background image

50

4/2015

 Cezary  Rudnicki

DELEUZE I GUATTARI 
O DWÓCH ZAGROŻENIACH

Być może zwykle nie jesteśmy świadomi konkretnych niebezpieczeństw, jakie na nas 
czyhają. Na ogół zdajemy sobie jednak sprawę z tego, że świat wokół nas pełen jest 
zagrożeń, które możemy napotkać, które mogą niespodziewanie pojawić się na naszej 
drodze, przeciąć ją, a nawet przerwać. Złudzenie, które zaburza nasz proces poznawczy; 
wirus, który może zaatakować nasz organizm; agresor, czekający ze swą armią u granic 
państwa. Co jednak, gdyby istniały takie zagrożenia, które nieustannie niesiemy ze sobą? 
Zagrożenia, które nie przychodzą z zewnątrz, lecz wbudowane są w samą strukturę danej 
dziedziny bytu? Zagrożenia nie empiryczne, lecz transcendentalne? W jaki sposób mog-
libyśmy je w porę zdiagnozować? I w jaki sposób moglibyśmy wymknąć się (a raczej: 
stale wymykać) temu, co przecież nieustannie za nami podąża?

Choć różne nauki szczegółowe dostarczają nam nieocenionych danych, pozwala-

jących orientować się i działać w świecie, żadna z nich nie będzie w stanie wskazać tego 
rodzaju niebezpieczeństw.

 

Po t r z e b a

 

b y

 

t u

 

d i a g n o s t y k i,

 

k t ó r a

 

n i e o d wo ł a l n i e

 

b y ł a b y

 

o n t ol o g i c z n a. Nie faktów empirycznych, nawet tych opisanych w oparciu 

o jakąś teorię, lecz modelu jak najbardziej abstrakcyjnego. Model taki – z pewnością nie 
jedyny, choć być może jeden z nielicznych odpowiednio abstrakcyjnych – odnajdziemy 
w dziełach napisanych wspólnie przez dwóch francuskich myślicieli: Gilles’a Deleu-
ze’a i Féliksa Guattariego. Niniejsza podróż przez ich książki przebiegnie w kierunku 
przeciwnym do ich powstawania: wychodząc od Co to jest fi lozofi a?, dotrzemy do Anty-
 -Edypa
 (pomijając przy tym tekst o Kafce i literaturze). Pozwoli nam to – obok zdiagnozo-
wania różnych niebezpieczeństw – powoli kolekcjonować strategiczne wskazówki mające 
umożliwić wymykanie się owym zagrożeniom. Rozpoczniemy jednak od „wczesnego” 
tekstu, napisanego przez samego Deleuze’a. Po czym rozpoznać strukturalizm? – bo o nim 
mowa – zawiera bowiem pewien pomysł, ideę, konceptualną ramę, która przecina pozo-
stałe teksty, odpowiadając za ich diagnostyczną moc.

DWA ZAGROŻENIA DLA STRUKTURY
Choć sam Deleuze w swych późniejszych pismach rezygnuje z bezpośrednich odwołań 
do transcendentalizmu, jego fi lozofi ę można określić mianem empiryzmu transcendental-
nego, albo wręcz transcendentalnego materializmu. Ważne są przy tym nie same te okreś-
lenia, ale zrozumienie „poziomu”, na jakim sytuują się rozważania autora Różnicy i po-
wtórzenia
. Deleuze każdorazowo pyta o warunki – choć nie tyle o warunki możliwości, 

background image

51

DELEUZE I GUATTARI O DWÓCH ZAGROŻENIACH 

4/2015

co raczej o warunki genezy. Jego myśl próbuje zdać sprawę z tworzenia, z wyłaniania 
się nowych form. To nie jedyna różnica względem tradycyjnego transcendentalizmu. 
Druga, równie istotna, dotyczy budowy samego „obszaru” transcendentalnego: nie jest 
to już żadna wersja podmiotowości (nawet tak specyfi czna jak egzystujące Dasein), lecz 
„bezosobowe” pole, systematycznie pozbawiane wszelkich antropomorfi cznych odniesień.

Jedną z postaci tak rozumianego pola transcendentalnego są struktury. Już we 

wczesnych pismach – określanych właśnie jako „strukturalistyczne” – Deleuze konstru-
uje pewien

 

u k ł a d

 

k o n c e p t ó w,  który  będzie towarzyszył mu również na kolejnych 

etapach (także w okresie współpracy z Guattarim). Celem pewnego uproszczenia ów 
układ można sprowadzić do trzech składowych. W punkcie wyjścia mamy pewnego ro-
dzaju elementy, pozbawione tożsamości oraz określenia (co jednak nie oznacza, że są one 
homogeniczne). Można by je nazwać fragmentami, przy czym nie należy tu myśleć 
o jakiejś uprzednio istniejącej całości, która zostałaby na owe fragmenty rozbita – owo 
określenie ma jedynie wskazywać, że te elementy same

 

n i e

 

s ą  jakimiś gotowymi ca-

łościami (tyle że „niższego rzędu”). Należałoby o nich myśleć również jako o pewnego 
rodzaju pozycjach: struktura to nie tyle „obiekty” zajmujące jakieś konkretne położenie, 
ile zestaw wszelkich możliwych miejsc, jakie mogą być przez owe „obiekty” wypeł-
nione. Struktura jest zatem nieporównanie bogatsza od swoich każdorazowych realizacji, 
np. strukturą jest nie konkretny układ fl ag, ale wszelkie możliwe pozycje, jakie fl aga 
może zająć, by wciąż być uważaną za przynależną do alfabetu fl agowego. Ów podział 
można określić również za pomocą par pojęciowych wirtualne/aktualne, pole transcen-
dentalne/fenomen lub problem/rozwiązanie (przy czym o owym problemie należy myśleć 
raczej w kategoriach ontologicznych niż epistemologicznych). Jak pokazuje przywołany 
przykład, w myśli Deleuze’a istnieje miejsce na tożsamość i określoność: po stronie tego, 
co aktualne, po stronie fenomenu, konkretnej realizacji. Samej strukturze natomiast brak 
tożsamości nie z powodu jakiegoś niedostatku, lecz przeciwnie – z powodu zawsze jej 
towarzyszącego nadmiaru.

Owe „fragmentaryczne elementy” – oto krok drugi omawianego układu konceptów 

– „z konieczności organizują się w serie”

1

. Przy czym jedna seria musi zawsze odnosić 

się do jakiejś innej. Struktura jest wieloseryjna, jak stwierdza Deleuze, muszą istnieć 
co najmniej dwie serie (np. seria znaczonych i seria znaczących), aby można było mówić 
o strukturze. Warto zaznaczyć, że owe serie są zawsze rozbieżne,

 

j a k o

 

t a k i e   nigdy 

nie przecinają się, nigdy się nie łączą. Z owymi seriami wiąże się jeszcze jedna, bardzo 
istotna kwestia, która zyska na znaczeniu w późniejszych dziełach Deleuze’a (częściowo 
przeważając nad problematyką samych serii). Chodzi o specyfi cznie strukturalną prze-
strzeń, na której „rozkładają się” czy też którą tworzą owe serie. Francuski fi lozof określa 
ową przestrzeń jako nieekstensywną, jako czyste spatium.

Struktura jest już prawie gotowa, brakuje jeszcze tego, co pozwalałoby jej funk-

cjonować. Tym czymś – to trzeci, ostatni krok – jest element, który Deleuze nazywa 
paradoksalnym (inne jego miana to „pusta przegródka” albo „przedmiot = x”). Jest on pa-
radoksalny, gdyż „jest punktem, w którym się zbiegają – jako takie – rozbieżne serie. [...] 

G. Deleuze, Po czym rozpoznać strukturalizm?, przeł. S. Cichowicz, w: Drogi współczesnej fi lozofi i, red. M.J. Sie-

mek, Warszawa 1978, s. 307.

background image

52

CEZARY RUDNICKI

4/2015

jest immanentny naraz obu seriom”

2

. Zapewnia komunikację, łączność dysjunktywnych 

serii, a także przemieszczenie elementów z jednej serii do drugiej oraz wewnątrz danej 
serii. Jest elementem pozostającym w ciągłym ruchu. Nazywany jest zaś pustą przegródką 
dlatego, że stanowi doskonale strukturalną pozycję, której nie wypełnia żaden „obiekt”. 
Choć nic jej nie wypełnia, nic jej nie zajmuje, to jednak jest z nią sprzęgnięta pewna in-
stancja, która jej zawsze towarzyszy – Deleuze nazywa ją

 

p o d m i o t e m. To ów podmiot 

wyprowadza z elementu paradoksalnego wszelkie przemieszczenia.

Strukturalizm zgoła nie jest myśleniem, które znosi podmiot, ale myśle-
niem, które systematycznie go rozrzuca i rozdziela, które zaprzecza tożsa-
mości podmiotu, które go rozkłada i przesuwa z miejsca na miejsce, ukazu-
jąc podmiot nomadyczny, stworzony z ujednostkowień, ale bezosobowych, 
lub z osobliwości, ale przedindywidualnych

3

.

Ów związek pustej przegródki i podmiotu jest o tyle ważny, że to właśnie tu pierw-

szy raz natkniemy się na koncepcję dwóch zagrożeń, które będziemy śledzić w kolejnych 
paragrafach niniejszego tekstu.

Deleuze zauważa, że istnieją dwa wypadki, na które struktura jest nieustannie 

narażona, dwa schorzenia, które zawsze mogą się jej „przytrafi ć”.

Jakoż albo ruchome i puste miejsce odłącza się od nomadycznego podmiotu, 
który podkreśla jego obieg, a wówczas jego pustka staje się prawdziwym 
brakiem, prawdziwą luką; albo przeciwnie, zostaje wypełnione, zajęte przez 
to, z czym jest ono sprzęgnięte, a wówczas jego ruchliwość zatraca się 
w zjawisku nieruchomej czy zastygłej pełni

4

.

Tym, co każdorazowo zagraża strukturze, jest zaprzestanie funkcjonowania. Jesz-

cze dobitniej wyraża to terminologia, która zastępuje strukturalistyczną, gdy Deleuze 
zaczyna współpracować z Guattarim: tym, co zagraża maszynie, jest zatrzymanie procesu 
produkcji. Może się to odbyć na dwa sposoby. Albo przez takie wypełnienie struktury, 
które sprawi, że niemożliwy będzie w niej jakikolwiek ruch, jakiekolwiek przemieszcze-
nie, albo przez opustoszenie struktury, wyjałowienie jej w taki sposób, że już dłużej nie 
będzie miało co jej poruszać.

Na koniec tej części warto zaznaczyć, że owe dwa wypadki nie są czymś, co za-

graża strukturze z zewnątrz. „Przeciwnie, w grę wchodzi »tendencja« immanentna”

5

A zatem owe niebezpieczeństwa są czymś, co zawsze towarzyszy każdej strukturze, 
co wyłania się nie z porządku aktualnego, co przychodzi nie od strony fenomenów, lecz 
sytuuje się w samym polu transcendentalnym i jest jego częścią. Przy okazji widzimy, z jak 
specyfi cznym transcendentalizmem mamy tu do czynienia: nie tylko „bezosobowym”, 
lecz również ożywionym przez ruch i różnego rodzaju wydarzenia.

Tamże, s. 311–12.

Tamże, s. 322.

Tamże, s. 322–23.

Tamże, s. 324.

background image

53

DELEUZE I GUATTARI O DWÓCH ZAGROŻENIACH 

4/2015

WSKAZÓWKA NR 1: PRZYGOTUJ WŁASNE WYDARZENIE
Jak widzieliśmy, koncepcja Deleuze’a nie neguje istnienia podmiotu. „W grę wchodzi 
tu jednak inna podmiotowość, rozproszona i nomadyczna, żywioł podmiotowy, sytu-
ujący się na innym poziomie niż tradycyjny podmiot  -indywiduum”

6

. Aby dotrzeć do owej 

podmiotowości, należy zejść poniżej poziomu obdarzonego tożsamością indywiduum 
i dotrzeć do szczególnych elementów strukturalnych – bezosobowych ujednostkowień 
i przedindywidualnych osobliwości

7

. Ów podmiot, jako sprzęgnięty z pustą przegródką, 

sytuuje się w relacji do dwóch wspomnianych wydarzeń (wypadków) będących częścią 
struktury. Zdaniem Deleuze’a może on przeciwstawić owym wydarzeniom swoje własne, 
transcendentalne wydarzenie – zapewnia ono „rozpad struktury, która została dotknięta 
nadmiarem lub brakiem”

8

.

Ów podmiot lub – jak go w tym wypadku nazywa Deleuze – „strukturalistyczny

 

b o h a t e r: »ani Bóg, ani człowiek«”

9

 sytuuje się w miejscu mutacji strukturalnej, w przej-

ściu pomiędzy jedną strukturą a drugą. To od niego, od jego konkretnej praxis zależy to, 
czy nowa struktura nie wpadnie w pułapki czyhające na starą. Wymknięcie się zagroże-
niom nie zależy zatem od zwykłego szczęścia, nie da się go również „zaprogramować” 
na poziomie budowy samej struktury. Wymaga ono specyfi cznego podmiotu i podejmo-
wanych przez niego działań.

DWA ZAGROŻENIA DLA MYŚLENIA
Istnieją trzy podstawowe rodzaje myślenia: fi lozofi a, nauka oraz sztuka. Każda z nich 
myśli na swój własny sposób, za pomocą charakterystycznych dla siebie środków. Mają 
one jednak ze sobą również wiele wspólnego: każda z nich jest tworzeniem, każda z nich 
wystawiona jest na dwa immanentne niebezpieczeństwa i każdą z nich da się sprowadzić 
do omówionego wyżej układu konceptów. Za przykład niech posłuży fi lozofi a.

Można ją opisać za pomocą bardzo prostego schematu (należy jednak być świa-

domym uproszczeń, jakie niosą ze sobą tego typu operacje):

pojęcia → płaszczyzna immanencji → postaci pojęciowe

Pojęcia są owymi „fragmentarycznymi”, „niesamodzielnymi” elementami (w na-

uce będą to funkcje, w sztuce – bloki wrażeń); płaszczyzna immanencji odpowiada nieek-
stensywnemu spatium, a postać pojęciowa (która nie jest samym fi lozofem) – podmiotowi 
nomadycznemu. Warto przy tym zaznaczyć, że – przynajmniej od czasu współpracy 
z Guattarim – owa specyfi cznie strukturalna (czy też maszynowa) przestrzeń zaczyna być 
rozumiana przede wszystkim jako pewnego rodzaju powierzchnia zapisu, a zarazem śro-
dowisko „zamieszkiwane” przez elementy struktury/maszyny. Płaszczyzna immanencji 

M. Herer, Gilles Deleuze. Struktury – maszyny – kreacje, Kraków 2006, s. 156.

Osobliwości czy też punkty osobliwe (fr. singularités) to – krótko mówiąc – wyróżnione elementy strukturalne, 

które określają specyfi kę przebiegu danej serii.

G. Deleuze, Po czym rozpoznać strukturalizm?, s. 325.

Tamże, s. 324.

background image

54

CEZARY RUDNICKI

4/2015

stanowi „pole, płaszczyznę, glebę, która nie powinna być z nimi [tzn. pojęciami] mylona, 
ale która skrywa ich zarodki oraz zajmujące się nimi postacie”

10

.

Filozofi a jest praktyką wytyczania płaszczyzny immanencji oraz tworzenia pojęć 

(w pewnym sensie obu tych aktów dokonują postaci pojęciowe

11

). Filozofi a – tak samo jak 

nauka i sztuka – nie polega na myśleniu o świecie, lecz na myśleniu wraz ze światem

12

Myślenie mierzy się z napotkanymi w świecie wydarzeniami lub problemami, ale nie 
przez ich proste odwzorowanie (mentalną reprezentację) lub formułowanie jakichś recept, 
po które można by następnie (bezmyślnie) sięgać. Zadanie polega tu raczej na wytwa-
rzaniu nowych pojęć (funkcji, wrażeń), które pozwolą nam inaczej niż dotąd odnieść się 
do świata (np. inaczej zorganizować swoją praktykę). Nowe pojęcia mogą odpowiadać 
na problemy i wydarzenia napotkane w samym świecie (np. Anty  -Edyp jako kreacja po-
jęciowa odpowiadająca na wydarzenia Maja ’68, pojęcie  czasu  -obrazu  jako  odpowiedź 
na wydarzenia w kinematografi i), ale również na problemy wewnętrzne samej fi lozofi i 
(np. przejście od problemu podmiotu  -ja do problemu podmiotu  -Innego).

Tak rozumianemu myśleniu zagrażają dwa niebezpieczeństwa. Pierwsze z nich 

zostało już wskazane: to gotowe recepty, czy też mniemania – jak wolą mówić Deleuze 
i Guattari. Pewna ilość (nawet minimalna) stałych reguł, do których zawsze możemy 
się odnieść, które chronią nas przed chaosem, które wprowadzają nieco ładu, a zarazem 
zakrywają problematyczność i wydarzeniowość samej rzeczywistości. Drugie niebezpie-
czeństwo to ów chaos, który oznacza nieustanne wymykanie się, nieustanną utratę naszych 
idei. Istotne jest, by zrozumieć, że Deleuze i Guattari nie odwołują się do tradycyjnego 
pojęcia chaosu (czyli jakiegoś stanu całkowitego bezładu, braku porządku), ale tworzą 
własne, oryginalne pojęcie tegoż.

Tym bowiem, co cechuje chaos, jest w mniejszym stopniu nieobecność 
określeń niż nieskończona prędkość, z jaką się one zarysowują i znikają: 
nie jest to ruch od jednego do drugiego, lecz przeciwnie – niemożliwość 
powiązania między dwoma określeniami, ponieważ jedno pojawia się wy-
łącznie wtedy, gdy drugie już znikło, i jedno pojawia się jako znikające, 
gdy drugie znika jako zarysowujące się. Chaos nie jest stanem bezruchu lub 
stałości ani przypadkową mieszaniną. Chaos chaotyzuje i w nieskończo-
ność niszczy wszelką spójność

13

. [...] Chaos w mniejszym stopniu defi niuje 

się przez nieporządek niż przez nieskończoną prędkość, z jaką rozprasza 
się każda zarysowująca się w nim forma

14

.

Każda postać myślenia nieustannie wystawiona jest na działanie owego chaosu, 

który sprawia, że wszelkie myśli (pojęcia, funkcje, wrażenia) ulatują zaraz po tym, gdy 

10 

G. Deleuze, F. Guattari, Co to jest fi lozofi a?, przeł. P. Pieniążek, Gdańsk 2000, s. 14, przekład nieznacznie zmie-

niony. Z uwagi na rażące błędy, jakie zawiera polskie tłumaczenie, korzystam również z wydania francuskiego: 
G. Deleuze, F. Guattari, Qu’est  -ce que la philosophie?, Paris 2005.

11 

Tamże, s. 87. O tym, że sam fi lozof jest tylko jedną z masek postaci pojęciowej: tamże, s. 73–74.

12 

Zob. E.W. Holland, Deleuze and Guattari’s A Thousand Plateaus, London–New York 2013, s. 33.

13 

G. Deleuze, F. Guattari, Co to jest fi lozofi a?, s. 51, przekład nieznacznie zmieniony.

14 

Tamże, s. 130, przekład nieznacznie zmieniony.

background image

55

DELEUZE I GUATTARI O DWÓCH ZAGROŻENIACH 

4/2015

ledwie zdołały się zarysować. Zagrożenie chaosem odpowiada wypadkowi pustki: struk-
tura przestaje funkcjonować, machina myśli przestaje produkować, gdyż nie istnieją żadne 
pojęcia, które mogłyby krążyć po płaszczyźnie immanencji.

Właśnie z tego powodu pragniemy „s t wo r z yć

 

s o b i e

 

m n i e m a n i e   jako  swego 

rodzaju »parasolkę« chroniącą nas przed chaosem”

15

. To parasolka, na której spodzie 

zapisujemy konwencje i opinie mające służyć nam jako „klisze”, za pomocą których 
odnosimy się do świata. Owa parasolka wyraża również marzenie o jedności, choćby 
naukowe marzenie o „unifi kacji swych praw”, o odnalezieniu „wspólnoty czterech sił”

16

o stworzeniu teorii wszystkiego, lub fi lozofi czne marzenie o całości uporządkowanych 
i połączonych idei. Owo marzenie wystawia nas jednak na drugie niebezpieczeństwo, 
odpowiadające strukturalnemu wypadkowi „wypełnienia na sztywno” – ruch, funkcjo-
nowanie, produkcja, tworzenie ponownie stają się niemożliwe

17

.

WSKAZÓWKA NR 2: WPUŚĆ ODROBINĘ CHAOSU
Filozofi a, nauka i sztuka – każda na swój sposób – walczą z chaosem, aby uniknąć całko-
witego rozpuszczenia, aby uniknąć czekającej na końcu tej drogi samodestrukcji i pustki. 
Naciągają one na chaos swoje płaszczyzny (immanencji, odniesienia, kompozycji). „Jeśli 
jednak [zmagają] się z chaosem, to po to, aby przejąć od niego broń i zwrócić ją przeciwko 
mniemaniu, by za pomocą sprawdzonej broni skuteczniej je pokonać”

18

. Owe płaszczyzny 

nie są ochronnymi parasolami, 
lecz mają umożliwić przedo-
stanie się cząstki chaosu do na-
szego myślenia. Spośród dwóch 
zagrożeń Deleuze i Guattari za 
bardziej niebezpieczne uznają 
zagrożenie mniemaniem. Ich 
zdaniem to ono jest prawdziwym źródłem nieszczęść człowieka i jedynie udaje, że chroni 
nas przed chaosem. Mniemanie jest bowiem samą bezmyślnością (i to bezmyślnością 
immanentną naszemu myśleniu!), tzn. zakazuje jakiegokolwiek tworzenia (pojęć, funkcji, 
wrażeń), zmuszając do odtwarzania tego, co zastane.

Ową różnicę między myśleniem a mniemaniem widać chyba najlepiej na przykła-

dzie „etnografi cznych sprawozdań”. Z jednej strony mamy programy podróżnicze, w któ-
rych telewizyjni celebryci odwiedzają najbardziej odległe i egzotyczne zakątki świata. 
Cała różnorodność, którą pokazują (stroje, potrawy, fl ora i fauna) staje się ostatecznie 
tłem dla przedstawienia uczuć i opinii, które przywieźli tam ze sobą: stosunki społeczne, 
doświadczenie religijne, pragnienia – koniec końców to wszystko okazuje się nie różnić 
od tych, które znamy z własnego podwórka. Jakakolwiek

 

r e a l n o ś ć, którą napotykają, 

zostaje natychmiast przykryta gotowymi formułkami. Z drugiej strony mamy np. Yage 

15 

Tamże, s. 223, przekład nieznacznie zmieniony.

16 

Tamże, s. 227.

17 

Już po zakończeniu pisania tego artykułu trafi łem na tekst Quentina Meillassoux, w którym krótko omawia 

on dwa zagrożenia czyhające na fi lozofi ę: kapłaństwo (dogmatyzm) lub szaleństwo. Zob. Q. Meillassoux, Odejmo-
wanie i skurcz. W związku z uwagą Deleuze’a o Materii i pamięci
, przeł. P. Herbich, „Kronos” 2015 nr 2.

18 

G. Deleuze, F. Guattari, Co to jest fi lozofi a?, s. 226.

TYM, CO ZAGRAŻA MASZYNIE, 
JEST ZATRZYMANIE PROCESU 
PRODUKCJI

background image

56

CEZARY RUDNICKI

4/2015

Letters – korespondencję pomiędzy Williamem S. Burroughsem a Allenem Ginsbergiem, 
w której ten pierwszy opisuje swoją wyprawę do Ameryki Południowej. Burroughs wydaje 
się całkowicie pusty (tzn. pozbawiony mniemań), dzięki czemu może oddać napotkaną 
rzeczywistość taką, jaka ona jest, nie nakładając na nią żadnych klisz (jak np. tej o „do-
brym dzikusie” – Indianie, których spotyka Burroughs, są oddani bez żadnych upięk-
szeń, ale również bez żadnej oceny; nawet gdy są opisywani jako podli i plugawi, to brak 
w tym jakiegokolwiek moralizatorstwa, jakiejkolwiek negatywnej oceny, jest to jedynie 
„pozamoralne sprawozdanie”

19

). Jeszcze lepszym przykładem wydają się tu powieści Hen-

ry’ego Millera, które w większości nie wiążą się z żadnym wyjazdem i dotyczą „własnego 
podwórka” (Nowego Jorku). A jednak owo „podwórko” zostaje odmalowane w sposób 
sprawiający, że jego mieszkańcy mieliby problem z rozpoznaniem go. Miller bowiem 
nie pragnie jedynie „rejestrować napotkanego” (jak jest może u Burroughsa), ale raczej 
myśleć (tzn. tworzyć) wraz ze światem, czyli odmalowywać go w sposób, który pozwoli 
się nam zorientować w nim inaczej niż dotąd. Obu amerykańskich pisarzy łączy jednak 
to, że ukazują oni rzeczywistość jako problemową, że pozwalają wedrzeć się do naszego 
świata odrobinie chaosu (tzn. realności), w przeciwieństwie do celebrytów  -podróżników, 
którzy nie dostrzegają żadnych pytań, gdyż zawsze mają pod ręką gotowe recepty.

Filozofi a, nauka i sztuka wymagają zatem każdorazowego sięgania do chaosu 

i wydobywania stamtąd – odpowiednio – zmian, zmiennych lub odmian. Ich zadaniem 
jest rozciąć ochronną parasolkę, „ażeby pozwolić wniknąć niewielkiej ilości wolnego 
i wietrznego chaosu”

20

. Czekająca na końcu tej drogi samodekstrukcja, „śmierć”, okazuje 

się nie głuchą pustką, lecz – paradoksalnie – czystym życiem, tzn. czystym wydarzaniem 
się, nieskończoną prędkością tworzenia. Ten chaos nie jest jakimś brakiem (niebytem), lecz 
czystą wirtualnością (transcendentalnością) – czystą, tzn. składającą się z nieskończonej 
liczby niezaktualizowanych „możliwości”. I gdy autorzy Co to jest fi lozofi a? stwierdzają, 
że „nauka oddałaby całą racjonalną jedność, do jakiej dąży, za mały kawałek chaosu, który 
mogłaby zgłębiać”

21

, to mają na myśli właśnie to: dostęp do tego, co wirtualne, ów „ta-

jemniczy” empiryzm transcendentalny, o którym pisał Deleuze w Różnicy i powtórzeniu.

DWA ZAGROŻENIA DLA CIAŁA
Przyjdzie nam się teraz zmierzyć z konceptem Ciała bez Organów (CbO), kreacją poję-
ciową, która sprawia chyba najwięcej trudności czytelnikom obu tomów Capitalisme et 
schizophrénie
. CbO jest jednym z „etapów” ontogenezy podmiotowości. Dla ułatwienia 
warto sięgnąć po dwa schematyczne ujęcia tejże ontogenezy – pierwsze odsyła do rozwa-
żań zawartych w Różnicy i powtórzeniu, drugie do tych z Anty  -Edypa:

nawyki → pamięć → podmiot

pragnienia → ciało bez organów → podmiot

19 

Za to spostrzeżenie dziękuję Michałowi Hererowi oraz Krzysztofowi Wolańskiemu, prowadzącym seminarium 

Podziemny nurt nowoczesności.

20 

G. Deleuze, F. Guattari, Co to jest fi lozofi a?, s. 225.

21 

Tamże, s. 227.

background image

57

DELEUZE I GUATTARI O DWÓCH ZAGROŻENIACH 

4/2015

Choć ich elementy w znacznym stopniu sobie odpowiadają, to jednak dochodzi 

do bardzo silnego przesunięcia akcentów. Pomimo daleko idącej – specyfi cznej dla De-
leuze’a – reinterpretacji pojęć pierwszy schemat odsyła do stosunkowo klasycznej wizji 
podmiotowości, do „ja myślącego”, do podmiotu rozumianego „duchowo”. Natomiast 
w drugim wypadku mamy zdecydowanie do czynienia z ontogenezą cielesną, w wyniku 
której powstaje „ja czujące”.

Przed przejściem do samego Ciała bez Organów konieczne jest wprowadzenie 

pewnej komplikacji do używanego dotąd układu konceptów. Otóż jego pierwszy składnik 
– tzn. „elementy fragmentaryczne” (w Anty  -Edypie mowa jest o „obiektach częściowych”) 
– nigdy nie jest czymś prostym, lecz sam w sobie jest złożony. Przykładowo: konstytuujące 
sztukę wrażenia składają się z perceptów i afektów, natomiast konstytuujące fi lozofi ę 
pojęcia – ze składników pojęciowych. Nie inaczej jest w przypadku ontogenezy podmio-
towości. W określeniach takich jak „nawyk” czy „pragnienie” należy przede wszystkim 
dostrzegać odniesienie do połączeń, „ściągnięć”, syntez. Nawyki to ściągnięcia wrażeń 
(np. „tik” i – oczekiwanego po nim – „tak”) albo przedmiotów (np. nawykiem ziarna 
pszenicy jest syntezowanie wilgoci i związków mineralnych)

22

. Pragnienie (a właściwie 

„maszyny pragnienia”) to przede wszystkim synteza organów: ust oseska i piersi matki, 
oka (spostrzeżenie matki) i ust (uśmiech), ale również palców i gniazdka elektrycznego 
(nie należy dać się zwieść –

 

p o j ę c i e   organu  odsyła tu nie tylko do tego, co desygnuje 

pochodzące z mowy potocznej

 

s ł owo).

Ciało bez Organów oznacza przede wszystkim – bardzo dosłownie – „pozbawione” 

organów ciało, swego rodzaju czystą „tkankę cielesną”. Jest ono powierzchnią zapisu, 
na której rozmieszczone są organy (niczym „medale przypięte na koszuli zapaśnika”

23

). 

Chociaż jest konstytuowane przez owe organy, to nie redukuje się do nich. Jest rodzajem 
strukturalnego, nieekstensywnego spatium. Nie jest również – jak wielokrotnie podkreś-
lają Deleuze i Guattari – przeciwko organom, nie jest ich wrogiem. Jest za to wrogiem 
organizmu, tzn. pewnej ściśle określonej

 

o r g a n i z a c ji  organów. Warto przy tym zwró-

cić uwagę na to, jak specyfi czne jest to ciało. Zgodnie z powyższymi przykładami: jego 
organami są nie tylko „należące” do „danego osobnika” palce, oko i usta, ale również 
pierś „innego osobnika” (matki), a nawet gniazdko elektryczne. Ten przypadek doskonale 
obrazuje sposób myślenia Deleuze’a i Guattariego: rzeczywistość dzieli się nie na tożsame, 
stosunkowo statyczne i zindywidualizowane byty (dziecko, matka, sieć elektryczna), lecz 
wedle pewnych funkcjonalnych układów (fr. agencement) – pierś „tej samej” kobiety jest 
czymś zupełnie innym w zależności od tego, czy przynależy do układu utworzonego 
z ustami dziecka, czy do układu utworzonego z dłonią kochanka

24

.

22 

Zob. G. Deleuze, Różnica i powtórzenie, przeł. B. Banasiak, K. Matuszewski, Warszawa 1997, s. 117–20 (ściąg-

nięcie wrażeń) oraz s. 123 (przykład ziarna). Warto zauważyć, że ten drugi przypadek pokazuje, że już w Różnicy 
i powtórzeniu
 mamy do czynienia z uwzględnieniem czynników cielesnych. Nie twierdzę, że pomiędzy tym dziełem 
L’Anti  -Œdipe dochodzi do jakiegoś gwałtownego zerwania. Chcę wskazać raczej na inne rozłożenie akcentów 
(a także – co nie bez znaczenia – dobór przykładów).

23 

G. Deleuze, F. Guattari, Anti  -Oedipus. Capitalism and Schizophrenia, trans. R. Hurley, M. Seem, H.R. Lane, 

London–New York 2013, s. 22 (wszystkie tłumaczenia z języka angielskiego, o ile nie zaznaczono inaczej, pochodzą 
od autora niniejszego tekstu).

24 

Będąc bardziej precyzyjnym, należałoby powiedzieć, że wszelkie globalne, całościowe osoby (matka, dziecko, 

kochanek) są tylko pewnego rodzaju efektem, natomiast pierwotnie obiekty częściowe (takie jak pierś) nie tylko nie 

background image

58

CEZARY RUDNICKI

4/2015

Co jest zapisywane na tak rozumianej – zgodnie z użytym powyżej określeniem – 

powierzchni zapisu? Otóż właśnie „nawyki”, maszyny pragnienia: nie tyle same organy, 
co każdorazowe połączenia, syntezy dwóch (lub więcej) organów, a właściwie całe

 

s e r i e 

takich połączeń: „na przykład  maszyna  -odbyt  i  maszyna  -jelito,  maszyna  -jelito  i  maszyna-
 -żołądek,  maszyna  -żołądek i maszyna  -usta, maszyna  -usta i przepływ mleka stada bydła 
mlecznego (»i następnie... i następnie...«)”

25

. Zasadą owych maszyn pragnienia jest synteza 

łącząca (ew. konektywna), która tworzy – dosłownie rozumiane –

 

n a w y k i, czyli trwałe 

związki pomiędzy organami, których ostatecznym efektem jest organizm (organizacja 
organów) oraz globalna, całościowa, tożsama osoba. „Maszyny pragnienia czynią nas or-
ganizmem; ale w samym sercu tej produkcji, wewnątrz samej produkcji tej produkcji ciało 
cierpi z powodu bycia zorganizowanym w ten sposób, z powodu nieposiadania innego 
rodzaju organizacji lub niebycia zorganizowanym w ogóle”

26

. Jak wspomniano wyżej, 

Ciało bez Organów jest wrogiem organizmu, tzn. samo jest taką powierzchnią (w sensie 
nieekstensywnego spatium), na której rozmieszczają się różne,

 

d y s j u n k t y w n e   serie 

(czy może raczej: układy) połączeń organów. Organizm oznacza pewnego rodzaju selek-
cję owych serii, nawykowe, sztywne przyporządkowanie organów do tych, a nie innych 
serii („nie będziesz używał tego organu w ten sposób”, „nie będziesz łączył tego organu 
z tamtym”). Przeciwnie CbO – „przyswaja” ono każdą serię, każde połączenie, do jakiego 
(rzeczywiście) doszło. Dzięki temu CbO staje się

 

z a s a d ą

 

a n t y  - n a w y k u

27

, tzn. uwalnia 

organy od konieczności każdorazowego łączenia się w ten sam sposób.

Jest to wątek niezwykle istotny dla całej fi lozofi i Deleuze’a (i Guattariego). O ile 

maszyny pragnienia odsyłają do sztywnych nawyków, determinujących instynktów, ko-
nieczności, o tyle wraz z Ciałem bez Organów pojawia się możliwość wyzwolenia się 
od nich

28

 (musimy jednak pamiętać, że to same maszyny pragnienia produkują CbO, łączą 

produkcję i antyprodukcję). I jeśli nawyki są aktualizacjami, to CbO jest stale powiększa-
jącym się „zbiorem” owych aktualizacji.

 

Ci a ł o

 

b e z

 

O r g a n ów

 

j e s t

 

ś r o d ow i s k i e m

 

n a s z e j

 

wol n o ś c i,  choć samo nie jest tym, co ową wolność (tzn. możliwość reagowania 

inaczej) wytwarza.

Do tego potrzebujemy trzeciego – zgodnie z układem konceptualnym, jakim się 

tu posługujemy – elementu. Łatwo się domyślić, że będzie nim (nomadyczny) podmiot, 
owo „ja czujące”. Jego funkcja jest dwojaka. Z jednej strony jest on czymś, co jedynie kon-
sumuje stany, przez jakie przechodzi. Złożona interakcja pomiędzy maszynami pragnienia 
a CbO – czyli jednoczesne przyciąganie (zapis) i odpychanie (antynawyk) – wytwarza 
coś, co Deleuze i Guattari określają mianem

 

i n t e n s y w n o ś c i. Podmiot jest tym, co – 

przechodząc od jednej do drugiej – doświadcza owych intensywności (stąd „ja czujące”), 
zarazem konsumując pewien naddatek energii, jaki one zawierają. Konsumując, podmiot 

przynależą do żadnej osoby, ale – co więcej – są częściowe (fragmentaryczne) właśnie dlatego, że nie mają żadnej 
z góry określonej tożsamości i stają się każdorazowo czymś innym, zależnie od układu, jaki tworzą (choć zarazem 
sprawiają, że owe różne układy „zachodzą” na siebie).

25 

Tamże, s. 50.

26 

Tamże, s. 19.

27 

Deleuze i Guattari mówią tu o antyprodukcji, to pojęcie ma u nich jednak szersze zastosowanie niż to, które 

pragnę wydobyć.

28 

Zob. E.W. Holland, Deleuze and Guattari’s Anti  -Oedipus. Introduction to schizoanalysis, London–New York 

2001, s. 28–32.

background image

59

DELEUZE I GUATTARI O DWÓCH ZAGROŻENIACH 

4/2015

doznaje rozkoszy (fr. jouissance, które jest szeroką kategorią, obejmującą zarówno przy-
jemność, jak i cierpienie)

29

. Zarazem jednak ów podmiot – o ile pozostaje podmiotem 

nomadycznym, tzn. ruchomym – spełnia funkcję „elementu paradoksalnego”. Przecho-
dząc pomiędzy rozbieżnymi intensywnościami (pomiędzy rozmieszczonymi na CbO 
dysjunktywnymi seriami połączonych organów), łączy je ze sobą, sprawia, że możliwy 
staje się „wybór” różnych reakcji (a nie działanie w oparciu o wciąż ten sam nawyk), 
a przede wszystkim „wyzwala” proces stawania się

30

. Stawanie się oznacza wymianę in-

tensywności, „nawyków”, „zachowań” pomiędzy różnymi seriami (układami). „Stawanie-
 -się  -innym jest wykładniczym wzrostem repertuaru reakcji ciała. [...] Ciało jest

 

z d ol n e

 

d o  wyselekcjonowania jednej z tych reakcji, ale

 

n i e

 

m u s i  [tego robić]”

31

. O ile CbO 

jest środowiskiem dla naszej wolności, to stawanie się jest samym aktem tej wolności 
(jest takim nabywaniem nowych „nawyków”, które zarazem umożliwia wybór pomiędzy 
owymi „nawykowymi” reakcjami)

32

.

Wróćmy jednak do samego ciała, gdyż to ono jest tematem tego paragrafu. Przed 

analizą nieustannie towarzyszących mu zagrożeń konieczne jest wprowadzenie jeszcze 
jednego konceptu, a mianowicie warstw. W Tysiącu plateau, poświęconym „geologii 
moralności”

33

, Deleuze i Guattari próbują ukazać rzeczywistość jako złożoną z wielu 

różnych warstw – przede wszystkim trzech „głównych”: nieorganicznej, organicznej oraz 
alloplastycznej. Warstwa to pewien sposób organizacji „elementów fragmentarycznych”, 
nadawania im formy, zamykania w pewien system. Przy czym owe warstwy – jak suge-
ruje samo słowo – nadbudowują się jedna nad drugą. Jednym z podstawowych mecha-
nizmów ontologicznych opisanych przez Deleuze’a i Guattariego jest podwójny proces 
uwarstwiania/odwarstwiania, czyli z jednej strony nadawania sztywnej formy, a z drugiej 
rozpuszczania czy raczej otwierania owych form, „wystawiania” ich na proces stawania 
się. Na całą rzeczywistość można spoglądać jako na oscylującą pomiędzy dwiema płasz-
czyznami: płaszczyzną spójności i płaszczyzną organizacji. Ta pierwsza jest nieskończoną 

29 

Można by w tym dostrzec doskonale kapitalistyczny, konsumpcjonistyczny i „bierny” typ podmiotowości. Jed-

nakże kwestia kapitalistycznej konsumpcji i podmiotowości jest o wiele bardziej złożona. Wprowadzając tak proste 
zestawienie konsumpcja  -konsumpcjonizm, dokonuje się jedynie (bezmyślnej) gry słów.

30 

O tym, że stawanie się wiąże się dopiero z podmiotem (z trzecią syntezą procesu produkcji), zob. G. Deleu-

ze, F. Guattari, Anti  -Oedipus, s. 28–31, 103–05. Należy przy tym jednak pamiętać, że sam podmiot przynależy 
do trzeciej fazy procesu produkcji, jaki uruchamiają same maszyny pragnienia, a jego funkcjonowanie jest możliwe 
tylko dzięki spożytkowaniu resztki pierwotnej energii, zapewnianej przez owe maszyny. Toteż nie należy myśleć, 
że stawanie się (czy też: deterytorializacja) jest uruchamiane dopiero przez ów podmiot – jako swego rodzaju 
„zewnętrznego” sprawcę; jest ono procesem, który od początku immanentnie towarzyszy maszynom pragnienia, 
a dla którego podmiot jest jedynie pewnym agensem, nośnikiem.

31 

B. Massumi, A User’s Guide to Capitalism and Schizophrenia, MIT Press 1992, s. 100.

32 

Napisanie całej pierwszej części paragrafu o ciele byłoby niezwykle utrudnione, gdyby nie moje uczestnictwo 

w seminarium domowym Czytanie  Anty  -Edypa (odbywającym się w roku akademickim 2014/15). Składam po-
dziękowania na ręce wszystkich uczestniczek i uczestników – zwłaszcza Jakuba Tercza – których wątpliwości, 
pytania, interpretacje, a nawet sama obecność zmuszały mnie do tego, by ze szczególnym wysiłkiem i poświęce-
niem zagłębiać się w lekturę Anty  -Edypa. Osobne podziękowania należą się Kamilowi Radomskiemu, który nie 
tylko zasypywał nas tysiącem wątpliwości, ale również udostępnił swoje mieszkanie, bez czego owe spotkania nie 
mogłyby odbywać się w niezbędnej dla nich atmosferze swobody.

33 

G. Deleuze, F. Guattari, A Thousand Plateaus. Capitalism and Schizophrenia, trans. B. Massumi, London–

Minneapolis 2005, s. 39–74.

background image

60

CEZARY RUDNICKI

4/2015

sumą wszystkich wirtualności, wszystkich możliwych procesów stawania się, ta druga 
– całkowitą sumą wszystkich istniejących uwarstwień (czy też aktualizacji)

34

.

Również na ciało można spojrzeć z takiej perspektywy. Deleuze i Guattari wyróż-

niają w nim trzy warstwy: organizm, znaczącość (fr. signifi ance) oraz upodmiotowienie.

Organizm wcale nie jest ciałem, CbO; jest raczej warstwą na CbO, innymi 
słowy: fenomenem akumulacji, koagulacji i sedymentacji, który – w celu 
wydobycia z CbO użytecznej pracy – narzuca na nie formy, funkcje, więzy, 
dominujące i zhierarchizowane organizacje, zorganizowane transcendencje. 
Warstwy są więzami, kleszczami. [...] Jesteśmy nieustannie uwarstwiani

35

.

To samo tyczy się dwóch pozostałych warstw: one również są pewnego rodzaju 

zakrzepnięciami powstającymi na Ciele bez Organów. Natomiast samo CbO stanowi-
łoby „cielesny” odpowiednik płaszczyzny spójności (tzn. byłoby zbiorem wszystkich 
możliwych procesów stawania się, w jakie może wejść ciało), byłoby tendencją ciała 
do odwarstwiania się.

Deleuze i Guattari formułują swoisty imperatyw etyczny:

 

z r ó b

 

s o b i e

 

C i a ł o

 

b e z

 

O r g a n ó w.  Na  tle  powyższych rozważań powinien on tracić nieco ze swej „dzi-

waczności”. Zwykle to koncept stawania się (lub deterytorializacji) przyciąga uwagę czy-
telników obu tomów Capitalisme et schizophrénie jako posiadający największy potencjał 
praktyczny (tzn. etyczny i polityczny). Wydaje się jednak, że niedostateczną uwagę przy-
kłada się do zagadnienia CbO. To ono jest środowiskiem procesów stawania  -się  -innym, 

to od jego „stopnia” (stopnia dezorganizacji 
warstw) zależy sama możliwość zachodzenia 
tych procesów. To tutaj czyhają również dwa 
podstawowe niebezpieczeństwa. Analogicz-
nie do wcześniejszych przypadków, pierwsze 
z nich wiąże się z pewnego rodzaju „opusto-
szeniem”. Robienie CbO można spartolić, 

w efekcie czego powstaje coś, co Deleuze i Guattari określają mianem

 

p u s t e g o

 

C i a ł a

 

b e z

 

O r g a n ó w. Jest to ciało, którego nie przemierzają żadne intensywności, żadne 

afekty, w którym nie ma żadnych wytwarzających napięcie nawyków. Ciało, które już 
nie tylko nie musi reagować w z góry określony sposób, lecz w ogóle nie może reagować: 
ciało niezdolne do (re)akcji. Przykładami mogą być ciało katatoniczne albo ciało ćpuńskie. 
Jest to ciało sytuujące się po stronie śmierci.

Istnieje jednak jeszcze jedno zagrożenie dla ciała. Tym razem jego konceptualizacja 

nieco różni się od wcześniejszych przypadków niebezpieczeństw (tym samym rzucając 
na tamte nowe światło). Deleuze i Guattari określają to mianem

 

n o w o t w o r o w e g o

 

C i a ł a

 

b e z

 

O r g a n ó w: proces uwarstwiania „wymyka się spod kontroli”, nie tylko 

całkowicie usztywnia daną warstwę, ale przerzuca się również na pozostałe i zaczyna je 
organizować we właściwy sobie sposób. Przykładem takiego ciała jest ciało faszystowskie. 

34 

E.W. Holland, Deleuze and Guattari’s A Thousand Plateaus, s. 56.

35 

G. Deleuze, F. Guattari, A Thousand Plateaus, s. 159.

KAPITALIZM DZIAŁA 
WEDLE REŻIMU 
PARANOICZNEGO

background image

61

DELEUZE I GUATTARI O DWÓCH ZAGROŻENIACH 

4/2015

To jedna z ciekawszych konsekwencji rozważań autorów Anty  -Edypa: pokazują oni, że fa-
szyzm nie jest stanem „ducha”, światopoglądem ani ideologią – jest stanem ciała (i jako 
taki może ukrywać się pod różnymi światopoglądami, również tymi na pozór najbardziej 
odległymi od faszyzmu)

36

. I co równie ważne: ów faszyzm jest czymś, co stale zagraża 

nam od wewnątrz.

WSKAZÓWKA NR 3: STOSUJ MAŁE DAWKI
Do ciała przynależą zarówno procesy uwarstwiania, jak i odwarstwiania. Zbyt gwałtowny 
przebieg jednego z nich wystawia nas na immanentne niebezpieczeństwo. Niemniej nie 
są one sobie równorzędne, Deleuze i Guattari stają ponownie – podobnie jak w przypadku 
myślenia – po stronie jednego z nich. Należy zrobić sobie CbO, należy odwarstwiać ciało. 
I istnieje tu prawidłowy sposób postępowania, który wymyka się niebezpieczeństwu 
opustoszenia.

Tak to powinno wyglądać: zakwateruj się na warstwie, eksperymentuj 
z możliwościami, które oferuje, znajdź na niej korzystne miejsce, odnajdź 
potencjalne ruchy deterytorializacji, możliwe linie ujścia, doświadcz ich, 
tu i tam produkuj przepływy koniunkcji, wypróbuj kontinua intensywności 
segment po segmencie, miej w każdej chwili mały wykres nowych obsza-
rów. To dzięki drobiazgowej relacji z warstwą udaje się uwolnić linie ujścia. 
[...] Łącz, koniuguj, kontynuuj: oto cały „diagram”, przeciwstawny do wciąż 
znaczących i podmiotowych programów

37

.

Deleuze i Guattari kilkukrotnie podkreślają, że „pozostanie uwarstwionym – zor-

ganizowanym, znaczonym, podległym (fr. assujetti) – nie jest najgorszym, co może się 
przytrafi ć”

38

. O wiele gorszym jest doprowadzenie warstwy do obłąkanego lub samobój-

czego załamania – zbyt gwałtowne odwarstwienie. Demontaż organizmu (oraz dwóch 
pozostałych warstw) nie oznacza samodestrukcji, lecz otwarcie ciała na nowe połączenia, 
eksperymentowanie z nowymi możliwościami (nowymi „nawykami”), wyposażanie ciała 
w nowe intensywności. Ciało bez Organów jest przede wszystkim

 

ś r o d o w i s k i e m

 

e k s p e r y m e n t ó w.

Prawidłowe wytworzenie CbO wymaga eksperymentów, ale ostrożnych: stosowa-

nia małych dawek

39

. Nie chodzi o to, by w nagłym, jednorazowym akcie rewolucyjnym 

zniszczyć megamaszynę, która nas organizuje, lecz o to, by wytwarzać swoje własne, 
małe maszyny i podłączać je do tej większej, powoli doprowadzając do jej rozregulowania. 
Należy wręcz pozostawić pewną ilość organizmu. Nie chodzi o to, by całkowicie pozbawić 

36 

Wspaniałym studium faszyzmu jako właśnie organizacji ciała, która łączy ze sobą różne, nawet sprzeczne ideo-

logie i światopoglądy, jest dwutomowe dzieło Klausa Theweleita zatytułowane Männerphantasien (wydanie polskie: 
K. Theweleit, Męskie fantazje, przeł. M. Falkowski, M. Herer, Warszawa 2015).

37 

G. Deleuze, F. Guattari, A Thousand Plateaus, s. 161.

38 

Tamże.

39 

To eksperymentowanie wymaga zaś pewnego programu (diagramu); można by go wręcz nazwać

 

p r o g r a m e m 

(d i a g r a m e m)

 

t r e n i n g o w y m,  jako  że żaden z eksperymentów nie ogranicza się do jednego przeprowadzenia, 

lecz wymaga powtarzania (czy raczej: wciąż przedłużającego się wykonywania) w celu przejmowania kolejnych 
intensywności oraz rozwijania („używania”, „ćwiczenia się w używaniu”) tych już przejętych.

background image

62

CEZARY RUDNICKI

4/2015

swoje ciało zdolności do reagowania, rzekomo przechodząc tym samym ze strony ak-
tualizacji na stronę wirtualności, lecz o to, by wcielać w siebie wciąż nowe możliwości 
reagowania (tzn. zbliżać to, co aktualne i to, co wirtualne). Należy dokonać somatyzacji 
nieprawdopodobnego.

DWA ZAGROŻENIA DLA SPOŁECZEŃSTWA
Przebyta droga powoduje złudzenie, że nie ma nic prostszego, niż wskazać dwa niebezpie-
czeństwa dotyczące tego, co społeczne: jedno byłoby bezruchem spowodowanym pustką, 
drugie – wypełnieniem na sztywno czy (jak poucza nas przypadek nowotworowego CbO) 
dzikim uwarstwieniem, które atakuje wszystkie pozostałe warstwy. Wystarczyłoby je-
dynie nazwać te dwa stany rzeczy. A jednak sytuacja jest tu o wiele bardziej skompliko-
wana, ponieważ dziedzina tego, co społeczne, od razu jest głęboko zanurzona w historii. 
Wcześniejsze przypadki były do pewnego stopnia modelowe, ahistoryczne, tzn. zakładały 
pewną stałość funkcjonowania każdej z trzech składowych układu konceptualnego, jaki 
wykorzystano w tym tekście do analiz. Natomiast w odniesieniu do trzech typów społe-
czeństw, trzech – jak wolą mówić Deleuze i Guattari – maszyn społecznych zmienia się 
nie tylko sama „struktura” (np. ilość samych serii, przez uzupełnienie tych istniejących 
o wysoko rozwiniętą technologię komunikacyjną, do której nie miały dostępu społeczeń-
stwa wcześniejsze), ale przede wszystkim

 

s p o s ó b

 

u ż yc i a  każdej z trzech składowych. 

Przykładowo: wyłonienie się trzeciego typu społeczeństwa, tj. cywilizowanej maszyny 
kapitalistycznej, stało się możliwe nie tylko dzięki wyłonieniu się nowych „elementów 
strukturalnych” (a ściślej: przepływów materii maszynowej) w postaci „wolnej” pracy 
najemnej i kapitału, ale również dzięki „nowej koncepcji koniunkcji”

40

 wprowadzonej 

przez burżuazję (koniunkcja odsyła tu do syntezy koniunktywnej, czyli zasady, wedle 
której funkcjonuje trzeci składnik wykorzystywanego tu układu konceptualnego). W efek-
cie opisanie społeczeństwa i jego zagrożeń w sposób analogiczny do opisu poprzednich 
przypadków nie tylko jest znacznie utrudnione, ale wymagałoby również o wiele obszer-
niejszego studium niż ten skromny tekst. Toteż w niniejszym paragrafi e zostanie wskazane 
jedynie kilka – najważniejszych zdaniem autora – tropów.

W swojej wielkiej fi lozofi i dziejów Deleuze i Guattari wskazują na istnienie trzech 

następujących kolejno po sobie maszyn społecznych: prymitywnej maszyny terytorialnej, 
barbarzyńskiej maszyny despotycznej (Państwa) oraz cywilizowanej maszyny kapitali-
stycznej. Dwie pierwsze można by określić jako tradycyjne rodzaje społeczeństw, tzn. 
społeczeństwa posiadające swoje sztywne kody (i nadkodowania), które przyporząd-
kowują jednostki do stałych ról, narzucają określone sposoby zachowania oraz dzielą 
życie na konkretne etapy (np. przez różne rytuały inicjacyjne albo zawarcie związku 
małżeńskiego). Kapitalizm, przeciwnie, oznacza typ społeczeństwa, w którym wszelkie 
kody zostają zdekodowane, wszelkie sztywne role, podziały oraz reguły stają się płynne 
i otwarte na coraz to nowe zmiany. O tyle kapitalizm – tak jak rozumieją go Deleuze 
i Guattari – defi niuje się nie przez stosunki ekonomiczne, ale właśnie przez owo całkowite 
rozpuszczenie (dokonujące się nawet nie na poziomie – tradycyjnie rozumianych – sto-
sunków społecznych, lecz raczej na poziomie samej „struktury”).

40 

G. Deleuze, F. Guattari, Anti  -Oedipus, s. 292. 

background image

63

DELEUZE I GUATTARI O DWÓCH ZAGROŻENIACH 

4/2015

A jednak nie mamy tu do czynienia ze zwykłą diachronią. „W pewnym sensie 

kapitalizm nawiedzał wszystkie formy społeczne, ale nawiedza je jako ich przerażający 
koszmar, jest to lęk odczuwany przed przepływem, który wyminie ich kody”

41

. Można by 

powiedzieć, że typowa dla kapitalizmu tendencja do dekodowania i deterytorializowania 
(innymi słowy: swobodnego eksperymentowania na Ciele bez Organów) jest pierwotną 
tendencją wszelkich zbiorowości ludzkich, pierwotną tendencją ontologiczną w ogóle. 
Celem wszystkich prekapitalistycznych maszyn społecznych byłoby zahamowanie tej 
tendencji, narzucenie kodów płynnemu z natury pragnieniu, zablokowanie, uwięzienie 
(w jakim celu? – oczywiście po to, by ktoś mógł przejąć i skonsumować wytwarzaną przez 
pragnienie nadwyżkę). Kapitalizm byłby zatem zagrożeniem, immanentnym zagrożeniem 
dla dwóch wcześniejszych maszyn społecznych, a cały ich wysiłek (polegający na kodo-
waniu lub nadkodowaniu) miałby na celu właśnie zażegnanie owego niebezpieczeństwa.

Jednakże oba te prekapitalistyczne typy społeczeństw nie są jednorodne (nie róż-

nią się jedynie natężeniem mechanizmów blokowania: od kodowania do nadkodowania). 
Z szeregu różnic pomiędzy nimi wybierzmy tylko jedną: różnicę w funkcji „przywódcy”.

Segmentacyjna maszyna terytorialna wykorzystuje rozłam, by zapobiec 
fuzji i uniemożliwić koncentrację władzy, utrzymując organy wodzowskie 
w relacji niemocy z grupą: jak gdyby dzicy sami przeczuwali wzrastanie 
imperialnego Barbarzyńcy, który i tak wkroczy z zewnątrz i nadkoduje 
wszystkie ich kody

42

.

Deleuze i Guattari kilkakrotnie podkreślają, że pozycja wodza jest w społeczeń-

stwach „prymitywnych” dosyć chwiejna. Musi on nieustannie reagować na pragnienie 
grupy, a ponadto przysługujący mu prestiż nie ulega „akumulacji”, co zmusza go do nie-
ustannej improwizacji i roztropnej analizy każdego posunięcia. Przeciwnie jest w przy-
padku despoty (przywódcy barbarzyńskiego), wszelkie jego zasługi gromadzą się – dzięki 
czemu teraźniejsze porażki mogą zostać przyćmione przez przeszłe osiągnięcia. Ponadto 
nie jest on zależny od grupy, lecz to grupa zależna jest od niego, to on determinuje prag-
nienie grupy (a mówiąc precyzyjniej: jest pseudoprzyczyną tego pragnienia). Przywołany 
cytat pokazuje jednak, że już wewnątrz samej prymitywnej maszyny terytorialnej funk-
cjonuje mechanizm (fuzja), który może doprowadzić do wyłonienia się despoty i któremu 
– właśnie dlatego – należy nieustannie przeciwdziałać.

Śmierć systemu prymitywnego zawsze przychodzi z zewnątrz; historia 
jest historią kontyngencji i spotkań. [...] Lecz ta śmierć, która przycho-
dzi z zewnątrz, jest również tym, co rośnie wewnątrz: ogólna niereduko-
walność aliansu do fi liacji, niezależność grup będących w aliansie, spo-
sób, w jaki służą one jako element przewodzący relacjom politycznym 

41 

Tamże, s. 164.

42 

Tamże, s. 178. (Cytowany fragment został przetłumaczony w oparciu o kompilację tekstu angielskiego i fran-

cuskiego. Warto jednak zwrócić uwagę, że na miejsce francuskiego empêche tłumacz angielski – najwyraźniej 
dzięki trafnej intuicji – użył słowa exorcise. Egzorcyzmowanie odsyła oczywiście do duchów i widm, czyli tego, 
co nawiedza – tak jak kapitalizm nawiedza wcześniejsze maszyny społeczne).

background image

64

CEZARY RUDNICKI

4/2015

i ekonomicznym, system prymitywnego rankingu, mechanizm wartości 
dodatkowej – wszystko to zapowiada już despotyczną formację i kastowe 
hierarchie

43

.

Prymitywnej maszynie terytorialnej immanentnie zagraża nie tylko kapitalizm, 

ale również despotyzm (choć oba ostatecznie potrzebują transcendentnych, przychodzą-
cych z zewnątrz czynników, aby przełamać zapobiegawcze mechanizmy pierwotnych 
społeczeństw i móc zaistnieć).

Podobnie jest w przypadku barbarzyńskiej maszyny despotycznej. Z jednej 

strony nawiedza ją formacja społeczna typowa dla „dzikich”, która niejako wciąż w niej 
żyje, tyle że podporządkowana innym prawom (nadkodowana). Z drugiej strony Pań-
stwo musi nieustannie kontrolować (nadkodować) system monetarny, nie pozwalając 
pieniądzowi przekształcić się w przepływ abstrakcyjnego kapitału

44

. Wygląda na to, 

że wszystkie maszyny społeczne są immanentnymi zagrożeniami dla siebie nawzajem. 
Choć z pewnością sytuacja komplikuje się w przypadku kapitalizmu, który wydaje się 
karmić własnymi niebezpieczeństwami oraz wyraźnie nadbudowuje się nad pozosta-
łymi maszynami społecznymi.

Ta doskonałość („chytrość”) kapitalizmu i jego zdekodowana, zdeterytorializo-

wana natura, identyczna z naturą wyzwolonego pragnienia (jego swobodnych prze-
pływów na Ciele bez Organów), sprawia, że niezwykle często interpretuje się myśl 
Deleuze’a i Guattariego jako prokapitalistyczną

45

. Autorzy Anty  -Edypa, jakby spodzie-

wając się takich zarzutów, wprowadzają niezwykle istotną

 

d y s t y n k c j ę

 

p o j ę c i o w ą

 

p o m i ę d z y

 

n a t u r ą

 

i

 

r e ż i m e m.  Każdą maszynę (społeczną lub pragnącą) cechuje 

nie tylko natura jej elementów (to, czy są uwięzione, zakodowane, czy też swobodne, 
zdekodowane), ale również reżim, wedle jakiego działają (produkują). Specyfi ką ma-
szyny kapitalistycznej jest to, że o ile osiąga identyczność natur pomiędzy maszyną 
społeczną a maszynami pragnienia, o tyle zarazem maksymalizuje różnicę reżimów ich 
funkcjonowania. Kapitalizm rozbija „pierwotnie” jednolity proces produkcji, w którym 
pragnienie = praca (tzn. pragnienie nie jest jedynie fantazją, zachcianką, ale jest aktem 
prawdziwie twórczym, wytwarzającym to, co realne), na dwa odrębne procesy: produkcji 
pragnącej (pragnienia) i produkcji społecznej (pracy). Pierwszy z nich jest przy tym pod-
porządkowany regułom życia nuklearnej rodziny (a jego opisem i „dyscyplinowaniem” 
zajmuje się psychoanaliza), drugi zaś – regułom rynku (którym zajmuje się ekonomia 
polityczna). Reżim, w którym pragnienie i praca tworzą całość, określany jest mianem 
molekularnego, nomadycznego lub

 

s c h i z o r e w o l u c y j n e g o, natomiast ten, w któ-

rym pragnienie i praca zostają oddzielone – mianem molowego, segregatywnego lub

 

p a r a n o i c z n o     - f a s z y s t o w s k i e g o.

Reżim paranoiczny polega na powoływaniu do życia wielkich mas, organizowa-

niu swobodnych molekuł w stada oraz tworzeniu dla nich centralnej władzy, która jawi 
się jako ostateczna przyczyna. Reżim schizofreniczny odsyła natomiast do zakładania 

43 

Tamże, s. 226.

44 

Zob. tamże, s. 228.

45 

Czynił tak – w formie zarzutu – m.in. S. Žižek, zob. jego Organs without Bodies  Deleuze and Consequences

London–New Jork 2004.

background image

65

DELEUZE I GUATTARI O DWÓCH ZAGROŻENIACH 

4/2015

na peryferiach i w enklawach swobodnych „grup opartych na fuzji”, które wymykają 
się prawom statystycznym i masowym fenomenom, podążając po liniach stawania się, 
a ponadto podkopując wielkie, molowe „megamaszyny”. Nie jest to zatem przeciwsta-
wienie sobie tego, co kolektywne i tego, co indywidualne, lecz opozycja dwóch rodza-
jów zbiorowości. Zdaniem Deleuze’a i Guattariego mimo swojej płynnej (zdekodowanej 
i zdeterytorializowanej) natury kapitalizm działa właśnie wedle reżimu paranoicznego. 
A to oznacza, że wszelkie faszystowskie, „rewolucyjno  -konserwatywne” zjawiska, na po-
zór antykapitalistyczne, faktycznie są jak najbardziej zgodne z mechanizmem działania 
trzeciej maszyny społecznej i jedynie ją umacniają. Ów sposób funkcjonowania kapi-
talizmu zostaje w Anty  -Edypie określony jako jednoczesność ruchu deterytorializacji 
i reterytorializacji. Kapitalizm rzeczywiście jest zdeterytorializowany (co do natury), ale 
jednocześnie reterytorializuje (wedle swego reżimu), np. przywracając do życia wszelkiej 
maści archaizmy, na które – zdałoby się – nie ma w nim miejsca (nawet jeśli i one zostaną 
zaraz ponownie rozpuszczone, po to aby zastąpić je innymi; istotny jest sam ów proces 
reterytorializacji i rekodowania).

WSKAZÓWKA NR 4: ZMONTUJ NOMADYCZNĄ MASZYNĘ WOJENNĄ
Jeśli nie kapitalizm, to co? Z pewnością nie despotyzm. Państwo jawi się w pismach De-
leuze’a i Guattariego jako naczelny (a dla tych, którzy czytają nieuważnie: jedyny) wróg. 
W końcu maszyna despotyczna jest tylko „nieudaną wersją” kapitalizmu: rozdzieliła już 
pragnienie i pracę (po to by wydobywać z produkcji wartość dodatkową), ale nie udało 
się jej do owej pracy zaprzęgnąć płynnej i twórczej natury pragnienia. Być może zatem 
prymitywna maszyna terytorialna, skoro to w niej reżim produkcji pragnącej i reżim pro-
dukcji społecznej są do siebie najbardziej zbliżone? Rzeczywiście, pozytywnie oceniane 
przez francuskich myślicieli kolektywy – określane mianem maszyn wojennych – swoim 
opisem dosyć mocno przypominają społeczeństwa „dzikich”. Wystarczy jednak pamiętać 
o różnicy natur, by nie dać się zwieść tym powierzchownym podobieństwom. Potrzebna 
jest raczej taka organizacja społeczna, która łączyłaby typową dla kapitalizmu identycz-
ność natur z typową dla dzikich identycznością (a w każdym razie: bliskością) reżimów. 
Nie byłby to jednak jakiś hiperkapitalizm, ale raczej kooperacjonizm

46

.

Wewnętrzna budowa (diagram, „struktura”) kolektywu konstytuującego takie 

społeczeństwo kooperacji jest dosyć złożonym zagadnieniem. Jednakże zebrane dotąd 
wskazówki wyznaczają pewne punkty orientacyjne. Owa maszyna wojenna musiałaby 
zatem nieustannie wytaczać „działa” własnego wydarzenia (coraz to „nowych” wydarzeń) 
przeciwko dwóm nieustannie ją nawiedzającym zagrożeniom. Nie mielibyśmy tu już 
jednak do czynienia z żadnym pojedynczym strukturalistycznym bohaterem, lecz zawsze 
z pewną grupą. I to nie tyle grupą składającą się z jednostek ludzkich, ile złożonym ukła-
dem, zbudowanym z heterogenicznych elementów. Owo

 

w yd a r z e n i e   byłoby praktyką 

zakładającą zarówno eksperymentowanie, jak i wytwarzanie odpowiedniego dla tego 
eksperymentowania środowiska. W wąskim sensie maszyna wojenna jest samym tym 
środowiskiem, jest CbO kolektywu. Eksperymenty, których by dokonywała, polegałyby 

46 

Być może rozważania Deleuze’a i Guattariego spotykałyby się w tym punkcie ze sformułowaną przez Edwarda 

Abramowskiego koncepcją rzeczpospolitej (rzeczy  -wspólnej) kooperujących, opartych na przyjaźni kolektywów.

background image

66

CEZARY RUDNICKI

4/2015

na ostrożnym wpuszczaniu chaosu, na uruchamianiu procesów stawania  -się  -innym, które 
miałyby na celu z jednej strony poszerzać obszar wolności członków kolektywu, z drugiej 
zaś – łączyć ów kolektyw z innymi podobnymi sobie, nie dopuszczając przy tym do żadnej 
centralizacji czy wyłonienia się fi gury wodza  -despoty. Deleuze i Guattari dostrzegają po-
tencjał takiego funkcjonowania w różnego rodzaju mniejszościach, grupach badawczych 
i wspólnotach artystycznych (przykładem mogliby tu być sytuacjoniści).

ZAKOŃCZENIE
Tekst taki jak ten powinien być szczególnie wyczulony na zagrożenia. Dwa własne zagro-
żenia: pustego bełkotu, w którym trudne terminy maskują brak myśli, oraz zbyt dużej pre-
cyzji i schematyczności, które ostatecznie prowadzą do powtarzania powszechnie podzie-
lanych banałów. Wydaje się, że za (stosunkową) przystępność, na jaką się tu zdecydowano, 
trzeba zapłacić wysoką cenę: niebezpiecznego zbliżenia się do bieguna standaryzacji. 
Omówienie trzech gęstych i trudnych tekstów na raptem kilkunastu stronach nieodzownie 
prowadzi do usztywnienia myśli Deleuze’a i Guattariego, a tym samym unieruchomienia 
jej produktywności. Oni sami jednak – starając się stworzyć myśl jak najbardziej dete-
rytorializującą, jak najbogatszą w możliwości swobodnych aktualizacji – zapłacili cenę 
równie wysoką: ogromnej trudności, jaką lektura ich dzieł sprawia nawet posiadającym 
odpowiednie przygotowanie czytelnikom. Warto może zatem zamieścić jeszcze jedną, 
ostatnią, piątą w kolejności wskazówkę. Powyższe rozważania należy z konieczności roz-
ciąć, „ażeby pozwolić wniknąć niewielkiej ilości wolnego i wietrznego chaosu”. Rozciąć 
w jedyny możliwy sposób: sięgając po Co to jest fi lozofi a? oraz oba tomy Capitalisme et 
schizophrénie
. Wpuszczając do nich kolejne koncepty: prawomocnego i nieprawomoc-
nego użytku z trzech syntez (co pozwoli lepiej zrozumieć naturę pragnienia i Ciała bez 
Organów), noologii i krytyki obrazu myśli (istotnych dla zagadnienia trzech sposobów 
myślenia), różnicy pomiędzy modelem śmierci i instynktem śmierci (by zobaczyć, jak 
ten ostatni wykształca się dopiero wraz z kapitalizmem i jak nieodłączny od niego się 
staje) oraz wielu innych. Jeśli ten tekst stanie się okazją do takich eksperymentów – to już 
wystarczająco wiele.