background image

Cathie Linz

Zbyt samodzielna na 

Ŝ

on

ę

Too Smart for Marriage

background image

PROLOG

- Uwielbiam wesela - powiedziała Hattie Goodie. Jej delikatne jak pajęczyna skrzydła 
drŜały z przejęcia.
- No, no, trzeba przyznać, Ŝe urządzili niezłą ucztę. - Betty, najstarsza z trojaczków 
Goodie, potoczyła wzrokiem po stołach zastawionych rozmaitymi pysznościami, od 
zimnych przystawek z owoców morza po truskawki w czekoladowej polewie i fondue 
z białej czekolady. Jej krótka zawadiacka fryzura pasowała jak ulał do krnąbrnego 
charakteru.
- Całe szczęście, Ŝe jako dobre wróŜki nie musimy przejmować się kaloriami - rzuciła 
Muriel, najtrzeźwiej z całej trójki patrząca na Ŝycie. Siedziała na stosie prezentów 
ułoŜonym na bocznym stole pod ścianą sali balowej.
Betty, niczym generał na polu bitwy, przechadzała się tam i z powrotem wzdłuŜ 
brzegu stołu, a Hattie, która uwielbiała górować nad wszystkimi, przysiadła na 
największym prezencie.
- Nie pojmuję, jak mogłyście się ubrać w codzienne stroje na tak uroczystą okazję - 
narzekała, wystrojona w lawendową suknię i kapelusz z szerokim rondem. Specjalnie 
na ten wieczór przefarbowała pantofle i torebkę, Ŝeby pasowały do reszty kreacji. - 
Betty, bawełniany podkoszulek naprawdę nie nadaje się na weselne przyjęcie.
- Nie chciałam przyćmić panny młodej - odparowała Betty, wygładzając jeden ze 
swoich ulubionych T-shirtów.
- Przeczytaj to. - Wskazała palcem napis: „Dobre wróŜki latają, bo lekki stosunek do 
siebie mają". - A poza tym, do stu petunii, przecieŜ jesteśmy niewidzialne!
- Trzeba jednak zachowywać pozory - powiedziała Hattie afektowanym głosem.
Betty prychnęła głośno, w sposób, jaki nie przystoi ani damom, ani dobrym wróŜkom. 
Hattie zaś, przeczuwając, Ŝe tej potyczki nie wygra, zwróciła swój gniew przeciwko 
Muriel.
- I ty, w tej swojej kamizelce fotograficznej. Nigdy nawet nie trzymałaś w ręku 
aparatu.
- Po prostu lubię mieć duŜo kieszeni. - Muriel wzruszyła ramionami.
Przypomniawszy sobie ich kłótnię sprzed kilku tygodni, Hattie postanowiła nie 
wywoływać wilka z lasu i zostawić w spokoju beznadziejnie niemodne siostry, 
skupiając swoją uwagę na otoczeniu.
- Przynajmniej sala jest pięknie udekorowana, w przeciwieństwie do was - nie 
darowała sobie jednak złośliwości.
Rozświetlona sala bankietowa „Karuzela", ze śnieŜnobiałymi obrusami, 
lawendowymi serwetkami i morzem kwiatów, wyglądała doprawdy imponująco. W 
drugim jej końcu panna młoda, w sukni z atłasu i staromodnych koronek, karmiła 
swojego oblubieńca weselnym tortem.
- Tak się cieszę, Ŝe Jason i Heather w końcu się pobrali.
- Hattie otarła oczy haftowaną batystową chusteczką. - Bałam się, Ŝe ten dzień nigdy 
nie nadejdzie.
- Ryan i Courtney mądrze zrobili, Ŝe wzięli ślub po cichu - pochwaliła Muriel swoich 
podopiecznych.
- Jason sądził, Ŝe Ryan jak zwykle Ŝartuje – powiedziała Betty - kiedy oświadczył mu, 
Ŝ

e został przeniesiony do Chicago i wraca jako Ŝonaty męŜczyzna.

- Jason wkurzył się po prostu na Ryana, Ŝe go wyprzedził - nie omieszkała wyjaśnić 
Muriel.
- JuŜ nie wygląda na wkurzonego - zauwaŜyła Betty. - Jest szczęśliwy.
- Ryan teŜ.
- Czyli zostaje nam ich siostra, Anastazja.

background image

Jak na zawołanie, wszystkie trzy dobre wróŜki spojrzały na ciemnowłosą kobietę w 
lśniącej lawendowej sukni druhny. ZdąŜyła juŜ zamienić wytworne szpilki na 
wygodne sportowe buty.
- No dobrze... - westchnęła Betty. - Tym razem zabierzemy się do tego trochę inaczej. 
Z Jasonem i Ryanem działałyśmy raczej na wyczucie...
- Jakie tam raczej - przerwała jej Muriel. - Z całą pewnością działałyśmy na wyczucie.
Betty zmarszczyła gniewnie czoło. Nie znosiła, kiedy ktoś jej przerywał.
- Od dnia, w którym rozpoczęłyśmy pracę w tym fachu, kiedy w czasie chrztu 
trojaczków Knight przez nieuwagę wysypałyśmy na dzieci zbyt wiele 
czarodziejskiego pyłu, ponosimy konsekwencje tamtego błędu. Swatałyśmy potem 
wiele innych trojaczków i nie miałyśmy z nimi większych kłopotów. Ale ta trójka od 
początku jest wyjątkowa. Prawdopodobnie dlatego, Ŝe obdarzyłyśmy Jasona 
nadmiernym rozsądkiem i seksapilem, a Ryana przesadnym uporem i poczuciem 
humoru.
- Nie zapominaj o Anastazji. Za duŜo inteligencji i zbyt Ŝywiołowy temperament. 
ChociaŜ dobrze jej z tym, prawda? - powiedziała z dumą w głosie Hattie.
- Jej ze wszystkim i we wszystkim jest dobrze - przyznała Muriel.
Siostry zauwaŜyły, Ŝe goście zaczęli tańczyć. Ze sprzętu nagłaśniającego 
dostarczonego przez stację radiową WMAX, w której pracowała Heather, popłynęła 
muzyka. Pierwszą piosenką była „The One" Eltona Johna, zajmująca szczególne miej-
sce w sercach Jasona i Heather. Młoda para wyglądała na nieprzytomnie szczęśliwą. 
Tak samo jak Ryan i Courtney.
Anastazja sprawiała wraŜenie znacznie mniej zadowolonej. Tańczyła z krępym 
męŜczyzną, który był juŜ bardziej niŜ podchmielony. Kiedy facet nieopatrznie zsunął 
rękę na jej pośladek, z całej siły nadepnęła mu na nogę.
- No właśnie... - Betty pokręciła głową. – Nadmiar zapalczywości.
- Została ordynarnie sprowokowana. - Hattie natychmiast stanęła w obronie swojej 
podopiecznej. - Ten pijany łobuz zachował się jak ostatni prostak!
- Będziemy miały z nią duŜo kłopotów - powiedziała Muriel. - Czy wiemy juŜ, kto 
jest jej przeznaczony?
- Oczywiście, Ŝe wiemy. Na tym polega nasza praca - oświadczyła z wyŜszością 
Betty.
- David Sullivan, trudny typ, taki, który nie wierzy w marzenia - gorliwie wyjaśniła 
Hattie.
- Dlatego właśnie powinnyśmy opracować dla Anastazji specjalny plan.
- Zawsze sobie mówimy, Ŝe mamy jakiś plan, a potem rzadko coś z niego wychodzi.
- Fakt, Ŝe zdarzają nam się wpadki...
- Nie da się ukryć - wtrąciła się Muriel - ale czy zauwaŜyłaś, Ŝe nam zdarzają się 
częściej niŜ innym?
- I dlatego musimy wezwać posiłki - oświadczyła Berty.
- Anioła stróŜa? - Hattie wymówiła te słowa z namaszczeniem.
- Nie, babcię.
- Babcię?
- Właśnie. śeby wyswatać tych dwoje, musimy skorzystać z ludzkiej pomocy. Kogoś, 
kto będzie trzymał rękę na pulsie. W końcu mamy teŜ innych podopiecznych.
- A co ja i ty mamy z tym wspólnego? - spytała Muriel. - Wydawało mi się, Ŝe to 
zadanie Hattie, a my jesteśmy tu tylko po to, Ŝeby słuŜyć jej radą. W kaŜdym razie tak 
mi powiedziałaś, kiedy zajmowałam się Ryanem. PrzecieŜ to zasługa Hattie, Ŝe 
Anastazja wyrosła na kobietę w gorącej wodzie kąpaną i nieprzeciętnie inteligentną.
- Daj spokój - przerwała jej Berty. - Pamiętasz chyba naszą zasadę: jedna za 
wszystkie, wszystkie za jedną.

background image

- To zawołanie Trzech Muszkieterów.
- No i dobrze, im się sprawdzało i sprawdza się nam. Na czym to ja skończyłam?
- Wspomniałaś, Ŝe masz znaleźć wśród ludzi kogoś do pomocy - przypomniała Hattie. 
- Jakąś babcię.
- Słusznie. Zwerbowałam babcię Davida Sullivana.
- Czy to jest dozwolone? - spytała niepewnie Hattie.
- Jeśli nie będziesz o tym trąbić... - Betty wzruszyła ramionami - to ja teŜ nie.
- Dlaczego David i Anastazja nie mogą się po prostu spotkać i zakochać od 
pierwszego wejrzenia? - westchnęła Hattie.
- Bo to by było zbyt łatwe.
- A widziałabyś w tym coś złego? - Muriel najwyraźniej nie widziała. - To dobrze, 
jeśli coś idzie jak z płatka.
- Być moŜe, ale nie taka nasza dola. A zresztą co się z wami dzieje? Nie lubicie 
przygód? KaŜde trio dobrych wróŜek poradzi sobie z łatwą sprawą. Ale Ŝeby stawić 
czoło prawdziwym wyzwaniom, potrzeba odwagi i pomysłowości takich specjalistek 
jak my.
- A co jest właściwie naszą specjalnością? - spytała niewinnie Hattie.
- Kłopoty - odparła bez zastanowienia Muriel.
- Stwarzamy je czy zaradzamy im?
- Jedno i drugie, niestety. Ale wkrótce przełamiemy złą passę. Claire Sullivan marzy o 
tym, Ŝeby jej jedyny wnuczek się ustatkował. Wychowywała go jak matka, odkąd jego 
rodzice zginęli w wypadku. Miał wtedy dziesięć lat. David słucha rad swojej babci, 
więc jeśli będziemy mieć w niej oparcie, pójdzie nam z płatka.
Gdy tylko Betty dokończyła zdanie, wybuchła głośna utarczka przy stole z weselnym 
tortem. Anastazję rozzłościły w końcu na dobre końskie zaloty przysadzistego 
partnera, który zachowywał się, jakby całkiem nie pojmował, dlaczego nadepnęła mu 
na nogę. Tym razem odepchnęła go z całej siły. Zbyt pijany, Ŝeby utrzymać 
równowagę, zachwiał się i zatoczył do tyłu, następnie wymachując rękami, 
znieruchomiał na chwilę, po czym runął jak kłoda w sam środek tortu.

- Pójdzie nam jak z płatka - powiedziała z przekąsem Muriel. - JuŜ to 

widzę.ROZDZIAŁ PIERWSZY

- Denton dalej pchał się z tymi łapami, więc w końcu go odepchnęłam, wcale nie tak 
mocno... - opowiadała Anastazja swojej przyjaciółce Claire Sullivan, kiedy jechały 
prowadzącą na północ Chicago trasą Lakę Shore. - Ale on był pijany, stracił 
równowagę i wylądował na torcie weselnym mojego brata.
Anastazja siedziała za kierownicą swojego czerwonego triumpha. Dach kabrioletu był 
opuszczony, związała więc włosy w koński ogon, Ŝeby nie rozwiewał ich wiatr. Był 
gorący sierpniowy dzień, ale chłodna bryza od jeziora łagodziła upał.
Claire, z obawy o fryzurę, wcisnęła na czoło czapkę baseballową druŜyny Chicago 
Cubs. Zupełnie nie wyglądała na swoje siedemdziesiąt lat z okładem, a w szafirowym 
dresie do uprawiania joggingu było jej szczególnie do twarzy.
- Coś podobnego... - Spojrzała na Anastazję z troską w oczach. - Czy bardzo był zły?
- Kto? Denton czy Jason? - Zanim doczekała się odpowiedzi, wyprzedziła z wprawą 
kilka samochodów. Anastazja prowadziła auto tak, jak Ŝyła: pewnie i z odrobiną 
szaleństwa.
- Denton dostał to, na co zasłuŜył. Miałam na myśli Jasona.
- Nie wyglądał na rozbawionego, ale Heather zachowała się fantastycznie. Najpierw 
wszystkich rozśmieszyła, a potem zebrała nas wokół siebie, rzuciła w tłum ślubny 
bukiet, i było po sprawie.
- A kto go złapał?

background image

- No więc, wyobraź sobie, druhną Heather była producentka jej audycji radiowej, Nita 
Weiskopf. Do nieśmiałych to ona nie naleŜy. Stanęła w pierwszym rzędzie, gotowa na 
wszystko, byle pochwycić ten bukiet. Ja stałam z tyłu.
- Bo ty naleŜysz do nieśmiałych... - Claire uśmiechnęła się przewrotnie.
- Jasne. - Anastazja odwzajemniła uśmiech. - Wszystko moŜna o mnie powiedzieć, 
tylko nie to, Ŝe jestem nieśmiała. Stanęłam jak najdalej, bo po prostu nie chciałam 
złapać tego bukietu. Zupełnie mi się nie marzyła rola następnej panny młodej.
- Masz coś przeciwko pannom młodym?
- Oczywiście, Ŝe nie. Dopóki nie jestem jedną z nich. Zbyt wysoko cenię sobie 
wolność. W kaŜdym razie Heather rzuciła bukiet prosto w Nitę. A potem zdarzyło się 
coś dziwnego... - Anastazja zamilkła na chwilę. - Mimo moich najszczerszych 
wysiłków, Ŝeby trzymać się jak najdalej od tych przeklętych kwiatów, nagle bukiet 
skręcił, jakby zdalnie sterowany, i zaczął lądować tuŜ nade mną. Mogłam go albo 
chwycić, albo dostać nim po głowie.
- Miałaś szczęście!
- Nie nazwałabym tego szczęściem. To, Ŝe poznałam w bibliotece ciebie - o, to było 
prawdziwe szczęście! - Anastazja od pierwszej chwili poczuła sympatię do Claire, a 
przez cały ostatni rok stawały się sobie coraz bliŜsze.
- Dla mnie to teŜ był wyjątkowy dzień. Tak jak dzisiejszy. Pomyśl tylko: ja - kobietą 
interesu. WciąŜ jeszcze nie mogę w to uwierzyć.
- Będziesz wspaniała.
- Od dawna chciałam otworzyć własną cukierenkę z lodami, ale to było tylko 
marzenie i nigdy nie myślałam, Ŝe kiedykolwiek się spełni.
- To był rzeczywiście łut szczęścia, Ŝe właściciele domu, w którym mieszkam, 
zdecydowali się akurat teraz go sprzedać. A sklep na parterze ma tę cudowną 
marmurową ladę, w sam raz dla twojej cukierenki. To miejsce aŜ się prosiło o remont. 
Trudno uwierzyć, Ŝe od zamknięcia polskich delikatesów stało puste. - Anastazja 
uśmiechnęła się do Claire. - Wiesz, Ŝe jestem dobrą lokatorką, więc kiedy wynajmiesz 
mi mieszkanie na drugim piętrze, będziesz miała następne źródło regularnych 
dochodów.
- Wiem. I nie mogę się doczekać rozpoczęcia remontu. Mam nadzieję, Ŝe uda mi 
ruszyć z tym biznesem za półtora miesiąca.
Kwadrans później Anastazja zaparkowała przed swoim domem. Ledwie zgasł silnik, 
Claire wysiadła z samochodu i pędem ruszyła do drzwi wejściowych.
- BoŜe, jestem tak zdenerwowana, Ŝe nie potrafię poradzić sobie z zamkiem. - Starsza 
kobieta ścisnęła dłoń Anastazji. - Jeszcze raz dziękuję, Ŝe zechciałaś pojechać ze mną 
na ten przetarg. Twoja obecność naprawdę dodawała mi otuchy.
- Po to ma się przyjaciół. - Anastazja przytuliła Claire.
- Miałam nadzieję, Ŝe mój wnuk wróci z konferencji w Nowym Jorku i będzie mi 
towarzyszył... ale widocznie coś go zatrzymało.
Anastazję korciło, Ŝeby przemówić mu do rozumu. Nie znała tego faceta, a juŜ go nie 
lubiła. Z tego, co o nim słyszała, musiał być zwariowanym pracoholikiem, któremu 
brakowało czasu na to, Ŝeby w pełni docenić swoją babcię. A ona była tak niezwykłą 
kobietą.
Miała błękitne Ŝywe oczy, a na jej kasztanowych włosach nie widać było śladu 
siwizny. Zawdzięczała to swoim rytualnym wizytom w salonie piękności „Paula's 
Powder Puff", którego, jak przyznała, była wierną klientką od czasów prezydentury 
Eisenhowera w pierwszej połowie lat pięćdziesiątych. Poza tym Claire miała wielkie 
serce. Zasługiwała na coś lepszego niŜ na wnuka, który nie potrafi znaleźć dla niej 
czasu, gdy ona naprawdę go potrzebuje.
- Zapomnij o Davidzie. Proszę... - Anastazja przekręciła klucz w zamku i z uroczystą 

background image

miną otworzyła drzwi. - Witamy w... Wymyśliłaś juŜ nazwę dla swojej lodziarni?
- Jeszcze nie. - Claire wpadła do opuszczonego sklepu. Stanęła na samym środku 
podłogi z kafelków ułoŜonych we wzór płatków śniegu, zakręciła się w tanecznym 
piruecie i krzyknęła: - Moje! To wszystko moje!
Anastazja roześmiała się. Podobnie jak Claire, dostrzegła otwierające się przed 
przyjaciółką perspektywy, choć puste pomieszczenie nie wyglądało teraz najlepiej. 
Poprzedni właściciel budynku zmarł w zeszłym roku, a jego spadkobiercy długo 
spierali się między sobą, aŜ w końcu zdecydowali się sprzedać nieruchomość.
Sklep wymagał gruntownego remontu, ale dwa mieszkania na górze były w dobrym 
stanie. Wybudowany w latach dwudziestych dom z czerwonej cegły znajdował się w 
Evanston, na północnym przedmieściu Chicago, o rzut kamieniem od granic miasta. 
Lokalizacja u zbiegu dwóch ulic niemal gwarantowała popularność, a do tego łatwo 
było tu zaparkować samochód. Poza tym niedaleko mieścił się campus Uniwersytetu 
Northwestern, moŜna więc było liczyć na studentów.
Jednym słowem, było to znakomite miejsce na urzeczywistnienie marzeń Claire. A 
Anastazja gotowa była zrobić wszystko, co tylko moŜliwe, Ŝeby jej w tym pomóc.
- Co tu, u diabła, się dzieje? - spytał wściekłym tonem stojący w progu męŜczyzna. W 
oczach miał dziką furię, co nie przeszkodziło Anastazji zauwaŜyć, Ŝe jest wyjątkowo 
przystojny.
- Cofnij się! - rozkazała stanowczym, ostrym tonem, tak jak ją uczył instruktor 
samoobrony. Nie odwracając wzroku, sięgnęła do torebki po pojemnik z pieprzem w 
sprayu i wycelowała go w potencjalnego napastnika. Wedle zasady „przezorny 
ubezpieczony". - Z drogi!
- Bo co? - Intruz rzucił jej kpiące spojrzenie, w którym nie było nawet cienia strachu. 
- Udusisz mnie kremem do golenia?
- David, co za niespodzianka! - krzyknęła Claire i podeszła, Ŝeby go uściskać. - 
Myślałam, Ŝe siedzisz jeszcze na tej konferencji w Buffalo.
- Właśnie wróciłem i odsłuchałem na sekretarce twoją dziwną wiadomość. Niewiele z 
tego zrozumiałem. Coś o kupnie domu, o jakiejś cukierence z lodami...
- Zostawiłam ci adres, ale nie sądziłam, Ŝe będziesz jechał taki kawał drogi, Ŝeby 
zobaczyć to miejsce na własne oczy. Kochany z ciebie chłopiec.
Chłopiec? Anastazja nie wierzyła własnym uszom. Nie mogła się w nim dopatrzyć 
niczego chłopięcego. Wyglądał bardzo męsko i pociągająco: miał czarne włosy i brwi 
oraz niewiarygodnie niebieskie oczy w oprawie gęstych rzęs. Była dopiero trzecia po 
południu, a jego kanciastą brodę pokrywał juŜ cień świeŜego zarostu. Widać było, Ŝe 
wrócił z bardzo uciąŜliwej podróŜy.
Ubrany był w znoszone dŜinsy i płócienną koszulę uwydatniającą jego szerokie barki. 
Podwinięte rękawy odsłaniały opalone przedramiona. Był wysoki i dobrze 
zbudowany, ale szczupły. Typem muskulatury nie zaimponowałby nawet po-
czątkującemu kulturyście.
- Co tu się dzieje? - spytał ponownie.
- To... - Claire zamaszystym gestem dłoni zakreśliła w powietrzu półkole - … jest 
moja przyszłość.
- Nieprawda. Twoją przyszłością jest kapitał odłoŜony w banku.
- JuŜ nie. Zainwestowałam go w to.
- Co zrobiłaś?! - David pobladł.
- Nie musisz krzyczeć, kochanie - powiedziała z łagodną reprymendą w głosie. - Mam 
tę swoją siedemdziesiątkę z okładem, ale to nie znaczy, Ŝe jestem głucha.
- Nie mogę uwierzyć, Ŝe zrobiłaś coś takiego, nie prosząc mnie nawet o radę.
- Byłeś ostatnio bardzo zajęty, więc nie chciałam zawracać ci głowy.
Anastazja zastanawiała się, czy to, co przemknęło przez jego twarz, było cieniem 

background image

zaŜenowania, czy tylko złudzeniem optycznym. Nie miała pewności, bo teraz jego 
mina wyraŜała niczym niezmącony gniew.
- Nie powinnaś była tego robić. Ale moŜe powiesz mi wreszcie, co dokładnie 
zrobiłaś?
- Kupiłam tę kamienicę. - Claire czule poklepała ścianę. David sprawiał wraŜenie, 
jakby dostał po głowie grubą deską.
- Kupiłaś - powtórzył ostroŜnie. - To znaczy zapłaciłaś za nią?
- Tak. I obciąŜyłam jej hipotekę.
- Co cię, na miłość boską, opętało?
- Mam zamiar otworzyć cukierenkę z lodami.
- Lodziarnię. Dopadł cię jakiś wygadany pośrednik i podstępem wyłudził pieniądze?
- Oczywiście, Ŝe nie. Moja lodziarnia będzie jak ze starych dobrych czasów, kiedy 
sprzedawano lody domowej roboty - oświadczyła dumnie.
- Nie wydaje ci się, Ŝe to trochę za późno, Ŝeby ruszać z takim pomysłem? Dzisiaj 
prowadzenie własnego interesu przynosi więcej kłopotów niŜ korzyści. Na emeryturze 
powinnaś korzystać z Ŝycia, cieszyć się wolnością od obowiązków, a nie skazywać na 
cięŜką całodzienną harówkę. - David przemawiał do swojej babci jak do niesfornego 
dziecka, doprowadzając tym do furii Anastazję.
AleŜ ma tupet ten wielki gamoń! Anastazja była zbyt wściekła, Ŝeby się odezwać. Na 
szczęście Claire zachowała spokój, ufna, Ŝe zdoła przekonać Davida do swojej 
decyzji. Anastazja uwaŜała to za stratę czasu. Ten facet miał zakuty łeb i klapki na 
oczach. Ba, Ŝeby choć klapki! Bielmo byłoby właściwszym słowem.
- Dwa mieszkania na górze są w dobrym stanie - tłumaczyła Claire - ale sklep 
wymaga odrobiny pracy.
- Odrobiny pracy? - powtórzył z niedowierzaniem David, rozglądając się dokoła. - Tu 
przydałby się cud!
- Miałam cichą nadzieję, Ŝe pomoŜesz nam w remoncie... Właśnie zaczynasz urlop, 
prawda?
- Tak, ale...
- Zaplanowałam uroczyste otwarcie na pierwszego października, za sześć tygodni.
- O ile wiem, do tego czasu skończy się sezon największego popytu na lody.
- Na lody zawsze jest popyt - odezwała się w końcu Anastazja. - Poza tym nieczęsto 
się zdarza okazja nabycia nieruchomości w tak dobrym punkcie, więc Claire nie 
mogła z tym czekać do następnego lata.
- A pani jest... - David spojrzał wściekle na Anastazję.
- Och, wybaczcie mi złe maniery... - Claire przycisnęła dłonie do zarumienionych 
policzków, a potem skierowała je do wnuczka. - Davidzie, to jest Anastazja Knight, 
moja przyjaciółka. Opowiadałam ci o niej, pamiętasz?
- Nie opowiadałaś. Podobnie jak nie wspomniałaś mi o tym miejscu.
- Na pewno mówiłam ci o Anastazji, nie mam przecieŜ zbyt wielu przyjaciółek.
- Jedyna przyjaciółka, o której mi opowiadałaś, to jakaś szara myszka z biblioteki dla 
dzieci.
- Szara myszka? - Claire zmarszczyła brwi.
- Nie pamiętam, jak dokładnie ją opisałaś - David wzruszył arogancko ramionami - 
ale wszystkie bibliotekarki są takie same. W kaŜdym razie to wspaniale, Ŝe znalazłaś 
jakąś starszą panią, z którą moŜesz sobie do woli plotkować... - Zamilkł wreszcie, gdy 
zdał sobie sprawę z wiszącego w powietrzu napięcia i wrogości. MoŜe nie był 
najbardziej złotoustym facetem w okolicy, a i poczucie taktu nie naleŜało do jego 
najsilniejszych stron. Poza tym miał za sobą okropną podróŜ z Buffalo. Spróbował 
odzyskać stracony teren. -Chciałem powiedzieć, Ŝe to wspaniale, iŜ poznałaś starszą 
panią, która... uff, zaprzyjaźniła się z tobą.

background image

Jego łagodna z natury babcia kręciła głową, wyraźnie zirytowana. CzyŜby obraziła się 
za to, Ŝe nazwał bibliotekarkę starszą kobietą? A jakie określenie byłoby tu 
politycznie poprawne?
- Dobrze, Ŝe znalazłaś kumpelkę w wieku przedemerytalnym - czy to brzmi lepiej? - 
spytał z nadzieją w głosie.
Dwie pary oczu przeszywających go iskrzącym wzrokiem uświadomiły Davidowi, Ŝe 
trafił jak kulą w płot.
- Nigdy nie mówiłam, Ŝe moja przyjaciółka jest stara, starsza czy w wieku 
przedemerytalnym - oświadczyła stanowczo Claire. - Ani teŜ nigdy w rozmowie nie 
pojawiło się słowo „szara myszka".
Davida ogarnęło złe przeczucie.
- Pozwól, Ŝe zgadnę...
- To ja jestem tą szarą myszką z biblioteki - Anastazja potwierdziła jego najgorsze 
przypuszczenia.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Z całą pewnością nie przypominała Ŝadnej z bibliotekarek, które widział w swoim 
Ŝ

yciu David. Choć, prawdę mówiąc, niezbyt często zaglądał do bibliotek. Nigdy nie 

miał na to dość czasu ani chęci.
Przez kilka ostatnich lat praca inspektora analizującego przyczyny poŜarów 
pochłaniała go bez reszty. Badanie kataklizmów, które często całe rodziny odzierały z 
ich marzeń, a nawet pozbawiały Ŝycia, naleŜało do takich doświadczeń, które 
zmieniały w cynika kaŜdego optymistę czy marzyciela. David zaś nigdy - a 
przynajmniej od śmierci rodziców w wypadku samochodowym - optymistą ani 
marzycielem nie był.
Marzycielami byli jego rodzice. Ojciec wycofał pieniądze z polisy ubezpieczeniowej 
na Ŝycie i zainwestował je w piramidę finansową, nie zostawiając po sobie niczego 
prócz długów. David zdawał sobie sprawę, Ŝe dziadkowie, wychowując go, borykali 
się z wieloma powaŜnymi kłopotami, a jednak nigdy nie dali mu do zrozumienia, Ŝe 
jest dla nich cięŜarem.
Od dziecka był pracowity i trzeźwo myślący. Wyśmiewał górnolotne marzenia innych 
dzieci, które chciały być gwiazdami koszykówki albo rocka. Kiedyś w szkole, w dniu 
prezentacji róŜnych zawodów, wysłuchał pogadanki dowódcy straŜy poŜarnej i odtąd 
nie miał juŜ wątpliwości, kim chciałby zostać. Po college'u rozpoczął pracę jako 
straŜak, wspinał się po kolejnych szczeblach kariery, aŜ przeniesiono do wydziału 
rozpoznawania przyczyn poŜarów.
Z kaŜdym rokiem pracy potęgowała się doza cynizmu w jego spojrzeniu na świat. Jaki 
sens mają marzenia, jeśli w kaŜdej chwili mogą pójść z dymem? Jeśli potrafią czło-
wieka zaślepić, całkowicie przesłaniając realny świat, tak jak zaślepiły jego ojca, 
który zostawił rodzinę z niczym, poza spopielonymi resztkami swoich złudzeń. Zbyt 
wiele złych rzeczy przydarzyło się dobrym ludziom na oczach Davida, Ŝeby potrafił 
jeszcze w coś wierzyć.
Urlop wziął na Ŝądanie szefa. Miał wykorzystać wszystkie wolne dni, które uzbierały 
się przez ostatnie osiem lat, Ŝeby spojrzeć na sprawy z dystansu.
Problem polegał na tym, Ŝe na samą myśl o bezczynności miał ochotę gryźć ścianę. 
Nie naleŜał do ludzi, którzy potrafią lenić się całymi dniami, kontemplując własny 
pępek i zastanawiając się, dlaczego Cubsi nigdy nie wygrywają.
Postanowił spędzić trochę czasu z babcią i sprawdzić, czy dobrze jej się wiedzie na 
emeryturze. Była jedyną bliską mu osobą, miał więc wyrzuty sumienia, Ŝe ostatnio tak 
rzadko się z nią widywał, ale teraz tu był i nie miał zamiaru pozwolić, Ŝeby ktoś 
wykorzystywał jej Ŝyczliwe do granic naiwności usposobienie. Instynkt mu 
podpowiadał, Ŝe Anastazja ma fatalny wpływ na jego babcię - kobietę, która od 
dziesięcioleci nie zmieniła banku ani fryzjera. Kupienie walącego się domu i obłędny 
pomysł otworzenia w nim lodziarni absolutnie nie były w jej stylu.
Ale coś podobnego na pewno mogło urodzić się w głowie tej szalonej kobiety, która 
groziła mu kremem do golenia.
Miał więcej niŜ przeczucie, Ŝe to ona skłoniła babcię do wydania lekką ręką 
oszczędności całego Ŝycia.
Spojrzał na bibliotekarkę, tym razem jak męŜczyzna na kobietę. Obnosiła się z tą 
swoją pewnością siebie jak z pucharem mistrzowskim. Tylko bardzo odwaŜna kobieta 
mogłaby się ubrać w ten sposób. Jej Ŝółta sukienka bez rękawów była tak długa, Ŝe 
opierała się na pomarańczowych trampkach, ale na niej wyglądała seksownie. Nie 
wiadomo dlaczego, ta sukienka przywiodła mu na myśl parne letnie noce, zimną 
lemoniadę i ukradkowe pocałunki.
Miała długie kasztanowe włosy związane w koński ogon i robiące niezwykłe wraŜenie

background image

złote oczy. Była zdecydowanie wysoka, musiała mieć ponad metr siedemdziesiąt 
wzrostu, bo czubkiem głowy sięgała jego brody. Nie, nie miał ochoty sprawdzić tego 
dokładnie, nic z tych rzeczy. Była piękna, ale zdecydowanie nie w jego typie. A poza 
tym nie ufał jej.
- A więc, Anastazjo... - David starał się mówić jak najmniej podejrzliwym tonem - 
...jeśli dobrze zrozumiałem, przyjechałaś tu z moją babcią, Ŝeby pomóc jej 
doprowadzić to miejsce do stanu uŜywalności.
- Mieszkam tutaj. Oczywiście nie w sklepie, tylko w jednym z mieszkań na górze.
- Świetnie się składa - zauwaŜył drwiąco. - Śmiem przypuszczać, Ŝe to ty poradziłaś 
mojej babci kupno tej... - chciał powiedzieć „rudery", ale na wszelki wypadek 
zrezygnował z otwartego ataku - ...tego starego domu.
- Kiedy Anastazja powiedziała, Ŝe znalazła wspaniałe miejsce na moją lodziarnię, 
wprost nie mogłam w to uwierzyć - odpowiedziała za Anastazję Claire.
- Nie mam o to do ciebie pretensji - mruknął David, postanawiając sobie w duchu, Ŝe 
nie uwierzy w ani jedno słowo Anastazji, dopóki sam wszystkiego nie sprawdzi. Pra-
wdopodobnie ta spryciara namówiła babcię na kupno domu, w którym sama mieszka, 
z bardzo prostego powodu. Wygodnie jest mieć za gospodarza bliską przyjaciółkę, 
kogoś, kto nie będzie miał nic przeciwko temu, jeśli spóźnimy się z uiszczeniem 
opłaty za czynsz, a nawet wcale go nie zapłacimy. - Co jeszcze zrobiłaś dla mojej 
babci, Anastazjo?
- Zawiozłam ją dziś rano do notariusza.
David zaklął pod nosem. A więc umowa została podpisana zaledwie kilka godzin 
temu. Niech to szlag! Gdyby z powodu złej pogody nie odwołano lotu, na który miał 
zarezerwowany bilet, zdąŜyłby odwieść babcię od tego strasznego głupstwa.
- Posłuchaj, babciu, prowadzenie własnego interesu moŜe wydawać się zabawne, ale 
w rzeczywistości to cięŜka praca, zatrudnianie pracowników, księgi rachunkowe, 
podatki i mnóstwo róŜnych kłopotów. To naprawdę nie jest rozsądny pomysł.
- Jest bardzo rozsądny. Potrzeba tylko odrobiny wyobraźni, Ŝeby spojrzeć na to z innej 
strony.
Te gorące słowa wyrwały się oczywiście nie jego babci, lecz Anastazji. Złoty snop 
ś

wiatła przedzierający się przez okienne Ŝaluzje tworzył aureolę wokół 

rozwichrzonych kosmyków jej włosów. Ale w jej wyglądzie nie było nic anielskiego. 
Biła z niej pasja i jakaś dziwna energia. Wyglądała na kobietę, której równie łatwo 
udaje się zburzyć spokój ducha męŜczyzny, jak wbić do głowy starszej pani 
najgłupszy pomysł na świecie.
- Jak poznałaś moją babcię? - zapytał uprzejmie.
- Poznałyśmy się w bibliotece, w której pracuję razem z innymi szarymi jak myszy 
starymi bibliotekarkami - dodała jednym tchem.
David skrzywił się. Najwyraźniej nie miała zamiaru mu darować. Tym lepiej dla 
niego. Ona teŜ nie wzbudziła w nim szczególnej sympatii.
- Twoja babcia wybawiła mnie z opresji. Oczywiście doszedł do wniosku, Ŝe babcia 
poŜyczyła jej pieniądze. MoŜe nie wiedział zbyt wiele o bibliotekarkach, ale słyszał 
przecieŜ, Ŝe kiepsko im płacą.
- Proszę cię, moja droga, nie opowiadaj mu tej historii - zaprotestowała Claire.
Strzał w dziesiątkę, pomyślał David. ZaleŜy im, Ŝeby o czymś nie wiedział, jest więc 
coś, czego dowiedzieć się musi.
- Dlaczego nie, babciu? Z przyjemnością posłucham, jak wybawiłaś ją z opresji.
- Dobrze, ale to trochę krępujące. - Claire nerwowo zachichotała. - Widzisz, 
bibliotekarki cienko przędą, zwłaszcza po ostatnich cięciach w budŜecie. Anastazja 
często Ŝartuje, Ŝe zostać bibliotekarką, to jakby złoŜyć śluby ubóstwa.
Chyba Ŝe znajdzie się bogatą starą przyjaciółkę i namówi ją podstępnie na kupno 

background image

walącego się domu, w którym wynajmuje się mieszkanie, pomyślał cynicznie David. 
Niewykluczone, Ŝe ta oszustka była w zmowie z poprzednimi właścicielami. I na 
pewno trzyma w zanadrzu kilka następnych pomysłów na wyprowadzenie w pole jego 
babci.
- No więc zgłosiłam się jako wolontariuszka do opowiadania dzieciom bajek - 
ciągnęła Claire. - Wtedy właśnie spotkałyśmy się po raz pierwszy.
- A w jaki sposób wybawiło cię to z opresji? - David zwrócił się do Anastazji.
- Podejrzewam, Ŝe nigdy nie próbowałeś czytać bajek grupie dwudziestu pięciu 
przedszkolaków.
Na samą myśl o tym Davida przeszył dreszcz. Nie miał Ŝadnego doświadczenia w 
obcowaniu z małymi dziećmi. Owszem, pracował ze starszymi, dostatecznie duŜymi, 
Ŝ

eby grać w małej lidze baseballu, którą pomagał prowadzić.

- Miałam w grupie dwie pary wyjątkowo nieznośnych bliźniaków - opowiadała 
Anastazja z uśmiechem, który zdradzał i wesołość, i trwogę. - Zachowywali się jak 
małe dzikusy, a ja bez dziesięciu par dodatkowych rąk nie miałam szansy panować 
nad sytuacją. Przedtem miałam asystentkę do pomocy, ale kiedy odeszła, nie przyjęli 
nikogo na jej miejsce. Nazywa się to redukcją etatów - albo strategią na wyczerpanie 
przeciwnika. Ja to nazywam krótkowzroczną, piramidalną głupotą, ale dajmy temu 
spokój. Lepiej, Ŝebym nie zaczęła rozprawiać o polityce podatkowej.
- Słusznie. - David wątpił, Ŝeby mogli mieć podobne poglądy na temat 
odpowiedzialności finansowej.
- W kaŜdym razie twoja babcia, anioł nie człowiek, powstrzymała tego małego 
potwora Terry'ego, jednego z bliźniaków, przed obcięciem mi włosów. Do dzisiaj nie 
wiem, jak on znalazł te noŜyce. Claire ma genialne podejście do dzieci. I opowiada im 
najpiękniejsze bajki.
- Nie umywają się nawet do bajek Anastazji. - Claire uśmiechnęła się promiennie. - 
Czy wiesz, Ŝe ona je sama wymyśla?
Jasne, nie tylko bajki dla dzieci, pomyślał David.
- O trójce dobrych wróŜek. Niektóre nawet ilustruje. Radziłam jej, Ŝeby zgłosiła się z 
nimi do jakiegoś wydawcy, bo według mnie są tak dobre, Ŝe nadają się do publikacji.
- Naprawdę chcesz zostać pisarką, Anastazjo?
- Nie. Tak naprawdę chciałabym być na tyle bogata, Ŝeby móc sobie pozwolić na 
bycie pisarką - odpowiedziała z impertynenckim uśmiechem.
Pewnie, Ŝe byś chciała. David juŜ miał powiedzieć Anastazji, Ŝe ma szansę wzbogacić 
się kosztem jego babci, gdy Claire chwyciła go za rękę i zaciągnęła na drugą stronę 
sklepu.
- Davidzie, spójrz tylko na tę marmurową ladę... - przeciągnęła po niej dłonią - i na te 
kafelki na podłodze, z wzorem płatków śniegu. CzyŜ nie są piękne? To miejsce 
moŜna naprawdę wspaniale urządzić. Najpierw usuniemy te dziwaczne ścianki 
działowe, Ŝeby było więcej przestrzeni. Z tyłu chciałabym urządzić kuchnię.
- Kuchnię? Po co ci kuchnia?
- śeby robić w niej lody.
- Robić? Myślałem, Ŝe chcesz je sprzedawać.
- PrzecieŜ ci mówiłam, Ŝe moje lody będą domowej roboty. Pracuję właśnie nad 
kilkoma specjalnymi przepisami. W rzeczach twojego dziadka znalazłam starą 
ksiąŜkę o prowadzeniu sklepu z wodą sodową, lemoniadą i lodami. Jest w niej kilka 
klasycznych receptur.
- Najbardziej mi smakowały „Nastrojone Delicje" - wtrąciła się Anastazja. - Lody w 
kształcie staromodnego radia. „Deser Trzeciego Stopnia" teŜ jest ciekawy, ale bardziej
wodnisty.
David najchętniej urządziłby jej przesłuchanie trzeciego stopnia, Ŝeby dowiedzieć się, 

background image

w jaki sposób udało jej się tak skutecznie wkraść w łaski jego babci. Zadała sobie 
trud, Ŝeby przeczytać podręcznik zawodowy jego dziadka! A on nie miał nawet 
pojęcia, Ŝe taka ksiąŜka jest w domu. Zdawał sobie co prawda sprawę, Ŝe babci 
bardzo brakuje męŜa, ale nigdy by się nie spodziewał, Ŝe samotność przywiedzie ją do 
popełnienia tak rozpaczliwych głupstw.
- Dlaczego nie porozmawiałaś ze mną o tym domu? - zapytał po raz kolejny. - Czy nie 
mogłaś trochę poczekać?
- Tłumaczyłam ci... - Claire poklepała go po dłoni. - Nie chciałam zawracać ci głowy, 
wiedziałam, Ŝe jesteś bardzo zajęty. Jak się udała konferencja?
- Konferencja jak konferencja, a ja nigdy nie jestem aŜ tak zajęty, Ŝeby nie 
porozmawiać o czymś bardzo waŜnym.
- David bada przyczyny poŜarów.
- Wiem, juŜ mi to mówiłaś. - W przeciwieństwie do Davida, Anastazja uwaŜnie 
słuchała Claire, co wypomniała mu znaczącym spojrzeniem.
- JuŜ samo kupno nieruchomości - David nie zamierzał odchodzić od tematu - wiąŜe 
się z wielkim ryzykiem, nie mówiąc o prowadzeniu interesu. Czy wiesz, ile firm 
upada w pierwszym roku działalności? Większość. I dlaczego akurat cukierenka z 
lodami?
- Dlatego, Ŝe w takiej cukierence poznałam twojego dziadka. Nie masz pojęcia... - 
rysy Claire złagodniały - z jaką gracją potrafił wrzucić przez ramię kulkę lodów do 
miseczki, która stała na ladzie. Miał wspaniałe ruchy.
David spoglądał przez ramię na ruchy Anastazji, która szła w ich kierunku, łagodnie 
kołysząc biodrami.
- KaŜdy ma prawo do marzeń - powiedziała zaczepnie.
- CzyŜby? A co myślisz o odpowiedzialności, bezpieczeństwie finansowym?
- Twoja babcia opracowała szczegółowy plan przedsięwzięcia, obliczyła, ile kapitału 
musi w nie zainwestować i tak dalej. Jest inteligentną kobietą. Czy nie rozumiesz, Ŝe 
robi coś, co ją uszczęśliwia? Coś, co ma dla niej głębokie osobiste znaczenie, bo 
przywołuje wspomnienie młodości, pierwszych dni spędzonych z dziadkiem? To jest 
właśnie marzenie Claire.
Davida boleśnie ukłuły słowa Anastazji, bo wynikało z nich, Ŝe zna jego babcię lepiej 
niŜ on.
- Ciekawe, jak wyglądałby ten świat, gdyby wszyscy gonili za kaŜdym szalonym 
marzeniem.
- Lepiej - odpowiedziała cierpko. - Pomyśl o tym, a ja skoczę na górę i przebiorę się w 
jakieś robocze ciuchy.

* * *

- No cóŜ, poszło zupełnie dobrze - stwierdziła Hattie, unosząc się w powietrzu. W 
całym pomieszczeniu nie było ani jednego czystego miejsca, na którym mogłaby 
przysiąść w swojej wytwornej sukni.
- Dobrze? - Muriel, siedząca na zakurzonej marmurowej ladzie, wepchnęła z pasją 
obie ręce do głębokich kieszeni kamizelki. - Dobrze, bo nie polała się krew?
- Ty zawsze musisz się czepiać. Nudziara!
- I kto to mówi? Największa pleciuga w rodzinie.
- Dziewczyny! - Betty spojrzała na siostry wymownym wzrokiem. Przechadzała się po 
ladzie w luźnym podkoszulku z napisem „Wrzeszczę, bo mam powód", co oznaczało, 
Ŝ

e nie jest w nastroju do wysłuchiwania bzdur. - Zdaje się, Ŝe mamy problem z 

Davidem. On nie wierzy w marzenia, a poza tym jest przekonany, ze Anastazja czyha 
na pieniądze jego babci.
- Wątpię, Ŝeby wierzył w istnienie dobrych wróŜek - wtrąciła Muriel.

background image

- To dopiero początek. Wpadłyśmy tu, by zobaczyć ich pierwsze spotkanie i upewnić 
się, czy Claire jest skłonna zagrać rolę swatki. UwaŜam, Ŝe nie ma powodu do obaw, 
wszystko ułoŜy się jak trzeba.
- Jesteś pewna, Ŝe zwerbowanie Claire do pomocy jest dobrym pomysłem? - spytała 
niepewnie Hattie.
- A czym to moŜe grozić? - Betty wzruszyła ramionami.
- Tylko zachwianiem ogólnej równowagi w kosmosie - odpowiedziała ponuro Muriel.

* * *

- Musisz być dzielna. Musisz zebrać się na odwagę - przemawiała Anastazja do 
skulonej pod fotelem himalajskiej kotki. - Pamiętaj, kim jesteś. To małe zwierzątko 
jest słabsze od ciebie. Dziś rano włoŜyłam kawałek sera do humanitarnej pułapki, 
takiej, która nie zrobi myszy krzywdy. Nie bój się, jestem pewna, Ŝe zaraz złapie 
przynętę i przestanie cię dręczyć. Uspokój się, Xeno, ona tylko biega sobie w kółko, 
Ŝ

eby ci dokuczyć. Naprawdę nie powinnaś pozwalać tak się traktować.

Anastazja liczyła na to, Ŝe nadając kotce imię wojowniczej księŜniczki, pomoŜe jej 
przezwycięŜyć słabości charakteru, ale jak dotychczas bez powodzenia. Właścicielką 
tego zwierzęcia stała się z konieczności. Dał go jej - a właściwie podrzucił - Trevor, 
jeden z jej byłych chłopaków, mówiąc, Ŝe nie ma czasu na zajmowanie się 
neurotycznymi kotkami. Dwa dni później Anastazja rzuciła Trevora, ale zatrzymała 
Xenę.
- Ta mysz nie ma prawa cię gnębić - tłumaczyła cierpliwie. - Musisz w siebie 
uwierzyć, nie moŜesz przed nią uciekać.
To samo mogłaby powiedzieć o Davidzie. Ten twardogłowy pracoholik nie miał 
prawa zastraszać Claire, pozbawiać jej marzeń. Sam sobie był winien, Ŝe babcia nie 
wciągnęła go w swoje plany. Na pewno zdawała sobie podświadomie sprawę, Ŝe 
starałby się ją zniechęcić. Ta podejrzliwość w oczach.... Swoją drogą 
niewiarygodnych, w kolorze czystego intensywnego błękitu. Szkoda, Ŝe marnują się u 
tak zatwardziałego frajera.
Skąd więc u niej ta nagła iskierka zainteresowania?
- MoŜe to apetyt seksualny, a nie zainteresowanie - mruknęła, zrzucając buty w 
drodze do sypialni. Potem ściągnęła przez głowę sukienkę, włoŜyła pomarańczową 
bluzkę bez rękawów i białe ogrodniczki. Lubiła kolorowe stroje. Lubiła teŜ kolorowe 
otoczenie, dlatego w pokoju nie było niczego neutralnego, szarego ani białego. Ściany 
były Ŝółte, a ręcznie tkany indiański dywan niebieski, ze złotymi gwiazdami i 
księŜycami. Równie wyraźny akcent kolorystyczny stanowiła witraŜowa lampa na 
komódce oraz reprodukcja Van Gogha nad łóŜkiem.
Kiedy nałoŜyła na ramiona szelki spodni, do jej myśli powrócił David. Wyraźnie mu 
się nie spodobała i od pierwszej chwili był podejrzliwy. Ten typ juŜ taki jest. Po 
prostu nie potrafi uwierzyć w bezinteresowną Ŝyczliwość. Gdyby na przykład jadący 
przed nim kierowca zapłacił za niego wjazd na autostradę, na wszelki wypadek 
pojechałby za nim, Ŝeby zdemaskować ukryte motywy takiego gestu.
Co spowodowało, Ŝe jest w nim tyle nieufności? Praca polegająca na tropieniu 
podpalaczy? Czy moŜe wczesna utrata rodziców?
Dlaczego ją to obchodzi?
Przez te jego przeklęte błękitne oczy. Gdyby choć nie szła z nimi w parze ta uroda 
ś

niadego Irlandczyka. Zawsze lgnęła do takich męŜczyzn.

Ale prawie wszyscy faceci w jej Ŝyciu byli na luzie. Mieli wielkie marzenia i nie 
dzielili włosa na czworo, zastanawiając się, czy kiedykolwiek się spełnią. Zgoda, byli 
przez to trochę niedojrzali i nieodpowiedzialni, ale na tym, między innymi, polegał 
ich urok. Na początku.

background image

Dorastanie z dwoma despotycznymi braćmi skutecznie ją zniechęciło do władczych, 
trzeźwo myślących typów. Takich jak David.
MoŜe nie będzie się tu za często kręcił. MoŜe właśnie w tej chwili Claire przemawia 
mu do rozsądku.

* * *

- Tak się cieszę, Ŝe pomoŜesz mi w tym remoncie! - Claire promieniała ze szczęścia. - 
Nie mam pojęcia, czym się róŜnią ściany nośne od innych, sama niewiele bym tu 
zdziałała. Jesteś taki mądry, mój drogi. No, ale w końcu przepracowałeś na budowach 
niejedne wakacje.
- Dawne czasy, babciu - przypomniał jej David.
- Ale z tym jest na pewno jak z jazdą na rowerze, tego się nie zapomina. A teraz jesteś 
na urlopie, prawda? Jeśli dobrze pamiętam, sześciotygodniowym?
David skinął głową.
- Świetnie się składa. Przez te sześć tygodni moŜemy wiele zdziałać.
Wystarczy, pomyślał, Ŝeby się dowiedzieć, o co naprawdę chodzi Anastazji.
- A co z twoim mieszkaniem? Mówiłeś, Ŝe niedługo będziesz musiał się 
przeprowadzić. Znalazłeś juŜ coś? Jeśli nie, mieszkanie na drugim piętrze jest puste, 
moŜesz z niego korzystać tak długo, jak zechcesz.
- Kto wie?
- Och, byłoby wspaniale! Nie bałabym się zostawić sklepu na noc, bo przecieŜ 
wszystkiego byś dopilnował.
- No tak, krem do golenia nie jest najskuteczniejszą bronią przeciwko włamywaczom.
- Och, przestań dokuczać Anastazji. Ona po prostu stara mi się pomóc.
- Dobrze wiem, co stara się zrobić.
Wiedział teŜ, co on musi zrobić, Ŝeby pokrzyŜować jej plany. Wprowadzić się tutaj i 
zadbać o interesy babci.

* * *

- Nie ma go? - spytała Anastazja, zastawszy Claire samą w sklepie.
- Na razie. Przepraszam cię za Davida, za tę szarą myszkę.
- Daj spokój, pamiętam gorsze przezwiska. A twój wnuczek przekona się wkrótce, jak 
bardzo się pomylił. Co do wielu rzeczy.
- Kocham go nad Ŝycie, ale czasami jest taki...
- Despotyczny, twardogłowy, niemoŜliwy?
- Chciałam powiedzieć: strasznie powaŜny.
- To teŜ miałam na końcu języka. - Anastazja uśmiechnęła się.
- On potrzebuje kogoś, kto by go trochę rozluźnił, pomógł zrozumieć, Ŝe ludzie mają 
prawo do marzeń. Nawet znam kobietę, która świetnie by się do tego nadawała. - 
Claire spojrzała na Anastazję pełnym nadziei wzrokiem.
- Ja? O, nie, mylisz się...
- Na pewno potrafiłabyś go nauczyć marzyć... i czerpać z Ŝycia trochę radości. Nigdy 
nie spotkałam nikogo, kto cieszyłby się Ŝyciem tak jak ty.
- A wiesz, dlaczego nie straciłam jeszcze tego daru? Bo unikam jak ognia takich 
ponurych facetów jak David, którzy odbierają Ŝyciu całą radość. - Na widok 
przygnębionej miny Claire natychmiast się zreflektowała. - Przepraszam, wiem, Ŝe 
jest twoim wnukiem i Ŝe bardzo go kochasz, ale...
- Pewnie masz rację, moja droga. Zresztą wątpię, Ŝeby komukolwiek, nawet tobie, 
udało się zmienić Davida. Jesteś zdolna, ale nie aŜ tak.
- Chwileczkę. - Anastazji nie spodobały się te słowa. - Z całą pewnością jestem 
wystarczająco zdolna. Mogłabym go trochę natchnąć i...

background image

- Stałby się trochę znośniejszy - Claire przerwała jej w pół zdania. - Nie chcesz chyba, 
Ŝ

eby przygadywał nam bez przerwy, kiedy będzie pomagał urządzić to miejsce. Czy 

nie byłoby łatwiej, gdybyś spróbowała go przekonać do naszego sposobu myślenia?
- Zaraz, zaraz, o co chodzi z tą jego pomocą?
- David zgodził się wykonać kilka prac remontowych, Ŝeby ograniczyć moje wydatki. 
I wprowadza się do wolnego mieszkania na drugim piętrze.
- A więc będzie się tu plątał przez jakiś czas... W takim razie w naszym własnym 
interesie musimy go nawrócić na nasz sposób myślenia. Poza tym, to niezupełnie jest 
tak, Ŝe nie miałam Ŝadnego doświadczenia z podobnymi typami. Mój brat Jason był 
butnym waŜniakiem. Znaczną część tej buty zdąŜyłam mu wybić z głowy. Ale twój 
wnuk jest o wiele... - Nie potrafiła znaleźć właściwego określenia. Twardszy? Mniej 
ogładzony? Jason jest bardzo przystojny. Dostał nawet tytuł Najbardziej Seksownego 
Kawalera Chicago. Ale David jest więcej niŜ przystojny. Bije z niego surowa, dzika 
męskość, tak jak z rozpalonego pieca bije Ŝar.
- Jest o wiele co, moja droga?
- Jest o wiele trudniejszy - znalazła słowo zastępcze. - Ale mnie pociągają trudne 
zadania. Powiedz mi, co David robi dla przyjemności, kiedy chce się rozerwać?
- Pracuje.
- Tego się właśnie obawiałam - westchnęła Anastazja. - No więc dobrze, umowa stoi. 
Postaram się przerobić Davida po twojej myśli.

* * *

Łubudu! Przeraźliwy łomot wyrwał Anastazję z głębokiego snu. Usiadła na łóŜku i 
zamglonym wzrokiem spojrzała na budzik. Była druga nad ranem, a hałas zdawał się 
dochodzić tuŜ zza jej drzwi.
Doszła do wniosku, Ŝe z dwojga złego lepiej bać się hałasu wiadomego pochodzenia, 
wyśliznęła się więc z łóŜka, podeszła na palcach do drzwi wejściowych i zerknęła 
przez wizjer.
Zobaczyła tylną część dŜinsowych spodni - na bez wątpienia męskich pośladkach. 
Wyjątkowo zgrabnych.
Po chwili jej oczom ukazała się reszta męŜczyzny, kiedy wyprostował się i rzucił 
przez ramię spojrzenie na jej drzwi. To był David.
Od dwóch dni zastanawiała się, kiedy wreszcie zacznie znosić swoje graty. 
Podejrzewała nawet, Ŝe wycofał się z umowy z babcią, ale oto zjawił się: z wielkim 
hukiem i wiązanką pomysłowych przekleństw na ustach.
Nie mogąc zaprzepaścić takiej okazji, otworzyła drzwi, gestem filmowej amantki 
oparła dłoń o biodro i powiedziała przeciągle:
- Witamy w sąsiedztwie, waŜniaku.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

David zaklął i upuścił pudło ze sprzętem gimnastycznym, o mało nie przygniatając 
sobie nim stopy.
- Co jest, bawisz się w komitet powitalny? - warknął wściekle.
- Na to wygląda - odpowiedziała bez cienia skruchy. - A tobie co odbiło, Ŝeby 
zakradać się do domu w środku nocy?
- Wcale się nie zakradam.
- Nie? - Uniosła z niedowierzaniem brwi. - W takim razie przyjmuję sprzeciw.
Anastazja stała w progu w prostej białej koszuli, która zakrywała ją od szyi po same 
kostki. Ale padające z tyłu światło przenikało kusząco cienką bawełnę, odsłaniając 
zarys jej figury. David nie naleŜał do tych, którzy zaglądają darowanemu koniowi w 
zęby, stał więc w milczeniu i rozkoszował się widokiem.
- Chyba zdajesz sobie sprawę, która jest godzina? - zapytała sennym, lekko ochrypłym 
głosem. Chwilę później usunęła się z kręgu niedyskretnego światła, podeszła bliŜej, 
Ŝ

eby zerknąć do otwartego pudła. - Hantle... - mruknęła. - JakŜeby inaczej.

- Co ma znaczyć ta dowcipna uwaga?
- Nic. Długo jeszcze będziesz tłukł się po tym korytarzu? Pytam, bo muszę wstać o 
siódmej.
Był podniecony jak diabli i wcale go ta zdradziecka reakcja własnego ciała nie 
ucieszyła. Sprowadził się tutaj, Ŝeby patrzeć Anastazji na ręce i chronić przed nią 
babcię, a nie gapić się na nią jak nastolatek. Swoją drogą, ona teŜ zerkała na niego 
ukradkiem. Te jej bystre złote oczy prześlizgiwały się po nim jak ciepły miód.
- JuŜ prawie skończyłem - odpowiedział chropawym głosem, schylając się po pudło.
- Co za ulga. Baw się więc dobrze. - Machnęła ręką na poŜegnanie, ale na moment 
zatrzymała się w progu i pobłaŜliwie uśmiechnęła. - Jeśli będziesz potrzebował 
pomocy, po prostu zagwiŜdŜ. Potrafisz gwizdać, prawda? Trzeba ściągnąć wargi i 
dmuchnąć.
Kiedy patrzył, jak Anastazja kołysze biodrami, wycofując się do mieszkania, wargi 
miał juŜ tak spierzchnięte, Ŝe cholernie trudno byłoby mu przyzwoicie zagwizdać. 
Jednak spoglądając na to z jaśniejszej strony, przynajmniej nie dostał ślinotoku.
Następnego dnia w pracy od rozmyślania o Davidzie uchroniła Anastazję niezliczona 
ilość spraw, które musiała załatwić. Najpierw oprowadzała po bibliotece grupę dzieci 
z ośrodka opieki dziennej, potem miała trzygodzinny dyŜur w punkcie informacji, a 
pod koniec dnia zebranie personelu.
Przerwę na lunch spędziła w świetlicy dla pracowników. ZdąŜyła zjeść połowę 
sałatki, kiedy ktoś zawołał ją do telefonu. Podniosła słuchawkę i z radością usłyszała 
głos mamy.
- Przepraszam, Ŝe przeszkadzam ci w pracy, kochanie, ale twój telefon w domu od 
rana jest bez przerwy zajęty.
- Xena musiała strącić słuchawkę w łazience. Myślałam nawet o tym, Ŝeby kupić 
aparat do powieszenia na ścianie.
- Skoro juŜ o tym mówimy, moŜe postarałabyś się o lepszego kota. Takiego, który 
zarobi na swoje utrzymanie polowaniem na myszy.
- Mamo, ale ja nie chcę, Ŝeby Xena Ŝywiła się myszami. Nie zamierzam mieć na 
sumieniu ani jednej martwej myszki.
- PrzecieŜ ojciec mógłby do ciebie wpaść i...
- Nie, dziękuję, panuję nad sytuacją - przerwała szybko, doskonale wiedząc, co 
zrobiłby jej ojciec. Zawsze miał skłonność do przesady i pewnie zdemolowałby jej 
mieszkanie, byle tylko złapać tę mysz. Kiedyś uparł się, Ŝe zmieni Ŝarówkę w kuchni, 
i skończyło się przepaleniem korków w całym budynku.

background image

- Dobrze więc, dzwonię, Ŝeby zaprosić cię na kolację w tę sobotę. Przyjechał syn pani 
Sanduski i pomyślałam, Ŝe powinnaś go poznać.
- Mamo, znowu chcesz mnie w coś wpakować? Pamiętasz, co stało się ostatnim 
razem?
- Skąd mogłam wiedzieć, Ŝe Denton tak się upije na weselu Jasona? Sprawiał 
wraŜenie miłego młodego człowieka. Od trzech lat zajmuje się naszymi podatkami.
- Nie mówmy o tym - powiedziała stanowczym tonem Anastazja. Tylko tak mogła 
sobie poradzić ze swatającą ją mamą. Czasami odnosiła wraŜenie, Ŝe jest otoczona 
przez samych swatów i swatki. - Wszystkie terminy towarzyskie mam juŜ zajęte.
- Och? Poznałaś kogoś? - Pani Knight zadała to pytanie z nie tajoną nadzieją w głosie.
- Przez kilka najbliŜszych tygodni będę bardzo zajęta, bo pomagam Claire urządzić 
cukierenkę.
- Dlaczego nie wynajęła fachowca?
- Zrobiła to, poza tym pomaga jej wnuk...
- Ile ma lat?
- Trzydzieści parę.
- Naprawdę? I jest kawalerem?
- Wolałabym, Ŝebyś zostawiła moje Ŝycie miłosne w spokoju.
- Kochanie, ja po prostu nie chcę, Ŝebyś była sama.
- Mówisz jak Claire.
- Próbuje cię swatać z wnukiem?
- Nie.
A moŜe jednak? PrzecieŜ to Claire ją prosiła, Ŝeby pomogła Davidowi rozluźnić się, 
Ŝ

eby nauczyła go cieszyć się Ŝyciem. Zaproponowała Davidowi mieszkanie na drugim 

piętrze, namówiła, Ŝeby zajął się remontem... Wprowadził się dopiero wczoraj, a juŜ 
w całym domu czuje się jego obecność.
- Słuchaj, mamo, muszę wracać do pracy. Uściskaj ode mnie tatę, dobrze? I pamiętaj, 
koniec tego swatania!

* * *

- Hattie, czy ty wpłynęłaś jakoś na mamę Anastazji? Zachęcałaś ją do wtrącania się w 
miłosne Ŝycie córki? - spytała Betty, mierząc siostrę pełnym nagany wzrokiem i nie 
zwracając najmniejszej uwagi na kręcące się po bibliotece dzieci.
Hattie, która siedziała obok na półce, zaczęła dłubać nerwowo przy swoim misternie 
ozdobionym słomianym kapeluszu.
- Nie, naprawdę nie. No, moŜe trochę. Ale do niczego nie namawiałam Dentona. Nie 
mam nic wspólnego z jego zachowaniem na weselu. To był jego własny pomysł. 
Zresztą okropny.
- Bredzi - stwierdziła Muriel. - Najlepszy dowód, Ŝe narozrabiała.
- Tylko trochę - broniła się Hattie. - PrzecieŜ to ty, Betty, powiedziałaś, Ŝe 
potrzebujemy pomocy ludzi. Pomyślałam sobie, Ŝe jeśli babcia się nadaje, to mama 
będzie jeszcze lepsza.
- Błąd - powiedziała krótko Betty. - Anastazja zaprze się obiema nogami, jeśli będzie 
miała na karku dwie kobiety poganiające ją do małŜeństwa.
- Nawet nie uŜyłam do tego za wiele magii. Pani Knight chce, Ŝeby jej córka wyszła 
za mąŜ. Nie musiałam jej specjalnie przekonywać. A pamiętacie, jak źle znosiła 
randki Anastazji w szkole średniej? Wypytywała ją na wszystkie sposoby, 
zamęczała...
- Przy niej hiszpańska inkwizycja wydawała się fraszką - potwierdziła Betty.
- Więc naprawdę niewiele tu mogłam narozrabiać. MoŜe nawet moja magiczna 
róŜdŜka nie miała na to wpływu. Wiecie przecieŜ, Ŝe takie rzeczy się zdarzają.

background image

- JuŜ dobrze, tylko nie rób tego więcej - przykazała jej Betty. - Nie próbuj działać na 
własną rękę i niczego sama nie wymyślaj. Po prostu trzymaj się planu gry, a swoje 
ciągoty twórcze ogranicz do własnych kapeluszy.
- Ludzie wszystko komplikują - dodała Muriel.
- A my sobie poradzimy bez ich pomocy - zgodziła się Hattie.

* * *

Wróciwszy z biblioteki, Anastazja zauwaŜyła przez szybę wystawy sklepowej, Ŝe 
Claire przegląda katalogi tapet ściennych. Zamiast wejść na klatkę schodową 
prowadzącą do jej mieszkania, zatrzymała się i zastukała w okno.
- Właśnie ciebie potrzebowałam! - krzyknęła na powitanie Claire i pociągnęła 
Anastazję do karcianego stolika ustawionego na środku pomieszczenia.
- O co chodzi?
- O tapety.
- Gdzie jest David? - Rozejrzała się wkoło. Jedynym śladem jego obecności był 
oparty na dwóch kozłach wielki arkusz sklejki, a na nim mnóstwo narzędzi.
- Zdziera starą tapetę na zapleczu.
- Naprawdę? Więc w czym mogę ci pomóc?
- W wyborze tapety. Nie mogę się zdecydować między tą... - pokazała jej próbkę w 
róŜowo-białe paski - ...a tą. - Wyjęła następną, której deseń tworzyły roŜki z lodami.
- Jeśli chodzi o tapetę w róŜowe paski, to nie potrafię być obiektywna, od czasu kiedy 
piłam czekoladę z mlekiem, pomagając tacie tapetować moją sypialnię. Miałam wtedy 
dziesięć lat.
- Nie rozumiem, jaki to ma związek....
- Mój brat Ryan opowiedział mi fantastyczny dowcip, a ja parsknęłam śmiechem i 
wyplułam napój prosto na nową tapetę. Widok był straszny. Od tamtej pory nie 
przepadam za róŜowymi ścianami ani za mlekiem z czekoladą. Poza tym nie piję 
niczego, kiedy Ryan jest w zasięgu mojego wzroku.
- To ten, który pracuje w Urzędzie Szeryfa Federalnego?
- Tak. Po kilkuletnim pobycie w Oregonie przenieśli go z powrotem do Chicago. Jak 
to on, musiał nas czymś zaskoczyć i wrócił jako Ŝonaty męŜczyzna. Swoją drogą, 
zawsze lubiłam Courtney.
- Czyli małŜeństwo jest dobrą rzeczą dla twoich braci, ale nie dla ciebie?
- Moim braciom potrzebne są bystre kobiety, które potrafią utrzymać ich w karbach - 
powiedziała wyniośle. - A ja nie potrzebuję nikogo, kto by mnie trzymał w karbach, 
dziękuję bardzo.
- A ty nie chciałabyś trzymać w karbach jakiegoś męŜczyzny?
- Mówiłam ci, Ŝe unikam jak zarazy sztywnych waŜniaków. Faceci, z którymi się 
zadaję, są na tyle wyluzowani, Ŝe nie potrzebują nikogo, kto by ich ustawiał. Ale dość 
o mnie. Co z nazwą dla twojej lodziarni? Masz jakieś nowe pomysły?
- Zastanówmy się. - Claire sięgnęła po listę, którą zawsze miała pod ręką. - Na razie 
mamy „Czarodziejski RoŜek" i „Ogród Smaków", ale to brzmi jakoś pretensjonalnie.
- Musimy jeszcze pomyśleć. Posłuchaj, idziemy dzisiaj na tę aukcję?
- Jasne.
- Jaką aukcję? - David wyłonił się z zaplecza, wycierając dłonie w ścierkę. Miał na 
sobie zakurzone dŜinsy i biały podkoszulek.
Dlaczego nawet lśniący pot dobrze na nim wygląda? Anastazja starała się zachować 
zimną krew.
- Wybieramy się z twoją babcią na aukcję antyków, Ŝeby kupić jakieś meble do 
cukierenki.
- Na pewno nie beze mnie - oświadczył David.

background image

- Cieszę się - odpowiedziała z uśmiechem. I naprawdę się ucieszyła.
Niestety, poszedł z nimi jak owca na rzeź, bezwolnie wlokąc się u ich boku. Zmienił 
robocze ubranie na czarne spodnie i niebieską koszulę. Do diabła, nałoŜył nawet 
krawat, no i siedział teraz jak manekin na składanym krześle obok babci i Anastazji, 
pośród tłumu artystycznej gawiedzi, gapiącej się nie wiadomo na co. I pomyśleć, Ŝe 
stracił przez to mecz Cubsów.
- Jak długo to jeszcze potrwa? - szepnął Anastazji prosto do ucha, wdychając 
cytrusowy zapach jej perfum.
- AŜ skończy się aukcja.
- A kiedy to będzie?
- JeŜeli ci się nudzi, to bardzo proszę, moŜesz złapać taksówkę i wracać do domu.
- I zostawić cię samą z babcią? - Rzucił jej kpiące spojrzenie. - Ani mi się śni.
- Pewnie, Ŝe nie. Ty przecieŜ nie wierzysz w sny ani w marzenia, prawda? Ciekawe 
dlaczego.
- Bo jestem praktyczny. I powiem ci, Ŝe Ŝaden praktyczny człowiek nie zapłaciłby 
takich pieniędzy za graty, które moŜna kupić na garaŜowej wyprzedaŜy.
- To nie są graty, tylko dzieła sztuki z najlepszych kolekcji.
- Jasne. Te zapleśniałe kanapy, stoły i lampy to dzieła sztuki? - Wskazał palcem 
monstrualny stół z rzeźbionymi nogami w kształcie smoków.
- Z całą pewnością.
- A te rupiecie za szkłem?
- To jest wystawa porcelany i biŜuterii, a nie rupiecie.
- Moim zdaniem, przynajmniej co minutę musi rodzić się głupiec.
- Najwidoczniej - odparowała słodkim głosem. - Właśnie siedzę obok kogoś takiego.
- Moja babcia nie jest głupcem.
- Oczywiście, Ŝe nie. Ale jej wnuk owszem, przynajmniej wszystko na to wskazuje. 
MoŜe gdybyś siedział tu z otwartą głową, to udałoby ci się czegoś nauczyć. Kto wie, 
moŜe nawet dobrze byś się bawił.
- Bawię się zupełnie dobrze - mruknął.
Nie skłamał. Bawił go wściekły błysk w oczach Anastazji. W ogóle z przyjemnością 
na nią patrzył, i na tym koniec. Reszta tego cyrku nie bardzo go interesowała.
Prowadzący aukcję przeszedł do następnej licytacji, a mówił tak szybko, jakby był 
pod wpływem o wiele za duŜej dawki kofeiny.
- Dwa tysiące, dwa sto, dwa dwieście po raz pierwszy. Kto da dwa pięćset? - 
Wszystko to w niecałe pięć sekund. Człowiekowi zdrowemu na umyśle nie 
wytrzymałyby płuca. Rozległo się głośne uderzenie młotka i jakieś następne bez-
wartościowe starocie powędrowało na biurko licytującego. Wszystko zaczęło się od 
nowa.
David skrzyŜował ręce na piersiach i odchylił się do tyłu, z półprzymkniętymi oczami, 
jak zwykł to robić na zebraniach słuŜbowych. Niewiele spał ostatniej nocy. Nie mógł 
się uwolnić od widoku Anastazji w podświetlonej od tyłu nocnej koszuli. Ten obraz 
wciąŜ tkwił w jego pamięci. Teraz teŜ go widział. Zmarszczył brwi i podniósł rękę, 
Ŝ

eby podrapać się po nosie.

Usłyszał huknięcie młotka.
- Sprzedano za osiemdziesiąt dolarów panu w krawacie.
- Gratuluję - powiedziała Anastazja z uśmiechem, który nie wzbudził w nim zaufania. 
- Przebiłeś resztę chętnych.
- O czym ty mówisz? Podrapałem się tylko po nosie.
- To niebezpieczne w czasie aukcji.
- Wiesz przynajmniej, co kupiłem?
- Erotyczną netsuke.

background image

Zakrztusił się. Anastazja uderzyła go w plecy z przesadną gorliwością.
Odchylając się do tyłu, David spiorunował ją wzrokiem. Nie bardzo wiedział, co to 
takiego netsuke, ale z definicją erotyzmu nie miał najmniejszych kłopotów.
- To przez ciebie wylicytowałem jakiś nieprzyzwoity gadŜet. Netsuke! MoŜe mi 
powiesz, co to jest?
- Mała orientalna rzeźba. Bardzo poszukiwana przez kolekcjonerów. Masz niezłe oko 
jak na kogoś, kto uwaŜa dzieła sztuki za rupiecie - nie powstrzymała się od 
złośliwości.
David nie wyglądał na rozbawionego. Gdyby nie obawiał się, Ŝe Anastazja namówi 
babcię do kupna jakiegoś obrzydlistwa, w ogóle by tu nie przyszedł. Ale babcia 
wylicytowała tylko stolik z kutego Ŝelaza z parą krzeseł, co prowadzący aukcję opisał 
jako oryginalne wyposaŜenie bistra. Za to on kupił coś idiotycznego.
- Czy zacząłeś się juŜ dobrze bawić? - spytała Anastazja, trzepocząc niewinnie 
rzęsami.
- Nie.
- Więc pojedź ze mną w sobotę na piknik.
- Po co? - zapytał nieufnie.
- śebym mogła włoŜyć ci parę cementowych butów i wrzucić cię do rzeki - 
odpowiedziała zaciągającym akcentem gangstera z lat dwudziestych, a potem 
wybuchnęła śmiechem. - Jezu, co za podejrzliwość. W mojej propozycji nie ma 
Ŝ

adnego ryzyka. Ani Ŝadnych warunków. Chodzi o zwykłą zabawę.

- Fantastycznie. A więc sobota. Piknik. - Na ostatnim był ze dwadzieścia lat temu, ale 
to przecieŜ nic nadzwyczajnego. Bierze się kilka hamburgerów i zjada je przy składa-
nym stoliku. Do diabła, jego zwykły lunch w pracy teŜ moŜna by nazwać piknikiem... 
wtedy, gdy wcina hamburgera na dworze... wśród zgliszcz wypalonych budynków.
Ale pojedzie na ten piknik. Będzie miał okazję odkryć, o co naprawdę chodzi tej 
nieznośnej kobiecie.
- Fajnie. - Uśmiechnęła się pogodnie. - Wszystko przygotuję. Spotkajmy się u mnie o 
szóstej.
- Zgoda. - Nie śmiał skinąć głową z obawy, Ŝe stanie się w ten sposób właścicielem 
jeszcze jednego dzieła sztuki.

* * *

- Pierwszy krok zrobiony - orzekła Betty ze szczytu witryny osłaniającej kolekcję 
porcelany ze Staffordshire. - Wszystko przebiega według planu. Mówiłam wam, Ŝe 
pomoc Claire ułatwi sprawę.
- Nie do wiary... - westchnęła Hattie, sadowiąc się na gablocie z biŜuterią. - 
Widziałyście, jak sprytnie wmanewrowała Anastazję w oswajanie tego sztywniaka 
Davida?
- To wcale nie znaczy, Ŝe on tak łatwo da się oswoić. WciąŜ jej nie ufa. - Sceptyczna 
jak zwykle Muriel otrzepała z kurzu kamizelkę i wyjęła z kieszeni swój ulubiony 
baton z bakaliami.
- Nie słuchaj jej. - Betty niecierpliwym gestem odsunęła z czoła grzywkę. - Tym 
razem wszystko potoczy się gładko.
- MoŜe powinnaś odstukać w nie malowane - zaproponowała Hattie. - Tak na wszelki 
wypadek.
- Dobre wróŜki nie powinny być przesądne - upomniała ją Muriel. - Popatrz, tu jest to 
napisane czarno na białym.
- Wyjęła spod pazuchy grubą księgę, prawie tak wielką jak ona sama, za pomocą 
magicznej róŜdŜki przekartkowała setki bogato zdobionych stronic, aŜ wreszcie 
znalazła to, czego szukała. - Zasada 1359.

background image

- JuŜ kilka zasad z tej księgi nagięłyśmy dla naszych potrzeb - zauwaŜyła Hattie.
- Nagięłyśmy? - zadrwiła Betty. - Do stu petunii, niektóre z nich powyginałyśmy tak 
bardzo, Ŝe przypominają precelki.
- Czy to dobrze? - zaniepokoiła się Hattie.
- PrzecieŜ ciągle tu jesteśmy, prawda?
- W porządku. - Hattie dotknęła swoich srebrnych loków, jakby upewniając się, czy 
siostra powiedziała prawdę.
- A skoro juŜ tu jesteśmy, wypadałoby się przyjrzeć z bliska tym wiktoriańskim 
szpilkom do kapeluszy. Zawsze o takiej marzyłam.

* * *

W soboty Anastazja lubiła wysypiać się do dziesiątej. Była to jedna z jej nielicznych 
słabości i z upodobaniem sobie na ten luksus pozwalała. Lecz tego ranka nieznośny 
huk obudził ją przed świtem.
ZmruŜyła oczy, starając się odczytać na budziku godzinę. Piąta. Znowu to samo. Czy 
ten facet nigdy nie śpi? Co on tam moŜe robić? A moŜe nie jest sam?
Na tę myśl opadła z powrotem na poduszkę. Chyba nie powinna jednak biec od razu 
na górę. Niestety, nie miała numeru jego telefonu. Sięgnęła po słuchawkę i wybrała 
numer informacji. Nic z tego, nie było go w spisie, pewnie po to, Ŝeby sąsiedzi nie 
suszyli mu głowy za te nocne hałasy.
Łup, łup, łup, łubudu. Przycisnęła do głowy poduszkę. Nie pomogło. Musi przecieŜ 
jeszcze trochę pospać. To nieludzkie. To sadyzm. On to robi celowo. Łup, łup, łup, 
łubudu.
Wyskoczyła z łóŜka, nie będąc w stanie znieść dłuŜej hałasu. WłoŜyła bluzę i 
pierwsze z brzegu spodnie od dresów. Nic ją nie obchodziło, jak wygląda. Nie 
wybierała się na górę, Ŝeby uwodzić Davida. Zamierzała go skutecznie uciszyć. Bo 
nie tylko obudził ją, ale przestraszył teŜ Xenę.
- Nie martw się, dziecinko - próbowała uspokoić kotkę, która zanurkowała pod 
pościel. - Zaraz się tym zajmę.
Kilka minut później stała przed drzwiami Davida na drugim piętrze. W pierwszej 
chwili nikt nie zareagował na jej pukanie. W końcu usłyszała odgłos otwieranego 
zamka. Omal nie padła z wraŜenia, kiedy David stanął w progu z przepraszającym 
uśmiechem, nie mając na sobie niczego oprócz granatowych gimnastycznych 
spodenek.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

- Obudziłem cię? - spytał, mrugając swoimi olśniewająco błękitnymi oczami.
- Jak na to wpadłeś? - Za wszelką cenę usiłowała zachować dystans. - Podsunął ci tę 
myśl fakt, Ŝe mamy piątą rano? Bo taka jest naga prawda. - Słowo „naga" bardzo 
pasowało do sytuacji. Patrzyła na jego nagi, rozbudowany tors, na którym połyskiwały 
kropelki potu. - Narobiłeś tyle hałasu, Ŝe umarłego byś obudził.
- Ćwiczyłem.
- Sam?
- Tak, sam. Dlaczego pytasz?
- Miałam wraŜenie, jakby galopowało stado koni. Co robiłeś?
- śabki.
To pewnie nawyk wyniesiony ze słuŜby straŜackiej, pomyślała. śabki robią tylko 
męŜczyźni w mundurach.
- Spróbuj tai chi. Będzie duŜo ciszej.
- Tai co?
Tai chi. StaroŜytny chiński sposób ćwiczenia ducha i ciała. - Widząc jego głupią 
minę, machnęła ręką. - NiewaŜne. Bądź uprzejmy pamiętać, Ŝe śpię dokładnie pod 
tobą.
Poniewczasie zdała sobie sprawę, Ŝe sformułowanie było nie najszczęśliwsze. 
Dostrzegła gwałtowną zmianę jego rysów twarzy, podejrzewając, Ŝe wyobraził sobie 
to samo - jak śpi pod nim, ich splątane nogi, jego ciało otulające ją niczym kołdra. 
Patrzył na nią wzrokiem, który zdawał się przenikać jej ubranie, parzył skórę i 
przyprawiał ją o palpitację serca.
Zaskoczona, cofnęła się o krok, omal nie potykając się o zbyt długie nogawki dresów. 
Podciągnęła je, co moŜe nie było najwytworniejszym gestem, ale pomogło wrócić do 
rzeczywistości.
- Koniec z tym skakaniem albo poskarŜę się naszej gospodyni.
- Znam dłuŜej swoją babcię niŜ ty. Sądzisz, Ŝe co mi zrobi? Wyrzuci z mieszkania?
- Nie, myślę, Ŝe spojrzy na ciebie tym swoim wymownym wzrokiem, bez jednego 
słowa, i to ci wystarczy.
Ku jej zdumieniu, David uśmiechnął się. I wcale nie było mu z tym nie do twarzy. 
Tak naprawdę wyglądał cholernie dobrze. O wiele za dobrze. Ale nie zawrócił jej tym 
uśmiechem w głowie, bez przesady, była za mądra, Ŝeby sobie na to pozwolić.
- Hej, czy naprawdę widziałam te dołeczki? - spytała zaczepnie. - Nie, to chyba 
jednak halucynacja.
W odpowiedzi wycelował w nią swoim białym ręcznikiem.
- UwaŜaj, chłopczyku! - Pogroziła mu palcem. - Jestem mistrzynią w walce na 
ręczniki. Chyba nie chcesz się ze mną mierzyć. Wychowałam się z dwoma braćmi i 
tata nauczył mnie, jak naleŜy się bronić.
- Kremem do golenia i strzelaniem z ręcznika?
- Między innymi. - Ziewnęła mimowolnie, co przypomniało jej o celu tej 
niekonwencjonalnej wizyty. Miała go uciszyć, a nie podziwiać jego męski urok.
- Muszę się wyspać, więc zrób mi tę przyjemność i uprawiaj swoje męskie ćwiczenia 
w stosownych godzinach, między południem a północą. - Ziewnęła jeszcze raz i 
warknęła jak Arnold Schwarzenegger: - Hasta la vista, baby.
Kiedy schodziła po schodach, David nie mógł oderwać od niej oczu. Nigdy nie 
spotkał podobnej kobiety. Była nieobliczalna. Zdawało mu się, Ŝe juŜ ją rozgryzł i 
przytarł rogów, gdy ona nagle odbija piłeczkę i to podkręconą.
Kumpel z policji sprawdził w kartotece jej konto. Cztery lata temu została zatrzymana 
razem z dwudziestoma innymi demonstrantami, którzy uniemoŜliwiali rozbiórkę 

background image

zabytkowej kamienicy. Nic więcej, co wcale nie dowodzi, Ŝe potem była uosobieniem 
niewinności. MoŜe po prostu jest zbyt sprytna, Ŝeby dać się złapać. Do czasu.
David zerknął na zegarek, Ŝeby upewnić się, czy jest dokładnie szósta. Była. Podniósł 
rękę, Ŝeby zapukać do drzwi Anastazji, ale zanim ich dotknął, otworzyły się 
gwałtownie i na korytarz wybiegła ona sama. Z obłędem w oczach, omal go nie 
przewróciwszy, pognała schodami w dół.
- Hej! - Zaniepokojony, ruszył za nią. - Nic ci nie jest? Stało się coś?
Nie odpowiedziała. Dogonił ją dopiero na Ŝwirowej alejce za domem, przy kępie 
krzaków. Zachowywała się więcej niŜ dziwnie. Kręciła się w kółko, chyba 
najszybciej, jak mogła, chwilami tracąc równowagę.
- To właśnie tai chi, o którym mówiłaś? Próbujesz przebłagać boga pikniku czy co?
- Próbuję oszołomić mysz - odpowiedziała, z trudem łapiąc oddech.
No jasne, ta kobieta jest obłąkana, pomyślał.
- Obserwuje cię z tych krzaków?
- Nie, jest tutaj.
Gdy wyciągnęła w jego kierunku pułapkę na myszy, cofnął się odruchowo i skrzywił. 
W pracy wszyscy znali jego awersję do myszy i szczurów. Na sam ich widok ciarki 
przechodziły mu po plecach.
- Masz w domu myszy? - spytał ochrypłym głosem, chowając za plecami wilgotne od 
potu ręce.
- Nie, właśnie próbuję się jej pozbyć. Kręcę się w kółko, Ŝeby straciła orientację, bo 
inaczej od razu wróci do domu. - Zakręciła jeszcze jeden piruet i w końcu otworzyła 
pułapkę, pozwalając oszołomionej myszy wygramolić się na wolność.
- Dlaczego jej po prostu nie zabijesz?
- Mój brat Ryan trzymał w domu białą myszkę, więc nie potrafię zabić myszy, bo 
przypomina mi się Pescado.
- Pescado? PrzecieŜ to po hiszpańsku ryba, a nie mysz.
- Wiem, i Ryan teŜ to wiedział, ale to w jego stylu. Jest przewrotny.
- JeŜeli nie potrafisz zabić myszy, weź sobie kota i niech on się zajmie brudną robotą.
- Mam kota. Ma na imię Xena i boi się myszy.
- Co to za kot, który boi się myszy?
- Mój kot - powiedziała uraŜonym tonem.
- Pasuje do ciebie.
- Co chciałeś przez to powiedzieć?
- Niczego nie robisz normalnie.
- Normalnie robię mnóstwo rzeczy.
Teraz on się naburmuszył. Nie bardzo mu się podobało, Ŝe odbija piłeczkę w 
gramatycznej grze słów.
- Wiesz, o co mi chodziło.
- JeŜeli to miał być komplement doceniający moją niezwykłość, dziękuję bardzo - 
odpowiedziała z wyniosłą miną, która juŜ po chwili rozpłynęła się w zaczepnym 
uśmiechu. - A jeśli coś innego, to ostrzegam, Ŝe wieczór moŜe okazać się dla ciebie 
niezbyt przyjemny. Pamiętaj, Ŝe to ja mam przygotowywać posiłki, a chyba nie chcesz 
denerwować kucharza.
- Ty gotujesz?
- Tak, gotuję. Przestań się krzywić. Nie rozumiem, co cię tak dziwi. Jestem zupełnie 
dobrą kucharką. - Zerknęła na zegarek. - Powinniśmy się zbierać, nie chciałabym się 
spóźnić.
Spóźnić? Na piknik? Nic z tego nie rozumiał. Anastazja pobiegła na górę, a on za nią. 
Nie miał szansy nie zauwaŜyć, w jaki sposób jej kwiecista sukienka na ramiączkach 
przylega do ciała w najwłaściwszych miejscach. Narzuciła na nią białą koszulę i 

background image

zawiązała ją w talii na węzeł.
Nie była przesadnie szczupła, kojarzyła mu się raczej z Marilyn Monroe, zwłaszcza 
gdy klosz sukienki owijał się wokół jej wspaniałych nóg, kiedy z imponującą 
szybkością pokonywała zakręt na schodach.
Czekała juŜ na niego, kiedy przekraczał próg jej mieszkania. Rozejrzał się dookoła, 
ale zdąŜył tylko zauwaŜyć, Ŝe ma niewiele mebli. Dwa krzesła z obiciem w kwiaty 
zastępowały kanapę, a na środku stał bardzo dziwny i bardzo kolorowy stół. Jego 
uwagę przykuł stos rzeczy na podłodze.
- Co to jest? - spytał podejrzliwie. - To ma być piknik, a nie miesięczna wyprawa w 
dŜunglę.
- Zaufaj mi, to wszystko nam się przyda. - Poklepała go po ramieniu, tak jak to często 
robiła Claire.
I z tym był kłopot. Nie potrafił jej zaufać, a jednocześnie nie przestawał o niej myśleć. 
Słyszał oczywiście, Ŝe najgenialniejsi naciągacze i oszuści roztaczają wokół siebie 
nieodparty urok. A co z seksualnym powabem? Tego teŜ jej nie brakowało. Do czego 
ona zmierza?
- Dokąd się wybieramy? - spytał, podnosząc dwa składane krzesła i ogromną 
turystyczną lodówkę.
- Do Ravinii. - Wepchnęła mu pod pachę długą, wąską torbę. - Byłeś tam kiedyś?
- Czy to nie tam grają muzykę albo coś w tym rodzaju?
- Coś w tym rodzaju. To letnia siedziba Chicagowskiej Orkiestry Symfonicznej.
- To raczej nie ma co liczyć na koncert jakiegoś Davida Bowie?
- OdpręŜ się. - Jeszcze raz go poklepała, tym razem po plecach. - Będziemy się 
wspaniale bawili.
- Dlaczego tak się o mnie martwisz, kiedy wspominasz o zabawie?
- Bo uwaŜam, Ŝe bawisz się zbyt rzadko. MoŜemy pojechać twoim blazerem? Więcej 
się w nim mieści niŜ w moim małym triumphie.
Więc to piękne sportowe auto naleŜy do niej? Bibliotekarka jeździ takim 
samochodem? Zanim ją poznał, sądził, Ŝe wszystkie bibliotekarki uŜywają siatek na 
włosy, noszą buty ortopedyczne i prowadzą sedany. Patrząc na jej seksowne 
purpurowe sandały, zdał sobie sprawę, Ŝe musi się jeszcze wiele dowiedzieć o 
bibliotekarkach, a o Anastazji w szczególności. Poczuł się jak raŜony gromem, kiedy 
wreszcie dotarło do jego świadomości, Ŝe naprawdę mu na tym zaleŜy.
PodróŜ do pobliskiego przedmieścia Highland Park, siedziby Festiwalu Muzycznego 
w Ravinii, okazała się krótka. Davida zdumiało, Ŝe aŜ tylu ludzi zaparkowało swoje 
samochody przed nimi. Niektórzy transportowali do parku swój bagaŜ na wózkach 
albo w dziecięcych pojazdach. Anastazja długo szukała dobrego miejsca, w końcu 
wybrała trawnik pod dębami, wystarczająco blisko krytego pawilonu, Ŝeby widzieć 
orkiestrę.
Davidowi zdecydowanie bardziej zaleŜało na tym, Ŝeby zobaczyć przed sobą coś do 
jedzenia. Umierał z głodu. Anastazja natomiast zupełnie przestała się spieszyć. 
Pomógł jej rozłoŜyć plastikową płachtę, a na niej koc. Potem ustawiła krzesła i 
wręczyła mu długą torbę.
- Co to jest?
- Stół.
- Przykro mi, ale ktoś musiał go zepsuć. Ma przykrótkie nogi - odkrył po kilku 
minutach.
- Właśnie takie mają być. - RozłoŜyła na stole kolorowy obrus i ustawiła na nim 
turkusowe świece w szklanych świecznikach.
- Trochę dziwny sposób urządzania pikniku - mruknął.
- Widzę, Ŝe jesteś teŜ ekspertem od pikników.

background image

- Mam o nich wystarczająco dobre pojęcie. - Otworzył lodówkę i zajrzał do środka. - 
Umieram z głodu. Gdzie jest smaŜony kurczak?
- Kurczak? Czy wiesz, jak smaŜone mięso działa na układ krąŜenia?
- Wiem, jak działa na moje kubeczki smakowe. Lubię smaŜone kurczaki. A jeśli juŜ 
rozmawiamy o krąŜeniu, to lody teŜ nie są najzdrowsze.
- Wolę jednak lody od smaŜonych kurczaków.
- Co to za piknik: karłowaty stół, świeczki, a nie ma pieczonych kurczaków?
- Spokojnie. Mam mnóstwo pysznych rzeczy. Proszę, na początek drobne zakąski.
Uporał się z nimi w kilka minut.
- Przepraszam, Ŝe jem jak świnka. - Uśmiechnął się do niej przepraszająco, oblizując 
z palca resztkę topionego sera. - To dlatego, Ŝe przez cały dzień nie miałem nic w 
ustach.
- Masz, tu są krakersy. Jeszcze minutka i skończę. - Z jednego z plecaków wyjęła 
szklany wazon, nalała do niego wody z butelki i włoŜyła kilka świeŜych kwiatów, 
które miała w oddzielnej torbie.
- Jak na piknik to chyba przesada.
- Tutaj, w Ravinii, jest taka tradycja.
David rozejrzał się wkoło i musiał przyznać jej rację.
- No więc tak, na pierwsze danie jest chłodnik z awokado, potem sałatka z kartofli i 
buraków, surówka z marchwi i... - Wyciągnęła z plecaka termos. - Voila! Gorące 
pieczone kurczaki. A na deser pistacjowe lody twojej babci.
Kiedy o ósmej zaczynał się koncert, David był juŜ w znacznie pogodniejszym 
nastroju. Jedzenie było wspaniałe - istna uczta dla męŜczyzny przywykłego 
przegryzać w biegu byle co.
Większość przybyłych zapaliła świeczki. Muzyka była rzewna i głośna, nie nadawała 
się do tańca, ale teŜ nie grała mu na nerwach. Po jakimś czasie zaczął jej nawet 
słuchać z przyjemnością.
ZauwaŜył, jak wygodnie poukładały się pary na sąsiednich kocach - kobiety oparły 
głowy na ramionach swoich towarzyszy. Chciał juŜ zaproponować Anastazji, Ŝeby 
przenieśli się na koc, kiedy stuknęła go w plecy i skinęła głową przez ramię.
Odwrócił się i zobaczył gasnącą karmazynowa poświatę zachodzącego słońca. I setki 
ś

wieczek migoczących aŜ po najdalsze krańce parku.

- Ładnie, co? - wyszeptała.
- Rzeczywiście, ładnie.
Anastazja miała nadzieję, Ŝe David czuje się na tyle dobrze, Ŝe przynajmniej nie 
będzie Ŝałował spędzonego z nią czasu. Na początku miała wątpliwości, ale teraz 
wyglądał na zadowolonego.
Zwykle o tej porze wyciągała się na kocu i owijała nim, gdy wieczorny chłód zaczynał 
zbytnio dokuczać. David jednak wyglądał na faceta, który uŜywa na piknikach krzeseł 
i składanego stołu. Choć z drugiej strony, dŜinsy i płócienna koszula świadczyły 
chyba o tym, Ŝe dba o wygodę jak większość ludzi. MoŜe źle go oceniała, sądząc, Ŝe 
nie potrafi się relaksować.
Bez słowa przeniosła się na koc, mile zdziwiona, gdy David natychmiast zrobił to 
samo. PołoŜył się tak blisko, Ŝe wyczuwała ciepło jego ciała.
Nagle poczuła się niezręcznie, nie wiedząc, co począć z rękoma. Musiała się jednak 
uśmiechnąć, gdy mruknął coś w rodzaju „przestań się wiercić" i przyciągnął ją bliŜej. 
Teraz jej ciało przylegało do boku Davida, głowę oparła na jego ramieniu, a on objął 
ręką jej plecy. Ogarnęło ją oszałamiające uczucie błogości.
I niemal w tej samej chwili spadły pierwsze krople deszczu. Chmury, dzięki którym 
oglądali tak nadzwyczajny zachód słońca, płynęły teraz dokładnie nad ich głowami. 
Kilka osób spośród publiczności pospiesznie zebrało swoje rzeczy i uciekło, ale 

background image

większość po prostu wyjęła parasole.
Anastazja zrobiłaby to samo, gdyby nie zapomniała zabrać go z domu.
- Nie przejmuj się - pocieszała Davida, wyciągając spod niego koc z nieprzemakalną 
płachtą. - Nie jestem tu nowicjuszką. Wiem, co trzeba zrobić.
- Wracamy? - spytał z nadzieją w głosie.
- Nie. - Usiadła na składanym krześle i zaprosiła go na drugie. Gdy David usiadł, 
wręczyła mu jeden z rogów plastikowej płachty. - To stara zasłona z prysznica. - 
Trzymając nad głową prowizoryczny parasol, drugą ręką rozpostarła koc na kolanach. 
- MoŜemy dalej spokojnie słuchać muzyki. Dobrze, Ŝe nie padało przed przerwą. 
Uwielbiam następny kawałek. „Szeherezada" Rimskiego-Korsakowa. - Zaczęła czytać 
z programu: - Sułtan Szahriar, przekonany o dwulicowości i niewierności wszystkich 
kobiet, męska szowinistyczna świnia...
- Tam jest tak napisane? - David rzucił okiem przez jej ramię.
- Nie, fragment ze świnią sama dodałam. W kaŜdym razie ślubował, Ŝe zabije kaŜdą 
ze swoich Ŝon po spędzeniu z nią pierwszej nocy. Szeherezada ocaliła głowę, 
opowiadając sułtanowi cykl baśni - przez tysiąc i jedną noc. Trawiony ciekawością 
sułtan z dnia na dzień odraczał egzekucję, Ŝeby usłyszeć dalszy ciąg opowieści, 
wreszcie darował małŜonce Ŝycie. - David nie sądził, Ŝeby uwielbienie Anastazji dla 
Szeherezady było tylko zbiegiem okoliczności. Dwie bąjarki. Nawet jeśli nie miała 
jeszcze nic złego na sumieniu, to zaraziła jego babcię marzycielskimi wizjami, 
wystawiając na ryzyko jej zabezpieczenie emerytalne. To przecieŜ jasne, Ŝe gdyby nie 
wpływ Anastazji, babcia nie stałaby się wielbicielką Bruce'a Springsteena i nie 
podrygiwała jak nastolatka, słuchając „Born in the USA". To ta szalona kobieta 
natchnęła ją swoimi zwariowanymi pomysłami.
A jego... czym natchnęła? Jak mógłby nazwać to uczucie? Zainteresowanie? Fizyczny 
pociąg? Irytacja? Wolał się skupić na ostatnim.
Dla tego pikniku musiał zrezygnować z meczu Cubsów. I choć te kilka minut, kiedy 
dotykał bujnego ciała Anastazji, było warte takiego poświęcenia, wolałby jednak, 
Ŝ

eby to doświadczenie trwało dłuŜej.

- A więc? - spytała radośnie. - Dobrze się bawisz?
- Jasne.
Czy mogło być duŜo gorzej?
A jednak mogło. Zaczęło go swędzić, kiedy wracali do samochodu, stojącego w 
najdalszym kącie parkingu. David kilka razy musiał przystanąć, Ŝeby podrapać się po 
ramionach i karku.
- Czy w tym parku rośnie trujący bluszcz? - zapytał.
- Nic mi o tym nie wiadomo.
- MoŜe w jedzeniu coś było?
- Nic podejrzanego.
- Jakieś krewetki?
- Rzeczywiście, w niektórych kanapkach były siekane krewetki.
- No to wszystko jasne. Dostaję po nich pokrzywki.
- Tak mi przykro! Nie mogłeś mi powiedzieć? Czy to jakaś niebezpieczna alergia? 
Nie powinieneś wziąć lekarstwa? MoŜe powinniśmy jechać do szpitala?
- Nie, muszę tylko zaŜyć antyhistaminę.
- Chciałam, Ŝeby ten wieczór okazał się dla ciebie niezapomniany, ale nie to miałam 
na myśli - powiedziała skruszonym tonem.
- Mnie teŜ nie o to chodziło.
- Więc moŜe powinniśmy to niedługo powtórzyć, co?
- MoŜe powinniśmy. Ale tym razem będzie to moja wersja dobrej zabawy.
- To znaczy?

background image

- Baseball.
Tak oto juŜ następnego popołudnia Anastazja znalazła się na stadionie Wrigley Field.
- Masz szczęście, Ŝe w ostatniej chwili udało mi się kupić dwa bilety.
- Jasne. Mam szczęście. Ludzie stoją przecieŜ w kolejkach, Ŝeby obejrzeć zespół, 
który nie zwycięŜył w swojej lidze od 1908 roku.
- Mówiłaś, Ŝe nic nie wiesz o baseballu. - Podał jej rękę i pomógł zejść po 
betonowych schodach do właściwego sektora.
- Jestem bibliotekarką. Zdobywanie informacji to moja specjalność.
Natomiast specjalnością Davida zaczęło być wprawianie jej serca w łomot. Polubiła 
teŜ jego głos, jedyny w swoim rodzaju, aksamitny i szorstki zarazem. Szkoda, Ŝe nie 
spodobało jej się to, co mówił w czasie jazdy. Uraczył ją wykładem o przewadze 
odpowiedzialności nad lekkomyślnym marzycielstwem.
- Co, tak naprawdę, masz przeciwko marzeniom? - spytała, posuwając się za nim 
wąskim przejściem.
- Skąd to pytanie?
- To dalszy ciąg naszej rozmowy w samochodzie. No, powiedz mi wreszcie.
- Marzenia to zwykła strata czasu. A niektóre bywają po prostu niebezpieczne. 
Potrafią człowieka zaślepić, oderwać od rzeczywistości i narazić na niepewną 
przyszłość.
- Chodzi ci o twoją babcię? Wiem, Ŝe martwisz się o jej sytuację finansową, ale...
- Mówię o swoich rodzicach. Mój ojciec postawił wszystko na jedną kartę, Ŝeby się 
szybko wzbogacić. To nie marzyciele płacą za swoje marzenia, płaci reszta ich 
rodziny - powiedział z ponurą miną, a potem wzruszył ramionami.
- Powiedzmy, Ŝe jestem praktycznym facetem. Nie wierzę w wielkanocne zajączki ani 
w garnek złota na końcu tęczy. I moŜesz mnie za to potępiać.
- A w co ty wierzysz?
- W cięŜką pracę i w baseball. Jak to się stało, Ŝe wychowywałaś się z dwoma braćmi 
i nigdy nie byłaś na meczu baseballowym?
- Miałam szczęście. Więc to z powodu taty uwaŜasz marzenia za niebezpieczne?
- I dlatego, Ŝe zbyt często widziałem, jak marzenia idą z dymem. W moim zawodzie 
nie znalazłabyś wielu marzycieli.
- To mogę zrozumieć. - Dostrzegła ostrzegawczy błysk w jego oczach i wolała nie 
naciskać dalej. - A jeśli chodzi o twoje pytanie, dlaczego nie chodziłam na mecze, to 
mój tata jest wprawdzie kibicem Cubsów, ale ogląda ich w telewizji, a moi bracia 
wolą koszykówkę i Bullsów.
- A ty co wolisz?
- Balet. - Zajęła miejsce i wciągnęła nosem powietrze. Dzień był słoneczny, a rześka 
bryza od jeziora przypominała, Ŝe zbliŜa się wrzesień. - A wiesz, myślałam, Ŝe mecz 
baseballowy pachnie inaczej.
- Co? - Spojrzał na nią jak na osobę, która postradała rozum.
- WyobraŜałam sobie mniej świeŜego powietrza, a więcej zapachu hot dogów i 
musztardy.
- Ten zapach znajdziesz przy kioskach. Poza tym tutejsi sprzedawcy hot dogów nie 
zawracają sobie głowy Ŝadną musztardą. Ich hot dogi są zawsze zimne, a piwo ciepłe.
- Mniam - skrzywiła się ze wstrętem.
- Mam torebkę ziemnych orzeszków. Chcesz trochę? - Nasypał jej orzeszków na dłoń.
Uniosła wzrok i ich spojrzenia się spotkały. Podobało jej się, Ŝe nosi czapkę 
baseballową na odwrót, bo daszek nie zasłaniał mu oczu. Powinna przywyknąć juŜ do 
ich niesamowitego koloru, ale ciągle ją fascynowały. Nie mogła oderwać od nich 
wzroku.
Dopiero hasło do odśpiewania hymnu wyrwało ją z odurzenia. Westchnęła z ulgą. Od 

background image

tego momentu wszystko potoczyło się bardzo szybko, choć moŜe powinna raczej 
powiedzieć: powoli. Straszliwie powoli. Nudziła się beznadziejnie.
Za to David nie okazywał Ŝadnych objawów znudzenia.
- Ten facet rzuca podkręcane piłki. - Pochylił się ku Anastazji mniej więcej godzinę 
później.
- Który facet?
- Rzucający.
- Ten, który stoi na małej górce, tak?
- To się nazywa pole rzucającego.
Nagle przysadzisty męŜczyzna siedzący obok skoczył na równe nogi, wytrącając z 
dłoni Anastazji orzeszki. Wylądowały na głowach ludzi siedzących dwa rzędy niŜej. 
Obsypana gradem złych spojrzeń, Anastazja skuliła się na ławce, ale wcale nie 
poczuła się lepiej. LeŜenie na trawie w Ravinii było o wiele przyjemniejsze.
- Masz. - David wręczył jej całą torbę orzeszków. - Będziesz miała co robić podczas 
przerw w grze.
- Z tego, co widzę, ta gra polega głównie na przerwach.
- To dopiero czwarta rozgrywka. Jeszcze nic nie widziałaś.
- Mów tak do mnie.
Znowu wszyscy podskoczyli do góry. Wszyscy oprócz Anastazji obarczonej 
orzeszkami. Gdy odłoŜyła je na bok, kibicujący tłum zdąŜył usiąść z powrotem. 
Następnym razem była lepiej przygotowana, a przy siódmej rozgrywce wpadła juŜ we 
właściwy rytm.
- Wiesz, co jest najlepsze w tej grze? - zapytała Davida.
- To, Ŝe przegrywamy tylko o parę.
- Jaką parę?
- Wynik jest dwa do czterech.
- Wiem. Ale najbardziej mi się podoba, jak w siedemnastej rozgrywce śpiewają „Weź 
mnie na mecz baseballu". Och, i jeszcze to, Ŝe w czasie gry moŜna sobie pokrzyczeć, 
co tylko ślina na język przyniesie.
- Nie rozumiem.
- MoŜna wstać i powiedzieć cokolwiek, a i tak nikt tego nie usłyszy. Zobacz... - 
Wstała z resztą widowni i zaczęła wrzeszczeć: - Rzepy to durne jarzyny!
- Przestań! - Szarpnął ją, ściągając z powrotem na ławkę.
- Dlaczego? Nikt na to nie zwraca uwagi. Następnym razem, zrywając się do góry, 
wrzasnęła:
- Pieprzony fiskus!
- Fiskus to ich gracz między drugą a trzecią bazą, tak? - zapytał łysy gość z górnego 
rzędu, kiedy usiadła.
- Teraz naprawdę dobrze się bawię! - stwierdziła Anastazja, uśmiechając się do 
Davida.

background image

ROZDZIAŁ PI

Ą

TY

- Myślisz, Ŝe zdąŜymy na czas z uroczystym otwarciem? - spytała Claire, kiedy David 
zrobił sobie krótką przerwę. W połowie drugiego tygodnia remontu w całym 
pomieszczeniu panował nieopisany rozgardiasz. Zapach sklejki i smarów 
hydraulicznych mieszał się z aromatem kawy i świeŜych pączków.
- Sądzę, Ŝe tak. Hydraulicy i elektrycy pracują według planu. Powinni skończyć na 
początku przyszłego tygodnia, potem wejdą ludzie od ogrzewania.
- Jest tu teraz duŜo przestronniej, prawda?
David skinął tylko głową, zajęty odkryciem, którego dokonał, usuwając ściany 
działowe. Coś tu nie grało. Występując o pozwolenie na remont, dostał plany 
budynku, wiedział więc, gdzie te ściany powinny stać. Problem polegał na tym, Ŝe 
między wymiarami piwnicy a resztą budynku istniała metrowa niezgodność.
Sprawdził teŜ historię hipoteki nieruchomości, Ŝeby upewnić się, czy transakcja 
została przeprowadzona uczciwie. Okazało się, Ŝe jednym z poprzednich właścicieli 
był Chester „Chesty" Ferguson, prowadzący w czasach prohibicji wiele nielegalnych, 
doskonale prosperujących szynków.
David od dziecka interesował się tą barwną erą w historii Chicago, z wypiekami na 
twarzy śledził przygody Elliota Nessa w „Niedotykalnych". Gdyby nie to, moŜe 
uznałby tę róŜnicę między planami a rzeczywistą powierzchnią piwnicy za błąd 
kreślarza. Ale to miejsce było kiedyś nielegalną knajpą gangstera, nie mógł więc 
powstrzymać się od podejrzeń, Ŝe gdzieś na dole znajdował się ukryty magazyn.
Na razie, z braku czasu, tylko pobieŜnie obejrzał piwnicę. Było mnóstwo pracy, a 
babci bardzo zaleŜało, Ŝeby pierwszego października odbyło się uroczyste otwarcie 
cukierenki.
- Nie Ŝałujesz, Ŝe zgodziłeś mi się pomóc? - spytała z troską w głosie Claire. - Nie 
wiem, czy do końca zdawałeś sobie sprawę, co cię czeka.
- Dobrze wiedziałem, do czego się zabieram. I niczego nie Ŝałuję, choć było mi 
przykro, Ŝe kupiłaś ten dom w tajemnicy przede mną.
- Byłam pewna, Ŝe się nie zgodzisz, Ŝe nie spojrzysz na to miejsce moimi oczami. Ale 
chyba powoli się przekonujesz, prawda?
David wymruczał jakąś wymijającą odpowiedź. ChociaŜ musiał przyznać, Ŝe sklep 
zaczynał wyglądać obiecująco. Usunął warstwa po warstwie starą farbę i nagle 
dębowa boazeria ujawniła swoje naturalne piękno. Marmurowa lada była przykryta 
grubą narzutą, a babcia dwa razy dziennie sprawdzała, czy nie stało jej się nic złego. 
Spędzała w sklepie całe popołudnia, Ŝeby nad wszystkim czuwać.
- Zdecydowałaś juŜ, jak nazwiesz to miejsce?
- Jeszcze nie. A przy okazji... bardzo się cieszę, Ŝe dogadaliście się z Anastazją. 
Chyba nawet lubicie być razem.
- Zabrzmiało to tak, jakbyśmy byli parą dwunastolatków bawiących się na podwórku.
- Nonsens, mój drogi. - Babcia poklepała go po ramieniu. - Zapewniam cię, Ŝe 
znakomicie sobie zdaję sprawę, Ŝe oboje jesteście dorośli i Ŝe czas szybko płynie 
naprzód.
On teŜ zdawał sobie sprawę z upływu czasu. Minęło pięć dni, odkąd zabrał Anastazję 
na mecz. Potem widywał ją tylko przelotnie, gdy wpadała po pracy doradzać babci - 
we wszystkim, od wzoru tapet po wybór szklanek do wody sodowej. Niechętnie, ale 
musiał przyznać się w duchu, Ŝe coraz bardziej mu jej brakowało.
Ledwie o tym pomyślał, usłyszał za plecami głos Anastazji.
- Sullivan, znowu bujasz w obłokach w czasie pracy? - zaŜartowała.
- Jak ci się udaje tak cicho podkradać w cięŜkich wojskowych butach?
- Co, nie podoba ci się moje obuwie? - Podniosła prawą stopę i obróciła nią, Ŝeby 

background image

mógł się dobrze przyjrzeć. - Nie miałam pojęcia, Ŝe jesteś takim niewolnikiem mody - 
dodała kpiąco, zerkając na jego znoszone dŜinsy i zakurzony biały podkoszulek.
- Jasne. - Mimowolny uśmiech rozjaśnił mu twarz.
- Znowu próbujesz mnie rozpraszać tymi seksownymi dołeczkami, ale nic z tego. 
Przyszłam powiedzieć Claire, Ŝe znalazłam rzemieślnika, który robi na zamówienie 
lady chłodnicze z pojemnikami do lodów i saturatorami. - Odwróciła się do Claire. - 
Jego dane były w ksiąŜce o historii lodów, zrobiłam ci kserokopię tej strony.
- Historia lodów? - powtórzył David.
- Owszem. JeŜeli będziesz grzeczny, któregoś dnia opowiem ci o tym.
- Nie mogę się doczekać.
Anastazja doskonale rozpoznawała tę ironiczną nutę w jego głosie. Równie dobrze 
zdawała sobie sprawę, Ŝe wciąŜ jej do końca nie ufa. Musiała mu jednak przyznać, Ŝe 
stara się być miły. Nie wypominał jej krewetek w Ravinii ani wygłupów na meczu 
baseballowym. I choć nie przestał marudzić o tym, jak nierozsądne jest porywanie się 
na tak niepewny interes jak cukierenka z lodami, jego opór zdawał się tracić na sile. 
Gdyby tylko udało jej się przekonać tego sceptyka i malkontenta, Ŝe Ŝycie bez marzeń 
nie ma sensu, jej misja byłaby spełniona.

* * *

- Jakim cudem chcesz doprowadzić tych dwoje do ołtarza, jeŜeli do dziś nawet się nie 
pocałowali? - Betty maszerowała tam i z powrotem po zakurzonej marmurowej 
ladzie.
- Budują nastrój - odpowiedziała jej Hattie spod sufitu, trzepocząc z gracją 
delikatnymi jak sieć pajęcza skrzydełkami.
- Zgadzam się z Betty. - Muriel potrząsnęła głową. Niesforny kogut na jej głowie 
wydawał się bardziej sterczący niŜ zwykle. - Na tym etapie Jason i Ryan juŜ dawno 
byli po pierwszym pocałunku.
- Anastazja działa we własnym tempie, powinnyście o tym wiedzieć. - Hattie zrobiła 
uraŜoną minę.
- Myślałam, Ŝe pomoc Claire przyspieszy bieg wydarzeń.
- Nie przypominam sobie, Ŝeby Betty mówiła o przyspieszaniu czegokolwiek. 
Twierdziła, jeśli dobrze pamiętam, Ŝe zwerbowanie Claire pozwoli nam poświęcić 
więcej czasu innym podopiecznym, a z tą parą pójdzie nam jak z płatka.
Oczywiście gdy tylko to powiedziała, Anastazja wepchnęła tego nieokrzesanego 
dzikusa w tort weselny.
- I to powinno mnie ostrzec, Ŝe nie pójdzie wcale tak łatwo... - mruknęła pod nosem 
Betty.
- Nigdy nie idzie łatwo. Powiedziałaś, Ŝe im trudniej, tym większą potem mamy 
satysfakcję.
- Kłamałam.
- Daj spokój! - uniosła się Hattie. - Moim zdaniem, obie niepotrzebnie się martwicie. 
Wszystko idzie jak trzeba. David jest coraz mniej podejrzliwy. MoŜe czuje się 
zakłopotany tym, Ŝe Anastazja mu się podoba, ale zachowuje się przyzwoicie. A i 
Anastazja zaczyna wierzyć, Ŝe uda jej się coś wskórać. David ją najzwyczajniej w 
ś

wiecie pociąga. ZauwaŜyłyście, jak go kokietowała, proponując, Ŝe opowie mu 

historię lodów?
- Jak moŜna flirtować, rozmawiając o historii lodów? - Muriel wzruszyła ramionami. -
Wszyscy wiedzą, Ŝe lody wymyśliły dobre wróŜki, dawno temu.
- Ale ludzie w swoich historycznych ksiąŜkach piszą, Ŝe pochodzenie lodów spowite 
jest głęboką tajemnicą.
- Właśnie w ten sposób sugerują, Ŝe stworzyły je dobre wróŜki - wyjaśniła Muriel.

background image

- MoŜe to chce powiedzieć Davidowi Anastazja?
- Jasne - zadrwiła Betty. - Jeśli naprawdę w to wierzysz, mam pod ręką most do 
sprzedania.
- Nie, dziękuję - odparła wyniośle Hattie. - Nie interesują mnie mosty.
Ostatnie słowo jak zwykle naleŜało do Muriel.
- O mostach wiem tylko tyle, Ŝe lepiej ich za sobą nie palić.

* * *

- Jesteś pewna, Ŝe chcesz to robić? - spytał David Anastazję tydzień później.
- Absolutnie. Daj mi w końcu ten wałek. - Wyrwała mu go z ręki. - Mamy do 
pomalowania mnóstwo ścian.
- Na pewno chcesz w ten sposób spędzić wolny dzień?
- Na pewno. - Poprawiła szelki swojego roboczego kombinezonu. - Boisz się, Ŝe 
okaŜę się lepszym malarzem od ciebie?
- Umieram ze strachu.
- Dobrze, panie majster. Łap swój wałek i bierz się do roboty.
Kiedy skończyła pokrywać farbą ścianę, chwyciła za pędzel, Ŝeby pomalować 
krawędzie i zakamarki. Z magnetofonu Davida płynęła głośna muzyka - przeboje lat 
osiemdziesiątych Kenny Logginsa, Davida Bowie, Cyndii Lauper. Podrygując przy 
jednym ze skoczniej szych kawałków, Anastazja, całkiem niechcący, prysnęła farbą ze 
swojego pędzla. Prosto w kierunku Davida.
- O p... - Zakryła dłonią usta.
- Op nie załatwia sprawy - warknął z udawaną złością. - To był mój ostatni czysty 
podkoszulek. Zaraz pokaŜę ci op. - Podszedł do niej z miną nie wróŜącą niczego do-
brego.
- Spokojnie... Zastanów się, zanim zrobisz coś, czego będziesz Ŝałował.
- Nie wydaje mi się, Ŝebym mógł czegoś Ŝałować. Ale ty na pewno.
- Zrobiłam to niechcący, przysięgam. - PołoŜyła dłoń na piersi. - Gdybym naprawdę 
chciała cię ochlapać farbą, zrobiłabym to znacznie lepiej.
- Tak czy jeszcze lepiej? - Odchylił karczek jej kombinezonu i chlapnął farbą na 
pomarańczową koszulkę.
- Hej, kolego, jak się bawić, to we dwoje! - Tym razem on rzucił się do ucieczki.
- Zdaje się, Ŝe jesteśmy kwita.
- To tobie się tak zdaje. - PosłuŜyła się pędzlem jak rapierem, a lewą rękę wyrzuciła w 
powietrze. - Broń się!
Tak go rozśmieszyła, Ŝe nie zdołał uniknąć ciosu w nagie ramię.
- Doigrałaś się.
Chwycił ją w ramiona, zanim zdąŜyła pomyśleć o odwrocie. Śmiech zamarł jej w 
krtani, gdy próbując się uwolnić, musnęła wargami jego policzek.
David pochylił się i zamknął jej usta długim, Ŝarliwym pocałunkiem.
Namiętność, jaką w niej rozpalił, oszołomiła ją. Przeraziła. Czy domyślał się tego? 
Czy z nim działo się to samo?
Tak, pod dłonią wyczuwała łomot jego serca, ale ich pocałunek skończył się równie 
gwałtownie, jak zaczął. Zaczęła się zastanawiać, dlaczego tak niespodziewanie 
odepchnął ją od siebie, kiedy zdała sobie sprawę, Ŝe nie są sami. Fachowcy od 
ogrzewania skończyli właśnie przerwę na lunch i przez drzwi na zapleczu zeszli do 
piwnicy.
Starając się zachować choćby pozory opanowania, Anastazja spojrzała na Davida z 
czarującym uśmiechem.
- Miły sposób na rozpraszanie mnie, ale i tak jestem lepszym malarzem.
- Całujesz teŜ nieźle.

background image

- Dzięki - odpowiedziała drŜącym głosem. Ten pocałunek sprawił, Ŝe zobaczyła w 
nim innego męŜczyznę. I osłabił jej kontrolę nad sytuacją. Zakłopotana, podniosła 
pędzel i wróciła do malowania, nie powstrzymując się jednak od nonszalanckiej 
riposty: - Pochlebstwa zaprowadzą cię donikąd.
Czuła, Ŝe ma nogi jak z waty. A to oznaczało, Ŝe David moŜe być dla niej wielkim 
kłopotem. Wiedziała to. I obawiała się, Ŝe teraz i on zdaje sobie z tego sprawę.
Nie miał pojęcia, co go podkusiło, Ŝeby wpaść do biblioteki, w której pracowała 
Anastazja. Ale przez cały dzień miał wraŜenie, Ŝe nie jest sobą. Wczorajszy 
pocałunek kompletnie go zaskoczył. Skąd mógł przypuszczać, Ŝe ona potrafi tak 
całować? I czy w ten sposób zamierza zawrócić mu na tyle w głowie, Ŝeby nie 
dowiedział się, o co naprawdę jej chodzi?
A jeśli o nic nie chodzi? Jeśli nie ma Ŝadnych złych zamiarów? MoŜe ta kobieta jest 
po prostu naiwna, zwariowana i nierozsądna? MoŜe wcale nie nabiera jego babci? Ale 
i to nie oznaczałoby, Ŝe jest kobietą dla niego. Stop. Skąd takie myśli lęgną mu się w 
głowie? On i Anastazja? Zbyt wiele ich róŜni.
Bez kłopotów odnalazł ją w sekcji dziecięcej biblioteki publicznej. Siedziała otoczona 
grupą dwudziestu pięciu przedszkolaków, z włosami związanymi w jeden gruby war-
kocz. Czytała dzieciom zabawną ksiąŜkę o Ŝabie, która pocałowana przez księcia 
zamieniła się w piękną bibliotekarkę.
Oczywiście natychmiast przypomniało mu to o ich pocałunku, więc przez dobre pięć 
minut z trudem powracał na ziemię. Tymczasem Anastazja przeszła do następnej 
opowieści. Trzymała w dłoniach cykl laminowanych rysunków ilustrujących 
historyjkę o trzech dobrych wróŜkach, które marzyły o większych skrzydłach.
- Henrietta, Betina i Maria uwielbiały się śmiać. A wy potraficie się śmiać? - spytała 
dzieciaki.
Roześmiały się wszystkie, choć z nierównym entuzjazmem.
- One przepadały teŜ za lodami. A wy lubicie lody? Większość wrzasnęła, Ŝe tak, z 
wyjątkiem jednej małej dziewczynki, która powiedziała przejętym głosem, Ŝe lody 
tuczą.
- Dobrym wróŜkom to nie grozi, Mitsy. Ale dziś dobre wróŜki mają coś waŜnego do 
zrobienia. Muszą pomóc księŜniczce Sarze odnaleźć jej zagubionego kotka. 
Znajdziecie kotka na tym obrazku?
Kilkoro dzieci pokazało go od razu.
- Kociaki drapią ludzi i kanapy - znowu odezwała się Mitsy.
- PoniewaŜ dobre wróŜki potrafią latać - ciągnęła Anastazja - przeszukały najpierw 
czubki drzew. MoŜe kociak wspiął się na drzewo. Potraficie pokazać drzewo na tym 
obrazku?
- W drzewach jest duŜo robaków - zabrzmiał po raz kolejny głos Mitsy.
Davida korciło, Ŝeby rozweselić jakoś dziewczynkę, ale Anastazja zdawała się 
przyzwyczajona do jej ponurych komentarzy.
- Dobre wróŜki zaczęły się martwić. Jak wyglądacie, kiedy jesteście zmartwione?
Cała grupa zaczęła stroić miny, marszczyć czoła i nosy. Mała maruda nie musiała 
niczego udawać, jej zwykła mina była dostatecznie skrzywiona.
Kiedy Anastazja uśmiechnęła się do jakiegoś dziecka, David przylgnął wzrokiem do 
jej warg, znowu przypominając sobie o ich pocałunku. Gdzie ona się nauczyła tak 
całować? Na pewno nie wyczytała instrukcji w Ŝadnej z ksiąŜek. A to znaczy...? śe 
ma bardzo duŜe doświadczenie? A moŜe po prostu wrodzony talent?
Starał się skoncentrować na jej słowach i zapomnieć o ustach.
- Potem uŜyły swych magicznych róŜdŜek, by kilkoma podmuchami wiatru rozwiać 
liście i odsłonić konary drzew.
- Liście tylko śmiecą - prychnęła Mitsy.

background image

- I wiecie co? Na najwyŜszym drzewie ukryta wśród liści siedziała kotka Psotka, która 
bała się zejść z drzewa. Domyślacie się, co zrobiły dobre wróŜki?
- Strzeliły do niej? - zapytał z morderczym błyskiem w oku rudowłosy chłopczyk.
- Nie, oczywiście, Ŝe nie! - Anastazja spojrzała na niego ze zgrozą. - Mogłyby zranić 
kotkę, a przecieŜ nie wolno ranić kotków ani do niczego strzelać.
- UŜyły czarów - podpowiedział chłopczyk, który przez cały czas trzymał kciuk w 
ustach.
- Racja, Bobby! UŜyły czarodziejskich róŜdŜek, Ŝeby zdjąć kotkę z drzewa i oddać ją 
księŜniczce Sarze. Dobre wróŜki, które tak głupio się czuły ze swoimi maleńkimi 
skrzydełkami, teraz mogły być dumne. A księŜniczka z wdzięczności obdarowała je... 
wiecie czym?
- Kupą forsy?
- Dała im dzień urlopu - podpowiedział David, wyłaniając się zza regału.
Anastazja spojrzała na niego zdumiona, ale nie przerwała opowieści.
- Ofiarowała im dar śmiechu i pewności siebie.
- JeŜeli śmiała się tak jak ty, to nie był zły prezent - oświadczył tubalnym głosem 
David.
- O rany, zaraz się będą całować! - krzyknął rudzielec.
- Nie, nie będziemy - zaprzeczyła Anastazja rzeczowym tonem. - Za minutę będę 
wolna, Davidzie. - Zakończyła swoją bajkę z pomocą kukiełki o imieniu Panna 
Myszka, a gdy przedszkolaki wróciły do swoich rodziców, zajęła się Davidem.
- Skąd się tu wziąłeś?
- Wpadłem zobaczyć, jak zarabiasz na Ŝycie. A więc śpiewasz i opowiadasz bajki. 
Niezły fach.
- Fach jest dobry, ale zajmuję się nie tylko tym. Mam dyŜury w punkcie 
informacyjnym, gdzie polecam dzieciom lektury, odpowiadam na najróŜniejsze 
pytania - na przykład jakie zwierzęta Ŝyją w Ameryce Południowej. Do tego praca 
administracyjna, opracowuję teŜ nowe programy edukacyjne i konkretne projekty. W 
tej pracy trzeba naprawdę lubić dzieci - skończyła smętnym tonem - a tego nie moŜna 
się nauczyć.
Zaczął się zastanawiać, jaką byłaby matką. Przestań natychmiast, ostrzegł go 
wewnętrzny głos zatwardziałego kawalera. To niebezpieczny teren.
- Więc jakie zwierzęta Ŝyją w Ameryce Południowej?
- Kapucynki, wyjce i inne małpy, wigonie i węŜe anakonda. Wiem, bo wczoraj 
dostałam siedem pytań z rzędu na ten temat. Dopadł mnie teŜ czwartoklasista, który 
zaŜyczył sobie fotografii dinozaura i był bardzo zły, kiedy mu wytłumaczyłam, Ŝe to 
niemoŜliwe.
- Trzeba go było skontaktować ze Spielbergiem.
- Dobry pomysł. - Wyrównała stos rysunków w formacie plakatu ulicznego.
- Z jakiej to ksiąŜki?
- Sama robiłam te ilustracje.
- Niezłe - stwierdził zaskoczony. - Ale nie jestem ekspertem w tej dziedzinie.
- Wielkie dzięki.
Chwilę później Anastazja musiała pomóc jakiejś matce, która szukała dobrej ksiąŜki 
dla syna. Dopiero kiedy wróciła i usiadła przy komputerze, zdumienie Davida 
dosięgło zenitu. Czasami uŜywał komputera, ale daleko mu było do jej szybkości i 
wprawy.
Tutaj, w bibliotece, wcale nie sprawiała wraŜenia szalonej ani ekscentrycznej, ani razu 
nie wyprowadziła go z równowagi tym swoim kuszącym uśmieszkiem albo 
zaraźliwym śmiechem. Wyglądała na mądrą, ambitną kobietę. A on kobiet tego typu 
unikał kiedyś jak ognia.

background image

Skłonny był przyznać, Ŝe podejrzewając Anastazję o niecne zamiary wobec babci, 
trafił jak kulą w płot. Nie zmieniało to jednak faktu, Ŝe ona była bibliotekarką z klasą, 
a on wypalonym wewnętrznie analitykiem poŜarów, przechodzącym cięŜki kryzys 
toŜsamości.
- ZauwaŜyłaś, jak niewiele mamy ze sobą wspólnego? - zapytał, kiedy oderwała się od 
pracy.
- Skąd to pytanie? - Wyglądała na zaskoczoną.
- Ty jesteś bibliotekarką z klasą, miłośniczką muzyki symfonicznej i baletu, a ja 
sztywnym pedantem z zasadami, który lubi baseball i seriale komiczne w stylu 
„Trzech Fagasów".
- Wolisz Shempa czy Curliego?
- Curliego.
- Mowwa - powiedziała, naśladując akcent komika. - A powiedz, ilu tak naprawdę 
komików występuje w „Trzech Fagasach"?
- Sześciu. A jak ma na nazwisko Larry?
- Fine. Larry Fine.
- Zgadza się. - Spojrzał na nią z szacunkiem. - Dobra jesteś.
- Właśnie to, nie od dzisiaj, próbuję ci włoŜyć do głowy - odparowała z zawadiackim 
uśmiechem.
- Nigdy nie spotkałem kobiety, która lubiłaby „Trzech Fagasów".
- To znaczy, Ŝe nigdy nie spotkałeś kobiety podobnej do mnie.
- Chyba masz rację.
- Ja zawsze mam rację.

- Anastazjo, mam nadzieję, Ŝe nie masz nic przeciwko temu, Ŝeby David poszedł z 
nami na pchli targ? - spytała Claire następnego popołudnia.
- Oczywiście, Ŝe nie.
- Miło mi to słyszeć. Czy zauwaŜyłaś, jak on się zmienił? Przestał być taki powaŜny, 
zachowuje się całkiem normalnie! To twoja zasługa.
Anastazja skinęła głową. ZauwaŜyła u Davida wiele rzeczy. Choćby to, Ŝe wspaniale 
rozumie się z babcią. I nigdy nie rzuca słów na wiatr. JeŜeli powie, Ŝe coś zrobi, zrobi 
na pewno.
Faceci, z którymi się zadawała, byli zabawni, na luzie, ale nieodpowiedzialni. MoŜe 
jednak jest coś, co przemawia za męŜczyzną, który zawsze dotrzymuje danego słowa, 
całuje, jakby nie istniało jutro, a oczy majak błękitne niebo.
Pchli targ odbywał się na terenach targowych Kane County. Przed bramami 
wejściowymi farmerzy z Wisconsin i Michigan sprzedawali świeŜo zebrane jabłka i 
cydr. Wewnątrz moŜna było kupić dosłownie wszystko, od pochodzących prosto z 
fabryki kołder po witraŜowe okna.
Stoiska zadaszone falistą blachą miały stare tabliczki, na przykład „Owce 1965" albo 
„Świnie 1960", poniewaŜ umieszczono je w dawnych boksach dla zwierząt. Teraz 
sprzedawano w nich porcelanę, bele materiału, boŜonarodzeniową galanterię. Jeszcze 
inni kupcy oferowali starą biŜuterię i bogaty asortyment mebli.
- Słyszałam, Ŝe jest tu gdzieś handlarz, u którego moŜna dostać półki barowe z 
lustrzaną ścianą. - Anastazja pełniła rolę przewodniczki. - Coś takiego świetnie by 
pasowało do marmurowej lady.
Po drodze często się zatrzymywali. Anastazja nie potrafiła oprzeć się pokusie 
zjedzenia placka prosto z gorącej blachy, posypanego cukrem pudrem. David patrzył 
na nią głodnym wzrokiem, wyobraŜając sobie smak tego cukru na jej ustach. 
Zadowolił się jednak kupnem plakatu z „Trzema Fagasami".
- Większość kobiet kompletnie nie chwyta ich dowcipów.

background image

- Przemawia przez ciebie męski szowinizm. Mój brat Ryan przekonał mnie do 
„Fagasów", kiedy jeszcze byliśmy dziećmi, ale Jason nic z tego nie łapał. Dziś teŜ nie 
łapie.
- Jest od ciebie starszy?
- Tylko o kilka minut, ale od dziecka udawał waŜniaka i próbował nami rządzić. 
Wszyscy troje urodziliśmy się w tym samym roku i tego samego dnia.
- To znaczy, Ŝe...
- Jesteśmy trojaczkami.
- Trojaczkami? - powtórzył, jakby nie rozumiał znaczenia tego słowa.
Sprawdzając kartotekę Anastazji, David doszukał się oczywiście dwóch braci, nie 
zwrócił jednak uwagi na daty ich urodzenia. Dowiedział się, Ŝe jeden pracuje w biurze 
prokuratora okręgowego w Chicago, a drugi jest zastępcą szeryfa federalnego, co 
pozwalało sądzić, Ŝe oszustwa finansowe nie są specjalnością rodziny Knightów. 
Przestał teŜ podejrzewać Anastazję. Była zbyt bezpośrednia i bezceremonialna, Ŝeby 
kogokolwiek oszukać. Co wcale nie oznaczało, Ŝe ma dobry wpływ na jego babcię.
Była marzycielką, a on na własnej skórze przekonał się, czym moŜe grozić bujanie w 
obłokach. I nie miał pojęcia, z jakim następnym szalonym pomysłem wyskoczy lada 
chwila.
Kiedy znaleźli budkę, której szukali, David zauwaŜył, Ŝe Anastazja czeka, aŜ babcia 
sama zdecyduje się na ten bar z lustrami, czy jak mu tam. Był ogromny, mógł nie 
zmieścić się do jego samochodu, ale sprzedawca zaoferował dostawę na miejsce.
David przyjrzał się wiktoriańskiemu meblowi i doszedł do wniosku, Ŝe istotnie będzie 
bardzo pasował do ściany za marmurowym kontuarem. A robota była mistrzowska. 
Nikt juŜ teraz nie robi takich rzeczy. Potem utargował dobrą cenę, w której mieściła 
się darmowa dostawa.
Dopiero gdy sprzedawca podpisał zamówienie, David zauwaŜył zdziwione miny 
Claire i Anastazji.
- No co? JeŜeli chcecie brać się do interesów, nauczcie się liczyć kaŜdy grosz. 
Pieniądze nie rosną na drzewach, to chyba wiecie?
- Wiem - przyznała mu rację Anastazja, z uśmiechem i nutą szacunku w głosie. - Nie 
przypuszczałam po prostu, Ŝe moŜesz się tak oŜywić na widok antycznego 
wyposaŜenia cukierenki z lodami.
- Nie obiecuj sobie po tym zbyt wiele - burknął pod nosem.

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Nie obiecuj sobie po tym zbyt wiele. Słowa Davida tłukły się echem w jej głowie z 
ogłuszającą siłą. Problem polegał na tym, Ŝe juŜ sobie zaczęła obiecywać. 
Przyzwyczaiła się do jego obecności, do przekomarzania się z nim, do całowania go. 
To wszystko daleko wybiegało poza przyjacielskie lekcje, jakich miała mu udzielać 
na prośbę Claire. Jak mogła do tego dopuścić? Czuła, Ŝe ogarnia ją panika.
- Nic ci nie jest? - spytał David, gdy zatrzymała się nagle w miejscu. - Wyglądasz 
zabawnie.
- Wszystko w porządku - skłamała, wachlując się dłonią. - Strasznie tu gorąco. Wyjdę 
złapać trochę świeŜego powietrza. MoŜe napiję się zimnej lemoniady...
Niepotrzebnie na niego patrzyła, bo zrobiło jej się jeszcze bardziej gorąco. Miał na 
sobie tę samą płócienną koszulę, w której zjawił się tu po raz pierwszy. I tak jak 
wtedy podciągnął rękawy, odsłaniając opalone przedramiona. Fizyczna praca przy 
remoncie sklepu sprawiła, Ŝe zarys mięśni stał się nieco bardziej wyrazisty, ale tylko 
bystre oko mogło to zauwaŜyć.
We wszystkim, co dotyczyło Davida, Anastazja miała bystre oko, i to ją martwiło. 
Miała nauczyć go dystansu do Ŝycia, pokazać, jak moŜna się bawić, przekonać do 
marzeń. I chociaŜ ich wycieczka do Ravinii nie odbyła się po jej myśli, zdawało się, 
Ŝ

e David rozchmurzył się trochę i zaczął coś rozumieć. Nie uskarŜał się juŜ na głupotę

swojej babci, która kupiła ruinę, nie dom, nie truł o statystyce bankructw ani o 
podobnych bzdurach.
I z pewnością nie całował jak facet, który jest nieuleczalnym tępakiem!
- Jesteś taka rozpalona - zauwaŜyła z niepokojem Claire. - Mam nadzieję, Ŝe nie 
rozłoŜy cię jakieś choróbsko.
- TeŜ mam taką nadzieję. - Miała nadzieję, Ŝe znajdzie w sobie odporność na urok 
Davida, choćby dlatego, Ŝe ten facet wciąŜ jej do końca nie akceptował ani jej nie 
ufał.
- Słabo ci? - Objął ją w talii, jakby obawiał się, Ŝe zemdleje.
- Potrzebuję tylko zimnej lemoniady.
- A nie lodów? - spytał z Ŝartobliwym błyskiem w oku.
- Gdzie tym wszystkim lodom do lodów Claire. Ona mnie całkiem rozpuściła.
- To jej specjalność.
Spojrzała mu w oczy. Miało to być przelotne zerknięcie, ale przerodziło się w coś 
niebezpiecznego. Jego tęczówki mieniły się róŜnymi odcieniami błękitu. Spojrzenie 
było równieŜ pełne znaczeń - najpierw iskierka humoru, potem zamyślenie i jeszcze... 
czyŜby to było poŜądanie?
Anastazja nie miała pojęcia, jak długo gapili się tak na siebie, jak dwoje chorych z 
miłości głupców. A kiedy głos Claire sprowadził ich na ziemię, modliła się, Ŝeby to 
była tylko sekunda albo dwie, a nie dziesięć minut.
- Patrzcie, idzie ten przemiły pan Rozenkrantz. MoŜe zechciałby się z nami napić 
lemoniady?
- Kto to jest Rozenkrantz? - spytał David, kiedy babcia popędziła alejką za starszym 
męŜczyzną.
- To właściciel antykwariatu z sąsiedniego domu. Na pewno go zauwaŜyłeś. Ma szyld 
„Jaskinia StaroŜytności".
- Nie zauwaŜyłem. Co ta babcia wyprawia?
- Rzeczywiście, trudno się domyślić - zakpiła Anastazja. - Rozmawia z panem 
Rozenkrantzem.
- To nie jest zwykła rozmowa. Zobacz, jak się wdzięczy. Ona... ona z nim flirtuje! - 
David był oburzony.

background image

Anastazja wybuchnęła nieopanowanym śmiechem.
- I co w tym takiego śmiesznego?
- Ty... - nie zdąŜyła wyjaśnić, bo przyłączyła się do nich Claire, ciągnąc za sobą 
uśmiechniętego pana Rozenkrantza.
- Ira, chciałabym ci przedstawić mojego wnuka, Davida. A to moja przyjaciółka, 
Anastazja.
- Znam Anastazję, wpada czasami do mojego antykwariatu. Jak się spisuje ten ręcznie 
tkany dywan? - spytał Ira swoim tubalnym głosem. - Davidzie... - Ira wyciągnął do 
niego dłoń - bardzo mi miło. Twoja babcia zawsze wychwala cię po niebiosa.
- W jakich okolicznościach?
- Kiedy wpada do mnie do sklepu na popołudniową herbatkę.
- Od dawna? - David był coraz bardziej naburmuszony.
- Patrz... - Anastazja musiała wkroczyć do akcji. - W tamtej budce wisi siodło na 
wielbłąda. Zawsze o takim marzyłam. - Chwyciła Davida pod ramię. - Chodź, pomo-
Ŝ

esz mi utargować najlepszą cenę. - Ciągnęła go za sobą tak długo, aŜ znaleźli się 

poza zasięgiem słuchu babci i jej przyjaciela.
- Po diabła ci siodło na wielbłąda?
- Nie potrzebuję Ŝadnego siodła, choć byłby z niego wygodny podnóŜek. Nie 
chciałam, Ŝebyś dalej robił z siebie głupca.
- Ja?!
- Jakbym słyszała wściekłego straŜnika z powieści Jane Austen. - Spojrzała na niego 
spode łba i zaczęła przedrzeźniać. - Od dawna? W jakich okolicznościach? Daj 
spokój, twoja babcia jest dorosła. MoŜe chodzić na herbatkę do przyjaciela, kiedy ma 
na to ochotę.
- To twoja robota, prawda?
- Jej przyjaźń z Irą? Jasne, a dlaczego by nie?
- Dlatego, Ŝe ona jest moją babcią. Właśnie dlatego.
- I z tego powodu ma nie mieć prywatnego Ŝycia?
- Ona dawno skończyła siedemdziesiąt lat.
- Ira teŜ. I co z tego?
- Ciekawe, o co mu chodzi. - David nie spuszczał wzroku z Iry Rozenkrantza.
- Dlaczego podejrzewasz, Ŝe o coś mu chodzi? - David zaczął doprowadzać ją do 
szału.
- Wszystkim o coś chodzi.
- Więc o co chodzi tobie?
- Staram się chronić babcię.
- Przed czym albo przed kim?
- Przed kaŜdym, kto mógłby ją zranić. I wykorzystać.
- O mnie teŜ pomyślałeś, Ŝe chcę ją wykorzystać?
- Wątpię, czy masz na nią dobry wpływ.
- A ty masz?
- Oczywiście, Ŝe tak - odpowiedział dopiero po chwili, wyraźnie zbity z tropu 
pytaniem Anastazji. - Chcę dla niej jak najlepiej.
- Pod warunkiem, Ŝe ty decydujesz, co jest dla niej najlepsze. - Miała wraŜenie, Ŝe 
wrócili do punktu wyjścia. David był tym samym tępym facetem, którego poznała 
kilka tygodni temu. - Gdyby to zaleŜało od ciebie, ona musiałaby zapomnieć o swoich 
marzeniach.
- Nie poświęciłaby dla marzeń zabezpieczenia finansowego na resztę Ŝycia.
- Czy naprawdę tak słabo znasz swoją babcię? To przecieŜ mądra kobieta. Dobrze 
wie, co robi.
- O, tak, na przykład teraz flirtuje z tym facetem z antykwariatu. Spójrz tylko, wziął ją 

background image

pod rękę.
- A to rozpustnik!
- To wcale nie jest śmieszne!
- Oczywiście, Ŝe jest.
- Bo masz spaczone poczucie humoru.
- To lepsze niŜ nie mieć go w ogóle. - Uśmiechnęła się z wyŜszością.
- Nie będę się z tobą kłócić - odburknął ze złością.
- Oczywiście, Ŝe nie będziesz. Ale tylko dlatego, Ŝe do kłótni trzeba dwojga. A to ja 
nie mam zamiaru ciągnąć tego rodzaju dyskusji.
- Jakiej dyskusji?
- Takiej, w której byś przegrał. - Odwróciła się na pięcie i dołączyła z powrotem do 
Iry i Claire, zostawiając Davida z jego zmartwieniami.
- Ira, jak długo prowadzisz ten interes? - zapytał znienacka David, przyłączywszy się 
do nich w kolejce po lemoniadę. - O co chodzi? - zwrócił się do wyraźnie oburzonej 
babci i sztyletującej go wzrokiem Anastazji.
- Pozwoliłbyś chociaŜ człowiekowi usiąść i wypić lemoniadę, zanim zaczniesz swoje 
przesłuchanie - pouczyła go Anastazja i pobłaŜliwym tonem wyjaśniła Irze: - David 
jest inspektorem dochodzeniowym straŜy poŜarnej, bada przyczyny poŜarów i tropi 
podpalaczy. Wścibstwo i podejrzliwość leŜy w jego naturze, nie bierz więc tego do 
siebie.
- Nie biorę - zapewnił ją Ira, a w jego piwnych oczach pojawił się błysk rozbawienia. 
Mimo mocno juŜ przerzedzonych siwych włosów, nadal był uwodzicielsko 
przystojny. -  Biznesem zajmuję się od dwóch lat, Davidzie.
- Niezbyt długo. Zawsze pracowałeś w branŜy antykwarycznej?
- Nie, imałem się w Ŝyciu przeróŜnych zajęć.
- Tak myślałem.
Claire rzuciła Davidowi piorunujące spojrzenie i szybko zmieniła temat.
- Wyobraź sobie, Ira, kupiłam tu przepiękny bar, z lustrem na tylnej ścianie i 
witraŜowymi lampami... JuŜ widzę, jak będą wyglądać na półkach moje kielichy w 
kształcie tulipanów... To prawdziwy klejnot.
- Tak jak ty - szepnął Ira z galanterią.
- Byłeś kiedyś Ŝonaty? - zapytał David z delikatnością słonia w składzie porcelany.
- Parę razy.
Wspaniale. Więc ten facet to zwykły kobieciarz. David czuł przez skórę, Ŝe jest w nim 
coś podejrzanego.
- MoŜe powinieneś zdjąć Irze odciski palców i mieć to z głowy? - zaproponowała 
Anastazja.
David spojrzał na nią okrągłymi oczami. Czy ona jest ślepa? Nie widzi, Ŝe ten Ira to 
jakiś ciemny typ?
- Podtrzymuję tylko rozmowę, nic więcej.
- Jasne - mruknęła z zaciętą miną.
David szybko się zorientował, Ŝe w obecności Claire i Anastazji niczego więcej od Iry 
nie wyciągnie. Postanowił poczekać na właściwy moment. Przysłuchiwał się, jak 
babcia gawędzi z przyjacielem o modelach łyŜek do lodów, o wystroju cukierenki, i o 
tysiącu innych spraw. Udawał, Ŝe nie zwraca na nich uwagi, ale kiedy chwilę później 
podsłuchał, Ŝe wybierają się razem na kolację, juŜ wiedział, co musi zrobić.
Anastazja spojrzała w lustro po raz piąty w ciągu pięciu minut. Wyglądała nieźle. 
Zdecydowała się na czarną sukienkę z lat czterdziestych, z atłasową górą i bolerkiem 
z siatki. Natrafiła na nią w sklepie z uŜywanymi rzeczami i wprost nie mogła 
uwierzyć we własne szczęście. Zawsze, kiedy ją miała na sobie, czuła się jak Lauren 
Bacall.

background image

Jaskrawoczerwona szminka równieŜ pasowała do stylu lat czterdziestych. Podobnie 
jak kolczyki i bransolety z gagatów, które wyszperała po południu na pchlim targu.
Kiedy David zaprosił ją na kolację, w pierwszej chwili chciała odmówić, bo zachował 
się wobec Iry jak natrętny nudziarz. Ale gdy spojrzał na nią przepraszająco, tymi 
swoimi czarodziejskimi oczami, jej początkowy opór rozmył się niczym zamek z 
piasku oblany morską falą.
Stanął w progu dokładnie o umówionej porze. Z obezwładniającym uśmiechem na 
twarzy wręczył jej czerwoną róŜę.
- Wyglądasz olśniewająco. Myślałem, Ŝe przejdziemy się na piechotę, jest piękna 
pogoda. To niedaleko... - Spojrzał na jej pantofle na wysokich obcasach.
- Dobrze wyglądają, ale to nie znaczy, Ŝe są niewygodne - odpowiedziała, kiedy 
wreszcie odzyskała oddech. Miał na sobie czarny garnitur, niebiesko-czarną koszulę i 
ś

wietnie dobrany krawat. - Z przyjemnością się przespaceruję.

Przeszli trzy przecznice do restauracji „Pod RóŜą", którą wybrał David. Anastazja 
dobrzeją znała, słynęła z najlepszej włoskiej kuchni w okolicy. Czy wiedział, ze to 
jedno z jej ulubionych miejsc? Na myśl o tym, Ŝe zaleŜało mu, Ŝeby ten wieczór był 
specjalny, zawirowało jej w głowie. Przyniósł róŜę. Wybrał restaurację, którą lubiła. 
Kiedy jednak weszli do środka, natychmiast spadła na ziemię.
Jedno spojrzenie na Irę i Claire, którzy rozkoszowali się romantyczną kolacją we 
dwoje, wystarczyło, Ŝeby domyślić się, o co tu naprawdę chodzi. Wpadła w furię.
- Ty podły szpiegu! Nie zostanę tu w roli twojej wspólniczki! Było jednak za późno. 
Claire i Ira juŜ ich zauwaŜyli.
- Hej, siadajcie z nami - zawołał Ira.
- Nie moŜemy... - Anastazja potrząsnęła głową.
- To się nazywa szczęście... - przerwał jej David. - Co za przypadek.
- Co za farsa - wycedziła przez zęby Anastazja. Mogła wyjść, ale nie chciała 
denerwować Claire. Poza tym zdecydowana była bronić jej przyjaciela przed jej 
wrednym wnukiem. Usiadła więc, gotując się w środku ze złości.
Kelner przyniósł dwa dodatkowe krzesła i nakrycia. Podnieśli karty z menu.
- Co zamówisz?
- Poradę adwokata - odpowiedziała z pasją.
- Nie widzę tego w menu - David odparł jej atak z ostrzegawczym błyskiem w oku.
- Kłócicie się? - spytała zmartwiona Claire.
- Jeszcze nie - odpowiedziała Anastazja. - Ale w kaŜdej chwili...
- Co ty zrobiłeś? - Claire surowym wzrokiem spojrzała na Davida.
- Ja? Dlaczego podejrzewasz, Ŝe coś zrobiłem?
- Bo dobrze cię zna - odpowiedziała za nią Anastazja.
- Tak, tak, dobrze cię znam. - Claire poklepała Davida po dłoni, a Anastazji zdawało 
się, Ŝe przez jego twarz przemknął grymas gniewu. - A teraz, mój drogi, zachowuj się.
Anastazja uśmiechnęła się. Claire, Panie, chwała jej za to, pokazała Davidowi, gdzie 
jest jego miejsce. Wątpliwe, Ŝeby taki tuman wziął sobie to na dłuŜej do serca, ale 
sprawy nie potoczyły się po jego myśli. Mogła z przyjemnością zabrać się do 
jedzenia.

* * *

- CóŜ ta Claire wyrabia? - Osowiała Hattie przysiadła na łopatce jednego z 
wentylatorów w restauracji „Pod RóŜą". - Miała zająć się swataniem Anastazji i 
Davida, a ona umawia się na randki. Po co ona to robi?
- Bo jest człowiekiem, a ty nie.
- Jasne, a ty ciągle musisz mi to przypominać.
- Przestań marudzić. - Muriel rzuciła w nią grzanką. Nie trafiła tylko dlatego, Ŝe 

background image

Hattie w ostatniej chwili zdąŜyła przykucnąć. Poprawiła kapelusz przyozdobiony 
kwiatami moreli i przejrzała się w maleńkim lusterku zatkniętym na czubku 
czarodziejskiej róŜdŜki.
- Chciałam tylko powiedzieć, Ŝe na pchlim targu wszystko przebiegało wspaniale, 
dopóki nie zjawił się ten Ira i Claire nie zaczęła z nim flirtować. Teraz David martwi 
się o babcię, a Anastazja jest na niego wściekła.
- A więc na autostradzie Ŝycia doszło do małej stłuczki. - Muriel wzruszyła tylko 
ramionami.
- Znowu buszowałaś w Internecie, co? - Betty zmierzyła siostrę karcącym wzrokiem. - 
Ostrzegałam cię przed wizytami w tym gnieździe plotkarzy.
- UŜywam go tylko dla pogłębienia swojej wiedzy. O ludzkim zachowaniu i tym 
podobnych sprawach.
- Hm, hm... - Hattie głośno chrząknęła. - MoŜe byśmy wróciły do Anastazji i Davida. 
Co teraz zrobimy?
- Gdybym była tobą, zeszłabym z tego śmigła - odpowiedziała Betty.
- Niby dlaczego?
- Bo właśnie ktoś włączył wentylator.
Ułamek sekundy później wirujące śmigło wyrzuciło Hattie w powietrze. Wylądowała 
w drugim końcu sali, na półce za barem obok butelki Jacka Danielsa. Kapelusz zakrył 
jej pół twarzy, a suknia owinęła się wokół talii, odsłaniając kolorowe majtki. Siła 
uderzenia przewróciła otwartą butelkę gazowanej wody, która polała się ciurkiem na 
zadarty nos Hattie.
- Pierwsza zasada działania dobrych wróŜek - zacytowała Muriel. - Nigdy nie pokazuj 
po sobie, Ŝe się pocisz.

* * *

- No więc dobrze - zaczął David pojednawczym tonem, kiedy znaleźli się przed 
domem. - Przyznaję, Ŝe wplątywanie cię w mój plan było nie fair...
Anastazja, idąc dziesięć kroków przed nim, odwróciła się i przez chwilę milczała, 
patrząc na niego z pogardą i ogniem w oczach.
- Mogę ci powiedzieć, co jest nie fair. To, Ŝe ty... Uff! - Bezradnym gestem wyrzuciła 
w górę ręce. - Jestem zbyt wściekła, Ŝeby z tobą rozmawiać.
- To znaczy, Ŝe nie dostanę buzi na dobranoc? - spytał z kwaśną miną.
- Och, Davidzie, Davidzie... - Ku jego zdumieniu nie rozzłościła się jeszcze bardziej, 
tylko pokręciła głową. - Jak mało mnie znasz.
Sam nie był pewien, czy spodobało mu się to, co usłyszał.
- Nie tylko cię nie pocałuję, tak jak teraz... - przyciągnęła go do siebie i na samym 
ś

rodku chodnika uraczyła ognistym pocałunkiem - ale w dodatku sprawię, Ŝe będziesz 

za tym tęsknił. - Przy drugim pocałunku przylgnęła do niego tak namiętnie, Ŝe 
odruchowo wyciągnął ręce, Ŝeby ją objąć. Ale jej juŜ nie było. Przebiegła kilka 
kroków do drzwi, a potem z hukiem je zatrzasnęła.
Popijał u siebie w mieszkaniu drugie piwo, kiedy usłyszał pukanie do drzwi. Otworzył 
ostroŜnie, z cichą nadzieją, Ŝe to Anastazja.
- Zdaje się, Ŝe spodziewałeś się kogoś innego? - Claire właściwie odczytała jego 
minę.
- Przepraszam, babciu, wejdź, proszę. Pewnie przyszłaś mnie zbesztać. - Umościł się 
z powrotem na wielkiej skórzanej kanapie.
- Oczywiście, Ŝe nie. - Usiadła obok, poklepała go po dłoni, a potem sięgnęła po 
puszkę piwa i otworzyła ją z taką wprawą, Ŝe David ze zdumienia otworzył usta. 
Nigdy przedtem nie widział babci pijącej piwo.
- Podać ci szklankę?

background image

- Nie, dziękuję. Wiem, Ŝe troszczysz się o mnie i stąd to twoje zachowanie w 
restauracji. Doceniam twoją troskę, ale naprawdę nie masz się o co martwić. Nigdy 
nie marzyłam, Ŝeby powtórnie wyjść za mąŜ.
Uspokojony, wypił następny łyk piwa.
- Jeśli się ma stałą rentę, o wiele rozsądniej jest po prostu mieszkać we dwoje - 
powiedziała wesoło. - Z finansowego punktu widzenia formalne małŜeństwo jest 
niekorzystne w naszej sytuacji.
David tak się zakrztusił, Ŝe Claire musiała uderzyć go w plecy.
- Och, mój drogi, widzę, Ŝe cię zaszokowałam.
- śebyś wiedziała! - warknął wściekle.
- Trudno, po prostu będziesz musiał się z tym pogodzić - powiedziała bez cienia 
skruchy. - I przestań się o mnie martwić. Raczej zajmij się Anastazją. To twoja 
przyszłość.
Raczej mój upadek, to bardziej prawdopodobne, pomyślał ponuro.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

- To musi być gdzieś tutaj - mruknął do siebie David, wpatrując się w plany budynku. 
Oświetlenie w piwnicy nie było najlepsze, ale wystarczyło, Ŝeby odnaleźć znaki na 
ś

cianach. Sprawdził juŜ, z czego są zbudowane, a najtrudniejsze zostawił na koniec. 

Wschodnia ściana była zasłonięta przez urządzenia ogrzewcze i klimatyzacyjne.
JeŜeli rzeczywiście na dole znajdowało się jakieś ukryte pomieszczenie, to Chester 
dobrze je zakamuflował. A jeśli tak, to nielegalny szynk był równie dobrze 
zamaskowany i pewnie nigdy nie stał się obiektem policyjnego nalotu. David 
przewertował kilka ksiąŜek o prohibicji w Chicago i znalazł w nich trochę informacji 
o „Chesty" Fergusonie, ale były to najwyŜej dwuzdaniowe wzmianki, pozostające w 
cieniu opowieści o najsławniejszym gangsterze tamtych czasów, Alu Capone.
Jeszcze raz pochylił się nad planami, kiedy usłyszał nad sobą przeraźliwy hałas, jakby 
do cukierenki na parterze wpadła banda ludzi. Była niedziela i nie spodziewał się Ŝad-
nych robotników.
Na górze zastał kompletny chaos. A w jego centrum Anastazję, wydającą rozkazy 
swoim Ŝołnierzom.
- Okay, Ryan i Jason pomalują sufit. Courtney i Heather przyłoŜą tapety do ściany. 
Musimy w końcu wybrać jedną z tych dwóch i zacząć je przyklejać. Mama i tata 
pójdą ze mną do kuchni pomóc Claire.
Wylewając z siebie nieprzerwany potok słów, Anastazja cofała się powoli, aŜ w 
końcu wpadła prosto na Davida.
- Przepraszam... - Spojrzała na niego przez ramię, wyraźnie zaskoczona. - Nie 
wiedziałam, Ŝe dzisiaj tu przyjdziesz. Wspominałeś coś o wolnym dniu.
O co jej chodzi, co ona knuje? Ma minę, jakby czuła się winna. A moŜe to zwykła 
konsternacja? Przez ostatni tydzień celowo go unikała. Tęsknił za nią. I to bardzo.
- Co tu się dzieje? - zapytał w końcu.
- Nic, czym musiałbyś się martwić. Wracaj do piwnicy i rób swoje. Na nas w ogóle 
nie zwracaj uwagi.
- Nie ma mowy - zapewnił ją skwaszonym tonem.
- Nie zamierzasz nas przedstawić? - zapytała przytomnie Shirley Knight, matka 
Anastazji.
- Oczywiście. Mamo, to jest David Sullivan, wnuk Claire, ale nie moŜe teraz z nami 
porozmawiać, bo ma coś bardzo waŜnego do zrobienia na dole - wyrzuciła z siebie 
jednym tchem.
- Czy jest Ŝonaty? - spytała Shirley, która nie zwykła niczego owijać w bawełnę.
- Mamo!
Davidowi spodobało się zakłopotanie Anastazji. Wyczytała to z jego uśmiechu i 
poczuła, Ŝe się czerwieni. Nienawidziła tego. Do diabła, była przecieŜ dorosła. JuŜ 
dawno powinna przywyknąć do zagrywek mamy. Problem w tym, Ŝe nie przywykła 
do Davida, i do tego, jak na nią działa.
- Nie jestem Ŝonaty - odpowiedział uprzejmie.
- Jak to miło. - Shirley rozpromieniła się.
Anastazja odetchnęła z ulgą, kiedy przyłączył się do nich tata, choć ograniczył się do 
jednej kpiącej rady:
- A teraz biegnij, synu, póki jeszcze masz szansę. Jestem ojcem Anastazji. Bob 
Knight.
Jego ostatnie słowa zagłuszyły dźwięki „Everybody Loves Somebody" Deana 
Martina.
- Tato, prosiłem cię, Ŝebyś zostawił swoje płyty w domu! - krzyknął Jason.
- I zostawiłem. To jest kaseta. - Bob wskazał nie bez dumy głośnik magnetofonu, po 

background image

czym pogrąŜył się w dyskusji z synami, z których Ŝaden nie podzielał jego miłości do 
Deana.
- Kochanie - upomniała go Ŝona - nie bądź taki irytujący, wiesz przecieŜ, jak to 
wszystkich draŜni.
Na szczęście oddaliła się tuŜ za nim.
- Chyba powinnam cię wcześniej ostrzec, Ŝe przyjdzie moja rodzina, Ŝeby pomóc 
Claire, ale pomyślałam, Ŝe to będzie dla ciebie niełatwe przeŜycie.
- Dlaczego tak pomyślałaś?
- Nikt zdrowy na umyśle nie zniesie łatwo spotkania z całą moją rodziną. Mówiąc 
oględnie, potrafimy być kłopotliwi.
- Sądzisz, Ŝe nie umiem sobie radzić w trudnych sytuacjach?
ZauwaŜyła w jego oczach szatańskie błyski i trochę ją to poruszyło. CzyŜby flirtował 
z nią? Na oczach jej rodziny?
Kiedy się znienacka pojawił, serce podeszło jej do gardła. Tylko dlatego, Ŝe dobrze 
znała swoją mamę i wiedziała, jak zareaguje. Zawsze tak się zachowywała, kiedy 
widziała swoją jedyną córkę w towarzystwie męŜczyzny przed sześćdziesiatką. No, 
moŜe nie zawsze. Zaczęło się, tak naprawdę, kiedy Jason i Ryan szczęśliwie się 
poŜenili. Przedtem była całkiem zrównowaŜona.
Owszem, zdarzył się jeden wyskok, kiedy miała dość ojca i wyrzuciła go na kilka dni 
do Jasona. Ale potem państwo Knight znowu byli parą zakochanych gołąbków, moŜe 
nawet bardziej niŜ kiedykolwiek. Dramat zaczął się po ślubie Jasona w zeszłym 
miesiącu. Mama zwariowała na punkcie Anastazji i jej stabilizacji.
Widząc, co się dzieje, jej bracia z miejsca zaczęli wtrącać swoje trzy grosze, świetnie 
się przy tym bawiąc. Właśnie dlatego postanowiła chronić Davida przed wyskokami 
swojej rodziny.
Znając jego przewrotność, nie powinna się jednak dziwić, Ŝe czując pismo nosem, 
tym bardziej uparł się zostać.
- Proszę bardzo, zostań tu, jeśli chcesz. Tylko mi potem nie mów, Ŝe cię nie 
ostrzegałam.
- Obiecuję.
Jakby na potwierdzenie tego, co myślała o swoich braciach, przyłączył się do nich 
Jason.
- JeŜeli wyprowadzisz z równowagi moją siostrę, natychmiast jesteś moim 
przyjacielem. Jason Knight.
- Brat waŜniak - nie omieszkała dodać Anastazja.
- A ja jestem jego Ŝoną, Heather Grayson-Knight - przedstawiła się kobieta, która 
stanęła u boku Jasona.
- Gwiazda radiowa, prowadzi „Miłość w opałach" - uzupełniła Anastazja.
- Nieczęsto słucham radia - przyznał ze skruchą David.
- David jest absolwentem Wydziału Tępienia Zabawy. W przeciwieństwie do mojego 
brata Ryana, który ma ogromne poczucie humoru. UwaŜaj, nie pij przy nim czekolady 
z mlekiem.
- Lepiej nie pytaj - poradził Jason, widząc skonsternowaną minę Davida.
- Hej, wszystko słyszałem. - Podszedł do nich Ryan. -Ten wypadek z tapetą 
przydarzył się wieki temu.
- Pewnych rzeczy nigdy się nie zapomina - stwierdziła powaŜnie Anastazja.
- I niektórych ludzi. - Ryan spojrzał czule na kobietę, która objęła go w pasie.
- Ryan ma na myśli swoją Ŝonę. Był tak głupi, Ŝe pozwolił jej kiedyś odejść. Ale teraz,
starszy i mądrzejszy, naprawił swój błąd.
- Ryan nigdy nie przyznaje się do błędów. Cześć, jestem Courtney, jego lepsza 
połowa.

background image

- I tu masz rację - zgodził się Ryan.
- Anastazjo, moim zdaniem to genialny pomysł z tą cukierenką z lodami - 
powiedziała Heather. - Powiem coś o tym w swojej audycji.
- JuŜ wiesz, dlaczego te dwie dziewczyny tak się lubią - oświecił Davida Jason.
- Ja teŜ uwaŜam, Ŝe to dobry pomysł - wtrąciła się Courtney.
- Słusznie, nie dwie, tylko trzy - poprawił się Jason. - Dobrały się jak w korcu maku.
David zauwaŜył, jak bardzo te trzy kobiety róŜnią się urodą. Wysoka i szczupła 
Courtney była jasną blondynką, niŜsza od niej Heather miała kasztanoworude włosy 
do ramion. Anastazja miała w sobie coś wyjątkowego, jakąś niezwykłą energię, jakby 
była samoistnym Ŝywiołem natury. Jej złote oczy hipnotyzowały go, a bujne 
kasztanowe włosy budziły pokusę, Ŝeby zanurzyć w nich palce.
- Dosyć tego - upomniała braci. - Nie zaprosiłam was tutaj na pogaduszki.
- Wcale nas nie zapraszałaś - zaprotestował Ryan. - Ty nam rozkazałaś tu przyjść, o 
ile mnie pamięć nie myli.
- Jesteście moimi braćmi. Moją rolą jest trzymać was w karbach.
- Myślałem, Ŝe po to mamy Ŝony. Au! - Dostał kuksańca od Courtney. - Co ja takiego 
powiedziałem? Lepiej juŜ sobie pójdę.
- Dlaczego zagoniłaś swoją rodzinę do roboty? - spytał David, kiedy został sam na 
sam z Anastazją.
- Nie słuchaj Ryana, oni naprawdę chcieli pomóc. Doszłam do wniosku, Ŝe przydadzą 
nam się dodatkowe ręce do pracy. Do otwarcia zostały tylko dwa tygodnie, a my jeste-
ś

my w lesie. Mimo Ŝe urabiasz sobie ręce po łokcie.

Prawda była taka, Ŝe ten remont sprawiał Davidowi ogromną satysfakcję. KaŜdego 
dnia rano ledwie otworzył oko, zrywał się z łóŜka. Przypomniał sobie po wielu latach, 
jaką przyjemnością moŜe być fizyczna praca.
- Jesteś zły, Ŝe poprosiłam ich o pomoc?
- Nie, oczywiście, Ŝe nie. Miałaś rację, przydadzą nam się dodatkowe ręce do pracy.
Uraczyła go jednym ze swoich profesjonalnych uśmiechów bibliotekarki i niemal w 
tym samym momencie jęknęła na dźwięk „Welcome to my World" Deana Martina.
- Tato! Nie tak głośno!
- MoŜe powinnaś namówić moją babcię, Ŝeby włączyła taśmę z Bruce'em 
Springsteenem?
- Ooo? ZauwaŜyłeś...?
- Trudno było nie zauwaŜyć, skoro jej muzyczne gusty ograniczały się dotąd do 
piosenek z lat pięćdziesiątych - odpowiedział z przekąsem.
- Puściłam kiedyś kasetę z Bruce'em w samochodzie, i to wszystko. Spodobała jej się.
- Powiedziała mi to. Powiedziała teŜ, Ŝebym pilnował swoich spraw i odczepił się od 
niej i od Iry.
- Ja teŜ ci to mówiłam.
- Tak, ale jej posłuchałem.
- Dobra, punkt dla ciebie.
- Więc nie jesteś juŜ na mnie wściekła?
- Czy ty nie próbujesz przypadkiem przeciągnąć mnie na swoją stronę? Po to, Ŝeby 
skutecznie zaatakować Claire? - Patrzyła na niego podejrzliwie.
- Klnę się na Ŝycie, Ŝe nic takiego nie przyszło mi do głowy - przysiągł najzupełniej 
powaŜnie.
Przypomniała sobie, Ŝe kiedyś juŜ tak na nią patrzył - uwodząc męskim czarem i 
wyrzutami sumienia. Tym razem jednak przysięgał tak Ŝarliwie, Ŝe postanowiła mu 
zaufać.
- Dajmy temu spokój, ale jeśli jeszcze raz nabruździsz, masz u mnie przechlapane.
- Jak na bibliotekarkę, ciekawie dobierasz słowa.

background image

- To skutek oglądania „Trzech Fagasów".
- Anastazjo - zawołała Claire - mam zamiar wykorzystać twoich rodziców do pomocy 
w kuchni.
- Śmiało! - odpowiedziała ze śmiechem, a potem wyjaśniła Davidowi: - Mama będzie 
ubijała lody, a tata ma je degustować. Twoja babcia ciągle eksperymentuje, szuka ory-
ginalnych smaków.
- Wiem, wiem - zaśmiał się rozbawiony. - Unikaj brzoskwiniowo-miętowo-
orzechowych.
- To jeszcze nic. W dawnych czasach robili lody o smaku zupy z ostryg albo 
szparagów. Delmonico z Nowego Jorku miał w swoim repertuarze pumpemiklowe z 
ryŜowego ciasta!
- Moim zdaniem, waŜniejsza od nowych smaków jest dobra nazwa dla tej cukierenki.
- Wszystko słyszałam! - Claire pojawiła się z łyŜką lodów. - Masz, spróbuj.
- Co to jest? - David przyglądał się im nieufnie.
- Lody.
- Jaki smaa... - nie zdąŜył skończyć, bo babcia wepchnęła mu łyŜkę do ust.
- Rozpływają się w ustach. Bob uwaŜa, Ŝe są smaczne, prawda, Bob? - zapytała, 
odwracając się przez ramię do ojca Anastazji.
- Pyszne. Chyba będę musiał popuścić trochę pasa, zanim stąd wyjdę.
- Rzeczywiście, ciekawe - przyznał David. - Co to za smak?
- śurawiny.
- Nie lubię Ŝurawin - skrzywił się jak kapryśne dziecko.
- A jak nazywa się twoja cukierenka? - Bob zwrócił się do Claire.
- Nie ma jeszcze nazwy.
- Co byście powiedzieli na „MacRoŜek"? - Ryan oderwał się na chwilę od malowania 
i rzucił swój pomysł.
- A „Cafe Ambrozja"? - zaproponowała Heather znad stołu, przy którym rozwijały z 
Courtney rolki tapet.
- Albo „Retro pod Sułtańskim Pucharkiem" - dorzucił swoje Jason.
- To jest to! - krzyknęła z entuzjazmem Claire, wymachując rękami. - To jest nazwa, o 
jaką mi chodziło. Retro... wspaniale, sprawa załatwiona.
- NajwyŜsza pora - zauwaŜył David. - Do uroczystego otwarcia pozostały dwa 
tygodnie.
- Zaraz zadzwonię do szyldziarza. „Retro pod Sułtańskim Pucharkiem" - powtórzyła. -
Tak, to brzmi dobrze.
Kiedy rodzina Anastazji wychodziła, było juŜ prawie ciemno.
- Doprawdy nie znajduję słów, Ŝeby podziękować wam za pomoc - rozpływała się w 
uprzejmościach Claire.
- Po to ma się rodzinę i przyjaciół.
- Nie mam lepszych przyjaciół od ciebie. - Uścisnęła mocno Anastazję. - Dzięki 
rodzinie Knightow „Retro" ma juŜ nazwę i tapety na ścianach. - A gdzie jest David?
- Jakąś godzinę temu poszedł na dół - odpowiedziała Anastazja, przypominając sobie 
z ulgą, Ŝe czmychnął nie zauwaŜony przed drugą rundą inkwizycyjnych pytań mamy.
- Ten biedny chłopak nigdy nie odpoczywa.
- Kiedy któregoś dnia zapytałam go, w co wierzy, odpowiedział, Ŝe w cięŜką pracę i w 
baseball. Nie w marzenia. Mówił, Ŝe jego tata zaryzykował wszystko dla jakiegoś głu-
piego pomysłu, a reszta rodziny musiała za to płacić.
- Coś takiego! - Wstrząśnięta Claire przyłoŜyła dłoń do ust. - Nie miałam pojęcia, Ŝe 
patrzy na to w ten sposób. To prawda, Ŝe mój syn był marzycielem i niezbyt dobrze 
planował swoje finansowe poczynania, ale przecieŜ w Ŝaden sposób nie mógł 
przewidzieć, Ŝe zginie razem z Ŝoną w czołowym zderzeniu. To nie on spowodował 

background image

ten wypadek.
- Czy David wie o tym?
- Tak, wiele razy mu to powtarzałam, ale on potrafi być potwornie uparty, jeśli wbije 
sobie coś do głowy.
- To nie to... - mruknęła posępnie Anastazja. - Powiedział mi, Ŝe wśród analityków 
poŜarów nie ma zbyt wielu marzycieli. Sądzę, Ŝe to praca tak na niego działa.
- MoŜe masz rację. Mam nadzieję, Ŝe ten urlop dobrze mu zrobi, Ŝe trochę odetchnie, 
ale przecieŜ nie odpoczął za bardzo, pracując tutaj całymi dniami. A teraz jeszcze 
zszedł do piwnicy.
- Jakieś poprawki?
- Nie, coś tam sobie dłubie dla zabawy.
- Nigdy nie widziałam, Ŝeby się bawił... Chyba musiał tam coś odkryć, coś, co go 
zainteresowało. - Sama nie pozbawiona wyobraźni, zaczęła się zastanawiać, co to 
moŜe być. - Chodźmy tam.
Znalazły go w odległym kącie piwnicy. Obstukiwał jedną ze ścian i w ogóle 
zachowywał się podejrzanie. Miał rozpalony wzrok i nie zauwaŜał ich obecności. To 
nie był człowiek zajęty poprawkami remontowymi, to był facet z misją - a misje nie 
tak wiele dzieli od marzeń.
- Czy właśnie w ten sposób się bawisz? - spytała wesoło Anastazja. - A jeśli tak, to 
czy moŜemy się przyłączyć?

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

David aŜ podskoczył. Potem powoli się do nich odwrócił.
- Ho, ho - przekomarzała się Anastazja. - Spójrz tylko na ten wyraz winy w jego 
oczach, Claire. Chyba przyłapałyśmy go na poszukiwaniu skarbów.
- Kiedy był małym chłopcem, uwielbiał ich szukać - powiedziała z czułością w głosie 
Claire.
- Naprawdę? Nigdy bym nie pomyślała. A jakiego skarbu szukasz w tej piwnicy, 
Davidzie? - Anastazja podeszła do planów.
- Nie szukam skarbu.
- A powinieneś - stwierdziła Claire. - Ten dom ma pasjonującą historię.
- Słyszałaś o tym? - Zdziwiony spojrzał na babcię.
- KrąŜą plotki, Ŝe w tej kamienicy mieścił się kiedyś nielegalny szynk.
- Nie Ŝartujcie! - wykrzyknęła Anastazja. - Dlaczego Ŝadne z was nic mi nie 
powiedziało?
- Babcia nie Ŝyczyła sobie, Ŝebyś obstukiwała kaŜdą ścianę w poszukiwaniu ukrytych 
pomieszczeń - wyjaśnił z przekąsem David.
- Dlaczego miałabym to robić?
- A więc tym się zajmujesz się w piwnicy... - Claire westchnęła z ulgą.
- Co miałaś na myśli? - Anastazja zerkała to na Claire, to na Davida.
- David coś odkrył - odpowiedziała Claire. – Powiedz jej.
- Nic specjalnego. Odkryłem tylko metrową róŜnicę między wymiarami na planach a 
rzeczywistym obrysem piwnicy. Prawdopodobnie to zwykła pomyłka.
- I dlatego opukujesz ściany? - spytała Anastazja.
- Szuka tajnego magazynu. - Claire broniła Davida.
- A moŜe sprawdzam, czy nie ma tu termitów.
- To dom z cegły, a kontrola sanitarna wykluczyła jakiekolwiek robactwo.
- No więc dobrze, szukam tajnego magazynu.
- Nie musisz o tym opowiadać, jakbyś popełnił jakąś zbrodnię - powiedziała łagodnie 
Anastazja. - To jest w porządku. To jest bardzo podniecające. To...
- Prawdopodobnie wielkie nic. - Postanowił sprowadzić ją na ziemię. - Przypomnij 
sobie, jaka wpadka przydarzyła się Geraldo Rerze, kiedy w telewizyjnym programie 
na Ŝywo otworzył sejf Ala Capone. W środku nie znalazł niczego interesującego.
Nawet wtedy, gdy David to mówił, Anastazja widziała błysk w jego oczach i 
wiedziała - niewaŜne, czy chciał się do tego przyznać, czy nie - Ŝe porwało go coś, co 
nie było niczym innym niŜ marzeniem poszukiwacza skarbów.
Nie potrafiła się powstrzymać. Podeszła i uścisnęła go.
- Jestem z ciebie dumna - szepnęła mu do ucha. Spojrzał na nią zakłopotany, a potem 
dodał z typową dla siebie ostroŜnością:
- Nie ma sensu, Ŝebyś robiła sobie zbyt wielką nadzieję.
- Chłodny rozsądek nigdy nie był moją specjalnością.
- Uśmiechnęła się zalotnie.
Nie miała stuprocentowej pewności, ale mogłaby przysiąc, Ŝe mruknął do siebie: „I 
dzięki Bogu".

* * *

- Zaczyna się łamać. - Betty dosłownie cmoknęła z zadowolenia. - Mówiłam wam, Ŝe 
pokusa tajemnego magazynu przywróci w nim wiarę w marzenia.
- Ciągle nie mogę dopatrzyć się związku... - wyznała Hattie ze szczytu zawile 
rzeźbionej kolumienki baru.
- On szuka skarbu - wyjaśniła Betty. - Dokładnie tak, jak robił to w dzieciństwie.

background image

- PrzecieŜ nasze zadanie polega na połączeniu Anastazji z przeznaczonym jej 
męŜczyzną, a nie na skłonieniu Davida, Ŝeby uwierzył w marzenia - upierała się 
Hattie.
- śeby udało się to pierwsze, musimy dokonać drugiego.
- To zaczyna być strasznie skomplikowane. - Hattie potarła czoło magiczną róŜdŜką. - 
Wiecie, co myślę o komplikacjach. Nie lubię ich.
- Nie lubisz teŜ koloru khaki - przypomniała jej Muriel - ale to nie zmienia ogólnej 
postaci rzeczy. Prawda jest taka, Ŝe David musi uwierzyć w marzenia, zanim połączy 
się z Anastazją w szczęśliwym Ŝyciu aŜ do grobowej deski.
- ZałoŜę się, Ŝe aniołowie stróŜe nie muszą wplątywać się w takie sytuacje. Na pewno 
mają od nas lŜejsze Ŝycie. Bez porównania... - westchnęła rozmarzona. - Z tymi 
pięknymi, eleganckimi skrzydłami. Nie takimi, jak nasze małe skrzydełka, krótkie i 
niezgrabne.
- Mówiłam ci, Ŝe nasze skrzydła są równie aerodynamiczne jak skrzydła anielskie - 
tłumaczyła jej Muriel. – Poza tym nie masz na co narzekać. Nie tylko ty chorujesz na 
uszy i przez to masz trudności z lataniem. Ja teŜ bez przerwy tracę równowagę.
- ZałoŜę się - Hattie wymachiwała róŜdŜką, uradowana z myśli, która właśnie wpadła 
jej do głowy - Ŝe dokładnie z tego powodu wysypałam na Anastazję zbyt wiele pyłu 
odpowiedzialnego za inteligencję i Ŝywiołowy charakter. Musiałam chorować na 
zapalenie ucha!
- Zręczna wymówka, ale wysypałaś ten pył, bo, jak zwykle, popisywałaś się jak na 
scenie. Paradowałaś z tą śmieszną aksamitną poduszką, która...
- Ona wcale nie jest śmieszna! - zaprotestowała Hattie. - To aksamit w kolorze 
królewskiej purpury, z falbaną z przezroczystego szyfonu, przetykanego złotymi i 
purpurowymi nitkami.... A na środku przepiękne złocone naczynie z cherubinami.
- Właśnie - zakpiła Muriel. - Dokładnie tak, jak mówiłam. Śmieszna ostentacja. To 
nie twój brak równowagi zawinił, tylko ta poduszka. Oczywiście na koniec występu 
rzuciłaś w naszą stronę triumfalne spojrzenia, jakŜe by inaczej, i ta krótka chwila 
dekoncentracji wystarczyła, Ŝeby poduszka z naczyniem przechyliła się...
- Co za bzdury! - krzyknęła Hattie. - Tak, jakbyś mogła pamiętać to wszystko, z 
najdrobniejszymi szczegółami, po trzydziestu trzech latach.
- Dla dobrych wróŜek to jak mgnienie oka.
- Hej, dość tego! - warknęła Betty. - MoŜe byśmy wróciły do Anastazji i Davida? Tak 
jak przypuszczałam, jego babcia okazała się niezwykle przydatna. Widziałyście, jak 
złagodniała twarz Anastazji, gdy Claire wspomniała, Ŝe jej wnuk szukał w 
dzieciństwie skarbów?
Hattie i Muriel zgodnie skinęły głowami.
- To dobrze. A więc trzymamy się naszego planu, pamiętając, Ŝe zgranie w czasie jest 
wszystkim. JeŜeli David odkryje ten magazyn za wcześnie albo za późno, nie 
osiągniemy tego, co chcemy. Zrozumiano?
- Hm, a skąd będziemy wiedziały, kiedy nastąpi ta właściwa chwila? - spytała Hattie.
- Twoim zadaniem jest to wiedzieć.
- Czyli moje zadanie polega na robieniu rzeczy, których nie potrafię robić.
- Kiedy nadejdzie ta chwila, rozjarzy się twoja magiczna róŜdŜka - pocieszyła ją 
Betty.
- Zakładasz, Ŝe ona to zauwaŜy - zadrwiła Muriel. - Pamiętaj, Ŝe to ona nie włoŜyła 
okularów i dlatego poprowadziła nas przez niebo złą drogą.
- A ty byś potrafiła zrobić to lepiej - oburzyła się Hattie. - Myślałby kto!
- Potrafiłabym.
- A jednak teŜ ci się nie udało, więc moŜe byś się zamknęła! - Hattie sfrunęła do 
Muriel na marmurową ladę i podwinęła rękawy swojej złotej szyfonowej sukni. - 

background image

Mam juŜ dość wałkowania tego tematu! Wara ode mnie!
Ku zdumieniu Hattie, Muriel uśmiechnęła się i czule ją przytuliła.
- To mi się podoba! Wreszcie nauczyłaś się bronić swojego zdania i walczyć jak 
przystało dobrej wróŜce. Moje gratulacje! Teraz wiem, Ŝe jesteś moją siostrą.
- I moją. - Betty przyłączyła się do wzajemnych uścisków.
- UwaŜajcie na mój kapelusz! Jeśli macie taki dobry nastrój, to pozwólcie mi zmienić 
wystrój tego wnętrza. Tylko trochę. Spójrzcie, wszystko jest czerwone, białe albo 
niebieskie. Czuję się jak na planie filmowym „Przeklętych Jankesów". Tu potrzeba 
więcej lawendowego i róŜowego.
Jednym machnięciem czarodziejskiej róŜdŜki Hattie podarowała ścianom lawendowo-
róŜowe pasy.
- Daj spokój - powiedziała Betty, przywracając poprzednie kolory. - Do stu petunii, 
jesteś dobrą wróŜką, a nie zwariowaną malarką. Oszczędzaj magię na powaŜniejsze 
sprawy.

* * *

- Wiesz przynajmniej, skąd wracam? - Anastazja siedziała na swoim 
najwygodniejszym krześle, z kotem zwiniętym na kolanach, wlepiającym w nią 
niebieskie oczy. - Wcale nie bronię myszy, która cię dręczy. Po prostu mój brat miał 
kiedyś w domu myszkę, więc nie mogę jej tak zwyczajnie zabić. - Przerwała, Ŝeby 
podrapać uszy Xeny, co kotka uznawała za najczulszą pieszczotę. - Nie zrozum mnie 
ź

le, denerwuje mnie ta mysz tak samo jak ciebie. AŜ trudno uwierzyć, Ŝe miała 

czelność znowu się tu pokazać. Kiedy następnym razem wpadnie do pułapki, 
wywiozę ją gdzieś daleko. No, moŜe nie za daleko, bo kiedy jest uwięziona, dostaje 
szału, a nie chcę, Ŝeby zrobiła sobie coś złego.
Kotka zamruczała, Anastazja mówiła więc dalej.
- Nie myśl sobie, Ŝe tylko ty jesteś tu rozstrojona. Wejdź w moją skórę. David 
doprowadza mnie do obłędu. Najpierw myślałam, Ŝe jest niemoŜliwy, potem, Ŝe budzi 
jakieś nadzieje, a w końcu dochodzę do wniosku, Ŝe jest czarujący i seksowny. Co się 
ze mną dzieje?
Anastazja rozglądała się po pokoju, jakby szukała odpowiedzi na to pytanie w jakimś 
kącie. Celowo zostawiła w salonie duŜo wolnej przestrzeni, Ŝeby te nieliczne meble 
mówiły same za siebie. Kolorowy marokański stół powinien gryźć się z obitymi 
kwiecistym perkalem krzesłami, ale się nie gryzł. Podobnie jak „Milczenie jest 
złotem", drewniana rzeźba Balinese'a przedstawiająca maskę z palcem przytkniętym 
do ust, współgrała z plakatami i reprodukcjami ilustracji z jej ulubionych ksiąŜek dla 
dzieci.
Niestety nie znalazła odpowiedzi nigdzie w pokoju, podsumowała więc swój 
monolog.
- Wiesz, Ŝe David mnie pocałował, a potem pozostawił w zawieszeniu. No tak, tego 
wieczora, kiedy zabrał mnie do restauracji, to ja go pocałowałam i pozostawiłam w 
zawieszeniu. Czyli wyszło na remis. Coś mi jednak mówi, Ŝe to do mnie naleŜy 
następne posunięcie. Powinnam coś zrobić, prawda? A nie siedzieć tu i marudzić. No 
dobrze, dzwonię do niego.
- Jesteś zajęty? - spytała, ledwie dając mu szansę na powiedzenie „halo".
- To zaleŜy, dlaczego pytasz? - odpowiedział ostroŜnie.
- Spotkaj się ze mną za pół godziny w cukierence, to się dowiesz. - Jej niski głos 
zdawał się wiele obiecywać.
Zderzyła się z nim na schodach prowadzących do piwnicy. Przed wyjściem z domu 
przebrała się w wygodną sukienkę ze sztucznego jedwabiu w bursztynowym kolorze. 
Jej miękkie sandały skrzypiały cichutko, gdy balansowała na stopniu, starając się 

background image

odzyskać równowagę.
David objął ją ramionami, Ŝeby nie upadła, ale zaraz potem usłyszała jego wyniosły 
głos.
- Za szybko chodzisz.
- ZauwaŜyłeś, Ŝe masz zadatki na despotę? - Cofnęła się o krok, Ŝeby otworzyć drzwi 
do „Retro" kluczem, który dostała od Claire. David teŜ miał klucz, ale ona była przy 
drzwiach pierwsza.
- Ja? - zdziwił się David, wchodząc za nią do środka. - A co powiesz o sobie? To ty 
lubisz wszystkim rozkazywać.
- Nieprawda.
- Pamiętasz, jak ustawiałaś swoich braci?
- Bracia się nie liczą. - Włączyła witraŜowe lampy za barem, które rozproszyły mrok 
ciepłym światłem. - W dzieciństwie to oni bez przerwy mi rozkazywali. Szczególnie 
Jason. Właśnie dlatego przyrzekłam sobie, Ŝe kiedy dorosnę, nikt nie będzie mi 
mówił, co mam robić. Nie wyobraŜasz sobie, co to znaczy wychowywać się z 
przemądrzałymi braćmi.
- Rzeczywiście, nie wyobraŜam sobie.
- Przepraszam, twoje dzieciństwo bardzo róŜniło się od mojego. - Anastazja 
uświadomiła sobie, Ŝe David dorastał nie tylko bez Ŝadnego rodzeństwa, ale i bez 
rodziców.
- Miałem szczęście, Ŝe dziadek i babcia byli tacy wspaniali. Dziadek zmarł na zawał 
parę dni po tym, jak skończyłem college. Nie miałem najmniejszego pojęcia, Ŝe był 
kiedyś sprzedawcą lodów i wody sodowej, i Ŝe poznali się z babcią w cukierence z 
lodami. Dowiedziałaś się o tym wcześniej niŜ ja.
Zrozumiała, Ŝe trafiła na jego czuły punkt, i postanowiła go rozweselić.
- Tak, czasami bywam trochę wścibska.
- Umiesz słuchać.
- Mogę cię tego nauczyć. Zaczniemy dziś wieczorem. Potrzebne będą lody i 
wyobraźnia. Ale stawiam jeden warunek - Ŝe będziesz trzymał ręce przy sobie. 
UwaŜasz, Ŝe ci się uda? To będzie test na silną wolę.
- Jestem znany z silnej woli.
- Tak teŜ myślałam. Więc coś takiego... - uraczyła go serią delikatnych pocałunków w 
brodę - wcale cię nie bierze, prawda?
- Nie. - Jego głęboki głos wydał jej się bardziej ochrypły niŜ zazwyczaj. I jeszcze 
bardziej podniecający.
Anastazja uśmiechnęła się tajemniczo. Właśnie na to czekała. Mógł sobie mówić na 
schodach, Ŝe jest za szybka, ale nie przewidywała, Ŝeby dziś wieczorem uskarŜał się 
na jej śmiałość.
- Więc na czym ma polegać ta wielka niespodzianka? - zapytał David.
- Stań za ladą, to zobaczysz. No, moŜe nie do końca zobaczysz, bo muszę zasłonić ci 
oczy.
- Czy w planie jest teŜ jedwabna pościel i kajdanki? - spytał z nadzieją w głosie.
- Nie. A liczyłeś na to?
- MoŜe...
- Niedobrze. Musisz wytęŜyć wyobraźnię. - Nachyliła się i przewiązała mu oczy 
jedwabną chustką, którą zdjęła z szyi. - Nie podglądaj!
- Nie masz chyba zamiaru robić niczego, czego nie powinny oglądać niepowołane 
oczy? - zapytał niespokojnie, ale i z tonem nadziei w głosie.
- Na przykład rozbierać się, to miałeś na myśli?
- Tak, coś w tym rodzaju...
- Oczywiście, Ŝe nie.

background image

- Szkoda.
- Dobrze, zaczniemy od krótkiej lekcji biologii - zaśmiała się.
- Brzmi obiecująco.
- Czy wiesz, Ŝe na twoim języku znajduje się dziewięć tysięcy kubeczków 
smakowych, a kaŜdy z tych maleńkich kubeczków zawiera od dziesięciu do piętnastu 
receptorów, które mówią mózgowi, czy coś jest słone, kwaśne czy słodkie?
Zaprzeczył ruchem głowy. Wiedział tylko, Ŝe rozmowa o języku budzi w nim 
szczególny rodzaj głodu. Wyobraził sobie, jak zlizuje z jej nagiego ciała roztapiające 
się lody. I na tym prawdopodobnie polega jej plan. Chce doprowadzić go do 
szaleństwa. Dobrze, we dwoje moŜna w to grać.
Wyciągnął po omacku ręce. Miał szczęście, chwycił jej dłoń. Podniósł ją do ust i 
polizał między palcami.
- Mmm, słodkie i słonawe. Wszystkie dziewięć tysięcy kubeczków smakowych mówi 
mi to samo.
RozłoŜył jej palce i dotarł do wewnętrznej strony dłoni. Prześliznął się językiem po 
całej powierzchni, licząc na to, Ŝe Anastazji zmiękną kolana.
Musiała odetchnąć kilka razy, zanim zdołała cokolwiek powiedzieć.
- Jesteś gotowy, Ŝeby spróbować tych smakołyków?
- Bardziej niŜ gotowy - zachrypiał.
- Otwórz usta.
Rozchylił wargi, gotów przyjąć jej usta w gorącym pocałunku. Ale ona wsunęła mu 
do ust małą plastikową łyŜeczkę z czymś zimnym i smacznym.
- Nikt na świecie nie ma stuprocentowej pewności, gdzie i kiedy ukręcono pierwsze 
lody - opowiadała - ale istnieje wiele ciekawych historii o ich pochodzeniu. Mówi się, 
Ŝ

e w pierwszym wieku naszej ery cesarz Neron tak za nimi przepadał, Ŝe kazał sobie 

sprowadzać śnieg z Alp.
David zaczynał rozumieć, na czym polega uzaleŜnienie. Stawał się coraz bardziej 
uzaleŜniony od jej głosu. Ta baśniowa Szeherezada musiała mieć głos podobny do 
głosu Anastazji.
- Cały miesiąc trwał transport śniegu do Rzymu. Neron jadał go z sokami owocowymi 
i z miodem. To, czego teraz próbujesz, to wiśniowy sorbet.
Smak wiśni i wyobraźnia kazały mu myśleć o jej wargach i o tym, jak by smakowały 
po zimnym sorbecie. Nim zdąŜył pogrąŜyć się w erotycznych fantazjach, włoŜyła mu 
do ust następną porcję.
- Legenda głosi, Ŝe Marco Polo powrócił z Chin z przepisem na mroŜoną śmietanę. 
Stała się znana jako gelati, czyli lody. To, czego teraz próbujesz, to aromatyczna 
francuska wanilia. Kiedy Katarzyna Medycejska przyjechała do Francji, Ŝeby poślubić 
króla, przywiozła ze sobą własnego szefa kuchni, który potrafił przyrządzić gelati, i 
odtąd Francuzi mogli raczyć się tymi pysznościami.
David przysiągłby, Ŝe celowo uŜyła tych słów. Raczyć się. Pyszności. Był cały 
rozpalony. Dręczyły go myśli o ciele Anastazji, a nie o przeklętych lodach.
- Słuchasz mnie? - spytała. - To miało być ćwiczenie na koncentrację.
- Och, jestem skoncentrowany - wychrypiał, ale nie powiedział, na czym.
- W XVII wieku król Anglii Karol I ściągnął na dwór francuskiego szefa kuchni, który 
przywiózł ze sobą przepis na lody. Król zalecił kucharzowi, Ŝeby przepis pozostał 
królewską tajemnicą, ale gdy króla ścięto, tajemnica wyrobu lodów rozprzestrzeniła 
się po całym świecie. Zajadał się nimi George Washington, latem wydawał na lody 
dwieście dolarów. W tamtych czasach to była mała fortuna. Ale któŜ potrafi oprzeć 
się smakowi grzesznej rozkoszy? - Wsunęła mu do ust kolejną porcję smakołyku.
Grzeszna, z całą pewnością. Lody były dobre, myślał udręczony, ale ona jeszcze 
lepsza. Prowadzi rozmowę w sposób, w jaki rozpala się ognisko. Zawsze pozostawia 

background image

wystarczającą ilość Ŝaru, Ŝeby podtrzymać płomienie.
- Amerykanie wymyślili roŜki lodowe i lody z wodą sodową, potem jeszcze lody z 
bitą śmietaną, sokiem owocowym i orzechami. Mniam.... Niewiarygodna kombinacja.
- Znam jeszcze lepsze kombinacje - warknął, gdy jego siła woli spopieliła się do 
reszty. Chwycił dłoń, która go karmiła, i przyciągnął Anastazję do siebie. Instynkt i 
pragnienie pokierowały jego ustami. Całował ją gwałtownie, Ŝarliwie, czule.
Kiedy jego wargi pochłaniały jej usta, Anastazja doszła do wniosku, Ŝe smakują lepiej 
niŜ jakiekolwiek lody na tej planecie.
Zsunęła Davidowi przepaskę z oczu. Ich wyraz przyprawił ją o dreszcze. Potem 
zacisnęła powieki, Ŝeby skoncentrować się tylko na tym, co czuje. David draŜnił jej 
wargi językiem, kusząc, by je rozchyliła, a potem wynagrodził ją stokrotnie.
Czuła smak czekolady i tę niewiarygodną esencję, która była samym Davidem.
Pocałunek łączył się z następnym pocałunkiem, aŜ płomień namiętności wymknął się 
spod ich kontroli. Jakimś cudem znaleźli się na wyściełanej ławce przy zapleczu 
cukierenki.
David drŜącymi palcami obrysował dekolt jej sukienki. Anastazja wypręŜyła się i z 
cichym pomrukiem zadowolenia połoŜyła jego dłonie na swoich piersiach. Nie chciał 
się spieszyć. Rozpinał jeden guzik, powracał do jej rozpalonych ust, a potem 
rozpoczął nowy szlak pocałunków, Ŝeby rozpiąć następny.
Dopiero po dłuŜszej chwili, odzyskawszy na moment jasność umysłu, Anastazja 
odwzajemniła się, rozpinając guziki jego koszuli. Kiedy połoŜyła rękę na nagim torsie 
Davida, zastygła nieruchomo, rozkoszując się moŜliwością dotykania go.
Chciała więcej. Chciała pozbyć się ubrania, być całkiem naga i kochać się z nim. 
Teraz. On chciał tego samego. Mówiły to jego zachłanne dłonie zamknięte na jej 
piersiach, kaŜdy pocałunek, kaŜdy ruch jego bioder. Właśnie miał ściągnąć jej z 
ramion sukienkę, kiedy zalało ich ostre światło.
- Co, do diabła?... - David usiadł raptownie, zasłaniając sobą Anastazję.
- Coś takiego! - zdołała krzyknąć Claire, nim zamieniła się w słup soli.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWI

Ą

TY

- Nie miałam zamiaru przeszkadzać... - tłumaczyła się zakłopotana Claire. - Nie 
wiedziałam, Ŝe ktoś tu będzie tak późno. Zobaczyłam zapalone światło i pomyślałam, 
Ŝ

e zapomniałam je zgasić... choć zdawało mi się, Ŝe jednak zgasiłam. .. Więc moŜe 

powinnam była domyślić się, Ŝe to wy, ale przecieŜ skąd miałam wiedzieć, to 
znaczy... to nie mój interes... Co ja tu bełkoczę...
- Nic się nie stało - Anastazja gorliwie zapewniła Claire, kiedy juŜ zapięła sukienkę. 
Jej serce biło jak oszalałe. - To twój lokal i masz prawo do niego wchodzić, kiedy 
tylko ci się podoba, a poza tym, skąd mogłaś wiedzieć... Teraz to ja bełkoczę. David, 
powiedz coś... - poprosiła zdenerwowana.
- Dlaczego ja? - spytał rozbawionym głosem. - Zbyt dobrze się bawię, słuchając, jak 
się obie jąkacie. Swoją drogą, ja nie umiem tak bełkotać.
- Ty mu przyłoŜysz, Claire, czy ja mam to zrobić? - spytała Anastazja.
- Słucham? A co ja takiego powiedziałem?
- Mój drogi, zdarza ci się pleść coś bez sensu. Ale i tak cię kocham. - Claire poklepała 
go po ramieniu.
- Skąd się tu wzięłaś o tej porze? - zapytał David. - Myślałem, Ŝe jesteś zmęczona i 
połoŜysz się wcześnie spać.
- Próbowałam zasnąć, ale obudził mnie przedziwny sen o dobrej wróŜce, która 
uwielbiała szalone kapelusze. - Zmieszana Claire pokręciła z niedowierzaniem głową. 
- Potem zaczęłam się martwić o uroczyste otwarcie lodziarni i postanowiłam wpaść 
tutaj, Ŝeby sprawdzić parę rzeczy w kuchni. Do głowy mi nie przyszło, Ŝe wpadnę na 
was dwoje...
Anastazja czuła, jak pąsowieje jej twarz, po raz drugi w tym roku - i po raz drugi z 
powodu Davida. Musi się stąd wynieść, zanim zrobi z siebie idiotkę, a raczej 
kompletną idiotkę.
Bo w końcu wyszło jednak na to, Ŝe zakochała się w Davidzie, a przecieŜ długo się 
przed tym broniła. śarty i dobra zabawa to jedno. Ale zdawała sobie sprawę, Ŝe 
zakochanie się w kimś takim jak on, zupełnie niepodobnym do facetów, z którymi się 
zadawała do tej pory, moŜe okazać się bardzo ryzykowne. Pora się opanować.
- Lepiej wrócę do siebie na górę - postanowiła znienacka. - David niech zostanie i 
pomoŜe ci... w tym, co powinnaś jeszcze zrobić przed otwarciem. Jutro muszę iść do 
pracy. Na cały dzień. Muszę poćwiczyć nową palcówkę, potem prowadzę zajęcia z 
pierwszoklasistami, a po południu mam jakieś spotkanie... Znowu zaczynam bełkotać. 
A przecieŜ nigdy mi się to nie zdarza. Lecę.
- Nie ma potrzeby, moja droga - zaczęła Claire, ale Anastazja juŜ uciekła.

* * *

- Po co ci pager, jeśli nigdy nie odpowiadasz na wezwania? - Betty skarciła Hattie, 
która spóźniła się dziesięć sekund na nadzwyczajne spotkanie w mieszkaniu 
Anastazji.
- Ach, to dlatego moja magiczna róŜdŜka tak migocze! Najpierw pomyślałam, Ŝe 
nadszedł czas, Ŝeby David odkrył tajemny magazyn w piwnicy, potem przypomniałam 
sobie, Ŝe mówiłaś, iŜ róŜdŜka powinna jarzyć się, a nie migotać. Więc zaczęłam się 
zastanawiać, czy przypadkiem nie trzeba wymienić baterii.
- RóŜdŜki nie potrzebują baterii, wystarczy im energia słoneczna, powinnaś o tym 
wiedzieć - wtrąciła się Muriel, ale uwagę Hattie przykuł właśnie stos ilustracji, nad 
którymi pracowała ostatnio Anastazja.
- Pamiętacie, kiedy Anastazja była małą dziewczynką, wydawało się, Ŝe naprawdę nas 
widzi i słyszy? - spytała ciepłym, czułym głosem.

background image

- Właśnie dlatego opowiada takie cudowne historie o dobrych wróŜkach - dodała 
Betty.
- Ale ja jestem o wiele ładniejsza niŜ na rysunku Anastazji. Do tego ubrała mnie na 
zielono. - Hattie z Ŝalem kręciła głową. - Nie lubię tego koloru, wyglądam w nim, 
jakbym chorowała na Ŝółtaczkę.
- Och, daj sobie spokój! - krzyknęła Muriel. - Mamy o wiele powaŜniejsze problemy 
niŜ twoja uroda.
- Jakie problemy? Gdzie jest Anastazja?
- Śpi w drugim pokoju.
- Więc w czym problem? Po co to nagłe spotkanie? Moim zdaniem idzie im zupełnie 
dobrze. A to, Ŝe Claire wkroczyła w najbardziej niestosownym momencie, to wina 
Betty.
- Skąd ci to przyszło do głowy? - spytała zaskoczona Betty.
- To ty wpadłaś na pomysł, Ŝeby zwerbować pomocników spośród ludzi.
- Wrzuciłam tylko do głowy Claire pomysł, Ŝe David i Anastazja mogliby stać się 
parą - broniła się Betty.
- No to powinnaś w ten sam sposób zatrzymać ją w domu - upierała się Hattie.
- KaŜdemu moŜe się zdarzyć drobna wpadka. - Betty była coraz bardziej zirytowana. - 
A co z tym snem Claire o dobrej wróŜce w szalonych kapeluszach? Maczałaś w tym 
palce, Hattie?
- Oczywiście, Ŝe nie - odpowiedziała wyniośle. - Nie mam ani jednego szalonego 
kapelusza. Z czego się śmiejecie?
Betty i Muriel jednocześnie pokazały palcem okazały egzemplarz, który Hattie miała 
na głowie, z płaskim rondem udekorowanym mnóstwem pomarańczowych i Ŝółtych 
chryzantem, wśród których świergotała Ŝółta papuŜka.
- Sądzicie, Ŝe ta kokarda to przesada? - spytała, miętosząc w palcach zawiązaną na 
szyi złotą wstąŜkę.
Jej pytanie wywołało następny wybuch śmiechu, aŜ w końcu siostry nie wytrzymały i 
zaczęły wykręcać zwariowane salta w powietrzu.
Hattie tupnęła nogą w obite perkalem krzesło, omal nie gubiąc przy okazji 
pozłacanego pantofelka.
- Nie mam najmniejszego zamiaru sterczeć tutaj i pozwalać, Ŝebyście się ze mnie 
wyśmiewały! Anastazja jest moją podopieczną i powtarzam wam, Ŝe radzi sobie 
znakomicie.
- Więc ona mówi, Ŝe nie ma Ŝadnych szalonych kapeluszy - zwróciła się kwaśnym 
tonem Muriel do Betty, gdy Hattie zniknęła w purpurowym obłoczku świętego 
oburzenia. - I jak tu polegać na jej zdaniu?
- No tak, przed nami jeszcze wiele trudności - westchnęła Betty. - Ile dni zostało nam 
do przejścia w stan spoczynku?
- Zbyt wiele - ponuro odpowiedziała jej Muriel.

* * *

W poniedziałek Anastazja miała w pracy takie urwanie głowy, Ŝe nie znalazła ani 
chwili na to, Ŝeby martwić się Davidem. Dopiero kiedy późnym popołudniem 
wsiadała do samochodu, znowu zawładnął jej myślami. Zamiast uciekać przed 
faktem, Ŝe jest w nim zakochana, postanowiła tym razem stawić czoło rzeczywistości.
I cóŜ w tym złego, Ŝe go kocha? Fakt, Ŝe David jest trudny i ma skłonność do 
kontrolowania wszystkiego dookoła, nie wspominając o jego okropnej podejrzliwości. 
Właściwie łączy ich tylko miłość do Claire i upodobanie do humoru „Trzech 
Fagasów".
A teraz plusy. To, jak na nią działa. To, jak się do niej uśmiecha. I jak dba o nią i o 

background image

Claire, nawet jeśli przesadza ze swoim poczuciem odpowiedzialności. Zabrał się do 
szukania skarbu, co świadczy chyba o tym, Ŝe mimo całej tej czczej gadaniny o 
wyŜszości zdrowego rozsądku nad marzeniami jest wraŜliwym człowiekiem. I 
prawdopodobnie, tak jak ona, nie umie sobie poradzić z rodzącym się między nimi 
uczuciem.
Kiedy przekroczyła próg swojego mieszkania, zmartwienia związane z Davidem 
musiały zejść na dalszy plan, bo na pierwszy powróciła uwięziona w pułapce mysz. 
Polowała na nią od wielu dni i wreszcie przynęta z masła orzechowego okazała się 
skuteczna.
Anastazja trzymała w jednej dłoni kluczyki do samochodu, na drugą włoŜyła grubą 
kuchenną rękawicę z jednym palcem, Ŝeby chwycić pułapkę. Zbiegła ze schodów i 
rzuciła się do samochodu. JuŜ miała ruszać, gdy z „Retro pod Suł-tańskim 
Pucharkiem" niespodziewanie wyłonił się David.
- Musimy porozmawiać - powiedział rzeczowym tonem.
- Wsiadaj. - Nie miała czasu na wyjaśnienia. Musiała jak najszybciej wywieźć mysz 
do parku, Ŝeby zwierzątko nie doznało w czasie drogi jakiegoś wstrząsu. Przykryła 
pułapkę rękawicą, sądząc, Ŝe będzie lepiej dla myszy, jeśli nie będzie widziała, co się 
dzieje.
- Twoja kuchenna rękawica się porusza - zauwaŜył David, gdy zjeŜdŜali z 
krawęŜnika.
- W środku jest mysz.
W tej samej chwili z jego ust wydobył się zduszony okrzyk.
- Spokojnie. - Zdjęła rękę z kierownicy i poklepała go po udzie. - Mysz jest w 
pułapce.
David połoŜył jej dłoń z powrotem na kierownicy. Nie wiedział, co przeraziło go 
bardziej - mysz czy szalona jazda Anastazji.
- Z jakiej okazji zafundowałaś tej myszy przejaŜdŜkę? - Próbował ukryć zmieszanie 
pod maską sarkazmu. - Znudziło ją nasze sąsiedztwo czy co?
- Ciągle do mnie wraca.
- Skąd wiesz, Ŝe to ta sama mysz?
- Po prostu wiem - odpowiedziała, zatrzymując się przed czerwonym światłem.
- A moŜe w twoim mieszkaniu buszują całe tabuny myszy?
- Jeśli miałabym w domu całe tabuny myszy, to Xena w ogóle by nie spała. I nie dała 
spać mnie. Nie, to na pewno ta sama mysz. Ona z nas się zwyczajnie naigrawa, ze 
mnie i z Xeny.
- Więc zabij ją w końcu.
- Nie mogę tego zrobić...
- Z powodu Pescado. Rozumiem. Więc dokąd zabierasz pana myszkę?
- Do parku przy uniwersytecie.
- I będzie teraz terroryzowała jakąś śliczną studentkę z akademika?
Anastazja skrzywiła się. To akurat nie przyszło jej do głowy.
- Masz jakiś lepszy pomysł? Oprócz egzekucji, oczywiście?
- Nie mam.
- W takim razie niech śliczne studentki same dbają o siebie. Zostaje park i juŜ.
- Zakładając, Ŝe doŜyjemy... - Chwycił się klamki u drzwi, gdy Anastazja z piskiem 
opon omijała samochód nieprzepisowo zaparkowany na zakręcie.
- Spokojnie, jestem dobrym kierowcą. O czym chciałeś rozmawiać?
David nie przewidział, Ŝe będzie prowadził tę rozmowę w towarzystwie myszy 
uwięzionej w pułapce.
- O tym, co zdarzyło się ubiegłej nocy.
- Tak?

background image

- Nie planowałem tego.
- Wiem. Ja teŜ nie. Kiedy zapraszałam cię na dół, chodziło mi o to, Ŝebyśmy się 
trochę zbliŜyli, ale nie miałam pojęcia, Ŝe... Ŝe wszystko potoczy się tak szybko i Ŝe 
wymknie nam się z rąk. Nie chciałam cię prowokować, nic w tym stylu... - Wrzuciła 
niŜszy bieg przed następnym zakrętem i zerknęła ukradkiem na Davida.
Czy jedno spojrzenie jego błękitnych oczu mogło teraz o wszystkim zdecydować? 
Czy mogło zepchnąć ją z krawędzi przepaści i przypieczętować jej miłość? Na 
szczęście David patrzył na uwięzioną mysz. Ale i tak poczuła dziwny ucisk w sercu. 
Doznała magicznego olśnienia, czegoś, co zdarza się w baśniach, które opowiada się 
dzieciom, a nie w realnym Ŝycia.
Przyspieszyła, Ŝeby zająć ostatnie wolne miejsce parkingowe przed wejściem do 
parku. Kiedy zgasiła wreszcie silnik, usłyszała, jak David oddycha z ulgą.
Za wcześnie. Mało brakowało, a szarpiąca się w pułapce mysz wylądowałaby na jego 
kolanach. Podskoczył jak oparzony i wysiadł z samochodu szybciej, niŜ pozwalała na 
to męska godność.
- Chyba rzeczywiście nie lubisz myszy?
- Poza tobą nie znam wielu ludzi, którzy je lubią.
- Powtarzałam to juŜ Xenie, Ŝe wcale nie lubię myszy, po prostu...
- Nie chcesz ich zabijać. Wiem, wiem... - David wepchnął dłonie do tylnych kieszeni 
dŜinsów, jakby chciał trzymać je jak najdalej od gryzonia. - Wypuść ją wreszcie. Bo 
jeszcze okaŜe się, Ŝe jakieś miejskie zarządzenie zabrania wypuszczać myszy w 
parku.
- Mam nadzieję, Ŝe nie. Na pewno nie.
Kiedy wyjęła juŜ pułapkę z samochodu, nie mogła nie dostrzec piękna parku 
połoŜonego nad jeziorem Michigan. Niebo było zachmurzone, jakby nie mogło się 
zdecydować, czy lunąć deszczem, czy nie. Na kilku drzewach liście przybrały juŜ 
jesienne kolory. Wyobraziła sobie, jak cudownie będą wyglądały klony i dęby w 
październiku.
Teraz jednak musiała skoncentrować się na myszy, która nie bardzo chciała wyjść z 
pułapki, choć Anastazja dawno ją uwolniła.
- Po prostu wytrząśnij ją stamtąd. - David był coraz bardziej zniecierpliwiony.
Kiedy znaleźli się w samym środku parku, zrobiła to, ale moŜe zbyt energicznie. 
Mysz poleciała wysoko w powietrze i omal nie wylądowała na ramieniu Davida. 
Uratował go szybki unik. Ale nie uratował Anastazji, bo przeraŜony David wpadł na 
nią i powalił na ziemię. W ostatniej chwili zdąŜył jeszcze wsunąć się pod nią, 
chroniąc ją przed bolesnym upadkiem.
Wszystko stało się tak szybko, Ŝe Anastazja nie mogła wprost uwierzyć, Ŝe leŜy jak 
kłoda na piersi jęczącego Davida. Przypomniała sobie, Ŝe przytyła kilka kilogramów, 
odkąd zaczęła degustować przysmaki Claire, i natychmiast sturlała się na ziemię.
- Nic ci nie jest? - spytała, przyciskając ucho do jego piersi. Zrobiła to dla czystej 
przyjemności, a nie z obawy o jego zdrowie.
Skinął brodą, ale ona nie mogła tego widzieć. Uniósł więc jej głowę, wplatając palce 
we włosy. Były jak jedwab. A ona pachniała niewiarygodnie.
Przycisnął ją mocniej do siebie i pocałował. Jej rozchylone wargi smakowały jak 
szlachetne wino. MoŜe nie był wielkim znawcą win, ale, do licha, Anastazja 
podniecała go do szaleństwa i Ŝadne porównanie nie oddałoby tego, co czuł.
To była jego ostatnia myśl, a potem zatracił się w namiętnym pocałunku.
- Hej, wy tam! - wrzasnął jakiś męski głos. - Nie obściskiwać się w parku!
David skrzywił się mimowolnie, kiedy Anastazja oderwała się od jego zbolałego z 
podniecenia ciała. Cholera, ona go wpędzi go do grobu!
- To policjant - szepnęła ze zgrozą w oczach.

background image

- Słyszeliście? Róbcie to sobie gdzieś indziej. - Policjant podszedł bliŜej. - Dorośli 
ludzie Ŝeby się tak zachowywali... - Przy ostatnim słowie zawiesił głos. - Hej, 
Sullivan, to ty?
David jęknął. Ze wszystkich policjantów pracujących na przedmieściach musiał trafić 
akurat na Abe'a Cravera.
- Słyszałem, Ŝe wziąłeś urlop, ale w Ŝyciu bym nie przypuszczał, Ŝe stać cię na takie 
numery. - Abe walnął Davida w plecy z przesadnym męskim wigorem, typowym dla 
glin i sportowców. - Musisz mieć cięŜkie Ŝycie.
- Pewnie - odpowiedział David z fałszywym uśmiechem na ustach. - Właśnie 
mieliśmy wracać.
- Muszę ci powiedzieć, Ŝe zanim cię poznałam, nigdy nie miałam powodu, Ŝeby 
czerwienić się ze wstydu - zwierzyła mu się Anastazja, kiedy wsiedli do samochodu.
- Ty? A co powiesz o mnie?
- Zaczerwieniłeś się? - Przyjrzała mu się uwaŜnie, jakby szukała śladu rumieńca.
- Nie naleŜę do facetów, których przyłapuje się na obściskiwaniu kobiet w miejscach 
publicznych - odpowiedział wyniośle.
- Chcesz powiedzieć, Ŝe ja... ? Słuchaj... - Odwróciła się i dźgnęła go wskazującym 
palcem w pierś. - MoŜe bywam niezbyt konwencjonalna, ale... Lubię twoje pocałunki. 
- PołoŜyła dłoń na ustach, jakby chciała cofnąć ostatnie słowa, ale było za późno, 
dodała więc zmieszana: - Wyrwało mi się. Zapomnij o tym.
Tak, jakby mógł zapomnieć cokolwiek, co dotyczy Anastazji. Szczerze w to wątpił.
Kilka dni, które pozostało do uroczystego otwarcia cukierenki, spędzili na 
gorączkowych przygotowaniach. W kulminacyjnym momencie przecięcia wstęgi Ira 
wręczył Claire trzy tuziny Ŝółtych róŜ i pocałował ją. „Retro pod Sułtańskim 
Pucharkiem" zostało oficjalnie otwarte. Czterodniowe uroczystości okazały się 
opłacalne, częściowo dzięki Heather, która wspomniała o „Retro" w swojej audycji. 
Wielu pierwszych klientów było fanami „Miłości w opałach".
Z wdzięczności Claire przemianowała lody „Leśna polana" na „Miłość w opałach". W 
godzinę zostały wyprzedane.
W sobotę panował taki ruch, Ŝe David musiał stanąć za ladą. Zaczął od sprzątania 
stolików, ale Anastazja postawiła go za marmurowym kontuarem w miejsce 
Barry'ego, studenta, którego w ostatniej chwili wynajęła Claire.
- Dlaczego ja, a nie Barry? - protestował David, kiedy Anastazja zaciągnęła go za 
ladę.
- Bo Claire jeszcze go nie wyszkoliła.
- Mnie teŜ nie wyszkoliła.
- Zafundowałam ci przecieŜ szybki kurs historii lodów.
- Zapewniam cię, Ŝe doceniam twoje niezapomniane lekcje. - David uśmiechnął się 
czarująco i przyjął zamówienie od następnego klienta.
Mimo Ŝe przepracował całą sobotę, zszedł jednak do piwnicy, Ŝeby zająć się tym, co 
babcia z Anastazją nazywały poszukiwaniem skarbów. MoŜe dałby juŜ za wygraną, 
ale do przeszukania został juŜ tylko kawałek jednej ściany.
- David, jesteś na dole? - krzyknęła ze schodów Anastazja.
Przerwał na chwilę poszukiwania i z radością zauwaŜył, Ŝe przebrała się w tę samą 
sukienkę, którą miała na sobie podczas pamiętnej lekcji historii lodów.
- Jakieś sukcesy?
- Poddaję się. Tutaj nic nie ma - mruknął bardziej do siebie niŜ do niej.
- Na pewno jest, czuję to. - Anastazja podeszła bliŜej i pocieszającym gestem ścisnęła 
go za ramię.
- Więc pokaŜ mi, gdzie.
- Bardzo bym chciała, ale niestety nie jestem róŜdŜkarką. - Zerknęła na plan i po 

background image

chwili coś wyszukała. - Spójrz tutaj, ten kąt w rzeczywistości wygląda zupełnie 
inaczej, prawda? Na szkicu jest kąt prosty, a tu mamy rozwarty. Dzięki temu w 
piwnicy jest więcej miejsca.
- I właśnie dlatego tak zbudowali te ściany.
- Ale w ten sposób moŜna było ukryć właśnie w tym kącie tajny magazyn.
- Chyba trafiłaś w sedno... - David jeszcze raz spojrzał na projekt i dokładnie 
przebadał podejrzany kąt. - Nie, sprawdzałem juŜ to miejsce. Mówię ci, tam naprawdę 
nic nie ma. - Uderzył w betonową ścianę piwnicy, Ŝeby dowieść swojej racji. I nagle, 
ku zdumieniu obojga, tynk ustąpił, wpadając gdzieś do środka.
Anastazja uśmiechnęła się na widok osłupiałej miny Davida i powiedziała tylko jedno 
słowo:
- Bingo!

background image

ROZDZIAŁ DZIESI

Ą

TY

- Co tam jest? - spytała drŜącym z podniecenia głosem.
- Widzisz coś?
- Oczywiście, Ŝe nie, świecisz mi latarką prosto w oczy.
- Przepraszam. - Anastazja skierowała snop światła w otwór. - Tak lepiej? Tam na 
pewno jest pełno kurzu. - Ledwie zdąŜyła to powiedzieć, głośno kichnęła. - Kto by 
pomyślał, Ŝe Chesty był na tyle sprytny, Ŝeby wbudować w ścianę ukryte drzwi. 
Wiesz, to mi wygląda na miniaturową piwnicę na wino.
- Nie rozumiem - mruczał David. - Sprawdzałem wcześniej kaŜdy centymetr tej 
ś

ciany i niczego nie znalazłem.

- Więc co tam jest? - spytała z zapartym tchem.
- Półki są puste. Mówiłem ci, Ŝe moŜe być tak samo, jak z pustym sejfem Ala Capone, 
który odkrył Geraldo Rivera.
- Zgoda, ale w tamtym przypadku za plecami Geraldo stał urząd podatkowy, gotowy 
skonfiskować dosłownie wszystko na poczet tych setek tysięcy dolarów, z jakimi za-
legał Al Capone, nie płacąc podatków.
- Tak, a morał jest taki, Ŝe poza śmiercią i podatkami nie ma niczego pewnego.
- Zaraz... Chyba widzę coś na najwyŜszej półce, zobacz.
- Anastazja skierowała tam światło latarki.
- Rzeczywiście. - W głosie Davida odŜył entuzjazm. - Nie mogę dosięgnąć. Muszę 
przynieść taboret.
Zamiast taboretu posłuŜył się drewnianą skrzynką.
- Chyba mam... - jęknął podniecony, wspinając się na palce... i spadł z chybotliwej 
skrzynki prosto w ramiona Anastazji. Oboje wylądowali na podłodze. - Nic ci nie 
jest? - Wcale nie spieszył się wstawać.
A ona nie wiedziała, co powiedzieć. Przytulona do niego, z dłońmi opartymi na jego 
podkoszulku, z udami wciśniętymi pomiędzy jego nogi, czuła, jak topnieje z 
poŜądania.
- Powinniśmy unikać takich bliskich spotkań. Ostatnim razem przyłapała nas policja.
- Pamiętam.
Tak łatwo byłoby nie ruszać się z miejsca i po prostu wtulić się w niego mocniej. I 
przestać myśleć. Postanowiła jednak powściągnąć pokusę i zachować się jak dojrzała 
osoba.
- Sądzę, Ŝe następnym razem powinieneś posłuŜyć się taboretem.
- Pierwszy raz odezwałaś się do mnie tonem bibliotekarki. I wiesz co? Podoba mi się.
Anastazja lubiła jego uśmiech i to, Ŝe ostatnio często mogła go oglądać. Kiedy 
przypominała sobie tego ponurego męŜczyznę, którego spotkała sześć tygodni temu, 
zmiana, jaka w nim zaszła, napawała ją i radością, i lękiem.
Urlop Davida dobiegał końca i zastanawiała się, jak wpłynie na niego powrót do 
pracy. Nigdy o niej nie opowiadał.
- Dlaczego tak się na mnie gapisz? - zapytał. - O co chodzi? Pobrudziłem sobie twarz 
czy co?
- Czy co... - szepnęła łagodnie.
Ich oczy się spotkały i natychmiast zaczęła działać znajoma magia. Anastazja 
rozpoznawała kolejne stadia - oczekiwanie, czysta przyjemność i poczucie 
wdzięczności. Mogłaby się wpatrywać w jego zamglone błękitne oczy bez końca. A 
on chyba nie miał nic przeciwko temu. Nie odwracał wzroku. Widziała, jak powoli w 
tych oczach pojawiają się wesołe iskierki, a w kącikach wynurzają się na 
powierzchnię delikatne zmarszczki.
- Zdajesz sobie sprawę, Ŝe ciągle jeszcze nie wiemy, co jest w tym zamaskowanym 

background image

magazynie? - zapytał miękkim, lekko drŜącym głosem. Z rozbawienia czy z 
poŜądania? Czy on jej pragnie?
PrzecieŜ tylko ty tu jesteś, powtarzała sobie w myślach. W pobliŜu nie widać Ŝadnej 
innej kobiety.
- Ukryty magazyn. No właśnie - powiedziała energicznym tonem. - Wracamy do 
pracy.
David wstał bez słowa i przyniósł taboret.
- Aha! Coś znalazłem. - Chwycił przedmiot stojący na półce i wyciągnął go na 
zewnątrz. - To jest... zakurzona butelka wina. - Na jego twarzy pojawiło się rozczaro-
wanie.
- MoŜe być coś warta. Czytałam gdzieś o bardzo drogich starych winach.
- Wątpię, Ŝeby trzymali takie wina w nielegalnym szynku Chestera. MoŜe dodawał 
wina do kąpieli.
- Do tego uŜywał dŜinu. - Odebrała mu butelkę i ostroŜnie starła z niej trochę kurzu. - 
Mało wiem o winach, ale zdaje się, Ŝe to jeden z najlepszych francuskich roczników. 
Chodź. - Chwyciła go za rękę.
- Dokąd idziemy?
- Do mnie - odpowiedziała, ciągnąc go za sobą po schodach z zakurzoną butelką w 
dłoni.
- Po co?
- śeby poszperać w Internecie, moŜe znajdziemy coś w światowej sieci.
Nie na taką odpowiedź liczył David. Kiedy chwilę wcześniej trzymał Anastazję w 
ramionach, miał ochotę zerwać z niej ubranie i kochać się z nią, choćby przy 
piwnicznej ścianie.
Kiedy wbiegała po schodach dwa kroki przed nim, nie odrywał wzroku od jej 
bursztynowej sukienki, która tak prowokująco opinała zgrabne pośladki. O mało nie 
wyciągnął ręki, Ŝeby ich dotknąć, kiedy nagle Anastazja odwróciła się i rzuciła mu 
przez ramię impertynenckie spojrzenie.
- Wiem, o czym myślisz.
- Mam szczerą nadzieję - wychrypiał przed progiem jej mieszkania.
- Zastanawiasz się, co światowa sieć Internetu moŜe mieć wspólnego z winami.
- Pudło.
- Odpowiedź brzmi: Internet jest źródłem wszelkich informacji.
- A ja myślałem, Ŝe to światowa sieć porno gawędziarzy.
- I na to moŜna się natknąć, ale przy ponad ośmiu milionach adresów w sieci masz 
duŜy wybór. A teraz spróbuję znaleźć coś ciekawego o markowych winach..
- Znowu ten ton bibliotekarki. - David usiadł na wolnym krześle i postawił przed sobą 
podłodze butelkę wina.
- Hm, lista obejmuje dwieście siedemnaście tysięcy adresów zawierających słowo 
„wino". Chyba będę musiała zadać bardziej szczegółowe pytanie... - Palce Anastazji 
biegały po klawiaturze laptopa. - Hm, tak, dobrze... - mruczała pod nosem. - Poślę list 
e-mailem, tu... i jeszcze tam. Gotowe. - Zamaszystym kliknięciem wyłączyła zasilanie 
laptopa. - Rano powinnam dostać odpowiedź.
- Teraz chyba naleŜałoby wznieść toast.
- Zapomnij o tym. - Anastazja wyrwała Davidowi z dłoni butelkę i znalazła dla niej 
bezpieczne schronienie w kuchni. Wracając do pokoju, włączyła stereo, które 
automatycznie zaczęło odtwarzać płytę z baśniami Szeherezady. Potem stanęła przed 
krzesłem, na którym wyciągnął się David. - Mówię ci, to wino moŜe być coś warte.
- To ja ci powiem, co tu jest więcej warte. - Ty! Błyskawicznym ruchem posadził ją 
na kolanach. Potem zamknął swoje usta na jej rozchylonych ze zdumienia wargach. 
Przyjęła zaproszenie, odpowiadając pieszczotą na pieszczotę. David przesunął 

background image

kciukiem po jej policzku, i to wystarczyło. Ten jeden dotyk rozpalił w niej poŜądanie, 
przed którym nie chciała się bronić.
Owinęła ręce wokół ramion Davida i przytuliła się. Mimo warstwy ubrań czuła bijące 
od niego ciepło. Ale chciała być jeszcze bliŜej.
David znaczył pocałunkami szlak od jej ust do dekoltu, jego zręczne palce rozpinały 
guzik za guzikiem, tak jak poprzednim razem. Teraz był bardziej niecierpliwy. 
Sukienka w mgnieniu oka osunęła się z jej ramion. Kiedy Anastazja zdarła z niego 
podkoszulek, pochylił się i skubnął zębami koronkowy brzeg jej halki.
Wpiła palce w jego nagie ramiona, kiedy wsunął dłoń pod jedwabną tkaninę, a gdy 
musnął kciukiem napięty koniuszek jej piersi, zdrętwiała z rozkoszy.
Przywarła do niego, chciała być jak najbliŜej - i nagle jej namiętność rozwiała się jak 
dym na wietrze, kiedy David chwycił się za łokieć, którym uderzył w sam róg stołu.
- Co my wyprawiamy? - spytała roztrzęsionym głosem, zeskakując jak oparzona z 
jego kolan.
David jęknął. Nie teraz. Chyba nie zamierza teraz zrezygnować. On nie przeŜyje tego. 
Pragnie jej tak bardzo, Ŝe odchodzi od zmysłów.
Był tak pochłonięty swoimi myślami i rozpalony poŜądaniem, Ŝe dopiero po dwóch 
czy trzech sekundach zaczęły docierać do niego jej następne słowa.
- Powinniśmy to robić w sypialni - wymruczała z uwodzicielskim uśmiechem na 
ustach.
- Amen. - Usłyszała jego cięŜki, długo wstrzymywany oddech.
Sypialnia Anastazji była tak kolorowa jak ona sama, ale Davida nie zainteresowały jej 
dekoratorskie umiejętności. Zanim połoŜyli się na łóŜku, zdjął z niej sukienkę, a ona 
rozpięła suwak jego dŜinsów.
Musiał zwolnić tempo. Przeczesując palcami jej włosy, wpatrywał się w nią głodnym, 
stęsknionym wzrokiem, jak gdyby byli parą kochanków, którzy spotkali się po latach 
rozstania.
- Pamiętasz, jak przyłapała nas babcia?
- Jak mogłabym zapomnieć? Zarumieniłam się wtedy po raz drugi w tym roku.
- Powiedziałaś, Ŝe musisz ćwiczyć nową palcówkę. Co miałaś na myśli?
- Idzie rak nieborak, takie tam wierszyki. Dlaczego pytasz?
- Bo dręczyły mnie seksualne fantazje na temat twoich palcówek.
Przesunął palcami po jej udzie, wyŜej, coraz wyŜej, w sam środek wilgotnego Ŝaru.
- Wiesz, jak lubię szukać skarbów... Nie wyobraŜam sobie większego skarbu niŜ to...
WypręŜyła się jak struna i wyszeptała jego imię jak magiczne zaklęcie. Ręce Davida 
tak dokładnie wszystko wiedziały. Wystarczyło kilka ruchów, kilka dotknięć, i 
poczuła, jak przelewa się przez nią fala rozkoszy.
Anastazja leŜała oszołomiona i bezbronna, a tymczasem David odszedł na chwilę, bo 
przypomniał sobie o zabezpieczeniu. Kiedy do niej wrócił, muzyka w salonie 
potęŜniała w ogłuszającym crescendo. Anastazja przyciągnęła go do siebie i 
poprowadziła do celu. Powitanie było wspaniałe.
David poruszał się miarowym, niezachwianym rytmem, jak niewolnik Ŝądzy, kaŜdym 
pchnięciem przybliŜając ją do szczytu. I nagle dopełniło się. Gdy Anastazja zamarła w 
ekstazie, on teŜ się poddał, wykrzykując jej imię.

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY

- Mm, niewiarygodne! - mruknęła Anastazja, siedząc pośród skotłowanej pościeli z 
Davidem u boku.
- Chodzi ci o nasze miłosne igraszki, czy o ten puchar orzechowych lodów z syropem 
klonowym?
- O jedno i o drugie - odpowiedziała, wylizując łyŜeczkę do ostatniej kropli. - Twoje 
juŜ się roztopiły.
- Pracuję nad nowym przepisem, potrzebuję jednak twojej pomocy.
- Chcesz, Ŝebym spróbowała, jak skończysz?
- Nie, to ja będę próbował. Ty tylko wygodnie się połóŜ...
- Wyjął jej z dłoni pusty pucharek, postawił go na nocnym stoliku i poczekał, aŜ 
Anastazja wyciągnie się na łóŜku. - Dobrze, o to właśnie chodziło. Mam juŜ nazwę 
dla tego przepisu
- „Anastazja z sokiem owocowym i bitą śmietaną". - Uśmiechał się diabelsko, 
rozpinając jej szlafrok. - Zaczynamy od roztopionych lodów, czekoladowe z 
czekoladą będą zupełnie dobre. - Skropił swoimi lodami jej nagie piersi.
- Zimne! - wrzasnęła zaskoczona.
- Nic się nie martw. Zaraz coś z tym zrobię. - Pochylił się i zaczął zlizywać lody z jej 
skóry. Zimny płyn skurczył jej sutki, ale David zamknął na nich gorące usta. 
Anastazja wypręŜyła się jak kotka.
- To pieg czy okruszek czekolady? - pytał, nie odrywając warg od jej skóry. - Mm, 
pycha.
- Nie sądziłam, Ŝe jesteś tak pomysłowy... - szeptała czule, przeczesując palcami jego 
czarne, jedwabiste włosy.
- Bierzesz ze mnie wszystko, co najlepsze. - Wylał na nią resztkę roztopionych lodów.
DrŜała, gdy zimny płyn rozlewał się po jej skórze, i jęczała z rozkoszy, kiedy usta i 
język Davida rozpalały w niej ogień.
David nie wiedział do tej pory, Ŝe lubi, jak ktoś mu liŜe duŜy palec u nogi. Przekonał 
się o tym dopiero następnego ranka. Minęło kilka sekund, nim zdał sobie sprawę, Ŝe 
to kot Anastazji.
Cofnął szybko stopę, ale kot skoczył za nią, jak za myszą. I wtedy przypomniał sobie, 
Ŝ

e to kotka, która boi się myszy.

W ostatniej chwili usunął stopę. Xena zeskoczyła z łóŜka, obrzuciwszy go pełnym 
wyrzutu spojrzeniem swoich niebieskich oczu.
- Przepraszam - usłyszał własny szept, kiedy wyciągnął rękę na zgodę. Ku zdumieniu 
Davida, kotka wróciła i zaczęła obwąchiwać jego palce. Potem otarła się o 
wyciągniętą dłoń, zapraszając do pieszczot.
Zawsze lubił zwierzęta, oczywiście z wyjątkiem myszy i szczurów. W dzieciństwie 
miał i psa, i kota. Babcia do dziś chowała parę kotów, potomków Kłębuszka, 
pomarańczowej kotki, która była towarzyszką jego chłopięcych lat.
Przez całe lata nie wspominał tego kota. Od kiedy zaczął słuŜbę w straŜy poŜarnej, 
niemal wszystkie swoje myśli poświęcał obowiązkom zawodowym. Poza baseballem 
nie miał Ŝadnych innych zainteresowań. Jego toŜsamość kształtowała praca i tylko 
ona naprawdę się liczyła.
LeŜąc w kolorowym, ciepłym łóŜku Anastazji, doszedł nagle do wniosku, Ŝe pora 
przyjrzeć się własnemu Ŝyciu. Zmienił się, od kiedy poznał tę niezwykłą kobietę i 
zdecydował się pomóc babci spełnić jej marzenia. Świadomość tej zmiany nie spadła 
na niego jak grom z jasnego nieba, juŜ od jakiegoś czasu podświadomie przesiąkała 
do jego umysłu. A odkrycie zamaskowanego pomieszczenia w piwnicy przypomniało 
mu o przyjemności, jaką moŜe sprawiać posiadanie marzeń - nawet, jeśli jedynym 

background image

łupem poszukiwań okazuje się butelka starego wina.
Wrócił myślami do Anastazji. Spędzona z nią noc była czymś, o czym nie ośmieliłby 
się nawet marzyć.
- Bardzo się zamyśliłeś - powiedziała sennym głosem.
- Zastanawiałem się, czy nie zastrzec sobie wyłączności przepisu na lody „Anastazja".
- Mądra decyzja. - PołoŜyła głowę na jego torsie, wędrując palcami po płaskim 
brzuchu.
Chwycił jej dłoń i podniósł do ust.
- Pierwszy raz przyznałaś, Ŝe powiedziałem coś mądrego.
- Bo moŜe po raz pierwszy ci się to zdarzyło. - Rzuciła mu zuchwałe spojrzenie i 
pocałowała w czubek brody.
- A jak oceniasz moją propozycję, Ŝeby na uroczyste otwarcie przygotować lody z 
likierem jajecznym, zamiast bakaliowych? - zapytał, bawiąc się jej palcami. - To teŜ 
było mądre posunięcie. Sprzedaliśmy wszystko.
- I to mówi facet, którego ulubionym deserem były lody waniliowe. - Uśmiechnęła się 
kpiąco.
- Skąd wiesz? Nigdy ci tego nie mówiłem.
- Nie musiałeś. Po prostu naleŜysz do typu facetów, którzy kochają lody waniliowe.
- CzyŜby? A jacy są poza tym, Ŝe lubią smak wanilii?
- Konserwatywni, nudni, odpowiedzialni, despotyczni, rozsądni do szaleństwa...
- Pochlebstwa zaprowadzą cię donikąd.
- Ty nie potrzebujesz Ŝadnych pochlebstw. Masz wystarczająco dobre mniemanie o 
sobie.
- Jak na całkiem wypalonego analityka przyczyn poŜarów...
- O czym ty mówisz? - Anastazja spowaŜniała, wyraźnie zaskoczona jego słowami.
- Właśnie dlatego wziąłem długi urlop. śeby spojrzeć na sprawy z dystansu.
Dostrzegła ponury cień w jego błękitnych oczach. Wcale nie Ŝartował. Naprawdę 
mówił serio.
- Jest aŜ tak źle...?
- A jak sądzisz, dlaczego jestem na urlopie?
- Claire uwierzyła, Ŝe chciałeś wykorzystać wszystkie wolne dni, które uzbierały ci się 
przez lata.
- To właśnie jej powiedziałem.
- I nic więcej?
- A o czym miałem opowiadać? śe jestem straŜakiem, który ma dosyć swojej roboty?
- ZauwaŜyłam, Ŝe nigdy nie wspominałeś o pracy... Co w przypadku takiego 
pracoholika, jak ty, rzeczywiście powinno budzić podejrzenia, Ŝe coś jest nie tak.
- Jestem byłym pracoholikiem. Przez ostatnie kilka tygodni poprzestawiałem sobie 
trochę w głowie.
- Więc teraz na pierwszym miejscu jest baseball?
- Nie, ty jesteś na pierwszym miejscu. - To wyznanie przyszło mu łatwiej, niŜ się 
spodziewał. A kiedy juŜ zaczął mówić, nie mógł przestać. W końcu oświadczył ze 
zwykłą dla siebie bezceremonialnością: - Kocham cię i chciałbym się z tobą oŜenić.
Jej mina wyraŜała raczej zdumienie niŜ zachwyt. Bez słowa sięgnęła po szlafrok i 
wyskoczyła z łóŜka.
Nie sądził, Ŝeby wróŜyło to coś dobrego. MoŜe nie oświadczał się zbyt wielu 
kobietom, miał jednak świadomość, Ŝe normalne w takiej sytuacji byłyby jakieś 
oznaki podniecenia z jej strony - powinna ucieszyć się, wzruszyć, krzyknąć: tak, tak, 
tak! Coś w tym rodzaju.
No dobrze, Anastazja nigdy nie robiła niczego normalnie, zawsze reagowała w 
nietypowy sposób. Ale wyskoczyć bez słowa z łóŜka?

background image

- Czy słusznie odnoszę wraŜenie, Ŝe nie jesteś szczególnie poruszona?
- Po prostu... nigdy nie marzyłam, Ŝe mi się kiedyś oświadczysz.
Odpowiedź Anastazji nie zadowoliła go. Poza tym był w wyraźnie niekorzystnym 
połoŜeniu, leŜąc nago w jej łóŜku, podczas gdy ona miotała się po pokoju w szlafroku.
Chwycił dŜinsy i wciągnął je na siebie jednym ruchem.
- Dlaczego nie? Jestem wystarczająco dobry, Ŝeby się ze mną przespać, ale nie Ŝeby 
wyjść za mnie za mąŜ?
- To nie tak. - Patrzyła mu prosto w oczy. - Nie przyszło mi do głowy, Ŝe moŜesz mi 
się oświadczyć, bo zdawało mi się, Ŝe cenisz sobie niezaleŜność, tak samo jak ja.
- Chcesz powiedzieć, Ŝe mnie nie kochasz?
- Nie, nic podobnego. Kocham cię. Od chwili gdy tak nerwowo przyglądałeś się 
myszy w moim samochodzie. No dobrze. Zakochałam się w tobie wcześniej, ale 
dotarło to do mnie kilka dni temu, wtedy w samochodzie. - Przesunęła dłonią po 
swoich zmierzwionych długich włosach. - Problem polega na tym, Ŝe nie wyobraŜam 
sobie męŜa, który mówiłby mi bez przerwy, co mam robić. W ciągu trzydziestu trzech 
lat zdąŜyłam przyzwyczaić się do swobody. David nie wierzył własnym uszom.
- Myślałem, Ŝe wszystkie kobiety marzą o zamąŜpójściu.
- Trudno o większą bzdurę! - syknęła Anastazja z błyskiem złości w oczach.
- To nie jest większa bzdura niŜ opowiadanie, Ŝe nie Ŝyczysz sobie męŜa, który będzie 
ci mówił, co masz robić.
- To nie Ŝadna bzdura - zaperzyła się Anastazja - ale byłam idiotką, wierząc, Ŝe 
kiedykolwiek zrozumiesz, co czuję!

* * *

- Powiem wam, co tu jest idiotyczne! - wrzeszczała Hattie. - To, Ŝe tak się 
napracowałam, Ŝeby ich połączyć, Ŝeby skłonić Davida do oświadczyn, a ona mówi: 
nie! Nie do wiary!
- Fakt, Ŝe w ogóle nie brałyśmy pod uwagę takiej moŜliwości - przyznała Muriel.
- Nie Ŝartuj sobie. - Hattie przeszyła ją nieufnym wzrokiem.
- Skupiłyśmy się na tym, Ŝeby David uświadomił sobie, jak bardzo kocha Anastazję, i 
Ŝ

eby Anastazja zdała sobie sprawę, jak bardzo kocha jego - dodała Betty. - KtóŜ by 

przypuszczał, Ŝe Anastazję trzeba przekonywać nie tylko do miłości, ale i do 
małŜeństwa?
- Jesteś najstarsza i to ty powinnaś znać się najlepiej na tych sprawach. - Retoryczne 
pytanie siostry wzburzyło Hattie jeszcze bardziej.
- Hej, to jest właściwie twoje zadanie - warknęła Berty. - Ja juŜ poradziłam sobie z 
Jasonem i Heather, Anastazja to twoje dziecię.
- Gdyby była moim dzieckiem, wzięłabym ją na kolana i porządnie sprała.
- Jasne - zakpiła Muriel. - I mówi to dobra wróŜka, która nie skrzywdziłaby nawet 
muchy.
- Ale ona go kocha! - jęczała Hattie. - PrzecieŜ to powiedziała.
- Powinnyśmy były przewidzieć, Ŝe nerwowo zareaguje na propozycję dzielenia z 
kimś Ŝycia. Jest przeczulona na punkcie własnej wolności. Ona jest tak samodzielna i 
Ŝ

ywiołowa, Ŝe inni często usiłują powściągać jej temperament i ograniczać działania - 

stwierdziła Muriel z grobową miną.
Na Hattie nie zrobiło to wraŜenia. Coraz bardziej wzburzona wędrowała po krawędzi 
klosza stojącej w sypialni lampy. Jej lawendowy kapelusz, ten sam, który włoŜyła na 
wesele Jasona, przechylił się na bok, gdy z niedowierzaniem kręciła głową.
- Nie, to wprost niemoŜliwe... - mruczała pod nosem, tak mocno obracając w dłoni 
róŜdŜkę, Ŝe ta najpierw zapłonęła ognistą czerwienią, a potem buchnęła oślepiającym 
płomieniem.

background image

- Pali się! - wrzasnęli jednym głosem wszyscy obecni w sypialni, dobre wróŜki i 
ludzie.

background image

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Sypialnię wypełniły kłęby dymu. Anastazja zdąŜyła zauwaŜyć w kącie pokoju mały 
ognisty punkt, przypominający erupcję miniaturowego wulkanu, potem jej oczy 
zaczęły obficie łzawić.
- Musimy się stąd wynosić. - David objął ją wpół i podprowadził ją do drzwi 
wyjściowych. - Gdzie trzymasz gaśnicę?
- Pod zlewozmywakiem.
Kiedy wybiegł do kuchni, serce podeszło jej do gardła, ale chwilę później usłyszała 
syk gaśnicy i wołanie Davida.
- W porządku. Nie musisz dzwonić po straŜ poŜarną. To było pewnie krótkie spięcie 
w twojej lampie. DuŜo dymu, ale nie zauwaŜyłem większych szkód.
- Dzięki Bogu. - Te kilka sekund, kiedy David był sam w wypełnionej dymem 
sypialni, wydało jej się wiecznością. Zatrzymała się w progu, jakby bojąc się widoku 
zniszczeń, których mógł dokonać ogień. Niesamowite - nie było prawie Ŝadnych 
szkód.
- To najdziwniejszy poŜar, jaki widziałem w Ŝyciu. Było tyle dymu, a nic się 
nadpaliło, z wyjątkiem szczytu tej lampy. Kiedy się upewniłem, Ŝe ogień jest 
ugaszony, i otworzyłem okno, cały ten dym błyskawicznie przez nie uleciał.

* * *

- Nieźle! - powiedziała Betty, gromiąc wzrokiem okopconą Hattie, która uczepiła się 
kurczowo wezgłowia łóŜka.
- Nie zrobiłam tego celowo... - Uniosła znad oczu przypalone rondo kapelusza. - To 
był przypadek. Byłam okropnie zła.
- Myślisz, Ŝe my nie byłyśmy? Ale przecieŜ z tego powodu nie wywołujemy poŜaru!
- Skąd mogłam wiedzieć, Ŝe pocieranie róŜdŜki moŜe spowodować poŜar? Powinnaś 
była mnie o tym uprzedzić.
- Tylko nie próbuj zwalać winy na mnie. Spójrz tylko, co przez ciebie stało się z 
moim podkoszulkiem. - Pokazała palcem czarne plamy na napisie: „Na co się gapisz".
- Zaraz to naprawię. - Hattie jednym machnięciem róŜdŜki wyczarowała nowy 
podkoszulek, tym razem w pastelowym kolorze lila. Widząc jednak furię w oczach 
Betty, śmignęła jeszcze raz róŜdŜką i przywróciła koszulce biały kolor.
- JeŜeli sądzisz, Ŝe to załatwia sprawę, grubo się mylisz. - Betty wcale nie wyglądała 
na udobruchaną.
- Dobrze, Ŝe przynajmniej moja magiczna róŜdŜka nie przestała działać. - Hattie z 
wdzięcznością przytuliła ją do siebie.
- Po tym wszystkim, co dla nas zrobiła... - Betty oparła dłonie na swoich rozłoŜystych 
biodrach i spojrzała z naganą na obie siostry. - Słuchajcie, czasami mogę być 
pobłaŜliwa, ale to juŜ naprawdę szczyt wszystkiego!
Hattie podniosła rondo kapelusza i spojrzała jej odwaŜnie w oczy.
- To ty powtarzałaś, Ŝe moje zadanie to kaszka z mleczkiem.
- Uspokójcie się wreszcie - rozkazała im Muriel. - Anastazja i David zaczęli 
rozmawiać.

* * *

- Muszę ci powiedzieć, Ŝe nie tak wyobraŜałem sobie ten ranek. - David odłoŜył 
gaśnicę. - Słyszałem, Ŝe w sypialni sprawy przybierają czasami gorący obrót, ale to 
jest po prostu śmieszne.
- Tym razem masz rację. - Anastazja krztusiła się nerwowym chichotem. Ręce wciąŜ 
jej drŜały, włoŜyła je więc do kieszeni swojego błękitnego szlafroka, natrafiając na 

background image

zabawkę Xeny. - Kot! Widziałeś gdzieś Xenę? - Ogarnęła ją panika.
- Widziałem, jak nurkowała pod ten dziwaczny stół. Anastazja rzuciła się do salonu, 
uklękła i zajrzała pod stół.
Niebieskie oczy Xeny patrzyły na nią z wyrzutem.
- Przepraszam - mruczała Anastazja. - Wiem, Ŝe nienawidzisz katastrof. Ja teŜ. O 
mało nie zemdlałam.
- Prawdopodobnie dlatego, Ŝe cała krew odpłynęła ci do mózgu, kiedy wypięłaś pupę. 
Nie zrozum mnie źle, wcale nie uwaŜam, Ŝe nie jest ładna. - David przykucnął obok 
Anastazji. - Siadaj. - Przytrzymał ją delikatnie, gdy zachwiała się, prostując plecy, w 
końcu oparła się na jego piersi. - Muszę ci się przyznać, Ŝe te oświadczyny nie 
wypadły tak, jak chciałem. Nie mam w takich sprawach wielkiego doświadczenia. 
PoŜary to co innego, na tym się znam. Potrafię przebadać pogorzelisko, znaleźć cenne 
ś

lady wśród zwęglonych resztek, zanalizować informacje. Ale, zdaje się, Ŝe ciebie nie 

potrafię rozgryźć.
- Często słyszę zarzut, Ŝe jestem skomplikowana - przyznała Anastazja cichym 
głosem, wtulając się w jego objęcia.
- To akurat rozumiem.
- Ty teŜ nie jesteś jakimś prostym kretynem.
- Zakładam, Ŝe to komplement... chociaŜ nie jestem pewien.
- Wiesz, co mam na myśli.
- AŜ boję się powiedzieć: tak. Ale tak, wiem, co masz na myśli. MoŜe nie zawsze 
jestem w stanie cię zrozumieć, ale przez ostatnie kilka tygodni nauczyłem się 
pojmować, o co ci chodzi. - Oparł brodę na czubku jej głowy. - Powiedziałaś, Ŝe 
cenisz sobie niezaleŜność i jesteś pewna, Ŝe ja równieŜ. No więc masz rację. Bardzo 
sobie cenię niezaleŜność. MoŜesz mi wierzyć na słowo, Ŝe nie oświadczam się kaŜdej 
kobiecie, z którą idę do łóŜka.
- To pocieszające - odpowiedziała cierpko.
- Twoja ognista natura jest jedną z rzeczy, które w tobie kocham - powiedział z 
uśmiechem.
- Inni faceci teŜ mi to mówili, ale tylko po to, Ŝeby chwilę później próbować mnie 
przerobić na skromną, bojaźliwą panienkę.
- Wątpię, Ŝeby nawet któraś z tych dobrych wróŜek, które tak chętnie rysujesz, była 
zdolna zmienić cię w skromną, bojaźliwą panienkę. To się nie uda nikomu.
- Z całą pewnością.
- Widzisz, co do tego się zgadzamy. - Pogładził czule jej długie włosy. - Z przykrością 
muszę ci jednak uświadomić, Ŝe moja babcia nie pogodzi się z sytuacją, w której będę 
Ŝ

ył z tobą w grzechu. Mogłaby ci zagrozić strzelbą albo jakąś wielką łychą na lody i 

zaŜądać, Ŝebyś zrobiła ze mnie uczciwego człowieka. Ostrzegam cię lojalnie, dla 
twojego własnego bezpieczeństwa.
Dopiero po kilku sekundach Anastazja uświadomiła sobie, Ŝe David wcale nie jest zły 
na nią ani nie próbuje jej niczego narzucać, po prostu się z nią droczy.
- A więc oświadczyłeś mi się ze strachu przed twoją babcią, uzbrojoną w wielką łychę 
do lodów, tak? - Anastazja podjęła grę.
- Głównie dlatego. - Uśmiech rozpalił wesołe iskierki w jego zamglonych błękitnych 
oczach. - Gdybym miał wybór, byłbym bardzo szczęśliwy, mogąc uprawiać z tobą 
dzikie miłosne harce, nie oglądając się na konwenanse. Muszę jednak liczyć się z 
babcią. Ale... jeśli jest prawdą to, co mi powiedziała - Ŝe nie wyjdzie za mąŜ, a po 
prostu będzie Ŝyła z tym facetem na kocią łapę, bo tak jest korzystniej dla emerytów - 
wtedy wytrąci mi z ręki i ten argument.
Anastazja nigdy nie kochała go mocniej, niŜ w tej chwili. I nagle zdała sobie sprawę, 
Ŝ

e ślub z Davidem wcale nie musi oznaczać rezygnacji z własnej niezaleŜności.

background image

- Tak - powiedziała, biorąc głęboki oddech.
- Tak... Co tak?
- Chcę wyjść za ciebie.
- Uff... Dosyć długo to trwało - wysapał jak po cięŜkiej pracy, a potem ją pocałował. - 
Zaraz... - Odsunął się po chwili. - Właśnie sobie przypomniałem, Ŝe przewróciłem 
wszystko do góry nogami.
- Mnie się to podoba.
- Chodzi mi o moje oświadczyny. Nie powiedziałem ci, co zdecydowałem w sprawie 
pracy, to znaczy powrotu do niej. Wspomniałem ci tylko, Ŝe gdy cię spotkałem, byłem 
kompletnie wypalony. Ale to juŜ nieaktualne. Teraz znowu pamiętam, co na samym 
początku tak bardzo podobało mi się w mojej pracy - szukanie śladów, jak ukrytych 
skarbów. I to naładowało mnie energią.
- Powiedziałeś teŜ, Ŝe byłeś pracoholikiem.
- Tak było, zanim się pojawiłaś, doprowadzając mnie do szaleństwa...
- Chcesz powiedzieć, Ŝe doprowadzam cię do szaleństwa?
- Nikt nie nadaje się do tego lepiej niŜ ty. - Wziął ją pod rękę. - Chodź.
- Dokąd idziemy? - Anastazja naprawdę była zmieszana. - Sypialnia jest z drugiej 
strony.
- Po to wino, które znalazłem. Powinniśmy wznieść toast za nasze zaręczyny. - 
Wszedł z nią do kuchni i sięgnął po omszałą butelkę.
- Poczekaj! Zanim ją otworzymy, pozwól mi sprawdzić, czy w mojej poczcie 
elektronicznej nie ma jakiejś odpowiedzi na listy, które wysłałam wczoraj wieczorem.
- PrzecieŜ to tylko stara butelka sfermentowanego soku z winogron.
Anastazja wróciła do pokoju i rzuciła się do laptopa.
- Uhm... - mruczała nieprzytomnie, przeglądając pocztę. - Zdaje się, Ŝe ta stara 
butelka sfermentowanego soku z winogron, jak ją nazwałeś, jest warta jakieś 
pięćdziesiąt tysięcy dolarów.
- Jasne, nie moŜe być inaczej, bardzo zabawne - zaśmiał się David.
- Wcale nie Ŝartuję - zapewniła go Anastazja. - Sam zobacz. Dostałam kilka 
wiadomości o tym winie. NaleŜy do najrzadszych francuskich roczników. Dwóch 
dealerów złoŜyło mi ofertę kupna za pięćdziesiąt tysięcy dolarów.
David o mało nie wypuścił butelki z dłoni. Oboje rzucili się jednocześnie, Ŝeby ją 
ratować. Potem ustawili cenną zdobycz na przenośnym stoliku i wpatrywali się w nią 
z podziwem.
- Wygląda na to, Ŝe Chesty ukrywał jednak jakieś skarby - szepnęła.
Przerwało im ten seans pukanie do drzwi. To była Claire. W luźnych spodniach 
koloru khaki i w bluzce z napisem „Retro pod Sułtańskim Pucharkiem" wyglądała 
ładnie i całkiem młodo.
- Szukam Davida, nie wiesz... Ach, tu jesteś - powiedziała swobodnie, jakby widok 
rozebranego do pasa wnuka w mieszkaniu Anastazji wcale jej nie zdziwił. - Zeszłam 
do piwnicy i natknęłam się na te dziwne drzwi do ukrytego magazynu. Znalazłeś jakiś 
skarb?
David wzruszył ramionami i celowo zniŜył głos.
- Znaleźliśmy butelkę wina.
- Och... - westchnęła rozczarowana Claire.
- Wartą pięćdziesiąt tysięcy dolarów - dodał z uśmiechem.
- Och, moi kochani! - krzyknęła z zapartym tchem, chwytając się za serce.
- Pieniądze są twoje - oznajmił David.
- Nonsens. To ty znalazłeś ukryty magazyn i to wino. Pieniądze naleŜą do ciebie.
- Nie ma mowy, to twój dom. Są twoje.
- MoŜe powinniście się nimi podzielić - zaproponowała Anastazja.

background image

- Świetna myśl - zgodziła się Claire. - Od początku ci powtarzałam, Davidzie, Ŝe 
Anastazja to bystra dziewczyna.
- Nie wątpiłem w to ani przez chwilę.
- Ale moŜe nie jest bystra na tyle, Ŝeby wiedzieć, co jest dla niej dobre, jeśli w grę 
wchodzi małŜeństwo.
- Zanim zaczniesz mnie gonić z wielką łychą do lodów, oświadczam, Ŝe planuję 
uczynić z twojego wnuka uczciwego męŜczyznę i wyjść za niego za mąŜ - zapewniła 
przyjaciółkę Anastazja, uśmiechając się przekornie.
- On zawsze był uczciwym męŜczyzną - odpowiedziała z dumą Claire, ocierając łzy z 
policzków. - Ale ty go uczynisz męŜczyzną szczęśliwym.
- Mówiłam ci, Ŝe znajdę na niego sposób - szepnęła Anastazja z czarującym 
uśmiechem - a ja zawsze dotrzymuję obietnic.

background image

EPILOG

Rok później

- To wielka odpowiedzialność - oznajmiła powaŜnym tonem Muriel, a jej głos niósł 
się echem po niebotycznie wysokich nawach kościoła.
- Zgadzam się - skinęła głową Betty, szarpiąc za rąbek bawełnianego podkoszulka z 
napisem „Nie jęczeć".
- Czy ten kapelusz pasuje do sukienki? - Hattie poprawiała swoją turkusową kreację, 
wygładzając wytworne fałdy sukni, a chwilę potem wychyliła się przez barierkę 
kościelnego chóru. - Czy nie powinni juŜ zaczynać?
- Trzymaj nerwy na wodzy - poradziła jej Betty. - I nie rób tu przypadkiem Ŝadnych 
przedstawień. Kapelusz, który wyczarowałaś, jest dostatecznie teatralny.
- Tak się cieszę, Ŝe ci się podoba. - Hattie dumnie wypięła pierś, podobnie jak biały 
gołąbek na jej kapeluszu.
- Pasuje do ciebie - wycedziła Betty.
- Dziękuję, ale jestem tak zdenerwowana, Ŝe nie potrafię usiedzieć w miejscu. - 
Zatrzepotała skrzydełkami i pofrunęła w górę tak szybko, Ŝe uderzyła w głowę 
pozłacanego anioła wiszącego wysoko, tuŜ pod sklepieniem kościoła. - Och, znowu 
wpadłam na anioła.
- Wychodzi z ciebie wrogość do aniołów stróŜów, bo zazdrościsz im pięknych 
skrzydeł - stwierdziła Muriel. Okulary do czytania na jej wydatnym nosie upodabniały 
ją do Zygmunta Freuda.
- Co to za bzdury - Ŝachnęła się Hattie. - Jestem po prostu bardzo zdenerwowana - 
powtórzyła.
- Przyznam, Ŝe ja teŜ - wyznała Betty. - KtóŜ by przypuszczał, Ŝe Anastazja okaŜe się 
najbardziej konserwatywna z trojga Knightów i zaŜyczy sobie rocznego 
narzeczeństwa, a potem okazałego ślubu w kościele, w którym została ochrzczona?
- Wszystko zaczęło się właśnie tutaj... - Wzruszona Hattie otarła łzy koronkową 
chusteczką.
- I kto by pomyślał, Ŝe tym wrzeszczącym trojaczkom tak dobrze się powiedzie - 
ciągnęła tubalnym głosem Betty.
- Anastazja i David jeszcze się nie pobrali - ostrzegła Muriel.

* * *

- Jak moŜesz być tak spokojna? - pytała Heather Anastazję, która usiadła swobodnie 
w kościelnej poczekalni dla nowoŜeńców. - Ja przed ślubem z Jasonem byłam 
kłębkiem nerwów.
- Wcale się nie dziwię - uśmiechnęła się Anastazja. - Mój brat miał podejrzaną 
reputację. Nie dość, Ŝe zadzierał nosa, to jeszcze się obnosił z tym wątpliwej sławy 
tytułem Najseksowniejszego Kawalera Chicago. Dopóki go nie dopadłaś.
- W rzeczywistości to on mnie dopadł - wyjaśniła Heather. - Albo moŜe zarzuciliśmy 
sieci jednocześnie...
- Wyglądasz cudownie w tej ślubnej sukni, Anastazjo. Prawie zaczynam Ŝałować, Ŝe 
wzięłam cichy ślub. - Courtney po raz pierwszy włączyła się do rozmowy.
- Od początku powtarzałam Davidowi, Ŝe wezmę ślub w czerwonych aksamitnych 
dresach i jaskraworóŜowym podkoszulku, a na nogi włoŜę lakierowane 
pomarańczowe pantofle albo wojskowe buciory. Nic nie wie o tej sukni. Naprawdę 
uwaŜacie, Ŝe dobrze w niej wyglądam? - Jeszcze raz spojrzała w lustro.
Biała ślubna suknia z welonem odsłaniała ramiona, a głęboki dekolt wieńczył 
wysadzany perłami koronkowy stanik. Wcięta talia przechodziła w szeroką atłasową 
spódnicę z romantycznym trenem.

background image

- Suknia jest wspaniała, ty takŜe. - Claire dołączyła do nich z najnowszym raportem. - 
Wszyscy goście juŜ są, pora zaczynać.
- Jak trzyma się Ira?
- Ciągle marudzi, Ŝe jeszcze nigdy nie był druŜbą, a ja mu powtarzam, Ŝe dla mnie na 
zawsze pozostanie najlepszym druhem - odpowiedziała Claire z czułością w głosie.
- Kto by pomyślał, Ŝe tak dobrze dogadają się z Davidem? - Anastazję niezmiernie 
cieszyło szczęście Claire i Iry. - Albo Ŝe David weźmie na druŜbów moich braci. 
Swoją drogą, nie jestem przekonana, czy to mądre posunięcie. - Anastazja kręciła 
niepewnie głową. - Jeszcze nie zapomniałam, jak próbowali odwieść Davida od 
małŜeństwa ze mną.
- Jeszcze nie jest za późno - powtarzał Jason Davidowi w innym kościelnym 
pomieszczeniu. - Ciągle moŜesz uciec.
- Jakoś cię wytłumaczymy - dodał Ryan. - Powiemy na przykład, Ŝe porwali cię 
kosmici.
- Podobni do striptizerki, która zrzucała z siebie ten kosmiczny strój na moim 
wieczorze kawalerskim? - spytał David. - To był oczywiście twój pomysł. A mówiłem 
ci, Ŝe nie mam ochoty na Ŝadne rozbieranki. - David poprawił muszkę. Nigdy 
przedtem nie wkładał smokingu i dobrze wiedział, dlaczego. Ale Anastazja uparła się, 
Ŝ

e ma być smoking, a nie Ŝaden normalny garnitur. Niech jej będzie. Modlił się tylko, 

Ŝ

eby nie pokazała się w jakimś odlotowym, komicznym stroju. Tak naprawdę modlił 

się, Ŝeby w ogóle się pokazała. Wiedział, Ŝe jest juŜ w kościele. Jej tata wpadł na 
chwilę, Ŝeby mu to powiedzieć, ale nie chciał zdradzić, jak się ubrała.
- Myśleliśmy, Ŝe Ŝartujesz, kiedy powiedziałeś, Ŝe nie Ŝyczysz sobie striptizerki - 
tłumaczył się Ryan, któremu w smokingu było równie niewygodnie jak Davidowi. 
Tylko Jason i Ira czuli się w tym stroju jak we własnej skórze.
- Przez tę waszą striptizerkę moi przyjaciele wynajęli striptizera na przyjęcie 
Anastazji. - Uśmiechnął się, widząc, jak jego przyszłym szwagrom opadają szczęki. - 
Wyglądacie na zdziwionych.
- Nie zrobili tego! - Jason i Ryan krzyknęli jednym głosem.
- Oczywiście, Ŝe tak. Powiem wam więcej. Anastazja świetnie się bawiła, 
opowiadając mi ze szczegółami, jak facet przebrany za wielkiego, złego glinę 
pozbywa się wszystkiego. No, moŜe prawie wszystkiego.
Jason i Ryan skrzywili się jak na komendę.
- Obaj powinniście wiedzieć, co moŜe wkurzyć waszą siostrę - upomniał ich ojciec. - 
Niech to będzie dla was dobrą lekcją.
- Tak - odburknął Ryan. - Po tej lekcji wiem, Ŝe ani na chwilę nie wolno zostawiać 
Anastazji, Heather i Courtney samych w jednym pokoju.
- Właśnie teraz są razem. - David spojrzał na nich z kpiącym błyskiem w oczach.
- Tak, ale jest z nimi twoja babcia - niepewnym głosem powiedział Jason.
- Jeszcze lepiej...
- Co masz na myśli? - spytał Ira, po raz pierwszy włączając się do rozmowy.
- Moja babcia jest właśnie tą osobą, która zamówiła męski striptiz.
- Dobrze się tam prowadzicie, dziewczyny? - spytał Ira przez drzwi. - David ma 
prezent dla panny młodej.
- Nie moŜe jej zobaczyć, póki nie zejdzie do nawy - odpowiedziała mu Claire, 
uchylając tylko odrobinę drzwi. - Nie ma go tutaj, prawda?
- Nie, prosił, Ŝebym jej to przekazał. Wyglądasz cudownie, Claire... - Ukłonił się z 
galanterią, gdy otworzyła szerzej drzwi. - Ty teŜ, Anastazjo.
- Tylko nie mów, w co jest ubrana. Chce mu zrobić niespodziankę - uprzedziła Claire.
- JuŜ zapieczętowałem usta. Muszę przyznać, Ŝe wiktoriańska broszka z granatem i 
perłowy naszyjnik, które David wybrał w moim sklepie, wyglądają przy tej sukni 

background image

przepięknie.
Tymczasem Anastazja niecierpliwie zrywała elegancki papier z opakowania. Heather i
Courtney wisiały jej na ramieniu, ciekawe, co podarował jej David.
- To biŜuteria. ZałoŜę się, Ŝe to znowu biŜuteria - rzuciła Heather.
- To ksiąŜka dla dzieci. - W głosie Courtney wyraźnie było słychać zakłopotanie.
Na wewnętrznej stronie okładki David napisał dedykację:
Dla mojej księŜniczki zamienionej w Ŝabę. Zakochałem się w Tobie, kiedy pierwszy 
raz słyszałem, jak 
czytasz tę baśń dzieciom. Myślę, Ŝe przyszedł czas, Ŝebyś miała 
własny egzemplarz, po to, byśmy mogli kochać się zawsze. To dzięki tobie uwierzyłem, 
Ŝ

e czasami marzenia stają się rzeczywistością. Twój przyszły mąŜ, David

- Płaczesz nad ksiąŜką dla dzieci?! - krzyknęła zdumiona Heather.
- To nie jest byle jaka ksiąŜka dla dzieci. To „Zaklęta księŜniczka", moja ulubiona. O 
Ŝ

abie, która zamienia się w piękną młodą kobietę, która...

- Jest księŜniczką - jednym głosem dopowiedziały i Heather z Courtney.
- Nie, bibliotekarką. - Przytulając ksiąŜkę do piersi, wytarła łzy i odwróciła się do Iry 
z promiennym uśmiechem.
- Powiedz Davidowi, Ŝe go kocham i Ŝe chyba powinniśmy juŜ zacząć to 
przedstawienie.
- Jeszcze wciąŜ nie jest za późno, Ŝeby zagrać „Everybody Loves Somebody" - 
szepnął ojciec Anastazji, biorąc ją pod rękę, Ŝeby poprowadzić do ołtarza.
- Nic z tego - odszepnęła mu Anastazja. - Czy nie masz dla mnie Ŝadnej rady, tatusiu?
- Nie nazwałaś mnie tak, odkąd skończyłaś dwanaście lat. A jeśli chodzi o rady, to 
wcale ich nie potrzebujesz. Jesteś bystrą dziewczynką, po prostu pamiętaj, Ŝe dla mnie 
zawsze pozostaniesz małą córeczką. Uff, zaczyna się.
Kiedy Anastazja szła do ołtarza oparta na ramieniu ojca, miała cudowną świadomość 
właściwego wyboru. Bała się, Ŝe po tylu latach unikania małŜeństwa w ostatniej 
chwili moŜe ogarnąć ją panika. Ale trwające cały rok, na jej prośbę, narzeczeństwo 
przekonało ją, Ŝe to właśnie David jest tym jedynym męŜczyzną, jej drugą połową, 
człowiekiem, który naprawdę ją rozumie. A w tych rzadkich przypadkach, kiedy nie 
rozumie, potrafi słuchać, kiedy ona mu tłumaczy.
Czekał na nią przy ołtarzu. Wyglądał seksownie, na tyle, na ile pozwalał ciemny 
smoking. Widziała, jak na widok jej prawdziwej ślubnej sukni zaokrąglają mu się 
błękitne oczy. Czuła w tym spojrzeniu jego miłość. A potem stała u jego boku, z 
dłonią w jego dłoni.
Przebieg ceremonii zatarł się jej w pamięci, aŜ do momentu, w którym ksiądz zadał to 
najwaŜniejsze pytanie:
- Anastazjo, czy chcesz wziąć tego męŜczyznę, Davida, za prawowitego małŜonka, 
Ŝ

eby kochać go, szanować i opiekować się nim?

Przez krótką chwilę wszyscy w kościele wstrzymali oddech. Wychyliwszy się za 
galerię chóru, trzy dobre wróŜki wrzasnęły z całej siły:
- Chce! Chce!
Anastazja odwróciła głowę i spojrzała w ich kierunku, jakby naprawdę je słyszała.
A potem, z uśmiechem na ustach, odwróciła się do księdza, tego samego, którego tak 
niestosownie uderzyła w nos w czasie chrztu, i odpowiedziała, odwracając się do 
Davida:
- Chcę! Oczywiście, Ŝe chcę!