Higgins Jack Mroczna strona wyspy

background image

Jack Higgins

Mroczna strona wyspy

Dla Ruth

background image

CZĘŚĆ PIERWSZA

DŁUGI POWRÓT

background image

1

NA KYROS NIC SIĘ NIE ZMIENIA

Rozebrany do pasa Lomax leżał zlany potem na wąskiej koi

w dusznej kabinie i wpatrywał się w brudny, łuszczący się sufit.

Gdy patrzyło się nań dosyć długo, stawał się całkiem wierną

mapą Morza Egejskiego. Lomax zjechał w dół wyimaginowanej

mapy, od Aten przez Cyklady do większej masy lądu, która

miała przedstawiać Kretę, tam jednak, gdzie powinno się

znajdować Kyros, była tylko pusta przestrzeń morza. Z jakiegoś

powodu sprawiło to, że poczuł się nieswojo i opuścił nogi na

podłogę. Wstał, chlusnął wodą do porysowanej miednicy

stojącej pod lustrem obok koi i zmył z siebie pot. Miał

muskularne ramiona, ciało opalone na brąz i sprawne, więc

brzydka pomarszczona blizna po starej ranie od kuli pod lewą

piersią wyglądała jakoś ponuro i nie na miejscu.

Kiedy się wycierał, z miski spoglądał na niego jakiś

nieznajomy mężczyzna o skórze mocno naciągniętej na

wystających kościach policzkowych i ciemnych, smutnych

oczach.

9

background image

W momencie gdy sięgał po koszulę, drzwi kajuty

otworzyły się i zajrzał steward.

— Kyros za pół godziny, panie Lomax — rzucił

po grecku.

Drzwi zamknęły się za nim i Lomax po raz pierwszy

poczuł lekkie podniecenie. Nałożył lnianą marynarkę i

wyszedł na pokład.

Gdy stanął przy balustradzie, patrząc jak Kyros

wyrasta stopniowo z morza, ze sterówki wynurzył się

kapitan Papademos i przystanął obok niego. Był to

silnie zbudowany mężczyzna, prawie czarny od słońca,

z twarzą pooraną zmarszczkami.

Przyłożył zapałkę do swojej fajki.

Jest lekka mgła od upału, ale jeśli przyjrzy się pan

dobrze, zobaczy pan w oddali Kretę. Niezły widok, co?

To za mało powiedziane — odparł Lomax.

— Byłem wszędzie, gdzie żeglarz jest w stanie

dotrzeć — ciągnął Papademos. — I na koniec od-

kryłem, że podróżuję w kółko.

Czyż wszyscy tego nie robimy? — Lomax wyjął

papierosa i kapitan podał mu ogień.

— Jak na Anglika, włada pan świetnie greckim.

Nigdy nie słyszałem obcokrajowca mówiącego nim

tak dobrze. Był pan już tu kiedyś?

Lomax skinął głową.

— Dawno temu. Przed powodzią.

Przez chwilę Papademos wyglądał na zdezorien-

towanego, ale zaraz twarz mu się rozjaśniła.

— Rozumiem. Był pan na wyspach w czasie wojny.

— Zgadza się. Działałem głównie na Krecie, pra-

cowałem z EOK.

— O! — Papademos pokiwał głową. — To były

10

background image

ciężkie czasy dla nas wszystkich. Ludzie na tych wys-

pach nie zapomnieli, ile im Anglicy pomogli. Zaglądał

pan tu od tego czasu?

— Nigdy nie miałem na to ochoty. W każdym razie

zawsze wydawało mi się, że mam coś ważniejszego do

roboty. Wie pan, jak to jest.

— Życie, przyjacielu, chwyta nas za gardło. —

Kapitan znowu pokiwał głową. — Ale siedemnaście lat

to szmat czasu. Człowiek się zmienia.

Każdy się zmienia — stwierdził Lomax.

— Ma pan rację. Ale dlaczego Kyros? Znam lepsze

miejsca.

— Jest paru ludzi, których chciałbym odwiedzić,

jeśli tam jeszcze mieszkają. Chciałbym zobaczyć, czy

oni też się zmienili. Później pojadę na Kretę i Rodos.

— Na Kyros nic się nie zmienia. — Papademos

splunął w wodę. — Dziesięć lat pływam na tej trasie, a

oni ciągle mnie traktują, jakbym był zadżumiony.

Lomax wzruszył ramionami.

— Może po prostu nie lubią obcych.

Papademos potrząsnął głową.

— Oni nie lubią nikogo. Jest pan pewien, że ma tam

przyjaciół?

— Mam nadzieję.
— Ja też. Bo jeżeli nie, to trafił pan nieszczególnie i

będzie pan tam musiał tkwić przez tydzień, aż znowu

przypłynę.

— Zaryzykuję.

Papademos postukał fajką o balustradę, wytrząsając

popiół.

- Będziemy tu stać cztery godziny. Może by pan

rozejrzał się szybko po wyspie, przez wzgląd na

11

background image

dawne czasy, a potem popłynął ze mną dalej, na

Kretę? Lepiej pana przyjmą w Heraklionie niż tutaj.

Lomax pokręcił głową.

— Za tydzień może skorzystam z tej propozycji, ale

teraz nie.

— Jak pan chce. — Papademos wzruszył ramiona-

mi i wrócił do sterówki.

Byli już teraz blisko brzegu — wielki centralny

szczyt wyspy wznosił się nad nimi na wysokość trzech

tysięcy stóp. Gdy mały parowiec opływał zagięty cypel

usiany białymi domami, na morze wypłynęła

jednomasztowa caicąue z wydętym przez wiatr żaglem.

Przepłynęła tak blisko nich, że Lomax dojrzał wielkie

oczy wymalowane po obu stronach dziobu.

Człowiek przy rumplu pomachał niedbale, więc

Lomax również podniósł rękę. W tym momencie

warkot silników zaczął słabnąć i zwolnili, by wpłynąć

do zatoki.

Na białym piasku leżały jaskrawo pomalowane

caicques, a obok nich siedzieli w małych grupkach

rybacy, naprawiając sieci. Dzieci pokrzykując ganiały

się na płyciźnie.

Lomax wrócił do kajuty i zaczął się pakować. Nie

trwało to długo. Kiedy skończył, postawił płócienną

torbę i przenośną maszynę do pisania na koi i wrócił

na pokład.

Przesuwali się już wzdłuż kamiennego mola. Po

chwili silniki zatrzymały się. W ogromnym upale

wszystko wydawało się dziwnie nieruchome.

Na molo trzech starców drzemało w słońcu, a jakiś

chłopak, z małym czarnym psem u boku, siedział z

zarzuconą linką od wędki.

12

background image

Gdy steward wynurzył się z kajuty, niosąc torbę i

maszynę Lomaxa, ze sterówki wyszedł Papademos.

— Nie ma pan zbyt dużo bagażu — stwierdził.

Tak najłatwiej podróżować — odparł Lomax. —

Co teraz? Po prostu schodzę z pokładu? Nikt nie chce

oglądać moich dokumentów?

Papademos wzruszył ramionami.

— Jest tu sierżant policji o nazwisku Kytros, który

zajmuje się tym wszystkim. Szybko się dowie, że pan

tu jest.

W tym czasie kilku marynarzy ustawiało już schod-

nię. Założywszy ciemne okulary, Lomax zszedł za

stewardem.

Wyjmując portfel, by dać mu napiwek, czuł na sobie

ciekawe spojrzenia siedzących na molo staruszków.

Chłopak łowiący ryby zwinął swoją linkę i kiedy

steward wrócił na pokład, podbiegł do Lomaxa z psem

u nóg.

Miał może ze dwanaście lat i chudą buzię, z której

bystro patrzyły ciemne, inteligentne oczy. Ubrany był

w za duży sweter i połatane spodnie. Przez chwilę z

ciekawością przyglądał się przybyszowi, po czym

odezwał się wolno po angielsku: — Chce pan dobry

hotel? Naprawdę dobrze się tam opiekują

amerykańskimi turystami.

Dlaczego uważasz mnie za Amerykanina? —

spytał go Lomax po grecku.

— Ciemne okulary. Wszyscy Amerykanie noszą

ciemne okulary. — Chłopak instynktownie odparł w

tym samym języku i nagle uniósł ze zdumieniem dłoń

do ust. — Pan mówi po grecku tak dobrze jak ja! Skąd

pan umie?

13

background image

— Nie przejmuj się tym. Jak się nazywasz?

Yanni — powiedział chłopak. — Yanni Melos.

Lomax wyjął z portfela banknot i uniósł go.
— W porządku, Yanni. To będzie dla ciebie, jak

dojdziemy do tego twojego hotelu, gdzie niby tak

dobrze traktują Amerykanów. Lepiej, żeby to był

naprawdę najlepszy hotel.

W brązowej twarzy Yanniego błysnęły zęby.

— To jedyny w mieście, proszę pana. — Podniósł

torbę i maszynę do pisania i ruszył naprzód, a Lomax

za nim.

Nic się nie zmieniło. Ani jedna cholerna rzecz.

Nawet bunkier, zbudowany przez Niemców dla

ochrony mola, stał wciąż, choć beton kruszył się już

trochę na krawędziach. Brakowało jedynie niemiec-

kich łodzi torpedowych w zatoce i hitlerowskiej flagi

nad ratuszem.

Chłopak prowadził pomiędzy wysokimi pobielony-

mi domami, oddalając się od nabrzeża. Raz czy dwa

minęli kogoś siedzącego na progu, ale o tej porze ulice

były wyludnione.

Hotel zajmował jedną stronę malutkiego wybruko-

wanego placu, z kościołem naprzeciwko. Na zewnątrz

stało sporo drewnianych stolików, lecz nie było żad-

nego klienta i Lomax domyślił się, że miejsce to ożyje

prawdopodobnie dopiero wieczorem.

Wszedł za chłopcem do dużego pomieszczenia o ka-

miennej podłodze i niskim suficie. Były tam również

stoły i krzesła, a w rogu bar z marmurowym blatem, za

którym na drewnianych półkach stały butelki. Yanni

położył torbę i maszynę na blacie, po czym zniknął w

tylnych drzwiach. Po spiekocie na dworze

14

background image

panował tu przyjemny chłód. Lomax oparł się o kon-

tuar i czekał.

Doszedł go cichy szmer rozmowy i zaraz potem dał

się słyszeć jakiś dziewczęcy głos, wysoki i besztający:

„Zawsze mnie okłamujesz!" Rozległ się odgłos ude-

rzenia twarz i Yanni wpadł do sali z pochyloną głową,

a za nim młoda dziewczyna w niebieskiej sukience i

(białym fartuchu. Zatrzymała się nagle, gdy ujrzała

Lomaxa. Chłopak uczynił dramatyczny gest.

— No co, nie mówię prawdy?

Dziewczyna — szesnasto- albo siedemnastoletnia —

o ładnej, okrągłej twarzy, podeszła bliżej, wycierając

mąkę z rąk w fartuch. Stanęła, patrząc na Lomaxa

bezradnie, zaczerwieniona z zakłopotania.

— W porządku — odezwał się. — Mówię po

grecku.

Na jej twarzy natychmiast pojawiła się ulga.

— Musi mi pan wybaczyć, ale z Yanniego taki

kłamczuch... Co mogę dla pana zrobić?

— Chciałbym pokój. Yanni mówił mi, że to naj-

lepszy hotel w mieście. — Wyglądała, jakby nie

wiedziała, co powiedzieć, więc dodał łagodnie: —

Rozumiem, że macie jakiś wolny?

— O, tak — zapewniła go. — Po prostu trochę

mnie pan zaskoczył. Rzadko mamy turystów na Ky-

ros. Muszę wyprać pościel i przetrzepać materac.

— Nie martw się tym — powiedział. — Nie ma

pośpiechu.

Wyjął z portfela banknot i wręczył go Yanniemu.

Chłopak obejrzał go uważnie i oczy mu się roz-

szerzyły. Spojrzał tęsknie na otwarte drzwi, westchnął

i niechętnie oddał pieniądze.

15

background image

— Chyba się pan pomylił, proszę pana. To za dużo.

Lomax zamknął dłoń chłopca na banknocie.
— Nazwijmy to zapłatą z góry za twoje usługi.

Mogę cię jeszcze potrzebować.

Twarz Yanniego rozjaśnił uśmiech.

— Jest pan moim przyjacielem. Mam nadzieję, że

zostanie pan długo na Kyros.

Zagwizdał na psa i wybiegł na plac. Lomax pod-

niósł torbę i maszynę i odwrócił się do dziewczyny.

— On jest niemożliwy — stwierdziła i ruszyła

pobielonym korytarzem.

— Wygląda na to, że mówi nieźle po angielsku.

Skinęła głową.

— Po tym, jak jego rodzice utonęli, mieszkał na

Rodos u rodziny matki. Myślę, że nauczył się go od

turystów.

— Kto się nim teraz opiekuje?

— Mieszka ze swoją babcią, ale ona nie może zbyt

wiele dla niego zrobić. Jest za stara.

Weszli po wąskich drewnianych schodach i skręcili na

korytarz, który ciągnął się przez całą długość budynku.

Dziewczyna przystanęła przed drzwiami na końcu.

— To bardzo zwyczajny pokój — powiedziała. —

Mam nadzieję, że pan to rozumie?

Skinął głową.

— To wszystko, czego potrzebuję.

Otworzyła drzwi i weszła pierwsza. Umeblowanie

było rzeczywiście niewyszukane — metalowe łóżko,

umywalka i stara szafa. Tak, jak gdzie indziej w tym

domu, ściany były pobielone, a drewniana podłoga

wyfroterowana na wysoki połysk. I wszystko nie-

skazitelnie czyste.

6

background image

Lomax podszedł do okna i otworzywszy je wyjrzał

ponad pokrytymi czerwoną dachówką dachami na
zatokę.

— Przecież tu jest wspaniale.

Odwrócił się i zobaczył, że dziewczyna uśmiecha

się uradowana.

— Cieszy mnie, że się panu podoba. Jak długo pan

tu zostanie?

Wzruszył ramionami.

— Aż do przybycia łodzi za tydzień. Może dłużej,

nie wiem jeszcze. Jak cię zwą?

Zaczerwieniła się.

— Nazywam się Anna Papas. Chciałby pan coś

zjeść?

Potrząsnął głową.
— Teraz nie, Anno. Może później.

Uśmiechnęła się z zakłopotaniem i cofnęła do drzwi.

— W takim razie zostawię pana. Gdyby pan czegoś

potrzebował, czegokolwiek, proszę mnie zawołać. Bę

dę w kuchni.

Kiedy drzwi zamknęły się za nią, zapalił papierosa i

stanął w oknie. Kilka łodzi rybackich wracało z morza,

dostrzegł też mały zardzewiały parowiec

przycumowany do mola. Jakaś mewa zaskrzeczała

przelatując nad dachami i nagle Lomax ucieszył się, że

wrócił.

2 — Mroczna strona...

background image

2

MĘŻCZYZNA O IMIENIU ALEXIAS

Rozpakował się, a następnie umył, ogolił i założył

czystą koszulę. Wkładał właśnie marynarkę, gdy roz-

legło się pukanie do drzwi i wszedł niski łysiejący

mężczyzna.

Trzymał pod pachą grubą księgę o usztywnionym

grzbiecie i uśmiechał się przymilnie, odsłaniając ze-

psute zęby.

— Proszę mi wybaczyć. Mam nadzieję, że nie

przeszkadzam?

Lomax od razu poczuł do niego niechęć, ale zdobył

się na uśmiech.

— Ani trochę. Niech pan wejdzie.

Jestem właścicielem hotelu, George Papas —

przedstawił się niski mężczyzna. — Przepraszam, że

nie było mnie, kiedy pan przyszedł. Rankami pracuję

w moim gaju oliwnym.

— Nic się nie stało. Pańska córka wspaniale się

mną zajęła.

Dobra z niej dziewczyna — stwierdził Papas z

dumą. Położył książkę na stole przy oknie i ot-

worzywszy ją, wyjął pióro z wewnętrznej kieszeni

18

background image

marynarki. — Jeśli nie miałby pan nic przeciwko

temu, proszę wpisać się do rejestru. Wymóg prawny,

rozumie pan? Miejscowy sierżant policji jest bardzo

drobiazgowy w tych sprawach.

Lomax z zainteresowaniem przejrzał książkę. Osta-

tni wpis został dokonany prawie rok wcześniej. Wziął

do ręki pióro i w odpowiednich kolumnach umieścił

swoje nazwisko, adres i narodowość.

— Wygląda na to, że nie macie tu zbyt wielu gości.

Papas wzruszył ramionami.
— Kyros to spokojne miejsce, gdzie nie ma prawie

nic, co mogłoby przyciągnąć turystów — zwłaszcza

Amerykanów.

Tak się składa, że jestem Anglikiem — stwier-

dził Lomax. — Może moje upodobania są prostsze.

Anglikiem! — Papas zmarszczył brwi. — Moja

córka zapewniała mnie, że jest pan Amerykaninem.

— Tak jej pewnie powiedział chłopak, który mnie

tu przyprowadził. Tylko mieszkam w Ameryce. Czy to

ważne?

Nie, oczywiście, że nie. — Papas wyglądał na

wyraźnie zaniepokojonego, gdy obracał rejestr, by

przeczytać wpis. — Hugh Lomax, Kalifornia. Naro-

dowość: Anglik — wymamrotał i nagle całym jego

ciałem wstrząsnął gwałtowny spazm.

Przez chwilę Lomax sądził, że gospodarz dostanie

zaraz jakiegoś ataku. Wziął go za ramię, by zapro-

wadzić do krzesła, ale Papas podskoczył jak oparzony.

Jego twarz nabrała niezdrowego żółtego koloru i z

wytrzeszczonymi oczami zaczął cofać się do drzwi. Na

miłość boską, człowieku! — wykrzyknął Lomax. —

Co się stało?

19

background image

Papasowi udało się otworzyć drzwi jedną ręką,

podczas gdy drugą przeżegnał się mechanicznie.

— Święta Matko Boska — wyszeptał i potykając

się wypadł na korytarz.

Lomax stał przez moment ze zmarszczonym czołem,

po czym chwycił książkę i ruszył za nim. Kiedy

wszedł do baru, Anna wycierała kieliszki. Podniosła

na niego wzrok i uśmiechnęła się.

— Coś panu podać?

Potrząsnął głową, kładąc rejestr na kontuarze.

— Twój ojciec zostawił to w moim pokoju. Chciał-

bym zamienić z nim słowo, jeśli można.

— Niestety, właśnie wyszedł — powiedziała. —

Przed chwilą widziałam, jak przechodził przez plac.

Trudno. To może poczekać. Powiedz mi, czy

jest jeszcze na nabrzeżu ta karczma zwana „Małą

Łódką"? Kiedyś była własnością człowieka o nazwis-

ku Alexias Pavlo.

Ciągle jest jego własnością — odparła. —

Wszyscy znają Alexiasa. Jest w tym roku burmistrzem

Kyros. — Zmarszczyła brwi ze zdziwieniem. — Ale

skąd pan może wiedzieć o Alexiasie i „Małej Łódce"?

— Przypomnij mi, żebym ci to kiedyś powiedział

— rzucił i wyszedł na jaskrawe słońce.

Gdy ruszył przez plac w stronę ulicy prowadzącej

do zatoki, wynurzył się z niej Yanni i podbiegł do

niego razem ze swoim wrzaskliwym psem. Miał na

sobie szkarłatną koszulę, krótkie spodnie khaki i białe

tenisówki. Zatrzymał się w odległości kilku kroków,

rozpostarł ramiona i wykonał piruet.

— Czyż nie wyglądam pięknie?

Co to ma być? — spytał Lomax.

20

background image

Yanni rozłożył ręce.

— Skoro pracuję dla takiego bogatego i ważnego

pana, muszę odpowiednio wyglądać. To moje najlep-

sze rzeczy.

Dobrze mówisz — stwierdził Anglik. — Skąd je

ukradłeś?

— Nie ukradłem ich! — zawołał chłopak z oburze-

niem. — Dostałem je od mojego bardzo dobrego

przyjaciela. Najlepszego, jakiego mam.

— W porządku, niech ci będzie.

Ruszył wybrukowaną ulicą w stronę zatoki, a Yanni

dreptał obok.

— Dokąd chce pan najpierw iść?

— Do miejsca zwanego „Małą Łódką".

Oczy chłopca rozszerzyły się.

— Nie, nie tam. To złe miejsce. Nie dla turystów.

Dla rybaków.

To gdzie byś proponował? — spytał Lomax.

— Do wielu innych miejsc. Po drugiej stronie

wyspy jest romańska świątynia, ale musielibyśmy

wynająć łódkę. To daleki spacer.

— Coś jeszcze?

— Na przykład grobowiec Achillesa.
— Pochowali go tam, co?

Yanni skinął głową.

— Jasne. Każdy o tym wie.

— To musiał być kawał drogi z Troi.

Chłopak zignorował tę uwagę.

— Moglibyśmy jeszcze zwiedzić klasztor Świętego

Antoniego, albo raczej to, co z niego zostało. Wysa

dzili go w czasie wojny.

- Tak słyszałem — powiedział Lomax i twarz mu

pociemniała.

21

background image

Ale to oznaczałoby wspinanie się na górę. Pew-

nie stwierdziłby pan, że jest na to za gorąco.

Rzeczywiście, myślę więc, że na razie pójdziemy

do „Małej Łódki".

Jak pan chce. — Yanni wzruszył ze zniechęce-

niem ramionami i poprowadził Lomaxa wzdłuż na-

brzeża.

Gospoda stała na rogu wąskiej alejki. Przed

drzwiami chłopak zawahał się i spojrzał błagalnie na

Anglika.

— Niech mi pan pozwoli zaprowadzić się gdzieś

indziej.

Lomax zmierzwił ręką włosy chłopca.

— Nie rób takiej zmartwionej miny. — Uśmiechnął

się szeroko. — Powiedzieć ci tajemnicę? Już tu kiedyś

byłem. Zanim w ogóle o tobie myślano.

Odwrócił się od oszołomionego Yanniego i zszedł

po kamiennych stopniach w ciemny chłód „Małej

łódki".

W samym wejściu jakiś młody mężczyzna, roz-

walony na krześle pod ścianą, śpiewał niskim głosem,

delikatnie uderzając palcami w struny bouzouki. Rę-

kawy jego koszuli w czerwono-zieloną kratę były

starannie podwinięte, żeby widać było napęczniałe

bicepsy, a gęstwa kędzierzawych włosów opadała mu

na tył kołnierzyka.

Nie zadał sobie trudu, żeby usunąć się z drogi

Lomax — anonimowy w swych ciemnych okularach

— spoglądał na niego przez chwilę, a następnie

przeszedł nad wyciągniętymi nogami i wszedł do

środka.

Pierwszą osobą, jaką zobaczył, był kapitan Papa-

22

background image

demos, siedzący samotnie w rogu i pijący czerwone

wino. Lomax uniósł rękę w pozdrowieniu, lecz kapitan

odwrócił wzrok.

Wtedy Lomax uświadomił sobie ciekawy fakt. Wraz

z Papademosem na sali było sześć osób, z czego cztery

siedziały razem — jednak nikt nie rozmawiał. Za

kontuarem stał niski żylasty mężczyzna o skórze

opalonej na ciemny brąz. Prawa strona jego twarzy

była zniekształcona przez brzydką bliznę, a oko przy-

kryte czarną przepaską. Opierał się o ladę trzymając

gazetę i zupełnie ignorował Lomaxa. Dziwne było to,

że ręce drżały mu, jakby znajdował się w stanie

straszliwego napięcia.

Lomax zdjął okulary.

Jest tu gdzieś Alexias Pavlo? — odezwał się.

— Kto chce to wiedzieć? — spytał ochrypłym

głosem mężczyzna za ladą.

— Stary przyjaciel — odparł Anglik. — Ktoś z jego

przeszłości.

Z tyłu za nim grający na bouzouki uderzył ostatni,

dramatyczny akord. Lomax odwrócił się powoli i zo-

baczył, że wszyscy na niego patrzą, nawet Papademos,

a zza krawędzi drzwi spogląda blada, przerażona twarz

Yanniego. W ciężkiej ciszy, jaka zaległa, wszyscy

jakby przestali oddychać. Nagle jakiś człowiek wszedł

przez paciorkową zasłonę, kryjącą drzwi z boku baru.

W swoim czasie musiał być potężnym mężczyzną,

teraz jednak biały garnitur zwisał na nim luźno, jak na

wielkim szkielecie. Ruszył powoli do przodu, wy-raźnie

utykając i opierając się ciężko na lasce. Jego gęste

wąsy miały kolor stali.

23

background image

— Alexias — powiedział Lomax. — Alexias Pavlo.

Tamten wolno pokręcił głową, jakby nie mógł

uwierzyć świadectwu własnych oczu.

— To rzeczywiście ty — wyszeptał. — Po tych

wszystkich latach wróciłeś. Kiedy Papas mi powie

dział, myślałem, że postradał zmysły. Niemcy mówili.

że nie żyjesz.

Zasłona rozsunęła się ponownie i ukazał się George

Papas. Twarz lśniła mu od potu i wyglądał na śmier-

telnie przerażonego.

— To ja, Alexias — Lomax wyciągnął rękę. —

Hugh Lomax... nie pamiętasz?

Pavlo zignorował wyciągniętą rękę.

— Pamiętam cię, Angliku. — Mięsień przy jego

szczęce drgał. — Jak mógłbym cię zapomnieć? Jak

ktokolwiek na tej wyspie mógłby cię zapomnieć?

Nagle jego twarz wykrzywiła wściekłość. Usta ot-

worzyły się, jak gdyby chciał coś powiedzieć, ale

słowa uwięzły mu w gardle. Zamachnął się na oślep

laską.

Lomaxowi udało się odparować cios i skoczył do

Pavlo, przyszpilając jego ręce do boków. Z tyłu jakieś

krzesło przewróciło się z hukiem. Yanni krzyknął od

drzwi ostrzegawczo. Gdy Lomax puścił Greka i chciał

się odwrócić, jakieś muskularne ramię owinęło mu się

wokół szyi, prawie go dusząc. Spróbował unieść ręce.

ale były już unieruchomione. Pociągnięto go do tyłu.

Czterej mężczyźni, którzy siedzieli przedtem razem,

rozłożyli go na stole, trzymając niczym w imadle.

Papademos wstał i ruszył do drzwi, lecz człowiek

grający przedtem na bouzouki pokręcił lekko głową i

kapitan usiadł z powrotem.

24

background image

Grajek ostrożnie oparł swój instrument o ścianę i

podszedł do stołu. Przez chwilę wpatrywał się w Lo-

maxa zimno, po czym nagle uderzył go mocno w

twarz. Lomax usiłował się wyrwać, ale nie miało to

żadnego sensu. Pavlo odsunął gitarzystę na bok.

— Nie, Dimitri, on jest mój. Podnieście mu głowę,

żebym mógł go dobrze widzieć.

Lomax poczuł nagle na twarzy zimną ślinę i obudził

się w nim gniew.

Na miłość boską, Alexias, o co tu chodzi?

To całkiem proste — odparł Pavlo. — Chodzi o

moją ułomną nogę i o twarz Nikolego. Jeśli chcesz

więcej, zawsze jest jeszcze ojciec Dimitriego i wielu

innych mężczyzn i kobiet, którzy zginęli w obozie

koncentracyjnym w Fonchi.

Nagle wszystko zaczęło nabierać jakiegoś szalonego

sensu.

Uważasz, że byłem za to odpowiedzialny? —

spytał Lomax z niedowierzaniem.

Zostałeś osądzony i skazany dawno temu —

stwierdził Pavlo. — Pozostał tylko wyrok do wyko-

nania. — Z kamienną twarzą spojrzał na grajka. —

Daj mi swój nóż do patroszenia, Dimitri.

Dimitri wyjął z kieszeni duży składany nóż i podał

mu. Pavlo nacisnął guzik i wyskoczyło sześciocalowe,

ostre jak brzytwa ostrze.

Lomax wierzgnął dziko, czując narastającą panikę.

Zrobił ostatni rozpaczliwy wysiłek i zdołał wyswobo-

dzić jedną rękę. Zamachnął się, wbijając pięść w naj-

bliższą twarz, po chwili jednak znowu został przy-

szpilony do stołu.

Dłoń trzymająca nóż drżała lekko, ale w
oczach

25

background image

Pavlo była zimna stanowczość. Zrobił krok do przodu

unosząc broń, lecz w tym momencie jakiś głos od

drzwi zawołał:

— Rzuć to, Alexias!

Wszyscy się odwrócili i Lomax poczuł, że ucisk na

jego ramionach zelżał. W drzwiach stał sierżant policji

w sfatygowanym, wypłowiałym mundurze khaki. Spod

jego ramienia wyglądał Yanni.

Nie wtrącaj się do tego, Kytros — powiedział

Pavlo.

— Chyba mówiłem ci, żebyś rzucił nóż — po-

wtórzył spokojnie Kytros. — Nie chciałbym być zmu-

szony prosić cię o to jeszcze raz.

— Ale ty nie rozumiesz. To jest ten Anglik, który

był tu w czasie wojny. Ten, który zdradził nas

Niemcom.

— Więc chcieliście zamordować go z zimną krwią?

— spytał policjant.

Mały Nikoli uczynił niecierpliwy gest.

— To nie jest morderstwo. To sprawiedliwość.

Najwyraźniej mamy różne punkty widzenia. —

Kytros spojrzał na Lomaxa. — Panie Lomax, proszę

pójść ze mną.

Anglik zrobił krok do przodu, ale Dimitri złapał go

za ramię.

— Nie, on tu zostaje! — zawołał ochryple.

Kytros odpiął klapę kabury i wyjął rewolwer. Kiedy

się odezwał, w jego głosie dźwięczała stal:

— Pan Lomax idzie teraz ze mną. Byłbym zobo

wiązany, Alexias, gdybyś nie zmuszał mnie do za

strzelenia któregoś z twoich przyjaciół.

Twarz Pavlo wykrzywiła się z wściekłości; wykona-

26

background image

wszy półobrót, jednym gwałtownym ruchem wbił

ostrze noża w stół.

— W porządku, Kytros. Niech ci będzie, ale dopil

nuj, żeby ten człowiek znalazł się o czwartej na

statku, gdy będzie odpływał. Jeśli nie, nie odpowiadam

za to, co się może stać.

Lomax chwiejnym krokiem minął sierżanta i wy-

szedł na słońce. Na chwilę musiał oprzeć się o ścianę,

klatka piersiowa falowała mu ciężko i z trudem łapał

oddech. Kytros położył dłoń na jego ramieniu.

— Wszystko w porządku? Nic panu nie zrobili?

Lomax potrząsnął głową.

— Robię się po prostu trochę za stary do takich

zabaw.

Wszyscy możemy to sobie powiedzieć — stwier-

dził Kytros. — Moje biuro jest zaraz za rogiem,

byłbym rad, gdyby zechciał mi pan tam towarzyszyć.

Gdy szli, Yanni pociągnął Lomaxa za rękę.

— To ja sprowadziłem dla pana sierżanta, panie

Lomax. Dobrze zrobiłem? Lomax uśmiechnął się.

— Uratowałeś mi życie, synu.

Yanni zmarszczył brwi.

— Mówią, że jest pan złym człowiekiem, panie

Lomax.

A ty co o mnie myślisz? — spytał Lomax.

Chłopak uśmiechnął się.

— Nie wygląda pan na złego człowieka.

— Więc nadal jesteśmy przyjaciółmi?
— Jasne.

Zatrzymali się przed posterunkiem i Lomax po-

klepał chłopca po głowie.

27

background image

— Przez chwilę będę zajęty, Yanni. Wracaj do

hotelu i czekaj na mnie. — Yanni odwrócił się nie

chętnie, więc Lomax dodał: — Wszystko w porządku.

Sierżant Kytros nie wsadzi mnie do więzienia.

Mały gwizdnął na psa i pobiegli wzdłuż nabrzeża, a

Lomax wszedł za Kytrosem po kamiennych schodach.

W biurze stało biurko, kilka krzeseł i zdumiewająco

nowa zielona szafka na akta.

— Chłopiec najwyraźniej się do pana przywią

zał. — Policjant zdjął czapkę i usiadł za biurkiem. —

Szkoda, że nie zostanie pan tu dłużej. Przydałoby mu

się trochę dobrego wpływu.

Lomax przysunął sobie krzesło.

— Więc definitywnie wyjeżdżam, tak?

Kytros rozłożył ręce.

Panie Lomax, proszę być rozsądnym. Tam. w

„Małej Łódce", mogło być nieprzyjemnie, a nie jestem

w stanie zagwarantować panu, że to się nie powtórzy.

Alexias Pavlo jest ważnym człowiekiem na Kyros.

— Czy to czyni z niego Boga?

Sierżant potrząsnął głową.

— Nie musi być Bogiem, żeby spowodować, by

ktoś pewnej ciemnej nocy pchnął pana nożem między

żebra.

Alexias Pavlo, jakiego znałem siedemnaście lat

temu, sam zabijał — zauważył Lomax.

Kytros zignorował to.

— Czy mógłbym zobaczyć pańskie dokumenty? —

Lomax wyjął swoje papiery z wewnętrznej kieszeni

i sierżant obejrzał je szybko. — Jaki jest cel pańskiej

wizyty na wyspie?

28

background image

Lomax wzruszył ramionami.

Byłem tu w czasie wojny. Pomyślałem sobie, że

dobrze by było znowu zobaczyć to miejsce.

Ale dlaczego Kyros, panie Lomax? Wojna mu-

siała zaprowadzić pana w wiele miejsc.

— Tak się złożyło, że tu wypadła moja pierwsza

misja na drodze z Aten. To jedyny powód. Miałem też

zamiar odwiedzić starych przyjaciół na Krecie i

Rodos. Oczywiście jeśli jeszcze mam tam jakichś

przyjaciół. Po tym, jak mnie przyjęto tutaj, zaczynam

w to wątpić.

— Rozumiem — Kytros oddał mu dokumenty. —

Wydają się absolutnie w porządku.

Co teraz będzie? — spytał Lomax.

— Zdawało mi się, że to oczywiste. Musi pan

odpłynąć statkiem o czwartej.

— Czy to rozkaz?

Kytros westchnął.

Panie Lomax, zauważyłem, że pańska wiza ma

pieczątkę samego ministra. Posiada pan wpływowych

przyjaciół w Atenach.

To jedno, czego może być pan pewny — stwier-

dził ponuro Lomax.

— Stawia mnie pan w sytuacji bez wyjścia —

powiedział sierżant. — Jeśli zmuszę pana do wyjazdu,

narobię sobie kłopotów w Atenach. Z drugiej jednak

strony, jeśli pan zostanie, ktoś z pewnością będzie

usiłował pana zabić i wina również spadnie na mnie.

— Ale ja muszę wyjaśnić tę sprawę. Chyba pan to

rozumie? Na początek, czy może mi pan powiedzieć,

dlaczego ci ludzie uważają, że zdradziłem ich

Niemcom?

29

background image

— Wszystko, co wiem, słyszałem z ust osób trze

cich — odparł Kytros. — Sam jestem z lądu, a tutaj

przebywam dopiero od dwóch lat.

— Więc co pan proponuje?

Kytros spojrzał na zegarek.

— Ma pan dokładnie godzinę i kwadrans do od

płynięcia łodzi. Myślę, że powinien pan pójść do

kościoła Świętej Katarzyny i porozmawiać z ojcem

Janem. Był tu w tamtym czasie.

Lomax spojrzał na niego ze zdumieniem.

— Chodzi panu o ojca Jana Mikali? Przecież po

znałem go tu w czasie wojny i już wtedy miał co

najmniej siedemdziesiąt lat.

To wspaniały staruszek.

Lomax wstał i ruszył do drzwi.

— Dzięki za radę. Zobaczymy się później.
— O czwartej na molo — powiedział mu Ky

tros. — I proszę pamiętać, panie Lomax: czas jest

pańskim wrogiem.

Przyciągnął do siebie stos papierów i sięgnął po

pióro, a Lomax wyszedł i poszedł z powrotem wzdłuż

nabrzeża.

background image

3

DWIE ŚWIECE DLA ŚWIĘTEJ KATARZYNY

W małym kościele panował półmrok — w głębi

przy ołtarzu migotały świece i święta Katarzyna wy-

dawała się wypływać z ciemności, skąpana w delikat-

nym białym świetle.

Zapach kadzidła był bardzo silny i Lomaxowi na

chwilę zakręciło się w głowie. Minęło sporo czasu,

odkąd ostatni raz był w kościele. Wyciągnąwszy rękę,

dotknął w ciemności zimnej chropowatości filaru, by

powrócić do rzeczywistości, po czym ruszył wzdłuż

ławek.

Ojciec Jan Mikali klęczał przy ołtarzu, pogrążony w

modlitwie. Jasna, niemal dziecięca twarz księdza

wzniesiona była ku niebu, a jego broda w świetle

świec błyszczała jak srebro na tle ciemnej sutanny.

Lomax usiadł w jednej z ławek i czekał; po chwili

stary ksiądz przeżegnał się i wstał. Kiedy się odwrócił

i ujrzał Lomaxa, nie okazał zdziwienia.

Anglik podniósł się powoli.

— Dużo czasu upłynęło, ojcze — odezwał się.

— Mówiono mi, że pan przyjechał — powiedział

ojciec Jan.

31

background image

Lomax wzruszył ramionami.

— W małym mieście nowiny szybko się roz

chodzą.

Ksiądz skinął głową.

— Zwłaszcza złe nowiny.

Ojciec też...? — spytał gorzko Lomax. — Teraz

wiem, że jestem w tarapatach.

— Nie mnie osądzać pana, ale powrót tu był

głupotą. Kiedy trawa wyrośnie na grobie, nie powinno

się jej wyrywać.

— Wszystko, czego chcę, to odpowiedzi na parę

pytań. Jeśli ojciec mi nie pomoże, to kto? Ojciec Jan

usiadł w ławce.

— Najpierw j a chciałbym p a n u postawić pyta

nie. Dlaczego po tych wszystkich latach wrócił pan

na Kyros?

Lomax wzruszył ramionami.

— Pod wpływem jakiegoś impulsu, przypuszczam.

Ale wiedział, że było w tym coś więcej — dużo

więcej. Zacisnął ręce i zmarszczył brwi, próbując sam

to pojąć.

— Myślę, że przyjechałem tutaj w poszukiwaniu

czegoś — odezwał się po chwili wolno.

— Czego? — zapytał staruszek.

Lomax ponownie wzruszył ramionami.

— Nie bardzo wiem. Może siebie samego. Czło-

wieka, którego utraciłem tam, w przeszłości, tyle lat

temu.

— I myślał pan, że go znajdzie tu, na Kyros?
— Przecież właśnie tutaj on istniał, ojcze. Nie

rozumie ojciec tego? Od dwóch czy trzech lat dzieje

się ze mną coś dziwnego. Wydarzenia, w których

32

background image

przed tyloma laty uczestniczył na tych wyspach ten

drugi, wydają mi się bardziej rzeczywiste niż to, co

miało miejsce od tego czasu. I zdecydowanie ważniej-

sze. Czy to ma jakiś sens? Stary ksiądz westchnął.

Kapitanie Lomax, dla tych ludzi tamten czło-

wiek nie żyje od siedemnastu lat. Byłoby lepiej, gdyby

go pan nie wskrzesił.

— W porządku, ojcze. Ale spójrzmy na fakty.

Ostatni raz widziałem Kyros z pokładu niemieckiej

łodzi torpedowej, która zabierała mnie na Kretę po

tym, jak wpadłem w ręce hitlerowców. Co się potem

stało?

Wszyscy, którzy panu pomagali, zostali aresz-

towani — powiedział ojciec Jan. — Razem ze swoimi

najbliższymi krewnymi. Kilku rozstrzelano dla przy-

kładu na głównym placu, resztę wysłano do obozu

koncentracyjnego w Grecji. Niewielu przeżyło brutal-

ne traktowanie w tym obozie.

I ludzie uważają, że ja byłem za to odpowiedzial-

ny? Że zdradziłem ich?

To było logiczne, a fakt, że Niemcy pana nie

zabili, wydawał się tego dowodzić. Zwykle rozstrzeli-

wali każdego złapanego brytyjskiego oficera, który

współpracował z ruchem oporu w górach.

— Przecież to absurdalne.

— Był pan ciężko ranny, może pan bredził w go-

rączce. Skąd pan może być pewien? W takim stanie

człowiek robi różne dziwne rzeczy.

Nie ma mowy — stwierdził z uporem Lomax. —

Nie powiedziałem ani słowa, ojcze. Proszę mi wierzyć.

— Ciężko mi to panu mówić, ale widzę, że mu-

3 — Mroczna strona...

33

background image

szę — westchnął staruszek. — Pułkownik Steiner nie

robił tajemnicy z faktu, że namówił pana do przeka-

zania mu informacji, jakich potrzebował, w zamian za

darowanie życia.

Lomax poczuł, jak zimny wiatr przeszedł mu po

twarzy.

— Ale to nieprawda! Nie powiedziałem Steinerowi

ani jednej cholernej rzeczy.

Więc kto to zrobił, kapitanie Lomax? Nie było

nikogo innego. Niemcy byli bardzo dokładni. Włączyli

w to nawet mnie.

Lomax spojrzał na niego z niedowierzaniem.

— Aresztowali ojca?

Grek uśmiechnął się łagodnie.

— Tak. Ja też spróbowałem rozkoszy ich obozu

w Fonchi.

Lomax ukrył twarz w dłoniach.

— To zaczyna się stawać jakimś koszmarem. Wie

ojciec o tym, że Alexias Pavlo próbował mnie zabić?

Przez twarz księdza przebiegł bolesny skurcz.

— A więc już się zaczęło? Przemoc rodzi przemoc.

Tego właśnie się obawiałem.

Lomax wstał i zaczął nerwowo chodzić wzdłuż

ławek. Na chwilę przystanął, wpatrując się w prze-

strzeń, po czym odwrócił się szybko.

Gdybym naprawdę był winny tych okropności,

czy sądzi ojciec, że ośmieliłbym się pokazać tu znowu,

nawet po siedemnastu latach? Znam te wyspy i ich

mieszkańców. Spędziłem z nimi cztery lata w górach.

Wyznają zasadę „oko za oko" i mają najdłuższą

pamięć na świecie.

— To prawda — stwierdził ksiądz. — Ale czy

34

background image

rzeczywiście obecna sytuacja zaskoczyła pana? Na-

prawdę nie wiedział pan, co się wydarzyło w konse-

kwencji pańskiego postępowania?

Lomax wpatrywał się w niego bezradnie i nagle

zalała go wielka fala znużenia. Osunął się na ławkę,

opuszczając ramiona w poczuciu porażki.

— To wszystko jest absurdalne.

Stary ksiądz wstał.

— Wierz mi, mój synu, nie żywię do ciebie urazy,

ale czuję zło, jakie twoja obecność tutaj może spowo-

dować. Sądzę, że byłoby lepiej dla nas wszystkich,

gdyby odpłynął pan na parowcu, który tu pana

przywiózł. Ma pan jeszcze czas.

Lomax skinął głową.

— Może ma ojciec rację.

Ojciec Jan wymamrotał błogosławieństwo.

— Muszę już iść. A ty wracaj na statek, mój synu.

Ruszył wzdłuż nawy, Lomax zaś został w ławce

z głową ukrytą w dłoniach. Umysł miał odrętwiały.

Pochylił się do przodu i oparł głowę o filar.

Nagle ktoś wbiegł do kościoła, zatrzymał się i po

chwili na kamiennych płytach rozległy się kroki.

Lomax poczuł zapach perfum, zupełnie nie palujący

do tego miejsca. Wyprostował się gwałtownie.

W półmroku stała młoda dziewczyna, z głową

przykrytą na wiejski sposób chustą. Oddychała ciężko,

jakby przebiegła długą drogę, i stała, wpatrując się w

niego bez słowa.

W ustach mu zaschło i poczuł niemal strach, po-

nieważ to było prawie niemożliwe.

— Katina! — wychrypiał. — Mała Katina Pavlo.

35

background image

Przysunęła się bliżej, dotykając ręką jego policzka,

a jej twarz nagle stała się twarzą pięknej dojrzałej,

trzydziestokilkuletniej kobiety. W blasku świec wyda-

wała się promieniować.

— Niemcy powiedzieli nam, że nie żyjesz — ode

zwała się. — Że statek, na którym wysłali cię na

Kretę, został zatopiony.

Skinął głową.

— Bo to prawda. Ale mnie uratowano.

Usiadła obok niego, tak blisko, że przez lnianą

sukienkę czuł ciepło jej uda.

— Robiłam zakupy, gdy usłyszałam, że przypłyną

łeś na parowcu z Aten. Nie mogłam w to uwierzyć.

Biegłam całą drogę.

Czoło miała wilgotne od potu, więc wyjął chustecz- i

kę i wytarł je delikatnie.

— Niedobrze biegać w takim gorącym słońcu.

Uśmiechnęła się lekko.

— Minęło siedemnaście lat, a ty ciągle traktujesz i

mnie jak dziecko.

— Przed chwilą myślałem, że ciągle nim jesteś, ale

to była tylko gra świateł.

A więc tak mało się zmieniłam?

— Stałaś się tylko piękniejsza.

Nozdrza rozszerzyły się jej i coś zamigotało w ciem-

nych oczach.

— Myślę, że byłeś zawsze najbardziej szarmanckim

mężczyzną, jakiego kiedykolwiek znałam.

Przez moment czas przestał mieć jakiekolwiek zna-

czenie, teraźniejszość i przeszłość zlały się w jedno. W

jakiś sposób było to tak, jakby już kiedyś przedtem

siedzieli razem w blasku świec tego małego kościółka,

36

background image

jakby wszystko, co się wydarzyło, było kołem ob-

racającym się bez końca.

— Skąd wiedziałaś, że tu jestem? — spytał, biorąc

ją delikatnie za rękę.

— Sierżant Kytros mi powiedział. — Zawahała się.

— Słyszałam o tym, co się stało w „Małej Łódce".

Musisz wybaczyć mojemu wujowi. Czasami myślę, że

nie jest już przy zdrowych zmysłach. Od tylu lat żyje

w wielkim bólu.

— I obwinia o wszystko mnie?

Skinęła z powagą głową.

— Obawiam się, że tak.

- Razem ze wszystkimi innymi tutaj, łącznie z ojcem

Janem... Dlaczego więc ty miałabyś uważać inaczej?

— Bo ja wiem, że poświęciłeś się dla tych ludzi —

stwierdziła spokojnie.

Zaśmiał się — jego śmiech zabrzmiał ochryple i

nieprzyjemnie.

Spróbuj powiedzieć to Alexiasowi i jego kum-

plom, a zobaczymy, co z tego wyniknie.

— Zrobiłam to już dawno temu — powiedziała. —

Ale tylko jedna osoba mi uwierzyła.

Zmarszczył brwi.

— Kto?

— Oliver van Horn.

Powiedzieli mi w Atenach, że został tu po

wojnie. Bardzo chciałbym go odwiedzić. Ciągle miesz-

ka W willi na wzgórzu?

— Prowadzę mu dom. Uniósł

brwi ze zdumieniem.

— Nie wyszłaś za mąż?

37

background image

Potrząsnęła głową.

— Nie.

Musi mieć już powyżej sześćdziesiątki — po-

wiedział wolno Lomax.

Prawy kącik jej ust drgnął lekko, a w oczach

pojawiło się rozbawienie.

— Nie jestem z nim w żaden sposób związana

jeśli to właśnie cię martwi.

To nie moja sprawa — rzucił, ale uśmiechnął

się po raz pierwszy, a ona odwzajemniła ten uśmiech.

— Jak miejscowi go teraz traktują? W końcu jest w

wystarczającym stopniu Anglikiem.

— Nie dla mieszkańców wyspy. Przecierpiał tyle

co wszyscy. Był aresztowany razem z nami.

Lomax zmarszczył brwi, uderzony nagłym podej-

rzeniem.

— A ty, Katina? Co się stało z tobą?

Wzruszyła ramionami.

— Wzięli mnie z innymi.

Do obozu koncentracyjnego w Fonchi?

— Nie, do innego, ale one wszystkie były takie

same. — Pochyliła się i dotknęła jego twarzy. — Po-

starzałeś się. Zbyt mocno się postarzałeś. Myślę, że

byłeś bardzo nieszczęśliwy.

Siedemnaście lat to szmat czasu — odparł

wzru-szając ramionami.

— Jesteś żonaty?

Zawahał się przez chwilę, ale zaraz zanurzył się w

to, zdumiony, jak łatwe było to teraz prawie jakby

mówił o jakimś dalekim krewnym czy przypadkowyf

znajomym.

— Miałem żonę i córeczkę. Obie zginęły przed

38

background image

pięcioma laty w wypadku samochodowym w Pasa-

denie.

Jej westchnienie odbiło się echem w ciemności.

— Wiedziałam, że coś jest, ale nie byłam pewna.

To ciągle widać w twoich oczach. — Chwyciła jego

ręce i trzymała je mocno. — Powiedz mi teraz,

dlaczego wróciłeś w to miejsce?

— Gdy ojciec Jan zapytał mnie o to, powiedziałem

mu, że szukam mojego drugiego ja, które istniało tu,

na tych wyspach — odparł. — Ale teraz nie jestem już

tego pewien.

Jest jakiś głębszy powód — stwierdziła. — Mam

rację?

Kto wie? — Wzruszył ramionami. — Van Horn

powiedział mi kiedyś, że życie to działanie i namię-

tność. Jeśli to prawda, od jakiegoś czasu było we mnie

bardzo mało jednego i drugiego. Może myślałem, że

mógłbym to odzyskać.

— I co masz zamiar teraz zrobić? Wyjechać na tym

statku?

Tego właśnie oni wszyscy wydają się ode mnie

chcieć. Alexias powiedział Kytrosowi, że nie odpo-

wiada za to, co się może stać, jeśli zostanę.

Zerknęła na zegarek.

— Wygląda na to, że masz dwadzieścia minut na

zastanowienie się.

— Co t y byś chciała, żebym zrobił?

Potrząsnęła głową.

— To może być tylko twoja własna decyzja.

Zaczęła wstawać, ale przytrzymał ją, ponieważ wy-

czuł, że z jakiegoś dziwnego powodu ona właśnie była

osią, wokół której wszystko miało się obracać.

— Chcesz, żebym został?

39

background image

— To by wymagało odwagi — odparła. — Wielkiej

odwagi.

Uśmiechnął się nieoczekiwanie.

— Przecież moją odwagę dałem tobie, dawno temu,

pamiętasz?

Z poważną twarzą skinęła głową.

— Pamiętam.

Przez chwilę siedzieli, wpatrując się w siebie, a po-

tem Katina delikatnie wyswobodziła rękę i wstała.

— To potrwa tylko chwilę.

Patrzył za nią, jak idzie do ołtarza, przyklęka, potem

bierze dwie świece i stawia je pod figurą świętej

Katarzyny. Dopiero gdy je zapaliła, zdał sobie sprawę,

komu je poświęca, i gardło mu się ścisnęło.

Wstał i na oślep ruszył do drzwi.

background image

4

ACHILLES Z BRĄZU

Na placu na zewnątrz było bardzo gorąco, pozostał

więc w cieniu kruchty i czekając na Katinę zapalił

papierosa.

W pewnym momencie w drzwiach hotelu pojawiła

się Anna z wiadrem i ścierką, ale na jego widok

wycofała się w pośpiechu.

Było cicho i pusto; w blednącym popołudniu cienie

stawały się coraz dłuższe; nic się nie poruszało. Stał

tak z papierosem w palcach, wpatrując się posępnie w

plac, jakby czekał, aż coś się stanie.

Wyczuł za sobą ruch i gdy się odwrócił, zobaczył

patrzącą na siebie Katinę. Uśmiechnął się łagodnie.

— To było dawno temu.

Nagle w jej oczach pojawiły się łzy. Otoczył ją

ramieniem i przytulił mocno. Przez jakiś czas stali tak

w chłodnym cieniu kruchty, aż w końcu Katina

westchnęła i odsunęła się.

— Musimy już iść, jeśli masz zamiar złapać ten

statek. Czas ucieka.

Ruszył za nią do schodów, mając w umyśle cał-

kowity zamęt. W tym momencie z ulicy prowadzącej

41

background image

od nabrzeża wyszedł chwiejnym krokiem Yanni.

Ubranie miał podarte i pokryte pyłem, a twarz zalaną

łzami. W ramionach niósł swojego pieska.

Katina rzuciła się do niego biegiem i zanim nadszedł

Lomax, klęczała już przed chłopcem.

— O co chodzi, Yanni? Co się stało?

Wyciągnął ręce pokazując psa. Jego głowa opadła

na bok — najwyraźniej miał złamany kręgosłup. Na

pysku była piana.

— To Dimitri — powiedział mały. — Dimitri go

zabił.

— Ale dlaczego? — spytała Katina.

Bo pomagałem panu Lomaxowi — zaszlochał

Yanni. — Bo pomagałem panu Lomaxowi.

W Angliku wybuchła wściekłość, ruszył naprzód.

Katina zawołała:

— Hugh! — Gdy się odwrócił, jej twarz była

bardzo blada, a oczy pociemniały jeszcze bardziej. —

Bądź ostrożny — powiedziała. — On już siedział dwa

lata w więzieniu za zabójstwo. Kiedy pali haszysz, nie

wie potem, co robi.

Poszedł szybko przez plac, a gdy wszedł w ulicę,

zaczął biec. Zanim dotarł do nabrzeża, był zlany

potem. Ludzie odwracali się i gapili na niego z zacie-

kawieniem.

Tym razem z „Małej Łódki" nie dochodziła żadna

muzyka. Zszedł po stopniach i zatrzymał się dopiero w

drzwiach.

W gospodzie siedziało może z tuzin osób, lecz

żadna z nich nie była tam podczas jego poprzedniej

wizyty — oprócz mężczyzny za kontuarem. Był jed-

nym z tych, którzy przytrzymywali go na stole dla

42

background image

Alexiasa. Nalewał właśnie wino do kieliszka i ze

zdumienia opadła mu szczęka.

Wszystkie głowy skierowały się ku wchodzącemu.

Lomax obejrzawszy szybko twarze podszedł do kon-

tuaru.

— Szukam Dimitriego.

Barman wzruszył ramionami.

— Nie jestem jego opiekunem. — Wziął do ręki

kieliszek i zaczął go wycierać brudną ścierką. Lomax

odwrócił się powoli i przeszedł przez salę.

Bouzouki Dimitriego ciągle stała obok krzesła. Lo-

max podniósł ją i jednym ruchem roztrzaskał o ścianę.

Obrócił się twarzą do gości, ale nikt się nie poruszył.

— Pytałem o Dimitriego — powiedział spokojnie.

Przez chwilę wszyscy siedzieli, patrząc na niego

w ciszy, aż w końcu jakiś stary człowiek o siwych

włosach i wąsach brązowych od nikotyny odezwał się:

— Jest na molo i czeka, by zobaczyć, jak pan

odpływa.

Lomax wyszedł na słońce, przebiegł ulicę i ruszył

wzdłuż nabrzeża. Parowiec był już prawie gotowy do

drogi i Anglik dostrzegł na mostku Papademosa

wykrzykującego przez okno rozkazy marynarzom,

którzy zaczynali odwiązywać cumy.

Dookoła, w małych grupkach, stało ze dwadzieścia

osób. Alexias z cygarem w zębach opierał się o słup, a

przy nim stał mały Nikoli o pokrytej bliznami twarzy.

Właśnie on pierwszy dostrzegł Lomaxa i pociągnął

olbrzyma za rękaw. Alexias powiedział coś szybko.

Wszystkie głowy odwróciły się.

Połowę zebranych stanowili młodzi próżniacy w ko-

lorowych koszulach w kratę, o starannie uczesanych

43

background image

kędzierzawych włosach. Typ, jaki można spotkać w

każdym kraju na świecie. Nikczemne, złośliwe

szczeniaki, żyjące z robienia kłopotów innym.

Jeden z nich odwrócił się i rzucił coś, a wszyscy się

roześmiali. Nagle Lomax dostrzegł za nimi Dimi-

triego. Opierał się o kołowrót, z tlącym się papierosem

w ustach, strugając swoim nożem do patroszenia

kawałek drewna.

Kiedy Lomax podszedł, tłumek się rozstąpił i An-

glik stanął parę stóp od Dimitriego. Grajek nucił coś

pod nosem. Nie zadał sobie nawet trudu, by podnieść

głowę.

Alexias z Nikolim u boku ruszył naprzód.

— To nie jest odpowiedni czas do szukania kłopo

tów, Lomax. Parowiec odpływa za pięć minut.

Lomax odwrócił się powoli i obrzucił go pogar-

dliwym spojrzeniem.

— Jeśli będę czegoś od ciebie chciał, dam ci znać.

Kiedyś byłeś mężczyzną, ale teraz... — Gdy się od

wracał, Dimitri sięgnął na ziemię po następny kawałek

drewna. Lomax wykopnął mu go spod ręki.

Dimitri podniósł wzrok. Jego oczy były bardzo

blade, źrenice miał jak główki od szpilek. Ciągle nucił

swoją melodyjkę, ale mięsień koło ust drgał mu

spazmatycznie.

— Przy dzieciach i psach niezły z ciebie mężczyz

na — powiedział Lomax wyraźnie, tak żeby wszyscy

mogli usłyszeć. — Może byś spróbował kogoś o bar

dziej zbliżonym do twojego wzroście?

Grajek gwałtownie ruszył naprzód, tnąc w górę

nożem, który w słońcu błyszczał jak płynne srebro.

Lomax z łatwością mógł złamać mu rękę, zamiast

44

background image

tego jednak okręcił się i rąbnął w dół kantem dłoni.

Dimitri wrzasnął, upuszczając nóż, a Lomax kop-

nięciem posłał broń ponad krawędzią mola do wody.

Nie czuł żadnego podniecenia ani strachu. To było

tak, jakby powrócił ten drugi, młodszy mężczyzna.

Ten, który był tak długo szkolony w stosowaniu

podobnych metod walki, aż stały się odruchowe.

Wśród przyjaciół Dimitriego rozległ się wrogi po-

mruk, ale Grek wyciągnął rękę i pokręcił głową. Gdy

się odezwał, jego głos zabrzmiał dziwnie odlegle.

— Skręcę mu kark równie łatwo, jak to zrobiłem psu.
Cała praca na statku ustała i wszyscy czekali.

Lomax krążył ostrożnie dookoła. Dostrzegł ludzi

biegnących wzdłuż nabrzeża. Po chwili z bocznej

uliczki wypadł stary jeep i gdy się zatrzymał, wy-

skoczyli z niego Katina i Yanni.

Mewa zaskrzeczała ochryple i runęła w dół, a Dimi-

tri rzucił się do przodu, wypuszczając pięść z ogrom-

nym impetem.

Lomax odchylił się lekko, pozwalając przeciwniko-

wi przelecieć obok, po czym kantem dłoni trzasnął go

po nerkach.

Dimitri krzyknął i upadł na kamienne podłoże.

Przez chwilę opierał się na rękach i kolanach, a kiedy

wstał, ślinił się jak zwierzę. Znowu pochylił się do

przodu. Lomax złapał go obiema rękami za nadgarstek

i wykręcił do tyłu, blokując mu ramię w japońskim

chwycie, po czym pchnął go głową naprzód w stertę

skrzyń o żelaznych obręczach.

Widzom zaparło dech. Cofnąwszy się, Anglik cze-

kał. Dimitri chwycił się jakiegoś łańcucha i podżwignął

na nogi. Jego twarz była krwawą maską. Zrobił jeden

45

background image

chwiejny krok, lecz dłoń ześlizgnęła mu się z łańcucha

i upadł.

Nastała chwila ciszy, zaraz jednak rozległ się ryk

wściekłości przyjaciół Dimitnego. Gdy Lomax się

odwrócił, rzucili się na niego.

Wbił pięść w pierwszą twarz, ale oberwał kopniaka

w łydkę, krzyknął i pochylił się. Wtedy dostał kolanem

w twarz i upadł. Przeturlał się, rozpaczliwie chowając

głowę w ramiona i rękoma osłaniając genitalia. Nagle

po wodzie rozeszło się płaskie echo wystrzału, a potem

następnego.

Przyjaciele Dimitriego odsunęli się niechętnie i Lo-

max podniósł się z trudem.

Parę stóp od niego stał ojciec Jan Mikali, a obok

niego Kytros z rewolwerem w jednej ręce, z drugą

zatkniętą za pas. Wyglądał na spokojnego i całkowicie

kontrolującego sytuację.

Lomaxa wszystko bolało, w ustach czuł smak krwi.

Kytros odezwał się:

— Statek czeka na pana, kapitanie Lomax.

Lomax odwrócił się i spojrzał na Alexiasa. Na

twarzy wielkiego mężczyzny było coś, co mogło być

prawie szacunkiem, ale było też coś więcej: lekka

dezorientacja, jak gdyby po raz pierwszy Grek był

niepewny siebie i sytuacji.

Anglik wziął głęboki oddech dla rozjaśnienia umy-

słu, wyminął sierżanta i poszedł z powrotem wzdłuż

mola. Ludzie zaczęli rozchodzić się w milczeniu.

Gdzieś z odległości jakby tysiąca mil dochodziły go

nawoływania Papademosa, brzęk łańcucha kotwicz-

nego i łoskot silnika.

Podbiegła do niego Katina i Yanni z twarzą

46

background image

bladą z podniecenia. Dziewczyna pomogła mu dojść

do jeepa, a mały otworzył drzwi i Lomax opadł na

siedzenie dla pasażera. Katina usiadła za kierownicą i

pochyliła się, by zetrzeć mu krew z twarzy.

— Nic ci nie jest? — spytała.

Czuł, jak jej dłoń drży, więc ujął ją na chwilę

uśmiechnął się.

— Kytros przybył w najbardziej odpowiednim mo

mencie. Robię się trochę za stary na takie zabawy.

Ruszyła szybko, rozpraszając tłum, i skręciła w wąs-

ką uliczkę.

— Dokąd jedziemy? — zapytał.

Do hotelu po twoje rzeczy. Później zawiozę cię

do willi. Oliver na pewno życzyłby sobie, żebym tak

zrobiła.

Wjechała na plac i zatrzymała się przed hotelem.

Zaczęła wysiadać, ale Lomax położył jej rękę na

ramieniu.

— Ty nie, tylko ja. — Wyszedł i obszedł samo

chód. — Chciałbym mieć trochę czasu, żeby to wszy

stko przemyśleć.

Spojrzała na niego.

— Rób, jak uważasz.

— Weźmiesz Yanniego do siebie?

Skinęła głową.

— Sądzę, że tak będzie lepiej.

Uśmiechnął się i przejechał palcami po potarganej

czuprynie chłopca.

— Znajdziemy ci innego psa, Yanni.

Ruszył między stołami i właśnie dochodził do drzwi,

kiedy go zawołała. Odwróciwszy się zobaczył, że

47

background image

odczepia łańcuszek, który miała na szyi. Rzuciła mu, a

on go złapał i zacisnął mocno dłoń, bo wiedział, co to

było.

— Oddaję ci twoją odwagę — krzyknęła i odjechała

szybko.

Wszedł w mroczny chłód, czując na sobie prze-

straszone spojrzenie Anny, wyglądającej z kuchni.

Schody wydawały się ciągnąć w nieskończoność. Kie-

dy dotarł do swojego pokoju, zamknął starannie drzwi

i oparł się o nie, spoglądając na zaciśniętą pięść, z

której zwisały dwa końce złotego łańcuszka. Po chwili

otworzył ją delikatnie i spojrzał na małą monetę z

brązu z twarzą Achillesa.

Dawno temu, pomyślał. Cholernie dawno temu.

Zapalił papierosa i położywszy się na łóżku, wpatrzył

się w przeszłość.

background image

CZĘŚĆ DRUGA

NOCNY PRZYBYSZ

background image

5

POD OSŁONĄ CIEMNOŚCI

Lomaxa obudził warkot silników diesla. Przez mo-

mcnt leżał na koi, wpatrując się w stalową ściankę,

usiłując sobie przypomnieć, gdzie się znajduje. Po

chwili coś stuknęło i Anglik uniósł się na łokciu. Na

płóciennym krześle w rogu siedział rozwalony Alexias

i przypatrywał mu się. Grek wyjął z ust tlącego się

papierosa i uśmiechnął się szeroko.

— Mówisz przez sen, przyjacielu. Wiedziałeś o

tym?

Tylko tego mi było trzeba — powiedział Lo-

max. — Masz jednego na zbyciu?

Alexias skinął głową i wstał. Był wielkim, groźnie

wyglądającym mężczyzną, który zdecydowanie po-

trzebował ogolenia. Masywne ramiona pęczniały pod

niebieską dwurzędową kurtką.

Myślę, że może za długo już się w to bawisz —

stwierdził, podając Lomaxowi papierosa i ogień.

— A wy wszyscy nie?

Zanim Grek zdążył odpowiedzieć, otworzyły się

drzwi i ukazał się sierżant Boyd z dwiema filiżankami

51

background image

kawy. Podał jedną Alexiasowi, a drugą Anglikowi.

Lomax upił łyk i skrzywił się.

— Wszystko ma smak łodzi podwodnej. Nie wiem.

jak oni to wytrzymują.

Boyd był wysokim, typowym mieszkańcem Pół-

nocy. Nad lewą kieszenią, poniżej skrzydełek SAS,

miał starannie przyszytą baretkę Krzyża Walecznych.

— Właśnie się wynurzyliśmy — oznajmił. — Ko

mandor Swanson prosi, żeby panowie byli gotowi za

piętnaście minut.

— Cały sprzęt przygotowany?

Boyd skinął głową.

— Musiałem się czymś zająć. Nie mogłem spać.

Jak się czujesz? — spytał Lomax.

— Jeśli chodzi o tę robotę? — Boyd wzruszył

ramionami. — Tak jak zwykle. A bo co?

— Tak tylko pytam. Ostatnio robimy takie rzeczy

dosyć często. Nie możemy trwać wiecznie.

— Wojna też nie — stwierdził Boyd. — Zresztą

szanse są zawsze pół na pół. Nawet ja tyle umiem z

matematyki.

Nie wiem — mruknął Lomax. — Tym razem

jest inaczej. Na Krecie można było jakiś czas biegać

po górach, ale Kyros to mała wyspa.

Bywaliśmy już na małych wyspach. Poza tym

mamy Alexiasa za przewodnika. Nic nam się nie

stanie.

Grek wyszczerzył w uśmiechu zęby, które na tle

jego ciemnego zarostu wyglądały bardzo biało.

— Jasne, wszystko będzie dobrze. Nie macie się

czym martwić.

Kto mówi, że się martwię? — Lomax opuścił

52

background image

nogi na podłogę. — Pozbierajcie sprzęt. Spotkamy się

za pięć minut na górze.

Po ich odejściu siedział na brzegu koi kończąc

kawę. Smakowała obrzydliwie, ale papierosy również.

Był zmęczony, na tym polegał cały kłopot. Choler-

nie zmęczony, i wszystko zaczęło zamazywać mu się

trochę przed oczami. Po tej akcji zdecydowanie będzie

potrzebował odpoczynku. Miesiąc w Alex powinien

wystarczyć, lecz obiecywano mu to już od roku.

Nałożył kurtkę z baraniej skóry, chwycił beret i wv-

szedł.

Dotarł do pomieszczenia kontrolnego i po drabince

wieżyczki obserwacyjnej wydostał się na mostek. W

górze nad nim niebo usiane było błyszczącymi

gwiazdami. Zaczerpnąwszy głęboko w płuca świeżego

sjsłonego powietrza, poczuł się lepiej.

Komandor Swanson patrzył w kierunku brzegu

przez nocną lornetkę. Anglik zgasił papierosa i stanął

obok niego.

— Jak idzie? — spytał.

— Jak dotąd całkiem gładko — odparł komandor.

Płynęli właśnie w labiryncie postrzępionych skał

maleńkich wysepek. Lomax gwizdnął cicho.

— Wygląda mi to średnio przyjemnie.

— Nie mieliśmy wielkiego wyboru — powiedział

Swanson. — W końcu chcieliście znaleźć się po tej

stronie wyspy, a to przynajmniej daje nam jakąś

osłonę przeciw ich radarowi. Słyszałem, że tutejsza

zatoka jest pełna łodzi torpedowych. Chciałby pan

rzucić okiem?

Lomax wziął lornetkę i natychmiast wyskoczyły na

niego z ciemności klify, o które waliły spienione fale

53

background image

przybrzeżne. Swanson mówił coś do tuby głosowej. a

gdy się odwrócił, jego zęby błysnęły w mroku.

— Już niedługo. Jak się pan czuje?

Świetnie — odparł Lomax. — Nie musi się pan

o nas martwić.

Oczywiście, nieraz robiliście podobne rzeczy.

prawda? Muszę stwierdzić, że podoba mi się ten

pański sierżant.

— Jesteśmy razem już od dwóch lat. Kreta, Rodos,

całe Morze Egejskie. On wie więcej na temat

materiałów wybuchowych niż ktokolwiek, kogo zna-

łem. Przed wojną pracował jako strzałowy w jednej z

kopalń Yorkshire. Próbowali go odroczyć, ale się nie

dał.

— Jak sobie radzi z językiem?
— Podłapał dosyć niemieckiego i greki, żeby móc

się dogadać, ale to nie jest istotne. Ja mówię płynnie

w obu tych językach.

To interesujące — zauważył Swanson. — Czym

się pan zajmował, zanim to wszystko się zaczęło?

Dydaktyką uniwersytecką, dziennikarstwem

trochę pisaniem. — Lomax wzruszył ramionami. —

Tak naprawdę niczego porządnie nie zdążyłem zacząć

„Wojna, wojna, krwawa wojna" — zacytował

komandor. — Wiem, co pan ma na myśli. Byłem na

trzecim roku medycyny, a niech pan spojrzy na mnie

teraz. — Znajdowali się już blisko brzegu i Swanson

zerknął na pojedynczy szczyt na wyspie, wyraźnie

odcinający się na tle nocnego nieba. — Czy miejscowi

nie wierzą czasem, że na szczycie tej góry pochowany

jest Achilles?

Lomax skinął głową.

54

background image

— Tak powiadają. Jest tam też klasztor Świętego

Antoniego.

— Wygląda na to, że zna pan teren.

Nie bardzo. To działka Alexiasa. Urodził się

tutaj i wychował. Bez niego nie moglibyśmy wykonać

tej roboty.

— To jakiś nieokrzesany typ — stwierdził Swan-

son. — Od dawna jest z panem?

— Nie. Pracował przedtem z inną grupą na połu-dniu

Krety. Wywiad wyciągnął go od nich specjalnie do

tego właśnie zadania. Jak macie zamiar wydostać

się stąd po wszystkim?

— Tym zajmuje się Special Boat Service. Wezmą

grecką caicque i będą udawali rybaków. Odpowie-

dzialny za tę operację jest gość o nazwisku Soames.

— Znam go. — Swanson wzdrygnął się. — Lepiej

chyba byście mieli u Szwabów. Przeżyjemy to.

— W zeszłym tygodniu rozmawiałem w jakimś barze

w Shepheard z jednym facetem, który powie-dział mi,

że Oliver van Horn ciągle tu mieszka. Że Niemcy

zostawili go w spokoju. To prawda? — Tak sądzę —

odparł Lomax. — Przyjechał tu przed samą wojną z

powodu gruźlicy. Nie mógł im wiele zaszkodzić, a

pozwalając mu zostać na wyspie chcieli sobie zrobić

dobrą reklamę. Czytał pan którąś z jego książek?

Swanson skinął głową.

— Jedną czy dwie. Przypomina trochę Maughama.

— Chciałbym mieć choć połowę jego talentu —

powiedział Lomax w zadumie.

55

background image

Swanson cały czas dokładnie badał przez lornetkę

linię brzegową. Teraz nachylił się i rzucił coś do tuby

głosowej. Łódź zaczęła zwalniać, a komandor zwrócił

się do Lomaxa:

— Dalej nie płyniemy. Właśnie wyciągają wasza

gumową szalupę i sprzęt przez przedni luk. Pański

sierżant i Grek czekają na pana tam na dole.

— Dzięki za podwiezienie — rzekł Lomax.

Wymienili krótki uścisk dłoni i Anglik,

przeszedłszy

nad barierką, zszedł na pomost. Szalupa była już na

wodzie: Boyd i Alexias właśnie do niej wskakiwali.

Morze było wzburzone i trzech marynarzy trzy-

mających liny klęło potężnie. Jeden z nich poślizgnął

się i stracił oparcie dla stóp na śliskich stalowych

płatach kadłuba.

Dowodzący tą akcją bosman podał Boydowi pół-

automaty i radio, po czym odezwał się do Lomaxa:

— Na waszym miejscu przypiąłbym sobie pakunki

do pleców. Możecie mieć pewne trudności na tych

falach.

Lomax przełożył ramiona przez pasy ciężkiego

ładunku i dokładnie je spiął.

— Gotowi, sir? — spytał bosman.

— Oczywiście — odpowiedział.

Czekał, oceniając odległość, a gdy szalupa uniosłu

się na fali, wszedł do niej i zaraz usiadł. Gdy mary-

narze puścili liny pływ natychmiast porwał łódkę w

stronę brzegu.

Wiatr tworzył wielkie grzywiaste fale. Gdy Lomax

sięgnął po wiosło, szalupa przechyliła się i przez burtę

wlała się woda. Lomax usadowił się odpowiednio i

zaczął wiosłować.

56

background image

Przez zasłonę wody i piany skalne ściany wydawały

się większe. U ich stóp fale kłębiły się i roztrzaskiwały

o postrzępione, groźnie wyglądające głazy.

Boyd klął soczyście, kiedy woda przelewała się

przez burty. Alexias głęboko zanurzał wiosło, używa-

jąc całej swej ogromnej siły, by utrzymać kontrolę nad

szalupą. Nagle wielka przybrzeżna fala uniosła ich w

górę i Lomax zobaczył, że są niecałe sto jardów od

podstawy klifów. Na moment jakby zawisnęli w

powietrzu, a potem zwalili się między dwie, wielkie

skały. Wiry zakręciły nimi i usłyszeli głuchy odgłos

uderzenia w dno łodzi. Woda rozprys-nęła się białą

fontanną, która wbiła się wysoko w powietrze. Rąbnęli

burtą w falę i przelecieli nad wielkim głazem.

Lomax wypadł przez rufę do kotłującej się płytkiej

wody. Brnął na kolanach, szukając po omacku plecaka

z radiem. Kiedy już zacisnął palce na jego paskach,

pchnęła go kolejna fala. Boyd z wyciągniętymi rękami

skoczył mu na pomoc. Przez chwilę trzymali się

razem, ale zaraz następna kaskada przewaliła się przez

sterczącą ponad wodą skałę, znów pozbawiając ich

równowagi. Lomax instynktownie puścił radio i

chwycił się Boyda. Gdy fala cofnęła się z głośnym

szumem, wstał z trudem, pociągając za sobą sierżanta,

i wtedy pojawił się Alexias. Kłębiąca się woda znowu

zalała ich do pasa. Kiedy się cofnęła, cala trójka

chwiejnym krokiem minęła ostatnią linię ostrych gła-

zów. W chwilę później stali bezpiecznie na białym

pasie plaży u podnóża skalnej ściany.

Lomax osunął się na ziemię i oparł plecami o skałę.

Boyd usiadł przy nim.

57

background image

Wszystko w porządku, sir?

Lomax skinął głową.

— Przez moment było dość niebezpiecznie.
— Udało mi się nie wypuścić broni — powiedział

Boyd. — To był cholernie dobry pomysł z tym

przypięciem plecaków.

Obawiam się jednak, że straciliśmy radio —

mruknął Lomax.

Zęby sierżanta błysnęły w ciemności.

— Trudno. Przynajmniej nie będziemy mieli poku

sy używania go, kiedy nie powinniśmy.

Alexias przykucnął obok.

— Zdołałem złapać łódkę. — Rozległ się syk, gdy

Grek otworzył zawory i zaczął ją składać.

Dzięki za pomocne ramię — odezwał się Lo-

max. — Było o wiele gorzej, niż się spodziewałem.

Alexias spojrzał na białe fale tłukące o podwodne

skały i wzruszył ramionami.

— Po tej stronie wyspy morze jest jak kobieta

Nigdy nie wiesz, co zrobi. Jako chłopiec pływałem

przy tej plaży w gorące letnie noce.

Jesteśmy tu bez radia, ale cali i zdrowi, i to jest

najważniejsze — stwierdził Lomax. — Jak daleko

stąd do farmy twojego brata?

— Jakieś dwie mile łatwej drogi.

Więc im szybciej tam dotrzemy, tym lepiej,

-Lomax wstał. — Nawet po tej stronie wyspy co

godzina chodzi patrol.

Pospiesznie przykryli szalupę piachem i kamieniami

po czym Boyd rozdał półautomaty. Wyruszyli na

tychmiast — Alexias prowadził, a Lomax zamykał

pochód.

58

background image

Piasek był głęboki i raz Lomax potknął się. Zaraz

jednak znaleźli się na wąskiej ścieżce, wspinającej się

stromo wąwozem na szczyt klifów. Po chwili Alexias

uniósł rękę, zrobił ostrożnie kilka kroków i wysunął

głowę ponad krawędź wąwozu. Kiwnął na pozo-

stałych, przeszli przez mały płaskowyż pokryty krótką,

wypalona trawą i wspięli się na usiane otoczakami

wzgórze.

Byli już w drodze co najmniej od pół godziny i nie

odzywali się do siebie ani słowem. Obeszli skalny

występ i w dole ujrzeli dom, stojący w małej dolince

na skraju gaju oliwnego.

Alexias przystanął, by zorientować się w położeniu,

po czym ruszył w dół zbocza, nie zwracając uwagi na

ścieżkę, która wiła się wzdłuż porośniętych winnicami

tarasów.

Dom tonął w ciemnościach i gdy przykucnęli pod

płotem, Lomax spojrzał na zegarek. Zmarszczył czoło

— była zaledwie dziewiąta.

— Muszą wcześnie chodzić spać.

Alexias wzruszył ramionami.

— Ci ludzie bardzo ciężko pracują.

Być może — mruknął Lomax. — Ale nie bę-

dziemy ryzykować. — Odwrócił się do Boyda. —

Obejdź dom od frontu, a ja, na wszelki wypadek, będę

krył Alexiasa z tej strony.
Sierżant zniknął w ciemności. Dali mu kilka minut,

zanim wyruszyli. Lomax przyklęknął obok końskiego

żłobu przed stajnią, Alexias zaś przeszedł przez po-

dwórze i wszedł po stopniach na ganek. Otworzywszy

ostrożnie drzwi, zajrzał do środka. Gdzieś poruszył

się niespokojnie koń, a w oddali

59

background image

zaszczekał pies. Lekki powiew wiatru sypnął pyłem w

twarz Loniaxa i Anglik starł go wierzchem dłoni.

Zmrużył oczy, zastanawiając się, co się dzieje w domu.

Nagle wrota stajni otworzyły się z lekkim, niesa-

mowitym skrzypnięciem. Ktoś odezwał się cicho po

grecku:

— Odłóż broń i podnieś ręce do góry.

Głos należał do kobiety, która — zważywszy oko-

liczności — wydawała się zdumiewająco spokojna.

Lomax oparł karabin o żłób i odwrócił się do niej.

Lufa strzelby dźgnęła go w pierś i zobaczył, że stoi

przed nim młoda dziewczyna, głową ledwo sięgająca

mu do ramion.

— Co tu robisz? — spytała. — Kim jesteś?

Spokojnie odsunął lufę na bok.

— To niepotrzebne. Jestem przyjacielem. Brytyj-

skim oficerem. Szukam Nikolego Pavlo. Jest w domu?

Pochyliła się do przodu — jej twarz była jasną

plamą w ciemnościach. Kiedy się odezwała, ton głosu

uległ wyraźnej zmianie:

— Nie, nie ma go.

Rozumiem — powiedział Lomax. — A mogę

zapytać, kim ty jesteś?

Katina Pavlo. Jestem jego córką.

Z ganku doleciał cichy gwizd i Anglik wziął do ręki

broń.

— Wejdźmy do środka. Myślę, że czeka cię nie-

spodzianka.

Poszła za nim przez podwórze, a gdy weszli na

ganek, zobaczyli Boyda stojącego w drzwiach.

— W domu nie ma nikogo — oznajmił sier-

żant. — Ale w salonie pali się na kominku, a lampa

60

background image

jest jeszcze ciepła. — Nagle zobaczył
dziewczynę. —

- Kto to?

-Córka gospodarza — poinformował go Lo-max.

— Ukrywała się w stajni, Przeszedł obok Boyda i

znalazł się w kuchni o kamiennej podłodze i

pobielonych ścianach. Kolejne drzwi prowadziły

do skromnie umeblowanego salonu, gdzie na

kominku płonął ogień. Drabina w rogu wiodła na

strych.
Alexias zapalał właśnie lampę stojącą na stole.

Wstawił na miejsce szkiełko i odwrócił się. Przez

krótką chwilę on i dziewczyna wpatrywali się w

siebie bez ruchu, po czym nagle ona upuściła

strzelbę i rzu-ciła mu się w objęcia. Grek uniósł ją

i okręcił dookoła.

- Katina, moja mała Katina! Aleś urosła! —

Postawił dziewczynę na ziemi i odsunął na długość

ramienia. — Gdzie ojciec?

Twarz dziewczyny była bardzo blada. Pokręciła

głową, jakby nie mogła mówić, i uśmiech zniknął

z twarzy Pavlo.
- O co chodzi, Katina? Powiedz mi!

Kiedy się odezwała, jej głos brzmiał ochryple i

nienaturalnie:
-Nie żyje. Rozstrzelali go przed ratuszem w ze-

szłym tygodniu.

Zaczęła płakać, spazmatyczny szloch wstrząsnął jej

wiotkim ciałem. Alexias przytulił ją mocno,

wpatrując

się w przestrzerń. Po chwili poprowadził ją do

kuchni
Drzwi zamknęły się za nimi cicho.

background image

6

CHĘĆ ZABIJANIA

Kiedy po upływie jakichś dwudziestu minut

Alexias wrócił do salonu, Lomax i Boyd siedzieli

rozebrani do pasa przed trzaskającym ogniem, a z

ich rzeczy powie-szonych na rozciągniętym sznurze

unosiła się para.

Grek opadł na krzesło i mechanicznie sięgnął po

papierosa. Wyglądał, jakby się postarzał o dzieśięć

lat. Gdy tak siedział, wpatrując się w kominek, jego

oczy były pełne bólu. Po chwili westchnął.

— Mój brat był dobrym człowiekiem. Zbyt do-

brym, by odejść w taki sposób.

Lomax podał mu ogień.

— Co się stało?

Złapali go, gdy próbował dokonać sabotażu

łodzi torpedowej w zatoce.

— Sam? — zdumiał się Boyd.

Alexias skinął głową.

— Kyros to mała wyspa. Żaden zorganizowany

ruch oporu nie miałby tu szansy przetrwania.

Właśnie

dlatego dwa lata temu pojechałem na Kretę. Nikos

też chciał jechać, ale jeden z nas musiał tu zostać.

Trzeba było myśleć o farmie i Katinie, zwłaszcza,

że

jej matka dopiero co umarła.

62

background image

- Jak z nią? — spytał Lomax.
- Z Katiną? — Grek wzruszył ramionami. — W

porządku. To była tylko chwilowa słabość.

Bardzo dzielna z niej dziewczyna. Robi teraz

kawę i przygo-towuje nam kolację.

- Co ma zamiar robić? — odezwał się Boyd. —

Nie może sama dalej tu mieszkać. To jeszcze

dziecko.

- Mieszka u mojej żony. Mam bar nad zatoką

zwany „Małą Łódką". Katina przyjeżdża tu

codzien-nie wózkiem, by doglądać domu.

Właśnie odjeżdżała, kiedy dostrzegła nas

schodzących przez winnicę.

- Wie, dlaczego tu jesteśmy?

Alexias zaprzeczył ruchem głowy.

- Na razie nie. Powiem jej to później. Może nam

sie bardzo przydać.

- W jakim stopniu, według ciebie, śmierć twego

brata może wpłynąć na nasze plany? — zapytał

Lomax.

W bardzo niewielkim — odparł Alexias. — Ale

teraz będę musiał skontaktować się z

miejscowymi ludźmi sam. Zaraz po kolacji

pojadę z Katiną do miasta.

- To może być niebezpieczne — zauważył

Boyd. Grek potrząsnął głową.

- Na Kyros nie ma godziny policyjnej, a kafejki

na nabrzeżu są zwykle pełne do późna w nocy.

Niemcy mogą zmienić wiele rzeczy, ale nie nasz

sposó życia.

W tym momencie drzwi od kuchni otworzyły

się i weszła Katina z tacą. Postawiła ją na stole,

po czym odwróciła się, odgarniając z czoła

kosmyk
włosów.

63

background image

Niestety jest tylko ser z koziego mleka i oliwki

ale chleb jest świeży. Ciocia upiekła go rano, zanim

wyjechałam.

To brzmi wspaniale, kochanie — powiedział

Boyd, a dziewczyna zaczerwieniła się i szybko nalała

kawy do czterech kubków.

Lomax wkładał w tym czasie przy kominku

koszulę i sweter. Odwróciwszy się ujrzał, że Katina

stoi przed nim z pełnym kubkiem w ręce.

Uśmiechnęła się nieśmiało.

— Przykro mi, ale nie ma cukru.

Jej twarz miała kształt serca, a napięta skóra była

świeża i jasna, ale pod oczami widniały ciemne

zapadnięte półkola. Czarne włosy sczesała do tyłu i

niedbale przewiązała wstążką. Mogła mieć szesnaście

lub siedemnaście lat, trudno jednak było dokładnie to

określić. Miała to zmęczone, „stare" spojrzenie, jakie

Lomax widywał ostatnio w oczach tylu ludzi.

Uśmiechnął się i wypił mały łyk kawy.

— I tak jest doskonała. Ty nie wypijesz?

Pokręciła głową.

— Ciocia czeka na mnie z kolacją.

Ubrana była w wyblakłą perkalową sukienkę, którą

najwyraźniej prano i cerowano wiele razy, oraz staro-

modną sportową marynarkę, dwa numery za dużą,

spiętą mocno wokół wątłej talii. Lomax przejechał

palcem po jednej z klap.

— Tweed od Harrisa. Niezbyt grecki ubiór. Gdzie

to znalazłaś?

Oblała się rumieńcem, a jemu zrobiło się przykro

bo zrozumiał, że jego słowa w jakiś sposób uraziły

jej dumę.

64

background image

Nowe ubrania są jedną z rzeczy, których nie

można tu dostać — powiedziała. — Tę marynarkę

dał mi przyjaciel, pan van Horn.

Znasz Olivera van Horna? — zdziwił się Lomax.

Każdy na Kyros zna pana van Horna — od-

parła. — To wspaniały człowiek.

Ciągle mieszka w tej willi na wzgórzu? — wtrącił

się Alexias.

Przytaknęła.

Niemcy nie robią mu kłopotów. Po śmierci

starego doktora Douplosa pan van Horn zajął jego

miejsce. Jest w tej chwili jedynym lekarzem

dostępnym dla mieszkańców wyspy.

Zapomniałem, że w młodości studiował medy-

cynę — powiedział Lomax. — Kolejna rzecz

wspólna z Maughamem. Dałbym wiele za to, żeby

go poznać.

— Kto wie, może poznasz. — Alexias wziął sobie

duży kawał sera. — Katina, postanowiłem jechać

z tobą do miasta. Czy to będzie bezpieczne?

Przytaknęła.

W taką ciepłą noc, jak ta, na ulicach powinno

być pełno ludzi. Alexias zwrócił się do Lomaxa.

— Wrócę z samego rana. Do tego czasu powinie-

nem rozkręcić sprawę. Ty i Boyd możecie spać tutaj

na strychu...

— Pójdę zaprzęgnąć klacz — przerwała mu Kati-na.

— Jeśli wkrótce nie wrócę, ciocia Sarah zacznie się

martwić.

Drzwi zamknęły się za nią, a Lomax włożył mundur

i sięgnął po nocną lornetkę. — Ma rację. Pomogę jej,

a potem się rozejrzę.

"rMroczna

strona...

65

background image

Alexias dolał sobie kawy i podszedł do kominka. Z

jego skórzanej kurtki unosiła się para.

— Będę gotowy za pięć minut. Muszę tylko jeszcze

trochę wyschnąć.

Boyd ciągle jeszcze robił najazdy na chleb i ser, gdy

Lomax wyszedł przez kuchnię na ganek. Przeszedł

podwórze i stanął u wejścia do stajni. Z belki pod

stropem zwisała stara lampa oliwna i w jej świetle

Katina Pavlo zaprzęgała klacz. Zrobił krok i jakaś

deska skrzypnęła mu pod stopą — odwróciła się

natychmiast, sięgając po strzelbę opartą o ściankę

boksu, zaraz jednak wyraźnie się odprężyła.

O, to pan, kapitanie Lomax.

A więc twój wuj powiedział ci, jak się

nazywam? Skinęła głową.

— Jest pan młodszy, niż sobie wyobrażałam. Dużo

młodszy.

Zmarszczył lekko brwi.

— Nie rozumiem.

— Nawet tu na Kyros słyszeliśmy o Nocnym Przy-

byszu — wyjaśniła. — I o wszystkim, co pan zrobił na

Krecie. W zeszłym miesiącu w kafejkach mówili

jedynie o tym, jak pan porwał tego niemieckiego

generała na Rodos i przeszmuglował go do Egiptu.

— Plotki rosną w miarę ich powtarzania — zau-

ważył. — Pamiętaj o tym.

Przełożyła koniowi uzdę przez głowę i szybko za-

pięła pasek.

— Pański grecki jest bardzo dobry.

Uśmiechnął się szeroko.

— Jako chłopiec spędziłem pięć lat w Atenach. Mój

ojciec pracował w tamtejszej ambasadzie brytyjskiej.

66

background image

— Rozumiem.

Zaczęła wyprowadzać klacz z boksu i Lomax pod-

szedł bliżej.

— Mogę pomóc?

Skinęła głową.

— Wózek jest tam, w kącie. Gdyby mógł go pan

przyciągnąć...

Była to lekka dwukółka. Pochylił ją, a dziewczyna

wprowadziła konia pomiędzy długie wygięte dyszle. Z

wprawą umocował uprząż po jednej stronie, a na-

stępnie po drugiej. Kiedy skończyli, uśmiechnęła się do

niego.

— Już pan to kiedyś chyba robił.

— Mój dziadek był farmerem. To wszystko, czym

chciałem być, gdy byłem mały.

— A teraz?

Wzruszył ramionami.

— Moje talenty wydają się kierować ku mroczniej-

szym rzeczom. Wątpię, żeby po wojnie było zapo-

trzebowanie na umiejętności, jakie posiadam.

— To, co dzieje się teraz, nie liczy się — stwier-

dziła. — Dla nikogo z nas. Mamy takie powiedze-nie

— „Czas wymazany z umysłu". Tym właśnie jest

wojna — mrocznym snem, który nie będzie miał

znaczenia, gdy nadejdzie poranek.

W jej głosie brzmiała żarliwa pewność. W nikłym,

rozproszonym świetle lampy zmęczenie i ból zniknęły

z twarzy dziewczyny. Wyglądała teraz bardzo młodo.

Przez moment miał ochotę powiedzieć, że życie często

bywa nie tym, czym być powinno, nie miał jednak

serca gasić jej młodzieńczej wiary.

— Miejmy nadzieję, że masz rację — mruknął.

67

background image

Z przekonaniem pokiwała głową.

— Gdybym nie miała, życie utraciłoby sens.

Zatrzymał się, by zapalić papierosa, po czym wy-

szedł za wyprowadzanym przez nią wózkiem. Nocne

powietrze było ciepłe i pachnące, a niebo wyglądało

jak aksamitna poduszka usiana diamentami. Stanęli

obok siebie, dotykając się ramionami, i Katina wes-

tchnęła.

— W taką noc można nawet zapomnieć na chwilę o

wojnie. Tak wiele mogłabym panu pokazać, gdyby jej

nie było.

Gdybym był angielskim turystą przybyłym pros-

to z Aten? — Zachichotał. — Od czego byśmy zaczęli

0

To proste — stwierdziła. — Od grobowca Achil-

lesa. Odwiedzilibyśmy go raz przy świetle księżyca, a

drugi raz o świcie, kiedy na górze jest mgła. W życiu

nie widział pan niczego piękniejszego.

— Gdybyś ty tam była, z pewnością byłbym zado-

wolony — powiedział szarmancko i odwróciwszy się.

popatrzył na ciemny szczyt na tle nieba. — Tam na

górze jest klasztor Świętego Antoniego, prawda?

Usłyszał, jak dziewczyna szybko wciąga powietrze

Spojrzała na niego.

— A więc to dlatego pan tu jest?

Nie rozumiem.

Kapitanie Lomax, nie jestem idiotką. Wszyscy

na wyspie wiedzą, że trzy miesiące temu Niemcy

przejęli część klasztoru, by zamontować tam stację

radiolokacyjną.

Potrząsnął głową.

— Nie tylko stację radiolokacyjną, Katino. To coś

o wiele ważniejszego.

68

background image

Aha. I pan ma zamiar to zniszczyć? Ale mnisi

tam ciągle mieszkają.

Gdyby nie mieszkali, dawno byśmy zbombar-

dowali klasztor — powiedział. — Dlatego właśnie

Niemcy zmuszają ich do pozostania. Typowa hitle-

rowska sztuczka. Próbowali tego już na Monte Cassino

we Włoszech, ale nic z tego nie wyszło. Zmieciono

tamto miejsce z powierzchni ziemi.

— A więc dlaczego nie zrobiono tego samego

tutaj? — spytała. — Od kiedy na tej wojnie życie

dwudziestu czy trzydziestu starych mnichów jest waż-

ne dla którejkolwiek ze stron?

Ponieważ nie ma takiej potrzeby — odparł,

zdziwiony goryczą w jej głosie. — Ponieważ mój

sposób jest prostszy i tańszy i przy odrobinie szczęścia

nikomu nie powinna stać się krzywda.

— Poza panem... Zapomina pan o tym.

Uśmiechnął się.
— O tym nauczyłem się zapominać już dawno

temu. Nie opłaca się.

Miała właśnie odpowiedzieć, kiedy z oddali doszedł

ich jakiś dźwięk. Położył jej rękę na ramieniu.

— Chwileczkę.
Czekali, a gdy dźwięk stał się wyraźniejszy, Katina

powiedziała:

— To patrol.
— Ilu?

Zwykle dwóch, ale czasem tylko jeden. Jeżdżą

na motocyklu z bocznym wózkiem.

Podniósł do oczu nocną lornetkę. Podczas gdy

ustawiał ostrość, warkot silnika przybliżył się — na

krawędzi doliny pojawił się motor i stanął. Wózek

69

background image

boczny był pusty, ale Lomax wyraźnie widział kiero-

wcę w stalowym hełmie i goglach, spoglądającego w

dolinę. Po chwili silnik znowu ryknął i maszyna w

wielkiej chmurze pyłu zaczęła zjeżdżać na dół.

— Czy zwykle zajeżdżają na farmę? — spytał

Lomax.

Pokręciła głową.

— Czasem zatrzymują się i proszą o kawę, ale

niezbyt często.

Chwycił ją za rękę i pobiegli do domu. W drzwiach

kuchni spotkali Alexiasa i Boyda — Grek miał w ręku

jeden z półautomatów.

— Kłopoty? — rzucił krótko.

Niemiecki patrol — odparł Lomax. — Jeden

człowiek na motorze.

Joe Boyd wyciągnął rewolwer z miękkiej skórzanej

kabury, którą miał przyczepioną pod lewą pachą. Był

to automatyczny mauser z pękatym tłumikiem —

ulubiona broń agentów niemieckiego kontrwywiadu,

pamiątka po jednej z akcji na Krecie.

Nie bądź głupcem — zbeształ go Lomax. —

Jeśli go zabijemy, przewrócą wyspę do góry nogami.

To by wszystko zepsuło.

Kapitan Lomax ma rację — odezwała się Kati-

na. — Muszą panowie zabrać swoje rzeczy i pójść na

strych. Jeśli tu przyjedzie, powiem mu, że właśnie

wyjeżdżałam.

Nie było czasu na dyskusje. Przeszli do salonu i

Boyd, wspiąwszy się po drabinie, otworzył klapę

Lomax i Alexias szybko podali mu plecaki i resztę

swojego sprzętu, a dziewczyna schowała resztki kolacji

i brudne naczynia do kredensu w rogu. Następnie

70

background image

Ugasiła lampę i ruszyła do drzwi, oglądając się, czy są

gotowi. W tym momencie motocykl zajechał na po-

dwórze. Lomax skinął krótko głową i dołączył do

Boyda i Alexiasa w ciepłym mroku strychu. Boyd

opuścił klapę, zablokował ją jednak za pomocą kawał-

ka drewna, pozostawiając niewielką szczelinę. Mogli

przez nią dojrzeć część pokoju poniżej: narożnik z

kominkiem, fragment stołu i krzesło — drzwi jednak

nie widzieli.

Czekali i Lomax myślał o dziewczynie, mając przed

oczyma jej twarz, gdy widział ją przed wejściem na

strych — bladą, ale spokojną. Nagle usłyszeli głosy i

skrzyp otwieranych drzwi. Po chwili Niemiec wszedł

w ich pole widzenia.

Był prawie równie potężnym mężczyzną jak Alexias.

Na szarym mundurze miał czarny skórzany płaszcz do

kolan, pokryty pyłem. Zdjął hełm i rękawice, rzucił je

na stół, po czym wyjął papierosa. Bez hełmu wyglądał

zdecydowanie młodziej. Przejechał dłonią po swoich

krótkich blond włosach i powiedział coś kiepską greką

do Katiny.

Lomax nie dosłyszał tego, ale Alexias zaraz pochylił

się nad nim i wyszeptał:

— Robi kawę. Czuję zapach.

Niemiec wstał i zniknął z widoku, najwyraźniej

zamierzając zajrzeć do kuchni. Po paru chwilach

wrócił do stołu i usiadł, pojawiła się też Katina z tacką

w rękach.

Kiedy sięgała po dzbanek z kawą, żołnierz chwycił

ją za nadgarstek. Próbowała mu się wyrwać, ale był

dla niej za silny. Zaśmiał się, a Lomax zamknął oczy i

otarł pot z czoła.

71

background image

Gdy otworzył je ponownie, dziewczyna prawie le-

żała na stole, a Niemiec na niej. Była blada jak ściana i

wydawała się wpatrywać prosto w oczy Lomaxa.

Poczuł, że zasycha mu w gardle i zacisnął pięść.

Nagle Katina krzyknęła. Zanim Lomax zdążył się

ruszyć, Alexias ryknął jak zwierz, z trzaskiem otworzył

klapę i rzucił się do otworu. Podczas szybkiego scho-

dzenia prawa noga wślizgnęła mu się między dwa

szczeble, stracił równowagę i spadł ciężko na podłogę.

Niemiec odwrócił się w popłochu. Przez moment ze

zdumieniem wpatrywał się w Alexiasa, po czym ode-

pchnął Katinę na bok.

Lomax skoczył przez otwór i ruszył do ataku.

Hitlerowiec w pośpiechu odpiął klapę kabury, spóźnił

się jednak: gdy wyciągnął pistolet, Anglik złapał go za

nadgarstek i pchnął broń w bok, jednocześnie wbijając

przeciwnikowi kolano w krocze. Tamten stęknął z

bólu i pochylił się, a wtedy Lomax trzasnął go łokciem

w szczękę, łamiąc kość. Niemiec z krzykiem poleciał

do tyłu na stół i wtedy dostał kantem dłoni w gardło.

Stół przewrócił się z hukiem i hitlerowiec upadł na

twarz.

Katina klęczała już przy wuju, a Boyd był w poło-

wie drabiny, z gotowym do strzału mauserem w ręku

Teraz wsunął go z powrotem do kabury i pomógł

dziewczynie unieść Alexiasa do pozycji siedzącej.

Twarz Greka była wykrzywiona bólem, na jego

czole lśnił pot.

— Matko Boska, chyba złamana — jęknął.

Lomax podszedł szybko i razem podnieśli go na

krzesło. Alexias przesunął rękoma wzdłuż prawej nogi

i nagle skrzywił się.

12

background image

— Miałem rację. Pod samym kolanem jest złama-

nie. Szlag by to trafił.

Katina była bliska płaczu.

— Przepraszam — powiedziała. — Starałam się,

jak mogłam, ale nie chciał odejść. Uparł się, że muszę

mu zrobić kawę.

Boyd przyklęknął na chwilę przy Niemcu i zaraz

wstał.

— Jedno jest pewne — już nie będzie nikomu

przeszkadzał. — Z ponurą miną zerknął na Loma-

xa. — Nigdy nie robi pan nic połowicznie, co? Za

|parę godzin będą szukać tego faceta po całej wyspie.

A więc muszą go znaleźć — wtrącił się Alexias.

Lomax odwrócił się do niego marszcząc brwi.

— Co masz na myśli?

— Na miłość boską, daj mi papierosa — powie-

dział Grek. Po chwili dodał: — To dosyć proste.

patrolują na motorach wzdłuż szczytu klifów. Będzie

mu się musiał przydarzyć nieprzyjemny wypadek, to

wszystko.

— Na Boga, ma pan rację — stwierdził Boyd. —

To jest jakieś wyjście.

Lomax pokiwał głową.

— Jedyne wyjście. Jest jednak pewna przeszkoda,

prawdopodobnie nie znajdą go przed świtem. A to

oznacza, że mogą nabrać podejrzeń. Tak czy owak,

Alexias potrzebuje lekarza. — Zwrócił się do Gre-ka:

— Jak daleko stąd do domu van Horna? — To po

drugiej stronie góry, nie więcej niż godzi-ną

Oczywiście, gdy zna się drogę. Lomax zmarszczył

czoło.

— Jeżeli sądzisz, że cię tu zostawimy, to jesteś

73

background image

szalony. Kiedy Niemcy się pojawią, na pewno prze-

szukają to miejsce.

— Nie będzie mnie tu — powiedział Alexias. —

Będę bezpieczny w mieście, w „Małej Łódce". Pomóż-

cie mi tylko wsiąść do dwukółki, a dowiozę się tam

w pół godziny.

— Ale co ze mną, wujku? — odezwała się Katina

Zdobył się na uśmiech i poklepał ją po ramieniu.

Musisz jak najszybciej zaprowadzić ich do pana

van Horna. Przy odrobinie szczęścia powinno mu się

udać dotrzeć dziś z tobą do „Małej Łódki".

Wygląda na to, że wszystko masz zaplanowane

— stwierdził Lomax.

— To jedyne, co możemy zrobić — powiedział

Boyd.

Lomax skinął głową.

— W takim razie w porządku. Najpierw zanieśmy

go do wózka. Im wcześniej znajdzie się w mieście,

tym lepiej.

Razem z Boydem wyprowadzili Greka, podtrzymu-

jąc go między sobą, podczas gdy Katina podprowadzi-

ła konia i dwukółkę pod schody. Pomogli Alexiasowi

usiąść na wąskim siedzeniu i oparli jego ranną nogę na

jednym z dyszli. Boyd przyniósł z domu jeden z półau-

tomatów. Alexias wcisnął go pod siedzenie i uśmiech-

nął się do nich, błyskając w ciemności zębami.

— Nie martwcie się. Wszystko będzie dobrze. Czuję

to w kościach. Nasz plan w żadnym stopniu nie

ulegnie zmianie. Jak tylko coś ruszę, skontaktuję się

z wami.

Chwycił za cugle i odjechał w mrok. Lomax zwrócił

się do Boyda:

74

background image

— Nie mamy zbyt wiele czasu. Wynieśmy naszego

przyjaciela jak najszybciej.

Katina poszła za nimi i przyglądała się od drzwi, jak

zakładają Niemcowi rękawiczki i zapinają hełm. kiedy

przechodzili obok niej z ciałem, odwróciła twarz, ale

w chwilę później — gdy wsadzali trupa do bocznego

wózka — wyszła na ganek.

— Kto go zrzuci? — spytał Boyd.

Ja — powiedział Lomax. — Ty znieś cały

majdan na dół i bądź gotowy do wymarszu zaraz po

moim powrocie. — Skinąwszy głową Boyd wbiegł do

środka, a Lomax zwrócił się do Katiny: — Obawiam

się, że będę musiał cię poprosić o pokazanie najbliż-

szego miejsca, które by się nadawało do tego celu.

Bez słowa zeszła ze schodów i usiadła za nim na

tylnym siodełku. Anglik kopnął starter i zwolnił

sprzęgło.

Po dobrze widocznej drodze wyjechali z doliny. W

pewnym momencie dziewczyna wskazała ręką bo-

czną dróżkę, przecinającą ciemną ziemię jasną linią,

wiejący w twarz wiatr przynosił dobry, świeży zapach

morza i Lomax poczuł na ustach smak soli. W chwilę

później przejechali nad niewielkim wzniesieniem i pięć-

dziesiąt jardów poniżej ujrzeli czarną linię klifów.

Anglik zgasił motor i odwrócił się do dziewczyny,

która już zsiadała.

— To tutaj?

Skinęła głową.

— Ściany skalne mają tu sto stóp wysokości. U ich

pdnóża jest stara przystań, przy której mój ojciec

trzymał przed wojną swoją łódź. Teraz Niemcy za-

bronili nam używać tej przystani.

75

background image

Lomax wyciągnął ciało z wózka i położył je na

ziemi. Następnie zwolnił hamulec maszyny i pozwolił

jej toczyć się w stronę skalnej krawędzi. Dźwignąwszy

trupa na ramię, zaczął schodzić w dół. Przez chwilę

stał na skraju przepaści, spoglądając na białą linię

przybrzeżnych fal rozbijających się o skały w dole, po

czym cisnął ciało w ślad za motorem i wrócił do

dziewczyny.

Stała na szczycie wzgórza, tam, gdzie ją zostawił, i

poczuł, że patrzy na niego w ciemności.

— Przykro mi, że zostałaś w to wmieszana —

powiedział z zakłopotaniem. — To był piekielny

wieczór. — Stała dalej nie odzywając się, więc pod-

szedł bliżej. — Nic ci nie jest?

I wtedy zaczęła płakać. Objął ją ramieniem i przy-

tulił, a po chwili ruszyli z powrotem w stronę farmy.

background image

7

DZIAŁANIE I NAMIĘTNOŚĆ

Willa Olivera van Horna ulokowana była na samym

końcu wąskiego występu skalnego, który sterczał ze

spokojnych wód małej zamkniętej zatoki, po przeciw-

nej stronie cypla niż miasto. Był to piętrowy budynek

o płaskim dachu, stojący w kilkuakrowym ogrodzie

otoczonym wysokim murem.

Zeszli ze wzgórza i po przecięciu jasnego pasma

drogi zbliżyli się ostrożnie. Wielka okuta żelazem

brama stała otworem. Minęli ją i Katina poprowadziła

ich wąską, wyłożoną płytami alejką biegnącą wśród

drzew oliwnych. Nocne powietrze było nabrzmiałe

zapachem kwiatów. Palmy unosiły swe korony nad

murem, kiwając się łagodnie na lekkim wietrze, a z sa-

dzawki tryskała fontanna.

Gdzieś z pobliża doszedł ich cichy pomruk głosów.

Katina podeszła do przodu i przykucnęła. Stali na

skraju kolistego podjazdu przed głównym wejściem. U

stóp schodów zaparkowany był niemiecki samo-chód

sztabowy, obok którego siedziało, paląc papiero-

dwóch podoficerów w szarych mundurach i fura-

żerkach.

77

background image

Po chwili frontowe drzwi otworzyły się i na oświe-

tlony ganek wyszło dwóch innych ludzi. Lomax od

razu rozpoznał van Horna, którego znał z wielu

fotografii: chudy i żylasty, o przedwcześnie posiwia-

łych włosach i wąsach, ubrany w biały lniany garnitur.

Drugi mężczyzna był niemieckim oficerem sztabo-

wym, pułkownikiem piechoty — zadziwiająco mło-

dym jak na taki stopień — o wrażliwej, inteligentnej

twarzy. Wyraźnie utykając zszedł po stopniach i

wsiadł do samochodu. Kiedy wóz ruszył, van Horn,

który został na ganku, uniósł rękę w geście pożeg-

nania, a później wszedł z powrotem do domu, zamy-

kając za sobą drzwi.

Lomax odwrócił się do Katiny.

— Kim był ten niemiecki oficer?

— To pułkownik Steiner. On tu dowodzi.
— Jak dla mnie, wyglądają na zbyt zaprzyjaź-

nionych — mruknął Boyd.

Pokręciła głową.

— Pan van Horn jest zależny od Steinera, jeśli

chodzi o środki medyczne. Dlatego co tydzień gra

z nim w szachy. — Podniosła się. — Chyba byłoby

lepiej, gdybyśmy obeszli dom od tyłu.

Ruszyli ścieżką wokół narożnika. W chwilę później

dziewczyna zatrzymała się w krzakach, kilka jardów

od niskich schodów prowadzących na kryty taras. Z

otwartych oszklonych drzwi padało w noc światło, a

zasłony falowały na wietrze.

Ktoś grał na fortepianie stary, przedwojenny ka-

wałek Rodgersa i Harta — pełen zadumy i smutku,

przypominający lato, które odeszło, pozostawiając

tylko wspomnienia.

78

background image

— Poczekajcie tu — powiedziała Katina.

Przeszła przez trawnik i zniknęła w środku. Lomax,

z karabinem pod pachą, oparł się o drzewo i czekał.

Fortepian zamilkł. Cisza, która nastąpiła, wydawała się

trwać wiecznie i Lomax usłyszał fale roztrzaskujące się

o głazy na plaży w dole. Nagle zasłona została

odsunięta i pojawił się van Horn. Przeszedłszy przez

taras oparł się o balustradę i zawołał cicho:

— Kapitanie Lomax!

Obaj Anglicy wyszli z ukrycia.

— Drogi kolego, cieszę się, że pana widzę —

Jpowiedział van Horn tak spokojnie, jakby witał sta

rego przyjaciela, który przyjechał na obiad. — Wejdź

my do środka.

Pokój był duży i wygodnie umeblowany. Pod niskim

sufitem krzyżowały się dwie belki. Przy jednej ze

ścian stał fortepian, a na szerokim kamiennym komin-

ku trzaskał ogień.

W tym momencie drugie drzwi otworzyły się i

weszła Katina, prowadząc za sobą starą kobietę o

pomarszczonej brązowej twarzy i bystrych czarnych

oczach. Kobieta wycierała ręce w biały fartuch, który

miała na sukni, i przyglądała się gościom z

zaciekawieniem.

Van Horn podszedł do nich i po krótkiej wymianie

zdań po grecku wrócił do Anglików.

— Poprosiłem Marię, moją gospodynię, żeby przy

gotowała panom pokój i jakiś posiłek. Porozmawia

my, jak wrócę.

— Jedzie pan do miasta? — spytał Lomax.
Van Horn skinął głową.

— To nie powinno długo potrwać. Niemcy oczy-

79

background image

wiście dawno temu zabrali mi samochód, ale udało mi

się uzyskać od nich dwa rowery do nagłych

wypadków.

— Jest tu ktoś jeszcze?

— Tylko Maria. Jest niema, ale rozumie wszystko,

co się do niej mówi. — Zwrócił się do Katiny: —

Lepiej już ruszajmy, kochanie.

Dziewczyna była bardzo blada i na jej twarzy

wyraźnie malowało się zmęczenie, spojrzała jednak na

Lomaxa i zdobyła się na mizerny uśmiech.

— Prawdopodobnie zobaczymy się rano.

— Tylko pod warunkiem, że się najpierw wyśpisz

— powiedział.

Niech się pan nie martwi, dopilnuję tego. — Van

Horn objął Katinę ramieniem i wyszli.

Potem, kiedy Maria zaprowadziła ich na górę, do

wygodnego pokoju z podwójnymi łóżkami, Lomax

stanął przy oknie patrząc na morze i ogarnęło go

zmęczenie. Poszedł więc w ślady Boyda, który —

rozebrawszy się do pasa — umył twarz i ramiona w

zimnej wodzie. Poczuł się dużo lepiej i zeszli na dół.

Aromat kawy doprowadził ich do kuchni, gdzie sta-

ruszka przygotowała im posiłek, składający się ze

smażonej ryby i jajek..

Po kolacji poszli z kawą do salonu i rozsiedli się

przed kominkiem, paląc papierosy.

— Jeszcze jeden papieros i uderzam w kimono —

odezwał się Boyd. — A pan?

Poczekam na van Horna — odparł Lomax. —

Będzie pewnie miał jakąś wiadomość od Alexiasa co

do jutra.

Boyd wstał i podszedł do półek z książkami, wypeł-

80

background image

niających całą ścianę pokoju. Obejrzał jedną czy dwie

i zachichotał.

— Wszystko samego mistrza, oprawione w zieloną

skórę i ze złoconymi napisami. —

Przynieś mi jedną — rzucił Lomax.

Boyd wziął pół tuzina i położył je na podłodze obok

krzesła. Sobie zatrzymał tylko cienki tomik jakiegoś

poematu z tego samego wydania i oglądał go z

wyrazem zainteresowania na twarzy. — To się

nazywa Pozostały przy życiu. Wygląda, że to głównie

wiersze na temat wojny. Lomax pokiwał głową.

W czasie ostatniej walczył w okopach, — Lepiej

zabiorę to ze sobą do łóżka — stwierdził Boyd. —

Zobaczę, czy facet wie, o czym pisze. Na razie.

Kiedy odszedł, Lomax wziął na chybił trafił jakąś

powieść i przekartkował. Kiedyś już ją czytał, ale

narracja znów go wciągnęła. Musiała upłynąć godzina.

Przez oszklone drzwi wszedł van Horn. Niedbale

rzucił na otomanę starą, wytartą torbę typu Gladstone,

którą trzymał w ręku.

— A, tu pan jest. Co się stało z pańskim

sierżantem? — Poszedł do łóżka z tomikiem pana

wojennej poezji. Mam nadzieję, że nie ma pan nic

przeciwko? — Jeśli ten tomik do mnie wróci, to

nie. Wie pan, Lomax, z jakiegoś dziwnego powodu

większość ludzi wydaje się uważać, że pisarze

powinni rozdawać swoje książki za darmo. —

Westchnął. — Mój Boże, ależ to wysiłek pod tę górę,

z miasta. Nie jestem już tak silny jak kiedyś. — W

jego twarzy i oczach wioczne było zmęczenie.

Podszedł do kredensu w ro-gu i wyjął z niego butelkę

i dwa kieliszki.

Mroczna strona...

81

background image

— Trochę dżinu przed snem?

Niech pan go na mnie nie marnuje — powiedział

Lomax. — Jestem właściwie tylko przechodniem, nie

gościem.

Van Horn uśmiechnął się szeroko i opadł na krzesło

naprzeciwko.

— Nonsens. Nieczęsto miewam trochę cywilizo

wanego towarzystwa.

— A pułkownik Steiner się nie liczy?

Van Horn uniósł brwi.

Na Boga, nie! To wyłącznie interesy. Raz w ty-

godniu pozwalam mu się ograć w szachy i potem on

się czuje moralnie zobowiązany dać mi wszelkie środki

medyczne, o jakie poproszę.

— Widzieliśmy go wsiadającego do samochodu,

gdy przyszliśmy. Wydał mi się zdumiewająco młody.

Ma dwadzieścia siedem lat — powiedział van

Horn. — Ciężko ranny pod Stalingradem i ewakuo-

wany tuż przed tym, zanim Rosjanie zamknęli koło.

Dostał Krzyż Rycerski, a wie pan, że tego tak nie

rozdają.

To brzmi wspaniale — stwierdził Lomax. —

Miał pan jakieś trudności w mieście?

Van Horn zaprzeczył ruchem głowy.

Alexias dotarł do „Małej Łódki" zaledwie dwa-

dzieścia minut przed nami. Położyli go do łóżka, a ja

obejrzałem jego nogę.

— Czy to poważne?

— Dosyć. Nastawiłem kość i dałem mu sulfonami-

dy. Jeśli poleży tydzień lub dwa, powinno być wszys-

tko w porządku. Z pewnością jednak nie będzie mógł

odegrać czynnej roli w pańskiej operacji.

82

background image

— Jest jakaś wiadomość?

- Tylko tyle, że ma nadzieję jutro po południu

zorganizować spotkanie z ludźmi, którzy mają brać

udział w tym wszystkim. Katina przyjedzie nas za-

wiadomić.

A więc włączył w to również pana?

— Obawiam się, że tak. — Van Horn nalał sobie

następną porcję dżinu. — Katina mówiła mi, że jest

pan tutaj, by zrobić coś ze stacją radiolokacyjną, którą

Niemcy zainstalowali na głównej wieży kla-sztoru.

To nie jest radar — powiedział Lomax. — To

takie małe urządzenie, które elektronicznie wybiera

ce1. Wszystko, co ich samoloty czy łodzie torpedowe

muszą zrobić, to kierować się za wiązką promieni —

nie mogą nie trafić. Narobili już tym sporo szkód

naszej flocie.

Ale czy to teraz takie ważne? Myślałem, że i tak

już przegrywają wojnę, zwłaszcza po lądowaniu sprzy-

mierzonych w Normandii, w zeszłym miesiącu.

- Są szanse inwazji na Kretę w bliskiej przyszło-ści

— a wtedy ta instalacja na Kyros mogłaby stano-wić

pewną niedogodność. Ale rzeczywiście Morze

Egejskie to teraz tylko występy towarzyszące, jeśli o to

panu chodzi. Nie sądzę, żeby cokolwiek, co się tutaj

dzieje, mogło wpłynąć choćby o jotę na ostatecz-ny

bieg wojny. — Uśmiechnął się krzywo i przełknął

trochę dżinu. — Ale przecież muszą dawać nam

jakies zajęcie, nieprawdaż?

- Cóż, uważam to za interesujące spostrzeżenie —

powiedział van Horn. — Czym się pan zajmował
przed wojną?

83

background image

Praca na uniwersytecie, trochę dziennikarstwa.

— Lomax wzruszył ramionami. — Nic ciekawego ani

ważnego.

A potem przyszła wojna z łatwą odpowiedzią na

wszystkie pańskie problemy. — Van Horn wskazał

wstążki orderów na mundurze Lomaxa. — Wygląda

na to, że od tamtej pory prowadził pan ożywioną

działalność na tym polu.

— Chyba można tak powiedzieć.

Podobało się to panu? Lomax

uśmiechnął się niechętnie.

— Na mój własny pokręcony sposób.

Chęć zabijania. Bardzo ważna u żołnierza. —

Van Horn westchnął. — Zabawne, jak różne znaczenie

może mieć to samo słowo. Dla mnie wojna to okopy,

błoto i brud, brutalność i śmierć na niewiarygodną

skalę. Całe pokolenie wytracone.

— A dla mnie? Co według pana oznacza to dla mnie?

— Desant pod osłoną ciemności, nocna akcja,

pościg przez góry. — Wzruszył ramionami. — Za

tydzień od teraz będzie pan siedział w głównej knajpie

Shepheard, pijąc dla uczczenia kolejnej belki do pań-

skiego Krzyża Wojennego. Ale podejrzewam, że w

dniu, w którym wojna się skończy, nie będzie pan

wiedział, co ze sobą zrobić.

Zapomniał pan wspomnieć o pewnym drobiazgu

— zauważył Lomax. — Wszyscy oficerowie Służb

Specjalnych, którzy dostaną się do niewoli, są od razu

rozstrzeliwani. To bezpośredni rozkaz z niemieckiego

naczelnego dowództwa, od dwóch lat już w mocy.

Włącza to w moją działalność element dodatkowego

ryzyka.

84

background image

- I tak być powinno — stwierdził van Horn. —

Życie to działanie i namiętność. Dlatego też wymaga-

ne jest od człowieka, by miał udział w namiętności i

działaniu — inaczej orzekną, że nie żył. — Nagle

uśmiechnął się szeroko i odchylił na krześle. —

Znowu bierze we mnie górę pisarz. Tak czy owak,

pierwszy powiedział to Oliver Wendell Holmes.

- Sam miałem nadzieję zostać pewnego dnia pi-

sarzem. Właśnie dlatego tak mi zależało na spotkaniu

z panem.

— „O broni i człowieku śpiewam", co? — Van

Horn wstał z krzesła. — Powinien więc pan coś

wynieść z tej wojny, choćby tylko książkę. Chodźmy

na ostatniego papierosa na północny taras. Myślę, że

się panu spodoba.

Poszedł pierwszy przez hall i chłodny pobielony

korytarz. Pokój, do którego weszli, pogrążony był w

cieemności, ale Lomax dostrzegł, że był okrągły i

miał szklane ściany. Van Horn otworzył jakieś

rozsuwane drzwi i wyszli na zewnątrz. Lomax

gwałtownie wciągnął powietrze. W ciemno-ści unosił

się zapach kwiatów, a wielka czasza nocy

pobłyskiwała gwiazdami. Taras opierał się na wyso-

kich słupach, co sprawiało wrażenie, że płynie w po-

wietrzu.

Dwieście stóp poniżej, u podstawy skalnych ścian,

fale rozbryzgiwały się białą pianą nad głazami.

- Nigdy nie widziałem czegoś takiego — wyszeptał

Lomax. — W takiej scenerii cóż człowiek może robić

innego, niż pisać?

- Kiedyś myślałem tak samo — powiedział van

Horn. — A potem przyszła wojna. Później odszedł

85

background image

stary doktor Douplos i przypomniałem sobie, że w

chwili młodzieńczej aberracji szkoliłem się na lekarza.

Od tej pory jakby nie mam czasu.

— Może po wojnie?

Kto wie? — van Horn pokręcił głową. — Kiedy

tak tu stoję i myślę o głupocie człowieka, zastanawiam

się, czy jeszcze kiedykolwiek będę chciał o nim pisać.

W takich momentach muszę iść popatrzeć na moją

kolekcję, by przywrócić sobie wiarę w sens życia.

Pańską kolekcję...? — zdziwił się Lomax.

Van Horn skinął głową.
— Pokażę panu, jeśli pan chce.

Wszedł z powrotem do środka i, zaciągnąwszy drzwi,

przeszedł na drugą stronę pokoju. Lomax usłyszał

pstryknięcie włącznika, ale zupełnie nie spodziewał się

tego, co zobaczył. Z ciemności — ze wszystkich stron —

wyskoczyły szklane gabloty, każda z własnym oświetle-

niem. Ich zawartość wzbudziła w Angliku mimowolne

westchnienie podziwu. Znajdowała się w nich najwspa-

nialsza kolekcja greckiej ceramiki, jaką w życiu oglądał.

Van Horn podszedł do niego — w świetle najbliższej

gabloty jego twarz wydawała się oddzielać od reszty

ciała.

— To wszystko tutaj ma wartość ponad stu tysięcy

funtów — albo dużo, dużo więcej. Prawdę mówiąc,

część z tego jest bezcenna.

Lomax zaczął obchodzić wszystkie gabloty, z zain-

teresowaniem oglądając zgromadzone w nich eks-

ponaty. W końcu zatrzymał się przy przepięknej

amforze do wina, wysokiej na co najmniej trzy stopy

— czerwone i czarne kolory rysunku po dwóch

tysiącach lat ciągle jeszcze były ostre i świeże.

86

background image

— Niemożliwe, żeby to było oryginalne i wciąż w

jednym kawałku.

Pochodzi z grobowca pod Świątynią Apollina na

Rodos. Przed samą wojną rząd grecki prowadził tam

prace wykopaliskowe. — Van Horn uśmiechnął —

Według prawa powinna się znajdować w Ate-nach, ale

doszedłem do porozumienia ze zbyt skrom-nie

wynagradzanym młodym urzędnikiem, który ją znalazł.

To jedna z najpiękniejszych rzeczy, jakie kiedy-

kolwiek widziałem — stwierdził Lomax. — Ale z dru-

giej strony tę część chyba trudno uznać za reprezen-

tacyjną. — Wskazał na gablotę zawierającą liczne

wczesnokreteńskie figurki, głównie prymitywne wyob-

rażenia Matki Ziemi.

Van Horn zachichotał.

— Ma pan rację. — Zgasił światło i wrócili do

hallu. Wchodząc po schodach powiedział: — Wiem,

że nie mamy wiele czasu, ale powinno nam się udać

odbyć rano dłuższą rozmowę. Sądzę, że teraz mógłby

pan trochę się przespać.

Lomax poszedł do swojego pokoju. Położył się,

wsłuchując w lekki oddech Boyda i rozpamiętując

wypadki minionego dnia.

Cały czas myślał o Katinie Pavlo — przypomniał

sobie, jaka była blada i zmęczona. W swojej ostatniej

śwadomej myśli widział jej twarz promieniejącą w cie-

mności i uśmiechającą się do niego.

background image

8

„MAŁA ŁÓDKA"

Minęło właśnie południe następnego dnia, gdy Ka-

tina wjechała dwukółką na główny plac, nad którym w

nieruchomym upale zwisała niczym szmata, hit-

lerowska flaga.

Lomax siedział obok niej, oparty o ładunek drzewa

opałowego, który wieźli — jedną nogę położył na

dyszlu, drugą opuścił luźno z boku. W starej dwu-

rzędowej kurtce, popękanych butach i wyświechtanej

tweedowej czapce, które przywiozła mu dziewczyna,

wyglądał jak typowy wieśniak z jednej z farm.

Katina miała na głowie chustę, zawiązaną na sposób

wiejski, i wypłowiałą perkalową sukienkę bez

rękawów, odsłaniającą jej szczupłe ramiona.

Od wyjazdu z willi van Horna prawie się nie

odzywała, oczy jednak miała pogodne, a na jej twarzy

była świeżość, wskazująca, że dziewczyna wreszcie się

wyspała.

Podczas jazdy przeciął im drogę oddział żołnierzy

w polowych mundurach. Lomax przyjrzał im się z

zawodowym zainteresowaniem.

— Starcy i chłopcy — stwierdził, gdy ruszyli da-

88

background image

— Od miesięcy już wywożą z Grecji i wysp najlepsze

oddziały. Przynajmniej dowodzi to, kto wygrywa

wojnę.

Kiedy skręcili na nabrzeże, pochylił się do przodu,

by przyjrzeć się zatoce. Jaskrawo pomalowane caic-

ques leżały wyciągnięte na plażę, a w cieniu kamien-

nego muru siedzieli rybacy, naprawiając sieci. Jakaś

łódź torpedowa wypływała na morze, ciągnąc za rufą

kipiel białej piany. Kilka innych było przycumowa-

nych do mola, a ich załogi pracowały na pokładzie,

rozebrane do pasa z powodu upału, zajęte czysz-

czeniem i myciem.

— Zawsze jest tyle łodzi torpedowych w zatoce? —

spytał Lomax.

Skinęła głową.

— Drugie tyle jest teraz na patrolu.

Skierowała klacz w wąską boczną uliczkę, na której

końcu znajdowała się „Mała Łódka", i po chwili

Lomax zeskoczył, by otworzyć bramę prowadzącą

na podwórze z tyłu budynku.

Wyciągnął spod drewna mały wojskowy plecak i

weszli do środka. Idąc pobielanym korytarzem Anglik

słyszał odgłosy rozmów i brzęk szkła; ktoś zaczął grać

wesołą melodyjkę na bouzouki. Na końcu korytarza,

obok schodów, wisiała paciorkowa zasłona

i Katina przeszła przez nią, ruchem ręki dając mu

znać, żeby zaczekał.

Lomax zajrzał do baru. Była to chłodna, przyjemna

sala o pobielonych ścianach i sklepionym suficie, jak w

piwnicy na wino. W środku tłoczyli się sami rybacy,

nie widać było ani jednego Niemca. Zasłona

zafalowała i ukazała się Katina, a za nią

89

background image

kobieta koło czterdziestki, o miłym wyglądzie, okrą.

głej twarzy i jasnoniebieskich oczach.

— To jest ciocia Sarah — oznajmiła dziewczy-

na. — Pozostali już są i czekają w pokoju wujka. Pan

van Horn przyjechał dziesięć minut temu.

Pani Pavlo uśmiechnęła się i poprowadziła ich na

górę.

Wydaje się przyjmować to wszystko z nadzwy-

czajnym spokojem — zauważył Lomax.

— Jest żoną wujka od dwudziestu lat — odparła

Katina z uśmiechem. — Powiada, że wszystko może

się wydarzyć i zazwyczaj się wydarza. Bardzo go

kocha.

Pani Pavlo otworzyła drzwi na szczycie schodów i

weszła do środka. W pokoju było szaro od dymu ty-

toniowego. Alexias, z fajką w ustach, siedział pod-

party poduszkami na wielkim łóżku. Było tam też

kilka innych osób, ale Lomax znał tylko van Horna,

który siedział przy łóżku, paląc papierosa w srebrnej

cygarniczce.

— A, Lomax, mój dobry przyjacielu. Czekaliśmy

na ciebie. — Alexias wyszczerzył zęby w uśmiechu. —

Patrzcie, oto on. Nocny Przybysz z krwi i kości.

Zapadła nagła cisza, gdy wszyscy obrócili się, pa-

trząc na Lomaxa z ciekawością. Anglik zaczął pod-

chodzić do każdego po kolei, a Alexias ich przed-

stawiał.

Pierwszym z racji wieku i pozycji był proboszcz

miejscowej parafii, ojciec Jan Mikali — dostojny

staruszek z siwą brodą, wyglądający nieprzystępnie i

ponuro w swych ciemnych szatach. Lomax wyczuł w

jego zachowaniu pewien chłód.

90

background image

Następny był wysoki brodacz nazwiskiem Jan Pa-

ros. Wyglądał jak kapitan łodzi rybackiej, okazał się

jednak miejscowym elektrykiem. Obok niego, w rogu,

serdział szwagier Alexiasa, Nikoli Aleko, niski i żyla-

sty, o błyszczących błękitnych oczach. Pomagał sio-

strze prowadzić „Małą Łódkę".

Ostatni byli George Samos i Yanni Demos. Obaj

dwudziestokilkuletni, z opalonymi twarzami i kędzie-

rzawymi włosami — mogli uchodzić za braci. Z nie

ukrywanym podziwem uścisnęli dłoń Anglika.

— Przyniosłeś to, o co prosiłem? — zapytał

Alexias.

Lomax położył wojskowy plecak na brzegu łóżka.

— Wszystko jest tutaj.

— Dobra, w takim razie możemy przejść do in-

teresów.

— Chwileczkę, Alexias — przerwał mu ojciec Jan.

— Jest jedno pytanie, które chciałbym zadać

kapitanowi Lomaxowi, zanim cokolwiek zaczniemy

ustalać.

W powietrzu zawisło nagłe napięcie i Lomax wy-

czuł, że sprawa, którą chciał poruszyć stary ksiądz,

była już dyskutowana przed jego przybyciem.

- Pańska misja tutaj, kapitanie Lomax... — ode-

zwał się ojciec Jan. — Czy naprawdę jest taka ważna?

Lomax wiedział, że van Horn wpatruje się w niego,

nie zająknął się jednak.

— Bardzo ważna — odparł spokojnie.

- Ale jak to możliwe? — dopytywał się ksiądz. —

Niemcy przegrywają wojnę, cały świat wie, że to tylko

kwestia czasu. Czy zniszczenie stacji radioloka-cyjnej,

czy czymkolwiek to jest, na małej wysepce na

91

background image

Morzu Egejskim może mieć jakikolwiek wpływ na

ostateczne rozwiązanie?

Gdyby w ten sposób podchodzić do każdej

planowanej akcji, zakończenie rzeczywiście mogłoby

być inne — zauważył Lomax. — Mogę zapytać

dlaczego podniósł ojciec tę kwestię?

Jako tutejszy proboszcz muszę przede wszystkim

brać pod uwagę dobro moich parafian — powiedział

ksiądz. — Po wypełnieniu swojej misji opuści pan

Kyros. My jednak musimy tu zostać i stawić czoło

wściekłości Niemców.

— Wiem o tym, ojcze.

Czy jest pan również świadomy tego, że kiedy

Niemcy wpadną na trop kogokolwiek związanego z tą

operacją, aresztują też jego najbliższą rodzinę i wyślą

ją do obozu koncentracyjnego w Fonchi? W przypadku

Katiny pułkownik Steiner uczynił wyjątek tylko

dlatego, że pan van Horn i ja osobiście i prosiliśmy o

łaskę ze względu na jej bardzo młody wiek. Teraz to

dziecko ma być zamieszane w coś i nieskończenie

gorszego.

Powinien ojciec pojechać na Kretę — burknął

Alexias. — Widziałem całe wioski starte z powierzchni

ziemi w odwecie za nasze sukcesy. Ciała mężczyzn

i kobiet zwisające z gałęzi drzew niczym dojrzałe

owoce. Ale powodowało to tylko, że ludzie jeszcze

bardziej ich nienawidzili.

— Od trzech lat cierpliwie znosimy Niemców, oj

cze — odezwał się ze spokojem Jan Paros. — Kyros

to mała wyspa. Do tej pory niewiele mogliśmy zrobić

To jest prawdopodobnie nasza jedyna szansa, by

jakoś przyczynić się do zwycięstwa.

92

background image

Katina podeszła bliżej i przyklęknęła przy krześle

starego księdza.

— Niech się ojciec o mnie nie martwi. Mój ojciec

oddał swoje życie. Jak ja mogę ofiarować mniej?

Stary ksiądz łagodnie dotknął jej głowy, powiódł

wzrokiem po zgromadzonych i pokiwał głową.
— Niech będzie. Wygląda na to, że jestem w tej

sprawie osamotniony.

Rozległo się wyraźne westchnienie ulgi i Nikoli

Aleko podał Lomaxowi kieliszek czerwonego wina.

— Za powodzenie naszego przedsięwzięcia — rzucił

z szerokim uśmiechem.

Lomax przypił do niego, a Alexias powiedział:

— Sprawy wyglądają następująco. Jutro jest święte-

go Antoniego. Jak zwykle, będzie to uroczysty

dzień

dla całej wyspy. Wszyscy żołnierze, którzy nie będą

akurat pełnili służby, przyjadą bawić się do miasta.

— A co z mnichami?

Zazwyczaj większość z nich bierze udział w pro-

cesji. Ojciec Jan dopilnuje, żeby w tym roku poszli

wszyscy. Opuszczą klasztor o trzeciej po południu i

powinni być z powrotem około szóstej.
— Jak wygląda sytuacja w klasztorze?

— Jeden wartownik w budce przy głównej bramie,

w ciągu dnia bramy się nie zamyka, ale jest szlaban.

Wieża znajduje się po przeciwnej stronie małego

dziedzińca. Strażnicy siedzą na parterze.
— Połączenie z miastem?

— Telefon, ale Paros w odpowiednim czasie prze-

tnie druty. Wie, co trzeba zrobić. Pracuje u nich. Na

wieży jest też nadajnik o krótkim zasięgu. Na to już

nic nie możemy poradzić.

93

background image

— Ilu jest na służbie?

Trzech w wartowni, czterech przy samym urzą.

dzeniu, które znajduje się na pierwszym piętrze. Moż-

na tam dotrzeć tylko jedną drogą — po kręconych)

kamiennych schodach.

To brzmi dosyć dobrze — stwierdził Lomax. —

Jak się tam dostaniemy?

Pomogą wam w tym George i Yanni. — Alexias

skinął głową w stronę dwóch młodzieńców. — Nie-

daleko wierzchołka góry mają pasterską chatę. Wie-

czorem Katina cię tam zaprowadzi.

— I co dalej?

Codziennie o wpół do czwartej jedzie do klasz-

toru ciężarówka z towarami z miasta. Wiesz, jacy

metodyczni są Niemcy. George i Yanni na kilka minut

zablokują drogę owcami. Do was należy zajęcie się

kierowcą.

I wjeżdżamy tą ciężarówką prosto do klasztoru?

— domyślił się Lomax.

Alexias skinął głową.

George i Yanni zgłosili się na ochotnika, by iść

z wami. Mogą się ukryć z tyłu. Któryś z was, ty albo

Boyd, może włożyć mundur kierowcy.

Tym sposobem powinniśmy być na miejscu

mniej więcej o trzeciej czterdzieści pięć — stwierdzi!

Lomax. — Ile czasu zajmie Niemcom dotarcie z mias-

ta po tym, jak usłyszą wybuch?

Dosyć sporo, bo będą na piechotę. — Alexias

uśmiechnął się od ucha do ucha. — Jadąc z willi van

Horna, przejeżdżałeś przez most nad głębokim wą

-

wozem, zaraz za miastem. Wieczorem Nikoli nafasze

-

ruje go materiałami wybuchowymi, o których przy

94

background image

niesienie cię prosiłem. W chwili, gdy usłyszy

eksplozję w klasztorze, wysadzi most.

- A to odetnie jedyną drogę po tej stronie góry —

podsumował Lomax. — Niemcy nie będą mogli sko-

rzystać ze swoich pojazdów.

— Wiedziałem, że spodoba ci się ten pomysł. —

Alexias podstawił żonie kieliszek do ponownego

napeł-

nienia. — W porównaniu z niektórymi akcjami,

któreprzeprowadzaliśmy na Krecie, to będzie małe

piwo

- Z wyjątkiem faktu, że łódź, która nas stąd

zabiera, nie wpłynie do zatoczki przed dziewiątą —

zauważył Lomax — co daje nam jakieś pięć godzin

ukrywania się przed Steinerem przewracającym

wyspę do góry nogami.

- Kiedy porwaliśmy tego generała na Rodos,

ścigali nas po całej wyspie przez cztery dni i nie udało

im się nas złapać — przypomniał mu Alexias.

- Na Rodos było dosyć miejsca, żeby kluczyć. No

nic, zobaczymy, jak to pójdzie.

— A więc zgadzasz się na ten plan?

Lomax podszedł do okna i wyjrzał na zatokę lekko

marszcząc czoło. Po chwili odwrócił się.

- Poza jedną rzeczą. George i Yanni nie jadą z

nami. Zmywają się zaraz po zatrzymaniu cięża-rówki.

— Nie rozumiem — zdziwił się Alexias.

- To proste. Mając wóz poradzimy sobie z Boy-

dem sami. Tak czy siak, jedziemy w mundurach. Tym

razem żadnego chłopskiego ekwipunku.

- Chyba oszalałeś! — zawołał z niedowierzaniem

Alexias.

95

background image

Jestem skłonny zgodzić się z tobą. — Lomax

nalał sobie trochę wina. — Daje to jednak niewielką

szansę na to, że Steiner uwierzy, iż zrobiliśmy to bez

miejscowej pomocy. — Zwrócił się do księdza. — To

najlepsze, co mogę zrobić, ojcze.

Jestem wdzięczny, kapitanie Lomax — powie-

dział ojciec Jan. — Jest pan odważnym człowiekiem

Albo głupcem — wtrącił van Horn.

Wypiję za to — rzucił Lomax.

Uniósł kieliszek i zobaczył, że Katina wpatruje się

w niego z błyszczącymi oczami. Po raz pierwszy,

odkąd się poznali, jej policzki były zaróżowione.

background image

9

ŚWIĄTYNIA NOCY

Noc była spokojna — od czasu do czasu słychać

było tylko poszczekiwanie psa, dochodzące z którejś z

farm na dnie doliny. Niebo, usiane gwiazdami aż po

horyzont, gdzie wznosiła się im na spotkanie góra,

było niewiarygodnie piękne.

Lomax stanął i patrzył przez chwilę, chłonąc spokój

tej letniej nocy, po czym ruszył dalej. Po paru minu-

tach przeszli nad krawędzią skały i ich oczom ukazały

się ruiny świątyni — stały na środku płaskowyżu,

smagane wiatrem, rozsypujące się ze starości. W świet-

le księżyca czarne cienie na wpół rozwalonych filarów

padały na mozaikową podłogę.

To tutaj — odezwała się Katina.

Poszedł za nią, trącając butami luźne kamienie,

przystanęli przed dużym kwadratowym grobowcem z

łupanego marmuru. Miał wysokość około sześciu stóp.

Jego boki zdobiły na wpół zatarte fryzy.

— A więc to jest grobowiec Achillesa — powiedział

Lomax.

Tak mówią. — Odwróciwszy się, spojrzała w dół,

w stronę doliny i morza. — To okropne, że w taką

Mroczna

strona...

97

background image

noc, za jaką można by dziękować Bogu, człowiek

musi być zajęty myślami o śmierci i przemocy.

Przykucnął stulając dłonie, by zapalić papierosa.

Gdy podniósł wzrok, dziewczyna stała na skraju

płaskowyżu. Odwróciła się, żeby podejść do niego, i

przez moment poczuł strach: księżyc był bezpośred-

nio za nią, rozmazując jej kontury — wyglądała

nierzeczywiście i eterycznie, jak gdyby w każdej chwili

mogła zniknąć. Gdy tylko zrobiła krok, czar prysnął.

Usiadła na kamieniu, opierając się o grobowiec, a

Lomax przykucnął obok.

— Niedługo będziesz musiała iść, już po północy.

Skinęła głową i z ciekawością pochyliła się do

przodu. Koszulę miał nie zapiętą pod szyją i w świetle

księżyca wyraźnie widać było monetę, którą nosił na

złotym łańcuszku.

— To medalik? — spytała.

Zaprzeczył.
— Stara moneta z brązu z wizerunkiem głowy

Achillesa.

Uśmiechnęła się.

— Na szczęście?

— Coś w tym stylu. Dostałem ją od pewnej starej

wróżbitki w Aleksandrii, tuż przed moją pierwszą

akcją. Powiedziała mi, że napotkam wielkie niebez-

pieczeństwa, ale dopóki będę miał tę monetę, nie

opuści mnie odwaga.

— I uwierzył pan jej?

Uśmiechnął się.

— Niezupełnie. Ale o ile dobrze pamiętam, nawet

Achilles miał swój słaby punkt.

Zawahała się, a potem powiedziała wolno:

98

background image

— Kiedy wczoraj wieczorem zabił pan tego żoł-nierza

na farmie, w pańskich oczach był jakiś chłód, który

mnie przeraził. Mój wuj Alexias zabija, ponie-waż

nienawidzi Niemców. A dlaczego pan zabija? —

Ludzie tacy jak Boyd i ja mają do tego talent, nie ma w

tym nic więcej. — Wzruszył ramionami. — Robimy

to, bo to musi być zrobione. — Rozumiem. — Po

następnej chwili ciszy podjęła: — Sądzi pan, że uda się

wam jutro? — Trudno powiedzieć. Coś

nieoczekiwanego za-wsze może się zdarzyć. Myślę, że

największym pro-blemem będzie przeżycie do czasu

przypłynięcia łodzi. — Co ma pan zamiar zrobić? —

Nie wiem jeszcze. Będziemy musieli rozgrywać to na

bieżąco. Prawdopodobnie uciekniemy w stronę twojej

farmy i zaszyjemy się gdzieś niedaleko zatoczki, w

której wylądowaliśmy. O wpół do ósmej jest już

ciemno — to powinno bardzo pomóc. — Dwa lata

temu mój ojciec próbował uprawiać tytoń —

powiedziała. — W ziemi pod stajnią wykopał

suszarnię. Wchodzi się przez klapę w ostatnim bok-

ksie — jest pokryta słomą.

— Przypuszczam, że szybko by ją znaleźli, gdyby

dokładnie przeszukali teren. Ale dzięki za chęć po-

mocy. — Wstał. — A teraz sądzę, że powinniśmy

już iść.

Zeszli razem po zboczu do niewielkiej kotliny,

gdzie stała pasterska chata. George Samos siedział

pod otoczakiem, pełniąc straż z karabinem na

kolanach. Duży czarny pies leżał u jego stóp,

zwinięty w kłębek. Grek podniósł rękę w geście

pozdrowienia. Lomax i Katina podeszli na skraj

kotliny i spojrzeli w dolinę.

99

background image

Lomax był rozpaczliwie świadomy rzeczy, które

chciałby powiedzieć, lecz nie potrafił, i wtedy ta

niezwykła, tajemnicza dziewczyna odwróciła się i

uśmiechnęła, jakby zdawała sobie sprawę z zamętu

panującego w jego umyśle.

— Powiedzie ci się jutro, Hugh Lomaxie.

Ich dłonie spotkały się, ale dziewczyna zaraz od-

wróciła się i zbiegła ze wzgórza. Przez chwilę patrzył

za nią, lecz kiedy wpadła w cień wąwozu, stracił ją z

oczu.

Chata była niska, zbudowana z wielkich kamien-

nych złomów. Boyd siedział w kucki na kocu przed

paleniskiem i montował sportowego winchestera o

długiej lufie. Podniósł wzrok, gdy Lomax wszedł do

środka.

— Mała poszła? — Lomax skinął głową. Po chwili

Boyd dodał: — Z pewnością karmią ich odwagą na

tych wyspach.

Przykręcił na miejsce celownik teleskopowy i uniósł

karabin do ramienia. Kurek uderzył o pustą komorę.

— Kiedy będziemy jutro ruszać, możesz to zo

stawić — powiedział Lomax. — Jest celne tylko na

bardzo małą odległość.

Boyd z czułością przejechał dłonią po łożysku.

— Może i ma pan rację, ale to taka piękna broń.

Załadował ją ostrożnie, położył na kocu obok

siebie i odpiąwszy kieszeń munduru, wyjął cienka,

oprawioną w skórę książkę. Gdy ją otworzył, Lomax

spytał z zaciekawieniem:

— Co tam masz?

— Wojenne wiersze van Horna. — Boyd wes

tchnął. — Nigdy nie byłem specjalnym miłośnikiem

100

background image

t

takich rzeczy, ale muszę mu to przyznać — z pewno-

ścią trafia w sedno.

— A więc jest jeszcze dla ciebie nadzieja — stwier-

dził z uśmiechem Lomax.

Później, zawinięty w koc, leżał w kącie i wpatrywał

się w dogasający żar ogniska, zastanawiając się, co

robi na szczycie tej góry na małej wysepce Morza

Egejskiego.

Nie było jednak odpowiedzi — w każdym razie

żadnej zadowalającej — odwrócił się więc do ściany i

pogrążył w niespokojnym śnie.

background image

10

OGIEŃ NA SZCZYCIE

Leżąc między głazami w kotlince i czując na plecach

ciepło słońca, Lomax już od kilku minut słyszał

zbliżającą się ciężarówkę, pomimo beczenia owiec

chodzących po stoku.

Kiedy samochód pojawił się poniżej, na skarpie w

dolinie, wstał i oparł się o otoczak koło Boyda. Po

chwili ciężarówka znów zniknęła z widoku za wielką

skałą.

Lomax wyszedł z kotlinki i pomachał do George'a i

Yanniego, którzy natychmiast zaczęli sprowadzać

swoje stado ze zbocza, rzucając kamieniami w pozo-

stające z tyłu zwierzęta. Dwaj Anglicy pobiegli na dół,

grzęznąc w rozdrobnionej ziemi, i wskoczyli do rowu.

Owce dreptały wokół nich, becząc żałośnie, a George i

Yanni, z długimi kijami w rękach, spychali

oszołomione zwierzęta na stromy nasyp, aż całkowicie

zablokowały wąską drogę.

Lomax usłyszał, jak ciężarówka zwalnia, skinął

głową Boydowi i przycupnęli pod nawisem powstałym

na skutek erozji suchej gleby. Chwilę później pojazd

minął ich i zatrzymał się. Wychyliwszy się z kabiny.

102

background image

Kierowca krzyknął gniewnie na George'a, który stał w

odległości paru jardów, przekonująco bezradny w

otoczeniu kotłujących się zwierząt.

Kierowca wychylił się jeszcze bardziej i znowu

wrzasnął. Tymczasem Yanni obszedł ciężarówkę od

tyłu i podkradł się do szoferki. Jego długi kij uniósł się i

opadł na odsłonięty kark Niemca z siłą topora pkata.

Kierowca nie wydał z siebie żadnego dźwięku i gdy

młody pasterz otworzył drzwiczki, jego ciało runęło na

ziemię.

Lomax i Boyd gramolili się już z rowu i biegli w

stronę wozu. Boyd wcisnął swój beret w kieszeń

maskującej bluzy i nałożył szarą furażerkę kierowcy.

Była o numer za mała, ale przechylona na czoło mogła

ujść, zwłaszcza z pewnej odległości. Wspiął się za

kierownicę, a Lomax zwrócił się do Yanniego, który na

klęczkach obszukiwał kieszenie trupa:

— Wrzućcie go do rowu i wynoście się do diabła,

pamiętajcie, że nie macie zbyt dużo czasu.

George Samos zganiał już owce z drogi i gdy

Lomax wsiadł do szoferki z drugiej strony, Boyd

ruszył. Parę chwil później mieli już zwierzęta i hałas za

sobą i skręcili za następny stok góry, w głęboki wąwóz.

Lomax zdążył tylko wyjąć z kieszeni mausera Byda i

sprawdzić tłumik i magazynek, kiedy wyje-chali z

wąwozu i ich oczom ukazał się klasztor.

Był widowiskowo ulokowany na skraju małego

płaskowyżu, wystającego z boku góry niczym półka. Z

tyłu skalna ściana, wysoka na co najmniej pięćset stóp,

blokowała wszelki dostęp.

Lomax przykucnął na podłodze kabiny z mauserem

gtowym do strzału, kryjąc głowę i ramiona pod

103

background image

nogami Boyda, który prowadził ciężarówkę ze stałą,

dość dużą prędkością. Gdy zaczął zwalniać, mruknął:

— Mamy szczęście. Już podnosi szlaban.

— I tak będziemy musieli się nim zająć.

Boyd skinął głową. Zatrzymał się, nie gasząc

silnika, i otworzył drzwiczki. Wartownik zawołał coś,

czego Lomax nie zrozumiał, i podszedł do samochodu.

Był to drobny człowieczek po czterdziestce w brzyd-

kich metalowych okularach. Karabin miał beztrosko

przewieszony przez ramię i uśmiechał się. Lomax nie

dał wartownikowi żadnej szansy. Chwycił go za mun-

dur i pociągnąwszy do przodu, strzelił mu między

oczy, po czym wciągnął ciało do kabiny. Boyd trzasnął

drzwiczkami i przejechał przez bramę.

Głupkowaty uśmiech wciąż tkwił na twarzy trupa,

ale z nosa i ust lała mu się krew, więc Lomax zepchnął

go na bok. Po chwili Boyd zatoczył ciężarówką

półkole i zahamował ostro przed wejściem do wieży.

Otworzywszy drzwi, Lomax pierwszy wyskoczył z ka-

biny i z półautomatem gotowym do strzału ruszył

szybko do przodu. Było chłodno, ciemno i bardzo

spokojnie. Spiralne schody znajdowały się w odległości

zaledwie paru stóp, a obok nich drzwi do wartowni

Ktoś zaśmiał się w środku; zabrzmiało to odlegle i

jakby nierzeczywiście.

Podeszli do drzwi. Lomax wierzchem dłoni otarł pot

z czoła i skinął głową. Boyd cicho otworzył drzwi i

weszli do środka.

Dwóch strażników siedziało w samych koszulach

przy stole grając w karty, trzeci zaś leżał na jednej z

wąskich żelaznych pryczy, czytając jakiś magazyn

104

background image

jeden z grających zaklął i rzucił karty na stół, na co

drugi ze śmiechem sięgnął po leżące na środku stołu

monety. Wtedy zobaczył Anglików.

— Wstawać! — rozkazał po niemiecku Lomax. —

Róbcie, co wam każemy, to przeżyjecie. Wstali

powoli z rękami złożonymi za szyję. Obaj gracze

byli zaledwie chłopcami, ale ten, który czytał, był

starszy — wyglądał na opanowanego i twardego, Na

twarzy miał blizny od szrapnela.

- Dobra, szybko na górę — polecił Lomax Boy-

wi. — Ja popilnuję tych trzech. — Kiedy sierżant

wyszedł, rzucił: — Zdejmijcie pasy i odwróćcie się.

Jeden z młodzieńców zaczął się trząść, ale starszy

odezwał się:

Nie martw się, synu. Nie zajdą daleko. Zamknij się i

rób, co mówię — warknął Lo-— Gdybyśmy mogli

sobie pozwolić na hałas, byś nie żył. Nagle na

schodach rozległ się odgłos strzelaniny, Lomax

odruchowo zerknął w stronę drzwi i w tym momencie

mężczyzna z bliznami kopnął w niego krzesłem i

skoczył do półki z bronią. Anglik odwrócił się

natychmiast, strzelając z biodra szerokim łukiem,

który rzucił Niemcem o ścianę. Zaraz potem ściął obu

chłopców, ciągle stojących przy stole, oszołomio-nych

i zdezorientowanych. Jeden z nich krzyczał w agonii,

tłukąc obcasami o podłogę. Lomax dokoń-czył go

szybką serią i wybiegł do przedsionka. Kiedy stanął

na stopniach, zza rogu wyskoczył Boyd. Miał krew

na twarzy po odprysku kamienia, który rozciął mu

policzek. — Na półpiętrze natknąłem się na jednego z

nich

105

background image

schodzącego w dół — powiedział. — Był dla mnie za

szybki, cholera. Zatrzasnął jakąś stalową klapę przy

schodach na pierwszym piętrze.

— Zanim się zorientujemy, ściągną tu wszystkich

żołnierzy z miasta — stwierdził Lomax. — A Nikoli

nie wysadzi mostu, dopóki nie usłyszy wybuchu stąd.

Będziesz musiał założyć ładunki tutaj.

Boyd nie spierał się. Zdjął plecak i otworzył go.

Plastik był już powiązany w ładunki i Lomax pomógł

mu szybko je uzbroić. Następnie Boyd ułożył ładunki

w równych odstępach pod ścianami. Gdy zaczął za-

kładać przewody, w oddali rozległ się huk eksplozji.

Przez krótką chwilę popatrzyli na siebie, po czym

Boyd wrócił do swego zajęcia. Najwyraźniej coś zmu-

siło Nikolego Aleko do pospieszenia się. Prawdopo-

dobnie jakiś pojazd próbował przejechać most i Grek

zdał sobie sprawę, że coś musiało pójść nie tak.

— Wystarczy? — spytał Lomax.

Boyd wzruszył ramionami.

— To zależy od tego, w jakim stanie są fundamen

ty. W tym klimacie zaprawa w starych budowlach

jest zwykle porządnie zwietrzała. — Podłączył prze

wody do małego detonatora na baterię i powie

dział: — Niech pan zapala ciężarówkę. Jak tylko

usłyszę silnik, nastawię to na trzydzieści sekund.

Lomax wyszedł szybko. Zabity wartownik wciąż le-

żał na podłodze kabiny; twarz obsiadły mu już muchy

Wyciągnął ciało z szoferki i usiadł za kierownicą

Silnik zaskoczył z rykiem i gdy Lomax włączył bieg,

Boyd wybiegł z przedsionka i wskoczył na miejsce

obok niego.

Lomax zakręcił tak ostro, że zewnętrzne koła unios-

106

background image

się w powietrzu. Kiedy przyspieszali jadąc przez

dziedziniec, z jednego z wyższych pięter ktoś

wystrzelił serie ze schmeissera, wzbijając pociskami

tuman kurzu dziesięć jardów w lewo od samochodu.

Po chwili minęli wrota. Wybuch był potężny i

Lomax ujrzał w lusterku wielki grzyb ponad murami,

z wieżą w środku. Przez chwilę stała jeszcze prosto,

a potem przechyliła się na bok i przewróciła powoli,

znikając w chmurze pyłu i dymu.

Boyd patrzył przez okno i teraz odwrócił się z sze-

rokim uśmiechem.

— Muszę się panu przyznać, że przez chwilę czy

dwie byłem trochę zaniepokojony.

— Ja ciągle jestem — odparł Lomax. — Im szybciej

znajdziemy się po drugiej stronie góry, tym lepiej dla

nas. W obłoku pyłu przejechał przez wąwóz i

zahamo-wał ostro, gdy wydostali się na otwartą

przestrzeń, niemiecki transportowiec objeżdżał

właśnie zbocze góry kilkaset jardów przed nimi i

zmierzał w ich kierunku.

Mieli zaledwie sekundy. Lomax popchnął Boyda w

stronę drzwi.

— Wyskakuj! — krzyknął.

Boyd bez słowa skoczył na ziemię, a Lomax gwał-

wnie dodał gazu. Po chwili otworzył swoje drzwiczki

również skoczył.

Niemcy

wydawali

się

nieświadomi

niebezpieczeństwa, W ostatniej chwili ich kierowca

szarpnął kierownicą transportowca tak ostro, że

pojazd wpadł do-

rowu. Pusta ciężarówka przemknęła obok.

Pięćdziesiąt

-107

background image

jardów dalej przeleciała nad krawędzią drogi i znik-

nęła z widoku. Właśnie wtedy zza zbocza wyjechał

kolejny transportowiec.

Kiedy Lomax wyczołgał się z rowu i ruszył biegiem

przez drogę, kilkunastu żołnierzy rzuciło się w jego

stronę. Przyklęknąwszy, posłał im długą serię, po

czym przebiegł resztę drogi i zaczął wchodzić na stok.

Wspinał się po przekątnej, trzymając się otoczaków, a

za nim rozłożyły się w wachlarz szare postacie. Raz

się zatrzymał i natychmiast kula kopnęła ziemię tuż

obok. Schyliwszy się, ruszył dalej.

Byli blisko, bardzo blisko. Nagle pośliznął się.

tracąc oparcie pod stopami i zjechał parę metrów w

dół. Usłyszał za sobą okrzyk triumfu, a zaraz potem

wybuch granatu. Gdy echo przebrzmiało, nie słyszał

już odgłosów pościgu.

Zza otoczaka trochę wyżej na zboczu wysunął się

Boyd. Zamachnął się i w powietrzu poleciał łukiem

następny granat. W momencie eksplozji Lomax skulił

się odruchowo i rozpaczliwym wysiłkiem wgramolił

się na małą półkę skalną, na której stał Boyd.

Z trudem łapiąc oddech odwrócił się i oparł o głaz.

Niemcy z pierwszego oddziału, którzy przeżyli, wciąż

się wspinali. Za ich plecami wznosił się samotny klif.

— Nikoli powinien był wcześniej wysadzić most —

powiedział.

Boyd pokiwał głową.

— Cała ta sprawa zaczyna śmierdzieć.

Na lewo od nich górskie zbocze pięło się pionowo

w górę do małej kotlinki, gdzie stała pasterska chata,

w której spędzili noc. Żołnierze z drugiego transporto-

wca byli już na wzgórzu i zamierzali odciąć im odwrót.

108

background image

Lomax nie wahał się. Wyskoczył z ukrycia i ruszył

szybko w poprzek stoku, a Boyd za nim. Pociski z

głuchym łoskotem zadudniły o ziemię parę stóp pod

nimi i wiedział, że zaraz znajdą się w zasięgu niemiec-

kiej broni. Boyd przystanął i wypuścił dziką serię,

zmuszając ścigających do pochylenia głów. Po chwili

jednak odpowiedzieli zmasowanym ogniem. Nagle

jeden z nich okręcił się i upadł na twarz, potem

następny. Natychmiast cała grupa rozproszyła się,

chowając za najbliższe otoczaki. Ktoś strzelał do nich z

kotlinki pod samym szczytem góry.

Lomax powiesił sobie karabin na szyi i czepiając się

luźnych kamieni ruszył pod górę. Przeczołgali się nad

brzegiem kotlinki. Za dużym otoczakiem leżała Katina

ze sportowym winchesterem Boyda przy ra-mieniu.

Oddała dwa szybkie strzały i przysunęła się do

Lomaxa.

— Co ty tu do diabła robisz? — zapytał.

Martwiłam się o was — odparła. — Kiedy się

rano obudziłam, miałam złe przeczucia, więc pomyś-

lałam, że przyjdę i poczekam w chacie. Znalazłam

karabin i resztę waszych rzeczy i nagle rozpętało się to

piekło.

Boyd siedział oparty o głaz. Uniósł mundur i ko-

szulę i przyciskał gazę polowego opatrunku do brzyd-

kiej, poszarpanej rany w boku. Lomax przyklęknął

obok niego.

— Co z tobą?

Boyd zmusił się do uśmiechu.

— Niech się pan o mnie nie martwi. Zapnę pas na

następną dziurkę.

Katina wyjrzała poza krawędź i cofnęła się szybko.

109

background image

— Są bardzo blisko.

— Więc lepiej ruszajmy.
Podał Boydowi rękę, pomógł mu wstać i zaczęli

wspinać się w stronę płaskowyżu i grobowca Achil-

lesa. Twarz sierżanta była wykrzywiona bólem, na

czoło wystąpiły mu wielkie krople potu. Odwrócił się

do Lomaxa.

— Nic z tego, nie dam rady iść tak szybko jak wy.

Tylko was będę opóźniał.

Lbmax zignorował go i odezwał się do Katiny:

— Ja ich tu zatrzymam. Pomóż mu zejść w dół

zbocza i zaprowadź do farmy, a ja dołączę do was po

zmroku.

Wziął od niej winchestera i podał jej półautomat

Boyda. Nie dał żadnemu z nich okazji do dyskusji, bo

po prostu odwrócił się i pobiegł na koniec płaskowyżu.

Tam położył się przy otoczaku, zza którego miał dobry

widok na chatę.

Jakiś żołnierz przeszedł ostrożnie ponad krawędzią

kotlinki. Naciskając spust, Lomax widział przez celo-

wnik teleskopowy orła na jego mundurze.

Gdy w chwilę później obejrzał się przez ramię,

zobaczył, że jest sam.

background image

BEZ URAZY, KAPITANIE LOMAX

Kiedy ostrożnie schodził w kierunku farmy, zaczęło

padać i znad morza nadpłynęła mgła, popychana

zimnym wiatrem. Przystanął pod osłoną drzewa

oliwnego i spojrzał w kotlinę. Farma była ciemna i

spokojna, ruszył więc dalej i przemknął pod płotem.

Przy końskim żłobie zatrzymał się, spryskał twarz

wodą i wypłukał usta. Gdy się wyprostował, drzwi

stajni otworzyły się i uka-zała się Katina.

— Czekałam na ciebie na strychu — powiedzia-ła.

— Zaczynałam już myśleć, że nigdy nie przyj-

dziesz.

Natychmiast poczuł, że coś jest nie tak, i podszedł

bliżej, patrząc na nią.

— Gdzie Boyd?

Nastąpiła chwila ciszy, po czym dziewczyna ode-

zwała się powoli:

— W pierwszym boksie. Nie mogłam zaprowadzić

go dalej.

Coś w jej głosie powiedziało mu, czego się może

odziewać, wszedł jednak do środka, wyciągając

kieszeni latarkę. Boyd leżał na plecach na słomie;

111

background image

jego niewidzące oczy były zapadnięte, a ręce złożone

na piersiach zimne i sztywne.

— Wszystko było w porządku, zanim doszliśmy

do szczytu wzgórza — powiedziała Katina martwym

głosem. — Wtedy dostał krwotoku. Nigdy nie wi

działam tyle krwi. Prawie godzinę zajęło mi sprowa

dzenie go tutaj.

Zaczęła płakać. Lomax rzucił karabin i przytulił ją

do siebie. Po chwili opanowała się i odsunęła od niego.

— Przepraszam, zachowuję się jak dziecko. Powi

nieneś już schodzić do zatoki. Nie masz zbyt wiele

czasu.

Był zmęczony, bardziej niż kiedykolwiek w czasie

tych czterech długich lat, i wszystko nagle przestało

mieć jakiekolwiek znaczenie. Wyjął papierosa i zapa-

liwszy go, wydmuchnął z westchnieniem dym. Wysoko

na wzgórzu rozległo się w nocnym powietrzu ujadanie

psa gończego. Katina złapała go za ramię.

— Myślałem, że zgubiłem ich w strumieniu o milę

stąd — powiedział. — Wygląda na to, że się myliłem

— Jeszcze jest czas — rzuciła nagląco.

Pokręcił głową.

— Dla ciebie, Katino, ale nie dla mnie. Spróbuje

ich odciągnąć. Jak tylko zacznie się strzelanina, wy

ślizgnij się przez gaj oliwny i wracaj przez górę.

Zostawię ci winchestera. Rozkłada się na części, więc

będziesz mogła go łatwo schować.

— Nie opuszczę cię — powiedziała stanowczo.

Chwycił ją mocno za ramiona.

— Ojciec Jan miał rację co do mnie. Walka i uciecz

ka, i zostawianie innym całego ciężaru konsekwencji

Nadszedł czas, żebym przyjął część tego na siebie.

112

background image

— Ale jakiemu celowi to ma służyć? — spytała z

rozpaczą w głosie.

— Nie wiem — odparł. — Może pomoże to miesz-

kańcom Kyros, może nie. Ale będzie warto, nawet

jeśli pomoże tylko tobie.

Znowu się rozpłakała, opierając głowę na jego

piersi. Podniósł jej podbródek i pocałował w usta, a

potem delikatnie ją odsunął. Szybkim szarpnięciem

zerwał z szyi złoty łańcuszek z monetą i włożył jej w

dłoń.

— Nie będę już tego potrzebował.

Podciągnąwszy Boyda do pozycji siedzącej schylił

się i przełożył go sobie przez ramię. Ciało było

zdumiewająco lekkie. Gdy wyszedł na zewnątrz,

zimny deszcz uderzył go w twarz.

Psy były już bardzo blisko; kiedy przeszedł przez

podwórze i ruszył drogą, mijały grzbiet wzgórza nad

jego głową.

Rzucił się do biegu i po chwili skręcił z drogi na

nagie zbocze. Zatrzymał się na szczycie niewielkiego

wzniesienia, ostrożnie położył ciało Boyda na ziemi

Odwrócił się, ściągając z ramienia automat.

Szli właśnie przez gaj oliwny. Posłał im długą serię

— w odpowiedzi usłyszał krzyki, wycie psów i

strzały z automatów.

Zaczął biec dalej, ale w pewnym momencie nogi

odmówiły mu posłuszeństwa i potknął się, upadając

ciężko na kamień. Przez chwilę leżał na wpół

ogłuszo-ny, a potem podniósł się z trudem. Goniący

go ludzie i ujadające wściekle psy ominęli farmę i

biegli dalej

drogą.

Uniósł karabin i nacisnął spust, rozrywając ciszę no-

113

— Mroczna strona...

background image

cy długim, rozbrzmiewającym wokół hukiem. Opróż-

niwszy magazynek cisnął bezużyteczną broń w bok i

rzucił się do ucieczki, ale w tym momencie zaszczekał

w odpowiedzi schmeisser. Poczuł, jakby coś wielo-

krotnie kopnęło go w nogi, i upadł na twarz.

Wszystko od niego odpłynęło, ciągle jednak był

jeszcze przytomny, gdy jakaś ręka chwyciła go za

ramię, odwróciła i ktoś poświecił mu w twarz latarką.

Słyszał podniesione głosy żołnierzy i warczenie

przytrzymywanych psów, ale po chwili wszystkie

odgłosy zlały się ze sobą i znów pogrążył się w cie-

mność.

Czerń powoli przemieniła się w szarość i doszła go

jakaś cicha rozmowa. Otworzywszy oczy, ujrzał bez-

pośrednio nad głową światło. Leżał na wąskim stole

operacyjnym i kiedy lekko się poruszył, rozmowa

ustała i na pokrytej kafelkami podłodze rozległy się

szybkie kroki. Mężczyzna, który pochylił się nad nim,

miał na sobie biały kitel i najwyraźniej był lekarzem.

— Proszę się rozluźnić — powiedział. — Wszystko

będzie dobrze.

Podszedł pielęgniarz z tacką i lekarz, napełniwszy

strzykawkę, dał Lomaxowi zastrzyk. Kiedy skończył-

otworzyły się jakieś drzwi i wszedł Steiner. Z lekkim

uśmiechem oparł się na stole operacyjnym.

A więc, mój drogi Lomax, ciągle jest pan z nami.

Lomax skrzywił się, usiłując się podnieść.

— Skąd pan zna moje nazwisko?

Pielęgniarz nacisnął nogą pompkę, podnosząc jeden

114

background image

koniec stołu i stawiając ich twarzą w twarz. Steiner

zaśmiał się.

— W moim biurze mam pańskie akta grube na

sześć cali. Wywiad co miesiąc coś do tego dodaje,

Nigdy jednak nie spodziewałem się zobaczyć pana na

Kyros. A propos, wykonał pan wspaniałą robotę w

klasztorze. Wartą kolejnej belki do pańskiego Krzy-ża

Wojennego, powiedziałbym. — Z cienkiej złotej

papierośnicy wyjął papierosa, włożył go Lomaxowi do

ust i zapalił. — Jak się pan czuje?

Anglik spojrzał w dół i zobaczył, że ma rozcięte

spodnie, a obie nogi grubo obandażowane.

Tak, jakbym nie powinien tu być.

— Ale jest pan — stwierdził Steiner. — Szkoda,

naprawdę. Powinienem kazać pana rozstrzelać. Przy-

puszczam, że zdaje pan sobie z tego sprawę?

- Zrobiłem już swoje.

- Oczywiście trochę współpracy mogłoby zmienić

moje zdanie. Na przykład nazwiska tych, którzy panu

ułatwili przeprowadzenie całej akcji.

— Nie potrzebowałem miejscowego wsparcia. Mia-

łem ze sobą pół tuzina dobrze wyszkolonych żoł-

nierzy.

— To dziwne — powiedział Steiner. — Jak dotąd,

doliczyliśmy się tylko pana i tego martwego sierżanta,

który był przy panu. Jak pan to wyjaśni?

— Reszta moich ludzi musiała już zdążyć się stąd

wynieść. — Lomax spojrzał na zegarek. — O ósmej po

drugiej stronie wyspy miała nas zabrać łódź pod-

wodna. — Uśmiechnął się lekko. — Spóźnił się pan,

pułkowniku.

— A więc nie dojdziemy do porozumienia?

115

background image

— Nie ma nic, co do czego moglibyśmy się poro-

zumieć.

Spodziewałem się, że pan to powie. — Steiner

włożył rękawiczki. — Bez urazy, Lomax. Szanuję

odważnego człowieka, ale muszę robić, co do mnie

należy.

Bez urazy — zgodził się Lomax.

Niemiec podał mu rękę i wyszedł, a Lomax oparł się

o poduszkę. Wszystko przestało mieć jakiekolwiek

znaczenie. Narkotyk zaczął działać i poczuł się śpiący.

Wydawało mu się, że Steiner jakby śmiał się z niego —

nie rozumiał czemu. Pielęgniarz obniżył stół i Anglik

wpatrzył się w lampę nad sobą, a po chwili pogrążył

we śnie.

Kiedy się obudził, leżał na noszach w karetce. Obok

niego siedziało dwóch sanitariuszy w polowych

mundurach. Z trudem przekręcił głowę i zmarszczył

czoło.

— Gdzie ja jestem? Co się dzieje?

Jeden z nich — młody chłopak o miłej twarzy i

poważnych oczach — nachylił się.

— Nie ma powodu do niepokoju. Jedzie pan na

Kretę, to wszystko. Pańska noga wymaga specjalnej

operacji.

Leżał w oszołomieniu, usiłując coś z tego zrozumieć,

ale nie był w stanie się skoncentrować. Nagle karetka

zatrzymała się, otwarto drzwi i wyciągnięto go.

Był wczesny poranek, szary i pochmurny. Padał

lekki deszcz, a od zatoki wiał zimny wiatr. Na molo

stało w małych grupkach trzydzieści, może czterdzieści

116

background image

osób, zajętych rozmową. Głównie mężczyźni, choć

kręciło się też parę kobiet. Zaciekawieni podeszli

bliżej, gdy sanitariusze podnieśli nosze, i strażnicy

musieli odepchnąć ich, by zrobić przejście. Minutę

czy dwie zajęło im zniesienie noszy po kładce do

czekającej już łodzi torpedowej. Położyli go na

pokładzie obok sterówki i stanęli przy nim.

Marynarze szybko odcumowali. Kiedy łódź odbijała

od mola, ludzie w milczeniu zebrali się na jego

krawędzi. Lomax spojrzał na rząd bladych twarzy bez

wyrazu. Obraz miał lekko za-mglony, ale dostrzegł

Katinę.

A więc była bezpieczna? Chociaż za to mógł być

wdzięczny. Na głowie miała chustę i wyglądała do-

ładnie tak, jak tamtego pierwszego wieczoru —

bardzo młodo, z oczami jak czarne cienie na jasnej

twarzy. Coś zakłuło go w gardle. Leżał tak na

pokładzie, a zimny deszcz padał mu na twarz. Gdy

wyspa rozpłynęła się we mgle, nad głową przeleciała

mu mewa i pomknęła w szary branek niczym

odchodząca dusza.

background image

CZĘŚĆ TRZECIA

ODGŁOSY POLOWANIA

background image

12

NIGDY NIE POWINNO SIĘ

DO NICZEGO WRACAĆ

Kiedy się obudził, zobaczył, że w prawej dłoni wciąż

ściska monetę. Spojrzał na nią ze zdziwieniem, gdyż

jego pierwszą przytomną myślą było, iż nie powinien

jej mieć, i wtedy sobie przypomniał. Przeszłość i

teraźniejszość zmieszały się tak dokład-nie, że

poczuł zamęt w głowie. Położył łańcuszek z monetą

na małym stoliku przy łóżku, opuścił nogi na

podłogę i usiadł, usiłując zebrać myśli. Kim jestem?

— zastanawiał się. Nocnym Przybyszem czy Hugh

Lomaxem, mieszkającym w Kalifornii Scenarzystą i

pisarzem? Nie było odpowiedzi. Stał się obcym dla

samego siebie.

Wstał i podszedł do umywalki. W boku — gdzie

dosięgło go kopnięcie — czuł tępy ból, a na

policzku miał brzydkie zadraśnięcie. Ściągnąwszy

koszulę ochlapał twarz letnią wodą. Kiedy się

wycierał, roz-legło się pukanie do drzwi i weszła

Katina.

Miała na sobie tę samą jedwabną chustkę i kremo-

wą lnianą sukienkę co przedtem. - Jak się czujesz?

— spytała z uśmiechem, zamy-jąc drzwi.

121

background image

Odwzajemnił jej uśmiech.

— Zbyt stary na uliczne burdy z mężczyznami

o połowę młodszymi ode mnie.

Otworzyła jego walizkę i wyjęła czystą koszulę.

— Co robiłeś?

Wracałem w przeszłość — odparł. — Próbowa-

łem coś z tego zrozumieć.

Niebezpieczna gra. Mówią, że nigdy nie powin-

no się do niczego wracać.

— Myślę, że mają rację. Nie jestem już nawet

pewien, kim jestem.

Jesteś Hugh Lomaxem — powiedziała i zaraz

dodała: — Nocny Przybysz umarł dawno temu.

— Nie jestem tego taki pewny. Dziś po południu

prawie zabił człowieka. — Nie miała na to nic do

powiedzenia, więc mówił dalej: — Nie ma w tym

żadnej logiki, Katino. Mam tylko jedną rzecz na tym

oszalałym świecie, której mogę się trzymać. To, iż

wiem, że nie zdradziłem tych, którzy mi pomogli.

Wiem, Hugh. Wierzę ci i Oliver także ci wierzy

Chce się z tobą zobaczyć. Sądzi, że może mógłby

pomóc. Pojedziesz ze mną do willi?

— Cóż mam do stracenia? I tak chciałem się z nim

spotkać.

Podeszła do drzwi i otworzyła je.

— Będę czekać na dole. Zanim wyjedziemy, chcę

zamienić słowo z Anną.

Postanowił się nie golić i szybko dokończył ubiera-

nia. Kiedy pięć minut później wyszedł na upalne

słońce placu, Katina siedziała za kierownicą jeepa

rozmawiając z Kytrosem. Sierżant odwrócił się i przyj-

rzał mu krytycznym wzrokiem.

122

background image

— Wygląda pan znacznie lepiej niż Dimitri.

— Jak z nim? — spytał Lomax.
Kiedy widziałem go po raz ostatni, zakładano

mu właśnie kilka szwów na twarz — odparł Ky-tros

— Ale niech pan go nie ocenia zbyt nisko. Trzeba

więcej niż jednego pobicia, by rozłożyć go na łopatki.

Jest zbudowany ze stali, a jego zdolność do nienawiści

jest wręcz przerażająca.

— Czy mam to traktować jako ostrzeżenie?

Kytros z powagą skinął głową.
— Niech pan się trzyma z dala od ulic w nocy,

panie Lomax. Są tu tacy, którzy chętnie by pana

zabili. Wolałbym, żeby im pan tego nie ułatwiał.

- Cała przyjemność po mojej stronie. — Lomax

usiadł obok Katiny. — Coś jeszcze?

- Być może jedyną wartą zachodu spuścizną po

niemieckiej okupacji jest nasza sieć telefoniczna —

powiedział Kytros. — Byłoby dobrze, gdyby mógł

mnie pan na bieżąco informować o swoich ruchach.

Jeśli nie będzie mnie w biurze, telefonistka

skontaktuje pana ze mną.

Odsunął się i Lomax z Katiną ruszyli przez plac.

Kiedy znaleźli się w bocznej uliczce, zapytała:

- Zrobisz to, o co prosi?

Lomax skinął głową.

- Czemu nie, jeśli to go uszczęśliwi? Wsiedli do

samochodu i Katina skupiła uwagę na prowadzeniu.

Nad wąwozem za miastem był nowy most — stalowa

sieć zastąpiła robotę kamieniarską — ale poza tym

wydawało się, że nic się nie zmieniło. Osłoniwszy

twarz rękami zapalił papierosa, po czym usiadł tak,

żeby móc na nią patrzeć.

123

background image

— Gdzie jest Yanni? — zapytał.

Uśmiechnęła się.

— Zostawiłam go obżerającego się w kuchni.
— Z kim? Ze starą Marią? Jej

uśmiech zbladł.

— Maria umarła dawno temu, w Fonchi. Wzięli ją

razem z Oliverem.

Westchnął ciężko, przypominając sobie staruszkę i

jej uprzejmość. Po chwili następna myśl przyszła mu

do głowy i zapytał:

— A co się stało z twoją ciotką?

— Próbowała ostrzec wujka, kiedy po niego szli.

Zastrzelili ją na schodach.

— Kolejna rzecz, za którą mnie wini? — spytał z

goryczą. Katina nie odpowiedziała jednak i jechali

dalej w milczeniu.

Kiedy zatrzymała silnik na podwórzu przed staj-

niami z tyłu willi, było cicho, gorąco i bardzo spokoj-

nie. Nic się nie zmieniło. Czas stanął w miejscu,

przeszłość i teraźniejszość zlały się, nadając wszyst-

kiemu nierzeczywisty charakter. Gdy poszedł za Ka-

tiną wąską ścieżką między drzewami oliwnymi i wszedł

do domu, poczucie nierzeczywistości jeszcze się spo-

tęgowało.

Wszystko było dokładnie tak, jak przed siedemna-

stoma laty. Wielki kamienny kominek, fortepian,

wypełnione książkami półki. Przystanął i dotknął ich

delikatnie ręką. Nagle zachwiał się, czując lekki zawrót

głowy, i Katina spytała z niepokojem:

— Nic ci nie jest?

Wziął głęboki oddech i pozbierał się.

— Nie ma powodu do obaw. Po prostu czuję się

124

background image

trochę dziwnie, kiedy tak tutaj stoję. Jakby poza

czasem. Muszę się z tym oswoić.

Wydawało się, że Katina chce coś powiedzieć,

zawahała się jednak i odwróciła, lekko marszcząc

czoło. Wyszła do hallu i poszła chłodnym

pobielonym korytarzem, który prowadził na

północny taras. Kolisty szklany pokój wypełniało

rozproszone świa-tło — zasłony były w połowie

zaciągnięte dla ochrony przed mocnymi promieniami

słońca. Nie było van Horna, ale jego wspaniała

kolekcja greckiej ceramiki stała na swoim miejscu, a

wielka czerwono-czarna amfora ciągle stanowiła jej

główną ozdobę, dumnie samotna na swoim

piedestale pośrodku pokoju. Lomax patrzył na nią z

podziwem, ale nagle zmar-szczył brwi i podszedł

bliżej. Jej powierzchnia była pokryta siecią

delikatnych linii. Musiała zostać roz-trzaskana na

setki kawałków, które potem ktoś mo-zolnie

dopasował z powrotem. Usłyszał za sobą kroki i

rozległ się głos van Horna: — Zajęło mi to ponad

rok. Jego twarz wydawała się trochę szczuplejsza, a

wło-sy i wąsy posiwiały, ale kiedy Lomax przyjął

podaną mu rękę, jej uścisk był zadziwiająco mocny.

— Co się stało? — zapytał. Van Horn wzruszył

ramionami. — Kiedy Niemcy przyszli mnie

aresztować, zrobili się trochę nieprzyjemni. Dziwne,

ale gdy wróciłem po wonie, znalazłem wszystkie

kawałki w pudełku sto-jącym w piwnicy. Składanie

tego do kupy dało mi jakieś zajęcie przez ten

pierwszy rok i jakoś pomogło przetrwać. — Po

Fonchi?

125

background image

Skinął głową.

— Chodźmy na taras. Pod wieczór jest tam dość

przyjemnie.

Katina wycofała się cicho, a mężczyźni wyszli na

zewnątrz. Widok zapierał dech w piersiach: słońce,

niczym pomarańczowa kula, opadało, by spotkać się z

morzem, w oddali można było dostrzec Kretę i jej

góry migocące w gorącym powietrzu.

Lomax oparł się na betonowej balustradzie i spoj-

rzał w dół. Skalne ściany schodziły dobre dwieście

stóp niżej do małej zatoczki w kształcie leja. Z tej

wysokości wyraźnie widział różne odcienie błękitu i

zieleni wody, spowodowane różną głębokością zale-

gania ciemnych pokładów bazaltu. Trzydziestostopo-

wa łódź motorowa unosiła się spokojnie przy kamien-

nym molo, wychodzącym z białego piasku.

Van Horn usiadł na brezentowym krześle obok

stołu, na którym stała karafka z zimną wodą, parę

butelek i przenośna maszyna do pisania.

Lomax podniósł kilka kartek papieru zdmuchnię-

tych przez wiatr i położył je z powrotem na stole.

Wydaje mi się, że od dłuższego czasu nie czyta-

łem nic nowego pana autorstwa.

Mój drogi, już dawno temu powiedziałem

wszystko, co chciałem. — Van Horn nalał dżinu do

dwóch kieliszków. — Wie pan, Niemcy dali nam do

zrozumienia, że pan nie żyje. Że statek, na którym

wysłano pana na Kretę, nigdy tam nie dotarł. Co się

stało?

Lomax usiadł i wyjął papierosa.

— Natknęliśmy się na grecką caicque, której nie

powinno być tam, gdzie była, i kapitan postanowił

126

background image

przeprowadzić dochodzenie. Na nieszczęście dla

niego okazało się, że to wilk w owczej skórze.

Brygada ze Special Boat Service, która miała nas

zabrać z Kyros po wykonaniu misji.

- A więc łódź torpedowa została zatopiona? Co

stało się z panem potem?

- Dowódca SBS tak szybko, jak tylko mógł,

zawiózł mnie do Aleksandrii. Moje nogi były w kiep-

skim stanie, więc przewieźli mnie samolotem do

Anglii

na specjalne leczenie. Nie byłem zdolny do czynnej

służby aż do początku czterdziestego piątego roku.

W tamtym czasie sytuacja w Europie szybko się

zmieniała i zdecydowano, że większy pożytek ze

mnie

będzie w Niemczech.

— W końcu Morze Egejskie nigdy nie było niczym

więcej niż boczną sceną. Nawet nie zawracano sobie

głowy inwazją na Kretę. Kiedy nadszedł koniec,

Niemcy po prostu poddali się, tak jak na wszystkich

wyspach.

- Inwazja na Kretę była pretekstem do tej operacji

Kyros. Ale pan sądzi pewnie, że cała ta sprawa była

stratą czasu.

Van Horn wyglądał na lekko zdziwionego.

- Czy kiedykolwiek udawałem, że myślę inaczej?

Wszystko to było bardzo romantyczne, ale nie staraj-

my się dowieść, że miało choćby najmniejszy wpływ

na przebieg wojny.

Lomaxa ogarnął gniew.

— Szkoda, że Joe Boyd i jeden czy dwóch innych,

których mógłbym wymienić, nie są tutaj i nie słyszą,

jak pan to mówi.

- Ja też mógłbym podać panu parę nazwisk —

127

background image

powiedział spokojnie van Horn. — Stara Maria, żona

Alexiasa i wielu innych. Niewinni świadkowie, którzy

nawet nie bardzo wiedzieli, o co w tym wszystkim

chodzi. Fonchi było wystarczająco złe, ale co z

kobietami i dziewczętami, takimi jak Katina, wy-

słanymi do żołnierskich burdeli w Grecji? To one były

prawdziwymi ofiarami.

Mówił dalej, ale Lomax go już nie słyszał. Cier-

pienie było prawie fizyczne, twarda kula podeszła mu

do gardła, grożąc uduszeniem. Zatoczył się na balus-

tradę i zwymiotował.

Przez chwilę stał, wpatrując się w pustkę, i w końcu

dźwięki powoli powróciły do niego. Dostrzegł obok

siebie van Horna z kieliszkiem w wyciągniętej dłoni.

Gdy jego zawartość wypalała sobie drogę do żołądka

Lomaxa, gospodarz odezwał się cicho:

— Przepraszam, myślałem, że pan wiedział.

— To jedyna rzecz, którą pominęła milczeniem

-wyszeptał.

Van Horn łagodnie położył mu rękę na ramieniu, a

potem wrócił na krzesło, Lomax zaś zapalił papierosa

i patrzył bezmyślnie w przestrzeń.

Po chwili odwrócił się.

— Katina mówiła mi, że jest pan jedyną osobą.

która wierzy, że nie zdradziłem was wszystkich

Steinerowi.

Van Horn ponownie napełnił swój kieliszek.
— To prawda.

— Mogę zapytać, dlaczego?

Von Horn wzruszył ramionami.

— Powiedzmy po prostu, że nie wydawało mi się-

by to leżało w pańskim charakterze.

128

background image

I uważa to pan za wystarczający powód?

— Jestem zawodowym pisarzem, niech pan pamię-

ta. Ludzie to mój biznes.

Lomax znowu usiadł przy stole.

— Proszę mi opowiedzieć, co się wydarzyło, jak

pana aresztowali.

— Pewien nadgorliwy młody oficer przybył tu

z oddziałem żołnierzy i bez żadnego wyjaśnienia

przeszukał mój dom. Wtedy właśnie rozbili amforę.

Potem zabrali mnie do kwatery dowództwa na spot-

kanie ze Steinerem, który stwierdził po prostu, że

posiada informację, jakobym udzielał schronienia panu

i Boydowi. Oczywiście powiedziałem, że nie wiem, o

czym mówi.

— A kiedy po raz pierwszy padła sugestia, że to ja

dałem mu tę informację?

— Usłyszałem o tym jakiś miesiąc później, od

jednego ze strażników w miejscowym więzieniu.

— A więc nie wysłali pana prosto do Fonchi?

— Najpierw spędziłem trzy miesiące w więzieniu

tutaj. Większość pozostałych już była w obozie, gdy

mnie przeniesiono.

Alexias też?

On nigdy nie był w Fonchi. Wysłali go od razu

do więzienia gestapo w Atenach. Prawdopodobnie

myśleli, że tam będą mogli wycisnąć go do sucha.

Wiiedzieli, że pracował z EOK na Krecie.

— Ale dlaczego trzymali pana samego tu w wię-

zieniu?

— Zawdzięczam to Steinerowi. Wiedział, że z mo

im zdrowiem nie było dobrze, a lekarz garnizonowy

powiedział mu, że nie przetrwam trzech miesięcy

129

- Mroczna strona...

background image

w Fonchi. Myślę, że starał się zrobić dla mnie, co

mógł.

Niby czemu? — spytał Lomax.

Lubił mnie, po prostu. — Van Horn wzruszy!

ramionami. — Niech pan nie zapomina, że co tydzień

graliśmy w szachy. Zdobywał dla mnie trudno do-

stępne środki medyczne, które wielu ludziom ura-

towały życie. Był bezwzględny, ale nie był złym

człowiekiem.

— Skąd więc ta zmiana uczuć po trzech mie-

siącach?

— Nie było żadnej zmiany. Pewnego ranka opuścił

wyspę na łodzi torpedowej, płynąc na jakąś wojskową

konferencję na Krecie. Tak jak o panu, nigdy o nim

więcej nie usłyszano. Jego następca kazał przenieść

mnie do Fonchi zaraz po objęciu stanowiska. Przeby-

wałem tam do niemieckiej kapitulacji w Grecji w na-

stępnym roku.

Temu lekarzowi garnizonowemu trochę się nie

udało, kiedy stwierdził, że nie przeżyje pan tam dłużej

niż trzy miesiące — zauważył Lomax.

Wyzwanie było niedwuznaczne i stanęło między

nimi jak miecz. Po chwili van Horn powiedział spo-

kojnie:

— Wygląda na to, że ma pan pewne wątpliwości

co do prawdziwości mojej opowieści. Może uda mi

się przekonać pana czymś bardziej konkretnym niż

słowa.

Wstał i rozpiąwszy swoją kremową lnianą koszulę-

odwrócił się. Od ramion aż do miednicy jego plecy

były jedną wielką blizną — wielkie wypukłe pręgi

przecinały się, tworząc brzydką sieć.

130

background image

Założył koszulę z powrotem.

— Niezbyt przyjemne, co? Pięćdziesiąt batów za

uderzenie strażnika, a było to jeszcze łagodne w po-

równaniu z tym, co zrobili niektórym innym wię-źniom.

— I przeżył pan to? — spytał powoli Lomax.

Van Horn zaczął zapinać koszulę.

— Sięgnąłem dna, Lomax. Ostatniego stadium po-

niżenia. To zabawne, ale kiedy jesteś tak nisko,

przepełnia cię tyle nienawiści do ludzi, którzy cię tam

wsadzili, że daje to nowe życie. Przysiągłem sobie, że

będę żył i wyjdę poza bramy tego obozu. Jeśli chodzi

o ścisłość, to musieli mnie nieść, ale przynajmniej

żyłem.

Lomax wstał i podszedł do balustrady, mając przed

oczyma blizny krzyżujące się na plecach van Horna i

myśląc o tych, którzy umarli, oraz o Katinie i jej

cierpieniu.

Po kilku minutach van Horn podszedł do niego i

powiedział cicho:

— Obawiam się, że będzie pan musiał poszukać

pańskiego zdrajcy gdzie indziej.

— Wie pan coś na ten temat?

Van Horn pokręcił głową i westchnął.

— Nawet gdybym wiedział, nie jestem pewien, czy

pwiedziałbym panu.

Przez dłuższą chwilę Lomax wpatrywał się w tę

subtelną twarz i błękitne oczy tak pełne współczucia,

po czym odwrócił się szybko i wszedł do domu.

background image

13

NA DRUGI KRANIEC CZASU

Zszedł po stopniach z tarasu i ruszył przez ogród,

czując jego świeżość po spiekocie dnia. Niebo na

horyzoncie było mocno czerwone, cyprysy odbijały

się na jego tle jak czarna koronka, ale zaraz ponad

nimi purpura przechodziła w ciemny błękit, na którym

świeciła już jedna gwiazda.

Słyszał plusk wody ukrytej gdzieś wśród krzewów

fontanny. Po przejściu przez wąską bramę znalazł się

niemal na krawędzi skalnych ścian. W tym momencie

wpadł na niego Yanni, wybiegając zza rogu. Spojrzał

zdziwiony i natychmiast wyszczerzył zęby w uśmiechu.

O, to pan Lomax!

A ty dokąd tak pędzisz? — spytał go Lomax.

— Do kuchni. — Uśmiech chłopca stał się jeszcze

szerszy. — Katina prosiła mnie, żebym powiedział

kucharce, że może zacząć szykować kolację.

— Katina jest na plaży?

Yanni skinął głową.

— Pomagałem jej przygotować łódź. Ona i pan

van Horn płyną w sobotę na Kretę. Katina mówi, że

będę mógł popłynąć z nimi, jeśli będę grzeczny.

132

background image

— To się staraj. — Lomax zmierzwił włosy chłopca

i mały popędził przez bramę w stronę domu.

Na plażę schodziło się po kamiennych stopniach,

które opadały zygzakiem po skalnej ścianie. Na dole

Lomax ruszył wzdłuż mola i zobaczył Katinę na skraju

wody, w połowie drogi za zakrętem zatoki.

Stała po kolana w morzu, trzymając przed sobą

podwiniętą sukienkę, z twarzą zwróconą w stronę

zachodzącego słońca.

Było w niej coś nieposkromionego, coś nieśmiertel-

nego. Jej dumne kształty odbijały się na tle nieba, a

morze rozlewało pomarańczowy ogień wokół jej

odkrytych ud.

Odwróciła głowę i zobaczyła go. Zdał sobie sprawę,

jak bardzo jest piękna.

Nie rozmawiałeś długo z Oliverem — powie-

działa z uśmiechem.

— Dlaczego mi nie powiedziałaś, Katino? — zapy-

tał tylko.

Przez dłuższy czas wpatrywali się w siebie, a potem

dziewczyna wyszła z wody i poszła przez plażę do

zagłębienia w piasku, otoczonego z trzech stron gła-

zami, gdzie na starym pledzie podróżnym leżały jej

buty i ręcznik. Usiadła i zaczęła wycierać nogi.

Lomax przykucnął obok niej, zapalając papierosa.

Wyciągnęła rękę.

— Mogę?

Bez słowa dał jej papierosa. Paliła przez chwilę w

milczeniu, po czym westchnęła i wyrzuciła go.

— Co chcesz, żebym powiedziała? Że moje życie

legło w gruzach? Że każdy dzień był torturą?

— A nie był?

133

background image

To wszystko było tak dawno temu. I tak miałam

szczęście. Po kilku miesiącach zaszłam w ciążę i wy-

rzucili mnie, żebym dalej sama dawała sobie radę.

— A dziecko?

— Poroniłam. — Wzruszyła ramionami. — I tak by

nie przeżyło. W tamtym czasie połowa Grecji

głodowała.

— Tak mi przykro, Katino. Nawet nie potrafię

powiedzieć, jak mi przykro.

— Przecież nie ma za co ci być przykro.

— Nie ma? Pamiętasz, co ojciec Jan powiedział

tamtego dnia w "Małej Łódce"? Że ludzie tacy jak ja

zawsze zostawiają innych, by płacili za ich chwałę?

Potrząsnęła głową i powiedziała stanowczo:

— Winna była tylko wojna. Mówiłam ci kiedyś, że

to mroczny sen, w którym nic, co się stało, nie miało

żadnego sensu.

— I z którego niektórzy ludzie nigdy nie zdołali się

obudzić.

Masz na myśli mojego wuja? — Westchnęła. —

Tak, obawiam się, że on nigdy nie będzie w stanie

zapomnieć. Za dużo przebywa sam i rozmyśla.

— Sam?

— Na farmie. Od końca wojny dzierżawi ją ode

mnie. Spędza tam coraz więcej czasu. To nie jest dla

niego dobre.

— Z pewnością musi zatrudniać jakąś gospodynie i

robotników do pracy w winnicy.

— Tylko w ciągu dnia. W nocy woli być sam.

— A co z „Małą Łódką"?

— Wiele lat temu przyjął do spółki Nikolego, który

teraz prowadzi gospodę razem z Dimitrim Parosem.

134

background image

Lomax zmarszczył brwi.

— Dlaczego z Dimitrim?

Wzruszyła ramionami.

Mój wuj zawsze czuł się wobec niego w jakiś

sposób winny. Jego ojciec był jednym z tych, którzy

zginęli w Fonchi.

I wszyscy oni mnie nienawidzą. Wszyscy poza

tobą. Dlaczego, Katino? Czemu ty miałabyś być inna?

Podniosła się i rzuciła lekko:

— Przecież nie dałeś mi żadnego powodu do nie

nawiści.

Stała, patrząc na morze. Słońce zaszło już za

horyzont. Lomax również wstał i przysunął się do niej.

— Dlaczego nigdy nie wyszłaś za mąż? — zapytał

cicho. — Taka dziewczyna jak ty musiała mieć wiele

propozycji.

Odwróciła się powoli. W niesamowitym pomarań-

czowym świetle odbijającym się od wody wyglądała

jak Helena patrząca na płonącą Troję.

Wyszeptała jego imię i zrobiła krok do przodu. Jej

ręce przyciągnęły jego głowę, ich usta odnalazły się

Lomax podniósł ją i położył na kocu.

Płakała, jej twarz była mokra od łez, czuł to. Nagle

wielki wiatr porwał ich i poniósł na drugi kraniec
czasu.

Idąc przez ogród do domu trzymali się za ręce jak

dzieci. Lniana sukienka Katiny była mocno pognie-

ciona i poplamiona słoną wodą. Lomax roześmiał się i

pocałował ją lekko w policzek.

135

background image

— Lepiej się przebierz przed kolacją. Nie możemy

przecież gorszyć Olivera.

Weszli do hallu i przystanęli u stóp schodów.

— Chyba wezmę też prysznic — powiedziała. —

Spotkamy się za pół godziny.

Skinął głową.

— Będę na tarasie z van Hornem.

Pocałowała go szybko i odeszła, a on stał, czując

jakiś dziwny smutek. Na krótką chwilę udało mu się

uciec ze świata nienawiści i przemocy, w którym byt

pogrążony. Ale to, czego właśnie doświadczył na

plaży, było tylko przedsmakiem szczęścia, niedostęp-

nego, dopóki nie rozwiąże siedemnastoletniej tajem-

nicy. Zaczynał wątpić, czy to w ogóle możliwe.

Van Horn siedział na tarasie w tym samym płócien-

nym krześle, paląc papierosa i patrząc na morze przez

nocną lornetkę.

— A, jest pan — odezwał się. — Udał się spacer?

Zszedłem na plażę — odparł Lomax. — Niezłą

ma pan tam łódź.

Van Horn pokiwał głową.

— Bardzo się przydaje. Dzięki niej mogę popłynąć

na Kretę, kiedy mam ochotę. Statek pocztowy zawija

tu tylko raz na tydzień.

— Wiem o tym aż za dobrze — powiedział Lomax.

Oparł się o balustradę i zapatrzył na ciemniejące

morze. Po chwili van Horn zapytał cicho:

Dlaczego pan tu wrócił, Lomax?

Lomax wzruszył ramionami.

— Chciałem jakiejś zmiany, po prostu.

136

background image

— Nic nie jest nigdy tak po prostu.

Wiedział, że van Horn ma rację. Zmarszczył czoło,

usiłując sam sobie to wytłumaczyć.

- Chyba w którymś momencie poszedłem nie-

właściwą drogą — rzekł po chwili. — Chciał pan

być pisarzem, prawda? Lomax skinął głową.

— O, nawet kimś takim zostałem. Może to nie

wygląda dokładnie tak, jak sobie wyobrażałem, ale

nieźle sobie radzę w przemyśle filmowym.

— Uczenie się kompromisów to jedna z najtrud-

niejszych rzeczy w życiu.

Lomax zaśmiał się ochryple.

— Mnie wydawało się czasem, że to właśnie życie

poszło na kompromis. Osiągnąłem stan, w którym

poranki miały niezmienny smak martwych dni wczo-

rajszych. Sądziłem, że jeśli wrócę tu i będę miał czas

na przemyślenia, to może zrozumiem, gdzie zbłądzi-

łem, i będę mógł zacząć od nowa.

Van Horn westchnął.

— Czyż nie to zawsze chcemy robić i nigdy nie

możemy? Nie popełnilibyśmy dwa razy tych samych

błędów — po prostu zrobilibyśmy nowe. —

Uśmiech-

nął się łagodnie. — Jest takie stare greckie

przysłowie: "Za każdą radość bogowie dają dwa

smutki". Musimy przyjmować życie takim, jakie ono

jest. Lomax potrząsnął głową.

— To zbyt fatalistyczne jak na mój gust. Człowiek

musi być gotów do walki, kiedy sprawy przyjmą dla

niego zły obrót.

— Przypuszczalnie to właśnie ma pan zamiar

robić?

137

background image

— Tak. Jestem świadomy, że w pewnym stopniu

ponoszę odpowiedzialność za rozpoczęcie tego, co się

tutaj stało, ale nie ja wydałem Niemcom tych ludzi.

Nie wiem, dlaczego miałbym dźwigać krzyż za tego.

który to zrobił.

— Nie ma pan żadnego punktu zaczepienia. Nawet

nie wie pan, czego szuka.

To akurat jest całkiem proste — odparł Lo-max.

— Szukam członka tamtej grupy, który nie pasuje do

ogólnego wzorca i który w sposób oczywisty

skorzystał na tej zdradzie.

Nie brał pan pod uwagę zwyczajnej słabości lub

strachu? — Van Horn potrząsnął głową. — To nic nie

da, Lomax. Każdy członek grupy cierpiał w ten czy

inny sposób. Niektórzy zginęli, reszta doczekała końca

wojny w Fonchi, ale wszyscy byliśmy w tym piekle

razem. Nikt nie został jakoś specjalnie potraktowany,

zapewniam pana.

Poza Alexiasem — zauważył Lomax.

— Jak już chyba wspomniałem wcześniej, wysłali

go do kwatery głównej gestapo w Atenach na specjal-

ne traktowanie innego rodzaju.

Ale dlaczego? Wiedzieli, że pracował ze mną i z

EOK na Krecie, jednak raczej nie mogli liczyć na to,

że powie im na temat tamtejszej struktury ogólnej coś,

czego by jeszcze nie wiedzieli. Zgodnie z zasadami

Konwencji Genewskiej mieli całkowite prawo roz-

strzelać go jako szpiega, a nie zrobili tego.

Owszem, ale zwykle dokonywali także natych-

miastowych egzekucji na wziętych do niewoli ofice-

rach Special Air Service, a zaniedbali tego w pańskim

wypadku.

138

background image

Lomax pokiwał głową.

— To jedyna rzecz, której nigdy nie zrozumiałem.

Dlaczego Steiner nie kazał mnie od razu rozstrzelać?

Nie sądzę, by chcieli to zrobić dopiero na Krecie, bo

taktyka była taka, żeby przeprowadzać publiczne

egzekucje na oczach miejscowej ludności.

— Jeśli szuka pan kogoś, kto odstaje od ogólnego

wzorca, to zawsze jest jeszcze Katina... Lomax

spojrzał na niego ze zdziwieniem.

— Na miłość boską, niech pan będzie rozsądny.

Dokładnie wiemy, co z nią było.

Mamy na to tylko jej słowo. Jeżeli podejrzewa

pan jej wuja, to musi pan też podejrzewać i ją. —

Lomax zmarszczył brwi i usiadł na drugim krześle, a

van Horn ciągnął: — Jeszcze jedno. Nawet jeśli to

Alexias nas zdradził, pozostaje nie wyjaśnioną sprawą,

dlaczego Niemcy dobrali się najpierw do niego.

To rzeczywiście był słaby punkt. Lomax westchnął

ciężko.

— Ma pan rację.

Przykro mi — powiedział łagodnie van Horn. —

Ale to musiało zostać powiedziane. Co pan teraz

zrobi?

Lomax wstał.

— Uważam, że już czas, bym porozmawiał z Ale-

xiasem. W końcu on jest w środku tego wszystkiego.

— Sądzi pan, że będzie chciał zobaczyć się z pa-

nem?

— Czemu nie? Katina mówiła mi, że mieszka sam

na farmie. Jeżeli po prostu się tam zjawię, nie będzie

miał dużego wyboru, prawda?

— Zdaje pan sobie oczywiście sprawę, że on może

139

background image

właśnie się modli, żeby pan się pojawił? Że być może

pakuje pan głowę w stryczek?

— Tak, przyszło mi to na myśl — stwierdził spo

kojnie Lomax.

Van Horn wstał i podszedł do balustrady. Przez

chwilę stał tam patrząc na morze, a potem się odwrócił.

— Nie mogę powiedzieć, żeby mi się to wszystko

podobało, Lomax, ale jeśli będę w stanie jakoś pomóc,

zrobię to. Na początek może pan pożyczyć mojego

jeepa.

Lomax pokręcił przecząco głową.

— Wielkie dzięki, ale przyda mi się trochę czasu na

rozmyślania. Pójdę przez górę.

— Nie uda mi się namówić pana, by został pan na

kolacji?

— Raczej nie. Po pierwsze, nie chcę za bardzo

wciągać Katiny w tę sprawę. Jeśli się dowie, że mam

zamiar spotkać się z jej wujem, może próbować mnie

powstrzymać.

— Co mam jej powiedzieć?

Lomax wzruszył ramionami.

— Co pan chce. Że będę w kontakcie. Że chcę

samotnie przemyśleć to i owo.

Van Horn chciał coś powiedzieć, ale Lomax od-

wrócił się szybko i przeszedł przez dom do ogrodu.

Kiedy zmierzał w stronę głównej bramy, z podwórza

wynurzył się Yanni.

— Nie zostanie pan na kolacji?

Lomax pokręcił głową.

— Mam pilną sprawę do załatwienia, synu. Coś.

co nie może czekać. Powiedz Katinie, że bardzo mi

przykro.

140

background image

Na twarzy Yanniego była powaga.

— Znowu pan szuka guza, panie Lomax?

Anglik uśmiechnął się.

— Zwykle jest na odwrót. Wracaj teraz do domu.

Zobaczymy się jutro.

Przeszedł przez drogę i zaczął się wspinać na wzgó-

rze. W oddali szczekał pies, a lekki wiatr przyniósł

zapach dymu z jakiejś pobliskiej chaty.

Przystanął na chwilę, żeby odpocząć, oparł się o

otoczak i zapalił papierosa. Od jakiegoś czasu zdawał

sobie sprawę, że ktoś za nim idzie, cofnął się więc

teraz w cień i czekał. Po chwili rozległ się chrzęst

kamyków i pojawił się Yanni.

Zatrzymał się, najwyraźniej niezdecydowany. Lo-

max wyszedł zza głazu i poklepał go po ramieniu.

— A ty dokąd?

Yanni uśmiechnął się z zakłopotaniem.

Nie chciałem nic złego, panie Lomax. Myślałem

tylko, że znowu mógłby pan wpaść w kłopoty, tak jak

po południu.

— Źle myślałeś. Czy Katina wie, gdzie jesteś?
— Gdybym jej powiedział, też by chciała iść.

Lomax obrócił go stanowczym ruchem i pchnął

lekko.

— Wracaj do willi, zanim zacznie się o ciebie

martwić.

Chłopiec odszedł. Raz jeszcze zatrzymał się i obej-

rzał, ale Lomax odesłał do gestem, więc w końcu

niechętnie zniknął w mroku wąwozu. Przez chwilę

Lomax spoglądał za nim z lekkim uśmiechem na

ustach, po czym zaczął dalszą wspinaczkę.

141

background image

Gdy przeszedł ponad krawędzią płaskowyżu, nie-

daleko szczytu góry i rzucił okiem na grobowiec

Achillesa, była już prawie noc.

Stanął w posępnym świetle zmierzchu pod wierz-

chołkiem oblanym pomarańczowym ogniem. Morze w

dole było czarne na głębinie, purpurowe i szare bliżej

brzegu, a światła willi wydawały się bardzo odległe.

Lekki wiatr szeptał między filarami świątyni, ale poza

tym panowała cisza.

Zrobiło mu się zimno i nagle przebiegł go dreszcz

strachu. Tutaj, na szczycie tej góry, znalazł się wobec

ciszy wieczności i zdał sobie sprawę ze znikomości

wszelkich ludzkich poczynań.

W tej sytuacji mógł jedynie robić to, co musiało być

zrobione, i mieć nadzieję na szczęśliwe zakończenie.

Przeszedł przez płaskowyż i zaczął schodzić na drugą

stronę wyspy.

background image

14

WSPANIAŁA NOC DO UMIERANIA

Kiedy schodził po zboczu, czując w ustach słony

smak wiatru, wzeszedł księżyc. Farma tonęła w mroku

kotliny, cicha i spokojna.

Przeszedł pod płotem i ostrożnie ruszył przez po-

dwórze. Przy ganku stała stara, poobijana półcięża-

rówka, relikt z czasów wojny. Chłodnica była jeszcze

ciepła i Lomax stał przez chwilę, marszcząc brwi. W

końcu jednak wszedł po stopniach i otworzył drzwi.

Zawiasy zaskrzypiały lekko, ale poza tym panowała

cisza. Wszedł do kuchni, starając się przebić wzrokiem

ciemność, i nagle zatrzymał się, czując, że nie jest

sam.

Czyjeś stopy zaszurały po podłodze i z mroku

rozległ się głos Dimitriego Parosa:

— Prosimy, panie Lomax. Liczyliśmy na to, że pan

wpadnie.

Lomax szybko cofnął się o krok, ale nagle coś

eksplodowało mu w żołądku, zginając go wpół. Osu-

nął się na kolana, po czym powoli opadł na bok.

143

background image

Ktoś zapalił lampę zalewając pokój światłem.

Lomax leżał z podciągniętymi kolanami, walcząc o

oddech, podczas gdy wiązano mu ręce za plecami.

Słyszał głosy rozmawiających po grecku, i czyjś

śmiech, a potem ktoś złapał go za poły i podźwignął

na nogi.

Oprócz Dimitriego było jeszcze dwóch, młodzi

rybacy w wyświechtanych dwurzędowych kurtkach i

połatanych dżinsach. Jeden z nich drżał z podniecenia,

drugi ciągle wierzchem dłoni ocierał pot z czoła.

Dimitri miał obandażowaną głowę, a twarz wy-

krzywioną bólem.

— Umrzesz, Angliku — powiedział. Jego oczy

były jak kamienie. — Za zrobienie ze mnie głupca na

oczach moich przyjaciół i za wysłanie mojego ojca na

śmierć w Fonchi.

Lomax jeszcze raz wciągnął powietrze do płuc, usta

jednak miał tak wyschnięte, że prawie nie mógł mówić.

Zwilżył je i wycharczał:

— Nie wysłałem nikogo na śmierć. Twój ojciec był

odważnym człowiekiem, którego szanowałem.

Dimitri uderzył go wierzchem dłoni w twarz.

— Nie jesteś godzien mówić o nim. — Odwrócił

się do swoich dwóch towarzyszy. — Weźcie go do

samochodu.

Wyciągnęli Lomaxa z domu, wrzucili do kabiny

starej półciężarówki i zepchnęli na podłogę. Jeden z

nich usiadł za kierownicą, a Dimitri i drugi rybak

poszli do drzwiczek od strony pasażera.

Kiedy rozbłysły światła, Lomax odwrócił się i zo-

baczył, że ma przed sobą Dimitriego. Grajek wyjął

144

background image

automatyczną berettę i podał ją drugiemu mężczy-źnie.

— Jeśli sprawi wam jakiekolwiek kłopoty w drodze

do miasta, zastrzel go.

— Co mamy zrobić, jak się go pozbędziemy? —

sptytał tamten.

Wracajcie prosto na farmę. Będę tu czekał na

dobrą nowinę. — Dimitri zwrócił się do Lomaxa. —

przykro mi, że nie mogę uczestniczyć w zabijaniu cię,

ale mam inną sprawę do załatwienia. Riki

i Nikita zaopiekują się tobą znakomicie. Mają

prawie tak samo dobry powód, by cię nienawidzić, jak

ja.

— Nigdy się z tego nie wygrzebiesz — powiedział

Lomax.

Dimitri plunął mu prosto w twarz.
— To na szczęście, Angliku. Będzie ci potrzebne.

Odsunął się, gdy Riki wdrapywał się na siedzenie

pasażera. Samochód ruszył po nierównej powierzchni

podwórza. Po wyjechaniu na drogę Nikita wrzucił

najwyższy bieg i szoferkę wypełnił ryk silnika.

Lomax przekręcił się na bok i spojrzał w górę. W

świetle tablicy rozdzielczej Nikita wyglądał jak

karykatura — kości twarzy sterczały mu mocno, a z

wystającego podbródka kapał pot.

Riki wyrzucił przez okno papierosa i zaczął śpiewać,

ale jego głos ginął w huku silnika, więc tylko widać

bvło, jak mu się otwierają usta.

Było w tym wszystkim coś z koszmaru i po raz

pierwszy Lomax zaczął odczuwać strach.

— Posłuchajcie mnie! — krzyknął rozpaczliwie.

Jeżeli nawet któryś z nich go usłyszał, to nie

Mroczna strona...

145

background image

okazali tego po sobie. Samochód podskoczył na jakiejś

nierówności, przewracając Lomaxa z powrotem na

twarz. Narosła w nim panika i odwróciwszy się na

plecy, ryknął z całej siły:

— Na miłość boską, posłuchajcie mnie!

Skutek był prawie natychmiastowy. Półciężarówka

stanęła z poślizgiem i w tym samym momencie Nikita

zgasił silnik. Siedzieli patrząc na niego bez słowa.

czekając, aż się odezwie.

To szaleństwo — powiedział Lomax. — Jeśli

mnie zabijecie, źle się to dla was skończy.

— Masz lepszy pomysł? — spytał spokojnie Riki.

— Jestem bogatym człowiekiem. Moje życie jest

dla mnie bardzo dużo warte.

Sam ciężar ciszy, która po tym nastąpiła, dał mu do

zrozumienia, że powiedział niewłaściwą rzecz. Riki z

nagłym przekleństwem uniósł stopę i opuścił ją na

odkrytą szyję więźnia. Lomax zaczął się dusić, ale po

kilku sekundach nacisk zelżał.

— Słyszałeś kiedyś o człowieku, który nazywał się

George Samos? — zapytał Riki.

Lomax skinął głową, czując nagły chłód, bo zdał

sobie sprawę, co będzie dalej.

— Znałem pasterza o tym nazwisku. Pomógł mi.

gdy byłem tu podczas wojny.

— Był naszym wujem — oświadczył Riki. — Bra-

tem naszego ojca. Niemcy dopadli go tam na górze i

zastrzelili jak psa.

— Myślisz, że pieniądze mogą to załatwić, An-

gliku? — spytał Nikita.

Lomax nie mógł nic powiedzieć, nic, czego ze-

chcieliby wysłuchać. Riki wyciągnął dużą czerwoną

146

background image

chustkę i szybko go zakneblował. Nikita ponownie

uruchomił silnik i ruszył.

Lomax zdał sobie sprawę, że wjechali do miasta,

ponieważ samochód musiał zwolnić, by poradzić sobie

na wąskich uliczkach. Odwróciwszy lekko głowę, doj-

rzał przez przednią szybę dachy domów. Kiedy w koń-

cu się zatrzymali i Nikita zgasił silnik, Riki pierwszy

zeskoczył na ziemię. Wyciągnął Lomaxa, podsuwając

mu pod nos berettę.

— Rób dokładnie to, co ci mówię — odezwał

się. — Nie zmuszaj mnie, bym zrobił z tego użytek.

Stali przy końcu falochronu najbardziej oddalonego

od mola. Było ciemno i pusto, a jedynym dźwię-kiem

był chlupot wody o filary starego drewnianego

pomostu. Kiedy gdzieś w oddali otwarły się na chwilę

drzwi jakiejś kafejki, wydawało się, jakby muzyka i

śmiech dochodziły z innej planety. Schodząc po

kamiennych stopniach na pomost, Lomax wzdry-gnął

się.

Stara czterdziestostopowa łódź z silnikiem diesla,

przycumowana na jego końcu, była obwieszona sie-

ciami, wciąż mokrymi po dniu pracy, i śmierdziała

rybami, a pokład był śliski od łusek. Kazali mu się

położyć twarzą do dołu na sieciach i związali mu nogi

w kostkach, po czym jeden z nich poszedł na rufę,

skądd wrócił z naręczem starych łańcuchów, które z

łoskotem rzucił na pokład.

— To dla ciebie, Angliku. Parę kilometrów stąd

mamy pewne miejsce. Ciemne, spokojne i bardzo

głębokie. Będziesz je miał całe dla siebie. — Poklepał

go po policzku i wstał, zwracając się do brata: — Ja

wyprowadzę. Ty idź do cum.

147

background image

Wszedł na pomost sternika, a Nikita, przeszedł na

dziób. Na chwilę zniknął z widoku i Lomax przekręcił

się na bok, naprężając w rozpaczliwym wysiłku krę-

pujące go sznury, ale tracił tylko czas.

Pomost stał spokojny i opuszczony w rozproszonym

żółtym świetle samotnej latarni. Nie było nikogo, kto

mógłby mu pomóc. Nagle gdzieś w ciemnościach

przewróciła się jakaś puszka i z brzękiem potoczyła

po pokładzie.

Gdy Lomax spojrzał w tamtą stronę, nadbiegł

Nikita z zaniepokojoną miną.

— Co się do cholery dzieje?! — spytał. W tym

momencie duży czarno-biały kot wyszedł z cienia i

otarł się o jego nogę. Grek podniósł zwierzę i po-

trząsnął nim z czułością.

— Stary diable, omal nie przyprawiłeś mnie o

zawał.

Odstawił kota na pokład i odwrócił się. Silnik

obudził się do życia, burząc ciszę nocy, i łódź od-

płynęła od pomostu. Minęli latarnię na końcu mola i

skierowali się na morze.

Tuż nad wodą wznosiła się mgła, tworząc widmową

poświatę, a niebo wyglądało jak wysadzane drogimi

kamieniami. Gdy Riki zwiększył szybkość, jego brat

podszedł do burty.

Stał tam przez dłuższą chwilę, a potem odwrócił się

i zapalił papierosa, na sekundę oświetlając zapałką

swoją końską twarz. Spojrzał na Lomaxa.

— Noc, za którą należy dziękować Bogu, Angliku.

Wspaniała noc do umierania.

Zęby błysnęły mu w ciemności i odszedł, nucąc cos

pod nosem. Kiedy zniknął za mostkiem, Lomax,

148

background image

pomimo knebla, wydał z siebie westchnienie ulgi. Od

dłuższego czasu był przekonany, że to nie kot był

odpowiedzialny za przewrócenie puszki i że za stosem

sieci ktoś się kryje.

Po chwili poczuł, jak czyjeś ręce rozwiązują mu

węzeł chusty.

— Spokojnie, panie Lomax — szepnął Yanni Me

los. — Najpierw zdejmiemy to.

Lomax wypluł knebel i zachłysnął się świeżym

słonym powietrzem. Nie tracił czasu na bezcelowe

pytania.

— Jeśli masz nóż, to lepiej się pospiesz, synu. On

może wrócić lada chwila.

Rozległ się ostry trzask, gdy chłopak nacisnął guzik

sprężynowego noża, i w sekundę później Lomax

rozcierał nadgarstki, krzywiąc się z bólu, kiedy krew

zaczęła ponownie krążyć.

Gdy Yanni przecinał więzy Anglika, silnik został

wyłączony, a łódź zaczęła zwalniać. Chłopiec cofnął

się w mrok. Lomax rzucił cicho za nim:

— Trzymaj się od tego z daleka. Nie chcę, żeby ci

się coś stało.

Rozległ się śmiech i z pomostu sternika wyszedł

Nikita. Przykucnął obok Lomaxa, szczerząc zęby w

uśmiechu.

— Już niedługo, Angliku.

Nagle uśmiech zniknął mu z twarzy. Pochylił się do

przodu, a wtedy Lomax trzasnął go kantem dłoni w

tchawicę.

Wydawszy z siebie zdławiony krzyk, Nikita upadł

na plecy z rękami przy gardle. W tym samym

momen-cie z budki wynurzył się Riki z berettą

gotową do

149

background image

strzału. Strzelił szybko i Lomax zrobił jedyną możliwą

rzecz w tej sytuacji — płaskim skokiem nad burtą dał

nurka do wody.

Kiedy tylko jej powierzchnia zamknęła się nad nim,

odwrócił się i przepłynął pod łodzią, boleśnie ocierając

sobie plecy o kil. Po drugiej stronie wypłynął na

powierzchnię obok krótkiej drabinki, jakiej używają

poławiacze gąbek, i uwiesił się na niej na chwilę dla

złapania oddechu.

Woda była zdumiewająco zimna i wchodząc po

drabince drżał. Riki stał tyłem, wpatrując się w morze.

Gdy Lomax zaczął przełazić nad burtą, zza stosu sieci

wynurzył się Yanni. Jego ramię uniosło się i ostrze

noża błysnęło w świetle księżyca niczym srebro, ale

Riki wybrał dokładnie ten sam moment, żeby się

odwrócić. Uchylił się szybko, a następnie wykręcił

rękę chłopca i cisnął nóż do morza. Z wykrzywioną

wściekłością twarzą ruszył za cofającym się Yannim,

trzymając wyciągniętą berettę.

Na haku przy sterówce wisiał sześciostopowy osz-

czep, używany do wciągania dużych ryb. Była to

jedyna dostępna broń, toteż Lomax chwycił go i sko-

czył do przodu.

— Tu jestem, Riki! — zawołał.

Zaskoczony Grek rozejrzał się na boki. Potem

zaczął się odwracać, podnosząc pistolet. Lomax nie-

zdarnie pchnął oszczepem i ostrze przebiło grubą

kurtkę Rikiego, wbijając mu się w prawą pachę-Grek

wrzasnął, upuszczając berettę, i zatoczył się do tyłu,

wyszarpując Lomaxowi oszczep z garści. Potem

wyciągnął ostrze z pachy i opadł na sieci jęcząc z

bólu.

150

background image

Yanni chwiejnym krokiem podszedł do burty i prze-

chylił się nad nią, jego małym ciałem wstrząsnęły

wymioty. Lomax podniósł rewolwer i podszedł do

niego. Chłopak odwrócił się, wycierając usta wierz-

chem dłoni i bezskutecznie próbując powstrzymać

łzy.

— Myślałem, że pan nie żyje — powiedział. —

Myślałem, że już pan nie wypłynie.

Anglik łagodnie pchnął go w stronę sterówki.

— Idź tam i poczekaj na mnie. To nie potrwa

długo.

Wsadziwszy sobie berettę za pasek, poszedł do

kuchni. Było tam duszno i ciemno, ale udało mu się

znaleźć ręcznik. Kiedy wrócił na pokład, Riki

klęczał przy bracie, który leżał bez ruchu, z głową

odchyloną w bok. Białka jego oczu błyszczały w

rozproszonym świetle padającym ze sterówki.

Lomax przyklęknął, złożył ręcznik w gruby tampon

ipoodał Grekowi.

— Jeśli ściśniesz to sobie mocno pod ramieniem,

może dożyjesz, by zobaczyć lekarza. Twarz Rikiego

była chorobliwie żółta, a oczy nie-ruchome.

— On nie żyje — odezwał się półprzytomnie. —

Mój brat nie żyje.
Lomax podniósł mu rękę i wsunął złożony ręcz-nik

pod pachę. Grek nie protestował. Siedział bez ruchu

obok ciała brata, trzymając zranione ramię przy

boku. Anglik wstał ze znużeniem i wszedł do

kabiny.

Oparł się o drzwi i zamknął oczy. Czuł się zagubio-

ny i samotny w tym mroku. Nagle czyjaś ręka

pociągnęła go za rękaw. Otworzywszy oczy, ujrzał

Yanniego.

151

background image

Twarz chłopca była blada i niespokojna. Lomax

poklepał go uspokajająco.

— Już w porządku, Yanni. Po prostu nie jestem

już taki młody, jak kiedyś.

Spojrzał przez okno na Rikiego siedzącego przy

ciele brata i szybko odwrócił wzrok, czując mdłości.

Kiedy naciskał starter, ręce mu się trzęsły. Silnik

kaszlnął astmatycznie, po czym obudził się z rykiem.

Lomax szerokim łukiem zawrócił łódź, po czym ode-

zwał się do chłopca:

— Teraz możesz mi powiedzieć, jak się tu znalazłeś,

— Szedłem za panem do farmy, zamiast wrócić do

willi, jak mi pan kazał — wyjaśnił Yanni. — Kiedy

wyprowadzili pana na dwór i wsadzili do ciężarówki,

wspiąłem się na zapasowe koło z tyłu.

Musiałeś mieć dosyć niewygodną podróż —

zauważył Lomax.

Mogło być gorzej — wzruszył ramionami chło-

pak. — Chciałem biec po pana Kytrosa, ale bałem się

pana zostawić. Nie mogłem iść pomostem z powodu

latarni, więc podpłynąłem od plaży i wlazłem przez

rufę. Wtedy właśnie kopnąłem puszkę. — Zawahał się

i spytał nieśmiało: — Dobrze zrobiłem, panie Lomax?

Anglik uśmiechnął się do niego.

— Zaczynam się zastanawiać, jak kiedykolwiek

dawałem sobie radę bez ciebie.

Mgła kłębiąca się nad powierzchnią wody jeszcze

zgęstniała, ale po upływie kilku minut dostrzegł za

lewą burtą światła zatoki i zmienił kurs. Gdy mijali

koniec mola, Yanni wyszedł na pokład i stanął w po-

gotowiu z jedną z cum. Lomax zmniejszył prędkość

152

background image

i w odległości paru jardów od pomostu wyłączył

silnik. Trochę źle obliczył i łódź uderzyła z trzaskiem

w słupy, rozłupując drewno, a wstrząs rzucił nim o

ścianę sterówki.

Gdy wyszedł na pokład, Yanni był już na pomoście,

z wprawą owijając linę wokół żelaznego pachołka.

Chłopiec wyszczerzył zęby w uśmiechu.

Kiedy ostatnio wprowadzał pan łódź do zatoki,

panie Lomax?

Dowiozłem nas tu — odparł Lomax — i to jest

najważniejsze. Jak daleko stąd na posterunek policji?

— Jest zaraz za rogiem. Parę minut, nie więcej.

Mam przyprowadzić sierżanta Kytrosa?

Lomax skinął głową.

— Ja tu zaczekam.

Głuche dudnienie rozniosło się echem po wodzie,

kiedy chłopak pobiegł po drewnianym pomoście do

nabrzeża i zniknął w ciemności.

Odwróciwszy się, Anglik zobaczył, że Riki stoi na

rozstawionych nogach, mocno przyciskając zranione

ramię do boku i wciąż spoglądając na brata.

— Kto was na mnie nasłał? — zapytał Lomax. —

Alexias Pavlo?

Riki powoli podniósł wzrok. W żółtym świetle

lampy jego oczy wyglądały jak czarne dziury, a

lśniąca od potu twarz była maską bólu.

Nic nie powiedział, ale jego nienawiść leżała między

nimi i Lomax wzdrygnął się. Od wody podniósł się

lekki wiatr, przenikając przez jego wilgotne ubranie.

Anglik odwrócił się, przeszedł nad burtą i ruszył

wzdłuż pomostu. Kiedy dotarł do nabrzeża, zawahał

się, wiedząc, że najrozsądniej byłoby poczekać na

153

background image

Kytrosa i pozwolić jemu zająć się sprawą. Nagle

jednak pomyślał o Dimitrim, czekającym tam na

farmie na wiadomość o jego śmierci, i zapłonął w nim

gniew. Wsiadł do półciężarówki i szybko odjechał.

Kiedy zjeżdżał w stronę farmy, z ciemności powitało

go samotne światło. Zatrzymał się, zgasił silnik i sie-

dział patrząc w kierunku ganku. Po chwili zeskoczył

na ziemię i wszedł po stopniach, wyjmując zza pasa

berettę i trzymając ją odbezpieczoną przy udzie. Kuch-

nia pogrążona była w ciemności, ale spod drzwi do

salonu sączyła się cienka struga światła.

Stał, świadomy niesamowitego bezruchu, absolutnej

ciszy — i wtedy gdzieś w oddali zadudnił złowieszczo

grzmot. Jednym płynnym ruchem otworzył drzwi i

wszedł do salonu.

Na kominku trzaskał ogień, a na stole na środku

pokoju stała lampa. Nagle dostrzegł butelkę, która

spadła na dywan z owczej skóry. Czerwone wino

rozlało się po podłodze jak krew, sięgając do nóg.

wystających z cienia za jednym z dużych rozkładanych

krzeseł przy kominku.

Dimitri Paros leżał na wznak, z oczami utkwionymi

w wieczność, z półuśmiechem zastygłym na twarzy.

Spod podbródka wystawała mu rogowa rączka noża

do patroszenia — długie ostrze przeszło przez pod-

niebienie do mózgu. W jednej ręce wciąż ściskał

kieliszek.

Lomax wsadził rewolwer za pas i przyklęknął obok

trupa. Dotknął dłonią pobladłej twarzy i stwierdził-że

jest jeszcze ciepła. Westchnął i zaczął się podnosić.

154

background image

skrzypnęły drzwi i lekki wiatr powiał mu po szyi.

Znajomy glos powiedział:

— Proszę się nie ruszać.

Do pokoju wszedł Alexias Pavlo, opierając się

ciężko na lasce, a w drugiej ręce trzymając mausera.

Zabrał Lomaxowi berettę i wrzuciwszy ją sobie do

kieszeni spojrzał na Dimitriego.

Kiedy ponownie podniósł wzrok na Anglika, jego

twarz była jakby wyciosana z kamienia.

— Teraz dopilnuję, żeby pan wisiał, kapitanie Lo-

max — powiedział.

background image

15

PERSPEKTYWA SZUBIENICY

Cela była mała i naga; miała pobielone ściany,

oświetlała ją pojedyncza żarówka. Było też niewielkie

zakratowane okno, umywalka i prycza, na której leżał.

Drzwi wzmocniono metalowymi taśmami, a maleń-

ka krata dawała ograniczony widok na korytarz. Od

strony biura dochodził Lomaxa stłumiony pomruk

głosów.

Owinął się w koc dla ochrony przed dotkliwym

zimnem, sączącym się przez jego wilgotne ubranie, i

palił papierosa z paczki, którą dostał od Kytrosa. Przez

kraty w oknie widział granatowe nocne niebo, usiane

gwiazdami. W oddali znowu zadudnił grzmot. Lomax

wstał i podszedł do okna — daleko na morzu, poza

linią horyzontu, rozbłysła błyskawica.

Na korytarzu rozległy się kroki. Odwróciwszy się

dostrzegł, że Stavrou, strażnik więzienny — wysoki,

przysadzisty mężczyzna w pomiętym mundurze khaki

— otwiera drzwi.

Lomax rzucił koc na pryczę i wyszedł na korytarz.

— Co teraz?

Sierżant rozmawia właśnie z ojcem Janem

156

background image

powiedział Stavrou. — Staruszek chce z panem za-

mienić słowo przed odejściem. Biuro pogrążone było

w półmroku —jedyne oświe-tlenie stanowiła lampa z

zielonym abażurem na biur-ku. Ojciec Jan siedział

przy nim podpierając ręką czoło, a Kytros stał przy

oknie. Gdy Anglik przystanął w progu, staruszek

gwałtownie odwrócił głowę. Przez dłuższą chwilę

panowała cisza, aż w końcu ksiądz wstał.

— Czy cokolwiek mógłbym dla pana zrobić?

Nie wydaje mi się — odparł Lomax.

Sierżant Kytros poinformował mnie, że oskarżył

pan w tej sprawie Alexiasa Pavlo — powiedział

spokojnie ksiądz.

— A ojciec, jak przypuszczam, nie uważa go za

dolnego do tego?

Do zabicia? — Ojciec Jan wzruszył ramionami.

— Szatan jest w każdym z nas. Jednak dziś

wieczorem Alexias Pavlo był tam, gdzie jest od lat w

czwartek. Do wpół do dziesiątej grał ze mną w

szachy.

To ciągle dawało mu wystarczająco dużo cza-su

— stwierdził z uporem Lomax.
Staruszek potrząsnął głową.

— Raczej wątpię.

W tym momencie o okiennice zasłaniające okno

uderzył kamień.

— Zaczynają się robić nieprzyjemni — zauważył

Kytros.

Ksiądz i Anglik podeszli do niego. Przez szpary

między wąskimi listewkami okiennic Lomax

dostrzegł dwadzieścia czy trzydzieści osób stojących

w małych

157

background image

grupkach —jedni rozmawiali, inni po prostu patrzyli

w stronę posterunku.

— Czego oni chcą? — zapytał.

— Pana, jak sądzę — odparł spokojnie Kytros.

— Upłynie dużo czasu, zanim wyspa zobaczy ko-

niec wydarzeń tego wieczoru — odezwał się ojciec

Jan, narzucając płaszcz na ramiona.

I oczywiście ja jestem temu winny? — powie-

dział Lomax.

Trudno powiedzieć z całą pewnością, gdzie leży

odpowiedzialność za cokolwiek w tym życiu — stwier-

dził staruszek. — Ja jestem pewny tylko jednego:

dwóch ludzi nie żyje. Powinien pan był odpłynąć na

łodzi, panie Lomax. Widzę teraz, że trzeba nam było

zmusić pana do wyjazdu.

Lomax usiadł i wziął sobie papierosa z leżącej na

biurku paczki.

— To byłoby dla was wszystkich cholernie wygod

ne, ojcze. Moglibyście dalej udawać, że ja jestem

winny. Że człowiek odpowiedzialny za tyle zła nie jest

jednym z waszych.

Staruszek spojrzał na niego z lekko zdziwioną miną.

Przez chwilę wydawało się, że chce coś powiedzieć,

ale potem jakby się rozmyślił. Zwrócił się tylko do

Kytrosa:

— Muszę już iść. Czeka mnie jeszcze wizyta u ro-

dziców Nikity Samosa.

Dziękuję, że ojciec przyszedł — powiedział sie-

rżant.

— Każę tym ludziom na dworze iść do domów —

ciągnął ksiądz. — Gdyby mnie pan później potrzebo-

wał, proszę dzwonić.

158

background image

Znowu odwrócił się do Lomaxa, zawahał, a potem

wyszedł. Kiedy drzwi zamknęły się za nim, Kytros

stanął przy oknie. Po chwili chrząknął z zadowo-

leniem

Odchodzą? — spytał Lomax.

— Na razie tak, ale wrócą.
Stavrou krzątał się przy stole w rogu, gdzie na małej

spirytusowej kuchence wrzała w garnku woda.

Napełnił dwie filiżanki i zaniósł je na biurko. Anglik

poczuł zapach dobrej kawy. Była gorąca, parzyła, ale

napełniła go nowym życiem i westchnął z przyjem-

nością, zapalając kolejnego papierosa.

Kytros usiadł po drugiej stronie biurka. Włożył

greckiego papierosa do srebrnej cygarniczki i zapalił,

odchylił się na krześle tak, że znalazł się na obrzeżu

kręgu światła i jego twarz była w cieniu.

— Jedna rzecz mnie intryguje — odezwał się. —

Dlaczego Dimitri Paros zrezygnował z przyjemności

osobistego wyeliminowania człowieka, którego nie-

nawidził? To niepodobne do niego.

— Powiedział, że ma jakąś sprawę do załatwienia.

— Musiała być rzeczywiście ważna.

Otworzywszy szufladę wyjął berettę i nóż do pa-

troszenia, którym zabito Dimitriego. Był zupełnie

zwyczajny — rękojeść z czarnego rogu z mosiężnym

zakończeniem, lekko zakrzywiona. Kytros nacisnął

kciukiem przycisk i wyskoczyło dziewięciocalowe os-

trze. Schował je i zmarszczył brwi.

— Dość niezwykły sposób zasztyletowania czło-

wieka, nie uważa pan?

— Stara sztuczka komandosów — stwierdził Lo-

max. — Niech pan da, pokażę panu.

159

background image

Wziął nóż i ukrył go w prawej dłoni, trzymanej przy

biodrze. Nagle jego ramię wystrzeliło do góry, a

ostrze wyskoczyło z ręki niczym język węża.

Rzucił nóż na stół i usiadł.

— To wygodny sposób zabijania od przodu z blis-

kiej odległości. Śmierć jest natychmiastowa, gdyż

ostrze przebija mózg.

— I tej właśnie metody użyto, by zabić Dimitriego?

— Jestem tego pewien. Na jego twarzy tkwił

jeszcze uśmiech. Musiał pan to sam zauważyć. Został

zabity przez kogoś, kogo dobrze znał, a chciałbym

zaznaczyć, że do mnie raczej by się nie uśmiechał.

— Słuszna uwaga — przyznał Kytros. — Chociaż

nie powiedziałbym, że to przyjemny uśmiech.

W tym łajdaku nie było nic przyjemnego. Jeszcze

jedno, gdybym chciał go zabić, to po co miałbym

używać noża, skoro miałem berettę?

Policjant westchnął.

Zawiła sprawa, panie Lomax. Gdyby tylko po-

czekał pan na mnie na nabrzeżu, wszystko mogłoby

być zupełnie inaczej.

— Taki już mój los. Co teraz będzie?

— Musimy poczekać na wyniki autopsji. Doktor

Spanos właśnie ją przeprowadza. Później...

Stavrou wystąpił naprzód, machając kluczami.

Innymi słowy, jestem wciąż numer jeden na

liście — stwierdził z goryczą Lomax.

— Obawiam się, że tak — powiedział Kytros.

— Niech wam będzie. Proszę tylko pamiętać, że

jestem obywatelem brytyjskim.

Kytros skinął głową.

160

background image

— Prześlę radiem wiadomość na Kretę. Oni po-

wiadomią pańską ambasadę w Atenach. Coś jeszcze?

— Przydałoby mi się jakieś ubranie na zmianę.

Wszystko mam wilgotne, a w celi jest diabelnie

zimno.

— Zobaczę, co się da zrobić. Teraz musi mi pan

wybaczyć. Mam wiele spraw na głowie.

Stavrou zaprowadził Lomaxa z powrotem do celi i

zamknął. Kiedy odszedł, Anglik zarzucił sobie koc

na ramiona i usiadł na pryczy, opierając się plecami

o ścianę.

Gdyby tylko zaczekał na Kytrosa na nabrzeżu. Teraz

jednak było już za późno. Był uwikłany w sieć

dowodów pośrednich, już osądzony i skazany.

Na korytarzu rozległy się kroki. W kratce ukazała

się twarz Stavrou. Otworzywszy drzwi, rzucił na

łóżko wełniany sweter. — To musi panu wystarczyć.

Lomax zdjął marynarkę i sięgnął po sweter. Kiedy

wkładał go przez głowę, weszła Katina.

Twarz miała bardzo bladą, a oczy jak ciemne

sadzawki. Stali bez słowa naprzeciw siebie, aż w

końcu Stavrou chrząknął.

— Tylko pięć minut.

Drzwi zamknęły się, klucz przekręcił w zamku

i zostali sami. Delikatnie dotknęła ręką jego twarzy.
— Nic ci nie jest? Nie zranili cię?

— Parę siniaków. Nie ma o czym mówić. Nagle

zauważył, że płakała. Pociągnął ją na pryczę.

— O co chodzi, Katina?

Poszłam do „Małej Łódki" poprosić wuja o po-

moc, ale nie chciał mnie nawet widzieć. Nikoli i

reszta

Mroczna

strona...

161

background image

jego towarzystwa piją na umór. To wszystko jest

okropne.

— Myślisz, że mogą coś szykować?

Powoli pokiwała głową.

— Chyba mają zamiar sami załatwić sprawę.

— Powiedziałaś Kytrosowi?

Nie. Wyszedł tuż przed moim przyjściem.

Lomax wstał, czując ucisk w dołku.
— Nie wygląda to najlepiej, co?

— Na ulicy stoi chyba z pięćdziesięciu mężczyzn —

powiedziała. — I z każdą minutą przybywają nowi.

Ponownie opadł na łóżko. W ustach nagle mu

zaschło. Katina wyjęła z kieszeni kurtki rewolwer i

podała mu.

— Niestety dosyć stary, ale najlepszy, jaki mogłam

zdobyć.

Zacisnął dłoń na wytartej kolbie i zmarszczył brwi.

— Chcesz, żebym tego użył?

— Czy Dimitri Paros jest wart tego, by za niego

umierać?

W tym właśnie momencie — widząc, że ona też nie

wierzy w jego niewinność — zdał sobie sprawę z całej

beznadziejności swojej sytuacji.

Masz jakiś pomysł? — spytał. — Nawet jeśli

obezwładnię Stavrou, nie mogę tak po prostu wyjść

przez frontowe drzwi. Jest jakieś tylne wyjście?

Tak. Prowadzi na ogrodzone murem podwórze.

Za nim jest następne i stamtąd dochodzi się do

wąskiej alejki, która ciągnie się dalej wzdłuż nabrzeżu-

Będę czekała z jeepem pod ratuszem.

— Pamiętaj, że jest ciemno. Mogę się łatwo zgubie-

Potrząsnęła głową.

162

background image

— Nie z Yannim. On już tam jest.

— A co potem?

Zorganizowałam to z Oliverem — odparła. —

Mam cię tylko dowieźć do willi, a on już będzie miał

łódź gotową do drogi. Za dwanaście godzin możesz

być w Turcji. To bardzo proste, naprawdę.

Przez chwilę zamierzał jej powiedzieć, że nic w życiu

nie jest proste, nie było jednak czasu. Na korytarzu

stuknęły buty i w zamku przekręcił się klucz.

Lomax zaczął się podnosić. Katina złapała go za

rękaw.
— Nie rób mu krzywdy — szepnęła. — To dobry

człowiek.

Skinął głową i czekał z bronią przy udzie. Drzwi

uderzyły o ścianę i wszedł Stavrou. — Przykro mi,

Katina — odezwał się. — Będziesz musiała iść. Jeśli

Kytros cię tu znajdzie, rozpęta się piekło.

Odwrócił się do Lomaxa i spojrzał w wylot lufy.

Zbladł i ramiona mu opadły. Nagle jakby postarzał

się o dziesięć lat. Ponownie odwrócił się do

dziewczyny rzucił gorzko:

— Ty suko. Stracę przez to pracę.

Rób, co ci mówię, a nic ci się nie stanie —

powiedział Lomax. — Zdejmij krawat i pasek i połóż

się twarzą do dołu na pryczy.

Stavrou niechętnie wykonał polecenie. Lomax podał

Katinie rewolwer, po czym związał strażnikowi ręce

nogi. Jako knebla użył chusty na głowę.

Wyszli. Lomax zamknął celę i poszedł za Katiną do

biura. Przy drzwiach dziewczyna przystanęła i spoj-

rzała na niego bez słowa. Na chwilę chwycił jej rękę,

163

background image

a kiedy wyszła, zamknął drzwi. Gdy spojrzał przez

szpary w okiennicach, zobaczył tłum stojący grupkami

na ulicy. Słyszał jakieś okrzyki i zrozumiał zawartą w

nich groźbę. Zgromadzeni na ulicy ludzie potrze-

bowali tylko przywódcy, kogoś, kto miałby odwagę

poprowadzić ich do środka. Lomax pomyślał, że

niedługo pewnie ktoś taki się znajdzie.

Popatrzył, jak Katina odjeżdża, a potem poszedł

korytarzem do tylnych drzwi. Były zabezpieczone

dwoma zardzewiałymi ryglami. Z trudem je odciągnął

i spróbował otworzyć drzwi. Ciągle jednak nie chciały

ustąpić, więc schował broń do kieszeni i zaczął dopa-

sowywać klucze na kółku. Czwarty przekręcił się

gładko i Lomax ostrożnie wyjrzał na zewnątrz.

Było bardzo cicho. Zanim ruszył dalej, poczekał

chwilę, aż oczy przyzwyczają się do ciemności.

Mur miał może dwanaście stóp wysokości. Gdy pod

nim przystanął, zachrzęścił jakiś kamień i u boku

Anglika pojawił się Yanni.

Tutaj, panie Lomax — odezwał się. — W rogu

rośnie stare drzewo oliwne.

Dobry chłopiec. — Lomax położył mu lekko

rękę na ramieniu. — Ruszajmy. Nie mamy dużo

czasu.

Yanni wdrapał się pierwszy, a Lomax za nim.

Zaprawa między kamieniami zaczynała się już sypać.

miał więc dobre oparcie dla stóp i wklinowany między

drzewo i mur, piął się szybko. W parę sekund znalazł

się na górze.

Chłopak poprowadził go dalej po murze, aż do

składu drewna, przy którym zeskoczył. Podszedł do

dużej bramy i otworzywszy judasza, wyjrzał na ze-

164

background image

wnątrz. Po chwili skinął głową i przeszedł przez wąski

otwór.

Stali na wybrukowanej alejce ciągnącej się między

murami. Było dosyć ciemno — jedyne światło padało z

odległej latarni.

Yanni odwrócił się, by coś powiedzieć, ale nagle na

drugim końcu alejki zrobiło się jakieś zamieszanie i

ktoś zawołał po grecku:

— Ucieka! Anglik ucieka!

W tym samym momencie rozległy się dwa strzały,

tak blisko siebie, że dla nie wytrenowanego ucha

brzmiały jak jeden. Yanni rzucił się do ucieczki, a

Lomax wyciągnął z kieszeni rewolwer, by odpo-

wiedzieć ogniem. Pociągnął za spust, ale broń się

zacięła.

Ciągle trzymając kurczowo bezużyteczny rewolwer,

odwrócił się i pobiegł z oczami utkwionymi w latarni,

stojącej w połowie alejki. Na bruku za nim dudniły

kroki, odbijając się echem od murów. Znowu huknął

strzał i kula świsnęła mu koło ucha.

Yanni przebiegał właśnie pod latarnią i odwrócił się.

Lomax cisnął w lampę rewolwerem, pogrążając alejkę

w ciemności, i popchnął chłopca dalej.

Po chwili dotarli do końca. Yanni zawołał bez tchu

przez ramię:

— Ostrożnie, panie Lomax! Jesteśmy na nabrze

żu. — Zwolnił i skręcił za róg, wpadając prosto

w ramiona jakiegoś krzepkiego rybaka.

Mężczyzna zaklął wściekle i chwycił chłopaka za

koszulę. Lomax podskoczył szybko, złapał napastnika

za nadgarstek i rąbnął nim o mur, używając biodra jako

dźwigni.

165

background image

— Uciekaj, Yanni! — krzyknął i chłopak skoczył

przez ulicę, niknąc w ciemności.

Rybak rzucił się naprzód, wyciągając wielkie łapy.

Lomax cofnął się o krok i kopnął go w brzuch. Kiedy

Grek padał, Lomax usłyszał jakieś pomieszane okrzyki

i odwróciwszy się ujrzał, że znajduje się nie więcej niż

pięćdziesiąt jardów od „Małej Łódki". Stała przed nią

jakaś ciężarówka, wyładowana ludźmi, inni tłoczyli

się dookoła. W świetle padającym z okien całkiem

wyraźnie dostrzegł Nikolego Aleko, patrzącego w jego

stronę. Rozległ się ryk tłumu, gdy Anglik został

rozpoznany.

Rzucił się do ucieczki w stromą uliczkę prowadzącą

na plac. Stopy ślizgały mu się na bruku, a za sobą

słyszał warkot silnika ciężarówki, która ruszyła pod

górę. W nocnym powietrzu uniosły się głosy popę-

dzające kierowcę, a kilku mężczyzn zeskoczyło na

ziemię i pobiegło za zbiegiem, szybciej pokonując

stromiznę niż obładowany samochód.

Nagle Lomax poślizgnął się i upadł i w noc wzbił

się wrzask triumfu. Zaraz jednak wstał i wbiegł na

plac. Ktoś strzelił ze strzelby. Lomax schylił się

gwałtownie, gdy nad jego głową świsnął śrut, i wtedy

pojawił się jeep, ślizgając się bokiem po wilgotnym

bruku, kiedy Katina gwałtownie zahamowała.

Podniosła się z karabinem przy ramieniu i wysłała w

stronę pogoni cztery kule, które odbiły się rykoszetem

przed ciężarówką — wóz zatrzymał się natychmiast, a

ci, którzy biegli obok, padli na ziemię.

Czekała na niego z twarzą jak wykutą z kamienia,

trzymając w ręku sportowego winchestera z celow-

166

background image

nikiem teleskopowym. Broń, którą dał jej tamtej nocy

na farmie, tak dawno temu.

Prawie upadł na przednie siedzenie. Katina podała

mu karabin i spytała:

— Co z Yannim?

Wpadliśmy w małe tarapaty — wysapał Lomax.

— Ale wszystko z nim w porządku. Na miłość boską,

spadajmy stąd.

Zapaliła i w pośpiechu ruszyła. Kiedy wjechali w

wąską uliczkę prowadzącą za miasto i przez most, z

naprzeciwka ukazała się inna ciężarówka. Lomax w

przelocie dostrzegł zaskoczoną, przerażoną twarz

kierowcy, który skręcił ostro kierownicą i rąbnął w

mur, zagradzając drogę. Pierwsza ciężarówka wspięła

się już na górę i pędziła teraz, by zablokować drogę na

drugą stronę góry.

W ostatniej chwili kierowca zahamował, żeby unik-

nąć zderzenia, i Katina wpadła w wąską, krętą uliczkę

między domami i dalej na polną drogę prowadzącą do

farmy.

Cokolwiek się miało teraz stać, została im tylko

jedna droga do willi. Na piechotę przez góry.

background image

16

UCIECZKA

Dotarli do farmy dobre pięć minut przed ciężarów-

ką. Katina stanęła na podwórzu, koło stodoły, a Lo-

max wysiadł i pochylił się nad korytem, by spryskać

sobie twarz wodą. Kiedy podniósł głowę, zobaczył, że

Katina patrzy na niego, marszcząc brwi.

— O co chodzi? — zapytał.

— Staliśmy tu już kiedyś razem — odparła powoli.

Skinął głową.
— Pamiętam.

Wzdrygnęła się lekko.

Czy to jest wtedy, czy teraz, Hugh?

— Nie wiem, Katino — powiedział. — Może w ja

kiś dziwny sposób jedno jest częścią drugiego.

Chwyciła go za rękę i w tym momencie pojął z

całkowitą pewnością, że ona jest wszystkim, czego

kiedykolwiek pragnął. Pocałował ją w usta, a cięża-

rówka za nimi przejechała nad krawędzią kotliny i

zaczęła zjeżdżać do farmy.

Przebiegli przez podwórze, zanurkowali pod płotem

i zaczęli się wspinać na wzgórze porośnięte drzewami

168

background image

oliwnymi. Katina prowadziła, mimo ciemności poru-

szając się zręcznie po znajomym terenie.

W oddali złowieszczo zadudnił grzmot, poza tym

jednak nad wszystkim wisiała dziwna, nienaturalna

cisza. Ciężarówka zatrzymała się na podwórzu w dole,

silnik zgasł i trzasnęły jakieś drzwi.

Katina wyszła spod osłony gaju oliwnego i ruszyła

dalej nagim zboczem, a Lomax za nią. W tej właśnie

chwili księżyc wysunął się zza chmury, oblewając

wszystko ostrym białym światłem. Nagły krzyk z dołu

świadczył o tym, że ich dostrzeżono. Anglik spojrzał

za siebie i zobaczył stojącą na środku podwórza

ciężarówkę i białe twarze mężczyzn patrzących w górę.

Za nimi w stronę farmy zjeżdżał drugi wóz.

Katina była już w połowie drogi przez zbocze.

Lomax poluzował pasek przy winchesterze, zarzucił

go sobie na plecy i pobiegł za nią.

Znowu był ścigany — ogarnęło go znajome ner-

wowe podniecenie, które wyostrzało wszystkie zmy-

sły. Przystanąwszy na krawędzi małego płaskowyżu

spojrzał w dół i zobaczył pogoń, rozciągniętą już w

tyralierę na zboczu. Niektórzy nieśli latarnie, a gdy

druga ciężarówka się zatrzymała, Lomax usłyszał

szczekanie psów.

W powietrzu świsnęła kula, ginąc gdzieś w prze-

strzeni. Cofnął się tak, że nie był już widoczny. Katina

podeszła do niego z zatroskaną twarzą.

— Kytrosa na pewno z nimi nie ma. On nigdy by

na to nie pozwolił.

Lomax starł wierzchem dłoni pot z czoła.

— Nie ma się czym martwić. Mamy dobry start.
Potrząsnęła głową.

169

background image

— Nie bądź taki pewny. Wielu z nich to farmerzy

i pasterze. Znają góry. Mogą je przejść dwa razy

szybciej niż my.

Zamiast iść po przekątnej, ruszyła prosto pod górę.

Stok wznosił się coraz bardziej stromo, aż w końcu

stał się prawie pionowy, z kępkami trawy sterczącymi

z nagiej skały.

Doszli do podnóża łachy luźnych kamieni i łupków i

Katina przystanęła, oglądając się przez ramię.

— Jak sobie dajesz radę? — spytała, gdy do niej

dołączył.

Zdobył się na uśmiech.

— Powiedzmy, że nie jestem już taki młody.

— Teraz musisz być ostrożny. Droga jest zdra-

dliwa.

Zaczęła się wspinać powoli, próbując każdą kępę

trawy, każdy krzak i kamień, a Lomax szedł za nią. Po

chwili zapomniał o ścigających ich ludziach i o nie-

bezpieczeństwie — ogarnęła go cicha radość, że jest tu

razem z nią.

W pewnym momencie oparł się zbyt mocno o jakiś

otoczak, a ten oderwał się nagle i stoczył w dół, pod-

skakując z hukiem i wzbudzając nocne echo. Lomax

zdążył odskoczyć. Doszedł go głos Katiny:

— Nic ci się nie stało?

— O mało co — zawołał cicho w odpowiedzi i

znowu zaczął się piąć.

W chwilę później znalazł się na skraju rozległego

płaskowyżu. Odwrócił się i wbił wzrok w mrok doliny,

ale nie dostrzegł prześladowców.

Katina stanęła obok niego.

— Wybrali łatwiejsze obejście — powiedziała. —

170

background image

Pamiętasz tę drogę, z której skorzystaliśmy tamtej

pierwszej nocy, kiedy prowadziłam cię do willi?

— A teraz jak pójdziemy?
Wskazała na wielką skałę po drugiej stronie płas-

kowyżu. Była skąpana w świetle księżyca, szczeliny i

pęknięcia rozgałęziały się na jej powierzchni jak

ciemne palce. Lomax gwizdnął cicho.

— Jesteś pewna, że to się da zrobić?

Skinęła głową.

— Oczywiście. Jako młoda dziewczyna wchodziłam

na nią wiele razy. To nie jest wcale takie straszne, jak

wygląda.

Odwróciła się i poszła pierwsza między dużymi

otoczakami. Kiedy dotarli do podstawy skały, Lomax

zauważył, że tworzyły ją lekko przechylone do tyłu

płyty, bardzo mocno popękane.

Katina od razu zaczęła się wspinać, więc ruszył w

jej ślady. Nie patrzył w dół, dopóki nie weszli na

wysokość jakichś pięćdziesięciu stóp. Przez chwilę

wydawało mu się, że unosi się w przestrzeni. Zamknął

oczy i zaczął głęboko oddychać. Gdy otworzył je po-

nownie, wszystko było w porządku.

Potem nie spoglądał już w dół, tylko piął się

wytrwale. Pięć minut później przeszedł ponad krawę-

dzią jakiegoś szerokiego występu, częściowo osłonię-

tego pochyloną płytą skalną, i znalazł się przy czeka-

jącej na niego Katinie.

— Wszystko w porządku? — spytała.

Teraz, kiedy przestał się wspinać, poczuł, że ręce i

nogi lekko mu drżą, ale z uśmiechem pokiwał głową.

— Zatrzymujemy się tutaj? — spytał z kolei.

— Nie mamy czasu. Nawet idąc tędy będziemy

171

background image

mieć szczęście, jeśli dotrzemy do świątyni przed naj-

szybszymi z mężczyzn, którzy idą drogą.

Znowu ruszyła pod górę. Lomax starał się zapom-

nieć o bolących kończynach i skoncentrować na wspi-

naczce. Od morza powiał wiatr, przenikając przez jego

wełniany sweter, i ponownie rozległ się grzmot, tym

razem jednak dużo bliżej.

Przeszedł nad krawędzią ostatniej wielkiej płyty.

Ponad nimi prostopadła ściana wznosiła się sto stóp w

noc. Lomax odchylił głowę, patrząc na nią, a zimny

wiatr osuszył mu czoło.

Katina pokazała mu ciemny komin, ciągnący się w

skale aż na sam szczyt.

— Wygląda niezbyt zachęcająco, ale to najłatwiej

sza część wspinaczki.

Uśmiechnął się z pewnym wysiłkiem.

— Wierzę ci na słowo.

Poczekał, aż zniknie w ciemności nad nim, i dopiero

wtedy sam ruszył. Powiesił sobie winchestera na szyi i

zastosował popularną technikę alpinistyczną wkli-

nowując się w komin, z plecami opartymi o jedną

ścianę, a stopami o drugą, i odpoczywając co piętnaś-

cie—dwadzieścia sekund. Po chwili stwierdził, że może

się wspinać normalnie, w skale było bowiem mnóstwo

drobnych uchwytów dla rąk. Dziesięć minut później

dołączył do Katiny.

Stali na brzegu głównego płaskowyżu na szczycie

góry, trzysta jardów za świątynią i grobem Achillesa.

Pod nimi cała południowa strona wyspy opadała w

świetle księżyca do morza.

Widok zapierał dech w piersiach, lecz Lomax wciąż

był świadom nienaturalnej ciszy panującej wokół —

172

background image

od horyzontu zbliżało się szybko ciemne pasmo

chmur, wymazując po drodze gwiazdy. Nad ich

głowami zagrzmiało.

— Niedługo będzie burza — odezwała się Kati-

na. — To da nam dobrą osłonę przy schodzeniu.

Ruszyli naprzód, ale nagle gdzieś z prawej strony

wiatr przyniósł jakiś okrzyk. Lomax odwrócił się i

ujrzał trzech mężczyzn wynurzających się nad kra-

wędzią płaskowyżu. Mieli ze sobą dwa psy gończe,

znajdowali się w odległości nie więcej niż dwustu

jardów, wyraźnie widoczni w jasnym świetle księżyca.

Anglik uniósł karabin i strzelił. Jeden z psów

podskoczył i zniknął za krawędzią.

— To powinno ich na chwilę zatrzymać. — Po

pchnął lekko Katinę. — Uciekajmy stąd.

Rzucili się biegiem w stronę świątyni. Lomax

zerknął w prawo i zobaczył, że trójka mężczyzn z

drugim psem rusza szybko po równoległym torze. z

oczywistym zamiarem odcięcia im drogi. Jeden z nich

wyprzedził swoich towarzyszy o dobre pięćdziesiąt

jardów i ciągle tę odległość powiększał. W chwilę

później wszyscy zniknęli za niewielkim wzniesieniem.

Lomax pobiegł za Katiną pomiędzy głazami, śliz-

gając się i potykając na nierównym gruncie. Kiedy

znaleźli się na tarasie świątyni i ruszyli po mozaikowej

podłodze, z cienia na prawo od nich wynurzył się

Nikoli Aleko.

Czarna przepaska na oku wyraźnie odbijała od jego

twarzy, a zęby miał obnażone w dzikim grymasie. W

prawej ręce trzymał nóż do patroszenia o matowym

ostrzu.

173

background image

Lomax gwałtownie odepchnął Katinę na bok i sko-

czył na Greka z biegu. Gdy nóż poszedł do góry,

odparował go lufą winchestera, jednocześnie wbijając

kolbę w odsłoniętą szczękę Nikolego. Nie wydając z

siebie żadnego dźwięku, Aleko zatoczył się do tyłu na

filar i upadł na twarz.

Kiedy Lomax zbiegał po zboczu do kotliny, rozległ

się huk grzmotu. Zaczęło padać. Minął pasterską chatę

i ruszył za Katiną zdradzieckim pasem łupków i luźnej

ziemi, ciągnącym się trzysta czy czterysta stóp przez

wielki opadający wąwóz.

Gdy Katina dotarła do połowy, przystanęła i obej-

rzała się za siebie. Noga jej się obsunęła, ale roz-

paczliwie wbiła obcasy w ziemię i jakoś zdołała

utrzymać równowagę. Lomax przyspieszył i po chwili

byli razem.

Do tego czasu deszcz przeszedł już w potężną

ulewę, która tłumiła wszelkie dźwięki. Lomax nachylił

się, kiwając zachęcająco głową. Ogromna błyskawica

na ułamek sekundy zamieniła noc w dzień, a usta

Katiny otwarły się w bezgłośnym krzyku.

Obejrzał się szybko. Na skraju kotliny, nie dalej niż

dwadzieścia jardów od nich, stali dwaj towarzysze

Aleko z pozostałym przy życiu psem. W tym samym

momencie zwierzę skoczyło do przodu.

Gdy wylądowało przy nich, Lomax zamachnął się

winchesterem i nagle cała ziemia pod nim się obsunęła.

Doszedł go alarmujący krzyk Katiny, warczenie psa i

już wszyscy zjezdżali w dół wąwozu na wielkiej fali

ziemi i kamieni.

Puścił karabin i wbił w zbocze obie ręce, było już

jednak za późno. Przez okropną chwilę wydawało mu

174

background image

sięe, że pędzi na wietrze w noc i deszcz, ale zaraz

niespodziewanie zwolnił, gdy teren się wyrównał.

Usłyszał w ciemności wołanie Katiny i ześlizgnął

się do niej. Stała w płytkiej wodzie obok dużego

otoczaka.

— Nic ci się nie stało? — spytał z niepokojem.

Oparła się o niego mocno, obejmując go za szyję.

— Myślałam, że nigdy się nie zatrzymam.

— Przynajmniej przebyliśmy tę drogę w rekor-

dowo krótkim czasie — stwierdził. — Lepiej nie

zmarnujmy tego.

W tym momencie osunęło się na nich trochę ziemi i

gdzieś powyżej zawarczał pies. Za chwilę wyleciał z

ciemności i wylądował z pluskiem sześć stóp od nich.

Lomax odepchnął Katinę, podniósł duży kamień i

gdy zwierzę ruszyło do ataku, opuścił go z całą swoją

siłą. Rozległ się trzask kości, pies wydał z siebie

przeraźliwy skowyt i zwalił się do wody.

Anglik odwrócił się, z trudem łapiąc oddech. Wziął

Katinę za ramię i razem wydostali się po śliskich

głazach z sadzawki. W chwilę później schodzili w ule-

wie po zboczu góry.

background image

17

KONFESJONAŁ

Kiedy dotarli do willi, Katina utykała mocno i Lo-

max podtrzymywał ją przy przechodzeniu przez rów i

drogę.

Brama była otwarta, a wisząca w niej lampa koły-

sała się na wietrze, na przemian rzucając plamę światła

w ciemność i cofając się. Poszli wąską, wyłożoną

płytkami ścieżką między drzewami oliwnymi, w

ulewnym deszczu, który zdawał się głuszyć wszelkie

dźwięki. Lomax przemókł na wylot, ciemne włosy

przylepiały mu się do czoła. Bolał go każdy mięsień

ciała, a stawianie jednej stopy przed drugą kosztowało

go sporo wysiłku.

Katina była kompletnie wyczerpana. Gdy dochodzili

na skraj drzew, zatoczyła się i Lomax złapał ją w

ramiona. Przytuliwszy ją, powiedział cicho:

— Już niedługo. To prawie koniec.

I wtedy usłyszał dźwięki fortepianu, tak jak już

kiedyś w tym samym miejscu, pełne zadumy i tę-

sknoty. Znowu był w potrzasku między teraźniej-

szością a przeszłością i stał tak w deszczu, trzymając

176

background image

dziewczynę, przepełniony dziwnym, sprawiającym ból

smutkiem.

Oszklone drzwi były uchylone i róg zasłony z czer-

wonego aksamitu falował na deszczu, porywany pod-

muchami wiatru. Katina odsunęła ją i weszli do

środka.

Na dużym kominku płonął ogień, a pokój był

oświetlony lampą stojącą na fortepianie. W jej świetle

włosy van Horna błyszczały jak srebro. Miał na sobie

bonżurkę z prążkowanego zielonego jedwabiu.

Wstał i podszedł do nich.

— Myślałem, że już nigdy nie przyjdziecie. Co się

stało?

W tym momencie Katina westchnęła, po czym

zaczęła osuwać się na podłogę. Lomax pochwycił ją i

zaniósł na otomanę.

Van Horn usiadł przy niej, odwinął kciukiem po-

wiekę i zbadał tętno. Po chwili podniósł wzrok.

— Jest zupełnie wykończona. Niech pan przyniesie

brandy. Jest w kredensie pod półkami z książkami.

Lomax znalazł butelkę i dwa kieliszki. Napełniwszy

jeden, podał go van Hornowi, z drugiego zaś skorzy-

stał sam. Od razu poczuł się lepiej. Nalał sobie nową

porcję, patrząc jak van Horn unosi głowę Katiny i siłą

otwiera jej usta. Dziewczyna zakrztusiła się, zaczęła

kaszleć i w końcu otworzyła oczy.

Spróbowała usiąść i van Horn powiedział:

W porządku, kochanie. Jesteś w mojej willi.

Wbiła w niego tępe spojrzenie, ale nagle oprzytom

niała całkowicie.

— Łódź jest gotowa? — Skinął głową, a ona

opuściła nogi na podłogę. — Więc po co tu siedzimy?

12 — Mroczna strona...

177

background image

Chciała wstać, lecz Lomax przytrzymał ją.

— Nie ma pośpiechu, Katino — powiedział. — Już

nie. Nigdzie nie jadę.

Spojrzała na niego ze zdumieniem.

— Niech pan nie będzie głupcem, Lomax — ode

zwał się van Horn. — Słyszałem, że oskarżył pan

Alexiasa o zamordowanie Dimitriego Parosa, ale nie

ma pan możliwości tego dowieść.

Lomax poczęstował się papierosem ze srebrnego

pudełka na fortepianie. Zapalił go powoli i wydmuch-

nął długą smugę dymu. Czuł się bardzo zmęczony.

— Ja wcale nie uważam, że to Alexias zamordo

wał Dimitriego — stwierdził cicho. — Uważam, że

to pan.

Rozległ się nowy grzmot, a deszcz przybrał nagle na

sile, bębniąc o szyby. Wyraz twarzy van Horna nie

zmienił się ani trochę.

— Jest pan zupełnie pewien, że wie, co mówi? —

spytał spokojnie.

Katina wstała i podeszła do Lomaxa z rozszerzo-

nymi oczami na bladej twarzy.

— Co ty wygadujesz, Hugh?

Łagodnie położył dłonie na jej ramionach.

— W alejce za więzieniem ktoś usiłował mnie

zabić. Ktoś, kto wiedział, że będę tamtędy wychodził.

I ten rewolwer, który mi dałaś. Z jakiegoś dziwnego

powodu nie chciał wystrzelić. — Spojrzała na niego

z przerażeniem w oczach, a on ciągnął: — Czy van

Horn wiedział, że twój wuj gra z ojcem Janem Mika-

im w szachy każdego czwartkowego wieczoru?

Skinęła głową.

— Wszyscy o tym wiedzą.

178

background image

— Więc dlaczego mi tego nie powiedział, kiedy

oznajmiłem, że mam zamiar złożyć mu wizytę? —

Obróciła się powoli i spojrzała na van Horna. Lomax

mówił dalej: — Kiedy dotarłem na farmę, czekali tam

na mnie w ciemności Dimitri i bracia Samos. Było na

to tylko jedno możliwe wyjaśnienie: Dimitri spodzie

wał się mnie, ponieważ ktoś ostrzegł go, że przyjdę.

Ale wiedziała o tym tylko jedna osoba...

Van Horn uśmiechnął się lekko.

— To się nie trzyma kupy. W jaki niby sposób,

u diabła, zdążyłbym się z nim skontaktować? Jeepa

wzięła Katina.

Odpowiedziała mu właśnie Katina:

— Rozmawiałeś z kimś przez telefon, gdy przy

szłam z kuchni, a Dimitri prawie co noc pracuje

w „Małej Łódce". Każdy to wie.

Van Horn zapalił papierosa — ręka mu nawet nie

drgnęła.

Ciągle jednak nie potrafi pan udowodnić mojej

obecności na farmie w czasie morderstwa. Żaden sąd

przysięgłych na świecie nie uwierzy ani przez chwilę,

że człowiek w moim wieku i przy moim stanie zdrowia

mógłby dwa razy przejść przez górę tego samego

wieczoru w ciągu paru godzin.

Owszem, nie dawało mi to spokoju — odparł

Lomax. — Dopóki nie przypomniałem sobie, że

Katina mówiła mi kiedyś o pomoście u stóp skał,

niedaleko farmy. — Spojrzał na nią. — Ile, według

ciebie, trwałoby dopłynięcie tam morzem z tego

miejsca?

Dwadzieścia minut — stwierdziła. — Często to

robiłam. Oliver też.

179

background image

Lomax popatrzył pytająco na „van Homa.

Czy mógłby pan zaręczyć, że łódź nie była dziś

wieczorem na morzu? Zawsze możemy to sprawdzić.

Pańskie wywody nie mają sensu — powiedział

Van Horn. — Jaki mógłbym mieć powód do zabicia

Dimitriego Parosa?

— To tylko przypuszczenie, ale być może Dimitri

odkrył, że to właśnie pan odpowiada za śmierć jego

ojca...

Katina wciągnęła głośno powietrze. Opanowanie

Van Horna jakby się załamało, ale po chwili odparł

kpiąco:

To na nic, panie Lomax. Wszyscy wiedzą, co

przeszedłem w Fonchi.

Kiedy dzisiaj rozmawialiśmy o tym, powiedzia-

łem panu, że posądzam o zdradę Alexiasa Pavlo.

zwrócił mi pan wtedy uwagę, iż najpierw musiałbym

wyjaśnić, w jaki sposób Niemcy się do niego dobrali.

Mogę zrobić coś lepszego. Mogę pokazać, w jaki

sposób dobrali się do pana.

Obawiam się, że mówi pan od rzeczy — stwier-

dził van Horn, chociaż twarz mu mocno pobladła, i na

czole pojawiły się głębokie bruzdy.

Kiedy po raz pierwszy byłem w tym domu

siedemnaście lat temu, Joe Boyd pożyczył sobie tomik

pańskiej poezji wojennej pod tytułem Pozostały przy

życiu — powiedział Lomax. — Był oprawiony w zie-

loną skórę ze złotymi napisami i stanowił część pełnej

edycji pańskich dzieł. — Podszedł do półek z książ-

kami i wrócił z cienkim zielonym tomem, który rzucił

na stół. — To właśnie ta książka. Zauważyłem ją już

wcześniej, gdy Katina przywiozła mnie tu z hotelu.

180

background image

Dopiero jednak dzisiaj wieczorem zdałem sobie spra-

wę, że nie powinno jej tu być.

— Nie rozumiem — wtrąciła Katina.

Ale van Horn rozumie doskonale. Widzisz, Joe

Boyd zapomniał oddać tę książeczkę. Miał ją w kie-

szeni munduru, kiedy ruszyliśmy do akcji. Przypom-

niałem to sobie dopiero dziś, po tych wszystkich

latach. Niemcy musieli ją znaleźć przeszukując ciało.

Nic dziwnego, że Steiner śmiał się ze mnie, gdy mu

powiedziałem, iż nie byliśmy w kontakcie z nikim na

wyspie.

Van Horn wziął tomik do ręki i przyjrzał mu się. Po

chwili westchnął.

— Szkoda byłoby psuć kolekcję. Dostałem ją od

mojego amerykańskiego wydawcy przed samą wojną.

Podszedł do półek i odłożył książkę na miejsce, a

potem nalał sobie drinka z karafki stojącej w kreden-

sie. Kiedy się odezwał, jego głos brzmiał dziwnie

odlegle. Było to prawie tak, jakby mówił o czymś, co

przydarzyło się komuś innemu.

— Ma pan rację, oczywiście. Znaleźli książkę i Stei

ner przyszedł prosto do mnie. Próbowałem się wy

pierać, ale nic to nie dało.

Katina podeszła do niego.

— Dlaczego im powiedziałeś? — Chciał się od

wrócić, ale chwyciła go za ramię i okręciła twarzą do

siebie. — Dlaczego, Oliverze?

Wzruszył ramionami.

Bo się bałem. Zagroził, że wyśle mnie do gesta-

po w Atenach.

— Tylko tyle?

Van Horn potrząsnął głową.

181

background image

— Nie, przysiągł, że zniszczy każdą sztukę z mojej

kolekcji. Rozbił amforę tylko po to, by mi pokazać.

iż nie żartuje.

Odwróciła się z odrazą na twarzy, a Lomax zapytał:

— Dlaczego Steiner trzymał pana w tutejszym

więzieniu, zamiast wysłać wraz z innymi do Fonchi?

Pańska domniemana śmierć w drodze na Kretę

uczyniła z pana dogodnego kozła ofiarnego — odparł

van Horn. — Steiner miał zamiar wypuścić mnie po

sześciu miesiącach z powodu mojego stanu zdrowia.

— Żebyś mógł donosić na innych? — spytała

Katina.

Zignorował ją i mówił dalej:

— Niestety Steiner został zabity, a jego następca

nic nie wiedział o tej umowie. Wkrótce po przejęciu

dowództwa kazał przewieźć mnie do Fonchi.

— A więc skazałeś nas wszystkich na piekło na

ziemi, ponieważ się bałeś — odezwała się Katina. —

Z powodu twojej głupiej kolekcji?

Przecierpiałem tyle samo, co wszyscy. Widział

pan, co mi zrobili, Lomax. Kiedy mi pan powiedział,

że podejrzewa Alexiasa i że chce odsłonić przed nim

karty, ogarnęła mnie panika. Wiedziałem, że na pewno

coś pan odkryje, jeśli będzie pan kopał dosyć długo.

— Więc skontaktował się pan z Dimitrim?

Van Horn skinął głową.
— Powiedział, że zajmie się tym, ale nalegał na

spotkanie ze mną. Popłynąłem łodzią, jak pan odgadł.

Kiedy tam dotarłem, był pijany. Najwyraźniej dodał

dwa do dwóch.

182

background image

I zdał pan sobie sprawę, że ma zamiar pana

szantażować?

— Na stole leżał nóż do patroszenia. Myślałem, że

jeśli go użyję, Kytros będzie sądził, iż mordercą był

jakiś rybak.

— Dość niezwykły sposób zabicia człowieka.

Van Horn wzruszył ramionami.

— Sztuczka, której nauczyłem się w okopach. Ni

gdy się tak naprawdę nie zapomina, jak robić takie

rzeczy. Powinien pan to wiedzieć lepiej niż większość

ludzi.

Lomax nie dał się sprowokować.

— A ta sprawa w alejce na tyłach więzienia? Mia

łem rację?

Van Horn skinął głową.

— Kiedy Katina przyszła tu prosić o pomoc

w wydostaniu pana, nie mogłem odmówić. Nawia

sem mówiąc, rewolwer, który jej dałem, miał znisz

czoną iglicę. Gdy odjechała jeepem, ruszyłem za nią

do miasta na starym rowerze, który od lat stoi

w stajni.

Lomax zaczynał być coraz bardziej zmęczony.

Więc zabijał pan? — powiedział. — I sprawiał,

że ja również zabijałem? I po co, van Horn? Dla

jakiego końca?

Nie wiem — odparł van Horn. — Naprawdę nie

wiem. Czy kiedykolwiek coś ma jakiś koniec?

Wsunął prawą rękę do kieszeni i wyjął rewolwer.

Katina cofnęła się szybko, a Lomax powiedział:

— Jeszcze więcej zabijania, van Horn? Ale na

mnie nie będzie pan mógł skończyć. Co z Katiną? Ją

też pan zastrzeli?

183

background image

— Nie sądzę — odezwał się znajomy głos i przez

oszklone drzwi wszedł Kytros, mając u boku Alexiasa

Pavlo.

Oczy van Horna szybko zwróciły się w ich kierunku.

Lomax odepchnął Katinę na bok i skoczył. Spóźnił się

jednak. Van Horn strzelił z bezpośredniej odległości i

ciężki pocisk trafił Anglika w prawe ramię, odrzucając

go na fortepian. Katina krzyknęła, a Lomax padając

zawadził ręką o lampę, przewrócił ją i pogrążył pokój

w ciemności.

background image

18

PYŁ I POPIOŁY

Przez chwilę panowała jedynie ciemność i spowo-

dowane przez nią zamieszanie. Lomax poczuł przy

sobie Katinę. Kiedy zapalono główne światło, nie było

śladu van Horna ani Alexiasa. Kytros podszedł do

drzwi prowadzących do hallu, ale nie dały się

otworzyć.

— Nie ucieknie daleko — stwierdził spokojnie. —

Podjąłem środki ostrożności i zamknąłem główną

bramę. A Stavrou pilnuje ścieżki na wzgórze.

Lomax sięgnął do krawędzi fortepianu i z pomocą

Katiny wstał. Rana mocno krwawiła, więc dziewczyna

wzięła ze stołu haftowaną serwetę i zrobiwszy z niej

gruby tampon, wepchnęła Lomaxowi pod sweter.

Czy to groźne? — zapytał Kytros podchodząc.

Lomax potrząsnął głową.

— Przeżyję. Ile czasu byliście na tarasie?

— Wystarczająco długo. — Kytros uśmiechnął się

lekko. — Wiedziałem wszystko, jeszcze zanim tu

przyszedłem. Mówiłem panu, że czekam, aż doktor

Spanos skończy autopsję. Stwierdził dwa bardzo in

teresujące fakty.

185

background image

— Nie rozumiem...

— Po pierwsze, Dimitri Paros został zabity wcześ-

niej, niż przypuszczaliśmy. To, że jego ciało leżało tak

blisko ognia, opóźniło sztywnienie pośmiertne.

— A po drugie?

— Padając, Dimitri roztrzaskał zegarek, który sta-

nął dokładnie na godzinie dziewiątej. — Kytros wes-

tchnął. — Musi pan wybaczyć prostemu policjantowi z

wyspy, że nie zauważył tego wcześniej.

— A o dziewiątej ja byłem na morzu z braćmi

Samos.

Alexias natomiast grał w szachy z ojcem Janem.

Ale co naprowadziło pana na ślad van Horna?

— W pierwszym rzędzie prosta logika — odparł

Kytros. — Riki Samos zeznał, że ktoś przekazał

Dimitriemu poufną informację o pańskim zamiarze

pójścia na farmę, ale nie wiedział, kto to. Z tego, co mi

pan powiedział wcześniej, wyglądało, że tylko jedna

osoba mogła być za to odpowiedzialna. Potem

odkryłem, że Dimitri opuścił „Małą Łódkę" po

otrzymaniu telefonu. A na wyspie niewiele jest te-

lefonów.

— Telefonistka pamiętała, kto do niego dzwonił?

Kytros skinął głową.

— Zatrzymałem się, by wziąć ze sobą Alexiasa,

i dowiedziałem się, że jest pan na wolności. Wtedy na

posterunku pojawił się Yanni, okropnie zrozpaczony,

bo sądził, że rozerwą pana na strzępy tam na górze.

— A pan tak nie myślał? — spytał Lomax.

Kytros pozwolił sobie na uśmiech.

— Uważałem to za mało prawdopodobne. Biorąc

pod uwagę pańskie dawne wyczyny na tych wyspach...

186

background image

— Kolejna rzecz, za którą powinniśmy podzięko

wać Yanniemu — wtrąciła Katina.

Kytros skinął głową.

— To dobry chłopak. Szkoda, że nie ma nikogo,

kto by się nim zajął.

— Chyba można będzie to załatwić — stwierdził

Lomax.

Na zewnątrz rozległo się płaskie echo strzału i z ta-

rasu wbiegł Alexias.

— Jest w ogrodzie — rzucił ochrypłym głosem.

Kytros wyjął z kabury rewolwer.

Myślę, że byłoby lepiej, gdybyście tu zostali.

Podszedł do oszklonych drzwi, a Lomax za nim.

Na dworze deszcz rozmywał światło lamp na tarasie.

Dalej panowała ciemność.

Rozległ się kolejny strzał, po nim zaś suchy, zło-

wieszczy terkot pistoletu maszynowego.

— Stavrou! — krzyknął Kytros i przebiegł przez

taras, niknąc w ogrodzie.

Po chwili przez ścianę deszczu doszły ich liczne

głosy i szczekanie psów. Katina dotknęła ramienia

Lomaxa i wskazała ręką. W ciemnościach po drugiej

stronie drogi zbiegali ku willi ze wzgórza mężczyźni z

latarniami.

W ogrodzie panowała prawie zupełna cisza i Lomax

pod wpływem nagłego impulsu pobiegł w głąb ogrodu,

trzymając się za zranione ramię. Przycupnął pod

krzakiem, moknąc na deszczu. Po chwili dołączyła do

niego Katina.

— To szaleństwo — zaprotestowała.

Nie odpowiadając, ruszył ostrożnie naprzód po-

między drzewami oliwnymi. Hałas na zboczu ponad

nimi stawał się coraz głośniejszy i groźniejszy.

187

background image

Zza jakiegoś drzewa wyszedł do nich Kytros. Zanim

zdążył cokolwiek powiedzieć, coś się poruszyło w

krzakach po drugiej stronie ogrodu i znowu zaterkotał

pistolet maszynowy. Stavrou krzyknął coś nie-

zrozumiałego. Z krzaków wybiegł van Horn, osłania-

jąc sobie twarz ramieniem. Wpadł na drzewo i stanął

tam, wpatrując się w nich poprzez mgiełkę oddechu.

W żółtym świetle jego skóra przypominała pergamin i

wyglądał na starego, zmęczonego i pokonanego.

Odwrócił się i chwiejnym krokiem ruszył wzdłuż

podjazdu w stronę głównej bramy. Gdy do niej dotarł,

z góry ruszyli ludzie i rozsypali się po drodze.

Lomax i Katina zatrzymali się. Z tyłu za nimi

pojawił się Alexias. Panowała cisza, jakby ludzie za

bramą w jakiś sposób zdali sobie sprawę, że dzieje się

coś niezwykłego.

Spomiędzy drzew wynurzył się Stavrou i czekał z

lufą swojego pistoletu maszynowego skierowaną w

kierunku bramy. Kytros skinął mu głową i sam ruszył

naprzód. Po chwili stanął na lekko rozstawionych

nogach, trzymając rewolwer przy udzie.

— Niech pan rzuci broń, panie van Horn — za-

wołał. — Niech już nikt w tej sprawie nie cierpi.

Van Horn zaczął podnosić rewolwer, zaciskając

palec na spuście. W tym samym momencie Kytros

wyciągnął raptownie ramię do przodu i strzelił. Ciężka

kula rzuciła van Horna na bramę. Sięgnął do tyłu,

chcąc złapać się lewą ręką jednej z żelaznych sztab, by

utrzymać się na nogach. Znowu uniósł broń i Kytros

strzelił w niego dwa razy.

Van Horn osunął się na ziemię z rękami złożonymi

na brzuchu. Kiedy Lomax podszedł do niego, pod-

188

background image

niósł wzrok i usiłował coś powiedzieć, po chwili

jednak zaczął się dusić i krew trysnęła mu z ust jasnym

strumieniem.

Tłum za bramą stał spokojnie w deszczu, nie rozu-

miejąc jeszcze, co się stało. Alexias podszedł do

Lomaxa — wyglądał na bardzo zmęczonego i starego,

jakby nagle życie stało się dla niego zbyt wielkim

ciężarem. Usiłował znaleźć jakieś słowa, ale bezsku-

tecznie, i w końcu skierował się do bramy. Kytros

otworzył ją, a Alexias wyszedł i zaczął coś mówić do

zgromadzonych ludzi.

Sierżant przyklęknął przy van Hornie i obejrzał

ciało.

Po chwili podniósł wzrok i powiedział spokojnie:

— Nie ma w tym niczyjej winy, panie Lomax. Ten

człowiek chciał umrzeć. Świadomie sprawił, że go

zabiłem.

Lomax stał, ściskając zranione ramię i czując krew

sączącą się między palcami. Potem odwrócił się i po-

szedł podjazdem do willi.

Frontowe drzwi stały otwarte w noc; Lomax minął

hall i wąski pobielony korytarz. Wszedł do wielkiego

szklanego pokoju, w którym znajdowała się ceramika

van Horna.

Gabloty, jakby zawieszone w nocy, otaczały wielką

czerwono-czarną amforę, która również wydawała się

unosić w powietrzu.

Stał, patrząc na nią z mokrą od potu twarzą, i nagle

zalała go fala ślepej, bezmyślnej wściekłości. Rzucił

się naprzód i strącił amforę z cokołu. Tysiąc

kawałków rozsypało się po podłodze. Wstrząsnął nim

suchy szloch.

189

background image

Wyszedł na balkon i w jakiś sposób zaraz znalazła

się obok niego Katina.

— Pył i popioły, Katina — powiedział załamują-

cym się głosem. — Pył i popioły.

Wiem, Hugh — odparła po prostu.

Stał przy balustradzie patrząc na rozpościerające się

przed nimi piękno. Przestało padać i świeżość mokrej

ziemi wisiała w wilgotnym powietrzu. Żył.

Po chwili objął Katinę zdrowym ramieniem i weszli

z powrotem do domu.

background image

SPIS TREŚCI

CZĘŚĆ PIERWSZA: DŁUGI POWRÓT................................

7

1.

Na Kyros nic się nie zmienia............................................

9

2.

Mężczyzna o imieniu Alexias .......................................

18

3.

Dwie świece dla świętej Katarzyny ................................

31

4.

Achilles z brązu................................................................

41

CZĘŚĆ DRUGA: NOCNY PRZYBYSZ................................

49

5.

Pod osłoną ciemności........................................................

51

6.

Chęć zabijania...................................................................

62

7.

Działanie i namiętność ...................................................

77

8.

„Mała Łódka" ................................................................

88

9.

Świątynia nocy ..............................................................

97

10.

Ogień na szczycie ........................................................... 102

11.

Bez urazy, kapitanie Lomax ...........................................

1ll

CZĘŚĆ TRZECIA: ODGŁOSY POLOWANIA..................

119

12.

Nigdy nie powinno się do niczego wracać........................ 121

13.

Na drugi kraniefr czasu .................................................. 133

14.

Wspaniała noc do umierania............................................. 143

15.

Perspektywa szubienicy .................................................. 156

16.

Ucieczka ........................................................................ 168

17.

Konfesjonał ................................................................... 176

18.

Pył i popioły...................................................................... I85


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Higgins Jack Mroczna strona wyspy
Higgins Jack Mroczna strona wyspy
Higgins Jack Paul Chavesse 05 Mroczna strona ulicy
Higgins Jack Paul Chavasse 05 Mroczna strona ulicy
Higgins Jack Paul Chavasse 05 Mroczna strona ulicy
Mroczne kryjówki Jack Higgins Jack Higgins ebook
Mroczna strona zycia
Higgins Jack Sean Dillon 10 Smierc jest zwiastunem nocy
Higgins Jack Saba
Higgins Jack Przerwany urlop
Higgins Jack Odpłać diabłu
Higgins Jack Czas w piekle
Higgins Jack Saba (rtf)
Higgins Jack Feniks we krwi
Higgins Jack Odpłać diabłu
Higgins Jack Bez przebaczenia POPRAWIONY(1)
Higgins Jack Przerwany urlop

więcej podobnych podstron