
– Może później. Biorąc pod uwagę różnice pomiędzy
kobietami i mężczyznami, chciałbym trochę odpocząć
– powiedział i sięgnął po telefon.
– Co robisz?
– Zamawiam jedzenie do pokoju.
To była ostatnia rzecz, której się teraz spodziewała.
Przecież powiedział, że jadł przed przyjściem do niej.
Jednak na myśl o jedzeniu sama poczuła głód.
– Wprawdzie próbowałem zjeść śniadanie, zanim do
ciebie przyszedłem, ale niewiele udało mi się przełknąć.
– Uśmiechnął się. – Założę się, że ty też nic nie jadłaś.
– Sądzę, że mogłabym coś przekąsić.
– Dobrze – zgodził się i wybrał numer hotelowej
obsługi. – Co myślisz o kanapkach i świeżych owocach?
– Bosko.
Akceptowała każdy jego wybór. Nagle zdała sobie
sprawę, że ich spotkanie do złudzenia przypomina za-
chowanie młodego małżeństwa w czasie miesiąca miodo-
wego. Zamawianie jedzenia do pokoju w krótkich prze-
rwach w uprawianiu miłości. Musiała sobie surowo
przypomnieć, że w najbliższej przyszłości nie czeka jej
miesiąc miodowy.
Noah złożył zamówienie i odwiesił słuchawkę. Usiadł
obok niej na łóżku i zaczął rozmowę.
– Jedno z nas ma więcej ciuchów niż drugie – powie-
dział i sięgnął, by zdjąć jej koszulkę.
– Chwileczkę – przykryła jego dłonie swoimi. – Czy
nie powinniśmy być ubrani, gdy pojawi się jedzenie?
– A powinniśmy? – spytał z błyskiem w oku.
– Owszem. Czym innym jest ryzykowanie nocą
w opuszczonym korytarzu, a czym innym rozebranie się
i zaproszenie kelnera. Tak daleko się nie posunę.
– Dobrze. Zaraz się ubierzemy. Ale założę się, że nie
pojawią się jeszcze co najmniej przez dwadzieścia minut.
Najpierw chcę zobaczyć twoje piersi. Pocałować je.
Wprost oszalałem na ich punkcie. I sama zobacz, one też
za mną tęsknią – pochylił się i delikatnie ugryzł sutek,
który natychmiast stwardniał.
Dziewczyna westchnęła z rozkoszy.
– Chcą się wydostać – mruknął i zaczął pieścić drugi
sutek.
Nie zaprotestowała, gdy podwinął jej koszulkę. Chcia-
ła poczuć jego gorące usta na nagiej skórze.
Tak długo skubał zębami i pieścił językiem jej piersi, aż
znów zaczęła go pragnąć.
– Zdradź mi jakąś swoją fantazję – poprosił w prze-
rwie między pocałunkami. – Coś, czego jeszcze nigdy nie
próbowałaś. Coś, co moglibyśmy zrobić w tym pokoju.
Nie musiała się długo zastanawiać.
– Chciałabym być związana – zamruczała. – Oczywiś-
cie niezbyt mocno i ostrożnie. A potem dręczona erotycz-
nymi pieszczotami.
– Nie bałabyś się, gdybym to zrobił?
– Nie przy tobie – powiedziała i poczuła, że serce
zabiło jej mocniej na samą myśl o tym. – Z tobą jestem
bezpieczna.
– O tak, jesteś bezpieczna – przytaknął i uszczypnął
delikatnie zębami wrażliwą pierś. – Zróbmy to.
– Kiedy już kelner wyjdzie – zgodziła się.
– Nie. Jeszcze zanim tu się zjawi.
– Zanim się zjawi?
W jednej chwili przygniótł ją swym ciężarem i podciąg-
nął wyżej koszulkę, przenosząc jednocześnie ręce Keely za
jej głowę. Nadgarstki dziewczyny zaplątały się w mięk-
kim materiale.
– Całkiem utknęłam – poskarżyła się.
– Wiem – przytaknął z uśmiechem i wysupłał jedną
rękę z fałd splątanej koszulki, jednocześnie przywiązując
ją do filara łóżka.
– Momencik! – zawołała, gdy pojęła, co Noah zamie-
rza zrobić.
– Już za późno. – Potrząsnął z uśmiechem głową.
– Nie to miałam na myśli – krzyknęła i spróbowała
wywinąć się z jego uścisku.
– Przykro mi – powiedział i ściągnął apaszkę, którą
zebrała włosy, by za jej pomocą skręcić drugą zgrabną
pętlę.
Nagle Keely uświadomiła sobie, że właśnie zaprosiła do
wspólnej zabawy w wiązanie kowboja, który doskonale
wiedział, jak sobie radzić z opornymi sztukami. Chyba się
mocno przeliczyła z siłami.
– Noah, mówię poważnie, hotelowa obsługa może się
tu zjawić w każdej chwili. Puść mnie.
– Nic z tego. Zabawa dopiero się zaczyna – obiecał
i chwycił jedną kostkę dziewczyny.
– Przestań! – zawołała, próbując kopać wolną stopą.
– Noah! Będę krzyczeć! – zagroziła, gdy jej wysiłki nie
przyniosły efektu.
– Sąsiedzi pomyślą tylko, że to twój kolejny wspania-
ły orgazm. Może tak się stać, jeśli będziesz grzeczna
– przyrzekł i trzymając jej kostkę w dłoni oderwał zębami
pas prześcieradła.
– Niszczysz własność hotelu!
– Później im za to zapłacę – powiedział, wzruszając
ramionami, i przesunął się na drugą stronę łóżka, by
dokończyć dzieła.
Po chwili leżała naga, z rozpiętymi ramionami i noga-
mi, a Noah podziwiał swoją pracę.
– Ładnie. Bardzo ładnie. Wygodnie ci?
– Cóż, nie zraniłeś mnie ani nic z tych rzeczy. Ale to
nie tak miało być.
Mimo protestów, czuła rosnące podniecenie. Drżała
z powodu walki, ale i z oczekiwania. Związał ją i obiecał
się nią zająć. Był szybki, musiała to przyznać, ale zarazem
łagodny. Żaden z jej mięśni nie był zbyt napięty. Jej
fantazje na ten temat nie były wcale lepsze od rzeczywis-
tości.
– Wyobrażałam sobie raczej aksamitne sznury i jed-
wabne szarfy – marudziła dla zachowania pozorów.
– Masz może jakieś szarfy lub sznury?
– No nie, ale i tak mogłeś się bardziej wczuć w rolę
i nieco zwolnić.
– Nie da się zwolnić w takiej chwili. To byłoby nudne
– odparł i powoli powiódł spojrzeniem po jej nagiej
sylwetce. – Ale nie martw się. Teraz już nie będę się
spieszył.
– Wielkie nieba! Ależ się zmieniłeś od piątkowego
popołudnia! – zawołała, czując przyjemny dreszczyk
oczekiwania.
– I tu się mylisz. Zawsze miałem swoje pragnienia.
Tak jak i ty – leniwie cedził słowa, obchodząc łóżko
dookoła. – A ta fantazja jest nam wspólna.
Nie pytała, czy to ona była kobietą z jego erotycznych
marzeń. Jeśli nie, to wcale nie chciała o tym wiedzieć.
Miała jednak niezbitą pewność, że po tym weekendzie to
właśnie ona będzie niepodzielnie królować w myślach
Noaha.
Mężczyzna niechętnie oderwał od niej wzrok i sięgnął
po swoje slipy. Z satysfakcją zauważyła, że niezbyt
dobrze się na nim układały.
– Nie słyszałam, żeby ktoś pukał.
– Bo nie pukał.
– To dlaczego...
– Chcę być przygotowany – powiedział, wciągnął
spodnie i zmienił temat. – Porozmawiajmy o więzach.
Gdy spojrzała mu w oczy, krew jej zawrzała. Zadrżała,
uświadamiając sobie swoją bezbronność. Była całkowicie
zdana na jego łaskę. Czy ufała mu aż do tego stopnia?
I tak, i nie. Miała pewność, że jej nie skrzywdzi. Jednak
podejrzewała też, że mężczyzna zburzy jej wszystkie
osłony i zabierze ją w zupełnie nieznany świat. Stąd brał
się dreszcz niepokoju.
– Zmarzłaś?
Potrząsnęła przecząco głową.
– Tak myślałem – powiedział i zaczął sunąć wskazują-
cym palcem wzdłuż nogi dziewczyny.
Rozpoczął przy związanej kostce i powoli przemierzał
wewnętrzną stronę uda, aż do miejsca, gdzie zaczynały się
złotorude loczki. Zatrzymał dłoń i wpatrzył się w oczy
Keely. Po chwili znów podjął wędrówkę, by odkryć źródło
wilgoci.
– Tak pięknie pachniesz – powiedział i nachylając się
nad nią, wsunął palce do gorącego wnętrza.
Po chwili wyjął je i zbliżył do ust.
– I cudownie smakujesz – dodał, gdy skosztował jej
sekretnych soków.
Keely pragnęła dużo więcej niż przelotnej pieszczoty
jego palców. Jednak Noah obiecał, że nie będzie się
spieszył. Zastanawiała się, jak to przeżyje.
– Pamiętasz malowanie palcami? – spytał, pozornie
zmieniając temat.
– Tak – szepnęła, podejrzewając, do czego zmierza.
– Więc załóżmy, że to naczynie z farbą – powiedział,
ponownie zanurzając palce w wilgotną głębię. – Zaraz
stworzę dzieło sztuki.
– Będziesz mnie tak dręczył, prawda? – spytała, drżąc
z podniecenia.
– Oczywiście, kochanie – przytaknął i wilgotnym
palcem obrysował kształt jej piersi. – A ty to pokochasz.
Zaczął tworzyć intrygujące wzory na jej ciele. Jednak
co chwila wracał do naczynia, w którym stale czekało na
niego mnóstwo składnika erotycznych malunków. Nie
zapominał pieścić wrażliwych miejsc, aż do chwili, gdy
zaczynała cichutko pojękiwać. Wtedy wracał jak gdyby
nigdy nic do przerwanej pracy. Jej świat skurczył się tylko
do jednego pragnienia.
Była gotowa obiecać mu wszystko, jeśli natychmiast
zaprowadzi ją na szczyt rozkoszy. Gdy otwierała usta, by
zacząć go błagać o spełnienie, rozległo się dyskretne
pukanie do drzwi.
Noah pochylił się i obdarzył ją namiętnym pocałun-
kiem.
– To nasze zamówione dania.
– Kogo to obchodzi? – wydyszała. – Noah, musisz...
– Już niedługo – obiecał. – Idę! – zawołał w stronę
drzwi.
– Noah, nie waż się podchodzić do tych drzwi!
– Bez paniki – wymruczał i okrył ją szczelnie dodat-
kowym prześcieradłem.
– Co... co ty wyprawiasz?
– Wzbogacam twoją fantazję – wyjaśnił i ukrył jej
skrępowane dłonie pod stertą poduszek. – Uczyłem się od
ciebie. Zamierzam zapewnić nam takie wrażenia, na jakie
nigdy nie liczyliśmy.
– J...jak? – zająknęła się.
– Kelner wejdzie i postawi obok ciebie tacę. A ty
będziesz leżała tu związana, naga i podniecona do granic
możliwości, nie mogąc się ruszyć. Zobaczysz, że kiedy
wyjdzie, będziesz się czuła jak nigdy dotąd. To bardziej
niebezpieczne niż opustoszały korytarz.
– Och, Noah – westchnęła, lecz w głębi serca pragnęła
tego równie mocno, jak on.
– Zaufasz mi?
– No... dobrze.
Noah powoli podszedł do drzwi i wpuścił kelnera.
Mężczyzna zerknął tylko w stronę Keely i bez zdziwienia
zajął się swoimi obowiązkami. Postawił tacę, ułożył
nakrycia i zaczął dzielić porcje. Po chwili Noah zapłacił
i odprowadził kelnera do drzwi. Keely czuła szalone
podniecenie na myśl, że gdy tylko mężczyzna zamknie
drzwi, zerwie z niej przykrycie i zacznie ją kochać. Nie
mogła powstrzymać drżenia, patrząc na powolne ruchy
Noaha.
Nagle, zamknąwszy dokładnie drzwi, rzucił się w jej
stronę, rozrywając niemal swoje spodnie. W oszałamiają-
cym tempie pozbył się odzieży i nałożył prezerwatywę.
Po chwili zrzucił prześcieradło z rozgrzanego pożądaniem
ciała dziewczyny i rozluźnił więzy. Z triumfalnym jękiem
zanurzył się w miękką kobiecość.
W tej samej chwili Keely poczuła fale spełnienia,
zalewające ją z niesamowitą siłą. Przywarła do Noaha i ich
okrzyki zlały się w jedno.
Kiedy świat przestał wirować, leżeli mokrzy i wyczer-
pani, walcząc o każdy oddech.
Noah uśmiechnął się. Keely zaczęła chichotać. Zanim
się obejrzeli, dusili się ze śmiechu.
– Uwierzysz, że zrobiliśmy coś takiego?
– Nie! Ależ z ciebie wariat!
– To ty wszystko zaczęłaś – przypomniał jej Noah,
unosząc się na łokciu i z uśmiechem zajrzał jej w oczy.
– Wtedy w korytarzu?
– Nie! Za głazem! Od tamtej pory wyobraźnia pod-
suwa mi coraz dziksze obrazy.
– Próbowałam cię zdeprawować – przyznała z uśmie-
chem.
– I udało ci się. Nie masz pojęcia, jak bardzo. Nigdy nie
zapomnę tego weekendu.
Poczuła dotkliwy ból w sercu. Gdyby chociaż powie-
dział, że nigdy mnie nie zapomni, pomyślała.
– Ja też – powiedziała na głos.
Rozdział siedemnasty
Noah był bardzo zadowolony, że zamówił coś jesz-
cze oprócz kanapek. Przy takiej kobiecie jak Keely miał
wiele interesujących pomysłów na wykorzystanie pro-
duktów spożywczych. Między innymi zamienił Keely
w koktajl owocowy. A w tym czasie dziewczyna
została prawdziwą wielbicielką wielokrotnych orgaz-
mów.
Potem Keely wpadła na pomysł nowatorskiego użycia
majonezu, a Noah stał się jej popisowym sypialnianym
daniem. Gdy poddawał się fantazyjnemu dekorowaniu,
przeżył najbardziej intensywną rozkosz w życiu.
To zdecydowanie był najlepszy posiłek, jaki jadł do tej
pory. Odpowiadał mu zarówno dobór potraw, jak i towa-
rzystwo oraz panująca atmosfera.
Nie mógł zrozumieć, dlaczego nigdy wcześniej nie
spróbował jeść nago z kobietą w łóżku. Mógł zaoszczędzić
mnóstwo pieniędzy na serwetkach. Jeśli któreś z nich się
pochlapało, drugie z ochotą zlizywało plamkę. Noah starał
się jak mógł, by jeść jak najmniej porządnie. Zauważył, że
Keely również nie zachowywała się specjalnie elegancko
przy zaimprowizowanym stole.
Posiłek przeciągał się z powodu coraz częstszych
przerw. Noah zorientował się, jak jest późno, gdy musiał
zapalić światło, by móc lepiej widzieć Keely. Spojrzał na
zegarek i zaklął w myślach. Jego samolot odlatywał za
dwie godziny.
– Czemu marszczysz czoło? – spytała Keely, głębiej
zapadając się w poduszki. – Boli cię brzuch?
– Nie – zaprzeczył i przysunął się, by móc pieścić jej
pierś. – To dlatego, że nie mogę już dłużej zostać.
– Naprawdę? – zdziwiła się, czując alarmowe dzwon-
ki w uszach.
– Mam samolot.
– Przegap go.
– Nie mogę.
– Jesteś pewien? – spytała słodko, ujmując w dłoń jego
męskość.
Zamknął oczy, poddając się łagodnym ruchom ręki
dziewczyny. Po krótkiej chwili boleśnie jej zapragnął.
W ciągu ostatnich godzin zachowywał się jak jego byczki.
Wciąż nie miał dość.
Jednak obiecał Jonasowi, że dziś zjawi się na ranczu.
Dzięki temu jego brat i B.J. będą mogli polecieć do Phoenix
i dopilnować ślubnych przygotowań. Noah musiał zająć
się gospodarstwem, gdy ich nie będzie. Poza tym kilka
spraw wymagało jego obecności.
– Jestem pewna, że mógłbyś złapać jakiś samolot
rano... – powiedziała kuszącym tonem i pochyliła się, by
wzmocnić swą argumentację.
– Jeśli będziesz robić tak dalej, nie będę potrzebował
samolotu, by się tam dostać – wykrztusił.
– Chciałabym, żebyś spędził ze mną tę noc. – Kusiła go
kolistymi ruchami języka.
– Niczego bardziej nie pragnę, ale... – Urwał, gdy
dziewczyna naprawdę zabrała się do rzeczy. – Masz
niesamowity dar przekonywania – wyszeptał.
Zgodnie ze wszelkimi prawami natury powinien teraz
leżeć bez sił, jednak, o dziwo, znów był gotów się z nią
kochać. Musiał ją natychmiast powstrzymać, żeby nie
zmarnować tej ostatniej okazji.
Niechętnie wyrzekł się przyjemności, jaką sprawiały
mu jej chętne usta. Ujął w dłonie głowę dziewczyny
i uniósł, by złożyć na jej ustach gorący pocałunek.
– Pora na jeden z tych małych przeciwdeszczowych
płaszczyków – wymruczał między pocałunkami. – Tym
razem pragnę być w tobie.
– Cudownie – zgodziła się z entuzjazmem. – Wy-
próbujemy coś nowego?
– Och, miałem na myśli zupełnie nudną pozycję
– oznajmił z błyskiem w oku. – Zaczekaj chwilę – poprosił
i sięgnął po kolejną foliową paczuszkę.
– Nudną? – uśmiechnęła się zdziwiona. – Daj mi to.
– Myślałem, że nigdy już o to nie poprosisz.
Podał jej pakiecik. Keely zrobiła całkiem przyjemną
ceremonię z nakładania prezerwatywy. Musiał myśleć
o czymś innym w tym czasie, żeby nie zakończyć
zabawy, zanim na dobre się zaczęła.
– Nie rozumiem, jak cokolwiek, co tu robimy, może
być nudne? – powiedziała, nie przerywając delikatnego
masażu.
Zupełnie nie mógł uwierzyć, ale pragnął jej nawet
bardziej, niż na początku. Znalazła idealne tempo i rytm,
by zmienić go w maniaka seksualnego.
– Więc nie miałabyś nic przeciwko najbardziej trady-
cyjnej pozycji?
– Żadnych udziwnień, dodatkowych podniet i dresz-
czyka emocji? – spytała, patrząc mu prosto w oczy.
– Tak. Tylko ty i ja – potwierdził, szukając w jej
spojrzeniu odpowiedzi na pytanie, którego nie miał od-
wagi zadać.
Oparł dłonie po obu stronach głowy Keely i wygodnie
ułożył się między jej gładkimi udami. Dziewczyna objęła
go. Czule wodziła rękami po plecach Noaha. Nagle
natrafiła na niewielką bliznę.
– Jak mogłam to przeoczyć? – spytała miękko i ob-
wiodła jej kontury wskazującym palcem.
– Nie mogłaś przecież odkryć wszystkiego w jeden
weekend.
– Masz rację – z żalem przyznała mu rację.
Noah spojrzał na leżącą dziewczynę. Musiał się po-
starać. To była jego ostatnia szansa, by obudzić w niej
prawdziwe uczucie. Jeśli mu się nie powiedzie, już nigdy
takiej jej nie zobaczy.
Potargane włosy spływały z poduszki ciemnorudą falą.
Tak musi wyglądać kolor pożądania, pomyślał. Przesunął
spojrzenie na zarumienione policzki i dalej na pociemniałe
sutki dziewczyny. Jego spojrzenie musnęło płaski brzuch
i zatrzymało się dłużej na trójkąciku rudozłotych loczków
między udami dziewczyny.
Znów podniósł wzrok na jej twarz. Rozchylone usta
i zielone oczy pełne tajemnic. Przytrzymał jej spojrzenie
i delikatnie wsunął się do wilgotnego wnętrza. Potrzebo-
wał chwili, by przezwyciężyć falę gorąca, która go ogar-
nęła.
Nic nie może się z tym równać. Nie miał jedynie na
myśli miłosnego połączenia. Chociaż nigdy nie doświad-
czył niczego, co mógłby z tym porównać. Zaczynał
rozumieć, jak rzadka była ta więź... przynajmniej dla
niego. Nie wiedział jednak, co dokładnie czuje Keely.
Może i mieli jakąś szansę.
– Tym razem będzie inaczej – ostrzegł ją.
– Dobrze – zgodziła się z uśmiechem, który rozpłynął
się po chwili. – Powrót do źródeł?
– Tak.
– Potem odejdziesz, prawda?
– Tak.
– Tak myślałam – wyszeptała zdławionym głosem,
przytuliła go mocniej i zamknęła oczy.
– Keely, spójrz na mnie.
Potrząsnęła odmownie głową.
– Proszę.
Rozchyliła powieki i zobaczył, że jej oczy błyszczą od
łez.
– Ty płaczesz – powiedział ze ściśniętym sercem.
– Nie. Tylko coś mi wpadło do oka – odparła spiętym
głosem.
– Bzdura. Tak samo jak ja nie chcesz, żeby to się
skończyło.
– Ale tak musi być – wyszeptała, drżąc. – Nie mogę
przecież wrócić.
– Na ranczo? – spytał z bólem w sercu.
– Na ranczo, do mojego dawnego życia.
Uważa, że nie jestem wart tego poświęcenia, pomyślał.
Mógł ją błagać, by zmieniła zdanie. Ale co potem?
Przekona ją do życia, którego nie pragnęła, bo nie umie się
z nią rozstać? Nie.
– W takim razie to nasze pożegnanie. Trzymaj się,
skarbie, bo nigdy tego nie zapomnisz – powiedział,
pieczętując każde słowo wymownym ruchem bioder.
– Wiesz, że nie chodzi tylko o seks?
Nie odpowiedziała, ale nawet łzy nie mogły ugasić
płomienia w jej oczach.
– To coś więcej niż gierki i dreszczyk emocji – mówił,
zwiększając tempo swych ruchów.
Zielony płomień palił się coraz jaśniej. Zależało jej na
nim. Widział to w oczach dziewczyny.
– To coś więcej niż chwile rozkoszy – wymruczał.
Łzy potoczyły się po policzkach Keely, a urywane
oddechy zaczęły przypominać szloch, ale nie odwróciła
spojrzenia.
– Ale jeśli nie mogę dać ci nic więcej, to przynajmniej
mogę dać ci to – powiedział i zmusił ją do poddania się fali
rozkoszy.
– Tak... och, tak... – słodko poddawała się jego pchnię-
ciom. – Kocham... źródła – wyszeptała, wbijając palce
w jego szerokie ramiona.
Noah zadrżał. Już prawie to powiedziała.
– Ja też kocham... źródła – wymruczał jej prosto do ucha.
– Och, Noah! Teraz, proszę cię, teraz!
Gdy wygięła się w łuk, stracił nad sobą kontrolę
i z jękiem poddał się przemożnej pasji. Drżąc, westchnął
po raz ostatni. To jednak był koniec.
Keely nie ruszyła się z łóżka, gdy Noah wstał i zaczął
się ubierać. Spoglądała na niego i zamykała oczy, walcząc
ze łzami. Powinna wstać, ubrać się i wyjść, ale nie
potrafiła opuścić tego nieba, które dzielili przez kilka
godzin. Chciała zostać w łóżku tak długo, dopóki będzie
czuła zapach Noaha na prześcieradłach.
W tym pokoju uprawiali seks wiele razy, ale kochali się
tylko raz. Ten ostatni raz niemal ją zniszczył. Ich nie-
wypowiedziana miłość była piękna, ale bez przyszłości.
Och, gdyby mogli wcale nie wychodzić z tego pokoju
i nie wracać do ról, które wybrali, ten związek miałby
szansę. Noah dowiódł jej, że połączenie ciał nawet w poło-
wie nie jest tak piękne, jak połączenie dusz.
Ale nie mogli tu zostać. Noah, dopinając pas, rozglądał
się za kapeluszem. Wracał na swoje ranczo, a ona miała
pracę do wykonania. W prawdziwym świecie mogli się
tylko unieszczęśliwić nawzajem. Musiała pozwolić mu
odejść.
Mógł myśleć, że chce jej w swoim życiu, ale to seks
przemawiał przez niego. W ogniu namiętności mógł
wyobrazić sobie, że Keely jest kobietą, której potrzebuje.
Jednak ona wiedziała lepiej. Sama także nie zamierzała go
prosić, by dla niej zrezygnował z rancza.
Przecież nie mógłby tego zrobić. Stał pośrodku hotelo-
wego pokoju, wygładzając rondo kapelusza, odziany
w dżinsy i znoszoną koszulę. Mógł nawet mieć komputer
i rozumieć prawa giełdy, ale głęboko w sercu był zwykłym
kowbojem. Właśnie takiego go kochała. Nawet gdyby
mogła, nie ściągnęłaby go do miasta.
– Zatrzymam się w recepcji i wyjaśnię sprawę prze-
ścieradła – odezwał się po chwili.
Usiadła na łóżku i zakryła piersi połą prześcieradła.
Mimo że przed chwilą odważyli się na wszystko, teraz
nagość wydała się jej nie na miejscu.
– I co powiesz?
– Powiem, że każde z nas wzięło sobie kawałek na
pamiątkę. – Rozciągnął w uśmiechu usta, których Keely
już nigdy nie pocałuje.
– To całkiem niezła myśl.
– Tak właśnie mi się zdawało – przytaknął i podał jej
jeden skrawek materiału, a drugi wepchnął do kieszeni.
Spojrzała na fragment prześcieradła, który znaczył dla
niego tak wiele, że postanowił go zabrać ze sobą do domu.
Z jakiegoś powodu ten sentymentalny gest miał dla niej
większe znaczenie, niż cokolwiek innego. Musiała prze-
łknąć kilka razy i zamrugać oczami, żeby nie poddać się
łzom.
– Muszę już iść – powiedział miękko Noah.
Pokiwała głową, nie ufając sobie na tyle, by się odezwać.
– Jeśli pocałuję cię na do widzenia, to nigdy nie wyjdę.
– Dobrze – przytaknęła i ściskając prześcieradło z ca-
łych sił, starła się normalnie oddychać.
Podszedł do drzwi.
W tej chwili zrozumiała, jak musi się czuć skazaniec
w ostatnich chwilach życia. Poznała dzisiaj niebo. Za
niecałą minutę pozna też piekło.
Może byłoby jej łatwiej, gdyby odwróciła wzrok, gdy
mężczyzna sięgał do klamki. Ona jednak obserwowała
uważnie jego ruchy, chłonąc każdą sekundę, która im
jeszcze pozostała.
Nacisnął klamkę i otworzył drzwi. Keely objęła się
ramionami. Wtedy, powoli, Noah zamknął drzwi i spo-
jrzał na nią. Serce dziewczyny zabiło nową nadzieją, choć
nie pojmowała, jakie mógł znaleźć rozwiązanie.
– Przynajmniej przyjedź na ślub Jonasa i B.J. – powie-
dział.
Serce zadrżało jej z bólu. Ślub. Oczywiście. A czego się
spodziewała? Że padnie przed nią na kolana i powie, że
nie może bez niej żyć? Takie rzeczy zdarzają się tylko
w filmach. Jakoś udało jej się nie wybuchnąć płaczem.
– Narobiłabym tylko niepotrzebnego zamieszania.
– Naprawdę uważam, że zarówno B.J. – jak i Arch
chcieliby mieć cię przy sobie – powiedział.
Nie wiedziała, skąd bierze siły, by z nim rozmawiać, ale
udało jej się znaleźć rozsądną odpowiedź.
– Nie rozmawiałam z żadnym z nich od dziesięciu lat.
Nie mogę tak po prostu wkroczyć w środek najważniej-
szego dnia w życiu B.J.
Nie wspomniała o tym, że gdyby ponownie zobaczyła
Noaha, musiałaby go dotknąć, przytulić i kochać się z nim.
Świadomość, że nie może tego uczynić, byłaby praw-
dziwą torturą.
– W porządku – powiedział cicho. – A gdybym powie-
dział im, że wpadliśmy na siebie i...
Zamarła.
– Noah, chyba nie zamierzasz powiedzieć im, że my...
– Nie zrobiłbym tego, Keely. To, co robiliśmy w ten
weekend, jest naszą prywatną sprawą.
– Dziękuję.
Wiedziała to, jednak przez chwilę uległa panice.
– A czy ty w ogóle chciałabyś być na tym ślubie?
To było bardzo skomplikowane pytanie. Ale w końcu,
to przecież jej mała siostrzyczka wychodzi za mąż. Taki
dzień już nigdy się nie powtórzy. Dlatego istniała tylko
jedna odpowiedź.
– Tak.
– To pozwól mi wspomnieć, że cię spotkałem. Założę
się, że będą chcieli, żebyś przyjechała, ale jeśli wolisz,
spytam ich o to.
– Jest jeszcze jedna sprawa. – Spojrzała na niego
poważnie. – Oboje zgodziliśmy się, że nie ma dla nas
przyszłości, prawda?
– To ty tak powiedziałaś – powiedział ostrożnie.
– Bo tak uważam – oznajmiła i przeciągnęła językiem
po wyschniętych ustach. – Ale jak damy sobie radę przez
tych kilka dni na ranczu?
– Chyba nie będziemy mieli innego wyjścia ze wzglę-
du na B.J. i Jonasa. Jak sama powiedziałaś, nie powinniś-
my odwracać uwagi od tego ważnego dnia. Jeśli ty dasz
radę, to ja też – oznajmił i płomyk nadziei zgasł w jego
oczach.
– Masz rację, po prostu będziemy musieli. Dla dobra
ludzi, których kochamy – powiedziała na głos i pomyślała,
że jeśli chodzi o nią, to Noah zalicza się do tej kategorii.
– Właśnie.
– Dzięki, że namówiłeś mnie na to – powiedziała
szczerze. – Jeśli B.J. i ojciec mnie zechcą, to powinnam tak
postąpić. Poza tym B.J. i Jonas będą przecież mieli kiedyś
dzieci.
– Z pewnością – przytaknął, a w jego głosie pojawiła
się tęsknota.
– Chciałabym kiedyś zobaczyć moich siostrzeńców
i siostrzenice – powiedziała. – Lepiej więc wyprostować
wszystkie sprawy. Im szybciej to zrobię, tym lepiej.
Przytaknął. Potem stał i patrzył na nią, aż powietrze
między nimi zaczęło iskrzyć.
Keely zastanowiła się, co by zrobił Noah, gdyby
odrzuciła prześcieradło i otworzyła ramiona. Sądząc po
umęczonym wyrazie jego oczu, przegapiłby swój lot.
Jednak tak naprawdę tego nie pragnął. Postanowiła po-
móc mu podjąć decyzję.
– Musisz iść – wymruczała.
Noah zamknął oczy.
– Keely, ja...
– Idź już!
Bez słowa wyszedł i zamknął za sobą drzwi. Z głośnym
szczęknięciem zamek wskoczył na swoje miejsce.
Straciła rachubę czasu, wpatrując się w zamknięte
drzwi i czekając, by wrócił. Czekała czujna i nieruchoma,
póki jej serce się nie uspokoiło, a łzy nie wyschły. Jednak
nikt nie zapukał. Widocznie Noah pogodził się z jej
decyzją o zakończeniu ich pięknego, choć bardzo krót-
kiego związku.
Wtedy z jej ust wyrwały się słowa, których nie
ośmieliła się wymówić na głos w jego obecności.
– Kocham cię, Noah – szepnęła w ciszy hotelowego
pokoju.
Keely nie chciała jego miłości. Noah nie mógł sobie dać
rady z tą wiedzą. Starał się jakoś z tym pogodzić, gdy jego
samolot opuszczał Las Vegas. Mimo wszystko zamierzał
powiedzieć jej, że ją kocha. Jednak dziewczyna przerwała
mu, jakby nie chciała, by popełnił błąd i wyrzekł słowa,
których nie będzie już mógł cofnąć.
Może nawet też coś do niego czuła. Przyrzekłby, że pod
koniec ich rozmowy widział miłość w jej oczach. Ale
uczucie do takiego faceta jak on podcięłoby jej skrzydła,
więc zrobiła co mogła, by się go pozbyć.
Propozycja, by Keely przyjechała na ślub, była rozpacz-
liwą próbą podtrzymania ich związku. Był jednak pewien,
że B.J., Arch i Jonas naprawdę cieszyliby się z jej wizyty.
Noah chciał oddać im tę przysługę, ale przede wszystkim
miał na myśli swoje dobro. Keely mogła nie chcieć jego
miłości, ale im bliżej była Arizony, tym Noah miał
większe szanse.
Możliwe, że miała rację. Możliwe, że gdy patrząc na
nią wyobrażał ją sobie wśród gromadki ich dzieci, miał
halucynacje spowodowane najbardziej niesamowitym
seksem, którego doświadczył w swoim życiu. Ale po
ostatnim razie, gdy się tak słodko kochali, nie potrafił już
sobie wyobrazić żadnej innej kobiety jako żony i matki
jego dzieci. Już kilka razy, gdy wydawało mu się, że był
zakochany w jakiejś kobiecie, starał się wyobrazić ją sobie
noszącą ich dziecko. Nigdy mu się to nie udało.
Ale teraz... teraz widział to jasno. Mógł sobie wyob-
razić, jak kocha się z Keely, a potem, po kilku tygodniach,
dzielą radość poczęcia. Oczyma duszy widział, jak rozjaś-
niają się jej rysy na wieść, że zaszła w ciążę. Powoli jej
ciało nabiera kształtów przyszłej matki, a zmysły nowej
wrażliwości. Wreszcie nadchodzi czas porodu i Noah
może wziąć w ramiona dziecko, które stworzyli, widzial-
ny znak ich namiętności...
Z pewnością stracił rozum. Tylko wariat mógł marzyć
o spłodzeniu dziecka z kobietą, która nawet nie zamierza-
ła przyznać, że coś do niego czuje. Tylko szaleniec mógł
mieć tyle miłości, tyle silnej woli i fantazji, by usidlić taką
niegrzeczną dziewczynkę, jak Keely Branscom.
Noah był gotów oddać dziesięć lat swego życia za
możliwość udowodnienia, że właśnie on się do tego
nadaje.
Rozdział osiemnasty
– Zdecydowałam, że potrzeba nam jakiegoś świeżego
tematu: ,,Czy zdradzasz partnera przez Internet?’’ – mó-
wiła Carolyn, wodząc wzrokiem po swych najlepszych
dziennikarzach. – Keely, może ty się tym zajmiesz?
Dziewczyna automatycznie pokiwała głową. Nie za-
mierzała wprawdzie podjąć się pisania tego artykułu, ale
omówi to z Carolyn na osobności. Z pewnością któraś
z młodszych reporterek lepiej poradzi sobie z tym tema-
tem.
Minęło już pięć dni, odkąd kochała się z Noahem, lecz
wciąż pamiętała wszystkie szczegóły ich szalonego week-
endu. Nawet zapach i smak mężczyzny. Po takich unie-
sieniach seks przez komputer musiał wypaść blado.
W czasie spotkania padały kolejne propozycje tema-
tów, ale dla Keely wszystkie były po prostu nudne po tym,
czego doświadczyła z pewnym kowbojem. Prawdopodob-
nie mam za niski poziom kofeiny w organizmie, pomyś-
lała. Albo może to przez brak snu.
Prawdę mówiąc, odkąd opuściła Las Vegas, sypiała
fatalnie. Wyjrzała przez okno. Może to powietrze tak na
nią działało. Los Angeles pachniało jak zużyte skarpetki.
Zastanawiała się, jak długo będzie odczuwała skutki
tego upojnego weekendu. Ktoś z boku mógłby pomyśleć,
że właśnie zerwała pięcioletni związek. Snuła się po
biurze i po domu z nosem spuszczonym na kwintę.
Ożywiła się jedynie na krótko, gdy wyruszyła, wybrać
sobie sukienkę na ślub B.J. Teraz jednak myślała, że
zbytnio pospieszyła się z tym zakupem. Noah obiecał, że
ją uprzedzi o atmosferze panującej w jej domu rodzin-
nym, ale do tej pory się nie odezwał.
Dopiero po kilku godzinach po jego odejściu uświadomi-
ła sobie, że nie podała mu domowego adresu. Martwiła się,
że Noah nie wpadnie na to, by przysłać jej wiadomość do
biura. Nie każdy wiedział, że w egzemplarzu ,,Attitude’’
zawsze znajdował się adres korespondencyjny...
– Keely? Hej, Keely!
Nagle wyrwana z zamyślenia odkryła, że wszyscy
siedzący przy konferencyjnym stole wpatrują się w nią
z uśmiechami na twarzach.
– Robiliśmy zakłady – oznajmiła Carolyn. – Więk-
szość z nas, ja również, uważa, że poznałaś w Vegas lub
Reno jakiegoś przystojniaka i dlatego zachowujesz się tak
dziwnie. Oświecisz nas?
– Nie.
– Miałam rację! – zawołała Andrea, ładna, młoda
blondynka ze świetlaną przyszłością w dziennikarstwie.
– Powiedziałam, że jeśli Keely się nie przyzna, to było to
nawet coś więcej niż podryw.
– To zwykła grypa – oznajmiła Keely, zrywając się ze
złością z krzesła. – A jeśli nie będziecie ostrożni, poślę
każdemu z was całusa pełnego wrednych bakterii.
– Przepraszam bardzo – odezwała się Denise, recep-
cjonistka, wsuwając głowę przez drzwi. – Mam tu
chłopaka, który powinien dostarczyć śpiewający tele-
gram, a już jest spóźniony. Czy zwolnicie Keely na
chwilę?
Dziewczyna jęknęła.
– Nie musieliście tego robić. Obiecuję, że już dłużej nie
będę markotna. Tylko nie każcie odbierać mi tego tele-
gramu – prosiła.
Carolyn z wysoko uniesionymi brwiami rozejrzała się
po osobach zgromadzonych w sali konferencyjnej.
– Ja nie zamawiałam śpiewającego telegramu. A może
ktoś z was?
Zgodne zaprzeczenia nie przekonały Keely. Podejrzli-
wie przyjrzała się każdemu z nich, lecz nikt się nie
załamał. Westchnęła i ruszyła do drzwi. Tłum zacieka-
wionych współpracowników podążył za nią, przepycha-
jąc się w drzwiach.
Chcą sobie obejrzeć moje upokorzenie. Jeszcze nigdy
nie otrzymała śpiewającego telegramu, więc nie miała
pojęcia, czego powinna się spodziewać. Z pewnością
jednak nie oczekiwała chłopaka w dresie, który wyglądał,
jakby zszedł właśnie z boiska. Na głowie miał czapkę
z daszkiem, nałożoną tyłem na przód. Na jednym ramie-
niu trzymał wielki magnetofon.
– Keely Branscom? – zapytał.
– Obawiam się, że tak – odparła dziewczyna, krzy-
wiąc się niemiłosiernie.
Chłopak skinął głową i przycisnął guzik magnetofonu.
Gdy biuro wypełniły dźwięki rapu, zaczął tańczyć. Po
chwili dołączył do tego rytmiczną recytację.
Przyjeżdżaj do domu i do nas wszystkich tu,
Bo siostra z chłopakiem bierze zaraz ślub.
Musimy więc wiedzieć, czy będziesz, czy nie,
Bo z niecierpliwością wyglądamy Cię.
W pierwszej chwili Keely była tak zaskoczona, że nie
potrafiła nic powiedzieć. Nie spodziewała się zupełnie
śpiewającego telegramu od rodziny. Gdy dotarła do niej
treść wiadomości, dziewczyna rozpłakała się.
– Dzi...dziękuję – powiedziała chłopakowi łamiącym
się głosem.
– Nie ma za co – odparł i w rytm muzyki wymaszero-
wał z biura.
– Niesamowite! – zawołała Carolyn i stanęła przy
Keely. – Naprawdę masz siostrę?
Keely pokiwała tylko głową, nie ufając sobie na tyle, by się
odezwać. Bo z niecierpliwością wyglądamy Cię, tak było w tele-
gramie. Och Boże, czemu pozwoliła, by minęło tyle lat?
– Chyba musisz gdzieś zadzwonić – podpowiedziała
Carolyn.
– Tak – zgodziła się Keely, pociągając nosem.
– Może skorzystasz z mojego telefonu? – zapropono-
wała szefowa, wskazując ruchem głowy swój pokój.
– Dziękuję ci bardzo! – z wdzięcznością zawołała Keely.
Wytarła oczy i szybko ruszyła do pokoju Carolyn.
Zamknęła za sobą drzwi i oparła się o ich gładką powierz-
chnię. Dziesięć lat. Przez dziesięć lat nie słyszała głosu ojca
ani śmiechu B.J. Przegapiła dziesięć lat urodzin, Gwiaz-
dek, uścisków i wspomnień.
Nie potrafiła sobie wyobrazić, jak mogli jej to przeba-
czyć. A oni po prostu przysłali jej śpiewający telegram
domowej produkcji.
Drżącymi dłońmi podniosła słuchawkę i wybrała nu-
mer. Doskonale go pamiętała, choć nie dzwoniła od lat.
Usłyszała głos starszej B.J. Oczywiście, że była starsza.
Miała przecież tylko siedemnaście lat, gdy widziała ją po
raz ostatni.
– B.J., tu Keely – powiedziała, a łzy toczyły się jej po
policzkach.
– Keely? To naprawdę ty?
– Och, tak. Tak mi przykro – wyszeptała wśród
szlochów. – Tak bardzo za tobą tęskniłam. Czy naprawdę
mogę przyjechać na twój ślub?
– Lepiej by było dla ciebie, żebyś przyjechała – przy-
taknęła B.J., płacząc. – Albo wyślę ci następny śpiewający
telegram tym razem uzbrojony! – zawołała, śmiejąc się
przez łzy. – Słyszysz, co mówię, Keely Marie?
– Słyszę – przyznała dziewczyna i sięgnęła po paczkę
chusteczek. – Oczywiście, że przyjadę. Ten śpiewający
telegram, to twój pomysł?
– Nie.
– Ojca? – spytała Keely, ale nie bardzo potrafiła to
sobie wyobrazić.
– Nie, ale był tym zachwycony.
– Dobra, już wiem. To Jonas. On byłby do tego
zdolny.
– Masz rację, mógłby to zrobić, ale to pomysł Noaha
– wyznała ze śmiechem B.J. – Powiedział, że nie możemy
wysłać listu, bo to byłoby zbyt banalne.
– Noah? – serce Keely ścisnęło się z tęsknoty. – Cóż,
powiedz mu, że telegram nie był banalny. A kto napisał
tekst?
– Och, pracowaliśmy nad tym wspólnie. Niezły, pra-
wda?
– Świetny – przytaknęła Keely.
– Tata wolałby to w wersji country, ale uznaliśmy, że
rap lepiej pasuje do Los Angeles. Mieliśmy też nadzieję, że
mniej cię zawstydzi. Słuchaj, tata jest na wschodnim
pastwisku, ale jeśli zadzwonisz wieczorem...
– Wiesz co? Chyba wolałabym móc patrzeć na niego,
gdy będę z nim rozmawiać. Poczekam więc z rozmową,
dopóki nie przyjadę.
– Wiesz, że on tylko udaje groźnego – miękko przypo-
mniała jej B.J. – Strasznie za tobą tęsknił. Wszyscy
tęskniliśmy. Noah powiedział nam o twojej pracy. Nie
mogę uwierzyć, że nigdy nie zauważyłam twojego na-
zwiska w tym czasopiśmie. Ale przecież znasz mnie,
zwykle czytam ,,Przegląd Hodowcy’’. – Nagle zaśmiała
się. – Przynajmniej tak było do tej pory. Ostatnio raczej
wolę ,,Playboya’’.
– B.J.! – zawołała Keely, nie wiedząc, co o tym myśleć.
– Nie jestem już dziewczynką, Keely.
– Cóż, chyba nie!
– A tak w ogóle, to należy mi się długa siostrzana
pogawędka.
– Z pewnością – przytaknęła Keely, przytłoczona
nową falą łez.
– Kiedy możesz przyjechać?
– Najwcześniej dzień przed waszym ślubem. Wiem,
że to jeszcze strasznie długo, ale to było dość niespodzie-
wane i jestem zawalona pracą. I tak będę musiała przeło-
żyć kilka spotkań, żeby wziąć wolny piątek, ale nic mnie
to nie obchodzi.
– Zatem, w piątek. Odebrać cię z lotniska?
– Ani mi się waż. Jesteś panną młodą i masz wystar-
czająco dużo na głowie.
– Jestem pewna, że Noah mógłby po ciebie przyjechać.
Za nic na świecie, kochana, pomyślała Keely.
– Wiesz co? Wynajmę sobie samochód.
Kelly myślała o jakimś sportowym aucie. Córka marno-
trawna powinna dać przedstawienie.
– Wynajęcie samochodu to głupi pomysł – zaprotes-
towała B.J. – Jestem pewna, że Noah...
– Ale ja chcę wynająć samochód – wpadła jej w słowo
Keely. – Myślę o czerwonym mustangu z podnoszonym
dachem. Przejadę przez miasto w kabriolecie z głośno
grającym radiem. Jadąc główną ulicą, minę sklep z paszą,
kawiarnię, ławkę koło poczty...
– Dobra. – W głosie B.J. pobrzmiewał śmiech. – Poję-
łam. Cudownie będzie znów cię zobaczyć. Wpraw w ruch
wszystkie języki, Keely. Bez ciebie było tu okropnie
nudno.
– A może nie powinnam tak wjeżdżać do miasta
– zawahała się dziewczyna. – Nie chciałabym przyćmić
panny młodej.
Tym razem B.J. roześmiała się na głos.
– Pewnie kiedyś bym się tym przejęła. Ale teraz mam
przy sobie Jonasa i tylko na tym mi zależy. Wracaj
w pełnej chwale. Panna młoda jakoś to zniesie.
– Już nie mogę się doczekać.
– Ja też nie. Do zobaczenia wkrótce.
Keely nie przestawała się uśmiechać, gdy odkładała
słuchawkę. Może długa nieobecność Keely miała dob-
roczynny wpływ na B.J., może dziewczyna rozwinęła
skrzydła. Keely czuła się dziwnie, myśląc o tym, ale
cieszyła się, że jej nieobecność mogła przynieść jakieś
korzyści.
Nagle znów pomyślała o Noahu. Nie mogła uwierzyć,
że to on był pomysłodawcą śpiewającego telegramu. To
mężczyzna pełen niespodzianek, pomyślała. Nie będzie
łatwo rozstać się z nim ponownie.
Gdy Noah wrócił do domu po zmroku, zastał B.J.
i Jonasa przytulonych do siebie na huśtawce na ganku.
– No, dobra – powiedział, wchodząc po schodach.
– Trzymajcie rączki na widoku.
– Jesteś po prostu zazdrosny, bo nie masz takiej
dziewczyny jak B.J. – Jonas droczył się z bratem.
– Dzwoniła Keely – przerwała mu B.J. – Zachwycił ją
rapowany telegram i z pewnością przyjedzie na ślub.
Musiałeś stać gdzieś z boku, skoro cię nie zauważyła.
– I bardzo dobrze.
Noah oparł się o poręcz ganku. Z początku był roz-
czarowany, że Keely nie wyczuła jego obecności. Jednak
sam nie wiedział, co zrobiłby, gdyby go zauważyła.
Drażniło go, że był tak blisko i nie nawiązał kontaktu. Do
diabła! Ależ ona była seksowna w tej jedwabnej bluzce
i króciutkiej, obcisłej spódniczce.
– Ładne było to biuro? – spytała B.J.
– Chyba tak.
Ledwie zauważał, co się dokoła dzieje, od chwili gdy
zobaczył zbliżającą się Keely. Wyglądała tak profesjonal-
nie, z notatnikiem w ręku. Przypomniały mu się szczenię-
ce fantazje, w których biuściasta sekretarka kocha się
z nim na blacie szerokiego biurka. Gdy się nad tym głębiej
zastanowił, to miał takie biurko w swoim gabinecie.
– A jak ci się podobało Los Angeles? – zapytał Jonas.
– Okropny smog – wyznał Noah.
Zastanawiał się, czy Keely aż tak cieszy się z bycia
w wielkim mieście, że nie zauważa jego zapachu i korków
na ulicach. Gdy zobaczył ją w tym wielkim biurze, znów
w siebie zwątpił. Musiał jednak ją zobaczyć, by wiedzieć,
z czym będzie walczył. Pewnie uwielbiała to tempo życia.
– Ojciec szaleje z radości, że Keely wraca – odezwała
się B.J. – Udaje, że wcale go to nie obeszło, ale biega po
całym domu i sprząta, jak szalony. Proponowałam mu
pomoc, ale nie chciał o tym słyszeć. Uważa, że sam zrobi
to najlepiej.
Noah tylko skinął głową. Doskonale rozumiał, o czym
mówiła dziewczyna. Wprawdzie zlecił gosposi sprzą-
tanie, ale sam poprzycinał krzewy i poprawił pochylone
płotki wokół domu. Jonas wybił mu z głowy pomysł
odmalowania frontowych drzwi, ale Noah znów czuł
potrzebę działania.
– Szkoda, że nie widziałem jej miny, gdy chłopak
zaczął śpiewać – westchnął komicznie Jonas. – Teraz się
cieszę, że jednak poleciałeś do Los Angeles, żeby dopil-
nować osobiście tej sprawy.
– Lubię, żeby wszystko było właściwie zrobione
– oznajmił Noah.
– Coś mi się zdaje, że pilnowałeś całkiem innej spra-
wy, braciszku. Znam cię lepiej niż myślisz.
Noah jednak miał pewność, że o wielu sprawach jego
brat nie ma pojęcia. Tylko Keely wiedziała. Tylko ona
znała jego najskrytsze fantazje. Pokazała mu nowy świat,
a on zakochał się w nim i w swej uroczej przewodniczce.
Chciał już zawsze mieć ją przy sobie, by mogli dokonywać
nowych odkryć. Gdyby tylko miał pewność, że ona
również tego pragnie...
Triumfalny przejazd Keely przez Saguaro Junction
odbył się tak, jak planowała. Wszyscy się za nią oglądali.
Nie przewidziała tylko radosnych powitań i entuzjastycz-
nych pozdrowień. Kilka razy musiała zatrzymywać się na
pogawędkę, nie chcąc rozjechać osób, które wybiegały jej
na drogę.
Nikt jej nie obraził. Wprost przeciwnie. Ci ludzie
sprawili, że czuła się jak ktoś znany i podziwiany.
Najwidoczniej mieszkańcy Saguaro Junction złagodnieli
przez lata. Albo raczej jej bliscy rozgłosili, że pracuje dla
powszechnie lubianego czasopisma. Być może jej występ
w ,,Macho’’ został puszczony w niepamięć.
Oczywiście, nie mogli wiedzieć, że nadal jest nie-
grzeczną dziewczynką. Dowiodła tego sobie i Noahowi
nie raz. Wcale nie pasowała tu lepiej niż przedtem.
Nie mogła jednak powstrzymać fali miłych wspo-
mnień, gdy mijała park i mały basen. To tu przesiadywała
z przyjaciółmi po szkole. Teraz też było tu pełno dziecia-
ków, a ich wesołe krzyki niosły się daleko w pustynnym
powietrzu.
Zatęskniła za tamtymi nieskomplikowanymi dniami.
Już zapomniała, jak proste jest życie w małym miastecz-
ku. Jednak tu ruda kobieta, hojnie obdarzona przez
naturę, pędząca w sportowym samochodzie przez główną
ulicę miasta, wydawała się mirażem. W Los Angeles taki
widok nikogo nie dziwił. Tu znów wyróżniałaby się, a jej
ojciec z pewnością wcale tego nie pragnął.
Za chwilę stanie z nim twarzą w twarz i to śmiertel-
nie ją przerażało.
Nawet perspektywa spotkania Noaha nie budziła
w niej teraz takich emocji, jak strach przed ojcem. Ich
ostatnie słowa były bardzo gorzkie.
Właściwie zamierzała wykorzystać pieniądze zarobio-
ne przy pozowaniu na wyjazd z miasteczka, ale miała to
być jej własna decyzja. W gniewie kupiła bilet i spakowała
torbę. Pożegnała B.J., Jonasa i jego ojca. Noah był wtedy
poza domem. Jednak nie powiedziała ,,do widzenia’’
własnemu ojcu, po tym, jak usłyszała, że przyniosła hańbę
własnej rodzinie.
Minęło dziesięć chłodnych, samotnych lat. W końcu to
przyznała. Miała wprawdzie przyjaciół i spotykała się
z różnymi mężczyznami, ale to nie wypełniało miejsca
w jej sercu, przeznaczonego dla najbliższych. Pragnęła
odzyskać rodzinę, ale nie za cenę własnej godności. Jeśli
ojciec okaże dezaprobatę, Keely wyjedzie zaraz po ślubie
i już nigdy nie wróci na ranczo.
Wyboistą drogą dotarła do znajomych zabudowań.
Mijając główny budynek, zastanawiała się, czy Noah
przypadkiem jej nie obserwuje. Potem przejechała obok
domu i zatrzymała się przy niewielkim budynku, w któ-
rym mieszkał jej ojciec. W oddali zauważyła jeźdźca na
czarnym koniu. Nawet z tej odległości poznała, że to
Noah.
Serce zabiło jej żywiej, ale zdecydowała, że najpierw
musi spotkać się z ojcem. Zaparkowała za zakurzoną
ciężarówką. Odkąd pamiętała, Arch zawsze kupował
podobne samochody. Najczęściej w jasnych kolorach, by
nie było widać zabrudzeń i zarysowań lakieru, o które
nietrudno przy pracy na ranczu.
Zostawiła walizkę w samochodzie i wysiadła, zabiera-
jąc tylko torebkę. Jeśli uzna, że mimo wszystko jej
obecność jest tutaj niepożądana, zatrzyma się w jedynym
motelu w miasteczku. Idąc w stronę drzwi, zauważyła, że
ktoś przyciął krzewy i zamiótł ganek. Na ziemi leżała
nowa słomiana wycieraczka.
Pewnie ojciec odświeżył wszystko przed ślubem.
Z bijącym sercem stanęła przed drzwiami i nie mogła
zdecydować, czy powinna wejść, czy zapukać. Zwykle
wbiegała przez te drzwi bez pukania, ale teraz była tu
obca. Jednak pukanie do drzwi domu własnego ojca
wydało jej się śmieszne. Sięgnęła do klamki, ale po chwili
opuściła dłoń. Uniosła pięść, by zastukać, i również
zrezygnowała.
Nagle drzwi się otworzyły i stanął w nich ojciec.
Patrzył na nią poważnie.
Ona też spoglądała bez słowa. Powinna wiedzieć, że
Arch będzie wyglądał starzej, ale nigdy się nad tym nie
zastanawiała. Kiedyś jego ciemnorude włosy przetykała
siwizna. Teraz były prawie całkiem białe. Na twarzy miał
więcej zmarszczek i wydawał się... niższy. Zawsze myś-
lała, że będzie nad nią górował, ale w butach na obcasach
mogła patrzeć mu prosto w oczy.
Te przeszywające, niebieskie oczy w ogóle się nie
zmieniły. Wciąż czuła, że wpatrują się prosto w jej serce.
Była ciekawa, czy ojciec wie, jak bardzo jest przerażona.
Prawdopodobnie tak.
– Witaj, Keely – powiedział schrypniętym głosem.
– Witaj, tato.
– Pomyślałem, że otworzę ci te drzwi. Wydawało mi
się, że zapomniałaś, jak to się robi.
– Ja... nie mogłam zdecydować, czy nie powinnam
zapukać.
Nagle rysy mężczyzny złagodniały.
– Nie – zaprzeczył łagodnie. – Nigdy nie musisz do
mnie pukać. Zawsze jesteś tu mile widziana – wyznał
drżącym głosem.
Czuła, jakby coś w niej pękło. Rzuciła się w jego
otwarte ramiona.
– Przepraszam – szlochała, wtulając twarz w jego
koszulę.
Ogarnął ją znajomy zapach, przedziwna mieszanka
słońca, mydła i tytoniu do fajki. Ojciec przytulił ją
i uspokajająco klepał po plecach.
– To ja powinienem przeprosić – powiedział jeszcze
bardziej ochrypłym głosem. – Nie chciałem, żebyś od-
chodziła, córeczko. Byłem... okropny.
– Zachowałeś się po prostu jak ojciec – wymamrotała.
– Nie mogłam oczekiwać, że będziesz zachwycony tym,
co zrobiłam.
– Muszę przyznać, że wystawiłaś moją cierpliwość na
próbę.
– Ty moją też – powiedziała, uśmiechnęła się blado
i podniosła na niego oczy pełne łez. – Ale może moglibyś-
my zacząć od nowa.
– To by znaczyło, że wyrzucimy wszystkie dobre
rzeczy razem ze złymi – powiedział, kręcąc głową. – Dałaś
mi także wiele radości. Nie musimy zaczynać od począt-
ku. Zaczniemy po prostu od teraz.
– W porządku – przytaknęła, wzięła głęboki oddech
i poczuła, że wypełnia ją spokój, którego nie zaznała od
lat. – A gdzie jest B.J.?
– Tutaj.
Keely oderwała się od ojca i zwróciła w stronę, skąd
dobiegał głos. W drzwiach najbliższego pokoju stała jej
siostra ze łzami w oczach. Keely ledwie ją poznała.
Dziewczyna była umalowana, miała krótsze włosy, loki
miękko okalały jej twarz. Koniec z warkoczem na plecach,
pomyślała Keely. Oczywiście B.J. nie zrezygnowała z dżin-
sów, ale zamieniła spłowiałą koszulę na seksowną bluzecz-
kę. Keely z radosnym piskiem rzuciła się, by ją objąć.
– Wielkie nieba! – zawołała, przytuliła siostrę i od-
sunęła ją kawałeczek, by móc się lepiej przyjrzeć. – Jonas
to prawdziwy szczęściarz – oznajmiła i znów przytuliła
siostrę.
– Też mi się tak wydaje – ze śmiechem przyznała B.J.
– Z pewnością tak jest – odezwał się Jonas. – Jak się
masz, Keely?
– Cudownie.
Podeszła i uścisnęła go. Jonas był zawsze przystojny,
a przez te lata stał się jeszcze bardziej atrakcyjny. Tworzy-
li piękną parę.
– Skoro pojawił się Jonas, przyniosę piwo – oznajmił
Arch i poszedł do kuchni.
– Pomóc ci? – spytała młodsza z sióstr.
– Sam się tym zajmę, a wy, dzieci, idźcie poplotkować.
– Chyba jest zadowolony? – zauważyła Keely.
– Jest szczęśliwy – zapewniła ją B.J. – Przez cały tydzień
nie mówił o niczym innym, jak o twoim powrocie do domu.
– Och, dodał też kilka komentarzy na temat ślubu
– zachichotał Jonas i pociągnął B.J. na huśtawkę obok
siebie. – Wspomniał, że za dużo wydajemy – wyjaśnił ze
śmiechem i spojrzał na Keely. – Chodź tutaj. Mamy
mnóstwo miejsca, a ja nigdy nie miałem nic przeciwko
temu, żeby mieć z każdej strony dziewczynę.
– Dzięki, ale postoję tutaj, skąd mogę się wam przy-
glądać – powiedziała Keely i oparła się o poręcz.
– Niesamowite, prawda? – zapytał Jonas. – Kto mógł
przypuszczać, że zwiążę się z taką boginią?
– Z pewnością nie ja – powiedział głęboki męski głos
zza pleców Kelly.
Odwróciła się i ujrzała Noaha. Serce zaczęło jej żywiej
bić.
– Cześć – powiedziała.
– Cześć – przywitał ją z uśmiechem. – Mogłem się
spodziewać, że zajedziesz tu sportowym samochodem.
Założę się, że jechałaś przez miasteczko z odkrytym
dachem i głośną muzyką.
Brzmiało to jak zupełnie niewinny komentarz, ale
kiedy spojrzała w jego oczy, zrozumiała, że to wyzwanie.
Cóż, ona też znała tę grę. Może nawet lepiej niż on.
– Oczywiście – odparła i uśmiechnęła się do niego
czarująco. – A jeśli będziesz grzecznym chłopcem, może
zabiorę cię w nagrodę na przejażdżkę.
Noah głośno przełknął ślinę i Keely zapisała sobie
punkt w tej rozgrywce.
– Hurra! – wrzasnął Jonas. – Keely wróciła!
Rozdział dziewiętnasty
Następnego popołudnia Noah stał obok brata przy
ołtarzu. Oczy wszystkich zebranych powinny być skiero-
wane na pannę młodą, która w asyście ojca szła właśnie
główną nawą kościoła. Jednak Noah widział tylko jedną
kobietę, siedzącą w pierwszej ławce po lewej stronie.
Zastanawiał się, czy to tylko wyobraźnia płata mu
figle, czy Keely rzeczywiście wygląda jak egzotyczna
orchidea na tle pospolitych polnych kwiatków. To pewnie
przez włosy, których głęboka, lisia czerwień przywodziła
na myśl płonącą pochodnię. Do tego wystarczyło dodać
zabójczą figurę dziewczyny, opiętą w zieloną niczym
wiosenne liście sukienkę i złote kolczyki sięgające ramion,
by mieć pełen obraz.
Jeśli miał nadzieję, że Keely zgrabnie wtopi się w tłum
gości, to teraz mógł się z tym pożegnać. Wiedział o tym
zresztą od chwili, gdy zobaczył jej ognistoczerwony
samochód. Czuł się tak, jakby na przejściu dla pieszych
zamiast zielonego światła przywitało go czerwone.
Zaczepiał ją, gdy tylko nadarzała się okazja. Za każdym
razem odpowiadała lekko i dowcipnie, a Noah był sobą
coraz bardziej zdegustowany. Jego zagrania zrobiły się tak
niepoważne, jak wtedy, gdy miał szesnaście lat i wrzucił
jej żabę za dekolt.
Jednak ciągnęło go do niej, jak ćmę do światła. Pragnął
jej do bólu i z trudem przypominał sobie, że kobieta taka
jak Keely nie będzie zainteresowana stałym związkiem.
Nigdy nie zostanie na ranczu, by grać z nim w erotyczne
gierki. Mógł porzucić swoje marzenia. Ona wróci do swej
pracy w wielkim mieście, a on już nigdy więcej nie dotknie
jej nagiego ciała.
Gdyby choć przez chwilę zostali sami...
Ale dziewczyna unikała go przez cały dzień. Nie było
to zbyt trudne w tym ślubnym zamieszaniu, przyznał
w myślach. Pocieszał się, że ceremonia już niedługo
dobiegnie końca. Liczył, że podczas wesela los będzie mu
bardziej sprzyjał. Już raz wymknęli się z przyjęcia wesel-
nego. Może Keely wciąż to pamięta.
Jeśli będzie miał szczęście, a modlił się o to po raz
pierwszy w życiu, będzie mógł znów się z nią kochać.
Musiał tylko pamiętać o jednym. Pod żadnym pozorem
nie może wyznać Keely, że ją kocha.
Kelly zdążyła już zapomnieć, jak gorące mogą być
letnie wieczory w Arizonie. Noah, Jonas i Arch ustawili
specjalne zadaszenie i umieścili w pobliżu system spryski-
waczy, by nieco ochłodzić powietrze, lecz niewiele to
pomagało. Jednak urządzenie wesela na otwartym powie-
trzu pozwalało zgromadzić większą liczbę osób niż w bu-
dynku, a przyszli niemal wszyscy mieszkańcy miasteczka.
Sama była sobie winna. Gdyby nie tańczyła dosłownie
wszystkich tańców, nie odczuwałaby tak dotkliwie
upału. Musiała jednak czymś się zająć, by nie wspominać
wyrazu twarzy Noaha. Przez cały dzień, a już szczególnie
podczas ceremonii, patrzył na nią z marsem na czole
i smutkiem w oczach. Pewnie przekonał się wreszcie, jak
bardzo Keely tu nie pasuje.
Czuła się wewnętrznie rozdarta. Buntowniczka była
gotowa postawić przy jego opinii co najmniej pięć wy-
krzykników. Jednak zakochana kobieta zaczęła się za-
stanawiać, jak by to było, gdyby mogła tu zostać. I to
wtedy, gdy wydawało się, że Noah już zrezygnował.
Spodobało jej się tu bardziej, niż przypuszczała. To, co
dziewiętnastolatce wydawało się okropne, dla dwudzies-
todziewięcioletniej kobiety brzmiało jak zapowiedź
świetnej zabawy. Mogła wykorzystać okazję, żeby prze-
nieść się do któregoś z tych pism, które zajmowały się
egzotycznymi miejscami i ciekawymi przygodami. Dwie
z gazet miały siedziby w Nowym Jorku, ale teraz, gdy
miała się czym pochwalić na polu zawodowym, nie
musiałaby już spędzać zbyt wiele czasu w biurze. Właś-
ciwie mogłaby mieszkać wszędzie, gdzie istniałby dostęp
do Internetu.
Po minie Noaha poznała jednak z łatwością, że nie
dzielił on jej wizji przyszłości. Przez całe wesele tańczyła
i flirtowała więc z każdym, lecz nie z mężczyzną, na
którym zależało jej najbardziej.
Orkiestra zapowiedziała przerwę, więc Keely wysunę-
ła się z ramion partnera i opuściła parkiet. Natychmiast
ruszyła w stronę siostry. W próbach wyparcia z myśli
Noaha nie chciała zapomnieć także o B.J. Po drodze
chwyciła zroszony kieliszek szampana i serwetkę. Wytar-
ła naczynie i przyłożyła wilgotny skrawek papieru do
szyi.
B.J. poprowadziła ją w stronę wolnych krzesełek.
– Och... – westchnęła panna młoda, opadając na jedno
z nich. – Może trzeba było poczekać ze ślubem do
grudnia? – mruknęła, układając fałdy sukni.
– Jonas nigdy by się na to nie zgodził – odparła Keely
z uśmiechem. – On wprost za tobą szaleje.
– Owszem – przyznała i odszukała wzrokiem męża,
który właśnie rozmawiał z Noahem. – Ale musiałam nad
nim popracować.
– Skoro już o tym wspomniałaś, umieram z ciekawo-
ści. Jak ci się to udało?
B.J. spojrzała na siostrę niewinnym wzrokiem. Po-
prawiła welon, by lepiej układał się na białej sukni.
– Rozbierana randka w ciemno – powiedziała tajem-
niczo.
– Słucham? – Keely z wrażenia omal nie upuściła
kieliszka.
– Rozpętała się okropna burza i schroniłam się w jed-
nej z tych jaskiń, w których bawiłyśmy się jako dzieci.
Mój koń spłoszył się i uciekł, więc gdy Jonas też schował
się w tej samej ciemnej jaskini, nie wiedział, że ktoś tam
już jest.
– Musiałaś go przestraszyć na śmierć – zaśmiała się
Keely.
– Owszem, ale kiedy zorientowałam się, że mnie nie
poznał, udałam, że jestem kimś innym, i uwiodłam go.
– Niemożliwe!
– A jednak.
– Brawo, siostrzyczko – zawołała Keely i spojrzała
z podziwem na pannę młodą.
– To jeszcze nic. Zanim opuściliśmy naszą kryjówkę,
umówiliśmy się na kolejne spotkania. Jednak za każdym
razem kazałam mu nakładać opaskę na oczy, żeby mnie
nie poznał.
– Naprawdę? – Zadziwiona Keely pokręciła głową.
– Miałaś całkowitą kontrolę nad sytuacją. Ja też bym tak
zrobiła.
– Wiem – przyznała B.J. – Właściwie to często za-
stanawiałam się, co ty byś zrobiła w danej sytuacji,
a potem to robiłam.
– Super – uśmiechnęła się Keely. – Cieszę się, że ci się
udało. Pasujecie do siebie.
– Na to wygląda – przytaknęła B.J. i wpatrzyła się
w siostrę. – Słuchaj, może powiesz, że to nie moja sprawa,
ale... co dzieje się między tobą a Noahem? Wyczuwam
jakieś napięcie między wami.
Keely głośno przełknęła. Bardzo chciała się komuś
zwierzyć. Przed chwilą siostra zdradziła jej swój sekret.
– No cóż, my... zbliżyliśmy się do siebie w Vegas.
– Naprawdę? – Oczy B.J. płonęły ciekawością. – To
wyjaśnia jego dziwny nastrój i ten śpiewający tele-
gram.
– Tak, mówiłaś, że to był jego pomysł.
– On nie tylko to wymyślił, ale nawet był przy
wykonaniu.
– Jak to?
– Tak to. Poleciał do Los Angeles, żeby dopilnować,
że wszystko pójdzie tak, jak zaplanował. Stał za
drzwiami, gdy odbierałaś telegram. Ale ty go chyba nie
widziałaś?
– Nie. Nie miałam pojęcia, że tam był – przyznała
oszołomiona Keely.
– Udawał, że jego obecność jest konieczna, a my
zgodziliśmy się z tym, bo było widać, że bardzo pragnie się
z tobą zobaczyć. Już wtedy zastanawiałam się, czy nie
doszło między wami do czegoś w Vegas.
– Owszem, doszło – westchnęła Keely. – Ale nie
pasujemy do siebie. On wcale nie pragnie niegrzecznej
dziewczynki.
– Nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz.
– Zaufaj mi, wiem, co mówię. Jego oczy mówią mi
wszystko, gdy na mnie patrzy.
– Aha – mruknęła B.J., pokręciła głową i znów
spojrzała na Jonasa i Noaha. – Mogę się napić twojego
szampana?
– Oczywiście, ale mogę przynieść ci pełny kieliszek...
– Dziękuję, nie. Zamierzam postarać się, by Jonas nie
zapomniał zbyt prędko tej nocy. Chcę być zupełnie
trzeźwa, gdy znajdziemy się w sypialni. A jeśli chodzi
o ciebie, to nie mam pojęcia, co wyczytałaś w oczach
Noaha, ale moim zdaniem każdy mężczyzna pragnie
niegrzecznej dziewczynki. Jonas też. A ja mam mnóstwo
zabawy, jak się w nią zamieniam.
– Właśnie o to chodzi. Po tobie tego wcale nie widać.
Może i pragną niegrzecznej dziewczynki w sypialni, ale
w salonie chcą mieć prawdziwą damę.
– Noah ci to powiedział?
– Nie, ale...
– Wybacz, Keely, ale jak na starszą siostrę i mieszkan-
kę wielkiego miasta masz strasznie zacofane poglądy.
Z tego, co widzę, Noah pragnie cię takiej, jaka jesteś.
– To źle widzisz – odparła Keely. – Nie zauważyłaś,
jaki jest dziś sztywny i nadęty?
– No pewnie! Dokładnie tak samo zachowywał się po
tamtej historii w stodole. Miałaś wtedy szesnaście lat,
a zgodnie z tym, co mówi Jonas, Noah bardzo cię pragnął.
Żeby nie zrobić czegoś głupiego, uciekł z rancza i pojechał
na rodeo. Właśnie tak zachowuje się, gdy pragnie czegoś,
czego, jak sądzi, nie może mieć.
– On mnie pragnął? – Oniemiała Keely gapiła się na
siostrę. – Był dla mnie taki okropny!
– Miałaś tylko szesnaście lat – tłumaczyła B.J. – Męż-
czyzna z takimi zasadami jak Noah nie mógł wziąć tego,
co chciałaś mu dać. Odrzucenie cię niemal go zabiło.
Dlatego chodził taki sztywny i nadęty.
– Niemożliwe – Kiedy pokręciła głową z zdumieniu.
– Chyba tak bardzo zajęłam się swoim bólem, że nie
pomyślałam, że on też może cierpieć – przyznała po
chwili.
– Lepiej ci teraz? – spytała B.J.
– Nawet nie wiesz jak bardzo – przytaknęła Keely.
– Chyba jednak wiem. Ja też chciałam, by Jonas trochę
pocierpiał po tym wszystkim, co przez niego przeszłam.
– Doskonale cię rozumiem.
Keely zerknęła w stronę Noaha. Czy to możliwe, że ten
mężczyzna nie tylko jej pragnął, ale również ją kochał?
– Słuchaj, muszę cię ostrzec, że Noah jest zrośnięty
z tym miejscem – przypomniała B.J. – Więc pytanie
brzmi, czy ty potrafiłabyś tu wrócić.
– Być może.
Rozpaczliwie pragnęła wierzyć B.J. Jednak jeśli siostra
myliła się co do uczuć Noaha, to Keely nie będzie potrafiła
z tym żyć.
– To znaczy, mogłabym wrócić, jeśli to nie przeraziło-
by wszystkich – dodała po chwili.
– Ja i ojciec powitalibyśmy cię z otwartymi ramiona-
mi. A temu miasteczku przyda się dreszczyk emocji, jeśli
wiesz, o co mi chodzi.
– Jesteś pewna? Z tego, co słyszałam, nasza mama
była dość rozrywkowa i to chyba nie było zbyt dobrze
przyjmowane.
– Saguaro Junction zmieniło się od tamtego czasu
– powiedziała B.J. – Poza tym uczyniłaś pierwszy krok,
gdy pojawiłaś się na rozkładówce męskiego pisma – doda-
ła z uśmiechem. – Cokolwiek zamierzasz, już bardziej ich
nie zgorszysz.
– Och, kurczę – teatralnie westchnęła Keely. – Żadnej
zabawy!
– A może się mylę? – zachichotała B.J. – W każdym
razie powinnaś zaryzykować i zacząć działać, zamiast
ignorować Noaha przez cały wieczór. To nic nie da.
Keely otworzyła usta, żeby zaprotestować. Jednak B.J.
tylko machnęła ręką.
– Nic nie mów. Uwierz, że sama znam to ryzyko.
Musiałam zdać się na los, nie mając żadnych gwarancji
– powiedziała i uścisnęła dłoń Keely. – Czy młodsza
siostra może coś poradzić swej starszej siostrze?
– Oczywiście – z wymuszonym uśmiechem zgodziła
się Keely.
– To, co mówiono nam, gdy byłyśmy małe, jest
kłamstwem. Droga do serca mężczyzny nie prowadzi
przez żołądek. Musisz mierzyć nieco niżej.
Keely spojrzała na B.J. i obie zaczęły chichotać. Znów
było jak za dawnych czasów.
Noah cały wieczór szukał okazji, by zostać sam na sam
z Keely. Dziewczyna jednak tańczyła z każdym mężczyz-
ną, oprócz niego, rozmawiała też z B.J. i ojcem. Naj-
widoczniej go unikała.
Zastanawiał się właśnie, co powinien z tym zrobić, gdy
Keely ruszyła w jego kierunku. Lepiej, żeby się pospieszył,
bo w przeciwnym razie jakiś kowboj sprzątnie mu ją
sprzed nosa. Noah rzucił się naprzód i chwycił ramię
dziewczyny.
Poczuł błyskawicę, która przetoczyła się przez całe
ciało i zaplątała się gdzieś w okolicach rozporka. Po raz
pierwszy od tamtego spotkania w Vegas dotknął Keely.
Zajrzał jej w oczy i poczuł przypływ odwagi, dzięki temu,
co w nich zobaczył.
– Czy moglibyśmy pójść w spokojniejsze miejsce
i porozmawiać? – spytał.
– Moglibyśmy – szepnęła uwodzicielsko. – Ale tym
razem postarajmy się uniknąć plotek.
To oznaczało, że dziewczyna myśli o tym samym, co
on. Oblała go fala żaru.
– Pozwól, że najpierw ja wyjdę – wymruczała. – Ty
wyjdź pięć minut po mnie. Powiem, że idę się odświeżyć
do domku ojca. Potem się spotkamy.
– W domu twojego ojca?
Niezbyt podobał mu się ten pomysł. Czułby się bardzo
niezręcznie, robiąc to, co zamierzał, w chacie Archa.
– Oczywiście, że nie, głuptasie. Spotkamy się przy
moim samochodzie.
Przy samochodzie. O tak, pomyślał, to daje różne
możliwości.
– W porządku.
– Do zobaczenia za chwilę – powiedziała i odeszła
rozkołysanym krokiem, który tak go podniecał.
To było najdłuższe pięć minut w życiu Noaha. Nie
miał pojęcia, o czym rozmawiał w tym czasie z ludźmi.
Miał tylko nadzieję, że nikt nie zauważył, jak często
spoglądał na zegarek. Co najmniej dwadzieścia razy
sprawdzał też, czy z jego kieszeni nie znikła przypadkiem
prezerwatywa, którą tam wcześniej schował. Znów miał
na sobie strój z wypożyczalni i w kieszeni mogła być
dziura.
W końcu zdecydował, że może już ruszyć za Keely.
Powiedział, że idzie poszukać aspiryny. Wszedł do głów-
nego budynku rancza, ale już po chwili wymknął się
tylnymi drzwiami. W czasie krótkiej wycieczki powtarzał
sobie przygotowane wcześniej instrukcje.
Ciesz się chwilą, nakazał sobie w myślach. Pamiętaj
o prezerwatywie. Nie mów, że ją kochasz.
Nie widział jej obok samochodu, lecz był pewien, że
dziewczyna jest gdzieś w pobliżu. Na samochodowej
antenie wisiały czarne koronkowe majteczki. Poczuł, że
puls mu przyspiesza. Zawołał ją.
– Tutaj – szepnęła Keely.
Oddychając z trudem, zajrzał na tylne siedzenie mus-
tanga. Było dość ciemno, ale zauważył, że dziewczyna
leży tam naga. Pod głowę podłożyła zwiniętą sukienkę,
a nogi lekko ugięła w kolanach. Uśmiechnęła się i ujęła
obie piersi w dłonie.
– Ależ tu gorąco. Nie mogłam się doczekać, kiedy będę
mogła zrzucić ciuchy.
Noah stał jak wryty.
– Czy o tym myślałeś, prosząc o spotkanie?
Nie mógł wydusić z siebie ani słowa, więc tylko skinął
głową.
– Tak właśnie przypuszczałam – wymruczała i prze-
sunęła dłonią po swym nagim ciele. – Ta pogoda skłania do
grzechu, nieprawdaż?
Noah sięgnął do klamki.
– Zaczekaj – powstrzymała go Keely.
– Czekać? – wychrypiał.
– Jeszcze nie teraz.
Nie teraz. To były dwa wyrazy, które nie powinny
w ogóle istnieć. Położył dłoń na klamce.
– Jak to, jeszcze nie teraz?
– Podaj hasło – zażądała.
– Hasło? – powtórzył bezmyślnie.
Czuł, że zaraz wybuchnie, a ona zmuszała go do
myślenia. To bolało.
– Gdy podasz hasło, wpuszczę cię. Podpowiem ci,
chodzi o jedno słowo – kusiła.
Patrząc mu w oczy, wsunęła dłoń między uda i zaczęła
się pieścić.
– Mm, jak dobrze – zamruczała i przymknęła oczy.
– Keely!
– Jakie to słowo, Noah?
Chwycił klamkę tak mocno, że zabolały go palce.
Powoli tracił nad sobą kontrolę. Mógł myśleć jedynie
o tym, że jej zręczne palce zanurzały się delikatnie tam,
gdzie on sam chciał się znaleźć.
– Myślę... – zaczął, łamiącym się głosem. – Keely, co to
za gra?
– Ostatnia wskazówka, Noah – wyszeptała dziewczy-
na, prężąc się przed nim. – To słowo zaczyna się na ,,m’’.
– Marzę o tobie, muszę cię mieć, moja Keely... – szep-
tał gorączkowo, usiłując zgadnąć, co miała na myśli.
– Jedno słowo – domagała się stanowczo.
Nagle zrozumiał, o co pytała. Oblał go żar. Zaświtała
nadzieja. Niewiele myśląc, otworzył drzwi samochodu.
– Co robisz? – spytała oburzona. – Nie wymówiłeś
hasła.
– Zrobię to, zaufaj mi.
Zrzucił buty, szczęśliwy, że wybrał takie, których nie
musiał wiązać. Potem, zdejmując resztę ubrania, rzucał
rzeczy na przednie siedzenie. W ostatniej chwili przypo-
mniał sobie o prezerwatywie, tkwiącej w kieszeni.
– Zasady są jasne – powiedziała Keely. – Bez hasła nie
ma zabawy.
– Tak ci się tylko wydaje – odpowiedział, nałożył
zabezpieczenie i uklęknął na tylnym siedzeniu mustanga.
– Wiesz przecież, że potrafię łamać zasady. I myślę, że to
cię podnieca – szepnął i pochylił się nad nią.
Przez krótką chwilę bał się, czy dziewczyna po prostu
nie wyrzuci go z samochodu. Jednak wyglądało na to, że
jest nawet zadowolona z takiego obrotu spraw.
– Czyżby? – spytała z uśmiechem.
– O, tak.
Zamierzał uczynić następny ruch, ale nie mógł do-
strzec celu. Jego sylwetka rzucała cień na nagie ciało
dziewczyny. Wycofał się.
– Postaw stopę na podłodze – powiedział.
Posłuchała i bez sprzeciwu zrobiła, o co prosił. W po-
rządku. Teraz miał już jasność. Jednak gdy znów się
nachylił, cel zniknął mu z oczu. Nagle poczuł, że Keely
delikatnie go prowadzi. Ciepło jej dłoni zapewniało niesa-
mowite uczucia. Zadrżał na myśl, co czeka go za chwilę.
– Jakie jest hasło? – szepnęła czule. – Obiecałeś.
– Miłość – powiedział, czując słodycz tego słowa.
– Kocham cię, Keely.
– To właściwe hasło – zamruczała i pozwoliła mu
wsunąć się do środka. – Teraz możesz wejść.
Pasowali do siebie idealnie. Nic nie mogło równać się
z tym wspaniałym uczuciem. Czuł ją każdą komórką
swego ciała. Jednak jeszcze nie mógł poddać się
ogarniającej go pasji. Zbyt wiele pytań drążyło jego
umysł.
– Co teraz? – spytał Noah.
– Myślałam, że masz to już przećwiczone. No wiesz,
do przodu i do tyłu. Do przodu, do tyłu, jak zwykle.
Nie mógł powstrzymać uśmiechu.
– Co z nami? Przecież wcale nie chcesz tu zamieszkać
– sprecyzował.
– Owszem, chcę.
– Chcesz? Tak po prostu? Dlaczego? – pytał, starając
się dojrzeć jej twarz w mroku.
– Ponieważ cię kocham, głupi kowboju.
– Ty mnie kochasz? – nie wierzył Noah.
Niesamowite. Noah postanowił skupić się na pierw-
szej części jej wypowiedzi, ignorując ,,głupiego kowboja’’.
Zresztą musiał być głupi, skoro nie odszukał jej dawno
temu.
– Tak, kocham cię – powtórzyła. – Wiem, że pasuję do
tego miejsca jak pięść do nosa, ale jeśli ty potrafisz z tym
żyć, to ja również.
– Kochasz mnie – mówił, ciesząc się swoim szczęś-
ciem. – Jeśli mnie kochasz, to poradzę sobie ze wszystkim.
I nie masz racji. Moim zdaniem, to miejsce potrzebuje
kogoś takiego, jak ty. Ja też potrzebuję – powiedział
i zaczął się łagodnie kołysać.
– Jak miło.
– Powiem ci więcej miłych rzeczy, kiedy nie będę tak
zajęty. Och, jak dobrze. Weźmy skromny ślub.
Keely z łatwością powtarzała jego ruchy, a po chwili
wystąpiła jeszcze z własną inicjatywą.
– Nie, weźmy ślub z całą pompą – poprosiła.
– Dobrze. Zatem huczne wesele.
– To było proste – roześmiała się.
– Rób tak dalej, a dam ci wszystko, o co poprosisz.
– To przestań natychmiast! – zawołała.
– Przestać? – Serce Noaha zamarło.
– Obiecuję, że zaraz będziesz mógł wrócić. Och,
proszę, Noah. Jeśli mnie kochasz... – westchnęła.
Kochał ją, więc się wycofał.
Zanim się zorientował, dziewczyna sięgnęła pomiędzy
ich rozgrzane namiętnością ciała i zsunęła mu prezer-
watywę. Zamaszystym ruchem wyrzuciła ją z samo-
chodu.
– Hej! – zawołał. – To była jedyna, jaką miałem!
Myślałem, że lubisz te z wypustkami?
– Owszem, ale powiedziałeś, że dasz mi wszystko,
o co poproszę, tak?
– Tak, ale...
– Chcę mieć dzieci, Noah.
Epilog
– Tak! – zawołała radośnie Keely, widząc wiadomość
od nowego pracodawcy, przesłaną do jej komputera.
– To brzmi jak moja kwestia – powiedział Noah, stając
w drzwiach jednej z sypialni, którą przerobili na biuro.
– Znowu zaglądałaś na strony dla dorosłych?
– Nie. To dużo lepsze.
Patrzyła na swego wspaniałego mężczyznę, leniwie
opartego o futrynę drzwi. Jak kiedyś mogła myśleć, że
życie na ranczu jest nudne? Przez te sześć miesięcy
zaznała więcej seksu i uniesień niż przez wszystkie lata,
gdy cieszyła się wolnością.
Ale tego z pewnością jej mąż się nie spodziewał.
Z uśmiechem wcisnęła odpowiednie klawisze i czekała na
wydruk.
– Lepsze, powiadasz? Czy będę potrzebował jakichś
specjalnych przygotowań?
– Jedynie walizki.
– Mamy się kochać na walizce? – zapytał, unosząc
brwi. – To lepiej poszukam jednej z tych twardych.
Ze śmiechem podała mu plik kartek.
– Hotel z plażą dla nudystów? – powiedział z niedo-
wierzaniem, gdy przebiegł wzrokiem treść dokumentu.
– Zawsze interesowały mnie takie miejsca, więc pod-
sunęłam ten pomysł Jimowi. Właśnie dostałam odpo-
wiedź.
– Podejrzewam, że jako rasowa reporterka będziesz
chciała...
– Skorzystać z plaży dla nudystów. Ale to nawet
dobrze. Nie będę musiała sobie kupować kostiumu dla
przyszłych matek – powiedziała i wyzywająco popatrzyła
mu w oczy. – Jedziesz ze mną, kowboju?
– Nie jestem pewien. Chodzić w kółko bez... – wahał
się, choć w oczach zapłonęły mu iskierki ciekawości.
– Nie myśl o tym jako o chodzeniu w kółko. Raczej
wyobraź sobie, że leżysz na ręczniku, na gorącym piasku,
wcierasz olejek w moje rozgrzane ciało i ja także robię to
dla ciebie... – zawiesiła głos i ruszyła w jego kierunku.
– Cały urlop będę musiał spędzić na brzuchu. I wyko-
pać dołek na mojego...
– Prywatna plaża – kusiła, rozpinając bluzkę. – Spraw-
dziłam w informacji. Mają mnóstwo miejsc, w których
pary mogą być same.
– Naprawdę? – jego wzrok podążał za dłońmi żony.
– Grasz nieuczciwie, Keely. Wiesz, że nie mogę jasno
myśleć, kiedy to robisz.
– Nie zastanawiaj się. Użyj wyobraźni. Pomyśl o od-
osobnionej plaży, miękkim piasku, grubych ręcznikach
i naszych gorących, śliskich od olejku ciałach...
Wyciągnęła bluzkę z dżinsów. Ostatnio nie zapinała
już guzika, który uciskał rosnący brzuszek. Noah
to uwielbiał, ponieważ była bardziej dostępna. Lubił
otwierać suwak spodni i gładzić brzuch żony, gdy tylko
mógł.
Z westchnieniem wyciągnął ręce, rozsunął poły bluzki
i zaczął pieścić piersi Keely.
– Dobrze, wygrałaś. Jadę z tobą.
– Cieszę się. A teraz kochaj mnie, kowboju.